Ute Ehrhardt
Z każdym
dniem
coraz
bardziej
niegrzeczna
...miłej lektury, Dziewczyny ! TRZYMAJMY SIĘ RAZEM !
( i nie zapomnijcie rozesłać tej e-książki dalej do wszystkich znanych wam Kobiet ! )
P O D R Ę C Z N I K D O P O R A D N I K A
Od książki „Grzeczne dziewczynki idą
do nieba, niegrzeczne idą tam gdzie chcą”
sporo się zaczęło.
Światowy sukces i ponad milion sprzedanych
egzemplarzy pokazały, że kobiety nie chcą
już być grzeczne. Mówią – dość!
Pragną iść do przodu i cieszyć się
Z własnych osiągnięć.
Ale niegrzeczności trzeba się nauczyć.
Stąd ten podręcznik.
Małymi, pewnymi krokami prowadzi kobiety
do wielkich zmian.
Grzecznym dziewczynkom podpowiada,
jak być niegrzeczną, a te już niegrzeczne
zachęca, by posunęły się o krok dalej.
O Autorce
Ute Ehrhardt ( ur. 1956 ) , terapeutka, autorka jednego z najgłośniejszych poradników dla
kobiet „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam gdzie chcą”. Prowadzi w
Niemczech ośrodek doradztwa psychologicznego dla firm. Uczy retoryki, specjalizuje się
w treningu komunikacji, szkoli menedżerów i – przede wszystkim – wspiera kobiety.
Nikt nie rodzi się grzeczną dziewczynką – twierdzi Ute Ehrhardt. W swojej książce
demaskuje myślowe pułapki, które przeszkadzają kobietom realizować ich własne
potrzeby i głośno wyrażać swoje zdanie. Radzi, by odrzucić postawę podporządkowania i
śmiało sięgać po zakazane owoce. Tylko niezależne, pewne siebie kobiety mogą odnosić
sukcesy, realizować marzenia i nawiązywać partnerskie relacje z innymi.
Rzadko te grzeczne!
Ute Ehrhardt urodziła się w roku 1956 w Kassel. Karierę zawodową zaczynała od posady
urzędniczki w banku. Porzuciła to zajęcie po sześciu tygodniach z przeświadczeniem, że
„nie urodziła się po to, by siedzieć w okienku bankowym”. Aby zdobyć pieniądze na dalszą
naukę w liceum wieczorowym, dawała lekcje angielskiego i dorywczo pracowała w biurze.
Zaangażowała się w ruch feministyczny, studiowała psychologię, a od roku 1984
prowadzi ośrodek doradztwa psychologicznego dla przedsiębiorstw. Wśród jej klientów
znalazły się m.in. takie firmy, jak: Gruner+Jahr, Dr.Oetker, wydawnictwo Jahreszeiten,
Mercedes Benz, Merk, Rewe, RTL, czasopismo „Vital” i wiele innych.
Ute Ehrhardt uczy retoryki, prowadzi treningi z zakresu komunikacji i optymalizacji
własnych umiejętności, szkoli kadry kierownicze, a przede wszystkim wspiera kobiety. W
roku 1987 we współpracy z czasopismem „Brigitte” zorganizowała warsztaty dla kobiet
bez wykształcenia zawodowego. Pomysł ten realizowano z powodzeniem przez wiele lat.
Jej książka „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam gdzie chcą”
na wiele miesięcy zajęła pierwsze miejsce na wszystkich listach bestsellerów, osiągając
nakład ponad milion egzemplarzy. Została wydana w USA, Brazylii, Grecji, Islandii, na
Węgrzech, w Czechach, Japonii, Hiszpanii, Holandii, Rumunii, Korei, we Włoszech, Francji,
Danii, Turcji, Słowacji i w Polsce – Ute przekracza wszelkie granice.
Nie idę po trupach, ale po lekko rannych czasem tak.
Czytelniczka z Koblencji
Spis treści
Już wystarczająco niegrzeczna?
Krok po kroku coraz bardziej niegrzeczna
Przełam wewnętrzne blokady
Zablokowana czy pewna siebie
Trochę więcej odwagi
Polubić siebie
Kobieto, jesteś naprawdę dobra!
Twoja siła może się nie podobać
Uwolnij się od poczucia winy
Arsenał niegrzecznych dziewczynek
Wiem, czego chcę
Powiedz wreszcie NIE!
Wymagaj wzajemności
Mów, czego chcesz
Kłóć się skutecznie
Najpierw konfrontacje, potem negocjacje
Śmiało i z radością do celu
Od czego rośnie apetyt na sukces
Jak duży jest twój apetyt na sukces
Nie ukrywaj swoich osiągnięć
Do odważnych świat należy
Dziennik sukcesu
Bądź egoistką, to wszystko
Aneks
Test 1 Już wystarczająco niegrzeczna?
Test 2 Sukces – radość czy frustracja?
[ wyszukiwanie według spisu treści: Ctrl+F ]
Już wystarczająco niegrzeczna?
Niektóre z was znają chyba moją poprzednią książkę „Grzeczne dziewczynki idą do nieba,
niegrzeczne idą tam gdzie chcą”. Od tej książki sporo się zaczęło.
Przez wiele miesięcy codziennie dostawałam listy od kobiet, które pytały, co robić,
by stać się niegrzeczną. Na moich spotkaniach autorskich zawsze pada pytanie, jak ideę
niegrzeczności stosować we własnym życiu.
Postanowiłam więc razem z mężem Wilhelmem Johnenem napisać podręcznik do
„Grzecznych dziewczynek”.
Od razu muszę cię uspokoić: nie chodzi o to, żebyś zmieniła się nagle w jakąś „kurę
bojową”. Chciałabym jedynie, byś z moją pomocą stała się kobietą, która nie boi się
sytuacji konfliktowych, potrafi być skuteczna w działaniu i zadowolona z życia. Nic więcej
– ale i nie mniej.
Moja wskazówka dotycząca lektury: Niektórzy czytają najpierw zakończenie
książki. W tym przypadku byłoby to bardzo wskazane. W aneksie zajdziesz dwa testy:
Test 1 Już wystarczająco niegrzeczna?
Test 2 Sukces – radość czy frustracja?
Testy te pomogą ci zorientować się, na jakim jesteś etapie, ile zadowolenia daje ci
niegrzeczność i co cię od niej powstrzymuje.
Proszę cię o jedno: czytając tą książkę, nie poczuj się zwolniona z
odpowiedzialności za własne życie. Nawet ta książka jej nie zastąpi. To nie są rady dla
każdej kobiety na każdą okazję, do konkretnych sytuacji mogą po prostu nie pasować.
Sama zdecyduj, czy i w jakiej mierze chcesz z nich korzystać.
Krok po kroku coraz bardziej niegrzeczna
Kobiety ciągle zadawały mi pytanie: „Skąd wzięło się w tytule słowo ‘niegrzeczne’?
Przecież to, o czym pani pisze, nie jest niegrzeczne, tylko normalne!”. Rzeczywiście,
powinno takie być. Jednak często się zdarza, że kobieta, która ma odwagę i dość
pewności siebie, by stawiać wymagania, uważana jest za niegrzeczną i złą. Musi się
pogodzić z taką opinią. Wdawanie się w dyskusje o tym, czy postępuje dobrze czy źle,
słusznie czy niesłusznie, prowadzi donikąd. Powinna dyskutować tylko o jednym: o
swoich żądaniach.
Wiele kobiet woli jednak unikać otwartych konfliktów. Wydają się sobie
niesprawiedliwe albo bezwzględne nawet wtedy, gdy tylko otwarcie i stanowczo bronią
swoich własnych interesów. Na zewnątrz pewna siebie i przebojowa; w środku kryje się
uległa dziewczynka. Kobiety potrafią na chwilę przejąć inicjatywę, bronić swoich racji,
dopiąć swego, wygrać jedną rundę. Ale zaraz potem odzywa się w nich poczucie winy,
zaczynają je dręczyć wyrzuty sumienia.
Jaki jest powód, że kobiety potrafią cieszyć się swoim zwycięstwem tylko wtedy,
gdy pokonany cieszy się razem z nimi?
Co sprawia, ze spokojne „nie” przechodzi kobietom przez gardło pod warunkiem,
że ich odmowa zostanie przyjęta z wdzięcznością?
Jak to się dzieje, że tak często potrzebują rozgrzeszenia?
Dlaczego czują się odpowiedzialne za komfort psychiczny, dobre samopoczucie i
zadowolenie innych?
Z jakiego powodu wciąż się wycofują?
Skąd im przychodzi do głowy, że należną im część władzy dostaną w prezencie?
Dlaczego wciąż łudzą się nadzieją, że znajdzie się ktoś, kto będzie im usuwał kłody
spod nóg i na rękach przenosił przez kałuże?
Grzecznie czekają, a potem dziwią się, że brakuje dla nich miejsca.
Kto tak długo stał z tyłu, musi zacząć się przepychać!
Ale niegrzeczność nie polega wyłącznie na pchaniu się do przodu czy okazywaniu złości.
Najważniejsze, żeby bardziej cieszyć się życiem i odważniej wybierać własne drogi.
Nie chodzi przy tym o to, by zrezygnować z kompromisów i współpracy. Bez nich
nie da się ułożyć dobrych stosunków z innymi. Kobiety doskonale opanowały sztukę
kompromisów, ćwiczą się w niej od zawsze. Przyszła pora, by połączyć ją ze zdrowym
egoizmem i determinacją.
Droga do sukcesu jest daleka. Wymaga czasu. Jeśli korci cię, żeby od razu
wszystko zmienić „na lepsze” – powstrzymaj się. Spiesz się powoli. A to znaczy z głową.
Niezdecydowana, niepewna siebie sceptyczka z dnia na dzień nie stanie się
bohaterką. Wcale zresztą o to nie chodzi. Poruszanie się wielkimi susami jest
niebezpieczne – nigdy nie wiadomo, gdzie się wyląduje. Nawet jeśli w locie zauważymy,
że kierujemy się w błoto, i tak w nie wpadniemy.
Gwałtownych czy ryzykanckich działań nie polecam nikomu. Jeśli uważasz, że
musisz już jutro rozstać się z partnerem, porzucić pracę i wyruszyć rowerem dookoła
świata, jesteś bardzo odważna, ale brak ci poczucia realizmu. Paniczne ucieczki kończą
się równie szybko, jak się zaczęły. Po dwóch dniach, dwóch miesiącach albo dwóch latach
buntowniczka znów grzecznie siedzi w swojej klatce. Prawdziwe zmiany wymagają czasu
i wytrwałości – to pewne.
Musisz siebie polubić
Często słyszę z ust kobiet następujące zdanie: „Nie mogę znieść samej siebie”. Wydaje im
się, że nie radzą sobie same ze sobą. Czują, że znalazły się w kiepskim położeniu, i myślą,
że same są temu winne. Jeśli już zdobędą się na odwagę i zawalczą o swoje, natychmiast
zaczynają tego żałować.
Kobiety mówią o sobie, że zachowały się jak idiotki, podczas gdy w rzeczywistości
były po prostu skonsternowane. Mają do siebie pretensje, że podniosły głos, chociaż były
czymś naprawdę przejęte. Wydają się sobie okrutne, kiedy działają stanowczo. Myślą, że
są kapryśne, bo uległy emocjom. Mówią, że były niesprawiedliwe, gdy w rzeczywistości
broniły tylko własnych praw. Potępiają się za to, że straciły panowanie nad sobą, chociaż
ich agresja była konstruktywna.
Iwona ma sobie za złe: „Niszczę mój związek, bo bez przerwy czegoś się domagam
od partnera, nie mam cierpliwości do dziecka, nie umiem nawet przez pół godziny miło
porozmawiać z matką, telefoniczna rozmowa z ojcem już po minucie zmienia się w
awanturę, wobec szefa po prostu nie jestem w stanie się opanować”. Jest na siebie
wściekła, że ze wszystkimi zadziera.
Kobietom wydaje się, że stawiając wymagania, muszą być bardzo miłe i grzeczne,
żeby broń boże nie popsuć sobie stosunków z partnerem lub współpracownikami. Ale nie
tędy droga. Dopóki będą tylko miłe i grzeczne, nikt ich nie będzie słuchał.
Na poparcie swoich żądań, kobieta musi użyć swojej woli, swojej siły i swojej
energii.
W przeciwnym razie skazuje się na porażki. A następstwem porażek będą
samooskarżenia. Te z kolei, nawet jeśli są nieuzasadnione, przyniosą jeden skutek:
niechęć do siebie samej.
Nie zawsze wygląda to aż tak dramatycznie, jak w przypadku Iwony. Ale stawianie
wymagań czy okazanie złości zawsze wywołuje poczucie winy i odbiera radość życia.
Niska samoocena powoduje, że kobiety nie potrafią z czystym sumieniem i z całych sił
bronić swoich interesów.
Jeżeli masz dobrze sobie radzić w sytuacjach konfliktowych – a temu właśnie
powinna służyć niegrzeczność – musisz mieć do siebie pozytywne nastawienie. Gdy ten
warunek zostanie spełniony, przestaniesz w końcu zrzędzić na wszystkich i wszystko
dookoła i zaczniesz cieszyć się swoją niegrzecznością.
To wymaga:
pogodzenia się z tym, że inni cię denerwują;
wybaczania sobie błędów;
wspaniałomyślności wobec samej siebie;
lubienia siebie.
Zupełnie nie chodzi o to, żeby wszyscy i zawsze nas lubili.
Moje spotkania z czytelnikami zaczynam cytatem z Platona: „Nie znam niezawodnego
sposobu na sukces, ale znam sposób na nieuchronną porażkę: starać się każdemu
dogodzić”.
Chęć dogodzenia wszystkim blokuje kobiety w ich własnym rozwoju. Zbyt często się
zdarza, że dostrzegają one tylko cudze pragnienia i potrzeby, a o sobie zaczynają myśleć
za późno.
Zapominając o własnych celach i własnych pragnieniach, kobiety tracą wiarę w
siebie. Powstaje błędne koło.
Równie źle obchodzą się ze swoimi umiejętnościami. Wykorzystują je dla innych, a
kiedy trzeba zrobić coś dla siebie, okazuje się, że już nie mają siły.
Kobiety muszą wciąż od nowa zadawać sobie następujące pytania:
Robię to z własnej potrzeby, czy raczej tańczę, jak mi zagrają?
Co mi to daje, że komuś ustępuję?
Jakiej konfrontacji próbuję uniknąć?
Czy są jakieś doraźne korzyści, które powodują, że nie widzę dalekosiężnych strat?
Czy umiesz żądać przysługi za przysługę?
Kobiety raczej nie mają w zwyczaju oczekiwać rewanżu za wyświadczoną komuś
przysługę. Kiedy chora koleżanka prosi nas, żebyśmy po południu zajęły się jej dziećmi,
nie powiemy przecież: „Dobrze, ale w przyszłym tygodniu, jak wyzdrowiejesz, weźmiesz
moje dzieci, bo już od dawna mam ochotę iść sama na basen”. Większość kobiet uważa,
że nie miałoby to nic wspólnego z przyjaźnią. A że później będziemy się wściekać, to już
inna sprawa.
Z pewnością przychodzi ci do głowy wiele powodów, żeby nie domagać się
przysługi za przysługę. Może masz poczucie, że gdy ktoś potrzebuje pomocy, pomoc mu
się należy, a ty jesteś jedyną osobą, która jest w stanie jej udzielić. Wydaje ci się, że
żądanie rewanżu byłoby jak szantaż. A może wczuwasz się w czyjeś potrzeby? Albo
chcesz być wspaniałomyślna? A może boisz się konfliktu, albo nie wiesz, jak powiedzieć
„nie”? Martwisz się, że ludzie będą cię unikać, a nawet źle o tobie mówić? Albo myślisz:
„Przecież jesteśmy przyjaciółkami, trzeba umieć dawać”.
Żaden z tych argumentów nie jest wystarczająco mocny, by zrezygnować z
oczekiwania odwzajemnienia przysługi. Zawsze pytaj: „Czy działam we własnym
interesie? Czy dostanę coś w zamian?”.
Prosić czy żądać?
„Co się mówi?” słyszy zwykle mała dziewczynka, kiedy szczerze i stanowczo oświadczy:
„Chcę pić!”. Dorośli czekają na pokorne: „Proszę”. Oczywiste jest, że mała chce, nie chodzi
jej o to, żeby pokornie prosić.
Nauka tłumienia własnych potrzeb zaczyna się wcześnie. Moja córka, podobnie jak
inne dzieci, znalazła dobrą odpowiedź na pytanie, „co się mówi”. Odpowiada:
„Natychmiast!”.
Wiele dorosłych kobiet nie zdołało się wyzwolić z tej uniżonej grzeczności. Zamiast
jasno i wyraźnie żądać, proszą i żebrzą. Najwyższy czas z tym skończyć. Bycia niegrzeczną
trzeba się uczyć.
Jeżeli już masz ochotę stać się trochę bardziej niegrzeczna,
odpowiedz sobie na takie pytania:
Czy w ciągu ostatnich dwóch tygodni ktoś się na mnie zdenerwował?
Czy umiałam spokojnie przyjąć fakt, że on czy ona wściekał się, był
dotknięty albo obrażony?
Zapytaj też:
Czy w ciągu ostatnich dwóch tygodni byłam czymś zdenerwowana
albo dotknięta? Czy wyraźnie to okazałam? Czy wpłynęło to w
istotny sposób na moje stosunki z osobą, która była tego przyczyną?
Nie ma sukcesu bez walki
Nie zamierzam wmawiać kobietom, że sukces sam do nich przyjdzie. To się nie zdarza
nikomu, mężczyznom również nie. Ale nie można też powiedzieć, że kobiety są bez szans.
Przeciwnie, mają teraz większe szanse niż kiedykolwiek. Żeby dobrze wykorzystać
wszystkie możliwości, muszą jednak zmobilizować całą swoją energię i wytrwałość.
Rozmawiałam niedawno z pewną bibliotekarką ze wschodnich Niemiec, która
zorganizowała wielką akcję protestacyjną przeciwko zamknięciu miejskiej biblioteki.
Narażając się lokalnym władzom, walczyła jak lwica. Uratowała swoją bibliotekę, ma dziś
przyzwoitą posadę i liczne grono czytelników. Swoje doświadczenia streściła tak: „Jak
kobieta nic nie robi, nie powinna się dziwić, kiedy jej się wszystko wali. To fakt, że my na
wschodzie mamy wyjątkowo ostre problemy. Właśnie dlatego musimy wyjątkowo ostro
walczyć”.
Ta myśl dotyczy wszystkich kobiet. Nie ma sukcesu bez walki.
Jasne, że dla kobiet, które mają mężów i dzieci, awans zawodowy jest dużo
trudniejszy. Ale nie niemożliwy. Znajoma pani inżynier, matka dwojga dzieci, poświęca na
dojazdy pociągiem do pracy trzy godziny dziennie. Po drodze czyta i słucha muzyki. „Nie
zrezygnowałabym z kariery – mówi – to lepsze niż zajmowanie się dziećmi”. Rodzice i
znajomi nie kryją oburzenia: „Po co ci te dzieci, skoro nie masz dla nich czasu?”. Musiała
pogodzić się z opinią wyrodnej matki. Wraca wieczorem zrelaksowana i cieszy się każdą
chwilą spędzoną z dziećmi, choć faktycznie ma dla nich niewiele czasu. Oczywiście, nie
jest to model życia dla każdej kobiety, ale dla jednej czy drugiej chyba tak.
Niestety, kobiety są na ogół dużo bardziej ostrożne, mniej ambitne zawodowo i
mniej skłonne do ryzyka. Zachowują się biernie.
Skąd się bierze ta bierność? Dlaczego kobiety nie widzą dość sensu w aktywnym
działaniu? Jak mogą oczekiwać, że ktoś inny zatroszczy się o to, żeby im się lepiej
powodziło? „To zadanie dla mężczyzn! Oni są od tego!” – mówią te, których aktywność
została zablokowana.
Kto ma nadzieję, że będzie się rozwijał wyłącznie dzięki innym, siedzi na
drewnianym koniku, czekając, aż pogalopuje. Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach.
Kobietom brak wiary we własne siły i umiejętności. Żyją w przeświadczeniu, że nic
im się nie udaje. Mają poczucie winy, gdy związek się rozpada, a dzieci źle się uczą. Myślą,
że zostanie im to wybaczone, jeśli będą robiły to, czego inni od nich oczekują. Tymczasem
przestają być traktowane poważnie. Nie one decydują, co jest dobre, a co złe, w porządku,
czy nie w porządku, lecz inni ludzie.
Przestań się przejmować tym, co myślą inni. Ustal własne granice, bo: „Kto się nie
broni, tego każdy przegoni”.
Nikt nie rodzi się grzeczną dziewczynką
Niejedna kobieta pamięta czasy beztroskiej młodości, kiedy właziła na drzewa, wymykała
się z domu przez okno, nie mając prawa jazdy jeździła skuterem albo samochodem, była
zuchwała, pewna siebie, silna i odporna. Prawie każda kobieta może przywołać w pamięci
takie momenty. Z trudem się w nich rozpoznaje. I przykro jej, zwłaszcza jeśli wie, że stała
się przesadnie ostrożna, niepewna siebie. Nie wiadomo kiedy szalona nastolatka zmieniła
się w dorosłą kobietę, która żyje w przekonaniu, że już nie ma wpływu na własne życie.
Nie znaczy to, że wydaje się sobie małą idiotką. Po prostu nie wierzy, by w różnych
sytuacjach była w stanie coś zwojować, czuje się bezradna, zablokowana. Dała sobie
odebrać wiele możliwości. Sama nie wie, jak to się stało.
Zacznij od przypomnienia sobie własnej niespokojnej młodości. Przywołaj
tamten nastrój, energię, zdecydowanie. Przeżyj jeszcze raz przygody, które
były twoim udziałem. Stare zdjęcia, pocztówki albo spotkanie klasowe
pomogą przenieść się w tamten klimat. Jakimi słowami dodawaliście sobie
odwagi, jakie prowokowały do działania? Na co potrafiłaś sobie pozwolić?
Kto cię zachęcał do robienia odważnych, szalonych, niezwykłych rzeczy?
Spróbuj sobie przypomnieć, ile radości dawała ci twoja śmiałość, spory z
rówieśnikami, zwycięstwa.
Na jednym z moich spotkań autorskich wytworna starsza pani opowiedziała, że
jako dziecko dostawała od wujka po pięć fenigów za każde brzydkie słowo
wypowiedziane na głos. Mówiąc to, szelmowsko się uśmiechała. Dzięki wujkowi jako
dorosła kobieta była w stanie przeklnąć, kiedy coś ją wyprowadziło z równowagi.
Jeśli już sięgnęłaś pamięcią do czasów swojej młodości, spróbuj dojść do tego, w
którym momencie i dlaczego straciłaś wiarę w siebie.
Weźmy takie przykłady: „Kiedyś zdarzało mi się okropnie pokłócić nawet z
najlepszą przyjaciółką, dzisiaj najwyżej ponarzekam sobie na męża, co i tak niczego nie
zmienia”. „Kiedyś śmiało jeździłam motorem, dzisiaj wolę, żeby ktoś inny prowadził
samochód, bo za kierownicą czuję się niepewnie”. „Im jestem starsza, tym bardziej
bezradna”.
Może przypominasz sobie komentarze przyjaciół, męża albo rodziców, które
odbierały ci wiarę w twoją samodzielność. Czasem wystarczą karcące spojrzenia lub
lekceważące uwagi, żeby zniechęcić do działania młodą dziewczynę, która dopiero co
odważnie przystąpiła do jakiegoś nadzwyczajnego dzieła.
Wychowanie odbiera kobietom odwagę i ambicję. Jedno krzywe spojrzenie może
zniechęcić do pływania pod prąd. To zrozumiałe, bo pływanie pod prąd jest bardzo
wyczerpujące, a jeśli komuś zabraknie tchu, robi się niebezpieczne. Dlatego wymaga
życzliwego wsparcia, zachęty i treningu. Pokusa, żeby się poddać, wygodnie się rozłożyć,
jest bardzo silna.
Koniec z grzecznością
Powróć myślami do czasów, kiedy jeszcze nie dręczyły cię wątpliwości. Do dawnego
poczucia siły i żądzy przygód.
Krystyna, nauczycielka, czuła w sobie taki gniew na własną uległość, że
postanowiła: „Koniec z grzecznością!”. Ostatecznym impulsem stała się pewna scena na
zebraniu rady pedagogicznej. Po raz kolejny nie udało jej się przekonać kolegów do
swojej propozycji. Chodziło jej o to, żeby uczniowie mogli sami urządzić świetlicę. Inni
nauczyciele twierdzili, że skończy się to chaosem i bałaganem. Tak długo ją przekonywali,
aż się wycofała. Milczała, ale wewnątrz wszystko się w niej gotowało, była wściekła na
siebie. Przypomniały jej się inne sytuacje, w których zachowała się jak pokorne cielę. W
ostatnich latach coraz bardziej drażniła ją jej własna ustępliwość. Zbyt często się
wycofywała, brała wodę w usta, zwłaszcza wobec starszych kolegów. Wprawdzie
denerwowało ją, gdy nauczyciele oczerniali uczniów, opowiadając jacy są leniwi i do
niczego, ale nie miała odwagi stanąć w ich obronie. Jako rzeczniczka praw uczniów
obiecała sobie o nich walczyć, ale dużo nie zwojowała.
Nie zawsze taka była. Krystyna pamiętała czasy, kiedy umiała energicznie bronić
swoich pomysłów. Uparcie i nieustępliwie walczyć o to, na czym jej naprawdę zależało.
Jak dawno to było? Gdzie się podziała ta radosna i przebojowa Krysia? Dlaczego dziś jest
taka miękka i łagodna?
Od tego dnia zaczęła skrupulatnie rejestrować wszystkie sytuacje, w których
zachowała się zbyt grzecznie i była o to na siebie zła. I przywołała wspomnienia. Kawały,
jakie robiła z koleżankami ( zatamowały strumień, poszturchiwały krowy śpiące na
pastwisku, zatkały organy w kościele ), niedozwolone nocne wycieczki ( do stodoły do
chłopaków, rowerami nad jezioro, do zabronionej dyskoteki ). „To właśnie ja!” –
powtarzała jak zaklęcie, opowiadając o swoich kolejnych „wyczynach”.
Krystyna czerpała siłę z tych wspomnień. Czuła, że ta cicha nieśmiała kobieta, jaką
się teraz jawiła, nie była wszystkim, na co ją stać. „Jeżeli dawniej miałam tę odwagę, to
dlaczego dzisiaj nie?”. Mocowanie się z koleżankami, przyjemne zmęczenie, kiedy po
takich zapasach leżały na trawie, ożywało w jej pamięci. Przypomniała sobie, jak to fajnie
jest poczuć swoją siłę. Trochę zażenowana powiedziała: „Często to ja byłam górą,
kładłam koleżankę na łopatki, bo byłam silniejsza”. Najbardziej dumna była ze swojej
odwago cywilnej. Jako czternastolatka pobiegła do dyrektora, żeby bronić koleżanki,
która miała zostać wyrzucona ze szkoły.
Bardzo chciała poczuć się jak w tamtych czasach. Zapisała się na Wen Do. Z
przyjemnością zauważyła, że nie jest jedyną „prawie babcią” wśród trenujących kobiet o
najróżniejszym wieku, które lubią walkę. Znów mogła poczuć swoją siłę, przekonała się,
że potrafi się bronić, że wykonując zręczny obrót, może kogoś przewrócić. To ją zachęciło
do zdecydowanego działania także w codziennym życiu.
Rada pedagogiczna była lekko zbulwersowana, kiedy Krystyna jeszcze raz
zażądała, by pozwolić uczniom urządzić świetlicę po swojemu. Bardzo rzadko się zdarzało,
żeby raz odrzucony projekt ktoś zgłaszał ponownie. Ale Krystyna znalazła argument nie
do odparcia: „Czy państwo chcą, żeby nasi uczniowie szwendali się po ulicach i stali się
ofiarami handlarzy narkotyków?”. Prawdę mówiąc, zbyt wielkiego zagrożenia nie widziała,
ale był to argument, którym rozbroiła tych, do których nie przemawiały subtelniejsze
uzasadnienia. Odnalazła w sobie „duszę wojowniczki” i przeforsowała to, na czym jej tak
bardzo zależało. „Nigdy bym nie przypuszczała, że to może być takie łatwe!” – przyznała.
Obudzić wszystkie siły
Każda kobieta powinna się zastanowić, czy w przeszłości nie była śmielsza,
skuteczniejsza, bardziej aktywna. Bo o wiele łatwiej jest, jeśli można powiedzieć sobie:
„Przecież ja już to wszystko kiedyś umiałam, robiłam. Teraz po prostu wrócę do tego.
Skoro mogłam coś robić jako młoda, niedoświadczona dziewczyna, mogę robić i teraz
jako dorosła kobieta, tyle że bardziej świadomie. Dosyć wymówek!”.
Znam przykłady kobiet, które przez całe życie były wstydliwe i nieśmiałe albo
bezradne i uzależnione od innych, a w ciągu roku czy dwóch powoli uwalniały się od
paraliżującej potrzeby akceptacji i zgody ze wszystkimi. Gabriela mówiła o sobie: „zero
pod ochroną”. Mimo najlepszych chęci nie znalazła w historii swojego życia niespokojnych,
a tym bardziej szalonych wydarzeń. Chodząca rozwaga. Wyszła za kuzyna, którego „znała
od zawsze”, i urodziła dwoje dzieci.
Zaczęła się zmieniać z irytacji na męża. Po raz kolejny chciał wydać na wakacje
więcej pieniędzy, niż ona uważała za stosowne. W swojej „hojności” zupełnie nie liczył się
z tym, z czego będą żyli po urlopie. Do tej pory milczała. Obawiała się strasznej awantury.
Wiedziała przecież, że jej mąż łatwo nie ustępuje. Jako kierownik produkcji w spółdzielni
rolniczej musiał być bardzo stanowczy.
Gabriela dodawała sobie odwagi taką myślą: „Nigdy w życiu nie próbowałam
postawić na swoim, więc skąd mogę wiedzieć, czy to umiem, czy nie. Postanowiłam, że na
urlop wydamy cztery tysiące marek i ani feniga więcej”.
Na użytek męża znalazła przekonujące porównanie: „Nie ustąpię ani o milimetr,
tak samo jak ten byk, który dwa miesiące temu wyrwał sobie kółko z nosa”. Wiedziała, że
mąż miał wtedy poważny problem. Teraz siedział zupełnie zbity z tropu. Brakowało mu
argumentów. Bo co miałby odpowiedzieć na takie dictum?
Jak się okazuje, kobiety bez heroicznej przeszłości też mają ukryte zasoby
pomysłów i energii. Znajdują w sobie siłę, żeby zapisać się na kursy nurkowania, zrobić
prawo jazdy, kupić motor, uczyć się jazdy konnej albo przyłączyć do amatorskiego teatru.
Maria na kursie nurkowania zaczęła „w dojrzały sposób” obchodzić się z lękiem:
„Kiedy pokonałam strach, przeżyłam fantastyczne przygody. Pływałam między małymi
rekinami i dużymi płaszczkami. Z początku trener musiał mnie trzymać za rękę, a nawet
co jakiś czas razem ze mną się wynurzać, ale stopniowo pokonywałam lęk”. Nastąpiły
imponujące zmiany. Dawniej Maria bała się najróżniejszych rzeczy: ciemności, zostawania
samej w domu, o lęku przed konfrontacją nie wspominając. „Wciąż odczuwałam lęk, ale
teraz wiem, jak sobie z nim radzić”. Maria stała się harda, rozstała się z mężem. „Dobił” ją,
kiedy zrezygnował z dobrze płatnej posady menedżera i zajął się nieopłacalnym handlem
winem. Sama była bardzo zaabsorbowana pracą i nie chciała mieć nic wspólnego z tą
„pozorną aktywnością”. „Po pięciu latach dobrych i pięciu złych” zrobiła grubą kreskę.
Maren, osoba delikatna i troskliwa, od dawna mieszkała z przyjacielem i częściowo
sparaliżowaną matką. Oboje byli matce serdecznie oddani. Wyjeżdżając na urlop,
zostawiali ją u siostry, po czym odbierali mocno rozbitą psychicznie. Siostra rządała od
starej kobiety rzeczy ponad jej siły. Za każdym razem dochodziło do kłótni. W końcu
Maren zerwała kontakty z siostrą: „Już lepiej byłoby zabrać mamę na urlop”. Tak właśnie
zrobiła i jest bardzo zadowolona: „Wolę wnosić mamę do samolotu, niż później
tygodniami ją reanimować. I raz na zawsze skończyły się bezsensowne awantury”.
Maren bardzo się martwiła, czy matka zniesie takie obciążenia. Ale zrywając z
siostrą, musiała znaleść jakieś rozwiązanie. Gdyby nie ten konflikt, nigdy nie zdobyłaby
się na „taką niegrzeczność, żeby odebrać mamie drugą córkę” i narazić ją na trudy
podróży samolotem. Później sama się dziwiła, że matce przybyło tyle radości życia i
energii.
Wszystkie te kobiety, nie zdając sobie z tego sprawy, postępowały według
właściwych zasad.
Poważnie potraktowały swoje niezadowolenie.
Wyobraziły sobie, jak chciałyby się czuć.
Mocno postanowiły: „Coś musi się zmienić”.
Zdecydowały: „Sama muszę coś w tej sprawie zrobić”.
Wytyczyły sobie osiągalne cele.
W razie trudności robiły przerwy i zbierały siły.
Szukały wsparcia i ludzi myślących tak jak one.
Przełam wewnętrzne blokady
Zwróć uwagę na wewnętrzne blokady, które dają o sobie znać w pozornie błahych
sytuacjach. Często zdarza się, że kobiety nie reagują, słysząc ordynarny dowcip. Złość je
bierze, ale zachowują się jakby nigdy nic. Uważają, że na tym polega grzeczność. A jeśli
nawet zdają sobie sprawę, że takiego chamstwa tolerować nie wolno, łudzą się sądząc, że
mogłyby zareagować w każdej chwili. Zapominają, ile trzeba odwagi, żeby się rozgniewać
i pokazać dowcipnisiowi, jakim jest prymitywem.
Kobiety uważają, że rozsądek nakazuje siedzieć cicho, kiedy ich szef przedstawia
pomysł, który nie daje żadnych szans powodzenia. Czy robią to z szacunku dla
przełożonego? Boją się narazić? Czy raczej wolą się nie wychylać z obawy, że zostaną
dostrzeżone, potraktowane poważnie, w w rezultacie, być może, awansują?
Sabina dowiaduje się, że jeden z kolegów wybrany został na stanowisko szefa
sprzedaży. Ma ogromne zastrzeżenia do tego wyboru, ponieważ wie, że zdaniem
przedstawicieli handlowych, z którymi ma częsty kontakt, jest to człowiek
niekompetentny i trudny we współpracy. Zdaje sobie sprawę, że koledzy nie dadzą mu
szans, będą robić trudności. A jednak milczy. Wydaje jej się, że przekroczyłaby swoje
kompetencje, zabierając głos w sprawach personalnych. Dochodzi do wniosku, że nie ma
większego znaczenia, kto zostanie szefem sprzedaży, bo ajenci i tak rzadko go widują.
Ale ta sprawa nie daje Sabinie spokoju. Na ogół nie mówi zbyt dużo o swojej pracy,
teraz jednak rozważa wszystkie możliwe scenariusze z przyjaciółką i mężem. Dochodzi do
wniosku, że zła decyzja personalna fatalnie popsułaby atmosferę w firmie. Decyduje się
porozmawiać z szefem w cztery oczy. W rezultacie szef prosi ją, by zaproponowała na to
stanowisko kogoś innego. Sabina jest przerażona, bo nie spodziewała się, że będzie
musiała natychmiast szukać alternatywnych rozwiązań. Prosi o dzień namysłu.
Następnego dnia proponuje niemłodego ajenta, którego wszyscy szanują. „Na to bym nie
wpadł”, przyznaje szef Sabiny i przyjmuje jej propozycję.
Zastanów się, w jakich sytuacjach blokujesz się psychicznie. Irena nie ośmielała
się sprzeciwiać, kiedy ktoś się na nią złościł lub podnosił głos. Kasia zapominała języka w
gębie, gdy ktoś, kogo lubiła, z dezaprobatą marszczył brwi. Ilonie odbierało mowę, gdy ją
pouczano w formie długich i zawiłych wywodów. Marta nie była w stanie skrytykować
człowieka, który promiennie się do niej uśmiechał.
Fałszywa skromność
Barbara przyjęła postawę życiową, która streszczała się w zdaniu: „Ja się dostosuję”.
Kiedy mąż pytał: „Co robimy w weekend? Jedziemy na kajaki, czy zajrzymy do Gerda i
Brygidy?” – odpowiadała: „Ja się dostosuję, rób jak uważasz, najważniejsze, żebyśmy byli
razem i przyjemnie spędzili czas”. Była przekonana, że nie ma żadnych wymagań,
natomiast pozostali członkowie rodziny muszą mieć to, czego chcą, bo inaczej wpadną w
zły humor. Właściwie to nudziły ją wizyty u Brygidy i Gerda, wolałaby raczej kajaki. Mąż
jednak postanowił, że pojadą do znajomych. Już w samochodzie Barbarę rozbolała głowa,
narzekała na męża, że źle prowadzi. Nie dopuszczała jednak do siebie myśli, że nie ma
ochoty na tę wyprawę. Dopiero po wielu dniach uświadomiła sobie: „Nie miałam chęci na
żadne wizyty. Wolałabym spędzić ten czas sama z mężem”.
Wiele kobiet sądzi, że takie problemy ich nie dotyczą.
Wydaje im się, że dbają o własne interesy.
Dobrze się zastanów: Kto w twoim związku wybiera,
dokąd pojechać na weekend albo na wakacje? Kto
decyduje, ile pieniędzy wydać na przyjemności lub
ubrania dla dzieci? Kto wybiera nowy telewizor, kto
trzyma pilota?
Nawet jeśli uważasz, że to do ciebie należy ostatnie
słowo, nie bagatelizuj tego problemu. Do tej pory nie
udało mi się spotkać kobiety, która nie miałaby takich
czy innych trudności z podejmowaniem decyzji.
Wszystkie przesadnie się obawiały, że mogą popełnić
jakiś błąd.
Decyduj ty!
Niektórzy ludzie, niestety w większości kobiety, maskują swoje zahamowania,
prowokując innych do podejmowania decyzji. Wydaje im się, że w ten sposób nigdy nie
narażą się na czyjąś niechęć, unikną niepowodzeń czy otwartych konfliktów.
„Jak sądzisz, co powinnam zrobić?”
„Czy tak będzie dobrze?”
„Ty też tak uważasz?”
Podobne pytania są w zasadzie na miejscu. Często warto spojrzeć na sprawę z
innej niż własna perspektywy, dostrzec nowe aspekty, skorygować poglądy. Ale
przejmowanie bez namysłu nie swoich opinni jest dowodem zahamowań, z których
można nawet nie zdawać sobie sprawy.
Czy te zdania skłaniają cię do refleksji? Spróbuj się głębiej zastanowić:
W jaki sposób podejmowałaś do tej pory drobne i poważniejsze decyzje?
Czy nie pozwalałaś innym ludziom decydować za siebie?
Co czułaś, podejmując trudne decyzje?
Spotkałam kobietę, która bez pomocy przyjaciółki nie potrafiła się zdecydować, z kim iść
na kolację. Znajomy pewnej samotnej księgowej był dla niej wyrocznią niemal w każdej
sprawie: „On wszystko wie, ma dobre pomysły, zawsze mogę się go poradzić!”. To on
wybierał jej samochód, miejsce na wakacje, stroje i sport, który miała uprawiać.
Ale znam też przykłady odwrotne. Pewna dziewczynka skręciła nogę w kostce.
Lekarze podejrzewali zerwanie ścięgien. Żeby się upewnić, czy konieczna będzie operacja,
zamierzali zrobić prześwietlenie stopy, do którego skręconą stopę trzeba by naciągnąć.
Matka dziewczynki, zdając sobie sprawę, jak bolesne jest takie badanie, nie wyraziła na
nie zgody. Stopę unieruchomiono, ale lekarze wciąż naciskali: „Może pani zrobić dziecku
krzywdę, nie godząc się na to badanie. Postępuje pani nieodpowiedzialnie!”. Nie chcieli
wypuścić dziecka ze szpitala, dopóki matka nie podpisze, że zabiera je „na własną
odpowiedzialność”. „A na czyją, jeśli nie na moją?” – zdumiała się kobieta. Wyszła ze
szpitala zdenerwowana, ale przekonana, że postępuje słusznie. Następnego dnia poszła
na konsultację do innego specjalisty, który dokładnie obmacał chorą stopę, wypytał, jak
doszło do kontuzji i uznał, że operacja jest niepotrzebna. Matka dobrze zrobiła, kierując
się własną intuicją. Wystarczył gips założony na kilka tygodni i oszczędzanie stopy, by
dolegliwości minęły bez śladu.
Po czym można poznać psychiczne blokady? Są zdania, które je sygnalizują:
„Nie wiem, co robić”.
„Przecież nic na to nie poradzę”.
„Nie mogę tego zrobić”.
„Bez pomocy nie dam sobie rady”.
„Jak się coś nie uda, to będzie na mnie”.
Takie zdania demobilizują, prowadzą do bierności, wycofania. Jeśli często mówisz albo
myślisz coś podobnego, sama się blokujesz. Za każdym razem, kiedy nie znajdziesz
zadowalającej odpowiedzi na pytanie: „Jak rozwiążę ten problem?”, masz do czynienia z
blokadą. A większość problemów pogłębia się, jeśli się je odkłada. To nieprawda, że
dobrze jest odczekać.
Zablokowana czy pewna siebie
Proponuję test, za pomocą którego możesz sprawdzić, czy nie hamują cię psychiczne
blokady.
Oceń, wybierając jeden z pięciu wariantów odpowiedzi, w jakiej mierze dotyczą cię
zdania zamieszczone poniżej. Zanotuj punkty. Nie namyślaj się zbyt długo nad
odpowiedzią. Spontaniczne reakcje są najprawdziwsze.
To mnie nie dotyczy = 1 punkt.
Zdarza się czasami = 2 punkty.
Pół na pół
= 3 punkty.
Często tak bywa
= 4 punkty.
Zawsze tak jest
= 5 punktów.
Niektóre sytuacje w pracy mnie przerastają.
___
Męczą mnie problemy związane z rodziną.
___
W sytuacjach konfliktowych od razu mam łzy w
oczach i nie wiem, co powiedzieć.
___
„Mowa jest srebrem, a milczenie złotem” – to moja
dewiza na wypadek kłótni.
___
Niczego nie umiem naprawić, mam dwie lewe ręce.
___
Rzadko się odzywam w towarzystwie, bo na ogół
nie mam nic mądrego do powiedzenia.
___
Nie jestem taka inteligentna jak mój partner.
___
Wiele rzeczy, z którymi nie daję sobie rady,
przychodziło mi kiedyś bez najmniejszego trudu.
___
Trzymam się jak najdalej od spraw, na których się nie znam.
___
Nie wtrącam się do rozmów o sprawach, o których niewiele wiem.
___
Raczej nie lubię podejmować się nowych zadań.
___
Mało jest rzeczy, w których jestem naprawdę dobra.
___
Razem
___
Możesz zebrać od 12 do 60 punktów. Jeżeli nie doszłaś do 30, jesteś osobą myślącą
niezależnie, ponad 42 punkty to sygnał, że prawdopodobnie często się blokujesz.
Jeśli przy którymś stwierdzeniu dałaś sobie co najmniej 3 punkty, zastanów się
głęboko, jakich to konkretnych zadań, jakich sytuacji tak bardzo się obawiasz.
Oto kilka rad, które mogą ci się przydać, gdybyś postanowiła zacząć uwalniać się
od swoich zahamowań:
Jeżeli przerastają cię problemy w pracy:
Przede wszystkim oddziel umiejętności czysto zawodowe od umiejętności
społecznych. Zastanów się, jak mogłabyś podnieść fachowe kwalifikacje. Zadaj
sobie pytanie: „Co mogę zrobić, żeby współpraca lepiej się układała?”.
Jeżeli odczuwasz przeciążenie sprawami domowymi:
Zastanów się, co właściwie jest dla ciebie ciężarem. Może za dużo na siebie
bierzesz? Pomyśl, z kim mogłabyś dzielić lub komu przekazać część obowiązków.
Weź pod uwagę sąsiadów i przyjaciół albo zamów płatną pomoc ( opieka nad
dziećmi, osobami starszymi itd. ). Niech inni członkowie rodziny sami o siebie
zadbają. Dzieci, zwłaszcza starsze, muszą się uczyć samodzielności. A twój partner
z pewnością nie potrzebuje niańki.
Jeżeli w razie konfliktu od razu masz łzy w oczach:
Nie dawaj za wygraną. Przez łzy można wszystko powiedzieć. Z zapłakanymi
oczami też można powiedzieć „nie” i stawiać wymagania. Łzy to nie wstyd, lecz
oznaka, że ci na czymś bardzo zależy.
Jeżeli uważasz, że w sytuacjach konfliktowych najlepiej się nie odzywać:
Jesteś w błędzie. Mowa jest srebrem, milczenie złotem, a spór platyną.
Jeżeli wydaje ci się, że masz dwie lewe ręce:
Pamiętaj, że praktyczne umiejętności nie wymagają szczególnego talentu, ale
można je opanować tylko w działaniu. Weź więc deskę, pudełko gwoździ i młotek.
Wbijaj gwoździe w drewno, a pęcherze, które sobie przy tym zrobisz, traktuj jak
odznaki honorowe.
Jeżeli ci się zdaje, że za mało wiesz, żeby zabierać głos w towarzystwie:
O ile temat rozmowy jest dla ciebie interesujący, proś o wyjaśnienie tego, czego
nie zrozumiałaś. Dopytuj się. Nie musisz od razu wszystkiego rozumieć. Natomiast
gdyby rozmowa nie była dla ciebie ciekawa, zmień temat albo rozmówców.
Jeżeli uważasz, że nie dorównujesz partnerowi intelektualnie:
Ściągnij go z piedestału. Nie rób z siebie głupszej niż jesteś.
Jeżeli ci się wydaje, że dawniej nie musiałaś wkładać we wszystko aż tyle wysiłku:
Na ogół w ciągu życia przybywa nam doświadczenia i zręczności. Załóż, że to, co
dawniej umiałaś, teraz umiesz lepiej.
Jeżeli trzymasz się z daleka od wszystkiego, na czym się za dobrze nie znasz:
Twoja skromność jest nie na miejscu, wręcz szkodliwa. Ważne, do czego dojdziesz,
a nie od czego zaczynasz.
Jeżeli unikasz nowości:
Tylko ci, którzy robią coś nowego, rozwijają się. Inni stają się nudni.
Jeżeli sądzisz, że mało rzeczy robisz naprawdę dobrze:
Nikt nie jest omnibusem. Każda kobieta powinna wyspecjalizować się w dwóch,
trzech rzeczach i starać się robić je coraz lepiej.
Odpowiedz sobie na pytanie, czego twoim zdaniem nie umiesz!
Czego musiałabyś się nauczyć, żeby zapanować nad sytuacją?
Opisz, w jaki sposób się tego nauczysz.
Daj sobie dużo czasu na tę naukę.
Po każdym sukcesie podnoś poprzeczkę, ale tylko o centymetr, nie więcej.
Gdybyś zaczęła się zniechęcać, wyobrażaj sobie, co będziesz czuła, kiedy już
osiągniesz upragniony cel.
Pamiętaj jednak, że test to tylko pewien punkt odniesienia. Nie zawsze przystaje do
rzeczywistości. Człowiek może we własnym mniemaniu nie mieć żadnych zahamowań, a
w trudnych sytuacjach jednak się blokować.
Katarzyna, opiekunka społeczna, znajduje szczęście w uprawianiu ogródka. Nie
dostrzega faktu, że w ten sposób unika prowadzenia samochodu, wychodzenia z domu,
spotkań ze znajomymi, robienia rzeczy, które bardziej by ją mobilizowały. Uważa, że
poradziłaby sobie z problemami, tylko że ich nie ma. Jej migrena i ustawiczne zmęczenie
przeczą temu, co mówi.
Kobiety, które chodzą na warsztaty ceramiczne i twierdzą, że w ten sposób się
realizują, też próbują oszukiwać same siebie. Zamiast zadać sobie pytanie, czego
właściwie chcą od życia, ugniatają glinę.
To już wolę Paulę, która po dziesięciu latach małżeństwa wróciła do Anglii z
jedenastoletnią córką i została nauczycielką języka. Kiedy ma ochotę gdzieś wyskoczyć,
dzwoni po pewnego młodego mężczyznę, który dotrzymuje jej towarzystwa. Lubi z nim
być. Dała mu nawet do sprzedania swój stary samochód, żeby miał pieniądze na wspólne
wakacje!
Jak powstają psychiczne blokady?
Każdy problem, którego nie udało nam się samodzielnie rozwiązać, zwiększa
prawdopodobieństwo, że nie poradzimy sobie z podobną sytuacją w przyszłości.
Małym dzieciom zabrania się brać do rączek ostre narzędzia czy zapałki, tłumaczy
się im, że to niebezpieczne, ostrzega, straszy. Skutek jest taki, że jako dorośli ludzie
odczuwamy lęk na widok ostrego noża. W tym miejscu działa właśnie psychiczna blokada.
Moim zdaniem to dlatego w tak niewielu kuchniach można znaleźć dobrze naostrzony nóż.
Ktoś, kto mając taką blokadę zmusza się do używania ostrych noży, obchodzi się z nimi
niepewnie, przez co jest o wiele bardziej narażony na skaleczenie niż ten, kto podobnych
zahamowań nie ma.
Jeśli się zauważa niebezpieczeństwo, trzeb znaleźć sposób, żeby się z nim uporać.
Pomaga w tym realistyczna ocena własnych możliwości i i przekonanie, że się uda. W
przypadku naszego noża chodzi o to, by sobie powiedzieć: Wiem, że ten nóż jest ostry,
więc kiedy będę nim kroić, muszę bardzo uważać.
Kobieta, która chce do czegoś dojść, musi ćwiczyć siłę przebicia w różnych
sytuacjach. W przeciwnym razie nie będzie w stanie zachować się spokojnie i stanowczo,
kiedy to będzie konieczne.
Bez doświadczenia i treningu nasza przebojowość jest
równie skuteczna jak tępy nóż, a agresja i ostre słowa
tylko nam szkodzą.
Jeśli ktoś boi się korzystać z bankomatu, nie bierze do ręki kamery wideo, żeby jej
przypadkiem nie popsuć, albo na przykład bez przerwy powtarza, jaki to z niego niezdara,
jest przykuty do swoich ograniczeń.
Na pewno jest zablokowany ten, kto:
pozwala, żeby partner o wszystkim decydował;
ukrywa swoje zdanie;
kieruje się tym, co ludzie pomyślą;
ponosi wiele porażek;
uważa, że musi każdemu schodzić z drogi.
Jak uniknąć spirali zahamowań
Psychiczne blokady nie tylko utrudniają właściwe postępowanie w konkretnych
sytuacjach. One odbierają wiarę w siebie! Kobiety, które wpadły w spiralę zahamowań,
coraz częściej odczuwają bezsilność, nawet bez żadnego powodu. Tracą zdolność
samodzielnego rozwiązywania problemów, są podatne na stresy. Przeświadczenie, że się
jest kompletnie do niczego, może się rozciągnąć na wszystkie dziedziny życia.
Trzydziestoletnia Andżelika chciała zrobić prawo jazdy, żeby nie oglądać się na
męża, kiedy będzie chciała gdzieś pojechać. Chodziło jej tylko o to, by łatwiej się
przemieszczać, nie żeby się czegoś nauczyć. „Szczerze nienawidziła” samochodów i „całej
tej techniki”. Wcale nie zamierzała się dowiadywać, co jest pod maską, ani wkuwać
przepisów drogowych. Jako kierowca wyczyniała dziwne rzeczy: zarzynała silnik, pastwiła
się nad skrzynią biegów, uporczywie wymuszała pierwszeństwo. Jazdy były dla niej
udręką, a kiedy instruktor próbował jej coś objaśniać, wpadała w złość. Łatwo sobie
wyobrazić, że nie była ulubienicą tego człowieka. Potrafił być wobec niej niegrzeczny:
„Tylko marnuje pani pieniądze swojego męża!”. A Andżelika obrażała się.
Kiedy przyszła do mnie na konsultację, była przekonana, że jej głównym
problemem jest lęk przed egzaminem. Dopiero po kilku rozmowach wyszło na jaw, o co
naprawdę chodzi. Egzamin na prawo jazdy był tylko wierzchołkiem całej piramidy
zahamowań. Andżelika miała o sobie jak najgorsze mniemanie, uważała, że jest brzydka i
nic dobrego w życiu jej nie czeka, była przygnębiona. Prawie nic jej się nie udawało.
Najpierw musiała zrozumieć podstawową prawdę: Żeby coś zmienić, trzeba się
naprawdę zaangażować. Bez tego nie można zrobić nawet prawa jazdy. Jeśli ktoś chce
zdać egzamin, musi się na to wewnętrznie przygotować i naprawdę coś zrobić w tym
kierunku.
Andżelika potraktowała przygotowania do egzaminu na prawo jazdy jak obóz
treningowy. Wykreśliła ze swojego repertuaru zdanie: „Mnie to w ogóle nie intresuje” –
bo wykluczało jakiekolwiek zaangażowanie. Nauczyła się mówić: „W porządku, przecież
jakie takie pojęcie o ruchu drogowym i samochodzie muszę mieć”. Zrozumiała, że jeśli się
w coś poważnie nie zaangażuje, nigdy nie wyjdzie z depresyjnego marazmu.
Dobrą ochroną przed psychicznymi blokadami jest powiedzenie sobie:
W rzeczywistości nie ma czegoś takiego jak porażka.
Porażka nie jest realnym bytem, lecz tylko naszą oceną sytuacji. Przyjmijmy zatem
inny punkt widzenia: Każdy błąd, każde niepowodzenie i każdą przegraną potraktujmy jak
okazję do wyciągnięcia wniosku, co robić, żeby następnym razem było lepiej. Jeśli coś
może nam naprawdę zaszkodzić, to wmawianie sobie: „Coś źle zrobiłam, nie dałam rady,
przy następnym podejściu na pewno znów mi się nie uda”.
Jeżeli więc coś się nie udało:
zastanów się, na czym polegał błąd;
pomyśl, jak można postąpić następnym razem, by go uniknąć;
zauważ, że inni mają w tym swój udział;
pamiętaj, że swoje własne postępowanie możesz zmienić.
Nie chodzi mi wcale o powtarzanie niemądrych zaklęć w rodzaju: „Jestem mądra i piękna,
wszystko mi się uda”, lecz o trzeźwą ocenę własnych możliwości. Ludzie zablokowani nie
są z siebie zadowoleni, mają skłonność do pesymizmu i nie ufają własnym siłom. Muszą z
tym coś zrobić.
Uwierz w siebie, nie w gwiazdy
Dlaczego dostałam pracę, co się stało, że mnie doceniono, z którym mężczyzną powinnam
się związać? Wiele kobiet traktuje tego typu sytuacje jak zrządzenie losu. Czytają
horoskopy. Nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób również blokują się psychicznie.
Jeśli komuś się wydaje, że nie ma wpływu na własne życie, zaczyna szukać teorii,
które go w tym przekonaniu utwierdzą. Czy to Indianie znad Amazonki, czy oświeceni
Europejczycy – ludzie poszukują wyjaśnień, chcą wierzyć, że nic się nie dzieje bez
przyczyny. Człowiek, który nie potrafi dostrzec autentycznych zależności, wymyśla je.
Doszukuje się związków między gwiazdami a własnym losem.
Dla mnie to niepojęte: kobieta jest przekonana, że gwiazdy mają większy wpływ
na jej własną przyszłość niż wszystko, czego się nauczyła w życiu.
Trochę więcej odwagi
Sposób działania wynika ze sposobu myślenia. Żeby zacząć inaczej funkcjonować, trzeba
nauczyć się inaczej myśleć. Pierwszym krokiem do tej zmiany jest uświadomienie sobie,
w jakie pułapki myślowe wpadamy i w jakich sytuacjach.
Kobietom najtrudniej jest pokonać coś, co nazywam niby–lękami. Mają one
zupełnie inną wartość i funkcję niż lęki prawdziwe.
Prawdziwy lęk jest paraliżującym uczuciem wywołującym silne reakcje fizyczne,
nieprzepartą chęć ucieczki albo całkowite zesztywnienie. Taki lęk zdarza się jednak
niezmiernie rzadko, na co dzień odczuwamy właśnie niby–lęki.
Część kobiet przeraża już samo wyobrażenie o tym, że miałyby:
sprzeciwić się partnerowi;
starać się o nową pracę;
pokłócić się z rodzicami czy teściami;
poprowadzić inny samochód niż zwykle;
zanurzyć głowę pod wodą;
kąpać się w czasie sztormu;
poprosić o podwyżkę;
podjąć się nowego zadania;
pracować przy komputerze;
dotknąć zwierzęcia ( kota, świnki morskiej, szczura, pająka );
obserwować burzę, stojąc przy oknie;
załatwić coś w urzędzie albo sądzie;
porozmawiać z nauczycielem własnych dzieci.
Niby–lęki hamują aktywność
Niektóre kobiety chcą się uwolnić od niby–lęków. Inne nimi kokietują. Nie są porażone
strachem, strach nie odejmuje im mowy, ale lubią nim usprawiedliwiać, także przed sobą,
własną bierność. Kiedy kobieta mówi: „Ja się boję”, często znaczy to coś innego: „Nie
wiem, co się stanie, jeżeli uprę się przy swoim, nie ustąpię partnerowi, zajmę
jednoznaczne stanowisko w rozmowie z szefem, przywołam do porządku dziecko, raz
wreszcie odmówię przyjaciółce, znajomych potraktuję z rezerwą, będę lepsza od kolegów,
sprzedawcy powiem, co myślę, a kelnerowi każę odnieść do kuchni niejadalną potrawę”.
Właśnie powinna powiedzieć: „Nie mam odwagi. Boję się, że się zbłaźnię, spowoduję
więcej szkody niż pożytku. Nie chcę później pluć sobie w brodę”.
Przypomnij sobie trzy, cztery sytuacje, kiedy czegoś nie zrobiłaś albo podeszłaś do czegoś
zbyt ostrożnie, ponieważ „bałaś się”, że się nie uda, że zaszkodzisz sobie lub komuś
innemu.
Jeśli jesteś gotowa rozstać się z wizerunkiem siebie jako osoby bojaźliwej, pomyśl,
jakie korzyści przynosił ci twój niby–lęk.
Przed czym cię chronił?
Czy chciałaś tej ochrony? Jeśli tak, to co jeszcze mogłoby ci dać poczucie
bezpieczeństwa?
Jakiego ryzyka nie musiałaś podjąć?
Pomyśl raczej, co mogłaś zyskać, ryzykując. Zadaj sobie pytanie, jak zminimalizować
ryzyko.
Czy lęk miał usprawiedliwić twoją bierność?
Wyobraź sobie, ile mogłoby się wydarzyć, gdybyś jednak przełamała bierność!
Czy przełamanie niby–lęku naraziłoby cię na jakieś kłopoty?
Nie ma nic za darmo. Z tym musisz się pogodzić.
Nie wiedziałaś, co by się mogło stać?
Naucz się przewidywać skutki wszystkiego, co robisz.
Czy naraziłabyś się na rzeczywiste niebezpieczeństwo?
Rzeczywistych niebezpieczeństw nie wolno lekceważyć. Zastanów się, jak się na nie
przygotować.
Czy dzięki niby–lękowi uniknęłaś zajęcia stanowiska w jakiejś sprawie?
Zdecyduj: Chcesz wyrażać swoje zdanie czy nie.
Typowy niby–lęk, wyśmiewany przez niezliczonych satyryków, to strach przed myszami
albo pająkami. Do tej samej kategorii należy lęk przed przebywaniem w pustym
mieszkaniu czy wyprawą do restauracji w pojedynkę. Inne przykłady: lęk przed
prowadzeniem samochodu, przed zwróceniem uwagi kelnerowi, żeby nie podawał
zimnego jedzenia, lęk przed samotnym wyjazdem na urlop.
Prawie każdy odczuwa czasami obawy niemające żadnego uzasadnienia w
rzeczywistości. Na pewno i tobie zdarzało się je przeżywać. Niektóre z nas bronią się
jednak przed zmianą tej postawy. Wewnętrzny opór nie pozwala nam działać odważniej.
Kobiety muszą bardziej serio traktować to, co czują.
Wyraźnie odróżniać prawdziwe lęki od zahamowań, które
można i trzeba przezwyciężyć.
Przełamywanie blokad
Blokady można przezwyciężyć, ale trzeba to robić powoli, cierpliwie i z wiarą w
powodzenie. Pociesz się, nawet ludzie, którzy wykazali się odwagą w jednej dziedzinie,
walczą z niby–lękami w innej. Zwyciężczyni zawodów hippicznych może bać się wsiąść do
szybowca, a sprawna bizneswoman wpadać w popłoch przed każdym publicznym
wystąpieniem.
Córka Klaudii przyniosła do domu szczura w klatce. Większość ludzi uważa, że nie
jest to zbyt piękne zwierzątko, z tym swoim łysym ogonkiem i bystrymi, niespokojnymi
oczkami. W pierwszej chwili Klaudia krzyknęła: „Jaki ohydny!”, ale znaczyło to raczej:
„Boję się, że mnie ugryzie”.
Większość matek z czasem przyzwyczaja się do takiego nowego lokatora. Zaczyna
się od karmienia zwierzątka, kiedy dziecko zapomni to zrobić. Po jakimś czasie dochodzą
do wniosku, że szczurek wcale nie jest taki wstrętny i że ma śliczne, błyszczące futerko.
Klaudia obserwowała, jak szczur śmiesznie biega po ramionach córki, staje na
dwóch łapkach, je dziecku z ręki. Pomyślała sobie: „Może by tak ostrożnie spróbować go
dotknąć?”. Futerko miał naprawdę jedwabiste i wcale nie zamierzał jej ugryźć. Wkrótce
szczur, nazwany przez wszystkich Karolkiem, chodził Klaudii po ramieniu. Dzisiaj, kiedy
Klaudia woła: „Karolku!”, zwierzątko wybiega ze swojej kryjówki i czeka na smakołyki.
Nic dziwnego, w końcu jest ona jedyną osobą, która regularnie się nim opiekuje. No bo
czy nie jest to milutkie zwierzątko?
Za każdym razem, kiedy pomyślisz albo głośno powiesz: „Boję się!”,
zatrzymaj się na chwilę i zastanów, czy naprawdę jesteś czymś
zaniepokojona, czy tylko próbujesz nie przyjąć do wiadomości
jakiegoś problemu. Jeżeli dojdziesz do wniosku, że jest to unik,
pójdź krok dalej: obiecaj sobie, kiedy i jak zajmiesz się swoimi
zachowaniami.
Wiele zahamowań można pokonać wyobrażając sobie, że zaczyna się
robić to, co akurat wydaje się przerażające. Spróbuj zobaczyć w
wyobraźni siebie, jak komuś hardo odpowiadasz, jak stanowczo
żądasz czegoś, o czym myślałaś od dawna, albo twardo mówisz „nie”.
Jeżeli w wyobraźni przychodzi ci to bez trudu, zbierz się na odwagę i
odegraj podobną scenę w rzeczywistości. Wybierz sytuację podobną
do tej, o którą ci naprawdę chodzi, ale łatwiejszą niż tamta.
Polubić siebie
Uczestniczka jednego z moich spotkań autorskich powiedziała coś takiego: „Żeby być
kłótliwą jędzą, nie muszę siebie szanować ani mieć o sobie dobrego zdania. Ale
skutecznie niegrzeczną dziewczynką mogę zostać dopiero wtedy, kiedy siebie naprawdę
polubię”.
Żeby lubić siebie, trzeba umieć cieszyć się życiem, panować nad nim, znać swoje
możliwości i doceniać swoje osiągnięcia. Potrzebne jest też poczucie, że jest się lubianą.
Ten rozdział ma ci pomóc dostrzegać własne możliwości, a w rezultacie lepiej je
wykorzystywać.
Nie ma na to cudownej recepty. Ale jedno jest pewne: powinnaś zacząć być dobra
dla siebie, akceptować siebie, lubić siebie. Dopóki tego nie zrobisz, nie możesz liczyć na
autentyczną bliskość z drugim człowiekiem. Nie spodziewaj się po tym drugim więcej, niż
sama możesz dać. Nie wymagaj, by dostrzegł w tobie coś, w co sama nie wierzysz albo co
nie istnieje w rzeczywistości.
To u siebie lubię
W książce „Grzeczne dziewczynki idą do nieba...” prosiłam czytelniczki, by wymieniły trzy
powody, dla których same siebie lubią. Na spotkaniach autorskich dodawałam do tego
warunek: „Chodzi mi tylko o takie cechy, którym wam samym przynoszą autentyczne
korzyści”. Po takiej propozycji prawie zawsze zapadała cisza, dopiero po chwili zgłaszała
się jedna lub dwie odważne.
W pewnym konserwatywnym mieście ( w siedzibie biskupstwa ) jedna z kobiet
ośmieliła się odpowiedzieć: „Umiem świetnie kłamać!”. Nie ulega wątpliwości, że jest to
umiejętność dająca korzyści, a jednak nastąpiła konsternacja. W Sali panowała
kompletna cisza, aż do momentu, gdy któraś z obecnych rzuciła kąśliwie: „To jest
dokładnie to, czego próbuję oduczyć moje dzieci”.
A przecież ta kobieta trafiła w dziesiątkę. Kłamstwo z całą pewnością może
przynosić kłamiącej korzyści i niewątpliwie można się szczycić tą umiejętnością, być z niej
dumną.
Niektóre kobiety naprawdę nie są w stanie zdobyć się nawet na drobne, konieczne
kłamstewko. Nie potrafią powiedzieć wścibskiej znajomej, że mają spotkanie służbowe,
kiedy tak naprawdę idą na randkę z nowym kochankiem. Bardzo im ciężko napisać
dziecku nieprawdziwe usprawiedliwienie do szkoły albo zręcznie się wymówić od
niedzielnej wizyty teściowej.
Odpowiedź: „Umiem świetnie kłamać” dobrze działa na te uczestniczki spotkań,
którym przychodzą do głowy tylko grzeczne rzeczyw rodzaju: „Mam poczucie humoru”,
„Jestem kreatywna”, „Nie przejmuję się byle czym”, „Mam wpływ na ludzi”. Podczas gdy
w stolicy biskupstwa zapanowała konsternacja, wszędzie indziej odpowiedź „umiem
kłamać” wywoływała wybuchy serdecznego śmiechu. Kłamstwo jest krokiem na drodze
do niegrzeczności. Oczywiście, otwarta rozmowa czy odważna konfrontacja posunęłaby
cię o krok dalej.
Łatwiej ci będzie zmierzać do niegrzeczności, jeśli weźmiesz sobie do serca myśl
wygłoszoną przez jedną z czytelniczek na spotkaniu w Koblencji. Zrobiła furorę, kiedy
spokojnie wstała i jak ktoś, kto recytuje wiersz, powiedziała: „Nie idę po trupach, ale po
lekko rannych czasem tak”. Nietrudno się domyślić, że wywołała szalony entuzjazm.
Wyraziła ona sedno niegrzeczności, a właściwie samorealizacji: wiem, czego chcę, i być
może w drodze do tego celu nastąpię komuś na odcisk. Nie jest to moim zamiarem, ale
jezeli tak się stanie, to trudno – jeśli będę myśleć tylko o tym, by nikogo nie urazić,
nigdzie nie dojdę.
Trzeba sobie powiedzieć: Muszę przyjąć odpowiedzialność za to, co robię, i
pogodzić się z myślą, że inni mogą przy tym doznać drobnych urazów.
Każdemu nie dogodzisz
Prawie zawsze jeśli czegoś chcę lub coś zamierzam, znajdzie się ktoś, komu się to nie
będzie podobało. Gdyby cudze opinie, animozje czy krzywe spojrzenia miały nas
zniechęcać do naszych planów, utknęłybyśmy w miejscu. Moja ambicja zawodowa i moje
nadgodziny podobają się szefowi, ale denerwują koleżanki, które nie mają najmniejszej
ochoty zostawać w pracy dłużej. Mąż i dzieci nie są zachwyceni, że czegoś od nich
wymagam, a przykładna sąsiadka pewnie byłaby zgorszona, że wychodzę wieczorem
spotkać się z koleżanką, zostawiając męża i dziecko na pastwę losu.
Nawet kiedy ubiegasz się o pracę i idziesz na rozmowę kwalifikacyjną, musisz
pamiętać, że nie jesteś w stanie zadowolić każdego. A może chcesz przepraszać za każde
zdanie, które nie wywoła aplauzu? Zawsze może się zdarzyć, że powiesz coś, co nie
spodoba się przyszłemu szefowi. To jest ryzyko, jakie potrafią wziąźć na siebie tylko
kobiety znające swoją wartość.
Kobieto, jesteś naprawdę dobra!
A teraz muszę cię o coś poprosić. Na chwilę przerwij czytanie i zastanów się
bardzo poważnie nad następującą kwestią: „Które z moich pozytywnych
cech są dla mnie korzystne?”.
Zastanawiaj się nad tym tak długo, jak długo będzie cię to bawić, po czym
spisz swoje przemyślenia. Następnie wróć do lektury. Czytając dalej,
powinnaś wciąż wracać do swoich notatek, uzupełniać je, przepisywać. Na
koniec staną się one częścią twojego życiowego kapitału, z którego zawsze
będziesz mogła czerpać.
Umiem
Jak wykorzystuję tę umiejętność?
Jakie mam z niej korzyści?
Jak jeszcze mogłabym ją wykorzystać?
„Może jestem taka, a może inna?” – taką myślą można się pobawić przez jakiś czas i nic z
tego nie wynika; wracamy do starych nawyków, nie zmienimy się ani trochę. Inaczej się
stanie, jeśli znajdziemy odwagę, żeby przyjrzeć się sobie naprawdę, do czegoś się
przyznamy, określimy własne cechy, spiszemy je. Jeśli coś jest zapisane czarno na białym,
traktujemy to poważniej, utożsamiamy się z tym.
Łatwo jest sobie pomyśleć, że potrafię okręcać ludzi wokół małego palca. Zapisać
coś takiego i wziąźć za to odpowiedzialność to dużo trudniejsza sztuka. Raz zapisane
słowa nabierają mocy. Później trudno je osłabić zastrzeżeniami w rodzaju: „A może
jednak nie”, „Właściwie to nie jestem pewna”.
Patrząc na listę swoich umiejętności, dobrze się zastanów, jaki z nich robisz użytek
i co ci to daje. Pomyśl, czy nie możesz ich wykorzystać jeszcze na inne sposoby.
„Potrafię...”
Zbiór cech, które można u siebie lubić, jest równie bogaty jak ludzka natura. Potrafię się
zaraźliwie śmiać. Jestem wyjątkowo dokładna. Dotrzymuję słowa. Wszystko chwytam w
lot. Jestem uparta. Zawsze dokładnie wiem, czego chcę. Widzę po człowieku, czy kłamie,
czy mówi prawdę. Jestem bardzo cierpliwa. Mam dobrą kondycję. Potrafię się wściekać.
Zawsze mówię, co myślę. Mam poczucie humoru. Potrafię czytać z twarzy. Nawet kiedy
jestem zła, umiem myśleć logicznie. Lubię siebie. Jestem sprytna.
Pewna kobieta sukcesu odkryła u siebie takie oto cechy:
Potrafię uparcie dążyć do celu, pokonywać trudności. W odpowiednim nastroju mam
mnóstwo genialnych pomysłów. Kończę pracę dopiero wtedy, gdy wszystko jest dopięte
na ostatni guzik. Umiem znajdować sojuszników. Potrafię walczyć jak lwica ( bo jak
wykazały najnowsze badania, lwica jest znacznie aktywniejsza w walce o zdobycz niż
lew ). Wiem,jak rozmawiać z klientami, jak pertraktować z dostawcami i jak motywować
ludzi do pracy. Kiedy trzeba, potrafię być naprawdę twarda, ale jednocześnie nie
zamykam oczu na problemy mojego zespołu czy poszczególnych pracowników.
Oto kilka odpowiedzi, które mi się wyjątkowo spodobały:
Umiem zawzięcie dążyć do celu.
Umiem zabijać wzrokiem.
Umiem zachować zimną krew, kiedy inni wychodzą ze skóry.
Umiem wyjść z siebie, a po dwóch minutach zupełnie się opanować i być uprzejmą,
jeśli tak jest dla mnie lepiej.
Umiem tak wpływać na ludzi, że później trudno im uwierzyć, na co się zgodzili.
Potrafię skłonić ludzi, żeby dla mnie pracowali, a oni jeszcze się z tego cieszą.
Umiem tak zagrać na ludzkiej próżności, że delikwent nawet nie zauważy, kiedy
zostanie owinięty wokół małego palca.
Bez problemu mogę współpracować z ludźmi, których nie lubię.
Potrafię żyć sama, ciesząc się życiem i mając wielu przyjaciół.
Umiem udawać, że jestem zupełnie na luzie, nawet jeśli jestem bardzo
zdenerwowana.
Nie zapominaj, co potrafisz
Kobietom trudno jest zmienić pracę, nawet jeśli dostają atrakcyjną propozycję. Znaczną
rolę odgrywa w takich przypadkach troska o atmosferę pracy: „Czy tamci będą równie
mili jak moi starzy koledzy, czy rzeczywiście będę miała tyle samo swobody i będę mogła
sama ustalać czas pracy?”. Nawet jeśli wszystkie obawy zostaną usunięte, wątpliwości
pozostają.
Matyldę dręczą właśnie takie myśli. Co z tego, że dobra atmosfera w starej firmie
to w dużej mierze jej zasługa. Matylda zapomniała, jaki ma w tym udział. Swoją
umiejętność zjednywania ludzi mogłaby z powodzeniem wykorzystać w nowym miejscu.
Z nowych kolegów też umiałaby wydobyć ich dobre strony. Nawet jeśli trafiłby się jakiś
malkontent, umiałaby sobie z nim poradzić, w starej firmie też przecież taki był.
Umiejętności sprawdzone w jednej dziedzinie łatwiej przenieść na inną, jeżeli
sobie je uświadamiamy. Dopiero kiedy zdaję sobie sprawę, co potrafię, mogę ze swoich
umiejętności świadomie korzystać, traktować je jak poręczne narzędzia.
W pracy Helena umiała powiedzieć „nie” nawet najsympatyczniejszemu koledze,
ale nie potrafiła odmówić teściowej wożenia jej samochodem, chociaż starsza pani
doskonale mogłaby sobie poradzić bez niego. Helena lubiła swoją teściową, chciała jej
pomagać, nie odpowiadała jej jednak rola taksówkarza.
Dopiero, gdy uświadomiła sobie, że może odmawiać teściowej w sposób równie
neutralny, jak to robi w pracy, problem zniknął. Teściowa sama sobie zorganizowała
transport, chociaż w pierwszej chwili była lekko urażona. Szybko przebolała całą sprawę,
bo Helena, kiedy nie była zbyt zajęta pracą, zapraszała ją do kawiarni. Starszej pani
dobrze robiły również miłe domowe pogawędki. Helena wpadała do niej za każdym razem,
gdy była w okolicy. Takie spotkania były dla nich obu dużo przyjemniejsze.
Nawet z bardzo silnymi i pewnymi siebie kobietami bywa różnie. Przebojowe w
pracy, prywatnie zachowują się czasem jak bezradne dziewczynki. Cierpią z tego powodu,
mają do siebie pretensje, i nie potrafią się zmienić. Znam kobietę zajmującą się
doradztwem podatkowym, która uczestniczy w milionowych transakcjach, ale ma opory
przed podniesieniem słuchawki telefonu, kiedy chce porozmawiać z przyjaciółmi.
Zamartwia się, że im w czymś przeszkodzi, a przez to „zrobi niedobre wrażenie” i
„zniechęci ich do siebie”.
Ale miałam też do czynienia z przypadkiem odwrotnym. Małgorzata, prywatnie
była silna i pewna siebie, nie dawała sobie w kaszę dmuchać, w biurze natomiast stawała
się cichutką myszką, z niczym się nie wychylała. Miała kompleksy z powodu braku
odpowiedniego wykształcenia, chociaż na swoim stanowisku przepracowała dziesięć lat i,
przy całym jej braku inicjatywy, nie było do niej zastrzeżeń. W prywatnym życiu to ona
„nosiła spodnie”, ale w pracy była przesadnie nieśmiała. Zachęcałam Małgorzatę, by
uzupełniła wykształcenie. Spytała całkiem serio, czy jestem pewna, że mogłaby to zrobić i
czy nie jest dla niej za późno.
Czy mam prawo być taka?
Oczywiście, kiedy już zobaczysz swoje zalety wypisane czarno na białym na kartce
papieru, może się zdarzyć, że ogarną cię wątpliwości:
„Czy ja w ogóle mam prawo być taka?”
„Czy inni mnie taką zaakceptują?”
Być może zaczniesz martwić się, co powiedzą ludzie:
„Jeśli tak będę postępować, przyjaciele pomyślą, że jestem złym człowiekiem. A to
byłoby dla mnie przykre”.
Albo przyjdzie ci do głowy taka myśl:
„Nic dziwnego, że nie potrafię się dogadać z ludźmi, skoro jestem taka”.
Z podobnymi wątpliwościami każda z nas musi się uporać sama.
Iris jest tłumaczką. Pracując nad przekładem, mocno się koncentruje. Na swoją
listę wpisała: „Potrafię ciężko pracować i nie pozwalam, żeby mnie odrywano!”. Czasem
jest tak pochłonięta pracą, że zapomina o całym świecie. Nawet dzieci ( sześć i cztery
lata ) schodzą na dalszy plan. Kiedy głodny sześciolatek podszedł do jej biurka, wołając:
„Mamo, jestem głodny!”, odpowiedziała krótko: „Zrób sobie tost i weź kawałek sera. Na
razie musi co to wystarczyć, potem będzie ciepła kolacja” – i wróciła do pracy. Nawet
drobne skaleczenia dzieci musiały opatrywać same. „Przynieś sobie plaster z apteczki!”,
mówiła mama. Umiejętność koncentrowania się na pracy prawie bez względu na sytuację
wydała jej się w końcu „niezupełnie w porządku”. „Czy mam prawo własne sprawy
stawiać na pierwszym miejscu?”. Poczuła się egoistką.
Zadałam Iris pytanie: „Czy krzywdzisz swoje dzieci, pracując tak intensywnie i
zajmując się nimi tylko wtedy, kiedy to naprawdę konieczne?”. Po chwili wahania
podniosła wzrok i uśmiechnęła się: „Na dłuższą metę jest to dla nich na pewno korzystne.
Po pierwsze, uczą się samodzielności, po drugie – pokazuję im pewien wzorzec, który w
przyszłości mogą same stosować z pożytkiem dla siebie”.
Zalety źle użyte
Anka napisała o sobie: „Potrafię słuchać”. Jako przykład podała: „Kiedy Majka, moja
przyjaciółka, wygada się u mnie ze swoich problemów z mężem, zawsze jej to dobrze
robi”. Głos Anki brzmiał dość dziwnie, więc zadałam jej pytanie: „A jak ty się czujesz po
takiej rozmowie?”. Z pewnym wahaniem odpowiedziała: „Jak przepuszczona przez
wyżymaczkę!”.
Anka zdała sobie sprawę, że niemal identycznych rozmów odbyły już nie wiadomo
ile. Za każdym razem chodziło o to, że mąż Majki jest nieczuły i nigdy go nie ma w domu.
Po pierwszych rozmowach Anka była z siebie dumna, wydawało jej się, że pomogła
koleżance. „Wytłumaczyłam jej, że powinna stawiać wymagania, że dobrze ją rozumiem i
że na jej miejscu czułabym się tak samo źle”. W końcu jednak straciła cierpliwość:
„Wydaje mi się, że jestem traktowana jak psychologiczna śmietniczka. Ona wyrzuca
wszystko z siebie, radośnie wraca do domu i wszystko zostaje po staremu. A ja męczę się
z tym, co usłyszałam. Myślę, że Majka popełnia duży błąd, pozostając z tym człowiekiem.
Im więcej mi o nim opowiada, tym głębiej jestem przekonana, że powinna od niego
odejść. Ale nic nie robi w tym kierunku”.
Ludziom się wydaje, że „umieć słuchać” to cecha, która przynosi korzyść przede
wszystkim słuchającemu. Nie zawsze tak jest.
Spróbuj się zastanowić, o co ci naprawdę chodzi, kiedy wysłuchujesz czyichś zwierzeń!
Dobrze jest słuchać, żeby się czegoś nauczyć.
Dobrze jest słuchać, żeby kogoś poznać.
Trzeba umieć słuchać bardzo uważnie, żeby odróżnić, czy ktoś mówi prawdę, czy
nie.
Trzeba słuchać, jeśli chce się zrozumieć człowieka, na którym nam zależy. Jednak
przestrzegam przed wysłuchiwaniem kogoś wyłącznie dlatego, że on tego chce,
ma potrzebę wygadania się albo ucieka przed samotnością, zwłaszcza jeżeli jest to
człowiek, z którym nie czujemy bliskiej więzi. Takie słuchanie nie ma dla ciebie
żadnego sensu. Będziesz słuchać jednym uchem, odpowiadać jedynie z
uprzejmości i bez przekonania. Po prostu zmarnujesz czas.
Ile razy:
stajesz się niecierpliwa;
zaczynasz ziewać;
nie możesz się skupić;
masz ochotę uciec gdzie pieprz rośnie;
o pożytkach dla ciebie nie może być mowy.
Od chwili, kiedy zaczynasz czuć dziwny opór, to, co uważasz za swoją zaletę, działa
przeciwko tobie.
Kobiety powinny wykazać szczególną ostrożność tam, gdzie wchodzą w grę tak zwane
kobiece zalety: umiejętność wczuwania się w drugą osobę, zrozumienie, chęć pomagania
innym.
Kiedy okazujesz zrozumienie? Na ogół wtedy, kiedy komuś się źle dzieje, gdy ma
kłopoty, kiedy musi uporać się z porażką, rozstaniem, życiowym rozczarowaniem.
Zrozumienie pomaga spojrzeć na problem głębiej, znaleźć rozwiązania. Czasem wystarczy
po prostu być, dać drugiemu poczucie: „Nie jesteś sam, rozumiem cię, wszystko będzie
dobrze”. W tym sensie zrozumienie pomaga temu, kogo słuchamy. Jeżeli chcesz poświęcić
mu uwagę i robisz to chętnie, bo lubisz tego człowieka, to fantastycznie, doskonale!
Ale zrozumienie może znaczyć jeszcze więcej: „Słyszę wszystkie subtelne tony,
pojmuję sens ukryty pod powierzchnią słów, odczytuję nawet intencje, do których mój
rozmówca nie przyznaje się sam przed sobą”. Jest to niezwykle cenna umiejętność.
Szczególną ostrożność zalecałabym w przypadku takich cech, jak: „Potrafię ludzi
pocieszać”, „Potrafię ludziom współczuć”, „Pomagam innym”, „Jestem wierna”, „Jestem
hojna”, „Umiem łagodzić konflikty”, „Nie mam dużych wymagań”, „Umiem ustępować”.
Po którymś ze spotkań autorskich podeszła do mnie pani, dumna ze swojej
umiejętności łagodzenia konfliktów. Podawała przykłady z życia i z pracy.
Zaproponowałam, żeby po każdej swojej mediacji zadała sobie pytanie, jakie to jej dało
korzyści. Tydzień później dostałam list. Ta kobieta zaczęła mieć wątpliwości. Właściwie
ten jej talent przyniósł jej więcej szkody niż pożytku. Zachowywała wobec ludzi dystans,
chociaż wcale nie miała na to ochoty, ponieważ wydawało jej się, że jeśli do kogoś się
zbliży, przestanie być bezstronna. Wreszcie dotarło do niej, że popada w coraz większą
izolację. Tak się utożsamiła z rolą mediatorki, że pozwalała sobie tylko na, jak to sama
określiła, „kontakt bez bliskości”, i to ją męczyło. Postanowiła „podejść bliżej” do
niektórych osób ze swojego środowiska, „zrezygnować z dystansu” i stać się „stronniczą”.
Była zdumiona, że prawie nie ucierpiała na tym zdolność do prowadzenia mediacji.
Straciła ją natomiast w stosunku do znajomych, z którymi nie nawiązała bliskiego
kontaktu.
Odkrywaj swoje talenty
Nie odkładaj na bok listy swoich talentów. Możliwie jak najczęściej coś do niej dopisuj.
Jeśli chcesz rozwinąć swoje mocne strony i mieć z nich większy pożytek,
zawsze kiedy zabierasz się do jakiegoś działania, postaw sobie pytanie:
„Jakie umiejętności mogę uruchomić, żeby zyskać jak najlepsze efekty?”.
Nawet przy szorowaniu łazienki możesz znaleźć coś, co sprawi, że praca
będzie ci lepiej szła: „Pracuję szybko i sprawnie, nie każdy to umie.
Ułatwiam sobie pracę, stosując dobre środki i narzędzia”. ( Nie jest to takie
oczywiste, jakby się wydawało. Widziałam inteligentne kobiety, które
zawzięcie próbowały usunąć kamień płynem do mycia naczyń albo starą
szmatą doprowadzić lustro do połysku. )
Gdy uznasz, że prowadzenie domu opanowałaś na tyle dobrze, że wkładasz
w nie minimum wysiłku i czasu, możesz tę umiejętność dopisać do wykazu
swoich mocnych stron. A co istotniejsze: wkrótce się przekonasz, że w
innych sytuacjach i dziedzinach też działasz skuteczniej.
Uważasz, że był to zbyt trywialny przykład? Myślisz, że to nie może być aż takie proste?
Rozumujesz jak cała reszta asystentek, które potrafią bez zaniedbywania własnych
obowiązków przejąć dużą część obowiązków szefa nieobecnego z powodu urlopu albo
podróży służbowej. Ale niestety, żadna z tych kobiet nie przyzna się przed sobą do swoich
kompetencji, nie zażąda zmiany stanowiska czy swobody w podejmowaniu decyzji. Pracę
swojego przełożonego znają na wylot, prawie we wszystkim potrafią go zastąpić,
niejednokrotnie zdarzało im się zrobić coś lepiej i szybciej niż on, jednak ani trochę nie
dodaje im to pewności siebie. Gdyby te kobiety zaczęły od prostego uświadomienia sobie,
co potrafią, ich poczucie własnej wartości musiałoby się zmienić, i to bardzo szybko.
Przykładem na to jest Weronika. Pracowała w dużym domu meblowym jako
asystentka osoby odpowiedzialnej za zakup mebli stylowych. Wiedziała, że ma dobry gust,
ale brakowało jej pewności siebie. Nasza zabawa w odkrywanie swoich talentów dała jej
impuls do tego, by przejrzeć ofertę handlową, zanim zrobi to szefowa, i zastanowić się, co
by zamówiła, gdyby to zależało tylko od niej. Jej lista w dziewięćdziesięciu procentach
pokrywała się z szefowej. Weronika zdobyła się na odwagę i zaproponowała meble, na
które szefowa nie zwróciła uwagi. Propozycja została przyjęta, zamówiono po pięć sztuk
mebli wybranych przez Weronikę. I gdy inne meble czekają na nabywców przeciętnie pięć
do ośmiu miesięcy, „kolekcja Weroniki” została sprzedana w ciągu czterech.
Weronika się rozkręciła. Nabrała odwagi w zewnętrznych kontaktach. Znalazła
nowe oferty zagraniczne i zaproponowała rozszerzenie asortymentu o meble azjatyckie.
„Nagle wszystko się zmieniło. Coś się odblokowało. Miałam mnóstwo pomysłów, wprost
kipiałam energią”. Rok później właściciel firmy wysłała Weronikę na targi jako
samodzielnego handlowca. Po kolejnych dwóch latach zaczęła pracę w dyrekcji
europejskiej sieci salonów wnętrzarskich.
W miarę odkrywania własnych talentów przybywa nam wiary w siebie. Coraz
lepiej czujemy własną siłę i możliwości. Jak Weronika, wybitna specjalistka od stylowych
mebli.
Siła rutyny
Szukając swoich talentów, szybko się zorientujecie, że najtrudniej jest docenić te, które
wiążą się z wykonywaniem zajęć rutynowych. Dlatego one właśnie wymagają szczególnej
uwagi.
Chodzi o te wszystkie drobne umiejętności, które weszły nam w krew i składają się
na zawodowy warsztat. Na przykład o celność sformułowań, jakie profesjonalna
dziennikarka potrafi znaleźć nawet pisząc w ogromnym pośpiechu, albo o biegłość
asystentki, bezbłędnie przekształcającej notatki szefa w klarownie napisany list. Takich
kompetencji nie dostrzegamy, uważając je za coś zupełnie naturalnego.
Kto umie pływać, dawno zapomniał wysiłku, z jakim się tego uczył, kiedy miał
kilka lat. Kto posługuje się obcym językiem jak własnym, nie widzi nic nadzwyczajnego w
tym, że go opanował. A kobiety łatwo zapominają o swoich rozlicznych sprawnościach
manualnych i o konkretnej wiedzy.
Twoje talenty mogą służyć innym
Nie łam sobie głowy, jeśli uważasz, że twoje umiejętności służą nie tylko tobie. Przecież
nie masz zamiaru komukolwiek szkodzić. Najważniejsze, żeby to, co umiesz, było
korzystne dla ciebie. Co inni z tego mają, jest sprawą drugorzędną. Dla otoczenia
korzystne będą zwłaszcza takie cechy jak uczynność, zrozumienie, współczucie czy
zdolności organizacyjne. I wszystko w porządku.
Nikt nie wykorzystuje swoich umiejętności tylko i wyłącznie dla siebie. Żądanie
czegoś podobnego byłoby zupełnym nonsensem, kwestionowałoby podstawową zasadę
ludzkiego działania: „dawać i brać”. Zdecydowanie odrzucam tak bezmyślny egoizm.
Twoja siła może się nie podobać
Jeśli chcesz się zmienić, musisz zawczasu zdać sobie sprawę, jak taką zmianę może
odebrać twoje otoczenie. Raczej nie licz na to, że kogoś ucieszy twój nowy sposób bycia.
To się zdarza, ale niezmiernie rzadko.
Przyjmij, że wszyscy ludzie, którzy coś dla ciebie znaczą, mają prawo się irytować,
w końcu twój nowy sposób bycia ich zaskoczył. Wprawdzie dojrzewał w tobie przez wiele
dni czy tygodni, ale przecież nikt o tym nie miał pojęcia.
A teraz wiele rzeczy się zmienia. Stosunki z ludźmi mogą zmienić się diametralnie,
niektóre zostaną zerwane. Osoba, która do tej pory wydawała się silniejsza, może stać się
słabszą stroną. Coś, co miało ogromne znaczenie, nagle traci je całkowicie. Twój partner
będzie zdezorientowany, podenerwowany, smutny, może wręcz zrozpaczony.
A może, ku twojemu ogromnemu zdziwieniu, będzie zadowolony?
Wyjaśnij ludziom, na których ci zależy, co chcesz osiągnąć dzięki
swojej przemianie, co się zmieni, co w przyszłości zamierzasz robić
inaczej, czym się kierujesz i jak chcesz postępować. Ważne dla
ciebie osoby powinny wiedzieć, co się w tobie dzieje. W ten sposób
dasz im szansę na zrozumienie sytuacji, a jakiej się znajdą. Nie
muszą być zachwycone ani się z tobą zgadzać. Niechby jednak miały
szansę zrozumieć twoje postępowanie, nawet gdyby miało im się
ono nie zanadto spodobać.
Jeśli mimo twoich usilnych starań, by wszystko wyjaśnić, twój partner, dzieci, szef,
rodzina, albo przyjaciółka poczują się dotknięci, nie pozostanie ci wiele do zrobienia.
Musisz się z tym pogodzić. „Jeżeli komuś nadepnęłam na odcisk, to bardzo mi przykro, nie
miałam takiego zamiaru. Każdy ma prawo do swoich uczuć”. Nie trać czasu na
niekończące się wyjaśnienia, że naprawdę nie ma powodu, by ona czy on czuł się
dotknięty, obrażony czy co tam jeszcze. Uczucia są, jakie są, nie da się ich nikomu
wyperswadować. Zachowaj spokój. Zrobiłaś, co mogłaś.
Nie jesteś odpowiedzialna za to, co czują inni. Natomiast musisz przyjąć
odpowiedzialność za własne uczucia.
Kerry stała się niegrzeczną dziewczynką, chociaż zaczynała od zera. Koleżanki
uważały, że jest „miłą i poczciwą”, niezdolną do niegrzeczności. Dowiedziawszy się o tym,
Kerry była wściekła.
Pracowała w firmie, która raz na pół roku ocierała się o bankructwo, pensję
dostawała z pięcio – lub sześciotygodniowym opóźnieniem, a urlop najwyżej tygodniowy.
Dwa razy próbowała odejść z firmy, ale nie odeszła. Szef obiecywał punktualnie wypłacać
pensję, apelował do jej sumienia. Mówił, że bez Kerry firma na sto procent splajtuje.
W którymś momencie nagle do niej dotarło: „To się nigdy nie zmieni!”. I wtedy
powiedziała sobie: „Do trzech razy sztuka!”. Znalazła nową pracę, przez sąd zarządała
zapłaty za nadgodziny. Dawni koledzy mieli do niej żal, że przez nią będą jeszcze dłużej
czekać na swoje pensje, ale nie robiło to na niej wielkiego wrażenia. Gdy jednak dwóch z
nich przyszło do niej do domu i zaczęło ją namawiać, żeby odroczyła szefowi spłaty ( już
raz dała się tak omotać ), Kerry nie wytrzymała: „Skończyłam z tą firmą. A jeżeli wy nadal
chcecie być wodzeni za nos, to wasza sprawa. Tylko beze mnie, proszę, i nie moim
kosztem”. Takiej Kerry koledzy nie znali.
Kiedy kobieta nabiera odwagi, ludzie wokół niej zaczynają czuć się niepewnie.
Każdy, kto walczy o swoje, kto upomina się o należne mu prawa, spotyka się z ludzką
niechęcią. Zawsze znajdą się tacy, którym nie będzie się podobało, że kobieta przestała
pokornie zbierać baty i już nie daje się wykorzystywać do czarnej roboty. Kiedy pozwolisz
sobie otwarcie skrytykować kolegów z pracy albo znajomych, obrażą się na ciebie z całą
pewnością.
Z takimi reakcjami musisz się liczyć. Naucz się więc radzić sobie z uczuciami, jakie
wzbudzasz u innych, a jednocześnie pilnie obserwuj, co sama odczuwasz zmieniając
swoje postępowanie.
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą
Jeżeli pierwsze zmiany w twoim postępowaniu wywołają zdumienie otoczenia albo
niemiłe komentarze, miej się na baczności, ale nie daj się wytrącić z równowagi. Rzucanie
się na ślepo na przeszkody nie jest taką niegrzecznością, o jaką nam chodzi.
Dlatego:
obserwuj uważnie nawet niemiłe reakcje.
Przyjmij do wiadomości, co się dzieje. Udawanie, że nie dzieje się nic, albo
modlitwy o cud na pewno ci nie pomogą.
Daj ludziom czas na oswojenie się z nową sytuacją.
Zastanów się nad swoją reakcją.
Matka, która zaczyna wymagać od dzieci większej pomocy w domu, musi być
przygotowana na silny opór oraz przebogaty repertuar wymówek i usprawiedliwień
wymyślanych przez latorośle, by wykręcić się od roboty. Nagle przestanie być kochaną
mamusią, która sama zbiera rzeczy do prania rozrzucone po całym domu i zadowala się
przelotnym buziakiem.
Mąż Diny, Rainer, był w pierwszej chwili, delikatnie mówiąc, nieco zdziwiony,
kiedy Dina spróbowała uprzejmie, lecz stanowczo wyjąć mu z ręki gazetę. Od wielu
miesięcy prosiła go o pomoc w przygotowywaniu kolacji, z niewielkim skutkiem. Na ogół
Rainer zasłaniał się gazetą, a on rezygnowała. Tym razem Dina pociągnęła za gazetę,
Rainer ją przytrzymał i gazeta się rozdarła. Przez moment Dina nie wiedziała, co zrobić,
była trochę przestraszona. Pomyślała jednak: „Teraz nie wolno mi ustąpić, bo przegram
ostatecznie. On musi wreszcie przyjąć do wiadomości, że ma o godzinę mniej czasu dla
siebie, niż mu się wydaje”.
Dina postawiła sprawę jasno i wyraźnie: „Rozumiem, że jesteś zmęczony, ja też
pracowałam, a jeść chcemy oboje. Wzbiera we mnie wściekłość, kiedy muszę sama
sterczeć w kuchni, mam zepsuty cały wieczór. Wcale nie mam na to ochoty. Więc od tej
chwili będziesz robił, co do ciebie należy”. Rainer odwarknął: „Nie jestem twoją służącą!”.
I dopiero wtedy się zaczęło, bo podziałało to na Dinę jak płachta na byka: „Chcesz przez
to powiedzieć, że ja mam być twoją?!”. Przez trzy dni jedli osobno, każde obsługiwało się
samo. Czwartego dnia Rainer zmiękł: „A co by było, gdybyśmy kiedyś wspólnie
przygotowali coś smacznego?”.
Uwolnij się od poczucia winy
„Ale jesteś egoistką!” – kobiety wyjątkowo boleśnie przyjmują ten zarzut. Egoistami
mogą być tylko mężczyźni, prawdziwy macho wręcz musi być taki. Natomiast kobieta
nazwana egoistką czuje się odarta z kobiecości, zdyskwalifikowana, uznana za babo-
chłopa. To, co w przypadku mężczyzn uchodzi za być może mało elegancką, ale wygodną
postawę życiową, z kobiety robi aspołecznego raroga.
Kobiety, które kierują się własnym dobrem, są atakowane:
„Jesteś egoistką, skoro pracujesz, a twoimi dziećmi zajmują się inni ludzie”.
A co kobieta ma robić? Zawiesić na kołku swój zawód, siedzieć w domu, zamartwiać
się i pocieszać myślą, że nikt nie wychowa dzieci tak dobrze jak ona?
„Wolisz pracować niż dać swojemu dziecku rodzeństwo. W ten sposób wychowasz
zepsutego jedynaka”.
Czyli żeby nie wychować jedynaka, powinna wydać na świat dziecko, którego nie chce,
zrezygnować z pracy i dochodów, na których jej zależy?
Kobiety są krytykowane:
„Jesteś samolubna. Twój mąż siedzi samotnie w domu, a ty idziesz na spotkanie z
koleżankami, chociaż w tym tygodniu prawie codziennie gdzieś wychodziłaś”.
A co ma robić? Oglądać z mężem głupawe westerny, wiadomości, dwudziesty raz
powtarzaną „Casablankę” czy talk-show z podstarzałym politykiem? Lepszych propozycji
jak dotąd nie dostała.
Kobiety muszą wysłuchiwać uwag:
„Tyranizujesz rodzinę domagając się, żeby kazdy prał swoją bieliznę”.
Może powinna zostać praczką i nadworną sprzątaczką całej rodziny?
Dowiadują się, że ma przerost ambicji:
„Postępujesz nie fair, bo chcesz zajmować się tylko tym, co ciebie intresuje”.
Czyżby miała rwać się do głupich zajęć, wyręczać w takich pracach wszystkich leni
dookoła?
„Mogłabyś trochę poskromić swoje ambicje. Wszyscy w dziale są na ciebie źli za to
ciągłe domaganie się większej wydajności”.
Miałaby wyrzec się swoich zawodowych aspiracji? Kierować się tylko tym, co robią
albo czego nie robią jej koledzy? Miałaby zmienić własną hierarchię wartości?
Kobietom zarzuca się brak solidarności:
„Kiedy się pokłócę z mężem, potrafisz tylko powiedzieć: ‘Zacznij się bronić, bo jeśli
tego nie zrobisz, sama będziesz sobie winna!’. Nigdy nie okazujesz współczucia czy
zrozumienia. Tyle jest warta twoja kobieca solidarność!”.
Miałaby jeszcze wzmacniać taką mentalność, popierać dobrowolne zniewolenie?
Własne wątpliwości
Ostre ataki z zewnątrz to pierwsze przeszkody, jakie musi pokonać niezależna kobieta.
Ale dużo trudniejsze do przezwyciężenia są wewnętrzne opory. „To nie w porządku z
mojej strony, że tak ostro zaatakowałam męża. Jeżeli zawsze będę stawiać na swoim,
niedługo stanę się taka sama jak ojciec, który tyranizował mnie i całą rodzinę”.
Właśnie sumienie może być o wiele silniejszym hamulcem niż reakcja otoczenia.
Uczestniczka jednego z moich seminariów skarżyła się: „Cudze zarzuty potrafię od razu
odparować, znajduję dobre argumenty i nie przeżuwam w nieskończoność tego, co
usłyszę. Ale nie daj boże, żeby krytyczna myśl zaświtała w mojej głowie. Rozpaczliwie
szukam kontrargumentów, ale jedyne, co umiem wtedy wymyślić, to kolejne argumenty
przeciwko sobie”.
Tego rodzaju wewnętrzny opór, bo o to tutaj chodzi, to problem naprawdę
poważny. Może zniweczyć wszelkie próby wyrwania się z ograniczeń. Przecież kobieta
szarpana wątpliwościami nie jest w stanie żądać w sposób przekonujący. Cokolwiek by
mówiła, i tak nie zdoła ukryć swojej wewnętrznej walki. Jej wahanie zostanie zauważone
i wykorzystane przeciwko niej.
Warto spokojnie obserwować wewnętrzne bariery, jakie nas ograniczają, bo
zdając sobie z nich sprawę, można je przezwyciężyć.
Pewna kobieta miała ogromną ochotę pokierować pięcioosobowym zespołem
informatyczek. Nie była jednak pewna, czy da sobie radę, więc nic nie powiedziała
szefowi. Krytyczne uwagi kolegów umiała odeprzeć. Dotyczyły one najczęściej drobnych
spraw technicznych albo brały się ze zwykłej zazdrości. O wiele trudniej było jej uporać
się z własnymi wątpliwościami. Z początku nie potrafiła nawet uświadomić sobie, o co jej
naprawdę chodzi. Potem powoli wyartykułowała swoje obiekcje: „Czy ludzie nie
przestaną mnie lubić? Co się stanie, jeżeli mi się nie uda? Co zrobię, jeżeli dojdzie do
jakiegoś konfliktu?” i zrozumiała, że tym, co ją naprawdę powstrzymuje, jest lęk przed
utratą koleżanek. Bała się, że wchodząc w rolę przełożonej, zerwie pewną więź.
Potrzebowała dwóch tygodni by się mimo wszystko zdecydować: „Chcę objąć to
stanowisko, nawet za tę cenę. Mam przecież jeszcze inne znajomości, a twardą,
zdystansowaną szefową i tak nigdy nie będę!”.
Jeżeli walczysz z poczuciem winy albo z wątpliwościami, przypomnij
sobie treść poprzedniego rozdziału. Zanotuj każdą swoją wątpliwość,
każdy zarzut. Pomyśl, który z nich rani cię najmocniej. Chodzi o ten,
który cię oburza, ale nie potrafisz znaleźć na niego ciętej odpowiedzi.
Spokojnie zastanów się nad kontrargumentami. Zapisz je.
Z pomocą przyjaciółki można pójść w tej zabawie kawałek dalej.
Poproś ją, żeby głośno i z wyrzutem skrytykowała twój egoizm.
Powinna cię ostro prowokować: „Nie jesteś prawdziwą kobietą! Tak
się nie robi!”. Pokłóć się z nią. Argumentuj z zaangażowaniem,
jakbyś walczyła z prawdziwym przeciwnikiem.
Tym sposobem nie skłonisz się oczywiście do niczego, co byłoby
zasadniczo sprzeczne z twoimi poglądami. Możesz się jednak
utwierdzić w swoich przekonaniach i uwolnić się od argumentów
zapożyczonych od innych.
Ignoruj poczucie winy
Poczucie winy może się pojawić również wtedy, gdy działasz we własnym interesie, a ktoś
poczuje się pokrzywdzony, zlekceważony albo wykorzystany.
Nie możesz zadowolić każdego.
Wystarczająco trudno jest zadowolić samą siebie.
Idąc własną drogą, na pewno spotkasz ludzi nastawionych krytycznie i rzekomo
lub faktycznie poszkodowanych.
Dlatego powinnaś ustawicznie znajdować i wzmacniać argumenty przemawiające za
takim, a nie innym twoim postępowaniem. Zwłaszcza jeżeli jest ono niewygodne dla
innych:
Nie będę mu/jej pomagać, bo...
Nie będę się już z nim zadawać, bo...
Tak postanowiłam, bo...
Nie zmienię zdania, bo...
Jeśli kobieta bardzo długo unikała zajmowania własnego stanowiska, może
potrzebować lat, żeby nauczyć się wyrażać własne zdanie i go bronić, bez zadręczania się
wyrzutami sumienia czy poczuciem winy. Tu nie pomogą skargi i narzekania, tu trzeba
zacząć działać. Im intensywniejszy będzie twój wewnętrzny dialog, w którym nauczysz
się bronić swojego stanowiska, tym szybciej pozbędziesz się skłonności do samooskarżeń.
Ale i tak nie uda ci się dokonać tego z dnia na dzień.
Kiedy zaczniesz walczyć o swoje sprawy, nie unikniesz dyskomfortu, wyrzuty
sumienia nie opuszczą cię przez dłuższy czas. Ale pociesz się: jeżeli rana swędzi, to znaczy,
że już się goi.
Znajdź własne tempo i zbierz siły
Każdy potrzebuje czasu, żeby się przestawić. Droga do zmian, jakie chcesz osiągnąć,
wcale nie jest krótka. Musisz się przygotować, ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętności krok
po kroku. Licz się z tym, że zajmie ci to cały rok.
Nawet doświadczonym niegrzecznym dziewczynkom zdarza się czasami, że cel,
jaki sobie wytyczyły, wyda im się nagle nie do osiągnięcia i czują się zupełnie
przytłoczone. W takim przypadku nie działaj na siłę. Raczej pozwól sobie na małą przerwę,
pozbieraj się, jeszcze raz spokojnie przemyśl wszystko od początku i zdecyduj, kiedy
znowu będziesz mogła ruszyć do przodu.
Fazy odpoczynku są niezbędne i trzeba się na nie przygotować:
wynotuj sobie na karteczkach, co ci dobrze zrobi, od sauny, poprzez
pływanie, kino, jazdę na rowerze i fitness, po masaż, fryzjera, spacer
po mieście, wyjście do kawiarni czy wieczór z książką w łóżku.
Zbierz swoje sposoby na poprawienie sobie humoru i kondycji. Kiedy
poczujesz się wypalona czy przeforsowana, będziesz miała w czym
wybierać.
Nagle wszyscy zaczęli robić to, co ja chciałam
Kiedy naprawdę poczujesz, że chcesz i potrafisz wpływać na innych, przyjdzie nagle taki
moment, że poczujesz, jak łatwo ludzie poddają się twojej woli. Dadzą ci więcej władzy
nad sobą, niż się spodziewałaś, nawet więcej, niż chciałaś mieć. Kobiety, które rozwijają
w sobie siłę przebicia, powinny być przygotowane na taką zmianę.
Magdalena była zastępczynią kierowniczki działu. Z dobrych pomysłów, które
wprowadzała w życie pod nieobecność szefowej, musiała się wycofywać, bo kierowniczka
nie lubi zmian. Ostatni pomysł Magdy – „narady śniadaniowe” – nazwała „paplaniną przy
kawce” i chciała z „tą bzdurą” natychmiast skończyć. Ale Magdalena zdążyła już nabrać
odwagi i wytargowała u szefowej kilka tygodni próby. Gdy się okazało, że inne działy
błyskawicznie podchwyciły pomysł, kierowniczka zmieniła zdanie, zwłaszcza ze splendor
spłynął również na nią. Od tej pory przed podjęciem ważnej decyzji czy wprowadzeniem
jakiejś innowacji zawsze uważnie wysłuchuje propozycji swojej zastępczyni. Doszło do
tego, że poprosiła Magdalenę, ku jej wielkiemu zdumieniu, żeby wzięła udział w naradzie
kierowników działów. Magdalena nie zdawała sobie sprawy z sytuacji, dopóki bliska
koleżanka nie otworzyła jej oczu: „Nie widzisz, że teraz to ty kierujesz działem?”.
Nawet mąż czy partner może wprawić cię w osłupienie, jeżeli nagle zgodzi się na
twoje propozycje albo nieproszony zacznie zajmować się domem. Słysząc po raz
pierwszy: „Skoro uważasz, że tak powinno być, zrobię to, oczywiście”, możesz być tak
zaskoczona, że będziesz próbowała się wycofać: „Już dobrze, daj spokój, nie trzeba”. Tak
wielką uległość i gotowość do ustępstw trudno jest kobiecie ( na razie ) wytrzymać.
Kobiety, które zrezygnowały z upominania się o własne prawa, tłumaczą, że nie
chcą nikomu narzucać swojej woli. Strach, że mogłyby to zrobić, nie pozwala im zauważyć,
że wcale nie na tym polega problem.
Powinno ci być zupełnie obojętne, czy człowiek, z którym rozmawiasz, czuje się
manipulowany, czy przekonywany:
Każdy musi sam zadbać o swoje.
Musisz przyjąć, że człowiek, z którym masz do czynienia, odpowiada za siebie.
Masz prawo oczekiwać, że potrafi wytyczyć granice i odrzucić zbyt wygórowane żądania.
Dopóki ci nie odmówi, musisz kierować się zasadą:
żądać, żądać, żądać.
To jego lub jej wybór, czy się zgodzi, czy nie. W każdej chwili może ( nawet ma
obowiązek ) powiedzieć „nie”, zaproponować zmiany, szukać kompromisu.
Gdybyśmy nie przyjęli takich założeń, żylibyśmy w obłąkanym świecie, w którym
każdy by się bardzo pilnował, żeby niczego od nikogo nie oczekiwać. I musiałoby się to
skończyć całkowitą stagnacją.
Arsenał niegrzecznych dziewczynek
Wiem, czego chcę
Utrzymywanie równowagi między chęcią zrealizowania własnych potrzeb a szacunkiem
dla potrzeb innych osób jest trudnym zadaniem. Ale wiele kobiet zupełnie zapomina o
własnych potrzebach. W pewnym momencie zaczynają wierzyć, że ich pragnienia, a
nawet upodobania sprowadzają się do tego, czego chcą inni. Same nie wiedzą, dlaczego
czują się nieszczęśliwe.
Jeżeli chcesz się przekonać, jakie są twoje pragnienia i potrzeby, zadaj sobie pytanie: „Co
bym zrobiła, gdyby nagle się okazało, że mogę o wszystkim ( także o finansach )
decydować sama?”. Nie musisz od razu przewracać do góry nogami całego swojego życia.
Pomyśl najpierw o sprawach zwyczajnych, na przykład, jak byś spędzała wolny czas?
Chodzi o to, co chcesz robić, ale jakoś ci się nie udaje: słuchać muzyki, spacerować,
poczytać książkę, pójść do kina, do teatru, na koncert? A może jeszcze coś innego? Tenis
jogging, jazda na rowerze górskim, taniec, chodzenie po sklepach?
Nie dopuszczaj do siebie żadnego: „I tak nic z tego nie będzie!”. Jak najczęściej
zadawaj sobie pytanie:
Jak to zrealizować?
Kto mógłby mi towarzyszyć?
Czy wymaga to uwolnienia się od jakiś zobowiązań?
Z czego gotowa byłabym zrezygnować, żeby dostać to, czego chcę?
Żeby móc uświadomić sobie własne pragnienia, trzeba zadbać o swój dobry nastrój.
Frustracja czy zniechęcenie nie są najlepszymi doradcami w sprawie życiowych
przyjemności.
Zadaj sobie również pytanie, czego sobie nie życzysz: sprzątać po innych, mieć
całego domu na głowie, wysiadywać przed telewizorem, chodzić ciągle do tej samej
knajpy, oglądać wciąż tych samych ludzi, z góry wiedzieć, jak spędzisz weekend.
Co by się stało, gdybyś naprawdę zaczęła robić to, co chcesz, a przestała zajmować
się tym, czego tak nie lubisz?
Spróbuj to sobie wyobrazić!
Ilona uznała: „Pracuję po osiem godzin dziennie, więc zostaje mi drugie osiem na
to, by cieszyć się życiem. Zamierzam wkładać w wypoczynek tyle samo energii co w
pracę”. Stanowczo postanowiła nie poświęcać na sprzątanie i pranie więcej niż jedną
godzinę dziennie. Tych czynności naprawdę nie lubiła. Chętnie uprawiała sport, ale w
ostatnich latach jakoś jej się to nie udawało. Teraz zarezerwowała co najmniej półtorej
godziny dziennie na jogging, jazdę konną i swoją największą pasję – łyżwy. A ponieważ
najbardziej lubiła to wszystko robić w towarzystwie, namówiła znajomych, żeby się
przyłączyli. Na konie i łyżwy musiała namówić większe grono osób, bo znajomi byli zbyt
zajęci, żeby towarzyszyć jej za każdym razem.
Po dwóch tygodniach ogromnej aktywności Ilona czuła się po prostu okropnie.
Była wściekła na partnera do jazdy konnej, na konia i na siebie. „Nie rozumiałam, co się
ze mną dzieje. W końcu do mnie dotarło, o czym zapomniałam – że wypoczynek to także
bezczynność”. Od tej pory w jej rozkładzie zajęć jest dodatkowa pozycja: „leniuchowanie”.
Wymieniaj nie przyjemne zajęcia na przyjemności.
Uwierz, że można to robić o wiele częściej, niż ci się
wydawało.
Wielkie plany
Kiedy już tak zorganizujesz swoją codzienność, że znajdzie się w niej miejsce i na
przyjemności, i na obowiązki, pomyśl, co chciałabyś w życiu osiągnąć.
Planując na przykład karierę zawodową, sprawdzaj wszelkie możliwości. Miej oczy
szeroko otwarte na różne propozycje. Rozważaj najróżniejsze oferty, wyobrażaj sobie
rozmaite warianty rozwoju wydarzeń. Czasem trzeba trochę poczekać na swoją szansę,
ale kiedy się ma przeczucie: „To jest propozycja, o jaką mi chodziło”, należy zaufać
intuicji i odważnie przystąpić do dzieła.
Jeżeli szukasz nowych zawodowych możliwości, nie podejmuj pochopnej decyzji.
Swoje pomysły konsultuj z wieloma osobami. Zbieraj rozsądne, ale również trochę
zwariowane oferty.
Z licznych pomysłów, do których się przymierzasz, wyłoni się z czasem coś
konkretnego. Mgliste wyobrażenia zaczną się konkretyzować: Coś, o co by mi chodziło,
powinno wyglądać mniej więcej tak. A kiedy już pojawi się twoja wielka szansa, nie
wolno ci jej przegapić. Wtedy nie oglądaj się na nic, rób, co w twojej mocy.
Kerstin poznałam w czasie studiów. Była sfrustrowana studiowaniem zarządzania,
psychologia miała poszerzyć jej horyzonty. Z zapałem rzuciła się na nową dziedzinę, ale
już wkrótce stwierdziła, że są to studia przeciążone akademicką wiedzą, niepraktyczne,
nieżyciowe. Kerstin była jednak twarda i bardzo energiczna. Wprawdzie przestała ją
interesować treść studiów, ale ostro uczyła się do egzaminów i miała dobre wyniki.
Jednocześnie razem ze swoim chłopakiem handlowała ciężarówkami. On miał
odpowiednią wiedzę techniczną, ona umiała tanio kupić i korzystnie sprzedać.
Sprzedając samochody, można przy okazji sprzedawać ubezpieczenia
motoryzacyjne. Kerstin podeszła do tego jak zwykle solidnie i dokładnie zbadała rynek
ubezpieczeń. Z chwilą skończenia studiów otworzyła agencję ubezpieczeniową. Szybko
zorientowała się, że wiele kobiet potrzebuje doradcy finansowego. I tym razem złapała
okazję: nastawiła się na potrzeby kobiet, biorąc pod uwagę, jak bardzo boją się one
ryzykownych inwestycji. A Kerstin umiała wyważyć propozycje między bezpieczeństwem
a ryzykiem.
Wiele lat później Kerstin tak scharakteryzowała swoją życiową strategię: „Zawsze
chodziło mi o to, żeby mieć przyjemność z tego, co robię. Studia były raczej nudne.
Skończyłam je, bo jak już coś zacznę, to nie lubię przerywać. Ale starałam się robić
jednocześnie coś, co mnie naprawdę kręciło. Oba dyplomy przydały mi się w pracy, ale
sprzedawanie, handel to dużo większa frajda. Szczerze mówiąc, zawsze chciałam mieć
pieniądze i chyba jestem egoistką”.
Dialog wewnętrzny
Przypuszczam, że udało mi się zachęcić cię do eksperymentowania. I pewnie przekonałaś
się już, jak trudno jest pogodzić nowe pomysły z dawnymi nawykami. Wciąż pamiętasz,
że nie od razu Kraków zbudowano, i pierwsze prawo Murphy’ego: Jeżeli coś może się nie
udać, to na pewno się nie uda.
Przypomnij sobie, jakimi słowami mobilizujesz się do działania: „No, rusz się
wreszcie!”, „To przecież nic trudnego!”, „Już najwyższy czas!”, „Muszę się w końcu
pozbierać”, „Podnieś tyłek!”. Taka wewnętrzna zachęta bardzo pomaga trzymać się raz
obranej drogi. Przyzwyczajenie jest, jak wiadomo, drugą naturą człowieka. Jeśli nie
poddamy się samokontroli ( to znaczy nie będziemy prowadzić nieustannego dialogu ze
sobą ), prędzej czy później wrócimy do starych nawyków.
Rozmawiaj ze sobą ( i przyjaciółmi ) o zaletach, wadach, ryzyku i
szansach twojej przemiany.kazde nowe działanie wesprzyj
wewnętrzną zachętą. Mów sobie za każdym razem: „Dobrze, że ci
się udało...!”. Podtrzymaj się na duchu: „Nie odpuszczaj, wytrzymaj,
jesteś na dobrej drodze”. A kiedy trzeba: „Na to nie wolno ci się
zgodzić, jeśli to zrobisz, jutro nie będziesz mogła spojrzeć w lustro!”.
Chcesz mieć większą siłę przebicia? To zacznij od zadawania sobie
pytania, kiedy coś ci się nie podoba: „jestem w stanie się z tym
pogodzić, czy chcę się bronić, a jeśli tak, to w jaki sposób?”.
Lea, dość nieśmiała asystentka dyrektora, cierpiała z powodu nieprzyjemnego zapachu
kolegi, z którym musiała często pracować w jednym pokoju. Kolega najwyraźniej nie miał
w zwyczaju się myć i używać dezodorantów. Nie wiedziała, czy ma prawo poruszyć tak
delikatną kwestię, a tym bardziej, jak miałaby to zrobić. Bała się, że go urazi i popsuje
atmosferę w pracy. Pomału doszła do właściwego rozwiązania problemu. Udało jej się
przekonać samą siebie: „Masz prawo bronić się przed uprzykrzaniem ci życia, nawet jeśli
chodzi o zapach”. Od tego się zaczęło. „Możesz mu powiedzieć o tym zapachu”. Wreszcie
wymyśliła, jak to zrobić: „Jeżeli poczekasz na jakiś spokojniejszy moment i wtedy mu
powiesz, że być może on nie zdaje sobie sprawy ze swojego zapachu, to nie będzie dla
niego takie straszne”. Najtrudniej jej było skończyć z odwlekaniem: „Nie możesz tej
rozmowy odwlekać w nieskończoność, bo będzie ci coraz trudniej”. Przed samą rozmową
walczyła ze sobą dobrą minutę: „Teraz z nim porozmawiam, teraz muszę to zrobić!”. W
końcu zaczęła: „Eryku, muszę ci coś powiedzieć. Być może nie zdajesz sobie z tego sprawy,
ale...”.
Są silne kobiety, które w takiej sytuacji nie miałyby żadnych niepotrzebnych
skrupułów, ale dla wielu innych to wielkie wyzwanie. Muszą się przełamać i poczuć, że
mają prawo stawiać wymagania. Lea dokładnie wyobraziła sobie przebieg rozmowy.
Przygotowała kilka wariantów, wybrała właściwy i zaczęła działać dopiero wtedy, gdy
dostrzegła szansę na rozwiązanie.
Myśli–przewodniki
Pewne słowa czy zwroty, podobnie jak melodie czy zapachy, wywołują silne i
jednoznaczne emocje. Na przykład „byk” kojarzy się nam z siłą i potencją. Kiedy myślimy
„elf”, mamy przed oczami delikatną, zwiewną istotę.
Słowa prowokują. Pewien nauczyciel dzielił uczennice na „dzikie” i „ciche”, przy
czym naprawdę cenił tylko te pierwsze. Skutek był taki, że prawie wszystkie chciały być
„dzikie”. Dzikie to znaczy odważne, pełne energii, podziwiane. Czy to nie wspaniałe
uczucie? A skoro, jak wiadomo, tylko „dzikie” swobodnym krokiem zdobywają górskie
szczyty, wszystkie, które chciały być „dzikie”, gnały w górę bez tchu.
Słowa lub pojęcia inspirują, skłaniają do działania. Potrzebujemy takich słów.
Dewizy życiowe dojrzewają w nas latami, lecz zdarza się, że naszą myślą przewodnią
stanie się zdanie zasłyszane przypadkiem. Ważne jest, by takie zdania były pozytywne.
Słówno „nie” przynosi wiele szkód. „Nie chcę przegrywać” jest zdaniem pozbawionym
mocy, skupia się na przegranej, podczas gdy nam chodzi o coś odwrotnego. O wiele
silniejsze przesłanie mają dwa słowa: „Chcę wygrywać”.
„Nie muszę się tłumaczyć ze swoich poglądów” – jest zdaniem niedobrym, a
negatywnym działaniu; nie wytycza kierunku, jeśli do czegoś zachęca, to nie wprost.
Znacznie lepsze jest mocne stwierdzenie: „Mam prawo do własnego zdania”.
Eksperymentuj z różnymi myślami, którymi mogłabyś się kierować.
Zapisuj je i zastanawiaj się nad ich przesłaniem. Pisz dużymi literami,
podkreślaj ważne słowa. Jeśli masz ochotę, używaj do tego
kolorowych flamastrów. Jeśli udało ci się sformułować kilka myśli–
przewodniczek, staraj się codziennie albo co tydzień koncentrować
się na innej. Weź ją sobie do serca i kieruj się nią jak najczęściej.
Ćwiczenie myśli
Nawet w krytycznych sytuacjach prowadzimy ze sobą wewnętrzny dialog. Pewną
doświadczoną amazonkę poniósł koń. Doskonale pamięta, że pomyślała: „Mogę zacząć się
bać, wtedy na pewno spadnę. Albo pokarzę tej chabecie, kto tu rządzi. Na strach przyjdzie
czas później, teraz trzeba działać!”. Z całej siły ściągnęła cugle i poprowadziła konia
szerokim łukiem, aż się uspokoił.
Inna odważna kobieta opisywała taką oto groźną scenę: „Jakiś pies w wściekłym
ujadaniem przeskoczył przez płot. Przestraszyłam się. Już miałam uciekać, ale w ułamku
sekundy dotarło do mnie, że pies jest ode mnie szybszy, ucieczka nie ma sensu.
Odwróciłam się i z krzykiem zaczęłam biec w jego stronę. Przestraszył się, zrobił w tył
zwrot i przeskoczył przez płot w odwrotnym kierunku”.
Myśli, które w chwilach przerażenia przychodzą nam do głowy, są odpowiednikami
tych, jakie miewamy w mniej dramatycznych okolicznościach. Dlatego tak ważne są
ćwiczenia w myśleniu i działaniu bez lęku. Najłatwiej jest ćwiczyć w codziennych,
pozornie mało ważnych sytuacjach i oczywiście w wyobraźni. W ten sposób wyrabiamy w
sobie odruch odwagi.
Odwaga nie jest cechą wrodzoną. Trzeba ją trenować w wielu codziennych
sytuacjach i uczyć się jej krok po kroku!
Zacznij od czegoś małego
Każdy by chciał czasem odpowiedzieć szefowi ciętym i hardym słowem. Ale ciętego języka
nie wysysa się z mlekiem matki. Komuś, kto zawsze kładzie uszy po sobie, zuchwała
odpowiedź łatwo nie przejdzie przez usta. Dopiero gdy pozwolisz sobie zakpić czasem z
przyjaciółki, zwrócić uwagę nieuprzejmej kasjerce albo zadrwić z marudnego kolegi,
będziesz miała szansę hardo pogadać z szefem.
Korzystaj z każdej okazji. Ćwicz, kiedy tylko się da.
Powiedz wreszcie „NIE”!
Gitta dała się namówić na przygotowanie za kolegę materiałów na ważną naradę z
szefem pionu. Trzeba było przygotować dane liczbowe, wyliczenia statystyczne. Dopiero
kiedy przystąpiła do pracy, zorientowała się, w co dała się wrobić. Uważała jednak, że nie
może się wycofać: „Teraz już nie mogę zostawić go na lodzie. Jak się powiedziało ‘a’, to
trzeba też powiedzieć ‘b’. Przecież on na mnie liczy”. Szczególnie przykre było dla Gitty to,
że dostała naganę z centrali, ponieważ swój plan na następny kwartał oddała z
poślizgiem.
W pewnej agencji ubezpieczeniowej w piątki po południu zabezpiecza się dane
komputerowe z całego tygodnia. Jedna z urzędniczek musi wtedy zostać dwie godziny
dłużej, żeby wyłączyć komputery, kiedy specjalny program wykona pracę. Dopiero wtedy
może iść do domu. Żadna nie lubi tego dodatkowego obowiązku, więc powinny zostawać
w piątki po kolei. Ale Ria, dobra dusza, nigdy nie potrafi odmówić, kiedy ktoś ją prosi,
żeby jeszcze i tym razem posiedziała dłużej.
Wspaniałomyślność jest na pewno pozytywną cechą, ale nie można nią
szafować tak nierozsądnie jak w przytoczonych przykładach. Jeżeli ciągle
komuś pomagasz, sama rzadko dostając wsparcie, jeżeli zaharowujesz się
dla innych, twoja wielka przemiana mogałby zacząć się od takich drobnych
zmian:
Kiedy ktoś cię prosi o pomoc, a tobie trudno od razu stanowczo odmówić,
staraj się zyskać na czasie. Powiedz: „Może”, „Jeszcze nie wiem” albo
„Muszę się zorientować, czy będę miała czas”. Każda, nawet głupia
wymówka będzie lepsza od odrabiania pańszczyzny. Sama się zmobilizuj,
powtarzając w duchu: „Chciałaś ćwiczyć się w odmawianiu, to masz
doskonałą okazję.Przestań się wykręcać”. A kwadrans później odmów:
„Niestety nie mogę, przykro mi!”. Albo, jeśli zdążyłaś się zagotować ze
złości: „Zawsze daję z siebie robić jelenia, a potem się wściekam. Mam tego
dość!”. Lub zupełnie spokojnie: „Przykro mi, ale nie mam ochoty!”.
Trudno jest odmówić osobie, wobec której ma się zobowiązania, nawet niezbyt lubianej.
Odmawianie sympatycznemu człowiekowi jest jeszcze trudniejsze. Udaje się tylko wtedy,
kiedy sobie uzmysłowimy, co będzie, jeśli nie zdobędziemy się na odmowę. Sama myśl o
tym, ile cię to może kosztować czasu i wysiłku daje energię, dzięki której będziesz mogła
powiedzieć zdecydowane „nie” i tego „nie” bronić.
Bądź wierna swojemu „nie”.
Ludziom, którzy nie potrafią odmawiać, wydaje się, że odmowa wymaga
przekonującego, niepodważalnego uzasadnienia. Chcieliby, żeby proszący zaakceptował
ich „nie”. Ale w ten sposób nie dają sobie żadnych szans, bo nikt, kto prosi o przysługę,
nie chce, żeby mu odmawiano.
Pod żadnym pozorem nie wdawaj się w dyskusję.
Końcu jest tylko jeden oczywisty powód odmowy: „Nie chcę!”. To nie wymaga
wyjaśnień. Mnożenie argumentów niczemu nie służy. Nie szastaj nimi, bo w ten sposób
tylko prowokujesz bezsensowną dyskusję. Skoro raz powiedziałaś „nie”, dalsze
wyjaśnienia mogą jedynie szkodzi.
Twoja odmowa łatwiej zostanie przyjęta, jeżeli będziesz mówić pewnym,
zdecydowanym głosem.
Twój głos musi wyrażać zdecydowanie. Ćwicz ten ton, pilnuj, żeby go nie
zapomnieć. W razie czego lepiej odchrząknąć niż odezwać się jękliwym, niepewnym
głosem.
Patrz w oczy człowiekowi , któremu odmawiasz.
Omijanie wzrokiem czy spuszczanie oczu sygnalizuje niepewność. Kiedy wyraźnie
powiesz swoje „nie”, zakończ rozmowę albo zmień temat.
Pogódź się z tym, że przez twoją odmowę ktoś będzie miał kłopoty. Poczuje się
rozczarowany, będzie się czuł nieswojo, zacznie się wściekać, atakować cię, będzie miał
więcej pracy, jakieś inne niedogodności, czy nawet poczuje się odrzucony.
Musisz wytrzymać złe spojrzenia i niechętne reakcje.
Pamiętaj: cokolwiek powiesz, nie poprawisz ten drugiej osobie humoru. Nikt nie
jest zadowolony, kiedy słyszy odmowę.
Licz się z wyrzutami sumienia.
Pogódź się z tym, że kiedy powiesz „nie”, odczujesz pewien dyskomfort. Mimo to
pozostań przy swoim.
Lepiej odmówić i mieć wyrzuty sumienia niż z czystym sumieniem powiedzieć
„tak”, a potem pluć sobie w brodę.
Człowiek, który słyszy odmowę, na ogół czuje się osobiście dotknięty. Nawet
odmowa w bardzo konkretnej sprawie odbierana jest jako odrzucenie. Staraj się więc
okazać osobie zainteresowanej, że odmowa nie zmienia twojego stosunku do niej. Daj jej
odczuć, że nadal ją akceptujesz.
Być może jest ci wyjątkowo trudno odmówić komuś, kogo szczerze nie cierpisz, bo
się boisz, że w ten sposób wyjdzie na jaw twoja niechęć. Na gruncie prywatnym nie jest
konieczne, byś ukrywała swoje antypatie. Powiedz sobie otwarcie, że nie znosisz tego,
który cię o coś prosi, i masz ochotę mu odmówić. To ci ułatwi odmowę.
W pracy jesteś zobowiązana do merytorycznej współpracy, nie do wyświadczania
przysług. Możesz więc ich odmawiać ze stoickim spokojem. Przysługi mają korzystny
wpływ na atmosferę w firmie tylko pod warunkiem, że są wzajemne. W dodatku na
dłuższą metę nie tuszują niechęci ani w relacjach zawodowych, ani prywatnych. Trud, jaki
sobie zadasz, by w ten sposób ukryć, kogo nie lubisz, i tak będzie daremny.
Jeszcze jednego złudzenia powinnaś się pozbyć, jeśli chcesz uniknąć dodatkowych
rozczarowań: że ktoś, komu wyświadczamy przysługę, staje się naszym dłużnikiem, więc
będzie się wobec nas przyzwoicie zachowywał. Po pierwsze, dłużnik wcale nie musi
zauważać, że ma rachunek do spłacenia. Po drugie, tobie jako „wierzycielce” byłoby
niezmiernie trudno wyegzekwować zobowiązania.
Sprawdź, czy nie tkwisz w pułapce życzliwości: przez dwa dni
nie wyświadczaj żadnych przysług, ani wrogom, ani
przyjaciołom!
Jeżeli reakcją będą naciski, niezadowolenie, pouczenia, to
najwyższy czas, żebyś zaczęła naukę mówienia „NIE”.
Wymagaj wzajemności
Pewna kobieta mieszkająca na wsi opowiedziała mi, jak to któregoś popołudnia
opiekowała się dziećmi przyjaciółki, mimo że chciała obejrzeć przedstawienie baletowe,
pokazywane tylko tego dnia w pobliskim mieście. Przyjaciółka miała w tym czasie ważną
rozmowę kwalifikacyjną. Moja znajoma uznała, że: „W imię przyjaźni trzeba czasem
zrezygnować z przyjemności”. W końcu od tego dnia mogła zależeć przyszłość jej
przyjaciółki.
Tydzień później chciała pójść na zebranie swojej partii. Poprosiła przyjaciółkę,
żeby zajęła się jej bliźniakami, ta jednak nie miała czasu, bo była umówiona ze
znajomymi na piwo.
Opowiadając mi tę historię, kobieta wciąż jeszcze była wściekła. Na moje pytanie,
czy wyraźnie powiedziała koleżance, ze oczekiwała rewanżu, zamyśliła się głęboko. Nie,
nie zrobiła tego; przecież to oczywiste, że przyjacielska pomoc polega na wzajemności, a
ona nie będzie żebrać o coś tak oczywistego; to już by nie była żadna przyjaźń.
Moja odpowiedź, że wobec tego wszystko jest w porządku, bo najwyraźniej chciała
ten wieczór przyjaciółce podarować, trochę zbiła ją z tropu. Tak daleko – przynajmniej w
tym przypadku – by się nie posunęła. „W jakiś sposób jednak oczekuję wdzięczności.
Dopiero teraz widzę, że to właśnie o to chodzi. Nie chcę tylko dawać i dawać. Do tej pory
myślałam, że rewanż jest czymś oczywistym”. Niestety, nie jest.
Domagaj się rewanżu
Zastanów się, czy masz ochotę robić prezenty, czy wolisz wymianę usług. Odpowiedz
sobie na pytanie: Czy to, co robię dla kogoś, sprawia mi przyjemność, czy robię to chętnie,
czy raczej z oporami ( oczywiście można oczekiwać rewanżu również za to, co robi się z
przyjemnością )?
Za każdym razem, gdy będziesz chciała komuś pomóc, ale wcale nie
z potrzeby serca, albo kiedy wyświadczając „przyjacielską
przysługę”, poczujesz się nieswojo, musisz zadać pytanie, jaki
będzie rewanż.
Prawdziwa złość przychodzi na ogół dopiero później, kiedy brak równowagi staje
się wyraźny, gdy przez długi czas pomagałaś komuś i nie dostałaś nic w zamian, nawet
„dziękuję”.
Nie musisz niczego dawać, w każdym razie nie każdemu i nie w każdej sytuacji.
Pamiętaj, że w interesach obowiązuje zasada „coś za coś”, a kto ją narusza, nie może
liczyć na żadną pomoc.
Dbaj o taką równowagę we wszystkich dziedzinach: w pracy, w stosunkach z
kolegami, z sąsiadami, z dziećmi i z partnerem. Nawet w łóżku wzajemność jest ważną
sprawą, o ile nie podstawową. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Przy najlżejszym
podejrzeniu, że ktoś nie ma ochoty się rewanżować, czy wręcz wcale nie zamierza tego
robić, musisz zacząć o tym mówić bez ogródek. Chyba że chcesz być zawsze ofiarą, tą
głupią, tą, która się daje robić w konia. Z tym trzeba skończyć.
Jeżeli oczekujesz rewanżu, nawet z przyjaciółkami musisz zawierać „kontrakty”.
Zdanie: „Pamiętaj, jesteś mi coś winna” stawia sprawę jasno. I nie m się co obawiać, że
czymś takim narażamy na szwank naszą przyjaźń. Wręcz przeciwnie, jasne stawianie
spraw jest warunkiem większej otwartości we wzajemnych stosunkach. Nie pozwala na
narastanie cichych pretensji, zabójczych dla każdej przyjaźni.
Jeżeli za to, co robisz dla innych, nie dostajesz nic albo bardzo niewiele,
zadaj sobie pytanie: „Czego bym oczekiwała w ramach rewanżu?”, i
wyraźnie to powiedz swoim partnerom.
Zastanów się: „Komu pomagam? Komu wyświadczam przysługi? Jaką
pomoc dostaję od innych?”.
Pomagasz znajomym przy przeprowadzce albo remoncie.
- Kto w takich sytuacjach pomaga tobie?
Przy okazji zakupów często kupujesz coś dla innych.
- Kto ciebie pyta, czy czegoś nie potrzebujesz?
Nadkładasz drogi, żeby podwieźć czyjeś dzieci.
- Kto podwozi twoje?
Zapraszasz znajomych.
- Kto zaprasza ciebie?
Kserujesz i porządkujesz dokumenty za koleżankę.
- Kiedy ona pomaga tobie?
X razy wykonujesz nieprzyjemne prace.
- Kto ciebie wyręcza w takich zajęciach?
Kiedy trzeba, zostajesz w pracy wieczorami.
- Kto oprócz ciebie to robi?
Uzgadniasz z kolegami termin swojego urlopu.
- Kto pyta, kiedy ty chcesz wziąć urlop?
Jesteś gotowa zamieniać się dyżurami czy zmianami.
- Kto proponuje ci, że weźmie dyżur za ciebie?
Może właśni doszłaś do wniosku, że jesteś tą, która ciągle dokłada do interesu.
Może zauważyłaś, że są tacy, którzy zawsze tylko biorą, nic nie dając w zamian.
Jeżeli poczułaś się wściekła albo rozczarowana, wyładuj się, krzycz na cały głos,
jeśli masz taką potrzebę. Na razie w samotności, nie na innych, bo przecież oni jeszcze nie
zdążyli ci odmówić rewanżu. Później, kiedy się opanujesz, idź i powiedz im, dlaczego
jesteś wściekła.
Jak tylko znów będziesz w stanie spokojnie myśleć, weź się do
roboty: Zanotuj, co tak naprawdę myślisz, kiedy dajesz się uprosić o
jakąś przysługę, chociaż właściwie doskonale wiesz, że nie
doczekasz się za nią właściwego, a nawet żadnego odwzajemnienia.
Pamiętaj, że wymiana musi być uczciwa. Oczywiście nie chodzi o to, żeby się rewanżować
dokładnie tym samym. Rzecz w tym, by obie strony czuły równowagę między dawaniem i
braniem.
Ktoś, kto wie, że będzie musiał się zrewanżować, nie będzie tak skory do proszenia
o pomoc, jak ten, kto prawie wszystko dostaje za darmo.
W życiu zawodowym jesteś wynagradzana za swoją pracę, ale i tu muszą być
zachowane proporcje między pracą a płacą. Z dość szczególnym przypadkiem zetknęłam
się po moim spotkaniu autorskim w pewnym dużym mieście. Właścicielka sklepu z
tkaninami przysłała mi krótki list z kopią pisma, które dostała od swojej niedoszłej
pracownicy. Kobieta była oburzona proponowaną stawką godzinową w wysokości sześciu
euro. Powołując się na książkę „Grzeczne dziewczynki...” napisała, że nie może sobie
pozwolić na pracę za taką płacę, bo nie byłaby w stanie się utrzymać. Właścicielka sklepu
uznała jej odmowę za oznakę tego, „jak fałszywie może zostać zrozumiana pani cudowna
książka”. Zatrudniała już jedną pracownicę za sześć euro i oczekiwała z mojej strony
potwierdzenia, że autorka listu jednak przesadziła z wymaganiami. Była nieco zdziwiona,
że jestem przeciwnego zdania.
Przyznałam rację oburzonej dziewczynie, która domagała się godziwej stawki.
Inna sprawa, że powinna była działać sprytniej. Odrzucenie oferty było przede wszystkim
odruchem sprzeciwu. Mądrzej byłoby postawić swoje warunki, negocjować i wykazać
korzyści, jakie dałoby zatrudnienie drogiej, ale kompetentnej pracownicy.
Mów, czego chcesz
Stawianie żądań wymaga pewności siebie. Przychodzi bez większego trudu, jeśli się ma
władzę. Nam jednak chodzi o to, by umieć żądać także w wtedy, gdy się prawdziwej
władzy nie posiada.
Często proszę uczestniczki moich seminariów, by opisały lub odegrały sytuacje, w
których kogoś o coś proszą albo czegoś żądają. Większość z nich uświadamia sobie wtedy,
że proszą nawet wówczas, gdy im się zdaje, że żądają, a to, co miało być prośbą, trzeba
by raczej nazwać błaganiem. Właśnie dlatego tak rzadko dostają to, czego chcą.
Postępują tak, ponieważ się boją, że swoimi żądaniami i tak nic nie wskórają, a
tylko kogoś zdenerwują. Takie obawy są jednak całkowicie bezpodstawne.
Matka czternastolatka długo ze sobą walczyła, zanim powiedziała synowi, że
powinien więcej pomagać w domu. Odpowiedź była natychmiastowa i dla niej zupełnie
zaskakująca: „Mów mi, czego ode mnie chcesz. Przecież nie jestem jasnowidzem”.
Kobieta z niedowierzaniem zaczęła wyznaczać synowi zadania. I on je wykonywał.
Jasno i wyraźnie
Ogromnie ważne jest, by wyrażać się precyzyjnie. Kiedy poprosisz dziecko, żeby „trochę
zadbało o porządek”, z całą pewnością efekt będzie zerowy. Twoje żądanie musi być
sformułowane możliwie najkonkretniej : „Jak tylko skończysz odrabiać lekcje, schowaj
książki i zeszyty do szuflady”.
Partnerowi też przedstawiaj jednoznaczne wymagania. Pytanie: „Czy nie mógłbyś
dzisiaj odebrać dzieci?” prowokuje do szukania wykrętów i robienia uników. „Odbierz
dzieci z gimnastyki, bo ja nie mam czasu” albo po prostu: „bo nie mam ochoty” – załatwia
sprawę.
W sytuacjach służbowych jest identycznie. „Kto dzisiaj zostanie, żeby odbierać
telefony?” rzucone w przestrzeń z nadzieją, że znajdzie się ochotnik, przeważnie zostaje
bez echa. Lepiej powiedzieć wyraźnie: „Jana, proszę, żebyś dziś od 16 do 18 odbierała
telefony, ja muszę wyjść punktualnie”.
Odróżnij prośbę od żądania
Twój syn powinien uprzątnąć swoje rzeczy – żądasz.
Dzisiaj męża kolej w przywożeniu dzieci – żądasz.
Koleżanka powinna dyżurować przy telefonie – żądasz.
Teściowa ma wieczorem zająć się dziećmi – prosiz, dokładnie wyjaśniając, o co chodzi:
„Czy możesz zająć się dziećmi dzisiaj między ósmą a dziesiątą wieczorem?”.
Twoja przyjaciółka ma sprawdzić ortografię w twojej pracy dyplomowej – prosisz: „Praca
ma około 120 stron, za dwa tygodnie muszę ją złożyć. Czy miałabyś czas i ochotę w tym
tygodniu zrobić korektę?”.
Prosisz, jeżeli ta druga osoba nie ma wobec ciebie zobowiązań.
Prosisz, jeżeli sobie czegoś życzysz.
Ale:
Żądasz, jeżeli coś ci się należy.
Żądasz, jeżeli chcesz czegoś koniecznie.
Mówi się: CHCĘ
Kto prosi, zamiast żądać, nie powinien się dziwić, jeżeli spotyka się z natychmiastową
odmową. Kto prosi bez przekonania, też jest na ogół zbywany. Skąd osoba, do której się
zwracasz, ma wiedzieć, że naprawdę ci na czymś zależy, jeżeli nie widzi twojego
zaangażowania, twojej woli i siły perswazji?
Popracuj nad swoją siłą perswazji. Wewnętrzne „chcę” powinno być twoim
drogowskazem. Czy jakaś prośba czy żądanie zostanie spełnione, zależy w znacznym
stopniu od ciebie i tego, jak zostaniesz odebrana. Od twojego mocnego, stanowczego,
pełnego przekonania: „chcę”.
Jak dojść do mocnego „chcę!”.
Starannie zbierz wszystkie argumenty na poparcie swojej prośby czy
żądania. Uporządkuj je według ważności. Najlepszy argument zachowaj na
koniec, rozpocznij od drugiego co do znaczenia.
Przypomnij sobie wszystkie środki nacisku, jakie mogłabyś zastosować
( choć tak naprawdę powinnaś je stosować jak najrzadziej, a jeżeli, to w
formie aluzji ).
Zrezygnuj z płaczliwego moralizatorstwa. Ten środek wyrazu damskiej
sztuki przekonywania jest już przeżytkiem.
Wzmacniaj swoje „chcę!” stanowczymi myślami:
„Chcę tego koniecznie”.
„Będę walczyć jak lwica”.
„Tak długo będę zabiegać, aż to osiągnę”.
Takie zdania powinny ci towarzyszyć jak natrętna melodia.
Kiedy już dopniesz celu, oszczędź sobie kolejnych argumentów ( przyniosą
więcej szkody niż pożytku ). Ustal tylko: kiedy, jak, gdzie, jak często, jak
długo, ile. Żeby przypieczętować umowę.
Dla wielu kobiet oznacza to wejście w nową rolę. Może do tej pory myślałaś o
sobie: „Nie chcę być taka zawzięta i wojownicza”. Widzisz siebie jako osobę wyrozumiałą
i miłą i nie chcesz zmieniać tego wizerunku. Ale wygrywać być chciała! Chciałabyś więc
„zjeść ciastko i mieć ciastko” – a to jest niemożliwe.
Sprawdź się w nowej roli reklamując w sklepie wadliwy towar. Namawiaj innych,
motywuj: zachęć do wycieczki rowerowej, wizyty w muzeum, wypadu na weekend. Ale
podwyżki zażądaj dopiero wtedy, kiedy już dobrze opanujesz nowe techniki.
Kłóć się skutecznie
Kobiety często nie osiągają tego, na czym im zależy, bo nie chcą się kłócić. Utrzymują
sztuczną harmonię, która nikomu nie służy. Niechętnie włączają się w dyskusje na
gruncie zawodowym. To okropne, ale kobiety chowają się w cień, milkną, kiedy trzeba
głośno i dobitnie bronić swojego stanowiska w „ważnych sprawach”. Mężczyźni
systematycznie ćwiczą swoją siłę przekonywania, kobietom natomiast wydaje się, że spór
jest próbą rozłożenia przeciwnika na łopatki albo czczą gadaniną. Trzeba zerwać z takim
sposobem myślenia. Kobiety powinny wzbudzić w sobie większą wolę walki, także na
słowa. Niegrzeczne dziewczynki kłócą się chętnie i skutecznie.
Pokażę ci, jak stopniowo, krok po kroku, możesz do tego dojść. Zacznij od
słownych potyczek prowadzonych pół-żartem. Następnie polemizuj, niech to będą próby
siły twoich argumentów, poszukiwanie skutecznych sposobów przekonywania. Jeżeli
należysz do kobiet, które lubią i potrafią dyskutować, pierwsze kroki będą dla ciebie
przyjemną powtórką. Walka to już trudniejsza sprawa, musisz bowiem zgodzić się na
agresję, własną i przeciwnika. Wreszcie – ignorowanie. Łatwiej to powiedzieć niż zrobić.
Ale warto się nauczyć, bo to umiejętność bardzo przydatna w dyskusji.
Lepiej pół-żartem niż wcale
Jeżeli jeszcze nie masz doświadczenia w prowadzeniu sporów, powinnaś najpierw zacząć
kłócić się pół-żartem. I powolutku podkręcaj śrubę swojego sprzeciwu, zaostrzaj
konfrontację. Jeżeli na razie nie potrafisz zdobyć się na twarde, zdecydowane „nie”,
odpowiadaj ironicznie, w formie pytania: „A co będzie, jeżeli tego nie zrobię, jeżeli się nie
zgodzę?”. Albo: „Czy to naprawdę konieczne?”. Zdziwisz się, jak wiele osób potraktuje
taką odpowiedź poważnie.
Isa przez cztery lata chodziła ze swoim mężem Jurgiem do kręgielni. Robiła to
prawie w każdy czwartek, chociaż kręgle nudziły ją tak samo jak ludzie, których tam
spotykała. Prawdę mówiąc, szczerze nie lubiła kręgli, chociaż stały się już ich
czwartkowym rytuałem. Isa nie wiedziała, jak to powiedzieć Jurgowi. Bała sie, że go
obrazi. „Co byś powiedział, gdybyśmy raz zrobili coś innego, niż iść na kręgle?” –
zaproponowała pewnego dnia. Jurg uważał, że nie może sprawić zawodu znajomym z
kręgielni: „Właściwie to mi się też za bardzo nie chce, ale inni będą źli, jeśli nie
przyjdziemy!”. Chciał iść, nie było co do tego wątpliwości. „A co zrobisz, jeżeli ja nie
pójdę?”. Jurg nie był przyzwyczajony do sprzeciwu, do tej pory Isa zawsze mu
ustępowała. Zmarszczył czoło dokładnie tak jak przed „poważną rozmową” z dziećmi. A
Isa rzuciła spokojnie i z uśmiechem: „Tak, chyba zostanę w domu!”. Widziała, że Jurg
walczy ze sobą. Wstał, obszedł stół dookoła, z powrotem usiadł i postanowił: „To ja też
nie pójdę!”. Isa osłupiała. Nie traktowała tego wszystkiego aż tak poważnie, ale była
zadowolona, że wystarczył tylko lekki sprzeciw, by mogła spokojnie posiedzieć wieczorem
w domu.
Takich sytuacji nie bierz również wewnętrznie bardzo serio. Dzięki temu
zachowasz większy spokój, nawet wówczas, gdy dojdzie do napięć i rozdźwięków. A kiedy
dobrze opanujesz żartobliwy opór, przestań grać i pokaż, jak bardzo ci na czymś zależy.
Mów wówczas poważniej, pozwalaj sobie na okazywanie zdenerwowania. I ćwicz odwrót
bez utraty twarzy: „No dobrze, dzisiaj mogę się na to zgodzić, i tak nie mam nic lepszego
do roboty”. Stopniowo przygotowuj się do następnego etapu.
Odbijaj słowne piłeczki
Polemika to wyższa szkoła prowadzenia sporów czy, jak kto woli, słownych potyczek.
Jeżeli do tej pory bałaś się stanąć do tej walki, musisz mieć czas, żeby się jej nauczyć.
Czeka cię mnóstwo niespodzianek. Wielu pięknie brzmiących argumentów nie warto
nawet brać pod uwagę. Posłuchaj uważnie, a sama się zorientujesz, że to tylko puste
słowa, nic więcej.
Kobiety często unikają polemicznych starć. Boją się, że nie nadążą intelektualnie,
że nie dorównają swojemu rozmówcy, biegłemu w stosowaniu demagogicznych chwytów,
wybiegów myślowych i w krasomówstwie. Może i ty masz podobne obawy. Jeśli tak,
polecam polemikę nie całkiem serio.
Zacznij od pytań w rodzaju:
„Jesteś pewny?”
„Czy możesz mi to wyjaśnić jeszcze raz?”
Udawaj zaciekawioną:
„Chciałabym dokładniej zrozumieć, co chcesz przez to powiedzieć. Czy możesz mi
to wyjaśnić jeszcze raz?”.
Swój przeciw też możesz ubrać w formę pytania:
„Nie sądzisz, że może być inaczej?”
„Zastanawiam się właśnie, czy przeciwko twojej opinii nie przemawia fakt, że...?”
Jeśli miałabyś ochotę wykorzystać przy tym swój talent aktorski, zagraj „żądną
wiedzy uczennicę”. Zachowuj się tak, jakby to, co ma do powiedzenia twój „nauczyciel”,
było dla ciebie niezmiernie ważne. Nawet mu do głowy nie przyjdzie, że chodzi ci
wyłącznie o poznanie jego sposobu argumentowania.
Kiedy zadawanie pytań nie będzie ci już sprawiać najmniejszej trudności,
wzmocnij opór. Zastosuj uniwersalną formułę osłabiającą przeciwnika:
„To mnie nie przekonuje!”
Ćwicz retorykę. Wypowiadaj się w sposób skomplikowany. Długie zdania z całymi
ciągami poplątanych argumentów są fantastycznym sposobem na sprawdzenie i
osłabienie przeciwnika.
Bardzo skuteczną metodą doskonalenia swojej sztuki przekonywania jest
korzystanie z dobrych wzorów. Notuj w pamięci chwyty retoryczne, celne riposty,
dowcipne zwroty. Cokolwiek ci się spodoba, stosuj na własny użytek. W swoją
argumentację włączaj też racje oponenta: „Oczywiście, ma to swoje wady ( tu podajesz
argumenty przeciwnika ), ale zalet jest więcej ( i wymieniasz swoje ) ”.
Nieuczciwe chwyty retoryczne
Część twoich rozmówców na pewno spróbuje odebrać ci pewność siebie, stosując
nieuczciwe chwyty retoryczne. Na pierwszy rzut oka trudno je rozpoznać.
Niektóre opinie przedstawiane są jako oczywistości niewymagające żadnego
uzasadnienia. Chodzi o to, żebyś nie zauważyła, że nie ma argumentów na ich poparcie. W
takiej sytuacji powinnaś się upierać, by ci je podano.
Oto kilka przykładów dobrych odpowiedzi na nieuczciwe argumenty. Niegrzeczne
dziewczynki znajdą w nich inspirację, z której skorzystają w stosownym momencie.
Twierdzenia bez uzasadnienia:
„To chyba nie wymaga uzasadnienia”.
„Ale dla mnie jest to wciąż niejasne. Lepiej powiedz mi, co na ten temat myślisz”.
Albo: „Owszem, wymaga!”.
„Przecież to jasne jak słońce”.
„Dla mnie nie jest to jednoznaczna sprawa”.
„Przecież to logiczne”.
„Ja to inaczej widzę, wytłumacz mi, co twoim zdaniem jest w tym logicznego”.
Pytania, które mają cię onieśmielić:
„Skąd ty to wszystko wiesz?”
„Dowiedziałam się”.
„Jak myślisz, co ludzie powiedzą na twoją propozycję?”
„Zgodzą się ze mną”.
Pozorna zgoda:
„Oczywiście, że masz rację. Jednakże...”
„Powiedz konkretnie, w czym się ze mną zgadzasz?”.
„Tak, ale...”
„Co masz na myśli, mówiąc ‘tak’?”.
Podważanie kompetencji:
Twój rozmówca odmawia ci kompetencji. Robi to na różne sposoby:
„Ty się na tym nie znasz”
„Przecież brakuje ci doświadczenia, żeby...”
„Nawet nie wiesz, o czym mówimy!”
Twoja odpowiedź może być tylko jedna:
„Zajmowałam się tym, mam już swoje lata, mam wystarczająco duże
doświadczenie i wiem, czego chcę!”.
Próby udowadniania swojej wiedzy, znajomości rzeczy i kompetencji nie mają
żadnego sensu.
Jak się bronić przed nieuczciwymi argumentami:
Większość takich argumentów należy ignorować.
Nigdy nie odpłacaj pięknym za nadobne.
Bądź rzeczowa.
Nie odchodź od tematu.
Ważne:
Zastanów się, jaką reakcję miały w tobie wywołać te chwyty.
Nie daj się wytrącić z równowagi.
Reaguj na komunikat między wierszami. Na insynuacje odpowiadaj: „Jest mi
bardzo przykro. Ty coś sugerujesz, a ja mogę jedynie snuć domysły. Proszę,
powiedz otwarcie, o co ci chodzi!”.
Nie wymagaj entuzjazmu
Sztuka przekonywania wymaga zebrania argumentów, zdolności przewidywania
kontrargumentów oraz ustalenia hierarchii własnych racji. Dyskusje często rozbijają się o
to, że jedna strona usiłuje zmusić drugą, by przyjęła jej punkt widzenia całkowicie i bez
zastrzeżeń. Jeżeli zależy ci, by mąż zgodził się na twoje plany urlopowe, powinno ci
zupełnie wystarczyć, jeżeli odburknie: „No, niech ci będzie”. Nie wymagaj, żeby
wygłaszała peany albo skakał z radości.
Kobiety mają skłonność do wycofywania się, jeśli druga strona nie okazuje
wielkiego entuzjazmu. Nawet dość zaawansowane niegrzeczne dziewczynki szybko
rezygnują, gdy nie widzą u partnera zachwytu dla swoich pomysłów. Trzeba się tego
oduczyć.
Inną szkodliwą zabawą jest uporczywe mnożenie argumentów, kiedy przeciwnik
już dawno przyznał ci rację albo zgodził się na twoją propozycję. Kobiety potrafią ciągnąć
to tak długo, aż ich rozmówca – próbując wreszcie przerwać dyskusję albo dlatego, że
stał się nieufny – wycofa swoją zgodę.
W wielu sytuacjach zupełnie wystarczy, jeśli ktoś godzi się bez większego
przekonania. Dalsze naleganie tylko osłabia naszą pozycję, odbiera wiarygodność,
powoduje, że przestajemy być traktowane poważnie. Lepiej się skupić na
wyegzekwowaniu tego, co zostało obiecane, dopilnować, by partner dotrzymał słowa, nie
wykręcał się z odpowiedzialności, tylko zajął się tym, do czego się zobowiązał. Musisz
twardo obstawać przy tym, żeby dotrzymał obietnicy, nawet jeśli nie była całkiem po jego
myśli.
Krystyna, nauczycielka z niedużego miasteczka, chce zabrać swoją klasę na
tygodniową wycieczkę do wielkiego miasta. Właściwie wszystko jest już załatwione,
rodzice są za, fundusze zapewnione, szkoła nie musi dopłacać ani grosza. Brakuje tylko
zgody dyrektora. Kiedy Krystyna zaczyna wyjaśniać mu sprawę, dyrektor, chyba trochę
znudzony, mówi: „No, przecież wszystko jest jasne”.
W takiej sytuacji Krystyna powinna była powiedzieć: „Czyli pan się zgadza”, i
wyjść z gabinetu. Ale ona nie spodziewała się, że dyrektor od razu wyrazi zgodę.
Znudzony ton i gest znużenia interpretuje jako krytykę i oczekiwanie wyjaśnień. Chce go
przekonać, potrzebuje przecież poparcia dyrektora dla swoich pomysłów. Z detalami
opowiada swój plan. Również to, że zamierza iść z dziećmi do dyskoteki i pokazać im
narkomanów. W tym momencie dyrektor wychodzi z siebie, krzyczy, że o czymś takim nie
może być mowy, że zabrania tej wycieczki. I pomysł pada. A szkoda.
Biorę, co chcę... siłą
Teraz dopiero przejdziemy do spraw, o których większość kobiet wręcz boi się pomyśleć.
Walczyć o coś, nie popuszczać, zabiegać, pokonywać różnego rodzaju opory, pogodzić się
z przegraną drugiej strony – to dla nich sytuacje trudne do wyobrażenia.
Najskuteczniej walczy ten, kto ma głębokie przekonanie do swoich racji. Walczy,
czyli sięga po wszystkie możliwe środki i nie szczędzi sił. Kiedy zajdzie potrzeba, nie
wahaj się więc podnieść głosu, zrobić złej miny czy użyć argumentu poniżej pasa. Pozwól
sobie na środki, jakich byś nie użyła w kulturalnej dyskusji.
Jeżeli jeszcze nie potrafisz swobodnie okazać gniewu, woli walki czy determinacji,
powtarzaj sobie:
„Jestem bardzo zła!”
„Nie ustąpię!”
„To dla mnie bardzo ważne!”
Pierwsza odmowa ze strony przeciwnika to dla wojowniczki jedynie gong
zapowiadający kolejną rundę, nic więcej.
Anna Maria chciała chodzić z Szymonem na kurs samby. On nie miał ochoty, szukał
wymówek, proponował częstsze wypady do kina albo restauracji. Ale Anna Maria
doskonale wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie, bo w natłoku codziennych spraw Szymon
zapominał o takich luźnych planach. Zależało jej, żeby regularnie robili coś razem, już od
dawna myślała o sambie. Wierciła mu dziurę w brzuchu, nie dawała spokoju. Mówiła mu,
że jest gnuśnym egoistą bez inicjatywy. Groziła, że będzie tańczyć sama albo z kimś
innym. Wyznaczyła ostateczny termin: „Jeżeli do poniedziałku się nie zdecydujesz,
zaczynam bez ciebie”. Znalazła właściwą formę – między twardym ultimatum a ironiczną
prowokacją. Wreszcie Szymon się zgodził: „Przecież inaczej nie dasz mi spokoju”.
Anna Maria miała rację, w takiej sytuacji presja nie jest szkodliwa. Szkodliwy jest
związek, w którym partnerzy mają ze sobą niewiele wspólnego. Jeżeli partner wciąż
ucieka przed wspólnymi zajęciami, zostaje tylko jeden sposób: robić mu o to piekło.
„Niektórym mężczyznom jest ono potrzebne do szczęścia” – twierdzi Anna Maria.
Być może właśnie w tej chwili zdałaś sobie sprawę, że to, co naprawdę lubisz,
często robisz sama, bez partnera. Znaczy to, że wasz związek jest pozbawiony istotnego
waloru i że koniecznie powinnaś to nadrobić, skłaniając go do wspólnych zajęć.
A kiedy już uda ci się gdzieś go wyciągnąć, bądź prawdziwą zwyciężczynią:
żadnych wymówek, żadnych roszczeń, żadnego zrzędzenia. Ciesz się, że jest z tobą i
postaraj się, żeby obojgu wam było miło. Oszczędzaj siły, bo on na pewno będzie
próbował zrejterować. Gdy zacznie marudzić, znów musisz stać się bezkompromisowa:
„Chcę się dzisiaj dobrze bawić. Jeżeli nie możesz powstrzymać się od gderania albo masz
ochotę się mścić, to lepiej idź do domu. Nie dam sobie zepsuć tego wieczoru, mogę
tańczyć z innymi. Wolałabym z tobą, ale i bez ciebie dam sobie radę”.
Nieustępliwość konieczna jest również w pracy. Pewna pracownica banku skarżyła
się: „Zawsze to spada na mnie. Tylko ja muszę siedzieć w okienku prawie przez cały czas”.
Nie mogła się z tym pogodzić, uważała, że to ogranicza jej zawodowy rozwój. Przyznałam
jej rację. Ma prawo sprawdzić się w innych sytuacjach, pokazać, co potrafi, poprawić
swoje szanse na awans. Była kompetentną, chociaż niezbyt śmiałą kobietą. Namawiałam
ją, by twardo domagała się przydzielenia innych zadań. Prośbami i delikatnymi
rozmowami nic przecież nie wskórała, musi wreszcie ostro walczyć o swoją szansę.
Poprosiła o rozmowę z szefem – bez rezultatu. Rozmawiała z dyrektorem oddziału
– odesłał ją z powrotem do kierownika. Wtedy poinformowała o wszystkim radę
zakładową i dział personalny. W końcu przeprowadziła jeszcze jedną rozmowę z szefem.
Mówiła z pasją: „Nie dam za wygraną, dopóki nie będę mogła pracować i jako kasjerka, i
jako doradca – jak wszyscy inni. Nie chcę tylko gnić w okienku. Pan ma obowiązek dać mi
takie same szanse podnoszenia kwalifikacji jak kolegom. Jeżeli umożliwi mi pan zbieranie
różnych doświadczeń, skorzystamy na tym oboje. Zamierzam tak długo tu przychodzić i
żądać zmian, aż dostanę to, co mi się należy”.
Kierownik nie mógł oprzeć się determinacji tej kobiety. Dzisiaj jest ona
indywidualnym doradcą i ma swój własny pokój w jednym z większych oddziałów banku.
...i sposobem
W żadnej sytuacji nie powinnaś zapominać o możliwych korzyściach. Jeśli przy większym
zakupie przegapisz szansę uzyskania rabatu, stracisz nie tylko pieniądze, ale i świetną
okazję ćwiczenia umiejętności dopinania celu.
Wyrafinowanie i spryt oraz zdolności aktorskie pomagają dostać to, czego się chce.
Znając czy przeczuwając mocne i słabe strony drugiej osoby, można skorzystać z tej
wiedzy z pożytkiem dla siebie.
Jeżeli mężczyzna, który ci się podoba, ma psa, możesz pogłaskać zwierzątko,
podrapać za uchem. To przecież doskonała okazja, by bliżej poznać właściciela.
Jeżeli nawiążesz rozmowę z sąsiadem złotą rączką i mimochodem napomkniesz o
swoim zepsutym kranie, a on go naprawi – punkt dla ciebie.
Jeżeli chcesz awansować i starasz się nawiązywać dobre kontakty z innymi
działami, z filiami, dostawcami i klientami, postępujesz bardzo zręcznie. Im więcej znasz
ludzi, bo ucięłaś sobie z nimi miłą pogawędkę, z tym większym prawdopodobieństwem
zostaniesz wzięta pod uwagę, gdy w firmie będą obsadzane wyższe stanowiska.
Dopuszczalne, i bardzo skuteczne, są też mniej uprzejme metody. Wywrzyj na
kogoś presję, żądając rozmowy z jego szefem. Okaż swoją złość, by po chwili się
opanować – gra nastrojami to elegancki sposób prowadzenia walki.
Ale ordynarne oszustwa czy grożenie przemocą są niedopuszczalne. Wredne
manipulacje prowadzone za plecami przynoszą same szkody. Działania niezgodne z
prawem w ogóle nie wchodzą w grę.
Na ile trzeba się liczyć z innymi?
Być może czytając poprzedni rozdział, pomyślałaś sobie: „to nie fair”. Wiele kobiet uważa,
że wykorzystywanie cudzych słabości dla własnych korzyści jest niegodziwe. Zajmijmy się
więc kwestią: „Na ile powinnam liczyć się z innymi?”.
Kobiety zawsze i wszędzie za bardzo przejmują się cudzymi potrzebami.
Nazywam to niewczesnym poświęceniem. Na ogół ludzie oczekują otwartości i
uczciwości, a w razie czego pomocy i wsparcia, ale przecież nie poświęceń, o które nie
proszą. Nie bierzemy pod uwagę, że poświęcając się dla kogoś, kto tego wcale nie
potrzebuje, w gruncie rzeczy okazujemy mu lekceważenie.
Oczywiście, pomagamy wnieść wózek inwalidzki do autobusu, przejść przez ulicę
niewidomemu, kruchej staruszce na ruchomych schodach czy małemu dziecku, które się
zgubiło. Ale nie musimy znosić niczyjej niepunktualności, gnuśności czy braku inicjatywy.
Dorosły człowiek ponosi odpowiedzialność za to, co mówi, szuka kompromisów albo
nowych rozwiązań i nie powinien być upupiany pobłażliwością.
Zignoruj to!
Na moich warsztatach asertywności namawiam uczestniczki, żeby ćwiczyły sztukę
ignorowania. Bardzo trudno jest nie reagować na zaczepki: ograniczyć się do wymownego
spojrzenia, kiedy ktoś opowiada głupstwa o „kobiecej logice”, zostawić bez komentarza
czyjeś powątpiewanie w nasze fachowe kompetencje albo skwitować wzruszeniem
ramion docinki spowodowane tym, że zmieniłyśmy zdanie.
Jeżeli nie chcesz tracić sił w bezsensownych potyczkach prowadzących donikąd,
ignoruj wszystko, co nie ma bezpośredniego związku z przedmiotem dyskusji. Jedyną
reakcją może być krótkie i ostre stwierdzenie: „Do tego poziomu się nie zniżę!”, po czym
powinnaś natychmiast wrócić do sedna sprawy.
W jakiejś publicznej dyskusji ktoś chciał zbić z tropu dziennikarkę, zadając jej
pytanie: „Co pani właściwie studiowała?”. Jej riposta była znakomita: „Słowo na
niedzielę!”.
Kiedy nauczysz się ignorować głupie zaczepki, znajdą się tacy, którzy powiedzą, że
jesteś zimna i zarozumiała, albo zaczną cię atakować bez pardonu. Nie przejmuj się, nie
zwracaj na to uwagi – to tylko potwierdzenie skuteczności twojej taktyki.
Złość piękności nie szkodzi
Kłótnia jest jak burza, oczyszcza atmosferę. Każda kobieta zna to powiedzenie, ale
niewiele z nas wykorzystuje te oczyszczające właściwości. Jeśli się całymi dniami, a
nawet tygodniami chowa w sobie złość, frustrację czy rozczarowanie, wewnętrzne
napięcie staje się po prostu nie do zniesienia. Każde otwarcie wentyla powoduje małą
eksplozję.
W stosunkach z partnerem jest na to tylko jedna dobra metoda, niestety rzadko
stosowana: otwarcie mówić, co nas denerwuje, i to w taki sposób, by pokazać siłę
wewnętrznego napięcia. Druga strona powinna je widzieć, słyszeć i czuć. Delikatne
dawanie do zrozumienia jest kapitulacją albo zamazywaniem problemu.
Żyjemy w kulturze, która tępi przejawy agresji, zwłaszcza ze strony kobiety.
Tymczasem gniew jest wyjątkowo silnym uczuciem, nie można go stłumić. To mocny
sygnał i, o czym na ogół zapominamy, silne źródło energii. Kobiety, które nie pozwalają
sobie na okazywanie gniewu, odbierają sobie siły i próbują rzeczy niemożliwej:
zaprzeczyć własnemu odczuciu.
Złości czy gniewu nie da się stłumić, tak samo jak głodu, pragnienia czy odczucia
zimna. Jedynym wyjściem jest poczuć swoją agresję i zareagować na nią. Kiedy jestem
głodna, jem, kiedy marznę, ubieram się cieplej. Kiedy jestem wściekła albo agresywna,
zastanawiam się, co mi ta złość mówi:
Co właściwie mnie denerwuje?
Czy zostałam zraniona?
Czy ktoś rzucił mi kłody pod nogi?
Czy nie mogłam zrealizować moich pragnień?
Kto jest winien?
Agresywne uczucia trzeba wykorzystywać jako źródło energii.
Dobrze jest spuścić troszeczkę pary, jeżeli służy to aktywności. Odpowiednia
dawka agresji jest pomocna, kiedy trzeba stawiać żądania, odrzucać prośby, dopinać
swego.
W gniewie i agresywności nie wolno przebierać miary. Jeżeli chcesz być silniejsza,
zapanuj nad wewnętrznym napięciem. Uprzytomnij sobie, co cię denerwuje. Pozwól, żeby
poziom złości podniósł się jeszcze odrobinę. Jeżeli poczujesz, że możesz stracić kontrolę
nad sobą, powściągnij emocje. Zrób głęboki wydech, przejdź się parę kroków.
Dopiero wtedy dobrze wykorzystaj zgromadzoną energię. Najgorsze byłoby
tłumienie agresji. Nie tylko dlatego, że to marnowanie własnych sił. Chodzi o to, że
wyparta agresja kieruje się do wnętrza, gromadzi i w którymś momencie wybucha jak
wulkan, w sposób niekontrolowany. Może też wywoływać choroby.
Niestety, w powszechnym rozumieniu irytacja i gniew kojarzone są z takimi
niekontrolowanymi wybuchami, a wobec tego uważane za siły niszczące. Tymczasem
jeżeli uświadamiamy sobie kiełkowanie gniewu i taktujemy go jak sygnał, powstaje
życiodajna energia, niemająca nic wspólnego z przemocą, chęcią zranienia kogoś czy z
wrogością. To jest nasza siła i determinacja. Pozwala pokazać delikwentowi, jak głęboko
jesteśmy oburzone jego postępowaniem, jak mocno czujemy się pokrzywdzone i jak
nieustępliwie będziemy domagać się zmian. Właściwie ukierunkowana agresja dostarcza
energii, dzięki której znajdujemy rozwiązania konfliktów.
Maria była spokojną, opanowaną pięćdziesięciolatką, „od dziesięcioleci
przyzwyczajoną nie otwierać buzi”. Zachowała jednak wewnętrzny opór. Przyszła do mnie
po poradę jako wdowa i matka „rozpuszczonego synalka”, któremu zawsze dogadzała jak
tylko mogła. „Nadal mieszka ze mną, z coraz to inną dziewczyną. Traktuje mnie jak
gosposię”. „Czy powiedziała mu pani kiedyś, że powinien się wyprowadzić?”. „Nie”. „Czy
okazuje mu pani niezadowolenie, kiedy traktuje panią jak służącą?”. „Nie, właściwie nie”.
„Czy chciałaby mu pani to powiedzieć?”. „Boję się, że jak tylko zacznę o tym mówić, to tak
się rozwścieczę, że z miejsca wyrzucę go z domu!”. Zaproponowałam, żeby mimo
wszystko porozmawiała z synem.
Maria nazwała później tę rozmowę generalnym rozliczeniem. Do tej pory bała się
jego podniesionego głosu, wystarczyło, że grubiańsko burknął: „Nie rób cyrku”, a ona
ustępowała. Tym razem było inaczej. Dała upust złości gromadzonej przez wiele lat.
Przypomniała sobie najróżniejsze żale i wszystko synowi wygarnęła. Wielkiego wrażenia
to na nim nie zrobiło, nie zanosiło się, by miał dać za wygraną. Odpowiedział matce, że
przecież nikt jej nie kazał tego wszystkiego robić, więc sama jest sobie winna. Tego już
było jej naprawdę za wiele. Miotając się między rozpaczą a świętym oburzeniem,
wyrzuciła z siebie: „Masz trzy togodnie, żeby sobie znaleźć jakieś mieszkanie, potem
możesz tu przychodzić tylko na kawę”. Na tym zakończyła rozmowę.
„Od lat już nie czułam się taka wolna” – wyznała mi przy następnym spotkaniu.
Syn wyprowadził się obrażony i nie odzywał się do niej przez sześć miesięcy.
Skomentowała to jednym zdaniem: „Gdyby mu się źle działo, pojawiłby się na pewno!”.
Ważne jest, by gniew, zdenerwowanie czy niechęć uświadamiać sobie bardzo wcześnie.
Pierwsze oznaki to:
trudności z wysłuchaniem rozmówcy,
napięty kark,
zaciśnięte zęby,
bębnienie palcami,
drganie mięśni stopy lub ręki,
zaciśnięte powieki.
Im wcześniej uświadomisz sobie swoje agresywne uczucia, tym łatwiej ci będzie
przekształcić je w sensowne działania.
Nie bądź zawzięta
Sama agresja nie jest jeszcze dowodem samodzielności, zadowolenia z życia ani
dojrzałości. Po świecie chodzą różne wściekłe sekutnice i nastroszone kury bojowe. Wcale
im nie zależy na porozumieniu z kimkolwiek. Poznać je można po tym, że ciągle się o coś
czepiają, z zasady mówią „nie” i są demonstracyjnie agresywne. Po prostu czują przymus
sprzeciwiania się wszystkiemu i mówią „nie”, nawet gdy czują „tak”. Zgoda wydaje im się
tak niebezpieczna jak pierwsza kropla alkoholu dla niepijącego alkoholika. Oznaczałaby
przecież zdradę samej siebie, zburzenie wytyczonych granic. Te „bojowniczki” zawsze
trzymają się na dystans, walczą przeciw wszystkim i wszystkiemu. Tylko nigdy nie walczą
o siebie.
Najpierw konfrontacje, potem negocjacje
Zachowanie jasności umysłu nawet w trakcie najgorszej awantury wymaga dobrego
przygotowania.
Najpierw powinnaś nauczyć się dyskutować, swobodnie, głośno, może nawet
niezbyt uprzejmie. Potem opanuj pokojowe metody rozwiązywania konfliktów, które
zamierzam ci przedstawić. Pamiętaj o jednym: jeżeli druga strona wyczuje, że boisz się
konfrontacji, pokojowymi metodami też nic nie wskórasz. Jak zawsze w życiu obowiązuje
zasada: najpierw konflikt, potem pojednanie, a na końcu spokojne negocjacje.
Z zasadami na ring
Spór może być konstruktywny, jeżeli jest prowadzony z poszanowaniem pewnych zasad.
Najważniejsza dotyczy linii pasa, to znaczy granicy bólu, która nie może być przekraczana,
ani w stosunku do ciebie, ani przez ciebie, kiedy atakujesz drugą osobę.
W konstruktywnym sporze trzeba unikać ciosów poniżej pasa. Obowiązuje zasada
fair play.
Granica bólu nie może być ustawiona ani za wysoko, ani za nisko. Jeżeli jest
bardzo wysoko, każdy cios ląduje poniżej, co nie daje szans na owocny spór. Z mimozą nie
można się kłócić. Tak samo jak z twardzielami, którzy udają, że w ogóle nie odczuwają
bólu, których nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi i do których po prostu nie
sposób trafić.
Oczywiście, kiedy pisząc o sporach, mówię o ciosach i obrażeniach, mam namyśli
tylko i wyłącznie ataki słowne. Fizyczne rozprawy są absolutnie niedopuszczalne. Prawie
zawsze zabijają związek.
Oczyść pole
Ważna funkcja kłótni polega na tym, by ujawnić nagromadzone emocje i odreagować je.
Udaje się to tylko wtedy, gdy pozwalamy sobie na podnoszenie głosu i nie boimy się
mocnych słów. Obie strony potrzebują takiej swobody. Nie ma czegoś takiego jak
pokojowa kłótnia. Każdy ma prawo uwolnić nagromadzone frustracje, zakląć i walnąć
pięścią w stół. Daj sobie i swojemu partnerowi prawo do wyładowania się. Każdy ma
prawo powiedzieć, że go drugi straszliwie zdenerwował, wyrazić, co mu się nie podoba.
Kto tego nie wytrzymuje, za wysoko ustawił swoją granicę bólu. Na tym etapie nie chodzi
o wyjaśnianie.
Dopiero kiedy nawzajem ustalicie swoje granice bólu i zgodzicie się co do tego, że
wewnętrzne napięcia muszą znaleźć ujście, powstanie atmosfera pozwalająca na
wymianę informacji o tym, co wam przeszkadzało, co sprawiło ból, w jakich sprawach
macie całkowicie odmienne zdanie.
Jednakże nawet najdoskonalsza kultura prowadzenia sporów nie sklei tego, co
wyraźnie pękło. Niektóre kłótnie odsłaniają smutną prawdę: pęknięcie jest tak głębokie,
że niczego już się nie da skleić. Może dlatego właśnie ludzie tak bardzo boją się
konfliktów, nawet prowadzonych całkiem fair. Przepaści nie da się zasypać słowami.
Kłótnia może być ostatecznym zakończeniem długo nabrzmiewającego procesu.
Powinnaś pamiętać o dwóch ważnych rzeczach:
Kto odwleka rozstanie albo liczy na poprawę, chociaż nic nie
zapowiada jakichkolwiek zmian, tylko traci czas i marnuje szanse.
Cierpliwe wyczekiwanie nigdy nie prowadzi do zmian. Zmiany
zachodzą, gdy pojawiają się żądania i dochodzi do konfrontacji.
Wysyłaj „komunikaty ja”
Druga ważna zasada uczciwej konfrontacji brzmi: „Mów o sobie!”. Thomas Gordon
stworzył pojęcia „komunikat ja” i „komunikat ty”. Proponuje, by mówić tylko o swoich
odczuciach.
Zamiast „Zdenerwowałeś mnie, kiedy...” powiedz: „Zdenerwowałam się, kiedy...”
Zamiast „Zraniłeś mnie...” powiedz: „Poczułam się zraniona...”
Zamiast „Ty mnie nie rozumiesz!” powiedz: „Czuję się niezrozumiana, kiedy...”
Ta pozornie tylko gramatyczna zmiana ma decydujący wpływ na sens wypowiedzi.
„Komunikaty ja” sprawiają na odbiorcy wrażenie pożytecznej informacji. „Komunikaty ty”
są odbierane jako karcące i pogardliwe, odczuwa się je jako kolejną prowokację, działają
więc destrukcyjnie. Wywołują u rozmówcy odruch samoobrony i przekory. „Komunikaty
ja” natomiast podwyższają gotowość do podjęcia konstruktywnego dialogu.
Skuteczna krytyka
Najtrudniejszy w konstruktywnym sporze jest ten moment, kiedy trzeba drugą stronę
skrytykować, ale tak, by jak najmniej popsuć wzajemne stosunki.
Krytykując, trzeba szczególnie uważać, by nie stosować „komunikatu ty”. Nie
mniej ważne jest uznanie faktu, że ten, kto krytykuje, z reguły ma jakiś problem. Coś mu
przeszkadza, chciałby coś zmienić. Dlatego każda krytyka w partnerskim układzie
powinna zaczynać się od wyznania „Mam taki problem...”.
Najspokojniej jak umiesz opowiedz, z czego jesteś niezadowolona: „Kiedy
wstajemy od stołu, ty od razu siadasz przed telewizorem, a ja muszę sama sprzątać po
kolacji”.
Następna część krytyki ma decydujące znaczenie. Krytykowany powinien wiedzieć,
jakie uczucia w tobie wywołuje: „Denerwuje mnie to!”. Teraz, wciąż powściągając emocje,
wyjaśnij, jakie skutki wywołuje krytykowane zachowanie: „Potem długo nie mogę się
uspokoić. Nie sprawia mi przyjemności siedzenie przy tobie ani nie potrafię z tobą
spokojnie rozmawiać”.
Kiedy już będzie jasne, jakie są twoje oczekiwania w stosunku do krytykowanej
osoby, może zacząć się dialog. Jeżeli nie dojdziesz do porozumienia, powinnaś go
przerwać: „Skoro nie możemy się porozumieć, w przyszłości będę robić kolację tylko dla
siebie i tylko dla siebie nakrywać do stołu”. Starannie przemyśl swoją groźbę, bo jeśli coś
zapowiesz i tego nie zrobisz, całkowicie stracisz wiarygodność. Twoje szanse, żeby
postawić na swoim, spadną do zera.
Model czworga uszu
Konstruktywny spór zaczyna się od słuchania. Musisz rozumieć, co chce powiedzieć twój
„przeciwnik”. Posługując się przedstawionym tu modelem, spróbuj ustalić, czy jest to coś,
o co warto się kłócić.
Friedemann Schulz von Thun opracował model, który pomaga zrozumieć problemy
komunikacji między ludźmi. Nazywany jest on modelem czworga uszu.
Słysząc wypowiedź, możesz ją zrozumieć na cztery różne sposoby, niejako
usłyszeć czworgiem różnych uszu.
Uchem rzeczowym odbieramy pierwszą, czysto rzeczową warstwę wypowiedzi. To,
co byśmy rozumieli, traktując ją zupełnie neutralnie.
Uchem nastawienia słyszymy drugą warstwę – komunikat o nastawieniu
mówiącego. Mówiący ujawnia swoje samopoczucie. Ty interpretujesz je jako pośredni
komunikat o sobie: czy jest w złym humorze, czy przekazuje informacje niechętnie, czy z
ochotą itd.
Uchem relacji odbierana jest warstwa trzecia, dotycząca wzajemnych stosunków:
czy mówiący jest na nas zły, nawet jeśli mówi o czymś zupełnie innym, czy nas lubi, czy
mu przeszkodziliśmy, czy raczej sprawiliśmy przyjemność, a może wcale go nie
obchodzimy.
Czwartą warstwę wypowiedzi: do czego wzywa nas, o co apeluje nasz rozmówca –
odbieramy uchem wezwania. Zwykle jest to wezwanie do jakiegoś działania.
Używaj wszystkich czworga uszu
Właściwie cały przekaz, we wszystkich jego warstwach, powinien być odbierany zgodnie
z intencjami mówiącego, ale jak wiemy, odbiór może nie mieć nic wspólnego z tymi
intencjami.
Pouczający jest przykład zdania: „Kubeł na śmieci jest pełny”. Większość ludzi
reaguje na nie jak na prośbę o wyniesienie śmieci. Odpowiadają „tak”, „nie” albo „to sam
( sama ) je wynieś!”. Reagują na wezwanie, którego nikt nie wyartykułował. Słuchają
swoim uchem wezwania.
Nie musi to być wcale właściwa interpretacja. Przekonamy się o tym obserwując
osobę, która słucha tylko uchem rzeczowym. Taka osoba odpowie po prostu: „Tak,
widziałam”. Oczywiście taka odpowiedź nie prowadzi do żadnego działania. Kubeł
zostanie tam, gdzie stał.
Ktoś, kto słucha wyłącznie uchem nastawienia, mógłby odpowiedzieć: „Chyba
jesteś w złym humorze. Szef cię zdenerwował, a może coś ci się dzisiaj nie udało?”. W
tym przypadku odebrano komunikat: „Jestem w niedobrym nastroju, wszystko mi dzisiaj
przeszkadza, daj mi święty spokój!” – nawet jeżeli o tym nie było mowy, a mówiący był
jak najdalszy od podobnych intencji. Słuchający interpretuje mówiącego. I robi to chcąc
nie chcąc pod wpływem własnych oczekiwań, własnej percepcji, nastroju i życzeń.
Uchem relacji słuchający wyłapie personalny atak na siebie: „Jesteś śmierdzącym
leniem, nic nie zrobiłeś przez cały dzień, mógłbyś przynajmniej wynieść śmieci”.
Słuchający daje sobie prawo doszukiwania się ukrytego sensu w skądinąd raczej
niewinnym zdaniu.
Wydaje ci się, że nigdy nie popełniasz podobnych błędów interpretacji?
Ale jak się czujesz, kiedy ktoś mówi:
„Nie podoba mi się sukienka, którą masz na sobie!”
„Uważam, że twój pomysł nie jest dobry!”
„Musiałaś popełnić jakiś błąd!”
„Źle wyglądasz!”
Często trudno nam jest oddzielić przykrość, jaką odczuwamy, od dość neutralnego
przesłania.
Spróbuj kiedyś świadomie słuchać różnymi uszami – to pouczająca i ciekawa
zabawa. Na ogół bywa tak, że czujemy się zranione czyimiś słowami, doprowadzone do
szału, zmuszone do działania, nie sprawdziwszy, jakie naprawdę były intencje mówiącego.
Dlatego zadaj pytanie: „Czy ja cię dobrze rozumiem? Chcesz powiedzieć, że jestem leniwa,
nic nie robiłam przez cały dzień i dlatego powinnam przynajmniej wynieść śmieci?”.
Co się może zdarzyć? Twój rozmówca powie: „Tak!” i zacznie się kłótnia albo
dyskusja. Albo powie: „Nie, wcale nie, chodziło mi tylko o to, żebym pamiętał później
wynieść śmieci” i sprawa załatwiona.
Uważasz, że taka odpowiedź jest absolutnie niemożliwa? Bo jeszcze nie
spróbowałaś. Zrób to, nie masz nic do stracenia, a jak dobrze pójdzie, unikniesz
niepotrzebnej awantury.
Nadstawiaj rzeczowego ucha
Melodia czyni piosenkę. Mówisz czterema językami i patrzysz czterema parami oczu. Na
percepcję wpływa cała gama okoliczności: samopoczucie, doświadczenie życiowe, stopień
znajomości z rozmówcą.
Na przykład odmowa przez wiele osób jest odbierana bardzo osobiście, jako
odrzucenie. Czują się odtrącone, nielubiane. Nie potrafią potraktować odmowy rzeczowo.
Niektórzy nawet bez pytania o powody od razu się wycofują. Inni reagują, jakby ich giez
ukąsił albo się dąsają. Ja to nazywam „słuchaniem uchem relacji”. Kanał odbioru
rzeczowej informacji jest zamknięty. Wprawdzie słyszymy: „w tej chwili nie mam czasu”,
ale rozumiemy: „Tobie nie zamierzam poświęcać czasu!”.
Rozmowy są przez to naładowane emocjonalnie. Dialog zamienia się w walkę,
rzeczowy komunikat powoduje osobistą obrazę.
Kobiety zdają sobie sprawę, jakie może być brzemię odmowy. Nie chcą nikogo
ranić nawet rzeczowym „nie”, odmawiają więc bardzo powściągliwie i ostrożnie. Lecz
takie pochylanie się nad innymi jest stanowczo nie na miejscu, wręcz szkodzi.
Sprzężenie zwrotne
Żeby wyrwać się z błędnego koła nieporozumień, musisz się dowiedzieć, o jakie „nie”
chodziło twojemu rozmówcy. Czy były jakieś rzeczowe powody odmowy, czy też chciał cię
on zaatakować albo zranić. Dopiero kiedy będziesz miała co do tego absolutną pewność,
możesz dalej rozmawiać, negocjować, spierać się albo szukać rozwiązań.
Użyteczną metodą, dzięki której można zorientować się, co druga strona miała na
myśli, jest tzw. „sprzężenie zwrotne”: upewniasz się, czy dobrze zrozumiałaś słowa
rozmówcy, opowiadasz własnymi słowami, jak odbierasz ego wypowiedź, i jeśli on powie:
„właśnie o to mi chodziło”, wiesz, na czym naprawdę stoisz.
Sprzężenie zwrotne można ćwiczyć. Kiedy z kimś rozmawiasz, odnoś się do
meritum dopiero wtedy, gdy usłyszysz potwierdzającą odpowiedź a twoje pytanie: „Czy
dobrze zrozumiałam? Chciałeś powiedzieć, że...”.
Jeżeli przyzwyczaisz się wyjaśniać, czy dobrze zrozumiałaś wypowiedź drugiej
strony, zanim udzielisz odpowiedzi, unikniesz wielu nieporozumień. Będziesz zdumiona,
jak niewiele z tego, co ktoś chce nam przekazać, od razu do nas dociera, nawet w
poważnej rozmowie. Przede wszystkim będziesz miała okazję stwierdzić, czy ktoś, kto
odrzucił twoją prośbę, chciał ci zrobić przykrość, a to pozwoli ci odpowiednio zareagować.
Konstruktywne spory i negocjacje polegają na dochodzeniu do tego, o co chodziło
drugiej stronie. Nie na tym, by utwierdzać się we własnych przekonaniach.
Śmiało i z radością do celu
Tak długo zachęcam cię, żebyś była twardsza i bardziej zdecydowana, że chyba obudziłam
w tobie apetyt niegrzecznej dziewczynki na ambitniejsze zadania i większe sukcesy. Może
wyznaczasz już sobie nowe cele i przystępujesz do ich realizacji. I chcesz wiedzieć, skąd
czerpać siły do walki i na przetrwanie kryzysów. Być może obawiasz się, że twoja
niegrzeczność skończy się kompletnym wypaleniem. Widzisz przecież, ilu mężczyzn cierpi
albo marnuje życie przez swoje nadmierne ambicje i nieopanowaną żądzę sukcesu.
Jeżeli kobieta nie widzi dla siebie innej drogi do sukcesu niż ta twarda, którą
chodzą mężczyźni, naprawdę powinna się dobrze zastanowić, czy na nią wejść. Mój
sposób na sukces jest kobiecy i nastawiony na zadowolenie. Nie przypomina znanych
( męskich ) strategii. Pomaga kobiecie wyrobić w sobie apetyt na sukces i do niego dojść.
Droga do sukcesu prowadzi przez radość życia.
Zawsze gdy robisz coś, na co masz ochotę, jest to krok we właściwym kierunku. I
proszę cię, nigdy nie zapominaj podstawowej zasady:
Ty sama decydujesz, co uważasz za sukces. Nikt inny.
Apetyt na sukces, na to, by coś dobrze zrobić, by być z siebie dumną, bierze się z
czystej radości życia. To ona daje energię, żeby osiągać to, czego się chce.
Od czego rośnie apetyt na sukces
Obudź w sobie ochotę na sukces, ciesząc się życiem.
Czy znasz takie stany?
Jesteś wesoła.
Wszystko cię cieszy.
Masz ochotę wciąż się uśmiechać.
Podśpiewujesz sobie pod nosem ( albo śpiewasz na głos ).
Wysiłek fizyczny sprawia ci przyjemność.
Ogarnia cię rozkoszna senność.
Czujesz swoją siłę.
Wylegujesz się jak kot na słońcu.
Do tej grupy zalicza się oczywiście również radosne rozbrykanie, głośny śmiech,
intensywne przeżywanie jakiegoś zdarzenia.
Takie stany mogą być wywołane przez różne drobiazgi: ciepły prysznic po
joggingu w lesie, głosy dzieci w ogrodzie sąsiadów, piękny widok, wiosenny bukiet,
zapach, piosenka, uśmiech przyjaciela, uśmiech przyjaciółki. Ale i przez sprawy większej
wagi: porywający koncert, przedstawienie teatralne, książka, od której nie można się
oderwać, fascynujący film, lot szybowcem, galop na koniu albo wywalczona podwyżka.
Zawsze są to sprawy bardzo osobiste.
Może mam wygórowane wymagania, ale uważam, że każdy powinien kilka
razy w ciągu dnia odczuć coś takiego. Kto tego nie przeżywa, ma za mało radości życia.
Apetyt na sukces obudzi się automatycznie, kiedy nauczysz się cieszyć takimi rzeczami.
Radość życia
Poczucie szczęścia, jakie tu opisałam, jest wyraźną oznaką, że robisz lub zrobiłaś coś, co
wewnętrznie aprobujesz. Im lepiej będziesz wiedziała, w jaki sposób możesz zapewnić
sobie takie samopoczucie, tym łatwiej ci będzie podejmować się zadań na krótką metę
nieprzyjemnych, męczących albo uciążliwych, ale koniecznych.
Wczuj się w swoją radość życia. Co sprawia, że ją odczuwasz? Nawet jeżeli jakiś
powód wyda ci się niezrozumiały, nieefektowny albo wręcz bez sensu, pytaj dalej: „Co
mnie tak dobrze nastraja?”.
Nawet jeśli jest to tylko bukiet kwiatów, który sobie sama kupiłaś – cieszą cię
kwiaty.
Jeżeli ty i twój partner rozumiecie się bez słów – cieszy cię to nieme porozumienie.
Jeżeli wygrałaś jakiś spór – cieszy cię zwycięstwo.
Jeżeli zwróciłaś na siebie uwagę jakimś pomysłem – cieszy cię ten sukces.
Jeżeli liczby są symbolem dobrze wykonanej pracy – cieszą cię te liczby.
Jeżeli przyjazne skinienie głową jest dla ciebie wyrazem uznania – to czerpiesz
radość z takiego skinienia.
Nie goń za oszałamiającymi uniesieniami, one przychodzą same, chociaż rzadko.
Zresztą w ostatecznym rozrachunku nie dostarczą wielkiej radości. Tym, co nas
uszczęśliwia w najprawdziwszym sensie tego słowa, są najróżniejsze drobiazgi.
Umiejętność cieszenia się drobiazgami jest najpewniejszym źródłem dobrego
samopoczucia.
Z każdym dniem trochę bardziej niegrzeczna, znaczy również gotowa codziennie
robić lub przeżywać coś, co daje radość.
Przykaż sobie codziennie robić dwie, trzy rzeczy, które sprawiają ci radość.
Sama ze sobą zawrzyj taką umowę. Spisz dokładnie, co możesz robić i kiedy
możesz sobie na to pozwolić. Nie odstępuj od tego pod żadnym pozorem.
Jak duży jest twój apetyt na sukces
Jeśli chcesz sprawdzić, czy sukces cię pociąga i czy się go nie boisz, zrób ten krótki test.
Wypisz liczby od – 3 do + 3 w odpowiednie rubryczki. Liczby ujemne po prawej
stronie, dodatnie po lewej. – 3 dla bardzo negatywnego odczucia, + 3 dla szczególnie
pozytywnego. Jeśli twój stosunek jest neutralny, nie wpisuj nic.
Jaki jest twój stosunek do myśli i odczuć kojarzących się z sukcesem?
+
-
__
__
rozgłos
__
__
więcej obowiązków
__
__
odpowiedzialność
__
__
uczucie wdzięczności
__
__
praca, która nie ma końca
__
__
presja, żeby być coraz lepszą
__
__
presja, żeby utrzymać poziom
__
__
porażka będzie tym boleśniejsza
__
__
życie w biegu
__
__
uznanie
__
__
sprawdzenie się
__
__
być kimś wyjątkowym
__
__
strach, że to się skończy
__
__
zażenowanie
__
__
szacunek dla siebie
__
__
radość
__
__
sens życia
__
__
inspiracja
__
__
zachęta
__
__
ambicja
__
__
nadzieja na pieniądze
__
__
więcej przyjaciół
__
__
więcej wrogów
__
__
awans zawodowy
__
__
być zwycięzcą
__
__
być lepszym
__
__
wyróżnić się
__
__
Razem
Osobno dodaj liczby ujemne, osobno dodatnie. Suma liczb dodatnich pokazuje, jak
silna jest twoja chęć odniesienia sukcesu, suma liczb ujemnych określa twoją niechęć i
opór wobec tego.
Ponad 20 punktów dodatnich wskazuje, że naprawdę chciałabyś odnosić sukcesy.
Od 12 do 20 punktów świadczy o przeciętnej potrzebie sukcesu. Mniej niż 12 punktów to
sygnał, że dążenie do sukcesu jest dla ciebie raczej nieprzyjemnym tematem.
Powyżej 20 punktów ujemnych – masz ogromne opory przed odnoszeniem
sukcesów, od 10 do 20 – normalne. Jeżeli zebrałaś mniej niż 8 punktów ujemnych, być
może troszkę naciągałaś, albo jesteś wyjątkowo ambitna i naprawdę potrzebujesz
wysiłku i stresu związanego z sukcesem.
Jeżeli zebrałaś dużo punktów ujemnych i dużo dodatnich, jest w tobie wewnętrzne
napięcie. Potrzebujesz sukcesu i umiałabyś się nim cieszyć, a jednocześnie odczuwasz
wobec niego silny sprzeciw. Ważne, żebyś była świadoma tego konfliktu. Na dłuższą metę
taka wewnętrzna walka bardzo wyczerpuje. Powinnaś albo nieco ograniczyć swoje
ambicje, albo spokojniej podchodzić do związanych z sukcesem obciążeń.
Posługując się testem nr 2 w aneksie na końcu możesz jeszcze dokładniej zbadać
swoje oczekiwania i stosunek do sukcesów i porażek.
Mój sukces należy do mnie
Sukces wiąże się z rozgłosem. Sukces tylko dla siebie to sprzeczność sama w sobie.
Zawsze jest to zjawisko społeczne, ludzie widzą, co robisz czy zrobiłaś, i wyrażają swoje
uznanie. Nawet kiedy wracasz ze wspaniałej podróży, zapraszasz znajomych, żeby się z
nimi podzielić wrażeniami. Jest to ukoronowaniem całego przedsięwzięcia. Opowiadając
komuś fantastyczną przygodę, przeżywamy ją jeszcze raz. Zaliczenie ważnego egzaminu
oblewamy z przyjaciółmi.
Sukces, także zawodowy, wręcz domaga się rozgłosu i poklasku. Ale kobiety, które
odnoszą sukcesy zawodowe, rzadko chwalą się swoimi osiągnięciami przed przyjaciółmi.
Czym prędzej chowają się w cień, sukces i uznanie oddzielają od własnej osoby,
przypisują je zbiegowi okoliczności, szczęściu albo temu, że „akurat im się udało”. Za
porażki natomiast czują się odpowiedzialne osobiście i wciąż się ich spodziewają. Kobiety
prawie zawsze przewidują fatalne zakończenie sytuacji, w których mogłyby się sprawdzić,
i w ten sposób niechcący, ale skutecznie, prowokują porażkę.
Sposób, w jaki ludzie wyjaśniają sobie czyjeś lub własne zachowanie, psychologia
nazywa atrybucją, co można przetłumaczyć jako przypisanie albo wyjaśnienie przyczyn.
Szalenie interesujące jest, w jak różny sposób tłumaczą swoje sukcesy mężczyźni i
kobiety. Podczas gdy większość mężczyzn przypisuje swoje sukcesy własnym wybitnym
umiejętnościom, a więc sobie, większość kobiet znajduje wyjaśnienie raczej w czynnikach
zewnętrznych. Uważają, że trafiły na sprzyjające warunki albo przygotowany grunt. W
najlepszym razie twierdzą, że miały wyjątkowo dobry dzień.
Równie interesujące są wyjaśnienia, jakie kobiety i mężczyźni znajdują dla swoich
niepowodzeń. Mężczyźni właściwie nie mają wątpliwości: winni są inni, wcześniejsze
etapy prac zostały wykonane poniżej wszelkiej krytyki, współpraca w ogóle się nie
układała. W dodatku był przecież bardzo zmęczony, przez cały ostatni tydzień pracował
dla firmy do późnej nocy. Następnym razem na pewno wszystko pójdzie o wiele lepiej.
Mężczyzna, nawet jeżeli uzna, że popełnił błąd, nie traci wiary w siebie, bo przecież
wiadomo, błądzenie jest rzeczą ludzką, przy najbliższej okazji wszystko się naprawi. W
końcu jest kompetentny, więc będzie w stanie skorygować błąd albo zapanować nad
sytuacją.
Kobieta o wiele częściej doszukuje się braków w sobie. W podobnym przypadku
dochodzi do wniosku, że zabrakło jej potrzebnej wiedzy lub konkretnej umiejętności.
Wydaje jej się, że gdyby miała jeszcze raz podjąć się takiego samego zadania, musiałaby
podnieść swoje kwalifikacje. Błędy przypisuje przede wszystkim sobie i, w
przeciwieństwie do swoich kolegów, przypuszcza, że następnym podejściu nie zdoła ich
uniknąć.
Taki samokrytycyzm ma swoje dobre strony. Zamiast naiwnie wypierać się
swojego udziału w niepowodzeniu, kobieta stawia sobie wymagania, rozwija się i
nadrabia braki.
Trzeba umieć dostrzec własne błędy, bo tylko wtedy można je naprawić. Pod tym
względem kobiety są w sytuacji uprzywilejowanej. Ale nie mniej ważne jest, by umieć
dostrzec niebezpieczeństwo samoograniczenia. Jeśli zauważysz, że swoje sukcesy
skłonna jesteś przypisywać czynnikom zewnętrznym, a porażki uznajesz za rezultat
wyłącznie własnych braków – musisz mieć się na baczności.
Jeśli chcesz wiedzieć, jak jest z „przypisywaniem” w twoim przypadku,
zadaj sobie dwa pytania:
Co było moim ostatnim sukcesem?
Czemu ten sukces zawdzięczam?
Jeżeli zastanawiasz się nad odpowiedzią dłużej niż minutę albo minęło
więcej niż sześć miesięcy od twojego ostatniego sukcesu, popracuj nad
samooceną!
Lęk przed sukcesem
Publiczne pochwały czy społeczne uznanie ich osiągnięć często wprawia kobiety w
zażenowanie. Czy miałabyś ochotę stanąć na scenie i powiedzieć dowcipny wiersz,
wiedząc, że publiczność cię akceptuje i chce tego wiersza słuchać? Bardzo niewiele kobiet
spontanicznie odpowie: „tak”. Znacznie więcej zacznie się wykręcać: „Sama nie wiem.
Mogę się zbłaźnić, zapomnę tekstu, źle rozłożę akcenty. To by było okropne, zrobiłabym
się czerwona jak burak. Nawet jeżeli się nie pomylę, to i tak nie będę dość dobra, żeby
mnie mieli oklaskiwać”.
Zdania w rodzaju: „Nie lubię się popisywać” albo „Takie rzeczy nie są mi potrzebne
do szczęścia” często skrywają lęk przed kompromitacją. Przy takim nastawieniu sukces
nie poprawia samooceny i nie daje radości. Kobieta odnosi sukcesy, ale nie potrafi docenić
własnych zalet, którym te sukcesy zawdzięcza. O rozwijaniu tych zalet nie ma mowy.
Sukces przeżywamy w odosobnieniu, tylko dla siebie, jest rodzajem ucieczki.
Kiedy zdarza mi się powiedzieć w jakimś gronie, że kobiety muszą zacząć chcieć
odnosić sukcesy, ludzie patrzą na mnie krzywo: przecież to chyba jasne, że każdy chce
odnosić sukcesy.
Każda kobieta, jeżeli chce być szanowana, powinna podkreślać swoje sukcesy, a
więc wyjść na scenę. I musi przyjąć społeczne uznanie, a jeszcze lepiej – nauczyć się je
doceniać, bo dopiero wtedy przestanie przy każdej okazji, nawet najwspanialszych
osiągnięć, umniejszać swoje zasługi.
Odbierasz sobie własne zasługi, dopuszczając na przykład taką myśl: „Gdyby oni
wiedzieli, ile się przy tym najadłam strachu!”. Albo coś, czego wysłuchuję od osób
wracających z rozmowy kwalifikacyjnej, podczas której każdy przecież stara się troszkę
lepiej zaprezentować: „Gdyby oni wiedzieli, jak blefowałam!”.
Kto chce się nauczyć pływać, ale boi się utonąć, musi najpierw polubić wodę.
Dopiero wtedy może nabrać ochoty na pływanie. Kto chce odnosić sukcesy, ale w jakiś
sposób się tego boi, musi podsycić w sobie apetyt na sukces i uznanie. Potrzebna jest
nauka chodzenia po scenie i pogodzenie się z faktem, że na końcu zawsze są dwie
możliwości: uda się albo nie uda. Ktoś, kto lubi dreszczyk emocji, wybierze tę przygodę.
Widziałam wiele kobiet, które dosłownie uciekały przed sukcesem.
Kierowniczka niewielkiego supermarketu wyraźnie nie była zachwycona, gdy
dyrekcja zaproponowała jej intrantną posadę w innym supermarkecie. „Przecież jest tylu
fachowych pracowników, dlaczego akurat ja?”. Znała miejsce, które jej zaproponowano,
wiedziała, co jest tam do zrobienia, miała wiele pomysłów. Ale sama sobie podcinała
skrzydła: „Właściwie to sukces jest murowany, tylko że potem zaczną się te wszystkie
hymny pochwalne, a tego naprawdę nie znoszę”.
Kobiety tracą ochotę na sukces również dlatego, że często nie jest on społecznie
akceptowany. W Szwajcarii toczyła się gwałtowna dyskusja na temat „drugiej pensji”,
czytaj: pensji żony. Przeprowadzona została swego rodzaju kampania przeciw dobrze
zarabiającym kobietom. Wiele pracujących Szwajcarek cierpiało na wyrzuty sumienia z
powodu własnych zarobków, bo wydawało im się, że tym samym pozbawiają pracy
jakiegoś mężczyznę. Ten przykład pokazuje, że społeczny nacisk może wywołać zupełnie
indywidualne poczucie winy i zniechęcić do odnoszenia sukcesów.
Nie ukrywaj swoich osiągnięć
Wszystko, co umiesz robić, powinnaś też umieć sprzedać. Nikt nie doceni twojej pracy,
jeżeli nie będziesz jej promować. Skąd ludzie mają wiedzieć, że coś dobrze zrobiłaś, jeżeli
im tego nie pokażesz? Nikt nie będzie czytał w twoich myślach. Za to większość potrafi
słuchać i jest gotowa docenić cudze zasługi. Tylko trzeba im dać taką możliwość. W
przeciwnym razie nawet najwspanialsze dokonania mogą pozostać niezauważone.
Musisz zadbać nie tylko o to, by odpowiednie osoby wiedziały, jaką pracę
wykonałaś, ale i o to, by inni robili co do nich należy, żeby tobie ułatwić pracę. Kiedy twój
szef widzi, jak świetnie sobie radzisz z kluczowymi sprawami, powinien ci zapewnić
warunki do dalszego rozwoju. Jeżeli tego nie robi, spróbuj się dowiedzieć, z jakiego
powodu. Może nie jest świadom twoich dokonań? Może jesteś za skromna?
Każdy ma swoje zadania do wykonania, a wypatrywanie sukcesów podwładnych
na pewno nie jest jedynym zajęciem twojego szefa. Wpadki widać od razu, reakcja na nie
też jest zazwyczaj szybka, o dobrych czy wręcz wybitnych rezultatach mówi się o wiele
rzadziej. Kto chce zbierać owoce swojej pracy, musi ją czasem podsunąć komu trzeba pod
nos.
W tym momencie niejedna czytelniczka pomyślała sobie na pewno: „O, co to, to
nie!”. Większość kobiet twierdzi, że one by czegoś takiego nigdy nie zrobiły: Przecież to
samochwalstwo! Arogancja! Pamiętają, z jakim zażenowaniem wysłuchują czasem
popisów kolegów, którzy potrafią długo i namiętnie przechwalać się byle czym.
Kobiety na ogół nie potrafią z przekonaniem prezentować swoich osiągnięć.
Autoreklama kojarzy im się zdecydowanie źle. Z próżnością i blagierstwem. Nie chcą
wyróżniać się w tłumie, a tym bardziej wywyższać. Taka skromność bywa czasem
parawanem dla obawy, że jak się już narobi szumu wokół własnej osoby, to trzeba się
potem stale czymś wykazywać.
A przecież nie chodzi o to, żeby kogoś mamić czy oszukiwać. Chodzi wyłącznie o to,
by wyraźnie, a nawet więcej niż wyraźnie pokazać, co się umie i do czego się dąży – i
zrobić to w elegancki sposób.
Nie jesteś pewna, czy po dobrym początku sprostasz kolejnym zadaniom? Tym
razem się udało, ale czy następnym razem też sobie dasz radę?
Znam kobiety odnoszące ogromne sukcesy, które przy każdym nowym zadaniu
zadręczają się podobnymi wątpliwościami. Żaden sukces, nawet największy, nie łagodzi
ich lęku, że się nie sprawdzą.
Na pewno miałaś w szkole koleżankę, która zawsze dostawała najlepsze stopnie, a
przed każdą klasówką trzęsła się ze strachu. Podśmiewano się z niej, nikt jej nie brał
poważnie.
Ellen ma ten problem do dziś. Jest prawniczką w dużej spółce handlowej.
Odpowiada za procesy w innych krajach europejskich i jest znana z tego, że wygrywa
nawet beznadziejne sprawy. Mimo sukcesów wątpi w swoje umiejętności. Przed każdą
kolejną rozprawą cierpi na bezsenność. Jest doskonale przygotowana, a mimo to boi się,
że się nie sprawdzi. „Ja po prostu nie wiem, czy jestem dobra!”. Poradziłam jej, żeby
chwaliła się swoimi sukcesami przed swoim partnerem. On też jest prawnikiem i ceni jej
zawodowe umiejętności. Tym razem wystąpił jako ‘advocatus diaboli’.
Prowokował ją: „Przecież to nie było nic nadzwyczajnego, każdy by tak umiał!”.
Jemu Ellen miała odwagę się postawić, uniosła się honorem: „Tego procesu w Madrycie
nikt oprócz mnie nie mógł wygrać. Byłam jedyną osobą, która naprawdę wiedziała, o co
tam chodzi”. Przyjaciel odparował: „Trafiło się ślepej kurze ziarno!”. Ellen się rozkręciła:
„Moja odpowiedź w sprawie Y była tak dobra, że druga strona wycofała pozew”.
Przyjaciel dolewał oliwy do ognia: „Wielkie rzeczy! Ale z ciebie wstrętna samochwała!”.
Ellen nie dawała za wygraną: „Ty się nie znasz, jestem naprawdę świetna”. Rozsiadła się
w fotelu i dumnie podniosła głowę. Po czym oboje wybuchnęli śmiechem.
Jest bardzo dobry sposób na takie problemy:
potraktować swoje sukcesy jak duchowy kapitał.
Trzeba sobie wystawić dyplom i umieścić go na widocznym miejscu w tyle głowy. A na
nim jest napisane wielkimi literami: Zrobiłam to jak należy. Następnym razem też mi się
uda. Wszystko doskonale przygotowałam.
Kto nie lubi się przechwalać, musi poćwiczyć.
Codziennie wieczorem zanotuj trzy rzeczy, które ci się naprawdę udały. Po tygodniu
opowiedz bliskiej przyjaciółce albo partnerowi, jakie fajne rzeczy zrobiłaś. Kiedy
zobaczysz, że przyjaciółkę bawi wysłuchiwanie tych peanów na własną cześć, możesz
uznać, że już opanowałaś umiejętność autoreklamy. Teraz możesz zacząć ćwiczyć na
innych. Opowiadaj im o wszystkim, co ci sprawiło satysfakcję, ale w taki sposób, żeby im
się chciało słuchać.
Ze swojej biżuterii wybierz ozdobę, którą często nosisz i skojarz ją ze zdaniem:
„Mówienie o sobie jest zabawne i potrzebne! Niech sobie myślą, że zadzieram nosa, a jak i
tak będę opowiadać o swoich mocnych stronach!”. Noś tę biżuterię jak najczęściej, w ten
sposób lepiej przyswoisz to przesłanie.
Do odważnych świat należy
Gotowość do podejmowania ryzyka nie należy do mocnych stron kobiet. Czy to będzie
kwestia ulokowania pieniędzy, czy przyjęcia zawodowych wyzwań, kobiety są spętane
przesadną ostrożnością. Samo pojęcie ryzyka kojarzy im się jednoznacznie negatywnie –
z zagrożeniem i stratą. Natomiast prosta prawda, że nie ryzykując, nie dajemy sobie
szansy na wygraną i że więcej ryzykując, możemy więcej zyskać, wywołuje u kobiet
popłoch i dezorientację.
Jeżeli kobieta postanawia:
„Kupię mieszkanie na własność dopiero wtedy, kiedy miesięczna spłata nie będzie
wyższa niż obecny czynsz”
albo:
„Będę się ubiegać o tę pracę dopiero po ukończeniu kursu kwalifikacyjnego”
albo:
„Przed egzaminem na prawo jazdy na wszelki wypadek wykupię pięć jazd więcej,
niż proponuje instruktor”
to znaczy, że jej gotowość do podejmowania ryzyka jest za mała.
Najpiękniejszą historię pokazującą, jak sobie radzić z niebezpieczeństwami i z
ryzykiem, znalazłam w książce Astrid Lindgren „Ronja, córka zbójnika”. Ojciec ostrzega
Ronję przed różnymi niebezpieczeństwami: ma uważać, żeby się nie zgubić w lesie, nie
wpaść do rzeki i w Diabelską Czeluść, czyli w głęboką szczelinę dzielącą na dwoje zamek
ojca. Za każdym razem Ronja dopytuje się, co powinna zrobić, a ojciec daje jej zawsze tę
samą odpowiedź – to ona ponosi odpowiedzialność i sama musi znaleźć sposoby. Radzi jej
jednak, żeby odnalazła właściwą ścieżkę, nauczyła się pływać i pamiętała, że jeśli zrobi
fałszywy krok skacząc nad Diabelską Czeluścią, drugiej szansy już nie dostanie. Ronja
znajduje sposób na niebezpieczeństwa. Włóczy się po lesie aż po najdalsze zakątki,
skacze po przybrzeżnych kamieniach coraz bardziej zbliżając się do wody. Nie odstrasza
jej nawet Diabelska Czeluść, w wyobraźni ciągle przez nią przeskakuje, aż w końcu
pokonuje i tę przeszkodę. Zamiast bojaźliwie cofać się przed niebezpieczeństwami,
omijać je albo nawet zamykać na nie oczy, Ronja zawsze wychodzi im naprzeciw i tym
sposobem uczy się z nimi obchodzić.
Właśnie tak wyobrażam sobie kobiece podejście do ryzyka. Nie chodzi o to, żeby
zaraz skakać nad przepaścią. Ale jeżeli ktoś nie ośmiela się krytykować innych ze strachu,
że użyje niewłaściwych słów, powinien ćwiczyć krytykowanie. Jeżeli ktoś boi się latać,
powinien ćwiczyć latanie, a jeśli żyje w ciągłym lęku, że coś zrobi nie tak, powinien robić
błędy.
Pewnej przesadnie perfekcyjnej pani domu zaleciłam, żeby specjalnie zaprasowała
zmarszczkę na koszuli męża, na samym dole pleców, w miejscu, które i tak wchodzi w
spodnie. Niestety, przez cały rok nie znalazła odwagi, by tę zmarszczkę zrobić.
Wiele kobiet musi zmienić podejście do ryzyka i zacząć z nim eksperymentować.
Jeśli się na to nie zdobędą, nigdy nie staną się niegrzeczne. Nie mają co o tym marzyć.
Zmiana zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Kiedy się robi wielkie skoki do
przodu, trzeba się liczyć z niespodziankami. Aktywniejszego, odważniejszego życia nie
dostaje się za darmo.
Tymczasem ludzie ze strachu przed ryzykiem w przedbiegach rezygnują z
możliwości rozwoju. Tak jak wybijająca się agentka ubezpieczeniowa, która boi się
wygłosić referat. Wprawdzie jest to dla niej doskonała okazja, żeby popisać się fachową
wiedzą i zdobyć uznanie w firmie, ona jednak jest w stanie myśleć tylko o tym, co będzie,
jeśli się skompromituje. Tak jak dziennikarka, która ze wszystkich stron słyszy, jak
fantastycznie pisze, a jednak prowadząc wywiad jest bardzo spięta, a pisanie tekstu
odsuwa na ostatnią chwilę. Tak jak pani socjolog, która obawia się podjąć trudne studia
( prawnicze ), chociaż wie, że firma chce je opłacić i że byłaby to dla niej zawodowa
trampolina.
Zaryzykować to znaczy:
ubiegać się o jakąś pracę, nie mogąc wykazać się wszystkimi wymaganymi
kwalifikacjami;
zrezygnować z zajęcia w wyuczonym zawodzie dla pracy dającej przypuszczalnie
lepsze perspektywy, ale do której nie ma się stuprocentowego przygotowania;
dla dobrej posady przeprowadzić się do innego miasta, w którym nie ma się
żadnych znajomych;
wyruszyć na wycieczkę rowerową, chociaż zbiera się na deszcz;
kierować się własną intuicją, własnym osądem, kiedy specjalista ( lekarz, prawnik,
mechanik samochodowy itp. ) zaleca coś innego;
zmienić przepis na potrawę według własnego upodobania;
nie wstać rano z łóżka, zakładając, że mąż poradzi sobie z wyprawieniem dzieci do
szkoły;
zebrać się w sobie i pojechać do odległego, ale wyjątkowo taniego supermarketu,
nawet jeżeli ruch uliczny i nieznana trasa wydają się niebezpieczne;
ośmielić się włączyć nieco bardziej skomplikowane wideo czy inne elektroniczne
urządzenie, zamiast czekać, aż ktoś przyjdzie i je nastawi;
spróbować sił w jakimś sporcie, bo ma się na to ochotę, chociaż może się to
skończyć bólem albo kompromitacją;
zaprosić świeżo poznanego, miłego mężczyznę na kolację, chociaż istnieje
niebezpieczeństwo, że odmówi;
jeśli się ma chęć, pójść wieczorem do ukochanego, zamiast samotnie siedzieć w
domu, nawet jeżeli on może poczuć się kontrolowany;
czując, że związek nie ma perspektyw, odejść, chociaż nie wiadomo, czy się
jeszcze kogoś pozna;
wziąć kredyt i stanąć na własnych nogach.
Takich mniej lub bardziej ryzykownych decyzji kobiety unikają jak diabeł święconej wody.
Innych rodzajów ryzyka, o wiele poważniejszych, często wcale nie dostrzegają albo biorą
na siebie jakby nigdy nic. Wiele kobiet w ogóle nie myśli o zabezpieczeniu się na starość,
zakładając, że mąż to jakoś załatwi. Nie dbają o własne ubezpieczenie. Kiedy pytam
mężatki, komu będzie wypłacana dodatkowa emerytura, jaką w ramach prywatnego
ubezpieczenia zapewnia sobie wiele małżeństw w Niemczech, przeważnie okazuje się, że
nie mają pojęcia. Niestety, prawie wszystkie ubezpieczenia tego rodzaju wykupowane są
przez mężczyznę, co oznacza, że wypłaty kończą się z chwilą jego śmierci. Biorąc pod
uwagę, że kobiety żyją o wiele dłużej niż mężczyźni, ponoszą one naprawdę duże ryzyko.
Nazywam je życiową ruletką, a kobiety nawet nie wiedzą, o jaką grają stawkę.
Jeżeli chcesz lepiej poznać swój stosunek do ryzyka, proponuję ci
małą zabawę: W pierwsze wykropkowane miejsce zdania poniżej
wpisz wszystko, na co miałabyś chęć, ale czego nie zrobisz, bo się
boisz. W następną lukę wpisz możliwe skutki, których się obawiasz,
na koniec – równie prawdopodobny pozytywny skutek.
Jeżeli ... , wtedy może się zdarzyć, że ... ! Albo ... !
Jeżeli powiem koleżance, że mnie denerwuje jej ustawiczne spóźnianie się, to
może się zdarzyć, że będzie na mnie zła, następnym razem zostawi mnie na lodzie, nie
będzie chciała umawiać się ze mną. Albo stanie się bardziej punktualna.
Jeżeli zażądam, by mąż przez dwie soboty w miesiącu zajmował się dziećmi,
bo chciałabym podjąć pracę, może się zdarzyć, że się rozgniewa, ponieważ szkoda mu
będzie jego wolnego czasu. Może też pomyśleć, że już mi na nim nie zależy, a ja – że
nawet jeśli się zgodzi, nie zajmie się dziećmi tak jak trzeba. Albo będzie zadowolony, że
znowu coś robię dla siebie, a on może pobyć sam z dziećmi.
Jeżeli zacznę wyraźniej krytykować kolegów w pracy, może się zdarzyć, że
nie będą już dla mnie tacy mili, zaczną mnie unikać i robić mi trudności albo obgadywać
mnie za plecami. Albo zaczną mnie traktować poważniej, również bardziej otwarcie
powiedzą, o co im chodzi i współpraca ułoży się lepiej.
Jeżeli zażądam podwyżki, może się zdarzyć, że szef uzna, iż na nią nie
zasługuję, będzie wymagał więcej nadgodzin, okaże mi niezadowolenie albo pomyśli, że
jestem bezczelna. Albo zaproponuje mi większy zakres obowiązków połączony z większą
odpowiedzialnością lub po prostu podniesie mi pensję.
Jeżeli dam ogłoszenie w rubryce „kontakty”, może się zdarzyć, że zgłoszą
się sami idioci, rozpozna mnie jakiś znajomy, a przyjaciółka będzie zniesmaczona. Albo
spędzę kilka ciekawych wieczorów, a z tego być może wyniknie coś poważniejszego.
Jeżeli pojadę sama na urlop, może się zdarzyć, że z nikim nie znajdę
wspólnego języka, wynudzę się, będą na mnie patrzeć z politowaniem, a w końcu będę
przesiadywać sama w pokoju. Albo znajdę świetne towarzystwo, będziemy się bawić od
rana do nocy lub będę się cieszyć samotnością i wrócę bardziej wypoczęta niż
kiedykolwiek.
Oswoić ryzyko
Ludzie, którzy w ryzyku widzą jedynie niebezpieczeństwo, powstrzymują się d działania
albo wpadają w panikę. Jest to pułapka, której można uniknąć.
Z każdym niebezpieczeństwem, jakie przychodzi ci do głowy, staraj
się zmierzyć jak najwcześniej.
Tylko ten, kto potrafi wcześnie rozpoznać niebezpieczeństwo, może się zastanowić,
na ile jest ono realne, i się na nie przygotować.
Zagadnięcie człowieka, który robi sympatyczne wrażenie, wielu kobietom wydaje
się ryzykowne. Boją się, że zostaną spławione, że zabraknie im konceptu w rozmowie
albo że nie będą umiały się wycofać, gdyby nieznajomy okazał się strasznym nudziarzem.
Pozostają bierne. A potem żałują, że zmarnowały okazję.
Kobieta, która potrafi akceptować ryzyko, widzi w takiej sytuacji przede
wszystkim szansę poznania interesującej osoby. Wie, że w nawiązaniu kontaktu z
interesującym człowiekiem pomoże jej życiowe doświadczenie. Myśli sobie: „Wprawdzie
czuję się trochę niezręcznie w tej sytuacji, bo mogę zostać odrzucona, ale to najgorsze, co
się może zdarzyć”.
Chcesz zwrócić do sklepu wadliwy towar. Boisz się, że sprzedawca będzie
próbował cię zbyć, przerzucać winę na ciebie, nie przyjąć reklamacji. Ale ty chcesz się
pozbyć nieudanego zakupu. Podejmij to ryzyko. Przygotuj się na tę sytuację. Zbierz
argumenty, spróbuj przewidzieć argumenty drugiej strony. Przećwicz swoje wystąpienie.
To ci doda pewności siebie, poczujesz się uzbrojona. Prawdopodobieństwo sukcesu
będzie znacznie większe.
Sprawdź, jak to działa w drobnych sprawach, potem wykorzystuj swoje
doświadczenie w trudniejszych sytuacjach.
Zaostrzyć apetyt na ryzyko
Jeżeli nabrałaś ochoty, by działać odważniej, podejmować większe ryzyko – ale naprawdę
dopiero wtedy – zacznij od ćwiczenia.
Dokończ zdanie podane poniżej. Moje propozycje niech będą dla ciebie inspiracją.
Bardzo bym chciała, ale jeszcze nie mam odwagi...
popracować trochę za granicą;
zrobić karierę;
częściej się sprzeciwiać;
podjąć nową, ciekawą pracę;
zorganizować wystawę swoich rysunków na jedwabiu;
powiedzieć facetom w biurze, co o nich myślę;
pokazać bezczelnemu klientowi, gdzie jest jego miejsce;
zawołać kelnera, jeżeli wydaje mi się, że rachunek się nie zgadza;
kupić piękną sukienkę, chociaż zupełnie zwariowaną;
zabrać głos w dyskusji, nawet jeżeli nie jestem całkiem pewna swoich racji;
przyjąć zadanie, nie czując się stuprocentowo kompetentną;
doprowadzić do tego, by mąż sam sobie zrobił kolację, nawet jeśli jest
zmęczony;
okazać przyjaciółce prawdziwą wściekłość;
...
...
...
...
...
...
...
Przeskoczyć siebie
Ryzykowne jest również wyłamywanie się z konwencji, umyślne niespełnianie
społecznych oczekiwań.
Najbardziej niezwykłą lekcję odwagi, o jakiej słyszałam, odebrał pewien menadżer
z Monachium. Zgłosił się do psychologa z pytaniem, co ma zrobić, żeby z większą
pewnością siebie zabierać głos podczas fachowych narad. Doświadczony i bystry
terapeuta od razu się zorientował, że ten człowiek naprawdę potrzebuje pomocy, ale
zwykła terapia zajęłaby w jego przypadku zbyt dużo czasu ze względu na wyjątkowo
mocne psychiczne opancerzenie. Psycholog wpadł na niekonwencjonalny pomysł:
namówił menadżera, by przez dwa dni żebrał w centrum miasta. Pacjent się zgodził i
przez dziesięć godzin dziennie w przebraniu żebraka przesiadywał w różnych miejscach.
Rezultat finansowy był wprawdzie mizerny, ale przemiana wewnętrzna – warta każdej
sumy: „Zrezygnować z poczucia bezpieczeństwa, jakie daje dobre ubranie, zawód i
pozycja społeczna – to dopiero wymaga odwagi! A jakiego samozaparcia potrzeba, żeby
znieść to, że cię traktują jak nędznego menela! Po tym doświadczeniu wystąpienia na
fachowym forum są dla mnie dziecinną igraszką”.
Skorzystaj z tego pomysłu na własny sposób. Na przykład odegraj kiedyś głupszą
niż jesteś, udawaj, że nie wiesz, co to jest kameleon albo kim był Albert Einstein. Robiąc z
siebie pierwszą naiwną, możesz nabrać pewności siebie. Przekonasz się, że tylko ty wiesz,
jaka naprawdę jesteś, i nie musisz bez przerwy przejmować się tym, co sobie pomyślą
inni. Nauczysz się podejmować społeczne ryzyko.
Pamiętam opowieść mojego szczerze ubawionego dziadka, jak to w czasach, gdy
pojawiły się lampy neonowe, żartował sobie mówiąc o lampach nylonowych. Ludzie go
poprawiali, robili uwagi, patrzyli jak na głupka, a on w duchu cieszył się jak dziecko. Było
mu obojętne, że uważają go za prostaka, jego samopoczucie od tego nie zależało.
Pomyśl, co by się stało, gdybyś:
zaczęła nieprawidłowo wymawiać niektóre trudne słowa;
poprosiła kelnera, żeby ci wyjaśnił, co leży na twoim talerzu;
wybrała się gdzieś w ubraniu na zupełnie inną okazję, np. w stroju do
sprzątania weszła do eleganckiego butiku;
kazała sobie wytłumaczyć obcy wyraz, który w zasadzie powinno się znać.
Takie drobne prowokacje są doskonałym wstępem do innych niezwykłych zachowań.
Świetnie przygotowują do podejmowania coraz większego ryzyka, ponieważ przełamują
największą barierę – lęk przed utratą społecznej akceptacji. Pozbywając się tego
zahamowania, zaczynamy działać odważniej. W sytuacjach zawodowych – łatwiej nam
bronić własnego zdania, podjąć się ambitniejszych zadań, ubiegać o lepiej płatne
stanowisko, zmienić pracę. W relacji z partnerem – przestajemy się bać konfliktów,
wcześniej mówimy, co nam się nie podoba, wcześniej decydujemy się na zerwanie
niesatysfakcjonującego układu.
Kobiety muszą częściej podejmować tego rodzaju ryzyko, inaczej wszystko
zostanie po staremu. Oczywiście, jeśli będziesz chciała, możesz też zaryzykować latanie
lotnią, udział w wyścigach samochodowych czy skoki ze spadochronem, ale aż tak daleko
nikt nie musi się posuwać. Podniecające przygody, szaleńcze wyczyny i karkołomne akcje
z pewnością urozmaicają życie i skuszą niejedną kobietę, obowiązkowe jednak nie są.
Wola zwycięstwa
Dążenie do sukcesów ma wiele wspólnego z wolą zwycięstwa, chociaż kobiety raczej nie
lubią tego określenia, ponieważ „wola zwycięstwa” kojarzy im się wyłącznie z porażką
przeciwnika, z wojowniczością albo z ciosami poniżej pasa. Myślą o przegranym jako o
pokonanej ofierze i nie chcą być winne jego cierpieniu. Kiedy wygrywają, a ktoś inny
przegrywa, współczucie odbiera im zdolność trzeźwego myślenia.
Perspektywa zwycięstwa wywołuje u kobiet konflikt sumienia. Przy grze w
chińczyka zwyciężanie jest właściwie czystą przyjemnością, przegrana partnerów jest
kąśliwie komentowana, a własna wygrana tłumaczona nadzwyczajną zręcznością. Ale są
ludzie, którzy nie umieją przegrywać nawet w tak niewinnej zabawie. Kobiety
natychmiast to wyczuwają. Wystarczy im jedno spojrzenie, by się zorientować, że on czy
ona nie zniesie porażki. Nie chcą psuć zabawy, pozwalają więc nieszczęśnikowi wygrać.
Kobietom nie zależy aż tak na wygrywaniu w chińczyka. Na wygrywaniu w życiu niestety
też.
Konkurencja jest kluczowym pojęciem w życiu gospodarczym. Wiemy, że jest
zjawiskiem pozytywnym, rozumiemy, że polega na współistnieniu i współzawodnictwie.
Mimo to większości kobiet trudno jest zaakceptować fakt, że ich wygrana musi się wiązać
z czyjąś przegraną. Anonimowe zwycięstwo w rozmowie kwalifikacyjnej od biedy można
znieść. Nie patrzy się w oczy konkurentce. Ale bezpośrednie zwycięstwo nad koleżanką,
która ubiegała się o to samo stanowisko, może być ciężką próbą.
Petra i Ingrid, dwie koleżanki z pracy, starały się o to samo miejsce. Obie zostały
zaproszone na rozmowę kwalifikacyjną, zatrudniono Ingrid. Było to dla niej bardzo trudne,
miała wyrzuty sumienia. Poważnie myślała, czy nie zrezygnować z nowego stanowiska:
„Po prostu nie mogę jej tego zrobić”.
Wyobrażasz sobie siebie w podobnej sytuacji?
Jeżeli chcesz lepiej zrozumieć problem rywalizacji pomiędzy przyjaciółmi
( porażka koleżanki ), przemyśl i spisz wszystkie negatywne konsekwencje
twojego sukcesu dla kogoś, kogo lubisz – koleżanki czy kolegi. Zdania mogą
się na przykład zaczynać tak: „Przykro mi, że...”.
Potem napisz kilka zdań rozpoczynających się od słów: „Moim celem
było...”. Tutaj powinno się znaleść wszystko, co chciałaś osiągnąć, dążąc do
tego sukcesu: większa odpowiedzialność, ciekawsza praca, lepsze
wynagrodzenie, więcej swobody itd.
Na koniec zapisz taką myśl: „Gdybym to ja odpadła, umiałabym się z tym
pogodzić. Wybór był: albo ja, albo ona – wygrać mogła tylko jedna z nas.
Tym razem to byłam ja. I to jest w porządku. Cieszę się, że wygrałam,
chociaż żal mi koleżanki”.
Stosuj tę metodę w różnych sytuacjach. Może trochę potrwać, zanim poczujesz, że
jet to już autentycznie twoje nastawienie.
Jeżeli nie lubisz swojej rywalki, ćwiczenie to przygotuje cię do ostrzejszej
konfrontacji. Możesz się stać trochę bardziej zawzięta. Jednakże gdybyś miała od razu
spurpurowieć z wściekłości, zastanów się, czy twoja rywalka jest tego warta.
Jeśli znajdziesz przyjemność w rywalizowaniu i współzawodnictwie,
zaczniesz działać o wiele skuteczniej i bardziej twórczo.
Czarny Piotruś
Kto zaczyna rywalizować, musi liczyć się nie tylko z wygraną, ale i z przegraną.
Niestety, większość kobiet odbiera porażki bardzo osobiście. Szybko się
zniechęcają, rzadko zdobywają się na odwagę, by spróbować jeszcze raz. Przegrana może
w nich wywołać poczucie winy: „Nie byłam wystarczająco dobra!”.
Jedna jedyna porażka może spowodować, że kobieta na kilka lat zatrzyma się w
swoim rozwoju. Wcale nie dlatego, że szef czy znajomi zwracają uwagę na takie rzeczy,
nie, wyłącznie przez to, że nie starcza jej odwagi na kolejną próbę. Jest ona dla siebie o
wiele surowsza niż wszyscy inni. Zwyczajną pomyłkę traktuje jak klęskę, której w żaden
sposób nie umie sobie wybaczyć. Fałszywy krok wyolbrzymiony do rozmiaru katastrofy
staje się ciężarem, który nie pozwala poderwać się do działania, jeszcze raz zawalczyć o
swoje. Psychiczny ciężar działa obezwładniająco.
Oczywiście, ty też możesz się znaleźć w sytuacji przegranej i z pewnością nie
będzie to przyjemne. Pewnego dnia ustawisz sobie poprzeczkę za wysoko, źle ocenisz
swoje możliwości czy odporność na konflikt albo po prostu będziesz miała gorszy dzień. I
to ty wyciągniesz Czarnego Piotrusia.
Przygotuj się na taką sytuację. Znasz już moją najważniejszą radę: nie załamuj się,
nie bierz przegranej za bardzo do siebie.
A jeśli byłaś o włos od porażki, zadaj sobie pytanie:
Co bym zrobiła, gdyby się nie udało?
Walczyłabym dalej?
Wycofałabym się, żeby zebrać siły?
Próbowałabym zrozumieć, co było przyczyną niepowodzenia?
Może w pierwszej chwili nie znajdujesz konstruktywnej reakcji na ewentualną
przegraną. Wyobrażasz sobie siebie zranioną, bezsilną, pokonaną i liżącą rany. Jeżeli
przychodzą ci do głowy takie pomysły, przegrana wywołała w tobie prawdopodobnie silne
poczucie winy i niższości. Być może trudno ci w to uwierzyć, ale:
Przegrana nie świadczy o twoich możliwościach, o tobie samej czy twoim
charakterze, a już na pewno nie mówi nic o twoich szansach w przyszłości.
Własne braki są najmniej prawdopodobnym wyjaśnieniem przegranej.
Jeżeli przyswoisz sobie takie nastawienie, żadne, nawet najdotkliwsze
niepowodzenie nie zepchnie cię z obranej drogi. Przeciwnie, zachęci do myślenia, jakby tu
nadrobić stratę.
Na wszelki wypadek zacznij już zbierać siły. Przygotuj sobie zawczasu kilka
pomysłów do wykorzystania w razie przegranej:
zrobić coś dla siebie i nabrać dystansu;
przegadać całą sprawę z przyjaciółką albo przyjacielem, podnieść się na
duchu;
zastanowić się nad nowymi strategiami albo wręcz:
rozejrzeć się za nowym wyzwaniem.
Uwolnij emocje
Mimo wszystko może się jednak zdarzyć, że przegrana dotknie cię do żywego. W takiej
sytuacji dobrze jest wyrzucić z siebie złość, gniew i rozczarowanie. Oczywiście, staraj się
nie robić tego w obecności zwycięscy czy innych ważnych osób, ale jeżeli czujesz taką
potrzebę, daj upust swojej wściekłości. Przeklinaj jak szewc, wal pięścią w stół, pokaż
komuś, do kogo masz zaufanie, jak bardzo czujesz się zraniona.
Osoba, do której się wtedy zwrócisz, w żadnym wypadku nie powinna cię
pocieszać ani się nad tobą użalać, a tym bardziej przekonywać, że nie możesz czuć tego
co czujesz. Jedynym wsparciem powinno być: „Wykrzycz się, widzę, że jesteś
zdenerwowana!”. ( Bez obaw, nie zabraknie ci pary potrzebnej do nowych działań. )
Nie mają większego sensu uspokajające uwagi w rodzaju: „Wcale nie jest tak źle”;
„Nie rób tragedii”; „Wszystko będzie dobrze”. Wypowiadane są wprawdzie w dobrej
wierze, po to, żebyś się uspokoiła i zaczęła zachowywać normalnie, ale z reguły nie
pomagają poradzić sobie z przegraną.
Najlepsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to zadać sobie pytanie: „Jaka z tego
płynie nauka?”. W końcu porażka to tylko strata punktu, życie toczy się dalej.
Dopiero wtedy rozładujesz frustrację, odzyskasz spokój i swobodę myślenia.
Będziesz mogła zastanowić się, co dalej: czy chcesz odpocząć, zacząć robić coś zupełnie
innego, czy raczej to samo, ale innymi metodami, a może chciałabyś zrobić jeszcze jedno
podejście i załatwić przeciwnika jego własną bronią. Powiedz sobie jasno i wyraźnie: „Tę
rundę przegrałam. Czy przegrałam cały mecz, jeszcze się okaże”. Ale nawet po
przegranym meczu świat się nie kończy. Od ciebie zależy, co będzie się działo dalej!
Uważaj na czerwone światełko
Tak to już jest, że czasami uczymy się na własnych błędach. Ostatecznie zwycięża ten, kto
potrafi przyjąć cios i walczyć dalej. Jeżeli popełniłaś błąd, to jeszcze nie znaczy, że musi
on doprowadzić do przegranej czy nawet klęski.
Własne błędy widzimy na ogół dopiero po fakcie. Ale nawet wtedy warto sobie
uświadomić, czy przypadkiem już wcześniej nie zapalało się czerwone światełko, czy nie
miałyśmy wrażenia, że coś jest nie tak. Patrząc wstecz, często przypominamy sobie
moment, w którym przeczułyśmy niebezpieczeństwo, ale zignorowałyśmy je.
Zacznij zwracać uwagę na takie czerwone, ostrzegawcze światełka. Pewna
znajoma opowiedziała mi niedawno, jak wpadła w poślizg na oblodzonej drodze: „Miałam
przeczucie: uwaga, tu może być ślisko, ale stłumiłam ten wewnętrzny sygnał. Myślałam
tylko o tym, żeby się nie spóźnić”.
Marit powiedziała w zaufaniu jednemu ze znajomych odrobinę za dużo o sobie, a
po kilku dniach o jej wyznaniu wiedziało już mnóstwo ludzi. Kiedy się zwierzała, poczuła
się dość nieswojo, nie zrozumiała jednak tego ostrzeżenia i je zlekceważyła.
„Powinnam była to wiedzieć!”; „Jak mogłam dać się nabrać na takie
numery!”; „Zupełnie straciłam czujność” – każda z nas zna takie myśli.
Innymi słowami można by powiedzieć: przegapiłam sygnały ostrzegawcze.
Nawet jeżeli jesteś na siebie zła za swoje „ogłupienie” i wolałabyś o tym
zapomnieć, przyznaj się do popełnienia błędu, powiedz sobie: „Żebym nie
wiem jak się starała, tego błędu cofnąć się nieda”. Powinnaś przyjąć za
niego odpowiedzialność, przynajmniej przed sobą. Inni nie muszą być
informowani o każdym twoim błędzie.
Ale jeśli już przyznajesz się komuś do błędu, rób to zdecydowanie:
„Owszem, popełniłam błąd. Stało się tak, bo...”. W paru słowach (!)
wyjaśnij przyczyny. I pamiętaj: błąd to nie powód, żeby się przed kimś
płaszczyć. Najważniejsze jest, dlaczego został popełniony, a to z całą
pewnością nie tylko twoja sprawa. Szukanie winnego nie ma żadnego sensu.
Bo nie o winę tu chodzi.
Pustka w głowie
Niektórzy ludzie bardzo cierpią, ponieważ doskonałe pomysły czy celne riposty
przychodzą im do głowy z dwugodzinnym opóźnieniem. „Kiedy już jest po wszystkim,
mam dobre pomysły”, skarży się początkująca dziennikarka. W czasie kolegiów
redakcyjnych ma pustkę w głowie. „Gdyby takie pomysły wpadały mi do głowy dwie
godziny wcześniej, zrobiłabym karierę. A ja siedzę tam jak wystraszona owieczka”.
Wiele kobiet zna takie sytuacje z własnego doświadczenia. Mam dla nich przykrą
wiadomość: może potrwać nawet cały rok, aż zaczniecie śmiało zabierać głos i błyskać
świetnymi pomysłami.
Problemu pustej głowy w żaden sposób nie da się zbyć ani zaczarować. Tutaj potrzebna
jest ciężka praca:
Uświadom sobie, w jakich sytuacjach miewasz pustkę w głowie.
Zastanów się, co powoduje zahamowania.
Wyobraź sobie, że realizujesz jeden ze swoich świetnych pomysłów.
Pogódź się z myślą, że może minąć wiele miesięcy, zanim po raz pierwszy we
właściwym momencie wpadniesz na dobry pomysł i go zrealizujesz.
Zawsze notuj dobre pomysły. Sytuacje są do siebie podobne, a dobry pomysł
można wykorzystać wiele razy.
A potem: ćwicz, ćwicz, ćwicz.
Jeżeli jesteś osobą przebojową i do tej pory zawsze chciałaś być pierwsza, w
sytuacjach, o których mówimy, troszeczkę przyhamuj. Jeżeli jednak byłaś wycofana,
postaraj się być bardziej waleczna. Pustka w głowie może powstać, gdy angażujemy
się w coś zbyt mocno albo za słabo. Sama rozstrzygnij, który wariant pasuje do ciebie.
Dziennik sukcesu
Większość ludzi daje się przekonać tylko słowu pisanemu. Dlatego posłużymy się nim dla
poprawienia twojej samooceny. Zaczniemy od skrupulatnego notowania, co było naszym
sukcesem, potem również, co było porażką, i jak do tego doszło.
Weź elegancki notes, jeden z tych, które przyjemnie jest brać
do ręki – samo notowanie niech będzie dla ciebie frajdą.
Będzie to idealne miejsce przechowywania twoich sukcesów.
Moja propozycja jest następująca: Codziennie, zawsze o tej
samej porze, najlepiej wieczorem, rób podsumowanie dnia
pod kątem tego, co ci się udało. Jeżeli to dla ciebie za często,
rób takie notatki dwa, trzy razy w tygodniu.
Z początku może ci iść dość opornie. Trudno skłonić się do zapisywania rzeczy pozornie
mało istotnych:
W półtorej godziny zrobiłam wszystko w domu.
Postawiłam się mężowi.
Zażądałam od dzieci pomocy w domu.
Oddałam jedną sprawę do załatwienia koleżance.
Przez trzy wieczory pod rząd coś zanotowałam.
Bez stresu wymieniłam nietrafiony zakup.
Początkowo wszystko wydaje się niewarte notowania. Po kilku dniach zaczynamy
jednak doceniać tysiące drobnych, codziennych spraw, które składają się na osobisty
sukces.
Nawet bardzo silne kobiety posługują się tą metodą z dobrym skutkiem. Na listach
ich osiągnięć znajdują się np. takie rzeczy:
Przedstawiłam szefowi ważną propozycję, a on ją przyjął.
Moja prezentacja została przyjęta z głośnym aplauzem.
Udało mi się złapać najlepszy kontrakt.
Wygrałam słowny ping-pong z moim największym rywalem.
Wynegocjowałam nowe zlecenie od klienta, który chciał złożyć reklamację.
Przyjęto moje wytyczne.
Wszystkie telefony załatwione w godzinach pracy, wyszłam z biura punktualnie.
W dzienniku sukcesu jest miejsce i na inne sprawy: poważna i otwarta rozmowa z
dzieckiem, uczciwe przedyskutowanie z partnerem zasadniczej różnicy zdań, wstałam w
dobrym humorze, bo odpuściłam sobie kryminał w środku nocy...
Sukcesem jest z pewnością podniesienie sobie poprzeczki w joggingu,
zdrowsze odżywianie się, ograniczenie palenia, systematyczne ćwiczenie jogi. Albo coś, co
mi się szczególnie podoba i powinno znaleźć się w dzienniku codziennie: „Dzisiaj znowu
zrobiłam coś naprawdę dobrego dla siebie...”.
Taki dziennik sukcesu bardzo pomaga obserwować i planować własny
rozwój: „Następnym razem mogę pójść o krok dalej”; „To też może się udać. Mogłabym
podejść do tej sprawy tak albo tak”. Właściwie mimochodem analizujemy to, co już
zrobiłyśmy, i planujemy działania zmierzające do kolejnych sukcesów.
Do tej pory mogłaś myśleć, że ludzie uczą się tylko na błędach, teraz sama widzisz,
że sukces też jest pouczającym doświadczeniem. Dopiero on ( tak samo jak popełniony
błąd ) pokaże ci, jak być powinno. Błędy podpowiadają jedynie, co należy poprawić,
natomiast udana próba to gotowy wzór do naśladowania. Przekonujesz się: „Tak to działa.
I ja to potrafię”. Masz ewidentny dowód własnych możliwości.
Do niepowodzeń nie powinnaś więc przywiązywać zbyt wielkiej wagi.
Zdarzają się po to, byś zadała sobie pytanie: „Co jeszcze można było zrobić, żeby się
udało? Jak postępować w podobnych sytuacjach w przyszłości?”.
Mów o swoich sukcesach
Jeśli masz zaufaną przyjaciółkę albo przyjaciela, spróbuj porozmawiać z nim o swoich
sukcesach. Wybierz do tego kogoś, kto dotychczas raczej się z tobą zgadzał, ale nie
potakiwacza. Z pomocą tej osoby postaraj się zrozumieć, czemu zawdzięczasz swoje
sukcesy. Byłoby dobrze, gdybyś już wcześniej miała o tym jakie takie pojęcie.
Wyraźnie powiedz przyjaciółce czy przyjacielowi, że chcesz wzmocnić swoją wiarę
w sukces ( przypomnij sobie dyplom, który nosisz w tyle głowy ). Jeśli tego od razu nie
wyjaśnisz, rozmowa może być długa i bezowocna.
Po takiej szczerej rozmowie możesz poczuć potrzebę opowiadania o swoich
sukcesach różnym innym osobom, nawet jeżeli do tej pory skupiałaś się raczej na swoich
niepowodzeniach, chorobach albo cudzych problemach.
Ale ostrzegam: taka porcja autoreklamy może być trudna do przełknięcia nawet
dla sprawdzonych przyjaciół. Może się zdarzyć, że przyjaźnie się rozpadną, ponieważ
przyjaciel albo przyjaciółka nie są aż tak ambitni albo też nie są w stanie znieść obok
siebie konkurencji. Z tych samych powodów może się również rozlecieć doskonale dotąd
funkcjonująca współpraca zawodowa.
Co zrobić z zazdrością
Opowiadając o swoich sukcesach, powinnaś być przygotowana na zazdrość ze strony
słuchaczy. Może to być otwarta zazdrość, ale możesz się spotkać również z zazdrością
głęboko ukrytą, zazwyczaj zamaskowaną powierzchownym uznaniem. Zdania w rodzaju:
„Też bym to zrobiła, gdyby nie ta czy inna przeszkoda ( niestety nie do pokonania )” –
sygnalizują krytyczne nastawienie.w takim przypadku lepiej nie brać zbyt serio ocen i
komentarzy.
Zwróć uwagę, jak odbierasz to, co mówią albo robią inni. Uprzytomnij sobie
swoje reakcje. Ułóż zdanie-dewizę: „Nawet jeżeli ............................ mnie
blokuje, będę mimo wszystko ............................!”. Przypomnij sobie moją
propozycję, żeby z takim zdaniem skojarzyć ulubioną biżuterię.
Zazdrość to niszczycielska siła. Kiedy zaczniesz doceniać swoje walory, możesz po
raz pierwszy w życiu spotkać się z tą podstępną wichrzycielką. Uważnie obserwuj reakcje
otoczenia. Chodzi o to, żebyś umiała rozpoznać skrywaną zazdrość i nie brała zbyt
poważnie fałszywych deklaracji na temat swoich osiągnięć. Zazdrość, która się pojawia
na krótką chwilę i zaraz znika, nie jest niebezpieczna. Jeśli ktoś otwarcie przyznaje:
„Pękam z zazdrości”, nie ma się czego bać. Natomiast zazdrość permanentna prowadzi
zwykle do zerwania kontaktów. Wywołuje napięcie, zabiera mnóstwo energii, działa
destrukcyjnie. Bardzo słuszna jest rada, żeby nie traktować jej zbyt poważnie, ale trudno
się do tej rady zastosować. Jeżeli stosunki z kimś, kto był dla nas ważny, psują się i
zaczynają być ciężarem, zawsze jest to bolesne.
Ten ból można złagodzić tylko w jeden sposób: nawiązując nowe znajomości albo
pogłębiając te, które wzmacniają naszą ambicję, radość życia i wolę, żeby coś zmienić.
Jeżeli jeszcze nie umiesz dobrze rozpoznawać zazdrości, zwracaj uwagę na
własne nieprzyjemne odczucia w trakcie rozmów o twoich sukcesach. Mogą
one być sygnałem, że twój rozmówca „mówi dwoma językami”. Na
poziomie słów wszystko jest w porządku, ale kiedy lepiej wczujesz się w
nastrój, w przekaz niewerbalny, usłyszysz nutę zazdrości. Zastanów się, co
się kryje za tymi słowami, co twój rozmówca chce ci zasugerować? A więc
tym razem wykorzystaj swoje ucho nastawienia!
Trzeba odróżniać zazdrość od krytyki. Zazdrość jest niszcząca, często prowadzi do
zerwania znajomości, krytyka natomiast jest zjawiskiem, z którym musimy się oswoić.
Spotyka się z nia każdy, kto obrał drogę sukcesu. Niegrzeczne dziewczynki są
krytykowane na każdym kroku, ale dla nich to doskonałe okazje do ćwiczenia się w sztuce
walki na słowa. I starają się takich okazji nie przepuszczać.
Nieuchronne rozstania
W miarę jak oddalasz się od dawnego stylu życia i sposobu myślenia, rośnie
prawdopodobieństwo, że zmieniają się twoje stosunki z przyjaciółmi i z rodziną. Może
powstać tak ogromny dystans, że przestaniecie utrzymywać jakiekolwiek kontakty, nawet
jeśli przedtem były one bardzo bliskie. Ostateczne zerwania zdarzają się na szczęście
rzadko. Musisz się jednak nastawić na wyraźną zmianę rodzaju stosunków z wieloma
osobami.
Tam, gdzie wspólne zainteresowania i poglądy dostarczały tematów do rozmów i
pomysłów na spędzanie wolnego czasu, nagle nie ma o czym rozmawiać, upodobania
zupełnie się rozeszły. Tymczasem ty poznajesz nowych ludzi, takich, którzy nadają z tobą
na tych samych falach. Starym i nowym znajomym raczej trudno byłoby znaleźć wspólny
język.
Będziesz teraz pochłonięta nowymi pomysłami, innymi sprawami. Być może jako
jedyna osoba w twoim środowisku naprawdę chcesz się rozwijać. Twój system wartości
zmienia się nieustannie, przez co zaczynasz powoli odstawać od znajomych, sąsiadów i
przyjaciół.
Nic w tym złego, jeżeli niektóre rzeczy, te do których się przyzwyczaiłaś i nie
zamierzasz z nich rezygnować, będziesz robić po staremu ze starymi znajomymi, a do
nowych zajęć i pomysłów znajdziesz sobie nowe towarzystwo.
Potrzebne ci jest oparcie w ludziach podobnie myślących. Z dawnymi znajomymi
na ogół nie pogadasz o nowych zainteresowaniach. Stare znajomości prawdopodobnie
pomału tracą intensywność, nowe się rozwiną. Powinnaś być przygotowana na krytykę ze
strony starych znajomych.
Bądź egoistką, to wszystko
Każdy człowiek powinien i ma prawo żyć własnym życiem. Udaje mu się to tylko wówczas,
gdy siebie samego stawia na pierwszym miejscu. Pomyśl więc o sobie, zanim pomyślisz o
dzieciach, mężu, przyjaciołach i kolegach.
Kobiety dźwigają przez życie gigantyczny ciężar: wpojono im, że kobiecość
oznacza wyrzeczenia. Konsekwentne dążenie do realizacji własnych życiowych celów
wywołuje więc w kobiet męki sumienia.
Mimo to rób swoje, odrzuć ten balast! Tylko nie usiłuj od zaraz wszystkiego robić
zupełnie inaczej. Może to i kusząca perspektywa, ale niepowodzenie murowane. Twoja
najważniejsza myśl przewodnia powinna brzmieć:
Nie ważne, jak szybko i jak daleko idę, ważne jest tylko to, że nie stoję w miejscu.
Na wszelki wypadek – gdybyś zauważyła, że zbaczasz z drogi do niegrzeczności – przyjmij
kilka rad. Nazwijmy je „drogowskazami niegrzecznych dziewczynek”:
Musisz wiedzieć, czego chcesz.
Jeżeli nie będziesz pewna, dokąd zmierzasz, nigdy tam nie dojdziesz. Poświęć trochę
czasu na znalezienie własnych celów.
Troszcz się o siebie.
Przestań świadczyć przysługi. Nie urodziłaś się niewolnicą.
Przejmuj kierownictwo, kiedy jest po temu okazja.
Czujesz się odpowiedzialna czy wręcz ponosisz odpowiedzialność? W takim razie
decyzje też powinny należeć do ciebie.
Zapomnij, co znaczy słowo „romantyczny”.
Czekanie z utęsknieniem na zbawcę i księcia z bajki to zajęcie dobre dla Kopciuszka.
Silne kobiety znają swoje mocne strony i mocne strony partnera. Tylko taka wiedza
może być fundamentem związku, nie romantyczne westchnienia.
Jeżeli przeszkadza ci czyjeś zachowanie, nie łudź się, że ten człowiek z czasem się
zmieni.
Że on się w końcu uspokoi, że jak dzieci będą większe, nawiąże z nimi lepszy kontakt,
że „gdyby dostał taką szansę”, ciebie też traktowałby przyzwoiciej – wszystko to są
płonne nadzieje.
Lista złudnych oczekiwań nie ma końca. Jeżeli uważasz, ze twój związek
rozkwitnie z chwilą, gdy on stanie się wreszcie tym człowiekiem, którego istnienia
domyślasz się za nieprzyjemną fasadą – jesteś w głębokim błędzie. Żadne cudowne
zmiany nigdy nie nastąpią. Domagaj się zmian od razu, żądaj wyraźnego sygnału, że
już się zaczęły.
Nadzieja matką głupich.
To, na czym ci zależy, dostaniesz teraz albo nigdy. Każdy może postąpić źle, ale tez
każdy może z tego wyciągnąć wnioski i zmienić swoje postępowanie.
Silna kobieta wybacza dopiero wtedy, kiedy widzi zmianę, ani sekundy wcześniej.
Nie ma czegoś takiego jak wybaczanie na kredyt, więc nigdy tego nie rób.
Niegrzeczne dziewczynki wiedzą: „Sama muszę zadbać o swoje samopoczucie, nikt
mnie w tym nie zastąpi”.
Najważniejszym człowiekiem, jakiego znam, jestem ja sama.
Wiersz Fritza Perlsa trafia w samo sedno:
Ja to ja,
Ty to ty.
Ja żyję własnym życiem,
Ty żyjesz własnym życiem.
Nie jestem na tym świecie,
by spełniać twoje oczekiwania.
Nie jesteś na tym świecie,
by spełniać moje oczekiwania.
Jeżeli przypadkiem się odnajdziemy,
będzie wspaniale,
jeśli nie, to trudno.
Aneks
Test 1
Już wystarczająco niegrzeczna?
Za pomocą tego testu możesz sprawdzić, na ile jesteś zaawansowana w swojej
niegrzeczności i co cię od niej powstrzymuje.
Przy każdym pytaniu zaznacz odpowiedzi najbliższe twoim przekonaniom lub
najbardziej do ciebie pasujące.
Policz, jak często powtarzają się poszczególne litery i sprawdź, co ten wynik
oznacza.
Każda ( każdy ) czasem z kimś się kłóci. Do czego to prowadzi w twoim przypadku?
( Wybierz dwie odpowiedzi. )
___C Dopinam swego.
___G Wszystko zostaje po staremu. Przeważnie niewiele się zmienia.
___B Rozładowuję napięcie i to mi dobrze robi.
___A Zaczyna się straszne piekło.
___C Kiedy opadnie napięcie, zaczynają się konstruktywne rozmowy.
___H Pozornie dostaję to, na czym mi zależało, ale potem jest tak samo, jak było.
___G Nigdy nie daję po sobie poznać, że się zdenerwowałam.
___H Staram się być zawsze rzeczowa.
Które z wymienionych wydaje ci się najbliższe pojęciu „nieustępliwość”?
( Wybierz jedną odpowiedź. )
___E Przemoc.
___F Pogarda dla ludzi.
___B Niebezpieczeństwo.
___C Siła przebicia.
___H Obrona.
Pod którymi z wymienionych poglądów możesz się podpisać?
( Wybierz dwie odpowiedzi. )
___C Kłótnia oczyszcza atmosferę.
___C Nawet szefowi trzeba od czasu do czasu powiedzieć, co się myśli.
___G Gotowość do kompromisów jest podstawą wszelkich interesów.
___E Uśmiechem można więcej załatwić niż stawianiem sprawy na ostrzu noża.
___H W pracy nieraz trzeba zacisnąć zęby i milczeć.
___E Trzeba też umieć ustąpić.
___F Kłótnia tylko pogłębia podziały.
___D Kłótnia jest niezbędna, mimo że nie należy do przyjemności.
Chciałabyś pójść do kina. W jaki sposób spytasz partnera, czy pójdzie z tobą?
( Jedna odpowiedź. )
___B Chciałabym pójść do kina. Czy ty też miałbyś ochotę?
___A Wychodzę do kina!
___C Idę do Relaxu, grają „Pod słońcem Toskanii”. Idziesz ze mną?
___E Nie miałbyś ochoty wybrać się do kina? Jeżeli tak, sprawdzę, co grają.
___H Czy masz już jakieś plany na wieczór?
___F Nudzi mi się. Masz jakiś pomysł, co możemy robić?
Za co lubisz siebie?
( Wybierz trzy odpowiedzi. )
Lubię siebie, bo...
___E ...potrafię słuchać.
___C ...mam dużo dobrych pomysłów.
___F ...inni okazują mi sympatię.
___G ...potrafię się wczuć w czyjąś sytuację.
___B ...mam talent do...
___A ...potrafię pracować bez wytchnienia.
___B ...potrafię się za kimś wstawić.
___C ...wiem, czego chcę.
___D ...jestem ambitna.
Co myślisz widząc bizneswoman?
( Jedna odpowiedź. )
___C To mogłabym być ja.
___G Na to jestem zbyt nieśmiała.
___E Czy ona musi być taka zarozumiała?
___D Dużo bym dała, żeby zajść tam, gdzie ona.
___B Ona mi się podoba!
Którą z podanych zasad kierujesz się w pracy?
( Jedna odpowiedź. )
___D Mocno koncentruję się na zadaniach, dzięki którym można się wybić.
___C Nigdy nie zapominam o moich celach na dalszą przyszłość.
___B Utrzymuję kontakty z wpływowymi osobami.
___A Nie martwię się tym, co o mnie myślą koledzy.
___C Zawieram jednoznaczne kontrakty i stawiam jasne żądania.
___E Właściwie nie stosuję żadnej z tych reguł.
W jakich sytuacjach gotowa jesteś podejmować ryzyko?
( Możesz wybrać kilka odpowiedzi. )
___C Lokowanie pieniędzy.
___D Zmiana pracy.
___B Podróże w nieznane miejsca.
___B Wycieczka, gdzie oczy poniosą.
___C Podejmowanie decyzji w sprawach zawodowych.
___D Tworzenie albo zakończenie związku.
Jakie masz zdolności?
( Możesz wybrać kilka dziedzin. )
___Matematyczne.
___Językowe.
___Artystyczne.
___Muzyczne.
___Społeczne.
___Inne.
___D Więcej niż dwie dziedziny.
___C Dwie dziedziny.
___H Mniej niż dwie dziedziny.
Masz nową fryzurę, nową pracę albo nowego mężczyznę. Czy obchodzi cię, co inni mogą o
tym myśleć?
( Jedna odpowiedź. )
___D Bardzo mało.
___C Trochę.
___H Raczej tak.
Co myślisz o kobietach, które robią karierę?
( Jedna odpowiedź. )
___G Dla mnie życie zawodowe nie ma aż takiego znaczenia.
___H Praca to tylko połowa życia.
___A Takie to awansują przez łóżko.
___H Za wszelką cenę chcą prześcignąć facetów.
___C Takie to potrafią sobie radzić w życiu.
___D Dla kariery warto wyrzec się innych rzeczy.
___B Kariera – to fascynująca sprawa.
Co myślisz, kiedy widzisz, że przyjaciel jest na ciebie zły, ale nie masz pojęcia, dlaczego?
( Jedna odpowiedź. )
___F Nie lubi mnie.
___E Muszę coś zrobić, żeby udobruchać.
___G Może jednak zrobiłam coś nie tak.
___A Ale głupi!
___C To nie mój problem.
Co myślisz, kiedy widzisz, że kolega jest na ciebie zły, ale nie masz pojęcia, dlaczego?
( Jedna odpowiedź. )
___H Ma coś przeciwko mnie.
___B Muszę jakoś odzyskać jego sympatię.
___C To nie mój problem.
___G Co ja zrobiłam złego?
___A Ale głupi!
Co myślisz, kiedy widzisz, że obca osoba jest na ciebie zła, ale nie masz pojęcia, dlaczego?
( Jedna odpowiedź. )
___H Coś jej się we mnie nie podoba.
___F Muszę jakoś zdobyć jej sympatię.
___E Co mogłam zrobić złego?
___C Ale głupia!
___B To nie mój problem.
Co masz ochotę zrobić, kiedy wygrywasz spór?
( Jedna odpowiedź. )
___D Pokazać, że jestem z siebie dumna.
___B Załagodzić sytuację.
___E Wykręcić się od kolejnego spotkania.
___B Spróbować odzyskać sympatię przegranej strony.
Co masz ochotę zrobić, kiedy przegrywasz spór?
( Jedna odpowiedź. )
___H Obrazić się i odejść.
___E Załagodzić sytuację.
___G Wykręcić się od kolejnego spotkania.
___F Spróbować odzyskać sympatię drugiej strony.
___B Porozmawiać z kimś, wylać żale.
Osoba ważna dla ciebie ze względów służbowych prosi cię o przysługę. Nie masz ani
czasu ani ochoty, by spełnić tę prośbę. Co robisz?
( Jedna odpowiedź. )
kolega
szef
___C
___D Odmawiasz
___E
___G Mówisz „tak” i jesteś zła na siebie
___B
___C Mówisz „nie” i masz wyrzuty sumienia
___C
___C Znajdujesz jakiś wykręt
Przydzielono ci zadanie, które może pomóc w karierze. Twoja przyjaciółka też się o nie
ubiegała. Co myślisz?
( Jedna odpowiedź. )
___E To nie fair z mojej strony.
___A Po prostu jestem lepsza.
___H Może jednak powinnam była zrezygnować.
___F Nasze stosunki już nie będą tak dobre, jak do tej pory.
___G Panicznie się boję, że nie zrobię wszystkiego tak, jak trzeba.
___C Cieszę się, że mi się to udało.
Na ile dokładnie mówisz / okazujesz nowemu kochankowi, czego chcesz w łóżku?
( Jedna odpowiedź. )
___C Mówię wprost, co mi się podoba, a co nie.
___B Mówię, jeżeli sprawia mi ból.
___G Swoje rozczarowanie zachowuję dla siebie.
___D Mówię i okazuję, czego chcę.
___A Jeśli jestem rozczarowana, mówię mu, jaki z niego kiepski kochanek.
Czujesz wściekłość. Jak sobie z nią radzisz?
( Jedna odpowiedź. )
___E Masz poczucie winy.
___F Boisz się, że zaszkodzisz sobie i innym.
___G Starasz się czymś zająć i nie dajesz niczego po sobie poznać.
___C Wpadasz w szał.
___B Walisz pięścią w poduszkę.
___D Szukasz przyczyn swojej wściekłości i starasz się je usunąć.
___B Dzwonisz do przyjaciółki i wyrzucasz z siebie swoją wściekłość.
Co myślisz, widząc krzyczącą kobietę na mężczyznę?
( Wybierz dwie odpowiedzi. )
___G Czuję się nieswojo.
___H Nie chciałabym być taka.
___B Też bym chciała sobie tak pozwolić.
___F Złość piękności szkodzi.
___E Już widziałam podobne sceny.
___C Czasami w ogóle się nie przejmuję, że ktoś widzi moją wykrzywioną twarz.
___C Blokowanie złości prowadzi do wrzodów żołądka.
___A Tak trzeba!
___C Dobrze jest się wyładować, potem zawsze można sobie wszystko wyjaśnić.
Jesteś w teatrze na nudnym przedstawieniu. Co robisz?
( Jedna odpowiedź. )
___D Hałaśliwie wstajesz i wychodzisz.
___C Po cichu wstajesz i wychodzisz.
___B Wychodzisz w czasie przerwy.
___H Zostajesz do końca, może jeszcze pokażą coś ciekawego.
Kolega, skądinąd sympatyczny, popełnił błąd, przez co ty masz kłopoty. Jak reagujesz?
( Jedna odpowiedź. )
___D Zdenerwowana, domagasz się wyjaśnień.
___C Dajesz mu do zrozumienia, że jesteś zdenerwowana, ale starasz się nie zadrażniać.
___B Jak najszybciej zapominasz o całej sprawie.
___G Mówisz mu, żeby się nie przejmował.
Twój partner bardzo niechętnie zgodził się na wspólny urlop. Przy pierwszej sprzeczce
wypomina ci, że wolał jechać sam. Jak reagujesz?
( Jedna odpowiedź. )
___F Uspokajasz go, wycofujesz się.
___C Proponujesz, że podwieziesz go na lotnisko.
___D Zrywasz związek.
___A Rzucasz szklanką o ścianę, tuż koło jego głowy.
___G Ignorujesz jego uwagi i czekasz, co będzie dalej.
Dwie koleżanki z pracy, które bardzo cenisz, umawiają się, że będą stosowały regularny
mobbing wobec wyjątkowo wrednego szefa. Dołączysz się do nich?
( Jedna odpowiedź. )
___A Tak.
___E Nie.
___B Muszę się dobrze zastanowić.
___D Gdyby w ten sposób można było się od niego uwolnić, to tak.
Wyniki
Zsumuj poszczególne litery.
___A ___E
___B ___F
___C ___G
___D ___H
Co cię charakteryzuje:
A – Bezcelowa niegrzeczność
Więcej niż 6: Jeżeli więcej niż sześć razy wybrałaś odpowiedź
A, twoje pojęcie o tym, na czym polega niegrzeczność i obrona własnych interesów, musi
ci przysparzać kłopotów. Mylisz niegrzeczność z destrukcyjną agresywnością. Tą drogą
daleko nie zajdziesz. Prawdopodobnie grozi ci izolacja. W tej sytuacji sensownie byłoby
rozejrzeć się za sojusznikami.
3 do 6: Jeżeli w dodatku często masz wrażenie, że jesteś
sama przeciw wszystkim, powinnaś najpierw nauczyć się współpracować z ludźmi,
dopiero potem przyjdzie czas na ćwiczeni niegrzeczności.
0 do 2: Nieskuteczna agresja nie jest twoim problemem. Jeśli
już zaginasz parol, to z dobrym skutkiem.
B – Stawanie w czyjejś obronie
Więcej niż 12: Twoja niegrzeczność polega prawdopodobnie
na tym, że korzystasz z należnych ci praw, potrafisz przyznawać się do swoich uczuć i
stawać w obronie pokrzywdzonych. Bez tego nie ma prawdziwej pewności siebie i ambicji.
Jesteś na dobrej drodze.
5 do 12: Od czasu do czasu potrafisz się za kimś wstawić albo
bronić się przed niesprawiedliwością. Nie jest to jednak twoją mocną stroną.
0 do 4: Unikasz małych niegrzeczności. Przeczytaj, co wynika
z podsumowania punktów E i H, a dowiesz się, dlaczego tak się dzieje.
C – Siła przebicia
Więcej niż 15: twoja niegrzeczność daje widoczne rezultaty.
Potrafisz się nią posługiwać i nie wahasz się tego robić. Nie boisz się konfliktów, jesteś
pewna siebie i na ogół dopinasz swego. Lubisz ustalać własne reguły gry ( i łamać stare ).
Ale zdarzają się też w twoim życiu okresy wyciszenia i kontemplacji.
8 do 15: Nie dajesz sobie w kasę dmuchać, ale niezbyt często
pokazujesz, na co cię stać. Zdarza ci się zawalczyć w wielkim stylu, ale tylko o to, na czym
ci wyjątkowo zależy.
0 do7: Jesteś raczej wycofana. Jeżeli ci tonie odpowiada, pod
literą E i H znajdziesz sugestie, co robić, żeby mieć większą siłę przebicia.
D – Wojowniczość
Więcej niż 8: Jesteś ostra jak brzytwa. Inni z pewnością
myślą, że jesteś pozbawiona skrupułów i/albo żądna władzy. Niech sobie myślą! Napędza
cię ambicja, która może prowadzić do sukcesów. Uważaj jednak, by niegrzeczność nie
stała się dla ciebie celem samym w sobie, zwłaszcza jeżeli zebrałaś więcej niż dwa punkty
A.
4 do 8: Nie unikasz wyraźnych konfliktów, ale nie są one
twoim celem. Potrafisz zachować umiar w wytykaniu ludziom błędów i słabości.
0 do 3: Boisz się wyraźnych konfliktów. Przeczytaj, o czym
świadczy twój wskaźnik E i H, a zorientujesz się, jak mogłabyś to zmienić.
E – Unikanie konfliktów
Więcej niż 7: Jesteś człowiekiem usposobionym pokojowo,
nie znosisz konfliktów. Dla świętego spokoju gotowa jesteś zawierać nawet zgniłe
kompromisy. Jeżeli chciałabyś to zmienić, musisz uświadomić sobie swoją złość i ją
wyrazić. To będzie dobry wstęp do większej nieustępliwości.
4 do 7: Niechętnie dajesz się wciągać w konflikty, ale
zachowałaś wewnętrzną gotowość do stawiania im czoła. Powinnaś częściej słuchać tego
wewnętrznego głosu.
0 do 3: Nie uciekasz przed konfliktami. Raczej dążysz do
bezpośredniej konfrontacji. Tak trzymaj!
F – Potrzeba akceptacji
Więcej niż 6: Zanadto przejmujesz się tym, czy jesteś lubiana.
Na pewno wiele osób okazuje ci sympatię. Sama masz czasem dość własnej ustępliwości i
skłonności do unikania konfliktów. Sposób: Przyjmuj wszelkie pochwały i wyrazy uznania
kierowane pod twoim adresem. Przypominaj je sobie, gdy będziesz zmuszona się komuś
sprzeciwić lub bronić własnych przekonań.
3 do 6: Wcale nie jesteś aż tak zależna od akceptacji
otoczenia, jak ci się wydaje. Sprawdź, co się stanie, jeśli wyraźnie sprzeciwisz się
człowiekowi, którego lubisz. Wasze stosunki na pewno nie zostaną zerwane, przeciwnie,
prawdopodobnie się pogłębią. Przekonaj się.
0 do 2: Wiesz, że jesteś akceptowana. W sytuacjach
konfliktowych czerpiesz z tego siłę.
G – Blokady
Więcej niż 6: Często sama sobie podstawiasz nogę, nie
wykorzystujesz swoich możliwości. Ktoś, komu brakuje wiary w siebie, nie może
skutecznie bronić własnego zdania przed innymi. Dlatego najpierw znajdź swoje mocne
strony. Zacznij pokazywać, że nie jesteś tą szarą myszką, za jaką cię ludzie uważają.
Nieustępliwość pojawi się wówczas jako naturalna konsekwencja.
3 do 6: Kiedy podchodzisz do czegoś z zaangażowaniem,
zawsze są efekty, już nieraz się o tym przekonałaś. Niestety, zdarza się to stanowczo za
rzadko. Możesz to zmienić. Zacznij od razu.
0 do 2: Znasz swoje możliwości i umiesz z nich robić użytek.
H – Zwątpienie
Więcej niż 6: Nie umiesz cieszyć się życiem albo nie
znajdujesz satysfakcji w pracy. Trudno coś poradzić na taki deficyt. Jeżeli jednak
chciałabyś skuteczniej funkcjonować, powinnaś się zastanowić, co by ci sprawiło
prawdziwą przyjemność.
3 do 6: Zbyt rzadko jesteś w naprawdę dobrym nastroju. To
nieprawda, że cieszyć się mogą tylko ci, którzy patrzą na świat przez różowe okulary.
Nieco bardziej pozytywny stosunek do rzeczywistości stopniowo poprawiłby twoje
samopoczucie. Dobru nastrój w dużej mierze zależy od punktu widzenia.
0 do 2: Potrafisz cieszyć się życiem i z niego korzystać.
Uwaga: Nikt nie reaguje jednakowo na wszystkie sytuacje konfliktowe. Jeżeli twoje
wyniki wydają ci się niespójne, przypuszczalnie stosujesz różne techniki radzenia sobie z
konfliktami, zależnie od nastroju i sytuacji. To nic złego, przeciwnie, świadczy o
elastyczności.
Test 2
Sukces – radość czy frustracja
Ten test pokazuje, w jaki sposób interpretujesz sukcesy i porażki.
( Wybierz po jednej odpowiedzi. )
Przewróciłaś wazon. Co mówisz w takiej sytuacji?
___B Wiedziałam, że tak będzie. Coś takiego tylko mnie może się zdarzyć.
___E Kto go tak głupio postawił?
___V Biedne kwiatki!
___I Powinnam była ten wazon postawić gdzie indziej.
___S Przestawię go gdzie indziej.
Prowadząc samochód, omal nie powodujesz wypadku, ale nic się złego nie dzieje. Co
sobie myślisz?
___I Powinnam jeździć trochę ostrożniej.
___E Ludzie dzisiaj jeżdżą jak wariaci.
___B Ja też prowadziłam raczej niepewnie.
___V Ale miałam szczęście!
___S Gdyby nie moja reakcja, mogłoby się to bardzo źle skończyć.
Prowadzisz bardzo ciekawą i żarliwą dyskusję z człowiekiem, którego wysoko cenisz.
Nagle on przerywa rozmowę, twierdząc, że z tobą w ogóle nie można się dogadać. Co
myślisz?
___E Kto by pomyślał, że o się tak zachowa.
___I Nie powinnam argumentować tak ostro.
___V Co za mimoza z tego faceta.
___B Szkoda, że się w ogóle odezwałam.
___S Powinnam się zastanowić, co go tak denerwuje.
Twój szef jest niezadowolony z tego, co zrobiłaś, chociaż tobie wydaje się, że jest
zupełnie dobre. Co ci przychodzi na myśl?
___E Co się z nim dzieje, co go ugryzło?
___B Czy zrobiłam coś złego, że on tak reaguje?
___E Następnym razem muszę uważniej słuchać, o co mu chodzi.
___S Jutro jeszcze raz go o to zagadnę, coś mi tu nie gra.
___V Ma zły dzień, jutro wszystko będzie wyglądało inaczej.
Fryzjer obciął ci włosy, twoim zdaniem fatalnie. Jak reagujesz:
___S Jutro do niego idę, musi coś z tym zrobić.
___I Powinnam była dokładniej mu wytłumaczyć, jak chcę wyglądać.
___E Prawdopodobnie wcale nie słuchał, co do niego mówię.
___B Nie mam pojęcia, jak to mogło się stać.
___V Za dwa tygodnie będę wyglądała jak trzeba.
Koleżanka obgaduje cię za plecami. Co sobie myślisz?
___V Na pewno nie miała złych intencji.
___S Zaraz do niej zadzwonię i dowiem się, o co tu chodzi.
___I Muszę być ostrożniejsza, za dużo o sobie opowiadam.
___B Już nikomu nie można ufać.
___E Ona musi mieć problemy, skoro opowiada takie rzeczy.
Jest szansa, że zostanie ci powierzone ambitne zadanie. Jakie myśli krążą ci po głowie?
___B Nie wiadomo, czy się uda.
___V Nie taki diabeł straszny, jakim go malują.
___I To będzie dla mnie sprawdzian.
___E Nigdy nie można przewidzieć wszystkich trudności.
___S To dla mnie wielka szansa, więc przysiądę fałdów i będzie super.
Ugotowałaś oryginalną potrawę. Tobie bardzo smakuje, ale rodzina marudzi. Co im
odpowiadasz?
___E Jedlibyście w kółko to samo, to nudne.
___B Wam to nie sposób dogodzić.
___I W porządku. Następnym razem zapytam, na co macie ochotę.
___V Zadałam sobie tyle trudu, a wy tylko marudzicie.
___S Jak komuś nie smakuje, to niech sobie zrobi coś innego.
Wróciłaś do uprawiania sportu. Jakie masz myśli?
___B Trochę potrenuję i jeszcze pokażę, co potrafię.
___I Na pewno wyglądam żałośnie.
___E Te głupie uwagi psują człowiekowi całą przyjemność.
___V Będę udawać, że nic nie słyszę.
___S Jeżeli ktoś ma ochotę się śmiać albo dogryzać, trudno. Ja jestem zadowolona.
Masz nowe hobby. Pierwsze próby nie były szczególnie zachęcające. Co się dzieje dalej?
___B Próbuję jeszcze raz albo dwa, a potem rezygnuję.
___I Próbuję zrozumieć, co robię nie tak.
___E Jeśli usłyszę jakiś głupi komentarz, opuści mnie odwaga.
___V Kiedyś wszystko się samo ułoży.
___S Proszę o radę kogoś, kto uprawia podobne hobby.
Koleżanka namawia cię na kurs „Wymiana kół i drobne naprawy samochodowe”. Co jej
odpowiadasz?
___B Na pewno się okaże, że mam do tego dwie lewe ręce.
___I Można by spróbować, ale gdyby się okazało, że nie umiem się w tym połapać, to
zrezygnuję.
___S Dobry pomysł. W końcu trzeba się w tym podszkolić.
___E Wszyscy sąsiedzi będą się z nas śmieli.
___V Coś takiego nigdy mi się nie przyda.
Źle wypadłaś w pracy. Jaki powód jest najbardziej prawdopodobny?
___I Chyba się nie wyspałam.
___E W tej sprawie byłam skazana na to, co przygotowali koledzy, a oni spartaczyli
robotę.
___S Zrobiłam to byle jak, muszę naprawić ten błąd.
___B Jeszcze nigdy nie udało mi się dobrze sprzedać własnej pracy.
___V Właściwie to wypadłam dobrze, ale szef się na mnie uwziął.
Wyniki
Zsumuj litery:
___E Atrybucja zewnętrzna
___I Atrybucja wewnętrzna
___S Nastawienie na sukces
___B Blokady
___V Wypieranie
O czym mówią poniższe litery:
Wskaźnik E – gotowość szukania przyczyn niepowodzeń poza sobą. Poniżej 3 punktów –
wykazujesz raczej słabą gotowość, powyżej 3 – raczej wysoką.
Wskaźnik I – skłonność do szukania przyczyn problemów w sobie. Poniżej 3 punktów –
raczej słaba, powyżej 3 – raczej wysoka.
Wskaźnik S – umiejętność rozwiązywania konfliktów. Poniżej 3 punktów – mała, powyżej
3 – duża.
Wskaźnik B – zablokowanie. Poniżej 3 punktów – słabe, powyżej 3 – silne.
Wskaźnik V – skłonność do wypierania problemów. Poniżej 3 punktów – nieznaczna,
powyżej 3 – silna.
W rozdziale „Śmiało i z radością do celu” znajdziesz dokładniejsze objaśnienie
poszczególnych kategorii.