Krystyna Grzybowska
Niemcy na drodze do narodowej tożsamości
Przeprowadzone latem tego roku przez instytuty demoskopijne
w Niemczech i w Polsce badania opinii publicznej dotyczące wzajemnej sym-
patii obu narodów pokazały raz jeszcze, że raczej się nie lubimy i nie należy
oczekiwać, że ten stan nastrojów szybko się zmieni. Wprawdzie Polacy
wypowiadają się z szacunkiem o pracowitości, dobrej organizacji i poziomie
życia w Niemczech, ale jednocześnie ta pracowitość uznana została za cechę
negatywną – dla niektórych Polaków Niemcy to „woły robocze” pozbawione
duszy. Niechęć została odwzajemniona. Polacy pod względem sympatii znajdu-
ją się na przedostatnim miejscu wśród Europejczyków, po Czechach i przed
Rosjanami. Nie tylko w badaniach socjologicznych, również w życiu codzien-
nym zauważa się u Niemców lekceważący stosunek do Polaków i ich roli
w Europie. Można odnieść wrażenie, że Niemcy zarozumiałością pokrywają
prawdziwy problem, a jest nim próba odnalezienia się jako naród, wyposażony
w pozytywne tradycje, dorobek kulturalny, w to wszystko, co pozwala być dum-
nym z tego, że jest się Niemcem.
Kiedy po barbarzyńskim ataku terrorystów islamskich na Nowy Jork
i Waszyngton w Stanach Zjednoczonych wybuchła fala patriotyzmu,
gotowości wszystkich obywateli do obrony kraju dumnych demokracji,
najcenniejszych wartości tego wielonarodowego społeczeństwa, media
niemieckie jakby zatkało. Spodziewano się w Niemczech raczej fali
niezadowolenia i potępienia pod adresem George'a W. Busha, atmosfery
wszechogarniającego strachu, a nie ponad 90-procentowego poparcia dla
prezydenta i zadowolenia z jego pracy. Naród amerykański stanął przy swoim
prezydencie. Coś takiego rzadko obserwuje się w Europie, a jeszcze rzadziej
w Niemczech.
Polska w Europie 3 (37) 2001 s. 23-26
23
NIEMCY NA DRODZE DO NARODOWEJ TOŻSAMOŚCI
Pewna studentka z Berlina skarżyła się do mnie, że kiedy poznaje jakiegoś
cudzoziemca, to po czasie krótszym czy dłuższym dochodzi do rozmowy, której
spodziewa się ona od samego początku. Jest to rozmowa o nazistowskiej
przeszłości Niemiec, która choć od drugiej wojny światowej minęło już 56 lat,
okres życia całego pokolenia, wciąż jest podstawą opinii o tym najbardziej pra-
cowitym, zdyscyplinowanym i niewątpliwie jednym z najuczciwszych narodów
Europy. Dziewczyna ze łzami w oczach tłumaczyła mi, że nie tylko ona nie ma
nic wspólnego z wojną, ale nie mają z nią nic wspólnego jej rodzice, najwyżej
dziadkowie, którzy niechętnie mówią o tamtych czasach.
Ten kompleks wojny nie został narzucony z zewnątrz, Niemcy wypro-
dukowali go sobie sami i teraz nie mogą sobie z tym poradzić. Kiedy w zachod-
nich Niemczech trwał proces denazyfikacji, w rodzinach niemieckich panowało
milczenie na temat przeżyć wojennych, roli kobiet i mężczyzn w hitlerowskich
okrucieństwach. Łapano zbrodniarzy wojennych i wydawano na nich wyroki,
przecięty obywatel RFN był tym, który o niczym nie wiedział, był raczej ofiarą
niż sprawcą. Dzieci bezpośrednich uczestników wojny wywołały rewoltę stu-
dencką przełomu lat 60. i 70., skierowaną przeciw imperializmowi o nazis-
towskim ich zdaniu obliczu. Ten bunt miał być metodą na oczyszczenie się
z przeszłości ojców. Teraz z tej przeszłości muszą oczyścić się dzieci podczas
szkolnych zajęć z historii, w kontekście narodowym i międzynarodowym.
Współczesna generacja młodzieży musi się też wstydzić i niespecjalnie wie,
dlaczego ma być dumna ze swego niemieckiego pochodzenia. Fundacja
Konrada Adenauera wystąpiła niedawno z inicjatywą reformy edukacji histo-
rycznej młodzieży. Związana z chadecją fundacja sprzeciwia się panującej
w niemieckim szkolnictwie tendencji polegającej na ograniczeniu w planach
lekcyjnych zajęć z historii dawnej na rzecz nieustannego rozszerzania tematyki
związanej z historią najnowszą. Rezultaty badań wśród młodzieży pokazują,
jakie są tego skutki: 80% maturzystów nie potrafi powiedzieć, co wydarzyło się
w roku 1789 ani w 1848. Im dalej w przeszłość, tym wiedza jest mniejsza.
O średniowieczu albo czasach antycznych uczniowie nie wiedzą praktycznie nic.
W rezultacie młodzież ma bardzo ograniczony zakres wiedzy historycznej,
która jest podstawą kulturalnej tożsamości człowieka. Tożsamość jest bowiem
równoznaczna z uczestnictwem w zbiorowej pamięci. Fundacja Adenauera
wskazała też na skutki przekazywania skróconej i zinstrumentalizowanej his-
torii. Jednym z nich jest osłabienie odporności na indoktrynację i nadmierne
uleganie duchowi czasu. Oświata dająca młodzieży pamięć jest podstawą
wolności i jej urzeczywistnienia, tworzy też architekturę zasad, na których opiera
KRYSTYNA GRZYBOWSKA
24
się społeczeństwo, takich jak wolność, odpowiedzialność, demokracja, pra-
worządność i gospodarka rynkowa. Dlatego też – uważa fundacja – nauka historii
powinna być podstawowym elementem oświaty obywatelskiej. Nie jest przypad-
kiem, że polskie dzieci lepiej znają historię Niemiec niż niemieckie historię Polski.
I trudno się dziwić, skoro w gimnazjach krótkiemu okresowi historycznemu 1933
– 1945 poświęca się większość zajęć z tego przedmiotu. Na inne tematy po pros-
tu brak czasu. Historia Europy Środkowej i Wschodniej jest traktowana
w telegraficznym skrócie i nierzetelnie, nie lepiej jest z innymi regionami naszego
kontynentu. I co najważniejsze, historia podawana jest w szkołach niemieckich
tematycznie i problemowo, a nie chronologicznie. Nic zatem dziwnego, że choć
młodzież chętnie dyskutuje ze swoimi nauczycielami na temat rozkwitu kapita-
lizmu w Europie lub niewolnictwa w Ameryce, nie potrafi umiejscowić w czasie
wydarzeń historycznych, przypisać im dat i nazwisk wielkich postaci. Historia
Niemiec to nie tylko historia czasów narodowego socjalizmu – mówią zwolenni-
cy reformy nauczania tego przedmiotu i zwracają uwagę na nieodwracalne skutki
polityki oświatowej prowadzonej w latach 70. w krajach związkowych rządzo-
nych przez socjaldemokratów, gdzie zlikwidowano historię jako samodzielny
przedmiot i włączono do takich przedmiotów, jak geografia, nauka o społeczeń-
stwie i polityka. Wówczas taki system uważano za nowoczesny.
Z krytyką ze strony Fundacji Konrada Adenauera spotkało się też nad-
mierne koncentrowanie się w przedmiocie nauczania historii na narodowym
socjalizmie, podczas gdy pozostałe dzieje poprzedzające czasy hitlerowskie
traktuje się tylko jako preludium do Trzeciej Rzeszy.
Przyswojenie przez młodzież własnej i niezakłamanej historii jest warun-
kiem jej autentycznej przynależności do własnego narodu przy równoczesnym
szacunku dla innych narodów i krajów. Nie nam, cudzoziemcom, przypominać
Niemcom piękne karty ich historii, postaci, które na trwałe weszły do dorobku
kulturalnego, naukowego i technicznego świata. Trudno zrozumieć też,
dlaczego ani socjologowie, ani politycy nie potrafią zastosować uniwersalnego
sformułowania patriotyzmu do własnego narodu. I dlaczego, żeby kochać swój
kraj, koniecznie trzeba być z niego bezgranicznie dumnym. Patriotyzm to bez-
interesowna miłość do rodzinnej ziemi, do jej przyrody i mieszkańców. Miłość
na dobre i na złe, w sukcesie i w klęsce. Jak dalece pojęcie to zostało zdeza-
wuowane w Niemczech, świadczy fakt, że w niedawnej publicznej dyskusji
o patriotyzmie socjaldemokratyczny prezydent RFN Johannes Rau stwierdził,
iż patriotyzm to duma z osiągnięć demokratycznych Niemiec po drugiej wojnie
światowej. Wywołało to protesty w szeregach konserwatystów; w rezultacie
25
NIEMCY NA DRODZE DO NARODOWEJ TOŻSAMOŚCI
dyskusja nie doprowadziła do żadnych konkluzji, poza jedną, że patriotyzm nie
jest mocną stroną Niemców ani tych na wschodzie, ani na zachodzie.
Historycznie rzecz ujmując, Niemcy jako państwowość funkcjonują od nie
więcej niż 130 lat. Ale również w czasach pruskich nie było to państwo naro-
dowe, tak jak Anglia czy Francja, ale zlepek kultur i obyczajów, który przetrwał
do dziś. I dlatego, o ile można mówić o patriotyzmie lokalnym, regionalnym,
Niemcy nie odczuwają tak jak my, Polacy, patriotyzmu narodowego. Nawet nasi
górale, choć pielęgnują swoją odrębność, są równocześnie wielkimi polskimi
patriotami. Niemcy łączy potężna gospodarka, sukcesy ekonomiczne na świecie
i te wspomniane na wstępie pozytywne cechy charakteru, jak pracowitość,
rzetelność, uczciwość. Warto się więc zastanowić, co by się stało, gdyby gospo-
darka niemiecka upadła, a mercedes przestał być symbolem tego kraju. Już
samo stwierdzenie – jestem niemieckim patriotą – budzi nieufność
współrodaków, a i obcokrajowców. Rodzi się podejrzenie, czy ta deklaracja nie
przysłania aby innego oblicza, oblicza nacjonalisty? I trudno się dziwić, skoro
samoidentyfikacja niemieckiego społeczeństwa wciąż jest bardzo krucha.
Widać to w poszukiwaniu współwinnych hitleryzmu, prezentowaniu przez
media kolaboracyjnej przeszłości Francuzów czy negatywnej roli Austriaków
w czasach drugiej wojny światowej. Niektóre pisma, tak lewicowe, jak i konser-
watywne, a celuje w tym znakomity skądinąd tygodnik „Der Spiegel”, nie ukry-
wają Schadenfreude z faktu, że w Jedwabnem Polacy wraz z Niemcami mor-
dowali Żydów. I z innych podobnych plam na historii naszego i innych krajów.
Nie sądzę, by relatywizowanie historii miało jakiś wpływ na poprawę
samopoczucia Niemców, przeciwnie – wytykanie negatywnych cech i hanieb-
nych postępków innym narodom nie zmieni historii Niemiec. Nie da się jej
cofnąć ani naprawić. Jedynym sposobem na odnalezienie tożsamości naro-
dowej i wzmocnienie poczucia własnej wartości jest zaakceptowanie Niemców
przez Niemców takimi, jacy są, z golonką, mercedesem, piwem i kiepskim
poczuciem humoru. Pomoże w tym gruntowne poznanie własnej historii, tej
negatywnej i tej pozytywnej. Tej z czasów wybitnego Europejczyka Karola
Wielkiego i z czasów wielkiego nacjonalisty Hitlera oraz – przed czym bronią
się wciąż nauczyciele wschodnioniemieccy – z czasów komunistycznego totali-
taryzmu. Być może to przyczyni się do lepszego zrozumienia innych narodów
i ich odmienności, przyda Niemcom większej wobec tej inności tolerancji
i pokory. A tym samym poprawi samopoczucie Niemców, którzy ciągle jakoś
nie mogą sobie znaleźć miejsca między dumą a wstydem.
KRYSTYNA GRZYBOWSKA
26