242
RozdziałX
Kochać i umierać
243
nimy, opuśćmy spokojnie te okolice i udajmy się gdzieś na wieś, aby móc tam razem żyć". Osan była zachwycona: „Kiedy opuściłam dom, również musiałam o tym samym pomyśleć, skoro wzięłam ze sobą pięćset złotych monet!" Rzeczywiście, było tu z czym rozpocząć nowe życie.
Żeby scena wydawała się całkowicie prawdopodobna, zadbali o wszystko: Osan posunęła się aż do wynajęcia dwóch rybaków z okolicy, żeby wskoczyli do wody w odpowiedniej chwili. Tym sposobem, w ciemnościach, fałszywe shinju wyda się całkowicie prawdziwe. Nastaje noc, w gospodzie gasną światła.
Gdy Moemon i Osan zakończyli wszystkie swoje przygotowania, otworzyli drzwi gospody i obudzili wszystkich domowników, krzycząc: „Z przyczyn znanych tylko nam, położymy kres naszemu istnieniu!" I wypadli na zewnątrz. Chwilę później dały się słyszeć stłumione głosy oddające cześć Buddzie Amidzie, po czym rozległ się dźwięk dwóch ciał spadających do wody. Cała gospoda płakała, wszyscy byli dogłębnie wzruszeni.
Kochankowie mogliby żyć szczęśliwie, ukryci w odległej wiosce. Ale Moemon nudzi się, chce ponownie ujrzeć stolicę, spędzić wieczór w teatrze. Zostaje rozpoznany. Dowiaduje się o nim mąż ukochanej, który wysyła swoich zbirów. Tak oto kochankowie trafiają w ręce władz. Zostają osądzeni, skazani, ukrzyżowani. Ta okrutna opowieść oparta jest na faktach. Egzekucja miała miejsce w 1683 r., dwudziestego drugiego dnia dziewiątego miesiąca. Czy Osan żałowała na krzyżu odrzucenia możliwości łagodniejszej śmierci w jeziorze Biwa? Ale podstęp zapewnił jej mimo wszystko kilka miesięcy szczęścia. Życie wymaga tyle samo honoru i odwagi, co śmierć, gdy wiemy, kogo kochamy i czego pragniemy.
Bohaterowie Chikamatsu powoli toną w oceanie ukiyo. Mogliby przytrzymać się jeszcze jakiejś nadziei, ale wszystko się rozpada, wszystkie więzi pękają, słychać zew otchłani. Z kolei ci spragnieni miłości, których przedstawia Saikaku, unoszą się na powierzchni tej ruchomej głębi, lekko jak piórka, jak najdłużej się da. Oczywiście koniec nadejdzie, zawsze gorzki, ale przyjęli ten los. Ciało zużywa się, życie się kończy. Za wszystkimi przypadkami, szczęśliwymi i nieszczęśliwymi, pojawia się powoli niewzruszona konieczność. Nie chcą umierać, ale trzeba pogodzić się ze śmiercią — szaleństwem byłoby jej nienawidzić. Pogodna rezygnacja, którą emanują ostatnie strony tych lubieżnych opowiastek, wydaje się bardzo bliska naszej współczesnej wrażliwości. Podstępy wielkich zachodnich
libertynów wydają nam się przy tym sztywne i ograniczone. Chikamatsu jak Wagner (choć oczywiście innymi sposobami) uskutecznia pewną liryczną hipnozę, z której trzeba w końcu się obudzić. Ale spragnieni miłości są tak uśmiechnięci, tak prości, tak szczerzy, że chciałoby się mieć ich za przyjaciół.
Od lubieżności do wyzwolenia
Tayii - początkowo kurtyzana wysokiej rangi, kapryśna rozpustnica lubiąca przepych - zstępuje z roku na rok po kolejnych szczeblach swojego świata, niczym generał, który utracił z epoletów wszystkie swoje gwiazdy i stał się pod koniec kariery zwykłym szeregowcem, zmuszonym wykonywać najcięższe zadania. Teraz już sześćdziesięciopięcioletnia, ze zmarszczkami pokrytymi bielą ołowianą i z utresowanymi włosami, ubrana w wypożyczone kimono, była piękność, przemierza, z dala od latarni, od jednego mostu do drugiego, najciemniejsze nadbrzeża Osaki. Wspomnienie jej urody, niczym piękną żonę płatnerza Francois Villona, zwraca ją przeciwko życiu.
W deszczowe noce prosiłam piorun, budzący w ludziach taki strach, by zechciał się nade mną ulitować i spadł na mój dom, zabijając mnie na miejscu. Nie chciałam już żyć. Ten przykry świat już mi całkowicie obrzydł.
Gdyby tylko wystarczyło przestać kochać życie, aby móc je zakończyć! Może przynajmniej obietnice buddyzmu pomogą jej wyzwolić się z ostatnich więzów? Pewnego wieczoru rzeczona kurtyzana odwiedza Daiunji, jedną ze świątyń sekty tendai w Kioto, i w nagłym porywie rzuca się ku wyzwoleniu, jak niegdysiejsi dewoci, których gorliwa wiara w amidyzm zachęcała do skoku w odmęty jezior i rzek.
Dotarłam do podnóża góry, z której wypływa rzeka Narutaki. Żadne przeszkody nie zagradzały mi już dostępu do góry Najwyższego Oświecenia i, puściwszy cumę przywiązaną do okrętu buddyjskiego prawa, którym przemierza się morze namiętności, moim życzeniem stało się dopłynięcie do Brzegu Zaświatów, abym została oświecona na swojej drodze. Zaczęłam biec bez przystanku, aby rzucić się do znajdującego się tu jeziora Hirosawa. W tej samej chwili powstrzymał mnie dawny przyjaciel. Kazał zbudować dla mnie tę chatkę z dachem pokrytym trzciną. W kwestii śmierci wymógł na mnie, bym