każe wracać do przeszłości, rozpamiętywać chwile pocieszenia, kiedy czuliśmy się niesieni na skrzydłach, pełni ufności i światła.
Jest to wspominanie żywego Słowa, które działa w historii mojego życia. Mnie osobiście często pomaga zdanie z proroka
Izajasza: „Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą; nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem. Umacniam cię i wspomagam, podtrzymuję
cię moją prawicą sprawiedliwą. (...)przychodzą ci z pomocą” (Iz 41, 10. 13). Ale to nie wszystko. Święty zachęca nas, abyśmy
w ciemnościach oczekiwali nadejścia kolejnego pocieszenia i nawiedzenia Pana. Stąd wniosek, że dla Ignacego strapienie nie
jest permanentnym, lecz przejściowym stanem ludzkiego ducha.
Zawsze zadziwia mnie to, że w opowieściach związanych z Narodzeniem Chrystusa u św. Mateusza i św. Łukasza pojawia się
zachęta do ufności i porzucenia lęku. Maryja i Józef słyszą z ust aniołów, „Nie bój się”, podobnie pasterze, którzy zmierzają do
groty betlejemskiej, a wcześniej Zachariasz. Podobnie dzieje się po Zmartwychwstaniu, kiedy Jezus ogłasza pokój zalęknionym
uczniom. Oczywiście, może tutaj chodzić o religijny, zdrowy lęk, czyli bojaźń i respekt przed Bogiem, który po części wynika z
kruchości ludzkiej natury. Ale gdyby chodziło tylko o ten rodzaj lęku, po co zachęcać kogoś, aby się nie lękał?
Istotnie, kiedy patrzę na Dziecię w żłobie, to doświadczam również stopniowego uwolnienia od lęków egzystencjalnych i
oczyszczenia lęku przed samym Bogiem. Dlaczegóż by nie stosować częściej tej duchowej terapii, nie tylko podczas świąt?
O duchowości z krwi i kości / DEON.pl
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje/adwent-2010-rekolekcje/piorko...
1 z 1
2010-12-25 13:47