background image
background image

K a z i m i e r z  O b u c h o w s k i 

ur. w Wołożynie, 25 lipca 1931 r. 

Psycholog, prof. dr hab., członek 

rzeczywisty Academia Europea. 
Autor książek: Psychologia dążeń 

ludzkich, Kody orientacji i struk-
tura procesów emocjonalnych, 

Adaptacja twórcza, W poszukiwa-

niu właściwości człowieka, Czło-

wiek intencjonalny, Od przedmio-
tu do podmiotu. 

Ewolucja jest ślepa niczym bogini sprawiedliwości. Bardziej 
ceni sobie okoliczności przetrwania i ekspansji genów oraz 
szczęśliwy traf mutacji niż osiągnięcia jednostki. Ludzkość 
przeciwstawiła się tym jej preferencjom. Ludzie nabrali świa-
domości siebie i teraz nie mamy już wyboru. Tylko od jed-
nostki zależy jej klasa i przed nikim nie da się usprawiedli-

wić omyłki zaniechania bycia tym, kim można być. 

ZYSK I S-KA 

W Y D A W N I C T W O 

ISBN 83-7150-929-4 

C e n a 29 zł 

background image

Kazimierz Obuchowski 

GALAKTYKA 

POTRZEB 

Psychologia dążeń ludzkich 

ZYSK I S-KA 

WYDAWNICTWO 

background image

Copyright ©  2 0 0 0 by Kazimierz Obuchowski 

Published by arrangement with Zysk i S-ka  W y d a w n i c t w o s.c., Poznań 

Copyright © for the cover illustration by Jacek Murat, 

A X X A International Sp. z o.o., Agencja Fotograficzna  F R E E 

Redaktor 

Anna Kowalska 

Wydanie II, poprawione i  z m i e n i o n e 

Wydanie I ukazało się pt. Przez galaktyką potrzeb 

I S B N 83-7150-929-4 

Zysk i S-ka  W y d a w n i c t w o s.c. 

ul. Wielka 10,  6 1 - 7 7 4 Poznań 

tel. (0-61) 853 27  5 1 ,  8 5 3 27 67, fax S52 63 26 

Dział handlowy, u!. Zgoda 54,  6 0 - 1 2 2 Poznań 

tel. (0-61)  8 6 4 14  0 3 ,  8 6 4 14 04 

e-maii: sklep@zysk.com.pl 

nasza strona: www.zysk.com.pl 

Łamanie tekstu perfekt s.c. 

ui. Grodziska 11,  6 0 - 3 2 7 Poznań 

Druk i oprawa: Zakłady Graficzne im.  K E N S.A. 

B y d g o s z c z , ui. Jagiellońska 1, tel.  ( 0 - 5 2 )  3 2 2 - 1 8 - 2 1 

e-mail: sekretariat@zgken.com.pl 

background image

Spis treści 

Wprowadzenie do wydania drugiego 9 

Rozdział 1. Osoba 13 

1.1. Osoba — spełniający się podmiot 13 
1.2. Pragnienia — potrzeby — dążenia 15 

1.2.1. Dążenia jako spełnianie potrzeb 16 

1.2.2. Dążenie i przyjemność 18 

1.3. Sens poznawania siebie 20 

1.3.1. Ludzi poznajemy poprzez siebie 20 

1.3.2. Projekcja siebie 21 

1.3.3. Wypieranie niechcianego 22 

1.3.4. „Koło fortuny" 25 

Rozdział 2. Dążenia i motywy 27 

2.1. Pytanie o czynności 27 
2.2. Różnorodność przyczyn postępowania 29 
2.3. Za dużo tych motywów 31 
2.4. Afekt i samokontrola 32 
2.5. Definicja motywu 35 

2.6. Racjonalizacja - • 35 

Rozdział 3. Motywy ochronne 37 

3.1. Rola motywu ochronnego 37 
3.2. Warunki powstania motywu ochronnego 39 

3.3. Wewnętrzna sprzeczność motywu ochronnego  . . . 42 

3.4. Nadstabilność programu w motywie ochronnym . . 44 
3.5. Dorażność motywów ochronnych 47 
3.6. Dalekie i bliskie zadania 48 

background image

Rozdział 4. Kultura i potrzeby 50 

4.1. Dążenia i kultura 50 

4.2. Dwa tysiące trzysta lat wstecz 56 

4.3. Dwa źródła problematyki potrzeb 58 
4.4. Listy potrzeb powszechnych 61 
4.5. Henry A. Murray i jego koncepcja 

„potrzeba-osobowość" 62 

4.6. Abraham Maslow i hierarchiczna teoria potrzeb . 64 
4.7. Dostosowawcza koncepcja potrzeb Kurta 

Goldsteina 70 

4.8. Alfred Adler — dążenie do mocy i interes 

społeczny 72 

4.9. Carl Rogers — tendencja samoaktualizacyjna 

i potrzeba pozytywnego odniesienia 75 

Rozdział 5. Potrzeby — podstawy teoretyczne  . . . . 78 

5.1. Właściwość — pragnienie — popęd 78 
5.2. Motywacja tła 85 
5.3. Normalność i definicja potrzeby 89 
5.4. Kategoryzacja potrzeb 96 

Rozdział 6. Potrzeby fizjologiczne 98 

6.1. Organizm i środowisko 98 
6.2. Środowisko i społeczeństwo 99 
6.3. Równowaga wewnętrzna i zewnętrzna 102 

6.4. Potrzeba optymalnej temperatury 104 

6.5. Potrzeba tlenu 105 
6.6. Potrzeba snu 108 
6.7. Potrzeba bodźców zmysłowych i przetwarzania 

informacji 109 

6.8. Potrzeba pokarmowa 113 

6.8.1. Potrzeba pokarmowa jako model potrzeby . 113 

6.8.2. Głód i deficyty pokarmowe 113 

6.8.3. Głód i zmiany osobowości 117 
6.8.4. Uwagi końcowe o potrzebie pokarmowej . . . 127 

Rozdział 7. Potrzeba seksualna 130 

7.1. Potrzeba seksualna czy potrzeba zachowania 

gatunku? 130 

background image

7.2. Właściwości potrzeby seksualnej 135 

7.2.1. Seks i erotyzm 135 

7.2.2. Zakres zachowań seksualnych 140 

7.2.3. Naturalność seksu 143 

7.2.4. Argumenty ewolucyjne 146 

7.2.5. Dobór wewnątrzgatunkowy i wątpliwości 

dotyczące swobody seksualnej 147 

7.3. Definicja potrzeby seksualnej 150 
7.4. Podstawowe warunki zaspokojenia potrzeby 

seksualnej 151 
7.4.1. Dwa odrębne mechanizmy fizjologiczne 

potrzeby seksualnej 151 

7.4.2. Dwa odrębne mechanizmy aktu płciowego . 154 

7.5. Seks jest integralnym składnikiem osobowości . . 156 
7.6. Zasada wielu kluczy do jednego zamka 157 
7.7. Koncepcja sublimacji 160 
7.8. Doświadczenie szczytowe i sublimacja 166 

Rozdział 8. Potrzeby poznawania 169 

8.1. Trzy rodzaje powszechnych potrzeb orientacyjnych 169 
8.2. Dwa rodzaje potrzeb poznawczych 171 
8.3. Wiedza nabyta i wiedza własna 184 
8.4. Wszyscy jesteśmy uczonymi 185 
8.5. Podstawy dynamiczne potrzeb poznawczych  . . . . 193 

Rozdział 9. Potrzeba kontaktu emocjonalnego 198 

9.1. Orientacja emocjonalna 198 
9.2. Koncepcja „popędu stadnego" Jana Mazurkiewicza 199 
9.3. Pojęcie kontaktu emocjonalnego 202 
9.4. Kontakt emocjonalny i potrzeba poznawcza  . . . . 208 
9.5. Dynamika potrzeby kontaktu emocjonalnego . . . 211 
9.6. Fazy rozwoju potrzeby kontaktu emocjonalnego . . 221 

9.6.1. Faza 1 221 

9.6.2. Faza 2 221 

9.6.3. Faza 3 223 

9.6.4. Faza 4 224 

9.7. Kompleks Kopciuszka i kompleks różnicy 227 
9.8. Podsumowanie problemu potrzeby kontaktu 

emocjonalnego 230 

background image

Rozdział 10. Potrzeba sensu życia 232 

10.1. Skąd tu pojawił się problem sensu życia? 232 

10.2. Trzy rodzaje nerwic egzystencjalnych 237 

10.3. Ogólne rozważania nad pojęciem sensu życia . . . 244 
10.4. Niektóre poglądy na to, czym jest sens życia . . . 257 

10.5. Ograniczona, ale ważna rola nadanego 

i własnego sensu życia 264 

10.6. Sens życia w warunkach zsyłki syberyjskiej  . . . . 268 

10.6.1. Uwagi ogólne 268 

10.6.2. Matki na zsyłce 272 

10.6.3. Trzy przesłanki nadziei 273 

10.6.4. Śmierć osobowości 275 

10.6.5. Nerwice 276 

10.6.6. Mechanizmy obrony psychicznej 278 

10.7. Rewolucja podmiotów i pokusy uprzedmiotowienia 282 

10.8. Kształtowanie się potrzeby sensu życia 292 

10.8.1. Ekstrapsychizacja i intrapsychizacja  . . . . 292 

10.8.2. Nastawienie ekstrospekcyjne 

i introspekcyjne 293 

10.8.3. Dynamizmy poznawania 294 

10.8.4. Odkrycie pytania o sens 295 

10.8.5. Identyfikacja 296 

10.8.6. Zmagania o przejście do fazy kosmicznej 

sensu życia 301 

10.8.7. Faza dojrzałej potrzeby sensu życia  . . . . 310 

Rozdział 11. Deterioracja a adaptacja twórcza 316 

Rozdział 12. Potrzeba dystansu psychicznego 

12.1. Nowe warunki usytuowania sensu życia  . . . . . . 320 

12.2.Ja intencjonalne i Ja przedmiotowe 323 
12.3. Spełnienie potrzeby dystansu warunkiem wolności 

psychicznej 330 

Uwagi końcowe 332 

Bibliografia 334 

Indeks nazwisk 343 

background image

Wprowadzenie 

do wydania drugiego 

Warunkiem prawidłowego postępowania jest poznanie potrzeb 

i motywów. Nie jest to łatwe, a trudność polega przede wszyst­

kim na właściwym rozpoznaniu potrzeb, które często mylimy 
z pragnieniami i na powiązaniu ich z motywami działania. Pierw­
szego uczy ta książka, a drugie wymaga ponadto odwagi cy­
wilnej i precyzji myślenia. 

Temat ten wciąż podejmuję na nowo, zaczynając od Psy­

chologii dążeń ludzkich,

 gdyż tempo historii ulega przyspiesze­

niu, a więc szybciej dokonują się zmiany w samookreślaniu się 
ludzi i zmiany ich poglądu na to, po co waito cokolwiek czynić. 
Oznacza to, że zmienić się powinny i hierarchia, i rodzaj po­

trzeb człowieka. 

Rzeczywistość potwierdziła te oczekiwania i przekroczyła 

je

1

. Na przykład — raz określony sens życia przestał być trwa­

łym kręgosłupem biografii. Stał się wartością jednostki ludz­
kiej, która musi go zachować i wielokrotnie modyfikować w to­

ku swojego życia. Pojawiła się też konieczność wyróżnienia 

nowego typu potrzeby, jaką jest potrzeba dystansu psychiczne­
go, gdyż typowe relacje typu „człowiek-świat", „człowiek-kul-
tura", zostały uzupełnione relacją „człowiek wobec samego sie­

bie". Pojawiły się też, i to w skali masowej, pytania „Kim 

jestem?" i „Czy spełniam siebie?" Nabrały one szczególnej wa­

gi, gdyż oznaczają, że nie wystarcza już wiedza o tym, jaką 

!

 Por. K. Obuchowski (2000), Od przedmiotu do podmiotu, Bydgoszcz, 

Wydawnictwo Akademii Bydgoskiej. 

background image

rolę pełni istota ludzka, czy jest przystosowana czy nieprzy­
stosowana, czy spełnia to, czego się od niej oczekuje. Z upły­

wem każdej dekady staje się bowiem coraz bardziej jasne, że 

człowiek musi umieć odróżniać to, co obrosło jego osobowość, 
od tego, co jest nim naprawdę, musi wiedzieć, czy się rozwija 

i za co ponosi odpowiedzialność przed samym sobą. Bez po­
siadania tej trudnej i nie zawsze przyjemnej wiedzy nie może 
uzyskać wolności psychicznej, nie jest w stanie stawać się oso­

bą, podmiotem, człowiekiem intencjonalnym. 

Każde więc z siedmiu wydań i przekładów tej książki

2

 było 

poprawiane oraz rozszerzane. Mijał czas, aż stało się. Liczba 

zmian „przeszła w jakość" i pojawiła się nowa książka, której 
wydanie proponuje Zysk i S-ka Wydawnictwo. Nie wiem czy 

lepsza. Na pewno mniej jednolita, gdyż wzrost wiedzy jest 
szybszy niż szanse jej integracji. 

Wspierał mnie w tym trudzie Prosiaczek, którego chyba zbyt 

często cytuję, ulegając nie tylko urokowi jego maleńkiej wiel­
kości, ale i naturalnej trafności ujęć. Rzetelność Prosiaczka wy­

nika z tego, że mówi tylko od siebie i nie jest przekonany, że 

wie cokolwiek lepiej od innych. Gdybym ja tak umiał! 

Najtrudniej było po postawieniu ostatniej kropki, gdy po­

czułem znany mi niepokój niedozakończenia, połączony z chę­
cią wymazania tekstu z komputera i powrotu do mniej niepoko­

jących zajęć. Prosiaczek, jak zawsze syntoniczny, zdecydował 

się dać mi ostatnią lekcję z cyklu: wychowanie przewrażli­
wionego autora. Wskazał kopytkiem na tekst, oczywiście w Te 

Prosiaczka,

 które leżało na podłodze, a otworzyło się na stronie 

86. Jest tam mowa o Kłapouchym, który kogoś mi przypomina. 

Właśnie wystękał swoje: 

2

 Cztery wydania w PWN, w latach 1966, 1969, 1971, 1983, a także 

przekłady na rosyjski (wyd. Progress), bułgarski (wyd. Nauka i Izkustwo) 
i słowacki (wyd. Obzor). 

10 

background image

Tak, bytem tam. Potem zrobiłem błąd i przyszedłem tutaj. 

A teraz, kiedy usłyszałem to, co chciałem usłyszeć, pewnie wró­

cę z powrotem. 

Zrozumiałem, że nie jest uszczęśliwiony ani tym, że przy­

szedł, ani tym, że wychodzi. Cóż mógłby jednak innego uczy­
nić. Może by został, ale nie pozwoli mu na to jego kłapoucho-
watość. Wiem o tym, gdyż cała książka dotyczy tego, czemu 

nie chcemy czynić właśnie tego, co chcemy. 

27 października 1998 

background image

„Samo istnienie dla człowieka nie jest wystarczającym celem 

istnienia ani dostatecznie silnym motywem pokonywania rze­
czywistości". 

Stefan Szuman 

„Człowiek jest ową bardzo dziwną istnością, która, aby być 
tym, czym jest, musi to najpierw zbadać, musi, chcąc nie chcąc 

— zadać sobie pytanie, czym są rzeczy w jego otoczeniu 

i czym on sam pośród nich jest [...] Człowiek jest żądzą bycia 
właśnie takim, jakim jest, urzeczywistnienia swego indywidu­
alnego Ja". 

Jose Ortega y Gasset 

background image

R O Z D Z I A Ł 1 

Osoba 

1.1.  O S O B A —  S P E Ł N I A J Ą C Y  S I Ę  P O D M I O T 

„Mózg ludzki jest miejscem, w którym Wszechświat dotyka 
i szczypie sam siebie". Tak w błysku genialnej intuicji ujął rolę 
naszego niewielkiego narządu twórczego, Paul Valery, poeta. 

I skromnie wyjaśnił swoją ideę: „«Człowiek myśli, więc Ja 

jestem», mówi Wszechświat". 

Psycholog nie ma wiele do dodania. Może tylko tę metaforę 

rozwinąć. Może napisać, że mózg ludzki, jeden z narządów 
przeżycia, którego celem jest przewidywanie, spełnia swoje co­

dzienne zadania, wykonując sam z siebie nieskończoną liczbę 
złożonych czynności psychicznych, ucząc się, a także uświa­
damiając sobie oraz oceniając różne wersje świata i siebie sa­
mego. 

Jednak bardziej przedziwną możliwością mózgu jest to, że 

kreuje rzeczywistość psychiczną, powodując, że człowiek, jej 
posiadacz, przestaje być tylko wytwarzanym „przedmiotem". 

Autonomiżując się, może intencjonalnie sterować swoimi dą­
żeniami, rozwijać je lub niszczyć. Człowiek może stać się na 
tyle podmiotowy, że o sobie mówi JA, a o mózgu mówi ON 
i utrzymuje dystans psychiczny zarówno wobec swojego ciała, 

jak i wobec przeżyć psychicznych, a więc i wobec tego, czego 

pragnie i czego potrzebuje. Utrzymując ów dystans, może świa­
domie spełniać siebie, tworząc nowe szanse i warunki zaspo­
kajania potrzeb. 

13 

background image

Owo spełnianie siebie jest również obroną przed dezinte­

gracją, której zgodnie z prawem zachowania energii ulegają 
wszystkie organizacje funkcjonalne, i to tym łatwiej, im bardziej 
są skomplikowane. Na przykład, gdy nie rozbudowujemy naszych 
koncepcji teoretycznych świata, zamieniają się one w konkretne 
stereotypy. Oznacza to, że tworzenie, jak i zachowanie bardziej 

złożonych form rzeczywistości psychicznej wymaga wprowa­

dzania do nich nowych dookreślających treści. Ujmując to samo 

innymi słowami, można powiedzieć, że wysoka jakość funkcji 
psychicznych jednostki wymaga rozwoju jej osobowości. 

Przykładem osiągnięcia nowego poziomu rozwoju jest usta­

lenie sensu swojego istnienia i, dzięki temu, oparcie działań 
na własnych zasadach, niezależnych od wymagań sytuacji i od 

doświadczenia. Człowiek może działać wówczas „od siebie", 
przekracza dane sobie możliwości i w ten sposób dokonuje 
transgresji. Staje się osobą. 

Osobą nazywam jednostką ludzką, która utrzymując 

dystans psychiczny wobec potrzeb i pragnień, rozwija się, 
kierując się sensem swojego istnienia. 

Biorąc to pod uwagę, należy też przyjąć, że osoba, aby roz­

wijać się i istnieć, musi ogarniać poznaniem nowe obszary swo­

jej działalności aż do poziomu ich zrozumienia. Gdy tego nie 

czyni, ponieważ nie chce, nie umie, nie widzi powodu lub boi 

się — nieuchronnie następuje jej degresja

1

, która polega na 

tym, że osoba przekształca się z powrotem w człowieka-
-przedmiot, tracąc zdolność do działań intencjonalnych, 
gdyż brak jej dystansu wobec siebie samej. 

W wyniku tego własne pożądania zdegradowanego psy­

chicznie człowieka, jego lęki, nabyte stereotypy i wymagania 

otoczenia zaczynają znowu kontrolować jego stan psychiczny 
i wymuszać na nim określone działania, a on nie jest w stanie 

przeciwstawić się im inaczej, niż czyni to kamień leżący na 

1

 Degresja określam przeciwny kierunek zmian osobowości niż transgresja 

w znaczeniu, jakie nadal temu terminowi Józef Koziciecki (19SS). 

14 

background image

drodze — swoim ciężarem, twardością lub nieprzydatnością. 

Jest tak dlatego, ponieważ człowiek-przedmiot nie czyni „od 

siebie", a jest czyniony przez świat, którego jest częścią. Sens 

człowieka-przedmiotu zależy tylko od tego, jak bardzo temu 
światu jest potrzebny. 

1.2. PRAGNIENIA — POTRZEBY — DĄŻENIA 

Powyżej zarysowałem tło dramatu, który jest tematem niniej­
szej książki. Jego hasłami wywoławczymi są dwa pojęcia: prag­
nienia i potrzeby, 

Pragnienia to pożądania i apetyty, które nieraz odpowia­

dają temu, co potrzebne jednostce naprawdę, a nieraz są 
dla niej szkodliwe. 

Potrzeby natomiast dotyczą tego, co jest człowiekowi nie­

zbędne, aby istniał jako organizm, rozwijał się jako osoba 

i był wolny

2

 psychicznie. 

Potrzeby obejmują bardzo zróżnicowaną przestrzeń warun­

ków życia i stawania się osobą. Natomiast pragnienia są natural­

ną busolą człowieka w jego locie przez galaktykę potrzeb, co 
powoduje, że zbliża się on lub oddala od tego, co mu realnie po­
trzebne. Sam może podejmować decyzje o tym, czy ufać strzałce 

chceń, czy też w oparciu o wiedzę o potrzebach wytyczać inne 

szlaki, nawet obce sobie. Ma więc dwie możliwości: spełnianie 

się dla siebie i spełnianie się w sobie. Tylko dwie — gdyż 
rozkład życia nie przewiduje ani powrotów, ani postojów. 

To, że człowiek może jednych stanów rzeczy chcieć, a in­

nych potrzebować, stwarza dylemat o następujących konse-

2

 Bliski temu ujęciu wolności byf Roman Ingarden (1987), który sądził, 

, że klucz do rozwiązania problemu wolności leży na obszarze tego, czym jest 

; „osobowe «ja» jako praźródfo decyzji woli". 

background image

kwencjach: albo spełniając się dia siebie, pozna swoje potrzeby 
i im podporządkuje pragnienia, czyniąc je składnikiem realiza­

cji siebie i czyniąc siebie odpowiedzialnym za swoje życie, 
albo spełniając się w sobie, podda się pragnieniom, a one zdo­

minują jego życie i zniszczą go jako osobę. 

W książce tej będę pisał głównie o tym, czego człowiek 

potrzebuje. Zanim jednak dojdę do analizy kolejnych potrzeb 

człowieka zapewniających mu istnienie, rozwój oraz wolność 

psychiczną, zajmę się sprawami podstawowymi dla pragnień, 

czyli pojęciami dążenia i motywu, a właściwie kłopotami zwią­
zanymi ze zbyt dużą liczbą motywów i nadmierną chęcią czło­
wieka oszukiwania samego siebie, gdy powstaje rozbieżność 
między tym, czego on chce, a co czynić powinien. 

1.2.1. Dążenia jako spemianie potrzeb 

Oto przykład problemów człowieka, które wydają się parado­
ksalne, gdyż uzyskany przez niego sukces, zamiast cieszyć 
i skłaniać do odpoczynku, o którym marzył niegdyś, niepokoi 

go i powoduje nawet kłopoty zdrowotne. 

A. ukończył właśnie 46 lat, wykształcił dzieci, zbudował dom, ma 

dobre stanowisko zawodowe. Osiągnął to, co chciał, a!e jest smutny. Wpa­
da w nieoczekiwane konflikty, bywa rozdrażniony. Godzinami leży wpa­
trzony w sufit. Nie wie, co mu jest, a zazdrośni znajomi cieszą się, że 
sukcesy nie przyniosły mu szczęścia. Coraz częściej upija się, ale nie 
przynosi mu to ulgi. Zalecone przez lekarza leki tylko pogłębiają jego 

prostrację. Nie chce też zgodzić się na proponowaną mu rentę. 

Wydawałoby się, że A. powinien być szczęśliwy, gdyż osiąg­

nął to, czego chciał. Dlaczego więc spełnienie pragnień nie tylko 
nie dostarcza mu pełnej satysfakcji, ale wywołuje negatywne 

stany uczuciowe? Szukając odpowiedzi w jego biografii, może­

my zauważyć, że dotychczasowe cele stawiało przed nim życie, 

a nie on sam. Dowiadujemy się też, że nadal jest sprawny i moc-

16 

background image

ny, ale teraz, gdy już uczynił to, co trzeba, nie wie, czego warto 

chcieć. Samo działanie już go nie zadowala, a on nie potrafi 
sporządzić takiego programu na resztę żywota, który zapewniłby 

mu trwałe poczucie sensu istnienia. Nie potrafi nie dlatego, że 

jest do tego niezdolny, ale dlatego, że, jak wielu innych w jego 

sytuacji, nie jest świadomy istoty własnego problemu. Stwierdza 
tylko, iż czuje się źle i że „to wszystko nie ma sensu". 

Otóż paradoks zachowania się A. można wyjaśnić istnie­

niem potrzeby spełniania życia w sposób sensowny. Wiedząc 
o tym, psycholog nie zajmuje się jego licznymi kłopotami, ale 
tym, jak mu pomóc w usensownieniu jego egzystencji. 

Zwracam uwagę na to, że termin „dążenie" oznacza tu różne 

działania ludzkie, których wspólnym mianownikiem jest po­
trzeba. Dążenie jest formą spełniania potrzeb. Nieraz speł­
nianie potrzeb prowadzi do takiego stanu rzeczy, po którym 

jakiś etap dążenia zostaje zamknięty. Przeważnie jednak dąże­

nie realizowane jest jako kierunek — powtarzający się rytm 
wciąż nowych spełnień nie kończącego się szeregu pragnień. 

W ten sposób realizacja dążeń zapewnia stabilność drogi 
życia.
 Być może nawet ważna jest nie tyle konkretna treść 
dążeń, ile właśnie ta stabilność kierunku wiążąca kapryśne prag­
nienia w całość, powodująca, że życie nie ulegnie rozproszeniu, 
lecz uzyska określony format. 

Format ten wynika z wagi dążeń i skutków, jakie one 

powodują. Zakładając, że życie człowieka powinno zawierać 
w sobie określony potencjał dramatyzmu, a nawet tragedii

3

stwierdzimy, że niewiele warte są dążenia, których spełnienie 
lub niespełnienie nie wykracza poza przyjemność lub przy­

krość. To domena przypadkowych pragnień, doraźnych satys­

fakcji, przelotnych ukłuć, które z czasem stają się po prostu 
nużące i nudne. Banalna forma spełniania potrzeb czyni życie 
tak banalnym, że dokonywana realizacja siebie nie jest tego 
naszego „siebie" warta. Stawanie się osoby, jej transgresja, wy-

3

 Por. Obuchowski, 1993, 2000: „Niedocziowieczenie— tragedia i szanse". 

17 

background image

maga natomiast dużej koncentracji energii, podejmowania dzia­

łań ryzykownych i życia bez gwarancji sukcesu. 

Bywa jednak i tak, że człowiek ma ważki sens życia, ale 

nie dorasta do niego. Nie umie spełnić się w nim i tym samym 

jego dążenie do uzyskania sensu życia traci sens. Właściwie 

przestaje ono być dążeniem. Jest realizowaniem kolejnych prag­
nień, a nie realizowaniem siebie. Bywa, że zabraknie podsta­
wowych warunków do tego, aby u jednostki ludzkiej uformo­
wała się zdolność do świadomego realizowania swoich dążeń. 

W konsekwencji jej życie chyboce się od sytuacji do sytuacji 
i nie wynika z niego nic poza samym życiem. Niektórzy twier­
dzą, że to im wystarcza. Są dostatecznie uproszczeni, aby nie 
stawiać życiu szczególnych wymagań. Biorą je takim, jakim 
staje się ono i jakimi stają się oni dla siebie z dnia na dzień. 

Wbrew pozorom ludzie ci udają tylko, że to im wystarcza. 
Nieraz nawet oszukują się i pozorują sami przed sobą brak 

zainteresowania tym, co wykracza poza luźne wydarzenia dnia 

codziennego. Tych udających demaskują powtarzające się ataki 
chandry, chętne uzależnienie się od zaciemniających rozum 
środków chemicznych albo uzależnienie się od kogoś, komu 
muszą i chcą wierzyć, aby osłabić poczucie własnego zagubie­
nia. Nieraz pojawia się u nich irracjonalna agresja w stosunku 

do innych ludzi lub do siebie. Pewien oficer huzarów tak uza­
sadniał swoją decyzję samobójstwa: „Obrzydło mi już — rano 

ubierać się, wieczorem rozbierać, potem znowu ubierać..." 

1.2.2. Dążenie i przyjemność 

Z tego, co wyżej napisałem, wynikać powinno, że dążenie jest 
konieczne nie tylko dla osiągania czegoś określonego i waż­
nego. Jest ono ważnym czynnikiem osobistej satysfakcji z ży­
cia, które nie jest tym samym, co przeżycie przyjemności. 

Przecież gdy nie ma trudu dążeń, życie można spędzać całkiem 

przyjemnie. Co więcej, oddawanie się takim czynnościom, jak 

18 

background image

zabawa, wypoczynek, pieszczoty, smaczne jedzenie, miłe to­
warzystwo — nie wymaga szczególnego uzasadnienia ani speł­
niania się jako osoby. Koncentracja na dalekim zadaniu, towa­

rzyszący jej wysiłek, rozważanie alternatywnych decyzji czy 
konieczne rezygnacje wręcz przeszkadzają w uzyskaniu przyjem­

ności niezbędnej dla zdrowia psychicznego i nastroju skłaniają­

cego do malowania swojego życia w ciepłych barwach. 

Jednakże doraźna przyjemność nie może zastąpić tej satys­

fakcji, jaką sprawia uzyskiwanie odległych celów życiowych

4

poczucie kontroli własnych chceń i zdolność do realizowania 

siebie w skali własnej biografii. Można i trzeba umieć cieszyć 
się pływaniem łódką po pięknej zatoce, oglądaniem krajobrazu, 
podmuchem wiatru, smakiem wyrafinowanej potrawy. Nie za­

stąpi to jednak poczucia i skutków osobistego zaangażowania 

w daleką żeglugę, do ważnego celu, po nieznanych oceanach. 

Można znaleźć wiele argumentów przemawiających za tym, 

że spełnianie dążeń jest ważnym czynnikiem rozwoju osobowo­
ści. Wiesław Łukaszewski w wyniku osobistych studiów stwier­
dził, iż „cele nadają życiu wypełniony treścią napęd i są sty­
mulatorami rozwoju osobowego" (Łukaszewski, 1984). 

Ujmując inaczej ten problem, stwierdzę, że spełniając się 

w swoich dążeniach, jednostka ludzka czyni to, gdyż jest to 

jej sens. Działa ona jako „osoba", to znaczy jednostka zdol­

na do osobistego, intencjonalnego zaangażowania w sprawy 

świata, który jest obszarem JEJ działań. Natomiast jednost­
ka spełniana przez okoliczności swojego życia uprzedmio-
tawia się. Staje się ona obszarem oddziaływań świata.
 Można 

więc życie spełniać lub być przez nie spełnianym. Semantycz­

nie — różnica niewielka, praktycznie — ogromna. 

4

 Zbigniew Zaleski (1987) wykazał, że sama tylko odległość celu „nadaje 

życiu większy sens niż cele krótkie" (s. 246), a „ludzie z długą, przyszłościową 

perspektywą czasową, są bardziej wytrwali i zadowoleni z czynności na rzecz 
krótszych celów" (s. 169). 

19 

background image

1.3. SENS POZNAWANIA SIEBIE 

1.3.1. Ludzi poznajemy poprzez siebie 

Skoro realizując dążenia, spełniamy siebie, oznacza to, że po­

winniśmy wiedzieć, kogo spełniamy, a więc kim i czym jeste­

śmy. Wiełu uważa, że o ile uzyskanie wiedzy o kimś jest pro­

blemem uzdolnień poznawczych, o tyle wiedza o sobie dana 

jest bezpośrednio. Sądzą oni, że każdy człowiek wyczuwa sie­

bie właściwie, a jeśli ktoś jest o nim innego zdania, to tylko 

dlatego, że myli się, gdyż nie jest nim. 

Liczne doświadczenia wskazują na to, że sprawa jest znacz­

nie bardziej skomplikowana. Ani nasz wgląd w siebie nie jest 
taki rzetelny, jak nam się wydaje, ani poznawanie innych ludzi 
nie jest zależne tylko od naszych zdolności intelektualnych. 

Po pierwsze, zbyt często nie wiemy, jaką wiedzę o innych 
ludziach powinniśmy posiadać. Po drugie, nawet gdy wiemy, 
wiedza ta rzadko jest rzetelna, i to nie z powodu braku uz­
dolnień, ale dlatego, że jest w nas coś, co nam w tym prze­
szkadza. Nieraz nawet, gdy na obrzeżu świadomości objawia 

się nam zarys trafnej odpowiedzi na pytanie „jaki ten ktoś 

jest", nie potrafimy jej zaakceptować. A przecież z pozoru 

sprawa jest prosta. Najdłużej i najintensywniej człowiek ćwi­

czy poznawanie ludzi oraz zachowanie zgodne z tą wiedzą. 
Zaczynamy tę praktykę już we wczesnym dzieciństwie i po­

nosimy poważne konsekwencje popełnianych błędów. Po fatach 

ćwiczeń, nagród i kar rozpoznawanie właściwości psychicz­

nych ludzi powinno być najlepiej opanowaną umiejętnością. 

Wiemy jednak, że tak nie jest. W stosunku do ludzi popeł­

niamy najwięcej błędów, gdyż trafniej rozpoznajemy przed­
mioty niż ludzi. 

Powstaje więc pytanie, czy nie ma jakichś szczególnych 

powodów tego, iż umiejętność poznawania człowieka rozwija 
się inaczej niż umiejętność poznawania natury martwej. 

20 

background image

Oczywiście wiemy, że KAŻDE spostrzeganie jest obciążone 

błędem nastawienia. Psychologowie dawno zauważyli, że w re­

alistycznym i trafnym poznawaniu świata przeszkadza nam już 
istniejąca wiedza o nim. W oczach domniemanego zabójcy do­

strzegamy błysk okrucieństwa, a zostaje on zastąpiony wyra­
zem łagodności, gdy dowiadujemy się, że człowiek ten był 
oskarżony niewinnie. Człowiek rozgniewany zabraniem mu 

ulubionej przyjemności skłonny jest oceniać negatywnie człon­

ków jakiegoś narodu nawet wówczas, gdy żadna wiedza o nim 
nie obciąża jego poglądów. Aby znaleźć przykład tego rodzaju 
ogłupienia, wystarczy rozmowa z antysemitą. 

1.3.2. Projekcja siebie 

Jednakże w wypadku spostrzegania ludzi mamy do czynienia nie 

tylko z wpływem już uformowanej wiedzy albo dominującego 
nastroju. Jest jeszcze coś, co powoduje, że trafne spostrzeganie 

człowieka jest trudniejsze niż trafne spostrzeganie przedmiotów. 

Psychologowie znaleźli podstawy do tego, aby sądzić, że 

jednym z powodów tych trudności poznawczych jest podpo­

rządkowanie psychiki poznającego jego własnym urazom, oba­

wom, pragnieniom. Tworzą one przesłonę, przez którą patrząc, 

spostrzegamy nie tyle właściwości innego człowieka, ile w nim 
nasze własne właściwości. Wygląda to tak, jakbyśmy rzutowali 
na ekran jego psychiki obraz tego, co jest w nas, i to nie tego, 
co w nas najlepsze. Oznacza to, że mówiąc o kimś, mówimy 
zbyt dużo o sobie. Nazywa się to projekcją. Ludzie skąpi do­
patrują się u innych skąpstwa, nieżyczliwi — wrogości, a szal­

bierze — nieuczciwości. Politycy skłonni do afer — doszu­

kują się ich wszędzie, a jak to pół żartem zauważył Stanisław 

Jerzy Lec, ludzie z kompleksami seksualnymi skłonni są wi­
dzieć pornografię nawet w atlasie zoologicznym. 

Gdy problem poznamy bliżej, przekonamy się, że człowiek, 

u którego dokonuje się projekcja na innych jego własnych 

21 

background image

cech lub problemów, nie dostrzega ich u siebie. Powstaje 

w ten sposób podwójna mistyfikacja. Fałszuje on nie tylko 
obraz innej osoby, przypisując jej swoje cechy, ale i obraz 
własny, nie dostrzegając tych cech u siebie.
 Jest tak dlatego, 

ponieważ istotnym powodem projekcji jest to, iż rzutująca oso­
ba nie akceptuje swoich wad lub problemów. W dostrzeżeniu 

ich przeszkadza jej lek przed rzeczowym spojrzeniem w siebie. 

1.3.3. Wypieranie niechcianego 

Istnieje wrodzony mechanizm psychologiczny, który powoduje, 
że nie akceptowane przez nas właściwości psychiczne, w tym 

i własne pragnienia, są wypierane z obszaru świadomości. Dla­
tego nie wiemy, że je mamy. Tkwią one jednak w podświado­

mości i wpływają na nasze oceny i decyzje. Ujawniają się nie­

raz w snach. Czasem popełniamy „omyłki nieprzypadkowe", 

zapominamy nieprzyjemne wydarzenia lub zmieniamy ich ślad 
pamięciowy. Wspomniana wyżej projekcja jest właśnie wyni­
kiem wypierania. Wypieranie i projekcja powodują, że na­
wet jeśli ćwiczyliśmy umiejętność poznawania ludzi, to brak 

zgody na samego siebie niweczy jej skuteczność. 

Są oczywiście ludzie bardzo „psychologicznie mądrzy". 

W toku badań, jakie prowadziłem, starając się zrozumieć wa­

runki psychologiczne sukcesów osób pracujących na stanowi­
skach kierowniczych

5

, zauważyłem, że wyróżniały się one traf­

nością w ocenie ludzi i tym samym w doborze ich na posz­

czególne stanowiska zawodowe. Wiedzieli, kogo wyrzucić za 
drzwi, a z kim rozmawiać, komu zaufać, a kogo kontrolować, 
kto jest w stanie wykonać dane zadanie, a kto się do tego nie 
nadaje. To właśnie było jednym z powodów ich sukcesów. 
Dokładne badania psychologiczne wykazały ponadto, że są to 
ludzie o trafnym i tolerancyjnym wglądzie w siebie. Znają 

5

 W Zakładzie Psychologii Osobowości IFiS  P A N w Poznaniu. 

22 

background image

swoje wady, ale się ich nie boją ani nie lekceważą. Starają 

się je usunąć lub po prostu godzą się z nimi i rzeczowo biorą 

pod uwagę. Powoduje to zaufanie do siebie, dzięki czemu 

mają dystans psychiczny wobec siebie

6

, który pozwala im 

traktować się racjonalnie, bez zakłócającej nakładki emo­
cjonalnej. W wyniku tego są również racjonalni wobec in­
nych ludzi i oceniają ich trafnie. 

Jest to zgodne z poglądem Abrahama Masłowa, twórcy psy­

chologii humanistycznej. Zauważył on, że tzw. samoaktualizerzy 

— ludzie, którzy realizują swoje potencjały — trafniej spostrze­
gają świat i są bardziej realistyczni i twórczy. Akceptują swój 

wygląd, swoją psychikę i swoje zadania życiowe. Są też zdrowsi 

psychicznie, a więc i nie zajmują się sobą bardziej niż to jest 

konieczne. Trudności życiowe traktują rzeczowo, jako wyzwa­
nia. Mogą więc koncentrować się na tym, co ważne, co ma 

istotne znaczenie dla świata i dla nich jako jego uczestników. 

Z tego wynika, że aby móc trafnie rozpoznawać innych 

ludzi, musimy mieć szanse trafnego rozpoznawania siebie, 
a to, co nam to trafne poznawanie zapewnia, jest też wa­
runkiem naszej własnej realizacji życia.
 Są tu potrzebne te 

6

 Szerzej uzasadniłem ten swoisty paradoks w książce Człowiek intencjo­

nalny  ( 1 9 9 3 , 2 0 0 0 ) . Człowiek, aby mógł być naprawdę upodmiotowiony, musi 

„uprzedmiotowić" w sobie lo wszystko, co da się ująć przedmiotowo. Własną 
pamięć można przecież potraktować tak jak pamięć komputera, swoje lęki tak 

jak czyjeś lęki. Mogę wówczas mówić z pełnym uzasadnieniem: „to są moje 

lęki", ,ja mam taką pamięć", gdyż wiem, że nie są one mną, a tylko „moje" 
i dlatego mogę mieć do nich dystans. Mając wobec nich dystans, mogę je 
kontrolować, a nie tylko odczuwać i tym samym być przez nie kontrolowanym. 

Zdania: „boję się" i ,jest we mnie łęk" oznaczają całkiem różne psycholo­
gicznie sytuacje. Podobnie możemy „uprzedmiotawiać" swoje myślenie, swoje 
cierpienia, radość i ból. W wyniku tej, wydawałoby się mało istotnej, operacji 
semantycznej — uprzedmiotawiając kolejno wszystko to, co jest mną kon­
kretnie — dochodzimy w końcu do sedna siebie, do takiego stanu, ja", którego 
uprzedmiotowić już się nie da. Tak wyodrębnia się Ja intencjonalne, warunek 
psychicznej wolności jednostki ludzkiej. Sprawę tą poruszę szerzej w rozdzia­
le 12. 

23 

background image

same sprawności, które zapewniają dysponowanie swobodną 
przestrzenią psychiczną, odróżnianie istotnych problemów, nie-
rozmienianie swojego życia na drobne i realizowanie go przez 
siebie, a nie tylko bycie realizowanym przez okoliczności. Cho­

ciażby dlatego warto poznawać samego siebie. 

Badania wykazały, że na przykład przewidywanie, iż żyjący 

w niewłaściwych warunkach społecznych nastolatek stanie się 
przestępcą, jest najbardziej pewne wówczas, gdy stwierdzimy, 

że jest on niezdolny do takiego wglądu w samego siebie, z któ­
rego wynika autonomiczne i trafne samookreślenie (Rogers, 

Kell, McNeil, 1948). To właśnie sprawia, że młody człowiek 

musi ulegać wpływom otoczenia. Nie mając dystansu wobec 
siebie, identyfikuje się z każdym, kto go w danej chwili po­

ciągnie. Jest skazany na reagowanie na świat zewnętrzny, po­
nieważ nie ma czego przeciwstawić mu od siebie. Przeciwsta­
wić się konkretnym wzorcom mógłby tylko wówczas, gdyby 
miał koncepcję siebie. Nie mając odrębnej koncepcji siebie, 
musi pozwolić na to, aby wpływał na niego „świat". Nie mając 
dystansu wobec swojego środowiska społecznego, staje się jego 

częścią

7

. Wówczas możemy dokładnie przewidywać, że „złe" 

środowisko uczyni go „złym". Nieustanny spór o to, co kształ­
tuje postępowanie człowieka, jest więc bez sensu. Czy środo­
wisko, czy też on sam zadecyduje o swoim postępowaniu, 

zależy od autonomii jego wewnętrznego świata. 

Wybitna specjalistka z zakresu leczenia alkoholizmu, Ewa 

Woydyłło, podsumowała doświadczenia wskazujące, jakie 
czynniki niweczą wyniki terapii, powodując powrót do picia. 

Wymienia aż kilkanaście „pięt achillesowych" alkoholika i koń­
czy swój wywód stwierdzeniem, że ograniczenie celu leczenia 
do niepicia lub uczestniczenia w spotkaniach Anonimowych 
Alkoholików prędzej czy później kończy się powrotem do pi­
cia. „Niepicie jest warunkiem zewnętrznym wyzdrowienia z al-

7

 Na temat stawania się częścią czegoś obszerniej będzie w rozdziale 10.6, 

dotyczącym psychologicznych warunków przeżycia na syberyjskiej zsyfec. 

24 

background image

koholizmu, natomiast  t r w a ł o ś ć  a b s t y n e n c j i  z a l e ż y 
o d  p o z n a n i a  s i e b i e i głębokiej przemiany wewnętrznej 
polegającej na nabyciu umiejętności radzenia sobie w trudnych 
sytuacjach, nauczeniu się pozytywnego stosunku do świata i na 
twórczym rozwoju osobowości" (Woydyłło, 1991, s. 42, podkr. 
K.O.). 

1.3.4. „Koło fortuny" 

Przedstawione wyżej rozumowanie jest skomplikowane. Przy­
znam się jednak, że gdyby ktoś uparty dopytywał się o to, czy 

nie ma jakichś prostych dróg trafnego rozpoznawania samego 

siebie, bez tej całej złożonej otoczki teoretycznej, odpowiem 

uczciwie, że jest tych metod mnóstwo. Dziesiątki ogłoszeń 
w dziesiątkach czasopism obiecują nieomal cuda. Leży przede 

mną gazeta, w której ogłasza się szalbierz, obiecując  9 7 % szan­
sy na wyleczenie z alkoholizmu w ciągu  J e d n e g o spotkania". 
Spytajcie, co powie na to wspomniana wyżej Ewa Woydyłło 
(Woydyłło, 1999). Ale i uczciwi opracowali wiele interesują­
cych i trafnych technik diagnozy psychologicznej. Mają one 
tylko jedną wadę: wyniki ich niewiele znaczą same w sobie. 
Zdobyta za ich pomocą wiedza pozwala na rozpoznanie tylko 

kilku liter w „kole fortuny"

8

, zabawie, w której każdy z nas 

uczestniczy. Nie znając języka, nazw lub treści przysłów, jakie 
mamy odgadnąć, niewiele z niej skorzystamy. 

Oto przykład: odczytajmy zdanie reprezentowane przez tych 

kilka liter poniżej; stanowi ono zalecenie szczególnie znaczące 

w naszej kulturze. 

P n a g

 i„b 

s

 Bardzo popularna podczas pisania tej wersji książki gra telewizyjna — 

uczestnicy na podstawie kilku liter powinni odgadnąć treść hasia. 

25 

background image

Pełny napis tej treści był umieszczony nad wejściem do 

starożytnej uczelni. Łatwo zauważyć, że temu, kto już uprzed­
nio nie znał tego zdania lub nic nie wie o tym, czego ono 

dotyczy, powyższy zestaw liter nie przyda się na nic. Wypisane 

wyżej litery mają sens tylko dla osoby, która dysponuje wiedzą 

o starożytnej Grecji, o jej filozofii i o tym, dlaczego zalecenie 

„Poznaj samego siebie" wykuto właśnie nad wejściem do przy­

bytku tworzenia i nabywania wiedzy o świecie. 

Podobnie stwierdzenie, w wyniku zastosowania którejś te­

chniki badania osobowości, że jestem „introwertykiem" albo 
mam „wysoką reaktywność" lub wykazuję wysoki wskaźnik 
„neurotyczności" — nie przyda się w istocie na nic, gdy nie 

znamy tego, co te słowa opisują, co z ich sensu wynika, a więc 

nie wiemy nic o psychologii osobowości. Jest to ten jej dział, 
który zawiera, między innymi, wiedzę o tym, czego ludzie po­

trzebują i co czynią, aby te swoje potrzeby realizować. Dopiero 

na tle tej wiedzy możemy starać się zrozumieć dążenia jednost­

ki. Zrozumiemy, dlaczego introwertyk będzie inaczej oceniał 
warunki zaspokajania potrzeby sensu życia niż ekstrawertyk, 
a jednostka neurotyczna będzie miała trudności z wyważonym 

zachowaniem się w sytuacji trudnej. 

background image

R O Z D Z I A Ł 2 

Dążenia i motywy 

2.1. PYTANIE O CZYNNOŚCI 

Tym rozdziałem rozpoczynamy zapoznawanie się z ważnym 

fragmentem wiedzy z psychologii osobowości. Przyjmijmy na 
początek, że opis dążeń jakiejkolwiek osoby obejmuje trzy róż­
ne „tematy". Pierwszy dotyczy tego „ktosia", który dąży do 
czegoś, drugi — to sposób, w jaki dąży, a trzeci — to cel 
tego dążenia. 

Zwracam uwagę na to właśnie, gdyż nie zajmuję się tutaj ani 

działaniem, ani czynnościami, które są konkretnymi formami 
zachowania. Poprzez analizę czynności możemy na przykład 
badać strukturę działań, za pomocą których przybijamy gwóźdź. 
Natomiast w wypadku analizy dążeń wbijanie gwoździa może 
nas interesować najwyżej wówczas, gdyby ten nasz „ktoś" po­
stanowił liczbą wbitych gwoździ wpisać się do księgi Guinessa 
lub wbijał je w pupę laleczki oznaczającej wroga, któremu na 
skutek tej magii zrobiłby się w tym miejscu czyrak. Interesuje 
nas PO CO?, CZEMU TO?, a nie (lub mało) JAK? 

Bohater jednej z powieści Saint-Exupery'ego, pilot samolotu 

pocztowego, rozbił się wśród niedostępnych skał Andów, ma 
połamane nogi i żadnej szansy na ratunek. Postanawia nie cze­
kać na śmierć i pełznie z niebywałym samozaparciem w dół 

lodowca, pokonując słabość i ból. Dla psychologa osobowości 

istotną sprawą jest wyjaśnienie jego dążenia, a więc decyzji 

dokonania tego czynu i wytrwałości w jego długotrwałej i krwa-

27 

background image

wej realizacji. W trakcie wielu dni czołgania się w dół lodowca 

było przecież zwątpienie, były ból i słabość. COŚ jednak oka­
zało się od nich silniejsze. Co? Aby to zrozumieć, pytamy naj­
pierw o motyw naszego bohatera, o to, czym konkretnie kie­
rował się, podejmując prawie beznadziejną udrękę. Następnie, 
aby jego motyw zinterpretować, potrzebna jest nam bardziej 
ogólna wiedza o tym człowieku, o jego stosunku do życia, sile 
woli, a także o tym, jaki sens osobisty ma dla niego utrzymanie 

się przy życiu. Być może nie zależało mu wiele na życiu i dla­
tego tak łatwo podejmował ryzyko, jakim były loty pocztowe 

nad szczytami Andów w czasach, gdy samoloty były bardzo 

zawodne i nie było szansy na pomoc. Może żyje, aby wygry­

wać, a zagrożenia, jakie napotyka, traktuje jako wyzwania na­

dające jego życiu sens? Dlaczego właśnie motyw samozaparcia 
stał się podstawą jego decyzji? Przecież mógł nie zdecydować 
się na nic lub zdecydować się na śmierć czy na czekanie, licząc 
na to, że stanie się coś. Cóż z tego, że we wszystkich trzech 
przypadkach wynik byłby podobny. Wielu ludzi wybiera bier­
ność, mimo iż wiedzą, że nie da ona pożądanego skutku. Może 

nasz bohater po prostu panicznie bał się pozostania na tych 
obmarzniętych skałach? Może kogoś kochał i w imię tej miłości 
gotowy był na każde cierpienie? Aby to poznać, powinniśmy 
wiedzieć, dlaczego w ogóle ludzie podejmują takie, a nie inne 

działania, co leży u podstaw ich dążeń. 

Polski psycholog Józef Pieter jeszcze w latach trzydziestych 

napisał, że ludzie w toku całej swojej historii gotowi byli 

poświęcić życie dla chleba, wolności, miłości i wiary. Inaczej 
mówiąc, najważniejsze dla ludzi zawsze było: utrzymanie się 

przy życiu, niezależność, więź uczuciowa oraz pewność, że jest 

to coś, co ma wartość nadrzędną. 

Którą z tych potrzeb realizował ów pilot? Może wszystkie 

równocześnie? Był głodny, nie chciał być zależny od swojej 
słabości, kogoś kochał, w coś wierzył, a może jego podstawową 
wartością było niepoddawanie się nigdy? Może miał jakiś inny 

powód? 

28 

background image

2.2.  R Ó Ż N O R O D N O Ś Ć PRZYCZYN POSTĘPOWANIA 

Kto chce zrozumieć człowieka (w tym i siebie), zaczyna więc 
od poszukiwania przyczyn jego postępowania. Najczęściej przy­

czyna ta wydaje się oczywista. 

B. wychodzi z sali podczas nudnego odczytu. Sadzimy więc, że by! 

znudzony. 

C. źle wyraża się o człowieku, który mu nic oddał pieniędzy. Uwa­

żamy, że to diatego jest na niego zły. 

D. z kolei zabiega o to, aby go chwalono. Tu już powód nie jest 

oczywisty. 

Mniej wymagający psycholog mógłby w tym ostatnim wy­

padku posłużyć się najbardziej popularną techniką wyjaśniania 

polegającą na powtórzeniu opisu innymi słowami. Stwierdzi 
więc, że D. „bardzo zależy na pochwałach". Sam D. jednak 
twierdzi, iż to nieprawda, na pochwałach mu nie zależy i za­
pewnia nas, że tak nam się tylko wydawało. On po prostu lubi 
porządną robotę. Sprawa więc nadal pozostaje niejasna. Zresztą 

i pozostałe dwa „oczywiste" wyjaśnienia postępowania B. i C. 
też można podważyć. W rzeczywistości B. opuścił odczyt, mi­
mo że bardzo interesował się jego treścią. Musiał wyjść, gdyż 

był umówiony na spotkanie. To my, sami znudzeni, przypisa­
liśmy mu własny, nie zrealizowany motyw. C. był tego dnia 
w złym humorze, gdyż otrzymał naganę od szefa i grozi mu 
utrata pracy. Długiem natomiast nie przejmował się, ponieważ 
była to suma niewielka i wie, że kiedyś zostanie zwrócona. 

Zwróćmy uwagę na to, że te trzy sprawy są w istocie mało 

ważne. Zajmując się nimi, po prostu zapełniamy jakąś pustkę 
problemową lub też staramy się odsunąć od siebie to, co na­

prawdę ważne. Możemy się przecież zgodzić i na tę, i na inną 

interpretację błahego problemu, ale w istocie nie ma to dużego 

znaczenia dla niczego. Dlatego w życiu codziennym tak łatwo 
poprzestać na byle jakim wytłumaczeniu. Byle jakieś było. Na 

29 

background image

ogół ludziom to wystarcza. Z takich banalnych zdarzeń i byle 

jakich „wyjaśnień" składa się tkanka bytu codziennego ludzi, 

którzy już poddali się wymaganiom życia lub też nigdy nie 

traktowali siebie serio. 

Są jednak WYDARZENIA WAŻNE, gdyż coś z nich wyni­

ka, gdyż musimy podjąć nietypową decyzję, dokonać przemy­

ślanej oceny, znaleźć sposób działania. Wyjaśnienie ważnych, 
a niezrozumiałych zdarzeń staje się nieraz intelektualnym wy­
zwaniem. 

Oto przykłady: 

Dobry i ceniony uczeń E. narkotyzuje się. 
Inwalida F. odmawia posługiwania się protezą. 
Kochany mąż G. wychodzi z domu na zawsze. 

Oskarżony H. odmawia zeznań na swoją korzyść. 

Każda z tych osób uczyniła coś nieoczekiwanego i ważnego 

dla ich życia, a nieraz i dla życia innych ludzi. Zakładamy na 
wstępie, że zrobiła to świadomie, że ma motyw swojego po­

stępowania, tyle, że my go nie rozumiemy. Staramy się ten mo­
tyw poznać, gdyż chcemy tę osobę „zrozumieć" lub też zmienić 
czy ocenić jej postępowanie. 

Inaczej ocenimy owego ucznia, gdy wiemy, że chciał w ten 

sposób ukarać swoich rodziców, a inaczej, kiedy dowiemy się, 
że zakochał się w narkomance. Inaczej ocenimy irracjonalny 
opór inwalidy, gdy dowiemy się, że nie wierzy w sens posłu­

giwania się protezą, inaczej, gdy powie nam, że obawia się, iż 

ludzie mogliby pomyśleć: udaje, że nie jest inwalidą. Zbiegły 
mąż wyjaśni nam, że musiał „z tym wszystkim raz nareszcie 

skończyć". Oskarżony powie, że odmawia zeznań, gdyż jest 
mu „wszystko jedno". 

Każda z tych osób podała nam MOTYW swojego postępo­

wania. Termin ten, pochodzący od łacińskiego słowa movere 

— poruszać, popychać — stosujemy do określenia tych wszyst­

kich czynników, które spowodowały czyjeś działanie. Wszedł 

on do języka codziennego i — co jest ważne — mimo bardzo 

30 

background image

szerokiego zakresu jego znaczenia, posługiwanie się nim w ży­
ciu potocznym nie powoduje zasadniczych nieporozumień. Każ­

dy, kto zna język polski, zrozumie, o co chodzi, gdy powiem 

„Jan miał dobre motywy" czy „Piotrowi zabrakło dostatecznego 
motywu do tego, aby to uczynić". Natomiast gdy przystąpimy 

do szczegółowej analizy czyjegoś postępowania, tak jak to czyni 
zawodowy psycholog, bez trudu stwierdzimy, że jest to termin 

wieloznaczny. 

Może się okazać, że ów uczeń był tylko ciekawy tego, jak 

to jest po zażyciu narkotyku, później nie umiał odmówić swoim 
nowym, namolnym „przyjaciołom", a potem już nie potrafił 

odmówić swoim pragnieniom. Jest też prawdą, że czuł się sa­
motny, nie doceniony, nie bardzo wiedział, czego chce, i spra­

wiało mu satysfakcję uczestniczenie w grupie takich, którzy — 

jak mu się wydawało — wiedzą, czego chcą, są inni, a więc 

być może i lepsi. Uczeń ten jednak nie kłamał, podając swój 
motyw. Powodem jego narkomanii był również żal do rodzi­
ców. Wspomniany inwalida być może boi się, że po opanowa­
niu protezy będzie musiał podjąć samodzielne życie, a obecna 
zależność i pozostawanie pod opieką odpowiada jego charakte­
rowi. Nie potrafi jednak zaakceptować tego rodzaju motywu 

i oburzy się, gdy mu o nim powiemy. Mąż-uciekinier nie po­
trafił spełnić oczekiwań swojej rodziny, a zabójca po prostu 

boi się, że nieumyślnie obciąży siebie lub że nikt mu nie uwie­

rzy w to, iż nie wie, dlaczego zabił. 

2.3. ZA  D U Ż O TYCH  M O T Y W Ó W 

Gdzie jest prawda? Może wszystkie te motywy są prawdziwe, 
tyle że każdy z nich jest prawdziwy inaczej. Może więc postę­

powanie tych ludzi było polimotywacyjne, co oznacza, że po­

wodowały nimi liczne motywy. Jedne pojawiły się w fazie 

31 

background image

wstępnej działania, inne towarzyszyły działaniu i wzmacniały 

je. Jedne były w pełni uświadomione, a inne nie uświadomione 

częściowo łub całkowicie. 

Dociekając tego, co było motywem jakiejś osoby, uzysku­

jemy mapę przeróżnych jej motywów. Im bardziej zagłębiamy 

się w nią, tym znajdujemy ich więcej, co nie ułatwia zadania, 
gdy mamy jednoznacznie ocenić czyjeś postępowanie lub ko­
muś pomóc. Przyjmując, że wszystkie te motywy są prawdziwe, 
spróbujmy je jakoś poszeregować i ustalić, które z nich są 
szczególnie ważne. Jednak, na poznanie dążenia, tego wspól­
nego mianownika działań spełniających potrzebę, jest za wcześ­
nie. Jeszcze przecież nie wyjaśniamy postępowania, wciąż je­
steśmy na poziomie opisu, wiedzy powierzchownej. 

Wyżej wspomniałem, że jedne motywy były w pełni uświa­

domione, inne częściowo, a jeszcze inne znajdowały się całkiem 

poza obszarem świadomości. Może dokonując kwalifikacji mo­

tywów, posłużymy się kryterium stopnia ich uświadomienia 
umożliwiającego samokontrolę? 

2.4. AFEKT I  S A M O K O N T R O L A 

Tu kilka uwag dotyczących świadomości i kontroli własnego 

postępowania. Można przyjąć, że najbardziej prymitywną posta­
cią ludzkiego zachowania jest zachowanie impulsywne, niein-
tencjonalne, pozbawione jakiegokolwiek motywu. Oznacza ono, 

że jednostka ludzka nie kontroluje tego, co czyni. Zachowanie 

takie wprawdzie wyraża człowieka, zwłaszcza jego uczuciowe 
nastawienia, ale on sam właściwie nie odpowiada za nie. Dlatego 
nasze prawodawstwo znacznie obniża karę za działanie „w stanie 

silnego wzruszenia". Gdy zostanie wykazane, że oskarżony był 

w stanie „afektu patologicznego", zwalnia go to całkowicie od 

winy, ponieważ zachowanie w stanie afektu charakteryzuje brak 

32 

background image

intencji. Dowodem tego jest brak przygotowania czynu, swego 

rodzaju „bezmyślność", a nieraz i brak, po dokonaniu go, jakiej­
kolwiek pamięci czynu — tak jakby dokonał go ktoś inny, ktoś, 
z kim oskarżony nic poza ciałem nie ma wspólnego, gdyż był 
on tylko przedmiotem swojego zachowania się. Oznacza to, że 

świadomość łączy się ze zdolnością do kontroli siebie. 

Należy zwrócić uwagę na fakt, że w społecznościach, które 

już doceniły podmiotowość jednostki, a jeszcze nie przemy­

ślały konsekwencji wolności psychicznej, dochodzi w ostat­

nich latach do bardzo daleko posuniętego usprawiedliwiania 

działań ludzi na podstawie założenia, że świadomość i kontrola 

ich czynów była ograniczona wskutek zniewolenia przez jakiś 
pogląd lub obronę przed niekorzystną sytuacją. Alan M. Der-

showitz w głośnej w USA książce o unikaniu odpowiedzialno­
ści (Dershowitz, 1994) przytacza jako przykład usprawiedliwia­
nie Erika i Lyle Menandezów, którzy zastrzelili swoich rodzi­

ców podczas oglądania telewizji, uzasadniając to obroną własną 

— ojciec popełniać miał wobec nich seksualne i emocjonalne 

nadużycia. Powodować to miało podobny stan okresowej nie­

poczytalności jak u Colina Fergusona, który zabił sześciu ludzi 

i okaleczył dziewiętnastu, a który zdaniem adwokatów uległ 
przesądom rasowym, co wywołało u niego „czarną wściekłość". 

Powstało wiele innych pojęć, które stosuje się do usprawiedli­

wienia zbrodni i sadyzmu, jak na przykład „zespół obsesyjny 

fanów" (fan-obsession syndrome) lub „zespół przeżycia w mie­
ście" {urban survival syndrome). 

Tu tylko sygnalizuję problem, który dopiero formuje się, ale 

wobec którego już stają się bezradne ławy przysięgłych w USA. 

Proces Menandezów trwał sześć miesięcy i zakończył się bra­
kiem decyzji o winie. Podobnie jest z oceną odpowiedzialności 
fanatyków religijnych, którzy w Egipcie i w Algierii zabijają 

innowierców lub w USA mordują personel klinik dokonujących 

aborcji. Sprawy te nie są tematem tej książki, jest nim wolność 
psychiczna człowieka, stopień jego intencjonalności, to, na ile 

jego właściwości psychiczne, jego poglądy, pragnienia kontro-

33 

background image

Iują go, a na ile on sam jest zdolny je kontrolować. Wydaje 
się, że owo swoiste „kto — kogo", dokonujące się wewnątrz 

jednostki ludzkiej, staje się jednym z podstawowych proble­

mów człowieka. Określano go dawniej nazwą „wolna wola". 
Ustosunkowanie się do niego wymaga przemyślenia wielu usta­
lonych już poglądów od nowa. W każdym razie konsekwent­
ne stosowanie psychologicznego kryterium odpowiedzialności 

jednostki prowadzić musi do pułapki relatywizmu etycznego, 
jakim jest usprawiedliwianie każdego postępowania, gdyż każ­

dy może mieć swój osobisty powód do zabijania, maltretowania 

i wymuszania. 

Zanim dotrzemy do rozdziałów, których treścią są najbar­

dziej ludzkie potrzeby — potrzeba sensu życia i potrzeba dys­
tansu psychicznego — i zajmiemy się bliżej problemem inten-
cjonalności, proponuję przyjąć prowizorycznie, że najwyższą 
formą ludzkiego zachowania jest postępowanie świadome, ta­

kie, którego rzeczywisty motyw — a więc i program, i cel — 

jednostka potrafi sformułować. Formuła motywu powinna mieć 

taką postać, aby mogła być poddana przez osobę własnej kon­
troli, weryfikowana, modyfikowana, a i samo postępowanie 
mogło podlegać intencjonalnej kontroli na każdym etapie jego 

spełniania. Dlatego osoba, która wie świadomie, czego chce 

i po co chce, jest w stanie kierować swoim postępowaniem, 

dostosowywać je do sytuacji, a nawet rezygnować z niego na 
rzecz działania innego, bardziej odpowiedniego. Jest ona pod­
miotem
 swojego postępowania. Jako ten podmiot jest ona sama 
przed sobą odpowiedzialna za czyny, w wyniku których zostaje 
naruszony porządek świata, w którym dokonuje się jej życie. 

Tyle mogę stwierdzić jako psycholog, który zawodowo zajmuje 

się pomaganiem jednostce ludzkiej w zrozumieniu siebie. Re­
sztę pozostawiam etykom i prawnikom. 

34 

background image

2.5. DEFINICJA  M O T Y W U 

Ustaliliśmy, że motywy właściwe danej osoby to pełne, świa­
domie formułowane racje postępowania, w których jest jas­

no określony jego cel oraz program, który ma do tego celu 
doprowadzić. 

Możemy z taką osobą dyskutować nad tym, czy ten cel był 

właściwy, czy program był adekwatny do celu. Nie ulega jed­
nak wątpliwości, że to był JEJ motyw, i dlatego sądzimy, iż 
może ona za jego realizację w pełni odpowiadać. Wiedza o mo­

tywie pozwala nam ponadto na przewidywanie decyzji osoby 
i kierunku jej postępowania. Samo istnienie motywu wskazuje 
na to, że będzie ono uporządkowane. 

Mimo tych zalet pojęcia motywu, podane wcześniej przykła­

dy wskazują na to, że nawet jasno sformułowany, pełny motyw 
może być tylko punktem wyjścia do analizy przyczyn postępo­
wania. Nie jest jego jedynym powodem. Powstaje pytanie, czy 

można odróżnić jakoś taki motyw, który jest rzeczywiście przy­

czyną postępowania, od motywu, za którym skrywają się jeszcze 

inne powody, może nie znane samej osobie? 

2.6. RACJONALIZACJA 

Wielu ludzi nie wie dokładnie, czego chce, a ich motywy są 

niestabilne, mało precyzyjne i łatwo ulegają zmianom. W kul­
turze, która właśnie mija, było to powodem wstydu. Piszę o tej 

kulturze, że mija, gdyż teraz ludzie coraz łatwiej otwarcie przy­
znają, że działają, nie bardzo wiedząc dlaczego. Jednakże i oni, 
gdy powstaje konieczność wyjaśnienia swojego postępowania, 
starają się podać taki motyw, który ich zdaniem byłby najbar­

dziej właściwy. Z góry jednak mają co do niego wątpliwości 

35 

background image

i dlatego nieraz zwracają się do psychologa, aby pomógł im 

zrozumieć ich postępowanie. 

Bywa jednak i tak, że ludzie wierzą w swój motyw nawet 

wówczas, gdy jest on mało prawdopodobny i zbyt wygodny. 

W psychologii nazywa się to „racjonalizacją", przypisywaniem 
swojemu postępowaniu sensownych i „słusznych" motywów, 
gdy naprawdę ma ono całkiem inny cel wypierany ze świado­
mości. Wiele bajek z morałem zawiera właśnie takie racjonali­
zowane motywy. Głodny wilk zarzuca jagnięciu, że musi je 
ukarać za to, iż w ubiegłym roku poszczuło go psami, a lis 
rezygnuje ze zbyt wysoko rosnących winogron, gdyż „są zbyt 

kwaśne". Podejrzewam, że i ów praworządny wilk, i lis o de­
likatnym podniebieniu, gdzieś tam, w zakątku swojej duszy, 
wiedzieli o tym, że ich motywy są tylko fasadą dla innych 
i odrobinkę dla nich samych. Wilk był bardzo głodny, a lis ma 
za krótkie łapy. Może nawet tylko oszukiwali, podając „czystsze" 
moralnie motywy? Nie wiemy tego. Znam jednak wiele przy­
padków, w których „fałszywy" motyw jest szczery, jednostka 
wierzy sama sobie, że nie chodzi jej o nic innego niż o to, co 

zostało nazwane w jej motywie. Jeżeli tak jest, oznacza to, iż 

jednostka nie zawsze wie, dlaczego czyni to, co czyni, nawet 

mając motyw swojego postępowania. 

Zwracam uwagę na to, że nie jest to w pełni brak wiedzy 

o motywach własnego postępowania. Jest to nie tyle brak wie­

dzy, ile — dokładniej rzecz ujmując —• wypieranie ze swo­

jej świadomości do podświadomości wiedzy o celu swojego 

postępowania. Wyparta wiedza nie znika i pozostając gdzieś 

w psychice, ma wpływ na nasze postępowanie. 

background image

R O Z D Z I A Ł 3 

Motywy ochronne 

3.1.  R O L A  M O T Y W U  O C H R O N N E G O 

W wielu przypadkach sytuacja nie jest równie jasna jak w po­

wyższych bajkach. 

Oto przykład: 

Do psychologa zgłasza sic 1., inżynier, który zauważy! u siebie objawy 

wyczerpania nerwowego. Jest ono, jego zdaniem, spowodowane „prześla­

dowaniem" w zakładzie pracy. Tłumaczy, że prześladowanie to jest wy­
nikiem jego uczciwości i poważnego traktowania obowiązków zawodo­
wych oraz dbania o dobro instytucji. Uważa, że jest bardzo aktywnym 
pracownikiem. Występuje z krytyką na zebraniach, składa pisma z licz­
nymi propozycjami zmian, podaje do prasy uwagi o niewłaściwej pracy 

swoich zwierzchników i o ich niekompetencji, ale zamiast nagrody spo­

tyka się nieustannie właśnie z prześladowaniem. Został zdegradowany. 
Nowi kierownicy odsunęli go od jakiegokolwiek udziału w decyzjach 
i niedwuznacznie dali do zrozumienia, że poparliby jego wniosek o zwol­

nienie. I. jednak pozostał i pozornie pogodził się ze swoją nową pozycją, 
uważając siebie za ofiarę wierności ideom dobrej roboty. Nieustannie do­

chodzi jednak do scysji. 

Należy wyjaśnić, że działo się to kilkadziesiąt lat temu, gdy 

„krytyka społeczna" była zjawiskiem popularnym, ponieważ 

dokonały się przemiany polityczne, w wyniku których wielu 
ludzi dostało stanowiska w ramach tzw. awansu społecznego. 
Otwierał on przed nimi szanse kariery, o jakiej uprzednio nie 

mogli nawet marzyć. Byli wśród nich zarówno ludzie zdolni, 

37 

background image

jak i całkowicie nieudolni. Zdolni czuli się odpowiedzialni za 

swoje miejsca pracy i zwalczali nieudolność. Natomiast nie­

kompetentnym, podobnie jak obecnie, pozostawała tylko kryty­
ka i niszczenie tych, którzy stoją im na drodze, lub tych, którzy 
mogą zdemaskować ich brak kwalifikacji. Bardzo trudno było 
odróżnić „naprawiaczy" uczciwych od nieuczciwych. I jedni, 
i drudzy byli popierani przez władze polityczne, gdyż krytyka 

oddolna pomagała w nasilaniu kontroli administracji, ułatwiając 
władzom partyjnym zajmowanie stanowiska arbitra. Zrozumia­

łe, że owi „krytycy" byli zwalczani przez tych, których krytyka 
dotyczyła. 

W wyniku badań psychologicznych można było stwierdzić, 

że pacjent I., dobry specjalista, został awansowany na wyższe 
stanowisko w wyniku pozytywnych ocen, ale nie potrafił sobie 
na nim poradzić. Przesunięto go więc „niżej" i wówczas dopiero 
pojawiło się to jego „zaangażowanie". Jego działalność rzeczy­
wiście dezorganizowała pracę zakładu. Wiedział o tym, ale dez­

organizację zakładu uważał za konieczny koszt „prawdy". 

Dodam tu nawiasem, że taka łatwa zgoda na negatywne 

konsekwencje majstrowania przy naprawianiu świata spotykana 

jest u ludzi działających zastępczo zarówno w małej, jak i w du­

żej skali. To ostatnie dotyczy rewolucjonistów, którzy gotowi 
są zagłodzić na śmierć tych, dla których dobrobytu walczą, 
fanatyków religijnych gotowych niszczyć ludzi w imię miło­

sierdzia dla nich lub wychowawców łamiących wolę dziecka, 
które, jak sądzą, mają przygotować do samodzielnego życia. 

Analiza psychologiczna nasunęła hipotezę, że inżynier I. 

przekroczył na uprzednim stanowisku próg swoich kompeten­

cji. Sprawny, dobrze wykształcony dawał sobie znakomicie ra­
dę, gdy stawały przed nim problemy wymagające zastosowania 
tylko wiedzy technicznej. Natomiast po awansie musiał umieć 
rozwiązywać problemy personalne, organizacyjne, z którymi 
sobie w ogóle nie radził. Od początku dopatrywał się przyczyn 
swoich trudności w działaniach przeciwko niemu. Nasuwa to 
podejrzenie, że już uprzednio spostrzegał świat w kategoriach 

38 

background image

„spiskowych". Konflikty narastały — I. nie tylko nie rozwią­
zywał ich, ale tworzył nowe, atakując domniemanych wrogów. 

Doszło do tego, że musiał zostać dyscyplinarnie przeniesiony 

na inne, niższe stanowisko. Ambitny i oczekujący sukcesów 
nie chciał pogodzić się z tym, że po prostu nie ma talentów 

kierowniczych, a jego interpretacja problemów jest fałszywa. 

Jak wielu ludzi, swoje niepowodzenie potraktował jako poni­
żenie, jako wynik działania przeciwko niemu osobiście, a więc 

i przeciwko jego zakładowi pracy. Po to więc, aby utrzymać 
wysoką samoocenę, zajął się walką ze swoimi zwierzchnikami, 

którym przypisał swoją niekompetencję. Mamy tu klarowne 

przykłady racjonalizacji, wyparcia i projekcji. 

Zwracam uwagę na to, że motyw spełnił tu nie tylko rolę 

moralnego uzasadnienia. Bez niego w ogóle to postępowanie 

byłoby niemożliwe. Jest tak dlatego, ponieważ człowiek w sto­

sunku do siebie jest swego rodzaju biurokratą. Nie nadaje biegu 
sprawie bez odpowiedniej podkładki urzędowej. „Podkładką" 
umożliwiającą postępowanie jest w motywie sformułowanie ce­
lu postępowania. Chroni ono w niektórych przypadkach takie 
postępowanie, które nie mogłoby dojść do skutku, gdyby jed­
nostka dopuściła do świadomości to, co naprawdę jest jej ce­

lem. Dlatego motyw racjonalizacyjny nazwany tu zostanie mo­
tywem ochronnym. 

3.2.  W A R U N K I POWSTANIA  M O T Y W U 
O C H R O N N E G O 

Nieraz podstawy motywu ochronnego są bardziej skompliko­
wane niż w opisanym wyżej przypadku. 

Zamożna, samodzielna i urodziwa lekarka J. jest bardzo skąpa. Jej 

problemem klinicznym, z powodu którego zwraca się o pomoc, jest na-

39 

background image

siiająca się awersja do wielu pokarmów, a ostatnio nawet do ludzi. Utrud­
nia jej to stosunki społeczne i zawodowe. Przesiaduje sama w domu, 
wychudła, coraz częściej myśli o śmierci. Skąpstwo jej wyraża się w tym, 
że na przykład zapraszając znajomych, podaje na stół niezbyt dobre je­

dzenie, a to lepsze chowa. Ofiarowane jej czekoladki leżą aż do spleśnie­

nia. Nigdy nikomu nic nie pożycza, mimo że chętnie bierze. Nie zauważa 

swojego skąpstwa oraz objawów chciwości i określa siebie jako gospo­
darną i rozsądną. Aluzji przyjaciół i ich prześmiewek nie rozumie. Sto­
pniowo wytworzyła się o niej opinia dziwaczki. Twierdzi, że w istocie 

jest przychylna ludziom i stara się być im pomocna, ale coraz więcej osób 

unika kontaktów z nią. Doszukuje się więc różnych powodów odrzucenia. 
Sądzi na przykład, że łudzie zazdroszczą jej urody, co jest w wielu wy­
padkach prawdą.  U w a ż a też, że ludzie w jej środowisku są zbyt prymi­
tywni, co też można potwierdzić. 

Analiza psychologiczna nasuwa hipotezę, że u podstaw tej 

rozbudowującej się nerwicy leży skąpstwo zaczynającej się sta­
rzec osoby. Jest ono prawdopodobnie symbolicznym wyrazem 

lęku przed starością, tym silniejszym, że dotyczy kobiety o du­

żej urodzie. 

Gdzie jest motyw ochronny? Zarzuty pacjentki wobec oto­

czenia społecznego są przecież trafne. Problem kryje się w prze­
konaniu, że jest ona gospodarna, rozsądna, nie uznaje marno­
trawstwa i lubi ludzi. Gdyby zaakceptowała to, że jest skąpa 

(każdy ma jakieś wady), i to, dlaczego jest taka skąpa, wówczas 
mogłaby to swoje skąpstwo kontrolować, a nawet nabrać wobec 
niego dystansu psychicznego i uczynić je przedmiotem własnych 

kpin. Jej racjonalizacja uniemożliwia jej takie rozwiązanie. Spra­
wy zaszły już za daleko i nie da się ich rozwiązać bez długo­
trwałej psychoterapii. 

Czy J. mogła sama dokonać krytycznej analizy treści swojego 

motywu? Nerwica na tym właśnie polega, że jednostka chora 
nie jest w stanie tego dokonać bez pomocy z zewnątrz, po pierw­

sze, z powodu działania mechanizmów wypierania, o których 

już była mowa. Po drugie, treści urazowe usytuowane w pod­

świadomości są źródłem szczególnego rodzaju motywacji, którą 
Zygmunt Freud nazywał „oporem podświadomego". W wyniku 

40 

background image

tego oporu pacjent kieruje swoją uwagę na wiele różnych nie­
istotnych spraw, a każda próba skupienia się na problemie istot­
nym wywołuje niechęć do zajmowania się nim. Nieraz niechęć 
ta jest nawet kierowana na psychologa, który usiłuje wyjaśnić 
pacjentowi, co jest rzeczywistym i głównym problemem. Po 
trzecie, pacjentka nie jest w stanie intelektualnie uchwycić istoty 
swojego problemu, mimo że technicznie odpowiada to poziomo­

wi jej możliwości. Nie może tego uczynić, gdyż jej sprawność 
intelektualna jest tylko wówczas odpowiednio wysoka, gdy 
przedmiotem jej rozważań nie jest obszar jej problemów nerwi­

cowych. Każda myśl, skojarzenie, które dotyczą tych proble­

mów, wywołują lęk, który sprowadza procesy poznawcze na 
poziom konkretny. Na poziomie tym poznanie jest ograniczane 

do konkretów, do doświadczenia, do czasu przeszłego. John Dol-
lard i Neal E. Miller w swojej książce o psychoterapii (1969) 
nazwali to wybiórczym „ogłupieniem". Jak długo procesy po­
znawcze pozostają na poziomie konkretnym, tak długo nie ma 
szansy na wyjście poza własne doświadczenie i tym samym poza 
obszar własnych urazów emocjonalnych. Dopiero osoba wolna 

od kontrolującej ją przeszłości ma szansę na zwrócenie się ku 
zdarzeniom, jakie mogą wystąpić w przyszłości. 

Jeśli tak jest naprawdę, leczenie powinno polegać na stwo­

rzeniu psychologicznych warunków do refleksji nad włas­
nym problemem neurotycznym i dzięki tej refleksji uwol­
nieniu się od przeszłości.
 Technicznie rzecz biorąc, chodzi 
o stworzenie warunków do posługiwania się abstrakcją, za po­

mocą której osoba może tworzyć nie istniejące dotychczas po­

jęciowe modele świata

9

. Dzięki tym modelom osoba może wy­

zwolić się od nacisków doświadczenia, dokonać jego autono­
micznej oceny i zaprojektować własne zasady postępowania 

z dystansu, a więc i bez lęku. 

Zwracam uwagę na to, że stworzenie leczonej osobie wa­

runków do aktywnego, abstrakcyjnego myślenia leży u pod-

9

 Zjawisko to wyjaśnia teoria kod-emocje, por. Obuchowski, 1982, 1993. 

41 

background image

staw wszystkich sensownych metod techniki psychoterapeu­
tycznej. Do sprawy tej będę jeszcze wracał przy okazji innych 
kazuistyk. 

3.3. WEWNĘTRZNA SPRZECZNOŚĆ  M O T Y W U 

O C H R O N N E G O 

Podam jeszcze kilka innych przykładów motywów ochronnych. 

Samotna, energiczna maika K., bojąc się utraty dorastającego syna, 

kontroluje go totalnie. Chce go kąpać, „aby byl dość czysty", czyta jego 

korespondencję, „aby żadna go nie skrzywdziła", i usiłuje śledzić go po 

wyjściu z domu, „aby nic wpadł w złe towarzystwo". W konsekwencji 
dochodzi do burzliwych konfliktów i syn przedwcześnie opuszcza dom, 

pozostawiając matkę samą. 

Ambitna, wzorowa uczennica L. przekłada maturę na następny rok — 

„nie jestem jeszcze należycie przygotowana". 

Młody ojciec M., były „babciny synek", uskarża się na coraz liczniej­

sze objawy chorobowe, zmuszając tym żonę do zajmowania się nim, a nie 
tylko dzieckiem. 

Wszystkie przykłady motywu ochronnego charakteryzuje 

również to, że „ochronna" formuła celu zawartego w motywie 

jest logicznie sprzeczna z programem działania. Logicznie 

sprzeczna, ale nie oderwana od niego. Jest z nim zgodna na 
tyle, że może być jego uzasadnieniem wówczas, gdy nie wni­

kamy w istotę problemu, lecz ujmujemy go tylko formalnie, 

na poziomie konkretnym: 

— opieka nad synem jest przecież obowiązkiem matki; 
— uczennica powinna dbać o odpowiedni poziom swojej 

wiedzy; 

— ojciec musi być w dobrej formie fizycznej, aby należycie 

wywiązywać się ze swoich obowiązków względem dziecka; 

— pracownik powinien dbać o dobro swojego zakładu pracy; 

42 

background image

— samotna kobieta nie może pozwolić sobie na beztroskę 

i rozrzutność. 

Oto przypadek, w którym sprzeczność programu i celu jest 

wyjątkowo oczywista: 

N., czterdziestoośmioletni inżynier, ożenił się z kobietą młodszą o dwa­

dzieścia lat. Nie godził się na dziecko, zmuszał żonę do pozostawania 

w domu i całkowicie uzależniał ją od siebie. Tym, co spowodowało jego 
zwrócenie się do psychologa, było narastanie groźnego dla małżeństwa 

konfliktu. Jego bezpośrednią przyczyną jest to, że L. nie oddaje żonie 
zarobionych pieniędzy. Wydziela jej małe sumy, które nie wystarczają 
nawet najedzenie. Uzasadnia to tym, że żona jest niedojrzała społecznie, 
niezaradna i tylko w ten sposób może nauczyć ją samodzielności i dzięki 
temu zabezpieczyć na przyszłość. Sam stołuje się poza domem, w swojej 
fabryce, a pieniądze wpłaca do PKO. Żona, początkowo uległa, zaczęła 
robić mu awantury, odstawiła go „od łoża", grozi rozwodem. W pewnym 

sensie więc zaczęła być rzeczywiście samodzielna, ale na pewno nie tego 
oczekiwał — nie widzi związku konfliktu ze swoim postępowaniem.  D o ­
patruje się wpływu innych mężczyzn, wad charakteru żony, nawet włas­

nej wady, za jaką uważa swój wiek. Co więcej, zaistniałe problemy są 

dla niego dowodem słuszności zastosowanych „metod wychowawczych" 

i utwierdzają go w jego decyzji. Prosi psychologa o zajęcie się właśnie 

żoną. 

Analiza psychologiczna wskazuje na to, że N. ma bardzo 

głęboko ukryty, ale silny lęk przed starością, przed bezradnością, 

jaka go czeka. Przeżył okrutną w swej bezradności starość ojca, 

również znacznie starszego od matki. N. nienawidzi za to swojej 
matki. Nie kontaktuje się z nią i nie pomaga jej. Można przyjąć, 

że długie starokawalerstwo i obecna decyzja małżeństwa pozo­

stają w związku z tym jego doświadczeniem, którego wspomnie­
nie wywołuje lęk. Można sądzić, że motyw ochronny, jaki N. 

prezentuje, ma wsparcie nie tylko w tym lęku, ale i w nienawiści 
do matki — tak jakby N. ożenił się nie tylko po to, aby zapew­
nić sobie opiekę młodszej osoby, ale i po to, aby w życiu oso­

bistym móc karać matkę, z którą obecnie utożsamia swoją żonę. 

Gdy pacjentowi temu przytaczałem motywy ochronne in­

nych ludzi, z łatwością odnajdywał zawarte w nich sprzeczności 

43 

background image

i dziwił się, że ludzie mogą popełniać tak elementarne błędy 
poznawcze. 

3.4. NADSTABILNOŚĆ PROGRAMU W  M O T Y W I E 
O C H R O N N Y M 

Następną charakterystyczną właściwością motywu ochron­
nego jest nadstabiłność zawartego w nim programu.
 Polega 
ona na tym, że nie tylko brak pełnej zbieżności programu i celu 

zawartego w motywie, ale też sam program nie ulega zmianie 
zależnie od okoliczności. Musi tak być, gdy cel nie jest pra­
wdziwy. Nie da się więc w warunkach zmian dostosowywać 
do niego programu, jak to dzieje się w sposób naturalny w wy­
padku motywu pełnego. Gdy wiem, że chcę zostać pisarzem 
i nie mogę dostać się na polonistykę, dobieram sobie inny pro­
gram i idę na psychologię lub filozofię. Ten nowy cel może 
nie jest tak dokładnie dostosowany do poprzedniego, ale też 

nie jest o wiele gorszy. Gdy wiem, że kocham muzykę, a oka­

zuje się, że brak mi talentu — mogę wybrać muzykologię. 

Gdy mam określony sens życia i zostaję tak bardzo okaleczony 
w wypadku, że muszę zmienić swój zawód, jest to dramat, ale 

mogę go przezwyciężyć, gdy wiem, czego chcę w życiu. Do­

konuję więc odpowiedniego przeprogramowania życia, zmie­
niam kwalifikacje, uczę się być znowu sprawnym inaczej. 

Natomiast nie jestem w stanie modyfikować programu, gdy 

nie wiem, a zwłaszcza nie chcę wiedzieć, czego w życiu chciał­

bym chcieć. W takim wypadku realizowanie programu motywu 

ochronnego staje się celem samym w sobie. Taka wynikająca 

z braku celów zewnętrznych autonomizacja programu jest zja­
wiskiem znanym również poza psychologią. Piszą o niej teo­

retycy biurokracji oraz politolodzy. Zwracają uwagę na to, że 
autonomizacja programów jest nieuchronną konsekwencją 

44 

background image

każdego systemu organizacji podporządkowanej istnieniu 
instytucji, a nie celowi, dla jakiego ona istnieje.
 Biurokracja 
rozrasta się nie dlatego, że ktoś chce jej rozrostu. Przyczyny 

rozrostu biurokracji mają u swoich podstaw pozytywny fakt 
polegający na tym, że służby wykonawcze określonych działów 

koncentrują się całkowicie na swoich zadaniach bieżących we­
wnątrz instytucji. W wyniku tej koncentracji sprawne i uczciwe 
służby zaczynają z czasem traktować wykonanie swoich zadań 

jako cel sam w sobie. Każda dobra komórka organizacyjna im 

jest lepsza, tym bardziej stara się podnieść swoje znaczenie 

i wzmóc efektywność, zwiększając liczbę zatrudnionych, two­
rząc nowe pomocnicze komórki, które z kolei powielają ten 
proces. Wskutek tego całość rozrasta się jak tkanka rakowa

1 0

W ten sposób liczebność urzędników ministerstwa zajmującego 
się koloniami w Wielkiej Brytanii wzrastała, w miarę jak zmniej­
szała się liczba kolonii, i jest w tym pewna logika. 

Gdy istnieje wyraźny i określony cel działania, jemu są 

podporządkowywane środki jego realizacji. Natomiast im 

ten cel jest mniej wyraźny, słabiej uświadamiany lub w ogó­
le zanika, tym łatwiej o skoncentrowanie się na działaniach 

samych w sobie. 

To samo występuje u człowieka, który nie dysponuje hie­

rarchią celów. Każde jego zadanie staje się ważne samo w so­
bie. W pewnym sensie ma ono tendencję do tego, by być naj­
ważniejszym zadaniem, a gdy jest ono realizowane, wszystkie 

inne zadania stają się nieważne. To, czemu zadanie to wyjścio­

wo miało służyć, ginie z pola widzenia osoby. Gdy ktoś na 

przykład przeszkadza nam, blokując nasze dążenie do zdobycia 

pozycji społecznej, wówczas walka z nim może stać się zada­

niem autonomicznym. Walcząc o tak istotny cel, będziemy na­
wet gotowi zaryzykować swoją pozycję społeczną na rzecz zni-

10

 Dotyczy lo oczywiście instytucji państwowych, na które nie mają wpły­

wu prawa rynku. W instytucji prywatnej proces taki kończy się szybkim ban­

kructwem i wszyscy, łącznie z biurokratami, lądują na bruku. 

45 

background image

szczenią naszego, teraz już osobistego, wroga. Gdy owa po­
zycja społeczna była dla nas uprzednio tylko środkiem do 
zdobycia szacunku otoczenia, teraz w wyniku zaangażowania 
w walkę może stać się głównym celem i zrezygnujemy z tego 

szacunku, byle tylko uzyskać cokolwiek, co jest w naszym po­
czuciu wskaźnikiem owej pozycji, a więc stanowisko, tytuł lub 

order. 

Oznaczałoby to, że nadstabilność programu zawartego w mo­

tywie ochronnym jest w dalekiej konsekwencji powodem zmniej­

szania się liczby zadań osobistych jednostki i w konsekwencji 

ubożenia jej osobowości. 

Posiadanie celu nadrzędnego i zachowanie go w centrum 

uwagi wydaje się jednym z najtrudniejszych zadań, jakie 

stają przed jednostką ludzką zdecydowaną na kształtowanie 

własnej biografii. 

Nieraz biurokracja w obszarze motywacji jednostki prowa­

dzi do fiksacji neurotycznej na jednym kierunku działania, 
chroniąc w ten sposób nadrzędną wartość dążenia, które nie 
mogłoby być zaaprobowane, gdyby poddać je refleksji. Staje 
się to ważnym składnikiem życia. 

Emerytowany adwokat O. prowadzi skomplikowany proces o należną 

mu z dawnych lat niewielką sumę pieniędzy. Twierdzi, że suma ta jest 

mu niepotrzebna, ale chodzi o „triumf sprawiedliwości", a „krzywda wy­

rządzona musi być naprawiona". Z satysfakcją sporządza wciąż nowe 

pisma, chętnie opowiada o swoich bojach. O. bynajmniej nie sprawia 
wrażenia skrzywdzonego starca. Jest pełen energii, godzinami przesiaduje 

w gmachu sądu, jest obecny na wielu innych — „podobnych", jak twier­

dzi — rozprawach, lubi doradzać oczekującym świadkom. Bliższe po­

znanie go upewnia, że znalazł skuteczny sposób na życie. Bez lego „pie-
niactwa" jego życie byłoby ubogie i czcze. 

46 

background image

3.5.  D O R A Ź N O Ś Ć  M O T Y W Ó W  O C H R O N N Y C H 

Przytoczone przykłady wskazują na jeszcze jedną istotną wła­
ściwość motywów ochronnych. Pomagają one „tu i teraz". 

Ułatwiają życie w wielu konkretnych sytuacjach. Pozwalają na 

zachowanie dobrego mniemania o sobie. Zapobiegają rezygna­
cji wówczas, gdy powinniśmy działać, i wspierają nasz wysiłek, 
gdy powinniśmy zrezygnować. Warto jednak pamiętać, że 
wszelkie zaspokojenia na „tu i teraz" są jak diabeł, który 
zawsze na końcu wystawia rachunek za swoje usługi. Może 

nawet warunki motywu ochronnego są twardsze niż te, jakie 
stawia łowca dusz. Płacimy je już za życia, i to nieraz bardzo 
szybko.
 Wspomniani wyżej inżynier i lekarka zapłacili utratą 
pracy i chorobą, matka — utratą syna i depresją, uczennica 

— co najmniej utratą roku, mężczyzna — ojcostwem. 

Wątek ten można snuć dalej. Zwrócę uwagę na to, że za­

chowanie oparte na motywach ochronnych jest w istocie 
skierowane przeciwko interesom własnym osoby.
 Już Alfred 
Adler zauważył, że neurotyk jest największym wrogiem same­
go siebie. Widoczne jest to zwłaszcza w odniesieniu do inte­
resów jednostki rozpatrywanych w dłuższym dystansie. Jest tu 
analogia do reguły dotyczącej dalekiej skuteczności człowieka. 

W sprawach złożonych, trudnych, skuteczność daleka musi zo­
stać okupiona rezygnacją z pełni skuteczności bliskiej

1 1

. Gdy 

ktoś chce wygrać partię szachów z dobrym graczem, nie może 
koncentrować się na zbijaniu każdego pionka. Program osiąga­
nia odległego celu zawsze wymaga pewnych rezygnacji i ofiar 
na rzecz zadań dalekich dystansów. 

11

 Reguła ta nie działa w sytuacjach, w których istnieją znaczne, nadmia­

rowe rezerwy mocy i środków. Silna i sprawna jednostka uzyskując dalekie, 

ale nietrudne cele, pokonuje cele pośrednie bez trudności. Tyle że ograniczając 

swoje ryzyko, ogranicza też własne szanse rozwoju. 

47 

background image

3.6. DALEKIE I BLISKIE ZADANIA 

Zasady planowania i działania strategicznego są całkiem inne 
od zasad akcji taktycznej

1 2

. Różnice między taktyką i strategią 

występują zarówno w szachach, w ekonomii, w polityce, jak 
i w życiu osobistym, tam wszędzie, gdzie dalekie zadania są 

hierarchicznie nadrzędne nad zadaniami bliskimi. 

Motywacja oparta na motywach pełnych i świadomych mo­

że służyć obydwu rodzajom zadań. Ta jednak postać motywu, 

w której realny cel jest wyparty i osłonięty celem ochronnym, 
może służyć tylko zadaniom bezpośrednim. Gdybyśmy poznali 
istotny powód wyboru takiego, a nie innego motywu ochron­
nego, stwierdzimy łatwo, że jest nim głównie zapewnienie jed­

nostce dobrego samopoczucia. Dobre samopoczucie nie jest 
sprawą mało ważną. Jest istotnym składnikiem jakości życia. 

Życie ludzkie trwa jednak wiele dziesiątków lat i jest ważne, 

czy za chwilową przyjemność nie będziemy płacić długo i dużo, 
a zwłaszcza czy nie będziemy płacić utratą lub nawet brakiem 

dalekich zadań osobistych. Przecież tylko dalekie zadania są 

naprawdę ważne i nadają życiu wartość. Barwy, jakie nadaje 

życiu realizacja zadań bliskich, są miłe i ładne. Nic jednak 
ponadto. Satysfakcja z życia i satysfakcja z przeżycia doraźne-

1 2

 Dlatego inna osobowość cechuje efektywną osobę, której zadaniem są 

problemy strategiczne, a inna osobę, której zadaniem jest rozwiązywanie bez­
pośrednich problemów. Niezrozumienie tego zjawiska powodowało i powo­

duje błędy polegające na awansowaniu na stanowisko strategiczne tego, kto 
sprawdził się na stanowisku taktycznym, lub też osoby świetnej na stanowisku 

strategicznym — na formalnie wyższe stanowisko taktyczne. Jest to jeden 
z powodów kłopotów z tzw. elitami politycznymi. Gdy politycy nie posiadają 

wykształcenia ani wiedzy niezbędnej do podejmowania decyzji strategicz­
nych, sprawni w przesunięciach pionków koncentrują się na działaniach tak­
tycznych, na układaniu i wypełnianiu szarad personalnych w pełnym poczuciu 
spełniania misji politycznej. Spotykając się nieuchronnie z niepowodzeniami, 

znajdują tylko jeden sposób wyjścia — destabilizację pola gry, zrzucenie 

szachownicy ze stołu, „wojnę na górze" itp. 

48 

background image

go są bardzo różne psychologicznie i fenomenologicznie. Bio­
grafie wielu osób wykazują, że rozwój ich osobowości, odpor­
ność na trudne sytuacje, trwałość sukcesów zawodowych zale­
ży od pozycji, jaką zajmują te obydwa rodzaje zadowolenia 
w hierarchii ich wartości. 

Można by poczynić wiele dalszych tego rodzaju uwag do­

tyczących motywów, ich formy i roli w życiu jednostki i w jej 

stosunkach z ludźmi, ale na tym poprzestanę. Celem tego roz­

działu było tylko wskazanie, że istnieją co najmniej dwie pod­

stawy motywacji ludzkiej. Jedna z nich ma charakter za­
mierzony, realistyczny, w pełni świadomy i jest wyrazem 
ludzkich intencji. Istnieje też obszar motywów częściowo 
zafałszowanych, które w istocie służą tylko celom doraź­
nym, doraźnej satysfakcji.
 Poznanie człowieka, a więc i siebie 

samego, wymaga przede wszystkim poznania motywów peł­

nych i zdemaskowania motywów ochronnych. Jest to punkt 
wyjścia. Krokiem następnym jest poznanie tego, czemu te mo­

tywy służą, a więc poznanie tych kierunków dążefi, którym 
różne działania jednostki zostały wprost lub pośrednio podpo­
rządkowane. 

background image

R O Z D Z I A Ł 4 

Kultura i potrzeby 

4.1. DĄŻENIA I KULTURA 

Na temat liczby dążeń i ich rodzajów wyrażano wiele poglą­
dów. Zygmunt Freud, który pierwszy postawił problem mecha­
nizmów osobowości, a w tym i głównych kierunków dążeń 
ludzkich, skłaniał się w miarę napływu nowych doświadczeń 
do poglądu, że wszelkie znaczące formy postępowania czło­
wieka sa wyrazem dwóch wrodzonych, podstawowych dążeń. 

Dążenia każdej jednostki prowadzą albo do podtrzymania jej 

samej lub/i gatunku, albo do samounicestwienia siebie lub/i 

gatunku. Reszta to sprawa okoliczności, poglądów i mody. 

Takie postawienie problemu było nie do przyjęcia dla spo­

łeczności zorientowanych na kontrolowanie jednostki, gdyż 
pierwsze z tych dążeń w najczystszej postaci występuje jako 
zachowanie seksualne, a drugie w postaci dążenia do samo­
zagłady. Tradycyjnie już wychowawcy i dysponenci naszych 
losów traktujący swoje powołanie na serio chcą, aby prawo 
do życia i do śmierci było w ich rękach. To oni mają decy­
dować o tym, jak i po co ludzie mają istnieć. Sądzą, że re­
prezentują kulturę, „społeczeństwo", prawdę, a nie siebie. Są 
pewni, że mają rację, gdyż ich zdaniem racji można nie mieć 
tylko wówczas, gdy spełnia się osobiste cele. Uważają się za 
wychowawców i nie wystarcza im, że kontrolują innych. 

Wpajają im swoje normy i w wyniku tego ludzie już dalej 

kontrolują się sami, pewni, że właśnie tak, a nie inaczej po-

50 

background image

winni czynić. Dlatego właśnie Freud sądził, że kultura

1 3

 na­

rzuca formę samoświadomości i jest zasadniczym antagonistą 
osobistych dążeń jednostki. Człowiek nie ma więc wielu szans 
na realizowanie swoich własnych planów życia, gdyż cała jego 

energia zużywa się na walkę ze sobą i ze światem o prawo 

do swoich dążeń. 

Można też sprawę ująć inaczej niż Freud — zapytać nie 

o to, do czego człowieka popychają jego pragnienia, ale o to, 
co powinno być spełnione, aby człowiek mógł zrealizować 

siebie. Można ująć człowieka tak jak każdy funkcjonalny układ, 
na przykład silnik elektryczny lub płuca. Jest to ujęcie wygod­
ne. Mogę nie wiedzieć, czego chciałby silnik w mojej pralce, 
ale wiem, że będzie źle funkcjonował zasilany prądem o na­
pięciu 180 V, gdyż prąd ten jest dla niego za słaby. Nie wiem, 

czego pragną płuca, ale wiem, że oddychanie dymem tytonio­

wym utrudni im wykonywanie ich funkcji. Nie będą one mogły 
dostarczać odpowiedniej ilości tlenu do organizmu i usuwać 

zanieczyszczeń, i nieważne, czy osobnik palący lubi swoje uza­
leżnienie czy też nie, pragnie papierosa czy nie. Płuca potrze­
bują czystego powietrza 

Wiemy, że człowiek, jak każdy żywy organizm, musi uzu­

pełniać paliwo, substancje budowlane i katalizatory reakcji che­
micznych. Brak odpowiednich substancji spowoduje wady funk­

cjonowania organizmu, a nawet jego rozpad. Nie ma znaczenia, 

13

 Mam tu na myśli kulturę w znaczeniu normatywnym. W tym ujęciu 

kultura to przyjęte w określonych społecznościach poglądy, oceny, wzory 
myślenia, z których wynika, co jest właściwe, a co niewłaściwe. Dlatego te 
same sposoby postępowania, ubierania się, samookreślania, zarabiania pienię­

dzy łub cele życiowe, kariery zawodowe itp. są w różnych kulturach różnie 

realizowane i oceniane. Nieraz w obrębie tej samej kultury znajdują się od­
mienności określane jako subkultury, na przykład subkultura wiejska, inteli­
gencka lub młodzieżowa. W każdej z nich biała koszula z krawatem ma inny 

sens wartościujący. Nie chcę tu wdawać się w dyskusję nad pojęciami kultury 
materialnej lub symbolicznej itp., interesują mnie zmiany, które dotyczą war­
tości — formy i nazwy są tylko ich nośnikami. 

51 

background image

czy człowiek czuje głód i czego pragnie. Organizm jego potrze­
buje odpowiedniego pokarmu. 

Podobnie człowiek obdarzony świadomością musi rozumieć 

sens swojego istnienia. Nie rozumiejąc tego sensu, nie zdobędzie 
się na wysiłek, jakiego wymaga pokonywanie trudności życia. 
Nie jest ważne, czy interesuje się on sensem swojego życia i co 
0 tym sensie sądzi. Człowiek potrzebuje koncepcji nadającej 

jego życiu sens. Rozwój osobowości jest związany z istnieniem 

dystansu psychicznego wobec własnych pragnień, problemów 
1 przeżyć. Nie ma więc istotnego znaczenia, czy jednostka utoż­
samia się ze swoimi właściwościami przedmiotowymi, czy też 
nie. Człowiek potrzebuje dystansu psychicznego wobec siebie. 

Tak rozumiane potrzeby są warunkiem dobrego funkcjo­

nowania. W wypadku człowieka jest szczególnie uzasadnio­

ne rozdzielenie potrzeb, jako warunków normalnego fun­
kcjonowania, od pragnień stanowiących wyraz tego, czego 

się chce. Pragnienia kształtują się często w wyniku doświad­

czeń przypadkowych, urazów psychicznych i błędów w ro­
zumieniu świata. Nieraz występują sytuacyjnie i wielu ludzi 

bardzo żałuje, że je realizowało lub wręcz twierdzi, że prag­

nienia prowadzące do agresji, seksu lub rezygnacji nie były 
„ich własne", że „im ulegli". Ponadto im bardziej pragnienia 

człowieka są złożone, tym bardziej odbiegają od jego potrzeb, 
gdyż pragnienia kształtują się pod naciskiem kultury, która 
uformowała się całkiem niezależnie od potrzeb jednostek ludz­
kich. Pragnienia są „pieczątką" kultury, a ma ona przecież 
inne „potrzeby" niż jednostka.
 Dlatego ludzie zbyt często 
lubią jeść nie to, co jest im potrzebne, koncentrują się na 

celach dla nich zgubnych, ubierają się w sposób szkodliwy 
dla swojego zdrowia, unikają rozwiązywania problemów waż­

nych dla ich istnienia, boją się wiedzy o sobie i o świecie, 

a odczuwają dumę, działając przeciwko sobie. Weźmy tu, jako 
drastyczny, przykład dyrektora fabryki, który jest dumny z te­
go, że powierzony mu zakład uzyskuje wysoki dochód, zatru­
wając środowisko, w którym żyje on sam i jego dzieci. Dumny 

52 

background image

jest z tego, że zgodnie z przypisaną mu „rolą społeczną" in­

teres fabryki postawił ponad interesem ludzi, i to również lu­
dzi mu bliskich. 

Można by zapytać o to, jak więc, mimo niespójności prag­

nień oraz ich podporządkowania kulturze, doszło do tego, 
że ludzie utworzyli tak dynamiczną cywilizację, jaką mamy. 
Musiało do tego dojść chyba wbrew kulturze, która na każ­
dym etapie budowy cywilizacji powinna była działać zacho­
wawczo, gdyż jedną z funkcji kultury jest właśnie stabili­
zacja własnego sensu. Można by też odpowiedzieć na to 

stwierdzeniem, że cywilizacji zbudowano już wiele i jak do­

tychczas każda z nich zawaliła się na głowy ich budowni­
czych.
 Tak się jednak szczęśliwie dla ludzkości składało, że 
moc tych cywilizacji była technicznie ograniczona i obejmo­
wały one fragmenty naszego globu. Obszar ich istnienia mógł 
ulec całkowitemu zniszczeniu, ale ogromna część Ziemi pozo­

stawała nietknięta. Obecnie, w warunkach globalizacji i wzmo­
żenia sił przetwórczych ponad szanse ich kontroli, to zawalenie 
się, gdyby nastąpiło, byłoby ostateczne. 

I jeszcze jedna uwaga na zakończenie tego tematu. Cywili­

zację można rozpatrywać jako rodzaj narzędzia, jakim po­

sługuje się ludzkość, realizując wymagania swojej kultury. 

Każde narzędzie, tak jak nóż lub idea, może być skierowane 
przeciwko każdemu, nawet gdy długo i dobrze mu służyło. Nie 
ma takiego instrumentu, który jest „dobry" zawsze, zwłaszcza 

gdy to „dobro" zaczyna być utożsamiane z samym narzędziem. 
Nożem można zabić i uratować życie. Idee miłości do człowieka 

i wierności cnotom już zbyt wiele razy uzasadniały okrucień­

stwo, mord i zdradę, aby mieć co do tego wątpliwości. Nawet 
najwspanialsze pragnienia, które inspirowały ludzi do potęż­
nych i barwnych dokonań były zgubne, gdy stawały się celem 

samym dla siebie. Jako przykład może służyć cywilizacja Ma­

jów, która, jak sądzą jej badacze, zginęła w wyniku własnego 

rozwoju. Powstały potężne miasta, piramidy i precyzyjna astro­
nomia, ale właśnie ta dynamika spowodowała przeludnienie i ta-

53 

background image

kie zniszczenia ekologiczne, które uczyniły niemożliwym bio­
logiczne istnienie ludzi. Można znaleźć dowody na to, że ta dy­

namika j ekozniszczenia były skutkiem patologizacji kultury. Co 

jednak najważniejsze — u podstaw osiągnięć i katastrofy cywi­

lizacji Majów leżała ich koncepcja istnienia ludzi w świecie, 

z której wynikały: pogarda wobec dążeń i życia jednostki, uświę­
cenie bólu, cierpień i zabijania człowieka, a także pęd do nie­

ustających wojen mających głównie na celu zdobywanie coraz 

większej liczby ofiar niezbędnych do religijnych mordów. Wie­

rzono, że krew i cierpienia możliwie dużej liczby ludzi są nie­

zbędne do utrzymania świata w całości, do utrzymania ognia 
i zapobieżenia temu, aby wszyscy ludzie nie zamienili się w dzi­

kie zwierzęta

1 4

. Jeden z badaczy tej kultury, David Freidel, na­

pisał: „Bardzo rzadko zdarza się, że przeszłość jest źródłem tak 

głębokiego pesymizmu. Kiedy spoglądam w przeszłość, to, co 

widzę, to są nie tylko błędy ludzkiego wysiłku i ludzkiej wyob­

raźni, ale też nieustępliwego pragnienia nadania życiu sensu"

1 5

Jest problemem samym dla siebie zbadanie tego, w jakich 

warunkach owoce wzlotów myśli ludzkiej zaczynają zatruwać 
pragnienia, obracając je przeciwko człowiekowi. Może to jest 

tak, że ludzie przepojeni wiarą w świat ważniejszy niż oni 

sami poświęcają mu wszystko, nie tylko to, co mają, a więc 
siebie, ale i innych ludzi'

6

. Taka ideologia przypomina infek­

cję, a powiązane z nią wzory kultury — wirusa, który zabija 

swojego nosiciela. 

u

 Dramatyczne i szczegółowe opisy koncentracji tej kultury na doznawa­

niu i zadawaniu cierpień oraz na rytualnym zabijaniu, obdzieraniu ze skóry 
i zjadaniu części ciała, patrz Wierciński (1994). 

15

 David Freidel (1993) The Maya. „Time", August, 9. 

1 6

 Z punktu widzenia patologii psychicznej przypomina to tragedie osób 

chorych psychicznie będących w stanie depresji psychotycznej. Pogrążone 

w smutku i trwodze są one głęboko przekonane o tym, że życie w tym świecie 

jest straszne. Zabijają więc bliskie im osoby, na przykład własne dzieci, 

w przekonaniu, że czynią to dla ich dobra, aby nie cierpiały tak jak i one. 
Czynią to dla nieb. 

54 

background image

Należy więc ostrożnie oceniać, co jest człowiekowi potrzeb­

ne. W książce tej uzasadniam pogląd o decydującej roli sensu 
życia w kształtowaniu osiągnięć, uzyskiwaniu satysfakcji i za­

chowaniu zdrowia jednostki ludzkiej. Przykład Majów wska­

zuje, że nawet sens rzeczywiście wspomagający osobę w jej 

dążeniach i w jej niepokojach może stać się źródłem klęski. 

Usiłuję więc uzasadnić pogląd, że istotne znaczenie ma taka 

treść sensu życia, która może być nieustannie modyfikowana 

stosownie do nowych doświadczeń jednostki i nowych jej per­
spektyw. Sens życia nie powinien stać się stereotypem, któremu 
są podporządkowane losy jednostki ludzkiej. Jestem też skłon­
ny bronić poglądu, że stałym składnikiem „dobrego" sensu 

życia jest zasada, iż podobnie jak wolność jednostki jest 
zabezpieczona tylko wówczas, gdy wszyscy ludzie są wolni, 
tak i ostatecznym kryterium dobra jednostki ludzkiej jest 
interes KAŻDEJ jednostki ludzkiej, której nie wolno po­

święcać nigdy za nie. „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały 
świat". Każde odstępstwo od tej reguły niszczy cały świat. 

Koncepcja własnego sensu życia powinna skłaniać do 

uwzględniania kryterium interesu każdej jednostki, tak aby kie­
rujący się nią człowiek nigdy nie dążył do destrukcji, nie ni­
szczył siebie ani innych. Oczywiście i wobec tej zasady należy 

mieć wątpliwości. Wymaga ona weryfikacji w konkretnych wa­

runkach. Sądzę ponadto, że żadna wiedza ogólna nie może 

stwarzać recept, tak jak z teorii nie powinna wynikać praktyka. 
Wiedza ogólna, jako narzędzie rozumienia świata, może tylko 
doradzać, pomagać w wyborze i ostrzegać. Reszta musi być 

wynikiem prywatnego myślenia jednostki. Wiedza ogólna nie 

jest przeznaczona do tego, aby zmieniać świat. Celem jej 

jest jego zrozumienie, a za odwrócenie tej zasady ludzkość 
już zapłaciła zbyt wiele. 

I to samo sądzę o każdej z potrzeb, o której będzie tu mowa. 

Główną ich cechą jest to, że stają się podstawą dążeń, wspól­
nym mianownikiem zachowań, które w przeciwnym wypadku 
uczyniłyby z linii życia chaotyczny zestaw ruchów. Chcę przez 

55 

background image

to powiedzieć, że główną potrzebą człowieka jest posiadanie 

dążeń porządkujących i ukierunkowujących życie osoby. Jakie 

to mają być dążenia spełniające jakie potrzeby, to sprawa umo­
wy. Można wymieniać ich więcej łub mniej. Chodzi tylko o to, 

aby proponowany zestaw miał swoje uzasadnienie, aby wiado­
mo było, dlaczego wybrano jedne z nich, a pominięto inne. 
Wówczas czytelnik sam będzie mógł sporządzić własną ich 
listę. I o ten własny wybór, o tę własną koncepcję każdej jed­
nostki ludzkiej, chodzi mi w tej książce. 

Dlatego, nawet gdyby ktoś zaakceptował to, co mu proponuję, 

tylko wówczas moja książka spełni swoje zadanie, gdy nastąpi 

to po jego własnej analizie i stanie się jego własnym osiągnięciem. 

4.2. DWA TYSIĄCE TRZYSTA LAT WSTECZ 

Chętnie odwołujemy się do dziedzictwa starożytnych Greków. 
To niezwykłe, że gdy tyle innych kultur stało się tylko ciekawost­
ką historyczną, kultura przez nich stworzona wciąż może służyć 
ludziom. Może to dlatego, że istotą ich zaleceń wobec trybu 
życia było umiarkowanie pragnień i dbałość o ich pełne zaspo­
kajanie z zachowaniem kontroli nad rozeznaniem tego, co dobre 
i co złe. Nieumiarkowanie i dowolność ocen przysługiwały tylko 

bogom. Już u zarania tej tradycji myślenia o sobie i o świecie 

rozumiano, iż instrumentarium poznawania świata, przetwa­
rzania wiedzy o nim oraz uczenia się jest ważne, ale wtórne 
w stosunku do tego wszystkiego, co powoduje, że człowiek 

w ogóle chce cokolwiek poznawać czy też czegokolwiek uczyć 
się.
 Tak więc od znanych nam początków psychologii europej­
skiej pragnienia człowieka były wiązane z tym, co jest mu po­
trzebne i czego pragnie. Zauważono też, że jedne z pragnień są 
warunkiem istnienia człowieka, a inne mogą być wprawdzie dla 
niego korzystne, ale niekoniecznie muszą zostać spełnione, na­
wet gdy są naturalne. Już wówczas sformułowano ten zestaw 

56 

background image

założeń dotyczących motywacyjnej natury człowieka, poza który 
nigdy nie wykroczono. To w III w. przed Chrystusem Epikur 

z Efezu poddał rozwadze rodzaje pożądań ludzkich i doszedł do 

wniosków znacznie bardziej kompletnych niż te, do jakich ze­

chcieli doczołgać się jego koledzy po dwóch tysiącach lat. Za­

miast tracić czas na rozróżnianie tego, co społeczne i co bio­
logiczne, opracował kryteria naturalności potrzeb i ich 
konieczności, a także ocenił rolę ich intensywności w życiu 

jednostki, odróżniając namiętności, które kontrolują nas, od 

tych pragnień, które kontrolujemy my. 

Epikur podzielił wszelkie potrzeby na trzy kategorie: natu­

ralne i konieczne, naturalne, ale niekonieczne i ani nienatural­
ne, ani niekonieczne. Potraktował on utrzymanie się człowieka 

przy życiu jako wartość ostateczną i trafnie założył, że skoro 

ludzie żyją, to dlatego, że zostali przez naturę wyposażeni 

w zdolność do utrzymania się przy życiu. Przyjął więc, że na 
przykład potrzeby jedzenia i picia są naturalne i konieczne. 
Natomiast pragnienie uprawiania seksu jest niewątpliwie natu­
ralne, ale jego spełnienie nie jest konieczne. Pragnienia wyni­
kające tylko z faktu życia człowieka wśród ludzi nie są, zda­
niem Epikura, ani naturalne, ani konieczne. Człowiek może je 

mieć, ale może też ich nie mieć — zależnie od sposobu, w jaki 
został wychowany, a więc zależnie od wzorów kultury oraz 
wymagań i reguł własnych. Jedni ludzie mogą więc mieć am­

bicje dążenia do sławy, a dla innych te problemy mogą nie 

istnieć — pragną oni przede wszystkim miłości. I jeden, i dru­

gi wzór dążeń jest równie nienaturalny i równie niekonieczny 

i może być zastąpiony jeszcze innym wzorem, na przykład 

pragnieniem pokazania ludziom, jak powinni żyć. 

Epikur wprowadził jeszcze trzecie kryterium, jakim jest in­

tensywność pragnienia. Gdy staje się ono zbyt silne, przeradza 

się w namiętność, patlios. Namiętność ta zaczyna kontrolować 

jednostkę, podporządkowuje sobie jej dążenia i niszczy ją. Uży­

wając języka współczesnej psychologii, powiem, że staje się 

ona dążeniem patologicznym. Zdaniem Epikura trzy „namięt-

57 

background image

ności" są szczególnie groźne. Są to strach przed bogami, strach 
przed śmiercią i miłość. Epikur doradza raczej trzymanie się 

poglądu, że bogowie mają swoje własne, boskie problemy i nie 
interesują się nami. Śmierć nie jest groźna, ponieważ gdy ży­

jemy, to jej nie ma, a gdy jest, to nas już nie ma. Natomiast 

przyjaźń jest znacznie pewniejsza niż miłość i nie zakłóca na­

szego życia, zwiększając szanse na mądrość. 

4.3. DWA ŹRÓDŁA PROBLEMATYKI POTRZEB 

Dopiero w okresie Oświecenia pojawiły się następne wyartyku­
łowane koncepcje potrzeb człowieka. Zapoczątkowany został 
wówczas wciąż odnawiający się spór o to, czy potrzeby spe­

cyficznie ludzkie są instrumentem, za pomocą którego instytu­
cje społeczne podporządkowują sobie jednostki ludzkie, czy też 
instytucje społeczne są instrumentem zaspokajania potrzeb ludz­
kich. Spór ten łączył się ze sporem o naturę ludzką. 

Na przykład Jean J. Rousseau założył, że właściwością cy­

wilizacji jest wytwarzanie u jednostek pragnień, których istnie­

nie powoduje, że jednostki te przestają być sobą i same dążą 
do podporządkowania się wymaganiom społecznym. Po stu la­
tach wątek ten podjął Zygmunt Freud, który wysunął koncepcję 
istnienia wśród potrzeb ludzkich co najmniej jednej potrzeby 

stanowiącej urządzenie psychiczne (superego) implantowane 
w drodze socjalizacji i skłaniającej jednostkę do tego, aby sama 
od siebie spełniała normy społeczne, nawet gdy skłaniana jest 

przez siebie samą do działań przeciwnych na rzecz przyjemno­
ści (id) lub rozsądku (ego). 

Radykalne lub ograniczone ujęcie potrzeby jako regulatora 

zachowań wpisanego wjednostkę, w istocie obcego jej naturze, 
tkwi nadal, pod różnymi nazwami, w wielu koncepcjach socja-
lizacyjnych. 

58 

background image

Równolegle, aż po dzień dzisiejszy, pojawiały się koncep­

cje potrzeb jako tych właściwości człowieka, które powinny 

być zaspokajane przez instytucje społeczne, a stopień ich za­

spokajania stanowił kryterium oceny tych instytucji, a nawet 
kryterium oceny podziału klasowego (Diderot, Halbwachs, 

Marks, Fromm). 

Ujmując potrzebę jako to, czego zaspokojenie należy się 

jednostce od społeczeństwa, zajmowano dwa różne stanowi­

ska dotyczące relacji „potrzeba-społeczeństwo". Według naj­
bardziej zdroworozsądkowego ujęcia, instytucje społeczne po­

winny nie tylko służyć zaspokajaniu tych potrzeb, które są 

korzystne dla nich lub dla jednostek, ale i przeciwstawiać się 
realizacji tych potrzeb, które przynoszą szkody jednostce lub 
tym instytucjom. To proste ujęcie, chętnie akceptowane w sy­
stemach totalitarnych, sprawia trudności już przy określeniu 
tego, co jest pożyteczne, a co szkodliwe, a różnice między 
badaczami dotyczyły tu spraw najbardziej podstawowych, np. 
altruizmu lub dążenia do zysku. Były też wyrażane poglądy, 
że potrzeby, które są dobre dla jednostki, są z zasady szkodliwe 

społecznie i odwrotnie — to, co jest dobre społecznie, jest 
szkodliwe dla jednostki. 

Istniało też drugie ujęcie, o charakterze liberalnym, zgodnie 

z którym przyjmowano, że świat jest tak zorganizowany, że 
zaspokajanie nawet z pozoru szkodliwych potrzeb, w sumie 
działań wszystkich ludzi, przynosi zysk wszystkim ludziom. 
Nie należy więc interweniować w rodzaje i w sposoby zaspo­

kajania potrzeb. Całość złoży się sama. 

Pierwszą współczesną, wyraźnie psychologiczną i zakorze­

nioną w różnych dziedzinach nauk społecznych była teoria po­

trzeb Bronisława Malinowskiego. Wynikła ona z teorii kultury 

jako aparatu do zaspokajania potrzeb. Założył on istnienie trzech 

poziomów potrzeb. Pierwszy poziom to potrzeby podstawowe 

wynikające wprost z natury biologicznej człowieka, jak potrze­
ba metabolizmu lub bezpieczeństwa. Drugi poziom to potrzeby 
instrumentalne wynikające z właściwego ludziom sposobu za-

59 

background image

spokajania potrzeb biologicznych. Są to nie tyle dążenia, ile 
rodzaje działalności dotyczącej wytwarzania dóbr, obyczajowo­
ści, kształcenia i polityki. Na poziomie trzecim znajdują się 

potrzeby integratywne dotyczące nauki, religii i sztuki. 

Zanika zainteresowanie współczesnych psychologów pro­

blematyką potrzeb ludzkich. Odeszły lub odchodzą pokolenia 
tych uczonych, którzy podejmowali trud systemowego i syste­

matycznego studiowania właściwości psychicznych człowieka 
określających jego dążenia. Powód tego stanu rzeczy wyma­
ga odrębnych opracowań

1 7

. Stwierdzę tu tylko, że w obrębie 

współczesnej cywilizacji rozszerza się obszar spraw waż­

nych, ale nie domyślanych i ujmowanych nieprofesjonalnie. 
Znaczna część praktyki psychologów związanej z problemami 

jednostki ludzkiej pozostawiona zostaje szarlatanom, to zna­

czy manipulatorom i technikom zainteresowanym tylko maso­
wą sprzedażą usług. Dlatego omawiając współczesne koncepcje 
potrzeb, zajmę się właściwie historią. 

Istniały w zasadzie dwa powody, dla których uczeni podej­

mowali problematykę potrzeb. Jedni z nich chcieli w ten sposób 
lepiej zrozumieć zjawiska społeczno-kulturowe. Formułując 

koncepcje potrzeb powszechnych, a więc potrzeb wspólnych 
różnym jednostkom ludzkim, mieli na celu wyjaśnienie formo­
wania się i trwałości określonych trendów dotyczących pracy, 

życia rodzinnego, konsumpcji, polityki. Nieraz chcieli też w ten 

sposób stworzyć pojęcia przydatne do opisu masowo występu­

jących zachowań ludzi. Inni potrzebowali koncepcji potrzeb 

ludzkich dla lepszego zrozumienia lub systematycznego opisu 

specyficznych zachowań jednostki ludzkiej i jej problemów 
oraz odnalezienia najbardziej skutecznych dróg udzielania jej 

pomocy. Badacze ci nie ograniczali się do potrzeb powszech­
nych. Interesowały ich specyficzne tylko dla danej osoby, jej 

indywidualne potrzeby lub też indywidualne formy potrzeb po­
wszechnych, to znaczy właściwych wszystkim ludziom. 

Por. Obuchowski, 1992, 2000. 

60 

background image

4.4. LISTY POTRZEB POWSZECHNYCH 

Zacznę od tych koncepcji potrzeb powszechnych, które były 
formułowane w postaci prostej, bez określonej teorii, bez za­
łożeń ontologicznych. Koncepcje te bazowały bardziej na świa­
topoglądzie autora niż na systematycznej wiedzy z zakresu psy­

chologii osobowości. Przykładem może być wspomniana już 
koncepcja Józefa Pietera, który w eseju O naturze ludzkiej za­
mieszczonym w 1938 r. w „Kwartalniku Filozoficznym" wy­

raził pogląd, że w toku swojej historii ludzie najczęściej wal­

czyli, spierali się, współzawodniczyli — o chleb, o wolność, 

o miłość i wiarę. Za to właśnie byli gotowi oddać swoje życie, 

co jest dowodem tego, że było to dla nich ważniejsze niż sa­
mo istnienie. Podkreślam to ujęcie ze względu na oryginalne, 
historyczne kryterium kwalifikacji. Poza tym wydaje się, że 
w krótkiej formie zawiera ono wszystko to, co istotne dla na­
tury potrzeb człowieka. Koncepcja ta nie była jednak nigdy 
rozwinięta i tym samym pozostała interesującą refleksją. 

Inaczej próbował ująć problem socjolog amerykański, Wil­

liam I. Thomas (1924). Spróbował on mianowicie odpowie­
dzieć na pytanie o minimalną liczbę tych potrzeb psychicznych, 
które muszą zostać zaspokojone, aby człowiek mógł normalnie 
funkcjonować społecznie. Badał on w latach dwudziestych mło­
dociane prostytutki i doszedł do wniosku, że odchylenie się ich 

drogi życiowej od wzorców socjalizacyjnych jest spowodowane 

właśnie zaspakajaniem podstawowych potrzeb psychicznych. 

Thomas wyróżnił na podstawie badań empirycznych cztery 

właściwe tym dziewczynom potrzeby: potrzebę bezpieczeń­
stwa, potrzebę uznania, potrzebę przyjaźni oraz potrzebę no­
wych doświadczeń. Jeśli wiedza o tych potrzebach jest trafna, 

oznaczałoby to, że można na jej podstawie prowadzić działal­

ność profilaktyczną i resocjalizacyjną. 

Zwracam uwagę, że to właśnie idea wyróżnienia minimum 

potrzeb, w odróżnieniu od długich list sporządzanych w tych 

61 

background image

latach przez biologicznie zorientowanych badaczy, została wy­

korzystana w tej książce. Dodam tylko, że do 1924 roku wy­

różniono około sześciu tysięcy „instynktów", a więc potrzeb 
uwarunkowanych biologicznie i wyposażonych we własną dy­
namikę realizacji (Bernard, 1924). Jeszcze w ostatnim ćwierć­

wieczu sporządzono wiele takich skomplikowanych list po­
trzeb, głównie do celów opisowych i diagnostycznych. Nigdy 

jednak nie spełniły one swojego przeznaczenia, gdyż były zbyt 

skomplikowane. Nie było też jasne, dlaczego wyróżniono te, 
a nie inne potrzeby, i wskutek tego nie dało się ich wykorzystać 

do celów praktycznych lub do zbudowania koncepcji osobo­
wości. 

4.5.  H E N R Y A. MURRAY I  J E G O KONCEPCJA 
„ P O T R Z E B A - O S O B O W O Ś Ć " 

Nie udało się to nawet w przypadku tak rozbudowanej koncep­

cji, jaką zaprezentował Henry A. Murray, twórca jednej z naj-

powszechniej stosowanych metod diagnostyki psychologicznej 
o nazwie Test Apercepcji Tematycznej, w skrócie — TAT. 

Potrzeba w ujęciu Murraya to jest takie coś, co — jak wydaje 
nam się (konstrukt teoretyczny) — jest zlokalizowane jakoś 
w mózgu i organizuje procesy psychiczne decydujące o postę­
powaniu. 

Murray wyróżnił kilkadziesiąt potrzeb, i to różnych rodza­

jów. Jedne z nich są utajone, a inne jawne; jedne z nich są 

proaktywne, to znaczy pochodzą od osoby, a inne reaktywne, 

czyli wywołane przez sytuacje. Są jednak potrzeby, które mają 

charakter i proaktywny, i reaktywny, jak na przykład potrzeba 
seksualna, która może pojawić się zarówno w wyniku przebiegu 

procesów hormonalnych, jak i pod wpływem pobudzenia ze­

wnętrznego. Jedne z potrzeb są viscerogenne, a więc związane 

62 

background image

z funkcjonowaniem organizmu, a inne psychogenne, to znaczy 
związane z życiem psychicznym. Wspomniana wyżej potrzeba 

seksualna też może należeć do obydwu kategorii, gdyż wywo­
łuje ją zarówno pobudzenie mechaniczne, jak i wyobrażenie

1 8

Murray stwierdził, że w niektórych sytuacjach potrzeby psy­
chogenne dominują nad viscerogennymi, co oznacza, że na 

przykład człowiek może poświęcić swoje istnienie biologiczne 

szlachetnym celom. Potrzeby nieraz współdziałają ze sobą, nie­
raz łączą się, nieraz zaspokojenie jednych z nich prowadzi do 
zaspokojenia innych. Trzymając się przykładu z potrzebą se­
ksualną, można powiedzieć, że jej zaspokojenie może przy oka­

zji zaspokajać potrzebę dominacji lub potrzebę osiągnięć, lub 

potrzebę ekshibicji, lub te wszystkie potrzeby naraz. 

Prezentacja koncepcji potrzeb Murraya jest więc przykła­

dem konsekwencji, do jakich prowadzi tworzenie „empirycz­

nych" list potrzeb na zasadzie „co tylko da się wyróżnić"

3 9

 oraz 

niedookreślenie ontologiczne konstruktu teoretycznego. Skoro 
każda potrzeba może mieć każdą właściwość, to wyróżnianie 
tej, a nie innej raczej nie ma sensu

2 0

18

 Przytaczam taki właśnie przykład, aby nie tylko pokazać, jakie są kon­

sekwencje tego rodzaju klasyfikacji, ale też i dlatego, że w rozdziale o po­

trzebie seksualnej odwołam się do niego, prezentując zasadę ,,wielu kluczy 
do jednego zamka". Pobudzenie seksualne można wywołać zarówno oddzia­
ływaniem na skórę, na chemię ustroju, jak i na wzrok lub słuch, albo wytwa­
rzając wyobrażenia tych stymulacji. 

1 9

 Tego rodzaju klasyfikacji, a właściwie zestawień wykonano w psycho­

logii wiele. Celem ich było przede wszystkim sporządzanie skal pomiaru 
potrzeb i tworzenie ich profilu, tak aby wyniki badań dało się opracować za 
pomocą techniki psychometrycznej. W Polsce tego rodzaju próby dokonał 

Tomasz Kocowski (1972), prezentując macierz kilkudziesięciu potrzeb. 

2 0

 Nie uchyla zarzutu sprowadzenia klasyfikacji do wyliczanki główna 

teza Murraya, że potrzeby jako właściwości osobowości są zlokalizowane 
w mózgu. „Nie ma mózgu, nie ma osobowości" (Murray, 1951). Jest to tylko 
deklaracja ideowa. Obserwując człowieka i dochodząc do wniosku, że jego 
różne postępowania wyrażające się w wyborze działań, wypowiedziach, wy­
nikach pracy mają wspólny cel, jakim jest osiągnięcie w życiu ważnych wyni­
ków, możemy rzeczywiście ująć nasze dane w postaci uogólnienia, że człowiek 

63 

background image

Obecnie pozostała tylko stworzona przez Murraya metoda 

diagnozowania osobowości zwana TAT. Wymienia się tylko 

kilka opisanych przez niego potrzeb, zwłaszcza potrzebę osiąg­

nięć, która stała się sama w sobie tematem badań naukowych. 

4.6.  A B R A H A M MASLOW I HIERARCHICZNA 
TEORIA POTRZEB 

Całkiem inny charakter ma koncepcja potrzeb tworzona przez 

Abrahama Masłowa od końca lat pięćdziesiątych

2 1

. Ten zało­

życiel psychologii humanistycznej uczynił przedmiotem swoich 
dociekań naturę człowieka. Ujął ją jako integralną całość. Przy­

jął, że twórcze potencjały człowieka stanowią wynik zdrowego 

i właściwie ukierunkowanego rozwoju. Rozwój ten dokonuje 
się w drodze poszukiwania i realizowania celów utrwalających 
i wzbogacających życie jednostki i nadających jej sens. Oso­

bowość JEST tym, czym się STAJE w toku spełniania tych 
celów, a rodzaje tych celów wyznaczają właśnie potrzeby. 

Potrzeby są dane jednostce ludzkiej z przyrodzenia i tworzą 

hierarchię, w której zaspokojenie potrzeb podstawowych jest wa­

runkiem zaspokojenia potrzeb nadrzędnych. Na tej zasadzie po­
wstała tzw. piramida potrzeb Masłowa, która składa się z pięciu 

kategorii. U podstaw znajdują się potrzeby fizjologiczne, dalej 

kolejno — potrzeby bezpieczeństwa, przynależenia i miłości, 

ten ma „wysoki poziom potrzeby osiągnięć". Jest to jednak tylko nasz wnio­

sek. Natomiast założenie ontologiczne, że wysoki poziom motywacji osiągnięć 

jest jakoś zlokalizowany w mózgu, nic wnosi do naszego rozumienia nic. 

Ujmując rzecz nieco brutalnie, można by nawet powiedzieć, że potrzeba jest 
zlokalizowana w małym palcu u nogi lub w sercu, i to też w niczym nie 
zmieni sytuacji. 

2 1

 Jego podstawowa publikacja dotycząca tego tematu ukazała się w 1967 

roku. 

64 

background image

godności i szacunku oraz samoaktualizacji. Nazwy te są skró­
towe i zawierają w sobie znacznie szerszą treść. 

Potrzeby fizjologiczne są to, jak łatwo domyśleć się, po­

trzeby pokarmu i odpowiednich dla istnienia warunków fizycz­
nych. 

Potrzeby

2 2

 bezpieczeństwa dotyczą szczególnie dzieci. Obej­

mują one dziecięce pragnienia pewności, porządku i przewidy­

walności otoczenia. Szczególnie silnie ujawniają się one podczas 

chorób, konieczności zabiegów lekarskich i izolacji w szpitalu. 

U dorosłych obejmują one także takie sytuacje, jak bezrobocie, 

rozwód, zubożenie. Pomijam tu oczywiste warunki wojny, ka­

tastrof, nagłych zmian socjalnych i ekonomicznych. Potrzeby 
te zaspokajane są nie tylko przez własne zachowanie obronne 
i zapobiegawcze, ale i przez religię, poddanie się władzy, silnej 
osobie itd. 

Podobnie rozbudowany jest zakres pozostałych potrzeb. Po­

trzeby poziomu trzeciego, czyli potrzeby przynależenia do cze­

goś lub do kogoś, to potrzeby miłości i przynależności. Zaspo­
kajane są, gdy jednostka już czuje się bezpiecznie. Dotyczą 
pozycji w rodzinie, wśród rówieśników, bycia częścią odpo­
wiedniej grupy lub organizacji. Ich niezaspokojenie wyraża się 
w poczuciu samotności, braku osób bliskich, nostalgii dalekiej 
podróży lub życia poza domem. Nasilenie tych potrzeb Maslow 

(1970, s. 44) nazywa „głodem kontaktu, intymności, przynale­
żenia". Sprzeciwia się on poglądowi Freuda, że miłość jest 

sublimacją seksu, sądząc, że istotą miłości jest właśnie potrzeba 

przynależenia, gdyż zakłada ona dawanie i branie uczucia. By­

cie kochanym i akceptowanym jest sposobem zdrowego dowar­
tościowania, zakłada wzajemny szacunek, podziw i zaufanie. 

Dlatego wzorcem zaspokojenia potrzeby przynależenia jest mi­
łość. „Możemy powiedzieć, że organizm jest zaprojektowany 
do tego, że potrzebuje [...] miłości, tak samo jak samochód jest 

-

2

 Zwracam uwagę na użytą tu liczbę mnogą. Maslow nawet gdy używa 

liczby pojedynczej, ma na myśli rodzaj potrzeb, a nie jakąś jedną z nich. 

65 

background image

zaprojektowany do tego, że potrzebuje paliwa i oleju" (Maslow, 

1970, s. 176). Potrzeba przynależenia i miłości jest, obok po­

trzeby samoaktualizacji, modelowym konstruktem teoretycz­
nym psychologii humanistycznej. Wyróżnia ją to spośród in­
nych sposobów myślenia o człowieku. 

Gdy człowiek jest już syty, bezpieczny i kochany, przycho­

dzi kolej na zaspokajanie potrzeb szacunku, i to zarówno sza­

cunku własnego, jak i ze strony innych ludzi. Tu też zakres 
problemów jest szeroki. W grę wchodzi podejmowanie wy­

zwań, jakich dostarcza życie, poczucie i uznanie kompetencji, 
zaufania, mocy, osiągnięć, niezależności, a nawet wolności. Po­
nieważ jest to hierarchia potrzeb, wystarczy, aby pojawiło się 

zagrożenie lub odrzucenie czy głód i zimno, aby rola potrzeb 

szacunku zaczęła maleć do zera. Jest też różnica, czy potrzeby 
szacunku zaspokajane są przez siebie samego czy przez relacje 

do nas innych ludzi. Maslow skłonny jest uważać, że tak na­
prawdę powinien to być szacunek własny, a to, co pochodzi 
od innych, ma tylko funkcję wspomagającą. 

Zwieńczeniem wszystkich potrzeb są potrzeby samoaktuali­

zacji. Zaspokajając je, „Muzyk tworzy muzykę, malarz maluje, 
a poeta pisze po to, aby być w zgodzie z samym sobą. Czym 

człowiek może być, tym musi być" (Maslow, 1970, s. 46). 
Każdy staje się tym, czym powinien być, aby być sobą zgod­
nie ze swoją naturą.
 STAWANIE SIĘ to kluczowe słowo kon­

cepcji Masłowa. Stawanie się sobą to osiąganie najwyższego 

poziomu własnych możliwości. 

Łatwo zauważyć, że niewielu ludzi ma szanse uzyskania 

takiego poziomu zaspokojenia potrzeb niższego rzędu, aby mog­

ły ujawnić się potrzeby samoaktualizacji. Maslow sądzi, że 
zwłaszcza potrzeby bezpieczeństwa są tu główną przeszkodą. 
Ludzie boją się ryzyka podporządkowania życia własnym pro­

jektom. Wolą odpowiedzialność za siebie pozostawić innym

2 3

Nawet jednak wtedy gdy ludzie osiągną ten szczebel zaspoko-

Por. Obuchowski, 1993: „Patologia wolności". 

66 

background image

jenia, to niewielu z nich w ogóle wie, czym czy kim chcieliby 

być. Ludzie raczej nie orientują się w swoich możliwościach 
i nie potrafią zdefiniować swojego przeznaczenia. Znaczny 
wpływ na ten stan rzeczy wywierają naciski społeczne skiero­
wane na podporządkowanie jednostki oczekiwaniom otoczenia, 
a nie samej sobie. 

Maslow sporządził bardzo szczegółową charakterystykę psy­

chologiczną „samoaktualizerów", czyli osób, które osiągnęły 
poziom zaspokojenia potrzeby samoaktualizacji. Oparł ją na 
danych biograficznych czterdziestu ośmiu osób. Przypisuje im 
wiele wspaniałych cech, takich jak zdolność do akceptacji sie­
bie i świata, spontaniczność, twórczość, naturalność bycia, au­
tonomia, świeżość opinii, poczucie interesu społecznego, natu­

ralny demokratyzm, odróżnianie celów od środków. Znajduje 

u nich i takie właściwości, przynajmniej takimi widzi je ich 

otoczenie, jak szczególne dążenie do samotności i prywatności, 
pewne roztargnienie w kontaktach z ludźmi, chłód uczuciowy, 
małe pragnienie takiej przyjaźni, jakiej oczekują ludzie prze­

ciętni, którzy do samoaktualizacji nie doszli. Samoaktualizerzy 
nie są więc koniecznie sympatyczni. Są zdolni do bezwzględ­
nych, twardych, chociaż spokojnych decyzji wobec osób, które 
ich na przykład zawiodły. Wydaje się też, że łatwo godzą się 
z utratą bliskich, i to w sposób, który może wydawać się bra­

kiem serca. Właściwością szczególną samoaktualizerów jest zdol­

ność do przeżywania swoistego stanu psychicznego, uniesienia 

bliskiego mistycznym doświadczeniom. Maslow nazywa ten 
stan „szczytem doświadczania" lub „uczuciem oceanicznym". 

Samoaktualizerzy skłonni są do doświadczania w sposób 

szczytowy nawet wielu codziennych wydarzeń. Miłość, seks, 
wybuchy twórczości, iluminacja poznawcza — wywołują u nich 
takie stany ekstatyczne, dla których uzyskania inni muszą sto­

sować co najmniej stymulanty chemiczne. Oznacza to szcze­
gólną jakość życia, w którym nie ma miejsca na pustkę i apa­
tię. Do spraw tych wrócę, kiedy będę omawiał potrzebę sensu 

życia. 

67 

background image

Hierarchia potrzeb wyróżnionych przez Masłowa spotyka 

się z licznymi uwagami krytycznymi. Dotyczą one przeważnie 
konieczności postulowanej przez niego drogi od potrzeb naj­
niższych do wyższych. Znamy przecież przypadki ludzi rezyg­
nujących z potrzeb fizjologicznych na rzecz bezpieczeństwa lub 
na rzecz innych ludzi czy na rzecz własnych idei. Umartwienia 
fizyczne i posty są w wielu religiach sposobem wykazania swo­

jej wiary, uzyskania łaski i ukształtowania swojej osobowości 

tak, aby można było lepiej służyć Bogu. Patrioci rezygnują ze 
zdrowia, bezpieczeństwa, bliskich osób, aby przykładnie speł­
nić swój obowiązek wobec Ojczyzny. 

Swego rodzaju odpowiedzią na te zarzuty było dalsze roz­

winięcie przez Masłowa jego teorii potrzeb. Przyjął on, że po­
trzeby dzielą się na dwie jakościowo odrębne kategorie. Pozo­

stał przy poglądzie, że obydwa rodzaje potrzeb mają swoje 

„korzenie biologiczne" i wyrastają z natury człowieka. Jednak­

że spełniają one całkiem inne funkcje. Jedne z nich służą uzu­
pełnianiu naturalnych braków powstających w wyniku działal­
ności człowieka, a inne służą jego doskonaleniu, rozwojowi. 

Nazwał je potrzebami  „ D " , od słowa „deficyt", i potrzebami 

„B", od słowa „bycie". 

Potrzeby  „ D " to typowe niższe potrzeby, których niezaspo-

kojenie prowadzi do wzrostu napięcia motywacyjnego. Ich za­
spokojenie powoduje redukcję tego napięcia. Sąto więc potrzeby 

homeostatyczne, takie właśnie, jakie są głównym obiektem ba­
dań laboratoryjnych w zakresie psychologii motywacji. Spełniają 
one pięć kryteriów: 

1) niezaspokojenie ich prowadzi do schorzeń; 

2) zaspokojenie ich zapobiega chorobom; 
3) zaspokojenie ich leczy choroby spowodowane przez ich 

niezaspokojenie; 

4) w warunkach wyboru między różnymi potrzebami jednost­

ka niezaspokojona wybiera jej zaspokojenie — oznacza to, że 
nie da się jednej potrzeby zaspokoić przez zaspokojenie potrzeby 
innej; 

68 

background image

5) osoby zdrowe, a więc i zaspokojone, nie odczuwają tych 

potrzeb. 

Przykładem może być potrzeba pokarmowa. Brak pokarmu 

lub odpowiedniego pokarmu powoduje choroby, które można 
wyleczyć tyłko za pomocą pokarmu. Jednostka głodna pragnie 

jedzenia ponad najbardziej atrakcyjny seks, a osoby prawidło­

wo i wystarczająco karmione w ogóle potrzeby pokarmowej 
nie odczuwają. 

Natomiast potrzeby  „ B " nie tylko nie powodują wzrostu na­

pięcia, ale często właśnie ich zaspokajanie jest powodem wzrostu 
napięć. Zaspokajanie ich prowadzi też do wzrostu bogactwa oso­

bowości. Ich niezaspokojenie powoduje choroby zwane przez 
Masłowa — „metachorobami", na przykład depresję, nerwice 
egzystencjalne. Zalicza on do metapatologii również apatię, alie­
nację i cynizm. Stąd inna nazwa potrzeb  „ B " — „metapotrze-

by". 

Potrzeby  „ D " i  „ B " nie pozostają wobec siebie w stosunku 

hierarchicznym. Maslow zwraca uwagę na to, że ludzie mogą 

realizować potrzeby  „ D " , realizując metapotrzeby. Na przykład 

dbają o zdrowie, aby móc sprawniej wzbogacać swoją wiedzę 
lub też narażają zdrowie dla uzyskania wolności. 

Tyle o teorii potrzeb Masłowa. Poświęciłem jej dużo miejsca 

nie tylko dlatego, że wydaje się najbardziej interesująca i naj­
lepiej rozbudowana. Jakkolwiek powstała wiele łat później, ma 
ona dużo wspólnego z moją koncepcją potrzeb

2 4

Zwrócę jeszcze tylko uwagę na to, że potrzeb w ujęciu Mas­

łowa nie da się jednoznacznie przypisać ani do tradycyjnego 
ujęcia utożsamiającego potrzeby z pragnieniami lub z popęda-

2 4

 Jak postaram się wykazać w końcowych partiach książki, różni mój po­

gląd przekonanie, że „Ja", a więc obraz siebie, swojego przeznaczenia, miejsca 
w świecie, tak jak tę kategorię rozumieli psycholodzy humanistyczni, jest 

czynnikiem równie zniewalającym psychicznie, jak i determinacje realne. Jed­

nostka musi się z nimi uporać, nie koncentrując się na sobie, ale na zadaniach, 

w jakie angażuje się jako osoba intencjonalna. Właśnie brak tego rozróżnienia 
między wiedzą i intencjami sprzyja egocentryzacji i ucieczce od wysiłku. 

69 

background image

mi, ani do prezentowanego tu ujęcia potrzeb jako właściwości 

osoby. Podkreśla on usilnie, że korzenie wyróżnionych przez 
niego potrzeb mają naturę biologiczną. Wydaje się, że w jed­
nych przypadkach traktuje on je jako to, co wynika z samej 
konstrukcji organizmu lub osobowości, w innych przypisuje im 
właściwości popędowe. 

4.7. DOSTOSOWAWCZA KONCEPCJA POTRZEB 
KURTA GOLDSTEINA 

W 1939 roku Kurt Goldstein przedstawił koncepcję potrzeby 

ujmowanej jako wynik dążenia do zbalansowania formujących 

się u osoby napięć. Organizm, jego zdaniem, posiada stały, śred­
ni standard napięcia i ten standard usiłuje utrzymać, ilekroć na­
stępuje jakieś odchylenie na skutek działania czynników czy to 
zewnętrznych, czy to wewnętrznych. Nie należy więc mówić 
o rozładowywaniu napięć, ale o ich wyrównywaniu — ekwali-

zacji. Ekwalizacja jest, według Goldsteina, rzeczywistym powo­
dem działania każdej normalnej zdrowej osoby. Całe dojrzewa­
nie psychiczne, nabieranie doświadczenia życiowego nie jest 
niczym innym jak tylko dążeniem do zbalansowania napięcia, 
co, jak można sądzić, polega na unikaniu frustracji i konfli­
któw wewnętrznych. Uzyskuje się w ten sposób coraz większe 
uniezależnienie działań od przypadkowych zmian w świecie 

zewnętrznym i wewnętrznym. Stają się one coraz bardziej formą 
aktualizacji własnych potencjałów — samoaktualizacją. Samo-
aktualizacja jest ograniczona koniecznością uwzględniania re­
aliów, jakimi są ograniczenia techniczne jednostki i wymagania 
społeczne. Uwzględnianie tych konieczności prowadzi w efekcie 

do uformowania się indywidualnych form postępowania. 

Goldstein zajmował się zawodowo ludźmi mającymi uszko­

dzony mózg i z tego powodu ograniczonych w swojej orientacji 

70 

background image

w świecie do kodów konkretnych. Ten ich defekt poznawczy 
powoduje, że z czasem uczą się oni funkcjonować na poziomie 

konkretnym i to staje się ich indywidualnym sposobem życia. 

Ich potrzeby zostają więc zmodyfikowane i dostosowane do 

obniżonego standardu możliwości. 

Dodam tu tylko, że chyba nie zawsze muszą to być ograni­

czenia obiektywne i nie zawsze musi to być dostosowywanie 
się do mniejszych możliwości. 

01iver Sacks (1994) opisuje pacjentkę, Madeleine J., która urodziła 

się z porażeniem mózgowym. Miała wiele defektów fizycznych, jak nie-
wyksztaicenie się gałek ocznych i atetozę, czyli lekkie mimowolne ruchy 
dłoni. Od wczesnego dzieciństwa otoczona była bardzo staranną opieką. 

Mając 60 lat, trafiła do szpitala św. Benedykta z powodu pewnych pro­

blemów funkcjonalnych. W rozmowie skarżyła się na całkowitą nieprzy­
datność swoich dłoni. Mówiła o nich: „Nędzne, nie nadające się do niczego 
kawałki ciasta". Były rzeczywiście bezużyteczne, nie mogła nimi nic robić 

— trzeba ją było karmić, ubierać, myć. Nie potrafiła też niczego rozpo­

znać za pomocą rąk. Po prostu przekonana, że nie może tego dokonać, 
nie wykonywała żadnych ruchów badawczych i w ogóle nie koncentrowała 
się na poznawaniu ręką. Całkiem inteligentna, refleksyjna nie była zdolna 

do żadnej działalności życiowej, nawet do czytania pisma punktowego. 
Trzeba jej było wszystko czytać, aby mogła ukończyć szkołę. 

Sacks, niezwykły lekarz neurolog, po dokładnych badaniach nie zna­

lazł żadnego powodu takiej nieporadności i przyjął, że być może ona po 

prostu nigdy nie wpadła na myśl, że jej ręce są całkiem normalne. Jakie­
kolwiek perswazje nie dawały skutku. Polecił więc pielęgniarce, aby je­

dzenie postawiła przed pacjentką w pewnej odległości i nie karmiła jej. 

Pewnego dnia pacjentka, głodna i zniecierpliwiona, wyciągnęła rękę, po­
szukała przed sobą, znalazła bułkę i wzięła ją do ust. Była zaskoczona 
swoim wyczynem. Od tej pory bardzo szybko zaczęła uczyć się świata 

za pomocą dłoni. Cieszyło ją to tak bardzo, że po jakimś czasie spróbowała 
odtwarzać poznany świat w glinie. Była tym światem tak zafascynowana, 
że nawet wykonany przez nią model łyżki do butów miał w sobie jakiś 
szczególny, artystyczny wyraz. Po roku znana już była jako „niewidoma 

rzeźbiarka od św. Benedykta". 

Rozumując w kategoriach koncepcji Goldsteina, wolno chyba 

powiedzieć, że u Madeleine J. pojawiła się nowa potrzeba. Stwo-

71 

background image

rzyła ona u niej całkiem inną podstawę aktualizacji siebie. Przez 
całe swoje dotychczasowe życie była bierną, podporządkowaną 
i obsługiwaną inwalidką. Teraz stała się aktywną, znaną artystką. 

Można powiedzieć, że doszło u niej do rozwoju osobowości na 

tyle skokowego, że właściwy byłby tu, wspomniany już na wstę­
pie, termin „transgresja". Można by też było użyć tu języka 
Goldsteina i stwierdzić, że wymagania nowego układu ekwaliza-

cyjnego sprawiły, że Madeleine J. stała się inną osobą. 

Przytoczony tu przypadek wskazuje też na to, że ten sam 

mechanizm psychologiczny odpowiada za zaktualizowanie się 
osobowości na niższym poziomie, jak to zachodzić może 

u osób po uszkodzeniu organicznym mózgu, oraz za zaktuali­

zowanie się na poziomie wyższym — u osoby, która odkryła 

swoje nowe właściwości. 

Koncepcja Goldsteina zawiera więc w sobie bardzo ciekawe 

możliwości interpretacji zarówno degradacji, jak i rozwoju za 
pomocą tego samego mechanizmu zmian osobowości. Nie zo­

stała jednak w psychologii wykorzystana. 

4.8. ALFRED ADLER — DĄŻENIE DO  M O C Y 
I INTERES SPOŁECZNY 

W psychologii osobowości, od samych jej początków, znaczną 
rolę odgrywały koncepcje, które redukowały dynamizmy jednost­
ki do jednego lub kilku popędów, a poszczególne dążenia były 

ich metamorfozą. Wspomnę tu tylko o badaczu węgierskim Li-
pocie Szondim, który przedstawił szczególnie oryginalną kon­

cepcję „tropizmów" zakodowanych genetycznie, decydujących 

o sile dążeń i o wyborach dokonywanych przez człowieka. 

W rozdziale o potrzebie kontaktu emocjonalnego powołam się 

na koncepcję „stadnych instynktów" Emila Duprego. Jednakże 
nie mogę tu zająć się szczegółowo żadną z nich. 

72 

background image

Natomiast szerzej omówię tu koncepcję, która wyróżnia się 

tym, że nie wyprowadza głównej siły napędowej człowieka 

z przyrodzonych mu biologicznych fundamentów dynamiz-

mów postępowania. Jej punktem wyjścia jest siła naturalna uni-
wersum, moc kosmiczna, powodująca, że w pewnych warun­

kach zasady entropii zostają odwrócone i zamiast rozpadu 
mamy wzrost organizacji układu. Wprowadził ją do psychologii 
Alfred Adler, a sformułował Jan Ch. Smuts, geolog, biolog 
i polityk z RPA. Doszedł on do wniosku, że wyjaśnienie ewo­
lucji wszechświata wymaga przyjęcia istnienia ogólnej tenden­

cji doskonalenia się każdej organizacji — zaczynając od kry­
ształu, a kończąc na człowieku i jego cywilizacji

2 5

Adler na podstawie analiz klinicznych doszedł do wniosku, 

że powinna istnieć jakaś siła, która powoduje, iż ludzie do­

tknięci jakąś fizyczną słabością, na przykład wzroku, lub ka­
lectwem skłonni są nie tylko je przezwyciężać, ale nawet wy­

chodzić poza nie. Ludzie o słabym wzroku uzyskują sukcesy 
właśnie w zawodach wymagających znakomitego widzenia, 
a ludzie bardzo niscy, niepozorni znajdują więcej mocy niż 
inni na to, aby wybić się i zyskać wysoką pozycję. Defekt 

jest trampoliną wyrzucającą jednostkę poza jej ograniczenia, 

a kompensacja tego defektu jest siłą napędową dążeń życio­
wych, szansą doskonałości. Siła ta działa nieustannie. Wów­

czas więc, gdy ludzie nie umieją przezwyciężyć swoich sła­
bości konstruktywnie, skazani są na hiperkompensację, na 
działania siłowe z natury destrukcyjne. Ten prosty model kli­

niczny znalazł szerokie zastosowanie i w terapii, i w wycho­

waniu. 

2 5

 Było to na wiele dziesiątków lat przed odkryciem liii Prigogine'a (Pri-

gogine, Stengers, 1990), że w toku zmian rozpadowych, jakie muszą zachodzić 

w każdym złożonym systemie, a więc i w osobowości, powstają wyspy or­

ganizacji w obszarach o najmniejszym potencjale entropii. Odkrycie to stwarza 

nowe perspektywy przed psychologią osobowości, a zwłaszcza powstawania 

osobowości, i nie wymaga tak ryzykownych założeń, jak koncepcja kierun­
kowej mocy kosmicznej. 

73 

background image

Adler zauważył, że koncepcja Smutsa ogólnego popędu do­

skonalącego każdy układ znakomicie wyjaśnia opisane przez 

niego mechanizmy kompensacji i hiperkompensacji. Przyjął, że 

u ludzi popęd ten wyraża się w przyrodzonym im dążeniu do 
mocy. Im człowiek słabszy, bardziej niedoskonały, tym dążenie 
to musi stawać się silniejsze, jak bardziej ściśnięta sprężyna. 

Realna moc człowieka zwiększa się jednak wówczas, gdy 
staje się on bardziej doskonały nie tylko technicznie, ale 
i społecznie, gdy umie synchronizować swoje interesy z in­
teresami społeczności, z którymi się utożsamia.
 Im szersza 

jest ta społeczność, tym bardziej rosną szanse doskonałości 

własnej. Tak więc, gdy dążenie do mocy realizowane jest zgod­
nie z interesem wszystkich ludzi — może ono prowadzić do 

doskonałości i kompensuje wady jednostki tak, że staje się ona 
lepsza. Przejawia się to w szczególnego rodzaju odczuciu jed­

ności z uniwersum, które Adler nazwał „uczuciem kosmicz­

nym"

2 6

. Osoba czuje wówczas zbieżność jej dążeń z Naturą. 

Gdy natomiast dążenie to wzmaga tylko moc jednostki bez 
uwzględniania interesu społecznego, niszczy ono zarówno ją 
samą, jak innych ludzi. To środowisko wychowawcze, przepie-

szczając dziecko lub poniżając, egocentryzuje je i tym samym 
skazuje na psychopatię lub nerwicę. Zarówno neurotyk — 
wróg samego siebie — jak i psychopata — wróg społeczeń­

stwa — lokują się w wyniku tego nie tylko poza swoją spo­
łecznością, ale są też pozbawieni poczucia kosmicznego. Są 
skazani na siebie, na swoje łęki, niepowodzenia. Adler przyjął, 
że sensem życia jest zapewnienie podporządkowania dążeń jed­
nostki interesowi społecznemu, wyjście poza egoizm i samo­
tność. Sens ten musi ona sama odkryć i sformułować. Nie jest 
on przyrodzony i dlatego dążenie do mocy nie przekształca się 

samo w dążenie do doskonałości. 

Podobnego terminu użył Maslow, pisząc o „uczuciu oceanicznym". 

74 

background image

4.9. CARL ROGERS — TENDENCJA 

S  A M O  A K T U ALI Z A C Y JN A I POTRZEBA 
P O Z Y T Y W N E G O ODNIESIENIA 

Znacznie późniejsza, a wiec i bardziej uproszczona koncepcja 

natury ludzkiej oparta na istnieniu popędu do doskonalenia się 

została utworzona przez Carla Rogersa. Zaczął on od prakty­
ki u Alfreda Adlera, ale przyjął, że mądrość psychologiczna 

jednostki wynika wprost z przyrodzonego popędu do dosko­

nalenia się — „tendencji samoaktualizacyjnej". Samoaktualiza-

cja nie wymaga, jego zdaniem, orientacji na interes społeczny. 
Jej warunkiem wyjściowym jest doświadczanie bezwarunkowej 

akceptacji ze strony rodziców lub innej osoby znaczącej, co 

stanowi potwierdzenie własnej wartości jednostki. Stwarza to 
poczucie zaufania do siebie potrzebne do tego, aby rozsądnie 

i bez zahamowań spełniać swoje potencjały. Człowiek, którego 

dążenia są zgodne z jego tendencją samoaktualizacyjną, uf­

ny i pewny siebie, nie musi rozwijać działań obronnych, 
fałszować rzeczywistości. Nie musi on uzasadniać tego, co 

jest, tym, co się stało. Jego doświadczenia nie decydują o je­

go życiu. Nie im jest przyporządkowany. To one służą mu 
do wyciągania wniosków dotyczących tego, jak żyć „dobrym 

życiem". 

Brak bezwarunkowej akceptacji ze strony osób bliskich 

i znaczących powoduje, że każde niepowodzenie, realne czy 
wydumane, staje się zagrożeniem własnej wartości, zaufania 
do siebie. Blokuje to twórcze potencjały niezbędne do samo­
aktualizacji. Gdy człowiek funkcjonuje źle, trzeba więc „od­

blokować" te lęki, akceptując myśli i dążenia pacjenta, tak aby 

dalej już sam potrafił odnaleźć się i stać „w pełni funkcjonującą 
osobą", zdrowym psychicznie, doskonalszym, wybierającym 

kierunek i sposób swojego funkcjonowania. Rogers, podobnie 

jak Maslow, sporządził charakterystykę osoby idealnej, „w peł­

ni funkcjonującej osoby". Tyle że, inaczej niż Maslow, oparł 

75 

background image

się nie na analizie biografii wybitnych postaci historycznych, 
ale na własnym doświadczeniu klinicznym. Ponieważ „w pełni 
funkcjonująca osoba" to człowiek zdecydowanie zdrowy, a ba­

zą empiryczną jego rozważań byli ludzie chorzy, należy domy­
ślać się, że są to raczej postulaty tego uczonego i praktyka 

wynikające z własnej teorii natury ludzkiej. 

Główną właściwością „w pełni funkcjonującej osoby" jest 

otwarcie na „doświadczenie wewnętrzne" stanowiące przeci­
wieństwo „defensywności", bronienia się przed tym, czym są 
własne przeżycia, chęci, oceny. Osoba „otwarta", nawet jeśli 
negatywnie ocenia to, czego pragnie, czego się boi lub wstydzi, 

zawsze potrafi przyjąć do wiadomości te fakty i wyciągnąć 
z nich racjonalne wnioski. 

Następną co do znaczenia właściwością pozytywną osoby 

jest „życie egzystencjalne". Łączy się ono ściśle z „otwartością 

na doświadczenie". Osoba żyjąca egzystencjalnie potrafi na 

świeżo przeżywać i oceniać to, co niesie jej los, ujmuje nowe 

fakty jako nowe i ważne. Osoba ta jest więc niezależna od 
uprzednich doświadczeń. Ma to wpływ na jakość życia. Po­
zwala na spontaniczne przeżywanie go, tolerancję wobec od­

mienności i twórcze wykorzystywanie ich we własnej biografii. 

Specyficzne dla koncepcji Rogersa jest wyróżnienie takiej 

właściwości, jak „organiczne zaufanie". Powoduje ono, że po­

dejmując ważne decyzje, nie musimy uciekać się do własnych 

doświadczeń, do norm religijnych lub opinii otoczenia. Mamy 
przecież zaufanie do własnej uczciwości, prawości, zdrowego 

rozsądku. Nasze decyzje są „nasze" i jeśli nawet mylimy się, 

jesteśmy gotowi ponieść tego konsekwencje. Gdy uważamy, że 

trzeba to uczynić, nie zważamy na opinię innych ani na ryzyko 
i dokładnie na godzinę 15.30 konwojujemy zbrodniarza na pociąg 
do Yumy. 

Kolejną właściwością „pełni funkcjonowania" jest „poczu­

cie wolności". Osoba spełniająca się wie, że to ona kształtuje 

własne życie i nikt ani nic z zewnątrz nie decyduje ostatecznie 
ojej losach. Rogers docenia rolę tzw. czynników obiektywnych, 

76 

background image

różnych ograniczeń, wypadków, nacisków nie do odrzucenia. 
Nie sądzi jednak, że muszą one zniewolić człowieka. Są prze­
cież naturalną materią życia. W tym swoim życiu jednostka 
samodzielnie i na własny rachunek podejmuje decyzje, wyzna­
cza kierunki działania i kontroluje ich realizację. Każde ogra­
niczenie jest dla niej tylko wyzwaniem do jego pokonania lub 
zneutralizowania. 

Właściwością piątą, ostatnią, ale nie mniej ważną, jest „twór­

czość", kategoria typowa dla wszystkich psychologów huma­
nistycznych. Tylko twórczy stosunek do problemów świata 
pozwala na konstruktywną synchronizację własnych potrzeb 
i wymagań świata — tego, czym jesteśmy, z tym, czym po­
winniśmy być. Pozwala na bycie w społeczeństwie i niepozo-
stawanie jego więźniem. 

Streszczając, można powiedzieć, że zdaniem Carla Rogersa 

pełnia życia przysługuje takiemu człowiekowi, który jest 
dobry, ufny, twórczy i umie działać celowo. 

background image

R O Z D Z I A Ł 5 

Potrzeby — podstawy teoretyczne 

5.1. WŁAŚCIWOŚĆ — PRAGNIENIE — POPĘD 

W poprzednich rozdziałach przedstawiłem koncepcje psycho­

logiczne dotyczące wprost lub pośrednio potrzeb ludzkich. Po­

chodzą one sprzed wielu lat, łatwo jednak zauważyć, że nie 
zestarzały się, można je stosować w warunkach dzisiejszych, 
mają też szeroki układ odniesienia i są wyrazem znacznej wie­
dzy o psychologii człowieka. Wzbogacają one i dzisiaj naszą 

znajomość natury ludzkiej i są inspirujące dla praktyki. 

Zwraca uwagę, że autorzy tych koncepcji naturę potrzeb 

określali jako biologiczną, gdyż taki był paradygmat naukowe­

go ujmowania psychiki w owych czasach. Zastrzegali się więc, 
że jest to ich założenie podstawowe. Staranność, z jaką każdy 
badacz podkreślał ten fakt, pozwala zauważyć, iż owe przypi­
sanie do biologii problemu sił dynamicznych osobowości, kła­
dzenie nacisku na zapewnianie, że „są one w mózgu", miało 
nie tylko znaczenie naukowe, ale było też manifestacją nauko­
wości, sposobem odgrodzenia się od wiedzy pozaracjonalnej. 

Mimo tego „biologizmu" godzono się jednak z tym, że pozna­
wanie to atrybut człowieka nabyty przez niego w toku życia. 

Było to konieczne, gdyż drugim równoległym paradygmatem 

tamtych czasów było społeczne pochodzenie psychiki. Obecnie 

zachowywanie tych obydwu niezbyt spójnych, ale koniecznych 
dla przyzwoitego psychologa założeń straciło na znaczeniu, 

gdyż dominujący paradygmat poznawczy nie obejmuje 

78 

background image

R O Z D Z I A Ł 7 

Potrzeba seksualna 

7.1. POTRZEBA SEKSUALNA 

CZY  P O T R Z E B A ZACHOWANIA  G A T U N K U ? 

Nazwa „potrzeba seksualna" ma na celu podkreślenie specy­
ficznych zmysłowych i uczuciowych aspektów dążeń związa­
nych z tą potrzebą. Wysuwa też na plan pierwszy aspekt psy­

chologiczny, przed cel biologiczny. Czy jednak nie byłoby 
bardziej słuszne zwrócenie uwagi raczej na pierwotne, biolo­
giczne przeznaczenie tej potrzeby, używając określenia „po­
trzeba zachowania gatunku", która zaznacza jej funkcję gatun­
kową, pozaosobniczą? Wielu autorów popiera biologiczne 
ujęcie na tyle usilnie, że pojawia się obawa, czy nie kieruje 
nimi niechęć do zjawisk psychologicznych związanych z sek­
sem i dlatego wolą koncentrować się na jego „ogólnozwierzę-

cych" właściwościach. Pisząc o potrzebach zachowania gatun­
ku, włączają w nie potrzeby macierzyństwa, ojcostwa, opieki 

nad potomstwem, a nawet monogamii i poligamii. 

Powstaje jednak pytanie, czy w ogóle którekolwiek z takich 

ujęć odpowiada przyjętej w tej pracy definicji potrzeby. Przy­
pomnę, że podstawowym kryterium potrzeby jest nie tylko sank­

cja, a więc zakłócenie rozwoju lub zagrożenie istnienia jedno­
stki, które następuje w razie niezaspokojenia potrzeby. Na 
przykład w wypadku potrzeb fizjologicznych sankcja ta doty­

czy złego funkcjonowania organizmu lub po prostu utraty życia. 
Są to więc potrzeby „konieczne". Natomiast w wypadku po-

130 

background image

ność korzystania z pomocy, aby utrzymać się przy życiu, stanie 
się dla głodujących ludzi powodem braku szans na intelektu­
alne, samodzielne wyjście z pułapki, w jakiej się znaleźli. Jest 

to wniosek okrutny, ale wskazuje na sprawy realne. 

Może nie tak groźne, ale z pewnością niedoceniane pozostają 

patologiczne wzory kultury. Manipulowanie smakiem, chemią 

oraz zmiany dystrybucji pokarmu powodują, że w krajach za­
sobnych wzrasta liczba dzieci, które zaspokajają potrzeby po­
karmowe szkodliwie dla organizmu. Odżywianie się lodami, co­
ca-colą i chipsami i upowszechnianie się awersji do ważnych 
pokarmów prowadzi do zaburzeń przebiegu procesów psychicz­
nych. Powstałe niedobory pożądanych składników pokarmowych 
i nadmiar szkodliwych powodują trudności w koncentracji uwa­

gi, agresywność, męczliwość i wady rozwojowe. 

Należy też stwierdzić, że potrzeby fizjologiczne, mimo ich 

wagi, obecnie znajdują się poza głównymi obszarami zaintere­

sowania psychologów i pedagogów. Skupieni są oni na bardziej 
spektakularnych i, ich zdaniem, ważniejszych problemach, jak 
potrzeby emocjonalne, niedostosowanie społeczne i seks. 

background image

organizmu, może zostać uzależnione od wzorów kultury i po­

glądów jednostki, przy czym właśnie samo zagrożenie dla ży­

cia, jakie powoduje jej niezaspokojenie lub ograniczenie zaspo­
kojenia, bywa powodem podejmowania ryzyka i uzyskiwania 
aprobaty społecznej. Mamy tu więc do czynienia i z patołogią 

kultury. 

Jest zrozumiałe, że udział czynników psychologicznych 

i kulturowych w zaspokajaniu potrzeby fizjologicznej zależy 

od dystansu zagrożenia. Niezaspokojenie potrzeby pokarmowej 
nie tylko nie jest zagrożone szybkimi sankcjami zdrowotnymi, 
ale z jej zaspokajaniem łączą się przeżycia emocjonalne. Je­
dzenie może być przede wszystkim formą kulturową, wyrazem 
wyrafinowania estetycznego i spełnia znacznie szerszą rolę 
w życiu jednostki niż tylko utrzymywanie organizmu w stanie 

zdrowia i życia. Dlatego potrzeba ta jest objęta szczególnie 

licznymi nakazami i zakazami. Post, który ma na celu określone 

samoograniczenie przyjemności, umartwianie się, dotyczy głów­
nie jedzenia. Jest też wskaźnikiem podporządkowania się naka­

zom religijnym. Historycy podają, że Bolesław Chrobry, który 

napotykał opory we wprowadzaniu chrześcijaństwa, kazał wy­

bijać zęby tym, którzy łamali post. Niektóre wzory kulturowe, 
a także indywidualne nawyki i poglądy podporządkowują po­
trzebę pokarmową czynnikom bardzo dalekim od biologiczne­
go sensu odżywiania się, a nawet temu sensowi przeciwstaw­

nym, gdy narzucany sposób jedzenia i rodzaj pokarmu przede 

wszystkim szkodzi organizmowi. Można też stwierdzić zależ­
ność zaspokajania tej potrzeby od właściwości psychicznych 

jednostki, od zaspokojenia innych jej potrzeb. 

Trudności w zaspokajaniu potrzeby pokarmowej mogą pro­

wadzić do powstawania wad rozwojowych ludzi, wpływając 

bezpośrednio na kształtowanie się mózgu. Rozpoznanie tego 
zjawiska i jego konsekwencji globalnych ma szczególne zna­
czenie w obliczu sytuacji, w wyniku której ludność znacznych 
obszarów świata pozostaje w stanie permanentnego głodu. Mo­

że to spowodować, że niemożność likwidacji głodu i koniecz-

128 

background image

o zdrowie dziecka, to znaczy o jego nakarmienie i wagę. Początkowo 
dziecko karmiono na kolanach, chociaż jadło bardzo długo, ale chętnie, 
co przyjmowano z uznaniem. Gdy tylko stało się zdolne do samodzielnego 

jedzenia, pozostawiano je samo sobie, a rodzice zajmowali się swoimi 

sprawami. Gdy przestawało jeść, matka zaraz to zauważała i przez chwilę 
karmiła je, aby przyspieszyć posiłek. W ten sposób dziecko otrzymywało 
od matki komunikat, że jedzenie powoduje karę, a niejedzenie nagrodę. 
Ponieważ w związku z tym niejedzenie pogłębiło się, matka zaniepokojona 

stanem zdrowia dziecka zaczęła bić je przed każdym posiłkiem, aby „nie 
stawiało oporu". W ten sposób komunikowała dziecku, że w ogóle posiłek 

jest zagrożeniem. Na samo zbliżanie się pory posiłku dziecko zaczęło 

reagować lękiem. Głodne dziecko uciekało od pokarmu. Cały spiot towa­

rzyszących temu okoliczności, takich jak deficyt kontaktu emocjonalnego 

z matką czy konfliktowy sposób załatwiania innych problemów powodu­

jący zawężenie obszaru przeżyć pozytywnych, doprowadził do nerwicowej 

fiksacji związku jedzenia z zagrożeniem. Chore dziecko zostało w końcu 
skierowane do szpitala w stanie wyniszczenia głodowego — leczenie było 
długie i dramatyczne

4 1

6.8.4. Uwagi końcowe o potrzebie pokarmowej 

Spróbuję teraz wysnuć wnioski z rozważań tej części książki. 

Wszystkie potrzeby fizjologiczne są powszechne, naturalne 

i konieczne. Zaspokojenie ich nie jest tylko wynikiem wyboru 

dokonanego przez osobę, a ich niezaspokojenie zagrożone jest 

sankcją śmierci w kilkuminutowej lub wielomiesięcznej per­
spektywie. Trudności w zaspokajaniu tych potrzeb, brak wiedzy 
o ich właściwym zaspokajaniu — prowadzą do poważnych 
zagrożeń zdrowia i zakłóceń stanu psychicznego. 

Mimo tej bezpośredniości związku potrzeb fizjologicznych 

z przeżyciem jednostki, zaspokajanie ich jest zawsze uwikłane 

w uwarunkowania psychiczne i kulturowe. Na przykładzie po­

trzeby tlenu można stwierdzić, że niezaspokojenie nawet tej 
potrzeby, zagrożone niemal natychmiastowymi sankcjami dla 

41

 Przypadek z Państwowego Sanatorium dla Dzieci Nerwicowych w Ci-

chowie udostępniony mi w 1957 roku przez Irenę Obuchowską. 

127 

background image

mechanizmy jej powstawania. Często jest to problem nieakcep­

towania własnego ciała, nieraz chodzi tu o symboliczną rolę 

jedzenia. Irena Obuchowska w Dynamice nerwic (1983) zwraca 

uwagę na to, że matkom szczególnie zależy na tym, aby dziecko 

jadło to, co mu podają, i tyle, iłe mu podają. Czasem ma to 

znaczenie zdrowotne, a nieraz jest po prostu symbolem ich 
dbałości macierzyńskiej lub wyrazem ich własnych problemów. 

Dziecko z kolei nieraz zjada podawany mu pokarm mimo nie­
chęci do jedzenia, dla świętego spokoju lub z miłości do matki. 
Jednakże w wielu wypadkach, widząc, jak na tym matce zależy, 
zaczyna nią „manipulować" za pomocą takiego, a nie innego 

jedzenia, a częściej niejedzenia. Rodzice wówczas „Karmią 

dziecko na oknie, kierują uwagę na samochód lub na pieska, 

zagadują, wykonują czynności zabawowe, na przykład po za­

powiedzi, że «pociąg wjeżdża do tunelu», łyżka wędruje do 

buzi. Pewna dziewczynka odpowiadała wtedy przekornie i «wy-

jeździa», wypluwając jedzenie. Znam dziecko, które przyjmo­

wało pokarm dopiero wtedy, gdy trzymało nóżki w bulgoczącej 
wodzie uruchomionej pralki. Widok był zabawny i przerażają­

cy: ojciec trzymał dziecko nad pralką, woda łaskotała mu stop­
ki, natomiast matka z zapałem wkładała łyżkę po łyżce do buzi. 

[...] Warto też przytoczyć przykład jedynaka, dla którego sytua­

cja obiadowa była niemal jedyną sytuacją, podczas której mógł 
zwrócić na siebie uwagę. Obiady jadł około trzech godzin, dys­
kutując nad każdym kęsem, długo żując pokarm, a zdarzało 
się, że jeszcze kilka godzin po wstaniu od stołu trzymał jedzenie 

w buzi [...], charakter instrumentalny potwierdza fakt, że w kli­

nice (a także w przedszkolu) dzieci te jedzą najzupełniej nor­
malnie, w co nie chcą uwierzyć zatroskani rodzice" (s. 266-269). 

W praktyce proces dochodzenia do takiej sytuacji jest na­

stępujący: 

Matka P., pedantyczna i nerwowa, traktuje swoje jedyne dziecko o-

schle. Zaczyna się nim interesować dopiero wówczas, gdy nie chce jeść, 

gdyż sądzi, że jej głównym obowiązkiem wychowawczym jest dbanie 

126 

background image

W moich latach durnych i niekoniecznie górnych uczestni­

czyłem w nakarmieniu kanapką z boczkiem naszego przyjaciela 
Kazacha, zagorzałego muzułmanina. Myśleliśmy, iż głodujący 
tak jak i my chłopak po prostu przekona się, że jest to pokarm 

jak każdy inny. Było to z naszej strony wyrzeczeniem, gdyż 

sami byliśmy bardzo wygłodzeni. Poczciwy chłopiec zjadł ka­
napkę z apetytem i był zadowolony do momentu, gdy mu po­
wiedziano, co zjadł. Z miejsca zwymiotował, miał bóle brzucha 
i nawet czyścił język, aby pozbyć się śladów tego „obrzydli-
stwa". Podobnie reagowali niektórzy znani mi chrześcijanie na 

mięso psa, szczura, a szczególnie na „ludzinę". Muszę przy­
znać, że jednak nie tak ostro jak mahometanie na „świninę". 

Jedzenie ma też znaczenie czysto psychiczne. Jemy dla to­

warzystwa, z nudów, z chciwości, z łakomstwa, z przekonania, 
dla porządku, dla spokoju i dla rekordu. Ludzie jedzą też z tego 

powodu, że są nieszczęśliwi, samotni, niekochani, niedopiesz-
czeni. Stanowi to nawet treść pracy wydanej pod wiele mówią­
cym tytułem Stop killing your husband (Przestań zabijać swo­

jego męża) (Dublin, 1952). 

Interesujące światło na ten ostatni problem rzucają obserwacje 

ludzi przebywających w izolacji społecznej, w małych grupach. 

W konkretnym wypadku chodzi mi o załogę podwodnej łodzi 

atomowej „Nautilus", która odbyła pierwszy, wielomiesięczny 
rejs pod lodami bieguna północnego, i o członków amerykań­

skiej stacji antarktycznej (cyt. za: Rohrer, 1961). W obydwu 
sytuacjach, gdy czas izolacji był subiektywnie odczuwany jako 
długi, ogromnie wzrastało znaczenie spraw pożywienia i przy­
gotowywania pożywienia. Nawet znacznie wzrósł status spo­

łeczny kucharza. Należy tu zaznaczyć, że ilość i jakość poży­

wienia na tym okręcie mogła zaspokoić wszelkie wymagania. 
Gdy to piszę, telewizja podaje informacje o regatach żaglowych 
dookoła świata. Sukcesy jednego z jachtów przypisywane są 

właśnie prowadzonej na nim znakomitej kuchni. 

Ostatnio problemem medycznym staje się chorobowa awer­

sja pokarmowa, określana nazwą anorexia nervosa. Są różne 

125 

background image

wym potrzebom deficytu związku między rzeczywistym nie-
zaspokojeniem a jego subiektywnym odczuciem. Człowiek 
mimo zaspokojenia potrzeby pokarmowej może mieć poczucie 

jej niezaspokojenia. Może zaspokajać ją za pomocą środków 

nie będących pokarmem, a nawet szkodliwych. Może nie od­

czuwać głodu, mimo że organizm jest już wycieńczony i ob­

jawy fizjologiczne głodu interpretuje jako na przykład chorobę 

żołądka. 

Istnieje jeszcze inna paradoksalna zależność między prag­

nieniem głodu i niezaspokojeniem potrzeby pokarmowej. Okreś­
lony sposób utrudniania zdobycia pokarmu może działać jako 
kara i tym samym powodować niechęć, a co najmniej rezyg­
nację z pokarmu. Przypomina o tym Janusz Reykowski w swo­

jej książce pt. 2 zagadnień psychologii motywacji (1970). Cy­

tuje on badania rosyjskiego psychologa zwierząt Nikołaja Woj-

tonisa, który zauważył, że gdy eksperymentator „droczył" się 

z niedźwiedziami i lisem, pokazując im pokarm, a następnie 

chowając, to zwierzęta te rezygnowały z jedzenia nawet wtedy, 

gdy miały ten pokarm pod nosem. Lis na przykład siadał do 
pokarmu tyłem, tak jakby obrażał się. Zdaniem Wojtonisa ana­
logicznym zjawiskiem było unikanie rozmowy o jedzeniu pod­

czas wspomnianych wyżej amerykańskich badań osób, które 
poddały się ochotniczej głodówce. W rozdziale o potrzebie kon­
taktu emocjonalnego będę pisał o dzieciach w szpitalu, które 
w wyniku tęsknoty za domem i matką zaczynały traktować 

niechętnie zarówno wizyty rodziców, jak i otrzymywane od 

nich prezenty. Być może w omówionych tu trzech przypadkach 

działają różne mechanizmy psychologiczne, ale fenomen uni­
kania przedmiotu pożądania pozostaje ten sam. 

Wspominałem już o tym, że potrzeba pokarmowa odgrywa 

znaczną rolę kulturową. Głodówki, posty, dobór pokarmu, ob­
żarstwo i nakazy, zakazy oraz ceremoniały religijne, obyczajo­

we, sposoby jedzenia — nie ma chyba innych potrzeb ludzkich 

posiadających tak bogatą i zróżnicowaną otoczkę kulturową. 
Obyczaje te mają też znaczną silę. 

124 

background image

łamywali się psychicznie w najtrudniejszych miesiącach sybe­
ryjskiej zimy. Zaprzestali oni jakiejkolwiek działalności nasta­

wionej na aktywne sposoby zdobywania żywności, takie jak 

napad, kradzież, skomplikowana forma wymiany lub usługi dla 
lepiej zaopatrzonych osób czy wreszcie kanibalizm, który znacz­
nie częściej występuje w naszej kulturze, niż się o tym pisze 
i mówi. Całymi dniami biernie wystawali w pobliżu ogromnych, 
wielodniowych kolejek ludzi oczekujących na swój przydział, 
300 lub 500 g, chleba. Tych, którzy już się skazali, charakte­

ryzował specyficzny wygląd. Ich oczy były rozpalone i białe. 
Przesuwali się powoli, spoglądając tylko w dół pod nogi, jakby 
tam właśnie mógł znaleźć się okruch chleba. Odnosiło się jednak 

wrażenie, że nie widzą nic, że gdyby nawet rzeczywiście leżał 

tam chleb, to by go nie zauważyli. Może przeżywali już stany 
halucynacyjne? Z tej fazy właściwie nie było już powrotu. Czy 

byli tam też owi kiwający się, zrezygnowani, jakich opisuje li­
teratura dotycząca niemieckich obozów zagłady? Może by i byli, 
ale w tych warunkach, o których piszę, nie mieliby żadnej szansy 
na przeżycie nawet jednego dnia. 

Obserwacje tego rodzaju faktów pozwalają przypuszczać, 

że w przypadku niezaspokojenia potrzeby pokarmowej prze­

bieg głodówki i jej skutek w znacznym stopniu zależą od cech 

osobowości, od koncepcji życia jednostki ludzkiej. Warto tu 

zauważyć, że nawet w wypadku tych potrzeb fizjologicznych, 
które wymagają znacznie szybszego zaspokojenia niż potrzeba 

pokarmowa, określone nastawienie psychiczne, wytrwałość, 

trening bardzo różnią od siebie poszczególne osoby. Podobnie 
indywidualne różnice można by zauważyć i w wypadku odpor­
ności na niskie temperatury. Przypomnę tu badaczy podbiegu­
nowych. Istnieje pogląd, że klęska ekspedycji Scotta byłaby 
mniej prawdopodobna, gdyby nie okazało się, że Amundsen 

dotarł do bieguna o kilka dni wcześniej i w ten sposób pozbawił 

sensu ich wyczyn. 

Psychologiczne uwarunkowania potrzeby pokarmowej ma­

ją też inny interesujący aspekt. Wspominałem już o właści-

123 

background image

a samo zdarzenie mogły nawet odbierać jako przygodę. Nie 

jestem też pewien, że umarli na szalupach właśnie ci, u których 

doszło do pomieszania zmysłów. Ci być może przeżyli, poza 
tymi, u których wyraziło się to w dokonaniu samobójstwa. Pi­

szę tu „być może" i „chyba", gdyż brak odpowiednio zweryfi­
kowanych danych. Niemniej nie ulega wątpliwości, że to, co 
przytacza Bombard, świadczy o decydującej roli psychiki. 

Również w licznych materiałach dotyczących hitlerowskich 

obozów koncentracyjnych podkreśla się fakt, że lepiej prze­
trwali ludzie aktywni, nie poddający się strachowi, angażujący 

się w sprawy społeczności więźniów, o ile, rzecz jasna, nie 
zostali zamordowani. Pogląd ten, wyrażony już w pierwszych 

wersjach tej książki, został wsparty przez Kazimierza Godo-

rowskiego, autora jednej z ważniejszych prac o psychologicz­

nych aspektach obozów koncentracyjnych pt. Psychologia i psy­

chopatologia hitlerowskich obozów koncentracyjnych

 (1983). 

Ci więźniowie, którzy podejmowali od początku walkę, a wła­
ściwie kontynuowali to, co czynili przed uwięzieniem, mieli 
największe szanse przetrwania. Nawet ludzie silni i odkarmieni, 
ale nastawieni tylko na własne przeżycie, ginęli szybko. W wie­
lu opracowaniach przytaczane są przypadki ludzi, którym za­

brakło sił do dalszej walki — może przede wszystkim sił psy­
chicznych — tych, którzy załamali się i poddali biernie swojemu 
losowi. Spędzali cały swój czas, jaki pozostał im do śmierci, 
siedząc i kiwając się jakby w modlitewnym transie, jak gdyby, 
a może i naprawdę, pogodzeni z losem, wyłączeni już ze świata 

żywych. 

Inny świat,

 autobiograficzna powieść Gustawa Herlinga-Gru-

dzińskiego o radzieckim łagrze, pokazuje, jak niesamowicie dłu­
go można trwać przy życiu, gdy podejmuje się walkę, i można 

ją nawet wygrać, mimo, wydawałoby się, całkowitego braku 

szans. 

Z moich własnych doświadczeń, w warunkach długotrwałego 

zagrożenia śmiercią głodową na zsyłce w Majkainie (1940-1946), 
pamiętam młodych i względnie silnych fizycznie ludzi, którzy za-

122 

background image

nych sprawozdań ludzi, którzy albo sami przeżyli sytuacje, gdy 

człowiek umierał z głodu — w obozie koncentracyjnym, na 
zesłaniu, podczas ekspedycji naukowej czy klęski żywiołowej 

— albo też zbierali na ten temat materiały. 

Alain Bombard, którego eksperymenty naturalne, dotyczące 

warunków utrzymywania się przy życiu rozbitków wykazały, 

jak niezwykle długo można przetrwać na Atlantyku, na samo­

tnej szalupie, bez zapasów wody i jedzenia, podaje w jednej 

ze swoich książek, że do tego rodzaju badań skłoniły go częste 
fakty śmierci rozbitków w warunkach, które z biologicznego 
punktu widzenia nie powinny były spowodować zgonu. Jednym 
z takich przykładów jest historia rozbitków z ogromnego statku 
pasażerskiego „litanie", który w 1912 roku zatonął z 1503 
osobami, niezwykle szybko po zderzeniu z górą lodową

4 0

. Miał 

to być statek niezatapialny, najnowocześniejszy produkt ów­

czesnej techniki, a ludzie, którzy nim płynęli, wierzyli jej bar­
dziej niż sobie. Bombard pisze: „Gdy w trzy godziny po zato­
nięciu statku nadeszła pierwsza pomoc, na łodziach ratunko­
wych byli już umarli, a znaczna część osób dostała pomieszania 
zmysłów. Rzecz charakterystyczna — pomiędzy rozbitkami, 
którzy strach okupili szaleństwem, a szaleństwo śmiercią, nie 
było ani jednego dziecka poniżej dziesięciu lat. Dzieci, których 
znalazło się sporo, posiadały jeszcze wrodzony rozsądek. Przy­

kłady te umacniały mnie w przekonaniu o decydującej roli siły 
ducha. Potwierdza to dobitnie statystyka. Dziewięćdziesiąt pro­
cent rozbitków umiera w ciągu trzech dni po katastrofie, a trze­

ba więcej czasu, aby umrzeć z głodu lub z pragnienia" (Bom­
bard, 1958, s. 9). 

Pominę tu dłuższą polemikę z interpretacją Bombarda. War­

to jednak zauważyć, że chyba nie o rozsądku powinna tu być 
mowa, a raczej o braku wyobraźni antycypacyjnej, o tym, że 

dzieci nie potrafiły zdać sobie sprawy z możliwego zagrożenia, 

4 0

 Oslatnio ta przyczyna katastrofy jest podważana, nie ma to jednak zna­

czenia dla niniejszych rozważań. 

121 

background image

równie przymusowa sytuacja, jak u owych szczurów ekspery­
mentalnych. Zostały one zniewolone, musiały działać w okre­

ślonych przez „eksperymentatora" ramach, nie były w stanie 

uniknąć kary ani też rozwiązać pozytywnie problemu. Być mo­

że mózg, jako narząd antycypacji, sam wybierał w tych warun­
kach najbardziej optymalną strategię. Świat nieprzewidywalny 
to świat, w którym równie prawdopodobna jest każda sy­

tuacja. W takim świecie najmniej strat ponosi jednostka, 
która stabilizuje swoje działania i tym samym minimalizuje 
chaos. 

Długotrwała egzystencja w stanie łęku przed głodem 

i nieprzewidywalności skutków własnych działań jest •— 

jak wynika z tych obserwacji •— czynnikiem bardziej de­

formującym osobowość niż sam głód. Znam wiele osób, któ­
re naprawdę były bliskie śmierci głodowej, ale nie wystąpi­
ła u nich fiksacja polegająca na bezsensownym gromadzeniu 

jedzenia. Dochodzę do wniosku, że mamy tu być może do 

czynienia z regułą ogólną dotyczącą deformacji osobowości 

w warunkach trudnych. 

Hipoteza ta ma swoje oparcie i w wielu innych obserwa­

cjach, świadczących o tym, że wpływ beznadziejności na oso­

bowość zależy od sytuacji psychicznej, od nastawienia osoby. 

Często na przykład zwracano uwagę na fakt, że gdy obiektyw­
nie główną rolę w ciężkiej sytuacji człowieka odgrywa brak 
pożywienia, wówczas to, jak zniesie on ów brak, czy przeżyje 

dłużej niż inni ludzie znajdujący się w tej samej sytuacji, zależy 
nie tylko od tzw. zdrowia fizycznego i zapasów energetycznych 
ulokowanych w tkance tłuszczowej, ale i od jego cech osobo­
wości, takich jak opanowanie, rzeczowość, ideowość. Ważne 

jest, jaką rolę w koncepcji życia człowieka odgrywa wydarze­

nie, którego głód jest składnikiem. Wśród ludzi skazanych na 

długotrwały głód przez los lub przez innych ludzi dłużej utrzy­
mują się przy życiu ci, którzy nie ulegają panice, zachowują 
spokój i nastawienie prospołeczne. Taki, wielce prawdopodob­

ny wniosek nasuwa się z lektury licznych pamiętników i ust-

120 

background image

żyk przestały sygnalizować cokolwiek, przy czym szczur musiał 
skakać, gdyż gdyby nie skoczył, karany był porażeniem prą­
dem. W wyniku tej sytuacji następowała fiksacja skoku w jed­
nym kierunku. Utrzymywała się ona nawet wówczas, gdy nie 
tylko wprowadzono ponownie pełną przewidywalność sytuacji, 

w ogóle wyeliminowano kary, ale również wtedy, gdy jedzenie 

nie było już przesłonięte papierem i szczur je widział. Mimo 

to, gdy jedzenie było na przykład po lewej stronie, a szczur 
miał zafiksowany neurotycznie skok w prawo, to skakał w pra­

wo na deskę i boleśnie spadał. 

Dzisiaj nie żyje już żadna z osób, o których pisałem wyżej. 

Swój szczególny stosunek do spraw pożywienia wiązały one 

z przeżyciami w okresie wojny. Tym, co zwróciło moją uwagę, 

było to, że w swoim życiu nie doświadczyli oni osobiście rze­
czywistego, długotrwałego, zagrażającego życiu głodu. W naj­
cięższych chwilach dysponowali pewnym minimum zapasów, 
co pozwalało im zaspokoić najsilniejszy głód. Wspólnym do­
świadczeniem wielu tych osób, jak można sądzić na podstawie 
ich opowiadań, był nie tyle długotrwały głód, co długotrwały 
lęk przed głodem. Widzieli wokół siebie głodujących, słuchali 
ponurych opowiadań, resztę wyobrazili sobie. Lęk przed gło­
dem prześladował ich przy każdym posiłku, przy każdej nowej 
restrykcji, która mogła oznaczać utratę tego swego rodzaju 
przywileju

3 9

Sądzę jednak, że nie tylko lęk był powodem owej deformacji 

psychicznej. Wspólną właściwością sytuacji, w jakiej znala­
zły się te osoby, była nieprzewidywalność, a więc beznadziej­
ność poznawcza i wykonawcza. Nie było wiadomo, co należało 

uczynić, aby uniknąć głodu i zachować to, co jest. Była to 

3 9

 Podobne obserwacje dotyczą i innych osób, którym po wojnie pozostał 

lęk na przykład przed czarnym mundurem. Okazało się, że w znanych mi 

przypadkach osoby te nie były represjonowane, nawet dosyć spokojnie żyły, 

ale wokół nich nieustannie panował terror. To właśnie wieloletni strach tak 

odbił się na ich osobowości. 

119 

background image

pod stałą opieką lekarską i życiu ich nie zagraża niebezpieczeń­

stwo. Poza tym prawdopodobnie inne ich potrzeby były zaspo­
kajane normalnie. Świadczyłoby to o tym, że stwierdzane przez 
wielu badaczy zmiany osobowości występujące w czasie prze­
dłużonego głodowania i po nim są skutkiem nie tylko głodo­
wania, ale i towarzyszącego głodowaniu splotu warunków — 

zwłaszcza stałego zagrożenia życia, utraty praw ludzkich i bez­
nadziejności. 

Pewnym przyczynkiem do tego zagadnienia są wyniki mo­

ich obserwacji. Wymagają one weryfikacji za pomocą analizy 
zachowań ludzi w innych, podobnych warunkach, ale umożli­
wiają już teraz wysunięcie interesującej hipotezy. Otóż w pierw­

szych latach po drugiej wojnie światowej miałem do czynienia 
z ludźmi, których zachowaniu towarzyszyła swego rodzaju ob­

sesja, wyrażająca się w stosunku do pokarmu — głównie do 

chleba i tłuszczów. Magazynowali oni większe ilości jedzenia 
bez żadnych uzasadnionych powodów. Można sądzić, że pod­

czas długotrwałej frustracji potrzeby pokarmowej uległy neuro­

tycznej fiksacji niektóre elementy zachowania związane z po­
karmem, mianowicie gromadzenie zapasów. 

Przypomina to wyniki badań nad tworzeniem nerwic ekspe­

rymentalnych, gdy też obserwowano fiksację jednego z rodza­

jów zachowania. Pojawiało się ono niezależnie od realnej sy­

tuacji. Eksperymenty (np. Maier, 1948) polegały na tym, że 
wytwarzano swego rodzaju stan beznadziejności poznawczej 
i wykonawczej. Oto na przykład szczur wyuczał się określone­

go porządku zdarzeń. Skok w kierunku koła był nagradzany 

pokarmem, gdyż za kołem narysowanym na cienkim papierze 

znajdowało się jedzenie. Skok w kierunku krzyżyka był karany 

upadkiem ze znacznej wysokości, gdyż za papierem, na którym 

był krzyżyk, znajdowała się deska, od której szczur odbijał się 

i boleśnie spadał. Po przyswojeniu związku jedzenia z kołem 
i kary z krzyżykiem warunki zmieniano tak, że kara i nagroda 
stawały się nieprzewidywalne, gdyż obydwa „znaki" umiesz­
czano po jednej i po drugiej stronie przypadkowo. Koło i krzy-

118 

background image

Powyższe obserwacje kliniczne przeprowadzano na ludziach, 

którzy głodowali w warunkach, jeśli można je tak nazwać, na­
turalnych. Badania eksperymentalne nad wpływem głodu na 
człowieka przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych podczas 

drugiej wojny światowej na trzydziestu dwóch ochotnikach. 

Byli oni poddani trzymiesięcznej obserwacji, a następnie za­
stosowano sześciomiesięczne ścisłe ograniczenie pokarmu. 

W tym okresie waga ich spadła przeciętnie o 25%. Podczas 
głodówki przeprowadzono drobiazgowe badania psychologicz­
ne i fizjologiczne, stwierdzając różnice indywidualne między 
badanymi. U wszystkich jednak wystąpiło znaczne osłabienie 

fizyczne. Pojawiły się bóle głodowe, drażliwość, brak zaintere­

sowania tematami seksualnymi, a duże zainteresowanie książ­
kami kucharskimi i ilustracjami przedstawiającymi jedzenie. 

W wielu wypadkach wystąpiło znaczne osłabienie samokontro­

li etycznej. Zaobserwowano też pojawienie się złych manier 

przy jedzeniu, jak na przykład głośne siorbanie i wylizywanie 

talerzy. Co najciekawsze, badania testowe nie wykazały obni­

żenia sprawności intelektualnej, jakkolwiek stwierdzono trud­

ności w podejmowaniu decyzji i zapamiętywaniu (Keys, Bro­

żek i in., 1950, za: Munn, 1956, s. 88). 

6.8.3. Głód i zmiany osobowości 

B.C. Schiele i J. Brożek (1948) na podstawie obserwacji klini­
cznej stwierdzili, że długotrwałe nierozładowanie napięcia 

związanego z niezaspokojeniem potrzeby pokarmowej powo­
duje takie same skutki jak długotrwała frustracja wszelkich in­

nych potrzeb, mianowicie zaburzenia nerwicowe. Zmiany te 

uwidoczniły się wyraźnie w wynikach badań Wielowymiarową 
Skalą Diagnostyczną — MMPI (Brożek, Jenaas, 1956). Bada­
cze ci nie piszą nic o tym, czy nastąpiły trwałe zmiany osobo­
wości. Należy jednak przy ocenie wyników pamiętać, że osoby 

poddawane próbom były ochotnikami. Badani wiedzieli, że są 

117 

background image

Obserwowali oni dwa przypadki głodówki więziennej alkoho­

lików, u których stwierdzono degradację psychiczną. W trzecim 
miesiącu głodówki pojawiły się objawy psychotyczne w postaci 

majaczeń i halucynacji. Treścią obrazów halucynacyjnych był 

między innymi widok zastawionych stołów. Obraz jedzenia od­

suwał się lub też w ogóle znikał, gdy chory sięgał po nie ręką. 

W innym przypadku, również u alkoholika, który spędził ty­

dzień zamknięty przypadkowo na strychu, wystąpiły podobne 
objawy. 

Oczywiście opisany tu obraz kliniczny jest o tyle nietypowy, 

że wystąpił u ludzi, których mózg już od lat był zatruwany 
alkoholem, określanych przy tym enigmatycznie mianem psy-

chopatów. Dlatego też autorzy skłonni są przypuszczać, że istot­
ną rolę w wystąpieniu objawów psychotycznych odegrało, poza 
głodówką, organiczne uszkodzenie mózgu, które, ich zdaniem, 
mogło już uprzednio u tych osób nastąpić. Drugim czynnikiem 

bezpośrednio odpowiedzialnym za wystąpienie halucynacji ka-

tatymicznych (życzeniowych) miało być odwodnienie ustroju. 

Autorzy dochodzą do tego wniosku na podstawie analogii do 
znanego internistom objawu „widzenia wody" występującego 
u chorych na cukrzycę oraz do zjawiska fatamorgany, którą Ta­
deusz Bilikiewicz uważał za rezultat odwodnienia ustroju. 

Jak wiadomo, z badań takich autorów, jak J.W. Atkinson, 

D.C. McClelland, J. Brożek, A. Keys i H.H. Murray, niezaspo­
kojenie potrzeby jakiego bądź rodzaju, przy pewnym stopniu 

jej nasilenia i skonkretyzowania, daje w efekcie projekcję jej 

treści w wyobraźni, skojarzeniach, snach i zainteresowaniach 

człowieka. Zrozumiałe więc, że gdy następuje rozregulowanie 

czynności mózgu (obojętnie, z jakich przyczyn — zatrucie, 
odwodnienie, wyniszczenie głodowe, przemęczenie czy zbyt 

silny stres emocjonalny), dochodzi do utraty kontroli nad prze­

biegiem procesów poznawczych. Należałoby więc wystąpienie 

opisanych objawów klinicznych tłumaczyć jako skutek głodów­
ki, a w patologii osobowości pacjentów szukać raczej przyczy­
ny głodówki. 

116 

background image

nie ma. W fazie drugiej głodujący wykazują nowe, nie wystę­

pujące uprzednio cechy osobowości. Na przykład często stają 
się bardziej egoistyczni. 

W fazie trzeciej, którą autor nazywa asteniczną, głodujący 

stają się apatyczni i ieżą całymi dniami bez ruchu. Najsłabszy 
bodziec zewnętrzny, zakłócający ich spokój, wywołuje na ich 

twarzy płaczliwy grymas. W nieprzyjemnych sytuacjach reagu­

ją łzami, obrażają się, ale sami nie czynią nic dla zmiany tej 

sytuacji. Są równie pasywni wobec zdarzeń przykrych, jak 

i przyjemnych. Stają się obojętni na sprawy innych ludzi i ich 

przeżyć. Można ich określić jako otępiałych emocjonalnie. 

Bogdanowicz zastanawia się w konkluzji nad tym, czy wśród 

omówionych symptomów istnieją jakieś szczególnie charaktery­

styczne cechy „dystrofti alimentarnej" (wyniszczenia białkowe­
go). Stwierdza, że tak, i wymienia następujące: 

1) parałelizm zmian somatycznych i psychicznych; 

2) fazowość przebiegu zaburzeń; 
3) labilność stanu świadomości, to jest jej niestałość; 
4) dominację kompleksu jedzenia, klinicznie graniczącą z ide­

ami nadwartościowymi zabarwionymi „wyobrażeniami o treści 

pokarmowej" (s. 334). 

Brak pokarmu, jak i znaczne jego ograniczenie, miewa jed­

nak również głębszy wpływ na psychikę. W wyniku bardzo 
długotrwałego niedożywienia zmiany psychiczne wywołane de­
ficytem pokarmu prawdopodobnie utrwalają się i dochodzi do 

trwałych zmian osobowości. Bogdanowicz ostrożnie zaznacza, 

że w niektórych wypadkach, gdy leczenie stanów dystrofii ali­
mentarnej miało się już ku końcowi, można było u pacjentów 

stwierdzić wypaczenia osobowości polegające na utrwaleniu 
się omówionych wyżej symptomów. Zbyt krótki okres obser­

wacji nie pozwolił jednak autorowi na wysnucie jakichś wnios­

ków ogólnych. 

Zaburzenia psychiczne, które wystąpiły w dosyć szczególnych 

warunkach głodówki, opisała grupa lekarzy Kliniki Psychiatrycz­
nej w Gdańsku (Dolmierski, Sulestrowska, Sulestrowski, 1961). 

115 

background image

walczył z propagandą rasistowską władz carskich i chciał w ten 
sposób wykazać, że znaczna liczba osób upośledzonych umy­
słowo, jaka charakteryzowała żyjące w skrajnej nędzy mniej­
szości narodowe północnej Rosji, jest spowodowana niedoży­
wieniem, a nie właściwościami genetycznymi. Również w cza­

sach obecnych, gdy głód jest losem milionów ludzi naszego 
globu, stwierdzenie związku między rozwojem mózgu a gło­

dowaniem dzieci powinno nasuwać poważne wnioski progno­

styczne. 

Wielu ludzi ma swoje prywatne doświadczenia z głodem, 

jest wiele literackich ujęć wpływu głodu na zachowanie się 

ludzi. Naukowych opracowań nie ma jednak zbyt wiele. Po­

zwolę sobie przytoczyć tu w obszernym streszczeniu wyniki 

badań rosyjskiego lekarza L.A. Bogdanowicza (1948), prowa­

dzonych przez niego na osobach, które przeszły długą, przy­
musową głodówkę. Stwierdził on w różnych okresach głodo­

wania specyficzne zmiany psychopatologiczne, w których prze­
biegu wyróżnił trzy fazy. 

Obraz fazy pierwszej przypomina neurastenię, a jej dodat­

kową cechą jest „dominacja w świadomości kompleksu jedze­
nia, stanowiąca swego rodzaju twór nadwartościowy". 

W fazie drugiej pojawiają się, wraz z nowymi symptomami 

somatycznymi, stany deliryjne i oneiroidaine z pełną lub czę­
ściową amnezją. Zachodzą też wówczas specyficzne zmiany 
świadomości polegające na przeżywaniu powrotu do dzieciń­
stwa z wyraźnym zabarwieniem halucynacyjnym i iluzyjnym. 
Głodujący widzi stół zastawiony jedzeniem, widzi siebie jako 
ucznia biegnącego do szkoły i trzymającego w kieszeni ciepłe, 
pachnące bułeczki, których zapach wyraźnie czuje. Nieraz też 
wykonuje czynności, tak jakby rzeczywiście zabierał się do 

jedzenia. Jedna z kobiet widzi siebie jako małą dziewczynkę 

leżącą na polanie leśnej, słyszy szelest liści, potem czuje zapach 
świeżego mleka i widzi matkę dojącą krowę. Inna kobieta miesi 

ciasto w pustym naczyniu, a jeszcze inna kroi coś nożem na 

pustym talerzu, przytrzymując uważnie widelcem coś, czego 

114 

background image

6.8. POTRZEBA  P O K A R M O W A 

6.8.1. Potrzeba pokarmowa jako model potrzeby 

Potrzeba pokarmowa zawsze interesowała psychologów, służąc 
im wręcz za model ilustrujący prawidłowości właściwe potrze­

bom w ogóle (por. np. Katz, 1933). W związku z tym potrzeba 

pokarmowa jest najdokładniej zbadaną potrzebą fizjologiczną. 

Chciałbym właśnie na jej przykładzie przedstawić obustronne 

związki, jakie zachodzić mogą między zaspokajaniem potrzeby 

fizjologicznej a psychiką człowieka. Ważny tu jest fakt, że czło­

wiek może żyć dosyć długo, bądź to w ogóle nie przyjmując 

pokarmu, bądź też będąc w stanie znacznego niedożywienia. 

Ułatwia to poznanie tego, jak brak pokarmu wpływa na psy­

chikę człowieka. Wiadomo na przykład, że już niedobór po­
szczególnych substancji pokarmowych — jak białko, że nie 
wspomnę o witaminach lub tzw. ziemiach rzadkich — może 
powodować wyraźne zmiany zarówno w przebiegu procesów 

regulacji psychicznej, jak i w stanie przeżyć subiektywnych. Ist­

nieje też wyraźna współzależność między skurczami żołądka 

występującymi pod wpływem głodu, a subiektywnym odczu­
ciem głodu. Gdy na przykład, wstrzykując insulinę, obniżymy 
poziom cukru we krwi, to zarówno ruchy żołądka, jak i odczu­
cie głodu wyraźnie się zwiększą (por. Munn, 1956). 

6.8.2. Głód i deficyty pokarmowe 

Brak pokarmu może mieć wpływ na kształtowanie się mózgu. 

Wielki rosyjski lekarz i psycholog Władimir Biechtieriew je­

szcze na początku naszego wieku przeprowadził eksperymenty 
na szczeniętach, wykazując poważne deficyty poznawcze 
i zmiany w samych tkankach mózgowych, jakie wystąpiły w wy­
niku braku odpowiedniej ilości białka w pokarmie. Biechtieriew 

113 

background image

rzali świat od wewnątrz. Jest to dodatkowy powód do tego, aby 
sądzić, że wytwarzane abstrakcyjnie modele poznawcze świata 

są równie realne dla mózgu jak świat zewnętrzny. 

Badania te naprowadzają na trop wielu jeszcze innych, dotych­

czas nie całkiem jasnych problemów psychologicznych. Chodzi 
tu między innymi o związek, jaki zachodzi między poznawczy­
mi czynnościami człowieka a stanem równowagi homeosta-
tycznej ustroju. Dotychczas przypuszczano, iż związek między 
orientacją w otaczającym świecie a homeostazą polega tylko 
na tym, że dzięki lepszej orientacji w świecie możemy łatwiej 
zapewnić sobie stan równowagi wewnętrznej. Okazuje się, iż 

związek ten jest bardziej bezpośredni. 

Pewnych wskazówek dostarczają tu obserwacje zaburzeń 

występujących u dzieci pozbawionych opieki macierzyńskiej, 

przebywających w monotonnej atmosferze żłobków lub szpita­
li. W tych warunkach dochodziło nie tylko do regresji w roz­
woju psychicznym i fizycznym, ale i do wielu zaburzeń soma­
tycznych, łącznie z wyniszczeniem fizycznym (Ribble, 1944; 

Spitz, 1956; Olechnowicz, 1957, 1959). Danym tym, mimo 

obfitego materiału kazuistycznego, brakowało wystarczającej 

podbudowy teoretycznej. Zdaje się, że eksperymenty, które wy­
kazują, iż deprywacja sensoryczna jest u człowieka głównie 
deprywacją informacyjną, są właściwym punktem wyjścia do 
badań nad tym zawstydzającym produktem naszej cywilizacji. 

Wykazują one, że czynnik psychiczny jest integralnym skład­

nikiem potrzeb fizjologicznych. Istotne są też wyniki ba­

dań wpływu deprywacji informacyjnej na ludzi, którzy w spe­

cjalnych komorach i urządzeniach typu „żelazne płuca" byli 

pozbawieni szans na aktywność, i na ludzi, którzy mogli reali­

zować swobodne formy aktywności. U tych aktywnych prak­
tycznie nie stwierdzono zaburzeń (Galubińska, 1974). Prawdo­
podobnie ich własna aktywność wewnętrzna dostarczała im 

wystarczającej stymulacji sensorycznej. 

112 

background image

senność ustępuje miejsca wzrastającemu napięciu, niepokojowi, 

któremu towarzyszą trudności w opanowaniu myśli „wypływa­

jących" jakby z podświadomości (Lilly, Shurley, 1961). Są da­

ne, które wskazują na to, że niepokój ten ma chyba charakter 

psychoanalityczny, gdyż opanowujące świadomość myśli to 
konkretne i przykre wspomnienia zdarzeń, które osoba wypie­
rała, o których nie chciała myśleć. W stanie deprywacji traci 
ona wpływ na ich istnienie w świadomości. Wydaje się, że 
właśnie mechanizm obrony psychicznej, jakim jest wypieranie, 
zawodzi w warunkach deprywacji sensorycznej. Myśli nie 
akceptowane i nie poddające się kontroli w coraz większym 

stopniu opanowują obszar świadomości i dochodzi do tego, że 
nieraz po zakończeniu eksperymentu osoba badana musi zostać 
poddana leczeniu psychiatrycznemu (Holt, Goldberg, 1961). 

Zauważono też, że owe zaburzenia psychiczne przypominają 

symptomy schizofreniczne, i to bardziej niż te, które są uzy­
skiwane chemicznie za pomocą środków psych om i me tycznych, 

jak meskalina lub LSD 25, tzw. kwas. Można by wprawdzie 

sądzić, że deprywacja sensoryczna wywołuje objawy schizo­
freniczne tylko u osób o znacznej gotowości do ich pojawienia 

się (niski próg psychotyczności) w różnych trudnych dla mózgu 

sytuacjach. Tak być może. Tu, podobnie jak i w przypadkach 
anoksji, obraz zaburzeń zależy od osobowości badanego. Nie 
da się jednak zaprzeczyć, że rodzaj stymulacji zewnętrznej, 

w jakim przebiegała ewolucja naszego gatunku, jest nie­
zbędnym warunkiem normalnego przebiegu procesów re­

gulacji psychicznej. 

Dodatkowej wiedzy dostarczają informacje o tych badanych, 

którzy nie ulegli negatywnym skutkom deprywacji sensorycznej. 
Oni nie zapadali w senność, pozostawiając czynności mózgu 
„samym sobie". Narzucali swojej psychice dyscyplinę intelektu­
alną, rozwiązując w myśli złożone problemy matematyczne lub 
techniczne. W dosłownym sensie kompensowali brak informacji 

z zewnątrz, wytwarzali je sami. Podejmując intencjonalnie czyn­
ności abstrakcyjne, formując modele poznawcze, sami wytwa-

111 

background image

nie zdaje sobie sprawy z tego, jak istotnym warunkiem pracy 

jego mózgu jest odpowiednie „obciążenie" mózgu bodźcami 

zmysłowymi utrzymującymi tę nadmiernie złożoną strukturę 
funkcjonalną w stanie równowagi

3 8

Impuls do badań nad tym zagadnieniem dały przygotowania 

do długotrwałych podróży kosmicznych. Zebrano pokaźny ma­
teriał eksperymentalny i opisowy dotyczący tej kwestii. Na 
przykład badania zapoczątkowane w latach pięćdziesiątych 
w laboratoriach psychologicznych McGill University w Kana­

dzie wykazały, że normalny, zdrowy fizycznie człowiek zanu­
rzony w specjalnym zbiorniku, w którym nie dochodzą do niego 
żadne bodźce akustyczne ani świetlne i w którym niemal wy­
eliminowano wrażenia dotykowe i węchowe oraz temperatury, 
ma ogromne trudności w kontrolowaniu swoich myśli i wyob­
rażeń, traci orientację w schemacie swojego ciała, pojawiają 
się u niego halucynacje i lęki. Zaburzenia te doprowadzają nie­

których ludzi, już po kilku godzinach deprywacji sensorycznej, 
do kompletnego rozstroju nerwowego (Heron, Doane, Scott, 

1956). 

Można więc przy puszczać, że pogląd Iwana P. Pawłowa, 

jakoby mózg pozbawiony bodźców zapadał tylko w sen i wy­

poczywał, wymaga weryfikacji. Być może sprawdza się on wy­

łącznie na psach. Pawłów jako dowód swojego twierdzenia opi­
sywał psa, który miał przecięte wszystkie nerwy dośrodkowe, 
z wyjątkiem drogi z jednego oka. Gdy psu temu zasłaniano to 

jedyne czynne oko, natychmiast zasypiał. 

Również u człowieka też w pierwszej fazie stanu deprywacji 

sensorycznej pojawia się senność, nawet błoga senność zwią­
zana ze znacznym rozluźnieniem się. Jednak po pewnym czasie 

3 8

 W Polsce rozwinęły się badania temperamentu rozumianego jako sto­

pień zapotrzebowania na bodźce. Wyróżniono kategorie ludzi mających wy­
soki poziom tego zapotrzebowania i ludzi o niskim zapotrzebowaniu (Strelau, 

1992). Ta właściwość różnicowa okazała się mieć wpływ na wiele właściwości 

człowieka, nawet związanych z jego ,ja" (Eliasz, 1992). 

110 

background image

jak wydłużenie czasu reakcji, drażliwość, trudności w koncen­

tracji uwagi. Wydaje się, że rekord czasu trwania insomii padł 
w 1935 roku i wynosił dwieście trzydzieści jeden godzin po­
wstrzymywania od snu. Zaistniałe zaburzenia somatyczne i psy­

chiczne okazały się w pełni odwracalne. 

Bardzo wszechstronnym i skomplikowanym badaniom pod­

dano grupę kilkudziesięciu osób w trakcie stugodzinnej insomii 
(Edwards, 1941). Stwierdzono wówczas, oprócz już wymienio­
nych zmian ilościowych, także zaburzenia psychotyczne, których 
przebieg zależał od typu osobowości, jakie reprezentowali badani. 

Na przykład jedna z osób stale liczyła obecnych i nie była w sta­
nie tego przerwać. Ktoś chciał wyjść z pokoju oknem, sądząc, że 
są to drzwi. Inni badani mieli halucynacje wzrokowe i słuchowe. 
Niektóre zaburzenia można by, sądząc z opisu, określić jako psy­
chozę w postaci zespołu Korsakowa. I te zaburzenia jednak mijały 
po kilkunastu godzinach normalnego snu. 

Autor tej książki raz tylko nie miał szansy na sen mniej 

więcej przez siedemdziesiąt godzin. Pod koniec tego okresu 

całkowicie straciłem słuch. Innym razem, w podobnych, ale nie 
tak drastycznych okolicznościach insomii, po zażyciu znacznej 

ilości kawy wystąpiła agnozja semantyczna — słyszałem sło­
wa, ale nie byłem w stanie zrozumieć ich sensu. Obydwa za­

burzenia minęły po wyspaniu się. 

6.7. POTRZEBA  B O D Ź C Ó W  Z M Y S Ł O W Y C H 
I PRZETWARZANIA INFORMACJI 

Szczególną rolę, do niedawna nie docenianą, odgrywają fizycz­
ne bodźce świata zewnętrznego, takie jak ciśnienie, światło, 

dźwięki i dotyk. Człowiek znajduje się bardzo rzadko w wa­

runkach tak zwanej deprywacji sensorycznej (wyeliminowanie 
wpływu bodźców na narządy zmysłów — receptory) i dlatego 

109 

background image

maiizacji tego wszystkiego, co czyni, i w imię samej tylko 
maksymalizacji. Ten rodzaj patologii dążeń wskazuje na to, 
że sens postulowanej przez Klub Rzymski koncepcji „roz­
woju zerowego" jako ratunku dla naszej cywilizacji ma 
szerszy zakres niż ekonomia i dotyczy też szeroko rozumia­
nej kultury. 

Zresztą i inne dyscypliny „sportu" zaczynają wykazywać 

objawy tej samej choroby. Można by tu wymienić „ładowanie 
się koksem", czyli zażywanie środków dopingujących psychikę 
i zmieniających muskulaturę. Niektórzy zawodnicy, dążąc do 
lepszego wyniku sportowego, świadomie niszczą swój orga­
nizm, wywołują u siebie kalectwo i szybszą śmierć. Powiększa­

ją się zastępy tych, którzy za jeden tylko wynik gotowi są 

zapłacić życiem. Publikowane są wypowiedzi osób, które otwarcie 
oświadczają, że uzyskanie rekordu i miejsce na podium zwy­

cięzców są warte takiej ofiary. Ofiara starego Fausta wydaje 

się w porównaniu z ich decyzjami żadna. 

6.6. POTRZEBA  S N U 

Nie tylko jednak zdobycie określonych substancji ze środowi­
ska zewnętrznego jest potrzebą fizjologiczną ustroju. Dla nie­

których jego tkanek, nieustannie czynnych, nieraz bardzo wra­
żliwych i podatnych na zniszczenie, niezbędne są cykliczne 
stany regeneracyjne, z których najbardziej znany jest sen. Po­
zbawienie człowieka snu, uniemożliwienie mu wejścia w ten 

stan prowadzi do wielu skomplikowanych zaburzeń somatycz­

nych i psychicznych. Problem ten od dawna interesował psy­

chologów, o czym świadczy fakt, że pierwsze eksperymentalne 
badania nad nim rozpoczęto już w 1896 roku. Przeważnie utrzy­
mywano ludzi w stanie bez snu mniej więcej przez osiemdzie­
siąt godzin. Stwierdzano w wyniku bezsenności takie zmiany, 

108 

background image

nawet po latach. Ryn dopatruje się w przeżyciach, jakie po­
woduje pobyt na wysokościach, źródeł mistycyzmu i chęci „od­
lotu", tak właściwych kulturze ludów zamieszkujących Andy, 
nieraz na wysokości ponad pięć tysięcy metrów. Niektórzy 
wspinacze wykazują już na stałe objawy uszkodzenia mózgu. 

Wspólny im zespół kliniczny został nazwany przez Ryna „aste-

nią wysokogórską". Badacz ten zwraca uwagę na to, że ludzie, 

którzy podejmują te działania, czynią tak z powodu dążenia do 
szczególnie mocnych przeżyć, przy czym sądzi on, że u kobiet 

jest to też „rozładowywanie napięć neurotycznych". 

Omawiam te zjawiska tak szeroko, gdyż ujawniają one wy­

raźnie, że zaspokajanie potrzeb fizjologicznych jest niemal za­
wsze powiązane z szerszymi problemami psychologicznymi, 
i nie tylko fizjologicznymi. Gdy wchodzenie na szczyty Hima­
lajów z butlą tlenową uważane jest za „sportowe" faux pas, 
przypomina to wyścig śmierci, w którym zawodnicy zgadzają 

się na każdą konsekwencję dla chwili, w której mogliby liczyć 

na doznanie sławy

3 7

. W postaci tej formy himalaizmu realizują 

się najbardziej pesymistyczne wizje autorów science fiction 
dotyczące degeneracji kultury zdolnej już tylko do maksy-

3 7

 Natomiast w niższych górach, gdzie niedotlenienie nie może wystąpić, 

powstają wciąż nowe formy wyścigów zapewniające również działanie w ob­
szarze ryzyka dla zdrowia i życia. Są to zawody we wchodzeniu na skrajnie 
trudne ściany bez asekuracji, a nawet bez raków, oraz zjazdy na nartach 
szlakami wspinaczkowymi. Realizuje się coraz bardziej skomplikowane skoki 
w nieznane, na lotniach i spadochronach, wówczas gdy wieje halny (por. 
Andrzej Kulik, Artur J. Witoszyk, Zastrzyk adrenaliny.
 „Wprost", 1994, 4). 

Byłoby jednak uproszczeniem sprowadzanie tego rodzaju wyczynów do 

chęci sławy i współzawodnictwa. Są ludzie o szczególnie wzmożonym zapo­
trzebowaniu na stymulację, którzy wyraźnie potrzebują silnych przeżyć. Wiąże 

się to z ich cechami temperamentu. Problem jest ważny, istotny, niestety zbyt 

złożony i za mało dla mnie jasny, abym mógł już w tym tomie zaprezentować 

potrzebę stymulacji jako właściwość indywidualną dotyczącą optymalnych 
warunków funkcjonowania. Pewne wyjaśnienie tego zjawiska zawierają prace 
Jana Strelaua (1992) i Andrzeja Eliasza (1992). 

107 

background image

cowym stanie fizycznym i psychicznym, że zdarza się, iż ci, 
co jeszcze żyją, nie udzielają pomocy tym, którzy giną. Było 

to już przedmiotem kilku publicznych dyskusji. Zdzisław Ryn, 

który jako psychiatra i himalaista prowadził badania jeszcze 
w latach siedemdziesiątych, gdy używano masek tlenowych, 
charakteryzował zmiany psychiczne zachodzące u wspinaczy 
wysokogórskich jako zespół, wydawałoby się, sprzecznych sta­
nów. Mamy tu do czynienia z krańcowym zmęczeniem, głęboką 
apatią, całkowitym niemal zobojętnieniem, mocnymi bólami 

głowy, mdłościami. Nieraz jednak występują stany przeciwne 
— agresja, ucieczka przed siebie, euforia. Po dotarciu na szczyt 
notowano u wspinaczy zakłócenia psychotyczne, nieadekwatne 

emocje, halucynacje wzrokowe i słuchowe. Opisywane są takie 

doznania, jak poczucie, że się jest aniołem, chrzęst czekana 
wbijanego w lód wydaje się śpiewem ptaków, widzi się kolo­

rowe latawce nad szczytem, wiatr przemawia językiem ludz­
kim, zmieniają się kolory, spostrzeganie otoczenia przebiega 
tak, ,jakby film był eksponowany klatka po klatce". Może też 
pojawić się nieprzeparta chęć pozostania na szczycie góry na 
zawsze

3 6

. Bardzo możliwe, że poza typowymi zmianami psy­

chotycznymi wywoływanymi dysfunkcją niedotlenionego móz­
gu mamy tu też do czynienia z wynikiem wielomiesięcznego 
krańcowego wysiłku oraz ze swoistym, towarzyszącym samo-
zrealizowaniu się „szczytem doświadczania", takim, o jakim 
pisał Abraham Maslow. Jest to przeżycie, dla którego wielu 
ludzi gotowych jest poświęcić wszystko. Realizm i plastycz­
ność tych doznań są prawdopodobnie wzmożone brakiem ko-

Cgującej funkcji mózgu, a żywość barw jest wynikiem uszko­
dzenia siatkówki, które stwierdza się u niektórych wspinaczy 

3 6

 Dodam tu, że w warunkach wysokogórskiej wspinaczki towarzyszą an-

oksji bardzo niskie temperatury i znaczne wyczerpanie fizyczne. Ryn przypi­
suje jednak główną rolę w powstawaniu tych zaburzeń deficytowi tlenu, któ­

rego na Mount Evereście jest o 2/3 mniej niż na poziomie morza. {Czy alpiniści 

są normalni? — rozmowa Eugeniusza Publisa ze Zdzisławem Rynem. „Kul­

tura", 1980, 9 marca). 

106 

background image

6.5. POTRZEBA TLENU 

Przeprowadzono wiele badań anoksji, zaburzeń spowodowanych 
brakiem tlenu. Stwierdzono, że niedobór tlenu w atmosferze 
wpływa ujemnie nie tylko na przebieg procesów somatycznych, 
ale i na stan psychiczny człowieka. Anoksja wywołuje nawet 
okresową zmianę postaw, odniesień emocjonalnych. Pojawia się 
obniżenie krytycyzmu, wzmożenie samopoczucia, co prowadzi 

na przykład u pilotów, którzy na dużej wysokości nie założyli 
masek tlenowych, do przejściowej wprawdzie, ale poważnej dez­
organizacji osobowości (Boring, 1960). Zaburzenia te można 
zmniejszyć, kompensując brak tlenu zwiększeniem poziomu gli-
kozy we krwi. Jest ona po tlenie drugim co do ważności skład­
nikiem procesu przemiany materii (Berger, 1943). Kompensacja 

ta jest jednak ograniczona i możliwa tylko do określonego sto­

pnia deficytu tlenu. Szczególne stany euforii i bezkrytycyzmu 

obserwowano też u nurków, w wyniku oddychania niewłaści­

wymi mieszankami gazów. Były to prawdopodobnie symptomy 

zatrucia, takie same jak u „wąchaczy" kleju. 

Nie zawsze jednak „klej" jest konieczny. Z okresu młodzień­

czego pamiętam, że wśród młodzieży „bezprizornoj" stosowano 

„odtlenienie" jako substytut alkoholu. Zaciskano ręcznik na 
szyi, aż do stanu bliskiego uduszeniu się. Następowało owo 
pożądane oszołomienie, euforia, okres bezmyślności, a więc 

powstawał stan podobny jak po spożyciu większej ilości wódki. 
Niedotlenienie jest też jednym ze skutków palenia papierosów. 

Podobne stany uzyskują zawodowi himalaiści, którzy swoją 

ambicją życiową i sposobem zarabiania na życie uczynili ry­
walizację w zbliżeniu do granic śmierci z powodu niedotlenie­

nia. Im bardziej któryś z nich naraża swój organizm, tym wyż­
sze uzyskuje oceny w swoim środowisku, rozgłos i lepsze 

warunki finansowe. Obecnie wspinają się na najwyższe szczyty 
świata bez masek tlenowych, gdyż nie wypada inaczej. Tym 

samym ginie znaczna ich część. Tam, na górze, są w tak krań-

105 

background image

ziomie najwyższym, mogą przewidywać za pomocą modeli 
abstrakcyjnych zjawiska, jakie wystąpią za wieie lat. 

Antycypacja jest czynnością psychiczną. Można więc po­

wiedzieć, że już na poziomie homeostazy proste mechani­
zmy fizjologiczne utrzymywania równowagi wewnętrznej są 

modyfikowane przez czynności psychiczne. Ponieważ życie 
człowieka przebiega w warunkach dalekich od standardów bio­

logicznych, antycypacje też są nieraz dalekie od realnych inte­

resów organizmu. Organizm szykuje się do walki, mimo że 
nikt mu fizycznie nie zagraża. Odruch wymiotny może pojawić 
się nie dlatego, że zjedliśmy coś niestrawnego, ale „symbolicz­

nie" na widok kogoś, do kogo czujemy wstręt. Zagadnieniami 

tymi zajmuje się medycyna psychosomatyczna. 

6.4. POTRZEBA OPTYMALNEJ TEMPERATURY 

Psychologia dysponuje obfitym materiałem empirycznym wska­
zującym na bezpośredni wpływ zaspokajania potrzeb fizjo­
logicznych na przebieg procesów psychicznych. Na przykład 

L.A. Hellmer (1943) wykazał, że u szczurów zdolność ucze­

nia się zależy ściśle od temperatury pomieszczenia, w jakim 

są hodowane. I tak szczury w odpowiednim dla nich chłod­
nym pomieszczeniu o temperaturze +15"C uczyły się prawid­

łowego przechodzenia labiryntu po średnio 13,6 próbach 

i popełnieniu 113,4 błędów. Szczury znajdujące się w po­
mieszczeniu gorącym, o temperaturze +35"C, musiały dla wy­

uczenia się labiryntu dokonać średnio 59,3 prób, popełniając 
258,8 błędów. W grupie kontrolnej, w temperaturze pośred­

niej +25"C, uzyskano wyniki pośrednie. 

104 

background image

Z kolei braki dostawy pokarmu z zewnątrz powodują, że orga­
nizm zaczyna żywić się sobą, przetwarzaniu zaczyna ulegać 
tłuszcz, spalane są mięśnie, a na końcu organy wewnętrzne, 

czego wynikiem jest śmierć. 

Wiele zmian w ustroju występuje antycypacyjnie, zanim 

nastąpi zakłócenie równowagi wewnętrznej. Tak na przykład 
organizm jednostki szykującej się do walki zawczasu wytwa­
rza substancje chemiczne zwiększające energię działania, serce 

wzmaga pracę, dostarczając więcej tlenu tkankom, przygotowu­

jąc je do wzmożonego wysiłku. Żołądek wytwarza sygnał głodu, 

zanim nastąpi „głód tkanek", a organizm odkłada zapasy tłusz­

czu, zanim nastąpi głód. 

Oznacza to, że proces homeostazy polega nie tylko na włą­

czaniu coraz to bardziej złożonych mechanizmów zachowania 

równowagi wewnętrznej, ale i na wyprzedzaniu możliwych 
zmian tej równowagi. Ta zasada zmian antycypacyjnych jest 
bardzo ważna z punktu widzenia zainteresowań psychologii, 
gdyż już na tym najniższym poziomie aktywności jednostki 
przejawia się główna funkcja mózgu, jaką jest przewidywa­

nie zdarzeń. Gdybyśmy szukali wskaźnika doskonalenia się 
funkcji mózgu w toku ewolucji istot żywych, zaczynając od 
najprostszych organizmów posiadających jakiś pramózg, 
centralny organ kierowniczy — to wskaźnikiem takim jest 
właśnie „dystans antycypacji".
 Informuje on, jak odległe wy­

darzenia mózg jest w stanie przewidzieć. Na najniższym po­

ziomie mózg posługuje się wrodzonymi sygnałami wydarzeń 

(sygnały bezwarunkowe) oznaczającymi, że coś już zaczyna 

występować. Na tej zasadzie ruch cienia na wodzie powoduje 
ucieczkę ryby, zanim zrealizuje się zagrożenie. Na następnym 
poziomie (sygnały warunkowe) osobnik uczy się tego, że jedno 
wydarzenie jest sygnałem innego, które dopiero nastąpi. Lamp­

ka sama w sobie nie jest sygnałem jedzenia, ale w pewnych 

warunkach zwierzę może nauczyć się, że jest ona sygnałem 

jedzenia. Cieszy się wówczas, ślini i cały jego organizm przy­

gotowuje się do konsumpcji. Z kolei ludzie, którzy są na po-

103 

background image

6.3.  R Ó W N O W A G A WEWNĘTRZNA I ZEWNĘTRZNA 

Zaspokajanie potrzeb fizjologicznych jest bezpośrednim warun­
kiem życia, a polega ono na zachowaniu równowagi wewnętrz­

nej ustroju w warunkach nieustannego zakłócania jej, spowodo­
wanego zmianami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Przykładem 

zmian wewnętrznych jest wyczerpywanie się substancji niezbęd­

nych do podtrzymania procesu przemiany materii, zużycie tka­

nek ustrojowych. Natomiast zmiany zewnętrzne to zmiany bodź­

ców odbieranych wprost przez organizm, jak temperatura czy 
skład powietrza, lub pośrednio za pomocą narządów zmysło­
wych, jak światło, dźwięk czy dotyk. 

Walter Cannon w 1911 roku, w swojej pięknej książce zaty­

tułowanej The wisdom of the body (Mądrość ciała), po raz pierw­

szy doprowadził do powszechnej świadomości ludzi wiedzę 
o tym, jak subtelny i precyzyjny mechanizm równowagi we­
wnętrznej, zwany homeostazą, utrzymuje całość procesów ży­

cia w założonych biologicznie standardach. Ilość cukru i soli 

we krwi, spalanie tlenu w tkankach, usuwanie produktów roz­

kładu materii żywej — utrzymywane są na określonym pozio­
mie niezależnie od zmian w świecie zewnętrznym, aż do prze­

kroczenia granic, w których ramach życie jest możliwe. Ta 
stałość równowagi wewnętrznej utrzymywana w warunkach 
zmian równowagi zewnętrznej możliwa jest również dzięki re­
alizacji ogólnej strategicznej zasady, którą określam tu jako 
zasadę „wielu kluczy do jednego zamka". Na przykład, gdy 
powstaje niedobór dostarczanego z zewnątrz tlenu, następuje 

podwyższenie uwalniania cukru z posiadanych w organizmie 
zapasów, po dłuższym czasie wzrasta we krwi liczba czerwo­
nych ciałek, następuje spowolnienie zachowania się człowieka, 
zmieniają się jego preferencje, osłabia się aktywność proce­
sów mózgowych. Nawet część szczególnie „tlenożernej" tkanki, 

z jakiej składa się mózg, zostaje wyeliminowana i dopiero po 

pokonaniu tej ostatniej bariery obrony życia następuje śmierć. 

102 

background image

Hzm"

3 3

, całkiem inny niż indywidualizm z ubiegłej epoki, któ­

ry był formą protestu łub infantylnego negatywizmu

3

"

3

. Nowy 

indywidualizm wynika z poczucia prywatnej odpowiedzial­
ności za losy świata, bez względu na to, jaki jego zakres 

jest dostępny oddziaływaniu „neoindywidualisty". Nowy 

indywidualizm nie wyklucza więc współdziałania grupowego 
i działania na rzecz grupy. Wyklucza natomiast kolektywizm 

podważający osobistą odpowiedzialność. 

Poeta wyraził zawartą tu ideę następująco: 

A kamień celnie wypuścić w pierwszego demokratę, 

co szukałby podobnego do siebie, by mówić: my.

35 

Jako komentarz można zacytować tu zdanie Janusza Grze­

laka, który w swojej analizie koncepcji homo oeconomicus na­
pisał wręcz: „Wzbudzenie kategorii »my« uruchamia proces 
depersonalizacji" (Grzelak, 1989). Również Maria Jarymo-
wicz i jej zespół poświęcili wiele prac tego rodzaju negatyw­
nym konsekwencjom utożsamiania się z „my" (por. Jarymo-
wicz, 1990). 

Niestety, standardy nowego indywidualizmu, jak na razie, 

naruszają w małym stopniu kolektywistyczne zasady doboru 
ludzi do wyłaniania celów działań ludzkości. 

3 3

 Tamże. 

3 4

 Wydaje się, że rozróżnienie to oddaje trafnie, stwierdzona w ramach 

całkiem innej konwencji teoretycznej i ujęta w dwa wymiary, różnica między 
„konformizmem i nonkonformizmem" oraz „konformizmem i niezależnością" 
(Stricker, Messick, Jackson, 1967). Tradycyjny „indywidualizm" to przeciw­
stawny biegun „kolektywizmu", natomiast „nowy indywidualizm" jest kate­
gorią wykluczającą „kolektywizm", nie odnoszącą się do niego. 

35

 Jacek Podsiadło, Drugi wiersz przeciwko państwu. 

101 

background image

i mądrzy prywatnie, gdy działają w ramach zaprojektowanych 

dla nich ról społecznych, rezygnują z własnych poglądów. Ich 
sumienie jest czyste, gdyż odpowiedzialnością obarczają wszyst­
kich: działając „w imię", nie czują się sami przed sobą od­
powiedzialni za skutki swoich decyzji. Ponadto ich decyzje 
wykonują inni „ludzie-przedmioty", całkiem wolni od poczu­

cia winy, gdyż wykonują „to, co należy" niezależnie od swo­

ich poglądów. Zabijają, nawet gdy nie chcą zabijać, gdyż są 

żołnierzami, oszukują mimo umiłowania prawdy, gdyż są po­
litykami. Na tej samej zasadzie zatruwają Ziemię, zasłaniają 

słońce i niszczą życie. Ich uczucia, a nawet „prywatne" po­
glądy na skutki swoich działań są dla nich bez znaczenia. 
Działają, wykonując przepisy swojej roli społecznej, tak jak 
maszyna wykonująca to, do czego została zaprojektowana. 

Mając poczucie, że „są w grze", ludzie-przedmioty koncent­

rują się, na możliwie dokładnym spełnianiu przepisów roli 

„tu i teraz", a nie na krytycznej analizie celów i skutków 

swoich działań. 

Wskutek koncentracji na doraźnych zadaniach ludzie ci re­

zygnują więc z wiedzy o tym, że i o ich istnieniu decyduje 
pożywne jedzenie, zdrowa woda, czyste powietrze. Tak jakby 
nie wiedzieli o tym, iż te tzw. elementarne warunki życia są 
w istocie ważniejsze niż ich osobiste lub klasowe przywileje, 
posłuszeństwo, posiadanie dużego bogactwa, władzy, narzuca­
nie innym „jedynie słusznej" ideologii lub skonstruowanie bar­

dziej destruktywnej bomby. Szybka zmiana warunków cywili­

zacyjnych sprawia, że potencjały umysłowe ludzkości są wciąż 
kierowane na dawne cele, te, które zapewniły ongiś rozwój 
naszej cywilizacji. Wydaje się, że nie ma znaczenia wiedza 
o tym, iż osiąganie tych samych celów obecnie ją niszczy, a na 
bezludnej planecie nie będą one miały sensu w ogóle. 

Rewolucja podmiotów

3 2

, która dokonuje się w ostatnich 

dekadach, wiele zmienia. Wyłania się „nowy indywidua-

Por. Obuchowski, 2000 oraz rozdz. 12.3 niniejszej książki. 

100 

background image

skierowaną na dalsze zmiany środowiska. Wskutek tego coraz 
szybciej obraca się kamień młyński przemielający środowisko 
życia na góry śmieci. Dociska to pętlę oczekującej nas zagłady, 
gdyż działa jeszcze jeden czynnik destrukcyjny o charakterze 

kulturowym. Jest nim nie podlegający dyskusji standard 
maksymalizacji zysków traktowanych jako osiągnięcia, bez 

względu na ich sens dla świata, dla kogokolwiek i czegokol­
wiek. Dopiero zaczynamy rozumieć, że środowisko zewnętrz­

ne, świat, w którym żyjemy, jest też swego rodzaju organi­
zmem, który nie zawsze jest w stanie skompensować zmiany, 

jakie powodują w nim ludzie. 

6.2. ŚRODOWISKO I SPOŁECZEŃSTWO 

Istnieją podstawy do tego, aby sądzić, że ludzie przegrają 
wyścig między wzrostem ich sprawności w uniezależnianiu 

się od wad środowiska a wzrostem liczby jego wad. 

Historia naszego świata tak się złożyła, że niski jest poten­

cjał działań wspartych przemyślanym i perspektywicznym wy­
borem priorytetów. Dotyczy to zwłaszcza problemów nie ma­

jących bezpośredniego wpływu na losy polityków, gdyż to oni 

decydują o tym, co ważne dla świata. Istotne decyzje dotyczące 

środowiska zależą więc od ludzi z natury rzeczy uprzedmioto­

wionych przez wykonywane funkcje. Zbyt uboga jest ich wy­
obraźnia, a ich inteligencja jest w całości skoncentrowana na 

doraźnych, wycinkowych problemach. Są oni na tyle zinsty­
tucjonalizowani, że w sprawach ważnych nie działają „z sie­

bie", ale „ze swojej roli" i są z tego dumni — poświęcają 
siebie „dla sprawy", „dla swojego narodu", „dla swojej wiary". 

Pomijam tu oczywistą patologię czystek etnicznych i reli­

gijnych, wycinania lasów lub narzucania wciąż nowych prag­
nień konsumpcyjnych. Najgorsze jest to, że ludzie rozsądni 

99 

background image

R O Z D Z I A Ł 6 

Potrzeby fizjologiczne 

6.1. ORGANIZM I  Ś R O D O W I S K O 

Organizm i środowisko są to dwie podstawowe kategorie ujmo­
wania potrzeb fizjologicznych, gdyż potrzeby te dotyczą bezpo­
średnio istnienia człowieka jako organizmu, a zaspokojenie tych 
potrzeb zależy od jego środowiska. Organizm ludzki i środowi­

sko, w jakim on istnieje, można rozpatrywać jako dwa układy 
pozostające ze sobą w związku względnej niezależności. Nieza­
leżność ta polega na tym, że niektóre zmiany środowiska 
mogą nie zmieniać ważnych dla życia właściwości organizmu. 
Organizm ludzki może na przykład utrzymać swoją stałą tem­
peraturę mimo gorąca lub zimna. W wypadku niedoboru tlenu 

może kompensować ten brak, spalając więcej cukru i zwiększa­

jąc liczbę czerwonych krwinek. W wypadku braku środków po­

karmowych może zużywać własne zasoby tłuszczu, a nawet 

swoje mięśnie i organy wewnętrzne. Gdy zmiany środowiska są 
zbyt znaczne, człowiek potrafi sam wytworzyć dla swojego or­
ganizmu odpowiednie środowisko zewnętrzne. Może wyprodu­
kować żywność, syntetyzować chemicznie wodę i ogrzewać 
swoje ciało. Może też wytworzyć urządzenia umożliwiające mu 
życie i pracę nawet w warunkach próżni kosmicznej lub w głę­

binach oceanu. 

Autonomia ta ma jednak swoją cenę. Im bardziej człowiek 

uniezależnia się od swojego środowiska, tym intensywniej 

je zmienia. To z kolei musi intensyfikować jego działalność 

98 

background image

Do trzeciej kategorii zaliczam potrzeby naturalne, ale nieko­

nieczne, powiązane z popędami rozrodu i różnorodnymi forma­
mi ich przejawiania się. Nazwę je potrzebami seksualnymi. 

Do kategorii czwartej zaliczam jedną tylko potrzebę, koronę 

potrzeb człowieka, tę, której spełnienie jest ostatecznym wa­

runkiem rozwoju osobowości trwającego przez całe życie jed­
nostki. Jest to potrzeba nieustannego uprzedmiotawiania tych 
składników naszego „ja", które da się uprzedmiotowić. Wyni­
kiem jest wyzwalanie Ja intencjonalnego i uzyskanie dystansu 

do tego wszystkiego, co wchodzi w skład „mnie". Wskutek 

tego osoba uzyskuje pełny zakres intencjonalności. Nazwę ją 

skrótowo potrzebą dystansu psychicznego. W określonych 

warunkach jest ona podstawą wolności psychicznej. 

Natomiast potrzeby indywidualne są specyficzne dla okre­

ślonej jednostki ludzkiej. Ich spełnianie jest ważne dla istnienia 

i rozwoju tylko w jednym, danym, indywidualnym przypadku 

jednostki ludzkiej. Zaliczę tu potrzeby nawykowe, potrzeby 

chorobowe i potrzeby odmienności. Nie będą one w tej książce 

przedmiotem odrębnych rozważań. 

background image

oznacza to, że nie może on żyć, rozwijać się, funkcjono­

wać seksualnie i odnosić się intencjonalnie do siebie i do 
świata. 

5.4. KATEGORYZACJA POTRZEB 

Zarys kategoryzacji potrzeb wynika z już przedstawionego ma­
teriału. Wymaga on tylko uporządkowania. 

A więc po pierwsze, podzielę potrzeby na powszechne i in­

dywidualne. 

Potrzeby powszechne, w świetle tego, co już wiemy o czło­

wieku, dotyczą wszystkich ludzi. Każdy, aby istnieć i rozwijać 

się, musi zacząć je realizować prędzej czy później, tak albo 

inaczej. Wszystko zależy od tego, jak je zrozumie, czego chce 

od życia i jak będzie umiał i chciał je zrealizować. 

Do pierwszej kategorii potrzeb powszechnych zaliczam te, 

które dotyczą istnienia fizycznego jednostki ludzkiej. Ludzie 
potrzebują określonej stymulacji, takiego, a nie innego pokar­
mu lub zakresu temperatur. Nazwę je potrzebami fizjologicz­

nymi. 

Do drugiej kategorii potrzeb powszechnych zaliczam potrze­

by związane z intelektualnym rozpoznaniem świata, ze współ­

życiem z innymi ludźmi, z określeniem sensu swojego życia. 
Potrzeby tego rodzaju można sprowadzić do posiadania okreś­
lonej orientacji w świecie. Nazwę je potrzebami orientacyj­

nymi

3 1

3 1

 Można by użyć i innych terminów, jak potrzeby samorealizacji czy 

egzystencjalne. Trzymam się terminu „orientacja" dla upamiętnienia Profesora 

Andrzeja Lewickiego, pod którego kierunkiem rozpoczynałem działalność na­

ukową. Jego książka Procesy poznawcze i orientacja w otoczeniu (1960) wy­
warła znaczny wpływ na moje rozumienie procesów poznawczych. Procesy 
poznawcze wchodzą w skład procesów orientacyjnych. 

96 

background image

Do kryteriów normalności należałoby też dodać zdolność 

do udziału w podtrzymaniu gatunku, stanowiącą określony 
standard biologiczny. Byłoby jednak błędem uczynienie z re­
alizacji tej zdolności kryterium normalności. Błędem, gdyż czyn­
ności seksualne nie są warunkiem rozwoju osobowości. One 
tylko mogą mieć wpływ na ten rozwój, a i sam rozwój może 

mieć wpływ na nie. Zajmę się tym bliżej w dalszej części książ­

ki, zwracając uwagę na to, że z psychologicznego punktu wi­

dzenia ważna jest nie tyle zdolność do reprodukcji, ile zdolność 
do działań seksualnych, zdolność do doznawania i dawania 
szczególnego rodzaju satysfakcji, niezwykle uwikłana w oko­
liczności kulturowe, gdyż każda niemal kultura czyni seks 

przedmiotem swoich nakazów i zakazów, interweniując we 

właściwy sobie sposób właśnie w tę najbardziej intymną stronę 
życia psychicznego jednostki. Nawet jednak tam, gdzie wobec 
ludzi spełniających określone role wysuwane są wymagania 

celibatu, a więc wstrzymania się od czynności rozrodczych, 

ściśle odróżnia się to od zdolności do ich realizacji. Celibat 
osoby seksualnie niesprawnej nie miałby sensu. Nie tyle więc 

chodzi o podtrzymywanie gatunku, ile o zautonomizowane 

u człowieka stany psychiczne związane biologicznie z seksem. 
Stanowią one potrzebę psychiczną, naturalną, chociaż nieko­
nieczną. Oznacza to, że zaspokajanie jej nie musi dokonywać 
się w formie biologicznie ustalonego behawioru. Ma ona włas­
ną dynamikę i cele, jest potrzebą seksualną. 

Zakładając, że te cztery właściwości człowieka — zdolność 

do zachowania życia, rozwój osobowości, zdolność do czyn­
ności seksualnych i do ustalenia dystansu psychicznego — 
składają się na normalność funkcjonowania, można sporządzić 
następującą definicję potrzeby. 

Potrzeba jest właściwością każdego układu funkcjonal­

nego — człowieka, zwierzęcia lub maszyny. Potrzeba da­
nego układu polega na tym, że bez uzyskania przedmio­
tu Y lub utworzenia stanu Z nie może on funkcjonować 
zgodnie z założonymi parametrami. W wypadku człowieka 

95 

background image

Ad 1. W toku życia każdej osoby narasta sprzeczność po­

legająca na tym, że uzyskiwane sukcesy powodują wzrost trud­
ności zadań, jakie przed nią stają, a naturalny proces starzenia 
się obniża sprawność. Samo więc utrzymanie poziomu spraw­
ności wymaga w istocie ciągłego jej podnoszenia. 

Ad 2. Nowe właściwości to zarówno nowe poglądy, inne 

rozumienie świata, przejście na bardziej abstrakcyjny sposób 
ujmowania świata, jak i opanowanie nowych technik działania. 

Ad 3. Satysfakcja to ogólne pozytywne tło, na jakim ujmu­

jemy nasze życie. Nie wyklucza ono ujemnych stanów emo­

cjonalnych jako właściwych reakcji na nieuniknione nieszczę­
ścia i trudności. Właśnie ich brak byłby czymś nienormalnym. 
Żal, a nawet rozpacz po utracie bliskiej osoby powinny wy­
stąpić we właściwej dla danej jednostki formie. Utratę zdol­
ności do rozwoju powoduje dopiero trwała rozpacz, która ni­

szczy życie i tworzy nowe postacie negatywnego funkcjono­

wania. 

Ad 4. Zdolność do kontrolowania samego siebie wynika 

z uzyskania dystansu psychicznego wobec takich właściwości 

psychicznych, jak lęk, miłość czy wina, które mogłyby kontro­
lować nas poza intelektualnymi przesłankami i modyfikować 

nasze zachowanie w sposób niezgodny z naszymi intencjami. 

Gdyby przyjąć, że zachowanie życia jest warunkiem pod­

stawowym istnienia, rozwój można by ująć jako wskaźnik ja­

kości życia wyznaczający normalność. Oznaczałoby to, że na 
przykład inwalida może być normalny, prowadzić normalne 
życie, gdy się rozwija, gdy spełnione zostaną warunki kompen­
sujące jego braki. Bez tych warunków jest on nienormalny i na 
tym polega istota jego inwalidztwa. Warto zauważyć, że każdy 

człowiek nie rozwijający się, nie wykorzystujący swoich moż­
liwości działania i przeżywania, nie posiadający dystansu 
psychicznego wobec swoich impulsów psychicznych nie jest 
z tego punktu widzenia normalny, mimo że z punktu wi­

dzenia standardów fizycznych lub kulturowych nie wyka­
zuje ani choroby, ani braków. 

94 

background image

człowiek źle się czuje lub czegoś nie może i cierpi z tego 

powodu, znaczy to, że coś u niego jest nie tak. Jest to ujęcie 

szlachetne i humanistyczne. Człowiek powinien czuć się do­
brze. Już Stefan Żeromski pisał, że „Człowiek jest stworzony 
do szczęścia. Cierpienia trzeba zwalczać jak tyfus lub ospę". 
Szkopuł leży w tym, że na drodze życiowej człowieka nie da 
się uniknąć nieszczęść i przykrości, a wielu ludzi subiektywnie 
szczęśliwych to chorzy psychicznie lub upośledzeni. Mimo to 
leczymy ich i chronimy, nieraz przed nimi samymi. 

Wydaje się, że do kategorii normalności w psychologii trze­

ba i można dojść całkiem inną drogą. Psychologia osobowości 

wskazuje na zapominaną wciąż możliwość, jaką jest powią­
zanie normalności z rozwojem.
 Ernst Cassirer, nawiązując do 
starożytnych Greków, pisał w Eseju o człowieku (1971), że 
„Życie organiczne istnieje tylko o tyle, o ile rozwija się w czasie. 
Nie jest rzeczą, ale procesem, nieustającym, ciągłym strumie­

niem wypadków" (s. 103). 

Nie tylko choroba jest procesem, ale i zdrowie. Sądzę, że 

wskaźnikiem zdrowia człowieka jest jego rozwój. Istnieje wie­
le konkretnych argumentów na rzecz poglądu, że zdolność 
do rozwoju jest też najbardziej szczególną właściwością oso­

bowości człowieka — od jego narodzenia aż do późnej sta­

rości. 

W pracy Adaptacja twórcza (1985) zaproponowałem trzy 

kryteria rozwoju osobowości, z których żadne nie jest ważniej­
sze. Muszą być spełniane wszystkie razem. Są to: 

1) coraz wyższa sprawność, 

2) pojawianie się nowych właściwości, 
3) poczucie satysfakcji z życia. 

Obecnie dodam kryterium czwarte: 

4) zdolność do kontrolowania siebie. Wymaga ona szcze­

gólnych warunków psychologicznych, właściwości specyficznie 
ludzkich, stanowiących świat przeżyć człowieka, jego doświad­

czeń wewnętrznych o najbardziej świadomym charakterze. 

Kryteria te wymagają komentarza. 

93 

background image

sposobu, który odbiega od standardów przyjętych w danej cy­

wilizacji. Może to być nauczanie w szczególny sposób, praca 

inaczej zorganizowana, opieka, która dla innych ludzi nie jest 
konieczna. Jednostka taka wymaga więc szczególnych warun­

ków życia, aby jej właściwość została w jakimś stopniu lub 

w pełni skompensowana. Wymaga więc nie leczenia, które po­
lega na zatrzymaniu procesu chorobowego, ale takiego uspraw­

niania, które mogłoby skompensować dany brak. Może to zabrzmi 
okrutnie, ale z teoretycznego punktu widzenia dla każdego 
człowieka istnieją warunki, w których jest on niepełno­

sprawny. Zamarznie zimą bez odzieży, a bez odpowiedniego 

kształcenia nie utrzyma się przy życiu. Przypomnę, że dzieci 

o lekkim upośledzeniu umysłowym przed wprowadzeniem po­
wszechnego szkolnictwa podstawowego uważane były za cał­
kiem normalne. Teraz są niepełnosprawne. Niepełnosprawność 

jako odchylenie jest więc kategorią relatywną w stosunku do 

sytuacji i do określonych standardów. 

Zwracam uwagę na to, że każda z tych dwóch form „nie­

normalności" wyznacza po prostu inne potrzeby indywidualne. 
Chory na grypę lepiej się czuje w ciepłym łóżku i na lekkiej 

diecie, człowiek okaleczony powinien korzystać z pomocni­
czych narzędzi, na przykład z protez. Człowiek, którego jelita 

utraciły zdolność przyswajania witamin, powinien zażywać je 

inną drogą niż przez żołądek. Osoba starzejąca się musi częściej 

ćwiczyć swoje zanikające sprawności niż ludzie młodzi, bar­

dziej dbać o zdrowie i odpoczynek oraz stosować technikę kom­
pensacji braków, które powstają u niej w toku starzenia się 
ustroju. Oznacza to, że ma ona nowe indywidualne potrzeby. 

Nieraz trzeba się ich uczyć i zaakceptować je. 

Medyczne ujęcie nienormalności komplikuje nieco fakt, że 

w ostatnich latach upowszechnia się przekonanie, iż kategorią 

wyjściową w medycynie powinno być zdrowie, a nie choroba. 

Zdrowie nie polega tylko na braku choroby lub kalectwa, ale 

na samopoczuciu, zachowywaniu określonego dobrostanu. Ta­

kie kryterium przyjęła Światowa Organizacja Zdrowia. Gdy 

92 

background image

To możliwe, że w krainie ślepych widzący byłby królem. Tak 

przynajmniej głosi przysłowie, mądrość ludu. Obawiam się jed­
nak, że ten widzący byłby uznany w kraju niewidzących raczej 

za nienormalnego. Być może nawet zostałby z łatwością wy­

leczony chirurgicznie ze swojego defektu lub spalony na stosie 

jako czarownik naznaczony przez diabła nadnaturalnymi moż­

liwościami percepcji. 

Można też do sprawy podejść inaczej. W praktyce psycho­

logicznej i w środowiskach lekarzy rozróżnia się co najmniej 

dwie kategorie „nienormalności". Są to: choroba i niepełno­
sprawność. 

Choroba polega na tym, że odchylenia funkcjonowania 

organizmu nie tylko nie wracają do stanu poprzedniego, ale 
w wyniku zmian, jakie spowodowały, wywołują nowe, ne­
gatywne zmiany. Symptom rodzi symptom.
 Dlatego nawet 
bardzo nerwowe, pobudliwe dziecko może być uznane za chore 
dopiero wówczas, gdy właściwość ta wywołuje nowe sympto­
my, na przykład agresję wobec otoczenia, pogorszenie wyni­
ków w nauce, przekonanie dziecka o tym, że jest inne i gorsze 
itp. Te symptomy z kolei powinny wywołać nowe symptomy 
i tak dalej. Proces chorobowy z natury rzeczy rozwija się, sym­
ptomy rozgałęziają się, obejmują nowe obszary psychiki, nowe 
obszary działalności życiowej (por. Obuchowska, 1983). Dla­

tego też sama nerwowość, mimo jej dolegliwości, nie jest ner­

wicą tak długo, jak długo jest tylko specyficznym dla danej 
osoby sposobem reagowania na sytuacje, który nie powoduje 

żadnych istotnych, dodatkowych skutków. Choroba to proces, 
który rozwija się, pogarszając funkcjonowanie jednostki. Gdy 
więc mnożenie symptomów i samoczynne pogarszanie się stanu 
fizycznego i psychicznego nie zachodzi, mamy tylko do czy­
nienia ze znacznymi nawet, ale redukowanymi odchyleniami, 
to znaczy z lepszą lub gorszą właściwością danej osoby. 

Z niepełnosprawnością mamy do czynienia wówczas, gdy 

ta właściwość, jako określony brak, wymaga i od osoby, 
i wobec niej szczególnego sposobu postępowania.
 Takiego 

91 

background image

nych ludzi

3 0

, odchylenia od niej nie dałyby podstawy do za­

liczania kogokolwiek do „nienormalnych". Czy człowiek 

o słabej pamięci jest nienormalny, nawet gdy ten brak zna­
komicie kompensuje prowadzony przez niego system nota­
tek? Czy też ma tylko słabą pamięć? Czy skarżący się na 
impotencję jest nienormalny, czy też tylko jeden z rodzajów 

jego życia seksualnego jest ograniczony? Kiedy możemy mó­

wić właściwie o nienormalności w ogóle? Może nienormal­

ność dotyczy tylko jakiejś jednej właściwości? 

Wydaje się, że problem ten wykracza poza psychologię. 

Związany jest z wzorami i normami kultury, odczuciami ludz­
kimi, a przede wszystkim z koncepcją człowieka. Osoby uwa­
żane za nienormalne w jednych kulturach, w innych są trak­

towane jako normalne. Wielu ludzi mających poczucie własnej 

normalności wymaga leczenia, a inni przekonani o własnej 
nienormalności mogliby służyć za wzorzec zdrowia. 

Swego czasu w badaniach medycznych kosmonautów wy­

brano jako jedno z kryteriów selekcyjnych stopień pobudliwo­
ści emocjonalnej mierzony za pomocą wskaźników fizjologicz­
nych. Argumentowano, że ludzie bardziej niż inni pobudliwi 

nie nadają się do precyzyjnych działań podczas tak znacznych 

przeciążeń psychicznych, jakie występują w warunkach lotu 

kosmicznego. Dopiero wiele niepowodzeń wskazało na rzecz 

wydawałoby się oczywistą. Te „stabilne emocjonalnie" osoby 

zawodziły właśnie z powodu swojej „młotowatości". Najlepsi 
byli pobudliwi, którzy dysponowali dobrą samokontrolą. 

Widzimy więc, że nie da się wykorzystać jako kryterium 

normalności jednego tylko „parametru" osobowości lub samej 

tylko nieodmienności od któregoś z istniejących standardów. 

3 0

 Tego rodzaju próba, przeprowadzona na użytek znalezienia profilu oso­

bowości człowieka szczęśliwego, doprowadziła do bardzo banalnych wyni­

ków: „Człowiek szczęśliwy jest pogodny, zdrowy, dobrze wykształcony, dobrze 

opłacany, ekstrawerlywny, optymistyczny, wolny od obaw, religijny, o wyso­
kim morale zawodowym, przeciętnych aspiracjach, dowolnej płci i o średnim 
poziomie inteligencji" (Wiłkins, Krauss, 197S). 

90 

background image

dziom na przykład takich, które są nastawione tylko na spra­
wowanie władzy lub narzucanie swojej koncepcji, sprawia 
mniej satysfakcji i prymitywizuje człowieka, podczas gdy dzia­
łanie kooperacyjne i otwarte sprzyja i satysfakcji osobistej, 

i rozwojowi osobowości. 

Być może to właśnie zgodność życia z kierunkiem moty­

wacji tła wyjaśnia odczuwanie szczęścia, a jego niezgodność 

— odczuwanie braku zadowolenia z życia. Sprawa oczywi­

ście wymaga wielu badań eksploracyjnych. Tu tylko ją syg­

nalizuję. Zwracam przy okazji uwagę na szansę całkiem in­
nego rodzaju interpretacji, opartej na zasadzie maksymalizacji 

fitness,

 funkcjonującej na obszarze antrolopologii porównaw­

czej (por. Bielicki, 1991). Głosi ona, że jest tylko jedno kry­
terium wartości jednostki — jej zdolność do maksymalizacji 

zachowania swojego wyposażenia genetycznego. Uzyskuje się 

ją przez własne przetrwanie i przekazanie genów następnym, 

możliwie licznym egzemplarzom gatunku. Z tego punktu wi­

dzenia pozytywne jest tylko to, co temu służy, a negatywne 

to, co to utrudnia. Na tej zasadzie oparta jest wspomniana 
wyżej koncepcja egoistycznego genu. Do rozważenia tej za­

sady jako podłoża motywacji tła nie jestem jeszcze przygo­
towany. 

5.3.  N O R M A L N O Ś Ć I DEFINICJA POTRZEBY 

Dotychczas pozwalałem sobie na bardzo ogólne określanie 

potrzeb jako tych właściwości jednostki, które powinny być 
uwzględnione przy określaniu warunków jej funkcjonowania. 

Wyraziłem też pogląd, że chodzi o „normalne" funkcjono­

wanie. Niewiele jednak jest kategorii psychologicznych, któ­

re sprawiają tyle kłopotów, co „normalność". Gdybyśmy na­
wet wyprowadzili średnią z wyników badań osobowości róż-

89 

background image

przebiegać łatwiej i dostarczać większej satysfakcji, gdy 

są zgodne z rodzajem popędu, a inne na odwrót — napo­
tykają opory i sprawiają brak satysfakcji.
 Można by przy­

jąć, że gdy matka działa DLA DZIECKA, sprawia to jej za­

dowolenie, nawet gdy jest zmęczona i naraża się na kłopoty. 

W tej samej sytuacji matka, DLA KTÓREJ JEST DZIECKO, 

będzie nim znużona i niezadowolona z macierzyństwa. Podob­
nie jest w wypadku kontaktu emocjonalnego zgodnego z syn-
tonią, wrodzoną zdolnością do emocjonalnego współbrzmie­

nia. Gdy działamy na korzyść kogoś, z kim współbrzmimy, 
sprawia to nam radość, lub odwrotnie, odczuwamy rodzaj 
przykrości, działając przeciwko niemu. Jak te odczucia na­
zwiemy i zinterpretujemy to już inna sprawa. Może radość 
z rozumienia sensu swojego życia, a niepokój, gdy ten sens 
pozostaje niejasny, mają swoje podstawy w popędzie poznaw­

czym? 

Andrzej Wierciński, który od lat drąży temat „osobliwości 

gatunkowych człowieka", sporządził listy właściwości tylko ludz­
kich i właściwości wspólnych z resztą świata zwierzęcego (Wier­
ciński, 1994). Do tych właściwych tylko człowiekowi zaliczył 
potrzebę sensu życia. Na podstawie tego, co napisałem wyżej, 
może byłoby uzasadnione wyróżnienie trzeciej kategorii właści­
wości — takich, które występują tylko u ludzi, ale których ko­

rzenie popędowe tkwią w puli popędów wspólnej dla wszystkich 
zwierząt wyposażonych w korę mózgu, a może i ewolucyjnie niż­
szych. 

Zakładam, że realizacja ludzkich kierunków działań, któ­

re mają wrodzoną bazę popędową, może mieć pośredni 
wpływ na motywację. Powodują one, że działania o bazie 

popędowej są nie tylko bardziej satysfakcjonujące lub przy­
kre, ale też łatwiejsze do spełnienia lub trudniejsze.
 Jednost­
ka nie wie o tych „popędach" nic lub prawie nic, są one jednak 
w tle motywacji. Dlatego takie towarzyszące motywacji popędy 
nazywam „motywacją tła". Może to właśnie motywacja tła po­
woduje, że realizowanie działań skierowanych przeciwko lu-

88 

background image

jących działanie człowieka wrodzonych, nie uświadamia­

nych sił, które jeśli nawet nie ujawniają się w jego działal­

ności w postaci wyraźnie określonych form zachowań, to 

mają wpływ na łatwość podejmowania decyzji dotyczących 
tych, a nie innych kierunków działania. Mogą one mieć też 

wpływ na stabilność określonych kierunków i, co wydaje 

się szczególnie ważne, mają znaczenie dla uzyskania przez 

osobę satysfakcji z wykonania lub wykonywania tych, a nie 
innych działań. 

Nie podważając roli doświadczenia i przesłanek racjonal­

nych, można przyjąć, że przecież spośród wymienionych 
wyżej trzech „bloków" instynktu, „nadbudowie" w wyniku 

uczenia się ulegają tylko dwa z nich — poznawczy i wyko­
nawczy. Natomiast blok popędowy pozostaje nienaruszony. 
Bardzo możliwe, że wiele motywów działania ludzkiego jest 

zgodnych lub sprzecznych z rodzajem popędu niezależnie od 

treści zawartej w formule motywu. Nie można wykluczyć na­
wet sprzeczności między sensem motywu i popędu. Może to 
mieć istotny wpływ na ton emocjonalny zarówno działa­
nia, jak i ustosunkowania się do jego skutków. Nie jest wy­
kluczone, że treść motywów i ton emocjonalny będą ze so­

bą sprzeczne

2 9

. Jest możliwe, że te zachowania, które mają 

u swojego podłoża istnienie wrodzonych popędów, mogą 

2 9

 Analogiczne zjawisko zostało zbadane w toku eksperymentów dotyczą­

cych wpiywu treści spostrzeganych podświadomie na interpretację treści spo­

strzeganych świadomie.  U w e Hentschel i Uta Schneider (1986) eksponowali 

obraz zawierający treść" pogodną — trębacz jazzowy pochylał się nad odchy­

lonym do tyłu śpiewakiem. Na ten obraz wyświetlano w czasie niemożliwym 
do dostrzeżenia przez osobę badaną prawie taki sam obraz, tyle że trębacz 
trzymał w ręku nóż, którym jak gdyby celował w klatkę piersiową s'piewaka. 

Osoby badane widziały rysunek pogodny, ale odczuwały niezrozumiały dla 

siebie niepokój. Coś było dla nich w tym rysunku groźnego, ale nie wiedziały 

co. Warto dodać, że to paradoksalne odczucie miały tylko osoby twórcze, bez 
cech neurotycznych, które były zdolne do integracji w świadomości treści 
całego pola spostrzeżeniowego — zarówno uświadamianego, jak i nie uświa­
damianego. Podobnie może być w wypadku motywacji tła. 

87 

background image

Są to trzy cechy obiektu, który wzbudza  W M W (Wrodzony 

Mechanizm Wyzwalający) opiekowania się — krótsza część 

twarzowa w stosunku do czołowej, wypukłe policzki i niepo­

radna motoryka (por. Tinbergen, 1976, s. 306-307). Przedsta­

wiam tu wnioski wyłaniające się z badań laureatów Nagrody 

Nobla z roku 1976: Nikolaasa Tinbergena i Konrada Lorenza. 
W ogóle nie zostały one uwzględnione przez psychologię aka­

demicką zdominowaną od lat przez paradygmat uczenia się. 

Istnieje też pasjonujący materiał zdobyty przez badaczy, któ­

rzy latami obserwowali w warunkach naturalnych stada małp, 
lwy, szakale, dzikie psy. 

Spostrzeżenia te przyczyniły się do powstania nowej dys­

cypliny — socjobiologii, której założenia przedstawił w opa­

słym tomie Edward O. Wilson (2000). Socjobiologia to, jego 
zdaniem, „systematyczne studia biologicznych podstaw wszyst­
kich społecznych zachowań". Sądzi on, że takie cechy czło­
wieka, jak egoizm, altruizm, ksenofobia, homoseksualizm, 
a nawet rudymentarne zasady etyczne, są w znacznym stopniu 
wynikiem posiadania takich, a nie innych genów. W istocie 

organizm jest tylko narzędziem reprodukcji genów, ich cza­
sowym nosicielem i obrońcą, jak kura jest tylko narzędziem 
do stworzenia jajka. Ojciec, który chroni swoje dziecko, który 

w wypadku zagrożenia wybiera raczej życie swojego dziecka 

niż matki — postępuje tylko zgodnie z tymi wrodzonymi re­

gułami, a jego zachowania opiekuńcze stają się słabsze, gdy 
dotyczą osób o coraz dalszym stopniu pokrewieństwa. Kon­
cepcja „egoistycznego genu" (por. Dawkins, 1976) spotkała 
się z ostrą krytyką, jako „politycznie niewłaściwa". Problem 

jednak pozostaje — wystarczy przypomnieć koncepcje instynk­

tów podstawowych, jak popęd śmierci Zygmunta Freuda, po­
pęd samoaktualizacyjny Carla Rogersa lub „wektory popędo-
we" Lipota Szondiego. Należy więc zdać sobie sprawę z tego, 

że nie jest to zespół koncepcji, które można zlekceważyć. 

Pomijając argumentację szczegółową, chciałbym tu wska­

zać na możliwość istnienia w zestawie czynników motywu-

86 

background image

5.2. MOTYWACJA TŁA 

Sprawy, o których pisałem powyżej, nie są w istocie tak proste, 

jak może wydawać się przy lekturze tej książki. Poświęcę więc 

nieco uwagi temu, co wciąż nie może zostać zasymilowane 
przez psychologię, a co, być może, prędzej czy później, będzie 
musiało zrewolucjonizować wiele istotnych poglądów na po­

trzeby człowieka i dynamikę jego pragnień. 

Okazało się, że liczba wrodzonych zachowań zwierząt jest 

znacznie większa niż dotychczas przypuszczano. Wrodzone oka­
zują się złożone formy relacji społecznych, współdziałania, opieki, 

zależności społecznej i uczuciowej, procedur rozpoznawania stanu 
rzeczy i rozwiązywania problemów. Owe zachowania są u tej 
samej jednostki różne zależnie od wieku, sytuacji zewnętrznej, 
stanu organizmu, rodzaju doświadczeń. Występują też one nieraz 

jako wynik niezrealizowania innych zachowań. Jako „zachowa­

nia przerzutowe" mogą być realizowane cząstkowo, a także ła­
two ulegają rytualizacji, w wyniku czego powstają całkiem nowe, 
przekazywane dziedzicznie zachowania. Badając gatunki stano­
wiące kolejne ogniwa ewolucji, badacze mogli zaobserwować, 

jak pewne formy zachowań zmieniają swój cel, stając się formą 

zachowania o całkiem nowej funkcji. Na przykład z pewnych 
form zachowań much „z rodziny wujkowatych, zbliżonych do 
łowikowatych i wierzchówek" (por. Lorenz, 1976, s. 101) ma­

jących na celu uchronienie samca przed pożarciem przez samicę 

przed ukończeniem kopulacji (jest na tyle przezorny, że przynosi 

jej w darze inną ofiarę do konsumpcji) wyłoniła się forma ciała 

stanowiąca sygnał erotyczny. Jest to biały welon na tylnych 
odnóżach, który pozostał po podgatunkach przynoszących ofiarę 

owiniętą w biały kokon. 

Natomiast są też formy zachowania wyjątkowo stabilne, i to 

wielogatunkowe Przykładem może być zachowanie opiekuń­
cze wyzwalane przez ten sam zestaw bodźców kluczowych, 

zarówno u człowieka, jak i u małpy, psa, królika czy mewy. 

85 

background image

kojenia pragnienia sensu życia uczynić naczelnym proble­

mem egzystencjalnym, rezygnując z tego, co wydawato mu 
się dotychczas niezwykle ważne, a co nie ma dla niego wartości 

„sensotwórczej". Nieraz wpada z tego powodu w depresję, któ­
ra wtórnie utrudnia mu dokonanie odpowiednich przemyśleń 

i podjęcie stosownych do nich decyzji. 

Może też być nawet tak, że człowiek czuje, iż jest zbyt za­

leżny zarówno od własnych problemów, od swoich stanów emo­

cjonalnych, jak i od pragnień. One zakłócają jego funkcjonowa­

nie, czynią życie cierpieniem lub niepowodzeniem. Niektórzy 

zalecają w takich wypadkach technikę manipulacji psychiką ma­

jącą na celu usunięcie cietpienia poprzez usunięcie pragnień 

i doznań. Wydaje się, że istnieje jeszcze jedna droga opanowania 

ich, o bardziej intelektualnym charakterze. Jak już wspominałem, 
w wyniku zastanawiania się nad swoimi stanami psychicznymi 
człowiek może dokonać ich obiektywizacji, swoistego uprzed­
miotowienia. Zacznie na przykład myśleć o swoim lęku — TEN 

LĘK, o swoim żalu — TEN ŻAL, o swoim głodzie — TEN 
G Ł Ó D . Lęk, żal, głód, a nawet przekonanie o czymś, uzyskują 

w ten sposób status psychologiczny „przedmiotu", do które­

go osoba odnosi się nie jak do siebie, a jak do przedmiotu 
właśnie. Stają się one przedmiotami jej intencji. W ten spo­

sób osoba nabiera wobec nich dystansu i, co z tym się łączy, 
uzyskuje kontrolę nad nimi. Teraz już nie one kontrolują 
osobę, ale ona je kontroluje intencjonalnie.
 Przyjmuję, że to 
zwiększanie zakresu intencjonalizacji powodujące dystans psy­

chiczny wobec tego w nas, co może kierować nami, jest potrzebą, 

tak samo jak potrzebą jest uzyskanie snu, powietrza, jedzenia, 
zrealizowanie seksu czy uzyskanie kontaktu emocjonalnego. 

Jak wynika z powyższych rozważań, każdy rodzaj potrzeb 

ma inne mechanizmy powstawania, zaspokajania i patologii. 
Inne ma sen, seks, kontakt emocjonalny i niewątpliwie dystans 

psychiczny. Każda z tych potrzeb spełnia jednak to samo, 

wspólne kryterium potrzeby. Spełnianie potrzeby jest po­

trzebne dla normalnego funkcjonowania jednostki. 

84 

background image

W dalszych rozdziałach wskażę na fakty pozwalające przy­

puszczać, że na przykład z potrzebami poznawczymi, z potrze­

bą seksualną i z potrzebą kontaktu emocjonalnego związany 

jest potężny dynamizm popędowy popychający jednostkę do 

określonej kategorii działań, a ich niezrealizowaniu towarzyszy 
poczucie niezaspokojenia. Nie muszą to być instynkty. Silnie 

utrwalone nawyki, zwane przecież „drugą naturą", również mo­
gą powodować, że w określonej sytuacji czujemy pragnienie 

wykonania takiej, a nie innej czynności. Czasem nawyki te są 

oparte na wytworzonych chemicznie mechanizmach uzależnie­
nia i wzmacniane tzw. zespołem abstynencji. Niezaspokojenie 
takiego „chemicznego" pragnienia może być tak silne, że w po­

łączeniu ze szczególnymi stanami uczuciowymi i dolegliwo­
ściami somatycznymi wszystkie „naturalne" pragnienia zostają 
zdominowane przez to sztuczne pragnienie. Nałogowi morfini-

ści, palacze czy inni narkomani są gotowi oddać za zaspo­

kojenie nałogu wszystko, łącznie z życiem swoim i swoich 
bliskich

2 8

. Tu widzimy szczególnie wyraźne odłączenie się prag­

nień jednostki od jej funkcjonalnych interesów. Pragnienia te 
są samobójcze, tak jak i neurotyczna awersja pokarmowa lub 
nadmierny popęd do obżerania się. 

U podłoża motywacji do realizacji potrzeby może też leżeć 

nie instynkt, nie nawyk, nie patologiczne pragnienie, ale po 

prostu dokuczliwe istnienie nie zaspokojonego pragnienia. 

Człowiek nie posiadający sensu życia może w określonych 

warunkach biograficznych ten właśnie problem niezaspo-

2 S

 Są podstawy, aby sądzić, że nikotynizm, mniej spektakularny niż inne 

uzależnienia, spełnia te kryteria. Można tu podać jako przykład „kochające" 

matki, które palą w ciąży, a następnie przy dziecku, mimo pełnej wiedzy o tym, 

jak śmiertelnym zagrożeniem jest to dla ich dzieci, lub ludzi już chorych na 

raka płuc, którzy mając tylko skrawek płuca, jeszcze, chociaż ukradkiem, palą 
z pełną świadomością skutków swojego działania pozbawiających terapię sen­
su. To o palaczach istnieje opinia, że kto przy obecnym stanie wiedzy o ni­
kotynizmie pali, ma albo defekt poznawczy, albo defekt osobowości. Bywa, 
że palą nawet psychoterapeuci, mimo że kompromitują się jako profesjonaliści. 

83 

background image

komplikacji zdrowotnych w świecie zaprojektowanym przez 
chytrego eksperymentatora.
 Eksperyment ten wyjaśnia po­
wód, dla którego ludzie nie potrafią kierować się w wyborze 

diety zapotrzebowaniem swojego organizmu. Jedzą to, czego 
nauczyli się jeść. 

Tak jest jednak dopiero po określonym czasie trenowania 

jedzenia pokarmu niewłaściwego, na przykład tradycyjnych już 

coca-coli i lodów, którymi odżywia się sporo dzieci mających 
nadmiar pieniędzy lub/i niemądrych rodziców

2 7

. Zanim jednak 

opanują one te wady preferencji żywieniowych, dysponują 

czynnym mechanizmem wrodzonego wyboru właściwego je­
dzenia. Już w 1928 roku  C M . Davis wykonał eksperyment 

„swobodnego bufetu". Grupie niemowlaków przez sześć mie­

sięcy podawał do wyboru trzydzieści pokarmów. Okazało się, 

że te jeszcze nie wypaczone konsumpcyjnie dzieci wybierały 
bardzo trafnie pokarmy, które były dla nich najodpowiedniejsze 

pod względem składu witamin, kalorii itp. Oczywiście pod 

względem kulinarnym były to dziwne mieszanki, ale zdrowe. 

Wychowywany byłem na Wileńszczyźnie, gdzie w pokarmie 

brakowało wielu związków mineralnych. Wyjadałem więc wę­

giel drzewny z popielnika, zdrapywałem wapno ze ścian i obja­
dałem się świeżymi gazetami, aby uzupełnić brak w organizmie 
kobaltu, który był składnikiem farby drukarskiej. Wprawdzie 
zapchanie jelit gazetami omal nie pozbawiło mnie życia, ale 
organizm wybierał trafnie. 

2 7

 Nie znaczy to, że „naukowe" diety są lepsze. Ulegają one skrajnym 

zmianom dopiero po tym, gdy ujawnia się ich szkodliwość. Na przykład po 
odkryciu bakterii każdy pokarm gotowano godzinami, a więc byl bez smaku 
i witamin. Po odkryciu witamin karmiono dzieci samymi surówkami, dopro­

wadzając je do charłactwa. Następnie przerzucono się na płatki owsiane, aż 
okazało się, że odwapniają, i pojawiła się zmora dzieci lat trzydziestych — 
tran. Kiedy wymyślono, że o zdrowiu dzieci decyduje waga — karmiono je 
mączkami, w wyniku czego były otyłe, z mięśniami jak z waty. Potem przyszły 

konserwy dla dzieci. Obawiam się, że obecnie, gdy nastała moda na bardzo 
długie karmienie piersią, znowu uda się z czymś przesadzić. 

82 

background image

nego rodzeństwa, to same w sobie są ślepe. Może nawet wła­
ściwe byłoby podkreślenie, że zostały one oślepione przez jed­
nostkowe doświadczenie. 

Na czym to polega? Otóż od ponad stu lat istnieje pogląd, 

który zakłada, że wszelkiego rodzaju wrodzone mechanizmy 
popędowe składają się z trzech bloków: poznawczego, wyko­
nawczego oraz uruchamiającego je właściwego bloku popędo-
wego. Gdy blok popędowy jest czynny, następuje wrodzone 
rozpoznawanie obiektu sytuacji i uruchomienie odpowiedniego 

wrodzonego schematu zachowania. Na przykład owad, któremu 

brak wody, pędzi w dowolnym kierunku. Gdy jednak na jego 

receptory padnie z jednej strony pewna liczba molekuł wody, 
skręca on w tę stronę i tak trafia do wodopoju. 

Trudności interpretacyjne tego prostego mechanizmu poja­

wiają się dopiero w związku z zasadą „wędrówki czynności ku 
przodowi". Głosi ona, że czegokolwiek uczymy się, nakłada 
się to na bloki wykonawcze oraz poznawcze i przejmuje funkcje 
regulacyjne. Uczenie się powoduje więc utratę możliwości 

wykorzystywania wrodzonych mechanizmów popędowych. 

Oto przykład: E.M. Scott i E.L. Verney (1949) przeprowadzili 
eksperyment, w toku którego odkryli, że szczury, u których 

stwierdzono brak witaminy B, potrafią trafnie wybrać spośród 
różnych pokarmów ten, który zawiera tę witaminę. Następnie 
podawali im dwa pokarmy: jeden z witaminą, zawsze o zapachu 

lukrecji, i drugi bez witaminy i bez zapachu lukrecji. Szczury 

szybko nauczyły się, że zapach lukrecji sygnalizuje witaminę 
B. W wyniku tego utraciły jednak zdolność wrodzonego wy­
krywania witaminy B i wybierały zawsze pokarm o zapachu 
lukrecji, mimo że nigdy nie zawierał witaminy. Po tym treningu 

nawet poważne schorzenia spowodowane awitaminozą nie były 

w stanie spowodować właściwego wyboru pokarmu. Uczenie 

się oślepiło mechanizmy wrodzone i nastąpiło nie tylko roz­
dzielenie potrzeby od popędu, ale i pragnienia od potrzeby. 

Uczenie się, ten wspaniały czynnik przeżycia w zmiennym, 

ale uczciwym świecie naturalnym, okazało się przyczyną 

81 

background image

cie mam apetyt" występuje nieraz wyraźnie u tych kobiet brze­
miennych, które nie zdają sobie sprawy ze zmiany zapotrzebo­
wania ich ustroju. To mają „apetyty", to nic im nie smakuje. 

3) Wielu ludzi, w wyniku problemów spowodowanych osa­

motnieniem lub odrzuceniem emocjonalnym albo niezaspoko-

jeniem seksualnym czy brakiem sensu życia, odczuwa napięcia 

lub niezadowolenie, z powodu których po prostu i bez sensu 
nadmiernie objada się (bulimia), preferując nieraz słodycze, co 
w efekcie może nawet sprawiać wrażenie powolnego samobój­

stwa. Ich „apetyt" nie ma więc nic wspólnego z głodem. 

4) W wyniku pewnych urazów psychicznych może dojść do 

takiej sytuacji, że zamiast głodu jednostka może zacząć odczu­
wać wstręt do pokarmu (anoreksja) i może umrzeć z wycień­

czenia. Tu też „popęd" pokarmowy nie ma żadnego wpływu 
na „normalne funkcjonowanie". Odwrotnie, jego patologiczna 
konwersja może to funkcjonowanie znacznie ograniczyć. 

Nie podważam faktu istnienia popędów. Praktyka koncepcji 

poznawczych wskazuje nawet, że nieuwzględnianie ich byłoby 

samobójcze dla psychologii, ograniczając jej zainteresowania 
do artefaktów poznawczych. Tyle że „popędy" te są u człowie­
ka „niemianowane", co oznacza, iż głód, seks, nieznane, wzbu­

dzają określone stany pobudzenia lub niezadowolenia, które 

mogą, ale nie muszą prowadzić do czynności jedzenia, czyn­
ności seksualnych czy eksploracji poznawczej. Jak wskazują 
powyższe rozważania — ich nasilenie może w pewnych wa­

runkach prowadzić do powstania w świadomości „fałszywych 
pragnień" i w konsekwencji do realizacji działań odwrotnych 
niż te, których dobór wynika z natury danej potrzeby. Fałszy­
we pragnienia bywają podstawą patologii psychicznej i orga­

nicznej. 

Za poglądem podającym w wątpliwość konieczność definio­

wania potrzeb jako biologicznie uwarunkowanych czynników 

dynamicznych przemawia też obszerny materiał empiryczny 

wskazujący na to, że jeśli nawet ludzkie instynkty istnieją, a nie 

da się zaprzeczyć istnienia ich i u nas, i u naszego biologicz-

80 

background image

w ogóle problematyki ontologicznej. „Naukowość" określa 

metoda badań, a nie przedmiot i jego interpretacja. Treść 
koncepcji nie podlega więc żadnym ograniczeniom.
 W ję­
zyku cybernetyków oznacza to, że przestał istnieć obszar 
badań naukowych. Pozostały tylko metody badań. One też 
rozwijają się niezwykle intensywnie. 

Już zresztą w okresie, gdy w psychologii dominowała kon­

cepcja animal rationale, a więc dwoistej istoty ujmowanej jako 
zwierzę (popędy) z nakładką ludzką (myślenie), pojawiły się 

poważne wątpliwości dotyczące sensu wyjaśniania czynników 

dynamizujących zachowania ludzi za pomocą kategorii biolo­

gicznych. Ernst Cassirer już w 1944 roku pisał, że „Sprowa­
dzając niektóre kategorie zjawisk ludzkich czy organicznych 
do pewnych instynktów podstawowych, nie odkryliśmy żadnej 

nowej przyczyny; wprowadziliśmy jedynie nową nazwę [...] 

słowo instynkt [...] nabiera cech hipostazy, jako coś w rodzaju 
siły przyrody" (Cassirer, 1971, s. 129-130). 

Proponuję więc wyraźne oddzielenie od siebie czynników 

napędowych istoty ludzkiej od jej indywidualnych właści­
wości określających warunki niezbędne do jej funkcjono­
wania.
 Oto kilka argumentów z obszaru potrzeby pokarmowej, 

które za tym przemawiają. 

1) Właściwością organizmu jest przemiana materii, w tym 

zużywanie substancji energetycznych i budulca. Oznacza to, że 

jedną z potrzeb człowieka jest zasilanie organizmu w składniki 

pokarmowe. Jak już wspomniałem, człowiek po przejściu wła­
ściwego naszej kulturze treningu żywieniowego może nie wie­
dzieć tego, jakie to powinny być składniki i odczuwać głód 
mimo najadania się „do pełna", gdyż sam głód „nie powie" 
mu, co ma on jeść. 

2) Tygrysek, przyjaciel Kubusia Puchatka był bardzo, a bar­

dzo głodny, a więc pewien, że lubi wszystko, co da się przełknąć. 
Swój błąd odczuł boleśnie po próbie żucia ostu, ulubionego 
przecież pokarmu Kłapouchego. Ta niepewność „na co w isto-

79 

background image

trzeby „niekoniecznej", o której jest tu mowa, sankcje te doty­

czą nie tyle zachowania życia, ile jego jakości. Takie są też 
konsekwencje deficytu orientacji w świecie i w sobie samym, 
braku kontaktu emocjonalnego lub braku satysfakcji z życia. 

Zakres tych sankcji jest więc dosyć szeroki i obejmuje nie tylko 

istnienie, ale i samoaktualizację jednostki. 

Można by argumentować, że sankcją niezaspokojenia 

potrzeby zachowania gatunku jest zagrożenie istnienia ga­

tunku, a sama jednostka jest poza tą konsekwencją, chyba 

że, jak to się dzieje w niektórych społecznościach, brak po­

tomstwa powoduje brak rodziny zapewniającej wsparcie na sta­
rość, brak szacunku otoczenia, brak obrońcy lub brak konty­
nuatora działań wykraczających poza horyzont biologicznego 
istnienia osoby. Braki te dotyczą jednak tylko człowieka o okre­
ślonym rodzaju świadomości siebie i żyjącego w tego rodzaju 
warunkach społecznych, w których konsekwencje tych właśnie 

braków wychodzą na plan pierwszy. Są jednak ludzie, którzy 

wybierają lub muszą spełniać taki rodzaj życia, w którym brak 
własnego potomstwa nie ma dla nich znaczenia, lub też ich 

koncepcja życia jest tego rodzaju, że konsekwencje braku po­
tomstwa są im obojętne. W świecie zwierząt i ludzi żyjących 

poza warunkami ludzkimi problem ten w ogóle nie istnieje, 

gdyż nie istnieje świadomość dążeń własnych. Przynajmniej 

tak nam się wciąż wydaje. 

Również nie jest pewne, co miałoby być sankcją braku prze­

życia macierzyństwa lub ojcostwa. Odpowiedź wydaje się jas­

na. Powodowałoby to brak u osoby określonego rodzaju prze­

żyć i doświadczeń, o których można sądzić, że są ważne 
zarówno dla formowania się osobowości, jak i dla uzyskania 
satysfakcji z życia. Jednakże pytanie o to, czy są one obiektyw­
nie konieczne człowiekowi, pozostaje otwarte. Skłonny jestem 
się zgodzić, że brak macierzyństwa lub ojcostwa rzeczywiście 

zubaża osobowość. Sądzę też, że określoną rolę w formowaniu 

się osoby dorosłej odgrywa to, co nazwałbym „wychowaniem 

rodziców" przez dzieci, a może nawet dziadków przez wnuki. 

131 

background image

Nie potrafię jednakże powiedzieć, na ile to jest „konieczne" 
dla dojrzałego człowieka i czy inne, pozarodzinne formy dzia­
łań lub zaangażowanie osobiste w opiekę nad dziećmi nie mogą 
tego braku wyrównać, jak na przykład w wypadku Matki Te­

resy z Kalkuty i wielu innych osób, które poświęciły swoje 
życie innym ludziom. 

Być może to tylko u zwierząt — psów, koni, małp — brak 

macierzyństwa prowadzić musi do wypaczeń charakteru. Lu­

dzie dysponują znacznie bogatszymi niż zwierzęta środkami 

świadomego kształtowania swojej biografii, a więc i swojej 
osobowości. 

Już w wypadku potrzeby pokarmowej można było zaobser­

wować rozszczepienie procesu zaspokajania potrzeby na kom­
ponent fizjologiczny i psychologiczny, z których każdy może 
funkcjonować autonomicznie. Podobnie problemem dla jednost­

ki bywa nie tyle spełnienie zapłodnienia, ile spełnienie czyn­
ności seksualnych. Samo zapłodnienie, gdy jest upragnione, też 
może stanowić odrębny problem, nie tyle seksualny, ile seksuo­
logiczny. W niektórych wypadkach pozostaje w mocy słynne 
zalecenie lekarza cesarzowej Marii Teresy skierowane do jej 

małżonka — „Paluszkiem, paluszkiem, Najjaśniejszy Panie". 

Jak to już w poprzednim rozdziale starałem się pokazać, 

można by z uzasadnieniem rozróżnić fizjologiczną potrzebę od­
żywiania się i pragnienie jedzenia. Jednakże z punktu widzenia 
psychologa podział taki nie jest konieczny. Każda potrzeba ma 
różne formy spełniania i ma sens rozpatrywanie owych form 
tylko z punktu widzenia tego, w jakim stopniu służą one za­

spokajaniu tej potrzeby. Wspomniane w poprzednim rozdziale 
dziecko, odżywiające się coca-colą i lodami, je wprawdzie i jest 
syte, ale nie zaspokaja właściwie potrzeby pokarmowej. Zaspo­
kajanie jej może też przybrać całkiem autonomiczne formy. 

Jeden z pracodawców zagłodzonego i wątłego Lejzorka Rojt-

szwańca był smakoszem, a miał chory żołądek. Wynajął on 

Lejzorka tylko po to, aby móc patrzeć, z jakim apetytem pała­
szuje on wyrafinowane dania, i aby móc identyfikować się z je-

132 

background image

go „wielkim żarciem". „Każdy ma taką orgię, na jaką go stać" 

— pisała Irena Krzywicka w swojej książeczce o zwierzętach

4 2

Podobna sytuacja zachodzi w wypadku potrzeby seksualnej. 

U ludzi wyjątkowo celem aktu seksualnego jest zapłodnienie

4 3

Prokreacja wydaje się chcianym lub niechcianym, ale ubocz­

nym skutkiem tego aktu. Aby zaakceptować ograniczenie sensu 
aktu seksualnego do prokreacji, trzeba przyjąć z góry założenie, 

że akt płciowy jest z natury swojej przykry, brudny lub grzesz­

ny, a uświęca go tylko troska o istnienie potomstwa, jak w słyn­

nym, wiktoriańskim zaleceniu dla panny młodej — „Zamknij 
oczy i myśl o Anglii". W myśl postulowanych wówczas zasad 
moralnych tylko prokreacja uzasadniała dokonanie tego „dziw­
nego zabiegu". Nie powinno było być pod żadnym pozorem 
mowy o seksie, czyli o nieprzyzwoitości nie akceptowanej w kul­

turze wyższych sfer. Warto jednak pamiętać, że w tym właśnie 
czasie, gdy Polka, pani Dulska, wyrażała pogląd, że przyzwoita 
żona nie będzie dla męża stroić się pod spodem, właśnie w wik­
toriańskiej Anglii wynaleziono bieliznę damską o walorach ero­
tycznych. 

Z całym uzasadnieniem można stwierdzić, że sankcją nie-

zaspokojenia potrzeby seksualnej jest brak redukcji napię­
cia i pozbawienie określonych przeżyć uczuciowych. Jest to 

prawda, ale też i znaczne uproszczenie. Właściwością po­
trzeby seksualnej człowieka jest bardzo ścisłe uwikłanie re­
alizacji potrzeby seksualnej w inne pragnienia, lęki, aspira­
cje, kompleksy.
 Dla wielu ludzi jest to jedyna forma intymnego 
zbliżenia z innym człowiekiem, uzyskania poczucia mocy czy 

4 2

 Konkretnie chodziło jej o akt seksualny żółwi. 

4 3

 Historia dostarcza nam tu różnych przykładów. Wspomnę o dwóch 

z nich. W Niemczech hitlerowskich istniały swego rodzaju ośrodki zaplad-
niania przez doborowych żołnierzy patriotycznie zorientowanych kobiet. Ce­
lem było przygotowanie kolejnych porcji Kaimanenfutter.
 Wspomnę tu też 

o zbrodniczym zapładnianiu kobiet muzułmańskich podczas czystek etnicz­
nych w Bośni jako o formie ich unicestwienia moralnego, gdyż obyczaj reli­
gijny nakazuje traktowanie tych kobiet już na zawsze jako „nieczyste". 

133 

background image

rozładowania napięć. Brak zaspokojenia potrzeby seksualnej to 
nie tylko brak przeżyć seksualnych czy brak specyficznych do­
znań fizycznych i psychicznych. Jest to również brak innych 
ważnych spełnień. 

Przed laiy byłem biegłym w sprawie o mord popełniony w sposób 

psychologicznie niezrozumiały dla sądu. Zabójcą byl S., młody człowiek 
słabo rozwinięty intelektualnie, sierota, samotny, biedny. Oskarżenie su­
gerowało sadyzm. 

Wydarzenie miało następujący przebieg: S. spotkał w odludnym miej­

scu znajomą dziewczynę. Zaproponował jej stosunek seksualny. Ona od­

mówiła, mimo że kiedyś zgadzała się. Forma, w jakiej odrzuciła jego 
zaloty, wzburzyła go. Chwycił kamień i roztrzaskał jej głowę. W trakcie 

rozprawy zeznawało wiele kobiet z okolicy, które korzystały z jego usług 
seksualnych. Lubiły go, byl sprawny, dobry, delikatny, one nim kierowały 
i w pewnym sensie opiekowały się nim. Lubiły go na tyle, że zgodziły 
się w tej sprawie zeznawać. Jak okazało się w toku badań psychologicz­
nych,  o w e kontakty seksualne były dla S. jedynym rodzajem więzi uczu­
ciowej, jaki zna). W jego ubogim życiu uczuciowym akceptacja partnerek 
seksualnych była czynnikiem dominującym. To było jego „wszystko". 
Niespodziewane odrzucenie, dodatkowo wsparte, jak się wydaje, poniża­

jącymi uwagami, spowodowało chwilową utratę kontroli nad emocjami 

i wynikającą z nich agresję. 

 jednak podstawy do tego, aby sądzić, że może być sy­

tuacja dokładnie odwrotna. Rezygnacja z doznań seksualnych 

w imię określonych wartości społecznych czy religijnych 
może również być swego rodzaju spełnieniem siebie i może 
dostarczyć głębokich satysfakcji osobistych w pełni tę re­

zygnację uzasadniających. 

Problem polega głównie na tym, że rezygnacja taka musi być 

wsparta autentycznym przekonaniem, a nie być formą przymusu, 

naśladowaniem lub ideą zastępczą. Co gorsza, gdy dochodzi do 
wewnętrznego, nawet nie uświadomionego zakłamania, rezygna­

cja z życia seksualnego

4 4

 grozi kompulsją, nadmiernym skupie­

niem zainteresowania na obszarze spraw seksualnych, a nieraz 

Jak i z każdej formy silnych i trwałych pragnień. 

134 

background image

i agresją wobec objawów płciowości, tym groźniejszą, im bar­
dziej wyznawane wartości natury bardziej ogólnej uzasadniają 
nietolerancję i bezwzględność. 

Przymus płciowości jest wyrazem patologii dążeń seksu­

alnych zarówno u tych, którzy w seksie realizują się wprost 
i nie umieją wyjść poza jego obszar, jak i u tych, którzy 

seksu świadomie nie realizują, ale właśnie z tego powodu 

nie potrafią wyjść zainteresowaniami poza jego obszar. 

Mimo złożoności tego rodzaju problemów można z uzasad­

nieniem stwierdzić, że zarówno potrzeba zachowania gatunku, 

jak i potrzeba seksualna nie zawierają elementu zagrożenia jed­

nostki poważnymi fizjologicznymi konsekwencjami w razie 
niespełnienia. Obydwie nie są dla jednostki potrzebami koniecz­
nymi. Ewentualne powikłania psychiczne i socjalne są wyni­
kiem nie tyle frustracji tej potrzeby, ile wad osobowości jed­
nostki, zarówno polegających na jej dysharmonii, jak i prymi­

tywizmie. 

Tematem tej książki jest psychologia dążeń ludzkich. Po­

nieważ trudno zaprzeczyć, że potrzeba zachowania gatunku jest 

konstruktem czysto biologicznym, tym, co mnie tu interesuje, 

jest potrzeba seksualna. Ograniczę się więc do zajęcia się tylko 

tą potrzebą. Nie ulega wątpliwości ani jej istnienie, ani poważna 

rola w życiu człowieka. 

7.2. WŁAŚCIWOŚCI POTRZEBY SEKSUALNEJ 

7.2.1. Seks i erotyzm 

Przede wszystkim nie jest wcale łatwe określenie tego, czym 

jest seks. Pojęcie to nieustannie ewoluuje. Początkowo, zgod­

nie ze swoim łacińskim źródłosłowem, oznaczało ono tylko 
płeć. Problemami seksualnymi oznaczano problemy psychiczne 

135 

background image

związane z płcią, a więc z wszelkiego rodzaju odczuciami i prag­
nieniami związanymi z działaniem w ustroju hormonów wła­
ściwych danej płci oraz z pobudzaniem obszarów erogennych. 

Tak nazywają się te obszary ciała, których stymulacja — głów­
nie przez dotyk i określony rytm ruchów — powoduje szcze­
gólne doznanie wzrostu przyjemnego napięcia, a w wypadku 
nasilania i utrzymania tego napięcia — przeżycie orgazmu. 
Orgazm to jest silna rozkosz, której towarzyszą: odczucie 
powolnego nasilenia i szybkiego rozładowania napięcia, 
pewne formy zmiany świadomości, zmiany fizjologiczne 

i bardzo często, w wypadku dojrzałego silnego orgazmu, 
fenomen doświadczenia szczytowego,
 bliski temu, jaki opisy­
wał Abraham Maslow. Towarzyszy mu przecież nieraz utrata 

poczucia granic między „ja" i światem oraz metafizyczne od­

czucie jedni z uniwersum. Badania biochemiczne wskazują na 
zmiany w zakresie tak, wydawałoby się, odległych od seksu 

funkcji, jak wzrost odporności organizmu spowodowany zwięk­

szoną produkcją ciałek odpornościowych krwi. Co ważne, za­
kończone w 1994 roku obszerne i złożone badania populacji 
amerykańskiej

4 5

 wskazują na to, że orgazm nie jest reakcją 

wyłącznie „genitalną". Wywołuje go każdy silny sposób prze­

żywania seksu, nieraz tylko wyobrażeniowy, nieraz tylko okre­

ślony rodzaj oddechu lub myśl. 

Wielu klinicystów uważa brak przeżycia orgazmu podczas 

kontaktów seksualnych za przyczynę poważnych chorób. Wielu 
też uważa, że patogenne jest tylko uprawianie seksu bez orga­
zmu, a więc pobudzanie się bez rozładowania wywołanego tym 
napięcia. Warto jednak zwrócić uwagę na to, iż pojawiły się 

na tym obszarze nowe zjawiska. Orgazm, który zdaniem bada­
czy z lat sześdziesiątych (William Masters i Yirginia Johnson) 

5

 Przytaczane w tym rozdziale dane podaję za: „U.S.  N e w s & World 

Rcporf, October 17, 1994. Zawiera on przegląd wyników badań prowadzo­
nych w wielu ośrodkach akademickich USA i ujętych w całości w raporcie 

pt. Sex in America. 

136 

background image

znany był bezpośrednio najwyżej kilku procentom osób upra­
wiających seks, teraz jest doświadczany podczas każdego sto­
sunku przez około  7 5 % mężczyzn i 29% kobiet. Tylko 1% 
mężczyzn i 4% kobiet nie miało nigdy orgazmu. Nie jest to 

jedynie wynikiem zmiany obyczajów seksualnych, jakkolwiek 

warto zauważyć, że wśród urodzonych w dekadzie 1933-1942 
stosunków przedmałżeńskich nie miało 84,5% mężczyzn i 93,8% 
kobiet, natomiast wśród urodzonych w dekadzie 1963-1974 sto­

sunków przedmałżeńskich nie miało 33,9% mężczyzn i 35,3% 
kobiet. Warto też zauważyć, że wzrost liczby par świadomych 

tego, czym jest orgazm, i aktywnie wywołujących go, nie spo­
wodował zmian w tradycyjnych formach uprawiania stosun­

ków seksualnych. Dominuje też ograniczanie się do konta­
któw małżeńskich i heteroseksualnych. Badania wykazały, że 
7 3 % Amerykanów nie miało innego, poza jednym, partnera 
seksualnego w ciągu ostatniego roku. Tylko 3% miało pięciu 

i więcej. 

Wbrew oczekiwaniom wielu zwolenników koncepcji czło­

wieka jako wymagającego trzymania w ryzach zbereźnika, swe­

go rodzaju uspokojenie się atmosfery wokół seksu, większa 

wiedza seksualna, swoboda ekspresji i szanse wyboru dopro­
wadziły nie do promiskuityzmu, rozluźnienia obyczajów i de­
wiacji, ale do „unormalnienia" sposobu jego uprawiania i zwięk­

szenia satysfakcji partnerskiej. Odpowiadałoby to poglądom 

badaczy, którzy tłumaczą właśnie brakiem wiedzy seksualnej 

i brakiem satysfakcji seksualnej częste zmiany partnerów i kła­

dzenie nadmiernego nacisku na odmienne formy seksu. Tylko 
ludziom o chorej wyobraźni wydaje się, że wiedza i swoboda 
muszą prowadzić do ekscesów i poróbstwa. Są to na szczęście 
tylko ich projekcje siebie. Człowiek jest inny. 

Są oczywiście i nowe problemy. Na przykład wiedza o or­

gazmie i jego znaczeniu stała się tak powszechna, że powoduje 

to u niektórych osób nadmierne skoncentrowanie się na pro­

blemie i technice uzyskiwania orgazmu. Prowadzi to do innego 
rodzaju problemów psychicznych niż dawny brak orgazmu, 

137 

background image

a mianowicie do kompulsji, wewnętrznego przymusu osiągnię­

cia każdorazowo orgazmu, co musi mieć negatywny wpływ na 

osobiste relacje partnerów. Są to chyba jednak ogólniejsze pro­

blemy osobowości, a nie samego seksu. 

Pojawia się też pytanie, czy przeżycie orgazmu jest specy­

ficznym doświadczeniem seksualnym. Jeśli wierzyć Masłowo­

wi i jego zwolennikom, fenomen zwany doświadczeniem 

szczytowym towarzyszy wszelkiego rodzaju postaciom pełni 
spełnienia siebie. Spełnienie to może być zarówno spełnieniem 
metapotrzeby, jak i spełnieniem potrzeby seksualnej, gdyż ła­

two dowieść, że ma ona zarówno właściwości potrzeby „B", 

jak i potrzeby  „ D " . Zaspokajanie jej jest zarówno wytwarza­

niem napięcia, jak i jego redukcją. Tak można by między in­

nymi interpretować rozważania Williama Jamesa dotyczące 

fenomenologii uniesienia religijnego. W interpretacji psycho­
analitycznej wskazuje się wprost, że te tak krańcowo różne 
duchowo przeżycia są tylko różnymi formami transformacji 
libido. Przypomnę, że Zygmunt Freud uważał zdolność do or­

gazmu za kryterium zdrowia psychicznego, i chyba miał rację, 

gdy ujmiemy jego założenia w szerszym aspekcie, nie tylko 

biologicznym, przyjmując, że zdolność do silnego spełniania 
się wymaga określonego potencjału zdrowia psychicznego. Za­
chowawczość Freuda przejawiła się tylko w tym, że błędnie za 
normalny uważał on tylko orgazm waginalny. Już orgazm łech-
taczkowy prowadzić miał, jego zdaniem, do poważnych kom­
plikacji psychicznych. 

Jak wspomniałem, raport Sex in America zawiera dane 

wskazujące na to, że orgazm nie jest zjawiskiem wyłącznie 

genitalnym. Interesujące są tu badania inwalidów, u których 

w wyniku uszkodzenia kręgosłupa nastąpiło przerwanie dróg 

nerwowych prowadzących od genitaliów, a więc i przerwanie 

dopływu do mózgu bodźców czuciowych. Okazało się, że roz­

wijają się u nich w dowolnych, dostępnych czuciowo miejscach 

ciała, „hipersensytywne" obszary, których drażnienie prowadzi 
do orgazmu. Są też osoby, u których nie występują żadne dys-

138 

background image

funkcje dróg czuciowych, a u których orgazm może występo­

wać nie tylko w wyniku drażnienia dowolnych części ciała, ale 

i w wyniku działania wyobraźni, a nawet specjalnego sposobu 
oddychania. Rekordziści uzyskują kolejno wiele orgazmów, na­
wet bardzo wiele, na przykład jeden z mężczyzn mógł ich mieć 
podobno siedemnaście, a jedna z kobiet — sto trzydzieści cztery. 

Seksualność — kategoria, którą obecnie zastępuje się rze­

czownikiem „seks" — była jeszcze niedawno dokładnie od­
graniczana od erotyzmu. Seksualność to biologia, odczucia i dą­
żenia, którym przypisywano rolę prymitywnego składnika oso­

bowości wówczas jeszcze, gdy człowieka ujmowano jako byt 

składający się z dwóch przeciwstawnych sobie części. Częścią 

negatywną są biologiczne, wrogie i prymitywne popędy, mo­

ralnie ujemne i podsuwające mu grzech w zamian za rozkosz. 

Na tej zasadzie oparto pojęcie pornografii jako przestępczego 
prezentowania obrazów lub opisów czynności seksualnych

4 6

Jest to oczywiście postęp od czasów, gdy nawet świat medycz­

ny popierał tezę, że już samo odczuwanie przyjemności seksu­
alnej jest chorobą. W 1758 roku lekarz Simon Andre Tissot 
opublikował książkę, w której dowodził, że masturbacja powo­
duje ślepotę. Na początku ubiegłego wieku inny lekarz twier­

dził, że orgazm bardziej niszczy organizm niż ciężka, fizyczna 
codzienna praca, a odczuwanie przyjemności seksualnej pozba­

wia zdolności fizycznej do posiadania potomstwa. Proponowano 

i 6

 Nadano w len sposób pornografii dodalkowe znaczenia, inspirując po­

wstanie przemysłu pornograficznego, pobudzając nadmiernie zainteresowania 
młodzieży dorastającej i tworząc w efekcie „fałszywą świadomość" seksu oraz 
nad wartość iowując jego sens.  P o w o d y przeżywania pornografii tkwią nie 

tyle w kulturze, ile w człowieku zaflksowanym na sprawach seksu. W kra­

jach, w których pojęcie pornografii usunięto z języka prawa i przestano nią 

się zajmować, sprawy te wracają do właściwych proporcji. Pornografia jako 
kategoria prawna jest więc wyjątkowo niedookreślona. Prawnicy też nie czują 
się w tej materii pewni, o czym świadczy powoływanie przez sędziów bieg­
łych psychologów, lekarzy (sic!) i historyków sztuki oraz bezradność tych 

ekspertów. 

139 

background image

nawet sposoby oczyszczenia się z brudu moralnego, do jakiego 
prowadzi owa niska „biologia". Najczęściej dokonywano tego 
za pomocą przestrzegania określonych rytuałów, ograniczeń 
i doboru celów, które mogłyby ów grzech usankcjonować. Ta­
kim celem jest na przykład zapłodnienie. Ten ostry podział 

Platoński na czarnego konia — seks i białego konia — erotyzm 
zaowocował sporą liczbą nerwic seksualnych i nieusatysfakcjo-

nowanych ludzi. Należy jednak zauważyć, że zarówno rytuały 

te, jak i ograniczenia seksu znajdują swoje poważne uzasad­

nienie w dbałości o losy ewentualnego potomstwa i nie zawsze 

są tylko sposobem kontroli jednostki. Zbyt często seks zamienia 

się w tragedię ludzi ciemnych i bezmyślnych oraz ich dzieci. 

Natomiast erotyzm, którego nazwa nawiązuje do imienia 

starożytnego boga miłości, uważano za wywodzące się z se­
ksualizmu wyższe formy kultury odczuć i pragnień. Nieraz ero­
tyzm uznaje się za sam w sobie tak czysty, wysublimowany 
i zautonomizowany, że poezja erotyczna znalazła swoje miej­

sce nawet w twórczości osób duchownych, które wyrzekły się 

seksualnego aspektu swojego życia, że przypomnę tylko piękne 

strofy poety, jezuity ks. Wacława Oszajcy. Również w średnio­

wieczu erotyczna poezja i poetycka miłość trubadurów nie tyl­

ko nie dawała powodów do zazdrości rycerskim mężom, ale 
wręcz przeciwnie, dodawała im splendoru. 

7.2.2. Zakres zachowań seksualnych 

W związku z przemianami kultury granice między erotyzmem 
i seksualizmem nie są obecnie tak wyraźne. Nadal rozróżnia 

sieje, ale niejako przeciwieństwa o odmiennym znaku etycz­

nym, lecz jako zaznaczenie przewagi wątku cielesnego lub du­

chowego. Problemem do indywidualnego rozwiązania staje się 
ponowne spojenie seksu i erotyzmu w jedną całość. Jest to 
problem niełatwy. W warunkach kultury masowej, popkultury 
sprzyjającej ekspresji brutalności i chamstwa, wydzielenie seksu 

140 

background image

jako czynnika samoistnego sprzyja również unurzeniu go w tych 

brudnych kontekstach. 

Równocześnie jednak upowszechnia się przekonanie, że 

każda forma zachowania seksualnego pozbawiona aspektu 
uczuciowego lub obca preferencjom osoby jest jej formą 
niepełną, grozi komplikacjami psychicznymi i niezrealizo­

waniem. To właśnie doświadczenia seksualne pozbawione po­

zytywnego aspektu uczuciowego, zaufania do partnera łub 

chęci do danej formy seksu są częstym powodem oziębłości 

płciowej, impotencji, a nawet awersji seksualnej i bólu. Bywają 

też powodem lęków, poczucia niższości i agresji. Towarzyszy 

temu pogląd, że wybór formy zachowania seksualnego jest 

sprawą indywidualną i każda z nich jest odpowiednia, gdy spra­
wia osobie satysfakcję, a jej ocena moralna wynika dopiero 
z oceny konsekwencji dla innych ludzi i dla przyszłości jednost­
ki. Jest w tym obszarze wiele nowej wiedzy, innej niż potoczne 
poglądy. Wspomniane wyżej badania amerykańskie wykazały, 

że — paradoksalnie z punktu widzenia naszych stereotypów — 

liczba masturbacji jest większa w małżeństwach mających dob­
re pożycie seksualne niż u osób samotnych i że orgazm uzys­

kiwany tą drogą nie różni się fizjologicznie od orgazmu innego 

pochodzenia. 

Nie są to poglądy przeciwstawne. Pierwszy z nich jest wnios­

kiem wynikającym z założenia, że osobowość jest całością, nie 
składa się z dwóch obcych sobie panów — Jekylla i Hyde'a. 
Właściwości seksualne osoby ludzkiej formują się wraz z nią 

od początku życia, łatwo podlegają zranieniom i są uwikłane 
nierozdzielnie w wiele problemów osobistych, zwłaszcza tych 
najbardziej intymnych.
 Drugi jest wnioskiem wynikającym 
z wiedzy o tym, że seksualność, tak jak i inne intymne sfery 
osoby, kształtuje się indywidualnie, a zakres jej „normal­
nych" form jest tak duży, że to, co jednym osobom unie­
możliwia uzyskanie satysfakcji seksualnej, dla innych bywa 

jej warunkiem. Poza tym orgazm jest bardzo silnym wzmoc­

nieniem warunkowym, w związku z czym praktycznie nieogra-

141 

background image

niczony jest zakres zachowań seksualnych, bardzo wydawałoby 
się odległych od seksu, łatwo ulegają one wyuczeniu i silnemu 
utrwaleniu. Są ludzie których podnieca budzik lub klamka 
u drzwi, innych bardziej podnieca bielizna niż nagość, widok 

niż dotyk, ból niż pieszczota. Są ludzie, których podnieca każda 

nowa forma seksu i są tacy, dla których możliwa jest tylko 

jedna jego postać. Są ludzie, których podnieca radość partnera 

i są tacy, których podnieca strach. I nie musi to być patologia. 
To dopiero może być patologią, tak jak objawem patologii 
może stać się każda forma seksu. Jest to właściwym uza­

sadnieniem ochrony młodych ludzi przed zbyt wczesnym 
rozpoczynaniem życia seksualnego, zanim zdobędą odpo­

wiednią wiedzę, zanim nauczą się odpowiedzialności za sie­

bie i będą zdolni do dokonywania świadomego wyboru form 

seksualnego życia. Silny orgazm może nakierować miłość do 

osoby całkowicie nieodpowiedniej. Zbyt wczesne uwarunko­
wanie jednej, rzadkiej formy seksu może uniemożliwić przyszłe 

spełnienie się z partnerem „na życie" lub uzależnić od ludzi 
funkcjonujących poza marginesem takiego życia, jakie mogło­
by odpowiadać i poglądom, i osobowości młodego człowieka. 

Zawodzą wciąż ponawiane próby ustalenia, jakie formy se­

ksualne są normalne. Od tysięcy lat nieustannie ponawiane są 
próby poddania intymnych form życia seksualnego kontroli 
społecznej. Zawodzą one jednak w świecie, w którym to, co 
nie narusza w niczym prywatności innych jednostek, uważane 

jest za prywatną sprawę jednostki, w którą nikomu nie wolno 

ingerować. 

Właśnie niejednorodność tego, co składa się na seks, jest 

chyba jego najwyraźniejszą cechą. W jednych wypadkach jest 
on blisko powiązany z czynnościami zapładniania, a w innych 

jest od nich tak daleki, że wymaga pewnego wysiłku uzasad­

nienie poglądu, iż na przykład poddawanie się biczowaniu 

przez kobietę w wysokich butach ma jakiś związek z czynno­
ściami zachowania gatunku. W jednych wypadkach realizacja 
dążeń seksualnych przebiega z minimalnym lub żadnym aspe-

142 

background image

ktem erotycznym. Niektórzy taki seks nazywają „gimnastyką 
seksualną" i cenią go wysoko jako środek do szybkiego zaspo­
kojenia, pozbawiony psychologicznych komplikacji. U innych 
preferowany seks dokonuje się poza ciałem, wyłącznie w ob­
szarze percepcji wzrokowej lub słuchowej. Stąd popularność 

filmów pokazujących tzw. „twardy seks" lub numerów telefo­

nicznych, którymi posługując się, ludzie tylko słuchają o seksie, 
i płacą za to duże pieniądze, gdy łączą się z Ameryką lub 

z Australią. Niektórzy uprawiają różne rodzaje seksu, natomiast 

inni tylko jeden rodzaj i z politowaniem lub wstrętem mówią 

0 takim, jakiego sami nie uprawiają. Są tacy, którzy uważają, 

że każdy powinien mieć swój sposób, który jest dobry, gdy 

jemu jest z tym dobrze. Na tę rozbieżność poglądów i praktyk 

nakładają się obyczaje, wiedza, tym sztywniejsza, im mniejsza, 
normy religijne testujące wiarę i różne własne urazy, ambicje 

1 lęki. 

T. zgłosił się do psychologa z prośbą o pomoc, gdyż nie może sobie 

poradzić z miłością do dziewczyny, z którą musiał się rozstać. Była jego 
narzeczoną i ustalili już termin śiubu. Mieli ze sobą sporadyczne, nie 
w pełni realizowane stosunki płciowe. Narzeczona, trochę starsza, starała 
się kierować poczynaniami znacznie mniej doświadczonego i wstydliwego 
młodzieńca. Chcąc go ośmielić i pokazać mu swoje uczucie do niego, 
wykonała z nim seks oralny. T. na podstawie narzuconej mu wiedzy uznał 

to za dowód jej zboczenia i zdeprawowania. Odrzucił ją z oburzeniem, 
ale też nie potrafi! przestać jej kochać. Usiłował nawet popełnić samo­
bójstwo. 

7.2.3. Naturalność seksu 

Z powyższych rozważań wynika, że w naszych czasach seks 
i praktyki mające na celu zapłodnienie nie stają się sobie bliż­

sze. Może też nigdy sobie bliskie nie były. Nasi praojcowie 

nawet nie wiedzieli o tym, że stosunek seksualny może prowa­

dzić do zapłodnienia. Było to prawdopodobnie tylko egzekwo­

wanie jednej z relacji socjalnych, takiej, jaka miała miejsce, 

143 

background image

gdy suweren korzystał z „prawa pierwszej nocy". Jednoznaczne 

oceny pozytywne lub negatywne tego stanu rzeczy, jaki jest 
obecnie, wymagają zastosowania kryteriów spoza obszaru na­
uki. Naukowo rzecz ujmując, należałoby kategorie normalności 

lub nienormalności powiązać tylko z dowodami na to, że dana 

postać seksu prowadzi do schorzeń, kalectwa lub zachowań 

aspołecznych. Co więc jest naturalne, a co nienaturalne? Rów­
nie dobrze można by pytać o to, czy kultura ludzi jest naturalna 

czy nienaturalna, czy sposoby jedzenia, zabijania i uprawiania 
roli są naturalne czy nienaturalne. 

Nawet ciąża przestaje mieć związek konieczny z seksem 

i z zapłodnieniem. Biologicznie niezdolna do zapłodnienia 
sześćdziesięcioletnia kobieta, której wszczepiono zapłodnione 
w probówce lub w innej kobiecie jajeczko, zajdzie w ciążę 
i urodzi dziecko. Nie dotyczą więc jej ani definicja potrzeby 

zachowania gatunku, ani potrzeby seksualnej, gdyż pragnie ona 
tylko ciąży i macierzyństwa, a nie przedłużenia gatunku lub 
rozkoszy seksualnej — zabieg ginekologiczno-genetyczny trud­
no nazwać zabiegiem seksualnym. Jedynym, co można jej jed­
nak zarzucić, to brak troski o los dziecka tak starej matki. Czy 

starczy jej sił, energii i chęci na zapewnienie dziecku szczęścia 
i warunków do rozwoju psychicznego? A jak będzie się czuło 

dziecko staruszki? 

Niewątpliwie jakąś formę seksu uprawiają członkowie klu­

bów onanistów, jakie powstały ostatnio dla samotnych hete­
roseksualnych mężczyzn, obawiających się zarażenia wirusem 
HIV. Erotyczny składnik ich praktyk jest jednak bardzo szcze­
gólny, o ile istnieje. Co więc jest seksem poza pieszczotą se­

ksualną, gdy nawet natura orgazmu wzbudza tyle wątpliwości? 
Czy seksem są seksualne wyobrażenia, które mogą zakończyć 
się orgazmem, czy seksem są stosunki seksualne, które nie 
kończą się orgazmem, czy seksem są cierpienia masochisty lub 
ulga sadysty, czy seksem są odczucia pojawiające się podczas 
oglądania filmu porno, czy seksem są zmazy nocne, którym 
towarzyszą erotyczne sny? Różni specjaliści gotowi są tu dawać 

144 

background image

różne odpowiedzi, włączając w sferę seksualną nawet niemow­
lęcą rozkosz ssania piersi. 

Można by sądzić, że cała ta problematyka jest jasna tylko 

wtedy, gdy ograniczamy się do zwierząt. Potrzeba zachowania 

gatunku jest tam niemal równoznaczna z pragnieniem seksu­
alnym wyzwalanym przez określone transformacje czynności 
układu endokrynnego. Pobudzenie seksualne u samicy oznacza 

gotowość do zapłodnienia, to znaczy gotowość do aktu seksu­

alnego i jest sygnałem dla samca, aby taki akt zrealizował. 

Samiec w tym czasie jest również gotowy do realizacji zacho­

wań seksualnych, wykonuje określone czynności sygnalizacyj­

ne, nieraz odnosi się w określony sposób do rywali i gdy jest 
to technicznie możliwe, wykonuje czynności prowadzące wprost 

do zapłodnienia. Podkreślam tu istnienie całego wieloczłono­

wego procesu, gdyż tylko jeden samiec spośród wielu może 

zakończyć go uruchomieniem procesu ciąży. To znaczy, że 
i w przypadku zwierząt tylko część zachowań seksualnych ma 

bezpośredni związek z przedłużeniem istnienia gatunku. Dzieje 

się tak, gdyż bloki instynktowe stanowiące podłoże popędu są 

złożone, a poszczególne elementy aktu seksualnego nieraz wy­
stępują niezależnie od siebie. Niektóre czynności seksualne od­
grywają tylko rolę sygnałów socjalnych, jako sygnały poddania 
się, dominacji, mocy lub sympatii. Pieszczoty są czasem po­
wiązane, a czasem nie z aktem seksualnym. Czym jest rytuał 
iskania u małp? Nawet więc w świecie zwierząt istnieje wy­
raźne rozszczepienie popędu seksualnego na składnik erotyczny 
i zapłodnienie. Bez odpowiedniego treningu w czasie zabaw 
w wieku dziecięcym u niektórych zwierząt nigdy nie dochodzi 

do kopulacji. Pozostają tylko niezintegrowane składniki aktu 
seksualnego, a pobudzenie zalega, gdyż nie jest redukowane 
w sposób naturalny. 

Kilka młodziutkich makaków wychowywano w izolacji społecznej, 

tak że nie mogły bawić się z rówieśnikami o różnej płci. Gdy już dorosły 
i pojawiły się fizjologiczne objawy gotowości do zapłodnienia (ruja), po-

145 

background image

łączono je w pary z partnerami wychowywanymi normalnie, a więc taki­
mi, którym dano szansę zintegrowania popędu seksualnego w toku zabaw 
w wieku dziecięcym, Okazaio się, że osobniki wychowane w izolacji nie 

były zdolne do realizacji aktu płciowego. Występowało wprawdzie pobu­
dzenie, ale towarzyszyły mu szczątkowe zachowania seksualne lub prosta 

agresja frustracyjna. Samiec z grupy izolowanej próbował zaczynać sto­

sunek od głowy lub z boku, samica z grupy izolowanej tylko gryzła samca. 

Tak więc i w wypadku zwierząt sprawa nie jest prosta. 

7.2.4. Argumenty ewolucyjne 

Przypomnę, że już Epikur w swojej klasyfikacji zaliczył tę 

potrzebę do kategorii naturalnych, lecz niekoniecznych. Jed­
nakże Epikur, formułując swoją uzupełniającą koncepcję pato-
logizacji potrzeby, gdy przybiera ona na przykład niepożądaną 

jego zdaniem postać miłości, łączył ją raczej z potrzebami „ani 

naturalnymi, ani koniecznymi". I tak chyba jest. Pani Bovary 
umarła nie z powodu niezaspokojenia seksualnego, lecz z mi­
łości. Miłość Heloizy i Abelarda, jeśli nawet była stymulowana 
przez seksualne pożądanie, nie da się do niego zredukować. 

Można by podważyć pogląd Epikura, pytając wprost o to, 

jak biologia mogła tolerować ewolucję czegoś, co nie było ko­

nieczne. Równie prosta jest odpowiedź. Określenie „koniecz­
ny" jest tu stosowane tylko w znaczeniu konieczności dla jed­
nostki. Może ona żyć bez zaspokajania tej potrzeby. Żyją bez 
niej, i to dobrze, mnisi różnych religii i księża katoliccy, którzy 
intencjonalnie i bezwarunkowo podporządkowali się swojemu 
powołaniu. Zygmunt Freud, zdaniem wielu biografów, zrezyg­

nował z życia płciowego po czterdziestce po to, aby dla rea­
lizacji swoich potencjałów twórczych dysponować większym 
ładunkiem wysublimowanego libido. Freud przekroczył osiem­

dziesiątkę, pracując twórczo mimo kilkunastu lat choroby no­

wotworowej i wielu operacji chirurgicznych. Inną sprawą jest 

146 

background image

poradzenie sobie psychiczne z ubocznymi skutkami własnej 
rezygnacji z naturalnego rozładowania naturalnego popędu, 
z nadmierną koncentracją uwagi na tematach seksualnych uj­
mowanych bezpośrednio lub symbolicznie. Bywa to punktem 
wyjścia dla wielu rodzajów nerwic lub fiksacji ideowych. Nie 
ma jednak podstaw do tego, aby sądzić, że jednostka świadoma 
konsekwencji swoich wyrzeczeń i realnie zaangażowana w dą­
żenia, dla których to uczyniła, nie jest w stanie poradzić sobie 
z tymi problemami. Pomijam tu konsekwencje somatyczne, 
w zakresie których nie jestem kompetentny. 

Ustosunkowując się do argumentów ewolucyjnych, można 

by powiedzieć, że potrzeba seksualna ewoluowała wraz z ga­

tunkiem, gdyż te jednostki, które były chętne i sprawne w jej 
realizacji, miały większe szanse dystrybucji swoich genów. 

Można by nawet iść dalej w tych rozważaniach i zauważyć, że 

szanse te powinny były wzrastać u jednostek męskich, które 

zachowywały się poligamicznie. Natomiast u jednostek żeń­

skich sytuacja ta była odwrotna. Te, które zachowywały się 

monogamicznie, miały większe szanse zachowania życia dziec­
ka. Pomijam tu sytuacje, jakie wynikały z wyjątkowo trudnych 

warunków fizycznych, jak na przykład w Tybecie, gdzie kilku 

mężów musiało pracować na utrzymanie przy życiu jednej mat­
ki z dzieckiem. 

7.2.5. Dobór wewnątrzgatunkowy i wątpliwości dotyczące 
swobody seksualnej 

Argument ewolucyjny podważył jednak Konrad Lorenz. Zwró­
cił on uwagę na to (Lorenz, 1976), że dobór seksualny wcale 

nie prowadzi do utrwalania się najbardziej biologicznie pozy­
tywnych cech, sprzyjających wygranej w walce o byt. Rozróżnił 
on selekcję międzygatunkową i wewnątrzgatunkową. 

Selekcja międzygatunkową prowadzi do zwiększania szans 

gatunku w jego obszarze ekologicznym lub nawet jego ekspan-

147 

background image

sję na inne obszary. Dinozaury z tej linii genetycznej, w której 

budowa kończyn umożliwiała wykonywanie coraz dalszych 
skoków, stawały się z czasem ptakami i opanowywały prze­
strzeń powietrzną. Przekazywanie następnym pokoleniom coraz 
silniejszych i bardziej skrzydło waty ch łap i złożonych refle­

ksów latania stwarzało coraz większe szanse rozszerzania i opa­

nowania nowej przestrzeni życia oraz wypierania z niej rywali 

i wrogów. W ten sposób pojawiał się nowy gatunek. 

Lorenz wskazał na fakt, że w wypadku doboru seksualnego 

odbywa się on na całkiem innej zasadzie określonej nazwą „se­

lekcja wewnątrzgatunkowa". Prowadzi ona do swego rodzaju 
patologii ewolucyjnej, gdyż nie wzmacnia, ale osłabia pozycję 

biologiczną gatunku. Jest to spowodowane tym, że cechy sprzy­

jające wyborowi seksualnemu nie mają nic wspólnego z przy­

stosowaniem biologicznym. Na przykład wieńce jelenia służą 
wyłącznie do walk rytualnych o samicę. Z naturalnym wrogiem 

jeleń walczy kopytami, tak jak i łania, a ogromne rozłożyste 

rogi na pewno utrudniają mu codzienne życie w lesie. Jeszcze 

wyraźniej widoczne jest to u argusa, jednego z podgatunków 

kurowatych. Ma on na ramieniu skrzydła barwną plamę wabią­
cą samice. Im większa plama, tym dłuższe też musi być ramię 
skrzydła. Nieraz jest ono tak duże, że uniemożliwia latanie. 

Cechy dziedziczne przekazują więc potomstwu głównie nie jed­
nostki lepiej przystosowane do życia, ale lepiej wyposażone 
w „dystynkcje" płciowe. 

Lorenz zauważa przy okazji, że owa błędna droga ewolucji, 

dokonującej się wskutek przekazywania cech mających war­
tość tylko wewnątrzgatunkowa, jest wyraźnie widoczna także 
i w „ewolucji" kultury ludzkiej. Jego zdaniem na przykład na­
silanie tempa pracy właściwe kulturze zachodniej jest przeja­
wem selekcji wewnątrzgatunkowej. Tempo to nie jest potrzebne 

do lepszego przeżycia jednostek (i jak należy rozumieć — spo­
łeczności, do której należą), ale selekcjonuje jednostki wzma­

gające swoją pracowitość do absurdu pracoholizmu. Jest to być 

może, dla ludzi naszej kultury, przykład wielce egzotyczny, 

148 

background image

gdyż rzadko mamy skłonność do mylenia pracy z seksem. Moż­

na jednak znaleźć przykłady bardziej nam bliskie. Są dzielne 
i mądre osoby, które wychowują liczną gromadkę dzieci, i są 
to rodziny szczęśliwe, ludzie spełniający się. Nietrudno jednak 

zauważyć, że często dużo dzieci mają i ludzie funkcjonujący 
poniżej standardów kulturowych — nieodpowiedzialni, nie­
frasobliwi, niechętnie podejmujący trud kształcenia się oraz 
pracy zawodowej. Nie potrafią oni zapewnić dzieciom odpo­
wiednich warunków rozwoju i zwiększają liczbę osób z mar­

ginesu społecznego. Mają oni tak wielu potomków nie dlatego, 
że chcą ich lub szczególnie ich kochają, ale dlatego, że im „tak 
wyszło". Natomiast warunki życia naszej cywilizacji stawiają 
przed kobietą ambitną, angażującą się w swój i swoich dzieci 
rozwój osobisty i zawodowy, znaczne utrudnienia w wypadku, 

gdyby chciała zrealizować się jako matka. Mężczyzna odpo­

wiedzialny, który chce zapewnić swoim dzieciom lepsze wa­
runki życia i rozwoju, decyduje się na mniejszą liczbę dzieci. 

Oznacza to, że nie tylko można stwierdzić wyraźne rozdzie­

lenie seksu od zapładniania, ale już na poziomie ewolucyjnym 

czym innym jest dobór płciowy i interes gatunku. Nie są więc 
całkiem bez racji krytycy wolności seksualnej. Tyle że częściej 

kładą nacisk na argumenty spoza obszaru nauki lub wynikające 
z ich negatywnej koncepcji człowieka, z obawy przed anarchią 
moralną, przed skutkiem braku dyscypliny socjalnej, lub też 
używają argumentów „naukowych" kompromitujących ich wie­

dzę i dobrą wolę. Sprawa jest ważna i wymaga poważnego 
potraktowania. Potrzeba seksualna, jak każda z potrzeb tu oma­
wianych, wymaga ustalenia warunków jej zaspokajania. Każdej 
potrzeby dotyczą określone zagrożenia. Dla każdej potrzeby 
istnieje jej norma i patologia. 

Powstaje jednak pytanie: Czy rzeczywiście, gdy stwierdza­

my oddzielenie się potrzeby seksualnej od biologii rozmnaża­

nia, argument Konrada Lorenza nadal pozostaje w mocy, przy­
najmniej w stosunku do człowieka? 

149 

background image

7.3. DEFINICJA POTRZEBY SEKSUALNEJ 

Przedstawiłem już tyłe materiału, że pora przystąpić do skon­

struowania definicji potrzeby seksualnej. Przytoczone wyżej 

rozważania „wymacujące" obszar, jaki można by z uzasadnie­

niem zaliczyć do seksu, wskazują na to, że być może w zakresie 

tej szczególnej, naturalnej i niekoniecznej potrzeby, której na­
turalność staje się coraz trudniejsza do dostrzeżenia, należałoby 

ująć inaczej samą definicję potrzeby. Nie od strony sankcji, 

jakie mogłyby nastąpić w przypadku jej niezaspokojenia, ale 

od strony „uzysku" psychicznego, od strony satysfakcji osobi­
stej, która stanowi trzecie kryterium rozwoju (por. s. 93). 

Potrzeba seksualna jest to składnik dążeniowy popędu 

zachowania gatunku — funkcjonalnie zautonomizowany 

oraz kulturowo i jednostkowo uformowany. Jest to taka 
właściwość człowieka, która powoduje, że po osiągnięciu 
odpowiedniej dojrzałości hormonalnej zdolny jest on do 
uzyskania w określonych warunkach specyficznej przyje­

mności i orgazmu. 

Można tę definicję uzupełnić stwierdzeniem, że brak zaspo­

kajania potrzeby seksualnej może być wynikiem aktu woli, 
przeciwstawienia się swoim pragnieniom w imię określonych 
wartości lub też wynikiem powikłań dążeniowych o znamio­
nach choroby. Brak spełniania seksu sam w sobie nie musi więc 
wywoływać negatywnych konsekwencji psychologicznych dla 

jednostki i może zostać skompensowany zaspokajaniem innych 

potrzeb. Dlatego potrzeba seksualna jest niekonieczna. Jednak­

że bardzo złożone i trudne do określenia są warunki, które 
muszą zostać spełnione, aby ten brak nie przeciwdziałał roz­
wojowi osoby, uzyskiwaniu satysfakcji z życia i zachowaniu 
dystansu psychicznego wobec własnych pragnień. 

150 

background image

7.4.  P O D S T A W O W E WARUNKI ZASPOKOJENIA 
POTRZEBY SEKSUALNEJ 

7.4.1.  D w a odrębne mechanizmy fizjologiczne potrzeby 
seksualnej 

Uzasadniłem już powód, dla którego potrzeba zachowania ga­

tunku nie jest tematem niniejszych rozważań. Niemniej jest 
oczywiste, że u podstaw potrzeby seksualnej leżą popędy zwią­

zane z reprodukcją gatunku. Zostało to określone powyżej za 
pomocą formuły, że jest ona „składnikiem dążeniowym popędu 
zachowania gatunku". 

Jedną z konsekwencji tego stanu rzeczy jest niewątpliwy 

związek potrzeby seksualnej z aktywnością fizjologicznych me­
chanizmów zapłodnienia. Sądzę też, że jest to związek obu­
stronny: w pierwszym okresie życia jednostki jej seksualność 

jest w pewnym sensie „ładowana od dołu" w wyniku czynności 

hormonalnych ustroju, a gdy te czynności słabną z wiekiem, 

następuje proces odwrotny — to właśnie seksualność psychicz­
na osoby, jej działania w tym zakresie, aktywność psychiczna, 

zainteresowania mają wpływ podtrzymujący aktywność hormo­
nalną. Stąd inna sytuacja seksu w wieku wchodzenia i w wieku 

wychodzenia. Zwraca uwagę również związek aktywności fi­

zjologicznej związanej z zapłodnieniem ze stanem organizmu, 
a także z sytuacją dysponenta tego organizmu — osoby. Za­
równo zagrożenia i urazy somatyczne, jak i sytuacja psychiczna 
mają wyraźny wpływ na czynności związane z zapłodnieniem 

i na czynności seksualne. 

Wiemy, że w naszym organizmie istnieją dwa mechanizmy 

fizjologiczne — względnie tylko niezależne, o zachodzących 
na siebie funkcjach — regulujące dwa podstawowe obszary 

działalności jednostki: przystosowanie i rozmnażanie. W skład 
mechanizmu przystosowania wchodzą części mózgu zwane 
podwzgórzem i przednim płatem przysadki oraz kora nadner-

151 

background image

czy. Mechanizm ten mobilizuje i wspomaga organizm, gdy mu­
si on poradzić sobie z trudną sytuacją. Wprawdzie w warunkach 

naszego życia nieraz on bardziej przeszkadza niż pomaga, jed­

nakże bez niego prawdopodobnie nasz organizm nie dałby so­
bie rady już na początku życia. 

W skład mechanizmu rozmnażania wchodzą również pod­

wzgórze i przedni płat przysadki, ale jego trzecim specyficznym 

składnikiem są gruczoły płciowe. To ścisłe powiązanie z me­
chanizmem mobilizacji do przeżycia sprawia, że działanie me­
chanizmu rozmnażania wiąże się ze zmianą aktywności prawie 

całego ustroju, zwłaszcza u osób płci żeńskiej. Uważa się, że 

mechanizm ten ma również wpływ na temperament, budowę 

ciała i wiele cech zachowania. Na przykład stwierdzono, że 
samica szczura przebiega w okresie owulacji (gdy jajeczka są 
gotowe do zapłodnienia) około dziesięciu mil dziennie, podczas 

gdy w innych dniach przebywana przez nią droga sięga zale­
dwie ułamka mili. Jeśli w czasie owulacji nastąpi kopulacja 

i zapłodnienie, to tego rodzaju wzmożenie aktywności zostaje 

zahamowane i nie występuje aż do końca ciąży i następnej 
owulacji (Morgan, Stellar, 1950). Inny jest temperament i bu­

dowa ciała osób pozbawionych gruczołów płciowych i osób, 

u których gruczoły te działają intensywnie. Swego czasu, gdy 
ludzie byli z zasady traktowani instrumentalnie, jako narzędzia 

do wykonywania określonych zadań, i nie brano pod uwagę 

ich losów życiowych i przeżyć, niektórych mężczyzn kastro­
wano, to znaczy pozbawiano gruczołów płciowych, aby w wy­

niku tego zachowali swój wysoki głos sprzed mutacji. Swego 
czasu słynny był chór przy Kaplicy Sykstyńskiej, w którym 

śpiewali mężczyźni tak okaleczani. Nie tylko zachowywali głos 
sprzed mutacji, ale i nabywali cech fizycznych podnoszących 

jakość emisji głosu. Praktyk tych zaniechano pod koniec ubieg­

łego wieku. 

Istnieją też wyraźne wskaźniki zależności obydwu omawia­

nych tu mechanizmów. Reakcja na zagrożenie powoduje blo­

kadę czynności rozrodczych. Między innymi u mężczyzn bę-

152 

background image

dących w stanie zagrożenia dochodzi do wstrzymania produk­

cji plemników oraz do impotencji. Jest to problem mężczyzn 

w tych zawodach, których istotą jest poddawanie się znacznym 

obciążeniom fizycznym i psychicznym. Mamy tu wyraźny 
przykład reguły nadrzędności interesów ustroju nad interesem 
gatunku, ale też i ochrony biologicznej przed dokonaniem za­

płodnienia przez osobnika, którego szanse przeżycia znacznie 
zmalały. 

Nie tylko stany osłabienia, przemęczenia, lęki, ale również 

zatrucie alkoholem i dymem tytoniowym powoduje impotencję. 

Leży to u podłoża tzw. kompleksu Otella. Tak określa się pato­

logiczną zazdrość alkoholików. Alkohol wzmaga pobudliwość 

seksualną i osłabia potencję płciową. Wielu alkoholików, w wy­
niku trudności w zrealizowaniu stosunku płciowego, obwinia 
o to swoje partnerki, przypisując im zdradę. Tłumaczą sobie, 
że ich impotencja spowodowana jest obojętnością żony, a nawet 

jej niechęcią, co ich zdaniem jest spowodowane „wyżyciem 

się" z innymi mężczyznami. Tą „zdradą" uzasadniają swoją 
agresję fizyczną, a nawet zabójstwa. 

Ludzie, którzy z powodów religijnych ślubowali „czystość" 

rozumianą jako powstrzymanie się od czynności seksualnych, 
poddawali się specjalnym obciążeniom fizycznym, głodówkom, 

samookaleczeniom, co miało między innymi

4 7

 ułatwić im zacho­

wanie owej czystości. Nie wydaje się, aby czyste intencjonalnie 
wyrzeczenie, niczym nie wymuszone, mogło prowadzić do gor­
szych konsekwencji psychicznych niż po prostu spełnienie. 

O ile istnieje wyraźna zależność „mechanizmu rozmnażania" 

od stanu fizycznego organizmu, o tyle większość specjalistów 
stwierdza, że nie ma zależności odwrotnej. Wydaje się, że absty­
nencja nie ma wyraźnego wpływu na czynności sterowane me­

chanizmem przystosowania (Stockiert, 1959). 

4 7

 Między innymi, gdyż w wielu wypadkach chodziło też o uzyskanie 

określonego stanu świadomości ułatwiającego modlitwę, a także o dokonanie 

wyrzeczeń i ofiarowanie swoich cierpień Bogu. 

153 

background image

7.4.2. Dwa odrębne mechanizmy aktu płciowego 

Na złożoność dążeń seksualnych wskazuje też interesujący fakt, 

że mechanizm samego aktu seksualnego jest u mężczyzn nie­

jednorodny, a stanowi wynik działania co najmniej dwóch ośrod­

ków regulacyjnych ośrodkowego układu nerwowego. Można je 

nazwać mechanizmami przygotowania i spełnienia. Pierwszy 

z nich uruchamia fazę wstępną seksualnego pobudzenia, swego 
rodzaju przygotowanie do aktu płciowego. W skrócie angiel­
skim nazywa się on  S A M (Sexual Arousal Mechanism). Jest to 
swoista przyjemność, skłaniająca do wzmagania rozkoszy i, co 

za tym idzie, do wzmagania aktywności seksualnej. Drugi ma 
charakter realizacyjny i przynajmniej w przypadku szczurów 
(por. Beach, 1947) uruchamia możliwość wprowadzenia człon­
ka do pochwy i wytrysk, to znaczy intromisję i ejakulację. 

W skrócie angielskim nazwano go IEM (Intromission and Eja-

cidatory Mechanism).

 Bez uruchomienia SAM niemożliwe jest 

IEM, a więc i akt płciowy. Łatwo zauważyć, że to właśnie IEM 

jest bardziej podatny na zakłócenia zewnętrzne, stany niepo­

koju, lęku. 

Podstawy wspomnianej wyżej niemocy płciowej powodują­

cej u alkoholików kompleks Otella można by więc szukać w wy­
gaszeniu IEM, przy pewnej bezwładności i zwiększonej pobud­
liwości SAM. 

Można sądzić, że u kobiet też istnieje podobna odmienność 

mechanizmu pobudzenia seksualnego, narastania lub utrzymy­
wania się przyjemności oraz mechanizmu orgazmu. Bez odpo­
wiedniego stopnia wzbudzenia seksualnego orgazm jest mało 

możliwy. Podobnie jak u mężczyzn, i u kobiet ten drugi me­

chanizm jest bardziej wrażliwy na zakłócenia zewnętrzne, stany 

psychiczne niepokoju, lęki. 

Pobudzenie seksualne może wystąpić też całkiem przy­

padkowo pod wpływem przegrzania okolic narządów płcio­
wych, wyobrażenia i dotyku, nawet wówczas, gdy ten dotyk 
następuje wbrew woli osoby, co bywa powodem konfliktu we-

154 

background image

wnętrznego

4 8

. To tylko początek, inicjacja samego procesu, 

który może rozwijać się lub nie. Natomiast rozwój tego po­
budzenia i jego narastanie, a następnie włączenie fazy speł­
nienia zawsze wymagają odpowiednich warunków zapewnia­

jących spokój, psychiczną akceptację i chociażby nie w pełni 

uświadomioną chęć. Przerwanie aktu seksualnego w jego dru­

giej fazie jest szczególnie przykrym przeżyciem, może nawet 
wywołać agresję lub z czasem doprowadzić do nerwicy płciowej. 
Boy-Żeleński opisał incydent ze znaną z temperamentu aktorką. 

Rzuciła ona zapaloną lampą naftową w pana, który w jej szczy­
towym momencie pozwolił sobie na przerwę, aby udzielić re­

prymendy za, jego zdaniem, niestosowną aktywność. 

Przed laty, gdy obowiązywał ścisły podział płci w domach 

akademickich, seksuolodzy opisywali szczególny rodzaj „nerwic 
korytarzowych". Występowały na ogół w postaci impotencji, 
przedwczesnego wytrysku lub bólów pochwy uniemożliwiają­

cych stosunek płciowy. Miały one wspólny początek, jakim był 
stosunek gdzieś na klatce schodowej i jego nagłe przerwanie 
w wyniku czyjegoś pojawienia się w momencie bliskim speł­
nienia. 

Zaspokajanie potrzeby seksualnej jest więc procesem fazo­

wym. Porządek tych faz zależny jest od spełnienia wielu wa­
runków zewnętrznych i wewnętrznych. Proces ten jest łatwo 
wzbudzalny, rozwijający znaczne moce, ale też niestabilny 
i wrażliwy na zakłócenia. Zaspokajanie innych potrzeb natu­
ralnych nie jest tak złożone. Być może dlatego, że są one i na­

turalne, i konieczne i nie mają tak bezpośredniego związku 
z losami gatunku. 

Pełna i bezpieczna dla zdrowia psychicznego realizacja aktu 

płciowego wymaga komfortu fizycznego, spokoju, pewności 

43

 Zwłaszcza w sytuacji, gdy osoba przymuszona, pełna wstrętu i oburze­

nia na zadany jej gwałt zdaje sobie sprawę z tego, że odczuła również przy­

jemność.  T e g o właśnie nie może sobie darować, mimo że nie miała wpływu 

na przebieg zdarzenia. 

155 

background image

moralnej i akceptacji uczuciowej partnera. Czy miłość jest też 
tu potrzebna? Na pewno tak dla osób wrażliwych i na pewno 
tak, gdy akt ten ma być początkiem normalnego życia płcio­
wego i gdy ma ono być źródłem przeżyć o znaczeniu wykra­

czającym poza obszar seksu. Czy jednak warunki te są ko­
nieczne w każdym przypadku? Na to już odpowiedział Epikur. 
Potrzeba seksualna jest wprawdzie naturalna, ale niekonieczna. 
Oznacza to, że konkretni ludzie mogą nadawać jej określone 
właściwości. Znam osoby, którym tylko najprościej realizowa­

ny seks daje zaspokojenie, a wszelkie inne czynniki, jak zaan­
gażowanie uczuciowe lub wyrafinowanie techniczne, zakłócają 
go. Znam też przypadki, gdy właśnie brak tych „innych czyn­
ników" czyni seks niemożliwym do spełnienia. 

7.5. SEKS JEST INTEGRALNYM SKŁADNIKIEM 

O S O B O W O Ś C I 

Ta złożoność, wrażliwość i uwikłania procesu zaspokajania po­
trzeby seksualnej powodują, że łatwo staje się on obszarem 

zaburzeń wykraczających poza sferę seksu. Również odwrot­

nie, bardzo szeroki zakres powikłań osobowościowych i trud­
ności życiowych ma wpływ na proces zaspokajania potrzeby 

seksualnej. Na podstawie własnych doświadczeń skłonny je­
stem nawet sądzić, że bardzo rzadko kłopoty seksualne są wy­
łącznym obszarem zaburzeń lub wyłącznym powodem zabu­
rzeń. W mojej praktyce psychologa klinicznego często, aż do 
wyleczenia, w ogóle nie poruszałem w rozmowach z pacjentem 

tematu jego zaburzeń seksualnych

4 9

. Ograniczałem się do wska-

4 9

 Powodem podstawowym wyboru tej okrężnej drogi jest moje przeko­

nanie, że, po pierwsze, symptomy zaburzeń nerwicowych, zwłaszcza te, którym 

pacjent przypisuje znaczenie, są szczególnie poddane kontroli mechanizmów 

156 

background image

zówek dotyczących naturalności bardzo szerokiego zakresu za­
spokajania potrzeby seksualnej. Nieraz tylko te wskazówki wy­
starczały. W przypadkach bardziej złożonych starałem się po­
móc w rozstrzygnięciu spraw osobistych, stosunku do innych 

ludzi, sensu życia czy konfliktu podstawowego. Problemy se­
ksualne same prostowały się „po drodze", w miarę jak człowiek 
prostował swoje inne kłopoty, z reguły bardziej ogólne i za­
sadnicze. Osobowość, ta złożona sfera „niekoniecznych" 
właściwości człowieka, jest całością, dlatego patogenne jest 

już samo tylko wyłączanie z niej jednej ze sfer i koncentro­

wanie się na niej. Podobnie jest i z wiedzą, i z zadaniami 
osobistymi. Ta sama prawidłowość dotyczy zresztą nie tylko 
osobowości, ale również ekonomii, polityki i gimnastyki. Albo 
traktujemy całość jako całość, część jako część całości, albo 
fałszujemy rzeczywistość i ponosimy tego konsekwencje. 

7.6. ZASADA WIELU KLUCZY DO  J E D N E G O 
ZAMKA 

Zakończę problem omawiania złożoności procesu zaspokajania 
potrzeby seksualnej prezentacją zjawiska, które jest charaktery­
styczne dla wszystkich potrzeb naturalnych, ale w wypadku 
potrzeby seksualnej jest jej właściwością zasadniczą. Wrócę 

obronnych, a obszary znaczeniowe z nimi związane ulegają konkretyzacji. Po 
drugie, dotyczą one przeszłości, gdyż realny czas teraźniejszy nie istnieje, jest 
tylko punktem przepływu przyszłości w przeszłość", a przyszłość jest już opa­
nowana przez lęk. Są to więc ostatnie pozycje obrony przed usunięciem poza 

czas. Na tym połega sens „obrony symptomu". Dlatego dotarcie do niego, 
bez zbytecznego nasilania obrony, jest użyteczne dopiero po osłabieniu ogól­

nej reakcji nerwicowej i wytworzeniu orientacji przyszłościowej (Obuchow­

ski, 1988a). Na ogół w takim wypadku jest już zbędne docieranie do sympto­
mu, omawianie go. 

157 

background image

w tym celu do potrzeby pokarmowej. Głód, który jest podsta­
wowym czynnikiem pobudzającym do jedzenia, pojawia się nie 
tylko wówczas, gdy tkanki naszego ciała „są głodne", gdy na­

stępuje deficyt substancji potrzebnych dla działalności ustroju. 
Głód pojawia się również, gdy nadchodzi czas posiłku, gdy jest 

nam źle, gdy odczuwamy frustrację seksualną lub egzystencjal­

ną, gdy widzimy apetyczny pokarm, gdy widzimy kogoś jedzą­
cego z apetytem lub gdy czytamy Fizjologią smaku Savarina. 
Są to różne „klucze" włączające pragnienie głodu. Dążenie za­

spokajające potrzebę pokarmową może więc być nie tylko re­

alizowane za pomocą różnych sposobów, ale też i różnie bloko­
wane. Gdy drogą negatywnego uwarunkowania aktu jedzenia 

dojdzie do wyłączenia pragnienia pokarmu, głód nie pojawi się 
nawet w wypadku poważnego wygłodzenia ustroju, a widok 

jedzenia wywołać może awersję. Można więc różnymi „klucza­

m i " i otwierać, i zamykać określone pragnienia. Zasada „wiele 

kluczy do jednego zamka" wynika z tego, że nie ma jednego, 

pewnego powiązania potrzeby pokarmu z jego pragnieniem. To 
właśnie było powodem wyboru w tej książce „obiektywnej" 

definicji potrzeby, takiej, z której wynika rozdzielenie tego, „co 
potrzebne", od tego, „co chciane", „co upragnione". Możemy 

sobie wyobrazić paradoksalną sytuację, gdy dążenie, które jest 

sposobem realizowania danej potrzeby, jest równocześnie jej 

spełnianiem i sygnałem do blokowania jej spełnienia. 

Właściwością „niekoniecznej" potrzeby seksualnej jest rów­

nież to, że włączanie i wyłączanie pobudzenia seksualnego jest 
możliwe za pomocą wielu „kluczy". Specyfika wytwarzania 

hormonów przez organizm, określone wyobrażenia, dotyk, pieprz­
na i mięsna dieta, obrazy, bodźce warunkowe — każdy z tych 

czynników może być kluczem włączającym pragnienie, a także 

wyłączającym je albo nawet włączającym zachowania zastęp­

cze, jak lęk, awersję, agresję lub kompulsywne zachowania 
zastępcze o charakterze zbrodniczym. Niekonieczność potrzeby 
seksualnej, w odróżnienieniu od potrzeby pokarmowej, powo­

duje, że jej „naturalne" niezrealizowanie nie podlega kontroli 

158 

background image

sankcji fizjologicznych w wypadku zbytniego oddalenia się for­

my realizacji dążenia seksualnego od jakiegoś uniwersalnego 
wzorca fizjologicznego, gdyż taki wzorzec nie istnieje. Stąd 

możliwość praktycznie nieograniczonego, ogromnego zakresu 
form, których normalność lub nienormalność wynika nie z fi­
zjologii, ale jest nadana kulturowo, wynika z wzorów kultury. 

Pozytywność lub szkodliwość może też wynikać z reguł współ­

życia społecznego lub konsekwencji dla rozwoju osobowości. 

Zasada wielu kluczy do jednego zamka wskazuje na to, 

że zaspokajanie potrzeb może różnicować się tym bardziej, 
im bardziej dana potrzeba jest niekonieczna. Jest to pod­
stawą ogromnego optymizmu wychowawczego i terapeu­
tycznego w wypadku blokady określonych dążeń. Jednakże 
wzbudza też niepokój.
 Wskazuje na to, jak łatwo może dojść 
do utrwalenia się takich form zaspokajania potrzeb, które mogą 
powodować wzrost komplikacji skutków zaspokajania lub skut­
ki uboczne, które z kolei mogą mieć negatywny wpływ na 

zaspokajanie innych potrzeb, lub też skutki paradoksalne po­

wodujące właśnie blokadę zaspokajania. 

Sprawa ta wymaga odpowiedniego komentarza: liczne cho­

roby, dewiacje i cierpienia będące wynikiem określonego spo­
sobu zaspokajania potrzeb wskazują na to, że nie tylko opty­
mizm wychowawczy jest uzasadniony, ale uzasadnione są też 

niepokoje wyrażane przez wielu opiekunów duchowych czło­

wieka. Niestety zbyt rzadko są oni kompetentni w zakresie 
wiedzy o psychice człowieka. Odnośnie do wielu z wyrażanych 
publicznie obaw można stwierdzić, że wymagają one chyba 

bardziej subtelnej bazy teoretycznej, w której indywidualne 

uprzedzenia będą oddzielone od faktów, a szacunek do ludzi 
innych będzie równy szacunkowi do siebie. Człowiek błądzi 
nieustannie i nieraz bardzo cierpi z powodu popełnianych błę­

dów. Dokładanie mu dodatkowych powodów do cierpień jest 

moralnie wątpliwe, a zarazem niekonieczne. Nie tylko nie popra­

wia człowieka, ale go tłamsi. Wymienię tu autentyczne, silnie 
modyfikujące sferę seksualności lęki i wyrzuty sumienia, bę-

159 

background image

dące wynikiem masturbacji, często przypadkowej, naturalnej 
w wielu sytuacjach. Prowadzą one nieraz do patologicznej fi-

ksacji właśnie na owym „samogwałceniu się". Dochodzi do 
generaiizacji lęków i pojawia się coraz bardziej rozbudowana 

negatywna ocena siebie, jako osoby złej, grzesznej i bezradnej. 

Spotykałem przypadki, gdy na tym tle rozrastała się nerwica, 
w toku której utrwalało się przekonanie, że wszyscy „ten grzech" 
widzą na twarzy, że „zło" tej osoby zdradza jej „zły" wzrok. 

Następnym krokiem była swego rodzaju personifikacja owego 

poczucia zła. To właśnie owo zło, jako diabeł, kieruje odczu­

ciami i działaniem. Wygląda z oczu. Stąd unikanie kontaktów 
z ludźmi, lęk przed wychodzeniem na ulicę, ale też i nasilenie 
masturbacji i masochistyczne skupienie się na niej. W konkret­
nym przypadku, o którym tu piszę, a który nie był schizofrenią 
i zakończył się dobrze, ten stan był wynikiem bezmyślnego 

modyfikowania osobowości opaitego na przewrotnej i okrutnej 
zasadzie: „Chcesz uzyskać nieśmiertelność, nie myśl o białej 

małpie". Im jednak bardziej chcę być nieśmiertelnym, tym bar­
dziej nie mogę przestać o tej małpie myśleć. 

7.7. KONCEPCJA SUBLIMACJI 

Zygmunt Freud wysunął pogląd, że libido — popęd leżący 
u podłoża potrzeby seksualnej — może ulegać transformacji, 
stając się podstawą energetyczną wszystkich rodzajów dążeń. 
Była to logiczna konsekwencja założenia, że istnieje jeden tylko 
rodzaj energii biologicznej uruchamiającej działania człowieka. 

Może ona rozładowywać się wprost, dostarczając danej jednost­
ce bezpośrednio najwyższej postaci przyjemności. Może też 
ona zostać wprzęgnięta w uruchamianie skomplikowanych me­
chanizmów psychicznych, których wytworem są czynności 
twórcze czy też intelektualne. Ta procedura przekształcania 

160 

background image

libido nazwana została sublimacją. Tym, co wprzęga tę pod­

stawową energię psychiczną w pracę na rzecz wyższych dą­
żeń, są różnego rodzaju zakazy i blokady kulturowe. Stąd 
wniosek, jaki wynika z teorii sublimacji, że zarówno własny 
rozwój osoby, jak i postępy cywilizacji są wynikiem bloko­
wania seksu i skierowania jego energii na cele „wyższe". 

Znalazł tu swój wyraz często spotykany stereotyp, że to, co 

użyteczne i wyższe, nie może być przyjemne — albo przyjem­

ność, albo postęp. Ten stereotyp, dosyć popularny w kulturze 
wiktoriańskiej, paradoksalnie znalazł swoje oparcie właśnie 
w psychoanalizie, koncepcji tak wrogiej wobec tej kultury i tak 
w jej ramach tępionej. 

Należy wziąć pod uwagę, że można by zamiast o sublimacji 

mówić o tym, że jednostka, która chce uzyskać wyniki na naj­
wyższym poziomie wyrafinowania twórczego, musi poddać się 
określonej dyscyplinie, nie tracić wiele czasu i energii na za­

bawę i podporządkować swoje dążenia twórczości. Życie to nie 
tylko przyjemność, ale i wielki obowiązek. Kto tej zasady nie 
przestrzega, marnuje swoje możliwości na rzecz doraźnych roz­
koszy. Marnuje też swoje życie i innych osób, bliskich mu 
i zależnych od niego. Takie były konsekwencje realizacji mo­

delu życia, jaki prezentuje sobą Karamazow, ojciec. 

Koncepcja sublimacji potrzeby seksualnej, w tym właśnie 

ujęciu, zyskała sobie swego czasu popularność wśród szerokich 
rzesz pedagogów, którzy widząc w niej rodzaj panaceum na 

kłopoty seksualne dojrzewającej młodzieży, akceptowali wyni­
kający z niej schemat behawioralny, mimo odrzucenia jej psy­
choanalitycznych przesłanek. Przewaga koncepcji sublimacji 
nad tym schematem behawioralnym polega na tym, że pozwala 

ona na dalej idące uogólnienia, umożliwia dokładną identyfi­
kację tego, co ma zostać zablokowane, i wyjaśnia istotę osiąg­
nięć wyższych. Są to inne formy seksu, a więc i różne formy 
przyjemności. Nigdzie nie zostało przecież udowodnione, że 
wysublimowane czynności, jak namalowanie genialnego obra­

zu lub rozwiązanie trudnego problemu matematycznego, nie 

161 

background image

sprawiają przyjemności. Jest to jednak przyjemność szczegól­
nego rodzaju

5 0

. Nie ma ona charakteru tak bezpośredniego do­

znania, jakie daje seks. 

Jakie argumenty przytaczano na rzecz koncepcji sublima­

cji? Dwa z nich są najpoważniejsze. Pierwszy stanowi uogól­
nienie obserwacji potwierdzających tezę, że ludzie aktywni in­
telektualnie, twórczy mają o wiele mniej kłopotów z seksual­
nym niezaspokojeniem niż inni — mało aktywni, bierni. Wi­

docznie — taki stąd można wysnuć wniosek — twórcza aktyw­
ność społecznie aprobowana w jakiś sposób rozładowuje napięcia 
seksualne. Drugi argument, przemawiający za prawdziwością 
tezy o sublimacji, jest wzięty raczej z socjologii: jest to mia­
nowicie stwierdzenie, że polityczna prężność i ekspansywność 

społeczeństw rośnie w miarę ograniczeń w zaspokajaniu po­
trzeby seksualnej. Można by stąd wnosić, że polityczna aktyw­

ność grup społecznych jest funkcją tych ograniczeń, stanowi 
sublimację potrzeby seksualnej i wtórnie doprowadza do jej 
zaspokojenia. J.B. Unwin na podstawie analizy osiemdziesięciu 

kultur stwierdził (cyt. za: Schełsky, 1959), że „można wykryć 
ścisłą korelację pomiędzy przedmałżeńską i małżeńską po­
wściągliwością płciową i swobodą płciową z jednej strony, 
a rozmiarami społecznych i politycznych energii danego spo­

łeczeństwa z drugiej [...] każde społeczeństwo ma możność 

wyboru: bądź rozwinięcie wielkich energii społecznych i poli­

tycznych, bądź korzystanie z indywidualnych swobód seksual­
nych". 

Oba wymienione tu argumenty nasuwają wątpliwości. Jeżeli 

ludzie aktywni i twórczy mniej od innych cierpią wskutek na­
pięć seksualnych, to można tłumaczyć to niekoniecznie subli-
macją. Można przypuszczać, że dzięki swojej aktywności 

i pomysłowości potrafią oni w ogóle lepiej zaspokajać wszel-

5 0

 Trzeba uczciwie powiedzieć, że sprawa ta nigdy nic została wyraźnie 

postawiona. Niedoformulowane koncepcje osobowości są wchłaniane przez 
istniejące wzory kultury i nieraz niewiele z nich pozostaje. 

162 

background image

kie swoje potrzeby, w tym i potrzebę seksualną. Nie tylko 
lepiej potrafią, ale też i spotykają się z ułatwieniami wyni­
kającymi stąd, że chętniej nawiązują z nimi kontakty osoby 
będące potencjalnymi partnerami seksualnymi.
 Dlatego też 
ich napięcia seksualne są efektywniej rozładowywane niż u in­
nych ludzi i nie występują u nich w jakichś niepokojących 

formach. Możliwa jest również inna hipoteza: dążenia łudzi 

intensywnie pracujących i żywo zainteresowanych swoją 

pracą, twórców, polityków, działaczy społecznych itp., wy­

magają od nich tak wielkiego nakładu energii całego orga­
nizmu, że problemy seksualne zostają zepchnięte na dalszy 
plan. Silne napięcia związane z innymi potrzebami otamo-
wują napięcia seksualne, zgodnie z prawem dominanty ner­
wowej.
 Jest wreszcie możliwa i trzecia hipoteza tłumacząca 

fakty przypisywane bezkrytycznie sublimacji potrzeby seksu­
alnej. Tajemnicą ludzi aktywnych i twórczych, a przy tym 
harmonijnych i zrównoważonych, może być po prostu zdy­

scyplinowanie, opanowanie wszelkich własnych dążeń i wy­
znaczenie seksualności jej właściwego miejsca wśród innych 
potrzeb, a może nawet podporządkowanie jej innym potrze­
bom, co umożliwia im zarówno świadomość własnych po­
trzeb, jak i fizjologiczna „niekonieczność" potrzeby seksu­

alnej. Zauważmy przy tym, że biografie wybitnych i aktyw­
nych ludzi bynajmniej nie skłaniają do podejrzewania ich 
o jakąś atrofię seksualizmu. Przykładami mogą służyć nie tylko 

Dumas ojciec i Napoleon — ludzie i pod tym względem dy­
namiczni. Sposób dawania sobie rady z problemami seksual­
nymi nosi na sobie piętno właściwego stylu życiowego: jest 
spokojny, harmonijny i zrównoważony lub, przeciwnie, burz­
liwy, chaotyczny i przypadkowy. Nieraz u tych samych osób 
występują obydwie formy. 

Warto też zauważyć, że relacja między aktywnością seksual­

ną a aktywnością społeczną lub twórczą nie jest jednoznaczna. 
Wielu aktywnych ludzi rezygnowało z życia seksualnego 
z przekonań ideowych i udawało im się zachować pod tym 

163 

background image

względem dyscyplinę. Nieraz pokonywali oni znaczne trudno­

ści, o czym wiemy wprost z takich wypowiedzi, jakie zawierają 
pisma św. Augustyna, a pośrednio z różnych fiksacji tematycz­

nych i projekcyjnych obsesji. Wielu ludzi biernych, intelektual­
nie niewydolnych, prowadzi z kolei bardzo intensywne życie 
seksualne. Czy to dlatego, że nie są zdolni do sublimacji? Może 

by tak było, gdyby nie fakt, że wśród biernych i niewydolnych 

wielu i w obszarze seksu funkcjonuje równie biernie i niewy­

dolnie. Przypomina się tu założenie, jakie wysunął Adler w swojej 
polemice z Freudem. Człowiek jest taki w życiu seksualnym, 

jaki jest w swoim życiu w ogóle. 

Przeciw koncepcji sublimacji potrzeby seksualnej przema­

wia również ciekawa uwaga zrobiona przez Kazimierza Imie-
lińskiego przy omawianiu przypadku „pokastracyjnego zespołu 
psychoendokrynologicznego" (1961). Pisze on, że „obniżenie 

siły popędu płciowego jest odwrotnie proporcjonalne do stopnia 
inteligencji osobnika [...] u ludzi z wysoką kulturą ducha i wy­
sokim stopniem inteligencji osłabienie popędu płciowego [po 

kastracji — przyp. K.O.j następuje powoli i nie jest znaczne. 
Ludzie prymitywni reagują na kastrację szybkim i silnym osła­
bieniem popędu" (s. 374). Autor wprawdzie nie podaje, na czym 
opiera swoje wnioski, na ilu przypadkach, jakimi metodami 
prowadzonych, wniosek ten jest jednak zbieżny z opinią innych 

klinicystów i jeśli nawet tylko w kilku wypadkach tak się zda­
rzyło, to już wystarczy, aby podważyć koncepcję sublimacji. 

Zgodnie z nią skutek kastracji powinien być wręcz odwrotny 

— powinna ona prowadzić do szybkiego zaniku napięć seksu­

alnych właśnie u tych z „wysoką kulturą ducha", mających 
większe szanse aktywności sublimacyjnej, albo nawet do zani­

ku tej ich kultury „ducha". 

Jeszcze trudniej przyjąć socjologiczny dowód słuszności 

koncepcji sublimacji sprowadzający polityczną aktywność ca­

łych społeczeństw do tego, co określa się jako „ascetyczne spię­

trzenie energii popędowych i ich społeczne skanalizowanie do 

kilku nielicznych tego rodzaju możliwości działania" (Schel-

164 

background image

sky, 1959, s. 241). Przede wszystkim wydaje się, że z samego 
stwierdzenia korelacji między ograniczeniami seksualnymi 
a prężnością polityczną nie wynika wniosek o zależności tej 
sytuacji politycznej od zaspokojenia seksualnego obywateli; 
wiemy przecież, od jak wielu zupełnie pozapsychicznych czyn­
ników zależy to, czy jakieś społeczeństwo wykaże mniejszy 
lub większy dynamizm polityczny. Grają tu zasadniczą rolę 
warunki ekonomiczne, geograficzne, histoiyczne, tradycje na­

rodowe itp. Rozumowanie tego typu, jak zaprezentowane w przy­
toczonym wyżej poglądzie Unwina, ma, poza błędami logicz­

nymi, istotną wadę — zakłada się z góry to, co miało zostać 

udowodnione. Psychologizm zbyt upraszcza rzeczywistość i nie 

bierze pod uwagę skomplikowanych i różnorodnych jakościo­

wo uwarunkowań bytu i rozwoju społecznego, jak to słusznie 

zauważył na przykład Tadeusz Tomaszewski (1949), omawia­

jąc psychologiczne aspekty wojny. 

Można zresztą znaleźć podstawy do odrzucenia argumentu 

Unwina, nawet w wypadku aprobaty jego obserwacji. Odwra­
cając tok jego rozumowania, możemy stwierdzić, że większym 

zdyscyplinowaniem powinno okazać się społeczeństwo żyjące 

w ramach bardziej zwartego i prężnego systemu politycznego, 

z natury rzeczy stawiającego bardziej rygorystyczne wymaga­

nia wobec indywidualnego stylu życia. To zdyscyplinowanie 

i rygory powinny objąć i formy zaspokajania potrzeby seksu­
alnej. Są na to liczne dowody i we współczesnym świecie. 
Z tego wcale nie musi wynikać wniosek, że dyscyplina seksu­
alna decyduje o aktywności i prężności społeczno-politycznej. 
Sama korelacja dwóch zjawisk nie niesie w sobie żadnej infor­
macji o tym, co jest przyczyną, a co skutkiem. 

Również badania empiryczne nie potwierdzają teorii subli­

macji. L.F. Schaffer i  E J . Shoben (1956, s. 552 i nast.) podają, 

że badania, którym poddano grupę wybitnych twórców pozo­
stających w stanie wolnym, nie potwierdziły hipotezy, jakoby 

ich artystyczne czy intelektualne osiągnięcia zastępowały im 

normalną realizację potrzeby seksualnej. Do takiego same-

165 

background image

go wniosku doszedł Taylor na podstawie badania czterdziestu 

mężczyzn z wyższym wykształceniem, o wyraźnych zamiło­
waniach artystycznych (por. McHunt, 1944, t. I, s. 320). 

Podsumowanie tych wywodów dostarcza dostatecznych 

podstaw do stwierdzenia, że wszelkie teorie tłumaczące zacho­
wania społeczne człowieka takimi lub innymi formami subli­
macji lub konwersji seksu są niewystarczająco uzasadnione. 

Nie uwzględniają one ani całej złożoności osobowości ludzkiej, 
ani podstawowych praw rozwoju społecznego. Przykłady przy­
taczane przez zwolenników tych poglądów są wynikiem nieraz 
interesujących obserwacji, mogą jednak być interpretowane 
w inny sposób, czasami dokładnie odwrotnie. 

7.8.  D O Ś W I A D C Z E N I E SZCZYTOWE I  S U B U M A C J A 

Sądzę, że warto, nawet odrzucając koncepcję sublimacji, zasta­
nowić się nad ujęciem innym, równie interesującym, a może 
i bardziej użytecznym. Wynika ono z refleksji nad istotą prze­
życia towarzyszącego szczególnym osiągnięciom „samoaktuali-

zującej się" jednostki. W pracach Masłowa synonimem „do­
świadczenia szczytowego" jest „uczucie oceaniczne". Określenie 
to miało na celu położenie nacisku na metafizyczny składnik 
przeżycia, na swego rodzaju ekspansję poza granice realnego 
świata. Być może jest to stan dany subiektywnie, bliski temu, 

co młodzieżowy slang określa nazwą „odlot". Są też podobne 

ujęcia naukowe. Adler nazwał „uczuciem kosmicznym" stan, 

jaki towarzyszy spełnianiu się osiągnięć zgodnych z interesem 

społecznym. Z kolei James w swoim traktacie o doświadczeniu 
religijnym pisze o stanach, jakie towarzyszyły zatraceniu się 
w modlitwie, pełnemu oddaniu się duchowemu powołaniu. Wie­
lu twórców pisze o „olśnieniu", o szczególnie intensywnym prze­

życiu, jakie towarzyszy rozwiązaniu ważnego problemu. Ko-

166 

background image

mentatorzy Masłowa, jak Larry A. Huelle i Daniel J. Ziegler 
(1976), zwrócili uwagę na to, że podobnych „szczytowych" prze­
żyć doznają nie tylko jednostki wybitne. Ich zdaniem coś po­

dobnego przeżywali „streakersi". Tak nazywano ludzi, którzy 
ulegali modnemu na początku lat siedemdziesiątych przymusowi 

wewnętrznemu lub chęci biegania nago po ruchliwych ulicach. 

Właśnie to przeżycie miało być wzmocnieniem wytwarzającym 

pragnienie powtarzania owych zachowań. 

Przytaczam te przykłady jako ilustrację tezy. że na każdym 

poziomie uzyskania szczególnego osiągnięcia towarzyszy temu 
rodzaj „orgazmu", mocnego, skrajnie pozytywnego, emo­

cjonalnego przeżycia i nie należy tu zrażać się odmiennością 
wartości tych stanów dla kultury. Być może od rodzaju owe­

go „odlotu" zależy jego komponent fizjologiczny, intelektualny 
lub duchowy. Różnica ta nie jest zresztą pewna, gdy przypo­
mnimy sobie, że tak szeroko rozumiany orgazm był składni­
kiem ceremonii wielu religii. Gdyby wyłaniająca się z tych 

przykładów teza była do przyjęcia, oznaczałoby to, że orgazm 
nie jest tylko „stanem genitalnym", ale może i nie jest spe­
cyficznym dla seksu przeżyciem. Specyficzna jest tylko sy­
tuacja spełnienia i komponent fizjologiczny. Właściwością 
człowieka jest to, że jego osiągnięcia, te, które znajdują się 

na linii jego dążeń, być może na linii popędów biologicz­

nych, motywacji tła, są nagradzane wewnętrznie przeży­
ciem szczytowym.
 Tyle że w przypadku realizacji dążeń se­
ksualnych przeżycie to wydaje się najprostsze, jak to właśnie 

zauważył Freud, który w swojej koncepcji sublimacji zawarł 
sugestię, że jego odpowiedniki istnieją na każdym poziomie 
funkcjonowania człowieka. 

Problem ten wymaga dodatkowego opracowania. Poruszy­

łem go już przy okazji omawiania motywacji tła. Tu tylko „za-
klepuję" go i zwracam na niego uwagę badaczy. 

167 

background image

W rozdziale tym pominąłem temat, który zajął dużo miejsca 

w poprzednich wersjach tej książki. Dotyczy on pytania o po­
wody, dla których sprawy seksu tak wiele miejsca zajmują w na­

szej kulturze. Jedni z badaczy wyjaśnienia szukają w funda­
mentalnym znaczeniu tej potrzeby dla człowieka,
 zwracając 
uwagę, że dowodzi tego liczba zakazów, nakazów, rytuałów, 

zobowiązań do celibatu. Wielu badaczy tego problemu wyjaś­
nienie znajduje w skutkach zakazów, ograniczeń, we fru­
stracji tej potrzeby i w sztucznym wzbudzaniu związanych 
z nią pragnień
 przez nasycone seksem obrazy i teksty. Nie­
którzy winią za to pustkę życia, którą najłatwiej zapełnić przy­

jemnością najbardziej bezpośrednią, a więc i najłatwiejszą. Po 

lekturze tego rozdziału rodzą się jednak pytania: Czy rzeczy­
wiście jest to przyjemność najłatwiejsza? Czy seks jako prob­

lem istnieje realnie? Może tylko wydaje się nam, że atakuje on 

nas ze wszystkich stron. Może po prostu bardzo niewielu ludzi 

zdolnych jest do przeżycia szczytowego w toku realizacji głów­

nych kierunków swojego życia. Pozostaje więc im tylko seks, 
a właśnie „ten tylko" seks okazuje się zbyt trudny. Nie potrafią 

oni i w tym obszarze życia uzyskać niczego szczególnego, żadnej 

postaci szczytowego doświadczenia. Stąd ich frustracje. Seks 

— sprawa wydawałoby się prosta i łatwa, a wyniku oczekiwa­

nego nie ma. Może, jak już wspominałem, kryterium zdro­
wia psychicznego wprowadzonym przez Freuda, jakim jest 
zdolność do uzyskania orgazmu, objąć wszelkie doznania 

szczytowe? Może na uzyskaniu ich, boję się to otwarcie po­
wiedzieć, polega szczęście jednostki ludzkiej?
 Może dla tych 

ludzi, którzy wydają majątek na to, aby posłuchać nagrane­

go chociażby w Australii tekstu o przeżyciach erotycznych ob­

cej sobie osoby, jest to jedyna dostępna ich psychice forma 
szczęścia? 

Może tu właśnie ujawnia się pęknięcie naszej kultury, 

której moc normatywna zanika, ale w swojej szczątkowej 
postaci potrafi jeszcze mocno unieszczęśliwić jednostkę 
ludzką. 

background image

R O Z D Z I A Ł 8 

Potrzeby poznawania 

8.1. TRZY RODZAJE  P O W S Z E C H N Y C H POTRZEB 
ORIENTACYJNYCH 

W rozdziale dotyczącym potrzeb starałem się uzasadnić powo­
dy wyodrębnienia specjalnej grupy potrzeb właściwych wszyst­

kim ludziom naszej kultury, a wynikających stąd, że odpo­

wiednie postępowanie jednostki zależy przede wszystkim od 

różnych postaci orientacji, których podstawową formą jest 
orientacja intelektualna. Człowiek, aby mógł normalnie po­

stępować, powinien orientować się w znaczeniu tych zda­
rzeń, jakie zachodzą w otaczającym go świecie, i tych, jakie 
mogą zachodzić. Powinien być zdolny do ich rozpoznania, 

zrozumienia i przewidywania. Służy mu do tego jego aparat 
intelektualnej orientacji w rzeczywistości. 

Wiele danych wskazuje na to, że poza intelektualną orien­

tacją w świecie niezbędna jest również orientacja uczucio­
wa. Polega ona na bezpośrednim wyczuwaniu stanów uczu­
ciowych innych ludzi i bezpośrednim zdawaniu sobie spra­
wy ze swoich relacji uczuciowych z innymi ludźmi.
 Sądzę, 
że istnieje wręcz zależność sprawności funkcjonowania jed­
nostki od trafności tej orientacji. Jest ona szczególnie ważna 
w okresie dojrzewania osobowości. 

Już w końcówce tej fazy życia, w której rozpoczyna się 

dojrzałość, wagi nabiera orientacja dotycząca swojego miej­
sca w świecie i, odpowiednio do tego, posiadanie własnego 

169 

background image

poglądu na to, po co się żyje, jakie racje uzasadniają własne 
życie.
 Tu nie wystarczy orientacja intelektualna ani łączność 
uczuciowa z otoczeniem. Decydującą rolę odgrywa określona 

koncepcja świata, światopogląd i wytworzenie koncepcji siebie 

w tym świecie, jakim on naszym zdaniem jest. 

Tym trzem postaciom orientacji odpowiada wyróżnienie 

trzech orientacyjnych potrzeb powszechnych: potrzeby po­

znawczej, potrzeby kontaktu emocjonalnego i potrzeby sen­
su życia. 

Czy lista ta wyczerpuje liczbę możliwych potrzeb orienta­

cyjnych? Z pewnością nie. Jednakże jednym z założeń prezen­
towanej tu koncepcji jest oparcie się na minimum kategorii 
niezbędnych do zrozumienia dążeń jednostki ludzkiej. 

Nie znaczy to, że nie ulega zmianie liczba potrzeb. W toku 

pracy nad tą koncepcją wyłoniła się jeszcze jedna potrzeba 

— potrzeba dystansu psychicznego. Jest ona wynikiem moż­

liwości zaistnienia określonego fenomenu psychiki polega­

jącego na tym, że spora część tego, co w mojej świadomości 

stanowi moje „ja", a może być ujęte jako przedmiot, zostaje 

ujęte jako przedmiot. Moja miłość do kochanej osoby, mój 
lęk przed niepowodzeniem i moja wadliwa pamięć konstytu­
ują mnie, moją psychikę. Są mną, stanowią wspólnie moje Ja 

synkretyczne. Czuję siebie jako moją miłość, lęk, zagubie­
nie. Zakwestionowanie mojej miłości jest zakwestionowaniem 
mnie. Jednakże w określonych warunkach mogę te swoje stany 
nazwać, odróżnić je ode mnie samego, to znaczy rozpatrywać 

je niezależnie od siebie, tak jak moją rękę, bliznę na mojej 

nodze czy mój komputer. Zakwestionowanie mojej miłości mo­
że być tylko i niczym więcej niż zakwestionowaniem mojej 

miłości. Takie odróżnienie siebie od mojej miłości oznacza, że 

tę miłość „uprzedmiotowiłem", wydzieliłem ją w postaci frag­
mentu Ja przedmiotowego z jednolitego Ja synkretycznego, 

któiym byłem w mojej świadomości. Tym samym uzyskałem 
osobisty stosunek do niej, do tego mojego szczególnego „ja-
nie-ja". Mogę ją na chłodno oceniać, kontrolować, kompenso-

170 

background image

wać swoje braki w spełnianiu miłości, a nawet ćwiczyć i wzbo­

gacać swoją wrażliwość uczuciową. 

Uprzedmiotawiając kolejno fragmenty mojego Ja synkre-

tycznego, docieram w końcu do tego, co już nie da się uprzed­
miotowić, do czego nie mogę mieć stosunku, gdyż ono JEST 

tylko moim stosunkiem, nieredukowałnym do niczego. To jest 

moje Ja intencjonalne. Dzięki niemu uzyskuję osobisty dystans 

siebie do samego siebie, do swoich przeżyć i pragnień. Ja in­

tencjonalne jest moim ostatecznym odniesieniem, jako podmiotu, 

nieredukowałnym do przedmiotu. Dzięki posiadaniu Ja inten­

cjonalnego jestem podmiotem, a znając reguły gry, uzyskuję 

autonomię i wolność psychiczną. Jest to moją potrzebą, od niej 
zależy mój rozwój jako osobowości, jak i pewne szczególne 
poczucie satysfakcji i swobody, które jest wynikiem kontrolo­

wania siebie. Dystans psychiczny jest szczególnym rodzajem 
orientacji. Jest to określona struktura świadomości, jej fenomen. 

Powstaje pytanie: Czy posiadanie owego dystansu psychicz­

nego jest potrzebą orientacyjną? W pewnym sensie tak. Skłon­
ny jestem jednak sądzić, że to odrębny rodzaj potrzeby. 

8.2. DWA RODZAJE POTRZEB POZNAWCZYCH 

Wrócę jednak do najbardziej oczywistej potrzeby orientacyjnej, 

jaką jest potrzeba poznawcza. Zacznę od banalnego stwierdze­

nia, że każda żywa istota musi móc poznawać swoje otoczenie 
zarówno po to, aby utrzymać się przy życiu, jak i po to, aby 
zapewnić sobie rozwój. Poznawanie jest więc potrzebą koniecz­
ną. Poznawanie może dotyczyć tego, jakie są składniki naszego 

otoczenia, nas samych, a także naszego własnego działania. 
Uzyskujemy w ten sposób rodzaj fotografii, opis świata. Po­
znawanie może też dotyczyć czegoś znacznie więcej, bo zro­
zumienia i wyjaśnienia zarówno stanów i zdarzeń prostych, jak 

171 

background image

i problemów wykraczających poza możliwości spostrzegania 

zmysłowego. Na przykład problemem takim, wymagającym 
zrozumienia, może być zarówno powód, dla którego jabłko spa­

da z jabłoni, jak i uzyskanie odpowiedzi na trzy podstawowe 

pytania: czym jest świat, czym jest człowiek i kim jestem ja 

jako człowiek w tym świecie. Odpowiedź na te pytania formuje 

„wiedzę uniwersalną" człowieka

5 1

Poznawanie przebiega nieraz według określonych rygorów. 

Jednym z nich jest poznanie naukowe. Czasem poznawanie ma 

charakter swobodny, gdy jest to poznawanie twórcze, a jego 
zasady znajdują się poza świadomością twórcy. W wypadku 
poznawania rzeczywistości nieskończenie złożonej, a także tak 

ogólnej jak przedmiot powyżej podanych trzech pytań, granice 
między poznawaniem naukowym i twórczym są przekraczane 

w obydwie strony. Jednostka ani nie jest w stanie udzielić sobie 

na nie odpowiedzi pełnej, gdyż nie panuje nad całością prze­
słanek, ani też nie jest w stanie udzielić sobie odpowiedzi sta­

bilnej, gdyż zależy ona od licznych kontekstów. Problem po­
lega na tym, że wprawdzie na te pytania nikt nie potrafi udzielić 
zadowalającej odpowiedzi, jednak należy do niej dążyć i doce­

niać to, co udaje się uzyskać. W takiej sytuacji są też uczeni 

szukający odpowiedzi na pytanie o istotę materii lub na pytania 
o przyczynę postępowania ludzi. 

Niektórzy odczuwają ten stan „niedopoznania" jako dys­

komfort i albo negują sens szukania tego rodzaju ułomnych 

odpowiedzi, albo udają, że takich pytań nie ma, i koncentrują 

się tylko na pytaniach, na które odpowiedź jest prosta, a prze­
słanki jakoby w całości znajdują się pod kontrolą pytającego. 

To jest powodem, że poznawanie traktowane bywa jako proces 
bezpośrednio związany ze spostrzeganiem świata takim, jakim 

nam wydaje się, że on jest, i z uczeniem się tego tylko, co 

zostało spostrzeżone. Mówimy, że poznaliśmy Tatry, gdyż by-

51

 Więcej informacji na ten temat czytelnik znajdzie w: Obuchowski, 1985, 

s. 235-246. 

172 

background image

liśmy tam na wycieczce. Poznaliśmy geografię Polski, gdyż 
nauczyliśmy się nazw polskich miast, rzek, rozkładu ich na 

mapie, w wyniku czego potrafimy dokonać reprodukcji tej no­
wej dla nas wiedzy i na przykład umiemy znaleźć na mapie 

Poznań, a poprzednio tego nie umieliśmy. Poznawaniem tego 

rodzaju jest również stosowanie techniki diagnozy. Możemy 

nauczyć się tego, jaki kolor papierka lakmusowego oznacza 

istnienie kwasu w roztworze, lub nawet nauczyć się przepro­
wadzenia testu inteligencji i za pomocą tej wiedzy stwierdzić, 
że wyniki, jakie uzyskał Jan, oznaczają iloraz inteligencji mie­
szczący się w granicach statystycznej normy. Możemy też za­
dać różnym ludziom pytania w sprawach dla nich bardziej lub 
mniej interesujących i stwierdzić, że ich odpowiedzi były takie, 

a nie inne, z czego jednak nie wynika nic więcej ponad to, że 
ich odpowiedzi były takie, a nie inne. 

Warto zwrócić uwagę na to, iż te wymienione wyżej spo­

soby „poznawania" składu chemicznego, poziomu inteligencji 

czy „poglądów" może realizować również komputer. Kom­

puter bywa w tym nawet lepszy. Możemy po nauczeniu się 

definicji kwasu i ilorazu inteligencji uzyskać dyplom upraw­
niający do pracy na stanowisku specjalisty, na podstawie wy­
powiedzenia ciągu zdań lub czynności nazywanych reproduk­

cją tej wiedzy. Nawet jednak, gdy wyuczymy się wielu 

złożonych operacji diagnostycznych, może to w niczym nie 
zmienić faktu, że jest to nadal tylko wiedza mechaniczna, bier­
na, taka właśnie, jaką może nabyć komputer. Wielu chemi­

ków, psychologów, tak jak i żołnierzy oraz kolejarzy i poli­
tyków, posługuje się, wykonując swoją pracę zawodową, tylko 
taką wiedzą wyuczoną i za jej pomocą dokonuje określonych 
operacji zawodowych. Oni sami, jak i kształcący ich, sądzą, 

że wcale nie muszą tej wiedzy rozumieć, dokonywać jej trans­
feru, posługiwać się nią do innych celów niż te, do jakich 
była przewidziana. Komputer też nie musi „rozumieć" wło­
żonej do niego dyskietki. Wystarczy, że potrafi ją zdekodo-
wać, to znaczy odczytać i umieścić zawarte w niej informacje 

173 

background image

tam, gdzie przewiduje to jego program, i przetworzyć je tak, 

jak przewiduje to jego program. 

Tak mniej więcej przedstawia się model procesów pozna­

wania ludzkiego prezentowany przez dominujące nurty psycho­
logii. Co najistotniejsze, taki rodzaj wiedzy nie ma znaczenia 

dla rozumienia świata przez posługujących się nią ludzi. Uczą 

się odpowiednich zdań, ale nie muszą ich rozumieć. W odpo­
wiednim momencie wypowiadają odpowiednie zdania lub 

w inny sposób aktualizują się im określone schematy i to ma 

zastąpić refleksję ogólną. Wiedza ta więc nie tylko nie rozwija 

się ani nie rozwija ich intelektualnie, ale nawet blokuje ich 

rozwój, obciąża ich. Będzie o tym jeszcze mowa w tej książce 
przy okazji prezentacji problemu przejścia osobowości ludzi 
z fazy mechanicznej identyfikacji do fazy własnej koncepcji 
sensu życia. 

Sposób funkcjonowania w świecie oparty na wiedzy mecha­

nicznej nazwany został brikołażem

5 3

. Oznacza to z grubsza 

majsterkowanie, manipulowanie. Jego celem jest reprodukcja 

tego, co już jest znane. Ta wiedza, jaką dysponuje „brikoler", 

została w niego włożona, nieraz utrwalana i modyfikowana 
w nim w toku ćwiczeń, ale nie jest ona wynikiem jego własnej 
aktywności intelektualnej. Claude Levi-Strauss nazwał tak my­
ślenie ludzi kultur pierwotnych. 

Łatwo uzasadnić pogląd, że człowiek nie jest niezbędny do 

sprawowania czynności zawodowych opartych na takiej wie­
dzy. Nawet więcej, coraz częściej jest zbędny, i nic w tym 
dziwnego, gdyż w realizowaniu tego rodzaju operacji poznaw­

czych jest bardziej zawodny niż maszyna. Nic też dziwnego, 

że w obecnej fazie stanu cywilizacji technicznej, zwanej post-
industrialną, ludzie, których wiedza zawodowa ogranicza się 

do wiedzy mechanicznej, stają się zbędni w procedurach wy­

konywania tej pracy, która nie wymaga innej wiedzy poza wie-

5 2

 Brikolaż — bricolage (fr.). Termin ten wprowadzi! Claude Levi-Strauss 

(por. Obuchowski, 1982). 

174 

background image

dzą mechaniczną. Stają się bezrobotni. Uczenie się takiej me­

chanicznej, konkretnej wiedzy można uznać za proces natural­

ny, gdyż samego tego uczenia się nie trzeba się uczyć. Jest tu 

tylko jedna zasada znana od średniowiecza: „Powtarzanie jest 

matką nauki". Polega ona na powtarzaniu, czyli utrwalaniu od­

ruchów warunkowych, co jest funkcją wrodzoną. Ulepszanie 
wiedzy polega tu tylko na ćwiczeniu na przykład sprawniejsze­
go spostrzegania lub trwalszego wyuczenia się

5 3

, ale to już inna 

sprawa. Można więc powiedzieć, że omawiana tu podstawowa 

potrzeba poznawania mechanicznego, biernego, jest natu­
ralna i konieczna, tak jak jedzenie, jak każdy rodzaj po­
trzeb fizjologicznych. 

Czyżby więc była ona w istocie postacią potrzeby fizjolo­

gicznej? Pytanie ważne, ale o tym w dalszej części rozdziału. 

Pozytywną właściwością naturalnego poznawania jest swoista 

rzetelność, z jaką funkcjonuje wyuczona mechanicznie wiedza. 
Chodzi o to, że jest ona w istocie odzwierciedleniem, reprezen­
tacją realnej rzeczywistości, i niczym innym być nie może. Rze­
telność ta powoduje, że w działaniach, w których wynik zależy 
od tego, jak dokładnie zostanie wykorzystane doświadczenie 

jednostki, wiedza ta ma przewagę nad refleksją i tworzeniem. 

Ma to znaczenie szczególnie w warunkach, gdy ryzyko błędu 

jest wielkie lub też gdy trzeba być pewnym takiego i tylko 

takiego działania, a na rozumowanie nie ma czasu. Można by 
powiedzieć, że poznawanie naturalne jest formą poznawania 

właściwą pierwotnym warunkom życia naszego gatunku. 

Wbrew oczekiwaniom nie oznacza to jednak, że wiedza na­

turalna jest dokładną kopią rzeczywistości „włożoną" do mózgu 

człowieka jako wynik jego doświadczenia. Powodem jest to, 

że ograniczenia naszych zmysłów pozwalają na częściową tyl­

ko percepcję świata. Nie dostrzegamy fal radiowych, promieni 
rentgenowskich, znacznej części widma barw, znacznej części 
dźwięków. Ale nawet od tego dostrzegalnego zmysłowo obrazu 

Zwane w psychologii „przeliczeniem się". 

175 

background image

świata ta jego „reprezentacja" ulega odchyleniu. Fałszuje go, 
tak jak fałszuje obraz lustro mające nierówności i skazy. Wie­
dza naturalna może odchylać się od rzeczywistości również 

dlatego, że reprezentuje ją w sposób ograniczony, tylko w ogól­
nych zarysach. Jest to wynik tzw. generalizacji. Bywa też tak, 
że pewne składniki obrazu świata nie są dopuszczane do świa­

domości w wyniku działania mechanizmów obrony psychicz­

nej, jak na przykład wypierania. Zafałszowania wynikają też 

stąd, że nawet, wydawałoby się, proste spostrzeganie czy zapa­
miętywanie to złożone procesy, w wyniku działania których 
„reprezentacja" rzeczywistości nigdy nie jest jej dokładną „re­

produkcją", jej kopią, ale też nie jest niczym innym niż jej 
niedoskonałą kopią. Poza tym „majsterek-brikoler" czasem nie 
trafi młotkiem, czasem drgnie mu ręka, czasem czegoś nie za­
uważy lub o czymś zapomni. Jest więc ogromna liczba przy­

czyn powodujących, że poznawanie naturalne nie jest tak wia­
rygodne, jak to się wydaje w ujęciu potocznym. Nigdy jednak 
„reprezentacja" mechanicznie poznanego świata nie jest bogat­

sza od świata, który reprezentuje. Może być najwyżej mylna, 
gdyż pojawia się tu jeszcze jedna komplikacja, o której dotąd 
nie wspomniałem. Nasza reprezentacja świata jest nie tylko 

jego obrazem percepcyjnym, ale i wynikiem ubiegłych do­

świadczeń, naszej już uprzednio istniejącej wiedzy o nim. 
Nie jest prawdą, jak sądzą niektórzy, że dziecko uczy się roz­
poznawania krowy w ten sposób, że poznaje wiele krów i łączy 

je ze sobą nazwą. W toku wychowania często nazwa wyprzedza 

doświadczenie percepcyjne i dziecko, które nigdy nie widziało 

krowy, potrafi ją rozpoznać, gdyż miało do czynienia z opisami, 

rysunkami, fotografiami. To właśnie „błąd" wspomnianej wy­

żej generalizacji zapewnia sukces poznawczy, jakim jest roz­
poznanie krowy nawet wówczas, gdy różni się ona od już wi­

dzianych. Jako dorosły człowiek pomyliłem kiedyś z krową 

inne zwierzę, w ogóle do niej niepodobne. 

Otóż przed laty na Ornaku pomyliłem krowę z niedźwie­

dziem. Brunatne cielsko posuwało się jakimś dziwnym ruchem, 

176 

background image

dziwnie wysoko, na zboczu między krzewami. Błąd popełni­
łem, ponieważ wiedziałem, że niedźwiedź jest w tej okolicy. 
Nie dostrzegłem jednak w tym „niedźwiedziu" więcej, niż wi­
działem i wiedziałem. O ile byłoby inaczej, gdyby z tej mojej 
wiedzy wynikało coś więcej, niż widziałem i wiedziałem — 
oznaczałoby to, że sam wytworzyłem tę wiedzę. Nieraz wydaje 

się, że tak dzieje się w wypadku zeznań świadków, którzy two­

rzą całe złożone i nieprawdziwe historie, tak jak pisarz tworzy 
powieść. W istocie jednak świadkowie owi tyłko nie potrafią 

odróżnić tego, co wiedzą, od tego, co widzieli sami. Powstał 
u nich jeden obraz świata złożony z nałożenia się wielu obra­

zów, i to nieraz obrazów tylko opisanych, a nie „doświadczo­

nych zmysłowo". Nie mają oni wobec niego dystansu, jest on 

dla nich „oczywisty" i tym samym nie są w stanie odróżnić 

w obrazie tego, co widzieli sami, od tego, co zostało im opisane 

przez innych. Nie ma jednak w tym obrazie nic więcej, nic, co 
by pochodziło tylko od nich, poza omyłkami, złudzeniami wzro­
kowymi lub skojarzeniami słowa z rzeczą. 

Cała złożoność naturalnego poznawania rzeczywistości 

polega na tym, że posiadanie jej reprezentacji nie jest wy­

starczające jako wskaźnik prawdy o niej. Precyzyjne spo­
strzeżenie ucha, nogi i ogona słonia nie jest prawdą o tym 
słoniu,
 nie tylko dlatego, że uzyskana wiedza jest cząstkowa, 
ale też dlatego, że jest zbyt powierzchowna. 

Prawdę, która pozwala nam na przykład wiedzieć o tym, że 

człowiek wytwarza pole elektromagnetyczne, że istnieją barwy, 
których nie dostrzegamy, że samo obliczenie wyników testu 
inteligencji uzyskanych przez badanego nie wystarcza do oceny 

jego inteligencji — taką prawdę uzyskujemy nie w wyniku 

doskonalenia reprezentacji świata, ale w wyniku jego rozumie­
nia, aktywnego wyjaśniania jego istoty. Gdy klinicysta podczas 

badania diagnostycznego dochodzi do wniosku, że niskie wy­

niki w kwestionariuszu inteligencji spowodowane są tym, że 

osoba badana ma awersję do ograniczania jej rozwiązań do 

alternatywy — „a" lub „b" — a nie brakami intelektualnymi, 

177 

background image

oznacza to, że sięgnął „w głąb", pod powierzchnię zjawiska, 
ujmując to, co nie było mu dane bezpośrednio, i posługując się 
tym do wyjaśnienia uzyskanego wyniku. Jest to już całkiem 

inny rodzaj poznawania. Jest ono aktywne, dokonywane przez 
niego, a nie przy jego pomocy. Takie poznawanie jest możliwe 
tylko za pomocą języka, który jest wytworzony w kulturze, i za 
pomocą techniki myślenia, której trzeba się uczyć i którą moż­
na wytwarzać samemu. Wynikiem takiego poznawania nie jest 

REPREZENTACJA, odzwierciedlenie, ale ROZUMIENIE, in­
terpretacja. 

Poznawanie prowadzące do rozumienia nie jest proce­

sem naturalnym. Trzeba się go uczyć. Jego poziom zależy 
od poziomu wykształcenia, jest on też funkcją nieustannego 
treningu intelektualnego. Jest to poznawanie aktywne, pro­
wadzone za pomocą określonych metod, które mogą być 
lepsze lub gorsze.
 Potrzeba poznawania aktywnego jest więc 
potrzebą nienaturalną. 

Czy jest to potrzeba konieczna? Czy można żyć bez rozu­

mienia, tak jak nie można żyć bez odzwierciedlania? Wspo­
mniałem już, że nie tylko można, ale w określonych stałych 
warunkach wymagających szybkich, pewnych działań można 

być nawet tego życia pewniejszym. Tyle że poznawanie natu­
ralne przywiązuje jednostkę do sytuacji, w których formowało 
się jej doświadczenie. Natomiast w świecie zmiennym, gdy 

zachodzi konieczność wychodzenia poza doświadczenie, gdy 
wiedza musi szybko rozwijać się, konieczne jest poznawanie 
czynne, prowadzące do rozumienia.
 Takim właśnie staje się 
świat dla coraz większej liczby ludzi. Coraz bardziej ciasne 
stają się nisze ekologiczne, w których człowiek współczesny 

może spokojnie przeżyć, posługując się tylko poznawaniem na­

turalnym. 

Dotyczy to również najbardziej podstawowych warunków 

rozwoju człowieka. W rozdziale dotyczącym potrzeby sensu 
życia będzie mowa o wadze samookreśłenia się młodego czło­

wieka przez sens tego, po co on istnieje. Sens ten młody czło-

178 

background image

wiek musi stworzyć' samodzielnie, opierając się na własnym 

rozumieniu świata, człowieka i siebie jako człowieka żyjącego 
w tym świecie. Taki sens wymaga modyfikacji co kilka lat, 
a modyfikacja ta nie byłaby możliwa, gdyby sens ten nie był 

dokładnie zrozumiany, gdyby nie było wiadomo, dlaczego zo­

stał on określony w tej, a nie w innej postaci. Utworzenie sensu 
życia i jego zmiany stwarzają szanse na rozwój osobowości 
w toku całego życia. 

Jednakże w niektórych sytuacjach, przy braku odpowiednie­

go nastawienia umysłu, człowiek ogranicza się do poznawa­

nia naturalnego. Określając siebie, może to uczynić, tylko iden­
tyfikując się z tym, co jest mu dane w kulturze, za pomocą 
istniejących wzorów. On się nie samookreśla, ale rozpoznaje, 

sztywno uzależniony od tego, z czym się identyfikuje. Należy 
zauważyć, że mogą to być ważne i wartościowe obiekty odnie­
sień, takie jak ojczyzna, rodzina, religia. Nieraz w szczególnych 
warunkach — na zsyłce, w łagrze, podczas wojny — zapew­
niają one odporność, a także racje wyborów wykraczających 

poza doraźne naciski, nawet intelektualne

5 4

. Natomiast w tzw. 

normalnych warunkach, gdy wymagany jest nie tylko opór i od­
porność na zniewolenie, ale i realizowanie konstruktywnych 
programów życia na całe lata, trwałe, pozarefleksyjne odniesie­
nia zawierają zbyt ubogą treść, aby można było nimi się po­
sługiwać. 

Możemy to obserwować w życiu współczesnym tych Pola­

ków, których polskość polegała dotychczas na przeciwstawia­
niu się zaborcy. Gdy rola ta straciła swoje uzasadnienie, nastą­
piła utrata owej „polskości". Pozostały tylko formy uboczne jej 

realizowania — działanie w ramach ugrupowań niepodległo­
ściowych bez brania pod uwagę sensu tego słowa w warunkach 

54

 O problemie tym pisałem w pracy Człowiek intencjonalny, omawiając na 

s. 151-152 przykłady dane przez Stanisława Świaniewicza w jego książce 

W cieniu Katynia (1990). Pisa! on tam o absolutnej wierności ideom patrio­

tycznym prostych żołnierzy i przeciwstawiał ją wahaniom wykształconych 

oficerów. 

179 

background image

niepodległości, wyszukiwanie wrogów, skupienie się na dzia­

łaniach szowinistycznych lub też ograniczenie się do interesów 
określonej grupy i utożsamianie ich z interesami Polaków. 

Utrata konkretnego wzorca określającego tożsamość czło­

wieka staje się dla niego utratą wszystkiego. Gdy zmiany świata 
ulegają przyspieszeniu, jak to ma miejsce obecnie, człowiek 

uzależniony od jednej, danej mu w kulturze, a więc konkretnej 
postaci samorozpoznania, musi zagubić się albo zafiksować ir­
racjonalnie na jednej wartości. 

Chciałem za pomocą tego przykładu wskazać na to, że po­

trzeba poznawania czynnego, rozumiejącego, nie jest potrzebą 
ani naturalną, ani zawsze konieczną. Nieraz rozumienie może 
nawet przeszkadzać. Chyba że rozwój jednostki uznamy za ko­

nieczność — wówczas i tę potrzebę nazwiemy konieczną, gdyż 

jest to potrzeba rozwojowa

5 5

Dla celów tej książki ograniczę się do stwierdzenia, że są 

podstawy do wyróżnienia dwóch odrębnych potrzeb poznaw­

czych. Jedną nazwałem potrzebą poznawania biernego, a drugą 

— potrzebą poznawania czynnego. Spełnienie pierwszej po­

trzeby jest konieczne do przeżycia jednostki, a drugiej do jej 

rozwoju. 

Potrzeby poznawania są to właściwości jednostki ludz­

kiej, które powodują, że nie może ona żyć bez wiedzy 
o świecie ani rozwijać się_ bez jego rozumienia. 

Przyjąłem tu więc założenie, że poznawanie naturalne po­

trzebne jest do przeżycia, a nienaturalne — do rozwoju oso­

bowości. Ze względu jednak na wygodę posługiwania się na­
zwami, w tej książce poznawanie naturalne będę nazywał 

biernym, a poznawanie nienaturalne — czynnym. 

Pisząc o poznawaniu, mam więc na myśli dwa odrębne pro­

cesy orientacyjne. Jeden z nich polega na wyuczaniu się, na­
bywaniu konkretnego doświadczenia, a drugi polega na czyn-

5 5

 Jak pokażę w następnych rozdziałach, dotyczy to wszystkich potrzeb 

orientacji. 

180 

background image

nym poszukiwaniu rozwiązania problemu, na wytwarzaniu wie­

dzy o czymś. W sposób czynny uzyskiwana jest wiedza o tym, 
co wykracza poza to, co już o tym czymś nam wiadomo, poza 
to, co możemy dostrzec. Jest ona formą zrozumienia, to znaczy 
aktywnego, osobistego ujęcia czegoś na różnych poziomach 

ogólności, wyróżnienia w tym czymś tego, co istotne i co nie­

istotne, znajdowanie dla tego czegoś całkiem nowych zastoso­

wań. Nie jest to już tylko opis i zapamiętanie obrazu, w któ­
rym z natury rzeczy każdy element jest równie istotny, gdyż 
żaden nie jest zrozumiany.
 Właśnie w wyniku poznawania 
czynnego nastąpiło odkrycie formuły związku między energią 
i materią, odkrycie organizacji genów czy mechanizmu psy­

chologicznego przeniesienia agresji. Czasem może to być wie­
dza mniej uniwersalna niż ta, która konstytuuje naukę, ale waż­
na osobiście. Może ona dotyczyć tylko (?!) zrozumienia tego, 
dlaczego Jan nie umie kochać, dlaczego zwiędnął kwiat, dla­

czego Jaś moczy się w nocy. 

Mój mały synek miał w piaskownicy kłopot z silniejszym i agresyw­

nym kolegą, którego zabawa sprowadzała się do bójki, łamania zabawek 

i sypania piasku w oczy. Pałając świętym oburzeniem, „ten łobuz psuje 

zabawę MOJEMU synkowi", wyraziłem o tym koledze wiele niepochleb­
nych zdań. Moje dziecko odczekało, aż skończę, i powiedziało: „Tata, 

gdybyś wiedział, jak go rodzice biją. Dlatego on jest taki. On nie jest 

zły". Jeszcze teraz odczuwam i wstyd zawodowego psychologa, i dumę 

ojca. To ja zareagowałem stereotypem wiedzy biernej — „rozbija się, 

więc jest zły". Natomiast moje dziecko wykazało zrozumienie mechani­

zmu psychologicznego zjawiska i oceniło je stosownie do wiedzy czynnej. 

Przykład ten ma na celu pokazanie, że po pierwsze — oby­

dwa rodzaje wiedzy wynikającej z poznania biernego i z po­
znania czynnego mogą współwystępować u tej samej osoby, 

a posiadanie wiedzy głębokiej nie chroni samo w sobie przed 
posługiwaniem się wiedzą powierzchowną. Po drugie — doj­

rzałość i wykształcenie nie są warunkami wytwarzania zrozu­
mienia. To są tylko czynniki sprzyjające. Decyduje nastawienie 
na zrozumienie zjawisk, z jakimi mamy do czynienia. 

181 

background image

Oto kolejne przykłady: 

Gdy kierowałem badaniami osobowości kadry kierowniczej PGR-ów 

Wielkopolski, zauważyłem, że w prowadzeniu wielkich, nowoczesnych 
gospodarstw rolnych wiele osób, których wiedza ukształtowała się w tra­
dycyjnych gospodarstwach rolnych, radzi sobie gorzej niż osoby, które 

nie miały takich doświadczeń. Przeszkadzało im już posiadane doświad­

czenie. Odróżniali wprawdzie lepiej niż inni pszenicę od żyta, ałe nie 
potrafili skoncentrować się na tym, co istotne w działalności dużego kom­
binatu rolnego. Mylili ze sobą to, co dla nich osobiście ważne, z tym, co 

istotne w ich pracy. 

I jedni, i drudzy byli znakomitymi fachowcami, ale jedni z nich byli 

emocjonalnie zaangażowani w konkrety świata, w którym działali, i to 
sprawiało, że mieli tendencje do nadmiernego posługiwania się swoim 

doświadczeniem, wiedzą bierną, nabytą w toku poznawania przedmiotu 

swojej praktyki. Natomiast drudzy nie mieli takiej szansy i to zmuszało 

ich do prób zrozumienia tego, z czym mają do czynienia. Dlatego prefe­

rowali poznawanie czynne i w wyniku tego byli lepsi od tych, którzy byli 
pewni, że znają ten swój świat. 

Jeden z moich współpracowników prowadził badania czynników przy­

spieszających przejście z etapu biernej identyfikacji do etapu formułowa­

nia własnego sensu życia. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że identyfi­

kacja jest wygodniejszą fazą niż dalsze fazy potrzeby sensy życia. Samo 

dojrzewanie intelektualne nie wydawało się więc wystarczającym powo­
dem do przejścia na ten trudny i niepewny etap poszukiwania siebie 
w świecie. Dlaczego niektórzy młodzi ludzie wchodzą w ten etap rozwoju 

wcześniej niż inni? Okazało się, że tym, co przyspiesza dojrzałość oso­

bowości, jest to samo, co pozbawia ich komfortu uładzonego bytu. Roz­

wód rodziców, zmiana szkoły — to były te czynniki, które wymusiły 
pogłębioną refleksję nad sobą

5 6

 i tym samym przyspieszenie rozwoju. 

5 6

 Oczywiście nie znaczy to, że mamy zawsze do czynienia z taką właśnie, 

konstruktywną reakcją młodych ludzi na radykalną zmianę ich sytuacji. Działa 
tu złożony zespół czynników. Wiełu reaguje na pojawiającą się trudność agre­
sją, depresją, regresją, odrzuceniem nowej sytuacji. Są to jednak właśnie ci, 

którzy reagują wprost, gdyż czują się bezradni, zranieni lub nie umieją reago­
wać inaczej. Okazuje się, że można w takiej samej sytuacji starać się pogłębić 

jej zrozumienie i utworzyć nową wiedzę o niej i o sobie w niej. Można też 

odwrotnie — utrwalić swoje niezrozumienie i kłopoty. Wyjaśnieniem tego, 
dlaczego tak się dzieje, zajmuje się psychologia osobowości. 

182 

background image

Byłoby niezbyt uczciwe, gdybym nie przyznał, że i pozna­

waniu biernemu zawdzięczamy wiele ważnych wynalazków. 

Metodą prób i błędów wynaleziono i żarówkę, i fonograf, i szkło. 

Empirycznie opracowywano w tunelach aerodynamicznych 
kształty dawnych samolotów. Ale już wynalezienie mas plastycz­
nych wymaga rozumienia chemii, a skonstruowanie samolotu 
naddźwiękowego i lądowanie na Księżycu było niemożliwe bez 

wiedzy rozumiejącej. Postęp techniczny świata byłby niemoż­
liwy bez poznawania czynnego, ale brak zrozumienia skut­
ków tego postępu dla istnienia świata może nas kosztować 
utratę wszystkiego.
 Oznacza to, że natura świata wymaga od 
nas konsekwencji poznawczej. Skoro już jednąjego właściwość 

opanowaliśmy poznawczo i wyciągnęliśmy z tego korzyść, po­
minięcie reszty w wyniku lenistwa lub głupoty może przynieść 
skutki ostateczne, pozbawiające sensu uprzednie sukcesy. Po­
znawanie świata nie jest bezpieczne, a historia ucznia czarno­
księżnika powtarza się nam już od wieluset lat. 

Jest jednak wciąż sprawą dyskusji, czy poznawanie, którego 

wynikiem jest zrozumienie, musi być aktem twórczym. Wciąż 
wielu uczonych wierzy w istnienie „królewskiej drogi do pra­
wdy", to znaczy takiego schematu przetwarzania informacji 

o rzeczywistości, który prowadzi do prawdy sam z siebie, bez 
własnego zaangażowania umysłowego badacza. Nie wiem, czy 
ta wiara to wyraz lenistwa czy tylko głupoty

5 7

5 7

 Gdy zaczynałem pracę naukową, wielu odkryć w psychologii dokony­

wano za pomocą metody statystycznej manipulacji wynikami badan nazywanej 
analizą czynnikową. Powstał wówczas pomysł, aby za te odkrycia nie nadawać 
stopni naukowych, gdyż dowodzą one tylko wiedzy o technice analizy czyn­
nikowej, którą łatwo opanować mechanicznie. Wtedy jeszcze uczeni wykazy­
wali objawy „instynktu ochronnego". 

183 

background image

8.3.  W I E D Z A NABYTA I  W I E D Z A WŁASNA 

Już w innych moich pracach starałem się uzasadnić tezę, że ta 

wiedza, którą posługujemy się w toku spełniania się naszej 

biografii, powinna być wiedzą osobistą, przetworzoną w sobie, 

przez siebie. Wiedza książkowa jest martwa, jest tylko budul­

cem. Rysunki Archimedesa nie miały sensu dla rzymskiego 

żołnierza, którego pracą było zabijanie. Każda cegła, każdy 
fragment planu architektonicznego mają sens tylko dla budu­

jącego określony dom w określonym celu. Poznawanie czynne 
jest rodzajem budowania domu własnego i z określonym celem. 

Oczywiście, że ważne są instrumenty budowlane, sztuka budo­
wania, ale tylko jako narzędzia, a nie jako cel pracy. To tylko 
powszechna, masowa edukacja szkolna uczyniła z instru­

mentów cel, tak jak popnauka uczyniła z instrumentarium 

naukowego cel nauki. 

Psycholog zawodowy może być oczytany i uzyskać wiele 

dyplomów. Jednakże wiedza jego będzie żywa dopiero po prze­
tworzeniu jej przez niego samego w wiedzę własną. Podobnie 

lekarz powinien dysponować własną wiedzą medyczną, taką, 
która staje się częścią jego osobowości, której uprawianie jest 

jego realizacją siebie. To samo dotyczy nauczyciela, inżyniera 

i ucznia. 

Jako początkujący wykładowca byłem zaskoczony szczerą 

reakcją studentki, której na egzaminie z psychologii osobowo­

ści musiałem wyjaśniać na przykładach, jak szerokie i praktycz­
ne zastosowanie ma teoria osobowości, za pomocą której moż­
na wyjaśniać tak wiele różnych przypadków. Pilna i obdarzona 
dobrą pamięcią dziewczyna już od szkoły podstawowej słysza­

ła, że to, czego się uczy, jest tylko po to, aby uzyskać stopień. 
Takie nastawienie przetrwało u niej aż do szóstego semestru 
studiów. 

Przykład powyższy ilustruje pogląd, że nawet wiedza, która 

jest podstawą psychologii osobowości, zdawałoby się z natury 

184 

background image

swojej „rozumiejąca", może być wyuczona biernie jako zesta­
wy formuł przeznaczonych tylko do „trzech  Z "

5 S

Mój doktorant Aleksander Gałązka

5 9

 wykazał (1982), że te 

same treści wykładowe formują się w głowie słuchaczy jako 
różne rodzaje wiedzy, zależnie od tego, jaki był cel uczenia 
się.
 Jedni jego badani słuchali wykładu po to, aby następnie 
zdać poznany materiał na egzaminie. Ich wiedza była konkretna 
i fragmentaryczna. Celem drugiej grupy słuchaczy było posłu­
żenie się nową wiedzą do rozwiązania określonych problemów. 
Ich wiedza była pełniejsza i bardziej uogólniona. Zadaniem 

pierwszych było tylko zapamiętanie, zadaniem drugich — zro­
zumienie. Aleksander Gałązka wykazał empirycznie, że po­
przestawanie na wiedzy nabytej biernie, niepoddawanie jej 
własnej obróbce intelektualnej, niedopasowywanie jej do tego, 
co już się wie, nietraktowanie jej jako nowej części samego 

siebie jest błędem sztuki. 

Wiedział już o tym Adam Mickiewicz, gdy pisał: 

W ksiąg greckich, rzymskich steki, 

Wlazłeś, nie żebyś gnił, 

Byś bawił się jak Greki i jak Rzymianin bił. 

8.4. WSZYSCY JESTEŚMY UCZONYMI 

Jedni szukają, a drudzy domyślają się. Wygrywają ci drudzy. 
Już przed trzydziestoma laty na arenie działań psychologów 
poznania pojawił się uczony, który w ogóle zaprzeczył temu, 

5 8

 „Zakuć, Zdać, Zapomnieć". 

5 9

 Doktor Aleksander Gałązka, psycholog i inżynier, uczony o niebywałym 

zacięciu w pracy i odporności na wszelkie stereotypy. Zginął tragicznie w Ta­
trach u progu wielkiej kariery naukowej. 

185 

background image

aby owo opisywane wyżej poznawanie bierne zaliczyć do ka­
tegorii procesów poznawania, a poznawanie czynne uznał za 

jedyny istotny proces psychiczny człowieka. W wyniku tego 

i samo poznawanie ujął mniej zdroworozsądkowo, niż to czy­

nimy od czasów Arystotelesa, dla którego polegało ono na roz­
poznawaniu. George Aleksander Kelly, inżynier, pedagog i psy­

cholog, napisał potężne dzieło (1955), prawie pozbawione 
bibliografii, w którym rozwinął pogląd na człowieka jako na 

istotę myślącą

6 0

. Jego zdaniem, każdy człowiek, poznając, 

czyni właściwie to samo, czym powinien zajmować się uczo­
ny — formułuje i sprawdza hipotezy dotyczące zrozumie­
nia, przewidywania i modyfikowania świata. Celem pozna­
wania jest, według Kelly'ego, rozumienie i przewidywanie 

zdarzeń, a nie uzyskanie możliwie dokładnej fotografii tego, 
co jest.
 Jak już wspomniałem, uzyskanie takiej fotografii w isto­
cie nie jest możliwe, chociażby z tego powodu, że ograniczeni 

jesteśmy swoimi receptorami. Nie widzimy fal magnetycznych, 

grawitacji ani temperatury, ani pełnego zakresu światła, nie 
zaglądamy do czyjegoś mózgu, a jeśli nawet udaje się to za 

pomocą nowoczesnej techniki, dowiadujemy się tylko tego, że 
tam a tam coś się dzieje inaczej lub więcej niż w innym miej­

scu. Opisując przedmiot, uzyskujemy prawdę nie o nim, lecz 
o zakresie swoich receptorów i o narzędziach detekcji. Nie 

wiadomo zresztą, po co nam taka prawda obrazu. Dany recep-

torycznie obraz telewizora jest w istocie bezużyteczny dla tele-

6 0

 Może to wydać się dziwne, ale homo sapiens nie był i nie jest obiektem 

szczególnego zainteresowania psychologów poznawczych. Mimo że ów przy­
słowiowy szczur laboratoryjny przesta! być analogiem człowieka w pracow­
ni psychologicznej, to nadal dominuje ujęcie mechanistyczne człowieka jako 

„układu reagującego", skazanego na „wyrównywanie rozbieżności poznaw­
czych", „przymierzanie nabytych szablonów", „filtrowanie obrazu rzeczywi­
stości przez sieć posiadanych pojęć" łub „realizowanego przez własne sche­
maty". Nadal poszukuje się pod uliczną latarnią klucza zagubionego w ogrodzie, 

ponieważ na ulicy jest jasno, a w ogrodzie ciemno. Metaforą tą chętnie po­
sługuje się Tadeusz Tomaszewski, uczony, któremu bliska była rzeczywistość. 

186 

background image

mechanika, a schemat techniczny telewizora jest bezużyteczny 

dla telewidza. Podobnie ma się rzecz z obrazem samochodu 
i jego silnika. Melchior Wańkowicz, który wiele dziesiątków 
lat spędził za kierownicą, twierdził, że całkiem wystarczająca 

dla niego koncepcja działania samochodu jest następująca: pod 

maską siedzi leniwy diabeł, a koniec jego ogona wystaje jako 

pedał gazu. Kierowca, chcąc przyspieszyć, przyciska ogon i diabeł 
szybciej pędzi. Gdy ogon zostawia się w spokoju — diabeł 

zwalnia. To wszystko. 

Dwukrotny laureat Nagrody Nobla, Iwan Pawłów, sporządził 

wspaniały system teoretyczny i wynalazł metody, za pomocą 
których znakomicie falsyfikował swoje hipotezy. Twierdził, że 

jest empirykiem zdejmującym kapelusz z szacunku przed Panem 

Faktem. Paradoks chciał, że niemal żadne z jego założeń „empi­
rycznych" nie potwierdziło się. Nie ma ani „pobudzenia współ­
grającego z hamowaniem", ani ich „koncentracji i irradiacji" lub 
„hamowania pozakresowego". Z jego obrazu pracy mózgu nie 

pozostało nic, ale za jego pomocą przewidywał on trafnie, kiedy 
zwiększy się, a kiedy zmniejszy liczba kropel śliny, kiedy nastąpi 
uszkodzenie związków warunkowych i jak można przywrócić 
równowagę regulacji psychicznej. Posługując się swoim narzę-

dziem-modelem, ustalił prawidłowości naukowe, których nie tyl­
ko nie podważono po dzień dzisiejszy, ale z których wciąż się 
korzysta. Stało się tak dlatego, że to, co, jak był pewien, było 
„opisem", obrazem rzeczywistości, było jej koncepcją, i dlatego 

był zdolny do przestawienia całej psychologii na nowe tory, 

mimo że wolał, aby tytułowano go „księciem fizjologii", a nie 
psychologiem. 

Sens ma nie opis, ale koncepcja przedmiotu lub zdarzenia 

ujmująca to, co najważniejsze w nim, z określonego punktu 
widzenia. Prawda o przedmiocie lub zdarzeniu jest czymś od­
niesionym do celu naszego poznawania. 

Zdaniem Kelly'ego nie ma innego poznawania ani innego 

jego celu niż rozumienie i przewidywanie. Nie ma więc sensu 

mówienie o odzwierciedlaniu świata ani o jego reprezentacji 

187 

background image

w umyśle jednostki, gdyż wiedzę o tym świecie tworzy każ­

da jednostka sama dla własnych celów, za pomocą „oso­
bistych konstruktów poznawczych". Trafność przewidy­
wań wynika z bogactwa konceptualizacji świata, przede 
wszystkim z tego, że człowiek ma wobec każdego ujęcia 
równic prawdopodobną jego alternatywę.
 Kelly nazwał to 
„altematywizmem konstruowania". Człowiek, wiedząc, czego 

szuka, i stwierdzając, że jego oczekiwania nie znajdują po­
twierdzenia, może wybierać alternatywne konstrukty i jest 
w ich doborze swobodny, gdyż ogranicza go tylko sens da­
nego konstruktu i jego odpowiedniość do celu, do zadania, 

jakie sobie postawił. Oczywiście, tak jak każda teoria na­

ukowa, konstrukty osobiste mają swój zakres stosowalności. 

Nigdy nie ujmują wszystkiego, a problem polega na tym, żeby 
znać te ograniczenia. 

Podobnie jak każda teoria naukowa, konstrukty teore­

tyczne są lepsze, bardziej użyteczne, gdy są „przepuszczal­
ne"
 (permeability) i gorsze, lub wcale nieużyteczne, gdy są 

nieprzepuszczalne. Przez przepuszczalność Kelly rozumiał ta­
ką ich hierarchiczną organizację, która pozwala na włączanie 

w ich skład innych konstruktów, lub fragmentów konstruktów, 

które uprzednio w ich skład nie wchodziły. W ten sposób do­
konuje się transfer wiedzy teoretycznej z jednej dziedziny na 
inną, zarówno w pracy naukowej, jak i w życiu osobistym jed­
nostki. Na przykład konstrukt osobisty dotyczący rozumienia 

własnej odpowiedzialności za życiowe decyzje może ulec ta­
kiemu przekształceniu, że w jego skład wejdzie też problem 

własnej odpowiedzialności za skonstruowanie przesłanek racjo­
nalnych tej decyzji. Na innym etapie poznawania może on na­

wet znaleźć się w kontekście postulatu wolności jednostki. Im 

bardziej ogólny i bardziej złożony konstrukt osobisty, tym bar­
dziej przepuszczalny. 

Natomiast poznawanie, które opisałem poprzednio jako bier­

ne, polega w myśl tej teorii na posługiwaniu się nieprzepusz­

czalnymi konstruktami osobistymi. Z powodu ich „nieprzepu-

188 

background image

szczalności" stosować je można tylko do takich zdarzeń, do 
których zostały sporządzone. 

Poznawanie bierne jest w istocie powodem blokady po­

znawania, gdyż za pomocą konstruktów nieprzepuszczal­
nych tylko rozpoznajemy to, co już wiemy i co się nie zmie­
niło.
 Za ich pomocą nie umiemy określić istoty tego, co się 
zmieniło. Przypomina to orientowanie się wyłącznie za pomocą 
doświadczenia w znanym nam ciemnym pokoju. Pomaga nam 
ono tylko, i to pod warunkiem, że nic się w pokoju nie zmieniło, 
a przyszliśmy tu w tym samym celu, co poprzednio, i pamię­
tamy wszystko dokładnie. W życiu codziennym taka sytuacja 

jest mało prawdopodobna. W ciemnym pokoju naszego życia 

obijamy się o nieoczekiwane przeszkody i czujemy się w nim 
tym bardziej zagubieni, im bardziej pewni byliśmy naszej 
uprzedniej wiedzy. Każde zadanie jest indywidualne, a i świat, 

łącznie z naszą pamięcią, nieustannie się zmienia. Wymagane 

są więc narzędzia poznawcze służące nie tyle do rozpoznawa­
nia, nie tyle wypróbowane w opanowywaniu podobnych pro­

blemów, ile takie, które dana osoba potrafi dostosować do prze­

widywania zachodzących w świecie zmian. 

Nie jest więc tak, że to tylko uczony odpowiedzialny jest 

za właściwe uogólnienie wiedzy o zmianach świata, za to, 
co rozumie i co potrafi przekazać. Dotyczy to każdego czło­
wieka. Każdy, korzystając z powszechnie dostępnej wiedzy 

i ze swojego doświadczenia, jest równie odpowiedzialny za 
to, jak i za pomocą jakich konstruktów osobistych zabierze 
się do rekonstrukcji w swoim umyśle zmian świata, zanim 
do niego się dobierze. Świat sam w sobie nie tylko nie po­
maga mu w tym, ale wręcz przeciwnie, tworzy nieustannie 
za pomocą podobieństw pozory oczywistości,
 tając przed 
zmysłami to, co istotne. Dają się nabrać na to tylko naiwni 
rozpoznawacze, etykietkolodzy, dla których „wszystko już by­
ł o " , zbyt leniwi, aby poznawać. 

To Abraham Maslow zauważył w swojej charakterystyce 

„samoaktualizera", że jedną z istotnych cech ujmowania przez 

189 

background image

niego świata jest świeżość percepcji, zdolność do zauważania 
cech nowości w wydarzeniach codziennych i pasjonowania się 
tym. W pracy Motivation and personality (Motywacja i osobo­
wość) pisał, że „Dla takiej osoby każdy zachód słońca może 
być równie piękny jak i poprzednie, każdy kwiat może budzić 
zapierające dech uczucie, nawet gdy uprzednio widział miliony 

kwiatów" (Maslow, 1970, s. 163). 

Bycie samoaktualizerem stwarza szanse doświadczenia szczy­

towego tam, gdzie inni widzą tylko nudną, powtarzającą się 
rzeczywistość pustki. Sądzę, że entuzjazm taki ogarnął Zyg­
munta Freuda po zrozumieniu istoty snów. Wyraził to w liście 

do przyjaciela (Freud, 1954), pisząc, nieco tylko żartobliwie, że 
kiedyś na jego domu zostanie umieszczona tablica z napisem: 

24 lipca 1885 roku 

tajemnica snów została odkryta 

przed doktorem Zygmuntem Freudem 

Było to na wiele dziesiątków lat przed tym, zanim młody 

lekarz neurolog został „tym" Zygmuntem Freudem. Może właś­
nie dlatego nim został. 

Gdy dwoje ludzi dochodzi do tych samych wniosków, dzieje 

się to nie dlatego, że mają do czynienia z podobnym światem, 
ale dlatego, że posłużyli się podobnymi sposobami jego anty­

cypacji. Istotne podobieństwo ich konstruktów poznawczych 

wynikło z podobieństwa psychicznego ludzi. Gdyby zdarzyło 

się, a nie jest to wykluczone, że mają oni podobne poglądy, 

ale są różni psychicznie, to te właśnie różnice psychiczne, a nie 

podobieństwo ich poglądów, zadecydują o ich odmiennym dzia­

łaniu, gdyż zastosują oni swoje podobne konstrukty w róż­
ny sposób. Tymi samymi narzędziami wykonają inną pracę. 

Jaskrawe tego przykłady znajdujemy w życiu politycznym: 

w tych samych partiach przebywają ludzie o podobnej men­

talności, gdyż czują do siebie sympatię, mimo że ich poglądy 
polityczne czy gospodarcze są nieraz bardzo różne. Oni sa-

190 

background image

mi natomiast przekonani są, że jest odwrotnie, że mają po­

dobne poglądy. 

Oczywiście w przyszłości zadecydują testy praktycznych de­

cyzji i partie „mentalnościowe" będą musiały się rozpaść, prze­
grywając z partiami „wspólnego interesu". Na przykład w toku 
dotychczasowych wyborów demokratycznych w Polsce nie­

ustannie zachodziła paradoksalna rozbieżność między liczebno­

ścią sympatyków partii „mentalnościowej", jaką była Unia 

Demokratyczna, a jest Unia Wolności, i oddanych na nią głosów. 
Mogłoby to być wynikiem tego, że wprawdzie wielu wyborców 

odczuwa sympatię wobec polityków UW, nie miało to jednak 

decydującego wpływu na dokonywane konkretne wybory lub też 

wpływało na decyzje niebrania udziału w wyborach. Ich sym­

patycy zgadzają się z nimi jako z osobami, ale nie wyrażają 
zgody na ich konkretne poglądy. 

To samo dotyczy interpretacji osobistego doświadczenia. Na 

pewno przeżycie holocaustu ma do dzisiaj wpływ na psychikę 
wielu Żydów. Poznałem kiedyś Żydówkę, która w szczególnie 
intensywny sposób podporządkowała przeszłości swoje życie, 

swoje miejsce zamieszkania i wybory osobiste. Miała ona być 

jednym z niewielu dzieci, które przeżyły Auschwitz. Okazało 

się z czasem, że jej wspomnienia są nieprawdziwe, ale „kon­
strukty poznawcze", za pomocą których ujmowała teraźniej­
szość, odpowiadały jej fikcyjnej biografii. Dlatego istotne dla 
wyboru jej działania było nie to, czy rzeczywiście była ona 
„dzieckiem oświęcimskim", ale to, co sama na ten temat sądziła. 
Ona psychicznie była nim. 

W rozdziale o potrzebie pokarmowej opisałem przypadki 

ludzi, których zmiany osobowości wyjaśniałem długim życiem 
w stanie lęku. Można by to wyjaśnienie uzupełnić tym, że istot­

na w ich zachowaniu jest również ich współczesna interpretacja 
tamtych zdarzeń. Jest ona zresztą znacznie bardziej dramatycz­
na niż fakty, które wówczas miały miejsce. Psychiczne rozli­

czenie się z własną przeszłością jest trudniejsze, gdy nie 
uzasadnia ona w pemi tego, co „tu i teraz" czynimy, co 

191 

background image

odczuwamy. Przypomnę, że podobny pogląd, oparty na cał­

kiem innych założeniach, wyraża! Carl Rogers. 

W pewnym okresie swojej praktyki Freud zetknął się z przy­

padkiem kobiety, która w toku analizy „przypomniała sobie", 

że jej ojciec usiłował ją zgwałcić, i przypisał temu wydarzeniu 
duże znaczenie w jej obecnej symptomatyce nerwicy. Dzięki 

dociekliwości biografów Freuda wiemy, że ojciec tej pacjentki, 
w czasie gdy miał ją gwałcić, przebywał w innej części świata. 

Można by na podstawie powyższych rozważań stwierdzić, że 
nie ma znaczenia dla obrazu nerwicy to, czy rzeczywiście ojciec 
pacjentki usiłował ją zgwałcić. Istotne jest owo fikcyjne wspo­
mnienie, które być może było reminiscencją ówczesnego żalu 
pacjentki do nieobecnego ojca, może jakąś postaciąjej marzeń. 

Ważne jest to, że ona w ten właśnie sposób ujmuje swoje wspo­

mnienie ojca. To wymyślone wspomnienie odgrywa określoną 
rolę w strukturze konstruktów osobistych, za pomocą których 
pacjentka interpretuje swoje problemy i oczekiwania. Czy zda­

rzenie to miało miejsce, czy też nie, jest ono ważne psycho­
logicznie. Być może nawet jest ono ważniejsze, gdy dotyczy 
zdarzenia, którego w ogóle nie było.
 Powoduje przecież pro­
blemy trudniejsze do rozwiązania, a pacjent musi dodatkowo 
koncentrować się na nim. Jest to ostatecznie jego wytwór, spo­

rządzony w osobistym i ważnym celu. Gdyby zdarzenie miało 

rzeczywiście miejsce, miałoby ono tylko status wspomnienia. 

W ogóle sytuacje wyraźne, dające się łatwo zdefiniować, są 

psychologicznie problemem łatwiejszym, nawet gdy ich realne 
konsekwencje są poważniejsze. Alfred Adler zwracał uwagę na 
to, że na przykład poważniejszy psychologicznie problem może 
mieć inwalida o małym, trudno zauważalnym stopniu kalectwa 
niż inwalida znacznie i wyraźnie okaleczony. Używając kate­

gorii konstruktów osobistych, można by wyjaśnić obserwację 
Adlera tym, że inwalida „oczywisty" dysponuje konstrukta-
mi wyraźniej określonymi, nazwanymi przez Kelly'ego 

„konstruktami preemptywnymi", ostatecznymi. Są to kon­
strukty, których składniki należą wyłącznie do tego właśnie 

192 

background image

i tylko do tego konstruktu. „To jest inwalidztwo i nic innego 
niż inwalidztwo". Gdy natomiast mamy do czynienia z nie­
mal niewidocznym okaleczeniem — to osoba ta i jest, i nie 

jest inwalidą. Tak więc inwalidztwo, które jest samo w sobie 

problemem trudnym, może być psychologicznie jasne, jedno­
znaczne lub niejasne i niejednoznaczne.
 Tej samej problema­
tyki dotyczy postulat wyraźnej akceptacji, pogodzenia się ze 
swoją chorobą, z nieszczęściem, uwięzieniem. Wówczas łatwiej 

jest określić wyraźnie swoje stanowisko i sformułować program 

obrony i defensywy. 

Wreszcie problem dla tego rozdziału podstawowy. Z kon­

cepcji KeIly'ego wynika, że być może nie jest konieczne wy­

różnianie dwóch potrzeb poznawczych — czynnej i biernej. 

Może wystarczy skoncentrowanie się tylko na potrzebie pozna­

wania czynnego, potrzebie rozumienia. Tylko to poznawanie 

jest specyficznie ludzkie. Natomiast potrzeba poznawania bier­

nego to tylko relikt ewolucyjny o ograniczonym znaczeniu. 

Postuluję tu uznanie obydwu potrzeb jako równie ważnych 

w życiu człowieka, tyle że ich waga zależy od celu, jakiemu 

służy poznanie w danej sytuacji. Żadna z nich nie jest ani gor­
sza, ani lepsza w ogóle. Każda z nich jest gorsza lub lepsza 
zależnie od zadania realizowanego przez poznającą osobę. 

8.5. PODSTAWY DYNAMICZNE POTRZEB 

P O Z N A W C Z Y C H 

Rozważając problem miejsca potrzeb poznawczych w klasy­
fikacji Epikura, zwróciłem uwagę na to, że w przypadku po­
trzeby poznawczej biernej można ją zaliczyć, tak jak i potrzeby 
fizjologiczne, do potrzeb naturalnych. Natomiast potrzeba po­
znania aktywnego została zakwalifikowana jako potrzeba nie­
naturalna. 

193 

background image

Przypominam, że potrzeby naturalne mają u swojego 

podłoża wrodzone mechanizmy zaspokajania ukształtowane 
w toku ewolucji w postaci bardziej lub mniej ukierunko­
wanych popędów.
 Powstaje pytanie: Czy również w przypadku 

potrzeb poznawczych znajdujemy dowody istnienia takiego na­
turalnego, wrodzonego podłoża? Sądzę, że można na to pytanie 
odpowiedzieć twierdząco; na poparcie tej odpowiedzi znajdu­

jemy bogaty materiał teoretyczny i empiryczny, pochodzący 

głównie z czasów, gdy psychologów pasjonowała wewnętrzna 

natura procesów psychicznych, ich złożoność i uwarunkowania. 

Kamieniami milowymi na tej drodze były takie fakty, jak na 
przykład zauważenie, że najwyższą nagrodą dla małp podda­
wanych eksperymentom w celu poznania prawidłowości ucze­
nia się jest nie pokarm, którym i tak dosyć szybko się nasycają, 
ale szansa obejrzenia ukrytego uprzednio za zasłoną filmu ry­

sunkowego, czy tego, że nawet bardzo wygłodzony szczur roz­

wiązujący klasyczne zadanie, jakim było wyuczenie się drogi 

w labiryncie, najpierw biegał po nim, dokonując eksploracji 
poznawczej otoczenia, a dopiero potem przystępował do za­
dania nagradzanego smacznym posiłkiem. Zauważono też, że 
szczury podnoszą swoje umiejętności uczenia się labiryntu bez 

konieczności stosowania wzmocnień, nagród pokarmowych

6 1

Sporo czasu zajęło uczonym zorientowanie się, że zwierzę­
ta, których używano do modelowania czynności poznawczych 

człowieka, są mu psychicznie bliższe, niż im się wydawało, 

i że naprawdę CHCĄ poznawać, a nie tylko żreć. 

fil

 Wystąpiło tu charakterystyczne dla badaczy laboratoryjnych zapomnie­

nie, że ograniczenie problemu do tego, co jest przedmiotem badania, nie 

oznacza, iż również  m ó z g badanej istoty ogranicza się do tego problemu. 
Istota ta przecież całkiem niezależnie od programu eksperymentu czegoś chce, 
coś lubi, czegoś się boi. Dlatego wiele dziesiątków łat minęło, zanim niektórzy 
badacze zauważyli, że motywacja do uczenia się nie jest tylko wynikiem głodu. 
Podobnie nauczyciele, organizując procedury dydaktyczne, nie są skłonni za­

uważać, że uczeń uczy się lub stawia temu uczeniu się opór z powodów innych 

niż te, które przewiduje dydaktyka. 

194 

background image

Podobnie można interpretować zachowanie małych dzieci. 

H.F. Harlow (1954) pisze: „Dziecko, nawet głodzone od czter­

nastu godzin, posadzone za stołem często, zamiast jeść, zaczyna 
wrzucać groch do mleka [...] rzucać łyżeczki na podłogę, uży­
wać ziemniaków jako środka do malowania palcem". 

Tym jednak, co odegrało szczególną rolę w poznaniu dyna­

micznych podstaw potrzeb poznawczych, było stwierdzenie roli, 

jaką w procesie poznawania odgrywa wrodzony odruch orien­

tacyjny inicjujący rozpoczęcie czynności poznawczych oraz po­

jawiający się po nim odruch badawczy inicjujący realizację 

czynności badawczych. Pojawia się tu więc podobny zestaw, 

jak ten, o którym pisałem w rozdziale o potrzebie seksualnej. 

Tam mieliśmy również do czynienia z mechanizmem inicjacji 

i z odrębnym mechanizmem realizacji potrzeby. Istotne w tym 
zakresie badania przeprowadziła Maria Susułowska. Porówny­
wała ona dzieci rozwijające się normalnie z wykazującymi ob­

jawy upośledzenia umysłowego. Stwierdziła, że o ile u dzieci 

normalnych zauważenie czegoś nowego w sposób naturalny 
przechodziło w postępowanie eksploracyjne, to u upośledzo­
nych umysłowo odruch orientacyjny wyczerpywał potencjały 
potrzeby poznawania i eksploracja już nie występowała. Wska­

zała tym samym na upośledzenie dynamiki poznawania, a nie 

tylko upośledzenie realizacji samej procedury poznawania. Do­
wodem na to, że chodzi tu o napięcia związane z potrzebą 
poznawczą, jest stwierdzenie, że u dzieci lękowych lęk wystę­
pujący wspólnie z odruchem orientacyjnym wygaszał napięcie 
niezbędne do realizacji odruchu badawczego. U dzieci tych 
następowała eksploracja, ale słaba (Susułowska, 1960). 

Istnienie procesu inicjującego czynności poznawcze było 

postulowane przez wielu badaczy. Jeszcze w XIX w. pisali 
o nim Hughline Jackson i Iwan Sieczenow. Koncepcję Jackso­
na rozwijał w Polsce Jan Mazurkiewicz, rozpoczynając studia 
nad popędem poznawczym, oraz Stefan Szuman, budując na 
tej podstawie koncepcję rozwoju poznawczego dziecka. W wa­
runkach laboratoryjnych koncepcje Sieczenowa kontynuował 

195 

background image

Iwan P. Pawłów. W toku badań nad odruchem warunkowym 
stwierdził on, że każdy nowy bodziec wywołuje u zwierzęcia 
reakcje nastawienia receptorów i nazwał go początkowo „od­
ruchem co-to-taki ego". Chroni on osobnika przed pominięciem 

bodźca, który mógłby mieć dla niego określoną wartość

6 2

. Jed­

ną z właściwości tego odruchu, wykrytą znacznie później, jest 
habituacja. Polega ona na tym, że gdy wielokrotnie ten sam 
bodziec nie zapowiada niczego ważnego, odruch orientacyjny 

wobec niego wygasa. Istotą wielu patologii poznawania jest 

właśnie albo brak odruchu orientacyjnego, albo brak jego ha-

bituacji. Gdy brak odruchu orientacyjnego, nowe bodźce nie 
mogą być zauważone i jednostka nie może uczyć się, gdyż nie 
zauważa tego, co nowe, czego należy się wyuczyć. W przy­

padku braku habituacji jednostka nieustannie reaguje na wszyst­

ko, na znane i na nie znane, i nie jest w stanie skoncentrować 
się wybiórczo na tym, co nie znane. Gdy w klasyfikacjach 

klinicznych nie ograniczano się do opisów, a sięgano do me­
chanizmów leżących
 u podłoża danego zjawiska, rozróżnie­
nie to można było położyć u podstaw rozróżnienia dwóch 

rodzajów upośledzenia umysłowego. Jedno z nich wynikało 

z niewłaściwego uformowania się mózgu, a drugie z usz­
kodzenia właściwie rozwiniętego mózgu. Funkcjonalnie 

są to innego rodzaju patologie poznawcze. W pierwszym 
wypadku istniała wada mechanizmu inicjacji poznawania, 
a w drugim — wada mechanizmu realizacji poznawania. 
Interesująco ujęła to w swoich badaniach moja magistrantka, 
Maria Piszczek. Stwierdziła w obydwu przypadkach różny 
kształt krzywej uczenia się. Gdy u podstaw patologii poznawa­
nia leżały defekty procesu inicjacji poznawania, krzywa uczenia 

6 3

 Iwan P. Pawłów pisał na ten temat następująco: „Sens biologiczny tego 

odruchu jest ogromny. Jeżeliby zwierzę nie posiadało tej reakcji, to życie jego 

nieustannie wisiałoby na włosku. A u ludzi odruch ten sięga niezwykle daleko, 

występując w końcu pod postacią tego pędu do wiedzy, który stwarza naukę, 
dającą nam obecnie i obiecującą dać w przyszłości najwyższą bezgraniczną 

orientację w świecie" (1951, s. 25). 

196 

background image

się wzrastała wolniej i tylko do określonej granicy. Natomiast 
w przypadku uszkodzenia mózgu krzywa ta nagle zapadała się, 
nawet poniżej poziomu wyjściowego, przypominając swoim 

kształtem to, co już dawniej zostało nazwane „krzywą Krae-

pelina" (Piszczek, 1971). Ten wielki psychiatra stwierdził przed 
prawie stu laty, że jedną z właściwości uszkodzonego mózgu 

jest nagły spadek wydolności, natomiast zwykłe zmęczenie pro­

wadzi tylko do stopniowego obniżenia wydolności. Psycholo­

dzy stosowali tę metodę właśnie w celu diagnostyki uszkodzeń 
organicznych mózgu. 

background image

R O Z D Z I A Ł 9 

Potrzeba kontaktu emocjonalnego 

9.1. ORIENTACJA EMOCJONALNA 

Na początku była emocja

6 3

. Są podstawy do tego, aby sądzić, 

że w pierwszych stadiach filogenezy i ontogenezy człowieka 
wskaźniki emocjonalne odgrywają decydującą rolę w trafnej 
orientacji jednostki. Posługując się emocjami, kompensujemy 
nikłą instrumentalną wartość wyłaniających się dopiero spraw­
ności poznawczych. Dzieje się tak, ponieważ jeszcze nie roz­
winięty dostatecznie mózg, nie będąc w stanie uchwycić in­

telektualnego sensu spostrzeganych wydarzeń, dokonuje 

„wyboru" właściwego zachowania, prowadząc z rzeczywi­
stością grę, którą można by nazwać „przyjemne-przykre". 
Jej naturalną odmianą jest gra towarzyska w „ciepło-zim-
no",
 która polega na tym, że osoba wybrana poszukuje ukry­
tego przedmiotu, kierując się wyłącznie wskazówkami: „cie­

pło" i „zimno". Podobnie i mózg kieruje działania tam, gdzie 

przyjemnie, a zarządza wycofywanie się stamtąd, gdzie jest 
przykro. 

Na tej samej zasadzie ludzie, najpierw jako dzieci, orientują 

się za pomocą związków uczuciowych ze swoim maleńkim 

153

 Można sądzić, że prototypem emocji było ogólne pobudzenie. Zapew­

niało ono pierwotnym formom życia przystosowanie do świata, zanim nabyły 

one zdolności do rozpoznawania swojego otoczenia (por. Obuchowski, 1982). 

198 

background image

światem. Unikają w nim tego, co przykre, dążą do tego, co 
przyjemne. Dlatego na początku istnienia, gdy całym tym świa­

tem jest matka, związek uczuciowy z nią jest podstawowym 

warunkiem istnienia w świecie. Dzieci nie rezygnują ze wskaź­
ników emocjonalnych nawet wówczas, gdy w miarę rozwoju 

sprawności poznawczych stają się zdolne do tego, aby rozumieć 

go intelektualnie. Zbyt zależą od świata zewnętrznego, aby zre­
zygnować z każdej możliwości ochrony przed błędem powo­

dującym zagrożenie. Bezpieczeństwo jest warunkiem podsta­
wowym istnienia dzieci. 

Orientacja emocjonalna pozostaje istotą wiedzy nawet na 

tak zaawansowanym etapie rozwoju, na którym następuje sa-

mookreślenie. Młody człowiek wciąż jeszcze zależy bardziej 

od stosunku do niego innych ludzi niż od koncepcji siebie 
samego. Również po okresie dorastania, w tej fazie życia, 
w której głównym problemem poznawczym staje się on sam 

jako człowiek, orientacja emocjonalna może nadal odgry­

wać dominującą rolę. Tym razem jednak przeważnie nega­
tywną. Chroniąc własną samoocenę, łatwo rezygnujemy z pra­
wdy o sobie. 

9.2. KONCEPCJA „POPĘDU STADNEGO^ 

JANA MAZURKIEWICZA 

Przyjmuję tu tezę, że pierwotna forma orientacji emocjonal­
nej ma charakter biologiczny. Nie musi zostać wyuczona, 
może najwyżej zostać zablokowana lub też nie pojawić się 
w ogóle w wyniku patologii rozwoju psychicznego. 

W psychologii polskiej najstarszą koncepcję biologicznych 

podstaw orientacji emocjonalnej przedstawił Jan Mazurkiewicz. 

Ten wybitny badacz psychologii i psychopatologii człowieka 

pozostawił nam wysoce inspirujące dzieło pt. Wstąp do psy-

199 

background image

chofizjologii normalnej

 (ł. I, 1950, t. II, 1958)

6 4

. W tomie pierw­

szym zawarty jest pogląd, że jednym z podstawowych skład­

ników osobowości człowieka jest „popęd stadny"

6 5

, którego 

wyrazem jest „syntonia". Ten fenomen psychiczny opisuje Ma­
zurkiewicz jako „instynktowne współdźwjęczenie z otocze­

niem". Polega ono na tym, że osoba syntoniczna mimowolnie 

odczuwa emocje zbieżne z emocjami osób, z którymi pozostaje 

w bezpośrednim kontakcie. Cieszy się, gdy im jest wesoło, 
i smuci, gdy im jest smutno. 

Syntonię można też ujmować szerzej, jako swego rodzaju 

wrodzoną zdolność do czucia się elementem składowym oto­
czenia. W taki sposób opisał ją odkrywca tego fenomenu, słyn­
ny psychiatra szwajcarski, Eugen Bleuler. Pisał on, że „Synto-
nik jest jednolity, zlewa się z obecnym otoczeniem, z myślą, 

która go zajmuje, cała jego psychika nastraja się w tym kie­
runku" (Bleuler, 1922, cyt. za: Mazurkiewicz, 1950, s. 85). 

Mazurkiewicz sądzi, że pierwsze rzeczywiste przejawy „po­

pędu stadnego" pojawiają się u dziecka nie zaraz po urodzeniu, 
ale dopiero wówczas, gdy zainteresowania, uwaga, spostrzega­
nie są już u dziecka bardziej rozwinięte i zintegrowane. Dopiero 

wówczas budzi się w nim „uczucie gromadne", zdolność do 

uczuciowego „współdźwięczenia" z daną osobą. Zwraca on 

przy tym uwagę na konieczność odróżniania specyficznego 
przejawu syntonii od tych form zachowań, które są tylko wy­

uczoną reakcją emocjonalną związaną z innymi potrzebami, jak 

na przykład radość niemowlęcia na widok matki. „Radość" ta 
nie jest wyrazem jakiegoś uczucia „natury społecznej", ale 

przejawem utrwalenia się w pamięci dziecka przyjemnego 
wspomnienia matki zaspokajającej jego głód lub inne potrzeby 

6 4

 Trudno wyjaśnić powody, dla których książka ta nie została przetłuma­

czona na inne języki ani nie wzbudziła zainteresowania polskich uczonych. 

6 5

 Występuje tu analogia do „instynktu sympatii", pojęcia wprowadzonego 

wcześniej do psychologii przez Emila Duprego. Opisuje on ten instynkt ogól­
nikowo, jako współdżwięczenic i wynikające z niego  w s p ó ł d z i a ł a n i e . 

200 

background image

fizjologiczne (Mazurkiewicz, 1950, s. 48). Natomiast „synto-
nia" nie jest wynikiem uczenia się. Jest popędem wrodzonym. 

Mazurkiewicz twierdzi również, że syntoniczność dziecka 

stanowi konieczny etap prawidłowego rozwoju psychicznego. 

Ta sama syntoniczność zachowana u dorosłego człowieka świad­
czy już o nieprawidłowości rozwoju, a to dlatego, że w pra­

widłowym rozwoju psychicznym — w miarę dojrzewania, 

czyli aktywizacji coraz wyższych ewolucyjnie mechanizmów 
psychofizjologicznych — pojawić się powinny uczucia wyż­
sze rozwojowo. Są one skoordynowane z działaniem mechani­

zmów kierujących myśleniem logicznym, przyczynowo-skut-
kowym, i nie można ich sprowadzić do wrodzonej orientacji 
popędowej

6 6

. To właśnie mechanizmy myślenia racjonalnego 

tłumią „żywość i bezpośredniość uczuć niższych, poddając je 
samokrytyce zastanowienia". Ponieważ zaś w toku normalnego 

rozwoju refleksyjność rozwija się zawsze, zrozumiałe jest, że 

w miarę dojrzewania psychicznego następuje naturalne osłabie­

nie syntoniczności na rzecz swego rodzaju „schizoidyzacji"

6 7 

syntonii dziecięcej. 

U niektórych dzieci syntonia nie pojawia się w ogóle; ten 

brak syntoniczności Mazurkiewicz nazywa schizoidią pierwot­
ną. Schizoidię osób dojrzałych, wtórną, należy więc odróżnić 
od schizoidii pierwotnej, która jest wyrazem patologii rozwoju 
i stwarza podłoże dla formowana się charakteru psychopatycz­

nego, tak jak wadliwy rozwój popędu poznawczego bywa pod­

łożem upośledzenia umysłowego. 

Istnieją też podstawy do tego, aby sądzić, że schizoidią pier­

wotna, czyli brak syntonii u dziecka, może być spowodowana 
nie tylko przez jej wrodzony brak, ale i przez aktywne wyha-

6 6

 Tego rodzaju poznawcza, nabyta „syntonia" zoslaia nazwana empatią 

(Hoffman, 1976). 

6 7

 „Schizoid przeciwnie [niż syntonik — przyp. K.O.] jest niezależny od 

świata zewnętrznego, stara się opornie zachowywać wobec wpływów afektyw-
nych otoczenia" (Bleuler, 1922, cyt. za: Mazurkiewicz, 1950, s. 94). 

201 

background image

mowanie tej reakcji w procesie wychowania. W obydwu przy­
padkach mamy do czynienia z patologią rozwojową. 

Tak więc syntonia pojawia się jako wynik prawidłowego 

rozwoju biologicznego i uzależnia działalność dziecka od 
przeżyć i stanu psychicznego innych ludzi.
 Jak potrzebna jest 
taka faza emocjonalnego uzależnienia, najwyraźniej ukazują 
analizy kliniczne przypadków tzw. bezuczuciowych, zimnych 

psychopatów, najwyraźniej nie brane pod uwagę przez psycho­
logów, którzy skłonni są do ujmowania osobowości człowieka 

jako stanów wyuczonych lub wyrozumowanych. Z tej pozy­

cji najpełniejszą polemikę z koncepcją syntonii Mazurkiewi­
cza przeprowadzili Janusz Reykowski i Grażyna Kochańska 
w książce Szkice z teorii osobowości (1980). Nie zgadzają się 
oni z poglądem, że syntonia jest reakcją wrodzoną, typu bez­
warunkowego odruchu emocjonalnego lub Wrodzonego Me­

chanizmu Wyzwalającego. Przytaczają więc przykłady wska­
zujące na to, że widok obrazu drastycznej operacji chirurgicznej 
wzbudza u obserwatorów silne emocje, wzrasta wrażliwość lu­

dzi na sygnały słuchowe, którym towarzyszą bodźce bólowe, 
bardzo wcześnie niemowlęta reagują płaczem na dźwięk płaczu 
dziecka, nawet własnego płaczu nagranego na taśmę, a objawy 
cudzego lęku wzbudzają lęk u obserwatorów. Wskazują też, 
podobnie jak Mazurkiewicz, na to, że dziecko może nauczyć 

się reagowania radością na cudzą radość lub na bodźce, które 
poprzednio sprawiały mu przyjemność. Po czym piszą: „Z tego 
ma wynikać konkluzja, że nie można myśleć o empatii jako 
o mechanizmie wrodzonym" (s. 192), 

9.3. POJĘCIE KONTAKTU EMOCJONALNEGO 

Wydaje mi się, iż stwierdzenie, że emocje innych ludzi działają 

już na niemowlęta w sposób specyficzny i że można stosować 
je jako wzmocnienia warunkowych odruchów emocjonalnych, 

202 

background image

jest argumentem za istnieniem wrodzonych mechanizmów syn­

tonii. Skoro tak, istnieją dodatkowe podstawy do sądu, że u czło­
wieka jako istoty, której orientacja społeczna ma podłoże 

genetyczne, istnieje swoista wrodzona emocjonalna orienta­
cja w stanie uczuciowym innych ludzi.
 Początkiem takiej 
orientacji może być właśnie syntonia, czyli pozaintelektualne 
współdźwięczenie stanowiące pewnego rodzaju kontakt emocjo­
nalny z kimś drugim. Dlatego orientowanie się w nastawieniu 

emocjonalnym innych ludzi można powiązać z pragnieniem kon­

taktu emocjonalnego. 

Oczywiście, że nie ma podstaw do sprowadzania kontaktu 

emocjonalnego wyłącznie do syntonii. Ostrożniej jest sądzić, 
że wrodzona syntonia jest podstawą kontaktu emocjonalnego, 
którego formy kształtują się w toku doświadczenia społeczne­

go. Kontakt emocjonalny jest powiązany z syntonia, gdyż 
staje się on możliwy tylko wówczas, gdy człowiek jest zdolny 
do emocjonalnego współbrzmienia ze stanem emocjonal­

nym innych ludzi. Każdy odruch warunkowy wymaga prze­
cież specyficznego wzmocnienia. 

Dodam tu, iż mówiąc o kontakcie emocjonalnym, zakła­

dam istnienie kontaktu dwustronnego, w którym człowiek 
czuje, że jest przedmiotem zainteresowania, że inni współ­
brzmią z jego uczuciami. Bez odpowiedniego uczuciowego 

nastawienia osób z otoczenia dziecka nie może więc dojść 
do nawiązania kontaktu emocjonalnego.
 Być może jest tak, 
że dzieci potencjalnie zdolne do nawiązywania kontaktu emo­
cjonalnego, gdy zostaną pozbawione możliwości realizacji ta­
kiego kontaktu — wskutek obojętności lub nawet niechęci 
otoczenia — tracą zdolność do nawiązywania tego kontaktu 
w przyszłości, a więc ich syntoniczność zostaje w jakiś sposób 

zablokowana. 

Z założenia, że kontakt emocjonalny wymaga poza syntonia 

również określonego ustosunkowania się dziecka do innej oso­

by i tej osoby do dziecka, wynika, że jest to rodzaj związku 
intymnego, który formuje się wówczas, gdy osoba jest dziec-

203 

background image

ku znana, gdy ono jej ufa i odbiera jej zachowanie jako 
nawiązanie wzajemnego kontaktu psychicznego. 

Jest w tym zresztą coś więcej. Nawiążę do wspomnianej już 

książki 01ivera Sacksa (1994). Pisze on o chorych, u których 

uszkodzenie mózgu powoduje utratę rozumienia sensu słów. 

W pewnych warunkach są oni bardziej zdolni do wykrycia uta­

jonych walorów komunikatu słownego niż „normalni" ludzie. 

Dzięki temu, że nie rozumieją słów, kierują się właśnie wskaź­

nikami emocjonalnymi, być może obserwacją ekspresji, nieza­
mierzonymi współruchami i na tej podstawie trafnie wyławiają 

nieuczciwość, obojętność, sztuczność, wrogość lub sympatię. 

To Joseph Conrad pisał, że statku nie da się oszukać, ponieważ 

nie ma uszu. Ale i w tzw. warunkach normalnych, mając do 

czynienia z ludźmi o skrajnie zablokowanej, „pokerowej" eks­

presji, odczuwamy niepokój, gdyż nie jesteśmy pewni, czy wła­

ściwie odbieramy ich komunikaty werbalne. Mówi się nieraz 
o „szklanej ścianie" między komunikującymi się ludźmi. Ara­

bowie, prowadząc ważne rozmowy, starają się być możliwie 
blisko rozmówcy, widzieć jego oczy, czuć go niemal fizycznie. 
Można przytoczyć wiele przykładów tego, co w ostatnich latach 
rozumie się przez określenie  J ę z y k ciała". 

Sądzę, że nie należy jednak jednostek tego języka sprowa­

dzać do form fizycznych zachowania, do behawioru. Jest to coś 
ponad to. Leon Chertokbył tego bliski, gdy próbował wyjaśniać 
hipnozę i sugestię biologicznym powiązaniem emocjonalnym

6 3

Takie ujęcie kontaktu emocjonalnego wyjaśnia, dlaczego sama 
obecność wielu ludzi przy dziecku jeszcze tego kontaktu nie 
zapewnia, a nawet — być może z powodu małej pojemności 
poznawczej dziecka, które nie jest zdolne do zapamiętania, 

6 3

 Krótko przed swoją śmiercią, po przeczytaniu mojego eseju Rozczaro­

wania Leona Cherlaka, czyli od hipnozy do romantyzmu zamieszczonego 
w książce W poszukiwaniu właściwości człowieka
 (1989), Leon Cbertok 
stwierdził w rozmowie, że być może mój pogląd na postawową rolę syntonii 
w  o w y m powiązaniu emocjonalnym, które jest istotą hipnozy, jest trafny; 

chciał zająć się tym zagadnieniem bliżej. 

204 

background image

a więc i rozpoznania zbyt dużej liczby osób — fakt obecności 

wokół niego wielu różnych ludzi pociąga za sobą zjawisko 
wręcz odwrotne: zagubienie i samotność, a z tym łączy się 
lęk. Lęk ten powoduje wyuczenie negatywnej reakcji na 

ludzi lub wygasza reakcję pozytywną nawet wówczas, gdy 
zaczyna się ona rozwijać. 

Nie upierałbym się przy przedstawionej wyżej hipotezie po­

znawczej. Być może dziecko odczuwa ten sam niepokój, jaki 
czujemy wobec osób nieprzeniknionych, lub po prostu ten sam 
lęk, jaki w eksperymentach Donalda Hebba czuły małpy, wi­

dząc samą głowę bez ciała. Hebb sądził, że lęk ten jest wyni­

kiem zaburzenia wrodzonego stereotypu poznawczego. Dlaczego 
nie można by więc mówić w wypadku tych dzieci o głębszym 

z natury lęku będącym wynikiem zaburzenia schematu wrodzo­
nego, a w konsekwencji zablokowania percepcji. Za słusznością 
tych przypuszczeń przemawia obszerny materiał empiryczny 

zebrany przez wielu innych badaczy. 

Można tu przytoczyć dla przykładu wyniki obserwacji sze­

ścioletnich dzieci wychowywanych od urodzenia w dużych, 
mających liczny personel domach małego dziecka. Dzieci takie 
od urodzenia przebywały w gromadzie, stale stykały się z do­
rosłymi i z rówieśnikami, a mimo to wystąpił u nich brak emo­

cjonalnego zaangażowania się w stosunki z otoczeniem. Rzeczą 
charakterystyczną było, że dzieci te, zaproszone na wieczór 

wigilijny do rodzin, w których otoczyło je ciepło uczuciowe, 

czuły się z jednej strony zagubione, a z drugiej całe to wyda­
rzenie wywarło na nich znacznie mniejsze wrażenie niż na dzie­
ciach wychowywanych na początku życia w warunkach rodzin­
nych. I tak na przykład dzieci „zakładowe" po powrocie z Wigilii 
schowały otrzymane prezenty i spokojnie przeszły do zwykłego 
trybu życia, podczas gdy dzieci, które spędziły wczesne dzie­

ciństwo w domach rodzinnych, długo jeszcze przeżywały wspo­
mnienia z tych świąt. To obojętne zachowanie dzieci, które 
zawsze żyły w instytucji, poza rodziną, nie było więc, jak moż­
na sądzić, zachowaniem obronnym. Powstaje przecież pytanie, 

205 

background image

dlaczego taka sama „obronna" obojętność nie wystąpiła u dzieci 
z doświadczeniem rodzinnym. 

Na problemy z rozwojem syntonii wskazują też inne fakty. 

Na przykład dorośli, którzy we wczesnym dzieciństwie spędzili 
dłuższy czas w sanatoriach i w szpitalach, wykazują trudność 
w nawiązywaniu kontaktu emocjonalnego z innymi ludźmi, nie­
ufność, męczące poczucie osamotnienia (Prough, 1965). Podob­

nie jest z dziećmi rodziców chłodnych i obojętnych. 

Tym właśnie tłumaczyłby się pozorny paradoks, że dzieci 

wychowywane w zakładzie opiekuńczym, mające więcej okazji 

do kontaktów społecznych niż dzieci żyjące w rodzinach, wyka­
zują jednak pewien brak zdolności lub chęci do kontaktu emoc­

jonalnego z innymi (por. Olechnowicz, 1959; Ribble, 1944; 

Bowlby, 1961). 

Ta właściwość syntonii, a więc swego rodzaju Wewnętrz­

nego Mechanizmu Wyzwalającego, który etolodzy traktują za­
wsze łącznie z bodźcem kluczowym (w tym wypadku emocją 

innych osób), powoduje, że nie stosuję do nazwy tego zjawiska 
terminu „empatia", przyjętego w psychologii społecznej na o-

znaczenie nie tyle emocjonalnego współbrzmienia ze stanem 

innej osoby, ile rozpoznania stanu emocjonalnego innej osoby, 

gdy wyobrażamy sobie to, co byśmy odczuwali, przeżywając 
to samo, co ta osoba, lub wówczas, gdy kojarzy się nam wyraz 

danej emocji z naszym własnym (por. Hoffman, 1976). Na 
pewno empatyczne odczucia odgrywają istotną rolę w funkcjo­
nowaniu człowieka. Są jednak zbyt złożone poznawczo i trudno 
poważnie przyjąć, że mogą być podstawą bezpośrednich, uczu­

ciowych relacji między ludźmi. Dlatego pojęcie syntonii w pro­
ponowanym tu ujęciu lepiej służy hipotezom dotyczącym za­
leżności między rozwojem współbrzmienia jako Wewnętrznego 

Mechanizmu Wyzwalającego dążenie do kontaktu emocjonal­
nego a zestawami bodźców kluczowych, tj. współdźwięcze-
niem emocjonalnym wobec innych osób. 

Pewne obserwacje dokonane wśród pacjentów poradni zdro­

wia psychicznego pozwalają na dalsze rozbudowanie tych hi-

206 

background image

potez. Otóż można zauważyć, że wówczas, gdy rodzice otaczają 

dziecko przesadną miłością, stale są do jego dyspozycji, nie 

spuszczają go z oka, tak że prawie nigdy nie powstaje możli­
wość braku kontaktu emocjonalnego, nie kształtują się mecha­

nizmy umożliwiające zdobywanie tego kontaktu, szukanie go. 

Potrzeba kontaktu emocjonalnego nie ulega konkretyzacji, 

w związku z czym dziecko kontaktu takiego nie szuka. Poja­
wiają się wtedy takie cechy osobowości, jak chłód uczuciowy, 
asyntoniczność, egocentryzm. Gdyby przyjąć hipotezę, że jest 
to empatia, a nie syntonia, to powinno być odwrotnie, gdyż 

dzieci nieustannie otoczone uczuciem powinny być bardziej od 
innych „wyuczone współbrzmienia". 

Można tu przytoczyć jako przykład dziewczynkę, która urodziła się 

dwa lata po śmierci pierworodnego brata i którą rodzice otaczali stalą, 
przesadną opieką, wyrażającą ich przeżycia lękowe. Każdemu ich odczu­
ciu emocjonalnemu wobec niej towarzyszył lęk o jej istnienie, lęk przed 

utratą. Dziewczynka rozwijała się szybko i fizycznie, i intelektualnie — 

była pracowita, żądna wiedzy, rzeczowa, ale mało uczuciowa, unikająca 

pieszczot i serdeczności, o czym świadczyć może taka oto scenka: Gdy 

miała pięć lat, całowana przez matkę ubierającą ją na łóżku stalą nieru­

chomo z opuszczonymi rękami, czekając, aż TO się skończy. Dzięki póź­

niejszej rozsądniejszej postawie rodziców i innym okolicznościom nie 
nastąpiło aspołeczne wypaczenie charakteru, poza emocjonalnym chło­
dem, tendencją do wycofywania się z relacji emocjonalnych. 

Nie był to przy tym objaw dość często spotykanego lęku 

przed kontaktem emocjonalnym wytwarzanego przez zaborczą 
miłość egoistycznych rodziców. Lęku tu nie było. Po prostu, 

jak można sądzić, mechanizmy prowadzące do szukania kon­

taktu emocjonalnego (WMW) nie rozwinęły się. 

Zjawisko to dotyczy również innych potrzeb, nawet fizjo­

logicznych. Analogią są ludzie, u których nie doszło do kon­
kretyzacji potrzeby pokarmowej. Nie czują nigdy głodu, mogą 

poczuć się rozdrażnieni, ale wprost sobie głodu nie uświada­
miają. Dopiero intelektualnie, przez analizę sytuacji, dochodzą 

do wniosku, że prawdopodobnie są głodni. Przeprowadzając 

207 

background image

z tymi ludźmi szczegółowy wywiad, można stwierdzić, że 
w okresie wczesnodziecięcym karmiono ich zawsze, gdy tylko 

były po temu możliwości. Nie dopuszczano nigdy do tego, aby 

dziecko mogło poczuć się głodne. Jest to jeszcze jeden przykład 
omawianego już zjawiska oddzielania się u człowieka pragnie­

nia od napięcia związanego z niezaspokojeniem potrzeby. 

9.4.  K O N T A K T  E M O C J O N A L N Y I POTRZEBA 
POZNAWCZA 

Kontakt emocjonalny jest więc stosunkiem wzajemnym, pole­

gający na tym, że osoba: 

1) czuje się przedmiotem zainteresowania i sympatii, 

2) współdźwięczy z innymi, przeżywając ich przykrości i ra­

dości. 

Tezą tej pracy jest, że człowiek ma potrzebę tak rozu­

mianego kontaktu emocjonalnego. W wypadku gdy tej po­
trzeby nie zaspokaja, z powodów czy to zewnętrznych, czy 
to wewnętrznych (brak okazji do właściwego kontaktu lub 
negatywne doświadczenia), jego osobowość nie może się 
prawidłowo rozwijać. 

Ludzi, u których nie wytworzyły się mechanizmy kontaktu 

emocjonalnego, określa się jako mających rysy lub cechy so-
cjopatyczne albo jako mających zaburzenia osobowości

6 9

Jest całkiem możliwe, że syntonia, która leży u podstaw 

potrzeby kontaktu emocjonalnego, jest jedną z wielu spe­

cyficznych form, w jakie przekształciła się w toku filogenezy 

6 9

 Pomijam tu problem wrodzonych wad osobowości przejawiających się 

między innymi brakiem syntonii. Sprawa ta wymaga szerszego omówienia ze 
względu na liczne nieporozumienia wywołane subiektywizmem kryteriów 

diagnostycznych. Wolę je więc w tej książce pominąć. 

208 

background image

ogólnobiologiczna potrzeba orientacyjna. Poza wyżej przy­
toczonymi jest wiele innych argumentów wskazujących na to, 
że warunkująca zaspokojenie tej potrzeby tendencja do zwra­

cania szczególnej uwagi na drugiego człowieka, w odróżnieniu 

od innych przedmiotów otoczenia, jest cechą wrodzoną. Na 
przykład Stefan Baley w swoim podręczniku psychologii spo­

łecznej pisze: „Badania eksperymentalne wskazują, że bardzo 
wcześnie głos ludzi bardziej przyciąga uwagę niemowlęcia ani­
żeli inne głosy" (1959, s. 68). C.W. Shirley (por. Hurlock, 1960, 
s. 166) idzie w tym twierdzeniu jeszcze dalej, podając na pod­
stawie własnych badań, że wcześniak! szczególnie silnie reagu­

ją na krzyk innych niemowląt

7 0

Poza tym od momentu gdy dziecko zaczyna wchodzić w sto­

sunki społeczne z otoczeniem, co przejawia się tym, że odnosi 
się w sposób specyficzny do różnych osób nie zaspokajających 
bezpośrednio jego potrzeb fizjologicznych, możemy w miarę 

jego rozwoju zaobserwować dążenie do kontaktu emocjonal­

nego z coraz większą liczbą ludzi. Normalnie dzieje się to w ten 

sposób, iż dziecko, spotykając się zjedna osobą lub z grupą nie 
znanych sobie ludzi, nie nawiązuje tego kontaktu od razu. Pierw­
szą reakcją jest nieśmiałość, zahamowanie. Dziecko nie chce 

głośno odpowiadać na pytania, czasem chowa się za matkę, 

a nawet zaczyna głośno płakać. „Odważne" zachowanie się dziec­

ka w sytuacji nowej dla niego, nie poprzedzone okresem cho­
ciażby pewnej rezerwy pozwalającej na rozeznanie w sytuacji, 
oceniane jest w praktyce klinicznej jako objaw podejrzany, któ­
ry może być wskaźnikiem słabszego rozwoju intelektualnego. 

Z drugiej strony również nienormalnie zachowuje się dziecko 
zawsze starające się nie zwracać na siebie uwagi, przemykające 
się pod ścianami i odnoszące się do każdego obcego z długo 
zalegającym lękiem. 

7 0

 W tym wypadku, zgodnie z poglądami Mazurkiewicza, należałoby się 

zastanowić, czy to jest syntonia, czy też jeden z właściwych przedwcześnie 
urodzonym dzieciom odruchów bezwarunkowych, które z czasem zanikają. 

209 

background image

Gdy dziecko odnoszące się z rezerwą do nowo poznanej 

osoby zaczyna zachowywać się swobodnie, naturalnie, mówi­
my, że „zawarło znajomość" lub „oswoiło się", o ile przez ten 

termin będziemy rozumieli to samo, co wyrażał Lisek wobec 

Małego Księcia. Dopiero po zaspokojeniu przez dziecko po­

trzeby poznawczej, a więc swoistego stanu „oswojenia się", 

może nastąpić nawiązywanie kontaktów emocjonalnych, co jest 
podstawą ustalenia się określonych stosunków emocjonalnych. 

Tak więc kontakt emocjonalny jest stanem, w którym jed­

nostka nie tylko jest pewna poznawczo, wiedząc, że jej nic 

nieoczekiwanego nie zagraża (co niekoniecznie jest zgodne 
z rzeczywistością), ale też czuje, że jest obiektem zaintereso­
wania zabarwionego emocjonalnie. 

W tym miejscu należałoby się zatrzymać celem wyjaśnienia 

pewnej sprawy. Istnieje w psychologii pogląd, że nieznane, 

nowe samo przez się wywołuje uczucie strachu, przynajmniej 
u małych dzieci. Tak na przykład sądziła Charlotta Buhler, 

formułując prawo głoszące, że „wyraźnie nie znany wygląd 
zarówno przedmiotu jakiegoś, jak i zjawiska budzi uczucie stra­
chu, narzuca się organizmowi i wywołuje negatywną reakcję 
uczuciową, która dopiero po opanowaniu bodźca przez obezna­
nie się z nim przekształca się w pozytywną" (1933, s. 79). 

Tymczasem E. Franus (1955) wykazał w swoich badaniach nad 

pierwszymi reakcjami strachu u małych dzieci, że zawsze naj­
pierw pojawia się odruch badawczy. Dopiero później, na przy­

kład w wypadku, gdy nowy bodziec okaże się niezrozumiały 
lub skojarzony z czymś, czego dziecko kiedyś się przestraszyło, 
wystąpi reakcja strachu czy lęku. Również Maria Susułowska 
w przytoczonych w uprzednim rozdziale badaniach (1960) nie 

stwierdziła, aby pierwszą reakcją na coś nowego był strach. 

Powyższe rozumowanie można by również odnieść do wspo­

mnianej już koncepcji Hebba (1969), który sądzi, że bezwarun­

kową reakcję strachu wywołują przedmioty nie tyle nowe, ile 

bardzo dziwne, powodujące „konflikt spostrzegania", nie dają­
ce się odnieść do niczego znanego lub ujrzane w bardzo nowym 

210 

background image

układzie, lub też przedmioty, które budzą strach wrodzony, na 
przykład wężopodobne. Odrzucenie prawa sformułowanego 
przez Btthler dyktują też i inne względy, gdyż w przeciwnym 
razie musielibyśmy przyjąć założenie, że dziecko nigdy nie 
nauczy się żadnej pozytywnej reakcji, ponieważ każdy nowy 
bodziec będzie wywoływał — zamiast procesu poznawczego 
opanowywania go — strach i reakcję ucieczki, temu zaś prze­
czą fakty. Jak dziecko opanowane strachem będzie mogło kie­
dykolwiek opanować bodziec przez „obeznanie z nim"? 

W cytowanych często badaniach H.S. Liddella nad reakcja­

mi na stres (1944) wystąpiło zjawisko polegające na tym, że 
w sytuacji, w której kózkę opanowywał strach, można było 

strach ten wyeliminować, stwarzając jej szanse przytulenia się 
do kozy-matki. 

Nie wymaga obszernych dowodów potocznie obserwowany 

fakt, że małe dziecko na rękach u matki, przytulone do niej lub 
po prostu w jej obecności, boi się mniej lub wcale w tych 
samych sytuacjach, które napawają je lękiem, gdy jest samo 
lub wśród obcych ludzi. 

Można by z tego wysnuć wniosek, że nie tylko warun­

kiem kontaktu emocjonalnego jest poznanie, ale i samo po­
znawanie wymaga kontaktu emocjonalnego. 

9.5.  D Y N A M I K A POTRZEBY  K O N T A K T U 
E M O C J O N A L N E G O 

Dziecko do kontaktu emocjonalnego wyraźnie dąży. Wspomnia­

łem już, że można zakładać istnienie specyficznego mecha­

nizmu biologicznego, który tak samo jak w wypadku innych 
potrzeb, które omawialiśmy, popycha dziecko do aktywności 
skierowanej na zaspokajanie tej potrzeby w dostępny dla niego 

sposób, i że mechanizm ten posiada wiele analogii do opisanego 

przez etologów Wrodzonego Mechanizmu Wyzwalającego. 

211 

background image

Istnienie i siła związanego z tą potrzebą napięcia przejawia 

się najwyraźniej wówczas, gdy powstają niepomyślne dla jego 
rozładowywania warunki. Obserwacje psychologów klinicznych 
pracujących z dziećmi wykazują, że dziecko dąży do kontaktu 

emocjonalnego szczególnie usilnie wówczas, gdy początkowo 
stałe zainteresowanie otoczenia zaczyna wygasać, gdyż dorośli 
przyzwyczajeni są do jego obecności lub też są bardziej zain­
teresowani nowo urodzonym dzieckiem. Pojawia się wówczas 
w zachowaniu dziecka negatywizm, kapryszenie przy jedzeniu, 

dzięki czemu udaje się mu zazwyczaj zwrócić na siebie uwagę 
otoczenia. U dziecka starszego, w wieku szkolnym, zaspokajanie 
tej potrzeby może wyrazić się dążeniem do zajmowania uprzy­
wilejowanej pozycji w grupie kolegów przez imponowanie im 
w jakikolwiek sposób. Dziecko skupia wówczas skuteczniej 

uwagę na sobie, wzbudzając zazdrość czy podziw rówieśników. 
Przejawem potrzeby kontaktu emocjonalnego może być także 
rywalizacja. Wiadomo, jak łatwo jest pobudzić dzieci do współ­
zawodnictwa. Nieraz określa się takie zachowania jako przejaw 
„dążenia do mocy". Należy jednak zwrócić uwagę na to, że im 
większe powodzenie udaje się uzyskać, tym większe zaintereso­
wanie bohaterem działań, a więc więcej osób przejawia stosunek 

emocjonalny. Zwracał na to uwagę we wspomnianej już pracy 
Stefan Baley. Ten wybitny polski badacz psychologii wychowa­
nia pisał wprost o uniwersalnej tendencji do wywoływania zain­
teresowania przez otoczenie (1959, s. 66). Jak silne jest to dążenie 

do wywoływania zainteresowania otoczenia, świadczą przypadki 
dzieci, które wolą nawet kary cielesne niż obojętność i chłód 
rodziców. „Niech bije, niech boli, byle tylko zauważał mnie, 
byle okazywał jakiś stosunek do mnie"

7 1

. Nie jest to dziecko 

7 1

 Obrońcy kar cielesnych, sadomasochiści, którzy wychowanie człowie­

ka pomylili ze zniewoleniem raba, mogliby tu znaleźć argumenty na swoją 

korzyść, gdyby nie to, że ciężkim oskarżeniem jest doprowadzenie do ta­

kiej sytuacji dziecka, w której wybiera ono cierpienie, byle tylko mieć ojca 

i matkę. 

212 

background image

masochistyczne, jak niektórzy skłonni byliby je nazywać. Jest 
to dziecko głęboko tragiczne. Zwraca uwagę też fakt, że niektóre 

dzieci chętnie zamieniają pobyt w rodzinie dającej im bardzo 
dobre warunki materialne, ale odnoszące się do ich uczuć obo­

jętnie, na pobyt w rodzinie ubogiej, lecz otaczającej dziecko 

troskliwą, serdeczną uwagą. 

W literaturze przedmiotu (por. Cameron, 1947; Zawadzki, 

1959) często spotyka się poglądy, że u podłoża rozwiniętej 

nerwicy z objawami na przykład hipochondrii tkwi wytworzona 

w okresie dziecięcym postawa wobec choroby jako przyjemno­
ści. Choroba bywa niezawodnym, czasem jedynym środkiem 

do zwrócenia na siebie uwagi otoczenia, uzyskania jego współ­
czucia — chociażby współczucia, gdy brak miłości. Podobnie 
tłumaczy się niektóre przypadki moczenia się starszych dzieci, 

mimo że jego efekt bezpośredni — fizyczny dyskomfort, kary 

i uciążliwe kuracje — na pewno nie jest przyjemny. 

Tego rodzaju dane każą przypuszczać, że kontakt emo­

cjonalny nie musi być kontaktem zabarwionym uczuciem 
dodatnim, przyjemnością. Kontakt dodatni uczuciowo, nie 
sprawiający przykrości, nie wywołujący przeżyć nieprzy­

jemnych, jak na przykład kary fizyczne lub awantury, jest 

najkorzystniejszy z punktu widzenia rozwoju osobowości. 
Ale gdy pozytywny kontakt jest niemożliwy, dziecko za­
dowala się każdym kontaktem.
 Właściwość ta ma szczegól­
ne znaczenie w naszym kręgu kulturowym, w którym zainte­
resowanie dzieckiem jest na ogół wywoływane jego wybrykami, 
a nie poprawnym zachowaniem. 

Jak wspomniałem, dziecko samo domaga się kontaktu emo­

cjonalnego. Często można zaobserwować, że prawidłowo roz­
wijające się, zdrowe dziecko, nie zgadza się z podrzędną rolą, 

jaką narzuca mu struktura rodziny. Walczy o swoje prawa do 

udziału w zainteresowaniu rodziców, zdobywając się nieraz na 

znaczną przemyślność w doborze metod, a nawet odnosząc się 
agresywnie przeciwko tym, którzy mu przeszkadzają, na przy­

kład przeciwko młodszemu rodzeństwu. Nie zawsze to jest 

213 

background image

agresja. Mój znajomy, jako dziecko, nosił siostrzyczkę po są­
siadach, próbując zamienić ją na kota. Bywają jednak i poważne 

objawy agresji, jak uszkodzenia fizyczne i próby otrucia. Właś­
nie jednym z odkryć Alfreda Adlera było wskazanie na rolę, 

jaką w kształtowaniu się stylu życia dorosłego człowieka od­

grywa jego pozycja jako dziecka w rodzinie. A pozycja w ro­

dzinie to również pozycja w staraniach o kontakt emocjonalny. 

Szczególnie ilustratywnym przykładem tego problemu są 

wyniki badań struktury osobowości karłów przysadkowych 
(Obuchowski, 1967). Jednym z pytań, jakie pojawiło się pod­

czas tych badań, było wyjaśnienie następującego paradoksu: 
inwalidzi wzrostu kształtują się psychicznie w bardzo trudnych 

warunkach interpersonalnych, a ich zachowanie cechuje pogo­
da, często nawet wesołość i chęć ekspozycji społecznej. Ponie­

waż są to osoby intelektualnie normalne, zdolne do oceny swo­

jej sytuacji, należałoby więc oczekiwać, że wystąpią u nich 

raczej objawy depresji, unikania ludzi, zamykania się w sobie. 

Na podstawie uzyskanych danych udało się wykazać, że 

typowe zachowanie osób dotkniętych karłowatością przysad­

kową, określane przez lekarzy jako „wesołkowate", stanowi 

tylko nadbudowę osobowości skrywającą istniejącą w rzeczy­

wistości depresję i zmaganie się ze skomplikowanymi prob­
lemami osobistymi. Ta zewnętrzna nadbudowa osobowości, 
niezwykle podobna u prawie wszystkich badanych inwalidów 

wzrostu, kształtowała się w podobny sposób mimo różnych 
warunków środowiskowych. Otóż około szóstego, siódmego 
roku życia, gdy różnica wzrostu między nimi a ich rówieśni­
kami zaczyna być wyraźna — zaczynają napotykać coraz wię­

cej trudności w kontakcie emocjonalnym. Są zbyt wyraźnie 
inni, aby otoczenie mogło łatwo reagować na nich syntonicznie, 

współbrzmieć z nimi lub w postaci empatii identyfikować się 

z nimi w radościach i smutkach. Koledzy nie aprobują ich jako 

rówieśników, wyłączają z zabaw (chyba że są oni ich przed­
miotem) i z bardziej intymnych kontaktów towarzyskich. Je­
dyną rolą, w jakiej skłonni są któregokolwiek z nich zaakcep-

214 

background image

tować, jest rola wesołka — osobnika, który i daje okazje, i po­
zwala otoczeniu na wyśmiewanie się z niego, bawienie się jego 
kosztem i wyładowywanie na nim własnych kompleksów. To 
ostatnie znamy z bajeczki o zającu i żabie. Jest to też swoista 
rola kozła ofiarnego, tyle że wskutek towarzyszącej jej reali­

zacji atmosfery śmiechu i zadowolenia „partnerów" utrudnia­

jąca otwartą agresję w jej brutalnych formach. Również dorośli 

nie są skłonni dostrzegać karła jako osoby. Aprobują go tylko 
w roli sympatycznej zabawki. Jego problemy, zmartwienia czy 
łzy wywołują w najlepszym wypadku zdziwienie. Tak więc 

rola wesołka, pogodnego, zadowolonego z życia i naiwnego, 

jest jedyną rolą, jaką społeczność nasza zgadza się aprobować 

u inwalidy wzrostu. Właśnie ten jednolity i powszechnie wy­

stępujący, wyraźnie sprecyzowany zestaw wymagań, określa­

jący warunki uzyskania kontaktu emocjonalnego, kształtuje po­

dobne do siebie formy zachowania i występuje niezależnie od 
środowiska. W jednym przypadku, w którym zachowanie było 

nietypowe i przybierało indywidualny charakter, można było 

stwierdzić wyjątkowo szczęśliwy układ warunków życiowych, 
który pozwolił na uzyskiwanie kontaktu emocjonalnego na pra­

wach normalnego człowieka. 

Wspomniałem już, że z pozoru paradoksalnym problemem 

są przypadki zaburzeń związanych z frustracją potrzeby kon­

taktu emocjonalnego u dzieci, które od urodzenia wychowują 
się poza rodziną. Wyrażam tu pogląd, że dzieci mają wrodzone 
mechanizmy uzależniające ich rozwój od kontaktu z matką, 

który w pierwszych miesiącach życia ma charakter wyraźnie 
biologiczny, a jego wstępnymi etapami są takie zdarzenia bio­
graficzne, jak odcięcie pępowiny, szansa adaptacji do tej nowej 

sytuacji na brzuchu matki, szansa ssania piersi, przytulania się, 
pieszczot. 

Problematykę tę zapoczątkowały badania M.A. Ribble (1944), 

która na podstawie obserwacji sześciuset dzieci doszła do wnios­
ku, że brak opieki macierzyńskiej (zresztą sprawowanej nieko­
niecznie przez matkę biologiczną) może prowadzić do ciężkich 

215 

background image

zaburzeń somatycznych, i to już w drugim miesiącu życia. Or­
ganizm niemowlęcy bowiem, aby móc prawidłowo funkcjono­
wać, musi otrzymywać od środowiska zewnętrznego zespoły 
bodźców, które właśnie zapewnia mu naturalna opieka matki. 

Dotykanie, poklepywanie, podnoszenie, przyciskanie do piersi, 
głos matki, możność ssania — są równie ważne dla niemow­

lęcia reagującego całościowo, jak odpowiedni pokarm i tempe­

ratura. Ribble stwierdza, że charakterystycznych dla tego za­
burzenia zespołów chorobowych nie spotyka się u niemowląt 
żyjących nawet w bardzo niehigienicznych warunkach, ale ma­

jących zapewniony stały, fizyczny kontakt z matką. Zdarzają 

się one natomiast nawet w najlepiej prowadzonych instytucjach 

mających wyposażenie umożliwiające opiekę racjonalną z punk­
tu widzenia medycznego, a właściwie fizjologicznego, ale nie 
będących w stanie zapewnić dziecku subtelnych oddziaływań 
osobowych, stanowiących warunek niezbędny zdrowego roz­
woju dziecka. Maria Przetacznikowa prowadziła wraz ze współ­
pracownikami badania porównawcze dzieci wychowywanych 
w żłobku i w rodzinie. Były to żłobki dzienne, parogodzinne, 
a nie zakłady, w których dziecko przebywa pozbawione matki 

przez całe tygodnie i miesiące. I w tych wypadkach stwierdzono 
u dzieci oddawanych do żłobka niższy poziom rozwoju psycho-
motoryki i mowy (Przełącznikowa, Buterlewicz, Chrzanowska, 

1963). 

Jak wspominałem, Mazurkiewicz zakładał, że pojawienie się 

właściwej syntonii następuje dopiero po uzyskaniu przez dziecko 

odpowiedniej dojrzałości procesów poznawczych, a więc około 
szóstego miesiąca życia. Właśnie w Polsce prowadzono badania, 

które mają znaczenie dla zrozumienia tego zagadnienia. Między 

innymi wykazano, że u dzieci przyzwyczajonych już do bycia 
w żłobku, gdyż są tam od urodzenia, mogą około szóstego mie­

siąca życia wystąpić stany depresji psychicznej związane po 

prostu z osiągnięciem wieku, w którym potrzeba kontaktu emo­

cjonalnego zjedna osobą staje się czynnikiem istotnym rozwoju 
psychicznego. 

216 

background image

Hanna Olechnowicz, która opisała te „spóźnione" reakcje 

na oderwanie od rodziców (1957), dokonała również próby usy­

stematyzowania zaburzeń emocjonalnych powstających w wy­
niku szoku oderwania dzieci od matki. Wyróżniła dwie ich 
formy. Pierwsza to reakcja rozpaczy, gdy „dziecko po przyby­
ciu do żłobka płacze niemal bez przerwy przez kilka dni; na 
próby nawiązania kontaktu najczęściej reaguje nasileniem pła­

czu; często odmawia przyjmowania pożywienia, nie bawi się, 

nie interesuje się otoczeniem". Druga to reakcja osłupienia, gdy 
„dziecko nie porusza się, nie bawi, nie cieszy, ale też nie płacze; 
na zbliżenie dorosłego zupełnie nie reaguje bądź przejawia nie­

chęć, ale nie protestuje, biernie poddaje się zabiegom pielęg­

nacyjnym; mimika drewniana, oczy bez wyrazu". Dzieci te są 

często traktowane jako upośledzone umysłowo. 

Hanna Olechnowicz zauważa, że „W żłobku [...] stosunek 

opiekunek do dziecka często bywa zupełnie bezosobowy. Gdy 
powstaną więzy uczuciowe między opiekunką a dzieckiem, zo­
stają one nieopatrznie i brutalnie przerwane". Podobnie dzieje 
się w szpitalach, gdzie coraz to inna osoba zajmuje się dziec­
kiem. Badania w jednym ze szpitali amerykańskich wykazały, 
że w ciągu czternastu dni dziecko stykało się z trzydziestoma 
dwoma nowymi dlań osobami. Wykazano również, że nawią­
zywanie zerwanych kontaktów emocjonalnych jest możliwe 
najwyżej do czterech razy, po czym dziecko przestaje dążyć 

do kontaktu i staje się on dla niego obojętny (Prough, 1965). 
I u nas, w szpitalach, w takim wypadku przyjęło się mówienie, 
że dziecko „nareszcie zaadaptowało się do warunków szpital­

nych". Przebieg takiej „adaptacji" opisał R. Spitz w pracy po­

święconej zagadnieniu stosunków matka-dziecko (1956, s. 105 

i nast.). W pierwszym miesiącu separacji dziecko (szósty mie­

siąc życia) płacze, domaga się matki, „szuka" jakiejś osoby 

mogącej ją zastąpić. W drugim miesiącu pojawiają się u dziec­

ka reakcje ucieczkowe, lęk przed ludźmi, krzyczy ono, gdy ktoś 
do niego podchodzi. Równocześnie obserwuje się wyraźnie 
spadek wagi i obniżenie wskaźnika rozwoju. W trzecim mie-

217 

background image

siącu separacji od matki dziecko przybiera charakterystyczną 
pozycję leżenia na brzuchu, „unika wszelkich kontaktów ze 
światem". Jeśli mu się przeszkadza, krzyczy bardzo długo, nie­

raz trzy godziny bez przerwy. Cierpi ono na bezsenność, traci 
na wadze, łatwiej ulega infekcjom. Często pojawiają się u niego 
zaburzenia skórne. W czwartym miesiącu separacji występuje 

brak ekspresji mimicznej, mimika staje się sztywna, dziecko 

już nie krzyczy, najwyżej żałośnie zawodzi. Wskaźnik rozwoju 

cofa się po trzech miesiącach separacji o 12,5 punktu, po trzech, 
czterech miesiącach o 14 punktów, powyżej pięciu miesięcy 
o 25 punktów. Dziecko odseparowane od matki traci poprzed­
nio wyuczone sprawności. Jeśli umiało chodzić, to teraz nie 
umie nawet siedzieć. Według obserwacji innych badaczy tego 

problemu, J. Bowlby'ego i J. Robertsona (1956), dzieci hospi­
talizowane, przystosowując się do warunków szpitalnych, wy­
pierają nieraz z pamięci obraz matki, a nawet zaczynają odnosić 

się do niej negatywnie, niszczą otrzymane od niej zabawki, nie 
chcą jej poznawać itp. W mojej praktyce spotkałem również 
dziecko, które po powrocie z kliniki akademickiej poznawało 
wszystkich domowników z wyjątkiem matki, co — jak sądzę 

— było niezwykle jasnym dowodem neurotycznego wyparcia. 

Podobne zjawiska opisał też Robertson w monografii poświę­
conej dziecku w szpitalu (1982). 

Na decydującą rolę potrzeby kontaktu emocjonalnego i syn­

tonii wskazuje też fakt, że dzieci badane w okresie czterech, 

pięciu lat po opuszczeniu szpitala z reguły nie pamiętały prze­

biegu własnej choroby, nieraz ciężkich zabiegów leczniczych, 
cierpień i bólu. Uległo to niemal pełnemu zapomnieniu lub 

wyparciu. Natomiast pamiętały znakomicie samo oderwanie od 

domu. Rysowały długą, wijącą się wokół kartki papieru drogę 
do szpitala, a także okienko z doniczką — symbol swojego 

domu

7 2

. Pamiętały też szczegółowo cierpienia innych dzieci, 

7 2

 Rysunek ten jest obecnie logo Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej 

dla Sierot. 

218 

background image

krzywdy psychiczne wyrządzane przez personel szpitala, oszu­

stwa typu „tam czeka twoja mama", gdy dziecko wieziono na 

salę operacyjną. Takie wydarzenia wyznaczały na długo stosu­
nek dziecka do szpitala, do lekarzy, do białego fartucha jako 
sygnału lęku. Należy dodać, że nawet jedno tylko pozytywne 
zdarzenie, które podczas pobytu w szpitalu wywoływało zbio­
rową radość, atmosferę zabawy (na przykład dobrze zorgani­

zowana choinka), niwelowało nieraz wpływ wszystkich przy­
krych wydarzeń (Obuchowska, Obuchowski, Goncerzewicz, 

Krzywińska, 1961)

7 3

Przedmiotem wyżej wymienionych badań były tylko deter­

minanty postaw dzieci wobec szpitala, lekarzy, leczenia. Innym 
problemem są trwałe następstwa separacji dziecka, a więc le­

czenia choroby poza pacjentem. Tu opinie są zgodne. Tak ba­

dania amerykańskie, jak i polskie już od ponad trzydziestu lat 
wskazują, że odwracalność zmian wywołanych separacją zależy 

od czasu jej trwania. Panuje pogląd, że w wypadku separacji 
dziecka trwającej ponad pięć, sześć miesięcy zmiany są w za­
sadzie nieodwracalne (Spitz, 1956; Olechnowicz, 1957). I to 
nie tylko zmiany osobowości. W roku 1961 opublikowano do­

niesienie o procesie skutecznej rehabilitacji psychicznej chłop­
ca wyniszczonego przez chorobę szpitalną (Bielicka, Olechno­

wicz, Ręczajski, 1961). W przypadku tym autorzy „główną 

przyczynę psychosomatycznego załamania się dziecka" wi­

dzieli w „zerwaniu naturalnej więzi dziecko-matka". Pomyślne 

7 3

 Mijają lata i powoli dokonują się zmiany pozytywne. Obecność matek 

w polskich szpitalach przestaje być problemem, chociaż nadal wielu lekarzy 
nie dostrzega związku przebiegu choroby dziecka z obecnością przy nim mat­
ki. Zmiany są wynikiem długotrwałych, uporczywych działań wielu osób. 
Problem został zauważony oficjalnie w 19S6 roku, gdy pojawił się w tej 
sprawie list otwarty Ireny Obuchowskiej do ministra zdrowia, który na niego 

odpowiedział pozytywnie. Dane dotyczące matki w szpitalu czytelnik może 
znaleźć w książce Ireny Obuchowskiej i Mariana Krawczyńskiego pt. Chore 
dziecko
 (1991). W roku 1993 odbyła się na ten temat dramatyczna dyskusja 

na łamach „Gazety Wyborczej". 

219 

background image

wyniki prowadzonego leczenia przypisywali „metodzie postępo­

wania kompleksowego. Polega ona na jak najszerszym uwzględ­
nieniu potrzeb emocjonalnych i wychowawczych małego dziec­

ka przy jednoczesnym korzystaniu ze wszystkich będących do 

naszej dyspozycji środków terapii somatyczej [...] na pierw­

szym miejscu stawiamy przywrócenie dziecku poczucia bez­
pieczeństwa poprzez stworzenie mu możliwości powiąza­
nia uczuciowego z jedną osobą [..,]" (s. 135). Autorzy byli 

dobrej myśli, obserwując systematyczny proces poprawy. Nie­
stety psychologiczne działania terapeutyczne nastąpiły za późno. 

W maju 1982 roku otrzymałem od Hanny Olechnowicz nastę­

pującą informację: „Wiadomości o chłopcu wyniszczonym 
mam niestety niedobre. Po wypisaniu z oddziału zamieszkał 
z matką, ale ze względu na trudne warunki [...] poprosiliśmy 

0 pomoc siostry zakonne [...] Andrzejek jednak zachorował 

1 został oddany do szpitala, gdzie zmarł — mniej więcej dwa 

lata od opuszczenia oddziału [...] w ciągu jego pierwszej tak 
przewlekłej choroby i przebytego marazmu nastąpiło jakieś 
uszkodzenie nadnerczy [...]". Kora nadnerczy jest organem sty­
mulującym reakcję na stres. 

Wspomniałem już, że życiorysy osób dorosłych charaktery­

zujących się trudnym kontaktem emocjonalnym, nieufnych, nie 
umiejących współpracować, czujących się samotnie wśród lu­
dzi, często wykazują długie okresy separacji od matki w okresie 
dziecięcym. 

I tyle o tych wciąż nowych i tak starych problemach. Zająłem 

się separacją dziecka od matki nie tylko dlatego, że ujawnia ona 
konsekwencje upierania się przy antyludzkim modelu choroby, 

jaki wciąż jeszcze funkcjonuje w medycynie, ale też dlatego, że 

pośrednio wskazuje ona na rolę potrzeby kontaktu emocjonal­
nego nie tylko w rozwoju psychicznym jednostki ludzkiej, ale 
wręcz w jej istnieniu biologicznym. Tu znowu, jak i w wypadku 
innych omawianych już potrzeb, widać, jak niewielki jest dys­

tans od frustracji psychicznych do załamania organizmu. 

220 

background image

9.6. FAZY ROZWOJU POTRZEBY KONTAKTU 

EMOCJONALNEGO 

9.6.1. Faza 1 

Obserwując sposoby zaspokajania potrzeby kontaktu emocjo­
nalnego w różnych okresach rozwojowych, można zauważyć 
fazy, w toku których potrzeba ta przekształca się, i to na tyle, 

że zmieniają się zasadniczo warunki jej zaspokajania. 

Faza pierwsza to niewątpliwie okres po trzecim, a przed 

szóstym miesiącem życia dziecka. Do trzeciego miesiąca w wy­

padku izolacji od matki raczej nie występują lęki separacyjne, 
a pojawia się ogólna, negatywna reakcja na zmianę środowiska. 

Natomiast krytyczny okres sprzed pojawienia się tej formy syn­
tonii, o której pisze Mazurkiewicz, polega na tym, że dziecko 

jest wówczas powiązane symbiotycznie z matką, która jest jego 

całym światem. Potrzeba związku z matką ma wówczas bardzo 
fizjologiczny, całościowy charakter. Rozwój dziecka jest wtedy 
zależny zarówno od pogodnej atmosfery stwarzanej przez mat­
kę, uczuć zawartych w głosie, uśmiechów, jak i od nassania 
się, głaskania, poklepywania, huśtania, przytulania. Można by 
nawet próbować ująć tę fazę jako przejaw odrębnej potrzeby 

emocjonalnej, specyficznej dla najwcześniejszego okresu życia 
dziecka, jak to opisała w swojej teorii Margaret Mahler, a także 

w koncepcjach fazy „oralnej" Zygmunta Freuda i „niemowlę­

cej" Erika Eriksona. Sprawą wymagającą odrębnej dyskusji jest 
czas trwania tej fazy. 

9.6.2. Faza 2 

W każdym razie dopiero około szóstego miesiąca życia pojawia 

się zdolność do syntonii właściwej, współbrzmienia uczucio­
wego nie powiązanego z zaspokajaniem innych potrzeb. Jest 

221 

background image

to faza druga. W tym właśnie okresie separacja małych dzieci 
od matki szczególnie silnie zaburza ich stan psychiczny, ich 

zdrowie fizyczne i poziom funkcjonowania. Wspomniałem już, 
że Olechnowicz przytacza wyniki badań, z których wynika, że 

u dzieci, które przebywały w żłobku już w okresie niemowlęcym 

i nie wykazywały zaburzeń emocjonalnych, w wieku około szós­
tego miesiąca życia występują niespodziewane stany depresji 
psychicznej (Olechnowicz, 1957). Trudno je wiązać z szokiem 

separacji z matką. Należałoby je raczej interpretować jako wy­

nik braku matki. 

Wspomniałem też o wynikach badań wskazujących na to, 

że dziecko potrafi w warunkach szpitalnych nawiązać od nowa 

stosunek uczuciowy tylko do czterech razy. Być może nie ina­
czej jest i poza szpitalem. Fakt ten pozwala wysnuć wniosek, 

uzasadniony chyba możliwościami, jakie stwarza poziom roz­
woju mechanizmów poznawania, że od szóstego miesiąca do 

około osiemnastego miesiąca życia potrzeba kontaktu emocjo­
nalnego jest u dziecka zaspokajana przede wszystkim, a może 
i wyłącznie w stosunkach z jedną, stale tą samą, znaną osobą. 
Pozwala to zrozumieć, dlaczego małe dziecko w otoczeniu na­
wet najbardziej serdecznych ludzi, jeśli są to osoby coraz to 
inne, nie może zaspokoić potrzeby kontaktu emocjonalnego. 

Wspomniałem, że prawdopodobnie jest to problem „pojemno­

ści poznawczej", ale i być może jest to popęd wrodzony, któ­
rego Wewnętrzny Mechanizm Wyzwalający zostaje urucho­
miony tylko przez bodziec bezwarunkowy, jakim jest matka 

lub inna stała osoba. Sprawę komplikuje fakt, że nawet jeśli 
kontakt emocjonalny zostanie nawiązany po raz drugi lub trze­

ci, ale przejściowo, to w wyniku jego kilkakrotnego zerwania 

powstaje szok uczuciowy wywołujący nerwicę z objawami 

ochronnymi blokującymi dalsze nawiązywanie kontaktów emo­

cjonalnych. 

Irena Obuchowska (Obuchowska, Krawczyński, 1991) zwra­

ca uwagę na to, że w okresie od szóstego do około osiem­
nastego miesiąca życia dziecko nie rozumie, że istnieje to, 

222 

background image

czego ono nie widzi. Separację z matką odbiera jako jej cał­
kowitą utratę. 

Możliwość zaspokajania potrzeby kontaktu emocjonalnego 

tylko z jedną, stale tą samą osobą oraz trudności wywołane 
separacją z tą osobą byłyby więc cechą fazy drugiej. Ciekawym 
przyczynkiem do jej charakterystyki są badania dzieci ze wsi 
afrykańskich, które od urodzenia cały dzień przebywają z mat­
ką, nawet podczas pracy, znajdując się na jej plecach. Maria 
Geber (1958) stwierdziła, że u dzieci tych nie tylko szybciej 
przebiega rozwój mowy i stosunków interpersonalnych, ale i roz­
wój intelektualny i fizyczny. Nie jest to sprawa rasy. W rodzi­
nach murzyńskich, w których dzieci wychowuje się po euro­
pejsku, ich rozwój nie jest tak szybki. 

Pisząc o tej jednokierunkowości w fazie drugiej, nie chcę 

twierdzić, jakoby dziecko na przykład dwuletnie potrafiło ba­

wić się i kontaktować jedynie z matką, nie zauważając innych 

ludzi. Tak nie jest. Dobrze rozwijające się, zdrowe dziecko 
żywo reaguje na słowa i gesty również innych ludzi. Tyle że 
gdy nie będzie przy dziecku tej jednej, stałej i bliskiej osoby, 
kontakty emocjonalne z innymi osobami nie wystarczą, a być 
może nawet mogą ulec zablokowaniu. 

9.6.3.  F a z a 3 

W zasadzie dopiero około trzeciego roku życia można zaob­

serwować początek fazy trzeciej, charakteryzującej się tym, że 
zaspokajanie potrzeby kontaktu emocjonalnego staje się wielo­

kierunkowe i ogarnia coraz to szersze kręgi, początkowo osób 

najbliższych, a potem i dalszych, o ile oczywiście nie zadziałają 

czynniki blokujące ustalanie się tego kontaktu. Faza druga i trze­
cia czasem zachodzą na siebie. Na pierwszy plan wybija się 
wówczas kontakt emocjonalny z matką, ale już pojawiają się 
dążenia do nawiązywania go z innymi ludźmi, i to zarówno 
z dziećmi, jak i z dorosłymi. Pojawiają się sytuacje, gdy dziecko 

223 

background image

zaczyna zaspokajać swoją potrzebę kontaktu emocjonalnego 
z szerszym gronem osób, zarówno dzieci, jak i dorosłych, nie 

zawsze stawiając na pierwszym planie matkę. Jest to okres 
zaliczany przez wszystkich badaczy do okresu uspołeczniania 
się — społeczność, w której dziecko żyje, staje się ważnym 

układem odniesienia dla niego i ważnym czynnikiem formują­

cym je. 

Rodzice pamiętają ten okres jako najmilszy, najbardziej 

sympatyczny, gdy ufne dziecko dostarczało całemu otoczeniu 
najwięcej satysfakcji. Dziecko nieraz aktywnie zaczepia innych 

ludzi, „kokietuje" ich i bywa w tym dosyć uparte. Odnosi się 
wrażenie, że sprawdza ono, jakie możliwości w tym zakresie 

istnieją, na co może sobie pozwolić. Jest to niewątpliwie okres 

życia, w którym formują się prototypy późniejszych relacji so­
cjalnych, ustala się ich zakres i sposób realizacji. Dziecko po­

znaje więcej sposobów rozwiązywania problemów osobistych 

— może wyżalić się nie tylko mamie, ale też uzyskać pomoc 

od wielu innych ludzi. 

Gdy mój synek w trzecim roku życia po raz pierwszy stwierdzi! po 

obudzeniu się, że jest w domu w nocy sam, wiazi w ogromne papcie taty, 
wyszedł z mieszkania, zadzwoni! do drzwi sąsiadki z dolnego piętra i po­
wiedział: „Tu Michał. Mamy nie ma, taty nic ma, a ja nie mogę zasnąć". 

Zaskoczona i wzruszona pani Krystyna odprowadziła go do mieszkania, 

położyła do łóżeczka i siedziała przy nim, aż zasnął. 

9.6.4.  F a z a 4 

W dalszej kolejności, około szóstego, siódmego roku przycho­

dzi faza czwarta — dziecko zaczyna w coraz większym sto­
pniu zaspokajać swoją potrzebę kontaktu emocjonalnego w gru­
pie rówieśników, a układy emocjonalne z dorosłymi są nadal 
ważne, ale nie tak ważne jak uprzednio. Może ma tu znaczenie 

coraz trudniejsze porozumiewanie się z dorosłymi, którzy za-

224 

background image

czynają stawiać bardziej ostre wymagania, a poza tym dziecko 

jest wdrażane do nowej i bardzo innej niż uprzednio roli — 

roli ucznia. Waga ocen nauczycieli zaczyna dominować nad 
wagą ocen rodziców, podstawą tych ocen są standardy formalne 

całkiem inne, dalekie od zabawowych, uczuciowych, nie liczą­
ce się z wolą dziecka, z jego zainteresowaniami i nastrojem. 
Natomiast kontakt z rówieśnikami opiera się przede wszystkim 

na kontakcie emocjonalnym. Ich więc aprobata lub dezaprobata 

ma sens dla zaspokajania tej potrzeby. 

Jest jeszcze prawdopodobnie inny powód owego odejścia 

od świata dorosłych. Około szóstego, siódmego roku życia dziec­

ko zaczyna już stwarzać sobie własne koncepcje świata, z któ­

rych wynika odmienne wartościowanie. Dorośli jeszcze tego 
nie zauważają, skłonni traktować dziecko jako ich własny i do­
wolnie „obrabiany" produkt. Nie chcą więc świata dziecka ani 

zauważyć, ani tolerować. Miał o to pretensje do dorosłych już 

Janusz Korczak. Wydaje się, że największe różnice międzykul­

turowe mają miejsce obecnie w tym właśnie obszarze relacji 

międzyludzkich. Często jednak, nawet w krajach, w których 

już uznano prawo dziecka do własnego wyboru, do własnych 

decyzji, czyni się tak z lęku przed nerwicą lub po prostu z sza­
cunku do każdej jednostki ludzkiej. Małe znaczenie przywią­
zuje się nadal do konsekwencji rozwojowych wynikających 
z autonomii wewnętrznego świata dziecka. 

Istnieje wiele danych biograficznych wskazujących na bar­

dzo istotne znaczenie dla dziecka, również w fazie czwartej, 

kontaktu emocjonalnego z osobą dorosłą. Niestety, rzadko są 
to rodzice — przeważnie babcia, dziadek, ciocia lub jakiś dzi­
wak, który po prostu ma z dzieckiem bliski kontakt i nie usiłuje 

go ani wychowywać, ani pouczać. 

W życiorysach wielu osób dorosłych wykazujących trudno­

ści adaptacji socjalnej znajdujemy dane, że w tej fazie życia 

mieli ograniczone możliwości kontaktowania się z rówieśni­

kami (często są to tzw. babcine dzieci, mające zbyt dorosłe 
rodzeństwo, jedynacy z „dobrych rodzin", dzieci chronicznie 

225 

background image

chore). Niektóre dzieci w tej fazie tworzą sobie w wyobraźni 

fikcyjnych towarzyszy (por. Obuchowska, 1985), nadają im 
imiona, rozmawiają z nimi, radzą się ich, bawią się z nimi, 

chwalą się przed nimi zabawkami lub sukcesami. Są to ludzie, 

zwierzęta, postacie z baśni. Bywają nawet autorytetami moral­

nymi, jak czarownica żyjąca w piecu, którą pewna dziewczynka 
pytała zawsze z respektem o to, co jest dobre, a co złe. W tym 

domu tylko owa czarownica rozumiała, że można zastanawiać 

się nad takimi pytaniami. 

Właśnie w tej fazie zapoczątkowane zostały zmiany osobo­

wości opisanych uprzednio inwalidów wzrostu. Przypominam, 

że dziecku tak znacznie różniącemu się wzrostem od swoich 

rówieśników dana była tylko jedna (ale jednak była dana) moż­

liwość uzyskania ich aprobaty, utrzymania z nimi jakiejkolwiek 
formy kontaktu emocjonalnego. Było to występowanie w roli 
laleczki, miłej, pogodnej i poddającej się biernie każdemu dzia­

łaniu. Gdyby w tym okresie życia zaspokojenie potrzeby kontaktu 
emocjonalnego nie było taką koniecznością, należałoby ocze­
kiwać raczej rezygnacji z kontaktów nieraz bardzo przykrych 
i poniżających. W niektórych biografiach można odnaleźć prze­

cież różne formy wycofania się z kontaktów. Ma to miejsce u tych 
dzieci, którym zamknięto jakąkolwiek szansę kontaktu z rówieś­

nikami. Mamy wówczas do czynienia z poważnymi zaburzeniami 

kontaktu społecznego. Zjawisko to zauważono już bardzo dawno. 

Wspominali o tym już w 1930 roku badacze amerykańscy, E.R. 

Groves i P. Blanchard. Bohdan Zawadzki pisał w swoich wykła­

dach z psychologii klinicznej, że brak odpowiednich relacji emo­
cjonalnych z rówieśnikami może doprowadzić wprost do lęku 

przed związkiem uczuciowym, co może zadecydować o przy­

szłych trudnościach w znalezieniu sobie bliskiej osoby i w zało­
żeniu rodziny (Zawadzki, 1959). 

Wspomniany już Stefan Baley pisał, że w wieku około dzie­

więciu lat „dążność do grupowania się, potrzeba należenia do 

jakiegoś zespołu osiąga swoje maksimum na przestrzeni całego 

życia ludzkiego" (1959, s. 197). 

226 

background image

Faza czwarta trwa długo, łącznie z początkiem dorastania. Przy­

biera ona różnorodne formy, gdyż ten okres życia jest niezwykle 
odmienny u dzieci żyjących w różnych sferach kulturowych, 
a jego zakończenie bywa początkiem dojrzałości w szesnastym 
lub trzydziestym piątym roku życia, zależnie od losów czło­
wieka. Przybiera on wówczas postać identyfikacji. Sprawy te 
omówię w rozdziale następnym. Teraz stwierdzę tylko, że 
u niektórych ludzi faza ta nie kończy się nigdy. Ludzie ci nigdy 
nie stają się dorośli. Na przebieg tej fazy ma też wpływ sposób, 
w jaki formowały się kontakty emocjonalne w poprzednich fa­

zach. Zawsze jednak główną jej cechą jest zależność od apro­
baty rówieśników — zarówno u dziecka, podrostka, jak i czło­
wieka starego o niedokształtowanej osobowości. 

9.7.  K O M P L E K S KOPCIUSZKA 
I  K O M P L E K S RÓŻNICY 

Poczucie odrzucenia przeżywają te osoby, dla których kontakt 
emocjonalny jest wciąż ważny, a które nie są w stanie go na­
wiązać. W określonych warunkach, gdy poczucie to utrwala 
się, może ono doprowadzić do deformacji osobowości, przeja­
wiających się w różnego rodzaju kompleksach emocjonalnych. 
Bywa na przykład, że na tle poczucia odrzucenia powstaje 

kompleks, który można by określić jako kompleks Kop­
ciuszka. Użyłem tej nazwy, gdyż wydaje się bardziej trafna 
niż nazwa „kompleks małej wartości" wprowadzona przez 
Alfreda Adlera. Chodzi o to, że nawet te dzieci, które wy­
rażają otwarcie przekonanie o własnej mniejszej wartości, 
na ogół w skrytości ducha oceniają siebie wyżej.
 Oto dziecko 
mające kompleks Kopciuszka pogodziło się już na pozór z tym, 
że jest gorsze od innych, głupsze czy mniej ładne. W istocie 

jednak dokładne badanie wykazuje, że ciągle jeszcze wierzy 

227 

background image

w jakiś cud, w dobrą wróżkę, która pewnego dnia wszystko 

odmieni. Jednorodne przekonanie o braku własnej wartości, 
pozbawione ukrytych wątków nadziei, spotykamy bardzo rzad­

ko. Świadczy ono o depresji lub zaawansowanym procesie za­
burzającym rozwój osobowości. Zresztą kompleks Kopciusz­
ka jest tylko jedną z postaci kompleksu, który nazwałem 

kompleksem różnicy i który w każdym tego rodzaju pro­
blemie odgrywa zasadniczą rolę. Odnosić się on może do 
wszystkich tych cech dziecka, które utrudniają mu nawiązy­
wanie kontaktu emocjonalnego i sądzę, że osłabia ten kom­

pleks wszystko, co stanowi pomoc w nawiązywaniu tego 
kontaktu. 

Wydaje się, że kompleks różnicy odgrywa istotną rolę 

w każdej fazie potrzeby kontaktu emocjonalnego. Stwierdza­

jąc go, rozsądny psycholog nie będzie starał się wytworzyć 

u pacjenta wyższego mniemania o sobie, gdyż grozić to może 

jeszcze gorszymi konsekwencjami, dodatkowo komplikując 

kontakt emocjonalny z rówieśnikami, którzy nie tolerują 
żadnej „inności", a zwłaszcza „wyższości".
 Znane są przy­
padki prześladowania nie tylko dzieci „gorszych" dlatego, bo 

czegoś im brak, ale i dlatego, że coś mają. Wystarczy nawet 

inność. Właśnie gdy piszę ten tekst, prasa podała w dwóch 

niezależnych notatkach o biciu przez rówieśników po głowie 

dziecka, które przeszło trepanację czaszki — „bo miał opero­

waną głowę", a więc jest inny i trzeba go bić — oraz o biciu 

dziecka nagrodzonego za wybitne uzdolnienia — gdyż jest in­
ny i trzeba go bić, „aby mu się w głowie nie przewróciło". Już 
nie wspomnę o innych różnicach, jak akcent czy kolor skóry. 

Ofiarami szczególnie okrutnego, gdyż całkiem bezkarnego bi­
cia są też dzieci niewidome, jako „niedorobione". 

Wynikałoby z tego, że niekoniecznie pozytywną rolę mo­

że odegrać nauczenie się przez dziecko jakiejkolwiek kompen­
sacji tej swojej „różnicy". O tym była mowa przy okazji prob­
lemów inwalidów wzrostu. Dostosowywanie się do wymagań 
otoczenia destruuje osobowość, izolowanie się od otoczenia też 

228 

background image

destruuje osobowość. Pozostaje więc chyba tylko dokonanie 
zmiany wewnątrz dziecka, jego wiedzy lub oczekiwań. 

To, jak ciekawe formy może przybrać eliminowanie kom­

pleksu różnicy, wskazuje Georgene Seward w pracy poświęco­
nej psychoterapii i konfliktom kulturowym (1956). 

Rzecz dzieje się w  U S A . Rodzina chłopca, dziecka imigrantów narodo­

wości żydowskiej, zamieszkała w środowisku chrześcijańskim, w znacz­
nym stopniu antysemickim. Dla przezwyciężenia kompleksu różnicy prze­

szkadzającego mu w nawiązywaniu kontaktu emocjonalnego chłopiec (en 
wybrał sposób, wydawałoby się, najbardziej racjonalny. Ani wywyższał 
się, ani poniżał. Zaczął po prostu wypierać się swojego żydowskiego po­
chodzenia i, aby upodobnić się do otoczenia, nawet pogardliwie odnosić 

się do obyczajów niechrześcijan. Pozostał jednak Żydem i terapeuta trafnie 
rozpoznał konsekwencje, jakie mogłyby mu zagrozić w przyszłości w wy­

niku zajęcia takiego stanowiska, już teraz zakłócającego jego proces sa-
mookreślania się. 

Psycholog zastosował następującą procedurę. Spowodował zaprosze­

nie dziecka na święta Bożego Narodzenia jako żydowskiego gościa jednej 
z kulturalnych chrześcijańskich rodzin. Przyjęto je życzliwie, wciągnięto 
do ogólnej zabawy i śpiewania kolęd. Chłopiec czuł się tam bardzo dobrze, 

a efektem lego przeżycia było to... że zaczął przyznawać się do swojego 

pochodzenia oraz dodatnio wyrażać o zwyczajach nie-Żydów. 

Efekt pozornie paradoksalny. Mogło się przecież wydawać, 

że dopiero teraz, po tak przyjemnych przeżyciach wśród chrze­
ścijan, pogłębi się obawa chłopca przed przyznawaniem się 
do swojego żydowskiego pochodzenia. Tak by było, gdyby 
kierował się on w swoim postępowaniu dążeniem do prze­
wagi, jako naturalnej formy kompensacji kompleksu niższo­
ści. Chłopiec jednak zareagował odpowiednio do wymagań 
potrzeby kontaktu emocjonalnego, porzucając formy zastęp­

czego przystosowania, gdy tylko zostały wyeliminowane pod­
stawy dla poczucia różnicy. 

229 

background image

9.8. PODSUMOWANIE PROBLEMU POTRZEBY 
K O N T A K T U  E M O C J O N A L N E G O 

Do roli potrzeby kontaktu emocjonalnego jeszcze wrócę, oma­

wiając pierwszą fazę kształtowania się potrzeby sensu życia. 

Tu chciałem tylko pokazać, że orientacja emocjonalna jest rów­

nie ważnym sposobem znajdowania siebie w świecie jak orien­
tacja intelektualna. Tyle że ujęcie emocjonalne ma bardziej glo­

balny charakter — trudno je modyfikować i kontrolować. Za­
nim uformują się intelektualne koncepcje własnej tożsamości 
i własnej drogi życia, związki emocjonalne umiejscawiają jed­
nostkę wśród ludzi, uzależniają ją od nich, ale też i wywołują 
problem wypracowania dostosowanych do własnej specyfiki 

form związków uczuciowych. 

Trudno przecenić rolę zaspokajania potrzeby kontaktu emo­

cjonalnego w formowaniu morale jednostki i utrzymaniu konsy­
stencji osobowości w warunkach, gdy jeszcze nie uformowały 
się mechanizmy autonomii psychicznej. Na początku życia jed­

nostki jest to decydujący mechanizm rozwoju osobowości. 

Jednakże gdy zbliża się dojrzałość, ograniczenie orientacji 

w świecie do związków emocjonalnych z innymi ludźmi staje 

się powodem blokady rozwoju. Jest tak dlatego, ponieważ 
zmiany rozwojowe osobowości dorosłego człowieka opierają 
się już na innych zasadach niż te, które dominowały w pierw­
szej dekadzie życia. Te nowe zasady wymagają autonomii 
psychicznej, co polega na tym, że jednostka staje się zdolna 
do odpowiedzialności za siebie, do koncentrowania się na 
tym, co uważa za istotne, gdyż wynika to z niej, z jej koncep­

cji życia, a nie z tego, że wywołuje aprobatę innych ludzi. 
Jest to czas stawania się osobą, której postępowanie wynika 
z niej samej, a nie z przypadkowych układów interesów różnych 
ludzi. Gdy ta zmiana orientacji nie nastąpi, człowiek dorosły 
fizycznie pozostaje psychicznie zależnym dzieckiem o ograni­
czonej zdolności do samodzielności i partnerstwa. 

230 

background image

Proces stawania się osobą może być atrakcyjnym i pełnym 

pasjonujących możliwości wejściem do klubu ludzi dojrzałych. 
Tak się jednak w naszym świecie dzieje, że dla wielu ludzi źle 

przygotowanych do życia, biernych, zależnych, jest to proces 

bolesny, gdyż wymaga zdobycia się na odwagę i działania na 

własne ryzyko. Stawanie się osobą można metaforycznie na­

zwać drugim odcięciem pępowiny, a nawet trzecim, gdyby za 

Margaret Mahler przyjąć jako drugi poród wyjście ze związków 

symbiotycznych z matką. Tyle że to trzecie odłączenie się jest 

już wynikiem własnej decyzji, a nie naturalnego procesu doj­

rzewania biologicznego. Decyzja ta ma zawsze swoją wysoką 

cenę i musi być dokonana w imię czegoś, co jest tej ceny warte. 
Tym czymś jest sens życia. 

background image

R O Z D Z I A Ł  1 0 

Potrzeba sensu życia 

10.1. SKĄD  T U  P O J A W I Ł  S I Ę  P R O B L E M 

S E N S U  Ż Y C I A ? 

Problem psychologii sensu życia pojawił się jako paradoks wy­

kryty w toku badania mechanizmów nerwic. Kończąc studia 
w 1956 roku, uważałem się za psychologa klinicznego i byłem 

dumny ze zdobytej właśnie nowej wiedzy o człowieku, z której 

wynikało, że istota funkcjonowania osobowości polega na przy­

stosowywaniu jednostki do świata i że w ramach osobowości 
działają rozliczne mechanizmy służące przystosowaniu. Szcze­

gólnie ważny był wniosek, że procesy psychiczne mają cel wy­
kraczający poza ich funkcję bezpośrednią. W stosunku do tej 

wiedzy, której nauczono mnie poprzednio, był to zapierający 

dech skok w rozumieniu psychiki człowieka. Psychologii aka­
demickiej wciąż jeszcze wystarczała wiedza o człowieku, któ­
ry nie wiadomo po co coś „zapamiętuje", „przeżywa", „myśli" 
i czuje, że „chce", a żaden z tych aktów psychicznych nie miał 
nic wspólnego z pozostałymi

7 4

. Tak jak i obecnie, ułatwiało to 

pracę tym psychologom, których człowiek nie interesował, gdyż 

7 4

 Prywatnie żartowaliśmy, że człowiek psychologii jest wielomózgowcem 

— ma mózg myślenia, mózgi uczuć, pamięci, woli i jaki tylko da się wyróżnić 

jako odrębny przedmiot badania. Powstawały śmieszne problemy odrębności 

mózgu uczenia się i mózgu pamięci. Z czasem udaio się odkryć, że inny mózg 
badają psychiatrzy, a inny psycholodzy. Problem się skończył, gdy mózg został 
zastąpiony przez „zmienne". 

232 

background image

dla nich ważne były tylko badania naukowe jako takie. Nato­
miast wybijająca się na samodzielność psychologia kliniczna 
potrzebowała wiedzy o celu psychiki jednostki ludzkiej i dlatego 

chętnie wzięła teorię przystosowania na swoje wyposażenie. Ty­
tuł mojej pracy dyplomowej brzmiał więc: Nei-wica jako skutek 
nieprzystosowania,

 a uogólniająca ją monografia Model i typy 

przystosowania psychicznego w nerwicy

 (1961) zawierała to, co 

wydawało mi się najważniejsze w psychologii osobowości. 

Łatwo zrozumieć, jak byłem zaangażowany w tę nową kon­

cepcję, zwłaszcza że wyniki każdego z kolejnych badań przy­
padków ludzi chorych na nerwicę potwierdzały tylko ideę, iż 

nieprzystosowanie jednostki jest tym, co ujawnia lub powoduje 

niezgodność w niej aspiracji i sprawności, wymagań i możliwości, 
lęk przed trudnościami, skutki własnych nieudolności, błędy 
zawyżonej oceny własnych szans. Łatwo było dostrzec, że nie­
przystosowanie społeczne spowodowane owymi zakłóceniami 
osobowości wywołuje nowe problemy przystosowawcze, te 

z kolei inne, i tak zaciska się wokół człowieka pętla niepizystoso-

wania. Nie umiejąc z niej wyjść konstruktywnie, psychika czło­
wieka szuka dróg obocznych

7 5

. Jedną z tych dróg jest ucieczka 

7 5

 Zwracam uwagę, że nieprzypadkowo piszę tu nie o osobie, ale o jej 

psychice, aby podkreślić, że mamy w tego rodzaju przypadkach do czynienia 
nie ze swobodnie dokonywanym wyborem, ale z mechanizmami psychicznymi 

wymuszającymi określone rozwiązania. Nie zmienia tego fakt, iż jednostka ma 
poczucie tożsamości ze swoją wiedzą. Zachodzi tu paradoks polegający na 
tym, że bardziej jako swoje odczuwamy to, co działa nami, a nie to, co dzia­
łamy my. Problemem tym zajmowałem się szerzej we wspominanej tu często 
pracy Człowiek intencjonalny,
 a dla ilustracji tej myśli pozwolę sobie zacy­
tować zamieszczony tam fragment ze zbioru esejów Czesława Miłosza pt. 

Prywatne obowiązki: „Co sądzić o cywilizacji, która dokonuje zapierających 
dech odkryć naukowych, wysyła pojazdy na inne planety i zarazem rozpoznaje 
siebie w takim pisarzu jak Beckett? [...] Jego bohaterowie [...] nie działają, są 
działani, są też pozbawieni mowy i  b e ł k o t ,  j a k i  t r z ę s i e  L u c k y m  ( b e ł ­
k o t  w o b e c  n i e g o  n a d r z ę d n y ) , oznacza kpinę z języka [...] ktoś oto 
przyszedł i powiedział, źe człowiek nie ma nic, zawiodły go filozofie, za­
wiodła Matka-Natura (zostało z niej bezlistne drzewo), zawiódł język [...]" 

[podkr. K.O.]. 

233 

background image

w chorobę, której symptomy są w swojej istocie „krzykiem 

o ratunek". Niewielu jednak ten „krzyk" słyszy, jeszcze mniej 

go rozumie, a nikt nie aprobuje. Prowadzi to do dalszych trud­

ności, nieraz do rozpadu związków społecznych, degradacji ży­

cia osobistego, zawodowego. 

W tamtych latach uważano za truizm założenie, że wszelkie 

trudności psychiczne są powodowane przez trudności społecz­
ne. Wiedziałem, iż bywa odwrotnie, ale byłem pewien, że w za­

sadzie to jednak nieprzystosowanie społeczne jest tym, co uru­
chamia pętle zaburzeń psychicznych i stabilizuje proces ich 
zacieśniania się. Dlatego tak dziwne wydały się przypadki ner­

wic występujące u ludzi, których sytuacja życiowa nie dawała 

do tego żadnego powodu. Byli bowiem znakomicie przystoso­
wani, skuteczni, kompetentni i cenieni w zawodzie, o udanym 

życiu osobistym, znani jako energiczni i odważni. W miarę 

upływu łat podczas mojej praktyki klinicznej przypadków ta­

kich spotykałem coraz więcej, jakby właśnie zaczęły się one 
dopiero pojawiać jako znaki czasu

7 6

Z niedookreślonymi skargami typu „wszystko nie tak" przy­

chodziły po pomoc osoby około czterdziestki, przeważnie wy­
kształcone, ustabi lizowane, na dobrych stanowiskach

7 7

. Ich sym-

ptomatyka nerwicowa była powikłana i obejmowała właściwie 
wszystkie obszary życia. Pacjenci skarżyli się na drażliwość, 

męczliwość, niechęć do pracy, konflikty zawodowe, nieraz trud­

ności z pamięcią, z pożyciem seksualnym. Narzekali, że najchęt­
niej leżą na tapczanie i patrzą w sufit

78

1 6

 W latach tych dokonywała się właśnie „rewolucja podmiotów", która 

niepostrzeżenie zasadniczo zmieniła koncepcję roli jednostki w historii i jej 

odpowiedzialności za historię i za siebie, Będzie jeszcze o tym mowa. 

7 7

 Byli to z zasady mężczyźni, gdyż u kobiet etykietyzowano te problemy 

mianem „wczesna menopauza" i leczono endokrynologicznie oraz psychiatrycznie. 

78

 Objawy wiciu z tych pacjentów, zgodnie z kryteriami współczesnej amery­

kańskiej medycyny opisowej, można by zaliczyć do syndromu zmęczenia. Z opi­
su jednak otrzymujemy tylko opis. Ważne jest zrozumienie zjawiska. 

234 

background image

Skoro jest im tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Skoro są 

tak znakomicie przystosowani, to dlaczego czują się coraz go­
rzej? Chorzy ci zrealizowali przecież to wszystko, czego od 
nich wymagano: „zbudowali dom, wychowali syna, posadzili 

drzewo", spełnili więc to, czego wymaga się od mężczyzny. 
Zgodnie z poglądami Charlotty Buhler zbliżają się oni do wie­
ku konsumowania sukcesów i podsumowywania życia. Ich bi­
lans życiowy jest pozytywny. Wszystko więc w porządku. Dla­

czego więc ci „wojownicy nie odpoczywają po bitwie", ale coś 

ich dręczy, czują niepokój, i to płynący z tak głębokich warstw 
osobowości, że dezorganizuje życie psychiczne i stosunki spo­

łeczne? 

Pierwsza nasuwająca się odpowiedź była wówczas zaska­

kująca: może to tylko mnie, młodemu człowiekowi stojącemu 
na starcie, wydaje się, że oni osiągnęli wszystko. Może osiąg­
nęli tylko wszystko to, CO NALEŻY osiągnąć, ale nie osiągnęli 
tego, co DLA NICH istotne? Może więc pytanie właściwe nie 
powinno dotyczyć poziomu przystosowania jednostki, ale tego, 

co jest dla niej istotne osobiście? Muszę przyznać, że nie było 
łatwe zrozumienie pełni konsekwencji wynikających z takiego 
postawienia problemu. Po pierwsze, nie było zwyczaju liczenia 

się z poglądami i chceniami „osobnika ludzkiego". To psycho­
log miał wiedzieć, o co naprawdę chodzi. Po drugie, nie było 
łatwe pogodzenie się z tym, że owe fascynujące mechanizmy 

przystosowania to tylko fragment osobowości i nie muszą one 

decydować o kondycji osoby. Trudno było zaakceptować po­

gląd, iż złe przystosowanie może być wtórne wobec proble­

mów, jakie ma „osobnik" z sobą. Prowadziłem też badania 

analityczne, aby nie przeoczyć jakichś wczesnodziecięcych ura­
zów. I tu nie znajdowałem żadnych szczególnych problemów. 

Wspólny dla moich badanych był tylko jeden fakt, który 

wydawał się zbyt banalny, gdyż jak sądziłem, dotyczył wszyst­
kich ludzi. Wiedziałem, że każdy człowiek ma jakieś młodzień­

cze marzenia o tym, jakie powinno być jego życie, dla czego 

warto żyć. Ujmowano je nieraz łącznie z innymi problemami 

235 

background image

okresu dorastania. Do takiego wniosku doszli już w latach 
przedwojennych Stefan Szuman, Józef Pieter i Henryk Weryń-
ski (1933) na podstawie analiz pamiętników młodzieży. Ma­

rzenia te wydawały się jednak tylko jednym z symptomów 
okresu dorastania. Po nim naturalnie, jak sądzono, następuje 
dojrzałość. Surowe realia życia słusznie sprowadzają młodzień­

cze rojenia na ziemię, gdy trzeba zająć się karierą zawodową, 
uformować rodzinę, zapewnić jej byt, odchować dzieci. Czło­
wiek podejmuje więc te obowiązki i jest to los człowieka do­

rosłego, a nie specyficzny problem jednostki. Takie są wyma­
gania naszej kultury. 

Od razu wyłoniły się pytania następne: A może nie dla wszyst­

kich te rojenia mają znaczenie? Może tylko niektórzy je mają 
i dlatego piszą pamiętniki? Czym ci ludzie wyróżniają się? 
Właściwie czym te rojenia są? Jaką funkcję odgrywają w oso­

bowości? Z odpowiedzią na każde nowe pytanie problem oka­

zywał się coraz mniej banalny. 

Skracając prezentację dróg ówczesnych powikłanych roz­

ważań, stwierdzę, co następuje: 

Próby odpowiedzi na te pytania pozwoliły na postawienie 

hipotezy, że przyczyną owej paradoksalnej nerwicy jest właśnie 
niespełnienie młodzieńczych rojeń, marzeń. One ongiś stano­
wiły sens życia, ale zostały zastąpione przez „realne wymaga­

nia" codziennego życia, poczucie obowiązku. Gdy po latach, 
po spełnieniu obowiązków, nadchodzi czas, w którym można 
zacząć spełniać owe marzenia, już ich nie ma. Właściwie są, 
tyle że zostały głęboko wyparte poza świadomość, gdyż ich 

jawna obecność, jako nie spełnionych pragnień, była zbyt bo­

lesna, zbyt utrudniała odgrywanie przypisanych ról społecz­
nych. Jeśli pozostają one w umyśle dorosłego, to w postaci 

czynnika zakłócającego funkcjonowanie, a nie w postaci pro­
blemu do rozwiązania. Można by powiedzieć, upierając się na­
dal przy terminologii teorii przystosowania, że owe osoby były 
przystosowane do świata, ale nieprzystosowane do siebie i to 
ujawniło się dopiero po uformowaniu dojrzałości, w tej fazie 

236 

background image

życia, która, wydawałoby się, nie powinna już nastręczać 
takich trudności technicznych, jakie nastręczała faza osią­
gania dojrzałości. 

Teraz sprawa okazała się terapeutycznie prosta. Trzeba wspólnie 

z pacjentem dotrzeć do jego dawnego sensu życia, ujawnić go, 

spowodować, aby został zaakceptowany ponownie, a następnie 
znaleźć sposoby jego realizacji w nowych warunkach. 

10.2.  T R Z Y  R O D Z A J E  N E R W I C 
E G Z Y S T E N C J A L N Y C H 

Rozdział ten zawiera zarys trzech klinicznych przypadków ner­

wic egzystencjalnych, bardzo różnych, ale mających podobną 

podstawę. 

U., czterdziestopięcioletni prezes spółdzielni, zgłasza się do poradni 

zdrowia psychicznego ze skierowaniem z kliniki internistycznej, w której 
był na obserwacji. Skarży się na depresję i przemęczenie trwające już od 
bardzo dawna, a obecnie nasilające się. Długotrwale zwolnienie lekarskie 

i pobyt w sanatorium nie przynoszą poprawy zdrowia, następuje raczej 

pogorszenie. Pacjent informuje o narastających konfliktach z przełożony­
mi oraz o konflikcie z żoną na tle zarówno jego nadmiernej drażliwości, 

jak i osłabienia potencji seksualnej. Do tej pory nigdy nie narzekał na 

stan fizyczny. Był zdrowy, uprawiał siatkówkę. Dane z wywiadu infor­
mują, żc w pracy był nagradzany i szybko awansował, dlatego zarówno 

zwierzchnicy, jak i podwładni golowi są tolerować jego zachowanie, przy­
pisując je jakiejś przejściowej niedyspozycji. On sam czuje się jednak źle 

jako „chory prezes" i zamierza podać się do dymisji, może nawet przejść 

na rentę. Badanie internistyczne wskazuje jednak na dobry stan zdrowia. 

Pacjent zosta! skierowany do psychologa ze wstępnym rozpoznaniem 

nerwicy o nie ustalonym podłożu. Badania psychologiczne wykazują rów­
nocześnie brak istotnych obszarów konfliktowych i zaskakująco wysokie 
wskaźniki frustracji. Test Rorschacha wypada pozytywnie — wysoki po­

ziom realistycznych form, dojrzała przeróbka wewnątrzpsychiczna, typ 
ujmowania wyważony, pełny. Na tym tle dopiero wyróżnia się zestaw 

237 

background image

wskaźników wysokiej „urażliwości" psychicznej i przeżywania stresu. 
Dalsze badania potwierdzają hipotezę istnienia jakiegoś nieświadomego, 
a więc i nierozwiązywalnego konfliktu psychicznego o zasadniczym zna­

czeniu życiowym, co zaprzecza wynikom badań szczegółowych nie ujaw­
niających obszarów konfliktowych. Owe konflikty, o których mówi w wy­
wiadzie, to raczej starcia, iskrzenie niż jakieś istotne sprzeczności 
interesów lub poglądów. Pacjent jednak zdecydowanie temu zaprzecza. 

U. przyznaje, że rzeczywiście tak się czuje, jakby go  c o ś gnębiło, ale 

trudno znaleźć jakąkolwiek tego przyczynę. Swoje życie ocenia jako speł­
nione, dobrze zorganizowane i uporządkowane. 

Założyłem istnienie nerwicy egzystencjalnej i rozpocząłem cykl sean­

sów psychoterapeutycznych mających na celu w pierwszej fazie ustalenie 
treści sensu życia z okresu wczesnej młodości. Pacjent stwarza na począt­
ku pewne trudności, oponując przeciwko zajmowaniu się sprawami nie­
istotnymi — przyszedł tu po leczenie, a te rozmowy są bezprzedmiotowe 
i tylko go męczą. W końcu jednak zgadza się na nie i już po trzeciej sesji 
zaczyna nie tylko chętnie współpracować, ałe i sam wysuwa określone 
koncepcje będące wynikiem przemyśleń i rozmów z żoną, którą znal od 

dzieciństwa i którą poślubił jako bardzo młody chłopak. Dodam tu, iż 
pacjent, dlatego że wcześnie założył rodzinę, przerwał studia ekonomicz­
ne. Po trzydziestce uzupełni! je zaocznie, ale tylko ze względu na dzieci, 
które okazały się zdolne, ambitne i skończyły studia. Do swoich studiów 
nie przywiązuje wagi i uważa je za zbyt łatwe i powierzchowne. 

Pacjent zwraca uwagę na to, że już same sesje diagnostyczne spowo­

dowały u niego zmniejszenie wielu trudności. Polepszyły się jego stosunki 
z żoną, która właśnie podjęia pracę zawodową, tłumacząc to tym, że dzieci 
usamodzielniły się i jest w domu mniej potrzebna. Zaskoczyło go sympatyczne 
przyjęcie w pracy. Wrócił do niej namówiony przez psychologa, który 
przeciwstawi! się jego dalszemu przebywaniu na zwolnieniu lekarskim. 

Stopniowo udało się stwierdzić, że tym, co U. chciał naprawdę czynić 

w okresie swojego startu życiowego, były podróże. Kolekcjonował mapy, 
zbierał literaturę podróżniczą. Marzył o dalekich krajach, przeprawach 
przez góry, a osiadi w gabinecie prezesa dobrze zorganizowanej spółdziel­
ni, gdzie nieźle zarabiał. Miał wiele pozytywnych kontaktów z ludźmi, 

co w tych czasach umożliwiło mu budowę domu, kupno wielu trudno 
dostępnych towarów i zapewnienie rodzinie dobrego materialnego po­
ziomu. 

Już samemu sformułowaniu tych marzeń z okresu młodości i swobod­

nemu mówieniu o nich towarzyszyła dalsza poprawa stanu psychicznego. 

W zasadzie objawy nerwicy znikły i pacjent przychodził do mnie raz 
w tygodniu już nie tyle po poradę, ile po to, aby opowiedzieć o swoich 

238 

background image

nowych planach życiowych. Skończył kurs przewodników PTTK, nawią­
zał kontakt z Orbisem i „swoimi kanałami" dosyć szybko załatwił sobie 
wyjazd do zaprzyjaźnionego państwa w roli przedstawiciela tego biura 
podróży. Po roku całkiem zrezygnował z pracy w swojej spółdzielni. 

Na pytanie, czy nie żałuje swojego dobrego stanowiska, odpowiadał, 

że nieraz, jak jest zmęczony, żal mu tej wygodnej posady, ale chyba 

zbytnio się na niej nudził. Teraz przypomniał sobie i zrozumiał pewien 

fakt sprzed dwóch lat. Zaproponowano mu przeniesienie do „centrali". 

W pierwszej chwili ucieszył się, że został doceniony, ale w nocy obudzi! 
się z odczuciem łęku. Przeraziła go myśl, że jeszcze prawie dwadzieścia 
łat będzie musiał „urzędować". Odmówił, podając całkiem nonsensowne 

racje, co spowodowało poważny konflikt z żoną, i... całkowicie o tym 

„zapomniał". Teraz zdaje sobie sprawę z tego, że była to zapowiedź jego 

przyszłych kłopotów z sobą. 

Na „nowej drodze" zaczął zarabiać jeszcze lepiej i ma dalekosiężne 

plany. Jest pełen energii i optymizmu. Zastanawia się nad napisaniem serii 
przewodników. 

Przez pewien czas jeszcze telefonował do mnie i przysyłał kartki z co­

raz dalszych podróży. 

Przedstawiony wyżej przypadek nie wymaga specjalnych 

komentarzy. Dodam tylko, że w latach sześćdziesiątych w lite­
raturze psychologicznej zaczęły coraz liczniej pojawiać się do­
niesienia o nerwicach egzystencjalnych, jak na przykład donie­

sienie Stanislava Kratochvila

7 9

 K psychoterapii existencidlni 

frustrace

 (1961). 

Nie oznacza to, że klinicyści, a zwłaszcza lekarze, przyjęli 

łatwo do wiadomości, że problemy egzystencjalne, a nie tylko 

sytuacje społeczne, mogą powodować problemy somatyczne. 

Już wprawdzie za czasów Pawłowa pogodzono się z tym, że 
zaburzenie raz ustalonego stereotypu może powodować zakłó­
cenia układu wegetatywnego i poprzez nie wywołać określone 

7 9

 Doktor Stanislav Kratochvił ze Szpitala Psychiatrycznego w Kromerzi 

kolo Brna odegrał szczególną rolę w rozwoju psychologii klinicznej w Polsce. 
Bywał w Katedrze Psychologii Klinicznej  U A M w Poznaniu, a psycholodzy 

polscy odbywałi u niego praktyki. Do tej pory wielu korzysta z jego książek. 

239 

background image

dolegliwości psychiczne. Można było sobie wyobrażać, że 
„układ nerwowy" zużywa się i osłabia, gdyż nie może podołać 
„bodźcom". Następuje przesilenie „pobudzenia" lub „hamowa­

nia" i w ten sposób fizjologiczne podstawy życia psychicznego 
zostają uszkodzone. Jednakże nadal zakładano, że tak abstrakcyj­

ne problemy, jak koncepcja życia, sens życia, marzenia i plany 

życiowe są z natury rzeczy mało „emotogenne", „niefizjologicz-
ne". Nie są to „bodźce". Trudno więc było uwierzyć w ich wpływ 
na „somę". Paradygmat wtórności życia psychicznego wobec 

fizycznego miał silne podstawy, a poza tym często sprawdzał 
się. Wiele tego rodzaju egzystencjalnych przypadków załamań 
psychicznych, lęków wiązano z przemęczeniem, astenizacją po 
różnych urazach i chorobach lub po prostu konstytucją fizyczną 

mało odporną na przeciążenia. Lekarze dawali więc środki uspo­

kajające i kierowali na wypoczynek, a bardzo często na rentę. 
Tyle że wypoczynek nie pomagał tu, a nawet pogarszał stan 
chorych, z czego nie wyciągano żadnych wniosków. 

Niestety, nawet teraz, kilkadziesiąt lat od wprowadzenia przez 

Abrahama Masłowa rozróżnienia między chorobami „deficytu" 
i „metachorobami", nie znalazło to oddźwięku w medycynie. 
Nie brak też dostatecznej liczby teorii do wyboru. Ostatecznie, 
poza teorią potrzeb Masłowa lub koncepcją potrzeby sensu życia 

zawartej już w pierwszej wersji tej książki (1966), można było 
wybierać takie ujęcia, jak koncepcję bilansu informacyjnego An­
toniego Kępińskiego lub koncepcję nadsensu Victora F. Frankla. 

Mamy tu więc do dyspozycji zarówno ujęcia biologiczne, cy­

bernetyczne, psychologiczne, jak i religijne. 

Należy dodać, że z czasem okazało się, iż omówiony wyżej 

wzorzec nerwicy egzystencjalnej ma swoje liczne odmiany. Po 

latach zrozumiałem, że powrót do sensu życia ustalonego w mło­
dości nie zawsze jest użyteczny. Bywa, iż istotą nerwicy egzy­
stencjalnej jest właśnie jego realizacja, tyle że sens ten ma wad­
liwą formę. Jego wada może polegać na tym, że owe „marzenie" 
nie było wynikiem wyboru, uformowania ogólnej własnej kon­

cepcji, którą można realizować w różnych postaciach przez całe 

240 

background image

życie. Nieraz sens życia jest nadany, wymuszony przez okolicz­
ności. Do sprawy tej wrócę w dalszej części książki. W tym 

miejscu jeszcze tylko zauważę, że omówionej wyżej formie ner­

wicy egzystencjalnej towarzyszy nie tylko dobre przystosowanie 
społeczne, jak w wyżej opisanym przypadku, ale wręcz coś, co 
przypomina samorealizację i co wskazuje na to, że samo pojęcie 
samorealizacji, o której była mowa w części wstępnej, wymaga 

chyba wielu dookreśleń. 

Naukowiec W. przeszedł po habilitacji długotrwały kryzys psychiczny. 

Ten wybitny szybko awansujący specjalista, o dużym autorytecie zawo­
dowym, „zgubił się" i stracił chęć do pracy. Analiza biografii wykazała, 
że pochodził on z prostej rodziny woźnego w liceum w małym miasteczku. 
Takie pochodzenie wyznaczyło mu od początku pozycję i rolę w szkole. 
Gdy koledzy szli do domu, on zamiatał klasy. W czasie dużej przerwy 
biegał z listami na pocztę. Nauczyciele traktowali go bardziej pobłażliwie 
niż jego kolegów, ale też z mniejszą uwagą. Nie liczyli się z nim. Koledzy 
nie darzyli go zaufaniem i nie lubili jego ojca. Z góry zakładali, że będzie 
donosił. Dawali mu odczuć, że uważają go za coś gorszego, za służącego. 
Pewnego dnia do szkoły przyjechała grupa naukowców, by przeprowadzić 
kilkudniowe badania. W. został przydzielony do ich obsługi. Mógł więc 
z bliska przyjrzeć się ich pracy, a oni traktowali go uprzejmie i przyjaźnie, 
tak jak nikt nigdy dotąd. Rozmawiali z nim, pytali, co będzie robi! w przy­

szłości. To po raz pierwszy wzbudziło w nim refleksję, że mógłby być 
kimś innym niż jego ojciec. Chłopiec widział też, z jakim szacunkiem 

jego nauczyciele odnoszą się do uczonych. Od tego spotkania syn pedla, 

uprzednio traktujący naukę jako przykry i raczej zbędny obowiązek, ruszył 
do walki o swój awans społeczny, który widział w karierze naukowej. 
Stał się kujonem i nie zważając na prześmiewki, pochłaniał książki. Dys­
tans między nim a jego kolegami pogłębiał się, ale nigdy nie był z nimi 

blisko, więc było mu wszystko jedno, co o nim myślą. Wcześniej zatem 

niż inni uniezależnił się od kontaktu emocjonalnego, gdyż żyl marzeniami 

0 przyszłości. Jego linia życiowa stanowiła od tej pory prostą drogę, bez 
żadnych załamań i wahań. Dobre było to, co przybliżało go do jego celu, 
a złe, co od niego oddalało. Rezygnował bez trudu z wielu przyjemności 
1 brał na siebie dodatkowe obciążenia, również społeczne, gdyż począt­
kowo nie chciano mu jego ambicji wybaczyć. Już jednak pod koniec 
liceum jego pozycja była bezdyskusyjna. Na studiach szybko wyróżni! 
się, dostał stypendium naukowe i już przed magisterium było wiadomo, 

że otrzyma etat naukowy. 

241 

background image

Pierwsze objawy ostrzegawcze nastąpiły po uzyskaniu doktoratu. Po­

jawiły się wątpliwości co do wybranej drogi, zniechęcenie oraz odczucie 

przemęczenia, którym jego stan tłumaczono. Po zaangażowaniu się w ha­
bilitację objawy te minęły. Uzyskiwane wyniki i perspektywa nowej pracy 

zaabsorbowały go całkowicie. Jeden ze starszych profesorów, gratulując 
sukcesu młodemu docentowi, powiedział mu, prawdopodobnie żartem: 
„Teraz może pan już do końca życia nic nie robić". W. stwierdził, że 

słowa te wstrząsnęły nim — „zgasiły mnie całkowicie". Tak jakby ten 

profesor sformułował myśl, której W. nie chciał dopuścić do świadomości, 
że to już był rzeczywiście koniec. Osiągnął to wszystko, co chciał osiąg­
nąć, a miał dopiero trzydzieści cztery łata. Zaczął narzekać, że tylko do 
tego etapu liczyły się jego zaangażowanie i zdolności. Żałował, że tyle 

stracił z życia, że to, co robii, nic ma sensu. Nie założył rodziny, żył 
bardzo skromnie, nie udzielał się towarzysko, wakacje spędzał przy biur­
ku, nie czyta! literatury pięknej — wszystko to wydało mu się stratą nic 
do powetowania. 

Kiedy zgłosi! się do poradni, skarży! się na depresję, „abulię" i trud­

ności z koncentracją. Aplikowane mu środki antydepresyjne, nasenne, 

z powodów oczywistych tylko pogłębiły jego stan — pojawiły się obja­
wy zaniku pamięci, zaczął nie wywiązywać się z obowiązków. Coraz 
dłuższe zwolnienia lekarskie powodowały trudności zawodowe. 

Hipoteza, że była to nerwica egzystencjalna, została potwierdzona po­

wrotem do zdrowia psychicznego i sukcesów zawodowych po psychote­
rapii, której podstawowym założeniem było wywołanie aktywnej współ­
pracy z pacjentem i negocjowanie z nim każdego kroku. 

Ustaliłem trzy założenia: 1) powodem nerwicy jest wadliwy, nadany 

z zewnątrz, a więc zbyt konkretny i krótkodystansowy sens życia, który 
bardziej osobę realizował, niż byl przez nią realizowany; 2) sposobem 
wyjścia z trudności może być skłonienie pacjenta do własnej modyfikacji 
sensu życia, tak aby sens ten nabrał abstrakcyjnego, ogólnego charakteru, 

aby mógł być spełniany cale życic bez szansy spełnienia do końca; 3) 

treść lego nowego sensu życia powinna w pewien sposób odnosić się do 
treści urazów psychicznych „syna pedla", redukując uformowany wów­

czas kompleks różnicy. 

Przytoczę tu jeszcze jeden przykład. Ilustruje on trzecią for­

mę nerwicy egzystencjalnej, której istotą nie jest wyparcie sen­
su życia lub jego wada formalna, ale sytuacja powodująca, że 
realizacja sensu życia staje się dla jednostki równocześnie 
i spełnianiem się, i zagrożeniem. 

242 

background image

Miody, wybitnie utalentowany fizyk Z. zosta! przywieziony do kliniki 

internistycznej z powodu ataku serca. Nie stwierdzono żadnej patologii 

układu krążenia i zażądano konsultacji psychiatry. Pacjent trafi! do mnie. 
stażysty w Instytucie Bechtierewa. W wyniku badań psychologicznych 

ustaliłem następujące fakty, które mogły tłumaczyć chorobę: 

Działo się to w ZSRR w końcu lat sześćdziesiątych. Pacjent, będąc 

Żydem, którego ojca represjonowano, zataił swoje pochodzenie, aby do­
stać się na studia, i od tej pory już stale fałszował swój życiorys. Wybitne 
uzdolnienia powodowały, że szybko awansował na coraz wyższe stano­
wiska i za każdym razem narastała obawa przed zdemaskowaniem, które 

jeszcze w owych czasach (1968 rok) mogło skończyć się dramatycznie. 

Właśnie rozważano propozycję mianowania Z. na stanowisko dyrektora 

jednej z ważnych dla państwa instytucji naukowo-badawczych. Na tym 

stanowisku miałby znacznie większe szanse prowadzenia badań i realizo­
wania zainteresowań, które stanowiły oś jego życia. Było oczywiste, że 
w związku z tym nastąpi dokładne sprawdzenie jego życiorysu — tego 
bał się panicznie. 

Problem polegał jednak na tym, że opisane wyżej obawy były już 

niepotrzebne. Pozycja Z. była tak wysoka, że ów „defekt" życiorysu, jeśli 
nawet byl nie znany, w co można wątpić, nie miaiby żadnego wpiywu na 

jego karierę naukową, i pacjent dobrze o tym wiedział. Skąd więc lęk, 

którego nie powinno być? 

Lęk ten, niegdyś uzasadniony, był wzmacniany przez despotyczną 

i histeroidną matkę-wdowę, która właściwie uniemożliwiła mu życie oso­
biste. To ona bała się o karierę syna i w ogóle o jego istnienie, i z tego 
strachu uczyniła rację swojej opieki nad synem, odsuwania go od innych 
ludzi — kobiet, kolegów. Lęk pacjenta byl w istocie lękiem o matkę, 
a właściwie przed matką. Gdyby ona nie miała racji, jego podporządko­
wanie i samotność nie miałyby sensu. Bal się o siebie dla matki. Bal się 
więc każdego wyróżnienia, każdego dalszego kroku w realizacji swojego 
sensu życia. 

Poza oczekiwanym awansem ważny był też inny czynnik. Jego przy­

jaciel, również wybitny fizyk i w tym samym wieku, który był uprzednio 

kandydatem na to stanowisko, zmarł na zawal serca w bibliotece. Atak 

serca Z. miał miejsce właśnie w tej bibliotece, a nawet przy tym samym 
stole. Był to prawdopodobnie wzór reakcji ucieczkowej. 

Byfa to sytuacja złożona, ale uzasadniony byłby pogląd, że istotą pro­

blemu pacjenta by! jego sens życia, którego realizacja stała w opozycji 
do jego obaw. Dodam, że gdyby pacjent awansował i nie byioby żadnych 
problemów z władzami bezpieczeństwa, co byio bardzo prawdopodobne, 
gdyż na tym szczeblu kariery już samo wysunięcie kandydatury musiało 

243 

background image

zostać poprzedzone odpowiednim „prześwietleniem", wówczas uprzednie 
poświęcenia pacjenta, uległość matce, byłyby bez sensu. 

Cały ten problem wydawałby się prosty, gdyby nie to, że Z. ułożył 

sobie w swojej świadomości całkiem inny, banalny jego obraz. Wyparł 
zarówno swoje lęki, jak i motywy podporządkowania się matce. W swoim 
mniemaniu byl po prostu naukowcem, któremu jak wielu innym nie wy­
szło życie osobiste, ale który uzyskuje sukcesy i kocba swoją pracę. Matka 

jest trudną, ale dobrą i biedną kobietą. 

Po wielogodzinnej rozmowie następnego dnia rano Z. zgłosił się, aby 

powiedzieć, że czuje się już zdrowy, całą noc intensywnie myślał, zgadza 
się z moim rozumowaniem, dziękuje i prosi o wypisanie z oddziału. 

10.3.  O G Ó L N E  R O Z W A Ż A N I A  N A D  P O J Ę C I E M 

S E N S U  Ż Y C I A 

Zaprezentowałem powyżej trzy postacie nerwicy egzystencjal­
nej. Pierwsza z nich wydaje się „najbardziej egzystencjalna" 
w tym sensie, że jej wiodący symptom to właśnie narastające 
zagubienie egzystencjalne, a więc zagubienie w tym, „kim mam 

być i czym jestem", odczucie pustki koncepcyjnej, bezsensu 
istnienia. Przypomina to treść rozdziału o filozofii egzysten­
cjalnej w podręczniku filozofii. W drugim przypadku załamanie 
się linii życia wywołane zostało właśnie wypełnieniem się sen­

su, gdyż jako konkretny sens życia nadany z zewnątrz jest on 
spełnialny, a wówczas nic po nim nie zostaje. Natomiast w trze­
cim przypadku zadecydowała sytuacja konfliktowa, gdy otwar­
te, świadome realizowanie sensu życia stało się sprzeczne z in­
nymi pragnieniami jednostki, bardziej doraźnymi i o większym 
nasileniu motywacyjnym, jakimi z zasady są działania stymulo­
wane przez lęk, zgrozę, niepokój. Ponieważ sens życia był 
własną koncepcją życia, usunięcie nieporozumień interpretacyj­

nych całkowicie wystarczyło do wyleczenia. 

Powyższe trzy przypadki są bardzo różne i łączy je tylko 

to, że wspólnym problemem jest trudność w realizacji potrzeby 

244 

background image

sensu życia. W pierwszym wypadku — ze względu na brak 
szans na jej konkretyzację i realizację, w drugim — ze wzglę­
du na jej zbytnią konkretność i zbyt wczesne zrealizowanie, 
a w trzecim — ze względu na negatywne konsekwencje jej 
realizowania. 

Z tej analizy wynikają trzy główne pytania dotyczące psy­

chologii sensu życia: 1) jak sens życia powstaje, 2) jakie właś­
ciwości powinien mieć sens życia, 3) jakie odniesienie do in­
nych dążeń człowieka ma sens życia. 

Odpowiedzi na te pytania wymagają odniesienia teoretycz­

nego. Natomiast to, czym jest sam sens życia, wydaje się jasne 

już w ujęciu potocznym. Każdy z omawianych pacjentów wie­

dział, co to sens życia, bez uprzedniego definiowania. Oznacza 
to, że sens ten był ujmowany przez nich w języku komunikacji. 
Używając języka komunikacji

8 0

, ludzie rozumieją siebie nawza­

jem, nawet gdy nie potrafią podać definicji sensu życia. Gdy 
jedna osoba mówi do drugiej: „moje życie nie ma sensu" lub 

„on znalazł w tym sens swojego życia", to obie rozumieją się 
wzajemnie, czy to będzie student matematyki w rozmowie z fi­
lozofem, czy też gospodyni domowa w rozmowie z sąsiadką. 

Mówiąc o sensie życia, mają na myśli coś, co nadaje życiu 

wartość wykraczającą poza samo istnienie człowieka, poza jego 

dobre lub złe samopoczucie lub czyjąś jego ocenę. To COS nie 

wiąże się z określoną sytuacją, ale powoduje, iż oceniając tę 

sytuację lub inne wydarzenia, a także własną przeszłość lub 

przyszłość, odnosimy to do wspólnego mianownika — do cze­

goś, co jest na tyle ważne, że warto temu poświęcić życie, warto 

jest dla tego sensu cierpieć, a radość i rozkosz nabierają głębi, 

gdy towarzyszą temu, co nadaje życiu sens. Gdy ktoś mówi, że 

8 0

 Przez język komunikacji rozumiem jeden z języków, którego cwoiucja 

przebiega w kierunku maksymalizacji znaczeń na jednostkę wyrazu. W prze­
ciwstawnym kierunku przebiega ewolucja języka operacji, w którym następuje 

minimalizacja znaczeń na jednostkę wyrazu. Znaczenia siów języka komuni­
kacji dookreśla kontekst, znaczenia siów języka operacji kontekstu nic wyma­

gają. Są to języki nieprzekiadalne. 

245 

background image

miłość nadaje sens jego życiu, oznacza to coś znacznie więcej 
niż przeżywanie silnego uczucia, zatracenie się lub zadurzenie. 

Jest w tym ukryte założenie, że życie ludzkie samo w sobie nie 
ma wiele sensu. Coś powinno mu ten sens nadać. 

Tradycyjny sposób socjalizacji sprawia, że dla wielu ludzi 

sens ich życia ogranicza się do jednego jego fragmentu, do 

jednego rodzaju działalności. Oni koncepcji swojego życia nie 

tworzą, nie analizują ani nie poddają rewizji. On jest im przy­
pisany kulturowo i jest zlokalizowany w ich umysłach jako 
konkretny, mocny i „płaski" zestaw wartości, w którym każda 
wartość jest równie ważna i każda z nich jest niezależna od 

innych. Waga takich wartości nie wynika z żadnych racjonal­
nych przesłanek, one zostały nabyte w toku życia i są. Ludzie, 
KTÓRYM  U F O R M O W A Ł SIĘ taki zestaw wartości, stają się 
od niego zależni, gdyż nie nadaje się on do przemyśleń i zmian. 
On tylko trwa lub całkowicie rozpada się. Ludzie, u których 
taki zestaw wartości określa ich sens życia, w istocie nie tyle 

realizują swój sens, ile są przez niego realizowani. Stwierdzę 
tu coś, co zabrzmi brutalnie, ale co należy powiedzieć. Taki 
„sens" jest wysoce ceniony w naszej kulturze, ponieważ 
uprzedmiotawia jednostkę ludzką. Czyni on tę jednostkę „prze­
widywalną", dyspozycyjną wobec stawianych jej wymagań. 

Wyraźnie występuje to w subkulturach fundamentalistycznych 

— religijnych lub narodowych. Posiadanie takiego sensu bywa 

na pewno źródłem radości, gdy „nadchodzi czas" i osoba czuje, 
że spełnia to, co należy. W skali całego życia jest on jednak po­
wodem głównie klęsk, niezadowolenia, niezaspokojenia, gdyż 
„czas" taki nadchodzi rzadko i ma ograniczony zakres. Stąd 
tak częsta agresywność, a nawet okrucieństwo ludzi uzależnio­

nych od idei lub ich depresja i zagubienie, gdy świat „nie idzie 

we właściwym kierunku". Nieraz owi ludzie zaangażowani 

w cudze idee po okresie spełniania się już na całe życie pozo­
stają z poczuciem, że to, co ich spotyka, małżeństwo, praca, 
dzieci, jest ważne, ale nigdy nie będzie dla nich tym, czym 

246 

background image

powinno być. Można mieć wątpliwości, czy taki „sens" może 

spełniać rolę konstruktywnego czynnika rozwoju podmiotowej, 

intencjonalnej osoby ludzkiej. 

W wielu wypadkach istnieje zbieżność rodzaju działalności 

zawodowej z wyczuciem tego, czym jest sens życia. Bywa ona 
tak znaczna, że niektóre zawody uważa się za „same przez się" 
nadające życiu ludzi sens. Sensotwórcze są więc w naszej kul­
turze zawody związane ze swego rodzaju posłannictwem, słu­

żebnością, wymagające osobistego zaangażowania na rzecz 

wartości nadrzędnych. Nauczyciel, lekarz, duchowny czy poli­

tyk — traktując swój zawód z oddaniem, jako służbę, do której 
czują się „powołani", mają szanse na ulokowanie w nim swo­

jego osobistego sensu życia lub ostatecznie znalezienia w nim 

sensu życia dla siebie. Pogląd na rolę osobistą tych zawodów 

jest tak silnie utrwalony w naszych wzorach kultury, że gdy 

ktoś uprawia „sensotwórczy" zawód bez zaangażowania — 
niejako służbę, ale tylko jako środek do egoistycznych celów, 

jak pieniądze, władza lub prestiż — spotyka się z ocenami 

negatywnymi. Nie ma natomiast takich oczekiwań wobec in­

żyniera, rolnika lub restauratora. 

Jednakże gdy to nie osoba nadaje sens zawodowi, ale wy­

konywanie zawodu nadaje jej sens życia, ryzyko psychologicz­
ne polega na tym, że jeśli coś tę działalność zablokuje, gdy na 
przykład choroba, wyborcy lub sąd pozbawią uprawnień do 
wykonywania tego, a nie innego zawodu, to może nastąpić 
załamanie psychiczne będące wynikiem utraty sensu życia. Wia­

domo, jak wielu polityków uzależnia się od swojej funkcji. 
Poleganie na sensie życia nadanym przez zawód stanowi 
więc znaczne ryzyko życiowe. 

Poza tym wydaje się, że współcześnie następuje zmniejsze­

nie znaczenia zawodów sensotwórczych w związku z ogólnym 

słabnięciem kultury w jej funkcji normotwórczej i z zanikiem 
etosów. Chociażby dlatego nie można wyborem zawodu roz­
wiązać swojego problemu sensu życia. 

247 

background image

Oczywiście dzięki spełnieniu dodatkowych warunków każ­

dy zawód, tak jak i każdy sposób realizacji dążeń, może sta­

nowić o sensie życia. Tyle że w wypadku zawodów niesłużeb-
nych wymaga to indywidualnej, szczególnej koncepcji ich 

uprawiania. Paradoksalnie więc mniej ryzykowne jest znaj­

dowanie sensu życia w wykonywaniu zawodu, który sam 

z siebie nie jest „sensotwórczy". 

Nieraz sens życia związany jest w sposób naturalny z rolą 

społeczną matki lub ojca. Jest to jednak sens „nadany", a poza 

tym zdecydowanie ograniczony w czasie. Dzieci zbyt szybko 

dorastają, a trudności psychiczne związane z syndromem pu­
stego gniazda świadczą wyraźnie o tym, że rodzicielstwo nie 
może spełniać roli sensu życia do końca istnienia jednostki. 

Wiele wskazuje na to, że sens życia może zostać znaleziony 

w oddaniu się działalności społecznej, sztuce, pisarstwu. Zależy 
tu wiele od własnej decyzji i wysiłku koncepcyjnego jednostki. 

Dzieje się tak wówczas, gdy sens życia nie tyle jest odnaleziony 
w tej działalności, ile w niej zostaje ulokowany jako własny 

sens życia. Tu na pewno pomaga talent, owa moneta dana przez 
bogów genu. Wydaje się jednak, że sam talent nie wystarcza. 
Trzeba mieć coś do powiedzenia od siebie i o sobie. Trzeba 

chcieć i umieć wyrazić to w obrazie lub w tekście. 

Jest wielu artystów, utalentowanych i sprawnych, którzy nie 

potrafią w swojej działalności wyrazić siebie. Realizują więc 

sztukę, która nie jest z nich, gdyż nie jest prywatną wypowie­
dzią o czymś istotnym. Czując tę próżnię, zagłuszają niepo­
kój działalnością polityczną, alkoholem, ekscentrycznym try­
bem życia lub rezygnują z ambicji. Ryzykowne jest spełnianie 

się w talencie, gdy nie ma się nic do powiedzenia. Równie 

źle się dzieje z tymi, którzy mają coś do powiedzenia, ale nie 
mają talentu i nie potrafią wyrazić swoich idei. Wybierają więc 

rolę wieszczy, proroków. Ryzykowne jest spełnianie swojego 

sensu życia w sferze wymagającej szczególnych uzdolnień. 

248 

background image

Czy nie jest to zbytnie komplikowanie problemu? Czy roli 

sensu życia nie może spełnić każda własna idea realizowana 
z zaangażowaniem? Ktoś przez całe życie wykonuje swoje 
obowiązki. Czy spełnianie ich nie może stać się sensem jego 

życia? Wydawałoby się, że powinien to być warunek wystar­
czający, ale tym, co utrudnia akceptację takiego założenia, są 
wyniki obserwacji, które wskazują na to, że samo zaangażo­
wanie nie wystarcza i sensem życia nie jest chyba tylko dążenie 

hierarchicznie najważniejsze, któremu wszelkie inne dążenia 
zostają podporządkowane. Nie każde z nich usensawnia życie 
tak, aby człowiek mógł coraz bardziej stawać się sobą, rozwijać 
się, być coraz lepszym. Nadrzędne dążenie może nawet z cza­

sem stać się czynnikiem uprzedmiotawiającym jednostkę. 
Dla polityka najważniejsza jest opinia jego wyborców, dla 
gangstera — władza, a dla każdego wielkiego generała •— 

jego wielka bitwa, i to jest nie tylko ograniczenie. W naszej 

historii kosztowało to już niemało i nas, i samych polityków 
i generałów. To nadrzędne dążenie zbyt łatwo staje się ce­
lem samym w sobie, uprzedmiotawiając ich. Stają się na­
rzędziem narzuconego przez rolę zbyt konkretnego marze­

nia. Oznaczałoby to, że sens życia powinien być nie tylko 

nadrzędną ideą, obsesją spełnienia się w roli, ale przede 
wszystkim koncepcją życia powstałą jako wynik przemyśle­

nia tego, czym jest dla nas życie, czym jest świat i człowiek 
w nim, i tego, co jest w naszym życiu naprawdę ważne. 

Potrzebna jest tu jeszcze określona orientacja na człowieka. 

Wyżej wspomniałem o okrucieństwie ludzi uzależnionych od 
konkretnej „idei". W następnym rozdziale powołam się na Ste­
fana Szumana, dla którego „zmysł życia" jest wyrazem zaan­

gażowania się w losy ludzi ponad egoizmem i najbardziej nawet 

uzasadnionym pesymizmem. Podobną ideę wyraża Alfred Ad­

ler, według którego przestrzeganie zasad interesu społecznego 

jest nadrzędnym warunkiem normalności psychicznej. W części 

poświęconej dojrzałej potrzebie sensu życia podam argumenty 

przemawiające za tym, że ten sens ma dotyczyć nas samych, 

249 

background image

ma być uzgodnieniem postępowania ze swoim „ja". Sens życia 

jest zrozumieniem siebie w świecie. Przytoczę tu ujęcie, które 

proponuje Jose Ortega y Gasset. W rozprawie Wokół Galileusza 
(1993) zwraca uwagę na to, że celem poznania nie powinna 

być ciekawość ani intelektualna interpretacja znaczeń, ale okre­
ślenie siebie wobec czegoś. „[...] rozwiązanie danego problemu 

nie oznacza siłą rzeczy odkrycia prawa naukowego, lecz tylko 

ów stan, kiedy wobec siebie samego nabieram jasności, czym 
był dla mnie problem [...] Substancjalnym, pierwotnym i w tym 
sensie jedynym problemem jest zamknięcie w sobie, zgodność 

z sobą, spotkanie siebie" (s. 78). W przeciwnym wypadku zo­
stajemy zagubieni we własnej wiedzy, która nie dotyczy nicze­
go, co dla nas istotne. Człowiek gubi się w rzeczach, ponieważ 
gubi się w sobie. 

Jest jeszcze jeden istotny problem, mianowicie kod, w jakim 

sens życia musi zostać ujęty. W Adaptacji twórczej (1985) uza­
sadniłem tezę, że altruistyczne zadania własne z natury rzeczy 
muszą być formułowane w kodach abstrakcyjnych, gdyż są 

wyrazem czynienia czegoś w imię tego, co jest ponad własnym, 

bezpośrednim interesem, ponad okolicznościami. Natomiast 
egoistyczne zadania własne są formułowane za pomocą kodów 

konkretnych, gdyż są one zależne od okoliczności, bezpośred­
nio wyrażają nasze pragnienia

8 1

. Taka jest ich natura. Wynikać 

z tego może, iż przestrzeganie standardu altruizmu jest jednym 
z warunków rozwojowych zmian osobowości. Pośrednim argu­
mentem jest stwierdzenie, iż jednym z kryteriów rozwoju oso-

3 1

 Można sobie wyobrazić" zadania formułowane za pomocą siów, którymi 

na ogól wyraża się „abstrakcję", ale o treści skierowanej przeciwko ludziom. 
W istocie te słowa są używane w kodzie konkretnym, są to pozory abstrakcji. 
Patologiczne ideologie, ideologie zła, są konkretne, gdyż z zasady wskazują 

one na to, co konkretnie jest złem, a co dobrem. Konkretnie też wskazują na 
to, co należy robió, aby niszczyć to, co zle, a są mdłe i niejasne, gdy chodzi 
o dobro ludzi. Nie ma tam żadnej abstrakcji, tak jak i nie ma jej w dających 
się w pełni zoperacjonalizować „teoriach" naukowych. Kod, a nie jego noś-
nik-pojęcie określa abstrakcyjność lub konkretność komunikatu. 

250 

background image

bowości jest satysfakcja z życia, a człowiek jest tak skonstruo­

wany, że cieszy go naprawdę tylko to, co cieszy również innych 

ludzi. Gdy jest inaczej, świadczy to o głębokim wynaturzeniu 
osobowości pozbawionej syntonii. 

Sens życia jako ogólna koncepcja spełniania siebie w życiu 

nie może więc być jakąkolwiek formułą dotyczącą tego, co 
najważniejsze. Musi spełniać standardy tradycyjnie zaliczane 

do sfery moralności i sądzę, że ma to swoje uzasadnienie psy­
chologiczne. Odczuwanie satysfakcji zależy też od tego, czy 

mają godziwą cenę te liczne trudności, wyrzeczenia, a nawet 

ból, od którego nie jest wolne działanie mające spełnić rolę 

sensu życia. „Godziwą ceną" jest poczucie jednostki, że ona 
spełnia się tak, jak należy. 

Fakt ten sprawia pewne trudności interpretacyjne, gdyż 

w warunkach wciąż jeszcze standardowych dla wielu obszarów 

naszej kultury jednostka skłaniana jest do realizowania tylko 
przypisanej jej roli i uzyskuje w zamian za wyrzekanie się 
siebie takie nagrody, które mają w pełni ją satysfakcjonować. 
Gdy spełnia wymagania stawiane jej z zewnątrz w przekonaniu 
o ich nadrzędnej wartości, wówczas właśnie te wymagania i ich 
spełnianie nadają sens jej działaniom. Nie ma wówczas proble­
mu sensu własnego indywidualnego życia, gdyż jednostka speł­

nia się w przypisanej sobie funkcji przedmiotu. Nie ma pytania 
o siebie, ale o sobie przypisany obowiązek, tak jak w wizji 
spełniania się człowieka danej przez Josepha Conrada. Conra­

dowski człowiek jest przywiązany do ról społecznych, a z nimi 

z kolei związany jest wyraźny kodeks bycia. Taka jest rola 
kapitana okrętu. Jest on jako osoba samodzielny, autonomiczny, 

ale w swoich funkcjach kapitańskich nieodpowiedzialny oso­
biście, gdyż za niego odpowiada regulamin floty. Będzie o tym 
szerzej mowa w rozdziale o dojrzałym sensie życia. 

W ustrojach, instytucjach i organizacjach autorytar­

nych, jednostka, będąc ich częścią, może tym samym nie 
mieć problemu ze sobą. Niektórzy znajdują nawet poczucie 

szczęścia w całkowitym oddaniu się swojej roli. Nie muszą 

251 

background image

podejmować żadnej własnej decyzji, a każde spełnione 
przez nich wymaganie jest słuszne z definicji. Jest to więc 

powrót do roli grzecznego dziecka, do jego poczucia bezpie­
czeństwa i beztroski. Gdy pojawiają się wątpliwości i opór 
wewnętrzny, pokonanie ich może sprawić nawet zdwojoną 

satysfakcję, gdyż jest dowodem całkowitego oddania się 
„służbie słuszności". Im bardziej jednostka uprzedmiotawia 

się, przestaje być osobą, a staje się narzędziem, tym mniej 

ma problemów egzystencjalnych i moralnych. Jeden z byłych 
„naczalników" łagru w Workucie, jeszcze teraz, pod koniec 
swojego życia, gdy już zawaliły się bolszewickie zasady ist­

nienia imperium Rosji, wyraża przed kamerą telewizyjną prze­
konanie o słuszności swoich działań. Przyznaje, że wiedział 
oczywiście o tym, iż wielu więźniów, których zamęczaniem na 
śmierć w kopalniach administrował, było niewinnych. Nie było 

to jednak i nie jest dla niego problemem, gdyż „państwo po­
trzebowało rzadkich metali". Posłuszeństwo i lojalność wobec 

instytucji zastępuje tu moralność, a wiara w racje przełożonych 

zastępuje refleksję nad racjami swoich działań. Znani zbrod­
niarze często starali się swoje racje realizować jako spełnianie 

racji Historii, Ludu, Boga, Przeznaczenia. Stalin przyznawał 

publicznie, że jest okrutny, ale dodawał, że czyni to dla wy­

zwolenia uczciwych, pracujących i wyzyskiwanych ludów 
świata. Czyngis-chan, gdy wbrew umowie kazał wyrżnąć dwie­

ście tysięcy mieszkańców Buchary, którzy oddali mu się bez 

walki, miał powiedzieć, że rzeczywiście powinien darować im 

życie, ale nie uczyni tego, gdyż musieli chyba czymś bardzo 
nagrzeszyć, skoro Bóg zesłał na nich Czyngis-chana. Nie musi 
to być racjonalizacja. Może to być podłoże osobistego dramatu, 

konieczności wyboru między sercem a obowiązkiem wynika­

jącym z roli społecznej. Fiodor Dostojewski w swojej metaforze 

podstawowego konfliktu naszej kultury stworzył postać Wiel­

kiego Inkwizytora, który jako duchowny poświęcił siebie Chry­

stusowi, a jako urzędnik, chroniąc interesy Kościoła, skazał na 

stos Chrystusa, gdy ten ponownie przyszedł na Ziemię. 

252 

background image

Przykłady te ilustrują tezę, że uprzedmiotawiają się nie 

tylko ci posłuszni i wierni, ale i ci wymuszający posłuszeń­
stwo na nich i na sobie, a przedstawiona wyżej teza o więk­
szym komforcie ludzi uprzemiotowionych nie jest tak pew­
na, jak mogłoby się wydawać. 

Konieczność utworzenia własnego sensu życia to koszt bycia 

człowiekiem-podrniotem. W wielu wypadkach ten koszt bywa 

wysoki dla tych, których organizacja psychiczna wymaga włas­

nych racji działania, gdyż mają oni poczucie odpowiedzialności 
za swoje życie, której nikt nie może z nich zdjąć, a którzy 
równocześnie są silnie zaangażowani w wartości zewnętrzne 
wynikające z kultury, w której zostali wychowani, która jest 

im droga. Życie ludzi-podmiotów bywa więc trudne. Wspo­
mniałem, że nie jest nawet pewne, czy bycie podmiotem 

sprawia więcej satysfakcji bieżących niż bycie przedmiotem. 
Sądzę jednak, że koszt ten warto ponosić, gdyż ludzie upod-
miotowieni mają szanse rozwoju, i to aż do końca swojego 
życia, a w warunkach trudnych, gdy już nikt nie może im 
pomóc, są w stanie znaleźć pomoc w sobie. Nie są też nigdy 

całkowicie sami. Są mądrzy, gdyż żyjąc w burzliwie zmie­
niającym się świecie, są zdolni do zachowania w nim siebie. 

Wspomnę tu wyniki badań mojej magistrantki, Marii Szym­

kowiak (1971). Dotyczyły one inwalidów zaraz po utracie koń­
czyny. Jedną z większych trudności, jaką każdy z nich musi 
pokonać, jest pogodzenie się z zaistniałą sytuacją i przystąpie­
nie do opanowania uszkodzonych sprawności za pomocą pro­
tezy. Jest to bolesne, trudne i wymagające samozaparcia zada­
nie. Okazało się, że ci, którzy żyli tylko sensem swoich funkcji 

życiowych, nie mieli własnego, nadrzędnego sensu życia, nie 
mieli też motywacji do pokonania własnego oporu, bólu, de­
presji, do wybrania jedynej drogi powrotu do czynnego życia, 
w którym mogliby realizować swoje potencjały. Nie chcieli 
ponosić tak wysokich kosztów, ponieważ nie widzieli żadnego 

powodu. Utożsamili się ze swoim bólem, ze swoją tragedią 
i tkwili w tym. Natomiast ci inwalidzi, którzy przed okalecze-

253 

background image

niem mieli określony sens życia, mogli zdobyć się na dystans 
wobec swojej tragedii i znajdowali w sobie dosyć mocy, aby 

podjąć trud rehabilitacji. Adler wykazał, że w niektórych tego 
rodzaju wypadkach ludzie, kompensując braki, uzyskują na­
wet wyższy poziom funkcjonowania niż ten, który posiadali, 

gdy tych braków nie było. Przetwarzanie wad w zalety, zła 
w dobro, a słabości w siłę stanowi, zdaniem Adlera, istotę 

sensu życia (Adler, 1986). 

Nie zawsze mówiąc o sensie życia, używa się tego terminu 

wprost. Przypomnę tu poglądy Abrahama Masłowa i Carla Ro­

gersa. Zarówno rnetapotrzeby, samoaktualizacja, samorealiza­
cja, jak i spełnianie się są tylko innym sposobem ujmowania 
tej problematyki. 

Wielu myślicieli uchyla pytanie dotyczące sensu życia, twier­

dząc, iż sensem życia jest życie. Odpowiedź taka może suge­
rować, że wiedzą oni, po co jest życie. Pojawia się jednak 
problem, gdyż chodzi przecież nie o życie jako proces biolo­

giczny, ale życie danej jednostki ludzkiej o danej osobowości, 

w danych warunkach. 

Odpowiedź na takie pytanie nie jest zadaniem, którego bym 

się tu podjął. Może więc wybrać drogę uproszczenia i przyjąć 

jakieś założenie funkcjonalne? Może by więc określić jakiś ro­

dzaj funkcjonowania, który jest dla danej osoby najważniejszy 

i nadaje sens jej życiu lub przynajmniej fragmentowi jej życia? 

Każda funkcja ma wówczas dla tej osoby określony sens lub 
go nie ma. Tak się czyni w praktyce codziennej. Na przykład 

zakładając, iż samochód jest do jeżdżenia, powiemy, że sensem 
samochodu jest jazda, tak jak sensem noża krojenie, a sensem 
matki opieka nad dzieckiem i miłość do niego. Przyjmuje się, 

że sensem żołnierza jest walka i ryzyko śmierci na rozkaz. Gdy 
żołnierz przed atakiem umrze na zawał serca, koledzy powie­
dzą, że jego śmierć była bez sensu. Gdy natomiast przeciwnik 
zakłuje go bagnetem, nazwą jego śmierć sensowną, gdyż od­
powiada temu, po co jest żołnierz. Według słów starej piosenki: 
„Koledzy go nie żałują, jeszcze końmi go tratują". 

254 

background image

W swoich wspomnieniach z powstania warszawskiego Te­

resa Bojarska mówi: „Byliśmy przekonani, że wszyscy zginie­

my. Ale śmierć pod gruzami jest bez sensu. Zginąć w walce 
od kuli, to ma sens. Ważne jest, jak się umiera". Dalej opisuje 

scenę, gdy kąpała się w wannie w opuszczonym mieszkaniu: 
„Ledwie zdążyłam zanurzyć się w wodzie, zawarczały samo­

loty. Wyskoczyłam. [...] Nie chodziło o samą śmierć, ale stracić 

życie w powstaniu w wannie, na nagusa? Niepodobna. Byłoby 

w takiej śmierci coś groteskowego"

8 2

Przy takim ujęciu również stwierdzenie, że sensem życia 

jest życie, jest sensowne dopiero, gdy wiemy, „po  c o " jest to 

życie. Teresa Bojarska, jak i tysiące osób z jej pokolenia, wie, 
po co jest jej życie. Mówi, że jej życie „zatrzymało się na 
powstaniu". Miała wówczas i ma obecnie poczucie winy, że 
przeżyła. „Mam żal, że nie zginęłam". Dla niej jej życie ma 

sens tylko wówczas, gdy spełnia się w walce o Ojczyznę, ramię 
w ramię z takimi jak ona, dlatego czuje teraz, że razem z nimi 

powinna była umrzeć. Takie poczucie sensu działania nigdy się 

już w jej życiu nie powtórzyło. Dlatego tylko tamta część życia 

się liczy. Nastąpiło wówczas największe napięcie motywacyjne 
i najpełniejsza, czysta realizacja wartości, do których spełnienia 
została wychowana. Cała reszta — małżeństwo, macierzyń­
stwo, praca zawodowa — są, ale nie mają takiego znaczenia. 

Koszt posiadania takiego sensu życia jest bardzo wysoki. Płaci 
się za jego realizację istnieniem fizycznym lub latami pustki. 

Można też postawić pytanie o to, jak bardzo konieczna jest 

świadomość, że ta, a nie inna działalność nadaje sens życiu. 
O tym, że mamy żołądek, wiemy, gdy jesteśmy głodni lub gdy 

żołądek jest chory. Jak już wspomniałem w rozdziale o potrze­
bach fizjologicznych, nie zawsze tego rodzaju wiedza jest traf­

na. Nieraz głód mylimy z chorobą żołądka czy też chorobę 

żołądka z chorobą wyrostka robaczkowego lub z ogólną infek­

cją, gdyż dreszcze, nudności i zawroty głowy mogą naśladować 

1 2

 Cyt. za: Alicja Maciejowska, „Magazyn Gazety Wyborczej", 1994, 30. 

255 

background image

grypę- Przykładem braku wiedzy o tym, co nam jest potrzebne, 
są również zaprezentowane wcześniej trzy osoby chore na ner­
wicę egzystencjalną. Żadna z nich nie podejrzewała u siebie 
problemów egzystencjalnych, a jeśli nawet tak, to nie po­

strzegała ich związku ze swoją chorobą. 

Istnieje również wiele przykładów wskazujących na to, że 

problemy egzystencjalne pojawiają się jako symptomy choro­

bowe we wczesnych stadiach psychoz, przed rozpadem osobo­
wości, gdy człowiek odczuwa swoją chorobę jeszcze tylko jako 

niezwykłość odczuć, niejasność interpretacji. Wiele osób szuka 

wówczas wyjaśnień swoich stanów psychicznych właśnie 
w problematyce egzystencjalnej, w filozofii, psychologii. Jak 

rozpoznać je u siebie samego? 

Nieraz problemy sensu życia są formułowane przez osoby 

dorosłe w celu obrony psychicznej lub zastępczo, jako osłona 
zwykłego wygodnictwa, neurotycznej niechęci do podejmowa­
nia sensownych działań. Stosunkowo łatwo je rozpoznać, gdyż 
treść tych problemów charakteryzuje ogólnikowość i płynność. 
Są one bliskie treści tzw. kosmicznej fazy rozwoju potrzeby 
sensu życia, którą, jak o tym będzie mowa, przypisuję okresowi 
dorastania jako jego normalną właściwość. 

Twierdzę, że „sens życia" powinien być własny, świadomy, 

ujęty na tyle ogólnie (to znaczy w ramach ogólnej koncepcji), 

aby można go było poddawać modyfikacjom. Powinien być 

na tyle rozbudowany, aby możliwe było zrozumienie jego 

źródeł i przewidywanie skutków jego realizacji. Ma być prze­

cież podstawą aktywnych, zdecydowanych wyborów spełnia­

jących kryteria altruizmu i stabilnej co do kierunku, a zmien­

nej w formie realizacji działań. 

Opierając się na powyższych rozważaniach, można utwo­

rzyć następującą definicję potrzeby sensu życia: 

Sens życia jest to potrzeba dorosłego człowieka polega­

jąca na tym, że bez utworzenia własnej, abstrakcyjnej kon­

cepcji życia, w której może on się pozytywnie spełniać do 
końca istnienia, nie jest możliwy rozwój jego osobowości. 

256 

background image

W rozdziale 12.3. przytoczę argumenty przemawiające za 

uwzględnieniem w treści sensu życia scenariusza zmian wywo­

łanych naszym własnym działaniem. Postulat ten wiąże się 
z poglądem, że poczucie odpowiedzialności osoby za powodo­

wane stany rzeczy odgrywa istotną rolę w sensie życia. Uży­
wam tam określenia — ekologiczny sens życia. 

10.4. NIEKTÓRE POGLĄDY NA TO, CZYM JEST 

SENS ŻYCIA 

Mam nadzieję, że czytelnik przyjmie ze zrozumieniem, iż po­

minę ogromną problematykę sensu życia zawartą w dziełach 

filozoficznych i ograniczę się do psychologii. 

Pierwszym, który pisał o sensie życia jako o czynniku decy­

dującym dla stylu życia i zdrowia psychicznego jednostki, był 
Alfred Adler. W książce pt. Sens życia (Adler, 1986) przedstawił 

pogląd, że sens życia danej jednostki nie sprowadza się do po­

stulowanej przez nią koncepcji sposobu własnego istnienia, ale 

polega na zorientowaniu głównych kierunków działań. Zdaniem 

Adlera życiu nadaje sens tylko taki rodzaj organizacji osobowo­
ści, który zapewnia uformowanie się pozytywnego wzoru dążeń. 
Wzór ten polega na tym, że przyrodzone człowiekowi dążenie 
do doskonałości jest zsynchronizowane z orientacją na dobro 
wszystkich ludzi. Zapobiega to przekształcaniu się dążenia do 

doskonałości w dążenie do mocy. Dążenie do mocy jako takiej 

jest, zdaniem Adlera, najbardziej prymitywną postacią dążeń, 

gdyż ogranicza możliwości jednostki, skłania do kierowania 
działań przeciwko innym ludziom i w efekcie przeciwko włas­

nym interesom. Nastawienie na egoistyczne działania siłowe 

pozbawia życie sensu, gdyż nigdy działanie na siłę nie reali­
zuje osoby. Natomiast takie doskonalenie się, które bierze 
pod uwagę interesy wszystkich ludzi, zapewnia poczucie 

257 

background image

wspólnoty, sprawia, że osoba może odczuwać satysfakcję ze 

swoich dokonań, realizuje pozytywne potencjały psychiczne 
i w efekcie rozwija się.
 Każde odchylenie od tego wzoru po­

woduje jakiegoś rodzaju dewiację osobowości — psychopatię 
lub nerwicę. 

Wśród psychologów polskich pierwszym, który wyraźnie 

postawił problem sensu życia jako środka do realizacji tego 

życia, jest Stefan Szuman. Dodam, że zestaw jego oryginalnych 

poglądów zadziwia zarówno pełnią, jak i uniwersalizmem hi­

storycznym, i należy żałować, że zaklasyfikowany do psycho­

logii rozwojowej pozostał w cieniu kolegów filozofów swojego 

środowiska

8 3

. W pracy poświęconej własnej koncepcji chara­

kteru jako cechy osobowości decydującej o przystosowaniu 
(Szuman, 1934b), analizując ten „charakter" z różnych punktów 
widzenia, Szuman określa go jako „stopień osiągniętej samo­
dzielności w kierowaniu sobą i w przystosowaniu się za pomo­
cą intelektu i woli". Jest on „uniezależnieniem się od własnej 
subiektywności, a w każdym razie zapanowaniem nad czysto 
subiektywną motywacją swego postępowania [...] Ludzie bez 

charakteru [...] są istotami nie przystosowanymi [...] to ludzie 

nie tylko moralnie źli, ale i słabi, nieodporni, niezdolni do po­

zytywnej, szczęśliwej, istotnie ludzkiej egzystencji". 

Słowa „przystosowanie" użył Szuman na długo przed po­

wstaniem w psychologii całej doktryny koncepcji przystosowa­
nia. Oznacza ono u niego raczej radzenie sobie ze swoimi pro­

blemami niż adaptację. Natomiast „charakter" jest niewątpliwie 

wyrazem posiadania określonej koncepcji swojego życia, gdyż 

„Samo istnienie dla człowieka nie jest wystarczającym ce­
lem istnienia ani dostatecznie silnym motywem pokonywa­
nia rzeczywistości".
 Zdanie to, napisane kilkadziesiąt lat przed 
powstaniem psychologii humanistycznej i już zawierające po-

83

 Wystarczy porównać cytowane tu prace z treścią tak bardzo znanej 

Książeczki o człowieku Romana Ingardena (1987). 

258 

background image

lemikę z jej formalizmem, obrałem za motto również pierwszej 
wersji tej książki, jaką była Psychologia dążeń ludzkich. 

Zdaniem Szumana istnieje wyraźny związek między sensem 

życia i „światopoglądem", który zawiera zaaprobowaną kon­
cepcję rzeczywistości i jest niezbędnym warunkiem przystoso­

wania. „Światopoglądy w ogóle nie są tylko systemami pojęć 
i przekonań określających stosunek poznawczy do rzeczywi­

stości, lecz są zarazem formami przystosowania się do niej" 
(Szuman, 1934). Ta właśnie uwaga Szumana wydaje mi się 
szczególnie cenna dla lepszego zrozumienia związku między 
sensem życia i światopoglądem. Zdanie: „Samo istnienie" nie 

jest dość silnym „motywem" do odpowiedniego działania, ta­

kim zaś motywem może być „światopogląd" — daje się do­
skonale przełożyć na zdanie: bez odpowiedniego sensu życia 
działanie danej osoby jest niepełnowartościowe z punktu 
widzenia jej możliwości.
 Chyba też nie tylko danej osoby jako 
takiej: „W nowej rzeczywistości cywilizacyjnej i kulturalnej, 
w którą wkracza ludzkość w chwili obecnej, otwierają się przed 
nią nowe zadania i możliwości. Dalszy rozwój ludzkości za­

leży niewątpliwie od tego, czy potrafi ona wykształcić świa­
topogląd w pełni przekonujący i zadowalający i czy będzie 
go umiała wcielić w życie".
 Tymi słowami zakończył Szuman 
swój przepiękny esej pt. Poważne i pogodne zagadnienia ąfir-

macji życia

 (Szuman, 1947). Przedstawione są w nim koncep­

cje, których wartości dla problemu niniejszej pracy i w ogóle 
dla psychologii osobowości nie sposób przecenić. Szuman od­
rzuca możliwość szukania sensu życia poza życiem. Jego zda­
niem podstawowym warunkiem uzyskania tego sensu jest afir-

macja życia — jeden z najważniejszych celów wychowania 
człowieka. „Sens życia jako immanentną jego treść przeżywa­
my wtedy, gdy wzbudza on naszą ciekawość, gdy wzrusza nas 
do głębi, gdy jest tajemnicą, którą objąć, zrozumieć, zgłębić 
pragniemy [...] O ludziach, w których te dążenia i przeżycia są 
silne, mówimy, że posiadają zmysł życia" [podkr. K.O.]. 

259 

background image

Oczywiście Szuman zastrzega się, że nie wystarczy afirmacja 

życia naiwna ani też sprowadzająca się do negatywnego sto­
sunku do śmierci czy do łatwego optymizmu. Dojrzały, pozy­
tywny stosunek do życia jest przezwyciężeniem i opanowaniem 

jak najbardziej uzasadnionego osobistego pesymizmu. Poma­

gają w tym: wyrobiony zmysł życia, umiłowanie celu i realne 
zadania, które zamierzamy zrealizować, oraz fakt, że zadania 

te „w ten lub w inny sposób leżą poza metą naszych osobistych 
interesów i naszego mniej lub więcej egoistycznego szczęścia. 

[...] Dlatego człowiekowi potrzebny jest nade wszystko w pełni 

przekonywający, a zadowalający także jego najistotniejsze po­

stulaty w zakresie spełnienia się dobra i szczęścia, i jego moż­
liwości — pogląd na życie". 

Na przeciwnym biegunie koncepcji sensu życia umieścić 

można poglądy Victora E. Franki a. Jego publikacje i orygi­
nalna praktyka spowodowały, że uważany jest za jednego 
z twórców tej problematyki. W każdym podręczniku znajduje 
się wzmianka o nim, rzadko jednak jest to wzmianka o istocie 

jego koncepcji, co jest zrozumiałe, gdyż neguje on możliwość 

odnalezienia sensu swojego życia lub ustalenia jego sensownej 
formy. 

Tak paradoksalne stanowisko wymaga szerszego omówie­

nia. Koncepcja Frankla jest wynikiem przemyśleń własnej sy­
tuacji, w jakiej znalazł się on po aresztowaniu przez hitlerow­

ców i osadzeniu w obozie koncentracyjnym. Tam uświadomił 
sobie ostateczność własnej sytuacji, że nie ma już znaczenia, 
do czego przyzwyczaił się, czego pragnął, a nawet to, co go 
boli. Zrozumiał, że naprawdę ważny zawsze, nawet gdy ży­
cia dalej być nie może, jest tylko sens istnienia jednostki 
ludzkiej. Rozważając ten problem, doszedł do wniosku, że 

sens ten znajduje się poza zasięgiem możliwości poznaw­
czych człowieka.
 Jako lekarz psychiatra, Franki skonstruował 
system praktyki, która jego zdaniem nie jest psychoterapią, ale 
logoterapią polegającą na zmianie interpretacji odniesienia 
swojej egzystencji. Pozycją wyjściową teorii stała się radykalna 

260 

background image

krytyka wszelkiego rodzaju prób redukcji osoby ludzkiej do jej 

istoty biologicznej, społecznej lub psychologicznej, gdyż efe­

ktem takiej redukcji jest zawsze „nihilizm". Polega on na tym, 
że pomija się to, co dla człowieka jedynie ważne, jego byt 
duchowy, w którym może przejawić się intencjonalność. Nihi­
lizm stwarza zamiast obrazu człowieka jego karykaturę, w jego 
ujęciu — „homunkulusa". „Nihilizm nigdy nie może prowa­
dzić do humanizmu i zawsze musi skończyć na homunku-

lizmie" (Franki, 1976, s. 11). Homunkulus to człowiek-mario-

netka poruszana sznurkami „od wewnątrz i od zewnątrz". 

W świetle powyższego nie jest jednak pewne, dlaczego 

Franki w istocie dokonuje jeszcze dalszej redukcji i w ogóle 
redukuje człowieka jako istotę, gdyż nawet nie zostawia mu 
życia duchowego. To, co ważne, co ma jakiekolwiek znaczenie, 

jest poza, a właściwie ponad człowiekiem. Sens jednostki ludz­

kiej nie jest, jego zdaniem, zawarty ani w koncepcji własnego 
życia, ani w dążeniach, ani w sposobie bycia. Pytanie o sens 
życia jest uprawnione tylko wówczas, gdy pytamy o własne 
powinności w danej sytuacji i odpowiadamy, że działamy 

sensownie, a więc zgodnie z tym, co powinniśmy czynić, lub 

bezsensownie, gdy działamy niezgodnie z powinnościami. 

Natomiast pytanie o własny sens, jest, jego zdaniem, nie­

uprawnione, gdyż ani całość świata, ani żaden jego element 

nie mają swojego sensu. Ich sens jest zawarty tylko w treści 

„nadsensu". Problem polega na tym, że o nadsensie nie tylko 
nic nie wiemy, ale i nie można go dowieść. Nie jest to zresztą 

konieczne. Można tylko dowieść, że konieczna jest wiara w ist­
nienie nadsensu jako takiego, gdyż wiara przeciwna, w to, że 
nadsensu nie ma, prowadzić powinna do wniosku, iż własna 

egzystencja jest jedyną nadającą sens instancją. Byłoby to rów­
noznaczne z pychą wykluczającą pokorę i miłość

8 4

8 4

 Istnieje jeszcze jeden argument wysunięty przez Andrzeja Morgasiń-

skiego w eseju O wolności w refleksji psychologicznej (1991). Zauważa on, 

że gdyby Franki nie założy! istnienia wartości zewnętrznych, wobec których 

261 

background image

Skoro istnieje nadsens niemożliwy do udowodnienia, ale 

pewny, oznacza to, że cokolwiek człowieka dotyka, nawet 
poniżenie i cierpienie, zawsze ma swój sens i nie ma zna­
czenia to, jaki on jest.
 Sens tego, co najbardziej istotne 
w egzystencji jednostki ludzkiej — zarówno zdrowie, choro­

ba, radość, jak i cierpienie — istnieje więc tylko jako projekcja 
nadsensu, w który po prostu trzeba wierzyć. Ujmując rzecz 
logicznie, musimy przyjąć, że i ta wiara jest projekcją nadsensu. 

Ponieważ treści nadsensu nie możemy poznać, pozostaje tyl­

ko wyrażenie akceptacji dla tego, co się dzieje, zarówno dla 
tragedii, jaka nas pochłania, pustki egzystencjalnej, jaka nas 
zuboża, jak i wiary w jej sens wynikający z nadsensu. Temu 

celowi służy logoterapia, która nie jest, zdaniem Frankla, psy­
choterapią właśnie dlatego, że nie służy usuwaniu cierpienia, 
ale nadawaniu mu sensu. Logoterapia, zdaniem jej twórcy, nie 

zastępuje psychoterapii ani żadnych innych środków interwen­
cji lekarskiej. Ona jest ich zwieńczeniem, obejmując sensem 

to, co nieusuwalne. Franki nie wyjaśnia tego, po co jest owa 
interwencja lekarska i czyni słusznie, gdy sądzi, że zarówno 
leczenie, jak i nieleczenie ma sens będący poza możliwościami 
poznawczymi człowieka — królika doświadczalnego siły wyż­

szej. Traktując tę koncepcję poważnie, należy wszelkie inter­
wencje lecznicze uznać za wyraz pychy jednostki ludzkiej. Tak 
konsekwentnie czynią ci chrześcijanie, którzy wierzą zdecydo­
wanie w determinację losów człowieka wynikającą z woli bo­

skiej. Odmawiają oni przetaczania krwi, zażywania lekarstw, 
dokonywania operacji chirurgicznych, gdyż jest to przeciwsta-

odczuwa powinność, „cóż przeszkadzałoby mu obrać strategię przeżycia za 

wszelką cenę i na przykład zostać obozowym kapo?" (s. 61). Można by tylko 

zapytać o to, czy na pewno właśnie zostanie kapo nie byłoby zgodne z nad-
sensem, tak jak chociażby przedwczesna śmierć. Nie wiemy przecież nic o in­
tencjach tego, kto nas lub nami testuje świat. Można oczywiście wprowadzić 
kategorię sumienia, ale to już byłoby niekonsekwentnym powrotem do na­
szych prywatnych miar. 

262 

background image

wianie się decyzji Boga. Stosując jakiekolwiek środki mody­

fikacji leczniczej, na przykład zwykłą psychoterapię, ogra­

niczylibyśmy się więc do stosowania wobec człowieka wyłącz­
nie miar ludzkich, co grozi antropocentryzmem, przyjęciem 
założenia, że to człowiek jest miarą wszechrzeczy.
 Chyba 

że będziemy całkiem konsekwentni i potraktujemy każdą de­

cyzję stosowania lub niestosowania terapii jako mającą swój 
sens w nadsensie. Dlatego logoterapeuta nie skłania pacjenta 
do ucieczki od cierpienia. Skłania go do przeżycia cierpienia 

jako wydarzenia sensownego, gdyż od cierpień wynikających 

z pustki egzystencjalnej nie ma, zdaniem Franki a, ucieczki. Gdy 
cierpienie ma podłoże w zdarzeniu nieodwracalnym, jak śmierć 
bliskiej osoby, nieuleczalna choroba lub też gubienie się w so­
bie, jedynym sposobem jest właśnie wiara, że mają one swój 
niedostępny dla naszego poznania sens. Wydaje się, że istotę 
idei Frankla dobrze ilustruje następujący cytat: „Proszę sobie 
wyobrazić, że jakiejś małpie daje się bolesne serum przeciwko 

poliomyelitis.

 Czy małpa może pojąć, dlaczego musi cierpieć? 

Uzależniona od swego środowiska, nie potrafi zrozumieć racji 
człowieka, który zaprzęgają do swoich eksperymentów, gdyż 

ludzki świat, świat sensu i wartości, jest jej niedostępny. Małpa 
nie dorasta do tego świata, świat ten nie mieści się w jej wy­

miarach. Ale czyż z człowiekiem nie jest podobnie? Czyż świat 

człowieka jest jakąś stacją końcową, poza którą nic już nie ma? 
Czyż nie musimy raczej przyjąć, że i ponad światem ludzkim 

jest jakiś inny świat niedostępny człowiekowi, świat, którego 

sens, którego nadsens dopiero byłby w stanie nadać sens jego 

cierpieniu?" (Franki, 1976, s. 120). 

Tak w znacznym skrócie przedstawia się koncepcja najczę­

ściej łączona z problemem sensu życia i z opartą na tej kategorii 
terapią. Logoterapia ma więc wyraźnie ograniczony zakres sto­

sowania. Jest techniką, którą można stosować tylko wobec ludzi 
wierzących. Dotyczy też z zasady problemów nieusuwalnych, 
gdyż stosowanie jej wobec problemów, które pacjent mógłby 
opanować, jest po prostu niemoralne. 

263 

background image

Mimo całej retoryki Frankla jego odhomunkulusowany 

człowiek jest przedmiotowy, bierny, ograniczający się do 

zgody na predestynację wynikającą z nadsensu. Nie potrafię 

w tym dopatrzyć się ani intencjonałności, ani duchowości. 

Ograniczę się do tych trzech koncepcji, gdyż, jak wydaje 

się, obejmują one cały zakres problemu — od sensu życia jako 
układu dążeń do sensu życia jako pogodzenia się z tym, co jest. 

Pomiędzy nimi mieści się pogląd na sens życia jako na koncep­
cję swojego życia służącą zrealizowaniu się w nim. 

10.5. OGRANICZONA, ALE WAŻNA ROLA 

N A D A N E G O I WŁASNEGO SENSU ŻYCIA 

Psychologia sensu życia obejmuje obszerną i autonomiczną 

problematykę, która wymaga odrębnego opracowania, zwłasz­

cza że łączy się ona z tym, co można by nazwać — autokrea-
cją. Sądzę, że nawet gdy problem sensu życia nie jest tematem 
analizy, dochodzimy do niego w wyniku zajmowania się pro­

blemami rozwoju osobowości, podmiotowości, autonomii psy­

chicznej, a także metapatologią. 

Sens życia, który wyznacza rozwój osobowości, czyni sta­

bilnym życie jednostki, nadaje mu znaczenie, jest czynnikiem 
centralnym osobowości. Nawet „ułomne" postacie sensu życia, 

jak sens życia nadany, odgrywają ograniczoną w czasie, ale 

ważną rolę. 

Przytoczyłem wyżej trzy przypadki kliniczne metapatologii 

związanej z sensem życia. Przypadek W. wyraźnie ujawnił wadę 
nadanego, a więc i zbyt konkretnego sensu życia. Nie powinno 

się jednak nie zauważyć tego, jak znaczne sukcesy mu zapewnił, 
stanowiąc podstawę motywacji naukowej i uzyskanych wyników. 

Zalety takiego ułomnego sensu życia ujawniają również 

przypadki ludzi, którzy już w zaawansowanym wieku po prostu 

264 

background image

trafili na to, co nadało ich życiu sens i dzięki temu pokonali 
trudności, które wydawały się nie do pokonania. 

E.W. pochodził z niezamożnej rodziny góralskiej. Od młodości inte­

resował się paranauka. Mając tylko „małą maturę", jako samouk opanował 
kilka języków i zebrał pokaźną bibliotekę. Gdy został kupcem wielkopol­
skim, działał z wielkim rozmachem i odniósł sukces. Podczas wojny utra­
cił cały majątek. Po wojnie, przekonany o trwałości nowego ustroju, nie 
podjął dalszej działalności handlowej, aby nie utrudniać kariery dzieciom. 
Pracował w Urzędzie Repatriacyjnym, był księgowym. Miał powikłane 

życie rodzinne. W późnym wieku zachorował na gruźlicę, przeszedł więc 

na rentę. Pojawiły się objawy sklerozy, szybko zaczai się starzeć, co wy­

rażało się zawężeniem zainteresowań i kontaktów społecznych, niedbaloś-
cią osobistą, drażliwością. Dorabiał do renty nauczaniem języków. Miesz­
kał w dużym mieście, w którym życie kulturalne prawie nie istniało. 

Nadeszły lata ogólnego ożywienia wszystkich dziedzin życia w Polsce. 

Wówczas właśnie zaproponowano mu zorganizowanie filii stowarzyszenia 
propagującego muzykę. Nie miał o muzyce pojęcia, ale dzięki ogromnemu 
zaangażowaniu w krótkim czasie utworzył nie tylko tę filię, ale i zaini­
cjował wiele form koncertowych cieszących się ogromnym zainteresowa­
niem, między innymi festiwal, na który słuchaczy dowoziły nawet spe­

cjalne pociągi. Wciągną! do tej działalności wielu ludzi. Zmienił się 

fizycznie — elegancki, sprężysty, sprawny ruchowo, wyglądał, jakby mu 
ubyło łat. Stal się znowu pogodny, towarzyski. 

Zmarł nagłe podczas jednej ze swoich imprez, w wieku 67 lat, a jego 

pogrzeb zgromadził bardzo wielu wdzięcznych i szanujących go ludzi. 

Jego nadany mu tak późno sens życia nie był logicznym 

wynikiem przemyśleń wynikających z własnej filozofii życia. 

Jednakże bez tych swoich zainteresowań, bez aktywności inte­

lektualnej, nie byłby zdolny do podjęcia wyzwania, które otrzy­
mał w końcówce życia, mimo że był już wówczas schorowany 

i czuł się zmęczony. Nie znam młodzieńczych marzeń E.W. 
Jednakże czas i wysiłek, jaki poświęcał — obok swojej dawnej 
działalności handlowej o międzynarodowym zasięgu — pro­

blemom astrologii, parapsychologii, teozofii świadczyły o po­

ważnym zaangażowaniu w problematykę spoza rutyny doraź­

nych spraw. Ten rodzaj zainteresowań jest nieraz spotykany 

w życiorysach ludzi o wykształceniu zbyt niskim w stosunku 

265 

background image

do ich aktywności intelektualnej. Wiedza z zakresu paranauki 
znakomicie kompensuje brak systematycznego, filozoficzne­
go ujęcia świata, a nie wymaga spełnienia standardów aka­
demickich. Zapewnia też określoną nadmiarowość zainte­
resowań i wiedzy, która jest jednym z warunków wysokiej 
efektywności zawodowej.
 Dlatego u ludzi tego rodzaju często 

spotykamy wysoki poziom myślenia strategicznego i otwartość 

na nowe doświadczenia, co ma istotny wpływ na osiąganie 

sukcesów zawodowych. Entuzjazm, z jakim E.W. prowadził 
swoją działalność społeczną, i zwrotny wpływ tej działalności 
na jego osobowość, świadczą o tym, że znalazł on w niej swój 
sens życia. Przypadek ten wskazuje ponadto, że nie ma granic 
wiekowych dla podjęcia realizacji działań nadających sens 
życiu i że nawet w późnym wieku działalność ta może zmie­

nić już, wydawałoby się, ustabilizowaną biografię. Jest to 
wniosek ważny dla psychologii osobowości ludzi starych. 

Znane są też przypadki ludzi, którzy raz nadanym sensem 

napełniają całe życie. Jest to jednak wersja ryzykowna, ponie­

waż warunkiem jest tu brak radykalnych zmian w życiu. Matka, 
która całkowicie poświęciła się dzieciom, może w swoim ma­

cierzyństwie znaleźć sens życia. Nie jest to oczywiście wyro-
zumowana koncepcja, to się w jej życiu zdarzyło. Dla niej życie 

jest po prostu sensowne, gdy identyfikuje się ona z życiem 

swoich dzieci, uczestniczy w nim. Dzieci nieraz jednak usamo­

dzielniają się w sposób wykraczający poza możliwość uczest­

nictwa matki w ich życiu. Matka przestaje rozumieć ich aspi­

racje, osiągnięcia, radości. Jest nadal obok, ale nie z nimi. 
Z czasem musi zdać sobie sprawę, że nie jest im koniecznie 
potrzebna, a pozostaje jej do przeżycia z sobą samą jeszcze 

kilkadziesiąt lat. Może wprawdzie zachować miłość dzieci, żyć 

wspomnieniami i mieć poczucie dobrze spełnionego obowiąz­
ku. Odgrywa to jednak pozytywną rolę tylko do czasu, gdy już 

zacznie brakować sił na to, aby uporać się z samotnością, z cho­
robą, z brakiem środków do życia. Jeszcze trudniejsza sytuacja 
powstaje w wypadku śmierci dziecka. Śmierć dziecka jest z na-

266 

background image

tury zerwaniem biologicznej więzi matki z życiem. Gdy sens 
całego istnienia kobiety został zredukowany do bycia matką, 
odejście dziecka powoduje całkowitą utratę sensu życia. 

Spełnianie konkretnego sensu życia wymaga podporząd­

kowania się mu, co zawsze uprzedmiotawia, nawet gdy sens 

jest ważny. Człowiek uprzedmiotowiony nie jest tylko sobą. 

On sam dla siebie ma sens, gdy świat spełnia warunki, z któ­
rymi związane jest istnienie jego sensu. Stąd częsta orien­

tacja kolektywistyczna tej kategorii ludzi i dlatego gdy ich 

świat ulega zmianie lub gdy traci swój sens, to i oni — jako 

jego składnik — tracą sens. To dramat wierzących w reali­

zowane ideologie, które jako utopie musiały zawalić się. Czło­
wiek uprzedmiotowiony nie może w obliczu radykalnych zmian 

świata, rozpaczy lub samotności narzucić życiu swojej koncep­
cji, swojej wersji istnienia. W historii ludzi takie załamania się 
„wartości bezwzględnych" kończyły się nieraz masowymi sa­
mobójstwami ich wyznawców. 

Oczywiście to, jak konkretnie będzie przebiegał sam proces 

radzenia sobie z sytuacją utraty sensu życia, zależy od wielu 

czynników, od całej osobowości, światopoglądu, doświadczeń 
osobistych i sytuacji stwarzanych przez okoliczności zewnętrz­
ne. W jednych wypadkach będzie dominować rozpacz, w in­

nych gniew, a w jeszcze innych depresja. 

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że czasem, właśnie w wy­

niku pokonywania takiej trudnej sytuacji, może pojawić się od­

krywcza refleksja prowadząca do utworzenia własnej koncepcji 
życia. Biografie wskazują tu na rolę określonych osób, dorad­
ców, mentorów, czasem lektur. Nowe idee, po przemyśleniu ich, 

mogą stanowić zaczyn i ramy własnych przemyśleń. Nieraz jest 
to ważne przeżycie iluminacji — gdy jednostka styka się z taką 

ideą jako z nieoczekiwanym i ważnym odkryciem siebie samej. 

267 

background image

10.6. SENS ŻYCIA W WARUNKACH ZSYŁKI 
SYBERYJSKIEJ

8 5 

10.6.1. Uwagi ogólne 

Powyżej starałem się uzasadnić pogląd, że w określonych wa­
runkach sens życia nadany z zewnątrz może być równie sku­

tecznym narzędziem pokonywania przeszkód, jak i sens życia 
własny. Sens nadany jest tylko dlatego sensem ułomnym, że 

ma skuteczność ograniczoną do tej sytuacji, z której wynika 
i do której jest dostosowany. Jednym z dowodów na to, jak 
ograniczona jest funkcja nadanego sensu życia, jest to, że wielu 
wspaniałych ludzi, którzy dzięki niemu sprawdzili się w wa­
runkach ryzyka życia, głodu, cierpienia, ryzyka działalności 
opozycyjnej, kompletnie zagubiło się po powrocie do warun­

ków normalnych. Nie umieli już w nich odnaleźć się. 

W poprzednich rozdziałach pisałem głównie o ludziach ży­

jących w warunkach trudnych, nawet zdaniem wielu z nich zbyt 

trudnych, ale trudność ta nie wykraczała poza określone granice 

naszego standardu cywilizacyjnego. Z zasady trudności te były 

wynikiem dokonania niewłaściwego wyboru, lenistwa, głupoty 

społecznej, przecenienia swoich kompetencji, lęku, a także sta­
rzenia się i choroby. Tu będę pisał o warunkach  t r u d n y c h 
e k s t r e m a l n i e . Nazywam tak sytuacje, w których reguły 

istnienia człowieka — jego sukcesu i klęski, a nawet racjo­
nalności — ulegają jakościowej zmianie. 

Rola sensu życia ujawnia się szczególnie wyraźnie w wa­

runkach trudnych ekstremalnie z założenia, to znaczy ta­

kich, które zostały stworzone w celu zniszczenia osobowości 

i zredukowania jednostki do przedmiotu. Warunki takie two­
rzono zarówno w systemie hitlerowskim, jak i w radzieckim, 

3 5

 Dane do tego rozdziału wsparte są moimi własnymi doświadczeniami 

z łat 1940-1946. 

268 

background image

w obozach koncentracyjnych i na zsyłce syberyjskiej. Tylko 

obozy śmierci były przeznaczone do bezpośredniej ekstermina­
cji ludzi

8 6

. W zasadzie jednak celem obozów i zsyłki było za­

straszenie całego społeczeństwa, wykonanie czystek etnicznych 
i klasowych, uzyskanie wyników produkcyjnych oraz prze­

kształcenie osobowości więźniów tak, aby mogli być wykorzy­

stani zgodnie z wymaganiami autorytarnego państwa

8 7

. Znacz­

ne skrócenie życia więźniów było tam skutkiem nieuchronnym, 
ale ubocznym

8 8

Twierdzę, że w warunkach ekstremalnych nadany sens 

życia spełniał szczególną rolę. Nie tylko zapewniał istnie­
nie, ale i powodował, że osoba aktywnie realizowała swoją 
koncepcję istnienia w tej rzeczywistości, w której miała, 
z założenia, przekształcić się w przedmiot, stać się jej frag­
mentem. 

Nie jest to pogląd powszechnie przyjęty. Bruno Bettelheim, 

autor ważnych analiz dotyczących obozów koncentracyjnych 

(Bettelheim, 1980) uważał, że głównym czynnikiem przetrwa-

8 0

 W Związku Radzieckim były one niepotrzebne. Znacznie bardziej wy­

dajne, tańsze, a nawet zyskowne okazało się zabijanie milionów ludności gło­
dem na znacznych obszarach kraju. Istniały wprawdzie obozy, w których na 
izolowany teren dowożono latami nowych więźniów i nie dostarczano żadnych 
innych środków do przeżycia. Były to jednak formy wyjątkowe. 

8 7

 Chyba nigdy w historii ludzkości nie dokonano równie kolosalnego wy­

siłku koncepcyjnego i organizacyjnego mającego na celu zniszczenie fizyczne 
i psychiczne tak ogromnych mas ludzi. Być może obydwa mocarstwa zła 
musiały to uczynić, aby zrealizować swoją utopię. To, że musiały tak uczynić, 

jest pośrednim dowodem, iż w naszym stuleciu upodmiotowienie się ludzi, 

w ich masie, poszło dalej, niż badacze człowieka są skłonni dostrzec. Już nie 

dało się tak po prostu podporządkować sobie ducha milionów ludzi na zasadzie 
samego autorytetu Władzy lub Ideologii, jak to miało miejsce w starszych 
historycznie imperiach. Oznaczałoby to, że rewolucja podmiotów miała przy­
gotowaną glebę już od wielu dziesięcioleci. 

88

 Skazane wraz z dziećmi na zesłanie Polki, które wyładowano w maju 

1940 roku na pustym stepie w tzw. Cesie koło Majkainu, otrzymały zaraz po 

przybyciu oficjalną informację od „naczalnika", że wprawdzie będą musiały 
tu umrzeć, ale czas przeżycia będzie zależał od ich pracy. 

269 

background image

nia w nich było wyłączenie się psychiczne. Stanisław Pigoń, 

były więzień obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, wyra­
ził podobną ideę przetrwania następująco: „Nie dać dostępu 
zwątpieniu, prostracji, zaszyć się w swym najciaśniejszym ostę­
pie — i trwać jak kamień w gruncie. Niechże mnie wysadzą" 
(cyt. za: Kapuściński, 1990). Być może jest to tylko metafora 

dotycząca oporu psychicznego i nie należy interpretować jej 
konkretnie, sugeruje jednak bezruch. Nie ma tu też odniesienia 

do problemu przetrwania osoby. 

Innego zdania jest Kazimierz Godorowski, autor szczególnie 

ważnej analizy psychologicznej celów, procedur i wyników 

działania niemieckich obozów koncentracyjnych (Godorowski, 

1983). Dowodzi on, że wieloletnie trwanie w ekstremalnych 

z założenia warunkach, jakie stwarza obóz koncentracyjny, wy­

maga znacznej aktywności i zaangażowania. Trzeba być w ru­

chu nawet wtedy, gdy nie wiadomo, w jakim kierunku iść. 

Poddać się — to znaczy umrzeć. 

Skłonny jestem sądzić, że zalecenie „wyłączenia się" i „trwania 

jak kamień" może być trafne, ale tylko w odniesieniu do na tyle 

niedługich okresów uwięzienia, że nie zdąży jeszcze wyczerpać 
się odporność psychiczna i zachowana zostaje siła fizyczna do 
wykonywania katorżniczej pracy. Godorowski, więzień kilku 

obozów koncentracyjnych, powołując się na koncepcje zawarte 
w Psychologii dążeń ludzkich (Obuchowski, 1983), stwierdza 
zdecydowanie, że fakt przeżycia wielu lat w obozie był wyni­
kiem aktywności w realizowaniu przez więźnia posiadanego sen­

su życia. 

Ci, co tworzyli koncepcję obozów koncentracyjnych, świa­

domie zakładali tego rodzaju ich organizację, która powinna 
była zmusić zarówno więźniów, jak i ich oprawców do utoż­
samienia się ze światem obozu. Niemcy posunęli się tak daleko 
w swojej skrupulatności, że strażnicy obozowi byli wyłączeni 
z rzeczywistości pozaobozowej i nie wolno było prowadzić 

z nimi szkolenia politycznego. Również każdy ze strażników 
i komendantów łagrów radzieckich wiedział o tym, że ma dużą 

270 

background image

szansę znalezienia się w roli „zeka" pod byle jakim, nieraz non­
sensownym pretekstem

8 9

. Były więc spełnione warunki utoż­

samienia się z obozem całej jego populacji. 

Patrząc z punktu widzenia psychologii jako nauki o zacho­

waniu, można stwierdzić, że spece z SS i z KGB nie popełnili 

błędu. Jednakże w praktyce ponieśli porażkę, gdyż wielu więź­
niów pozostało sobą. 

Pomagali na przykład jedni drugim, gdy zgodnie z wymaga­

niami rzeczywistości obozowej powinni byli dbać tylko o resztki 

swoich sił; karmili jedni drugich, gdy powinni byli wyrywać 
innym każdy kęs; tworzyli konspiracyjne organizacje obrony, 

gdy powinni byli być ostrożni i dbać o każdy dzień przeżycia. 
Mało tego, istnieją podstawy, aby sądzić, że większą szansę 
przeżycia mieli właśnie ci, którzy kontynuowali siebie z okre­
su wolności.
 Gdy już wiedzieli, że muszą umrzeć, potrafili uczy­
nić coś ważnego nawet za pomocą swojej śmierci, jak uczynił 
to ojciec Maksymilian Kolbe. Mieli w sobie coś, jak wiara, 

godność, honor, co wykraczało poza zakres codziennego, dete-
riorującego bytu i to właśnie stanowiło dodatkowe źródło ich 
siły. Sądzę, że spełnianie własnego sensu życia bez względu na 
warunki, aktywne wychodzenie sobą poza ich ramy, było pod­

stawowym czynnikiem pokonania dwóch głównych wrogów toż­
samości człowieka — rozpaczy i osamotnienia psychicznego

9 0

Wstrząsający obraz walki i zwycięstwa człowieka, który po­

konał rozpacz i samotność, stawiając wbrew realiom wszystko 
na jedną kartę, przedstawił Gustaw Herling-Grudziński (1989) 

8 9

 Tajemnicą natury ludzkiej jest, że świadomość ta nie zmniejszała, 

a zwiększała okrucieństwo wobec zeków (od ros. „zakliuczonnyj"), tzn. osób 
uwięzionych. Nawet wyróżniający się bestialstwem funkcjonariusze zła wie­

dzieli przecież, że pójdą pod ścianę lub za druty, tak samo „winni bez winy" 

jak inni obywatele. Sprawie tej należy poświęcić osobne rozważania. 

9 0

 Wiedzę o roli tych dwóch czynników wykorzystano w stosowaniu tech­

nik „prania mózgu". Wytwarzając stan rozpaczy i poczucie całkowitego osa­

motnienia, doprowadzano do utraty poprzedniej tożsamości i nabycia nowej 

tożsamości zaimplantowanej przez „wychowawców". 

271 

background image

w swojej autobiograficznej powieści Inny świat. Wygrał tam 

życie dlatego, że narzucił sytuacji własne reguły gry, zaryzy­
kował śmiercią z głodu i wyczerpania, gdy tylko pojawiła się 
minimalna, teoretycznie nierealna, ale jednak szansa wyjścia 

z łagru. Umieszczony w izolatce, nie był samotny psychicznie, 
gdyż był ze SWOIM zadaniem, stanowiącym jedyny sens życia 

w tych warunkach. Przed rozpaczą chroniła go nadzieja i świa­

domość, że podjął walkę o realizację swojego sensu. 

10.6.2. Matki na zsyłce 

Chcę tu napisać o pokonaniu rozpaczy i samotności, które 

było udziałem grupy około tysiąca kobiet polskich zesłanych 

w 1940 roku wraz z dziećmi do Majkainu w Kazachstanie, 

do kopalni złota w głębi Głodowych Stepów (Obuchowski, 

1992). Niektórym udało się tam przetrwać prawie siedem lat. 

Były to wykształcone kobiety, żony aresztowanych oficerów 
i urzędników państwowych. Większość bez zawodu. Uprzed­
nio prowadziły dom i wychowywały dzieci. Na zesłaniu mu­

siały pracować fizycznie i żyć w sytuacji trudnej ekstremalnie 
z założenia, w ciężkich warunkach klimatycznych i miesz­
kaniowych, na głodowych dawkach żywności. Dla większo­
ści z nich sensem życia stało się przetrwanie ich dzieci. Czu­

ły się też odpowiedzialne za nie wobec swoich mężów — 
nie wiedziały o tym, że rozpoczęto ich mordowanie właśnie 

wówczas, gdy aresztowano je i wieziono na zsyłkę

9 1

. Życie 

dzieci było najważniejszym sensem przetrwania, obok reali-

91

 Były one zesłane w ramach izw. ii transportu z 13 kwietnia 1940 roku. 

Według danych Czerwonego Krzyża mojego Ojca zamordowano w Katyniu 

15 kwietnia 1940 roku. W sumie odbyły się cztery transporty, z których dwa 

pierwsze były typową realizacją czystki etnicznej. W Majkainie znalazły się 
również pełne rodziny z I transportu, głównie osadników wojskowych, leśni­
ków, urzędników administracji terenowej. W ten sposób powstało największe 

272 

background image

zacji wartości wynikających z patriotyzmu i tradycji rodzin 
kresowych. 

10.6.3. Trzy przesłanki nadziei 

Zastanawiając się nad czynnikami, które zapewniły tym mat­
kom niesamowitą moc przetrwania, można dojść do wniosku, 
że na pewno nie było to wyłączenie się. Przez te siedem lat na 
zsyłce musiały być fizycznie i psychicznie w nieustannym ru­
chu, jak człowiek zbłąkany podczas buranu, który wie, że gdy 
siądzie — umrze. Zalecenie im, że mają trwać „jak kamień 
w gruncie", byłoby nierealne. 

Tym, czym wyróżniały się te kobiety, było zachowanie na­

dziei, wiary w polepszenie losu, w niedalekie zakończenie cier­
pień, byle „do najbliższej gwiazdki" lub „do lata". Nadzieja 
ta, poza poczuciem odpowiedzialności za dzieci, była być mo­

że jednym z głównych czynników powstrzymujących decyzje 
ostateczne, jak samobójstwo. Piszę „być może", gdyż w tych 

warunkach również decyzja kontynuowania życia była decyzją 

ostateczną, zważywszy ogrom cierpień i rozczarowań, jakie 
trzeba było pokonywać, decydując się na istnienie. 

W psychologii istnieją dane uzasadniające pogląd, że na­

dzieja rozumiana jako podstawa pozytywnej emocji podtrzy­
muje zdolność do myślenia abstrakcyjnego, tworzenia perspe­

ktywicznych planów i utrzymania intelektualnej kontroli nad 
zdarzeniami. Tu prezentuję tezę o związku nadziei z sensem 
życia. Łatwo przecież wykazać, że brak nadziei eliminuje 
sens sensu życia. 

Dlatego sądzę, że treść sensu życia jest nie tylko czynnikiem 

porządkującym wydarzenia, czyniącym je zrozumiałymi oraz 

znane skupisko polskich zesłańców. Niewiele o nim wiadomo, a program 

badawczy, który miał na celu uzyskanie tej wiedzy, został bez wyjaśnienia 
odrzucony przez historyków z Komitetu Badań Naukowych. 

273 

background image

ukierunkowującym działania, ale również zależnym od nadziei 
i podtrzymującym nadzieję. Treść nadziei była w owych wa­

runkach w znacznej części irracjonalna. Istniały dla niej trzy 
rodzaje przesłanek. 

Pierwsza z nich miała nawet swoiste pararacjonalne podsta­

wy. Chodziło o rzeczywiste wyrazy pamięci i opieki, jakie nad­

chodziły najpierw ze strony Ambasady RP w Kujbyszewie, 
a następnie ze strony Związku Patriotów Polskich. Powodowa­
ły one optymistyczne poczucie, że „nie zapomniano o nas", 
nie zgubiono w przestrzeniach Sybiru.
 Kontrastowało to z fa­

ktem, że inne narodowości nie miały tego rodzaju wsparcia. 
Mój przyjaciel, Niemiec „nadwołżański", popełnił samobójstwo, 
gdy nadeszły wieści, że Polacy będą repatriowani. On był pe­

wien, że Majkain to jego miejsce zesłania na całe życie i że 
nikt nigdy o niego się nie upomni. Świadomość ta była dla 

niego nie do wytrzymania. 

Drugą było przekonanie, że „to" będzie trwało już tylko 

„do następnej gwiazdki", „następnego lata". Dlaczego właś­

nie do tego, a nie do innego czasu nie wiedział nikt i nikt o to 

nie pytał. Nawet atak Niemców na Związek Radziecki był po­
wodem do nadziei, że Hitler przyjdzie i nas wyzwoli. Liczono 
też na Japończyków. 

Trzeci rodzaj przesłanek nadziei miał oparcie w prywatnej 

filozofii życia. Istniało przekonanie, że „tak dalej być nie 
może, musi być lepiej", a także pewność, że „Polacy ma­

ją szczególną pozycję" — u Boga, w historii, w ogóle, bo 

tak jest. Te nasze cierpienia są „po coś", a za to nastąpi 

nagroda. Była to swoista koncepcja nadsensu zarezerwowa­

nego dla Polaków, gdyż zawsze okazywało się, że może być 
gorzej, a owa opieka boska miała bardzo trudne do akceptacji 
przejawy. 

274 

background image

10.6.4. Śmierć osobowości 

Poza utratą nadziei, co kończyło się śmiercią fizyczną, ludziom 

skazanym na pobyt w „innym świecie" zagrażała też śmierć 
osobowości. Każdy mógł obejrzeć szczątki ludzkie, jakimi byli 

łagiernicy wypuszczeni po dwudziestu czy dwudziestu pięciu 

latach katorgi. Było to doświadczenie tak przerażające, że wy­

chudzeni, owinięci w szmaty zesłańcy patrzyli na tych eks-ła-
gierników ze zgrozą. Mieli podstawy do tego, aby sądzić, że 
mogliby takimi stać się w przyszłości. O nich właśnie są Opo­

wiadania kotymskie

 Warłama Szałamowa. To wnikliwe stu­

dium ludzi, których po kilkunastu latach głodu i cierpień już 
nie stać na refleksję, na myślenie o następnym dniu, o tym 

chociażby, że jest im źle, o tym, co czuje inny człowiek. Po­

zostało tylko skupienie się na utrzymaniu się na nogach, na 

wykonaniu minimum tego, co konieczne, na przeżuciu bezzęb­

nymi ustami tego, co da się przeżuć, zanim wyrwą. Oni już 

stali się „innym światem", co oznaczało śmierć podmiotu i po­

przedzało niezauważalne przejście w stan śmierci fizycznej. 

Zesłane matki wiedziały, że i dla nich to tylko problem 

czasu. Są granice odporności. W Majkainie wahania tempe­

ratury rocznej wynosiły ponad sto stopni Celsjusza, dzienna 

dawka jedzenia, gdy była, zawierała mniej niż tysiąc kalorii. 

Często, zwłaszcza zimą, nie było nic. Warunki mieszkaniowe 
w Cesie, w zbiorowych, ogromnych ziemiankach były strasz­
ne

9 2

. Wydawałoby się, że wyżycie powinno być głównym pro­

blemem każdego, kto był skazany na pobyt tam. Uzyskanie 
minimum zaspokojenia elementarnych potrzeb oraz uniknięcie 

dolegliwości i chorób wydaje się oczywistym, racjonalnym spo­

sobem radzenia sobie w tak skrajnej sytuacji. 

9 2

 Ponad setka matek z dziećmi w jamie ziemnej bez wentylacji, wody 

i sanitariatów. Na jednego mieszkańca przypadało 80 X 180 cm przestrzeni. 

W dzień opary zamarzały na suficie, a nocą woda strumieniami lała się na 
leżących. Ludzie brodzili po kostki w ekskrementach. 

275 

background image

Znajdujemy tu potwierdzenie innych doświadczeń wynoszo­

nych z wojny i z obozów. Wskazują one na konieczność działań 

wręcz przeciwnych niż te, które w normalnym świecie uchodzą 
za racjonalne. Wskazują na rolę, jaką spełnia zdolność jednostki 
do przeciwstawienia się tym antyludzkim warunkom, w jakich 

została uwięziona. W Majkainie wszystko zależało od tego, czy 

jednostka pozostanie sobą, to znaczy czy zachowa tożsamość 

z tymi właściwościami osobowości, jakie ukształtowały się 
w poprzednim świecie. Tożsamość ta występowała między inny­

mi w postaci utrzymania zespołu cech psychicznych „kobiety 

z Kresów", tego wspaniałego gatunku kobiet polskich, czułych, 
twardych, zaradnych i mocno związanych z tradycją pokoleń 
zesłańców syberyjskich. Jedyny artykuł napisany w Majkainie 

i wydrukowany w gazecie „Polska", wydawanej w Kujbyszewie, 
nosił tytuł rosyjski: „Niczewo, pri wykniesz"

9 3

. Autorką była Ma­

ria Alexandrowiczowa. Słowo „priwykniesz" oznaczało tu nie po 

prostu przyzwyczajenie się, ale głównie opanowanie rozpaczy. 

Są podstawy do tego, aby sądzić, że w warunkach, jakie 

tam istniały, właśnie zachowanie własnej identyczności było 

podstawowym warunkiem przeżycia tak wielu lat. Nie jest 

to stwierdzenie z zakresu etyki. Podobnie jak w obozach kon­

centracyjnych, naturalnym wynikiem życia w Majkainie powin­
no było być zniszczenie tego, co w człowieku osobiste, intymne, 
własne, tak aby w całości, całą swoją psychiką stał się częścią 

już tego, a nie poprzedniego świata. 

10.6.5. Nerwice 

Kultura poprzedniego świata, w jakiej wychowywali się ze­

słańcy, gdy mieszkali jeszcze w Polsce, zapewniała każdej 

jednostce spory margines tolerancji rozbieżności między jej 

„To nic, przyzwyczaisz się" — najczęściej stosowana formuła pocie­

szenia, z jaką tam spotykaliśmy się. 

276 

background image

intencjami a realnym działaniem oraz między jej zamierze­
niami a skutkami działań.
 Można było chorobą usprawied­

liwić własne lenistwo lub lęk, można było tłumaczyć swoje 

niepowodzenie tym, że chciało się dobrze. Takie luzy dające 

jednostce przywileje lub ulgi z powodu choroby, słabości lub 

emocji stwarzały łatwość „ucieczki" w nerwicę. 

W Majkainie szanse takie odpadły. Kobieta-matka na maj-

kaińskiej zsyłce nie powinna była oczekiwać, że ktoś ulituje 

się nad nią. Było wiele przypadków daleko idącej pomocy

9 4

ale w tych warunkach nie wolno było na nią liczyć, gdyż prawie 
każdy był w podobnej sytuacji zagrożenia. „Wołanie o pomoc" 
nie stwarzało korzyści. Każda decyzja była więc podejmo­
wana wyłącznie na własną odpowiedziałność i miała łub 

mogła mieć wartość ostateczną. Kogo mogłoby zaintereso­

wać, że kobieta odczuwa lęk, czuje się słaba czy samotna. 

Matkom w Majkainie chodziło nie tyle o przeżycie własne, 

ale, i to głównie, o przeżycie dzieci. Nie mam danych potwier­
dzających, że ileś osób próbowało uzyskać coś za pomocą 
groźby samobójstwa. Wydaje się, że taka groźba nie miałaby 
sensu. Co najmniej w kilku znanych mi wypadkach śmierć 

człowieka, który utracił kontrolę nad rozpaczą, przyjmowano 

z ulgą. Są przypuszczenia, że niektóre starsze osoby zagłodziły 

się celowo, aby dać szanse młodszym

9 5

. Brak jednak dokład­

nych danych. Ogólnie wiadomo mi tylko, że samobójstwo rzad­

ko było sposobem wyjścia z trudności. 

Okrucieństwo świata polegało tam nie tylko na braku roz­

grzeszenia, jakie niegdyś dawała choroba, i w ogóle rozgrze­

szenia, tego prawdziwego, bo głęboko ulokowanego w sercu 

9 4

 Gdy byłem na granicy śmierci głodowej i mogłem tyłko pełzać, nakar­

miła mnie obca osoba, Pani Monika Budkiewicz. Mojej Matce już nie mogła 
nic dać. 

9 5

 Były to z reguły bardzo młode matki, wiele z nich przed trzydziestką. 

Osoby powyżej pięćdziesiątki zmarły w zasadzie już w pierwszym roku zsyłki, 
gdyż nie były w stanic fizycznie znieść warunków mieszkaniowych, klimatycz­
nych i pracy ponad siły. 

277 

background image

człowieka. Okrucieństwo to było tym dotkliwsze, że dobro i zło 

nie było łatwo rozpoznawalne. To nie takie proste, jak „nie 

zabijaj", „nie kradnij". Czasem trzeba było zabić i trzeba 
było ukraść. Pytanie tylko, kogo zabić i komu ukraść.
 Czy 
matka ma sama więcej zjeść, aby mieć siły na zdobycie pokar­

mu dla umierającego z głodu dziecka, czy też dać mu więcej, 

przedłużając jego życie na dzisiaj, a sama utracić siły i nie 

zdobyć mu pokarmu jutro? Kto ją zapewni, że nie popełnia 

omyłki? Kto jej pomoże moralnie, gdyby okazało się, że po­
pełniła błąd i że to ona umiera, zostawiając dziecko na samotną 

śmierć? Takie były dylematy moralne matek. 

Ta szczególna sytuacja psychologiczna wyraziła się mię­

dzy innymi w zaniku nerwic. Jest wiele danych, że osoby, 
które w „poprzednim życiu" znane były na przykład z hipo-

chondrii lub lęków albo cierpiały na wrzody żołądka, migreny 

itp., w Majkainie całkowicie „wyleczyły się". Nie sugeruję tu 
niczego, ale fakty pozostają faktami. 

Powstaje ważne pytanie: Jaką rolę odgrywała tam religia? 

Nie umiem na nie dokładnie odpowiedzieć. Wierzący byli pra­

ktycznie wszyscy. Wiara w opiekę boską była na pewno czyn­

nikiem wzmacniającym siły, ale była to wiara, która zarów­

no kazała modlić się gorąco dziecku rzuconemu na ziemię 

przez wicher wyłamujący kamieniami żebra, jak i przeklinać 

Boga na grobie matki. W praktyce życia codziennego wszystko 
zbyt silnie odchylało się od warunków i reguł życia, do których 
przestrzegania dostosowana była przedwojenna wiedza kateche­
tyczna. 

10.6.6. Mechanizmy obrony psychicznej 

Każda analiza psychologiczna życia w trudnych warunkach za­

wiera problematykę psychologicznych mechanizmów obrony. 

W klasycznym ujęciu obrona ta polega na takiej modyfikacji 

278 

background image

widzenia i interpretacji rzeczywistego świata, która uczyni wia­
rygodnym usprawiedliwienie siebie. W ten sposób chronimy 

wartość naszego , ja". Istotą obrony psychicznej jest destruk­
cja realistycznej percepcji rzeczywistości i logiki działania, 
a jej narzędziem są mechanizmy wypierania i projekcji.
 Za 
ich pomocą zostaje usunięte ze świadomości to, co psychicznie 
niekorzystne, a dostrzegane jest tylko to, co korzystne. Zyskiem 

bezpośrednim jest redukcja lęku i zachowanie przed sobą twa­
rzy, a skutkiem dalszym są zarówno tzw. psychonerwice, jak 

i choroby psychosomatyczne. 

Wspomniałem już wyżej, że w warunkach Majkainu re­

alia były zbyt jednoznaczne, a konsekwencje zbyt serio, aby 
typowe mechanizmy obrony psychicznej „ja" mogły pomóc 
w czymkolwiek.
 Próby demonstrowania, chociażby przed so­

bą, że nie mogę, że jestem chora, że brzydzę się, że boję się 
— nie miały żadnego sensu. 

Obrona psychiczna jednak była, ale innego rodzaju niż 

w świecie normalnym i dotyczyła nie tyle obrony wartości 

Ja przed Nad-Ja, ile obrony przed rozpaczą. 

Podstawowym instrumentem obrony były owe wspomniane 

wyżej irracjonalne przesłanki nadziei. Sporej nadinterpretacji 
posiadanej wiedzy wymagała przedziwna wiara w „ktoś powie­

dział", „mówi się", że ,już niedługo zabiorą nas w lepsze miej­
sce", „uratują nas Japończycy", a w ogóle, że zmieni się coś 

na lepsze. To wyłączenie krytycyzmu dawało profity psycho­

logiczne bez strat realnych. Pozwalało przetrwać. Istniała też 
silna wiara we wróżby, organizowano seanse spirytystyczne. 

Drugim mechanizmem obrony była swoista idealizacja 

czasów przedwojennych: jak było wszystkim wspaniale, jakie 
było braterstwo, uczciwość itp. „Witaj maj, trzeci maj, w naszej 
Polsce to był raj" — śpiewano. Odmianą tego mechanizmu 
było podwyższanie własnej pozycji w tamtym, przeszłym świe­

cie. Pojawiło się wielu „bogaczy" i „arystokratów". Dwory sta­

wały się z każdym rokiem większe, rosła też gromada służby 

279 

background image

i liczba hektarów. Zastanawiając się nad rolą tego mechanizmu, 
dochodzę do wniosku, że opierał się on na szczególnym zało­

żeniu prywatnej, nie doformułowanej filozofii życia: ten, co 
miał lepiej, nie może mieć tak źle jak ten, co już miał źle. 

„Cham Skołuba krzyknął. Chłopie, tyś przywyknął, a nam szlach­

cicom urodzonym, do złotych swobód przyzwyczajonym" — 

czytamy już w Panu Tadeuszu. Poza tym wspomnienia lepsze­

go świata w jakiś sposób łagodziły nędzę świata obecnego. 

W tym była duma stanowiąca uzasadnienie aspiracji do lepsze­

go życia, do lepszego traktowania. Łatwiej było żyć, chociaż 
z pozoru wydawałoby się, że większy dystans między tym, co 

było i co jest, spowoduje wyższą frustrację. 

Te mechanizmy obrony psychicznej pomagały i nie szkodzi­

ły. Podobną rolę odgrywały sny, bardzo intensywne i szczegó­

łowo interpretowane. Warto wspomnieć i o innym mechanizmie 

obronnym związanym ze snem. Było nim chwiejne, ale długo­
trwałe założenie, że
 TU jest koszmarnym snem. W jakiejś 

chwili obudzę się TAM, w domu, w swoim łóżku. 

Tekstem tym wyrażam pamięć o matkach z Majkainu, zwła­

szcza tych najbardziej tragicznych, którym nie udało się prze­
trwać i musiały umierać, wiedząc, że zostawiają swoje dzieci 
same. 

Ma on jednak również swoje uzasadnienie merytoryczne. 

Chciałem pokazać na tym przykładzie, że sens życia, stanowiąc 
oś motywacji skierowanej na dalekie dystanse, ujawnia swoje 

znaczenie szczególnie wyraźnie w sytuacjach ekstremalnych 

z założenia. Przytoczę tu wspomniane na początku pracy, waż­
ne odkrycie Zbigniewa Zaleskiego, który w wyniku drobiazgo­

wych badań eksperymentalnych stwierdził, że już same „długie 
cele nadają życiu większy sens niż cele krótkie" (Zaleski, 1987, 
s. 246) i że „ludzie z przyszłościową perspektywą czasową są 

bardziej wytrwali i zadowoleni z czynności na rzecz krótszych 

celów" (s. 169). 

Dodam tu, aby uniknąć nieporozumień, że sens życia jest 

tylko jednym ze składników osobowości. Uwikłany w wiele 

280 

background image

właściwości psychicznych, nie zawsze odgrywa rolę decydują­
cą o postępowaniu. Życie ma swoje prawa, człowiek ma różne 
pragnienia, marzenia, próżności, złudzenia. One nadają kształt 

codziennym wydarzeniom. Pozwalają na odpoczynek, na chwi­

lę słabości, a nawet rozkoszy. Unormalniają nienormalne życie. 

Taka jest rola snów, marzeń, irracjonalnej nadziei, nieraz od­
stępstw od reguł moralnych. Być może wiele z opisywanych 
tu osób słabo uświadamiało sobie, że właśnie zróżnicowanie 
pragnień i ich zmienność trzyma je przy życiu codziennym. To 
wystarczało jednak tylko do momentu konieczności dokonania 

wyboru ostatecznego. Gdy wyłaniała się beznadziejność, właś­
nie wówczas dobroczynnie włączały się mechanizmy obrony 
psychicznej i mógł uwydatnić się sens życia, co ułatwiało upo­

ranie się ze zdarzeniami wywołującymi rozpacz. 

W przedłużającej się ekstremalnie trudnej sytuacji, gdy 

jednostce brak koncepcji siebie w swoim życiu, nie ma ona 

szansy na obronę, gdyż są tu tylko dwie figury dramatu: 
gnębiony człowiek-przedmiot i okrutny świat,
 którego ten 

przedmiot staje się nie mniej okrutnym fragmentem. On jest 

nie tylko sam, on przestaje być sobą. 

Natomiast gdy jednostka ma koncepcję siebie i tego, co 

nadaje jej sens, ma ona nie tylko szanse na obronę, ale 
i na aktywną realizację siebie. Mamy wówczas do czynie­
nia z trzema figurami dramatu. Są to: okrutny świat poza 
człowiekiem, człowiek jako przedmiotowy składnik tego 

świata i on sam jako osoba, ustosunkowujący się i do swo­
ich właściwości przedmiotowych, i do reszty świata. 
CZŁOWIEK TAKI JEST KIMŚ I  N I E JEST  S A M O T N Y 

PSYCHICZNIE. ON JEST ZE SOBĄ. 

281 

background image

10.7. REWOLUCJA PODMIOTÓW I POKUSY 

UPRZEDMIOTOWIENIA 

Gtówne tezy prezentowane w tym rozdziale są następujące: 

1) Człowiek dojrzały intelektualnie, refleksyjny, musi, prę­

dzej czy później, w obręb swoich zainteresowań wprowadzić 
sens siebie samego. Wynika to z samej logiki poznawania 
świata. 

2) Własny sens życia jest czynnikiem warunkującym stabil­

ność motywacyjną osoby, odporność na przeszkody, satysfak­

cję z życia i stawanie się coraz lepszym. 

3) Sens życia powinien być wytworem własnej refleksji oso­

by, a jego racje powinny być wyraźnie określone, tak aby ist­
niała szansa modyfikowania go w miarę zmian warunków ży­

cia, zdobywania nowej wiedzy, nowego rozumienia świata. 

4) Gdy sens życia jest nadany z zewnątrz, gdy wynika 

z przepisów roli, z nadanego z zewnątrz systemu wartości lub 
z sytuacji, jego wpływ na losy człowieka jest ograniczony 

w czasie. 

5) W określonych warunkach każdy sens życia jest decydu­

jącym warunkiem zachowania siebie. 

Będę do tych tez jeszcze nawiązywał. Tu chciałbym zająć 

się kilkoma istotnymi, a pomijanymi dotychczas właściwościa­

mi potrzeby sensu życia. 

Każda z dotychczas omawianych potrzeb dotyczy każdego 

człowieka. Potrzeba kontaktu emocjonalnego obejmuje zarów­
no osoby o wysokim poziomie intelektualnym, jak i upośledzo­
ne pod tym względem. To samo dotyczy potrzeby poznawczej 

oraz potrzeb samozachowania biologicznego. Jednakże w wy­
padku potrzeby sensu życia istnieje kryterium dodatkowe, które 
powinien spełniać człowiek. Aby sens życia powstał u niego 

jako problem i mógł odegrać swoją rolę w sukcesach osobistych 

i rozwoju osobowości jednostki, powinna to być jednostka speł­
niająca się. Spełniająca się, to znaczy taka, u której uformowały 

282 

background image

się potencjały psychiczne, które z różnych powodów wciąż je­
szcze w wielu obszarach naszej cywilizacji mają charakter eli­
tarny, gdyż na ogół wymagają wykształcenia, odpowiednich 
aspiracji i szczególnej mentalności. 

Nie chciałbym być źle zrozumiany w związku z tym wy­

mogiem kwalifikacji edukacyjnych niezbędnych do ustalenia 
własnej koncepcji życia. Nie musi to być wykształcenie for­
malne. Bywają osoby, które własną wieloletnią refleksją, licz­
nymi lekturami, swoistą mądrością życiową nadrobiły brak wie­

dzy dawanej przez szkoły i utworzyły dobrze rozbudowaną 

i koherentną koncepcję świata i siebie w tym świecie. Można 

by nawet znaleźć argumenty przemawiające za tezą, że dla 

niektórych osób właśnie porzucenie formalnych dróg kształce­
nia się

9 6

 i podjęcie intensywnego, twórczego samokształcenia 

jest bardziej korzystną drogą kształtowania się. Najlepszym 

przykładem może być laureat Nagrody Nobla z zakresu litera­
tury, Josif Brodski. Problem ten wymaga odrębnych studiów 

biograficznych. Należy jednak pamiętać, że są to przypadki 

wyjątkowe. Obawiam się, iż wyrazem zbytniego optymizmu 

jest właściwy polskiej inteligencji sąd, który wyraźnie sformu­

łował Stefan Szuman, pisząc: „Każdy wieśniak i każdy robotnik 

jakoś filozofuje i tworzy swoją osobistą filozofię życia i filo­

zofię ustroju społecznego" (1947, s. 12). 

Ponadto wciąż zalega pogląd, że właśnie ubóstwo umysło­

we jest ważnym czynnikiem zadowolenia z życia. Są ludzie 
wykształceni, którzy istnienie tzw. prostych ludzi uważają za 
szczególnie pożądane dla świata. Niektórzy nawet są przejęci 
ideą, że to ludzie o umysłach prostackich dysponują jakimś 

szczególnym rodzajem mądrości, instynktem prawdy, który 

zanika w procesie kształcenia umysłowego i uczestniczenia 
w dorobku cywilizacyjnym ludzkości.
 Pomijam tu chytrych 

9 6

 Kryje się tu moje podejrzenie, że być może niektóre formy kształcenia 

młodych ludzi są przeciwstawne ich rozwojowi, zbyt wcześnie zawężając im 
perspektywy. 

283 

background image

polityków i obłudnych ideologów łasych na rząd dusz. Mam 

na myśli zagubionych w sobie, uczciwych inteligentów zanie­

pokojonych tym, że sami nie spełniają się, i patrzących z po­

dziwem na bezproblemowość, pewność działania i bezkryty-
cyzm prostego człowieka. 

Istnieje pogląd, że wielu „prostych ludzi" czuje się całkiem 

dobrze w życiu, mimo, a może i dlatego, że są nieukształtowani 
umysłowo, nierefleksyjni i zależni. Wystarcza im, że są „w po­
rządku" i czynią „to, co trzeba". Może więc nie warto być 

skomplikowanym za cenę niepewności i niepokoju? 

Muszę przypomnieć tu o wprowadzonym rozróżnieniu mię­

dzy tym, czego ludzie chcą i czego potrzebują. Podobnie ma 
się rzecz i w tej sprawie. Uproszczeni ludzie pragną tego, co 

znają, dlatego że nie wiedzą, czego innego mogliby chcieć. 
Dostępna im jest tylko maksymalizacja tego, co już mają: wię­
cej zarabiać, więcej mieć, może więcej wypić, więcej zabawić 
się. Czy są zadowoleni? Błogostan „prostych ludzi" jest jednym 
z mitów inteligenckich. Ci „prości ludzie" chcą tylko, aby było 
więcej, nie dlatego że to im sprawia przyjemność. Nic inne­

go nie wiedzą, a boją się nieznanego, niezrozumiałego. Chcą 
zmian, gdyż sądzą, że zmiany te mogą przynieść coś więcej, 
ale gdy zmiany już następują, wówczas wszystko, co napra­
wdę zmienia się, jest dla nich zagrożeniem,
 ponieważ mogą 

czuć się sobą tylko w tym świecie, który już był, który ich 

ukształtował. Domagają się wówczas świata bez zmian, to zna­

czy takiego, jaki był. 

Lęk wobec zmian, które już zaszły, ma swoje realne uza­

sadnienie, gdyż ci uproszczeni ludzie w każdych nowych wa­
runkach tracą poczucie swojej wartości, nie znajdują wygodnej 
pracy, nie wiedzą, co to znaczy własna inicjatywa, nie rozu­
mieją nawet języka, którym czegoś się od nich wymaga. 

Czymś całkowicie innym są problemy ludzi, którzy nie po­

sługują się sztywnymi kryteriami oceny złożonego świata, dla 
których to, co nowe w tym świecie, jest wyzwaniem i dla któ­
rych nigdy nie kończy się proces jego poznawania i rozumienia. 

284 

background image

Mają oni zawsze wybór między podjęciem wyzwań lub usu­
nięciem się. Natomiast „prosty człowiek" wyboru nie ma. On 
musi trwać przy znanych sobie wartościach

9 7

Są podstawy do tego, aby sądzić, iż zachodzące obecnie 

w Polsce zmiany warunków życia ludzi powodują zwiększenie 
się wymagań dotyczących ich zdolności do zmian. Coraz bar­

dziej też staje się widoczne, że gdy ludzie nie realizują szans 

psychologicznych, szans na rozwój, jest to źle przede wszyst­
kim dla nich i dla tych, którzy kiedyś ponosić będą ciężar opieki 
nad nimi. Człowiek, który funkcjonuje poniżej swoich mo­

żliwości psychicznych, jest niepełnosprawny, tak jak i ci, któ­
rych ciało lub umysł uległy okaleczeniu. Jest on w pewnym 
sensie okaleczony, gdyż proces rozwoju jego osobowości został 
zatrzymany. Ponieważ zmian tak złożonej całości jak osobo­
wość nie można zatrzymać, więc gdy osobowość się nie roz­

wija, ulega deformacji lub zubożeniu. 

Można zadać pytanie: Dlaczego więc, poza obowiązkiem praw­

nym kształcenia się na poziomie elementarnym, nie stawiamy 
ludziom wymagań dotyczących ich rozwoju ani nie oczekujemy 

od nich tego, że uczynią to sami? Jest tak z wielu powodów. 

Zawodzi rozumienie tego zjawiska przez ludzi, którzy z racji 

swojego treningu intelektualnego powinni stanowić daleko­
siężne oczy i uszy cywilizacji, dostrzegając to, czego jeszcze 

nie widać. Niestety, czują się bardziej komfortowo, spoglądając 
wstecz i spełniając rolę kapłanów tego, co odeszło. Natomiast 
politycy to ludzie czynu, a jak zauważył Henry Kissinger: „Czło­

wiekowi czynu zawsze grozi to, że skoncentruje się na taktyce, 
a zapomni o strategii" („Forum", 1972, 19). Zbyt często uprzed­
miotowieni przez sytuację, która ich przerasta

9 8

, skłonni są do 

3 7

 Szczegółową analizę różnic psychologicznych między tymi dwoma ty­

pami ludzi przeprowadziłem w innej pracy, posługując się określeniami „standard 

przedmiotowy" i „standard podmiotowy" (Obuchowski, 1993, 2000). 

9 8

 Wydaje się, iż w warunkach demokracji przedstawicielskiej szczególnie 

wyraźnie ujawnia się prawo Petera, które głosi, że każdy awansuje tak daleko, 
aż przekroczy swój próg kompetencji. Wymiana elit po rewolucji, oprócz tego, 

285 

background image

przeceniania układów i niedoceniania kwalifikacji psychicznych 
i moralnych jednostek. Człowiek rozumny, a zwłaszcza człowiek 

dobrze wykształcony, jest dla nich raczej czynnikiem przesz­
kadzającym w realizacji wspaniałych pomysłów niż pomocą. 
Z tego wynika moc stereotypów politycznych, decyzji edukacyj­

nych, taki jest wynik braku zrozumienia tego, co zaszło z naszą 

cywilizacją w ciągu ostatnich lat i w jakim kierunku następują 
zmiany. 

Problem jednak dotyczy nie tylko wykształcenia i wy­

magań, jakie stawia czyn. Warto zwrócić uwagę na to, że 
gubi się w sobie i w świecie coraz więcej wykształconych, 
dobrze przystosowanych, ale bezrefleksyjnych i zbyt zadowo­

lonych z siebie ludzi. Nie są w stanie wykorzystać własnej 
wiedzy sprzed kilkunastu lat. Wiedza ta starzeje się coraz szyb­

ciej i bardziej utrudnia niż ułatwia zrozumienie tego, co się 
w świecie dzieje. Przykładem jest zagubienie elit intelektual­
nych krajów zmieniających swój ustrój polityczny. Elity ze 

swojej natury nie uczą się, gdyż w wyniku trenowania 

w tym wielu pokoleń uważają się przede wszystkim za noś­

niki wartości i koncentrują się na ich obronie zamiast na 
wykorzystaniu swoich sprawności do rozumienia tego, co 
się ze światem dzieje, i przygotowania się do tego świata, 

jaki będzie. Są nawet obawy, że inteligent, gdy nie jest pod­

miotowy, może być bardziej niebezpieczny niż mało wykształ­

cony, ale uczciwy człowiek-przedmiot. W sposób następujący 
zwrócił na to uwagę Witold Gombrowicz: „Wiedza i prawda 
od dawna już przestały być naczelną troską intelektualisty — 

zastąpiła je troska o to po prostu, żeby nie dowiedziano się, 
że on nie wie. Intelektualista rozsadzany treściami, których 
sobie nie przyswoił, kluczy jak może, byle nie dać się przy­
łapać. [...] Dostęp do tego najwyższego i najgłębszego myś-

że skraca drogę ich awansu, powoduje, że skiadają się one w znacznym stopniu 
z ludzi, których kompetencje znajdują się daleko za nimi. Muszą więc walczyć 

o istnienie, gdyż nic innego nie umieją, i do tego sprowadza się ich działalność. 

286 

background image

lenia [...] nie jest wcale łatwy: i oto ugrzęźliśmy w okropnym 

grzęzawisku myślenia niedomyślonego, w jakimś niedotrawie-

niu generalnym, w mazi i błocie głębi połowicznej" (Gom­

browicz, 1989, s. 58). 

Powstaje naturalne pytanie. Skąd wzięły się tego rodzaju 

powikłane problemy właśnie teraz? Przypomnę, że zacząłem 
ten temat od nerwic egzystencjalnych. Czy to oznacza, że po­

jawiły się one masowo dopiero w tym półwieczu? Czy po­

przednio dominowały inne postacie nerwic? Wiadomo już, że 
tak. Problemy wywołujące nerwice dotyczyły dawniej głów­
nie sprawdzenia się, niemożności spełnienia społecznych ocze­

kiwań, a ich dominującym symptomem był lęk. Rolą sym­

ptomów nerwicowych było to, że ten lęk redukowały, były 
uzasadnieniem niemożności lub wezwaniem na pomoc. Na­

tomiast w obrazie obecnych nerwic dominuje zagubienie, 
depresja, bezradność. Zaszło najwyraźniej coś, co spowo­
dowało, iż człowiek już nie usiłuje znaleźć alibi dla swoich 
niemożności i nie woła o pomoc. On w istocie WIE, że 

jest wobec swoich spraw samotny, sam jest za nie odpo­

wiedzialny i tylko sam może sobie pomóc. Dlatego smutek, 
a nie lęk, jest wyrazem jego dramatu. 

Co takiego zaszło w naszej cywilizacji, co spowodowa­

ło, że status jednostki ludzkiej uległ tak zasadniczej zmia­

nie? 

Dawniej było czymś naturalnym, że traktowano większość 

ludzi jako NARZĘDZIE pracy i walki. Oni sami oceniali siebie 
również według tego kryterium — jestem lepszy od innych 

lub gorszy, nadaję się do czegoś tam lub się nie nadaję, postę­

puję jak należy czy też nie postępuję jak należy. Karen Horney 
w swojej słynnej książce z 1937 roku pt. Neurotyczna osobo­
wość naszych czasów

 przedstawiła portret takiego człowieka, 

który był całkowicie uzależniony od wzorców postępowania 
i ocen swojego otoczenia, od stawianych mu wymagań. Gdy 
wymagania te były niewłaściwe, wewnętrznie sprzeczne, jego 

życie i pragnienia były też niewłaściwe, pełne sprzeczności. 

287 

background image

Nie umiał w pełni kochać, a nawet w pełni nienawidzić, gdyż 
wymagania kultury nie były dla niego jasne i wyczuwał ukryte 

w nich zagrożenie wobec siebie jako jednostki. Cała jego orien­

tacja była skierowana na zewnątrz, na te wymagania, na swoją 
sytuację, a dopiero wtórnie na siebie. Podejmując pracę, czło­
wiek, w praktyce zawsze mężczyzna, pytał o to, czy jej po­

doła i czy zarobki dostarczą odpowiedniej sumy pieniędzy 
na utrzymanie żony, na spełnianie określonego standardu 
życia. W ogóle nie przychodziło mu do głowy pytanie o to, 
czy będzie się w tej pracy rozwijał, czy da mu ona satysfak­

cję osobistą. Te pytania pojawiają się dopiero teraz. Sta­
wiają je głównie ludzie wykształceni, dla których jest oczy­
wiste, że rozwój osobisty jest ich istotną wartością, a zado­
wolenie z wykonywanej pracy jest ważne. 

Autonomia psychiczna jednostki, refleksja osobista i własne 

plany życiowe nie  b y ł y " w ramach poprzedniej kultury uwa­

żane za właściwości o pozytywnym znaczeniu. Istniał pogląd, 
że one nawet przeszkadzają w spełnianiu upragnionej funkcji 
sprawnego narzędzia, nie dają zadowolenia z tej sprawności. 
Samoocena i ocena jednostki dokonywane były na podstawie 
stabilnych norm zakorzenionych w tradycji, która była ich uza­

sadnieniem. Sytuacja była jasna — można było być w układzie 

lub trzeba było znaleźć się poza nim. Pierwsze było dobre, 

a drugie złe. W wypadku gdy jednostka nie umiała lub nie 
mogła spełnić stawianych jej wymagań, była karana, usuwana 
poza margines społeczny lub karała siebie sama. Natomiast 
osoby, które nie akceptowały układu, nie chciały znaleźć się 
na marginesie ani też nie poczuwały się do winy na tyle, aby 

odczuwać bojaźń i drżenie — organizowały rewolucje. Two­
rzyły w ten sposób nowe układy, których stawały się częścią. 
Była to kultura ludzi-przedmiotów. W tej kulturze warunkiem 

9 9

 Używam tu czasu przeszłego, jakkolwiek opisywane zmiany nie są glo­

balne, a na niektórych obszarach naszego świata znajdują się dopiero w za­
lążku. 

288 

background image

dobrego samopoczucia, a nawet dumy jednostki było postępo­
wanie zgodne z przypisanymi rolami, statusem społecznym lub 
tradycją. „Tak się robi", „tak postępowano w mojej rodzinie", 
„takie wymagania stawia kodeks honorowy", „być człowie­
kiem" — to wystarczające argumenty za słusznością takiego, 

a nie innego postępowania. 

Przedstawiony tu w dużym uproszczeniu stan rzeczy uległ 

radykalnej zmianie w latach sześćdziesiątych, gdy doszło do 
r e w o l u c j i  p o d m i o t ó w . Głupota polityków, tępota ideo­
logów, a może po prostu upowszechnienie wykształcenia, czego 

wymagały nowe technologie, sprawiły, że ludzie utracili szan­

se polegania na danych im wzorcach kulturowych. Już w 1961 
roku Witold Gombrowicz pisał w polemice z Czesławem Mi­

łoszem: „Światopogląd ówczesny oparty był na autorytecie, 

przede wszystkim Kościoła, hreczkosiej jeździł w niedzielę 
na mszę, a w inne dni tygodnia oddawał się niewinnym po­
myślunkom w rodzaju, czy zasiać owies czy koniczynę. Nawet 

osoby o bujniejszym życiu umysłowym nie brały się do filo­
zofowania, filozofia działa się na marginesie, jak coś ważnego 
może, ale odległego. Dziś natomiast każdy z nas musi prze­
myśleć świat i życie na własny rachunek, albowiem wykoń­

czyły się autorytety" (Gombrowicz, 1989, s. 58). 

Pojawiła się konieczność samodzielnego myślenia zwyk­

łych ludzi o najistotniejszych sprawach ich życia. Wyłamując 
się z tego, co im było dane w toku wychowania, i tworząc 
własne koncepcje życia i powinności, stanęli oni przed prob­
lemem samookreślenia się i odpowiedzialności za siebie. Bar­

dzo interesującą ilustracją takich zmian jest wypowiedź Je­

rzego Nowosielskiego (Polskie Radio, program 4, 2 kwietnia 

1994). Z właściwą sobie intuicją wielkiego artysty zwrócił 

uwagę na to, że dawniej podstawą w szkołach plastycznych 
były „warsztaty", gdzie opanowywano techniki według wzoru 
mistrza, później rzecz ograniczyła się do „kierunków", w ra­
mach których spełniano koncepcje mistrza. Teraz są tylko 
„indywidualni artyści". 

289 

background image

We wspominanej tu już pracy, Człowiek intencjonalny

100 

(Obuchowski, 1993, 2000), zebrałem argumenty przemawiające 
za poglądem, iż w wyniku rewolucji podmiotów powstała 
konieczność rekonstruowania przez jednostkę kultury w so­

bie. Aby tego dokonać, osoba musi dysponować ogólną wiedzą, 
umiejętnościami posługiwania się nią i odwagą ponoszenia ry­
zyka własnych wyborów. Musi być podmiotem, nie ma innej 
możliwości, gdy chce zachować poczucie godności, utrzymać 
się w pracy, rozumieć swoje losy. 

Kulturę ludzi-przedmiotów zastąpiła kultura ludzi-podmio-

tów i nie jest to konieczność historyczna, a przynależność do 

niej jest wynikiem wyboru dokonanego przez każdą jednostkę 

z osobna. Można od tego wyboru uchylać się, ale kosztem 
strat polegających na wyłączeniu się psychicznym i redukcji 

0 0

 Punktem wyjścia tej książki było wyróżnienie dwóch standardów wa-

luacyjnych, tzn. kryteriów, za pomocą których ludzie oceniają świat. Temat 

ten przedstawiłem tam następująco: 

„W obszarze naszej cywilizacji, a zwłaszcza lam, gdzie jej zmiany są 

szybsze, utrwala się przekonanie, że aby człowiek mógł rozwijać się jako 

osoba, a rzetelna satysfakcja sankcjonowała jego działania, powinien spostrze­
gać: siebie jako źródło swojego postępowania, cele własne jako przedmiot 

swoich intencji, świat wokół jako szansę swoich możliwości. Poglądy te skła­

dają się na podmiotowy standard waluacji, a u jego podstaw leży przeko­
nanie, że wartości świata należy odliczać, zaczynając od jednostki ludzkiej. 
Los lej jednostki i jej stan uważane są za warunek właściwych, sprzyjających 

człowiekowi zmian socjalnych, ekonomicznych i politycznych. Stan społecz­

ności, w jakiej jednostka żyje, oceniany jest pozytywnie, gdy służy jednostkom. 

Standard podmiotowy upowszechnia się od czasu «rewolucji podmiotów» 

(Obuchowski, 1988b) i przejmuje pozycje zajmowane uprzednio przez przed­
miotowy standard waluacji. Zgodnie ze standardem przedmiotowym powin­
niśmy spostrzegać; siebie jako spełniających kryteria przypisanej nam roli, 
cele nasze jako zgodne z naszymi zobowiązaniami, świat wokół nas jako 

obszar, w którym czynimy to, co do nas należy. 

U podstaw standardu przedmiotowego leży przekonanie, że wartości świa­

ta należy odliczać, zaczynając od instytucji społecznych. Taki, a nic inny los 
społeczeństwa i jego stan traktowane są jako warunek odpowiedniej egzysten­

cji każdego człowieka. Sposób bycia jednostki oceniany jest pozytywnie, gdy 

służy tym instytucjom spoiecznym, do których ona należy". 

290 

background image

pragnień. Można też dokonać samooszustwa, a do metod słu­

żących temu oszukiwaniu się można zaliczyć: 1) modyfi­
kowanie swoich stanów świadomości, 2) pozostawanie na po­
zycji bezrobotnego, 3) przejście na margines historyczny, 

4) włączenie w swój światopogląd indeterminizmu tego typu, 

jaki proponują koncepcje z obszaru ideologicznego New Age, 

z których wynika, że nie ma żadnych konieczności, gdyż życie 

dokonuje się katatymicznie na wzór baśni lub snu. Gdy jed­

nak, mimo manipulacji na światopoglądzie, determinizm po­

zostaje nadal zbyt kłopotliwy, gdyż odmawianie tysięcy mantr 

wymaga wysiłku, można bez trudności 5) uzależnić się od 

kogoś lub od czegoś. To ostatnie najłatwiej uczynić za pomocą 
środków chemicznych, tych właśnie, które modyfikują świa­
domość. 

Każdy z wymienionych wyżej pięciu obronnych wyborów 

powoduje w konsekwencji uprzedmiotowienie się i tym samym 
utratę poczucia kontroli swoich losów, czego konsekwencją jest 

stan bezradności określający styl życia

1 0 1

Wyuczanie się bezradności nie jest jej jedyną przyczyną. 

Podejrzewam, że uczą się bezradności, a raczej ją wzma­
gają osoby bierne i leniwe, którym bezradność odpowiada, 
tak jak optymizmu uczą się jednostki aktywne i pozytyw­
ne, a nienawiści — agresywne. Sądzę, że podobnie jest 
z poszukiwaniem sensu życia. Czują się bez niego źle jed­
nostki refleksyjne, autonomiczne, które lubią wiedzieć. 
W myśl przekazu biblijnego taką osobą była Ewa. Nic więc 

1 0 1

 Pomijam tu całkiem odrębny łos człowieka sowieckiego. Pisał o nim 

następująco Robert Kaufmann, korespondent „The New York Timesa", który 

chciai porozmawiać z obywatelami radzieckimi o katastrofie samolotu Ii-62: 
„Dążenie tych łudzi, dążenie za wszelką cenę, żeby być nikim i niczym, żeby 
żyć, ale zarazem nie istnieć podmiotowo — trwożliwa, rozdygotana ucieczka 
w anonimowość, w niebyt, w nie-twarz". (cyt. za: Kapuściński, 1990). Sądzę, 
że to jeden z najbardziej trafnych opisów samoredukcji do przedmiotu. Już 
nawet nie do bycia cziowiekiem-przedmiotem, ale przedmiotem jako takim, 
nieodróżnialnym od innych przedmiotów. 

291 

background image

dziwnego, że przez następnych kilka tysięcy lat starano 
się trzymać ją z dala od ważnych decyzji i od uniwersy­

tetów. 

10.S. KSZTAŁTOWANIE SIĘ POTRZEBY 

SENSU ŻYCIA 

Zajmę się tutaj próbą rekonstrukcji tego, jak dochodzi do ufor­

mowania się potrzeby sensu życia. 

10.8.1. Ekstrapsychizacja i intrapsychizacja 

Zacznę od intrapsychizacji i introspektywności jako czynników 
stwarzających warunki do powstania potrzeby sensu życia. Po­

jęcia te wprowadził Jan Mazurkiewicz, wyróżniając je jako wyj­

ściowe czynniki rozwoju autonomii psychicznej małego dziecka. 

Na początku „Własna aktywność małego dziecka w stanie czu­
wania, w znaczeniu własnego życia niezależnego od bodźców 

ustrojowych lub zmysłowych działających w danej chwili, nie 

istnieje jeszcze w ogóle, może być tylko wzbudzona przez te 
podniety" (Mazurkiewicz, 1950, s. 63). Z czasem jednak, jak 

u przytoczonej jako przykład Osi, w dwudziestym piątym mie­
siącu życia zaczynają się pojawiać wypowiedzi, które nie pozo­
stają w wyraźnym związku z bieżącymi wrażeniami i są wyra­

zem aktywności własnej dziecka, mającej charakter „[...] akcji 
samoistnej, a nie reakcji na spostrzegane przedmioty [...] można 
by powiedzieć, że w pewych chwilach Osia bawi się zasobami 

pamięci, jak w innych chwilach bawi się lalką" (s. 86). W ten 

sposób przejawia się intrapsychizacja, nowa właściwość psy­
chiczna dziecka, która w miarę rozwijania się przechodzi 
w swoje coraz wyższe postacie, umożliwiając utrzymanie nie­

zbędnego dystansu wobec aktualnego otoczenia. 

292 

background image

Dzięki oderwaniu się od bieżącej kontroli sensorycznej (por. 

też Hebb, 1969, s. 48) staje się możliwe ogarnianie w wyobraź­
ni zdarzeń w ich historycznym powiązaniu, a także planowanie 
i tworzenie swojego przyszłego środowiska. Instrumentem tego 
uniezależnienia są pojęcia ogólne. Dzięki nim pojawia się 

intrapsychizacja umożliwiająca nie tylko wyjście poza da­

ne zmysłowe, ale i stwarzająca szanse tworzenia własnego 

świata, a nawet wielu modeli świata, o różnym poziomie 
ogólności
 i różnych konsekwencjach operacyjnych. Pojawia 

się nie tylko szansa uniezależnienia się od konkretów postrze­

ganego świata, ale i od już nabytych poglądów i stereotypów 

społecznych, na rzecz koncepcji własnej, a także rozwijanie tej 
koncepcji w sposób dowolny. 

10.8.2. Nastawienie ekstrospekcyjne i introspekcyjne 

Inny polski psycholog, Stefan Błachowski, wysunął już w 1917 
roku pogląd, że pierwotne rozwojowo jest naiwne, jak to okreś­

lał, nastawienie ekstrospekcyjne — nastawienie na spostrze­

ganie i uwzględnianie tylko tego, co dzieje się na zewnątrz nas. 
Dziecko interesuje się tylko tym, co poza nim. O sobie wie 
tyle, ile mu powiedzą i nie jest tym zainteresowane samo z sie­
bie. Wprawdzie w wieku około dwóch lat następuje odkry­
cie, że się jest czymś odrębnym od otaczającego świata, ale 

nadal Ja nie jest obiektem skłaniającym do poznawania go jako 

szczególnej postaci bytu. Dzięki temu dziecko może posiadać, 

jak to z kolei określił Stefan Szuman, „prostą i niezmąconą 

wiarę w istnienie jako tłumaczący się sam przez się fakt". Gdy 

jednak dziecko osiągnie poziom intrapsychizacji, to wówczas 

nieuchronnie pojawia się i zdolność do nastawienia introspe-
kcyjnego. Jego własne przeżycia staną się takim samym obie­
ktem zainteresowania jak zewnętrzny świat. 

293 

background image

10.8.3.  D y n a m i z m y poznawania 

O poznawaniu i jego dynamizmach pisałem w rozdziale o po­
trzebach poznawczych. Jedna z zawartych tam tez dotyczy­

ła ekspansywności poznawania wynikającej z wrodzonej ten­
dencji do obejmowania światłem wiedzy wszystkiego, co się 
da. Poza odruchem orientacyjnym działają tu różne specy­
ficzne dynamizmy. Przypomnę dla przykładu, że w począt­

kowych fazach rozwoju dziecka wyraźny jest związek po­
znawania z pewnością bezpieczeństwa. W ciemnym pokoju 
może być wszystko, a więc i zagrożenie. Obcy człowiek mo­
że być zagrożeniem, gdy nie wiemy, kim on jest. Istnieje jed­

nak też u tych dzieci wyraźna tendencja eksploracyjna, dyna­
mizm nasilający się znacznie po uruchomieniu możliwości, 

jakie stwarza myślenie abstrakcyjne. Dlatego jedne z dzieci 

boją się obcego człowieka i unikają go, inne natomiast też 
boją się, ale obcość pociąga je na tyle, że potrafią przezwy­
ciężyć lęk. Jedne dzieci wybierają więc ukrycie, chronią się 

w sobie, ograniczają swój obszar działań, a inne idą przed 
siebie w obcy świat, wciągają w zabawę całą dostępną im 
przestrzeń, lubią stać przed domem w czasie burzy, aby bez­

pośrednio doznać niezwykłego zjawiska. Te przeciwstawne 

dążenia występują nieraz u tego samego dziecka, zależnie 

od jego nastroju, pory dnia, a czasem i bez powodu, jak to 

zwyczajnie u ludzi. Nasyca się jedno dążenie i pojawia się 
drugie. Śmiech i nagle płacz. Jeszcze chowając się za matką, 
niejedno dziecko już spogląda zaciekawione, gotowe do kon-
kwisty. Dążenia eksploracyjne niedoświadczonych istotek by­
wają nie tylko powodem utraty rozprutego misia, ale i wielu 

fizycznych zagrożeń, nieszczęść, poważnych wypadków ra­
żenia prądem, utonięć, wpadania do studni. Powoduje to kon­

flikty z opiekunami, którzy wolą, aby dziecko bało się i stra­
szą je różnego rodzaju „czarnym ludem". Szczęśliwie, nie­
wiele to pomaga, najwyżej komplikuje wydarzenia. 

294 

background image

10,8.4. Odkrycie pytania o sens 

Po odkryciu możliwości poznawczych, jakie stwarzają pytania 
skierowane do osób dysponujących odpowiednią wiedzą, znacz­

nie polepsza się sposób poznawania świata i jest on bardziej 

bezpieczny. Dziecko nie musi już osobiście doświadczać wła­

ściwości nieznanego, nie musi samo rozstrzygać, ale po prostu 
pyta — na przykład „Czy ten pan lubi dzieci?", „Czy hau-hau 

jest kochany?", „Do czego są te dwie dziurki w ścianie?" Py­

tania, stwarzając szanse pośredniego poznawania, nie tylko 

ograniczają zagrożenia, ale i kolosalnie rozszerzają zakres po­
znawanego świata. Jest to na tyle wspaniałe doświadczenie, że 
niektóre dzieci, około czwartego roku życia, potrafią zadawać 
kilkaset pytań dziennie, doprowadzając rodziców do rozpaczy. 
Chodzi tu nieraz tylko o możliwość zadawania pytań, gdyż 
mają one charakter retoryczny i wystarcza sympatyczna odpo­

wiedź. Nasuwa się przypuszczenie, że pytania te spełniają rów­

nież rolę czynnika zaspokajania potrzeby kontaktu emocjonal­
nego i dlatego wystarcza nie tyle wyjaśnienie, ile po prostu 

zauważenie dziecka z jego pytaniem i pozytywne zareagowanie 

na nie. 

Z czasem pytanie typu „Co to jest?" zostaje zastąpione py­

taniem mającym już u swoich podstaw operacjonalizację wie­
dzy o świecie i wartościowanie z punktu widzenia jego funkcji: 
„Po co mama?", „Po co księżyc?" Wystarcza tu jakaś odpo­
wiedź, najlepiej taka, która jest związana z doświadczeniem 

dziecka i nieco tylko wychodząca poza nie: „Mama jest po to, 

aby kochać", „Księżyc jest po to, aby świecił w nocy". Jeszcze 

intelekt nie stwarza szansy na zadanie serio pytania „Po co ja?", 
ale szybciej, niż to wciąż wydaje się psychologom rozwoju, nad­
chodzi okres, w którym pojawia się już tendencja do penetracji 
właściwości bytu. „Co by było, gdybyś mnie nie urodziła?" lub 
„Dlaczego jestem chłopcem? Czy mnie urodzisz jeszcze raz, 

gdybym umarł?" Tu odpowiedzi typu „Nie byłoby ciebie na 

świecie" lub „Bo masz siusiaka", „Jak będziesz grzeczny, to 

295 

background image

może urodzę" nie wystarczają i prowadzą do dalszych pytań. 

Mogą one być następujące: „A gdzie bym był, gdybyś mnie 

nie urodziła?", „Dlaczego dziewczynki nie mają siusiaka?" 

Sprawa staje się skomplikowana, gdy zaczynają pojawiać się 

wątki ideologiczne o ważkich konsekwencjach. Sześcioletni 

Michał pytał księdza o to, jak możliwa była wojna, jeżeli Pan 
Bóg jest dobry. 

W wielu pytaniach dzieci w tym wieku zawarty jest ele­

ment pytania o sens. Jest to jednak sens głównie funkcjonalny. 

W miarę dojrzewania intelektualnego i społecznego ta właśnie 
kategoria sensu związanego z kategorią użyteczności zaczyna 

pojawiać się w ocenach otoczenia i sytuacji własnej. Uczeń 

buntuje się przeciwko programowi szkolnemu i ocenia go jako 
bezsensowny, gdyż sądzi, że nie przyda mu się na nic. Twier­
dzi, że bohater filmu działa sensownie, gdy wykonuje to, co 

powinien wykonać. Taki sposób ujmowania sensu pozostaje 

nieraz na całe życie — zmienia się tylko zakres kryteriów 
wynikających z roli społecznej oceniającego. Przypomnę tu 
przykład o uznaniu za sensowną śmierć żołnierza zabitego 
w walce. Pamiętam, że niektóre patriotycznie zorientowane 

osoby wyrażały rozczarowanie, gdy ujawniono, że straty ludz­
kie podczas obrony Westerplatte nie były aż tak wielkie, aby 

jego obrońcy „czwórkami do nieba szli". I nie były to wcale 

osoby z natury krwi żądne. 

10.8.5. Identyfikacja 

Użyteczność posługiwania się kategorią sensu odniesionego do 
funkcji powoduje, że gdy już minie wczesny wiek szkolny, 
a młody człowiek zaczyna odczuwać pragnienie uzasadnienia 
sensu siebie, znajduje go najłatwiej, identyfikując się z kimś, 

kto jest w jego ocenie „sensowny". Wyrazem wejścia w tę fazę 
bywa zainteresowanie racjami powodującymi takie, a nie inne 

działanie bohaterów filmowych lub powieściowych. Już nie 

296 

background image

wystarczy interesujący bieg zdarzeń, egzotyczny i zarazem bli­

ski obraz sytuacji, w jakiej one przebiegają. 

Należy zauważyć, że identyfikowanie się z określonymi po­

staciami spełnia też wiele dodatkowych funkcji psychologicz­
nych. Wzbogaca repertuar zachowań oraz możliwych rozwią­
zań problemów, rozszerza doświadczenie daleko poza to, co 
doświadczane jest osobiście, i pomaga w rozładowaniu włas­

nych napięć. Jest więc w tym być może i to coś, na co zwrócił 

uwagę Zygmunt Freud w Poza zasadą przyjemności, gdy zaj­
mował się restytucyjną funkcją identyfikacji w przypadkach 

depresji (1994, s. 73). Wynikałoby z tego, że może identyfi­
kacja spełnia podwójną rolę, gdyż jest już sposobem usen-

sownienia życia, ale też jeszcze rodzajem spełniania konta­
któw emocjonalnych traconych w miarę wzrostu poczucia 

nieuchronności odpływu dzieciństwa. Poruszam tu złożony 

problem wymagający odrębnej, pogłębionej analizy. 

Wracając do prostszej interpretacji tego fenomenu, zwrócę 

uwagę na to, iż rozważając rolę identyfikacji w zaspokojeniu 

braku określonego obiektu, Freud dodał w przypisie, że przy­
pomina mu to przekonanie ludzi pierwotnych, którzy spożywa­

jąc jakieś zwierzę, wierzyli, że nabywają jego właściwości — 

serce lwa dawało odwagę i dostojeństwo. Ta wiara leży też 
u podstaw rytualnego kanibalizmu. 

Na tej samej zasadzie częstą formą identyfikacji jest imi­

tacja. Przypomnę tu masowość zainteresowania tenisem po suk­

cesach Fibaka, noszenie czapki daszkiem do tyłu na wzór jakie­
goś wykonawcy muzyki młodzieżowej, kształtowanie mięśni na 

wzór Schwarzeneggera lub używanie grypsery na wzór zło­

dziei. 

Podobnie jak retoryczne pytania małych dzieci, identyfi­

kacja, a właściwie imitacja, w tej dojrzalszej fazie życia nie 
musi być pogłębiona. Może dotyczyć tylko cech powierz­

chownych — stroju, gestów, języka — gdyż jej ważną 

funkcją jest nie tylko usensawnianie życia, ale i zaspokaja­
nie wciąż jeszcze ważnej potrzeby kontaktu emocjonalnego. 

297 

background image

Funkcja przeniesienia będąca wynikiem frustracji konta­

ktu emocjonalnego może nawet spowodować paradoksalne 
zjawisko  i d e n t y f i k a c j i  b e z  i m i t o w a n i a  o b i e k t u 

i d e n t y f i k a c j i , które zdarza się głównie w środowiskach 

0 niskim statusie kulturowym. Całe grupy dziewcząt i chłopców 
wybierają sobie pojedynczego lub zbiorowego idola w postaci 

jakiegoś piosenkarza, zespołu jakiegoś stylu muzyki albo druży­

ny piłkarskiej. Brak tu imitacji, gdyż wbrew pozorom obiektem 
identyfikacji nie jest ten idol lub drużyna. Są oni tylko pretek­

stem. W istocie mamy tu do czynienia z osłoniętą identyfikacyj­
nym sztafażem regresją do dawnych form zaspokajania potrzeby 
kontaktu emocjonalnego, gdyż obiektem identyfikacji staje się 
własna grupa fanów lub kibiców.
 Stwarza to szanse nadania 

swego rodzaju „sensu" realizowaniu różnych zdarzeń wynikają­
cych z uczestnictwa w koncertach, meczach, noszenia określo­

nych barw, malowania się, a także z obligatoryjnej dla mężczyzn 

agresji wobec uczestników grup identyfikujących się ze sobą za 
pomocą innych obiektów. Festiwal w Jarocinie to nie tylko słu­

chanie ulubionej muzyki i inicjacja w narkotyki. To także Ka­
rne radenschaft,

 przebywanie w grupie swoich, tak samo umun­

durowanych, i podkreślanie tej swojskości agresją wobec 

„obcych". Nadawanie tej agresji „sensu" zamienia w obowiązek 

najbardziej prymitywne formy przeniesienia swoich frustra­
cji stwarzających niepokój niedokonania.
 Najwyraźniej uwi­

dacznia to wojna punków ze skinami. Na tym polu jest już wielu 

zabitych i rannych, a policjantów szokuje skala nienawiści, jaką 
czują do siebie ci młodzi ludzie z marginesu społecznego, któ­

rych różni tylko strój i zewnętrzny obiekt odniesienia, jakim dla 

punków jest rodzaj muzyki, a dla skinów parapolityczne hasła. 

Jak dotychczas nic lepiej nie sprzyja takiej formie agresji 

niż mecze futbolowe, gdyż są tam obok siebie wyraźnie swoi 
1 inni, a wszyscy razem najmniej zainteresowani są grą. Ważny 

jest tylko wynik jako bezpośredni sygnał do agresji. Ściany 

domów w Poznaniu pełne są rysunków szubienic, na których 

wisi Legia, a obok znajdują się napisy z koroną typu: Lech-

298 

background image

-King! Te drużyny piłkarskie różni tyłko nazwa i siedziba klu­
bu, bo chyba nawet zawodnicy wymieniają się w drodze kupna 
i sprzedaży. Kibicom nie przeszkadza, gdy ich Lech przegrywa, 

gdyż stwarza to pretekst do ostrzejszej agresji wobec fanów 

„wygrywających". 

Licealiści z kolei muszą poświęcać dużo czasu i uwagi na 

zbieranie kaset „swojego zespołu", zdobywanie właściwych kur­
tek czy plakietek wyrażających ich „przynależność". Napływa 
coraz więcej informacji o tym, że zanika zróżnicowanie mło­

dzieży ze względu na kryterium kształcenia się. Młodzież lice­

alna przejmuje wzory realizowane przez młodzież o niższym 

statusie kształcenia, co być może wiąże się z tym, że to właśnie 
grupy „marginesu społecznego" wytwarzają w celach obron­

nych bardziej wyraziste i mocne rytuały identyfikacyjne. Gdy 
to piszę w 1994 roku, aktywna, zaangażowana społecznie, tego­

roczna absolwentka pedagogiki specjalnej potwierdza tę obser­

wację, opowiadając mi, że jej brat licealista i jego koledzy 
przesiadują w swoim miasteczku w kawiarni z młodzieżą nie 

uczącą się. Interesują się tylko odzieżą, kasetami i pieniędzmi. 

Jest przerażona, że nie może się z nimi porozumieć. Sama w tym 

wieku zaangażowana była w ruch oazowy i czytała wiele ksią­
żek. Wydaje się, że obecnie sytuacja znowu się zmienia. 

Właściwość tej fazy życia wykorzystują cyniczni ludzie in­

teresu i politycy z ekstremalnych skrzydeł, zapewniając sobie 

środki finansowe lub bojówki. Ci ostatni proponują również 
coś w rodzaju ideologii, nadając uczestnikom „zadymy" poczu­
cie racji intelektualnych. Treść tych racji nie jest jednak ważna. 
Gdy identyfikacja z grupą dokonuje się tylko na podstawie 
bezznaczeniowych cech formalnych, nadaje ona jednostce po­

czucie przynależności do czegoś, nawet bez potrzeby racji „po­

litycznych". I ta przynależność jest najważniejsza. Argumenty, 

jako formuły słowne, to tylko oznaki, które łączą członków 

grupy, i są chyba mniej ważne niż kurtka lub ogolona głowa. 

Trzeba stwierdzić, że jest coraz mniej nisz ekologicznych, 

w których młodzież może się realizować, znajdując sens w kon-

299 

background image

struktywnych działaniach rozwojowych niezbędnych dla pro­
cesu przekształcania się osobowości z fazy dominacji potrzeby 

kontaktu emocjonalnego do fazy potrzeby sensu życia. Poświę­

cam temu tematowi wiele uwagi, gdyż sądzę, że owe różne 
postacie identyfikacji stanowią pierwszy wyraz pojawienia się 
potrzeby sensu życia przejawiającej się w dążeniu do usensow-
nienia kontaktu emocjonalnego. Ważną cechą identyfikacji jest 

to, że w określonych warunkach imituje ona całkiem wystar­

czająco sens życia i może pozostać jednostce na całe życie jako 

jej sposób na określenie siebie. Blokuje wówczas dalsze fazy 

rozwoju potrzeby sensu życia, a więc i wejście jednostki na 
drogę rozwoju osobowości. 

Prezentuję tu tezę, że identyfikacja jest progiem do wej­

ścia na drogę do dojrzałości. Łączy początki potrzeby sensu 
życia z działaniami mającymi na celu zaspokojenie potrzeby 
kontaktu emocjonalnego. 

Gdy z różnych powodów występuje u osoby wzrost wyma­

gań intelektualnych wobec siebie, sprawia to, że formuła iden­
tyfikacji już nie może pozostawać wystarczającym kryterium 

sensu. Narasta przecież wiedza o świecie i rozwija się w wyniku 

nauczania szkolnego orientacja na werbalizację złożonych pro­

blemów alternatywnych. Sprzyja to powstawaniu nowych for­
muł konstruktów poznawczych, z których tworzone są hipotezy 
coraz bardziej ogólne, a więc bardziej „przepuszczalne" (por. 
s. 186) i dynamiczne. Są one też bardziej odpowiednie do po­

służenia się nimi w celu lepszego rozumienia swoich zachowań 

i nowej ich interpretacji. Zaznaczam tu rolę edukacji szkolnej, 

gdyż wbrew pozorom młody człowiek naszej kultury rzadko 
w praktyce pozaszkolnej spotyka się z neutralną, chłodną wie­
dzą i z argumentacją na rzecz różnych poglądów. Typowe jest 
ograniczanie się do wiedzy gorącej, a więc złożonej z konstruk­

tów nieprzepuszczalnych, oraz wynikającej z imitacji grupowej, 
bezwarunkowej aprobaty jednych poglądów i agresywnego od­
rzucania innych. 

Możemy więc przyjąć, że u młodzieży kształcącej się, czy-

300 

background image

tającej książki czy rozważającej swoje dalsze kroki nastę­
puje zużycie tych form postępowania, które odniesione są 
tylko do relacji emocjonalnych z innymi ludźmi.
 Fakt, że ich 
zachowanie, wygląd, pozycja są aprobowane, staje się coraz 
słabszym nośnikiem wartości. Również sama akcja książki, fil­
mu, własne działania czy nawet własne przeżycia stają się mniej 

ważne, gdyż tym, co jest wartościowane, staje się tylko sens. 

10.8.6. Zmagania o przejście do fazy kosmicznej 

sensu życia 

Pytanie o sens siebie pada wówczas, gdy identyfikacja jest już 

nieużyteczna. Powinna więc prędzej czy później pojawić się 

jakaś odpowiedź. Jakaś, gdyż intelektualnie dziewczyna lub 

chłopiec nie są jeszcze przygotowani do utworzenia jasnej, 
zbornej i wyraźnie zarysowanej formuły. Pozostawanie w roli 

ucznia tworzy wprawdzie warunki do tego, aby pytanie takie 

zostało postawione, ale ani treść wiedzy szkolnej

1 0 2

, ani stan 

dojrzałości intelektualnej nie dają do tego podstaw. Brak też 

doświadczenia i niezbędnego krytycyzmu, wynikającego z po­
czucia odpowiedzialności za siebie, który pozwoliłby na kolej­

ne artykułowanie kilku koncepcji tego samego, poddanie ich 

analizie krytycznej i wyboru jednej z nich. Za wcześnie jeszcze 

na fazę dojrzałej potrzeby sensu życia, która wymaga warun­

ków psychologicznych niezbędnych do sporządzenia „pracują-

1 0 2

 Powszechne nauczanie szkolne jest od stu lat projektowane jako sposób 

dostosowywania ludzi do funkcji narzędzia i reprodukcji zanikającej kultury 

ludzi-przedmiotów. Program tego nauczania nie zawiera więc wiedzy filozo­
ficznej niezbędnej jednostce do własnego samookreślenia się, zawierającej 

dane do odpowiedzi na podstawowe pytania: Czym jest świat, kim jest czło­
wiek i kim jestem ja jako człowiek wobec tego świata? Wiedza ta stanowi 
tylko fragment przedmiotu nauczania pod tytułem „filozofia człowieka" do­
stępnego na niektórych kierunkach studiów wyższych, a więc zdecydowanie 
za późno z punktu widzenia potrzeb rozwoju. 

301 

background image

cej" koncepcji siebie, spełniającej funkcję narzędzia, za pomo­
cą którego dorosły człowiek kontroluje swoją biografię. Daleko 
też jeszcze do uzyskania społecznego statusu człowieka dojrza­
łego. Dlatego w tej fazie, w której postawienie problemu 
sensu życia jest już wyraźne, formułowane koncepcje tego 

sensu są i muszą być mgliste, obejmując nieraz skrajny za­
kres problemów, ogarniając nadmierną przestrzeń rzeczy­

wistości lub bezgranicznie pusty obłok. Z tego powodu kon­
cepcje tej fazy określiłem nazwą „kosmiczne", a całą fazę 

nazwałem kosmiczną fazą rozwoju potrzeby sensu życia. 
Bliski jest oczekiwaniom tej fazy postmodernizmu. 

Już przed bardzo wielu laty przypisywano temu okresowi 

życia cechy pewnej gorączkowości, niepewności, a zwłaszcza 
niezadowolenia z siebie. Stefan Szuman, Józef Pieter i Henryk 
Weryński, autorzy cytowanej tu już, głośnej w latach trzydzies­
tych pracy Psychologia światopoglądu młodzieży (1933), piszą 
o sytuacji w tym okresie życia następująco: „Bolesne uczucie 
kontrastu między wyidealizowanym »Nad-Ja« i ułomnym »Ja« 

skierowuje wysiłki ku kształtowaniu własnej duszy. Zmusza to 
do poznania własnej duszy. Zmusza to do poznania samego 
siebie, do pracy nad sobą

1

'. 

Być może wiąże się to z odkryciem siebie. Dwudziesto­

jednoletnia studentka ekonomii w swojej biografii napisanej 

w 1994 roku ujęła to bardzo jasno: „Stopniowo w wieku dwu­
nastu, trzynastu lat pojawiło się typowe dla tego okresu roz­

chwianie, większe napięcie, nieraz chwile nieuzasadnionego 
smutku, poczucie bezsensu. To były nowe doświadczenia. Za­
częłam patrzeć na życie bardziej świadomie, zdawać sobie spra­

wę z tego, że żyję, istnieję. Dotychczas po prostu byłam, ba­

wiłam się, uczyłam, żyłam". 

Może to wydać się dziwne, ale chyba w ciągu sześćdziesię­

ciu lat, które minęły od badań Szumana, Pietera i Weryńskiego 

istota problemów młodego człowieka wiele się nie zmieniła. 

Natomiast ogromnej zmianie uległa sytuacja, w jakiej rozwią­
zuje on swoje problemy. Szczególne znaczenie mają tu mocne 

302 

background image

naciski i pokusy radykalnie innego sposobu tych rozwiązań. 
Młodzi ludzie, podrostek lub dziewczyna, zależni od dorosłych 
i walczący o swoją prywatność' stają się obecnie przede wszyst­
kim klientami o zasobach finansowych niewyobrażalnych dla 
ich dawnych rówieśników. Są więc obiektem intensywnego 
marketingu. Z łatwością kupują narkotyki, papierosy i alkohol. 

Dlatego są głównym źródłem istnienia handlu narkotykami i in­

nymi środkami hipnoicznymi

1 0 3

, które nie tylko zastępują im 

skutecznie myślenie, poszukiwanie sensu i samookreślenie, ale 
też czynią te nowe problemy nieistotnymi dla jednostki. Cał­
kowicie wystarczające okazują się zestawy bodźców warunko­

wych odwołujące się wyłącznie do oddziaływań hipnoicznych, 

takie jakie zawarte są na przykład w zapowiedziach występów 
w Poznaniu zespołu Dump o następującej „treści": „Ultra heavy, 
destructive, psychotic noise of Amphetamine Reptiles" (sty­
czeń, 1995). 

Problemem młodego człowieka staje się tylko zaciskająca 

się pętla przymusu utrzymania wysokiego poziomu tej kon­
sumpcji, wywołująca silne poczucie frustracji i nasilająca zacho­
wania agresywne i rabunkowe. Właściwa temu wiekowi energia 
rozprasza się więc bezużytecznie, a nawet tworzy szkody. Ojej 
ogromie świadczy zaangażowanie i masowość udziału w Jerze­

go Owsiaka Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy — na 
kilka dni w roku pojawia się szansa zachowania stylu uznanego 
za swój i zaangażowania po stronie dobra i wartości zoriento­

wanych na ludzi. 

To, w tej skali jedyna i krótkoterminowa, propozycja skie­

rowana do całej młodzieży, poza ograniczonymi wysepkami 
zahaczeń o sprawy wielkie. Niewiele wiadomo o tym, jaki pro­

cent młodzieży trafia na te wysepki. Są one organizowane przez 

1 0 3

 Do środków hipnoicznych zaliczam wszelkiego rodzaju oddziaływania 

mechaniczne, chemiczne, wzrokowe lub słuchowe, które powodują modyfi­
kację świadomości ograniczającą sprawność odbioru i interpretacji świata. 
Odróżniam je od środków informacyjnych i kulturotwórczych. 

303 

background image

Kościół katolicki, gdzie istnieją formy działania mające na celu 

tworzenie wspólnot pogłębiających wiarę, spełniających czyn­

ności opiekuńcze wobec upośledzonych, spotykających się na 
pielgrzymkach. Powstają też swego rodzaju kluby sympatyków 
wokół niektórych instytucji artystycznych, jak na przykład Te­

atr Ósmego Dnia czy Teatr Nowy w Poznaniu. 

Niestety, jest to zbyt mało. Wskazuje na to rozwój narko­

manii w szkołach, powstawanie nowych form i obszarów za­

chowań agresywnych, coraz bardziej okrutnych i bezmyślnych. 
Świadczy to o dynamice zła, wobec którego obecne społeczeń­

stwa i społeczności są bezradne. 

W swojej masie, na co dzień, młodzież żyje w świecie, w któ­

rym bezpotomnie umiera dotychczasowa kultura, a więc istnieje 

nieograniczone pole dla popkultury stwarzającej barwne i pocią­

gające tło dla podtrzymania dążeń imitacyjnych. Jej mocy sprzy­

ja bierność, może bezradność starszego pokolenia oraz jego lęk 

lub nawet zafascynowanie nieznanym, a przede wszystkim nie­

zrozumiałym wzorem kultury. 

Zamiast konieczności podjęcia wysiłku konstruowania 

koncepcji siebie, co jest podstawą ustalenia sensu swojego 

życia, pojawia się przed młodymi ludźmi znacznie bardziej 

atrakcyjna szansa popspełnienia się w postaci „odlotu" 

i w ten sposób odsunięcia swoich problemów na nieokreślo­
ną, nieważną przyszłość. 

To już przestało być zabawą, gdyż dotyczy spraw zbyt po­

ważnych. Tomasz Raczek w felietonie dotyczącym drugiego 

wydania festiwalu w Woodstock wyraził tę myśl następująco: 
„Na koncerty rockowe przychodziło się nie po to, by się po­
bawić, lecz aby wyrazić swój stosunek do świata lub choćby 
znaleźć wspólną tonację dla kłębiących się w duszy wątpliwo­

ści, sprzeczności, anarchicznych buntów i innych marzeń. Dla 
całej tej bajki, która dzieciom-kwiatom miała zastąpić realność, 

ale nie potrafiła sobie z nią poradzić bez narkotykowego oparu 
i rockowego masażu zmysłów [...] stała się ona zrazu lekar­

stwem, potem kroplówką, wreszcie całym ich emocjonalnym 

304 

background image

życiem. Zastąpiła słowa, zwierzenia, spowiedzi" („Wprost", 

1994, 36, s. 90). 

Naciski, jakie dawniej wywierano na młodzież, pochodziły 

od jej rodziców i nauczycieli, a miały na celu to, aby wydoro­

ślała i podjęła zadania związane z odpowiedzialnością za siebie. 
Często zawierały one postulat kontynuowania drogi rodziców, 
a nawet spełnienia tego, co rodzicom nie udało się. Łatwo więc 

było buntować się przeciwko nim, gdyż był wyraźny adresat 
buntu i był to ktoś, „kto nie jest w stanie  M N I E ! ! ! zrozumieć". 

Teraz naciski pochodzą od handlarzy i są usytuowane jakby 

od wewnątrz młodego człowieka. Nie zawierają wyraźnych 

postulatów, nie wymagają przezwyciężania siebie, dokona­
nia czegoś. Nie mają nawet formy nacisku. Są pokusą, a od­
wołując się do prawa do wolności, sugerują, że to na ich 

spełnieniu polega spełnienie się. Niedookreśloność zawartych 

w nich wymagań sprawia, że łatwo w nich się znaleźć, ale też 
i nie stwarzają one ramy wspomagającej samookreślenie. Stąd 

większa niż można by się spodziewać podatność młodych ludzi 
na jakiekolwiek wpływy zewnętrzne — po prostu nie mają oni 
im czego przeciwstawić. Winę zaniechania ponoszą tu też ci 

psycholodzy, którzy podtrzymują podaż dobrze sprzedającego 
się bełkotu. 

Tradycyjny dla naszej kultury i mimo wszystko wciąż 

aktualny niepokój młodych ludzi dotyczący sprostania wy­

maganiom szkoły, rodziny, przyszłości znajduje więc łatwe 
ujście w formach zachowania i angażowania się nie wyma­
gających wysiłku, umiejętności i będących poza kryteriami 
odpowiedzialności.
 Liczne badania młodzieży wskazują na wy­

raźnie artykułowane obawy przed wydorośleniem, przed pod­

jęciem odpowiedzialności za siebie. Dlatego chyba i młodzież 

licealna, kształcąca się przyszłościowo, wciąga się w styl życia 
młodzieży szkół zawodowych, kształconej z założenia tylko do 

funkcji narzędzia, nastawianej na spełnianie wymagań lub do­
raźnych chceń i skazanej na pozostanie w fazie identyfikacji. 
Sądzę, że mimo zewnętrznego podobieństwa podłoże motywa-

305 

background image

cyjne u obydwu grup jest różne. U pierwszych dominuje lęk 

przed podjęciem wysiłków i obowiązków człowieka dorosłego, 

drudzy nie mają wyboru. 

Nie dotyczy to całej młodzieży. Niektórzy podejmują trudne 

zadania i pracują nad sobą. Nie wiem, co zadecydowało o po­
zytywnym wyborze ich drogi. Są też młodzi ludzie, którzy mimo 

rezygnacji z formalnego kształcenia się potrafili zdemaskować 

pustkę popżycia i wyrwać się na przestrzeń nowego indywidu­

alizmu. Jako przykład może służyć, cytowany już w tej pracy, 

Jacek Podsiadło. Urodzony w 1964 roku, wykształcenie niepeł­

ne średnie, świetny poeta młodego pokolenia, autor osiemnastu 
tomów wierszy, mówi o sobie: „Jeździłem na różne Jarociny, 

festiwale pokoju i pomniejsze koncerty, ale to, co najlepiej 
z nich pamiętam, to uczucie osamotnienia. Nie znalazłem tam 
tego, czego ludzie szukali, to znaczy jakiejś wspólnoty. Mówię 
o drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Czułem potrzebę kon­
taktów z ludźmi, ale te, które innych zadowalały, mnie wyda­
wały się płytkie. Wiesz: upić się, naćpać i poobejmować [...] 
albo dogadać się na zasadzie: «Cześć k...a, fajnie jest, a skąd 

jesteś...»" (rozmowa Jerzego Sosnowskiego z Jackiem Podsiadło, 

„Gazeta Wyborcza", 1995, 11 stycznia). 

Są też podstawy do przypuszczeń, że po zmianie ustroju 

politycznego rośnie w Polsce liczba młodzieży inwestującej 
swój czas w kształcenie się oraz zajmującej się biznesem. 

Równocześnie obniża się wiek zainteresowanych technikami 

„odlotu", co być może oznacza ponowne przyspieszenie pro­

cesu dojrzewania. Zjawiska te wymagają badań i interpretacji 
ich wyników. 

Moje doraźne uogólnienia mają na celu tylko ilustrację tezy, 

że obecnie młody człowiek staje, w procesie rozwoju swojej 
osobowości, przed innymi i znacznie większymi trudnościa­
mi z wyjściem z fazy identyfikacji i przejściem do następnej 

fazy potrzeby sensu życia, niż to miało miejsce w czasach, 
gdy kultura raczej sprzyjała motywacji skierowanej na przy­
spieszenie dojrzałości.
 Obecnie sam musi szukać konstruktyw-

306 

background image

nego rozwiązania problemu, gdyż popkultura, popnauka i pop-

sztuka

1 0 4

 blokują motywację przejścia do dojrzałości, podsu­

wając pokusy uprzedmiotowienia, pozostania na zawsze na sta­

tusie dziecka. 

Już wiele lat temu chęć zrozumienia czynników sprzyjają­

cych przejściu z fazy identyfikacji do fazy kosmicznej potrzeby 

sensu życia skłoniła mnie do zaproponowania badań tych osób, 
u których proces ten dokonał się wcześniej niż u innych. Ba­

dania, o których już wspominałem w innym kontekście, pro­
wadził Piotr Moszyński w 1982 roku. Przyniosły one zaskaku­

jące wyniki. Okazało się, że tym, co przyspiesza dojrzałość 

u młodzieży licealnej, były trudności życiowe, styl wychowa­
nia i rodzaj stawianych sobie celów. Rozwód rodziców, zmiana 

szkoły, nagła choroba zmieniały sytuację osobistą młodego 
człowieka, a konieczność poradzenia sobie z nie znanymi trud­

nościami życiowymi skłaniała do samookreślenia, gdyż w tej 
nowej sytuacji traciły uzasadnienie i nie sprawdzały się ustalone 

schematy samooceny, oceny z zewnątrz, przekonanie o własnej 

pozycji, o tym, kim się jest. Okazało się więc, że to nie tyle 

własne szybsze dojrzewanie biologiczne, ale właśnie kłopoty 
powodujące wzbudzenie refleksji nad sobą spowodowały wcześ­
niejsze wyjście z układów identyfikacyjnych i rozpoczęcie prób 

poszukiwania sensu życia. 

Wydaje się, że wyborowi takiej drogi sprzyja partnerski 

i akceptujący styl wychowania. Natomiast styl uzależniający 
opóźnia ten proces. Cele osób, u których wystąpiło przyspie­

szenie dojrzewania psychicznego, związane były z zaspoka-

1 0 4

 Sztuka, kultura i nauka w konwencji pop są tworzone doraźnie odpo­

wiednio do kryteriów organizacji masowych widowisk i mody. Nikłość treści 
produkowanych w ramach konwencji pop stwarza szanse łatwości wymiany 

jednych wytworów na inne, gdyż i tak wszystko jedno, czy ta piosenka czy 

inna, czy ten obraz czy inny, czy takie badania naukowe czy inne. Potencjał 

twórczy „twórcy" jest zbędny. Małpa, komputer i człowiek mają równe szanse. 
Istotne dła oceny wytworów jest tylko to, czy istnieją środki na ich promocję 
i czy szybko się sprzedają. 

307 

background image

janiem potrzeb społecznych w sposób zharmonizowany z sa­

tysfakcją osobistą. Jednostki, u których wystąpiło opóźnienie, 

stawiały przed sobą cele związane wyłącznie ze swoją osobą 
i z satysfakcją osobistą (Moszyński, 1982)

1 0 5

. Bardzo możli­

we, że gdyby badania dotyczyły całej młodzieży, która stanęła 

przed tego rodzaju trudnościami osobistymi, okazałoby się, 

że jakaś jej część zareagowała na nie inaczej: ucieczką od 
problemu, nerwicą, trudnościami wychowawczymi lub wącha­

niem kleju. Podobnych sposobów „pokonywania" trudności 
osobistych jest wiele — nadal mało wiemy o determinantach 
ich wyboru. W każdym razie można przyjąć, że wyjście z fa­

zy identyfikacji pozostaje w związku ze zmianą samookre-
ślenia się osoby, stylem wychowania w domu i w jakiś spo­
sób z rodzajem stawianych sobie zadań.
 Podkreślam słowo 
„zmiany", gdyż różne formy samookreślenia istnieją od wczes­

nych lat życia, od wyłonienia się najbardziej pierwotnej wersji 
własnego Ja

1 0 6

. Tyle że samookreślenie okresu dorastania od­

grywa szczególną rolę, formując dojrzałe postacie relacji emo­
cjonalnych i ma decydujący wpływ na kształt dorosłego czło­

wieka. 

Wydaje się, że i faza kosmiczna rozwoju potrzeby sensu 

życia, tak jak chyba każda faza rozwoju osobowości, może 

ulec fiksacji i pozostać w zastygłej formie do końca życia 

jednostki ludzkiej, blokując swoim istnieniem szanse osiąg­

nięcia następnych faz rozwoju. Pisałem wyżej o skutkach 

i o przyczynach pozostania w fazie identyfikacji. Pozostanie 
osoby dorosłej na poziomie kosmicznego ujęcia sensu życia 
również blokuje rozwój osobowości, gdyż treść „kosmicz­
na" nie stwarza szans na sformułowanie przez jednostkę 

dalekich zadań osobistych stanowiących rzeczowy projekt 

1 0 5

 Badania prowadzono w Zakładzie Psychologii Osobowości IFiS PAN 

w Poznaniu. Ich wyniki stanowiły treść rozprawy doktorskiej — nie skończo­

nej, gdyż autor nagle zmienił swoje plany życiowe. 

1 0 6

 Interesujące dane na ten temat zebrała Milena Gracka (1991). 

308 

background image

realizacji tego sensu. W wypadku pozostania w tej fazie 

osoby dorosłej sens życia istnieje, ale w wersji niedokształ-
conej, często bardzo uniwersalnej, opartej jednak na nad­
interpretacjach i projekcjach. W
 obecnym stanie kultury są 

to najczęściej ciągi werbalizacji problemów wszechświata 

obejmujących swoim tematem na przykład ducha kosmosu, 
latające talerze i bioprądy w jednym ujęciu lub problemów 

parapolitycznych obejmujących na przykład wszechświatowy 
spisek, wielkość ofiar tego spisku i przyrodzoną im szlachet­
ność w innym. Jakakolwiek próba nadania takim poglądom 
koherencji musiałaby je unicestwić. Jednakże spełniają one 
i rolę pozytywną. Zapewniają jakąś, ale zawsze określoną, 
orientację poznawczą i chronią przed chaosem lub ucieczką 
w „odlot". Stanowią też jakieś kryterium wyboru lektur czy 
filmów. Jest to więc coś znacznie więcej niż identyfikacja 
lub pozostanie na poziomie ekstrapsychizacji i ekstraspekcji. 

Jest to coś, co porządkuje jakoś biografię i zapewnia jednostce 

poczucie, że dysponuje ona określonym światopoglądem i nie 

jest zagubiona w świecie i wszechświecie. Nie należy więc 

treści kosmicznego sensu życia lekceważyć, gdyż jest ona 
formą zaawansowania podmiotowości. Nie jest to wpraw­

dzie wiedza rozwijająca się, ale ma potencjały wzbogaca­

nia się i dlatego w jakimś stopniu uniezależnia jednostkę 

od przypadkowych zdarzeń. 

W wyjątkowych warunkach może ona być nawet punktem 

wyjścia do osiągnięcia fazy dojrzałego sensu życia. Piszę o wy­

jątkowych warunkach, gdyż wiedza fazy kosmicznej, jak każdy 

stereotyp kulturowy, ma w sobie zawarte mocne bezpieczniki 

przetrwania. Dzięki niedokształceniu jednostki, stwarza ona jej 
poczucie pewności swojej wiedzy, wyzwala emocje obronne 

w wypadku jej naruszenia i wymaga akceptacji całościowej. 

Zwracam tu uwagę na to, że wiedza refleksyjna, dojrzała, oparta 

na standardach podmiotowych nie stwarza takiego poczucia 
pewności jak wiedza stereotypowa. Jest ona mało „twarda" 
i może zmieniać się pod wpływem negocjacji. Dlatego myśle-

309 

background image

nie abstrakcyjne, osobiste, nie jest odpowiednim narzę­
dziem ujmowania świata dla jednostki niepewnej siebie, peł­
nej obaw i poczucia słabości. 

Tylko u niektórych osób, w wyniku szukania odpowiedzi 

na podstawowe pytania dotyczące świata, człowieka i siebie 
w tym świecie, pojawia się próba ustalenia nie tylko tego, co 
w ogóle jest ważne, ale i tego, co we własnym życiu jest dla 

nich najważniejsze. Dojrzałość sensu życia polega między in­
nymi na tym, że treść jego nie ogranicza się już tylko do uni-
wersaliów typu: „świat jest...", „najważniejsze dla ludzi jest...", 
„ludźmi rządzi..." Te uniwersalia, gdy występują u osoby do­

rosłej, są w istocie wyrazem fiksacji rozwojowej, zalegania 
licealnej przeszłości. 

10.8.7. Faza dojrzałej potrzeby sensu życia 

Rozwój potrzeby sensu życia rozpatruję jako wynik ekspan-

sywności potrzeby poznawczej osoby, która czyni obiektem 
poznania sens samej siebie. Formowanie się koncepcji sensu 

siebie jest procesem złożonym i ma co najmniej trzy fazy. 

Po fazie identyfikacji następuje faza kosmiczna potrzeby 

sensu życia, a po jakimś czasie, po wyjściu z roli jednostki 

przygotowującej się dopiero do życia, powinna pojawić się doj­

rzała koncepcja życia, wynikająca nie tylko z zainteresowa­
nia sensem utajonym własnego istnienia, ale też z poczucia 
odpowiedzialności za własne życie. 

Człowiek dojrzały, tworząc koncepcję siebie samego, doko­

nuje jej przez określenie, co dla niego jest ważne i co z tego 

wynika. Przepuszcza doświadczanie świata przez pryzmat Ja 
i w ten sposób stawanie się osobą nabiera pełni. Przyjmując 
definicję Czesława Nosala: „Jednostką mądrości jest każdy akt 
umysłowy, w którym uczestniczą struktury Ja" (Nosal, 1994), 
można stwierdzić, że stając się osobą, człowiek uzyskuje rów­
nież formalne warunki do wejścia na drogę mądrości. Ten zwią-

310 

background image

zek sensu życia z Ja znajduje wsparcie w wynikach wielu badań 

prowadzonych w ostatnich latach. Wskazują one jednoznacznie 

na szczególną rolę Ja jako „centralnego schematu ustosunko-

wań, stanowiącego główny układ odniesienia dla procesów re­

gulacji" (cyt. za: Jarymowicz, 1990). Stwierdzono też, że Ja 
uformowane jako model, a więc koncepcja siebie, jest owym, 
tak poszukiwanym w psychologii, warunkiem zgodności dzia­
łań z przekonaniami

1 0 7

. Poza tym, wiadomo już, że Ja jest swe­

go rodzaju prototypem, do którego odnosimy ujęcie innych lu­
dzi. Gdy ludzie najpierw opisują siebie, wówczas innego 
człowieka charakteryzują w kategoriach tego samego typu, co 
siebie

1 0 8

, i tym samym stać ich na altruizm. Natomiast, gdy 

zaczynają swoją refleksję nie od siebie, ale od innej osoby, 
kładą nacisk na różnice, jakie je dzielą od nich. Ta asymetria 

wydaje się czynnikiem decydującym o wyborze strategii nego­

cjacji, kooperacji lub walki z innymi ludźmi. 

Mądra osoba zaczyna od Ja, ponieważ jest to uczciwy punkt 

wyjścia, nie wymagający odwoływania się do pewników z zew­
nątrz. Nasuwa się tu od razu cytat z Dziennika Witolda Gom-

1 0 7

 Wykazał to w serii badan Bogdan Wojciszke, autor koncepcji „Ideali­

zmu Ja". Zajął się on jednym z najważniejszych problemów psychologii oso­

bowości, jakim jest zgodność poglądów i działania. Zgodnie z uzyskiwanymi 

wynikami empirycznymi tymi, którzy nawet w sytuacji pokusy wprowadzają 

deklarowane preferencje do swojej praktyki życiowej, są osoby, których Ja 
posiada charakter koncepcji abstrakcyjnych (Wojciszke, Tymoszczuk, 1989). 

Wynik ten jest zrozumiały w ramach teorii kod-emocje. Jednym z wyni­

kających z niej wniosków jest, że kontrola zgodności działań z ich założeniami 

jest możliwa tylko za pomocą modelu (kod hierarchiczny). 

1 0 8

 U podłoża tego zjawiska leży fenomen wykryty przez Jeana Paula Co-

dola i nazwany przez niego „asymetrią autocenuyczną". Dotyczy on warun­
ków, które powinny zostać speinione, aby w toku kooperacji jednostka skłonna 
była zauważać kooperanta jako taką samą osobę jak i ona. Wydaje się więc, 
że wychodzenie od Ja jest wyrazem autonomii psychicznej i wskazuje na zwią­
zek tej autonomii z altruizmem. Wyjście od Ja, od siebie jako prototypu, wbrew 

pozorom nie tylko nie zamyka nas w swoim świecie, ale otwiera nas na świat 
innych ludzi. 

311 

background image

browicza: „Ja zaś chciałem być — być sobą — sobą nie ar­
tystą, ani ideą, ani żadnym dziełem swoim — sobą. Być po­

wyżej sztuki, dzieła, stylu, idei" (Gombrowicz, t. IX, 1989, 

s. 15). „Być sobą" to znaczy „być powyżej", czyli nie być 

uzależnionym od tego, co jest. To warunek w ogóle konstruk­

tywnego działania. Właśnie Gombrowicz, niestrudzony obroń­

ca „chłopca" i zachowania go w nas nadmiernie doroślejących, 
ujawnia, że status psychiczny danych nam obrazów, opisów 
siebie i świata ulegać może zmianie zależnie od tego, czy nasze 

Ja jest otwarte, takie, które postrzega siebie, które potrafi do­
strzec siebie w czyimś Ja, nawet gdyby to było rudymentarne 
Ja krowy. Gdy na przykład dostrzegł, że krowa — uprzednio 
tylko krowa stojąca na poboczu drogi — dostrzegła go, ozna­

cza to, że ta krowa stała się dla niego inną krową niż spotykana 

na codziennym spacerze, gdyż zmieniła się relacja do niej. Ale 

on w poczuciu wewnętrznym staje się czymś innym, gdyż spo­
strzeżonym przez krowę. Zewnętrznie nic nie uległo zmianie, 
obraz fizycznie jest ten sam, ale i krowa, i stosunek do niej, 
i nawet do siebie, są już inne, gdyż Ja zostało usytuowane 
inaczej wobec niej i ona inaczej wobec niego (s. 36). W filmie 

Ingmara Bergmana Persona jego bohaterka, psychicznie niema, 

jest sam na sam ze swoją pielęgniarką. Nie czyni, wydawałoby 

się, nic szczególnego i nie mówi nic, ale obydwie ulegają za­

sadniczym zmianom. 

Niestety nieraz, a może najczęściej, Ja jest ograniczone do 

tego, czym jestem, utożsamione z moją rolą społeczną, a nie 
ze mną. Ja zostaje uwięzione, zamknięte w tej roli. Komunikuje 
się ono ze światem tylko poprzez systemy sygnałów warun­
kowych i tylko poprzez te systemy ujmuje siebie. Gombrowicz 
pisze o ludziach w takiej sytuacji, że „ich obcowanie — z czym­
kolwiek — odbywa się poprzez system znaków ustalonych, 
niby przez telefon, a wszelka bezpośredniość jest surowo za­

kazana. Refleks warunkowy — w tym sekret cały. Gdy się 
chce, żeby psu Pawłowa wyciekła ślina, nie trzeba mu pokazy­
wać mięsa, lecz zatrąbić. Gdy się chce, by oni wpadli w za-

312 

background image

chwyt, trzeba zacytować wiersze Cocteau lub pokazać Ce-
zanne'a — wówczas wpadną w zachwyt, skojarzy im się to 

z pięknością, wycieknie im ślina, to jest raczej oklaski zjawią 
się na rękach" (s. 129). 

Takie Ja zamknięte w stereotypach poznawczych jest uwię­

zione nie tyle w nas jako osobach, ile w nas jako poetach, 
uczonych czy oficerach. Jest ono oczywiście ważne na co dzień, 
chociażby dlatego, że jest punktem oporu, gdy sprawy stają się 

już zbyt serio, a rzeczywistość przerasta nas i staje się groźna. 

„Bo gdy już nie ma się czego uczepić, człowiek może się je­
szcze uczepić siebie, zasada tożsamości «ja jestem ja» nie jest 
tylko fundamentalną zasadą logiki, ale i ostatnią racją człowie­

czeństwa; i kiedy znika wszystko, pozostaje jednak to, że jak 
kiedyś byłem, byłem taki, a nie inny; i lojalność wobec siebie 
samego objawia się nam jako ostatnie prawo, któremu jeszcze 
możemy podlegać" (s. 64). Gombrowicz posługuje się tu przy­
kładem kapitana okrętu idącego na dno, który trzyma się swo­

jego kapitaństwa, gdy nie może już nic innego uczynić, niż też 

pójść na dno. To mu pomaga umrzeć. Sądzę, że gdyby jednak 
miał on przeżyć, to utożsamienie jego Ja z kapitaństwem może 

być tylko obciążeniem. To utożsamienie nie służy niczemu, co 
mogłoby cokolwiek posunąć do przodu w jego osobistym życiu, 
gdyż tak naprawdę z samego Ja kapitańskiego nic nie wynika 
dla kapitana. Znaczenia jego Ja utożsamionego z funkcją za­
wodową wynikają przecież z sytuacji i dlatego jest ono od niej 
zależne, a nie od niego jako od osoby. On staje się fragmentem 
własnej sytuacji. Przedmiotem takim jak inne przedmioty. 

„Nie znoszę poetów, którzy są zanadto poetami, i malarzy 

zbyt oddanych malarstwu" (s. 14). Chyba że z ich Ja malar­
skiego lub poetyckiego coś wynika, co ja, poeta lub malarz, 

wnoszę do losów świata, domu, bliskich osób, a nawet do włas­

nego losu. Mamy do czynienia ze sprawą wielką dopiero wtedy, 

gdy kapitan, poeta, malarz traktują swoje rolę tylko jako taką 

oczywistość, która ma z nimi, jako z osobami, powiązanie czy­

sto zewnętrzne. Zastanawiają się natomiast rzetelnie nad tym, 

313 

background image

czym oni stają się dla siebie i dla tej rzeczywistości, dla tej 

Gombrowiczowskiej krowy. Co z nich dla niej wynika i dopiero 
potem — co z niej wynika dla nich? Ta kolejność jest ważna, 

gdyż ustala ona rzeczywiste, rzetelne relacje. Samo nasze ist­
nienie zmienia świat. To, jakim byłem dzieckiem, kształtowało 
moją mamę. To, jakim jestem ojcem, kształtuje mojego syna. 
Nawet jego synostwo kształtuje mnie poprzez moje oddziały­
wanie na niego, zamierzone i niezamierzone. Tu ponownie za­

cytuję poetę Jacka Podsiadło, który wyraża swoje wyjście z fa­
zy kosmicznej następująco: „ O ile dawniej czułem potrzebę 
zbawiania świata, to dziś odczuwam potrzebę zbawienia siebie 

[...]", a parę wierszy wcześniej „[...] jeżeli czuję potrzebę wal­

czenia z państwem, to nie mam ochoty wrzeszczeć w wierszu 
o czołgach i o tym, że Wałęsa jest głupi i że demokracja to 
większość, a większość to idioci. Moją uwagę bardziej zwracają 
przejawy «państwowości» w bardzo drobnych sprawach co­

dziennego życia, a również mojego życia wewnętrznego". 

Przedstawiam tu następującą tezę: dojrzały sens życia 

ujmuje wkład jednostki w to, w czym ona istnieje, w czym 

działa i w czym będzie realizowała się jej przyszłość. Doj­

rzały sens życia jest tym, co przerasta i jednostkę, i stan rzeczy, 

jaki jest tu i teraz. Nie jest to więc tylko transgresja osoby (por. 

Kozielecki, 1987), ale transgresja jej w coś, co jest, a właściwie, 
co będzie od niej zależne i co będzie miało na nią wpływ jako 
na osobę tworzącą kolejne ciągi sytuacji. Problem, który mam 

dzisiaj, obawa, jaką mi. wpojono, stają się w tym kontekście 

fragmentami procesu stawania się mnie w świecie. Stają się 

fragmentem strategicznej perspektywy spełniania sprawy 
wielkiej. Wielkiej, gdyż dotyczy sensownego spełnienia mo­

jego bycia w świecie. Stąd znaczenie dojrzałego sensu życia 

kobiety lub mężczyzny, którzy nigdy nie kończą procesu swo­
ich zmian, nie dojrzeli zbytnio, nie zdrewnieli, nie zapomnieli 
o swoich zabawkach i zawsze gotowi są do pasji i zabawy, 
w toku której projektują swoją przyszłość, a nawet liczne przy­

szłości, w których będą przebierać, spełniając siebie. Jest to 

314 

background image

rozszerzenie swojego Ja na te różne światy, w których możemy 
realnie istnieć w przyszłości, jaka będzie dokonywać się wśród 
nie znanych nam dzisiaj ludzi, drzew, kwiatów i książek, w 
których powstaniu mamy swój udział. Być może nie jest ważne 
to, czy będziemy tam osobiście i czy ten nasz udział był rze­

czywiście istotny. Ten udział jest zawsze istotny dla nas. 

Benjamin Hoff, uparty badacz Małych oraz Dużych Zwie­

rzątek i nieco stronniczy w swoim stosunku do Prosiaczka, 
napisał o nim: „Pod wieloma względami Prosiaczek może wy­

dawać się najmniej znaczącą ze wszystkich puchatkowych po­

staci. A jednak jest on jedyną postacią, która zmienia się, roz­
wija i staje się czymś więcej, niż była na początku. W końcu 

dokonuje tego nie przez zaprzeczenie własnej małości, ale przez 

wykorzystanie jej dla dobra innych. Czyni to nie przez budo­

wanie swojego wielkiego ego — w środku pozostaje nadal 
Bardzo Małym Zwierzątkiem, ale całkiem innym rodzajem Bar­
dzo Małego Zwierzątka" (Hoff, 1993, s. 45-46). 

background image

R O Z D Z I A Ł 1 I 

Deterioracja a adaptacja twórcza 

Co stanie się z ludźmi, którzy pozostali na poziomie identyfi­
kacji? Otóż pozostaną już na zawsze zależni, niedojrzali, nie­

zdolni do opanowywania swojej przyszłości. Wydaje się, że 
dotyczy to głównie tych jednostek, które w okresie młodzień­
czości nie kształciły się ogólnie. Po opanowaniu jakiegoś pod­
stawowego, prostego zawodu ich drogą życiową będzie tylko 
wykonywanie tego zawodu lub pozostawanie na marginesie ży­

cia. Napisałem „wydaje się", gdyż jak wspomniałem, zachodzą 

tu szybko zmiany i coraz częściej młodzież kształcąca się ogól­

nie zaczyna również realizować „odlotowy", bezrefleksyjny 
albo i agresywny styl życia. Mechanizm tego zjawiska nie jest 

dla mnie całkiem zrozumiały. Sądzę, że jakąś rolę odgrywają 

w nim trudności samookreślenia, brak wiary w siebie i agre­
sywny rynek. Nie mając danych, zakładam doraźnie, że każda 

forma kształcenia się sprzyja pokonaniu progu identyfikacji. 

W pracy Adaptacja twórcza (Obuchowski, 1985) starałem się 

uzasadnić pogląd, że osobowość zorientowana na tu i teraz, 
na wymagania sytuacji, musi z czasem ulec zubożeniu, gdyż 
nie są wykorzystywane jej możliwości, a narząd nie używany 

zanika, adaptując się do obniżonych standardów działania. Moż­

na więc przewidzieć konsekwencje „tuiterazowego" stylu ży­

cia

1 0 9

. Jest nią formowanie się osobowości biernie wymagającej, 

1 0 9

 Zwłaszcza że „tu i teraz" jest fikcją — to tylko punkt, przez który 

przepływa czas z przyszłości do przeszłości. Orientacja na okoliczności bie­

żące to orientacja na przeszłość. 

316 

background image

o miernej i zdezaktualizowanej wiedzy. Jednostka taka po uzy­
skaniu dojrzałości fizycznej staje się z biegiem lat nie coraz 
więcej, ale coraz mniej zdolna do opanowania nowego zawodu, 

zrozumienia nowych wymagań i postawienia sobie nowych za­
dań. Staje się psychicznie niepełnosprawna, jakkolwiek z punktu 
widzenia lekarskiego jest zdrowa, a z punktu widzenia psycholo­

gicznego nie wykazuje żadnych odchyleń. 

Zmiany osobowości muszą zachodzić, gdyż istnienie oso­

bowości jest procesem i nie jest możliwy jej stan stabilny. Może 

ona ulegać ubożeniu, jak to wyżej opisałem, lub rozwijać się. 

Jest jednak i trzecia możliwość — patologizacja, gdy zamiast 
ubożenia lub rozwoju włączają się w proces zmian osobowości 
mechanizmy obrony psychicznej, które wprawdzie wstrzymują 
ubożenie, ale powodują uformowanie się pętli zwrotnych na­
rastającej patologii, lub też następuje adaptacja do dysfunkcji 

bazalnych cech osobowości. 

Całkiem inaczej przebiegają zmiany osobowości jednostki 

spełniającej się, formującej swój sens życia. Dokonuje się to 
w drodze adaptacji twórczej. Polega ona na tym, że gdy 

osoba stawia przed sobą określone zadania zorientowane 

na daleką przyszłość, co jest wynikiem posiadania przez nią 
koncepcji swojego życia, dochodzi do adaptowania się oso­
bowości do modeli rzeczywistości nie tylko tej, jaka dzieje 

się, ale i tej, jaka wynika z tych zadań. Ponieważ zadania 
dalekie są wynikiem aktywności twórczej osoby, stąd nazwa 

„adaptacja twórcza". Jest to podstawowy mechanizm rozwoju 

osobowości przez cały okres życia człowieka dorosłego. 

Jedną z tez tego rozdziału jest, że posiadanie własnej 

koncepcji sensu życia umożliwia jednostce formułowanie 
osobistych zadań dotyczących nie tylko tego, co przed nią 
bezpośrednio, ale i jej dalszej przyszłości.
 Pisałem też, że 

zapewnia to określoną odporność na boczne uderzenia spycha­

jące z głównego nurtu życia, daje świadomość racji, dla jakich 

podejmujemy wysiłek i ryzyko, oraz zapewnia zdolność do 
kontrolowania własnej biografii. Nadaje też życiu wagę uza-

317 

background image

sadniającą znaczny wysiłek i duże ryzyko. Nawet sens życia 
nadany spełnia na określony czas rolę stabilizatora i czynnika 
odporności, tyle że waga życia zależy wówczas głównie od 

okoliczności. Gdy sens życia jest własny, gdyż wynika z włas­

nej koncepcji życia, dołącza się do tych walorów szansa speł­
niania się adaptacji twórczej, a więc i rozwoju osobowości. 

Szansy tej nikt nie może dać nikomu. Pełnia życia zależy od 
samej osoby. 

Adaptacja twórcza dotyczy struktur informacyjnych osobo­

wości, z czego wynika, iż rozwój osobowości może trwać 
względnie niezależnie od wieku i od stopnia zaawansowania 

starczych zmian. Są nawet podstawy do przypuszczenia, że 
właśnie rozwój osobowości łagodzi skutki tych zmian, a może 
nawet je opóźnia. Tak więc nie tylko dojrzałość, ale i postać 
starzenia się zależy bardziej od nas samych, niż możemy to 
zauważyć, będąc pod naciskiem dokonujących się w nas zmian 
somatycznych i poczucia zbliżania się końca. 

Ewolucja jest ślepa niczym bogini sprawiedliwości. Bar­

dziej ceni sobie okoliczności przetrwania i ekspansji genów 
oraz szczęśliwy traf mutacji niż osiągnięcia jednostki. Ludz­
kość przeciwstawiła się tym jej preferencjom

1 1 0

, ludzie na­

brali świadomości siebie i teraz nie mamy już wyboru. Tyl­
ko od jednostki zależy jej klasa i przed nikim nie da się 
usprawiedliwić omyłki zaniechania bycia tym, kim można 

być. 

Od głębi refleksji nad sobą i od odwagi w wytyczaniu szla­

ków życiowych zależy to, czy będziemy CZYMŚ czy KIMŚ 

w strumieniu życia, który ewolucja zorientowała bardziej na 

szybką wymianę pokoleń niż na doskonalenie się indywiduów 
naszego gatunku. Użyłem tu słowa „gatunek" w ślad za mi­
strzem wnikliwej obserwacji ludzi, Ryszardem Kapuścińskim. 

1 1 0

 Przypomnę tu wspomnianą już zasadę maksymalizacji fitness. Dociek­

liwego humanistę odsyłam do artykułu Tadeusza Bielickiego pt. O pewnej 

osobliwości człowieka jako gatunku (1991). 

318 

background image

Napisał on w jednym z fragmentów Lapidarium następująco: 

„Umysł człowieka kultury masowej to jest inny umysł. Różnica 

między takim umysłem a umysłem intelektualisty nie jest róż­

nicą stopnia, ale różnicą gatunku. Są to mózgi drukowane róż­

nymi kodami. Nie można wprowadzać tu rozróżnienia wyższy 

— niższy, chodzi bowiem o inność, o odmienność struktur 

mentalnych. Cechy umysłu człowieka kultury masowej: a) brak 
ciekawości świata, nie chce wiedzieć, b) obojętność, pasyw­
ność, myślowa drzemka, c) jeżeli jakieś myślenie, to powol­
ne, bez tempa, bez polotu, d) ślepa wiara w stereotypy, mity, 

brednie; niechęć, aby je rewidować, odrzucać, e) nieufność" 

(Kapuściński, 1990, s. 107). 

background image

R O Z D Z I A Ł  1 2 

Potrzeba dystansu psychicznego 

12.1.  N O W E WARUNKI USYTUOWANIA 

SENSU ŻYCIA 

Przekonanie o tym, że wciąż kształtują się nowe potrzeby 
człowieka, a w każdym razie nowe warunki ich realizacji, 

jest wynikiem obserwacji dokonywanych w ostatnich dzie­

sięcioleciach. Pisałem już wyżej o tym, że postępuje proces 

zapoczątkowany przez upowszechnienie konieczności formu­
łowania osobistej koncepcji sensu życia. Szczególną uwagę 
zwraca to, że formułowanie tej koncepcji staje się nie tylko 
tworzeniem układu wartości, według którego orientujemy 
nasze życie. Jest to jedna z form rekonstruowania w sobie 
tej kultury, która na zewnątrz nas coraz bardziej słabnie. 

Musimy ją tworzyć, gdyż kultura jako taka jest niezbęd­
na do utrzymania przez jednostkę statusu osoby ludzkiej. 
Wynikają z niej przecież i powinności osoby i jej kryteria 
dobra i  z ł a

1 1 1

1 1 1

 Nie jest jasne, jak w wypadku kultury tworzonej „przez osobę dla sie­

bie" kształtuje się owa, opisywana od zeszłego stulecia, przeciwstawność in­
teresów kultury i jednostki ludzkiej tak oczywista w wypadku kultury tworzo­
nej „dla uporządkowania jednostki w kulturze". Odpowiedź na to pytanie 
wymaga osobnego studium. Wydaje się jednak, że sprzeczność,  j a k a powstaje 

między jednostką i tworzoną przez nią na użytek własny kulturą, wynika 
z rozbieżności interesów tego stanu, jaki jest, i tego stanu, jaki powinien 
być. O to wiaściwie chodziło w owych bojach z kulturą. 

320 

background image

Istnienie kultury, tak jak i istnienie osobowości, jest proce­

sem. Osobowość powinno więc charakteryzować istnienie cią­

gu przeformułowań koncepcji własnego życia. Jednostka speł­

nia w ten sposób zrodzoną w sobie kulturę i przeciwstawia się 

jej, dokonując jej modyfikacji. Sądzę, że ten w pewnym sensie 

wewnętrznie sprzeczny proces nie może ulec zatrzymaniu bez 

poważnych konsekwencji dla statusu osoby. Zatrzymanie go 
bowiem powoduje, że treść sensu życia traci swój sens. Staje się 
on tylko zapisem w pamięci, z którego wynika niewiele więcej 
niż to, że jest. Tak jak nic nie wynika z książki, filmu, rozmo­
wy, których treść nie została poddana przemyśleniu i nie po­
wraca w treści kolejnych, nowych refleksji. Sensy kultury, tak 

jak i dzieła sztuki, żyją tylko wówczas, gdy mogą odnaleźć 

się w nowych formach, gdy mogą dookreślać nowe doświad­
czenia i być przez nie dookreślane
 (Obuchowski, 1997). 

Przypomnę, że już w latach sześćdziesiątych naszego wieku 

zgodność z tradycją i identyfikacja z wzorami kultury pocho­

dzącymi od starszych pokoleń utraciły w warunkach wymagań 
nowych ludzi, ludzi-podmiotów, swoje szanse uzasadniania ży­
cia, nadawania mu sensu. Umarły. Dlatego pojawiła się przed 

ludźmi konieczność rekonstruowania kultury w sobie, to znaczy 

określania zasad i warunków indywidualnej odpowiedzialności 

człowieka za własne życie, za własne poglądy, realizowane cele 

i skutki działań. Nawet gdy podejmuję działania zgodne 

z tradycją, muszę sam wiedzieć, dlaczego postępuję zgodnie 
z tradycją, co ona jest warta, a nie mogę traktować jej jako 
wartości samej dla siebie. Jeśli naśladuję mojego ojca, mu­
szę mieć argumenty przemawiające za moim wyborem i nie 

wystarcza fakt, że jest on moim ojcem. Jeśli jestem religijny, 

to muszę w pełni zdawać sobie sprawę z założeń mojej wia­
ry, warunków, jakie muszę spełnić, i powodów, dla których 
wybrałem tę wiarę, a nie inną. Mało tego, co pewien czas 

powinienem moje wnioski przemyśleć od nowa. 

Otóż proces utrzymywania swojej koncepcji życia w zmien­

nym świecie, gdy narasta lawinowo nowa wiedza i ocieramy 

321 

background image

się o różnorodne systemy wartości, wymaga istnienia warun­
ków do coraz sprawniejszego ich zmieniania bez utraty tożsa­
mości i zmiany zasadniczego kierunku działania. Wydaje się, 
że jednym z tych warunków jest ogólność przesłanek, jakimi 
posługujemy się, i rozszerzenie ich układu odniesienia. Ozna­

cza to, że koncepcja sensu życia osoby powinna być coraz 
bardziej obudowywana w teorię nie tylko życia, ale i warunków 
życia jednostki ludzkiej i zasad istnienia jej jako osoby. Pisałem 
ongiś o aktualności pragnienia Williama Jamesa, który chciał 

poznać jakiś powód, dla którego trzeba żyć o godzinę dłużej 

(Obuchowski, 1989a, s. 73). Być może nadszedł czas, gdy 
przedmiotem takiego pytania powinna stać się ludzkość. Po 

co ma ona istnieć o godzinę dłużej? Jaka jest rozsądna cena 

jej istnienia? Sprawa nie jest tylko teoretyczna i dotyczy pra­

ktyki życia każdego człowieka, gdyż staje się wyraźnie widocz­
ne, że działania coraz większej liczby ludzi w coraz większym 
stopniu mają wpływ na ich świat. Jest to wynikiem pojawienia 
się nowych czynników. Jednym z nich jest upowszechnienie 
demokracji i narastająca świadomość konieczności jej ewolucji 

w kierunku demokracji partycypacyjnej. 

Jak już wspomniałem w rozdziale o potrzebach fizjologicz­

nych, problem polega na tym, że ludzie, swobodnie wybierając, 
dali prawo decydowania o świecie osobnikom, którzy zaanga­
żowani w doraźne działania polityczne i przekonani do trady­

cyjnych priorytetów mają tendencję do skupiania się na projek­

tach, których koszty są przerzucane na przyszłość. W wyniku 

tego następne pokolenia być może pozostaną bez szans na ist­

nienie. Niewiele wynika z oskarżania polityków o niszczenie 

warunków życia na Ziemi. Odpowiedzialność za zakończenie 

istnienia ludzkości, gdy już ono nastąpi, nie będzie miało prze­

cież wówczas żadnego znaczenia. Cóż z tego, że uznamy za 

niebezpiecznego durnia jakiegoś szefa służby zdrowia, który 

ogłosił, iż deformacja układu genetycznego dzieci na Śląsku, 
spowodowana zanieczyszczeniami przemysłowymi, jest szczę­

śliwym trafem ulepszającym ewolucję człowieka. Nie pomoże 

322 

background image

to w niczym chorym i umierającym dzieciom. Dobrze jest ra­
czej zaakceptować prawdę, że za polityków odpowiedzialni są 
wyborcy. To właśnie każdy wyborca, jako osoba, powinien 
wiedzieć, na jaki decyduje się los, swój i swoich potomków, 
wybierając określonego polityka i nie podejmując aktywności 

samorządnej. Ochronny podział na „my i oni" nie zapobiegnie 
najgorszemu. 

Takich obszarów odpowiedzialności jest wiele i nie opanuje 

ich jednostka nie dysponująca ogólną koncepcją siebie w świe­
cie, w tym swojej odpowiedzialności za ten świat. Wadą doj­
rzałego sensu życia, takiego, jaki do niedawna zapewniał 
i nadał zapewnia rozwój osobowości, może być to, że daje 
on zbyt dużą pokusę potraktowania siebie jako osoby, która 

istnieje sama w sobie. Przytoczone wyżej rozważania postulatu 

Gombrowicza dotyczą właśnie tych nowych wymagań wobec 
indywidualnego sensu życia, polegających na ULOKOWANIU 

SWOJEGO SENSU ŻYCIA W TYM, W CZYM  B Ę D Ę IST­
NIAŁ i stosownie do czego spełniać się będzie moja adaptacja 
twórcza. 

Właśnie ten punkt wyjścia w określaniu sensu życia wy­

daje się tym, co jest specyficzne dla ostatnich lat XX wieku. 

Nie może nim być zastana kultura ani to, w czym jednostka 

jest, co ją kształtowało, co stawia jej wymagania. Punktem 

wyjścia powinna być sama jednostka i jej wizja siebie w tym 
świecie, który ona będzie zmieniać, sama się zmieniając. 

12.2. JA INTENCJONALNE I JA  P R Z E D M I O T O W E 

Wyciągając wnioski z tego, co napisałem powyżej, można by 

przyjąć, że warunkiem rozwoju osobowości są nie tylko szanse 

zmieniania własnej koncepcji sensu życia, ale i coraz wyraź­
niejsze zhierarchizowanie tej koncepcji. Nawiązując do koncep-

323 

background image

cji George'a Kelly'ego, zauważę, że dojrzała koncepcja sensu 
życia jest rodzajem konstruktu poznawczego. Gdy jest on 
w stanie asymilować treści innych konstruktów, i to treści 
coraz bardziej odległych znaczeniem i zakresem, określimy 

go nazwą przepuszczalny, a być może nawet „coraz bardziej 

przepuszczalny". Ujmując to w innych słowach, powiemy, że 

konstrukt ten, stając się coraz bardziej ogólny i pojemny, roz­
szerza też zakres swoich treści, zakres świata, którego dotyczy. 
Konstrukt, stając się coraz bardziej przepuszczalny, pozostaje 
ten sam i wciąż inny, jak wspomniany wyżej Prosiaczek, który 
funkcjonując nie przeciw czemuś, ałe dla czegoś, staje się 

czymś więcej, niż był na początku. Pozostaje nadal Bardzo 

Małym Zwierzątkiem, ale i całkiem innym rodzajem Bardzo 

Małego Zwierzątka. Być może nawet Bardzo Wielkim Małym 
Zwierzątkiem. 

Powstaje pytanie, którego niektórzy psychologowie poznaw­

czy nie lubią. Co sprawia, że przepuszczalny konstrukt (prze­
ważnie jakaś wymyślona przez badacza „reprezentacja") zaczyna 
„przepuszczać" do wewnątrz, do siebie, a właściwie „nasycać 
się" odmiennościami, włączać w swoją treść treści innych kon­
struktów? Aby na nie odpowiedzieć, trzeba przyjąć, że ten kon­
strukt jest CZYJŚ, jest własnością czyjegoś aparatu poznawania 
i jakoś daną osobę wyraża. Ten ktoś posługuje się nim inten­

cjonalnie dzięki temu, że nie utożsamia się z nim, ma dys­
tans do niego.
 Oznaczałoby to, że to nie konstrukt poznawczy 
kieruje osobą, ale ona nim. Chyba że jest to konstrukt nie­
przepuszczalny, stereotyp, przesąd.
 Z takim konstruktem 
nie da się nic uczynić. To nie on jest narzędziem jednostki, 

ale ona jest jego narzędziem. Ogon merda psem. 

Kobiety na zesłaniu, o których uprzednio pisałem, nie da­

wały się uczynić fragmentem świata, na jaki zostały skazane. 

Pozostawały sobą, gdyż udawało im się utrzymać dystans wo­
bec tego świata. Nie dawały się również opanować rozpaczy, 
odnosząc się do niej jako do słabości i nie były całkiem samo­
tne, gdyż każda z nich była ze sobą, gdyż zachowały swój status 

324 

background image

autonomicznych jednostek ludzkich. Zachowały dystans. Czy 
się zmieniły? Właśnie dlatego, że się zmieniły, mogły zacho­

wać ten dystans. W czym się zmieniły? Trudno powiedzieć 

dokładnie, ale na pewno w tym, że uznały za realny fakt, iż 
teraz nie są już osobami o wysokim statusie społecznym, z któ­
rymi inni muszą się liczyć, nie mają już oparcia w swoich 
mężach, nie mogą dokonywać wyboru miejsca życia, nie mogą 
decydować o sposobie swojego życia i dzielić odpowiedzial­
ności za życie swoich dzieci ze swoimi małżonkami. Są zesłane 

na Sybir. To znaczy, że nikt bliski im nie może pomóc, są 

skazane na to, aby tu zostać i być może zostaną tu już na 
zawsze, ich dzieci powinny w tych warunkach umrzeć, a mimo 
to cała odpowiedzialność za ich życie spoczywa tylko na nich. 

Pozbywając się złudzeń co do losu, jaki im przygotowano, 

i akceptując swoją odpowiedzialność za losy dzieci, odrywając 

się od swoich poprzednich ról, zaakceptowały też fakt, że będą 

robić wszystko, co się da, aby ten wyznaczony im los się nie 

spełnił. Wiedząc, że to tylko one osobiście są za wszystko 
odpowiedzialne, stały się osobami zdolnymi do działań mą­
drych. Usytuowały się więc poza swoim losem, decydując się 
na aktywny udział w zmianie konsekwencji swojego zesłania. 
Odniosły się do swojej sytuacji intencjonalnie. To właśnie ta 
nieoczekiwana, niewyobrażalna sytuacja stworzyła nowe, twar­
de reguły gry. Według tych reguł wyznaczono im rolę blotek, 
ale one zamiast stać się tylko przedmiotem gry, zmieniły swój 
status. Podjęły grę, stwarzając własne, dodatkowe reguły. Nie­
które wygrały, niektóre umarły, to prawda, ale blotka nigdy nie 
wygrywa. Przechodzi tylko z rąk do rąk. 

Jaki mechanizm psychologiczny leży u podstaw tego rodza­

ju opanowania i przekształcenia sytuacji, w której przedmiot 

przejął inicjatywę i zaczął działać jako podmiot? 

Spróbowałem odpowiedzieć na to pytanie w pracy Człowiek 

intencjonalny

112

.

 Zająłem się tam warstwą fenomenologiczną 

1 2

 Obuchowski, 1993: „Ja intencjonalne i Ja przedmiotowe", 2000. 

325 

background image

psychiki człowieka. Analizując akty psychologiczne dziejące 

się w świadomości ludzkiej, przyjąłem, że rozwój osobowości 
może być ujmowany nie tylko na płaszczyźnie mechanizmów 
psychologicznych, czego przykładem jest adaptacja twórcza, 
ale i na typowo ludzkiej płaszczyźnie fenomenologii ducha. 

Pociągające w tym ujęciu jest nie tylko przywrócenie psycho­
logii, porzuconej przestrzeni ontologicznej, ale i zbadanie moż­
liwości, jakie kryje zastosowanie w toku analizy fenomen do­
świadczeń psychologicznych. 

Punktem wyjścia była obserwacja, że istniejące w obrębie 

świadomości treści psychiczne mogą być utożsamiane przez 
nas z nami lub też traktowane przez nas jako nasze treści psy­
chiczne, które posiadamy, ale które nie konstytuują nas jako 
osób, jednostek intencjonalnych. Lęk, rozpacz, bycie chorym, 

bycie kaleką, radość i sukces mogą występować w dwóch 
postaciach. W postaci tożsamej z osobą i w postaci właści­
wości osoby.
 Na przykład gdy ja utożsamiam się z moim bólem 
lub z niepowodzeniem, one dla mnie są mną i dlatego ja nie 
mogę nimi kierować, nie mogę kontrolować ich. W istocie one 

kontrolują mnie. 

„Jestem zły i dlatego reaguję agresją, a nie dlatego, że ja 

chcę działać agresywnie. Ta złość jest mną. Jestem tą złością". 

Może być jednak tak, że ta złość nie jest mną, ale jest moją 

złością, odczuwam ją, tyle że jest ona we mnie, nie jest ona 
mną. Nadaję więc jej status przedmiotu, takiego samego jak 

moja ręka, komputer czy łyżka. Dlatego mogę tę złość kontro­
lować. 

„We mnie pojawiła się złość, ona powoduje, że chciałbym 

zareagować agresją, ale mimo to postaram się ją w sobie stłu­
mić lub zachować się agresywnie, gdyż tak mi się spodobało. 

To moja sprawa, że odczuwam złość i moją sprawą jest, co 

z nią zrobię". 

326 

background image

Na tej samej zasadzie mogę kontrolować i mój lęk, i moją 

radość, i miłość, i wrogość. Nie jest to sytuacja trwała. Nieraz 

człowiek odczuwa to, że kontroluje na przykład swój lęk, ana­

lizuje go, w pewnym sensie przygląda mu się z dystansu. Może 

się jednak zdarzyć u tej samej osoby, że po jakimś okresie nie 
sprzyjających jej warunków łęk zaczyna znowu opanowywać 

ją. Osoba ta odczuwa wówczas wyraźnie, że traci kontrolę nad 

nim. Nieraz nawet „przygląda się" spokojnie temu swojemu 

radzeniu sobie z lękiem aż do chwili, gdy sama przekształci 
się w lęk. Dokładniej ujmując, aż do chwili, gdy lęk staje się 
nią. Fenomenologicznie rzecz ujmując, nie ma już jej poza nim. 

Oznacza to, że status psychologiczny lęku uległ u niej ja­

kościowej zmianie. Niby jest to wciąż lęk, taką samą ma nazwę, 
ale psychologicznie staje się czymś całkiem innym. 

Człowiek odpowiednio nastawiony może kolejno podda­

wać swojej kontroli coraz więcej właściwości swojego Ja. 

Nadając im status przedmiotu, wyłącza je ze swojego Ja, ze 
swojej podmiotowości, nadając im status przedmiotu „ja-

-nie-ja". Kontynuując ten proces uprzedmiotawiania Ja, czło­
wiek w końcu dociera do takiej treści Ja, której już nie da się 

z niego wyłączyć. To„ co pozostało w owym „odprzedmioto-
wionym" Ja, to właśnie czysta intencja. Ona może tylko odno­
sić się, a nie możemy do niej odnieść się, gdyż ona jest tylko 
nami. 

Można sobie ten mechanizm wyobrazić następująco: Czło­

wiek na poziomie bezrefleksyjnym, orientujący się wyłącznie 

za pomocą kodów konkretnych, ma jedno zintegrowane Ja. Na­
zwijmy je Ja synkretycznym. Cokolwiek jest składnikiem tego 
Ja, jest i tym Ja, Gdy człowiek o Ja synkretycznym ma jakiś 
pogląd, a ktoś występuje przeciwko temu poglądowi, to 
w poczuciu tego człowieka ten ktoś występuje przeciwko 

niemu osobiście, ponieważ ten pogląd jest nim. Dlatego każ­
da krytyka wywołuje osobistą obronę, nie tyle poglądu, ile sie­
bie. Dlatego też żaden argument podważający ten pogląd jest 

nie do przyjęcia. Dla człowieka z Ja synkretycznym nie istnieją 

327 

background image

argumenty przeciwko jego poglądom. Traktuje on je jako atak 
na siebie, na swoją wartość. Jego wiedza jest wiedzą „gorącą". 
Ona go parzy, musi coś z nią zrobić. 

Natomiast człowiek, który zaczyna posługiwać się koda­

mi abstrakcyjnymi, wytwarza sobie koncepcję swoich wła­

ściwości. Jego koncepcje nie są nim. Gdy mówi o swoim 
poglądzie ujętym jako koncepcja, a nie jako konkretne 

przekonanie, to mówi o „czymś" tak jak o swoim kapeluszu 

lub o złamanym paznokciu czy nodze. Drobna, wydawałoby 

się, zmiana semantyczna jest funkcjonalnie jakościową zmianą, 
bo w jej wyniku człowiek rządzi sobą. Może jakąś swoją kon­

cepcję przemyśleć na nowo, może ustalić, jak ona powstała, 

może negocjować z kimś, kto twierdzi, że jest inaczej. Może 

to wszystko czynić „chłodno", ponieważ to nie ON jest atako­
wany, ale TEN pogląd. Jego wiedza jest chłodna, bo ona tylko 

do czegoś mu służy, a on wie, że zawsze może istnieć lepsza, 
bardziej poręczna wiedza. 

Powyższe mogę ująć też następująco: Ja synkretyczne, 

przestaje nim być, gdy jakiś jego składnik wyodrębnię i na­
dam mu status przedmiotu. Pozostaje on wprawdzie skład­
nikiem mojego „ja", ale jest to już inne Ja. Nazwiemy je 

konsekwentnie Ja przedmiotowym. Od tego momentu Ja 

synkretyczne znika, a na jego miejscu pojawiają się Ja in­

tencjonalne i przeciwstawione mu Ja przedmiotowe. 

Jest to proces nie kończący się. Każdy człowiek nieustannie 

coś przeżywa, nabywa nowych doświadczeń. Oznacza to, że 

jego Ja intencjonalne nieustannie wzbogaca się o nowe „gorą­

c e " treści, takie, wobec których nie można mieć dystansu. Jego 

Ja intencjonalne rozgrzewa się. Autonomia jednostki doko­

nuje się natomiast w drodze nieustannego uogólniania tych 
swoich doświadczeń, odrywania ich od siebie, a więc „schła­
dzania" ich przez nadanie im statusu Ja przedmiotowego. 

W ten sposób nieustannie dokonuje się proces uwalniania Ja 

intencjonalnego od doświadczeń, w które ono obrasta. Możemy 
ten proces opisać też jako uwalnianie się człowieka od tego, 

328 

background image

co nim kieruje, a wzbogacanie, rozbudowę Ja przedmiotowego, 
tego Ja, którym on kieruje, a które jest jego instrumentem sta­
wania się i przeżycia. 

W Człowieku intencjonalnym wysunąłem tezę, że proces 

„oczyszczania" Ja intencjonalnego ze stale obrastających go 
doświadczeń, schładzania ich i wzbogacania nimi Ja przed­
miotowego jest psychologicznym warunkiem rozwoju oso­
bowości. 

Można przeprowadzić proces dowodowy, wykazując, że 

wszelkiego rodzaju patologia psychiczna połega na wstrzyma­
niu tego procesu w całości lub w szczegółach. Przykładem tego 
ostatniego jest nerwica. Uraz psychiczny czy problem nerwi­

cowy są nimi dlatego, że nie daje się ich uprzedmiotowić, ob­
ciążają one i blokują intencjonalność człowieka i tym samym 
ograniczają zakres jego wolności psychicznej. Psychoterapia 
to stworzenie warunków do „uprzedmiotowienia", „schło­
dzenia" problemu nerwicowego. Polega to na tym, że kon­
kretne doświadczenie zostaje przekształcone w koncepcję. 

Wymaga to swobodnej, twórczej aktywności poznawczej jed­

nostki oraz spełnienia innych warunków psychologicznych, jak 
wywołanie pozytywnej emocji i tym samym odsłonięcie zablo­

kowanej lękiem perspektywy na przyszłość

1 1 3

. Neurotyk staje 

się byłym neurotykiem wówczas, gdy uzyskuje dystans wobec 
swoich problemów i tym samym spełnia podstawowy warunek 
wolności psychicznej. To główny sens psychoterapii. 

1 1 3

 Jest to konieczne ze względu na zjawisko obrony symptomu. Pisałem 

już, że teraźniejszość jest tyłko punktem przepływu zdarzeń z przyszłości do 

przeszłości. Dlatego uczestniczenie w życiu wymaga adekwatnej antycypacji 
nadchodzących zdarzeń. Natomiast neurotyk niezdolny do ujmowania realnej 
przyszłości stawia na jej miejsce przeszłość i trzyma się tej przeszłości, gdyż 

jest to ostatnie jego powiązanie z rzeczywistością. Utrata symptomu, zanim 

będzie on zdolny do uczestniczenia w przyszłości, grozi mu więc znalezieniem 
się poza czasem. Obrona symptomu to ostatnia linia obrony przed psychozą, 
wypadnięciem poza czas. 

329 

background image

12.3. SPEŁNIENIE POTRZEBY DYSTANSU 

W A R U N K I E M  W O L N O Ś C I PSYCHICZNEJ 

W ten sposób, rozważając zmiany kondycji człowieka mające 
wpływ na jego spełnianie się, dotarliśmy do zjawiska, które 

spełnia kryteria potrzeby. Można dokonać w tym złożonym 
fenomenie wyboru tego, co uznamy za jego najważniejszą wła­
ściwość. Sądzę, że najbardziej praktyczne jest skupienie się na 
problemie dystansu psychicznego i tym samym nazwanie tej 
świeżo odkrytej potrzeby potrzebą dystansu psychicznego. 

Potrzeba dystansu psychicznego jest to taka właściwość 

jednostki ludzkiej, która powoduje, że bez utrzymania dys­

tansu wobec nabytych doświadczeń i wobec głównych pro­
blemów swojego życia nie może ona swobodnie rozwijać się, 
panować nad swoimi doświadczeniami, a więc być wolna 
psychicznie

1 1 4

Zbliżając się do końca tej książki, sformułuję jeszcze jedną 

tezę, integrującą jej treść: W obecnej fazie przekształceń kul­

tury, które dokonują się od czasu rewolucji podmiotów, 
zmniejsza się rola samej podmiotowości jako zdolności do 
kontroli wymagań stawianym nam z zewnątrz i pochodzą­
cych od wewnątrz. Natomiast wzrasta rola konsekwencji 
wynikających z posiadania statusu podmiotu, polegających 
na włączaniu w sferę koncepcji siebie również swojej przy­

szłości i koncepcji środowiska, w którym ta przyszłość bę­
dzie realizowana. 

Przypomnę, że w odróżnieniu od indywidualizmu jednostek 

uprzedmiotowionych, dla których ich indywidualizm jest uciecz­

ką od wymagań, od narzucanych ról społecznych, ten  n o w y 
i n d y w i d u a l i z m , włączający w zakres sensu życia koncep­

cję szeroko rozumianej sfery ekologicznej, wynika z poczucia 

1 1 4

 Określam wolność psychiczną jako wynik urealnienia swobody działań 

intencjonalnych (por. Obuchowski, 1993, 2000: „Wolność i intencjonalność"). 

330 

background image

wolności psychicznej, a więc i własnej odpowiedzialności za 
swoje losy. Są one nierozerwalnie związane z losami świata. 

Potrzeba dystansu psychicznego jest konstruktem określającym 

podstawowy warunek formowania się osobowości jednostki re­
alizującej ten ekologiczny sens życia. 

Warto zauważyć, że mechanizm wytwarzający zdolność oso­

by do dystansu psychicznego jest ontologicznie różny od me­
chanizmów wszelkich innych omawianych tu potrzeb. Stanowi 
on, po mechanizmach płaszczyzny fizjologicznej i psychologicz­
nej, mechanizm trzeciej płaszczyzny — fenomenologii psychi­
ki ludzkiej, organizacji jej Ja. 

Można by zastanawiać się nad tym, czy nie byłoby bardziej 

praktyczne włączenie problematyki dystansu psychicznego do 
potrzeby sensu życia. Miałoby to swoje uzasadnienie, gdyż peł­
ny, prawidłowy sens życia wymaga intencjonalności. Za mało 
mam jeszcze doświadczeń z tym problemem. Dlatego też brak 
tu kazuistyki, którą ilustrowałem poprzednie rozdziały, i tekst 

jest stosunkowo krótki. Mam jednak poczucie, że wprowadzając 

do psychologii osobowości to połączenie fenomenologii z wie­
dzą o mechanizmach psychicznych, wchodzę na owocny obszar 
analiz. Wymaga on innego podejścia i innego rozumienia pro­
cesów psychicznych. Na tym obszarze mamy do czynienia 
nawet nie tyle z przepływem informacji, z kształtowaniem 

określonej wiedzy, ile ze zmianą statusu określonych treści 

powodującym zmianę odniesienia do tego, czym jestem poza 

doświadczanymi informacjami. Samo Ja jest figurą konkretną, 

ale jako fenomen daną świadomości w sposób niepełny. Brak 
mi słów do właściwego opisu zjawiska, dlatego mówię raczej 

o funkcjach i odniesieniach. Równocześnie jest to najważniejsze, 
co zachodzi w osobowości, co decyduje o autonomii i wolności 
psychicznej. Wolę więc ująć potrzebę dystansu psychicznego 

jako zjawisko specyficzne. 

background image

Uwagi końcowe 

Tak więc okazuje się, że wspólnym mianownikiem różnych 

form postępowania człowieka wyrażających się w dążeniu do 
zachowania i utrwalenia życia, uzyskania kontaktu emocjonal­
nego lub spełniania własnego sensu życia może być też dążenie 

do utrzymania dystansu psychicznego wobec nich. Jest to więc 
rodzaj metapotrzeby. Jej spełnianie powoduje, że głód, miłość, 
zagubienie, groźba śmierci lub obietnica szczęścia nie mają 
bezpośredniego wpływu na postępowanie osoby. To ona, osoba, 
wybiera, akceptuje lub odrzuca, decyduje się na cierpienia lub 

zapomnienie. Spełnia się w różnych swoich dążeniach i jest 

wolna psychicznie nawet wówczas, gdy fizycznie ubezwłasno­

wolnią ją ludzie lub choroba. Każdy zysk ma jednak swoje 
koszty. Tym kosztem jest to, że osoba realizująca potrzebę dys­
tansu psychicznego nie może na nikogo przenieść swojej odpo­
wiedzialności za to, co czyni sama i co czynią inni bez jej 

sprzeciwu. 

W ten sposób od takich zagadnień jak sen, oddychanie, je­

dzenie, przez relacje emocjonalne i usensownienie życia prze­
szliśmy do problemów, które tradycyjnie są zaliczane do dzie­
dziny wyborów moralnych. Oznaczać by to mogło, że treść tej 
książki objęła cały zakres problematyki dążeń ludzkich. 

Na tym lot przez galaktykę potrzeb został zakończony. Na 

razie, gdyż rejestrowałem tylko te potrzeby, o których sądzę, 

że są i że są ważne. Tak jak w przestrzeni wirtualnej komputera 

jest zawarte tylko to, o czym wiedział jej konstruktor i co po-

332 

background image

trafił zaprogramować, tak i przestrzeń tej galaktyki jest ogra­

niczona do tego, co było już w moim umyśle i co potrafiłem 

wygenerować już w trakcie lotu. Jaki jest świat rzeczywisty? 

Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że udało się dojrzeć przynaj­

mniej niektóre jego ważne i realne fragmenty. 

background image

Bibliografia 

Adler A. (1986) Sens życia. Warszawa, PWN. 

Atkinson J.W., McClelland D.C. (1958) The projective expression af needs. 

The effect of the lumger drive on thematic apperception. (In:) J.W. At­
kinson (ed.) Motives in fantasy action and society. A method ofassesion 

and study. Princetown, D. Van Nostrand. 

Baley S. (1932) Psychologia wieku dojrzewania, Lwów, Książnica-Atlas. 

Baley S. (1958) Psychologia wychowawcza w zarysie. Warszawawa, PWN. 
Baley S. (1959) Wprowadzenie do psychologii społecznej.
 Warszawa, PWN. 
Berger C. (1943) The effect of anoxia on visual resohńng power.
 „The Ame­

rican Journal of Psychology", 3. 

Bernard L.L. (1924) Instinct: a study in social psychology. New York, Holt. 

Bettelheim B. (1980) Sunwtng and other essays. New York, Vintage Books 

Edition. 

Bielicka I., Olechnowicz H., Ręczajski B. (1961) Przebieg rewalidacji psy­

chicznej dziecka wyniszczonego. „Szkoła specjalna". E, 2. 

Bielicki T. (1991) O pewnej osobliwości człowieka jako gatunku. „Kultura 

i Społeczeństwo", 2. 

Błachowski S. (1917) Nastawienia i spostrzeżenia. Lwów, Polskie Towarzy­

stwo Filozoficzne. 

Bogdanowicz L.A. (1948) Psiciwticzeskije izmienienija pri aliinentarnoj di-

strofii u lic bywszyclt w okkupacji. (W:) L.L. Rochlin (red.) Problemy 
sowremiennoj psichiatri.
 Moskwa, IAMN SSSR. 

Bombard A. (1958) Dobrowolny rozbitek. Warszawa, Iskry. 

Boring G. (1960) Psychologia. Warszawa, MON. 
Bowlby J. (1961) Child careand the growth oflove.
 Harmondsworlh, Penguin 

Books. 

Bowlby J., Robertson J. (1956) A two-year-okł goes to hospital. (In:) S. Ken­

neth (ed.) Mental health and infant development. New York, Basic Books. 

334 

background image

Brożek J., Jenaas N.K. (1956) hem analysis of the psychonettrotic scales on 

the MMPI in expeńmental semistarvation. (In:) G. Weish, W.G. Dahl-

sirom (eds.) Basic readings on the MMPI in psychology and medicine. 

Minneapoiis, UnWersity of Minneapolis Press. 

Biihler Ch. (1933) Dziecięctwo i młodość. Warszawa, Atlas. 
Cameron N. (1947) The psychology of behavior disorders.
 Cambridge, Re-

verside Press. 

Cannon W.B. (1939) The wisdom of the body (rev. cd.). New York: Norton. 
Cassirer E. (1971) Esej o człowieku.
 Warszawa, Czytelnik. 

Codo] J.P. (1990) Z badań nad procesami asymilacji auiocentrycznej. „Studia 

Psychologiczne", t. XXVII, 2. 

Davis  C M . (1928) Self selection of diet by newly weaned infants. „American 

J. Dis. of Children", 36. 

Davis )., McCourt F., Solomon P. (1960) Effect of visual stimulation on 

halucinations and other mental experiences dtiring sensual deprivation. 
„American Journal of Psychiatry", 116. 

Dawkins R. (1976) The selfish gene. Oxford University Press. 
Dershowitz A.M. (1994) The Abuse Exuse And Other Cop-Outs, Sob Stones 

and Evasions of Responstbility. New York, Litlle. 

Dollard J., Miller N.E. (1969) Osobowość i psychoterapia. Warszawa, PWN. 
Dolmicrski R., Sulcstrowska H., Sulestrowski W. (1961) W sprawie majaczę-

nia głodowego. „Neurologia, Neurochirurgia i Psychiatria Polska", 6. 

Dublin L.L (1952) Stop kiłłing your husband. „Lifctime Living", 6. 

Dufkova D., Kratochwil S. (1967) Psychometńcke skoumani existencialni fnt-

sirace. „Ćeskoslovcnska Psychologie", 6. 

Edwards A.S. (1941) Effects of the lass of one hnndred hours ofsleep. „The 

American Journal of Psychology", 1. 

Elert R. (1959) Zaburzenia czynności gruczołów płciowych u kobiety. (W:) 

H. Giese (red.) Seksuologia. Warszawa, PZWL. 

Eliasz A. (1992) Rola interakcji temperamentu i środowiska (W:) A. Eliasz, 

M. Marszal-Wiśnicwska (red.) Temperament a rozwój młodzieży. Warsza­
wa, Instytut Psychologii PAN. 

Franki V.E. (1976) Homo paiients. Warszawa, PAX. 

Franus E. (1955) Pierwsze reakcje onieśmielenia i strachu. „Studia Pedago­

giczne", t. UL 

Freud Z. (1954) The ońgins of psychoanalysis: Letters to Fliess. New York, 

Basic Books. 

Freud Z. (1992) Wstąp do psychoanalizy. Warszawa, PWN. 
Freud Z. (1994) Poza zasadą przyjemności.
 Warszawa, PWN. 

335 

background image

Gałązka A. (1982) Zakres wykorzystania wiedzy jako funkcja celu jej na­

bywania

 (nie publikowana rozprawa doktorska, Instytut Psychologii UAM). 

Geber M. (1958) Psycliomotor devełopment of Afńcan children in the first 

year wid influence on maternal behavior.

 ,,Journal of Social Psycholo­

gy". 2. 

Godorowski, K. (1983) Psychologia i psychopatologia hitlerowskich obozów 

koncentracyjnych.

 Warszawa, ATK-

Goldstein K. (1939) The organism. New York, American Book. 

Gombrowicz W. (1989) Dziennik. 1961-1966. (W:) Dzieła, t. IX, Kraków, 

WL. 

Gracka M. (1991) Teorie wczesnego rozwoju poczucia siebie. „Nowiny Psy­

chologiczne", 3/4. 

Grzelak J. (1989) „Homo oeconomicus" uspołeczniony? Motywacyjne i po­

znawcze uwarunkowania działania w interesie społecznym.

 „Studia Psy­

chologiczne", l. XXVI, 12. 

Harlow H.F. (1954) Motivational forces underlying learning. „The Kentucky 

Symposium".

 New York, J. Wilcy. 

Hebb D.O. (1969) Podręcznik psychologii. Warszawa, PWN. 

Hełlmer L.A. (1943) The effect of temperaturę on the behavior of the white 

rat.

 „The American Journal of Psychology", 2. 

Hentschel U., Schneider U., (1986) Personalny correlates of creativity. (In:) 

U. Hentschel, G. Smith, J.W. Draguns (eds.) The roots of perception. 

Indiridual differences in Information processing within and beyond awa-

reness.

 Amsterdarn-Ncw York, Norlh-Holland. 

Herling-Grudzinski G. (1989) Inny świat. Zapiski sowieckie. Warszawa, Czy­

telnik. 

Hcron W., Doane B.K., Scott T.H. (1956) Visual disturbances after pralonged 

perceptual tsolation.

 „Canadian Journal of Psychology", 10. 

Hoff B. (1993) Te Prosiaczka. Poznań, Rebis. 

Hoffman M. (1976) Emphaty, role taking, and development of aliruisfics moti-

ves.

 (In:) M. Takela (ed.) Morał development and behavior. New York, 

Holt. 

Holt R.R., Goldberg L. (1961) Assesmenl of indhndual resistance to sensory 

alteration.

 (In:) B. E. Flaherty (ed.) Psychophysiological Aspects of Space 

Flight.

 New York, Columbia UnWersity Press. 

Horney K. (1982) Osobowość neurotyczna naszych czasów. Wyd. 2. Warszawa, 

PWN. 

Huelle L.A., Ziegler D.J. (1976) Personallty. Basic assumptions, research, 

and aplicalions.

 New York, McGraw Hilt. 

Hurlock E.B. (1960) Rozwój dziecka. Warszawa, PWN. 

336 

background image

Imieliński K. (1961) Zagadnienie adwracalności pakastracyjnego zespołu 

psychoendokrynalogicznego w świetle spostrzeganego przypadku. „Neu­

rologia, Neurochirurgia i Psychiatria Polska", 3. 

Ingarden R. (3987) Książeczka o człowieku. Kraków, WL. 

Jarymowicz M. (1990) Spostrzeganie siebie. Wprowadzenie. „Studia Psycho­

logiczne", t. XXVII, 2. 

Jarymowicz M. (1994) W stroną indywidualnej podmiotowości i zbliżeń z in­

nymi: podmiotowe podstawy społecznych identyfikacji. (W:) Jarymowicz 

M. (red.) Poza egocentryczną perspektywą widzenia świata. Warszawa, 
Instytut Psychologii PAN. 

Jaynes J. (1976) The Origin of Consciottsness in the Breakdown of the Bica-

meral Mind. Boston, Houghton Miffin Co. 

Kapuściński R. (1990) Lapidarium. Warszawa, Czytelnik. 
Katz D. (1933) Zur Grundlagung einer Bedurfnis-Psychołogie.
 „Zeitschrift 

fiir Psychologie", 8. 

Kelly G. (1955) The psychology of personal constructs. New York, Norton. 
Keys A., Brożek J. i in. (1950) The biology ofhuman starvation.
 Minneapolis, 

UnWersity Press. 

Kinsey A.C., Pomeroy W.B., Martin  C E . (1949) Sexual behavior in the human 

małe. Philadelphia, Saunders. 

Kocowski T. (1972) Macierzowa koncepcja repertuaru potrzeb. Ośrodek Ba­

dań Prognostycznych Politechniki Wrocławskiej (na prawach rękopisu). 

Koziclecki J. (1987) Koncepcja transgresyjna człowieka. Warszawa, PWN. 
Kozielecki J. (1988) O człowieku wielowymiarowym. Eseje psychologiczne. 

Warszawa, PWN. 

Kratoctwil S. (1961) Kpsychoterapii existencialni frustrace. „Ćeskoslovenska 

Psychiatrie", 3. 

Levy J. (1933) Confłicts of culture and children maladjustment. „Mental Hy-

giene", t. III. 

Lewicki A. (1960) Procesy poznawcze i orientacja w otoczeniu. Warszawa, 

PWN. 

Liddell H.S. (1944) Conditioned reflex method and expeńmental neurosis. 

(In:) J. McHunt (cd.) Personality and the behavior disorders. New York, 

The Ronald Press. 

Lilly J.C., Shurley J.T. (1961) Experiments in solitude, in maximum achievable 

physical isolation with water suspension of intact healthy persons. (In:) 

B.E. Fiaherty (ed.) Psychophysiołogica aspects ofspace flight. New York, 

Columbia UnWersity Press. 

Lorenz K. (1976) Tak zwane zło. Warszawa, PIW. 

Łukaszewski W. (1984) Szanse rozwoju osobowości. Warszawawa, KI W. 

337 

background image

Łuniewski W. (1932) Uczucia moralne i znaczenie ich samoistnego braku 

w patologii psychiki ludzkiej. „Rocznik Psychiatryczny". 

Maier N.R.F. (1948) Experimentałły induced abnormal behavior. „Sc. Mon.", 47. 
Mahier M.S. (1971) A Study of the separation indhnduation process: and its 

possibie application to borderline phenomena in the psychoanalitic situ-

ation. „Psychoanalytical Study of the Child", 26. 

Malinowski B., (195S) Szkice z teorii kultury. Warszawa, PWN. 
Maslow A. (1956) A Philosophy of Psychology.
 (In:) J. Fairchild (ed.) Per-

sonal Psychology and Psychological Frontiers. New York, Sheridan Haus. 

Maslow A. (1962) Toward a Psychology of Being. Princeton. 
Maslow A. (1967) A theory of metamotivation: the biological rooling of va-

lue~life. „Journal of Humanistic Psychology", 7. 

Maslow A. (1970) Motivation and personality, 2nd ed. New York, Harper. 
Matson F.W. (1969) What ever became of the Third Force.
 American Asso-

ciaiion of Humanistic Psychology. „Newsleiter", 6. 

May R. (1978) Miłość i wola. Warszawa, PIW. 
Mazurkiewicz J. (1950) Wstęj) do psychofizjologii normalnej,
 t. I. Warszawa, 

PZWL. 

Mazurkiewicz J. (1958) Wstęp do psychofizjologii normalnej, t. II. Warszawa, 

PZWL. 

McHunt V.J. (1944) Personality and the behavior disorders. New York, The 

Ronald Press. 

Morgan C„ Stellar E. (1950) Physiological psychology, 2nd ed.  N e w York, 

McGrow Hill. 

Morgasiński A. (1991) O wolności w refleksji psychologicznej. „Nowiny Psy­

chologiczne", 1/2. 

Moszyński P. (1982) Z badań nad czynnikami warunkującymi osiągnięcie 

dojrzałości psychicznej. (W:) K. Obuchowski, J. Paiuchowski (red.) Oso­
bowość i efektywność.
 Wrocław, Ossolineum. 

Munn N.L. (3956) Psychology, 3rd ed. New York, Harper 

Murray H.A. (1938) Expłorations in personality. New York, Oxford Press. 
Murray H.A. (1951) Same basie psychological assumptions and conceptions. 

„Dialectica", 5. 

Naisbitt J. (1997) Megatrendy. Dziesięć nowych kierunków zmieniających na­

sze życie. Poznań, Zysk i S-ka Wydawnictwo. 

Naisbitt J., Aburdenc P. (1991) Megatrends 2000. Ten New Dlrections For 

the 1990's. New York, Avon Books. 

Nosal Cz. (1993) Koan mądrości — ponad inteligencją i doświadczeniem. 

„Studia Psychologiczne", t. 31, 1. 

338 

background image

Obuchowska I. (1983) Dynamika nerwic. Wyd. 3. Warszawa, PWN. 
Obuchowska I. (3985) Fikcyjni towarzysze dziecka.
 „Psychologia Wychowaw­

cza", 3. 

Obuchowska I., Krawczyński M. (1991) Chore dziecko. Warszawa, NK. 
Obuchowski K. (1959) Kliniczne badania przystosowania psychicznego 

w nerwicy. „Zeszyty Naukowe UAM. Filozofia — Psychologia — Peda­
gogika", z. III. Poznań, Wydawnictwo  U A M . 

Obuchowski K. (1961) Model i typy przystosowania psychicznego w nerwicy. 

„Zeszyty Naukowe UAM. Filozofia — Psychologia — Pedagogika", z. V. 
Poznań, Wydawnictwo UAM. 

Obuchowski K. (1967) Struktura osobowości karłów przysadkowych. „Prze­

gląd Psychologiczny", 14. 

Obuchowski K. (1972) Zastosowanie hipotez psychologicznych w naukach 

historycznych. „Studia Metodologiczne", 9. 

Obuchowski K. (1974) Wązłowe problemy teorii osobowości. „Studia Filozo­

ficzne", 11. 

Obuchowski K. (1978) Psychologiczne problemy seksuologii. (W:) K. Imie-

liński (red.) Seksuologia społeczna. Wyd.2. Warszawa, PWN. 

Obuchowski K. (1982) Kody orientacji i struktura procesów emocjonalnych. 

Wyd. 2. Warszawa, PWN. 

Obuchowski K. (1983) Psychologia dążeń ludzkich. Wyd. 4, Warszawa, PWN. 
Obuchowski K. (19S5) Adaptacja twórcza.
 Warszawa, Książka i Wiedza. 
Obuchowski K. (1985a) Autonomia jednostki i osobowość.
 (W:) K. Obuchow­

ski, O. Owczynnikowa, J. Reykowski (red.) Studia z psychologii emocji, 

motywacji i osobowości. Wyd. 2. Wrocław, Ossolineum. 

Obuchowski K. (1986) Microgenesis and generał systems in psychology. (In:) 

U. Hentschel, G. Smith, J. G. Draguns (eds.) The roots of perception. 

Individual differences of information processing within and beyond of 
awarenes.
 Amsterdam-New York, North-Holland. 

Obuchowski K. (1988a) Psychologia jako historia duszy. (W:) J. Drozdowski 

(red.) Miedzy historią a teorią. Poznań-Warszawa, PWN. 

Obuchowski K. (198Sb) Mikroświat i makroświat człowieka. „Przegląd Huma­

nistyczny", 4/5. 

Obuchowski K. (1988c) Alfred Adler as a precursor of humanistic psychology. 

„Individual Psychology", 5. 

Obuchowski K. (1989a) W poszukiwaniu właściwości człowieka. Warszawa, 

Książka i Wiedza. 

Obuchowski K. (1989b) Regulacyjna rola standardów ewaluacji. (W:) P. Bucz­

kowski, R. Cichocki (red.) Podmiotowość. Możliwość — Rzeczywistość 

— Konieczność. Poznań, Nakom. 

339 

background image

Obuchowski K. (I9S9c) Potrzeby człowieka i psychologiczne aspekty jego 

uczestnictwa w życiu społeczno-gospodarczym kraju. (W:) O nowoczesny 

kształt Polski. Dylematy rozwoju na progu XXI wieku. Warszawa-Wroc­
ław, Ossolineum. 

Obuchowski K. (1990) Kolektywizm — Indywidualizm — Ideologizm. (W:) 

J. Reykowski, K. Skarżyńska, M. Ziółkowski (red.) Orientacje społeczne 

jako element mentalności. Poznań, Nakom. 

Obuchowski K. (1992) Autobiografia naukowa. (W:) T. Rzepa (red.) Historia 

psychologii polskiej w autobiografiach, cz. I. Poznań. 

Obuchowski K. (1993) Człowiek intencjonalny. Warszawa, PWN, wyd. 1; 

(2000) Poznań, Rebis, wyd. II. 

Obuchowski K. (1997) Życie jako dzieło sztuki. „Literatura", 4. 

Obuchowski K. (2000) Od przedmiotu do podmiotu. Bydgoszcz, Wydaw­

nictwo Akademii Bydgoskiej. 

Obuchowski K., Obuchowska I., Goncerzewicz L, Krzywińska K. (1961) Ba­

dania nad odzwierciedleniem przeżyć szpitalnych dziecka w rysunku 

i w opowiadaniu. Pamiętnik Xli Zjazdu Pediatrów w Poznaniu. Warsza­
wa, PZWL. 

Olechnowicz H. (1957) Choroba szpitalna (hospitałizm) u małego dziecka. 

„Pediatria Polska", 7 

Olechnowicz H. (1959) Stan psychiczny dzieci w wieku poniemowlęcym wy­

chowywanych w żłobku. „Pediatria Polska", 2. 

Ortega y Gasset J. (1982) Bunt mas i inne pisma socjologiczne. Warszawa, PWN. 
Orlega y Gasset J. (1993) Wokół Galileusza.
 Warszawa, Spacja. 
Pawłów I. P. (1951) Wykłady o czynności mózgu.
 Warszawa, PZWL. 
Pieter J. (1938) Natura ludzka.
 „Kwartalnik Filozoficzny", t. 15, 4. 
Piszczek M. (1971) Odruch orientacyjny i krzywa uczenia w oligofrenii
 (nie 

publikowana praca magisterska). Instytut Psychologii UAM. 

Prigogine I., Stengers I, (1990) Z chaosu ku porządkowi. Warszawa, PIW. 
Prough D.C. (1965) łnvestigations deating with the reaction of children and 

families to hospitalization and ilness. (In:) R. Caplan (ed.) Emotional 

problems of early childhaod. New York, Basic Books. 

Przełącznikowa M., Buterlewicz H., Chrzanowska D. (1963) Rozwój psychicz­

ny dzieci od 9 miesięcy do 3 lat wychowywanych w żłobkach i w środo­

wisku domowym. „Psychologia Wychowawcza", 1. 

Reykowski J. (1970) Z zagadnień psychologii motywacji. Warszawa, PZWS. 
Reykowski J. (1981) Nastawienia egocentryczne i nastawienia prospołeczne. 

Wyd. 2 (W:) J. Reykowski (red.) Osobowość a społeczne zachowanie się 
łudzi.
 Warszawa, PWN. 

Reykowski I, Kochańska G. (1980) Szkice z teorii osobowości. Warszawa, WP. 

340 

background image

Ribble M.A. (1944) Infantile experience in relation to personality develop-

ment. (In:) V. J. McHunt (ed.) Personality and the behavior disorders. 

New York, The Ronald Press. 

Robertson J. (1982) Kinder im Krankenhaus. Miinchen, Reinhard Verlag. 

Rogers C.R., Kell W.L., McNeil H. (1948) The role of self-understanding in 

the prediction of behavior. „Journal of Consulting Psychology", 12. 

Rohrer J.H. (1961) Interpersonal relationships in isolated smali groups. (In:) 

B.E. Flaherty (ed.) Psychophysiological aspects ofspace flight. New York, 
Columbia University Press. 

Rosenzweig N. (1959) Sensory deprivation and schizophrenia: some cłinical 

and theoretical similiarities. „American Journal of Psychiatry", 116. 

Sacks O. (1994) Mężczyzna, który pomylił swoją żoną z kapeluszem. Poznań, 

Zysk i S-ka Wydawnictwo. 

Shaffer L.F., Shoben E.J. (1956) The psychology of adjustment. Boston, 

Houghton. 

Schelsky H. (1959) Społeczne formy stosunków płciowych. (W:) H. Giese 

(red.) Seksuologia. Warszawa, PZWL. 

Schiele B.C., Brożek J. (1948) Expeńmental neurosis resulting from semi-

starvation in tnan. „Psycliosomatic Medicine", 10. 

Scott E.M., Vemey E.L. (1949) Sełfselection of diet. „Journal Nutrition", 37. 
Serewis J. (1970) Reakcje na frustrację potrzeby kontaktu emocjonalnego 

u dzieci w środowisku szkolnym (nie publikowana praca magisterska). In­
stytut Psychologii UAM. 

Seward G. (1956) Psychotherapy and culture conflict. New York, The Ronald 

Press. 

Spitz R. (1956) The influence of the mother-child relationship and its distur-

bances. (In:) S. Kenneth (ed.) Mental health and infant development, 
vol. I.  N e w York, Basic Books. 

Strelau J. (1992) Badania nad temperamentem. Teoria, diagnoza, zastosowa­

nia. Wrocław, Ossolineum. 

Stricker L.J., Messick S., Jackson D.N. (1967) Suspicion of deception; łmpłi-

caiion for conformity research. „Journal of Personality and Social Psy­
chology", 5. 

Susułowska M. (1960) Reakcje poznawcze dzieci w wieku przedszkolnym na 

sytuacyjnie nowe bodźce. „Zeszyty Naukowe UJ, „Prace Psychologiczno-

-Pedagogiczne", z. 2. 

Szuman S. (1934) Charakter jako wyższa forma przystosowania się do rze­

czywistości. „Kwartalnik Pedagogiczny", 3/4. 

Szuman S. (1945) O psychicznym przystosowaniu i nieprzystosowaniu do rze­

czywistości. „Sprawozdania PAU", l. XLVI, 9. 

341 

background image

Szuman S. (1947) Poważne i pogodne zagadnienia afmnacji życia. Katowice, 

Wydawnictwo J. Nawrockiego. 

Szuman S-, Pieter J., Weryński H. (1933) Psychologia światopoglądu mło­

dzieży. Naukowe Towarzystwo Pedagogiczne. 

Szymkowiak M. (1971) Rola sensu życia w rehabilitacji inwalidów (nie pub­

likowana praca magisterska). Instytut Psychologii UAM. 

Swianiewicz S., (1990) W cieniu Katynia. Warszawa, Czytelnik. 
Thomas W.I. (1934) The uttadjusted girl.
 Boston, Little. 

Tinbcrgen N. (1976) Badania nad instynktem. Warszawa, PWN. 

Tomaszewski T. (1949) Wojna jako zagadnienie psychologiczne. „Przegląd 

Filozoficzny", 45. 

Valery P. (1994) Myśli bez retuszu. Białystok, Luk. 
Wierciński A. (1994) Magia i religia. Szkice z antropologii religii.
 Kraków, 

Nomos. 

Wilkins W.E., Krauss H. H. (1978) Anxiety and actualisation. Further re-

search. „Journal of Clinical Psychology", October, 4. 

Wilson E.O. (2000) Socjobiologia. Wydanie popularnonaukowe. Poznań, Zysk 

i S-ka Wydawnictwo. 

Wojciszke B., Tymoszczuk Z. (19S9) „Uczciwość", idealizm i aktywizacja 

struktur,' „ja" a oszukiwanie w sytuacji pokusy. „Studia Psychologiczne", 
t. XXVI, 1/2. 

Woydyilo E. (1991) O „pięcie achillesowej" alkoholika. „Nowiny Psycho­

logiczne", 1/2. 

Woydyilo E. (1999) Zgoda na siebie. Psycholog o uzależnieniach. Warszawa, 

Bertelsmann Media. 

Zaleski Z. (1987) Motywacyjna funkcja celów w działalności człowieka. Lub­

lin, KUL. 

Zawadzki B. (1959) Wykłady z psychopatologii. Warszawa, Uniwersytet War­

szawski (skrypt). 

background image

Indeks nazwisk 

Abelard 146 
Adler Alfred 72-75 164, 192, 249, 

254, 257 

Alexandrowiczowa Maria 276 
Amundsen Roald 123 
Archimedes 184 
Arystoteles 186 
Atkinson J.W. 116 

Augustyn Św. 164 

Baley Stefan 209, 212, 226 
Biechtieriew Władimir M. 113 
Beckett Samuel 233 
Bergman Ingmar 312 
Bettelheim Bruno 269 

Bielicki Tadeusz 89, 318 
Bleuler Eugen 200, 201 
Blachowski Stefan 293 
Bogdanowicz L.A. 114, 115 
Bojarska Teresa 255 

Bolesław Chrobry 128 

Bombard Alain 121, 122 
Bovary 146 
Bowlby John 218 
Boy-Żeleński Tadeusz 155 

Brodski Josif 283 
Brożek John 116, 117 
Budkiewicz Monika 277 
BLihler Charlotla 210, 21 ] 

Cameron Norman 213 
Cannon Walter 102 

Cassirer Ernst 79, 93 
Cezanne Pauł 313 

Chertok Leon  2 0 4 
Cocteau Jean 313 

Codol Jean Paul 311 
Conrad-Korzeniowski Józef 204, 251 
Czyngis-chan  2 5 2 

Davis  C M .  8 2 
Dawkins R. 86 
Dershowitz Alan M. 33 
Dollard John 41 

Dostojewski Fiodor  2 5 2 

Dulska 133 
Duprć Emil 72,  2 0 0 

Eliasz Andrzej 107, 310 
Epikur 57, 58, 346, 193 
Erikson Erik 221 

Ewa 291 

Faust 108 

Ferguson Cołin 33 
Fibak Wojciech 297 
Frank! Victor E. 240, 260-264 

Franus Edward  2 1 0 

Freidel David 54 
Freud Zygmunt 50,  5 1 , 58, 86, 138, 

146, 160, 164, 167, 168, 190, 
192, 223, 297 

Gałubińska Krystyna 312 
Gałązka Aleksander 185 

343 

background image

Geber M. 223 
Godorowski Kazimierz 122, 270 
Goldstein Kurt 70-72 
Gombrowicz Witold 286, 287, 289, 

312, 313, 323 

Goncerzewicz Maria 219 

Gracka Milena 308 

Grzelak Janusz 101 

Harlow H.F. 195 
Hebb Donald 205, 210, 293 
Hellmer L.A. 104 

Heloiza 146 
Hentschel  U w e 87 
Hcrling-Grudzinski Gustaw 122, 271 
Hoff Benjamin 315 

Hoffman Martin 201, 206 
Holt R.R. Ul 

Horney Karen 287 
Huelie Lany A. 167 

Hyde 141 

Imicliński Kazimierz 164 

Ingarden Roman 15, 258 

Jackson Hughlinc 101, 195 
James William 138, 166, 322 
Jarymowicz Maria 301, 311 

Jekyll 14! 

Kapuściński Ryszard 270, 291, 318, 

319 

Karamazow Fiedor 161 

Katz D. 113 

Kaufmann Robert 291 
Kell William 24 

Kelly George A. IS6-188, 192, 193, 

324 

Keys A. 116 
Kępiński Tadeusz  2 4 0 

Kissinger Henry  2 8 5 

Klapouchy 10, II, 79 
Kochańska Grażyna 202 

Kocowski Tomasz 63 
Kolbe Maksymilian św. 271 
Korczak Janusz 225 

Kozielecki Józef 14, 314 

Kratochvil Stanislav  2 3 9 
Krawczyński Marian 219, 222 
Krzywicka Irena 133 

Krzywińska Krystyna  2 1 9 

Kubuś Puchatek 79 

Lec Stanisław Jerzy 21 
Levi-Strauss Claude 174 
Lewicki Andrzej 96 
Lidcl! H.S. 211 
Lisek  2 1 0 

Lorenz Konrad 85, 86, 147-149 

Łukaszewski Wiesław 19 

Maciejowska Alicja 255 

Mahler Margaret 221, 231 

Malinowski Bronisław 59 
Maslow Abraham 23, 64-69, 74, 

75, 136, 138, 166, 167, 189, 190, 

236, 240, 254 

Mały Książę 210 

Matka Teresa z Kalkuty 132 
Mazurkiewicz Jan 195, 199-202, 

209, 216, 221, 292 

McClelland D.C. 116 
McNeil Hugo 24 
Menandez Erik 33 
Menandez Lyle 33 
Mickiewicz Adam 185,  2 8 0 
Miller Neał Edgar 41 

Miłosz Czesław 233, 289 
Morgasiński Andrzej 261 
Moszyński Piotr 307, 308 
Murray Henry 62-64, 116 

Nosal Czesław 310 
Nowosielski Jerzy 289 

344 

background image

Obuchowska Irena 91, 126, 127,219, 

222, 226 

Obuchowski Kazimierz 17, 23,  4 1 , 

60, 66, 100, 157, 172, 198, 214, 
219,270, 272, 285, 290,316,322, 
325, 330, 

Olechnowicz Hanna 112, 206, 217, 

219, 220, 222 

Ortega y Gasset Jose 12, 250 
Oszajca Wacław 140 

Owsiak Jerzy 303 

Pawiow Iwan P. 110, 187, 196, 239, 

312 

Pieter Józef 28, 61, 236, 302 

Pigoń Stanisław 270 
Piszczek Maria 196, i 97 
Podsiadło Jacek 101, 306, 314 
Prigogine Ilia 73 

Prosiaczek 10, 315, 324 
Przetacznikowa Maria 216 

Raczek Tomasz 304 

Reykowski Janusz 124, 202 
Ribbłe M.A. 112, 206, 215, 216 
Robertson Johann 218 

Rogers Carl 24, 75-77, 86, 192,  2 5 4 
Rojtszwaniec Lejzorek 132 
Rousseau Jean J. 58 
Ryn Zdzisław 106, 107 

Sacks OIiver 71, 204 

Sainl-Exupery Antoine 27 
Schaffer Laurance F. 165 
Schelsky H. 162, 165 
Schiele B.C. 117 

Schoben Edward J. 165 
Schwarzenegger 297 
Scott E.M. 81 
Scott Robert F. 123 

Seward George 229 
Sieczenow Iwan M. 195 
Smuts Jan Ch. 73, 74 

Sosnowski Jerzy 306 
Spitz R. 112, 217, 219 
Streiau Jan 107, HO 
Susułowska Maria 195, 210 
Szaiamow Warłam  2 7 5 

Szondi Lipot 72, 86 
Szuman Stefan 12, 195, 236, 249, 

258-260, 283, 293, 302 

Szymkowiak Maria 253 

Świaniewicz Stanisław 179 

Thomas William 61 
Tinbergen Nikolaas 86 
Tissot Simon A. 139 
Tomaszewski Tadeusz 165, 186 
Tygrysek 79 

Tymoszczuk Zbigniew 311 

Unwin J.B. 162, 165 

Valery Paul 13 

Wańkowicz Melchior 187 
Weryński Henryk 236, 302 

Wierciński Andrzej 54, 88 
Wilson Edward O. 86 
Witoszyk Artur J. 107 
Wojciszke Bogdan 311 

Wojtonis Nikołaj 124 
Woydyilo Ewa 24, 25 

Zaleski Zbigniew 19,  2 8 0 
Zawadzki Bohdan 213, 226 
Ziegłer Daniel J. 167 

Żeromski Stefan 93