Uniwersytet Warszawski
Wydział Zarządzania
Jerzy Kociatkiewicz
nr albumu 158366
Organizacje,
komputery, ludzie
studium idei postępu technologicznego
Praca magisterska
napisana pod kierunkiem
dr hab. Moniki Kostery
Warszawa, 1998
“We are such stuff
as dreams are made on”
W. Shakespeare
3
Spis Treści
1. Wstęp............................................................................................................................................................ 4
1.1. Tło ..........................................................................................................................................................................................4
1.2. Problem badawczy.........................................................................................................................................................5
1.3. Zarys metody ..................................................................................................................................................................5
1.4. Struktura pracy:............................................................................................................................................................6
2. Teoria............................................................................................................................................................7
2.1. Założenia dotyczące świata i rzeczywistości...................................................................................................7
2.2. Teorie dotyczące organizacji...................................................................................................................................9
2.3. Metafory organizacji.................................................................................................................................................13
2.4. Wizje technologii...........................................................................................................................................................18
2.5. Metodologia...................................................................................................................................................................27
3. Mitologia komputeryzacji...................................................................................................................34
3.1. Potwór Frankensteina raz jeszcze.....................................................................................................................34
3.1.1. Komputer jako demon .........................................................................................................................................................................34
3.1.2. Komputer jako anioł............................................................................................................................................................................38
3.1.3. Trickster.................................................................................................................................................................................................40
3.2. Magiczny przedmiot.................................................................................................................................................43
3.2. Pojedynek kosmogoniczny........................................................................................................................................51
3.2.1. Faza I: Porażka bohatera.................................................................................................................................................................54
3.2.2. Faza II: Pomoc ......................................................................................................................................................................................55
3.2.3. Faza III: Zwycięstwo..........................................................................................................................................................................57
3.3. Bracia mleczni...............................................................................................................................................................61
3.4. Postęp i regres...........................................................................................................................................................64
3.4.1.Ziemia Obiecana.....................................................................................................................................................................................65
3.4.2. Raj utracony.........................................................................................................................................................................................67
3.5. Niespójność mitów.......................................................................................................................................................71
4. Podsumowanie: poetyka mitów........................................................................................................ 77
4. Bibliografia...............................................................................................................................................84
5. Aneks..........................................................................................................................................................93
5.1. Krótka charakterystyka rozmówców ............................................................................................................... 93
4
1. Wstęp
1.1. Tło
omputery coraz śmielej wkraczają na scenę organizacyjną, stanowiąc
niejako uosobienie zmian i postępu technologicznego. Właśnie,
uosobieniem? Przecież komputer nie jest osobą!
To ostatnie zdanie poddam jeszcze w tej pracy w wątpliwość, na razie jedynie
zwróćmy uwagę, że mimo wszystko komputer pozostaje zarówno bardzo
aktywnym, jak i bardzo widocznym uczestnikiem organizacji, w których się
pojawia. Zresztą nie tylko organizacji, ale całego życia społecznego — chodzi tu
zarówno o rosnące wciąż rzesze ludzi posiadających komputery w domu, jak i o
zalew czasopism komputerowych zalegających kioski z gazetami i książek szczelnie
wypełniających księgarnie. Jak można się było spodziewać, istnieje również
dziedzina nauki poświęcająca się badaniu tego zjawiska.
To oczywiście lekka przesada — nowi socjologowie wiedzy, jak nazywa ich
Bernward Joerges (1994), albo naukowcy od NTS (nauki, technologii i
społeczeństwa), jak określa ich John Law (1991a) interesują się nie tylko, a nawet
nie przede wszystkim rolą komputerów, ale wszelkimi związkami pomiędzy
społeczeństwem a technologią. Najbardziej charakterystyczne dla ich podejścia
jest zacieranie przez nich różnic pomiędzy stroną techniczną a stroną społeczną
badań, najczęstszy zaś truizm (choć wcale nie oczywisty dla kogokolwiek, kto nie
K
5
spotkał się dotąd z tą dziedziną nauki) pojawiający się w prawie każdej publikacji z
dziedziny NTS to stwierdzenie, że
[z]jawiska, które wydają się być społeczne są częściowo technologiczne, a to, co
zwykle nazywamy technologicznym jest po części społeczne. W praktyce nic nie
jest ani wyłącznie technologiczne, ani wyłącznie społeczne (Law, 1991a: 10).
Ponieważ niniejsza praca zainspirowana została podejściem do technologii
prezentowanym przez nową socjologię wiedzy, w ramach przedstawiania
przyjmowanej przeze mnie metodologii napotkamy jeszcze na powyższy cytat.
1.2. Problem badawczy
Celem tej pracy jest zbadanie ról społecznych odgrywanych przez komputery w
organizacjach. Skoncentruję się na relacjach pomiędzy komputerem a
użytkownikami-profesjonalistami z kilku różnych zawodów i postaram się ukazać
repertuar archetypicznych ról przyjmowanych w owych relacjach przez komputer.
1.3. Zarys metody
W ramach badań przyjmuję zasadniczo perspektywę z pogranicza podejścia
symbolistyczno-interpretatywnego i postmodernistycznego (Hatch, 1997).
Badania empiryczne przeprowadzam w formie nieustrukturalizowanych, otwartych
wywiadów z 13 osobami, zaś zebrane dane interpretuję przyjąwszy rdzenną
metaforę organizacji jako mitologii. Szerzej metodologię przedstawiam w sekcjach
2.1-3. i 2.5.
6
1.4. Struktura pracy:
Praca składa się z trzech głównych części. W pierwszej (rozdział 2) przedstawiam
przyjęte założenia dotyczące świata i rzeczywistości, uwzględnione w pracy teorie i
metafory organizacji, metodologię przyjętą dla potrzeb badań empirycznych i
główne wizje technologii mające pomóc mi w interpretacji zebranych danych.
W drugiej części (rozdział 3) omawiam wyniki badań empirycznych. Jako że
przyjmuję perspektywę mitologiczna, trzon interpretacji zebranych danych tworzy
zgrupowanie ich według przedstawianych w nich archetypicznych mitach o
komputerze. Na koniec przechodzę do analizy niespójności i paradoksów
widocznych w opisywanym przez moich rozmówców działaniu komputera
W podsumowaniu (rozdział 4) staram się umieścić uzyskane w poprzedniej części
interpretacje w szerszej perspektywie, koncentrując się przede wszystkim na
sprzecznościach widocznych w zebranych danych, roli niejednoznaczności w
procesach tworzenia rzeczywistości i organizowania, oraz związku perspektywy
mitologicznej z poetyką, estetyką i kreatywnością.
7
2. Teoria
anim będę mógł rozpocząć rozważania na temat idei postępu, technologii,
czy komputerów, konieczne jest ustalenie kontekstu, w jakim będę się
poruszał jako autor niniejszego tekstu. Barbara Czarniawska-Joerges
(1992a) proponuje, jako jedną z możliwości trzy etapy prezentacji przyjętego
podejścia badawczego: opis założeń dotyczących świata i rzeczywistości,
przedstawienie przyjmowanych teorii i wreszcie wybór metodologii do
przeprowadzanych badań empirycznych. Ukazując moją postawę badawczą
chciałbym podzielić prezentację przyjmowanych teorii na trzy części: ogólne teorie
dotyczące organizacji, podstawowe metafory przyjęte w pracy i wizję głównego
przedmiotu badań, czyli technologii i komputerów, mającą stanowić punkt wyjścia
dla analizy danych empirycznych.
2.1. Założenia dotyczące świata i rzeczywistości
Alfred Schütz (1967) określił rzeczywistość jako ”nieprzejrzystą” — samą w sobie
pozbawioną sensu, niemożliwą do bezpośredniego doświadczenia, dostępną nam
jedynie po szeregu interpretacji a nigdy w postaci czystej i nieskażonej. Jak pisze
Jacek Sójka (1991), “[w] pewnym sensie nie wiemy nigdy ostatecznie, czym jest to,
co się nam zdarza, jaki ma ostateczny sens to, co robimy.” Richard Rorty (1980/94)
posuwa się jeszcze dalej, twierdząc, że przekonanie o istnieniu rzeczywistości ”tam
na zewnątrz,” jest jedynie kwestią wiary badacza w żaden sposób nie możliwej do
Z
8
sprawdzenia. Nie jesteśmy w związku z tym w stanie stwierdzić prawdziwości
jakiegokolwiek stwierdzenia poprzez porównanie go ze stanem rzeczywistym, a
jedynie odnieść je do innych dostępnych nam stwierdzeń i na tej podstawie
oceniać jego wartość. Bruno Latour (1991) określa to podejście mianem
relacjonizmu, postulując badanie rzeczywistości, prawdziwości, spójności i
dokładności stwierdzeń poprzez ukazanie ich związków z innymi stwierdzeniami i
działaniami (które również traktować można oczywiście jako stwierdzenia),
ponieważ to właśnie
ukazanie relacji pomiędzy punktami widzenia mobilizowanych i
mobilizujących aktorów daje osądom taki stopień precyzji, jakiego można
sobie tylko życzyć (s. 128)
Niemniej jednak, nawet jeśli uznamy porównywanie bądź to różnych stwierdzeń
bądź to powiązań między aktorami za (jedyne dostępne) kryterium prawdziwości,
musimy pogodzić się z faktem, że zaprzeczenie możliwości bezpośredniego
poznania świata wiąże się z odrzuceniem idei istnienia jednego tylko prawdziwego
sposobu opisu rzeczywistości i akceptacją wielu możliwych postaw badawczych
łączących się z odmiennymi punktami widzenia na te same zjawiska. Nawet jeśli
przyznanie prawa do istnienia takiej możliwości jest w nauce stosunkowo nowe,
sama sytuacja nie należy bynajmniej do najnowszych — jak zauważa Paul
Feyerabend (1975/94), Jednolita Teoria Wszystkiego mimo licznych zapowiedzi
nigdy się nie zmaterializowała i te same zjawiska opisywane są przez różne
dziedziny nauki na zupełnie różne i niemożliwe do pogodzenia ze sobą sposoby.
Zamiast porządku rzeczy
1
pozostaje nam
1
Francuski filozof Jean Baudrillard (1987/1994: 4) ironizuje na ten temat: “porządek świata jest
zawsze właściwy – taki jest sąd Boga. Bóg bowiem odszedł, ale zostawił za sobą swój sąd, tak jak
kot z Cheshire zostawiał swój uśmiech.”
9
co najwyżej cieniutka błonka ładu, siłą na Chaos naciągnięta, ale nieustannie
przezeń szarpana, gnieciona, dziurawiona, darta na strzępy (Bauman, 1994:
46).
Opisując obecny stan nauki, François Lyotard (1979/87) mówi o zmierzchu
metaopowieści, czy też wielkich opowieści modernizmu, dotyczących przede
wszystkim postępu i emancypacji nauki. Skutkiem takiego stanu rzeczy ma być,
według Lyotarda, nauka koncentrująca się na nieciągłościach i paradoksach zamiast
na porządku i niepodważalnych prawach, nauka świadoma reguł
uprawomocniających jej istnienie i otwarcie je przedstawiająca. Podobną ideą jest
postulowany przez Paula Feyerabenda (1987/94) relatywizm, który w swojej
najsilniejszej postaci mówi, że
[d]la każdego stwierdzenia, teorii, punktu widzenia, w które wierzy się (że są
prawdziwe)
istnieją argumenty ukazujące sprzeczne z nimi wierzenia jako co
najmniej równie dobre, albo nawet lepsze (s. 76)
Nawet taki relatywizm nie oznacza jednak, jak często się przyjmuje (np. Magala,
1997), że “wszystko wolno” i że nie ma żadnych reguł pozwalających na
odróżnienie prawdy od fałszu czy też dobrej nauki od złej nauki, a jedynie, że
wszelkie reguły osadzone są w konkretnym czasie i miejscu i dlatego powinny być
zawsze dostosowywane do potrzeb i wymagań określonej społeczności.
2.2. Teorie dotyczące organizacji
W tym miejscu wkraczamy już na grunt nauki o organizacji, stając przed
koniecznością wyboru spojrzenia na organizację i jej uczestników — w tym
wypadku, komputery i ludzi je używających Najpopularniejszą, choć nie jedyną,
propozycją podziału podejść do nauk społecznych jest zaproponowany prze
10
Gibsona Burrella i Garetha Morgana (1979) model czterech paradygmatów
2
— wizji
świata, różniących się od siebie założeniami dotyczącymi istoty rzeczywistości i roli
nauki — funkcjonalizmu, radykalnego strukturalizmu, radykalnego humanizmu i
paradygmatu interpretatywnego.
Dwa ostatnie podejścia opierają się na bliskim mi założeniu dotyczącym społecznej
konstrukcji otaczających nas zjawisk (Berger i Luckmann, 1966/83), które nie stają
się przez to bynajmniej mniej rzeczywiste czy mniej nas dotyczące, ale mniej, być
może, oczywiste i nieuniknione w takiej właśnie, a nie innej, postaci. Nie znaczy to
również, że cała rzeczywistość podlega ciągłemu kwestionowaniu – jeśli istnienie
lub określona forma danego zjawiska przyjmowana jest przez wszystkich lub
prawie wszystkich bez zastanowienia, oznacza to, że owo zjawisko stało się
instytucją (Scott, 1995), inaczej “czarną skrzynką” (Latour,1987), i
zakwestionowanie go w danym momencie jest bardzo trudno. Liczba,
zaangażowanie i status różnych aktorów społecznych popierających daną instytucję
nadaje jej moc istnienia i czyni ją rzeczywistą i odwrotnie – obecność aktorów
społecznych wątpiących w jej prawomocność, słuszność czy też rzeczywistość
podważa jej istnienie. W odniesieniu do organizacji podsumowuje takie podejście
Richard Whitley, pisząc:
Istota społecznego skonstruowania przedsiębiorstw jako systemów
koordynacji i kontroli działań ekonomicznych wydaje się być oczywista dla
większości przedstawicieli nauk społecznych — tak samo jak istota innych
społecznych instytucji i zbiorowości, które też są skonstruowane społecznie i
zmienne (1992: 121).
2
Sama idea paradygmatu w nauce zapożyczona została z ”Struktury rewolucji naukowych” Thomasa
Kuhna, który jednak ograniczał się do nauk ścisłych, twierdząc, że nauki społeczne znajdują się w
fazie przedparadygmatycznej (choć później, podobno, zmienił zdanie).
11
Z ideą społecznej konstrukcji rzeczywistości wiąże się wpływ wszelkich aktorów na
swoje otoczenie – nie tylko żyją oni w świecie tworzonym społecznie, ale sami
uczestniczą również w jego powstawaniu i utrzymywaniu. Poprzez definicję i
redefinicję rzeczywistości, tworzą oni , na użytek swój i innych, sens (Weick, 1995)
– wybierają poszczególne znaczenia spośród wielu pierwotnie możliwych bądź też
tworzą nowe, bardziej im odpowiadające. Definicje te mogą być wykorzystywane
jedynie na użytek chwili bądź też stawać się trwałymi składnikami rzeczywistości –
instytucjami. Karl Weick (1969/79) mówi tu o inscenizowaniu otoczenia, czyli o
jednoczesnym w nim uczestniczeniu i jego tworzeniu. Barbara Czarniawska-
Joerges w zbliżony sposób pisze o zmianie w organizacji, która
może mieć miejsce gdy ktoś - lub jakaś grupa - działa tak jakby przyszłe
reguły obowiązywały już dzisiaj, lub
jak gdyby zmiana już się dokonała
(1993: 118),
czyli właśnie wtedy, gdy uczestnicy organizacji zainscenizują zmianę kontekstu.
Z dwóch perspektyw subiektywistycznych, najbliższy postawie badawczej
prezentowanej w niniejszej pracy jest paradygmat interpretatywny, opierający się
na wierze w subiektywność poznawalnej rzeczywistości i w rolę badacza jako
obserwatora, którego zadaniem jest ukazanie procesu tworzenia zjawisk
uznawanych następnie za oczywiste. Jednakże przemawiają do mnie również
pewne idee nurtu radykalnego humanizmu, którego głównym tematem jest idea
wyzwolenia ludzkiej świadomości z więzów społecznej rzeczywistości, a naukowcy
powinni ”dążyć do demaskowania fałszywych pułapek zbiorowej świadomości, do
których tworzenia przyczyniają się sami ‘uwięzieni’” (Kostera, 1996: 34).
12
Rolę nauki (nie tylko o zarządzaniu) widzę bowiem jako źródło inspiracji nie zaś
jako proste narzędzia umożliwiającego rozwiązanie konkretnych, czy też
praktycznych, problemów. W tym względzie zgadzam się z Moniką Kosterą
(1996), że teoria organizacji nauką praktyczną nie jest. Zgadzam się również, że
nie oznacza to braku jakichkolwiek związków z praktyką, choć nieco inaczej
definiuję te związki — uważam, że są one dwojakiego rodzaju:
• Po pierwsze, badacze organizacji zajmują się badaniem jak najbardziej
istniejących (a więc praktycznych) zjawisk społecznych, dlatego też źródła
wiedzy dla naukowców zajmujących się tą dziedziną w bardzo dużym stopniu
znajdują się na terytorium ”praktyki.”
• Po drugie zaś, badanie praktyk organizacyjnych chociaż nie przynosi, ani nie ma
za zadanie przynosić, bezpośrednich rozwiązań, to jednak wpływać może na
sposób patrzenia na świat, na dostrzeganie różnych zjawisk również przez ludzi
zajmujących się praktyką zarządzania (czy też organizowania). Przykładem może
tu służyć coraz szerzej poruszany, również w książkach i pismach
popularnonaukowych i popularnych (np. rodzimy Przekrój) problem
makdonaldyzacji, którego spostrzeżenie, nazwanie i rozpropagowanie jest (w
różnym stopniu) zasługą amerykańskiego socjologa George’a Ritzera (1996/97).
Tu jednak powstaje problem, ponieważ według opisu Burrella i Morgana, łączenie
różnych paradygmatów nie jest możliwe i konieczny jest wybór jednej tylko drogi.
Nie wszyscy jednak zgadzają się z tym stwierdzeniem — np. Stephen Ackroyd
(1992) argumentuje, że sama idea paradygmatów jest ostatnią próbą obrony tezy,
że ”podstawą teorii organizacji musi być ogólna charakterystyka organizacji” (s.
13
104), z którą to tezą najwyższy czas się pożegnać, koncentrując się na doborze
podejść i metod odpowiadających studiowanemu zagadnieniu oraz wybranemu
czytelnikowi modelowemu (Eco,1994/95), czyli wymarzonemu przez autora
odbiorcy tekstu.
Inny podział podejść do organizacji, tym razem jednak otwarcie jako typologię a
nie klasyfikację, proponuje Mary Jo Hatch (1997). Ona również wyróżnia cztery
podejścia — klasyczne, modernistyczne (nowoczesne), symboliczno-
interpretatywne i postmodernistyczne (ponowoczesne). Tu również mój punkt
widzenia umieściłbym na pograniczu dwóch perspektyw:
• symboliczno-interpretatywnej, opisującej organizację jako ”sieć znaczeń
stworzoną i utrzymywaną poprzez związki ludzi połączonych wspólnymi
wartościami, tradycjami i zwyczajami” (s.52), oraz
• postmodernistycznej, dla której organizacja to zbiór różnych doświadczeń i
strzępków wiedzy wyniesionych z przeszłości przez jej uczestników, których
połączenie tworzy nowe spojrzenie mające swe źródła w przeszłości,
tym razem nie sprzeciwiając się ideom autorki typologii, która za całkiem normalne
uznaje łączenie różnych aspektów poszczególnych podejść i przekraczanie
arbitralnych, bądź co bądź, granic między nimi.
2.3. Metafory organizacji
Wybór perspektywy badawczej przybliża nas do określenia sposobu opisania
badanych zjawisk, jednakże owego określenia nie kończy. Następnym krokiem, jak
14
pisze Monika Kostera (1996), jest wybór metafory, za pomocą której opisywać
będziemy organizację. Metafora, inaczej przenośnia, to środek stylistyczny
polegający na utworzeniu nowego, innego niż pierwotne, znaczenia dla jakiegoś
słowa, opartego jednakże na znaczeniach już istniejących. Metafory są szczególnie
ważne przy opisie nowych zjawisk, a także dla wydobywania nowych aspektów
znanych pojęć (np. ”życie jest jak pudełko czekoladek” Forresta Gumpa). Gareth
Morgan (1986) spostrzegł, że w badaniach organizacji cały czas stosowane są
metafory pozwalające badaczom uwypuklać różne aspekty organizacji i przedstawił
listę podstawowych metafor używanych w teorii organizacji. Jego książka spotkała
się z dużym aplauzem i od tego czasu badacze, szczególnie interpretatywiści,
starają się świadomie i otwarcie wybierać metafory stosowane przez nich do opisu
organizacji. Mary Jo Hatch (1997) również prezentuje metafory najbardziej
charakterystyczne dla wyróżnianych przez nią perspektyw — w podejściu
symboliczno-interpretatywnym organizacja przedstawiana bywa najczęściej jako
kultura, według postmodernistów zaś organizacja najbardziej przypomina collage.
A dla mnie? Przede wszystkim chciałbym zauważyć, że sam Gareth Morgan (1996)
mówił: ”nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że osiem metafor z ‘Obrazów’
wyczerpuje listę metafor,” tak więc nie ma konieczności trzymania się utartych już
ścieżek i można tworzyć własne metafory, jeśli pozwalają one na uchwycenie
jakichś szczególnie bliskich badaczowi aspektów organizowania. Można również
postąpić jak Beata Glinka i Monika Kostera (w druku), które badając debatę nad
ustawą budżetową, dopasowują znaną już wcześniej metaforę budżetu jako magii
do wyników swoich badań, tworząc tym samym nową, pochodną, metaforę
budżetu jako religii. Linda Smircich (1983) proponuje przyjęcie metafory rdzennej,
15
określającej niejako ogólne spojrzenie na organizację, na bazie której, również
metaforycznie, określać można poszczególne zachowania organizacyjne. Moją
rdzenną przyjętą dla potrzeb tych badań jest organizacja jako mitologia —
spojrzenie, które łączy w sobie cechy organizacji-kultury, gdzie
uwaga badacza przesuwa się z troski o to, co organizacje osiągają i jak mogą
to samo osiągać efektywniej na pytanie o to, jak osiągana jest organizacja i
co znaczy być zorganizowaną(ym) (Smircich, 1983: 353)
i organizacji-świątyni, traktowanej jako źródło sensu dla jej uczestników,
nowożytny (a może nawet i ponowoczesny) substytut religii, instytucji
zaspokajającej duchowe potrzeby ludzi będących jej częścią. Nie są to metafory
odległe od siebie – Monika Kostera pisze nawet, że “[r]eligia jest (...) pewnego
rodzaju kulturą, (...) posługującą się symbolami, które umożliwiają ludziom
‘doświadczenie’ religii” (1996: 243).
Dlaczego jednak uważam, że celowe jest traktowanie organizacji jako mitologii?
Co nowego wnosi to spojrzenie w porównaniu z innymi metaforami? Czy nie jest
to tylko mnożenie bytów ponad miarę? Oczywiście uważam, że nie. Ukazując
organizację jako mitologię, staram się zwrócić uwagę zarówno na aspekt duchowy
życia organizacyjnego i mnogość związanych z nim symboli i rytuałów, o których
nie sposób mówić w kategoriach czysto funkcjonalnych (Sievers, 1994), jak i na
proces społecznego tworzenia znaczeń i zachowań organizacyjnych. Mitologia
niesie ze sobą wartości duchowe, łączy ludzi i stanowi źródło wspólnej tożsamości,
stanowi “podstawę życia społecznego” (Margul, 1989: 8) – wszak wszystko to
można powiedzieć również o współczesnych organizacjach.
16
Co więcej, mitologia stanowi narracyjny składnik religii (Margul, 1989), co
powoduje, że metafora ta szczególnie nadaje się do analizy historii opowiadanych
przez uczestników organizacji, z których to opowieści powstaje obraz bohatera,
jakim tu jest komputer. Od pewnego czasu zresztą obserwujemy powrót wiedzy
narracyjnej do nauk społecznych, w tym również do teorii organizacji – użycie
opowieści zamiast statycznego opisu pozwala na przekazanie wiedzy “ukrytej,”
pozostającej poza głównym przesłaniem autora, a jednak znacznie owo przesłanie
wzbogacającej (Guillet de Monthoux i Czarniawska-Joerges, 1994). Barbara
Czarniawska-Joerges (1995) postuluje anulowanie sztucznego podziału na wiedzę
narracyjną (gorszą) i logo-naukową (bardziej dostojną), tym bardziej, że wiedza
źródłowa dla badań nad organizacjami jest w swej istocie narracyjna i często bywa
w ten właśnie sposób, choć niekoniecznie świadomie, przekazywana (case’y,
opowieści o prowadzonych badaniach, cytaty z przeprowadzanych wywiadów).
Zresztą również ów podział na wiedzę narracyjną i logo-naukową znajduje swe
odbicie w podwójnej roli mitologii, pełniącej jednocześnie rolę kodeksu praw i
historii (również prospektywnie, opowiadając np. nie tylko o stworzeniu świata, ale
i o jego końcu). Z takim podziałem blisko spokrewniona jest jeszcze jedna
dychotomia – pomiędzy nauką a literaturą, albo, jak kto woli, pomiędzy faktami a
fikcją. Jak większość powszechnych dychotomii, ta również bywa ostatnio
poddawana głęboko krytycznej inspekcji – “bariery pomiędzy fikcją a faktem a
także pomiędzy sztuką a nauką stają się coraz trudniejsze do obrony” (Philips,
1995: 626), również dlatego, że
badacze z nauk społecznych często robią to samo co pisarze: tworzą a nie
odkrywają, koncentrują się na zjawiskach jednostkowych i niepowtarzalnych,
17
używają przykładów i retoryki starając się jak najlepiej zaprezentować swoje
tezy (ibid.).
Nie jest to bynajmniej spowodowane złą wolą lub nierzetelnością naukowców; nie
mając bezpośredniego dostępu do obiektywnej rzeczywistości nie możemy nawet
marzyć o bezstronnym jej opisie, a poza tym nie ma słów “neutralnych” – wszelkie
noszą ciężki bagaż znaczeń, skojarzeń i poprzednich użyć obciążający ich obecną
wymowę. Banalny przykład stanowić może wielki spadek popularności imienia
Adolf po drugiej wojnie światowej, spowodowany właśnie skojarzeniami
związanymi z jedną (na jak wiele!) osobą je noszącą.
Właśnie ze względu na pewną sztuczność podziału pomiędzy literaturę naukową i
piękną w bibliografii niniejszej pracy znalazło się kilka dzieł nie pretendujących
bynajmniej do roli nauki, a jednak traktowanych przeze mnie jako cenne źródła
wiedzy ze względu na wnikliwość zamieszczonych w nich spostrzeżeń, na ciekawe
ujęcie kwestii technologii lub komputerów, bądź też na kulturowe znaczenie
owego dzieła.
Wybór przeze mnie metafory organizacji jako mitologii podyktowany został
również zadaniem, jakie sobie w tej pracy postawiłem — próbą spojrzenia na różne
role organizacyjne, jakie odgrywa technologia w ogóle, a komputer w
szczególności; mówiąc językiem bliższym mitologii, chciałbym dowiedzieć się,
jakie mity opowiadają o komputerach, czy też jakim mitem jest technologia, a
poruszać się będziemy po gruncie przesiąkniętym symboliką – wszak komputer
bywa nawet używany jako samodzielna metafora dla organizacji (Hatch, 1997)!
18
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę, że rolą metafory nie ma być jedynie
reprezentowanie idei związanej z owym nowym, metaforycznym znaczeniem –
chodzi przecież o połączenie i umożliwienie swoistego rezonansu, współgrania
starych i nowych znaczeń. Dlatego też istotą wyboru i stosowania metafory nie jest
jedynie pokazanie, że dane zjawisko
może
być widziane poprzez daną metaforę,
ale również, poprzez jej użycie, uwypuklenie dawanych przez nią możliwości.
Opisując zupełnie inną metaforę (maszyna jako tekst), Steve Woolgar ujmuje to
następująco:
Warto podkreślić, że chodzi o
zbadanie metafory, a nie jedynie o jej użycie.
Nie mam zamiaru upierać się, że maszyny
naprawdę są tekstami. Moim
zamysłem jest raczej
zabawa metaforą i zobaczenie, jak daleko można się
posunąć (1991: 61).
2.4. Wizje technologii
Ponieważ rola społeczna i organizacyjna technologii stanowi centralny wątek
niniejszej pracy, chciałbym prześledzić główne idee prezentowane przez innych
badaczy tego tematu, ustalając tym samym zarówno kontekst, jak i punkt wyjścia
dla moich badań.
Na początek powrócę jeszcze do używanego już, choć jeszcze nie
sprecyzowanego, przeze mnie pojęcia aktora społecznego. Zapożyczywszy
definicję od Michela Callona (1991: 140), uznaję, że aktor to ”dowolna jednostka
zdolna do kojarzenia ze sobą tekstów, ludzi, nie-ludzi i pieniędzy.” Takimi
jednostkami mogą być pojedynczy ludzie, nie-ludzie (czyli np. maszyny, ale także
idee), oraz zbiorowości — przedsiębiorstwa, związki skupiające ludzi i/lub nie-
ludzi.
19
Jednym z tak pojętych aktorów społecznych mogą być komputery. Powstaje tu
problem, czy mogę uznać wszystkie komputery za jednego aktora społecznego,
czy też może powinienem zajmować się każdym z osobna jako oddzielną
jednostką
3
, nie pozwalając sobie na zbytnie generalizacje. Zdecydowałem się
traktować je wspólnie ze względu na chęć syntetycznego spojrzenia na ich role
społeczne, jednak zdaję sobie sprawę, że jest to wyraźne uproszczenie i że
konstruowanie jakichkolwiek
praw
dotyczących
wszystkich
komputerów byłoby
bezpodstawne – w najlepszym razie liczyć można na zauważenie pewnych
tendencji do odgrywania przez komputery określonych ról.
Jeśli uznamy komputer za aktora społecznego na równi z jego użytkownikiem,
konstruktorem, czy też obsługą, powstaje pytanie, gdzie w tej perspektywie kryje
się różnica pomiędzy maszyną a człowiekiem? Najprostszą odpowiedź na nie
udziela Steve Woolgar (1991), twierdząc, że takiej różnicy po prostu nie ma i zbyt
natarczywe jej poszukiwanie jest wyrazem rozpowszechnionej dyskryminacji ze
względu na gatunek (biologiczny), równie szkodliwej i niemoralnej jak rasizm czy
seksizm.
Inni autorzy nie są aż tak radykalni, choć również uważają, że proste rozróżnienie
człowiek – maszyna i odpowiednio: socjologia – technologia nie oddaje pełnego
obrazu powiązań; jak pisze John Law (1991a), ”porządek społeczny wcale nie jest
ani porządkiem społecznym. Jest raczej
porządkiem społeczno-technologicznym.
Zjawiska, które wydają się być społeczne są częściowo technologiczne, a to, co
zwykle nazywamy technologicznym jest po części społeczne. W praktyce nic nie
jest ani wyłącznie technologiczne, ani wyłącznie społeczne.” W związku z tym
3
Każdy procesor w komputerze bywa, nawiasem mówiąc, określany jako
jednostka
centralna.
20
zamiast spotkania pomiędzy człowiekiem z krwi i kości z jednej strony, a
krzemową maszyną z drugiej, dochodzi do spotkania między dwoma maszynami z
krwi i kości. Różnica leży tylko w rozkładzie powiązań —
z jednej strony mamy jedno ludzkie ciało zbadane przez dziesięć tysięcy
biologów, cytologów i neurologów, a z drugiej jeden komputer
koncentrujący w sobie wiedzę tysiąca inżynierów, programistów i
producentów sprzętu (Latour i Powers, 1997).
Jak w takim razie wyznaczyć granice aktora? Gdzie kończy się komputer, zarówno
fizycznie, jak i symbolicznie? Sprawa nie jest wcale taka prosta, od razu bowiem
napotykamy na przypadki sporne — czy urządzenia peryferyjne, takie jak drukarka,
są częścią komputera? A zainstalowane programy? A serwis telefoniczny
producenta? Wreszcie prąd wraz z elektrownią, która go wytwarza i kilometrami
kabla, albo obsługa oraz użytkownicy? Sztywne definicje nie mają sensu, więc
odpowiedź na to pytanie może brzmieć jedynie ”to zależy.” Zależy oczywiście od
kontekstu, od powiązań, które analizujemy, od stopnia niezawodności wszelkich
powiązań (bądź też części aktora). Dopóki cała infrastruktura dostarczająca
elektryczność działa bez zarzutu, nie musimy przejmować się źródłami prądu;
dopiero jeśli pojawiają się przerwy w dostawach elektryczności pojawia się kwestia
zabezpieczeń, urządzeń typu UPS (Uninterrupted Power Supply), czy nawet
spalinowych generatorów prądu. Wreszcie w komputerach przenośnych czy też
laptopach czas działania baterii bardzo często poruszany jest jako istotny atrybut
komputera.
Zwróćmy jeszcze uwagę na jeszcze jeden aspekt komputera jako aktora — kwestię
opowieści i tekstów z nim związanych, albo w skład w niego wchodzących. Cały
zestaw norm technicznych umożliwia połączenie komputera z innymi aktorami,
21
bądź też zespolenie różnych jego elementów w całość zwaną komputerem —
wymienić tu można chociażby specyfikację sposobu dostarczania prądu (zarówno
napięcie i natężenie, jak i kształt wtyczki), układ klawiatury, czy rodzaj
obsługiwanych dyskietek. Różne inskrypcje (Joerges i Czarniawska, 1993) będące
częścią aktora zwanego komputerem mają często również całkiem ewidentnie
tekstualny charakter. Do takich należą właśnie napisy na klawiaturze, nazwa
producenta, podpisy pod przyciskami i diodami, często także naklejki informujące,
że otwarcie obudowy powoduje unieważnienie gwarancji (Woolgar, 1991). To
wszystko napotkamy, zanim jeszcze spróbujemy dostać się do wnętrza urządzenia.
Nie istnieje więc możliwość oddzielenia ”miękkich” opowieści od ”twardej”
technologii — wszak wewnątrz obudowy również znajdziemy normy takie jak ISA,
EIDE, czy ATX, jak i mnóstwo napisów na wszelakich podzespołach.
Zamiast mechanicznego komputera zostajemy więc z hybrydą, mającą części
ludzkie, mechaniczne i symboliczne. Jako aktor społeczny, komputer przypomina
Stalowego Generała z powieści Rogera Zelaznego ”Stwory Światła i Ciemności”
(1988), łączącego w sobie atrybuty z reguły przypisywane ludziom, maszynom, jak
i mitom czy legendom. Co więcej, tak jak i w przypadku dowolnej technologii,
proporcje te nie są ustalone raz na zawsze, ale zmieniają się wraz z upływem czasu
i zależnie od sytuacji:
Okuwając się w protezy, przeżył jakoś swój czas. Miał sztuczne serce i
tętnice, żuł sztucznymi zębami i patrzył na świat sztucznymi oczami. W
czaszkę wstawiono mu metalową płytkę i dano mu kości z plastyku. I żył tak
z drutem i porcelaną w środku, aż nadszedł czas, kiedy nauka mogła już
stworzyć członki lepsze od tych, którymi natura obdarzyła człowieka. Organ
po organie znów rozebrano go na kawałki i w następnym stuleciu
przewyższał człowieka z krwi i kości(...)Wielokrotnie zamieniał metal na ciało
22
i stawał się na powrót normalnym człowiekiem. (...) [J]est duchem rebelii, a
ta jest wieczna (s. 45 i 66).
Oczywiście wyznaczenie granic aktorów nie jest możliwe nie tyle ze względu na
ich istnienie jako rozmytych, acz osobnych istot, ale z powodu najróżniejszych
powiązań pomiędzy poszczególnymi, wyróżnianymi arbitralnie przez nas, aktorami.
Aktorzy połączeni są w sieci, ale różnica pomiędzy aktorami sieciami jest tylko
kwestią punktu widzenia (Callon, 1991) i to, co w jednych badaniach uznamy za
pojedynczego aktora, w innych będzie siecią skupiających najróżniejszych innych
aktorów.
Nie posiadając z góry wyznaczonych ”węzłów,” czyli aktorów, sieci społeczno-
technologiczne nie posiadają, siłą rzeczy, również wyznaczonego środka i
ustrukturalizowanych powiązań — dlatego Gilles Deleuze i Felix Guattari (1980/88)
używają w podobnym kontekście metafory kłącza,
4
którego chaotyczność i
możliwość określenia jedynie relacji pomiędzy poszczególnymi elementami, a nie
ich pozycji, kontrastują z ideą drzewa rozpowszechnioną jako model w zachodniej
nauce. Przykładem modelu drzewa może być struktura formalna, z wyraźnym
umiejscowieniem poszczególnych stanowisk i jasnymi regułami zwierzchnictwa.
Dodatki takie jak kładka Fayola pozostają wyłącznie dodatkami, nie zmieniającymi
w niczym ogólnej idei.
Nieco innym pomysłem na analizę związków pomiędzy aktorami jest
zaproponowana przez Barbarę Czarniawską (1992b) idea organizacji jako ”sieci
działań” i skupienia się na zachodzących procesach nie zaś na trwałych podmiotach
4
Zarówno kłącze bowiem, jak i sieć, aktor oraz wiele innych pojęć przeze mnie używanych to
oczywiste metafory, niewiele mające wspólnego z pierwotnymi znaczeniami tych pojęć.
23
owych działań. Bardziej zrozumiała staje się wtedy niemożliwość ustalenia, kim
właściwie są aktorzy organizacyjni, ponieważ to nie oni są treścią organizacji.
Aktor zwany komputerem staje się wtedy przydatnym konstruktem pomagającym
na skoncentrowaniu się na pewnym wycinku akcji czy też wydarzeń, ale już
niekoniecznie wyraźnie określoną albo trwałą (ani, tym bardziej, niezmienną)
postacią.
Tendencja do reifikacji otaczającego nas świata, w tym ludzi, komputerów i
organizacji jako takich powiązana jest z linearnością myślenia (Burrell, 1997a) —
upraszczania skomplikowanych sytuacji z jakimi się spotykamy do poziomu
banalnych modeli, poszukiwania prostych schematów przyczynowo skutkowych i
przyjmowania wyidealizowanych, często etnocentrycznych wyobrażeń za stan
rzeczywisty. Jak twierdzi Gibson Burrell (1997b), podając między innymi przykład
walk podczas Pierwszej Wojny Światowej, a w ogólniejszym wymiarze — samej
organizacji armii, linearność zabija w dosłownym tego słowa znaczeniu. W
przypadku zaś komputerów, jeśli prowadzi ona i połączona z nią wąska,
zreifikowana definicja komputera do dyskryminacji ze względu na gatunek,
możemy oczekiwać, że jak w przypadku rasizmu, genderyzmu czy innych form
dyskryminacji, podejście takie krzywdzi zarówno represjonowanych, jak i
represjonujących (Law, 1991a).
Chciałbym teraz powrócić do perspektywy mitologicznej i na tym tle przyjrzeć się
zarówno organizacjom, jak i roli technologii, a zwłaszcza komputerów,
prezentowanej w dostępnej literaturze. Na początek jeszcze kilka słów o samej
perspektywie, o istotności mitów dla organizacji i o zasadności łączenia tych
dwóch pojęć. Martin Bowles komentuje to następująco:
24
Biorąc pod uwagę, że współcześnie mit bywa często rozumiany jako
przeciwieństwo faktu, przyznanie, że organizacje spoczywają na podłożu
mitów jest nieco heretyckie dla normatywnego spojrzenia. Jednak
organizacje są wyraźnie powiązane z mitologią sposobem, w jaki próbują
przekazywać znaczenia publiczności zarówno wewnątrz ich, jak i na zewnątrz
(1997: 783)
Jak wyglądają mity w organizacjach? Można mówić o nich w kategoriach ich
współczesnych nazw, takich jak management, decentralizacja, czy reengineering,
ale celem podkreślenia ich mitycznych i archetypicznych właściwości, można
szukać ich odpowiedników (pod względem przedstawianych wartości) w różnych
”prawdziwych,” czyli starożytnych mitologiach — najczęściej używana jest
oczywiście mitologia grecka, np. postacie Kupida, Wenus, Wulkana i Bachusa
reprezentujące emocje, pasje i libido w
Pandemonium
Gibsona Burrella (1997a).
Nie jest to jednak jedyne źródło mitologicznych archetypów dla opisu zachowań
organizacyjnych — np. Heather Höpfl (1994a) wykorzystuje nordycki mit o Królu
Olch do opisu procesu planowej zmiany organizacyjnej.
Pozostaje jeszcze jeden problem, poruszony przez Barry’ego Turnera (1992):
dlaczego mielibyśmy uważać, że mity, w przeciwieństwie do wszystkich innych
zjawisk społecznych są ponadkulturowe i ponadczasowe? Odpowiedzią może być
przedstawiana przez Martina Bowlesa (1989) idea paralelizmu, głosząca, że
podobne archetypy pojawiają się w różnych kulturach. Tak więc porównując
dominujące obecnie w życiu organizacyjnym archetypy zachowań do greckich
bogów Zeusa, Apolla i Ateny (Bowles, 1993), nie trzeba wcale twierdzić, że się
one od owych greckich bogów wywodzą, a jedynie, że postacie mitologiczne
dobrze ilustrują owe postawy.
25
Jakie mity związane są z technologią i komputerami? Tu chciałbym rozważyć
archetyp znacznie młodszy niż ”klasyczne” mitologie, ale bogaty symbolicznie i
silnie związany z postacią komputera, a przynajmniej technologii. Stanowić ma on
jedynie punkt wyjścia dla moich badań, zaś nad szerszą perspektywą mitologiczną
zastanawiać się będę przy analizie zebranych przeze mnie danych empirycznych.
Prawdopodobnie najsilniej kulturowo obecnym w sferze symboli opisem
związanym z ideą technologii, postępu, ich roli i granic jest
Frankenstein
Mary
Wollstonecraft Shelley (1818/1989), oddziałujący na kulturę zarówno jako powieść,
jak i dzięki licznym ekranizacjom (łącznie z najsłynniejszą z roku 1831 z Borisem
Karloffem w roli potwora). Historia ta nie narzuca wyrazistej interpretacji, ukazując
dylematy związane z nieokiełznaną nauką, pozostawiając jednak osąd czytelnikowi.
Kluczowe w warstwie symbolicznej powieści są dwie kontrowersyjne postacie.
Pierwsza z nich to bohater tytułowy
5
, naukowiec Wiktor Frankenstein, pierwowzór
postaci szalonego naukowca — geniusz, któremu jednak jego wynalazek wymyka
się spod kontroli. W oryginalnym podtytule książki określony zostaje jako
“Współczesny Prometeusz,” a więc mający budzić skojarzenia z bohaterem greckiej
mitologii. Oryginalny Prometeusz jest postacią zdecydowanie pozytywną, stwórcą
pierwszych ludzi, ale występuje przeciw bogom (wykradając dla ludzi ogień) i
zostaje skazany za to na straszne katusze. Podobnie Frankenstein cierpi za swój
występek przeciw naturze, chociaż ocena jego daru dla ludzkości jest znacznie
mniej jednoznaczna.
5
W powieści dzieło Wiktora Frankensteina pozostaje bezimienne, określane przez tego ostatniego
jedynie jako “Potwór.” Dopiero w filmach istota ta odziedziczyła nazwisko po swoim stwórcy.
26
Drugą postacią jest sam Potwór, z początku co prawda istota niewinna, ale
wzgardzony i odrzucony przez swojego stwórcę mści się na nim, doprowadzając
do śmierci zarówno jego, jak i wielu niewinnych osób. Rozważmy teraz zawarte w
podtytule odniesienie – jeśli Wiktor Frankenstein jest Prometeuszem, to być może
w Potworze widzieć powinniśmy nie tylko odpowiednik pierwszego człowieka, ale
również i ogień z wraz jego podwójną – życiodajną i niszczącą – rolą. Rozciągając
tę analogię również i na technologię symbolizowaną przez postać Potwora,
uzyskujemy wizję wielkich możliwości powiązanych ze śmiertelnym
niebezpieczeństwem.
Relacja pomiędzy Wiktorem Frankensteinem a Potworem stanowić może również
symboliczny obraz związku pomiędzy komputerem a jego użytkownikiem, gdzie
także pojawia się motyw strachu przed technologią przy jednoczesnym zachwycie
oferowanymi możliwościami. Zastanawiać się można również i tu nad analogią
prometejską — wszak grecki bohater nie wynalazł ognia, a jedynie rozpropagował,
podobnie jak użytkownicy komputerów wnoszą ich możliwości w swoje dziedziny
działalności. Za poruszający zbliżony motyw uważa Isaac Asimov (1991) poemat
Goethego o
Uczniu Czarodzieja
, w którym tytułowy bohater próbuje użyć magii
swego mistrza, na co nie starcza mu sił i umiejętności, skutkiem czego wpada w
poważne tarapaty. Tę historię jeszcze łatwiej potraktować jako alegorię spotkania
człowieka i komputerów.
Podobna wizja przewija się również przez inne znane opowieści o roli technologii,
począwszy od legendy o praskim Golemie, wyrywającym się spod kontroli rabina,
który go stworzył, aż do komputera HAL 9000 z filmu Stanleya Kubricka
2001:
Kosmiczna Odyseja
. Ten ostatni obraz bezpośrednio już odnosi się do najbardziej
27
interesującego nas tematu – komputerów, a jego obecność w kulturze ilustrować
może fakt przeprowadzenia w zeszłym roku przez University of Illinois obchodów
urodzin HALa, który według filmu został skonstruowany właśnie tam w 1997 roku
(Latour i Powers, 1997). Jest to również wyobrażenie o znacznie bardziej
jednoznacznie negatywnej wymowie niż Potwór z kart powieści Mary Shelley.
2.5. Metodologia
Określiwszy już swoje podstawowe założenia i przyjęte przez siebie podstawowe
teorie, a także wizję stanowiącą dla mnie punkt wyjścia do badań empirycznych,
chciałbym, przed przejściem do opisu zebranych danych, przedstawić
metodologię, jaką przyjąłem na potrzeby owych badań.
Jak już stwierdziłem wcześniej, traktuję badane komputery jako jednego aktora
społecznego, arbitralnie wyodrębnionego od innych aktorów uczestniczących w
badanych przeze mnie organizacjach — użytkowników, obsługi. Nie próbuję
prześledzić historii powstawania komputera ani dróg prowadzących do przybrania
przez niego obecnych ról, chociaż część moich badań dotyczy zmian, jakie w roli
komputera widzą jego użytkownicy. Komputer stanowi dla mnie ”czarną
skrzynkę,” jak określa to Bruno Latour (1987) — niekwestionowaną instytucję albo
fakt społeczny, ogólnie akceptowany i nie podlegający dyskusji. Nie oznacza to
bynajmniej, że zdecydowałem się opisywać istniejący
stan rzeczy
— podobnie jak
Barbara Czarniawska-Joerges (1992a: 7), wolę kłaść ”nacisk na procesy a nie na
struktury. Proces konstruowania [rzeczywistości] jest bardziej interesujący niż same
konstrukcje.” Dlatego też staram się badać, co dzieje się z komputerami, a nie
tylko jakie są komputery. Jest to bliskie podejściu określanemu jako ”widok z
28
okna” (ibid.), z tą różnicą, że ja badam określonego aktora i związane z nim
procesy, nie zaś określoną organizację.
Swoje badania oparłem na nieustrukturalizowanych, otwartych wywiadach
antropologicznych, przeprowadzanych z różnymi osobami używającymi w swojej
pracy zawodowej komputerów. Nie starałem się dobrać reprezentatywnej grupy
badanych, starając się raczej dotrzeć do ludzi mogących przedstawić mi
interesujące i różnorodne punkty widzenia, dające wielowymiarowy (choć
prawdopodobnie niepoprawny jako statystyczne odzwierciedlenie postaw
użytkowników) obraz.
Przeprowadzając wywiady starałem się pogodzić ze sobą dwie postawy —
badacza, który zgodnie z zaleceniami Bruno Latoura (1987) podążać za aktorami,
uznawać ich definicje i punkty widzenia. Równocześnie jednak próbowałem
zachować ”antropologiczny stan umysłu” (Czarniawska-Joerges, 1992b), czyli nie
przyjmowanie
a priori
żadnych założeń i skłonność do kwestionowania wszelkich
faktów uważanych przez aktorów za oczywiste. Z pozoru są to podejścia
sprzeczne – z jednej strony badacz-detektyw (Czarniawska-Joerges, w druku),
uważny obserwator, starający się uzyskać jak najpełniejszy obraz badanych zjawisk,
a z drugiej... również badacz-detektyw (Latour, 1993/96), tylko bardziej skłonny
uznawać punkty widzenia spotykanych aktorów, przyjmować ich definicje
rzeczywistości, ich oceny istotności poszczególnych zjawisk, wydarzeń i innych
aktorów.
Może więc różnicę najlepiej opisać jako różnicę między Sherlockiem Holmesem a
Philipem Marlowe? Dylemat od razu staje się mniejszy, stajemy bowiem przed
29
continuum, nie zaś dwiema rozbieżnymi postawami. Rozpatrzmy więc po kolei
różne aspekty przyjmowanej przeze mnie roli badacza.
W czasie przeprowadzania wywiadów starałem się, w miarę swoich możliwości,
występować w roli nie oświeconego, a przynajmniej nie zaznajomionego z
tematem, słuchacza — nie włączać moich przekonań dotyczących tematu badań w
treść wywiadu, zostawiając słuchaczom jak najwięcej możliwości określania treści
jak i istotności poszczególnych wątków, a pytany o zakres interesujących mnie
kwestii starałem się wskazywać na możliwie najszerszy obraz:
[8]
6
: Interesujące są również takie kwestie, jakie komputery, czy to jest mało
ważne?
JK: Również.
JK: A [ile zajmował] sam czas trwania obliczeń?
[6]: W sensie pracy maszyny?
JK: Zarówno pracy maszyny jak i organizacyjnym
Oczywiście, nie mam zamiaru twierdzić, że nie miałem żadnego wpływu na treść
przeprowadzanych wywiadów — zadawałem przecież rozmówcom określone
pytania, często dosyć podobne, dopytywałem się o aspekty, które wydawały mi się
istotnymi, a których moi rozmówcy sami z siebie nie poruszali, reagowałem mniej
lub bardziej entuzjastycznie na opowiadane przez nich historie. Niemniej jednak
starałem się nie narzucać swojego punktu widzenia, i pozostawać otwartym na
usłyszane spostrzeżenia. W związku z tym nie posiadałem również żadnej
hipotezy badawczej postawionej na początku firmy, nie chcąc już na wstępie
zamykać drogi jakimkolwiek interpretacjom. W tym względzie moja metoda
bliższa jest teorii ugruntowanej (Glaser i Strauss, 1967), postulującej zbieranie
30
danych dopiero na samym końcu owocujące przyjęciem (a częściej stworzeniem)
teorii wyjaśniającej badane zjawisko.
Jednocześnie, pomimo próby nie wnoszenia ze sobą w rozmowę mojego własnego
zdania o komputerach, starałem się kwestionować, a raczej zgłębiać, idee
przedstawiane mi przez rozmówców. W tym miejscu slogan Bruno Latoura, aby
”iść za aktorami,” spotyka przestrogę Davida Silvermana (1993), żeby nie uznawać
punktu widzenia badanych osób za wyjaśnienie zjawiska. Starałem się więc
podążać szlakiem myśli moich rozmówców, jednakże dokładnie się mu
przyglądając i próbując się dostrzec jego paradoksy. Używając określeń Umberto
Eco (1990, cytowany w: Czarniawska, 1992a), starałem się tym samym łączyć w
sobie role czytelnika semantycznego, czyli naiwnego, skłonnego do odbioru
przekazu w sposób zgodny z intencjami autora i semiotycznego, czyli świadomego
gry retorycznej autora i stosowanej przez niego retoryki.
Pozostaje jeszcze problem przedstawienia zebranych danych — na podstawie tych
samych danych empirycznych można wszak opowiadać zupełnie różne historie, jak
przekonywająco pokazuje John Van Maanen (1988) w swojej książce
Tales of the
Field (Opowieści z Terenu),
wyróżniając trzy najczęściej spotykane, choć
zdecydowanie nie jedyne, formy — opowieści realistyczne, impresjonistyczne i
zwierzenia. Różnią się one nie tylko stylistyką i formą estetyczną, ale także, co za
tym idzie, zdarzeniami włączanymi w tok opowieści, rolą autora w opowiadanej
historii, a przede wszystkim wrażeniami i wiedzą uzyskanymi przez czytelników
bądź słuchaczy. Margery Wolf (1992) posuwa się jeszcze dalej, przedstawiając trzy
6
Rozmówców oznaczam kolejnymi numerami — praktyka, przyznaję, bardzo dehumanizująca, ale
często przyjmowana (np. Wolf, 1992) i mająca na celu zapewnienie anonimowości rozmówcom.
31
bardzo różne wersje tej samej historii, a nie tylko trzy różne sposoby wykorzystania
tych samych danych — w postaci fikcji literackiej, notatek z terenu i artykułu
naukowego, komentując następnie różnice między poszczególnymi opowieściami.
Te dwa przykłady poruszają problem interpretacji — jej granic, odpowiedzialności
autora i ogólniej: roli autora w tekście. Umberto Eco (1992/96) rozróżnia
interpretację tekstu od jego użycia (czyli nadinterpretacji), zależnie od uszanowania
intentio operis
, czyli intencji tekstu, obecnej w nim i możliwej do wyczytania. W
swojej replice, Richard Rorty (1992/96) zwraca uwagę, że każde czytanie czy
interpretacja tekstu jest jego użyciem, więc rozróżnienie to nie ma sensu, a
przynajmniej nie ma możliwości praktycznego jego przeprowadzenia. Być może
nieco bardziej konstruktywna jest propozycja Steve’a Woolgara (1991), że jako
zasadę, należy przyjąć istnienie możliwości dowolnego odczytania tekstu, jednakże
w praktyce, wspólne tło kulturowe czytelnika i autora (bądź też różnych
czytelników) wydatnie ogranicza możliwe interpretacje. Dlatego też mogę
przyznać, iż interpretacja tekstów (w tym wypadków transkrybowanych tekstów
wywiadów), przy dodatkowym braniu pod uwagę odniesionych przeze mnie jako
prowadzącego rozmowę wrażeń dotyczących intencji autora nie jest wyłącznie
czczą rozrywką, ale może pomóc w analizie roli społecznej komputera.
Staram się ilustrować przy tym moje spostrzeżenia bądź wnioski obszernymi
cytatami z wywiadów, które spełniać mają podwójną role — z jednej strony
uwierzytelniać moje opinie, pozwalając czytelnikowi na samodzielną ich ocenę, a z
drugiej — wzbogacać tekst o wspominaną już wiedzę narracyjną (Guillet de
Monthoux i Czarniawska-Joerges, 1994), zawierającą znaczenia czy też wrażenia
nieobecne w czystym opisie.
32
Jest jeszcze jeden problem związany z przyjętą przeze mnie metodą badawczą i
określeniem aktora — jeśli aktorami nie są tylko ludzie ”z krwi i kości,” to dlaczego
tylko z tymi ostatnimi przeprowadzałem wywiady (cf. Woolgar, 1991: 90)?
Odpowiedzi jest kilka. Po pierwsze, jak już stwierdziliśmy, nigdy nie mamy do
czynienia z człowiekiem z krwi i kości, a jedynie z siecią powiązań arbitralnie
odseparowaną od innych powiązań i nazwaną człowiekiem. Bruno Latour opisuje
to następująco:
Weźmy na przykład człowieka. Oczywiście nie jest to już jednostka
obliczeniowa łatwa do przekształcenia w krzemowe układy scalone. Ale na
pewno nie jest to również jednostka subiektywna, refleksyjna, obdarzona
wolą i ucieleśniona. Jej rozumowanie jest nie tylko rozproszone i zależne od
sytuacji, ale także powiązane z wieloma technologiami intelektualnymi w
takim stopniu, że badanie człowieka oznacza badanie pola sił i
przemieszczania się dokumentów, instrumentów i wyobrażeń poprzez zbiór
podobnie rozproszonych istot, z których niektóre, ale bynajmniej nie
wszystkie, wyglądają antropomorficznie (Latour, 1995: 9).
Po drugie, o ile rzeczywiście wywiady przeprowadzałem z aktorami postrzeganymi
przeze mnie jako odrębnymi od aktora zwanego komputerem, to jednak trasa
moich badań roli tego ostatniego obejmowała właśnie miejsca, w których, na ile
było mi wiadomo, odgrywał on istotną rolę. Innymi słowy aktorem, za którym
zgodnie ze wskazówkami Bruno Latoura szedłem, był właśnie komputer.
Po trzecie wreszcie, nie ma sensu stosowanie zawsze tej samej metody do badania
zupełnie różnych aktorów. Chcąc badać rolę odgrywaną przez komputer w
organizacjach, zdecydowałem się szukać wiadomości w źródłach najbliższych,
moim zdaniem, tej właśnie roli i mających na ten temat najwięcej do powiedzenia.
Producenci sprzętu, programiści, twórcy norm technicznych czy pracownicy
33
elektrowni, związani przecież z postacią komputera, byli dość odlegli od badanej
przeze mnie jego roli
7
i dlatego też nie próbowałem kontaktować się z nimi.
Natomiast istniejąca obecnie w naukach społecznych metodologia nie umożliwia
bezpośredniej analizy nie przetłumaczonych na wypowiedzi językowe aktów
komputera (Woolgar, 1991).
Co prawda mówimy o ”językach programowania,” ale, chociaż są one związane z
działaniem komputera, rzadko używane są jako forma komunikacji przez bądź z
użytkownikami, którzy zwykle stykają się z gotowymi, działającymi już (lub nie)
programami. Nawet jeśli temat języków programowania pojawiał się w
wywiadach, moi rozmówcy nie uważali go za centralny dla ich postrzegania bądź
komunikacji z komputerem.
Na koniec jeszcze kilka słów na temat aktorów, z którymi przeprowadzałem
wywiady. 12 osób zajmowało się wykonywaniem swojej pracy zawodowej z
wykorzystaniem komputera, jedna utrzymywała, w dużym stopniu z własnej woli
dość nikłe z nim kontakty — trafiłem do niej chcąc porozmawiać z kimś jak
najbliższym postaci ”technofoba,” czyli osoby unikającej używania komputera,
archetyp której pojawiał się często w wypowiedziach innych moich rozmówców.
11 z moich rozmówców wykonywało różne prace profesjonalne, 2 pracowało na
stanowiskach asystentów, niemniej jednak z perspektywą dość szybkiego
dołączenia również do grona profesjonalistów (obydwa stanowiska asystentów —
projektanta i informatyka wymagały znacznego zasobu wiedzy technicznej).
8
7
Na co wskazuje sporadyczność ich występowania w opowieściach moich rozmówców (Latour,
1993/96).
8
Dok³adniejszy spis moich rozmówców znajduje siê w aneksie.
34
3. Mitologia komputeryzacji
poprzednim rozdziale pisałem już, że jako punkt wyjścia dla interpretacji
zebranych danych przyjmuję archetyp technologii – Potwora
Frankensteina, albo technologii-ognia, związany z jednoczesnym postrzeganiem
bardzo pozytywnych i bardzo negatywnych stron komputeryzacji. Barbara
Czarniawska-Joerges (1993) pisze o dwóch częstych podejściach do nowoczesnej
technologii – jej romantyzacji i demonizacji
.
3.1. Potwór Frankensteina raz jeszcze
Moi rozmówcy rzeczywiście bardzo często poruszali problem owych skrajnie
różnych możliwości spojrzenia na komputery, jednakże przedstawiali go w nieco
innym świetle – jako dwie różne postawy, spotykane zawsze u innych. Przypomina
to opisywaną przez Kristinę Genell (1997) rolę przeciwnika zmian – zawsze
przypisywaną przez jej rozmówców innym, nigdy sobie. Moi rozmówcy jednak
używali aż dwóch takich postaci – technofoba i wielbiciela komputerów.
Przyjrzyjmy się obydwu rolom, jakie komputer gra w tych opowieściach:
3.1.1. Komputer jako demon
Taki punkt widzenia nie jest niczym nowym i od dawna znana jest również praktyka
przypisywania go innym — Bernward Joerges (1994) opisuje przykład wielokrotnie
cytowanej, choć nie wiadomo, czy naprawdę istniejącej ekspertyzy mówiącej o
W
35
niebezpieczeństwach związanych z budową nowych linii kolejowych. Jak zaś
zwraca uwagę Pushkala Prasad (1995), mimo że pisze o antropomorfizacji jako
narzędziu służącemu często ułatwieniu akceptacji komputerów, przedstawianie ich
jako istot wysoce inteligentnych, a czasami nawet jako wyższych form życia
prowadzić może do onieśmielenia i chęci utrzymania dystansu przez ludzi
wchodzących lub mających wejść z nimi w kontakt. Pamiętajmy jednocześnie, że
jest to opis postaw osób trzecich, które zarówno swoje zachowania jak i motywy
mogą opisywać zupełnie inaczej – moja rozmówczyni, która przyznawała się do
bardzo małych kontaktów z komputerami, mówiła przede wszystkim o tym, że
[13]: miałam wrażenie, że one [komputery] jakoś tak “maszynują” nasze życie i
odczłowieczają je lekko i częściowo komputer zaczyna zastępować człowieka.
Kontakt z komputerem staje się dla niektórych ważniejszy niż kontakt z innymi
ludźmi,
czyli zwracała uwagę na negatywne społeczne skutki roli odgrywanej przez
komputery, a nie na trudność jego obsługi bądź też nieprzydatność. Przyłączała się
tym samym, jak zapewne można się było spodziewać, do grona osób
krytykujących fanatyków komputeryzacji, ale nie przejawiała objawów
przypisywanych przez innych moich rozmówców postaci technofoba:
[1]: No i nigdy nie stałam na stanowisku, że to należy odrzucać, że to jest jakiś
diabeł. Pamiętam taką wielką naradę jeszcze wiem, dziesięć-piętnaście lat temu,
kiedy była dyskusja, że trzeba kupić komputery. Byli projektanci, których do dzisiaj
szanuję, bo mają wielką wiedzę, ale oni uważali, że to jest wyrzucanie pieniędzy –
człowiek to jest człowiek, maszyna to maszyna i maszyna nigdy tego wszystkiego
nie zrobi tak jak trzeba.
[2]: Jeszcze dzisiaj chyba są tacy, którzy w ogóle nie chcą tego świństwa dotknąć,
bo nie poznali tego kiedyś — a teraz widocznie jakoś za późno jest na nowości.
36
[6]: Tu są ludzie tacy, którzy... mam kolegę tutaj, który ma komputer w domu – syn
go tam używa, natomiast on no... nawet nie próbuje klawiszy wciskać. I chyba to
już się nie zmieni – on ma koło pięćdziesiątki. Tak że kto się nie zna, to trochę się
tego boi – nie wie jak to wykorzystać, to nie wie jakie ma możliwości.
[12]: Jeżeli gdzieś nie ma komputer jeżeli gdzieś nie ma komputerów, wkraczają
komputery, to ludzie się przeważnie strasznie boją; to jest takie zagrożenie nawet
wśród ludzi młodych, ale takich, którzy nie mieli do czynienia z komputerami, że
oni się po prostu boją tego, bo nagle ktoś inny, ktoś młodszy, ktoś
niedoświadczony wie na ten temat dużo więcej niż oni. A oni nawet najprostszych
rzeczy – czasami są sytuacje typu, że jest komputer i trzeba wysłać fax, to pani
sekretarka nie napisze tego na komputerze i nie wydrukuje tego na drukarce, tylko
gdzieś tam ma schowaną maszynę do pisania i ona sobie tam napisze – bo jakby
się boi, nie wie jak.
Komputer przedstawiany jest jako demon — personifikacja strachu przed
nieznanym, albo jako zagrożenie posiadanej pozycji czy też władzy. Warte
zauważenia jest podkreślenia przez [1] wiedzy przeciwników komputerów,
pozwalające domyślać się, że w owym czasie decyzja wcale nie była oczywista i
opowiedzenie się już wtedy za komputerami jest aktem, z którego można być
dumnym.
Ciekawe również w świetle rozważań nad trudnościami określenia aktorów
społecznych jest przypisywane technofobom wyraźne rozróżnienie roli człowieka i
maszyny, podczas gdy, jak należy wnioskować, obecnie widać, że jest ono bardziej
rozmyte, albo przynajmniej, że w tej organizacji biegnie ono teraz w innym niż 15
lat temu miejscu.
Bardzo często poruszaną sprawą była kwestia wieku jako kryterium podziału na
zwolenników i przeciwników komputerów — starsi ludzie mieliby być przeciwni
wprowadzaniu albo używaniu komputerów,
37
[7]: Są osoby, które nie mogą się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza osoby, które po
raz pierwszy zetknęły się z komputerem, zostały w jakiś sposób zmobilizowane do
pracy z komputerem w wieku koło 50 lat.
zaś ludzie młodzi lubić komputery i chcieć z nimi pracować.
[1]: A ci młodzi tak, bo oni to chyba z mlekiem matki teraz wysysają i mają na
uczelniach w zasadzie — w szkołach średnich są komputery, na uczelniach są
komputery i oni chcą się uczyć.
Ci zaś, którzy przytaczali przykłady niezgodne z takim podziałem, również o nim
wspominali — w przytoczonym powyżej cytacie [12] zwraca uwagę, że
przeciwnicy występują ”nawet wśród ludzi młodych,” a w gronie zwolenników
komputeryzacji można spotkać osoby starsze:
[5]: kiedyś np. współpracowałem prawie że równocześnie z młodym dosyć
entuzjastą, specjalistą od ochrony atmosfery, od zanieczyszczania atmosfery i
jednocześnie z panem, który był już w wieku emerytalnym, który ciągle zmuszał
mnie do rozbudowy programu, do projektowania oświetlenia jakiegoś terenu
Zarówno [5], jak i [12] są zresztą informatykami doświadczonymi w zakresie
wdrażania komputerów do firm, co wcale nie musi oznaczać, że zależność
stosunku do komputerów od wieku nie występuje — spotkawszy więcej
przypadków, łatwiej mogą przytoczyć przykłady niezgodne z ogólną tendencją, co
nie oznacza wcale, że tendencja taka nie może występować. Oczywiście argument
działa również i w drugą stronę — mając większy bagaż doświadczeń, mogą
wyraźniej zauważać występowanie albo nie występowanie określonych trendów.
O ile jednak nie można na podstawie tych wywiadów ocenić słuszności takiego
poglądu, wyraźnie widać jego silną obecność wśród ludzi pracujących z
komputerami (w Polsce, w 1998r.), w przeciwieństwie np. do poglądu o zależności
stosunku do komputerów od płci.
38
3.1.2. Komputer jako anioł
Po drugiej stronie spektrum w stosunku do technofobów stoi, według moich
rozmówców, grupa fascynatów komputeryzacji widzących same zalety
komputerów postrzeganych jako recepta na wszelkie problemy. Jest to grupa
niezbędna dla wprowadzania jakichkolwiek innowacji — Bruno Latour (1993/96)
opisuje losy automatycznej kolejki Aramis, jaka miała powstać w Paryżu, a do
porzucenia projektu której przyczynił się brak entuzjastów oczarowanych jej
planami (a nawet projektowaniem i badaniami nad kolejką). Dla moich
rozmówców jednak ważne było zachowanie pewnego dystansu w stosunku do
nowej technologii i dlatego też zbytni entuzjazm względem komputerów nie był
pochwalany.
[1]: A poza tym, ani się z tym komputerem jakoś nie utożsamiam, ani nie jestem
fanatykiem takim jak pokazują na filmach, że wejdę do tego komputera i zacznę w
nim działać – nic takiego, nie.
[6]: Dla mnie osobiście [komputer] też jest [ułatwieniem] – wyręcza na tyle, że się
sporo czasu oszczędza, przy takich właśnie historiach typu arkusze kalkulacyjne, ale
ja nie jestem zapatrzony ślepo w komputery, nie uważam, że tu wszystko dla nas
te komputery zrobią, bo akurat tak nie jest – one w końcu zrobią tylko to, co im się
tam każe, na tym to polega. Kontakty moje z komputerem to są takie,
powiedzmy, powierzchowne.
[12]: Jest jakby druga część ludzi, takich, którzy są może trochę zafascynowani tym
i znowu może jakby przesadzają w drugą stronę – próbują wszystko na tym
komputerze robić, wszystko przechowywać w tym komputerze, co często się
kończy różnie, bo jakby jest taka ślepa wiara w komputer, że on wszystko potrafi,
wszystko zrobi dobrze.
39
Pomimo jednak rezerwy zachowywanej względem zbytnich zwolenników
komputeryzacji, moi rozmówcy przedstawiali siebie jako pozytywnie nastawionych
do idei:
[1]: W każdym bądź razie, mówię, zawsze byłam zwolennikiem komputerów.
Postacie fanatyków służyły głównie ukazaniu racjonalności swojej postawy,
bezpiecznie umieszczonej w ”złotym środku” i nie podlegającej w związku z tym
oskarżeniom o radykalizm. Jeden tylko z rozmówców opisujących postawy
różnych ludzi wobec technologii wartościował podejście do komputerów wprost
proporcjonalnie do okazywanego entuzjazmu i umieszczając siebie zdecydowanie
wśród ich zwolenników:
JK: Czy od początku byłeś entuzjastycznie dość nastawiony do idei
[komputeryzacji]?
[5]: Jako typowy leń, to chyba tak. Bardzo mi się podobało, że komputer może
zrobić zadanie w praktyce niewykonalne dla inżyniera z uwagi na pracochłonność
obliczeń, albo zrobić je w rewelacyjnie krótkim czasie.
Większość moich rozmówców jednak, mimo że prezentowała pogląd podobny jak
Bernward Joerges (1991), że ludzie mają tendencję do widzenia w komputerach
albo ”nietoperzy,” czyli uosobienia zła, albo ”motyli,” czyli piękna, postępu i
nadziei na lepszą przyszłość, siebie samych umieszczała gdzieś pomiędzy tymi
skrajnościami, czyli w miejscu, gdzie zgodnie z tym poglądem powinno być mało
ludzi. Być może bliższa obrazowi wynikającemu z ich wypowiedzi byłaby opinia
Pushkali Prasad (1995: 263), że ludzie rzadko utrzymują spójne i jednoznaczne
związki z komputerami. Nie jest tak, że albo je kochają, albo nienawidzą. Często
mogą jednocześnie odrzucać technologię i tęsknić za bliższym z nią związkiem.
40
3.1.3. Trickster
Trickster (Kempiński, 1993) to rozpowszechniony w mitologiach indoeuropejskich
przeciwnik bądź towarzysz bohatera mitu, łączący w sobie bardzo sprzeczne cechy
zarówno pozytywne, jak i negatywne. Do jego zalet należą zwykle wiedza,
inteligencja i zdolności krasomówcze zaś do wad – złośliwość, nierzetelność i
skłonność do kłamstwa. Wyprowadzając analogię do podobnie niejednoznacznie
ocenianych komputerów, widzianych (oczami innych, albo nawet Innego) na
przemian jak diabły i anioły, do odpowiadających cechom trickstera zalet
zaliczyłbym ułatwienie dostępu do danych,
[10]: co jeszcze (daje mi komputer)? Dostęp do całej masy informacji – słowników
czy encyklopedii – bardzo poręczne.
zdolność ich przetwarzania,
[1]: byłam projektantem i mnie też te komputery odpowiadały, bo wtedy można
było więcej rzeczy zrobić, można było policzyć wymienniki, na których bardzo
często się robiło błędy, z które SPEC nas ćwiczył, że coś jest nie tak. A jak był
program komputerowy, zatwierdzony przez SPEC, to po prostu było to łatwe.
wreszcie grafikę i funkcje multimedialne,
[8]: Zresztą można na tym programie malować, ale ciekawszym programem w
stosunku do malowania jest Painter 5.0, który służy głównie do malowania –
można tam zmieniać pędzle, można budować sobie struktury farby... można no
różne cuda robić, malować metalem – dość ciekawy program.
natomiast jeśli chodzi o analogiczne wady, to wymieniłbym (a właściwie moi
rozmówcy wymienili) trudność obsługi,
[6]: Dali mi tam bardzo trudny program komputerowy – upiorny, którego nikt tam
nie potrafił obsługiwać w firmie – człowiek, który potrafił, został zwolniony i dali
dwa miesiące na zapoznanie się z programem.
41
oraz zawodność i błędy w programach.
[5]: Zawodnym elementem jest oprogramowanie, które działa niezgodnie z
instrukcją, niezgodnie z intuicyjnym oczekiwaniem, niezgodnie, powiedzmy
niekompatybilnie z poprzednią wersją, nie tak działa jak tego oczekujemy,
generalnie. Nieraz ma ewidentne błędy.
Mitologiczny trickster, jak np. Loki w mitologii germańskiej jest jednocześnie
dobroczyńcą — wynajduje sieć rybacką, pomaga Thorowi w odzyskaniu jego
magicznego młota, Mjöllnira czy też uczestniczy w stworzeniu pierwszych ludzi —
jak i duchem zła — kradnie złote jabłka bogini Idunn, doprowadza do śmierci
dobrego boga Baldra i następnie uniemożliwia jego wskrzeszenie.
Jego zalety długo równoważą wady (...), a nawet czynią niezbędnym dla
wspólnoty, a nawet czynią go niezbędnym dla wspólnoty (..), ostatecznie jednak
nie uratują przed zasłużoną karą (Kempiński, 1993: 422).
O ile losy komputeryzacji zdają się na razie przeczyć tej pesymistycznej diagnozie,
nie oznacza to, abyśmy od razu musieli odrzucać całą metaforę, nie tylko dlatego,
że wszelkie instytucje społeczne, w tym również i technologia, są odwracalne,
nawet jeśli w danym momencie wydają się całkowicie nietykalne (Latour, 1987),
ale również dlatego, że nie musimy traktować metafory prospektywnie. Chodzi
nam wszak o rolę odgrywaną przez komputer obecnie, a w opowieściach moich
rozmówców komputer zachowuje się zgodnie z archetypem trickstera.
Moja interpretacja mitu o komputerze jako tricksterze nie mówi więc o
nadchodzącej karze za wszystkie jego wady, ale o jego niejednoznacznej obecnej
roli, źródła zarówno znacznych ułatwień,
[2]:Komputerów używałam i używam jako maszyny do pisania oraz jako archiwum.
Coś co pozwoliło mi opróżnić szafy i zlikwidować te wszystkie zakurzone akta, po
42
których u nas karaluchy biegają, ponieważ archiwum dokumentów ja mam w tej
chwili w komputerze i to jest bardzo pozytywne.
jak i kłopotów:
[2]: Jak komuś przez pomyłkę wymażą dysk, to ma cholerne kłopoty – a to się u
nas w pokoju zdarzyło dwa razy. I wtedy znika rzeczywiście, jak nie ma tych
archiwów napisanych, a komputer padnie, no to jest kłopot, bo przepada jakiś
dorobek, jakaś praca.
Obecna tendencja zdaje się wskazywać na dalszy coraz gwałtowniejszy rozwój
komputeryzacji, ale nie jest to już treścią tego akurat mitu. Uwaga Donalda
McCloskey’ego (1986) o tym, że ekonomia jest nauką historyczną i nie tylko nie
jest, ale też nie musi być w stanie przewidywać biegu wydarzeń, odnosi się
również do innych nauk społecznych (do których ekonomia, jak przedstawia ją
McCloskey, zdecydowanie się zalicza), w tym także do teorii organizacji.
Zakończenie historii zaś nigdy nie jest pewne ani ostateczne — Loki zostaje
uwięziony, ale jednak uwolni się na Ragnarök. Potem ma zginąć, ale to są
opowieści o czasach, które dopiero nadejdą. Determinizm nie cieszy się obecnie
najlepszą sławą (Joerges, 1994), więc zaproponuję inną niż mitologia germańska
ilustrację — opowiadanie Philipa K. Dicka, znów związane z archetypem Potwora
Frankensteina jak i z mitologicznym motywem zagadek, który jeszcze pojawi się w
niniejszej pracy, o ”Wielkim K” — potężnym komputerze, który przetrwał trzecią
wojnę światową. Na skutek uszkodzenia normalnych układów zasilania wytwarzał
energię potrzebną do jego funkcjonowania zabijając przechodzących podróżnych,
którzy nie byli w stanie zadać mu pytania, na które nie znał by odpowiedzi. W
pierwszej wersji opowiadania (Dick, 1953/1995), główny bohater nie jest w stanie
zadać takiego pytania i musi zginąć. Gdy ponad dwadzieścia lat później, Philip K.
43
Dick używa tego samego motywu w książce pisanej wraz z Rogerem Zelaznym
(Dick i Zelazny, 1976/96), ta sama odpowiedź na to samo pytanie (jak powstał
świat? — jest kilka teorii...) okazuje się już niewystarczająca i bohater powieści
zostaje puszczony wolno.
Jeszcze jeden aspekt postaci trickstera czyni go ciekawym porównaniem dla
komputera — niekiedy postać ta znikała z otoczenia pozytywnego antagonisty,
który często wtedy przejmował jego cechy (Kempiński, 1993). Jest to zgodne z
poglądem Latoura (1993), że w przypadku człowieka używającego przedmiotów
mamy do czynienia z powstawaniem nowych celów, różnych zarówno od celów
człowieka jak i przedmiotu przed ich spotkaniem.
Jeśli więc przestaniemy traktować komputer jako osobnego aktora od jego
użytkownika, czy to traktując go jako narzędzie tego ostatniego, o czym poniżej,
bądź też uważając, że razem tworzą oni bardziej złożonego aktora
organizacyjnego, nie powinniśmy uważać, że tym uznajemy społeczny wpływ
komputera za nieistotny — objawiać się on będzie albo w działaniu nowo
utworzonego aktora, albo w zmianach w działaniu użytkownika (jeśli uznamy, że
mimo pojawienia się komputera jest to nadal ten sam aktor).
3.2. Magiczny przedmiot
Podczas gdy archetyp komputera-trickstera przywoływany był przez moich
rozmówców celem określenia jego postrzegania przez innych, w odniesieniu do
siebie wyznaczali oni komputerowi znacznie skromniejszą rolę, reifikując go i
podkreślając, że jest dla nich tylko i wyłącznie ”zwykłym narzędziem.”
44
[1]: Nie należę do takich fanatyków, uważam, że jest to zwykłe narzędzie pracy jak
kiedyś mnie uczono na suwaku logarytmicznym, później przeszłam na kalkulator –
to jest też jakieś tam ułatwienie.
[7]: W tej chwili zarówno każdy z projektantów, jak i z asystentów projektantów
ma komputer przy swoim stanowisku pracy i jest to tak jak dawniej był suwak do
obliczeń logarytmicznych przez długie lata, były maszynki obliczeniowe, no w tej
chwili oczywiście, że kalkulatory jako takie jeszcze działają do prostych jakichś
badań, natomiast jakieś bardziej skomplikowane zadania, to już po prostu siada się
i wprowadza się dane do komputera. Sprawa jest tylko wyboru programu
obliczeniowego.
[12]: Widzę mało ludzi, którzy mają taki stosunek bym powiedział odpowiedni do
komputerów. Ludzie mają albo taki, że się boją, albo taki, że ubóstwiają ten
komputer, że by siedzieli przy nim przez cały czas, wszystko by chcieli robić na
komputerze, albo grzebać się w Internecie. Natomiast nie umieją zwykle traktować
komputera jako takiego narzędzia, które służy do jakichś tam rzeczy – że się nie
pracuje przy komputerze, tylko że się coś robi, a komputer jest tylko narzędziem,
które w jakiś sposób to ułatwia.
Jednak nawet jako owo ”zwykłe narzędzie,” komputer nie tylko ułatwia operacje,
które były uciążliwe bez jego użycia, ale również otwiera przed swoimi
użytkownikami nowe, niedostępne dotąd możliwości, dając im niedostępną dotąd
moc tworzenia, jak ilustruje to poniższy przykład z dziedziny fotografiki:
[8]: Kiedyś te programy głównie służyły do retuszu zdjęć i do ustawiania kolorów,
do tego co bardzo mało było ingerencji. Potem nastąpiło szaleństwo
kombinowania, przekształcania, izolowania niektórych fragmentów zdjęć,
doklejania rzeczy, które nie istniały w rzeczywistości ani na zdjęciu, zmieniania
elektronicznie-cyfrowo obrazu, jakieś wklejki, montaże – to co kiedyś było bardzo
uciążliwe np. w fotografii, bo można było to na kamerach studyjnych robić metodą
maskowania, naświetlania wielokrotnego, to w tej chwili po prostu się człowiek nie
bawi, tylko naświetla poszczególne slajdy, skanuje je osobno i potem wycina
kawałki i wkleja – jest to dużo prostsze i szybsze i tańsze, bo taki montaż
skomplikowany potrafił trwać kilka dni w studio, a w tej chwili robi się
poszczególne elementy i trwa to bardzo szybko. Ale takiej fotografii rzeczywistej,
45
jak jest — to rzeczywiście to ingerencja programów do obróbki foto nie ma miejsca
– to zupełnie osobna gałąź fotografii i tak jak to kiedyś fotografia doszła do
malarstwa i stworzyła sobie osobną ścieżkę, tak teraz po prostu obróbka
elektroniczna czy elektroniczne obrazy są zupełnie osobną drogą niż obrazy
fotograficzne i nie należy tego porównywać. Poszerza się zakres możliwości, każdy
może znaleźć właśnie lepszą technikę. Poza tym na komputerach można
świadomie teraz tworzyć montaże wszelkiego typu bardzo ciekawe, jest to jakby
osobna gałąź, tylko należy to robić w pewnej konwencji, oczywiście.
Zdecydowałem się na zamieszczenie tak obszernego cytatu, ponieważ wydaje mi
się, iż widać w nim cały szereg ciekawych aspektów roli komputera. Po pierwsze,
właśnie zmianę, jaką narzędzie wywołuje u aktorów je używających (Latour, 1993)
— nie tylko zmienia się dzień pracy użytkownika,
[8]: zżyłem się z tym komputerem bardziej niż ze sprzętem fotograficznym.
Głównie się tym zajmuję – to 90% czasu. Kiedyś proporcje były odwrotne – 90%
stanowiła fotografia – i reportażowa i na zlecenie i reklamowa i tzw. fotografia –
industrial photography się to nazywa – jest to fotografia przemysłowa, powiedzmy
sobie, fotografia obiektów przemysłowych dla przemysłu głównie, dla firm, które
po prostu chcą mieć udokumentowane procesy technologiczne, czy obiekty.
ale zmienia się również i użytkownik — pojawiają się nowe gałęzie fotografii,
rządzące się własnymi prawami i mającymi własne konwencje, do których trzeba
się stosować (i które, jak możemy przypuszczać, można zapewne łamać), dawna
fotograf, nawet jeśli będzie się starać pozostać przy dotychczasowych tematach
przestanie być po prostu fotografem, a stanie się “fotografem rzeczywistym.”
Po drugie, wraz z rosnącą rolą komputera pojawiają się obyczaje, konwencje i
normy społeczne, które określają zakres jego użytkowania – mniejszy w fotografii
rzeczywistej, większy w obróbce elektronicznej czy malarstwie elektronicznym.
Podobnie zresztą dzieje się w projektowaniu,
46
[7]: Dawniej było takie założenie, że obliczenia powinny być sprawdzone na dwóch
— dwoma niezależnymi programami. W tej chwili czas na to nie pozwala i w
praktyce programy są tak obszerne i tak duże — mówię o programach
obliczeniowych — że na ogół projektant przyzwyczaja się do używania jednego,
który dobrze zna, bo żeby można było działać, trzeba program znać bardzo dobrze
i w jakiś sposób bezawaryjnie, bo każdy program ma jakieś usterki, ma jakieś swoje
słabe punkty, które po prostu trzeba znać. Na ogół właśnie dlatego projektant
przyzwyczaja się do jednego, dwóch programów i z nich korzysta i weryfikacja
polega na sprawdzeniu założeń, a nie weryfikacji już obliczeń, ponieważ wierzy się
już, że programy są dobrze ułożone, są dobrze wytestowane i już powiedzmy
samej działalności programów nie sprawdza się. Jeszcze gdzieś sześć lat temu
pamiętam, że zdarzało mi się liczyć dwoma niezależnymi programami i
porównywać wyniki.
gdzie kilka lat temu zwyczaj (nie była to bowiem żadna norma techniczna)
nakazywał sprawdzanie obliczeń, obecnie zaś uznaje się to za zbędne, co trudno
zbyć prostym wytłumaczeniem, że ludzie przekonali się o niezawodności
programów i w związku z tym zniknęła nieufność względem wyników
uzyskiwanych z komputerów. Do owej nieufności i problemów powstających przy
jej braku jeszcze wrócę, na razie niech wystarczy podkreślenie, że nie tylko [7]
wyraża przekonanie, że programy mają co najmniej tyle samo błędów, co dawniej,
a może nawet więcej:
[5]: [Kiedyś] programy były inne, programy były na wyższym dużo poziomie
jakości. Wynik uzyskany z komputera był przy założeniu wprowadzenia
poprawnych danych był rzeczywiście absolutnie poprawny, czego dzisiaj nie
zawsze możemy być pewni.
JK: Fakt, że nowy program jest bardziej nieprzewidywalny od starego, już
sprawdzonego to jedna kwestia. A druga, czy łatwiej było prześledzić program
powiedzmy na [popularnej kilka lat temu] Amidze
9
niż na obecnym pececie?
9
O której [8] wspomina³ wczeœniej w wywiadzie — nie jest to przyk³ad wprowadzania przeze mnie
mojej wiedzy technicznej do rozmowy; to samo odnosi siê do s³owa “pecet,” oznaczaj¹cego
komputer kompatybilny z IBM PC
47
[9]: Nie, to chodzi o co innego, chodzi o objętość — że sprawdzenia paru mega
kodu, powiedzmy — Windowsy teraz mają ile? Pewnie trzydzieści parę tak co
najmniej mega — samo takie coś, co tam działa, a nie obrazki i bzdury tego typu...
tego się po prostu — człowiek tego nie sprawdzi.
Po trzecie wreszcie, zmienia się zarówno sposób wykonywania różnych zadań, jak i
czas potrzebny na ich wykonanie oraz ich postrzegana ranga — montaże i wklejki,
dostępne dotąd jedynie w bardzo kosztownych studiach i przez to wyjątkowo
cenne trafiły “pod strzechy,” tracąc tym samym wiele ze swojego prestiżu, a w
skrajnym wypadku — fotografii rzeczywistej — stając się nawet niepożądanymi.
Wróćmy jednak do kwestii czasu, ponieważ jego oszczędność zdaje się stanowić
ważny aspekt roli przypisywanej komputerom w wypowiedziach moich
rozmówców:
[2]: Zysk [z używania komputerów] jest na czasie, przede wszystkim
[6]: [Komputer] niewątpliwie w sensie pracy biurowej znakomicie porządkuje
działania i przyspiesza i organizacyjnie jest to bardzo wygodne.
[10]: [Praca na komputerze] w oczywisty sposób wpływa na szybkość – wszystko
się dzieje szybciej, sprawniej.
Jednocześnie tylko jedna osoba przyznała, że przyspieszenie pracy dzięki
komputerowi dało jej więcej wolnego czasu:
[10]: Mam więcej efektów... tak, tak, robię trochę więcej, jakkolwiek rozleniwiłem
się, tak że zyskuję i na tym, że mogę trochę odpocząć i też efektów jest więcej
trochę.
Być może znamienne jest, że [10] jako tłumacz pracuje na własny rachunek – ani
nie prowadzi firmy ani nie jest w żadnej zatrudniony; w przypadku innych osób
bowiem zysk na czasie nie wygląda już tak różowo:
JK: Jak w związku z pojawieniem się komputerów zmienił się pani dzień pracy?
48
[2]: Ten mój dzień pracy się bardzo po prostu rozciągnął, ponieważ po prostu od
momentu sprywatyzowania firmy pracy jest więcej. Po prostu dużo trzeba
siedzieć.
[6]: w moim przypadku to trudno mi powiedzieć, czy ja zaoszczędzam dużo tego
czasu – pewne rzeczy może ktoś inny by robił zamiast mnie, a ponieważ ja znam
się na tym trochę lepiej, więc jakoś tam się interesuję, robię sobie to, co ktoś inny
by robił, więc trudno mówić o tym zaoszczędzonym czasie.
JK: Jeszcze wrócę do przyspieszania możliwości wymiany informacji, możliwości
zrobienia czegoś. Czy wpływa to w jakiś sposób na zwiększenie wolnego czasu,
czy tylko na zwiększenie przerobu?
[12]: Na zwiększenie przerobu. Z wolnym czasem to jest to niestety tak –
niestety? -- jest to firma prywatna, w której wyraźny sposób widać stosunki
kapitalistyczne. Liczy się, mimo że firma ma tę zaletę, że dużą wagę przykłada do
pracowników i takich socjalnych rzeczy, ale nie oszukujmy się – liczy się zysk
przede wszystkim, więc cały wolny czas się praktycznie poświęca firmie.
Zysk na czasie zostaje więc przedefiniowany jako zysk na efektywności, chociaż nie
koniecznie oznacza to, że pozytywne efekty większej szybkości działania uzyskanej
dzięki komputerom dotyczą wyłącznie pracodawców — na przykład [12]
kontynuuje:
[12]: Może szybkość obiegu tej informacji sprawia, że jest więcej wolnego czasu,
który można przeznaczyć np. na naukę – w związku z tym, że postęp jest tak duży
w tej branży, w której ja pracuję, to praktycznie przez cały czas trzeba się uczyć,
ciągle trzeba jakby szukać nowych rzeczy, się dowiadywać i na to jest właśnie
więcej czasu. A mniej się poświęca czasu właśnie na takie rutynowe rzeczy, które
w dużej mierze można zautomatyzować.
JK: Czy w związku z tym praca stała się ciekawsza?
[12]: Chyba tak. Może przez to, no właściwie tak i w przypadku tej właśnie firmy,
to świadomość, że praktycznie ocieramy się przez cały czas o najnowszą, taką
światową technologię, to ma jednak też takie pozytywne znaczenie dla ludzi.
49
Oprócz zysku na czasie pojawia się tu jeszcze jeden ważny pozytywny aspekt
komputerów — stanowią one symbol postępu i dają poczucie mocy związane z
panowaniem nad tak potężną i skomplikowaną technologią:
JK: I co daje komputeryzacja, przede wszystkim?
[4]: Satysfakcję daje, że wykonuję tę pracę w wieku takim już niezbyt młodym, że
się nauczyłam na komputerze. Dało mi taką satysfakcję, że mogę pracować na
komputerze.
Właśnie — czy chodzi wyłącznie o prestiż społeczny pracy z komputerem? Nie
sądzę. Wydaje mi się, że chodzi tu raczej o wspomnianą już moc tworzenia, jaką
daje komputer, jak i pewną zdolność ujarzmiania czasu. Do owego poczucia mocy
jeszcze powrócę w ramach mitu o pojedynku kosmogonicznym, teraz jednak
spróbujmy zebrać razem informacje o komputerze — źródle mocy, narzędziu
przyspieszającym wykonywanie dotychczasowych zadań, pozwalającym na
podejmowanie się zupełnie nowych, niewyobrażalnych dotąd przedsięwzięć,
zmieniającym zarówno czas jak i swojego użytkownika. Tak szeroki zakres
wpływów zdaje się wykraczać daleko poza właściwości przypisywane zwykłym
przedmiotom, dlatego też moim zdaniem komputer przedstawiany jest przez
moich rozmówców jako przedmiot magiczny, posiadający zarówno cechy
oczywiste związane z całą klasą mu przedmiotów mu podobnych (
olla,
magiczny
kocioł celtyckiego boga Dagdy pozostaje kotłem), jak i nad naturalne, uzyskane
dzięki magicznemu pochodzeniu bądź odprawionymi nad nim czarami (
olla,
dar
druida Samiasa,
jest jednocześnie naczyniem obfitości, nigdy nie dającym się
wyczerpać – Kempiński, 1993). Dlaczego magiczny przedmiot, a nie magiczne
narzędzie? Przede wszystkim ze względu na szeroki asortyment przewijających się
przez rozmaite mitologie najróżniejszych magicznych przedmiotów — począwszy
50
od wspomnianego kotła, poprzez niezliczone bronie jak Excalibur czy
slga
,
włócznię Luga, celtyckiego boga światła, aż po Skidbladnir, magiczny statek
germańskiego boga urodzaju, Freya, z których wiele znacznie wykraczało poza
powszechne znaczenia słowa narzędzie, nawet jeśli spełniały taką właśnie funkcję
dla swoich posiadaczy. Komputer jest więc dla moich rozmówców magicznym
narzędziem, ale w szerszej perspektywie mitologicznej skłonny jestem używać
pojemniejszej nazwy, jaką jest magiczny przedmiot.
Interpretacji tej można postawić zarzut, iż zgodnie z twierdzeniem Bruno Latoura
(1993) powyższe cechy nie wyróżniają komputera spośród jakichkolwiek innych
używanych przez ludzi narzędzi, jako że one również nie pozostają bez wpływu na
napotkanych przez siebie aktorów, razem z którymi tworzą nowe cele i programy
działań. Nie jest to jednak pogląd odzwierciedlający powszechne podejście do
przedmiotów i dlatego w tym kontekście skłonny go jestem traktować jako
argument, że wszystkie przedmioty są magiczne, co być może stanowi
współczesną odpowiedź na weberowskie “odczarowanie świata.”
Jednocześnie chciałbym zwrócić uwagę, że liczne niedogodności czy nawet wady
wytykane komputerom wcale nie podważają metafory magicznego przedmiotu –
wszak np. Mjöllnir, cudowny młot germańskiego boga burzy — Thora, ma za krótki
trzonek, co w dniu Ostatniej Bitwy doprowadzi boga do zguby, padnie on bowiem
rażony jadowity oddechem swego przeciwnika, węża Jörmungandra, (którego
jednak przed śmiercią zabije).
Jeszcze jeden ciekawy aspekt przedmiotu magicznego, jakim jest komputer
możemy ujrzeć porównawszy go do magicznego pierścienia pochodzącego co
51
prawda nie z mitologii, ale ze słynnej powieści J.R.R. Tolkiena (1955/1990)
Władca
Pierścieni.
Pierścień ów wywierał silny wpływ na swojego właściciela, skłaniając go
do coraz częstszego jego używania. Mimo znacznie mniej demonicznego niż
złowrogi Jedyny Pierścień charakteru, jaki posiadały komputery z opowieści moich
rozmówców, one również stawały się coraz bardziej niezbędne:
[5]: Inżynierowie nie są w stanie już dziś policzyć konstrukcji ręcznie i potrafią to
tylko policzyć na komputerze.
[7]: O ile trzy lata temu to jeszcze był jeden komputer na 4-5 osób, to teraz w
zasadzie prawie każdy... każda osoba ma już komputer i w tej chwili praktycznie
niemożliwa jest praca bez pomocy komputera.
Zwróćmy uwagę, że jest to znacznie bardziej dynamiczna rola niż znany z mitologii
motyw atrybutów różnych bóstw, po których są one rozpoznawalne i które są tym
samym niezbędne dla ich funkcji, tu bowiem mamy do czynienia z procesem
stawania się a nie z samym aktem bycia niezastąpionym, jako że jeszcze owe 4-5
lat temu komputer był tylko dodatkiem.
Przejdźmy teraz od opisu roli odgrywanej przez komputer do opowieści o nim, o
jego losach, o współpracy z nim. Chciałbym się zająć nie tyle tematem
wprowadzania nowej technologii (jak np. Tryggestad, 1995), ile historiami moich
rozmówców o spotkaniu z technologią, traktując równorzędnie obie strony
spotkania. Oto pierwsza z owych opowieści.
3.2. Pojedynek kosmogoniczny
Pojedynek kosmogoniczny (Kempiński, 1993) jest nazwą używaną dla określenia
walki boga lub herosa z siłami zła, podkreślającą wspólny archetyp stojący za
52
licznymi tego typu zmaganiami. Przykładami pojedynku kosmogonicznego może
być starcie Indry, indyjskiego boga gromu z demonem suszy — Wrytrą, Herkulesa
z trójgłowym olbrzymem Kakusem, czy prawie dowolna inna mitologiczna walka
dobra ze złem aż po pojedynek św. Jerzego ze smokiem i popularny motyw
baśniowy w postaci rycerza zabijającego potwora celem uwolnienia księżniczki.
Ten ostatni przykład bardzo dobrze co prawda ilustruje popularność archetypu
pojedynku kosmogonicznego, jednak stanowi również ważny instrument
instytucjonalizacji odmiennych ról społecznych kobiet i mężczyzn (Davies, 1989).
W przeprowadzanych przeze mnie wywiadach (w których 5 na 13 rozmówców
było kobietami) nie zauważyłem natomiast często podkreślanego (np. Czarniawska-
Joerges, 1993) związku komputerów z mężczyznami. Być może istotna jest tu
specyfika języka polskiego, w którym każdy rzeczownik ma swój rodzaj i w którym
nadal zwykle rodzajem domyślnym jest męski (np. ”kto to był?”), co utrudnia
wychwycenie nadmiernego jego stosowania. Niemniej jednak chociaż wśród
”bezosobowych” przykładów przytaczanych przez rozmówców wyraźnie przeważał
rodzaj męski, znajdowały się również formy żeńskie,
[5, mężczyzna]: po pół roku, po roku, ta osoba będzie produkowała już rysunki
dużo bardziej złożone i wtedy czas odświeżenia ekranu będzie już się bardzo liczył.
Czas zoomu rysunku czy czas przygotowania rysunku do wydrukowania, czyli do
przekształcenia go z dwg w psd, prawda, będzie trwał już obrzydliwie długo i
wtedy już ta osoba po pół roku czy po roku będzie chciała mieć szybszy komputer i
słusznie, bo rzeczywiście nie powinna tracić czasu czekając aż komputer zareaguje
na poprzednie polecenie.
oraz przejścia z jednej formy na drugą, jak w cytowanej już wypowiedzi o
niezbędności komputerów:
53
[7]: O ile trzy lata temu to jeszcze był jeden komputer na 4-5 osób, to teraz w
zasadzie prawie każdy... każda osoba ma już komputer i w tej chwili praktycznie
niemożliwa jest praca bez pomocy komputera.
Podobnie w przykładach z udziałem konkretnych osób występowali zarówno
mężczyźni, jak i kobiety, bez wyraźnego podziału kompetencji czy też nastawienia
ze względu na płeć (np. mężczyzna zwykle jako wprawny użytkownik, albo kobieta
przeważnie jako przeciwnik technologii). Być może rzadziej pojawiała się rola
kobieta-informatyk, ale trudno wyciągać z tego jakiekolwiek ogólniejsze wnioski i
raczej skłaniam się ku opinii, że kwestia płci nie pojawiła się jako czynnik
dyskryminujący w żadnym z wywiadów, podczas gdy, jak już pisałem, kwestia
zależności między stosunkiem do komputerów a wiekiem poruszana była
wielokrotnie przez różnych rozmówców. Chciałbym jednak podkreślić, że podział
ról społecznych ze względu na płeć nie był tematem moich badań i dlatego też
kwestię tę potraktowałem równie pobieżnie jak moi rozmówcy. W związku z tym
moje wnioski dotyczyć mogą jedynie ubocznej roli, jaką kwestia płci użytkowników
grała w wypowiedziach moich rozmówców, nie zaś (braku) różnic między rolami
kobiet i mężczyzn jako użytkowników komputerów.
Powróćmy jednak do problematyki pojedynku kosmogonicznego. W mitologii
indoeuropejskiej walka ta, niezależnie od występujących w niej bohaterów,
rozwijała się według podobnego schematu, składającego się z trzech lub, w
uproszczonej wersji, z dwóch części. Poniżej opisuję poszczególne fazy
pojedynku, kontrastując cytaty z wypowiedzi moich rozmówców z opisem walki
Zeusa z Tyfonem opisanej w
Mitach Greckich
Roberta Gravesa (1955/68) –
54
podobną technikę stosuje Monika Kostera (1995), porównując swoje obserwacje i
wywiady z historycznymi opisami działalności misji chrześcijańskich.
3.2.1. Faza I: Porażka bohatera
W pierwszej fazie pojedynku kosmogonicznego bóg albo heros nieodmiennie
doznawał przejściowej porażki. Podkreślało to grozę potwora, a także wyrównany
poziom przeciwników, podwyższając tym samym rangę walki, a więc i glorię
przypadającą w udziale zwycięzcy.
[Zeus] raził piorunem Tyfona i zamierzył się na niego tym samym sierpem, którym
skastrował swego ojca, Uranosa. Zraniony i ryczący z bólu Tyfon tysiącami zwojów
oplótł Zeusa, odebrał mu sierp i odciąwszy mięśnie jego nóg i ramion zawlókł do
jaskini korycyjskiej. Zeus jest co prawda nieśmiertelny, ale teraz nie mógł ruszyć
nawet palcem. Tyfon zaś ukrył mięśnie w skórze niedźwiedziej i oddał je na
przechowanie swej siostrze, potworowi o ogonie węża, Delfyne (Graves,
1955/68:36b).
[1]: Moje pierwsze zetknięcie z komputerem było na pierwszym roku studiów.
Jakoś dobrze zdałam, nie chwaląc się, egzamin wstępny, później miałam po
pierwszym semestrze czwórkę z matematyki i wybrano wtedy jakąś grupę osób o
dobrych wynikach i zaczęto nas szkolić. Muszę panu powiedzieć, że mało z tego
szkolenia pamiętam, bo to była dla mnie chińszczyzna, nie znałam jeszcze
matematyki – był inny program – nie wiem do dnia dzisiejszego, jak się to nazywa,
był to jakiś system chyba zerojedynkowy, zapisywało się – i oni próbowali nas
szkolić. Było to dla nas wyróżnienie ale, proszę pana, – nie wiem, czy to był
semestr, bardzo rzadko były te szkolenia – to było właśnie pod Odrę robione i
wtedy nie podobało mi się to. Nie podobało mi się, bo nic – nie bardzo to
wszystko rozumiałam. Może gdyby pociągnęli to szkolenie, gdyby nam
udostępnili te Odry, gdyby nam to jakoś... to może wtedy bym została zarażona
tym bakcylem komputera. A to było jednorazowo i na tym się skończyło.
[4]: Było to jakieś takie troszeczkę dla mnie przerażające – bałam się nawet dotknąć
do komputera – bałam się, że jeśli cokolwiek dotknę, to wszystko skasuję w tym
komputerze (...). I bałam się po prostu na początku, szczególnie pracy myszką.
55
[6]: No, wyglądało to tak, że nie wiedziałem co guziki na klawiaturze oznaczają,
większość w każdym razie.
W przeprowadzonych przeze mnie wywiadach ów motyw porażki pojawia się w
postaci trudności związanych z pierwszym kontaktem moich rozmówców z
komputerem, co stanowi swoiste odbicie opisywanej wcześniej jego demonizacji.
Tym razem jednak narrator nie dystansuje się od różnych innych osób, bojących się
komputerów, ale od siebie samego sprzed jakiegoś czasu, wyraźnie dając do
zrozumienia, że okres ten ma już za sobą.
3.2.2. Faza II: Pomoc
Druga faza pojedynku kosmogonicznego, jak pisze Kempiński (1993), pojawia się
tylko w niektórych jego wersjach — w innych po początkowym niepowodzeniu
samoistnie następuje końcowe zwycięstwo. Niemniej jednak w części zarówno
mitów, jak i wypowiedzi moich rozmówców wyraźnie zarysowuje się faza
przejściowa, w której bohater dzięki pomocy z zewnątrz otrząsa się z początkowej
klęski.
Wieści o klęsce Zeusa przygnębiły bogów, lecz Hermes i Pan po kryjomu
przedostali się do jaskini, po czym Pan nagłym straszliwym okrzykiem przestraszył
Delfyne, a wtedy Hermes sprytnie wykradł mięśnie i przywrócił je Zeusowi (Graves,
1955/68: 36c).
[1]: Pokazano mi coś takiego: zrobili szkolenie, powiedzmy, że było to szkolenie w
mojej dziedzinie, w branży mojej, jak mi powiedzieli, że muszę tę instalację
rozrysować i później jakoś schematowo zapisywać, to... Początek był może trudny,
nie bardzo to wydawało się, że to będzie takie proste. Ale kiedy zrobiło się jeden
przykład i to wyszło i wyszły te wszystkie kryzy i wyszły mi zawory i wyszły mi
długości rurociągów i równocześnie miałam zestawienie materiałów i to mi się
spodobało – nie wyobrażałam sobie, że mogę usiąść i zrobić to wszystko na
piechotę. No musiałam na piechotę rysować – niestety wtedy się rysowało
56
wszystkie rozwinięcia na piechotę i dopiero na podstawie tych rozwinięć opisywało
się każdą gałązkę, każdy grzejnik, każde pomieszczenie, każdą temperaturę. To
było takie połowiczne, ale wtedy, na tamte czasy, wydawało się, że to jest po
prostu złapanie Pana Boga za nogi i że tyle roboty odchodzi.
[6]: Zapoznawanie polegało na tym, że dostałem taką kupę książek i w ogóle nie
ruszałem maszyny – przeczytałem te instrukcje, przetłumaczyłem sobie na polski co
tam trzeba było i jak już w pewnym momencie poczułem się że tak powiem
gotowy, że już wiem jak to wszystko jest, jak się to obsługuje – to skomplikowany
był, ciężki program, nie był to program tak jak teraz są programy – powiedzmy, że
to jest bardziej dialog z maszyną — tylko też przygotowanie pakietu danych w
odpowiedni sposób – stary program, ale dobry w sumie, w sensie nowych
możliwości. Po tym miesiącu, półtora, miałem jeden dzień stażu z autorem
programu. Przyszedł do nas do firmy, usiedliśmy i mi powiedział wszystko, jak się
tam działa. Po tym jednym stażu – właściwie z nim włączyłem maszynę.
Następnego dnia zrobiłem test – zacząłem robić test – olbrzymich obliczeń, które
ktoś – jakiś tam inny człowiek kiedyś wykonał i po tygodniu osiągnąłem te same
wyniki co on, czyli wiedziałem już, jak się poruszać.
Otrzymywana pomoc ma, w przypadku moich rozmówców, charakter wysoce
symboliczny — nie chodzi tu raczej o przekazanie szczególnej wiedzy pozwalającej
na ujarzmienie komputera, ale na ukazanie możliwości poskromienia potwora. W
obu cytowanych wypowiedziach ważny wydaje się być sam moment przełomu —
pokazanie pierwszego przykładu, ośmielenie i dodanie odwagi. Dwa miesiące
czytania książek nabierają sensu i wartości dopiero po interwencji autora programu,
który wyjaśnia ”wszystko,” a wiedza przekazana na szkoleniu (które samo w sobie
stanowi część zewnętrznej pomocy, ale nie punkt kulminacyjny zmagań z
komputerem) uprawomocniona zostaje dopiero ”jednym przykładem.” Warto
zauważyć, że wydarzenia przechylające szale zwycięstwa na korzyść bohatera
bardzo się od siebie różnią w przytoczonych opowieściach, natomiast łączy je
właśnie motyw pojawienia się z zewnątrz pomocy dla bohatera.
57
Jednakże tak jak i w mitologicznych opowieściach o pojedynku kosmogonicznym
występuje motyw otrzymywaniu pomocy, tak i w odpowiadających temu mitowi
opowieściach z moich wywiadów pojawiał się także wątek samotnego bohatera
stawiającego czoła wyzwaniom komputeryzacji:
[4]: A chodzi o to, że jestem samoukiem komputerowym – bez żadnego kursu, bez
jakiejś tam pomocy – po prostu samoukiem.
Co ciekawe, o ile na pozór wydaje się on przeciwstawny idei otrzymywania
wsparcia od innych, usłyszałem również historię łączącą oba wątki, zarówno
polegania na sobie, jak i otrzymywania wsparcia od innych:
[1]: I w zasadzie można powiedzieć, że jestem samoukiem – pewnych rzeczy się
nauczyłam sama – jak pewnych nie mam, to idę do kolegów, żeby mi powiedzieli
co i jak.
3.2.3. Faza III: Zwycięstwo
Niezależnie od tego, czy bohater walczy tylko własnymi siłami, czy też pomagają
mu przyjaciele, pojedynek nieuchronnie kończy się jednoznacznym zwycięstwem
protagonisty.
Zeus wrócił na Olimp na rydwanie zaprzężonym w skrzydlate konie i znowu ścigał
Tyfona piorunami (...). Dotarł Tyfon na górę Hajmos w Tracji i wyrywając całe góry
rzucał nimi w Zeusa; ten bronił się piorunami, od których góry odbijały się i padały
na potwora raniąc go straszliwie. Od strumieni krwi Tyfona wywodzi się nazwa gór
Hajmos (
haima – “krew”). Potem Tyfon uciekł na Sycylię, gdzie Zeus zakończył
pogoń przykrywając go górą Etną; z jej szczytu po dzień dzisiejszy tryska ogień
(Graves, 1955/68: 36e).
[1]: Jako projektant bardzo dużo pracowałam na komputerze, a później się to
zaczęło jeszcze bardziej rozwijać no i mieliśmy komputerów troszeczkę więcej i już
samemu się wiele rzeczy wprowadzało, samemu się wszystko liczyło.
58
[4]: No, zmieniło to [pojawienie się komputerów] pracę, że po prostu wciągnęło
mnie to bardzo, że pracowałam przez 35 odjąć od tego 7 lat – dwadzieścia kilka lat
pracowałam na desce i potem przeszłam na komputer, to może na desce
narysować coś byłoby mi ciężko — już dzisiaj to bardzo trudno; na komputerze to
poruszam się już że tak powiem łatwiej.
[6]: No i od tego czasu zacząłem samodzielnie sam pracować i przez cztery lata
pracy pracowałem wyłącznie na tym programie.
W tym miejscu, oprócz oczywistego podziwu dla wyczynu bohatera, powstaje
pytanie jak zinterpretować przedstawioną nam właśnie historię. Najprostsze
rozwiązanie proponuje Kempński (1993), twierdząc, że mityczny motyw pojedynku
kosmogonicznego ma na celu dowartościowanie wojowników i bóstw im
panujących, czyli różnych postaci gromowładcy. Co więcej, prezentuje również
bardziej zintelektualizowaną formę pojedynku, w którym przeciwnicy zmagają się
zadając sobie zagadki — np. Edyp i Sfinks, pełniącą funkcję legitymizacji władzy i
bóstw kapłańskich.
Spojrzenie takie wprowadza nas w sferę stosunków władzy. Za Johnem Law
(1991b) chciałbym wprowadzić rozróżnienie pomiędzy władzą, polegającą na
kontrolowaniu zachowania innego aktora a mocą, czyli możliwością podejmowania
pewnych działań czy też uzyskiwania określonych rezultatów.
10
W przeprowadzonych przeze mnie wywiadach pojawiała się przede wszystkim
idea mocy, uzyskiwanej dzięki ujarzmieniu komputera. Chodzi tu, jak
wspominałem już przy opisie komputera jako magicznego przedmiotu, zwłaszcza
10
W oryginale ”power over” i ”power to,” czyli dos³ownie — ”w³adza nad” i ”w³adza do.” John
Law przytacza równie¿ odpowiadaj¹ce powy¿szemu rozró¿nienie Stevena Lukesa na w³adzê
(power) i wp³ywy (influence).
59
o moc tworzenia rzeczy nowych, dotąd nie istniejących i niemożliwych do
powołania do życia bez użycia komputera:
[5]: To siłą rzeczy ich [obecnych konstrukcji budowlanych] stopień złożoności jest
dużo większy i ich stopień dopracowania musi być dużo większy, bo pojawiają się
nowe tematy. Zupełnie inne problemy występują przy projektowaniu budynku
2,3,4- czy 5-piętrowego, a zupełnie inne przy projektowaniu wieżowca 40-
piętrowego, gdzie powiedzmy już występuje cały szereg zagadnień w małych
konstrukcjach nie występujących albo pomijalnych, o pomijalnym znaczeniu. Jak
porównasz na przykład przekrycie nad starym Torwarem i nad nowym Torwarem,
to żeby uzyskać taką przestrzenność, większą przestrzenność, trzeba było
odpowiednio zmienić i zmodyfikować w ogóle sposób rozwiązania
konstrukcyjnego (...). Zresztą chyba ta zasada o wzroście stopnia skomplikowania
nie dotyczy wyłącznie budownictwa. Dotyczy także np. znanego mi tematu
ochrony atmosfery, gdzie po prostu dawniej było to absolutnie niemożliwe do
przeanalizowania. Może też nie było takiej potrzeby, bo nie było tylu źródeł
zanieczyszczenia atmosfery jak mamy dzisiaj. Ale też i nie moglibyśmy tego
kilkadziesiąt lat temu policzyć, bo ilość obliczeń jest nieprawdopodobna do
wykonania. To samo dotyczy projektowania np. układów elektronicznych. W tej
chwili są dużo, dużo bardziej skomplikowane i rozrysowanie tego ręcznie jest
absolutnie niemożliwe, prawda?
Zdobycie tak godnych pozazdroszczenia możliwości przez użytkownika
komputera, a właściwie przez umiejętnego, co udowadniały opowieści o
pojedynku kosmogonicznym, użytkownika, siłą rzeczy podnosi jego prestiż w
oczach odbiorców tego mitu, w tym także i moich, jako osoby przeprowadzającej
wywiady. Znamienne jest, że o ile, jak sądzę, dość dobrze udawało mi się
przyjmować ”antropologiczny stan umysłu” (Czarniawska-Joerges, 1992b) podczas
wywiadów i nie wnosić w rozmowę zbyt wiele z moich własnych przekonań
dotyczących komputerów, o tyle w wypadku kilku sprawiających na mnie wrażenie
obeznanych w temacie komputerów osób po zakończeniu wywiadu próbowałem
wykazać się swoją własną wiedzą dotyczącą komputerów. Tym samym, o ile w
60
ramach wywiadu skłonny byłem akceptować pozycję mocy przyjmowaną przez
moich rozmówców, o tyle później odczuwałem potrzebę zapewnienia również
sobie silnej pozycji zaawansowanego użytkownika komputerów.
W jednym z wywiadów byłem również obiektem przejścia w drugą stronę, czyli
obniżania mojego prestiżu, a tym samym mojej władzy, jaką najwyraźniej dawała
mi rola badacza przeprowadzającego wywiady —
[1]: Zresztą ja nie wyobrażam sobie teraz, młode pokolenie – no, mam syna pewnie
w pana wieku – nie wiem, bo pan jest na którym roku?
JK: Na czwartym i piątym
[1]: siedemdziesiąty piąty rocznik?
JK: Tak
[1]: To mój syn też jest siedemdziesiąty piąty rocznik
Tym samym zamiast silnej roli badacza otrzymałem znacznie słabszą rolę
rówieśnika syna mojej rozmówczyni — warte odnotowania jest, że owa zmiana
mojej roli nastąpiła tuż po zaprezentowaniu przez [1] swojej opowieści o
pojedynku kosmogonicznym, niejako dopełniając przesunięcia w relacji między
mną a moją rozmówczynią i podkreślając niejako umocnienie jej pozycji wynikające
z ukazania się mi jako poskromicielki komputera.
Do innej interpretacji mitu o pojedynku kosmogonicznym posłużyć może
spostrzeżenie Karla Weicka (1995), że najwięcej użytecznych wiadomości
przekazują te opowieści, które mówią o tym, jak prawie doszło do katastrofy.
Historie o pełnych sukcesach jak i o porażkach opowiadane są zwykle bowiem zbyt
jednostronnie, nie tylko dając płaski obraz sytuacji, ale również cierpiąc przy tym na
wiarygodności, natomiast historie o ledwo unikniętych porażkach służą
61
demonstracji zależności widocznych w nich znacznie wyraźniej niż w jakichkolwiek
dziejących się na bieżąco wydarzeniach.
Jeśli potraktujemy mit o pojedynku kosmogonicznym z komputerem jako taką
właśnie opowieść, otrzymamy historię o strachu przed nieznanymi i o wdrażaniu
nowej technologii połączonym z jej mimowolną demonizacją (Czarniawska, 1997)
— komputeryzacja była postrzegana jako groźna i niepojęta (faza I) i do jej
oswojenia potrzebne staje się ukazanie możliwości poskromienia komputerów (faza
II). W tej interpretacji widać jeszcze inny ciekawy aspekt historii przedstawianej
przez moich rozmówców — wyraźnie objawia się w niej inny mechanizm
zauważony przez Karla Weicka (1969/79) — wszelkie własne zachowania i
postawy są interpretowane dopiero
ex post
, na bieżąco zaś pozostają
nieprzejrzyste — strach przed komputerem zostaje tak nazwany dopiero po jego
pozbyciu się, po zadomowieniu się nowej technologii. Wtedy również okazuje się,
jakie czynności były racjonalne (nauka obsługi komputerów), a jakie nie (liczenie
ręczne).
3.3. Bracia mleczni
Opowieść o pojedynku z komputerem nie była jedynym schematem spotkania
komputera przewijającym się przez wypowiedzi moich rozmówców. Druga wersja
opowiada o znacznie bardziej harmonijnej koegzystencji i współzależności obu
aktorów — komputera i użytkownika. Po wzajemnym spotkaniu ich losy stają się
nierozerwalnie ze sobą splecione, nie sposób już analizować któregokolwiek z nich
osobno:
62
JK: Co zmieniają komputery — zmiana czy pojawienie się komputerów co zmienia
w Twoim życiu?
[9]: Trudno mi powiedzieć, ponieważ komputer się pojawił jak miałem 8 lat... 6? 7!
więc trudno powiedzieć co zmienił (...).A jeśli chodzi o ten rozwój komputerów to
nie wiem, to jest jakoś dla mnie zupełnie naturalne, może dlatego, że ja rosłem i
komputery rosły razem ze mną. Tak to wygląda.
Historia ta przywodzi mi na myśli często występującą w celtyckiej mitologii motyw
braci mlecznych (tj. nie spokrewnionych ze sobą, ale wykarmionych mlekiem
jednej ”matki”). Takie braterstwo łączyło silniej niż więzy krwi (Gąssowski,
1978/87) i dlatego też dzieje braci mlecznych były zawsze ze sobą związane. W
przeciwieństwie do rozpowszechnionych w mitologii indoeuropejskiej parach
antagonistycznie nastawionych do siebie bliźniąt (Kempiński, 1993), bracia mleczni
zwykle darzyli się wielką przyjaźnią i o ile zdarzało się, że stawali oni ze sobą do
walki, jak np. Cuchulainn i Ferdead, o tyle był to zawsze pojedynek tragiczny i nie
przynoszący zwycięzcy żadnej chwały. Podobnie w odzwierciedlających ten
archetyp opowieściach moich rozmówców podkreślają oni powiązania pomiędzy
kolejami swojego losu a dziejami komputeryzacji:
[5]: Moje życie to jak wiesz było przeplatanką kontaktów z komputerami i
kontaktów... znaczy pracy jako informatyka i pracy jako inżyniera budowlanego.
Ale to już tak zostało, że jako inżynier budowlany zawsze już starałem się
wykorzystać w kolejnych pracach techniki komputerowe; nawet w Afryce zliczałem
rurki na arkuszach obliczeniowych – kształtki, zawory na arkuszach obliczeniowych
– planowałem ich zużycie itd. Zrobiłem program do graficznej weryfikacji danych
geodezyjnych – bardzo się przydał. A w międzyczasie pracowałem jako inżynier –
zacząłem rysować również w AutoCADzie, coraz więcej liczyłem konstrukcji w
AutoCADzie – dziś bym już nie potrafił policzyć konstrukcji na piechotę tak jak
uczyłem się kiedy kończyłem studia.
W wypowiedziach kilku innych rozmówców co prawda związek pomiędzy losami
ich i komputerów nie był bezpośrednio artykułowany, niemniej jednak
63
odpowiadając na moje pytanie o ich dotychczasowe spotkania z komputerem
opowiadali mi oni dość obszernie swoją biografię. Przyznaję jednak, że taki
schemat odpowiedzi mogło sugerować mój sposób zadawania pytań, nawet jeśli
narzucanie takiej (ani jakiejkolwiek innej) formy opowieści nie było moim celem.
Dlatego też skłonny jestem owe współwystępowanie wątków historii własnej i
komputerów traktować najwyżej jako poszlakę wskazującą na obecność archetypu
braci mlecznych, zaś za jego wyraźny przejaw uważać jedynie znacznie rzadsze
otwarte splatanie tych motywów, takie jak w przytoczonych wyżej cytatach.
Więzi braci mlecznych nie ograniczają się do wspólnego występowania biografii
obu z nich w ramach jednej i tej samej historii, ale łączą również symbolicznie ich
samych w jedną niepodzielną istotę. Ferdead mówi o Cuchulainnie, którego imię
znaczy ”Pies Culanna:”
Połową mego serca jest Pies Bez Wady
A połową serca Psa jestem ja (Gąssowski, 1978/87: 177)
Podobnie moi rozmówcy uważają swój związek z komputerem za nierozerwalny:
[1]: Ja sobie nie wyobrażam, że mogłyby komputery zniknąć
[4]: Dzisiaj nikt sobie nie wyobraża, że bez komputera by można było pracować.
[9]: Bez komputera... trudno mi wyczuć — cały czas był, twierdzenie, żeby go nie
było — myślenie na ten temat jest niepokojące
[śmiech].
Tak widziana rola brata mlecznego bliska jest opisywanemu już archetypowi
komputera jako niezastąpionego przedmiotu magicznego, chociaż w tym wypadku
mamy do czynienia z relacją jeszcze silniejszą — praca bez komputera jest już nie
tylko niemożliwa, ale wprost niewyobrażalna.
64
W zbliżonej konwencji uczuciowego związku utrzymana jest jedna z opowieści o
powstawaniu wzajemnej przyjaźni między komputerem (a właściwie szczególnym
jego typem) a użytkownikiem, nawet jeśli sensu stricto nie należy ona do mitu o
braciach mlecznych, od początku sobie przeznaczonych. Niemniej jednak
przedstawiony w niej motyw przyjaźni stopniowo łączącej obie strony najbliższy
jest właśnie klimatowi mitów o braciach mlecznych:
[9]: Później jakiś pecet był z okazji [brata] i jego studiów. Pecetem to się mało
fascynowałem na początku.
JK: Dlaczego?
[9]: Nie wiem. Jakoś mnie nie fascynował pecet, nie podobało mi się (...). [Jakiś czas
później] pisało się programy i wtedy już pisałem na pececie, bo wygodniej –
wtedy się przekonałem chyba do peceta nawet – nie pamiętam, kiedy się
przekonałem. Nieważne.
JK: A dlaczego się przekonałeś do peceta?
[9]: Bo na nim robiłem.
Opowieść tę przytaczam zarówno ze względu na ukazanie w niej dynamiki
emocjonalnego stosunku użytkownika do komputera, ale także jako jeszcze jeden
przykład poruszanego już tematu konstruowania racjonalności na końcu, a nie na
początku działań i ukazanie odwracalności przyczyny i skutku — pecet okazuje się
dobry
ponieważ
[9] na nim pracuje, a nie na odwrót. Tym samym ocieramy się o
kwestię zmian związanych z procesem komputeryzacji, ich postrzeganego kierunku
i oceny według użytkowników.
3.4. Postęp i regres
Przedstawiane dotąd historie dotyczyły bezpośrednio doświadczanych przez moich
rozmówców spotkań z komputerami, losów ich osobistej współpracy z nimi i
65
wrażeń z nią związanych. Jednakże oprócz swoich własnych perypetii, wielu z
moich rozmówców starało się przedstawić mi bardziej całościowy obraz swoich
wrażeń z przebiegu procesu komputeryzacji i swojej oceny różnych ról granych
przez komputery na przestrzeni czasu. Wyróżniam spośród nich dwa zasadnicze
wątki — historię o czekającej w przyszłości Ziemi Obiecanej i drugą, o minionym i
bezpowrotnie utraconym raju. Przyjrzyjmy się im po kolei.
3.4.1.Ziemia Obiecana
Mit o Ziemi Obiecanej mówi o tym, że przedmiot opowieści (naród wybrany,
ludzkość czy komputeryzacja) w długim okresie zmienia się zawsze ku lepszemu.
Co prawda w danym momencie daleko mu jeszcze do ideału, jednakowoż w
przyszłości spodziewać się możemy jedynie poprawy. Czasami historia ta opiera
się na pozytywnej interpretacji dotychczasowych zmian, ale nie jest to bynajmniej
konieczne — potknięcia pozostają zawsze chwilowymi, a liczy się przecież ogólny
trend prowadzący niechybnie ku szczęśliwości. Na początek skontrastujmy urywek
z
Księgi Wyjścia,
która zainspirowała mnie do przyjęcia takiej właśnie nazwy mitu,
z kilkoma wypowiedziami z przeprowadzonych przeze mnie wywiadów:
Nawiedziłem was i ujrzałem, co wam uczyniono w Egipcie. Postanowiłem więc
wywieść was z ucisku w Egipcie i zaprowadzić do ziemi Kananejczyka, Chetyty,
Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty, do ziemi opływającej w mleko i miód.(...)
I wezmę was za mój lud i będę wam Bogiem, i przekonacie się, że Ja, Pan, Bóg
wasz, uwolniłem was spod jarzma egipskiego (
Biblia Tysiąclecia, Wj 3.16-17,6.7)
[4]: Postęp jest taki – to wszystko idzie takim postępem, że rzeczywiście już są
zmiany w stosunku do tego jak w ‘91 zaczynałam tę pracę, do dzisiaj te zmiany są
szalone. Teraz już wszystko można robić przy komputerze. Na pewno będą
[zmiany na lepsze]. Jak to będzie szło dalej, jakie postępy będą? Będą coraz
lepsze programy.
66
[11]: Każda kolejna wersja [AutoCADa] ma takie swoje udoskonalenia, czego ja,
muszę powiedzieć, w 13 nie zauważyłem. W 14 [którego jeszcze nie mamy]
oczywiście, w porównaniu z 13 jest dużo lepiej, jeśli chodzi o ten właśnie
AutoCAD – jest tam łatwiejsza taka zmiana cechy elementu i różne takie funkcje,
których w 12 lub 13 nie ma, a w 14 są już takie możliwości. Ale i sprzęt potrzebny
do AutoCADa 14 – już wymagania są dużo większe i to się wiąże również z
kosztami.
Powyższe cytaty pokazują rozliczne wariacje mitu o Ziemi Obiecanej, który
pojawiał się w tej czy innej formie praktycznie we wszystkich wywiadach,
stanowiąc niejako podstawową wersję opowieści o komputeryzacji. Prezentowany
był zarówno jako kontynuacja tendencji, której efekty są wyraźnie widoczne już
teraz, jako wytłumaczenie dla obecnej dobrej sytuacji, jak i jako kontrast dla
ostatnich niepowodzeń. Wszyscy moi rozmówcy zdawali się być przekonani o
rozwoju
komputerów i komputeryzacji tak dotychczas, jak i w przyszłości, chociaż
różnili się ogólną oceną skutków owych zmian — od pełni entuzjazmu,
[6]: Ideałem by było, gdyby było tak jak mówię – 12-13 osób potrafiło obsłużyć
firmę, która kiedyś może będzie liczyła 100 osób, dysponując właśnie jakimś
lepszym oprogramowaniem, lepszymi systemami. I myślę, że tak może być, bo tu
postęp jest stale widać chyba w tym, programy są coraz lepsze, do tego należy
zmierzać.
aż po wyraźne zachowanie rezerwy, przy jednoczesnym używaniu słów silnie
związanych z mitem o Ziemi Obiecanej, takich jak ”rozwój,” czy ”lepszy:”
JK: Jak wygląda, wracając jeszcze raz do komputerów, kwestia coraz szybszego
tempa zmian – sprzętu, programów?
[5]: Fatalnie. To znaczy najszybciej zmienia się konstrukcja komputerów – hardware
rozwija się pioruńsko szybko. Dużo wolniej rozwija się oprogramowanie nazwijmy
to podstawowe – mam na myśli systemy operacyjne, które ciurkiem nie nadążają.
A jeszcze wolniej rozwija się rynek aplikacji i mamy przykładowo procesory MMX
chyba już dwa lata, a AutoCAD tylko udaje, że korzysta z procesora MMX (...).
JK: W takim razie dlaczego macie komputery z MMX?
67
[5]: Chyba jest to bardzo słuszne pytanie. Chyba dlatego, bym odpowiedział, że
równocześnie trzeba po pierwsze – kupujemy komputery możliwie nowe, żeby
nam się jak najpóźniej zestarzały. Po drugie, mamy oprogramowanie niejednolite –
no nie da się ukryć, że sam jestem entuzjastą Worda z Microsoft Office 97, który mi
podkreśla wężykiem jak zrobię palcówkę, albo jak opuszczę kropkę po szt., to on
mi to podkreśla i jest to szalenie wygodne dla mnie, a to nie chce chodzić pod
niczym innym jak przynajmniej Windows NT czy Windows 95, a te w zasadzie
wymagają procesora już właściwie Pentium. Natomiast równocześnie na tym
komputerze mam zainstalowane oprogramowanie, które wciąż jeszcze ciągnie się
od kilku lat z małymi modernizacjami lub nie modernizowane. Ale jest w tym
może i troszeczkę owczego pędu, że musimy mieć coraz lepsze i coraz szybsze
komputery
Dlatego też nie wydaje mi się na miejscu utożsamianie tego mitu z modernistyczną
metaopowieścią o postępie (Lyotard, 1979/87) — świetlana przyszłość dotyczy
często tylko wycinków rzeczywistości a nie harmonijnego rozwoju całego świata, a
na dodatek często współwystępuje ramię w ramię z przeciwstawnym mitem o raju
utraconym.
3.4.2. Raj utracony
Ten mit opowiada o legendarnej i niepowtarzalnej przeszłości, o nieuchronnych
zmianach na gorsze. Nacechowany jest nostalgią i smutkiem związanym ze stratą
Edenu. Porównajmy fragment biblijnego opisu wygnania z raju z historiami moich
rozmówców również traktującymi o minionym szczęściu:
A zasadziwszy ogród w Eden na wschodzie, Pan Bóg umieścił tam człowieka,
którego ulepił. Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z
wyglądu i smaczny owoc rodzące oraz drzewo życia w środku tego ogrodu i
drzewo poznania dobra i zła (...). Pan Bóg wydalił go [człowieka] z ogrodu Eden,
aby uprawiał ziemię, z której został wzięty Wygnawszy zaś człowieka, Bóg
postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec
drogi do drzewa życia. (Biblia Tysiąclecia,
Rdz 2,8-9; 3,23-24)
68
[5]: Był wspaniały okres, kiedy wszystkie PC-ty były prawie kompatybilne i można
było żonglować częściami, wymieniać tylko dysk, wymieniać kartę graficzną,
wymieniać kartę wejścia/wyjścia, dodać drugą kartę wyjścia. To był wspaniały
okres, który niestety już przechodzi do historii. Dzisiaj już dostajemy na płycie
głównej do PC-ta już nawet kartę grafiki zintegrowaną, znaczy się układ, który był
dawniej na karcie. Pomijam, że mam kontroler dysku na karcie, kontrolery
dyskietki, kontrolery drukarki, kontrolery comowskie, jeszcze mamy ostatni wymysł
— kontrolery kart graficznych, która tym samym staje się praktycznie
nierozbudowywalna i jeśli ktoś kupił sobie kartę główną z kartą grafiki 2MB to go
już na 4 nie może rozmienić jak kupi program, który wymaga większej pamięci
Video RAM.
JK: Czy była jakaś wyraźna zmiana przy przejściu z jednego komputera na drugi?
[10]: No, była – mimo tego, że królują Windowsy, to jednak nie jest to aż tak
przyjazne środowisko jak makowskie [komputera Apple Macintosh] użytkownikowi
– no i trzeba było się nauczyć – co mnie irytowało – pewnych rzeczy technicznych,
ale to są detale.
JK: A dlaczego przechodziłeś?
[10]: Dlatego, że musiałem, właściwie nikt prawie – prawie żaden wydawca poza
nielicznymi, z którymi ja akurat nie mam kontaktu, nie ma Macintosha.
Mit o raju utraconym, stanowiący niejako odwrotność optymistycznej historii o
Ziemi Obiecanej, jest dość popularnym tematem mitologicznym, mającym w
mitologii indoeuropejskiej odpowiednik w postaci Złotego Wieku, będącego
(greckim) określeniem ”raju lokalizowanego nie w przestrzeni, lecz w czasie”
(Kempiński, 1993: 467). W opowieściach moich rozmówców motyw ten nie grał
jednak roli przewodniej, ale uzupełniał i przynajmniej częściowo równoważył
prawie wszechobecny mit o Ziemi Obiecanej.
Na pierwszy rzut oka pojawianie się obu tych mitów razem stanowić może pewne
zaskoczenie, jednakże dzieje się tak tylko wtedy, gdy opowieści te traktować
będziemy jako dwie całościowe, czyli opisujące całą rzeczywistość i wzajemnie się
69
wykluczające postawy. Takie spojrzenie wiąże się z wciąż jeszcze najbardziej
rozpowszechnioną (przynajmniej w zachodniej cywilizacji) ideą czasu jako linii
prostej, na której w prostej chronologii nakładają się poszczególne zdarzenia
tworząc równie liniowe trendy i tendencje.
Takie podejście związane jest w dużym stopniu, jak sugeruje Anne Loft (1995), z
rozpowszechnieniem metod coraz dokładniejszego pomiaru czasu i
wprowadzaniem technologii umożliwiających koordynację różnych działań
względem tego samego systemu mierzenia czasu. Koncentruje się ono na
trwałych zmianach, zwykle prowadzących poprzez wyraźne stadia rozwoju ku
coraz to doskonalszym formom, bądź to za pomocą łagodnych ewolucyjnych
poprawek, bądź też dzięki radykalnymi i rewolucyjnym zmianom.
Nie jest to jednak jedyne możliwe podejście (Burrell, 1992) — najbardziej znaną
alternatywą jest idea ”wiecznego powrotu” — koła czasu cyklicznie
powtarzającego wszelkie wydarzenia bądź ich wariacje. Pewnym kompromisem
pomiędzy tymi dwoma koncepcjami jest ujęcie czasu jako spirali łączącej w sobie
cechy zarówno koła, jak i linii prostej, czułej zarówno na cykliczne (prawie)
powtórzenia, jak i na trwałe zmiany charakterystyczne dla liniowej koncepcji czasu.
Podstawowym problemem, jaki jawi mi się przed oczami w związku z wszystkimi
wspomnianymi powyżej koncepcjami czasu jest skłonność ich wszystkich do
traktowania czasu, jakby składał się z jednej tylko nitki, a przynajmniej jednej tylko
istotnej nitki, kształt której dopiero stanowić może przedmiot dyskusji. Podobnie
Butler (1995) przedstawia cztery różne możliwe ujęcia czasu, postulując wybór
jednego z nich zależnie od studiowanych problemów.
70
Niestety, w ramach jednej nitki czasu, czy to prostej, czy też kolistej albo spiralnej
trudno jest pogodzić jednoczesne występowanie mitów o Ziemi Obiecanej i raju
utraconym, często w tych samych opowieściach. Potrzebna jest nam nieco szersza
perspektywa, umożliwiająca akceptację współwystępowania różnych strumieni
bądź pętli czasowych w ramach tego samego zjawiska. Takie właśnie spojrzenie na
różne rodzaje czasu w organizacjach proponują Silvia Gherardi i Antonio Strati
(1988: 157-158) podkreślając, że w każdej organizacji istnieje:
wielość czasów organizacyjnych (...). Czas organizacyjny nie jest definiowalny raz
na zawsze. Jest tworzony dzięki ścisłemu spleceniu heterogenicznych jednostek
miar, rozpoznawalnych zależnie od zdarzenia organizacyjnego i metafor życia
organizacyjnego wskazujących na podejście interpretacyjne podejmujących
decyzje.
Zgodnie z tym ujęciem nadal mamy do czynienia z liniami, pętlami i spiralami
czasu, jednakowoż stykają i splatają się ze sobą tworząc tkaninę czasu. Co prawda
na myśl przychodzą od razu Mojry, Norny i inne prządki losu z antycznych
mitologii, jednakże trzeba przyznać, że trudno oczekiwać, aby pozwijany i
poskręcany (dzięki tym wszystkim pętlom i spiralom) kłębek najróżniejszych nici
czasu usatysfakcjonował dumne prządki wielkiego kobierca dziejów.
Nieco inną interpretację różnych postaci czasu zaproponował Simon Lilley (1995),
ukazując jak czas, tak samo jak wszelkie inne fakty społeczne, podlega społecznej
konstrukcji w organizacjach. Chronologia (historia następujących po sobie
wydarzeń) powstaje dopiero po arbitralnym wyodrębnieniu zdarzeń w organizacji,
wyłonieniu spośród nich zdarzeń istotnych i przyporządkowania im miejsca w
odpowiedniej skali czasowej. Jak w każdej sytuacji społecznego konstruktywizmu
mamy do czynienia z procesami utrwalania i instytucjonalizacji tak poszczególnych
71
wydarzeń, jak i całej chronologii, cały czas również istnieje (przynajmniej
teoretyczna) możliwość redefinicji owych wydarzeń, zmiany chronologii i
opowiedzenia zupełnie innej historii (innego mitu). W tej perspektywie należy
zwrócić uwagę, że opowiadane mi przez moich rozmówców historie dotyczyły
wciąż jeszcze dziejących się i nie rozstrzygniętych procesów, w których nie
nastąpiło jeszcze uprzątnięcie wydarzeń zgodne z dominującym mitem (którym
wydaje się być mit o Ziemi Obiecanej), dając tym samym głos historiom z tła.
Takie spojrzenie pozwala nam zauważyć, że mity o raju utraconym nie
występowały w opowieściach o wczesnych dniach komputeryzacji żadnego z
moich rozmówców, pozostając domeną historii najnowszej.
3.5. Niespójność mitów
W tym miejscu zakończyliśmy już praktycznie prezentację mitologii
komputeryzacji, zanim jednak przejdę do refleksji nad postacią owej mitologii i
wkładu takiego spojrzenia do dyskursu naukowego, chciałbym zwrócić uwagę na
jeszcze jeden aspekt prezentowanej mitologii — jej niespójność jak i zawarte w
niej paradoksy. Nie chodzi tu o kontrowersyjność ról odgrywanych przez
bohaterów mitów, czyli np. współwystępowanie strony anielskiej i demonicznej w
postaci komputera jako trickstera, wieloznaczność bowiem, jak już pisałem, jest
częścią tego archetypu. Nie chodzi mi również o mnogość ról czy też masek, jakie
dopasowywałem do komputera — ten temat podejmę w następnym rozdziale. Na
razie spróbuję przedstawić coś, co można by nazwać potknięciami w roli
komputera — aspekty organizacyjnego zachowania przeczące głównej idei
przyświecającej odgrywanej przezeń właśnie roli.
72
George Ritzer (1996/97) w swojej krytyce makdonaldyzacji czyli posuniętej do
granic możliwości (albo i dalej) racjonalizacji nazywa podobne historie
nieracjonalnością racjonalności, traktując je jako koronny dowód przeciwko sensowi
idei makdonaldyzacji. Głęboko zgadzając się zarówno z poglądami Ritzera na
temat owego procesu, jak i z wagą jego ukazanych niedoskonałości, skłonny
jestem zachować pewną rezerwę wobec obalającej czy też delegitymizującej mocy
wykazanego paradoksu.
Samo wszak wytknięcie paradoksu nie stanowi bowiem wielkiego wyczynu, jako że
są one całkiem powszechnym zjawiskiem i chociaż usunięcie wszelkich
paradoksów poznania stanowiło jeden z postulatów nowoczesności, projekt ten
najwyraźniej się nie powiódł, bowiem
porządki nigdy nie są pełne. Zamiast tego, są mniej lub bardziej prowizorycznymi i
częściowymi osiągnięciami, które mogą zostać odwrócone (Law, 1994: 2)
Powróćmy jednak do tematu mitologii — czy próba (re)konstrukcji mitologii
komputeryzacji może zostać uznana za udaną, jeśli występują w niej ewidentne
niespójności czy też paradoksy? Na szczęście tak, ponieważ wszelkie
”prawdziwe,” czy też starożytne mitologie aż roją się od niespójności, nieciągłości i
nieścisłości — kwestię tę w związku z mitologią grecką porusza Paul Veyne
(1983/88). Żywa mitologia nie stanowi bowiem dokładnie uzgodnionego i
dopracowanego dzieła rzemieślnika-perfekcjonisty, ale zbiór kolektywnie
tworzonych historii, opowiadanych następnie w różnych wersjach i zmienianych w
ramach opowiadania, dopasowywanych do różnych sytuacji itd.
Niemniej jednak uważam, że warto przyjrzeć się niespójnościom obecnym w
mitologii komputerowej, jako że miejsca, w których można zobaczyć paradoksy
73
stanowić mogą ”słabe punkty,” najłatwiejsze do zakwestionowania i najodleglejsze
od idealnej dla faktów roli czarnej skrzynki (Latour, 1986) — obecnej i widocznej,
ale niemożliwej, albo przynajmniej bardzo trudnej, do otworzenia.
Nadal, oczywiście, opieram się na wypowiedziach moich rozmówców nie zaś na
moim własnym osądzie w kwestii oceny roli komputera i stwierdzenia, gdzie
występują odstępstwa od spodziewanych efektów. Co więcej, jeden z nielicznych
(mam nadzieję) moich pomysłów na znalezienie miejsca zachwiania oczekiwanej
roli komputera jaki wniosłem do przeprowadzanych wywiadów większość
rozmówców zdecydowanie odrzuciła. Pytałem bowiem czy mieli kłopoty z
awaryjnością sprzętu, dowiadując się w odpowiedzi:
[1]: Chyba nie... awaryjność sprzętu – wydaje mi się, że to są rzeczy takie
normalne, nie trafiłam na żaden zły egzemplarz, widzi pan co tam mam, nie jest to
może najnowsze, w zasadzie chyba nie... nie było...
[5]: Ja zawsze wierzyłem, że sprzęt jest najmniej zawodną częścią w tym zestawie
[człowiek, oprogramowanie, sprzęt].
Na szczęście, w innych przypadkach to moi rozmówcy określali, co uważają za
paradoksy związane z komputerami (choć nigdy wprost nie zadawałem takiego
pytania). Pierwszy z nich dotyczył efektywności związanej z używaniem coraz
”lepszych” programów:
[7]: programy są coraz obszerniejsze, one wymagają, ta wstępna faza pracy jest
przy dużych programach coraz dłuższa i dochodzi do tego, że rzeczywiście nieraz
bardzo dobrze jest mieć jeden program duży, pozwalający na takie bardzo
obszerne zadania, a drugi jakiś mały, prostszy, do prostych zadań. Bo robienie
prostych zadań na programie, który umożliwia wykonywanie bardzo
skomplikowanych zadań jest uciążliwe, jest po prostu niepotrzebnie rozdmuchane
— niepotrzebnie rozdmuchuje małe zadanie. Na przykład, jeżeli mam program
właśnie pozwalający liczyć duże konstrukcje przestrzenne i będę chciała obliczyć
74
zwykłą belkę jednoprzęsłową, której wymiarowanie ręczne wraz z obliczeniami
zajmie mi 15 czy 10 minut i pół strony tekstu. Natomiast jeśli ja do
zaprojektowania tej belki użyję tego programu, to po pierwsze samo wywołanie
programu i wprowadzenie danych zajmie mi już co najmniej te 15 minut, albo
dłużej nawet. Doprowadzenie do wyniku, wydruk zajmie mi znowu z pół godziny
pewno, a wynik dostanę na 3-4 stronach papieru A-4.
Kwestia zysku na efektywności, jak wielokrotnie podkreślali moi rozmówcy, w tym
i [7], związana jest przede wszystkim ze skracaniem, dzięki komputerowi, czasu
potrzebnego do wykonania określonych zadań. Powyższy cytat nie pokazuje
bynajmniej, że tak się nie dzieje, natomiast doskonale ilustruje postulowaną przez
Bernwarda Joergesa (1994) zasadę symetrii, głoszącą jednakowe
prawdopodobieństwo wystąpienia skutków pozytywnych jak i negatywnych
ocenianego zjawiska. Innymi słowy, od aktorów ( w tym, oczywiście i od
komputera) i negocjacji pomiędzy nimi a nie od jakichkolwiek zjawisk
zewnętrznych zależy, czy komputer zostanie uznany jako skuteczne narzędzie do
oszczędzania czasu, czy też jako zawalidroga przeszkadzający w sprawnym
wykonaniu pracy. Jak pokazuje powyższy cytat, możliwa jest argumentacja w
obydwie strony i od relacji pomiędzy aktorami (nie zaś od samych aktorów) zależy,
która interpretacja zostanie wybrana.
Taki komentarz oczywiście pasuje do dowolnego widocznego w roli komputerów (czy
jakiejkolwiek innej) paradoksu czy też potknięcia. Zamiast jednak mnożyć byty ponad
miarę, przyjrzyjmy się jednej niespójności, tym razem związanej z mitem o Ziemi
Obiecanej i ideą rozwoju oprogramowania:
[8]: Owszem jest to kwestia, że nowa wersja nie jest najlepsza, za to jest
najdroższa i trzeba jeszcze poczekać kilka miesięcy, żeby już była poprawiona.
75
[9]: wszystkie programy nowe są po prostu znacznie mniej przewidywalne, bo to
po prostu trzeba sprawdzić a nie można wszystkiego sprawdzić — trzeba dać
użytkownikom i sprawdzić w użytkowaniu, co będzie
[11]: Może ogólnie [jest] taka tendencja na rynku, że powstaje taki program, a więc
powinien być lepszy. Ja osobiście jestem takiego zdania, że ta [wersja] 13
[AutoCADa] jest lekkim takim niewypałem, nie mówię o firmie tutaj, że myśmy
kupili, ale jakby mniej kłopotów było z popsutymi rysunkami w tej 12. Ja akurat
tutaj w tej pracy niedługo pracowałem na 12 zanim się zorganizowało tę 13, ale
może inaczej jest w domu, gdzie nie ma sieci – mogę zauważyć jedno, że przy tej
pracy, którą wykonuję w domu jeszcze mi żaden rysunek się nie popsuł na 12, a
tutaj jest dosyć często tak właśnie – takie problemy. I potem to zajmuje czas, bo
trzeba tych rysunków szukać, odzyskiwać i to wszystko jest związane z czasem. A
dlaczego została podjęta taka decyzja, że zakupujemy tę 13, to myślę, że ogólna
taka właśnie tendencja, że powinniśmy iść naprzód, a nikt nie wiedział w zasadzie
co za sobą kryje ta 13, czy to poprawi pracę, czy nie.
Tu sytuacja jest o tyle ciekawa, że, jak już pisałem, chociaż mit o Ziemi Obiecanej
ma obecnie zdecydowanie wiodącą pozycję i nic nie wskazuje na to, aby ją
kiedykolwiek w bliskiej (a nawet i nie bardzo bliskiej) przyszłości tracił, o tyle wśród
moich rozmówców krążył również i przeciwny mit o raju utraconym. Dlaczego
więc, moim zdaniem, owe wyraźnie widoczne paradoksy nie stanowią zagrożenia
dla dominującego mitu? Wydaje mi się, że oprócz opisywanego już dość
skomplikowanego związku wzajemnego uzupełniania się tych dwóch mitów, który
nie dopuszcza niejako do ich bezpośredniej konfrontacji, owe paradoksy grają
jeszcze jedną rolę — stanowią podporę dla konstruowanej dla innych roli
komputera-anioła, do której równoważna rola komputera-diabła tworzona jest
razem z samym mitem o Ziemi Obiecanej.
Nie twierdzę bynajmniej, że występuje tu zależność przyczynowo-skutkowa, np. że
pojawiające się paradoksy doprowadzają do powstania roli komputera-anioła, albo
76
odwrotnie. Uważam jednak, że jakiś dość widoczny związek między nimi istnieje,
który na dodatek ukazuje kawałek skomplikowanej sieci relacji, jaka oplata całą
mitologię komputeryzacji, z której, podobnie jak aktorów z wspominanej wcześniej
sieci technologiczno-społecznej, dość arbitralnie wyodrębniłem poszczególne mity.
W tym miejscu chciałbym zakończyć badanie poszczególnych mitów składających
się na opisywany tu system mitologiczny i przejść do następnego rozdziału, w
którym spróbuję podsumować przeprowadzane tu rozważania. Chociaż uważam,
że opisałem ważniejsze wątki tego systemu widoczne na podstawie moich badań,
doskonale zdaję sobie sprawę, że nic oprócz mojego własnego poczucia względnej
kompletności niniejszego rozdziału nie przemawia za zakończeniem analizy w tym
właśnie miejscu. Jak zauważył Zygmunt Bauman:
Równie zasadnie czy równie bezzasadnie kreskę można było pociągnąć także w
innym miejscu, a jakkolwiek starannie byśmy je wybrali, zawsze będzie w tym
element przypadku, a więc i możliwość kontrowersji, tym bardziej męczących, że
nierozstrzygalna, żadna bowiem granica nie odpowiada tu ”obiektywnej prawdzie”
(1990/1996: 184).
77
4. Podsumowanie: poetyka mitów
astanówmy się teraz nad ogólniejszym obrazem przedstawionej tu
mitologii komputeryzacji. Jak już zdążyłem zasugerować, nie wynika z niej
żaden spójny ani jednoznaczny obraz komputera – mamy do czynienia co najwyżej
ze zbiorem różnych, nieraz zbliżonych, a nieraz całkowicie odmiennych sylwetek, z
których każda opowiada jakąś część historii o rolach organizacyjnych komputera,
historii nieredukowalnej, moim zdaniem, do nienarracyjnego i niesprzecznego
opisu bądź też wyliczenia rozlicznych acz oddzielnych ról. Chociaż obydwa te
aspekty – zarówno narracyjność, jak i sprzeczność, były już w tej pracy poruszane,
chciałbym raz jeszcze wrócić do nich celem zastanowienia się nad ich z kolei rolą w
życiu organizacyjnym.
Zacznijmy może od sprzeczności, której pojawianie się związane jest z próbami
definiowania otaczającego nas świata, nadawania mu sensu i zrozumiałej postaci.
Jednakże przyjęcie pewnych znaczeń zawsze łączy się z koniecznością odrzucenia
innych, arbitralnego określenia części doświadczenia i wyjęcia jej z kontekstu reszty
naszego doświadczenia. Dookreślając i zamykając definicje zyskujemy na
pewności i jednoznaczności, zrywamy jednak sieci łączące całość naszego
doświadczenia. Kiedy z powrotem próbujemy łączyć poszatkowane i dokładnie
zdefiniowane wycinki rzeczywistości, nie chcą już one do siebie pasować, skutkiem
czego pojawiają się sprzeczności i paradoksy.
Z
78
Możliwość kojarzenia i łączenia różnych kawałków naszego doświadczenia i
odtwarzania, a właściwie tworzenia na nowo sieci zachodzących między nimi
relacji leży w wieloznaczności, rozmywaniu się konturów i niedookreślaniu,
zaakceptowaniu płynności i zmienności przyjmowanych przez nas definicji.
Wygodne w tym miejscu wydaje się przytoczenie stosowanego przez Barbarę
Czarniawską-Joerges (1992c) podziału na definicje demonstrujące i wykonawcze.
Te pierwsze mają za cel odzwierciedlać faktycznie (obiektywnie) istniejący stan
przedmiotu definicji, pozostają zamknięte i niezmienne. Definicje wykonawcze
służą zaś określeniu znaczenia przedmiotu w danym momencie dla danego aktora
w kontekście specyficznych jego działań. Tym samym pozostają otwarte na
zmiany, jednocześnie dopuszczając znaczną dozę niepewności – znaczenie słów,
działań i definicji musi być zawsze negocjowane z innymi aktorami i nigdy nie
zostaje określone raz na zawsze. Sprzeczności i paradoksy nadal się pojawiają,
właśnie w owym procesie negocjacji znaczeń, ale nie oznaczają już wtargnięcia
niemożliwego w uporządkowany świat, stanowiąc po prostu wyraz dynamicznego
charakteru sieci technologiczno-społecznych.
W tym miejscu pojawiają się jednak poważne wątpliwości, ponieważ jak twierdzi
Karl Weick (1995), tworzenie sensu wynika właśnie z potrzeby uniknięcia, a
przynajmniej zmniejszenia wieloznaczności otoczenia. Jednak zwróćmy uwagę, że
ustalanie definicji wykonawczych jest aktem tworzenia sensu, nie pretenduje tylko
do bycia czynem jednorazowym i niepowtarzalnym, możliwym do wykonania raz
na zawsze. Jak zauważa Barbara Czarniawska-Joerges (1993), organizacje (i inni
aktorzy) nie tylko tworzą racjonalność i rzeczywistość, ale równocześnie je
79
zużywając, dlatego też produkcja racjonalności jest procesem ciągłym i musi trwać
nieprzerwanie.
Zatrzymajmy się chwilę przy tworzeniu rzeczywistości, stanowi ono bowiem
bardzo istotny element dla oceny mitologii organizacyjnej. Jeśli bowiem
odrzucimy uprzedzenia każące nam z góry określać niektóre przedmioty (takie jak
komputery) jako rzeczywiste, a inne (jak np. mity) jako nierzeczywiste, okaże się,
że trudno znaleźć wyraźne kryteria pozwalające na takie rozróżnienie. Paul
Feyerabend (1987/94) argumentuje, że kryterium rzeczywistości służy jedynie
legitymizacji dominującego punktu widzenia, natomiast Bruno Latour (1993/96)
traktuje rzeczywistość jako miarę siły powiązań danego aktora z innymi w sieci
społeczno-technologicznej. W takim wypadku możemy mówić o aktorze mniej lub
bardziej rzeczywistym w danym momencie, ale nigdy o aktorze rzeczywistym lub
nierzeczywistym w ogóle. Zapewnienie więc rzeczywistości jak i dalszego istnienia
każdego aktora polega na ciągłym tworzeniu i umacnianiu jego związków z innymi
aktorami.
Przedstawiona przeze mnie mitologia komputeryzacji jest w tym ujęciu
stosunkowo rzeczywista poprzez swoją obecność w wypowiedziach moich
rozmówców (choć oddzielona od nich przez moją interpretację) i dlatego też
możemy dyskutować o sprzeczności i narracyjności w niej obecnych jako o
właściwościach zjawiska organizacyjnego, nie zaś wyłącznie wybranej arbitralnie
przeze mnie metafory, nie odwołując się również za każdym razem do np.
“stosunku użytkowników do komputerów,” czy innego określenia bliższego
tradycyjnemu językowi socjologii czy też nauki o organizacji.
80
Mity jednakże nie są jedynym aktorem, którego rzeczywistością powinniśmy się
zajmować w kontekście tej pracy — drugim jest oczywiście komputer. Na ile on
jest rzeczywisty? Oczywiście dokładnie na tyle, na ile rzeczywista jest mówiąca o
nim mitologia, bowiem to właśnie mity stanowią negocjowane w organizacjach
wykonawcze definicje komputera. Tadeusz Margul pisze:
Gdyby jakieś plemię czy nawet naród (...) stracił wiarę w swoją mitologię, wówczas
nastąpiłaby nieuchronnie zbiorowa śmierć społeczeństwa (1989: 9)
Parafrazując to, możemy stwierdzić, że gdyby upadła wiara w mitologię
komputerów, wówczas nieuchronnie nastąpiłaby ich nierzeczywistośc, zależna
wszak od ciągłego utrzymywania ich powiązań z innymi aktorami, ciągłego
opowiadania ich mitów.
Jeśli chodzi o opowiadanie mitów, to przyjrzyjmy się kluczowemu dla istoty snucia
opowieści aspektowi narracyjnemu, który również łączy się z utrzymywaniem więzi
łączącej aktorów w sieć społeczno-technologiczną, z produkcją rzeczywistości
aktorów. Przekazywanie wiedzy w formie narracyjnej stanowi próbą dołączenia do
wypowiedzi części owych kluczowych dla utrzymania rzeczywistości powiązań,
wiedzy ukrytej nie będącej częścią bezpośredniego przekazu (Guillet de Monthoux
i Czarniawska-Joerges, 1994). Jednak ukryty charakter tej wiedzy powoduje jej
wieloznaczność, wymagając znacznie większego zaangażowania w interpretację ze
strony odbiorcy, skłanianego do prób uchwycenia więcej niż tylko podstawowego
przekazu i skazanego na wieloznaczność związaną z trudnościami sprawdzenia
swoich interpretacji.
W tym miejscu znowu łączą się dwa wątki – narracyjności i paradoksalności
opowieści mitologicznych poprzez przeświecającą przez nie obydwie ideę
81
wieloznaczności. Zastanówmy się więc nad rolą wieloznaczności w dyskursie
naukowym.
Heather Höpfl (1995) wiąże wątek wieloznaczności z poetyką, kontrastowaną przez
nią ze znacznie bardziej linearną i jednoznaczną retoryką. W wypowiedzi
poetyckiej mamy do czynienia z wyrażaniem emocji i ukrytych znaczeń, z
poszukiwaniem bezpośredniego kontaktu z przeżywanym doświadczeniem. O ile
retoryka służy utrwalaniu rzeczywistości organizacyjnej, o tyle poetyka ją
kwestionuje i prowadzi ku zmianom. Gdzie indziej pisze, że
poetyka jest domeną doświadczenia. Zajmuje się wieloznacznością
ukrywaną poprzez jej maskowanie i regulowaną retoryczną etykietą. W
czasach starożytnych, poezja była językiem bogów i epickie poematy i
opowieści powstawały pod natchnieniem bogów. Wyrocznie mówiły formą
wierszowaną, a poezja była uważana za ‘boską wiedzę’ i ‘język bogów.’”
(Höpfl, 1994b: 5)
Heather Höpfl (1995) uważa co prawda doświadczenie poetyckie za
niesymboliczne, ale moim zdaniem jego istotą jest właśnie symbolizm w
przeciwieństwie do alegorii. Alegoria bowiem pozwala na wybór między kilkoma
dokładnie określonymi znaczeniami, symbol stanowi zaś figurę otwartą, nie
krępującą interpretacji odbiorcy.
Jeśli określimy poetykę jako symboliczną formę ekspresji, pojawia nam się jej
pierwszy wyraźny związek z mitologią, również organizacyjną — podstawę
mitologii stanowią właśnie symbole i myślenie symboliczne (Eliade, 1952/98),
które, choć obecne również i w innych dziedzinach życia, są szczególnie bliskie
właśnie poezji i mitologii.
82
Drugie połączenie odnaleźć można nieco okrężną drogą poprzez zbliżoną, acz
odrębną od symbolizmu formę fantazmatów, które to słowo oznacza
wyobraźnię, imaginację, ale nie jako czynną ‘zdolność wyobrażeniową’ (po
niemiecku
Einbildungskraft), leczy jako wytworzony świat wyobrażeniowy i jego
treści (Janion, 1991:14).
Fantazmaty, odkryte i ukochane przez poetów romantycznych, podobnie jak mity
zbywane często jako fałsz i iluzja, analogicznie również jak mity pozwalają na
[s]wobodne poruszanie się w tych obydwu rzeczywistościach — ludzi i duchów,
jawy i snu, zwyczajności i marzenia (ibid., s. 5).
Wreszcie trzecia, najprostsza ale i najbanalniejsza furtka pomiędzy światami
mitologii a poetyki wiąże się ze zbieżnością tych dwóch gatunków — z jednej
strony bardzo wiele mitów, jak choćby grecka
Iliada,
germańska
Edda
czy celtycki
Mabinogion
pisanych było wierszem, a z kolei niezliczone mity posłużyły za
inspirację dla poetów (zwłaszcza romantycznych, czyli najbliżej związanych z ideą
fantazmatu).
Oprócz pogodzenia mitologii z niejednoznacznością, poetyka wprowadza nas w
bardzo ważny obszar dla mitologii komputeryzacji — w dziedzinę estetyki. Ta
ostatnia rzadko pojawia się w badaniach organizacji i zjawisk organizacyjnych, a
kiedy już zostanie zauważona zwykle traktowana jest jako jeszcze jeden, zwykle
mało istotny aspekt kultury organizacyjnej bądź też działalności organizacji (np.
Björkegren, 1995). Ma to zapewne związek z obserwacją Antonia Stratiego, że
Piękno w organizacjach nie jest obiektywne, nie jest oczywiste, nie przekazuje tych
samych znaczeń różnym ludziom, nie wzbudza identycznych uczuć u różnych
publiczności. Piękno w organizacji może być schowane, nierozpoznawalne dla
gości, niezrozumiałe dla nich i nieodgadnione (1995: 84)
83
Dlatego też estetyka organizacji może stać się widoczna dzięki mediacji innych niż
opis form wyrazu, takich jak poezja (Kostera, 1997) czy właśnie mitologia. Mimo
owych trudności dotarcia do piękna w organizacji, pozostaje ono, jak twierdzi
Pierre Guillet de Monthoux (cytowany w: Kociatkiewicz i Kostera, w
przygotowaniu), wiodącą siłą związaną, nie tylko w przypadku badanej przeze
mnie mitologii, z mocą tworzenia i kreatywnością:
[1]: Jak patrzę jak ci młodzi ludzie to rysują, jak rysują architekturę, jak robią później
tę wizualizację taką – to po prostu jest coś pięknego
84
4. Bibliografia
Ackroyd, Stephen (1992) ”Paradigms Lost: Paradise Regained?” w: Michael Reed i
Michael Hughes (red.)
Rethinking Organization: New directions in
organization theory and analysis,
Londyn: SAGE
Asimov, Isaac (1991) ”The Lord’s Apprentice” w: Byron Preiss (red.)
The Ultimate
Frankenstein,
Nowy Jork: Dell
Baudrillard, Jean (1987/1994)
Cool Memories,
Londyn: Verso
Bauman, Zygmunt (1990/1996)
Socjologia (Thinking Sociologically),
Poznañ: Zysk
Bauman, Zygmunt (1994)
Dwa szkice o moralności ponowoczesnej,
Warszawa:
Instytut Kultury.
Berger, Peter L. i Thomas Luckmann (1966/83)
Społeczne tworzenie rzeczywistości
(The Social Construction of Reality),
Warszawa: PIW
Biblia Tysiąclecia: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu
(1988), Poznań:
Pallotinum
Björkegren, Dag (1995) ”The not so Sublime: The organisation of the aesthetic in
the field of television,” referat wyg³oszony na konferencji
The Aesthetics of
Organisation,
Bolton
Bowles, Martin L. (1989) ”Myth, Meaning and Work Organization,” Organization
Studies, 10/3
Bowles, Martin L. (1993) ”The Gods and Goddesses: Personifying social life in the
age of organization,” Organization Studies, 14/3
Bowles, Martin L. (1997) ”The Myth of Management: Direction and Failure in
Contemporary Organizations,” Human Relations, 50/7
85
Burrell, Gibson i Gareth Morgan (1979)
Sociological Paradigms and Organizational
Analysis,
Londyn: Heinemann
Burrell, Gibson (1992) ”Back to the Future: Time and organization” w: Michael Reed
i Michael Hughes (red.)
Rethinking Organization: New directions in
organization theory and analysis,
Londyn: SAGE
Burrell, Gibson (1997a)
Pandemonium: Towards a retro-organization theory,
Londyn: SAGE
Burrell, Gibson (1997b) ”Linearity, Text, and Death,” referat wyg³oszony na
konferencji
Organizing in a Multi-voiced World: Social construction,
innovation, and organizational change,
Leuven
Butler, Richard (1995) ”Time in Organizations: Its experience, explanations, and
effects,” Organization Studies, 16/6
Callon, Michel (1991) ”Techno-economic Networks and Irreversibility” w: John Law
(red.)
A Sociology of Monsters: Essays on power, technology, and
domination,
Londyn: Routledge
Czarniawska, Barbara (1997)
Narrating the Organization: Dramas of Institutional
Identity,
Chicago: Chicago U.P.
Czarniawska-Joerges, Barbara (1992a) “Doing Interpretive Studies of
Organizations,” materia³y powielone, Lund University
Czarniawska-Joerges, Barbara (1992b)
Exploring Complex Organizations: A cultural
perspective.
Newbury Park-London-New Delhi: SAGE
Czarniawska-Joerges, Barbara (1992c) ”Culture is the Medium of Life” w: Annick
Sjörgen i Lena Janson (red.)
Culture and Management: In the field of
ethnology and business administration
Czarniawska-Joerges, Barbara (1993)
The Three-Dimensional Organization: A
constructionist’s view,
Lund: Studentlitteratur
86
Czarniawska-Joerges, Barbara (1995) “Narration or Science? Collapsing the division
in organization studies,” Organization, 2/1
Czarniawska-Joerges, Barbara (w druku) ”Management She Wrote: Organization
studies and detective stories,” Studies in Cultures, Organizations, and
Societies
Davies, Bronwyn (1989)
Frogs and Snails and Feminist Tales: Preschool children and
gender,
Sydney: Allen & Unwin
Deleuze, Gilles i Felix Guattari (1980/88)
A Thousand Plateaus: Capitalism and
schizophrenia (Mille Plateaux — tom 2 ksi¹¿ki Capitalisme et schizophr
é
nie),
Londyn: Athlone
Dick, Philip K. (1953/95) ”The Great C,” w: Philip K. Dick
Beyond Liest the Wub,
Londyn: HarperCollins
Dick, Philip K. i Roger Zelazny (1976/96)
Deus Irae,
Poznañ: Zysk
Eco, Umberto (1994/95)
Sześć Przechadzek po Lesie Fikcji (Six Walks in the
Fictional Woods),
Kraków: Znak
Eco, Umberto (1992/96) ”Nadinterpretowanie tekstów” w: Umberto Eco, Richard
Rorty, Jonathan Culler i Christine Brooke-Rose
Interpretacja i nadinterpretacja
(Interpretation and Overinterpretation),
Kraków: Znak
Eliade, Mircea (1952/98)
Obrazy i Symbole: Szkice o symbolizmie magiczno-
religijnym (Images et Symboles: Essais sur le symbolisme magico-religieux),
Warszawa: KR
Feyerabend, Paul (1975/94)
Against Method,
Londyn: Verso
Feyerabend, Paul (1987/94)
Farewell to Reason,
Londyn: Verso
Gąssowski, Jerzy (1978/87)
Mitologia Celtów,
Warszawa: Wydawnictwa
Artystyczne i Filmowe
87
Genell, Kristina (1997)
Transforming Management Education: A Polish mixture,
Lund: Lund U.P.
Gherardi, Silvia i Antonio Strati (1988) ”The Temporal Dimenstion in Organizational
Studies,” Organization Studies, 9/2
Glaser, Barney G. and Anselm L. Strauss (1967)
The Discovery of Grounded
Theory: Strategies for qualitative research,
New York: Aldine
Graves, Robert (1955/68)
Mity Greckie (The Greek Myths),
Warszawa: PIW
Guillet de Monthoux, Pierre i Barbara Czarniawska-Joerges (1994) “Introduction:
Management beyond Case and Cliché” w: Barbara Czarniawska-Joerges i
Pierre Guillet de Monthoux (red.)
Good Novels, Better Management:
Reading organizational realities,
Chur: Harwood
Hatch, Mary Jo (1997)
Organization Theory: Modern, symbolic, and postmodern
perspectives,
New York: Oxford U.P.
Höpfl, Heather (1994a) ”The Paradoxical Gravity of Planned Organizational
Change,” Journal of Organizationa Change Management, 7/5
Höpfl, Heather (1994b) ”Learning by Heart: The rules of rhetoric and the poetics of
experience, Management Learning 28/4
Höpfl, Heather (1995) ”Organizational Rhetoric and the Threat of Ambivalence,”
Studies in Cultures, Organizations, and Societies, 1/2
Janion, Maria (1991)
Projekt Krytyki Fantazmatycznej: Szkice o egzystencjach ludzi i
duchów,
Warszawa: PEN
Joerges, Bernward (1991) ”Images of Technology in Sociology: Computer as
butterfly and bat,” Technology and Culture, 31/2
Joerges, Bernward (1994) ”Expertise Lost: An early case of technology
assessment,” Social Studies of Science, 24
88
Joerges, Bernward i Barbara Czarniawska (1993) ”The Question of Technology: How
organizations incribe the world,” materia³y powielone,
Wissenschaftszentrum Berlin
Kempiński, Andrzej M. (1993)
Słownik Mitologii Ludów Indoeuropejskich,
Poznań:
SAWW
Kociatkiewicz, Jerzy i Monika Kostera (w przygotowaniu) ”Nomadic Storytelling:
Tales of deterritorialization” w: Klaus Harju (red.)
Deleuze and Organizing,
Chur: Harwood
Kostera, Monika (1995) “The Modern Crusade: The missionaries of management
come to Eastern Europe” w:
Management Learning, 26/5
Kostera, Monika (1996)
Postmodernizm w Zarządzaniu,
Warszawa: PWE
Kostera, Monika (1997)
Personal Performatives: Collecting poetical definitions of
management,
Organization 4/3
Kostera, Monika i Beata Glinka (w druku) ”Budget as Logos: The rhetorics of the
Polish press,” Organization
Kuhn, Thomas (1964/70)
The Structure of Scientific Revolutions,
Chicago: Chicago
U.P.
Latour, Bruno (1987)
Science in Action,
Cambridge, Massachussetts: Harvard U.P.
Latour, Bruno (1991) “Technology Is Society Made Durable” w: John Law (red.)
A
Sociology of Monsters: Essays on power, technology, and domination,
Londyn: Routledge
Latour, Bruno (1993) ”On Technical Mediation,” materia³y powielone, Lund
University
Latour, Bruno (1995) ”Social Theory and The Study of Computerized Work Sites,”
referat wyg³oszony na konferencji IT and Changes in Organizational Work,
Cambridge
89
Latour, Bruno (1993/96)
Aramis, or the love of technology (Aramis, ou l’amour des
techniques),
Cambridge, Massachussetts: Harvard U.P.
Latour, Bruno i Richard Powers (1997) ”Two Writers Face One Turing Test: A
dialogue in honor of HAL,” referat wyg³oszony w University of Illinois
Law, John (1991a) ”Introduction: Monsters, machines, and sociotechnical relations”
w: John Law (red.)
A Sociology of Monsters: Essays on power, technology,
and domination,
Londyn: Routledge
Law, John (1991b) ”Power, Discretion, and Strategy” w: John Law (red.)
A
Sociology of Monsters: Essays on power, technology, and domination,
Londyn: Routledge
Law, John (1994)
Organizing Modernity,
Oxford: Blackwell
Lilley, Simon (1995) ”Disintegrating Chronology,” Studies in Cultures,
Organizations, and Societies, 1/2
Loft, Anne (1995) ”‘Time is Money,’” Studies in Cultures, Organizations, and
Societies, 1/1
Lyotard, François (1979/87)
The Postmodern Condition: A Report on Knowledge,
Manchester: Manchester U.P.
Magala, S³awomir (1997) “Models of Competence: Cross-cultural research and
power shifts,” materia³y powielone, Erasmus Universteit, Rotterdam
Margul, Tadeusz (1989)
Mity z Pięciu Części Świata,
Warszawa: Wiedza
Powszechna
McCloskey, Donald N. (1986)
The Rhetoric of Economics,
Brighton: Harvester
Morgan, Gareth (1996) “Some Questions Concerning Images of Organization. An
Interview with Gareth Morgan.” Transkrypt z telekonferencji prowadzonej
przez Gene’a Ratsoya i Beth Perry.
90
Morgan, Gareth (1986)
Images of Organization,
Newbury Park: SAGE
Philips, Norman (1995) “Telling organizational tales: On the role of narrative fiction
in the study of organizations,” Organization Studies 16/4: 625-649.
Prasad, Pushkala (1995) ”Working with the ‘Smart’ Machine: Computerization and
the discourse of anthropomorphism in Organizations,” Studies in Cultures,
Organizations, and Societies, 1/2
Ritzer, George (1996/97)
McDonaldyzacja Spo³eczeñstwa (The McDonaldization of
Society),
Warszawa: MUZA
Rorty, Richard (1980/94)
Filozofia a Zwierciad³o Natury (Philosophy and the Mirror
of Nature),
Warszawa: SPACJA
.
Rorty, Richard (1992/96) ”Kariera Pragmatysty” w: Umberto Eco, Richard Rorty,
Jonathan Culler i Christine Brooke-Rose
Interpretacja i nadinterpretacja
(Interpretation and Overinterpretation),
Kraków: Znak
Schütz, Alfred (1967)
The Phenomenology of the Social World,
Evanston:
Northwestern U.P
Scott, W. Richard (1995)
Institutions and Organizations,
Thousand Oaks: SAGE
Shelley, Mary Wollstonecraft (1818/1989)
Frankenstein (Frankenstein, or the
Modern Prometheus),
Poznañ: Wydawnictwo Poznañskie
Sievers, Burkard (1994)
Work, Death, and Life Itself Essays on management and
organization,
Berlin: De Gruyter
Silverman, David (1993)
Interpreting Qualitative Data. Methods for analysing talk,
text, and interaction,
Londyn: SAGE
Smircich, Linda (1983) ”Concepts of Culture and Organizational Analysis,”
American Science Quarterly, 28/3
91
Strati, Antonio (1995)
Aesthetics and Organizations without Walls,
Studies in
Cultures, Organizations, and Societies 1/1
Sójka, Jacek (1991)
Pomiędzy Filozofią a Socjologią: Społeczna ontologia Alfreda
Schütza,
Warszawa: Instytut Kultury
Tolkien, John R. R. (1955/1990)
Władca Pierścieni (Lord of the Rings),
Warszawa:
Czytelnik
Tryggestad, Kjell (1995)
Teknologistrategier og postModerne Kapitalisme:
Introduksjon av computerbasert produksjonteknikk,
Lund: Lund U.P.
Turner, Barry A. (1992) “The Symbolic Understanding of Organizations,” w: Michael
Reed i Michael Hughes (red.)
Rethinking Organization: New directions in
organization theory and analysis,
Londyn: SAGE
Van Maanen, John (1988)
Tales of the Field: On writing etnography,
Chicago:
University of Chicago Press
Veyne, Paul (1983/1988)
Did the Greeks Believe in Their Myths? An essay on the
constitutive imagination (Les Grecs int-ils cru a
leurs mythes?),
Chicago,
University of Chicago Press
Weick, Karl E. (1969/1979)
The Social Psychology of Organizing,
Reading,
Massachussetts: Addison-Wesley
Weick, Karl E. (1995)
Sensemaking in Organizations,
Thousand Oaks: SAGE
Whitley, Richard (1992) “The Social Construction of Organizations and Markets:
The comparative analysis of business recipies,” w: Michael Reed i Michael
Hughes (red.)
Rethinking Organization: New directions in organization
theory and analysis,
Londyn: SAGE
Wolf, Margery (1992)
A Thrice Told Tale: Feminism, postmodernism, and
ethnographic responsibility,
Stanford: Stanford U.P.
92
Woolgar, Steve (1991) “Configuring the User: The case of usability trials” w: John
Law (red.)
A Sociology of Monsters: Essays on power, technology, and
domination,
Londyn: Routledge
Zelazny, Roger (1988)
Stwory Światła i Ciemności (Creatures of Light and
Darkness),
Warszawa: KAW
93
5. Aneks
5.1. Krótka charakterystyka rozmówców
1. Kierownik pracowni w biurze projektowym, kobieta, ok. 50 lat
2. Kierownik działu businessu w biurze projektowym, kobieta, ok. 50 lat
3. Asystent informatyka w biurze projektowym, mężczyzna, ok. 25 lat
4. Projektant, kobieta, ok. 55 lat
5. Informatyk w biurze projektowym, mężczyzna, 59 lat
6. Kierownik działu marketingu w biurze projektowym, mężczyzna, ok. 50 lat
7. Projektant, kobieta, 58 lat
8. Fotografik i grafik komputerowy, mężczyzna, ok. 35 lat
9. Informatyk w firmie reklamowej, mężczyzna, 23 lata
10. Tłumacz, mężczyzna, ok. 35 lat
11. Asystent projektanta, mężczyzna, ok. 30 lat
12. Kierownik działu sieciowego w firmie komputerowej, mężczyzna, ok. 35 lat
13. Nauczyciel, kobieta, 24 lata