"Dziennik Pisany Nocą"
O JANIE LEBENSTEINIE
GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI
Neapol, 15 czerwca [1999]
2 czerwca, pogrzeb Janka Lebensteina na Powązkach. (Widziałem migawkę w
Telewizji Polonia.) Miłosz przysłał list, Piotr Kłoczowski przemówił nad grobem. Od
Włodka Boleckiego wiem, że przylegają do siebie głowami dwa groby: Janka i
Zbyszka Herberta. Podobno obok Janka jest miejsce na grób jego matki,
pochowanej na cmentarzu za Warszawą. Niesamowite są te desenie ludzkiego
losu, tylekroć przeze mnie oglądane w momencie zamknięcia! Moja przyjaźń z
Jankiem i Zbyszkiem zaczęła się w paryskim mieszkaniu Janka na Ecouffes, na
wielkim bankiecie wyprawionym przez jego matkę, która na krótko przyjechała do
Paryża w odwiedziny do syna.
Jan Lebenstein: Etapy,1992
Oglądam katalog ostatniej wystawy Janka Etapy (*); po wernisażu w Paryżu
wysłano ją na objazd Polski, od Zamku Lubelskiego poczynając. Piękna
retrospektywna wystawa, z ciekawym dialogiem Janka z Piotrem Kłoczowskim
zamiast wstępu. Są w tym dialogu trafne sformułowania obu rozmówców, które
mogą pomóc w naszkicowaniu malarskiego profilu artysty. Ale tylko pomóc, resztę
muszę dośpiewać sam, zakochany w tym wielkim, oryginalnym malarstwie od
pierwszego z nim spotkania (w zaułku neapolitańskim, gdzie pod koniec lat 50.
odbył się zbiorowy pokaz "dei Giovani pittori polacchi").
Malarstwo oryginalne, niezależne, stroniące od "wpływów", przynależności do "szkół
i kierunków". Jest niedorzecznością (jak to zrobił Miłosz) koligować go z "barokiem."
Nawet Kot Jeleński, tak przenikliwy i na wylot znający malarstwo Janka, nie miał racji
stawiając go obok Kubina; nie był malarzem "tamtej strony" (Die Andere Seite), był
malarzem "tej strony," przywarł do niej całą siłą swej imaginacji. Szedł naprzód
własną drogą, samotny, wpatrzony w ideał malarstwa samodzielnego. Uderzyło mnie,
kiedy chodziliśmy razem na wystawy w Paryżu, że w przeciwieństwie do innych
malarzy, stojacych długo przed płótnami mistrzów, jakby chcieli brać od nich lekcje,
przetrawić każdy aspekt ich sztuki, zatrzymywał się na krótko, wpijał się natychmiast
wzrokiem w to, co w obrazie przyciągało, i biegł dalej, podobny do wytrawnego
wędkarza, który wie, gdzie zarzucić wędkę.
Jan Lebenstein: Nienasycenie,1969
Dialog z Kłoczowskim zaczyna się od konfliktu Apollina z Marsjaszem, rozmowa
skupia się na słynnym obrazie Tycjana. Lebenstein mówi: "To wielki wybuch
spontaniczności, to wielki obraz nie tylko 'profański,' ale i pogański. Pogański w
tym sensie, że jest żywiołowy. Ja ten obraz odbieram jak hymn dla Marsjasza,
pochwałę spontanicznej dzikości. Bo ten Marsjasz to trochę faun, pół-człowiek,
pół-zwierzę. Apollo zbliżał się do jakiegoś ideału boskości, tu zaś mamy esencję
pół-zwierzęcą, pół-ludzką. Apollo jest esencją pół-boskości, pół-idealną, pół-
człowieczą."
Lebenstein, stronnik Marsjasza, na tym oparł od początku do końca swoje malarstwo.
Nie przedstawiał, drążył pędzlem: wieczne pogranicze gatunków, istotę świata, istotę
przyrody (trochę jak "topielec zieleni" Leśmian ścigający "zieleń samą w sobie"),
sąsiedztwo dzikości i tkliwej słodyczy, przemieszanie kobiecości i męskości,
zwierzecości z ludzkością, brutalności z tęsknotą do boskości. W drążeniu pędzlem,
nie w gorszym czy lepszym przedstawianiu, tkwi sekret sztuki Janka i tragedia jego
sztuki, która z samej swojej istoty nie może marzyć o spełnieniu, o zaspokojeniu.
Nigdy. Malarz "maudit," skazany na rozdarcie, obdarzony pełną i ciągłą świadomością
nie tylko rozdarcia, lecz samotności artysty w dążeniu do widzeń i gorąco
upragnionych i równocześnie nieosiągalnych lub osiągalnych tylko przelotnie i
ułamkowo.
Ci, co malarstwo Lebensteina podziwiają albo co najmniej wysoko cenią, zdają się nie
przywiązyważ większej wagi do jego twórczości ilustracyjnej, rysunkowej, uważając
ją za formę wypełniania okresów jałowych, zastojów malarskich. On sam dawał coś
podobnego do zrozumienia, ale w duchu oczekiwał zaprzeczenia. Zawsze mógł liczyż
na nie u mnie. Był niezrównanym ilustratorem, rysownikiem. Trafiał szybko w sedno
ilustrowanego tekstu, po czym przyprawiał mu skrzydła swoją wyobraźnią. Lecz
musiał się do niego zapalić, musiał czuć i myśleć podobnie jak pisarz. Zachwycał się
Folwarkiem zwierzęcym Orwella. Zachwycał się słusznie, więc tę genialna opowieść
oprawił w kongenialne ilustracje. Wolno było mówić: Folwark zwierzęcy Orwella i
Lebensteina.
Jan Lebenstein: Ilustracja do Folwarku zwierzęcego
Miałem szczęście być autorem, którego opowiadania dość często ilustrował od
wielu lat. Zawsze z ogromną umiejętnością trafiania w sedno, nie zawsze jednak z
checią uczestniczenia w ilustrowanym tekście, niemal współautorstwa. Tak było
tylko z opowiadaniem Wieża, które go głęboko poruszyło. Gdy dzisiaj patrzę na
jego rysunki do Wieży, utwierdzam się w dawnym podejrzeniu, że Trędowaty z
Aosty stał się dla niego czyms więcej niż tematem.
Jan Lebenstein: Ilustracja do Wieży
W nocie do katalogu jednej z wystaw Janka napisałem o jego uśpionym, gotowym
do przebudzenia, darze narracyjnym; i w malarstwie (niekiedy) i przede
wszystkim w ilustracjach. Wyraziłem nadzieję, że naśladując np. Żywot
rozpustnika Williama Hogartha, cykl złożony z sześciu epizodów, da upust swemu
darowi narracyjnemu w cyklu, powiedzmy, wyjątkowo dziś aktualnym "Żywot
narkomana." Uśmiechnął się w milczeniu. Ale widocznie pomysł zapadł mu w
pamięć, bo wrócił do niego w jednej z ostatnich naszych rozmów. Wkrótce potem
nadszedł czas umierania najpierw wszelkich pomysłów i zamiarów artystycznych,
później zaś umierania (lub własnoręcznego samozabijania) artysty.
(*) Wystawa Etapy, pokazywana w roku 1999 w kilku miastach Polski, jest
wystawą wybranych prac Jana Lebensteina, powstałych w latach 1956-1993
począwszy od Grand Prix na pierwszym Biennale Młodych w Paryżu w roku 1959.
Tytułowe etapy to na przykład podróż do USA, po której słynne Lebensteinowskie
figury osiowe zamieniły się w struktury horyzontalne, często związane z widokami
Grand Canyon. Z lat 70. pochodzi cykl grafik do Folwarku zwierzęcego George'a
Orwell'a, które artysta wykorzystał w serii obrazów, później był powrót do prac z
natury, a w latach 90. cykl Pergamonów inspirowanych sztuką hellenistyczną.
Copyright © 1997-1999
Zwoje