Eve Ensler
MONOLOGI WAGINY
(Vagina Monologues)
z języka angielskiego przełożyła
Hanna Szczerkowska
W kwestii praw do wystawiania sztuki proszę zwracać się do
agencji ADIT, tel. 0-22 783-98-71, e-mail: agencja.adit@qdnet.pl
2
I KOBIETA
Na pewno się martwisz.
II KOBIETA
My martwiłyśmy się.
III KOBIETA
Martwiłyśmy się tym, co myślimy o naszych waginach, a jeszcze bardziej, że wcale o
nich nie myślimy. Któregoś dnia zapytałyśmy o jej waginę pewną energiczną
bussinesswoman. Powiedziała, że jest zbyt zajęta i że nie ma na to czasu. śeby, na
przykład, przyjrzeć się waginie, powiedziała, trzeba by poświęcić temu cały dzień.
Położyć się na plecach przed stojącym lustrem, i to najlepiej takim, które obejmuje całą
postać. Przyjąć stosowną pozycję, ustawić światło, pod odpowiednim kątem, do tego
tak, żeby go lustro nie zasłaniało. Następnie zaś wygiąć się do przodu i skłonić głowę,
przyjmując pozycję grożącą urazem kręgosłupa. W tym momencie odechciewa się
dalszych wysiłków. Powiedziała, że nie ma na to czasu. Jest bardzo zajęta.
III KOBIETA
Przeprowadziłam więc szereg wywiadów na temat waginy. Powstały z nich później
monologi waginy. Rozmawiałam z ponad dwiema setkami kobiet. Były to kobiety stare,
młode, mężatki, samotne, lesbijki, profesorki, aktorki, prawniczki, lekarki, prostytutki,
murzynki, latynoski, Azjatki, Indianki i żydówki. Z początku wypowiadały się niezbyt
chętnie. Były onieśmielone. Ale jak się już rozochociły, trudno było im przerwać.
Kobiety w gruncie rzeczy uwielbiają mówić o swoich waginach. Były bardzo
podekscytowane, głównie dlatego, że nikt ich dotąd o to nie pytał.
I KOBIETA
Zacznijmy od samego słowa: „wagina”. W najlepszym wypadku brzmi jak nazwa
choroby, lub narzędzia chirurgicznego: „Siostro, proszę się pospieszyć i podać mi
waginę!” Wagina. Wagina. Bez względu, ile razy wypowiesz to słowo, nigdy nie brzmi
tak, jak powinno. To śmieszne, z gruntu aseksualne słowo. Gdybyś, chcąc zachować
3
poprawność polityczną, wypowiedziała je w trakcie uprawiania seksu: „Kochanie, czy
mógłbyś popieścić moją waginę?” – z miejsca ukręciłabyś sprawie łeb.
II KOBIETA
Martwiłyśmy się więc o nasze waginy, o to, jak je nazywamy i jak ich nie nazywamy.
III KOBIETA
W Great Neck nazywają ją „kicia”. Pewna kobieta z tamtych okolic powiedziała, że
matka mawiała do niej: „Nie wkładaj majtek pod piżamę, kochanie, musisz
przewietrzyć swoją kicię.”
I KOBIETA
W Westchester mówi się na nią „pipi”.
II KOBIETA
W New Jersey – pochwa.
III KOBIETA
Jest też cipa, cipka, cipcia, futerko, jamka, szparka, dziurka, oczko..
I KOBIETA
otworek, szczelinka, pieczara, mała czarna, kaśka...
II KOBIETA
mańka, psioszka, puderniczka...
III KOBIETA
pisia-sisia
I KOBIETA
ścipka, pipka, dziupla, bruzda, etui, króliczek, błam, futerał i ciepieluszka.
I, II, III KOBIETA
Martwimy się o nasze waginy.
4
5
[Intro „Włosy”]
Niektóre monologi opierają się na historii jednej kobiety, inne - na doświadczeniach
kilku kobiet na tym samym polu. czasemi zaś dobry pomysł wywoływał skandal.
Pierwszy monolog opiera się na historii jednej kobiety, chociaż ten temat pojawiał się
przy każdym wywiadzie i często okazywał się drażliwy.
WŁOSY
Nie możesz kochać waginy, jeśli nie kochasz otaczających ją włosów. Wielu ludzi ich
nie kocha. Na przykład mój pierwszy i jedyny mąż nienawidził ich. Twierdził, że są
skołtunione i nieprzyzwoite. Zmuszał mnie do golenia wzgórka łonowego, który potem
wyglądał jak nadmuchany i stawał się bezbronny jak u małej dziewczynki. To właśnie
go podniecało. Kiedy się ze mną kochał, moja wagina czuła się tak, jak musi czuć się
broda. Mąż lubił pocierać cipkę aż do bólu. Przypominało mi to rozdrapywanie
ukąszenia komara. Była stale zaogniona. Pojawiały się na niej czerwone wypryski.
Wreszcie odmówiłam dalszego golenia tego miejsca. Wówczas mąż wdał się w
przygodę miłosną. Kiedy poddawaliśmy się terapii małżeńskiej, oznajmił, że zdradza
mnie, bo nie dostarczam mu satysfakcji seksualnej. Terapeutka mówiła z niemieckim
akcentem i, żeby zademonstrować swoją empatię, wzdychała pomiędzy jednym a
drugim zdaniem. Spytała mnie, dlaczego nie chcę sprawić przyjemności mężowi.
Odpowiedziałam, że uważam to za dziwactwo. śe pozbawiona w tym miejscu włosów,
czuję się małą dziewczynką i, wbrew sobie samej, zaczynam mówić dziecinnym
głosikiem, poza tym skóra jest stale podrażniona i nawet tonik kojący nie pomaga.
Terapeutka powiedziała, że małżeństwo oznacza konieczność pewnych kompromisów.
Zapytałam, czy, jeśli się ogolę, mąż przestanie mnie zdradzać. Ona na to, że stawianie
takich pytań rozmywa proces terapii. śe powinnam spróbować, na dobry początek.
Tym razem, po powrocie do domu, miał mnie ogolić mąż. To było coś w rodzaju
nagrody za podjęcie terapii. Skaleczył mnie w kilku miejscach i w wannie pojawiło się
trochę krwi. Nawet tego nie zauważył, taki był szczęśliwy. Potem, kiedy kładł się na
mnie, czułam, że jego kolczasta ostrość wbija się we mnie, w mój nagi, wydęty
wzgórek łonowy. Pozbawiony ochrony. Pozbawiony puszystości włosów.
6
Zrozumiałam wtedy, że włosy rosną tam z jakiegoś powodu – jak liść dookoła kwiatu,
trawnik dookoła domu. Trzeba kochać włosy, by kochać waginę. Nie można pozbawiać
się części własnego ciała tylko dlatego, że ktoś ma taki kaprys. Nawiasem mówiąc, mąż
nigdy nie przestał mnie zdradzać.
7
I KOBIETA
Wszystkim kobietom zadałyśmy następujące pytania:
II KOBIETA
Gdyby twoja wagina miała się w coś ubrać, co by włożyła?
skórzaną kurtkę
jedwabne pończochy
norki
męski smoking
dżinsy
coś obcisłego
szmaragdy
wieczorową suknię
cekiny
tylko i wyłącznie kreacje Armaniego
spódniczkę baletnicy
przezroczystą czarną bieliznę
taftową suknię balową
coś, co można prać mechanicznie
balową maseczkę zakrywającą oczy
fioletową aksamitną piżamę
angorę
czerwoną kokardę
gronostaje i perły
wielki kapelusz przybrany kwiatami
kapelusz w panterkę
jedwabne kimono
beret
dresy
tatuaż
paralizator elektryczny, celem odstraszania niepożądanych amatorów
wysokie obcasy
8
koronki, a do tego glany
fioletowe pióra, gałązki i muszelki
bawełnę
krawat w biało-czerwone paski
bezrękawnik
bikini
płaszcz przeciwdeszczowy
Gdyby twoja wagina potrafiła mówić, co by powiedziała, w dwóch słowach:
przystopuj nieco
czy to ty?
nakarm mnie
ja chcę
mniam mniam
o, tak
jeszcze raz
nie, nie tu
poliż mnie
zostań w domu
śmiały wybór
przemyśl to raz jeszcze
proszę o bis
obejmij mnie
zabawmy się
nie przerywaj
jeszcze, jeszcze
pamiętaj o mnie
wejdź do środka
jeszcze nie
o, mamo
tak, tak
kołysz mnie
wstęp na własne ryzyko
9
o boże
dzięki bogu
jestem tutaj
do dzieła
do dzieła
znajdź mnie
dziękuję ci
bonjour
trudna sprawa
nie rezygnuj
gdzie jest Brian?
już lepiej
tak, tutaj. tutaj
10
[Intro – Potop]
Przeprowadzałam wywiady z kobietami pomiędzy 65 a 75 rokiem życia. Te rozmowy
były najbardziej poruszające ze wszystkich. Może dlatego, że wiele z tych kobiet nigdy
przedtem nie rozmawiało na ten temat. Pewna 72-letnia kobieta nigdy nie widziała
swojej waginy. Podmywała się pod prysznicem lub w wannie, jednak nigdy ze
świadomym zamiarem zrobienia tego. Nigdy w życiu nie miała orgazmu. W 72-gim
roku życia poddała się terapii, tak jak to zazwyczaj robimy w Nowym Jorku, i idąc za
radą terapeuty, wróciła pewnego popołudnia do domu, zapaliła świece, wzięła kąpiel,
nastawiła muzykę i zajęła się sobą. Trwało to ponad godzinę, ponieważ miała artretyzm,
kiedy jednak w końcu znalazła łechtaczkę, zapłakała. Następny monolog poświęcam
właśnie jej.
POTOP
Tamto miejsce na dole? Nie było mnie tam od roku 1953. Nie, to nie ma nic wspólnego
z Einsenhowerem. Nie, nie, na dole znajduje się piwnica. Bardzo wilgotna i zimna. Nikt
nie ma ochoty tam schodzić, uwierz. Zemdliłoby cię. Zaduch. Mdlący zaduch. Zapach
wilgoci, pleśni i tak dalej. Fuj! Cuchnie nieznośnie i przesyca ubranie.
Nie, nie było tam żadnego wypadku. Nic nie wybuchło, nikt nie został przyłapany na
gorącym uczynku. Nie było aż tak dramatycznie. To znaczy... no, mniejsza o to. Nie
mogę ci o tym powiedzieć. Czemu taka inteligentna dziewczyna jak ty ugania się za
starszymi paniami i gada z nimi o dolnych partiach? Za mojej młodości nie rozmawiało
się o takich rzeczach. O jakich rzeczach? O Jezu, niech będzie.
Był taki chłopak, Andy Lefkov. Był przystojny – w każdym razie według mnie. I
wysoki, tak jak ja - naprawdę mi się podobał. Umówiłam się z nim na randkę w jego
samochodzie...
Nie mogę. Nie mogę o tym mówić. Sama wiesz, że to tam. Jakby w piwnicy. Czasami
dochodzi stamtąd dudnienie. Coś niesie się po rurach. Dostają się tam małe zwierzęta i
takie rzeczy, i wszystko wilgotnieje. Czasami trzeba wykonać naprawę, bo coś
przecieka. Poza tym jednak drzwi pozostają zamknięte. Człowiek zapomina o
11
wszystkim. Znaczy, to w dalszym ciągu jest częścią domu, ale nie patrzy się i nie myśli
o tym. Coś musi jednak tam być, każdy dom musi mieć piwnicę, bo nikt nie chciałby
mieć sypialni w suterenie.
Och, Andy, Andy Lefkov. No cóż. Andy był bardzo przystojny. Był cennym łupem.
Znaleźliśmy się w samochodzie, nowym, białym chevrolecie belair. Wydawało mi się,
iż moje nogi są zbyt długie jak na rozmiary jego wnętrza. Mam bardzo długie nogi.
Obijały się o deskę samochodu. Spoglądałam na moje duże rzepki kolanowe, kiedy
nagle Andy pocałował mnie w zaskakujący sposób „zaborczo, tak jak to robią na
filmach”. I wtedy podnieciłam się, podnieciłam tak bardzo, że wypłynął ze mnie potop.
Nie potrafiłam go opanować. Było tak, jakby ta fala namiętności, ta rzeka życia po
prostu wytrysnęła ze mnie, przez bieliznę, prosto na siedzenie jego nowego białego
chevroleta belair. Nie był to mocz, był to jakiś cuchnący płyn, no prawdę mówiąc, ja nie
czułam żadnego zapachu, lecz on powiedział, Andy powiedział, że jedzie skwaszonym
mlekiem i brudzi siedzenie jego samochodu. Powiedział, że jestem śmierdzącą,
dziwaczną panienką. Chciałam wyjaśnić, że to przez jego pocałunek straciłam
panowanie nad sobą, że normalnie taka nie jestem. Usiłowałam wytrzeć plamę
sukienką, Była to nowa, żółta sukienka, a tak brzydko wyglądała z wilgotną plamą.
Andy odwiózł mnie do domu, nie mówiąc więcej ani słowa, a kiedy wysiadłam i
zamknęłam drzwi jego samochodu, zamknęłam cały kram na amen. Zamknęłam go na
klucz i na zawsze zaprzestałam tego typu działalności. Umawiałam się potem jeszcze
kilka razy, lecz myśl o wywołaniu potopu sprawiała, że zrobiłam się strasznie nerwowa.
Nigdy więcej nie byłam z nikim blisko.
Nawiedzały mnie sny, szalone sny. Och, całkiem fantastyczne. Dlaczego? Burt
Reynolds. Nie wiem, dlaczego właśnie on. Na co dzień nic dla mnie nie znaczył, ale w
snach... był zawsze Burt. Zasadniczo był to zawsze ten sam sen. Byliśmy na mieście.
Burt i ja. W jakiejś restauracji, z tych, jakie można zobaczyć w Atlantic City, z wielkimi
kandelabrami i innymi bajerami, i tysiącami kelnerów w kamizelkach. Burt wręczał mi
bukiecik orchidei. Przypinałam go do żakietu. Śmialiśmy się. Jedliśmy koktajl z
krewetek. Wielkich, bajecznych krewetek. Śmialiśmy się coraz głośniej. Byliśmy ze
sobą bardzo szczęśliwi. A potem on spoglądał mi w oczy i przyciągał mnie do siebie w
samym środku restauracji – i w chwili, kiedy już miał mnie pocałować, sala zaczynała
drżeć, spod stołu wyfruwały gołębie – nie mam pojęcia, skąd się tam wzięły – i potop,
12
potop wypływał prosto stamtąd. Wypływał ze mnie. Płynął i płynął. Widać było ryby i
małe łódeczki, cała restauracja napełniała się wodą, a Burt, stojąc po kolana w moim
potopie, wyglądał na bardzo rozczarowanego, że znowu to zrobiłam, i z przerażeniem
spoglądał na swoich przyjaciół, Deana Martina i inne sławne osoby, przepływające
obok nas w smokingach i wieczorowych sukniach.
Te sny już się skończyły. Skończyły się, odkąd usunięto mi prawie wszystko co łączyło
się z tym miejscem. Usunięto macicę, jajowody, wszystko. Lekarz uważał, że jest
dowcipny. Powiedział, że organ nieużywany się psuje. W rzeczywistości był to rak.
Trzeba było wyciąć wszystko. Tak, czy siak, komu to potrzebne. Te sprawy są mocno
przereklamowane. Zajęłam się czymś innym. Bardzo lubię wystawy psów. Handluję
antykami.
Pytasz mnie, w co by się ubrała moja wagina? Co za pytanie? W co by się ubrała?
Przyczepiłaby sobie wielki szyld:
ZAMKNIĘTE Z POWODU POTOPU.
Co by powiedziała? Mówiłam ci. To nie tak. Nie jest osobą, która potrafi mówić.
Zamilkła już dawno temu. To tylko miejsce. Miejsce, które się omija. Jest zamknięte, w
podziemnej części domu. Tam się znajduje.
Usatysfakcjonowana? Zmusiłaś mnie do mówienia – wyciągnęłaś ze mnie to wszystko.
Stara kobieta opowiedziała o swoim miejscu, tam na dole. Zadowolona?
(Odwraca się.)
Wiesz, prawdę mówiąc, jesteś pierwszą osobą, której o tym powiedziałam i trochę mi
ulżyło.
13
14
BO ON LUBIŁ NA NIĄ PATRZEĆ
A oto, jak doszło do tego, że zaczęłam lubić swoją waginę. To krępujące,
ponieważ niezbyt poprawne politycznie. To znaczy, ja wiem, że to powinno było się
odbyć w kąpieli z solą z Morza Martwego, w tle gra płyta Enyi, i w tym wszystkim ja,
afirmująca swoją kobiecość. Znam to na pamięć. Waginy są piękne. Nasza nienawiść do
siebie samych to tylko uwewnętrzniona presja i nienawiść kultury patriarchalnej, a nie
żadne naturalne zjawisko. Cipki wszystkich krajów, łączcie cię. Wiem wszystko.
Gdybyśmy wyrosły w kulturze, w której ideałem piękności są tłuste uda,
mieszałybyśmy mleczne koktajle i wygniatały ciasta, a potem leżały do góry brzuchem,
marnując czas i hodując biodra. Nasza kultura jest jednak inna. Nienawidziłam swoich
ud, a jeszcze bardziej waginy. Uważałam, że jest potwornie brzydka. Byłam jedną z
tych kobiet, co kiedyś się jej przyjrzały. Natychmiast gorzko tego pożałowałam. Złapały
mnie mdłości. Zaczęłam współczuć każdemu, kto musiałby do niej zajrzeć.
Aby jakoś przetrwać, zaczęłam udawać, że mam pomiędzy nogami coś innego.
Zaczęłam wyobrażać sobie różne elementy wyposażenia wnętrz - wygodne materace z
lekkimi bawełnianymi narzutami, foteliki wyściełane aksamitem, dywany ze skór
dzikich zwierząt lub śliczne jedwabne chusteczki, pikowane rękawice kuchenne,
porcelanowe filiżanki albo miniaturowe krajobrazy – krystaliczne jeziora i wilgotne
bagniska. Przyzwyczaiłam się do tego tak bardzo, iż zupełnie zapomniałam, że mam
waginę. Ilekroć uprawiałam seks z mężczyzną, wyobrażałam sobie jego we wnętrzu
mufki wyściełanej futrem norek, czerwonej róży, albo chińskiej wazy.
A potem spotkałam Boba. Bob był najbardziej przeciętnym mężczyzną, jakiego
spotkałam w życiu. Wysoki, chudy, bez wyrazu, nosił ubranie w panterkę. Nie lubił
pikantnych potraw, ani zespołu Prodigy. Nie gustował w seksownej bieliźnie. Latem
starał się unikać słońca. Nie miał zwyczaju rozwodzić się o swoich doznaniach
wewnętrznych. Nie miał kłopotów ani problemów, nie był nawet alkoholikiem. Nie był
specjalnie zabawny, elokwentny, ani tajemniczy. Nie był podły, niedostępny, zajęty
samym sobą czy charyzmatyczny. Samochód prowadził bez zbytniej brawury. Nie za
bardzo mi się podobał. W ogóle bym go nie zauważyła, gdyby nie to, że pomógł mi
zebrać drobne, które upuściłam przy kasie w delikatesach. Gdy wręczał mi
15
ćwierćdolarówki i jednocentówki, a jego dłoń przypadkowo dotknęła mojej, coś
zaiskrzyło. Poszłam z nim do łóżka. I wtedy właśnie zdarzył się cud.
Okazało się, że Bob uwielbiał waginy. Był koneserem. Uwielbiał ich dotyk, smak,
zapach, a, co najważniejsze, wygląd. Musiał na nie patrzeć. Kiedy kochaliśmy się po
raz pierwszy, oznajmił, że musi mnie zobaczyć.
- Przecież jestem tutaj – powiedziałam
- Ciebie – odparł. – Muszę zobaczyć ciebie.
- W takim razie włącz światło – odrzekłam. (Pomyślałam z lękiem, że to wariat, który
zaczyna świrować.) Włączył światło.
A potem powiedział: „O.K., jestem gotów, gotów na ciebie popatrzeć.”
„Tutaj – pomachałam ręką – tu jestem.”
Wtedy zaczął mnie rozbierać.
„Co robisz, Bob?” – zapytałam.
„Muszę cię zobaczyć” – odpowiedział.
„Nie ma potrzeby – powiedziałam – zanurkuj i już.”
„Muszę zobaczyć, jak wyglądasz” – obstawał.
„Kiedyś już chyba widziałeś kanapę z czerwonej skóry – odrzekłam.
Bob dalej robił swoje. Nie zrezygnował. Miałam ochotę wyrzygać się i umrzeć.
„To strasznie intymne – szepnęłam – Nie mógłbyś po prostu zanurkować?”
„Nie – powiedział – To jest kwintesencja. Muszę popatrzeć.”
Wstrzymałam oddech. Bob patrzył i patrzył. Westchnął, uśmiechnął się, popatrzył
jeszcze trochę i jęknął. Zaczął głośno oddychać. Jego twarz uległa przeobrażeniu. Już
nie wyglądał zwyczajnie. Przypominał piękne, głodne zwierzę.
„Jesteś taka piękna – powiedział. – Wytworna i głęboka, niewinna i dzika.”
„Aż tyle tam zobaczyłeś?” – spytałam.
To było tak, jakby mi wróżył z ręki.
„Tak, wszystko – odparł – i o wiele, wiele więcej.”
16
Wpatrywał się tak niemal przez godzinę, jakby studiował mapę, obserwował księżyc,
wpatrywał się w oczy, ale to była moja wagina. Przy świetle lampy przyglądałam się,
jak Bob mi się przygląda. Był tak autentycznie podekscytowany, tak spokojny i
jednocześnie pełen euforii, że zwilgotniałam i ogarnęło mnie podniecenie. Ujrzałam
siebie taką, jaką widział mnie on. Poczułam się piękna i wspaniała – jak wielkie
malowidło czy wodospad. Bob nie miał żadnych oporów. Nie czuł wstrętu. Zaczęłam
puchnąć z dumy. Pokochałam swoją waginę, a Bob zatracił się w niej i ja byłam tam
razem z nim, w mojej waginie i razem odpłynęliśmy w nieskończoną dal.
17
Rozmawiałyśmy z wieloma kobietami na temat menstruacji. Rozpoczęła się chóralna
pieśń, coś w rodzaju dzikiej, zbiorowej pieśni. Głosy kobiet nakładają się na siebie
naśladując echo.
MIAŁAM 12 LAT. MAMA DAŁA MI KLAPSA
I KOBIETA
Mój siedmioletni braciszek, chodzący do drugiej klasy, zaczął rozprawiać na temat
miesiączek. Nie podobało mi się, że stroi sobie żarty. Poszłam do matki. „Co to jest
miesiączka?” – spytałam. „To znak interpunkcyjny – powiedziała. – Stawia się go na
końcu zdania.”
II KOBIETA
Ojciec przyniósł mi kartkę z napisem: „Dla mojej małej dziewczynki, która nie jest już
taka mała.
III KOBIETA
Byłam przerażona. Matka pokazała mi grube podpaski. Zużyte miałam wrzucać do
kubła pod zlewem kuchennym.
IV KOBIETA
Przypominam sobie, że byłam jedną z ostatnich. Miałam 13 lat.
I KOBIETA
Wszystkie chciałyśmy, żeby już się pojawiła.
III KOBIETA
Bardzo się bałam. Zaczęłam wkładać zużyte podpaski do papierowych toreb i
gromadzić je w skrytkach pod dachem domu.
II KOBIETA
To się stało w ósmej klasie. Matka powiedziała: „O, jak to miło”.
18
IV KOBIETA
Poprzedziła ją intensywnie brązowa kapanina. Zbiegła się z pojawieniem słabych
włosków pod pachami, rosnących nieregularnie – jedna pacha była owłosiona, druga –
nie.
I KOBIETA
Miałam lat szesnaście. Trochę się przestraszyłam.
II KOBIETA
Mama dała mi kodeinę. Mieliśmy piętrowe łóżka. Położyłam się na dolnym. Mama
czuła się bardzo niezręcznie.
III KOBIETA
Pewnego wieczora wróciłam do domu późno i wślizgnęłam się do łóżka, nie zapalając
światła. Matka znalazła zużyte podpaski i włożyła mi je pod kołdrę.
II KOBIETA
Miałam dwanaście lat, byłam w samych majtkach. Nie zdążyłam się jeszcze ubrać.
Spojrzałam na schody. Zobaczyłam to.
I KOBIETA
Spojrzałam w dół i zobaczyłam krew.
III KOBIETA
W siódmej klasie. Matka zauważyła plamy na mojej bieliźnie. Dała mi kilka
plastikowych pieluszek.
II KOBIETA
Mama powiedziała ciepłym tonem: „Wobec tego sprawimy ci podpaski”.
III KOBIETA
Jeśli chodzi o moją przyjaciółkę, Marcię, jej rodzice urządzili z tej okazji małą
uroczystość. Podjęli ją odświętną kolacją.
19
I KOBIETA
Wszystkie chciałyśmy mieć już miesiączkę.
II KOBIETA
Także teraz wszystkie tego pragniemy.
IV KOBIETA
Miałam trzynaście lat. Nie było wtedy gotowych podpasek. Trzeba było uważać, by nie
poplamić sukienki. Byłam czarna i biedna. W kościele okazało się, że mam plamę z
tyłu. Nic po sobie nie pokazałam, lecz czułam się winna.
II KOBIETA
Miałam lat dziesięć i pół. Bez żadnego przygotowania. Brązowa plama na majtkach.
I KOBIETA
Pokazała mi, jak wkładać tampon. Wszedł tylko do połowy.
III KOBIETA
Miesiączka wydała mi się zjawiskiem niewyjaśnialnym.
IV KOBIETA
Matka powiedziała mi, że muszę używać szmatek. śadnych tamponów. Nie wkłada się
nic do cukiernicy.
III KOBIETA
Używałam waty. Powiedziałam matce. Dała mi papierowe laleczki do wycinania.
Przedstawiały Elizabeth Taylor.
II KOBIETA
Miałam piętnaście lat. Matka powiedziała: „Mazel tow”. Poklepała mnie po twarzy. Nie
wiedziałam, czy to coś dobrego, czy też złego.
I KOBIETA
20
Mój okres, jak zmiksowane ciasto przed upieczeniem. Indianki przez pięć dni siedziały
na mchu. Szkoda, że nie należę do tubylców.
III KOBIETA
Miałam piętnaście lat i chciałam już to dostać. Byłam wysoka i rosłam jeszcze bardziej.
IV KOBIETA
Kiedy widziałam białe dziewczyny w sali gimnastycznej, z tamponami, sądziłam, że to
złe dziewczyny.
II KOBIETA
Ujrzałam małe czerwone kropeczki na różowych płytkach podłogowych. Powiedziałam
sobie: „No tak.”
IV KOBIETA
Matka była ze mnie zadowolona.
I KOBIETA
Używałam tamponów O.B. i lubiłam wkładać tam palce.
IV KOBIETA
Miałam jedenaście lat, nosiłam białe majtki. W pewnym momencie pociekła ze mnie
krew.
III KOBIETA
Pomyślałam, że to straszne.
I KOBIETA
Nie byłam przygotowana.
II KOBIETA
Cierpiałam bóle krzyża.
IV KOBIETA
21
Robiłam się lubieżna.
III KOBIETA
Miałam 12 lat. Byłam szczęśliwa. Moja przyjaciółka miała wirujący stolik i spytała,
kiedy dostaniemy miesiączkę. Spojrzałam w dół i zobaczyłam krew.
I KOBIETA
Spojrzałam w dół i dostrzegłam to.
IV KOBIETA
Stałam się kobietą.
III KOBIETA
Byłam przerażona.
I KOBIETA
Nigdy nie myślałam, że to naprawdę przyjdzie.
IV KOBIETA
To zmieniło całe moje myślenie o sobie. Stałam się milcząca i dojrzała. Dobra
wietnamska kobieta – spokojna robotnica, skromna, małomówna.
II KOBIETA
Miałam dziewięć i pół roku. Byłam pewna, że wykrwawię się na śmierć, ściągnęłam
bielizną i rzuciłam ją w kąt. Nie chciałam niepokoić rodziców.
I KOBIETA
Matka podała mi gorącą wodę z winem, położyła do łóżka. Zasnęłam.
III KOBIETA
Byłam w sypialni w mieszkaniu mojej matki. Miałam tam kolekcję komiksów. Matka
powiedziała: „Nie wolno ci teraz dźwigać pudła z komiksami”.
II KOBIETA
22
Koleżanki powiedziały mi, że co miesiąc będę miała krwotok.
I KOBIETA
Moja matka często trafiała do szpitala psychiatrycznego. Nie była w stanie opiekować
się mną, kiedy dorastałam.
IV KOBIETA
„Szanowna pani Carling, proszę zwolnić córkę z gry w koszykówkę. Właśnie
dojrzała.”
III KOBIETA
Na obozie powiedziano mi, żebym nie kąpała się podczas okresu. Przemyli mnie
środkiem antyseptycznym.
IV KOBIETA
Obawiałam się, że ludzie to poczują. Bałam się, że powiedzą, że cuchnę jak ryba.
II KOBIETA
Wymiotowałam i nie mogłam niczego przełknąć.
IV KOBIETA
Robiłam się głodna.
III KOBIETA
Czasem jest to bardzo czerwone.
I KOBIETA
Lubię kropelki kapiące do toalety. Niczym farba.
III KOBIETA
Czasami jest to brązowe i niepokoi mnie.
IV KOBIETA
23
Miałam lat dwanaście. Matka dała mi klapsa i podarowała czerwoną bawełnianą
koszulę. Ojciec wyszedł kupić butelkę sangrii.
24
Waginalne warsztaty
Moja wagina to muszla, okrągła, różowa, delikatna muszla, która otwiera się i zamyka,
zamyka się i otwiera. Moja wagina jest kwiatem, ekscentrycznym tulipanem, ośrodkiem
czułym i głębokim, o delikatnym zapachu i łagodnych, lecz mocnych płatkach.
Nie zawsze miałam tę świadomość. Dowiedziałam się o tym podczas warsztatów
waginalnych. Dowiedziałam się o tym od prowadzącej je instruktorki, kobiety, która
wierzy w waginę, zna ją naprawdę, i pomaga kobietom poznawać własne waginy
poprzez poznawanie wagin innych kobiet.
Na pierwszej sesji instruktorka poprosiła, by każda z nas zrobiła rysunek swojej,
„wyjątkowej, pięknej, bajecznej waginy”. Tak właśnie to ujęła. Chciała się dowiedzieć,
jak, według nas, wyglądają nasze wyjątkowe, piękne, bajeczne waginy. Pewna kobieta
w ciąży narysowała wielkie czerwone usta, otwarte do krzyku i plujące monetami. Inna,
bardzo chuda - wielką tacę z wypukłym wzorem. Natomiast ja narysowałam wielką
czarną kropkę z krętymi liniami, które miały symbolizować ludzi lub rzeczy albo po
prostu podstawowe atomy, które tam się zagubiły. Ta kropka to czarna dziura w
przestrzeni kosmicznej. Zawsze myślałam o mojej waginie jak o anatomicznej próżni,
która wsysa przypadkowo napotkane cząsteczki oraz inne obiekty, które znajdą się w jej
zasięgu.
Nie myślałam o waginie w kategoriach praktycznych lub biologicznych. Na przykład
nie postrzegałam jej jako części ciała, czegoś znajdującego się pomiędzy nogami,
nieodłącznego ode mnie.
Podczas warsztatów miałyśmy obejrzeć swe waginy, posługując się lusterkiem.
Następnie, po starannych oględzinach, miałyśmy zdać sprawę z tego, co ujrzałyśmy.
Muszę przyznać, że wszystko, co do tamtej pory wiedziałam o waginie, było oparte na
pogłoskach i domniemaniach. W rzeczywistości nigdy nie widziałam tego czegoś.
Nigdy się nie zdarzyło mi się na to spojrzeć. Wagina istniała dla mnie w jakimś
abstrakcyjnym planie. Oglądanie jej wydało mi się degradujące i niezręczne - to
25
pochylanie się z lusterkiem w rękach, leżąc na jaskrawej niebieskiej macie. Tak chyba
musieli czuć się pierwsi astronomowie ze swymi prymitywnymi teleskopami.
Wagina wydała mi się z początku dość niepokojąca. Było to tak, jakbym pierwszy raz
zobaczyła przeciętą rybę i pod samą skórą odkryła inny, krwawy i złożony wewnętrzny
świat. To było takie surowe, czerwone i świeże. A to, co zdumiało mnie najbardziej, to
te wszystkie warstwy. Jedna warstwa w drugiej, otwierająca się i ukazująca jeszcze
jedną warstwę. Moja wagina okazała się mistycznym zjawiskiem, które odsłania
kolejne aspekty samego siebie, co jest wydarzeniem samym w sobie, lecz człowiek
dowiaduje się o tym dopiero po fakcie.
Moja wagina zdumiała mnie. Kiedy przyszła kolej na moją wypowiedź, nie mogłam
wydobyć słowa. Po prostu oniemiałam. Otwarłam się na to, co nazywano tutaj „cudem
waginy”. Miałam ochotę leżeć tylko na macie, z rozłożonymi nogami i przez całą
wieczność badać waginę.
To było ciekawsze niż Wielki Kanion, starożytny i pełen dostojeństwa. Miało
niewinność i świeżość autentycznego angielskiego ogrodu. Było zabawne, bardzo
zabawne. Wagina mogła się chować i ukazywać, otwierać się i zamykać. Była ustami.
Była porankiem.
Następnie instruktorka spytała, ile z obecnych kobiet doświadczyło orgazmu. Dwie
kobiety z wahaniem podniosły ręce. Ja nie podniosłam, chociaż miewałam orgazmy.
Były to jednak zdarzenia całkiem przypadkowe, które trafiały się nie wiadomo kiedy i
dlaczego. Zdarzało się to we śnie, z którego budziłam się otoczona blaskiem. Zdarzało
się w wodzie, zwłaszcza w wannie. Pewnego razu na Cape Cod. Podczas jazdy konnej,
na rowerze i na mechanicznej bieżni w sali gimnastycznej. Nie podniosłam ręki, mimo,
że miewałam orgazmy, gdyż nie wiedziałam, co zrobić, żeby je wywołać. Nigdy nie
próbowałam doprowadzać się do orgazmu. Uważałam, że to mistyczna, magiczna
sprawa. Nie chciałam się w to wtrącać. Wzdragałam się na myśl o celowych,
wyszukanych manipulacjach. Taki Hollywood. Orgazm według przepisu. Bez
niespodzianki, bez mistycyzmu. Rzecz jednak w tym, że od jakichś dwóch lat
niespodzianki przestały się trafiać. Od dłuższego czasu ustały magiczne, przypadkowe
orgazmy i byłam bardzo zaniepokojona. Dlatego właśnie wzięłam udział w warsztatach.
26
I wówczas nastąpiła chwila, której obawiałam się i pragnęłam jednocześnie.
Prowadząca poprosiła nas, byśmy po raz drugi wyjęły lusterka i przekonały się, czy
potrafimy zlokalizować łechtaczkę. Byłyśmy tam, cała grupa kobiet, które, leżąc na
plecach, szukały tego miejsca, tego punktu, swej istoty, i nie wiem dlaczego, ale
rozpłakałam się. Może ze zwykłego zażenowania. Może dlatego, że wiedziała, iż muszę
pożegnać się z fantazjami, niezwykłymi fantazjami, że ktoś lub coś zrobi to dla mnie –
ze złudzeniami, że zjawi się osoba, która pokieruje moim życiem, zmieni jego kierunek
i podaruje mi orgazmy. Poczułam, że ogarnia mnie panika. Przerażenie i jednocześnie
konstatacja, że nie starałam się odnaleźć łechtaczki, tłumacząc sobie samej, że byłoby to
działanie stereotypowe i konsumeryzm, w rzeczywistości zaś obawiałam się, że nie
mam łechtaczki, bałam się, że jestem kaleka od urodzenia, że należę do kobiet
zimnych, martwych, zamkniętych, obojętnych, rozgoryczonych, zgorzkniałych – o mój
Boże. Leżałam z lusterkiem w ręku, szukając tego miejsca, dotykając siebie palcami i
myśląc tylko o tym, co się działo, kiedy, mając dziesięć lat, zgubiłam w jeziorze złoty
pierścionek ze szmaragdowym oczkiem. Jak nurkowałam raz po raz, sięgając dna
jeziora, jak przebiegałam rękami po kamieniach, rybach, kapslach od butelek i różnych
świństwach, i nie udało mi się trafić na pierścionek. Ten strach. Wiedziałam, że zostanę
ukarana. Nie powinnam była nosić go podczas pływania.
Prowadząca warsztaty spostrzegła moje szaleńcze zmagania, pocenie się i ciężki
oddech. Podeszła do mnie. Powiedziałam jej: „Zgubiłam łechtaczkę. Nie ma jej. Nie
powinnam była jej nosić podczas pływania.” Roześmiała się. Kojącym gestem
pogłaskała moje czoło. Powiedziała, że łechtaczka to nie jest przedmiot, który można
zgubić. To jestem ja, sama kwintesencja mnie. Nie muszę jej znajdować. Muszę nią
b yć.
Być nią. Być waginą. Być swoją waginą. Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy.
Odłożyłam lusterko. Obserwowałam, jak moje ja przepływa nade mną. Patrzyłam, jak
zwolna przybliża się i na powrót wciela we mnie. Poczułam się jak astronauta
wracający na powierzchnię ziemi. Ten powrót był bardzo spokojny, spokojny i łagodny.
Odbijałam się i lądowałam, odbijałam i lądowałam. Weszłam we własne mięśnie, krew
i komórki, wreszcie wślizgnęłam się w waginę. Nagle okazało się, że idzie to łatwo i
sprawnie. Byłam rozgrzana, pulsująca, gotowa, młoda i żywa. Wtedy, nie patrząc, nadal
27
z zamkniętymi oczami, położyłam palec na tym, co nagle stało się mną. Najpierw
zaczęłam drżeć, co zmusiło mnie do zrobienia przerwy. A potem drżenie zmieniło się w
trzęsienie ziemi, nagłą erupcję, poszczególne warstwy dzieliły się coraz bardziej.
Trzęsieni ziemi otworzyło prastary horyzont światła i ciszy, który rozwarł się na
równinę muzyki, kolorów, niewinności i tęsknoty i poczułam łączność, spełnienie, leżąc
i rzucając się na małej niebieskiej macie.
Moja wagina jest muszlą, tulipanem i przeznaczeniem. Przybywam, by zaraz odejść.
Moja wagina, moja wagina, ja sama.
28
A oto optymistyczny dla waginy fakt:
Łechtaczka to zmyślny organ. To jedyna część ciała przeznaczona wyłącznie dla
przyjemności. Łechtaczka to po prostu wiązka nerwów: 8000 włókien nerwowych,
mówiąc dokładnie. To większa koncentracja włókien nerwowych, niż w jakiejkolwiek
innej części ciała, łącznie z koniuszkami palców, ustami i językiem i dwukrotnie...
dwukrotnie... dwukrotnie większa niż w penisie. Kto chciałby mieć pistolet, mając do
dyspozycji karabin maszynowy?
Z książki Natalie Angier „Kobieta. Geografia intymna”.
29
A oto niezbyt optymistyczny fakt, odnotowany w New York Timesie, z kwietnia 1996
roku.
Od 80 do 100 milionów dziewczynek i młodych kobiet na świecie zostaje poddane
okaleczaniu narządów płciowych. W krajach, gdzie jest to praktykowane, a są to
głównie kraje afrykańskie, około dwóch milionów młodych kobiet może się
spodziewać, że nóż, żyletka lub kawałek szkła okaleczy lub całkowicie odetnie im
łechtaczkę.
Jeśli chodzi o mężczyzn okaleczanie polega na częściowej amputacji lub całkowitym
odjęciu penisa. Natychmiastowe konsekwencje tego to: tężec, krwotoki, uszkodzenia
moczowodów, pęcherza, ścian pochwy. Następstwa bardziej odległe w czasie to:
przewlekłe zapalenia układu moczowego, wzmożona bolesność i niebezpieczeństwo
związane z porodem oraz przedwczesna śmierć.
30
MOJA GNIEWNA WAGINA
Moja wagina jest gniewna. Jeszcze jak. Wkurzona jak jasna cholera. Moja wagina jest
wściekła i musi się wypowiedzieć. Musi się wypowiedzieć na temat całego tego gówna.
Musi z wami porozmawiać. Rzecz w tym, że cała armia ludzi wymyśla sposoby
torturowania mojej nieszczęsnej, kochającej łagodność waginy. Oni spędzają całe dnie
projektując patologiczne produkty i kultywując paskudne pomysły, zmierzające do
podstępnego unicestwienia mojej cipki. Skurwysyny!
Wszystkie te świństwa, którymi stale usiłują nas napychać, czyścić – faszerować; chcą
doprowadzić do tego, żeby wagina zwiała gdzie pieprz rośnie. Otóż moja wagina
nigdzie się wybiera. Jest wściekła i zostanie tam, gdzie była. Na przykład tampony –
cóż to jest, do jasnej anielki? Jakiś pieprzony zwitek suchej waty, który tam się wpycha.
Dlaczego nie znaleziono sposobu, by subtelnie nawilżyć ten tampon? Już na sam jego
widok wagina doznaje szoku, powiada: „Figa z makiem!” i zamyka się.
Trzeba by z nią popracować, przedstawić jej różne przedmioty, utorować drogę. Po to
właśnie wymyślono całą grę wstępną. Moją waginę trzeba przekonać, uwieść, zdobyć
jej zaufanie. Nie sposób zrobić tego suchym zwitkiem pieprzonej waty.
Przestańcie wsadzać tam różne przedmioty. Przestańcie wypychać i czyścić moją
waginę. Ona wcale nie wymaga czyszczenia. Sama w sobie ma ładny zapach. W
niczym nie przypominający woni płatków róży. Nie próbujcie jej „upiększać”. Nie
wierzcie temu, który mówi, że pachnie jak płatki róży, skoro powinna pachnieć jak
cipka. A oni właśnie tak robią, usiłują ją wyczyścić, wypucować, sprawić, żeby
pachniała jak spray do łazienki lub ogródek. Wszystkie te dezodoranty kwiatowe,
wiśniowe, deszczowe! Nie chcę, żeby moja cipka pachniała jak wiśnie czy jak deszcz.
To tak jakby czyścić rybę po usmażeniu. Ja chcę smakować rybę. Po to ją zamówiłam.
A potem te badania. Kto je wymyślił? Musi być jakaś lepsza metoda przeprowadzania
badań. Po co ten okropny papierowy fartuch, który ci drażni cycki i szeleści przy
każdym ruchu, wskutek czego czujesz się jak zmięty papier wyrzucony na śmieci. Po
jaką cholerę gumowe rękawiczki? Po co te lampy, jak na przesłuchaniu, po co te
31
faszystowskie strzemiona, podły zimny wziernik, który wsadzają ci do środka? Co to
takiego? Moja wagina jest wściekła z powodu tych „wizyt”. Już na tydzień przedtem
zaczyna się bronić. Zamyka się, nie chce się „rozluźnić”. Ty pewnie też tego
nienawidzisz? „Rozluźnij pochwę, rozluźnij pochwę.” Po co? Moja wagina jest sprytna
– moja wagina wie, co jest grane – ma się rozluźnić po to, żeby można było w nią
włożyć ten lodowaty wziernik. Bardzo wątpię. Badanie, badanie przez pochwę? To
raczej egzekucja pochwy.
Dlaczego nie mogą wziąć kawałka miłego w dotyku, purpurowego aksamitu, i nim
mnie owinąć, dlaczego nie położą mnie na miękkim flanelowym prześcieradle? Czemu
nie włożą ładnych, różowych lub niebieskich rękawiczek, nie włożą moich stóp w
okryte futerkiem strzemiona? Można by przecież podgrzać ten wziernik. Sprzymierzyć
się z moją waginą.
Lecz nie – czekają ją dalsze tortury – suchy zwitek pieprzonej waty, zimny wziernik i
bielizna niczym popręg. To jest najgorsze ze wszystkiego. Paski. Kto je wymyślił?
Przemieszczają się cały czas, wpijają w okolice waginy, pomiędzy udręczone pośladki.
Wagina powinna być luźna i szeroka, a nie ściśnięta. Dlatego właśnie tak bardzo nie
służą jej gorsety. Musimy się poruszać i rozszerzać oraz mówić, mówić, mówić.
Waginy muszą mieć wygodę. Wyprodukujcie coś takiego. Coś, co będzie sprawiało im
przyjemność. Nie, tego oni, oczywiście, nie zrobią. Nie znieśliby, gdyby kobieta miała
przyjemność, w szczególności zaś przyjemność seksualną. Na przykład można by
zaprojektować sympatyczne majteczki z wbudowanym kondomem z wypustkami.
Kobiety szczytowałyby przez cały dzień, szczytowałyby w supermarkecie,
szczytowałyby w metrze, szczytowałyby w biurze, jakże szczęśliwe byłyby ich waginy!
Ale nie, tego oni nie mogliby ścierpieć! Nie znieśliby widoku tych kipiących energią
ciał - nie zgnojonych, a promieniejących szczęściem wagin.
Gdyby moja wagina mogła mówić, mówiłaby o sobie tak jak ja, mówiłaby o innych
waginach, czyniłaby waginalne spostrzeżenia.
Nosiłaby diamenty od Harrego Winstona - żadnych tam ubrań! - po prostu cała
ustroiłaby się w diamenty.
32
Moja wagina pomogła mi wydać na świat gigantyczne dziecko. Sądziła, że będzie tego
więcej. Ale tak się nie stało. Teraz pragnie podróżować i nie życzy sobie zbyt licznego
towarzystwa. Chce czytać, dowiadywać się różnych rzeczy i częściej bywać. Pragnie
seksu. Ona uwielbia seks. Chce posunąć się w tym jeszcze głębiej. Jest zachłanna na
głębię. Pragnie życzliwości. Pragnie zmian. Pragnie ciszy i wolności, łagodnych
pocałunków, ciepłych płynów i głębokiego dotyku. Pragnie czekolady, zaufania i
piękna. Chce głośno krzyczeć. Nie chce być dłużej gniewna. Chce przeżywać orgazm.
Chce pożądać. Pożąda. Moja wagina, moja wagina. No cóż... ona pragnie wszystkiego.
33
[Intro – „Moja wagina była moją wioską.]
Podczas wojny w Jugosławii w obozach i ośrodkach dla uchodźców robiono wywiady z
kobietami, które uciekły z Bośni.
W samym środku Europy zgwałcono dwadzieścia do siedemdziesięciu tysięcy kobiet.
Było to częścią planowej taktyki wojennej. To szokujące, jak mało zrobiono, żeby temu
zapobiec. A po zakończeniu działań wojennych, w tymże kraju, w ciągu jednego roku
zostało zgwałconych ponad pięćset tysięcy, chociaż teoretycznie nie było tam już
wojny.
Ten monolog jest oparty na historii jednej kobiety. Jest muzułmanką, jak wiele kobiet, z
którymi przeprowadzono wywiady. W ich wspólnotach przed wojną nie znano gwałtu.
Monolog ten dedykujemy owej kobiecie i wszystkim innym, nadzwyczajnym kobietom
z Bośni i Kosowa.
MOJA WAGINA BYŁA MOJĄ WIOSKĄ
I KOBIETA
Moja wagina to były zielone, wilgotne różowe pola, muczenie krów, odpoczywający na
słońcu słodki chłopiec dotykający mnie lekko miękkim kawałkiem złocistej słomki.
II KOBIETA Mam coś pomiędzy nogami. Nie wiem, co to jest. Nie wiem, gdzie to jest.
Nie dotykam tego. Teraz nie. Już nie. Od tamtego czasu nie.
I KOBIETA Moja wagina była rozgadana, niecierpliwa, tak dużo, tak dużo
wypowiedzianych słów, wielomówna, nigdy nie mogła przestać, próbowała, paplała, o
tak, o tak.
II KOBIETA
Teraz już nie, odkąd mi się przyśniło, że jest tam martwe zwierzę wszyte grubą czarną
żyłką od wędki. Wstrętny odór martwego zwierzęcia nie daje się usunąć. Ma
poderżnięte gardło i krwawi poprzez wszystkie moje letnie sukienki.
34
I KOBIETA
Moja wagina śpiewająca wszystkie dziewczęce piosenki, wszystkie piosenki kozich
dzwonków, wszystkie piosenki dzikich jesiennych pól, własne piosenki, piosenki
rodzinnego domu.
II KOBIETA
Teraz już nie, odkąd żołnierze włożyli we mnie długi gruby karabin. Lodowaty stalowy
pręt skasował moje serce. Nie wiem, czy z niego wystrzelą, czy wepchną go w mój
rozedrgany mózg. Sześciu z nich, potworni doktorzy o czarnych maskach wpychający
we mnie butelki. Badyle oraz kij od szczotki.
I KOBIETA
Moja wagina bieżąca rzeczna woda, przejrzysta woda opływająca spieczone słońcem
kamienie kamienna łechtaczka, kamienie łechtaczki wciąż na nowo
II KOBIETA
Teraz już nie, odkąd usłyszałam, jak moja skóra rozdziera się i trzeszczy jak tandetny
materiał, nie robi tego, odkąd kawałek waginy został w moim ręku, fragment warg
sromowych, teraz jednej strony już nie ma.
I KOBIETA
Moja wagina. śywa wilgotna wodna wioska. Moja wagina, moje rodzinne miasteczko.
II KOBIETA
Teraz już nie, odkąd przez siedem dni gwałcili mnie kolejno, śmierdząc odchodami i
wędzonym mięsem i zostawiali we mnie swoją brudną spermę. Stałam się rzeką
trucizny i ropy wszystkie plony i ryby obumarły.
I KOBIETA
Moja wagina żywa wilgotna wodna wioska.
Wtargnęli do niej. Zarżnęli ją i spalili.
II KOBIETA
Teraz już jej nie dotykam.
35
I KOBIETA
Nie odwiedzaj jej.
II KOBIETA
Mieszkam teraz w innym miejscu.
I KOBIETA
Nie wiem, gdzie ono jest.
36
[Intro – „Mała pisia-sisia o wielkich możliwościach”]
Spośród setek bezdomnych kobiet, z którymi robiłam wywiady, tylko jedna nie była
wykorzystywana seksualnie jako mała dziewczynka lub nie została zgwałcona jako
młoda kobieta. Dla większości z tych kobiet „dom” był miejscem strasznym, miejscem,
z którego należało uciec. Schronisko dla bezdomnych stało się, o ironio, pierwszym
miejscem, w którym znalazły bezpieczeństwo, opiekę i pocieszenie.
Oto historia pewnej kobiety, opowiedziana jej słowami. Jedna rzecz, której tu brakuje,
to fakt, że w schronisku poznała inną kobietę, zakochały się w sobie i razem powróciły
do normalnego życia.
Wspomnienie. Grudzień 1965. Mam 5 lat.
Mama mówi do mnie strasznym, wrzaskliwym, przerażającym głosem, że mam przestać
się drapać w pisię-sisię. Zaczynam obawiać się, że sama ją sobie wydrapałam. Już
więcej się tam nie dotykam, nawet w kąpieli. Boję się, że woda mogłaby dostać się do
środka i rozdąć mnie tak, że wybuchnę. Przyklejam plaster na pisię-sisię, żeby przykryć
dziurkę, ale plaster w wodzie odpada. Wyobrażam sobie jakiś stoper, coś w rodzaju
kąpielowej zatyczki, co nie przepuszcza niczego do środka. Do snu zakładam pod
piżamę trzy pary bawełnianych majtek w uśmiechnięte serduszka. Czasem jeszcze mam
ochotę siebie połechtać, ale nie robię tego.
Wspomnienie. Mam siedem lat.
Edgar Montane, dziesięciolatek z podwórka, z wściekłości rąbie mnie pięścią między
nogi. Zdaje mi się, że rozbija mnie na kawałki. Kuśtykając, wracam do domu. Nie mogę
sikać. Mama pyta mnie, co się stało z moją pisią-sisią, a kiedy mówię, co zrobił Edgar,
wrzeszczy na mnie i gada, żebym nigdy więcej nie pozwoliła, by ktokolwiek mnie tam
tykał. Próbuję wytłumaczyć: Mamo, on mnie nie dotykał, tylko walnął pięścią.
Wspomnienie. Mam dziewięć lat.
37
Bawię się na łóżku, odbijając się i padając na materac. Nagle nadziewam się na słupek
łóżka. Wydaję wysoki wrzaskliwy dźwięk, wyrywający się prosto z ust mojej pisi-sisi.
Zabierają mnie do szpitala, w którym rozdarcie zostaje zaszyte.
Wspomnienie. Mam 10 lat.
Jestem w domu mojego ojca. Na piętrze odbywa się balanga. Wszyscy piją, a ja bawię
się sama na dole, przymierzając nowy bawełniany biustonosz i majtki, które podarowała
mi przyjaciółka ojca. Nagle jego najlepszy kumpel, taki wielki chłop, Alfred, zachodzi
mnie z tyłu, ściąga mi te nowe majtki i wsadza do mojej pisi-pisi wielki twardy członek.
Wrzeszczę. Wierzgam. Próbuję się uwolnić, lecz on jest już we mnie. Zjawia się ojciec
- ma w ręku pistolet - rozlega się potworny, ogłuszający huk, krew oblewa Alfreda i
mnie, mnóstwo krwi. Jestem przekonana, że z mojej pisi-sisi nic już nie zostało. Alfred
zostaje sparaliżowany na resztę życia, a matka nie pozwala mi widywać się z ojcem
przez siedem lat.
Wspomnienie. Mam 12 lat.
Moja pisia-sisia to bardzo złe miejsce, skupisko bólu, brzydoty, bicia, napastowania i
krwi. To miejsce nieszczęść. Strefa fatalna. Wyobrażam sobie, że pomiędzy moimi
nogami biegnie autostrada, którą odjeżdżam jak dalej od tego miejsca.
Wspomnienie. Mam 13 lat.
W naszym sąsiedztwie mieszka olśniewająca 24-letnia kobieta. Gapię się na nią przez
cały czas. Kiedyś zaprasza mnie do samochodu. Pyta, czy lubię całować się z
chłopakami, a ja na to, że nie. Wtedy mówi, że chciałaby mi coś pokazać, przechyla się
i całuje bardzo delikatnie w usta, a potem wkłada w nie swój język. Ojejku! Pyta, czy
chciałabym przyjść do jej domu, a potem znowu całuje i mówi, żebym się rozluźniła,
poczuła to i pozwoliła t o poczuć naszym językom. Pyta moją matkę, czy mogę spędzić
u niej noc, a matka jest zachwycona, że zainteresowała się mną taka piękna kobieta
sukcesu. Jestem przerażona, a jednocześnie nie mogę się doczekać. Ma chatę pierwsza
klasa. Przygotowała ją na tę okazję. Są lata siedemdziesiąte, koraliki, puchate poduszki,
38
nastrojowe światła. Widząc to wszystko, postanowiłam, że gdy dorosnę, zostanę
sekretarką tak jak ona. Nalewa sobie wódki, a potem pyta, czego chciałabym się napić.
Mówię, że tego samego, co ona, a ona na to, że moja mama zapewne nie życzyłaby
sobie, abym piła wódkę. Odpowiadam, że całowaniem się z dziewczynami też nie
byłaby zachwycona, więc piękna pani nalewa mi drinka. Następnie przebiera się w
dessous z czekoladowej satyny. Jest obłędna. Zawsze wydawało mi się, że lesby są
brzydkie. Mówię do niej: „Wyglądasz obłędnie”, a ona na to: „Ty też.” Odpowiadam:
„Ale ja mam tylko biały bawełniany biustonosz i zwykłe figi.” Wtedy ona, powolutku,
przebiera mnie w drugie satynowe dessous. Dessous ma kolor lawendowy, jak pierwsze
łagodne dni wiosny. Alkohol idzie mi do głowy, jestem zrelaksowana i gotowa. Nad jej
łóżkiem wisi obraz przedstawiający nagą murzynkę z wielkim afro. Łagodnie i powoli
kładzie mnie na łóżku, a samo ocieranie się naszych ciał doprowadza mnie do orgazmu.
Potem robi ze mną i moją pisią-sisią, wszystko, co dotąd uważałam za brzydkie i... o
rany. Staję się taka gorąca, taka napalona. Ona mówi: „Twoja wagina, nietknięta przez
mężczyznę, pachnie tak ładnie, tak świeżo, że chciałabym, żeby to trwało wiecznie.”
Wariuję ze szczęścia, a wtedy dzwoni telefon i to jest, oczywiście, moja stara. Jestem
pewna, że coś podejrzewa, zawsze mnie przyłapie. „Co się z tobą dzieje, biegałaś?”
Odpowiadam: „Skąd, mamusiu, gimnastykowałam się.” Wtedy ona mówi do
wystrzałowej sekretarki, żeby upewniła się, że nie zadaję się z chłopakami, a dama na
to: „Proszę mi zaufać, nie ma tu żadnych chłopców.” Potem uczy mnie wszystkiego co
się tyczy mojej pisi-sisi. Namawia mnie, bym zabawiała się ze sobą na jej oczach i uczy
różnych sposobów dawania sobie rozkoszy. Robi to bardzo solidnie. Poucza mnie, że
powinnam zawsze wiedzieć, jak zrobić sobie dobrze, żebym nigdy nie była zależna od
faceta. Rano martwię się, że zostałam lesbą, bo tak bardzo się w niej zakochałam. Ona
śmieje się, ale nigdy więcej już jej nie zobaczę. Później zdałam sobie sprawę, że była
moim zaskakującym, nieoczekiwanym i politycznie niepoprawnym zbawieniem.
Przemieniła moją żałosną pisię-sisię i wyniosła ją pod same niebiosa.
Jak pachnie twoja wagina
Jak
Ziemia
39
Wilgotne śmieci
Bóg
woda
nowy dzień
głębia
imbir
pot
to zależy
piżmo
ja
powiedziano mi, że nie pachnie
ananas
esencja kwiatowa
perfumy Paloma Picasso
surowe mięso i piżmo
cynamon i goździki
róża
intensywna jaśminowa puszcza, głęboka, głęboka puszcza
wilgotny mech
pyszny cukiereczek
Południowy Pacyfik
Coś pomiędzy rybą a bzem
brzoskwinie
lasy
dojrzały owoc
herbatka z kiwi i truskawek
ryba
port
woda z octem
lekki likier
ser
ocean
seksownie
gąbka
40
początek
41
[Intro: Rehabilitacja pizdy]
Chciałyśmy sporządzić mapę miast sprzyjających waginie. I tutaj nastąpiło wiele
niespodzianek. Założę się, iż nie wiedzieliście, na przykład, jak bardzo kocha się
waginy w Oklahoma City. To ważne, żeby rozpowszechnić tę informację. Głównie
dlatego, że w mieście tym nie chciano publikować ogłoszeń o tym spektaklu. Wszystkie
tamtejsze gazety to gazety chrześcijańskie, a jak wiadomo, chrześcijanki nie mają
wagin. Spełniła się jednak cudowna baśń, baśń o waginie. To zdarza się we wszystkich
miastach na świecie.
Grupa wspaniałych, ufryzowanych kobiet z Oklahomy podjęła działania wywrotowe.
Rozdawały one niewielkie ulotki w salonach piękności i supermarketach, zachęcając
ludzi do przyjścia (szeptem:) na „Monologi waginy” (normalnym głosem). Wysyłały
także ogłoszenia za pomocą tak wywrotowych środków przekazu jak poczta
elektroniczna. Na trzeci dzień kobiety zjechały się minibusami, przywożąc ze sobą
własne krzesła.
Pewna dziewczynka z Oklahomy opowiedziała, że urodziła się bez waginy i zdała sobie
z tego sprawę dopiero w wieku czternastu lat. Bawiła się z przyjaciółką. Porównywały
swoje narządy płciowe i wówczas spostrzegła, że jej krocze wygląda inaczej, że coś jest
nie w porządku. Poszła do ginekologa z ojcem, z którym była blisko, i lekarz stwierdził,
że dziewczyna nie ma pochwy ani macicy. Ojciec był załamany, starał się opanować
płacz i smutek, by nie sprawiać przykrości córce. Kiedy wracali do domu, podejmując
szlachetną próbę pocieszenia jej, powiedział: „Kochanie. Sytuacja jest interesująca.
Urodziłaś się bez waginy. Jest jednak także dobra wiadomość: dostaniesz najlepszą
rękodzielniczą cipkę w całej Ameryce. A kiedy wybierzesz sobie męża, będziesz mu
mogła powiedzieć, że zrobiliśmy ją specjalnie dla niego.”
W Pittsburghu ludzie szaleją za waginami. Można by zaryzykować stwierdzenie, że to
strefa nieustającego święta waginy. Kto by przypuszczał? Pewna kobieta z Pittsburgha
miała obsesję na punkcie pewnego słowa, pejoratywnego określenia waginy. Podjęła
misję odrodzenia go.
REHABILITACJA PIZDY
42
Mówię na to pizda. Zrehabilitowałam ten wyraz „pizda”. Naprawdę je lubię.
Posłuchajcie. „Pizda”. Najpierw wybuchowe p: paplać, płatek, piękny, port, potem
świdrujące, przeciągłe, elektryzujące „i”: iskra, imię, iglica, Ikar
potem ostre, zdecydowane „zet” – zadra, zdanie, złość; dobitne „de”: dno, drzeć,
drążyć, dar, na koniec zaś łagodne „a” – akant, akacja, alabarster, analogia.
„Pizda, pizda, powiedz to, powiedz mi „pizda”. „Pizda”.
43
Zapytano sześcioletnią dziewczynkę:
Gdyby twoja wagina ubierała się, co by włożyła?
Czerwony top z podwyższoną talią i czapeczkę Metsów włożoną tył na przód.
Gdyby mogła mówić, co by powiedziała?
Wypowiadałaby słowa zaczynające się na W i T – na przykład wiolonczela i turkawka.
Co ona ci przypomina?
Piękną, dojrzałą brzoskwinię. Albo brylant, ze znalezionego przeze mnie skarbu. Mój
własny brylant.
Co wyjątkowego jest w twojej waginie?
Gdzieś głęboko, w środku, znajduje się jej naprawdę bystry umysł.
Jak pachnie?
Jak płatki śniegu.
44
[Intro – „Kobieta, która uwielbiała uszczęśliwiać waginy”]
Prostytutki z natury rzeczy mają bogate, złożone relacje ze swymi waginami. Ta kobieta
zadziwiła mnie szczególnie. Jest prostytutką, ale uprawia seks wyłącznie z kobietami.
Kobieta, która uwielbiała uszczęśliwiać waginy
Kocham waginy. I kocham kobiety. Nie postrzegam ich oddzielnie. Kobiety płacą mi za
to, żebym je dominowała, podniecała, doprowadzała do orgazmu. Nie zawsze byłam
tym, kim obecnie jestem. Wręcz przeciwnie, zaczynałam jako prawnik, kiedy jednak
zbliżałam się do czterdziestki, owładnęła mną obsesja uszczęśliwiania kobiet. Tyle
kobiet pozostaje niezaspokojonych. Tyle kobiet nie zaznało satysfakcji seksualnej.
Zaczęło się to jak pewnego rodzaju misja, później zaś wciągnęło mnie całkowicie.
Byłam w tym bardzo dobra, powiedziałabym, rewelacyjna. Prawdziwa artystka.
Zaczęłam przyjmować zapłatę za swoje usługi. Chyba odnalazłam swoje powołanie.
Kiedy dominuję kobiety, wkładam na siebie ekscentryczne ubiory – koronki i jedwabie
oraz skóry – korzystam także z rekwizytów: batów, kajdanek, sznurów i sztucznych
fallusów. Zajmując się prawem podatkowym, nie mogłam gromadzić wokół siebie
podobnego rynsztunku. Nie było rekwizytów, szaleństwa, podniecenia, nienawidziłam
mojego niebieskiego służbowego mundurka. Jednakże wykonując nowy zawód, od
czasu do czasu wkładam go i bardzo dobrze mi służy. O wszystkim decyduje kontekst.
W kancelarii prawniczej nie było rekwizytów ani kostiumów. Nie było wilgotnienia.
Nie było ciemnej, tajemniczej gry wstępnej. Sztywniejących sutków. Rozchylających
się cudownie warg. Przede wszystkim zaś nie rozlegały się tam jęki. W każdym razie
nie takie, o które chodzi. Te właśnie dźwięki są istotą rzeczy, teraz wreszcie to
zrozumiałam: jęczenie jest zjawiskiem, które uwiodło mnie ostatecznie i sprawiło, że
popadłam w nałóg uszczęśliwiania kobiet.
Kiedy, będąc jeszcze małą dziewczynką, widywałam w kinie kobiety uprawiające
miłość i wydające z siebie dziwne, przeciągłe, orgazmiczne dźwięki, śmiałam się
histerycznie. Trudno mi było uwierzyć, że kobiety mogą być źródłem tak donośnych,
nieprzyzwoitych i niekontrolowanych dźwięków.
45
Tęskniłam za chwilą, kiedy sama będę mogła tak sobie pojęczeć. Ćwiczyłam przed
lustrem, nagrywałam się na magnetofon, jęcząc w najrozmaitszych tonacjach, czasem w
iście operowym stylu, czasami zaś z większą rezerwą, z niemal tłumioną ekspresją.
Zawsze jednak, gdy odtwarzałam nagranie, brzmiało to fałszywie. Bo było fałszem. Nie
miało żadnego sensualnego podłoża, tylko pragnienie zmysłowości.
Pewnego razu, kiedy miałam dziesięć lat, zdarzyło się, że strasznie chciało mi się siusiu.
Było to podczas podróży samochodem. I kiedy wreszcie, po prawie godzinie, mogłam
się wysiusiać na brudnej, małej stacji benzynowej, było to tak podniecające, że
wydałam z siebie - przeciągły jęk. Siusiałam i jęczałam. Nie mogłam w to uwierzyć –
ja, w środku stanu Luizjana, jęcząca na stacji Texaco. Właśnie wtedy zrozumiałam, że
jęki nie łączą się z dostawaniem tego, czego się właśnie pragnie, lecz z uwalnianiem się
od żądzy. Zdałam sobie sprawę, że udają się najlepiej, kiedy człowieka zaskakują,
wychodzą z tej ukrytej tajemniczej części, która przemawia własnym językiem.
Zrozumiałam, że w rzeczywistości są tym właśnie językiem.
Zaczęłam się w nich specjalizować. U większości mężczyzn, z którymi się zetknęłam,
wywoływało to niepokój. Prawdę mówiąc, przerażało ich. Zachowywałem się bardzo
głośno i nie mogli się skupić na tym, co robili. Dekoncentrowali się. Gubili całkowicie.
Nie mogliśmy się kochać w zwykłym mieszkaniu. Ściany były zbyt cienkie. W
budynku, w którym mieszkałam, wyrobiłam sobie złą reputację i w windzie ludzie
gapili się na mnie z pogardą. Mężczyźni uważali, że jestem zbyt namiętna, niektórzy
nazywali mnie wariatką.
Zaczęłam źle się czuć z tymi jękami. Stałam się cicha i ugrzeczniona. Tłumiłam
dźwięki za pomocą poduszki. Nauczyłam się dusić je w zarodku, powstrzymywać
niczym kichanie. Rozpoczęły się bóle głowy i zaburzenia związane ze stresem.
Tymczasem jednak odkryłam kobiety i przepadłam na amen. Zauważyłam, że kobiety
na ogół uwielbiają moje jęki, a, co ważniejsze, że mnie głęboko podnieca ich jęczenie i
doprowadzanie do stanu, w którym zaczynają wydobywać z siebie przeciągłe dźwięki. I
stało się to moją pasją.
Odkrywanie klucza, który otwiera usta waginy, wyzwala jej głos, dziką, pierwotną
pieśń. Uprawiałam miłość, by uciszać kobiety i umiałam znaleźć to miejsce wewnątrz
46
nich. One same były zaszokowane swoim jęczeniem. Kochałam się z jęczącymi
hawajskimi gitarami, pomagając im znaleźć głębszy, bardziej przejmujący ton.
Popadłam w obsesję. Tęskniłam za tym, by wyczarowywać te dźwięki, kierować nimi,
jak dyrygent, albo lider rockowej kapeli. Było to czymś w rodzaju chirurgii, subtelnej
nauki. Umiejętność znalezienia właściwego tempa, dokładnej lokalizacji czy siedziby
jęku. Tak to określałam.
Czasami wyczuwałam to przez damskie dżinsy. Czasem wślizgiwałam się ukradkiem,
dyskretnie, po cichu rozbrajając wszelkie urządzenia ostrzegawcze i zakradając się do
wewnątrz. Czasem używałam przemocy, ale nie brutalnej, czy bezwzględnej, raczej
polegającej na zdominowaniu drugiej osoby, przemocy w rodzaju: „Zabiorę cię w
pewne miejsce, nie martw się, połóż się na plecach i rozkoszuj jazdą.” Czasami było to
dość przyziemne. Odnajdywałam jęk, zanim jeszcze wszystko się zaczęło, podczas
jedzenia sałatki albo kurczaka, tak zwyczajnie, tak od razu, za pomocą palców. „Od
niechcenia”, naprawdę po prostu, w kuchni, a wszystko z dodatkiem octu
balsamicznego. Czasem używałam rekwizytów – uwielbiam rekwizyty – czasami
sprawiałam, że kobieta odnajdywała swój własny ton, umieszczając ją na wprost przed
sobą. Czekałam, przeciągałam sprawę tak długo, aż się otworzyła. Nie zadowalały mnie
pomniejsze, bardziej oczywiste jęki. Nie, prowadziłam ją dalej, aż do potężnego
apogeum.
Istnieje bowiem jęk łechtaczkowy (dźwięk miękki, dobywający się z ust) waginalny,
(głęboki, gardłowy) oraz duet łechtaczkowo-waginalny. Istnieje przedjęk (surogat
dźwięku), prawie-jęk (dźwięk krążący), jęk właściwy (głęboki, zdecydowany dźwięk),
jęk elegancki (wyrafinowany dźwięk zbliżony do śmiechu), jęk jazgotliwy (dźwięk
podobny do śpiewu rockowego), jęk elitarny (bezdźwięczny), półreligijny,
(melizmatyczny), jęk wysokogórski (jodłowanie), jęk dziecinny (gugi-gugi-guu), psi
(dyszenie), jęk urodzinowy (odgłos dzikiej prywatki), niepowstrzymany, bojowy,
biseksualny (głęboki, agresywny, dudniący), terkocący (jak z karabinu maszynowego),
zbolały jęk medytacyjny (zwichrowany, głodny), jęk diwy (wysoki operowy ton), oraz,
na koniec, zaskakujący potrójny jęk orgazmiczny (intensywny, wielowymiarowy i
kulminacyjny).
47
Ten fragment był wykonywany przez jakiś czas bez żadnej wzmianki o narodzinach.
Było to dziwaczne pominięcie. Lecz w końcu pewien dziennikarz, zapytał: „Jaki to ma
związek?”
Przy narodzinach wnuczki była obecna babka. Przedtem czuła lęk przed waginami,
obecnie żywi dla nich głęboki respekt.
Byłam tam, w tej sali
Byłam tam, kiedy wagina się otwarła
Byliśmy tam wszyscy, jej matka, mąż i ja
i ukraińska pielęgniarka, trzymająca całą rękę
tam, w jej waginie, w gumowej
rękawiczce, macała i obracała nią, prowadząc z nami zwyczajną rozmowę, jakby to był
zatkany kurek
Byłam tam, w tej sali, kiedy skurcze
zmusiły ją do pełzania na czworakach
i wydawania obcych dźwięków każdym porem
i nadal tam tkwiłam, kiedy krzyknęła nagle
dziko, uderzając ramionami w naelektryzowane powietrze.
Byłam tam, kiedy jej wagina zmieniła się
z niepozornego seksualnego otworu
w archeologiczny szyb, święte naczynie.
kanał wenecki, głęboką studnię z niewielkim, utkwionym dzieckiem w środku,
w oczekiwaniu na ratunek.
Ujrzałam zmienne barwy jej waginy.
Ujrzałam udręczoną, złamaną niebieskość
Błyszczącą pomidorową czerwoność
Szarawą różowość i ciemność;
Zobaczyłam krew jak pot wzdłuż krawędzi
zobaczyłam żótławo-biały płyn, kał, skrzepy
48
wychodzące ze wszystkich szczelin, przeciskające się z coraz większą energią,
zobaczyłam w otworze główkę dziecka
kreseczki czarnych włosków, ujrzałam to tam za
kością – twarda, okrągła pamięć,
tymczasem ukraińska pielęgniarka wciąż obracała
śliską ręką.
Byłam tam, kiedy każda z nas, jej matka i ja
trzymałyśmy jej nogi i rozpościerałyśmy je szeroko, pchając
ze wszystkich sił wbrew jej parciu
a jej mąż liczył poważnie: „Raz, dwa, trzy,”
mówiąc, by się mocniej skoncentrowała.
Zajrzałyśmy do jej wnętrza.
Nie mogłyśmy oderwać oczu od tego miejsca.
Zapomniałyśmy o waginie
jak inaczej wytłumaczyć
brak ten oporów, ten brak zadziwienia.
Byłam tam, kiedy lekarz
wkroczył ze swym instrumentarium
Byłam tam, gdy wagina stała się szeroko rozwartymi, operowymi ustami
śpiewającymi ze wszystkich sił;
najpierw mała główka, potem sine wiotkie ramię, potem szybko wynurzające się ciałko,
wpływające
pośpiesznie w nasze szlochające ramiona
Byłam tam później, kiedy zwyczajnie odwróciłam się i spojrzałam w jej waginę.
Stałam i bez skrępowania patrzyłam
w nią, rozwartą szeroko, bezbronną
okaleczoną, opuchniętą i rozdartą,
krwawiącą na ręce lekarza
co ją spokojnie zszywał
Stałam tam, a wagina zmieniła się nagle w szerokie, czerwone, pulsujące serce.
49
Serce jest zdolne do poświęceń.
Tak samo wagina.
Serce jest zdolne do przebaczenia i odnowy.
Umie zmieniać swój kształt, by nas wpuścić.
Rozszerzać się, by nas wyrzucić.
Tak samo wagina.
Potrafi boleć za nas i rozszerzać się za nas, umrzeć za nas
i wykrwawić, wykrwawić nas na ten trudny, wspaniały świat.
Tak samo wagina.
Byłam tam, na sali
Pamiętam.