Polacy są kochliwi jak Latynosi?
Polacy potrzebują mocnych i silnych uczuć, ale w ich okazywaniu daleko im do południowców.
Choć są kochliwi, to wciąż pozostają narodem tradycyjnym i swoje związki najczęściej kończą
ślubem - przekonują eksperci.
"Polacy na co dzień nie są przesadnie uczuciowi. Jednak uczuciowość polska, gdy się skumuluje, to wybucha tak,
że +drżyjcie narody!+" - twierdzi w rozmowie z PAP socjolog dr Krzysztof Łęcki z Uniwersytetu Śląskiego.
Dr hab. Katarzyna Popiołek - dziekan Wydziału Zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w
Katowicach podkreśla zaś, że często postępujemy "po słowiańsku". "Jako Słowianie mamy potrzebę mocnych,
silnych uczuć, a zakochanie wiąże się z niezwykłym stanem upojenia. Ten model miłości romantycznej trochę
nad nami ciąży" - ocenia.
Zdaniem dr Katarzyny Ślebarskiej z Wydziału Pedagogiki i Psychologii UŚ, charakterystyczna dla Polaków
słowiańska dusza i uczuciowość przejawiają się przede wszystkim ogromną życzliwością i otwartością w stosunku
do innych osób.
"Jednak naszych uczuć nie okazujemy w taki sposób, jak południowcy - przyznaje w rozmowie z PAP. - Wciąż
rządzą nami konwenanse i to, w jakim społeczeństwie się wychowujemy. Wylewne okazywanie uczuć, zwłaszcza
w towarzystwie czy przestrzeni publicznej, bardzo często nie wchodzi w rachubę".
W opinii dr. Łęckiego zachowania, które uznajemy za przejaw romantyzmu niekoniecznie muszą o nim
świadczyć. "Czasami, gdy Polak wręcza bukiet kwiatów, to nie ma to wiele wspólnego z romantyzmem. Być może
jest to forma najtańszego prezentu, którym można uwieść kobietę" - żartuje rozmówca PAP.
Ale - jak zauważa Katarzyna Popiołek - i Polki, i Polacy bardzo chętnie się zakochują. "Polki są kochliwe. Z
mężczyznami jest podobnie, tylko że bardziej racjonalnie myślą o związkach" - precyzuje.
Specjaliści podkreślają, że niezmiennie to kobiety są bardziej wylewne, a mężczyźni częściej zachowują emocje w
sobie. "Mężczyzna postrzegany jest jako ten, który zapewnia swej partnerce byt i poczucie bezpieczeństwa.
Dlatego nie za bardzo może sobie pozwolić na objawy słabości. A mówienie o swoich uczuciach jest często
odbierane jako oznaka małej słabości" - zaznacza Ślebarska.
Dr Popiołek zwraca jednak uwagę, że coraz lepiej radzimy sobie z mówieniem o uczuciach. "Współczesna kultura
bardziej docenia miękkie cechy człowieka. Mężczyźni coraz częściej potrafią być czuli i serdeczni. Znają wartość
wzajemnego wspierania się. Jednak cały czas jest im trudno, bo w dzieciństwie nie mieli w tym treningu" -
dodaje.
Według niej, otwartość w związku zależy też w dużej mierze od jego fazy. "W stanie zakochania każda z osób się
kamufluje, ukrywa pewne wady. () Dopiero później zaczynamy mówić o sobie, otwieramy książkę, którą
jesteśmy i pozwalamy ją partnerowi czytać. On robi to samo. Ale po jakimś czasie tę książkę częściowo
zamykamy i partner musi włożyć pewien wysiłek, żeby więcej się o nas dowiedzieć. Ten wysiłek się jednak
opłaca" - stwierdza dr Popiołek.
Zdaniem dr Ślebarskiej, Polacy coraz częściej ulegają zachodnim trendom i przejmują zachowania z różnych
stron świata. Ten wpływ widać m.in. w zachowaniu osób starszych, które w bardzo wyzwolony sposób zaczynają
traktować siebie nawzajem. "Notujemy coraz więcej rozwodów w starszym wieku. Coraz więcej związków
partnerskich nie kończy się ślubem. Widzimy, że nasze postawy się zmieniają, choć na razie nie są to zmiany
radykalne. Wciąż jesteśmy narodem monogamicznym" - podkreśla specjalistka.
Dr Popiołek zauważa, że choć coraz częściej mówi się o dobrym życiu w pojedynkę, to Polacy chętnie zawierają
związki małżeńskie. "Młodzi ludzie lubią przypieczętować swoje relacje. Chociaż dużo jest konkubinatów, to cały
czas istnieje chęć, żeby szukać drugiej połówki" - ocenia.
Ewelina Krajczyńska, Ludwika Tomala (PAP)
(PAP)
2011-02-14 (12:39)