Którędy wyszedł dr Jekyll?
Teoria czytania według Nabokova
Powieść należy czytać wielokrotnie, a przynajmniej dwa razy. Za pierwszym
razem odbieramy jej tekst tylko wzrokowo, co stanowi barierę, by móc
przyswoić sobie jej sztukę. Za drugim razem mamy już na to większą szansę.
Ale to wciąż nie wszystko. Bowiem następnie trzeba umieć wchłonąć jej
elementy. Oto czego żąda
Vladimir Nabokov
we właśnie wydanych u nas
„Wykładach o literaturze”
. Czy ta metoda ma przyszłość w roku 2000, gdy
informacja kulturalna dociera do nas w postaci migotliwych obrazów,
zmieniających się co pół sekundy?
ZYGMUNT KAŁUŻYŃSKI
Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, proszę pozwolić mi na wspomnienie. Gdy
byłem we Francji, ale w stanie ubóstwa, mój znajomy pracujący w Luwrze
wpuszczał mnie tam za darmo i nieraz łaziliśmy razem po tym kolosalnym muzeum,
którego korytarze liczą się na kilometry. Otóż zauważyłem w dziale malarstwa
holenderskiego starszego pana ubranego starannie, lecz po staroświecku (nosił
laseczkę), który wpatrywał się w obraz. Gdy po paru godzinach wracaliśmy przez tę
samą salę, spotkaliśmy go dokładnie w tym samym miejscu w niezmienionej
postawie.
„Jest to narkoman malarstwa” – wyjaśnił mi mój znajomy. „Jest parunastu takich,
którzy ciągle przebywają w muzeum, z niektórymi jesteśmy zaprzyjaźnieni.
Wpatrują się oni z koncentracją w szczegóły, w drobne odcienie kolorystyczne,
często b. zróżnicowane u starych malarzy na niedużej przestrzeni, np. na dłoni
portretowanego – nie uwierzysz, ile odmian barwnych potrafi na takich kilku
centymetrach dać Rembrandt. Analiza taka daje rodzaj poszerzenia widzenia, jak
bywa po zażyciu morfiny; po wgłębieniu się w to migotliwe bogactwo doznaje się
niezwykłego wysubtelnienia wzroku, wychodzi się potem na miasto i byle jakie
przedmioty widzi się w sposób wzbogacony, spotęgowany, niemal wizyjny”.
To tacy właśnie kradną obrazy w muzeach i po nocy, zamknąwszy starannie drzwi i
zasłoniwszy okna, wpatrują się w nie aż do popadnięcia w ekstazę. Zrozumiałem
wtedy, że zapewne nigdy nie potrafię być podobnie kompletnym odbiorcą
malarstwa. Ale kto z nas, którzy uważamy się za użytkowników kultury,
wykorzystuje ją w sposób podobnie całkowity? Otóż Nabokov jest właśnie takim
maniakiem jak ów paranoik od obrazów, ale zarażonym wielką beletrystyką, i
usiłuje wciągnąć nas w tę narkomanię.
Uroczysty pogrzeb powieści
1
Jednak akcja ta dociera do nas w okresie dla niej
fatalnym: gdy powieść, jako gatunek, stacza się ku
upadkowi. Jej wspaniałe lata minęły. Przypadają one
na wiek XIX i cokolwiek na XX: przedtem przez całe
stulecia beletrystyka nie dominowała i okazała się
główną siłą kulturalną dopiero, gdy wyłoniła się
masowa prasa drukarska oraz indywidualny odbiór
lektury, czyli w latach 1800; obecnie jednak wypiera ją
napór audiowizualności. Ostatnim bodaj wysiłkiem, by
ratować oryginalny styl pisarski, była „nowa fala” z lat
60.; próbowano fabułę ocalić uciekając się do
manewrów psychologicznych z czasem, niedostępnych
dla innych gatunków oraz dla audio-wizo, ale coraz
trudniejszych i coraz bardziej oddalających się od
tradycji. Ten sławny wśród zawodowych krytyków
pociąg, który w powieści Butora jedzie z miasta do
miasta, zdawałoby się bez końca, i wciąż okazuje się,
że jeszcze nie ruszył z miejsca! To znowu powieść
miewa akcje równoległe, z których jedna posuwa się
naprzód, a druga cofa się w czasie, przy tym splatają
się nie do odróżnienia: „Gumy” Robbe-Grilleta. Istna
gimnastyka coraz bardziej minimalistyczna, dla
czytelników od których wymaga się coraz więcej
samozapartej decyzji.
Usiłuje co prawda funkcjonować również powieść
narracyjna – taka właśnie, do której namawia nas
Nabokov – ale działa ona na marginesie i wygląda
anachronicznie z tymi opisami rozwleczonymi, co
przecież TV potrafi nam dzisiaj pokazać w mgnieniu
oka. Raymond Queneau, zwolennik eksperymentów
„nowej powieści”, kpi z tych przestarzałych wysiłków,
dając ich parodię: „Na stole znajdowała się łyżka,
widelec, szklanka, nóż, solniczka – ale zaraz, czy
czegoś nie zapomniałem, zobaczmy jeszcze raz, nóż,
solniczka, łyżka, widelec, szklanka, ach oczywiście!
jeszcze wyszczerbiony talerzyk”. Otóż Nabokov, gdyby
czytał pastisz Queneau (o czym nie wiadomo), jednak
wbrew tym żarcikom nakłaniałby nas, byśmy zwracali
uwagę na przedmioty wymienione w powieści i na
sposób, w jaki jej postaci odnoszą się do nich. Queneau szydzi dalej: „Pokazała się
chmura, potem dwie, następnie trzy, dalej 12, 24, wreszcie 384, i na koniec trzy
razy dwa podniesione do ósmej potęgi”.
Prócz „Lolity”
Nabokova na liście
najważniejszych
utworów literackich
wieku XX, wybranych w
plebiscycie radia
angielskiego BBC,
znajdują się:
Beckett: „Czekając na
Godota”, Bellow:
„Herzog”, Borges:
„Fikcje”, Brecht: „Matka
Courage”, Camus:
„Obcy”, Chandler:
„Głęboki sen”, Czechow:
„Wiśniowy sad”, Conrad:
„Jądro ciemności”, Eliot:
„Kraj spustoszony”
(błędnie przełożony przez
Miłosza jako „Ziemia
jałowa”), Faulkner:
„Wściekłość i wrzask”,
Fitzgerald: „Wielki
Gatsby”, Genet: „Balkon”,
Grass: „Blaszany
bębenek”, Hemingway:
„Komu bije dzwon”,
Kafka: „Przemiana”,
Mann: „Czarodziejska
góra”, O’Neill: „Zmierzch
długiego dnia”, Orwell:
„1984”, Pinter: „Dozorca”,
Sartre: „Mdłości”, Shaw:
„Pigmalion”, Steinbeck:
„Grona gniewu”, H. G.
Wells: „Wojna światów”,
Tolkien: „Władca
pierścieni”.
2
Tymczasem Nabokov niezrażony wzywa, byśmy nie przeoczyli rozmiaru, kolorów i
stopnia zachmurzenia nieba oraz w jakim momencie jest ono wymienione przez
autora, albo nawet pominięte – jak u Dickensa w „Bleak House”, który przedstawia
Londyn posępny, przygniatający, tonący w błocie i pozbawiony widoku horyzontu –
ileż to znaczy ten brak w tej najbardziej mrocznej powieści pisarza zazwyczaj tak
pogodnego... Ale Queneau nie ustaje w czepianiu się: „Izydor wyjrzał przez okno.
Uderzyła go połączona woń zwiędłego rabarbaru, kociego moczu, zgniłego psiego
ogona, stęchłej śmietany...” Ta wyliczanka zapachów ciągnie się przez pełne trzy
stronice, po czym następuje: „Izydor zamknął okno”.
Ale Nabokov powtarza z uporem, że to co najczęściej pomijamy w lekturze, to
przelotne zmysłowe doznania postaci, mimo że dla wybitnego pisarza stanowią one
decydujące akcenty. Jakiego koloru była trucizna, którą pani Bovary pozbawiła się
życia? Dlaczego jest to ważne? Ponieważ Flaubert, zanim doszło do jej
samobójstwa, wymienia, niby to mimochodem, barwy przedmiotów otaczających ją,
wraz z ich tonacją emocjonalną: te jakoby marginesowe wzmianki przygotowują
nas do tragicznego przeżycia, które stanie się dla nas pełne wtedy dopiero, gdy
potrafimy dostrzec wszystko. Więcej nawet: jesteśmy obowiązani wyobrazić sobie
to, co jest zaledwie zasugerowane lub zaznaczone, z pozoru, niedokładnie: np.
topografia miejsca.
Do każdej omawianej w „Wykładach o literaturze” powieści Nabokov rysuje
dokładne plany. W którym kierunku swojej ulicy udawał się doktor Jekyll wychodząc
we własnej postaci, jakim zaś wyjściem posługiwał się, gdy wymykał się
przemieniony w zbrodniczego Hyde’a? Czy drugie wyjście znajdowało się za
pierwszym, czy za drugim rogiem, czy może należało do frontu posesji? Jak daleko
jeździła bryczką Fanny z „Mansfield Park” Jane Austen? Okazuje się, że cały świat
autorki mieści się na nie więcej niż 10 kilometrach kwadratowych, i to jej wystarcza:
jest to ważna wskazówka, by zrozumieć jej wyjątkowy intymny klimat. Nie
zauważyliśmy tego? Bo nie umiemy czytać, chociaż rozróżniamy litery i nawet
zdania. Nabokov nas znieważa? Owszem, robi to raz po raz, jest bezwzględny i
nawet gwałtowny.
Ocalony z wieku XX
Skąd wziął się taki krytyk, istny wyzywający paradoks w perspektywie sezonu
2000? Nabokov sam jest wybitnym autorem (zmarł w roku 1977, w wieku lat 78);
jego „Lolita” znalazła się na liście arcydzieł wieku w plebiscycie radia angielskiego
BBC (patrz informacja w ramce). Zapewne jego życie, wyjątkowe, przygotowało go
do owej olimpijskiej pozycji, jaką reprezentują jego „Wykłady”. W stuleciu katastrof,
w którym nie sposób było zachować neutralną obojętność, Nabokovowi się to
3
udało. Pochodził z arystokratycznej rodziny petersburskiej; od dziecka władał
angielskim i francuskim, kształcony przez sprowadzone guwernantki. Jego familia
wysyłała brudną bieliznę kilkoma wozami do prania do Holandii, ponieważ zakłady
krajowe oceniano jako nie na poziomie, co opisuje on w noweli „Cloud, Castle,
Lake” (nieprzełożonej, o ile mi wiadomo). Po Rewolucji Nabokov emigrował do
Ameryki, gdzie uzyskał sukces pisarski i niezależność materialną. Komunistów
oczywiście nie popierał, ale był też doskonale obojętny wobec wszelkich innych
poglądów: „Różnica między republiką i monarchią polega na tym, że jedną
reprezentuje bęben ze sztandarem niebieskim, drugą bęben ze sztandarem
czerwonym”.
Ta niepodległość, którą we wręcz wyczynowy sposób udało mu się utrzymać,
tłumaczy też jego uznanie dla samej w sobie czystej materii literatury. Przejawia się
ona zresztą we wszelkiej jego działalności, np. w jego stosunku do szachów oraz
do entomologii, którymi to dziedzinami się zajmował: był autorem prac naukowych
o rozmnażaniu się motyli. Szczęśliwy dżentelmen, który miał takie zajęcia w wieku
Oświęcimia! Ale w rezultacie mógł zachować w stosunku do nich, lecz także do
literatury, arystokratyczną wyniosłość. I tak na przykład o szachach pisze z
dystansem podobnie wymagającym, jak o swojej teorii czytania: żadna z
uprawianych tam szkół go nie zadowala. „Amerykanie budują staranne konstrukcje
ataku i mają praktyczne pomysły, ale nie prowadzi to do metody. Niemcy upierają
się przy ostrych zasadach, ale przynosi to więcej efektu niż sukcesu. Szkoła
sowiecka uprawia wyznaczone zadania, ale nie ma sztuki w jej strategii, tylko
żyłowanie pomysłów aż do ich męczącego wyczerpania”. Natomiast dla Nabokova
szachy są sztuką wyzwolonej fantazji, działającej indywidualnie za każdym razem
w każdym odmiennym wypadku.
I podobnie jest z jego odbiorem literatury! Tu dochodzimy do naszego głównego
pytania: jaki możemy mieć dzisiaj pożytek z „Wykładów o literaturze”? Tyczą one
książek, o których coraz mniej się słyszy. Najstarsza z nich, „Mansfield Park” Jane
Austen, pochodzi z roku 1813. W jakim stopniu te rzeczy są jeszcze czytane? W
moich czasach, gdzieś w latach 50., osoby zainteresowane kulturą rozmawiały o
Balzaku, Dickensie, Stendhalu, Flaubercie, Mannie, Hemingwayu, Prouście. Była
moda na Joyce’a, którego „Ulisses” wyszedł w przekładzie Słomczyńskiego;
powieści południowoamerykańskie, egzotyczne i namiętne również miały swoją
chwilę. Ale jak jest z tymi lekturami dzisiaj? Zresztą już wtedy ów repertuar był
ograniczony, i to nie tylko u nas: obliczano, że czyta się najwyżej jeden do dwóch
procent ogólnej liczby powieści napisanych w wieku XIX i w połowie XX. Powstało
w tym czasie około sześćdziesięciu tysięcy powieści, tymczasem w szerokim
obiegu powszechnym było ich nie więcej jak około dwustu.
Czarodziej i jego książki
4
Otóż Nabokov żąda uwagi dla siedmiu pozycji; prócz Austen, jest tu Joyce i Proust,
„Pani Bovary” Flauberta, „Bleak House” Dickensa, „Dr Jekyll i Mr Hyde” Stevensona
oraz „Przemiana” Kafki. Jest to wybór surowy, bo Nabokov bynajmniej nie jest
wyrozumiały, przeciwnie, jego opinie mogą zaskoczyć swoją bezwzględnością.
Olbrzymią większość beletrystyki traktuje on jako „literaturę poza klasyfikacją,
dostarczaną czytelnikom wiadrami”. Hemingway i Conrad są dla niego pisarzami
dla młodzieży. Conrad robi „okręty miniatury wewnątrz butelki”. Dostojewski pisze
kryminały: gdy dowiedzieliśmy się, kto winien, można więcej nie wracać do
niego.Tomasz Mann jest dla niego uroczystym osłem, „Czarodziejska góra” jest
nudnym traktatem filozoficznym: to nie on jest największym pisarzem niemieckim,
lecz Kafka. Ale gdy Nabokov bierze się do Kafki, z jaką pieczołowitością traktuje
każde słowo! W „Przemianie” Samsa obudził się jako owad i poczuł, że ma wiele
nóg. Ale owad może mieć ich tylko sześć, gdy ma więcej, nie należy do rodziny
owadów. Nie mógł też być karaluchem, jak można by przypuszczać, bo karaluch
jest płaski, tymczasem Samsa kołysał się na grzbiecie i nie mógł się odwrócić. Był
więc żukiem, ale te pod pancerzem mają skrzydła i mogą latać nawet do stu
kilometrów. Samsa jednak nie wiedział, że ma skrzydła. Co to znaczy? Znaczy, że
nastąpiła realizacja niedorzecznego sennego koszmaru, w którym nie wiemy gdzie i
czym jesteśmy. „Był taki, który obudził się jako Cesarz Brazylii”.
Oto przykład wnikliwości Nabokova oraz metody, do której nas nakłania:
bezustannej współczującej uwagi w lekturze. Która ma się skupiać tylko i wyłącznie
na wizji, jaką tworzy artysta i postępować za nią. Jacy zaś są najgorsi czytelnicy,
których zresztą, zdaniem Nabokova, jest olbrzymia większość? Są ich trzy rodzaje.
1) Ci, którzy w dziecinny sposób starają się wcielić w charaktery powieści, 2) którzy
z równie naiwnym zamiarem szukają w lekturze wskazówek życiowych, 3) którzy
traktują powieść jako argument dla problemu społecznego bądź moralnego.
Bowiem wielka powieść jest osobistą twórczą magiczną fantazją jej autora,
wymagającą absolutnej bezinteresowności. Nabokov jak najostrzej sprzeciwia się
traktowaniu powieści jako służby realizmu. Rzeczywistość, jego zdaniem, jest
bezładnym chaosem, tymczasem pisarz buduje swój własny czar, który stanowi
oddzielny świat zamknięty w sobie.
Czy Nabokov przydaje się do czegoś, zważywszy aktualny stan czytelnictwa?
Powiem na to bezczelnie, że należy wziąć się do niego, nawet nie znając powieści,
które on omawia. Bowiem proponuje on dyscyplinę, która sama w sobie stanowi
wartość. „Wykłady o literaturze” są najwybitniejszą twórczą rzeczą krytyczną, jaką
czytałem od roku 1985, kiedy to ukazały się „Pisma zebrane” Artura Sandauera.
5