DZOGCZEN a tantra, Bon i szamanizm tybetański
Strona autora
JOHN REYNOLDS O SOBIE I OGÓLNIE O BUDDYZMIE
Na wstępie chciałbym opowiedzieć trochę o sobie. W roku 1964 zacząłem studiować język
tybetański i sanskryt na różnych uniwersytetach i uzyskałem tytuł doktora filozofii buddyjskiej i
tybetologii. Pracowałem pod kierunkiem prof. Edwarda Conze, sławnego uczonego buddyjskiego,
tłumacza sutr Pradżniaparamity. Bardziej niż intelektualne studia buddyzmu i jego historii
interesowała mnie praktyka, ponieważ poczułem się bardzo zmęczony odradzaniem się w
samsarze, dlatego postanowiłem coś z tym zrobić. Kiedy zauważyłem że odrodziłem się w Stanach
doznałem szoku i pomyślałem sobie że musiałem się pomylić. Dlatego zacząłem praktykować
Dharmę. Kiedy studiowałem na Uniwersytecie Waszyngtona w Seattle, spotkałem tybetańskiego
lamę za szkoły Sakjapa, Dedżonga Rinpocze, pod kierunkiem którego zacząłem praktykować.
Bardziej jednak byłem zainteresowany Nyingmapą, ponieważ dużo czytałem o Guru Rinpocze,
Padmasambhawie. U Dedżonga Rinpocze wykonywałem więc praktykę Nyingmapy Później
zaprosiłem do Berkeley Tarthanga Tulku i u niego również studiowałem nauki Nyingmapy. W 1969 r.
Wyjechałem na pięć lat do Indii. Tam, w Dardżylingu praktykowałem głównie u trzech lamów
tybetańskich: Dudjoma Rinpocze, Kandżura Rinpocze i Czatrala Rinpocze. Dudjom Rinpocze był
bardzo sławny jako głowa szkoły Nyingmapa. Później studiowałem również u Karmapy i Kalu
Rinpocze, którzy są lamami Karma Kagyu. Tak więc otrzymałem inicjacje i przekazy zarówno od
Nyingmapów, jak i Kagyupów. I chociaż głównie praktykuję Nyingmapę, zajmuję się także Kagyu.
Mogę więc uważać siebie za "rimepę", kogoś, kto ma niesekciarskie podejście. W XIX wieku Rime
był bardzo ważnym ruchem we wschodnim Tybecie. Większość znanych mi lamów pochodzi ze
wschodniego Tybetu, zwani są Khampami od nazwy Tybetu Wschodniego, Kham, którego
mieszkańcy mówią specjalnym dialektem. W XIX w. W Kham żyli bardzo ważni lamowie i większość
obecnych lamów jest ich uczniami.
Później spotkałem Namkhai Norbu Rinpocze, który również pochodzi ze wschodniego Tybetu, z
Dege. Jest to obecnie jeden z najważniejszych nauczyciel Dzogczen, szczególnie na Zachodzie. Od
20 lat mieszka we Włoszech, ale ja spotkałem go po raz pierwszy w Nepalu, kiedy przyjechał tam,
aby kręcić film o medycynie tybetańskiej. Później miałem z nim kontakt w Kalifornii podczas
odosobnienia Dzogczen; było to około 1980 roku. Odtąd zacząłem z nim ściśle współpracować.
Namkhai Norbu Rinpocze został przez Karmapę rozpoznany jako tulku czyli inkarnowany lama.
Oczywiście my wszyscy jesteśmy reinkarnowani, byliśmy kimś w poprzednim wcieleniu. Być może
byliśmy kimś sławnym albo też byliśmy psem. W każdym razie w tym życiu jesteśmy ludźmi i
dlatego mamy możliwości, których nie powinniśmy marnować. Namkhai Norbu jest tulku Kagyu, ale
został wykształcony w szkole Sakja w Dege a jego rdzennym guru był lama Nyingmapy, od którego
otrzymał nauki Dzogczen. Namkhai Norbu Rinpocze ma bardzo niesekciarskie podejście.
Ostatnio zajmowałem się tłumaczeniami wespół z lamami Bon. Przed dwoma laty, kiedy
tłumaczyłem tekst Dzogczen pochodzący z tradycji Bon, spotkałem we Włoszech pewnego młodego
lamę Tenzina Wangyala. W ubiegłym roku jego mistrz, Lobpon Tenzin Namdak przybył do Europy i
Ameryki. Chociaż przez osiem lat mieszkałem w Indii i Nepalu, nigdy w tym czasie nie byłem w
klasztorze Bon. Dopiero zeszłej wiosny spotkałem tego mistrza w USA i nawiązaliśmy bardzo dobre
związki, zaczęliśmy też wspólnie tłumaczyć teksty, przeważnie Dzogczen. Od tego mistrza
otrzymałem również kilka inicjacji. Tak więc jeśliby to kogoś interesowało: jestem Nyingmapą,
Kagyupą, Bonpo - jestem niesekciarski.
Jongdzin Tenzin Namdak Rinpocze i John Reynolds w Wildze / kol. Warszawy, wrzesień 2003 r.
Od Dudjoma Rinpocze przyjąłem ślubowania ngakpa. Ngakpa to tantryczny jogin buddyjski, a sam
zostałem nim w 1974 roku w Kalimpongu. Wiecie, że w buddyzmie są klasztory i mnisi, ale zarazem
istnieje tradycja joginów, która sięga aż do czasów Buddy. Jednym z ważnych uczniów Buddy był
Vimalakirti; nie był mnichem, był kupcem, miał żonę i praktykował Dharmę. Zarówno wówczas, jak
i w późniejszych czasach wielu praktykujących nie było mnichami. Tym ludziom Budda udzielił
innych nauk niż mnichom. Nauki te można odnaleźć w tantrach. Tradycja ta przetrwała w Tybecie
aż po dziś dzień.
Nauczyciel po tybetańsku to lama. Niektórzy uważają, że aby zostać lamą trzeba odbyć 3-letnie
odosobnienie. Nie jest to prawdą. Duchowy nauczyciel zwany jest lamą, ale nie każdy mnich jest
lamą. Są również żonaci lamowie. W Tybecie mnichów nazywa się zwykle "trapa", co znaczy
"chłopiec chodzący do szkoly", "uczeń". To Mongołowie zaczęli wszystkich tybetańskich mnichów
nazywać lamami. Ludzie Zachodu przejęli ten zwyczaj od Mongołów, stąd zazwyczaj na Zachodzie
każdego mnicha, który nosi szaty nazywa się lamą. Ale w Tybecie lama to ten kto naucza. Jest to
tybetański odpowiednik sanskryckiego słowa "guru".
Istnieje wiele rodzajów lamów, ale zwykle mówimy o trzech rodzajach. Po pierwsze wyróżniamy
"dren pa lamę", który jest mistrzem, czyli guru będącym duchowym przewodnikiem. Po tybetańsku
słowo "dren pa" oznacza "przewodnictwo". Kiedy wyrusza się w drogę, której się nie zna, potrzeba
przewodnika, który ją wskaże. W ciągu życia posiada się wielu takich nauczycieli. Następnie mamy
"gju pa lamę". Słowo "gyu pa" oznacza linię przekazu. Od czasu Buddy jego nauki przekazywane są
poprzez nieprzerwaną linię mistrzów aż do naszych czasów. Mistrz przekazuje nauki uczniowi, który
potem zostaje mistrzem, a następnie naucza swojego ucznia, itd. Jeśli otrzymaliście wiele różnych
nauk, macie wielu gyupa lamów. I wreszcie mamy "tsa łej lamę". Słowo "tsa ła" oznacza korzeń.
Tsa łej lama to ten, który udziela najcenniejszych nauk i inicjacji, najważniejszych dla
indywidualnego rozwoju ucznia. Tsa Lej lama nie musi od razu być pierwszym mistrzem, jakiego
spotykamy; może to nie być także ten mistrz, który udzielił nam największej ilości nauk i inicjacji.
Nie musi to być lama będący głową jakiejś szkoły buddyzmu tybetańskiego, siedzący na wysokim
tronie. Musi jednak mieć szczególny, osobisty związek z wami. Inicjacje i przekazy, jakie od niego
otrzymujecie, prowadzą do dojrzewania waszego strumienia świadomości. To on przebudza waszą
duchową świadomość. Nauki, których udziela, wyzwalają umysł. Może się zdarzyć, że tylko przez
krótki czas będzie się miało kontakt z tsa łej lamą, jednak dla rozwoju duchowego będzie to
najważniejszy lama.
Tak więc u Dudjoma Rinpocze przyjąłem to bardzo ważne ślubowanie ngakpa, czyli tantrycznego
jogina. Wtedy też podarował mi swoją własną białą szatę. Lamowie tybetańscy noszą szaty
bordowe a mnisi ze Śri Lanki Birmy i Tajlandii - żółte. W Chinach i Japonii mnisi noszą czarne szaty,
a wszyscy razem golą głowę. Jest to stary indyjski zwyczaj symbolizujący wyrzeczenie się seksu.
Seks jest formą energii reprezentowaną przez włosy. W starożytności bramini, którzy byli
indyjskimi kapłanami, żenili się i nosili długie włosy, natomiast mnisi obcinali je. Nigdy nie
interesowała mnie ścieżka mnicha, za bardzo lubię kobiety, a także wino. A to stanowi część
tantrycznej ścieżki.
Budda nauczał wielu różnych metod. Pewna opowieść mówi, że zanim wcielił się tutaj, na ziemi, żył
na innej planecie zwanej Tuszita i zamierzał się właśnie odrodzić na Ziemi, ale mieszkające tam
dewy odradzały mu ten krok mówiąc, że na Ziemi istnieje wiele różnych idei, a wszyscy kłócą się i
walczą z sobą. Do dzisiaj ta sytuacja nie uległa zmianie. Aby się o tym przekonać wystarczy pójść
do ośrodka buddyjskiego. Budda był jednak bardzo mądrą istotą. Powiedział im: "Nie martwcie się,
wiem jak nauczać istoty na tej planecie". I urodził się w północnej Indii około 560 r. P.n.e. Główną
praktyką duchową w owym czasie była praktyka śramany. Sanskryckie słowo "śramana" oznacza
ascetę, porzucającego światowe życie i udającego się do lasu, aby tam praktykować medytację. W
indyjskich dżunglach asceta poddaje się takim wyrzeczeniom jak głodówka, czy brak snu.
Mieszkając w katolickim kraju powinniście być zaznajomieni z takimi praktykami. Moja matka jest
irlandzką katoliczką, więc dobrze wiem jak to wygląda. Ten rodzaj duchowej praktyki - asceza -
występuje w wielu religiach. W tym aspekcie praktyki nie ma wielkich różnic pomiędzy
chrześcijaństwem a buddyzmem. Jest to ścieżka wyrzeczenia. Ponieważ w czasach Buddy była to w
Indii główna praktyka duchowa, zatem aby nauczać Dharmy musiał się posługiwać tą metodą. W
tym czasie w Indii istniała również szkoła dżinistów, w której mnisi stosowali podobne praktyki. Na
ścieżce wyrzeczenia pogląd jest wysoce dualistyczny Dżiniści uważają, że istnieje umysł i materia.
Cechą charakterystyczną umysłu jest świadomość, "dżiwa", natomiast materię nazywają "adżiwa",
pozbawioną świadomości. Tak więc z jednej strony występuje umysł, świadomość, duch, a z drugiej
materia, nieświadomość i natura. Z jakiegoś, zwykle niewyjaśnionego powodu, te dwa elementy
ulegają zmieszaniu z sobą, a wtedy umysł-duch doświadcza w świecie cierpienia. Duchowa
praktyka polega więc na oddzieleniu ducha od materii, natury. Ponieważ umysł czyli duch jest
lżejszy od materii, po oddzieleniu się od niej, unosi się do nieba. Dopiero po tym całkowitym
oddzieleniu staje się szczęśliwy. W czasach Buddy niektórzy ludzie w ten sposób rozumieli Nirwanę.
Nie był to jednak pogląd Buddy. Podejście Buddy było niedualistyczne. Musiał on jednak nauczać
tych, którzy myśleli dualistycznie i mieli purytańskie poglądy. Na Zachodzie dobrze znamy te
poglądy, ponieważ purytanizm istnieje zarówno w Kościele katolickim, jak i protestanckim, bardzo
silny jest również w kulturze amerykańskiej, która powstała w XVII w. Dzięki purytanom. Byli oni
takimi ekstremistami, że prześladowano ich w Anglii i uciekli do Ameryki Północnej. Do tej pory są
bardzo silni w Ameryce, występują przeciwko piciu alkoholu, pornografii, telewizji, itp. Purytanie
uważają, że jeśli nie pije się, nie pali i nie uprawia miłości, to jest się uduchowionym. Uważają, że
to podoba się Bogu i że po śmierci zabierze takiego człowieka do nieba. Dżinijscy purytanie nie
wierzą w Boga, ale sądzą, że jeśli duch jest całkowicie czysty, to wznosi się na szczyt
wszechświata. Według nich wszechświat jest jak jajko - na jego dole znajduje się materia, a na
górze duch. Gdy dusza zostaje wyzwolona z emocji, wznosi się na wierzchołek wszechświata.
Sposobem na wyzwolenie duszy lub ducha jest porzucenie tego świata, który się lubi, szczególnie
zaś porzucenie seksu.
Budda nigdy nie powiedział, że seks jest zły, ale że jest naturalny, gdybyśmy go nie uprawiali, nie
byłoby nas w ogóle, dzięki niemu trwa rasa ludzka. Tak samo rozmnażają się rośliny i zwierzęta,
jest to więc proces naturalny. Ale większość szkół, między innymi dżiniści uważali, że seks jest
bardzo zły, ponieważ jeśli się go uprawia, trzeba się ponownie odrodzić w samsarze. Również w
tradycji chrześcijańskiej seks został skojarzony z grzechem. Nie jest to pierwotny żydowski pogląd
zawarty w Biblii. W pierwszej księdze Biblii, Księdze Genesis opisana jest historia stworzenia
świata. Mówi się tam, że grzechem Adama była duma, ponieważ sprzeciwił się on swemu ojcu.
Takie jest wierzenie Żydów. Ale w tradycji chrześcijańskiej nastąpiła zmiana. Uznano, że Adam
zgrzeszył, ponieważ kochał się z Ewą. Teraz, w Ameryce mówi się, że jeśli się z kimś uprawia seks,
to się grzeszy. To jednak nie jest nauka Buddy.
Budda nauczał, że wcielamy się w samsarze przede wszystkim z powodu ignorancji. Ignorancja
czyli niewiedza oznacza brak świadomości, brak uwagi. Nie wiemy, kim jesteśmy i co robimy wtedy,
kiedy działamy, wskutek czego powstaje karma. A z powodu karmy znów się wcielamy. Tak więc
Budda nauczał głównie o karmie. Inne szkoły zgadzały się z Buddą jeśli chodzi o karmę, są jednak
też takie systemy filozoficzne, które nie uznają karmy. W tamtych czasach wiele dyskutowano na
temat karmy i duchowego życia. Kiedy prowadzi się życie śramany, opuszcza się dom i idzie się do
lasu medytować, porzuca się także związki seksualne.
Kiedy Budda po raz pierwszy tworzył Sanghę, grupę swoich uczniów, ustanowił dla nich pewne
reguły. Było tak nie dlatego, że seks jest zły, ale że może rozpraszać podczas praktyki medytacji.
Sami zapewne macie tego rodzaju doświadczenia: kiedy zaczynacie medytację, myślicie o
dziewczynach. W tamtych czasach nie było metod kontroli urodzin. Wyobraźcie sobie, że jest się
młodym mnichem, który idzie do wsi, aby żebrać o jedzenie i w drzwiach chaty spotyka piękną
szesnastolatkę. W tamtych czasach indyjskie kobiety chodziły do połowy rozebrane, a na biodrach
miały coś w rodzaju bikini. Wtedy umysł natychmiast ulega rozproszeniu. Ponadto dziewczyna
może zacząć flirtować i zaprosić was w krzaki za chatę. Po dziewięciu miesiącach rodzi dziecko, a
jej ojciec zmusza mnicha do małżeństwa Mnich musi zacząć pracować, aby utrzymać rodzinę i w
ten sposób jako mnich jest skończony. Tak bywało. Dlatego Budda zastosował celibat jako metodę
kontroli urodzin. Powodem stworzenia tych wszystkich reguł jest stworzenie stylu życia, w którym
łatwo byłoby medytować. Można powiedzieć, że chodzi tu o zmaksymalizowanie możliwości do
medytacji. Taka była podstawowa przyczyna powstania reguł dla mnichów, które znajdujemy w
Winaji. Jeśli przeczytacie ten tekst, który został przełożony na angielski i francuski, sami
przekonacie się o tym. Stworzono także pewne reguły dla usprawnienia stosunków społecznych.
Pewna reguła np. mówi, że mnich, który idzie się kąpać do rzeki, nie może zdejmować szat, ani też
woda nie może mu sięgać powyżej szyi. Skąd wzięła się taka reguła? Gdyby np. pięciu mnichów
rozebrało się, weszło do rzeki i zaczęło tam baraszkować jak małe dzieci, mieszkańcy wioski widząc
ich zabawy pomyśleliby sobie: "to my dajemy im pieniądze i jedzenie po to, aby mogli zabawiać
się w rzece; sami ciężko pracujemy, a oni nic nie robią". Tak więc większość tych reguł zostało
wprowadzonych ze względu na stosunki społeczne.
Ponieważ mnisi nie pracowali, byli więc uzależnieni od ludzi pracujących, którzy ich utrzymywali. W
starożytnych Indiach wierzono, że dzięki szczodrości zyskuje się dobrą karmę. Na Zachodzie mówi
się o miłosierdzi uczyli wspieraniu biednych i pomaganiu im. Hindusi wierzą, że dobrą karmę
zyskuje się głównie dzięki hojności i szczodrości. W Indii można zobaczyć jak na dworcach
kolejowych i w świątyniach ludzie rozdają pieniądze żebrakom. Uważa się również, że tym lepszą
karmę zyskuje się, im bardziej świętym, duchowo rozwiniętym ludziom daje się ofiary. Tak więc po
to, aby otrzymać pieniądze, mnich musi prowadzić święte życie i wyglądać na świątobliwego. Jeśli
jego wygląd nie odpowiada temu obrazowi, jeśli pije wino, ugania się za kobietami i zachowuje się
jak zwykły człowiek, wtedy nie dostanie jałmużny. Wówczas mnich jest skończony. Dlatego
publiczny obraz mnicha był tak ważny.
W ten sposób wyglądała zasadnicza forma praktyki buddyjskiej w aspekcie zachowania się i
prowadzenia. Życie mnisie stało się synonimem praktyki buddyjskiej. Występowała duża różnica
między mnichami, a ludźmi świeckimi. Rodziło to kolejny problem: mnichom automatycznie zaczęło
się wydawać, że są czymś lepszym od innych ludzi. W ten sposób rozwijali poczucie dumy, stając
się bardzo aroganckimi. Często można to zauważyć w krajach buddyjskich. Nie ma to jednak z
buddyzmem nic wspólnego, ponieważ Budda uważał dumę za przeszkodę. Powiedział, że ostatnią
przeszkodą, jaką mnich musi pokonać jest duma z tego, że jest się mnichem. Nie oznacza to
jednak, że bycie mnichem jest czymś złym. Dla niektórych ludzi zostanie mnichem jest najlepszą
rzeczą, jaką mogą zrobić. Wszystko zależy od możliwości i zdolności danej jednostki. Kiedy zostaje
się mnichem, nie trzeba się martwić o utrzymanie, ani o żonę czy dzieci, może to więc być bardzo
korzystne. Ale nie zostaje się oświeconym tylko dzięki temu, że jest się mnichem. Purytanie zaś
sądzą że jeśli nie pije się, nie pali i nie uprawia seksu, to jest się uduchowionym. To nieprawda:
jedynym wynikiem tego jest to, że chce się pić i jest się podnieconym.
Byli jednak i tacy uczniowie Buddy, którzy nie mogli zostać mnichami. Na przykład król Indrabhuti,
który zaprosił Buddę do swego królestwa, złożył mu ofiary i poprosił o nauki. Budda mówił o karmie
i o ponownych wcieleniach, a także o wyrzeczeniu się światowego życia. Mówił o dobrodziejstwach
płynących z bycia mnichem. W tym czasie z Buddą przebywało wielu mnichów, którzy byli bardzo
zadowoleni z tego, że są mnichami. Wtedy król Indrabhuti powiedział: "To wszystko jest wspaniałe,
wierzę w to, co powiedziałeś, ale niestety ja w tym życiu nie mogę zostać mnichem. Jestem królem,
który rządzi królestwem i życie moich poddanych zależy ode mnie. Także żona, królowa, byłaby
bardzo nieszczęśliwa, gdybym nie kochał się z nią. Czy nie ma innych metod, które mógłbym
praktykować?" Budda powiedział, że są takie metody i dokonał przekształcenia się.
Nasza egzystencja na tym świecie nie ogranicza się tylko do ciała fizycznego; oprócz umysłu jest
jeszcze energia. W odniesieniu do naszej egzystencji w buddyzmie mówi się o ciele, mowie i
umyśle. Jeśli chodzi o mowę, to nie są to tylko dźwięki jakie wydajemy. Te dźwięki związane są z
oddechem, który jest manifestacją energii, prany. W tym wypadku mowa oznacza cały wymiar
energii. Kiedy Budda dokonał tej transformacji, zamanifestował przekształcenie energii. Później
udzielił nauk o ścieżce przekształcenia. Zamanifestował się jako bóstwo we wspaniałej mandali.
Mandala to nie tylko płaski, dwuwymiarowy obraz. Zapewne widzieliście wiele obrazów tybetańskich
mandali na tangkach. W rzeczywistości mandala jest strukturą trójwymiarową, taką jak pałac.
Dwuwymiarowy obraz mandali to tylko płaski plan, rzut przestrzennej mandali. To tak jak gdyby z
tego pałacu zdjąć dach i z góry spojrzeć na niego. Widać wtedy podłogę pałacu i cztery bramy.
Budda czy też bóstwo siedzi w samym środku pałacu, natomiast inne bóstwa tworzą jego orszak.
W tym przypadku Budda nauczał króla poprzez transformację energii. Przekształcił się w formę
Guhjasamadży. Historia ta została opowiedziana w tantrze Guhjasamadży. Metoda, której nauczył
króla to tantra. Tantra przede wszystkim zajmuje się energią i transformacją energii. Jest to
metoda różniąca się od ścieżki wyrzeczenia, którą podążają mnisi. W tantrze przekształca się swoje
widzenie. To, w jaki sposób widzimy rzeczy jest wynikiem, manifestacją naszej karmy. Teraz
posługujemy się nieczystym, karmicznym widzeniem. Ponieważ wszyscy posiadamy przyczynę
ludzkiego widzenia, jesteśmy ludźmi i wszyscy widzimy w podobny sposób. Ale jeśli przyczyna ta
byłaby inna, widzielibyśmy inaczej. Jeśli mielibyśmy przyczynę widzenia taką jak ryba,
widzielibyśmy rzeczy tak jak ryba, a nie w ten sposób jak widzą je ludzie.
W buddyzmie mówi się o sześciu różnych rodzajach odrodzenia. Każdy z nich reprezentuje inny
karmiczny sposób widzenia czyli sposób, w jaki postrzega się świat. Można odrodzić się jako
człowiek lub jako zwierzę. Oczywiście jest wiele gatunków zwierząt, ale w odróżnieniu od ludzkiego
odrodzenia mówimy o zwierzęcym. Te dwa rodzaje odrodzenia łatwo jest dostrzec fizycznym
wzrokiem. Ale istnieją też inne rodzaje odrodzenia, gdzie istoty posiadają bardziej subtelne ciała.
Na przykład dewy są to bogowie tacy jak w mitologii greckiej lub hinduskiej. Ponieważ Budda
nauczał Hindusów, korzystał z ich mitologii. Można się też odrodzić jako asura. Asury są podobne
do bogów, ale mają swoje własne namiętności. Asury nie są w rzeczywistości złe, ale zawsze walczą
z bogami o owoce długiego życia, które rosną na drzewie znajdującym się w niebiosach bogów.
Asury zawsze próbują dostać się na szczyt niebios i zerwać te owoce. Podobne opowieści występują
w wielu mitologiach. W starożytnej mitologii germańskiej bogowie walczą z olbrzymami.
Następnymi formami egzystencji w buddyzmie są: sfera duchów, pretów i sfera istot piekielnych.
Istnieją piekła gorące i zimne. W chrześcijaństwie tak samo występuje piekło i niebo. Ale w
buddyzmie wygląda to nieco inaczej, ponieważ ani w niebie, ani w piekle nie przebywa się wiecznie.
W rzeczywistości sfery odrodzenia reprezentują stan świadomości stworzony przez naszą karmę.
Jeśli posiada się dużo dobrej karmy, można odrodzić się jako dewa w niebiosach, gdzie jest bardzo
przyjemnie. Prowadzi się tam życie podobne do życia gwiazdy rock'n'rolla. Jest tam wielu
gitarzystów, którzy grają i śpiewają. Są również piękne dewi zachowujące się jak "groupies". W
pięknych pałacach ciągle odbywają się dyskoteki. Każdy ma samochód lub motocykl, w zależności
od tego co mu się bardziej podoba. Czas spędza się na wizytach u znajomych i częstych
przyjemnościach Ale kiedy kończy się dobra karma, kończy się też życie dewy. Mówi się, że tydzień
przed śmiercią dewa traci swoją aurę, opuszcza ją światło, a będące jej ozdobą kwiaty zaczynają
więdnąć. Dewa zaczyna spod pach wydzielać brzydki zapach, tak że opuszczają ją wszyscy
przyjaciele. I chociaż całe życie dewy było bardzo szczęśliwe, to ten tydzień przed śmiercią
dostarcza jej wielkiego cierpienia. Dewy posiadają trzecie oko, którym widzą przyszłość, a więc
także miejsce swojego przyszłego wcielenia. Tak więc dewa również doświadcza wielkiego
cierpienia. Czas w niebiosach, u dewów, biegnie inaczej niż u nas, na Ziemi. Na przykład jeden
tydzień w niebiosach, wśród dewów odpowiada wielu latom spędzonym w świecie ludzi.
Według buddyzmu nie osiąga się więc zbawienia, zostając dewą w niebie. W tradycji
chrześcijańskiej naucza się, że jeśli prowadzi się na ziemi pobożne życie, to po śmierci przenosi się
do świata aniołów w niebie. W buddyzmie występuje taka sama idea, jednak tutaj niebo jest czymś
stworzonym przez własną karmę, dlatego nie jest niczym wiecznym, kończy się po pewnym czasie,
a wtedy dana istota odradza się ponownie w innej sferze. Tak samo sprawa wygląda z piekłem. Jeśli
w tym życiu zabijało się ludzi i było przyczyną cierpienia innych, odradza się w piekle. W buddyzmie
występuje wielka różnorodność piekieł i możliwość wyboru piekła. Jest tu podobnie jak w "Boskiej
Komedii" Dantego. Pisząc tę książkę autor mógł inspirować się buddyzmem. Jednak wszystkie
doświadczenia cierpienia w piekle tworzone są przez naszą karmę. Kiedy ta karma zostaje
wyczerpana, istota odradza się w innej sferze.
Również w sferze asurów istnieje wiele cierpienia. Asury cały czas walczą z dewami i zawsze
przegrywają. W czasie wojny żony asurów zostają w domu, gdzie mają magiczne zwierciadła,
podobne do telewizorów, dzięki którym widzą śmierć swoich mężów poniesioną z rąk dewów. Z
kolei będąc zwierzęciem doświadcza się cierpienia z powodu wykorzystywania przez ludzi.
Natomiast dzikie zwierzęta polują i zjadają się nawzajem. Można się też odrodzić jako preta, czyli
duch, a wtedy doświadcza się cierpień związanych z głodem i pragnieniem. Prety mają wielkie
brzuchy i wąskie gardła. Odradzając się w piekle istota spala się w ogniu lub zamarza w lodzie. Ale
to wszystko jest uzależnione od własnej karmy, to ona jest przyczyną tego, co się widzi. Na
przykład my, jako ludzie, patrząc na rzekę przepływającą przez Kraków, widzimy wodę. Natomiast
gdyby dewa spojrzał na tę rzekę, ujrzałby wypełnioną nektarem o pięknym smaku i zapachu. Kiedy
jest się rybą żyjącą w rzece, woda stanowi jej naturalne otoczenie, tak jak dla nas atmosfera.
Natomiast dla prety taka rzeka jest zupełnie zanieczyszczona, widzi ją jako ściek. Dla istoty
piekielnej jest to natomiast strumień płynnej lawy. Jest to ta sama rzeka, ale sposób jej widzenia
jest uzależniony od karmy. Karma stwarza sposób, w jaki widzi się świat. Ponieważ posiadamy
karmiczną przyczynę bycia ludzkimi istotami, zatem widzimy świat jak ludzie. Wciąż jednak jest to
widzenie bardzo ograniczone i bardzo zniekształcone, tak jak obrazy w krzywych zwierciadłach.
Z punktu widzenia tantry jest to jednak czysta otwarta przestrzeń i nic poza tym W tej przestrzeni
manifestuje się energie, lecz z powodu naszej karmy przestrzeń ta ulega zniekształceniu. Nasza
energia porusza się tylko w jeden, ściśle określony sposób i nie jest w stanie poruszać się w inny. W
tantrze chodzi więc głównie o oczyszczenie sposobu widzenia. Robimy to, przekształcając nasze
nieczyste, karmiczne widzenie w widzenie czyste. Jest to możliwe, ponieważ posiadamy energię, a
energia może ulegać przekształceniom. To właśnie Budda bezpośrednio ukazał królowi Indrabhuti.
Zwykły świat ludzki Budda przekształcił w mandalę, pałac dewów. Gdybyście mieszkali w Beverly
Hills w Kalifornii i byli gwiazdami rocka, moglibyście urządzić sobie w ten sposób mieszkanie. Ale
ponieważ nie mamy takiej karmy jak Mick Jagger, nie mieszkamy w pałacu. Dzięki tantrze nasze
zwykłe otoczenie zostaje przekształcone w mandalę. Budda, wyglądający jak zwykły mnich
przekształcił się w bóstwo Guhjasamadża i udzielił inicjacji królowi, królowej i zgromadzonym tam
ludziom. Dzięki tej inicjacji wszyscy przekształcili się w bóstwa i nie posługiwali się tak jak
przedtem nieczystym karmicznym widzeniem, ale używali czystego widzenia, postrzegając siebie
jako bogów i boginie, a swoje otoczenie jako mandalę.
Dlatego też gdy praktykujemy tantrę, pracujemy z wizualizacją. Na początku nie posiadamy zbyt
wielu umiejętności, możemy mieć wiele trudności z wizualizowaniem. Zwykle dzieciom dużo łatwiej
wychodzi wizualizacja, mają to, co w psychologii nazywa się "wyobraźnią ejdetyczną", to znaczy
zdolnością przestrzennej wyobraźni. Ale ludziom dorosłym, z powodu wychowania i wykształcenia
trudniej jest posługiwać się taką wyobraźnią. Tantra pracuje głównie z energią, która sama w sobie
nie ma formy. Poprzez wizualizację wpływamy na sposób działania energii. Kiedy rozwijają się
nasze zdolności wizualizacji, rozwija się również kontrolowanie energii. Wtedy osiągamy czyste
widzenie. Po tybetańsku nosi to nazwę "kye rim": pierwsza faza praktyki tantrycznej, czyli
wizualizacja. Druga faza nosi nazwę "dzog rim". Wtedy w większym stopniu pracujemy z energią
znajdującą się w naszym ciele. Najpierw jednak musimy opanować wizualizację, tak by móc widzieć
się w czystej formie. Praktyka zaczyna się od inicjacji, która stanowi bramę do tantry. Taka inicjacja
upoważnia do wykonywania pewnych praktyk, odbywających się na trzech poziomach: ciała, mowy
i umysłu. Najpierw otrzymuje się inicjację ciała i wizualizuje siebie w czystej formie jako bóstwo. W
ten sposób przemienia się siebie w czyste naczynie, tak aby mogło je wypełnić błogosławieństwo
Guru. Następnie dostaje się inicjację mowy, która upoważnia do odmawiania mantry. Mantra o
dźwięk, a dźwięk jest formą energii. Dźwięk związany jest z przekształceniem. Forma każdego
bóstwa posiada swoją własną mantrę. Przekształcamy się więc w daną formę, używając jej mantry.
Mantra ta również sprawia, że przekształcenie jest rzeczywiste. Trzecia inicjacja to inicjacja umysłu,
która upoważnia do wejścia w stan kontemplacji.
Seks również jest formą energii, podobnie jak takie emocje jak gniew, pożądanie, itp. W tatrze
używamy tych energii odmiennie niż na ścieżce mnicha, gdzie się je odrzuca. Jeśli na przykład na
środku drogi stoi trująca roślina, wtedy praktykujący hinajanę (w sanskrycie "mniejszy pojazd",
czyli ścieżka mnicha polegają ca na wyrzeczeniach) omija ją, nawet na nią nie patrząc. Jest to
roślina namiętności, pożądania. Praktykujący mahajanę ("większy pojazd") medytuje głównie nad
śunją, czyli Pustką, która jest antidotum na truciznę namiętności. Dzięki tej medytacji widzi się ją
jako pustą, całkowicie nierzeczywistą. Posiadając to antidotum praktykujący mahajanę nie obawia
się tej trującej rośliny. Teraz pojawia się praktykujący tantrę, czyli wadżrajanę, który wie jak
przekształcić znajdującą się w roślinie truciznę w nektar. Przypomina to metodę alchemiczną. W
średniowieczu na Zachodzie działali alchemicy, którzy starali się przekształcić zwykłe metale w
złoto. Również w Indii pojawiali się alchemicy, ale oni zajmowali się przede wszystkim
przekształcaniem trucizny w nektar. Nektar daje zdrowie i długie życie. Tak więc postępuje się w
tantrze - bierze się energie emocji i przekształca je w Oświecenie, w wiedzę (tyb. Jeszie)
W tradycji buddyjskiej zajmują się tym głównie jogini. Z Indii tradycja ta dotarła do Tybetu, gdzie
takich joginów nazywa się ngakpa. Ngakpa to ktoś "kto posługuje się mantrą". Jak już mówiłem
mantra służy do przekształcania energii. Ngakpa nosi białą szatę i długie włosy, tak jak u mnie,
związane w węzeł Przyjmuje się ślubowania nie obcinania włosów, które symbolizują energię.
Wykonuje się wiele praktyk transformacji energii. Niektóre z nich obejmują seks. Tantra jednak nie
oznacza tylko seksu. Na Zachodzie pojawiło się wielu hinduskich nauczycieli tantry i ludzie zaczęli
myśleć, że tantra to tylko seks. W buddyzmie tantra oznacza przede wszystkim pracę z energiami,
a seks jest jedną z form energii. Istnieją także teksty zwane tantrami. Budda udzielił wielu
rodzajów nauk, które zawierają się w sutrach i tantrach. Stąd mówi się o systemie sutr i systemie
tantr. Sutry obejmują hinajanę i mahajanę. Według lamów tybetańskich wszystkie one są naukami
Buddy. Niektóre z nich zostały udzielone przez Buddę Śakjamuniego, inne zaś zostały przekazane w
innych światach i innych wymiarach egzystencji, niektóre poza czasem Takie nauki otrzymywali
tantryczni mistrzowie, mahasiddhowie.
Dla Tybetańczyków nie ma znaczenia, czy nauki te były udzielane przez historycznego Buddę
Śakjamuniego, który żył pięć stuleci przed Jezusem, ponieważ Budda nigdy nie zaprzestał nauczać.
Naucza nawet teraz. Jeśli oczyści się umysł i sposób percepcji, wtedy będzie można bezpośrednio
otrzymać nauki od samego Buddy. Nie otrzymujemy ich teraz, ponieważ nasz umysł jest
zaciemniony. Ten aspekt Buddy, który znajduje się poza czasem i historią nosi nazwę
Wadżrasattwy. Dlatego też najwyższe tantry pochodzą od tego aspektu Buddy. Nie ma tu znaczenia
to, kiedy tantra pojawiła się w historii, ponieważ i tak są to nauki Buddy. W Tybecie odkrywano
także teksty zwane "termami". Słowo "terma" oznacza "ukryty skarb". Są one odkrywane cały czas
aż po dziś dzień. Zawierają nauki Buddy lub Guru Padmasambhawy, objawione współczesnym
mistrzom. Studiowałem u wielu takich mistrzów, odkrywców term, tertonów takich jak Dudjom
Rinpocze lub Namkhai Norbu Rinpocze.
W tradycji buddyjskiej zajmują się tym głównie jogini. Wiele z tych nauk przeznaczonych jest dla
współczesnych czasów, ponieważ dzisiejszy świat wygląda zupełnie inaczej niż wyglądał w czasach
Buddy, przed 2500 laty. Niektóre metody były odpowiednie wtedy, ale dzisiaj nie są już skuteczne.
Natomiast zawarte w termach są właśnie odpowiednie na dziś. Wszystko to są nauki Buddy.
Fragment tekstu pochodzi z:
tłum. Zbigniew Zagajewski