Manipulacje propagandy lewicowej od rewolucji francuskiej do fałszów bolszewizmu i komunizmu
prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
Lewica (radykalna lewica od jakobinów po komunistów) od paru stuleci stosuje te same formy manipulacji w propagandzie. Od Rewolucji Francuskiej 1789-1795 poprzez przewrót bolszewicki 1917 roku i rządy komunistycznego totalitaryzmu lewica odwoływała się w swych hasłach do stereotypów opartych na nienawiści i apoteozie terroru wobec wszystkich inaczej myślących. Rzeczową dyskusję opartą na faktach u lewicy zawsze zastępowało wymyślanie na oponentów i ich etykietkowanie jako "wrogów ludzi" i "kontrrewolucjonistów". Nawet dziś metody etykietkowania oponentów stanowią główną "broń" w arsenale lewicy. Tyle tylko, że dawną XVIII-wieczną gilotynę i XX-wieczne egzekucje na procesach pokazowych i w łagrach, dziś zastępują tylko kolejne eskalacje ataków medialnych na winnych "niepoprawności politycznej", wymyślanie im od "faszystów", "ciemnych klerykałów", "nacjonalistów" i "antysemitów''.
Do najważniejszych wspólnych cech propagandy lewicy w obu tych tak różnych okresach historycznych, należy ciągłe usprawiedliwianie terroru zagrożeniem ze strony przeciwników zewnętrznych i wewnętrznych, skłonność do tropienia kolejnych "wrogów ludu" i ich potępiania, prowadzącego ostatecznie do fizycznej likwidacji, skłonność do wyniszczania wszystkich oponentów czy tylko podejrzanych, bez względu na ich zasługi dla kraju, czy niezwykle cenne umiejętności. Podobne w obu okresach były tendencje do nieubłaganej walki z Kościołem i religią, wandalizm w odniesieniu do zabytków oraz cennych tradycji narodowych i religijnych.
Czymś, co niezwykle mocno łączy machiny propagandy francuskich jakobinów i bolszewizmu Rosji sowieckiej jest ogrom obłudy, cechującej oba typy propagandy, niebywałe rozmiary zdeformowania przez nich swoich własnych haseł w praktyce działania. Obie machiny propagandowe cechowało to samo orwellowskie dwój-myślenie, z tym, że fałsze propagandy jakobińskiej nie znalazły odpowiedniego demaskatora na miarę Orwella.
Dość przypomnieć choćby najsłynniejsze hasła Rewolucji Francuskiej, proklamowane 30 czerwca 1793 roku: "Liberté, egalité, fraternité" (Wolność, równość, braterstwo). O jakiej wolności można było mówić za rządów jakobinów, w czasach despotyzmu terroru rewolucyjnego i zniszczenia wolności gospodarczej (pod tym względem też niebywałe prekursorstwo wobec sowieckiego totalitaryzmu)? Co wspólnego z równością miały nagminne praktyki grabieży mienia dziesiątków tysięcy różnych "podejrzanych" przez "równiejszych" jakobińskich funkcjonariuszy terrorystycznego aparatu władzy? I wreszcie, wręcz groteskowe było mówienie o braterstwie we Francji jakobińskiej, rozdzieranej przez straszne walki frakcyjne, po których pokonani rywale byli masowo gilotynowani.
Rewolucyjny terror a fałsze o "erze wolności''
Analizując przeróżne wypowiedzi propagandowe doby rządów jakobińskich 1793-1794 ciągle natyka się na odmienianie w różnych przypadkach frazesów o niebywałej "erze wolności", w jaką jakoby weszła ówczesna Francja, promieniując z kolei tą ekstazą wolności na wszystkie inne narody. Sankiulocka czapka frygijska i "drzewka wolności" mają wszędzie symbolizować tę szczęśliwą "wolność" ówczesnych pokoleń Francuzów. A wszystko to dzieje się akurat w czasie, gdy rewolucyjny terror, uderzający we wszystkich "myślących inaczej", czy tylko o to podejrzanych, zbiera coraz okrutniejsze żniwo. Był to czas, gdy ofiarami podejrzeń, oskarżeń o "wrogość do ludu " padały dziesiątki tysięcy osób. Z jakąż łatwością rzucano oskarżenia o zdradę!
Nie kto inny, jak przyjaciele rzekomo tak "humanistycznego" Dantona (vide film A. Wajdy "Danton"): Barras i Feron, chełpili się w sprawozdaniu do władz paryskich kierowanymi przez siebie represjami w Tulonie: "Powołaliśmy komisję spośród szczerych sankiulotów paryskich (...) Rozpoczęła ona działalność przed 2 dniami dobrze wywiązując się ze swoich zadań (...) Już 800 zdrajców tulońskich poniosło karę śmierci". [przyp 1: A. Mathiez: Rewolucja Francuska, Warszawa 1956, s. 536.] 800 osób straconych w ciągu zaledwie dwóch dni pod nadzorem przyjaciół "liberalnego Dantona"! A są to dane niezaprzeczalne - wszak podawane za książką głośnego francuskiego, marksistowskiego historyka, jednoznacznie wyrażającego swe sympatie do czasów rządów jakobińskich, tyle, że nie bezkrytycznego. Swoistym smutnym symbolem całkowitej sprzeczności sankiulockich tyrad o wolności z rozszalałą praktyką rewolucyjnego terroru stały się ostatnie słowa pani Roland. Ta najsłynniejsza z kobiet Rewolucji Francuskiej wypowiedziała na krótko przed zgilotynowaniem słowa: " O wolności! O wolności! Jakież zbrodnie popełnia się w twoim imieniu!".
W Polsce obraz wydarzeń doby Rewolucji Francuskiej lat 1789-1795, łącznie z jej najhaniebniejszym okresem - czasami rządów jakobińskich 1793-1794, przez dziesięciolecia PRL-u był utrwalany w sposób jednostronny i panegiryczny, "dzięki" dominującym w historiografii tego tematu naukowcom jak np. nasz rodzimy wielbiciel jakobinów i Robespierre'a - profesor Jan Baszkiewicz. Panegirycznym uproszczeniom sprzyjał fakt, że - ze względu na blokadę carskiej cenzury - w Polsce nigdy nie przełożono ogromnej części najwybitniejszych książek o historii Rewolucji Francuskiej, od prac Thiersa, Micheleta i Lamartine'a po Carlyle'a i Ouineta. Nieznajomość tych dzieł, i w ogóle szerszej faktografii, ukazującej w pełni blaski i cienie dziejów Rewolucji Francuskiej, bardzo ułatwiła później jej skrajnie apologetyczne zafałszowanie w dobie PRL-u. Niewiedza o prawdziwej historii tamtych lat w Polsce jest niestety i dziś dość powszechna. Dlatego bezkrytycznie przyjęto w quasi "opozycyjnym" filmie A. Wajdy "Danton" potraktowanie jednego z czołowych przywódców rewolucyjnych - Georgesa Dantona jako rzekomo pełnego skrupułów "demokraty" i "humanisty", mającego wręcz organiczny wstręt do terroru. W rzeczywistości ten tak wyidealizowany przez Wajdę Danton, jako minister sprawiedliwości w czasie masakry więźniów we wrześniu 1792 roku (zamordowano 1340 osób), "wsławił się" wręcz haniebnym zachowaniem. Proszony o to, by jako minister, zapobiegł masakrom na więźniach, odburknął: "Gwiżdżę na więźniów, niech się dzieje z nimi, co chce" [przyp.2: A. Soboul: Histoire de la révolution francaise, Paris 1962, t. I, s.30.] Co więcej, później publicznie usprawiedliwiał popełnione rzezie mówiąc, że rozprawiono się wyłącznie z "tłumem konspiratorów i nędzników". I dodawał: "Chciałem, by cała młodzież paryska przybyła do Szampanii splamiona krwią, co dałoby mi gwarancję jej wierności. Chciałem oddzielić ją od emigrantów rzeką krwi (...)" [ przyp.3: A. Mathiez: op.cit., s.225.] .Faktycznie, haniebnie "splamiony krwią" był sam minister sprawiedliwości, Danton, tolerujący rzezie setek niewinnych osób (w tym około 300 księży). Należy się dziwić pokutowaniu panegirycznych propagandowych stereotypów na jego temat, choćby w filmie Wajdy, pokazywaniu go jako "olbrzyma" czasów Rewolucji.
Upiększona propagandowa wizja rządów jakobińskich nie była w dobie PRL-u przypadkowa, wszak jakże słusznie komuniści różnych krajów czuli się spadkobiercami ich okrutnych idei i praktyk. Stąd też skwapliwie milczano w pracach polskich PZPR-owskich historyków z "jakobińskim" zacięciem, o najbardziej kompromitujących wyczynach jakobińskiego terroru. Profesor Baszkiewicz np. w swych książkach o Dantonie i Robespierze, przemilczał w ogóle sprawę stracenia przez rewolucyjnych katów największego francuskiego uczonego owych czasów A. Lavoisiera. Publikacje PRL-owskie, idealizujące wciąż jakobinów, ukrywały prawdę o jakobińskich planach eksterminacji dużej części własnego narodu. Na przykład osławiony kat Nantes Jean Baptiste Carrier oświadczył kiedyś, że "Francja nie może wyżywić swojej zbyt licznej 1udności, ażeby zaś temu zaradzić, należy wytępić księży, szlachtę i mieszczan" [przyp 4: P. Gaxotte, Wielka Rewolucja Francuska, Warszawa 1939, s.265.] Gaxotte pisał, że tenże Carrier miał kiedyś powiedzieć: "Raczej zamienimy Francję w cmentarz, niż odstąpimy od zamiaru odrodzenia jej po naszej myśli". [ przyp.5: Tamże.] Po upadku jakobinów Carrier został stracony (w październiku 1794 roku), jako winny zamordowania ponad 2400 osób, w tym kobiet i dzieci.
Jakobiński terror traktowany był przez jego fanatycznych inicjatorów jako rodzaj swoistego oczyszczenia, które utoruje drogę do powstania szczególnego typu nowego człowieka - człowieka rewolucyjnego. (Tak jak później za rządów bolszewików bezlitosny terror miał ułatwić powstanie generacji, złożonej wyłącznie z ludzi reprezentujących postacie nowego typu - nowego człowieka socjalistycznego, "na miarę" leninowskich, a później stalinowskich czasów). Jeden z wybitniejszych współczesnych, francuskich badaczy czasów rewolucji Franżois Furet, tak pisał o jakobińskiej koncepcji rewolucji, ukształtowanej w czasach terroru: "Terror to rządy strachu, które w myśl teorii Robespierre'a są rządami cnoty. Terror uruchomiony dla unicestwienia arystokracji, staje się ostatecznie środkiem eliminacji niegodziwców i zwalczania przestępstw. od tej pory współistnieje z rewolucją, jest jej nieodłącznym elementem, tylko on bowiem może przyczynić się do powstania Republiki obywateli. (...) Jeśli zaś Republika wolnych obywateli nie może jeszcze powstać, to dlatego, że ludzie skażeni przeszłością są źli; za pomocą terroru Rewolucja, ta nie opisana i zupełnie nowa historia, stworzy nowego człowieka". [przyp 6: Cyt. za: Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania, Warszawa 1999, s.682.]
Współautor słynnej "Czarnej księgi komunizmu" Stéphane Courtois niedwuznacznie wskazywał na prekursorstwo francuskiego terroru jakobińskiego wobec terroru bolszewickiego, stwierdzając: "Niektóre metody stosowane w okresie terroru - manipulacja napięciami społecznymi przez frakcję jakobińską, zaognienie fanatyzmu ideologicznego i politycznego, prowadzenie wyniszczającej wojny ze zbuntowaną częścią chłopstwa - można uznać za zapowiedź działań bolszewików. Niewątpliwie, Robespierre położył pierwszy kamień na drodze, która później zawiodła Lenina do terroru. Czy podczas głosowania praw prairiala Robespierre nie oświadczył przed Konwentem: "Aby ukarać wrogów ojczyzny, wystarczy ustalić, kim są. Mniej zresztą chodzi o ich ukaranie, raczej o ich unicestwienie". [przyp. 7: Por. tamże, s.682.]
Przyjaciel Robespierre'a, fanatyczny jakobin Saint-Just "wsławił się" innym zaleceniem, jakże godnym późniejszych bolszewickich katów: "Karzcie nie tylko zdrajców, lecz nawet obojętnych; karzcie każdego. kto zachowuje się w republice biernie i nic dla niej nie robi". [przyp 8: P. Jasienica: Rozważania o wojnie domowej, Kraków 1985, s.114.] XX-wieczni przywódcy komunistyczni, typu osławionego czerwonego dyktatora Węgier MĄtyĄsa RĄkosiego, głosili na każdym kroku hasło: "Kto nie z nami, ten przeciw nam!".
W propagandzie jakobińskiej ważne miejsce zajmowało ciągłe demaskowanie domniemanych spisków wrogów Rewolucji. Kompan Robespierre'a, Antoine-Luis-Leon Saint-Just alarmował w przemówieniu z 10 października 1973 r.: "W republice istnieją spiski. Spisek nieprzyjaciół zewnętrznych, spisek złodziei, którzy służą republice po to jedynie, by ją wysysać, a którzy doprowadzą ją do zguby z wyczerpania". [przyp. 9: Cyt. za A. Mathiez, op.cit., s.508]. Spiskową teorię Saint-Justa błyskawicznie wsparł tego samego dnia i sam Robespierre, ostrzegając: "Od początku rewolucji należało zwrócić uwagę, że istnieją we Francji dwa różne źródła niepokojów: spisek angielsko-pruski i austriacki (...)". [przyp. 10: Tamże, s.508.] Rozwijając swe oskarżenia o spiski, Robespierre wystąpił ze skrajnymi, ksenofobicznymi oskarżeniami przeciwko przebywającym we Francji cudzoziemcom, akcentując: "Żywię instynktowną nieufność do tych wszystkich cudzoziemców, których oblicze zakrywa maska patriotyzmu i którzy wysilają się, by uchodzić za bardziej energicznych niż my sami. Są to agenci obcych mocarstw, gdyż wiem dobrze, że wrogowie nasi nie omieszkali sobie powiedzieć: emisariusze muszą okazywać najgorętszy, najbardziej przesadny patriotyzm, aby jak najłatwiej wślizgnąć się do naszych komitetów i zgromadzeń. To oni sieją niezgodę, to oni krążą wokół obywateli najbardziej godnych szacunku, wokół prawodawców najbardziej nawet niesprzedajnych; posługują się oni jadem moderantyzmu i sztuką przesady, by podsuwać nam poglądy sprzyjające w mniejszym lub większym stopniu ich tajemnym celom..." [przyp 11: Por. tamże, s.509.] W ślad za tak wyrażonymi podejrzeniami Robespierre'a szybko poszły aresztowania różnych podejrzanych cudzoziemców, nawet tych, którzy dotąd dawali niejednokrotnie wyraz niewzruszonego poparcia dla rewolucji. Bo jeśli sam Robespierre ich podejrzewa... to na pewno nie ma dymu bez ognia!
6 września 1793 roku rewolucyjna Konwencja podjęła uchwałę nakazującą aresztowanie wszystkich cudzoziemców, prócz robotników, artystów i tych wszystkich, którym uda się na czas dostarczyć dowody swego prawdziwego przywiązania do rewolucji i Republiki. Już 11 dni później uchwalono jedno z najstraszniejszych praw doby jakobińskiej - dekret o podejrzanych. Stanowił on dogodną postawę do inicjowania kolejnych fal zmasowanego terroru. Artykuł drugi wspomnianego dekretu, tak definiował osoby, które zostają uznane za podejrzane:
"Ci, którzy swym zachowaniem, bądź dzięki znajomościom albo też poprzez swe opinie wyrażone czy też napisane dali się poznać jako zwolennicy tyranii lub federalizmu albo też jako wrogowie wolności;
Ci, którzy nie zdołają udowodnić zgodnie z dekretem z 21 marca (dekret dotyczy powołania komitetów rewolucyjnych) źródeł swego utrzymania bądź wypełniania swych obywatelskich zobowiązań;
Ci, którym odmówiono certyfikatów lojalności obywatelskiej;
Urzędnicy zawieszeni w prawach, których im następnie nie przywrócono;
Dawna szlachta, mężczyźni i kobiety oraz ojcowie, matki, synowie, córki, bracia, siostry i agenci emigrantów, którzy nie dość okazywali swe poparcie dla rewolucji".
[przyp. 12: J. Baszkiewicz, S. Meller, Rewolucja francuska 1789-1794. Społeczeństwo obywatelskie, Warszawa 1983, s.300-301.]
Szczególnie straszny był 5 punkt dekretu, umożliwiający bezlitosne prześladowanie wszystkich członków rodzin - podejrzanych ze szlachty i emigracji. Do złudzenia przypominało to późniejsze zbiorowe represje bolszewickie wobec członków rodzin wszystkich uwięzionych i skazanych "wrogów ludu". Ciągle wprowadzano nowe "udoskonalenia" w terroryzowaniu obywateli, poszerzające ilość podejrzanych. Dekret z 16 kwietnia 1794 roku skazywał na zesłanie do Gujany każdego obywatela, nie utrzymującego się z pracy, "któremu udowodniono, że narzeka na rząd" [przyp 13: P. Gaxotte, op.cit., s.294.] Najszerszy zakres "zbrodni", zagrożonych konfiskatą majątku i śmiercią zawarto w sławetnej ustawie z 10 czerwca 1794 roku. Poza zagrożonymi szafotem osobami "bezczeszczącymi lub usiłującymi obalić Konwent Narodowy i rząd rewolucyjny" do osób "zasługujących" na gilotynę zaliczono m.in. tych, którzy utrudniają akcję aprowizacyjną (a więc rolników i kupców, opierających się przeciw narzucaniu im ograniczeń płac). Szafot miał grozić również jako "wrogom ludu" obywatelom, szerzącym fałszywe pogłoski (wszystkim kumoszkom), czy tym, którzy usiłowali wprowadzić w błąd opinię publiczną lub wzbudzić malkontenckie zniechęcenie [przyp. 14: P. Gaxotte, op.cit., s.294.] Kara gilotyny groziła również wszystkim tym, którzy prześladują lub oczerniają patriotów (czyli wszystkim oponentom jakobinów). Ustawa przewidywała niebywałe "ułatwienia" w ferowaniu wyroków skazujących, znosząc obowiązek wstępnych przesłuchań świadków i uniemożliwiając dopuszczenie obrońców do oskarżonych. Jedynym wyrokiem w sądzonych za omówione wyżej "zbrodnie" sprawach miał być wyrok śmierci [przyp. 15: Por.B. Melchior-Bonnet: Dictionnaire de la Révolution et de L'empire, Paris 1965, s.254.]
"Propaganda okrucieństw"
W propagandzie jakobińskiej szczególną rolę odgrywało ciągłe podtrzymywanie stanu wrzenia wśród mas Paryża przez straszenie ich groźbą kolejnych spisków i zdrad elementów "kontrrewolucyjnych". Jak pisał jeden z najwybitniejszych badaczy dziejów rewolucji Pierre Gaxotte: "Zmyślone spiski, urojone rzezie, fałszywe alarmy utrzymywały ludzi w strachu nieokreślonym, lecz stałym".[przyp. 16: P. Gaxotte, op.cit., s.121.] W podsycaniu nienawiści rzesz ludu Paryża do ludzi tzw. ancien régime bardzo dużą rolę odgrywały świadomie wymyślane fałsze jakobińskich propagandystów. Na przykład jeden z najbliższych współpracowników Robespierre'a, Antoine Saint-Just bez wahania upowszechniał w swych tekstach istne brednie o rzekomych okrucieństwach króla Ludwika XVI: "W roku 1788 Ludwik XVI kazał wymordować w Paryżu, na ulicy Melée i na Pont-Neuf 8000 osób bez względu na płeć i wiek ofiar. Dwór królewski powtórzył te morderstwa na Polu Marsowym (...) wieszano rocznie 15 000 przemytników, łamano kołem 3000 osób". [przyp. 16: P. Gaxotte, op.cit., s.120.] Komentujący te twierdzenia jako jednoznaczne "bajdy", Gaxotte pisał: "Takie słowa padały z trybuny Konwentu, były oklaskiwane, drukowane, wysyłane do najmniejszych wiosek, komentowane, powtarzane i upiększane. Wierni członkowie klubów wierzą wszystkiemu" [przyp 17: Tamże, s.120-121.] Sto kilkadziesiąt lat później w związku ze wzajemnymi oskarżeniami o okrucieństwa, o wojnie światowej wymyślono zwrot Greuelpropagande (propaganda okrucieństw). Fakty mówiły jednoznacznie - to francuscy jakobini byli "pomysłowymi" twórcami tego typu propagandy nienawiści.
W umacnianiu i rozszerzaniu kolejnych faz propagandy nienawiści do "wrogów ludu" szczególnie mocno pomagało powoływanie się na toczoną przez Francję wojnę. Przywoływane zagrożenie zewnętrzne stanowiło nader chętnie używane usprawiedliwienie dla propagowania aktów przemocy wobec wszystkich "myślących inaczej", alibi dla rewolucyjnego bezprawia i terroru. Ponad sto lat później bolszewicy sięgali wciąż do tego samego argumentu - powoływanie się na obcą interwencję miało uzasadniać najkrwawszy, najbardziej rozpasany terror Czeki.
(...)
Fałsze propagandy bolszewickiej i komunistycznej
Fałsze propagandy bolszewickiej i komunistycznej to temat ogromny i niezwykle szeroko zróżnicowany. Początkowo dominują fałsze zmierzające do usprawiedliwienia okrutnego terroru wobec oponentów i zrzucania na nich i na interwencję zewnętrzną winy za głód i katastrofę gospodarczą Rosji. Później dochodzi fala fałszów przedstawiających sowieckie więzienie narodów jako "wspaniały" symbol równouprawnienia narodów, a sowiecką eksploatację społeczeństwa jako proletariacki "raj na ziemi". Wtóruje im ogromna ilość fałszów na temat rzekomych sowieckich "wyczynów gospodarczych", a później zapowiedzi, jak to ZSRR we wszystkim przegoni kapitalizm. Kolejne elementy manipulacji sowieckiej propagandy to usprawiedliwianie zaborów terytorialnych kosztem sąsiadów i oskarżanie Zachodu o forsowanie "zimnej wojny". Wiążą się z tym przeróżne szczegółowe fałsze propagandowe (np. o tym, kto wywołał wojnę koreańską). Jedną z nader istotnych części manipulacji sowieckiej propagandy stanowią tłumaczenia kolejnych buntów narodów uciskanych (typu Powstania Węgierskiego 1956 r., Praskiej Wiosny w 1968 r., czy ruchu "solidarności" w Polsce) złowieszczymi intrygami Zachodu, etc.. Ważną część w całokształcie manipulacji propagandy sowieckiej stanowią konsekwentne zabiegi o przyciągnięcie na Zachodzie jak największej ilości "fellow travellers": dziennikarzy, uczonych czy twórców gotowych z różnych powodów do powielania w swoich krajach najbardziej nawet zakłamanych stereotypów komunistycznej sowieckiej propagandy. I wreszcie nowy typ manipulacji od połowy lat osiemdziesiątych, zmierzający i to skutecznie do ukształtowania na Zachodzie tzw. gorbomanii - przedstawienia Gorbaczowa jako prawdziwego demokraty i reformatora, któremu Zachód powinien jakoby maksymalnie i bez zastrzeżeń pomagać w swoim dobrze pojętym interesie. Brak miejsca nie pozwala tu oczywiście na zajęcie się tak wielostronnymi i różnorodnymi manipulacjami propagandy bolszewickiej i komunistycznej. Ograniczę się więc z konieczności do przedstawienia niektórych wycinkowych aspektów tych manipulacji, zwłaszcza tych, które stanowiły swoistą kontynuację manipulacji propagandy radykalnej lewicy doby Rewolucji Francuskiej.
Już na wstępie za szczególnie konieczne uważam zaznaczenie, że ogromny wpływ na sposób, w jaki stawiano zręby dyktatury komunistycznego totalitaryzmu w Rosji, miał wyjątkowy cynizm przywódców bolszewickich, od Lenina po Trockiego i Stalina. Jakże wymownie charakteryzuje ten cynizm, maksymalne nie liczenie się z cierpieniem mas rzekomych "zbawców ludu", wczesna wypowiedź Lenina, w reakcji na głód w regionie Samary w 1891 r. Lenin wyraził wtedy swą jednoznaczną satysfakcję z efektów klęski głodu, mówiąc: "Niszcząc przestarzałą gospodarkę chłopską głód przybliża nas obiektywnie do naszego ostatecznego celu, socjalizmu, który to etap następuje bezpośrednio po kapitalizmie. Głód niszczy także wiarę nie tylko w cara, ale i w Boga".
Propagandowa obłuda w czasach totalitarnego terroru
Winston Churchill powiedział kiedyś: "Komuniści są jak krokodyle, które kiedy otwierają paszcze, nie wiemy - uśmiechają się, czy chcą nas pożreć". Trzeba rzeczywiście przyznać, że kolejni dyktatorzy komunistyczni, począwszy od Lenina i Stalina doprowadzili do perfekcji sztukę propagandowego zakłamania i obłudy. W czasie, gdy w Związku Sowieckim szalał w najlepsze krwawy terror Wielkiej Czystki, gdy ofiarą jego padały miliony osób, totalitarny dyktator Josif Wisarionowicz Stalin głosił w przemówieniu na zebraniu przedwyborczym w Moskwie 11 grudnia 1937r.: "Nigdy na świecie nie było takich (jak w ZSRR - J.R.N.) istotnie wolnych i istotnie demokratycznych wyborów. (...) Wybory odbywają się u nas (...) w atmosferze, powiedziałbym, wzajemnej przyjaźni, bowiem (...) nie ma właściwie komu wywierać presji na naród, aby wypaczyć jego wolę". Szczególnie umiejętnie, perfekcyjnie wręcz Stalin umiał wykorzystywać naiwność niektórych, bardzo głośnych intelektualistów zachodnich, dla przekonania ich o swojej wielkoduszności i pragnieniach demokratycznych i humanistycznych, co było zresztą tym łatwiejsze, że bardzo chcieli mu wierzyć. Jakże wymowna pod tym względem była rozmowa Stalina z francuskim pisarzem, laureatem Nagrody Nobla Romain Rollandem. Skądinąd zachwycony obrazem tej fasadowej Rosji, jaka mu pokazali stalinowscy przewodnicy, Romain Rolland miał tylko jedno zastrzeżenie. Mówił o przykrym wrażeniu, jakie wywarło w Europie Zachodniej nagłe wykonanie naraz w ZSRR kilkuset zawieszonych wyroków śmierci na więźniach politycznych w odwet za skrytobójczy mord na Kirowie w 1934 r., skądinąd popełniony na zlecenie Stalina. Stalin, który sam nakazał wykonanie wspomnianych wyroków śmierci, zaczął obłudnie wyjaśniać Rollandowi: "Oczywiście, że byłem przeciw tak okrutnej decyzji. Dojście do niej kosztowało mnie wiele bezsennych nocy. Ale cóż, takie są już u nas skutki demokracji na szczytach. Zostałem przegłosowany przez większość moich kolegów w Biurze Politycznym KC WKPb".
(Zauroczony Stalinem Rolland, po tym wyjaśnieniu uważał, że Stalin jest jedyną nadzieją demokracji w Rosji, "jedynym Europejczykiem" wśród barbarzyńców).
Dla dyskredytowania przeciwników bolszewicy sięgali po najbardziej zohydzające ich porównania i zestawienia. Warto przypomnieć na przykład jak to jeden z czołowych przywódców bolszewickich uznał postulaty zbuntowanych marynarzy Kronsztadu i popierających ich robotników w 1921 roku za "eserowsko-czarnosecinne". Obelżywe określenie "czarnosecinne" nawiązywało do osławionej Czarnej Sotni, najbardziej reakcyjnej i agresywnej formacji doby caryzmu. Jeden z współautorów "Czarnej Księgi komunizmu" Nicolas Werth zwrócił uwagę jak absurdalną deformacją było nazwanie postulatów zbuntowanych z Kronsztadu "czarnosecinnymi", wyliczając, że były one takie same jak żądania ogromnej większości obywateli po trzech latach dyktatury bolszewickiej: ponowne wybory do sowietów w tajnym głosowaniu i swobodnych dyskusjach; wolność słowa i prasy - sprecyzowano jednak - "dla robotników, chłopów, anarchistów i lewicowych partii socjalistycznych"; powszechne zrównanie racji żywnościowych oraz uwolnienie wszystkich więźniów politycznych, członków partii socjalistycznych, wszystkich robotników, chłopów, żołnierzy i marynarzy, uwięzionych za działalność w ruchu robotniczym lub chłopskim; utworzenie specjalnej komisji odpowiedzialnej za zbadanie spraw wszystkich osadzonych w więzieniach i obozach koncentracyjnych; zniesienie rekwizycji; rozwiązanie oddziałów specjalnych Czeka; absolutna wolność dla chłopów "robienia tego, co chcą, na swojej ziemi i hodowania własnego bydła, pod warunkiem, że będą sobie radzić własnymi środkami". [Por. S.Courtois i in.: "Czarna księga komunizmu. Zbrodnie, terror, prześladowania", Warszawa 1999, s. 120].
Dla bolszewików najstraszniejsze nawet klęski żywiołowe stawały się głównie okazją do takiego manipulowania propagandą na temat ich skutków, by zrzucić winę za wszystko na swych najbardziej znienawidzonych przeciwników. Nader typowe pod tym względem było zachowanie Lenina w związku ze straszną klęską głodu na wiosnę 1922 roku. Lenin uznał, że właśnie wówczas na tle strasznych warunków i rozpaczy mas tym łatwiej będzie obrócić propagandowo ich gniew przeciwko Cerkwi prawosławnej, tak by udało się skonfiskować jej bogactwa. I nic nie liczyło się w tym momencie dla Lenina, że właśnie czołowi duchowni prawosławni od początku klęski głodu starali się maksymalnie organizować wsparcie dla jak najszerszych rzesz ludności dotkniętych tą klęską. W liście do Biura Politycznego z 19 marca 1922 roku Lenin tak akcentował potrzebę wykorzystania klęski głodu dla zadania Cerkwi i duchowieństwu prawosławnemu śmiertelnego uderzenia w łeb. Pisał: "W chwili, gdy tyle zagłodzonych istot żywi się ludzkim mięsem, gdy drogi usłane są setkami, tysiącami trupów, teraz i tylko teraz możemy (a w konsekwencji musimy) skonfiskować majątek Cerkwi ze straszną, bezlitosną energią (...) W innym momencie nie osiągniemy celu, gdyż tylko rozpacz wywołana głodem może zmusić masy do postawy wobec nas życzliwej lub przynajmniej neutralnej... Jestem więc przekonany, że jest to najlepszy moment do zgniecenia czarnosecinnego duchowieństwa w najbardziej zdecydowany i bezlitosny sposób i z taką brutalnością, by pamiętali o niej latami". (Już w 1922 roku według źródeł cerkiewnych zamordowano w Rosji 2691 popów, 1962 mnichów i 3447 mniszek).
Nader dobrą ilustracją rozmiarów komunistycznej obłudy było to, co się działo na Węgrzech po 1945 roku. Kraj ten przeżywał najkrwawszą w Europie dyktaturę komunistyczną pod rządami sekretarza generalnego tamtejszej partii komunistycznej WPP, osławionego "krwawego Macieja" (Matyasa Rakosiego). Ocenia się, że w owych czasach aż 2,5 mln. osób na 9,5 mln osób dotknęło różnego typu krzywdy (więzienia, egzekucje, wysiedlenia, deportacje do ZSRR, internowania, nadzór polityczny). I w czasie niebywałego nasilenia takiego stalinowskiego terroru komunistyczne władze węgierskie wprowadziły cynicznie nowy obowiązkowy zwyczaj witania się między towarzyszami partyjnymi, przy wchodzeniu do urzędów, etc. - słowem "Szabadsag" (Wolność!). Podobnie ponurą groteską były słowa sowieckiego hymnu z doby najsroższego stalinizmu, mówiące o tym, że nie ma drugiego takiego kraju w świecie, gdzie tak wolno oddycha człowiek.
Poparcie dla grabieży
Podobnie jak w czasach jakobińskich rządów doby Rewolucji Francuskiej także i po przewrocie bolszewickim zyskiwano poparcie wśród dużej części warstw uboższych, głównie poprzez pobudzanie u nich nienawiści do bogatych. Propaganda bolszewicka starała się maksymalnie oddziaływać na najniższe instynkty motłochu, wręcz nawoływała do grabienia mienia środowisk lepiej usytuowanych (sławetne hasło "Grab zagrabione!"). Były sekretarz Stalina Borys Bażanow, który mając dość bolszewizmu zbiegł ostatecznie za granicę, pisał w swych wspomnieniach: "Istotą komunizmu jest wzbudzanie nienawiści biednych przeciw bogatszym. [Podkr. J.R.N.] Im ludzie są biedniejsi, prostsi, im mniej wiedzą, tym większe szanse powodzenia ma propaganda komunistyczna, tym lepsze warunki na sukces komunistycznej rewolucji. Sukces ten jest pewny w krajach Afryki, w biednych mrowiskach Azji, w rozwiniętych krajach Europy jak dotąd może być osiągnięty wyłącznie siłą - za pomocą radzieckich czołgów. Jest rzeczą oczywistą, że zawiść i nienawiść są wykorzystywane jedynie po to, by judzić jedne warstwy społeczne przeciw innym, by wywoływać konflikty społeczne, by gnębić i niszczyć - chodzi przecież o zdobycie władzy. A później wszystko nabiera cech zorganizowanej katorgi, w której więzi się cały naród i którą rządzi wąska komunistyczna elita". (...)" Cel tej operacji to zbrojny rabunek w skali całego globu, zbudowanie światowego społeczeństwa niewolników, "robotyzacja" całego świata, którym okrutnie rządzić będą korzystający z absolutnej władzy i tępi biurokraci "partii" (...)" [B. Bażanow: "Byłem sekretarzem Stalina", Warszawa 1985, wyd. podziemne "Nowa", s. 186-187].
To granie przez bolszewików na instynktach zawiści i grabieży u plebsu, szybko zauważyli co bystrzejsi obserwatorzy bolszewizmu. By przypomnieć choćby jakże przejmujące zapiski pisarza - emigranta, Laureata Nobla w 1933 roku Iwana Bunina, który już 5 maja 1918 roku pisał jakże proroczo: "Czyż ci ludzie nie wiedzieli, że rewolucja to tylko krwawa gra w komórki do wynajęcia, kończąca się zawsze tylko tym, że lud, nawet jeśli uda mu się przez pewien czas posiedzieć, pobuszować i poświętować na miejscu panów, zawsze koniec-końców wpada z deszczu pod rynnę? [Podkr. J.R.N.] [J.Bunin: "Przeklęte dni", Warszawa 1983, wyd. podziemne Oficyna Liberałów, s. 30].
Te swe przewidywania skutków przewrotu bolszewickiego Bunin ilustrował różnymi przykładami z owych czasów terroru i grabieży, opisując na przykład pod datą 1 marca 1918 r.: "Gruzińskiemu opowiadał w tramwaju żołnierz: "Chodzę bez roboty, poszedłem do rady delegatów prosić o miejsce; miejsc, mówią, nie ma - ale masz tu dwa nakazy rewizji, możesz się nieźle obłowić. Posłałem ich do wszystkich diabłów - ja człowiek uczciwy..."" [Tamże, s. 12]. Niestety tak reagujący uczciwi należeli do mniejszości, hasła grabienia stawały się świetną okazją do pozyskiwania bolszewikom poparcia u motłochu. Podobnie jak propagandowe działania zmierzające do spektakularnego upokarzania ludzi bogatszych, dotąd znajdujących się na wierzchołkach społeczności, a teraz gnębionych jako rzekomych "kontrrewolucyjnych krwiopijców" i "burżujów". Typowe pod tym względem było opisane przez Bunina w dniu 10 czerwca 1918 r. Zebranie bolszewickiego Komitetu Wykonawczego w Kijowie. Zebrani natychmiast przywitali burzliwymi oklaskami wysuniętą przez niejakiego Feldmana propozycję, by "wykorzystać burżujów zamiast koni przy przewozie ładunków!" [Tamże, s. 35].
Autorem jednych z najwcześniejszych i najwnikliwszych zarazem obserwacji na temat bolszewizmu był słynny polski prozaik i eseista, przez wiele lat prezes Polskiego PEN-Clubu Jan Parandowski. Po pierwszej wojnie światowej przeżył on parę miesięcy pod rządami bolszewickimi w Saratowie i swe przeżycia odtworzył w wydanej już w 1919 roku książce "Bolszewizm i bolszewicy w Rosji". Książka ta zawiera wiele bardzo cennych uwag o istocie bolszewizmu, a również o roli części Żydów w bolszewickim przewrocie. Ze szczególnym przerażeniem patrzył Parandowski na ogromną rolę wciąż podsycanej nienawiści klasowej w propagandzie bolszewickiej, tępienie tak zwanej burżuazji i inteligencji, uważanej za "lokajów burżuazji", pozbawianej wszelkich praw ludzkich i konsekwentnie wyniszczanej. Jak pisał Parandowski: "Społeczeństwo podzielono na proletariat, który miał być panem sytuacji, i na coś nieokreślonego, co w bogatej i przedziwnej terminologii bolszewickiej dostawało co dzień nowe nazwy. Była to burżuazja, którą stosownie do okoliczności nazywano: "białą gwardią", "dusicielami", "eksploatatorami", "ziemiańska-białogwardyjską kontrrewolucją", a inteligencję przeważnie "lokajami burżuazji". Ci wszyscy byli wydziedziczeni, prawdziwi pariasi, pozbawieni praw i czci. Bywały chwile, kiedy rząd wołał po prostu: "Róbcie sobie z nimi, co chcecie". Można ich było grabić i zabijać, i być pewnym, że żaden trybunał rewolucyjny tego nie poczyta za zbrodnię". [J.Parandowski: "Bolszewizm i bolszewicy w Rosji", London 1996, s. 106].
Pierwszym bardzo ważnym etapem niszczenia "burżuazji jako klasy" było obkładanie jej przedstawicieli niezwykle wysoką kontrybucją i gruntowne wywłaszczenie z dorobku osobistego przy akompaniamencie różnorakich poniżeń, np. zmuszania do czyszczenia latryn i koszar czekistów. Inspiracje do bezwzględnego traktowania "burżuazji" i jej wywłaszczania były na bieżąco przekazywane w bolszewickiej prasie. Na przykład bolszewickie pisemko "Izwiestija Odiesskogo Sowieta Raboczich Deputatow" z 13 maja 1919 roku informowało: "Zgodnie z uchwałami sowietu robotniczego 13 tego miesiąca zadekretowany został dniem wywłaszczenia burżuazji. Klasy posiadające będą musiały wypełnić szczegółowy formularz, w którym spisane zostaną produkty żywnościowe, obuwie, odzież, biżuteria, rowery, kołdry, prześcieradła, srebra stołowe, naczynia i inne przedmioty potrzebne ludowi pracującemu. [...] Każdy winien wesprzeć komisje wywłaszczeniowe w tym świętym zadaniu. [...] Ci, którzy nie podporządkują się rozkazom komisji wywłaszczeniowej, zostaną natychmiast aresztowani. Stawiający opór zostaną bezzwłocznie rozstrzelani. [Cyt. za "Czarną księgą komunizmu" op. cit., s. 113].
Autor opracowania na temat sowieckiego terroru, publikowanego w "Czarnej księdze komunizmu" Nicholas Werth pisał w oparciu o jednoznaczne stwierdzenia szefa ukraińskiej Czeka Łacisa (w jego piśmie obiegowym do lokalnych oddziałów Czeka), że faktycznie wszystkie, dokonywane kosztem "burżuazji" "wywłaszczenia", trafiały do kieszeni czekistów i innych pomniejszych dowódców niezliczonych oddziałów rekwizycyjnych, wywłaszczeniowych czy Czerwonej Gwardii, które mnożyły się przy podobnych okazjach. [Tamże, s. 113]. Kolejnym etapem "wywłaszczeń" było odebranie "burżuazji" mieszkań. W bolszewickiej prasie wielokrotnie powracały różnego typu zachęty do bezlitosnego traktowania ludzi środowisk burżuazyjnych, w tym ich fizycznej eksterminacji, upokarzania "burżujów" poprzez zaganianie ich do najgorszych prac fizycznych. Temat ten wciąż powracał w wielu dziennikach bolszewickich z Odessy, Kijowa, Charkowa, Jekaternosławia, uralskiego Permu czy Niżnego Nowogrodu. [Por. tamże, s.113]. Na przykład na łamach "Izwiestii Odiesskogo Sowieta Raboczich Dieputatow" z 26 kwietnia 1919 można było przeczytać: "Ryba lubi być przyprawiona śmietaną. Burżuazja lubi władzę, która surowo karze i zabija. Jeśli więc stracimy kilkudziesięciu spośród tych łajdaków i idiotów, jeśli karzemy im zamiatać ulice, jeśli każemy ich żonom szorować koszary Czerwonej Gwardii (a byłby to dla nich niemały zaszczyt), zrozumieją wówczas, że nasza władza jest solidna i że nie ma co liczyć na Anglików czy Hotentotów". [Wg tamże, s.113].
Typowym przykładem skrajnego dyskryminowania "burżuazji" był charakterystyczny "klasowy" podział społeczeństwa Piotrogrodu pod kątem odpowiedniego ograniczenia przydziału żywności dla uznanych za "wrogie warstw społecznych". Podział wprowadzał swoiste "cztery kategorie brzucha", głosząc na rozklejonych w różnych punktach miasta plakatach:
Robotnicy, posiadający poświadczenia z fabryk, dostaną: 200 gramów chleba na dwa dni, 2 jajka albo tłuszczu, albo suchych jarzyn.
Urzędnicy biurowi: 100 gramów chleba na dwa dni, 1 jajko albo połowę racji pierwszej kategorii.
Różne zawody, profesorowie, dziennikarze: 100 gramów chleba na dwa dni i połowę racji drugiej kategorii.
Burżuje, właściciele, dzierżawcy przedsiębiorstw, rentierzy itp.: 50 gramów chleba na dwa dni i nie mają prawa ani do jaj, ani tłuszczu, ani jarzyn.
[Wg J.Parandowski: op. cit., s.107].
Według Parandowskiego traktowana przez bolszewików jako najgorsza czwarta kategoria ludzi czasami otrzymywała - w ówczesnych warunkach głodowych - "tylko po trzy śledzie, a nierzadko zapowiadano, ze wskutek braku żywności burżuje nic nie dostaną". [ J.Parandowski: op. cit., s.107].
Podobnego typu terror wobec przedstawicieli byłych klas posiadających stał się, wciąż powtarzającym się zjawiskiem przy tworzeniu kolejnych systemów władzy komunistycznej w uzależnionych przez ZSRR krajach Europy środkowo-wschodniej i w niektórych krajach azjatyckich. Szczególnie drastyczne rozmiary przybrał właśnie w krajach azjatyckich. Jean-Louis Margolin tak opisywał na przykład pierwsze przejawy wojującego komunizmu wiejskiego w niektórych rejonach Chin na przełomie lat 1927-1928, a zwłaszcza wywoływanego przez agitację komunistycznego gwałtownego przeciwstawiania miejscowych biednych chłopów "właścicielom ziemskim": "Cała ludność zapraszana była na publiczne procesy "kontrrewolucjonistów", prawie zawsze skazywanych na śmierć, towarzyszyła egzekucjom, krzycząc "zabij, zabij" pod adresem Czerwonej Gwardii zajętej ćwiartowaniem ofiar na kawałki, które czasami pieczono i jedzono lub dawano do spożycia rodzinie na oczach innych, żyjących jeszcze skazanych. Wszyscy zapraszani byli na ucztę, w czasie której dzielono pomiędzy siebie wątrobę lub serce byłego właściciela, i uczestniczyli w wiecach - mówca stawał przed tłumem ludzi trzymających piki z wbitymi na nie świeżo ściętymi głowami". [Wg "Czarnej księgi komunizmu..." op. cit., s.440]. Przypomnijmy przy okazji, że zwyczaj wbijania ściętych głów na piki był szczególnie szeroko stosowany w czasie Rewolucji Francuskiej 1789 - 1795.
Nader bezwzględny charakter miały organizowane przez komunistów chińskich działania dla radykalnej zmiany stosunków na wsi po 1945 roku. Na przykład swego rodzaju kluczowym elementem chińskiej reformy rolnej były tzw. "wiece żalu", na których zmuszano właścicieli ziemskich do publicznego kajania się przed chłopami z całej wioski. Kajających się upokarzano na przeróżne sposoby, a wielu z nich i tak zabijano. Historycy oceniają dziś, że zabito w owym czasie co najmniej po jednej osobie w każdej wiosce, a cała liczba zlikwidowanych w czasie tych "czystek" na wsi wyniosła od 2 do 5 milionów osób. [wg "Czarnej księgi komunizmu... " po. Cit., s.448]. Przed likwidacją właściciele ziemscy byli poddawani różnym formom znęcania się. Na przykład przywiązywano ich do pługa i zmuszano do pracy pod razami bata. Likwidacji kilku milionów właścicieli ziemskich towarzyszyło uwięzienie od 4 do 6 milionów kułaków w nowoutworzonych obozach. [Wg "Czarnej księgi komunizmu", op. cit., s.448,449].
Szczególnie okrutna była rozprawa dokonana zgodnie z zaleceniami komunistycznej propagandy w Kambodży. Starano się maksymalnie wyniszczyć przedstawicieli byłych warstw posiadających i inteligencji, doprowadzając do wymordowania jednej trzeciej kambodżańskiego narodu. Okrutne czystki miało ułatwić wysiedlenie wielkiej rzeszy mieszkańców miast na wieś. Jak podkreślał współautor "Czarnej księgi komunizmu" Jean-Louis Margolin stosowany wówczas odwet "służy obalaniu dawnej hierarchii zawodowej, rodzinnej, itd. W relacjach często jest mowa o zdumiewających awansach, mianowaniach na odpowiedzialne stanowiska w terenie wiejskiej hołoty (...) dyplomy stały się "zbędnymi papierzyskami" i biada tym, którzy jeszcze próbowali coś dzięki nim uzyskać. Główną cnotą stała się pokora: po powrocie do kraju ludzie z wyższych kręgów "starali się, o dziwo, o pracę polegającą na sprzątaniu ubikacji (...) bo pokonanie obrzydzenia było traktowane jako dowód przeobrażenia ideologicznego". [Wg "Czarnej księgi komunizmu"... op. cit., s.583].
Propaganda antypolska
Polska stanowiła trudną do przebycia barierę dla bolszewickich planów ogólnoświatowej rewolucji. Stąd tylekroć zauważane ogromne stężenie nienawiści do Polski w propagandzie bolszewickiej i wyjątkowo upiorny przedstawiany w niej obraz "Polski panów". Przypomnijmy, że dowodzący sowiecką nawałą na Polskę sowiecki wódz Michaił Tuchaczewski głosił w rozkazie dziennym z 2 lipca 1920 roku: "Armia spod Czerwonego Sztandaru i armia łupieżczego Białego Orła stają twarzą w twarz w śmiertelnym pojedynku. Ponad martwym ciałem Polski jaśnieje droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach poniesiemy szczęście i pokój ludzkości pełnej mozołu. Na zachód! Wybiła godzina ataku. Do Wilna, Mińska, Warszawy! Naprzód marsz!" [Cyt. za A.L.Szcześniak: "Wojna polsko-bolszewicka 1918-1920, Warszawa 1991, s.42].
Polska traktowana jako znienawidzony partner "śmiertelnego pojedynku" musiała być więc odpowiednio zohydzana. Historyk Aleksandra J.Leinwand przytoczyła rozliczne przykłady sowieckich plakatów, wyrażających zajadłą nienawiść do Polski i Polaków. Były one wyrazem propagandy plastycznej, propagującej brutalną przemoc. Według Leinwand: "Na plakacie S.Mucharskiego pt. Czym kończy się pańska zabawa (1920 r.) widzimy na pierwszym planie brutalną scenę rzezi. Młody bolszewik z twarzą wykrzywioną wściekłością i nienawiścią kopie leżącego na ziemi starca w stroju szlacheckim i przebija go piką. Widać lejącą się krew. Obok chłop bije pana. Inni chłopi z radością witają nadciągającą Armię Czerwoną. Ukazano też delegację z odświętnie ubrana dziewczyną z ludu, która trzyma kwiaty i z robotnikami pod sztandarem ozdobionym hasłem: "Niech żyje sowiecka Polska!". Plakat ten jest wart szczególnej uwagi nie tylko jako jedno z narzędzi propagandowej wojny z Polską. Wyraża on jasno imperialistyczne zamiary Rosji Sowieckiej". [A.J.Leinwand: "Sztuka w służbie utopii", Warszawa 1998, s.213].
Liczne antypolskie plakaty były "zdobione" wojowniczymi tekstami najsłynniejszego ówczesnego poety proletariackiego Włodzimierz Majakowskiego. Tak było na przykład w jednym z okien satyry "ROSTY", plakacie powstałym prawdopodobnie w czerwcu 1920 roku z tekstem Majakowskiego wyraźnie umieszczającym Polaków na pierwszym miejscu w wyliczaniu wrogów Rosji Sowieckiej. Tekst głosił: "Towarzysze, robotnicy i chłopi! Młodzi, starcy i dzieci, pamiętajcie, że wasi główni wrogowie, to J.Piłsudski i plemię pańskie". [Tamże, s.151]. Na innym plakacie wierszyk Majakowskiego zdobił dość szczególną "scenkę rodzajową" : Dwaj czerwonoarmiści (przypuszczalnie oceniając po ubiorze: Ukrainiec i Rosjanin) wspólnie podnosili w górę nabitego na bagnety tłustego polskiego "pana" w charakterystycznym stroju szlacheckim. Wystraszony szlachcic krzyczał i upuszczał szablę.[Tamże, s. 153].
Częstokroć z wyraźną wrogością odnoszono się do różnych polskich symboli narodowych. Na przykład w wierszu dołączonym do plakatu "Walka Ententy z Władzą Radziecką" ironizowano, przekręcając fragment hymnu polskiego: "Jeszcze wszak Polska nie zginęła. Chociaż panowie o kulach". [Tamże. S. 151]. Ze szczególną nienawiścią odnoszono się do Orła białego jako herbu Polski. Dość przypomnieć choćby wypuszczony w 1920 roku przez komunistyczne wydawnictwo w Kijowie plakat ukazujący wielkiego białego orła, którego robotnik i chłop usiłowali zdeptać i zabić młotami. Pod koniec umieszczonego na plakacie propagandowego tekstu przedstawiono wizję "ginącego orła białego" i powstającej pod czerwonym sztandarem "Socjalistycznej Polski Rad". [Tamże, s. 152]. Jak wiemy ten motyw zabijania polskiego orła białego powrócił w szczególnie plugawej postaci na plakacie najeźdźczej armii sowieckiej armii sowieckiej z września 1939 roku. Pokazywał on czerwonoarmistę, który bagnetem przebijał szyję polskiego orła, z którego głowy zlatywała czapka-kofederatka. [ Tamże, s. 152].
Częstym motywem w propagandzie nienawiści przeciw Polsce i Polakom było przedstawianie Polaków jako okrutnych antysemitów, "panów-pogromszczików". Na przykład na jednym z plakatów wydanych w Odessie z 1920 roku można było przeczytać słowa: Wisielcami i krwią żydowskich robotników pokryta jest droga polskiej szlachty". [Tamże, s. 157]. Inny antypolski plakat tego typu, także opublikowany w Odessie w 1920 roku "zdobiony" był napisem: "Tam, gdzie powiewa malinowa flaga polskiej szlachty, tam leje się krew żydowskich robotników". [Tamże, s. 158]. Do najohydniejszych antypolskich plakatów należały przeróżne dzieła niejakiego W. Deni wyspecjalizowanego w ukazywaniu Polski pod postacią zwierząt, co miało wyrażać do niej szczególną pogardę. I tak na przykład na jednym z plakatów W.Deni "Świnia tresowana w Paryżu" pokazywana była utuczona świnia, siedząca na rękach generała francuskiego. Świnia miała wąsy, a na głowie czapkę konfederatkę z napisem "Jaśnie wielmożna Polska" a w łapie dokument z napisem "Granice z 1772 roku". [Tamże, s.146]. Inny plakat Deniego, opublikowany w nakładzie 75 tysięcy egzemplarzy ukazywał Polskę wściekłego psa z sumiastymi, szlacheckimi wąsami, w czapce z piórem i orłem w koronie w postaci medalionu na szyi. [Tamże, s.146]. Deni był również autorem antypolskiej litografii: "Koś we właściwym czasie!". Ukazywała ona chłopa w czerwonej rubaszce kosą ścinającego głowę polskiego pana i Wrangla. Uradowany swą "robotą" chłop z wyraźnym zadowoleniem patrzył na lejąca się krew. [Tamże, s.146].
(...)
Walka z religią
Jedną z najczarniejszych kart komunizmu stanowiła prowadzona w Związku Sowieckim bezwzględna walka z religią, okrutne prześladowanie duchownych i wiernych różnych wyznać. Decydującym czynnikiem, który przesądził o tak zajadłej walce bolszewików z religią była fanatycznie wroga religii postawa czołowych przywódców sowieckich. By przytoczyć dwie jakże wymowne w swej zajadłości opinie Lenina i Stalina. Lenin tak pisał o religii w liście z 13 listopada 1913 roku do Maksima Gorkiego: "Wszelkie religijne idee, wszelkie koncepcje Boga są niewysłowioną wręcz podłością...jedną z najgorszego rodzaju, zarazą najbardziej wstrętnego charakteru (...) Każda obrona czy usprawiedliwienie Boga, nawet najbardziej subtelna, w najlepszej intencji, jest usprawiedliwieniem reakcji" [Cyt. za: A Zwoliński, s.124].
Z kolei Stalin stwierdził w odezwie do pionierów z 6 maja 1937 roku: "Musicie strzec się, by nie owładnęły wami obce wpływy, zwłaszcza wpływy religijne. Kto jest bezbożny, ten jest prawdziwym rewolucjonistą i prawdziwym komunistą. Jeśli zaś myślicie o Bogu, popełniacie zdradę rewolucji i zdradę komunistycznej dyktatury. Ja sam jestem bezbożny i przekonałem się, że komunizm razem z bezbożnictwem są etapami do prawdziwego socjalizmu". [Cyt. za: A. Zwoliński, s.124].
Fanatyczne poglądy antyreligijne przywódców bolszewickich znalazły odbicie w makabrycznych wręcz rozmiarach walki z religią w Związku Sowieckim.
Były członek Biura Politycznego KC KPZR, a później przewodniczący Komisji Rehabilitacyjnej Aleksander Jakowlew ujawnił, że w latach 1917-1985 w Związku Sowieckim stracono ok. 200 tysięcy duchownych różnych wyznań, a dalsze kilkaset tysięcy wywieziono. Działaniom dla fizycznej likwidacji wielkiej części duchownych towarzyszyła trwająca dziesięciolecia agresywna propaganda religijna, koordynowana przez kilkumilionową Ligę Bezbożników. W tej złowieszczej, pełnej nienawiści kampanii, niejednokrotnie uciekano się do wręcz absurdalnych oskarżeń i postulatów, mających na celu maksymalne unicestwienie działających w ZSSR wyznań i reprezentujących je Kościołów. I tak na przykład w organie Centralnego Komitetu KP (b) Białorusi "Orka" z 14 grudnia 1929 roku z okazji Bożego Narodzenia zamieszczono m.in. następujące hasła przedświąteczne: "
Wytężoną pracą antyreligijną oczyścimy drogę do kolektywizacji.
Wzmocnimy walkę z kułakami, nepmanami i klerem.
Precz z "bożym narodzeniem", niech żyje ciągły tydzień roboczy.
Zamiast "bożego narodzenia" - dzień industrializacji i kolektywizacji.
Kler - najwierniejszy pomocnik kontrrewolucji.
Jaskinie oszustwa i obłudy - kościoły, cerkwie, synagogi - zamieniamy na ogniska kultury socjalistycznej(...)
Współzawodnictwo socjalistyczne jest klasowym orężem walki z religią.
Walczcie z pojednawczym stosunkiem do religii.
Wszyscy pracujący pod sztandar Związku Wojujących Bezbożników.
Kler katolicki to najwierniejszy sługa polskich faszystów, kapitalistów i obszarników.
Precz z kantyczkami i książeczkami do nabożeństwa - czytajcie i rozpowszechniajcie książki radziecki i komunistyczne gazety polskie (...)
Religia i wódka to dwie trucizny, które otumaniają umysł i osłabiają wolę mas pracujących do walki o socjalizm (...)
Pracująca młodzieży włościańska! Bądź przykładem dla starych! Nie chodź do kościoła, nie wpuszczaj do domu klechów i ich sługusów, nie wykonujcie obrzędów religijnych (chrztów, wesel religijnych, pogrzebów religijnych)"
[Tekst przytaczam za książką Wschodnia granica, s.76-77].
Szokująco wręcz brzmiały takie hasła bolszewików jak: "Precz z miłością bliźniego! Nam nade wszystko potrzebna jest neinawiść!" [Cyt. za: ks. R. Dzwonkowski SAC Kościół..., s.62].
W piśmie młodych komunistów "Prawda Konsomołu" z 1929 roku (nr 28) stwierdzono, że jest rzeczą konieczną "uzbroić się w dynamit nienawiści klasowej i walczyć wszystkimi środkami przeciwko dobroduszności w walce religijnej" (Ibidem). Jedna z gazet moskiewskich głosiła w grudniu 1929 roku: "Każdy ksiądz jest antyrewolucjonistą, każdy akt religijny jest antysowiecki, ktokolwiek idzie do kościoła, ten obraża rewolucję i jej zasady" [Cyt. za: M.D'Herbigny La guerre antireligieuse en Russie sovietique. La campagne du Noël (decembre 1929-janvier 1939), Paris 1930, s.57]. W pięcioletnim planie uprzemysłowienia kraju z 1930 roku zapowiadano: "bezwzględną walkę z wszelkimi religiami w najszerszym znaczeniu tego słowa" [Wg R.Dzwonkowski SAC, Kościół... op.cit., s.60]. 5 maja ogłoszono "pięciolatkę antyreligijną, zapowiadając jako najważniejsze planowe zadanie to, iż: "Do dnia 1 maja 1937 roku na całym terytorium ZSRR nie powinno pozostać ani jednego domu modlitwy i samo pojęcie Boga winno zostać przekreślone jako przeżytek średniowiecza, jako instrument ucisku mas robotniczych" [Tamże, s.61]. Częstokroć występowano przeciwko poszczególnym duchownym ze skrajnie absurdalnymi oskarżeniami. Polskiego duchownego Rutkowskiego na przykład postawiono przed sądem tylko za to, że po wejściu milicji do Kościoła Wniebowzięcia N.M.P., nie mogąc przeszkodzić konfiskacie mienia kościelnego, ukląkł i zaczął się modlić. "To był czyn kontrrewolucyjny" - zawołał bolszewicki prokurator Krylenko. Również pracujący w tymże kościele ks. Pronckietis został oskarżony o "kontrrewolucyjne klęknięcie", rozbudzające niezadowolenie tłumu, skierowane przeciw władzom sowieckim [Por. kpt.F.Mc Cullagh, s.234].
Od początku lat trzydziestych władze sowieckie zaczęły usilnie popularyzować wśród młodzieży dość szczególne pozdrowienie na powitanie "Boga niet" i odpowiedź: "I nie nado" lub "I nie budziet".
Warto tu wspomnieć o "twórczym" rozwinięciu propagandy antyreligijnej po 1945 roku przez polskich "wrogów Pana Boga". Do najzajadlejszych pośród nich należał w czasach stalinowskich tak znany dziś filozof Leszek Kołakowski. W tamtych czasach Kołakowski prezentował się jako jeden z najgorszych stalinowskich hunwejbinów, który gromko atakował filozofię tomizmu i personalizmu chrześcijańskiego jako rzekomy wyraz obskurantyzmu i narzędzia ucisku mas w interesie imperializmu. Oto próbka ówczesnej stylistyki Leszka Kołakowskiego (Anno Domini 1953): "Tzw. personalizm chrześcijański stanowi zbiór kłamliwych sloganów, które pod pozorami dbałości o godność ludzką i prawa człowieka mają za zadanie usprawiedliwiać teoretycznie wszelkie najbrudniejsze praktyki polityczne imperializmu i wysługującego mu Watykanu oraz podstawy dla najbardziej reakcyjnych doktryn politycznych". Tak pisał Kołakowski w 1953 roku w artykule publikowanym na łamach teoretycznego organu KC PZPR "Nowe drogi" [Por. L.Kołakowski, Neotomizm w walce z postępem nauk i prawami człowieka, "Nowe drogi", 1953, nr 1, s.72]. Według Kołakowskiego "obskurantyzm Kościoła jest nierozerwalnie związany z jego funkcją polityczną - z dążeniem o utrzymania mas w posłuchu i pokornej uległości wobec eksploatacji kapitalistycznej i brutalnego ucisku burżuazyjnych rządów" [Tamże, s.30].
Kołakowski zarzucał, że Kościół pragnie "skupić swoje szeregi w walce z rosnącym ruchem robotniczym, zmobilizować wiernych do obrony kapitalistycznego ustroju. Kościół musiał uznać rzeczywistość świata, żeby móc wiernych wzywać do walki w obronie jego rzeczywistości społecznej - ustroju ucisku i krzywdy" [Tamże, s.70].
W swych oszczerczych oskarżeniach pod adresem Kościoła katolickiego Kołakowski nie wzgardził sięgnięciem do najohydniejszych nawet kłamstw antykościelnych, skrajnie fałszując obraz zachowania Kościoła katolickiego w czasie wojny. Pisał, że filozofia tomistyczna, a w szczególności personalizm tomistyczny ma stworzyć mistyfikujące i załgane usprawiedliwienie tego choćby, że Watykan pierwszy wystąpił z poparciem dla oprawców hitlerowskich, gdy objęli władzę w Niemczech, że sprzyjał hitlerowskiej agresji na Związek Radziecki, a wielu biskupów polskich z lokajską służalczością wysługiwało się hitlerowskim okupantom" [Tamże, s.80].
Nowe typy komunistycznej manipulacji w latach osiemdziesiątych
Przeżywający coraz wcześniejszy proces załamania gospodarczego i społecznego system komunistyczny w dobie lat osiemdziesiątych zdobył się na kolejną próbę manipulacyjnej metamorfozy. Miały być nią odgórnie realizowane przez sowieckiego przywódcę Michaiła Gorbaczowa maksymalnie nagłaśniane na pokaz, pseudoreformy "pierestrojki" i "glasnosti". Ich propagandowe nagłośnienia, stwarzające z sowieckiego przywódcy typ rzekomego jedynego w swoim rodzaju reformatora i demokraty, zyskały szczególnie ciepłe, i dodajmy naiwne, przyjęcie. Na Zachodzie doszło nawet do prawdziwej fali popularności sowieckiego przywódcy "gorbomanii". Jak przypomniał Józef Smaga w wydanej w 1992 roku interesującej syntezie dziejów imperium sowieckiego: "Od marca 1985 trwało pasmo nieprzerwanych międzynarodowych sukcesów przywódcy ZSSR. Pisano o "gorbimanii" zachodniej, wręcz do "gorbazmie". Image Michaiła Siergiejewicza budowano zawsze w konfrontacji z "jastrzębiami" w szeregach KPZR, starającymi się - jak informowały usłużne "dobrze zorientowane" źródła - zniweczyć szlachetne zamiary genseka. (...) Dla ukochanego Gorbiego nie mogło być i nie było alternatywy: albo on, albo chaos, powrót stalinizmu, zagrożenie dla pokoju światowego" [J. Smaga, op.cit., s.381].
Jak wielki był kontrast między wciąż nagłaśnianą propagandową chwalbą wielkiego sowieckiego "demokraty" i "liberała" M. Gorbaczowa a faktyczną praktyką za jago rządów, najlepiej można się przekonać studiując zapiski na temat rządów Gorbaczowa zawarte w znakomitej książce słynnego rosyjskiego dysydenta Wladimira Bukowskiego "Moskiewski proces". Bukowski pisał m.in.: "gorbaczowska "demokratyzacja" zaczęła się od wykręcenia rąk więźniom politycznym, a Zachód aż piał z zachwytu (...). Nasiliły się bardzo represje polityczne, czyli "walka z dywersją ideologiczną wroga klasowego" (...). Wykryto 1275 samych tylko "autorów i kolporterów anonimowych materiałów antysowieckich" [W. Bukowski, Moskiewski proces, Warszawa 1998, s.299, 613]. Bukowski w pełni podpisuje się pod opinią innych obserwatorów ery Gorbaczowa, twierdzących, że faktycznie Gorbaczow "zamierzał stworzyć nowy okrojony totalitaryzm" [Tamże, s.628].
Rzekomy wielki demokrata i liberał Gorbaczow jeszcze w listopadzie 1986 roku osobiście wzywał w przemówieniu w Taszkiencie do "doskonalenia zdecydowanej i bezlitosnej walki przeciw manifestacjom religijnym", do "wzmożenia propagandy ateistycznej", do surowego karania "przedstawicieli władz, którzy uczestniczą w obrzędach religijnych" [Wg. B. Lecomte, Prawda zawsze zwycięży. Jak Papież pokonał komunizm, Warszawa 1997, s.27]. Za czasów Gorbaczowa miały miejsce jeszcze różnego typu przejawy brutalnej walki z religijnością typu opisanej przez Bernarda Lecomte historii zabrania ikon z jednego kościoła ukraińskiego i spalenia ich na polu [Tamże, s.28]. Mało się dziś pamięta, że jeszcze pod koniec rządów Gorbaczowa doszło do brutalnych interwencji wojsk rosyjskich przy tłumieniu szeregu ruchów odśrodkowych. Szczególnie skompromitowała Gorbaczowa dokonana za jego wiedzą próba rozbicia litewskiego ruchu niepodległościowego poprzez opanowanie wieży telewizyjnej w Wilnie i masakrę jej obrońców. Autor świetnej książki o upadku Związku Sowieckiego Michael Dobbs pisał: "Masakra w Wilnie wywołała falę negatywnych emocji i lęku w całym Związku Radzieckim. Spekulowano o "konserwatywnym zwrocie" Gorbaczowa (...). kiedy rozeszła się wieść o jatce przed wieżą telewizyjną, ludzie wyszli na ulice Moskwy i innych miast, niosąc transparenty z napisami: "Gorbaczow to Sadam Husajn znad Bałtyku!" oraz "Zwróć Pokojową Nagrodę Nobla!" [M. Dobbs, Precz z Wielkim Bratem. Upadek Imperium Radzieckiego, Poznań 1998, s.409]. Józef Smaga pisał na ten temat w swej syntezie: "Wydarzenia stycznia 1991 ukazały kolejny wariant "zapierającej dech śmiałości" Gorbiego w nowej roli: laureat pokojowego Nobla z zakrwawionymi rękami" [J. Smaga, op.cit., s.383].
Znamienne, że nawet dzisiaj są w Polsce osoby powielające kłamstwa propagandowej "gorbomanii". Jednym z najbardziej wpływowych polskich wybielaczy Gorbaczowa wciąż pozostaje Adam Michnik, który na tym tle skłócił się z niektórymi znaczącymi postaciami spośród rosyjskich desydentów. Dość przypomnieć choćby słynną rosyjską dysydentkę poetkę Natalię Gorbaniewską, która uskarżała się na ostre potraktowanie przez Michnika z powodu jej krytycyzmu wobec Gorbaczowam i uznała zachowanie Michnika za "miernik złych obyczajów" [Zob. szerzej uwagi Gorbaniewskiej "Puls", nr.48/1991 i J. R. Nowak, Czarny leksykon, Warszawa 1998, s.173-174].
Innowacje "urbanowców"
Lata osiemdziesiąte przyniosły również w Polsce dość szczególne "wzbogacenie" metod propagandy komunistycznej przez innowacje propagandy urbanowskiej w dobie rządów Jaruzelskiego. Celnie podsumował je w 1998 r. autor podziemnego wydawnictwa, drukujący pod pseudonimem Rafał Szymoński. Pisał on: "W propagandzie, sterowanej przez Jerzego Urbana, absolutnie nie zależy na przekonywaniu Polaków o zaletach najlepszego ustroju na świecie. Nie zależy też na ukazywaniu wyższości komunistycznej ideologii (w mass mediach coraz rzadziej używa się słowa "socjalizm" i jego pochodnych). Osią propagandy urbanowskiej jest, jak to nazywa Krzysztof Kruk w paryskiej "Kulturze", ponury, karli realizm, co polega na nieustannym pokazywaniu Polakom ich beznadziejnego położenia i czynienia zeń cnoty. W położeniu takim jedyną możliwością jest wybór pomiędzy złem a złem, a wobec tego należy wybierać zło mniejsze. Co zaś jest złem mniejszym - określa władza. Tak więc koncepcja "mniejszego zła" i ochrony narodu przed złem większym stała się półoficjalną legitymacją rządów gen. Jaruzelskiego. Opinia znanego dziennikarza Dariusza Fikusa: "Dziś - i to jest istota urbanowszczyzny - władza rezygnuje ze zdobywania sobie sympatii, stawia na coś zupełnie innego, na zmęczenie ludzi, wzbudzenie niechęci i odrazy. Mają ona prowadzić do rezygnacji. Jestem przekonany, że wiele działań i publikacji ma na celu wywołanie uczucia upokorzenia i bezsilności...Jest to polityka dużo bardziej niebezpieczna od propagandy sukcesu, której absurdalność była dla większości obywateli oczywista i mogła nawet wywołać uśmiech. Śmiech jest środkiem oczyszczającym i rozbrajającym, natomiast operowanie szyderstwem i obelgą wywołuje nienawiść, rodzi uczucie bezsilności i rezygnacji" [Por. R. Szymoński, O urbanowszczyźnie i innych metodach manipulacji. Szkice o etyce dziennikarskiej i środkach społecznego przekazu, Katowice 1988, s.20-21].
Podziemny autor uznał, że najważniejszymi koncepcjami propagandy urbanowskiej są:
"- Koncepcja mniejszego zła.
Koncepcja ochrony państwa. Istotą omawianej koncepcji jest teza, że wszelkie działania, które z jakichkolwiek powodów nie podobają się władzy, podważają najwyższe dobro, jakim jest państwo. Dlatego są to działania niepatriotyczne. W ten sposób dobro państwa staje się tożsame z dobrem aktualnej ekipy.
Koncepcja winy narodu. Polacy pozbawieni są "instynktu państwowego", kultury politycznej i etosu pracy, obciążeni są niesławną przeszłością, kiedy to przez anarchię i warcholstwo zgubili sami siebie.
Koncepcja kompromitacji zwyciężonego. Każdy nurt społeczny zatrzymywany siłą jest tym samym skompromitowany i pozbawiony historycznej racji. Ważne są bowiem nie racje, popularność idei, nawet prawda. Ważna jest siła przebicia i wobec tego racja jest po stronie zwycięscy.
Koncepcja zohydzania. Rzecz polega na zohydzaniu w oczach społeczeństwa wszystkiego tego, co społeczeństwo uznaje za wartościowe, godne zaufania, z różnych powodów istotne. Chodzi zarówno o osoby, obdarzone rzeczywistym autorytetem, jak i o instytucje, idee, wartości, tradycje, np. Lech Wałęsa, biskup Tokarczuk itp."
[Tamże, s.23-24].
Podziemny autor zwracał uwagę na to, jakie znaczenia w urbanowskiej propagandzie miała manipulacja na żywym języku, nowomowa, pozbawianie pojęć ich właściwej treści. Akcentował: "Nadawanie słowom innych treści, czy wywłaszczanie słów, używanie ich w sposób przeniewierczy, by wypełnić umysły martwą miazgą - oto wielkie niebezpieczeństwo, grożące Polakom ze strony urbanowskich środków masowego przekazu. Np. patriotą jest tylko ten człowiek, który kocha ojczyznę tylko z pozycji "aktualnie słusznych" [Tamże, s.23].
Podsumowując te uwagi, stanowiące tylko cząstkę obrazu rozmiarów manipulacji cechujących tradycyjnie już propagandę radykalnej lewicy, od jakobinów do komunistów, raz jeszcze chciałbym zaakcentować potrzebę dużo pełniejszego niż dotąd pokazywania konsekwentnego dziedziczenia przez lewicę tych samych manipulatorskich chwytów i metod szkalowania przeciwników. Przy obnażaniu tych kłamstw ciągle nader aktualne są stwierdzenia znanego katolickiego publicysty Bohdana Cywińskiego, zawarte w wydanym w 1987 r. wydawnictwie podziemnym: "Konieczne jest działanie dla zmiany klimatu kultury współczesnej. Kłamstwo polityczne musi zostać w niej rozpoznane jako zło podobnego gatunku, jak przemoc wobec bezbronnych czy tortura, i musi stać się dla opinii publicznej podobnie odrażające (...) rozpoznane zło kłamstwa zmniejszy jego siłę i zasięg, odbierze mu jego bezczelność" [Por. B. Cywiński, Wobec zorganizowanego kłamstwa politycznego, Warszawa 1987].
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Manipulacja argumentacyjna w pr NieznanyO propagandzie szeptanej NieznanyPodloze manipulacji medialnych NieznanyManipulacja obrazem Nieznanymanipulacje GWnaUMOWA SPOLKI Nieznany00110 9942b2b7d9e35565ed35e862c NieznanyCISAX01GBD id 2064757 NieznanySGH 2200 id 2230801 Nieznanyinsurekcja kosciuszkowska (2) Nieznanywięcej podobnych podstron