21, 21, 1


96. Broniewski - poeta buntu i przeżyć osobistych

Władysław Broniewski - ten poeta-żołnierz, legionista Piłsudskiego, przeszedł po I wojnie światowej tę sa­mą mniej więcej drogę co bohater „Przedwiośnia” Żeromskiego - Cezary Baryka. Stał się płomiennym bardem re­wolucji, a w poczuciu solidarności z pokrzywdzonymi, rozczarowania Polską niepodległą - krajem spo­łecz­nych kon­trastów, zwrócił się w stronę ideologii komunistycznej. Wychowany na patriotycznej poezji epoki ro­man­­tyz­mu, był też typowym romantykiem z ducha: ulubiona jego figura poetycka to - jak u Żeromskiego - bohater wal­czą­cy samotnie z otaczającym światem: Waryński, anarchista Bakunin czy tragiczny poeta francuski Artur Rim­baud. Choć było to nie w smak komunistom polskim, tolerowali go jednak ze względu na znaczenie jego liryki dla roz­woju idei rewolucyjnych. Sam poeta nigdy nie należał do KPP, nie był zbyt skłonny do partyjnej dyscypliny.

Nigdy nie zniknęła w nim dwoistość: współistnienie zapału rewolucjonisty i żarliwego, polskiego pat­rio­tyz­mu oraz dumy żołnierskiej wyniesionej z legionów. Był żywym zaprzeczeniem wyobrażeń o komuniście - so­wiec­kim agencie, stereotypie funkcjonującym w Polsce międzywojennej.

W kwietniu 1939 roku powstał słynny wiersz „Bagnet na broń” - patriotyczne wezwanie do walki ze zbli­żającym się najazdem hitlerowskim. Tak płomiennych strof bojowych nie napisał wówczas żaden polski poeta. Nie wiedział jednak, że w tym samym czasie Stalin nawiązywał już nici współpracy z Rze­szą Niemiecką.

Po klęsce wrześniowej przebywający we Lwowie poeta napisał wiersz „Żołnierz polski” odnoszący się do wydarzeń wrześniowych, a równocześnie swoje lewicowe poglądy wyłożył w utworze „Syn podbitego na­ro­du”, gdzie pisał: „żeby z gruzów Warszawy rósł żelbetonem socjalizm”, a „hejnał mariacki szumiał czerwonym sztan­darem”. Padło tam również wezwanie do Białorusi i Ukrainy, by dały na drogę poecie swój „sierp i młot nie­podleg­ły”. Ta patriotyczna manifestacja skłoniła NKWD do aresztowania Broniewskiego. Poeta przesiedział w więzieniu sowieckim blisko dwa lata, on płomienny komunista, którego „burżuazyjna” Polska więziła tylko dwa mie­siące (po zamknięciu „Miesięcznika Literackiego”). Część jego więziennych zapisków ukazała się w PRL-u do­piero po 56 roku (w tomiku „Wierszy zebranych” - „Listy z więzienia”, „Zamieć”), a i tak większość z nich, ze wzglę­du na niecenzuralne wówczas treści nie mogła zostać wydrukowana w Polsce. Wydał je Instytut Literacki w Pa­ryżu po śmierci Broniewskiego. W zbiorku znalazły się między innymi popularna w czasie okupacji „Droga”, w któ­rej wymieniał autor Wilno i Lwów, a także „Tułacza armia”, obraz gehenny polskich więźniów i zesłańców w ZSRR, kreślony już po wyjściu z armią gen. Andersa:

„Dobrze jest, że nas nie ma

tam, gdzie zima, Kołyma,

gdzie Workuty, Irkucki, Tobolski,

że przez Morze Kaspijskie

i przez piaski libijskie

wędrujemy prościutko do Polski.”

Po wyjściu z więzienia wstąpił do armii polskiej i przebył z nią szlak z Uzbekistanu aż do Jerozolimy. Tam już jako pracownik czasopisma „Droga” spotkał się między innymi z Gustawem Herlingiem Grudzińskim, któ­ry poświęcił mu wkrótce potem szkic „Powrót Cezarego Baryki”. U boku Polskiej Armii powstało kilka wier­szy pośw­ięconych żołnierzom-tułaczom: „Co mi tam troski”, „Monte Cassino”, „Wszystko nam jedno, żoł­nie­rzom”. W wierszu „Homo sapiens” mowa jest o Katyniu („grób smoleński”).

Zatrzymywanie przez cenzurę wielu wierszy Broniewskiego deformowało jego obraz w świadomości czy­­telników. Wystarczyło jednak sięgnąć do części z tych utworów, które ukazały się w kraju, by odczytać cho­ciaż­by wyjątkowo piękny ma­nifest humanizmu, wiary w to, że tyrani przemijają („Grób Tamerlana”). W wierszu „Do poezji” znalazła się stro­fa, w której poeta określił może najlapidarniej swoja ówczesną sytuację:

„Życie moje podobne lustru

w którym zły przegląda się los:

każde prawo i każdy ustrój

w całopalny rzuca mnie stos.”

W tomiku „Drzewo rozpaczające” wyraża poeta swoją tęsknotę do kraju, niepokój o najbliższych. Żona, którą pozostawił w Polsce znalazła się w Oświęcimiu, a poeta otrzymał fałszywą informację o jej śmierci. W rzeczy­wistości Maria Zarębińska umarła kilka lat po wojnie w szwajcarskim uzdrowisku. Broniewski poś­wię­cił jej szereg wier­szy: „Do umarłej”, „Opowiadania oświęcimskie”, „Fiołek alpejski”, „Obrączka”.

Poeta łączył się również w swojej twórczości z losami prześladowanych Żydów. Powstały takie wiersze jak „Ballady i romanse”, będący wyraźnym odwołaniem do twórczości Mickiewicza. Tu także, tak jak w „Ro­man­tycz­ności”, przekroczone zostały granice poznania rozumowego. Poeta chce odbiorcy uświadomić bezmiar tra­ge­dii Narodu Ży­dowskiego poprzez odwołanie się do uczuć. Obraz obłąkanej żydowskiej dziewczynki zabitej przez hit­­le­row­ców i przywołanie słów „Słuchaj, dzieweczko!… Ona nie słucha…” nabiera szczególnej wymowy, sugeruje, że od­powiednikiem miłosnego dramatu Mickiewiczowskiego wiersza jest we współczesnej epoce dramat tragicznie spo­tęgowany, zbiorowy dramat śmierci.

W czasie wojny pojawiły się w twórczości Broniewskiego także wiersze o zdecydowanie lżejszej tonacji, szkicowe impresje, nie pozbawione lirycznego humoru, który jest to jednak jakby uśmiechem przez łzy. Ten styl otwartego, wciąż kontynuowanego notatnika lirycznego („Drzewo rozpaczające”), będzie charakterystyczne dla jego powojennej twórczości, gdzie pewne zwroty, motywy, obrazy systematycznie powtarzają się.

Po wojnie poeta mimo swoich gorzkich doświadczeń w ZSRR zdecydował się na powrót do Polski. Z tego okresu pochodzą między innymi takie utwory jak: „Pięćdziesięciu” - hołd złożony bojownikom PPR straco­nym przez hitlerowców w 1942 roku; „Moja biblioteka” - spojrzenie na własną drogę rewolucyjną zawierające na­wiąza­nia do „Konrada Wallenroda”. Są jednak również utwory stanowiące wezwanie do wzmo­żonej pracy lub opie­wają­ce obudowę kraju („Zabrze”, „Most Poniatowskiego”). Tu niestety dotarł powojenny Broniewski do granicy, której przekroczenie kładło cień na jego twórczość. Na siedemdziesiątą rocznicę urodzin Stalina napisał poemat „Słowo o Stalinie”. Utwór przedrukowywany był aż do XX zjazdu KPZR, po którym nie tylko stracił na aktualności, ale stał się wręcz niecenzuralny. Było to wielkim ciosem dla twórcy, gdyż uważał swój poemat, nie bez racji, za udany artystycznie i pełen siły wyrazu, rodzaj syntezy epoki. Wkrótce też, mniej więcej od 1951 roku, od czasu ukazania się tomiku „Nadzieja” porzucił całkowicie tą tematykę.

Autor skierował się w stronę nurtu lirycznego, który można by określić jako „powrót do własnych źró­deł”, do tradycji. Taką syntezą wspomnień z dzieciństwa oraz wszystkiego co stanowiło wyraz uczuć patriotycz­nych, rozkochania w ojczystym pejzażu, sztuce, były dwa cykle wierszy: „Mazowsze” (1951) i niedokończony cykl „Wisła” będący szkicem scenariuszu do filmu, który planował poeta nakręcić wraz z córką.

Planów tych nie udało się zrealizować ze względu na dramatyczne wydarzenie w życiu poety - tragiczną śmierć córki Anki. Broniewski przeżył ją bardzo głęboko, a swoją boleść po stracie ukochanego dziecka wyraził w tomiku przejmujących liryków pod tytułem „Anka” (1956).

Ostatnie lata życia poety przynoszą w jego liryce tendencje do zastępowania zwartej, stroficznej budowy przez konstrukcje luźniejszego, rozbudowanego obrazu, z powtarzającymi się symbolicznymi motywami, strza­ska­na kolumna - symbol Warszawy. Poeta przywołuje obrazy symbolizujące jego pragnienie zespolenia się z zie­mią ojczystą (stary płocki dąb, posąg Światowida utopiony w Wiśle). Poeta tworzy esencje czystego liryzmu, re­du­kuje warstwę opisową, powraca do koncepcji romantycznych i tragicznych (wiersze „Cisza”, „Ociemniały”).

Władysław Broniewski zmarł 10 lutego 1962 roku. Wraz z nim odeszła definitywnie do grobu jedna z ongiś żywych i przejmujących tonacji liryki polskiej w wieku XX, tzw. Nurt liryki rewolucyjnej. Nikt nie reprezento­wał go piękniej od Broniewskiego. Ale też chyba nikt nie został równie gorzko ukarany przez los za swoją czystą, choć czasem naiwną, rewolucyjną wiarę.

97. Siła i słabość człowieka w literaturze o wojnie i okupacji

Dzieje literatury polskiej w okresie II wojny światowej były ściśle związane z tragiczną sytuacja narodu będącego pod okupacją hitlerowską. Wojna wywarła niezatarte piętno na psychice każdego człowieka, który zmuszo­ny był przejść przez to piekło. Pamięć o tym nie zginęła mimo upływu lat. Postarali się o to polscy pisarze i poeci, którzy uczestniczyli w tragicznych wydarzeniach zwanych „czasem apokalipsy społecznej”. Najokrutniej­szym doświadczeniem z tamtych dni były obozy koncentracyjne, milionowa martyrologia narodów, machina śmierci stworzona przez hitlerowców. Wydarzenia wojenno-obozowe znalazły swój oddźwięk między innymi w utworach Tadeusza Borowskiego, Zofii Nałkowskiej, Andrzeja Szczypiorskiego, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Ich osobiste przeżycia z tych lat wpłynęły na powstanie utworów o dniach wypełnionych oczekiwaniem na śmierć.

Borowski przeszedł piekło obozów koncentracyjnych, Nałkowska pracowała w Międzynarodowej Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich, Grudziński był więźniem sowieckiego lagru, Szczypiorski obozu koncentracyj­nego Sachsenhausen. Wszyscy oni zasmakowali gorzkiego chleba wojennych dni, poznali rozpacz i cierpienie. Znalazło to odzwierciedlenie w ich utworach, w których główne miejsce zajmuje przedstawienie ludzkich postaw.

Tadeusz Borowski

Autor w swoich opowiadaniach stara się zwrócić uwagą czytelnika na to, co w obozowej rzeczywistości strach i tchórzostwo mogą zrobić z człowiekiem. Te dwie cechy są u Borowskiego głównymi słabościami ludzi. Doprowadzają do degradacji moralnej, upadku człowieka, zatracenia wszelkich wartości. W ekstremalnej sytuacji, jaką z pewnością jest przebywanie w obozie, znikają cechy powszechnie uważane za humanitarne, nie ma tu współczu­cia, miłości. Jest tylko chęć przeżycia za wszelką cenę. Więźniowie przechodzą proces stopniowego obojętnie­nia wobec cierpienia i śmierci innych. Ciągle walczący o żywność, borykający się z chorobami i wycieńcze­niem zatracają powoli ludzkie cechy. Nie są zdolni do litości, przyjaźni, miłości, czy chociażby poczucia solidarności. Wydawałoby się, że wspólna niewola, zagrożenie i niepewność, co przyniesie następny dzień, powin­ny zbliżać więźniów do siebie, rozwinąć w nich współczucie i przyjaźń. Jednak tak nie jest. Są to ludzie bez­względni wobec innych. Potrafią spokojnie patrzeć, jak kapo znęca się nad współwięźniem i nie reagować na ten widok. Strach o samego siebie, strach przed karą paraliżuje wszelkie działania. On też sprawił, że bardzo szybko ludzie przyzwyczaili się do codziennego mordowania towarzyszy niedoli. Z czasem śmierć bliźniego przestała wywierać jakiekolwiek wrażenie. Godność człowieka nie istnieje, jest dla więźniów abstrakcją. Nikt nie kryje się z tym, że okradł współwięźnia, lub że życzy mu śmierci. Nikt też nie wstydzi się, że szuka jedzenia w śmietniku. W obozie nie ma także pojęcia dobra. Dobitnie ukazuje to scena, w której więźniowie nie potrafią współczuć idącym na śmierć kobietom, choć wiedzą co ich czeka. Inna scena przedstawia kobietę, która wyrzeka się własnego dziecka, aby tylko przeżyć i uratować się przed komorą gazową. Wszystko to sprawiły ekstremalne warunki, w jakich znaleźli się więźniowie. Zamknięci w obozach koncentracyjnych, skazani na zagładę, bądź przetrwanie kosztem drugiego człowieka. Dlatego nie było mowy o solidarności czy współczuciu. Uleganie emocjom równało się bowiem śmierci.

Borowski w swoich opowiadaniach pokazuje, że normy etyczne straciły rację bytu i zastąpione zostały nowym kodeksem opartym na negatywnych aspektach duszy ludzkiej: strachu i tchórzostwie, które gwarantowały choć w minimalnym stopniu szansę przeżycia.

Zarzucona Borowskiemu, że pokazywał w swych utworach całkowitą bierność i nie uwzględniał istnieją­cego oporu. Był to celowy zabieg, który miał na celu przedstawienie całej okrutnej prawdy o człowieku, do czego jest zdolny kiedy jest głodny i chce przetrwać. Borowski uważa, że największe słabości człowieka to strach i tchó­rzostwo, znalezienie innych pozostawia czytelnikowi.

Andrzej Szczypiorski

W swojej powieści pt. „Początek” nie ukazał rzeczywistości obozowej, ale na jej powstanie na pewno duży wpływ miał pobyt pisarza w obozie Sachsenhausen, gdzie musiał zrewidować wiele swoich poglądów i przewarto­ściować opinie o ludziach. Autor uważał za największą słabość człowieka bierność, bo „w momencie, kiedy jeste­śmy bierni, zło zaczyna działać samo przez się, aby dobro mogło dojść do głosu musimy być czynni, to wymaga ogromnego wysiłku, żeby dobrem ocalić naszą człowieczą dobroć”. Autor twierdzi również, że „ nie wiedzieliśmy, kim jesteśmy i dopiero faszyzm, dopiero wojna otworzyła nam oczy, pokazała co tkwi w naturze człowieka”. Naj­większą dla Szczypiorskiego siłą i zaletą człowieka jest czyn i działanie. Bohaterowie bez względu na status spo­łeczny działają i w większości są to działania pozytywne, i tak na przykład sędzia Romnicki organizuje ucieczkę z getta Joasi Fichtelbaum, łoży na jej utrzymanie. Po tym czynie „żyje bardziej niż kiedykolwiek przedtem”.

Siostra Weronika organizuje pomoc dla rannych i bezdomnych, opiekuje się, mimo początkowych opo­rów, żydowskimi dziećmi. Chcąc je ratować od śmierci chrzci je, wdraża do wiary chrześcijańskiej, uczy znaku krzyża, pacierza.

Kolejarz Filipek pomaga w uratowaniu Irmy Seidenmam z Gestapo, dzięki znajomości z Niemcem Joha­nem Millerem.

Wiktor Suchowiak, zawodowy bandyta, rabuś, jest jednocześnie postacią wzbudzającą ogromną sympatię czytelnika. Kiedy Żydzi zaczynają szukać możliwości ucieczki z getta, przemyca ich do aryjskiej części miasta. I mimo, że czyni to za opłatą, to jednak spełnia szlachetny uczynek, ratując od śmierci wiele istnień ludzkich. Boha­terowie Szczypiorskiego pod wpływem wojny zmienili się, ujawniły się ich prawdziwe oblicza. Obudziła się w nich chęć pomocy, chęć działania dla dobra innych. To działanie właśnie było w latach okupacji wielką siła. To ono nadawało sens ich życiu, pozwalało aby życie to było pełniejsze, bardziej wartościowe.

Zofia Nałkowska

Autorka zbioru opowiadań pod tytułem „Medaliony”. Mieszkając w czasie okupacji w Warszawie była świadkiem powstania w getcie i powstania w 1944 roku. Widziała okrucieństwo Hitlerowców. Pracując zaś w Ko­misji Badania Zbrodni Hitlerowskich miała okazję poznać wiele ludzkich tragedii, których przyczyną byli zbrod­niarze niemieccy.

„Medaliony” to zbiór, który ukazuje losy ludności skazanej na terror i cierpienie. Obejmuje osiem opo­wiadań, a właściwie wstrząsających relacji o okupacyjnej rzeczywistości. Autorka niczego nie koloryzuje, nie oce­nia, przedstawia tylko fakty. Jest to celowy zabieg, aby wywrzeć na odbiorcy jeszcze większe wrażenie i uzmysło­wić mu cały ogrom okrucieństwa, jakiego dopuścili się okupanci. W jednym ze swoich opowiadań Nałkowska przedstawia przestępczy proceder, jakiego dopuszczali się Niemcy, mianowicie produkowali mydło z tłuszczu ludzkiego. Bohater tego utworu mówił o tym w sposób całkowicie obojętny, spokojny, pozbawiony emocji, tok jakby była to rzecz najnormalniejsza w świecie.

W pozostałych opowiadaniach autorka koncentruje się na sytuacji więźniów obozów. Pisarka pokazuje jak pod wpływem strachu przed śmiercią zanikają wszelkie wartości, ludzie „lądują” na samym dnie upodlenia. Szcze­gólnym opowiadaniem jest utwór „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”. Nałkowska w niezwykle dramatyczny sposób przedstawia panujące warunki. Personel obozowy to bezwzględni ludzie pozbawieni wszelkich humanitarnych uczuć, potrafiący zabijać dla zabawy. Szczególnie okrutnie traktowane były dzieci, z których większość szła do gazu, reszta, której udało się przeżyć selekcję, zmuszona była do nieludzko ciężkiej pracy. Obcowanie z okrucień­stwem i nieszczęściami ludzkimi powodowały, że dzieci zatracały uczucia i człowieczeństwo, a stawały się reagują­cymi instynktownie na otaczający świat zwierzątkami.

Problem degradacji człowieka podejmuje opowiadanie „Przy torze kolejowym”. Ukazuje ono uciekających z transportu ludzi. Mężczyzna został zastrzelony, kobieta ciężko raniona w kolano. Leżała całymi godzinami przy torze kolejowym, czekając, aż ktoś jej pomoże. Przechodzili tamtędy ludzie, ale nikt nie podał jej pomocnej ręki, gdyż bał się kary, jaka mogła go za to spotkać. Kiedy zjawili się dwaj policjanci, poprosiła, żeby skrócili jej mękę i zastrzelili ją. Odmówili. Gdy zjawili się po raz drugi kobieta ponowiła prośbę, aż w końcu pewien młody człowiek poprosił o pistolet i zastrzelił ją. Jej ciało leżało jeszcze całą dobę, gdyż wszyscy bali się je pochować. Ci, którzy widzieli sytuację Żydówki, nie mogli dla niej nic zrobić. Paraliżował ich strach, który był silniejszy niż współczu­cie czy litość.

Nałkowska głównie skupiła swą uwagę na strachu i na tym, co robi on z ludźmi. Pokazuje jak pozbawia on wszelkich humanitarnych uczuć, pozbawia człowieka godności. Towarzyszył mu każdego dnia i był główną słabością w okresie wojny i okupacji.

Gustaw Herling-Grudziński

W swoich wspomnieniach pod tytułem „Inny świat” pokazał świat sowieckiego obozu pracy. Mottem tej powieści stały się słowa Dostojewskiego z utworu pod tytułem „Zapiski z martwego domu”: „Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego nie podobny, tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy, tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zakątek zamierzam tu opisać”.

Martwy dom wymieniony w motcie to oczywiście to Rosja, zaś „inny świat” to świat beznadziejności i braku litości, życie w pancerzu obojętności w świecie odwróconych wartości moralnych. W takim to właśnie świe­cie znalazł się Gustaw Herling-Grudzinski.

Metody jaki stosowali komuniści nie różniły się specjalnie od metod hitlerowskich. Więźniowie trakto­wani byli okrutnie. Panował straszliwy głód, który dziesiątkował ludzi. Musieli oni pracować ponad siły, co w trudnych warunkach klimatycznych często doprowadzało do śmierci. Sowieci nie mieli jedynie krematoriów, więźniowie stanowili bowiem cenną, bo tanią siłę roboczą. Przeżycie takich warunków było rzeczą niezwykle trudną. Podobnie jak w obozie koncentracyjnym tak i tu ludzie zatracali wartości moralne, obojętnieli na otaczające ich zło, przyzwyczajali się do „innego świata”, w którym przyszło im żyć. Działo się tak jak pisał Dostojewski: „Człowiek to istota, która do wszystkiego się przyzwyczaja i sądzę, że to najtrafniejsze określenie człowieka”.

Z dystansem i należytą powagą pisze Grudziński o „prawach” życia obozowego, takich jak obojętność na cierpienie i chorobę drugiego, brak reakcji na nieludzkie wydarzenia rozgrywające się na oczach więźniów. Do tych praw należą jeszcze: przestrzeganie zasady nienarażania się, znikanie z oczu innym, roztapianie się w masie ludzkiej, zakazywanie sobie głośnego myślenia o tym, co się myśli, niewyrażanie jakichkolwiek opinii, związanie się z własna pryczą jako swoim azylem i bezpieczeństwem. Znamienną cechą jest spokój w relacjonowaniu zacho­wań przeczących człowieczeństwu. Zdrowi więźniowie nie pomagają chorym, widzący nie podają ręki tym, którzy cierpią na kurzą ślepotę.

W sposób chłodny i zobiektywizowany Grudziński pisze o tym, jak w obozie nie wolno zawierzać nadziei, nie wolno marzyć o zwolnieniu, bo zwykło to kończyć się rozczarowaniem: dodaniem lat, przedłużeniem wyroku w ostatniej chwili, tak jak stało się to w wypadku Ponomarienki, starego kolejarza z Kijowa. Przesiedziawszy w obo­zie 15 lat z radością wciąż mówił o nadchodzącym zwolnieniu. W dniu ukończenia wyroku dowiedział się, że wy­rok przedłużono mu bezterminowo. Stary bolszewik wrócił do baraku blady, położył się na swojej pryczy i umarł na atak serca.

Warunki obozowe doprowadzały do zobojętnienia i wzajemnej nienawiści. Twardniały serca, nie reago­wały ludzkie dusze, odstępując po miesiącach i latach pobytu w obozie od uznawanych zasad moralnych, takich jak miłość bliźniego. Skorupa zobojętnienia pękała i tajała przed zbliżającymi się świętami.

Szansę przetrwania mieli ci, którzy potrafili narzucić sobie dyscyplinę myślenia o przeszłości i rzadkiego jej wspominania. Aby przeżyć należało jak najszybciej zapomnieć o litości, bo każdy więzień uważał, że potrzebuje jej bardziej niż inny. Wyczerpująca praca łamała ludzi i poniżała ich do tego stopnia, że nie było rzeczy, której by nie zrobili dla zdobycia dodatkowego kawałka chleba.

Jedyną siła więźniów sowieckiego lagru była nadzieja. Nadzieja, która niejednokrotnie przynosiła rozcza­rowanie, ból, zwątpienie, gdy to, o czym się marzyło, spełzło na niczym. Jednak więźniowie trwali w niej, ona dawała im siłę do dalszego życia, a właściwie do dalszej wegetacji. Z nadzieją czekali na kolejne widzenie z ro­dziną, które było chwilowym wyzwoleniem się z rygoru obozowego. Odbywało się ono w „domu swidanij”. Dom ten jedną częścią przylegał do obozu, a drugą do wolnej ziemi. „Tak więc - objaśnia pisarz - można śmiało powie­dzieć, że dom, w którym więźniowie spotykali się po latach ze swoimi najbliższymi, znajdował się na pograniczu wolności i niewoli, przestąpiwszy próg przepierzenia, wygolony, wymyty, i odświętnie ubrany katorżnik wpadał prosto w ramiona, wyciągnięte ku niemu z wolności”.

Kolejnym azylem dla więźniów był szpital, do którego każdy chciał dostać się za wszelką cenę, aby tam odpocząć, aby ratować resztki człowieczeństwa. Dlatego też nie stroniono od samookaleczenia, aby tylko dostać się tam.

Niektórzy więźniowie trwali w obozie dzięki nadziei na ucieczkę, tak jak Fin Rust Karinen. Przyjechał on nielegalnie do Rosji. W czasie czystki po zabójstwie Kirowa, aresztowano go pod zarzutem dostarczenia zama­chowcom tajnych instrukcji. Podjął on próbę ucieczki, kiedy wybuchła wojna radziecko-fińska. Okazało się jednak,

że siedem dni błądził po okolicy, wreszcie dotarł do wsi oddalonej zaledwie 15 kilometrów od obozu w Jercewie, dokąd chłopi natychmiast go odstawili. Kiedy po latach narrator spotkał Karinena w wojsku na froncie irackim, ten wyznał, że właśnie nadzieja ucieczki pozwoliła mu przetrwać obóz.

98. Omów najbliższe Ci wiersze Zbigniewa Herberta

Zbigniew Herbert urodził się w 1924 roku. Jest uważany za najwybitniejszego współczesnego twór­cę. Należy do pokolenia Kolumbów. Jego debiut literacki miał miejsce w 55 numerze „Życia literackiego” w 1955 roku, co wiąże go z pokoleniem współczesności (debiutującym w 56 roku). Herbert jest starszy od po­ko­lenia współ­czes­no­ści i dlatego krytycy nazywają jego debiut spóźnionym. Nie uległ on polityce soc­re­a­liz­mu, tworzył pod koniec tej epo­ki, kiedy Gomółka dochodzi do władzy. Dlatego też wiersze z tego okresu opu­blikował później. jego twórczość ma wyraźnie intelektualny charakter, autor snuje rozważania filozoficzne, historyczne i moralne. Rozmiłowanie po­e­ty w wielkich tradycjach kultury europejskiej, a zwłaszcza kultury starożytnej, wymaga od czytelnika pewnego za­so­bu wiedzy oraz dyscypliny myśli i wyobraźni. Poeta podejmuje i rozwija utrwalone w tradycji watki literackie i kul­tu­rowe. Recepcje herbertowskie sprawiają, iż dialog z czytelnikiem rozpoczyna się od pewnego poziomu za­a­wan­so­wa­nia.

Tren Fortynbrasa”. Tematem utworu jest dramat Szekspira. Autor odwołuje się do „Hamleta”, lecz nie do głównego wątku utworu. Jego akcja zaczyna się w momencie, gdy kończy się dramat. Postacią główna jest For­tyn­bras, będący szekspirowska postacią epizodyczną, którą Herbert wydobywa z cienia. Jest to bratanek króla norweskiego pragnący odzyskać utracone przez ojca na rzecz Danii ziemie. Herbert dokonuje reinterpretacji tej postaci, sta­wia ja w centrum wiersza. Dla Szekspira tragedia kończy się w momencie śmierci Hamleta. według Herberta postać For­tynbrasa stwarza możliwość nowej akcji.

Utwór ma charakter monologu Fortynbrasa, którego adresatem jest nieżyjący Hamlet. Forma gatunkowa okre­ślona w tytule, tren, nie zgadza się w konfrontacji z treścią - nie wyraża smutku, nie opiewa wielkości czynów zmar­łego, nie zawiera pocieszenia. Herbert już w pierwszym wersie zapowiada, iż będzie to rozmowa „jak mężczyzna z mężczyzną” - rozrachunkowa. W ten sposób sam Fortynbras sugeruje dialogowość utworu. Hamlet milczy, jednak dwu­głosowość polega na przywołaniu Hamletowskich kwestii. Pojawiają się dwa ciągi wypowiedzi: Hamleta i For­tyn­brasa.

W utworze pojawia się portret Hamleta w oczach podmiotu lirycznego: „Wierzyłeś w kryształowe pojęcia”, „Nie byłeś do życia”, jego dłonie - „leżą na kamieniu jak strącone gwiazdy”; „nogi rycerza w miękkich pantoflach” - wszys­tko to sugeruje słabość, brak przystosowania do życia, marzycielstwo, wątpliwości, idealizm. Nie był czło­wie­kiem czynu. Fortynbras - władca, żołnierz, człowiek czynu realizowanego bezwzględnie traktuje pogrzeb Hamleta ja­ko swoje manewry przed objęciem władzy:

„Pogrzeb mieć będziesz żołnierski,

chociaż nie byłeś żołnierzem (...)

to będą moje manewry przed objęciem władzy”

Tematem tego wiersza są dwie przeciwstawne postawy:

„Ani nam witać się, ani żegnać,

żyjemy na archipelagach”;

Idealisty, humanisty

Człowieka czynu posiadającego władzę, bezwzględnego

Herbert nie ocenia. Brak jest w utworze bezpośredniego głosu autora. Jedynie słowa:

„Dziś w nocy urodzi się gwiazda Hamlet (...)

To co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragedii”

zawierają jakąś opinię, wyrażają bliskość ludziom postawy Hamleta. Fortynbras jest przyziemny.

Poeta posługuje się wierszem wolnym, co jest charakterystyczne dla współczesnej poezji. Brak znaków in­ter­punkcyjnych, granica między zdaniami zaciera się.

„Powrót Prokonsula”. Autor odwołuje się do antyku, podmiotem mówiącym jest były konsul - na­miest­nik prowincji. Mówi on o decyzji powrotu na dwór cesarza, będącej efektem dramatycznego wyboru - musi podporządkować się panującym na dworze układom. Prokonsul żyje na prowincji bezpiecznie spokojnie, dostatnio. Wra­ca, ponieważ „wszystko tu nie moje”, czuje się wyobcowany. Ma świadomość, że powrót do ojczyzny, Rzymu, wiąże się z wejściem do świata, gdzie panuje strach i zdrada - przymusem powściągnięcia pogardy i opanowania strachu. Mi­mo to wraca. Wiersz ten można łączyć z biografią Herberta, który kilka lat spędził w Anglii i stanął przed dy­le­ma­tem: zostać czy powrócić.

„Powrót pana Cogito”. Podobnie mowa jest o powrocie połączonym z wyborem wierności wartościom pa­triotycznym i jego konsekwencjami. Powrót do ojczyzny wyraża ową wierność, która dla Herberta moralisty jest naj­ważniejsza. Dramatyczny wybór jest też wyzwaniem rzuconym „podszeptom lęku”. Wraca z lepszego świata, lecz tam wszystko jest mu obce.

„Dlaczego klasycy”. Pierwsza część wiersza opowiada epizod z wojny peloponeskiej. Kolonia ateńska zo­sta­je zdobyta Tycydydes spóźnił się z odsieczą, za co został skazany na wygnanie. Bohaterowie drugiej części wiersza - „generałowie ostatnich wojen” skomlą na kolanach przed potomnością za poniesiona klęskę. Usprawiedliwiają się nie własna nieudolnością, a podkreślają swe bohaterstwo. Winą obciążają podwładnych i niesprzyjające oko­licz­no­ści. Są oni przeciwstawieni Tucytydesowi, który podaje tylko fakty, a ich ocenę pozostawia potomnym. Nie próbuje bronić swego autorytetu, jest to postawa pełna godności.

Treścią trzeciej części jest sztuka. Z wielkiej historii antyczne ocalały tylko fragmenty i te pozostałości wspa­nia­łej kultury świadczą o jej wielkości, na podstawie fragmentów budujemy kulturę antyku. jeżeli przedmiotem sztuki bę­dzie dzban rozbity, to właśnie po nas zostanie. Wynika stąd nakaz etyczny - „To są świadectwa naszych czasów, na­szej wielkości i małości.

„Do Ryszarda Krynickiego list” - czołowego przedstawiciela nowej fali. Utwór ma charakter rozmowy dwóch poetów o poezji. Przekonani są, że czas - korektor wieczny - jest bezlitosny. Poeta świadomy jest, że po „wieku szalonym” pozostanie niewiele - jedynie „kilku szamanów”, znających „sekret zaklinania słów”. Poeta pyta, czy można poezję zniżać do mów z trybun, z gazet, sprzeciwia się przystosowaniu sztuki do funkcji utylitarnej, propagandzie, celom politycznym. Jednak z drugiej strony pyta się, czy poezja ma ocalać piękno? - „Ja tego nie wiem”. Wiersz zawiera pytania o sens poezji.

„Apollo i Marsjasz”. Herbert nawiązuje do mitu o pojedynku Marsjasza z Apollem. Marsjasz wyzwał Apolla na pojedynek na grę na flecie. Apollo - zwycięzca, obdarł przeciwnika ze skóry i przywiązał do drzewa. I tu rozpoczyna się akcja wiersza. Mówi on o krzyku Marsjasza, wyrażającym ból i całe jego wnętrze. Apollo, określany jako bóg o „nerwach z tworzyw sztucznych”, odnosi się od Marsjasza z obrzydzeniem. Utwór opowiada o dwóch nurtach sztuki: Marsjasza - sztuka pełna ekspresji, cierpienia, udręki - „bebechowatość”; Apolla - sztuka klasyczna, wyrażająca piękno i spokój.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W 21 Alkohole
21 02 2014 Wykład 1 Sala
21 Fundamnety przyklady z praktyki
BO I WYKLAD 01 3 2011 02 21
w 1 komunikacja 21 11 09 nst
21 25
21 23
2009 06 15 21;42;51
2011 03 05 21;05;08
2002 06 21
21
Kodeks pracy Dziennik Ustaw poz 94 nr 21 z 1998 roku
2011 03 05 21;10;59
2004 06 21
21 12 2008 1CB bardzo łatwy, Flash1CB bardzo łatwy
opis 21 04

więcej podobnych podstron