Posted by
w dniu 09/03/2012
Program TVN Uwaga! wytropił i sfilmował proceder cudownego zamieniania toksycznej soli
wypadowej w sól spożywczą, więc spodziewałam się wielkiego trzęsienia ziemi, licznych
aresztowań i masowego wycofywania “żywności” wyprodukowanej z użyciem tej toksycznej
substancji.
Tego się spodziewałam (ooo! naiwna ja, naiwna), a co zobaczyłam w gazetach?
Chciałam napisać “przeczytałam ze zdumieniem”, ale nie napiszę.
Przeczytałam zupełnie BEZ ZDUMIENIA, że sól wypadowa, chociaż niby odpadowa, to jednak
jest nieszkodliwa. Może jest troszkę zanieczyszczona, ale skażenie nie przekracza norm i nikomu to
zaszkodzić nie może. Wycofano wprawdzie dość niemrawo 200 ton żarcia, ale spoko, zrobiono to
tylko po to, żeby uspokoić opinię publiczną, no i dlatego, że tak się robi zwyczajowo, a nie dlatego,
że żarcie było trujące.
Pisali tam jeszcze, że problem po raz pierwszy zgłoszono 12 lat temu, ale władze miały to gdzieś,
więc ukręcono sprawie łeb i jest OK. Przez te wszystkie lata Polacy żarli odpad przemysłowy, ale to
dobrze, wszak mamy przeludnienie i pilnie potrzebujemy jakiegoś środka ludobójczego. Idealny
środek ludobójczy musi zabijać skutecznie, ale niezauważalnie, bo gdyby uśmiercał natychmiast
naród mógłby się spłoszyć i zażądać wyjaśnień. Ale jeśli zabija powoli, to jest duża szansa, że nikt
się nie zorientuje.
Oczywiście piszący te wszystkie artykuły w prasie powołują się na uczonych i naukę.
Jak wszyscy wiemy, nauka jest jak Bóg: jest wszechwiedząca, wszechmogąca i zawsze czyni samo
dobro. Nauka w pocie czoła pracuje wyłącznie dla naszego dobra, ułatwiając nam życie. A broń
Boże nie szkodzi. A naukowcy to anioły i święci, więc zawsze mówią prawdę. Dlatego powinniśmy
im ufać, tak, jak ufamy, gdy zapewniają nas, że szczepienia, medycyna alopatyczna, energia
atomowa, gaz łupkowy i GMO są dla nas zbawieniem. Amen!
Na szczęście mamy Internet. A w nim wiedzę baz cenzury.
Gazety i naukowcy zapewniają nas, że wszystko jest OK, ale my, na wszelki wypadek, dajemy nura
w sieć i czytamy, co następuje (podziękowania dla Taurusa za wyszukanie tych komentarzy):
Zamiast surowo ukarać sprawców – którzy nadal cieszą się wolnością pomimo tego, że
ich wina została starannie udowodniona czarno na białym przez TVN UWAGA – oraz
natychmiast wycofać produkty, które mogły zostać skażone solą odpadową, GIS i
SANEPID serwują nam wprost absurdalną propagandę typu „sól drogowa jest
bezpieczna do spożycia”, bądź że „sól nie jest szkodliwa, bo gdyby była to wystąpiłyby
zatrucia i sprawa wyszłaby na jaw szybciej”. Dziękujemy Sanepidowi za odkrycie, że
choroba nowotworowa, ponieważ rozwija się latami, nie jest wcale szkodliwa. Czy
Polska ma stać się teraz pośmiewiskiem całego świata?
Argumenty Sanepidu i innych apologetów – poparte rzekomo obiektywnymi
badaniami laboratoryjnymi – że sól odpadowa nie jest szkodliwa dla zdrowia są
wprost absurdalne i są zniewagą inteligencji przeciętnego człowieka. Równie dobrze
można by powiedzieć, że picie wody z kałuży ulicznej jest bezpieczne, ponieważ woda
z kałuży w 98% ma ten sam skład chemiczny co woda z kranu, źródła czy z butelki
(H20). Pies jest jednak pogrzebany gdzieś w tych ostatnich 2% czy nawet ostatnim
0,1%… woda w kałuży ulicznej może być zanieczyszczona brudem, piaskiem, benzyną,
olejem i cząsteczkami ołowiu lub wyciekającymi płynami z przejeżdżających
samochodów, a nawet drobinkami stłuczonego szkła. Nie mówiąc już o spłukanych
odchodach ludzkich lub zwierzęcych.
Sól „wypadowa” to zgrabne, techniczne określenie jednego z ODPADÓW – dlatego
bardziej pasuje tutaj określenie „odpadowa” – w procesie produkcji chloru w Zakładzie
Chloru i Ługu Sodowego będącym częścią ogromnego kombinatu chemicznego we
Włocławku (należącego do spółki ANWIL S.A.), który jest jedynym w Polsce
producentem suspensyjnego polichlorku winylu (PCW).
Sól odpadowa jest więc chemicznym odpadem poprodukcyjnym powstałym w
procesie produkcji chloru. Powtórzmy jeszcze raz: nie jest to sól kamienna, nie jest to
solanka, nie jest to sól glauberska, nie jest to sól spożywcza – jest to chemiczny odpad
poprodukcyjny.
Czym może zostać zanieczyszczony/skażony odpad poprodukcyjny w kombinacie
chemicznym podczas jego odzyskiwania, osuszania i przetwarzania? Otóż mogą to być
nie tylko osadzone cząstki szkodliwych związków chemicznych i metali ciężkich, pył,
kurz, lecz mogą tam się dostać także inne osady i zanieczyszczenia jakie zwykle są
obecne w każdym zakładzie przemysłowym. Na ten temat lepiej niż ja z pewnością
mógłby się wypowiedzieć przedstawiciel/pracownik zakładów chemicznych – i
rzeczywiście, Anwil S.A. sprzedawał sól odpadową z wyraźnym oznaczeniem, że
produkt może być wykorzystany tylko do posypywania dróg lub w przemyśle
garbarskim i absolutnie nie nadaje się do wykorzystania w przemyśle spożywczym.
Jak powiedział prof. dr hab. Włodzimierz Urbaniak z katedry chemii analitycznej
UAM:
- Podczas produkcji chloru, sól przemysłowa jest produktem ubocznym. Z racji tego, że
nie jest stosowana w produkcji żywności, nie musi spełniać określonych norm. Dlatego
w soli przemysłowej możemy znaleźć zanieczyszczenia nieorganiczne, np. piasek,
kawałki papieru lub drewna, czy metale ciężkie (gazeta Fakt z 2 marca 2012)
Nabywana przez 3 nieuczciwe firmy w Anwilu sól odpadowa transportowana była
luzem brudnymi wywrotkami, a następnie wysypywana łopatami przez robotnika
w kaloszach na plac w zakładzie niespełniającym żadnych norm higienicznych i
sanitarnych (to wszystko pokazane w programie TVN UWAGA).
W czasie transportu, osuszania, składowania i przesypywania, sól mogła zostać
DODATKOWO zanieczyszczona przez: pył, kurz, brud z ziemi, smary, osady i
zanieczyszczenia atmosferyczne, drobinki skruszonego szkła, cząstki startego
metalu z urządzeń nie nadających się do produkcji spożywczej, cząstki asfaltu,
betonu, smołę, olej, benzynę, sadzę, piasek, spłukane odchody ludzkie/zwierzęce
lub inną materię organiczną – nie można nic wykluczyć, przecież nikt nie sprawdzał
tej soli ani jej przydatności do spożycia. To wszystko mogło znaleźć się w naszych
wędlinach, serach i rybach. Pies jest niestety pogrzebany właśnie gdzieś w tych
ostatnich 2% czy nawet ostatnim 0,1%……..
A może Sanepid, GIW, GIS, Ministerstwo Rolnictwa oraz oskarżone firmy nam
udowodnią, że ŻADNA partia brudnej soli sprzedana od 2000 r. NIE ZAWIERAŁA
W/W ZANIECZYSZCZEŃ.
Czy picie wody z kałuży jest bezpieczne? Kałuża kałuży nierówna. Wypicie z jednej
może nie zaszkodzić, a z drugiej może skończyć się biegunką lub nawet śmiertelną
cholerą. Z pewnością jednak, picie wody z ulicznej kałuży jak i spożywanie produktów
z brudną solą odpadową na przestrzeni wielu lat nie ma prawa być ani zdrowe, ani
bezpieczne.
Ten skandal jest szokujący nie tylko ze względu na ogromną skalę skażenia – do obiegu
wprowadzono setki tysięcy ton skażonej soli – i fakt, że produktów zawierających
trefną sól nie wycofano z handlu, co jest rzeczą właściwie bez precedensu w
nowoczesnym świecie, lecz także dlatego, że istnieją poważne podejrzenia korupcji,
a nawet zmowy w przemyśle spożywczym. Przecież Prokuratura i Sanepid zostały
10 lat temu poinformowane o tym przestępstwie, a sprawa została zamieciona pod
dywan. Poza tym, w przemyśle spożywczym przez wiele lat krążyły plotki o
wykorzystywaniu soli odpadowej z Anwil S.A.
Czy kraj, w którym przez 10+ lat sypano brudną sól odpadową do żywności i w którym
pomimo donosów i otrzymanej dokumentacji ani prokuratura, ani organa ścigania, ani
służby sanitarne nie zareagowały na ten szwindel, powinien w ogóle być w Unii
Europejskiej i nazywać się krajem cywilizowanym?
Obowiązkiem tych instytucji –
już w 2002 r. – było nie tylko surowe ukaranie przestępców, lecz także ostrzeżenie
opinii publicznej o masowym skażeniu żywności oraz podjęcie wszystkich
możliwych działań, aby coś takiego nie mogło się powtórzyć – to wszystko powinno
być zrobione 10 lat temu. Nie można tego nazwać inaczej niż bandytyzmem i
zgwałceniem społeczeństwa przez instytucje zaufania publicznego.
Poniższy komentarz pewnie za chwilę zniknie z sieci, dlatego już teraz skopiuj go,
zapisz, a potem prześlij do swoich znajomych. Zawiera odpowiedzi na pytania o sól
wypadową, na które odpowiedzi na pewno nie znajdziesz w mediach, a tym bardziej nie
udzielą ci jej (wielko)polskie instytuty powołane do badania żywności
Sól soli nierówna
Sól kamienna nie składa się wyłącznie z chloru i sodu. Jest skałą osadową, w której
występują również domieszki różnych innych pierwiastków, np. siarki, kwarcu, żelaza
czy miedzi, w tym również metali ciężkich czy związków promieniotwórczych. O tym,
czy sól z danego złoża nadaje się do spożycia, decyduje tzw. Polska Norma. Jest to
zbiór wytycznych informujących, jakie jest graniczne dopuszczalne stężenie
zanieczyszczeń w soli, których przekroczenie dyskwalifikuje tę substancję jako
bezpieczną dla zdrowia ludzkiego po spożyciu.
Skąd się bierze sól wypadowa?
Sól kamienna, w której poziom zanieczyszczeń przekracza dopuszczalne normy,
klasyfikowana jest jako tzw. sól przemysłowa. Choć nie wolno jej trafić na stół, może
być wykorzystywana w zakładach przemysłowych do przeprowadzania różnych reakcji
chemicznych. Na przykład w procesie produkcji polichlorku winylu w firmie Anwil.
Aby ten polichlorek winylu mógł w ogóle zaistnieć, potrzebny jest jednak chlor.
Pozyskuje się go właśnie z soli przemysłowej w reakcji elektrolizy. Jeśli nie pamiętasz z
lekcji chemii: sól rozpuszcza się w wodzie i w takim roztworze zanurza się dwie
elektrody, przez które przepuszcza się prąd. W efekcie powstaje tlen, wodór i chlor, a na
anodach osadza się sód. Gdy gazy przestają wydzielać się w pożądanej ilości, reakcję
przerywa się, po czym przygotowuje kolejny roztwór soli – itd.
Co się dzieje ze zużytym roztworem? Mówiąc w uproszczeniu: jest to dalej sól, tylko z
mniejszą zawartością chlorku sodu. Wystarczy odparować wodę, by substancja uległa
ponownej krystalizacji i mogła zostać wykorzystana jako odpad przemysłowy, np. do
rozpuszczania lodu na jezdniach.
Dlaczego tej soli nie rozpuści się po raz drugi i nie wykorzysta do ponownej reakcji,
choć byłoby to uzasadnione ekonomicznie? To proste. Wraz ze spadkiem zawartości
chlorku sodu relatywnie wzrasta poziom naturalnych zanieczyszczeń. Uzyskują one tak
wysokie stężenie, że mogłyby zakłócić prawidłowy przebieg reakcji i zaburzyć cały
proces otrzymywania chloru.
Już sam powyższy fakt – dodawania do jedzenia odpadu przemysłowego – powinien
wywołać natychmiastową i zdecydowaną reakcję odpowiednich służb. Ale tak się nie
stało, a co więcej…
Co ujawniła analiza sanepidu?
W próbkach soli pobranych przez sanepid obecne były siarczany (naturalne),
żelazocyjanek potasu (w minimalnych ilościach nieszkodliwy związek o działaniu
antyzbrylającym, w większych ilościach szkodliwy), ponadto metale ciężkie (kadmu,
ołowiu) oraz dioksyny. Pierwsze dwie substancje, choć brzmią złowrogo, można
pominąć. Ale skupmy się na ostatnich dwóch. Związki metali ciężkich są
rakotwórcze. Przy jednorazowym spożyciu śladowych ilości nic nam nie grozi, ale
jeśli regularnie zjadamy je przez naście lat, sprawa się komplikuje. Pierwiastki te
odkładają się w organizmie, który nie umie ich zneutralizować ani rozłożyć ani
strawić ani w żaden inny sposób się ich pozbyć. Jeszcze gorsze są dioksyny – jedne
z najbardziej toksycznych związków, jakie kiedykolwiek otrzymano w wyniku
syntezy chemicznej. Ich obecność w soli wypadowej dziwi, ponieważ nie występują
one naturalnie w soli kamiennej. Są zanieczyszczeniem, które dostało się do substancji
prawdopodobnie już na terenie Anwilu, ale w trakcie późniejszych etapów produkcji
winylu (jako produkt uboczny reakcji chloru z tlenkiem etylenu – jej produktem jest
chlorek winylu). A to oznacza, że sól wypadową mieszano z innymi odpadami
wygenerowanymi w zakładzie!
O czym analiza sanepidu nie mówi?
Nie mówi wcale o tym, co dodawane było przez ostatnie lata do jedzenia, lecz o tym, co
znaleziono kilka dni temu na terenie pewnych firm, które miały kilka dób na
przygotowanie się do kontroli. Prawidłowo przeprowadzona procedura powinna
polegać na pobraniu próbek soli wypadowej z Anwilu, a następnie porównaniu
wyników z badaniami soli zabezpieczonej na terenie firm podejrzewanych o przekręt,
oraz soli obecnej w produktach spożywczych, do których mogła zostać dodana. Nie jest
prawdą, że obecności niektórych związków „nie da się oznaczyć, bo jest zbyt niska” –
przy obecnym zaawansowaniu urządzeń wykorzystywanych w chemii analitycznej
można badać zawartość substancji śladowych w ilościach do milionowych części po
przecinku (np. 0,00001% uranu). Ponadto Sanepid nie opublikował wyników badań
soli wypadowej , tylko… soli i soli peklującej. A to taka różnica, jak między
samochodem i samolotem – oba zaczynają się na „samo” i służą do przemieszczania,
tylko diabeł tkwi w szczegółach.
Na filmach nagranych przez dziennikarzy TVN wyraźnie widać, w jaki sposób
obchodzi się z solą przemysłową. Nikt nie dotyka jej w sterylnych rękawiczkach –
chodzi się po niej butami, wozi brudnymi wywrotkami, przesypuje ciężkimi maszynami
(np. ładowarkami). Analiza sanepidu dotyczyła składu makro pobranych próbek, czyli
zawartości podstawowych związków chemicznych. Nikt nie badał ich (albo nie
ujawniono wyników badań prowadzonych) pod kątem np. epidemiologicznym. Ktoś
wcześniej trafnie porównał to do picia wody z kałuży (w sumie to też woda, prawda?).
Dlaczego jest tak cicho?
Od nastu lat dodawano odpady przemysłowe do żywności. Wiedzieli o tym
kontrolerzy skarbowi, urzędnicy (również sanepidu), prokuratorzy, itp. Nikt nie
zareagował, a właściwie zareagował, ale w dziwny sposób: zamiatając sprawę pod
dywan. Od kilku/nastu dni wie o tym cała Polska. Nie doczekaliśmy się jednak ani
jednego oficjalnego komentarza przedstawicieli najwyższych władz krajowych.
Wręcz przeciwnie – prokurator, przedstawiciel sanepidu, wojewoda – jeśli już
zabierają głos, to jednomyślnie przekonują, że nic się nie stało, sól jest
nieszkodliwa, nie powoduje uszczerbku na zdrowiu, a wręcz powinna być
traktowana jako suplement diety.
A skoro nie wiadomo, o co chodzi, to przecież już
wiadomo, o co chodzi. Sól dodawana była do wszystkiego. Pieczywa, mięsa, wędlin,
przetworów warzywnych, ryb, nabiału – WSZYSTKIEGO. Przyznanie się do błędu
spowodowałoby konieczność natychmiastowego wycofania całej żywności, albo prawie
całej żywności dostępnej na rynku. A to oznaczałoby gigantyczne straty, nie tylko u
drobnych firemek, lecz przede wszystkim u największych potentatów z branży mięsnej
czy owocowo-warzywnej. Tymczasem wielu właścicieli ogromnych zakładów
przetwórstwa spożywczego robi właśnie kariery w… no? proszę sobie samemu
sprawdzić – i wszystko stanie się jasne.
Smacznego