1
H e i n e r M ü l l e r
ANATOMIA TYTUSA FALL OF ROM
KOMENTARZ DO SZEKSPIRA
Przekład:
M o n i k a M u s k ał a
2
Ludzkości
śyły otwarte jak książka
W strumieniach krwi kartkować
O s o b y :
Saturnin / Bassian / Tytus Andronikus / Marek Andronikus / Lucjusz / Kwintus / Marcjusz
/ Mucjusz / Aaron / Tamora / Chiron / Demetriusz / Lawinia / Publjusz / Emiljusz /
Walentyn / Kajus / klaun / posłaniec / piastunka / chłopiec / Goci / trybuni / świta
Saturnina.
3
1.
NOWE ZWYCIĘSTWO PUSTOSZY RZYM STOLICĘ
ŚWIATA DWÓCH SYNÓW ZMARŁEGO CESARZA
ZA KAśDYM ODDZIAŁ WYBORNYCH SZERMIERZY
ZGŁASZA PRETENSJE DO PUSTEGO TRONU
JEDEN DOWODZI PRAWA PIERWORODZTWA
DRUGI SIĘ CHEŁPI SWYMI ZASŁUGAMI
KORONA W SŁABEJ RĘCE MIĘDZY NIMI
NAJSTARSZY TRYBUN BRAT WIELKIEGO WODZA
TYTUSA ANDRONIKUSA DZIESIĘĆ LAT
WIODĄCEGO JUś WOJNĘ PRZECIW GOTOM
PCHAJĄCYM SIĘ DO KORYT MIAST ZE STEPÓW
I LASÓW DZIESIĄTKOWANYM PRZEZ WILKI
NIEURODZAJ NAWAŁNICE POSŁANIEC
KTÓRY DONIÓSŁ O ZWYCIĘSTWIE NA SCHODACH
KAPITOLU PADŁ Z ROZSZARPANYM PŁUCEM
WIĘC KANDYDACI W GÓRĘ WZNOSZĄ MIECZE
I PODBURZAJĄ STRAśE BY ZAKOŃCZYĆ
WALKĘ O WŁADZĘ ZANIM LUD WYNIESIE
NA RZYMSKI TRON ZWYCIĘZCĘ PIĘCIU WOJEN
PIERWSZY MIECZ RZYMU TYTUSA ANDRONICI
POSIADACZA CNÓT POTRZEBNYCH RZYMOWI
Ja Saturnin Ja Bassian jestem cesarzem
KOŁYSZE SIĘ FALISTA BLACHA PRZEDMIEŚĆ
DO RYTMU MARSZA STRAśNICY NA WIEśACH
WIDZĄ KOLUMNĘ KURZU NADCHODZĄCEJ
ARMII RZYM CZEKA NA ŁUP NIEWOLNIKÓW
DO PRACY ŚWIEśE MIĘSO DLA BURDELI
ZŁOTO DLA BANKÓW BROŃ DLA ARSENAŁÓW
LUD W GOSPODACH I POD BUDKAMI Z PIWEM
4
NA śYWYCH I NA MARTWYCH BOHATERÓW
NA PUSTYCH STADIONACH PIŁKI NOśNEJ
LIKTORZY ZBROJNI W RÓZGI I TOPORY
CZEKAJĄ W CHMARACH MUCH RśNĄC W KOŚCI
CZASAMI KTÓRYŚ Z NICH ZABIJE JEDNĄ
DWIE A MOśE TRZY TOPOREM CZY RÓZGĄ
NA DOSTAWĘ DLA PIWNIC ŚWIATA ZMARŁYCH
PARADA UŚWIĘCONA PIENIEM CHÓRÓW
DZIECIĘCYCH Z PRZODU TRUMNY ZAWARTOŚĆ ICH:
POLEGLI SYNOWIE DOWÓDCY KAśDE
ZWYCIĘSTWO MA SWOJĄ CENĘ ZACHĘTA
DLA MŁODZIEśY BY ZA PRZYKŁADEM ZMARŁYCH
ZA ŚMIERCIĄ GNAŁA I śOŁNIERSKĄ SŁAWĄ
CZTERECH SYNÓW JEST JESZCZE PRZY śYCIU
CZTERECH CHORĄśYCH LICZYLI DWADZIEŚCIA
LAT GDY ODNIEŚLI SWE PIERWSZE ZWYCIĘSTWO
W MASOWYCH GROBACH GNIJE POLEGŁY PLEBS
DZIEWCZYNY CHĘTNIE ROZPINAJĄ BLUZKI
POD GĄSIENICE CZOŁGÓW SYPIĄ KWIATY
KURWA KONCERNÓW POTĘśNY RZYM ZNOWU
DAJE SWYM WILKOM TROCHĘ POSSAĆ PIERSI
W KURZU ZWYCIĘZCÓW SUNĄ ZWYCIĘśENI
TYM RAZEM GOCI CYCATA KRÓLOWA
JEJ MURZYN NA ŁAŃCUCHU CZARNY PIES
ZA NIĄ KSIĄśĘTA JEST ICH JESZCZE TRZECH
ZWYCIĘZCY UPYCHAJĄ PRZY MUZYCE
POLEGŁYCH SYNÓW W RODZINNYM GROBOWCU
śAŁOBA UPOMINA SIĘ O ZEMSTĘ
KREW PIJE KREW DOWÓDCA PRZYPOMINA
SWOJEMU NAJSTARSZEMU SYNOWI
Zmarli nie lubią być samotni Ofiara
Królowa Gotów ma trzech synów Za dużo
O jednego Daj nam pierworodnego
I CHOĆ KRÓLOWA GOTÓW RZUCA SIĘ
5
PRZED OSTRE MIECZE NA KOLANA I KURZ
ZAMIATA BIUSTEM NIC TO NIE ZMIENIA
Mężowie Rzymu Potężny Tytusie
Zwycięski wodzu Spojrzyj na łzy moje
Przelane za synem Spójrz na te piersi
Ich mleko ubarwiło mu duszę
A ty chcesz zarżnąć go tu na ulicy
Za to że bronił ojczyzny jak tygrys
Tak jak i twoi polegli synowie
Jeśli do bogów chcesz się upodobnić
To w miłosierdziu spróbuj być im równy.
Wybaczy pani on umrze To zwyczaj
By obłaskawić cienie naszych zmarłych
Które tam w dole krzyczą.
Rzymie czy słyszysz mój krzyk.
SŁYSZĘ LECZ NIE PANI MÓWI DOWÓDCA
JAKO OSTATNIĄ KOMUNIĘ DLA ZMARŁYCH
BRACI KTÓRZY DONIKĄD DZIŚ ODCHODZĄ
SYNOWIE WODZA BEZ SŁOWA MORDUJĄ
GOCKIEGO KSIĘCIA WYDARTEGO MATCE
PIERWORODNEGO PIERWSZEGO DO WŁADZY
GDY JESZCZE BYŁA PRZY WŁADZY TA KTÓRĄ
CAŁUJE TERAZ PYŁ ULICY RĄBIĄ
GO NA KAWAŁKI BY BOHATEROWIE
TRAKTEM ZNACZONYM JEGO KRWIOOBIEGIEM
STĄPALI LEKKO ODCHODZĄC DONIKĄD
SIOSTRA NIE PO RAZ PIERWSZY SIĘ PRZYGLĄDA
NIE PO RAZ PIERWSZY ZE ZWYCIĘSKIEJ RĘKI
DOWÓDCY I OJCA ZLIZUJE KREW WROGA
Pokój i chwała ci ojcze Tytusie
Poległym braciom moje łzy należne
A moja miłość dla narzeczonego
Bassiana drugiego syna cesarza
Dziedzica
6
BEZGŁOŚNY KRZYK ROZDZIERA PIERŚ MATCZYNĄ
RESZTA NALEśY DO CESARZA
KTO JEST CESARZEM
Ja Saturnin Ja Bassian jestem cesarzem
LECZ JEDEN GŁOS URASTA W SZEPT CHÓRALNY
WWIERCA SIĘ W USZY OBU KANDYDATOM
Niech Tytus będzie cesarzem DOWÓDCA
DZIĘKUJE ZBYT SIWA JEGO SKROŃ ZBYT MDŁA
ODWAGA W STAREJ RĘCE MIECZ ZBYT CIĘśKI
BALASTEM KRWI CO W METAL SIĘ PRZEMIENIŁ
ZE SŁABSZEJ RĘKI WYDZIERA WIĘC BRATU
KORONĘ RZUCA JĄ PIERWORODNEMU
Celne podanie ALE WYBRAŃCOWI
Z RĘKI SPOCONEJ WYPADA SUKCESJA
ZE STRACHU CZOŁGA SIĘ ZA NIĄ I Z BŁOTA
WYŁAWIA RZYMSKIM CESARZEM ZOSTAJE
SATURNIN SPOCONA RĄCZKA DOBRY
DOWÓDCA CÓRKĘ MU SWOJĄ ODDAJE
BY PRZEZ JEJ ŁONO Z NOWYM WŁADCĄ RZYMU
ZWIĄZAĆ SIĘ TAK JAK ZWIĄZAŁ SIĘ JUś MIECZEM
WPRAWDZIE JEST Z INNYM JUś ZARĘCZONA
LECZ RZYM TO RZYM A CASARZ TO CESARZ
LUD WIWATUJE GDY śAŁOBY TYLE
TO DO WIWATÓW NIEWIELE MU TRZEBA
NA KAśDĄ GŁOWĘ KORONA PASUJE
ŚWIEśO UPIECZONY KRÓL SIĘGA PO PREZENT
NARZECZONĄ BRATA Z RĘKI DOWÓDCY
SYNOWIE CHÓREM BRONIĄ WZGARDZONEGO
DRUGIEGO KANDYDATA NA RZYMSKI TRON
PODNOSZĄ MIECZE W GÓRĘ Nasza siostra
To jego narzeczona Obiecana mu
WÓDZ JEST WODZEM SWOJEGO CESARZA
MIECZ W JEGO RĘCE LEKKIM JEST DLA RZYMU
JEDNEGO SYNA ZABIJA LEKKOŚCI
7
JEDNAK NIE STARCZA ABY ZABIĆ WSZYSTKICH
CESARSKA NARZECZONA POWRACA DO
NARZECZONEGO SYNOWIE DOWÓDCY
OSŁANIAJĄ TERAZ ICH UCIECZKĘ
DOWÓDCA KRZYCZY Zdrada WOŁA STRAśE
KRÓL OBSZEDŁ SIĘ SMAKIEM LECZ MA PRZED SOBĄ
DOJRZAŁE PIERSI ZWYCIĘśONEJ GOTKI
WLECZE ZDOBYCZNE CIAŁO DO PAŁACU
MURZYN ZACISKA ZĘBY NA ŁAŃCUCHU
DOWÓDCA WŁASNYM MIECZEM ROZDWOJONY
PÓŁ RZYMIANINA PÓŁ OJCA SWYCH DZIECI
POŚRÓD OWACJI I SZYDERSTW GAWIEDZI
PRZED EKRANAMI TELEWIZYJNYMI
ROZDZIERA SOBIE PIERŚ I POKAZUJE
TRYBUNOM SWOJE BIJĄCE SERCE
GŁOS MU SIĘ ŁAMIE KRZYCZĄCY GDZIEŚ W PUSTKĘ
Zdrajcy oddajcie narzeczoną króla
ODPOWIEDŹ KRÓLA Z WIEśY DOWODZENIA
GDY RĘKĄ GMERA W ZAGAJNIKU GOTKI
Nie Tytusie Nie trzeba cesarzowi
Ani jej ani nikogo z twej stajni
Nie ufam komuś kto raz mnie wyszydził
Ni tobie ni twoim zdradzieckim synom
Sprzymierzonym by mnie czci pozbawić
Nie było w Rzymie nikogo lepszego
Do roli błazna poza Saturninem
Świetnie pasuje całe to oszustwo
Andronikusie do twoich przechwałek
śe to z twej ręki otrzymałem władzę
Jakbym żebrakiem był Idź swoją drogą
A pochwę możesz dać w prezencie temu
Który wywijał mieczem by ją zdobyć
I gratuluję zięcia piękny okaz
Będziesz pociechę z niego miał to pewne
8
Ze zdziczałymi synami twoimi
Zdolny jest mieszkać w Rzymskiej Commonwealth
Tamoro królowo choźmoja nimfo
RZYMSKI DOWÓDCA DŁOŃ NA RĘKOJEŚCI
MIECZA ZACISKA SŁOWA PRZENIKAJĄ
DO SERCA JAK NÓś NIGDY JESZCZE CESARZ
BEZ TYTUSA NIE WYPRAWIAŁ WESELA
CZY BYŁEŚ KIEDYŚ TAK SAMOTNY W RZYMIE
TYTUSIE POWIEDZ TAK HAŃBĄ OKRYTY
CZY BYŁEŚ TAK NIESŁUSZNIE OSKARśONY
PORYWACZE NARZECZONEJ WRACAJĄ
DO SYNOBÓJCY BY POGRZEBAĆ TRUPA
SWOJEGO BRATA BRATANKA PŁACZĄ
MORDERCA JEST Z KAMIENIA PODCZAS GDY
Z BROWARÓW GRZMI JUś PIEŚŃ LUDOWA I GRA
WOJSKOWA ORKIESTRA DĘTA NAD TRUPEM
BRATA BTATANKA SYNA ZARśNIĘTEGO
DLA RZYMU PRZEZ WIERNEGO WODZA RZYMU
NA CHWAŁĘ RZYMU TERAZ WZGARDZONEGO
PRZEZ RZYM SZALEJE WOJNA W DOMU ANDRONIKÓW
O spójrz Tytusie spójrz co uczyniłeś
W zaciekłej kłótni uśmierciłeś syna.
Nie nie Nie syna fałszywy trybunie
Nie jesteś moim krewnym ty ani
Wspólnicy czynu co nam tarczę splamił
Niegodny mój brat niegodni synowie.
Lecz go pogrzebmy tak jak zwyczaj każe.
Precz zdrajcy Z drogi Nie spocznie w tym grobie
Od pięciuset lat stoi ten monument
Ja zaludniłem go z nowym przepychem
śołnierze tylko wierni słudzy Rzymu
Śpią tutaj w chwale W pośledniej kłótni
śaden nie zginął Możecie grzebać go
Gdzie chcecie Tu nie ma miejsca dla niego.
9
U boku braci trzeba go pogrzebać
I tak się stanie bo w przeciwnym razie
My dotrzymamy jemu towarzystwa.
Co Który łajdak wymówił te słowa.
BRAT I SYNOWIE PADAJĄ NA ZIEMIĘ
PRZED BRATEM KTÓRY PCHNĄŁ MIECZEM BRATANKA
PRZED OJCEM KTÓRY PCHNĄŁ MIECZEM BRATA BY
BŁAGAĆ O MIEJSCE W RODZINNEJ PRZYSTANI
MORDERCA SPLUWA NA TRUPA DWIE ŁZY
Zhańbiony w Rzymie przez swych własnych synów
Więc go pogrzebcie a mnie wrzućcie za nim.
RODZINNY ALBUM ZDOBI NOWE ZDJĘCIE
I NOWA TRUMNA SYCI GRÓB RODZINNY
RESZTA TO POLITYKA NA HASŁO SKACZ
OTWIERAJĄ SIĘ DWIE BRAMY BY WYPLUĆ
DO PODWÓJNEGO WESELA DWIE PARY
Z NUMEREM PIERWSZYM CESARZ PO SPOTNIAŁEJ
ŁYSINIE ZJEśDśA MU Z GŁOWY KORONA
NA JEGO GRZBIECIE GOTKA WYUZDANA
UZDĘ ŚCISKAJĄC W RĘKU GALOPUJE
W RZYMSKIEJ LIBERII JEJ MURZYN NAPINA
MIĘŚNIE POD OBCYM SUKNEM W FAŁDACH KTÓREJ
CZAI SIĘ ZEMSTA NOWA ŚMIERĆ ANARCHIA
HARDO SYNOWIE ODZIANI W STRÓJ RZYMSKI
CEDZĄ ŁACINĘ ŚMIERTELNEGO WROGA
WINO JĘZYKI IM W GĘBIE SPLĄTAŁO
Z NUMEREM DRUGIM BRAT ZE SWĄ DZIEWICĄ
ODSZYKOWANĄ NA WESELE W SUKNIĘ
PRZEZ KTÓRĄ PIERŚ JEJ JAK ŚNIEG PRZEŚWITUJE
SPICZASTE KOŃCE W OCZY KSIĄśĄT GOCKICH
WBIJAJĄ GROTY ICH WZROK ŚNIEśY KRWIĄ
TROCHĘ TRUCIZNY ROZSIAĆ JESZCZE TRZEBA
BY UROCZYSTOŚĆ BYŁA PRZYPRAWIONA
A JAKO PIERWSZY GŁOS ZABIERA CESARZ
10
No cóż Bassianie wygrałeś tę rundę
Niech Bóg ci szczęście da z twą narzeczoną.
A Tobie z Twoją Nic więcej nie powiem
I mniej nie życzę śegnam panie.
Zdrajcy
Lecz jak na razie prawo rządzi w Rzymie
Do nas należy władza i grabieży
Pożałujecie ty i twoja zgraja.
Grabieżą zwiecie że wziąłem co moje.
Dość tego sir Nie byłeś dla mnie szczodry
Więc póki żyję tym samym ci odpłacę.
To się okaże Lecz obowiązkiem twym
Wobec Rzymu jest przywrócenie do łask
Lorda Tytusa szlachetnego męża
Na honorze i sławie skrzywdzonego
Który chcąc córkę zachować dla ciebie
Zabił swą ręką najmłodszego syna
Tobie ojcem Rzymowi przyjacielem
Był Zaświadcza o tym każdy jego czyn.
Książę Bassianie
Jak śmiesz chwalić czyny
Honor zabrałeś mi a oni z tobą
To niebo i Rzym są świadkami mymi
śe Saturnina kochałem i czciłem.
Najdroższy panie Jeśli kiedykolwiek
W oczach cesarskich piękną się jawiła
Tamora przebacz im słodki zrób to dla mnie.
Nie mogę Pani jak niewolnik odejść
Po tej publicznej zniewadze bez zemsty.
CESARZ LIKTORÓW CHCE WOŁAĆ LECZ GOTKA
ZAMYKA ROZKAZ W USTACH POCAŁUNKIEM
Zbyt krótko siedzisz na swym tronie panie
Za nim lud stoi lud i trybunowie
Okaż dziś łaskę Resztę mnie pozostaw
11
I DALEJ SZEPCZE JĘZYKIEM JEJ SERCA
Już ja dzieńznajdę by wyrżnąć ich wszystkich
Wyplenić ród ten ojca ich krwiożercę
I synów zdrajców których tak błagałam
Aby mojego syna oszczędzili
Dam ja im szkołę nauczę ich zginać
Kolan i łaski błagać na ulicy
A tyleż łaski na ulicach Rzymu
Co od kamieni kolanem wytartych
CESARZOWA ŚLE DOWÓDCY UŚMIECH
Pójdź mój cesarzu pójdź Andronikusie
Podnieś poczciwca pociesz jego serce
Które drży na widok burzy twoich brwi.
Wstańwięc Tytusie jak chce cesarzowa.
Niechaj błagają inni na kolanach
O przebaczenie
TYTUS RODZINĘ ZMUSZA BY UKLĘKŁA
I WYCIĄGNIĘTĄ DŁOŃ GOTKI CAŁUJE
CO LEDWIE WCZORAJ PRZEZEŃ POKONANA
DZIŚ CESARZOWĄ RZYMU JEST I SŁOŃCEM
MOśE GO OGRZAĆ LUB SPALIĆ NA POPIÓŁ
GOTKA MA WIĘKSZE PLANY CO DO NIEGO
I RZYMU ŚPIESZNA OBRAZA CO ZRANI RAZ
MOśE JEST DOBRA DLA INNYCH NIE DLA NIEJ
ZA ŁASKAWEGO UŚMIECHU WOALEM
W OTCHŁANI CZARNEJ IRENIC SEN SIĘ CZAI
O DŁUGIEJ ZEMŚCIE KTÓREJ KRZYWE RAMIĘ
W ZNIENAWIDZONYCH TRZEWIACH SIĘ ZAGŁĘBI
NA POLOWANIE PO NOCY POŚLUBNEJ
PROSI DOWÓDCA SWOJEGO CESARZA
Z ROGIEM I PSAMI NA LEŚNĄ ZWIERZYNĘ
TROCHĘ KRWI PRZELAĆ W DOBRYM TOWARZYSTWIE
LECZ MARSZ WESELNY ZABRZMIAŁ WIĘC TOPNIEJĄ
12
SERCA LUD TAŃCZY NA PODWÓRCACH ZAMKU
MURZYN BEZ SERCA MUSI MARZNĄĆ W RZYMIE
HUCZY W PAŁACU NIE JEGO WESELE
PIES ZE SWĄ SUKĄ PARZĄ SIĘ SPLĄTANI
NA PUSTYM PLACU SKOWYCZĄC PRZY SMUTNEJ
PRÓBIE ROZERWANIA TEGO CO WCZEŚNIEJ
POŁĄCZYŁ INSTYNKT POTWÓR O DWÓCH GŁOWACH
A JEDNA CHCE ODERWAĆ SIĘ OD DRUGIEJ
DYMIĄCE POTEM SAMOTNE W SWEJ MĘCE
PÓKI ICH MURZYN NIE ROZDZIELI KOPEM
DO MONOLOGU MIEJSCA MU POTRZEBA
O Tamoro o kwiecie mego życia
Stolicy świata Rzymu cesarzowo
Zdepcz serce i myśli zbierz czarnuchu
Gdy za swą kurwą na szczyt chcesz się wczołgać
Jedno spojrzenie jej zwala z nóg cnotę
I orły Rzymu usadza w jej sieci
Murzyn ujeżdża swoją cesarzową
Perły i złoto czekają bym sięgnął
Po nie Bogactwem zalśni czarna skóra
Cesarz kiełzna klacz Murzyn jej dosiada
Licz swe dni Rzymie Kto tu wznieca zamęt
Dwóch chamów gockich.
Humor ci uszedł z latami Chironie
A ten co został stępił się do reszty
Przyzwoitości także ci brakuje
śe się ośmielasz zająć moje miejsce.
Rok albo dwa przewagi twej nade mną
Nie zdoła mojej żądzy pohamować
I nie przyczyni się do twego szczęścia
Obsłużyć pannę tę jak ty potrafię
Ba jeszcze lepiej Mieczem ci dowiodę
śe ja znam drogę do serca Lawinii.
13
Czy chociaż wiesz gdzie bije serce damy.
Idź precz Z mężczyzny zostało ci imię.
Przynieście pałki Dwóch kochanków kipi.
MURZYN ZA KARKI ŁAPIE GOTÓW A CI
W JEGO śELAZNYM UCHWYCIE JAK KUKŁY
MIECZAMI PRZECIW SOBIE WYWIJAJĄ
Chłoptasiu myślisz że kiedy ci matka
Z lekkomyślności do boku przypięła
Ostrą zabawkę możesz już bezczelnie
Wygrażać mnie prawdziwemu mężczyźnie
Daj sobie spokój mieczyk w pochwie zaklej
Póki nie pojmiesz jak się go używa.
Do tego czasu Sir mój skromny talent
Każe ci poczuć kim naprawdę jestem.
Stawiasz się do mnie chłopcze.
Spokój panowie.
Nie Nim żelazo moje w jego piersi
Nie utkwi i gęby mu krwią nie zatka.
Spróbuj a ciebie na żelazo zatknę
Tchórzu co tylko językiem potrafisz
Pioruny ciskać bo jeszcze nie umiesz
Obchodzić się z bronią. Poszaleliście
Chcecie na siebie pewną śmierć sprowadzić
Dla kaprysu którym rządzi przypadek.
Murzynie chciałbym umrzeć tysiąc razy
Gdyby Lawinia moją tylko była.
Jesteście w Rzymie A rzymskim zwyczajem
Narzeczona jest narzeczonego.
Nie ta.
Dokonaj chłopcze tańszego wyboru
Lawinia jest nadzieją twego brata.
Co Czy naprawdę każdy z was brzuch brata
W pochwę przerobić chce dla swego miecza
Czy też do łóżka Lawinii się dostać
14
I jeden z drugim zaliczyć po sztosie.
Ale Demetriusz najpierw a Chiron potem.
Nie najpierw Chiron a Demetriusz potem.
Jeśli ty po mnie zginiesz Już cię nie ma.
Schowajcie noże i nie bądźcie głupi
To co was dzieli może was połączyć
Czyżbyście byli chrześcijanami
śe tylko jeden sposob wam jest znany
Przecież możecie wziąć ją rownocześnie
Podejść ją razem i z dwóch stron uderzyć.
Znać w twojej radzie odważny gust chłopie.
Teraz czarnuchu znajdź jakąś sposobność.
Na miłość jej nie liczcie Własnością jest
Bassiana Ten zaś jest bratem cesarza
Którego kochamy Kochać musimy
Bo wasza matka jest jego żoną
Nieposkromione mogą szaleć żądze
Kiedy im drogę gwałt toruje Ja znam ją
Lordowie Jutro mamy polowanie
Więc damy Rzymu będą paradować
A ścieżki przez las prowadzą splątane
W wolnej naturze na każde łajdactwo
Znajdzie się miejsce Łanię od stada zwabcie
I miast gadaniem gwałtem ją powalcie
Zdajcie się na mnie i na cesarzową
Wie już o waszym nowym apetycie
I dobrze umie zaplanować zemstę
Winem spoiła tak narzeczonego
śe nie poznaje siebie ni swej pani
Której spojrzenie was na baczność stawia
Macie przewagę Cesarski dwór kipi
Od plotek Ściany pałacu są pełne
Języków oczu uszu Tymczasem las
Nie zna litości milczący czarny głuchy
15
Tam rozładujcie ciężar co was gniecie
I niewidoczni dla samego nieba
Bierzcie ją razem a stosowną miarą
Niech będzie ogień który w was się pali
GOCI SIĘGAJĄ DO SWOICH KIESZENI
DWIE BRYŁY ZŁOTA WZIĘTE ZARAZ PIERWSZYM
ZAURZENIEM RĄK W CESARSKIEJ SKARBNICY
NAPIWEK DLA MURZYNA TEN UPYCHA
ZŁOTO DO ZŁOTA W PRZEPASCE NA BIODRACH
GDZIE PIĘKNY KUTAS SPOCZYWA I CZEKA
NA SEN CESARZA NOC CZERNI RZYM TO NOC
MURZYNA JEGO PŁEĆ ŚNI O AFRYCE
JEGO NASIENIE BŁYSKAWICA WHITE IN BLACK
GROM CO PRZEMIENIA RZYM W LAS ZALUDNIONY
BESTIAMI JEGO OJCZYZNY TAM CZEKA
NA INNE POLOWANIE ZE ZMIANĄ RÓL
Z KŁEM I PAZUREM ZAMIAST ROGU Z PSAMI
W KTÓRYM MYŚLIWY STANIE SIĘ OFIARĄ
EKSKURS NA TEMAT SNU METROPOLII
TRAWA DRĄśY GŁAZ MUR WYPUSZCZA KWIATY
KRWIĄ NIEWOLNIKÓW POCI SIĘ FUNDAMENT
DECH DRAPIEśNIKÓW ZIONIE PRZEZ PARLAMENT
GORĄCĄ PARĄ I SMRODEM PADLINY
PRZEMYKA CIEŃ HIEN LOT SĘPÓW W ALEJACH
PASKUDZI Z GÓRY KOLUMNY ZWYCIĘSTWA
PANTERY SKACZĄ BEZGŁOŚNIE PRZEZ BANKI
WSZYSTKO JEST BRZEGIEM CO CZEKA NA MORZE
W BAGNIE KANALIZACJI TRĄBY MARTWE
SŁONIE HANNIBALA SZPIEDZY ATYLLI
JAKO TURYŚCI CHODZĄ PO MUZEACH
WBIJAJĄ ZĘBY W MARMUR WYMIERZAJĄ
KOŚCIOŁY BY ZROBIĆ Z NICH STAJNIE DLA KONI
16
I PRZELATUJĄ PORZĄDLIWYM WZROKIEM
PRZEZ SUPERMARKET GRABIEśE KOLONII
PIECZĘTOWANE POCAŁUNKIEM KOPYT
ICH KONI ŚCIĄGAJĄC W NICOŚĆ PIERWSZY ŚWIAT
2
(Tytus, Marek, Kwintus, Marcjusz i inni.)
TYTUS
Na polowanie, szary ranek świta
Mgłą zaszły pola, zielenieją lasy.
Spuśćcie ze smyczy psy i niech szczekaniem
Zbudzą cesarza z gocką narzeczoną
I księcia. Niechaj przemówi głos rogu
A jego echo w drżenie wprawi pałac.
Synowie, waszą i moją powinnością
Jest czuwanie nad osobą cesarza.
Niepokój w nocy spędzał mi sen z oczu
śe ranek ledwie zdołał mnie dobudzić.
(Saturnin, Tamora, Bassian, Lawinia.)
Dzieńdobry panie: i niech dobrych będzie
Jeszcze wiele dni dla ciebie. I tobie
Pani życzę tyleż dobrych co wielu.
Wszak obiecałem pobudkę myśliwską.
SATURNIN
Tęgie trąbienie i tęgie szczekanie
Może za wcześnie jak dla młodych żon.
BASSIAN
Co powiesz, Lawinio.
LAWINIA
Ależ nie.
Od dwóch godzin nie śpię a może dłużej.
SATURNIN
Pani, zobaczysz teraz rzymskie łowy.
17
MARKUS
Mam tu psy, panie które potrafią
Najdostojniejszą wypłoszyć panterę.
I pną się dzielnie po górskim grzebieniu.
TYTUS
A ja mam konie, co mkną za zwierzyną
Niczym jaskółki zwinne ponad ziemią.
(Chiron i Demetrjusz.)
DEMETRJUSZ
Nie polujemy z końmi ani z psami
Naszą sarenkę schwytamy sobie sami.
3
Aaron.
MURZYN JEST SWOIM WŁASNYM REśYSEREM
WCIĄGA KURTYNĘ UKŁADA FABUŁĘ
I PODPOWIADA SWOJE WILCZKI UCZY
JAK WBIĆ KIEŁ W SARNĘ JAK UBIĆ JELENIA
SZYBKO POJMUJĄ SWOJĄ PIERWSZĄ LEKCJĘ
KTO WEJDZIE MU W DROGĘ TEN KOŃCZY MARNIE
GRA SWOJĄ GRĘ A KARTY SĄ ZNACZONE
W TEATRZE JEGO ZEMSTY CZARNEJ
AARON
Jeśli kto olej w głowie ma, ten myśleć
Musi, że mnie go brakuje, bo grzebię
Pod drzewem poczciwe złoto, tak jakbym
Już nigdy więcej nie chciał go zobaczyć.
Kto wyrokuje o mnie tak z pogardą
Niech tylko patrzy, jak złote monety
Na plan przekuję, co użyty sprytnie
Spłodzi łotrostwo zgoła niesłychane.
Ciii, słodkie złoto, czekaj tu na swą
Godzinę, będziesz ty zapłatą moją
18
Za trzy rzymskie psy. Mam cichą nadzieję
śe ta draka, przerwie błogi sen kumaka
Który się teraz w moim sakarbcu pławi.
(Tamora.)
TAMORA
Słodki Aaronie, czemu z takim smutkiem
Spoglądasz na świat, który się weseli.
Świegotem ptaków każdy krzew rozbrzmiewa
Wąż w kłąb się zwija pod dotykiem słońca
Drży w chłodnym wietrze zielone listowie
I rzuca na mech siatkę czarnych cieni.
W jej słodkim mroku usiądźmy Aaronie
Gdy echo w dali pogaduje z psami
Z ich ujadania pod melodię rogu
Czyniąc nie jedno lecz dwa polowania.
Z dala od zgiełku po stoczonej walce
Jak ponoć książę tułacz wraz z Dydoną
Gdy ich gorąca burza zaskoczyła
I za jaskini skryli się kotarą
Tak i my ciasno spleceni w uścisku
Złotym snem rozkosz ukoronujemy.
Niechaj róg z psami i melodią ptaków
Będą piastunki kołysanką dla nas
Nuconą w dali, by uśpić potomstwo.
AARON
Twoim pragnieniem Wenus rządzi, pani
Moim zaś Saturn kieruje. Poznać to
Możesz po oczach, w których śmierć czatuje
Po mym milczeniu, chmurnej melancholii
Wełnistym włosie, co się stroszy teraz
Jak żmija, która do góry się wywija
Zanim śmiertelny wykona wyrok.
Nie są to znaki Wenus: zemstą bije
Serce moje i śmierć niesie me ramię.
19
śądza krwi i odwetu drąży myśli.
Słuchaj, Tamoro, królowo mej duszy
Której innego nieba nie potrzeba
Niż twoje ciało, ostatnia godzina
Wybiła dziś dla kochasia Bassiana
Język utraci jego Filomelka
Niewinność wydrą jej twoi synowie
I w krwi Bassiana obmyją swe ręce.
Czy widzisz ten list, weź go teraz, proszę
I ten strzęp losu oddaj cesarzowi.
Jest to fabuła do naszej tragedii
Ta nić czerwona to krew naszych wrogów.
Nie pytaj o nic. Patrzą na nas teraz
Oto nadchodzi łupów przyszłych cząstka
Nie przeczuwając nawet, co ich czeka.
(Bassian, Lawinia.)
TAMORA
Słodki Murzynie, słodszy ponad życie.
AARON
Nadchodzi Bassian, zamilcz, cesarzowo.
Zacznij z nim kłótnię, ja twych synów zwołam
Byś z ich pomocą, mogła spór rozwiązać.
Aaron wychodzi.
BASSIAN
Co widzę. Rzymu najwyższa władczyni
Stosownej świty nagle pozbawiona
Czy raczej Diana, w jej szaty przebrana
Co porzuciła swoje święte gaje
By ujrzeć w lesie wielkie polowanie.
TAMORA
Szpiegu bezczelny, śledzisz moje kroki.
Gdybym naprawdę władzę Diany miała
To Akteona miałbyś teraz rogi
20
A psy już skórę darłyby na tobie
Jak na bestii dzikiej, w którą zmieniły
Łowy łowczego.
LAWINIA
Za pozwoleniem
Łaskawa pani, mówi się, że talent
Masz w doprawianiu rogów. Czy przypadkiem
Z Murzynem swoim nie szukałaś teraz
Odosobnienia, by w tej materii dalsze
Czynić doświadczenia. Niech Zeus strzeże
Twego męża przed jego własnymi psami
Biada, jeśli zobaczą w nim jelenia.
BASSIAN
Uwierz królowo, twój czarny antypoda
Sprawia, że twa cześć, zdaje się zabarwiać
Jak jego skóra, cała w plamach, wstrętna.
Czemuż to z dala od swego orszaku
Ze śnieżnobiałej zsiadłaś, pani, klaczy
I w tym ponurym miejscu się zaszyłaś
Z dzikim Murzynem jedynie u boku
Jeśli nie wiodła cię rozpustna żądza.
LAWINIA
A wytrącona z miłosnych igraszek
Masz teraz powód, szlachetnego męża
Mojego oczerniać. Dosyć tego
Chodźmy stąd, proszę. Niech się dalej cieszy
Swym kruczoczarnym amantem. Zdaje się
śe ta dolina stromym celom sprzyja.
BASSIAN
Niech cesarz, mój brat, o wszystkim się dowie.
LAWINIA
Wie on o wielu już niecnych postępkach.
Cesarz tak dobry i tak znieważony.
21
TAMORA
Jak długo jeszcze mam to wszystko znosić.
(Chiron, Demetriusz.)
DEMETRIUSZ
Droga władczyni i łaskawa matko
Czemu krew cała spłynęła ci z twarzy.
TAMORA
Sami rozważcie, czy nie mam powodu
Poblednąć. Tych dwoje podstępnie mnie tu
Zwabiło. Spójrzcie, jak wstrętnym odludziem
Jest ta dolina. Stoją tu drzewa, lecz
Lato ich liśćmi nie przyodziewa
Mchami porosłe i marną jemiołą,
Nie ma tu słońca i nic się nie lęgnie,
Oprócz puszczyków i posępnych kruków.
Pokazali mi wstrętną rozpadlinę
I rzekli, że o martwej porze nocy
Tysiąc upiorów grasuje tu Tysiąc
Węży syczy dziesięć tysięcy ropuch
Jadem zieje i wybałusza oczy
Tysiące jeży. A wokół panuje
Tak obłąkany harmider, że gdy go
śywe stworzenie posłyszy, w szaleństwo
Popadnie lub na miejscu zginie. Ledwie
Mnie uraczyli tą piekielną bajką,
Zapowiedzieli, że mnie tu na noc do
Pniaka widlastego cisa przywiążą
I pozostawią, bym skonała marnie
Rozpustną cudzołożnicą nazwali
i ladacznicą gocką, obelg przykrych
Więcej z ust ich padło niż znieść potrafi
Ludzkie ucho. To cud, że zdążyliście
W porę, inaczej obietnicę swoją
Spełniliby jeszcze. Więc jeśli matkę
22
Kochacie, jej życie pomścijcie, chyba
śe dziećmi moimi zwać się nie chcecie.
DEMETRIUSZ
Czyn ten niech świadczy, że jestem twym synem.
CHIRON
A to mój dowód, co potwierdza siłę.
(DemetrIusz i Chiron zabijają Bassiana.)
LAWINIA
Semiramido, krwiożercza Tamoro.
Na swoje imię w pełni zasłużyłaś.
TAMORA
Synowie, dajcie nóż i patrzcie tylko:
Jak ręka matki krzywdę matki zmywa.
DEMETRIUSZ
Zaczekaj, pani, na więcej zasłużyła.
Nim spalisz słomę, wymłóć dobrze ziarno.
Tak się pyszniła, laleczka, swą cnotą
Przysięgą ślubną, rzekomą wiernością.
I tą fasadą przyćmić chciała ciebie.
Mamy dopuścić, żeby taki balast
Do grobu wzięła.
CHIRON
Niech eunuchem będę
Jeśli tak się stanie. Jej męża wrzućmy
W jego skrytą rozpadlinę. Niech ścierwo
Posłuży za poduszkę naszej żądzy.
TAMORA
A gdy najecie się miodu do syta
Zabijcie osę, by już nie żądliła.
CHIRON
Zaręczam pani, że się upewnimy.
A teraz pozwól, ślicznotko, że gwałtem
Na twej nietkniętej czci poużywamy.
LAWINIA
23
Tamoro, przecież masz rysy kobiece -
TAMORA
Coś mówi. Nie chcę jej słuchać. Bierzcie ją.
LAWINIA
Drodzy panowie, pozwólcie powiedzieć
Choć jedno słowo.
DEMETRIUSZ
Słyszysz, piękna pani.
Widok jej łez przysparza ci chwały, lecz
Bąźniewzruszona, jak kamieńdla deszczu.
LAWINIA
Odkąd to pomiot uczy tygrysicę.
Nie musisz uczyć jej drapieżności
Masz jej kły przecież. Mleko, które ssałeś
Zastygło w marmur. Tyranię spijałeś
Z jej piersi. Lecz nie zawsze synów równych
Sobie wydaje na świat matka. Proście
Może wzbudzi to w niej kobiecą litość.
CHIRON
Co, chcesz żebym okazał się bękartem.
LAWINIA
Prawda, skowronków kruk nie wysiaduje.
Ale słyszałam, och, gdybyż to mogło
Mnie teraz spotkać, że kiedyś nawet lew
Litością zdjęty, dał sobie królewskie
Pazury przyciąć. Ponoć nawet kruki
Karmią zbłąkane dzieci, gdy ich własne
Czekają w gnieździe o głodzie. O, daruj mi
Wbrew twardemu sercu. Nie chcę dobroci
Wystarczy choć odrobina litości.
TAMORA
Nie wiem, co to jest. Zabierzcie ją precz.
LAWINIA
Pozwól, że wyjaśnię. Przez wzgląd na ojca
24
Który ci życie darował miast zabić
Nie bąź uparta, przetkaj głuche ucho.
TAMORA
Choćbyś ty sama mi nie ubliżyła
Przez wzgląd nie niego nie czuję litości.
Czy pamiętacie łzy moje, synowie
Kiedy ratować przed zarżnięciem chciałam
Brata waszego i stał niewzruszony
Andronikus. Dlatego precz z nią, bierzcie
Ją jak chcecie, im gorzej, tym bardziej
Będę was kochała.
LAWINIA
Tamoro, królowo
Bąźszlachetną, zabij mnie własną ręką
Bo nie o życie prosiłam tak długo
Gdy Bassian zginął, ja wraz z nim przepadłam.
TAMORA
O co więc prosisz, kobieto. Chcę odejść.
LAWINIA
Proszę o szybką śmierć i jeszcze o to
Czego mój język wymówić nie zdoła.
Brońmnie przed żądzą ich, to gorsze niż mord
Wrzuć moje ciało w jakiś dół ohydny
Gdzie go nie ujrzy już mężczyzny oko
Bąźmiłosierna, bąźmoim mordercą.
TAMORA
Własnych synów mam obrabować. Nigdy.
Niechaj folgują do woli swej żądzy.
DEMETRIUSZ
Dosyć. Czekamy już i tak za długo.
LAWINIA
śadnej litości. Nie jesteś kobietą
Zwierzęciem jesteś, hańbą płci niewieściej.
Gdybym mężczyzną była -
25
CHIRON
Już ja jej zatkam pysk, ty weź jej męża
Tu jest dół, który przeznaczył mu Aaron.
TAMORA
Bywajcie, synowie. Zadbajcie o to
By nic już od niej nam nie zagrażało.
Serce me wtedy zabije radośniej
Gdy zginą wszyscy z rodu Andronici.
Idę do ciebie, mój słodki Murzynie
Rozrywko miła. A wy, moi Goci
Zerżnijcie ładnie naszą rzymską damę.
(Lawinia, Chiron, Demetriusz i Tamora wychodzą. Aaron, Kwintus, Marcjusz.)
AARON
Chodźcie panowie i patrzcie pod nogi.
Zaraz dojdziemy do cuchnącej jamy
Gdzie wypatrzyłem drzemiącą panterę.
KWINTUS
Widzę jak przez mgłę, sam nie wiem dlaczego.
MARCJUSZ
Wyznam ci, bracie, gdyby nie była to
Sprawa honoru, porzuciłbym łowy
By się trochę przespać.
KWINTUS
Wpadłeś do dziury.
Cóż to za jama przemyślna. Paszcza jej
Zamaskowana w dzikich pnączach krzaków
A z liści kapie krew świeżo przelana
Jak ranna rosa, krople potu kwiatów.
Jak mi się zdaje, miejsce to znaczy śmierć.
Czyżbyś się zranił przy upadku, bracie.
MARCJUSZ
Straszliwy obraz zranił mnie, mój bracie
Oczom nie znany, wrył się mocno w serce.
AARON
26
Wezwę cesarza, niech ich tu zaskoczy
To znalezisko oczy mu otworzy
Podpowiadając, kto zarżnął mu brata.
(Aaron wychodzi.)
MARCJUSZ
Czemu mi nie chcesz pomóc się wydostać
Z tej złowróżebnej, krwią zbryzganej dziury.
KWINTUS
Zdjęła mnie jakaś niewiadoma bojaźń
Drży całe ciało zlane zimnym potem
Oko nie widzi, co tak trwoży serce.
MARCJUSZ
Sam się przekonaj, że prawdę przeczuwa
Twe serce. Zbliż się nad krawędź z Aaronem
A ujrzysz czarny obraz krwi i śmierci.
KWINTUS
Aaron gdzieś odszedł. Moje czułe serce
Wzdraga się oczom pozwolić na widok
Przed którym każe tak mi drżeć przeczucie.
Powiedz mi, bracie, kto to. Nawet będąc
Dzieckiem nie czułem trwogi bez przyczyny.
MARCJUSZ
Bassian tu leży, krwią opromieniony
Strzęp śmierci, zarżnięty jak baranek.
KWINTUS
Skąd
Możesz mieć pewność w ciemności, że to on.
MARCJUSZ
Na krwawym palcu nosi drogocenny
Pierścień, który swym blaskiem oświetla dół
I niczym świeca w cmentarnej krypcie
Drga na ziemistych policzkach zmarłego
Ukazując wnętrzności jego grobu.
Tak blado świecił księżyc na Pyrama
27
Gdy leżał nocą, krwią dziewczęcą zlany.
O, bracie, podaj mi swą słabą rękę
Co przejęta trwogą, omdlała jak ja
Bym się wydostał z tej krwiożerczej dziury
Ziejącej grozą jak mgłą zasnuty pysk piekła.
KWINTUS
Podaj mi rękę, bym cię mógł wyciągnąć.
A jeśli sił mi do tego zabraknie
To chyba połknie mnie żarłoczne łono
Gdzie spoczął Bassian, nieszczęsnego księcia
Nieszczęsny grób. Sił nie mam, by ci pomóc.
MARCJUSZ
Bez twej pomocy nie uda mi się wspiąć.
KWINTUS
Jeszcze raz spróbuj. Nie puszczę twej ręki
Albo wyciągnę cię, albo wpadnę sam.
Nie możesz wspiąć się, schodzę więc do ciebie.
(Saturnin, Aaron.)
SATURNIN
Na własne oczy chcę ujrzeć tę dziurę
I tego, który wskoczył do niej właśnie.
Powiedz, kim jesteś i czemu zstąpiłeś
Do tego dołu, którym ziewa ziemia.
MARCJUSZ
Andronikusa nieszczęśni synowie
Zwiedzeni tutaj, by odkryć w złej porze
Bassiana, brata twego, martwe ciało.
SATURNIN
Mój brat nie żyje. To jakiś żart. Przecież
W domku myśliwskim był ze swoją panią
W północnej części leśnego rewiru.
Widziałem go tam ledwie przed godziną.
MARCJUSZ
Kiedy go żywym widziałeś, nie wiemy
28
Lecz tu, o zgrozo, widzimy go martwym.
(Tamora, Tytus, Lucjusz.)
TAMORA
Gdzie jest mój pan, gdzie cesarz.
SATURNIN
Jestem tutaj
Tamoro i żałość mi gardło ściska.
TAMORA
Gdzie Bassian, brat twój.
SATURNIN
Rozdzierasz mi ranę.
Mój biedny Bassian tu leży zabity.
TAMORA
List śmierć wróżący przynoszę za późno
Jest w nim plan cały przedwczesnej tragedii.
Trudno uwierzyć, że w miłym uśmiechu
Skrywać się może krwawa żądza władzy.
SATURNIN (czyta)
„A gdy spotkamy go szczęśliwym trafem
Księcia Bassiana, nasz drogi łowco
Twoim zadaniem będzie dół wykopać
Chyba rozumiesz, o co nam tu chodzi.
Zapłaty szukaj między pokrzywami
Pod bzem, co rzuca cieńna ujście dołu
Gdzie go złożymy na spoczynek. Zrób tak
A w nas przyjaciół będziesz miał na wieki.“
Tamoro, czy słyszał kto coś podobnego.
Przecież to ten dół, a tutaj rośnie bez.
Spróbujcie znaleźć, panowie, łowczego
Który Bassiana miał tutaj pogrzebać.
AARON
Łaskawy panie, tu jest wór ze złotem.
SATURNIN
Dwa twe szczeniaki, kundle krwawej rasy
29
Tu oderbrały życie Bassianowi.
Panowie, brać ich stąd wprost do więzienia.
Niech tam czekają, póki nie obmyślę
Tortury dla nich nikomu nie znanej.
TAMORA
Co, siedzą jeszcze w dole. Przedziwne jak
Niewiele dzieli morderstwo od kary.
TYTUS
Wasza wysokość, na słabych kolanach
Przezłzy cię błaga ten, co niezwykł płakać
śe wina moich dwóch przeklętych synów
Przeklętych, jeśli winę im dowiodą -
SATURNIN
Dowiodą. Nawet ślepy to zobaczy.
Kto znalazł ten list. Czy to ty, Tamoro.
TAMORA
Sam Andronikus schylił się po niego.
TYTUS
To prawda, panie. Pozwól za nich ręczyć.
Na grób szacowny moich ojców, zgodnie
Z życzeniem waszej wysokości staną
By świadczyć życiem przeciw podejrzeniom.
SATURNIN
Ty, ręczyć za nich. Pójdziesz teraz za mną.
Zabierzcie ciało i jego morderców.
Ni słowa więcej, wina ich jest pewna.
Wiem jedno: jeśli byłby jakiś koniec
Gorszy od śmierci, powinien ich spotkać.
TAMORA
Tytusie, wiedz, że będę błagać króla
By twoich synów spotkał happy-end.
TYTUS
Chodźmy, Lucjuszu, mówić z nią nie będę.
30
4
LAS KRWIĄ ZBRYZGUJĄC WYPADA SARNA DNIA
KOMENTOWANA PRZEZ SWOICH MYŚLIWYCH
DZIEŁO SZTUKI GWAŁTU TRYUMF LOGIKI
UCIĘTE SŁOWO I PISMO ARTYŚCI
SKOŃCZYLI PRACĘ I IDĄ Z NADZIEJĄ
śE ICH NIE DOŚCIGNIE SŁAWA ICH DZIEŁO
WYSTAWIONE NA POKAZ PĘDZI W TE
I WEWTE NA TEATRALNYM WYBIEGU
MIĘDZY CZŁOWIEKIEM A CZŁOWIEKIEM OCEAN
STRACHU STRACH PUBLICZNOŚCI NA SCENIE
ANI JEDNEGO CZŁOWIEKA MASZYNY
MÓWIĄ GRAJĄ CHODZĄ STRACH GRAJĄCYCH
W DOLE NIE SIEDZI śADEN CZŁOWIEK MASZYNY
ŚMIEJĄ SIĘ SZEPCZĄ SZELESZCZĄ SUKNIAMI
W RĘCE ZAKLASZCZĄ OD CZASU DO CZASU
SPOJRZENIA SZKLANE W CIEMNOŚCI ZAŚWIECĄ
POETA ŚPIEWA NIE TRACI HUMORU
HUMORU RZEINIKA A MOśE ROZPACZY
REZULTAT GOCKIEGO KUNSZTU MIŁOŚCI
KREW W USTACH GŁOSU NIE JEST W STANIE ZDUSIĆ
NA WYSOKOŚCI WSPINA SIĘ NIEZNANE
BEZWSTYDNIE MASKĘ ZBEREINEGO WUJA
NAKŁADA ZNAWCY WIELU SZTUK I MASKA
JEGO W MOJĄ SKÓRĘ WRASTA DLACZEGO
GŁOS MU SIĘ NIE ZAŁAMIE MÓJ TAKśE NIE
GDY KRWIĄ ZBROCZONY TEKST POWTARZAM ZA NIM
W NĘDZNYCH KWATERACH JEGO DUSZY
W MOICH MARZENIACH SĄ MOJĄ KWATERĄ
CZEKA MORDERCA NA SWÓJ CZAS W MILCZENIU
I TYLKO CZASEM W CIENKI SUFIT PUKA
JAKBY PODROCZYĆ CHCIAŁ SIĘ Z MIESZKAŃCAMI
Jestem tu Tu jestem I nie jestem tu.
31
KIEDY Z PAŁKAMI W DRZWIACH JEGO STAJĄ ILI
ZACZYNA PUKAĆ Z INNEGO POKOJU
Tu jestem Yes its me the mocking killer
Czy słyszycie jak dźwięcznie nóż mój brzęczy
Do zobaczenia kochani tymczasem.
JAK KOT NA PLACU MARKA KTÓRY OD PSA
NAUCZYŁ SIĘ MERDAĆ OGONEM I
NIEWIDZIALNY KURZ NA ZIEMI ZAMIATA
KIEDY TURYSTA PO SIERŚCI GO GŁASZCZE
ALE PAZURY SCHOWANE GOTOWE
SĄ śYŁY ROZPŁATAĆ PROTEKTOROWI
W EPOCE TURYSTYKI MORD JEST ŁASKĄ
WIDZIEĆ TO ZNACZY ZABIJAĆ OBRAZY
W SZARYM PŁASZCZU MOJEGO IMIENIA NIKT
TWÓJ MORDERCA SZEKSPIR JEST MOIM MORDERCĄ
JEGO MORD JEST NASZYM WESELEM SZEKSPIR
MOJE IMIĘ I TWOJE PŁONIE WE KRWI
KTÓRĄ ON PRZELAŁ NASZYM ATRAMENTEM
(DemetrIusz, Chioron, Lawinia.)
DEMETRIUSZ
Idź, powiedz, jeśli język twój potrafi
Kto ci go obciął razem z twym honorem.
CHIRON
Zapisz rękami wszystkie swoje myśli
Jeśli kikuty znają pismo twoje.
DEMETRIUSZ
Jak pięknie szczeka po rzymsku łapami.
CHIRON
Wracaj do domu i zażądaj perfum
Umyj w nich ręce.
DEMETRIUSZ
I wyszoruj język.
śądaj rękami. My cię zostawiamy
Teraz twojemu marszowi milczenia.
32
CHIRON
Powiesiłbym się, gdybym był w jej skórze.
DEMETRIUSZ
Gdybyś miał ręce, by zawiązać pętlę.
(Demetriusz, Chiron wychodzą. Marek.)
MAREK
Kto to. Bratanica moja ucieka.
Bratanico, czekaj. Gdzie twój mąż.
(Lawinia odwraca się.)
Czy śnię.
Oddałbym wszystko, żeby się obudzić.
A jeśli nie śpię, to niech spadnie na mnie
Meteor, bym zasnął snem wiekuistym.
Mów, delikatna bratanico, czyja
Toporna ręka tak cię obciosała
I twoje ciało z dwóch ogołociła
Gałęzi, słodkich ornamentów, w cieniu
Których królowie szukali schronienia
Chociaż nie mogli zyskać i połowy
Twojej miłości. Czemu nic nie mówisz
Jeśli już czerwony strumieńciepłej krwi
Niczym gadatliwe źródło wznieca wiatr
Wzbiera i cichnie w twych różanych ustach
Bucha i niknie z miodowym oddechem.
Jakiś Tereus zerwał twoje kwiaty
I język, byś go nie mogła już zdradzić.
Spowita wstydem teraz się odwracasz
Nie bacząc na to, że krew z ciebie bije
Piękne naczynie, które z trzech wylotów
Zionie, policzki ci poczerwieniały
Jak twarz Tytana w uścisku z obłokiem.
Mówię za ciebie. Czy wszystko to prawda.
Gdybym twe serce znał i znał tę bestię
Mógłbym ją przekląć i tak ulżyć sercu.
33
śal powstrzymany jest jak piec zatkany
Na popiół spala serce, w którym utknął.
Straciła piękna Filomela język
Tylko i mogła, to co ją spotkało
Wyhaftować w kunsztownym gobelinie.
Lecz tobie i tę możliwość obcięto:
Na chytrzejszego trafiłaś Tereusa
On obciął twoje delikatne palce
Bratanico, co były zwinniejsze niż
Te Filomeli. O gdyby potwór ten
Kiedyś mógł widzieć twe liliowe dłonie
Drżące na lutni jak liście osiki
śe nawet struny jedwabne całować
Je chciały, wolałby zginąć niż tknąć je.
Gdyby usłyszał niebiańską harmonię
Którą był słodki język obdarzony
Nóż by opuścił i popadł w uśpienie
Jak Cerber u stóp trackiego poety.
Chodźmy, by zrobić z twego ojca ślepca.
Ojcowskie oko oślepi twój widok
Godzinna burza topi całe pola
Jak oczy ojca mogą znieść rok łez.
Nie chowaj się, nam wszystkim pęka serce.
Gdyby nasz lament mógł twój ból ukoić.
5
SCENA PRZENOSI SIĘ Z LASU SZTUKI DO
RZYMU GDZIE PAPIER ZWYCIĘśA KAMIEŃ
W BURZY PIASKOWEJ USTAW NA KOLANA
PADA PRZED URZĘDNIKAMI RZYMSKIMI
SŁAWNY WÓDZ RZYMSKI I ZMIATA ODŚWIĘTNYM
MUNDUREM KURZ JAK NIEGDYŚ GOTKA BIUSTEM
POD KOLANAMI SZELESZCZĄ PETYCJE
34
LECZ KAMIEŃ NIE CHCE ICH SŁUCHAĆ NIE SŁUCHA
NA KATA GOTÓW RZYMSKIE ORŁY SRAJĄ
Aś DO WŁASNEGO POMNIKA SIĘ KURCZY
POD KTÓRYM SIKA BEZPAŃSKI PIES KAMIEŃ
POTRZEBUJE WODY WSZYSTKIE PSY RZYMU
DESZCZE WSZYSTKICH STREF ŚCIĄGAJĄ ZNIKĄD
NADCHODZI WUJ Z POMNIKIEM BRATANICY
OKRYTYM W WELON LAS MU GO POWIERZYŁ
POMNIK JEST TORSEM POD OSTRZEM TOPORA
DWÓCH SYNÓW NUMER TRZY WYGNANO Z RZYMU
BEZRĘKA CÓRKA W USTACH MIAST JĘZYKA
KREW ARCYDZIEŁO NĘDZY I ROZPACZY
WÓDZ SIĘ PRZEMIENIA W OJCA JEGO CIAŁO
I KREW W WODOTRYSK MURZYN PRZYGLĄDA SIĘ
RZYMSKIEJ TRAGEDII Z KULIS TEATRU
ŚWIATA MURZYN PISZE INNYM ALFABETEM
CIERPLIWOŚĆ NOśA I PRZEMOC TOPORÓW
(Tytus.)
TYTUS
Senatorowie, słuchajcie. Trybuni
Stójcie z litości dla mojego wieku.
Moją młodością wojna była, kiedy
Wy mogliście spać bezpiecznie. Za całą
Krew przelaną w bojach Rzymu, za mroźne
Noce czuwania, za łzy słone, które
Zobaczcie, bruzdy zmywają mi skóry
Starej, bądźcie łagodni dla skazanych
Synów. Nie plami ich dusz, jak myślicie
Ta wina. Ja nie płakałem po swoich
Dwudziestu dwóch synach, bo na wysokim
Łożu chwały legli. Dla nich, trybuni
Całą zgryzotę w ten kurz wpisuję
Łzami swej duszy. Niechaj ugaszą łzy
35
Pragnienie ziemi, zanim obleje się
Szkarłatnym wstydem krwi moich synów.
Więcej deszczu, ziemio, wlać w ciebie chcę
Wyciśniętego z oczodołów starych
Niż młody kwiecieńswoimi burzami.
W czas letniej suszy chcę ci zostać wierny
Ciepłymi łzami stopić śnieg zimowy
I wieczną wiosną krasić twoje lico
Jeśli nie zechcesz przyjąć moich synów.
(Lucjusz z mieczem.)
Drodzy trybuni, szlachetna starszyzno
Darujcie synom życie, pozwólcie mi
Powiedzieć, nie płakałem nigdy przedtem
O posłuchanie proszę dla tych łez.
LUCJUSZ
Daremnie, drogi ojcze, lamentujesz.
śaden z trybunów cię nie słyszy, nie ma
Tu nikogo, ból kamieniom powierzasz.
TYTUS
Pozwól mi prosić za braćmi, Lucjuszu.
Wielcy trybuni, błagam was raz jeszcze.
LUCJUSZ
śaden trybun twych słów nie słyszy, ojcze.
TYTUS
Nie szkodzi, człowieku. Gdyby mnie nawet
Słyszeli, to by nie zważali, gdyby
Zważali, byliby niewzruszeni.
Lecz muszę, dumy pozbawiony, prosić
Rzym, co kiedyś był mą dumą.
Dlatego boleść swą kamieniom tutaj
Opowiadam, bo chociaż nie dają mi
Odpowiedzi, wolę je od trybunów
One nie przerywają mi, gdy mówię.
Gdy płaczę, u stóp pokornie zbierają
36
Łzy i zdaje się, że wraz ze mną płaczą.
Gdyby przyodziać je w szaty dostojne
To Rzym by nie miał równych im trybunów.
Kamieńjest miękki jak wosk, trybuni zaś
Twardzi jak kamień. Kamieńjest milczący
I bez złej myśli, trybuni językiem
Są w stanie zabić. Ale czemu stoisz
Z obnażonym mieczem.
LUCJUSZ
Chciałem zachować
Od śmierci braci. Za tę próbę wiecznym
Wygnaniem odpłacili mi sędziowie.
TYTUS
Czuj się szczęśliwym. Ułaskawili cię.
Czy nie wiesz, że Rzym, głuptasie, Lucjuszu
To dzika puszcza, siedlisko tygrysów.
Tygrys chce szarpać, a jaki może Rzym
Dać mu łup, jeśli nie mnie i mych bliskich.
A więc szczęśliwcem możesz się nazywać
Bo cię wygnano od tych ludojadów.
A cóż to idzie z moim bratem, Markiem.
(Marek, Lawinia.)
MAREK
Coś, co nauczy twoje oczy płakać
A jeśli nie masz łez, pęknie ci serce.
śrącą zgryzotę niosę twej starości.
TYTUS
Coś ma mnie pożreć. Chcę więc to zobaczyć.
MAREK
To była córka twoja.
TYTUS
Tak, Marku, to ona.
LUCJUSZ
Nie, widok tej rzeźby zabija mnie.
37
TYTUS
Chłopcze płochliwy, wstańi popatrz na nią.
A ty, Lawinio, mów, czyja to ręka
Przeklęta oczom ojca wystawiła
Ciebie bezręką. Kim jest ten głupiec, co
Wody dolewa do morza i szczapy
Dorzuca do płonącej Troi. śałość
Moja do granic wezbrała zanim
Nadszedłeś, teraz jak Nil zrywa tamy.
Dajcie mi miecz, chcę odrąbać swe ręce.
Za Rzym walczyły przecież nadaremnie
Bo życie na świat wydając, karmiły
Ten ból jedynie. Wznosiłem je w górę
W dziecinnych modłach, pożytku z nich jednak
Nie miałem. Teraz już od nich przysługi
śądam tylko jednej, żeby mi jedna
Obcięła drugą. To dobrze, Lawinio
śe rąk już nie masz, bo na nic się nie zda
Służyć Rzymowi rękami.
LUCJUSZ
Powiedz mi
Kochana siostro, kto cię tak zeszpecił.
MAREK
Subtelny instrument jej myśli, który
Wyrażał je z tak uroczym talentem
Wyrwano z jego klatki pięknej, więcej
Już nie zaśpiewa, jak ptak melodyjnie
Słodko i zmiennie, ciesząc każde ucho.
LUCJUSZ
Więc powiedz za nią, kto tego dokonał.
MAREK
Tak ją znalazłem, błądzącą po parku
I chowającą się jak sarna, której
Nieuleczalną zadano ranę.
38
TYTUS
Była moją sarną. Kto zmienił ją w ranę
Mniej by mnie skrzywdził, gdyby śmierć mi zadał.
Stałem się teraz człowiekiem na skale
Otoczonym pustynią wody, patrzę
Jak przypływ falę za falą wydyma
Czekając tylko, aż jakiś zazdrosny
Grzywacz mnie połknie, w swe słone wnętrzności.
Na śmierć już idą moi dwaj synowie
Tu stoi trzeci: zostanie wygnany
A obok mój brat łzami mymi płacze
Lecz co najbardziej rozdziera mi serce
Tu płacze, Lawinia, droższa mi nad życie.
Gdybym zobaczył obraz ten na płótnie
Wpadłbym w szaleństwo. Teraz przed oczami
Mam żywe ciało, które nawet ręki
Nie ma, by otrzeć łzy, ani języka
By opowiedzieć, kto je tak zadręczył.
Twój mąż nie żyje, a twoich dwóch braci
Skazano za to i też już nie żyją.
Spójrz, Marku, spójrz na nią synu, Lucjuszu
Kiedy jej braci wspomniałem, spłynęły
Po jej policzkach łzy jak miodna rosa
Po płatkach lilii, co więdnie zerwana.
MAREK
Płacze, bo oni jej męża zabili
Albo dlatego, że zna ich niewinność.
TYTUS
Jeśli to oni go zabili, ciesz się
Bo pomściło go prawo. Nie, nie, nigdy
Oni nie mogli tej zbrodni dokonać.
W taką żałobę wtrącić własną siostrę.
Daj ucałować, Lawinio, swe usta
Albo daj znak, jak możemy ci pomóc.
39
Czy mamy wszyscy, twój dobry wuj i brat
I ty i ja, nad jakimś źródłem usiąść
Wzrok spuścić i wpatrywać się w swe twarze
Poplamione jak łąka mułem, kiedy
Fala powodzi przewali się przez nią
Tak dlugo patrzeć będziemy w to źródło
Aż sól naszych łez zmąci jego czystość
I zmieni je w kałużę szarą. Albo
Ręce oderżniemy sobie, języki
Odgryziemy, by równymi być tobie
I do końca dni naszych żyć w pantomimie.
Co robić. Skoro mamy wciąż języki
Kolejny dramat możemy wymyślić
Aby zadziwić przyszłe pokolenia.
LUCJUSZ
Ojcze, powstrzymaj łzy, bo twój ból sprawia
śe głośniej szlocha moja biedna siostra.
MAREK
Cicho, Lawinio, otrzyj łzy, Tytusie.
TYTUS
Marku, Marku, bracie, przecież dobrze wiem
śe twoja chustka nie spije moich łez
Zbyt nasiąknięta jest twoimi łzami.
LUCJUSZ
Lawinio pozwól otrzeć swe policzki.
TYTUS
Patrz, Marku, jak ja jej znaki rozumiem
Gdyby miała język, powiedziałaby
Bratu to, co ja powiedziałem tobie.
Jego chustka też mokra od szczerych łez
Przysługi nie może oddać jej licom.
W harmonię piękną połączył ich lament
Pomoc daleka jak nicość od raju.
(Aaron.)
40
Andronikusie, mój cesarz i władca
Przekazać każe: jeśli kochasz synów
Niech Marek, Lucjusz, lub ty sam, Tytusie
Stary, lub ktoś inny z twojego rodu
Odrąbie sobie rękę i przekaże
Ją cesarzowi, ten ci w zamian synów
Obu, żywych, prześle. To będzie za ich
Winy pokutą.
TYTUS
Łaskawy cesarzu.
Dobry Aaronie. Kiedy to śpiewał
Kruk jak skowronek, co nowy wschód słońca
Obwieszcza. Rękę cesarzowi oddam
Od serca. Pomóż ją obciąć, Aaronie.
LUCJUSZ
Zaczekaj, ojcze, ta szlachetna ręka
Która tak wielu pokonała wrogów
Jest bezcenna. To ja swą rękę oddam.
Więcej ma młodość krwi niż twój wiek stary
śycie mych braci krew mi zatamuje.
MAREK
Na cztery ręce broniliście Rzymu
Trzymając w górze krwawy topór wojny
By siał zagładę w batalionach wroga.
Jesteście obaj symbolem swej sławy
Moja zaś ręka wtedy próżnowała
Niech służy teraz i moich bratanków
Wykupi od śmierci. Będę miał pewność
śe w dobrym celu tak ją oszczędzałem.
AARON
Raz dwa ustalcie, czyją wziąć mam rękę
Bo zginą nim przyjdzie ułaskawienie.
MAREK
Bierz moją.
41
LUCJUSZ
O nieba, twojej nie weźmie.
TYTUS
Dość kłótni, panowie. Te suche badyle
Na nic się zdadzą, dlatego je wyrwę.
LUCJUSZ
Jeśli coś znaczę jeszcze jako syn twój
Pozwól mi braci uchować od śmierci.
MAREK
W imię ojca i w imię matki naszej
Pozwól mi dowieść braterskiej miłości.
TYTUS
A więc ustalcie. Zachowam swą rękę.
LUCJUSZ
Przyniosę topór.
MAREK
Lecz ja go użyję.
(Marek, Lucjusz wychodzą. Ręka od publiczności.)
AARON
Murzyn dziekuje za pomoc teatru.
Rąk widzów trzeba nam jeszcze do braw.
TYTUS
Dalej, Aaronie, oszukajmy obu.
Użycz mi ręki, a dostaniesz moją.
AARON
Jak to oszustwo jest, to chcę być szczery
I nigdy w życiu tak nie oszukiwać.
Inny mam sposób, by ciebie oszukać.
Poznasz go zanim minie pół godziny.
(Aaron odcina Tytusowi rękę. Wchodzą Lucjusz i Marek.)
TYTUS
Skończona kłótnia. Już się dokonało.
Dobry Aaronie, oddaj cesarzowi
Tę rękę i powiedz, że jest to ręka
42
Która go przed tysiącem niebezpieczeństw
Ochroniła. I poproś o grób dla niej
Choć tyle, bo zasłużyła na więcej.
Co do mych synów, powiedz, że cenię ich
Jak klejnoty, niedrogo kupione, lecz
Drogie, bo kupiłem co było moje.
AARON
Idę Tytusie. A za swoją rękę
Spodziewaj się, że wkrótce ujrzysz synów. -
To znaczy głowy ich. Sam przedsmak świństwa
Nasyca mnie już. Niech głupcy czynią dobro
Biali niech skamlą o łaskę. Czarną ma
Duszę Aaron, czarną jak jego skóra.
(Aaron wychodzi.)
TYTUS
Oto podnoszę mą rękę ku niebu
A słabą resztę pochylam ku ziemi:
Jeśli jest siła, co dla łez ma serce
To ją przyzywam. Chcesz ze mną przyklęknąć.
Dobrze, moje serce. Usłysz modlitwę
O niebo, inaczej nasze westchnienia
Zachmurzą cię i połkną twoje słońce
Jak mgła, co światło zadusza w uścisku.
MAREK
Bracie, mów o tym, co jest możliwe
I nie wypuszczaj się na takie głębie.
TYTUS
Czy ból mój nie jest głęboki, bezdenny.
Jak on bezdenne są też moje skargi.
MAREK
Lecz niech rozsądek rządzi tym lamentem.
TYTUS
Gdyby rozsądek był w stanie ogarnąć
Bezmiar nieszczęścia, mógłbym ból utrzymać
43
W granicach: czy ziemia nie pływa, kiedy
Niebo płacze. Czy się nie pieni morze
Oszalałe, kiedy nadciąga burza
Grożąc firmamentowi fal naporem.
Chcesz znać przyczynę tego poruszenia:
Ja jestem morzem. Słyszę jej westchnienia.
Ona płaczącym jest niebem, ja ziemią:
Jej westchnieniami poruszone morze
Na łez jej zalew wydana ma ziemia
W falach potopu zginie bez przyczyny.
Moje wnętrzności nie pomieszczą bólu
Jak pijak muszę wyrzucić go z siebie.
Pozwól mi na to. Przegranemu wolno
Gorzkim językiem wywracać żołądek.
(Posłaniec z dwiema głowami i ręką.)
POSŁANIEC
Andronikusie, źle ci odpłacają
Za dobrą rękę, którą cesarzowi
Posłałeś. Oto głowy twych szlachetnych
Synów i ręka, odesłane z drwiną
Z cierpienia twego zrobili zabawę
Z twojej ofiary czyste pośmiewisko
Bardziej mnie boli myśl o twoim bólu
Niż gdy swojego ojca śmierć wspominam.
(Posłaniec wychodzi.)
DYGRESJA MURZYNA NA TEMAT POLITYKI
TWÓJ CESARZ MÓWI TO BYŁA ZŁA RĘKA
TWÓJ CESARZ WOLAŁBY DOSTAĆ TĘ DRUGĄ
JAKśE BY MÓGŁ POZBAWIĆ CIĘ PRAWICY
KTÓRA ZROBIŁA TAK WIELE DLA RZYMU
DLA NIEGO TAKśE JAK MOGŁEŚ POMYŚLEĆ
PATRZENIA W LUSTRO TRZEBA CI UNIKAĆ
44
ANDRONIKUSIE JUś NIE RZYMSKI WODZU
śEBYŚ NIE MYLIŁ WIĘCEJ PRAWEJ Z LEWĄ
CESARZ DZIĘKUJE ZA POCZCIWĄ RĘKĘ
CESARZ TWEJ RĘKI JUś NIE POTRZEBUJE
GDY JEJ DLA RZYMU UśYĆ JUś NIE MOśESZ
A NA PAMIĄTKĘ OWEJ STRATY KTÓRĄ
PRZEZ BRAK POZNAŁEŚ NALEśNEJ UFNOŚCI
WOBEC CESARZA ZATRZYMAJ TEś RĘKĘ
DRUGĄ BYŚ BEZRĘKI ZNAĆ śE KIKUTY
CÓRKI CI SIĘ PODOBAJĄ NIE UZNAŁ
SIEBIE ZA LEPSZĄ POŁOWĘ LUDZKOŚCI
CÓRKA BEZ JĘZYKA DIWIGA SWĄ KORONĘ
BY JEJ PRZEWAGĘ NADROBIĆ SAM SOBIE
WYRWIJ JĘZYK BO JEGO ZAWODZENIA
I TAK NIKT NIE SŁUCHA WYSWOBODZONE
JUś GŁOWY TWOICH UKOCHANYCH Z SZYI
TAK ZA NIMI PROSIŁEŚ MASZERUJĄC
PRZEZ RZYM NA KOLANACH MOśESZ JE TERAZ
GŁASKAĆ SOBIE SWOJĄ OBCIĘTĄ RĘKĄ
NIECH TO CO MARTWE MARTWYM SIĘ ZABAWIA
TO MÓWI CESARZ PRZEZ USTA MURZYNA
TYTUS
Kiedy się skończy ten koszmar straszliwy?
MAREK
Dość mydlenia oczu. Zgiń, Andronikusie
Ty nie śpisz: oto są głowy twych synów
Tu twoja ręka nawykła do wojny
Tu twoja córka kaleka, i twój syn
Wygnany, ogłuszony widokiem tym
Zmieniony w kamień, zimny, otępiały
Twój brat, ja. Od rozpaczy wstrzymywać cię
Już nie będę. Rwij srebrne włosy, rękę
Drugą odgryź zębami. Niech ten obraz
45
Oślepi wreszcie nasze biedne oczy.
Nadszedł czas burzy. Czemu milczysz, bracie.
(Tytus śmieje się.)
Śmiejesz się. Nie pora na to, by się śmiać.
TYTUS
Gdybym choć jedną mia łzę do przelania.
Nawiasem mówiąc: żal jest moim wrogiem.
Jakże, kiedy on zniewala mi oczy
I łez haraczu żądając oślepia
Mam znaleźć jamę, w której mieszka zemsta.
Wszak te dwie głowy mówią do mnie teraz
Grożąc, że łaski nie zaznam dopóki
Nie spłacę tego zła żywą gotówką
Wbitą w gardziel tym, od których pochodzi.
Chodźcie, chcę wiedzieć, co mam do zrobienia.
Ty, moja trzódko, nędzy i rozpaczy
Otocz mnie kręgiem, abym mógł każdemu
Przysiąc, że wyrównam wyrządzone zło.
Przysięgam wam. Bracie, weź jedną głowę.
Drugą poniosę w swej ręce. Lawinio
I ty powinnaś mieć w tym jakiś udział:
Weź, o, najsłodsza, w zęby rękę ojca.
A co do ciebie: zejźmi z oczu, chlopcze.
Jesteś wygnany, nie wolno ci zostać.
Uchoźdo Gotów i zwerbuj tam armię
Jeśli mnie kochasz, w co wierzę, pocałuj
I odejdź, przed nami wiele pracy.
LUCJUSZ
śegnaj, Tytusie, mój szlachetny ojcze.
Większej żałoby nikt nie nosi w Rzymie.
Jeszcze tu wrócę, żegnaj, dumny Rzymie.
Droższy niż życie zostawiam ci zastaw
Kochając bardziej, to co zostawiłem
Niż żniwo, które zebrać mi przychodzi.
46
śegnaj, Lawinio, ma szlachetna siostro.
O gdybyś mogła być taka jak kiedyś.
Bo już nie żyją Lucjusz i Lawinia
Jak nienawiścią tylko i nadzieją
Na sąd. Jak żyję, nie spocznę, dopóki
Za swoje rany nie ujrzysz dumnego
Saturnina z jego panią, gryzących
Piasek pod bramą Rzymu, jak niegdyś
Tarkwiniusz i jego królowa. Droga
Moja prowadzi do Gotów. Do władzy.
Licz swoje dni Rzymie. Ja jestem nocą.
6.
SYN WIELKIEGO WODZA IDZIE NA WYGNANIE
BĘKART OJCZYZNY śYD PODWÓJNY BĘKART
IDZIE PRZED SIEBIE GDZIE GO WIATR PONIESIE
JAKIŚ GOT W STEPIE PO CZTERECH TYGODNIACH
ZNAJDZIE GO NA WPÓŁ ZEZWIERZĘCIAŁEGO
I DO OBOZU PRZYWLECZE PRZED WODZA
Pies czy Rzymianin/
Rzymski pies
Szczeka po łacinie/
Po gocku zaskamle niedługo
Ktoś ty/
Lucjusz Andronikus syn/
Rzeźnika Śpieszno ci do śmierci My tu
Mamy czas Czekamy na śnieg który nas
Zaniesie do Rzymu Rzym nie ucieknie
Miasta stoją a Goci cwałują śadne
Miasto nie zdoła wznieść się spod ich kopyt
Przygotuj się na długą śmierć/
Wygnano mnie z Rzymu Ojca z czci wyzuto
Szukam przyjaciół pośród wrogów Rzymu/
Jesteś Rzymianinem Wyprać mu mózg
47
DRUGI PORÓD W NARKOTYCZNYCH OPARACH
MATCZYNE ŁONO TO DYMIĄCA DZIEśA
Z PRANIA PODNOSI SIĘ NOWE ZWIERZĘ
W SERCU KOŁEK ODDZIELA UDERZENIA
WIERNOŚĆ TO NIE TEMAT KTÓRY PORUSZA ŚWIAT
KAśDY NOWY DZIEŃ ZDRADZA DZIEŃ POPRZEDNI
NAJLEPSZYM WROGIEM SZCZURÓW JEST SAM SZCZUR
TRUCIZNĄ TRUCIZNĘ RZYMIANINEM RZYM
GENERAŁ GOTÓW LUCJUSZ ANDRONIKUS
SPRAWY W RZYMIE TOCZĄ SIĘ SWOIM TRYBEM
CHODZI SIĘ W CYWILU CODZIENNOŚĆ śRE I SRA
RZYM śYJE ŚWIĘTUJE I ROZMNAśA SIĘ
MIECZ NAD NIM WISI TYTUS ANDRONIKUS
ROZDZIERA SKÓRĘ ZĘBAMI LEWYM SZPONEM
PRAWYM KIKUTEM UNIFORM DOWÓDCY
MARZNIE W KOSZULI SMAGANY DESZCZEM
KTÓRY PADA W GÓRĘ PSY I śEBRACY
DZIELĄ SIĘ STRZĘPAMI RZYM ODDYCHA Z ULGĄ
Wampir wreszcie krwawi WÓDZ SWĄ RODZINĘ
PRZEOBRAśA W BOJOWĄ MACHINĘ
NA WOJNĘ DOMOWĄ NICZYM GRANATY
RZUCA SWE DZIECI KAśDA RANA TO BROŃ
KAśDY KIKUT ZWYCIĘSTWO BÓJ ROZSTRZYGNIE SIĘ
W CHMURACH BRONIĄ Z ARSENAŁU BIBLIOTEK
KTO NIE MA JUś RĄK TEN CZYTA ZĘBAMI
KAśDE SŁOWO ZABARWIA WIECZÓR KRWAWO
RZYMSKI DOWÓDCA WPRAWIA SIĘ W RZEZI MUCH
SZALEŃSTWO URASTA DO GWIEZDNYCH WOJEN
Chcę zmienić niebo w krwawy pęcherz.
7
(Tytus, Marek, Lawinia, chłopiec)
48
TYTUS
Tak, tak, usiądźcie. I nie jedzcie więcej
Niż tyle tylko, by mieć dosyć siły
Do pomszczenia naszej gorzkiej boleści.
Rozwiąż ten węzeł, który ci związało
Cierpienie, Marku. Twoja bratanica
I ja, biedne kreatury, mamy o trzy
Ręce za mało. Nie możemy jak ty
Splótłszy je na piersi, bólu w sercu
Uciskać, co dziesięć razy jest większy.
Osierocona lewa mi została
By zapanować nad sercem, gdy wali
Szalejąc z rozpaczy, w pustym więzieniu
Ciała. Wtedy zgłuszam je tak.
Obrazie nieszczęścia, ty, która mówisz
Znakami, nie możesz serca, gdy wierzga
Dziko, poskromić, uderzając w piersi
By ucichło. Zrańje wzdychaniem
Dziewczynko, zabij jękiem, albo weź nóż
Między zęby krótki i wydrąż otwór
Powyżej serca. śeby do tej jamy
Ściekł cały balast z twoich biednych oczu
I w łzach utopił razem z morską solą
Tego głuptasa, który wiecznie beczy.
MAREK
Jakże to, bracie. Czy chcesz ją nauczyć
Podnosić rękę na jej kruche życie.
TYTUS
Czyżbyś ogłupiał ze zmartwienia. Gdzie tam.
Nie, Marku, oszaleć wolno tylko mnie.
Jak miałaby na siebie podnieść rękę.
Ciekawe którą. Czemu mówisz o ręce.
Chcesz by Eneasz biadolił od nowa
śe Troja spłonęła a on popadł w nędzę.
49
Daj spokój rękom, nie baw się tym słowem
Aż zapomnimy, że rąk już nie mamy.
Jakaś gorączka plącze moje słowa.
Jakbyśmy mogli zapomnieć o rękach
Gdyby nie użył Marek słowa: ręka.
Bierzmy się teraz do jedzenia. Weź to
Droga córeczko. Czy chcesz coś do picia.
Posłuchaj, Marku, ona coś nam mówi.
Ja przetłumaczę jej męczeńskie znaki:
Mówi, że jej jedyny napój to łzy
Warzone z bólem, podane na policzkach.
Niema oskarżycielko, nauczę się
Ciebie czytać, aż milczenie przemówi
Jak litania do mnichów żebraczych.
Nie westchniesz, nie wzniesiesz kikutów w górę
Nie pomachasz, nie skiniesz, nie uklękniesz
śadnego nie uczynisz znaku, bym ja
Nie ułożył z tego alfabetu
Cicho ucząc się, jak zrozumieć ciebie.
CHŁOPIEC
Dziadku, skończ z tym gorzkim lamentowaniem.
Lepiej rozwesel ciocię jakąś bajką.
TYTUS
Zamilcz, chłopcze. Z łez powstałeś i wkrótce
Łzy roztopią ci życie i odpłyniesz.
W co tak uderzasz, Marku, swoim nożem?
MAREK
W to, co zabiłem, panie, tylko w muchę.
TYTUS
Wstyźsię, morderco, trafiłeś mnie w serce.
Napasłem oczy wszelkim okrucieństwem.
Lecz śmierć zadana niewinnej ofierze
Mojemu bratu nie przystoi, jestem
Tytus Andronikus, naoglądałem się
50
Zbyt wiele śmierci zadanej niewinnym.
Zejźz moich z oczu. Morderca nie jest
Odpowiednim dla mnie towarzystwem.
MAREK
Bracie, zabiłem przecież tylko muchę.
TYTUS
Czy tylko. A jeśli ta mucha miała
Ojca i matkę. Jak w żałobnym locie
Musieliby trzepotać skrzydłami.
Biedna mucha, nikomu nie szkodziła.
Przyleciała tu, by swoim brzęczeniem
Rozweselić nas, a ty ją zabiłeś.
MAREK
Wybacz mi, była czarna jak ten Murzyn
Cesarzowej, dlatego ją zabiłem.
TYTUS
Wybacz mi proszę, że tak cię zrugałem.
Wszak spełniłeś miłosierny uczynek.
Daj mi swój nóż. Ja też chcę go porąbać.
To tylko mucha, to tylko Murzyn. Bo
Czarna jest jak Murzyn. Chodź, zarąbiemy
Jeszcze więcej much, więcej, więcej, więcej
Oderżniemy im ręce, obetniemy
Języki. Nie upadliśmy jeszcze tak
Nisko, by nie móc zabić muchy, albo
Tysiąca much, ba, nawet tysięcy dwóch
Wspólnymi siłami. Czarnych jak Murzyn.
Tu coś dla ciebie. A to dla Tamory.
MAREK
Biedak. Tak pogrążony w swej zgryzocie
śe w cieńuderza, mając go za ciało.
CHŁOPIEC
Pomóż mi dziadku, bo ciocia mnie ściga.
51
MAREK
Czekaj, Lucjuszu. Czemu bać się cioci.
Ona zbyt kocha cię, by mogła skrzywdzić.
CHŁOPIEC
Kochała. Kiedy ojciec mój był w Rzymie.
MAREK
Chce coś powiedzieć.
TYTUS
Coś nam chce powiedzieć.
MAREK
Czekaj, Lucjuszu. Nie bój się. Pamiętasz
To przecież ona, z miłością nie mniejszą
Niż matka GrakchÓw, Kornelia, swym synom
Tak twoja ciocia, czytała ci wiersze
I SZTUKĘ WYMOWY z ksiąg Cicerona
CHŁOPIEC
Lecz teraz boję się jej, bo patrzy, jak
Hekuba z Troi z bólu obłąkana.
TYTUS
Lawinio. Marku, niech chłopiec nie patrzy.
Co ty wyprawiasz z tymi kikutami.
Niedobra dziewczynka. Wstyd postradałaś
Razem z rękami. Już lepiej nie mieć rąk
Niż wstydu. Marku, wiesz o co jej chodzi
Z tymi książkami. Czy jest tutaj książka
Którą chce czytać. Co to jest, dziewczynko
Chłopcze, otwórz jej. Czytaj, ile zechcesz
Jeśli to tylko zgłuszy twe cierpienie.
A niebo niech nam wkrótce dopomoże
Odkryć sprawcę tej przeklętej zbrodni.
Czemu ramiona wyrzuca w powietrze.
MAREK
Mówi chyba, że nie jednego miała
Oprawcę. Mówi, że więcej ich było.
52
Chyba, że woła o pomstę do niebios.
TYTUS
Lucjuszu, jaką to książkę tak szarpie.
CHŁOPIEC
Owidiusza, dziadku METAMORFOZY.
Dała mi ją matka.
MAREK
Miłość do zmarłej
Kazała może wybrać jej tę książkę.
TYTUS
Cicho. Jak skrzętnie przewraca jej kartki
Pomóżcie jej. Czego szuka. Lawinio
Mam czytać. Jest to tragiczna opowieść
O Filomeli, zdradzie Tereusa
I gwałcie. To chyba gwałt był przyczyną
Twojego nieszczęścia.
MAREK
Patrz tylko, bracie
Cytuje te strony ruszając ustami.
TYTUS
Lawinio, słodka córeczko, ciebie też
Zgwałcono jak Filomelę, w odludnym
Bezlitosnym, dzikim lesie.
Patrzcie, patrzcie.
Wszak łowy odbyły się w podobnym miejscu -
Obyśmy nigdy tam nie polowali -
Dokładnie tak je opisał poeta
Jakby stworzone do mordów i gwałtu.
MAREK
Po co naturze taki las budować
Gdyby tragedie nie bawiły bogów.
TYTUS
Daj znak, dziewczynko słodka, tu są sami
Przyjaciele: jak zwie się ten Rzymianin
53
Który ośmielił się, ten czyn popełnić.
A może to sam Saturnin cię pokrył
Naśladując Tarkwina, który wojsko
Opuścił, by użyć w łożu Lukrecji.
MAREK
Siadaj, kochana bratanico, bracie
Usiąźprzy mnie. Niechaj oświecą mnie
Apollo, Pallas, Jowisz i Merkury
śebym odkrył, kto stoi za tą zdradą.
Spójrz, bracie, spójrz, Lawinio: tu jest piasek.
Pisz, jeśli możesz, tak jak ja. Czy widzisz
Bez pomocy rąk piszę swoje imię.
Przeklęty duch, który nam taki kunszt
Narzucił. Pisz, bratanico, co chciałby
Bóg wydać naszej zemście. I niech niebo
Wiedzie twoje pióro, gdy ból swój będziesz
Wpisywać w ziemię, tak byśmy poznali
Sprawców i prawdę. O, przeczytaj, bracie
Co napisała.
TYTUS
Stuprum. Chiron. Demetriusz.
MAREK
Co, co. Rozpustni synowie Tamory
Popełnili tę czarną, krwawą zbrodnię.
TYTUS
Panie na niebie, czyś jest zbyt powolny
Byś mógł usłyszeć i zobaczyć zbrodnie.
MAREK
Uspokój się, drogi bracie. Dobrze wiem
śe dość tu na ziemi jest napisane
By wzniecić bunt w najłagodniejszym sercu
I nawet dzieci zbroić do protestu.
Uklęknij ze mną Tytusie. Lawinio
Uklęknij. Ty, słodki chłopcze, nadziejo
54
Rzymskiego Hektora, uklęknij także.
I przysięgajcie ze mną, jak przysięgał
Niegdyś z bolejącym mężem i ojcem
Zniesławionej cnotliwej damy Junius
Brutus, kiedy zgwałcono Lukrecję, że
Idąc za najlepszą radą, weźmiemy
Krwawą zemstę na niegodziwych Gotach
Ujrzymy ich krew lub zginiemy w hańbie.
TYTUS
To jedno jest pewne. Powiedz tylko jak.
Kiedy polujesz na małe niedźwiadki
Możesz zbudzić matkę, a gdy twój zapach
W nozdrza pochwyci, strzeż się. Bo lew, z którym
Na wznak się zabawia, liże jej skórę
A gdy piersiami kołysany zaśnie
Robi, co chce. Więc trzymaj się z dala
Marku, młody z ciebie jeszcze myśliwy.
Przynieś tu spiżową płytę i wyryj
Na niej stalowym dłutem te imiona
I przechowaj ją. Północny wiatr zmiecie
Piasek jak papier, na którym Sybilla
Spisała proroctwo. A wraz z nim zginie
Przestroga. I co ty na to, mój chłopcze.
CHŁOPIEC
Milordzie, gdybym był mężczyzną, nawet
W łożu matki nie byliby bezpieczni
Tchórzliwi wasale rzymskiego jarzma.
MAREK
Ojciec przez ciebie przemawia. Nie licząc
Na wdzięczność Rzymu, nie raz obracał w czyn
Te obietnice.
CHŁOPIEC
Wuju, jeśli mam żyć
Chciałbym być jak on.
55
TYTUS
Chodźmy, Lucjuszu, do mojej zbrojowni.
Tam cię uzbroję. A potem zaniesiesz
Synom cesarzowej prezenty, które
Obmyślę dla nich.
CHŁOPIEC
O tak, dziadku, mój sztylet wbity w ich pierś.
TYTUS
Nie, chłopcze. Pokażę ci inną drogę.
Chodź, Lawinio. Marku, czuwaj nad domem.
Z Lucjuszem dam przedstawienie na dworze.
(Tytus, Lawinia, chłopiec wychodzą.)
MAREK
O Niebo, słyszysz lament sprawiedliwych
I nie budzisz się, nie wspomagasz słowem.
Ty nie opuścisz go, Marku, w szaleństwie.
Od zgryzot nosi więcej blizn w sercu niż
Karbów na tarczy pociętej przez wroga.
I chociaż słuszność ma, poniechał zemsty.
Użycz błyskawic, Niebo, dobrej sprawie.
8
(Aaron, Chiron, Demetriusz, chłopiec.)
CHIRON
Spójrz, Demetriuszu, przyszedł syn Lucjusza
By nam przekazać jakoweś przesłanie.
AARON
Szalone misja szalonego starca.
CHŁOPIEC
Z pokorą należną czcigodnym panom
Mam was pozdrowić od Andronikusa.
I błagam bogów, by was zmietli z ziemi.
DEMETRIUSZ
Dzięki, Lucjuszu drogi. Jakie wieści.
56
CHŁOPIEC
Aby zdemaskowano gwałcicieli.
Takie są wieści. Lecz teraz do rzeczy:
Nie bez powodu mój dziadek przesyła
Najlepszy oręż ze swojej zbrojowni
Uszanowanie składając młodzieży
Zacnej, nadziei Rzymu, tak kazał rzec
Więc rzekłem, a oto prezent od niego
Abyście byli dobrze uzbrojeni
Gdy zajdzie potrzeba, a zajdzie niedługo.
A teraz żegnam was, krwawe bandziory.
(Chłopiec wychodzi.)
DEMETRIUSZ
Brońprzysłał. To się nazywa grzeczny wróg.
Na tym pakunku coś jest napisane.
Pokaż. A co to jest.
CHIRON
To ścierwo musze.
Aaron ma rację, stary już zwariował.
DEMETRIUSZ
To z jego ręki stracił przecież głowę.
AARON
Wybaczcie, panowie, lecz to przesłanie
Jest skierowane do mnie. Czarne muchy
Dla czarnucha. My się rozumiemy
Wielki wódz Rzymu i ja, władca much.
CHIRON
Co napisane jest na tym papierze.
DEMETRIUSZ
Jakaś romanca o Tereusie
I Filomeli, tylko posłuchajcie
Jak on ją kochał: ze statku zawlókł ją
W ponure bory, by tam, na krzyki jej
57
Głuchy, ugasić w niej żądzę. Powiedzcie
Czy to nie miłość. Słuchajcie, jak potem
Uciszył ją. Kiedy beczy za ojcem
I krzyczy, co jej Tereus uczynił
I na świadka przywołuje Niebo
Wierząc w szaleństwie, że jest zamieszkałe:
Nie wstyd ci, mówi, rozgłaszać nieszczęście
Za włosy chwyta i wykręca ręce
Strzępami sukni wiąże je na plecach
Ona nie broni się, tylko posłusznie
Z nadzieją na śmierć zgina kark przed mieczem
Czy na mordercę wyglądam, on pyta
Ciągnie za włosy i głową odgina
Sięga do ust, całował je przedtem
I język łapie i odcina, na krwią
Zbryzganej ziemi korzeńdrga i paple
Jeszcze przez chwilę, niczym ogon żmiji
Który ciała szuka, odzielonego
Od niej zręcznym cięciem, osamotnione
Narzędzie jej krzyku. Piszą tu jeszcze
śe w swej ofierze znajdował raz po raz
Upodobanie. Czy w Rzymie słyszano
Podobne rzeczy. Czarujący prezent
Od starego Tytusa.
CHIRON
To z Owidiusza.
Znam ten kawałek. Jeszcze w szkolnej ławce
Płakałem nad tym. Ale ten Tereus
Nie był dość sprytny: zostawił jej ręce
By go zdradziły.
DEMETRIUSZ
I dlatego potem
Własnego syna musiał zjeść w pasztecie.
AARON
58
Tak, inni są sprytniejsi, jak wieść głosi.
Być osłem to nic złego, przytakuje
Jeszcze, choć tkwi już w paszczy lwa. Owidiusz.
Uroczy prezent. Dowcip krwią smakuje.
Gdyby na nogach była cesarzowa
Pewnie komedii tej by przyklasnęła
Którą nam Tytus przedstawił. Lecz moja
Tamora pracuje teraz nad tym, by
Rozmnożył się kochany jej cesarz. Tak
Panowie, czy to nie szczęśliwa gwiazda
Przywiodła do Rzymu nas, obcych, więcej
Nawet: więźniów, prosto na same szczyty.
Było mi miło, że przed Kapitolem
Wódz Rzymu podał rękę Murzynowi.
DEMETRIUSZ
Nam dał to, co było mu jeszcze droższe
Swą córkę.
AARON
Czyżby nieopatrznie, książę.
Chyba potraktowaliście ją dobrze.
DEMETRIUSZ
Chciałbym, by dano nam tysiąc rzymskich dam
By naszej żądzy służyły. Jak ta.
CHIRON
Pobożne życzenie ze szczerego serca.
AARON
Trzeba tylko, by matka rzekła amen.
CHIRON
I przy dwudziestu tysiącach przytaknie.
DEMETRIUSZ
Chodźmy pomodlić się do wszystkich bogów
O szczęśliwy poród kochanej matki.
59
AARON
Nic nam po bogach. Do diabłów się módlcie.
(Trąby.)
Dlaczego cesarz rozkazał dąć w trąby.
CHIRON
Pewnie na wiwat, że cesarz ma syna.
(Piastunka z czarnym dzieckiem.)
DEMETRIUSZ
Cicho, kto idzie.
PIASTUNKA
Dzieńdobry, panowie
Czy wiecie może, gdzie jest czarny Aaron.
AARON
Mniej lub bardziej czarny, jak padnie światło.
Tutaj jest Aaron, co ma być z Aaronem.
PIASTUNKA
Miły Aaronie, przepadliśmy wszyscy.
Pomóż, inaczej dosięgnie cię kara.
AARON
Kobieto, cóż znaczyć ma ten kociokwik.
Co tam w ramionach tłamsisz owinięte.
PIASTUNKA
Chciałabym ukryć to przed okiem Nieba
Zniewagę Rzymu, hańbę cesarzowej.
Przyszło rozwiązanie, tak rozwiązanie.
AARON
Naprawdę. Skąd przyszło.
PIASTUNKA
Z sali porodowej.
AARON
Przypomnij szybko, jak brzmiało pytanie.
PIASTUNKA
Nie o zagadkę chodzi tu, panie, lecz
60
O rozwiązanie.
AARON
Jaki wynik zatem.
PIASTUNKA
Diabeł.
AARON
Została więc mateczką diabła:
Szczęśliwy pomiot.
PIASTUNKA
Oj, nieszczęśliwy, czarny i ponury.
Tu jest ten bachor wstrętny jak ropucha
Wśród mlecznych dzieci naszego klimatu.
Cesarzowa śle ci go, twoje piętno
Twój stempel, z prośbą, byś ostrzem sztyletu
Ochrzcił go, Murzynie.
AARON
Stul pysk, kurwo.
Nie powiesz, że czerńjest gorszym odcieniem.
Co, mój bobasku. Mój kwiecie wspaniały.
DEMETRIUSZ
Coś zmalował, łotrze.
AARON
Czego już nie przemalujesz.
CHIRON
Łotrze, to będzie naszej matki koniec.
AARON
Mój koniec zawsze był jej.
DEMETRIUSZ
Ten koniec zgotował jej koniec, bestio
Z piekła rodem. Ta czarna kreatura
Przekleństwo jej chcicy, szpetnego wyboru -
CHIRON
Musi umrzeć.
AARON
61
Musi żyć.
PIASTUNKA
Zginąć, Aaronie. Taka wola matki.
AARON
Skoro tak, siostro. Lecz tylko ja mogę
śycia pozbawić moje ciało i krew.
DEMETRIUSZ
Choźtu kijanko, na miecz cię nadzieję.
Dalej, piastunko, wsaźmi go na ostrze.
AARON
Prędzej ci flaki wypruję tym mieczem.
Rzeźnicy. Chcecie zabić swego brata.
Na te ogniki, które migotały
Na rzymskim niebie, przy jego poczęciu
Zginie na ostrzu mego noża każdy
Kto tknie pierworodnego spadkobiercę.
Tak, gołowąsy, ani Enceladus
Ze swoją bandą zrodzoną z olbrzymów
Ani Alcides, ani sam Bóg wojny
Nie zdoła wyrwać mi z rąk tej zdobyczy.
Chłystki bezduszne z rumianą twarzyczką
Bielone ściany, szyld nad budką z piwem.
Czarny jak węgiel, to dopiero kolor
Nie podda się żadnemu kolorowi.
Nie zmyją wody wszystkich oceanów
Czerni z łabędzia stóp, by były białe
Choć co godzina obmywa je w falach.
A cesarzowej powiedz, że w mym wieku
Dba się o swoje. Wybaczy mi lub nie.
DEMETRIUSZ
Tak to władczynię swego łoża zdradzasz.
AARON
To tylko łoża mojego władczyni.
To ja sam: obraz młodości mojej
62
Droższy mi niż cały świat, chcę go chronić
Choćbyście mieli gęsiego pójść z dymem
A Rzym obrócić musiał się w perzynę.
DEMETRIUSZ
Dla naszej matki to hańba na wieki.
CHIRON
Rzym ją wypluje za tego potworka.
PIASTUNKA
A wściekły cesarz, rozkaże ją zabić.
CHIRON
Na myśl o hańbie cały się czerwienię.
AARON
Jest to przywilej rasy bliałolicej
To kolor zdrady, rumieniec odkrywa
Jakie w swym sercu nosisz tajemnice.
Ten maluch z innej ulepiony gliny
Jak czarny klaun śmieje się do ojca, spójrz
Jakby chciał powiedzieć: jestem twój, stary.
Jest waszym bratem, lordowie, ta sama
Krew go żywiła, co dała wam życie.
I z tego brzucha, które was więziło
Zwolniony został, by zobaczyć światło.
Jest waszym bratem i matka wie o tym
Nawet gdy moje piętno ma na twarzy.
PIASTUNKA
Aaronie, co ja powiem cesarzowej.
DEMETRIUSZ
Wytęż mózg Aaronie, mów, co mamy czynić.
Będziemy wszyscy słuchać twojej rady
Twe dziecko będzie bezpieczne o ile
My sami także będziemy bezpieczni.
AARON
A zatem pójdźmy po rozum do głowy.
Ja ze swym synem usiądę tu obok
63
Bacząc, czy aby nie puszczacie farby
Która czerńjego w czerwieńłatwo zmieni:
Usiądźcie z dala, tam do woli mówcie
O bezpieczeństwie.
DEMETRIUSZ
Ile z tych kobiet
Widziało dziecko.
AARON
O właśnie, panowie
Tylko tak dalej. Gdy działamy wspólnie
Jestem jak baranek. Lecz gdy Murzyn zły
To górska lwica jest przy nim maskotką
Ocean ka¬użą jest przy Aaronie.
A teraz powiedz: kto z nich widział dziecko.
PIASTUNKA
Położna Kornelia i ja, prócz tego
Nikt już nie widział, tylko rodzicielka.
AARON
Cesarzowa, położna i ty sama.
Dwie będą milczeć, gdy trzeciej zabraknie.
Umiesz liczyć, kobieto.
PIASTUNKA
Raz, dwa, trzy.
AARON
Idź
Do cesarzowej. Powiedz jej ode mnie:
(Wbija jej nóż.)
Kwik kwik.
Tak krzyczy prosię nabite na rożen.
DEMETRIUSZ
Cóż to Aaronie. Czemu to zrobiłeś.
AARON
Wasza wysokość, to jest polityka.
64
śywa dowodem była naszej winy.
Chodząca plotka o długim języku.
Teraz przedstawię wam swój plan: w pobliżu
Mieszka mój rodak, osioł. Jego żona
Zeszłej nocy zległa. Dziecko podobne
Do niej, tak białe jak wy. Idźcie do nich
Dziecko zabierzcie, matce dajcie złoto
Mówcie obojgu, co i jak, że dziecko
Dostąpi wysokich godności, będzie
Zamiast mojego, dziedzicem cesarza
By uciszyć dworską burzę. Syn osła
Będzie osłem, cesarz też nim jest, nie pozna
Głaskać je będzie, jakby sam je spłodził.
Słuchajcie, panowie. Dostała lekarstwo
Ode mnie, teraz wy sprawcie jej pogrzeb.
Pola są blisko i nie brak wam krzepy.
Gdy załatwicie to, nie traćcie czasu
Tylko położną tu zaraz przyślijcie.
Niech towarzystwa dotrzyma piastunce.
Babskie języki mogą wtedy paplać.
CHIRON
Aaronie, widzę, że nawet powietrzu
Nie chcesz powierzyć żadnej tajemncy.
DEMETRIUSZ
Dla dobra Tamory. Będzie ci za to
Zobowiązana, jak i my jesteśmy.
(Demetriusz, Chiron wychodzą.)
AARON
Teraz do Gotów, na skrzydłach jaskółki
Złożyć ten skarb, który trzymam w ramionach
I w tajemnicy zanieść pozdrowienie
Od cesarzowej dla jej przyjaciół. Chodź,
Niewolniku o grubych ustach, musisz
Stąd zniknąć, bo to przez ciebie ta burza.
65
Nauczę cię korzonki jeść, jagody
Serwatkę spijać i śmietanę, i ssać
Kozę, mieszkać w jaskini. Wychowam cię
Byś został żołnierzem i wielkim wodzem.
9
(Tytus, Marek, chłopiec, Publiusz, Kajus i inni, niosący łuki. Tytus niesie strzały z listami.)
TYTUS
Chodź, Marku, tędy, chodźcie tu kuzyni.
Chłopcze, pokaż nam, jak potrafisz strzelać:
Naciągnij łuk mocno, a w cel trafi strzała.
Terras Astraea reliquit. Bogini
Sprawiedliwości opuściła nas. Tak
Odeszła, Marku, uciekła. Panowie
Do narzędzi. Zapuśćcie sondy w morza.
Zarzućcie sieci. Może ją złapiecie
Szczęśliwym trafem na dnie oceanu.
Choć mam wrażenie, że sprawiedliwości
Nie więcej tam niż tu na lądzie. Jednak
Próbujcie. A wy rydlem i motyką
Wierćcie i kopcie aż po środek ziemi.
Kiedy dotrzecie do kraju Plutona
Bardzo was proszę, złóżcie mu petycję.
Powiedzcie, że w niej o pomoc go prosi
I sprawiedliwość stary Andronikus
Wstrząsany żalem z niewdzięcznego Rzymu.
Ach, Rzymie, sam cię w niedolę wpędziłem
Gdy głosy ludu oddałem na tego
Który mnie teraz traktuje jak tyran.
Teraz się bierzcie do pracy i baczcie
By każdy okręt wojenny przetrząsnąć.
Zepsuty cesarz mógł ją pod pokładem
Zakuć w kajdany i przepędzić z kraju.
66
Patrzcie w burdelach, mógł z niej kurwę zrobić.
Szpadlem rozryjcie groby, by mieć pewność
śe umarła i grać na jej piszczelach
Naszą pieśń: sprawiedliwość.
MAREK
Ach, Publjuszu
Czy widok twego wuja w obłąkaniu
Nie chwyta za serce.
PUBLJUSZ
Właśnie dlatego
Naszym obowiązkiem jest czuwać nad nim
Dzieńi noc i koić jego nastroje
Póki czas nie uleczy jego ran.
MAREK
Czas.
Jego ból, synu, jest w stanie uleczyć
Tylko żelazo. Ruszaj więc do Gotów.
Na niewdzięczny Rzym i na Saturnina
Jego zdrajcę, niech spadnie zemsta wojny.
TYTUS
I co, Publjuszu, wy, dzielni panowie
Czy już znaleźliście naszą damę.
PUBLJUSZ
Nie
Wielki panie, lecz Pluton rzec wam każe
śe zemstą z piekła chętnie będzie służył.
Niestety, nasza dama, sprawiedliwość
Z Zeusem baraszkuje w niebie, czy gdześ
Musicie więc uzbroić się w cierpliwość.
TYTUS
Kto mnie zwlekaniem zbywa, ten mnie rani.
W jezioro wskoczę, które płonie w dole
I sam za nogi wyrwę ją z płomieni.
Ach, Marku, krzaki z nas tylko, nie cedry
67
Kości Cyklopów nie są naszym równe.
Uzbrojeni w stal i żelazo po grzbiet
Więcej niesprawiedliwości dźwigamy
Niż metal może znieść. Gdy sprawiedliwość
Nie żyje w piekle ani tu na ziemi
Skłonimy Niebo i Bogów prośbami
By wypożyczyć zechcieli tę damę
Na naszą wojnę. Chodźcie, czas się zbroić
Niech nasze strzały podziurawią Niebo.
Marku, ty umiesz dobrze strzelać z łuku.
Dla Jupitera będzie twoja strzała.
Dla Apollina. A strzała ode mnie
Dla Marsa. Od ciebie, chłopcze, dla Pallas.
Ta dla Merkurego. Kajusie, tę weź
Dla Saturna. Nie mylić z Saturninem:
Nie strzela się pod wiatr. śadnego z bogów
Nie zapomniałem, mam nadzieję. Tytus
Musi pomyśleć. Wy celnie strzelajcie.
I dobrze się kryjcie, gdyby przypadkiem
Miała spaść z nieba nagle Sprawiedliwość
Albo Bóg jakiś zechciał nas zaszczycić
Lub Niebo miało zawalić się na Rzym
I Saturnina. Całkiem zapomniałem:
Musimy zmienić kolor, by rozpoznać
W nas mogli bogowie Rzymian, bo w Rzymie
Czerńjest biała, a biel jest czarna. Zmieńcie
Kolor skoro Rzymianami jesteście.
(Tytus smaruje się czarną farbą. Inni idą za jego przykładem.)
Teraz dopiero poznaję w was Rzymian.
Strzelajcie.
MAREK
W pałac, panowie. Może choć
Pychę cesarską połechczą te strzały.
68
TYTUS
Strzelajcie, panowie. Brawo, Lucjuszu.
Spójrz, prosto w łono ugodziłeś Pannę.
MAREK
Strzeliłem milę poza księżyc, panie.
Twój list poleciał prosto do Jowisza.
TYTUS
Ha, ha Publiuszu, widzisz coś nabroił
Spójrz, zestrzeliłeś róg Bykowi z głowy.
MAREK
W tym dowcip, panie, tkwi. Strzała Publiusza
Tak wściekła Byka, że ubódł Barana
A jego rogi do pałacu wpadły
Komu by miały tam lepiej pasować
Jak nie cesarzowi. Chodzi w nich teraz.
TYTUS
Niech mu to wyjdzie na zdrowie.
(Klaun z martwym ptakiem.)
Wiadomość
Wiadomość z nieba. Marku, przyszła poczta.
Jakie nowiny przynosisz. Gdzie listy.
Czy Sprawiedliwość jednak tu przybędzie.
Co Jowisz, jakie są jego wyroki.
KLAUN
Wyrok już dawno zapadł, sir, tylko że znowu zdjęli go z szubienicy. Mają go powiesić
dopiero w przyszłym tygodniu. Murzyni w Rzymie, do czego to doszło.
TYTUS
Pytam cię, co powiedział Jowisz.
KLAUN
Jowisz, nie znam, nigdy z nim nie piłem. Bez obrazy, panie Murzynie: wasze naczynia są
niedomyte, prędzej bym zjadł sam siebie.
TYTUS
Co, łotrze, nie jesteś kurierem.
KLAUN
69
Nie, sir, przykro mi, ale nie wykuruję cię z choroby.
TYTUS
Jak to, więc to nie Niebo posłało cię na ziemię.
KLAUN
Na ziemię posłała mnie kuśka ojczulka. Właśnie idę do sądu z tym ptakiem, żeby
posmarować łapę sędziemu, bo mój wuj zadarł z kimś z dworu, a sędzia ma słabość do
ptaszków.
MAREK
Sir, to się świetnie składa. Niech on zaniesie swego ptaka cesarzowi jako łapówkę od
ciebie. Lord Saturnin jest kolekcjonerem rzeczy martwych.
TYTUS
Powiedz mi, czy umiałbyś przedstawić cesarzowi pewną sprawę w miarę przyzwoicie.
KLAUN
Nie, sir, przykro mi, ale w przyzwoitości nie znam miary.
TYTUS
Podejdźtu chłopcze. Dosyć już tych żartów.
Swojego ptaka oddaj cesarzowi
On ci mą wdzięczność wypłaci do ręki.
Tutaj masz trochę pieniędzy na drogę.
Teraz mi dajcie pióro oraz papier.
Czy przyzwoicie umiesz wręczyć prośbę
Ch¬opcze.
KLAUN
Tak, sir.
TYTUS
W takim razie tu jest ta prośba. Kiedy przed nim staniesz, z miejsca padnij na kolana, liż
jego stopy, potem przekaż mu ptaka, a potem rozglądaj się za zapłatą. Będę w pobliżu, sir.
Postaraj się spisać dobrze.
KLAUN
Jestem pewien, sir. Możesz zdać się na mnie
TYTUS
Czy masz nóż, chłopcze. Chodź, chcę go zobaczyć.
Marku, weź go i zawińw naszą prośbę
By cesarzowi trafiła do serca.
70
A kiedy oddasz już prośbę na dworze
Zapukaj do mnie. Bo chcę znać odpowiedź.
KLAUN
Zostańcie z Bogiem, sir, póki nie wrócę.
TYTUS
Ja jestem nożem, który zarżnie niebo.
Niebo jest pełne krwi. Śnieg spadnie wkrótce.
10
ANATOMIA TYTUSA ANDRONIKUSA
DYGRESJA NA TEMAT POWIEŚCI KRYMINALNEJ
CO ROBI GENERAŁ W STANIE SPOCZYNKU
W SWOJEJ PIWNICY PO KRYJOMU W NOCY
POŚRÓD PAJĄKÓW PRZY BLASKU POCHODNI
ODGRYWA BITWY SMAKUJE ZWYCIĘSTWA
DŁAWI SIĘ ZNOWU POSMAKIEM KLĘSK GORZKIM
PRZEśUWA TRUPY LICZY BLIZNY SŁUCHA
SZCZĘKU TOPORÓW I CHRZĘSZCZENIA NOśY
RZYMIANIN WKUWA ALFABET MURZYNA
UCZY SIĘ SZYBKO PRZEZ DOTKLIWĄ STRATĘ
DWIE GŁOWY SKRÓCONE O CIAŁA TRZY
RĘCE ZAWIERUSZYŁY SIĘ GDZIEŚ JĘZYK
BÓG WIE GDZIE GNIJE MILCZĄCY W LESIE
LECZ MA REZERWY RZYM TO JEGO JATKA
SZAFOWAŁ MIĘSEM W BOJACH DLA CESARZA
TERAZ UśYJE MIĘSA W WOJNIE WŁASNEJ
POD OSŁONĄ NOCY ATAKUJĄ WILKI
NARYBEK DLA CMENTARZA JEGO SERCA
W KATAKUMBACH BRNĄC PRZEZ GÓWNO RZYMU
OPLUWANY PRZEZ KONKURENCJĘ SZCZURÓW
POSUWA SIĘ TRANSPORT DOWÓDCA Z TOPOREM
PILNIE STUDIUJE ZACHODZĄCE ZWIĄZKI
POMIĘDZY KOŚĆMI MIĘŚNIAMI I TKANKĄ
71
Z KTÓRYCH SIĘ SKŁADA ZWIERZĘ OD LAT WIELU
SŁUśĄCE MU W BITWACH JAKO CZERWONY
DYWAN NA ŚCIEśCE DO CHWAŁY I DRĄśY
NOśEM SPLĄTANY LABIRYNT WNĘTRZNOŚCI
SZUKAJĄC MIEJSCA W KTÓRYM MIESZKA DUSZA
To co w nas mieszka kurwi się morduje
Kłamie i rabuje
ZANURZA KIKUT W OTWARTE KADŁUBY
I KRWIĄ NA ŚCIANIE WYSTAWIA RACHUNEK
Dwie głowy ręce trzy plus jeden język
Pięć serc złamanych, trupów w to nie wliczam
śycie w niesławie życie na wygnaniu
Gdzie klucz do tej otchłani Chcę naturę
Wziąć na tortury Póki trawa rośnie
Póty otwarty będzie ten rachunek
śELAZO NIE CHCE SKRUSZYĆ SNU UMARŁYCH
MOśE OGIEŃ ROZWIĄśE IM JĘZYKI
DOWÓDCA PODDAJE POPIÓŁ MAGLOWANIU
PRZESŁUCHUJE KOŚCI PRZESIEWA POPIÓŁ
PAJĄKI PRZYGLĄDAJĄ MU SIĘ Z KĄTÓW
KOŁYSZĄC SIĘ LEKKO W RYTM FAL KTÓRYMI
MIASTO PRZENOSI DUDNIENIE AUTOSTRAD
TANECZNYM KROKIEM ŁAPIĄC CZASEM MUCHĘ
Jestem twoim cesarzem a zemsta jest
Moją narzeczoną
TYTUS ANDRONIKUS WŁADCA PÓL BITEWNYCH
NA POBOJOWISKU SWOJEJ ANATOMII
ŚNI SEN DZIECINNY O SWOJEJ DAMIE
SprawiedliwoścI KIEDY ZAMKNIE OCZY
MOśE NAWET RĘKĄ DOTKNĄĆ JEJ PIERSI
Sprawiedliwości I ZŁOTEGO ŁONA
Sprawiedliwości I Zemsty JAK ECHO
SZEPCZE POPIÓŁ I ZETLAŁE KOŚCI
NA PIĘTRZE JEDNORODZINNEGO DOMU
72
W POŚWIACIE KSIĘśYCA STRASZY CÓRKA
TOCZY SWĄ WALKĘ Z CZARNYM NA BIAŁYM
LITERATURY TEJ JASKINI ZBRODNI
KAśDY WERS TO GWAŁT KAśDY RYM TO ŚMIERĆ
Z REGAŁÓW ZWALA KSIĄśKI KIKUTAMI
PŁONĄCE ŚWIECE TKWIĄ MIĘDZY ZĘBAMI
OSIEROCONY WNUK JEJ PRZYKLASKUJE
GDY PUSZCZA Z DYMEM CAŁĄ BIBLIOTEKĘ
I SWE KIKUTY ZANURZA W PŁOMIENIACH
A WNUK TYMCZASEM OBSIKUJE OGIEŃ
11
CESARZ Z CESARZOWĄ W DESZCZU MARTWYCH CIAŁ
NIEBIESKICH ZESTRZELONYCH Z FIRMAMENTU
PRZEZ WIELKIEGO WODZA KTÓRY WPADŁ W SZAŁ
W DESZCZU Z MARMURU STATUŁ I GWIAZD DRśĄC
POD BALDACHIMEM PODTRZYMYWANYM PRZEZ
POCHLEBCÓW TARGANYCH TRWOGĄ I RADOŚCIĄ
RADOSNĄ TRWOGĄ TRWOśLIWĄ RADOŚCIĄ
POMRUK RZYMSKICH MAS NA ZEWNĄTRZ NARASTA
PODTEKSTU LISTU CESARZ SIĘ DOMYŚLA
TO URZĘDNICY ILE GO PRZEŁOśYLI
PRZECIW NIM ŚNIEśY TERAZ CAŁE NIEBO
POMNIKÓW WISZĄC NA OSTATNIM STRYCZKU
KTÓRY W RZYMIE JESZCZE TRZYMA WYCINA
KLAUN SWÓJ OSTATNI GRYMAS A W ODDALI
BLISKI SZTURM HUNÓW ZWIASTUJĄ RAKIETY
(Saturnin, Tamora i inni.)
SATURNIN
Spójrzcie, panowie, to niechybnie zamach.
Czy podobna, by tak sobie poczynać
Z cesarzem w Rzymie, tak go nagabywać
Tak go obrażać, na szyderstwa ludu
Wystawiać go, choć zawsze bezstronne
73
Wydaje wyroki. Wy wiecie lordowie
I wiedzą Bogowie, potężniejsi niż wy
I ten parasol nade mną: nieważne
Jaką truciznę ci wichrzyciele
Ładu społecznego sączą w uszy ludu:
Prawda jest taka, że upartych synów
Andronikusa, skazano zgodnie z prawem.
A jeśli nawet zgryzota mu rozum
Odbiera: nie poddamy się napadom
Rozgoryczenia, ślepej żądzy zemsty
Ani delirium. Teraz nawet listy
Pisze do Nieba, prosząc je o wsparcie.
Patrzcie tylko, ten jest do Jowisza, ten
Do Merkurego, ten do Apollina
Ten do Boga wojny. Lekko wieść się niesie
Po ulicach Rzymu. A zatem pytam
Czy dla Senatu nie jest to oszczerstwem
Gdy nabazgrano już na każdej ścianie
O niesprawiedliwości naszej. Dowcip
Niegroźny, myślicie panowie, prawda.
Można by pomyśleć, że nie ma w Rzymie
Sprawiedliwości. Lecz póki żyję
Nie pozwolę, by udawany obłęd
Był parasolem dla takich wybryków.
Powinni wiedzieć, on i jego pomiot
śe sprawiedliwość będzie żyć tak długo
Jak nie opuści zdrowie Saturnina
Gdy ona uśnie, to on ją przebudzi
Tak by jej wściekłość naostrzyła topór
Najdumniejszemu z żyjących spiskowcow.
TAMORA
Łaskawy panie, drogi Saturninie
Władco mych myśli i mojego życia
Zważ ze spokojem na ułomność wieku
74
Bruzdy żałoby po zuchwałych synach.
Ich śmierć go zżera, blizny znaczą serce
Lepiej mu ulżyj w jego ciężkim jarzmie
Miast ścigać tego, który dla jednych jest
Najdumniejszy, dla innych najżałośniejszy
Z powodu dziecinnej obrazy. Tak, tak
Tamora sprytnie żyje w zgodzie z każdym.
Lecz cię trafiłam śmiertelnie, Tytusie.
Gdy się wykrwawisz, a Aaron nie zrobi
Jakiegoś głupstwa, wyjdę z tego cało
Bezpieczna w porcie zarzucę kotwicę.
(Klaun.)
TAMORA
Dobry człowieku, pragniesz z nami mówić.
Podejźtu, widzę, że masz coś na języku.
KLAUN
Mam pypcia. Ale po prawdzie to ja w innej sprawie, jeśli wasza kobiecość jest cesarska.
TAMORA
Jestem cesarzową, a tam siedzi cesarz.
KLAUN
Cesarz, naprawdę. Niech cię Bóg prowadzi i Franciszek Józef. Mam tu coś dla ciebie: list i
mojego ptaszka.
(Saturnin czyta list.)
SATURNIN
Precz. Brać go stąd i powiesić zaraz.
BŁAZEN
Nie chcę nic darmo. To ile dostanę.
TAMORA
Pętlę na głowę. Powieszą cię, chłopie.
KLAUN
Święta panienko. Na szubienicy. Nie wiedziałem, że mierzę tak wysoko.
(Wychodzi.)
SATURNIN
Co za nieznośna i haniebna potwarz.
75
Jak długo znosić mam te złośliwości.
Wiem dobrze, kto te bohomazy płodzi
Jakoby jego zdradzieccy synowie
Skazani za zabójstwo mego brata
Niesłusznie zginęli z mojego rozkazu
Idźcie, przywleczcie starego za włosy
śadnych względów dla starości i zasług.
Za ten twój figiel chcę być twoim katem
Szalony błaźnie, który mi pomogłeś
Wspiąć się na szczyty w nadziei, że sam
Rządził będziesz mną i Rzymem.
(Emiljusz.)
SATURNIN
Jakie wieści
Emilijuszu, przynosisz ze sobą.
EMILJUSZ
Do broni. Nigdy Rzym nie miał powodow
Więcej, by się zbroić. Goci wszczęli bunt
Armia zapamiętałych w walce mężczyzn
Spragnionych łupów, nadciąga do Rzymu
Dowódcą ich jest Lucjusz, ostatni syn
Z rodu Androników, który grozi, że
Posieje tutaj takie spustoszenie
Jak Koriolan niegdyś pchany zemstą.
SATURNIN
Waleczny Lucjusz generałem Gotów
Ta wieść podcięła mnie i zwieszam głowę
Jak kwiat zwarzony mrozem, jak trawa
Szargana burzą. Poważne zmartwienia
Zaczną się teraz. Prosty lud go kocha.
Często słyszałem, gdy w przebraniu zwykłym
Szedłem przez miasto, że Lucjusz niesłusznie
Zosta¬ wygnany, i że oni wszyscy
Chcialiby ujrzeć go swoim cesarzem.
76
TAMORA
Skąd te obawy. Czy miasto jest słabe.
SATURNIN
Tak. A mieszkańcy kochają Lucjusza
Staną za nim w powstaniu przeciwko mnie.
TAMORA
Pomyśl, jak każe twoje imię, jak cesarz.
Czy słońce blednie, gdy lecą komary.
Orzeł cierpliwie znosi ptasie trele
Nie zastanawia się nad ich znaczeniem
Bo wie, że cieniem swoich wielkich skrzydeł
Może, gdy zechce, stłumić ich melodię.
I ty okiełznasz chwiejnych mężów Rzymu.
Rozchmurz się, królu, wiedz, że ja potrafię
Starego Tytusa oczarować słowem
Które jest słodsze i jeszcze groźniejsze
Niż dla ryb przynęta, lub koniczyna
Dla owiec. Przynęta wkręca hak do brzucha
Od słodkiej paszy owce parszywieją.
SATURNIN
Dla nas nie zechce wstawić się u syna.
TAMORA
Gdy go Tamora poprosi, to zechce.
Wiem jak mu schlebić, złote góry wepchnę
Mu w stare uszy, że choćby serce miał
Niedostępne i przytępiony słuch
Mój język przekona serce i ucho.
Ty iźprzede mną, bąźmym wysłannikiem.
Powiedz, że cesarz, gotów pertraktować
Z mężnym Lucjuszem, i wyznacz spotkanie
U ojca, w domu starego Tytusa.
SATURNIN
Misję swą spełnij godnie, Emiljuszu.
A jeśli zakładników zechce jako
77
Gwarancji, spytaj, kogo sobie życzy.
EMILJUSZ
Rozkaz wykonam najlepiej jak umiem.
(Emiljusz wychodzi.)
TAMORA
Teraz odwiedzę Andronikusa
Całego kunsztu użyję, by stary
Zmiękł i odciągnął Lucjusza od Gotów.
Słodki cesarzu rozwesel się teraz
Powierz swą trwogę mojemu sprytowi.
SATURNIN
Więc iźtam zaraz i zacznij mu kadzić.
12
(Lucjusz, Goci, śnieg, później Aaron z dzieckiem.)
LUCJUSZ
Bitni wojacy, moi wierni Goci
Z wielkiego Rzymu otrzymałem listy
Mowa w nich o tym, że Rzym nienawiścią
Darzy cesarza, i oczekuje nas
Z niecierpliwością. Okażcie się godni
Waszych tytułów, lordowie, użyjcie
Waszej siły, by kres położyć hańbie
Za nikczemności wyrządzone przez Rzym
Zażądajcie odwetu trzykrotnego.
PIERWSZY GOT
Dzielny konarze wyrosły z wielkiego
Andronikusa, postrach siało kiedyś
To imię wśród nas, teraz jest pociechą.
Za jego czyny, zasłużoną sławę
Rzym mu niewdzięczny odpłaca pogardą.
Śmiało nas prowadź: pójdziemy za tobą
Jak rój śmiercionośnych pszczół, który latem
Upalnym spada na kwieciste łąki
78
I na Tamorze weźmiemy odwet.
GOCI
Jest tak jak mówi, myślimy to samo.
LUCJUSZ
Pokorne dzięki jemu i wam wszystkim.
(Got z Aaronem i dzieckiem.)
Czarnego dzika prowadzi dziki Got
Na nogach stoi dwóch udając człeka
W łapach latorośl podobna do niego.
GOT
Sławny Lucjuszu. Odbiłem od wojska
Aby obejrzeć zawalony klasztor
Chcąc tym pokrzepić swe pogańskie serce
Lecz gdy w powadze oko me błądziło
Po tych ruinach, usłyszałem nagle
Płaczące dziecko gdzieś u stóp budowli.
Jeśli się godzi nazwać to coś dzieckiem.
I w ślad za hałasem idąc, posłyszałem
Jak ktoś ucisza płacz w te oto słowa:
Zamilcz, niewolniku czarny, pół ze mnie
A pół z damy, gdyby kolor twej skóry
Nie zdradzał zaprawy, miast od Natury
Wziąć cerę matki, mógłbyś cesarzem być
Bękarcie, lecz gdy byk i krowa białe
Nie może ciele być czarne jak węgiel.
Cicho, bachorze, tak beształ warchlaka.
Muszę cię zanieść do pewnego Gota
Któremu ufam, gdy tylko się dowie
śe cię powiła sama cesarzowa
Karmił cię będzie ze względu na matkę.
Brońobnażywszy, skoczyłem na niego
I pokonałem go nagłym natarciem
Tu go przywlokłem, abyś z nim uczynił
79
Co trzeba.
LUCJUSZ
Szlachetny Gocie, to diabeł
Wcielony, który Andronikusowi
Dobrą dłońuciął, perła, która w oko
Wpadła cesarzowej, a tu, widzicie
Jest owoc ponury jej namiętności.
Zezowaty niewolniku, komu dać
Chciałeś ten popłód swej piekielnej gęby.
Czemu nie mówisz. Ogłuchłeś. Ni słowa.
śołnierze. Stryczek, wieszać go na drzewie
A wraz z nim jego owoc południowy.
AARON
Chłopca nie tknijcie. Jest z krwi cesarzowej.
LUCJUSZ
Z dwojga złych nie rodzi się nic dobrego.
Wkrótce już ujrzysz Rzym z góry, czarnuchu.
Bo zanim na mych oczach Rzym upadnie
Pod kopytami Gotów tratowany
Bo ja tak chcę Lucjusz Andronikus
Rzymianin
Jeszcze w twych oczach ujrzeć pragnę białko
Gdy oddasz ducha; czarnego jak skóra
Najpierw powieście dziecko: niech zobaczy
Jak wierzga, a my zobaczymy ojca
W bólach porodowych. Dajcie drabinę.
AARON
Lucjuszu, oszczędździecko, cesarzowej
Zanieś je ode mnie. Gdy to uczynisz
Wyjawię ci cuda, które przyspieszą
Twój pochód na Rzym. Jeśli nie zgodzisz się
Trudno, niech będzie co ma być. A zemsta
Niech dopadnie was i strawi wam kości.
LUCJUSZ
80
Mów. Jeśli spodoba mi się, co powiesz
Dziecko będzie żyć. Każę je wychować.
Jeśli nie, widok na Rzym będzie gratis.
AARON
Jeśli, Lucjuszu. To jedno jest pewne:
Gdy to usłyszysz, rozerwie ci duszę
Czy coś innego, co tam macie, sądząc
śe to jest lepsze niż nasze czarne Nic
Które zatrważa tak waszą wyblakłą
Odwagę. Mówię o morderstwach, gwałtach
Masakrach, czynach barwy siekanego
Mięsa, bezmiernej grozie, sprzysiężeniach
Zła, zdrady i nieszczęścia, o których strach
Słuchać, a przecież spełnianych z zapałem.
Wszystko to będzie ze mną pogrzebane
Gdy nie przysięgniesz, że ocalisz dziecko.
LUCJUSZ
Wpierw powiedz, co wiesz, a dziecko żyć będzie.
AARON
Jeśli przysięgniesz, zacznę opowiadać.
LUCJUSZ
Na co mam przysiąc. Wszak nie wierzysz w Boga
To jak uwierzysz w złożoną przysięgę.
AARON
Nawet jeśli nie, a tak jest, nie wierzę
To wiem o tobie, że jesteś wierzący
I w środku masz coś zwanego sumieniem
Znasz różnych sztuczek kapłańskich na pęczki
I ceremonii, które pilnie spełniasz
Jak sam widziałem, dlatego od ciebie
śądam przysięgi, bo wiem, że się błazen
Do swej laski modli, widząc w niej Boga
I gdy na laskę przysięgnie, dotrzyma
Przysięgi. Dlatego żądam, byś przysiągł
81
Na Boga, wszystko mi jedno, jak go zwiesz
Ktorego wielbisz, którego się lękasz
śe chłopca ocalisz, wyżywisz, wychowasz
Inaczej nie wyjawię ci niczego.
LUCJUSZ
Na mego Boga przysięgam tak zrobić.
AARON
Czy wiesz, że spłodziłem go z cesarzową.
LUCJUSZ
Nienasycona, rozpustna kobieta.
AARON
Już wiesz. Lecz był to prawdziwy akt łaski
Gdy go porównać z tym, co tu usłyszysz.
Jej dwaj synowie zarżnęli Bassiana.
Język ucięli twej siostrze, a potem
Na zmianę ją ujeżdżali galopem
Ręce jej obie urżnęli, i tak ją
Wyszykowali, jak ją sam widziałeś.
LUCJUSZ
Szykowaniem nazywasz to, czarnuchu.
AARON
Cóż, rżnęli ją, czochrali, heblowali
Miłe rzemiosło dla ochoczych cieślów.
LUCJUSZ
Barbarzyńcy, bestie, łotry jak ty sam.
AARON
Prawda, to ja im dałem wykształcenie.
Nienasycenie mają po swej matce
Atut, którym wygrają każdą rundę.
Krwiożerczą pasją ja ich zaraziłem
Czarny pies walczy tylko oko w oko.
Niech moje czyny świadczą o mej randze
To ja zwabiłem twoich braci nad dół
W którym leżało już ciało Bassiana.
82
Ja napisałem ten list, który znalazł
Twój ojciec, to ja ukryłem złoto tam
Gdzie wskazano w liście, wszystko robiłem
W s¬użbie cesarzowej i jej dwóch synów.
Do każdej sprawy przyłożyłem ręki
Która pogłębić miała twoją boleść.
Oszabrowałem twego ojca z ręki.
Gdy ją trzymałem, wszedłem za kulisy
I zanosiłem się od śmiechu, niemal
Serce mi pękło. Przez szparę w ścianie
Podglądałem, jak w zamian za swą rękę
Przyjmował głowy synów. Widziałem łzy
I śmiech serdeczny wycisnął mi z oczu
Fontannę łez tak wielką, że mógłbym z nim
Na łzy się mierzyć. Gdy opowiadałem
Ten przedni dowcip potem cesarzowej
Słaniała się słysząc wesołą nowinę
W zapłacie dała dwadzieścia całusów.
PIERWSZY GOT
Jak możesz mówić o tym bez rumieńca.
AARON
Jak ten czarny pies, jak mówi przysłowie.
DRUGI GOT
śałujesz czegoś z tych okropnych czynów.
AARON
Tak, że nie popełniłem tysiąc więcej.
Nawet teraz przeklinam każdy z tych dni
Choć myślę, że dotyczy to niewielu
W którym wyrządzić nie zdołałem krzywdy
Jak mord, lub chociaż uknucie morderstwa
Gwałt na dziewicy, lub stawianie wnyków
Oszczerstwo poparte krzywoprzysięstwem
Sianie wrogości wśród dobrych przyjaciół
Łamanie karku bydłu biednych ludzi
83
Podpalanie szop albo stogów nocą
Wołając chłopom ŁZAMI JE UGAŚCIE
Często umarłych wywlekałem z grobów
I usadzałem przed drzwiami przyjaciół
Gdy już o żalu zapomnieli prawie
A na ich skórze, jak na korze drzewa
W rzymskim języku wycinałem nożem:
NIECHAJ NIE UMRZE SMUTEK WASZ WRAZ ZE MNĄ.
Tysiące czynów strasznych rozdzieliłem
Tak lekką ręką jakbym strącał muchę
I nic mi bardziej dziś nie zżera serca
Jak myśl, dlaczego nie rozdzieliłem ich
Dziesięć tysięcy więcej.
LUCJUSZ
Nazbyt słodka
Byłaby szybka śmierć. Zdjąć go ze stryczka
Nie powiesimy diabła w jednej chwili.
AARON
Jeśli są diabły, to chciałbym być diabłem
śywą pochodnią w wiekuistym żarze
Do towarzystwa mając ciebie w piekle
Mógłbym cię gorzkim językiem łaskotać.
LUCJUSZ
Zatkajcie mu pysk, niech nie mówi więcej.
(Goci zdejmują Aarona ze stryczka i związanemu wpychają ziemię do ust.)
AARON
Więcej. Więcej.
Chciałbym się przeżreć przez połowę świata
By tylko ujrzeć, jak się w proch obraca
Twój Rzym Rzymianinie, pod butami Gotów.
(Emiljusz.)
DRUGI GOT
Przybył posłaniec, lordzie, z Rzymu.
LUCJUSZ
84
Witaj
Emiljuszu. Mów, co nowego w Rzymie.
EMILJUSZ
Lordzie Lucjuszu, tobie i książętom
Gotów cesarz rzymski śle pozdrowienie
Przeze mnie, a słysząc, że jesteś pod bronią
Chce negocjować z tobą w domu ojca
I prosi, byś mu podał zakładników
A ci niezwłocznie będą wam wydani.
LUCJUSZ
Jak, negocjacje w domu mego ojca.
GOCI
Co powie generał.
LUCJUSZ
Czy macie ojców.
GOCI
I braci, lordzie, zarżniętych przez Rzym.
LUCJUSZ
Całkiem jak wasz wódz. Może jeszcze siostrę
Wyzutą z czci przez Rzym i jego Gotów.
Co ma powiedzieć teraz wasz generał.
Gdy zamknie oczy ma przed sobą miasto
Step z nich wyziera kiedy je otworzy
Swoją ojczyzną może nazwać nicość
Milczenie tylko ojczystym językiem
Nostalgia to mdłości to wylew krwi
Pies łańcuchowy zawieszony w próżni
Pomiędzy dwiema gwiazdami o równej
Sile ciążenia, szalona krzyżówka
Pocisku z gwiazdą stałą tym właśnie
Jest wasz generał Co może powiedzieć
SPUSTOSZENIE DUSZY PRZEZ KRAJOBRAZ
Nie kamieńktóry na kamieniu leży
85
Cały rok Czasami kikut kolumny
Wzgórze Lub kamień, który uciska pierś
Zmarłego Konie to dziury w czasie
A czasem na prostej między przestrzenią
A czasem Twarz na karku sztywnym od strzał
Panowie stratujmy trochę przyszłości
Pędząc za sobą i przed sobą To kształci
Czy chciałbyś z nami zostać Rzymianinie.
GOCI
ZostańChcemy grać z tobą Rzymianinie
DOWÓDCA DOBRZE ZNA GRY SWOICH GOTÓW
LUCJUSZ
Przekaż cesarzowi że mnie widziałeś
Lucjusza Andronikusa wygnańca
Który był Rzymianinem a nie Gotem
Lecz żre kamienie i piaskiem sra z Gotami
Odkąd Rzym złamał najlepszy jego miecz
I precz wyrzucił w zamian za biust Gotki
Powiedz niech cesarz wyśle zakładników
Do mego wuja i mojego ojca
Tam się stawimy Moi dzielni Goci
Zadatek chcą od ręki Daj im rękę
Abyś mógł jemu jeszcze to powiedzieć
śe Got bierze wszystko co mu dają
Jego zabawką jest miecz a nie mowa
RZYMIANINOWI GOT OBCINA RĘKĘ
I PRZEKAZUJE NA ZGODĘ WODZOWI
TEN DO KIESZENI WKŁADA JĄ KAWAŁEK
OJCZYZNY KRZYKI AMPUTOWANEGO
ZAGŁUSZA ŚMIECH
Gdy będziemy w Rzymie znów ci ją oddam
Tak jak twój cesarz oddał memu ojcu
Rękę dostaniesz gdy staniemy w Rzymie
A teraz zdejmuj tę togę trybunie
86
Która cię grzała gdy na kolanach szedł
Mój ojciec od Kapitolu po zimnym
Marmurze Pomóżcie mu przyjaciele
Zdjąć togę Wszak ma tylko jedną rękę
GOCI POMAGAJĄ I OBIERAJĄ
TRYBUNA ZE SKÓRY JAK CEBULĘ
GOCI
Zrobimy z ciebie śnieżnego bałwana.
LUCJUSZ
Chcą wiedzieć co znajduje się pod spodem
Są bardzo żądni wiedzy moi Goci
Masz tylko jedną skórę że tak skąpisz
GOCI PATRZĄ JAK PŁATKI ICH DOBREGO
ŚNIEGU TOPNIEJĄ NA RZYMSKIEJ SKÓRZE
A KREW ZASTYGA W ZIMNĄ KOSZULĘ
PRZYWIĄZUJĄ DO KONIA
GOCI
On zna drogę.
ZAMARZNIĘTEGO TRYBUNA I GNAJĄ
Z POWROTEM DO RZYMU
GOCI
Pozdrów cesarzową.
13
W ZŁOTY WIECZÓR RZYMSKI KWITNIE TEATR
Z UCIECHĄ I GROZĄ PRZEMIANY ŚMIERĆ
TA OSTATNIA KOLOROWY FILM ROZKŁADU
(Tamora, Chiron, Demetriusz.)
TAMORA
W tym osobliwym i strasznym przebraniu
Idę by spotkać się z Andronikusem
Gram Zemstę, która przybywa z otchłani
By mu użyczyć ręki przeciw krzywdom
87
Jakich nie szczędził Rzym swemu wodzowi
To jest pracownia. Mieszka tu, jak mówią
I plan morderczy swej zemsty przeżuwa.
Tytusie, to ja, Zemsta, narzeczona
Twoja. Prośmy twych wrogów na wesele.
(Tytus.)
TYTUS
Kto mi przerywa moje rozmyślania.
Znam ja wasz podstęp: myślicie, że kiedy
Drzwi wam otworzę rozpierzchną się wszystkie
Straszne decyzje i mozolna praca
Z wiatrem przeminie. Lecz jesteście w błędzie:
To, co chcę zrobić, mam krwią wypisane
Tu przed oczami. Co ten tekst rozkaże
Spełni się.
TAMORA
Chcę z tobą mówić, Tytusie.
TYTUS
Nie, ani słowa. Jak mogę wtórować
Swoim wywodom bez batuty ręki
Ty masz przewagę, ani słowa więcej.
TAMORA
Gdybyś mnie poznał, pomówiłbyś ze mną.
TYTUS
Byłbym szaleńcem. Znam cię dosyć dobrze:
Dowodem kikut i ten znak czerwony
Dowodem bruzdy zaorane smutkiem
Dowodem martwe dni, i noc z ołowiu
Dowodem żałoba, że dobrze cię znam
Cesarzowo Tamoro, i twą dumę.
Czy masz apetyt na mą drugą rękę.
TAMORA
Smutny człowieku, nie jestem Tamorą.
Ona jest wrogiem, ja twym przyjacielem:
88
Zemstą przysłaną tutaj z głębi piekła
By karmić sępa, który rwie ci umysł
Bliskim odwetem wziętym na twych wrogach.
Wyjźi powitaj mnie przy świetle świata
Rozmawiaj ze mną o mordach i śmierciach.
Nie ma kryjówki, nie ma takiej sztuczki
Gęstych ciemności, czy ponurych dołów
Gdzie się mord krawawy albo gwałt bezwstydny
Z trwogą zdołają skryć: ja je wyśledzę
I tchnę im w ucho imię pełne grozy:
Zemsta, która zbrodniarzom każe drżeć.
TYTUS
Więc jesteś Zemstą, do mnie cię przysłano
Byś była palem w sercu moich wrogów.
TAMORA
Jestem, dlatego wyjdź i mnie powitaj.
TYTUS
Zrób mi przysługę, nim do ciebie wyjdę.
U swego boku masz Gwałt i Morderstwo.
Dowieźmi teraz, że ty jesteś Zemstą
Zadźgaj je zaraz lub rozgnieć na miazgę
Kołami wozu, a wtedy zostanę
Twoim woźnicą, by w zamęcie krążyć
Wokół tej ziemi z tobą. Sprowaźkonie
Czarne jak smoła i szybkie, wydobądź
Morderców z jaskińich winy. A kiedy
Pod ciężarem głów będzie się kołysał
Twój wóz, zsiądę i jako piąte koło
Będę biegł, pokorny sługa, cały dzień
Od samego nastania tam na Wschodzie
Póki się w morzu nie zanurzy Nocy
Ustępując, tak dzieńpo dniu chcę służyć
Gdy ty Morderstwo i Gwałt w nicość strącasz.
TAMORA
89
To moi słudzy, nie odstępują mnie.
TYTUS
To twoi słudzy. Jak się nazywają.
TAMORA
Mordrestwo i Gwałt, zwani tak dlatego
śe mścić te zbrodnie jest ich powinnością.
TYTUS
Jacy podobni do synów cesarzowej
A ty, pani, ją samą przypominasz.
Ale my, ziemskie istoty, zbyt marne
Mamy oczy, zbyt szalone i błędne.
O słodka Zemsto, już idę do ciebie
Jeśli ci uścisk jednego ramienia
Jest miły, uściskam cię ile zechcesz.
TAMORA
Gdy się z nim zgadzam, podsycam szaleństwo.
Cokolwiek wpiszę w jego chory umysł
Wy odczytajcie mu i powtarzajcie
Bo teraz wierzy (chociaż tego nie wie):
śe jestem Zemstą, z tą naiwną wiarą
Pchnie nam w ręce Lucjusza, swego syna
A ja usidlę go podczas bankietu
I jakiś podstęp wytrząsnę z rękawa
Który by skłócił moich próżnych Gotów
Lub w jego wrogów zamienił przynajmniej.
TYTUS
Długo znosiłem nieszczęście samotnie
Witaj więc, Furio, w mym domu boleści.
Mordzie i Gwałcie, was także tu witam.
Tak bardzo przypominasz cesarzową
A wy jej synów, brakuje Murzyna.
Takiego diabła próżno szukać w piekle.
Nie uczyniła kroku cesarzowa
Na swoim dworze bez tej czarnej plamy.
90
Jeżeli chcecie grać tu cesarzową
To taki diabeł byłby wam przydatny.
Witam was takich, jakimi jesteście.
A teraz radźcie, co mamy uczynić.
TAMORA
Co chcesz, Tytusie, byśmy uczynili.
DEMETRIUSZ
Wskaż mi mordercę, ja się z nim rozprawię.
CHIRON
Mnie pokaż chama, który zgwałcił damę
A zemsta będzie moją powinnością.
TAMORA
Wskaż mi tysiące, którzy cię skrzywdzili
Ja twoją zemstą będę na nich wszystkich.
TYTUS
Rozejrzyj się po zdziczałych ulicach
Rzymu, a kiedy spotkasz, drogi Mordzie
Człowieka, który przypomina ciebie
Przebij go nożem, bo jest on mordercą.
Iźz nim, a kiedy tobie się przydarzy
Mój drogi Gwałcie, że w drodze napotkasz
Podobną postać, ugodź ją śmiertelnie
Bo to gwałciciel. Ty iźrazem z nimi
Na cesarskim dworze mieszka królowa
Murzyn jest jej cieniem, łatwo ją poznasz
Bo jest zupełnie podobna do ciebie
Proszę: śmierć zadaj im okrutną, byli
Bowiem okrutni dla mnie i mych bliskich.
TAMORA
Pouczyłeś nas dobrze. Tak zrobimy.
Dobry Tytusie, teraz pozostało
Prosić na bankiet do twojego domu
Twego po trzykroć odważnego syna
Lucjusza, który wiedzie na Rzym hordy
91
Walecznych Gotów. Gdy ucztę zaszczyci
Ja cesarzową z synami sprowadzę
Nawet cesarza i twych wszystkich wrogów,
Niech na kolanach błagają o łaskę
Abyś mógł ulżyć wzburzonemu sercu.
I co odpowiesz na ten plan, Tytusie.
TYTUS
Marku, mój bracie. Smutny Tytus woła.
(Marek.)
Marku, śpiesz teraz do swego bratanka
Lucjusza, łatwo się wywiesz o niego
U Gotów, poproś by przybył do domu
I przywiózł kilku znamienitych Gotów.
Niech pozostawi żołnierzy w obozie.
Powiedz jeszcze, że cesarz z cesarzową
Będą na uczcie, niech z nimi ucztuje.
W imię miłości do mnie zrób, jak mówię
Jeśli dla niego warte jest coś życie
Siwego ojca, niechaj mnie posłucha.
MAREK
Zrobię jak mówisz i wrócę razem z nim.
(Marek wychodzi.)
TAMORA
Idę, by zająć się sprawą twej zemsty
I swoje sługi zabieram ze sobą.
TYTUS
Nie, nie, pozwól, by zostały Mord i Gwałt
Lub każę wrócić zaraz memu bratu
I na Lucjuszu oprę całą zemstę
I jego gockiej zgrai głodnej Rzymu
I cesarzowej, tak jak jej potomstwa
Którzy na togi zamienili skóry.
TAMORA
92
Co powiecie, chłopcy, chcecie tu zostać
Póki cesarza i mojego pana
Nie powiadomię, jak mi się udało
Na koszt starego w ruch puścić farsę.
Jego nastroje traktujcie z powagą
Słowa jak balsam w jego uszy kładźcie
I bądźcie przy nim, dopóki nie wrócę.
TYTUS
Znam ich wszystkich, myślą, że zwariowałem
Chciałbym udusić ich ich własną pętlą
Piekielną parę psów razem z ich matką.
DEMETRIUSZ
Nie martw się, pani, możesz nas zostawić.
TAMORA
Zemsta odchodzi, bywaj zdrów Tytusie
By dalej tkać sieci na twoich wrogów.
TYTUS
Wiem, słodka Zemsto, że spełnisz swe słowa.
(Tamora wychodzi.)
CHIRON
Jakie zadanie wyznaczysz nam starcze.
TYTUS
Pracy się znajdzie tutaj dla was dosyć.
Publiuszu, chodź, Kajusie, Walentynie.
(Publiusz i inni.)
PUBLIUSZ
Co rozkażesz, panie.
TYTUS
Czy znacie tych dwóch.
PUBLIUSZ
Myślę, że to synowie cesarzowej
Demetriusz i Chiron.
TYTUS
Mylisz się, Publiuszu.
93
Jeden jest Mordem, drugi zwie się Gwałtem
Dlatego zwiąż ich, kochany Publiuszu
Kajusie, Walentynie, pomóżcie mu.
Wiecie, jak często pragnąłem nadejścia
Tej chwili. Teraz nadeszła, związać ich
Mocno, usta zatkać, by nie krzyczeli.
(Tytus wychodzi.)
CHIRON
Precz, psy, jesteśmy synami cesarzowej.
PUBLIUSZ
Dlatego właśnie wypełniamy rozkaz.
Zakneblujcie ich, zatkajcie im pyski
Dobrze związani. Zaciągnijcie sznury.
(Tytus z nożem i Lawinia z misą.)
TYTUS
Chodź, chodź, Lawinio, twoi wrodzy są już
Związani, popatrz, są jak ty milczący
Z zatkanym pyskiem będą lepiej słyszeć.
Podłe psy, patrzcie, Chironie Demetriuszu
Oto jest źródło, przez was pokalane
Lato, które wy, zmieniliście w zimę.
Jej mąż zabity przez was, a jej bracia
Skazani na śmierć za wasz czyn haniebny
Na pośmiewisko mnie ucięto rękę.
Jej słodkie ręce, jej język i więcej
Niż znaczą ręce i język, jej czystość
Śmieszno wam jeszcze, wzięliście przemocą.
I cóż powiecie, gdy wyjmę wam knebel.
Daruj nam życie, kochany Tytusie.
Mam im darować, kochany Tytusie.
Zawsze byłem ciekaw, jak wygląda Got
Od środka, tak, tak, kochany Tytusie
Powiem wam teraz, jak chcę was umęczyć.
By podciąć gardła, starczy jednej ręki
94
Lawinia kikutami podstawi misę
Chwytając w nią waszą krew. Jak wiecie
Wasza matka chce dziś ucztować ze mną.
Zwie siebie Zemstą i myśli, że jestem
Szaleńcem. Jestem: wasze kości zmielę
Na mąkę i ciasto z niej wyrobię z krwią
Z ciasta powstanie delikatny wypiek
A z waszych pięknych głów będą dwa pasztety.
Nadstawcie szyje. Lawinio, chwytaj krew
A gdy już będą martwi, przemielimy
Na miałki proszek ich kości, dodając
Słodką posokę, by wreszcie ich głowy
Zapiec w pasztecie. Chodźcie, na bankiecie
Będziecie wszyscy podawać do stołu
Chcę by był krwawszy niż uczta Centaurów.
MISTRZ ANATOMII TYTUS ANDRONIKUS
STARANNIE TAK BY NIE USZKODZIĆ MIĘSA
PRZECINA GARDŁA OBU KSIĄśĄT GOCKICH
TYTUS
Ta kurwa, wasza niedomyta matka
Połknie jak Ziemia swoje własne dzieci
To moje święto, ja ją zaprosiłem
Dla niej ten bankiet, który brzuch jej zapcha
Teraz do kuchni. Wcielę się w kucharza
Bym zaserwować mógł ich własnej matce.
Przynieście teraz mój ostatni mundur.
KUCHARSKI PIONIER TYTUS ANDRONIKUS
NOWOŚCIĄ KUCHNI: WIĘZI MIĘDZYLUDZKIE
NIENAWIŚĆ JAK MIŁOŚĆ TRAFIA PRZEZ śOŁĄDEK.
KUCHENNA PRAWDA: ZJADANY CZŁOWIEK
WIĄśE SIĘ Z CZŁOWIEKIEM JEDZĄCYM.
DO ŚWIATA ZMARŁYCH SCHODZI SIĘ CZWÓRKAMI.
MATKA CMENTARZEM. TO OSZCZĘDZA GROBÓW.
95
14
RODZINNE ŚWIĘTO PO RZYMSKU KOLACJA
GENERAŁ NOWY CHRYSTUS OBJAWIA
DINOZAUROM ICH PRZYSZŁĄ ZAGŁADĘ
POTEM W DRZWIACH STAJE GŁÓD POKRYTY CZERNIĄ
ROJÓW MUCH Z GOCKICH STEPÓW TRAWA
ZARASTA BANKI INFORMACJI RDZA ZśERA
PARK MASZYNOWY WYSYPISKA ŚMIECI
DOPRAWIAJĄ TRUCIZNAMI KOLACJĘ
ZMARLI PODNOSZĄ SIĘ Z RZYMSKIEGO GÓWNA
(Lucjusz, Marek, Goci ze schwytanym Aaronem.)
LUCJUSZ
Nie sprowadziła mnie miłość do Rzymu
Przybyłem zgodnie z wolą swego ojca.
GOCI
Jesteśmy z tobą Wkrótce Rzym się dowie
Dlaczego.
LUCJUSZ
Sprawdźczy tyły są bezpieczne
Casarz nie warzy dla nas nic dobrego
Gdzieś tu musimy posadzić Czarnucha
By go przedstawić naszej cesarzowej
Jej rozwiązłego życia czarny pomnik
Chcemy odegrać ci pewną tragedię
Murzynie brawo możesz bić na końcu
Jesteś skazany by po pierś tkwić w ziemi
Aż zjedzą cię psy muchy czy podobne
Tobie stworzenia żyjące pod ziemią
Aby cię łatwiej znalazły na skórze
Spiszemy ci imiona naszych zmarłych
Ładna z ciebie tablica pamiątkowa
Czerwieńna czarnym Czy nie zechcesz Gocie
Wyryć mu imion swym mieczem na skórze
96
GOT
Ja tylko umiem zabijać swym mieczem
LUCJUSZ
Lekcja pisania pójdzie ci jak z płatka
To za Marcjusza A to za Kwintusa
To za Tytusa Andronikusa
śywego trupa A to za Lawinię
Na głucho w swoim ciele pogrzebaną
Moje napisy będą czytać muchy
Łaskocząc wryją ci nazwiska w pamięć
Byś nie zapomniał ich przed zapomnieniem
AARON
Nim zapomnicie czarnego Aarona
Od much zaczerni się niebo nad Rzymem
To przepowiada wam Aaron
MAREK
Lucjuszu
Zabij go
LUCJUSZ
Nie teraz Nadchodzi cesarz
(Saturnin, Tamora, Emiljusz i orszak.)
SATURNIN
Cóż to Firmament ma nagle dwa słońca
Czy to nie cesarz wydaje wyroki
LUCJUSZ
I cóż ci po tym że się sam zwiesz słońcem
Jeśli nie widzisz przy świetle księżyca
TAMORA
Widzę pół Murzyna Kto go zasadził
LUCJUSZ
Murzyni w Rzymie wyrastają z ziemi
TAMORA
Skróceni bardziej niż niektórzy w Rzymie
Co potracili ręce siedząc
97
Z założonymi rękami
LUCJUSZ
Znasz tego Murzyna piękna cesarzowo
TAMORA
Znałam jednego Murzyna Był czarny
Ten też jest czarny Murzyn to Murzyn
MAREK
Rzymski cesarzu i ty mój bratanku
Zakończcie kłótnię W domu Androników
Proszą na bankiet Czekają potrawy
Które przygotował nam wierny Tytus
Na dobry koniec Zajmijcie więc miejsca
(Wchodzą Tytus jako kucharz i Lawinia spowita w welon.)
TYTUS
Witaj cesarzu z dostojną królową
Odważni Goci Lucjuszu mój synu
Witajcie Widzę że coś mi przyniosłeś
Murzyn na deser To mi się podoba
Muchy zbierają się nad swoim panem
Murzynie jak tam samopoczucie czarne
Uczta uboga lecz wypełni brzuchy
Jedzcie jedzcie
SATURNIN
Cóż to za strój Tytusie
TYTUS
Rzymski dowódca zmienił się w kucharza
By was rozbawić wasze wysokości.
TAMORA
To rozbawiło nas miły Tytusie
TYTUS
Jeśli zechcecie spojrzeć w moje serce
Ten widok jeszcze bardziej was rozbawi
Najmilsi władcy Chcecie zagrać ze mną
98
TAMORA
Stary zwariował Zgódźmy się skoro chce
SATURNIN
Na czym polega twoja gra mój miły
TYTUS
To zgadywanka Serce albo dźgnięcie
SATURNIN
Serce albo dźgnięcie Dość szalona gra
TYTUS
Jak moja głowa Zadam wam pytanie
SATURNIN
Pytaj o co chcesz
TYTUS
Dziękuję ci panie
Potem wam zadam drugie pytanie
SATURNIN
Dziwna to gra Na czym polega dowcip
TYTUS
Nim odpowiecie na pierwsze pytanie
Czekać musicie aż zadam wam drugie
Odpowiedźbędzie ta sama na oba
Idę o zakład W tym wlaśnie tkwi dowcip
Uśmiejecie się do łez
SATURNIN
Zgoda zakład
TYTUS
O życie naszych bliskich
Jedz cesarzowo jedz
TAMORA
Apetyt mój pochwałą dla kucharza
TYTUS
Twoją pochwałą jest zaś ten posiłek
SATURNIN
99
Zakład O życie naszych bliskich Jak brzmi
Twoje pytanie
TYTUS
Jedz cesarzowo jedz
Sądzisz, że słusznie postąpił Wirginiusz
Nożem rzeźnickim przebijając córkę
Kiedy ją gwałtem pozbawiono czci
Sądzisz że cesarz zrobiłby niesłusznie
Używszy noża przeciw własnej żonie
Bo go pozbawia czci
SATURNIN
Andronikusie
W swoim szaleństwie idziesz zbyt daleko
TAMORA
Stary zwariował
SATURNIN
Tak Postąpił słusznie
TYTUS
Podaj mi powód królu podaj powód
SATURNIN
Bo nie powinny przeżyć swojej hańby
śona czy córka i swoim życiem wciąż
Odnawiać boleść cesarza czy ojca
TYTUS
Zakład jest i wygrany i przegrany
Lawinio córko zasłużyłaś na śmierć
Gdybym to ja przed mieczem stał w twej skórze
ZAMKNĄWSZY OCZY Z RUINY SWEJ CÓRKI
OJCIEC ZDEJMUJE POWŁÓCZYSTĄ CHUSTĘ
NAGĄ I NOWĄ WIDZI JĄ PRZED SOBĄ
OSTATNI UŚCISK ZAMIAST RĄK KIKUTY
OCALAŁĄ LEWĄ ŚLEPIEC WBIJA NÓś
W SEN KTÓRY DŁUGO NIE DAWAŁ MU SPAĆ
(Tytus zabija Lawinię.)
100
AARON
To się nazywa dobry cios Tytusie
SATURNIN
Co uczyniłeś bestialski potworze
TYTUS
Zakład o życie naszych bliskich Ona
Najbliższa była Oślepiony łzami
Zabiłem źródło swoich łez Jak rzekłeś
Za Wirginiusza przykładem Tak jak ty
Zabijesz źródło swoich łez choć jeszcze
Nie przelanych i to co ci najbliższe
Kiedy się dowiesz o czym nie wiesz jeszcze
Za mym przykładem zgodnie z tym co rzekłeś
Kijanko którą ja sam obwołałem
Cesarzem na zgubę Rzymu
TAMORA
Najdroższy
Saturninie daj miecz bym mogła zabić
Tę śmiechu wartą kreaturę która
Rani twe uszy szalonym bełkotem
SATURNIN
Łatwo byś mogła się zranić królowo
Czego się dowiem O czym jeszcze nie wiem
Czemu zabiłeś swą córkę Tytusie
Czy pozbawiono ją czci Kto pozbawił
TYTUS
Jedno po drugim ty zielona żabo
Nie ja przelałem pierwszy krew mej córki
Jedz cesarzowo Proszę cię zjedz więcej
Zgwałcili ją Demetriusz i Chiron
Ucięli jej język i odrąbali
Te dwie gałązki piękne
SATURNIN
Więc dlatego
101
Nie przyszli na bankiet Sprowadzić ich tu
Natychmiast Gdzie oni są
TAMORA
Nie widziałam
Obu od samego rana
TYTUS
Naprawdę
Znaczy że wzrok masz kiepski bo są tutaj
Właśnie ich zjadłaś ty murzyńska kurwo
Czy ci smakuje twoja własna flegma
SATURNIN
Murzyn kurwa kto
GOTKA JE TERAZ LECZ JUś Z INNYM SMAKIEM
TAMORA
Więc mam was znowu moi drodzy chłopcy
I SOLI ŁZAMI KOCHANĄ POTRAWĘ
AARON
O Tamoro o kwiecie mego życia
TYTUS
Czy słyszysz zwierzę które cię w jej łożu
Wyręcza¬o
LUCJUSZ
A tu jest owoc panie
(Goci rzucają martwe dziecko na stół.)
Czy podoba ci się twój czarny książę
KrÓlowo
AARON
Mój ty pyzaty bękarcie
Chodźdo mnie niech zacałuję cię na śmierć
(Aaron płacze.)
TYTUS
Bestia ma łzy To właśnie jest nasza gra
Serce czy dźgnięcie
śABA PRÓBUJE GRAĆ WŚCIEKŁEGO PSA
102
SPOJRZENIE PO RAZ PIERWSZY MĘTNE OD ŁEZ
NA ZAWSZE śEGNA SIĘ Z BIUSTEM SWEJ GOTKI
SATURNIN
Zjadłaś już to co było ci najdroższe
Zjedz też bękarta Czy nie jest ci droższy
Jest wszak koloru twego serca Więc jedz
Murzyńska kurwo A na deser sztylet
TYTUS
Ja tu gotuję To moje wesele
DOWÓDCA RZYMSKI Z SZTYLETEM ROGACZA
POD NOS PODSUWA RĘKĘ SWOJEJ GOTCE
TYTUS
Wybiła godzina Tamoro Jestem
Twoim cesarzem A Zemsta jest moją
Narzeczoną
(Tytus zabija Tamorę.)
SATURNIN
Masz Oto jest zapłata
Za twą ostatnią przysługą dowódco
(Saturnin zabija Tytusa.)
LUCJUSZ
To dla cesarza od syna dowódcy
Wracającego do domu z wygnania
(Lucjusz zabija Saturnina.)
Gdzie był wysłany mocą tego biustu
(Spluwa na Tamorę.)
Po którym teraz nawet pies nie płacze
(Rzymianie wyciągają miecze przeciwko Lucjuszowi, Goci przeciwko Rzymianom. Lucjusz
zdejmuje koronę z głowy martwego Saturnina i sam ją wkłada.)
TYLKO W SWYM GROBIE PRZEZ ŚMIERĆ ZAPOMNIANY
MURZYN GŁOS JEGO DOCHODZI Z DALEKA
GDZIE SIĘ SZYKUJĄ PUSTYNIE I LODY
DO POWROTU PLANETY W JEJ NICOŚĆ
AARON
103
Odkryjcie ją Niech ujrzę ją raz jeszcze
GOCI
Miecz podnosicie na własnego króla
RZYMIANIE I GOCI
Niech żyje Lucjusz nowy cesarz Rzymu
SYN DOWÓDCY ZDZIERA OBRUS ZE STOŁU
BRZĘCZY SZKŁO MISY PĘKAJĄ KIELICHY
I KOŚCI GOTÓW TOCZĄ SIĘ NA ZIEMIĘ
PRZEZ RZYMIAN I PRZEZ GOTÓW OBGRYZIONE
POMIĘDZY WINEM A KRWIĄ CZARNY KSIĄśĘ
JEGO NEKROLOG TO ŚMIECH JEGO OJCA
LUCJUSZ
Cesarz Rzymu dziękuje niewdzięcznemu
Rzymowi Zmarłych pogrzebcie i płaczcie
Z nami nad smutnym losem Androników
Dla tygrysicy Tamory żadnego
Grobu żadnej żałoby Psy i ptaki
Niech sobie nad nią wyprawiają stypę
A ten czarny pies niech tu wrasta w ziemię
Wam moi dzielni Goci wielkie dzięki
Możecie wracać znów na wasze stepy
Twoja w tym głowa, wuju, by wrócili
Hojnie obdarowani
GOCI
A jeśli nam
Podoba się w Rzymie i chcemy zostać
LUCJUSZ
Dosyć ma mieczy Rzym by was przepędzić
Got jest Murzynem jest śydem
Spójrzcie Kręcone włosy czarna skóra
Wydęte usta Nawet jeśli nie jest
Na zewnątrz taki jest taki od środka
Przysłowie mówi że matką nauki
Jest doświadczenie Musicie ze skóry
104
Obedrzeć go a wtedy go poznacie
(Śmiech Murzyna, wyciemnienie.)
PODCZAS GDY MURZYN WOLNO WRASTA W ZIEMIĘ
W PROCH OBRACANY PRZEZ ROBACTWO GŁĘBI
Z KTÓREGO ZBIERA SIĘ ZIARNKO DO ZIARNKA
PUSTYNIA KTÓRA PONAD RZYM WYRASTA
STOLICĘ ŚWIATA DEMOLUJĄ GOCI
GRADEM STRZAŁ WYPUSZCZONYCH W KRZYś POŁUDNIA
Z MASOWYCH GROBÓW BEZGŁOŚNE OKLASKI
BRZĘK SZPADLI ARCHEOLOGII WTÓRUJE
WESELU KTÓRE ŚWIĘTUJE NÓś Z RANĄ
RZEINIK GOTÓW W PRZEPASCE LUDOśERCY
TAŃCZY Z MURZYNEM NA POPIOŁACH RZYMU
SLOWFOX DO RYTMU BARWI NIEBO SZARO
Aś POGWIZDUJĄC NAD TYM HAPPYENDEM
PUŁAPKA ŚWIAT ZATRZAŚNIE SIĘ FIRMAMENT
K O N I E C
JEDNOŚĆ TEKSTU: Komentarz jako sposób wprowadzenia do sztuki rzeczywistości
Autora jest dramatem a nie opisem, i nie powinien być przydzielony jednemu narratorowi.
Może być wypowiadany chórem; przez odtwórcę postaci, do której się odnosi; przez
odtwórcę innej postaci, która z komentowaną ma taki czy inny bąźteż żaden związek.
Wyrażanie emocji może zostać, jak w teatrze japońskim, przejęte przez komentatora
(pojedynczego mówcę lub chór), relacja zajść, które je wywołały, przez odtwórcę postaci.
Repertuar ról (stanowisk) jaki proponuje komentarz (Widz Voyeur Nadzorca Reporter
Przedmówca Sufler Agitator Partner sparingowy Płaczka CieńDoppelgànger Zjawa), jest
do dyspozycji wszystkich, którzy biorą udział w przedstawieniu. Każdy z grających może
być narażony na/poddany emocjom, które tekst artykułuje/przemilcza. Nie ma monopolu
na rolę maskę gest tekst, epizacja nie jest przywilejem: każdy ma szansę, wyobcować
samego siebie. Komentarz do Tytusa gra przypadkowym materiałem, miejsce rozgrywki
105
jest prowizoryczne, współrzędnymi są strach i geometria. (W najgorszym przypadku
zgroza dnia rozsadza współrzędne.) Teatralizacja rzeczywistości przez politykę jako
„dependance“ technologii sprowadza teatr z powrotem w jego własną rzeczywistość, której
miara czasowa to wyhamowana eksplozja. Pełzanie rakiem życia w kapitalizmie, czy też w
koegzystencji z nim na wspólnie podpiwniczonej planecie (ono ucieka na powierzchnię, w
piwnicach szerzy się śmierć) zrywa więź aktora z (jego) własnością prywatną: ona nie gra
już roli. Wywłaszczenie = wyzwolenie aktora jako warunek przetrwania teatru. Ciało igła
magnesowa kompasu: gest mierzy jego funkcje (ciśnienie temperaturę) w nieznanym
krajobrazie, który jest być może krajobrazem poza śmiercią albo leży na jej pograniczu.
Tekst nóż, który zmarłym rozwiązuje język na stanowisku kontrolnym anatomii; teatr
stawia przydrożne znaki w krwiste bagno idei. Jeśli komentatorowi przydzielona zostanie
rola przewodnika zmarłych, musi być ukazany proces uczenia się zmarłych, śmierć jako
zadanie, DISMEMBER REMEMBER, lekcja, która musi zostać wyuczona, trening
zmartwychwstania (nawet jeśli miałoby to być zmartwychwstanie z dżungli gazet
przeciwko idiotom krytyki). W brzuchu tragedii czyha farsa, wirus z przyszłości. Kiedy
rozsadza larwę, wyp¬ywa krew zamiast trocin. Śmierć jako embrion (przesłanie Ibsena).
Albo odwrotnie: Bóg jest zombi, który wydaje na świat Mesjasza, jego śmierć warunkiem
narodzin. Dla zademonstrowania amputacji i śmierci można użyć pomników mniejszych
lub większych niż naturalnej wielkości, na których znaczony będzie stopieńdewastacji.
Pokarm dla nowej bestii, która zaludnia widownię, przymierzającej się właśnie do
zastąpienia ludzi, albo informacja dla przybyszów z kosmosu, poczta butelkowa dla
szczęśliwszych galaktyk. Teatr jako akuszer archeologii: aktualnością sztuki jest jutro.