DŻUMA
+ Streszczenie:
Powieść składa się z pięciu części ponumerowanych rzymskimi cyframi. Akcja utworu rozgrywa się w algierskim mieście portowym Oranie w 194. roku. Zapis ten jest skrótem i zarazem niedopowiedzeniem. Dokładnie nie wiadomo, w jakim czasie, jednak w przybliżeniu jest ona dość wyraziście określona (chodzi o zły czas II wojny światowej, choć wprost narrator nic o tym wydarzeniu nie wspomina). Tekst jest powieścią z elementami kroniki i reportażu.
I. Narrator relacjonuje wypadki, począwszy od 16 kwietnia, kiedy to doktor Rieux zauważył na klatce schodowej pierwszego szczura. Następne martwe szczury dozorca domu zinterpretował jako chuligański wybryk, sądził, że ktoś je podrzucił. Wizyty u chorych w różnych częściach miasta upewniły doktora, że i tam zdarzyły się podobne przypadki. Kolejnego dnia Rieux odwiózł na dworzec chorą żonę, która wyjechała do sanatorium. Na dworcu Rieux zauważył mężczyznę niosącego skrzynkę z martwymi gryzoniami.
Do doktora przyszedł dziennikarz z Paryża, Raymond Rambert, który przybył do Oranu, by przeprowadzić ankietę o warunkach życia Arabów. Lekarz zasugerował mu nowy temat: wychodzące z ukrycia i padające szczury. Zjawisko to stale się nasila.
18 kwietnia przyjechała do Oranu matka doktora Rieux (osoba łagodna, życzliwa całemu światu), by poprowadzić mu dom podczas nieobecności żony.
Prasa odnotowała niepokojące zjawisko wychodzenia i śmierci szczurów (po kilka w domach, setki w dużych fabrykach). Zorganizowano akcję odszczurzania miasta. Specjalne samochody przewoziły je do zakładów oczyszczania, gdzie je palono. Narrator podaje oficjalne dane liczbowe, powołując się na agencję informacyjną Infdok. 25 kwietnia zebrano 6231 zwierząt, 28 - 8000, zaś 29 liczba gwałtownie się zmniejszyła, by potem znowu wzrosnąć. 29 kwietnia doktor stwierdził chorobę u dozorcy, objawiającą się silnymi bólami oraz obrzękami szyi i pachwin, błyszczącymi oczami i świszczącym oddechem.
Rieux został wezwany przez urzędnika Granda do jego sąsiada, Cottarda, który chciał popełnić samobójstwo, a teraz (uratowany przez Granda) obawia się policji. Stan zdrowia dozorcy pogarsza się: wymioty żółcią, wysoka gorączka, czarne plamy na boku, nabrzmiałe gruczoły szyi, palący ból wewnątrz. Doktor telefonuje do innego lekarza, Richarda, który potwierdza, że zaobserwował podobne objawy u dwu chorych. 30 kwietnia dozorca umiera w karetce wiozącej go do szpitala.
Od kilku tygodni w Oranie przebywa Jean Tarrou. Mieszka on w hotelu w centrum miasta, spotyka się z tancerzami i muzykami hiszpańskimi, prowadzi dziennik, w którym odnotowuje swoje obserwacje, zasłyszane rozmowy, np. o śmierci zwrotniczego Campsa na skutek nowej dziwnej choroby. Tarrou zainteresował się również małym staruszkiem, który łagodnie przywabia pod balkon koty, by potem z siłą i precyzją na nie pluć. Przedstawia rozwój epidemii i doktora Rieux jako „zorientowanego w sytuacji”.
Kolejne przypadki choroby i śmierci skłaniają do podjęcia spodków zaradczych. Rieux prosi Richarda, sekretarza syndykatu lekarzy, o izolację chorych. Dr Castel nazywa chorobę dżumą - pamięta podobne przypadki z pobytu w Chinach, widział je także w Paryżu. W obawie przed paniką władze ostrożnie wprowadzają nowe zarządzenia: odszczurzanie miasta, kontrolę zaopatrzenia w wodę, rejestrację zachorowań, izolację zarażonych w szpitalach. Narrator zestawia dane o epidemiach dżumy w różnych miejscach świata.
Grand, przeciętny i nisko opłacany urzędnik merostwa po pracy zajmuje się swoim hobby. Od dawna marzy o napisaniu dzieła, które wzbudzi powszechny zachwyt, obserwuje Cottarda, który wyraźnie czegoś się obawia. Jak się później wyjaśnia, boi się aresztowania za jakieś dawne sprawki. Dżuma jest jego szansą - ponieważ policja ma ważniejsze sprawy, interesuje się tylko tymi przestępstwami, które mają związek z epidemią. W szkole i przedszkolu otwarto nowe oddziały szpitalne. Poczyniono starania, by sprowadzić serum (szczepionkę) przeciwko dżumie z Paryża, jednak okazało się niewystarczające. Ogłoszono epidemię, nazywając chorobę właściwym terminem, zamknięto miasto. Ludzie zostali odcięci od świata.
II. Po zamknięciu bram Oranu pozostała jedynie korespondencja oraz telegramy i telefony. Kontakty te jednak musiano znacznie ograniczyć (przeciążenie linii, chęć uspokojenia bliskich, że nic się nie stało). Rozłączeni z sobą ludzie bardzo przeżywali tę sytuację. Niektórzy dopiero wtedy przekonali się, ile naprawdę dla siebie znaczą (np. dr Castel, którego żona wyjechała przed epidemią i teraz nie mogła wrócić). Uwięzieni w Oranie czuli się wygnańcami, byli osamotnieni i zrozpaczeni. Do portu nie wpuszczano statków, ustała wymiana handlowa, rozpoczęły się kłopoty z zaopatrzeniem w żywność i benzynę, trzeba było oszczędzać prąd elektryczny. Z braku zajęcia ludzie chętnie przebywali w kinach i kawiarniach. Wielu zaczęło pić alkohol, usprawiedliwiając to chęcią zniszczenia zarazków dżumy. Liczba ofiar sięga pięciuset tygodniowo.
Joseph Grand opowiada doktorowi Rieux o swojej żonie, która opuściła go, by zacząć nowe życie. Wyrzuca sobie, że nie podtrzymywał w niej świadomości, że jest kochana. Rieux telefonuje do żony, żeby powiedzieć jej o epidemii, prosi, by została w sanatorium i dbała o siebie. Kolejny raz doktor spotyka Raymonda Ramberta, dziennikarza z Paryża, który nie może wydostać się z Oranu. Pragnie opuścić miasto, by wyjechać do ukochanej kobiety. Nie czuje się osobą „stąd”. Prosi o odpowiednie zaświadczenie, że nie jest zarażony. Doktor rozumie jego motywy, jednak nie może mu pomóc. Musi być konsekwentny. Nie można mieć pewności, czy opuszczająca miasto osoba nie rozprzestrzeni choroby. Poczucie obowiązku zawodowego sprawia, że Rieux z wielkim poświęceniem opiekuje się chorymi w jednym ze szpitali pomocniczych, stale odwiedza swoich pacjentów, jest bardzo zmęczony. Codziennie styka się ze śmiercią, cierpieniem chorych i ich rodzin, niemal siłą wyrywa zarażonych z domów rodzinnych, często przy wsparciu wojska i policji.
W tragicznej sytuacji władze kościelne ogłaszają tydzień modlitw, którego zakończenie przewidziane jest na niedzielę. Podczas mszy do św. Rocha jezuita, ojciec Paneloux, wygłasza płomienne kazanie, w którym autorytatywnie stwierdza, że dżuma to kara za grzechy i okazja, by zbliżyć się do Boga.
Grand opowiada doktorowi o kłopotach z pierwszym zdaniem zaplanowanego dzieła. Z wielkim przejęciem analizuje sens użycia takiego lub innego słowa, by oddać właściwe znaczenie i rytm frazy. Rambert przemierza urzędy i wypełnia różne ankiety, w nadziei, że zdoła opuścić miasto, a następnie szuka sposobów nielegalnych. Liczba śmiertelnych ofiar dżumy dochodzi do siedmiuset tygodniowo. Postanowiono zabijać psy i koty, by nie roznosiły pcheł. Rozlegają się strzały, wzrasta atmosfera napięcia. Zabroniono kąpieli morskich. Upadła turystyka.
Doktor stale czuwa nad swoimi pacjentami. Odwiedza starego astmatyka, dawniej kramarza, który pewnego dnia postanowił przestać pracować i odtąd leżał w łóżku, przekładając z garnka do garnka ziarna grochu (miara czasu). Tarrou mówił o nim, że jest świętym, jeśli przyjmie się, że świętość to zespół przyzwyczajeń. W celach informacyjnych założono nowy dziennik - „Kurier Epidemii”. Jedynym środkiem komunikacji zostały tramwaje. Ludzie gromadzą się w restauracjach, bo wtedy nie muszą się troszczyć o zaopatrzenie w żywność.
Tarrou odwiedza doktora Rieux w domu i proponuje zakładanie ochotniczych oddziałów sanitarnych. Rozmawiają o cierpieniu, na które nie można się zgadzać. Rieux wyjaśnia, że nie wierzy w Boga. Gdyby wierzył, zostawiłby chorych opiece Opatrzności. Takiej postawy wobec cierpienia i śmierci nauczyła go bieda. Nazajutrz Tarrou zaczął organizować oddziały sanitarne, których sekretarzem został Grand, rzetelnie dokumentujący wszelkie przypadki. Rieux i Tarrou zostają przyjaciółmi. Z różnych zakątków świata docierają do Oranu przez radio słowa otuchy i życzliwości.
Cottard zajmuje się kontrabandą trudno dostępnych produktów. Do niego zwraca się Rambert z prośbą o pomoc w wyjeździe z miasta. Cottard zapoznaje go z przemytnikami. Sprawa jest jednak trudna, wymaga czasu i odpowiedniego przygotowania. Kolejne spotkania z umówionymi osobami nie zawsze dochodzą do skutku. Przekroczenie bramy ma kosztować dziesięć tysięcy franków. Rambert informuje doktora o swoich planach, ten jednak niczego mu nie odradza, ani się nie oburza.
Brakuje środków do zwalczania dżumy i ludzi do pracy. Do Oranu przybywają ochotnicy z zewnątrz: dziesięciu lekarzy i sto osób personelu pomocniczego. Tarrou proponuje ojcu Paneloux, by przyłączył się do walczących z epidemią. Jezuita zgadza się - jak komentuje Rieux, jest lepszy od swojego kazania. Rambert nadal czyni starania, by wyjechać z Oranu. Jego zarzuty doktor odpiera słowami, że w walce z dżumą nie chodzi o bohaterstwo, ale o zwyczajną uczciwość, która polega na wykonywaniu zawodu. Tarrou informuje Ramberta, że żona doktora znajduje się kilkaset kilometrów od domu, w sanatorium. Następnego dnia Rambert telefonuje do Rieux i zgłasza chęć współpracy w oddziałach sanitarnych.
III. W połowie sierpnia ludzie zrozumieli, że dżuma uczyniła z nich wspólnotę, przestały się liczyć indywidualne losy. Obawiano się wiatru, uważano, że roznosi zarazki choroby. Wracający z kwarantanny podpalali domy, by zniszczyć dżumę. Skazani na areszt byli niejako automatycznie wydani na śmierć - w więzieniu masowo umierano. Zakonnicy opuścili klasztory i zamieszkali przy rodzinach, Rozbito na garnizony skoszarowanych żołnierzy. Próby ucieczki z miasta wymusiły wzmocnienie straży. Złodzieje okradali domy podpalone i opuszczone przez mieszkańców (dwóch rozstrzelano). Wprowadzono zaciemnienie od godziny jedenastej, co wywołało największe wrażenie. Zmarłych grzebano w uproszczonym obrządku w obecności rodzin, następnie: wrzucając do różnych wspólnych dołów mężczyzn i kobiety, a potem - nie bacząc na płeć - do jednego wielkiego dołu. Ciała polewano gaszonym wapnem. Rozszerzono cmentarz. Wszyscy są bardzo zmęczeni. Przestają pamiętać twarze bliskich. Zaczynają rozumieć, że epidemia dotyczy każdego.
IV. Cottard zaprosił Tarrou do Opery Miejskiej, gdzie zatrzymana przez dżumę trupa objazdowa wystawiała Orfeusza i Eurydykę. W scenie śmierci śpiewak podszedł do rampy i przewrócił się. Wszyscy zrozumieli jego sugestywną grę. Epidemia wkroczyła także na scenę.
Rambert ma nową szansę opuszczenia miasta. Zamieszkuje w domu Marcela i Louisa, by w każdej chwili móc wyjść. Dużo rozmawia z ich matką, starą Hiszpanką. Kiedy już ma pewność, że będzie mógł wyjść z Oranu, nagle zmienia zdanie. Postanawia zostać, by dzielić z uwięzionymi ich los. Nie chce być szczęśliwym egoistą. Solidaryzuje się z cierpiącymi.
Wraz z nadejściem jesieni doktor Castel ukończył prace nad szczepionką przeciwko dżumie. Postanowiono wypróbować ją na synku sędziego Othona. Dziecko długo broniło się przed śmiercią, ale ostatecznie zmarło w okrutnych mękach. Przedłużonej agonii przyglądali się m.in. dr Rieux i ojciec Paneloux. Przypadek synka sędziego zrobił na nich ogromne wrażenie. Ojciec Paneloux wygłosił później kazanie, które ujawniło zmianę jego poglądów. Nie mówił już „wy”, ale „my” - utożsamiał się z mieszkańcami Oranu. Nie przedstawiał teraz dżumy jako kary za grzechy. Zachęcał do działania, mówił, że nie należy uciekać i chronić siebie za wszelką cenę. Opowiadał o trudnej, ale wymagającej miłości do Boga - w jej imię trzeba zapomnieć o sobie samym. Wracając z kościoła, młody diakon powiedział staremu księdzu, że rozprawa Paneloux Czy kapłan może radzić się lekarza jest jeszcze śmielsza i na pewno nie uzyska imprimatur (przyzwolenia biskupa). Jezuita głosi w niej m.in., że kapłan nie może radzić się lekarza.
Niedługo później Paneloux zapada na chorobę o dziwnych objawach (prawdopodobnie dżumę). Nie pozwala opiekującej się nim starszej pani wezwać lekarza. Kiedy już Rieux zabiera go do szpitala, jego stan jest ciężki. Niedługo potem, trzymając w ręku krucyfiks, umiera. Ofiarowuje swoje cierpienie za innych.
Ludzie niechętnie myślą o uroczystości Wszystkich Świętych. Chcą odegnać myśli o śmierci. Serum doktora Castela zaczęło przynosić oczekiwane efekty. Wtedy jednak zmarł dr Richard. Ustawała dżuma dymienicza (z obrzękiem węzłów chłonnych), rozszerzała się jej postać płucna. Ludziom było trudno przetrwać. Spekulanci podbijali ceny koniecznych do życia towarów. Pogłębiała się bieda i poczucie niesprawiedliwości społecznej. Domagano się zgody na opuszczenie miasta, ale manifestacje stłumiono. Dzienniki były utrzymane w tonie optymizmu.
Tarrou i Rambert udają się na stadion, gdzie zorganizowano obóz kwarantanny. Towarzyszy im piłkarz Gonzales, którego zatrudniono do pilnowania internowanych ludzi. Na boisku widać setki czerwonych namiotów i różne tłumoki. Odbywający kwarantannę gromadzą się na trybunach. Są milczący, czują się zapomniani przez wszystkich. Przybyli starają się pocieszyć załamanego sędziego Othona, że jego mały synek nie cierpiał. Dawny butny i sprawiający rodzinie przykrości prawnik stał się cichym, przejętym losem dzieci człowiekiem. Poza tym obozem w mieście było kilka innych.
Pewnego wieczoru, po wizycie u starego astmatyka, Tarrou opowiedział doktorowi Rieux dzieje swojego życia. Jako syn zastępcy prokuratora generalnego, w wieku siedemnastu lat uczestniczył w rozprawie, podczas której jego łagodny, szanowany ojciec ukazał mu się jako zupełnie inny człowiek. Wywalczył karę śmierci dla 35-letniego mężczyzny i sam był później obecny przy wykonaniu wyroku. Jego dziwna pasja - doskonała znajomość rozkładu jazdy Chaixa była dla chłopca teraz czymś odpychającym, podobnie jak ojciec. Tarrou współczuł oskarżonemu i skazanemu. Właśnie on był mu bliższy. Uświadomił sobie, że ojciec wielokrotnie uczestniczył w egzekucjach, więc uciekł z domu i zaczął życie na własny rachunek. Później odwiedzał matkę i nawet nie czuł niechęci wobec ojca. Odtąd zawsze chciał walczyć ze śmiercią. Opowiadał również o rozstrzelaniu skazańca na Węgrzech z odległości półtora metra. Bywał w różnych miejscach, walczył w różnych krajach Europy, jednak nigdy nie chciał zgodzić się na śmierć. Uważa, że wszyscy żyją w dżumie, bo w jakiś sposób powodują lub akceptują śmierć. Trzeba starać się nikogo „nie zarażać”, nie wolno być roztargnionym, są na ziemi przecież zarazy i ich ofiary. Tarrou zwalczał więc karę śmierci i śmierć w każdej sytuacji. Chciałby wiedzieć, jak zostać świętym, czy można nim być bez wiary w Boga. Obaj przyjaciele postanawiają na chwilę uwolnić się od ciężaru trosk i wykąpać się w morzu.
Przyszła zima, ale stan epidemii nadal się utrzymywał. Sędzia Othon prosi listownie doktora Rieux o interwencję - jest przetrzymywany w obozie, chociaż minął okres kwarantanny. Po kilku dniach od opuszczenia stadionu pragnie tam wrócić jako ochotnik do pracy przy internowanych - czułby się wtedy w jakiś sposób bliżej synka. Rambert proponuje doktorowi, by napisał do żony list, który można wysłać dzięki pomocy odpowiednich strażników. Boże Narodzenie w Oranie jest przygnębiające - brakuje towarów, wszędzie smutek i żałoba. Przed wystawą sklepu z zabawkami Rieux i Tarrou spotkali roztrzęsionego Granda. Doktor zorientował się, że wspomina on ukochaną Jeanne i zaręczyny z nią przed sklepem. Grand mówi, że chciałby zdążyć do niej napisać, by nie czuła się winna i mogła być szczęśliwa. Ucieka, ale zaraz upada na ulicy. Rieux postanawia leczyć go w domu (dżuma płucna). Na prośbę chorego pali rękopis jego utworu (właściwie tego samego, stale przekształcanego zdania). Serum Castela sprawia, że Grand wraca do zdrowia. Zdarzają się kolejne przypadki ocalenia zarażonych. Znowu pojawiają się szczury. Statystyki potwierdzają, że dżuma ustępuje.
V. Zdarzają się jeszcze śmiertelne zachorowania, jednak ich liczba stale maleje. Wraca nadzieja, że uda się pokonać epidemię. W tej optymistycznej sytuacji nieoczekiwanie umiera sędzia Othon, który zaraził się podczas pracy w obozie kwarantanny.
Na twarzach ludzi pojawiają się uśmiechy. Mimo wyraźnej poprawy sytuacji niektórzy właśnie w takim momencie podjęli próbę ucieczki. Obniżono ceny towarów, chociaż nie było do tego ekonomicznych podstaw - miasto nadal było odcięte od świata. Na nowo organizowano życie w dwu klasztorach i koszarach.
25 stycznia władze Oranu w porozumieniu z lekarzami uznały, że za dwa tygodnie zostaną otworzone bramy. Przywrócono oświetlenie, zapanowała radość. Wiele osób jednak nie mogło się cieszyć - przeżywali śmierć bliskich lub niepokój dotyczący przebywających w izolacji. Cottard wpada w popłoch na skutek cofania się dżumy. Kiedy przemierza wraz z Tarrou przedmieścia, próbują go zatrzymać dwaj funkcjonariusze prawa. Udaje mu się uciec.
W najmniej oczekiwanym momencie na dżumę zapada przyjaciel doktora - Tarrou. Od pewnego czasu mieszkał on wraz z doktorem i jego matką. Teraz oboje się nim zaopiekowali, jednak Tarrou zmarł. Rieux czuł się do niego bardzo przywiązany. Wiedział o jego wewnętrznym rozdarciu, służbie ludziom i pragnieniu świętości. Rano, po śmierci Tarrou, doktor otrzymał telegram, że osiem dni wcześniej zmarła jego żona. Chociaż spodziewał się takiej wiadomości, trudno mu było ją zaakceptować.
W pogodny lutowy poranek otworzono bramy. Do Oranu wróciło życie. Zaczęły kursować pociągi, do portu wpływały statki, rozdzieleni przez epidemię ludzie mogli być razem. Organizowano zabawy w dzień i w nocy. Po wielu miesiącach tęsknoty i wyczekiwania Ramert powitał na peronie swoją ukochaną, która przyjechała do Oranu. Ich miłość przetrwała próbę czasu.
Doktor Bernard Rieux wyznaje, że to on jest autorem utworu. Jako uczestnik tragicznych zdarzeń i obserwator ludzkich zachowań postanowił obiektywnie zdać z nich relację. Stanął po stronie ofiar i czuł, że musi się wypowiedzieć w imieniu wszystkich. Kiedy przemierzał ulice rozbawionego miasta, został zatrzymany przez policjanta. Okazało się, że z domu Granda ktoś strzelał do tłumu. Był to zdesperowany Cottard. Policja zdołała go schwytać. Grand opowiada doktorowi, że napisał do Jeanne i zamierza nadal pracować nad swoim dziełem. Doktor odnotowuje wypadki w Oranie jako dowód na to, że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę. Ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku zawodowego. Obserwowana przez niego radość ludzi jest według niego zawsze zagrożona, ponieważ bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika.
+ Heroiczna postawa w walce o zachowanie człowieczeństwa:
Przedstawiona w powieści epidemia dżumy w Oranie jest okazją do prezentacji różnych postaw wobec zła. Ludzie zazwyczaj buntują się przeciwko jego przejawom, nie chcą cierpieć ani biernie znosić przykrości. Ów bunt może przybierać różne formy: aktywnego przeciwdziałania negatywnym zjawiskom lub ucieczki. Niektórzy jednak są wyraźnie zadowoleni z nowej sytuacji, korzystają z niej, by się wzbogacić, robią wszystko, by ocalić siebie samych, nie liczą się z innymi.
Podobnie zróżnicowane są interpretacje zła. Dżuma w Oranie może być traktowana jako przypadkowe zrządzenie losu lub jako kara za grzechy wymierzona przez Boga. W toku wypadków postaci niekiedy weryfikują swoje poglądy, próbują szukać wyjaśnienia przyczyn zarazy, zastanawiają się nad niezawinionym cierpieniem i jego sensem.
Najbardziej powszechną postawą jest działanie na rzecz przerwania tragicznego pochodu dżumy przez ulice Oranu. Jak się okazuje, motywy działania bohaterów są zróżnicowane. Często wynikają one jednak z poczucia solidarności z cierpiącymi, z obowiązku zawodowego lekarza lub pragnienia, by wypełnić czymś dni po starcie najbliższych. Paraliż życia w mieście stwarza też możliwości nadużyć, kradzieży, spekulacji, kontrabandy. Wśród mieszkańców Oranu nie brakuje przestępców i cwaniaków.
Stan epidemii i odcięcia miasta od świata stwarza w Oranie nowy model wyizolowanego społeczeństwa, które musi się określić wobec nowej trudnej sytuacji. Stosunek do śmiertelnej choroby, czyli zła w ogóle, jest tu ukazany w jednostkowych postawach bohaterów oraz w skali ogólnospołecznej. Refleksje postaci na temat obserwowanych zjawisk są podbudowane rozważaniem nad wiarą, świętością, poczuciem obowiązku, zasadami moralnymi, człowieczeństwem, solidarnością wobec nieszczęścia. Ryzykując życiem, bohaterowie heroicznie przeciwstawiają się dżumie, nie oczekując za to nagrody czy uznania. Podejmują wszelkie wysiłki i narażają się na śmierć, ponieważ tak trzeba. W tej postawie pobrzmiewa echo działań postaci z powieści J. Conrada, którego twórczością Camus pasjonował się już jako uczeń liceum.
+ Bohaterowie:
Pierwszoplanową postacią utworu jest lekarz, doktor Bernard Rieux. Na czas dżumy pozostaje w Oranie z matką, która przybywa, by prowadzić mu dom (żona wyjechała do sanatorium). Nie ma obowiązków rodzinnych, więc całkowicie poświęca czas swoim pacjentom. Przyjmuje on zarazem funkcję kronikarza, jest narratorem opowieści o losach ludzi uwięzionych przez dżumę w Oranie.
Rieux pochodzi z ubogiej rodziny robotniczej. Swój zawód traktuje jak powołanie, zawsze gotów jest służyć potrzebującym, bez względu na skalę potrzeb. Z ogromnym oddaniem przez większą część doby stara się ratować zarażonych dżumą. Jeszcze przed epidemią biednych leczył bezpłatnie, teraz lekarz w ogóle nie patrzy na korzyści materialne, przemierza kilkakrotnie miasto, by dotrzeć do chorych. Nie dba o siebie, ale o zarażonych. Stale naraża dla nich własne życie.
Wygląd zewnętrzny doktora przedstawia w swoim notatniku Tarrou, jego późniejszy przyjaciel. Narrator wprowadza te słowa w formie cytatu.
„Wygląda na trzydzieści pięć lat, średniego wzrostu. Mocne ramiona. Twarz niemal kwadratowa. Oczy ciemne i lojalne, ale szczęki wystające. Duży i regularny nos. Czarne włosy obcięte bardzo krótko. Usta łukowate, wargi pełne i niemal zawsze zaciśnięte. Wygląda trochę na sycylijskiego chłopa ze swoją opaloną skórą, czarnym włosem i ubraniami zawsze w ciemnych kolorach, w których jest mu jednak dobrze.
Chodzi szybko. Zstępuje z chodnika nie zmieniając kroku, ale najczęściej na przeciwległy chodnik lekko wskakuje. Jest roztargniony przy kierownicy swojego auta i często zostawia strzałki kierunkowe uniesione, nawet już po zakręcie. Zawsze z gołą głową. Wygląda na człowieka zorientowanego w sytuacji.”
W innym miejscu narrator komentuje jego zmęczenie i stałą gotowość do pracy: Był mocny i odporny. Zmagań z chorobą nie nazywa bohaterstwem - Ta myśl może się wydać śmieszna, ale jedyny sposób walki z dżumą to uczciwość. Następnie dodaje: Nie wiem, czym uczciwość jest w ogóle. Ale w moim przypadku polega na wykonywaniu zawodu. Te słowa i świadomość, że Rieux jest również rozdzielony z żoną, stają się przełomem w życiu Ramberta. Dlatego dziennikarz postanawia przyłączyć się do walczących z epidemią.
Rieux kilkakrotnie wypowiada się w taki sposób, że czytelnik dostrzega jego zdolność do analizy sytuacji, skłonność do uogólnienia. Dżuma staje się okazją do przemyśleń o człowieku wobec zła.
Doktor mówi o sobie w sposób naturalny, nie uznaje swojej pracy za niezwykłą, nie ocenia i nie osądza innych. Rozumie, że każdy ma prawo wyboru, jak powinien postępować. O sobie mówi ze skromnością: Sądzę, że nie mam upodobania do bohaterstwa i świętości. Obchodzi mnie tylko, żeby być człowiekiem. [...] człowiek powinien bić się w obronie ofiar. Rieux podejmuje nawet ryzykowne środki, jak np. podanie serum dziecku sędziego, kiedy ono znajduje się o krok od śmierci. Stara się ratować ludzkie życie, jeśli jest choćby cień nadziei. Przeżywa przedłużającą się agonię chłopca, jednak wie, że należało podać mu szczepionkę, ponieważ nie wolno się poddawać w walce z zarazą.
Tragiczne wypadki w Oranie prowadzą doktora Rieux do przekonania, że zło czai się zawsze i wszędzie pod różnymi postaciami i nie można uśpić czujności, bo wtedy zacznie ono dominować. Kiedy ludzie oddają się radości, zabawom, cieszą się, że skończyła się gehenna wielu miesięcy, Rieux zachowuje spokój. Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.
Wydarzenia i przeżycia podczas epidemii dżumy utwierdziły Rieux w przekonaniu, że najważniejszym zadaniem jest ratowanie życia ludzkiego i przeciwstawianie się złu w każdej sytuacji. Nikomu jednak nie narzucał swojego poglądu. Uznawał prawo Ramberta do szczęścia osobistego. Starał się zrozumieć zadowolenie Cottarda z wywołanego przez chorobę zamieszania. Chociaż został dotkliwie doświadczony przez los (ciężko chora żona, rozłąka z nią, później śmierć przyjaciela i żony), był opanowany, nie pogrążał się w rozpaczy. Oceniał ludzi jako zasługujących bardziej na podziw niż pogardę, zdolnych do wielkich czynów i wyrzeczeń.
Postawa Rieux (poświęcenie, ofiarność, narażanie własnego życia dla innych, pogodzenie z utratą bliskich) nie była wynikiem wiary w Boga. Doktor uważał ją za przejaw wygodnictwa. Wiara pozwalałaby zostawić wszystkie sprawy Bogu. Postępowanie Rieux nie wynikało też z marzenia o uznaniu. Wyrastało ono z poczucia obowiązku zawodowego, uczciwości, buntu wobec zła. Sam starał się osiągnąć tę miarę człowieczeństwa, która wyraża się w obronie słabszych, pokonanych, w obronie ofiar. Nie pouczał, nie wymagał niczego od innych, ale od siebie samego. Był człowiekiem prostym i uczciwym. Uważał, że zło płynie z niewiedzy i bez niej nie mogą powstać właściwe relacje międzyludzkie oparte na miłości i życzliwości.
Pomocnikiem a potem przyjacielem doktora Rieux został Jean Tarrou, który przyjechał do Oranu przed epidemią dżumy. Od początku swojego pobytu zajmował się obserwacją otoczenia i notowaniem swoich spostrzeżeń. Utrwalił różne momenty z życia miasta, opisy osób, miejsc, zachowań ludzkich w różnych sytuacjach, reakcji na dżumę i walki z chorobą. Jak wyjaśnia narrator, było to dlań ważne źródło informacji.
Narrator zauważa, że nic nie wiadomo o Tarrou, jednak zauważono, jak spędza czas. Spotykano go we wszystkich miejscach publicznych. Od początku wiosny zjawiał się często na plażach, pływając dużo i z widoczną przyjemnością. Dobroduszny, zawsze uśmiechnięty, wyglądał na przyjaciela wszystkich normalnych rozrywek, nie będąc ich niewolnikiem. W istocie znano tylko jedno jego przyzwyczajenie, a mianowicie stałe wizyty u tancerzy i muzyków hiszpańskich. Był to młody mężczyzna, palący papierosy, o ciężkiej sylwetce, o twarzy masywnej i porytej, zamkniętej szerokimi brwiami. Sprawiał wrażenie osoby tajemniczej.
Tarrou sam opowiada o swoim losie doktorowi Rieux, kiedy już ma pewność, że obaj są przyjaciółmi i mają podobne poglądy na życie i śmierć. Bohater ten pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Jego ojciec, prokurator, był dla niego autorytetem. Mając siedemnaście lat, Tarrou przeżył wstrząs - przekonał się, że ojciec jest zupełnie innym człowiekiem - w domu łagodny i opiekuńczy, na sali sądowej domaga się wyroków śmierci a później uczestniczy w egzekucjach, uznając je za prostą konsekwencję przestępstwa, za coś normalnego i właściwego. Ucieczka młodego Tarrou z domu była krokiem ku wolności, realizacji ideałów, ale też początkiem biedy, wyrzeczeń, zmuszała do zdobywania środków do życia. Mówi o sobie: cierpiałem na dżumę długo przedtem, zanim poznałem to miasto i tę epidemię. Odtąd celem jego życia była walka przeciwko wszelkiej postaci „dżumy”, tzn. zła (nie ma w Europie kraju, w którego walkach nie uczestniczyłem).
Przeciwstawienie się zalegalizowanemu morderstwu, jakim jest kara śmierci, jest dla Tarrou tak samo istotne, jak zaangażowanie się w oddziałach sanitarnych w Oranie. Chociaż jest przybyszem, nie ma tu rodziny, mieszka w hotelu, jednak solidaryzuje się z dotkniętymi przez los ludźmi. Właśnie on poddaje doktorowi Rieux pomysł tworzenia grup pomocy dla personelu medycznego a następnie przystępuje do realizacji planu, dbając, by oddziały sanitarne rekrutowały się z ochotników. Sam również ofiarnie angażuje się w codzienne zadania. Stale naraża się na zakażenie, jednak nie myśli o tym. Uważa, że bierność byłaby równoznaczna z akceptacją zła. Jego poglądy wyrażają słowa: każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem, nie, nikt na świecie nie jest od niej wolny. I trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka i żeby go nie zakazić. [...] Uczciwy człowiek nie zaraża niemal nikogo, to człowiek możliwie najmniej roztargniony. Ma mocno rozwinięte poczucie odpowiedzialności wobec innych. Jego wypowiedzi świadczą o głębokim przeżyciu i przemyśleniu wydarzeń, które nim wstrząsnęły. Ocenia je w kategoriach dobra i zła, analizuje ich społeczne konsekwencje oraz wpływ na psychikę w wymiarze indywidualnym.
W swoim notatniku Tarrou zastanawia się nad pojęciem świętości. Inspiracją do tej refleksji jest zachowanie starego astmatyka mozolnie odmierzającego czas przez przekładanie z garnka do garnka ziaren grochu. Świętość może być pojmowana jako zespół przyzwyczajeń - jest wtedy możliwa bez wiary w Boga. Tarrou dostrzega różne zabawne przejawy zachowań - np. małego staruszka „polującego” przy pomocy śliny na koty. W takich sytuacjach ujawnia się jego poczucie humoru a nawet sarkazm. W istocie jest jednak człowiekiem bardzo wrażliwym, dostrzegającym cierpiących z powodu fizycznego bólu i samotności (opis przebywających w obozie kwarantanny, o których wszyscy zapomnieli). Jest to intelektualista o bogatym doświadczeniu życiowym, dla którego najważniejszą wartością jest człowieczeństwo. Jego śmierć pod koniec dżumy w Oranie wydaje się ironią losu - tak wiele poświęcił walce z chorobą, by ostatecznie nie obronić się przed nią, gdy już wyraźnie przyjęła odwrót.
Od dawna pacjentem doktora Rieux jest Joseph Grand - dziwak, sumienny urzędnik, który nie umie zadbać o swoje interesy, wytrwały pomocnik w rejestrowaniu przebiegu epidemii. W życiu osobistym (w małżeństwie z Jeanne) i zawodowym (w urzędzie merostwa) był osobą skromną, cichą, nieatrakcyjną i nieefektowną. Nie potrafił upomnieć się o odpowiednie wynagrodzenie (poczucie godności i taktu), ani zatrzymać przy sobie żony. Ciągle zapracowany i niedowartościowany, nie zauważył, jak Jeanne oddala się od niego. Po jej odejściu z domu nigdy nie przestał jej kochać, ale pragnął, by była szczęśliwa z innym mężczyzną, nie chciał, by obwiniała się o upadek ich małżeństwa.
Grand jest uosobieniem dobroci, troski o drugiego człowieka. Z zaangażowaniem ratuje niedoszłego samobójcę Cottarda, potem roztacza nad nim opiekę. Realizuje się też w pracy oddziałów sanitarnych podczas epidemii dżumy. Marzył o uznaniu i przez długi czas przerabia i doskonali pierwsze zdanie swojego dzieła, które miało mu zapewnić sukces i wzbudzić zachwyt. W tym działaniu może wydawać się śmieszny, ale nie przestaje być człowiekiem przejętym swoim zadaniem, zawsze rzetelnie je realizuje. Józef Grand ma w sobie coś z postaci chaplinowskich. Jest śmieszny i zarazem poetyczny, prawdziwie człowieczy - Ten mężczyzna pięćdziesięcioletni, o żółtym i długim, zagiętym wąsie, wąskich ramionach i chudych członkach „pływał w ubraniach, które kupował zawsze zbyt wielkie, w złudzeniu, że będą się nosić dłużej”. I czyż nie stawał się mimowiednie, po chaplinowsku śmieszny, gdy wsadzał okrągły kapelusz na wielkie uszy lub, gdy wzruszony wycierał nos czymś podobnym do serwetki w kratę?
Jest to postać niezwykle subtelna i uczuciowa. Świadczy o tym stosunek Granda do żony, która odeszła, pielęgnowanie pamięci rodziców, miłość do siostry i jej dzieci, zainteresowanie losem sąsiada, który przeżywa stan depresji. Jest też przejęty rozwijającą się w mieście dżumą i przystępuje do pracy w oddziałach sanitarnych na miarę swoich możliwości i czasu - nie miał w sobie nic z bohatera, był teraz czymś w rodzaju sekretarza formacji sanitarnych. To mężczyzna, który w największej zawierusze i zagrożeniu jest w stanie się obronić, ponieważ zło tak naprawdę nie ma do niego dostępu. Przetrzymuje stan wysokiej gorączki, pokonuje dżumę we własnym organizmie i wraca do codziennych spraw o wiele mocniejszy - pisze list do Jeanne, na nowo rozpoczyna pracę nad swoim dziełem. Przed złem broni go zdolność do prawdziwej, głębokiej miłości.
Przedstawione wyżej osoby są do siebie podobne, zwłaszcza w jednym aspekcie, wszystkie angażują się w walkę z dżumą i czują się solidarne z zagrożonymi epidemią mieszkańcami Oranu. Inną postawę reprezentuje Raymond Rambert, bohater ukazany w procesie przemiany wewnętrznej, który po długim czasie obojętności wobec spraw tego miasta ostatecznie „przechodzi na stronę” pokrzywdzonych i z wielkim zaangażowaniem przystępuje do walki z zarazą.
Rambert przybył do Oranu na krótko przed dżumą, by wypełniać tu swoje dziennikarskie obowiązki. Na zlecenie paryskiego dziennika miał przeprowadzić ankietę dotyczącą życia Arabów w tym mieście. Rozwój epidemii zatrzymuje go tu na dłużej. Rambert nie umie pogodzić się z tą sytuacją, jest rozdrażniony i niecierpliwy, pragnie za wszelką cenę wyrwać się poza bramy, by wrócić do Paryża, do ukochanej kobiety. Uważa, że nic go nie łączy z orańczykami (Aleja nie jestem tutejszy), że ma prawo do osobistego szczęścia. Uczucie jest dla niego miernikiem wartości człowieka. Sam z wielką siłą przeżywa namiętną miłość, o czym mówi wprost, domagając się zrozumienia i pomocy. Krytykuje dążenie do bohaterstwa i śmierć dla idei (doświadczenie walk w Hiszpanii). Mówi: wiem, że człowiek jest zdolny do wielkich czynów. Ale jeśli nie jest zdolny do wielkiego uczucia, nie interesuje mnie.
Dziennikarz podejmuje wiele starań, by wydostać się z Oranu. Najpierw są to próby legalnego opuszczenia miasta, później ucieczka do metod sprzecznych z prawem. Kiedy po wielu trudach i komplikacjach Rambert ma już pewność, że będzie mógł wyjść poza bramy, nieoczekiwanie rezygnuje z tego zamiaru. Uświadamia sobie swoje związki z ludźmi stąd (wcześniej mówił, że nic ich z nimi nie wiąże) i pragnie zostać, by dalej pracować w grupach sanitarnych (przystąpił do pomocy, gdy zrozumiał, że nie tylko on jest rozdzielony z najbliższą osobą, ale zamierzał opuścić Oran, gdy tylko nadarzy się sposobność). Rambert powiedział, że nadal wierzy w to, w co wierzył, ale byłoby mu wstyd, gdyby wyjechał. Przeszkodziłoby mu to kochać kobietę, którą zostawił. Nie chciał być szczęśliwy tylko sam, podczas gdy tak wielu ludzi, z którymi zetknął go los, nadal cierpi. Zrozumiał, że sprawa walki z dżumą dotyczy wszystkich, także jego. Miłość do kobiety, pragnienie jej bliskości ustępują miejsca solidarności z ofiarami dżumy. Za każdym razem jednak chodzi o uczucie. Rambert przypomina trochę bohatera romantycznego, który na skutek przeszkód nie mógł realizować się w związku z ukochaną, więc poświęcał się dla narodu. Bohater Dżumy jest jednak szczęśliwie zakochany, a jego decyzja pozostania w Oranie to wynik dojrzałego, świadomego wyboru związanego z wyrzeczeniem się na jakiś czas szczęścia osobistego.
W wyglądzie zewnętrznym Ramberta zwracają uwagę inteligentne oczy, sportowy strój i niepokój objawiający się w szybkich ruchach. Na początku sprawia wrażenie człowieka, który jest zadowolony z życia. Później jego napięcie emocjonalne i rozdrażnienie narasta, by osiągnąć punkt kulminacyjny i nagle opaść. Gwałtowność ruchów i walka o szczęście osobiste ustępują spokojnemu i racjonalnemu działaniu na rzecz ogółu.
Rieux, Tarrou, Grand i - pod koniec epidemii - Rambert reprezentują stanowisko współczucia i pomocy potrzebującym bez odwoływania się do motywacji religijnej. Po prostu nie mówią o Bogu, zaś inni deklarują poglądy ateistyczne. Wśród nich wyjątkową postacią jest jezuita, ojciec Paneloux. W toku wypadków zmienia on zdanie na temat źródeł zarazy, jednak stale trwa przy Bogu. Jest to postać denerwująca i rażąca schematycznością zachowań, jednak wraz z przemianą i przewartościowaniem poglądów czytelnik zdobywa się na akceptację, a nawet uznanie dla zakonnika. Ojciec Paneloux jest doskonałym kaznodzieją i dlatego właśnie jemu powierzono zakończenie tygodnia modlitw w Oranie. Jest człowiekiem gruntownie wykształconym, znającym teologię, filozofię (zwłaszcza św. Augustyna), orientuje się w rozwoju Kościoła w Afryce. Ma dar pięknej wymowy. Pierwsze kazanie, zanotowane w obszernych fragmentach przez Tarrou, brzmi groźnie i demagogicznie. Dżuma jest według jezuity karą za grzechy, wśród których wystarczającym uchybieniem wobec miłości Bożej jest ludzka obojętność, bierna i pozorna wiara. Paneloux wzywa wszystkich, by zwrócili się do Boga.
Ów uczony i wojujący jezuita [...] był bardzo poważany w [...] mieście (16). Z natury był porywczy i namiętny (63). Jego kazanie wywołało ogromne wrażenie. Reakcje były jednak różne. Doktor Rieux przyjął stanowisko kaznodziei jako wynik abstrakcyjnego myślenia. Lekarz, który spotyka się ze śmiercią i cierpieniem, podobnie jak doświadczony proboszcz parafii, widzi sprawy zupełnie inaczej. Z czasem Paneloux przystępuje do pracy w oddziałach sanitarnych, obserwuje potworne żniwo dżumy. Największym wydarzeniem w jego życiu i bodźcem do weryfikacji dotychczasowych poglądów staje się przedłużona agonia synka sędziego Othona. Rzucające się w bolesnych konwulsjach dziecko, wyniszczone przez chorobę, zupełnie bezbronne, nie mogło przecież być grzesznikiem ukaranym przez Stwórcę.
Paneloux zmienia sposób myślenia. Kiedy wygłasza swoje drugie kazanie, nie przyjmuje już grzmiącego tonu, rezygnuje z formy „wy” na rzecz „my”, a więc utożsamia się z mieszkańcami miasta. Z pozycji łatwego i prostego chrześcijaństwa (dobro - zło, wina - kara) przechodzi na stronę wiary wymagającej - należy przyjąć od Boga cierpienie, nawet jeśli wydaje się zaskakujące, niezrozumiałe. Wobec ogromu nieszczęść, jakie spadły na Oran wraz z dżumą, można tylko całkowicie i bezwarunkowo wierzyć lub odrzucić Boga. Wszelkie spekulacje i próby rozumowego wyjaśniania epidemii zesłanej przez Boga nie mają sensu.
Jezuita staje się skromnym i pokornym sługą wobec cierpiących i sam przyjmuje ból i chorobę, by zadośćuczynić Bogu. Odrzuca pomoc medyczną, ze swoich cierpień chce uczynić ofiarę. Związek Paneloux z Bogiem był abstrakcyjny, teoretyczny, wyrozumowany. Jego pojmowanie zła było zbyt jednoznaczne i proste. Rzeczywistość epidemii zmusiła go do weryfikacji poglądów i zbliżyła do wiary praktycznej, w której mógł ofiarować siebie dla innych, poprzez miłość bliźniego naprawdę zbliżyć się do Boga. Ten nowy ojciec Paneloux jest bliższy doktorowi Rieu, Tarrou i Grandowi, a także czytelnikom, bez względu na to, czy są wierzący, czy nie. Wynikiem nowego myślenia jezuity jest nawoływanie do czynnej postawy. Nie należy słuchać tych moralistów, którzy powiadają, że trzeba paść na kolana i poniechać wszystkiego. Trzeba tylko iść naprzód w ciemnościach, trochę na oślep i próbować czynić dobrze. Jeśli zaś idzie o resztę, trwać i zdać się na Boga, nawet wówczas, gdy jest to śmierć dzieci, i nie szukać pomocy dla siebie. [...] miłość do Boga jest trudną miłością. Zakłada całkowite wyrzeczenie się samego siebie, i pogardę dla własnej osoby. Taką postawę realizował od początku dżumy doktor Rieux, będąc ateistą, a potem również jezuita, ojciec Paneloux.
Paneloux to postać, która inspiruje do dyskusji na temat źródeł zła i jego rozumienia w ramach doktryny chrześcijańskiej. Camus opowiada się raczej za laickim humanizmem reprezentowanym przez porte-parole autora - postać doktora Rieux.
Wśród wyeksponowanych bohaterów dżumy daje się zauważyć Cottard - postać nietuzinkowa, o szczególnych cechach i niezwykłej biografii. On jeden jest zadowolony z epidemii, ponieważ stwarza mu ona swoistą ochronę - w ogólnym zamieszaniu nikt nie interesuje się dawnymi sprawkami starego rentiera. Przestępstwo, które ukrywa Cottard, było zapewne wielkiej rangi, skoro zdecydował się na samobójstwo, a potem, gdy znowu stracił poczucie bezpieczeństwa (cofanie się dżumy), na ucieczkę i strzały oddawane w obłędzie. Jest to osoba tajemnicza, małomówna. Cottarda nie zna bliżej nawet najbliższy sąsiad, Grand, który uratował mu życie. Był to człowiek zamknięty i cichy, który przypominał trochę dzika. Dom, skromna restauracja i dość tajemnicze wypady to było całe życie Cottarda. Oficjalnie występował jako przedstawiciel firmy win i lakierów. Od czasu do czasu odwiedzało go kilku ludzi, zapewne jego klientów. Niekiedy szedł wieczorem do kina znajdującego się naprzeciw domu. Urzędnik zauważył nawet, że Cottard lubił oglądać filmy gangsterskie. Przedstawiciel był zawsze samotny i nieufny. Z czasem - według Granda - Cottard się zmienił, starał się zjednać sobie ludzi.
Dżuma stworzyła Cottardowi okazję do nowych ciemnych interesów. Nie angażował się w walkę z epidemią, ponieważ dzięki niej dorabiał się na różnych spekulacjach. Zajmował się kontrabandą towarów, pośredniczył w załatwieniach związanych z nielegalnym opuszczeniem miasta. Właśnie on starał się ułatwić wyjście za bramę Rambertowi. Jego zachowanie podczas epidemii jest odmienne od postępowania pozostałych bohaterów. Podobnie rzecz ma się, kiedy dżuma zostaje pokonana. Wówczas wszyscy wokół bardzo się cieszą lub przynajmniej oddychają z ulgą, zaś Cottard wpada w panikę. Kiedy orientuje się, że jest osobą poszukiwaną, narasta jego lęk i ostatecznie wpędza go w obłęd. W panice strzela ze swojego okna do rozbawionego tłumu, nie patrząc, kogo dosięgną kule. Ostatecznie zostaje schwytany przez policję. Jest to postać uosabiająca zło, „współpracująca z dżumą”, a więc po prostu kolaborant, by użyć terminu na określenie podobnej postawy w okresie II wojny światowej.
+ Społeczeństwo wobec zagrożenia:
Epidemia dżumy jest w powieści Camusa ukazana w wymiarze indywidualnym, w odbiorze i reakcjach na nią poszczególnych bohaterów, ale jest przy tym zjawiskiem dotykającym wszystkich mieszkańców Oranu. Na początku ludzie odnoszą się do niej z niedowierzaniem, niepokojem, niepewnością. Kiedy już objawia się w pełni, gdy wiadomo, jaka to choroba i jak bardzo groźna, emocje narastają. Ludzie czują się opuszczeni, osamotnieni, zwłaszcza ci, którym zaraza zabrała bliskich, oddzieleni od ukochanych osób strzeżonymi murami lub izolowani w obozach kwarantanny. Rozrywki charakterystyczne dla miejscowości turystycznej położonej nad brzegiem morza przestają być dostępne. Można się spotykać w kawiarniach, restauracjach, kinie, kościele, jednak wszędzie wyczuwa się napięcie i obawę o zdrowie. Znacznie ograniczono kontakt mieszkańców Oranu ze światem. Do miasta docierają fale radiowe i wyrazy otuchy, można wysłać ważne i skrótowe wiadomości do bliskich lub zadzwonić, jednak później i te formy kontaktu zostają ograniczone do minimum.
Nasilają się problemy zaopatrzeniowe, brakuje podstawowych środków do życia. Władze zarządzają reglamentację towarów, zaś przemytnicy i spekulanci szybko organizują „czarny rynek”, by się wzbogacić. Zakupy po znacznie zawyżonych cenach nie są jednak dostępne dla wszystkich - pogłębia się więc nierówność społeczna: bogaci mają wszystko, zaś biedni przymierają głodem i cierpią wszelkie niedostatki. Ograniczeniom podlega również sprzedaż paliw i energii elektrycznej.
Ludzie zostają osaczeni wewnątrz miasta przez epidemię, przeżywają stały lęk o życie własne i członków rodziny. Wiele domów wypełnia smutek i żałoba, inne są opuszczone na skutek przeniesienia lokatorów do miejsc kwarantanny. Jest to okazja do plądrowania mieszkań i kradzieży. Ludzie narażeni na długotrwałe napięcie psychiczne wpadają w sidła obłędu - np. dla zabicia zarazków podpalają własne domy. Z czasem większość z nich popada w otępienie, obojętnieje na cierpienie i śmierć. Widok umierających stał się powszednim przeżyciem i przestał wywoływać normalne w takich sytuacjach reakcje. Skala śmiertelnych przypadków choroby doprowadziła do masowych pogrzebów, bez właściwych obrzędów, stosownych ubrań, trumien. Ciała wrzucano do wspólnej mogiły i w celu dezynfekcji polewano gaszonym wapnem lub palono.
Od początku epidemii niektórzy próbowali uciec z miasta, wiedząc, że grozi to rozprzestrzenieniem się zarazy na inne obszary. Jednym uniemożliwiano plany, innych przemycano za wysoką cenę, mimo surowych zakazów władz. Życie mieszkańców Oranu zostało podporządkowane nowemu prawu, ustanowionemu na krytyczny czas. Był to okres wielkiej próby dla wszystkich - zwykłych obywateli i przedstawicieli władzy, a także dla środowiska zawodowego lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy. Przede wszystkim zaś dżuma stała się próbą człowieczeństwa, które w większości obroniono. Ludzie z reguły z godnością znosili wynikające z epidemii zakazy i ograniczenia, poddawali się hospitalizacji i kwarantannie. Dochodziło przy tym często do dramatów rodzinnych, bo nie chciano oddawać chorych w obce ręce. Ujawniły się jednak - jak zawsze w tak dużej społeczności - jednostki skłonne do wykorzystywania trudnej sytuacji mieszkańców dla swoich doraźnych celów (przestępcy - zwłaszcza złodzieje, przemytnicy i spekulanci).
Wobec zła społeczeństwo nie zawsze i nie od razu reaguje w sposób właściwy. Musiało upłynąć sporo czasu, by do walki z dżumą włączyli się ludzie pozostający dotąd na uboczu. Sytuacja Oranu potwierdziła, że tylko powszechne i bezwzględne przeciwstawienie się złu może przynieść oczekiwane efekty. Dżuma nauczyła ludzi solidarnej i ofiarnej postawy wobec drugiego człowieka. Uświadomiła, że wszyscy zamknięci i odosobnieni w zarażonym mieście są w takiej samej sytuacji i razem muszą walczyć, by chociaż część z nich przetrwała. Epidemia ukazała też uważnym obserwatorom, że zło czai się zawsze i trzeba być na nie przygotowanym. Nie wolno dać się zaskoczyć. Jeżeli jednak przyjdzie, trzeba z nim solidarnie walczyć.
+ Cierpienie i wiara:
Epidemia dżumy w Oranie jest źródłem wielu nieszczęść, bólu i śmierci. Człowiek wystawiony na próbę cierpienia chciałby znać jego przyczynę i sens. Często w takich wypadkach ludzie zastanawiają się, dlaczego coś tak dotkliwego spotkało właśnie ich. Cierpienie może być wynikiem choroby, tortur fizycznych lub moralnych, przypadkowych zbiegów okoliczności lub też bywa odbierane jako znak od Boga.
Dla chrześcijan cierpienie jest okazją do ubogacenia duszy, można je ofiarować jako zadośćuczynienie Bogu w czyjejś intencji. Nie zawsze jednak człowiek potrafi się na nie zgadzać bez zastrzeżeń. Biblia podaje przykłady ludzi, a nawet miast ukaranych za grzechy wielkim nieszczęściem, ukazuje również osobę Hioba - bogobojnego i zawsze wiernego Panu, nawet w czasie największych klęsk. Widać stąd, że nie zawsze można cierpienie interpretować jako karę za grzechy.
Zbyt proste wyjaśnienie ojca Paneloux, że dżuma jest karą za grzech obojętności wobec Boga, nie wytrzymuje późniejszych doświadczeń. Wśród wielu dorosłych, ludzi szlachetnych i przestępców, umierają niewinne dzieci. Jeżeli pogłębimy interpretację sytuacji w Oranie i odwołamy się do czasu wojny, znowu wypadnie uznać, że cierpienie bywa często udziałem istot niewinnych. Jezuita wnikliwie analizuje wypadki i w następnym kazaniu nikogo nie potępia i nie strofuje. Wskazuje natomiast religijny sens cierpienia - należy je po prostu przyjąć i zaufać Bogu - On wie, czemu ma służyć i że nie jest bezużyteczne.
Inną postawę wobec bólu i śmierci oraz dramatu wielu osób reprezentuje doktor Rieux, który nie wierzy w Boga. Cierpienie jest dla niego zawsze złem i tylko tyle, dlatego za wszelką cenę i każdym sposobem należy z nim walczyć. Do takiej interpretacji bólu skłania bohatera jego posłannictwo zawodowe. On jest od tego, by łagodzić i likwidować cierpienie i temu zadaniu poświęca swój czas i siły, porywając swoim przykładem innych, by pomagali chorym. Podobne stanowisko reprezentuje Tarrou, który w kontekście wydarzeń związanych z dżumą rozważa istotę świętości i zastanawia się, czy jest możliwa bez Boga. Tradycyjne pojmowanie świętości, np. jako męczeństwa, wydaje mu się trudne do zrealizowania, w każdym razie nie jest dostępne dla ateistów, a przecież wśród nich są ofiarni i prawi ludzie, wyjątkowi w swoim szlachetnym uporze i poświęceniu. Tarrou niejako domaga się uznania ich wielkości.
Rozważania o cierpieniu, Bogu i wierze, prowadzone przez bohaterów powieści, są odzwierciedleniem poglądów i wątpliwości, które miał autor utworu. Camus tak kształtuje głównego bohatera, by jako ateista ujawnił sens swojego poświęcenia dla ludzi doświadczających cierpienia. Jest to osoba szlachetna, moralnie poprawna, a nawet piękna, która widzi wartość życia w wypełnianiu obowiązków zawodowych i ofiarnej pracy dla innych. Choć jest to lekarz, który wielokrotnie widział konwulsyjne skręty ciała w bólu i śmierć, nigdy nie oswoił się z tym i nie przestał walczyć o zdrowie i godność ludzką. Można nawet powiedzieć, używając terminologii charakterystycznej dla chrześcijan, że w praktyce realizował przykazanie miłości bliźniego i uczynki miłosierne, nie powołując się przy tym na nakazy religijne. Czynił to z potrzeby walki ze złem.
Przypomnijmy jeszcze zakończenie drugiego kazania ojca Paneloux, w którym kaznodzieja radzi zaufać Bogu we wszystkim, także w niezrozumiałym i pozornie bezsensownym bólu. Powieść A. Camusa podaje dwie drogi interpretowania i przyjmowania cierpienia. Chociaż autor wyraźnie wzmacnia „ludzkie” argumenty doktora Rieux, pozwala jednak czytelnikowi zastanowić się i daje możliwość wyboru opcji. Tą drugą jest wiara i zaufanie Bogu. Każda z nich domaga się jednak walki ze ziem.
+ Kompozycja:
Dżuma zamyka się w klamrze kompozycyjnej, którą tworzy obraz wychodzących i padających szczurów (początek choroby) oraz pojawiających się znowu w mieście po paromiesięcznej nieobecności (wracają po epidemii). Tekst poprzedza motto: Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje. Są to słowa Daniela Defoe, które zwracają uwagę czytelnika na metaforyczny sens dżumy.
Na początku książki narrator wyjaśnia czytelnikowi, skąd czerpał wiadomości o wydarzeniach i ludziach, zaś na końcu informuje że naprawdę jest bohaterem uwikłanym w walkę z dżumą, a ów formalny zabieg miał służyć wzmocnieniu wrażenia obiektywnej relacji. Powieść jest ukształtowana według zasad komponowania utworów tego gatunku. Można w niej wyróżnić kilka wątków - główny, związany z osobą doktora Rieux i splatające się z nim ciągi zdarzeniowe, których ośrodkami są postaci: Tarrou, Grand, Cottard, ojciec Paneloux.
Jest to jednakże utwór, w ramach którego zawarto fragmenty o innym charakterze gatunkowym. Dominują tu elementy kroniki-reportażu (w pierwszym zdaniu narrator sam nazywa tekst kroniką). Narrator posługuje się precyzyjnymi informacjami, szczegółowo przedstawia przebieg epidemii, ujawnia objawy choroby u niektórych pacjentów, ukazuje różne reakcje ludzi, wraz z ich stosunkiem do zdarzeń, słabościami, wiarą w przepowiednie.
Kronikarski styl Dżumy wywołuje wrażenie, że jest to dokument czasu zagłady, walki dobra ze złem i wreszcie zwycięstwa nad zarazą osiągniętego z trudem, kosztem wielu ofiar. W literackiej stylizacji na świadectwo historyczne nie zaginęła prawda o człowieku, jego marzeniach, problemach, poczuciu zagrożenia, zwyczajnych ludzkich odruchach i zdolności do wielkich wyrzeczeń i poświęcenia dla innych.
Aniela Kowalska zauważa analogie między Dżumą a Dziennikiem roku zarazy... Daniela Defoe, zawierającym opis plagi londyńskiej z 1665 r., wydanym w 1722 r.: tu i tam właściwym bohaterem jest całe społeczeństwo miasta, a treścią zapisów w dużej mierze różnorodne reakcje i próby przystosowania się obywateli do okrutnych czasów zagłady. Stąd pewne charakterystyczne analogie, jak np. pogardliwe relacje o zabobonności ludzkiej, o dawaniu wiary przepowiedniom, proroctwom, o usilnych próbach nakłaniania ludzi do pokuty i wprowadzania ich w stan graniczący z obłąkaniem itd. Analogiczne też po trosze będą informacje o stopniowym nasilaniu się zarazy, podawanie rosnących statystyk. I jeszcze jedno: niewątpliwie od Defoe'a „zapożyczył” Camus warty i straże strzegące bram dwudziestowiecznego miasta Oran, jakby chcąc przydać trochę patyny historycznej swej kronice, a zarazem oddać nastrój realnej grozy i rygoru panującego w obozach zagłady i w obozach koncentracyjnych; skądinąd bowiem nie odmówi autor Oranowi akcesoriów nowoczesności: telefonów, telegrafów i radia [...].
Tekst składa się z pięciu rozdziałów. Pierwszy obejmuje okres od pojawienia się objawów choroby do zamknięcia bram miasta, drugi ukazuje coraz intensywniejszy rozwój epidemii i kończy się przełomową decyzją Ramberta o podjęciu pracy w oddziałach sanitarnych, trzeci jest kontynuacją walki z dżumą, stwierdzeniem ogólnego paraliżu życia w Oranie i powszechnego zmęczenia oraz poczucia bezsilności, czwarty prowadzi do przełomu, którym jest skuteczne wyleczenie Granda, zaś w piątym następuje stopniowe zmniejszanie się zachorowań aż do pokonania zarazy.
W ramy czasowe początku i końca dżumy w Oranie wkomponowano liczne opisy wyjaśniające, jak wielki wpływ na życie ludzi miała epidemia. Można tu znaleźć elementy charakterystyczne dla karty pacjenta, tzn. objawy choroby, diagnozę i metody leczenia. Inne fragmenty ukazują ludzi cierpiących, reakcje organizmu na ból, zmiany stanu pod wpływem szczepionki. Przejmujący jest obraz obozu kwarantanny, którego bram nie można swobodnie przekraczać. Pomiędzy takimi opisami znajdują się zupełnie inne w nastroju i charakterze - fragmenty mówiące o próbach zachowania normalności - spotkania w kawiarni, marzenia o szczęściu osobistym itp. Układ całości jest klarowny, czytelny, uporządkowany.
Świat przedstawiony w powieści Alberta Camusa jest ponury, przytłaczający, tchnący grozą i ludzką bezradnością, jednak w istocie jest to dzieło optymistyczne, ponieważ pokazuje triumf nad złem i wzmocnienie świadomości, że zawsze może ono wrócić i trzeba być w stałej gotowości do obrony.
+ Czas i miejsce akcji:
Ciekawe wypadki, które są tematem tej kroniki, zaszły w 194. r. w Oranie. [...] Oran jest zwykłym miastem i niczym więcej jak prefekturą francuską na wybrzeżu algierskim. [...] Miasto, trzeba przyznać, jest brzydkie. Tymi zdaniami rozpoczyna się powieść pt. Dżuma. Czas akcji został tu zasygnalizowany skrótem: 194. r. Jest to - jak należy przypuszczać - okres wojennej zawieruchy, lata czterdzieste. Bardziej precyzyjnie wskazano pory roku - od 16 kwietnia do połowy lutego następnego roku. Najogólniej - jest to czas ekspansji dżumy i walki z nią aż do jej wyparcia z miasta, a więc potworność wojny, obozów koncentracyjnych, cierpienia i śmierci.
Czytelnik dowiaduje się, że Oran jest miastem portowym, położonym nad Morzem Śródziemnym, pozbawionym bujnej roślinności i ptaków, w którym znajdują się szare budynki. Jedynie zimą owe ponurości zostają ukryte. Styl życia ludzi dostosowany jest do charakteru miejsca: nudzą się, nabierają przyzwyczajeń, dużo pracują, by się wzbogacić, handlują, korzystają z prostych radości. Narrator stara się podkreślić banalny wygląd miasta i życia. Podaje również informacje o jego położeniu: zaszczepiono je w niezrównanym pejzażu, pośrodku nagiego płaskowzgórza otoczonego świetlistymi dolinami nad zatoką o doskonałym rysunku. Hałaśliwy zgiełk rozrywek, bezproblemowe i dostatnie życie mieszkańców wydawały się gwarantem spokojnego szczęścia, które ni stąd, ni zowąd zostało brutalnie przerwane.
Narrator ukazuje miasto jako całość cywilizacyjno-urbanizacyjną, by później odsłonić konkretne miejsca. Posługuje się nazwami ulic, placów, obiektów użyteczności publicznej. Opisuje je, wskazując najbardziej znamienne cechy, np. Rambert i Cottard Skręcili na bulwar des Palmiers, przecięli plac d'Armes i zeszli ku dzielnicy de la Marine. Z lewej strony pomalowana na zielono kawiarnia chroniła się pod ukośną markizą z grubego żółtego płótna. Przedstawia również niektóre wnętrza, ich wystrój i atmosferę. Kameralne i ciche mieszkanie doktora Rieux, które wypełnia ciepłem i życzliwością matka, ma zupełnie inny charakter niż otwarta przestrzeń stadionu, gdzie zorganizowano obóz kwarantanny: na środku ustawiono namioty, zaś w ciągu dnia ludzie gromadzą się na trybunach. Są razem, ponieważ stłoczono wielu na małym obszarze, ale egzystują osobno, żyją w poczuciu osamotnienia, podporządkowani komunikatom, np. o posiłku (odpowiednik obozów koncentracyjnych masowej zagłady). Równie przytłaczający i ponury nastrój panuje w organizowanych naprędce dodatkowych szpitalach. Wyjątkowo przykrym miejscem jest cmentarz. W tym utworze został on przedstawiony jako miejsce, gdzie już po śmierci dżuma odarła człowieka z jego godności (wspólne mogiły i sposób grzebania zmarłych). Przywołuje na myśl masowe egzekucje i całkowity brak szacunku dla ludzkiego ciała.
W mieście, gdzie umiera w cierpieniach wielu ludzi dziennie, nadal funkcjonują kina, teatr, kawiarnie. Mieszkańcy karmią swój egoizm ucieczką od lęku o życie, od potworności czasu zagłady w różne formy przyjemności i rozrywki. Po ustaniu epidemii, na gruzach niedawnych nieszczęść, zakwita radość, zabawa, euforia. Ludzie szybko zapomną straszne chwile i znowu przestaną być czujni, nie będą pamiętali, że zło może wrócić.
Prezentacja różnych miejsc i wypełniających je osób służy ukazaniu wielości postaw, jakie reprezentują bohaterowie. Wymienione wyżej oraz inne konkretne miejsca zostały tu przedstawione z troską o szczegóły topograficzne. Na uwagę jednak zasługuje też miasto jako całość - wyizolowana, oddzielona od świata (zamknięte bramy, wysokie mury, straże). Na skutek dżumy powstało tu swoiste getto, które żyje swoimi prawami - rygorami norm, zakazów, nakazów, kar grożących za różne wykroczenia. Jest to miasto-bohater. Jego szarość i bylejakość przy ogólnym dostatku i przeciętnym szczęściu mieszkańców, są znakami parabolicznego uogólnienia. Każda opanowana przez zło przestrzeń musi się poddać jego regułom, zostaje dostosowana do nowej sytuacji. Poczucie przynależności do tego miejsca skłania bohaterów do zaangażowania w obronie wartości pozytywnych, do walki z dżumą.
+ Ponadczasowa parabola:
Dżuma to powieść o uniwersalnym przesłaniu. Jej ponadczasowa wymowa wynika z parabolicznej struktury utworu. Fabuła i postacie są tu pretekstem do ukazania zasadniczych przemyśleń, przesłania, aktualnego nie tylko w sytuacji zagrożenia życia chorobą zakaźną, ale także w innych okolicznościach. Człowiek bywa wystawiany na próbę w różnych momentach swojej egzystencji, czyhają nań niebezpieczeństwa, które nie zawsze może przewidzieć. W każdej takiej sytuacji dojrzała jednostka musi jednak dokonywać samodzielnych wyborów.
Wielkim sprawdzianem człowieczeństwa była II wojna światowa, z którą interpretatorzy Dżumy kojarzą epidemię w Oranie. Była to podobna sytuacja. Ludzie egzystowali w lęku o zdrowie i życie własne oraz bliskich. Śmierć stała się zjawiskiem powszednim. Obserwowane na co dzień cierpienie przytępiało wrażliwość i zdolność do współczucia. Mimo wszystko większość ludzi zachowywała zasady moralne. Starano się pomagać potrzebującym wsparcia, ukrywano ściganych przez nazistów, przerzucano żywność za mury getta. Wielu świadków, jak doktor Rieux, postanowiło utrwalić prawdę o strasznych czasach, by poinformować o postawach wobec zła i przestrzec przez utratą czujności.
W świecie zadżumionych niektórzy przyjmują postawę obojętności, która wyraża się w słowach „mnie to nie dotyczy”, inni wykorzystują sytuację dla swoich interesów, zgadzając się na kolaborację, co często prowadzi do osaczenia przez własne winy (np. Cottard), w przeważającej liczbie ludzie zachowują własną godność i honor, są gotowi do poświęcenia się dla drugiego człowieka, wyżej cenią sobie trudną prawość niż łatwą wygodę.
Wobec naporu zła (epidemii groźnej choroby, wojny, klęsk żywiołowych lub katastrof ekologicznych) człowiek czuje się często bezradny, zbyt słaby, by się skutecznie przeciwstawić negatywnym zjawiskom. Nie zawsze też jest w stanie przewidzieć bieg wypadków. Wokół niego zdarzają się fakty niewytłumaczalne lub takie, które budzą bunt. Cierpienie i śmierć dziecka w zawierusze zdarzeń są niemożliwe do wytłumaczenia. W takiej sytuacji nie mają zastosowania proste recepty w rodzaju „zło, które spotyka ludzi, to kara za grzechy”. Ci, którzy bezgranicznie, bez zastrzeżeń ufają Bogu, nie zawsze są w stanie unieść ciężar rzeczywistości. Pozostali z wielką siłą odczuwają absurdalność świata przesyconego grozą i nieszczęściem. Taka rzeczywistość nie może być akceptowana. Człowiek jest samotny i bezsilny (Camus przedstawia bohaterów pozbawionych wsparcia w najbliższych osobach, są to mężczyźni pozostawieni przez żony, skazani na rozłąkę z powodu dżumy itp.).
Chociaż Camus sam siebie nie nazywał egzystencjalistą, a nawet mówił, że nim nie jest, wymowa książki bliska jest założeniom tego nurtu filozoficznego. Autor Dżumy postuluje jednak (inaczej niż np. Sartre) postawę aktywną wobec zła, przełamanie samotności na rzecz solidarnego oporu. Doktor Rieux i jego współpracownicy podejmują walkę z dżumą w imię poczucia obowiązku, z wewnętrznej potrzeby, nie w trosce o sławę czy nagrodę. Narażają się na śmierć przez bliski kontakt z chorymi, ale uważają, że powinni im pomagać, że tylko opór wobec zła może przynieść kres epidemii, choć nie ma pewności, czy tak się stanie. Jeżeli na te uwagi nałożymy wizję wojny, nietrudno zauważyć, że istotnie dopiero wspólny wysiłek wielu ludzi gotowych poświęcić życie położył kres potworności nazizmu. Oczywiście, jak w każdej podobnej sytuacji, zdarzali się zdrajcy i kolaboranci, jednak poczucie honoru i obowiązku wobec ojczyzny było silniejsze. Zginęło wielu ludzi, jednak ekspansja hitleryzmu została powstrzymana.
Można uznać, że książka Camusa wyrosła z jego osobistych doświadczeń w ruchu oporu i przemyśleń dotyczących absurdu świata poddanego złu. Cierpienie niewinnych ofiar wojny zmusza jednak do aktywnego przeciwdziałania. Wojna była czasem kryzysu wiary u wielu osób, Camus był jednak ateistą zawsze i otwarcie o tym mówił. Brak wiary, niemożność powierzenia wszystkich trudności Bogu nie zwalniają jednakże - tak sądził - z obowiązku walki o dobro.
Dżuma jest powieścią uniwersalną. Możliwość jej wielostronnej interpretacji sugeruje sam autor, wprowadzając odpowiednie motto. Niedookreślenie czasu akcji pozwala odnosić tekst do lat II wojny światowej, ale również do każdej epoki, w której rozpanoszyło się zło, siejąc strach i śmierć. W takich dziejowych zawirowaniach człowiek musi wbrew wszystkiemu, wbrew cierpieniu i absurdowi zdarzeń, pokonywać siebie w drodze do kształtowania własnego humanistycznego heroizmu. Zachowanie człowieczeństwa jest pierwszym obowiązkiem, a warunkiem koniecznym jest przeciwstawianie się złu w każdej postaci. Camus słowami bohatera przypomina i ostrzega, że zło jest ponadczasowe i niezniszczalne - Każdy nosi w sobie dżumę. Nie można jednak biernie się mu poddawać.
Zwycięstwo dobra jest możliwe dzięki miłości, życzliwości wobec drugiego człowieka, wielkoduszności i ofiarności. Takiej postawy należy wymagać najpierw od siebie. Zwielokrotniona w wielu osobach doprowadzi do oczekiwanych skutków (przynajmniej można mieć taką nadzieję). Camus zwraca uwagę, że nawet w sytuacji zupełnie beznadziejnej należy próbować, nie wolno się poddawać (przykładem jest próba ratowania synka sędziego Othona). Nigdy nie wiadomo (przypadek rządzi światem), kogo los ocali: stale przebywający wśród pacjentów Rieux pozostaje przy życiu, jego żona izolowana z tego miejsca umiera na inną chorobę, Tarrou, który przez tyle miesięcy był narażony na zakażenie, uległ dżumie jako jeden z ostatnich, kiedy już miasto oddychało z ulgą. To zestawienie różnych przypadków pokazuje, że zawsze trzeba mieć nadzieję i nigdy się nie poddawać.
Rzeczywistość, w której zatopiony jest człowiek, wypełnia - według Camusa - absurd. Można by uznać, że życie w tak pojmowanym świecie nie ma sensu. Tymczasem Camus wskazuje podstawowe obowiązki, które trzeba wypełnić, mimo poczucia beznadziejności. Człowiek Camusa zmierza nieuchronnie ku śmierci, za którą nie stoi żadna przyszłość ani nie usprawiedliwia żadna nadzieja. Życie jest krótkotrwałe i kruche. Może nagle, wbrew oczekiwaniom, zabrać małe niewinne dziecko lub pozwolić przetrwać znudzonemu staremu astmatykowi. Człowiek nie rozumie biegu i sensu świata, a przecież musi stale dokonywać wyborów, nie mając pewności, czy nie zbłądził. Camus stara się jednak przezwyciężyć pesymizm egzystencjalistów, wskazując sens życia w pracy zawodowej, sprzeciwie wobec zła, humanitarnej trosce o innych. Camusowski humanizm zrewoltowany to heroizm nowego typu, cywilny, a nie militarny, bohatersko człowieka w konkretnej sytuacji życiowej, w pracy zawodowej, bohaterstwo robotnika, pisarza, inżyniera, artysty, ciągle w swym życiu narażonych na porażki i klęski, które oprócz sukcesów i przyjemności składają się na realną treść egzystencji człowieka i stanowią faktyczne treści jego życia. Bunt wobec absurdu - oto postawa bliska autorowi Dżumy.
Thomas Merton nazywa Alberta Camusa typowym myślicielem „postchrześcijańskim”. Myśląc w tym duchu, wypada uznać, że w ten sposób chciał wskazać znacznie trudniejszą „drogę do świętości”, skoro miała to być „świętość bez Boga”. Współczesny świat nie jest - jak np. średniowieczna Europa - zdominowany przez jedną religię. Ludzie reprezentują różne światopoglądy, zaś tolerancja w tym względzie jest oczywistym przejawem uznania wolności drugiego człowieka. Egzystencjalizm rozwarstwił się z czasem na nurt ateistyczny i uznający istnienie Boga. Człowiek Camusa jest niewierzący, ale dzięki temu dowiadujemy się, że także ludzi, którzy nie noszą w pamięci nakazów dekalogu, obowiązuje zachowanie człowieczeństwa w każdej sytuacji.
Ta książka to protest przeciwko wszystkim formom biernego poddania się nieszczęściu i brakowi znaczenia. To sprzeciw wobec biernej akceptacji wyobcowania. Jest on jawnie niereligijny. Camus nazwał nawet Dżumę „najbardziej anty chrześcijańską” spośród swoich książek. Jednakże pisarz był zarazem zbyt uczciwy i zbyt skromny, by być w swym stosunku do religii skostniałym doktrynerem. Nie był „ateistą”, a tym mniej „wojującym ateistą”. Wyznawał po prostu, że doświadczenie chrześcijańska jest czymś całkowicie obcym w jego życiu, nie może więc naprawdę utożsamiać się z chrześcijanami. Traktuje chrześcijaństwo ironicznie i surowo, lecz nie całkowicie bez zrozumienia. Taka postawa jest typowa dla „postchrześcijańskiej” umysłowości, która opiera swoją krytykę chrześcijaństwa na historycznym rozdźwięku między wspaniałym chrześcijańskim ideałem, a cokolwiek mniej budującą rzeczywistością.
Bunt wobec zła i siła moralna tkwiąca w człowieku to wielkie prawdy o istocie ludzkiej doświadczającej brutalnej rzeczywistości. Treścią utworu jest - jak określa rzecz Pierre-Henri Simon - sympatia dla człowieka z godnością znoszącego swój ciężki los, litość dla istoty rozdzieranej cierpieniem, zgorszenie śmiercią dziecka, gniew przeciw uciskowi społecznemu, pomnażającemu okrucieństwa losu.
Uniwersalną wymowę Dżumy wspierają ogólne sądy wygłaszane przez bohaterów utworu w różnych okolicznościach. Narrator wypowiada myśl, że dżumy i wojny zastają ludzi zawsze tak samo zaskoczonych. Autor kilkakrotnie w różnych miejscach używa słowa „wojna”. Powszechnie przyjmowana interpretacja Dżumy jako powieści o wojnie znajduje tu potwierdzenie. Zaraz jednak narrator dodaje (a później myśl tę powtarza Bernard Rieux jako postać literacka): najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód. To ogólne stwierdzenie dotyczy każdego czasu i sytuacji, ma wymowę podstawowego zalecenia do realizacji we wszelkich okolicznościach. Wynika ono ze zwyczajnej uczciwości (jedyny sposób walki z dżumą to uczciwość) i potrzeby zachowania człowieczeństwa (Obchodzi mnie tylko, żeby być człowiekiem). W końcowej części utworu pada przestroga wynikająca z doświadczeń bohaterów i obserwacji narratora: bakcyl dżumy nigdy nie umiera. Tymi słowami autor uprzedza wszelkie inne przejawy zła, które - jak świat światem - ujawnią się w dziejach ludzkości i zapragną jej wyniszczenia.