ROSS CAMPBELL
SZTUKA AKCEPTACJI
CZYLI JAK PO PROSTU KOCHAĆ SWEGO NASTOLATKA
Oficyna Wydawnicza „Vocatio"
Warszawa
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...
[IKor 13,4-8]
Z OKŁADKI:
„Gdy miałem piętnaście lat, mój ojciec był największym ignorantem jakiego znałem. To
zadziwiające, ile zdołał się nauczyć w ciągu następnych pięciu lat" - Mark Twain
Aby przygotować nastolatka do samodzielnego, odpowiedzialnego życia w tym zwariowanym
świecie, musimy nauczyć go jasno myśleć. Konieczne jest przy tym abyśmy zdawali sobie sprawę z
faktu, że rozwój intelektualny dziecka odbywa się etapami, a czynnikiem od którego najbardziej zależy
poziom umiejętności rozumowania na każdym z tych etapów, jest stopień zaspokojenia potrzeb
emocjonalnych. Im bardziej potrafimy autentycznie bezwarunkowo kochać nasze dziecko, tym lepiej
będzie się ono rozwijało intelektualnie. Im bardziej nasz nastolatek będzie się czuł kochany, tym
łatwiej mu przyjdzie nauka jasnego i logicznego myślenia. Niestety również im mniej będzie czuł się
kochany i ważny, tym słabszy będzie jego umysł.
Aby nastolatek rozwijał się optymalnie musi mieć przede wszystkim poczucie własnej wartości.
Dzięki temu będzie mógł stać się rozsądnym, rozumnym człowiekiem, który będzie potrafił prawidłowo
ocenić sytuację - zwłaszcza emocjonalną. Chociaż nastolatki zbliżają się do dorosłości. ich potrzeby
emocjonalne od czasów dzieciństwa niewiele się zmieniły. Nadal pragną mieć pewność, że je
naprawdę kochamy, że mamy dla nich czas. że zawsze im pomożemy najlepiej, jak potrafimy, bo
zależy nam na ich szczęściu. Dopóki będą wiedzieć, jak bardzo są dla nas ważne i jak bardzo
pragniemy ich dobra, możemy skutecznie wywierać na nie wpływ, pomagając im osiągnąć
niezależność.
Okres dojrzewania to na szczęście przemijająca choroba. My rodzice, musimy umieć wziąć się w
garść w tych trudnych latach zasadniczych przemian w życiu naszych dzieci. Jeśli w tym czasie
zachowamy spokój i będziemy nad sobą panować, wtedy one wejdą w dorosłość dojrzalsze i
pozostaną z nami w dobrych stosunkach. Ta książka mówi o tym jak to wykonać w praktyce.
Przedmowa
„Sztuka akceptacji..." to książka o niezwykłej wartości, zwłaszcza dla
społeczeństwa, w którym zbyt wielką wagę przykłada się do własnego interesu i dóbr
materialnych. Doktor Ross Campbell pokazuje rodzicom, jak łatwo poprawić kontakty
z nastolatkami oraz jak rozwijać wzajemne relacje, aby były satysfakcjonujące i
wzbogacające.
Mamy pięcioro dzieci. Gdy w 1981 roku poproszono mnie o napisanie
przedmowy do tej książki, najstarsze z nich było nastolatkiem, a dwoje młodszych
wchodziło w wiek dojrzewania. W takiej sytuacji książka doktora Campbella nie tylko
wzbogaciła naszą wiedzę, lecz również trafiła w nasze ręce w najbardziej
odpowiednim czasie.
Jednym z największych atutów tej książki jest prostota, z jaką mówi się w niej o
najważniejszych sprawach codziennego życia. Osobiście jestem szczególnie
wdzięczna za rozdziały poświęcone temu, jak radzić sobie z gniewem i frustracją oraz
przypominające o potrzebie bezwarunkowej miłości. Przyznam, że bardzo przydała mi
się również porcja otuchy, której dodaje doktor Campbell, ukazując że nie jesteśmy
jedynymi rodzicami, którzy muszą jakoś sobie radzić ze zmiennymi nastrojami czy
kaprysami swych nastolatków,
Na kartach tej książki wielokrotnie pojawia się myśl, którą bardzo cenię. Oto my,
rodzice, powinniśmy uporządkować własne życie — fizyczne, moralne i duchowe,
ponieważ jesteśmy dla naszych dzieci wzorem zachowania. Jeśli przyjmiemy rady
doktora Campbella, będzie to pożyteczne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci.
Gorąco polecam tę książkę rodzicom. Jestem pewna, że po przeczytaniu
zarekomendujecie ją swoim przyjaciołom.
Marianne Staubach
Dallas, Teksas
Wstęp
Wychowywanie nastolatka to trudne wyzwanie dla większości rodziców. Z roku
na rok pojawiają się nowe, coraz poważniejsze problemy. Liczba samobójstw
popełnianych przez młodzież wzrosła tak dramatycznie, że stała się statystycznie
drugą przyczyną śmierci osób między czternastym a dwudziestym rokiem życia. Od
kilku lat obserwujemy w tej grupie niepokojące zjawisko stałego pogarszania się
wyników w nauce. Wstrząsające są dane statystyczne na temat narkomanii,
przestępczości, ciężarności nieletnich, zachorowalności na choroby przenoszone
drogą płciową. Czujemy się przytłoczeni poczuciem bezradności i beznadziejności.
Dlaczego jest aż tak źle? Główną przyczynę upatruję w fakcie, że rodzice
zazwyczaj nie wiedzą, jak traktować swoje nastoletnie dzieci. Mają także wypaczone
pojęcie o tym, czym jest wiek dojrzewania i czego można się spodziewać po
nastolatkach.
Chociaż większość rodziców naprawdę kocha swoje dzieci, to nie wiedzą oni, jak
przekazać tę miłość nastolatkom, aby czuły się kochane i akceptowane. Na szczęście
możemy nauczyć się tej sztuki.
Przekonałem się, że rodzice, którzy stosują omówione w tej książce zasady,
bardzo skutecznie potrafią pomóc swoim nastolatkom odpowiednio się rozwijać oraz
stać się odpowiedzialnymi, dojrzałymi i rozsądnymi ludźmi dorosłymi.
Część przedstawionego tutaj materiału pochodzi z mojej pierwszej książki
zatytułowanej „Sztuka zrozumienia — czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko"
(Oficyna Wydawnicza „Vocatio", Warszawa 1999). Potrzeby nastolatków są jednak
bardziej złożone niż potrzeby młodszych dzieci. Dlatego namawiałbym do twórczego,
liczącego się z okolicznościami, zastosowania podanych tu informacji i sugestii.
Jeśli połączą Państwo zawarte w tej książce pomysły z własną wrażliwością i
stworzą wewnętrznie spójny model postępowania wobec waszego nastolatka, to
wkrótce ze zdziwieniem przekonają się Państwo, że taka mądra miłość przemienia
wasze dzieci, a nowe relacje dostarczą wam wiele satysfakcji.
Na następnych stronach przedstawiłem liczne przykłady, z którymi się
zetknąłem. Stanowią one niezbędną ilustrację i pozwalają naświetlić przedstawione
problemy. We wszystkich wypadkach imiona, nazwiska i okoliczności zostały
zmienione, aby nie było można zidentyfikować moich klientów.
1.
Nastolatki — dzieci wkraczające
w dorosłość
— Wprost nie mogę uwierzyć, że ona to zrobiła — tymi słowami pani Batten
rozpoczęła opowieść o wstrząsającym wydarzeniu. Siedziała w moim gabinecie wraz
z mężem i oboje wyglądali na załamanych. — Była taką dobrą, zawsze zadowoloną
dziewczynką. Nigdy nie mieliśmy z nią poważniejszych kłopotów. Sądziłam, że
dawaliśmy Debbie wszystko, czego potrzebowała. Miała ładne ubrania i pięknie
urządzony pokój. Naprawdę nic jej nie brakowało.
— Dlaczego usiłowała się zabić? Dlaczego połknęła te tabletki? Naprawdę
chciała umrzeć, czy tylko próbowała zwrócić na siebie uwagę? Sama nie wiem, co o
tym myśleć. Czuję się kompletnie zagubiona. Debbie stała się teraz ponura i
nieprzystępna. W ogóle się do mnie nie odzywa, nie odpowiada na żadne pytania.
Prawie wcale nie wychodzi ze swojego pokoju. I zaczęła przynosić bardzo złe stopnie.
Pani Batten westchnęła ciężko. Jej zazwyczaj promienne spojrzenie było
przygaszone. Jeszcze przez kilka minut opowiadała o problemach córki, widać było
jednak, że sama jest równie osamotniona jak Debbie. Ta kobieta była klasycznym
przykładem matki, która nie wie, jak kochać swoją nastolatkę.
— Kiedy pani zauważyła zmiany w zachowaniu Debbie? — spytałem.
— Jakieś dwa lub trzy lata temu — odparła. — Ale początkowo chodziło o
drobiazgi, dlatego nie przykładałam do nich wagi. Zmiany następowały stopniowo,
więc jeszcze do niedawna uważałam, że to nic poważnego. Obecnie Debbie ma
piętnaście lat, ale już pod koniec szóstej klasy*(
* W Stanach Zjednoczonych dzieci
rozpoczynają naukę w wieku 7 lat, w szóstej klasie mają więc, tak jak w Polsce, 13 lat
)
zauważyliśmy, że nasza córka jest znudzona obowiązkami szkolnymi. Jej stopnie
bardzo się pogorszyły. Nauczycielka poinformowała nas, że nasza córka myśli o
niebieskich migdałach, nie uważa i nie bierze udziału w lekcjach. Niepokoiła się o
Debbie. Szkoda, że wtedy nie przejęliśmy się słowami pani Collins. Była doskonałą
wychowawczynią.
— Później Debbie zaczęło nudzić prawie wszystko. Straciła zainteresowanie
sprawami, którymi pasjonują się dzieciaki w jej wieku. Rezygnowała kolejno z
różnych zajęć, które przedtem lubiła, nie chciała chodzić do kościoła, zaczęła unikać
swoich przyjaciółek. Coraz więcej czasu spędzała sama, coraz mniej mówiła.
— Sytuacja jeszcze się pogorszyła, gdy Debbie poszła do siódmej klasy.
Przestała utrzymywać kontakty z bliskimi dotąd koleżankami i wpadła w złe
towarzystwo. Stała się krnąbrna i nieprzyjemna. Szybko upodobniła się do swoich
nowych przyjaciół. Brała z nich przykład i przez nich często wpadała w poważne
kłopoty.
— Próbowaliśmy dosłownie wszystkiego — kontynuowała pani Batten. —
Najpierw parę razy spuściliśmy jej lanie. Później odebraliśmy jej dotychczasowe
przywileje i ograniczyliśmy swobodę. W końcu zabroniliśmy jej wychodzić z domu.
Nagradzaliśmy ją za dobre zachowanie. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które
naszym zdaniem mogły nam pomóc. Naprawdę próbowaliśmy chyba wszystkiego.
— Jesteśmy zrozpaczeni — dodał pan Batten. — Czy to nasza wina? Czy byliśmy
złymi rodzicami? Przecież tak bardzo się staraliśmy. Może to dziedziczne? A może ona
jest na coś chora? Czy powinniśmy ją przebadać, zrobić test na poziom cukru lub
badania neurologiczne? Sądzi pan, że przydałyby się jakieś witaminy lub
mikroelementy? Kochamy Debbie, doktorze, ale sami nie wiemy, co robić. Czy nie ma
już żadnej nadziei?
Po wyjściu rodziców poprosiłem do gabinetu Debbie. Była ładną, grzeczną
dziewczynką. Nie brakowało jej inteligencji, lecz miała duże trudności z wysławianiem
się w zrozumiały sposób. W rozmowie posługiwała się półsłówkami lub potakiwała w
formie licznych „uhm". Brakowało jej naturalnej u piętnastoletnich dziewcząt
spontaniczności i entuzjazmu. Widać było, że jest nieszczęśliwa, a komunikowanie się
z nią było bardzo trudne.
Po jakim czasie Debbie poczuła się trochę pewniej. Zaczęła mówić swobodniej,
częściej nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy. Jej zachowanie i słowa
potwierdzały, iż nie zależy jej na tym, co dawniej było dla niej ważne. W końcu
oświadczyła: ..To wszystko nie ma sensu. Nikogo nie obchodzę i nikt mnie nie
obchodzi. Ale to i tak nie ma żadnego znaczenia".
Było jasne, że Debbie jest ofiarą depresji — poważnego problemu, który coraz
częściej dotyka bardzo młodych ludzi. Debbie rzadko czuła się zadowolona z siebie
lub z życia. Od lat marzyła o bliskim, pełnym miłości związku z rodzicami, ale w ciągu
ostatnich miesięcy przestała wierzyć, że to jest możliwe. Zwróciła się w stronę
rówieśników, ponieważ sądziła, że tam otrzyma akceptację i więcej uczucia; zawiodła
się jednak i ogarnęło ją poczucie beznadziejności.
Przykro to mówić, ale przypadek Debbie nie jest wyjątkiem. Przeciwnie,
nastolatków takich jak ona jest bardzo dużo. Kiedy była młodsza, wydawało się, że
jest szczęśliwa. Nie było z nią żadnych kłopotów, ponieważ nie wymagała wiele od
rodziców, nauczycieli i innych ludzi. Wszyscy uważali ją po prostu za miłą
dziewczynkę. Nikt nie podejrzewał, że nie czuje się naprawdę kochana i akceptowana
przez rodziców. Rodzice kochali ją całym sercem i jej dobro było dla nich
najważniejsze, ale Debbie odbierała to inaczej. Owszem, rozum mówił jej, że jest
kochana i otoczona opieką, dlatego nigdy nie powiedziałaby, że jest inaczej.
Brakowało jej jednak tej cennej i najważniejszej pewności, że rodzice darzą ją
bezwarunkową miłością i całkowicie akceptują.
Rzeczywiście trudno to zrozumieć, ponieważ rodzice Debbie kochali ją i
zaspokajali jej potrzeby najlepiej, jak mogli i umieli. Starali się postępować mądrze,
korzystali również z porad fachowców. Byli udanym małżeństwem. Kochali się,
traktowali wzajemnie z szacunkiem, związek ich był stabilny.
Mimo to Battenowie, podobnie jak wielu współczesnych rodziców, nie potrafili
poradzić sobie z wychowywaniem nastolatki. Nie wiedzieli również, w jaki sposób
skutecznie pomóc jej przejść przez kolejne fazy dojrzewania. Współczesna rodzina
codziennie musi mierzyć się z wieloma wyzwaniami. Dlatego łatwo o wątpliwości,
obawy i pesymizm. Rosnące wskaźniki orzekanych rozwodów, kryzys ekonomiczny i
finansowy, pogarszająca się jakość edukacji, obniżenie autorytetu władzy
państwowej — wszystko to negatywnie odbija się na naszym życiu emocjonalnym.
Jeżeli my, rodzice, sami borykamy się z coraz większymi problemami natury fizycznej,
emocjonalnej czy duchowej, to oczywiście będziemy mieć również problemy z
wychowywaniem naszych dzieci. Osobiście uważam, że w tych niełatwych czasach
dziecko, zwłaszcza dziecko nastoletnie, płaci najwyższą cenę. Nastolatek to
najbardziej wrażliwa osoba w społeczeństwie, a jej największą potrzebą jest potrzeba
miłości.
Rodzice Debbie starali się dbać o swoją córkę najlepiej, jak potrafili. W zasadzie
nic nie można zarzucić ich rodzicielskiej odpowiedzialności. A jednak coś było nie tak.
Jak już wspomniałem, Debbie nie czuła się autentycznie kochana. Czyżby zawiedli
rodzice? Czy ich należało winić? Nie sądzę. Państwo Batten zawsze kochali Debbie,
ale nie wiedzieli, jak przekonać o tej miłości swoje dziecko. Podobnie jak wielu innych
rodziców, mieli tylko ogólne pojęcie o jego potrzebach: poczuciu bezpieczeństwa,
dachu nad głową, jedzeniu, ubraniu, nauce, wpajaniu wartości, miłości itd. I dawali
to wszystko. Nie wiedzieli tylko o potrzebie bezwarunkowej miłości.
Nastolatki to ciągle jeszcze dzieci
Nastolatki to dzieci w okresie przejściowym. Jeszcze nie są dorosłymi ludźmi.
Nadal mają potrzeby, również emocjonalne, typowe dla dzieci. Jednym z błędów, jaki
rodzice, nauczyciele i wychowawcy najczęściej popełniają w stosunku do młodzieży,
jest traktowanie nastolatków jak osób co prawda młodych, ale już dorosłych. Wiele
osób, od których nastolatki są zależne, nie dostrzega ich dziecięcej potrzeby miłości i
akceptacji. Nastolatki pragną również być dla kogoś ważne, chcą wiedzieć, że komuś
na nich naprawdę zależy.
Obecnie zbyt dużo nastoletnich dzieci nie ma tej pewności. W rezultacie
borykają się z poczuciem beznadziei i bezradności, tracą poczucie własnej wartości,
zaczynają uważać się za kogoś gorszego.
Współczesne nastolatki często określa się mianem „pokolenia apatycznego". Ale
ta apatia to pozory, zewnętrzna warstwa. Pod nią kryje się gniew i zagubienie.
Dlaczego? Ponieważ bardzo dużo nastoletnich dzieci postrzega siebie w negatywny
sposób. Sądzą, że nikt ich nie docenia i czują się bezwartościowe. Taki wizerunek
własnej osoby jest rezultatem przeświadczenia dziecka, że nikt go naprawdę nie
kocha i że nie jest nikomu potrzebne.
Ta apatia może mieć różne, czasem bardzo niebezpieczne konsekwencje. Jedne
z najgroźniejszych to depresja i bunt przeciwko autorytetom. Apatyczne nastolatki
stają się łatwym łupem ludzi pozbawionych skrupułów, którzy wykorzystują młodzież
do własnych celów. Nastolatki podatne są na wpływy osób, które łatwo
podporządkowują sobie słabszych, i na przykład zwalczają legalną władzę.
Rezultatem takiego przewrotnego manipulowania młodymi jest społeczeństwo coraz
bardziej wrogo nastawione do władzy i jej przedstawicieli. Tb bardzo poważne
zagrożenie w państwie demokratycznym, w którym bezpieczeństwo zależy głównie
od zaufania i osobistej odpowiedzialności jednostek. W dalszej części tej książki
przyjrzymy się metodom pozwalającym przeciwdziałać apatii naszych nastolatków i
wzmacniającym zdrowe, twórcze i aktywne postawy.
Wpływ domu
W dzisiejszych czasach rola rodziców nastolatka jest rzeczywiście trudna.
Wynika to między innymi stąd, że przeciętny nastolatek większość czasu spędza poza
domem, pozostając pod wpływem różnych osób — nauczycieli, rówieśników czy
sąsiadów, ale przede wszystkim mediów—głównie telewizji. Rodzice czują się w tej
sytuacji bezradni. Sądzą, że bez względu na to, jak dobrze będą wykonywać swoje
rodzicielskie obowiązki, i tak mają niewielki wpływ na swoje dzieci. Prawda wygląda
jednak inaczej. Rezultaty wielu badań dowodzą bowiem, że dom rodzinny nadal ma
decydujące znaczenie w procesie kształtowania osobowości i postaw dzieci. To
właśnie od atmosfery i stosunków panujących w domu najbardziej zależy poczucie
szczęścia i bezpieczeństwa dorastającego nastolatka, jego emocjonalna stabilność i
pewność siebie oraz sposób reagowania na nowe lub zaskakujące sytuacje. Wpływ
domu na życie nastolatka jest znacznie silniejszy niż jakichkolwiek innych środowisk.
Nastolatek pod pewnymi względami może przerastać swoich rodziców —
dosłownie lub w przenośni. Może być wyższy, silniejszy, bardziej inteligentny czy
sprytniejszy, niż oni. Ale pod względem emocjonalnym ciągle jest jeszcze dzieckiem.
Nadal ponad wszystko potrzebuje rodzicielskiej miłości i akceptacji. To doświadczenie
jest bezcenne dla jego harmonijnego rozwoju. Jeśli go nie ma, to nie rozwinie swoich
możliwości.
Niewielu młodych ludzi w wieku dojrzewania czuje miłość i akceptację tak, jak
tego potrzebują. Rodzice zwykle głęboko kochają swoje dzieci i sądzą, że one o tym
wiedzą. Nic bardziej mylnego! Nie potrafią bowiem przekazać dorastającym dzieciom
swojej miłości. Dzieje się tak po prostu dlatego, że nie wiedzą, jak to robić.
Rozmawiam z wieloma nastolatkami. Często, szukając pomocy, opowiadają mi o
swoich problemach. Prawie zawsze związane są one z emocjonalnym zranieniem,
wynikającym z przekonania, że nie są kochane przez rodziców, nie są dla nich kimś
ważnym.
Temu właśnie problemowi poświęciłem niniejszą książkę: jak okazywać miłość
kilkunastoletnim dzieciom, aby się mogły dobrze rozwijać i właściwie zachowywać
oraz stać wartościowymi ludźmi. Modlę się o to, aby książka ta była nie tylko zbiorem
odpowiedzi dla zagubionych rodziców, lecz aby stała się również prawdziwą księgą
nadziei.
Muszę powiedzieć, że sam kocham młodzież. Jest wspaniała i mówię to z
absolutnym przekonaniem. Jeśli emocjonalne potrzeby nastolatków są zaspokajane,
to po prostu rozkwitają w tak cudowny, radosny sposób, że serce rośnie.
Owszem, prawdą jest również, że nastolatki bywają niezrównoważone i potrafią
grać nam na nerwach. Tracimy wtedy cierpliwość i wychodzimy z siebie, by w końcu
stwierdzić, że najwyraźniej nie nadążamy za ich potrzebami. Czasem nawet mamy
ochotę uciec lub po prostu się poddać.
Ale nie róbmy tego, Drodzy Rodzice! Wytrwałość naprawdę ma sens i przynosi
fantastyczne rezultaty. Nic tak nie cieszy, jak obserwowanie własnego dorastającego
dziecka, które stopniowo zmienia się w sympatycznego i twórczego dorosłego
człowieka. Jednak bądźmy realistami. To samo nie przychodzi. Musimy podjąć wielki
wysiłek.
Gorąco pragnę, aby książka ta stała się źródłem nadziei. Nie jest moją intencją
wywoływanie poczucia winy. Wszyscy popełniamy błędy. Nie ma idealnych dzieci, nie
ma też idealnych rodziców. Nie pozwólmy, by poczucie winy z powodu dawniej
popełnionych błędów sparaliżowało nasze obecne wysiłki.
Większość problemów naszej młodzieży można złagodzić lub rozwiązać,
poprawiając napięte stosunki między rodzicami a ich nastoletnimi dziećmi. Jednak
część kłopotów nastolatków jest spowodowana lub pogłębiona przez schorzenia
nerwowe lub fizjologiczną depresję. W takich wypadkach zawsze należy najpierw
zająć się sprawami natury medycznej, a dopiero później podejmować próby naprawy
związków między rodzicami a ich dziećmi.
Tak naprawdę rozwiązywanie problemów młodzieży rzadko wymaga ingerencji
specjalistów. Rodzice sami mogą zadbać o poprawę stosunków z dziećmi, jeżeli tylko
nauczą się, jak skutecznie okazywać im swoją miłość. I właśnie o tym jest ta książka.
2.
Dom
Najważniejszym obowiązkiem rodziców jest stworzenie szczęśliwego i pełnego
miłości domu. A najważniejszym związkiem w owym domu jest związek małżeński,
który ma pierwszeństwo przed związkiem rodzice-dzieci. Poczucie bezpieczeństwa
nastolatka i jakość stosunków łączących rodziców z dzieckiem w wielkim stopniu
zależy od jakości więzi małżeńskiej. Im bardziej udane jest małżeństwo rodziców,
tym łatwiej jest im odnieść się do problemów nastolatka i pomóc w ich rozwiązaniu.
Chuck
Rodzice przyprowadzili Chucka do mojego gabinetu dlatego, że wagarował,
kradł i był nieposłuszny. Mówiąc o swoim synu, państwo Hargrave okazywali
frustrację i gniew. Zaniepokoiła mnie intensywność ich negatywnych uczuć w
stosunku do własnego dziecka.
Chuck milczał i ze spuszczonymi oczami słuchał tych oskarżeń. Gdy w końcu się
odezwał, jego głos brzmiał cicho i potulnie. Nie mówił całymi zdaniami. Używał tylko
krótkich sformułowań.
Jak zwykle w takich sytuacjach poprosiłem rodziców o opuszczenie gabinetu,
żeby porozmawiać z nastolatkiem w cztery oczy. Był zły, ale nie potrafił wyjaśnić
dlaczego. Wkrótce stało się oczywiste, że Chuck jest mocno zagubionym chłopcem.
Nie rozumiał sam siebie, miał wątpliwości dotyczące związku swoich rodziców.
Chodził na wagary, ale nie bardzo wiedział, dlaczego to robi. Był bystrym uczniem i
dostawał dobre stopnie, koledzy go lubili, a nauczyciele traktowali dobrze. Nie
wiedział również, dlaczego kradnie, gdyż wcale nie potrzebował owych drobiazgów.
Wszystko wskazywało na to, że chce zostać złapany na gorącym uczynku.
Przypadek Chucka wcale nie jest wyjątkowy. Jego rodzice chcieli dobrze, ale
popełnili kilka zasadniczych błędów. Ich małżeństwo przeżywało poważne problemy,
głównie dlatego, że oboje nigdy nie nauczyli się szczerze rozmawiać ze sobą o swoich
uczuciach i postawach. Pani Hargrave nie potrafiła prosto i otwarcie wyrażać swojego
gniewu wobec męża; wolała manifestować go bardziej subtelnie, nie wprost — na
przykład szastając pieniędzmi. Pan Hargrave także nie umiał przedstawiać swojej
żonie zarzutów. Jego skumulowany gniew przejawiał się milczeniem, unikaniem
kontaktu wzrokowego, uchylaniem się od obowiązków rodzinnych i domowych.
Chuck dobrze pojął tę lekcję. Skoro w jego domu nie było szczerych i otwartych
rozmów i nie okazywano sobie uczuć, więc demonstrował swój gniew poprzez takie
czyny, które wprawiały rodziców w zakłopotanie lub wyprowadzały z równowagi.
Z powodu braku umiejętności właściwego porozumiewania się pan i pani
Hargrave nie byli w stanie zrozumieć, co drugie z nich czuje do Chucka i czego od
niego oczekuje. Dlatego nigdy wspólnie nie ustalili żadnego wzorca, według którego
mogliby wychowywać swojego syna i wdrażać go do odpowiedzialnego życia.
Chuck w takiej sytuacji był zdezorientowany. Nigdy nie wiedział, czego rodzice
od niego oczekują. Owszem, chciał, by byli z niego zadowoleni, ale jak miał
postępować? Rodzice nie powiedzieli mu o zasadach, których powinien przestrzegać.
Wszystkie problemy Chucka pojawiły się dlatego, że jego rodzice nie umieli ze sobą
rozmawiać o ważnych sprawach ani wspólnie podejmować decyzji.
Roger
Oto inny przykład, który obrazuje, jak ważne są relacje małżeńskie w procesie
wychowywania dorastającego dziecka. Czternastoletni Roger został złapany na
kradzieży w cudzym domu. Rodzice przyprowadzili go do mojej poradni, ponieważ
opuszczał szkołę, był zbuntowany, arogancki i zawsze w ponurym nastroju. W trakcie
rozmowy okazało się, że problemy z Rogerem zaczęły się kilka lat wcześniej. Był
nieposłuszny, bezustannie kwestionował rodzicielski autorytet i zręcznie manipulował,
żeby postawić na swoim, co notabene na ogół mu się udawało. Roger umiejętnie
wykorzystywał wypowiedzi jednego rodzica w celu zantagonizowania go z drugim.
Stosowanie takiej taktyki w końcu doprowadziło rodziców do głębokiego konfliktu.
Matka i ojciec spierali się o to, jak radzić .sobie z Rogerem, a on śmiał się za ich
plecami i robił to, co mu się żywnie podobało.
Psychologiczne badanie ujawniło, że chłopiec ma problemy z percepcją, jest w
głębokiej depresji i wykazuje skłonności do zachowań pasywno-agresywnych (patrz
rozdział siódmy). Gdy podałem swoje zalecenia, jego rodzice — w typowy dla siebie
sposób — zaczęli kłócić się na temat wskazanych działań. Nawet mając w ręku
konkretne sugestie lekarza, ci nieszczęśni rodzice nie byli w stanie podjąć
racjonalnych decyzji dotyczących własnego syna.
Moim najważniejszym zadaniem w tym przypadku było udzielenie pomocy
rodzicom. Najpierw trzeba było doprowadzić do poprawy łączących ich stosunków,
aby później mogli zgodnie zająć się Rogerem. Tylko wspólne postępowanie ojca i
matki mogło skłonić chłopca do okazywania im szacunku, zaprzestania
antagonizujących rodziców manipulacji i opanowania sztuki kontrolowania samego
siebie.
Potrzeba porozumienia
Podane przykłady zaczerpnięte z mojej własnej praktyki lekarskiej wyraźnie
pokazują, że kłopoty małżeńskie rodziców bywają przyczyną problemów wielu
nastolatków. Każde dorastające dziecko potrzebuje rodziców, których związek jest
stabilny, oparty na wzajemnym szacunku i miłości oraz umiejętności porozumienia
między sobą.
W każdym małżeństwie umiejętność wyrażania uczuć — zwłaszcza tych
przykrych — ma zasadnicze znaczenie. Prowadzenie szczerych rozmów — szczególnie
w trudnych okresach życia — jest po prostu niezbędne i może okazać się czynnikiem
decydującym o trwałości związku. Trudne chwile mogą małżeństwo umocnić lub
zniszczyć, w zależności od tego, czy obie strony potrafią naprawdę komunikować się
ze sobą.
Sam wielokrotnie przekonywałem się, często w bolesny sposób, jak wielkie
znaczenie ma umiejętność porozumiewania się z żoną. Najtrudniejszym okresem w
naszym małżeństwie były tygodnie zaraz po przyjściu na świat naszej drugiej córki.
Cathy urodziła się upośledzona fizycznie. Przyznaję, że nie było mi łatwo pogodzić się
z tym faktem. Niestety, po roku okazało się, że nasza córeczka jest również ciężko
upośledzona umysłowo, ma porażenie mózgowe i napady drgawek. Jako
dwudziestoczteroletni mąż i ojciec zacząłem nagle zmagać się z uczuciami, o które
sam siebie nigdy nie podejrzewałem. Targała mną złość, gniew i poczucie winy,
bardzo cierpiałem, wydawało mi się, że nie sprawdziłem się jako mężczyzna, ojciec i
mąż. Bardzo źle to znosiłem. Wiele razy po prostu chciałem uciec zwłaszcza, że nie
było nadziei na poprawę. Nasza córka nie mogła niczego się nauczyć, pozostawała
ciągle bezradna jak niemowlę.
Chwilami przyprawiała nas o czarną rozpacz. Gdy w końcu posiadła umiejętność
przesuwania się po podłodze, natychmiast pojawiły się nowe problemy. Zaczęła
pochłaniać wszystko, cokolwiek zdołała wepchnąć do buzi, włącznie ze śmieciami, a
ponieważ prawie nie odczuwała bólu, często usiłowała dotykać gorących płytek
kuchenki. Żyliśmy w ciągłej obawie, że zrobi sobie krzywdę.
Wydarzenia te miały miejsce podczas pierwszego roku moich studiów
medycznych. Wydatki związane z leczeniem i rehabilitacją Cathy oraz koszty mojej
nauki sprawiły, iż nasza sytuacja materialna zaczęła wyglądać bardzo źle. Często
wówczas się zastanawiałem, czy nasze małżeństwo przetrwa.
Moja żona Pat zawsze była w naszym związku osobą bardziej dojrzałą
emocjonalnie. Podobnie jak ja cierpiała z powodu Cathy i naszych materialnych
kłopotów. Ale reagowała na to zupełnie inaczej. Mimo zgryzot Pat troskliwie dbała o
Cathy. Cierpliwie, łagodnie i z wielką miłością zaspokajała wszystkie potrzeby naszej
maleńkiej córeczki. Bardzo rzadko poddawała się przygnębieniu, które mnie
dosłownie zżerało. Piękno jej miłości, dobroci i cierpliwości po prostu przekraczało
moją zdolność rozumienia. Najgorsze zaś było to, że nie umiałem docenić
wspaniałych cech i umiejętności żony, ponieważ kontrastowały one z moją
nieudolnością w radzeniu sobie z tą trudną sytuacją. Czułem, że na tle dojrzałości Pat
jako mąż i ojciec wypadam bardzo słabo. Z tego powodu nabrałem do niej niechęci.
W ogóle starałem się w miarę możności trzymać z daleka od Pat i Cathy.
Jednak kochałem Pat, toteż wkrótce zrozumiałem, że zamiast jej pomagać,
swoim postępowaniem dodatkowo zwiększam dźwigany przez nią ciężar. Poczułem
się winny i jeszcze bardziej bezradny. Zwróciłem się do kilku osób z prośbą o pomoc.
Miałem nadzieję, że ktoś mi wyjaśni, jak postępować w tej rozpaczliwej walce.
Niestety, nikt nie wiedział, o czym mówię.
Chyba najgorszy okres nastąpił wtedy, gdy postanowiliśmy poddać Cathy
specjalnym ćwiczeniom. Modna była wówczas metoda fizykoterapeutyczna nazywana
metodą naśladowania. Cathy równocześnie zajmowało się pięć osób, które poruszały
jej kończynami i główką w taki sposób, że w sumie dawało to efekt raczkowania. Ta
stymulowana gimnastyka trwała po kilka godzin dziennie i pochłonęła wszystkie
nasze oszczędności. Byliśmy na skraju ruiny.
Później okazało się, że technika stymulowania rozwoju fizycznego metodą
naśladowania nie ma żadnych podstaw naukowych. Podobnie jak wiele innych osób,
przekonaliśmy się, że była to tylko strata czasu i pieniędzy. Zanim jednak to
zrozumieliśmy, nasza rodzina znalazła się w rzeczywiście trudnej sytuacji.
Ale nawet i wtedy Pat dbała o Cathy z tą samą łagodnością, miłością i niebywałą
cierpliwością. Nadal imponowała wewnętrznym spokojem i pięknem.
A ja? Borykałem się z ogromnymi kłopotami. Od rana do nocy cierpiałem,
myśląc o Cathy. Nie potrafiłem pogodzić się z jej stanem, nie potrafiłem skupić się na
nauce i martwiłem się brakiem pieniędzy. Obawiałem się, że moje małżeństwo
wkrótce się rozleci. Bezustannie powtarzałem sobie w myśli następujące pytania: ,Jak
dużo stresów może wytrzymać normalne małżeństwo? Rozpadnie się z hukiem, czy
po prostu wypali się to, co nas łączy?".
W tym czasie Cathy miała już pięć lat. Jej stan w zasadzie się nie zmieniał, choć
napady drgawek stawały się coraz silniejsze i trudniejsze do opanowania za pomocą
środków farmakologicznych. Nawet najmniejsze zmiany w jej otoczeniu wywoływały
kolejną falę drgawek. Po takich atakach Cathy nie jadła przez trzy dni. Gdy
częstotliwość ataków zwiększyła się do kilku w ciągu jednego dnia, konieczne stało
się karmienie dożylne. W końcu zrozumieliśmy, że Cathy może przeżyć tylko w
warunkach klinicznych. Musieliśmy podjąć najtrudniejszą decyzję i umieścić Cathy na
stałe w szpitalu specjalnym. Trudno wyrazić, co czuliśmy, oddając swoją kochaną
pięcioletnią córeczkę pod opiekę obcym ludziom. Nie byłem pewien, czy podołam
ciężarowi tego nowego stresu. I wtedy znów z pomocą przyszła mi moja żona. Pat
cierpiała tak samo jak ja, ale wiedziała, co robić; podjęła decyzję i znalazła w sobie
dość odwagi, aby pokonać swoje wątpliwości. Jednocześnie nie straciła nic ze
swojego wewnętrznego spokoju i piękna.
Ja, niestety, uczę się dość powoli, ale wówczas postanowiłem, że nie będę
zmagał się z sytuacją, której nie sposób zmienić. Zamiast wypalać się trawiony
poczuciem winy (a także niechęcią wynikającą z faktu, że moja żona lepiej potrafi
radzić sobie z życiowymi trudnościami), przyznałem, że Pat może mnie dużo nauczyć.
A ona — tak, jak to tylko kobieta potrafi — nauczyła mnie, jak pokonywać
najtrudniejsze rafy.
Każda osobowość ma swoje plusy i minusy, W opisanej sytuacji Pat okazała się
silniejsza, a ja musiałem nie tylko uczyć się od niej, ale również na niej wesprzeć.
Natomiast w innych okolicznościach ja z kolei radzę sobie lepiej i wtedy mogę pomóc
Pat.
Trzeba zrozumieć, że kryzysy pojawiają się w każdym małżeństwie. Mogą je
albo zrujnować, albo wzmocnić. Wszystko zależy od sposobu, w jaki mąż i żona na
nie reagują. W wypadku Cathy moja reakcja na kryzysową sytuację była
destrukcyjna. Starałem się unikać zaangażowania i tym samym zrzucałem cały ciężar
na barki Pat. Lecz ona stanęła na wysokości zadania. Swoim zachowaniem dawała mi
dobry przykład. Dzięki temu nauczyłem się, jak w praktyce realizować moje
małżeńskie i ojcowskie zobowiązania oraz postępować odpowiedzialnie. I wtedy mój
szacunek i miłość do Pat bardzo wzrosły. Nauczyłem się, jak radzić sobie z
cierpieniem, zamiast od niego uciekać. Dlatego w późniejszych latach naszego
małżeństwa potrafiliśmy z żoną wspólnie zmierzyć się z innymi problemami, które
zwykle są źródłem emocjonalnego cierpienia.
Drodzy Rodzice, jeśli nie odwracamy się plecami do problemów, które są
przyczyną kryzysów w naszym życiu, i wspólnie ze współmałżonkiem staramy się
uzdrawiać trudne sytuacje, to nasz związek tylko na tym zyskuje, ponieważ
ubogacamy się wewnętrznie. Jeśli traktujemy nasze małżeństwo jako zobowiązanie
na całe życie, to będziemy razem się rozwijać, ofiarowując sobie wzajemną miłość,
uznanie i szacunek. Musimy przyjąć założenie, że jedynym wyjściem jest sukces
naszego małżeństwa. Musimy uwierzyć, że z czasem będzie się ono stawało coraz
doskonalsze. Owszem, udane małżeństwo wymaga pracy. Ciężkiej pracy. A także
wspólnego zobowiązania na całe życie. Zbyt dużo małżeństw opiera się dziś filozofii
„spróbujemy — zobaczymy". Dwoje ludzi stwierdza: „Będziemy jakiś czas ze sobą, a
jeśli nam się to nie uda, to rozstaniemy się ". Żaden związek, w którym stosuje się tę
zasadę, nie może stać się silnym, trwałym małżeństwem. Zbyt mało osób, które
obecnie się pobierają, zakłada, że ich związek przetrwa całe życie, a przecież całe
wieki podstawą życia społecznego była silna rodzina. Jeśli nie postaramy się, by znów
stała się ważna i nienaruszalna, to instytucję małżeństwa czeka zagłada.
Rodziny niepełne
W 1989 roku 26% dzieci w wieku poniżej osiemnastego roku życia
wychowywało się w niepełnych rodzinach, to znaczy takich, w których był tylko ojciec
lub matka. Ten wskaźnik wykazuje, niestety, stałą tendencję wzrostową. Ponad
połowa obecnie przychodzących na świat dzieci spędzi przynajmniej część swojego
dzieciństwa w niepełnych rodzinach.
Zdaniem wielu osób jeden rodzic nie jest w stanie wychować swojego dziecka
tak dobrze, jak może to uczynić dwoje rodziców dbających o dom i potomstwo. David
Clavenger w swoim artykule zatytułowanym „Rodzicielstwo lat dziewięćdziesiątych",
opublikowanym we wrześniu 1992 roku na łamach czasopisma
Facets, wydawanego
przez Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy, wyraża jednak opinię, że również
samotni rodzice mają wielkie możliwości. Jako argumentu używa on rezultatów
badań naukowych, przeprowadzonych w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Clavenger
pisze: „Fakt, że jest się samotnym rodzicem, wcale nie przekreśla szansy na
rodzicielski sukces. Wszyscy rodzice muszą pokonywać różne przeszkody natury
osobistej i społecznej, które utrudniają proces wychowywania dzieci. To oczywiste, że
te przeszkody są większym problemem dla samotnych matek lub ojców".
W powyższym artykule cytuje on wypowiedź T. Berry'ego Brazeltona, jednego z
najbardziej znanych i szanowanych amerykańskich pediatrów, który twierdzi:
„Ogromne znaczenie ma to, czy jest się samotnym rodzicem, czy też nie. Lecz mimo
to uważam, że taka osoba może wspaniale wychować swoje dziecko. Jest to
oczywiście znacznie trudniejsze zadanie, ponieważ jej sytuacja materialna jest na
ogół o wiele gorsza. Dodatkową trudnością jest fakt, że samotny rodzic musi być
zarówno osobą narzucającą określone rygory, jak też tym, kto daje pozytywne, ciepłe
uczucia, i stwarza w domu dobrą atmosferę".
Samotny rodzic musi również zarabiać na utrzymanie rodziny i zajmować się
domem. Psychiatra z Uniwersytetu Harvarda, Alvin Poussaint, tak mówi o tej kwestii:
„Niepracująca zawodowo matka wykonywała mnóstwo ważnych dla rodziny
obowiązków. Była w domu, gdy dzieci wracały ze szkoły. Rano szykowała im
śniadanie. Chodziła na wywiadówki. Zabierała dzieci do lekarza i do dentysty. Kto
robi to wszystko w niepełnej rodzinie? Samotna matka lub ojciec żyje w bezustannym
stresie".
W swoim artykule David Clavenger podkreśla negatywne znaczenie złej sytuacji
materialnej: „W rzeczywistości najważniejszą przyczyną obniżonej rodzicielskiej
energii i kompetencji jest bieda, czynnik, który w dużym stopniu utrudnia życie
samotnym matkom. Obecnie tylko około 8% amerykańskich pełnych rodzin żyje na
granicy ubóstwa. Natomiast w przypadku rodzin niepełnych, których głową jest
samotna matka (taka jest struktura większości niepełnych rodzin), ten wskaźnik jest
znacznie wyższy — 48% tych rodzin żyje poniżej granicy ubóstwa".
Dlaczego samotni rodzice mają większe trudności z wychowywaniem dziecka?
Otóż matki i ojcowie z tradycyjnych (pełnych) rodzin mają siebie nawzajem. I
zazwyczaj służą sobie oparciem emocjonalnym, psychicznym, fizycznym i
finansowym. Samotny rodzic na ogół nie może liczyć na pomoc byłego
współmałżonka.
Brak tego rodzaju wsparcia bywa również argumentem przemawiającym za tym,
że niepełna rodzina nie jest strukturą, w której udaje się dobrze wychować dzieci. Ale
ci, którzy szermują tym argumentem, zapominają jednak o czymś ważnym. Samotny
rodzic również może znaleźć niezbędne oparcie. Nawet jeśli nie otrzymuje go od
byłego współmałżonka, to ma szansę znaleźć osoby, na których może polegać —
członków dalszej rodziny, przyjaciół, fachowych doradców, pracowników
specjalistycznych instytucji, grup sąsiedzkich etc.
I to wsparcie z różnych źródeł w istotny sposób pomaga pokonać trudności
towarzyszące samotnemu rodzicielstwu. W praktyce najlepiej radzą sobie ci samotni
rodzice, którzy potrafią skutecznie korzystać z dostępnego wsparcia, usuwając w ten
sposób własne ograniczenia. Dzięki temu mogą dobrze wypełnić swoje rodzicielskie
zadanie.
Odwrócenie ról
W dzisiejszych czasach dość często spotyka się sytuację, w której pod pewnym
względem odwracają się role w rodzinie. To rodzic oczekuje, że dziecko zaspokoi jego
potrzeby emocjonalne. Może się to zdarzyć w każdej rodzinie, lecz najczęściej taki
układ pojawia się w rodzinie niepełnej.
Samotni rodzice często mają skłonność do czynienia z nastoletnich dzieci swoich
kolegów lub powierników. Dzieje się tak dlatego, że brak im dorosłego partnera
(męża lub żony), z którym mogliby dzielić problemy.
Z powodu samotności, kompleksów, frustracji, przygnębienia i innych przyczyn
samotnym rodzicom często trudno powstrzymać się od traktowania nastolatków jak
swoich rówieśników. Zdarza się, że ci rodzice mówią dzieciom o swoich intymnych,
bardzo osobistych sprawach, których one (z powodu niedojrzałości) nie są w stanie
ocenić i przyjąć z odpowiednim dystansem. Tacy rodzice często bywają „najlepszymi
przyjaciółmi" nastolatków, zamiast utrzymywać prawidłową relację między rodzicami i
dziećmi. W swojej praktyce miałem do czynienia z tego typu ekstremalnymi
przypadkami.
Jim był szesnastolatkiem, który często ze swoim ojcem upijał się w barze. Działo
się tak z powodu samotności ojca i braku przyjaciół, lecz ów ojciec wmawiał sobie, że
robi z syna mężczyznę. Pamiętam też Julie, której matka prosiła swojego przyjaciela
o przyprowadzenie kolegi w charakterze chłopaka dla jej córki, aby mogli pójść we
czwórkę na kolację.
To oczywiście krańcowe przykłady, lecz odwrócenie ról to zjawisko dość często
występujące, choć na ogół przybiera ono mniej drastyczne formy. Rodzice na
przykład skarżą się dzieciom na swoją samotność, przygnębienie; narzekają, że są
nieszczęśliwi i wykorzystywani przez innych .Tymczasem powinni unikać takich
sytuacji, ponieważ to ich obowiązkiem jest zaspokajanie emocjonalnych potrzeb
dziecka, nawet kilkunastoletniego, a nie odwrotnie. Zaspokajanie przez dziecko
emocjonalnych potrzeb rodzica to przejaw odwrócenia ról i zjawisko niezdrowe.
Nastolatek, który pełni taką funkcję, nie będzie prawidłowo się rozwijać.
Bez względu na stan cywilny i układ rodzinny, my, rodzice zawsze musimy
utrzymywać w domu naszą pozycję matki lub ojca. Jako dorośli, jesteśmy
odpowiedzialni za zrozumienie i zaspokojenie potrzeb emocjonalnych naszych
nastolatków. Jeżeli odwracamy ten naturalny porządek rzeczy i oczekujemy od nich
emocjonalnego wsparcia, to wyrządzamy im krzywdę i niszczymy łączący nas
związek. Emocjonalne wsparcie musimy uzyskać gdzie indziej — nie powinniśmy
domagać się go od naszych dzieci.
Nigdy specjalnie nie lubiłem sprawować nad kimkolwiek władzy. Dotyczyło to
zwłaszcza moich dzieci. Gdy przestały być nastolatkami, kusiło mnie, aby zacząć
traktować je jak moich rówieśników i przyjaciół. Nie odważyłem się jednak na to.
Owszem, zawsze je kochałem i zachowywałem się wobec nich przyjaźnie, lubiłem
wspólne rozrywki. Czasem rozmawiałem z nimi o sprawach osobistych, ale robiłem to
tylko dla celów wychowawczych, a nie dla własnych emocjonalnych korzyści. Zawsze
pamiętałem, że jestem ojcem, a moje dzieci potrzebują mojego autorytetu i
wskazówek. Nie mogłem zrezygnować lub zaniedbać obowiązku bycia w domu
wspólnie z żoną, Pat, autorytetem. Gdybym to zrobił, moje dzieci nie byłyby
szczęśliwe. Straciłyby poczucie bezpieczeństwa, a ich zachowanie prawdopodobnie
zaczęłoby ewoluować w nieodpowiednim kierunku.
My, rodzice, nie powinniśmy używać swoich dzieci, nawet tych kilkunastoletnich,
jako doradców i powierników, na których ramieniu można się wypłakać. Nie
powinniśmy robić z nich naszych kolegów i zwracać się do nich z prośbą o wsparcie.
Oczywiście, możemy czasem prosić dzieci o radę lub wyrażenie opinii, o ile nie
nakłaniamy ich do leczenia naszych emocji. Nie możemy prosić dzieci, aby poprawiły
nasze samopoczucie. Należy również pamiętać o tym, że nie będziemy w stanie być
w stosunku do swoich dzieci konsekwentni i stanowczy, jeśli to one staną się naszą
podporą.
Pierwszy, najważniejszy obowiązek rodziców wobec dzieci to takie wychowanie,
które sprawi, że będą one czuć się autentycznie kochane. Zaś naszym drugim
obowiązkiem jest bycie autorytetem — podejmowanie decyzji i pełne miłości
utrzymywanie dyscypliny.
3
Bezwarunkowa miłość
Podstawą silnego związku z nastolatkiem jest bezwarunkowa miłość. Tylko ona
może zapobiec wystąpieniu takich problemów. jak niechęć, uraza, poczucie winy,
strach lub brak poczucia bezpieczeństwa wynikający z przeświadczenia, że jest się
kimś niechcianym.
Tylko wtedy, gdy nasze relacje z dzieckiem budujemy na bezwarunkowej
miłości, możemy być pewni, że dobrze wywiązujemy się ze swojej rodzicielskiej roli.
Bez tej podstawy niemożliwe jest prawdziwe zrozumienie nastolatka, kierowanie nim
i kształtowanie jego zachowania.
Brak bezwarunkowej miłości czyni z wychowania skomplikowany i frustrujący
ciężar. Ta miłość jest jak światło pokazujące nasze prawdziwe relacje z dzieckiem i
drogę, którą powinniśmy iść. Jeśli naszemu rodzicielstwu od początku towarzyszy
bezwarunkowa miłość, to łatwiej uda się nam poznać nastolatka i kierować nim oraz
wyczuwać jego potrzeby każdego dnia. Szybko również zorientujemy się, czy nasze
wychowanie jest skuteczne i w którym miejscu popełniamy błędy.
To oczywiste, że chcemy mieć poczucie, że dobrze wypełniamy naszą
rodzicielską rolę. Niektórzy ludzie wątpią, czy to jest możliwe. Moim zdaniem z całą
pewnością można być dobrym rodzicem i jednocześnie wiedzieć, że się nim jest.
Co to jest bezwarunkowa miłość?
Bezwarunkowa miłość to uczucie, które istnieje bez względu na okoliczności.
Oznacza, że kochamy naszego nastolatka i już.
— Nieważne, jak on wygląda.
— Nieważne, jakie ma zalety, wady czy obciążenia.
— Nieważne, jak postępuje.
Co wcale nie znaczy, że musi podobać nam się jego zachowanie. Ale
bezwarunkowa miłość oznacza, że kochamy nastolatka nawet wtedy, gdy jest on
okropny.
Bezwarunkowa miłość to ideał. Nie sposób kochać nastolatka (lub kogokolwiek
innego) absolutnie przez cały czas, przez całą dobę każdego dnia. Ale im bliżej
jesteśmy tego maksimum, tym bardziej będziemy usatysfakcjonowani i zadowoleni.
Nasz nastolatek również będzie bardziej sympatyczny i zadowolony.
Gdy cofam się w myśli do czasów, kiedy moje dzieci były nastolatkami, to
przypominam sobie, że czasem nie czułem się jak kochający tata. Ale starałem się
osiągnąć ten cudowny cel, jakim było ich bezwarunkowe kochanie. Pomagałem
sobie, próbując zawsze pamiętać o tym, co jest podstawą w relacjach z nastolatkami:
— nastolatki to dzieci;
— nastolatki zazwyczaj postępują jak nastolatki;
— nastolatki często zachowują się nieprzyjemnie.
Jeśli kochamy nastolatka tylko wtedy, gdy jest miły (miłość warunkowa) i tylko
wówczas okazujemy mu miłość, to on nie będzie czuł się prawdziwie i szczerze
kochany. Taka sytuacja odbierze mu pewność siebie, obniży jego samoocenę i w
konsekwencji uniemożliwi rozwinięcie dojrzałych zachowań.
Jeżeli bezwarunkowo kochamy nastolatka, będzie on z siebie zadowolony.
Będzie w stanie panować nad swoimi pragnieniami i w rezultacie nauczy się
kontrolować swoje zachowanie w trudnym okresie wchodzenia w wiek dorosłości.
Jeśli zaś kochamy go tylko wtedy, gdy spełnia nasze oczekiwania, to uzna się za
nieudacznika. Dojdzie do wniosku, że nie ma sensu się starać, bo nie jest w stanie
sprostać naszym wymaganiom. Zwątpi w siebie, zacznie go zżerać niepokój, rozwój
jego emocji i zachowań będzie napotykać różne przeszkody. Jak widać i z tego
powodu ogólny rozwój nastolatka jest ogromnie uzależniony od odpowiedzialności
jego rodziców.
Oboje z Pat staraliśmy się stosować w praktyce omówione tu zasady, modliliśmy
się, aby nasza miłość do nastolatków była tak bezwarunkowa jak to tylko możliwe.
Na szczęście dobrze rozumieliśmy, że ich przyszłość zależy od naszej biblijnej
podstawy.
„Kochasz mnie?"
Czy wiecie, jak brzmi najważniejsze pytanie, które nurtuje waszego nastolatka?
Nawet nie zdając sobie z tego sprawy, on bezustannie pyta: „Czy kochasz mnie?". To
jest absolutnie najważniejsza kwestia. Warto również wiedzieć, że nastolatek
najczęściej zadaje to pytanie pośrednio swoim zachowaniem, a nie werbalnie.
„Kochasz mnie?" Odpowiedź, jakiej z kolei my przez swoje zachowanie
udzielamy, ma zasadnicze znaczenie. Jeśli odpowiadamy „nie", to nastolatek nie
będzie starał się postępować najlepiej, jak potrafi. Musimy więc odpowiadać „tak".
Niestety, robi to niewielu rodziców, choć to wcale nie znaczy, że nie kochają swoich
nastolatków. Problem polega na tym, że większość rodziców nie wie, jak odpowiadać
„tak"; nie wie, jak okazać nastolatkom, że są kochane.
Jeśli kochamy nastolatka bezwarunkowo, on czuje, że odpowiadamy mu „tak".
Natomiast jeśli kochamy go warunkowo, jest niepewny i niespokojny. Nasza
odpowiedź na zasadnicze pytanie „Kochasz mnie?" determinuje podejście nastolatka
do życia. Jakież to ważne!
Dlaczego większość rodziców nie wie, jak przekazać nastolatkom swoją miłość?
Przyczyną jest fakt, że nastolatki mają
orientację behawioralną. Dorośli zaś —
orientację werbalną.
Posłużę się następującym przykładem: przebywający w podróży mąż uszczęśliwi
swoją żonę, jeśli do niej zatelefonuje i powie: „Cześć, kochanie, kocham cię". Słysząc
te słowa, żona będzie w siódmym niebie. Jeśli jednak ów pan ma czternastoletniego
syna i powie mu przez telefon: „Synku, pamiętaj, że cię kocham", to ów nastolatek
prawdopodobnie wzruszy ramionami i odpowie: „Tak, tato, wiem, ale właściwie po co
dzwonisz?".
Różnica jest oczywista, prawda? Nastolatek wykazuje nastawienie behawioralne,
podczas gdy dorośli porozumiewają się przede wszystkim werbalnie.
Serce pełne ciepłych uczuć do nastolatka to rzecz cudowna. Dobrze, jeśli
mówimy dziecku „kocham cię". Trzeba to robić — ale to za mało! Jeśli chcemy, aby
nasz nastolatek
wiedział, że jest kochany i czuł się kochany, to musimy okazać mu to
swoim zachowaniem. Dopiero wówczas nabierze pewności, że odpowiadamy „tak" na
najważniejsze dla niego pytanie. Nastolatek odbiera naszą miłość do niego poprzez
to, co
mówimy i co robimy. Tyle tylko, że to drugie jest o wiele ważniejsze. On
bardziej reaguje na nasze czyny niż na słowa.
Powinniśmy także pamiętać o tym, że nastolatek posiada pojemnik na emocje.
Pojemnik to oczywiście przenośnia, ale idea jest całkowicie realna. Nasz nastolatek
ma pewne potrzeby emocjonalne i fakt, czy są one zaspokojone (poprzez miłość,
zrozumienie, utrzymywanie dyscypliny itd.), decyduje o tym, co czuje — czy jest
zadowolony, rozgniewany, przygnębiony lub radosny. Ma to również wielki wpływ na
jego zachowanie — sprawia, że jest posłuszny lub nieposłuszny, zniechęcony lub
pełen energii, rozbawiony i chętny do żartów, albo zachowuje dystans. Im pełniejszy
jest ów emocjonalny pojemnik, tym uczucia są bardziej pozytywne, a zachowanie —
lepsze.
W tym miejscu proszę moich czytelników, aby na chwilę przestali czytać i
przyswoili sobie jedno z najważniejszych stwierdzeń zawartych w tej książce. Oto
ono:
tylko wtedy, gdy emocjonalny pojemnik nastolatka jest pełny, można od niego
oczekiwać, że będzie postępował najlepiej jak potrafi. Naszym rodzicielskim
obowiązkiem jest zrobić wszystko co w naszej mocy, aby pojemnik na emocje
naszego nastolatka zawsze był pełny.
Zwierciadła miłości
Można przyjąć, że dzieci bardzo przypominają lustra. Na ogół nie inicjują
miłości, lecz ją odbijają. Jeśli otrzymują miłość, to rewanżują się nią. Jeśli zaś jej nie
dostają, to nie mogą jej dać. Bezwarunkowa miłość odbija się od lustra jak promień
światła i w takiej samej, bezwarunkowej postaci powraca do ofiarodawcy.
Identycznie dzieje się z miłością warunkową — ona wraca jako uczucie uzależnione
od spełnienia pewnych warunków.
Mówiąc o miłości odbijającej się jak w lustrze, przypomnijmy sobie Debbie, którą
poznaliśmy w pierwszym rozdziale. Miłość łącząca Debbie i jej rodziców była
typowym przykładem uczucia warunkowego. Państwo Batten, niestety, uznali, że
najskuteczniej skłonią ją do dobrego zachowania, jeśli będą ją chwalić i okazywać jej
uczucia wtedy, gdy uczyni coś nadzwyczajnego, a oni będą z niej dumni. Sądzili, że
nadmiar uczuć i aprobaty zepsuje Debbie i osłabi jej starania, aby stać się kimś
lepszym. Dorastając, Debbie była coraz bardziej przekonana, że rodzice wcale jej nie
kochają ani nie cenią za to, kim jest, tylko najbardziej przejmują się swoim
rodzicielskim wizerunkiem.
Będąc nastolatką, Debbie już doskonale wiedziała, jak kochać warunkowo.
Nauczyła się tego od swoich rodziców. Tylko wtedy zachowywała się w sposób
zadowalający mamę i tatę, gdy oni sprawili jej jakąś przyjemność. Oczywiście bardzo
szybko doszło do sytuacji patowej, ponieważ obie strony czekały, aż ta druga uczyni
coś, za co można będzie jej się zrewanżować, okazując trochę ciepłych uczuć.
To typowy rezultat warunkowej miłości. Okazywanie miłości zostaje wstrzymane
aż do chwili, gdy druga strona jakimś miłym uczynkiem zasłuży na otrzymanie
kolejnej porcji uczuć. Wszyscy stopniowo stają się coraz bardziej rozczarowani,
zagubieni i zdezorientowani panującą sytuacją. Aż w końcu pojawią się depresja,
gniew i uraza. Niektórzy ludzie tak jak państwo Batten szukają wtedy fachowej
pomocy.
Pojemniki na emocje
Jak już wspomniałem wcześniej, nastolatki pod względem emocjonalnym są
jeszcze dziećmi. Aby to zilustrować, porównajmy nastolatka z dwulatkiem. Obaj
usiłują być niezależni i obaj mają pojemniki na emocje. Obaj będą dążyć do
niezależności, bazując na energii czerpanej z tego pojemnika. Gdy zostanie on
opróżniony, obaj zrobią to samo — wrócą do rodzica, aby pojemnik napełnił, żeby oni
znów mogli dążyć do niezależności.
Przypuśćmy, że matka weźmie swoje dwuletnie dziecko do nowego miejsca, na
przykład na szkolną wywiadówkę. Początkowo maluch będzie trzymał się matki, która
jest dla niego źródłem emocjonalnego wsparcia. Mając zbiornik pełen pozytywnych
emocji, dziecko zacznie ćwiczyć swoją niezależność przez badanie terenu. Najpierw
może po prostu stanie obok matki i będzie się rozglądać. Gdy zbiornik z emocjami się
opróżni, dziecko znów zwróci się do matki, aby go napełnić. Wystarczy kontakt
wzrokowy, fizyczny i zwrócenie na siebie uwagi matki, Po chwili ponownie będzie
gotowe do ćwiczeń w niezależności. Tym razem, korzystając z zapasu emocjonalnego
paliwa, może dotrzeć aż do ostatniego rzędu krzeseł. Albo nawet zaczepić kogoś
obcego, kto siedzi w pobliżu. Dopiero wtedy pojemnik znów będzie pusty.
Łatwo zauważyć pewien wzór postępowania, prawda? Dziecko musi wciąż
powracać do rodzica, aby napełnić swój emocjonalny pojemnik i móc kontynuować
swoje eskapady. Dokładnie to samo dzieje się z nastolatkiem, zwłaszcza we
wczesnym okresie dojrzewania. Nastolatek na ogół w inny (czasem niepokojący lub
irytujący) sposób realizuje swoje dążenie do niezależności, ale on także potrzebuje
do tego celu energii z pojemnika z emocjami. A kto jest źródłem tego paliwa?
Oczywiście rodzice. Nastolatek będzie dążył do niezależności w typowo młodzieżowy
sposób — demonstrując swoją samodzielność, spędzając czas poza domem, testując
wpojone przez rodziców zasady postępowania. W końcu jednak zużyje całe
emocjonalne paliwo i wróci do rodziców, aby ponownie napełnili zbiornik. A przecież
my, rodzice, właśnie tego chcemy. Chcemy, aby nasz nastolatek
był w stanie zwrócić
się do nas, ilekroć potrzebuje emocjonalnego wsparcia.
To napełnianie zbiornika jest bardzo ważne z kilku powodów:
— Nastolatki potrzebują dużej ilości emocjonalnego pokarmu, aby funkcjonować jak
najlepiej i rozwijać swoje możliwości.
— Koniecznie powinny mieć pełne pojemniki energii, aby mieć poczucie
bezpieczeństwa i pewności siebie, niezbędne do radzenia sobie z presją rówieśników
oraz innymi wymogami życia w młodzieżowej społeczności. Bez tej pewności siebie
nastolatki są podatne na presję swojego środowiska i mają trudności z
akceptowaniem i stosowaniem zdrowych, etycznych wartości.
— Uzupełnianie zapasów w emocjonalnym zbiorniku ma ogromne znaczenie
również dlatego, że stwarza doskonałe warunki do komunikowania się obu stron —
rodziców i nastolatków. Gdy zbiornik nastolatka jest pusty i dziecko potrzebuje
kolejnej porcji rodzicielskiej miłości, porozumienie rodzice-dzieci staje się o wiele
łatwiejsze.
Większość rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, jak ważna jest dla ich
nastolatka możliwość zwrócenia się do nich, aby napełnili jego pojemnik na emocje.
Przejawy dążenia do niezależności czasem bywają dla matek i ojców irytujące do
tego stopnia, że niejeden rodzic reaguje na nie zbyt emocjonalnie i zazwyczaj z
nadmiernym gniewem. Taki emocjonalny wybuch—jeśli przybiera bardzo przykrą
formę lub zdarza się zbyt często, miewa negatywne konsekwencje. Nastolatek może
stopniowo coraz rzadziej szukać kontaktu z rodzicami. Po pewnym czasie, jeśli
komunikacja między nimi a dzieckiem zostanie zakłócona, nastolatek zacznie zwracać
się po emocjonalne wsparcie do swoich rówieśników. Jest to niebezpieczna, często
katastrofalna w skutkach sytuacja! Taki nastolatek jest bowiem bardzo podatny na
wpływ rówieśników, religijnych sekt oraz ludzi pozbawionych skrupułów, którzy
wykorzystują młodzież do niecnych celów.
Gdy nastolatek wypróbowuje nas, dążąc do niezależności niewłaściwą drogą,
musimy zachować spokój. Nie wolno nam wybuchnąć, co nie oznacza, że mamy nie
reagować na złe zachowanie. Przeciwnie, musimy wyrazić swoją opinię uczciwie i w
odpowiedni sposób — to znaczy bez nadmiernego gniewu, krzyków, wyzwisk, ataków
werbalnych. Nie możemy stracić panowania nad sobą, ponieważ to prawdopodobnie
przyniosłoby skutek odwrotny do zamierzonego. Wyobraźmy sobie, że ktoś, kogo
znamy, wybucha przesadną złością. Jak na to reagujemy? Nasz szacunek dla tego
człowieka maleje, zwłaszcza jeśli często zachowuje się tak gwałtownie.
Im bardziej rodzic traci nad sobą panowanie w obecności nastolatka, tym mniej
nastolatek będzie go szanował. Dlatego powinniśmy umieć wziąć się w garść i
pohamować ewentualny emocjonalny wybuch, bez względu na to, jak nasz
nastolatek wyraża swoje dążenie do niezależności. Drogi, którymi może on wrócić do
nas, abyśmy mogli znów napełnić jego pojemnik, muszą być zawsze przejezdne. Jest
to niezbędne, jeżeli chcemy, aby nasz nastolatek wkroczył w dorosłość jako
emocjonalnie zdrowy człowiek.
4
Skupiona uwaga
Ofiarowanie naszemu nastolatkowi naszej pełnej uwagi to coś więcej niż tylko
kontakt wzrokowy lub fizyczny. Kontakt wzrokowy i fizyczny (oba omówimy w
rozdziale piątym) rzadko wymagają ze strony rodziców prawdziwego poświęcenia.
Natomiast skupienie uwagi to coś zupełnie innego. Wymaga czasu i to na ogół
niemało. Często musimy wysłuchać nastolatka akurat wtedy, gdy mielibyśmy ochotę
robić coś zupełnie innego. Zdarzają się bowiem takie chwile, kiedy nastolatek
rozpaczliwie potrzebuje poświęcenia mu pełnej uwagi, a rodzice kompletnie nie
wiedzą, na czym to polega.
Skupienie uwagi to okazanie nastolatkowi pełnego, nie rozproszonego innymi
sprawami zainteresowania, które pozwala mu poczuć się naprawdę kochanym, w
pełni akceptowanym, zasługującym na naszą uwagę, aprobatę i szczere uznanie.
Taka pełna uwaga daje nastolatkowi pewność, że jest dla nas, swoich rodziców,
najważniejszą osobą na świecie.
W Piśmie Świętym wielokrotnie wyrażano wielkie uznanie dla dzieci. Król Dawid
nazywał je dziedzictwem Pana. Jezus Chrystus powiedział, że nikt nie powinien
przeszkadzać dzieciom przychodzić do Niego. Ostrzegł również, że tych, którzy
dziecko skrzywdzą, należałoby zabić. Powiedział, że jeśli nie staniemy się przed Nim
jak dzieci, to nie wejdziemy do królestwa niebieskiego (patrz: Księga Psalmów 127,
3-5; Ewangelia według św. Mateusza 18, 1-10; Ewangelia według św. Marka 10,13-
16).
Powinniśmy uświadamiać naszym nastolatkom, że są ważne. Niewiele z nich ma
tę pewność. Wielka szkoda, ponieważ działa ona na dzieci wręcz magicznie. Możemy
je przekonać o ich wyjątkowości tylko za pomocą okazywanego im zainteresowania.
Ma to zasadnicze znaczenie dla ich samooceny i w dużym stopniu kształtuje zdolność
do utrzymywania stosunków z innymi ludźmi i kochania ich.
Potrzeba pełnej uwagi jest, moim zdaniem, największą potrzebą nastolatka.
Niestety, zbyt wielu rodziców nie potrafi jej rozpoznać, nie mówiąc już o jej
zaspokojeniu. Dzieje się tak z wielu powodów. Rodzice na przykład robią dla dzieci
inne rzeczy — dają im prezenty, spełniają prośby, przyznają przywileje, co często
staje się substytutem prawdziwego zainteresowania ich sprawami. Te swoiste
świadczenia mogą oczywiście być czymś dobrym, ale nie mogą zastępować uwagi
rodziców. Stosowanie takich substytutów to kusząca alternatywna, ponieważ jest
łatwe i mniej czasochłonne. Lecz nastolatki nie będą lepsze, nie będą się lepiej czuły i
lepiej zachowywały, jeśli nie otrzymają od rodziców tej konkretnej rzeczy — ich
pełnej uwagi.
Priorytety
Nie jestem w stanie wypełniać moich wszystkich obowiązków i wywiązywać się z
zobowiązań tak, jak bym chciał. Po prostu brak mi na to czasu. Jakie więc mam
wyjście? Tylko jedno, które, niestety, nie jest proste — muszę ustalić priorytety,
wytyczyć cele i odpowiednio gospodarować czasem, aby je osiągnąć. Muszę nad
swoim czasem panować i w pierwszej kolejności realizować zadania najważniejsze.
A jakie są wasze priorytety? Jakie miejsce zajmują wśród nich wasze dzieci? Czy
są na pierwszym miejscu waszej listy? Na drugim? Na trzecim? Musicie to ustalić. W
przeciwnym razie dzieci spadną na daleką pozycję i boleśnie odczują, że nie są dla
was najważniejsze.
Tylko my sami możemy zdecydować, co w naszym życiu najbardziej się liczy. A
to życie bywa nieprzewidywalne i czasem ogranicza nasze możliwości zajmowanie się
dziećmi. Dlatego powinniśmy maksymalnie wykorzystać okazje zaplanowane przez
nas samych oraz te, które dają nam nasze nastolatki. Będzie tych okazji mniej, niż
nam się wydaje, ponieważ nasze dzieci są nastolatkami bardzo krótko.
Konieczność ofiarowania pełnej uwagi
Nasza skupiona, pełna uwaga nie jest czymś, co łatwo i bez wysiłku można dać
nastolatkowi, choć to podstawowa potrzeba życiowa każdego dorastającego dziecka.
Sposób jej zaspokajania ma zasadnicze znaczenie dla tego, jak nastolatek będzie
postrzegał samego siebie i jak będzie akceptowany przez swoje środowisko. Jeśli nie
poświęcimy mu naszej pełnej uwagi, zacznie on odczuwać coraz większy niepokój.
Uzna bowiem, że dla jego rodziców wszystko inne jest ważniejsze niż on. Stopniowo
będzie tracił pewność siebie, co niekorzystnie odbije się na jego emocjonalnym i
psychicznym rozwoju.
Łatwo rozpoznać takiego nie doinwestowanego nastolatka. Na ogół bywa on
mniej dojrzały lub pewny siebie niż te nastolatki, których rodzice zaspokoili tę
potrzebę. Często również jest zamknięty w sobie i trudno mu porozumieć się z
rówieśnikami. Gorzej radzi sobie w sytuacjach konfliktowych i zazwyczaj reaguje na
nie nieodpowiednio. Jest zbyt zależny od innych, z rówieśnikami włącznie, i łatwiej
poddaje się presji z ich strony.
Zdarza się jednak i tak, że niektóre młodsze nastolatki (zwłaszcza dziewczęta,
którym ojcowie nie poświęcają uwagi) zachowują się w zupełnie inny sposób. Są
bardzo rozmowne, potrafią manipulować innymi, zwracać na siebie uwagę, a nawet
być uwodzicielskie. Czasem uważa sieje za przedwcześnie rozwinięte i bardziej
dorosłe niż inne dzieci w tym wieku. Ale w miarę upływu lat ich zachowanie wcale nie
staje się naprawdę dojrzałe, lecz zaczyna być coraz bardziej niestosowne. Taki
nastolatek zazwyczaj budzi zastrzeżenia zarówno swoich rówieśników, jak i osób
dorosłych. Ale nawet i w takim wypadku poświęcenie mu dużo uwagi może przynieść
bardzo pozytywne rezultaty. Zwłaszcza wpływ ojca może okazać się zbawienny.
Nastolatek może wtedy ograniczyć samodestrukcyjne zachowanie, pozbyć się
niepokoju i rozwijać dalej normalnie.
Jak okazać zainteresowanie?
Przekonałem się, że najlepszą metodą, pozwalającą poświęcić nastolatkowi
pełną uwagą, jest spędzenie wyłącznie z nim pewnego czasu. Owszem, nie jest to
łatwe. Sam dobrze o tym wiem. Znalezienie wolnego czasu, który spędzimy tylko z
dzieckiem, to rzeczywiście najtrudniejszy element obowiązków rodzicielskich. Nie
oszukujmy się jednak — jeśli chcemy być dobrymi rodzicami, musimy poświęcić na to
sporo czasu. Żyjemy w hiperaktywnym społeczeństwie, toteż nasze nastolatki także
bywają bardzo zajęte. Mają liczne obowiązki i zainteresowania. I właśnie to sprawia,
że nasza pełna uwaga staje się jeszcze bardziej potrzebna. Pamiętajmy bowiem, że
współczesne nastolatki, jak nigdy dotąd, podlegają wpływom spoza środowiska
rodzinnego.
Dlatego koniecznie trzeba wygospodarować trochę wolnego czasu dla własnego
dziecka. Nagroda, jaka nas spotka, zrekompensuje nam nasze wysiłki. Cudownie jest
bowiem widzieć, że nastolatek jest szczęśliwy, pewny siebie, lubiany przez
rówieśników i dorosłych, zachowuje się najlepiej jak potrafi, uczy się i rozwija. Taka
satysfakcja nie przychodzi jednak automatycznie. My, rodzice, musimy za nią
zapłacić. Tą ceną jest właśnie nasz czas, który trzeba spędzić sam na sam z każdym
naszym dzieckiem.
Zawsze starałem się poświęcić swoim dzieciom jak najwięcej mojego czasu. Na
przykład, gdy moja córka Carey w poniedziałkowe popołudnia miała lekcje muzyki w
pobliżu mojego gabinetu, starałem się tak zaplanować wizyty pacjentów, aby móc
odbierać Carey. Po lekcji jechaliśmy do restauracji i razem jedliśmy kolację. Podczas
tych wieczorów, gdy nikt nam nie przeszkadzał, poświęcałem Carey całą moją
uwagę, mogłem słuchać wszystkiego, o czym moja córka chciała mi opowiedzieć.
Tylko w takich chwilach, gdy rodzic nie zajmuje się niczym innym, można wraz
ze swoim dzieckiem rozwijać tę szczególną, trwałą więź, której każde dziecko tak
bardzo potrzebuje. Daje mu ona siłę, pozwalającą spokojnie zmierzyć się z różnymi
sytuacjami życiowymi. Dla dziecka ten wspólnie spędzony czas ma ogromne
znaczenie, a pamięć o nim powraca wtedy, gdy życie staje się trudne — zwłaszcza w
burzliwych latach konfliktów okresu dojrzewania.
Okazując swojemu dziecku zainteresowanie, rodzice mają doskonałą okazję do
nawiązania i utrzymania z nim kontaktu wzrokowego i fizycznego. Ma on szczególne
znaczenie i wywiera duży wpływ na życie nastolatka.
Naprawdę warto szukać wszelkich sposobności umożliwiających ofiarowanie
nastolatkowi jak najwięcej czasu. Na przykład, będąc gdziekolwiek tylko z dzieckiem,
zawsze możemy uzupełnić jego zapasy emocjonalnego paliwa i zapobiec problemom,
które powoduje jego brak. Takie chwile mogą być bardzo krótkie, ale nawet i one
potrafią zdziałać cuda. Liczy się każda chwila, ponieważ gra toczy się o wysoką
stawkę. Co może nas spotkać gorszego niż posiadanie zbuntowanego syna lub córki?
A co może być lepsze niż rozsądne, harmonijnie rozwijające się dziecko?
Owszem, poświęcenie naszej skupionej, pełnej uwagi jest czasochłonne, trudne
do częstego praktykowania i stanowi obciążenie dla zmęczonych rodziców. Lecz
jednocześnie jest to najskuteczniejsza metoda uzupełniania emocjonalnego paliwa w
pojemniku naszego nastolatka oraz najlepsza inwestycja w jego przyszłość.
Im starsze dzieci, tym dłuższy powinien być czas, który poświęcamy wyłącznie
im. Starsze dzieci potrzebują dłuższej rozgrzewki. Nie od razu są w stanie się
otworzyć i szczerze podzielić swoimi najskrytszymi myślami—zwłaszcza tymi, które są
źródłem niepokoju i wątpliwości.
Dzieci wchodzące w okres dojrzewania powinny spędzać w gronie rodzinnym
więcej, a nie mniej czasu. Błędne jest założenie, że skoro nastolatki tak szybko stają
się niezależne i pragną coraz więcej swobody, to można poświęcać im mniej czasu.
Wielu rodziców popełnia ten najbardziej niebezpieczny błąd. Gdy ich dzieci wkraczają
w wiek dojrzewania i brną przez ten trudny dla nich okres, rodzice często
wykorzystują wolny czas na zaspokajanie swoich własnych potrzeb, np. na rozrywki.
Wszystkie znane mi nastolatki interpretują to jako odrzucenie. Uważają, że rodzicom
coraz mniej na nich zależy.
Młodzież w wieku dojrzewania bardziej niż kiedykolwiek przedtem potrzebuje
rodzicielskiego czasu i uwagi. Bardzo młodzi ludzie każdego dnia są poddawani
różnym wpływom, a wielu z nich, niestety, ma niezdrowy, nieodpowiedni, a czasem
wręcz szkodliwy lub destrukcyjny charakter. Jeżeli chcemy, aby nastolatek potrafił
sprostać wyzwaniom współczesności, to musimy spędzać z nim konstruktywnie dużo
czasu; szczególnie jeśli dziecko przeżywa typowe dla okresu dojrzewania rozterki.
Jeżeli postaramy się zaspokoić potrzeby emocjonalne nastolatka, nabierze on
pewności siebie i przekonania, że potrafi dokonać wyboru wartości, które będzie
stosował w życiu. Rozwinie też w sobie wewnętrzną siłę, która pozwoli mu
przeciwstawić się szkodliwym wpływom ludzi nie dbających o jego dobro, lecz
pragnących go po prostu wykorzystać.
Okazywanie zainteresowania nie jest łatwym zadaniem, zwłaszcza jeśli nasze
dziecko nie chce komunikacji z nami. co jest typowe dla początkowego i środkowego
etapu okresu dojrzewania. Warto pamiętać, że bariera psychologiczna, którą otacza
się humorzasty nastolatek, bywa trudna do sforsowania, a on sam potrzebuje dużo
czasu, aby trochę ją obniżyć.
Ale, gdy to w końcu uczyni, jest w stanie dobrze porozumieć się z nami i
podzielić się tym, co naprawdę go nurtuje. A więc jak brzmi magiczne słowo? CZAS.
Pamiętam, jak nasza Carey miała czternaście lat. Cóż to był za rok! Carey
znajdowała się w typowej, przejściowej fazie dojrzewania i często porozumiewała się
z otoczeniem wyłącznie monosylabami np. „aha", „uhm" i słowem „co?".
Dokonałem wówczas dwóch ważnych odkryć. Po pierwsze, absolutnie
nieskuteczną i szkodliwą metodą jest w tym okresie zmuszanie dziecka do mówienia
o jego przeżyciach i problemach. Chociaż bardzo korciło mnie, aby zasypać Carey
pytaniami, natychmiast przekonałem się, że to zasadniczy błąd, który tylko pogarsza
sytuację. Po drugie, okazało się, jak ważne jest poświęcenie przynajmniej
dwudziestu—trzydziestu minut na lekką rozmowę lub wspólną rozrywkę. Te pół
godziny, kiedy Carey nie czuła presji zmuszającej do zwierzeń, przynosiło wspaniałe
rezultaty. Stopniowo się relaksowała i wkrótce oboje mogliśmy szczerze mówić o
tym, co myślimy i czujemy.
Jedną z najbardziej skutecznych metod umożliwiających takie porozumienie było
pójście z Carey do restauracji. Zawsze wybierałem lokal, w którym obsługa była
najwolniejsza w całym mieście, i porę największego tłoku, abyśmy musieli czekać w
kolejce na stolik. Gdy już przy nim usiedliśmy, kilka razy mówiłem kelnerce, że
jeszcze nie zdecydowaliśmy, co zamówić. W ten sposób grałem na zwłokę, aby Carey
miała wystarczająco dużo czasu na rozgrzewkę. Jedliśmy powoli, zamawiałem też
deser, czego na ogół unikam, a potem jeszcze powoli popijałem kawę.
Nie przynaglałem Carey do rozmowy, a wspólna kolacja sprawiała, że moja
córka czuła się w mojej obecności najzupełniej swobodnie, bo nie musiała nic mówić.
Taką sytuację stwarza np. stanie w kolejce, a także łowienie ryb, polowanie, wspólna
wędrówka, podróż (krótka lub długa), gra (na przykład w karty), wyprawa do teatru
lub filharmonii. Jeśli nastolatek przebywa w towarzystwie ojca lub matki i nie czuje
presji skłaniającej do zwierzania się, to stopniowo przestaje zachowywać się
defensywnie i zaczyna rozmawiać początkowo o głupstwach, a później o sprawach
coraz ważniejszych.
Gdy kończyliśmy kolację, Carey na ogół już chętnie paplała, choć wciąż o mało
istotnych sprawach, o zajęciach sportowych, nauczycielach, lekcjach i pracach
domowych. Wtedy zazwyczaj regulowałem rachunek i szliśmy do samochodu.
W tym miejscu chciałbym dodać pewną interesującą informację. Gdy
prowadzimy auto, mając za pasażera nastolatka (zwłaszcza jeśli są z nim jego
rówieśnicy), to jakby tracimy swą osobowość i wydaje się, że jesteśmy częścią
pojazdu. W każdym razie nastolatki traktują nas wtedy jak coś w rodzaju
przedłużenia kierownicy. Mojej żonie i mnie bardzo odpowiada taka ich postawa,
ponieważ zachowują się one wówczas całkiem naturalnie. Dzięki temu wspólne
podróże były dla nas obojga niezmiernie kształcące.
Wróćmy jednak do Carey i do mnie. Wsiadaliśmy do samochodu i zazwyczaj,
gdy byliśmy jakiś kilometr— dwa od domu, Carey w końcu zaczynała mówić o
rzeczach, które naprawdę były dla niej ważne. Na przykład o przyjaźniach i
sympatiach w gronie rówieśników, o układach rodzinnych, o presji brania
narkotyków. Oczywiście nigdy nie wyczerpywaliśmy tematu przed przyjazdem do
domu. Nastolatki, świadomie lub nieświadomie, stosują bowiem pewien chwyt.
Mówiąc o ważnych sprawach, pragną jednocześnie mieć wygodną furtkę. Muszą
czuć, że w każdej chwili mogą z niej skorzystać, jeżeli ujawnienie ich najskrytszych
uczuć wywoła nieodpowiednią reakcję rodziców. Czego nastolatki najbardziej wtedy
się obawiają? Na pewno nie innego zdania, lecz gniewu, dezaprobaty, wyszydzania
lub odrzucenia. Furtka daje im niezbędne poczucie bezpieczeństwa, ponieważ mogą
przez nią uciec, jeśli poczują się w jakiś sposób zagrożone.
Właśnie dlatego Carey dopiero w pobliżu domu dzieliła się ze mną tym, co było
dla niej naprawdę istotne. Nasze rozmowy wtedy rzeczywiście nabierały rumieńców.
Carey czasem udawała, że mówi o problemach któregoś z jej rówieśników. To
ulubiona sztuczka nastolatków, którą stosują wówczas, gdy chcą porozmawiać o
krępujących, wprawiających w zakłopotanie i trudnych sytuacjach.
Czasem nastolatek pragnie przedyskutować z rodzicem jakiś problem, ale nie
potrafi zainicjować takiej rozmowy. Zdarza się, że w takim wypadku posługuje się
sygnałami, które mogą przybierać różne formy. Nastolatek, który chce porozmawiać,
lecz nie potrafi tego zrobić, może zacząć od czegoś zupełnie innego niż to, co
naprawdę go nurtuje. Na przykład, zadaje pytanie na temat pracy domowej. Pyta
rodziców, jak minął im dzień. Lub rzuca uwagę dotyczącą swojego dnia w szkole.
Rodzice muszą być wyczuleni na takie z pozoru nic nie znaczące lub
niezrozumiałe odezwania. W rzeczywistości bowiem są one swoistą prośbą nastolatka
o poświęcenie mu uwagi. Nasz nastolatek próbuje nas wyczuć, delikatnie sprawdza,
w jakim jesteśmy nastroju, i czy bezpiecznie prowokować nas do rozmowy o
kłopotliwej dla niego sprawie.
Innym razem może chcieć przetestować nasze opanowanie, mówiąc coś, co
prawdopodobnie nas zdenerwuje lub przynajmniej zirytuje. To doskonały sposób,
żeby się przekonać, czy można nam zaufać i zwierzyć się z problemu, który go
rzeczywiście absorbuje. Jeżeli zareagujemy emocjonalnym wybuchem, zwłaszcza
gniewem lub krytyką, nastolatek uzna, że podobnie zareagujemy na jego problem. A
więc i w tym wypadku warto zachować spokój i panować nad sobą. Im więcej
okażemy opanowania, tym bardziej otwarty i szczery wobec nas będzie nastolatek.
Takie okazje są po prostu bezcenne. Jeżeli je przegapimy i zamkniemy przed
naszym dzieckiem drzwi, to poczuje się ono odrzucone. Natomiast jeśli zachowamy
czujność i zauważymy te subtelne podchody, to możemy odpowiednio zareagować i
pomóc mu. Będzie to również przekonujący dowód, że je kochamy i umiemy wyczuć
jego potrzeby.
Pamiętam wiele takich okazji z czasów, gdy Carey miała jedenaście-dwanaście
lat. Najczęściej wybierała chwilę, kiedy byliśmy z żoną sami i było mało
prawdopodobne, aby ktoś nam przeszkodził. Łatwo zgadnąć, o jaką porę chodzi —
oczywiście o tę, kiedy Pat i ja właśnie zamierzaliśmy zgasić światło i iść spać. Nasi
młodsi synowie już dawno smacznie spali, więc nie musiała obawiać się konkurencji.
Drzwi do naszej sypialni leciutko się uchylały i pojawiała się Carey. Nieśmiało pytała,
czy mogłaby pożyczyć coś z naszej łazienki. Brała tę rzecz i wychodząc z pokoju,
mówiła: „A przy okazji... "
Nie sposób przecenić znaczenia tego dobrze znanego zwrotu „A przy okazji..."
lub czegoś podobnego. Czy wiecie, co on zazwyczaj oznacza, gdy pada z ust
nastolatka? Znacz}' on tyle: Zaraz powiem wam, po co naprawdę tutaj przyszedłem.
Ale najpierw muszę wiedzieć, czy jesteście w dobrym humorze i czy macie ochotę
mnie wysłuchać. Czy mogę zwierzyć się wam z czegoś bardzo osobistego? Czy
przyjmiecie to do wiadomości i mi pomożecie, czy też wykorzystacie to przeciwko
mnie? Czy mogę wam zaufać?
Jeżeli w takiej chwili nie okażemy nastolatkowi pełnego zainteresowania, uzna
on, że odpowiedź brzmi „nie". Natomiast jeżeli skupimy na nim uwagę i wysłuchamy
go, pozwalając mu kierować rozmową, to bez obaw opowie nam o swoim problemie.
Dlatego zawsze powinniśmy umieć zauważyć owe sygnały oraz słynny zwrot „A przy
okazji... ".
Pamiętam, że czasem próbowałem robić unik i na przykład mówiłem Carey,
żeby na pewno zgasiła światło. I wtedy czułem pod kołdrą znaczące kopnięcie w
kostkę, ponieważ moja żona doskonale wiedziała, o co Carey chodzi i zamierzała dać
jej to cenne dobro, czyli nasze zainteresowanie. Carey zaczynała więc najpierw
paplać o głupstwach i stopniowo przechodziła do spraw najważniejszych. Przysiadała
w nogach naszego łóżka, a po chwili już tam leżała, oparta na łokciu i rozwijała swój
monolog. W końcu docierała do sedna sprawy. Kiedyś na przykład powiedziała: „Nie
wiem, czy Jim jeszcze mnie lubi. On tak bardzo się zmienił". Takie wyznanie chyba
było dla Carey trudne. Musiała więc najpierw się upewnić, że sytuacja sprzyja
szczerości. Dlatego skorzystała z pretekstu, aby rozpocząć rozmowę z nami i
sprawdzić, w jakim jesteśmy nastroju.
Istnieje jeszcze jeden aspekt podobnych sytuacji. Rzecz w tym, żeby szczerego
wyznania naszego nastolatka nie zbyć banalną odpowiedzią. To dla niego znak, że
jego problem nie ma żadnego znaczenia. Nie wolno nam tak traktować naszego
dziecka. Musimy mieć poważny stosunek do nastolatków, starannie przeanalizować
razem z nimi ich problem i pomóc im znaleźć logiczne i sensowne rozwiązanie.
Postępując w ten sposób nie tylko udzielimy dobrej rady, lecz — co ważniejsze —
umocnimy uczuciową więź łączącą nas z naszym dzieckiem.
Pomagając im rozwiązywać ich problemy, możemy również uczyć ich logicznego,
racjonalnego myślenia i analizowania związków przyczynowo-skutkowych. Tylko
dzięki umiejętności rozumowania nastolatek może nauczyć się odróżniać dobro od zła
i zbudować odpowiedni system wartości.
Poczucie winy i zazdrość
Aby rozumieć przyczyny większości problemów młodzieży, trzeba dobrze poznać
tę społeczność. Przypomina ona skupisko kurczaków —zarówno nastolatki, jak i
kurczęta potrafią nieźle dziobać. Społeczność młodzieży nie jest jednorodna, ale
zasadniczo opiera się ona na popularności i akceptacji. Naprawdę warto wiedzieć,
jakie miejsce zajmuje nasze dziecko w tym układzie. Dlaczego? Ponieważ źródłem
najbardziej bolesnych młodzieńczych problemów są sprawy związane z rówieśnikami,
a w grę wchodzi na ogół przynajmniej jedno z następujących uczuć: zazdrość,
poczucie winy, gniew i przygnębienie. Gniew i depresję omówimy bardziej
szczegółowo w następnych rozdziałach. Teraz zajmijmy się zazdrością i poczuciem
winy.
Kontakty z rówieśnikami często bywają powodem problemów, które wywołują w
nastolatkach poczucie winy lub zazdrość. Większość nastolatków, niestety, nie potrafi
zidentyfikować tych uczuć. Dlatego doświadczając ich, cierpią lub czują się zagubieni.
Jeżeli problem nastolatka wiąże się z rówieśnikiem mniej od niego ważnym w
społeczności młodzieżowej, to prawdopodobnie będzie miał poczucie winy. Jeśli zaś
ów rówieśnik zajmuje lepsze miejsce, nastolatek prawdopodobnie będzie czuł
zazdrość. Gdy pojawia się konflikt interesów lub pozycji, to powodowany zazdrością
nastolatek zajmujący słabszą pozycję spróbuje wzbudzić w tym uprzywilejowanym
poczucie winy.
Ważne jest, aby rodzice orientowali się, jaką pozycję w konflikcie zajmuje ich
dziecko i prawidłowo zidentyfikowali uczucia, z którymi ono się zmaga. Wyjaśnienie
mu panującej sytuacji będzie dla niego korzystne z kilku powodów.
— Pozwoli mu dokładnie zrozumieć, co się dzieje i dlaczego.
— Pomoże mu stwierdzić, czy uczynił coś złego.
— Pomoże mu poradzić sobie z daną sytuacją oraz z innymi podobnymi do niej.
Na przykład, jeśli nasz nastolatek czuje się winny, to warto przeanalizować
sytuację, która do tego doprowadziła. Zazwyczaj okazuje się, że dziecko wcale nie
ma powodów do poczucia winy, a prawdziwy problem to w rzeczywistości zazdrość
odczuwana przez innego nastolatka.
Jeśli zaś nastolatek jest zazdrosny, to na dobre wyjdzie mu uświadomienie sobie
tego uczucia i zrozumienie jego przyczyn. Wtedy my, rodzice, możemy pomóc
dziecku rozwiązać problem. Powinno ono albo zrozumieć, że nie ma podstaw do
zazdrości (jeśli to prawda), albo nauczyć się, jak pokonywać swoją zazdrość (jeśli jest
uzasadniona).
Gdy Carey wygrała konkurs na Miss Nastolatek, prawie wszyscy jej rówieśnicy
cieszyli się z tego i byli z niej bardzo dumni. Ale któregoś wieczoru, wkrótce po
wyborach, Carey przyszła bardzo przygnębiona. Okazało się, że czuła się winna z
powodu swojego sukcesu. Jakaś zawistna koleżanka powiedziała bowiem coś
takiego: „Oto nasza wielka gwiazda! Całkiem przewróciło się jej w głowie!".
Ta kąśliwa uwaga zepchnęła Carey na dno rozpaczy (co w tego rodzaju
okolicznościach jest typową reakcją nastolatków). Matka pomogła Carey zrozumieć
jej poczucie winy — wyjaśniła córce, że nie zrobiła ona nic złego i po prostu dała się
opanować nieuzasadnionym wątpliwościom.
Przykład Carey ilustruje problem poczucia winy i zazdrości, często
doświadczanych przez nastolatki. Aby więc umożliwić dzieciom w tym wieku
prawidłowy rozwój emocjonalny, koniecznie trzeba nauczyć je uświadamiać sobie i
rozumieć odczuwane przez nie uczucia oraz wyjaśnić, jak mają radzić sobie z nimi.
Jeśli bowiem nie posiądą tej sztuki, to łatwo mogą stać się ofiarami
manipulacji przez
wzbudzanie poczucia winy.
Poczucie winy jako narzędzie manipulacji
Jest to problem wielu współczesnych nastolatków. Im większa jest wrażliwość
młodego człowieka, tym łatwiej można nim manipulować, posługując się poczuciem
winy. Z kolei nastolatki mniej wrażliwe są bardziej skłonne do stosowania tego typu
manipulacji.
Cały manewr jest dosyć prosty. Osoba manipulująca w jakiś sposób wzbudza
poczucie winy u osoby manipulowanej, gdy ta nie chce spełnić żądania drugiej
strony. Klasycznym, a jednocześnie jednym z najbardziej drastycznych przykładów
jest sytuacja, w której chłopak skłania dziewczynę do stosunku seksualnego,
mówiąc: „Zgodziłabyś się, gdybyś naprawdę mnie kochała".
Rodzice poddanego takiej manipulacji wrażliwego nastolatka mają świetną
okazję, aby wyjaśnić swojemu dziecku mechanizm tego postępowania oraz pokazać,
jak w takim przypadku postępować. Nastolatek powinien wiedzieć trzy rzeczy:
— jak rozpoznać manipulowanie przez wzbudzanie poczucia winy,
— rozumieć, że jest ono szkodliwe i nieetyczne — że to coś złego,
— pamiętać, że normalną i w pełni uzasadnioną reakcją na manipulowanie jest
gniew.
Czytając przypowieść o konfrontacji między Jezusem Chrystusem a kupcami w
świątyni, widzę, że elementem, który wzbudził gniew Jezusa Chrystusa, była
manipulacja. Przychodzący do świątyni ludzie musieli składać ofiarę, aby wypełnić
swoje religijne obowiązki. Gdyby nie złożyli ofiary ze zwierzęcia, mieliby poczucie
winy. Tam, gdzie Jezus Chrystus używa określenia „jaskinia zbójców", stosowano
manipulowanie za pomocą wzbudzania poczucia winy (Ewangelia według św.
Mateusza 21, Ewangelia według św. Marka 11, Ewangelia według św. Łukasza 19,
Ewangelia według św. Jana 2).
Pamiętam, jak na sesje terapeutyczne przychodziła do mnie piękna
szesnastoletnia Claudia. Była wyjątkowo wrażliwą dziewczyną pogrążoną w głębokiej
depresji. Podczas naszych rozmów odkryłem, że chłopak Claudii manipulował nią
przez wywoływanie poczucia winy. Jak to na ogół bywa wśród nastolatków, Claudia
nie była świadoma swojej wrażliwości i tego, że wpadła w depresję, nie mówiąc już o
tym, że jest obiektem manipulowania. Najpierw więc powiedziałem dziewczynie o jej
wrażliwości. Wyjaśniłem Claudii, jak łatwo ją zranić i sprawić, że poczuje się winna.
Następnie wytłumaczyłem jej, w jaki sposób inni ludzie, a zwłaszcza jej chłopak, są w
stanie nad nią panować, wzbudzając w niej poczucie winy, jeżeli ona nie robi tego,
czego oni sobie życzą.
Claudia początkowo nie rozumiała, o czym mówiłem. Podałem więc przykład z
innej dziedziny. Powiedziałem: ,,Claudio, ja też jestem osobą wrażliwą, ale dopiero
kilka lat temu przekonałem się, jak niektórzy ludzie mogą mną manipulować, budząc
we mnie poczucie winy. Gdy skończyłem studia medyczne, postanowiłem sprzedać
swój dom. Nie umiałem sam się tym zająć, toteż zleciłem sprzedaż agencji
zajmującej się handlem nieruchomościami. Kilka dni później zjawił się u mnie
znajomy student medycyny, który zamierzał odbyć praktykę lekarską w miejscowym
szpitalu. Chciał kupić mój dom, ale bez pomocy pośredników, aby oszczędzić na
związanych z tym kosztach. Odparłem, że nie mogę zgodzić się na taki wariant,
ponieważ dom już został zarejestrowany w agencji i zobowiązałem się skorzystać z
jej usług. Tego samego dnia wieczorem pracownik agencji poinformował mnie, że
ma klienta (nie był nim mój kolega). Przyjąłem tę ofertę. Wieść o tym rozzłościła
mojego znajomego. Próbował namówić mnie do zmiany decyzji i sprzedania domu
jemu. Twierdził, że po znajomości powinienem iść mu na rękę. Argumentował
również, że podczas mojej praktyki będę zarabiał więcej od niego, a poza tym mój
dom miał już pięć lat i, zdaniem kolegi, nie był wart tyle, ile zamierzał za niego
zapłacić klient agencji".
Opowiedziałem Claudii o tej sprawie i spytałem: „Widzisz Claudio, jak ten
człowiek usiłował mną manipulować? Chciał wzbudzić we mnie poczucie winy i w ten
sposób skłonić mnie do sprzedania jemu mojego domu".
Oczy Claudii rozbłysły. Zrozumiała, dlaczego tak słabo panowała nad swoim
życiem. Gdy spotkałem się z nią następnym razem, Claudia była w znacznie lepszym
nastroju. Prawie całkiem pokonała swoją depresję. Uczyła się podejmować rozsądne
decyzje dotyczące swojej osoby i wiedziała, że nie może pozwolić, aby ktoś
stymulował jej poczucie winy i w ten sposób osiągał swoje cele.
Rodzice także absolutnie nie powinni tego robić. Łatwo wpaść w tę pułapkę i
kierować nastolatkiem, wzbudzając w nim poczucie winy, zwłaszcza jeśli dziecko jest
wrażliwe. Pamiętajmy o tym, że nastolatek manipulowany poczuciem winy przez
swoich rodziców7 łatwo stanie się obiektem manipulowania przez innych ludzi.
Jak najskuteczniej chronić nastolatki przed takim wykorzystywaniem? Należy
okazywać im bezwarunkową miłość oraz okazywać im zainteresowanie i w tym
kontekście uczyć dzieci dostrzegania manipulacji innych osób. Dzięki temu nastolatki
będą wiedziały, czego powinny unikać.
5
Kontakt fizyczny i wzrokowy
W dzisiejszych czasach istnieje nie spotykana dotąd liczba zewnętrznych
czynników, które wpływają na nastolatki. Niektóre z tych czynników są niezdrowe,
czasem złe lub destrukcyjne. Mogą one mieć duży wpływ na te spośród naszych
dzieci, które czują się niekochane i zaniedbane, i z tego powodu bezbronne. Często
padają ofiarą pozbawionych skrupułów ludzi, którzy uwodzą spragnionych uczuć
młodych, poświęcając im trochę swego czasu, uwagi i uczuć.
Lata umykają bardzo szybko. Jako rodzice mamy bardzo mało czasu i okazji, by
przekazać dziecku naszą bezwarunkową miłość. Ale musimy pamiętać, aby
codziennie uzupełniać w jego pojemniku zapasy emocjonalnego paliwa. Dzięki temu
nastolatek będzie mógł prawidłowo się rozwijać i w końcu stać się człowiekiem, który
potrafi racjonalnie myśleć, dbać o swoje dobro i odpowiednio panować nad sobą.
Tylko wtedy, gdy on naprawdę uwierzy, że kochamy go bezwarunkowo, będziemy
mieć na niego taki wpływ, jaki rodzice powinni wywierać na swoje dziecko.
Oczywiście mówimy mu, że go kochamy, ale oprócz tego musimy udowodnić mu to
praktycznie przez nasze zachowanie.
W codziennych stosunkach z dziećmi konieczny jest kontakt fizyczny i
wzrokowy. Oba powinny być naturalne, serdeczne i akceptowane przez obie strony.
Dziecko czy nastolatek wychowujący się w rodzinie, w której wszyscy pozostają ze
sobą w bliskim kontakcie, będą bardziej zadowoleni z siebie i swobodniejsi w
towarzystwie innych ludzi. Będą również łatwiej komunikować się z otoczeniem i w
konsekwencji będą lubiani i świadomi własnej wartości.
Odpowiedni i wystarczająco częsty kontakt wzrokowy i fizyczny to najcenniejsze
z prezentów, jakie możemy ofiarować naszemu nastolatkowi. Podobnie jak skupiona
uwaga, są jednym z najbardziej skutecznych sposobów napełniania pojemnika emocji
naszego nastolatka i tworzenia warunków do jego harmonijnego rozwoju.
Kontakt wzrokowy
Jednym z zasadniczych powodów, z jakich kochającym rodzicom nie udaje się
przekazać nastolatkowi ich bezwarunkowej miłości, jest brak kontaktu wzrokowego.
Patrzenie sobie w oczy nie tylko poprawia porozumiewanie się w rodzinie, ale również
zaspokaja emocjonalne potrzeby nastolatka. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego,
że kontakt wzrokowy służy do wyrażania wielu uczuć — smutku, złości, nienawiści,
gniewu i miłości. W niektórych rodzinach rodzice i nastolatki zadziwiająco rzadko
patrzą sobie w oczy. A kiedy już to robią, to często w nieprzyjemnych okolicznościach
— na przykład wtedy, gdy nastolatkowi prawi się kazanie lub wydaje konkretne
polecenia. Im częściej wyrażamy wzrokiem miłość do dziecka, tym bardziej będzie
ono czuło się emocjonalnie doinwestowane i pewne uczuć swoich rodziców.
Nasz nastolatek nic zawsze wykazuje chęć nawiązania kontaktu wzrokowego.
Czasem będzie go bardzo potrzebował, kiedy indziej zaś może wręcz unikać naszego
spojrzenia. Ale nawet przy takiej skali wahań uczy się on pewnych wzorców takiego
kontaktu, obserwując w domu innych członków rodziny.
Kiedyś zjawił się w moim gabinecie siedemnastoletni Bruce. Wysoki, dobrze
zbudowany, przystojny chłopak był bardzo dobrym uczniem i sportowcem. Miał także
miłą osobowość. Mimo tych wspaniałych zalet, Bruce wydawał się pełen kompleksów.
Oczywistym przejawem jego niskiego mniemania o sobie był prawie całkowity brak
kontaktu wzrokowego. Podczas naszej rozmowy Bruce tylko parę razy podniósł
wzrok. A gdy już spojrzał mi w oczy, nasz kontakt wzrokowy trwał tylko przez ułamek
sekundy. Wyjaśniłem Brucerowi, że typowy dla niego, minimalny kontakt wzrokowy
ma duży wpływ na jakość stosunków z innymi ludźmi. Bruce rzadko patrzył ludziom
w oczy, co w konsekwencji pogarszało jego opinię o sobie samym. Dlaczego? Otóż
ludzie czuli się trochę skrępowani towarzystwem Bruce'a — uważali, że on ich
lekceważy lub ignoruje. Z ulgą kończyli rozmowę z chłopakiem, który wprawiał ich w
zakłopotanie. On zaś opacznie tłumaczył sobie to, że jego rozmówcy szybko się
oddalali. Ich zachowanie interpretował jako odrzucenie i czuł się wart coraz mniej.
Nic dziwnego, że Bruce w końcu nabawił się kompleksów, choć nie było ku temu
żadnych przyczyn. Na szczęście udało mi się wytłumaczyć Bruce’owi, że jego niska
samoocena wynika z błędnej interpretacji faktów. Pomogłem mu również
przyzwyczaić się do pełnego kontaktu wzrokowego ze swoimi rozmówcami.
Jeżeli nasz nastolatek przyswoił sobie niewłaściwy model kontaktu wzrokowego,
możemy po prostu powiedzieć mu, że to błąd i jak należy go naprawić. Jakość
kontaktu wzrokowego może mieć decydujący wpływ na odniesienie sukcesu lub
porażkę w wielu życiowych sytuacjach.
Czasem trudno obdarzyć nastolatka serdecznym, ciepłym spojrzeniem,
szczególnie gdy jest dla nas nieprzyjemny i mało komunikatywny. Zdarza się, że
trudno z nim porozmawiać, zwłaszcza jeśli odpowiada na nasze pytania
monosylabami.
Ten przykry brak komunikatywności zazwyczaj jest skutkiem jednego z trzech
powodów:
- Pierwszy to cofnięcie się do wcześniejszego etapu psychoseksualnego rozwoju (ten
temat omówimy w rozdziale szóstym). W tym wypadku nastolatek stara się
zneutralizować konflikt, który miał miejsce w przeszłości.
— Drugi to nagłe, silne dążenie do niezależności — nastolatek wówczas odczuwa
potrzebę odseparowania się od rodziców.
— Trzeci to uczucie głębokiej krzywdy wywołanej zatargiem z rówieśnikami.
W takich okresach smutku, wycofania się i milczenia nastolatek zazwyczaj
niechętnie odnosi się do przejawów miłości okazywanej mu przez rodziców. Nie
należy wtedy popełniać błędu i narzucać się lub dręczyć go pytaniami. Rodziców
często irytuje, gdy nastolatek zamyka się w sobie. Za wszelką cenę usiłują
sprowokować go do rozmowy i zarzucają gradem pytań typu: „Jaki miałeś dzień?",
„Jak ci poszło w szkole?", „Dobrze się bawiłeś?", „Kto był na prywatce?" itp. Takie
indagacje mogą zdenerwować każdego, kto akurat nie ma nastroju do rozmowy.
Cały sekret polega na tym, aby
być dostępnym. Oznacza to, że zamiast w
danym momencie zmuszać dziecko do podjęcia rozmowy, lepiej po prostu zawsze
być do niej gotowym, gdy tylko ono ma ochotę i czuje taką potrzebę.
Wkraczając w okres dojrzewania, nasze dziecko zaczyna podlegać presji dążenia
do niezależności, seksualnej ekspresji i bycia akceptowanym przez rówieśników. Musi
rozwinąć w sobie umiejętność przeciwstawiania się tym wewnętrznym i zewnętrznym
naciskom, aby nie dać się zdominować. Niestety, czasem stosuje najprostsze i
najłatwiejsze metody, zamyka się w sobie, unika kontaktu z otoczeniem i pogrąża się
w smutku.
Takie prymitywne sposoby obrony mogą zostać przezwyciężone tylko dzięki
naszym dobrym relacjom z dzieckiem. Jedynym odpowiednio rozsądnym i
konstruktywnym podejściem jest przeczekanie tego okresu. Musimy w tym czasie być
dla nastolatka
dostępni, aby miał możliwość zwrócić się do nas wtedy, gdy do tego
dojrzeje.
Oczywiście istnieją pewne sposoby, dzięki którym możemy złagodzić ten trudny
okres. Omówimy je nieco później. Natomiast teraz jest ważne, abyśmy zrozumieli, że
zwalczanie stosowanych przez dziecko metod obronnych i zmuszanie go do
komunikowania się z nami może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Zdolność nastolatka do podtrzymywania kontaktu wzrokowego waha się w
zależności od tego, jak bardzo broni się przed światem zewnętrznym. Małe dziecko
prawie zawsze bywa podatne na kontakt wzrokowy. Natomiast wchodząc w wiek
dojrzewania, czasem celowo powstrzymuje się od nawiązywania tego kontaktu z
osobami ze swojego otoczenia.
Nie dopuszczajmy do tego, żeby owa skłonność do unikania kontaktu
wzrokowego wyprowadzała nas z równowagi. Spróbujmy ją zaakceptować.
Pamiętajmy o tym, że jeśli będziemy przez cały czas dostępni dla naszego nastolatka,
to on na pewno zwróci się do nas, gdy jego zbiornik emocji całkiem się opróżni.
Wtedy chętnie nawiąże z nami kontakt wzrokowy i stanie się komunikatywny. Dla
jego wyobrażenia o sobie, poczucia własnej wartości i psychicznego rozwoju
niezmiernie ważna jest pewność, że jesteśmy dostępni, ilekroć on będzie nas
potrzebował.
Kontakt fizyczny
Nastolatek potrzebuje od swoich rodziców bezustannego zapewniania, że jest
kochany i akceptowany. Wielu rodziców nie ma pewności co do tego, w jaki sposób
to robić.
Niektórzy próbują nadmiernego obdarowywania prezentami. Dają swoim
dzieciom na przykład samochód, sprzęt stereofoniczny i sportowy, aby nie czuły się
gorsze od rówieśników. Dobra materialne same w sobie oczywiście nie są złe, ale nie
mogą być substytutem tego, czego nastolatki potrzebują najbardziej —
bezwarunkowej miłości. Zdarza się również, że rodzice przyznają dzieciom różne
przywileje, na przykład pozwalając nastolatkom robić rzeczy nieodpowiednie. Znam
sporo rodziców, którzy nie mają nic przeciwko temu, aby ich dzieci uczestniczyły w
przyjęciach, na których podaje się alkohol, zażywa narkotyki i nikogo nie dziwi
wzbudzanie seksualnych podniet. Niewiele nastolatków opiera się tym pokusom, a
presja wywierana na młodzież jest coraz większa. Mimo to coraz rzadziej rodzice
potrafią pomóc swoim nastolatkom wybrać odpowiednią drogę przez życie. Dlaczego?
Ponieważ wcześniej nie umieli ich przekonać, że są kochane, akceptowane i ważne.
Odpowiedni i stale podtrzymywany kontakt fizyczny to naturalna droga
przekonania nastolatka o naszej miłości. Ta metoda jest szczególnie skuteczna
wtedy, gdy nastolatek unika rozmowy, jest smutny, nieufny i ma zmienne nastroje.
W takich chwilach kontakt wzrokowy może być trudny lub wręcz niemożliwy,
natomiast prawie zawsze można skutecznie nawiązać kontakt fizyczny. Jest mało
prawdopodobne, aby nastolatek zareagował negatywnie na przelotne dotknięcie w
ramię lub w plecy. Wyobraźmy sobie na przykład, że siedzi w fotelu i ogląda
telewizję. Cóż prostszego, jak lekko pogłaskać go po ramieniu, gdy przechodzimy
obok. Nasz nastolatek pewnie nawet tego nie zauważy, ale
zarejestruje to jego
umysł. Warto o tym pamiętać i stosując często małe dawki fizycznego kontaktu,
bezustannie przypominać nastolatkowi, że go kochamy. Od czasu do czasu zaś warto
te dawki zwiększać.
Nawet wtedy, gdy nastolatek unika rozmowy, kontakt fizyczny jest doskonałą
metodą przypominającą dziecku, że troszczymy się o nie. Dopóki
pełna uwaga
naszego nastolatka jest skupiona na czymś innym, my jesteśmy w stanie przedłużać
kontakt fizyczny,
mimo że jasno nie wyraził takiej potrzeby. Przypuśćmy, że jest on w
szczególnie złym nastroju i nas to niepokoi. Udaje się nam wciągnąć dziecko do
rozmowy o czymś, co odwraca jego uwagę
od niego samego i kieruje ją w inną
stronę, na przykład na rysunki lub fotografie. Dobrze jest wykorzystać takie sytuacje,
kładąc rękę na ramieniu lub plecach dziecka. Na ogół znamy je wystarczająco
dobrze, aby wiedzieć, jaką porcję kontaktu fizycznego zaakceptuje w danym
momencie.
Czasem zdarza się, że nastolatek nie jest w stanie świadomie przyjąć naszego
dotyku. Nie oznacza to. że wtedy musimy w ogóle z niego zrezygnować. Możemy go
podjąć w chwili, gdy uwaga naszego nastolatka jest na czymś skupiona i dlatego on
nawet
nie uświadomi sobie zaistnienia tego kontaktu. Mimo to efekt będzie
pozytywny, wzmocni bowiem przeświadczenie nastolatka, które on sam mógłby
przedstawić następująco: „Moja matka i ojciec kochają mnie i zależy im na mnie
nawet wówczas, gdy nie mam ochoty na rozmowę z nimi".
Istnieją również inne możliwości kontaktu fizycznego z nastolatkami. Pamiętam,
że nasz syn Dawid jako trzynastolatek często nadwerężał sobie podczas zajęć
sportowych jakiś mięsień. Bez wahania prosił mnie o pomasowanie bolącego miejsca.
Z chęcią to robiłem — między innymi dlatego, że była to doskonała okazja do
kontaktu fizycznego.
Kiedyś zdarzyło się, że nasza córka Carey źle skoczyła z trampoliny i mięśnie jej
szyi wymagały masażu. To też była okazja do pozytywnego kontaktu fizycznego.
Na szczęście wszystkie nasze dzieci lubiły pieszczotliwe głaskanie i drapanie po
plecach. Oboje z Pat chętnie to robiliśmy. To głaskanie zadziwiająco skutecznie
skłaniało nasze nastolatki do szczerych wyznań, a jednocześnie było jednym z
doskonałych źródeł umożliwiających napełnianie pojemników emocji naszych dzieci.
Pierwszą rzeczą, o którą kiedyś poprosił Dawid po powrocie z wakacyjnego obozu,
było podrapanie go po plecach. Chciał też w tym czasie porozmawiać ze mną i z
mamą oraz posłuchać, jak któreś z nas czyta mu książkę.
To prawda, że niektórzy ojcowie i matki nie mają ochoty dostarczać swoim
nastolatkom emocjonalnego pokarmu, zwłaszcza za pomocą kontaktu fizycznego.
Większość rodziców ma jednak inne, zdrowe podejście do tej sprawy. Kontakt
fizyczny to bardzo prosta i skuteczna metoda.
W pewnych sytuacjach można również uścisnąć i pocałować swojego nastolatka.
Oczywiście nie należy robić tego zbyt często, aby nie wprawiać go w zakłopotanie,
ale czasem uścisk i buziak są jak najbardziej na miejscu. Odpowiednie okoliczności to
na przykład wyjazd w podróż lub powrót do domu, składanie nastolatkowi gratulacji,
gdy zrobił coś, z czego
on sam jest szczególnie dumny (otrzymanie nagrody lub inny
sukces). A także wtedy, gdy dziecko przychodzi do nas głęboko czymś zranione,
pełne wyrzutów lub przygnębione i zdaje się potrzebować emocjonalnego wsparcia
wraz z całusem. Zdarzają się również takie chwile, kiedy nastolatek bez szczególnych
powodów potrzebuje czułości. Jeśli potrafimy wyczuć taką potrzebę, spędzimy ze
swoim dzieckiem wspaniałe, cenne chwile. Musimy jednak uważnie je obserwować,
aby nie przegapić takich okazji, ponieważ czasem trudno stwierdzić, kiedy nastolatek
naprawdę potrzebuje naszych uczuć.
Często bardzo subtelnie daje nam to do zrozumienia. Na przykład może zacząć
rozmawiać z nami o głupstwach. To zazwyczaj tylko pretekst, aby zwrócić naszą
uwagę. W takiej chwili jest skupiony i poważny, a ten nastrój zupełnie nie pasuje do
banalnego tematu rozmowy. Musimy wówczas okazać dużo cierpliwości. W takiej
chwili gra on bowiem, mniej lub bardziej świadomie, na zwłokę, bowiem potrzebuje
trochę czasu, żeby psychicznie przygotować się do poruszenia ważnej, nurtującej go
sprawy. Panujmy więc nad sobą, nie popędzajmy go i nie zbywajmy byle czym. Takie
zachowanie uznałby bowiem za odrzucenie i mógłby stracić zaufanie do nas. Jeśli zaś
jesteśmy cierpliwi i damy naszemu nastolatkowi czas, którego potrzebuje, to w końcu
przejdzie do sedna sprawy. Musimy więc być dobrymi słuchaczami, a to wymaga
cierpliwości.
Podczas konferencji rodzinnych ojcowie i matki bardzo często pytają: „Jak mogę
nadrobić dotychczasowy brak lub niedostatek kontaktu wzrokowego lub fizycznego z
moim nastolatkiem?". To bardzo dobre pytanie. W takim wypadku rodzice absolutnie
nie powinni nagle przytłaczać dziecka dowodami swojego zainteresowania. Najpierw
muszą zdać sobie sprawę, jaka jest obecna sytuacja, i w następnych tygodniach i
miesiącach
stopniowo zwiększać ten kontakt. Im mniej zauważalnie następuje to
zwiększanie, tym lepiej i tym bardziej naturalnie nastolatek przyjmie te zmiany.
Ktoś kiedyś powiedział: „Okres dojrzewania to na szczęście przemijająca
choroba". My, rodzice, musimy umieć wziąć się w garść w tych trudnych latach
zasadniczych przemian. Będą one miały znacznie spokojniejszy i mniej traumatyczny
przebieg, jeżeli my będziemy panować nad sobą i swoimi reakcjami. Dzięki temu
nasze dzieci wejdą w dorosłość bardziej dojrzałe i pozostaną z nami w dobrych
stosunkach.
Jeżeli jesteśmy stale dostępni dla naszych nastolatków, dajemy im naszą miłość,
ilekroć chcą i mogą ją przyjąć, to traktujemy je tak, jak Bóg traktuje nas. Jeśli
naprawdę jesteśmy członkami Jego rodziny, to zawsze możemy liczyć na Jego miłość
i pomoc — nawet wówczas, gdy Go odrzucamy. „Jeśli my odmawiamy wierności, On
wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego" (Drugi List do Tymoteusza
2,13).
6
Rodzicielskie opanowanie
Państwo Oliver patrzyli na siebie i ze zdumieniem kręcili głowami. Dosłownie
kilka minut przedtem ich szesnastoletnia córka Amy wyjaśniła, jak udało się jej
zdobyć bardzo atrakcyjną pracę. Dokonała tego, ponieważ zachowała się dojrzale i
dzięki temu wywarła na pracodawcy doskonałe wrażenie. A teraz żałośnie
pochlipywała, ponieważ brat umył sobie włosy jej szamponem!
Rodzice nastolatków wiedzą, jaki burzliwy jest okres dojrzewania.
Kilkunastoletnie dziecko potrafi zmienić się z trzylatka w dorosłego, z osoby słodkiej
jak miód w kwaśną niczym ocet, z logicznej w zupełnie irracjonalną, a wszystko to
może się zdarzyć w ciągu jednego dnia lub nawet jednej godziny. Te zmiany bywają
czasem szokujące i częste, a zbyt mało rodziców wie, dlaczego następują.
W okresie dojrzewania młodzi ludzie porządkują swoje życie. Próbują rozwiązać
wszelkie problemy, jakich do tej pory doświadczyli—zwłaszcza te związane z
rodzicami. Nastolatki nie są świadome, że walczą z duchami przeszłości, ale ich chęć,
aby tego dokonać, jest bardzo silna. Dlatego wszyscy wokół sądzą, że umyślnie
wybierają taki sposób działania.
Wczesny okres dojrzewania, między dwunastym a piętnastym rokiem życia,
bywa pełen nieoczekiwanych zmian nastrojów. Nastolatek w jednej chwili zdaje się
być rozsądny i dojrzały, a za moment zachowuje się jak przedszkolak. Zanim
naprawdę dorośnie, stanie się odpowiedzialny i uniezależni od rodziców, musi
najpierw — mówiąc w przenośni — oczyścić swoją przeszłość z problemów i
konfliktów, w których brali udział inni ludzie (szczególnie rodzice).
Gdy nasza Carey miała trzynaście lat, pewnego dnia spostrzegłem, że traktuje
mnie z irytacją, prawie wrogo. Powiedziałem wówczas: „Kochanie, dlaczego jesteś
taka na mnie zła? Czy zrobiłem coś, co cię zdenerwowało lub sprawiło ci przykrość?".
W odpowiedzi Carey bez wahania przypomniała mi incydent, który zdarzył się sześć
lat wcześniej! To było wtedy, gdy jechaliśmy mikrobusem. Moja żona i ja siedzieliśmy
z przodu, trójka naszych dzieci zajmowała miejsca za nami, a Carey z koleżanką
siedziała z tyłu. Wszystkie dzieciaki rzucały w siebie prażoną kukurydzą. Przyznam, że
dekoncentrowało mnie ich zachowanie, więc krzyknąłem, żeby się uspokoiły. A sześć
lat później Carey oświadczyła, że było jej strasznie głupio, bo wrzeszczałem na jej
przyjaciółkę. Owszem, pamiętałem tamtą scenę, ale nigdy bym nie przypuszczał, że
Carey poczuła się wtedy tak bardzo urażona.
Czyniąc mi zarzuty, moja córka cofnęła się do poziomu siedmioletniej
dziewczynki, ponieważ musiała rozwiązać tamten konflikt sprzed lat. Gdy Carey
wyjaśniła mi, dlaczego jest taka rozgoryczona, a ja usłyszałem w jej głosie
autentyczny gniew, powiedziałem, że naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z
zakłopotania i cierpienia, które wywołałem. Przyznałem, że jest mi bardzo przykro z
tego powodu i poprosiłem Carey o wybaczenie. Natychmiast się rozpogodziła i znów
zaczęła się zachowywać jak trzynastolatka.
Właśnie te wahania wieku psychicznego powodują, że młodsze nastolatki
postępują w sposób trudny do przewidzenia i czasem nie możemy ich zrozumieć.
Rodzice powinni reagować odpowiednio do wieku, jaki ich dziecko ujawnia w danej
chwili. Przypuśćmy, że nasz dwunastolatek zwraca się do nas z taką kwestią: „Tato,
co sądzisz na temat kryzysu bliskowschodniego? Zastanawiam się, czy wypędzone
rodziny palestyńskie powinny mieć prawo do powrotu na swoje ziemie i stać się
integralną częścią narodu izraelskiego". W pierwszej chwili na pewno nas zatka z
wrażenia, ale musimy wziąć głęboki oddech i podjąć z naszym nastolatkiem dyskusję
na tym właśnie poziomie.
Za pół godziny nasz nastolatek może wpaść do pokoju, dając popis napadu
złości, typowego dla dwuletniego brzdąca, który nie chce zjeść kaszki. I co wtedy
mamy zrobić? Oczywiście potraktować dziecko właśnie jak tupiącego i wrzeszczącego
dwulatka! Jak widać rodzice muszą wykazać się szybkim refleksem i reagować
elastycznie, aby porozumiewać się z nastolatkiem na odpowiednim w danej chwili
poziomie. Właśnie dlatego dobry psycholog, który przez cały dzień udziela porad
nastolatkom, wieczorem jest kompletnie wykończony.
W tym miejscu pragnę podkreślić, jak wielkie znaczenie ma rodzicielskie
opanowanie. Zbyt emocjonalna reakcja rodzica może zaszkodzić więzi, która łączy go
z nastolatkiem.
Nadmierny i nie kontrolowany gniew sprawi, że nastolatkowi będzie trudno
zwrócić się do rodziców, gdy w jego pojemniku na emocje pokaże się dno.
Emocjonalny wybuch przyczynia się do utraty autorytetu; nastolatek zaczyna
nas mniej szanować. Jest to naturalna reakcja w stosunku do każdej osoby, która nie
potrafi panować nad sobą. Nasz brak opanowania zazwyczaj prowadzi do tego, że
nastolatek staje się coraz bardziej podatny na wpływ innych ludzi, zwłaszcza swoich
rówieśników.
Jak zachować opanowanie
Ale jak my, rodzice, mamy utrzymać w dobrym stanie naszą kondycję
emocjonalną? Co robić, aby nie stracić opanowania? Najbardziej powszechnymi
problemami, które przeszkadzają w kontrolowaniu gniewu u dorosłego człowieka, są
przygnębienie (lub wręcz depresja), zmęczenie i niepokój. Większość ludzi nie umie
skutecznie przeciwdziałać depresji, ponieważ nie wiedzą, jak bardzo zależy ona od
tego, ile czasu spędzamy z innymi, a ile w samotności. Mówiąc innymi słowy — od
bilansu czasu. Każdy z nas ma pod tym względem inne potrzeby. Niektórzy muszą
często spotykać się ze znajomymi, inni zaś potrzebują więcej czasu na bycie sam na
sam tylko ze sobą. Niestety, mało kto zdaje sobie sprawę z tej niezmiernie ważnej
zależności. Większość ludzi stosuje w praktyce następujący wzorzec: poświęca coraz
więcej czasu na okazje typu towarzyskiego, aż dochodzi do swoistego przesycenia
przebywaniem z innymi ludźmi. Konsekwencją jest większa podatność na
przygnębienie i depresję, wynikające ze zmęczenia życiem towarzyskim i
emocjonalnym wyczerpaniem. Depresja na ogół skłania do odseparowania się od
świata. Znużenie obecnością innych sprawia, że ludzie zaczynają zbyt wiele czasu
spędzać samotnie. A wtedy dokucza im brak kontaktów ze światem, więc znów coraz
bardziej angażują się w życie towarzyskie i kółko się zamyka, dając początek
kolejnemu, podobnemu do poprzedniego, cyklowi. Właśnie z tego powodu tak mało
ludzi prowadzi harmonijne, dobrze zbilansowane życie.
Niektórzy z nas nie mają warunków do osiągnięcia takiej harmonii. Nie mogą
sobie pozwolić na wystarczającą prywatność, są zmuszeni do spędzania zbyt dużej
ilości czasu z innymi ludźmi. Wielu jest także samotników z przymusu — ludzi
starych, chorych i nie mających przyjaciół. Dlatego przygnębienie i depresja zbierają
potężne żniwo.
Dla zdrowia psychicznego naszego i naszych nastolatków musimy ustalić, jaką
część czasu powinniśmy spędzać z ludźmi, a jaką samotnie. Pamiętajmy również o
tym, że nasz indywidualny wskaźnik może zmieniać się w zależności od różnych
czynników, na przykład od pory roku i okoliczności.
Ważna jest również jakość obu rodzajów spędzania czasu, ze szczególnym
uwzględnieniem czasu spędzanego samotnie, który powinien pomóc nam odzyskać
równowagę emocjonalną. Warto więc wybrać takie zajęcia, które nas wewnętrznie
wzbogacają i dodają sił, na przykład czytanie dobrej literatury, piesze wędrówki i
spacery, gimnastykę, modlitwę lub medytowanie. Telewizja nie zdaje egzaminu. W
rzeczywistości oglądanie TV na ogół jest zajęciem zubożającym emocjonalnie.
Emocjonalna równowaga i umiejętność panowania nad sobą nie spadają z
nieba. Musimy się ich nauczyć, przygotować się do radzenia sobie z emocjonalnym
napięciem i frustracją. Normalny nastolatek zapewni nam i jedno, i drugie. Jeśli
chcemy utrzymać z nim dobre stosunki i nie stracić z nim porozumienia, to
powinniśmy umieć nad sobą panować, a przede wszystkim kontrolować swoją złość i
gniew. Emocjonalne wybuchy są siłą destrukcyjną, zwłaszcza jeżeli zdarzają się zbyt
często i nie zostaną odpowiednio zakończone. Każdemu zdarza się czasem
wybuchnąć, ale gdy jest to pojedynczy incydent, to można nie tylko wybrnąć z tej
sytuacji, lecz nawet przekształcić ją w coś pozytywnego. Na przykład zawsze warto
przeprosić syna lub córkę za swoją zbyt gwałtowną reakcję, mówiąc: „Kochanie,
przepraszam za to, że wczoraj przesadziłem i wrzasnąłem na ciebie. Co prawda
postąpiłaś źle, ale ja też zareagowałem nieodpowiednio. Powinienem był zachować
spokój. Wybaczysz mi?". Takie podejście nie tylko zapobiegnie wielu ewentualnym
konfliktom, lecz może również przyczynić się do ocieplenia stosunków rodzinnych.
Jeśli jednak wybuchamy zbyt często i gwałtownie, to same przeprosiny i prośba o
wybaczenie nie wystarczą. Mogą nawet pogorszyć opinię nastolatka o nas.
Im lepiej go traktujemy, tym bardziej możemy sobie pozwolić na stanowczość,
ustalając obowiązujące zasady i ograniczenia. I odwrotnie — im mniej mili jesteśmy
dla naszego nastolatka, tym mniej możemy sobie pozwolić na stanowczość wobec
niego. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że, o czym już mówiliśmy, im bardziej
jesteśmy nieprzyjemni, tym mniej nasz nastolatek będzie nas szanował i tym chętniej
buntował przeciwko wytyczonym przez nas normom. Po drugie, im częściej będziemy
dawali upust swojej złości i frustracji, tym bardziej tracimy swój rodzicielski autorytet.
Natomiast nasza uprzejmość powoduje, że zachowamy więcej autorytetu i łatwiej
będzie nam kontrolować zachowanie nastolatka. A przecież właśnie tego chcemy —
skutecznego wpływu na jego postępowanie! Jak możemy oczekiwać, że nastolatek
będzie panował nad sobą, skoro my sami nie opanowaliśmy tej sztuki? Jeśli mamy
być uprzejmi w konfrontacji z nieprzyjemnym, lecz normalnym zachowaniem
nastolatka, to potrzebujemy maksymalnie dużo energii, przygotowania,
samodyscypliny i opanowania.
Trudno zapanować nad swoim gniewem, jeśli nasze życie duchowe nie jest w
dobrym stanie. Nie uporządkowane życie duchowe może wywołać depresję i
niepokój. Ma także niekorzystny wpływ na nasz sposób myślenia i pośrednio staje się
przyczyną podejmowania złych decyzji lub wyciągania niewłaściwych wniosków —
włącznie z błędną interpretacją motywów kierujących działaniem innych ludzi. Każdy
z tych problemów może spowodować brak duchowej perspektywy i ograniczyć naszą
zdolność do kontrolowania gniewu.
Wierzę, że prawidłowe życie duchowe istnieje wtedy, gdy jesteśmy w kontakcie
z Bogiem. Jak spełnić ten warunek? Po pierwsze musimy mieć czyste serce. Dlatego
prośmy Boga, aby patrzył na nas i pokazał nam wszelkie zło, które w nas znajdzie.
Następnie przyznajmy się do tego zła, a wtedy otrzymamy od Boga przebaczenie. To
jest sposób na porozumienie między nami a Bogiem. Jesteśmy wtedy gotowi, aby
otworzyć się na Boga i żeby nas przyjął. Wtedy Bóg może napełnić nasz emocjonalny
i duchowy pojemnik. Robi to przez swoją obecność, słuchając, kierując i łagodząc
nasze cierpienie, dodając nam otuchy swoimi obietnicami i miłością.
Taka wspólnota z Bogiem nie pojawia się z dnia na dzień. Trzeba dużo czasu,
aby naprawdę Go poznać. On także potrzebuje czasu, aby nas napełnić i
przygotować do naszych rodzicielskich powinności.
Ja sam z wielką trudnością znajduję chwile, które mógłbym spędzić tylko z
Bogiem, bez rozpraszania innymi sprawami. Ten czas na emocjonalne i duchowe
pokrzepienie z moim Niebieskim Ojcem zwykle rozpoczyna się po dziewiątej
wieczorem, gdy wszystkie dzieci są już w łóżkach. Aby móc się skupić, często idę
wtedy na spacer lub po prostu siedzę na dworze (o ile pozwala na to pogoda) albo w
pustym pokoju. Zazwyczaj po dziesięciu, dwudziestu minutach udaje mi się
wewnętrznie wyciszyć po pracowitym, pełnym zajęć dniu. Dopiero wtedy, w
samotności, czuję obecność Boga. On ani się nie śpieszy, ani też mnie nie popędza.
Jest bardzo spokojny i przemawia do mnie stale cichym głosem, który słyszę w moim
sercu.
Na naszą zdolność do panowania nad gniewem wpływa wiele czynników.
Większość z nich nie ma nic wspólnego z nastolatkiem. Jednym z tych czynników jest
fizyczna kondycja i zdrowie. Czy odżywiamy się odpowiednio? Znam mnóstwo ludzi,
którzy są przeświadczeni, że jedzą to, co powinni, choć w rzeczywistości odżywiają
się bardzo niezdrowo. Większość specjalistów do spraw żywienia uważa śniadanie za
najważniejszy posiłek dnia. To, co jemy rano, ma zasadnicze znaczenie dla naszego
samopoczucia aż do wieczora. Ludzie na ogół spożywają na śniadanie za dużo
węglowodanów, a za mało białka i błonnika. Z tego powodu później stają się ospali,
co sprawia, że sięgają po stymulatory w postaci kawy lub gazowanych napojów
(wiele tych ostatnich zawiera kofeinę). Kofeina działa na ludzi w różny sposób, ale
żaden z nich nie poprawia emocjonalnej stabilności i opanowania, koniecznych w
kontaktach nie tylko z nastolatkami. Jeśli więc chcemy nauczyć się sztuki panowania
nad sobą, to dobrym początkiem powinno być odpowiednie śniadanie, składające się
z małej ilości węglowodanów, a dużej — białka i wypełniającego błonnika.
Zapomnijmy też o kawie.
Wielu ludzi sądzi, że dobrze im robi rezygnacja ze śniadania lub nawet lunchu.
Opuszczanie posiłków wcale nie przyczynia się do zachowania szczupłej sylwetki, ani
nie poprawia samopoczucia. Lunch także nie powinien być przeładowany
węglowodanami i kawą. Nadmiar węglowodanów obniża naszą energię. Kofeina
zwiększa skłonność do irytacji i generalnie wprawia w nerwowy nastrój. To
zadziwiające, o ile lepiej czuję się po lunchu składającym się z zielonej sałaty niż po
kanapce lub hamburgerze.
Ludzie na ogół jadają zbyt dużą kolację. Znacznie lepiej jest zjeść zdrowe
śniadanie i lunch, a wieczorem unikać przejadania się. Jeśli jednak w ciągu dnia
zjedliśmy zbyt dużo węglowodanów lub zrezygnowaliśmy ze śniadania (albo lunchu),
to wieczorem trudno jest nam zapanować nad wzmożonym apetytem, zwłaszcza gdy
zmagamy się z depresją lub lękiem. Poza tym nieodpowiednie odżywianie w ciągu
dnia sprawia, że wieczorem nie czujemy się dobrze.
Regularna gimnastyka, racjonalna dieta, rekreacja i głębokie życie duchowe to
elementy, które w dużym stopniu mogą zapobiegać depresji, choć, niestety, nie
każdej. Wielu ludzi wykazuje skłonność do depresji z powodu czynników
biochemicznych lub dziedzicznych. Jeśli człowiek zrobił wszystko, co w jego mocy,
aby przeciwdziałać depresji, lecz mimo to w nią wpadł, to powinien skorzystać z
pomocy fachowców. Należy to uczynić nie tylko dla swojego dobra, lecz także dla
dobra swojej rodziny. Rodzic pogrążony w mniej lub bardziej poważnej depresji nie
jest w stanie prawidłowo zajmować się wychowywaniem nastolatka.
Rozgniewany ojciec
Siedemnastoletni Bob zjawił się w moim gabinecie z powodu licznych
problemów. Brał narkotyki, źle się uczył i zachowywał wyzywająco. Rozmawiając z
nim w cztery oczy, stwierdziłem, że jest spokojnym, uprzejmym chłopakiem, z
którym łatwo można się porozumieć. Czułem, że jest szczery, gdy mówił, że nie jest
zadowolony ze swego postępowania i chce je zmienić. Przyznał, że już próbował to
zrobić, ale po licznych zatargach i kłótniach z ojcem, zdarzających się prawie
codziennie, nie potrafi zwalczyć swojego gniewu wobec ojca. Dlatego myśli tylko o
tym, jak mu dopiec, robiąc wszystko, co ojcu nie odpowiada (i jemu, Bobowi, także).
Oczywiście postanowiłem sprawdzić, czy Bob nie przedstawił ojca tendencyjnie.
Poprosiłem więc, aby na następną wizytę Bob przyszedł z rodzicami.
Ojciec Boba rzeczywiście okazał się człowiekiem niezwykle skłonnym do gniewu.
Zaraz na początku uczynił bardzo nieprzyjemną uwagę na temat „okropnego
zachowania rozwydrzonego syna". Podczas rozmowy gniew ojca i dosadność
stosowanych przez niego określeń nasilały się. Bob się nie odzywał, ale widać było po
nim, że w głębi czuje ból i złość. W końcu wtrąciła się matka Boba, mówiąc mężowi,
że nie rozumie jego zdenerwowania, skoro ostatnio Bob zachowuje się zupełnie
dobrze. Ja zaś zauważyłem, że uczynki Boba, na które narzekał jego ojciec, nie
zasługiwały na aż tak gwałtownie wyrażane potępienie. Ojciec nie tylko ignorował
usilne prośby matki, lecz wykorzystywał zachowanie Boba jako pretekst do
wyrzucenia z siebie swojej skumulowanej złości. Podczas późniejszej rozmowy tylko z
ojcem odkryłem prawdziwą przyczynę jego frustracji. Miał poważne problemy w
pracy, był pogrążony w głębokiej depresji, prawie nie sypiał i nie jadł, szybko się
męczył i uważał, że życie jest nic nie warte. Bob był jedynym „bezpiecznym"
obiektem, na którym mógł wyładować dręczące go uczucia. Nie wiem, kogo bardziej
było mi żal — Boba, jego matki czy ojca.
Nastolatki często bywają ofiarami fałszywie ukierunkowanego gniewu swoich
rodziców. A ponieważ same też często powodują naszą irytację i zdenerwowanie,
więc częste jest wyładowywanie na nich całej naszej skumulowanej złości. To bardzo
niebezpieczna praktyka! Nadmierny i gwałtownie uzewnętrzniany gniew bardzo
przeszkadza w ułożeniu dobrych stosunków między rodzicami a kilkunastoletnimi
dziećmi. Nic tak skutecznie nie niszczy porozumienia jak źle kontrolowany gniew.
Większości rodziców wydaje się, że nastolatek nie potrzebuje już tak bardzo ich
miłości i czułości jak wtedy, gdy był małym dzieckiem. To błędne założenie.
Nastolatki także są spragnione miłości i jej przejawów: potrzebują jej nawet bardziej
niż kiedykolwiek przedtem, choć często w swoim dążeniu do niezależności zachowują
się tak, jak gdyby miłość rodziców była im obojętna.
Ja także popełniłem taki błąd. Osiemnaste urodziny Carey i jej matura prawie
zbiegły się w czasie. Podświadomie przestałem traktować Carey jak dziecko,
ponieważ stała się osobą dorosłą. Zacząłem okazywać jej mniej uczuć i troskliwości
niż dawniej. Carey poczuła się tym zraniona, ponieważ uznała, że widocznie zrobiła
coś złego. Dzięki Bogu moja żona zauważyła zmianę mojego postępowania i zwróciła
mi na to uwagę. Wtedy znów zacząłem traktować swoją dorosłą córkę po prostu jak
moje dziecko.
Tak naprawdę nigdy nie przestajemy potrzebować miłości i czułości. W
dorosłym życiu te potrzeby bywają stopniowo coraz bardziej zaspokajane przez inne
osoby, już nie tylko przez rodziców. Ale gdy nasze dzieci jeszcze są z nami, my,
rodzice, musimy zawsze być dla nich dostępni, gotowi okazywać im naszą miłość i
troskliwość, ilekroć tego potrzebują — zwłaszcza wtedy, gdy są nastolatkami.
7
Młodzieńczy gniew
Zdaniem wielu rodziców gniew nastolatka to coś złego i nienormalnego, toteż
należy go tłumić i nie pozwalać na jego okazywanie. Takie podejście to niebezpieczny
błąd. Pismo Święte zawiera następujące polecenie: „Wdrażaj chłopca w prawidła jego
drogi, a nie zejdzie z niej i w starości" (Księga Przysłów 22, 6). Jedną z
najważniejszych dziedzin, w których trzeba kształcić nastolatka, jest uczenie go, jak
radzić sobie z gniewem.
Uczucie gniewu samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Gniew to rzecz
normalna i zdarza się każdemu człowiekowi. Problem nie polega na tym, że
odczuwamy gniew, tylko na tym, jak sobie z nim radzimy. Właśnie z tym większość z
nas ma poważne kłopoty. Moim zdaniem konieczne jest poznanie różnych sposobów
radzenia sobie z gniewem i wybranie tych najlepszych.
Zachowanie pasywno-agresywne
Zacznijmy od czegoś, co uważam za absolutnie najgorszy sposób okazywania
gniewu—
zachowania pasywno-agresywnego. Tb specjalistyczne określenie każdy
powinien włączyć do swojego słownika. Zachowanie pasywno-agresywne jest
przeciwieństwem otwartego, uczciwego, bezpośredniego i werbalnego wyrażania
gniewu. Zachowanie pasywno-agresywne polega na odgrywaniu się w sposób
pośredni. Łagodne wersje tego zachowania to na przykład zwlekanie, mitrężenie
czasu, upór, celowa nieudolność i tak zwane „zapominanie". Nie w pełni
uświadamianym celem pasywno-agresywnego zachowania dziecka jest
zdenerwowanie rodziców lub opiekunów i wyprowadzenie ich z równowagi. Postawa
pasywno-agresywna to
odmowa wzięcia na siebie odpowiedzialności za własne
zachowanie.
Pasywno-agresywne techniki wyrażania gniewu mają charakter pośredni,
podstępny, samounicestwiający i destrukcyjny. Zachowanie pasywno-agresywne,
niestety, jest także motywowane podświadomie; w takim wypadku dziecko nawet nie
zdaje sobie sprawy z tego, że jego wrogie, obstrukcyjne zachowanie jest sposobem
na wyładowanie gniewu i zdenerwowanie rodziców.
Zachowanie pasywno-agresywne jest źródłem większości problemów
współczesnych nastolatków — np. ich złych stopni, narkomanii, a nawet samobójstw.
Oczywiście problemy młodzieży mają też inne przyczyny, toteż zawsze należy
precyzyjnie ustalić, czy w danym wypadku mamy do czynienia właśnie z
zachowaniem tego typu. Wymaga ono bowiem innego traktowania niż pozostałe
nieodpowiednie postawy nastolatków.
Jak zidentyfikować zachowanie pasywno-agresywne? Po pierwsze, trzeba wziąć
pod uwagę fakt, że jest ono irracjonalne — nie opiera się na żadnej logice. Dobrym
przykładem może być uczeń, który ma wszelkie dane po temu. aby dostawać dobre
stopnie, chce dostawać dobre stopnie, usiłuje je dostawać... ale zbiera same dwóje.
Nie ma w tym żadnego sensu, prawda?
Po drugie, z zachowaniem tego typu mamy na ogół do czynienia wtedy, gdy nic
nie jest w stanie wpłynąć na postępowanie naszego dziecka. Dzieje się tak dlatego,
że ukrytym, podświadomym motywem jego działania jest zdenerwowanie rodzica lub
innej osoby, której ono podlega. Jeśli uczeń powinien dostawać dobre stopnie, a ich
nie dostaje, to bez względu na pomoc rodzica lub nauczyciela sytuacja wcale się nie
poprawia; nawet zmiana programu nauczania czy pedagoga nie zaowocuje lepszymi
stopniami. Prawdziwym motywem zachowania ucznia jest wyprowadzenie z
równowagi rodziców lub nauczycieli, toteż podświadomie stara się on, aby nie
pomogły mu żadne przeprowadzane zmiany.
Zidentyfikowanie zachowania pasywno-agresywnego to bardzo ważna sprawa.
Uczeń przybierający tę postawę, który mógłby mieć dobre stopnie, lecz ich nie ma,
kształtuje swoją przyszłość. Jeżeli nie nauczy się, jak dojrzale radzić sobie z własnym
gniewem i do 16-17 roku życia nie wyrośnie z takiego zachowania, to ono się utrwali.
Stanie się częścią osobowości młodego człowieka i będzie mu towarzyszyć do końca
życia. Nie zawaha się on stosować zachowania pasywno-agresywnego wobec swoich
profesorów, pracodawców, współmałżonka, dzieci itp. Doprowadzi to do poważnych
problemów, z którymi ów człowiek będzie musiał sobie radzić, a dla osób z jego
otoczenia będzie źródłem cierpienia.
Niewielu ludzi nauczono sztuki radzenia sobie z gniewem, toteż większość z nas
robi to z tą samą dojrzałością, jaką reprezentowaliśmy, będąc nastolatkami. Dlatego
często nadal mamy tendencję do zachowań pasywno-agresywnych, choć na ogół nie
zdajemy sobie z tego sprawy. Nam, dorosłym, także przydałaby się pomoc w tej
dziedzinie, prawda? Najlepiej spytać o to naszych współmałżonków lub najlepszych
przyjaciół...
Jednym z najwcześniej występujących przejawów pasywno-agresywnego
zachowania dziecka jest siusianie w majtki wtedy, gdy już umie korzystać z toalety.
Często bywa tak, że rodzice zabraniają dziecku wyrażać gniew, zwłaszcza słowami.
Później zaś sami reagują zbyt emocjonalnie, okazują gniew lub karzą dziecko, gdy
otwarcie okaże złość. Co ono ma robić, jeśli poczuje wzbierający w nim gniew?
W takiej sytuacji dziecko przybiera postawę pasywno-agresywną, aby
zdenerwować rodziców i w ten sposób odegrać się na nich. Siusia więc w majtki, co
jest bardzo skutecznym, lecz niedobrym sposobem wyrażania gniewu. Wiadomo, że
w takiej sytuacji rodzice nie mogą mu nic zrobić. Nie chcieli pozwolić dziecku na
otwarte i bezpośrednie wyrażanie gniewu, więc ich pociecha zastosowała pośrednią,
szkodliwą metodę, a rodzice sami wpakowali się w ślepą uliczkę. Im bardziej będą
karać dziecko, tym częściej będzie ono robić w majtki. Dlaczego? Ponieważ
istniejącym w podświadomości celem zachowania pasywno-agresywnego jest
zdenerwowanie rodziców. Trudna sytuacja, prawda? Niech Bóg się wówczas ulituje
zarówno nad rodzicami, jak i dzieckiem.
Wiele starszych dzieci, które wyrażają swój gniew w sposób pasywno-
agresywny, ma złe wyniki w nauce. Nastawienie tych dzieci można ująć następująco:
„Nawet jeśli siłą przyprowadzisz konia do wody, to nie zmusisz go, żeby się napił.
Nawet jeśli zmusisz mnie do chodzenia do szkoły, to nie zmusisz mnie do
otrzymywania dobrych stopni". Taką sytuacją rządzi gniew dziecka i rodzice są
najzupełniej bezradni. Im bardziej się denerwują (co jest istniejącym w
podświadomości celem tego wszystkiego) — tym bardziej sytuacja się pogarsza.
Ważne, abyśmy wiedzieli, że nasze dziecko nie przyjmuje postawy pasywno-
agresywnej świadomie i z premedytacją. Jest ona częścią nie uświadomionego
procesu, który został uruchomiony wskutek takiego, a nie innego zachowania
rodziców.
Pasywno-agresywne postawy młodszych dzieci są poważnym problemem, ale w
wypadku nastolatków mogą mieć wręcz katastrofalne skutki. W swojej praktyce
miałem do czynienia z całą gamą tych szkodliwych sposobów wyrażania gniewu —
począwszy od przynoszenia złych stopni i zażywania narkotyków, poprzez
zachodzenie w ciążę i popełnianie przestępstw, aż do prób samobójczych. Takie
zachowanie miewa oczywiście również inne przyczyny, ale coraz częściej zasadniczą
rolę odgrywają właśnie techniki pasywno-agresywne.
Spotkałem wiele nastolatków, które źle się uczyły, ponieważ ich rodzice stali się
dla nich niedostępni—albo z powodu zbyt emocjonalnych wybuchów złości, albo z
powodu nietolerancji (np. zakazu otwartego wyrażania negatywnych uczuć). Miałem
także do czynienia z nastolatkami, które nie przestrzegają wprowadzonych przez
rodziców zasad (np. określających godzinę powrotu do domu) nie dlatego, że
przeszkadzają w dążeniu do niezależności, lecz dlatego, że łamanie ich jest formą
pośredniego wyrażania gniewu i źródłem irytacji rodziców. Podobny cel przyświeca
niektórym dziewczętom, które zachodzą w ciążę, lub nastolatkom, które wyrażają
swój gniew poprzez antyspołeczne postawy oraz wrogość wobec władz i uznanych
autorytetów.
Nastolatki, które tłumią w sobie gniew, w końcu kierują go na siebie, co często
staje się przyczyną problemów psychosomatycznych, takich jak np. bóle głowy,
owrzodzenie, schorzenia dermatologiczne. Najbardziej tragiczne są przypadki
nastolatków, dla których zachowania pasywno-agresywne stały się najważniejszą
metodą radzenia sobie z każdą wywołującą gniew sytuacją. Te nastolatki są w stanie
nawet popełnić samobójstwo, aby tym czynem pośrednio wyrazić swoją złość.
Moją pacjentką była kiedyś szesnastoletnia dziewczyna. Jej rodzice błędnie
sądzili, że dobrze wychowują swoją córkę, ponieważ nie pozwalają jej wyrażać
żadnych negatywnych uczuć — zwłaszcza gniewu. Sądzili, że uszczęśliwiają, jeśli
nauczą okazywania tylko pozytywnych uczuć. Dziewczynka nauczyła się unikać
otwartego mówienia o swoim gniewie tym, którzy byli źródłem jej frustracji; wyrażała
go w taki sposób, aby pośrednio zranić człowieka, który ją rozgniewał. Tak przywykła
do tego zwyczaju, że jej zachowanie stawało się zrozumiałe tylko wówczas, gdy
odkryto ten mechanizm. Zwróciła się o pomoc po szóstej próbie samobójczej. Każda
z nich miała na celu zdenerwowanie i zranienie konkretnej osoby oraz wzbudzenie w
niej poczucia winy. Pierwszych pięć prób zostało dokonanych bez przekonania; nie
stanowiły wielkiego zagrożenia dla życia. Szósta okazała się znacznie groźniejsza—
dziewczyna przez kilka dni była pogrążona w śpiączce i walczyła ze śmiercią.
Rozmawiałem z nią, gdy już wyzdrowiała. Okazało się, że jej postępowanie stanowiło
dla niej samej zagadkę. Nie rozumiała, że rządzi nim dawno temu utrwalona metoda
pośredniego wyrażania gniewu w szkodliwy, destrukcyjny, nieodpowiednio
ukierunkowany sposób.
Zachowanie pasywno-agresywne to powszechne zjawisko. Dlaczego? Ponieważ
większość ludzi nie rozumie gniewu ani nie wie, co z nim począć. Powszechnie uważa
się, że gniew to coś złego lub grzesznego, co należy z dziecka wykorzenić. To
całkowicie błędne podejście. Uczucie gniewu jest bowiem jak najbardziej normalne i
doświadczyli go wszyscy ludzie od czasów Adama i Ewy. Przypuśćmy, że nastolatek
wpada w złość, a my wrzeszczymy na niego: „Natychmiast przestań tak mówić! Nie
pozwalam ci na takie wybuchy!". Co wtedy może on zrobić? Dwie rzeczy—może nas
nie posłuchać i kontynuować „taki wybuch", albo okazać nam posłuszeństwo i
„przestać tak mówić". Jeżeli wybierze to drugie i przestanie wyrażać swój gniew, to
on wcale nie zniknie. Zostanie tylko zepchnięty do podświadomości naszego dziecka,
gdzie pozostanie utajony. Będzie tam tkwił i czekał na okazję uzewnętrznienia
poprzez szkodliwe i/lub pasywno-agresywne zachowanie.
Innym, często popełnianym przez rodziców błędem, związanym z wyrażaniem
gniewu, jest niewłaściwe posługiwanie się żartem. W napiętych, nerwowych
sytuacjach, zwłaszcza gdy ktoś wpada w złość, wielu rodziców mówi coś zabawnego,
aby zneutralizować napięcie. Poczucie humoru i dowcip to oczywiście wspaniały
element w rodzinnych relacjach. Jeśli jednak stale stosuje się go jako ucieczkę przed
uzasadnionym gniewem, to nastolatki nigdy nie nauczą się prawidłowo radzić sobie z
tym uczuciem.
Byłem kiedyś z wizytą u rodziny, w której ojciec miał ogromne poczucie humoru.
Mówił coś bardzo zabawnego, ilekroć jego żona lub któreś z nastolatków poruszało
trudny temat. W konsekwencji żadne z nich nie nauczyło się odpowiednio wyrażać
swojego gniewu, lecz uciekali się do zachowań pasywno-agresywnych. Za każdym
razem, gdy chłopiec był sfrustrowany lub znalazł się w sytuacji wywołującej gniew,
skarżył się na silny ból głowy. Dziewczynka zaś dawała upust swojemu gniewowi w
inny sposób. Oferowała matce pomoc np. w kuchni lub przy sprzątaniu, ale
wykonywała te obowiązki tak beznadziejnie, że matka miała z tego powodu jeszcze
więcej pracy.
Zachowanie pasywno-agresywne łatwo staje się utrwalonym zwyczajem, który
towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Jeżeli nastolatek unika uczciwego,
szczerego i odpowiedniego wyrażania swojego gniewu, to jest prawdopodobne, że
będzie przyjmował postawę pasywno-agresywną w każdym swoim związku z innymi
ludźmi. Może na tym później ucierpieć małżeństwo, kontakty z dziećmi,
współpracownikami i przyjaciółmi. To naprawdę smutna perspektywa! A większość
tych nieszczęśników, stosujących pasywno-agresywne zachowania, nie zdaje sobie
sprawy, że ma problemy z wyrażaniem swojego gniewu.
Jednym z najczęściej spotykanych i najniebezpieczniejszych typów pasywnej
agresywności jest sposób prowadzenia samochodu przez niektórych kierowców. Czy
zauważyliście, że niektórzy z nich nagle przyśpieszają, gdy próbujemy ich
wyprzedzić? Inni zaś najpierw wyprzedzają nas i wjeżdżają na nasz pas tuż przed
maską naszego auta, zmuszając nas do gwałtownego hamowania. Oba zjawiska są
przykładami rażącego i niebezpiecznego pasywno-agresywnego działania. To fakt, że
trudno polubić kogoś, kto je stosuje.
Pamiętam pewną kobietę przed czterdziestką o imieniu Margaret. Urodziła się i
wychowała w chrześcijańskiej rodzinie, ale niestety miała rodziców, którzy nie
pozwalali na otwarte wyrażanie gniewu. Dlatego Margaret nigdy nie nauczyła się, jak
sobie z nim radzić i jak go rozładowywać. Stała się osobą, która całym swoim
postępowaniem starała się irytować rodziców. Jej życie było podporządkowane temu
celowi; podświadomie wszystko robiła odwrotnie, niż oni sobie życzyli, choć uważała
się za dobrą chrześcijankę, która szczerze pragnie dobrze żyć. W praktyce jednak co
pewien czas miała kolejnego kochanka i to na dodatek na ogół żonatego. Oskarżono
ją o malwersacje i oszustwa. Margaret sama dla siebie była zagadką. Przed
poddaniem się terapii nie mogła zrozumieć, dlaczego jej styl życia i zachowania
pozostają w całkowitej sprzeczności z wyznawanymi przez nią zasadami. Marnowała
sobie życie, upokarzając samą siebie i niszcząc, ponieważ jej zasadniczym celem było
takie postępowanie, jakiego nie akceptowali jej rodzice. To było tragiczne.
Zachowanie pasywno-agresywne jest z kilku powodów najgorszym sposobem
wyrażania gniewu:
— Łatwo może stać się utrwalonym, stałym wzorem postępowania, które czasem
trwa przez całe życie.
— Może skrzywić osobowość człowieka i uczynić z niego osobę, której nikt nie
będzie akceptował.
— Może zakłócać wszystkie przyszłe związki z innymi ludźmi.
— To jedno z zaburzeń zachowania, które najtrudniej wyleczyć.
Pismo Święte zaleca nam uczyć dziecko, jak powinna wyglądać jego droga.
Zmuszanie do ukrywania gniewu i nieodpowiedniego radzenia sobie z nim jest
pokazywaniem dziecku drogi, którą ono
nie powinno pójść. Dziecko musi zostać
nauczone, jak należy radzić sobie z gniewem. Należy więc uczyć je, jak rozładowywać
gniew, a nie jak go tłumić.
„Drabina gniewu"
Zachowanie pasywno-agresywne to tylko jeden z wielu sposobów wyrażania
gniewu. Im mniej dojrzały jest człowiek, tym mniej dojrzale okazuje swój gniew. I
odwrotnie — człowiek dojrzały radzi sobie z nim dojrzale. Odpowiednie i dojrzałe
kierowanie swoim gniewem to jedna z najtrudniejszych umiejętności, które musi
posiąść człowiek dorosły. Niestety, wielu nigdy nie opanowało tej sztuki.
Dzieci wyrażają swój gniew niedojrzale, dopóki nie
nauczy się ich, jak powinny
to robić. Nie można oczekiwać, że nastolatek automatycznie będzie wyrażał swój
gniew odpowiednio i dojrzale. A jednak rodzice tego właśnie oczekują, gdy po prostu
każą swojemu dziecku uspokoić się. Takie podejście nie ma sensu. Rodzice muszą
uczyć dzieci, jak krok po kroku opanowywać trudną sztukę radzenia sobie z gniewem.
„Drabina gniewu" stanowi ilustrację różnych działań, będących wyrazem gniewu.
Mają one związek z poziomem dojrzałości stosującej je osoby. Ta „drabina" powinna
uświadomić rodzicom konieczność nauczenia nastolatka osiągania coraz wyższych
szczebli dojrzałości w wyrażaniu swojego gniewu.
1. Jak już mówiliśmy, zachowanie pasywno-agresywne jest najgorszym
sposobem wyrażania gniewu. (Nie bierzemy tu pod uwagę przypadków socjopatii,
takich jak np. zabójstwo z premedytacją; są one niezmiernie rzadkie wśród
nastolatków, całkowicie nietypowe, i merytorycznie wykraczają poza tematykę tego
rozdziału).
2. Nieco lepszą metodą wyrażania gniewu jest całkowita
utrata panowania nad
swoim zachowaniem. Przejawia się ona nagłym napadem furii, w której człowiek
niszczy przedmioty i/lub zachowuje się gwałtownie w stosunku do innych ludzi.
Chociaż brzmi to być może niewiarygodnie, to zachowanie pasywno-agresywne jest
gorsze od przedstawionego powyżej. Dlaczego? Dlatego, że atak gniewu łatwiej
opanować i skorygować (lub mu zapobiec) niż zachowanie pasywno-agresywne.
3. Jeszcze mniej destrukcyjnym sposobem wyrażania gniewu jest
szaleńczy
wybuch, ale taki, gdy człowiek na tyle panuje nad sobą, że niczego nie niszczy ani
nie atakuje nikogo z otoczenia. Wybuch ogranicza się do krzyków, wrzasków lub
obrzucania wyzwiskami i oskarżeniami osoby, którą chcemy werbalnie zranić. Gniew
jest skierowany nie tylko na osobę, która stała się przyczyną wybuchu, lecz na
każdego, kto akurat znajduje się w pobliżu. Ta metoda wyrażania gniewu jest
oczywiście nieodpowiednia i świadczy o niedojrzałości człowieka, ale jest znacznie
lepsza niż zachowanie pasywno-agresywne lub inne sposoby okazywania gniewu.
4. Kolejną, lepszą od wyżej opisanych, metodą radzenia sobie z gniewem jest
niekontrolowany
werbalny wybuch, lecz bez ranienia słowami, obrażania lub
krytykowania kogokolwiek. Także w tej sytuacji gniew bywa skierowany nie tylko na
jego źródło, lecz również na każdego, kto znajduje się w pobliżu. Chociaż jest to
metoda także prymitywna i nieodpowiednia, to jest zarazem lepsza niż wszystkie
dotychczas wymienione.
5. Rozsądniejszy sposób wyrażania gniewu to okazywanie go w sposób
nieprzyjemny, na przykład krzykiem, lecz ograniczenie swoich uwag do prowokującej
sprawy oraz — o ile to możliwe — do osoby, która wywołała gniew. Oczywiście od
konkretnej sytuacji zależy, czy odpowiedni jest sposób wyrażania gniewu przez
nastolatka w stosunku do osoby, która go rozzłościła.
6. Najlepszym sposobem wyrażania gniewu jest jak najgrzeczniejsze i rzeczowe
sformułowanie swoich pretensji oraz skierowanie zarzutów wyłącznie do osoby,
będącej przyczyną gniewu. Osoba rozgniewana może spodziewać się wtedy, że
przeciwnik zareaguje równie dojrzale, spróbuje zrozumieć jej stanowisko i oboje
rozwiążą konfliktowy problem. To ostatnie oznacza, że racjonalnie i logicznie
przeanalizują sprawę, omówią jej aspekty, spojrzą na nią z punktu widzenia
adwersarza i wspólnie zdecydują, co dalej robić. Tego rodzaju postępowanie wymaga
od obu stron dużej dojrzałości i trzeba przyznać, że niewielu osobom udaje się
osiągnąć ten poziom.
Osobiście przekonałem się, że opisywanie różnych szczebli dojrzałości w
wyrażaniu gniewu jest bardzo skomplikowane i trudne. Aby to uprościć, a
jednocześnie przekazać moim czytelnikom praktyczną wiedzę na ten temat,
stworzyłem tzw. drabinę gniewu.
Piętnaście sposobów reakcji w chwili gniewu tworzy różne kombinacje
zachowań. Należy zwrócić uwagę na to, że większość metod wyrażania gniewu ma
negatywny charakter. Na naszej drabinie tylko dwa górne szczeble oraz piąty są
całkowicie pozytywne.
1. Uprzejme zachowanie.
2. Szukanie rozwiązania.
3. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło.
4. Koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu.
5. Myślenie logiczne i konstruktywne.
6. Zachowanie nieprzyjemne i głośne.
7. Przeklinanie.
8. Kierowanie gniewu na inne obiekty niż zasadnicze źródło.
9. Wyrażanie zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją.
10. Rzucanie przedmiotami.
11. Niszczenie przedmiotów.
12. Werbalne obrażanie.
13. Zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
14. Ataki fizyczne.
15. Zachowanie pasywno-agresywne.
_____________________________________________________________________
Sposoby pozytywne
1. Uprzejme zachowanie; szukanie rozwiązania; skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło;
koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu; logiczne myślenie.
2. Uprzejme zachowanie; skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja na zasadniczej
przyczynie gniewu; logiczne myślenie.
_____________________________________________________________________
Sposoby pozytywne i negatywne
3. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu;
logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i głośne.
4. Koncentracja na zasadniczej przyczynie gniewu; logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i
głośne; kierowanie gniewu na inne osoby.
5. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; koncentracja tylko na zasadniczej przyczynie
gniewu: logiczne myślenie; zachowanie niegrzeczne i krzykliwe; werbalne obrażanie.
6. Logiczne myślenie; zachowanie nieprzyjemne i głośne; kierowanie gniewu na inne obiekty;
wyrażanie zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją.
_____________________________________________________________________
Sposoby zasadniczo negatywne
7. Zachowanie nieprzyjemne i głośne: kierowanie gniewu na inne obiekty; wyrażanie zastrzeżeń nie
uzasadnionych sytuacją; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
8. Zachowanie nieprzyjemne i głośne: kierowanie gniewu na inne jego źródła; wyrażanie zastrzeżeń
nie uzasadnionych sytuacją; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
9. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: wyrażanie
zastrzeżeń nie uzasadnionych sytuacją; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalne destrukcyjne.
10. Skierowanie gniewu na jego źródło; zachowanie nieprzyjemnej głośne; przeklinanie: kierowanie
gniewu na inne obiekty; rzucanie przedmiotami; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
11. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty;
rzucanie przedmiotami; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
_____________________________________________________________________
Sposoby negatywne
12. Skierowanie gniewu wyłącznie na jego źródło; zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie;
niszczenie przedmiotów; werbalne obrażanie; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
13. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: niszczenie
przedmiotów; werbalne obrażanie: zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
14. Zachowanie nieprzyjemne i głośne; przeklinanie; kierowanie gniewu na inne obiekty: niszczenie
przedmiotów; werbalne obrażanie; ataki fizyczne; zachowanie emocjonalnie destrukcyjne.
15. Zachowanie pasywno-agresywne.
_____________________________________________________________________
Od 15 stopnia każdy stopień w górę oznacza lepszy sposób wyrażania gniewu.
Warto nauczyć naszego nastolatka wspinać się po kolejnych stopniach. Jak mamy to
zrobić?
Przede wszystkim jako rodzice powinniśmy sami dawać dobry przykład w
sposobie wyrażania gniewu. Musimy również uznać za normę to, że nasze dziecko
czasem wpada w złość. Zamiast mu tego zakazywać lub reagować na jego gniew
zbyt impulsywnie, należy ustalić, jaki sposób wyrażania gniewu jest mu właściwy i
zacząć je uczyć reakcji bardziej prawidłowych. Przypuśćmy, że nastolatek wyraża
swój gniew na 6 stopniu „drabiny gniewu".
Zachowuje się więc niegrzecznie, kieruje swój gniew na nieodpowiednich ludzi,
czyli na inne obiekty, na przykład na swoje młodsze rodzeństwo, zamiast na osobę,
która wprawiła go w złość, ale koncentruje się na zasadniczej przyczynie swojego
gniewu (to znaczy na tym, co go wywołało), postępuje logicznie i konstruktywnie (to
znaczy usiłuje sytuację poprawić, a nie pogorszyć).
Wtedy ustalamy, jaki postęp w tej dziedzinie powinien osiągnąć nasz nastolatek.
Powiedzmy, że pragniemy, aby nauczy! się kierować swój gniew na odpowiednią
osobę, a nie atakował swojego brata, który akurat nic nie zawinił.
Najlepszą chwilą do pouczenia nastolatka będzie ta, kiedy i on, i my już
ochłonęliśmy, a atmosfera poprawiła się. Wtedy trzeba pochwalić nastolatka za te
elementy wyrażania gniewu, które były
prawidłowe. Następnie należy mu
powiedzieć, aby poprawił to zachowanie, które było nieodpowiednie — w tym
wypadku kierowanie gniewu na młodszego brata.
Wszyscy musimy posiąść sztukę uczenia naszych nastolatków dojrzałego
radzenia sobie z gniewem. Ja z czasem wypracowałem dość skuteczną metodę. Jeśli
jedno z moich kilkunastoletnich dzieci werbalnie wyrażało swój gniew, a ja
widziałem, że coś w tej sferze trzeba poprawić, starałem się jak najszybciej znaleźć
spokojną chwilę, gdy obaj (lub oboje) byliśmy opanowani i odprężeni. Wtedy, po
pierwsze, mówiłem mojemu dziecku, że akceptuję werbalne wyrażanie gniewu przy
mnie i że nie uważam tego za coś złego. Chodziło o to, aby nastolatek w przyszłości
nie obawiał się takich reakcji i nie zaczął się z nimi kryć przede mną. Mówiłem więc
coś w tym stylu: „Gdy jesteś szczęśliwy, oboje z twoją mamą chcemy wiedzieć, że
jesteś szczęśliwy. Chcemy też wiedzieć o twoim smutku lub o twoim gniewie. To
normalne".
Po drugie, starałem się popierać właściwe zachowanie, i chwalić za nie.
Pamiętajmy o tym, że gdy nastolatek
werbalnie wyraża swój gniew, to już należy mu
się plus Dlatego wtedy dodawałem: „Jestem z ciebie dumny, bo nieźle poradziłeś
sobie z gniewem. Nie wyładowałeś go na swoim bracie ani na psie, niczym nie
rzucałeś, ani nie wywlekałeś spraw, które nie miały związku z przyczyną twojej
złości".
Wówczas mogłem pomóc mojemu nastolatkowi wspiąć się na wyższy szczebel
„drabiny gniewu". Proszę pamiętać, że cały proces wspinania się to przedsięwzięcie
obliczone na 5-6 lat, a nastolatek jednorazowo może zrobić ograniczony postęp,
Ustalałem więc, który to powinien być stopień i
prosiłem moje dziecko o wysiłek, a
nie
kazałem się zmienić. Na przykład mówiłem coś takiego: „Synu, jedyne, co
zrobiłeś źle, to użycie wobec mnie tego obraźliwego określenia. Jeśli jesteś wściekły,
mów do mnie po prostu «tato»".
To, co tu napisałem, jest bardzo ważne. Nie można przecież oczekiwać, że
wyrażając werbalnie swój gniew, nastolatek automatycznie zachowa się tak, jak
powinien. Uzdrowienie sytuacji wymaga ponawiania prób. Pamiętajmy, że stawanie
się dojrzałym człowiekiem to proces długotrwały, trudny i często również bolesny. W
końcu jednak nasz nastolatek staje się (miejmy nadzieję, że w wieku szesnastu-
siedemnastu lat) odpowiedzialną, chętną do współpracy, dojrzałą osobą. No cóż, bez
pracy nie ma kołaczy.
W tym miejscu przypomina mi się następujące powiedzenie Marka Twaina: „Gdy
miałem piętnaście lat, mój ojciec był największym ignorantem, jakiego znałem. To
zadziwiające, ile zdołał się nauczyć w ciągu pięciu następnych lat". Tak właśnie myśli
młodzież! Pozwolę sobie jeszcze wyjaśnić pewien szczegół, aby być dobrze
zrozumianym. Powinniśmy nauczyć naszego nastolatka
werbalnego wyrażania
gniewu, aby nasze dziecko lepiej nim kierowało. Nie jestem zwolennikiem postawy
przyzwalającej (permisywnej). Musimy stanowczo wymagać od naszego nastolatka
odpowiedniego zachowania, ustalać obowiązujące go zasady i pilnować, aby ich
przestrzegał. To rozróżnienie między werbalnym (słownym) i behawioralnym
(przejawiającym się w zachowaniu) wyrażaniem gniewu jest sprawą wielkiej wagi.
Dawid
Podobnie jak wielu ludziom, i mnie zdarzają się chwile, gdy gniew staje się
trudnym problemem — zarówno mój własny, jak i ten okazywany przez innych.
Przypominam sobie jednak pewną sytuację, o której myślę, że stanąłem na
wysokości zadania, a co najważniejsze, bardzo wzbogaciłem swoją wiedzę na temat
dziecięcego gniewu. Nasz syn Dawid miał wtedy trzynaście lat. Pewnego dnia zadano
mu w szkole dużą pracę domową. Wrócił do domu wpół do czwartej i zabrał się do
odrabiania lekcji. Wieczorem zjadł kolację i poszedł się uczyć dalej, koło jedenastej
nadal siedział nad książkami. Za kilka dni musiał mieć gotową recenzję książki. O
jedenastej trzydzieści powiedziałem:
— Dawid, nic mnie nie obchodzi, ile jeszcze masz nauki. Jest późno, a ty musisz
się wyspać, więc idź do łóżka.
— Daj mi jeszcze pięć minut, tato. Już prawie skończyłem — odparł.
— No dobrze, jeszcze pięć minut i na tym koniec — oświadczyłem.
Poszliśmy z żoną do sypialni. Po kilku minutach zjawił się tam Dawid, z książką
w ręce. Podszedł do matki i powiedział:
— Wiesz, mamo, chyba napiszę recenzję z tej książki.
Matka spojrzała na tytuł i zaprotestowała.
— Dawid, nie możesz pisać recenzji tej książki, bo już opisałeś ją w zeszłym
roku.
— Wiem, mamo, ale napiszę nową recenzję. Tyle tylko, że nie będę musiał
czytać nowej książki.
— Wybacz, Dawid, ale to nie byłoby uczciwe. Musisz przeczytać inną książkę.
Dawid wpadł w złość i odpowiedział matce bardzo niegrzecznie:
— Dobrze, jeśli mi znajdziesz coś innego. Niech ci będzie!
W pierwszej chwili chciałem zareagować tak, jak to się zwykle robi wobec
rozzłoszczonego, krzyczącego dziecka. Poczułem, że zaczyna ogarniać mnie gniew.
Pomyślałem: „Jak on śmie mówić do matki takim tonem! Już ja mu pokażę! Niech
sobie nie myśli, że mu się to upiecze!".
Na szczęście w porę przypomniałem sobie wydarzenie sprzed trzech dni. Tak
bardzo rozzłościłem się na pewnego człowieka (i to na dodatek w kościele!), że
nazwałem go kłamcą! Kto lepiej wyraził swój gniew — Dawid czy ja? Po chwili
namysłu zrozumiałem, że Dawid zrobił to lepiej. Był na trzecim stopniu drabiny
gniewu, a ja chyba w okolicy piątego. Skierował swój gniew na jego źródło, czyli na
swoją matkę. Nie wyładował go na swoim młodszym bracie, nie kopnął psa, nic nie
zniszczył, nie usiłował zranić matki wyzwiskami ani krytycyzmem, nie zastosował
zachowania pasywno-agresywnego. Nie poruszał innych nieprzyjemnych tematów ani
nie wywlekał jakichś zadawnionych uraz. Po prostu oświadczył, że przeczyta inną
książkę. A więc co mogłem mieć mu za złe? Jedynie to, że zwracając się do matki,
podniósł głos. Zdarza się to także wielu dorosłym.
Co by się zdarzyło, gdybym słownie napadł na Dawida i go ukarał? Zaraz wam
powiem. Dawid był na trzecim szczeblu „drabiny gniewu", więc
następnym razem,
gdy wpadłby w złość, zostałby zmuszony do zastosowania mniej dojrzałego sposobu
(odpowiadającego niższemu szczeblowi z „drabiny gniewu") wyrażenia swojego
gniewu.
A więc co powinienem był zrobić tamtego wieczoru? Najlepiej było w ogóle nie
odpowiadać. Milczenie wcale
nie oznacza rozgrzeszenia ze złego zachowania.
Zarówno moja mina, jak i wyraz twarzy mojej żony dobitnie świadczyły o tym, że nie
podoba nam się postępowanie Dawida. Nie mógł mieć co do tego żadnych
wątpliwości.
Nie odpowiadając, mówiliśmy mu: „Nie akceptujemy tego, co robisz, ale
skoro się na to zdecydowałeś, to proszę bardzo. Twoje podejście nie jest na tyle złe,
aby mu przeciwdziałać, ale nam ono się nie podoba".
Gdy wszyscy się uspokoiliśmy, Dawid poszedł do łóżka. Podczas naszego
zwyczajowego wieczornego rytuału (oto dobry przykład sytuacji świadczącej o
zaletach takich rytuałów), już po wspólnej modlitwie, powiedziałem do Dawida:
„Jestem zadowolony z tego, w jaki sposób poradziłeś sobie dzisiaj ze swoim
gniewem. Niczym nie rzucałeś, nie ciskałeś się, ani nie mówiłeś nic złego. Zwróciłeś
się bezpośrednio do swojej matki i nie starałeś się zranić jej obraźliwym słowem czy
docinkami. Po prostu powiedziałeś, że przeczytasz inną książkę. To wspaniale. Mam
ci za złe tylko to, że podniosłeś na matkę głos". Efekt mojej przemowy okazał się
bardzo pozytywny. Dawid poczuł ulgę, ponieważ nie byłem na niego zły, ale miał
wyrzuty sumienia, ponieważ odezwał się do mamy ostrym tonem. Nazajutrz ją za to
przeprosił.
Uczmy naszego nastolatka
Bądźmy zadowoleni, jeśli nastolatek wyraża swój gniew bezpośrednio i za
pomocą słów. Następnie ustalmy, któremu stopniowi „drabiny gniewu" odpowiada
jego gniewne zachowanie oraz które jego przejawy są odpowiednie, a które nie.
Łatwo pomylić werbalne wyrażanie gniewu z brakiem szacunku. To duży
problem dla wielu rodziców. Aby go rozwiązać, warto zadać sobie następujące
pytanie: „Jakie na ogół jest podejście mojego dziecka do mnie? Czy on okazuje mi
szacunek, czy brak szacunku?". W przypadku większości nastolatków odpowiedź
brzmi:
Okazuje mi szacunek. Prawie wszystkie nastolatki zasadniczo szanują swoich
rodziców. Jeżeli tak jest w naszej rodzinie, to możemy się uspokoić i przyjąć, że
werbalizowanie gniewu przez nastolatka (zwłaszcza gniewu dotyczącego konkretnej
sprawy) jest właśnie takie, jak być powinno. Wtedy będziemy w stanie pomóc
nastolatkowi w dojrzałym radzeniu sobie z gniewem. Natomiast jeśli nastolatek
generalnie traktuje nas lekceważąco, mamy do czynienia z zupełnie inną sytuacją.
Świadczy to bowiem o poważnych problemach we wzajemnych relacjach; wtedy
warto jak najszybciej skorzystać z pomocy profesjonalnego doradcy.
Inny problem pojawia się wtedy, gdy nastolatek z jakiegoś powodu nie jest w
stanie werbalnie wyrażać swojego gniewu. Wówczas bardzo trudno nauczyć go
dojrzałego radzenia sobie ze złością (czasem bywa to nawet niemożliwe). Jeśli
podejmujemy się tego zadania, to początkowo największym problemem jest
skłonienie nastolatka do wyrażenia gniewu słowami. Nie przychodzi to łatwo.
Widzimy więc, drodzy rodzice, że powinniśmy cieszyć się z faktu, iż nasze dziecko
posiada umiejętność werbalnego wyrażania gniewu. Bazując na tym, możemy uczyć
je coraz bardziej dojrzałych reakcji w tej sferze.
Najpierw pochwalmy więc nastolatka za wszystkie pozytywne elementy
zachowania w chwili, gdy ogarnie go gniew. Następnie możemy powiedzieć o
jednym
z nieodpowiednich sposobów wentylowania złości (np. obrzucaniu kogoś
wyzwiskami) i poprosić o poprawę w tej sprawie. Rozmowę na ten temat powinniśmy
przeprowadzić w najbardziej odpowiednim momencie. Starajmy się przekonać
nastolatka, aby spróbował chociaż raz zmienić jeden z przejawów swojego gniewu.
Właśnie tak wdrażamy go do stopniowego
(po jednym schodku) osiągania coraz
wyższego poziomu na „drabinie gniewu".
Trzeba wiedzieć, że pewne elementy pasywno-agresywnego zachowania to we
wczesnym okresie dojrzewania dziecka rzecz normalna — o ile to zachowanie nikomu
(z nastolatkiem i jego rodziną włącznie) nie szkodzi. Takie zachowanie pasywno-
agresywne pojawia się zazwyczaj około jedenastego roku życia dziecka. Pamiętajmy,
że powinno ono wyjść z tej fazy około szesnastego-siedemnastego roku życia. Jest to
więc przedsięwzięcie długofalowe. Musi potrwać przynajmniej pięć lub sześć lat.
Ważne, aby zdawać sobie z tego sprawę, ponieważ musimy w tym czasie zachować
cierpliwość i oczekiwać powolnej, stopniowej poprawy — czegoś w rodzaju „trzy kroki
do przodu, dwa w tył". Dzieje się tak dlatego, że prawidłowe radzenie sobie z
gniewem wymaga osobistej dojrzałości, a wszyscy dojrzewamy bardzo powoli. Wolne
tempo postępów naszego nastolatka nie powinno nas więc irytować. Jeśli zaczniemy
frustrować się nim, to nieopatrznie możemy zniszczyć całe przedsięwzięcie. Bądźmy
więc cierpliwi!
Większość rodziców sądzi, że ich dzieci
bez żadnego wdrażania będą panować
nad swoim gniewem dojrzale, na poziomie najwyższego szczebla. Takie podejście to
jakby przed pierwszą lekcją gry w tenisa powiedzieć uczniowi: „Uważam, że już
mógłbyś wziąć udział w turnieju wimbledońskim".
Czasem zdarza się, że rozładowanie gniewu bywa niemożliwe, na przykład
wtedy, gdy osoba, która go wywołała, jest niedostępna. W takim wypadku nastolatek
musi inaczej poradzić sobie ze swoim gniewem, najlepiej w sposób wcześniej
wyuczony (na przykład przez ćwiczenia gimnastyczne, rozmowę o bulwersującej go
sprawie z kimś dorosłym, skoncentrowanie się na innym przyjemnym zajęciu, lub
dzięki chwili samotności, która pomoże w odprężeniu się).
Można również nauczyć nastolatka radzić sobie z niektórymi rodzajami gniewu
za pomocą sztuki
rozumowego zapobiegania mu. Oznacza to wykorzystanie
aktywnego procesu myślowego w celu zniwelowania gniewu. Gdy mój syn Dawid stał
się nastolatkiem, miałem okazję zaobserwować ogromną zmianę jego umiejętności
kontrolowania gniewu. Zamiast reagować stuprocentowo emocjonalnie, Dawid
nauczył się bardziej racjonalnego podejścia.
Jako świeżo upieczony nastolatek tracił czasem panowanie nad sobą, gdy
podczas gry w baseball inny zawodnik popełnił jakieś oczywiste wykroczenie
(szczególnie, jeśli był to bolesny faul). Ale któregoś lata zauważyłem wyraźne
przejawy postępu. Podczas meczu małej ligi Dawid właśnie biegł do tzw. bazy
domowej, gdy łapacz chwycił piłkę rzuconą z pola zewnętrznego. Był gotów
wyautować Dawida, gdy ten zaskoczył łapacza, przeskakując przez swoją rękawicę.
Robiąc to, niestety, wyskoczył również poza obręb bazy domowej. Akurat leżał na
brzuchu, usiłując dotknąć pola bazy, gdy łapacz, rozwścieczony zastosowanym przez
Dawida trikiem, uderzył go w twarz. Patrzyłem na tę scenę oszołomiony. Obawiałem
się, że Dawid, potężniej zbudowany niż atakujący go łapacz, zareaguje bardzo
gwałtownie. Ku mojej uldze (a także zdumieniu) syn po prostu otrzepał się z pyłu i
spokojnie odszedł, żeby odsapnąć. (W pobliżu bazy znajduje się zadaszone miejsce
— tzw.
dugout — przeznaczone dla zawodników, którzy akurat nie uderzają lub nie
przebywają na polu—przyp. tłum.). Przekonałem się wtedy, że Dawid nauczył się
radzić sobie z gniewem intelektualnie. Zrozumiał, że tamten zawodnik miał trudności
z pohamowaniem złości i wyraził ją w nieodpowiedni sposób. Mówiąc krótko, Dawid
wiedział, że zachowanie łapacza było konsekwencją problemów z panowaniem nad
swoim zachowaniem, a nie przejawem osobistej wrogości.
Wielu ludzi dorosłych źle radzi sobie ze swoim silnym gniewem. Czasem tracą
panowanie nad sobą i wyrażają swój gniew, kierując go na nieodpowiednią osobę. Są
też tacy, którzy ranią osobę, na którą są źli. za jej plecami, stosując zachowania
pośrednie, pasywno-agresywne. Dlaczego tak postępują? Ponieważ nikt nie nauczył
ich, jak inaczej można sobie radzić z gniewem. A kto ich tego nie nauczył? Ich
rodzice.
Musimy wiedzieć, że niektóre dzieci mają wrodzone trudności z prawidłowym
radzeniem sobie z gniewem—bez względu na rodzicielskie wychowanie. Na przykład
małe dzieci lub nastolatki mające pewne problemy neurologiczne są szczególnie
skłonne do zachowań pasywno-agresywnych dla neutralizowania swojego gniewu.
Szczególnie często zdarza się to w wypadkach, kiedy dzieci od dawna miewały
problemy z nauką lub percepcją. Te dzieci i nastolatki (a później dorośli) często
uciekają się do zachowań pasywno-agresywnych oraz popadają w depresję.
Codziennie jesteśmy świadkami niedojrzałych sposobów okazywania gniewu.
Widzimy kłócących się, krzyczących na siebie i obrzucających się inwektywami
mężów i żony. Znamy małżeństwa, w których obie strony chcą odegrać się na
współmałżonku i w tym celu angażują się w pozamałżeńskie romanse. Widzimy
pracowników, którzy pracują źle, aby szkodzić swojemu pracodawcy. Dyrektora
szkoły traktującego źle nauczyciela, nauczyciela, który podkopuje autorytet
dyrektora. Obserwujemy grupy interesu, których celem jest materialne zniszczenie
innych grup. Niedojrzałe przejawy gniewu spotyka się na każdym kroku. Są one
obecnie jednym z największych problemów w sferze biznesu, ponieważ kształtują złe
nastawienie zarówno pracodawców, jak i pracowników. Od sześćdziesięciu do
osiemdziesięciu procent problemów w każdej organizacji ma związek z personelem,
ponieważ niewielu ludzi potrafi dojrzale radzić sobie z gniewem. Większość z nich
doskonale potrafi go maskować w codziennych kontaktach z otoczeniem, ale
nadchodzi taki dzień, że ów gniew zostaje uzewnętrzniony w bardzo gwałtowny i
niestosowny sposób.
Jedną z najważniejszych prawd na temat gniewu, bez względu na to, kogo on
dotyczy: pracowników, związków zawodowych, rządów państw czy nastolatków, jest
ta, że na pewno się pojawi. Może być rezultatem praktycznie każdego wzajemnego
kontaktu dwóch lub większej liczby osób. Kolejnym ważnym faktem jest tendencja do
kumulowania się gniewu, który stopniowo coraz trudniej kontrolować i który może
wybuchnąć, jeśli w porę nie zostanie rozładowany. A to narastanie może być
destrukcyjne! Dlatego musimy nauczyć się tłumić gniew w zarodku (jeśli jest
konsekwencją nieporozumienia) lub wentylować go powoli aż do całkowitego
zniwelowania (jeśli ma realne podstawy). Ta umiejętność nikomu nie przychodzi
łatwo. Dojrzałego wyrażania gniewu w odpowiedni, zależny od sytuacji sposób trzeba
się długo uczyć i praktycznie tę sztukę ćwiczyć.
8.
Od rodzicielskiej kontroli
do samokontroli
Gdy dziecko staje się nastolatkiem, wychowywanie powinno stopniowo zmieniać
charakter, opierając się w coraz mniejszym stopniu na rodzicielskiej kontroli, a w
coraz większym — na zaufaniu. Od niego zależą wszelkie przyznawane nastolatkowi
przywileje i swobody. Gdy dziecko jest małe i nie potrafi prawidłowa oceniać swojego
postępowania i zachowania, za jego kształtowanie w stu procentach są
odpowiedzialni rodzice. Im dziecko staje się starsze i zaczyna dążyć do niezależności,
tym bardziej pragnie samo kontrolować swoje działania i samodzielnie podejmować
decyzje. Rodzice powinni starać się, aby ten okres przejściowy przebiegał jak
najłagodniej i bez wstrząsów.
Przede wszystkim trzeba więc zaakceptować fakt, że dążenie do niezależności
jest czymś najzupełniej normalnym. Nasze dziecko w przyszłości powinno
uniezależnić się od nas, nawet jeśli ta perspektywa nie bardzo nam się podoba.
Natomiast dopóki to nie nastąpi, powinniśmy mądrze kontrolować tę drogę do
niezależności, aby była ona zgodna z tempem wszechstronnego dojrzewania naszego
nastolatka. Najlepszym wskaźnikiem jego rozwoju jest to, w jakim stopniu możemy
mu zaufać i jaka jest jego umiejętności kontrolowania swojego zachowania.
Nastolatek prawdopodobnie będzie testował wprowadzone przez nas
ograniczenia oraz naszą miłość do niego. Dlatego musimy zdecydować, jaki będzie
zakres tych ograniczeń. Czy powinny być niewielkie i stwarzać nastolatkowi szerokie
pole manewru? A może wręcz przeciwnie —bardzo surowe? Warto pamiętać, że
normalną postawą nastolatka będzie testowanie — a czasem nawet łamanie —
ograniczeń i zasad postępowania, bez względu na to, jakiej sfery dotyczą. Jeżeli
wprowadzimy wyjątkowo surowe zasady, to nastolatek na pewno zechce je
przetestować i prawdopodobnie je złamie. Jeśli zaś będą one dopuszczać dużą
swobodę, to nastolatek i tak znajdzie sposób, aby je zakwestionować czy złamać.
Skoro więc większość nastolatków poniekąd ma we krwi kwestionowanie i/lub
łamanie obowiązujących zasad, bez względu na ich charakter, to zdrowy rozsądek
nakazuje, aby początkowo były one stosunkowo surowe i restrykcyjne. Później zaś
wszystko zależy od zachowania naszego dorastającego dziecka. Jeśli okaże się godne
zaufania, to możemy stopniowo przyznawać dziecku coraz więcej swobody i
ograniczać rodzicielską kontrolę. Innymi słowy, przywileje przyznawane nastolatkowi
powinny być uzależnione od tego, czy potrafi on udowodnić, że można mu zaufać. Im
bardziej pokazuje, że jest godny zaufania, tym bardziej mu ufamy. Jeśli zachowuje
się bez zarzutu, zwiększamy liczbę lub zakres przywilejów. Ale chcąc iść tą drogą,
musimy zacząć od stanowiska restrykcyjnego.
Takie podejście ma wiele zalet. Dobrze być w sytuacji pozwalającej na
ewentualne zwiększenie, a nie — ograniczenie przywilejów. Nasz kontakt z
nastolatkiem jest lepszy, gdy możemy mu pozwalać na coraz więcej; staje się
bardziej napięty, gdy musimy czegoś odmawiać lub zabraniać. Gdy nasze dziecko
dopiero rozpoczyna „karierę” nastolatka, zwłaszcza w zakresie życia towarzyskiego,
to warto, abyśmy początkowo byli nawet nieco zbyt surowi. Wtedy później możemy
sobie pozwolić na złagodzenie narzuconych dziecku zasad i przyznać mu więcej
przywilejów. Dzięki temu zyskamy sobie opinię „dobrych staruszków". Jeśli natomiast
zaczniemy od okazania tolerancji i zrozumienia, od razu pozwalając nastolatkowi na
wiele, a narzucając mało restrykcji, to później nie mamy żadnego wyboru. Możemy
tylko zwiększać ograniczenia i być „wrednymi wapniakami". Poza tym, jeżeli jesteśmy
zbyt elastyczni i łagodni, a nasz nastolatek i tak nadużyje naszego zaufania, to w ten
sposób przynosi wstyd i szkodzi nie tylko sobie, ale i całej swojej rodzinie.
Pragnę podkreślić, że niezmiernie ważne jest ustalenie takich zasad, które
pozwolą nam okazać nasze pozytywne nastawienie. Dobrze jest zacząć od
nadmiernej restrykcyjności, aby potem móc stopniowo ofiarowywać naszemu
nastolatkowi coraz więcej przywilejów. Jeśli bowiem damy mu je wszystkie od razu,
to później nie mamy czym się rządzić. Nie dysponujemy niczym, co byłoby nagrodą
za odpowiedzialne zachowanie naszego dziecka. A co gorsze, nie posiadamy żadnego
narzędzia, które pomogłoby w kształtowaniu jego postępowania i odpowiedzialności.
Celem, któremu służyć mają restrykcje, a potem przywileje, jest uczynienie z
nastolatka osoby odpowiedzialnej, godnej zaufania i niezależnej. Nasze dziecko
powinno mieć ukształtowane te cechy, gdy wejdzie w wiek dojrzały.
Realizacja tego celu nie jest łatwa. Trzeba odwagi i zdecydowania, aby
przyznawać swojemu dziecku takie przywileje, które będą proporcjonalne do jego
umiejętności kontrolowania swojego zachowania. Trzeba siły, aby umieć
przeciwstawić się presji skłaniającej do czynienia ustępstw, na które dziecko nie
zasłużyło. A te naciski często są wywierane nie tylko przez nastolatka, lecz także
przez jego rówieśników, innych rodziców, a nawet przez społeczeństwo.
Pamiętajmy przy tym o jednej ważnej prawdzie: wszystkie nastolatki wgłębi
duszy zdają sobie sprawę, że potrzebują rodzicielskich wskazówek i kontroli.
Chcą i
jednego, i drugiego. Zdaniem wielu nastolatków, rodzice ich nie kochają, a dowodem
na to jest niedostatek rodzicielskiej stanowczości i surowości (taką opinię słyszałem
na własne uszy). Mnóstwo młodych ludzi jest wdzięcznych swoim rodzicom i kocha
ich za to, że dowiedli swoich uczuć i troskliwości poprzez odpowiednie
wychowywanie, z kontrolowaniem i zakazami włącznie.
Ponoszenie konsekwencji
Jeżeli nastolatek ma odpowiednio się rozwijać i uczyć odpowiedzialnego
postępowania, to musi również nauczyć się ponoszenia
konsekwencji swojego
zachowania—przyjmowania pochwał za zachowania pozytywne i odpowiedzialne oraz
negatywnych następstw zachowań nieodpowiednich i nieodpowiedzialnych, Te
konsekwencje powinny być sprawiedliwe i proporcjonalne do czynów, a nie wynikać
na przykład z naszego aktualnego nastroju. Także i w tym wypadku powinniśmy
zdawać sobie sprawę, jak ważna jest nasza rodzicielska samokontrola, a nie
kierowanie się impulsem, i podejmować decyzje rozsądne, po gruntownym
przemyśleniu problemu.
Jak to realizować?
Sądzę, że każda zasada lub decyzja powinna być umotywowana. Nastolatek ma
prawo wiedzieć, dlaczego ustalamy takie a nie inne reguły. Rodzice zaś muszą
dopilnować, żeby powody, które podają, były racjonalne i przekonujące, a nie tylko
moralistyczne. Wprowadzanie danej zasady jest oczywiście zazwyczaj motywowane
racjami moralnymi, ale podanie dziecku racjonalnego powodu jest niezbędne.
Nastolatki wkraczające w okres dojrzewania są skłonne do kwestionowania
wpajanych im przez rodziców zasad i wartości. Lepiej zrozumieją i łatwiej akceptują
zasady wynikające z przyczyn praktycznych niż moralistycznych. Właśnie nadmierne
akcentowanie racji moralnych sprawia, że wiele nastolatków zwraca się przeciwko
nim. W tym okresie buntu, a czasem nawet wrogości mądrzy rodzice starają się
rozsądnie wyjaśnić dzieciom, dlaczego życzą sobie od nich takich lub innych
zachowań. Pamiętajmy jednak, że wystarczy samo podanie powodu; nie należy
następnie go dodatkowo uzasadniać i przekonywać o jego słuszności, jak gdyby był
tezą z pracy doktorskiej. Dyskutowanie na ten temat z nastolatkiem rzadko bywa
potrzebne i ma sens. Wystarczy więc, jeśli sam powód brzmi rozsądnie. Natomiast
inicjowanie dalszej dyskusji zazwyczaj staje się wstępem do ostrej wymiany zdań,
kłótni i gniewu.
Gdy nasza Carey chciała zacząć chodzić na randki w wieku dwunastu lat,
powiedzieliśmy jej, że zgodzimy się na to, gdy będzie w odpowiednim wieku — czyli
za około cztery lata. Zostawiliśmy więc sobie duże pole manewru. Pamiętajcie, że o
wiele lepiej stopniowo obniżać wymagania, niż wprowadzać coraz ostrzejsze
restrykcje.
Carey zapytała nas wtedy: „Dlaczego?". Wyjaśniliśmy, że w naszym świecie
bardzo ważne jest nauczenie się dobrego funkcjonowania w grupie, a tę umiejętność
zdobywamy właśnie we wczesnym okresie młodzieńczym. Wielu dorosłych nie
nauczyło się tej sztuki w wieku 12—14 lat i z tego powodu są nieprzystosowani do
życia społecznego i towarzyskiego. Następnie zadałem dramatyczne pytanie: „I moja
córka miałaby stać się kimś takim?". Powiedzieliśmy Carey, że gdy już nauczy się
odpowiednio funkcjonować w grupie, to porozmawiamy o ewentualnych
dodatkowych przywilejach.
Minął rok i Carey oświadczyła nam, że już nauczyła się funkcjonowania w
grupie. Przyznaliśmy, że rzeczywiście zrobiła duże postępy. Dodaliśmy jednak, że
dobre funkcjonowanie w grupie to nie tylko zgodna koegzystencja z kolegami i
koleżankami, lecz również pozytywny wkład w działanie tych grup. Chodzi o to, aby
nie tylko w nich być i podlegać ich wpływowi, lecz samemu je kształtować.
Podkreśliliśmy, że mimo znacznych postępów, Carey daleko do roli przywódcy,
ponieważ nadal częściej wykonuje polecenia innych dzieci, niż skłania je do realizacji
własnych pomysłów. Z satysfakcją muszę powiedzieć, że z czasem Carey znacznie
rozwinęła swoje przywódcze umiejętności. Zaczęła twórczo, serdecznie, pozytywnie i
łagodnie, ale skutecznie, kształtować działania nie tylko swojej grupy kościelnej, lecz
również grup szkolnych i pozaszkolnych.
Jak chronić nastolatka
Rodzice nastolatków powinni mieć ze sobą kontakt — czyli znać się osobiście na
tyle dobrze, aby zwracać się do siebie po imieniu. Jest to szczególnie ważne w
wypadku rodziców tych nastolatków, które się przyjaźnią i spędzają ze sobą dużo
czasu. Takie kontakty są bezcenne, ponieważ pozwalają na wymianę informacji,
dzielenie się wątpliwościami dotyczącymi problemów młodych ludzi oraz współpracę
w ustalaniu metod wychowawczych i ich stosowaniu.
Przypominam sobie wiele sytuacji, kiedy Carey bywała zapraszana na spotkania
towarzyskie, o których my nic nie wiedzieliśmy. Bardzo ważna była wówczas
możliwość zatelefonowania do znajomych rodziców, którzy mieli podobne wątpliwości
i wspólne ich wyjaśnienie. Rodzicom nie wolno się wahać w takich sytuacjach —
zawsze trzeba zadzwonić i wyjaśnić wątpliwości, bez względu na to, kto organizuje
prywatkę. Z przykrością muszę powiedzieć, że wielu rodziców nie tylko godzi się z
elementami niemoralnego i destrukcyjnego wpływu na młodzież, ale nawet aktywnie
go popiera.
Dlatego zawsze bez wahania powinniśmy kontaktować się z rodzicami lub
innymi dorosłymi odpowiedzialnymi za organizację spotkania i dowiedzieć, jaki będzie
jego przebieg oraz jakie zaplanowano atrakcje. Tylko w ten sposób możemy
kontrolować i chronić nastolatki. A podczas rozmowy obserwujmy uważnie postawę i
ton wypowiedzi, bo one często mówią więcej niż same słowa. Na przykład jeśli nasz
rozmówca sprawia wrażenie zadowolonego, a nawet wdzięcznego za to, że go
wypytujemy i troszczymy się o swoje dziecko, to jest to dobry znak. Dobrze jest
usłyszeć, że inny rodzic rozumie nasz niepokój, ponieważ świadczy on o
zainteresowaniu dobrem dziecka. Gdy widzę taką postawę, dziękuję Bogu za to, że
wciąż istnieją na tym świecie porządni, kochający i troskliwi rodzice, którzy
odpowiednio wychowują swoje latorośle.
Zdarza się jednak, że nasze rozsądne zainteresowanie spotyka się ze zgoła inną
reakcją. Pamiętam telefoniczną rozmowę z pewną matką, która urządzała prywatkę
dla młodzieży. Carey — wówczas piętnastoletnia — także została zaproszona. Na
moje pytania gospodyni zareagowała wrogo. Powiedziała: „To prywatne przyjęcie.
Pańska córka jest zaproszona i może przyjść lub nie. Decyzja należy do niej, a to, co
się dzieje u mnie w domu, jest wyłącznie moją sprawą!'-. Te słowa wystarczyły,
abym doszedł do wniosku, że ten dom nie jest odpowiednim miejscem dla
nastolatków.
Mimo to chciałem skłonić tamtą panią do podania kilku szczegółów.
Powiedziałem; „Rozumiem. Ale z troski o swoją córkę byłbym wdzięczny za kilka
informacji o tym przyjęciu". Moją rozmówczynię najwyraźniej rozgniewała moja
ciekawość, ale dzięki uporowi zdołałem się dowiedzieć, że nastolatki będą pić wino i
koktajl „krwawa Mary" w zmysłowej atmosferze.
W dzisiejszych czasach takie sytuacje to codzienność. Nie możemy siedzieć z
założonymi rękami i łudzić się, że nasze dzieci są pod dobrą opieką, ponieważ ktoś na
nimi „czuwa". Musimy współpracować z innymi rodzicami, aby stworzyć dzieciom
zdrowe warunki do rozrywki i rozwijania zainteresowań, oraz informować się
nawzajem o tym, co się z nimi dzieje. Nikt za nas tego nie zrobi, a wiele jest zła,
przed którym powinniśmy je chronić.
Charakter sytuacji i zaufanie
Wychowując nastolatka, trzeba między innymi pamiętać o dwóch rzeczach. Po
pierwsze — przyznawajmy mu przywileje, opierając się na wzajemnym zaufaniu. Po
drugie — starajmy się sprawdzić, czy nasze dziecko potrafi poradzić sobie w
konkretnej sytuacji, zanim pozwolimy mu w niej uczestniczyć.
Te dwie zasady są tylko pozornie sprzeczne, lecz wielu rodziców nie zdaje sobie
z tego sprawy. Ufając swojemu dziecku, przyznają mu pewne przywileje, ale nie
sprawdzają okoliczności z nimi związanych — na przykład tego, czy spotkanie
towarzyskie ma odpowiedni charakter. Takie sprawdzanie wcale nie oznacza, że nie
ufamy swojemu nastolatkowi. Chodzi przecież o coś innego. Nawet jeśli nasz syn (czy
córka) jest godny zaufania i rozsądny oraz majak najlepsze intencje, to i tak może
mu zabraknąć dojrzałości, aby poradzić sobie w pewnych sytuacjach. I właśnie
dlatego my, rodzice, musimy go chronić.
Wracając do wspomnianego wcześniej przyjęcia — moja żona i ja mogliśmy
mieć pełne zaufanie do Carey. Nic wątpiliśmy w jej dobre intencje i to, że chce
zachowywać się odpowiednio. Jedyny problem polegał na tym, że była za młoda i
zbyt niedojrzała, aby właściwie postąpić w tak trudnej sytuacji.
Gdy powiedziałem Carey, że nie może iść na prywatkę, moja córka oczywiście
zapytała „Dlaczego?". Przypomniała mi, że dotychczas zachowywała się bez zarzutu i
że wie, jak powinna postępować, a my, rodzice, możemy jej ufać. Przyznałem, że ma
absolutną rację. Naprawdę byłem dumny z Carey i wiedziałem, że zasługuje na
zaufanie. Uważałem jednak, że jeszcze nie jest gotowa, aby zmierzyć się z taką
trudną i potencjalnie niebezpieczną sytuacją jak tamta prywatka. Wyjaśniłem to
Carey, posługując się swoim własnym przykładem. Ja także zachowywałem się bez
zarzutu i można było mi ufać, ale jak każdy człowiek pewnie nie zawsze potrafiłbym
oprzeć się wszystkim pokusom, choć prawdopodobnie poradziłbym sobie w prawie
każdej sytuacji zawodowej. Na dowód tego opowiedziałem Carey o tym, że podczas
służby w marynarce musiałem kiedyś podczas przepustki nadzorować moich
podkomendnych, gdy udali się do baru ze striptizem i damską obsługą w strojach
topless. Ale tam działały też pewne czynniki zewnętrzne, które zmuszały mnie do
odpowiedniego zachowania —byłem dowódcą, miałem na sobie oficerski mundur i
osobiście odpowiadałem za moich marynarzy.
Nawet po tym sprawdzianie charakteru może się zdarzyć, że jakaś pokusa okaże
się silniejsza i ulegnę jej, jeżeli nie będę odpowiednio kontrolował swojego życia. Po
cóż miałbym ryzykować utratę mojej uczciwości, zrujnowanie mojego małżeństwa,
duchowej wspólnoty, szczęścia moich dzieci i całego mojego życia? Wyjaśniłem
Carey, że właśnie dlatego nie chadzam do barów i rozrywkowych klubów. Owszem,
ufam swojemu charakterowi, ale nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że oprę
się absolutnie każdej pokusie. Opowiedziałem Carey o pewnym znanym pastorze,
który uznał, że jego powołaniem jest duchowa opieka nad bywalcami barów. Nie
zdziwiłem się, gdy wkrótce okazało się, że całkiem zmienił dotychczasowy styl życia,
kompromitując zarówno swoją duchową służbę, jak i swoje małżeństwo.
Zdołałem uświadomić Carey, że naprawdę jej ufam, ponieważ zachowuje się
doskonale, lecz może sobie nie poradzić w pewnych sytuacjach, a niektórych zawsze
powinna unikać — podobnie jak robią to wszyscy rozsądni ludzie.
Gra na zwłokę
Powiedzmy, że przyznajemy naszemu nastolatkowi pewne przywileje, ponieważ
mu ufamy, a sytuacja, z którą są związane, obiektywnie nie budzi zastrzeżeń. Te
kryteria są spełnione, o czym trzeba powiedzieć dziecku, aby wiedziało, dlaczego
podjęliśmy taką decyzję i że nie jesteśmy arbitralni. Ale te elementy nie zawsze są
wystarczające. Często bowiem zdarza się, że decyzja nie przychodzi nam łatwo i
wciąż pojawiają się nowe wątpliwości.
Pamiętam, jak kiedyś zaproszono piętnastoletnią Carey na duży jacht. Wszyscy
goście mieli w ciągu dnia pływać i nurkować, a wieczorem wziąć udział w przyjęciu
na pokładzie. Moja żona i ja nie byliśmy pewni, czy pozwolić Carey na tę wyprawę.
Atrakcje zaplanowane na dzień nie budziły naszych zastrzeżeń, natomiast
perspektywa nocnej prywatki trochę nas niepokoiła, chociaż wiedzieliśmy, że rodzice,
którzy mieli czuwać nad młodzieżą, są ludźmi rozsądnymi.
W tym miejscu pozwolę sobie udzielić moim czytelnikom praktycznej rady: jeżeli
dręczą was wątpliwości dotyczące imprezy, na którą wasz nastolatek pragnie iść, a
nie jesteście w stanie sprecyzować ich przyczyny, to w takim wypadku najlepiej grać
na zwłokę.
Ja zazwyczaj mówię coś w tym stylu: „Zabiłaś mi ćwieka, kochanie. Pozwól mi to
przemyśleć, dobrze?". W świecie nastolatków wydarzenia i sytuacje na ogół zmieniają
się tak szybko, że problem tego rodzaju często rozwiązuje się sam. (Osobiście
pamiętam tylko dwie sytuacje, kiedy tak się nie stało). Inną zaletą gry na zwłokę jest
to, że daje ona nastolatkowi czas na zastanowienie i tym samym umożliwia
samodzielne podjęcie dojrzałej decyzji. Wtedy, gdy chodziło o imprezę na łodzi, także
poprosiłem Carey o czas do namysłu. Moja córka odparła: „Dobrze, tato, ale nie
zwlekaj za długo. Muszę znać twoją odpowiedź najpóźniej w czwartek".
Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu problem, niestety, sam się nie rozwiązał.
Prywatka wciąż była aktualna, prognozy pogody—wspaniałe, a kalendarz
przypominał, że już jest czwartek. Wieczorem Carey spytała poirytowanym głosem;
„Jaka jest twoja odpowiedź, tato? Greg musi ją poznać jeszcze dziś".
Czułem, jak coś skręca mnie w żołądku, ponieważ nie byłem w stanie wymyślić
żadnej sensownej przyczyny uzasadniającej moją odmowę. Carey od dłuższego czasu
zachowywała się wzorowo. Właśnie zamierzałem udzielić jej pozwolenia, gdy ona
nagle powiedziała: „A przy okazji... (Pamiętacie ten ważny zwrot?) Greg nie dostanie
od rodziców samochodu, żeby pojechać na imprezę. Musimy wziąć jego dżipa —
wiesz, tego gruchota bez pasów bezpieczeństwa — i czeka nas przejazd przez most o
piątej po południu, w godzinach szczytu'".
Naprawdę się cieszę, że wtedy uważnie słuchałem swojej córki, ponieważ z
lekkim sercem mogłem natychmiast odpowiedzieć: „Przykro mi, ale nie możesz
pojechać na to przyjęcie".
Carey nawet nie spytała mnie, dlaczego. Od razu zatelefonowała do Grega i
poinformowała go o mojej decyzji.
Często zdarza się, że nastolatek sam udziela nam ukrytych wskazówek, gdy
chce, abyśmy odpowiedzieli na jego pytanie „nie" lub na coś nie pozwolili. Musimy
dobrze wsłuchiwać się w to, co mówi nasze dziecko, ponieważ te ukryte wskazówki
pojawiają się zazwyczaj wtedy, gdy szuka ono wyjścia z trudnej sytuacji związanej z
rówieśnikami. Jeśli nasze dziecko może użyć wtedy naszej odmowy jako
przekonującego argumentu, to zaczyna nas z dzieckiem łączyć nowa, przyjacielska
wieź. Powinniśmy pozwalać naszemu nastolatkowi wykorzystywać nas w ten sposób.
Oczywiście nie możemy wówczas tolerować kłamstw oraz ewentualnej nieuczciwości
w celu skłonienia nas do określonej reakcji.
Wracając do Carey — ona sama prawdopodobnie czuła, że przerastają
wieczorna prywatka na jachcie, i potrzebowała jakiejś wygodnej „furtki". Ja być może
wyczułem niepewność Carey i dlatego zacząłem mieć wątpliwości. Sam nie wiem.
Najważniejsze jednak było to, że Carey wykorzystała nasz rodzicielski autorytet i
zrezygnowała z czegoś, co mogło się okazać nieodpowiednie.
Spojrzenie w przyszłość
Istnieje również inna strategia, którą uważam za bezcenną, gdy mamy do
czynienia z dążeniem nastolatka do niezależności i domaganiem się nowych swobód i
przywilejów. Jej podstawą jest odpowiednia reakcja rodziców na wyraźną potrzebę
niezależności nastolatka. Postawa rodziców ma bardzo duży wpływ na to, jak ich
nastolatek będzie traktował rodzicielską kontrolę i autorytet.
Jeżeli staramy się za wszelką cenę utrzymać nastolatka przy sobie (być może
dlatego, że boimy się o niego) i poniekąd dławimy jego dążenie do samodzielności i
niezależności, to konsekwencje okażą się negatywne. Jeśli dziecko podda się naszym
naciskom, to okres wchodzenia w odpowiedzialną dorosłość będzie się wydłużał.
Może wyrosnąć więc na osobę bierną, zależną od innych. Jeśli zaś będzie się
buntować przeciwko nadmiernej, ograniczającej go opiekuńczości, to nasze stosunki
z nim ulegną pogorszeniu, co stanie się źródłem konfliktów.
Jaka więc powinna być nasza postawa? Jaką filozofią powinniśmy się kierować?
Otóż najzdrowszym podejściem jest racjonalna współpraca z nastolatkiem. Wspólnie
z nim musimy dążyć do uczynienia z niego odpowiedzialnego,
niezależnego
człowieka. Jednocześnie zakładamy, że osiągniemy ten cel, gdy nasze dziecko
formalnie stanie się dorosłym, czyli pełnoletnim człowiekiem. Musimy jasno
przedstawić ten cel naszemu nastolatkowi, aby zrozumiał, że naprawdę
chcemy, aby
w określonym czasie stał się niezależny i pragniemy pomóc mu osiągnąć to stadium.
Dzięki temu będzie miał świadomość, że jesteśmy jego sprzymierzeńcami, a nie
wrogami.
Od czasu do czasu trzeba przypomnieć nastolatkowi o tym partnerstwie —
róbmy to zwłaszcza wtedy, gdy chce on postąpić niewłaściwie. Przypuśćmy na
przykład, że nastolatek zamierza iść na prywatkę, a my dowiedzieliśmy się, że będzie
to impreza dla niego nieodpowiednia. Jeśli sami jesteśmy wobec niego w porządku —
byliśmy zawsze dostępni i dbaliśmy, aby jego pojemnik emocji był pełen, a przywileje
przyznawaliśmy, ufając mu — to sytuacja jest łatwiejsza. Stosowaliśmy również
technikę gry na zwłokę, lecz tym razem problem nie rozwiązał się samoistnie.
Okazuje się, że teraz musimy powiedzieć „nie". Czujemy jednak, że nasz nastolatek
nie chce lub nie może zaakceptować naszej odmowy.
Właśnie w takich okolicznościach należy zastosować wspomnianą przeze mnie
strategię. Przekonałem się, że bardzo skutecznie pomaga ona nastolatkowi
obiektywnie ocenić sytuację i zrozumieć, że rodzice chcą jego dobra, a nie
ograniczenia niezależności. Ten trudny okres na ogół przypada na szesnasty rok życia
nastolatka. W tym czasie otrzymuje swoje pierwsze prawo jazdy, które prowokuje do
sięgania po nowe, nieznane doświadczenia. To, jak stanowczo powinniśmy sięgać po
tę strategię, zależy oczywiście od konkretnej sytuacji.
Pamiętam sesje terapeutyczne z rodzicami szesnastoletniego Randy'ego.
Chłopak uparł się, że pójdzie na koncert, którego charakter był najzupełniej
nieodpowiedni dla nastolatka. Aż do tego czasu rodzice Randy'ego skutecznie
panowali nad jego zachowaniem i rozwojem życia towarzyskiego, kierując się
wzajemnym zaufaniem i stosując technikę gry na zwłokę. Ale ta sytuacja
najwyraźniej okazała się trudniejsza. Oboje rodzice byli bliscy udzielenia Randy'emu
pozwolenia, choć wiedzieli, że popełniliby błąd. Musimy pamiętać, że nastolatek
podświadomie pragnie, aby rodzice zawsze panowali nad sytuacją. Oczywiście mogą
w uzasadnionych przypadkach zmienić zdanie, ale nie dlatego, że kapitulują w obliczu
żądań nastolatka.
Poradziłem tym rodzicom, aby przyjaźnie, lecz stanowczo wyjaśnili synowi, jakie
jest ich stanowisko. Mieli uświadomić Randy'emu, że chcą, aby stał się niezależny i
samodzielnie podejmował dotyczące go decyzje, ale dopiero wtedy, gdy już będzie w
stanie to robić. Randy pół roku wcześniej skończył szesnaście lat, toteż pozostało
tylko osiemnaście miesięcy (pamiętajmy, aby ten okres zawsze podawać w
miesiącach—wtedy wydaje się krótszy) na uczynienie z Randy'ego całkowicie
niezależnego człowieka. Już za osiemnaście miesięcy będzie prawnie dorosły i będzie
można (pamiętajmy, aby powiedzieć „będzie można", a nie „będzie się" — nie
pakujmy się sami w kłopoty) od niego oczekiwać, że samodzielnie zajmie się swoimi
sprawami, zarobi na swoje utrzymanie, znajdzie sobie mieszkanie, będzie sam prał
swoje rzeczy, gotował posiłki itd.
Jeżeli te argumenty nie skłonią nastolatka do zastanowienia, choć zazwyczaj są
bardzo skuteczne, i nadal będzie pozostawał w opozycji, to musimy posunąć się
dalej. Informujemy nasze dziecko, że po ukończeniu osiemnastu lat nie będziemy
mieć wobec niego żadnych prawnych zobowiązań i dlatego w ciągu najbliższych
osiemnastu miesięcy uczynimy wszystko, co w naszej rodzicielskiej mocy, aby
przygotować go do dorosłego życia, ponieważ później kończy się nasza prawnie
usankcjonowana odpowiedzialność. Znów nie zapomnijmy użyć słowa „prawny", żeby
potem nie żałować swoich słów; rodzice mają przecież inne zobowiązania wobec
pełnoletniego dziecka.
Ta strategia bywa raczej przykra dla nastolatka i należy ją stosować tylko wtedy,
gdy w trudnych sytuacjach zawiodły wszystkie inne metody. Poza tym nastolatek
powinien być świadomy tego, że intencją rodziców rzeczywiście jest przygotowanie
go do odpowiedzialnej niezależności i dorosłości, a nie podcinanie mu skrzydeł i
utrudnienie życia.
Możemy go o tym przekonać w różny sposób. Na przykład dajemy mu jego
własną książeczkę czekową, wpłacamy na jego konto co miesiąc jakąś kwotę i
uczymy odpowiedzialności za regulowanie określonych opłat lub dokonywanie
pewnych zakupów. Dzięki temu nie tylko będziemy z nim współpracować, lecz
pomożemy mu w rozwijania jego niezależności. Nasz nastolatek początkowo
powinien być odpowiedzialny za kupowanie jedynie kilku rzeczy, ale w miarę rozwoju
określonych umiejętności może brać na siebie więcej zobowiązań. Jest to bardzo
kształcąca metoda; pomaga nauczyć się solidnego traktowania swoich obowiązków i
praktycznie przygotowuje do samodzielnego gospodarowania po osiągnięciu
pełnoletniości. Inną metodą opartą na współpracy z nastolatkiem i mającą na celu
stymulowanie niezależności (przy założeniu, że obie strony potrafią dobrze
porozumieć się ze sobą) jest rozmawianie o przyszłości nastolatka, o jego planach po
ukończeniu szkoły średniej, o wyborze zawodu lub kierunku studiów i ewentualnie
konkretnej uczelni. Przykładem twórczej, pożytecznej i zbliżającej obie strony
współpracy jest zwłaszcza dyskusja na temat zalet i wad różnych college'ów i
uniwersytetów oraz zapewnienie nastolatkowi np. możliwości uprawiania nowego
sportu lub rozwijania nowych zainteresowań.
Ustalanie ograniczeń i kar
Rodzice często zastanawiają się, czy i jak powinni karać nastolatka za
nieposłuszeństwo. Nastolatki, podobnie jak wszystkie dzieci, mają duże poczucie
sprawiedliwości. Doskonale wiedzą, czy rodzice są zbyt pobłażliwi, czy też karzą zbyt
surowo w stosunku do popełnionego przewinienia. Miałem do czynienia z rodzicami
przyjmującymi i jedną, i drugą postawę. Ci pierwsi praktycznie nie są w stanie
wprowadzić żadnych zasad i konsekwentnie egzekwować ich przestrzegania, toteż są
manipulowani przez swoje dzieci. Drudzy zaś stosują zbyt bezwzględne środki. Znam
pewną nastolatkę, która za pójście do baru została przez rodziców ukarana zakazem
wychodzenia z domu (w celach towarzyskich) przez cały rok. Rodzice muszą
pamiętać o tym, że kara powinna być proporcjonalna do przewinienia. Należy w tej
dziedzinie kierować się zdrowym rozsądkiem. Mniejsze wykroczenia, na przykład
piętnastominutowe spóźnienie, zasługuje, moim zdaniem, na karę ograniczenia wyjść
z domu przez czas krótszy niż tydzień. Jeśli zaś nieposłuszeństwo się powtórzy, to
wtedy karę trzeba zwiększyć. Rzadko bywają uzasadnione ograniczenia trwające
dłużej niż dwa tygodnie, a cztery tygodnie to już limit maksymalny. Jeśli zdarzają się
często i są dłuższe niż tydzień, to znaczy, że dzieje się coś złego — może oczekiwania
rodziców są zbyt wygórowane lub stosunki łączące rodziców i dzieci nie układają się
dobrze, Bywają również inne przyczyny, które omówimy później. Przede wszystkim
pamiętajmy o tym, że nastolatki obdarzone mądrą miłością rodziców łatwiej poddają
się kontroli i dyscyplinie niż te niekochane.
Uprzejmość rodziców
Inna bardzo ważna sprawa, o której warto pamiętać, to konieczność okazywania
sympatii i uprzejmości rówieśnikom naszego dziecka. My, rodzice, powinniśmy
traktować ich uprzejmie, bez względu na naszą opinię o nich. Wiele niepotrzebnych
problemów bierze się z faktu, że jesteśmy wrogo nastawieni do kolegów i koleżanek
naszych kilkunastoletnich dzieci. Rodzice to osoby cieszące się autorytetem, ale
większość nastolatków będzie bez względu na sytuację współczuć i brać stronę tych
kolegów, którzy są źle traktowani przez ich rodziców.
Smutny przykład tego rodzaju miał miejsce w rodzinie państwa Dempsey.
Chłopak Jane nie podobał się jej rodzicom. Był od niej o kilka lat starszy i wszyscy
wiedzieli, że handluje narkotykami. Poza tym zachowywał się ordynarnie i nie
okazywał szacunku osobom na ten szacunek zasługującym.
Rodzice Jane byli w stosunku do chłopaka wyjątkowo wrogo nastawieni i nie
kryli tego bynajmniej w kontaktach z nim. Głównie z tego (a także kilku innych)
powodów Jane coraz bardziej angażowała się w tę znajomość, co stało się
ogromnym problemem matki i ojca.
Uprzejmość w stosunku do każdego, z rówieśnikami naszego nastolatka
włącznie, zawsze popłaca. Nasze dziecko na pewno ją doceni i będzie bez obaw
przyprowadzać do domu swoich przyjaciół. Poza tym wiele nastolatków nie potrafi
porozumieć się ze swoimi rodzicami i często zwraca się z problemami do innych osób.
Wspaniale jest stać się przyjacielem kolegów naszego nastolatka. Można wówczas nie
tylko im pomóc, lecz również bardziej zbliżyć się do własnego dziecka.
Gdy zaś uprzejmie traktujemy nawet tych nie akceptowanych przez nas jego
przyjaciół, to mimowolnie nie popychamy go w ich stronę, jak pośrednio zrobili to
państwo Dempsey.
W rzeczywistości nasze dziecko bardzo często pragnie porozmawiać z nami o
swoich rówieśnikach i przyjaciołach, poznać naszą opinię o nich. Natomiast w
wypadku, gdy mamy do nich wrogi stosunek, nastolatek powstrzyma się od takich
dyskusji, a nasz wpływ na własne dziecko zostanie z tego powodu ograniczony.
Sytuacje nietypowe
Nasze dotychczasowe rozważania i wnioski dotyczą sytuacji typowych. Zdarza
się jednak, że rodzice stają w obliczu problemów o nietypowym charakterze. Jeżeli
nastolatek—mimo bezwarunkowej miłości i odwoływania się do jego rozsądku —
bezustannie stwarza trudności natury wychowawczej, to prawdopodobnie boryka się
z poważniejszymi kłopotami i potrzebuje fachowej pomocy.
Istnieje kilka problemów występujących w wieku dojrzewania, z którymi rodzice
mogą sobie nie poradzić. Jednym z nich jest depresja — często kompleksowa i
zdradliwa, gdy dotyczy nastolatka. Drugi problem, który dotyka coraz więcej młodych
ludzi, to zaburzenia procesu myślowego, czyli trudność kontrolowania swojego
myślenia. Jeszcze inny, wymagający specjalistycznej interwencji, to zaburzenia
neurologiczne z konsekwencjami natury emocjonalnej.
Lekarz musi także brać pod uwagę ewentualne zaburzenia charakterologiczne. O
ich istnieniu może świadczyć na przykład niezdolność nastolatka do odpowiedniego
radzenia sobie z gniewem. Zachowanie nastolatka czasem bywa trudne do
kontrolowania z powodu działania w rodzinie różnych, niekiedy sprzecznych sił, i
nieodpowiednich układów rodzinnych. W rzeczywistości problemy nastolatka mogą
być spowodowane lub pogłębione przez każdą kombinację tych czynników. Problemy
te stają się coraz bardziej powszechne, toteż mądrzy rodzice powinni od razu starać
się nimi zająć, zanim rozwiną się. Większość problemów można rozwiązać, jeśli
nastolatkiem zajmie się kompetentny, wykształcony i doświadczony terapeuta, który
będzie współpracował z rodzicami.
W ostatnich latach specjaliści z dziedziny edukacji, medycyny i zdrowia
psychicznego zrobili duży krok do przodu w zakresie kompleksowego zrozumienia
problemu zwanego zaburzeniem w koncentracji uwagi (ang.
attention deficit
disorder) lub zaburzeniem braku koncentracji uwagi związanym z nadmierną
aktywnością (ang.
attention deficit hyperactive disorder). W tym miejscu omówimy
jedynie kilka najważniejszych aspektów tego zaburzenia.
Przede wszystkim przykre jest to, że cierpiące na nie dzieci uważa się za
nienormalne. Miałem do czynienia z setkami takich dzieci i z przekonaniem twierdzę,
że wcale
nie są nienormalne. Prawie każde z nich ma jakieś wyjątkowe zdolności, ale
rzadko udaje się je odkryć, ponieważ zmaga się ono z problemami szkolnymi oraz
niską samooceną, z depresją i/lub kłopotami, jakie stwarzają zachowania pasywno-
agresywne. Dzieci te rodzą się z dwoma zasadniczymi problemami. Pierwszy to
hiperaktywność (nadmierna aktywność, nadpobudliwość), która w praktyce oznacza
bardzo krótki okres koncentracji uwagi. Dzieci te nie są w stanie wystarczająco długo
skupiać się na konkretnym zagadnieniu intelektualnym i dlatego nie przyswajają
sobie wiedzy w takim stopniu, jaki wyznacza ich poziom umysłowy.
Drugi problem polega na tym, że owe dzieci (zarówno te młodsze, jak i
nastolatki) mają kłopoty natury percepcyjnej. Nie oznacza to bynajmniej
nieprawidłowości w budowie lub funkcjonowaniu ich oczu lub uszu. Informacje są
odbierane prawidłowo i przekazywane do mózgu. Tam podlegają przetworzeniu i na
tym etapie zostają odkształcone. Dlatego informacja docierająca do świadomości
dziecka jest
niezupełnie tym samym, co ono widzi lub słyszy (stopień owego
odkształcenia bywa różny).
Wyjaśnianie powodów tych zaburzeń nie wchodzi w zakres tematyki tej książki.
Koniecznie musimy jednak wiedzieć o tym, że z powodu owego ułomnego
postrzegania świata każde z tych dzieci czuje się niekochane i niechciane. Błędnie
odbiera uczucia otrzymywane od innych ludzi, podobnie jak inne informacje. Nasze
uczucia wobec niego, niestety, odbiera negatywnie. Dlatego tak trudno sprawić, aby
poczuło się naprawdę kochane i ważne. Ta sytuacja w miarę upływu lat coraz
bardziej sprzyja depresji i kumulowaniu się gniewu. W końcu depresja i gniew
(przejawiający się głównie zachowaniami pasywno-agresywnymi) stają się
największym problemem dziecka i jego rodziców. Może to nastąpić w każdym wieku,
ale depresja zaostrza się na ogół około dziesiątego roku życia, a zachowania
pasywno-agresywne stają się naprawdę niepokojące, gdy dziecko wchodzi w okres
dojrzewania. W tym czasie normalne zachowania pasywno-agresywne, typowe dla
wieku dojrzewania, nakładają się na zachowania pasywno-agresywne będące
konsekwencją zaburzeń koncentracji uwagi, co sprawia, że dziecko wkracza w
niezwykle trudny okres swojego życia. Niech Bóg ma w swojej opiece zarówno to
dziecko, jak i jego rodziców.
Jest więc niesłychanie ważne, abyśmy rozumieli, że takie dziecko jest normalne,
ale możliwe, że boryka się z poważnymi problemami w postaci np. depresji i
skłonności do zachowań pasywno-agresywnych, przy których bledną kłopoty z
nadaktywnością i zaburzenia w przyswajaniu wiedzy. Większości dzieci cierpiących na
zaburzenia koncentracji uwagi może pomóc tylko specjalistyczne, indywidualne
kształcenie i zapewnienie odpowiednich leków. Oczywiście przynosi to korzyści;
szkoda tylko, że na ogół ignoruje się znacznie ważniejszą i bardziej niebezpieczną w
skutkach depresję i zachowania pasywno-agresywne.
Drodzy rodzice dzieci z zaburzeniami koncentracji uwagi, proszę mi wierzyć, że
jeśli wasz nastolatek otrzymuje to, co powinien, to rokowania dla niego są co
najmniej dobre. Oznacza to, że wasze dziecko
w końcu pokona swoje problemy.
Pamiętajcie, że minie sporo czasu, zanim to nastąpi, ponieważ chodzi o proces
bezpośrednio związany z
rozwojem dziecka. Codziennie dostarczajcie więc tego,
czego wasz nastolatek potrzebuje. Oto, co powinniście robić:
1. Starajcie się poszerzać swoją wiedzę na temat zaburzeń koncentracji uwagi.
2. Pamiętajcie o tym, że wasze dziecko nie jest nienormalne, lecz może mieć
problemy w pewnych dziedzinach. Ale przecież żadne dziecko nie jest doskonale!
3. Dwukrotnie przeczytajcie bardzo uważnie (a nawet nauczcie się go na pamięć!)
rozdział dziewiąty traktujący o depresji wieku młodzieńczego. Jeśli tego nie zrobicie,
to możecie nie zauważyć u waszego dziecka ewentualnych oznak depresji i nie
zapewnicie mu natychmiastowej pomocy. Jeżeli zaś jego depresja wejdzie już w
średnie stadium, jak najszybciej skorzystajcie z pomocy specjalisty.
4. Może zabrzmi to dziwnie, ale proszę: przez cały tydzień czytajcie rozdział szósty i
siódmy, zanim pójdziecie spać. Najtrudniejszym elementem wychowywania
nastolatka jest, moim zdaniem, radzenie sobie z jego gniewem. Jeżeli przeczytacie
rozdział szósty i siódmy tylko jeden raz, to prawdopodobnie przez kilka dni zdołacie
zachować odpowiednią postawę, lecz później stopniowo zaczniecie coraz częściej
zapominać o niej i nieprawidłowo reagować na gniew waszego dziecka. Dlatego
czytajcie te rozdziały co wieczór, starając się „zaprogramować" na najbliższe
dwadzieścia cztery godziny. Musicie bowiem postępować konsekwentnie.
5. Pamiętajcie o tym, że naprawdę trudno sprawić, aby nastolatek z deficytem
uwagi poczuł się autentycznie kochany. Aby osiągnąć ten cel, musimy bardzo
dokładnie pamiętać o wszystkich elementach ważnych w okazywaniu dziecku miłości
(kontakt wzrokowy, kontakt fizyczny, skupiona uwaga, pełne miłości wychowywanie).
Trzeba również pamiętać, że nastolatek z deficytem uwagi może błędnie
interpretować kary cielesne jako przejaw gwałtowności, a następnie usprawiedliwiać
nimi swoją gwałtowność.
9
Depresja wieku młodzieńczego
Depresja wieku młodzieńczego to złożone, ukryte i niebezpieczne zjawisko. Jest
złożone z powodu wielu skomplikowanych przyczyn i skutków. Jest ukryte, ponieważ
prawie zawsze długo trwa jego identyfikacja — nawet nastolatki, których ono
dotyczy, nie wiedzą, co przeżywają — a często zostaje zdiagnozowane dopiero
wtedy, gdy zdarza się tragedia. Jest niebezpieczne, ponieważ miewa groźne
konsekwencje — począwszy od złych wyników w nauce, a skończywszy na
samobójstwie.
W mojej zawodowej praktyce miałem do czynienia z wieloma nastolatkami,
które usiłowały zrobić sobie krzywdę lub się zabić. Te próby na ogół są szokiem dla
rodziców i przyjaciół. Wszyscy wokół do tej pory byli bowiem święcie przekonani, że
te dzieci nie miały żadnych problemów.
Depresja nastolatków jest trudna do stwierdzenia, ponieważ jej objawy są inne
niż klasyczne symptomy depresji ludzi dorosłych. Na przykład nastolatek w łagodnej
depresji zachowuje się i rozmawia całkiem normalnie. Nie przejawia żadnych
zewnętrznych oznak depresji. Dowodem jej istnienia jest ponure fantazjowanie,
dziwne sny lub sny na jawie. Łagodną depresję może zidentyfikować tylko ktoś, kto
zna procesy myślowe nastolatka i treść jego myśli. To stadium depresji potrafi
wykryć niewielu specjalistów.
Nastolatek pogrążony w depresji umiarkowanej także zachowuje się i rozmawia
normalnie. Ale w tym stadium w jego wypowiedziach pojawia się temat śmierci,
problemy zdrowotne, kryzysy. Ta faza depresji może jednak również być trudna do
wykrycia, ponieważ takie tematy porusza wielu ludzi.
Kilka lat temu zatelefonowała do mnie pewna zaniepokojona matka
czternastoletniego chłopca. Zastanawiała się, czy jej syn przypadkiem nie potrzebuje
fachowej pomocy. Zdaniem tej mamy, chłopiec zachowywał się normalnie, wyglądał
normalnie i rozmawiał normalnie. Jej niepokój wzbudziła natomiast pewna uwaga,
którą chłopiec uczynił, oglądając dziennik telewizyjny. Chłopiec powiedział coś w tym
rodzaju: „Na tym świecie wszystko dzieje się coraz gorzej. Zastanawiam się, czy nie
byłoby lepiej po prostu umrzeć". U tego chłopca stwierdzono umiarkowaną depresję.
U osób dorosłych umiarkowana depresja przejawia się w bardzo szkodliwy
sposób. Często powoduje bezsenność, problemy z odżywianiem się, uniemożliwia lub
w dużym stopniu utrudnia człowiekowi codzienne funkcjonowanie w różnych
dziedzinach—w rodzinie, w pracy itd. Może mieć niebezpieczne konsekwencje, z
samobójstwem włącznie.
Umiarkowana depresja nastolatków jest równie poważna jak depresja dorosłych.
Obie są dokładnie takie same pod względem biochemicznym i neurohormonalnym.
Ale ich przejawy bywają diametralnie różne. Pogrążony w umiarkowanej depresji
dorosły zazwyczaj wygląda okropnie, czuje się beznadziejnie i z trudem wykonuje
swoje obowiązki. A nastolatek? W większości wypadków tylko ten pogrążony w
głębokiej depresji wygląda na bardzo przygnębionego. Gdy mówimy: „O rany, ten
chłopak chyba jest w depresji!", to prawdopodobnie mamy przed sobą młodzieńca,
który z powodu depresji jest bliski samobójstwa.
Depresję nastolatka trudno rozpoznać, ponieważ młodzież umieją doskonale
maskować. Młodzi ludzie potrafią sprawiać wrażenie osób zadowolonych i
beztroskich, chociaż w rzeczywistości są w okropnym stanie. To zjawisko często bywa
nazywane
depresją z uśmiechem. Nastolatki przyjmują tę pozę całkiem nieświadomie
i robią to głównie wtedy, gdy przebywają w towarzystwie innych ludzi. Natomiast gdy
są same, stają się sobą, i wtedy można się zorientować, że coś nie jest w porządku.
Sposobem na rozpoznanie ewentualnej depresji nastolatka jest więc obserwowanie
dziecka wtedy, gdy ono o tym nie wie. Wyraz twarzy nastolatka zmienia się w
zadziwiający sposób. Gdy jest sam, ma niezwykle smutną minę i wygląda jak
uosobienie bezbronności. Ale gdy tylko się zorientuje, że ktoś na niego patrzy,
natychmiast przywdziewa uśmiechniętą maskę, jak gdyby wszystko było w idealnym
porządku. Uważne, lecz dyskretne obserwowanie swojego dziecka to dość skuteczny
sposób wykrywania depresji, choć nie jest to metoda najlepsza.
Jak stwierdzić depresję
W jaki sposób możemy wykryć depresję, aby móc przeciwdziałać, zanim zdarzy
się tragedia? Jest absolutnie konieczne, żebyśmy rozpoznali ją we wczesnym
stadium, ponieważ nie leczona przynosi dzieciom wiele szkody. Pogrążony w depresji
nastolatek bywa bardzo podatny na szkodliwy wpływ rówieśników, może uzależnić
się od alkoholu i narkotyków, popełniać przestępstwa, eksperymentować z seksem
oraz zachowywać się antyspołecznie, a także podejmować próby samobójcze.
Najlepszy sposób identyfikowania depresji nastolatka polega na poznaniu
różnych jej objawów i procesu ich rozwoju. Jest niezmiernie ważne, aby szczegółowo
zapoznać się z całym zespołem symptomów, ponieważ jeden lub dwa nie oznaczają
jeszcze prawdziwej depresji. Depresja to proces biochemiczny i neurohormonalny,
który w wypadku nastolatka rozwija się powoli i trwa całe tygodnie lub nawet
miesiące.
Zanim omówimy specyficzne objawy depresji wieku młodzieńczego, powinniśmy
sobie uświadomić, że u pogrążonego w niej nastolatka czasem ujawnia się jeden (lub
więcej) klasyczny symptom depresji wieku dojrzałego, np. poczucie bezradności i
beznadziejności, zniechęcenie i rozpacz; problemy ze spaniem (za dużo lub za mało
snu); problemy związane z odżywianiem (niedojadanie lub przejadanie się, którym
towarzyszy spadek wagi ciała lub jej wzrost); brak energii; niskie poczucie własnej
wartości; problemy z panowaniem nad swoim gniewem.
Przyjrzyjmy się teraz konkretnym objawom depresji wieku młodzieńczego.
1.
Skrócenie czasu koncentracji uwagi. Pierwszym zauważalnym objawem łagodnej
depresji jest obniżenie zdolności do skupiania uwagi przez dłuższy czas. Nastolatek
potrafi ją skoncentrować tylko na krótko. Jego umysł szybko znajduje inne obiekty
zainteresowania i nastolatek coraz bardziej się rozprasza. Sprawia wtedy wrażenie
osoby myślącej o „niebieskich migdałach". To skrócenie czasu koncentracji uwagi
staje się widoczne, gdy nastolatek usiłuje odrabiać lekcje. Wtedy przekonuje się, że
coraz trudniej przychodzi mu długotrwałe skupienie uwagi na konkretnym szkolnym
temacie. A na dodatek im bardziej się stara, tym mniej udaje się mu osiągnąć.
Oczywiście prowadzi to do frustracji, ponieważ zaczyna uważać się za głupiego lub
tępego. Dochodzi do wniosku, że ma braki intelektualne i dlatego nie daje sobie rady
ze swoimi obowiązkami. Łatwo sobie wyobrazić, jak działa to na jego poczucie
własnej wartości.
2.
Sny na jawie. Skrócenie czasu koncentracji uwagi ma niekorzystny wpływ na
udział nastolatka w zajęciach lekcyjnych. Początkowo może koncentrować się na
nauce przez prawie całą lekcję i bujać w obłokach tylko pod koniec. Jednak w miarę
pogłębiania się depresji i skracania czasu koncentracji uwagi nastolatek myśli o lekcji
coraz mniej, a coraz więcej śni na jawie. W tym okresie rozwoju depresji najłatwiej
może ją zidentyfikować nauczyciel. Bujanie w obłokach, niestety, zazwyczaj bywa
uważane za przejaw lenistwa i braku obowiązkowości. Należy jednak pamiętać
również o tym, że wystąpienie tylko jednego lub dwóch objawów — takich jak sen na
jawie lub krótszy okres koncentracji uwagi — nie jest jednoznacznym dowodem
istnienia depresji wieku młodzieńczego. Dopiero stopniowe pogłębianie się zespołu
różnych objawów potwierdza ten stan.
3.
Złe wyniki w nauce. Logiczną konsekwencją występowania i pogłębiania się
dwóch wyżej wymienionych symptomów jest pogarszanie się wyników w nauce.
Proces ten bywa jednak tak powolny, że często trudno od razu go zauważyć. Z tego
powodu rzadko wiąże się go z depresją. W rzeczywistości zarówno nastolatek, jak i
jego rodzice oraz nauczyciele na ogół zakładają, że prawdopodobnie materiał jest za
trudny do przyswojenia lub że nastolatek zaczyna bardziej interesować się innymi
sprawami. Autentyczne zaniepokojenie wzbudziłoby nagłe i znaczne obniżenie
szkolnych ocen, na przykład z piątek od razu na dwójki lub pałki. W praktyce dzieje
się inaczej — spadają one stopniowo, z piątek i piątek z minusem na czwórki z
plusem, nieco później na czwórki. Takie oceny jeszcze nie są sygnałem alarmowym
wskazującym na depresję. Dlatego w tej fazie rzadko bierze się ją pod uwagę.
4.
Nuda. Nastolatek, który coraz więcej czasu spędza na bujaniu w obłokach, czuje
się stopniowo coraz bardziej znudzony. Nuda to stan zdarzający się wielu
nastolatkom (zwłaszcza we wczesnym stadium dojrzewania), ale okresy znudzenia na
ogół nie trwają długo. Normalna nuda ogarnia nastolatka na godzinę lub dwie,
czasem — na cały wieczór lub dzień, rzadko — na dwa dni. Jeśli jednak utrzymuje się
dłużej (przez kilka lub więcej dni), to nie jest zjawiskiem normalnym i powinna dać
nam do zrozumienia, że coś dzieje się źle. Niewiele rzeczy uważam za równie
niepokojące, jak przedłużająca się nuda doskwierająca nastolatkowi, zwłaszcza temu
w młodszym wieku. Znudzenie nastolatka zazwyczaj przejawia się jego chęcią do
spędzania coraz dłuższego czasu w samotności. Nastolatek po prostu leży wtedy na
łóżku, śni na jawie i np. słucha muzyki. Znudzony nastolatek traci zainteresowanie
wieloma rzeczami, które do tej pory sprawiały mu przyjemność, np. zajęciami
sportowymi, modnymi ubraniami, samochodami, swoim hobby, rozrywkami,
spotkaniami towarzyskimi i kościelnymi, chodzeniem na randki.
5.
Depresja somatyczna. W miarę pogłębiania się stanu znudzenia nastolatek
stopniowo pogrąża się w depresji umiarkowanej. Na tym etapie zaczyna cierpieć z
powodu czegoś, co nazywam
depresją somatyczną. Używam tego terminu, ponieważ
w tej fazie (mimo tego, że jest sprawą natury fizjologicznej lub wynika z zaburzeń
biochemiczno-neurohormonalnych) objawy zaczynają być przykre pod względem
fizycznym. Zdarza się, że nastolatek odczuwa ból; może on pojawić się w różnych
miejscach, najczęściej jednak daje o sobie znać w dolnej części klatki piersiowej lub
jest typowym bólem głowy. Takie objawy depresji miewa wiele nastolatków.
6.
Izolacja. Oznacza ona odsunięcie się od rówieśników. A co gorsze, czasem nie
polega na ich unikaniu, lecz traktowaniu ich w sposób tak wrogi, agresywny i
nieprzyjemny, że oni sami się odsuwają. W rezultacie nastolatek staje się bardzo
samotny. A ponieważ skutecznie zraził do siebie dobrych przyjaciół, więc często
wpada w złe towarzystwo — na przykład rówieśników, którzy używają narkotyków i
miewają inne poważne kłopoty. W ten sposób sytuacja zaczyna być niebezpieczna.
Długotrwała nuda miewa rozmaite konsekwencje. W tym stadium depresji
nastolatek może odczuwać bardzo silne i czasem trudne do zniesienia bóle, a jego
wytrzymałość w końcu się wyczerpuje. Po pewnym czasie nastolatek rozpaczliwie
pragnie, aby jego cierpienie skończyło się. Zadziwiające jest to, że nawet wtedy nie
zawsze zdaje sobie sprawę ze swojej depresji. Potrafi niesłychanie skutecznie sam
siebie oszukiwać. Właśnie ta negacja sprawia, że depresja staje się oczywista
najczęściej dopiero wtedy, gdy dochodzi do tragedii.
Aktywne rozładowywanie depresji
Gdy pogrążony w depresji, umiarkowanej lub poważnej, nastolatek nie jest już
w stanie dłużej jej znieść, podejmuje pewne działania, które mają na celu złagodzić
udrękę i rozpacz. Te działania noszą miano „aktywnego rozładowywania depresji".
Przybiera ono bardzo różne formy.
Chłopcy bywają bardziej gwałtowni od dziewcząt. Często usiłują zmniejszyć siłę
objawów depresji za pomocą kradzieży, kłamstwa, udziału w bójkach, szybkiej jazdy
samochodem lub przez inne aspołeczne zachowania. Jednym z najczęściej
spotykanych zachowań kryminalnych typowych dla chłopców jest
włamywanie się do
cudzych domów. Robienie czegoś, co wydaje się podniecające i niebezpieczne, do
pewnego stopnia łagodzi cierpienia związane z depresją. Włamaniu towarzyszy
podniecający dreszczyk emocji, toteż jest on często sposobem odreagowania wśród
chłopców pogrążonych w depresji.
Chłopcy włamują się również z innych powodów, dlatego mając do czynienia z
młodocianym pacjentem, który popełnił taki czyn, zawsze najpierw staram się ustalić,
czy rzeczywiście motywem działania była depresja nastolatka. Ma to zasadnicze
znaczenie, ponieważ pogrążonego w depresji pacjenta nie można wyleczyć za
pomocą profesjonalnej terapii, jeśli równocześnie z nią nie leczy się depresji.
Ignorowanie lub niedostrzeganie depresji to niezmiernie szkodliwe zaniedbanie. A
większość instytucji zajmujących się problemami młodzieży skupia swoją uwagę na
zachowaniu i, niestety, nie dostrzega depresji, będącej przyczyną problemów wielu
dzieci.
Dziewczęta rozładowują depresję w mniej gwałtowny sposób, choć i to się
zmienia pod wpływem szkodliwych, pełnych przemocy wzorców oferowanych przez
środki masowego przekazu. Typową dla dziewcząt metodą rozładowywania depresji
jest swoboda seksualna. Stosunek seksualny i fizyczna bliskość drugiego człowieka
łagodzi cierpienie spowodowane przez depresję. Niestety, po zakończeniu zbliżenia te
biedne dziewczyny zazwyczaj czują się jeszcze gorzej. Są bardziej przygnębione niż
przedtem, co bierze się z uczucia z poniżenia. Przyczyną swobody seksualnej
dziewcząt jest prawie zawsze depresja i niskie mniemanie o sobie. Lecząc ich
depresję, możemy w dużym stopniu im pomóc. I odwrotnie — ignorując ją, nie
możemy im pomóc prawie wcale.
Pogrążony w depresji nastolatek czasem ucieka się do innych metod jej
rozładowywania i na przykład może zacząć się narkotyzować. Marihuana i depresja to
bardzo niebezpieczne połączenie, ponieważ marihuana rzeczywiście poprawia
samopoczucie przygnębionego nastolatka. Ale nie jest ona środkiem
antydepresyjnym; po prostu chwilowo przynosi ulgę w cierpieniu. Gdy jednak
narkotyk przestanie działać, cierpienie powraca. Nastolatek musi więc zwiększyć
dawkę, aby poczuć taką samą ulgę jak poprzednio. Właśnie tak najczęściej uzależnia
się od marihuany i zaczyna stosować ją regularnie. Inne narkotyki działają podobnie
na pogrążonego w depresji nastolatka. Jeśli więc staramy się pomóc
kilkunastoletniemu narkomanowi, zawsze musimy ustalić, jak wielką rolę w jego
wypadku odgrywa depresja. Bardzo niepokoi mnie fakt, że wiele instytucji i
specjalistów zajmujących się sprawami narkomanii wśród młodzieży nie dostrzega lub
bagatelizuje depresję.
Kolejnym sposobem rozładowywania depresji przez nastolatka może być
próba
samobójcza. Czasem bywa ona jedynie sposobem na zwrócenie uwagi otoczenia. Ale
zdarza się i tak, że nastolatek naprawdę chce odebrać sobie życie. Dziewczęta
częściej podejmują tylko próby samobójcze, natomiast chłopcy są w swym działaniu
bardziej skuteczni, to znaczy częściej rzeczywiście odbierają sobie życie. Dziewczęta
stosują na ogół mniej gwałtowne środki, na przykład tabletki nasenne. Natomiast
chłopcy często w tym celu sięgają po broń palną. Z tego powodu znacznie łatwiej
uratować dziewczynę niż chłopca. Widziałem jednak wiele dziewcząt, które naprawdę
były bliskie śmierci lub umarły. To straszna tragedia!
Jak zaradzić łagodnej depresji
Co robić, aby pomóc nastolatkom pogrążonym w depresji? Przede wszystkim,
aby zapobiegać tragedii, musimy zidentyfikować ją we wczesnym stadium. Dlatego
powinniśmy dobrze znać objawy depresji wieku młodzieńczego. Informacji na ten
temat najbardziej potrzebują rodzice oraz osoby mające częsty kontakt z
nastolatkami, na przykład nauczyciele, szkolni doradcy, pracownicy instytucji
zajmujących się sprawami młodzieży. Depresja w swojej łagodnej postaci jest łatwa
do powstrzymania i wyleczenia.
Większość przypadków depresji ma skomplikowane podłoże, lecz często istnieje
jeden specyficzny, główny czynnik, który w pewnym momencie zaczyna dziecko
przytłaczać i wywołuje całą serię objawów. Może nim być na przykład śmierć,
choroba lub wyjazd osoby ważnej dla nastolatka, rozczarowanie spowodowane takim
wydarzeniem jak rozwód rodziców lub konflikt między nimi, a także przeprowadzka w
nieznane miejsce. W takich sytuacjach nastolatek czuje się samotny, niechciany i
niekochany. Wówczas zasadnicze znaczenie ma pokazanie dziecku, że nam na nim
zależy i że je kochamy. Przekonujemy je o tym, spędzając z nim tak dużo czasu, aż
przestaną działać mechanizmy obronne jego psychiki i znów możliwe będzie
wzajemne porozumienie. Wtedy ważne będzie okazanie mu naszej miłości poprzez
kontakt wzrokowy i fizyczny oraz ofiarowanie dziecku naszej pełnej uwagi.
W wypadku, gdy szkodliwym czynnikiem jest konflikt w rodzinie, na przykład
rozwód, nastolatek potrzebuje pomocy w radzeniu sobie z własnymi uczuciami
dotyczącymi owego problemu. Jest szczególnie ważne, aby zdał sobie sprawę z tego,
że rozwód nie jest jego winą — że absolutnie nie mógł mu zapobiec.
Nastolatki są wyjątkowo wrażliwe na problemy, które dzielą rodziców. Niestety,
większość ludzi uważa, że nastolatek, który skończy szkołę i opuści rodzinny dom,
przestaje się przejmować tym, co dzieje się między matką i ojcem. W rzeczywistości
zaś jest zupełnie inaczej.
Pamiętam pierwszą wizytę, którą złożyliśmy Carey, gdy rozpoczęła studia w
college'u. Tamtego wieczoru poszliśmy coś zjeść razem z mniej więcej
dwudziestoosobową grupą przyjaciół naszej córki. Wszystkie jej koleżanki i wszyscy
koledzy byli studentami pierwszego roku i po raz pierwszy przebywali z dala od
domu. Byli pod wrażeniem nowej uczelni, nowych znajomych i w ogóle życia
studenckiego, lecz przyznawali się również do tęsknoty za rodzicami. Mówili, że oni
zbyt rzadko komunikują się z nimi. Rodzice zbyt rzadko telefonowali do swoich dzieci,
prawie nie pisali do nich listów i nie przyjeżdżali w odwiedziny.
Większość rodziców po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo
dramatyczny bywa ten okres w życiu młodego człowieka i jakie znaczenie ma dla
niego świadomość posiadania trwałego oparcia w bliskiej rodzinie. Chyba najgorszym
czasem na przeprowadzanie rozwodu jest dłuższy wyjazd nastolatka z domu. Takie
opuszczenie domu — zwłaszcza po raz pierwszy — to najbardziej niepokojąca,
budząca obawy i pozbawiająca poczucia bezpieczeństwa część życia każdego
człowieka. W tym czasie zasadniczym źródłem jego siły są rodzice i dom, w którym
się wychował. Rozwód niszczy to źródło stabilności. Naprawdę zadziwiające, jak
bardzo ludzie tego nie rozumieją i jak wielu rodziców rozwodzi się wkrótce po
wyjeździe dziecka na studia. Ten fakt bardzo istotnie wpływa na kształtowanie się
systemu wartości młodego człowieka i podkopuje jego przeświadczenie o świętości
małżeństwa. Wkraczającemu w dorosłość nastolatkowi trudno później rozładować
negatywne uczucia wywołane przez rodziców, takie jak frustrata, gniew, niepokój,
strach i poczucie odrzucenia. Zdarza się, że dźwiga ten ciężki bagaż, gdy sam zakłada
rodzinę. Te nie rozwiązane konflikty źle wpływają na jego związek.
Depresja umiarkowana i poważna
W miarę pogłębiania się depresji pojawiają się poważne komplikacje. Dotyczą
one procesów myślowych nastolatka. W stadium umiarkowanym i poważnym
stopniowo traci on zdolność do jasnego, logicznego i racjonalnego myślenia.
Pogarsza się jego umiejętność oceniania, zachowywania zdrowego dystansu do
otoczenia; coraz bardziej koncentruje się on na chorobliwych problemach. Deformuje
się jego postrzeganie rzeczywistości, zwłaszcza ma fałszywe mniemanie o tym, co
sądzą o nim inni ludzie. Nastolatek coraz częściej dochodzi do wniosku, że wszystko
jest smutne, nic nie warte, a życie nie ma żadnego sensu.
Gdy zaburzenia procesów myślowych stają się poważne i nastolatek coraz gorzej
radzi sobie z myśleniem i komunikowaniem się, sesje terapeutyczne przynoszą coraz
mniej korzyści. To bardzo niebezpieczna sytuacja. Jak bowiem można pomóc
nastolatkowi, jeśli nie sposób porozumieć się z nim? Wtedy niezbędna staje się
pomoc medyczna, ponieważ w tym stadium (gdy nastolatek przestaje myśleć i
postępować racjonalnie, rozsądnie i logicznie) młody człowiek zaczyna rozładowywać
swoją depresję autodestrukcyjnie.
Depresja wieku młodzieńczego nie jest jakąś przypadłością, która z czasem po
prostu mija. Ten stan na ogół się pogłębia i wymaga szybkiego zdiagnozowania oraz
odpowiedniego leczenia.
Depresja a narkotyki
Jak już wspomniałem, pogrążony w depresji nastolatek łatwo może popaść w
narkomanię, ponieważ wiele narkotyków, zwłaszcza marihuana, blokuje lub tłumi
związane z depresją cierpienie. To zadziwiające, jak wiele nastolatków i dorosłych
sądzi, że marihuana jest całkiem nieszkodliwa, choć codziennie widzimy efekty tego
zdradliwego narkotyku.
Pamiętam przypadek pewnego piętnastoletniego chłopca. Przyjęto go do
szpitala z powodu stosowania narkotyków, poważnej depresji i problemów natury
behawioralnej. Wykonano podstawowe badania lekarskie i analizę krwi. Stwierdziłem,
że pacjent ma poważną anemię. Z powodu narkomanii jego ciało stopniowo traciło
zdolność do wytwarzania czerwonych krwinek. Przed rozpoczęciem terapii mającej na
celu rozwiązanie problemów psychicznych, musiałem przekazać chłopca na oddział
uniwersyteckiego centrum medycznego, aby przeprowadzono transplantację szpiku
kostnego. Rokowania dotyczące stanu chłopca były mało optymistyczne.
W ten sposób wracamy do rodzicielskiej kontroli postępowania nastolatka, czyli
do naszego obowiązku przyznawania przywilejów i swobód w zależności od tego, czy
dziecko jest godne zaufania, solidne i rozsądne. Jeżeli nastolatek rzeczywiście czuje,
że go kochamy i że zależy nam na nim, to prawdopodobnie chętnie nas wysłucha i
weźmie pod uwagę nasze rady dotyczące jego bezpieczeństwa. Dlatego musimy się
starać, aby emocjonalny pojemnik naszego dziecka zawsze był pełny. Wtedy
będziemy mogli pomagać dziecku unikać szkodliwych konsekwencji ulegania presji
rówieśników namawiających do zażywania narkotyków. Musimy także często
przypominać swojemu nastolatkowi, aby zachował niezbędną ostrożność i nigdy nie
pił lub nie jadł czegoś, co może zawierać narkotyk ukradkiem przez kogoś dodany.
Na każdym przyjęciu, gdzie nie ma absolutnej pewności co do oferowanych drinków,
zdrowy rozsądek nakazuje unikać picia ponczu podawanego w dużej wazie i
przyjmowania jedzenia oraz napojów od osób, których dobrze się nie zna. Wiem, że
brzmi to trochę paranoicznie, ale osobiście miałem okazję się przekonać, jak wiele
szkody młodemu, rozwijającemu się umysłowi może wyrządzić pojedyncza, doustna
dawka narkotyku.
Najbardziej niepokojący aspekt stosowania narkotyków to ich wpływ na procesy
myślowe nastolatka. Widziałem wiele nastolatków, które po zażyciu nawet jednej
porcji narkotyku nie były w stanie logicznie myśleć i analizować faktów. To
zaburzenie procesów myślowych często bywa tak subtelne, że nikt go nie zauważa,
lecz jego konsekwencje bywają tragiczne. Po pewnym czasie stosowania narkotyków
nastolatek nie potrafi pozytywnie odnosić się do ludzi. Niekorzystnie zmienia się jego
opinia o bliskich, obowiązujących wartościach, władzach, społeczeństwie i o nim
samym. Nastolatek błędnie interpretuje wypowiedzi innych ludzi i motywy ich
działania. Najgorsze zaś jest to, że z powodu trudności z logicznym myśleniem staje
się w pewnym sensie zagubiony i łatwo daje się omotać rówieśnikom, członkom
różnych sekt oraz innym osobom, które z różnych względów chcą go wykorzystać.
Co może budzić większy niepokój niż ludzie, którzy nie potrafią sensownie
myśleć, mają wypaczone poglądy i zdeformowany system wartości? Czy chcemy być
pewni, że nasz nastolatek prawidłowo przeszedł przez okres dojrzewania, a jego
umiejętność życia w społeczności oraz intelektualne i psychologiczne zasoby nie
zostaną nadszarpnięte lub zniszczone? Jeśli tak, to musimy mądrze go kochać oraz
poświęcać dużo czasu i wysiłku, aby odpowiednio go nadzorować i kierować nim. To
niełatwe zadanie, ale nagroda w pełni uzasadnia nasz wysiłek. Niewiele bowiem jest
rzeczy równie wspaniałych, jak doczekanie chwili, kiedy nasze dziecko wyrasta na
dojrzałego, wrażliwego, niezależnego, rozsądnie myślącego człowieka, który swoim
działaniem wzbogaca świat.
10
Intelektualny rozwój
nastolatka
Aby przygotować nastolatka do życia w tym zwariowanym świecie, musimy
nauczyć go jasno myśleć. Istnieje po temu pięć zasadniczych powodów.
Po pierwsze, jasne myślenie jest niezbędne, aby w miarę przyzwoicie zrozumieć
ten świat. Młodzież nie postrzega rzeczywistości w kontekście historycznym i bez
logicznego rozumowania nie może pojąć codziennych zdarzeń.
Po drugie, nastolatek musi nauczyć się jasno myśleć, aby umieć odróżnić dobro
od zła. Bez zdrowego, racjonalnego rozumienia zasad etycznych nastolatek staje się
łatwą zdobyczą antyautorytetów i akceptuje destrukcyjne zachowania, tak obecnie
rozpowszechnione. Wystarczy wsłuchać się w etyczny i moralny ton wypowiedzi wielu
wpływowych osobistości z kręgu mediów, polityki i religii. Powinniśmy więc
koniecznie uzbroić nasze dziecko w narzędzia umożliwiające przeciwstawienie się
szkodliwym wpływom. Nie jest łatwo to zrealizować; między innymi dlatego, że wielu
dorosłych ludzi czuje się coraz bardziej zagubionych i oszołomionych tym, co się
wokół nich dzieje. Zachowania szkodliwe i nieetyczne w zastraszająco szybkim
tempie stają się w naszym społeczeństwie obowiązującą normą.
Po trzecie, musimy nauczyć nastolatka jasno myśleć, aby potrafił samodzielnie
podejmować logiczne, racjonalne decyzje dotyczące jego życia. Pragniemy przecież,
aby postępowanie naszego dziecka wynikało z rozsądnych decyzji i zdrowego,
racjonalnego rozumowania. W naszym społeczeństwie wiele zachowań wynika z
impulsów irracjonalnych, kaprysów, a nie z rozumowania. Żyjemy w społeczeństwie,
w którym nie ma poszanowania dla uznanych autorytetów, co w dużej mierze wynika
z niedojrzałego traktowania gniewu (patrz: rozdział siódmy), a sytuacja w tej
dziedzinie staje się coraz gorsza. Osoba, która potrafi myśleć, ma wielką przewagę
nad innymi.
Po czwarte, dzięki umiejętności jasnego myślenia nastolatek uczy się współżyć
na płaszczyźnie społecznej i staje się dojrzały społecznie. Ten, kto potrafi logicznie
myśleć i racjonalnie postępować w kontaktach z innymi ludźmi reprezentującymi
różne typy osobowości i zachowań, może się uważać za szczęściarza. Nastolatek
wyposażony w te talenty ma wszelkie dane, aby wyrobić sobie dobry, silny charakter.
Po piąte, bez logicznego, jasnego myślenia nastolatek nie będzie mieć mocnej i
trwałej wiary oraz systemu wartości moralnych. Autentyczna i silna wiara, która
nadaje życiu sens, nie może być wiarą ślepą. Musi się opierać na racjonalnej,
logicznej podbudowie. Musi mieć odniesienie do realnego świata. Musi również
dawać odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania.
Koniecznie należy nauczyć nastolatka myśleć racjonalnie i logicznie oraz
odpowiednio oceniać i porządkować fakty. Najlepsze wyposażenie, jakie możemy mu
dać, to umiejętność kontrolowania i oceniania swojego sposobu myślenia. Dziecko
powinno mieć pewność, że rozumuje prawidłowo i być w stanie zmienić sposób
myślenia w świetle nowych informacji. Poza tym powinno nauczyć się dostrzegać
słabe punkty swojego rozumowania i wiedzieć, co prowadzi do wyciągania błędnych
wniosków. Jak możemy pomóc nastolatkowi osiągnąć to wszystko?
Rozwój intelektualny
Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że rozwój intelektualny dziecka odbywa się
etapami. Czynnikiem, od którego najbardziej zależ}' poziom umiejętności
rozumowania na danym etapie, jest stopień zaspokojenia emocjonalnych potrzeb. Im
bardziej potrafimy bezwarunkowo i autentycznie kochać nasze dziecko, tym lepiej
będzie ono rozwijało się intelektualnie. Im bardziej nastolatek będzie czul się
kochany, tym łatwiej mu przyjdzie nauka jasnego, logicznego myślenia. I odwrotnie—
im mniej będzie się czuł kochany i ważny, tym słabszy będzie jego umysł.
Aby jego umysł rozwijał się optymalnie, nastolatek musi mieć przede wszystkim
poczucie własnej wartości. Dzięki temu będzie mógł stać się rozsądnym, rozumnym
człowiekiem, który będzie potrafił prawidłowo ocenić sytuację — zwłaszcza
emocjonalną. Młoda osoba, której potrzeby emocjonalne nie są w pełni zaspokojone,
może nie być w stanic odpowiednio kontrolować swojego myślenia, dać się opanować
uczuciom i działać pod ich wpływem zbyt impulsywnie. Jest więc niezmiernie ważne,
abyśmy dużo inwestowali w sferę uczuciową naszego dziecka.
Kilka lat temu miałem do czynienia z atletycznie zbudowanym czternastolatkiem,
który zaatakował swojego trenera baseballu kijem do gry. Ten chłopak uważał, że
postąpił właściwie. Rywalizował z synem owego trenera o konkretne miejsce w7
drużynie i uznał, że znajduje się na gorszej pozycji. Z tego powodu rzucił się na jego
ojca.
Takie żałosne rozumowanie, jakie przeprowadził tamten chłopiec, nosi miano
chaotycznego kojarzenia. Myśląc w ten sposób, można usprawiedliwić prawie
wszystko. W myśleniu tego rodzaju brakuje pierwiastka logicznego i często bywa ono
niebezpieczne w skutkach. A na dodatek jest coraz bardziej powszechne wśród
młodzieży. Wadliwe procesy myślowe, niestety, trudno wykryć, jeśli nie znamy
dobrze danej osoby. Szkoda, bo w znacznym stopniu utrudniają one przygotowanie
nastolatka do roli dojrzałego człowieka.
Powinniśmy bezustannie szukać okazji do uczenia nastolatka sztuki
prawidłowego, precyzyjnego kojarzenia. Przeciętny nastolatek w miarę dobrze
opanowuje sztukę myślenia abstrakcyjnego dopiero w wieku piętnastu lat i później
pogłębia tę umiejętność. Właśnie dlatego wielu nastolatków w początkowej i
środkowej fazie dojrzewania sądzi, że rodzice nie mają racji lub są ignorantami.
Natomiast gdy ich myślenie nabiera cech dojrzałości, a oni sami są w stanie
rozumować kategoriami abstrakcyjnymi, zaczynają rozumieć swoich rodziców i
szanować ich zdanie.
My, rodzice, musimy w tym trudnym okresie okazywać naszemu dziecku dużo
cierpliwości i miłości, a jednocześnie delikatnie uczyć go racjonalnego myślenia.
Można to robić między innymi przez wskazywanie błędnego kojarzenia i
wnioskowania, a następnie korygowanie tych błędów.
Potrzeba afirmacji intelektu
Aby nauczyć się racjonalnie myśleć, nastolatek potrzebuje, aby ktoś docenił jego
intelekt. Jeśli człowiek ma myśleć twórczo, to musi mieć szacunek do siebie samego
— swoich uczuć, swojego ciała, a także intelektu. Musi wiedzieć, że jego umiejętność
myślenia spotyka się z aprobatą. Nie oznacza to, że mamy udawać, że uważamy
nastolatka za osobę nieomylną. Chodzi raczej o wzmacnianie jego poczucia własnej
wartości, które bierze się między innymi ze świadomości, że umie prawidłowo
rozumować i rozwiązywać problemy.
Większość nastolatków bez pomocy rodziców lub innych bliskich osób nie
nabierze tej pewności siebie. Aprobata rodziny ma zasadnicze znaczenie. Wielu
rodziców popełnia błąd, ograniczając się tylko do zwracania uwagi na niewłaściwe
działania nastolatka i karania go. On będzie wiedział, że jest kimś wartościowym
dopiero wtedy, gdy zostanie oceniony pozytywnie i otrzyma pochwałę, a gdy trzeba
— także karę.
Jeśli naprawdę pragniemy w ten sposób pomóc naszemu nastolatkowi, to
musimy utrzymywać z nim także kontakty intelektualne. Powinniśmy więc chętnie
podejmować dyskusje o sprawach interesujących go. Cierpliwie słuchać jego opinii i
zawsze pozwalać mu mówić tak długo, jak chce, bez względu na to, jak mielibyśmy
ochotę zareagować. Później należy powstrzymać się od wyliczania jego błędów i od
kłótni, i spokojnie porozmawiać o poruszonych sprawach: należy wtedy brać pod
uwagę punkt widzenia nastolatka oraz rzeczowo sprecyzować swój własny. Taka
rozmowa ma przypominać konwersację dobrych przyjaciół. Postępując w ten sposób,
bynajmniej nie rezygnujemy ze swojego rodzicielskiego autorytetu, lecz po prostu
traktujemy z szacunkiem sposób rozumowania naszego dziecka. A przez to
uświadamiamy mu, że jego myśli i opinie są ważne i wartościowe. Jeśli uwierzy w
naszą miłość i szacunek dla niego, to stopniowo będzie myślał coraz bardziej
podobnie jak my— uzna nasze opinie i wartości za godne akceptacji.
Niestety, zbyt wielu rodziców nie chce rozmawiać z nastolatkami po partnersku.
Wolą traktować swoje dzieci tak, jak gdyby były przedszkolakami. Nastolatki czują
wtedy, że ich zdanie w ogóle się nie liczy, ponieważ rodzic nie okazał uznania dla ich
intelektu. Nie widza wtedy miłości swoich rodziców. Nabierają przeświadczenia, że
nie są szanowane. W rezultacie cierpią i zaczynają odczuwać gniew.
Dodajmy do tego fakt, że nie dowiedział się, jakie jest ich myślenie, prawidłowe
czy nieprawidłowe, logiczne czy irracjonalne. Nie otrzymały od rodziców żadnej
wskazówki pozwalającej stwierdzić, czy ich młodzieńcze idee i pomysły mają sens.
Większość nastolatków nie wie, czy odpowiednio ocenia to, o czym myśli. A ta
niepewność skłania ich do szukania opinii innych ludzi, czasem całkiem obcych i
myślących zupełnie inaczej niż rodzice. Taka alienacja z rodziny sprawia, że
nastolatkom trudno zaakceptować opinie i wartości wyznawane przez rodziców (lub
inne osoby oficjalnie sprawujące nad nimi opiekę). Wówczas zaczynają słuchać tych,
którzy mogą wypaczyć ich sposób myślenia, ich emocje, duchowość, lub zrobić
krzywdę całkiem konkretną, fizyczną.
Jako dobrzy i mądrzy rodzice pragniemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby
nasz nastolatek czuł się bezwarunkowo kochany. Utrzymujmy więc kontakt wzrokowy
i kontakt fizyczny, obdarzajmy go naszą pełną uwagą. Odnośmy się z szacunkiem do
jego intelektualnych możliwości — słuchajmy, co do nas mówi, analizujmy sposób, w
jaki myśli i wyciąga wnioski. Traktujmy go jak kogoś, kto jest dla nas niesłychanie
ważny — dlatego przekazujmy mu naszą opinię, lecz nie krytykujmy ani jego, ani
jego rozumowania.
Dopiero wtedy, gdy nastolatek przekona się, że naprawdę odnosimy się do
niego jak do osoby odpowiedzialnej i mającej swój rozum, uwierzy, że zdoła nauczyć
się logicznego myślenia i osiągnąć intelektualną dojrzałość.
Gdy poddajemy opinie nastolatka miażdżącej krytyce, to on prawdopodobnie
czuje gniew, urazę i gorycz. Może również zbuntować się i uodpornić na jakikolwiek
pozytywny wpływ. Jeśli do tego dojdzie, będzie zawsze obstawał przy swoim zdaniu,
nawet gdy świadczyłoby ono o niedojrzałości, egoizmie i ignorancji, i ze swoimi
opiniami nie rozstanie się przez długie lata. Może się zdarzyć, że zachowa je nawet
do końca życia. Wszyscy znamy takich dorosłych, którzy są wyznawcami
dziwacznych, szkodliwych lub po prostu niemądrych idei. Ci nieszczęśni ludzie nie
potrafią zrozumieć istoty społecznych, duchowych ani emocjonalnych związków.
Zazwyczaj stają się gorącymi zwolennikami mód, które obecnie cieszą się największą
popularnością, ich poglądy często są niespójne lub wręcz sprzeczne.
Uczyć za pomocą przykładów
Jako rodzic popełniłem trochę błędów. Ma to jednak swoje dobre strony,
ponieważ pisząc tę książkę, mogę posłużyć się konkretnymi przykładami. Pozwolę
sobie podać taki, który dotyczy rozwijania intelektu naszego syna Dawida, gdy był on
nastolatkiem.
Dawid wiedział, że nie pozwalamy mu oglądać pewnych programów
telewizyjnych. Na ogół stosował się do naszych wymagań. Ale pewnego wieczora
zasiadł przed telewizorem akurat wtedy, gdy emitowano odcinek serialu pt. „Statek
miłości". Przypomniałem mu, że nie chcę, aby oglądał ten serial, a mój syn spytał
„Dlaczego?"- Następnie dodał, że to przyzwoita rozrywka, bo „nikt nikomu nie robi
nic złego".
Czy ten argument nie wydaje się znajomy? Chociaż Dawid użył go przed wielu
laty, to jego stwierdzenie wyrażało to, co obecnie mówi się na temat moralności.
Często słyszymy oświadczenia typu: „Mogę robić, co chcę, o ile nikomu to nie
szkodzi".
Język mnie świerzbił, żeby zaatakować Dawida i ostro skrytykować go za płytkie
i niedojrzałe rozumowanie. Programy telewizyjne od dawna narażają młodzież na
wpływ niebezpiecznej filozofii podawanej w zakamuflowany sposób. Z zadowoleniem
donoszę jednak, że wtedy w porę przypomniałem sobie, co jestem winien Dawidowi
— mianowicie
pochwałę jego intelektu i lekcję dojrzałego myślenia.
Odpowiedziałem więc: „Rozumiem, o co ci chodzi, Dawid, ale moim zdaniem
«Statek miłości» propaguje postawy hedonistyczne i narcystyczne". Te słowa
natychmiast zwróciły uwagę Dawida. „Co to znaczy?" — zapytał.
..Wiesz co, Dawid — powiedziałem — zerknijmy do słownika i razem sprawdźmy
znaczenie tych wyrazów". Nawiasem mówiąc, korzystanie ze słownika zawsze
nadzwyczajnie pomagało mi w tłumaczeniu moim dzieciom trudnych zagadnień.
Wspólnie znaleźliśmy słowa „hedonistyczny" i „narcystyczny" i omawialiśmy je
tak długo, aż nabrałem pewności, że Dawid dobrze je rozumie. Ale przyswoił sobie
tylko definicje, natomiast jako typowy, rozwijający się nastolatek (którym był od
niedawna) nadal nie rozumiał, co owe słowa mają wspólnego z życiem. Spytałem
więc: „Jak sądzisz, Dawid — czy hedonista lub narcysta może być dobrym mężem,
żoną, matką lub ojcem? Pomyśl o swojej mamie. Czy ona jest egoistką? Czy zajmuje
się tylko sobą, a o innych wcale się nie troszczy? Czy dba tylko o swoje przyjemności,
a dobro innych jej nie obchodzi?". Moje pytania rzeczywiście rozjaśniły Dawidowi w
głowie. Zaczął mówić o tym, co jego matka zrobiła dla niego tego dnia, chociaż nie
czuła się dobrze.
Bardzo się ucieszyłem, gdy Dawid stwierdził: „Wobec tego egoista koncentruje
się wyłącznie na własnych przyjemnościach, a dobro innych ludzi w ogóle go nie
interesuje".
Później rozmawialiśmy o bohaterach „Statku miłości" — o ich egoistycznych
postawach i prawie całkowitym braku szacunku dla innych ludzi, zainteresowania ich
sprawami i troski o ich dobro.
Uczenie nastolatka sztuki racjonalnego myślenia jest zajęciem trudnym,
pracochłonnym i męczącym. Jeśli jednak odpowiednio nie naświetlimy takich spraw,
jak te właśnie opisane, to światopogląd naszego nastolatka będą kształtować czynniki
szkodliwe, które go wypaczą.
Bądźmy konsekwentni
Wiele nastolatków ma trudności ze zrozumieniem i odpowiednią interpretacją
spraw natury moralnej. Dzieje się tak między innymi dlatego, że niektórzy rodzice
nawet nie próbują wpajać dzieciom wyznawanych przez siebie wartości. Inni
twierdzą, że w nic wierzą, lecz w życiu wcale nie postępują zgodnie z nimi. Sporo
matek i ojców", także chrześcijan, ma poważne problemy z własnym — szeroko
pojętym postępowaniem. Alarmująco powszechne są takie zjawiska, jak seksualna
swoboda. złe traktowanie dzieci, zdrada i oszustwo.
Nic tak bardzo nic miesza nastolatkowi w głowie jak brak konsekwencji w
postępowaniu własnych rodziców, zwłaszcza gdy chodzi o sprawy rzekomo
najwyższej wagi, które są traktowane przez nich gorzej niż lekceważąco. Czy rodzice
mogą skutecznie uczyć nastolatka zdrowego, racjonalnego rozumowania oraz
szacunku dla moralnych i duchowych wartości, jeśli sami tak nie postępują, a ich
życie bynajmniej nie jest rezultatem sensownych przemyśleń? Oczywiście, że nie.
Sądzę, że koniecznie trzeba zająć się korygowaniem zachowań, których
skutkiem jest niszczenie moralnej tkanki naszego społeczeństwa. Bóg bez wątpienia
osądzi nas za brak dyscypliny i samokontroli, widoczny w życiu tylu ludzi uważających
się za chrześcijan. Drodzy rodzice, uporządkujmy swoje życie. Wiemy, czego wymaga
od nas Bóg. więc przestrzegajmy wyznaczonych przez Niego zasad. Postępując w ten
sposób, będziemy mogli oczekiwać, że spełnienie Bożych obietnic, złożonych nam,
stanie się udziałem również naszych dzieci.
11
Rozwój duchowy nastolatka
Jak już wspomniałem wcześniej, współczesne pokolenie nastolatków często
bywa określane mianem „pokolenia apatycznego". Warto pamiętać, że ta apatia to
zewnętrzna warstwa, pod którą kryje się gniew i wściekłość, często wobec
powszechnie uznanych autorytetów. Niestety, wiele naszych nastolatków wykazuje
apatyczne nastawienie, szczególnie wobec przyszłości. Tym młodym ludziom, którzy
przecież są nadzieją naszego kraju i kiedyś będą nim rządzić, brakuje witalności,
energii, optymizmu i chęci do działania, czyli tego wszystkiego. co tak bardzo cenimy.
Dlaczego tyle nastolatków popada w apatię? Dlaczego brak im inicjatywy i
energii skłaniającej do aktywności? Wszechobecne poczucie beznadziejności to coś
znacznie gorszego niż agresywne i gwałtowne fale protestów z lat sześćdziesiątych.
Młodzi ludzie tamtych czasów mieli swoje idee. I chociaż czasami były one błędnie
ukierunkowane i wykorzystywane, to w rzeczywistości odzwierciedlały nadzieję.
Tamta młodzież wierzyła w swój kraj i w swój styl życia, a co najważniejsze —
wierzyła w siebie.
Obecnie prawie nie widzi się takich postaw. Większość młodych ludzi jest
sparaliżowana poczuciem
beznadziejności i bezradności oraz rozpaczą. A my, rodzice,
zastanawiamy się, jak w ogóle mogło dojść do takiej okropnej sytuacji. Człowiek
czasem odnosi wrażenie, że z wielu naszych nastolatków po prostu wydarto serce i
duszę. Dlaczego przyszłość wydaje się im czymś tak bezsensownym?
Winą za ten stan rzeczy łatwo obarczyć świat i nieszczęścia, jakich można
wymienić wiele, na przykład bezrobocie, katastrofy, AIDS, głód, zanieczyszczenia
środowiska. Ale te problemy — choć niezmiernie poważne —
nie są przyczyną
poczucia beznadziejności i rozpaczy naszej młodzieży.
Nasi przodkowie także musieli w przeszłości stawić czoło trudnym,
niebezpiecznym i frustrującym problemom. Często stwarzały one nieporównywalnie
większe zagrożenie niż te, z którymi my się borykamy. Nasi ojcowie i dziadkowie żyli
w czasach Wielkiego Kryzysu, holocaustu i innych przerażających zdarzeń drugiej
wojny światowej. Ale młodzi ludzie tamtych czasów nie wiedzieli, co to poczucie
beznadziejności i rozpacz.
Postawy i nastroje typowe dla młodzieży1 danego kraju na ogół są
odzwierciedleniem postaw i nastrojów pokolenia ludzi dorosłych. Czasem młodzież
wspiera starszych, zwłaszcza w wypadku zagrożenia bezpieczeństwa narodowego.
Kiedy indziej zaś młodzi ludzie przeciwstawiają się
status quo, do czego skłania ich
na przykład niechęć do hipokryzji. Ale obecnie nic widać ani postaw „za", ani
„przeciw". Natomiast wszechobecna jest pesymistycznie nastrajająca inercja. Jakie
postawy i nastroje dorosłych przejmuje nasza młodzież? Otóż przejmuje ona
przygnębienie, poczucie beznadziei i rozpacz. Jakim cudem w takiej atmosferze
nastolatek miałby zachować pozytywne podejście do świata? Młody człowiek
potrzebuje jakiegoś optymistycznego i wartościowego stymulatora do działania.
Nastolatki, niestety, nie potrafią spojrzeć na życie z perspektywy historii i
czerpać wiedzy z doświadczeń minionych pokoleń. Są w stanie analizować tylko
teraźniejszość i przyszłość. Dlatego ich postawy i nastroje kształtują się na podstawie
obecnie dominujących trendów oraz aktualnych prognoz dotyczących przyszłości.
Jedna z głównych przyczyn utrudniających nastolatkom kształtowanie postaw
pozytywnych jest to, że my, dorośli, nie potrafimy odpowiednio przygotować naszych
dzieci do konfrontacji z przyszłością. Nie potrafimy bowiem wszczepić im
wystarczająco dużo zdecydowania, nadziei i otuchy. My, starsze pokolenie, chyba
dajemy młodym zły przykład, ponieważ sami reprezentujemy postawy
nieodpowiednie i dalekie od biblijnych. Niemal nie zdając sobie z tego sprawy, my,
dorośli, przyjmujemy postawy szkodliwe, pasywne, mało twórcze. Izolujemy się od
świata Pozwalamy innym ludziom decydować o naszym systemie wartości i podejściu
do życia. Wielu z nas sądzi, że:
— jesteśmy pierwszym pokoleniem, które musi zmierzyć się z kryzysem;
— dawniej świat był lepszy, przyjemniejszy i bezpieczniejszy, i żyło się na nim
łatwiej, a wszelkie problemy pojawiły się dopiero teraz:
— świat tak szybko robi się coraz gorszy, że nie ma sensu planować przyszłości, bo
przecież ona w ogóle może nie nadejść.
Nic dziwnego, że nastolatek, który wie niewiele o historii ludzkości i jeszcze
mniej o wspaniałych obietnicach Boga, łatwo ulega temu duszącemu, odzierającemu
z nadziei pesymizmowi. Staliśmy się ludźmi, których postawy i system wartości są
bez trudu kształtowane przez innych. Wpadamy w rozpacz, gdy coś nie jest takie
dobre, jak było kiedyś, a ignorujemy to, co jest dobre. Nie cieszymy się naszymi
radościami. Widziałem ludzi, biadających z powodu absolutnych głupstw lub
zachwyconych równie nieważnymi sprawami, takimi jak na przykład kupno nowego
samochodu lub ubrania. Dlaczego sądzimy, że nasza młodzież zbyt szybko podlega
wpływom grup rockowych lub sekt, skoro my również pozwalamy sobą manipulować
telewizji i różnym grupom interesu?
Potrafię zrozumieć, że osoba niewierząca może w takich realiach czuć się
zdezorientowana, zagubiona i zrozpaczona. Ale nie pojmuję, jak w tę pułapkę
beznadziejności wpada chrześcijanin. A jednak spotykam tylu chrześcijan ulegających
pesymizmowi. I widzę ich dzieci, które nie mogą odnaleźć tej niesłychanie ważnej,
dającej pokój kotwicy nadziei, ofiarowanej ludziom przez Jezusa Chrystusa.
Chciałbym, aby naszym nastolatkom dawano
nadzieję i otuchę oraz stawiano
przed nimi odpowiednie
wyzwania. Lecz nasze pokolenie generalnie straciło kontakt
ze swoim
duchowym dziedzictwem. Owszem, borykamy się z problemami, a niektóre
z nich rzeczywiście pojawiły się dopiero niedawno, ale problemy mieli również nasi
dziadkowie i babcie. Dlaczego więc nie moglibyśmy zmierzyć się z naszymi kryzysami
i trudnościami bez pesymizmu i depresji, bez poczucia beznadziejności i
katastrofizmu?
Koniec świata?
W trudnych czasach niektóre ugrupowania religijne i duchowi przywódcy usiłują
uciec od odpowiedzialności, izolując się od problemów i czekając na koniec świata.
Zamiast traktować słowa Biblii zgodnie z intencją Boga—jako wyraz nadziei i
obietnicę — ci samozwańczy prorocy używają ich do przepowiadania nadchodzącego
końca świata. Przesłanie, jakie dają światu, jest kwintesencją beznadziejności.
Prorocy przekonują, że koniec nadejdzie już wkrótce, więc nie ma sensu rozwiązywać
problemów ani starać się o zapewnienie dzieciom lepszej przyszłości.
Rozpowszechnianie takich sugestii prowadzi do duchowego i emocjonalnego paraliżu.
Popularna staje się postawa, którą można ująć następująco: „Jedz, pij i baw się, bo
jutro i tak umrzemy".
Wyobraźmy sobie, jak taka atmosfera działa na nastolatka. Wtedy, gdy powinien
przygotowywać się do życia aktywnego, niosącego dobro całemu światu, młody
człowiek widzi, że wielu innych żyje tylko dniem dzisiejszym, ponieważ jutro — nawet
jeśli nadejdzie — może nie być warte zachodu.
Takie idee skutecznie podkopują odpowiedzialność zarówno młodzież, jak i
dorosłych. Po przeczytaniu książki o „końcu świata", niedawno oferowanej w
telewizyjnym markecie, pewna matka przyznała: „Wciąż się zastanawiam, po co mam
wychowywać dzieci lub przygotowywać je do przyszłości, której nie będzie".
Mężczyzna, który zapoznał się z treścią innej książki o podobnej, fatalistycznej
wymowie, oświadczył: „Mam ochotę rzucić pracę i dać sobie ze wszystkim spokój. Po
co się dalej męczyć?".
W tej atmosferze rosnącej eschatologicznej beznadziejności ludziom trudno
zwalczyć cynizm, unikać narkotyków oraz wywiązywać się ze swoich obowiązków.
Gdy ogłasza się nadejście końca świata, nie równoważąc go nadzieją i wiarą w Boże
obietnice i miłość Jezusa Chrystusa, to nic dziwnego, że chrześcijanom coraz trudniej
żyć odpowiedzialnie, odważnie i produktywnie.
Okresy szkodliwego wzrostu zainteresowania proroctwami o końcu świata
zdarzają się średnio co pięć-dziesięć lat. Te okresy zazwyczaj poprzedza wydanie
szeroko rozreklamowanej, dobrze się sprzedającej książki na ten temat. Jej autor
zazwyczaj wybiera garść realiów ze współczesnego świata i porównuje je z biblijnym
proroctwem. Jako rodzice musimy zdawać sobie sprawę, jak bardzo przytłaczająco
takie rozważania mogą podziałać na nastolatka. Jeśli tak się stanie, to zapoznajmy go
z historią tego zjawiska, aby je zrozumiał i nabrał do niego zdrowego dystansu.
Powinien także zapoznać się z prawdziwą istotą biblijnych proroctw i umieć je
prawidłowo interpretować. W przeciwnym razie nasz nastolatek nie tylko może
pogrążyć się w pesymizmie i depresji, lecz także zainteresować się astrologią oraz
włączyć w krąg wpływów różnych wieszczów, wróżbitów i jasnowidzów.
W naukach Jezusa Chrystusa nie ma pesymizmu. Jego przesłanie jest pełne
nadziei i radości. Mówiąc o ostatnich dniach, Jezus Chrystus powiedział: „Lecz o dniu
owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec.
Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie" (Ewangelia według
św. Marka 13; 32-33). Mamy więc oczekiwać Jego przyjścia i modlić się. Absolutnie
nie powinniśmy się poddawać, ani myśleć pesymistycznie o przyszłości. Nie
powinniśmy rezygnować z naszej moralnej odpowiedzialności zobowiązującej nas do
bogobojnego życia i wpajania naszym dzieciom prawdziwych wartości. Pismo Święte
zachęca nas, abyśmy byli radośni, pełni optymizmu i nadziei, i spodziewali się tego,
co najlepsze.
Jeżeli my jako rodzice zdołamy objąć umysłem całość historii, to zobaczymy
miejsce, które w niej zajmujemy — miejsce nadzwyczajne i wyjątkowe. My jesteśmy
tylko jednym rozdziałem w Bożych planach i księgach historii. A Jego plany i historia
nigdy się nie skończą. Gdy nasz rozdział zostanie zamknięty, chciałbym spojrzeć za
siebie i przekonać się, że my, jako Jego ludzie, wypełniliśmy wolę Bożą oraz że
zawsze wierzyliśmy w Niego i w Jego dobroć. Chciałbym cieszyć się z tego, że nie
uległem naciskom i nie wykorzystałem swoich talentów do przeżywania dzisiejszych
„doświadczeń" kosztem rezygnacji z danego nam przez Boga przywileju
sprawiedliwego, bogobojnego życia. Chciałbym móc powtórzyć za Św. Pawłem: „W
dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem" (Drugi List do
Tymoteusza 4,7).
Oby Bóg pomógł nam ukończyć nasz bieg i ustrzec wiary. Jeśli uda się nam tego
dokonać, wykorzystując wszystkie nasze zdolności, będzie to dla naszego nastolatka
dar cenniejszy niż cokolwiek innego. Aby jednak dać mu nadzieję, wiarę i optymizm,
najpierw sami musimy żyć tymi wartościami.
„Pokaż mi, jak żyć”
Jednym z najważniejszych oczekiwań nastolatków wobec ich rodziców jest
prośba o etyczny i moralny system wartości, który stanie się przewodnikiem przez
życie. Mówią, że potrzebują „życiowego wzorca", „sensu życia", „czegoś, na czym
można się wesprzeć" lub „wyższego autorytetu".
Te rozpaczliwe pragnienia są udziałem nie tylko małej garstki sfrustrowanych,
nieszczęśliwych dzieciaków. Przeciwnie — większość nastolatków chce, aby ktoś
nadał ich życiu odpowiedni kierunek. Ci młodzi ludzie czują się strasznie zagubieni we
wszystkich ważnych dziedzinach swojej egzystencji. Niestety, rzadko zdarza się
spotkać nastolatka, który wie, że jego życie ma sens, a on sam —jakąś misję do
spełnienia. Mało który młody człowiek może poszczycić się wewnętrznym spokojem
oraz zdrowym podejściem do skomplikowanego, gwałtownie zmieniającego się i
niepokojącego świata.
Dziecko oczekuje od rodziców wskazówek dotyczących życia. Pragnie dowiedzieć
się, jak należy postępować i dlaczego. Nie wszyscy rodzice są w stanie pokierować
swoim dzieckiem, ponieważ często sami nie odnaleźli sensu swojego życia, a ich
dziecko nie jest w stanie zaakceptować wyznawanych przez nich wartości. Jest to
szczególnie trudne dla dziecka, które nie czuje się naprawdę kochane przez swoich
rodziców.
Przeanalizujmy pierwszy warunek, od którego zależy to, czy dziecko otrzyma od
rodziców owe niezbędne wskazówki. My, rodzice, potrzebujemy oparcia, solidnego
fundamentu, na którym budujemy swoje życie. Fundamentu, który przetrwa próbę
czasu, na którym będziemy się wspierać we wszystkich kolejnych fazach naszego
życia, dzięki któremu poradzimy sobie z trudnościami małżeńskimi, kryzysami
finansowymi, problemami z dziećmi, brakiem energii i napięciami w zmieniającym się
społeczeństwie o coraz słabszej sferze duchowej. My, rodzice, musimy dysponować
tym fundamentem, abyśmy mogli przekazać go naszym dzieciom.
Ten bezcenny skarb, dający ukojenie i wewnętrzny spokój, tak potrzebny
każdemu sercu, to Osoba. To Ktoś, kto wie o nas wszystko, lecz mimo to możemy Go
dzielić z innym człowiekiem. Ten Ktoś dodaje nam siły w chwilach największego
mozołu i ukojenie, gdy ogarnia nas smutek. Daje nam mądrość, gdy nie wiemy, jak
postąpić oraz poprawia nas, gdy się mylimy. Pomaga nam, gdy tego potrzebujemy, a
Jego pomoc nigdy się nie skończy. On bowiem prowadzi nas bez przerwy i jest „bliżej
niż brat".
Daje wskazówki, którymi należy się kierować, ale obiecuje cudowne nagrody za
posłuszeństwo. Czasem dopuszcza stratę, udrękę i cierpienie, ale zawsze daje nam
coś lepszego w zamian. Nie narzuca się nam, lecz cierpliwie czeka, abyśmy zaprosili
Go do swojego życia. Nie wymusza na nas postępowania zgodnie z Jego wolą, ale
jest boleśnie rozczarowany, gdy zrobimy coś złego. Pragnie, abyśmy Go kochali,
ponieważ On jako pierwszy nas pokochał, ale daje nam prawo wyboru — możemy Go
wybrać lub odrzucić. Chce troszczyć się o nas, ale do niczego nas nie zmusza.
Najbardziej pragnie być naszym Ojcem, jednak sam się nie narzuca. Jeżeli chcemy
tego, czego chce On — pełnego miłości i wzajemnej troski związku łączącego nas —
Jego dzieci, z Nim — naszym Ojcem, to musimy przyjąć Jego ofertę. On jest zbyt
delikatny, aby forsować swoją wolę. Jeśli nie przyjęliśmy Jezusa Chrystusa jako Pana
i Zbawiciela, to pamiętajmy, że On czeka, abyśmy stali się Jego dziećmi. Bóg jest
osobowy, dlatego możliwy jest osobisty kontakt między Nim a nami.
Ten osobowy związek z Bogiem poprzez Jego Syna Jezusa Chrystusa jest
najważniejszą rzeczą w życiu. Jest tym „czymś", czego tak bardzo potrzebują i
pragną młodzi ludzie —jest „sensem życia", „czymś, na co można liczyć", „czymś, co
daje ukojenie, gdy wszystko zdaje się rozpadać na kawałki". Zaspokaja te wszystkie
potrzeby.
Czy łączy was z Bogiem taki związek? Jeśli nie, to warto skorzystać z pomocy
duchownego lub głęboko wierzącego przyjaciela.
Drugi warunek to konieczność identyfikowania się dziecka z jego rodzicami, aby
mogło ono zaakceptować wyznawane przez nich wartości i uznać je za swoje.
Nastolatek — jak wiemy — musi czuć się kochany i akceptowany. Jeśli nie ma
tego poczucia, to naprawdę trudno mu przyjąć za swoje wartości wyznawane przez
rodziców. Do rodzicielskich wskazówek i kierowania na ogół odnosi się z gniewem i
wrogością. Każdą rodzicielską prośbę lub polecenie postrzega jako swoisty przymus i
uczy się mu przeciwstawiać. W krańcowych wypadkach nastolatek traktuje każdą
prośbę rodzica tak wrogo, że zaczyna totalnie odrzucać rodzicielski autorytet, a w
końcu każdy autorytet, z Bożym włącznie. W konsekwencji zaczyna postępować
dokładnie odwrotnie, niż powinien. W takiej fazie wyalienowania rodzice już nie są w
stanie wpoić nastolatkowi swoich moralnych i etycznych wartości.
Jeżeli nastolatek ma identyfikować się z rodzicami, być z nimi blisko związany i
przyjąć ich normy, to musi czuć się naprawdę przez nich kochany i akceptowany.
Rodzice, którzy chcą, aby ich nastolatka łączyło z Bogiem to samo, co ich z Nim
łączy, muszą dołożyć wszelkich starań, aby ich dziecko miało pewność, że jest
bezwarunkowo kochane. Nastolatkowi, który jej nie ma, bardzo trudno uwierzyć, że
Bóg go kocha.
Nauka religii
Jest ważne, abyśmy zdawali sobie sprawę, jak działa pamięć nastolatka. Wiemy
już, że nastolatek to pod względem emocjonalnym jeszcze dziecko i z natury jest
bardziej emocjonalny niż racjonalny. Dlatego o wiele łatwiej kumuluje w pamięci
uczucia niż fakty. Dziecko na ogół pamięta, jak się czuło w jakiejś konkretnej
sytuacji, choć może nie pamiętać związanych z nią szczegółów. Na przykład uczeń
szkółki niedzielnej będzie długo pamiętał swoje odczucia, choć zapomni, o czym
mówiono na lekcji.
Często więc ważniejszy od tego, czego uczył nauczyciel, jest charakter
związanych z tą nauką przeżyć dziecka. Oczywiście lepiej, gdyby były przyjemne. Nie
chcę przez to powiedzieć, że nauczyciel musi dostarczać uczniowi rozrywki, aby
dziecko dobrze się bawiło. Chodzi mi o to, że nauczyciel powinien traktować je z
szacunkiem, okazywać mu uprzejmość i dbać, aby miało poczucie własnej wartości.
Nie należy dziecka krytykować i upokarzać lub w jakikolwiek sposób poniżać.
Jeżeli nauka religii jest dla nastolatka nudna lub przykra, to on prawdopodobnie
nie zechce przyswoić sobie nawet najbardziej wartościowej wiedzy, zwłaszcza jeśli
tematy będą dotyczyć moralności i etyki. Właśnie w takich sytuacjach nastolatek
nabiera uprzedzeń do spraw religijnych i zaczyna traktować ludzi związanych z
Kościołem jak hipokrytów. Później bardzo trudno zmienić taką opinię; zdarza się, że
człowiek zachowuje ją do końca życia.
Natomiast jeśli nauka jest przyjemna, to wspomnienia nastolatka związane z
religią też będą przyjemne i mogą wzbogacić jego osobowość. Emocjonalność i
duchowość nie są całkowicie odrębnymi sferami, lecz nawzajem od siebie
uzależnionymi. Jeśli rodzice chcą nastolatkowi pomóc w rozwoju duchowym, to
muszą zatroszczyć się także o jego emocje. Dziecko łatwiej zapamiętuje uczucia niż
fakty, toteż trzeba mu stworzyć atmosferę przyjemnych wspomnień, dzięki którym
będzie mogło zachować w pamięci również fakty — zwłaszcza te dotyczące
duchowości człowieka.
Postawa typu „poczekamy — zobaczymy"
Przeanalizujmy teraz bardzo popularne podejście, które można przedstawić
następująco: „Chcę, aby moje dziecko nauczyło się samodzielnie podejmować
decyzje, i aby osobiście poznało różne sprawy. Nie musi wierzyć w to, w co wierzę ja.
Niech zdobędzie wiedzę o różnych religiach i filozofiach, a kiedy dorośnie, samo
wybierze to, co uzna za odpowiednie dla siebie".
Rodzic, który mówi coś takiego, to człowiek, który albo unika zajęcia stanowiska
wobec ważnego problemu, albo nie ma pojęcia, na jakim świecie żyjemy. Doprawdy
żal dziecka wychowywanego wedle takich o zasad. Nie otrzymując odpowiednich
wskazówek i wyjaśnień na temat etyki, moralności i duchowości, będzie coraz mniej
rozumieć nasz świat. A przecież istnieją rozsądne odpowiedzi dotyczące wielu
życiowych problemów i pozornych sprzeczności. Jednym z najwspanialszych
prezentów, jakie rodzice mogą dać swojemu dziecku, jest dobre pojęcie o świecie
oraz o tym, co i dlaczego na nim się dzieje. Ta solidna baza wiedzy i zrozumienia jest
niezbędna każdemu dziecku. Jeśli zaś jej brak, to nic dziwnego, że tak wiele dzieci z
rozżaleniem pyta rodziców: „Dlaczego nie wyjaśniliście mi znaczenia tego
wszystkiego? O co tutaj chodzi?".
Przyjęcie postawy „poczekamy—zobaczymy" wobec spraw duchowych jest
szkodliwe również z innego powodu. Coraz więcej organizacji i sekt oferuje
destrukcyjne, ogłupiające i błędne odpowiedzi dla ludzi dręczonych wątpliwościami.
Człowiek wychowany rzekomo wszechstronnie, na osobę tolerancyjną, staje się
łatwym łupem grup, które dają gotowe, konkretne odpowiedzi. Tyle tylko, że na ogół
nie ma w nich prawdy, a jest dużo zamętu.
To zadziwiające, jak wielu rodziców decyduje się wydać tysiące dolarów i
posuwa się do wyrafinowanych politycznych manipulacji, aby zapewnić swoim
dzieciom jak najlepsze wykształcenie. Ale nie daje im tego, co najważniejsze — nie
przygotowuje ich do zmagań duchowych i nie tłumaczy im, dlaczego życie ma sens.
Chcąc wypełnić tę lukę, niejedno dziecko wpada w sidła sekciarzy.
Rozwijać duchowość nastolatka
Jak rodzice mogą wzbogacić życie duchowe nastolatka? Wielkie znaczenie mają
lekcje religii i inne zajęcia z tej dziedziny. Należy jednak pamiętać, że najbardziej
kształtuje dzieci dom rodzinny i to wszystko, co tam się dzieje. Nie wolno rodzicom
całkowicie zrzucić tego wychowania na barki osób zajmujących się religijnym
wychowaniem młodzieży, nawet jeśli oni wspaniale wykonują swoje obowiązki.
1.
Rodzice muszą uczyć nastolatki zainteresowania sprawami duchowymi. Muszą
nie tylko podawać dzieciom fakty z tej dziedziny, lecz uczyć ich prawidłowej
interpretacji i stosowania wynikających z nich wniosków w życiu codziennym. Nie jest
to łatwe zadanie. Można bez trudu podać informacje, na przykład powiedzieć
nastolatkowi, kim były postacie biblijne i co robiły. Ale chodzi o coś więcej niż tylko
przekazanie dziecku tych podstawowych wiadomości. Musimy pomóc nastolatkowi
zrozumieć postawę tych osób i sens ich działania oraz wspólnie z dzieckiem
zastanowić się, dlaczego i w jaki sposób zawarte w Biblii zasady dotyczą jego życia.
Osiągnięcie tego celu wymaga od rodziców sporego wysiłku. Trzeba bowiem
poświęcić nastolatkowi naszą uwagę i dużo czasu. Zaspokajanie potrzeb
emocjonalnych i duchowych to zajęcie długotrwałe.
2.
Rodzice muszą dzielić się z dziećmi swoimi duchowymi doświadczeniami.
Dysponując wiedzą teoretyczną zdobytą w kościele, na religii i w domu, nastolatek
posiada jedynie surowiec, który daje podstawę do rozwoju duchowego. Aby stać się
osobą dojrzałą duchowo, musi nauczyć się stosować tę wiedzę prawidłowo i
skutecznie. Powinien więc nabrać przeświadczenia, że codziennie przebywa w
towarzystwie Boga oraz nauczyć się zawsze na Nim polegać i postępować zgodnie z
Jego zasadami. Najlepiej pomożemy nastolatkowi osiągnąć tę fazę, dzieląc się z nim
swoim życiem duchowym. W miarę, jak nastolatek dojrzewa, mówimy mu coraz
więcej o tym, jak kochamy Boga, jak postępujemy według Jego zaleceń, polegamy
na Nim, zwracamy się do Niego z prośbami o radę i pomoc, dziękujemy Mu za Jego
miłość, troskę, dary i wysłuchanie naszych modlitw.
Rozmawiajmy o tych sprawach wtedy, gdy mają miejsce, a nie dopiero później.
Tylko w ten sposób nastolatek będzie mógł uczyć się na podstawie aktualnych,
realnych sytuacji. Opowiadanie mu o swoich dawnych przeżyciach duchowych jest
tylko dalszym wzbogacaniem jego wiedzy teoretycznej, natomiast nie stwarza
nastolatkowi możliwości samodzielnej nauki drogą własnego doświadczenia. Jest
dużo prawdy w znanym powiedzeniu „Doświadczenie to najlepszy nauczyciel".
Podzielmy się swoim doświadczeniem z naszym dzieckiem. Im bardziej będzie ono
umiało ufać Bogu, tym silniejszym stanie się człowiekiem. Nastolatek powinien
zrozumieć, w jaki sposób Bóg zaspokaja nasze osobiste i rodzinne potrzeby, z
finansowymi włącznie. Musi także wiedzieć, o co modlą się jego rodzice. Na przykład
powinien wiedzieć, kiedy modlimy się za innych ludzi. Powinien także znać problemy,
o ile można mu o nich powiedzieć, z którymi zwracamy się do Boga o pomoc.
Pamiętajmy, aby informować nastolatka o tym, jak Bóg interweniuje w naszym życiu
oraz jak kieruje nami, aby poprzez nas pomagać innym. Nasz nastolatek powinien
oczywiście wiedzieć, że modlimy się za niego i o spełnienie jego konkretnych potrzeb.
3.
Rodzice przebaczający. Rodzice na podstawie przykładów z życia codziennego
powinni nauczyć nastolatka sztuki przebaczania i szukania przebaczenia—zarówno u
Boga, jak i ludzi. Róbmy to, przede wszystkim przebaczając innym. Kiedy zaś
uczynimy coś, czym zranimy nasze dziecko, to otwarcie przyznajmy się do błędu i
poprośmy go o przebaczenie. Nie sposób przecenić znaczenia takiego gestu. W
dzisiejszych czasach tak wielu ludzi zmaga się z poczuciem winy. Nie potrafią
wybaczyć i/lub nie są w stanie przyjąć przebaczenia. Czy może być coś
smutniejszego? Osoba, która miała szczęście nauczyć się przebaczać tym, którzy
zrobili jej coś złego, oraz potrafi poprosić o wybaczenie, wyróżnia się równowagą
psychiczną.
4.
Rodzice muszą uczyć swoje nastolatki, jak dojrzale radzić sobie z gniewem. Jak
już była mowa w rozdziale siódmym, jest do pewnego stopnia normalne, gdy
nastolatek w gniewie stosuje zachowania pasywno-agresywne. Są one skierowane
przeciwko autorytetom i jeśli nie zostaną skorygowane i odpowiednio ukierunkowane,
to nastolatek wybierze dla siebie taki system wartości (z duchowymi włącznie), który
będzie niezgodny, na ogół wręcz sprzeczny, z systemem wartości wyznawanym przez
rodziców. Normalne skłonności do zachowań pasywno-agresywnych powinny
przestać się pojawiać około szesnastego-siedemnastego roku życia. Gdy tak się
dzieje, to nastolatek zaczyna pozytywnie traktować autorytety, zwłaszcza rodziców.
Później — zazwyczaj w wieku osiemnastu-dwudziestu pięciu lat — wybiera dla siebie
system etyczno-duchowych wartości i dzięki swojemu pozytywnemu podejściu
dokonuje tego wyboru racjonalnie, logicznie, poprzez rozumowanie wolne od
szkodliwego, pasywno-agresywnego gniewu. Właśnie dlatego my, rodzice, musimy
bardzo się starać, aby nauczyć nastolatka, jak powinien radzić sobie ze swoim
gniewem.
„Ludzie z balkonu"
Mój dawny pastor, Moncrief Jordan, opowiedział mi kiedyś o swoim przyjacielu.
Z tej historii można wyciągnąć konstruktywne wnioski, które pomogą nam
wychowywać nasze dzieci. Dlatego pragnę wam ją opowiedzieć. Otóż przyjaciel
pastora Jordana zwierzył się mu, że ilekroć usiłuje zwalczyć w sobie skłonność do
zniechęcenia i rozpaczy, pozwala swoim „ludziom z balkonu" porozmawiać ze swoimi
„głosami z piwnicy".
„Głosy z piwnicy", które odzywają się w każdym z nas, pochodzą z podziemi
naszego życia. Czasem są impulsami lub skłonnościami, które uważamy za niegodne
człowieka. Są to: popędliwość, gniew, żądza zemsty.
Lecz głosy z piwnicy to nie tylko nasze emocjonalne lub fizyczne reakcje.
Większość piwnicznych głosów pochodzi z ciemnej strony naszej osobowości — tej,
którą inni ludzie rzadko mają okazję oglądać. Piwnica to miejsce, gdzie powstaje
nasza nienawiść, pazerność, duma, żądza i chęć niszczenia. I biada temu, kto
zlekceważy potencjał tkwiący w tej mrocznej sferze!
„Głosy z piwnicy" pochodzą również od tych ludzi z naszego otoczenia, którzy z
powodu np. niskiego mniemania o sobie, poczucia winy, frustracji lub skumulowanej
wrogości, starają się wprawić nas w stan przygnębienia, mówiąc nam, że świat jest
zły — i my także. Jeżeli im na to pozwolimy, to „głosy z piwnicy" doprowadzą nas do
rozpaczy i poczucia beznadziejności.
Przyjaciel pastora Jordana na szczęście mówił także o „ludziach z balkonu*'. Są
to osoby — żyjące lub zmarłe — które uskrzydliły nas swoją miłością, wiarą, nadzieją
i odwagą.
Wszyscy potrzebujemy „ludzi z balkonu”, którzy pokazują, jak wznieść się ponad
sprawy przyziemne i nic nie znaczące. Udowadniają, że nie musimy pogrążać się w
negacji i rozpaczy. Że możemy nie dopuścić do tego, aby nasze wewnętrzne konflikty
rujnowały nasze życie. Że możemy żyć zwycięsko. „Ludzie z balkonu" przekonują nas
zarówno słowami, jak i czynami.
Niektórzy „ludzie z balkonu" zostali dla nas wspaniale opisani w jedenastym
rozdziale Listu do Hebrajczyków. Wymieniono tam tych wszystkich, którzy
udowodnili, że wiara przynosi rezultaty, a życie ma sens w
każdym okresie historii.
Większość z nas jest w stanie wyciągać konstruktywne wnioski ze swoich
własnych doświadczeń. Ale tylko naprawdę mądry człowiek leczy się, analizując
doświadczenia innych. Możemy cieszyć się z tego, że „ludzie z balkonu" oszczędzają
nam popełnienia wielu błędów i angażowania się w niepotrzebne konflikty oraz
podnoszą na duchu, dając nadzieję.
Może powinniśmy wziąć pod uwagę napisanie swojej wersji tego rozdziału, w
której opiszemy naszych własnych „ludzi z balkonu". Warto zdać sobie sprawę, że
obecnie mamy ich znacznie więcej niż ludzie żyjący w ubiegłych stuleciach. Oni
wszyscy mogą nas wesprzeć.
Na naszej liście „ludzi z balkonu" powinniśmy umieścić osoby obecnie żyjące,
przed którymi od czasu do czasu możemy otworzyć serce i duszę. To ci, których
podziwiamy, którym całkowicie ufamy i którym możemy ujawnić ciemną stronę
naszej osobowości, ponieważ oni nas kochają i będą modlić się za nas. Między innymi
właśnie o to chodzi w Kościele Jezusa Chrystusa.
Nasze nastolatki potrzebują „ludzi z balkonu", aby otrzymać od nich nadzieję. Na
co dzień słyszą bowiem aż nadto dużo „głosów z piwnicy". My, rodzice, powinniśmy
być „ludźmi z balkonu" dla naszych dzieci. Musimy jednak trochę popracować nad
sobą, aby nie brzmieć ponuro i nie mówić o beznadziejności. Nastolatki są
niesłychanie wrażliwe i podatne na pesymistyczny wpływ, zwłaszcza jeśli taki nastrój
staje się udziałem rodziców. Wierzmy w Boga i w siebie samych — czy już
przeczytaliście ten jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków? Jeszcze nie? To na co
czekacie? Daje on nadzieję, której nie sposób zniszczyć.
Bóg daje nam nadzieję. Nadzieja to nie pobożne życzenia. Nadzieja to
przekonanie, że cudowne Boże obietnice zostaną spełnione. Bóg złożył ich wiele.
Przeczytajmy je. Zacznijmy od wersetu Listu do Rzymian 8, 28: „Wiemy też, że Bóg z
tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są
powołani według [Jego] zamiaru".
A może spodoba się nam werset 11 z 29 rozdziału Księgi Jeremiasza; .Jestem
bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was — wyrocznia Pana —
zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej
oczekujecie".
Przypomnijcie sobie również werset z Księgi Izajasza 41,10: „Nie lękaj się, bo Ja
jestem z tobą; nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem. Umacniam cię, jeszcze i
wspomagam, podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą".
Lub z Księgi Psalmów werset 34,20: „Wiele nieszczęść spada na sprawiedliwego,
lecz ze wszystkiego Pan go wybawia".
Chrześcijańska nadzieja
W naszym kraju musi nastąpić odrodzenie nadziei. Nasza młodzież potrzebuje
jej, aby móc zmierzyć się z niepewną przyszłością. Jeśli jednak damy młodym
ludziom to, czego potrzebują, aby tej przyszłości się nie obawiać, to będą dobrze do
niej przygotowani i dadzą sobie radę. Musimy więc ofiarować im pewność, odwagę,
siłę moralną i poczucie obowiązku. Ale nie możemy dać im tych bezcennych wartości,
jeśli wcześniej nie wszczepimy im nadziei — tego stuprocentowego przekonania, że
Bóg istnieje, że nas kocha i że Jego obietnice są spełniane.
Moncrief Jordan opowiedział mi też kiedyś o pewnym człowieku, którego często
odwiedzał. Ten mężczyzna miał poważne dolegliwości i w końcu amputowano mu
obie nogi. Pastor Jordan sądził, że to kalectwo pozbawi znajomego całej radości życia
i optymizmu. Ale tak się nie stało. Mężczyzna nauczył się podciągać na specjalnym
drążku i przesiadać z łóżka na inwalidzki wózek. Codziennie jechał nim do saloniku w
smutnym domu opieki, w którym mieszkał. Następnie grał na pianinie i śpiewał, a
inni stopniowo pr2yłączali się do niego. Wkrótce śpiewali wszyscy obecni tam
pensjonariusze. Pod koniec swoich dni ów człowiek dał nadzieję i radość wielu
ludziom.
Chrześcijańska nadzieja zależy nie od tego, jak traktuje nas świat, lecz od tego,
co my na nim robimy i jak odpowiadamy na Boża miłość do nas.
Drodzy rodzice, dodawajmy otuchy i hojnie szafujmy nadzieją, której nasze
nastolatki tak rozpaczliwie potrzebują. Bądźmy „ludźmi z balkonu", jak czasem
nazywa się tych, którzy serdecznie troszczą się o innych, pomagając im iść przez
życie. Trudno być „człowiekiem z balkonu", ale zapewniam was, że warto się
postarać, ponieważ daje to równie wielką satysfakcję, jak polanie wodą ziemi
spękanej z powodu suszy. A co najważniejsze, jako „ludzie z balkonu" dajemy
naszym nastolatkom to, co jest niezbędne, aby i one znalazły się „na balkonie".
Z natury nie jestem aż takim „balkonowym człowiekiem" jak moja żona Pat. W
jej ślady poszła nasza córka. Z radością przez całe lata obserwowałem, jak staje się
„balkonowym człowiekiem". Bardzo podziwiam takich ludzi i staram się choć trochę
do nich upodobnić.
Rozwijajmy się razem, drodzy rodzice. Jeśli codziennie nad sobą popracujemy,
to stopniowo będziemy coraz bardziej podobni do Jezusa Chrystusa —
najwspanialszej Osoby „z balkonu".
12.
Starszy nastolatek
Gdy nastolatki wkraczają w wiek, w którym następuje normalna separacja z
domem rodzinnym, nadal potrzebują swoich rodziców, aby pomogli im przekroczyć
próg dorosłości. W przeciwieństwie do tego, co wielu rodziców sądzi, to przejście nie
odbywa się w ciągu jednego dnia z chwilą zdania matury lub wyprowadzenia się z
domu.
Wchodzenie w dorosłość powinno być procesem stopniowego odłączania się,
ponieważ obie strony muszą się przygotować do oddzielnego życia.
Najpierw powinniśmy się przekonać, że nasz nastolatek nauczył się prowadzić
samodzielne życie. Być może w przeszłości miał okazję sprawdzić się, gdy przez
pewien czas przebywał z dala od domu, na przykład na wakacyjnym obozie lub z
wizytą u krewnych. Lecz teraz musimy sprawdzić, czy jest samowystarczalny w
podstawowych sprawach. Czy potrafi zrobić pranie? Racjonalnie odżywiać się?
Wykonać wszystkie inne obowiązki związane z życiem w pojedynkę? Często zapomina
się o takich podstawowych sprawach, zwłaszcza gdy chodzi o chłopców. A później
młody człowiek, który po raz pierwszy mieszka z dala od rodziców, dzień w dzień
przygotowuje sobie taki sam niezdrowy posiłek, co w końcu prowadzi do niedoboru
witamin i podatności na choroby.
Zanim wejdzie w okres pełnej niezależności, nastolatek powinien nauczyć się
gospodarować swoimi finansami. Oznacza to planowanie wydatków w zależności od
dochodów i bilansowanie swojego budżetu. Te sprawy mogą wydawać się trywialnie
proste, ale w rzeczywistości wielu dorosłych nie potrafi racjonalnie gospodarować
pieniędzmi, nie mówiąc już o oszczędzaniu.
Wdrażanie nastolatka do efektywnego zajmowania się swoimi sprawami to
zajęcie na dłuższy czas. Dziecko nie nabędzie tych umiejętności z dnia na dzień.
Zawsze zadziwia mnie to, że wielu studentów nawet nie jest w stanie przyjść
punktualnie na poranne zajęcia w college'u. Człowiek najskuteczniej uczy się
samodyscypliny w domu. Później trudno się do niej przyzwyczaić.
Zwyczaje, które zachowujemy na całe życie, powstają na ogół w drugiej fazie
dojrzewania. Mimo że większość cech charakteru nastolatka jest już ukształtowana,
to jednak na ogół nie są one jeszcze utrwalone. Dlatego obie strony—rodzice i
nastolatek — powinny wykorzystać ten czas na pogłębienie cech pozytywnych oraz
zmodyfikowanie lub odrzucenie tych niepożądanych.
Wybór życiowej drogi
Jednym z najważniejszych aspektów osobowości nastolatka jest jego zdolność
do stawiania sobie życiowych celów. Nikt, a zwłaszcza nastolatek, nie osiąga w tej
dziedzinie idealnej równowagi. Niektórzy ludzie myślą tylko o osiąganiu celów i dają z
siebie wszystko, żeby zdobyć to, czego najbardziej pragną — dobre stopnie, tytuł
magisterski, pieniądze; rezygnują przy tym z innych, równie ważnych rzeczy, na
przykład z rozrywek, odpoczynku i bliskich kontaktów z ludźmi. Osoba dążąca do
realizacji celu na ogół wykazuje skłonności do perfekcjonizmu, arbitralności i
chłodnego rozumowania, bywa też przemądrzała, spięta i wiecznie niespokojna.
Wiele rzeczy traktuje zbyt poważnie — wszystkim się przejmuje i jest przewrażliwiona
na punkcie swojej osoby. Każde słowo krytyki bierze do siebie. Do tej kategorii na
pewno można zaliczyć wiele osób czytających tę książkę. Ja też należę do tej grupy.
Nie ma nic złego w sumienności i stawianiu sobie ambitnych celów. Ale ludzie,
którzy są skupieni wyłącznie na ich realizacji, zazwyczaj uważają życie za ciężką
harówkę tylko z odrobiną przyjemności. Wykazują także większą skłonność do
depresji, zwłaszcza gdy są już w średnim wieku. Z osiągania celów uczynili sens
swojego życia. Kiedy więc już je zrealizują, zastanawiają się, po co żyć. Jeśli ich nie
zrealizują, są sfrustrowani. Jeżeli nastolatek ma tendencje do takich postaw, to
możemy mu pomóc. Powinniśmy nauczyć go znajdować radość i sens w rozwijaniu
zainteresowań oraz innych źródłach
przyjemności i relaksu; zwłaszcza warto, aby
docenił wagę dobrych przyjaźni i osobistych związków z innymi ludźmi. Starszy
nastolatek stosunkowo łatwo może się zmienić, ale w miarę upływu lat ta
elastyczność maleje. A im bardziej człowiek dorosły jest perfekcjonistą nastawionym
na osiąganie wytyczonych sobie celów, tym większe prawdopodobieństwo, że w
starszym wieku będzie nieczułym, przygnębionym, surowym i nieprzyjemnym
osobnikiem.
Posłużę się przykładem dwojga znanych mi ludzi. Jedno jest absolutnym
przeciwieństwem drugiego. Moim pacjentem został kiedyś sześćdziesięciosiedmioletni
mężczyzna, który zawsze ciężko pracował i poświęcał się prawie wyłącznie
zawodowym obowiązkom. Niewiele czasu spędzał z rodziną, miał mało przyjaciół i był
klasycznym perfekcjonistą. Czerpał z życia sporo satysfakcji. Później jednak, gdy
przeszedł na emeryturę, jego życie nagle straciło sens, który dotychczas nadawała
mu praca. Ów pan szybko popadł w poważną depresję. Gdy go poznałem, siedział
bez ruchu wpatrzony w jedno miejsce, jak gdyby był pogrążony w katatonicznym
transie. Prawie nie mógł się poruszać i spędzał na kanapie całe dnie. W końcu
rodzina przywiozła go do mnie, aby poddać go jakiejś terapii.
Zupełnie inną osobą jest nasza kochana sąsiadka. To wdowa, która prowadziła
aktywne życie i nadal jest zaangażowana w wiele spraw. Zawsze lubiła ludzi i miała
szerokie grono przyjaciół. Każdy czuje się wspaniale w jej towarzystwie.
Cóż za kontrast! Mężczyzna miał zbyt perfekcjonistyczne podejście do życia i
skupił się prawie wyłącznie na realizacji jednego celu; nasza sąsiadka osiągnęła
wspaniałą równowagę. Warto pamiętać, że zasadnicze cechy ich charakteru były
ukształtowane już pod koniec okresu dojrzewania, a w późniejszych latach po prostu
się spotęgowały i utrwaliły.
Im lepiej nastolatek rozumie potrzebę utrzymywania związków międzyludzkich i
ich wartość, tym przyjemniejszym i bardziej sympatycznym będzie człowiekiem, gdy
dorośnie. Będzie też bardziej odporny na problemy i nie stanie się podatny na
paraliżującą depresję. Kluczem do tego jest
równowaga. Chcemy, aby nasze dziecko
było obowiązkowe i dążyło do realizacji swoich celów, dzięki czemu osiągnie to, co da
mu w życiu satysfakcję. Ale chcemy także, aby ceniło innych i mogło cieszyć się
naprawdę wartościowymi, bliskimi relacjami z innymi ludźmi, jako współmałżonek,
rodzic i przyjaciel.
Często rozmawiałem na ten temat z moją córką Carey, zanim wyjechała do
college?u. Podkreślałem znaczenie przyjaźni zawiązanych w średniej szkole i na
studiach. Są to na ogół bardzo cenne, prawdziwe przyjaźnie, które warto
podtrzymywać. Radziłem Carey, aby w notesie zapisywała nazwisko i adres każdej
osoby, z którą naprawdę się zaprzyjaźni, i utrzymywała z nią kontakty.
W każdym wieku można z kimś się zaprzyjaźnić, ale przyjaźnie z czasów
szkolnych i studenckich to coś szczególnego. Przyjaciele z tamtego okresu to ludzie,
do których można zadzwonić po wielu latach i nie czuć żadnego dystansu, jak gdyby
rozmowa była po prostu kontynuacją jakiejś konwersacji, prowadzonej w „dawnych,
dobrych czasach". Docenianie przyjaciół to sprawa szczególnie ważna w wypadku
starszego nastolatka, który jest tak nastawiony na realizację swoich celów, że
przyjaciele czasem schodzą na dalszy plan.
Bywa jednak, że dla nastolatka najważniejsze są rozrywki i odpoczynek, a
wykonywanie obowiązków wciąż odsuwa w bliższą lub dalszą przyszłość. Zgodnie ze
zdrowym rozsądkiem trzeba zmieniać taką postawę, gdy tylko ją rozpoznamy.
Może również istnieć inna sytuacja — nastolatek co prawda jest w stanie
dostawać dobre stopnie, ale tak bardzo lubi rozrywki i kontakty z kolegami, że za
mało czasu i wysiłku poświęca na naukę. Ten problem należy szybko rozwiązać, o ile
nie jest wynikiem zachowań pasywno-agresywnych. Jeśli nie mamy do czynienia z
problemem gniewu, możemy skutecznie pomóc nastolatkowi w bardziej racjonalnym
podejściu do obowiązków. Jeżeli byliśmy dobrymi rodzicami i robiliśmy wszystko, co
w naszej mocy, aby nasze dziecko czuło się bezwarunkowo kochane, to mamy nie
tylko pełne prawo, ale i obowiązek skłonić je do większej odpowiedzialności oraz
prawidłowego ustalania celów i ich realizacji.
Przypomina mi się sytuacja związana z Dawidem, gdy miał trzynaście lat. Umiał
zapracować na dobre oceny i dostawał je aż do początku siódmej klasy. Wtedy dał
się pochłonąć grze w piłkę nożną i spotkaniom z kolegami, co prawie natychmiast
niekorzystnie odbiło się na jego stopniach — zaczął dostawać same trójki. Oboje z
Pat wiedzieliśmy, że te wyniki są dużo poniżej jego możliwości. Stwierdziliśmy
również, że Dawid za bardzo angażuje się w liczne rozrywki i kontakty z
rówieśnikami, a za krótko się uczy. Musieliśmy zmienić tę sytuację. Poprosiliśmy
nauczycieli Dawida, aby przez najbliższe półtora miesiąca co tydzień przekazywali
nam informację o stopniach naszego syna. Powiedzieliśmy też synowi, że za każdą
ocenę poniżej czwórki — przez najbliższy tydzień będzie miał zakaz udziału w
zajęciach sportowych. Ustaliliśmy więc zasady i sankcje. Metoda okazała się
nadzwyczaj skuteczna. W następnym tygodniu Dawid, po pierwsze, zbierał same
piątki, a po drugie poprawił się jego stosunek do szkolnych obowiązków. Miał wielką
satysfakcję ze swoich sukcesów i już nie trzeba było zmuszać go do nauki.
Czasem zdarza się, że nastolatek w maturalnej klasie nagle opuszcza się w
nauce. Często bywa tak w wypadku uczniów, którzy w przeszłości mieli trudności z
przyswajaniem wiedzy lub problemy dotyczące percepcji. Taka sytuacja stanowi
potencjalne źródło konfliktu z rodzicami, mającymi wysokie aspiracje i pragnącymi,
aby ich dziecko ukończyło studia. Każdy układ rodzinny jest inny i powyższy problem
należy traktować indywidualnie. W wielu znanych mi wypadkach rozwiązano go,
zachęcając dziecko do rocznej lub dwuletniej przerwy w nauce, przeznaczonej na
pracę lub służbę wojskową. Dzięki temu nastolatek ma czas na podjęcie życiowych
decyzji oraz okazję do zebrania dodatkowych doświadczeń, które pomagają mu
dojrzeć, spokojnie przemyśleć różne możliwości i ustalić, co chce robić w przyszłości,
jakie ma cele zawodowe i jakie jest jego miejsce w społeczeństwie.
Przygotowanie do spotkania z realnym światem
Jednym z najtrudniejszych zadań, z jakimi my, rodzice, musimy w dzisiejszych
czasach się zmierzyć, jest przygotowanie młodych ludzi do życia w realnym świecie,
pełnym problemów z alkoholizmem, narkomanią, swobodą obyczajową, malejącym
znaczeniem wartości duchowych i powszechnym egoizmem. To niełatwy temat, i
budzący wiele kontrowersji. Osobiście uważam, że całkowite izolowanie dzieci od
świata to błąd, który może mieć bardzo przykre konsekwencje. Niestety, wielu
rodziców go popełnia. A przecież w końcu nasze dzieci i tak odchodzą z domu i
rozpoczynają samodzielne życie w tym świecie. Jeśli nie nauczymy nastolatka radzić
sobie z różnymi zagrożeniami i problemami, to jak zdoła przeciwstawić się im, gdy
będzie zdany tylko na własne siły?
Dopóki nastolatek mieszka z nami, ma poczucie bezpieczeństwa i jest pod naszą
opieką, powinien w kontrolowany sposób poznać różne sfery życia,. Oczywiście
absolutnie nie sugeruję, aby zachęcać go do szkodliwych eksperymentów lub
pozwalać na udział w nieodpowiednich przedsięwzięciach. Mam na myśli
uczenie
nastolatka sztuki postępowania w określonych sytuacjach i przyznawanie przywilejów
na zasadzie zaufania i obserwacji jego zachowania. Te przywileje należy tak ustalać,
aby ewoluowały; dzięki temu nastolatek będzie uczył się radzić sobie z różnorodnymi
sprawami, które się pojawią. Nastolatek musi umieć radzić sobie w prawie każdej
sytuacji. Rzecz jasna nie oznacza to, że w celach szkoleniowych ma robić rzeczy
sprzeczne z obowiązującymi normami. Przeciwnie, powinien nauczyć się prawidłowo
oceniać różne zjawiska i działania oraz umieć zachować dystans wobec szkodliwych
aspektów naszej rzeczywistości. Proces wyrabiania w nastolatku takiej życiowej
dojrzałości wymaga od nas czasu, dobrego przygotowania, nauki, przekonania i
samokontroli.
Należy również uważać, aby nie popełnić bardzo poważnego błędu. Otóż nie
wolno nam przerzucić odpowiedzialności za tę sferę rozwoju naszego dziecka na
szkołę, Kościół ani inne instytucje. To rodzice mają największy wpływ na swoje
dziecko, zwłaszcza gdy chodzi o system wartości i styl życia. Szkoła i Kościół mogą
być siłą wspomagającą rodziców, lecz bez ich pełnego zaangażowania w
wychowywanie nastolatek może napotkać trudności, z którymi sobie nie poradzi, bo
nie będzie wiedział jak. Jeśli ktoś wysyła na studia nastolatka, którego nie
przygotował do życia, to znaczy, że nie wywiązał się ze swoich rodzicielskich
obowiązków. Widziałem wiele nastolatków, które w rodzinnym domu zachowywały
się odpowiednio, a z dala od rodzicielskiej kontroli zaczynały szaleć. Po prostu nie
nauczyły się samokontroli, tak niezbędnej, aby właściwie radzić sobie z
niezależnością i wolnością.
Aby zapobiec takiej katastrofie, kształtujmy postawy swojego nastolatka aż do
osiągnięcia przez niego niezależności. Uświadamiajmy mu, że działamy wraz z nim, a
nie przeciwko niemu, że pragniemy, aby wszedł w dorosłość odpowiednio do niej
przygotowany. Wychowując nastolatka, powinniśmy starannie ustalić, jakie mogą być
konsekwencje zawiedzionego zaufania. Podczas kilku miesięcy bezpośrednio
poprzedzających opuszczenie domu możemy stopniowo przyznawać nastolatkowi
coraz większe przywileje, aż będą one odpowiadać tej swobodzie, jaką nastolatek
będzie miał tam, gdzie się wybiera, a więc np. w studenckim akademiku lub
wynajętym mieszkaniu. Musimy nauczyć nastolatka radzić sobie dzięki samokontroli i
odpowiedzialnemu postępowaniu w sytuacjach, w których brak odgórnego nadzoru
łub jest go niewiele. Taka nauka bywa dla rodziców trudna ze względów
emocjonalnych. Po latach troskliwego wychowywania i pilnowania dzieci musimy
wypuścić je spod opiekuńczych skrzydeł i pozwolić im odejść. Pomoże nam w tym
świadomość, że uczyniliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby w domowej, ciepłej
atmosferze, stopniowo i przy współudziale naszego nastolatka nauczyć go
rozsądnego podejścia do wyzwań samodzielności. Uczmy go, kolejno znosząc
obowiązujące do tej pory nakazy i zakazy, aby nastolatek przez kilka tygodni lub
miesięcy cieszył się swobodą odpowiednią dla kilkunastoletniej osoby zamierzającej
wkrótce opuścić dom. Postępujmy z wyczuciem i obserwujmy swoje dziecko. Jeżeli
dobrzeje wychowaliśmy, to będzie ono postępować rozsądnie.
Bywa jednak i tak, że pojawiają się pewne typowe konflikty, które mogą
zakłócać harmonijne życie rodzinne. Nastolatek może na przykład zacząć wracać
późno do domu, irytując tym innych domowników; może nie okazywać rodzinie
odpowiednich względów, np. nie uprzedzając o tym, że nie przyjdzie na obiad, lub
nie informując rodziców, gdzie będzie; może nie wykonać należących do niego
domowych obowiązków lub nie zjawić się tam, gdzie akurat powinien być. Jeśli takie
zachowanie się powtarza, rodzice muszą powrócić do metody przyznawania
przywilejów na zasadzie zaufania, na jakie obecnie zasługuje. Będzie to znak, że
nastolatek jeszcze nie dorósł do wymogów samodzielności.
Poczucie bezpieczeństwa
Chociaż nastolatki zbliżają się do dorosłości, ich potrzeby emocjonalne od
czasów dzieciństwa niewiele się zmieniły. Nadal pragną mieć pewność, że je
naprawdę kochamy, że mamy dla nich czas, że zawsze im pomożemy najlepiej, jak
potrafimy, bo zależy nam na ich szczęściu. Dopóki będą wiedzieć, jak bardzo są dla
nas ważne i jak bardzo pragniemy ich dobra, możemy skutecznie wywierać na nie
wpływ, pomagając im osiągnąć niezależność.
Na tym etapie wielu rodziców boryka się ze starym wrogiem, czyli z gniewem. Ci
rodzice, którzy potrafili sobie z nim radzić, gdy ich nastolatki były młodsze, w tym
najtrudniejszym okresie rozstawania się z dzieckiem znowu zaczynają mieć problemy
z opanowaniem gniewu. Musimy pamiętać o tym, że nastolatki także przeżywają ten
czas boleśnie. Proces odłączania się od rodziny trwa długo i w tym czasie powinniśmy
być dla nich dostępni, aby je wspierać i pomagać im. Czy kiedykolwiek widzieliście,
jak ptasia mama wypycha z gniazda swoje pisklęta, gdy nadeszła pora, aby stały się
samodzielne? Niedawno obserwowałem kilka jaskółczych gniazd, gdzie matki-jaskółki
wykonywały to trudne zadanie. Kilka młodych ptaszków pofrunęło bez wahania.
Niektóre jeszcze nie potrafiły dobrze latać, ale mama i tato byli w pobliżu, aby pomóc
swoim pisklakom. I wtedy zdarzyło się coś bardzo przykrego. Jeden ptaszek
szaleńczo machał skrzydełkami, usiłując latać, ale po chwili runął na ziemię jak
kamień. Okropny odgłos uderzenia nie pozostawił wątpliwości, że stało się najgorsze.
Pisklę nie było gotowe do samodzielnego życia, a rodzice znajdowali się za daleko,
aby mu pomóc w tej ostatniej fazie nauki.
Nawet wówczas, gdy nasze dziecko już z nami nie mieszka,
wciąż nas
potrzebuje. Pragnie wiedzieć, że może na nas liczyć, ponieważ na pewno mu
pomożemy, gdy będzie to konieczne. W rozdziale dziewiątym wspomniałem o
wizycie, którą Pat i ja złożyliśmy Carey, gdy była na pierwszym roku studiów.
Poznaliśmy grupę jej nowych przyjaciół. Ci młodzi ludzie rzeczywiście cieszyli się z
tego, że studiują, ale wszyscy narzekali na jedno — ich rodzice rzadko kontaktowali
się z nimi. Zbyt rzadko telefonowali, rzadko pisali listy i przyjeżdżali.
Gdy później poruszyliśmy ten temat w rozmowie z Carey, nasza córka przyznała,
że ma podobne odczucia. Bardzo mnie to zdziwiło, ale gdy zastanowiłem się nad tym
i przypomniałem sobie mój pierwszy dzień z dala od domu, zacząłem ją rozumieć.
Odchodzenie z udanego związku łączącego rodziców z dzieckiem trwa długo i bywa
bolesne. Od tamtego weekendu oboje z Pat w każdą niedzielę wieczorem
telefonowaliśmy do Carey, aby jej powiedzieć, że o niej myślimy, modlimy się za nią i
że zawsze jej pomożemy, jeśli będziemy mogli.
Młodzi ludzie, którzy opuszczają rodzinny dom, mają również inną, typową w tej
sytuacji potrzebę. Pragną, aby w nim nic się nie zmieniło; żeby zostało tak, jak
wyglądało wtedy, gdy jeszcze tam mieszkali. Dzięki temu młody człowiek ma większe
poczucie bezpieczeństwa. Dlatego warto zachować jak najwięcej rzeczy — zwłaszcza
wyposażenie pokoju i różne drobiazgi będące własnością dziecka. Może ono poczuć
się bardzo zranione, jeśli jego sypialnię przekażemy młodszemu bratu lub siostrze.
Nie śpieszmy się również ze sprzedażą domu i przeprowadzką do mniejszej siedziby.
Osobiście słyszałem z ust kilku nastolatków następujące słowa: „Mam nadzieję, że
moi rodzice nigdy nie sprzedadzą naszego domu. Chciałbym zawsze móc wracać do
tego miejsca".
Ale bezsprzecznie najważniejszą kotwicą zapewniającą nastolatkowi poczucie
bezpieczeństwa jest związek małżeński rodziców. Jedną z najbardziej druzgocących
rzeczy, jakie mogą spotkać nastolatka wkrótce po wyjeździe z domu, jest separacja
lub rozwód jego rodziców. Nastolatek czuje się wtedy tak, jak gdyby fundamenty
jego całego świata nagle legły w gruzach. A jednak zadziwiająco wielu rodziców
wręcz planuje „zostać razem dla dobra dzieci, ale po ich wyjeździe wziąć rozwód".
To wyjątkowo niemądre postępowanie. Nie tylko rozsypuje się życiowa baza
nastolatka, ale otrzymuje najsilniejszy cios właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebuje
oparcia — gdy rozpaczliwie usiłuje przystosować się do wymogów nowego życia,
zaprzyjaźnić z nowymi znajomymi itd. Rozstanie rodziców w większości wypadków
przytłacza nastolatka ogromnym po czuciem winy. Jakkolwiek brzmi to
bezsensownie, młodej osobie wydaje się, że jest przynajmniej częściowo
odpowiedzialna albo za konflikt w małżeństwie rodziców, albo za ich rozwód. Jeśli
jest on nieunikniony, to byłoby o wiele lepiej, gdyby nastąpił na długo przed
wyjazdem nastolatka. Dzięki temu mógłby on poradzić sobie z naturalnym w tej
sytuacji poczuciem straty i żalem przy pomocy rodziców, przyjaciół i duchownego, a
dopiero później uczynić ten trudny krok, jakim jest opuszczenie domu na długi czas
lub na zawsze.
Znam pewnego młodego człowieka, Johna, który wyjeżdżając na studia, był
pewien, że jego rodzice są szczęśliwi w małżeństwie. Oni zaś trzy miesiące potem
wzięli rozwód. Matka wkrótce powtórnie wyszła za mąż i sprzedała dom, w którym
John się wychował. Chłopak rzadko ją odwiedzał, ponieważ te wizyty działały na
niego przygnębiająco. Podstawa, na której wspierało się jego poczucie
bezpieczeństwa, została zniszczona. Łatwo sobie wyobrazić, jak to podziałało na jego
samopoczucie.
Inna ważna sprawa związana z wyjazdem dzieci to konieczność podtrzymywania
kontaktu z innymi źródłami bezpieczeństwa, stabilności i rozwoju. Jednym z nich jest
Kościół. Powinniśmy nie tylko regularnie chodzić z naszymi dziećmi i nastolatkami do
kościoła, lecz także starać się, aby czas tam spędzony wywoływał dobre
wspomnienia. Bardzo korzystny, zwłaszcza dla nastolatka, jest udział w zajęciach
młodzieżowych grup kościelnych. Gdy zaś nasze dzieci wyjeżdżają do college'u lub do
pracy w innym mieście, należy je zachęcić do chrześcijańskiej aktywności i
zaangażowania religijnego w nowym miejscu zamieszkania.
Wybór współmałżonka
Jednym z priorytetowych rodzicielskich zadań, jakie sobie wyznaczyliśmy, było
takie przygotowanie naszych dzieci, aby każde z nich wiedziało, jakie cechy powinien
mieć przyszły współmałżonek. Dopatrzenie się u rówieśnika tych rysów osobowości,
które rokują, że będzie on dobrym współmałżonkiem lub rodzicem, nie jest dla
nastolatka łatwe. Randki są w pewnym sensie sztuczną sytuacją, toteż młody
człowiek częstokroć opiera swoją opinię o rówieśniku na tym, że jest mu z nim
„dobrze". Oczywiście nie wolno polegać tylko na takim wrażeniu —mogłoby to mieć
katastrofalne skutki. W swojej pracy codziennie mam do czynienia z młodymi
pacjentami, którzy popełnili ten tragiczny błąd. Decyzję o zaangażowaniu się w
związek, również małżeński, podjęli opierając się tylko o swoich subiektywnych
uczuciach, zamiast wziąć pod uwagę o wiele ważniejsze czynniki.
Pat i ja przede wszystkim przekonaliśmy Carey, że należy poznać charakter
chłopca oraz przeanalizować uczucia, które w niej wzbudza. Wyjaśniliśmy jej też, że
najlepszym wskaźnikiem tego, jak chłopak będzie po ślubie traktował swoją żonę,
jest jego obecny stosunek do osób, którym nie musi okazywać szczególnych
względów — np. ludzi starszych, nieuprzejmych wobec niego lub bezradnych.
Zasugerowaliśmy jej, aby obserwowała, jak on zachowuje się wobec osób
usługujących, np. kelnerów lub kelnerek.
Carey szczególnie spodobała się nasza trzecia rada — aby przekonać się, jak
chłopak odnosi się do dzieci, zwłaszcza tych małych. Carey miała bowiem dwóch
młodszych braci, którzy idealnie nadawali się do takich eksperymentów. Przed naszą
dyskusją na ten temat Carey przed przyjściem jej chłopaka zawsze starała się spławić
Dawida i Dale`a, aby nie plątali się pod nogami. Natomiast po tej rozmowie wzięła
sobie nasze rady do serca i często prosiła obu braci, aby otworzyli drzwi i pogawędzili
z jej chłopcem, zanim ona nie będzie gotowa do wyjścia. Przyznaję, że z wielkim
zainteresowaniem patrzyłem na Carey, która z ukrycia obserwowała, jak jej chłopak
radzi sobie z dwoma dzieciakami. Nasze rozmowy rzeczywiście pomogły Carey
zdobyć bezcenne wyczucie, pozwalające zorientować się, kim naprawdę są chłopcy, z
którymi się umawiała.
Ta wiedza okazała się bardzo przydatna i stuprocentowo sprawdziła się w
praktyce. Kilka lat temu Carey wyszła za mąż za Chrisa — jednego z najbardziej
wartościowych młodych ludzi, jakich zdarzyło się nam poznać. Całym sercem
jesteśmy Bogu wdzięczni za Chrisa. A przy okazji — moja córka i jej mąż uszczęśliwili
Pat i mnie wspaniałą wnuczką o imieniu Cami.
Inną ważną cechą osoby, która ma być dobrym współmałżonkiem i rodzicem,
jest jej zdolność do rozsądnego rozumowania. Ta umiejętność ma zasadnicze
znaczenie w małżeństwie i jest bardzo potrzebna rodzicom wychowującym dzieci.
Aby być osobą racjonalną i rozsądną, trzeba umieć mądrze rozumować. Jeśli zaś ktoś
to potrafi, to zazwyczaj również jest w stanie dojść z innym człowiekiem do
porozumienia lub zdobyć się na kompromis w wypadku rodzinnych konfliktów.
Inaczej mówiąc, osoba ta potrafi przedstawić swój punkt widzenia, umie też przyznać
rację drugiej stronie lub iść na ustępstwa, aby wspólnie ze współmałżonkiem czy
dzieckiem wyciągnąć wnioski zadowalające obie strony. Natomiast człowiek, który nie
potrafi rozsądnie rozumować i dyskutować, prawie na pewno będzie zajmować
sztywne stanowisko. W wypadku różnicy zdań nie będzie w stanie spokojnie i
racjonalnie przedstawić swoich argumentów i prawdopodobnie będzie chciał za
wszelką cenę postawić na swoim.
Cechy i skłonności tego rodzaju — jeśli chce się stwierdzić, czy druga osoba je
posiada — można łatwo i szybko rozpoznać, zwłaszcza w sytuacji, gdy ta osoba
wpada w złość lub gniew. Osoba, której nigdy to się nie zdarza, powinna, wzbudzić
nasze podejrzenia. Może bowiem być człowiekiem o skłonnościach do zachowań
pasywno-agresywnych lub nie posiadać odpowiednich zasobów emocjonalnych,
umożliwiających uczuciowy związek. Trudno żyć z człowiekiem, który reprezentuje
jeden z tych typów osobowości. Należy jednak dodać, że istnieją ludzie serdeczni i
dobrzy, którzy są po prostu z natury tak spokojni, że niezmiernie rzadko zdarza się im
wpadać w gniew. Naprawdę im zazdroszczę. Stanowią prawdziwą rzadkość.
Innym niezwykle ważnym, lecz trudnym do stwierdzenia wskaźnikiem jest
umiejętność panowania nad sprzecznymi uczuciami. Ambiwalencja to odczuwanie
sprzecznych emocji w stosunku do tej samej osoby. Moim zdaniem, najłatwiej wykryć
tę ambiwalencję, obserwując stosunek człowieka do ludzi inaczej myślących. Znam
na przykład takich, którzy mają wyrobione zdanie na każdy temat i absolutnie nie są
skłonni go zmienić. Uważają ludzi albo za bardzo dobrych, albo za bardzo złych, za
mądrych lub kretynów. Nie widzą, że w każdym człowieku tkwi zarówno coś dobrego,
jak i złego, miłego i niemiłego itd. Wszyscy miewamy ambiwalentne uczucia. Sposób,
w jaki sobie z nimi radzimy, świadczy o naszej dojrzałości. (Aby zapoznać się z
szerszym omówieniem ambiwalencji, proszę przeczytać drugi rozdział książki „Sztuka
zrozumienia, czyli jak naprawdę kochać swoje dziecko", Oficyna Wydawnicza
„Vocatio", Warszawa 1999).
Innym dobrym sposobem pozwalającym stwierdzić, jakim współmałżonkiem i
rodzicem będzie dany człowiek, jest obserwowanie, jak radzi sobie z własnymi
rodzicami, braćmi, siostrami, dziadkami i innymi krewnymi oraz długoletnimi
przyjaciółmi. Na tej podstawie można doskonale zorientować się, jak w przyszłości
będzie traktować swojego życiowego partnera i własne dzieci.
Młoda osoba nie powinna dopuścić do tego, aby przy wyborze współmałżonka
uczucia przesłoniły jej obiektywizm niezbędny do oceny charakteru ewentualnego
partnera. Z drugiej strony ustalenie, co reprezentuje sobą człowiek, jest niesłychanie
trudne. Charakter to ukryty stosunek do samego siebie w relacjach z innymi ludźmi i
sposób postępowania.
To oczywiste, że większość łudzi stara się maskować swoje wady, a eksponować
zalety, aby wywrzeć jak najlepsze wrażenie, zwłaszcza w okresie zalotów. Ale w
końcu i tak ujawniają prawdziwy charakter ze wszystkimi jego pozytywnymi i
negatywnymi cechami. Koniecznie trzeba więc wiedzieć jak najwięcej o charakterze
ewentualnego współmałżonka. Poznanie całej prawdy — a zwłaszcza cech
negatywnych — niestety, trwa bardzo długo. Dlatego starałem się wpoić moim
dzieciom jedną z najważniejszych zasad w tej dziedzinie. Oto ona:
aby dobrze
zrozumieć prawdziwy charakter człowieka, musimy dobrze go poznać przez
przynajmniej dwa lata. Byłoby znacznie mniej rozwodów, gdyby ludzie ją stosowali.
Jednak większość młodych osób o wiele za szybko decyduje się na ślub, kierując się
wyłącznie uczuciami i zapominając o konieczności poznania charakteru przyszłego
małżonka.
Bądźmy optymistami
Podczas naszej dyskusji na temat młodzieży rozmawialiśmy o rzeczach
przykrych. Mówiliśmy jednak również i o tym, dlaczego możemy i powinniśmy myśleć
optymistycznie i z nadzieją o przyszłości nastolatków. Owszem, wielu młodych ludzi
miewa problemy — czasem nawet bardzo poważne. Ale inni radzą sobie wspaniale i
stanowią dla mnie źródło autentycznej otuchy. Wielokrotnie gościliśmy u siebie w
domu studentów należących do naszego Kościoła. Wizyty tych serdecznych,
mądrych, dojrzałych, radosnych i sympatycznych ludzi zawsze podnosiły mnie na
duchu. Potwierdzały, że nasze wysiłki mają sens.
Drodzy rodzice, ta książka o nastolatkach została napisana specjalnie
dla Was
przez innego rodzica. Moim największym pragnieniem zawsze było doczekanie chwili,
gdy moje dzieci staną się rozsądnymi, zdrowymi, szczęśliwymi i niezależnymi
dorosłymi ludźmi. Dzięki Bogu moje marzenie się spełniło. Chciałbym, aby i Was to
spotkało, ponieważ dzieci to nasze największe szczęście. Część zawartego tutaj
materiału podczas pierwszego czytania może być trudna do przyswojenia. Dlatego
proponuję, abyście przeczytali tę książkę jeszcze raz i wykorzystali zawarte w niej
rady w konkretnych realiach swojej rodziny. Jako rodzice musimy bowiem wciąż od
nowa przypominać sobie, jak mądrze kochać swojego nastolatka.