Dzielę się każdą chwilką – Żonie Halinie
str.-74 -75
Od świtania do poranka.
Biegam w góry i w doliny.
Biegam co dzień, bez ustanku.
Nadaremnie jak na kpiny.
Wciąż tematów jakichś szukam.
Błądzę, wracam, podpatruję.
Bo w niewoli ma mnie sztuka.
Więc rysuję i maluję.
Gdy w Porębie dużo słońca.
Biegam dużo i ochotnie.
Z końca Szklarskiej – aż do końca.
Gonię, biegam wciąż samotnie
Prę się w górę, wyże, wyżej.
Dech zapiera, pula łomoce.
Już do szczytu coraz bliżej.
Zaraz spocznę na opoce.
Krok wolnieje a po trawie.
Noga nie chce stąpać chyżej.
A do szczytu – tuż – tuż, prawie.
Jeszcze chwilka. Wyżre, wyżej.
Gdy mrok spadnie w górskie hale.
Idą paki na przechadzkę.
Nie zazdroszczę ja im wcale.
Bo mam zawsze z Tobą schadzkę.
Czasem głos ich mnie dobiega.
Jakiś żal czy też wymówka.
Zawsze komuś coś dolega.
Ty – nie mówisz ani słówka.
Ty mi nigdy nie grymasisz.
I nie dąsasz mi się wcale.
Ni porywów innych nie gasisz.
Nie przerywasz gdy się żalę.
Inne pary, gdy tak chodzą.
Czynią fochy lub grymasy.
I dyskusję ostrą wodzą.
Co za czasy, co za czasy.
My chodzimy ciągle razem.
I nie nudzi nam się wcale.
Chociaż ja nie jestem głazem.
Bo rozmawiam z Tobą stale.
Str.75
Mówię Ci jak oko mami.
Oglądane krajobrazy.
Szczyty gór zasnute mgłami.
Jak z muślinu albo z gazy.
Tak rozmawiam w myślach z Tobą.
Tak się dzielę każdą chwilką.
Tak się dzielę każdą dolą.
I tak chodzę z Tobą tylko.
1956r.