Nacjonalizm i narodowy radykalizm
Wstęp
Okres międzywojenny sprzyjał powstawaniu wielu ruchów politycznych, które negując
osiągnięcia społeczeństwa kapitalistycznego z jednej i rosnące wpływy ideologii lewicowych z
drugiej strony proponowały alternatywę odwołującą się do tradycji narodowych i religijnych.
Owe ruchy były próbą ponownej konsolidacji społeczeństw rozbitych przez demokrację i
liberalny indywidualizm wokół idei narodu rozumianego jako byt będący najdoskonalszą formą
egzystencji zbiorowości etnicznej.
Równocześnie zamiast propagowanej przez marksizm idei walki klas proponowały one
społeczny solidaryzm godzący często przeciwstawne interesy członków społeczeństwa w imię
interesu całego narodu. O interes ten zabiegać winno silne, skonsolidowane państwo narodowe,
stojące w opozycji wobec wszelkich ideologii kosmopolitycznych. Tak rozumiany patriotyzm
opierał się jednak, nie jak w faszyzmie na ubóstwieniu tego państwa, przeciwnie — wartością
najważniejszą była tradycja narodowa i religia chrześcijańska, wskazująca zasady moralności
jednostkowej i zbiorowej. To ona ostatecznie, a nie aktualny, wąsko rozumiany interes
polityczny, decydować miała o sposobach politycznego działania. Tylko taka była bowiem droga
do politycznego i przede wszystkim duchowego odrodzenia narodu zniszczonego przez moralny
relatywizm, materializm oraz rządy demokratycznie wybranych, podporządkowanych
kapitałowi, oszustów i malwersantów.
Nie należy się dziwić, iż ruchy nacjonalistyczne spotykały się i spotykają z oporem całego
politycznego establishmentu, zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej. Ich
bezkompromisowość staje się bowiem zagrożeniem dla elit rządzących, które nie wahają się
użyć wszelkich środków dla zniszczenia oponenta, z założenia wykluczającego jakiekolwiek
negocjacje z przeciwnikami obwinianymi o wszystkie społeczne patologie. Stąd często ruchy
nacjonalistyczne określa się mianem faszystowskich, co ma doprowadzić do ich kompromitacji
w oczach przeciętnego obywatela.
Pobieżna jednak nawet analiza skłonić musi do wniosku, iż choć narodowy radykalizm czasem
w swej zewnętrznej formie może się kojarzyć z ruchami faszystowskimi, to jest od nich
zasadniczo różny, a często wręcz im wrogi. Wszelkie wzajemne oznaki sympatii tłumaczyć
należy istnieniem wspólnego wroga — demokracji, komunizmu, materializmu, kosmopolityzmu,
konsumpcjonizmu i egalitaryzmu, a nie doktrynalnymi filiacjami.
Pierwszy temat poświęcony będzie najbardziej znanemu ruchowi narodowemu międzywojennej
Europy — Action Française (AF) oraz jej głównemu ideologowi, największemu myślicielowi XX
wiecznej prawicy Charlesowi Maurrasowi. Jego doktryna połączyła tradycyjny monarchizm z
francuskim nacjonalizmem przeciwko dziedzictwu oświecenia i rewolucji francuskiej.
Temat drugi traktować będzie o wyjątkowym zjawisku w historii ruchów politycznych — Legionie
Michała Archanioła, który odwołując się do średniowiecznego ideału rycerskiego i
monastycznego chciał zniszczyć liberalno-demokratyczny ład nie siłą, lecz modlitwą,
dyscypliną, pracą i bezgranicznym oddaniem idei narodu. Pewne podobieństwo łączy ten ruch z
hiszpańską Falangą Jose Antonio Primo de Rivery. Spajał on tradycję katolickiej monarchii z
radykalizmem reform społecznych, pragnął moralnej i politycznej sanacji swego kraju. I
podobnie jak przywódca Legionu, zginąć miał męczeńską śmiercią z rąk swych największych
wrogów.
Temat czwarty poświęcony będzie postaci wielce kontrowersyjnej — Leonowi Degrelle, który w
imię swej nienawiści do komunizmu gotów był sprzymierzyć się nawet z diabłem. To
ideologiczne zaślepienie skłoniło tego gorliwego katolika do walki w szeregach pogańskiej
Waffen SS przeciwko bolszewizmowi.
Temat ostatni to prezentacja ideowego oblicza —najbardziej dziś znienawidzonego przez
liberałów, socjalistów, komunistów i wszelkiej maści postępowców — polityka Jean-Marie Le
Pena. Nie jest to jednak, jak chce się go postrzegać, polityczny radykał — pod jego programem
politycznym mógłby się podpisać przed prawie stu laty premier Francji Georges Clemenceau,
którego o radykalne poglądy nikt dziś nie posądza. Jest to zaś,
co uchodzi uwagi jego przeciwników, jedyny polityk, który próbuje połączyć w jedność dwie
Francje przed- i porewolucyjną.
1. Charles Maurras i Action Française
Demokrata drętwieje z przerażenia, gdy dowiaduje się o niezwykłej koalicji, która mu zagraża; gdy
odkrywa, że klasyczność Sofoklaesa sprzymierzyła się z romantyzmem Kierkegaarda, aby go potępić; gdy
widzi, iż przy tym przedsięwzięciu biskupia pompa Bousseta paktuje z dionizyjskim ateizmem
Nietzschego.
Nicolás Gómez Dávila
Początki wielkiego prawicowego ruchu ideowego nazwanego Action Française (Akcją Francuską)
sięgają przełomu XIX i XX wieku. Wtedy to przybrały na sile działania rządu francuskiego
wymierzone w pozostałości tradycyjnego ładu społecznego zniszczonego przez rewolucje
francuską, w tym przede wszystkim w Kościół i francuski katolicyzm. Ośrodkiem oporu
monarchistycznej prawicy stał się, założony w 1898 roku Komitet Akcji Francuskiej (Comité
d’A.f.), przekształcony w roku 1905 w Ligę Akcji Francuskiej (la Ligue d’A.f.).
Narzędziem walki politycznej nowego ruchu stał się od 1908 roku dziennik „Akcja Francuska”
(„L’Action Française”). Nowa organizacja skupiła w swoich szeregach wielu wybitnych
francuskich prawicowych intelektualistów, do jej działaczy należeli m.in. Léon Daudet, Jacques
Bainville i Maurice Pujo. Największym jednak wśród nich, z którego imieniem wiąże się historia
AF był Charles Maurras (1868–1952) — najwybitniejszy prawicowy myśliciel ubiegłego wieku,
autor między innymi pracy Moje idee polityczne ( Mes idées politiques) — wykładu doktryny
Akcji Francuskiej.
Istotą stworzonej przez niego filozofii politycznej była bezkompromisowa walka z politycznym,
kulturowym oraz intelektualnym dziedzictwem oświecenia i rewolucji francuskiej. Diagnoza
współczesnej mu rzeczywistości jest dla Maurrasa jednoznacznie negatywna, wręcz
apokaliptyczna.
Francja stała się wojującą z katolicyzmem jakobińską republiką, opartą na zasadzie
suwerenności ludu, odmawiającą legitymacji politycznej prawowitym monarchom. Co najmniej
od czasów rewolucji 1789 roku republikańskim i masońskim elitom politycznym
udało się niemal całkowicie zniszczyć francuską tradycję państwową i narodową. Tradycję
opartą na monarchii i religii katolickiej. Uzbrojeni w świecką religię praw człowieka i
paradygmat powszechnej równości zerwali, w imię tych fałszywych ideologii, wszystkie
naturalne więzi łączące ludzi, stany, korporacje zawodowe i terytorialne, które sprawiały, że
wszyscy czuli się Francuzami, doświadczali osobistego uczestnictwa w historycznym
dziedzictwie narodu i czuli wspólną odpowiedzialność za jego losy.
Masoni i republikanie, niszcząc więzi uczynili miejsce dla potężnego państwa, które w imię
przyznania wszystkim wolności obywatelskiej pozbawia ludzi naturalnych wolności i przywilejów
uświęconych przez prawo i tradycję. Uzależnia przy tym od siebie jednostki, które stają się
niezwykle słabe i bezbronne wobec ogarniającego wszystko Lewiatana. Czyniąc to, wydają swój
kraj na pastwę szakali, zwalczających się nawzajem klik i grup interesów, które dla
zaspokojenia własnych potrzeb i ambicji nie wahają się poświęcić dobra wspólnego. Nie czują
przy tym żadnego przywiązania do dziejów swego narodu, interesuje ich tylko tu i teraz, nie
mają świadomości ogromnego ciężaru odpowiedzialności przed historią i przodkami,
spoczywającego zazwyczaj na barkach króla.
W miejscu narodowego dziedzictwa, religii, szacunku dla przodków, starych, uświęconych
instytucji, przywilejów i wolności, wrogowie prawdziwej Francji umieścili legitymizujące ich
zbrodnie frazesy o wolności, równości i braterstwie. Ufundowana na nich Republika ignoruje i
zwalcza kilkanaście stuleci tradycji, starając się wszczepić w społeczeństwie własne mity
założycielskie nowej tyranii, o wiele straszniejszej i bardziej nieobliczalnej niż znane z historii.
System ten promuje przy tym nie ludzi najlepszych, lecz niekompetentne, bezwzględne
indywidua. Wszechogarniająca zasada równości wszystkich ludzi zrównuje przy tym każdego —
niezależnie od osobistej wartości, degradując wszystkich do najniższego (bo biologicznego)
wspólnego mianownika.
W państwie tym interesy małych, lecz wpływowych grup przedkładane są nad interesy
francuskiego narodu. Umożliwiają to demokratyczne procedury, gdzie o racji decydują nie
kryteria obiektywne i Prawda, lecz przewaga głosów w parlamencie. W tej sytuacji to nie lud
jest suwerenem — jak chce oficjalna republikańsko-jakobińska propaganda, lecz wąskie grona
decydentów w łonie partii politycznych. Jak pisał Maurras:
„Demokracja to choroba demokracja to śmierć. Rządy ludu dążą do dezorganizacji kraju. Z
konieczności niszczą wszystko, co je łagodzi i co się od nich odróżnia: religię, rodzinę, tradycję,
klasy, wszelkiego rodzaju organizacje. Każda demokracja izoluje i osłabia indywidualność,
rozwija zaś państwo poza właściwą mu sferą działania.(...) Nie mamy już pań stwa, mamy
tylko administrację. Piękne słowa Anatola France’a potwierdzają się wszędzie, gdzie tylko
błędna demokracja będzie tworzyła instytucje i prawa. Faktem jest, że demokracja korumpuje
wszystko, ale my to już narodowi mówiliśmy.(...) Oto dlaczego bierzemy naród na świadka
ogromu naszej nienawiści do demokracji i absolutnej fałszywości zasady suwerenności ludu.”
Szczególną wrogość odczuwa przy tym Maurras do masonów, protestantów, Żydów i
niezasymilowanych cudzoziemców (co ciekawe wśród członków AF byli też liczni
przedstawiciele tych trzech ostatnich grup — przyjmowano ich pod warunkiem, iż wyznawali
patriotyczne i rojalistyczne wartości organizacji). Te antykatolickie i antyrojalistyczne „cztery
stany skonfederowane” zawłaszczyły i całkowicie zdeprawowały państwo francuskie,
zatruwając je demokratyczną trucizną ( morbus democraticus).
„Równość nigdzie nie może panować, ale jej obsesja i pragnienie tworzą ducha politycznego
bezpośrednio odwrotnego do zasadniczych potrzeb kraju. Duch demokratyczny zabija
dyscyplinę wojskową, a naród potrzebuje wojska, duch demokracji przez zazdrość, którą sączy,
zabija zgodę obywatelską, serdeczność i pokój pomiędzy jednostkami i grupami, a lud
potrzebuje zgody, pokoju i serdeczności! Morbus demokraticus — powtarzał Summer Main.
Miłość i szacunek ludu zabrania poddawać się pragnieniu choroby. Już Machiavelli i Dante nie
radzili krzyczeć, żeby śmierć żyła.”
(Maurras, 1921: 15–16)
Szczególnie masoneria była, zdaniem Maurrasa groźnym i bezwzględnym przeciwnikiem (np. w
rządzie Bluma, który zaciekle zwalczał AF wśród 19 ministrów, 18 było masonami), którego
sensem istnienia jest zniszczenie religii katolickiej, Kościoła oraz wprowadzenie demokracji,
która umożliwi im przejęcie rządu dusz i umysłów spauperyzowanego ludu, a raczej, jak chce
Maurras, bezmyślnej tłuszczy. Dlatego z wrogami tymi nie dopuszczał żadnych kompromisów.
Obok wrogości do demokracji i republiki cechą doktryny Action Française był antyliberalizm.
Propagowana bowiem przez niego absolutna wolność, zainfekowana przez duch jakobiński,
prowadzi zdaniem ideologów Akcji do bezkrytycznej tolerancji i usprawiedliwienia bezwzględnej
walki ze wszystkimi, którzy w tym przedmiocie nie podzielają poglądów liberałów. Walka o
wolność staje się więc usprawiedliwieniem prześladowań Kościoła i wiernych, stojących na
gruncie jednej i niezmiennej Prawdy.
Jedynym ratunkiem dla narodu francuskiego w czasie tej cywilizacyjnej apokalipsy jest zdaniem
Maurrasa bezlitosna walka z reżimem republikańskim — jego obalenie i przywrócenie
monarchii. Tylko bowiem katolicka monarchia jest właściwą dla Francji, potwierdzoną
historycznie formą rządu. Tylko tak zatrzymać można dalszą degenerację i próbować przywrócić
utracony ład, nadać sens ludzkiej egzystencji i przywrócić rządy Prawdy i Dobra. Król bowiem
jest nieodłącznym czynnikiem integrującym każdą wspólnotę. Jest obrońcą i symbolem
jedności, pozwala pokonać naturalną anarchię oraz bezład, tak by zespolić wysiłki wszystkich i
spełnić wspólne (ale również indywidualne) cele. W jego osobę wciela się też tradycja i trwanie
niezliczonych pokoleń, które wznosiły gmach francuskiej państwowości.
Bezwzględnym warunkiem skuteczności króla jest zdaniem Maurrasa suwerenność, która jest
przy nim, a nie przy ludzie. Monarcha musi mieć bowiem skuteczne i realne możliwości
oddziaływania, musi mieć w państwie władzę najwyższą, lecz ograniczoną. Tylko tak przywrócić
może ład, harmonię i porządek we francuskim społeczeństwie oraz zwrócić należne Kościołowi
miejsce. Kościół jest bowiem najważniejszym warunkiem odbudowy tradycyjnej monarchii (co
ciekawe sam Maurras był ateistą, który nawrócił się dopiero na łożu śmierci).
Każdy zatem, komu droga jest pomyślność i szczęście Francji musi być monarchistą.
Monarchizm ten połączony jest jednak nierozerwalnie, w myśl Action Française, z
nacjonalizmem. Ów „nacjonalizm integralny” ( nationalisme integral) stanowi bowiem syntezę
wątków rojalistycznych i narodowych.
Monarchia jest najlepszą formą rządu, która pozwala zrealizować cel jakim jest dobro narodu
francuskiego. Sam naród jest, dla Maurassa, tworem nie tyle terytorialnym co kulturowym,
wyrosłym na podglebiu religii katolickiej, jest wspólnotą związaną jednością tradycji, wyznania,
kultury, sentymentów, wspólnego trwania.
„Ojczyzna to pola, mury, wieże i domy; to ołtarze i groby; to żywi ludzie, ojcowie, matki i bracia,
dzieci, które bawią się w ogrodach, chłopi, którzy sieją pszenicę, ogrodnicy, którzy hodują róże,
kupcy, rzemieślnicy, robotnicy, żołnierze; na świecie nie ma nic bardziej konkretnego.”
Nie jest to nacjonalizm szowinistyczny, rasistowski, gloryfikujący bezkrytycznie swój naród i
poniżający inne, to nacjonalizm wyrosły z chrześcijańskiego i rzymskiego dziedzictwa ludów
Europy, ze świadomości wyjątkowości łacińskiego Zachodu.
Jak dalej pisze Maurras:
„Intelektualnie, moralnie, na pewnym poziomie ojczyzna jest wspólnotą wszystkich duchów
łacińskich, wszystkich duchów rzymskich, a w szerszym znaczeniu, równie prawowitym, co
koniecznym, wszystkich umysłów i serc katolickich. (...) Naród francuski zachowuje bez
wątpienia i utrzymuje bez przerwy ład i rozwija ducha francuskiego; ale ten duch zawdzięcza
swoje istnienie uniwersalizmowi katolickiemu. Katolicyzmowi wzniosłemu, powszechnemu,
niezmiennemu.”
Nacjonalizm ten wymierzony jest nie tylko we wrogów Francji, ale także (a może przede
wszystkim) we wrogów cywilizacji zachodniej. Maurras pisał, że demokracja to choroba;
demokracja, to śmierć zjednoczonej katolickiej Europy. Zadaniem Action Française jest stawić
tym wrogom czoła, wychować nowe elity, które z szacunkiem zwrócą się ku zaciekle
zwalczanym przez republikanów prawdom i zdolne będą dokonać restauracji monarchii —
nawet w drodze przewrotu i dyktatury, gdy będzie to konieczne.
Ta bezkompromisowa postawa wobec reżimu republikańskiemu naraziła AF na trwające przez
cały czas jej istnienia prześladowania i represje. Nie wahano się mordować jej działaczy albo po
karykaturalnych procesach wsadzać ich do więzień, czy w 1936 roku zdelegalizować samej
organizacji. Po upadku Francji w 1940 roku, Action Française poparła rząd Vichy marszałka
Pétaina, dla ratowania interesu narodowego, przy równoczesnym odrzuceniu aktywnej
kolaboracji. Mimo iż wielu członków było prześladowanych przez Niemców, nie przeszkodziło to
od 1944 roku władzom wyzwolonej Francji kontynuować represji, tym razem pod płaszczykiem
„defaszyzacji”. Dzięki temu reżim republikański w łatwy do usprawiedliwienia sposób pozbyć
się mógł monarchistycznej i antyjakobińskiej prawicy.
Wielu działaczy i członków AF zostało zamordowanych, wielu trafiło do więzień. Sam 77-letni
Maurras został, po procesie-farsie, skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności (po
siedmiu latach, w 1952 roku został ułaskawiony). Umarł 16 listopada 1952 roku. Choć ostatni
numer „Action Française ” ukazał się 8 września 1944 roku (został następnie zdelegalizowany
przez nowe władze), a większość przywódców zginęła lub odsiadywała wyroki więzienia, to
środowisko AF nie zaprzestało po wojnie swej działalności, którą prowadzi do dnia dzisiejszego
jako Ruch Rojalistyczny Akcji Francuskiej (Mouvement royaliste d’Action française), a jego
organem jest dwutygodnik „Action Française 2000” .
2. Corneliu Zelea Codreanu. Legion Michał Archanioła i Żelazna Gwardia
Niech żyje śmierć!
Millán Astray
Rumuński Legion Michała Archanioła zajmuje w historii myśli i ruchów politycznych miejsce
szczególne. Mimo iż jego dzieje dają się wpisać w charakterystyczny dla okresu
międzywojennego bunt przeciwko liberalizmowi, demokracji i socjalizmowi, to stanowił on
zjawisko wyjątkowe na tle innych narodowo-radykalnych organizacji rozwijających się
żywiołowo w tym czasie w Europie. Był on raczej duchową wspólnotą wyrosłą na gruncie
prawosławnej tradycji, rycerskim zakonem, który wypełniając boskie posłannictwo stanął do
walki z ziemskimi sługami szatana, niż organizacją polityczną w ścisłym tego słowa znaczeniu.
Twórcą Legionu był prawnik Corneliu Zelea Codreanu (1899–1938) zwany przez legionistów
Kapitanem (Capitanul) — przydomkiem, który nawiązywał do walczących z Turkami
osiemnastowiecznych oddziałów powstańczych. Ten pełen charyzmy i narodowych ideałów
przywódca od początki swego krótkiego życia związany był z rumuńskim ruchem
nacjonalistycznym i Ligą Obrony Narodowo-Chrześcijańskiej. Rozczarowany jednak
nieskutecznością jej działań i wewnętrznymi waśniami założył (wraz z grupą kilkunastu
przyjaciół) 24 czerwca 1927 roku nową patriotyczną organizację „kierującą się czystym
nacjonalizmem, wypływającym z nieograniczonej miłości do Narodu i Ojczyzny” (Codreanu,
1993: 1), nazwaną ku czci dowódcy zastępów niebieskich — Legionem Michała Archanioła
(Legiunea Arhanghelului Mihail).
Zbrojne ramię Legionu stanowiła utworzona w 1930 roku Żelazna Gwardia (Garda de Fier).
Symbolem ruchu stała się więzienna krata, umundurowaniem zaś zielona koszula. Jako że
Legion był organizacją wymierzoną w polityczny establishment i oligarchię, sprawującą
niepodzielne rządy w kraju, to spotkał się od początku swego istnienia z prześladowaniami i
represjami. Legion i Gwardia były pięciokrotnie delegalizowane przez władze (w 1931, 1932,
1933, 1938 i 1941 roku). Dziesiątek tysięcy legionistów dotknęły konfiskaty, więzienie i śmierć.
Sam Codreanu został, wraz z trzynastoma towarzyszami zamordowany w nocy z 29 na 30
listopada 1938 roku.
Legion na krótki okres przejął władzę po obaleniu w 1940 roku swojego największego wroga —
króla Karola II. Rumunię ogłoszono wtedy Państwem Żelaznogwardyjskim, Legion i Gwardię
uznano za jedyne legalne organizacje polityczne, a Horia Sima — następca Kapitana, został
wicepremierem i zastępcą sprawującego w kraju dyktatorską władzę generała Antonescu.
Jednak już w 1941 roku doszło do napięć pomiędzy dyktatorem a legionistami, czego skutkiem
była krwawo stłumiona rebelia tych ostatnich. Po zakończeniu wojny represje kontynuowały
nowe komunistyczne władze, jednak Legion został ostatecznie rozbity dopiero w 1952 roku.
Najważniejsze założenia doktryny politycznej Legionu zawarł sam Codreanu w pracy Dla mych
Legionistów ( Pentru Legionarii) i Podrę czniku dowódcy Gniazda ( Carticica Sefului de Cuib).
W ich świetle największymi wrogami Legionu byli demokraci, komuniści i masoneria. Zdaniem
Codreanu, to oni odpowiadają za rozkład rumuńskiego państwa i narodu. Rumunia tego okresu
przeżarta była bowiem korupcją i zepsuciem. Nikogo nie dziwiły polityczne zabójstwa,
fałszowanie wyborów czy upadek wymiaru sprawiedliwości. Za zjawiska te winił Codreanu
demokrację, gdyż to ona przyznając jednostce nieograniczone prawa polityczne i niszcząc
naturalne międzyludzkie więzi pozwala, w imię zaspokojenia własnego interesu, poświęcać
interes narodowy. Państwo staje się wtedy areną walk pomiędzy zwalczającymi się frakcjami
politycznymi, gdzie wszechogarniający chaos i rozpasana wolność depczą dobro wspólne.
Codreanu pisał:
„Ten typ ludzki, który dziś opanował publiczne i polityczne życie Rumunii spotykaliśmy już w
Historii. Pod władzą takich ludzi umierały całe narody i załamywały się państwa.”
Wbrew demokratycznej propagandzie władza nie jest przy tym sprawowana ani przez lud, ani w
jego interesie, lecz spoczywa w rękach wąskiej oligarchii żyjącej jak pasożyty na ciele narodu.
Codreanu kontynuuje:
„Demokracja dba jedynie o zabezpieczenie praw jednostki, dlatego jesteśmy świadkami
niebywałego rozstroju. Jednostka wierzy, że może deptać i łamać, na mocy swych
nieograniczonych praw, prawa całej wspólnoty. Jesteśmy świadkami anarchii, w której jednostka
nie uznaje niczego poza swym osobistym interesem.”
Demokracja przy tym jest ustrojem, który za zasłoną pięknych haseł o suwerenności narodu
skrywa swe prawdziwe tyrańskie oblicze. Bezwzględnie rozprawia się bowiem ze wszystkimi,
którzy nie akceptują jej reguł i prezentują przekonania wrogie wobec demokratycznego status
quo. Jak czytamy w Pentru Legionarii:
„Mogłoby się wydawać, że ciesząc się tak wielkimi prawami jednostka żyje w demokracji
cudownie. Ale w rzeczywistości, i to jest skrajna tragedia demokracji, jednostka nie ma żadnych
praw, bo gdzież jest wolność zgromadzeń w naszym kraju, wolność słowa, wolność przekonań?
Jednostka poddana jest terrorowi, prawom stanu wyjątkowego, cenzurze; tysiące ludzi jest
aresztowanych za swe przekonania, wielu zostało zabitych, tak jak
w czasach najbardziej tyrańskich dyktatur.”
Demokracja i parlamentaryzm nie były zatem, zdaniem Kapitana, zdolne do duchowego i
materialnego odrodzenia kraju, przeciwnie, to one były przyczyną jego upadku. Dlatego
zadaniem Legionu jest ich obalenie i uczynienie z Rumuni państwa narodowego, z silną władzą,
opartego na hierarchii, gdzie rządzą najlepsi.
„Lud rumuński nie potrzebuje dziś wielkiego polityka, jak to się fałszywie sądzi. Lud rumuński
potrzebuje dzisiaj wielkiego nauczyciela i przewodnika, który przezwycięży siły Ciemności.”
Zatem zasadą nowego państwa będzie „(...) zastąpienie demokratycznego parlamentaryzmu
przez jednolite przywództwo, które skupi w jednym ręku całą rozproszoną energię narodu
wyczerpującą się dziś w bratobójczych walkach.” (Codreanu, 1993: 20). W państwie tym
zlikwidowany będzie kapitalistyczny wyzysk, a życie gospodarcze będzie zorganizowane w
oparciu o system korporacyjny łączący pracodawców i pracowników.
Powrót do moralności w polityce umożliwi wykorzenienie pasożytnictwa oraz rozbudzenie i
zorganizowanie życiowych sił narodu rumuńskiego. Tylko w ten sposób Rumuni, zjednoczeni jak
nigdy dotąd przezwyciężyć będą mogli nędzę materialną i moralną swego państwa.
Nowe Państwo nie może być jednak stworzone przez ludzi wychowanych na tradycji rewolucji
francuskiej — takie państwo jest nie do pomyślenia. Zatem „(...) powstanie Nowego Państwa
zakłada na pierwszym miejscu, jako element nieodzowny, pojawienie się nowego typu
człowieka.”
Ową elitą Nowego Państwa byliby wychowani przez Legion nowi Rumuni, oddani sprawie swego
narodu i wiary.
„Nowy człowiek powinien być bohaterem — bohaterem w sensie rycerskim, który przez walkę
utwierdza własną wizję świata, bohaterem w sensie społecznym, który po zwycięstwie nie
poważy się wykorzystywać pracy innych; bohaterem pracy, wielkim twórcą, kształtującym
swoją ziemię przy pomocy pracy. W takim typie bohatera powinny koncentrować się wszelkie
najszlachetniejsze wartości rumuńskiego narodu zebrane w ciągu tysiącleci dziejów.”
Dlatego w walce o Nową Rumunię nie wolno obawiać się cierpień i ofiary z własnego życia.
Słudzy szatana i obrońcy starego porządku nie zawahają się bowiem (i było tak w
rzeczywistości) użyć wszelkich środków dla obrony swej uprzywilejowanej pozycji. Tylko ten,
który dowiedzie swego hartu ducha i odwagi zasługuje na miano legionisty, a ponieważ jego
droga pełna jest niebezpieczeństw, bólu i zwątpienia, praktyka legionowa przewidywała
wzmacnianie ducha poprzez pracę, modlitwę, posty i praktykowanie ascezy.
Legionowe kadry oparte o moralną czystość, bezinteresowność w walce, dyscyplinę, hierarchię,
sprawiedliwość miały stać się zaczynem nowego porządku i odrodzenia narodu rozumianego
nie tylko jako mieszkańcy Rumunii, lecz świadomą siebie wspólnotę duchową, łączącą
pokolenia minione i teraźniejsze, połączone historią, kulturą, wiarą ojców i świadomością
wspólnego trwania. Tak rozumiany naród obejmuje zarówno żyjących, jak i zmarłych,
złączonych rumuńską krwią, poczuciem honoru oraz całym materialnym i duchowym
dziedzictwem przeszłości. Taki naród zorganizowany w Nowe Państwo może się wreszcie pozbyć
wewnętrznych antagonizmów i przywrócić Rumunom sprawiedliwość na ich własnej ziemi.
3. José Antonio Primo de Rivera — Falange Española
Jeśli w pojęciu ojczyzny nie ma miejsca na świątynie i groby, jeśli staje się ona sumą interesów, wówczas
patriotyzm jest hańbą.
Nicolàs Gómez Dàvila
29 października 1933 roku podczas wiecu wyborczego w madryckim teatrze Comedia młody
adwokat, syn dyktatora z lat 1923–1930, José Atnonio Primo de Rivera y Sáenz de Heredia,
markiz de Estella ogłosił program nowej narodowo-radykalnej organizacji, która przybrała
miano Falange Española (Falanga Hiszpańska). Od początku z trudem poddawała się ona
wszelkim klasyfikacjom według tradycyjnych podziałów na prawicę i lewicę. Często też
posądzano ją o faszyzm, co miało na celu jej zdyskredytowanie w oczach współczesnych
społeczeństw i postawić w jednym szeregu z Mussolinim i Hitlerem (który notabene, o czym
była mowa wcześniej, również faszystą nie był).
Niesprawiedliwość, by nie użyć sformułowania fałsz, takich określeń w sposób rażący nie
przystaje jednak do ideologicznego oblicza Falangi i jej charyzmatycznego przywódcy. Jego
głęboka religijność, oddanie tradycji w jaskrawy sposób odróżniają go od faszystowskich (w
istocie pogańskich) ideologów, właśnie w tradycji i Kościele widzących przeszkodę do
stworzenia totalnego, ubóstwionego przez nich państwa. Przeciwnie — dla de Rivery najwyższe
miejsce w hierarchii wartości nie zajmuje państwo czy rasa, lecz Bóg, twórca społecznego ładu i
prawodawca, którego nakazom naród i państwo hiszpańskie winny się podporządkować.
Odrzuca zatem faszystowski i nazistowski postulat omnipotencji państwa, na rzecz
chrześcijańskiego personalizmu szanującego wolność i godność każdego człowieka.
Jesienią 1934 roku ogłosił on 27 punktowy program, który zawierał credo nowego ruchu i jego
cele. Jak pisał w nim de Rivera:
„Wierzymy w najwyższą rzeczywistość Hiszpanii. Umocnienie jej, podźwignięcie i powiększenie
jest naglącym zbiorowym zadaniem wszystkich Hiszpanów. Realizacji tego zadania muszą się
bezwzględnie poddać interesy jednostek, grup i klas.”
Radykalizm tego sformułowania wynikał z diagnozy sytuacji kraju, jakiej dokonał przywódca
Falangi. Jego zdaniem upadek średniowiecznego pojęcia wspólnoty wywołany przez reformację,
oświecenie i liberalizm, doprowadził do całkowitej dezintegracji społeczeństwa, które składa się
teraz z obcych sobie i obojętnych na dobro wspólne jednostek.
Pogoń za zyskiem i spełnieniem indywidualnych egoistycznych pragnień, pogarda dla religii,
upadek autorytetów są przejawami głębokiego kryzysu zachodniej cywilizacji. Celem Falangi
jest zatem, na wzór średniowiecznych bohaterów, nowa duchowa krucjata, przywrócenie
panowania tradycyjnych hiszpańskich wartości i przezwyciężenie zgubnych wpływów ideologii
nowoczesności.
„Ludzka godność, integralność jednostki i indywidualna wolność są wiecznymi i
nienaruszalnymi wartościami. Ale jedyną drogą, by rzeczywiście być wolnym jest bycie częścią
silnego i wolnego narodu. Nikomu nie pozwolimy wykorzystywać swej wolności przeciwko
jedności, sile i wolności Ojczyzny. Surowa dyscyplina zapobiegać będzie jakiejkolwiek próbie
zatrucia lub podzielenia ludu hiszpańskiego lub podburzaniu go przeciwko przeznaczeniu
Ojczyzny.”
Na początek rozprawić należy się z demokracją, która w głównej mierze ponosi
odpowiedzialność za destrukcję sfery polityki. Marnotrawi ona bowiem siły narodu na
niekończące się jałowe spory i dyskusje, gdzie zwalczające się partie zabiegają wyłącznie o
interesy swoje i swych wyborców, gdzie ponad dobrem narodu stawia się zwycięstwo w
najbliższych wyborach. Demokracja, będąc zalegalizowanym chaosem, dzieli zatem
społeczeństwo na antagonistyczne grupy, niszcząc jego jedność i poczucie wspólnego celu.
Społeczeństwo staje się przy tym przedmiotem manipulacji polityków, wykorzystujących jego
nieświadomość i ignorancję dla własnych celów. O prawdzie zaś decyduje większość w
parlamencie, który uzasadniając swą władzę suwerennością ludu czuje się uprawniony do
decydowania o wszystkich bez wyjątku sprawach.
Równocześnie liberalizm zatruwa umysły duchem relatywizmu, przekonując, iż nie istnieją
żadne absolutne, ponadczasowe prawdy, a jedynym twórcą wartości jest sam człowiek. Sam,
przepełniony duchem „tolerancji” bezlitośnie zwalcza swych przeciwników, obnażając swoje
totalitarne oblicze. Tymczasem, zdaniem wodza Falangi, działania polityczne winny być
podyktowane hiszpańską racją stanu i przepełnione duchem odpowiedzialności przed
pokoleniami przeszłymi i przyszłymi. Nie można więc dowolnie dysponować depozytem tradycji
przekazanym nam przez przodków.
Rewolucja narodowo-syndykalistyczna wymierzona jest zatem w chaos demoliberalnego
państwa, w jego sługi oraz klientów i ma na celu zastąpienie go narodową dyktaturą. Jej
zadaniem jest restauracja, a raczej zbudowanie od nowa, starej, tradycyjnej Hiszpanii królów
katolickich.
Należy stworzyć Hiszpanię silną, imperialną, taką która zajmuje należne jej miejsce wśród
narodów Europy, a także duchowo odnowić (w sensie uniwersalnym) całą zachodnią cywilizację
w oparciu o prawdziwą katolicką wiarę. Tak pisał de Rivera:
„Nasze państwo będzie instrumentem totalitarnym w służbie integralności Ojczyzny. Wszyscy
Hiszpanie będą w nim mieli udział za pośrednictwem funkcji rodzinnej, municypalnej i
związkowej. Nikt nie będzie działał za pośrednictwem partii politycznej. Zniesie się nieubłaganie
system partii politycznych ze wszystkimi jego następstwami: nieograniczonymi wyborami,
przedstawicielstwem za pośrednictwem walczących grup i Parlamentem znanego typu.”
( Manifest Falangi, pkt.6)
Rewolucja nie może się jednak dokonać ani w oparciu o partie prawicowe, które są tak samo
skorumpowane i materialistyczne jak lewica, ani w oparciu o zdegenerowaną i pozbawioną
ducha arystokrację. Nie można też liczyć na monarchię, która nie ma już majestatu i godności
starych władców Hiszpanii.
Prawdziwa jedność wyrażająca się w rodzinie, gminie czy korporacji zawodowej może być
podniesiona do naczelnej zasady państwowej tylko dzięki ludowi. Nie jest on wprawdzie
przeznaczony do sprawowania władzy, ale stanowić może silne oparcie i fundament nowego-
starego ładu. By go jednak uświadomić i przekonać, należy wpierw zneutralizować wpływy
lewicy, która postrzega społeczeństwo w kategoriach zwalczających się klas. Jest to jednak
dopiero krok pierwszy. Drugim, i ważniejszym, jest dokonanie głębokich reform społecznych,
zniesienie ustroju kapitalistycznego upodlającego człowieka i przywrócenie naturalnych
międzyludzkich więzi niszczonych przez gospodarkę wolnorynkową. Manifest Falangi głosi:
„Odrzucamy system kapitalistyczny który lekceważy pragnienia ludzi, odczłowiecza własność
prywatną i przekształca robotników w bezkształtne masy które popadają w niedolę i rozpacz.
Nasza duchowa i narodowa świadomość równocześnie wypiera się marksizmu. Będziemy
wskazywać drogę klasie robotniczej, która teraz jest sprowadzana na manowce przez
marksizm, przez żądanie ich bezpośredniego udziału w strasznym dziele państwa narodowego.”
I dalej czytamy:
„Państwo będzie szanować własność prywatną jako prawowity środek osiągania celów
indywidualnych, rodzinnych i społecznych, oraz będzie chronić ją przeciw nadużyciom przez
wielką finansjerę, spekulantów i lichwiarzy.”
).
Należy zatem przede wszystkim zwalczyć wielkie kapitalistyczne monopole, które wypaczają
sens wolnej gospodarki i odczłowieczają swych pracowników. Trzeba upowszechnić własność
prywatną wśród szerokich rzesz społeczeństwa oraz dokonać parcelacji wielkich majątków
ziemskich. Dopiero w takim społeczeństwie walka klas może zostać zastąpiona współpracą
wszystkich grup społecznych dla wspólnego dobra.
„Pojmujemy Hiszpanię w sensie ekonomicznym jako gigantyczny syndykat producentów.
Zorganizujemy korporacyjne społeczeństwo hiszpańskie w systemie pionowych związków
zawodowych według gałęzi wytwórczości, w służbie integralności narodowej.”
)
Nie należy się więc dziwić, iż w chwili zwycięstwa wyborczego lewicowej koalicji Falanga stała
się jednym z najzagorzalszych wrogów nowego reżimu, co doprowadziło do jej delegalizacji 15
marca 1936 roku. W sytuacji, gdy rząd republikański doprowadził kraj na skraj przepaści, gdy
niszczona była jego gospodarka, zwalczane religia i tradycja Jose Antonio Primo de Rivera głosił
konieczność zbrojnego przywrócenia porządku i odsunięcia od władzy sił politycznych
kojarzonych przez niego z chaosem i terrorem.
Falangista nie powinien był obawiać się przy tym ofiary z własnego życia, gdyż umrzeć za
Hiszpanię jest przejawem najwyższego oddania Ojczyźnie. I rzeczywiście wielu falangistów
zginęło czynnie uczestnicząc w walkach z republikanami. Taką najwyższą ofiarę złożył sam de
Rivera. Został on trzy miesiące po wybuchu wojny domowej aresztowany przez władze
republikańskie i rozstrzelany. Spoczywa dzisiaj obok generała Franco w Vale de los Caidos —
Dolinie Poległych.
Po śmierci de Rivery i zwycięstwie rebeliantów w wojnie domowej Falanga stała się, z uwagi na
swój społeczny radykalizm, kłopotliwym sojusznikiem Franco. Dlatego, w celu spacyfikowania
jej postulatów, 20 kwietnia 1937 roku wydał on dekret zjednoczeniowy, zgodnie z którym doszło
do połączenia wszystkich sił politycznych zwycięskiej koalicji, a więc m.in. Falangi, karlistów,
monarchistów i konserwatystów w Falange Española Tradicionalista y de las Juntas de la
Ofensiva Nacional Sindicalista — FET y JONS (Hiszpańską Falangę Tradycjonalistyczną i Junt
Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej),
która była jedyną partią polityczną Hiszpanii, funkcjonującą od 1956 do 1976 roku jako Ruch
Narodowy — Movimento Nacional.
4. Leon Degrelle. Od Christus Rex do SS Wallonien
Świat się traci albo zdobywa. Zdobądźcie go!
Na ludzkiej pustyni, gdzie beczy tyle baranów bądźcie lwami!
Leon Degrelle
Burzliwe dzieje XX wieku obfitują w wiele zagmatwanych życiorysów. Często wybory, przed
którymi stawano i podejmowane decyzje, są dla nas ludzi przełomu wieków niezrozumiałe, a
nawet godne potępienia. By jednak oceniać innych, należy najpierw zastanowić się nad
sytuacjami, w których niektórzy (czasem wbrew swoim przekonaniom) wybierali zło,
przeciwko... jeszcze większemu złu. Jedną z takich osób jest Leon Degrelle — postać
fascynująca, budząca tak wiele skrajnych emocji, jak chyba żaden z „aktorów” najnowszej
historii Europy. Jak bowiem oceniać z jednej strony głęboko wierzącego katolika, gorącego
patriotę, żołnierza bez skazy, z drugiej dowódcę dywizji SS Wallonien i ulubionego żołnierza
Hitlera?
Leon Degrelle urodził się w 1906 roku w Walonii, na granicy francusko-belgijskiej. W wieku 18
lat rozpoczął studia na wydziale prawa flandryjskiego uniwersytetu katolickiego w Louvain. Już
od czasów studenckich związany był jako działacz i publicysta z ruchem katolickim, by w 1930
roku objąć kierownictwo wydawnictwa Christus Rex (Chrystus Król), za pośrednictwem którego
głosił idee moralnego odrodzenia swego kraju.
Szczególnie ostro sprzeciwiał korupcji, która szerzyła się w szeregach różnych partii
(prawicowych i lewicowych) w całym kraju. Rozkład i zwyrodnienie systemu demokratycznego
promieniowało na wszystkie dziedziny życia, powodując moralną degenerację społeczeństwa,
wszechobecny egoizm i obojętność na losy ojczyzny. W przekonaniu Degrelle’a, w państwie
takim nikt nie przejmował się dobrem swych bliźnich, każdy dbał tylko o swój własny materialny
interes, a przykład płynął z góry — od zdegenerowanych polityków.
„Świat coraz bardziej pochłaniają wartości banalne, materialne lub po prostu zwierzęce.
Zamyka się on w sobie, by zachować lub zdobyć jak najwięcej. Każdy żyje sam dla siebie,
pozwala by jego życie rodzinne i państwowe zdominował ciągły egoizm, który przemienił ludzi
w nienawistne, rozjątrzone i chciwe wilki bądź w zepsute ludzkie śmieci.”
W wywiadzie dla „Prosto z mostu ” (w 1936 roku) powiedział:
„Mój program jest bardzo prosty, bo oparty na niepraktykowanej zasadzie bezwzględnej
uczciwości. Stąd też wynika brak jakichkolwiek koncepcji kompromisowych. Ponieważ przy tym
walczymy o odmłodzenie katolicyzmu, więc właśnie w oparciu o katolicyzm walczyć będziemy
przede wszystkim z komunizmem (...). W polityce chciałbym tylko wypełnić ten program,
którym socjaliści mydlą oczy wyborców, lecz którego nigdy nie wypełniają, nie chcąc narażać
się wielkiemu kapitałowi. Obłudnicy! Nie jestem żadnym radykałem, nie dążę do dyktatury
proletariatu, propaguję hasło: pracownicy wszystkich branż łączcie się!, gdyż według mnie,
dobry robotnik jest tyleż wart, co dobry adwokat, ale uważam, że anormalnie wielkie banki,
trusty czy kompanie handlowe muszą zginąć. To są pijawki, toczące krew całego społeczeństwa
nigdy niesyte! Bankierów nazywam banksterami!!”
Liczne przemówienia na wiecach, działalność publicystyczna na łamach pism „Vlan”, „Rex” i
„Pays Rèel” zyskały mu w Belgii duży rozgłos i liczną rzeszę zwolenników, pragnących, tak jak
on, odrodzenia swej ojczyzny. Skłoniło go do sformalizowania rodzącego się nowego ruchu
politycznego i jesienią 1935 roku powstał Narodowy Front Rex.
Organizacja miała być alternatywą dla partii katolickich zgrupowanych po prawej stronie sceny
politycznej, które podobnie jak cały establishment, były zdaniem Degrelle’a na usługach
wielkiego kapitału. To bowiem bankierzy, czy jak ich nazywał „banksterzy”, wedłu niego są
rzeczywistymi władcami kraju i wszelkie działania rządu podporządkowane są ich interesom.
„Podłość wyszła z ograniczonych kręgów elit i tym razem dosięgła także szerokich mas, których
dotknęły szerokie fale zawiści, ambicji i fałszywych przyjemności, będące jedynie karykaturą
radości.(...) Ludzka rzeka niesie ze sobą smród szlamu.”
Ta bezkompromisowa postawa spotkała się z zadziwiającą społeczną akceptacją i w wyborach w
1936 roku rexiści zdobyli 34 miejsca w parlamencie. Nie zmniejszyło to jednak ich radykalizmu.
Ich przywódca nadal głosił potrzebę głębokiej rewolucji, która objęłaby sferę polityki i przede
wszystkim moralności.
„Możemy wyjść z tego upodlenia jedynie drogą gigantycznej naprawy moralnej, od nowa ucząc
ludzi miłości, poświęcenia, życia, walki i umierania
za wyższy ideał (...). Jedyne co się liczy, to wiara, płomienna ufność, całkowite wyzbycie się
egoizmu i indywidualizmu, dążenie, by całym sobą służyć — bez względu jak niewdzięczna
będzie to służba, bez względu gdzie, bez względu jak — sprawie przerastającej człowieka, która
domaga się wszystkiego, niczego w zamian nie obiecując.”
Śmiertelnymi wrogami Rexu były więc zarówno kapitalizm, jak i komunizm, które redukują
człowieka do roli homo oeconomicus, odzierając go z jego przyrodzonej godności. Niszczą
równocześnie rodzinę, będącą nośnikiem tego, co w życiu ludzkim piękne i ważne, atakują
wiarę, która mówi człowiekowi co jest dobrem, a co występkiem. Tym dwóm znienawidzonym
ustrojom Degrelle przeciwstawia zakorzeniony w nauce społecznej Kościoła system
korporacyjny, oparty na solidaryzmie społecznym z dziedzicznym monarchą na czele.
W 1940 roku, po wkroczeniu do Belgii wojsk niemieckich Degrelle został aresztowany przez
rodzime służby specjalne i wydany w ręce Francuzów. Po uwolnieniu przez swych towarzyszy
powrócił do kraju, okupowanego już przez hitlerowców. Początkowo był przeciwnikiem
kolaboracji, jednak pod wpływem deklaracji nacjonalistów flamandzkich, chcących oderwania
się od Belgii, zdecydował się na współpracę w władzami okupacyjnymi.
Przełomowym momentem w jego życiu była niemiecka inwazja na Związek Sowiecki. Jako
zdeklarowany antykomunista, widząc w tej wojnie starcie pomiędzy barbarzyństwem a
cywilizacją Zachodu rozpoczął starania o utworzenie walońskiego legionu ochotniczego. Już
pięć lat wcześniej deklarował: „Zawsze będziemy się łączyć przeciwko Moskwie, a więc raczej z
Niemcami niż z Francją” („Prosto z mostu”). Po latach zaś tak miał wyjaśnić swoją decyzję:
„Młodzi europejscy ochotnicy zaobserwowali dwie rzeczy: pierwszą, że Hitler był jedynym
przywódcą zdolnym wybudować Europę i drugą, że Hitler i tylko Hitler mógł pokonać światowe
zagrożenie komunizmu.” (Degrelle, 2002: 32).
Ze zgłaszających się ochotników, w większości członków Rexu, sformowano brygadę, (później
28. Dywizję Grenadierów Pancernych) Waffen SS Wallonien. Wsławiła się ona szczególnie
podczas ciężkich walk pod Czerkasami. Sam Degrelle przeszedł jej cały szlak bojowy,
rozpoczynając go jako kapral, a kończąc jako generał. Wielokrotnie ranny, odznaczony został
Krzyżem Rycerskim z Liśćmi Dębu — najwyższym niemieckim
odznaczeniem wojskowym. Sam Hitler miał podobno powiedzieć, że gdyby miał syna, to
chciałby, żeby był taki jak Degrelle.
Niestety uwielbienie to było wzajemne, a atencja i podziw jaką Degrelle (głęboko wierzący
katolik) darzył Hitlera trudno jest dzisiaj zrozumieć. Po klęsce III Rzeszy Degrelle zbiegł, via
Norwegia do Hiszpanii, gdzie uzyskał azyl. W Belgii został zaocznie osądzony i skazany na karę
śmierci. Pomimo iż nie zarzucano mu żadnych zbrodni wojennych, Centrum Szymona
Wiesenthala wyznaczyło milion dolarów za jego głowę, stąd liczne próby zamachów na jego
życie. Zmarł w 1994 roku w Madrycie. Do końca pozostał idealistą wierzącym w trafność swych
wyborów, niestety wybory te postawiły go ostatecznie po stronie zła.
5. Jean-Marie Le Pen i Front Narodowy
Taktyka brunatnych koszul — wrzeszczący mówcy, rozpędzanie zebrań opozycji, demonstracje
przeradzające się w rozruchy — są wciąż stosowane przez samozwańczych bojowników przeciwko
rasizmowi i faszyzmowi. I niezmiennie, te przestępstwa przeciwko przyzwoitości i demokracji są
ignorowane lub popierane przez tych, którzy podzielają lewicowe obrzydzenie wobec prawicy.
Patrick Buchanan
Demokracja jest dobra pod warunkiem, że wygrywają nasi.
Dwight Eisenhower
Spośród wszystkich partii nacjonalistycznych w Europie najsilniejszą pozycję bez wątpienia
zajmuje francuski Front National (Front Narodowy) pod przywództwem charyzmatycznego Jean-
Marie Le Pena. Stoi on na czele utworzonej w 1972 roku partii (połączonej z kilku prawicowych
organizacji), która jest trzecią siłą polityczną Francji, posiadającą stały, około 15-procentowy
elektorat.
Początkowo Front Narodowy funkcjonował na marginesie sceny politycznej, przełomem stały się
jednak wybory municypalne z 1983 roku i przede wszystkim wybory do Parlamentu
Europejskiego z 1984 roku, w których Front Narodowy uzyskał 10 mandatów.
W wyborach parlamentarnych zdobył już 9,8% głosów i 35 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym.
W wyborach prezydenckich z 1988 roku na Jean-Marie Le Pena oddano już prawie 15% głosów,
a rok później w kolejnych wyborach do Europarlamentu FN ponownie uzyskał 10 mandatów. Po
wyborach z 1989 roku Front stał się już trzecią największą partią na francuskiej scenie
politycznej (po gaullistach i socjalistach).
Najważniejszym jednak wydarzeniem w historii tego ruchu były wybory prezydenckie w 2002
roku, podczas których przywódca FN z 5,5 milionem głosów przeszedł do drugiej tury wyborów,
pokonując między innymi kandydata socjalistów premiera Jospina. Wynik
24
Nacjonalizm i narodowy radykalizm
ten stanowił prawdziwy szok dla politycznego establishmentu V Republiki i spowodował jego
bezprecedensową mobilizację.
W mediach rozpoczęto kampanię nienawiści nazywając Le Pena nazistą, neofaszystą,
antysemitą, rasistą, ksenofobem, a w organizowanych „spontanicznie” demonstracjach
trockiści, komuniści, socjaliści i liberałowie wspólnie wzywali do głosowania na Chiraca.
Wyrażano też „święte oburzenie” i potępiano poglądy jedynego człowieka, który reprezentował
miliony wyborców niezadowolonych z polityki kolejnych socjalistycznych i gaullistowskich
gabinetów. Do akcji tej włączył się również francuski kościół, wzywając, by w drugiej turze nie
głosowano na Le Pena, jako głosiciela treści sprzecznych z chrześcijańską doktryną (inni
kandydaci, popierający homoseksualizm, aborcję czy eutanazję, nie spotkali się z takim
napiętnowaniem ze strony hierarchii kościelnej).
Owa paniczna reakcja i strach przeciwników Le Pena stanowią uzasadnienie dla bliższego
przyjrzenia się doktrynie politycznej Frontu Narodowego i jego przywódcy, zwłaszcza, iż wiedza
na ten temat w Polsce jest bardzo skąpa i pochodzi głównie z pożałowania godnych komentarzy
naszych rodzimych mediów.
Najważniejszym zadaniem, jaki stawia sobie Front Narodowy, jest obrona francuskiego interesu
narodowego w imię tradycji, historii i dziedzictwa kultury, przed zalewem materializmu,
socjalizmu, walczącego ateizmu, kosmopolitycznego mondializmu i wielokulturowości.
Interes ten definiowany jest w opozycji do Unii Europejskiej, która stanowi instrument
zniewolenia narodów, zniszczenia ich różnorodności i wyjątkowości, a w końcu wykorzenienia
tradycji i religii, które zawsze stanowiły o żywotności i potędze Zachodu. Zniszczenie państwa
narodowego poprzez tworzenie ponadnarodowych instytucji-molochów, pobudzanie
separatyzmów pod pozorem wspierania regionów jest tylko sposobem realizacji zabójczych dla
prawdziwej Europy zamiarów. Le Pen powiedział w wywiadzie dla Le Figaro:
„Państwo narodowe jest instytucją sprawdzoną i najskuteczniejszą dla zapewnienia obrony
tego, co nazywam fundamentem politycznym, to znaczy suwerenności, wolności, dobrobytu,
tożsamości, kultury i języka. Uważamy, że Unia Europejska stała się przeżytkiem (...) i tylko
państwa narodowe są w stanie oprzeć się jej wybrykom. Nie jest tajemnicą, że Unia Europejska
została powołana w jednym celu — dla rozmycia narodów (...) w państwie unitarnym, w
Superpaństwie, którego struktura zmierza do totalitaryzmu.”
Prawdziwe duchowe i polityczne odrodzenie Europy nastąpić może tylko poza strukturami
europejskimi, przy odrzuceniu prymitywnego materializmu i promowanej dziś dekadencji.
Najważniejszym warunkiem tego odrodzenia jest silna i zdrowa rodzina. Tradycyjny model
rodziny musi być więc przez państwo chroniony i popierany — odrzucić zatem należy ideologie
zmierzające do jej rozbicia. Jeśli to się nie uda, grozi nam demograficzna katastrofa. By temu
zapobiec, konieczne są reformy nie tylko instytucjonalne, ale i moralne, gdyż we Francji pleni
się indyferentyzm, ateizm, nihilizm, kościół katolicki wyznaje nie Boga lecz prawa człowieka,
powszechnie akceptowane są seksualne zboczenia. Przywódca Frontu Narodowego twierdzi:
„Każda polityka demograficzna wszelkie przedsięwzięcia socjalne czy prorodzinne będą
daremne, jeżeli uprzednio nie nastąpi odnowa moralna. Naszym najpilniejszym zadaniem jest
przywrócenie ludziom chęci przekazywania życia, poczucia odpowiedzialności za ciągłość
pokoleń, a również — pewnego entuzjazmu, radości życia, optymizmu wobec przyszłości.”
Państwo odrzucić powinno przy tym neutralność światopoglądową, która w V Republice służy
jako oręż wojującego ateizmu oraz uzasadnienie dla akceptacji wszelkich aberracji, i stanąć po
stronie wartości, będących warunkiem istnienia wspólnoty narodowej. Jak przekonuje Le Pen:
„Jego powołaniem jest służba dobru publicznemu, ochrona uczciwych obywateli przed
przestępcami, wspieranie woli życia przeciw skłonnościom samobójczym, troska o przetrwanie
wspólnoty, której nadaje organizację.”
Le Pen sprzeciwia się tym samym promowanej dziś przez lewicowe środowiska
wielokulturowości, która służy rozwojowi islamu we Francji. Owe porozumienie islamu i
lewicowych elit republiki ma na celu ostateczne zniszczenie francuskiej kultury i tożsamości.
Czytamy w artykule z „Identité”:
„Chodzi o wykorzenienie z naszego życia duchowego i intelektualnego wszystkiego tego, co nas
łączy, co przywiązuje do cywilizacji zachodniej, humanistycznej i chrześcijańskiej. Zostaniemy
w ten sposób wydani materializmowi społeczno-demokratycznemu, „wspólnemu domowi”
pomieszanemu z kulturą azerbejdżańsko-magrebską.”
Między światem islamu i chrześcijaństwa nie może istnieć bowiem trwała zgoda, a pokojowa
koegzystencja na terenie jednego kraju jest niemożliwa. Jeśli zatem nie uda się zatrzymać fali
imigrantów zalewającej Europę, zniknie ona i zamiast dźwięku dzwonów słychać będzie jedynie
krzyk muezzina wzywającego do modlitwy.
Podobnie jak dawni bohaterowie chrześcijaństwa powinniśmy być świadomi, iż na naszych
oczach rozgrywa się walka na śmierć i życie o ocalenie naszej cywilizacji. To, że do tej pory
zdołaliśmy uniknąć zagłady zawdzięczamy tysiącom Europejczyków, bohaterom spod Poitiers,
Lepanto czy Wiednia, którzy ginęli z bronią w ręku za Boga i Ojczyznę.
„Odmówili oni życia pod statutami przewidzianymi przez Koran dla niewiernych. Dzięki Nim
dzwony naszych kościołów dzwonią jeszcze w naszych uszach, towarzysząc śpiewom Te Deum
oraz nieszczęściom i zwycięstwom ludów Zachodu.”
(„Identité”, 6(III-IV)1990)
Nie jest to jednak — jak chcą jego przeciwnicy — prymitywny rasizm. Wśród członków FN jest
wielu Arabów czy przybyszów z Afryki. Czują się oni Francuzami, zostali zasymilowani i są
przywiązani oraz lojalni wobec swej ojczyzny i jej instytucji. Dlatego Le Pen jest jedynym
obrońcą 700 tysięcy Algierczyków wyrzuconych ze swego kraju za wierność Francji.
Tymczasem przedmieścia wielkich miast, zamieszkane w większości przez niechcących
zasymilować się przybyszów, którzy ostentacyjnie demonstrują swą niechęć do państwa
francuskiego oraz nie czują z nim żadnej więzi (za wyjątkiem zasiłku socjalnego), są siedliskiem
patologii i przestępczości. Dlatego Le Pen jest zwolennikiem silnego i surowego państwa, które
chronić będzie swych obywateli przed zalewem przestępczości.
Pomóc ma w tym surowe prawo, dlatego Front Narodowy postuluje przywrócenie kary śmierci.
Nielegalna emigracja wpływa również bezpośrednio na rynek pracy, bowiem emigranci
zabierają miejsca pracy Francuzom, co prowadzi do kolejnych konfliktów społecznych.
Le Pen nie jest również zwolennikiem „drenażu umysłów”, czyli sprowadzania do Europy
specjalistów z krajów trzeciego świata. Konsekwencją tego jest, z jednej strony zmniejszenie
liczby miejsc pracy, z drugiej uniemożliwienie biednym krajom zniwelowanie przepaści
cywilizacyjnej jaka dzieli je od krajów wysoko rozwiniętych.
Kwestie emigracyjne, choć najczęściej podnoszone przez jego przeciwników, nie wyczerpują
programu Frontu Narodowego. Nie mniej ważne są kwestie ekonomiczne. Le Pen domaga się
zniesienia podatku dochodowego, zmniejszenia administracji państwowej oraz jej wpływu na
sprawy gospodarcze.
Jednak najlepiej filozofię polityczną Frontu Narodowego oddaje fragment przemówienia Jean-
Marie Le Pena z 6 września 1992 roku wygłoszonego w czasie kampanii przeciwko ratyfikacji
Traktatu z Maastricht:
„Dla nas Ojczyzna zawsze oznaczała pierwszeństwo wartości duchowych. Pamiętajmy, że
Ojczyzna jest dziedzictwem, a naród — jego dziedzicem. W żadnych więc okolicznościach
dziedzic nie ma prawa trwonić dziedzictwa, bo Ojczyzna to nie tylko aktualna wspólnota
polityczna, ogół obywateli żyjących w pewnym czasie na swoim terytorium. Ojczyzna to również
przeszłość, czyli ci, którzy godnie żyli, walczyli, kochali. (...) W tej walce o honor i Ojczyznę nie
jesteśmy sami, Drodzy Przyjaciele Francji, razem z nami maszeruje ogromny tłum cieni tych,
którzy tu żyli, tu cierpieli, tu umierali. Miliard ludzi, których ciała obracają się w proch, jak
napisane jest w Piśmie Świętym, połączyły się na zawsze z ziemią, z naszą ziemią.(...) Tak,
wszyscy, żołnierze, męczennicy, maszerują z nami (...). Ludu Francji, powinieneś być ich godny.
Niegodni przywódcy, ich krętactwa, ich gwałt — to wszystko każe nam powstać, aby bronić
tego, co jest najdroższym dobrem wspólnym — niepodległości Ojczyzny.”