Maksym Gorki
Na dnie
OSOBY
Michał Iwanow Kostylew- właściciel domu noclegowego, lat 54.
Wasilisa Karnown. - jego żona, lat 26.
Natasza - jej siostra, lat 20
Miedwiediew - ich wuj, policjant, lat 50
Andrzej Mitrycz-Kleszcz- ślusarz, lat 40
Anna - jego żona, lat 30.
Waśka Piepieł lat 28
Nastia — dziewczyna, lat 24
Kwaszenia – sprzedawczyni pierożków, lat około 40
Satin – lat około 40
Aktor - lat około 40
Baron — lat 33.
Łuka — wędrowiec, lat 60
Aloszka — szewc, lat 20.
Krzywa Szyjka - tragarz
Tatar - tragarz
Kilku bezimiennych milczących włóczęgów.
AKT PIERWSZY
Piwnica przypominająca jaskinię. Sufit — masywne, murowane, zakopcone
sklepienie z odpadającym tynkiem. Światło pada od strony widzów i z góry, z
kwadratowego okna po prawej stronie. W prawym rogu — izba Piepieła,
odgrodzona cienkim przepierzeniem. Przy drzwiach tej izby — prycza
Bubnowa. W lewym rogu wielki ruski piec, po lewej stronie muru — drzwi do
kuchni, w której mieszkają Kwasznia, Baron i Nastia. Między piecem a
drzwiami — szerokie łóżko zasłonięte brudną perkalową zasłoną. Wszędzie
wzdłuż ścian — prycze. Na pierwszym planie pod lewą ścianą — pniak, a na
nim umocowane imadło i kowadełko, obok drugi, mniejszy pniak. Na nim
przed kowadłem siedzi Kleszcz, dopasowując klucze do starych kłódek. U
jego stóp dwa duże pęki starych kluczy nawleczonych na kółka z drutu,
pognieciony blaszany samowar, młotek, pilniki. Pośrodku duży stół, dwie
ławy, stołek — wszystko niemalowane i brudne. Koło stołu, przy samowarze,
krząta się Kwasznia. Baron gryzie razowy chleb, Nastia, na taborecie, oparta
łokciami o stół, czyta obszarpaną książkę. Na łóżku za zasłoną pokostuje
Anna. B u b n o w siedząc na pryczy trzyma między kolanami formę
czapniczą i przymierza na niej stare, rozprute spodnie kombinując, jak należy
kroić. Obok podarte tekturowe pudełko na kapelusze, a w nim daszki do
czapek, podarta cerata, szmaty. Satin, który dopiero co się zbudził, leży na
pryczy i przeciągając się postękuje. Na piecu, niewidoczny dla widzów, wierci
się i kaszle Aktor.
< 11 >
Baron
Co dalej?
Kwasznia
Nie, mój drogi, na to mnie nie nabierzesz. Pokosztowałam już tej słodyczy...
Więcej za skarby świata za mąż nie pójdę!
Bubnow
do Satina
Czego kwiczysz?
Satin głośno ziewa.
Kwasznia
Chciałbyś, żebym ja, od nikogo niezależna, wolna kobieta, pierwszemu
lepszemu wpisała się do paszportu, oddała się w pańszczyznę chłopu? Nie!
Choćby za księcia amerykańskiego — nie pójdę za mąż.
Kleszcz
Kłamiesz!
Kwasznia
Co?
Kleszcz
Wyjdziesz za Abramka...
Baron
wyrywa z rąk Nasti książkę, czyta tytuł „Tragedia miłości”
Śmieje się
< 12 >
Nastia wyciąga rękę
Dawaj... oddaj! No, nie rób kawałów!
Baron patrzy na nią wymachując książką.
Kwasznia
do Kleszcza
Ty, rudy capie! Sam kłamiesz! Jak śmiesz tak bezczelnie do mnie mówić?
Baron
uderza Nastię książką po głowie
Głupia jesteś, Nastia.
Nastia
odbiera mu książkę
Dawaj!
KIeszcz
Wielka mi pani... A za Abramka wyjdziesz, tylko czekasz na to.
K w a s z n i a
A jakże! Jeszcze czego!... Właśnie! Sam zajeździłeś żonę prawie że na
śmierć.
Kleszcz
Milcz, stara suko! Pilnuj swego nosa.
Kwasznia
A-a! Nie lubisz prawdy.
Baron
Zaczęło się! Nastia, ty dokąd?
Nastia z opuszczoną głową
Odczep się!
Anna
wysuwa głowę zza zasłony
Zaczął się dzień! Na litość boską, nie krzyczcie, nie kłóćcie się...
Kleszcz
Już skrzeczy!
Anna
I tak co dnia... Dajcie choć umrzeć spokojnie!
Bubnow
Śmierć się krzyku nie zlęknie.
Kwasznia
podchodzi do Anny
Jak tyś mogła, kobieto, wyżyć z takim łotrem?
Anna
Daj spokój... zostaw.
Kwasznia
Oj, ty... cierpiętnico... Jak tam twoje płuca, nie lepiej ci?
Baron
Kwasznia! Czas na targ!...
Kwasznia
Już idę! (do Anny) Może chcesz gorących pierożków?...
Anna
Nie, nie trzeba... Dziękuję. Na co mi jedzenie?...
Kwasznia
Skosztuj! Gorące, ulży ci. Zostawię tu w garnuszku... Zechcesz, to zjesz!
Chodźmy, jaśnie panie, (do Kleszcza) Diable wcielony!...
wychodzi do kuchni
Anna kaszląc
O Boże!
Baron
z lekka trąca Nastię w kark
Głupia, rzuć to...
Nastia
mamrocze
Wynoś się. Przecież ja ci nie przeszkadzam...
Baron pogwizdując wychodzi za Kwasznią.
Satin
siada na pryczy
Kto bił mnie wczoraj?
Bubnow
Nie wszystko ci jedno?
Satin
Przypuśćmy, że tak... Ale za co bili?
Bubnow
Grałeś w karty?
Satin
Grałem.
Bubnow
Za to właśnie bili.
Satin
Łajdaki...
Aktor
wysuwa głowę zza pieca
Jeszcze kiedyś zatłuką cię na śmierć...
Satin
Dureń jesteś.
Aktor
Dlaczego?
Satin
Dlatego, że nie można zabić dwa razy.
Aktor
po chwili milczenia
Nie rozumiem... Dlaczego nie można?
Kleszcz
Złaź no lepiej z pieca i posprzątaj... Co się tak cackasz?
Aktor
Nie twoja sprawa...
Kleszcz
Jak przyjdzie Wasilisa, to ci pokaże, czyja.
Aktor
Do diabla z Wasilisą!... Dzisiaj kolej na Barona. Ej, Baron!
Baron
wychodzi z kuchni
Nie mam czasu na sprzątanie. Idę na targ z Kwasznią.
Aktor
Co to mnie obchodzi... A idźźe sobie nawet na katorgę... Na ciebie kolej
zamiatać. Nie będę robił za innych...
Baron
A niech cię diabli! Nastusia zamiecie. Ej, ty „tragiczna miłość"! Obudź się!
zabiera Nasti książkę
Nastia
podnosi się
Czego chcesz ode mnie? Oddaj zaraz! Bezczelny! I to w dodatku jaśnie pan.
Baron
oddaje książkę
Nastia! Zamieć za mnie, dobrze?
Nastia
wychodzi do kuchni
Proszę! Jeszcze czego!...
K w a s z n i a
w drzwiach od kuchni, do Barona
Chodź! Niech sami sprzątną. A ty, Aktor, zrób, kiedy cię proszą. Nie
oberwiesz się!
Aktor
Dlaczego zawsze ja... Nie rozumiem...
Baron
wynosi na nosidłach kosze; w nich garnki przykryte szmatami
Przyciężko dzisiaj.
Satin
I czy warto było rodzić się baronem?...
Kwasznia
do Aktora
Pamiętaj, zamieć!
przepuszcza Barona i wychodzi za nim do sieni
Aktor
schodzi z pieca
Kurz mi szkodzi, (z godnością) Mój organizm jest zatruty alkoholem...
zamyśla się, siedząc na pryczy
Satin
Organizm... organon...
Anna
Andrieju Mitryczu...
Kleszcz
Czego?
Anna
Tam Kwasznia zostawiła dla mnie pierożki... Weź sobie, zjedz.
Kleczcz
podchodzi do niej
A ty nie chcesz?
Anna
Nie chcę, na co mi jedzenie? Ty pracujesz. Tobie trzeba...
Kleszcz
Boisz się? Nie bój się... Może jeszcze...
Anna
Weź, zjedz sobie! Oj, ciężko. Pewnie już niedługo...
Kleszcz
idąc
To nic... Może jeszcze wyzdrowiejesz... Bywa tak!...
wychodzi do kuchni
Aktor
głośno, jakby nagle zbudzony
Wczoraj w szpitalu doktor mi powiedział: pan ma organizm całkowicie
zatruty alkoholem...
Satin
z uśmiechem
Organon.
Aktor
z uporem
Nie organon, tylko or-ga-nizm...
Satin
Sikamber.
Aktor
macha ręką
Bzdura! Ja mówię poważnie... No tak. Jeżeli organizm zatruty... to znaczy, że
mi szkodzi zamiatanie. Wdychanie kurzu...
Satin
Makrobiotyka... Ha!
Bubnow
Co tam bełkoczesz?
Satin
Słowa... A jest jeszcze jedno... Trans-cen-dentalny...
Bubnow
Co to znaczy?
Satin
Nie wiem... Zapomniałem...
Bubnow
To po co gadasz?
Satin
Tak sobie... Obrzydły mi, bracie, wszystkie ludzkie słowa... Wszystkie nasze
słowa obrzydły mi! Słyszałem każde na pewno po tysiąc razy...
Aktor
„Słowa, słowa, słowa"! Tak mówią w „Hamlecie". Dobra sztuka... Grałem w
niej grabarza...
Kleszcz
wychodzi z kuchni
A. kiedy zagrasz z miotłą?
Aktor
Nie wtrącaj się... (bije się w piersi) Ofelio! Wspomnij mnie w swych
modłach...
Za sceną w oddali rozlega się hałas, krzyki, gwizdek policjanta. Kleszcz
zabiera się do pracy, słychać zgrzyt pilnika,
Satin
Lubię niezrozumiałe, rzadkie słowa... Kiedy byłem chłopcem... pracowałem
na telegrafie... dużo książek przeczytałem...
Bubnow
To ty telegrafistą też byłeś?
Satin
Byłem... Są piękne książki i mnóstwo ciekawych słów. Byłem
wykształconym człowiekiem... Rozumiesz?
Bubnow
Słyszałem ze sto razy! No, to byłeś... Wielkie mi rzeczy! A ja byłem
kuśnierzem. Miałem własną pracownię... Miałem ręce takie żółte od farby:
futra się farbowało... takie, bracie, ręce były żółte — po łokcie! Myślałem
sobie, że już do śmierci nie odmyję... i umrę z żółtymi rękami... a teraz, patrz,
ręce po prostu brudne... tak!
Satin
No i co z tego?
Bubnow
No i nic.
Satin
To po co mówisz?
Bubnow
Tak sobie... Żeby samemu łatwiej zrozumieć... Okazuje się, że choćby się kto
z wierzchu nie wiem jak ufarbował, wszystko się zetrze... wszystko! Tak!
Satin
Oj! Łamie mnie w kościach!
Aktor
siedzi objąwszy rękami kolano
Wykształcenie — głupstwo, grunt to talent. Znałem aktora. Rolę ledwie
potrafił odczytać, ale jak zagrał bohatera, to... teatr się trząsł od zachwytu
publiczności.
Satin
Bubnow, daj piątaka!
Bubnow
Sam mam tylko dwie kopiejki.
Aktor
A ja mówię — talent! Żeby grać bohatera, trzeba mieć talent. A talent to
wiara w siebie, we własne siły.
Satin
Jak dasz piątaka, to uwierzę, żeś talent, bohater, krokodyl, cyrkułowy...
Kleszcz, daj piątaka!
Kleszcz
Idź do diabła! Mało was tu...
Satin
A ty nie przeklinaj! Przecież wiem, że i tak groszem nie śmierdzisz...
Anna
Andrieju Mitryczu... Duszno mi... Nie mogę...
Kleszcz
Co ja ci poradzę?
Bubnow
Otwórz drzwi do sieni...
Kieszcz
Mądryś! Ty siedzisz na pryczy, a ja na podłodze. Puść mnie na swoje miejsce,
a potem otwieraj sobie. Ja i tak jestem przeziębiony.
Bubnow
spokojnie
Dlaczego ja mam otwierać? Twoja żona prosi...
Kleszcz
ponuro
Mało o co ludzie proszą...
Satin
We łbie mi łupie... Och! Po co też ludzie biją się po łbach?
Bubnow
Nie tylko po łbach, ale wszędzie... (wstaje) Trzeba iść po nici... A gospodarzy
jakoś długo dziś nie widać... Pozdychali, czy co?
wychodzi
Anna kaszle, Satin założywszy ręce pod głowę leży nieruchomo.
Aktor
rozgląda się dokoła ze smutkiem; podchodzi do Anny
I cóż? Źle?
Anna
Duszno.
Aktor
Chcesz — pomogę ci wyjść do sieni? No, podnieś się.
pomaga Annie wstać, narzuca jej na ramiona jakąś szmaty i podtrzymując
prowadzi do sieni
No, no... śmiało! Ja też jestem chory, zatruty alkoholem.
Kostylew
w drzwiach
Na spacerek? Ach, jaka piękna para, owieczka i baran...
Aktor
Odsuń się... Nie widzisz, że chorzy idą?
Kostylew
Proszę... proszę bardzo.
nucąc pod nosem jakąś cerkiewną melodię, podejrzliwie rozgląda się po izbie
i przechyla głowę na lewo, jakby nasłuchiwał czegoś z pokoju Piepieła;
Kleszcz zawzięcie brzęczy kluczami i zgrzyta pilnikiem przypatrując się
spode łba gospodarzowi.
Piłujesz?
Kleszcz
Co?
Kostylew
Piłujesz, pytam? (chwila ciszy) A jak tam... tego... wiesz... o co ja chciałem
się spytać? (szybko i po cichu) Nie było tu żony?
Kleszcz
Nie widziałem...
Kostylew
ostrożnie zbliża się do drzwi pokoju Piepieła
Ile ty też za te twoje marne dwa ruble na miesiąc miejsca zajmujesz! Całe
łóżko na jednego... Hm... Miejsca za pięć rubli, jak Boga kocham! Trzeba
będzie wziąć od ciebie jeszcze z pół rubelka...
K l e s z c z
Lepiej od razu weź stryczek i zaduś. I tak niedługo zdechniesz, a jeszcze ci
rubelki w głowie...
Kostylew
Po co zaraz dusić!? Co komu z tego przyjdzie? Bóg z tobą, żyj sobie, ale ja od
ciebie wezmę jeszcze pół rubelka, kupię oleju do lampki... Niech się pali
przed świętym obrazem moja ofiara i niech mi będzie policzona na
odpuszczenie grzechów moich i twoich. Bo przecież ty o swoich grzechach
nie myślisz. A widzisz... Oj, Andriuszka, zły z ciebie człowiek! Przez swoje
łajdactwa wpędziłeś żonę w suchoty... Nikt cię nie lubi, nie szanuje... A co ty
robisz? Zgrzytasz tylko i zgrzytasz tym pilnikiem, spokoju nie dajesz.
Kleszcz
krzyczy
A ty co? Przyszedłeś się znęcać?
Satin głośno ziewa.
Kostylew
drgnąwszy
Bodajże cię, kochasiu.
Aktor wchodzi
Posadziłem kobietę w sieni, okryłem. Kostylew
Dobry z ciebie człowiek, bracie! To ładnie... Wszystko to będzie ci policzone.
Aktor
Kiedy?
Kostylew
Na tamtym świecie, braciszku... Tam zapisują wszystkie nasze uczynki...
Aktor
Wolałbym, żebyś ty mi tutaj wynagrodził moją dobroć.
Kostylew
Jakże to?
Aktor
Strąć mi połowę mojego długu...
Kostylew
Hę, hę! Ty zawsze żartujesz, kochasiu, zawsze udajesz... Czy sądzisz, że serce
można przeliczyć na pieniądze? Serce jest samo największym dobrem. A co
dług, to dług! Musisz mi go zwrócić... A serce mnie, staremu, należy się od
ciebie bezpłatnie...
Aktor
Szelma z ciebie, stary.
wychodzi do kuchni
Kleszcz
wstaje i wychodzi do sieni.
Kostylew
do S a t i n a
Zgrzytacz z niego, co? Uciekł, hę, hę! Nie lubi mnie...
Satin
Kto ciebie lubi! Chyba tylko diabeł.
Kostylew
z uśmieszkiem
Jakiś ty niedelikatny! A ja was wszystkich kocham... Wiem, że wszyscy
jesteście moi nieszczęśliwi, biedni, zgubieni bracia... (nagle pyta szybko) A
Waśka w domu?
Satin
Zobacz...
Kostylew
podchodzi do drzwi i stuka
Wasia!
W drzwiach od kuchni staje Aktor, coś żuje.
Piepieł
Kto tam?
Kostylew
Wasia... to ja...
Piepieł
Czego chcesz?
Kostylew
odsuwa się
Otwórz...
Satin
nie patrzyć na Kostylewa
Akurat otworzy, kiedy ona... tam.
Aktor parska.
Kostylew
niespokojnie, cicho
Co? Kto tam? Ty... co?
Satin
Co? Do mnie mówisz?
Kostylew
Coś ty powiedział?
Satin
Ja tylko tak... do siebie...
Kostylew
Strzeż się, bracie! Ostrożnie z żartami... Tak! (stuka silnie do drzwi) Wasilij!
P i e p i e ł
otwiera drzwi
No, czego zawracasz głowę?
Kostylew
zagląda do izby Piepieła
Ja... widzisz...
Piepieł
Masz pieniądze?
Kostylew
Mam do ciebie interes...
Piepieł
Pieniądze masz?
Kostylew
Pieniądze? Zaczekaj...
Piepieł
Pieniądze, siedem rubli za zegarek, no?
Kostylew
Jaki zegarek, Wasia? Oj, ty...
Piepieł
Widzicie go! Wczoraj przy świadkach sprzedałem ci zegarek za dziesięć
rubli. Dałeś trzy... oddawaj resztę — siedem! Co wybałuszasz ślepia? Pęta
się, zaczepia ludzi, naprzykrza się... a nie wie, co komu winien...
Kostylew
Sz-sz! Nie gniewaj się, Wasia... Zegarek... był przecież...
Satin
Kradziony...
Kostylew
surowo
Ja nie kupuję kradzionego... Jak ty możesz...
Piepieł
bierze go za ramie
Po coś mnie wywołał? Czego chcesz?
Kostylew
Ja... nic... Pójdę sobie... jeśli ty jesteś taki...
Piepieł
Ruszaj, przynieś pieniądze!
Kostylew
wychodzi
Jacy to ordynarni ludzie. Aj, aj, aj...
Aktor
Komedia!
Satin
Brawo! To mi się podoba.
Piepieł
Czego on chciał?
Satin
śmieje się
Nie rozumiesz? Żony szuka... Dlaczego ty, Wasilij, raz z nim nie skończysz?
Piepieł
Mam sobie dla takiego łajdaka marnować życie?...
Satin
No, to trzeba mądrze... Potem ożenisz się z Wasilisą i zostaniesz naszym
gospodarzem.
Piepieł
Wielkie mi szczęście! Wy byście nie tylko całe moje gospodarstwo, ale i
mnie samego, jakem dobry, w szynku przepili... (przysiada na pryczy) Diabeł
stary, obudził... A ja miałem właśnie taki piękny sen: byłem na rybach i trafił
mi się ogromny leszcz! Taki leszcz! Tylko we śnie się takie zdarzają... Tak go
ciągnę na wędce i drżę, żeby się linka nie urwała! Naszykowałem więciorek i
myślę sobie, no, zaraz...
S a t i n
A to nie był leszcz, tylko Wasilisa...
Aktor
Wasilisę on już dawno złowił...
Piepieł
gniewnie
Idźcie do diabła, razem z waszą Wasilisą!
Kleszcz wchodzi z sieni
Zimno... psia pogoda...
Aktor
Dlaczegoś Annę zostawił? Zmarznie...
Kleszcz
Nataszka zabrała ją do siebie do kuchni...
Aktor
Stary ją przegoni...
Kleszcz
zabiera się snów do pracy
No, to Natasza ją przyprowadzi...
Satin
Wasilij! Daj piątaka...
Aktor
do Satina
Oj, ty! Piątaka... Wasia! Daj nam ze dwadzieścia kopiejek...
Piepieł
Trzeba dać czym prędzej... Póki wam się całego rubla nie zachce... Macie!
Satin
Gibraltarr! Nie masz to jak złodzieje!
Kleszcz
ponuro
Tym to lekko przychodzą pieniądze... Oni nie pracują...
Satin
Niejednemu pieniądze lekko przychodzą, ale mało kto lekko się z nimi
rozstaje... Praca? Zrób tak, żebym miał z roboty przyjemność, to może będę
pracował... Tak! Może! Kiedy praca przyjemna, to i życie miłe! Ale praca z
musu — to istna niewola! (do Aktora) Hej, Sardanapalu! Chodźmy!
Aktor
Chodźmy, Nabuchodonozorze! Schleję się jak... czterdzieści tysięcy pijaków.
wychodzą
Piepieł
ziewając
I cóż, jak tam żona?
KIeszcz
Pewnie już niedługo...
Pauza.
Piepieł
Patrzę ja na ciebie... i myślę sobie... i na co ty zgrzytasz tym pilnikiem?
Kleszcz
A co mam robić?
Piepieł
Nic!...
Kleszcz
A z czego będę żył?
Piepieł
Jakoś ludzie żyją...
Kleszcz
Jacy ludzie? Czy to są ludzie? Hołota... niebieskie ptaki... Ludzie! Jestem
człowiek pracy... wstyd mi na nich patrzeć... Pracuję od małego... myślisz, że
się stad nie wyrwę? Wygrzebię się, skórę zedrę, a wygrzebię się... Poczekaj
tylko... Jak umrze żona... Mieszkam tu sześć miesięcy, a zdaje mi się, że całe
sześć lat.
Piepieł
Nikt tu nie jest gorszy od ciebie... nie gadałbyś...
Kleszcz
Nie gorszy! Żyją bez honoru, bez sumienia...
Piepieł
obojętnie
A na co komu honor i sumienie? Ani honoru, ani sumienia na nogi zamiast
butów nie wzujesz... Honor i sumienie potrzebne są tylko tym, co mają
władzę i siłę.
Bubnow
wchodzi
U-u... zmarzłem!
Piepieł
Bubnow, masz sumienie?
Bubnow
Co takiego? Sumienie?
Piepieł
No tak.
Bubnow
Na co mi sumienie! Nie jestem bogaty...
Piepieł
To samo mówiłem: honor, sumienie potrzebne tylko bogatym. Tak! A
Kleszcz wymyśla nam, że jesteśmy bez sumienia...
Bubnow
A on co? Chciał pożyczyć?
Piepieł
On ma swojego dosyć...
Bubnow
To może chcesz sprzedać? Na ten towar kupca tu nie znajdziesz. Znaczone
karty może bym kupił... A i to na kredyt...
Piepieł
tonem, pouczenia
Głupiś ty, Andriuszka! Posłuchałbyś, co o tym sumieniu mówi Satin albo
Baron...
Kleszcz
O czym ja będę z nimi gadał...
Piepieł
Oni są mądrzejsi od ciebie, chociaż pijacy...
Bubnow
Kto mądry i pije, dwie cnoty w sobie kryje.
Piekieł
Satin mówi tak: każdy chce, żeby drugi miał sumienie, ale to sumienie
nikomu się jakoś nie opłaca... I słusznie...
Wchodzi Natasza, są nią Łuka z kijem w ręce, z workiem na plecach, z
kociołkiem i imbrykiem u pasa.
Łuka
Szczęść Boże, dobrzy ludzie!
Piepieł
przygładzając wąsy
Aaa, Natasza!
Bubnow
do Łuki
Byli dobrzy, ale dobroć z zeszłorocznym śniegiem spłynęła...
Natasza
To nowy lokator...
Łuka
Mnie tam wszystko jedno! Ja nawet złodziejów szanuję, według mnie, żadna
pchła nie jest zła: każda czarna, każda skacze... Tak to jest. Gdzież to mi,
serdeńko, kącik przydzielisz?
Natasza
pokazuje mu drzwi do kuchni
Tam idźcie, dziadku.
Łuka
Bóg zapłać, dziecino! Jak tam, to tam... Staremu wszędzie dobrze, gdzie
ciepło...
Piepieł
Przyjemnego jakiegoś staruszka przyprowadziłaś, Natasza...
Natasza
Przyjemniejszy od was... Andrieju! Twoja żona jest u nas w kuchni... Przyjdź
po nią za chwilę.
Kleszcz
Dobrze... Przyjdę...
Natasza
Mógłby się z nią teraz łagodniej obchodzić... To już niedługo...
Kleszcz
Wiem...
Natasza
Wiesz... Ale to mało wiedzieć — trzeba zrozumieć. Przecież to straszne —
umierać...
Piepieł
A ja się śmierci nie boję...
Natasza
Patrzcie! Jaki mi odważny!
B u b n o w
gwizdnąwszy
A nitki są przegniłe...
Piepieł
Słowo daję, nie boję się! Choćby zaraz — mogę umrzeć! Weź nóż, wbij w
samo serce... Umrę — ani jęknę! Nawet chętnie, bo z uczciwej ręki...
N a t a s z a
wychodząc
Komu innemu, ale nie mnie mydlić oczy!
B u b n o w
przeciągle
A nitki są przegniłe...
Natasza
w drzwiach
Nie zapomnij o żonie, Andrieju...
Kleszcz
Dobrze.
Piepieł
Dobra dziewczyna!
Bubnow
Niczego sobie.
Piepieł
Dlaczego ona ze mną jest taka? Taka odpychająca.. Przecież i tak tutaj
przepadnie...
Bubnów
Przez ciebie przepadnie...
Piepieł
Dlaczego — przeze mnie? Mnie jej żal...
B u b n o w
Litujesz się jak wilk nad owcą;.
Piepieł
Kłamiesz! Bardzo mi jej żal... Jej tutaj źle... Ja to widzę...
Kleszcz
Jak Wasilisa przyłapie cię na rozmowie z nią...
Bubnow
Wasilisa! No tak, to zawzięta baba, swego nie daruje...
Piepieł
kładzie się na pryczy
Idźcie obaj do diabła... prorocy!
Kleszcz
No, zobaczysz... Poczekaj!
Łuka
nuci w kuchni
No-oc ciemna — nie widać drogi—
Kleszcz
wychodzi do sieni
Patrzcie go... Wyje...
Piepieł
Jak smutno. Dlaczego mi czasem tak smutno? Żyje się, żyje i wszystko
dobrze! A nagle — jakby chłód powiał: robi się smutno...
Bubnow
Smutno? Hm...
Piepieł
Naprawdę?
Łuka
śpiewa
Ach, nie wi-idać drogi
Piepieł
Hej, stary!
Łuka
zaglądając przez drzwi
Do mnie mówisz?
Piepieł
Do ciebie. Przestań śpiewać.
Łuka
wchodzi
Nie lubisz?
Piepieł
Jak kto ładnie śpiewa, to lubię.
Łuka
Więc ja nieładnie śpiewam?
Piepieł
No, chyba.
Łuka
Patrzcie! A ja myślałem, że ładnie. Tak to zawsze bywa: człowiekowi się
zdaje, że dobrze coś robi, aż tu nagle — masz tobie, komuś się nie podoba.
Piepieł
z uśmiechem
A tak! bywa...
Bubnow
Mówisz, że ci smutno, a śmiejesz się.
Piepieł
A tobie co do tego? Kruku...
Łuka
Komu to smutno?
Piepieł
Mnie...
Baron wchodzi.
Łuka
Patrzcie! A tu obok, w kuchni, siedzi dziewczyna, płacze nad książką! Słowo
daję, łzy jej płyną... Pytam się: Kochasiu, dlaczego płaczesz, co? A ona — żal
mi! Kogo ci żal — pytam? A tego, powiada, mi żal, z książki. — Czym to się
człowiek zajmuje, co? Także pewno ze smutku...
Baron
Ona jest głupia.
Piepieł
Baronie, piłeś?
Baron
Piłem... Co dalej?
Piepieł
Chcesz? Postawię pół butelki.
Baron
Oczywiście... Co dalej?
Piepieł
No to stań na czworakach, zaszczekaj jak pies!
Baron
Głupi! Czyś ty kupiec, czy pijany?
Piepieł
Zaszczekaj! Mnie to bawi... Ty — pan. Kiedyś nie uważałeś nas za ludzi... i w
ogóle...
Baron
Co dalej?
Piepieł
Co? A teraz ja ciebie zmuszę i będzie— szczekać jak pies. Będziesz
szczekać... Może nie?
Baron
I co z tego?! Będę! Głupcze! Co ci z tego przyjdzie? Przecież ja sam wiem, że
stałem się teraz niemal gorszy od ciebie. Dlaczegoś mnie wtedy nie zmuszał
chodzić na czworakach, kiedy nie mogłeś się ze mną równać...
Bubnow
Słusznie!
Łuka
I ja mówię, że słusznie!...
Bubnow
Co było — a nie jest, nie pisze się w rejestr. Tutaj nie ma panów. Wszystko
zlazło... został goły człowiek...
Łuka
To znaczy, że wszyscy są równi... A ty, kochasiu, byłeś baronem?
Baron
A to co znowu.! Ty co za jeden, poczwaro?
Łuka
śmieje się
Hrabiego zdarzyło mi się widzieć w życiu i księcia ale barona widzę po raz
pierwszy, i to w dodatku nadpsutego...
Piepieł
śmieje się
Baronie! Aleś mnie zawstydził...
Baron
Czas już, byś zmądrzał, Wasilij.
Łuka
Hę, hę!... Oj, przyglądam się wam, bracia, jakie to wasze życie. Ojoj!
Bubnow
Tak żyć, to tylko rano wstać i wyć.
Baron
Żyło się i lepiej, a jakże! Pamiętam, budzę się rano, w łóżku piję kawę....
kawę! ze śmietanką... Tak.!
Łuka
A jednak zawsześmy ludzie! Choćbyś nie wiem jak udawał, choćbyś nie
wiem jak się wykręcał, jeżeliś się już raz człowiekiem urodził, to i umrzesz
człowiekiem. Ale jak tak patrzę na to wszystko, to myślę, że ludzie stają się
coraz mądrzejsi i coraz ciekawsi... A choć gorzej im się żyje, to coraz lepsze
im się marzy... Tacy uparci!
Baron
A ty, stary, coś za jeden? Skądżeś się wziął?
Łuka
Niby ja?
Baron
Pielgrzym?
Łuka
Wszyscyśmy na tej ziemi pielgrzymi... A powiadają podobno, że i ta nasza
ziemia — to pielgrzym niebieski.
Baron
surowo
Więc to tak? A paszport masz?
Łuka
po chwili
A ty kto — szpicel?
Piepieł
wesoło
Sprytnie, stary! No i co, baronku, i tobie się dostało?
Bubnow
Tak, tak, oberwał jaśnie pan.
Baron
zmieszany
No, no, dość tego. Przecież to... żarty, stary! Przecież i ja sam, bracie, jestem
bez papierów...
Bubnow
Kłamiesz!
Baron
To znaczy, mam jakieś tam papiery... ale co one warte?
Łuka
Oj, te wszystkie papierki, nic nie są warte, nic.
Piepieł
No, Baronie, chodźmy do knajpy...
Baron
Chętnie! Do widzenia, stary... Ale szelma z ciebie!
Łuka
Różnie bywa, kochasiu...
Piepieł
w drzwiach do sieni
No to chodźmy!
wychodzi
Baron szybko idzie za nim.
Łuka
Czy on naprawdę był baronem?
Bubnow
Kto go tam wie? Że pan, to pewno... On i teraz... niby nic, nic, a nagle
wylezie z niego jaśnie pan. Widocznie jeszcze nie zapomniał.
Łuka
A no, prawda, jaśnie państwo to niby ospa... Człowiek wyzdrowieje, a ślady
zostaną...
Bubnow
A jednak to niezły człowiek. Czasem tylko wierzgnie... Jak z tym twoim
paszportem...
Aloszka
wchodzi pijany z harmonią w rękach, gwiżdże
Hej, lokatory!
Bubnow
Czego się drzesz?
Aloszka
Przepraszam... Wybaczcie! Ja jestem człowiek grzeczny...
Bubnow
Znów sobie podpiłeś?
Aloszka
A jakże! Dopiero co cyrkułowy Miediakin wygnał mnie z aresztu i powiada:
żeby po tobie, powiada, śladu na ulicy nie zostało. Pamiętaj! Jestem człowiek
z charakterem. A tu majster na mnie burczy... Wielka mi osoba, majster! Ee,
głupstwo i tyle. Nie majster, ale pijak... A ze mnie taki człowiek, co to
niczego nie wymaga! Ja nic nie chcę i — basta! Najmij mnie choćby za
dwadzieścia rubli! Za ile chcesz! A ja niczego nie żądam. (z kuchni wychodzi
N a s t i a) Dajcie milion — ja i tak nie chcę. Co, żeby mnie, porządnego
człowieka, ktoś miał poganiać? I to kto, kolega, pijak? Nie życzę sobie! Nie
chcę!
N a s t i a stojąc w drzwiach, patrzy na Aloszkę i kiwa głową.
Łuka
dobrodusznie
Ej, chłopcze, zaplątałeś się...
Bubnow
Głupota ludzka...
Aloszka
kładzie się na podłodze
Zamordujcie mnie! Ja i tak nic nie chcę! Jestem człowiek szalony!
Powiedzcie mi, od kogo ja gorszy? Dlaczego ja mam być gorszy od innych?
Właśnie! Miediakin powiada: po ulicy się nie szwendaj, bo mordę zbiję! A
właśnie że pójdę, pójdę. Położę się na środku ulicy. Niech mnie przejadą! A
ja i tak nic nie żądam...
Nastia
Biedny... Taki młody, a już tak się zgrywa...
Aloszka
ujrzawszy ją klęka
Panienko! Mamzel! Parle france! ...prejs-kurant! Podpiłem sobie...
Nastia
głośnym szeptem
Wasilisa!
Wasilisa
otwierając nagle drzwi mówi do Aloszki
Ty znowu tutaj?
Aloszka
Dzień dobry... Proszę bardzo...
Wasilisa
Zapowiedziałam ci, szczeniaku, żeby tu twoja noga nie postała, a ty znowu
tu?
Aloszka
Wasiliso Karpowno... chcesz, zagram ci marsza żałobnego?
Wasilisa
szturcha go w plecy
Precz!
Aloszka
zbliżając się do drzwi
Poczekaj... Tak nie wolno! Żałobnego marsza... dopiero co się nauczyłem.
Nowa rzecz... Zostaw! Tak nie wolno!
Wasilisa
Ja ci pokażę, nie wolno... Całą ulicę napuszcie na ciebie... Pyskacz
przeklęty... Za młody jesteś, żeby szczekać na mnie.
Aloszka
wybiega
No, to już pójdę...
Wasilisa
do Bubnowa
Żebym go tu więcej nie widziała! Słyszysz?
Bubnow
Nie najmowałem się do ciebie na stróża...
Wasilisa
Nic mnie to nie obchodzi, coś ty za jeden! Z łaski żyjesz, pamiętaj! Ileś mi
winien?
Bubnow spokojnie
Nie liczyłem...
Wasilisa
Poczekaj, ja ci policzę!
Aloszka
otwiera drzwi i krzyczy
Wasiliso Karpowno! A ja się ciebie nie boję... Nie boję się...
chowa się
Łuka śmieje się.
Wasilisa
Coś ty za jeden?
Łuka
Przechodzień... Wędrowiec...
Wasilisa
Na nocleg czy na mieszkanie?...
Łuka
Rozejrzę się...
Wasilisa
Paszport?
Łuka
Czemu nie?
Wasilisa
Pokaż!
Łuka
Przyniosę ci... Do domu ci go przytaszczę...
W a s i l i s a
Wędrowiec... A jakże! Powiedz, żeś włóczęga, byłbyś bliżej prawdy.
Łuka
westchnąwszy
Oj, nie łaskawaś ty, matko...
Wasilisa Karpowna idzie ku drzwiom izby Piepieła.
Aloszka
wyglądając z kuchni, szepce
Poszła? Co?
Wasilisa
odwraca się ku niemu
Jeszcześ tutaj?
Aloszka chowając się. gwiżdże; Nastia i Łuka śmieją się.
B u b n o w
do Wasilisy
Nie ma go...
Kogo?
Waśki...
Wasilisa
Ja się ciebie nie pytam.
Bubnow
Widzę, że tak wszędzie zaglądasz...
Wasilisa
Patrzę, czy sprzątnięte, rozumiesz? Dlaczego do tej pory nie zamiecione? Ile
razy zapowiadałam, żeby mi tu było czysto!
B u b n o w
Dzisiaj kolej na Aktora...
Wasilisa
Mnie nie obchodzi, czyja kolej! Ale jak przyjdą z sanitarnego i zapiszą karę,
to wypędzę stąd was wszystkich!
Bubnow
spokojnie
A. z czego będziesz żyć?
W a s i l i s a
Żeby mi tu pyłka jednego nie było! (idzie do kuchni — do Nasti) A ty po co
tu sterczysz? Gęba ci spuchła?
Nastia
Nie wiem... Nie widziałam...
Wasilisa
Bubnow! Nie było tu siostry?
B u b n o w
Właśnie ona go przyprowadziła...
Wasilisa
A on... był w domu?
Bubnow
Wasilij? Był... Natalia gadała tu z Kleszczem.
Wasilisa
Ja się ciebie nie pytam, z kim gadała! Brud wszędzie... Śmietnik! Och, wy
świnie! Czysto ma być... słyszycie?!
szybko wychodzi
Bubnow
Ile złości w tej babie.
Łuka
Ma charakter kobita.
Nastia
W bydlę można się zamienić przy takim życiu... Każdy żywy człowiek,
którego byś uwiązał do takiego męża jak jej...
B u b n o w
No, ona jest jakoś nie bardzo mocno uwiązana.
Łuka
Czy ona zawsze tak się rzuca?
B u b n o w
Zawsze... Do kochanka, widzisz, przyszła, a jego nie ma...
Łuka
Widać przykro jej się zrobiło. Ho... bo! Ile to różnych ludzi rządzi się na
świecie! I jakich to sposobów się czepiają, żeby nastraszyć jeden drugiego...
A porządku na świecie jak nie ma, tak nie ma... I czystości nie ma.
B u b n o w
Wszyscy chcą porządku, a nie ma rozsądku. Trzeba by jednak podmieść...
Nastia! zamiotłabyś!
Nastia
A jakże! Jeszcze czego! Czy ja tu jestem za pokojówkę? (po chwili) Upiję się
dzisiaj, oj, upiję się...
Bubnow
Można i tak...
Łuka
A dlaczegoż to ty, dziewczyno, chcesz się upić? Dopiero co płakałaś, a teraz
znów powiadasz: upiję się.
Nastia
wyzywająco
A upiję się! A potem znowu będę płakać! I już!
B u b n o w
To niewiele...
Łuka
Ale dlaczego? Powiedz! Przecież tak sobie, bez powodu, nawet krostka na
nosie nie wyskoczy.
Nastia milczy kiwając głową.
Łuka
Tak... Hę, hę... Ludzie szanowni! I co z wami będzie? No, dobrze, już ja
zamiotę. Gdzie ta miotła?
Bubnow
Za drzwiami, w sieni.
Łuka idzie do sieni.
Bubnow
Nastieńka!
Nastia
Co?
Bubnow
Dlaczego to Wasilisa napadła na Aloszkę?
N a s t i a
Bo on o niej mówił, że Waśka ma jej dosyć i że chce ją rzucić, a wziąć
Nataszę. Pójdę ja sobie stąd... Znajdę inne mieszkanie...
Bubnow
Dlaczego? Dokąd?
Nastia
Sprzykrzyło mi się... Niepotrzebna ja tu nikomu...
Bubnow
spokojnie
Ty wszędzie jesteś niepotrzebna... A zresztą wszyscy ludzie na świecie są
niepotrzebni...
Nastia kiwa głową. Wstaje, wychodzi cicho do sieni. Schodzi Miedwiediew,
za nim z miotłą Łuka.
Miedwiediew
Zdaje mi się, że ciebie nie znam...
Łuka A czy ty wszystkich znasz na świecie?
Miedwiediew
W swoim rewirze powinienem znać wszystkich, a ciebie jakoś — nie znam.
Łuka
A to dlatego, mój kochany, że świat nie kończy się na twoim rewirze...
Zostało jeszcze trochę świata i poza nim...
wychodzi do kuchni
Miedwiediew
podchodzi do Bubnowa
Słusznie. Mój rewir jest mały... ale gorszy od dużych... Dopiero co, przed
końcem dyżuru, odwiozłem do cyrkułu szewca Aloszkę. Rozwalił się,
rozumiesz, na środku ulicy, gra na harmonii i wrzeszczy: niczego nie chcę,
niczego nie żądam! Wozy tu jeżdżą i w ogóle — ruch... Mogą przejechać i tak
dalej... Szalony chłopak... No i zaraz go odprowadziłem. Lubi awantury...
Bubnow
Przyjdziesz wieczorem na warcaby?
Miedwiediew
Przyjdę. No... tak... A co... Waśka?
Bubnow
Tak sobie, bez zmian...
Miedwiediew
To znaczy... żyje?
Bubnow
Czemu nie ma żyć? On umie żyć...
Miedwiediew
z powątpiewaniem
Umie?
Łuka
wychodzi do sieni z wiadrem w ręku.
No, tak. Co tu gadają o Waśce... nic nie słyszałeś?
Bubnow
Ja wiele rzeczy słyszę.
Miedwiediew
A o Wasilisie... nic nie słyszałeś?
Bubnow
Co?
Miedwiediew
Tak... w ogóle. Ty chyba coś wiesz, tylko kłamiesz? Przecież wszyscy
wiedzą... (surowo) Kłamać nie wolno, bracie...
Bubnow
Po co mam kłamać!
Miedwiediew
No — no! Psiakrew! Między sobą to plotkują: Waśka z Wasylisą... powiada
jeden z drugim... a mnie to co? Przecież ja nie ojciec, tylko wuj... Dlaczego
mają kpić ze mnie?(wchodzi Kwasznia) Jacy to ludzie teraz... ze wszystkiego
kpią. Aaaa! Przyszłaś...
Kwasznia
Kochany mój garnizonku! Bubnow! On znowu czepiał się mnie na targu z tą
swoją żeniaczką...
B u b n o w
No to już! Czemu by nie? Pieniądze ma i kawaler jeszcze niczego sobie.
Miedwiediew
Ja? ho — ho!
Kwasznia
Oj ty, dziadu! Nie, ty mi już tego żalu, tej mojej rany nic rozdrapuj! Ja już
tego, mój kochany, zakosztowałam... Jak baba ma za mąż iść, to już lepiej,
żeby się od razu zimą w przerębel rzuciła: raz spróbowała — na całe życie
zapamięta...
Miedwiediew
Nie pleć. Nie wszyscy mężowie jednakowi...
Kwasznia
A ja zawsze jednakowa! Kiedy zdechło się memu kochanemu mężulkowi —
żeby mu ziemia ciężką bylł — to cały dzień nie mogłam się opamiętać z
radości: siedzę sobie i ciągle nie wierzę swojemu szczęściu...
Miedwiediew
Jeżeli mąż cię bił bez powodu, to trzeba było poskarżyć się policji.
Kwasznia
Osiem lat skarżyłam się Bogu... nie pomógł!
Miedwiediew
Teraz zabronili bić żony... teraz wszystko jest podług prawa, według
rozkazu... musi być porządek! Teraz nikogo bez powodu bić nie wolno... biją
tylko dla porządku...
Łuka
wprowadza Annę
No, jakoś dowlekliśmy się... Oj, ty! Jakże można w takiej słabości wychodzić
bez opieki? Gdzie twoje miejsce?
Anna
wskazuje
Dziękuję, dziadku...
Kwasznia
Patrzcie na nią — mężatka!
Łuka
Kobita całkiem osłabła... Idzie przez sień, ścian się czepia i jęczy. Dlaczego
wypuszczacie ją samą?
Kwasznia
Nie dopilnowaliśmy, wybaczcie, ojcze! A jej pokojówka poszła pewno na
spacer...
Łuka
Ty sobie kpisz... A przecież nie można człowieka tak zostawić! Człowiek —
jaki by nie był — zawsze swoje wart...
Miedwiediew
Musi być opieka! A jeśli nagle umrze? Kłopot... Pilnować trzeba!
Łuka
Prawda, panie rewirowy...
Miedwiediew
Tak... Po prawdzie jeszcze mi coś do rewirowego brakuje...
Łuka
Taak? A z wyglądu — sam naczelnik!
W sieni hałas, tupot — słychać głośne krzyki.
Miedwiediew
Coś jakby awantura?
Bubnow
Zdaje się...
Kwasznia
Pójdę popatrzeć...
Miedwiediew
I ja muszę iść... Taka to już służba! Po co to przeszkadzać ludziom, kiedy się
biją, i tak by przestali, przecież biciem też się można zmęczyć... Żeby tak
pozwolić im się bić do woli, ile wlezie, mniej by było bójek, dłużej
pamiętaliby cięgi.
Bubnow
schodząc z pryczy
Pomów o tym z władzą...
Kostylew
otwiera nagle drzwi, krzyczy
Abram, chodź, Wasilisa Nataszkę morduje... chodź!
Kwasznia Miedwiediew, Bubnow rzucają się do sieni. Łuka patrzy za nimi
kiwając głową
Anna
O Boże... Biedna Nataszka!
Łuka
Kto się bije?
Anna
Gospodynie... siostry...
Łuka
podchodzi do Anny
Dlaczego się biją?
Anna
Tak sobie... najedzone są... zdrowe...
Łuka
A ciebie jak wołają?
Anna
Anna... Patrzę na ciebie... patrzę... podobnyś do mojego ojca, do mojego
kochanego... tak samo łagodny... miękki...
Łuka
Gnietli mnie zdrowo, to i zmiękłem...
śmieje się urywanym śmiechem
Kurtyna
AKT DRUGI
Dekoracje bez zmian. Wieczór. Na pryczy koło pieca — Satin, Baron,
Krzywa Szyjka i Tatar grają w karty. Kleszcz i Aktor przyglądają się grze.
Bubnow na swojej pryczy gra w warcaby z M i e d w i e d i e w e m. Łuka
siedzi na słoiku przy łóżku Anny. Izba noclegowa oświetlona jest dwiema
lampami: jedna wisi na ścianie koło grupy grających, druga na pryczy B u b
no w a.
Tatar
Jeszcze tylko raz zagram i więcej nie gram...
B u b n o w
Krzywy, śpiewaj!
zaczyna śpiewać
Słońce wschodzi i zachodzi,
Krzywa Szyjka
podchwytuje melodię
A w mej celi ciemny mrok...
Tatar
do S a t i n a
Tasuj karty! Dobrze tasuj! Wiemy, coś ty za jeden...
Bubnow i Krzywa Szyjka razem
Słychać tylko w dzień i w nocy
Mych strażników głuchy krok…
Anna
Bicie... obelgi... nic prócz tego nie widziałam, nic nie widziałam...
Łuka
Ej, kobieto... Nie dręcz się myślami...
Miedwiediew
W co wychodzisz? Uważaj!
Bubnow
Co? A tak, tak, tak...
Tatar
grozi Satinowi kułakiem
Czemu karta chowasz? Ja widzę... oj, ty!
Krzywa Szyjka
Daj pokój. Hasanie. I tak nas wykiwają. Bubnow, śpiewaj!
Anna
Nie pamiętam już, kiedy byłam najedzona... Trzęsłam się nad każdym kęsem
chleba... Przez cale moje życie się trzęsłam... Męczyłam się... żeby nie zjeść
więcej niż kto inny... Cale życie chodziłam w łachmanach... Całe moje
nieszczęsne życie... I za co?
Łuka
Oj ty, dziecino! Umęczyłaś się! To nic, to nic...
Aktor do Krzywej Szyjki
W waleta wychodź... W waleta, do diabla!
Baron
A my go królem.
Kleszcz
Oni zawsze przebiją.
Satin
Taki już mamy zwyczaj...
Miedwiediew
Damka!
Bubnow
I ja mam damkę.
Anna
I tak umieram...
Kleszcz
Patrzcie ich, patrzcie! Książę, dosyć tej gry! Dosyć, mówię!
Aktor
A co, sam nie rozumie?
Baron
Uważaj, Andriuszka, żebym ciebie czasem nie posłał do stu diabłów.
Tatar
Rozdawaj jeszcze raz! Dopóty dzban woda nosi... I ja tak!
Kleszcz kiwając głową, odchodzi do Bubnowa.
Anna
Ciągle tylko myślę: Boże! Czy i na tamtym świecie czeka mnie taka męka!
Czy i tam?
Łuka
Nic się nie bój! Leż spokojnie, wierz mi, tam sobie odpoczniesz... Pocierp
jeszcze trochę. Wszyscy, moja kochana, cierpią... Każdego życie na swój
sposób boli.
wstaje i szybkim krokiem wychodzi do kuchni
B u b n o w
zaczyna śpiewać
Strzeżcie sobie mnie, jak chcecie,
Krzywa Szyjka
Nie ucieknę stąd ja wam—
na dwa głosy
Chociaż tęsknię do wolności...
Kajdan nie rozerwę sam.
Tatar
krzyczy
A! W rękaw schował karta!
Baron
zmieszany
A co, mam ci do nosa schować?
Aktor
stanowczo
Książę! To omyłka... Nikt tutaj... Nigdy...
Tatar
Widziałem! Oszust! Nie będę grał!
Satin
zbiera karty
Nie czepiaj się. Hasanie... Wiedziałeś, że grasz z oszustami, to po coś
zaczynał?
Baron
Przegrałeś dwadzieścia kopiejek, a hałasu robisz za trzy ruble. I to książę!
Tatar
gwałtownie
Trzeba grać uczciwie!
Satin
A dlaczegóż to?
Tatar
Jak to dlaczego?
Satin
No, tak... dlaczego?
Tatar
Nie wiesz?
Satin
Nie wiem. A ty wiesz?
Tatar pluje ze złością. Wszyscy śmieją się z niego.
Krzywa Szyjka
dobrodusznie
Dziwak z ciebie. Hasanie! Zrozum! Gdyby oni spróbowali żyć uczciwie, to w
trzy dni zdechliby z głodu.
Tatar
A co mnie to obchodzi? Trzeba żyć uczciwie!
Krzywa Szyjka
Nie ględź! Chodźmy lepiej na herbatę... Bubnow!
Ej, kajdany, ej, kajdany,
Bubnow
Ej, żelazna moja straż—
Krzywa Szyjka
Chodźmy, Hasanku!
wychodzi nucąc
Nie rozerwać was ni złamać...
Tatar grozi Baronowi pięścią i wychodzi.
S a t i n
do Barona ze śmiechem
I cóż, wielmożny panie... Znowu wpadunek! Człowiek z wyższym
wykształceniem, a wolty kartami zrobić nie potrafi.
Baron
rozkłada ręce
Diabli wiedzą, jak ona mi...
Aktor
Do tego też trzeba talentu. Pewności siebie... bez tego... nigdy, nic.
Miedwiediew
Ja mam jedną damkę... a ty dwie... Tak!
Bubnow
I jedna nie biedna — kiedy mądra... Wychodź!
Kleszcz
Przegraliście, Abramie Iwanowiczu!
Miedwiediew
Nie wtrącaj się... Rozumiesz? I milcz.
Satin
Wygrana pięćdziesiąt trzy kopiejki.
Aktor
Trzy kopiejki dla mnie... A zresztą, po co mi trzy kopiejki?
Łuka
wychodząc z kuchni
No, ograliście Tatara. Wybieracie się na wódeczkę?
Baron
Chodźcie i wy z nami!
Satin
Ciekaw byłbym, jaki ty jesteś po pijanemu?
Łuka
Nie lepszy jak po trzeźwemu...
Aktor
Chodźmy, stary, zadeklamuję ci kuplety...
Łuka
Co to takiego?
Aktor
Wiersze — rozumiesz?
Łuka
Wiersze! A na co mi twoje wiersze?
Aktor
Tak, czasem — żeby się pośmiać. A czasem — żeby popłakać.
Satin
No, kuplecisto, idziesz?
wychodzi z Baronem
Aktor
Idę... Dogonię was! Na przykład, stary, posłuchaj jednego wiersza...
Zapomniałem, jak się zaczyna...
Zapomniałem...
pociera czoło
Bubnow
Gotowe! I po twojej damce... Wychodzisz!
Miedwiediew
Nie tak trzeba było... Bij damkę!
Aktor
Dawniej, kiedy mój organizm nie był jeszcze zatruty alkoholem, miałem
znakomitą pamięć, mój stary... A teraz, patrz... koniec ze mną, bracie! Koniec
ze mną. Kiedy deklamowałem ten wiersz, miałem zawsze ogromne
powodzenie... po prostu burza oklasków! Ty nie wiesz, co to znaczy: oklaski!
To, bracie, jak... wódka! Pamiętam... wychodzę, staję... (przybiera teatralną
pozę) staję... i... (milczy) Nic nie pamiętam... ani słowa... nie pamiętam! Mój
ulubiony wiersz... To niedobrze, stary, prawda?
Łuka
A cóż w tym dobrego: zapomnieć to, co ulubione... W tym, co lubimy, cała
nasza dusza...
Aktor
Przepiłem duszę, stary! Jestem zgubiony, bracie. A dlaczego zgubiony? Bo
nie miałem wiary... Koniec ze mną...
Łuka
No i co z tego? Lecz się! Teraz leczą z pijaństwa! Bezpłatnie leczą, bracie...
Jest taki szpital dla pijaków... właśnie po to, żeby ich leczyć bezpłatnie.
Doszli już, widzisz, do tego, że pijak to też człowiek, a nawet się cieszą, jak
który chce się u nich leczyć! No, więc cóż? Jazda! Poszedłbyś tam?
Aktor
w zamyśleniu
Dokąd? Gdzie to jest?
Łuka
No, to jest... w takim mieście... Jakże się ono nazywa... Nazwa taka jakaś... Ja
ci potem powiem! A ty tymczasem, wiesz co: ty się tymczasem przygotuj.
Trzymaj się, weź się dobrze w garść i wytrwaj. A potem — wyleczą cię i
zaczniesz nowe życie. Dobra to rzecz, bracie, nowe życie, nie? No, zdecyduj
się... raz... dwa...
Aktor
z uśmiechem
Nowe życie! Na nowo... To byłoby dobrze... Tak! Nowe życie... (śmieje się)
No... Tak! Ja potrafię! Chyba potrafię, nie?
Łuka
Dlaczegoby nie? Człowiek wszystko potrafi, jeżeli tylko chce.
Aktor
nagle, jakby zbudzony ze snu
Dziwak z ciebie! No, tymczasem! (gwiżdże) Bądź zdrów, staruszku...
wychodzi
Anna
Dziadku!
Łuka
Co, matko?
Anna
Porozmawiaj ze mną.
Łuka
podchodzi do niej
Dobrze, pogwarzymy.
Kleszcz ogląda się, milcząc podchodzi do żony, patrzy na nią i robi gest,
jakby chciał jej coś powiedzieć.
Łuka
Co, bracie?
Kleszcz
cicho
Nic...
powoli idzie ku drzwiom do sieni, chwilę waha się i wychodzi
Łuka
odprowadza go wzrokiem
Ciężko coś na sercu twojemu mężowi.
Anna
Co mi tam teraz po mężu!
Łuka
Bił?
Anna
I jak. jeszcze... Przez niego pewno wpadłam w chorobę.
Bubnow
A moja żona miała kochanka, dobrze grał w warcaby, cholera.
Miedwiediew
Mm-m...
Anna
Dziadku! Mów do mnie, mój kochany... smutno mi.
Łuka
To nic! To tak przed śmiercią, gołąbko. To nic, moja droga! Miej tylko
nadzieję. Umrzesz sobie, widzisz, i będziesz już spokojna... I nic ci już więcej
nie będzie trzeba, i bać się nie potrzeba niczego. Cisza, spokój... Leżysz
sobie... Śmierć — wszystko uspokaja... Litościwa jest dla nas... Po śmierci —
odpoczynek. mówią... To prawda, moja droga! Bo tutaj gdzie człowiek może
odpocząć?
Wchodzi P i e p i e ł. Jest nieco podchmielony, rozczochrany, ponury. Siada
przy drzwiach na pryczy, milczący i nieruchomy.
Anna
A tam jak będzie — taka sama męka?
Łuka
Nic nie będzie! Nic! Wierz mi! Spokój! I nic więcej! Przywołają ciebie przed
Boga i rzekną: Boże, wejrzyj, oto przyszła służebnica twoja, Anna.
Miedwiediew
surowo
A ty skąd wiesz, jak tam mówią? Oj, ty...
Piepieł na dźwięk głosu Miedwiediewa podnosi głowę i przysłuchuje się.
Łuka
Widocznie wiem, panie rewirowy.
Miedwiediew
pojednawczo
Tak! No, to już twoja sprawa... Wprawdzie rewirowym jeszcze nie jestem.
Bubnow
Dwa zabieram...
Miedwiediew
Żeby cię!
Łuka
A Bóg wejrzy na ciebie łaskawie i powie: znam ja tę Annę! Zaprowadźcie ją
do raju! Niech znajdzie spokój... Wiem, życie miała ciężkie, umęczyła się...
pokój Annie...
Anna
prawie bez tchu
Dziadku... Kochany mój... Żeby tak było! Żeby... Spokój! Nic nie czuć...
Łuka
Nie będziesz czuła! Nic nie będzie! Wierz tylko! Umieraj z radością, bez
trwogi... Śmierć, ja ci powiadam, śmierć jest dla nas jak rodzona matka...
Anna
A może... może jeszcze wyzdrowieję?
Łuka
z uśmiechem
I na co? Znowu na mękę?
Anna
Och... jeszcze choć trochę... pożyć... jeszcze trochę! Jeśli tam męki nie
będzie, tu można by jeszcze pocierpieć... Jeszcze można!
Łuka
Nic tam nie będzie! Po prostu...
Piepieł
podnosząc się
Prawda... a może i nieprawda!
Anna z lękiem
Boże...
Łuka
O, kawalerze...
Miedwiediew
Kto tu wrzeszczy?
Piepieł
podchodzi ku niemu
Ja! A co?
Miedwiediew
Niepotrzebnie wrzeszczysz! Człowiek powinien zachowywać się spokojnie.
Piepieł
Bałwan! I to wuj... Ho, ho!
Łuka
cicho do Piepieła
Słuchaj, nie krzycz! Tu — kobieta — umiera... Już chłód idzie od ust... Nie
przeszkadzaj!
Piepieł
Niech ci będzie. Ciebie, stary, uszanuję! Zuch jesteś! Umiesz kłamać... Bajdy
opowiadasz przyjemnie! Łżyj, co w tym złego? Przyjemności, bracie,
niewiele na świecie!
Bubnow
Naprawdę ma się jej na śmierć?
Łuka
Chyba... przecież nie żartuję...
B u b n o w
Przestanie wreszcie kaszleć... Nie dawała spokoju z tym kaszlem. Biorę dwa!
Miedwiediew
A bierz cię licho!
Piepieł
Abramie!
Miedwiediew
Nie jestem dla ciebie żaden Abram!
Piepieł
Abraszka! Czy Natasza chora?
Miedwiediew
A tobie co do tego!?
Piepieł
No, powiedz mi, bardzo ja zbiła Wasilisa?
Miedwiediew
To też nie twoja sprawa! To sprawa rodzinna... A ty, kto taki?
Piepieł
Wszystko jedno, kto... A jak zechcę, to nie zobaczycie więcej swojej
Nataszki!
Miedwiediew
Co? Co ty mówisz? O kim? Żeby moja siostrzenica... Ach, ty złodzieju!
Piepieł
Złodziej, aleś mnie jeszcze nie złapał.
Miedwiediew
Poczekaj! Jeszcze cię złapię... zobaczysz...
Piepieł
A jak złapiesz... to na nieszczęście dla całego waszego gniazda. Jeśli myślisz,
że będę milczał przed śledczym, to się grubo mylisz. Czekaj tatka latka!
Spytają mnie: Kto cię namówił do złodziejstwa, kto pokazał miejsce? Miszka
Kostylew i jego żona! Kto przyjął kradzione? Miszka Kostylew i jego żona!
Miedwiediew
Kłamiesz! Nie uwierzą ci!
P i e p i e ł
Uwierzą, bo to prawda! I ciebie jeszcze zaplączę... ha! Zniszczę was
wszystkich, łotry, zobaczysz!
Miedwiediew
speszony
Kłamiesz! I... Kłamiesz! Co ja ci złego zrobiłem! Ty wściekły psie!
Piepieł
A coś ty mi dobrego zrobił?
Łuka
Taak!
Miedwiediew
do Łuki
A ty czego kraczesz? Co ci do tego? To sprawa rodzinna!
Bubnow
do Łuki
Nie wtrącaj się! Nie dla nas tu stryczek kręcą.
Łuka
pokornie
Przecież — ja nic! Ja tylko mówię, że jeśli kto komu nic dobrego nie zrobił,
ten już źle zrobił.
Miedwiediew
nie rozumiejąc
Właśnie... właśnie... My tu sami swoi... A ty coś za jeden?
parskając gniewnie, szybko wychodzi
Łuka
Rozsierdził się kawaler... Ho, ho! Ale widzę, że wasze sprawy są jakoś
poplątane.
Piepieł
Poleciał na skargę do Wasilisy.
B u b n o w
Głupiś ty, Wasilij! Co ci po tej odwadze? Odwaga dobra w lesie, gdy idziesz
na grzyby, ale tu na nic... Oni ci tu zaraz łeb ukręcą.
Piepieł
Ej, nie tak prędko! My z Jarosławia nie poddajemy się tak łatwo... Jak wojna,
to wojna.
Łuka
A właściwie, chłopie, poszedłbyś sobie stąd jak najprędzej...
Piepieł
Dokąd? No, powiedz.
Łuka
Idź... na Syberię!
Piepieł
O! Nie, to ja już wolę poczekać, kiedy mnie tam ześlą na koszt państwa.
Łuka
Posłuchaj mnie, idź! Tam możesz sobie znaleźć własną drogę—Tam potrzeba
takich jak ty!
Piepieł
Moja droga już dawno wytknięta! Ojciec cale życie gnił po więzieniach i
mnie taką drogę przeznaczył... Jeszcze byłem malcem, a już wołano na mnie:
złodziej... Złodziejski syn...
Łuka
Jakiż to piękny kraj — Syberia! Złoty kraj! A jeszcze kto ma siłę i rozum,
temu dobrze jak u Pana Boga za piecem.
Piepieł
Stary! Po co ty ciągle kłamiesz?
Łuka
Co?
Piepieł
Czyś ogłuchł? Dlaczego kłamiesz, pytam!
Łuka
A co ja kłamię?
Piepieł
Wszystko... Tu ci dobrze i tam dobrze... Więc chyba kłamiesz! A po co?
Łuka
Zaufaj mi... Idź, zobaczysz... jeszcze mi podziękujesz... Po co ty się tu
obijasz? I na co masz dochodzić prawdy... Pomyśl tylko! Ta prawda może
spaść obuchem na twoją głowę!
Piepieł
Mnie tam wszystko jedno! Obuchem — to obuchem...
Łuka
Głupiś! Po co masz sam głowę nadstawiać?
B u b n o w
Pleciecie obaj! Nie rozumiem... Jakiej ty prawdy, Waśka, chcesz dochodzić? I
po co? Wystarczy, że znasz prawdę o sobie... I wszyscy ją znają...
Piepieł
Poczekaj, nie kracz! Niech on mi powie... Słuchaj, stary, czy Bóg jest?
Łuka milczy uśmiechając się.
B u b n o w
Życie ludzkie to jak wióry na wodzie... Ludzie budują dom na brzegu, a wióry
płyną daleko...
Piepieł
No jak? Jest Bóg? Gadaj...
Łuka
cicho
Jeśli wierzysz — jest; jeśli nie wierzysz — nie ma Boga. Jest to, w co się
wierzy.
Piepieł milczy, zdziwiony, uporczywie wpatruje się w starego.
B u b n o w
Pójdę, napiję się herbaty... Pójdziemy do szynku?
Łuka
do Piepieła
Co tak patrzysz?
Piepieł
Tak sobie... zaraz! To znaczy...
Bubnow
No, to ja sam...
zbliża się do drzwi izby Piepieła
Piepieł
Więc... ty...
Wasilisa
do Bubnowa
Nastazja w domu?
Bubnow
Nie...
wychodzi
Piepieł
A... jesteś...
Wasilisa
podchodzi do Anny
Jeszcze żyje?
Łuka
Daj jej pokój.
Wasilisa
A ty... po co tu sterczysz?
Łuka
Mogę odejść... jeśli trzeba...
Wasilisa
zbliża się do drzwi izby Piepieła
Wasilij! Chcę ci coś powiedzieć...
Łuka podchodzi do drzwi od sieni, otwiera je i głośno zatrzaskuje, potem
ostrożnie wspina się na pryczę i na piec.
Wasilisa
z izby Piepieła
Wasia... chodź!
Piepieł
Nie chcę... nie pójdę...
Wasilisa
Co się stało?... O co się gniewasz?
Piepieł
Znudziło mi się... mam dosyć tego całego bałaganu...
Wasilisa
Ja... też ci się znudziłam?
Piepieł
Ty też...
Wasilisa
gwałtownie ściąga chustkę na ramionach i przyciska ręce do piersi, podchodzi
do pościeli Anny, ostrożnie zagląda za zasłonę i wraca do Piepieła.
Piepieł
No... mów...
Wasilisa
Szkoda słów... I tak nikt nikogo do miłości nie zmusi, a już ja nie taka, żeby
prosić o litość... Dzięki ci za prawdę...
Piepieł
Jaką prawdę?
Wasilisa
A że ci się znudziłam. Czy to nie prawda?
Piepieł
patrzy na nią w milczeniu.
Wasilisa
zbliża się do niego
Co tak patrzysz? Nie poznajesz?
Piepieł
z westchnieniem
Ładnaś ty, Waśka...
Kobieta obejmuje go za szyję, lecz on strząsa jej rękę ruchem ramienia.
...a jakoś nigdy nie miałem serca do ciebie... Żyłem z tobą i wszystko... Ale
nigdy mi się nie podobałaś...
Wasilisa
cicho
Ta-ak... To ta-ak...
Piepieł
No, nie ma o czym gadać! Nie ma o czym... Idź sobie!
Wasilisa
Inna wpadła ci w oko?
Piepieł
Nie twoja rzecz. A jeśli nawet wpadła, w swaty cię nie poproszę!
Wasilisa
znacząco
Szkoda... Możebym się na swatkę nadała.
Piepieł
podejrzliwie
A co?
Wasilisa
Sam wiesz... Nie udawaj! Wasilij... ja jestem szczera kobieta, (ciszej) Co tu
ukrywać? Skrzywdziłeś mnie. I za co? Za nic. Jakbyś mnie batem chlasnął...
Mówiłeś, że kochasz. A tu nagle...
Piepieł
Nie tak znowu nagle... ja już od dawna... Ty nie masz serca, babo... A kobieta
musi mieć serce... My — co innego, my zwierzęta... nam trzeba... nas trzeba
prowadzić, a ty — do czegoś mnie doprowadziła?
Wasilisa
Co było, a nie jest... Ja wiem, człowiek sobą nie rządzi... Przestałeś kochać...
Trudno! Niech i tak będzie.
Piepieł
A więc koniec z nami! Rozchodzimy się spokojnie, bez awantur... to i
dobrze!...
Wasilisa
Nie, poczekaj. Jeszcze jedno... Kiedy żyłam z tobą, to ciągle czekałam i
czekałam, że ty mi pomożesz wydobyć się z tego bagna... że uwolnisz mnie
od męża, od wuja... od całego tego życia... I może nie tak ciebie kochałam,
Wasia, co tę moją nadzieję, tę myśl kochałam w tobie... Rozumiesz?
Czekałam, że ty mnie wyciągniesz...
Piepieł
Tyś nie gwóźdź, a ja nie obcęgi... Ja znowu myślałem, że ty... taka mądra...
boś ty przecież mądra, sprytna!
Wasilisa
podchodzi blisko, nachyla się do niego
Wasia, no... pomożemy sobie nawzajem...
Piepieł
Jak to?
Wasilisa
cicho, z naciskiem
Wiem... Moja siostra... spodobała ci się... wiem....
Piepieł
I za to właśnie znęcasz się nad nią, jak zwierzę. Słuchaj, Waśka... nie waż się
jej dotknąć...
Wasilisa
Poczekaj, nie gorączkuj się! Wszystko można załatwić cicho, po dobremu...
Chcesz — żeń się z nią... nawet ci jeszcze pieniędzy dam... trzysta rubli... A
jak więcej uzbieram, dam więcej...
Piepieł
odsuwa się
Poczekaj... jak to? Za co?
Wasilisa
Uwolnij mnie od męża! Zdejmij mi z szyi tę pętlę...
Piepieł
cicho gwiżdże
Ot co! Ho, ho, sprytnieś to obmyśliła... Męża, znaczy się do grobu, kochanka
na katorgę, a sama...
Wasilisa
Wasia! Dlaczego zaraz na katorgę? Nie musisz sam, masz kolegów. A zresztą
jeżeli nawet sam, kto się dowie? Pomyśl... Natalia! Pieniądze dam...
wyjedziesz. A mnie na zawsze uwolnisz... A że siostry przy mnie nie będzie,
tym lepiej dla niej. Patrzeć na nią jakoś nie mogę... Złość mnie bierze na nią
za ciebie... Nie mogę się powstrzymać... Dręczę dziewczynę, biję... tak biję,
że sama nad nią, płaczę... a biję i — będę bila!
Piepieł
Zwierzę! I jeszcze się tym chwali...
Wasilisa
Nie chwalę się, prawdę mówię. Zastanów się, Wasia... Dwa razy przez
mojego męża siedziałeś w więzieniu... przez jego chciwość. On się mnie
uczepił jak pluskwa... cztery lata krew ssie! A co mi to za mąż? Nataszę
męczy... Znęca się nad nią... Żebraczka — mówi! A sam jest dla wszystkich
jak trucizna...
Piepieł
Chytrze gadasz.
Wasilisa
Ja mówię jasno, głupi by zrozumiał, czego ja chcę...
Kostylew ostrożnie wchodzi skradając się
Piepieł
do Wasilisy
No... idź!
Wasiliea
spostrzega męża
Co ty? Po mnie?
Piekieł odskuje i dzikim wzrokiem patrzy na Kostylewa.
Kostylew
Tak... to ja, ja! A wy tu... sami? A-a... Rozmówka?
(nagle tupie i wykrzykuje piskliwie) Waśka, ty parszywa! Żebraczko
przeklęta!
przestraszony własnym krzykiem, który obecni przyjęli w milczeniu i
bezruchu
Boże, odpuść... znowuś mnie, Wasiliso, przywiodła do grzechu... Szukam cię
wszędzie... (piskliwie) Ruszaj spać! Nie dolałaś oliwy do lampek... Ty
żebraczko...świnio…
wygraża jej drżącymi rękami
Wasilisa powoli idzie do drzwi od sieni oglądając się na Piepieła.
Piepieł
do Kostylewa
Ty! Idź stąd... Wynoś się...
Kostylew
krzyczy
Ja tu jestem gospodarzem! Sam się wynoś! Złodzieju...
Piepieł
głucho
Odejdź! Miszka...
Kostylew
Jak śmiesz? Ja tu... ja cię...
Piepieł chwyta go za kołnierz i potrząsa. Na piecu ktoś porusza się z hałasem
i głośno ziewa. Piepieł wypuszcza Kostylowa, ten z krzykiem biegnie do
sieni.
Piepieł
wskakuje na pryczę
Kto tam?... Kto tam na piecu?
Łuka
wysuwa głowę
Co?
Piepieł
To ty?!...
Łuka
spokojnie
Ja... to ja... Chryste Panie!
Piepieł
zamyka drzwi do sieni, szuka zasuwki i nie znajduje
Do diabła... Złaź, stary!
Łuka
Zaraz... złażę....
Piepieł
szorstko
Po coś właził na piec?
Łuka
A gdzie miałem włazić?
Piepieł
Przecież ty wychodziłeś do sieni?
Łuka
W sieni, braciszku, zimno mi, staremu...
Piepieł
Słyszałeś?
Łuka
A, słyszałem! Jakże mogłem nie słyszeć? Czym ja głuchy? Oj, chłopie, masz
szczęście... Jakie ty masz szczęście!
Piepieł
podejrzliwie
Jakie szczęście? Dlaczego?
Łuka
Dlatego, że wlazłem na piec.
Piepieł
A czemuś się tam zaczął wiercić?
Łuka
A bo mi się gorąco zrobiło... na twoje sieroce szczęście... Myślę sobie: żeby
też chłopak znowu nie zbłądził... żeby nie zadusił staruszka na śmierć...
Piepieł
Tak... Tak mogło być... nienawidzę go...
Łuka
I po co to? O, to bardzo łatwe... Często się takie omyłki zdarzają...
Piepieł
z uśmiechem
A ty co? Sam się tak kiedy omyliłeś?
Łuka
Chłopcze! Słuchaj, co ci powiem: od tej baby z daleka! Zostaw ją! Nie
przypuszczaj do siebie... Z mężem ona sobie sama da radę, sprzątnie go lepiej
od ciebie! Nie słuchaj tej diablicy... Spójrz na mnie? Jestem łysy? A dlaczego
łysy? Właśnie przez baby. Miałem tych bab więcej jak włosów na głowie... A
już ta twoja Wasilisa... gorsza od diabła!
Piepieł
Sam me wiem... Czy ci dziękować, czy ty... także?
Łuka
Nie mów nic! Nic mądrzejszego nie powiesz! Dobrze ci radzę! Posłuchaj!
Podoba ci się tu która, pod rękę ją i marsz stąd! Uciekaj! Byle dalej...
Piepieł
ponuro
Jak tu rozeznać człowieka: dobry czy zły... Trudno poznać...
Łuka
A co tu poznawać? Człowiek różnie postępuje... jak mu serce podpowie, tak i
robi... Dziś — dobrze, jutro — źle... A jeśli ta dziewczyna naprawdę
przypadła ci do serca, idź z nią stąd... i koniec... a jak nie — to idź sam.
Młody jesteś... zdążysz sobie znaleźć inną...
Piepieł
biorąc go za ramię
Nie, powiedz mi, po co ty to wszystko...
Łuka
Poczekaj no... spojrzę na Annę... bardzo jakoś charczała...
zbliża się do posłania Anny, odsuwa zasłonę, patrzy, dotyka ręką; Piepieł,
zamyślony i roztargniony, patrzy za nim.
Jezu Chryste, Panie miłosierny! Duszę zgasłej sługi Twojej, Anny, przyjm w
spokoju...
Piepieł
cicho
Umarła?
nie ruszając się z miejsca prostuje się i patrzy na łóżko
Łuka
cicho
Już nie cierpi! A gdzie jej mąż?
Piepieł
Pewno w knajpie...
Łuka
Trzeba by zawiadomić.
Piepieł
wzdraga się
Nie lubię nieboszczyków...
Łuka
idzie ku drzwiom
Za co ich lubić?... Żywych trzeba lubić, żywych...
Piepieł
Pójdę z tobą...
Łuka
Boisz się?
Piepieł
Nie lubię...
śpiesznie wychodzi
Pustka i cisza. Za drzwiami sieni słychać nagle hałas, przerywany i
niewyraźny. Potem wchodzi Aktor.
Aktor
zatrzymuje się na progu, nie zamykając drzwi, i opiera się o framugę
Hej, stary! Gdzie jesteś? Przypomniałem sobie... Posłuchaj....
chwiejnie postępuje dwa kroki naprzód i przybrawszy pozę aktorską recytuje:
Panowie! Gdy ku prawdzie przyszłości
Nie potrafi świat drogi odnaleźć.
Szaleńcowi cześć, co zapali
Złoty sen dla nieszczęsnej ludzkości.
Za Aktorem zjawia się w drzwiach Natasza.
Aktor
Stary!
Gdyby jutro słońce ziemi szlaki
Zapomniało rozjaśnić swym światłem,
To zapaliłby jutro nad światem
Myśl płomienną swą szaleniec jaki...
Natasza
ze śmiechem
Bałwan! A to się schlał!...
Aktor
odwraca się ku niej
A, to ty? A gdzie staruszek?... Ten miły starowina? Tutaj, zdaje się, nikogo
nie ma... Żegnaj! Natasza... żegnaj... Tak!
Natasza
wchodzi
Nie przywitałeś się nawet, a już się żegnasz...
Aktor
zagradza jej drogę
Wyjeżdżam... odchodzę... Przyjdzie wiosna... a mnie już nie będzie...
Natasza
Puść... A dokąd się wybierasz?
Aktor
Szukać tego miasta... leczyć się... Ty także stąd idź... Ofelio, idź do
klasztoru... Jest taka lecznica dla organizmów... rozumiesz, dla pijaków...
Doskonała lecznica... Marmury, marmurowa posadzka! Jasno... czysto, dają
jeść... wszystko za darmo! Nawet marmurowa posadzka. Tak! Znajdę tę
lecznicę, wyleczę się i... zacznę żyć od nowa... Kroczę już ku nowemu
życiu... jak mówi... król... Lear... Natasza, na scenie ja się nazywam:
Swierczkow-Zawołżski... Nikt o tym nie wie... Nikt! Tutaj nie mam
nazwiska... Czy ty rozumiesz, jak to boli — stracić nazwisko? Nawet psy
mają swoje imiona...
Natasza ostrożnie wymija Aktora, zatrzymuje się przy łóżku Anny, patrzy.
Aktor
Człowiek bez nazwiska — to nie człowiek.
Natasza
Spójrz, mój drogi, przecież ona umarła...
Aktor
kręci głową
Niemożliwe...
Natasza
cofa się
Słowo daję... spójrz...
Bubnow
w drzwiach
Na co ma spojrzeć?
Natasza
Anna umarła.
Bubnow
To znaczy, że przestała kaszleć...
zbliża się do posłania Anny, przygląda się i odchodzi na swoje miejsce
Trzeba Kleszcza zawiadomić... to — jego sprawa...
Aktor
Idę... powiem mu, że ona nie ma już imienia...
wychodzi
Natasza
na środku izby
Ja także... kiedyś tak... w piwnicy... zadręczona...
Bubnow rozściela na swojej pryczy jakiś łachman
Co? Co tam mruczysz?
Na ta sza
Tak... do siebie...
B u b n o w
Czekasz na Waśkę? Uważaj, zgubi de ten Waśka.
Natasza
Nie wszystko jedno kto? Już wolę, żeby on...
Bubnow
kładzie się
Twoja sprawa...
Natasza
Przecież to... dobrze, że ona umarła, a jednak... żal… Boże! Po co ona żyła?
Bubnow
Wszyscy tak samo. Rodzą się, żyją i umierają. I ja umrę... i ty... Czego tu
żałować?
Wchodzą Łuka, Tatar, Krzywa Szyjka i Kleszcz:
Kleszcz idzie ostatni, powoli, skulony,
Natasza
Pst... Anna...
Krzywa Szyjka
Wiemy... Wieczne odpoczywanie, kiedy umarła..
Tatar
do Kleszcza
Trzeba wynieść. Trzeba wynieść do sieni! Tu — umarły nie wolno, tu żywy
— będzie spać...
Kleszcz
cicho
Wyniesiemy...
Wszyscy zbliżają się do łóżka. Kleszcz patrzy na Annę ponad ramionami
innych.
Krzywa Szyjka
do Tatara
Myślisz, że będzie cuchnąć? Od niej zaduchu nie będzie! Ona jeszcze za
życia cała wyschła...
Natasza
Boże! Żeby chociaż pożałowali... Żeby chociaż kto dobre słowo powiedział!
Och, wy...
Łuka
Ty, kochasiu, nie gniewaj się... Nie ma o co! Cóż oni? Po co mamy żałować
zmarłych? Oj, moja miła! Żywych — nie żałujemy — siebie nie możemy
pożałować... Co tam...
Bubnow
ziewa
A zresztą, śmierć dobrego słowa się nie ulęknie... choroba... czasem ulęknie
się dobrego słowa, ale śmierć — nie!
Tatar
odchodzi
Trzeba by policję...
Krzywa Szyjka
Policję — koniecznie! Kleszcz! Zawiadomiłeś policję?
Kleszcz
Nie... trzeba by pochować... A ja mam wszystkiego czterdzieści kopiejek...
Krzywa Szyjka
W takim razie pożycz... Albo my się złożymy... Jeden da piątaka, a inny... ile
kto może... Ale policję trzeba zawiadomić, i to zaraz! Jeszcze pomyślą, żeś
zabił babę... albo co...
podchodzi do pryczy i przygotowuje się do spania obok Tatara
Natasza
podchodzi do pryczy Bubnowa
Teraz... będzie mi się śniła... Mnie się zawsze śnią umarli... Boję się iść
sama... W sieni — ciemno...
Łuka
idzie za nią
Bój się żywych, to jedno ci powiem...
Natasza
Odprowadź mnie, dziadku...
Łuka
Chodźmy... chodźmy, odprowadzę cię!
wychodzą
Pauza.
Krzywa Szyjka
Ho-ho! Hasanie! Niedługo wiosna, bracie... ciepło będzie. Na wsi już teraz
chłopi czyszczą pługi, brony... do orki się szykują... Ta-a-ak! A my?...
Hasanie?... Kima już, przeklęty...
Bubnow
Tatarzy lubią spać...
Kleszcz
stoi na środku izby i patrzy tępo przed siebie
Co tu teraz robić?
Krzywa Szyjka
Kładź się spać i tyle...
Kleszcz
cicho
A... ona... jak to?...
Nikt mu nie odpowiada; wchodzą Satin i Aktor.
Aktor
krzyczy
Stary! Do mnie, mój wierny Kencie!
Satin
Patrzcie, idzie Mikłucha-Makłaj.
Aktor
Koniec, postanowione! Stary, gdzie to miasto... gdzie jesteś?
Satin
Fata morgana! Nabrał cię stary... Nic nie ma! Nie ma miast, nie ma ludzi...
Nic nie ma!
Aktor
Kłamiesz!
Tatar
zrywa się
Gdzie gospodarz? Idę do gospodarz! Jak nie dają spać, nie trzeba pieniędzy
brać... Trupy... Pijani... szybko wychodzi
Satin gwiżdże za nim.
Bubnow
sennym głosem
Kładźcie się, chłopcy, dosyć hałasu, noc jest do spania! '
Aktor
Aa, aha... tu... trup. „Nasze sieci wyciągnęły trupa." Wiersz... Berangera!
Satin
krzyczy
Trupy — nie słyszą! Trupy nie czują. Krzycz... Wyj... Trupy .nie słyszą!
W drzwiach staje Łuka.
KURTYNA
AKT TRZECI
Pusty, zaśmiecony i zarosły zielskiem dziedziniec. W głębi wysoki, ślepy mur
z cegieł, zakrywający niebo. Pod nim krzaki dzikiego bzu. Na prawo —
ciemna, drewniana ściana jakiegoś gospodarskiego budynku, wozowni albo
stajni, na lewo szara, pokryta resztkami tynku ściana domu, w którym
znajduje się izba noclegowa Kostylewów. Ściana stoi ukosem tak, że jej tylny
węgieł zachodzi prawie na środek podwórza. Między nią a ślepym murem —
wąskie przejście. W szarej ścianie domu dwa okna: jedno na równi z ziemią,
drugie o dwa arszyny wyżej i bliżej ślepego muru. Przed domem leżą sanie
odwrócone do góry płozami oraz drewniana belka długości czterech
arszynów. Na prawo pod ścianą stos starych desek i drągów. Wieczór. Zachód
słońca rzuca na mur czerwone światło. Wczesna wiosna, niedawno stopniał
śnieg. Czarne gałązki bzu jeszcze nie maja pączków. Na belce siedzą obok
siebie Natasza i Nastia. Na saniach Łuka i Baron. Kleszcz leży na stosie
drzewa pod budynkiem gospodarskim. W oknie nad ziemią — twarz
Bubnowa.
Nastia
z zamkniętymi oczyma, kiwając głową w takt słów, śpiewnie opowiada
No, i przychodzi on nocą do ogrodu, do altany, wedle umowy... a ja na niego
dawno czekam i czekam, i drżę ze strachu i żalu. On także cały drży — blady
jak kreda, a w ręce leworwer...
Natasza
gryzie pestki
Patrzcie no! Widocznie prawda, co mówią, że studenty są szalone...
Nastia
I mówi do mnie strasznym głosem: najdroższa ty moja miłości...
Bubnow
Ho-ho? Najdroższa?
Baron
Poczekaj! Nie chcesz, to nie słuchaj, a zmyślać nie przeszkadzaj. Co dalej?
Nastia
Najukochańsza ty moja miłości, powiada! Rodzice, powiada, nie zgadzają się,
bym cię poślubił... i grożą przekleństwem na wieki za moją miłość do ciebie. I
dlatego, powiada, muszę pozbawić się życia... A leworwer w jego ręce taki
ogromny i nabity dziesięcioma kulami... Żegnaj, powiada, umiłowana
przyjaciółko mego serca! Postanowiłem nieodwołalnie... Żyć bez ciebie —
żadną miarą nie mogę. A ja odrzekłam mu — niezapomniany mój
przyjacielu... Raulu...
Bubnow
zdziwiony
Coo? Jak? Kraul?
Baron
śmieje się
Nastia! Przecież ostatnim razem — był Gaston!
Nastia
zrywa się
Milczcie... nieszczęśni! Ach... psy... przybłędy! Jak, jak wy możecie pojąć
miłość? Prawdziwą miłość? A to była... miłość — prawdziwa! (do Barona)
Ty! Nędzniku!... Jesteś człowiekiem wykształconym... — powiadasz, że —
piłeś kawę w łóżku...
Łuka
Czekajcie no! Nie przeszkadzajcie jej! Uszanujcie człowieka... Nie to, co się
mówi, jest ważne: ale dlaczego się mówi! — O to się rozchodzi! Opowiadaj,
dziewczyno, nie zwracaj na nich uwagi!
Bubnow
Farbuj piórka... wrono — zmyślaj!
Baron
No — co dalej!
Natasza
Nie słuchaj ich... Co tam! Oni — tak z zazdrości, bo nie mają co powiedzieć o
sobie...
Nastia
siada znowu
Nie chcę więcej! Nie będę mówiła... Jeżeli oni nie wierzą, jeżeli się
wyśmiewają...
nagle urywa, milczy chwilę i znowu przymknąwszy oczy opowiada żarliwie i
głośno, wymachuje ręką do taktu, jak gdyby wsłuchując się w daleką muzykę
I tak... ja mu odpowiadam: O, radości mojego życia! Słoneczko moje jasne! Ja
także nie mogę żyć na świecie bez ciebie... albowiem kocham cię do
szaleństwa i będę kochała, dopóki serce bić będzie w mej piersi! Nie
pozbawiaj się—mówię—młodego życia... gdyż ono jest potrzebne twoim
drogim rodzicom, których jesteś jedyną radością... Rzuć mnie! Niech lepiej ja
zginę z żalu po tobie, o moje ty życie... ja... sama, ja już taka! Niechaj już ja...
ginę — niech tam! Na nic się nie zdałam nikomu i nic nie mam w życiu, nie
mam nic...
zakrywa twarz dłońmi i cicho płacze
Natasza odwraca się i cicho mówi
Nie płacz, nie trzeba płakać!
Łuka z uśmiechem głaszcze Nastię po głowie.
Bubnow
Ach, ty lalo malowana!
Baron
śmieje się także
Dziadku, ty myślisz, że to prawda? To wszystko z książki „Tragiczna miłość".
To wszystko bujda! Zostaw ją!...
Natasza
A tobie co do tego? Ty! Milczałbyś lepiej... kiedyś bez serca.
Nastia
gniewnie
Przeklęty! Pusty człowieku! Gdzie ty masz serce?
Łuka
bierze Nastię za rękę
Chodźmy stąd, moja droga! To nic... nie gniewaj się! Ja wiem... ja ci wierzę!
Ty mówisz prawdę, a nie oni. Jeżeli ty wierzysz, że to była miłość prawdziwa,
to znaczy, że była! Była! Nie gniewaj się na niego, mieszkasz z nim... on...
może i naprawdę śmieje się, dlatego że ci zazdrości, on może w ogóle nic
prawdziwego nie przeżył... Nic prawdziwego... Chodźmy!
Nastia
przyciska silnie ręce do piersi
Dziadku! To prawda! Jak Boga kocham! Wszystko prawda!... ten student... to
byt Francuz... na imię miał Gaston... z czarną bródką... chodził w
lakierowanych butach... Niech mnie piorun trafi na miejscu, jeśli kłamię! I tak
mnie kochał... Tak kochał!
Łuka
Wiem! Uspokój się! Wierzę ci! W lakierowanych butach, powiadasz? Aj-aj! A
ty go także kochałaś?
odchodzą za węgieł
Baron
Ależ głupia ta dziewucha... Dobra, ale niemożliwie głupia!
Bubnow
Dlaczego to człowiek tak lubi kłamać? Zawsze jakby stał przed sędzią
śledczym... naprawdę!
Natasza
Widocznie kłamstwo jest milsze od prawdy... Ja także...
Baron
Co — ty także? Co dalej?
Natasza
Wymyślam sobie różne historie i — czekam...
Baron
Na co?
Natasza
uśmiecha się wstydliwie
A tak... Na przykład myślę sobie, że jutro... przyjedzie ktoś... ktoś taki...
niezwykły... Albo że zdarzy się coś... coś niezwykłego... Ciągle czekam...
zawsze czekam... a tak... po prawdzie — to na co można czekać?
Pauza.
Baron
z uśmiechem
Nie ma na co czekać. Ja na nic nie czekam! Wszystko już... było. Przeszło...
minęło!... Dalej!
N a t a s z a
Albo też wydaje mi się, że jutro... nagle umrę... I tak mi wtedy strasznie. W
lecie dobrze jest myśleć o śmierci... W lecie bywają burze... Zawsze może
piorun trafić.
Baron
Nie masz słodkiego życia... ta twoja siostra... to piekielnica!
N a t a s z a
A kto ma słodkie życie? Wszystkim jest źle.
Kleszcz
który dotąd leżał bez ruchu i nie brał udziału w rozmowie, nagle zrywa się
Wszystkim? Kłamiesz! Nie wszystkim! Gdyby tak wszystkim... to niechby!
Wtedy — nie byłoby krzywdy... tak!
Bubnow
Co to? Jaki giez cię ukąsił? Widzisz go, jak się wydziera!
Kleszcz znowu kładzie się na swoje miejsce i coś mruczy do siebie.
Baron
Ach, muszę iść przeprosić się z Nastienką... Jak nie przeproszę — nie da na
wódkę.
Bubnow
Ludzie lubią kłamać... No, jeszcze Nastka... rozumiem! Tak jak gębę maluje,
tak i duszę chciałaby sobie podmalować, zrobić sztuczny rumieniec... Ale
inni... po co? Na przykład Łuka... Kłamie jak najęty, a bez żadnego pożytku
dla siebie... Jest już stary... i po co mu to?...
Baron
uśmiechając się odchodzi
Wszyscy mamy dusze szare... Każdy by chciał trochę podmalować...
Łuka
wychodzi z kąta
Słuchaj, panie, dlaczego drażnisz dziewczynę? Nie przeszkadzałbyś jej...
niech sobie płacze... Niech się tak bawi... Przecież jej przyjemnie łzy
wylewać... Co ci to szkodzi?
Baron
To głupie, stary! Sprzykrzyło mi się... Dziś Raul, jutro — Gaston, a zawsze w
kółko to samo! A zresztą — idę się z nią przeprosić...
wychodzi
Łuka
Idź, idź... A powiedz jej dobre słowo... Serdeczność wobec ludzi — nigdy nie
zawadzi...
Natasza
Jakiś ty dobry, dziadku... Skąd ty taki dobry?
Łuka
Dobry, powiadasz? No, niech będzie, kiedy tak...
Za murem słychać dźwięki harmonii i piosenkę.
Ktoś musi być dobry, moja mila... Ktoś musi litować się nad ludźmi...
Chrystus litował się nad wszystkimi i nam przekazał... Powiadam ci, dobrze
niekiedy ulitować się nad człowiekiem! Ot, na przykład — byłem za stróża na
wsi u jednego inżyniera pod Tomskiem... No, tak! Willa stała w lesie, w
głuszy... a była zima... a ja sam w tej willi... Pięknie, dobrze! A tu raz słyszę,
podchodzą!
Natasza
Złodzieje?
Łuka
A jakże. Powiadam wam... podchodzą, tak!... Wziąłem fuzyjkę, wychodzę,
patrzę... dwóch... otwierają okna i tak się zajęli tą robotą, że mnie nawet nie
widzą... Wołam do nich: hej, wy, wynoście się stąd! A wtedy oni, powiadam
wam, na mnie z siekierą. Ja ich uprzedzam — przestańcie! bo strzelam!... I
fuzyjką celuję to do jednego, to do drugiego. A oni — klękają przede mną,
powiadam wam — zlituj się! No, ale ja już tego... wpadłem w złość... cap za
siekierę, rozumiecie... i powiadam: jak was przepędzałem, diabły przeklęte,
toście nie słuchali... a teraz, powiadam: nałam mi tam który gałęzi! Nałamali.
Teraz, rozkazuję dalej: jeden — niech się kładzie, a drugi — niech bije. I tak
na mój rozkaz jeden sprał drugiego. A jak już się wzajemnie wygrzmocili,
powiadają do mnie — dziadku, daj chleba, na miłość boską! Idziemy —
mówią — idziemy, żryć nie ma co. Tacy to i złodzieje, moja droga (śmieje
się) ...i do tego z siekierą! Tak... Niezłe były chłopy. Powiadam im: czemuż
to, diabły przeklęte, od razu nie poprosiliście chleba. A oni na to: sprzykrzyło
się... proś i proś, a nikt nie chce dawać... Nieprzyjemnie. I tak przebyli u mnie
całą zimę. Jeden — Stiepan mu było, weźmie niekiedy fuzyjkę i zapuści się w
las. A drugi, Jakow — ciągle jakoś chorował, kaszlał. I tak we trójkę,
powiadam wam, stróżowaliśmy w willi. Przyszła wiosna — żegnaj, dziadku,
mówią! I poszli sobie... Powędrowali do Rosji...
N a t a s z a
Zbiegi? Z katorgi?
Łuka
Właśnie — zbiegi, tak, zbiegi — z osiedlenia uciekli... Dobre chłopy. Gdybym
się nie zlitował nad nimi, możeby mnie nawet zabili... albo jeszcze co... A
potem sąd, więzienie. Sybir... I po co to? Więzienie dobrego nie nauczy i
Sybir nie nauczy, a człowiek — nauczy. Tak! Człowiek może nauczyć
dobrego... bardzo łatwo!
Pauza.
Bubnow
Mm — tak! A ja na przykład... nie umiem kłamać! Po co? Ja zawsze
powiadam: wal całą prawdę, jaka jest! Czego się tu wstydzić? '
Kleszcz
nagle zrywa się znowu jak oparzony i krzyczy
Jaka prawda? Gdzie ta prawda? (ręką potrząsa na sobie łachman) To jest
prawda! Pracy nie ma! Siły nie ma. O, to prawda! Schronienie... nie ma
schronienia! Zdychać trzeba... o, to też prawda! Do diabła! Po co…Po co mi ta
prawda! Odetchnąć... Tylko odetchnąć! W czym zawiniłem? Za co mam
cierpieć tę prawdę? Żyć — do diabła, nie można żyć... o, to prawda!
Bnbnow
Ale go wzięło!
Łuka
Jezu Chryste... Posłuchaj no, mój drogi! Ty...
Kleszcz
drży z przejęcia
Powiadacie, prawda! Ty, stary, pocieszasz wszystkich, a ja ci powiem... ja
wszystkich nienawidzę! I tej prawdy twojej nienawidzę. Przeklinam ją!
Rozumiesz? Zrozum! Przeklinam!
biegnie za węgiel, oglądając się na pozostałych
Łuka
Aj-aj-aj! Jak się przejął... I dokąd poleciał?
Natasza
Jakby rozum stracił...
Bubnow
Nieźle mu to wypadło! Zupełnie jakby na scenie grał... To mu się często
zdarza... Nie przyzwyczaił się jeszcze do życia...
Piepieł
powoli wychodzi zza węgła
Cześć zacnej kompanii! Cóż, Łuka, stary obłudniku, ciągle swoje
opowiadasz?
Łuka
Żebyś wiedział... jak on tu krzyczał...
Piepieł
Kleszcz? Co mu się stało? Poleciał jak oparzony...
Łuka
I ty tak polecisz, kiedy ci coś pod serce podejdzie...
Piepieł
siada
Nie lubię go, on jest bardzo zły i dumny, (przedrzeźniając Kleszcza) „Ja —
człowiek pracy." A wszyscy niby gorsi od niego. Pracuj, jeśli ci się podoba.
Nie ma się czym przechwalać. Gdyby tak ludzi oceniać według pracy, to koń
byłby najlepszy... Ciągnie i milczy! Natasza! Twoi w domu?
Natasza
Poszli na cmentarz... Potem wybierali się na wieczorne nabożeństwo...
Piepieł
Właśnie widzę, żeś ty wolna... No, no, co za rzadkość!
Łuka
w zamyśleniu do Bubnowa
Powiadasz — prawda... Prawda nie zawsze daje siłę człowiekowi... Prawda
nie zawsze duszę uleczy... Zdarzył się, na przykład, taki wypadek: znałem
jednego człowieka, który wierzył, że istnieje na świecie sprawiedliwy kraj...
Bubnow
Co takiego?
Łuka
Sprawiedliwy kraj. Musi być gdzieś — mówił — na świecie sprawiedliwy
kraj... A w tym kraju — mieszkają zupełnie inni ludzie... dobrzy ludzie! Jeden
drugiego szanuje... jeden drugiemu pomaga... i dobrze im się dzieje! I ten
człowiek ciągle wybierał się na poszukiwanie tego sprawiedliwego kraju, był
biedny, ubogi... A kiedy życie tak go już przygniatało, że tylko kładź się,
człowieku, i umieraj, nie tracił ducha, a ciągle — bywało — uśmiechał się i
mówił: to nic! Wytrzymam! Jeszcze trochę, a potem rzucę to wszystko i pójdę
do sprawiedliwego kraju... To była jedyna jego radość, ten kraj...
Piepieł
No i co? Poszedł?
Bubnow
Dokąd? Ho-ho!
Łuka
I przyjechał wtedy do nas — na Syberii to było — jeden zesłaniec, uczony był
człowiek... Z książkami przyjechał, z mapami, różne inne miał cuda... I ten
człowiek powiada uczonemu: proszę cię, pokaż mi, gdzie leży sprawiedliwy
kraj i jak tam trafić? I zaraz uczony otwiera książki, rozkłada mapy, szuka,
szuka... nie ma jakoś nigdzie sprawiedliwego kraju! Wszystko jest, wszystkie
kraje jak na dłoni, a sprawiedliwego kraju ani śladu!...
Piepieł
cicho
I co? Nie ma?
Bubnow śmieje się.
Natasza
Nie przeszkadzaj... I co dalej, dziadku?
Łuka
A ten nie wierzy... Powinien — mówi — być... Szukaj lepiej! Albo też te
książki i mapy twoje są do niczego, jeśli na nich nie ma sprawiedliwego kraju.
A uczony — obraził się. Moje mapy, mówi, są prawdziwe, a sprawiedliwego
kraju w ogóle nie ma na świecie. A na to człowiek rozgniewał się. Jak to?
Byłem... żyłem, cierpiałem, wszystko z wiarą, że jest! A tu z map widać, że
nie ma! Okradłeś mnie! I mówi do uczonego: Ty draniu! Podlec jesteś, a nie
uczony — i w szczękę go raz! I jeszcze! (po chwili milczenia) A potem
poszedł do domu i... powiesił się!
Wszyscy milczą. Łuka z uśmiechem patrzy na Piepieła i Nataszę.
Piepieł
cicho
Niech cię diabli... Historia niezbyt wesoła...
Natasza
Nie zniósł oszukaństwa...
Bubnow
ponuro
Wszystko to bajki.
Piepieł
No, tak... i. masz swój sprawiedliwy kraj... Nie znalazł się, powiadasz...
Natasza
Żal mi... tego człowieka...
Bubnow
Wszystko wymysły! Ho-ho! Sprawiedliwy kraj! Jeszcze czego! Ho-ho-ho!
znika w głębi mieszkania
Łuka
kiwa głową w stronę B u b nowa
Wyśmiewa się! Ho-ho!... (pauza) No, moi mili... Powodzenia! Niedługo od
was odejdę...
Piepieł
Dokąd?
Łuka
Na Ukrainę... Słyszałem, że odkryli tam nową wiarę. Warto by zobaczyć...
Tak! Szukają ludzie... Ciągle chcieliby jak najlepiej... Daj im. Boże, wytrwać!
Piepieł
Jak myślisz... znajdą?
Łuka
Ludzie? A pewnie, że znajdą! Kto szuka — znajduje... Kto bardzo pragnie —
znajdzie!
Natasza
Żeby tak znaleźli... Żeby tak wymyślili co lepszego...
Łuka
Wymyślą! Trzeba im tylko pomagać, dziewuszko... Trzeba ich szanować...
Natasza
Co ja mogę... Mnie samej nikt nie pomoże...
Piepieł
stanowczo
A ja... ja muszę jeszcze raz pogadać z tobą, Natasza... Teraz, przy nim... On
wszystko wie... Chodź... ze mną!
Natasza
Dokąd? Po więzieniach?
Piepieł
Powiedziałem ci już raz — rzucę złodziejstwo! Jak Boga kocham — rzucę!
Powiedziałem — dotrzymam! Jestem piśmienny — wezmę się do pracy... Ot
— on mi radzi na Syberię iść dobrowolnie... Pójdziemy tam, no? Myślisz, że
takie życie mi nie zbrzydło? Ach, Natasza! Ja wiem... widzę! Pocieszam się
tylko tym, że inni więcej ode mnie kradną, a jednak... wszyscy ich szanują...
tylko, że nic mi z tego nie przyjdzie! Przecież to nie o to chodzi! To nie jest
skrucha, nie wierzę w sumienie... Ale wiem jedno: trzeba żyć... inaczej!
Trzeba lepiej żyć! Trzeba tak żyć... żeby można było mieć szacunek dla
samego siebie...
Łuka
Słusznie, mój drogi! Daj ci Boże... Niech ci Pan Jezus pomaga! Słusznie:
człowiek powinien szanować samego siebie...
Piepieł
Od małego byłem złodziejem... Wszyscy nazywali mnie zawsze: Waśka
złodziej. Waśka złodziejski syn! Aha! Tak? No to niech wam będzie! Jestem
złodziejem!... Zrozum: ja może z tej złości jestem złodziejem... jestem
złodziejem, bo nikomu nigdy nie przyszło do głowy nazwać mnie inaczej...
Nazwij ty... Natasza. Dobrze?
Natasza
ze smutkiem
Nie wierzę jakoś... w żadne słowa. I jakoś mi dzisiaj... niespokojnie... coś
ściska serce... jakbym na coś czekała. Niepotrzebnie dzisiaj, Wasilij, o tym
mówisz...
Piepieł
A kiedy mam mówić? Nie pierwszy raz...
Natasza
A jakże ja z tobą pójdę? Przecież... Nie kocham cię tak bardzo... Owszem,
czasami podobasz mi się... A czasem znowu nie mogę patrzeć... Widocznie
nie kocham ciebie... Kto kocha — nie widzi w ukochanym nic złego, a ja
widzę...
Piepieł
Nie bój się — pokochasz! Zrobię tak, że przywykniesz... Zgódź się tylko!
Więcej jak rok patrzę na ciebie... Widzę, ze jesteś poważna dziewczyna,
dobra... człowiek pewny... bardzo cię pokochałem!...
W a s i l i s a, odświętnie ubrana, staje w oknie i przysłuchuje się oparta o
framugę,
Natasza
Tak. Mnie — pokochałeś, a z moją siostrą...
Piepieł
zmieszany
Co tam ona? Czy mało takich...
Łuka
Ty... się nie kłopocz, dziewczyno! Gdy chleba nie ma — je się lebiodę... Jeśli
chleba zabraknie...
Piepieł
ponuro
Zlituj się nade mną! Nie słodkie jest moje życie — psie życie — bez żadnej
radości... Jakbym w bagnie tonął... Czego się nie uchwycę... wszystko zgniłe...
nie utrzyma... Twoja siostra... myślałem... może... ona... Ale nie... Gdyby nie
ta jej chciwość na pieniądze... ja bym dla niej... na wszystko się ważył! Żeby
ona była tylko moja... Ale jej co innego trzeba... Jej potrzeba pieniędzy... i
swobody, a swobody po to, żeby się puszczać... Ona mi nie pomoże... A ty
jesteś jak młoda jodełka — kłujesz, ale utrzymasz...
Łuka
I moja rada, wyjdź za niego! Niezgorszy chłopak — dobry! Przypominaj mu
tylko często, że jest dobrym człowiekiem, żeby o tym nie zapomniał. Uwierzy
ci.... Mów mu tylko często: Wasia, tyś dobry człowiek, pamiętaj! Pomyśl
dobrze, moja droga, czy masz jakieś inne wyjście? Twoja siostra — jest zła
jak zwierzę, a o jej mężu — nawet nie ma co mówić, słów szkoda... i całe to
życie tutaj... gdzie ty pójdziesz? A z niego człowiek mocny!
Natasza
Nie ma wyjścia, wiem... myślałam już. Tylko że... ja nie wierzę nikomu... a
wyjścia dla mnie, wiem, nie ma...
Piepieł
Jedna jest tylko droga, ale na tę drogę ja cię nie puszczę... raczej zabiję...
Natasza
z uśmiechem
Widzisz, jeszcze nie jestem twoją żoną, a już chcesz zabijać.
Piepieł
obejmuje ją
Zostaw, Natasza! Wszystko jedno!
Natasza
garnie się do niego
Jedno ci powiem, Wasilij... Mówię jak przed Bogiem! Jeśli tylko raz
zamierzysz się na mnie albo ukrzywdzisz... nie będę miała litości nad sobą —
albo się sama powieszę, albo...
Piepieł
Niech mi ręka uschnie, jeśli cię dotknę!
Łuka
Nie bój się, moja droga! Jesteś mu potrzebniejsza niż on tobie.
Wasilisa z okna
No — proszę, zaręczyny! Wszelkiej pomyślności!
Natasza
Wrócili!... ach, Boże! Wszystko widzieli... Och, Wasilij!
Piepieł
Czego się boisz? Teraz nikt się nie waży ciebie dotknąć!
Wasilisa
Nie bój się, Natalia! Nie będzie ciebie bił... On ani bić, ani kochać nie
potrafi... Znam go!
Łuka
cicho
Ach, baba... żmija...
Wasilisa
On tylko mocny w gębie...
Kostylew
wychodzi
Nataszka!
Co ty tu robisz, darmozjadzie? Na plotki poszłaś? Skarżysz się na rodzinę? A
samowar nie nastawiony? Ze stołu nie sprzątnięte?...
Natasza
wychodzi
Przecież mieliście iść do cerkwi...
Kostylew
Nie twoja rzecz, cośmy mieli! A ty powinnaś robić swoje, to, co ci kazano!
Piepieł
Milcz, ty... ona ci już więcej nie będzie usługiwać... Natalia, nie chodź... nic
nie rób!
Natasza
A ty nie rozkazuj... za wcześnie!
Wychodzi
Piepieł
do Kostylewa
Dosyć tego! Dość długo znęcaliście się nad nią! Teraz ona — moja!
Kostylew
Twoja? Kiedy kupiłeś? Ileś dał?
Wasilisa śmieje się.
Łuka
Wasia,— odejdź lepiej...
Piepieł
Patrzcie, jacy weseli! Będziecie wy jeszcze płakać!
Wasilisa
Oj, jaki straszny! Boję się!
Łuka
Wasilij — odejdź... Ona ciebie podjudza... podburza cię... rozumiesz?
Piepieł
Tak... aha! Ale kłamie — kłamiesz! Nie będzie tego, co ci się zachciewa!
Wasilisa
I tego nie będzie, czego ja nie zechcę, Wasilij!
Piepieł
grozi jej pięścią
Zobaczymy...
wychodzi
Wasilisa
znika w głębi
Wyprawię ja ci wesele!
Kostylew
podchodzi do Łuki
I cóż, staruszku?
Łuka
Nic, staruszku!
Kostylew
Tak... Podobno odchodzisz?
Łuka
Trzeba by już...
Kostylew
Dokąd?
Łuka
Gdzie oczy poniosą...
Kostylew
Włóczyć się?... Nie dobrze ci, widać, żyć na jednym miejscu?
Łuka
Pod leżący kamień, jak mówią, woda nie wcieka..
Kostylew
To... kamień. Ale człowiek powinien żyć na jednym miejscu... Ludzie — nie
karaluchy... co to, gdzie który chce, tam pełznie. Człowiek powinien obrać
sobie jedno miejsce, nie włóczyć się na darmo po świecie...
Łuka
A jeśli dla kogoś cały świat jest takim miejscem?
Kostylew
To znaczy, że jest włóczęgą, człowiekiem niepotrzebnym... Człowiek
powinien być pożyteczny, pracować...
Łuka
Patrzcie go!
Kostylew
A jakże. A co?... Co to znaczy... pielgrzym? Dziwny człowiek... inny niż
wszyscy... Jeżeli jest rzeczywiście inny, jeżeli coś niecoś wie... czegoś się
nauczył... czego ludzie nie potrzebują... to może prawdę pozna?.,. ale nie
każda prawda jest potrzebna... tak! Niech ją schowa dla siebie i milczy! A jeśli
już mówi, niech mówi tak, żeby go nikt nie zrozumiał... Taki pielgrzym
niczego nie pragnie, do niczego się nie wtrąca, bez potrzeby nie robi
zamieszania między ludźmi... Nic go nie obchodzi, jak ludzie żyją... Powinien
prowadzić sprawiedliwy żywot... mieszkać w lesie... na puszczy... z dala od
świata! Nikomu nie przeszkadzać, nikogo nie sądzić... tylko się modlić za
wszystkich... za wszystkie grzechy świata... za moje... za twoje... za
wszystkich! Taki wszystkie marności tego świata porzuca dla modlitwy. Tak
to jest... (pauza) A ty... co z ciebie za pielgrzym... Paszportu nie masz.
Porządny człowiek musi mieć paszport... Wszyscy porządni ladzie mają
paszporty... Tak!
Łuka
Są na świecie ludzie i ludzie...
Kostylew
Ty się nie wymądrzaj! Nie dawaj mi zagadek... nie jestem od ciebie głupszy...
Co to znaczy ludzie?
Łuka
Cóż to za zagadka? Mówię tylko, że bywa ziemia jałowa pod siew... a bywa i
urodzajna... Co byś nie zasiał na niej — wyrośnie... tak to jest...
Kostylew
No? I co to ma jedno do drugiego?
Łuka
Na przykład ty... Gdyby sam Pan Bóg przyszedł do ciebie i powiedział:
Michale! Bądź człowiekiem!... To i tak nic z tego nie będzie... jaki jesteś, taki
zostaniesz...
Kostylew
A... a... czy ty wiesz? Wuj mojej żony jest policjantem!... Gdybym ja go...
Wasilisa
wchodzi
Michale Iwanowiczu, chodź na herbatę...
Kostylew
do Łuki
Ty... posłuchaj... wynoś się stąd! Precz mi z domu!...
Wasilisa
Tak, zabieraj się stąd, stary!... Długi masz język... A zresztą, kto wie... może z
ciebie jaki zbieg...
K os t y l e w
Dzisiaj jeszcze, żeby tu śladu po tobie nie zostało? Bo jak nie, to — uważaj!
Łuka
Wujka zawołasz... wołaj sobie wujka... patrzcie go — zbiega złowi!... Może
wujek dostanie nagrodę... ze trzy kopiejki...
B u b n o w
w oknie
Co to za targ? Za co — trzy kopiejki?
Łuka
Mnie tutaj chcą sprzedać...
Wasilisa
do męża
Chodźmy...
Bubnow
Za trzy kopiejki? Strzeż się, stary... Oni za kopiejkę gotowi sprzedać.
Kostylew
do B u b n o w a
A ty... wyskoczyłeś jak zły duch z pieca!
wychodzi z żoną
W a s i l i s a
Ileż to. na świecie podejrzanych ludzi i różnych oszustów!
Łuka
Smacznego szanownemu państwu!...
Wasilisa
odwraca się
Trzymaj język za zębami... stary grzybie...
wychodzi z mężem za węgieł
Łuka
Pójdę jeszcze dziś w nocy...
B u b n o w
To i lepiej. Zawsze lepiej odejść w porę.
Łuka
Dobrze mówisz...
Bubnow
Ja wiem. Może dlatego uniknąłem katorgi, że w porę odszedłem...
Łuka
Tak?
Bubnow
To prawda. Było to tak: Moja żona zwąchała się z czeladnikiem. Czeladnik z
niego był nawet dobry... -umiał świetnie podrabiać cybety z psów... a futro
kangurze i bobry z... kotów i tak wszystko... Spryciarz był. I właśnie z nim
zwąchała się moja żona, a tak się mocno do siebie zabrali, że tylko patrzeć,
kiedy mnie otrują albo inaczej zgładzą ze świata. I tak to było, że ja bijałem
żonę, a czeladnik mnie. A bić się umiał dobrze! Raz — połowę włosów
wyrwał mi z brody i złamał żebro. No, to i ja się zezłościłem. Pewnego razu
palnąłem żonę po głowie żelaznym arszynem... i w ogóle zaczęła się wojna na
dobre! Widzę jednak, że nic z tego nie wyjdzie, są silniejsi ode mnie.
Postanowiłem wtedy — zakatrupić żonę... na serio postanowiłem! Ale
połapałem się w porę — i odszedłem...
Łuka
I dobrze zrobiłeś. Niech tam sobie robią te cybety z psów.
B u b n o w
Cóż?... Pracownia była własnością żony... i zostałem tak, jak mnie widzisz!
Chociaż prawdę mówiąc... i tak przepiłbym ją prędzej czy później, taki nałóg,
widzisz.
Łuka
Nałóg? Aha!
Bubnow
Okropny nałóg. Jak zacznę pić — sam siebie przepiję, skóra tylko zostanie...
A poza tym jestem leniwy. Okropność, jak ja nie lubię pracy!
Wchodzą kłócąc się Satin i Aktor.
S a t i n
Bzdura! Nigdzie nie pójdziesz. To wszystko blaga! Stary! Cóżeś ty mu nadął
w uszy... tej niedopalonej świeczce?...
Aktor
Kłamiesz! Stary! Powiedz mu, że kłamie! A właśnie, że pójdę. Pracowałem
dzisiaj, zamiatałem ulicę, a wódki — nie piłem! Może nie? Patrzcie, 30
kopiejek, a ja jestem trzeźwy!
Satin
To głupie! Daj, przepiję albo i przegram...
Aktor
Wynoś się! To — na drogę!
Łuka
do Satina
A ty po co mu mącisz w głowie?
Satin
„Powiedz, wróżbito, ty bogów kochanku, co w życiu wydarzy się ze mną?"
Zgrałem się, bracie, do nitki. Jeszcze nie wszystko stracone, mój stary, są na
świecie szulery sprytniejsze ode mnie!
Łuka
Wesoły z ciebie chłop. Konstanty!...
B u b n o w
Aktor! Chodź no tu!
Aktor podchodzi do okna i siada pod nim w kucki. Rozmawiają półgłosem.
Satin
Ja, bracie, za młodu byłem nawet interesujący! Wspomnieć miło! Zuch —
chłopak... tańczyłem znakomicie, grałem na scenie, lubiłem zabawiać ludzi...
Dobrze się żyło!
Łuka
I jak to się stało, żeś się pośliznął na tej swojej ścieżce, co?
Satin
Jakiś ty ciekawy, staruszku! Wszystko zaraz chciałbyś wiedzieć... A po co?
Łuka
Chciałbym zrozumieć życie ludzkie... a jak tak patrzę na ciebie — to nie
rozumiem! Taki zuch z ciebie, Konstanty, nie głupi, a tymczasem...
Satin
Więzienie, stary! Siedziałem cztery lata i siedem miesięcy... A z więzienia —
nie ma dokąd iść...
Łuka
Ho-ho... A za co siedziałeś?
Satin
Za jednego łajdaka... Uniosłem się raz i zabiłem go. W więzieniu właśnie
nauczyłem się grać w karty...
Łuka
A zabiłeś przez babę?
Satin
Przez rodzoną siostrę... Ale ty się odczep! Nie lubię, kiedy mnie kto
wypytuje... Zresztą wszystko to już było dawno... siostra umarła już dziewięć
lat temu. Wspaniały, bracie, człowiek był z mojej siostry.
Łuka
Lekko ty znosisz życie! A tu dopiero co... ślusarz... tak się uniósł... aj-aj-aj!
Satin
Kleszcz?
Łuka
Właśnie. Nie ma pracy, krzyczy... nic nie ma!
Satin
Przyzwyczai się... Co ja na przykład mógłbym robić?
Łuka
cicho
Patrz! Idzie...
Kleszcz
idzie powoli, zwiesiwszy nisko głowy
Satin
Ej, wdowcze! Czemuś nochal zwiesił? Co tam obmyślasz?
Kleszcz
Myślę... Co mam robić? Narzędzi nie mam... Wszystko poszło na pogrzeb!
Satin
Ja ci poradzę: nic nie rób! Żyj tak po prostu, byle cię tylko ziemia nosiła.
Kleszcz
Dobrze ci mówić... Wstyd mi przed ludźmi...
Satin
Daj pokój! Ludziom nie wstyd, że ty żyjesz gorzej od psa... Pomyśl: ty nie
będziesz pracować, ja nie będę, jeszcze stu ludzi, tysiąc... wszyscy!
Rozumiesz? Wszyscy rzucają pracę! Nikt nie chce nic robić — co wtedy?
Kleszcz
Wszyscy zdechną z głodu!
Łuka
do S a t i n a
Kiedy tak mówisz, powinieneś przystać do biegaczy. Jest taka sekta, biegacze
się nazywają...
Satin
Ja wiem... oni nie są głupi, dziadku!
Z okna Kostylewów słychać krzyk Nataszy: „Za co? Poczekaj... Za co?"
Łuka
Natasza? To ona krzyczy? Tak? Ach, ty...
W mieszkaniu Kostylewów słychać hałas, dźwięk tłuczonych naczyń i
piskliwy krzyk Kostylewa.
Kostylew
A-a, heretyczka... wywloką...
W a s i l i s a
Stój... poczekaj... Ja ją zaraz... tak... tak...
Natasza
Biją! Zabiją!
Satin
Hej, wy tam!
krzyczy w okno
Łuka
zatroskany
Trzeba by Wasilija, Wasię zawołać... Och, Boże! Bracia... Ludzie...
Aktor
wybiega Ja go tu... zaraz...
Bubnow
Jakoś często ją biją...
S a t i n
Chodźmy, stary, będziemy świadkami!
Łuka
idzie za Satinem
Jaki tam ze mnie świadek! Jeżeli już... to lepiej by po Wasilija.
N a t a s z a
Siostro... siostrzyczko... aaa...
B u b n o w
Usta zatkali, pójdę zobaczyć...
Hałas w mieszkaniu Kostylewów cichnie, oddala się jakby do sieni. Słychać
krzyk starca „Stój!" Głośno trzaskają drzwi i ten dźwięk jak gdyby siekierą
ucina hałas. Na scenie cicho. Wieczorny półmrok.
Kleszcz
obojętny siedzi na belkach, nerwowo pociera ręce; wreszcie zaczyna cos
mruczeć, z początku niezrozumiale
Jak to?... Trzeba żyć. (głośno) Trzeba mieć jakieś oparcie... Tak! Nie ma
oparcia... Nic nie ma! Sam człowiek... Sam jak palec... Całkiem tak... Znikąd
pomocy...
schylony wychodzi powoli
Parę minut trwa złowieszcza cisza. Potem gdzieś w przejściu rozlega się
niewyraźny hałas, zgiełk głosów. Rośnie, przybliża się. Słychać już oddzielne
głosy.
Wasilisa
Jestem jej siostrą. Puszczaj...
Kostylew
Jakim prawem ty?
Wasilisa
Ty katorżniku...
Satin
Wołaj Waśkę! Prędzej... Krzywy, bij go!
gwizdek policjanta
Tatar wbiega; ma prawą rękę na temblaku
Jakim prawem w dzień zabijają?
Krzywa Szyjka
za nim Miedwiediew
Alem mu raz wlepił!
Miedwiediew
Ty! — jak śmiesz się bić?
Tatar
A ty? Gdzie twój obowiązek?
Miedwiediew
goni tragarza
Stój!... Oddaj gwizdek...
Kostylew wbiega
Abramie! Trzymaj!... Bierz go! Zabił...
Zza węgla wychodzą Kwasznia i Nastia. Prowadza pod rękę potarganą N a t a
s z ę. S a t i n cofa się i odtrąca Wasilisę, która wymachuje rękami i chce
uderzyć siostrę. Koło niej skacze jak szalony A l o s z k a, gwiżdże jej w uszy,
krzyczy, wyje; za nimi jeszcze kilka obdartych postaci, mężczyzn i kobiet.
Satin
do Wasilisy
Dokąd? Sowo przeklęta...
Wasilisa
Precz, ty katorżniku! Niech stracę życie, a rozszarpię...
Kwasznia
odciągając Nataszę
A ty, Karpowna, przestań... wstydziłabyś się! Czego się znęcasz?
Miedwiediew
łapie Satina
Aha... mam cię!
S a t i n
Krzywy! Wal ich! Waśka... Waśka!
Wszyscy zbijają się w przejściu obok muru. Odprowadzają Nataszę na prawo i
sadzają tam na stosie drzewa.
P i e p i e ł
wyskakuje z zaułka, w milczeniu roztrąca wszystkich gwałtownymi ruchami
Gdzie — Natalia? Ty...
Kostylew
chowając się za róg
Abramie! Bierz Waśkę... bracia... pomóżcie złapać Waśkę! Złodzieja...
bandytę...
Piepieł
A ty... stary łajdaku!
silnym zamachem uderza starca
Kostylew upada tak, że widać zza rogu tylko górna część jego ciała. Piepieł
rzuca się ku Nataszy.
Wasilisa
Bijcie Waśkę! Moi złoci... bijcie złodzieja!
Miedwiediew
krzyczy na Satina
Nie wtrącaj się... to — sprawa rodzinna! Oni są krewni, a tyś co za jeden?
Piepieł
Jak... Czym ona ci to zrobiła? Nożem?
Kwasznia
Patrzcie no, co za bydlaki! Wrzątkiem dziewczynie nogi poparzyli...
N a s t i a
Samowar wywrócili...
Tatar
Może niechcący... Trzeba by wiedzieć na pewno...Nie można tak mówić...
Natasza
prawie omdlewa
Wasilij... zabierz mnie... ukryj mnie...
Wasilisa
Boże! Patrzcie, no! Spójrzcie! Nie żyje! Zabili...
Wszyscy cisną się w przejściu koło Kostylewa. Z tłumu wychodzi Bubnow i
zbliża się do Wasilija.
Bubnow
cicho
Waśka! Stary już... tego... gotów!
Piepieł
patrzy na niego jakby nie rozumiejąc
Idź... wezwij... trzeba do szpitala... No, ja się z nimi policzę!
Bubnow
Ja mówię, że starego ktoś zakatrupił...
Hałas na scenie cichnie jak płomień ogniska zalanego woda. Słychać
oddzielne pojedyncze słowa: „Rzeczywiście" „Patrzcie no! Ho-ho!"
„Chodźmy stąd, bracie!" „A to diabeł!" „Trzymaj się teraz!" „Zmykaj, dopóki
nie ma policji!" Tłum rozprasza się, wszyscy wychodzą. Bubnow. Tatar,
Nastia i Kwasznia podbiegają do trupa Kostylewa.
Wasilisa
podnosząc się krzyczy głosem triumfującym
Zabili! Męża mi zabili... to on! Waśka zabił. Widziałam! Moi złoci —
widziałam! I cóż — Waśka? Gdzie policja?
Piepieł
odchodzi od Nataszy
Puszczaj... precz! (patrzy na starca, do Wasilisy) no? Zadowolona jesteś?
(tracą trupa nogą) Zdechł... pies stary... stanęło na twoim... Może stuknąć by i
ciebie?
rzuca się na nią
Satin i Krzywa Szyjka zatrzymują go. Wasilisa chowa się w przejściu.
Satin
Opamiętaj się!
Krzywa Szyjka
Prr! Gdzie lecisz?
Wasilisa
wchodzi
I cóż, Wasia, najdroższy? Od losu nie uciekniesz... Policja! Abramie...
gwiżdż!
Miedwiediew
Gwizdek urwali — diabły...
Aloszka
Jest tu!
gwiżdże
Miedwiediew biegnie za nim.
S a t i n
prowadzi Piepieła do Nataszy
Waśka — nie bój się! Zabójstwo w bójce... to głupstwo! Niewiele za to
dadzą...
W a s i l i s a
Trzymajcie Waśkę! To on zabił... widziałam!
Satin
Ja też ze trzy razy uderzyłem starego. Dużo takiemu potrzeba! Bierz mnie na
świadka. Waśka.
Piepieł
Nie będę się usprawiedliwiał. Ja muszę wpakować Wasilisę i wpakuję ją!
Chciała tego... Namawiała mnie, żebym zabił jej męża... namawiała!
N a ta s z a
nagle głośno
A, a, teraz rozumiem!... To tak było, Wasilij? Ludzie kochani! Zmówili się.
Siostra i... ten! Zmówili się!' To oni wszystko obmyślili! To tak, Wasilij?...
Tyś dlatego przedtem ze mną mówił, żeby ona to wszystko słyszała? Ludzie
kochani! Ona — jest jego kochanką... wiecie o tym, wszyscy wiedzą...
Zmówili się! To ona, ona go namówiła, żeby zabił męża... Mąż im
przeszkadzał i ja przeszkadzałam... I tak — pokaleczyli mnie...
Piepieł
Natalia? Co ty... co ty?!
Satin
To tak... do diabla!
Wasilisa
Kłamiesz! Ona kłamie... ja... on, to Waśka zabił?
Natasza
Zmówili się! Bądźcie przeklęci! Wy oboje...
Satin
Ale ci zabawa! Trzymaj się, Wasilij! Pogrążą cię.
Krzywa Szyjka
Trudno pojąć! To ci sprawa!
Piepieł
Natalio! Czy... doprawdy? Ty myślisz, że ja... z nią...
Satin
Na Boga, Nataszo, zrozumże!
Wasilisa
za węgłem
Zabili mi męża, wielmożny panie... Waśka Piepieł, złodziej, to on zabił...
panie rewirowy! Widziałam, wszyscy widzieli...
Natasza
miota się prawie nieprzytomna
Ludzie kochani, siostra i Waśka... zabili! Policja — słuchajcie... to ona, moja
siostra, nauczyła go, namówiła... swojego kochanka... to on, przeklęty! To oni
zabili. Bierzcie ich pod sąd. I mnie weźcie! I mnie do więzienia! Na litość
boską!... I mnie do więzienia!
KUKTYNA
AKT CZWARTY
Wnętrze jak w akcie pierwszym. Brak tylko izby Piepieła. Przepierzenie
zostało rozebrane. Oprócz tego w miejscu, gdzie przedtem siedział Kleszcz,
nie ma kowadła. W kącie, w którym była izba Piepieła, leży Tatar, wierci się i
stęka raz po raz. Przy stole siedzi Kleszcz — naprawia harmonię, od czasu do
czasu próbuje tonu. Przy drugim końcu stołu siedzą Satin, Baron i Nastia.
Przed nimi butelka wódki, trzy butelki piwa i duży kawał razowego chleba.
Na piecu kręci się i kaszle Aktor. Noc. Scena oświetlona lampa stojącą na
środku stołu. Na dworze wiatr.
Kleszcz
Tak... no i w czasie tego zamieszania przepadł...
Baron
Znikł przed policją... jak dym.
Satin
Tak znikają grzesznicy przed obliczem sprawiedliwych.
N a s t i a
Dobry był staruszek!... A wy... wyście nie ludzie... wy jesteście rdza!
Baron
pije
Pani zdrowie, lady!
Satin
Ciekawy staruszek, Nastieńka — zakochała się w nim...
Nastia
Zakochałam się i pokochałam! A tak! On — wszystko widział, wszystko
rozumiał...
Satin
ze śmiechem
I w ogóle dla niektórych był jak miękisz dla bezzębnych...
Baron
Jak plaster na wrzody...
Kleszcz
On był litościwy, a wy nie znacie litości...
Satin
Co ci z tego przyjdzie, że ja się nad tobą ulituję?
Kleszcz
Ty — umiesz. Nie to, żebyś umiał się ulitować... ty przynajmniej umiesz nie
krzywdzić...
Tatar
sadowi się na pryczy i kołysze swą chorą rękę jak niemowlę:
Stary dobry był... Przykazania w sercu miał. Kto przykazania w sercu ma —
dobry! Kto zgubił — przepadł.
Baron
Jakie przykazania, książę?
Tatar
Takie... różne... Sam wiesz, jakie...
Baron
Co dalej?
Tatar
Nie krzywdź człowieka — oto przykazanie!
Satin
To się nazywa „Kodeks kar kryminalnych i poprawczych".
Baron
Albo „Ustawa o karach wymierzanych przez sędziów pokoju".
Tatar
To się nazywa — Koran! Prawo powinno być wasz Koran... Serce powinno
być wasz Koran... Tak!
Kleszcz
próbuje harmonii
Skrzypi, do diabla... A książę dobrze mówi. Trzeba żyć według przykazań,
według ewangelii.
Satin
To żyj...
Baron
Spróbuj...
Tatar
Mahomet dał Koran, powiedział: oto prawo! Postępuj, jak napisano! Ale
przyjdzie czas, Koran nie wystarczy... ten czas przyniesie swoje prawo,
nowe... każdy czas przynosi swoje prawo...
Satin
No... tak... przyszedł czas i przyniósł „Kodeks karny". Mocne prawo,
nieprędko się zedrze...
Nastia
uderza szklanką o stół
I dlaczego, po co ja tu siedzę z wami? Odejdę... pójdę sobie gdziekolwiek, na
koniec świata!
Baron
Bez butów, lady?
Nastia
Choćby i nago! Na czworakach popełznę!
Baron
To będzie nawet malowniczo, lady, jeśli na czworakach...
Nastia
Tak, popełznę! Żeby tylko nie widzieć twojej mordy... Och, obrzydło mi
wszystko! Całe życie, wszyscy ludzie!
Satin
Jeśli odchodzisz, to zabierz ze sobą Aktora, on też się tam wybiera —
dowiedział się, że o pół wiorsty od końca świata stoi szpital dla organonów...
Aktor
wychyla się zza pieca
Or-ga-niz-mów, głupcze!
Satin
Dla organonów zatrutych alkoholem...
Aktor
Tak! On — pójdzie... Pójdzie, zobaczycie!
Baron
Jaki — on, sir?
Aktor
Ja!
Baron
Merci, sługo bogini... jakże tam jej? Bogini dramatu, tragedii... jak jej było?
Aktor
Muza, bałwanie! Nie żadna bogini, ale muza!
Satin
Lachezis, Hera, Afrodyta, Atropa... kto je tam odróżni! To stary tak nakręcił
Aktora. Rozumiesz, baronie?
Baron
Głupi stary?
Aktor
Nieuki! Dzikusy! Mel-po-mena! Jesteście bez serca! Ale zobaczycie — on
pójdzie! „Obżerajcie się, ciemne głowy" — wiersz Berangera... Tak! On —
sobie znajdzie miejsce, gdzie nie ma, nie ma...
Baron
Gdzie nic nie ma, sir?
Aktor
Tak! Nic! „Ten dół... będzie mi mogiłą... umieram bezsilny, schorowany!" Po
co wy żyjecie? Po co?
Baron
Ej, ty, Kean, czyli „geniusz i rozpusta"! Nie drzyj się!
Aktor
Kłamiesz. Właśnie, że będę się darł!
Nastia
podnosi głowę, którą opierała na stole, i wymachuje rękami
Krzycz! Niech słyszą!
Baron
Jaki to ma sens, lady?
S a t i n
Zostaw ich, baronie! Do diabła!... Niech sobie krzyczą... Rozbijają głowy o
mur... Niech tam! Jakiś sens w tym jest! Nie przeszkadzaj człowiekowi, jak
mówił stary... Tak, to on, niczym stare drożdże, zakwasił nam wszystkich
lokatorów.
Kleszez
Obiecał każdemu jakiś raj, a drogi nie pokazał...
Baron
Stary szarlatan!
Nastia
Kłamiesz! Ty sam jesteś — szarlatan!
Baron
Milcz, lady!
Kleszcz
Prawdę miał za nic, ten stary... Ciągle przeciw prawdzie występował, tak
właśnie trzeba! Bo i proszę, jaka tu może być prawda? I bez niej człowiek nie
ma czym oddychać na świecie... Na przykład książę... zmiażdżył sobie rękę
przy robocie, trzeba będzie całe ramię odpiłować. Taka to prawda!
S a t i n
uderza pięścią w stoi
Milczeć! Wszyscy jesteście bydło! Tępe łby! Nie wolno wam mówić o
starym! (nieco spokojniej) A ty, baronie, jesteś najgorszy!... Sam nic nie
rozumiesz, a kłamiesz! Stary nie był żadnym szarlatanem! Co to jest prawda?
Człowiek — to jest prawda! On to rozumiał... A wy nie! Jesteście głupi jak
buty! Ja rozumiem starego... tak! Kłamał, ale z litości dla was, niech was
diabli! Niejeden człowiek kłamie z litości dla drugiego... Wiem o tym!
Czytałem! Kłamią pięknie, wzniośle, w natchnieniu!... Bywa kłamstwo dla
pociechy, kłamstwo dla powszechnej zgody. Kłamstwo usprawiedliwia ten
ciężar, co zmiażdżył rękę robotnika, a oskarża tych, co umierają z głodu. Ja
wiem, co to jest kłamstwo! Kto ma słaby charakter... Kto żyje z cudzych
soków, temu jest kłamstwo potrzebne... Jednych podtrzymuje, drudzy
zasłaniają się nim... Ale co przyjdzie z kłamstwa temu, kto sam sobie panem...
Kto niezależny i cudzego nie żre? Kłamstwo to religia niewolników i panów...
Prawda — jest bogiem wolnego człowieka!
Baron
Brawo, pięknie powiedziane! Zgadzam się! Mówisz — zupełnie jakbyś był
porządnym człowiekiem!
Satin
Dlaczego szuler nie miałby czasem mówić dobrze, jeżeli porządni ludzie
przemawiają jak szulerzy? Tak... dużo zapomniałem, ale jeszcze cokolwiek
pamiętam! Stary? To mądrala! On tak na mnie podziałał jak kwas na starą i
brudną monetę... Wypijmy jego zdrowie! Nalej...
N a s t i a
nalewa kubek piwa i podaje Satinowi.
Stary żyje swoim własnym życiem... (z uśmiechem) patrzy na wszystko
własnymi oczyma. Zapytałem go raz: Stary! Po co to ludzie żyją na świecie?
(stara się naśladować glos Łuki i jego ruchy) „Żeby było lepiej, kochasiu!" Ot
— powiedzmy, ilu jest na świecie stolarzy... a wszyscy diabla warci... I nagle
rodzi się taki jeden stolarz, jakiego świat nie widział, wszystkich przewyższa i
nikt mu nie dorówna. On całej stolarskiej robocie nadaje swój wyraz i od razu
całą stolarkę posuwa naprzód o dwadzieścia lat... I to samo jest z innymi... ze
ślusarzami, z jakimiś tam szewcami i innymi ludźmi pracy... I wszyscy chłopi
i nawet panowie żyją, żeby było lepiej! Każdy sobie myśli, że żyje tylko dla
siebie, a tu okazuje się, że dla lepszej przyszłości! Od setek lat, a może i
dłużej, ludzie żyją po to, żeby człowiek był lepszy!
N a s t i a
wpatruje się w twarz Satina. Kleszcz przestaje reperować harmonię i także
słucha. Baron pochyliwszy nisko głowę cicho bębni palcami po stole. Aktor,
wychyliwszy się z pieca, próbuje ostrożnie zejść na pryczę.
Satin
„Wszyscy, kochasiu, wszyscy, bez wyjątku, żyją po to, żeby było lepiej! I
dlatego właśnie trzeba szanować każdego człowieka... Bo przecież nie wiemy,
co on za jeden, po co się urodził i co jeszcze może zdziałać. A może urodził
się dla naszego szczęścia, dla naszego pożytku? A... przede wszystkim
dziateczki trzeba szanować, dzieciątka! Dzieciątkom trzeba przestrzeni, nie
przeszkadzajcie żyć dziateczkom... Szanujcie dzieci."
Pauza
Baron
w zamyśleniu
No tak, żeby było lepiej... To... przypomina mi naszą rodzinę. Stary ród, od
czasów Katarzyny... szlachta... wojskowi!... Emigranci z Francji... służyli,
pięli się coraz wyżej. Za Mikołaja I mój dziad Gustaw Debil zajmował
wysokie stanowisko... bogactwo... setki chłopów pańszczyźnianych... konie...
kucharze...
Nastia
Kłamiesz! Tak nie było!
Baron
zrywa się
Co? No, co dalej?
Nastia
Tak nie było!
Baron
krzyczy
Dom w Moskwie! Dom w Petersburgu! Karety... karety z herbami!
Kleszcz bierze harmonię, wstaje i odchodzi na bok, skąd obserwuje akcję.
Nastia
Nie było!
Baron
Milczeć! Ja mówię... dziesiątki lokajów!
Nastia
Z zachwytem
Nie było!
Baron
Zabiję!
Nastia
przygotowuje się do ucieczki
Nie było karet!
Satin
Zostaw, Nastieńka! Nie drażnij go...
Baron
Poczekaj... ty, łajdaczko! Mój dziad...
Nastia
Nie było dziada! Nic takiego nie było! Satin śmieje się
Baron
wyczerpany gniewem, siada na ławce
Satin, powiedz tej łajdaczce... Co? Ty się też śmiejesz? Ty... także nie
wierzysz? (krzyczy rozpaczliwie bijąc pięściami w stół) Było! Bodaj was
diabli!
Nastia
triumfująco
A-a, wrzeszczysz? Zrozumiałeś, jak to jest, gdy człowiekowi nie wierzą?
Kleszcz
wraca do stołu
Myślałem, że będzie bójka...
Tatar
A-ch głupcy! Bardzo źle!
Baron
Ja... nie pozwolę natrząsać się z siebie! Ja mam dowody, dokumenty, do
diabła!
Satin
Zostaw je! Zapomnij o tych karetach dziadunia. W karecie przeszłości daleko
nie zajedziesz...
Baron
A jednak, jak ona śmie!
Nastia
No, powiedzcie, jak ja śmiem!...
Satin
A jednak śmie, widzisz! Czym ona jest gorsza od ciebie? Chociaż w jej
przeszłości nie było na pewno nie tylko karet dziadunia, ale nawet ojca i
matki...
Baron
uspokaja się
Niech cię diabli wezmą... ty umiesz myśleć spokojnie, a ja... zdaje się, jestem
bez charakteru...
Satin
To go sobie spraw. Czasem się przydaje, (pauza) Nastia! Chodzisz do
szpitala?
Nastia
Po co?
Satin
Do Nataszy.
Nastia
A to się wybrał! Ona już dawno wyszła, wyszła i — przepadła! Nie ma jej
nigdzie...
Satin
To znaczy, całkiem wyszła...
Kleszcz
Ciekawe. Kto też kogo bardziej wpakuje? Waśka Wasilisę czy ona jego?
Nastia
Wasilisa wykręci się! Jest sprytna. A Waśkę ześlą na katorgę...
Satin
Za zabójstwo w bójce — należy się tylko więzienie...
Nastia
Szkoda. Lepiej by na katorgę... Wszystkich trzeba by na katorgę... trzeba by
was wymieść jak śmieci do jakiegoś dołu!
Satin
ze zdziwieniem
Co ty? Wściekłaś się?
Baron
Dostanie ode mnie po łbie... za tę zuchwałość!
Nastia
Spróbuj tylko! Dotknij!
Baron
A właśnie, że spróbuję!
Satin
Zostaw! Nie ruszaj... Nie krzywdź człowieka! Z głowy mi nie wychodzi ten
stary, (śmieje się) Nie krzywdź człowieka!... A jeżeli mnie raz skrzywdzili, i
to od razu na całe życie? Co wtedy? Przebaczyć? Nigdy! Nikomu...
Baron
do Nasti
Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy sobie równi... Jesteś ścierka!
Nastia
Ach, ty nieszczęśniku! Przecież ty ze mnie żyjesz, jak robak z jabłka!
Mężczyźni wybuchają zgodnym śmiechem.
Kleszcz
Oj... głupia! Jabłuszko!
Baron
Nie można... się gniewać... to po prostu idiotka!
Nastia
Śmiejecie się? To kłamstwo! Wam teraz nie do śmiechu!
Aktor
posępnie
Weź się do nich!
Nastia
Żebym ja tylko mogła! Ja bym was... (bierze ze stołu filiżankę i ciska na
podłogę) Ja bym was tak!
Tatar
Po co naczynia tłuc? Eee... głupia!
Baron
wstaje
Nie, ja ją zaraz nauczę dobrych manier!
Nastia
ucieka
Niech was diabli wezmą!
Satin
krzyczy za nią
Ej, dosyć tego! Kogo ty straszysz? O co właściwie chodzi?
Nastia
Wilki! Bodajście zdechli! Wilki!
Aktor
posępnie
Amen!
Tatar
U-u! Zły baba — ruski baba! Zuchwały... samowolny! Tatarka — nie!
Tatarka zna przykazanie!
Kleszcz
Trzeba by ją sprać.
Baron
Szkaradna dziewka!
Kleszcz
próbuje harmonii
Gotowa! A właściciela ciągle nie ma. Szaleje chłopak...
Satin
Napij się teraz!
Kleszcz
Dziękuję! Trzeba by pospać...
Satin
Przyzwyczajasz się do nas?
Kleszcz
wypiwszy odchodzi w kąt, na pryczę
Pomału... Wszędzie są ludzie... Z początku człowiek nie widzi, ale potem
przyjrzy się i okazuje się, że wszyscy są ludźmi... I dobrze.
Tatar rozściela coś na pryczy, klęka i zaczyna się modlić.
Baron
wskazuje Satinowi Tatara
Patrz!
Satin
Daj pokój — to porządny chłopak... nie przeszkadzaj. (śmieje się) Jestem
dzisiaj dobry... czort wie, dlaczego!...
Baron
Ty jesteś zawsze dobry po pijanemu... i mądry...
S a t i n
Po pijanemu... wszystko mi się podoba... Tak... Modli się? Świetnie!
Człowiek może wierzyć albo nie wierzyć... To jego sprawa! Człowiek jest
wolny... Za wszystko sam płaci: za wiarę i za niewiarę, za miłość i za rozum.
Człowiek za wszystko sam płaci i dlatego jest wolny!... Człowiek to jest
prawda! A co to jest człowiek?... To nie ty, nie ja, nie oni... Nie!... To ty, ja,
oni, ten stary, Napoleon, Mahomet... razem! (kreśli palcem w powietrzu
postać człowieka) Rozumiesz? To ogrom! W tym jest początek i koniec
wszystkiego... Wszystko w człowieku, wszystko dla człowieka! Istnieje tylko
człowiek, wszystko po za tym to dzieło jego rąk i jego mózgu! Człowiek! To
wspaniale! To brzmi dumnie: Czło-wiek! Człowieka trzeba szanować! Nie
litować się nad nim... Nie poniżać go tą litością... Trzeba go szanować! Pijmy
na cześć człowieka! Baronie! (wstaje) Jak to dobrze czuć się człowiekiem!
Jestem aresztantem, zabójcą, szulerem — tak! Kiedy idę ulicą — ludzie patrzą
na mnie jak na łobuza... wymijają mnie i oglądają się za mną, i często mówią
na mnie — łajdaku! Oszuście! Pracuj! — Pracować? Po co? Żeby się najeść?
(śmieje się) Zawsze pogardzałem ludźmi, którzy troszczą się zanadto o to,
żeby się najeść. Nie o to chodzi, baronie! Nie o to chodzi! Człowiek — to coś
więcej! Człowiek to coś więcej niż żarcie!
Baron
kiwa głową
Rozmyślasz... to dobrze, od tego podobno lżej na sercu... ja tego nie mam, ja...
nie umiem, (ogląda się i mówi cicho, ostrożnie) Ja, czasami, bracie, boję się.
Rozumiesz? Lęk mnie ogarnia... Bo co dalej?
Satin
chodząc
Głupstwa! Kogo też człowiek może się bać?
Baron
Wiesz... Od czasu jak sięgam pamięcią, mam we łbie jakby mgłę. Właściwie
nigdy nic nie rozumiałem. Jest mi nawet przykro... zdaje mi się, że ja cale
życie nic — tylko się przebierałem... a po co? Nie rozumiem! Uczyłem się,
nosiłem mundur instytutu szlacheckiego, ale czego się uczyłem? Nie
pamiętam... Kiedy się ożeniłem, włożyłem frak, potem szlafrok... Żonę
miałem złą... a dlaczego? Nie rozumiem... potem wydałem wszystko, co
miałem, nosiłem jakąś marynarkę i wyrudziale spodnie... A jak doszło do
ruiny? Nawet nie zauważyłem... Pracowałem w izbie skarbowej, miałem
mundur, czapkę z bączkiem... roztrwoniłem pieniądze skarbowe i ubrali mnie
w więzienną bluzę, a potem włożyłem to... I wszystko jak we śnie... co? To
śmieszne...
Satin
Nie bardzo. Raczej głupie...
Baron
Tak... I ja myślę, że głupie. Ale przecież po coś się jednak urodziłem?
Prawda?
Satin
z uśmiechem
Prawdopodobnie... Człowiek rodzi się do czegoś lepszego! (kiwa głową) Tak,
to dobrze!
Baron
Ta Nastka!... Uciekła... Dokąd? Pójdę zobaczyć, gdzie ona jest. Pomimo
wszystko... ona...
wychodzi
Pauza.
Aktor
Hej, Tatar! (pauza) Książę! (Tatar odwraca głowy) Pomódl się za mnie...
Tatar
Co?
Aktor ciszej
Pomódl się za mnie!
Tatar
po chwili milczenia
Sam się módl...
Aktor
szybko schodzi z pieca, podchodzi do stołu, drżącą ręką nalewa wódkę,
wypija i prawie wybiega do sieni
Poszedł!
Satin
Ej, ty, Sikamber! Dokąd to?
gwiżdże
Wchodzą Miedwiediew w damskim, watowanym kaftanie i Bubnow — obaj
lekko podpici. Bubnow trzyma w jednej ręce pęk obwarzanków, w drugiej
kilka suszonych ryb. Pod pachą butelka wódki, w kieszeni marynarki —
druga.
Miedwiediew
Wielbłąd... to jest rodzaj... osła! Tylko nie ma uszu...
Bubnow
Przestań! Sam jesteś — rodzajem osła.
Miedwiediew
Wielbłąd w ogóle — nie ma uszu... Słyszy nozdrzami...
Bubnow
do Satina
Przyjacielu! Szukałem ciebie po wszystkich knajpach i szynkach! Weź
butelkę, ręce mam zajęte!
Satin
No, to połóż obwarzanki na stół, jedna ręka się uwolni...
Bubnow
Rzeczywiście! Ej ty... glina, patrzaj! Jaki z niego mądrala, co?
Miedwiediew
Mądrala! Każdy łobuz to mądrala... ja wiem! Tacy bez rozumu — daleko nie
zajadą. Porządny człowiek może być nawet głupi, a zły — to już
bezwarunkowo musi być mądry... No, ale co się tyczy wielbłąda, to ty
niesłusznie... to jest zwierz pociągowy... rogów nie ma i zębów nie ma...
Bubnow
Gdzie są wszyscy? Dlaczego tu nikogo nie ma? Hej, wyłaźcie... ja stawiam!
Kto tam w kącie?
Satin
Kiedy ty przepijesz wszystko? Bałwanie!
B u b n o w
A niedługo! Tym razem zdobyło się mały kapitalik... Krzywy! Gdzie
Krzywy?
Kleszcz
podchodzi do stołu
Nie ma go...
B u b n o w
Wrr... Kundel! wrr... wrr... Indyk! Nie szczekaj, nie, warcz! Pij, hulaj! Nos do
góry! Ja wszystkim stawiam! Ja, bracie, lubię stawiać! Gdybym był bogaty,
otworzyłbym bezpłatną knajpę! Jak Boga kocham! Z orkiestrą i żeby tam
cały chór... Przychodź, pij, jedz, słuchaj muzyki, raduj serce i duszę! Kto
biedny, kto bez grosza, do mnie, do mojej knajpy — za darmo. Satin! Ja
bym, ja bym ciebie... Bierz połowę moich kapitałów! Ot, jak się robi!
Satin
Ty mi tu zaraz oddaj wszystko...
Bubnow
Cały kapitał? Zaraz! Masz! Masz rubel, masz jeszcze... 20 kopiejek... piątaki,
kopiejki... Wszystko!
Salin
W porządku! U mnie — będą bezpieczniejsze... zagram za nie.
Miedwiediew
Ja — za świadka... oddano pieniądze na przechowanie — ile w sumie?
Bubnow
Ty? Ty — jesteś wielbłąd... Obejdzie się bez świadków...
Aloszka
wchodzi boso
Bracia! Nogi mi przemokły!
Bubnow
Chodź, przemocz gardło i po wszystkim! Mój drogi, ty umiesz śpiewać i
grać... to bardzo dobrze! Ale że pijesz — to źle. Wódka, bracie, szkodzi, pić
nie trzeba!
Aloszka
Znać to po tobie! Ty tylko po pijanemu jesteś podobny do człowieka...
Kleszcz! Harmonia naprawiona?
śpiewa i tańczy
Ech, gdyby moja gęba
Była nieprzyjemna,
To by mnie kuma miła
Wcale nie lubiła!
Zmarzłem, bracie! Z-z-z-i-mno!
Miedwiediew
No, a wolno zapytać, co to za kuma?
Bubnow
Odczep się! Ty, bracie, znowu swoje — tiu-tiu! Ty już nie glina... skończyło
się! Nie glina i nie wujek...
A l o s z k a
A po prostu — ciociny mąż!
Bubnow
Jedna siostrzenica — w więzieniu, a druga — umiera...
Miedwiediew
z dumą
Kłamiesz! Wcale nie umiera: ona przepadła bez śladu!
Satin
śmieje się
Bubnow
Wszystko jedno, bracie! Człowiek bez siostrzenic nie jest wujkiem!
Aloszka
Wielmożny panie! Kozi dobosz na emeryturze!
Kuma ma pieniądze,
A ja jestem goły,
Za to ze mnie chłop morowy
I zawsze wesoły!
Zimno!
Wchodzi Krzywa Szyjka; potem, przez cały czas, aż do końca aktu wchodzi
kolejno jeszcze kilka osób. Rozbierają się, kładą na pryczach, słychać szmer
rozmów.
Krzywa Szyjka
Bubnow! Dlaczegoś zwiał?
Bubnow
Chodź tu! Siadaj, zaśpiewamy, bracie! Moją ulubioną... Co?
Tatar
Noc, trzeba spać! W dzień śpiewa się pieśni!
Satin
Nie szkodzi, książę! Ty chodź tutaj!
Tatar
Jak to nie szkodzi? Zrobi się hałas... kiedy się śpiewa, robi się hałas...
Bubnow
zbliża się do niego
Książę! Jak tam ręka? Odjęli ci rękę?
Tatar
Po co? Zaczekamy, może jeszcze nie trzeba będzie krajać... Ręka nie z
żelaza, obciąć łatwo...
Krzywa Szyjka
Klapa, Hasanku! Coś ty wart bez ręki? U nas, bracie, cenią ręce i grzbiet...
Nie ma ręki — i człowieka nie ma! Przegrana twoja sprawa! Idź się upić... i
tyle!
Kwasznia
wchodzi
Ach, moi kochani lokatorzy! Ach, co za pogoda! Co za pogoda! Zimno,
plucha... Jest tutaj mój glina? Glina!
Miedwiediew
Jestem!
K w a s z n i a
Znowu zabrałeś mój kaftan? I coś tak jakby... ty jesteś troszeczkę... tego, co?
Z jakiej to okazji?
M i e d w i e d i e w
Z okazji imienin... Bubnowa... I zimno... plucha!
K w a s z n i a
Ty mi się pilnuj... Plucha! Nie zalewaj... Idź spać...
Miedwiediew
wychodzi do kuchni
Spać mogę... nawet mi się chce... już czas!
Satin Dlaczego ty tak ostro z nim?
Kwasznia
Nie można, kochasiu, inaczej. Takiego mężczyznę trzeba ostro trzymać. Żyję
z nim, bo myślałam, że będę miała z niego pociechę, jako że to wojskowy. Z
was ludzie niepewni... a ja jak to baba... A on tu nagle — zaczyna pić! Co mi
po tym!
Satin
Źleś sobie wybrała pomocnika...
Kwasznia
Nie, już tak lepiej... Ty ze mną żyć nie zechcesz, takiś ty! A jeśli i zechcesz
żyć ze mną, to potrwa nie dłużej jak tydzień... Przegrasz mnie w karty z
bebechami!
Satin
śmieje się
To prawda, moja droga, przegram.
Kwasznia
Otóż to! Aloszka!
Aloszka
Jestem tu!
Kwasznia
Co ty tam o mnie pleciesz?
Aloszka
Ja? Wszystko, wszystko, całą prawdę. To jest, powiadam, baba! Wspaniała!
Mięsa, tłuszczu, kości z dziesięć pudów, a rozumu ani na łut!
Kwasznia
No, co do tego, to kłamiesz! Rozumu mam dosyć. Nie, ale dlaczego mówisz,
że ja biję mojego glinę?
Aloszka
Myślałem, żeś go biła, kiedyś go ciągnęła za włosy...
Kwasznia
ze śmiechem
Głupcze! A ty nie powinieneś widzieć. Po co plotki z domu wynosić? A poza
tym jemu jest przykro... On przez to twoje gadanie zaczął pić...
Aloszka
To znaczy, prawdę mówią, że nawet i kura pije!
Satin i Kleszcz śmieją śle.
Kwasznia
Ty pyskaczu! Co z ciebie za człowiek, Aloszka?
Aloszka
Pierwszoklaśny gatunek człowieka. Z każdej strony! Gdzie padną oczy, tam
noga skoczy...
B u b n o w
koło pryczy Tatara
Chodźmy! I tak nie damy im spać! Będziemy śpiewać całą noc! Krzywy!
Krzywa Szyjka
Śpiewać? Czemu nie...
Aloszka
A ja — będę przygrywał!,
Satin
Posłuchamy?
Tatar
z uśmiechem
No, diabeł Bubna, dawaj wina! Pić będziem, hulać będziem, śmierć przyjdzie
— umierać będziem!
B u b n o w
Nalej mu, Satin! Krzywy, siadaj! Ech, bracia! Dużo to trzeba człowiekowi?
Ot, na przykład ja, popiłem sobie, to mi dobrze! Krzywy! Zaczynaj moją
ulubioną! Zaśpiewam i zapłaczę!
Krzywa Szyjka
zaczyna
Słońce wschodzi i zachodzi,
Bubnow
podchwytuje
A w mej celi ciemny mrok!
Drzwi otwierają się nagle.
Baron
stojąc w progu krzyczy
Ej... wy! Chodź... chodźcie tutaj! Na dworze, tam.... Aktor... powiesił się!
Milczenie. Wszyscy patrzą na Barona. Za jego plecami pojawia się N a s t i a
i powoli z szeroko otwartymi oczami zbliża się do stołu.
Satin
Ech—głupiec! Zepsuł pieśń!
KURTYNA.