Kazimierz Krzysztofek –
Jaka polityka kulturalna w epoce globalizacji i mediów
elektronicznych?
Relacje mi
ę
dzy procesami kulturowymi a polityk
ą
kulturaln
ą
zale
żą
w decyduj
ą
cym stopniu
od tego, jak ta druga chce wpływa
ć
na te pierwsze. Wokół tego centralnego problemu
konstruowano dotychczasowe modele polityki kulturalnej.
Europa Zachodnia przeszła długi proces, któremu w Polsce nie było dane zaistnie
ć
. Przez cały wiek
XIX, kiedy formowało si
ę
pa
ń
stwo narodowe, oddziaływanie poprzez kultur
ę
miało na celu
utrzymanie monopolu elity na władz
ę
symboliczn
ą
. Pa
ń
stwo narodowe widziano jako organizacj
ę
polityczn
ą
narodu opart
ą
na suwerenno
ś
ci, u
ś
wi
ę
conym terytorium i kulturze, dlatego obron
ę
terytorium i przekaz kanonu kultury traktowano jako sprawy najwa
ż
niejsze.
Ta formuła była równie
ż
praktykowana w narodowych dyplomacjach kulturalnych. Polityka kulturalna
na ten cel namierzona była spraw
ą
sektora publicznego. Sektor prywatny nie miał tu wi
ę
kszego
znaczenia. Ekonomia z jednej strony, a kultura oraz polityka kulturalna z drugiej szły własnymi
drogami.
Ta formuła narodowej polityki kulturalnej jako instrumentu budowania i konsolidowania
pa
ń
stwa w Europie Zachodniej ju
ż
nie istnieje, ale ma si
ę
całkiem nie
ź
le w krajach, które
uzyskały b
ą
d
ź
odzyskały niepodległo
ść
. Kultura jest traktowana jako zbiorowa pami
ęć
narodu
maj
ą
ca pomóc w prze
ż
yciu utraconej historii jeszcze raz. Elity widz
ą
w kulturze co
ś
, co
mo
ż
na społecze
ń
stwom da
ć
na własno
ść
, pobudzi
ć
ich dum
ę
, poczucie godno
ś
ci.
Nierzadkie jest zawłaszczanie czyjego
ś
dziedzictwa, zwłaszcza na wielokulturowycn „kresach", gdzie
norm
ą
jest raczej wspólne tworzenie kultury, gdzie nie jest ona niczyj
ą
wył
ą
czn
ą
własno
ś
ci
ą
i ka
ż
dy
ma prawo umieszcza
ć
wybitne postaci w swym panteonie narodowym. U nas niektóre media,
narodowe i katolickie, nadal temu hołduj
ą
, ale ta narracja narodowa, by j
ą
tak okre
ś
li
ć
, jest obecna
we wszystkich mediach, tak
ż
e niepublicznych, cho
ć
raczej od
ś
wi
ę
ta. S
ą
w nich polskie symbole. Na
przykład tradycja zaduszkowa czy bo
ż
onarodzeniowa, nawet je
ś
li niekiedy w opakowaniu nazbyt
komercyjnym. To jest jaki
ś
narodowy przekaz.
Nowoczesna polityka kulturalna
Po drugiej wojnie
ś
wiatowej i pod wpływem jej do
ś
wiadcze
ń
ta narodowa formuła polityki
kulturalnej była w Europie Zachodniej przedmiotem ostrej krytyki jako jedno ze
ź
ródeł
wojowniczego nacjonalizmu Europejczyków i jedna z sił sprawczych najwi
ę
kszej w historii
Europy wojny mi
ę
dzyplemiennej.
Postulatem stało si
ę
kształtowanie narodów w duchu standardów pa
ń
stwa i narodu
obywatelskiego, w którym wi
ę
zi maj
ą
natur
ę
polityczn
ą
(obywatelsk
ą
), a nie etniczn
ą
.
Najwi
ę
ksz
ą
prac
ę
do wykonania miały tu Niemcy, w których plemienno-rasowa formuła pa
ń
stwa i
narodu została wyniesiona na piedestał. Ten nowy standard społecze
ń
stwa obywatelskiego i
podporz
ą
dkowanej mu polityki kulturalnej został wypracowany przez nowo powstał
ą
Rad
ę
Europy,
która obj
ę
ła cał
ą
Europ
ę
Zachodni
ą
. Model ten, zwany modernistycznym, dominował od lat
sze
ść
dziesi
ą
tych XX wieku w wi
ę
kszo
ś
ci krajów zachodnioeuropejskich.
Polegał na o
ś
wieceniowej w swym rodowodzie misji edukowania społecze
ń
stwa przez elity.
Celem polityki kulturalnej było wpływanie na procesy kulturowe w kierunku demokratyzacji
kultury, dostarczania odbiorcy dobrej jako
ś
ciowo oferty, edukacji europejskiej, socjalizacji w
ramach kanonu społecze
ń
stwa obywatelskiego i integracji społecznej mniejszo
ś
ci w duchu
tolerancji. Kulturze przyznawano wa
ż
n
ą
rol
ę
wychowawcz
ą
i nie szcz
ę
dzono
ś
rodków na
reintegracj
ę
dziedzictwa z tera
ź
niejszo
ś
ci
ą
. Najbardziej konsekwentnie model ten realizowano
mi
ę
dzy innymi w krajach skandynawskich i Francji.
Była to jednak polityka planowana strategicznie z centrum systemu w przekonaniu,
ż
e zadaniem elity
jest „pompowanie" kultury w doły społeczne, łagodzenie jednostronno
ś
ci społecze
ń
stwa masowego;
pa
ń
stwo brało na siebie obowi
ą
zek - w trosce o zachowanie spójno
ś
ci społecznej - ochrony ludzi
przed zej
ś
ciem poni
ż
ej dolnego progu uczestnictwa w kulturze, od którego zaczyna si
ę
anomia i rozpad wi
ę
zi obywatelskich.
Do priorytetów nale
ż
ała ochrona dziedzictwa, wspieranie kultury wysokiej (warto
ś
ciowej) oraz rozwój
domów i o
ś
rodków kultury, zwłaszcza dla młodzie
ż
y (we Francji w ci
ą
gu kilku lat stworzono g
ę
st
ą
sie
ć
maisons dejeneus et de la culture). Wa
ż
nym problemem stawała si
ę
wielokulturowo
ść
w
zwi
ą
zku z napływem „nowych Europejczyków". Na tak zorientowan
ą
polityk
ę
kulturaln
ą
były
asygnowane znaczne
ś
rodki; był to okres boomu ekonomicznego, który przekładał si
ę
na aktywn
ą
polityk
ę
społeczn
ą
. Odpowiedzialny za realizacj
ę
tych celów był sektor publiczny, ekonomia i
kultura nadal szły własnymi drogami, cho
ć
z czasem zacz
ę
ło si
ę
to zmienia
ć
, coraz bardziej
aktywny stawał si
ę
sektor non-profit.
W latach sze
ść
dziesi
ą
tych, siedemdziesi
ą
tych i dziewi
ęć
dziesi
ą
tych wiele si
ę
zmieniało w kwestiach
szczegółowych, praktyka i rozwi
ą
zania polityki kulturalnej stawały si
ę
coraz bardziej elastyczne w
kwestii finansowania, zarz
ą
dzania, decentralizacji decyzji, odpowiedzialno
ś
ci poszczególnych
szczebli administracji, znaczenia nabierał trzeci sektor, coraz bardziej interesował si
ę
kultur
ą
biznes
prywatny, ale zasadniczo utrzymano dyfuzyjny model polityki kulturalnej, pa
ń
stwo czuło si
ę
odpowiedzialne za kultur
ę
, za ochron
ę
wolno
ś
ci ekspresji, dolny poziom uczestnictwa w kulturze.
Tendencje lat dziewi
ęć
dziesi
ą
tych: ku „multinarracyjnej" polityce kulturalnej
Opisany powy
ż
ej model nowoczesnej polityki kulturalnej jest nadal rekomendowany przez
Rad
ę
Europy, Uni
ę
Europejsk
ą
i UNESCO jako poprawny i potrzebny - jako optymalna strategia
na rzecz rozwini
ę
tego kulturalnie społecze
ń
stwa obywatelskiego. Tyle
ż
e jest coraz trudniejszy do
realizacji, i to z wielu powodów.
Model ten rodził si
ę
w czasie, gdy elity polityczne, intelektualne, artystyczne pracuj
ą
ce dla sektora
publicznego, przede wszystkim pa
ń
stwowego, dysponowały pot
ęż
nymi instrumentami oddziaływania
na miliony ludzi, miały w r
ę
ku instytucje kultury, ale tak
ż
e media, w Europie Zachodniej równie
ż
elektroniczne, docieraj
ą
ce z tymi samymi przekazami do wielomilionowych audytoriów i widowni.
Było to społecze
ń
stwo masowe; dzi
ś
ju
ż
takiego społecze
ń
stwa jest coraz mniej.
Model ten był obliczony na bogate pa
ń
stwo - bardzo kosztowny, a obecnie na kultur
ę
jest wsz
ę
dzie
coraz mniej pieni
ę
dzy publicznych, co wi
ąż
e si
ę
z wynikaj
ą
c
ą
z globalizacji i rosn
ą
cej konkurencji
konieczno
ś
ci
ą
„zwijania" pa
ń
stwa socjalnego. Te instytucje kultury, które licz
ą
na wsparcie
publiczne, na ogół wegetuj
ą
. Nie ma na przykład
ż
adnego nowego grand projet w l'état culturel,
jakim jest Francja, a te ju
ż
zrealizowane prze
ż
ywaj
ą
powa
ż
ne kłopoty finansowe. Po prostu sfera
usług publicznych wyprowadzana jest z polityki pa
ń
stwowej. Du
ż
o pi
ę
knych słów o
odpowiedzialno
ś
ci pa
ń
stwa za kultur
ę
wygłasza si
ę
nadal na forach mi
ę
dzynarodowych.
Ostatnia mi
ę
dzyrz
ą
dowa konferencja UNESCO w sprawie kultury i rozwoju w Sztokholmie w
1998 r. w swym dokumencie ko
ń
cowym sformułowała mnóstwo wspaniałych i słusznych
rekomendacji adresowanych do władz publicznych pa
ń
stw członkowskich. Wi
ę
kszo
ść
tych
zalece
ń
, niestety, trafia w pró
ż
ni
ę
, a sama UNESCO nie ma ju
ż
wielkich mo
ż
liwo
ś
ci wpływania
na mi
ę
dzynarodowe procesy kultury.
Finanse to jednak tylko jeden powód i to chyba wcale nie najwa
ż
niejszy. Wa
ż
niejsza wydaje si
ę
radykalna zmiana kierunku procesu kulturowego. Najkrócej mówi
ą
c, polega ona na tym,
ż
e
mamy do czynienia z ekonomizacj
ą
kultury, co nie jest
ż
adn
ą
nowo
ś
ci
ą
, a tak
ż
e z czym
ś
, co
mo
ż
na nazwa
ć
rekulturacj
ą
ekonomii, co jest dzi
ś
główn
ą
tendencj
ą
. Jeste
ś
my
ś
wiadkami
radykalnej ekspansji tego, co Pierre Bourdieu nazywa rynkiem dóbr symbolicznych, a co zwi
ą
zane
jest przede wszystkim z efektem synergicznym rynku, techniki i zamo
ż
no
ś
ci społecze
ń
stw, które
konsumuj
ą
coraz wi
ę
cej dóbr symbolicznych w relacji do materialnych
1
.
Nieadekwatno
ść
dotychczasowego modelu polityki kulturalnej wynika tak
ż
e, a mo
ż
e przede
wszystkim, ze zmiany socjokuturowej.
Ludzie w społecze
ń
stwach bogatych s
ą
coraz lepiej wykształceni,
ż
yj
ą
w społecze
ń
stwie
informacyjnym, tysi
ą
ce podmiotów działaj
ą
cych na rynku walczy o pozyskanie ich uwagi, zarzucaj
ą
c
ich atrakcyjnymi ofertami rozrywki, sp
ę
dzania wolnego czasu. Ludzie maj
ą
coraz bardziej
zindywidualizowane potrzeby, których nie jest w stanie zaspokoi
ć
jeden publiczny podmiot oferuj
ą
cy
jedn
ą
„narracj
ę
". Przez narody polityczne przebiega dzi
ś
mnóstwo linii podziału kulturowego, kultura
jest w coraz mniejszym stopniu kodem komunikacyjnym wspólnym dla wszystkich, coraz trudniej jest
tworzy
ć
jej ogólnonarodowy obieg. Odchodzi w przeszło
ść
społecze
ń
stwo masowe, rodzi si
ę
pomasowe. Najwa
ż
niejszym zawołaniem jest to
ż
samo
ść
grup i jednostek. Na bazie tych
spluralizowanych to
ż
samo
ś
ci rodzi si
ę
to, co Anglosasi nazywaj
ą
identity policy. Da
ć
wszystkim tak
ą
to
ż
samo
ść
, jakiej sobie
ż
ycz
ą
.
Resztki starej elity kulturalnej i intelektualnej chciałyby zachowania dawnego modelu, ale oto na
naszych oczach obumiera model edukacyjny rodem z O
ś
wiecenia. Wraz z reality show odchodzi do
lamusa historii.
I oto w latach dziewi
ęć
dziesi
ą
tych pojawiła si
ę
tendencja do unikania
ś
wiadomego
kształtowania ludzi w duchu warto
ś
ci i hierarchizowania tych warto
ś
ci (kultura wy
ż
sza -
ni
ż
sza). Dominuj
ą
media i multimedia oferuj
ą
ce kultur
ę
audio-wideo. I chyba w tym rzecz. Je
ś
li
najwa
ż
niejszy staje szeroki target audience, nazywany niegdy
ś
publiczno
ś
ci
ą
, to znaczy,
ż
e trzeba
jak najwi
ę
cej przekazów przekłada
ć
na obrazki,
ż
eby dotrze
ć
do odbiorcy maj
ą
cego kłopoty z
rozumieniem słowa pisanego. Analfabeta to przecie
ż
tak
ż
e konsument, mi
ę
so reklamowe
popkultury.
Nikt nie ma ambicji „tłoczenia kultury w masy". Niektórzy nazywaj
ą
ten model przekazu kultury
postmodernistycznym. W takim modelu elita traci legitymacj
ę
orzekania, co jest „dobre dla ludu".
Orzekaj
ą
o tym producenci rozrywki, którzy za dobre dla ludu uwa
ż
aj
ą
to, czego ów lud chce.
Oczywi
ś
cie, to, czego lud chce, najlepiej si
ę
sprzedaje i przynosi najwi
ę
ksze zyski. A przy okazji
formuje si
ę
u odbiorcy „Mc
ś
wiatopogl
ą
d", który nap
ę
dza konsumentów takiej a nie innej kultury.
Układ sprz
ęż
ony.
Taki wła
ś
nie model narodził si
ę
w Polsce na naszych oczach. Inteligencja ze sw
ą
misj
ą
edukacyjn
ą
i
cywilizacyjn
ą
ust
ę
puje miejsca profesjonalnej grupie, która dostarcza społecze
ń
stwu strawy - bałbym
si
ę
j
ą
nazwa
ć
duchow
ą
- ale która nie ma
ż
adnej misji „edukowania mas". Jest to kultura, w której si
ę
nie uczestniczy, lecz j
ą
konsumuje.
Wielu powa
ż
nych badaczy - mi
ę
dzy innymi Manuel Castells - jest zdania,
ż
e wszystkie
systemy kulturowej komunikacji ulegaj
ą
marginalizacji za przyczyn
ą
ekspansji przekazu
medialnego. Ma to w szczególno
ś
ci dotyczy
ć
układu kultury, który polska socjolog, Antonina
Kłoskowska, nazywa pierwotnym, a który dotyczy procesu socjalizacji za po
ś
rednictwem
kontaktów face to face.
1
W swej znanej ksi
ąż
ce Wiek dost
ę
pu Jeremy Rifkin pisze: „Zmiany zachodz
ą
ce w strukturze relacji
ekonomicznych s
ą
cz
ęś
ci
ą
transformacji na wi
ę
ksz
ą
skal
ę
, jaka zachodzi w naturze systemu kapitalistycznego.
Jeste
ś
my w trakcie długofalowego przej
ś
cia od produkcji przemysłowej do produkcji dóbr kultury. Coraz
wi
ę
ksze obroty notuje nowoczesny handel i marketing licznych do
ś
wiadcze
ń
kulturowych, a nie tradycyjnych
dóbr i usług o charakterze przemysłowym. Podró
ż
e dookoła
ś
wiata, turystyka, miasteczka, parki rozrywki,
zabawa, rekreacja, moda i kulinaria, sport i zawody, hazard, muzyka, film, telewizja, seks, wirtualne
ś
wiaty w
cyberprzestrzeni oraz wszelkiego rodzaju propozycje sp
ę
dzania wolnego czasu transmitowane drog
ą
elektroniczn
ą
staj
ą
si
ę
szybko o
ś
rodkiem nowego kapitalizmu, w którym handluje si
ę
dost
ę
pem do prze
ż
y
ć
kulturalnych. J. Rifkin, Wiek dost
ę
pu. Nowa kultura hiperkapitalizmu, w której płaci si
ę
za ka
ż
d
ą
chwil
ę
ż
ycia,
przeł. E. Kania, Wydawnictwo Dolno
ś
l
ą
skie, Wrocław 2003, s.7-9.
Promowanie warto
ś
ciowej kultury
Problem edukacji kulturalnej i medialnej Polaków staje si
ę
w tej sytuacji kluczowy. Dyskusja, jaka si
ę
dzi
ś
przetacza przez łamy prasy, ujawnia ostro zarysowane stanowiska w zakresie krytyki i obrony
kultury komercyjnej, zwolennicy jednego stoj
ą
na gruncie obrony interesu nadawcy, tak aby oferował
on to, czego sobie
ż
yczy odbiorca, czyli wyst
ę
puj
ą
w imieniu wolno
ś
ci robienia pieni
ę
dzy na mediach
i przemysłach kultury, drudzy za
ś
w trosce o dobro publiczne chc
ą
im narzuci
ć
jakie
ś
hamulce. Ta
druga orientacja skazana jest jednak na pora
ż
k
ę
, wszelkie ograniczenia narzucane z zewn
ą
trz
okazuj
ą
si
ę
nieskuteczne mi
ę
dzy innymi dlatego,
ż
e prawo jest niedoskonałe, nie wyznacza ostrych
granic w kwestii przemocy czy pornografii. A przemoc i erotyzm to główne wehikuły komercji w
kulturze popularnej. Teoretycznie mo
ż
na si
ę
jeszcze odwoływa
ć
do społecznej odpowiedzialno
ś
ci
nadawców, ale i to jest iluzoryczne w sytuacji ostrej, cz
ę
sto nachalnej walki o publiczno
ść
, gdy nie
warto
ś
ci czy zdrowie moralne społecze
ń
stwa, ale prawa rynku s
ą
głównym regulatorem takiej
kultury. Trudno wi
ę
c dziwi
ć
si
ę
,
ż
e nie zasada pro publico bono, lecz pro mercato bono rz
ą
dzi
doborem oferty. Byłbym jednak za tym,
ż
eby nazywa
ć
to po imieniu i nie mydli
ć
oczu wolno
ś
ci
ą
ekspresji, bo nie o ni
ą
chodzi, ale o wolno
ść
kupieck
ą
.
Zastanawia w tym kontek
ś
cie
ż
ałosny poziom dyskusji o polityce kulturalnej i edukacyjnej. Je
ś
li
nie podejmie si
ę
wysiłku, aby ju
ż
w szkole przygotowywa
ć
młodych Polaków do odbioru
lepszej oferty kulturalnej, to w przyszło
ś
ci w ogóle ju
ż
nie b
ę
dzie takiej oferty, bo zabraknie
adresata.
Taka publiczno
ść
, gdy doro
ś
nie, nie b
ę
dzie odczuwa
ć
wy
ż
szych potrzeb kulturalnych. Nie mo
ż
na jej
te
ż
b
ę
dzie niczego narzuca
ć
, bo w liberalnym społecze
ń
stwie ka
ż
dy ma prawo do takiej oferty, jakiej
sobie
ż
yczy, cho
ć
by najmniej wyszukanej, cho
ć
by tylko konsumpcji talk show i oper mydlanych.
Jeszcze tylko w szkole mo
ż
na co
ś
narzuca
ć
i - nie bójmy si
ę
tego okre
ś
lenia - tresowa
ć
kulturowo.
Trudno jednak by
ć
optymist
ą
, je
ż
eli w szkole zaj
ęć
rozbudzaj
ą
cych potrzeb
ę
uczestnictwa i własnej
twórczo
ś
ci jest jak na lekarstwo. Trzeba zapyta
ć
chyba jedynie retorycznie, w ilu szkołach
publicznych - podstawówkach, gimnazjach czy liceach - przetrwały kółka teatralne, zaj
ę
cia
plastyczne, muzykowanie? Jak wygl
ą
da edukacja z zakresu arytmetyki nowych mediów?
W Polsce jeszcze długo b
ę
dziemy mie
ć
społecze
ń
stwo o „trzech szybko
ś
ciach": z
elementami tradycji, nowoczesno
ś
ci i ponowoczesno
ś
ci.
Rodzi to chaos, dezorientacj
ę
normatywn
ą
i konflikty, ale te
ż
mo
ż
e przy pewnej dojrzało
ś
ci
społecze
ń
stwa wytwarza
ć
o
ż
ywcze napi
ę
cia, którymi karmi
ć
si
ę
b
ę
dzie kultura i duchowo
ść
Polaków
w XXI wieku. Raczej nie ma tu co liczy
ć
na media prywatne. Media publiczne powinny w tym
uczestniczy
ć
, szukaj
ą
c złotego
ś
rodka mi
ę
dzy funkcj
ą
„zwierciadła", na której si
ę
zarabia, i funkcj
ą
formy, czyli aktywnego wpływania na kształt gustów, warto
ś
ci, wzorów społecznych praktykowanych
przez Polaków.
Na podstawie obserwacji w
ą
tłych dyskusji na temat polityki kulturalnej w Polsce mo
ż
na odnie
ść
wra
ż
enie,
ż
e chodzi przede wszystkim o kultur
ę
wysok
ą
, sztuk
ę
, czyli twórczo
ść
dla „górnych
kilkudziesi
ę
ciu tysi
ę
cy". W zwi
ą
zku z tym, warto zada
ć
pytanie, o jak
ą
kultur
ę
chodzi, bo przecie
ż
samo słowo „kultura" ma wiele znacze
ń
. Mo
ż
e by
ć
masowa, elitarna, popularna itp.; mo
ż
e chodzi
ć
o
kultur
ę
tak zwan
ą
samoistn
ą
, to znaczy tak
ą
, która pomaga w rozwoju osobowo
ś
ci człowieka,
kształtuje jego wra
ż
liwo
ść
itd. Mo
ż
e te
ż
chodzi
ć
o kultur
ę
funkcjonaln
ą
, ale ju
ż
w szerszym sensie
społecznym, czyli tak
ą
, która jest potrzebna do rozwoju kraju. Nie ulega wszak w
ą
tpliwo
ś
ci - i tego
dowiodła ju
ż
empiria społeczna wielu krajów -
ż
e kultura ma wpływ na kierunek i kształt rozwoju,
ż
e nie wystarczy stworzy
ć
optymalny układ wymiernych parametrów (finanse, technologia,
prawo), poniewa
ż
nie b
ę
dzie on skuteczny, je
ś
li nie zostanie wsparty przez parametr
niewymierny, kultur
ę
wła
ś
nie. Na nim buduje si
ę
popularn
ą
filozofi
ę
ż
yciow
ą
, która zach
ę
ca
do działania albo do zaniecha
ń
.
Tu cisn
ą
si
ę
inne pytania: Czym jest i czym powinna by
ć
kultura narodowa w warunkach globalizacji,
cyfryzacji i integracji europejskiej? Czy traktowa
ć
j
ą
„plemiennie", etnicznie, czy te
ż
widzie
ć
w niej
szersze uniwersum. Chodzi naturalnie o kultur
ę
polsk
ą
tworzon
ą
przez Polaków w kraju i zagranic
ą
,
ale tak
ż
e o kultur
ę
tworzon
ą
w Polsce niekoniecznie przez etnicznych Polaków.
W Unii Europejskiej znale
ź
li
ś
my si
ę
z własn
ą
kultur
ą
, ale problem w tym, czy b
ę
dziemy umieli
przekłada
ć
nasze idiomy na dyskurs, aby były one zrozumiałe dla innych i aby
ś
my tak
ż
e my
rozumieli obce idiomy. To jest niezb
ę
dny warunek współpracy, dialogu kultur. Wielk
ą
rol
ę
w tym
dziele przekładu maj
ą
do odegrania media, wraz z Internetem, a nie jest to sztuka łatwa.
Kiedy mowa o powinno
ś
ciach pa
ń
stwa i samorz
ą
dów oraz mediów publicznych wobec kultury
narodowej, to chodzi przede wszystkim o to,
ż
e kultura jest potrzebna zwłaszcza w warunkach
globalizacji, mo
ż
e nawet bardziej ni
ż
w sytuacji ograniczonych kontaktów ze
ś
wiatem.
Samoportretowanie potrzebne jest, aby nie by
ć
skazanym na spo
ż
ywanie tylko obcej strawy
duchowej, w której nie odnajduje si
ę
własnych problemów i dylematów; słowem do tego, aby nie
utraci
ć
władzy nad własnymi symbolami. Na szcz
ęś
cie to zapotrzebowanie na własn
ą
kultur
ę
popularn
ą
staje si
ę
coraz bardziej widoczne po zachły
ś
ni
ę
ciu si
ę
przed kilkunastu laty otwarciem na
ś
wiat, kultur
ą
z importu, która smakowała jak zakazany owoc. Własna kultura oznakowuje
przestrze
ń
, jest twarz
ą
, która czyni nas rozpoznawalnymi. Dostrzegamy coraz szersz
ą
tak
ą
ofert
ę
w
naszych mediach elektronicznych, publicznych i prywatnych.
Produkcji kulturalnej czerpi
ą
cej z własnych zasobów jest i b
ę
dzie coraz wi
ę
cej. Nie potrzebne b
ę
d
ą
zatem
ż
adne nakazy,
ż
eby radio czy telewizja uwzgl
ę
dniały j
ą
w swych ramówkach. Wobec Internetu
o jakichkolwiek nakazach w ogóle nie mo
ż
na mówi
ć
. Gdyby chodziło tylko o sztuk
ę
, o wysok
ą
kultur
ę
, to nie byłoby problemu z telewizj
ą
czy mediami elektronicznymi w ogólno
ś
ci. Wystarczy
kanał niszowy, bez reklam utrzymywany z abonamentu lub/i danin nadawców prywatnych, kanał dla
wyrobionego odbiorcy, dla tego cennego „marginesu społecznego", który chce kultury bardziej
warto
ś
ciowej. W radiu publicznym takie kanały ju
ż
istniej
ą
: Program 2 - kulturalny, oraz edukacyjne
Radio Bis. 1 kwietnia 2005 r. uruchomiono sformatowany kanał TVP Kultura. Wedle zapowiedzi, ma
to by
ć
kanał ambitny, ale dopiero praktyka to zweryfikuje.
Chodzi generalnie o to, aby polska wspólnota obywatelska była coraz lepiej wyposa
ż
ona w
kapitał ludzki i społeczny. Nie mo
ż
emy zatem sprowadza
ć
wolno
ś
ci kultury do wolno
ś
ci
handlu ni
ą
. Prawda,
ż
yjemy w kraju demokratycznym i liberalnym, trzeba da
ć
ludziom to,
czego chc
ą
, bez taniej dydaktyki i uszcz
ęś
liwiania na sił
ę
. Jestem oczywi
ś
cie za tym,
ż
eby
odbiorcy otrzymywali to, czego sobie
ż
ycz
ą
. Nie ma zreszt
ą
innego wyj
ś
cia: przy tak wielkiej dzi
ś
,
a w przyszło
ś
ci jeszcze wi
ę
kszej, obfito
ś
ci kanałów nikt ich nie zmusi do ogl
ą
dania tego, czego nie
chc
ą
. Jest zatem wielkim pytaniem, co mog
ą
uczyni
ć
instytucje kultury i nadawcy publiczni, aby
Polacy „chcieli chcie
ć
" spo
ż
ywa
ć
lepsz
ą
, warto
ś
ciowsz
ą
straw
ę
duchow
ą
, nie uciekali od niej w t
ę
p
ą
,
bezrefleksyjn
ą
rozrywk
ę
.
O jak
ą
„lepsz
ą
straw
ę
" chodzi?
Najkrócej mówi
ą
c, o tak
ą
, która zwi
ę
ksza szanse cywilizacyjne Polaków, przysposabia ich do
konkurowania i kooperowania ze
ś
wiatem rozwini
ę
tym; tak
ą
, która przesuwa
ć
nas b
ę
dzie z
peryferii do centrów cywilizacyjnych. Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e szeroko rozumiana kultura społeczna
ma tak
ą
funkcj
ę
do spełnienia. Pa
ń
stwo rozumiane jako zorganizowana wspólnota obywatelska ma
takie obowi
ą
zki, cho
ć
by po to,
ż
eby mogło zwi
ę
ksza
ć
swe zdolno
ś
ci przetrwania i rozwoju,
ż
eby
reprodukowa
ć
elit
ę
na jakim
ś
poziomie,
ż
eby nie dopu
ś
ci
ć
do zej
ś
cia poni
ż
ej takiego poziomu
kultury,
ż
e ju
ż
nie działaj
ą
ż
adne normy, lecz kij bejsbolowy. Je
ś
li w setkach tysi
ę
cy polskich
rodzin jedyny wydatek na kultur
ę
to abonament radiowo-telewizyjny (je
ś
li go w ogóle uiszczaj
ą
), to
nie trzeba si
ę
szeroko rozwodzi
ć
nad tym, jak wielka jest rola mediów audiowizualnych i innych
przemysłów kultury, które maj
ą
wszelkie dane ku temu, aby chroni
ć
wielkie grupy przed
wykluczeniem społecznym, podnosi
ć
ich kompetencje cywilizacyjne. Na takie wykluczenie nie
pozwoli nam zreszt
ą
Unia Europejska.
Powy
ż
sze stwierdzenia pobrzmiewaj
ą
nieco paternalistycznie i mog
ą
razi
ć
ucho liberała, ale tak jest
we wszystkich dobrze zorganizowanych i silnych obywatelsko pa
ń
stwach. Je
ś
li pa
ń
stwo zmusza
rodziców,
ż
eby posyłali dzieci do szkoły powszechnej, nie daj
ą
c im monopolu na edukacj
ę
swoich
dzieci, to znaczy,
ż
e jest w tym jaki
ś
gł
ę
bszy sens. Na kulturze duchowej powinno zale
ż
e
ć
ka
ż
dej
jednostce i trzeba da
ć
jej szanse. Milionom Polaków, zwłaszcza młodych, na niej zale
ż
y, o czym
ś
wiadczy p
ę
d do wy
ż
szego wykształcenia. A je
ś
li nie zale
ż
y, to pa
ń
stwu i pa
ń
stwowemu
mecenasowi powinno zale
ż
e
ć
.
Chodzi generalnie o to,
ż
eby kultura budowała czy te
ż
pomagała w budowaniu czterech
orientacji aktywno
ś
ci
ż
yciowej Polaków, rozstrzygaj
ą
cych o szansach cywilizacyjnych i
jako
ś
ci społecze
ń
stwa:
orientacji ekspresywnej (
ż
eby Polacy mieli zdolno
ść
wyra
ż
ania siebie przez kultur
ę
, niekoniecznie
tylko wysok
ą
, ale tak
ą
, która wyrasta z ich potrzeb, do
ś
wiadcze
ń
, prze
ż
ywania
ś
wiata, zmian,
których do
ś
wiadczaj
ą
itp.);
orientacji normatywnej, bez której nie ma wi
ę
zi, ładu społecznego;
orientacji poznawczej, w sensie zarówno zaspokajania potrzeb samorealizacji i samoaktualizacji,
jak i mi
ę
dzypokoleniowej transmisji wiedzy;
orientacji instrumentalnej, czyli umiej
ę
tno
ś
ci korzystania z nowoczesnych narz
ę
dzi i
samodzielnego wytwarzania takich narz
ę
dzi nasyconych własnymi tre
ś
ciami.
Powtórz
ę
:
ż
yjemy w kraju demokratycznym, liberalnym i nie mo
ż
na kultury warto
ś
ciowej narzuci
ć
;
nie ma - i mam nadziej
ę
- nie b
ę
dzie ju
ż
mi
ę
dzy Odr
ą
a Bugiem
ż
adnego monopolu. Jest obfito
ść
instytucji kultury i kanałów jej przekazywania, a w niedalekiej przyszło
ś
ci - dzi
ę
ki cyfryzacji,
multipleksom itp. - b
ę
d
ą
media na
ż
yczenie.
Warto powa
ż
nie podyskutowa
ć
nad tym, jakie w społecze
ń
stwie pluralistycznym s
ą
mo
ż
liwo
ś
ci promowania kultury warto
ś
ciowej. Widz
ę
pi
ęć
takich mo
ż
liwo
ś
ci:
Po pierwsze: wymuszanie pewnych po
żą
danych standardów srodkami prawnymi, ale tylko w
ś
ci
ś
le
okre
ś
lonych przypadkach (np. w odniesieniu do ochrony polszczyzny). Cz
ę
sto bywa to nieskuteczne,
ale nie powinno si
ę
z tego całkowicie rezygnowa
ć
.
Po wtóre: pozyskiwanie zainteresowania i uwagi odbiorców dla takiej kultury przez odpowiedni jej
marketing. Okazuje si
ę
,
ż
e mo
ż
na taki marketing robi
ć
i robi si
ę
go w krajach zachodnioeuropejskich.
Po trzecie: społeczna odpowiedzialno
ść
twórców i nadawców. Jest to od dawna dyskutowany w
demokracjach problem. Dzi
ś
jednak pojawia si
ę
on w nieco innym
ś
wietle - w kontek
ś
cie „rynku
warto
ś
ci moralnych".
Sprowadza si
ę
to do postulatu, by ka
ż
da firma prywatna, równie
ż
instytucja medialna, była „dobrym
obywatelem", dbała o otoczenie społeczne, w którym działa. Nawet je
ś
li nie czyni tego z pobudek
moralnych, to przynajmniej po to,
ż
eby mie
ć
lepszy wizerunek. S
ą
dz
ę
,
ż
e ten proces b
ę
dzie si
ę
rozwijał, jak bowiem wynika z bada
ń
w krajach rozwini
ę
tych, do głosu dochodz
ą
warto
ś
ci
postmaterialne, nastawienie bardziej na jako
ść
ż
ycia ni
ż
na gromadzenie dóbr.
Po czwarte: inicjacja w szkole do odbioru bardziej warto
ś
ciowej kultury. Jeszcze tylko w szkole (nie
licz
ą
c instytucji totalnych, jak wojsko czy wi
ę
zienie), mo
ż
na młodych ludzi do czego
ś
zmusza
ć
w
sferze edukacji, na przykład przez narzucanie odpowiednich lektur. Je
ś
li tej inicjacji nie b
ę
dzie, to
trudno pó
ź
niej liczy
ć
na uczestnictwo w kulturze wy
ż
szej ludzi dorosłych.
Po pi
ą
te - i to jest najtrudniejsze - przesycanie kultury popularnej warto
ś
ciami bez kompromisu w
zakresie atrakcyjno
ś
ci produktu. Tu mistrzami s
ą
ameryka
ń
skie media i prywatne instytucje oraz
przemysły kultury. Je
ś
li si
ę
przyjrze
ć
uwa
ż
niej ich ofercie, to mo
ż
na stwierdzi
ć
,
ż
e jest ona
przesi
ą
kni
ę
ta warto
ś
ciami, archetypami dobra i zła zrozumiałymi w danej kulturze, dostarcza
spójnego systemu aksjologicznego, nawet je
ś
li niekiedy nie trafia w gust lepiej wyrobionej
publiczno
ś
ci. I zarabia przy tym du
ż
e pieni
ą
dze. Ameryka
ń
ska kultura popularna nie wzdraga si
ę
przed mobilizowaniem ludzi w sposób, który nam w Europie wydaje si
ę
nieco nachalny czy wr
ę
cz
nacjonalistyczny. Wida
ć
to zwłaszcza po tragedii 11 wrze
ś
nia. Europejczycy, w tym Polacy, nie
bardzo to potrafi
ą
, poniawa
ż
maj
ą
dług
ą
tradycj
ę
, hierarchicznej, spolaryzowanej kultury. Brak ci
ą
gle
popularnego, przyzwoitego standardu, który zach
ę
ca do uczestnictwa, dostarcza masowej rozrywki,
ale zarazem formuje estetycznie i etycznie, przemyca pewne przesłania.
Kultura i społecze
ń
stwo wiedzy
Wydaje si
ę
,
ż
e polityka kulturalna Unii Europejskiej, je
ś
li o takiej mo
ż
na mówi
ć
- dzi
ś
zmierza w
kierunku nieco innym ni
ż
jeszcze do niedawna. Nadal chodzi o to, aby kultura stanowiła sfer
ę
publiczn
ą
, chroniła ró
ż
norodno
ść
Europy, przeciwdziałała wykluczeniu społecznemu, ale tak
ż
e o co
ś
wi
ę
cej: o to,
ż
eby była cz
ęś
ci
ą
szeroko rozumianego przemysłu wiedzy i miała coraz wi
ę
kszy
udział w budowaniu siły konkurencyjnej. Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e doskonale to robi
ą
ameryka
ń
skie przemysły kultury i s
ą
dz
ę
,
ż
e nastawienie UE b
ę
dzie podobne.
Społecze
ń
stwo wiedzy to mi
ę
dzy innymi promowanie twórczo
ś
ci, oryginalnego rozwi
ą
zywania
problemów. Istnieje tzw. wielka twórczo
ść
, która oddziaływa na znaczne grupy ludzi (idee pomysły,
hipotezy,
wizje
artystów,
pisarzy,
uczonych),
oraz
twórczo
ść
mała,
która
dotyczy
niesformalizowanych obszarów kultury: pracy, obyczajów, mieszkania, gospodarstwa rolnego, czyli
kultury jako regulatora
ż
ycia. Chodzi o innowacje dokonywane przez „ludzi z ulicy". Ta twórczo
ść
decyduje o poziomie kulturalnym społecze
ń
stw. Polityka kulturalna i o
ś
wiatowa powinna
wspiera
ć
twórczo
ść
wielk
ą
i mał
ą
oraz przenikanie si
ę
obydwu poziomów twórczo
ś
ci.
W epoce wczesnej czy
ś
rodkowej nowoczesno
ś
ci - klasycznej, by j
ą
tak nazwa
ć
-
ż
eby by
ć
nowoczesnym, wystarczyło na
ś
ladowa
ć
, zdolny imitator mógł osi
ą
gn
ąć
sukces. Wystarczyło kupi
ć
licencj
ę
na standardowy produkt i konkurowa
ć
nie tyle my
ś
l
ą
, ile cen
ą
. Nie wszystkim si
ę
to udawało,
na
ś
ladowa
ć
te
ż
trzeba umie
ć
. Ale niepotrzebna była nadzwyczajna twórczo
ść
i innowacyjno
ść
.
Wystarczyło wdro
ż
y
ć
wielkie masy ludzi do ta
ś
my. Dzi
ś
masowa produkcja standardowych,
tanich dóbr nie zapewni sukcesu, bardziej ni
ż
cena liczy si
ę
ładunek innowacyjno
ś
ci,
oryginalno
ś
ci; kultura zmaterializowana w produktach lub kultura sprzedawana jako symbole.
St
ą
d warto
ść
marki, logo, własno
ś
ci intelektualnej.
Nie wymaga szerszego uzasadnienia stwierdzenie,
ż
e Polska zintegrowana z Uni
ą
nie przejdzie ju
ż
przez cykl nowoczesno
ś
ci, przez który przeszła Europa Zachodnia: pa
ń
stwo narodowe i nacjonalizm
jako ideologi
ę
modernizacyjn
ą
, rynek narodowy, gospodark
ę
narodow
ą
itp., nie b
ę
dzie mie
ć
te
ż
szans na nowoczesne w swej naturze pa
ń
stwo dobrobytu. Nie ma na to warunków w erze
informatyzacji, globalizacji i transnarodowej integracji. Polsce proste, nawet doskonałe
na
ś
ladownictwo ju
ż
nie pomo
ż
e. Je
ś
li si
ę
chce tylko dobrze na
ś
ladowa
ć
, to mo
ż
na by
ć
ju
ż
tylko
podwykonawc
ą
.
Musimy si
ę
zatem przystosowa
ć
do pó
ź
nej nowoczesno
ś
ci. Czy nie za du
ż
y to dla nas przeskok?
Czy da si
ę
nadrobi
ć
wagary na lekcji nowoczesno
ś
ci? Czy w ogóle jest to jeszcze potrzebne? Moim
zdaniem, ju
ż
nie. W pó
ź
nej nowoczesno
ś
ci potrzebna jest to
ż
samo
ść
jak nigdy wcze
ś
niej. Człowiek
pó
ź
nonowoczesny szuka autentyczno
ś
ci, bo cywilizacja stworzyła sztuczny
ś
wiat, który nad nami
dominuje.
Przyjdzie kiedy
ś
czas,
ż
e wi
ę
kszo
ść
krajów w Europie, po obu stronach starej linii podziału, osi
ą
gnie
taki standard cywilizacyjny, poziom produkcji, infrastruktury itp.,
ż
e przestanie to by
ć
atutem
promocyjnym. Wtedy b
ę
dzie si
ę
liczy
ć
co
ś
dodatkowego - pomysł, kreatywno
ść
, specyfika. Potrzeba
ju
ż
nie tylko dobrej polityki kulturalnej, ale tak
ż
e dobrego marketingu kultury, aby wypromowa
ć
smaki, d
ź
wi
ę
ki, zapachy, obrazy naszej kultury. Mamy bogate tworzywo pochodz
ą
ce ze wszystkich
epok historycznych. W czasie gdy narody zachodnioeuropejskie budowały racjonalistyczne pa
ń
stwa i
nowoczesn
ą
gospodark
ę
, my produkowali
ś
my legendy dla pokrzepienia serc, ba
ś
niowe interpretacje
dziejów, malownicze kresowe opowie
ś
ci. To jest licz
ą
cy si
ę
kapitał symboliczny.
Jedno z kluczowych pyta
ń
, jakie trzeba zatem postawi
ć
w rok po akcesji do Unii Europejskiej, brzmi:
Czy dla Polski istnieje alternatywa - zacofanie jako ostoja to
ż
samo
ś
ci czy nowoczesno
ść
na
ś
ladowcza bez to
ż
samo
ś
ci? Czy mo
ż
e b
ę
dzie jaki
ś
, kompromis, a je
ś
li tak, to jaki?
Uwagi ko
ń
cowe
Omawiane w tym eseju problemy polityki kulturalnej w epoce sieci znajduj
ą
pewne odzwierciedlenie
w Narodowej Strategii Rozwoju Kultury opracowanej przez Ministerstwo Kultury. Została ona
stworzona w duchu wymogów Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013, okre
ś
la pozytywne i
negatywne uwarunkowania rozwoju Polski oraz pakiet programów i działa
ń
, które maj
ą
stworzy
ć
warunki wchłoni
ę
cia unijnej pomocy oraz przysposobi
ć
Polsk
ę
do podmiotowego uczestnictwa w
unijnej wspólnocie. W najbli
ż
szych latach wpłynie do Polski pomoc z funduszy strukturalnych Unii
oraz Funduszu Spójno
ś
ci. Od tego, jaki scenariusz naszej przynale
ż
no
ś
ci do Unii si
ę
zi
ś
ci, b
ę
dzie
zale
ż
e
ć
nasza zdolno
ść
do adsorpcji tego wsparcia, a wi
ę
c tak
ż
e tempo adaptacji.
Strategia odwołuje si
ę
do dokumentów Unii w wielu kwestiach, mi
ę
dzy innymi do „Programue-
Content" i „Kultura 2000" w zakresie promowania ró
ż
norodno
ś
ci kulturalnej i j
ę
zykowej w Internecie.
Strategia zawiera słuszne postulaty ucyfrowienia polskich zasobów kultury, aby
ś
my nie odgrodzili si
ę
od
ś
wiata „elektroniczna kurtyn
ą
", ale niewiele proponuje konkretów.
Dobrze nale
ż
y oceni
ć
projekty infrastrukturalne, mi
ę
dzy innymi budow
ę
platform wirtualnych i
systemów sieciowych, które ułatwi
ą
dost
ę
p do zbiorów bibliotecznych, wł
ą
czanie do Internetu
publicznych instytucji kultury, a tak
ż
e budow
ę
i rozbudow
ę
sieci informatycznych w celu
usprawnienia zarz
ą
dzania instytucjami kulturalnymi.
Z konkretnych przedsi
ę
wzi
ęć
warto wymieni
ć
projekt Ministerstwa Kultury realizowany w ramach
Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Projekt przewiduje stworzenie
zintegrowanego modułu sieciowego obejmuj
ą
cego Ministerstwo Kultury (Departament Ochrony
Zabytków), a tak
ż
e mi
ę
dzy innymi O
ś
rodek Ochrony Zbiorów Publicznych, 51 o
ś
rodków
konserwatorskich, Krajowy O
ś
rodek Bada
ń
i Dokumentacji zabytków wraz z o
ś
rodkami regionalnymi,
Bibliotek
ę
Narodow
ą
, Naczeln
ą
Dyrekcj
ę
Archiwów Pa
ń
stwowych.
Zaplecze technoinformatyczne jest wa
ż
ne, ale bodaj wa
ż
niejsze jest wypracowanie koncepcji
instytucji kulturalnej w tych nowych uwarunkowaniach cywilizacyjnych, zwłaszcza instytucji
upowszechniania kultury.
W krajach Unii Europejskiej
ś
cieraj
ą
si
ę
dwie koncepcje centrów kultury: konserwatywna i
progresywna. Progresywna zmierza do tego, aby instytucje te reagowały mo
ż
liwie jak
najszybciej na nowe uwarunkowania technologiczne i tym przyci
ą
gały odbiorców, zwłaszcza
młodzie
ż
. Centra kultury w takim kształcie to „multimediateki" o stałym, szerokopasmowym
dost
ę
pie do Internetu - swoiste „okno na e-
ś
wiat". Najlepiej to wida
ć
na przykładzie Francji,
gdzie g
ę
sta sie
ć
wspomnianych maisons de jeunes et de la culture przekształciła w sie
ć
owych mediatek.
Takie podej
ś
cie jest reakcj
ą
na coraz silniejsz
ą
tendencj
ę
sp
ę
dzania czasu wolnego w „domowych
centrach informacji i rozrywki", w „telechacie", która dzi
ę
ki relatywnemu potanieniu sprz
ę
tu staje si
ę
centrum przemysłów kultury, jeszcze niedawno dost
ę
pnych jedynie w profesjonalnych centrach
usług multimedialnych. Rozwój ł
ą
cz bezprzewodowych sprawia jednak,
ż
e ludzie wychodz
ą
coraz
cz
ęś
ciej z owego „domowego centrum", poniewa
ż
bezprzewodowy komunikator multimedialny iPod
pozwala na odbiór z sieci plików tekstowych, muzycznych czy wizualnych. Rozszerzanie usług
multimedialnych i sieciowych w centrach kultury obliczone było równie
ż
na konkurowanie z
"cyberkafejkami", które na przykład w Holandii popularne s
ą
nie tylko dzi
ę
ki taniemu i szybkiemu
dost
ę
powi do Internetu, ale tak
ż
e temu,
ż
e mo
ż
na w nich zapali
ć
„trawk
ę
" i spotka
ć
si
ę
z „paczk
ą
"
znajomych.
W mediatekach chodzi jednak o co
ś
wi
ę
cej: mianowicie o edukacj
ę
internetow
ą
i - generalnie -
medialn
ą
, zwłaszcza dla najmłodszych u
ż
ytkowników, którym nieraz z trudem przychodzi
odró
ż
nienie
ś
wiata rzeczywistego od wirtualnego. Ma to nauczy
ć
korzystania z Internetu jako
sezamu, a nie
ś
mietnika, dotarcia do warto
ś
ciowej wiedzy i kultury.
Zwolennicy koncepcji konserwatywnej
ś
wiadomie eksponuj
ą
t
ę
zachowawczo
ść
, przekonani,
ż
e
najwa
ż
niejszy jest
ż
ywy plan kultury w dobrze wyposa
ż
onych centrach. W takim podej
ś
ciu jest wiele
racji: tylko lokalne (regionalne, miejskie, gminne) instytucje kultury, kierowane przez ludzi z
wyobra
ź
ni
ą
i wsparte przez lokalne media oraz organizacje pozarz
ą
dowe, s
ą
w stanie stworzy
ć
lokalny obieg kultury, konkurencyjny dla globalnego, nie da
ć
si
ę
wessa
ć
przez ten obieg globalny,
przyci
ą
gn
ąć
community artists, stworzy
ć
przestrze
ń
dla owej „kultury
ż
ywego planu". Chodzi o
zdolno
ść
do formułowania, odbierania i interpretowania przekazów symbolicznych, czyli znajomo
ść
kodu komunikacji danej wspólnoty.
Tylko tak zorganizowana miejska przestrze
ń
kultury mo
ż
e przyci
ą
gn
ąć
publiczno
ść
. Na tym poziomie
mo
ż
na rozwi
ą
za
ć
podstawowy problem współczesnej kultury - i generalnie
ż
ycia zbiorowego - jak
stworzy
ć
ludziom warunki twórczego rozwoju, ochroni
ć
ich przed zaprogramowaniem przez media,
nie da
ć
si
ę
sprowadzi
ć
do jednowymiarowej roli konsumenta. Cech
ą
obecnego stadium rozwoju
cywilizacji informatycznej jest bowiem to,
ż
e stwarza ona olbrzymie szanse rozwoju intelektualnego i
duchowego, korzystania z najbogatszego sezamu wiedzy, jaki kiedykolwiek oferowała historia, ale
te
ż
rodzi olbrzymi
ą
pokus
ę
biernej konsumpcji, owego zaprogramowania wła
ś
nie.
Najsilniejsze tendencje we współczesnej kulturze popularnej to - z jednej strony - wymóg
coraz wi
ę
kszych kompetencji cywilizacyjnych, zwłaszcza technicznych (w zwi
ą
zku ze zjawiskiem
inwersji kultury, czyli wysuwania na plan pierwszy raczej technicznych narz
ę
dzi produkcji i
konsumpcji kulturalnej ni
ż
twórcy i odbiorcy), z drugiej za
ś
- d
ąż
enie do zaspokajania coraz
intensywniejszych fizycznych dozna
ń
i prze
ż
y
ć
, co spycha na dalszy plan to, co zwykli
ś
my nazywa
ć
duchowo
ś
ci
ą
człowieka. Kultura duchowa staje si
ę
coraz cie
ń
sz
ą
warstewk
ą
. Chodzi o to,
ż
eby tak
nie było.