Informacje te potwierdzają tylko to,
co było wiadomo od dawien dawna. Już
ojciec medycyny Hipokrates (460-377
p.n.e.) zachęcał do kontaktu ze zwierzę-
tami, uważał np. że jazda konna to rodzaj
gimnastyki, która pobudza funkcje orga-
nizmu i łagodzi schorzenia.
Wiarę w uzdrowicielskie możliwości
zwierząt miały nasze prababki. Trzymały
na kolanach kota i głaskały go, bo przy-
nosiło im to uspokojenie i łagodziło do-
legliwości stawowe.
W XVIII w. w szpitalach dla psychicznie
chorych w Yorku (Wielka Brytania) pensjo-
nariusze opiekowali się królikami i kurami,
bo to zwiększało ich samokontrolę.
Powszechnie było wiadomo, że bliski
kontakt ze zwierzętami sprawia, że ludzie
czują się lepiej, mniej narzekają na wy-
sokie ciśnienie, są odporniejsi na stres
i stany lękowe, a w stanach apatii łatwiej
odzyskują aktywność.
Ta obiegowa wiedza z czasem zaczęła
być wykorzystywana przez medycynę ofi-
cjalną. W 1972 r. w Stanach Zjednoczo-
nych po raz pierwszy zezwolono (choć nie
bez sprzeciwów części lekarzy) na
obecność zwierząt
w szpitalach.
Poprawiało to nie tylko samopoczu-
cie chorych, ale było też korzystne dla
stosunków między pacjentami. Pierwsze
pozytywne doświadczenia sprawiły, że z
czasem w szpitalach, sanatoriach, hospi-
cjach, domach spokojnej starości i domach
dziecka oraz w zakładach dla psychicznie
chorych zaczęli pojawiać się wolontariusze
ze zwierzętami. Przechodziły one selekcje,
bo musiały być nie tylko zdrowe, ale też
łagodne, cierpliwe i posłuszne. Kontak-
ty z czworonogami, zwłaszcza z kotami,
umożliwiono także więźniom, co łagodzi-
ło konflikty w zakładach karnych.
Dla rozwoju zooterapii duże znaczenie
miał fakt, że autystyczne dzieci, które nie
mogły nawiązać kontaktu z opiekunami,
bez wysiłku zaprzyjaźniały się ze zwierzę-
tami. Odkrył to amerykański psychiatra
dziecięcy Boris Levinson. Otóż podczas
badania autystycznego chłopca dziecko
ignorowało lekarza, ale na swój sposób
starało się nawiązać kontakt z psem, który
znajdował się w pokoju.
Pionierami współczes-
nej zooterapii byli Ame-
rykanie. Wkrótce w ich
ślady poszli Europejczy-
cy, zwłaszcza Francuzi
i Brytyjczycy. Tak np. w
Wielkiej Brytanii powstała
organizacja Zwierzę Jako
Terapia, która zrzeszała
wolontariuszy docierają-
cych ze zwierzętami do
chorych.
Dogoterapia
Najdłuższym stażem terapeutycznym
legitymują się psy. Już w świętym gaju poś-
więconym bogowi medycyny Asklepio-
sowi ludzie wystawiali chore członki do
polizania psom.
W Polsce jest kilka ośrodków praktyku-
jących dogoterapię, czyli wykorzystywa-
nie w terapii właśnie psów. W zależności
od choroby pacjent tylko przygląda się
zachowaniu psa lub go dotyka, uczestni-
czy w zabawie ze zwierzęciem, a nawet
pielęgnuje je.
Do kontaktu z pacjentami nie można
dopuszczać psów ras agresywnych - rot-
tweilerów czy dobermanów. Liczy się
nawet barwa psa, bo np. dzieci zazwyczaj
boją się psów czarnych.
Pionierką dogoterapii w Polsce jest
Maria Czerwińska, wyróżniona przez
dzieci Orderem Uśmiechu za wprowadze-
nie dogoterapii do rehabilitacji niepełno-
sprawnych.
Psy sprawdzają się nie tylko w tera-
pii, odpowiednio wyszkolone są cennymi
pomocnikami osób niepełnosprawnych.
Przykładem cocker spaniel z Anglii, który
potrafi robić zakupy, podawać słuchaw-
kę telefonu, sygnalizuje spadek cukru we
krwi u osoby, którą się opiekuje. Psy po-
Z
ZW
WI
IE
ER
RZ
ZY
YN
NI
IE
EC
C
TERAPEUTYCZNY
Australijscy naukowcy, obserwując dzieci w wieku
4-6 lat, doszli do wniosku, że maluchy, które miały
kontakt z psem lub kotem, rzadziej chorują na zapa-
lenie żołądka i jelit, a co trzecie z tych dzieci nie doś-
wiadczyło takich dolegliwości, jak biegunka, mdłości
i wymioty.
NA ZDJĘCIACH
NASI CZYTELNICY,
KTÓRZY CODZIENNIE
PRZEKONUJĄ SIĘ
O TERAPEUTYCZNYCH
ZDOLNOŚCIACH
SWOICH ZWIERZĄT
46 LUTY 2007 NR 2 (163)
NA ZDROWIE