Gombowicz Trans Atlantyk opracowanie

background image

1

Trans-Atlantyk

Witold Gombrowicz

Trans-Atlantyk został napisany przez Witolda Gombrowicza w 1953 roku. Książka ma charakter

zmitologizowanych wspomnień z wczesnych lat emigracji. W 1939 roku pisarz wziął udział w
inaugurującym rejsie „Chrobrego” z Gdyni do Buenos Aires. Po wybuchu wojny Gombrowicz został w
Argentynie, gdzie w nędzy spędził dziesięć lat swego życia. Nękały go nie tylko problemy finansowe –
rezultatów nie przynosiły również jego działania w obrębie życia literackiego.

Wybitni autorzy, z którymi miał styczność w czasie pobytu w Ameryce Łacińskiej, tacy jak Jorge

Luis Borges, czuli się urażeni jego stylem bycia. Jak pisze znawca Gombrowicza J. Łapiński należał on
„do kręgu mniej lub bardziej utalentowanych nieudaczników, z którymi prowadził swe gierki
artystyczno-erotyczne”. Po tym trudnym okresie opublikował przekłady „Ferdydurke” i „Ślubu”, wtedy
też zaczął pisać specyficzną, zarówno pod względem językowym jak i tematycznym, powieść
Trans-Atlantyk.

– tak Gombrowicz pisze o swym utworze w przedmowie do niego.

„Trzeba dodać dla porządku, choć to może niepotrzebne: Trans-Atlantyk jest fantazją. Wszystko –
wymyślone w bardzo luźnym tylko związku z prawdziwą Argentyną i prawdziwą kolonią polska
w
Buenos Aires. Moja „dezercja” także inaczej przedstawia się w rzeczywistości (szperaczy odsyłam do
mego dziennika)”

Trans-Atlantyk ukazał się wraz ze Ślubem w Paryżu w 1953 roku, jako pierwszy tom Biblioteki

„Kultury”. Ostra krytyka polskości, jakiej dokonał w swym dziele autor, spowodowała niechęć
emigrantów.

Biografia Gombrowicza

Witold Gombrowicz urodził się 4 sierpnia 1904 r. w Małoszycach pod Opatowem jako syn

ziemianina i przemysłowca. Wywodził się ze starej rodziny szlacheckiej osiadłej do 1863 r. na Żmudzi,
którą musiała opuścić po powstaniu styczniowym i zamieszkałej następnie w Kieleckiem. Miał siedem
lat, kiedy przeniósł się z rodzicami do Warszawy. Tu ukończył gimnazjum św. Stanisława Kostki i
studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Zarówno w szkole, jak i w czasie studiów nie udało
mu się nawiązać trwalszych stosunków z rówieśnikami, nie mówiąc już o przyjaźni. Zawsze pozostawał
na uboczu, nie włączał się we wspólne zabawy i zajęcia. Zaraz po skończeniu studiów, jeszcze w tym
samym 1927 r., wyjechał do Paryża, gdzie studiował filozofię i ekonomię. Po powrocie krótko
pracował w sądownictwie warszawskim, po czym całkowicie poświęcił się literaturze.

Debiutował zbiorem opowiadań zatytułowanych Pamiętnik z okresu dojrzewania (1933),

następnie wydał powieść Ferdydurke, która przyniosła mu uznanie krytyki. Od 1934 r. współpracował
z pismami codziennymi i literackimi (m.in. z „Kurierem Porannym”), zajmował się krytyką literacką,
pisał felietony i recenzje. Gombrowicz wchodzi wówczas w świat młodych literatów, często widać go
przy stoliku w kawiarni Ziemiańska na Mazowieckiej, a później w Zodiaku na Traugutta. Rozprawia
tam, dyskutuje, dużo pali, systematycznie też popija. W pamięci ludzi, z którymi się wtedy spotykał,
zapisał się jako wyniosły, wręcz niesympatyczny, nonszalancki pozer. Przed wybuchem wojny ogłosza
jeszcze sztukę Iwona, księżniczka Burgunda publikowaną przez „Skamandra” w 1938 r. oraz pod

background image

2

pseudonimem Zdzisław Niewieski (pseudonim utworzony od rzeki Niewiaży na Żmudzi) powieść
sensacyjną Opętani, która drukowana jest w prasie codziennej.

W sierpniu 1939 r. pisarz popłynął statkiem „Chrobry” do Argentyny, tam zastał go wybuch II

wojny światowej. Gombrowicz nie chciał wracać do ogarniętej wojną Europy i zdecydował się
pozostać w Argentynie – zamieszkał w Buenos Aires, gdzie pozostał aż na dwadzieścia cztery lata.
Stara się tam nawiązać stosunki, znów przesiaduje w kawiarniach, boryka się z trudnościami
finansowymi. Jego źródło utrzymania stanowią teraz zasiłki, pożyczki, liczy na gest ze strony
życzliwych mu ludzi. Początkowo mieszka w wynajętym pokoju, później przenosi się do tanich
hotelików, często ucieka chyłkiem, nie płacąc za nie. Żyje w coraz bliższych kontaktach ze światem
marginesu społecznego. Wyrzucony w końcu na bruk mieszka w opuszczonym domu poza Buenos
Aires. Ma wówczas pewne epizody homoseksualne, choć w perspektywie jego całego życia przeważają
kobiety – zwłaszcza prostego pochodzenia, nawet prostytutki (takie zainteresowania ma już za czasów
warszawskich). Twierdzi bowiem, że w związki z kobietami z wyższych sfer trzeba się za bardzo
angażować, a w Argentynie, kiedy sięga niemal dna, już takie się nim nie interesują. Ewentualnie dużo
starsze, które z kolei on lekceważy. Jednak to właśnie kobiety mu wówczas najbardziej pomagają, z
czego Gombrowicz chętnie korzysta. Te dwadzieścia cztery lata przeżył głównie dzięki dobroci i
życzliwości innych ludzi.

Dopiero po kilku latach takiego życia i dorywczego zarobkowania, na przykład pisanie artykułów

do prasy, podjął pracę sekretarza dyrekcji w Banku Polskim w Buenos Aires (1947-1953). Praca była
dla niego koszmarem, choć dzięki niej mógł się utrzymać. Zrezygnował w 1955 r., kiedy jego utwory
były już znane na świecie. Odtąd utrzymywał się ze stypendiów i prywatnych wykładów filozofii,
dochody czerpał również z wydań i wystawień swoich utworów w ponad dwudziestu krajach. Od 1951
r. współpracował już z Instytutem Literackim w Paryżu, który stał się wydawcą jego utworów, a
następnie z miesięcznikiem „Kultura”. Międzynarodową sławę przyniosły Gombrowiczowi napisane
wówczas dramat Ślub i powieść Trans-Atlantyk wydane łącznie w Paryżu w 1953 r. Zaczął się także
ukazywać się pisany od 1953 r. Dziennik i kolejne utwory: w 1960 r. powieść Pornografia, w 1966 r.
kolejna powieść Kosmos i w 1966 r. dramat Operetka wydany wraz z trzecim tomem Dziennika. Po
śmierci autora nakładem Instytutu wyszła także edycja Dzieł zebranych.

W 1963 r. – dzięki rozgłosowi, jaki przyniosły pisarzowi jego książki – uzyskał roczne

stypendium Fundacji Forda na pobyt w Berlinie Zachodnim, skąd przeniósł się w 1964 r. do
Royaumont pod Paryżem, a następnie do Vence, w okolicach Nicei. We Francji mieszkał już do
śmierci, choć były to lata poważnej choroby, kiedy to stan jego zdrowia pogarszał się z każdym rokiem.
Jeszcze wówczas pisze, choć coraz mniej, później już tylko dyktuje. W 1968 r. poślubił kanadyjską
romanistkę Marię Ritę Labrosse. W tym samym roku był także kandydatem do Nagrody Nobla, której
jednak nie otrzymał. Zmarł w Vence 25 lipca 1969 r. na niewydolność płuc. Po śmierci pisarza Rita
Gombrowicz z oddaniem propagowała twórczość męża, publikując m.in. dwie dokumentalne
książkiGombrowicz w Argentynie (1984) i Gombrowicz w Europie (1988).
Gombrowicz zaistniał wyraźnie w literaturze światowej w latach 60. Jego utwory przekładano
wówczas na wiele języków (w tym na japoński), inscenizowano je, komentowano i nagradzano. Pisarz
udzielał licznych wywiadów – w tym rozbudowanych do rozmiarów całej książki Rozmowy
Gombrowicza z Dominikiem de Roux
, które w rzeczywistości od początku do końca napisał sam. W
Polsce w latach PRL dostęp do twórczości pisarza był zdecydowanie ograniczony. W latach 80. liczne
były natomiast wydania jego utworów w drugim obiegu (wydania podziemne), oficjalna i

background image

3

ocenzurowana edycja Dzieł została zapoczątkowana w 1986 r. W celu uczczenia setnej rocznicy
urodzin pisarza, rok 2004 Sejm RP ogłosił Rokiem Witolda Gombrowicza.

Streszczenie

Czas i miejsce akcji

Akcja powieści rozgrywa się pod koniec sierpnia i na początku września roku 1939 w Buenos Aires
stolicy Argentyny. Czas wprowadza element autentyczności, chodzi tu o wymiar historyczny i
dokumentalny. Zdaniem Z. Malićia czas należy do akcji powieści a przestrzeń stanowi czynnik
składowy fabuły Trans-Atlantyku.

Trans-Atlantyk– streszczenie
Bohater, którym jest sam Gombrowicz, informuje, że celem opisania dziesięciu lat swego życia

spędzonych w Argentynie jest chęć przekazania swej historii rodzinie, krewnym i przyjaciołom.
Dwudziestego pierwszego sierpnia przybył on z Gdyni do Buenos Aires na statku „Chrobry”. Podróż
przebiegała niezwykle spokojnie, wypełniały ja głównie chwile „bajdurzenia i baraszkowania” z ładnymi
panienkami oraz mało ciekawe, przepojone wrogością przyjęcia Prezesów i Przedstawicieli Poloni.
Spokój ten został przerwany wiadomością przyniesioną przez towarzysza podróży, także literata
Czesława Straszewicza. Gazety informowały, że lada dzień wybuchnie w Polsce wojna. Wszyscy
uczestnicy podróży popadli w zwątpienie, zaczęli się obejmować i jak najprędzej chcieli wracać i choć
zdawali sobie sprawę, że do ojczyzny zapewne nie zostaną wpuszczeni, to chcieli być jak najbliżej niej,
choćby w Anglii czy Szkocji. Jeden tylko Gombrowicz oznajmił, że zostaje. Prawdziwych powodów
swojej decyzji zdradzić nie mógł. Kiedy statek odpływał popatrzył na niego i rzekł:

„Płyńcie do Szaleńca, Wariata waszego św. ach chyba przeklętego, żeby on was skokami,

szałami swoimi Męczył, Dręczył, was krwią zalewał, was Męką zamęczał, Dzieci wasze, żony, na
Śmierć, na Skonanie sam konając w konaniu swoim Szału swojego was Szalał, Rozszalał!”

I z tymi słowami na ustach wstąpił do miasta z 96 dolarami w kieszeni. Wiedząc, że nie ma

środków do życia udał się do pana Cieciszkowskiego, znajomego z dawnych lat, któremu rzecz jasna
nie zdradził swej „bluźnierczej przyczyny zostania”. Cieciszkowski obiecał porozmawiać z trzema
wspólnikami, którzy „Spółkę mają i Interes Koński tyż i Psi Dywidendowy”, by pomogli przybyszowi.
Zastanawiał się długo, czy iść do poselstwa. Kiedy postanowił, że tego nie zrobi, zobaczył nagle
wspinającego się na źdźbło trawy robaczka. Ten widok tak go strwożył, że w rezultacie poszedł do
Poselstwa:

„o pójdę, tak, pójdę, pójdę, Jezus Maria, pójdę, lepiej pójdę…i poszedł”.
Tam przyjął go minister Feliks Kosiubidzki, który za kilkadziesiąt pezów chciał odesłać literata

do Rio de Janeiro. Poseł doszedł podczas rozmowy do wniosku, że musi coś być w przybyszu skoro
On – tak ważna persona – poświęca mu tyle czasu i postanowi poprzez okazanie pomocy spełnić swój
obowiązek wobec Piśmiennictwa Narodowego. Zaproponował Gombrowiczowi pisanie artykułów do
gazet o wielkich polskich poetach. Ten jednak odmówił. Zdziwiony minister zapytał swego radcę
Podsrockiego, kim jest nowo przybyły człowiek. Po chwili obydwaj zaczęli się nienaturalnie
zachowywać. Złożyli mu pokłony i oznajmili, że przedstawią go jako wielkiego polskiego Geniusza.
Przytłoczony „atmosferą Parlamentu” nie zaprotestował, choć byli to ludzie, którymi gardził. Dopiero
po opuszczeniu murów Ministerstwa odreagował minione zdarzenia wirtualnym „wyrzucaniem,
odprawianiem, pałą przeganianiem, wyganianiem” Kosiubidzkiego.

background image

4

Naglący stan finansów zmusił bohatera do ponownego spotkania z Cieciszkowskim. Kiedy

przechadzali się jedną z najbogatszych ulic, wpadli na Barona. Cieciszkowski przedstawił Gombrowicza
i poprosił o znalezienie dla niego posady. Baron, nie zastanawiając się długo, zaproponował miejsce
sekretarza. Wtem nadszedł wspólnik Barona, Pyckal, który dowiedziawszy się o zaistniałym fakcie
zabronił przyjęcia Gombrowicza, chciał go nawet pobić, ale wówczas nadszedł trzeci z właścicieli firmy
– Ciumkała. Zaczęli się kłócić i przepychać. W końcu zaciągnęli Gombrowicza do domu, w którym
mieli firmę. Zostawili samego i poszli przedyskutować sprawę jego zatrudnienia. Gombrowicz
przyglądał się pracującym tam urzędnikom, w których zachowaniu było widać, że przez kilkanaście lat
robią, mówią, a nawet zachowują się dokładnie tak samo. Obserwacje urzędników przerwali
Pryncypałowie, którzy wezwali literata do siebie. Zaproponowano mu pracę, ale z obiecanych przez
Barona 1500 pezów wynagrodzenie spadło do 85. W ten sposób Gombrowicz stał się jednym z
urzędników, i choć mógł być bezpieczny o kwestie finansowe, to jednak „obcość miasta, brak
przyjaciół, lub towarzyszów zaufanych, dziwaczność pracy…jakimś lękiem go wypełniały
‘’

Gombrowiczowi nie dawała spokoju sprawa z Poselstwem. Kiedy wrócił do domu okazało się, że

czeka na niego bukiet biało-czerwonych fluksji i zaproszenie na wieczór organizowany przez Pisarzy i
Artystów. Mimo jego niechęci gospodyni przeniosła bukiet do największego salonu. Był wściekły, że
nagle wszyscy chcą uczynić z niego wielkiego pisarza i w ramach buntu postanowił zostać w domu. Po
chwili doszedł jednak do przekonania, że zasługuje na „czapkowanie”, i razem z radcą – Podsrockim
pojechał na spotkanie. Powitała go Polonia - właściciele i pracownicy firmy. To przesadnie miłe
przyjęcie nie zostało jednak powtórzone po wejściu na salę.

Okazało się, że wszyscy, którym był przedstawiany, bardzo szybko o nim zapominali, przegrywał

z rozwiązaną sznurówka czy chęcią zjedzenia ciastka. Nagle wszedł człowiek „niezwykle
wydelikacony, a do tego jeszcze siebie delikacący”, był to znany pisarz argentyński. Rodacy
Gombrowicza oczekiwali, że jako polski Geniusz zacznie rozmowę z tym niezwykłym człowiekiem.
Doszło między nimi do słownego pojedynku, i choć zaczął go Gombrowicz, to i on w finale przegrał.
Każda kwestia przez niego wypowiedziana była autorstwa kogoś innego. W ramach odreagowania
stresu począł chodzić, i chodził tak od ściany do ściany, gdy nagle zauważył, że w ślad za nim chodził
ktoś jeszcze – mężczyzna o czerwonych wargach, które „różem kobiecym, choć Męskie, krwawiły”.
Gombrowicz poczuł się jak uderzony w twarz i uszedł przez drzwi.

Kiedy biegł przez ulicę spostrzegł, że ów mężczyzna biegnie za nim. Zatrzymał się i mimo

początkowych sprzeciwów zaczął z nim rozmawiać. Gonzalo – bo tak miał na imię, opowiedział mu o
swoim życiu, które polegało na codziennym szukaniu chłopców, którzy za pieniądze zaspokoją jego
potrzeby seksualne. Portugalczyk pokazał pisarzowi miłość swego życia - blondyna, którego nie zdołał
jeszcze posiąść. Poprosił Gombrowicza, by ten dowiedział się kim jest starszy mężczyzna z którym czas
spędza jego ukochany. Okazało się, że jest to jego ojciec. Blondyn idzie wraz z nim do „Parku
Japońskiego”, za nimi zaś Gonzalo i Gombrowicz. Usiedli i zamówili piwo. Dziwne zachowanie
zakochanego Portugalczyka wzmagało się – „to oczkiem strzeli, tonów gałki z chleba podrzuca, to
szklaneczką brzęczy, to paluszkiem drobi, a tak pośród tych figielków swoich jak Indor między
Wróbelkami…i śmiechem hucznym wita własne figle swoje!”, Gombrowicz coraz bardziej się wstydził,
w końcu postanowił pójść „za potrzebą” i zniknąć. Po drodze spotkał jednak Pyckala, rzecz jasna za
chwilę pojawił się Ciumkała i Baron (są nierozłączni), którzy zaprosili go na piwo. Wrócili do stolika,
przy którym rozgorzała kłótnia, kto komu a postawić trunek. Witold znudzony sytuacją poszedł do
ustępu, za nim zaś trójka wspólników. Przekonani byli, że Gombrowicz jest nowym kochankiem

background image

5

niezwykle bogatego Gonzala, z tego powodu wcisnęli mu do kieszeni pieniądze. Mimo zmagań
Gombrowicz przyjął je i wrócił do Gonzala, który także włożył mu pieniądze do kieszeni jako dowód
swej przyjaźni. Poprosił Gombrowicza, by ten zaprosił jego ukochanego do ich stolika. W międzyczasie
dosiadł się Pyckal, Ciumkała i Baron. Witold odszedł do stolika obok, okazało się, że chłopiec ma na
imię Ignacy a jego ojciec (Tomasz Korzycki) jest byłym Majorem, który zamierza wysłać syna do
wojska. Ojciec Ignacego zaprosił Witolda na pogawędkę, ale z niechęcią spoglądał na jego hałasujących
towarzyszy. Gombrowicz ostrzegł go przed seksualnymi zamiarami Gonzala.

Tomasz wściekł się i wstał, wstał również Gonzalo, który ze strachu zaczął pić ze swojego

kubka, pił nawet wtedy, gdy był już pusty. Nagle rzucił nim w Tomasza, z jego skroni kapały krople
krwi. Wszyscy byli gotowi do bójki, ale …stali. Gonzalo nagle wziął swój kapelusz i odszedł. „I tak
wszyscy się rozeszli, wszystko Się rozeszło.”

Następnego dnia do dręczonego wyrzutami sumienia Gombrowicza przybył Tomasz i poprosił, by

w jego imieniu wyzwał do pojedynku Gonzala. Choć Witold nie był zachwycony tym pomysłem
pojechał do pałacu Portugalczyka. Kiedy zapukał, otworzył mu Gonzalo ubrany w kitel lokajski, ze
szczotką od podłogi w ręku i zaprowadził do swego mizernego pokoju. Próbował przekonać
przyjaciela, żeby uprowadził dla niego Ignacego. Witold odmówił powołując się na swoją polskość
(Ignacy i Tomasz byli także Polakami). Gonzalo wyśmiał polskość, która dała jedynie Umęczenie i
Udręczenie, zaproponował zastąpić Ojczyznę „Synczyzną”. Po chwili powrócili do sprawy pojedynku.
Portugalczyk wpadł na pomysł, że weźmie udział w pojedynku, ale jeśli Gombrowicz - jego zaufany
przyjaciel przy ładowaniu pistoletów „wrzuci kule w rękaw”.

Gombrowicz dochodzi do wniosku, że związki z rodakami są najważniejsze. Chce pomóc

Tomaszowi i postanawia uknuć intrygę. Gonzalowi zamierza powiedzieć, że w pistoletach nie ma kul, a
potem je podłożyć, by pojedynek odbył się naprawdę. Do zrealizowania planu potrzebuje Pyckala i
Barona jako sekundantów Portugalczyka, którzy podłożą mu prawdziwe naboje. Po tych
przemyśleniach Gombrowicz poszedł do pracy i wtajemniczył w plan pracodawców. Solidarność
Polaków zwyciężyła – rodacy zgodzili się na plan Witolda.

Wieczorem Gombrowicz otrzymał list wzywający go do Poselstwa. Okazało się, że czekał tam na

niego nie tylko minister, ale i Pułkownik Fichcik. Powodem wezwania była wieść o mającym się odbyć
pojedynku Tomasza z Gonzalem. Ministerstwo postanowiło ten bohaterski czyn nagłośnić i pokazać
cudzoziemcom. Postanowiono, że minister przybędzie na pojedynek wraz ze swymi gośćmi, ale jak
słusznie zauważył Pułkownik pojedynek to nie polowanie i nie przystoi żeby Minister na niego
zapraszał. Ponieważ było już wszystko wpisane do protokołu, a nie można było fałszować w nim
prawdy, postanowiono zorganizować polowanie nieopodal miejsca pojedynku, tak by rzekomo
przypadkiem Minister mógł swym gościom pokazać bohaterski czyn swego rodaka Tomasza i
wychwalać tym samym odwagę i poświecenie Polaków.

Witold poszedł na sesję do kawiarni, by z Pyckalem i Baronem omówić szczegóły pojedynku.

Właściwie nikt już nie widział po czyjej jest stronie, czy po stronie honoru a wiec Tomasza, czy może
po stronie pieniędzy, a te miał przecież Gonzalo. Absurdalność sytuacji pogłębiał fakt, że w czasie tak
niebezpiecznym dla Polaków, gdy powinni oni siedzieć cicho, urządzali sobie pojedynek. „Ale trudna
rada, cóż robić, gdy nic innego do roboty nie ma tylko właśnie ten pojedynek przed nimi, jako jedyny
cel działania”.

Gombrowicz nękany myślami o beznadziejności zamierzonego pojedynku, postanowił pójść

(mimo, że była noc) do Poselstwa i dowiedzieć się, co dzieje się w Ojczyźnie. Z rozmowy z Ministrem

background image

6

wywnioskował, że koniec Ojczyzny jest nieunikniony. Wyszedł z gmachu ministerstwa i krążył po
pustych ulicach. Nagle naszła go ochota odwiedzenia Syna. Znalazł dom Tomasza i Ignacego, i patrzył
na śpiącego młodzieńca. Poczęła się w nim rodzić wściekłość, że Ignacy „leży i leży, a (on) nie wie
sam, co robić ma, po co przyszedł”

Zaczął się pojedynek. Tomasz przybył w skromnym stroju, Gonzalo zaś w atłasowych szatach.

Gombrowicz jako sekundant Tomasza wrzucał kule w rękaw, podobnie czynił sekundant Gonzala –
Pyckal. Ponieważ pojedynek miał trwać do trzeciej krwi nagle Gombrowicz zdał sobie sprawę, że on
się nigdy nie zakończy, bo strzały są puste (brak wszak kuli w pistoletach). Nagle jednak ogier Pyckala
ugryzł w zad ogiera Barona, właściciele zaczęli się przepychać, w tym samym czasie nadjechała
Kawalkada Ministra. Rozległy się krzyki, psy zaczęły kogoś gryźć. Okazało się, że ich ofiarą padł
Ignacy. Tomasz zaczął strzelać do psów (naboje były puste), z pomocą rzucił się Gonzalo. Własnym
ciałem bronił ukochanego. Udało się opanować sytuację.

Kiedy Tomasz zobaczył, że jego syn ma jedynie powierzchowne rany, podziękował Bogu,

Gonzalowi zaś podał dłoń i nazwał swoim bratem. Minister wygłosił płomienna mowę o tym, że Polak
jest miły Bogu i naturze ze względu na swe cnoty, głównie zaś przez rycerskość swą i odwagę.
Gonzalo zaprosił Tomasza, Ignacego i Gombrowicza do swego pałacu. Mimo wątpliwości cała trójka
pojawiła się w domu Portugalczyka, który był wypełniony mnóstwem rzeczy, które „parzyły się ze
sobą”. Była tam nawet biblioteka z tak wielką ilością książek, że Gonzalo zatrudnił kilka osób do ich
czytania. Po całym pałacu biegały psy skrzyżowane z kotami, chomikami i innymi zwierzętami.
Dziwność sytuacji potęgował strój gospodarza. Chodził on w białej spódnicy, pistacjowej bluzce i
słomkowym, przybranym kwiatami kapeluszu (rzekomy strój narodowy). Po kolacji umieścił gości w
sypialniach. Pokój Ignacego znajdował się w innym skrzydle. Kiedy Gombrowicz siedział w swej
sypialni, zaczęły go dręczyć myśli dotyczące zdrady Tomasza. Przerażony był najbardziej tym, że nie
czuje z tego powodu przerażenia. Pobiegł więc i wyznał prawdę o pustych pistoletach. Tomasz
postanowił zabić Gonzala i swojego syna. Usłyszał to stojący pod drzwiami Gonzalo, wpadł do pokoju
i oznajmił, że ma sposób na Ignacego i że to właśnie Ignacy zabije swego ojca. Gombrowicz zaczął
Chodzić, a Chód ten zaprowadził go do pokoju Ignacego. Przeszedł przez korytarz będący zarazem
sypialnią parobków - całą drogę deptał ciała chłopców tam pracujących. Jednego z nich opluł
niechcący, ale nie widząc żadnej reakcji oplutego znów splunął. Po którymś razie z kolei Witold nie
wytrzymał i uciekł. Wpadł do sypialni Ignacego, który leżał na łóżku całkiem nagi.

Następnego dnia przy śniadaniu Tomasz oznajmił Gonzalowi, że w podziękowaniu za gościnę

zostaną jeszcze kilka dni. Uradowany Portugalczyk poprosił Ignacego, by zagrał z nim w palanta,
Gombrowicz i Tomasz mieli pełnić rolę sędziów tej gry. Ignacy bawił się doskonale, mimo
początkowych porażek udało mu się wygrać. Nie była to jednak sprawa umiejętności, Gonzalo grę
traktował bowiem jako element uwodzenia. „Rozumiał Tomasz, że to nie palant a zasadzka, że jemu
Buchbachem tym Syna porywają, że Syna jemu buchbachem uwodzą”. Trzeciego dnia pobytu u
Portugalczyka Gombrowicza ogarnął ogromny Lęk z przyczyny Braku Lęku, poszedł więc do sadu, by
pośród krzewów rozpamiętywać swoją rozpacz. Tam zauważył leżącego i rozmyślającego Ignacego.
Nagle zza płotu usłyszał sykanie. Okazało się, że to Pyckal, Baron i Ciumkała. Zaprosili go na
przejażdżkę. Kiedy wsiadł na bryczkę, Pyckal wbił mu w łydkę Ostrogę. Witold zemdlał z bólu.

Obudził się w piwnicy. Naprzeciw niego siedziała trójka dawnych pracodawców. Siedzieli tak

kilka godzin. Nikt się nie odzywał, bo istniało ryzyko ugodzenia Ostrogą. Nagle otworzyły się drzwi i
wszedł Rachmistrz, ten sam, który uczył Witolda wciągania akt, gdy zaczął pracować jako urzędnik.

background image

7

Do buta miał przytwierdzoną Ostrogę, którą boleśnie, po kilku godzinach milczenia, wbił w
gombrowiczowską łydkę. Następnie kazał przytwierdzić ostrogę do buta uwięzionego i oznajmił:
„Teraz do Związku naszego Kawalerów Ostrogi należysz i Rozkazy moje masz wypełniać, a także dbać
żeby tamci rozkazy moje jak należy wypełniali. Ucieczki, ani zdrady żadnej, nie próbuj, bo ci Ostrogę
zadadzą, a jeżeliby choć najmniejszą chęć Zdrady, Ucieczki w którym z towarzyszów twoich
spostrzegł, jemu Ostrogę masz wrzepić. A jeślibyś tego zaniedbał tobie ją wrzepią. A jeśliby ten, kto
tobie Ostrogę wsadzić ma, tego zaniedbał, jemu niech inny Ostrogę wsadzi…”. Z urywkowych
zwierzeń współwięźniów Ostrogi dowiedział się prawdy o poczynaniach Rachmistrza. Okazało się, że
wszystko zaczęło się od momentu pojedynku. Kiedy Witold zabawiał się u Gonzala Baron przez
Ciumkałę wezwał na pojedynek Pyckala, za to że ten „dał mu w łeb”. Ciumkała myśląc, że dwoje
pozostałych kompanów chce go wygryźć z interesu, zaczął ich przeklinać. Znów się pokłócili,
wypominali minione krzywdy i chcieli się pojedynkować. Baron prosił Rachmistrza, by w jego imieniu
wyzwał Pyckala. Rachmistrz wyśmiał ich, że walczą bez kul, i zaproponował użycie Ostróg. W ten
sposób wszyscy zostali w nie zaopatrzeni. Pobladły Rachmistrz za pomocą swojej Ostrogi poranił
dotkliwie pozostałych i wcielił tym samym do Związku Kawalerów Ostrogi. Uczynił to, jak sam mówił
po to, by odmienić przeklęty los Polaków. Chciał wystąpić przeciw Naturze, chciał dokonać na niej
gwałtu, by się odmieniła. W ciągu kilku dni do piwnicy zwabiona została większa część Polonii, „w
ścisku dawność, dawność wracała”. I choć wszyscy tęsknili za wolnością i z nadzieją patrzyli na to, kto
przerwie ich cierpienie, to jednak, gdy Gombrowicz próbował opuścić piwnicę, został ugodzony
Ostrogą. Wpadł na pomysł, że musi namówić współtowarzyszy do czynu. Zdawał sobie sprawę, że
musi być to czyn okropny. Zaproponował zabicie syna Tomasza, niewinnego blondyna. Przekonał
wszystkich, ze taka śmierć będzie okrutniejsza od zabicia ministra i jego rodziny, bo śmierć niewinna
jest najstraszniejsza. Pojechał do pałacu, by obmyślić plan mordu. Towarzyszył mu Rachmistrz, by w
razie ewentualnego odejścia od planu ugodzić go Ostrogą. Gombrowicz pozbył się go – wbił w konia
Rachmistrza Ostrogę i ten go poniósł. Dojechał do pałacu, gdzie zastał wszystkich na grze w palanta.
Okazało się, że chłopiec Gonzala – Horacy przejął wszystkie ruchy Ignacego i odwrotnie, Ignacy we
wszystkim naśladował Horacego. Portugalczyk odsłonił swój plan zgładzenia ojca Ignacego. W jego
zamyśle Horacy miał uderzyć Tomasza, a Ignacy naśladujący go w każdym ruchu, miał uczynić to
samo. Tak miało się dokonać Ojcobójstwo. Tomasz również nie zrezygnował ze swego zamiaru, nadal
obmyślał plan zabicia syna. Gombrowicz poszedł w nocy znów do Ignacego i patrzył na jego nagie
ciało. Chciał go ostrzec przed planem Gonzala, ale w ostatnim momencie zrezygnował, gdyż chciał
żeby coś się zmieniło.

Rozległy się krzyki „Kulig! Kulig!”, nadjechał Minister ze swoimi gośćmi. Zaczęli tańczyć i bawili

się doskonale. Witold zapytał ubawionego Ministra, co jest powodem takiej radości, gdyż ten
przeczytał ostatnio w gazecie, że Polska przegrała.. Przedstawiciel Polonii oznajmił, że ich zamiarem
jest nie pokazywanie klęski przed cudzoziemcami. Gombrowicz wyszedł na dwór, gdzie w krzakach
ujrzał dziwaczne stwory – „cielę, nie cielę, chyba Pies duży, ale z kopytami i jakby garbaty”. Zakradł się
od tyłu, okazało się, że to Baron siedział na Ciumkale, drugim jeźdźcem był Rachmistrz na Cieciszu.
Jeźdźcy wbijali Ostrogi w swe „konie” by stali się jeszcze straszniejsi, wtedy bowiem zwyciężą.
Gombrowicz pobiegł do pałacu, by ostrzec innych przed niebezpieczeństwem. Zauważył, że teraz
tańczy już nawet Ignacy z Horacym. Taniec przemienił się w „buchanie” (niczym gra w palanta).
Tomasz wyciągnął nóż, chciał zabić syna, Horacy uderzył go, za nim Ignacy. Kiedy wszyscy myśleli, że
syn dokona mordu na ojcu, nagle Ignacy przeskoczył ofiarę i zaczął się śmiać. Wszyscy uczestniczy

background image

8

kuligu wybuchli śmiechem, a wraz z nimi najeźdźcy (Rachmistrz i jego kompania). „Śmiechem buchają,
Wybuchają, w ramiona się biorą, Zataczają, to cienko, to grubo razem się Miotają i już jeden drugiego,
jeden z drugim ale Buch buch oj Ryczą, Ryczą, aż chyba buchają, I dopieroż od Śmiechu, do Śmiechu,
Śmiechem Buch, Śmiechem Bach, Bach, buch Buchają”

Opracowanie

I. Bohaterowie

Witold Gombrowicz – główny bohater, a zarazem narrator powieści. Jest Polakiem, który po
dwudziestu dniach pływania po morzu dociera na statku „Chrobry” do Buenos Aires. Tam
dowiaduje się o wybuchu wojny i postanawia zostać w Argentynie. Jest to jego świadoma
decyzja, której ze względu na „bluźniercze” powody nie może być zdradzona żadnemu z
rodaków. Na zorganizowanym przez Artystów spotkaniu poznaje homoseksualistę Gonzala,
który wciąga go w intrygę uwiedzenia Ignacego – syna prawdziwego patrioty Tomasza
Kobrzyckiego.

Gonzalo – Metys, Portugalczyk, z perskiej tureckiej matki w Libii urodzony. Niezwykle bogaty

mężczyzna, którego całe dnie wypełnia polowanie na chłopców, którzy za małe pieniądze
zaspokoją jego seksualne potrzeby. Udaje on biedaka nawet wtedy, gdy odwiedza go w pałacu
Witold, jest wówczas przebrany za służącego a gościa przyjmuje w ubogim pokoiku. Jest
zakochany w mężczyźnie o blond włosach Ignacym Kobrzyckim. Wszystkie jego działania
zmierzają do uwiedzenia obiektu jego westchnień.

Tomasz Kobrzycki – patriota, dawny Major. Ma syna Ignacego. W obronie jego czci wyzwał

na pojedynek Gonzala. Gdy ten własnym ciałem obronił jego syna ofiarował mu swoją przyjaźń.
Szybko jednak zerwał z sentymentalnym stosunkiem do homoseksualisty, który chce posiąść
jego syna. W obronie honoru postanowił zabić Ignacego, co mu się nie udało.

• Wspólnicy: Baron – wspaniały, rosły, dumny mężczyzna. Ciumkała – niższy od Barona,

krępawy. Pyckal – kościsty blondyn. Wszyscy trzej prowadzą własną firmę „Baron, Ciumkała,
Pyckal, Koński Psi Interes”. Są nierozłączni, choć ciągle się kłócą. Zarzewiem konfliktu był
Młyn, który w równym udziale przypadł im z eksdywizji. Podział funduszów był niemożliwy,
ciągłe procesowanie nie przynosiło efektów, „ta zaś swarliwość nie tyle może z finansowych
rozrachunków ile z natur sprzeczności. A bo Baron jak bąk huczy, buczy i tańcuje, jak paw
ogon puszy, jak sokół w górę polatuje; a Pyckal, jak byk, wrzaskiem krzykiem swojem
chamskiem chamskiem się nawala; a Ciumkała gmyrze”. Zatrudnili oni Witolda, z którym

background image

9

właściwie utrzymywali bliższe kontakty. Pojedynek między Gonzalem a Tomaszem, w którym
wzięli udział, stał się powodem wcielenia ich do Związku Kawalerów Ostrogi. W finalnej scenie
wraz z Rachmistrzem przeistoczyli się w potworne stwory, które siłą swej okropności chciały
zapanować nad bawiącą się w pałacu Gonzala Polonią.

II. Elementy Biograficzne

Powieść Trans-Atlantyk nie jest powieścią biograficzną, ale możemy się w niej dopatrzeć kilku

faktów, które naprawdę miały miejsce w życiu Witolda Gombrowicza. Autor, a zarazem główny
bohater utworu, rzeczywiście od sierpnia 1939 roku mieszkał w dalekiej Argentynie, gdzie
przypłynął na pokładzie MS „Chrobrego”. Na statek dostał się nie z własnej inicjatywy, ale dzięki
zaproszeniu, jakie otrzymał od przewoźnika na inauguracyjny rejs. Trzydziestopięcioletni wówczas
literat postanowił pozostać w Ameryce Południowej po tym, jak doszła go wieść o podpisaniu paktu o
nieagresji pomiędzy Hitlerem i Stalinem, co oznaczało nadchodzącą wojnę.

W swoim „Dzienniku” Gombrowicz napisał:
„Ja do Argentyny wyruszyłem przypadkiem, na dwa tygodnie tylko, gdyby zrządzeniem losu

wojna nie wybuchła w ciągu tych dwóch tygodni, wróciłbym do Polski – ale nie ukrywam, że gdy
klamka zapadła i zatrzasnęła się nade mną Argentyna, to było, jakbym siebie samego na koniec
usłyszał”.

Z kolei na pierwszych stronach Trans-Atlantyku, Gombrowicz opisuje dokładniej rejs z Polski do

Argentyny: „Dwudziestego pierwszego sierpnia 1939 roku ja na Statku „Chrobry” do Buenos Aires
przybijałem. Żegluga z Gdyni do Buenos Aires nadzwyczaj rozkoszna... i nawet niechętnie mnie się na
ląd wysiadało, bo przez dni dwadzieścia człowiek między niebem i wodą, niczego nie pamiętny, w
powietrzu skąpany, w fali roztopiony i wiatrem przewiany. Ze mną Czesław Straszewicz, towarzysz
mój, kajutę dzielił, bo obaj jako literatki żal się Boże mało co opierzone na tę pierwszą nowego okrętu
podróż zaproszeni zostaliśmy; oprócz niego Rembieliński senator, Mazurkiewicz minister i wiele
innych osób, z którymi się poznajomiłem”

Rzeczywiście, Gombrowiczowi w tej podróży towarzyszył Czesław Straszewicz, początkujący

literat (autor tomiku opowiadań „Wystawa bogów” z 1933 roku), który na wieść o nadchodzącym
wybuchu wojny nie zastanawiał się i postanowił powrócić na pokład „Chrobrego”. Straszewicz trafił do
Francji, a następnie do Wielkiej Brytanii. Walczył na froncie zachodnim jako żołnierz 10 Brygady
Kawalerii Pancernej generała Maczka. Po zakończeniu wojny podzielił los Gombrowicza i na stałe
osiadł w urugwajskim Montevideo, gdzie mieszkał do śmierci.

Szybko jednak okazuje się, że Trans-Atlantyk jest dziełem w przeważającej części fikcyjnym,

ponieważ niemal od momentu pozostania Gombrowicza na argentyńskiej ziemi nic, co zostało opisane
w książce, nie zgadza się z prawdziwymi losami pisarza. Wiadomo, że literat nie mógł wziąć udziału w
wojnie, ponieważ od dziecka cierpiał na choroby układu oddechowego, które z czasem przerodziły się
w ciężką astmę. Ponadto od najmłodszych lat Gombrowicz borykał się z uciążliwych schorzeniem
skóry. Jednak w powieści odmawia powrotu na pokład statku, mówiąc: „Nie będę ja się w to mieszał,
bo nie moja sprawa, i jeśli konać mają, niech konają”
. Od tego momentu w utworze pojawiają się
jedynie drobne elementy biografii Gombrowicza. Prawdą było na pewno to, że decydując się na
pozostanie w Ameryce Południowej, pisarz sam siebie skazał na życie w ubóstwie. Nie mówił w
dodatku po hiszpańsku, co jeszcze bardziej utrudniało mu „stanięcie na nogi”. Jak czytamy w
Trans-Atlantyku:

background image

10

„Miałem wszystkiego 96 dolarów, które mnie co najwyżej na dwa miesiące najskromniejszego

życia starczyć mogły, więc zaraz trzeba było się pogłowić, co i jak uczynić”. Nie można się dziwić, że
pomocy szukał w poselstwie polskim, licząc na przychylność rodaków.

Faktem było również to, że Gombrowicz pracował w charakterze urzędnika, czego nie znosił.

Nienawidził tej pracy tak bardzo, że każdego roku obchodził rocznicę swojego odejścia z niej po
siedmiu latach męczarni. Pisarz niesamowicie źle znosił warunki panujące w urzędzie, nie znosił
zwłaszcza sztucznego i hermetycznego środowiska pracowników. Pracę tę jednak dostał Gombrowicz
dopiero w 1947 roku, a do tego czasu wiódł niesłychanie skromny i ubogi żywot.

III.Przedmowa

Gombrowicz napisał swą przedmowę, by – jak sam się wyraził – zażegnać niebezpieczeństwo

zbyt wąskiego odczytania utworu. Jego zdaniem poważną przeszkodę interpretacyjną stanowi
umysłowość Polaków, którzy nie potrafią wyzbyć się „kompleksu polskiego”. Słowo ojczyzna
rozumieją oni szablonowo, poprzez pryzmat przytłaczającej tradycji. Gombrowicz jest przeciwny zbyt
wybujałym interpretacjom, które pojawiły się w prasie. Sam pisał

„Nie przeczę: Trans-Atlantyk jest między innymi satyrą. I jest także, między innymi, dość nawet

intensywnym porachunkiem…nie z żadną poszczególną Polską, rzecz jasna, ale z Polską taką, jaką
stworzyły warunki jej historycznego bytowania i jej umieszczenia w świecie (to znaczy z Polską
słabą)”.

Gombrowicz podkreśla, że tematem Trans-Atlantyku jest historia w nim przedstawiona. To tylko

pewien opowiedziany świat, implikujący wiele znaczeń. Jest on i satyrą, i krytyką, i traktatem, i
absurdem, i dramatem – „ale niczym nie jest wyłącznie, ponieważ jest tylko mną, moją „wibracją” moim
wyładowaniem, moją egzystencją” – tak stwierdza autor.

IV. Ewangeliczna mitologizacja

W opisach akcji Trans-Atlantyku często pojawiają się dantejskie motywy i obrazy. Wskazują one

na moralną, ewangeliczną mitologizację. Podobnie jak w „Ślubie” pojawia się postać Ojca symbolizuje
też te same wartości. Po pierwsze, w sensie etycznym, mamy tu do czynienia z honorem i czystością, a
w sensie patriotycznym z męstwem i wiernością. Tomasz, powieściowy ojciec jest podobnie jak Ignacy
ze „Ślubu” przedstawicielem Kościoła. Analogia ta znajduje potwierdzenie w tekście. Wystarczy
przypomnieć chociażby moment, w którym Gonzalo ugodził szklanką Tomasza. Ten stał tylko, a z jego
skroni kapały i spływały po policzku krople krwi, niczym Jezusowi na Kalwarii. Motywy biblijnej góry
przywoływane są bardzo często, Gombrowicz - główny bohater wciąż opisuje swoje przygody
odwołując się do motywu góry: „ciężka góra moja na pustce drogi mojej i na Polu moim, ale Pusty,
jakby tam nic nie było”.
Równie istotna jak postać ojca jest postać syna. Podobnie jak w „Ślubie”
symbolizuje nowy porządek, jest „nosicielem deformacji quasi-rzeczywistości”. Syn symbolizuje w
porządku etycznym wstyd i hańbę, w porządku zaś ideowym postęp i nieskrępowanie, zerwanie z
tradycja i przeszłością.

V. Zbrodnia i perwersje seksualne

background image

11

Fabuła powieści przypomina chwilowo powieść kryminalną. Element zbrodni, podobnie jak

element perwersji seksualnej wprowadza pisarz za pomocą bogatego homoseksualisty Gonzala.
Elementy te są niezwykle ważne, konstytuują fabułę utworu.

Metaforycznie przedstawiony Portugalczyk nie tylko inicjuje zbrodnie, ale również wplątuje w nią

praktycznie wszystkie postacie Trans-Atlantyku. Nie chodzi o fakt jej dokonania, wydaje się, że u
Gombrowicza ważniejszy jest sam zamiar. Początkowo Gombrowicz-bohater buntuje się, nie chce
pozwolić ani na zbrodnię, ani na orientację seksualną Gonzala. Brzydzi się nim i krytykuje utożsamienie
homoseksualizmu z postępem. Teorie pochodzące te odzwierciedlają głoszone przez niektórych
poglądy

końca lat

30. W finale jednak, gdy ma ostrzec Ignacego przed seksualno-morderczymi

zamiarami Gonzala, kapituluje, stwierdza: „niech on siebie w Co zechce przemienia, a choćby w
Mordercę, Ojcobójcę! Choćby i w Cudaka! Niech się ta parzy z kim chce!”
. Jednym słowem przyjmuje
zarówno zbrodnię, jak i perwersje erotyczne.

VI. Śmiech

„I zamiast żeby Ojca swego Bachem Buchnąć, on Buch w śmiech”.
Zakończenie powieści jest zaskakujące, w momencie, gdy narrator, a przede wszystkim czytelnik

spodziewają się zbrodni, pojawia się śmiech. Syn nie zabija ojca, jeźdźcy (przebrani członkowie
Związku Kawalerów Ostrogi) nie napadają na bawiąca się polonię – wszyscy wpadają w śmiech. Ma on
cechy katharsis. Sam Gombrowicz w przedmowie do warszawskiego wydania Trans-Atlantyku pisał o
śmiechu w utworze tak: „Oddać się przyszłości?... Tak…ale ja już niczemu nie chciałem się oddawać
samą istotą moją, żadnemu kształtowi nadchodzącemu – ja chciałem być czymś wyższym i bogatszym
od kształtu. Stąd się bierze śmiech w Trans-Atlantyku

VII.

Kpina z Ojczyzny

Niezwykle istotna jest scena rozgrywająca się w piwnicy, w której uwięziony zostaje ugodzony

Ostrogą Gombrowicz. Jak się okazuje, nie jest on jedyną ofiara Rachmistrza W ciągu kilku dni do
piwnicy zaciągnięta zostaje większa część Polonii. Scena ta ma metaforyczne znaczenia. Narrator
wchodzi niejako w związek z innymi polskimi emigrantami. Wszyscy tworzą coś, co można
przyrównać do swoistej „organizacji samoudręki”. Choć mają tego dosyć, zadają sobie ból, muszą
współcierpieć, bo tego wymaga historia. Każdy, niczym „Chrystus na krzyżu rozpięty” cierpi w imię
ojczyzny. Narrator-Gombrowicz na narodowy masochizm odpowiada cynizmem. Rozwiązanie tej
męczeńskiej niewoli widzi w zgwałceniu natury, losu a nawet Boga Najwyższego:

„Strasznym się stanę i na Naturę się rzucę, ją zgwałcę, przemogę, Przerażę, iżby się nam Los

odmienił…Straszni być musimy”.

VIII.

Motywy zwierzęce

Bardzo charakterystyczne w Trans-Atlantyku jest występowanie zwierzęcych motywów,

rekwizytów, nazw i opisów. Cała powieść przepojona jest zwierzęcością. Jest ich bardzo wiele, uwagę
zwracają w szczególności te z pałacu Gonzala, który przecież sam jest „nie bykiem, lecz krową”.
Pojawiają się tu psy skrzyżowane z innymi zwierzętami, i tak biega gdzieś

„piesek boloński, z pudlem skrzyżowany, bo ogon miął pydla a sierść foksteriera…a ten pewnie

Legawiec, ale kłapouch z niego kiepski, bo jakby chomika miął uszy…sukę miała Wilczurę, która
chyba w piwnicy z chomikiem sparzyć się musiała, a choć potem Legawcem pokryta, z Chomika
słuchami szczenięta wydała…a w tej chwili pies duży, legawy przyszedł się łasić; i jak baran czarny;

background image

12

ale nie baran to był, bo jak kot duży z pazurami; tyle tylko, że z koźlim ogonem i zamiast miauczeć, jak
koza beczał”.

Oprócz psów pojawiają się ogiery, kobyły, muchy, papugi, konie, szaraki, szczury, charty,

wróble, żaby, rysaki, itd. W powieści obecne jest jakieś zwierzęce szaleństwo, widać to nawet w
terminologii, jakiej używają bohaterowie. Pojawiają się wyrazy takie jak: „łasić się”, „zbaranieć”,
„srokaty”, „zagawronić”, „zarechotać”, „gzić”, „doić” i oczywiście wszystkie odnoszą się do ludzi.
Nawet słowa – klucze tak ważne dla filozofii Gombrowicza mają zwierzęcą proweniencję, chodzi tu o:
„ostrogę”, „zasadzkę” czy „potrzask”

IX. Archaizacja stylistyki

Punkt wyjścia powieści stanowi dla Gombrowicza przełomowy moment w historii Polski. Pisarz

wypowiada się z pełną świadomością przeciwko tradycyjnej wersji patriotyzmu, ale również krytykuje
poprzez parodię charakterystyczny dla sztuki i literatury sposób wypowiadania się. I tak mamy w
powieści do czynienia ze specyficznym językiem, który stanowi syntezę różnych stylów wypowiedzi
najbardziej reprezentatywnych dla polskiej tradycji. Pojawiają się typowe zwroty dla „sarmackiej”
prozy: „Każ Pan dobrodziej konie zaprzęgać”. Narrator korzysta też z pamiętnikarskiego języka Paska:
„Ja się zdumiałem…widząc Salonów, Sal wielkich luxusy, które plafonami, Parkietami, Stiukami a
Boazeriami…”. Widoczne są także elementy szlacheckiej dziewiętnastowiecznej gawędy, romantycznej
poezji oraz trylogii Sienkiewicza. Ciekawym zabiegiem jest też aluzja do najbardziej znanych scen z
epopei narodowej „Pana Tadeusza”. Gombrowicz przywołuje polowanie, pojedynek czy kulig. Parodia
kryje się w tym, że brak podstawowych „rekwizytów” tych zdarzeń, podczas pojedynku nie ma kul, w
polowaniu brak szaraków, a kulig odbywa się w argentyńskim gorącym pałacu, gdzie na śnieg nie ma
najmniejszych szans. W ten sposób Trans-Atlantykjest swoistą „syntezą wielowiekowego rozwoju
polskiej prozy”.

X. Intertekstualność

Intertekstualność Trans-Atlantyku nie polega na przytaczaniu przez Gombrowicza fragmentów

lub postaci z innych tekstów kultury, lecz polemice, próbie zmierzenia się z nimi. Pisarz poprzez swoją
powieść rzucił wyzwanie nie byle komu, bo samemu Adamowi Mickiewiczowi i polskiej epopei
narodowej. Niektórzy badacze uważają, że Trans-Atlantyk został napisany jako „anty-Pan Tadeusz”, a
nawet jako „anty-Dziady”. Jak pisze Stefan Chwin, najbardziej znany badacz twórczości Gombrowicza:

„Trans-Atlantyk (…) nie tylko miał ujawnić wstydliwie skrywane treści obu romantycznych dzieł,

w swobodnej zabawie demaskując polskie stereotypy, które wyrosły z mickiewiczowskiego pnia, ale też
miał się stać – równoprawną! – odpowiedzią na mickiewiczowski wzór postawy polskiego pisarza
wobec narodowej klęski”


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lektury szkolne, Trans-Atlantyk - opracowanie, Trans-Atlantyk - opracowanie
Literatura współczesna strzeszczenia, opracowania2 Trans atlantyk
Fwd 3, Referat-Trans Atlantyk
Lektury szkolne, Trans-Atlantyk - streszczenie, Trans-Atlantyk - streszczenie
Trans- Atlantyk , Witold Gombrowicz Trans- Atlantyk
Trans Atlantyk
Trans-atlantyk 2 , Transatlantyk
W Gombrowicz Trans Atlantyk
Trans-Atlantyk W.G, MATURA, polski, lektury
gombrowicz trans atlantyk
Gombrowicz Chwin Trans Atlantyk
Trans Atlantyk (2)
Trans atlantyk
Trans-Atlantyk, Szkoła
Referat Trans Atlantyk (2)

więcej podobnych podstron