Robert Jordan
Uderzenie na Shayol Ghul
(Przełożył Mariusz Moryl)
Słowo wstępne autora
Zdarza się, że fani zapytują mnie, czy zamierzam napisać utwory poprzedzające Koło Czasu.
Czasem domagają się książek o Wojnach Trolloków lub dojściu do władzy i upadku
Wysokiego
Króla, Artura Hawkwinga, albo historii o życiu różnych bohaterów. Zazwyczaj jednak prośby
dotyczą Wieku Legend i jego zakończenia w Wojnie Mocy, zaś najczęściej zadawanym
pytaniem
jest, jak sądzę: „Dlaczego, skoro największe osiągnięcia Wieku Legend zostały dokonane przy
współpracy mężczyzn i kobiet władających Jedyną Mocą, ostateczny atak na Shayol Ghul
został
przeprowadzony tylko przez mężczyzn?” W chwili obecnej nie zamierzam napisać żadnej z
tych
książek, lecz kto wie, czy opowiadanie lub dwa nie wymkną się gdzieś po drodze. Zazwyczaj
nie
pisuję krótkich opowiadań fantastycznych. Mój wydawca twierdzi, że krótkie opowiadanie
znaczy dla mnie pięćdziesiąt tysięcy słów. Co do pytania, jednakże… Mam nadzieję, że ci fani
(i
reszta z was) zadowolą się na razie poniższą historią, fikcyjną „literaturą faktu”, odsłoną z
wieku
zwanego przez niektórych Trzecim Wiekiem, Wiekiem który dopiero ma nadejść, Wiekiem
dawno minionym…
(Wersja poniższego tekstu zostanie włączona do „An Illustrated Guide to The Wheel of Time”
– wydane przez Tor w 1997).
Uderzenie na Shayol Ghul
(Wprowadzenie przedwstępne)
spisane przez Jorille Mondevin,
Królewską Historyczkę na Dworze
Jej Najjaśniejszej Mości, Ethenielle Kirukon Materasu,
Za Błogosławieństwem Światłości,
Królowej Kandoru,
Opiekunki Ziem,
Tarczy Północy,
Głową Domu Materasu.
Jednym z najważniejszych znalezisk ostatnich lat, a może i od Pęknięcia, jest częściowa kopia
ni mniej, ni więcej, tylko kroniki świata opisującej okres od wydrążenia Dziury w Więzieniu
Czarnego do Końca Pęknięcia świata. Najwyraźniej, oryginał powstał w początku Pierwszego
Wieku OP. Pomimo krańcowego niedostatku materiałów z całego pierwszego tysiąclecia po
Pęknięciu, możemy jedynie być wdzięczni, że sztuka druku przeżyła Pęknięcie Świata,
w przeciwieństwie do wielu innych rzeczy, i do pewnego stopnia była praktykowana podczas
samego Pęknięcia, choć w surowych i ograniczonych warunkach. Biorąc pod uwagę
powszechne
zniszczenia Wojen z Trollokami oraz Wojny Stu Lat, które, choć na daleko mniejszą skalę
aniżeli
Pęknięcie, również obróciły w popiół miasta, narody, a co gorsza, wiedzę, nie sposób się nie
zdumiewać nad jakimkolwiek pismem, które przetrwało ponad trzy tysiące lat. To, co wiemy,
opiera się na fragmentach, przekopiowywanych tysiące razy. Lecz przynajmniej coś z nich
wiemy. Nawet odrobina wiedzy jest lepsza od ignorancji.
Odkryte w zakurzonym magazynie w Chachin stronice znajdowały się w skrzyni pełnej
starych rachunków i przepisów, zeszytów studenckich i pamiętników osobistych, niektórych
tak
pożółkłych od wieku i wyblakłych, że aż nieczytelnych, nawet w miejscach gdzie same karty
się
nie rozpadły. Fragmentaryczny manuskrypt był czytelny, choć z trudem. Stawiał jednak
typowe
problemy, pomijając zresztą trudności w tłumaczeniu i w rozpoznawaniu nawarstwionych
przez
wieki błędów kopistów; taka historia bez wątpienia byłaby obszernym, wielotomowym
dziełem
(patrz Nota Autorska na końcu); mimo to, z dwustu dwunastu ocalałych stron, najwyższa
liczba
sąsiednich to sześć, zaś poza tym jednym miejscem, nie więcej niż dwie. Podawane daty są
całkowicie niezrozumiałe, jako że nie znaleziono żadnego kalendarza pochodzącego z Wieku
Legend. Wiele odniesień do wstrząsających wydarzeń (przełomowych bitew i miast
zniszczonych przez ogień stosu podczas Wojny Cienia, całych regionów pogrążonych w
morzu
i łańcuchów górskich wzniesionych z dnia na dzień podczas Pęknięcia), oraz do tak drobnych
jak
pojawienie się jakiejś osoby, to tylko ciekawostki. Stronic, które mogłyby ujawnić gdzie te
zdarzenia miały miejsce, na czym polegała ich waga, jak je rozwiązano albo czym się
skończyły,
zwykle brakuje. Dlaczego więc jest to tak ważne znalezisko? Otóż, po pierwsze, choć tak
niepełne, zawiera więcej informacji o Wojnie Cienia niż jakiekolwiek inne znane źródło, a pod
pewnymi względami być może tyleż samo co wszystkie pozostałe źródła razem wzięte. Zaś co
najistotniejsze, te sześć sąsiednich stron oraz pozostałe, które należałoby umiejscowić blisko
nich, zawierają jedyne znane świadectwo wydarzeń związanych z niewątpliwie najbardziej
dalekosiężnym, pojedynczym wydarzeniem w historii świata, we wszystkich Wiekach:
zapieczętowaniu Dziury przez Lewsa Therina Telamona i Stu Towarzyszy.
W dalszym ciągu nie możemy być pewni, jak wiele czasu przeminęło pomiędzy stworzeniem
Dziury a właściwym początkiem tego, co miało zostać nazwane Wojną Cienia, zapewne nie
mniej niż pięćdziesiąt lat, a możliwe, że ponad sto. Lata te nosiły znamię gwałtownego
upadku
porządku społecznego oraz równie gwałtownego wzrostu tysiąca chorób, które uprzednio
bądź to
występowały rzadko, bądź były zupełnie nieznane. Wojna jako taka, wydaje się, była
„nowym”
odkryciem, choć przyswojonym szybko, można by nawet rzec: doprowadzonym do
doskonałości.
W toku Wojny Cienia szale przechylały się tam i sam, w ogniu i krwi. Przez pierwsze trzy lata,
Cień podbił wiele, i rozległe obszary świata znalazły się w przerażającym władztwie Czarnego,
nawet jeśli stało się to pośrednio przez jego ludzkich wybrańców. A z pewnością, obecność
Myrddraali i Trolloków nie może być nazwana pośrednią. Pod przywództwem Lewsa Therina
Telamona, legendarnego Smoka z Przepowiedni, wiele z tego, co utracono, zostało
odzyskane
przez następne cztery lata, choć nie bez przejściowych porażek. Wówczas rozpoczęła się
wojna
pozycyjna, i przez blisko rok żadna ze stron nie była w stanie nic zyskać pomimo zażartych
walk,
lecz gdy pat został przełamany, Cień znowu zaczął się posuwać do przodu, wpierw wolno, ale
z wciąż rosnącą prędkością. Wedle autora tej częściowej historii, „Było tak jakby każdy krok
Cienia naprzód rozsiewał przed sobą ziarna chaosu, zaś pożywiwszy się na tym, co urosło,
Cień
wzmacniał się i jego następny krok był dłuższy, a następny znów dłuższy od poprzedniego”.
Do tego czasu, w miarę jak wojna przetaczała się w te i we w te po świecie, ogromne obszary
zostały w różnym stopniu zniszczone. Stało się oczywiste, że podczas gdy Cień próbował
zagłodzić lub wymordować ogromną część ludności na podbitych terenach, siły Światłości nie
były w stanie dalej ponosić kosztów przedłużającej się wojny. Przegrywały, będąc coraz
prędzej
spychane ku nieuniknionej porażce, i jeśli w ogóle miały zwyciężyć, musiało się to stać
prędko.
Jeden z planów szybkiego zakończenia wojny, wysunięty przez Lewsa Therina, dotyczył
bezpośredniego ataku na samą Dziurę. Siedem „punktów ogniskowych” (wydaje się, że nie
ma
lepszego tłumaczenia ze Starej Mowy, choć są to rzecz jasna Pieczęcie z Legend) zostało
wytworzonych z cuendillaru. Podjazd - tak go nazwali, choć nawet w świetle najświeższych
wydarzeń wciąż wydaje się on być znaczną armią dla większości ludzi - podjazd złożony z
około
dwudziestu tysięcy żołnierzy mających ochraniać krąg siedmiu kobiet i siedmiu mężczyzn Aes
Sedai (najmniejsza liczba uznana za wystarczającą; wszystko to najsilniejsze osoby w Jedynej
Mocy, jakie dało się znaleźć) miał Podróżować do Shayol Ghul, jedynego miejsca na ziemi,
gdzie to, co zwano „cienkością Wzoru” umożliwiało wykrycie Dziury. Tam zamyślano osadzić
pieczęcie, podtrzymywane przez punkty ogniskowe, które zamknęłyby Dziurę i na powrót
odcięły Czarnego od świata.
Z wielu powodów ów plan został uznany za ryzykowny. Nawet dziś wiadomo, że Czarny
może do pewnego stopnia wpływać na świat w pobliżu Shayol Ghul. Było prawdopodobne,
że
jakakolwiek próba przenoszenia w tym miejscu zostałaby natychmiast wykryta, a rajd
zniszczony. Lews Therin, który zamierzał osobiście poprowadzić tym wielkim podjazdem,
przyznał że nawet jeśli wszystko się powiedzie, nie spodziewa się, by wielu z atakujących
przeżyło, może nikt. Co gorsza, kilku specjalistów twierdziło, że jeśli pieczęcie nie zostaną
umieszczone z idealną precyzją, wynikłe napięcie, zamiast zapieczętować Dziurę, rozerwie ją
dalej, uwalniając Czarnego do końca.
Inny plan z tego okresu skupiał się wokół dwu wielkich sa’angreali, jednego dostosowanego
do saidina i jednego do saidara. Oba były tak potężne, że do użycia wymagały specjalnych
ter’angreali, niby miniaturowych wersji wielkiego sa’angreala, wytworzonych specjalnie w
celu
umożliwienia użycia sa’angreali. I ten plan miał swoich krytyków, sa’angreale bowiem miały
być tak potężne, że każdy z nich mógłby z powodzeniem dostarczyć dosyć Jedynej Mocy do
zniszczenia świata, zaś oba na raz byłyby z pewnością w stanie to zrobić. Niektórzy wątpili,
czy
z taką ilością Jedynej Mocy można będzie sobie w tych warunkach bezpiecznie poradzić.
Z drugiej strony jednak była pewność, wedle stronników tego planu, że użyte razem,
wystarczą
do odrzucenia sił Cienia wstecz, całkowitego ich pokonania i wzniesienia osłony wokół Shayol
Ghul na tak długo, aż nie zostanie zapewniona bezpieczna metoda poradzenia sobie z Dziurą.
Krytycy zwracali uwagę na fakt, że Dziura rozszerzyła się odkąd ją wydrążono, i że za
barykadą
wzniesioną przez sa’angreale rosłaby nadal, tak że koniec końców, Czarny mógłby się uwolnić
w obrębie osłony. Najpewniej osłona powstrzyma Czarnego, gdy wszystkim co mógł uczynić
było sięganie przez stosunkowo niewielką Dziurę, lecz czy powstrzymałaby Czarnego bez
więzów?
Komnata Sług podzieliła się niebawem na dwa obozy: ci, którzy byli za jednym planem,
wyszydzali drugi.
Poparcie dla wykorzystania wielkich sa’angreali i opozycja wobec próby założenia pieczęci
skupiła się wokół kobiety zwanej Latra Posae Decume. Będąc najwyraźniej mówczynią
o znacznej mocy i darze przekonywania, zgromadziła wokół siebie wielu popleczników, lecz
tym, co zapewniło jej zwycięstwo, było porozumienie z każdą żeńską Aes Sedai o znaczącej
mocy po stronie Światłości. (W rękopisie, rzeczone porozumienie zwane jest „Ważką Ugodą”,
choć wątpliwe, żeby była to nazwa, pod którą je znano ogólnie.) Plan Lewsa Therina był zbyt
pochopny, zbyt niebezpieczny, i żadna kobieta która przystała na Ugodę, nie wzięłaby w nim
udziału. Wedle powszechnej opinii, precyzyjne umiejscowienie pieczęci wymagało kręgu, co
najwyraźniej zniweczyło plan, jako że mężczyźni nie mogą go utworzyć, a jedynie zostać
przyłączonymi do kręgu stworzonego przez kobiety. Praca nad sa’angrealami, pod postacią
dwu
wielkich statuł, została przyspieszona. (1)
Zaraz po ukończeniu pary sa’angreali, przydarzyła się katastrofa. Ter’angreale umożliwiające
dostęp do sa’angreali były tworzone w miejscu bardzo odległym od sa’angreali (najwyraźniej
z powodu niebezpieczeństwa „niekontrolowanych rezonansów podczas końcowych etapów”,
cokolwiek to znaczy), który to region został opanowany przez siły pod Sammaelem.
Szczęściem
w nieszczęściu, same ter’angreale zostały ukryte, a miejsce, gdzie były tworzone, zniszczone
(nawet ich obecność była przez cały czas tajemnicą najwyższych kręgów) tak więc ani
Sammael,
ani ktokolwiek inny po stronie Cienia nie wiedział, że któraś z tych rzeczy znajdowała się
teraz
w zasięgu ich ręki. Strona Światłości wciąż miała sa’angreale, lecz bez bezpiecznego do nich
dostępu; bez ter’angreali było jasne, że nawet najsilniejsi Aes Sedai zostaliby wypaleni w
jednym mgnieniu przez bezmierny strumień Jedynej Mocy. Lews Therin ponownie zaczął
przekonywać do swojego planu, przyjmując do wiadomości niebezpieczeństwa, ale
argumentując, że nie ma teraz innej nadziei; Posae jednak w dalszym ciągu była przeciwna.
Wiara w niebezpieczeństwo niedokładnego osadzenia pieczęci rozszerzyła się, i o wiele
więcej
żeńskich Aes Sedai zaprzysięgło się do „Ważkiej Ugody”, włączając w to znaczną ilość takich,
które siłą znacznie odbiegały od kwalifikacji potrzebnych do kręgu grupy podjazdowej.
Doszło
do wybuchów gniewu i pasji. Zaczął się wyraźnie rysować, najwyraźniej nieznany przedtem,
rozdźwięk pomiędzy mężczyznami i kobietami pośród Aes Sedai jako całości, nawet jeśli nie
wewnątrz samej Komnaty. Ostatecznie Komnata postanowiła kontynuować plan Latry Posae,
a jej ludzie zaczęli pracować nad ukradkowym wydostaniem ter’angreali dostępu z domeny
Cienia. (2)
Niemal następując na pięty ataku Sammaela, zastępy dowodzone przez Demandreda i
Bel’ala
uderzyły z całą mocą. W tej fazie wojny, powstrzymanie postępów cienia było najlepszą
rzeczą,
na którą można było liczyć; żadne z utraconych terytoriów nie zostało odbite przez ostatnie
dwa
lata. W ciężkich i krwawych zmaganiach, te dwa naciski zostały z trudem utrzymane w
ryzach,
lecz Demandred i Bel’al nie zaprzestali wysiłków. Sammael przypuścił nowy atak, również
ledwie powstrzymany, a ponadto jest wzmianka o poważnych działaniach wojennych gdzie
indziej. Najwyraźniej oba z wielkich sa’angreali zostały zagrożone przez te ofensywy; jest
wręcz
możliwe, że były ich celem. Wielka fala zamieszek przetoczyła się poprzez wiele miast wciąż
pozostających w Światłości. Wzmiankowane jest „ponowne dojście do głosu odłamu
pokojowego”, najpewniej grupy żądającej pertraktacji z Przeklętymi. (3) Ostateczna klęska
była
tuż tuż; słabła wola walki w ludziach, a gdyby choć jedna z trzech głównych ofensyw
dowodzonych przez Przeklętych przedarła się, koniec byłby jedynie kwestią czasu, być może
zaledwie miesięcy. Z niesłabnącą opozycją Latry Posae w świetle tych wydarzeń oraz
żeńskimi
Aes Sedai nie odstępującymi od danego słowa i tym sposobem uniemożliwiającymi użycie
kręgu
(linie podziału skostniały tak dalece, że wiele kobiet Aes Sedai odmawiało rozmowy
z mężczyznami Aes Sedai, z wzajemnością), Lews Therin zdecydował przeprowadzić swój
plan
bez zgody, a nawet poinformowania, Komnaty. Utrzymanie ogromnych sa’angreali
wystarczająco długo, by przemycić ter’angreale dostępu z powrotem wyraźnie stało się
niemożliwe. Wedle Lewisa Therina, nie było już wyjścia.
W zmaganiach z Latrą Posae ukształtowała się po stronie Lewsa Therina grupa potężnych,
młodych mężczyzn Aes Sedai o nad wyraz wymownych argumentach (najwyraźniej do tego
stopnia, że kilkakrotnie zakłóciło to posiedzenia Komnaty), grupa powszechnie określana
mianem Stu Towarzyszy, choć w rzeczywistości liczyli sobie w owej chwili stu trzynastu. Jako
najwyższy przywódca wojenny po stronie Światłości, Lews Therin był w stanie zgromadzić
bez
wiedzy Komnaty siłę około dziesięciu tysięcy żołnierzy. Z tą siłą oraz ze Stu Towarzyszami,
wyprowadził zamierzony atak na Shayol Ghul.
Nie dowiemy się nigdy, co dokładnie wydarzyło się tego dnia, poza skutkami. Z żołnierzy, ani
jeden mężczyzna i ani jedna kobieta nie powróciła by zdać jakąkolwiek relację. Pieczęcie
zostały
osadzone bezpiecznie, bez rozerwania więzienia Czarnego, wbrew obawom przeciwników.
Przypadkiem, cała trzynastka Przeklętych znajdowała się wówczas w Shayol Ghul (być może
wezwana na naradę z Czarnym?), i również oni wpadli w pułapkę pieczęci. Tym sposobem za
jednym zamachem Cień został skrócony o całe przywództwo. Choć większość świata wciąż
znajdowała się pod jego panowaniem, wydaje się jasne, że gdyby to był jedyny rezultat,
zostałby
w przeciągu kilku następnych lat wymazany z twarzy całej ziemi. Ziemie pod berłem Światła
w znacznym stopniu utrzymały cywilizację w spójności, znacznie wyższej niż w wypadku krain
pod batem Cienia. Pozbawione swych najwyższych kręgów (a zapewne także z powodu
utraty
wpływu Czarnego), Przysięgli Cieniowi pogrążyli się w zmaganiach o władzę, dzieląc się na
odłamy, podatni na ciosy jeszcze na długo zanim Pęknięcie osiągnęło punkt w którym wojna
stała się najmniejszą z czyichkolwiek trosk. Tak czy owak, tego dnia w Shayol Ghul Wojna
Cienia jednoznacznie się zakończyła. Tak zwykle się twierdzi.
Lecz to nie był jedyny rezultat, rzecz jasna. Prócz niego, było przeciwuderzenie Czarnego
w chwili zapieczętowywania, a sam saidin został skażony. Lews Therin oraz sześćdziesięciu
ośmiu ocalałych ze Stu Towarzyszy oszalało w jednej chwili. W przeciągu dni zostawiali już za
sobą ślad zniszczenia i śmierci. Zanim skaza na saidinie została odkryta, setki męskich Aes
Sedai
ogarnęło szaleństwo, zaś to, co po wojnie zostało z cywilizacji zanurzyło się teraz w chaosie.
Nawet powiadomienie wszystkich pozostałych przy zdrowych zmysłach mężczyzn Aes Sedai
o niebezpieczeństwie stało się niemożliwe. Ów brzemienny w skutki dzień w Shayol Ghul
zakończył wojnę, a zapoczątkował Pęknięcie Świata.
Najbliższa temu duchem uwaga pochodzi z pewnością z tego, co wygląda na wstęp do
fragmentarycznego manuskryptu. „Ktokolwiek będzie czytał te słowa, jeśli zostanie
ktokolwiek,
aby je czytać, niechaj płacze za nas, którym brakło już łez. Niechaj modli się za nas, którzy są
przeklęci za życia.”
Nota autorska
Wszystkie tomy „Kompletnej historii Wojny Cienia” oraz „Pęknięcia Świata” będą dostępne
drogą subskrypcji na podstawie podania złożonego Pani Jorille Mondevin w Pałacu
Aesdaishan
w Chachin.
Uderzenie na Shayol Ghul
Uwagi Końcowe
1. Dość szalone domysły są snute wśród osób zwących się historykami, a odkrycie niniejszych
materiałów zaowocowało łatwymi do przewidzenia kłótniami. Czy wielkie sa’angreale, użyte
tak
jak tego chciała Patra Posae, okazałyby się skuteczne? A gdyby pieczęcie zostały osadzone
przez
krąg złożony zarówno z mężczyzn jak i kobiet, czy mężczyźni, lub nawet saidin sam w sobie,
byliby w jakiś sposób osłonięci przed przeciwuderzeniem Czarnego? Czy też może saidar
również zostałby zanieczyszczony? Ta ostatnia możliwość wystarcza by zmrozić krew w
żyłach;
tym niemniej jest faktem, że wydarzenia potoczyły się tak, jak się potoczyły, i podobne
domysły
są niczym więcej jak swawolną zabawą mającą na celu wystraszenie łatwowiernych. Ci,
o których mówię, będą wiedzieli, kogo mam na myśli.
2. Podług kart rękopisu, wszyscy agenci odpowiedzialni za to ukradkowe wydostanie zostali
schwytani, choć nie było to wiadome dopóki wydarzenia znacznie nie wyprzedziły
czyichkolwiek planów. Byli to odważni mężczyźni i kobiety, choć bowiem ci, którzy nie zostali
zabici na miejscu, musieli znosić tortury, to nikt nie zdradził położenia któregokolwiek
z ter’angreali dostępu, nawet jeśli niektórzy wydali cel misji. Pomimo tego, w rzeczywistości
skończyło się to tylko jednym: ter’angreale pozostały rozsiane szeroko po obszarach
należących
do Cienia, zaś ich umiejscowienie, a nawet fakt, że istniały, miało pozostać w ukryciu przez
tysiąclecia.
3. Kronika zdaje się wskazywać, że w toku wojny było kilka odłamów pokojowych. Lub być
może tylko jeden, raz na wozie, raz pod wozem. Jest jasne, że kilkakrotnie w ciągu wojny
frakcja
ta posyłała na własną rękę grupy próbujące wynegocjować porozumienie z Przeklętymi. Po
ich
powrocie, członkowie każdej z tych delegacji po pewnym czasie okazywali się prowadzić
działania wspierające sprawę Cienia, choć zdaje się, że w kilku przypadkach byli tego
kompletnie
nieświadomi. Zadziwiające, że ludzie ci nie pamiętali porzekadła, które rzekomo zrodziło się
podczas Wojny Cienia. „Z Cieniem nigdy nie ma pokoju”.
4. Przed swą śmiercią podczas Pęknięcia (niestety ani jej czasu, ani miejsca nie da się na
podstawie manuskryptu dokładnie określić), Latra Posae najwyraźniej osiągnęła pozycję
bliską
zajmowanej uprzednio przez Lewsa Therina. Podczas walk przeciwko Przysięgłym Cieniowi,
nim Pęknięcie położyło kres temu, co wówczas zdawało się przez porównanie błahą sprawą,
zyskała imię Shadar Nor, co można przetłumaczyć jako „Ścinacz Cienia” lub być może
„Skrajacz
Cienia” (trudności z dokładnym przekładem ze Starej Mowy, ze wszystkimi jej
wieloznacznościami, pozostaną z nami na zawsze). Zakrawa więc na ironię, że żaden inny
dokument jak dotąd odkryty nawet nie wspomina jej imienia czy osiągnięć. Być może ta
praca
pozwoli przywrócić Patrę Posae Decume jej właściwemu miejscu w historii.
Uwagi tłumacza
Mam szczerą nadzieję, że udało mi się zachować spójność pomiędzy terminologią w
powieściach tłumaczonych
przez panią Katarzynę Karłowską, a tym opowiadaniem. Warto jednak poczynić, skoro jest po
temu okazja, kilka
drobnych uwag.
Po pierwsze, można mieć parę zastrzeżeń co do naszego polskiego tłumaczenia. Najbardziej
rażące z nich to
Czarny, w oryginale „the Dark One”. Przyznaję, że aż ciśnie się na usta (klawiaturę?) nazwa
Mroczny. Czarny to
bywa atrament. Kolejna sprawa to „Światłość”. Nie wiem, może jestem przewrażliwiony, a
może za wiele przestaję
z oryginałem, ale do angielskiego „Light” bardziej pasuje mi po prostu Światło. Pewnie
można by się spierać o to, co
lepsze.
Natomiast nigdy nie przestaną mnie zadziwiać, generalnie, polskie tłumaczenia tytułów. A
zwłaszcza tomu
szóstego „Koła Czasu”, rozbitego w języku polskim na „Triumf Chaosu” i „Czarną Wieżę”. W
oryginale ten tom
zwie się „Lord of Chaos”, co bez wątpienia znaczy „Władca Chaosu” (jak „The Lord of the
Rings”). W całym tym
chaosie właściwy tytuł najwyraźniej zaginął, a przecież do treści pasuje on daleko lepiej.
Ukłon natomiast należy się za „przenoszenie” (channeling) oraz za „Ogira”. W oryginale - no
właśnie - jest
„Ogier” (wym. ogir). Wolę nie myśleć, jakie to by wywołało skojarzenia. Pobieżaj, Ogierze, do
Dziury Czarnego.
Hm.
© Copyright 1996 by Robert Jordan. All rights reserved. Wszystkie prawa zastrzeżone.
© Copyright 2000 for the Polish translation by Mariusz Moryl (mariusz@mythai.info).