~ 1 ~
Monika Szulc
~ 2 ~
[...] ocean czasu - chcemy czy nie –
zawsze zwraca nam to, co w nim kiedyś
pogrzebaliśmy.
Carlos Ruiz Zafón- Marina
PROLOG
Miałam piętnaście lat, kiedy do drzwi zapukała policja i powiedziała, że moi
rodzice zostali zamordowani. Od tego dnia wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam.
Właściwie, nie byłam zdziwiona. Dzień przed wypadkiem miałam złe przeczucie. Nie
wiedziałam, co to znaczy. Skąd miałam wiedzieć? Nie mogłam spać, do dnia
pogrzebu. W ten nieszczęsny dzień postanowiłam, że pożegnam się z mamą i tatą.
W kaplicy nie było dużo ludzi, kilkoro znajomych, sąsiedzi, moja siostra Lilly z mężem
i pięcioletnim synkiem Sebastianem. No i ja. Trumny była otwarte, podeszłam
szybkim krokiem i złapałam mamę za rękę. Pierwsze co zobaczyłam, to pusty zaułek
za restauracją obok którego przechodzili po kolacji. Mama niosła kwiatka. Czerwoną
różę bez przybrania. Uśmiechała się do taty z taką miłością, że aż serce mi się
ścisnęło, gorące łzy napłynęły mi do oczu ale udało mi się je zwalczyć. Tata śmiał się
beztrosko, bo mama opowiadała właśnie, jak Sebastianowi udało się powiedzieć cały
wie
rszyk, który miał 4 zwrotki. Czułam się tak, jak bym szła obok nich. Usłyszałam
hałas. Moi rodzice obrócili się w stronę ciemnego zaułku. W cieniu stał mężczyzna.
Bardzo wysoki i bardzo przystojny. Blond włosy trochę za długie. Jasna cera. Choć
się nie znam, garnitur był szyty na miarę. Sprawiał wrażenie pewnego siebie. Coś
trzymał w rękach, to coś się poruszyło i wydało dźwięk podobny do gulgotu, moi
rodzice zdali sobie sprawę, że to żywy człowiek. Mama krzyknęła, a tata pobiegł
pomóc nieszczęśnikowi. Gdy napastnik usłyszał krzyk, poniósł głowę i moja mama
zamilkła a tata raptownie stanął jak zahipnotyzowany. Spojrzałam na blondyna,
spoglądał na nich w tak bezduszny sposób, że czułam, jak krew mi się ścina w
żyłach ze strachu. Wymówił coś czego nie zrozumiałam i wybuchnął śmiechem.
Puścił swoją ofiarę i wyprostował się dumnie. Uśmiech wykrzywił mu twarz ukazując
małe kły, a gdy spojrzał na mamę jego oczy zalśniły srebrem ukazując jego
pragnienie. W mgnieniu oka rzucił się na nich a ja szybko zdjęłam rękę z dłoni mamy.
Kaplice rozdarł przeraźliwy wrzask, po minucie zdałam sobie sprawę, że zaczyna
~ 3 ~
boleć mnie gardło, a krzyk w przejmująco cichym pomieszczeniu jest mój. Mój
szwagier otoczył mnie ramieniem, usiłując wywlec na zewnątrz. Zamknęłam oczy,
przerażona wizją którą miałam i zemdlałam. I tak oto spędziłam trzy miesiące w
szpitalu dla świrów. A wszystko przez to, że mówiłam prawdę, wiem co widziałam i
tak też powiedziałam. Nie wierzyli mi. Na ich miejscu też pewnie bym nie uwierzyła.
Ale ta wizja była, taka realna, taka żywa, każdy szczegół, zapach, strach moich
rodziców, temperatura powietrza były prawdziwe. I ja to wiem. Po miesiącu
siedziałam cicho przed lekarzami. Uznali, że to stres po urazowy i depresja.
Dostałam tabletki i wróciłam do domu. Do domu mojej siostry. Mieszkanie mieściło
się w starej kamienicy. Było małe ale ich własne. Dostałam swój pokuj. I miałam
nadzieje, że wszystko będzie dobrze, ale nie było
Cztery lata później, do drzwi znów zapukali mężczyźni w mundurach.
Oznajmili, że mojego szwagra znaleziono martwego a moja siostra i Sebastian
zaginęli. Po godzinę przesłuchań, z standardowymi pytaniami co robiłam, gdzie
byłam, wyszli. Zamknęłam za nimi drzwi i osunęłam się po ścianie, zaczęłam płakać.
Łez nie było końca, płakałam nad losem mojej rodziny i własnym. Gdy doszłam w
miarę do siebie, poszłam do pokoju siostrzeńca i przytuliłam jego ulubionego misia.
Skupiłam się, na uśmiechniętej dziecięcej buzi Sebastiana i myślałam gdzie
mogłabym go znaleźć. Nienawidzę mojej mrocznej mocy, bo po cholerę mi ona jak w
niczym nie pomaga tylko przynosi ból. Skupiłam się jeszcze bardziej i go
zobaczyłam. Nie było tak jak ostatnio. Nie widziałam co się stało. Ale po prostu go
znalazłam. Bladego, smutnego, z nienaturalnie wygiętą małą szyjką. Lilly leżała obok
i trzymała go za rączkę. Znalazłam ich w jakimś brudnym śmietniku. Ale co z tego
skoro było już za późno? Byli martwi. Policja znalazła ich dwa dni później. Na
pogrzeb nie poszłam. Spakowałam swój nędzny dobytek i wyjechałam.
Znalazłam pokój, co prawda ze współlokatorką w Winnipeg w Kanadzie. Dwa
pokoje kuchnia łazienka. Całkiem ładne. Odcięłam się od przeszłości a w każdym
bądź razie starałam się. I tak oto ja, dziewiętnastoletnia Freja Murray zaczęłam nowe
życie jako pracownik księgarni.
~ 4 ~
ROZDZIAŁ 1
-
Freja rusz ten chudy tyłek i wstawaj. Znowu się spóźnisz!!!- krzyczała moja
ukochana współlokatorka Amber.
Kto o zdrowych zmysłach wstaje o 10.30 rano? Szczególnie, po zarwanej nocy z
książką w ręce? Na pewno nie ja. Boże jak ja kocham spać.
Drzwi do mojego pokoju otwarły się z hukiem a w nich stanęła czarnowłosa
kosmetyczka. Dziewczyna ma 175 cm wzrostu, ciemne urzekające oczy, prosty nos i
pełne usta. Ubiera się jak modelka z okładki, co podkreśla atuty jej figury. Pracuje w
ekskluzyw
nym salonie piękności w centrum i już kilka razy starała się namówić mnie
na wizytę, co skomentowałam dość dosadnie, to dało mi spokój. Przyjaciółka
zmieniła taktykę i wzięła się za krytykę mojej garderoby.
Amber zaklaskała w dłonie, próbując mnie rozbudzić. Cóż marnie jej szło, biorąc pod
uwagę, że moje powieki nie chciały się podnieść.
-
Już wstaje- sapnęłam spod kołdry, z nosem przyklejonym do mojej ulubionej
poduszki w misie. Są słodkie.
Choć bardzo ją lube to nie wybaczę jej, że tak bezceremonialnie zerwała ze mnie
kołdrę co zakończyło się bolesnym lądowaniem na podłodze. Naprawdę wszystko
ma swoje granice
i wiele mogę wybaczyć, ale promieniujący ból w łokciu temu
stanowczo przeczy.
-
nienawidzę cię- burknęłam rozpłaszczona na dywanie. Łokieć pulsował i pewnie
jutr
o będzie go zdobił wielki fioletowy siniak.
-
nie pleć głupot, wiem że mnie kochasz- oznajmiła śmiejąc się- co byś zrobiła gdyby
nie ja? A tak
szczerze to mam dość jazgotu tej starej zrzędy.
-
tak wiem. Ale niemów tak o mojej szefowej, dzięki niej mam na połowę czynszu.
Fakt Amber miała racje, pani Weber niewątpliwie jest zrzędą i to przez duże „Z”. Ma
do tego chorobliwą skłonność do wtykania nosa w nie swoje sprawy. Kiedyś nawet
śledziła mnie przez trzy przecznice. Jak się później okazało sprawdzała czy nie
szlajam
się z jakimiś podejrzanymi typami. I jak to zgrabnie ujęła „ to dla twojego
dobra
kochanieńka, martwiłam się o ciebie”. No cóż, nigdy nie widziała mnie z
żadnym chłopakiem, więc razem z przyjaciółką wydedukowaliśmy, że to choroba o
n
azwie „wścibstwo starszych pań” a u niej to już zaawansowana forma, bez szans na
poprawę. Fakt że prowadzi księgarnie i ma aż trzy rzędy poświęcone magii świadczy
o tym, że bardzo by chciała zostać czarownicą. Ma już charakter czarownicy więc te
książki na niewiele jej się zdadzą.
~ 5 ~
-
Freja chcesz żebym po ciebie przyszła wieczorem po pracy, czy nie?- zapytała z
udawanym oburzeniem.
-
Przecież wiesz, że tak.
Odkąd Znalazłam mieszkanie i pracę, Amber codziennie po mnie przychodziła.
Powiedziałam jej, że boję się ciemności a ona ochoczo odpowiedziała „Dobrze,
każdy ma swoje lęki, ja też. Strasznie boję się pająków. Dlatego, aby zagruntować
naszą nową znajomość będziemy się wspierać”. I tak oto od sześciu miesięcy co
wieczór o godzinie 21.30 stoi w drzwiach księgarni ze świeżą bułeczką. Uwielbiam je,
rozpływają się w ustach. Właściwie jej nie okłamałam, nie boję się ciemności tylko
tego co w niej czyha.
-
No to wstawaj!! I do kuchni na świeżutkie płatki z już nie tak świeżym mlekiem-
próbowała mnie zachęcić- mniam mniam- grymas przy ostatnich słowach uświadomił
mi, że to mleko sprzed dwóch dni.
-
okej, zaraz przyjdę.
Wyszła a ja wstałam. Nie bez przeszkód. Spojrzałam na pokuj i mój skromny
dobytek. Zero pamiątek, po za jednym zdjęciem w portfelu, jeden miś i właściwie nic
więcej. Wersalka z wypaloną dziurą miała pewnie dwadzieścia lat. Spędziłam na
czyszczeniu jej cały dzień abym nie brzydzić się na niej spać. Była całkiem wygodna
i jeśli udało mi się przespać sześć godzin to nawet byłam wypoczęta co graniczy z
cudem skoro jestem klasycznym śpiochem. Ale starczy tego przeciągania – Czas na
miły dzień w pracy- zaświergotałam pod nosem, ale nawet mnie nie przekonał ten
rzekomo radosny głos. Westchnęłam. Wyciągłam czarne dżinsy z jedynej szafy w
pokoju i je założyłam. Wyglądały nie źle, choć ta znawczyni mody z kuchnie pewnie
będzie miała inne zdanie. Zrobiłam minę patrząc w lustro zawieszone na ścianie i
westchnęłam podwójnie. Zarzuciłam szary sweter i związałam moje blond włosy w
kucyk. Zwinęłam jeszcze z podłogi plecaczek, wrzuciłam do niego komórkę, portfel,
chusteczki i poszłam na śniadanie.
Amber siedziała na krześle i mieszała bez przekonania w misce płatków. Usłyszała,
że weszłam i na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-
w końcu, płatki rozmiękły- podniosła pełną łyżkę do góry i przechyliła, rozmiękła
papka chlapnęła w dół, a odgłos które wykonała klucha lądując w mleku był bardzo
nie apetyczny. Wierzcie mi.
- podaj cukier
-po co?
-
żeby nadać trochę słodyczy tej bez kształtnej substancji- a tak szczerze, to wolałam
aby smak mleka mnie nie zaszokował.
-
dobry pomysł, może też spróbuję
~ 6 ~
I tak też zrobiła, jadłyśmy w milczeniu. Co nie wróżyło nic dobrego. Spoglądając na
te podstępną dziewuchę zaczęłam się obawiać. Widziałam, że intensywnie nad
czymś myśli. Mogłabym przysiądź, że widzę trybiki w jej główce.
-
nie będę owijała w bawełnę, musimy pogadać
Wiedziałam, znowu jakaś poważna pogadanka, Amber jest starsza ode mnie o trzy
lata i zachowuje się jak starsza siostra. Na te myśl czułam, jak łzy napływają mi do
oczu. Szybko
pozbyłam się tego tragicznego wspomnienia, aby nie widziała moich
łez.
- a o czym?-
spytałam ze strachem
-
o twoich ciuchach, o chłopaku i….. – nie dokończyła bo jej przerwałam
-
proszę, nie zaczynaj znowu- czułam się zażenowana. Amber jest piękna, zawsze
uśmiechnięta. Ze wszystkimi dobrze się dogaduje a zwłaszcza z facetami. Ciągała
mnie na różne imprezy, szłam tylko dlatego, żeby nie zrobić jej przykrości a może
żeby nie słuchać jej kolejnej tyrady pod tytułem ”Freja powinnaś się otworzyć na
ludzi!”
-
kochanie przecież wiesz, że jesteś dla mnie jak siostra-wiem, pomyślałam- twoje
ubrania zasłaniają całe twoje ciało.
-
czy mi się wydaje, że próbujesz nakłonić mnie do obnażania swoich wdzięków?-
spróbowałam z myślą, że obrócę całą tą żałosną sytuacje w żart. Ale miała tak
poważną minę, że wątpiłam aby mi się udało. I nie myliłam się
-
Freja nie uda ci się mnie zmylić, daj szansę mi się wypowiedzieć.
- dooobrze-
wydukałam zrezygnowana
-
a więc słuchaj uważnie i nie przerywaj- uniosła ostrzegawczo palec
Przytaknęłam z cierpiętnym wyrazem twarzy, co sprawiło błyskawice w oczach
dziewczyna z naprzeciwka, więc uśmiechnęłam się niemrawo, aby trochę ją
złagodzić.
-
Freja jesteś młodą dziewczyną. Masz 19 lat i nie miałaś chłopaka. Masz wspaniałe
ciało, co prawda jesteś trochę niska bo 158 to nie wiele- uśmiechnęła się przebiegle-
chłopcy lubią małe kobietki którymi mogą się opiekować. A fakt, że ważysz ile?- już
chciałam odpowiedzieć, gdy zaczęła mówić dalej- jakieś 50kg. I do tego te twoje
blond
długie włoski, wiecznie związane- pokręciła z dezaprobatą głową- Moi koledzy
z chęcią by się z tobą umówi ale ty wiecznie wszystkich odpychasz. Te twoje piwne
oczy działają na nich jak przynęta, której nie można się oprzeć. Otwórz się na ludzi.
Laski w tw
oim wieku chodzą na imprezy, piją tanie piwo, szaleją, zmieniają
chłopaków jak rękawiczki i uprawiają przygodny sex, więc….
~ 7 ~
Tego już nie wytrzymałam, wstałam gwałtownie. Krzesło przewróciło się. Uniosłam
ręce w geście protestu.
-Ja nie szukam sexu z byle
kim. Ja nie chce się bawić ja nawet nie chce poznawać
nowych ludzi!-
wrzasnęłam ze łzami- już straciłam zbyt wiele w życiu. Wszystko co
miałam! Nic nie rozumiesz. Proszę dajmy temu spokój. I zrozum ze nie jestem na to
gotowa.
Amber patrzyła na mnie, szeroko otwartymi oczami. Zawsze statyczna, powściągliwa
dziewczynka wybuchła. Zamknęłam oczy ze wstydu. Nie chciałam jej zranić. W moim
obecnym życiu byłam samotna i tylko u niej mogłam szukać wsparcia. Tylko z nią
rozmawiałam, śmiałam i spędzałam czas, nie chciałam tego stracić. Ale nerwy mnie
poniosły, nie pierwszy raz. Muszę nad sobą popracować, bo to może się źle
skończyć.
-
ja po prostu się o ciebie martwię, nie chciałam cię zezłościć- powiedziała ze
smutkiem-
Nigdy nie chciałaś mi powiedzieć, co wydarzyło się wcześniej. Kilka razy
starałam skłonić cie do zwierzeń. Ale rozpacz w twoich oczach dała mi jasno do
zrozumienia, że to nie było nic dobrego. Mam racje?
- masz-
powiedziałam głucho. Starając się opanować i zablokować nawałnice
wspomnień. Czy kiedyś zacznę żyć normalnie? Ból i koszmary znikną?
-
dlatego przestałam pytać, i pomyślałam, że jak zajmiesz się czymś innym to
zapomnisz, rozchmurzysz i zaczniesz żyć pełnią życia. Wybacz myślenie nie jest
moją mocną stroną i nie wydedukowałam, że to dla ciebie za wcześnie.
Co racja to racja, najpierw robi,
później myśli. Nie raz wyszły z tego niedomówienia i
to zazwyczaj zabawne. Każde wspominaliśmy z nie małym rozbawieniem. Może
teraz też tak będzie? Wątpię, ale Amber była tak szczera, że nie sposób było ciągnąć
tej rozmowy dalej.
-
okej, ja też przepraszam. Jesteś taka dobra a ja zachowuję się jak rozpieszczony
dzieciak. Będę starała się poprawić i może znajdę kogoś z kim będę mogła uprawiać
szalony i niezobowiązujący seks, w co wątpię ale jak szaleć to szaleć nie Amber, ja
taka rozwiązła pustelnica. Czas wkroczyć do akcji-oznajmiłam z entuzjazm co mnie
zdziwiło a współlokatorka roześmiała się.
Niemal sama uwierzyłam w te brednie, ale jak będę często je powtarzać to się
spełnią? Czas pokaże. Przygodny sex raczej pominę i zacznę od zawiązywania
nowych znajomości.
-
dobra nie szalej. Masz 10 minut do rozpoczęcia pracy. Lepiej się pospiesz bo znów
będzie przemiła rozmowa ze starszą panią. Już ci współczuje.
~ 8 ~
-cholera jasna-
pisnęłam trzy oktawy wyżej niż było konieczne.- masz rację, więc
zbieram się, do zobaczenia wieczorem a te rewelacyjną przemianę zaczniemy od
jutra
-
do zobaczenia i weź szal jest zimno- pamięta o wszystkim.
Sięgnęłam po czarny, który pasuje do mojego płaszcza. Szybko zaczęłam owijać go
wokół głowy gdy ktoś złapał mnie za kucyk i pociągnął boleśnie
-co ty wyprawiasz?-
Byłam w szoku, co ona znowu wymyśliła?
-
nie ten, on jest przygnębiający, załóż błękitny podkreślają twoje włosy. Nie patrz
tak na mnie. Sama zapowiedziałaś swoją wielką przemianę. Więc do dzieła mała!!!
-
na razie świrusko. Pa
-pa.
Wybiegłam z mieszkania w swoim znoszonym płaszczyku i świetnym szaliku który
jak ktoś mnie uświadomił podkreśla moje włoski. Haha. Pędziłam jak odrzutowiec.
Wiał zimny wiatr. Czułam jak gałki oczne zamieniają się w bryłki lodu.
Przyspieszyłam jeszcze ale wątpię czy zdążę. Mijałam witryny sklepowe bez
większego zainteresowania. Jednak na jedno miejsce zawsze zwracałam uwagę. A
mianowicie
mały sklepik z ręcznie robionymi misiami. Małe i duże jaki się tylko chce.
Ja zakochałam się w malutkim pluszaku, który właściwie nie był podobny do
żadnego znanego mi zwierzęcia. Różowy przypominał świnkę ale kształt raczej
kucyka, był zabawnie uroczy i tym zaskarbił sobie moją sympatie, ale dość
rozczulania bo zbliżałam się właśnie do księgarni, więc trzeba się przygotować na
kolejną poważną rozmowę. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
Szklane drzwi otworzyły się z cichym świstem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i
dojrzałam szefową.
- dz
ień dobry pani Weber, jak pani minął wczorajszy wieczór- zagadnęłam bo wiem
że wczoraj był maraton jej ulubionego serialu
-
dzień dobry kochanie, wczoraj obejrzałam wszystko co chciałam ale znowu się
spóźniłaś więc podejdź do mnie natychmiast, musimy porozmawiać
No to się zaczyna
-
wszystkie młode dziewuchy są takie same. Myślicie, że skoro jesteście takie ładne
wolno wam wszystko. Nie jestem już pierwszej świeżości i potrzebuje twojej pomocy.
Ale jej nie mam bo wiecznie się spóźniasz!- aż poczerwieniała z gniewu- jeśli myślisz
że cię za to nie zwolnię to się grubo mylisz -Jezu Chryste, za co ja zapłacę rachunki,
czynsz,
jedzenie, jeśli mnie wyleję będę jadła płatki z kwaśnym mlekiem codziennie
bo na nic innego ni będę mogła sobie pozwolić. Nawet cukru nie będzie. Myślałam
~ 9 ~
intensy
wnie o mojej przyszłej diecie-ale wiem, że utrzymujesz się sama i nie masz
rodziny,
więc dam ci szanse, ostatni raz, zapamiętaj to sobie.
Odetchnęłam z ulgą, a więc kryzys głodowy mi nie grozi, na razie.
-
dziękuje pani Weber, przepraszam to nigdy więcej się nie powtórzy. A teraz się
przebiorę i pani pomogę.
Piętnaście minut później w mojej białej koszulce z mało chwytliwym napisem
„książka dla ciebie, zapraszamy” byłam zwarta i gotowa do pracy. Pani Weber
kazała mi posegregować dział historyczny a następnie młodzieżowy. Nie tak źle,
zawsze
mogłam trafić na dział prawa podatkowego. Godziny mijały mozolnie.
Układałam, segregowałam i strasznie się nudziłam. Nic ciekawego się nie wydarzyło,
no może po za dwójką dzieciaków w wieku ok. 16 lat, byli ubrani na czarno z
rokowymi koszulkami. Szukali leksykonu motocykli więc im pomogłam. Zagadywali
mnie z pół godziny i podrywali. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie czujne oczka
pani W. która patrzyła na nas z potępieniem. Reszta dnia była nudna i już nie
mogłam się doczekać kiedy wyjdę.
Nareszcie koniec. Pożegnałam się ze starszą panią. Oczywiście zapewniłam, że
jutro przyjdę punktualnie. Wyszłam na ciemny chodnik przed sklepem, oczekując
mojej stałej dostawczyni świeżuteńkich bułeczek. Ale chodnik świecił pustką. Jak na
zawołanie odezwał się klasyczny dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ją z
plecaczka, co nie było łatwe, bo była pod warstwą papierków od cukierków
truskawkowych. Później muszę sprawdzić czy jakiś nie ocalał bo mam na nie ochotę
a sklep w którym go sprzedają, jest już zamknięty. Ale to później, bo podejrzewałam
kto dzwoni
ł, spojrzałam na wyświetlacz. Miałam racje. Odebrałam
-
halo, Amber gdzie jesteś, czekam na ciebie
-
hejka mała- przeciągała słowa co wzbudziło mój nie pokój
-
czy wszystko porządku, masz dziwny głos
-jestem na odjechanej imprezce
, więc wyjątkowo dziś musisz wrócić sama
-
ale przecież obiecałaś, że przyjdziesz po mnie- marudziłam
-
wiem i sorki. Jestem dość zajęta i nie mogę się wyrwać- w tle usłyszałam męski
chichot.
- co robisz i z kim jest
eś- z jednej strony byłam wystraszona myślą o samotnym
powrocie w ciemności a z drugiej byłam po prostu ciekawa
-
a jak myślisz z kim jestem i co robię – znów się zaśmiała i pisnęła rubasznie
-
no cóż, pewnie jesteś z nowym chłopakiem, tylko z którym Amber, nie ładnie ich tak
wpuszczać w maliny
~ 10 ~
- och Freja,
nie bądź taka naiwna, oni muszą najpierw się wykazać, zanim któregoś
wybiorę
-
a kim jest ten szczęśliwiec na dziś, który jest lepszym towarzystwem niż ja?
-
nie pleć głupot ty jesteś najważniejsza. Po prostu trochę wypiliśmy, no i tak
wylądowaliśmy razem z Jackiem na tylnim siedzeniu jego audi. A później sama wiesz
- nie, nie winem i nie
chce wiedzieć jak potoczyła się dalej ta historia z cyku
rozmnażanie ssaków
Jej śmiech trwał tak długo, że ucho zaczęło mnie boleć więc musiałam odsuną
telefon o dobre 30cm. Myślałam że już o mnie zapomniała, co było prawdą bo
zaczęłam słyszeć głośne cmoknięcia i sapnięcia. No nie, to że nie prowadzę życia
seksualnego nie znaczy, że muszę uczestniczyć w podbojach przyjaciółki i to przez
telefon. Zawiał mroźny wiatr i oprzytomniałam.
-
hej, jesteś tam jeszcze?
- tak tak
-
skoro nie przyjdziesz to ja idę do domu, pa i bawcie się dobrze. Pozdrów Jacka
-
ok. spotkamy się później
Ruszyłam prosto do domu, rozglądając się uważnie na boki.
~ 11 ~
ROZDZIAŁ 2
Wiał mroźny wiatr, zaczął prószyć drobny śnieg. Był już luty ale końca zimy nie było
widać. Ludzie chodzili w małych grupkach, śmiali się z powodu weekendu.
Większość pewnie poszła w ślady Amber i śpieszyła na imprezę rozładować nadmiar
energii
nagromadzonej w tygodniu. Naciągnęłam kołnierz płaszcza na kark i
szczelniej owinęłam się szalem. Kilka wilgotnych płatków wpadło mi do oczu i
przetarłam je pięściom, nigdy się nie maluję i dobrze bo w takich sytuacjach pewnie
wyglądałabym jak szop pracz z rozmazanym tuszem. Przeszłam na drugą stronę
uliczki i skr
ęciłam w mniej uczęszczaną alejkę prosto domu. Jeszcze 10 min i będę
mogła wyciągnąć się wygodnie w łóżku. Pod ciepłym kocykiem z książką w ręce. Jak
zwykl
e nie mogłam się oprzeć wystawie pluszaków. Patrzyły na mnie czarne ślepka
kucyko-
świnki miał taką minkę jakby mówił „kup mnie”. Tak to jest ten wyraz twarzy
proszący o miły domek. Nie mogę pozwolić sobie na kupno pieska ale jutro przyjdę
po tego miśka. Jest uroczy i nie wiedzieć czemu od razu go polubiłam. Zawsze
miałam skłonność do dziwnych rzeczy. Kojarzyły mi się ze mną, przecież ja też
jestem trefna.
Z zamyślenia wyrwał mnie pisk opon na śliskim asfalcie. Usłyszałam
otwieranie drzwi i kilka kroków. Ciekawe kto ktoś robi o tej porze na tej ulicy.
Przecież tu nic niema. Pewnie się zgubił i szukał drogi. Już miałam się odwrócić gdy
przemówił miękkim aksamitnym głosem
-
co jest mała, szukasz towarzystwa na wieczór?
Jego głos przyprawił mnie o mdłości, nie wiem dlaczego coś mi przypominał.
Przeszył mnie zimny dreszcz a dawka adrenaliny rozeszła się po moim ciele. Mdłości
wezbrały na sile. Kaszlnęłam i zakryłam usta dłonią. Nie mam zamiaru się porzygać
na środku miasta i to pod ulubiony sklepem
- co, jest ci nie dobrze!!-
Wybuchnął szyderczym śmiechem – może ze strach przed
takim przystojniakiem jak ja?
Wstrząsnął mną kolejny atak nudności, czułam jak pot spływa mi po skroni. Włosy
zaczęły się sklejać w mokre strąki.
-
podejdź do mnie a nie pożałujesz, dam ci taką jazdę, że poprosisz o jeszcze.
To jakiś wariat. A do tego plecie jakieś głupoty. Nie rozmawiam z nieznajomymi,
właściwie nikt mnie jeszcze nie zaczepił tak bezceremonialnie. Ten dzień już
powinien dawno
się skończyć, dlaczego to mnie spotyka właśnie teraz gdy jestem
bez Amber?
Czułam jego przenikliwe spojrzenie, utkwione w moich plecach. Wzięłam się w garść,
poprawiłam włosy i obciągnęłam płaszcz. Jeszcze jeden oddech i ja już sobie
pogadam z tym aroganckim dupkiem. Za kogo on mnie ma. A raczej za kog
o on się
~ 12 ~
uważa. Że zna moje pragnienia i będzie w stanie je spełnić. Dobre sobie, to pewnie
totalny świr.
- o
dwal się idioto, za kogo się uważasz, że…
Gdy w końcu się odwróciłam i go ujrzałam, cała zesztywniam. Nie mogłam wydobyć
z siebie ani słowa, wpatrywałam się w niebieskie drwiące oczy. Był bez wątpienia
piękny. Wyglądał jak amerykański gwiazdor szkolnej drużyny. Stąd ta pewność
siebie. Na pewno nie stronił od luster i wiedział, że wygląda zniewalająco. Ubrany
dość lekko jak na taką pogodę. Dżinsy opinały umięśnione nogi, czarne mokasyny
okrył biały puszek. Oparł się o czarne porsche Carrera i skrzyżował ręce na dobrze
zarysowanej piersi. Lustrował mnie wzrokiem a uśmiech odsłonił jego białe równe
zęby. Jak drapieżnik przed kolacją. Spięłam wszystkie mięśnie.
-
z wrażenia odebrało ci mowę. Obiecuję że nie zrobię ci krzywdy, jestem grzecznym
chłopcem
Zaśmiał się miękko a wietrzyk rozwiał przydługie blond włosy. Poczułam jakby ktoś
walnął mnie w głowę i to porządnie. Cały koszmar wrócił. Nie! To nie może być
prawda. Ale on stoi przede mną, jakby nigdy nic. Jakby nie zrujnował mi życia. Złość
zapłonęła w moich żyłach żywym ogniem. Napięłam wszystkie mięśnie jeszcze
bardziej
. Adrenalina buzowała w głowie. Strach mieszał ze złością. Ja go zabiję!!!
Poderznę gardło, przebije kołkiem, poćwiartuję członki i będę napawać się widokiem
jak zdycha morderca moich rodziców.
Coś w wyrazie mojej twarzy pokazało emocje kotłujące się we mnie, pewnie wyrażały
obrzydzenie i nienawiść. Jak na komendę rozejrzałam się po ulicy. Na szczęście
nikogo nie było. I dobrze, bo jeszcze spotkał by ich los moich rodziców. Chcąc
wyzwolić mnie z objęć śmierci. Morderca przybrał czujną pozycję, przechylił głowę na
lewy bok i zaciągnął głęboko powietrza. Uśmiech wypełnił jego bladą twarz. Wydał z
siebie dźwięk zadowolenia, a mnie podniosły się wszystkie włosy na rankach.
-
Zapach strachu jest taki podniecający
Jego
tęczówki przybrały kolor srebra. Wyprostował się jak struna, przez co wyglądał
na jeszcze wyższego. Zrobił dwa kroki do przodu a ja raptownie się cofnęłam.
Wpadłam na okno wystawy sklepowej. Oparłam się o nie szukając jakiegoś
wsparcia.
-
nie zbliżaj się morderco!!!
Stanął jak wryta na środku drogi. Wyglądał na zamyślonego. Zaszokowałam go tymi
słowami.
-
nie pamiętam abyśmy poznali się prędzej. A na pewno bym zapamiętał tak śliczną
twarzyczkę
~ 13 ~
Przesunęłam powoli rękę do mojej tylnej kieszeni dżinsów. Od momentu morderstwa
moich rodziców nosiłam nóż sprężynowy. Nikt o tym nie wiedział, Amber pewnie
dostała by świra, że noszę bron. Ale moja obsesja bezpieczeństwa może teraz się
przyda. Wsunęłam palce do kieszeni i poczułam dotyk kojącego metalu. Zamknęłam
dłoń na rączce i wyciągnęłam broń. Nacisnęłam na guzik i ostrze otworzyło się z
cichym kliknięciem. Oprawca spojrzał na nóż potem na mnie i znów na nóż. Pokręcił
z niedowierzaniem głową i ruszył prosto na mnie
-
jeśli zrobisz jeszcze jeden krok, zabiję cię- oznajmiłam zimno. Ton mojego głosu
przeraził nawet mnie. Był zimniejszy niż otoczenie.
-
jaka waleczna, lubię takie a z tobą zabawię się wyjątkowo długo.
Nic nie powiedziałam. Zaciskałam tak mocno palce na trzonku aż mi zdrętwiały
-
wydaje się, że wiesz kim jestem, więc powinnaś wiedzieć, że to mnie nie zabije, bo
wiesz kim jestem,
prawda? Widzę to w twoich oczach
- wiem
kim jesteś, zabiłeś moich rodziców skórwielu. Zabiłeś z zimną krwią! Nic ci nie
zrobili! Tylko chcieli pomóc temu nieszczęśnikowi. A ty ich po prostu zabiłeś.
Nienawidzę cię i pożałujesz tego!! A nuż może cie nie zabiję ale na pewno spowolni-
krzyczałam
J
ego śmiech wypełnił otaczającą nas ulicę
-
zabiłem wielu ludzi. Ty też tak skończysz- zamyślił się na sekundę, przybliżył palec
wskazujący do uchylonych ust i cmoknął rubasznie- nie z ciebie zrobię moją
nałożnice, będziesz tylko moja, dogłębnie. Wezmę cię tak że zapragniesz o więcej.
Zbladłam ze strach, on zwariował myśląc, że oddam się komuś takiemu jak on.
J
eszcze nigdy tak się nie bałam.
Uśmiech ponownie wypłynął mu na usta ukazując dwa małe kły. W mgnieniu oka
stanął przede mną. Nie byłam wstanie poruszyć choćby palcem. Patrzyłam jak
urzeczona, zahipnotyzowana, podobnie jak moi rodzice przed śmiercią. Jak można
tak szybko się przemieszczać.
-
jak to zrobiłeś- wysapałam ze strachu
-jak to jak?
jestem przecież wampirem!!! I to potężnym
Przyjrzał mi się uważnie. Szukał czegoś w mojej twarzy.
-
nie wyglądasz na zdziwioną, skąd o mnie wiesz, takie nędzne pomioty nie powinny
o nas wiedzieć.- pogroził mi palcem jakby karcił niesforne dziecko
A więc ludzie tacy jak ja to nędzne pomioty. To jak on się nazywa? diabeł? A może to
sam Szatan
. Udało mi się poruszyć rękom w której trzymałam nuż. Miałam wrażenie,
że poruszam się w czymś gęstym. Ruch był powolny i niezdarny
~ 14 ~
-
nie twój zasrany interes – pchnęłam nożem prosto w klatkę piersiową z taką
zawziętością i złością, który zaskoczył nas oboje. Najbardziej zaskoczyło go to, że
złamałam ten jego trik spowolniający. Moi rodzice nie mieli takiej szansy. Może mi się
udało, bo od zawsze byłam inna, przecież miałam te przeklęte wizje rzeczy których
szukałam, jak śmierć moich rodziców, czy mój bratanek i siostra. Kilka razy jak coś
zgubiłam i skupiłam swoje myśli na danym przedmiocie widziałam go, tak po prostu.
Może ta moc pomogła przełamać te jego podłe sztuczki. Na pewno nie pozwolę
zrobić z siebie dziwki. Wolę umrzeć niż poddać mu się. Pomyślałam z mocą. Nie
pozwolę. Moje ukochane zdolności jeśli możecie mi pomóc, to proszę zróbcie to. Ale
wampir był szybszy. Złapał mnie za nadgarstek i wykręcił boleśnie. Spoglądał na
mnie intensywnie, dopóki nie usłyszałam dźwięku upadającego noża o chodnik. A
więc tyle z moich mocy, zawsze były do dupy, nigdy nie pomagały gdy były
potrzebne.
Złapał drugi nadgarstek w mocnym uścisku. Patrzyliśmy tak na siebie z minutę . Ja z
paniką i strachem on z wyższością i pragnieniem. Podniósł moje ręce i skrzyżował
nad
moją głową. Byłam uwięziona między szybą a jego silnym ciałem. Pachniał
cynamonem jak ulubiony placek mojej mamy. Jabłecznik, piekła go co tydzień. To
porównanie wywołało niepokój w mojej głowie. Jak mogłam porównać mordercę z
placusz
kiem mamy. To nie do pomyślenia. Znowu używał jakiś sztuczek jestem tego
pewna.
-
przestań, te twoje sztuczki nigdy nie zadziałają
-
mam co to tego inne zdanie, jak już wspomniałem jestem silnym starym wampirem i
mam wiele sztuczek w zanadrzu.
Bądź tego pewna śliczna
Był wyższy o ponad głowę. Pochylił się a jego usta znalazły się na moim ucha.
Słyszałam jego miarowy równy oddech. Wciągnął powoli powietrze, tak jak prędzej
na ulicy. Jak rekin który wyczuł krople krwi w oceanie. A więc to tak, on jest łowcą a
ja zwierzyną.
- pachniesz tak smakowicie
Przyparł mnie mocniej. Poczułam jego męskość na swoim biodrze. Wykonał
jednoznaczny ruch
który dawał jasno do zrozumienia co chodzi mu po głowie. Zrobiło
mi się gorąco. Czułam jak policzki zaczynają płonąć, nie tylko z zawstydzenia ale i
dziwnej chęci czegoś więcej, pragnęłam jego dotyku. Doznałam sinego podniecenia.
Wymierzyłam sobie mentalny policzek. To znowu ta jego podła magia. Przejechał
językiem po moim policzku. Opuścił jedną rękę i zaczął rozpinać mój płaszcz. Byłam
nadal unieruchomiona. Nie mogłam się ruszyć ani wydobyć słowa. Szarpnęłam się
lekko.
-spokojnie-
wymruczał- będziesz zadowolona
~ 15 ~
Wątpiłam w to ale gdy wsunął palce pod sweterek, doznałam mrowienia które
ogarnęło mój brzuch i zeszło niżej. Boże, błagam nie. Oczy szczypały nie od mrozu
tylko od łez. Łez bólu i rozpatrzy
Usłyszałam jego jęk gdy pomknął ręką w stronę piersi.
-
proszę… -mówienie przychodziło z trudem
-
wiedziałem, że poprosisz. Więc o co prosisz?
Taki pewny siebie, taki zły. Srebro pulsowało w jego oczach. Równo z moim
kołaczący sercem, pewnie słyszy je dokładnie. Co za drań. Gdybym tylko mogła go
zabić nie wahałabym się. Bez wyrzutów, z zimna krwią. I jak Bug mi światkiem
przebije go kołkiem, przyrzekłam sobie. Jak przeżyję już znajdę jakiś sposób.
Przywarł ustami do moich, zimnymi, nikczemnymi i zarazem miękkimi. Bez uczucia
tylko czyste pragnienie.
Myśli nie dawały mi spokoju. Jak taki potwór może mnie
całować skoro nikt prędzej tego nie robił. Odsunął się o cal i oparł czoło o moje, w
geście niemal czułym ale wiedziałam, że tylko mnie zwodzi
-
proś a będzie ci dane. –szepnął jak kochanek
Zacisnęłam pięści i wydukałam
-
proooszę, puść mnie kurwa!!! Końcówkę wykrzyczałam ostatkiem sił i wstrzymałam
oddech tak długo aż zaczęłam się dusić
-
Ta Młada dama ma rację
Głos pojawił się niespodziewanie. Wystraszyłam się.
Odwróciliśmy się w stronę przybysza. Stał w cieni i nie widziałam go dokładnie. Nie
chciałam jego pomocy. Tak bardzo jak chciałam aby czas się cofnął, a wtedy nie
wstawałabym do pracy. Przynajmniej byłabym teraz w domu zamiast z tym diabłem.
Co z tego, że bym straciła prace. Żyłabym dalej nie wracając do przeszłości. I
jeszcze ten przybysz, po co się wtrąca? Nie mogę mu na to pozwolić. Wzięłam
głęboki oddech i wyjęczałam.
-uc
iekaj stąd!!!
Zbył moje słowa. Byłam zdumiona brakiem jakiejkolwiek reakcji.
-
Markus wyrządziłeś tyle zła. Czas to skończyć .
-
co za nie miła niespodzianka znów cie spotkać. Przerywasz w takim momencie.
Ach już raz cie pokonałem. Pamiętasz to? Bo ja dokładnie, teraz też tak będzie.
Przybysz westchnął zrezygnowany. Jakby nie miał siły rozmawiać z tym osobnikiem.
Czyżby się znali? Najwidoczniej tak. Mam nadzieję, że jest lepszym człowiekiem niż
on. Wyszedł z cienia, nasze oczy spotkały się w stalowym spojrzeniu. Jego dawały
~ 16 ~
jasno do zrozumienie abym siedziała cicho. Tak też zrobiłam. Czyżby myślał, że jest
w stanie go pokonać?
-
Markus, powtarzam ostatni raz. Puść ją.- komenda w tym zdaniu była zniewalająca
-
odejdź. To nie twoja sprawa- mówiąc to wyglądał na zaniepokojonego ale nadal
pewnego siebie.
-
jeśli masz zamiar kogoś skrzywdzić, to jest moja sprawa. Piętnaście lat temu
popełniłem największy błąd w życiu. Byłeś mi jak brat. Kochałem cię, dlatego
pozwoliłem ci odejść żywym- sposępniał- nie powinienem, zabijałeś Marcusie,
rozumiesz to?
Troska w jego głosie była nie do zniesienia. Była skierowana na tego podłego
wampira. Ten nieznajomy w końcu miał go za brata, sam to powiedział. Jednak teraz
byli skłóceni.
I jeszcze te jego słowa „piętnaście lat temu”, czy ja totalnie zwariowałam. To ile on
miał lat. Nie wierzę, zasnęłam i mam koszmar. Jeśli się skupię to obudzę się i
spędzę kolejny nudny dzień. Cóż użyłam całej siły woli ale wciąż stałam na mroźnej
ulicy z mordercą.
-
nudzi mnie ta rozmowa, ja nie będę taki jak ty. I wypiję cię do sucha, co do kropli.
Jeszcze nigdy nie żywiłem się tak potężnym magiem. Zyskam wiele mocy. I to od
samego Ryana Larsena
– wybuchnął szyderczym śmiechem
- zapraszam do uczty-
prowokacja była aż nadto oczywista w jego słowach.
Podz
iwiałam go za odwagę.
Patrzyłam to na jednego to na drugiego. Mag, co on plecie. Na jakim świecie my
żyjemy. Później się nad ty zastanowię, gdy nie będę w towarzystwie krwiożerczego
wampira. Właściwie skoro on chodzi po ziemni, to nie winem kogo mogę jeszcze się
spodziewać.
Z zamyślenia wyrwał mnie cichy warkot. Wydobył się z ust wampira. Boże jak
zwierzę. Nigdy nie byłam bardzo wierząca, dziś wykorzystałam roczny zapas
zwrotów do stwórcy. Zdusił moje nadgarstki, które nadal trzymał w dłoni. Szarpnął i
pc
hnął na chodnik. Potknęłam się o krawężnik i przewróciłam na kolana. Poczułam
tępy ból. Włosy opadły na oczy. Wzięłam gwałtowny wdech i spojrzałam na
przeciwników. Stali twarzami do siebie, przyjęli pozycje bojowe, obaj piękni, jak dwa
anioły śmierci. Krążyli z rękami w górze nie zwracając na mnie uwagi. Chyba że ten
koleś Ryan próbuje dać mi czas na ucieczkę. Wstałam ostrożnia i sprawdziłam lewą
nogę, bolała ale nie była złamana. To dobrze, będę mogła biec. Ruszyłam chwiejnym
krokiem w stronę centrum. Niedaleko jest komisariat, powiem im, że napadł mnie
bezdomny i na pewno uzyskam pomoc. Przyspieszyłam, ponieważ noga nie
protestowała, rzuciłam ostatnie spojrzenie za siebie i oniemiałam. Walczyli ze sobą.
~ 17 ~
Usłyszałam głuchy dźwięk uderzanego ciała o ciało. Dostrzegłam strużkę krwi
spływającą z ust Ryana. Rzucił mi mordercze spojrzenie
- co tu jeszcze robisz-
wydusił przez zęby, wyglądał na wyczerpanego- zmiataj stąd,
już!!!
Podniósł jedną rękę wyszeptał słowa. Usłyszałam tylko strzępki tego cichego
monol
ogu. Coś jakby: ogień i pomoc. Nic nie zrozumiałam z tego ale wyglądał na
skupionego. W lewej ręce którą miał podniesioną, coś zalśnił. Mrok rozjaśniła ognista
kula. Była wielkości piłki tenisowej. Nie mogłam oderwać wzroku od Ryana i jego
mocy, a więc faktycznie był magiem. Zamierzył się ognistą piłko i cisnął w wampira.
Niestety chybił. Krwiopijca wykorzystał moment i zdzielił go pięścią w skroń. Chłopak
zachwiał się i przewrócił na plecy. Nie mogę go tak zostawić. On chciał mi pomóc a
teraz sam jest w ta
rapatach. Zaklął siarczyście gdy mnie dostrzegł
-
proszę uciekaj, nic mi nie będzie- nikły uśmiech rozjaśnił mu twarz i puścił mi oczko
Coś w jego głosie sprawiło, że uwierzyłam i rzuciłam się do ucieczki. Biegłam jak
szalona prosto przed siebie
. Czułam się winna, że porzuciłam go w ciemnej uliczce,
na mrozie. Przecież ona ma jakieś tam magiczne zdolności i umie miotać ogniste
kule, ta zdolność zagwarantuje mu życie. Mam nadzieję! Nie zniosłabym kolejnego
istnienia na moim sumieniu. Bo byłabym winna. Zostawiłam go, wiem że tego chciał
ale mimo wszystko.
Już nie daleko a wybiegnę na główną ulicę i na pewno uzyskam pomoc. Wytłumaczę
co zaszło i wrócę po Ryana. Pominę tylko parę dość istotnych szczegół między
innymi kły, srebrne oczy i zdolności chłopaka do miotania ogniem. Powietrze świstało
mi w płucach, ledwo mogłam oddychać z wysiłku. Na lekcji wf udawałam nie
dyspozycję bo nie cierpię biegać. Teraz żałuję, że mam tak nędzna kondycję.
Usłyszałam pisk opon, wiedziałam kto mnie tropi. Dobrze, że zdążyłam podnieść
nóż. Wzmocniłam na nim chwyt. silnik wył coraz głośniej i nagle ucichł. Ciche kroki
dudniły mi w głowie, w gardle czułam suchość i już wiedziałam, że przegrałam.
Zimne palce złapały mnie za kark. Poślizgnęłam się na śniegu tracąc równowagę
jednak wamp
ir mnie przytrzymał w pionie. Innej szansy nie będę miała, pchnęłam
nożem, celowałam w serce ale trafiłam w ramię. Ostrze zatopiło się w ciele z cichym
chrzęstem, pewnie kość. Na tę myśl żółć podeszła do gardła. Padalec zawył z bólu
-
pożałujesz tego dziwko!!!
Podniósł rękę i uderzył mnie w głowę. Eksplozja bólu pozbawiła mnie świadomości. I
zapadłam w ciemność.
~ 18 ~
Rozdział 3
Gdzie ja jestem?
Co się zemną dzieję. Nie mogłam się ruszyć. Wszędzie było
ciemno. Ogarnęła mnie szalona myśl, że jestem w trumnie ale szybko się jej
pozbyłam. Kto miał by mnie grzebać żywcem? A może umarłam. Na pewno nie. Po
śmierci ni odczuwa się silnej migreny. Skronie mi pulsowały, skąd ten ból? Zaczęłam
powoli odzyskiwać świadomość tego co zaszło. Koszmar wspomnień wrócił z mocą i
wzmógł ból. Ostatnie co pamiętam to ręka Markusa na mojej głowie. Ciężka jak młot.
Najważniejsze że nadal żyję. Rozwścieczyłam go swoim nożem i pewnie tego
dotkliwie pożałuję, co zresztą mi obiecał. Ręce miałam skrępowane za plecami.
Wyczułam na nadgarstkach dotyk szorstkiego sznura. Byłam w małym
pomieszczeniu. Zero światła, zewsząd otaczał mnie zapach gumy, drażnił nos.
Wsłuchałam się w dźwięki, może ocenię gdzie lub w czy jestem. Usłyszałam cichy
pomruk a moje ciało delikatnie kołysało się w jednostajnym rytmie. To na pewno
samochód. Ten świr zamknął mnie w bagażniku, ale gdzie jedziemy. Na pewno cel
t
ej wędrówki nie będzie miły, bynajmniej dla mnie. Odkąd się ocknęłam jechaliśmy
jakieś 20 minut. Samochód zwolnił i zatrzymał się. Przełknęłam głośno ślinę. Panika
w
yzierała wszystkimi moimi członkami. Trząsnęły drzwi, usłyszałam ciche kliknięcie
zamka, pewnie otwierał bagażnik. Serce walił mi o żebra tak mocno, że aż bolało.
Powoli otwierał klapę auta. Otworzył ją do końca i ujrzałam mojego prześladowcę.
Miał zadowolony wyraz twarzy.
-witaj-
powiedział uprzejmie
Obiecałam sobie nie nawiązania jakiejkolwiek konwersacji. Nie warto tracić czasu ani
energii na takiego sza
tańskiego pomiota, nie wiadomo co dla mnie zaplanował.
Muszę zebrać siły.
-zapowiada
się wspaniała noc, mam interesujące plany, oczywiście z tobą w roli
głównej- wykrzywił usta w chytrym zadowoleniu.
Przyjrzałam mu się i dostrzegłam ślady walki. Skóra na policzku była spierzchnięta i
zaczerwieniona jak po oparzeniu, Ten
groteskowy wygląd dopełniał zakrwawiony
sweterek, nie źle go dziabnęłam, bo krwi było sporo. Zauważył na co patrzę i zaśmiał
histerycznie.
-
przecież jestem wampirem, istotą doskonałą. Odczuwam ból jak każdy ale nie zabije
mnie to. Szybko
się goję jak już zauważyłaś. No dość tego gadania. Spektakl czas
zacząć
Zaklaskał upiornie w dłonie. Skóra ścierpła mi ze strachu. Zaczęłam oddychać
spazmatycznie gdy wyciągnął dłonie w moim kierunku, byle znów mnie nie dotykał
tak jak prędzej. Obrzydzenie ogarnął mnie całą na myśl o jego splamionych śmiercią
łapskach na moim ciele.
~ 19 ~
-
straciłaś szanse na moją nałożnice- odparł na moje nieme pytanie- teraz potraktuję
cię tak jak na to zasłużyłaś. Czyli jak pokarm. Wkurzające pożywienie którym jesteś.
Na pewno będziesz pyszna.
Dotknął różowym językiem kła. Łzy zapiekły mnie w oczach ale muszę być twarda,
nie dam mu satysfakcji, że mnie nastraszył. Puls galopował a on go słyszał. Byłam
zła, na siebie.
-
pierdol się gnoju
-
cóż za miłe słowa, przełamałaś milczenie. Brawo
Przejechał opuszkami palców po moim zaróżowionym policzku. Raptownie złapał
mnie za ramiona i wywlekł za porsche. Uderzyłam kostkami o karoserie. Bolało jak
cholera. Po minucie szamotaniny pchnął mnie w plecy bym szła. Rozejrzałam się
dookoła. Było ciemno, blask księżyca pozwolił dojrzeć mi drzewa. Zrobiliśmy parę
kroków i dostrzegłam taflę wody między drzewami. Byliśmy nad jeziorem koło miasta.
Nie poznałam tej części okolicy.
Znowu pchnięci o mało nie upadłam. Przeszyłam go spojrzeniem. Nie skomentował
i dobrze. Zauważyłam motorówki na nadbrzeżu. To musi być przystań, kierowaliśmy
się w stronę hangaru, w pobliżu nie było żywej duszy, zero szans na ratunek,
zganiłam tok mojego myślenia. Wystarczy, że Ryan został ranny. Nie dopuszczałam
gorszego scenariusza. Doszliśmy do głównego wejścia. Drzwi otworzyły się ze
skrzypnięciem. Rozejrzałam się. W hangarze było pusto, tylko jedna łudź na
metalowym stojaku, mały kwadratowy stolik i trzy krzesła. Szliśmy dalej w stronę
dziwnego urządzenia. Duży kołowrotek na który został nawinięty łańcuch. Podszedł
do niego i rozwinął z cztery metr. Wziął zamach i przerzucił nad prętem nad nami.
Stałam w miejscu analizując sytuację, jestem w tarapatach. Podszedł do mnie i
rozwiązał ręce.
-
rozbieraj się- rzekł twardo
Chyba zwariował i to totalnie
-
odwliło ci jeśli myślisz, że to zrobię
Chyba stracił cierpliwość. Złość zniekształciła mu rysy, wyglądał strasznie. Złapał za
brzeg mojego swetra i zaczął rozrywać, bez użycia siły. Starałam odsunąć się, jego
stalowy chwyt nie pozwolił na to. Wylądowałam na zimnym brudnym betonie w samy
staniku i spodniach
. Czułam zawstydzenie. Patrzył na mnie pożądliwie, zebrałam
ślinę i splunęłam mu w twarz. Wyglądał na zdziwionego, otarł ślinę wierzchem dłoni i
zlizał. Zaraz zwymiotuję.
-
lubię bawić się pożywieniem.- no nie żartuj? Pomyślałam ale ugryzłam się w język
zanim bym to powiedziała
~ 20 ~
Pocałował mnie w szyję, poczułam zimne kły w okolicy tętnicy, łzy popłynął po
policzkach.
A więc nadeszła ta chwila. Tak nie spodziewanie. Byłam zrezygnowana a
teraz on to zrobi ugryzie
mnie. I tak zrobił.
Bul wystrzelił w mocy na którą nie byłam gotowa. Pił łapczywie, siorbiąc i jęcząc.
Szlochałam tak długo dopóki miałam sił. Jeździł dłońmi po moim brzuch dla mnie to
był bolesny akt ale jemu dawał niewątpliwą rozkosz. Upływ krwi dał o sobie znać,
byłam coraz słabsza. I drugi raz dzisiaj zemdlałam
Obudziłam się. Wszystko mnie bolało, znów byłam skrępowana. Teraz na
nadgarstkach miałam łańcuch który przygotował. W rękach nie czułam krążenia, to
dlatego że były nad moją głową a ja klęczałam na kolanach. Wisiałam jak półtusza w
masarni.
Czuję cię, pomyślałam. Wiem, że tu jesteś i obserwujesz zwyrodniały gnoju.
Rozejrzałam się i uśmiechnęłam. Wiedziałam, że będzie czekał na ten moment.
Siedział spokojnie na jednym z krzeseł. Noga na nodze, patrzył na mnie z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nucił jakiś najnowszy hit w rytm którego stukał
batem o kolano. Zaraz, czym stukał? Wzrok musi płatać mi jakieś figle. Wstał i bez
ostrzeżenia zadał cios w moje gołe plecy.
-ach!!
Zawyłam, mroczki zamigotały przed oczami, Jezu jak boli, poczułam krew
spływającą z ran i skórę która pękła pod silnym uderzeniem . Takiego bólu nie
czułam. Żaden mężczyzna nigdy mnie nie widział nago i już wiem, że nigdy nie
zobaczy, po tym jak
on mnie oszpecił. Szlochałam, nie wiem czy z bólu czy z
rozpaczy. Dlaczego życie jest koszmarem. Markus podszedł do mnie.
-
to była kara za nóż wbity we mnie
-
zabij mnie, jeśli chcesz. Nie boję się!!!
Byłam zdesperowana ból odbierał mi zmysły i pewnie miałam dość mojego życia
Jego wzr
ok był niemal czuły. Oparł podbródek między palcem wskazującym a
kciukiem.
Odsłonił zęby. Patrzyłam jak urzeczona i za to się nienawidziłam. Jak
mogły mi się podobać kły, są ostre i nie wróżą nic dobrego. O co mu chodzi? Nie
miałam pojęcia.
-
staniesz się wampirem, zostaniemy partnerami, stworzymy rodzinę, zyskamy
pozycję. Na początku miałaś być tylko ofiarą ale jesteś silna. Zainspirowałaś mnie. A
bicz był testem, przeszłaś celująco. Nie błagałaś o litość. Zajmę się tobą.
Ta m
yśl mnie przeraziła. Zostanę takim potworę jak on. to nie możliwe. Zabijać ludzi,
ranić inny. Nie chcę. Skąd brałam tyle łez, wciąż płynęły kaskadami po twarzy.
~ 21 ~
-
zostawię cię teraz, masz godzinę. Jeśli zapragniesz zmiany to nic nie poczujesz ale
jak się sprzeciwisz to zaboli i to mocno
-
nie zostanę taka jak ty, jesteś odrażający . nie dajesz mi wyboru, choć ta cała
sytuacja jest nad wyraz komiczna, wiesz dlaczego?
Wyglądał na zaintrygowanego
-
oświeć mnie skarbie
-
jak zostanę wampirem to będę silna, a wtedy umrzesz- śmiałam się jak w ekstazie
bez namysłu
-
być może, ale nie zabiję cię, do zobaczenia za godzinę, i pamiętaj nie warto
cierpieć. Odsłoń szyje a nie pożałujesz
- nigdy!!!!
Mój krzyk rozbrzmiewał jeszcze długo po jego odejściu. Nie mam żadnych
pomysłów na ucieczkę. Powiedziałam prędzej, że zabił moich rodziców i on myśli, że
zmienię się dobrowolnie. Musi być naiwny albo pewny siebie. Minuty mijały jak
sekundy i nim zdążyłam zebrać myśli wszedł do pomieszczenia. Zbliżał się szybko.
Złapał za ramiona i przyciągnął do siebie.
-jak jest twoja decyzja?
Wplótł palce w moje włosy. Przez tą godzinę myślałam o wszystkim tylko nie o
przemianie. Starałam odsunąć od siebie ten koszmar. Niechęcę być potworem i pić
krew
. Jednak jestem pewna, że bez względu na decyzję on i tak mnie nim uczyni.
Pytanie raczej powinno brzmieć czy chcę cierpieć, czy nie, już raz mnie ugryzł potem
wychłostał. Bolało jak cholera, to chyba nie może być gorsze od rozoranej skóry na
plecach. Ledwo mogłam się poruszyć tak piekło. Tak chciałabym umrzeć, nie czuć
nic, nie stracić wszystkich których kochałam i to on mi ich zabrał a teraz zabierze mi
duszę. Czułam się pusta. Nic mi nie zostało. Spojrzałam w jego przebiegłe oczy. Jak
to możliwe, że ktoś tak piękny jest tak przepełniony mrokiem. Westchnęłam
zrezygnowana
-
nie zgadzam się- wydusiłam niemal szeptem
Przyglądał mi się z uznaniem i lekkim zdziwieniem. Zaskoczyłam go swą decyzją.
Nie miałam zamiaru go prosić o uśmierzenie bólu, mam jeszcze godność którą za
chwi
lę stracę.
- Frey
a postępujesz bardzo odważnie ale i głupio.
Skąd on zna moje imię, jestem pewna, że nie przedstawiałam się
-
skąd znasz moje imię?
~ 22 ~
Spojrzał na mnie dziwnie i wykrzywił usta
-
myślałaś, że nie przeszukam twoich rzeczy?
No tak przecież on zabija a grzebanie w osobistych rzeczach innych nie robi na nim
wrażenia
-
a teraz do rzeczy śliczna. Będziesz wspaniałym nie umarłym.
Złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Zacisnęłam powieki ze złości.
Przesunął swoje usta na moją szyję. Skóra mi z cierpła w oczekiwaniu na ból. Ale
doznałam tylko lekkiego ukłucia. Nie było tak jak ostatnio, bólu nie było. Jego zęby
wbiły się w tętnicę i wziął jeden potężny łyk, zakręcił mi się w głowie. Zdziwiłam się,
że szybko się odsunął.
-
starczy, nie mogę wypić za dużo. Nie chcę cię przez przypadek stracić a tak by się
stało gdybyś za bardzo osłabła.
Wstał powoli oblizując usta splamione moją krwią i podwinął rękaw swetra
odsłaniając bladą skórę. Podniósł obnażony nadgarstek, i przejechał ostrym kłem po
żyle. Co on wyrabia. Krew spływała cienką strużka po wnętrzu dłoni i kapała z palca
wskazującego na podłogę. Miała dziwny kolor. Jaśniejszy niż ludzki. W słabym
świetle mieniła się złotymi refleksami. Jest prawie piękna.
-
teraz musisz napić się mojej krwi i przemiana się dopełni
Raptownie podniosłam wzrok z jego ręki na twarz. Mówił śmiertelnie poważnie.
Przewróciło mi się w żołądku na samą myśl aby pić krew. Nie dam rady.
-
nie wezmę tego świństwa do ust
-
nie bluźnij!!! –wydarł się tak głośno, że myślałam iż ogłuchnę-Krew wampira jest
afrodyzjakiem a
możliwość przemiany zaszczytem – mówił gorączkowo. Ta
przemiana musi być bardzo wyczerpująca nawet dla niego. Wyglądał na
zmęczonego- dzielę się z tobą moją mocą, powinnaś być mi wdzięczna
-
mam w dupie ten zaszczyt. A mojej wdzięczności nigdy się nie doczekasz, nie
usłyszysz słowa dziękuję. Zmieniasz mnie w brew mojej woli, to nie sprzyja
uprzejmością
Nachmurzył się trochę ale nie skomentował a i ja już nic nie mówiłam bo zacisnęłam
wargi jak imadło. Przycisnął nadgarstek do moich ust. Czułam ciepło cieczy na
wargach, pachniała inaczej niż zwykła krew. Wręcz apetycznie, może miał rację
mówiąc że to afrodyzjak.
- pij
–warknął
Pokręciłam z rozpaczą głową. Chyba go wkurzyłam. Bo drugą rękom złapał za moje
potargane włosy i szarpnął w tył. Odchyliłam głowę w tył. Drugą zakrwawioną rękę
~ 23 ~
podniósł i mnie spoliczkował. Ból przeszył moje ciało aż zachłysnęłam się
powietrzem. Z łuku brwiowego lała się ciepła krew. Wampir wykorzystał moment i
przyłożył zraniony nadgarstek do moich półotwartych warg. Krew zaczęła spływać do
ust.
On sam przyglądał się z pragnieniem na krew spływającą z mojej twarzy.
Brakował mi tchu i musiałam przełknąć. Ciecz spłynęła do mojego żołądka. Markus
odsunął się i ukląkł przede mną. Odgarnął mi włosy z twarzy.
-
zaraz się zacznie. –przemówił nad wyraz spokojnie-Przygotuj się, nie potrwa to
długo może kilka godzin
Patrzyłam na niego z paniką w oczach. Za to on wyglądał na zadowolonego z siebie.
Siedzieliśmy w milczeniu a on cały czas był przymnie. Czekając na moja przemianę.
Nic się nie działo przez ok. godzinę. Później zaczęło mi się robić nie dobrze. Głowa
pulsowała w rytm kołatania mojego serca . wzrok mi się zamazywał, widziałam tylko
kontury. Markus chodził cicho i nerwowo po hangarze. Oczekując przemiany.
Momentalnie wstrząsnął mną spazmatyczny atak wymiotów. Dlatego, że nie miałam
w ustach nic od dawna wymiotowałam żółcią i krwią. Wampir podszedł i zaczął
ocierać mi twarz i dekolt
-
nienawidzę cię potworze- wycharczałam pomiędzy wymiotami
-
oszczędzaj siły, będzie gorzej
On sobie
chyba kpi ze mnie. Ma być gorzej, ja już nie mogę tego znieść. Bul odbierał
mi zmysły. Każda komórka mojego ciała, żyła własnym życiem. Miałam wrażenie
jakby ktoś mnie rozrywał na strzępy. Krzyczałam w chwilach gdy było najgorzej i
dumę chowałam do kieszeni. Krew wrzała w żyłach. Nie miałam już sił utrzymać
powiek otwartych. Jedyne dobre
z braku świadomości był brak cierpienia. Tak lekko
było nic nie czuć, tak po prostu wisieć na tych głupich łańcuchach i spać.
Z odrętwienia wydarł mnie przeraźliwy huk. Zdołałam otworzyć oczy i zdziwiłam się.
Zobaczyłam kłęby dymu i zabieganych w około ludzi. Markus rzucał przekleństwa na
otaczające go postacie. Obok przebiegło jakieś zwierze. Było wielkie i miało czarno
zielone
ślepia. Zmierzył mnie długim spojrzeniem i pognał w stronę wampira. Nie
wiem kim byli ale mało mnie to obchodziło, ważne że starali się go złapać. Swąd
spalenizny drażnił już i tak obolały nos. Ktoś się do mnie zbliżał, dwóch ludzi.
Mężczyzna stanął przede mną. Obraz miałam zamazany ale go poznałam. A jednak
udało mu się przeżyć i wrócił po mnie. To Ryan. Odetchnęłam z ulgą. Uklęknął i
dotknął mojego rozpalonego policzka, skórę miałam tak wrażliwą, że zaszlochałam z
bólu.
Drugi chłopak stał za mną i starał się zdjąć łańcuchy krępujące moje dłonie.
-
cholera on ją zmienił, spóźniliśmy się
-
może nie jest za późno- powiedział do niego Ryan
~ 24 ~
-
co ty pleciesz! Padło ci na mózg od tej magii, ona już prawie ją przeszła
Ręce opadły bez czucia wzdłuż ciała, Ryan wziął mnie w ramiona i przytulił. Jeszcze
nigd
y nie cieszyłam się z widoku jakieś osoby jak teraz. Wszczepiłam swoje
zakrwawione palce w jego płaszcz jak małe dziecko i tak też się czułam. Mała i
bezbronna. Nie zwracałam uwagi, że jestem tylko w staniku i brudna. Ważne było
tylko to, że byłam bezpieczna
- w
szystko będzie dobrze- szeptał ciągle z twarzą w moich włosach
Gorzki śmiech wyszedł z mojego obolałego gardła, szybko tego pożałowałam, bo ból
powrócił z siła na którą nie byłam gotowa. Złapałam jego twarz w obie dłonie i
oparłam swoje czoło o jego. Po potwornym krzyku jaki wydałam spojrzałam mu w
oczy.
-
masz rację, teraz już będzie dobrze- zgodziłam się z nim- tylko dlatego, że chcę
abyś mnie zabił, nie chcę stać się potworem.
Wydał z siebie dźwięk zaskoczenie. Łzy w jego oczach mnie zaskoczyły. Powoli
pokiwał w zaprzeczeniu głową. A więc on mi nie ulży. A tak na to liczyłam.
-
błagam cię, zrób to
Chłopak za mną podszedł gwałtownie i szarpnął mnie tak abym na niego spojrzała.
Miał miłą twarz, był może o dwa lata starszy ode mnie.
-czy ci totalnie p
adło na mózg- spytał rozdrażniony- nie po to Ryan nas tu ściągnął
tak szybko, żeby zaraz cie zabić. Zajmiemy się tobą, o nic się nie bój. I nie pierdol mi
więcej mała, że chcesz umierać. A teraz nasz wielki magu uśmierz jej ból tymi swoimi
czarami-
zwrócił się do Ryana.
Mag wziął mnie w ramiona i wstał. Szeptał coś cicho, podejrzewam, że były to
zaklęcia. Powoli ogarniało mnie zmęczenie i zamknęłam oczy
~ 25 ~
Rozdział 4
Obudziła mnie cicha rozmowa. Po odgłosach stwierdziłam, że jestem w
samochodzie. Przy
najmniej teraz nie byłam w bagażniku. I ktoś mnie obejmował.
-
przeszukałem jej plecak, wiele nie znalazłem ale na imię ma Freya.
Ryan nic nie powiedział, tylko głaskał moja dłoń w opiekuńczym geście. Cisza która
mnie otaczała była niezwykle kojąca. Jechaliśmy w milczeniu. Nieznajomy westchnął
przeciągle i oznajmił
-
ładna ta mała, jak myślisz dlaczego Markus się nią zainteresował?
-
nie mam pojęcia, ale się dowiem. A do tego czasu będziemy ją chronić
-
co z nią teraz będzie? On ją ugryzł i napoił swoją krwią, przemian prawie się
dokonała
-
Max mówiłem ci ostatnio, że przeglądam stare zapiski babci Anny?
A więc tak ma na imię ten nieznajomy. Max.
-
coś tam wspomniałeś, ale co to ma do rzeczy
-
moja babka miała wielką moc i spore układy, co wiemy dlatego bo wciąż żyje.
Powiedział zimno
-
a więc co tam było napisane?- Zaciekawił się Max i jednocześnie zignorował jego
mroczny dźwięk głosu
- zobaczysz jak doj
edziemy do domu. Zadzwoń do posiadłości i powiedz Grace żeby
przygotowała moje biuro i czystą pościel.
Po
krótkiej rozmowie telefonicznej Max oznajmił
-nie wiem co knujesz-
przerwał na moment i dodał zrezygnowany- abyś się tylko nie
pomylił
Jechaliśmy w milczeniu dłuższą chwile. Nie mogłam już wytrzymać i otwarłam oczy.
Ból już tak bardzo mi nie dokuczał, podejrzewam, że to zasługa maga który wciąż
mnie obejmował i patrzył w oczy.
-
cześć- wypaliłam bez namysłu i usłyszałam cichy chichot z przedniego fotela
Pewnie Max
-
cześć- odparł, a uśmiech rozjaśnił mu twarz
~ 26 ~
spojrzałam szybko w duł gdy przypomniałam sobie, że nie miałam bluzki ale z ulgą
dostrzegłam jego płaszcz którym mnie owinął. Poruszyłam się nieznacznie i
skrzywiłam z bólu. Ryan wyglądał na zaniepokojonego.
-
nie powinnaś odczuwać skutków przemiany, użyłem zaklęć znieczulających,
przyrzekam.
Miał rację, prawie nie doskwierały mi gorączka ani wymioty. Bolały mnie plecy
-
to nie od przemiany, to dlatego, że ten skurwiel mnie wychłostał.
Mag zbladł jak ściana i uściskał pocieszająco moją dłoń.
-
wiem, widzieliśmy twoje plecy. On jest szalony. Tak strasznie mi przykro- mówił
szczerze. Wyczułam w tym zdaniu poczucie winy. Ciekawe dlaczego? Później się
dowiem. Najpierw zastanowiłam się nad najważniejszym w tej chwili.
Widział moje plecy. Jak bardzo mnie oszpecił ten potwór, jeszcze nie wiem. Może i
dobrze. N
ie jestem próżna. Mimo wszystko nie chcę być poraniona . Nie dosyć, że
jestem tr
efna to do tego będę miała ohydne blizny. Odwróciłam wzrok od niego ale
on położył dłoń na policzku i przyciągnął moją głowę w swoją stronę. Ten gest był tak
intymny, że czułam jak się rumienię.
-
zrozum, przemiana postępuje. Te rany się zagoją
Cza
rne myśli dopadły mnie z mocą. Zostanę wampirem. Wolałabym umrzeć. Jednak
wiem, że Ryan mnie nie zabije. Nie dziwem mu się. Jak mogłabym oczekiwać od
kogoś morderstwa zwykłej dziewczyny. Jak dojdę do siebie sama zakończę tą
pomyłkę. Markus zabił mi rodziców, odebrał radość życia a teraz mam w sobie jego
krew. Ta myśl napawała mnie nie tylko obrzydzeniem ale i paniką. A fakt, że moje
rany już się goją przerażała mnie bo potwierdzało to przeminę.
-
ja nie chcę być tak jak on
Jedna łza spłynęła po moim policzku. Starł ją opuszkami palców. Nie krępował się
dotykając mojej twarzy. Za to ja byłam onieśmielona. Jego dotyk różnił się od
Markusa. Wampir był zaborczy i brutalny a Ryan delikatny i troskliwy. Różnica była
nad wyraz miła.
-
zrobię wszystko aby zapobiec przemianie a teraz odpocznij, musisz być silna.
Zmęczenie dopadło mnie. Powieki nie chciały pozostać otwarte.
-
jesteś Ryan, prawda?
Zaśmiał się szczerze. Ten śmiech koił moje nerwy i niepewność
~ 27 ~
- tak,
jestem Ryan, z przodu siedzi Max, powinnaś go pamiętać z hangaru- tak
pamiętałam go. Powiedział, że jestem obłąkana, w każdym bądź razie tak
wywnioskowałam z jego wypowiedzi- a za kierownicą siedzi Joel
Maxa owszem pamiętam ale Joela nie znałam. Całą drogę siedział cicho , nie
odezwał się ani słowem. Ciekawe dlaczego?
-
miło mi poznać- wyjęczałam miedzy ziewnięciami- dobranoc, ba ja już chyba
zasnę. Czuję się jak na rauszu czyżbyś mnie zaczarował- zachichotałam
-
może troszkę- odparł zmieszany.
Jechaliśmy długo, czasami się budziłam. Jednak nic nie mówiłam, byłam zbyt
oszołomiona. Moi towarzysze cicho szeptali, nie chcąc mnie zbudzić. Nie wiem o
czym rozmawiali ale miałam to gdzieś. Byłam zmęczona i chciałam odpocząć.
Obudz
ił mnie pisk opon. Podniosłam powieki i stwierdziłam, że dotarliśmy do celu.
Znów zaczęła pulsować mi głowa. cicho zajęczałam. Ktoś poruszył się pode mną.
Nadal byłam w ramionach Ryana.
-
Joel wyciągnij ją z samochodu, ja nie mam miejsca aby z nią wyjść
-
ty ją wziąłeś to teraz się nią zajmij
-
nie bądź okrutny, zaklęcie mija a muszę oszczędzać siły na resztę ceremonii. Boli
ją. Możesz ją tylko przytrzymać.
Usłyszałam warknięcie. Strach zawładnął moim ciałem. Zaczęłam się szarpać w
akcie protestu. Ten warkot przyp
ominał Markusa.
-
spokojnie, nie bój się, on cie nie skrzywdzi. Zaufaj mi.
Poznałam go wczoraj? Może dziś. Straciłam orientację. Jednak mu ufałam. To on
stanął w mojej obronie na ulicy a później wrócił i mnie uwolnił. Był dobry, wiedziałam
to. Nim się zorientowałam ktoś włożył jedną rękę pod moje kolana a drugą pod plecy.
Wciągnęłam szybko powietrze w płuca. Joel zawahał się na moment a jego uchwyt
nabrał łagodności. Szarpnął w bardzo delikatny sposób i nim się obejrzałam byłam
na dworze. Pachniało wiatrem i lasem. Otwarłam oczy i wtedy go zobaczyłam.
Był zniewalająco piękny. Wysoki, jak bardzo nie winem bo byłam w jego ramionach.
Doznałam dziwnego uczucia. Jak byśmy się znali. Przełknęłam głośno ślinę. Oczy
miały odcień zimnego błękitu. Włosy niemal czarne, klasycznie w nieładzie jak
buntownik.
Blada skóra nadawała mu wygląd zimnego wojownika szczególnie z tą
muskulaturą. Chudy ale z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami. Dostrzegłam jego
kuszące wąskie usta. Patrzyłam na nie z tęsknotą. Był starszy niż ja może coś około
25lat
. Wydawał się znajomy i wtedy przypomniałam sobie ten cichy warkot.
Otrząsnęłam się z zauroczenia.
-
jesteś wampirem
~ 28 ~
-tak-
oznajmił zimno – mam nadzieje, że już skończyłaś te obserwację
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo Ryan przejął mnie od niego, a Joel westchnął z
ulgą. Poczułam pustkę z dala od niego. Przejawiał wręcz wybitną niechęć w
stosunku do mojej osoby. Ostatni kontakt wzrokowy,
mną wstrząsnął, on mnie nie
lubi, to wręcz mało powiedziane. W jego oczach dostrzegłam złość, na mnie? Nie
wiem dlaczego.
Położyłam zrezygnowana głowę go piersi Ryana. On zagarnął mnie w ciepłym
uścisku. Wyszeptał coś i zasnęłam. Ostatnie co pamiętam to jego słowa
-
postaram się abyś nie została wampirem.
Ja też mam taką nadzieję i już chyba setny raz dziś zasnęłam
~ 29 ~
Rozdział 5 .
Obudziłam się dlatego, że poczułam pod plecami dotyk zimna. Otwarłam oczy i
ujrzałam ciemnoskórą kobietę. Rozbierała mnie. Co ona ode mnie chce? Miałam już
zdjęty stanik ale nałożyła mi białą opaskę która zasłaniała piersi. Kobieta zaczęła
zdejmować mi spodnie. Usiłowałam walczyć ale nie miałam sił. Całe ciało mnie
bolało jak w hangarze. Podniosłam lewą rękę mimo strasznego bólu, kobieta
dostrzegła ruch i złapała dłoń.
-
niebój się kochanie, Ryan prosił abym cię przygotowała do ceremonii. Jestem
Grace
Ryan coś wspominał o jakieś ceremonii, nie wiem o co im chodzi ale zaufałam mu.
Te
n mężczyzna ma w sobie coś, że nie sposób mu nie uwierzyć. Jednak wiem że
jest szczery. Skinęłam niemrawo głową i pozwoliłam się rozebrać do końca. Po
zdjęciu spodni Grace przykryła mnie kolejną opaską. Materiał zasłaniał wszystko co
powinien
-
pójdę po nich-powiedziała miękko- niebój się to dobrzy ludzie
-wiem-
oznajmiłam z mocą
Uśmiechnęła się i wyszła. Po jej odejściu rozejrzałam się i zauważyłam, że jestem w
jakimś biurze. Otaczały mnie regały z książkami ,które wyglądały na zabytkowe. Po
środku stało wielkie drewniane biurko do kupletu z dwoma krzesłami. Ja leżałam na
podłodze. Spojrzałam zdziwiona na mahoniowe deski. Dlaczego tu mnie położyli?
Całe pomieszczenie wyglądało jak wyjęte z zabytkowego domu. Z zamyślenia
wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w lewo i zauważyłam, że
wchodzą cztery osoby. Ryan zaraz po wejściu podszedł do mnie i otarł mi czoło z
potu. Zadrżałam z zimna które nadeszło nieoczekiwane. Następny wszedł Max po
nim Grace a ostatni przekroczył drzwi Joel. Wyraz twarzy miał nieodgadniony. Na
jego widok serce zaczęło mi bić jak dzwon, spojrzał na mnie nagle zdziwiony. A więc
on to słyszy. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
Wszyscy byli poważni i czekali na coś. Ryan ostatni raz otarł mój pot i wstał.
-
jak już wspominałem, czytałem ostatnio zapiski mojej babki. Jest w nich napisane,
że jest szansa zatrzymać przemianę w wampira
-
to niemożliwe- powiedział zimno Joel
- Niewinem czy to prawda,
ale babka była potężna, nie pisała by czegoś takiego bez
powodu Niewinem jak to może się skończyć, ale ta decyzja należy do Frey
Wszyscy spojrzeli na mnie. Prawie wszyscy bo wampir patrzył w ścianę za mną.
Max uśmiechał się do mnie pokrzepiająco. On musi być człowiekiem który cieszy się
~ 30 ~
życiem. Zawsze dobrze się czułam przy takich ludziach. Dlatego tak polubiłam
Amber
. O mój boże jak to możliwe, że prędzej o niej nie pomyślałam. Musi
zamartwiać się na śmierć. Niewiadomo ile czasu minęło od naszego ostatniego
spotkania. Podniosłam się gwałtownie i zaraz opadłam na plecy ponieważ brakło mi
sił.
-
muszę zadzwonić ,natychmiast- wykrzyknęłam spanikowana. Znowu zostałam
obdarzona zdziwionymi spojrzeniami.
-
wątpię żeby to był dobry moment na rozmowy telefoniczne mała- powiedział
poważnie Max
-
ale Amber będzie się o mnie martwić. Już dawno powinnam być w domu
-
kim jest Amber? Zapytał Ryan
-
to moja współlokatorka, mam jej numer w telefonie
Już chciałam dodać, żeby jej nie denerwowali ale dostałam nagłego ataku kaszlu.
Zakrztusiłam się. Jakieś ręce pomogły przewrócić mi się na bok. Spojrzałam na
podłogę i zobaczyłam krew. Dotarło do mnie iż przemiana postępuje a ja kaszlę
krwią.
-
zajmiemy się tym później, teraz ty jesteś najważniejsza- Ryan mówił gorączkowo-
Niewinem jak skończy się to co mam zamiar zrobić więc musisz wyrazić zgodę. Weź
pod uwagę inną możliwość. Pamiętaj, że zostanie wampirem nie jest najgorszą
rzeczom jaka mogłaby cię spotkać.
On chyba żartuje. Co mogło by być gorszego? Zwłaszcza że to wszystko przez
mordercę moich rodziców
-
wolę umrzeć niż zostać potworę- wydukałam przez zaciśnięte zęby.
Ryan złapał moją dłoń
-
okej widzę, że podjęłaś decyzję, spróbujemy powstrzymać zmianę
Wstał i wyglądał na niezwykle zdeterminowanego
-Grace
podaj mi miskę do obrzędów.
Kobieta podeszła do biurka i z dolnej szuflady wydobyła glinianą miskę.
Ryan podszedł do ściany na której wisiał obraz przedstawiający góry pokryte
śniegiem. Zwykły obraz natury. Ja bym to namalowała lepiej. Mag zdjął obraz. No nie
wierze, myślałam, że takie sejfy są tylko w filmach szpiegowskich. Ale on zamiast
kręcić jakieś pokrętło, po prostu przyłożył dłoń do metalu i wyszeptał coś. Pewnie
jakaś kolejna sztuczka. Metalowa płytka zamiast się otworzyć, wysunęła się jak
szuflada. Włożył rękę do środka i wyciągnął piękny sztylet. Ostrze miało co najmniej
~ 31 ~
20cm długości. A rękojeść cudo. Istne marzenie nie to co mój sprężynowiec. Ten był
złoty z zatopionymi kolorowymi kamieniami w rączce. Nie ośmielę się nawet myśleć,
że to imitacja. Kamienie wyglądały na prawdziwe. Ale zaniepokoiła mnie inna myśl.
Po co mu sztylet. Ryan podniósł ostrze w naszym kierunku i wziął niepewny wdech
-
ten sztylet był razem z zapiskami mojej babki. Według znaków to nóż ofiarny.
Dlatego go schowa
łem, ma wielką moc.- zaczerpnął powietrza gwałtownie i spojrzał
wszystkim po kolei w oczy, zatrzymał spojrzenie mnie – nie ma czasu na owijanie w
bawełnę więc powiem prosto. Mam zamiar przeciąć skórę każdego tu
zgromadzonego. Czarodzieja-
wskazał na siebie- człowieka- pokazał pulchną Grace-
wilkołaka- popatrzyłam za jego palcem i byłam zdumiona widokiem Maxa, pomachał
mi nieśmiało. No dobra czy normalni ludzie nie wiedzą kto chodzi po tym świecie.
Pewnie nie.
Co prawda wiedziałam, że wampiry istnieją. Nawet czarodzieje mnie tak
nie zszokowali jak istnienie wilkołaków. Ciekawe jak wygląda po przemianie. Nagle
przypomniałam sobie czarno zielone ślepia z hangaru. Odpowiedziałam mu
uśmiechem dość niepewnym ale w głębi serca obiecałam sobie, że po wszystkim
pogadam z nim i to szczegółowo. Kurcze mam tyle pytań do nich. – i wampira-
pokazał Joela.
Wampir miał obojętny wyraz twarzy. To chyba cecha wszystkich ostro zębnych. Zero
emocji nawet zainteresowania. Zdałam sobie sprawę, że nie obchodzi go co się ze
mną stanie. Niechciał nawet mnie wyciągnąć z auta. Wszyscy są dla mnie mili
oprócz niego.
-
według zapisków należy zmieszać krew i nakreślić tatuaż ochronny za twoim ciele.
Niewinem jakie będą skutki. Anna nie opisała dokładnie co będzie później, ale wiem,
że wampirem w stu procentach nie zostaniesz
W stu procentach nie zostanę? Czyli jednak w jakieś tam części nim będę. Musiałam
zapytać
-
nie rozumiem, o co ci chodzi. Wyjaśnij proszę.
-
do twojego organizmu wprowadzę mieszankę krwi- przełknęłam gulę w gardle gdy
wspomniał o krwi- podejrzewam, że zyskasz cechy z każdej z ras.
Myśli kotłowały mi się w głowie. A więc zostanę mieszańcem? Ryan sam dokładnie
nie wie co się stanie. Strach przed zostaniem wampirem jest wielki ale niewiadoma
co do mojej przyszłości nie napawała mnie optymizmem.
-
decyzja należy do ciebie, nieważne co wybierzesz zaopiekujemy się tobą-
powiedział miękko
A więc po wszystkim będę miała gdzie mieszkać. Na razie. Poruszyłam się
nieznacznie
i stwierdziłam, że ciało już tak nie boli. Panika wezbrała we mnie. Już
wiele mi nie zostało do ukończenia przemiany. Przypomniałam sobie zadowolony
uśmieszek Markusa. Nie dam ci satysfakcji morderco i nie będę taka jak ty.
~ 32 ~
Spojrzałam poważnie w oczy Ryana
-
zrób ten tatuaż
-
przed rozpoczęciem muszę zdjąć zaklęcie znieczulające, twój organizm powinien
być wolny od magii
-
hm… zamyśliłam się głośno, a więc znów czeka mnie ból. I to pewnie mocny.
Jednak ta cena nie jest wysoka za szanse ocalenia.
Zgromadzeni czekali na to co powiem. Już podjęłam decyzję.
- ufam wam.
– choć może nie powinnam, jakiś głosik szeptał mi w głowie. Jak byłam
mała mama powtarzała ciągle, że jestem zbyt naiwna i za mocno wierzę w ludzi. Nie
wszyscy są dobrzy. Miała rację. Po jej śmierci starałam się unikać zagrożeń ze strony
otoczenia,
coraz łatwiej dostrzegałam obłudę i chciwość ludzi. Byli zdolni do
wszystkiego aby osiągnąć cel. Tak jak Markus. Byłam taka ostrożna i co mi to dało
nic. Teraz ja leże na podłodze w nieznanym mi domu, wszyscy patrzą na mnie. –
zaśmiałam się ciut histerycznie
-zaczynaj
Ryan podszedł do każdego i przeciął skórę wewnątrz dłoni. Max nawet się nie
skrzywił za to Grace prawie się popłakała.
- za chwi
lę przestanie boleć.- zwrócił się do niej mag
Powoli podszedł do wampira i naciął skórę. Joel patrzył tępo w ścianę po chwili
zamknął oczy. Czyżby odczuwał pragnienie? Krew błyszczała na jego dłoni.
-starczy-
powiedział cicho i rana zabliźniła się
- och!-
Wyrwało mi się. To fascynujące. Mój wybuch szoku wampir skomentował
jedynie uniesieniem jednej pięknej brwi. Jest naprawdę przystojny. Moje serce znów
przeszło w galop a on uniósł drugą brew. Cholera muszę nad tym zapanować.
Ryan krzątał się po pomieszczeniu i zapalał świece. Grace podała mu słój z jakimś
białym proszkiem i obsypał nim krąg dookoła mnie. Na moje pytające spojrzenie
odpowiedział
-
to sól. Będzie nas chronić podczas obrzędu.
Byłam dość sceptyczna co do tej soli ale on zna się na tym lepiej. Przecież rzuca
ogniste kule, tłumaczyłam sobie
-
wejdźcie wszyscy do kręgu i złapcie się za ręce tak aby Freya była w środku.
Nikt się nie spierał. Max stanął po mojej lewej. Wampir po prawej. Grace była koło
niego. Pewnie Ryan zajmie miejsce koło Maxa.
~ 33 ~
Gabinet oświetlało tylko przyćmione światło świec. Gdyby ktoś nas teraz widział, to
stwierdził by, że to jakaś sekta i chcą mnie zabić. Boże mam nadzieję, że dobrze
robię ufając im.
Mag wyglądał na lekko wystraszonego co nie działało kojąco. Dotknął mojego
kolana aby mnie pocieszyć. Dotykał mnie bez skrępowania, jakby to była
najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Mnie to krępowało. Przecież nie znaliśmy się.
Ryan zbliżył sztylet do swojej dłoni zanim przeciął skórę
-sztyletem ofiarnym przyzywam moc
Co rozwinie nad nią opiekę jak koc
Mieszanka czterech krwi
Człowieka, zmiennego, wampira i magii
Mocy wspaniała zaistniej tu
Ocal ją i dodaj jej tchu
Cofnij krew wampira z jej żył
Ocal, błogosław i dodaj sił
Magia co wo
kół nas krąży
Niech ocalić ją zdąży
Krew buzuje w naszych żyłach
Życiodajna ta siła- Ryan zaczął niemal krzyczeć, oczy wywracały się w transie
Pani krwi i mrocznej nocy
Splątana w jasności i ciemności
Zmiennego siła
odwagi dodaje
Wampira zwinność
Co pewności daje
Człowiecze emocje pozwolą żyć
Miłość, współczucie , radość i rozpacz niech wróci do niej drugi raz
I choć ciężko żyć pozwól jej drugi raz w śród nas być
Władza maga nad żywiołami
~ 34 ~
Pozwoli miotać jej grzmotami
By mogła docenić to co ma
Nasze ofiarowanie krwi
pozwoli jej żyć drugi raz
Emocje będą mieszać się w jedność
By mog
ła spędzić z nami wieczność- wrzask wstrząsnął nami wszystkimi
Ryan
przeciął wnętrze swej dłoni a otoczenie od magii zrobiło się tak gęste, że
trudno
było oddychać. Padł na kolana. Krew zaczęła kapać do naczynia. Gdy
pierwsza kropla zmieszała się z krwią innych, zaczął wydzielać się dym. Był tak
wspaniały, że nie sposób było oderwać wzroku. Przybierał odcienie tęczy a kolory
były niesione dymem i wnikał w nasze płuca. Spojrzałam na innych i zdziwiłam się
bo na nich ta magia nie działa. Mieli lekko zaniepokojone miny i przyglądali mi się
uważnie.
Ryan zatopił nuż w magicznej krwi i nieznane słowa mocy płynęły z jego ust. Włosy
unosiły się jakby wiał silny wiatr. Na jego czole dostrzegłam drobne kropelki potu.
Nagle wstał i przyklęknął za moją głową. Położył obie dłonie na moich włosach.
Wpatrywałam się w jego zielone oczy. Miał delikatne dłonie którymi masował moje
skronie
-
zdejmę zaklęcie, dobrze?
Skinęłam nieznacznie głową
Znowu wyszeptał coś czego nie dosłyszałam. Gdy zabrał ręce ból znowu wrócił. Był
jednak lżejszy. Moje ciało zaczęło wyginać się w przypływach zimna i gorąca
-
przytrzymajcie ją, musi być nieruchoma
Max wstał i złapał moje stopy. Spojrzał na Grace i rozkazał
-
złap ją za lewą dłoń
Przeniósł spojrzenie na wampira a on bez pytań złapał mnie za prawą rękę. Ryan
zatopił jeszcze raz nuż w kolorowym dymie a następnie samym jego czubkiem
dotknął mojego kolana. Zadrżałam a gdy naciął skórę wrzasnęłam. Miałam wrażenie
jakby moja skóra się paliła i pewnie tak było bo ślady po nacięciach lekko dymiły.
Spanikowałam i zaczęłam się szarpać. Trzy pary rąk mocno przygwoździły mnie do
podłogi. Miotałam głową w przód i w tył starając pozbyć się nieprzyjemnego bólu. Nie
przyglądałam się poczynaniom Ryana i szukając jakieś ulgi spojrzałam na wampira.
On również mi się przyglądał. Zdziwiłam się wyrazem jego oczu. Była w nich troska a
wcześniejsza niechęć minęła. Miałam wrażenie, że on się o mnie martwi. Mocno
ściskał moją dłoń a drugą ręką odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. Jest taki
piękny. Jeszcze nigdy nie spotkałam chłopaka który by mnie zainteresował. Patrząc
teraz na Joel
a stwierdziłam, że pomimo jego niechęci do mnie i to nieuzasadnionej
~ 35 ~
gdzieś tam pod przykrywką tego zimnego wampira jest czuły facet którego warto
poznać bliżej. Joel również patrzył na mnie oceniająco. Przeniósł wzrok na moje usta
i oblizał wargi, są takie kuszące. Zastanowiłam się jak by mogły smakować, na tę
myśl moje serce znów przyspieszyło. Wampir oprzytomniał i znów zerknął mi w oczy.
Dotarło do niego, że go rozszyfrowałam i zdradził swoje pragnienia. Srebro
zamigotało w tęczówkach. Ciekawe czy ze złości czy pożądania. Chyba nigdy się
tego nie dowiem. Nim zdążyłam cokolwiek wykrztusić on na powrót przybrał obojętną
maskę i odwrócił gwałtownie wzrok. Czyżby nie chciał abym wiedziała, że mu się
spodobałam?
Ceremonia była długa i bardzo bolesna.
- jeszc
ze trochę Freya. Zaraz skończę.
Miał rację byłam już nakreślona od kolana w górę. Udo i brzuch zdobiły dziwne znaki
wymieszane z kwiatami, zębami i pazurami. Wyglądało to jak piękne pnącze do
którego przytwierdzono te elementy. Mag zbliżał się do granicy piersi przysłoniętych
materiałem i ostatni raz przyłożył ostrze do ciała. Po chwili wstał. Zmierzył mnie
wzrokiem i uśmiech wypłynął mu na ustach
-
skończyłem, wygląda na to, że będzie dobrze.- podniósł miskę z podłogi i przystawił
mi do ust.-
dla dopełnienia rytuału musisz to wypić, wystarczy łyk
Spojrzałam na wciąż dymiącą mieszankę i nie spierałam się. Rozchyliłam usta i
poczułam metaliczny smak. Płyn był lepki, dlatego szybko przełknęłam. Substancja
rozgrzewał mnie od środka. Najbardziej niesamowity był mój świeżo nakreślony
tatuaż. Był lśniący i kolorowy, niektóre elementy pulsowały w rytm mojego serca
Wszyscy westchnęli zafascynowani, łącznie zemną.
Nim nacieszyliśmy wzrok tatuaż zniknął. Dosłownie nie było go widać a skóra była
gładka. Spojrzałam w górę i spotkałam spojrzenie Maxa. wzruszył ramionami jakby
chciał powiedzieć, że niema pojęcia o co chodzi. Rozglądałam się w poszukiwaniu
jakichkol
wiek wyjaśnień. Joel stał nieruchomo z rękami w kieszeniach również był
zdziwiony.
Milczenie przerwała Grace
-
to trochę dziwne- stwierdziła. Przyznałam jej rację w myślach. Ale z drugiej strony
co w tym szalonym dniu nie było dziwne?- czy to tak powinno nagle zniknąć?
-
w zapiskach nie jest napisane aby tatuaż zniknął. Jestem jednak pewny, że
wszystko przebiegło dobrze. Jak się czujesz Freya?
Przeanalizowałam moje doznania i cóż nic mi nie dolegało. W końcu ból minął
-
nic mnie nie boli. Dziękuje wam.- przymknęłam powieki i ziewnęłam
-
chce mi się tylko spać
~ 36 ~
Ryan zrobił krok w moją stronę ale ktoś go ubiegł. Fakt, że byłam zdziwiona było
niczym w porównaniu z miną Ryana. On totalnie osłupiał. Zdałam sobie sprawę kto
mnie podniósł. Był to nie kto inny jak sam Joel. Rzucił mi jedno spojrzenie którego
nie potrafiłam rozszyfrować, następnie zwrócił się do przyjaciela
-j
utro sobie razem pogadacie i wszystko wyjaśnicie. Teraz ona musi odpocząć. Gdzie
ją zanieść?
Mówił jakby nigdy nic i albo nie zauważył albo udawał, że nie widzi zdziwiony min
wszystkich zgromadzonych. Mógł przecież pozwolić komuś innemu mnie zanieś ale
sam
to zrobił. Ten wampir stawał się dla mnie coraz większą zagadką którą
rozszyfruje, obiecałam sobie i westchnęłam
-
Freya może zająć niebieski pokuj.
-
ten koło twojego?- powiedział szyderczo
-
ten jest najładniejszy- w jego tonie po raz pierwszy usłyszałam cień gniewu.
-
nie wątpię a to gdzie się znajduje niema dla ciebie znaczenia- och widzę że Joel robi
się gadatliwy i chyba trochę zazdrosny
Sytuacja była dość niezręczna i napięta. Dzięki Bogu za Maxa.
-
pospieszmy się lepiej jeśli nie chcemy aby zasnęła w tym stroju. Może zmarznąć
Zarumieniłam się. Niemiałam na sobie za wiele. Chłodne ręce zagarnęły mnie w
zaborczym geście do swojej piersi. On chyba jest jakimś despotą. Mimo to byłam
zadowolona jego zainteresowaniem
-masz racje wilczku
Max roześmiał się na to określenie i klepnął go w plecy
-
mówisz tak bo mi zazdrościsz
Joel udał oburzenie i zniesmaczenie
-
porastanie sierścią nie dział za dobrze mojej urodzie. Wiec odpowiedz jest taka jak
zawsze. Nie zazdroszczę ci. Mam lepsze talenty niż twoje.
-
wątpię czy potrafił byś….
-
starczy tej rozmowy. Słyszałam to już z milion razy. Oszczędźcie Frey tego, jeszcze
pomyśli, że mieszka z bandą narcyzów- przerwała im Grace
Wszyscy umilkli i ruszyliśmy do pokoju. Byłam tak zmęczona, że miałam zamknięte
oczy. Ta ic
h sprzeczka była taka normalna i mogłam od razu stwierdzić, że są
przyjaciółmi. Prawdopodobnie mieszkali razem i tworzyli jakąś tam dziwną rodzinkę.
Może i ja odnajdę swoje miejsce wśród nich?
~ 37 ~
Z zamyślenia wyrwał mnie delikatny ruch. Joel położył mnie na miękkiej pościeli.
Uchyliłam lekko powieki. Wszyscy stali nie bardzo wiedzieć co zrobić.
-
jak wyjdziecie to przebiorę ją w jakąś piżamę- powiedziała Grace
Chłopcy pokiwali głowami
-
do zobaczenia mała, jutro sobie szczerze pogadamy bo jestem ciekawy co żeś
nawywijała, że wpadłaś w takie kłopoty- Max dotknął mojej ręki- dobranoc
Cóż wiedziałam, że bez wyjaśnień się nie obejdzie, myślałam wpatrzona w jego
plecy
Następny był Joel
- dobranoc.-
tylko tyle? Nic więcej nie powie? najwidoczniej nie. Kurcze nie rozumiem
go za grosz.
Wyszedł nie obdarzając mnie choćby spojrzeniem.
Ryan podszedł i ucałował mnie w czoło. Obowiązkowo jutro muszę z nim o tym
pogadać. Spuścił wzrok trochę zażenowany. Po scenie w gabinecie nie odezwał się
ani słowem
-
miłych słów, rano zawsze jemy razem śniadanie, mam nadzieję, że przyjdziesz.
Schodami w dół, nie sposób nie zauważyć jadalni
Miło, że razem jedzą to takie rodzinne. Uśmiechnęłam się
- do zobaczenia
Po tym jak wszyscy wyszli. Przykryłam się kołdrą. Miałam ciepłą flanelową piżamę.
Ciekawe jak dalej potoczy się moje życie. Byłam w domu nie znanych mi ludzi ale
mimo wszystko nie bałam się. Pomogli mi i zapewnili dom. W ich otoczeniu nie
czułam się już jak wybryk natury, ze swoimi wizjami. Przecież mieszkam z
wilkołakiem. Mam nadzieję że tu będę mogła odnaleźć siebie i sposób na dalsze
życie.
~ 38 ~
Rozdział 6
Obudziło mnie światło wpadające przez okno. Byłam wypoczęta. Dziwne nigdy
nie chciało mi się wychodzić z łóżka a dziś niemal z niego wyskoczyłam. Rozejrzałam
się po nieznanym mi pokoju i doznałam olśnienia. O jasna Cholerka już wiem o co
mu chodziło z tym niebieskim pokojem. Na co nie spojrzałam to było niebieskie.
Łóżko nowoczesne, proste ale za to duże i jak już wypróbowałam bardzo wygodne.
Naprzeciwko stała ładna toaletka z lustrem. Stały na niej jakieś kosmetyki. Grace
musiała je przynieś po tym jak zasnęłam. Wczorajszy dzień był straszny ale teraz
zapowiadał się wspaniały. Nie zauważyłam żadnej zmiany po wczorajszej ceremonii.
Odsłoniłam koszulę nocną i z ulgą stwierdziłam, że tatuaż nadal był nie widoczny. Po
szybkim prysznicu w mojej prywatnej łazience, podeszłam do szafy i ją otwarłam.
Niebyło w niej prawie nic. Wyciągnęłam skromną bieliznę i dżinsy. Były również dwie
bluzki. Wybuch
łam śmiechem gdy zauważyłam ich kolor. Obie były niebieskie.
Założyłam tą z krótkim rękawkiem. Rozczesałam włosy i zostawiłam je
rozpuszczone. Sięgały mi do połowy pleców i lekko falowały. Przy drzwiach stały
balerinki. A więc byłam już gotowa i otworzyłam drzwi. Stanęłam w potężnym
korytarzu,
po lewej i prawej stronie były po trzy drzwi. Pewnie prowadziły do innych
sypialni. Ciekawe czy mają swoje kolorowe nazwy. Wczoraj usłyszałam, że Ryan ma
p
okój koło mojego. Byle by nie był różowy. Zachichotałam w duchu. Dawno nie
miałam tak dobrego nastroju. W podskokach dotarłam do schodów i spojrzałam w
dół. Dom był piękny i na pewno bardzo drogi. Stopnie były marmurowe bez poręczy.
U ich podnóża stał szklany wazon z białymi różami. Okna były ogromne i wpuszczały
poranne prom
ienie słońca. Pomieszczenie jasne i optymistyczne. Dotarły do mnie
słowa cichej rozmowy. Zeszłam powoli w dół.
Prawie cały dół zajmował wielki pokuj. Były czarne kanapy, stolik i wielki telewizor. W
lewym rogu stał mahoniowy stół na dwanaście osób przy którym siedzieli moi
wybaw
cy. Musieli usłyszeć, że weszłam bo wszyscy spojrzeli na mnie. Przełknęłam
ślinę.
-
cześć, zeszłam na śniadanie- powiedziałam głupio
-siadaj herbata stygnie-
Grace zaprosiła mnie do stołu
U jego szczytu siedział Ryan. Musi być właścicielem skoro zajmuje główne miejsce.
Z lewej siedział Joel a obok niego Max, krzesło z prawej stało puste więc je zajęłam.
Grace krzątała się i znosiła potrawy. W świetle dziennym mogłam się im przyjrzeć.
Wszyscy byli starsi ode mnie ale niewiele. Max miał brązowe włosy i ciemne oczy.
Był dobrze zbudowany a kwadratową szczękę zdobił pokrzepiający uśmiech,
odpowiedziałam mu tym samym. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na wygląd Ryana i
popełniłam błąd bo jest boski. Trochę opalony z blond krótkimi włosami. I te zielone
oczy wpatrzone
we mnie. Nie wiedzieć dlaczego byłam onieśmielona siedząc tu z
nimi.
~ 39 ~
-
na co masz ochotę? Podać ci coś?
-
jestem głodna jak wilk, zaraz coś sobie wezmę
Rozejrzałam się po stole i było na nim wszystko. Drożdżówki, bułeczki, wędliny,
pomidory cóż mogłabym tak wymieniać długo. Ryan podał mi sok pomarańczowy i
nalał do wysokiej szklanki. Ryan upaćkał masłem swoją czarną koszule i westchnął.
Sięgnął po serwetkę i zaczął wycierać. Grace wpadł z miską winogron i dopadła do
niego.
- nie wcieraj tego, bo nigdy nie
dopiorę
-
dobrze, zostawię te koszulę tobie- wyglądał na skruszonego i przestał rozcierać
tłustą plamę
Znów się zaśmiałam, cóż nie ma to jak zwykły piękny dzień
-
no dalej mała wcinaj, bo nic nie zostanie. Wiesz jak już zacznę jeść to nie mogę się
opanować. – Max już jadł
Wszyscy wpatrywali się we mnie wyczekująco, jakby na coś czekali. Nie
wytrzymałam
-
o co chodzi? Nikt mi nie odpowiedział,
-
powiecie mi w końcu?
Wszyscy z wyjątkiem Joela spuścili oczy. On jednak wyglądał na tak dumnego, jakby
odkrył najważniejszą rzecz na świecie. Siedział wygodnie z jednym łokciem na
oparciu krzesła. W drugiej ręce trzymał szklankę z czerwony płynem, pewnie sok
malinowy.
Uniósł szklankę w geście toastu, zamieszał i powąchał z zamkniętymi
oczami. Jak koneser wina. Spo
jrzał na mnie z uśmiechem. Zauważyłam małe kły. To
chyba jednak nie sok. W oczach miał płynną rtęć. Podniósł szklankę i wypił duszkiem
po czym z hukiem odstawił ją na stół
-
zastanawiamy się czy nie masz ochoty na krew. Nim weszłaś rozmawialiśmy czy
wampir
w tobie nie chce się pożywić
A jednak odrobina uczucia którą wczoraj mi okazał zniknęła. Wkurzyłam się. Dopiero
c
o wstałam a on już działa mi na nerwy. Arogancki dupek. Zmierzyłam go gniewnym
wzrokiem
-
nie dziękuje! Odpowiedziałam zimno
-
chyba że mogę z twojej tętnicy szyjnej- kontynuowałam i uniosłam pytająco brew
Rozszerzył oczy w szoku i milczał
~ 40 ~
-
tak kusząco pulsuje, aż ślinka napływa do ust – mówiłam uwodzicielsko. Nigdy tak
się nie zachowywałam ale ten typ mnie intrygował i wzbudzał emocje w moim ciele.
Nie wszystkie pozytywne
-
i jak będzie ?
- nawet nie wiesz co oznacza picie z innego wampira a oto prosisz.-
ton miał ostry
jak nóż i był skierowany prosto we mnie
-
bardzo mi przykro, że jestem tak nierozgarnięta ale wiesz, wczoraj rozmowa między
mną i Markusem coś się nie kleiła. Przy następnej okazji zanim mnie zwiąże
wypytam go o wszystko co wiąże się z wampiryzmem- mówiłam bardzo poważnie a
on chyba się zmieszał i odwrócił wzrok.
Max pochylił się przez stół i zasłonił ust i powiedział szeptem
- wid
zę, że teraz ty przejmiesz zadanie denerwowania wampira samotnika
Zrobiłam ten sam gest co on, pochyliłam się jeszcze bliżej niego
-
niebój się, zawsze możemy połączyć siły
Wszyscy zaśmiali się gromko oczywiście oprócz Joela. A więc jest samotnikiem.
Może ja to zmienię? Wyglądał na nieugiętego i bardzo nie dostępnego mimo to
wczoraj wieczorem martwił się o mnie. Ach dlaczego jak już mi się ktoś spodobał to
musiałam trafić na kogoś takiego.
-
będziesz do nas idealnie pasowała- oznajmiła Grace- bo zostaniesz z nami?
- nie mam zbyt wiel
e możliwości, a włośnie dzwoniliście do Amber?
-
tak zadzwoniłem i powiedziałem, że jestem twoim kuzynem i nie widzieliśmy się od
bardzo dawna. Twoja przyjaciółka była bardzo zdziwiona. wspomniała, że mówiłaś
jej, że nie masz bliskich krewnych, rozmawiałem z nią chyba godzinę zanim mi
uwierzyła. Zażądała byś do niej zadzwoniła jak się obudzisz
-
dzięki Ryan, pewnie się o mnie martwiła- Amber bardzo mnie kocha i ja ją też więc
będę musiała z nią wszystko obgadać- później do niej zadzwonię
-
to bardzo miła osoba. Cały czas gadała, że przyda ci się zmiana.
-
cała ona- mam nadzieję, że nic nie mówiła o chłopakach a raczej o tym, że to ja
jakiegoś potrzebuję
- powiesz nam dlaczego nie masz rodziny?-
nie zdziwiło mnie to pytanie, co prawda
nie miałam ochoty na nie odpowiadać ale byłam im winna szczerość w końcu mnie
uratowali
. Ryan wyglądał na lekko zmieszanego tym pytaniem.
-
wszyscy nie żyją
~ 41 ~
Chyba ich zdziwiłam ale nie drążyli tematu. Byłam im za to wdzięczna.
Cisza się przedłużała więc sięgnęłam po drożdżówkę. Była pyszna i świeża.
Pochłonęłam ją w trzech gryzach i wzięłam następną. Popiłam się obficie sokiem i
westchnęłam. Ależ byłam głodna.
Grace również dosiadła się do stołu i popijała kawę.
-
opowiesz nam co się wczoraj wydarzyło? Spytał Ryan
-
wszystko potoczyło się szybko. Wyszłam z księgarni i wracałam do domu. Amber po
mnie powinna przyjść ale coś jej wypadło więc musiałam iść sama. Później zatrzymał
s
ię jakiś samochód i on z niego wyszedł.-zadrżałam na wspomnienie wczorajszego
dnia i przełknęłam głośno ślinę
-
i co było dalej
Oparłam łokcie na stole i ukryłam twarz w dłoniach. Tak się wtedy bałam. Zaczęłam
szeptać
-
to było bardzo dziwne. Robił coś z moim umysłem. Po pewny czasie zdałam sobie
sprawę, że on wpycha nie moje myśli do mojej głowy i udało mi się to zwalczyć.
-
musisz mieć silny umysł, nie każdy potrafi oprzeć się mentalnym sztuczką
wampira.
Pamiętasz Joel kiedyś wypróbowałeś to na mnie.
Takie metody są dla mnie niemoralne ale skoro Max sam tego chciał ty nie byłam
tym zniesmaczona
-
i jak ci poszło?
-
dość marnie- był niezadowolony- Joel wmówił mi, że jestem kobietą i przez trzy
godziny chodziłem po mieście i kupowałem sukienki. Gdybyś tylko widziała minę
jednej pani z ekskluzywnego sklepu jak przymierzyłem różową sukienkę, i do tego ją
wyzwałem, że w tak drogim sklepie nie mają większych rozmiarów
Szkoda, że mnie tam nie było. To musiało być mega zabawne. Staraliśmy ukryć
chichot ale się nie dało. Łzy płynęły ciurkiem po moich policzkach a Grace z Ryanem
krztus
ili się i zasłaniali usta. Tylko Joel nie miał skrupułów i śmiał się w głos
-
sam tego chciałeś! Wymówił między salwami aksamitnego ale donośnego śmiechu
Wyglądał tak cudnie i szczęśliwie. Z powrotem zwróciłam się do Maxa zanim moje
serce zaczęło wariować ten cudowny widok
-
jeszcze mi za to zapłacisz krwiopijco- miało to zabrzmieć złowieszczo ale wyszło
dość komicznie.
-
przecież jesteśmy kwita, wziąłem udział w tej durnej demonstracji dla
przedszkolaków.
~ 42 ~
O tego się nie spodziewałam. On i dzieci i to cała gromada. Wątpię.
-jakiej demonstracji?-
Ciekawość wzięła górę i go spytałam
-
byłem groźnym przestępcą a Max uczył ich samoobrony. To było gorsze niż te całe
zakupy.
Wilkołak rzucił jabłkiem w głowę wampira ale on zdążył się uchylić i pokiwał z
dezaproba
tą głową
-
wątpię- Stwierdziłam i znów pokój wypełnił mój śmiech. Już widzę te biedne dzieci
jak uciekają przed tą jego miną ważniaka. I nagle wpadł mi do głowy nowy pomysł
-
max umiesz walczyć?
-
walka to moja natura w skórze wilka. Gdy jestem człowiekiem ruch pozwala
rozładować napięcie. Więc odpowiedz na twoje pytanie to tak, radzę sobie w walce w
ręcz, za to Joel i Ryan są świetni z mieczem
Świetnie. Pewnie na wampira nie ma co liczyć więc posłałam kuszące a zarazem
niewinne spojrzenie magowi. Zamrugałam dwa razy i wydęłam usta. Miał zamyśloną
min
ę więc zaczęłam owijać włosy w o kół wskazującego palca i przechyliłam głowę
- czy ty i Max
nauczycie mnie walczyć i posługiwać się bronią? Znów zamrugałam
powiekami
- dlaczego?
Był podejrzliwy
Na tej przeklętej ulicy uzmysłowiłam sobie, że samo posiadanie noża nic nie znaczy
najpierw trzeba umieć się nim posługiwać
-
nie chcę być bezbronna następnym razem- szczerość go przekonała. Opuściłam
dłonie z powrotem na stół i wspomnienie Markusa odebrało mi chęć do żartów
Nieocze
kiwanie Ryan złapał mnie za rękę. Wczoraj to co innego, byłam w agonii ale
dziś się zarumieniłam pod spojrzeniami jakimi obdarzyli nas domownicy.
-
dzisiaj zwiedzisz posiadłość i jeszcze odpoczniesz a jutro o ósmej pójdziemy na
trening. Ok.
-ok.
ścisnęłam jego dłoń i puściłam Joel wpatrzony był w moje palce wiec szybko
złapałam winogrono i jadłam powoli aby czymś zająć ręce
-
Freya wiem, że to co cię spotkało było straszne ale może powiesz co było później?
Niestety wrócił do wcześniejszego tematu. Skinęłam niechętnie głową
-
był bardzo nachalny- niemiałam zamiaru im mówić jak mnie dotykał. Wiem jednak,
że Ryan wie o co mi chodzi i inni pewnie też- później pojawiłeś się ty. Stałeś w cieniu
~ 43 ~
i modliłam się abyś odszedł, bałam się- przełknęłam i rozpoczęłam opowiadać dalej-
bałam się, że umrzesz.
-
byłaś bardzo odważna- jęknęłam na te słowa
-
a jednak uciekłam. Zaraz po tym jak zacząłeś miotać ogniem, co było naprawdę
super,
po prostu uciekłam. Biegłam szybko ale nie wystarczająco. Później mnie
znal
azł. Wsadziła do bagażnika i zawiózł do hangaru. Nie pamiętam wszystkiego bo
byłam nieprzytomna. Walno mnie w głowę. Najgorsze odbyło się w środku. Chciał
abyśmy zostali partnerami i zmieniła się dobrowolnie. Nie zgodziłam się- mówiłam
bezbarwnym tonę jakbym opowiadała książkę a nie koszmar który przeżyłam- na
początku ugryzł mnie w szyje, ból był straszny więc znów zemdlałam. Cóż pobudka
buła równie nie miła. Wychłostał mnie batem jak to stwierdził była to kara za
dziabnięcie go nożem. Trafiłam niestety tylko w ramię. Następnie ukąsił mnie drugi
raz
i zmusił do wypicia jego krwi- zadrżałam
- Chryste panie, biedne dziecko
– wyszeptała wstrząśnięta Grace
-
a resztę znacie, drużyna Larsena przybyła mi na odsiecz.- przypomniałam sobie
nazwisko Ryana które wspomniał Markus
-
wtedy na tej ulicy, Niewinem jak to opisać ale wiem, że wiedziałaś, że on jest
wampirem? Nawet moja moc i fakt, że Max to wilkołak nie zrobiła na tobie
jakiegokolwiek wrażenia. Skąd o nas wiedziałaś Freya?
Wzruszyłam tylko ramionami. Nie byłam gotowa opowiadać o moich zdolnościach.
Jeszcze nie. Może kiedyś.
-
mieszkamy razem i łączy nas zaufanie, choć nasza przeszłość często nie jest
chlubna. Powinnaś nam powiedzieć skąd wiesz o ludziach mroku. Skoro mamy
razem mieszkać to mów prawdę!- żądał Joel. Wstałam od stołu i spojrzałam mu w
oczy
-
wiem, że mnie tu nie chcesz i nie będę błagała o dach nad głową!
Krzyczałam zła na niego. Chyba śni jeśli będę robiła wszystko co on chce.
-
mogę odejść
-
i gdzie pójdziesz dziewczynko, nawet niewiadomo co z tobą będzie. Ceremonia
niby zatrzymała przemianę ale ni znamy skutków
Kurcze miał rację. Jeszcze nie zdążyłam pomyśleć co zrobiła ta cała ceremonia ze
mną.
-
myślisz, że dasz sobie radę- kontynuował bezlitośnie swoją tyradę przy czym był
zimny i bezlitosny-
ile ty masz lat? Piętnaście? Dasz sobie radę w tym mrocznym
świecie?
~ 44 ~
Chciał mnie zranić. Wiem to. Bronił się przede mną jakby bał się uczucia którym
mógłby mnie obdarzyć a więc tak to sobie tłumaczył, że jestem dzieckiem, którym już
dawno przestałam być.
-
tak dla twojej informacji mam dziewiętnaście lat, co niema znaczeni. Gdybym miała
sześćdziesiątkę na karku i tak byłabym młodsza od ciebie- Bug wie ile on ma lat- i
umiem sobie radzić
- starczy-
zagrzmiał Ryan- Freya gdy będzie gotowa to powie co leży jej na sercu
-
Ryan nie bódź naiwny – ciągnął wampir- ona coś wie i to może pomóc nam go
znaleźć i go powstrzymać!
Jak to możliwe, że z każdym jego słowem byłam coraz bardziej wkurzona
- uwierzcie mi wszyscy-
wrzeszczałem- znajdę go i długo nie pochodzi po tej ziemi.
Zabiję go!
Stałam prosto i byłam pewna swoich słów
Wszyscy bul
i wstrząśnięci moim wyznaniem. Mała chuda blondyneczka tak
bezceremonialnie mówi o mordowaniu kogoś
Grace stanęła przede mną i szepnęła
-
dziecko, jakie demony cię ścigają? Była wystraszona
Dobre określenie. Demony mnie ścigają. Zaśmiałam się niewesoło. Niewątpliwie coś
mnie dręczy i ściga. Miniony czas. Prawdopodobnie moja twarz wyrażała szaleństwo.
Położyłam dłoń na jej ramieniu i odpowiedziałam
-
demony śmierci.
Moją odpowiedz najwidoczniej usłyszeli wszyscy i zaniemówili
- co to znaczy-
odezwał się znacznie łagodniej Joel
Zdałam sobie sprawę, że zachowuję się jak obłąkana. I tyle jeśli wcześniej mieli mnie
za normalną. Opanowałam się w mgnieniu oka i odparłam zmęczona
- nic, to
chyba ze zmęczenia. Paplam głupoty. Pójdę się położyć- odwróciłam się do
Ryana
– obudzisz mnie za parę godzin i oprowadzisz po okolicy?
Był zaniepokojony. Zrobiłam z siebie totalną wariatkę. Nie czekając na odpowiedź
wbiegłam po schodach do swojego nowego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
~ 45 ~
Rozdział 7
ktoś usiadł na łóżku i materac ugiął się pod ciężarem. Uchyliłam powieki.
Spałam w ubraniu więc nie musiałam się przejmować, że Ryan zobaczy mnie w tej
babcinej koszuli Grace. Wyobrażacie sobie kremowy worek na ziemniaki? No bo
dokładnie tak wyglądała. Bezkształtna i długa do kostek. Koszmar.
-
wyspałaś się? bo jeśli nie to wpadnę później
Ach jaki on miły. Co prawda mógłby już mnie nie traktować jak obłożnie chorej. Nie
jestem taka delikatna za jaką wszyscy mnie uważają.
-
nie wyspałam się- ziewnęłam dla potwierdzenia- ale chcę zobaczyć jak mieszkacie.
Bolą mnie plecy od leżenia
- wspaniale.-
rozpromienił się. W mgnieniu oka spoważniał- to znaczy nie dlatego, że
bolą cię plecy tylko wspaniale bo pójdziemy na spacer.
Nawet zrobiło mi się go żel, wyglądał jak chłopiec przy tablicy z tą minką
-
wiem o co ci chodziło, nie tłumacz się z byle powodu. Nawet gdybyś miał na myśli
coś innego to bym się nie obraziła. Jestem twarda.
-
już wszyscy zdążyli to zauważyć
-
naprawdę? – spytałam zdziwiona
-
wiesz, wczoraj byliśmy pewni, że jesteś cichą śliczną malutką blondyneczką. A tu
rano okazuje się, że ta sama śliczna malutka blondyneczka nie jest cicha tylko
wyszczekana.
Przeczesałam palcami włosy zażenowana jego słowami. Nigdy nie uważałam się za
wyszczekaną. Znajomi postrzegali mnie właśnie za cichą. Nigdy się nie udzielałam
towarzysko i nie pyskowałam obcym ludziom tak jak rano. Westchnęłam i usiadłam
na łóżku obok Ryana
- ok. jestem gotowa, tylko musisz chyba mi wycza
rować jakąś kurtkę- zadrżałam i
skinęłam w stronę okna- tam jest śnieg.
Wstał szybko i podniósł coś z podłogi. Rozwinął to i czarne zawiniątko okazało się
płaszczem. I był to męski płaszcz. Ryan zrobił przepraszającą minę
- na razie nie mamy nic innego.
Obiad będzie o szesnastej a po nim skoczymy na
zakupy.
-
nie mam pieniędzy – kurcze nic nie mam. Nawet na podstawowe przedmioty
-
wiem, że nie masz- wyglądał na wręcz wstrząśniętego faktem iż mogłam pomyśleć o
kupowaniu ciuchów za swoje- teraz mieszkasz z nami i cały nasz majątek jest
wspólny.
~ 46 ~
Wytrzeszczyłam oczy w szoku. Posiadają majątek co oznacza kupę kasy.
-
to wasze pieniądze, a pyzatym nie będę was wykorzystywać- mówiłam szczerze.
Poza tym pomyślał by, że jestem pazerna.
-
mała kasa się dla nas nie liczy. Możesz brać ile chcesz
Przemyślałam szybko sprawę. Nie będę tego wykorzystywać ale ciuchy muszę mieć.
Jedna para majtek mi nie starczy.
-
kupię tylko kilka ciuchów.
-
niech ci będzie- zamyślił się- jesteś chyba jedyną laską na świecie która odrzuciła
okazje na wielkie zakupy
. Mogłabyś mieć wszystko
-
naprawdę? –spytałam głupio
-
och mała, nie masz pojęcia jacy ludzie potrafią być pazerni- skrzywił się na niemiłe
wspomnienie. Czyżby jakaś dziewczyna go kiedyś wykorzystała?
-
dlaczego mówicie na mnie mała? – zmieniłam temat
-
Max cały czas tak cie nazywa i wpadło mi w uch
Zam
achał płaszczem więc podeszłam a on wsunął go na moje ramiona. Miałam rację
był o wiele za duży. Praktycznie zatopiłam się w ciężkim materiale. Podwinęłam
rękawy i zapięłam guziki. Spojrzałam w dół na stopy
-
a co z butami? Wątpię aby te balerinki się nadały na taki mróz
-
mam tylko te buty w których cię znaleźliśmy, stoją przy drzwiach
-
nadarzą się
Podbiegłam do nich i wsunęłam na nogi.
Zeszliśmy na dół a po drodze zachwycałam się wystroję domu. Ryan podszedł do
głównego wejścia i w scenicznym geście zatoczył ręką i ukłonił się. Następnie
otworzył duże podwójne drzwi.
-
oto nasze włości o pani.
Chciałam go trzepnąć w ramię ale widok odebrał mi mowę. Poczłapałam na
ogromny podjazd i
rozejrzałam się. Było pięknie. Do domu prowadziła wąska dróżka.
Po obu stronach rosły drzewka przycięte w kule. Podjaz był bardzo długi i nie było
widać jego końca. Cały teren pokrywała około dwu centymetrowa warstwa białego
puchu.
-
a tak w ogóle to gdzie my jesteśmy? -Prędzej nie spytałam o najważniejszą rzecz
-
w lasach jakieś dziesięć kilometrów od Winnipeg
~ 47 ~
Drzewa pokrywał szron i cały widok był bajeczny. Dom okalał trawnik. W tle
zauważyłam zarys lasu. Naprawdę pięknie. Spojrzałam na dom i znów westchnęłam.
Była to ogromna biała rezydencja z kolumnami przy schodkach. Lewą stronę
pokrywał bluszcz.
-
on jest zielony i taki żywy- wyglądał jak w lecie. Jasno zielony
-
to nic w porównaniu z ogrodem. Spodoba ci się- powiedział z dumą
-
pokaż mi go! Zapiszczałam.
Obeszliśmy dom. Za nim rósł żywopłot coś w stylu labiryntu. Uniosłam brwi
zaintrygowana, co też może być wewnątrz
-
ten żywopłot zasłania widok nieoczekiwanym gościom.
Popchnął mnie w stronę otworu w krzewie i rozpoczęliśmy krótką podróż.
- za na
stępnym zakrętem.- Ryan wyczuł moje zniecierpliwienie i odpowiedział zanim
zdążyłam zapytać.
Moje
kroki przeszły w wolny trucht co rozśmieszyło Ryana
-
zawsze jesteś taka niecierpliwa
-
tylko gdy wiem, że czeka mnie piękny widok. Kocham przyrodę
Dotarliśmy do końca zakrętu i weszliśmy do cudownego świata. Właśnie tak to
wyglądało, jak nierealny świat. Wszędzie były kwiaty róże, lilie, tulipany nawet
malutkie stokrotki. Chłonęłam widok wszystkimi zmysłami. Powietrze wypełniał
zapach kwitnących roślin. Tutaj również wszystko przykrywał śnieg dlatego efekt był
tak niesamowity. Po środku ogrodu stała prosta fontanna z której tryskała woda.
Podeszłam do niej i zanurzyłam palec a po chwili zdziwienia cała dłoń. Woda była
przyjemnie ciepła
-
jak to możliwe?- wyszeptałam nie chcąc zakłócić otaczającej nasz ciszy
Mój towarzysz pewnie był tego samego zdania bo stanął za mną i szeptał do ucha
-
po tym wszystkim co przeżyłaś uważasz, że to ogród jest najbardziej nierealny
Jeszcze raz rzuciłam okiem na otoczenie i chłonęłam spokój którym emanowały
kwiaty
-
miałeś rację, wiedziałam o wampirach, od pewnego czasu i nie chcę na razie
rozmawiać skąd wiedziałam- uprzedziłam nim zdążył zadać pytanie- ale ten ogród w
porównaniu z tamtym, to najdziwniejsza i zarazem najpiękniejsza rzecz jaką
widziałam.
-
może usiądziemy?- zbliżył się do zaśnieżonej ławki
~ 48 ~
-
mam wątpliwości- byłam dość sceptyczna z myślą o siadaniu na śniegu
Uśmiechnął się przebiegle i uniósł dłoń w której już trzymał wygenerowaną kulę
ognia. Rozszczepił palce a kula rozdzieliła się w malutkie płomyki na każdym
opuszku. Rzucił nimi w ławkę. Śnieg skwierczał i topił na naszych oczach, płomyki
tańczyły na ławce susząc ją z wilgoci.
-
a teraz usiądziesz zemną?
Zmrużyłam oczy i usiadłam na ławce obok Ryana. Było poniżej zera ale tutaj w
blasku słońca nie było mi zimno. Podziwiałam widoki i uśmiechałam się jak głupia.
-
opowiedz mi o was, co robicie jak się poznaliście i…- nie wiedziałam jak ująć to
pytanie
-
i…..?
Powiedziałam nieśmiali
-
skąd się wzięliście.
Ryan rozsiadł się wygodnie. Wyprostował nogi i skrzyżował je w kostkach. Twarz
podniósł do słońca i zamknął powieki. Wyglądał młodo. Zauważyłam jak spoglądał na
mnie prędzej, chyba wpadłam mu w oko. Jest czarujący, dba o wszystkich, odkąd go
poznałam ( fakt, że to było wczoraj nie zmieni mojego zdania) do każdego zwracał
się z szacunkiem. Dlaczego nie mogłam się nim zainteresować tak ja Joelem który
był zagadką a Ryan wiedziałam, że był gotów otworzyć się dla mnie. Niestety byłam
w stanie zaoferować w zamian tylko przyjaźń.
-
To będzie długa opowieść
-
takie historie są najlepsze i nigdzie mi się nie spieszy.
Podniosłam nogi na ławkę i oplotłam rękami. Przechyliłam głowę w jego kierunku i z
opartym policzkiem na kolanie wsłuchałam się uważnie w słowa Ryana
-
zacznę od wampirów. Cóż dawno temu, według słowiańskich wierzeń wampirami
mogli zostać ludzie którzy za życia zostali przeklęci, zginęli nagłą śmiercią lub
samobójcy. Nie zawsze używano słowa wampir, mówiono również upiór, wąpierz,
upir, wieszczy a nawet martwiec. T
o właśnie w tamtych czasach rozpowszechniła się
teza iż wampiry nie lubią czosnku i cebuli, ludzie trzymali te warzywa w domu i
często spożywali w celach ochronnych. Wierzono w zdolność wampirów do
przeistaczania się w nietoperze a nawet w inne zwierzęta, sądzono, że demon pod
taką postacią jest uczulony na srebro. Jednak pewnym sposobem na pozbycie się
takiego osobnika było przebicie go osinowym kołkiem lub odrąbanie głowy. Opisywali
ich wygląd jako potworny. Z biegiem lat ten pogląd ubiegł zmianie i to dzięki telewizji
komercyjnej. Ale tak naprawdę prawie nic z tego nie jest prawdą. Nigdy nie
dowiedziałem się jak powstał pierwszy wampir . Tak naprawdę sądzimy, że w wyniku
~ 49 ~
ewolucji tak samo jak człowiek. Tylko wampiry zostały drapieżnikami. Wiesz jak już
mo
żna zostać wampirem. Nie jest to takie proste jak by się mogło wydawać. Ludzie z
niską tolerancją na ból mogą dostać zawału przed ukończeniem przemiany. A gdy
już takiej osobie się uda, zostaje istotą wieczną. To znaczy każdy kto nie ukończył
trzydziestu lat.-
zamyślił się głęboko- hm.. jakby ci to wytłumaczyć? Weźmy pod
uwagę Joela, został zmieniony w wieku osiemnastu lat ale starzał się dalej. Teraz
wygląda na około dwadzieścia pięć, wiesz dlaczego?
-
nie mam pojęcia- niby skąd miałam wiedzieć, właściwie wszystko co mówi Ryan
było nowością
-
bo jego ciało osiągnęło maksimum możliwości. Przemiana dąży do osiągnięcia
doskonałości. Joel nie mógłby wyglądać lepiej niż teraz. Wampiry zyskują dzięki
temu atuty które przyciągają swoje ofiary. Do tego dołączmy ich nadnaturalne
zdolności między innymi wydłużające się ostre kły i otrzymujemy drapieżnika
doskonałego. Osoba po trzydziestce zaczyna słabnąć i starzeć się, wiec taki efekt
jest niemożliwy
Wątpię by Joel bał się cebuli i czosnku, słońce też im nie szkodzi te wierzenia to
brednie przynajmniej większość.
-
które są prawdą? – nie lubię jak tak długo się zastanawia, zżera mnie ciekawość
-
na przykład sposoby zabijania wampirów. Ale tak szczerze kogo by nie zabiło
obcięcie głowy lub przebicie serca osinowym kołkiem?
-
wbiłam w Markusa nuż. Nic mu to nie zrobiło- frustracja wzięła nade mną górę.
-
posiadają zdolność szybkiej regeneracji, tylko te dwa sposoby działają
Wbicie komuś kołka w serce na pewno nie jest łatwe, dużo nauki mnie czeka. Ryan
ciągnął dalej swoją lekcję wampiroznawstwa.
-
piją krew średni dwa razy w tygodniu. Nasz przyjaciel woli mniejsze dawki
codziennie, nie odczuwa takiego pragnienia. Nie spożywają zwykłego pokarmu. Krew
to ich jedyne źródło energii.
Przeciągnął się. Pewnie opowiadał te historię milion razy.
- i tak oto jest z wampirami, znam
też opowiedzieć o wilkołakach i czarownikach
Pokiwałam z entuzjazmem głową.
-
opowiadano o nich niestworzone historie. Jedne mówią o zemście bogów Olimpu
inne przedstawiały wilkołactwo jako formę opętania przez zwierzę, ponoć można było
się nią zarazić pijąc skażoną wodę.- zaśmiał się miękko a ja mu zawtórowałam- tak
naprawdę wilkołakiem trzeba się urodzić. Są tak jakby osobnym gatunkiem
człowieka. Ranny wilkołak szybko się leczy tak jak wampir lecz można go zabić na
przykład zwykłym pistoletem
~ 50 ~
-
wilkołaki nie są nieśmiertelne?
-
nie, mimo to mogą dożyć nawet trzystu lat.
Sporo biorąc pod uwagę średnią długość życia człowieka
-
a co z tobą? Jesteś nieśmiertelny
Był zmieszany i trochę zły
-wszyscy w mojej rodz
inie są nieśmiertelni. Podobno czterysta lat temu moja
prapraprababka podpisała pakt z diabłem
Zdębiałam, rozdziawiłam usta w szoku
- to prawda?
Zmarszczył brwi i wzruszył ramionami
-
nie mam zielonego pojęcia. Inni czarodzieje myślą, że to prawda. Anna była jedyną
kobietą na którą spłynęła magia. Była bardzo potężna, to z jej kronik dowiedziałem
się o ceremonii którą odprawiliśmy wczoraj.
-ja
k to jedyną kobietą?- myślałam tylko o tym, że niema czarownic o których tyle
pisano. Czyżby palili na stosach niczemu winne fanatyczki i dziwaczki?
-
tylko u mężczyzn ujawnią się zdolności panowania nad żywiołami. Niektórzy
potrafią być bardzo potężni inni dość marni.
Wykrzywiłam usta w grymasie
-hej nie patrz tak na mnie,
to nie moja wina, że dziewczyny nie dziedziczą mocy
-
masz rację, ale to jawna dyskryminacja!
-
Freya tyle się dowiedziałaś a przejmujesz się prawami kobiet?
-
prawa kobiet są bardzo ważne! Dlaczego zawszę to wy musicie być silniejsi?
Spojrzał na mnie miło i z powagą spytał
-
proszę, powiedz, że nie jesteś jakąś szaloną feministką
-
oczywiście, że nie- oburzyłam się- Po prostu bardzo mnie to zdziwiło.
Postawiłam nogi na ziemi i zadrżałam. Ryan zaraz to dostrzegł i wstał
-
starczy na dziś. Jeśli będziesz chciała dowiedzieć się czegoś o naszym życiu po
prostu spytaj.-
skinęłam głowa- a tera do domu , zimno się zrobiło
Przyznałam mu rację i niechętnie opuściliśmy letni ogród. Przed wyjściem
powąchałam pomarańczową róże. Czuć było lato. Ryan zawoła mnie i dołączyłam do
~ 51 ~
niego. Zbliżaliśmy się do głównego wejścia gdy między drzewami mignął mi jakiś
ciemny kształt
- co tam jest?-
wskazałam kierunek o który mi chodziło
-
to stara chatka, stała tam odkąd pamiętam, teraz mieszka tam Joel
Zdziwiłam się
-
byłam pewna, że mieszka z wami
Podrapał się po głowie i przewrócił oczami
-
wiem, że tak to wygląda, cały czas tu przesiaduje- skinął a stronę chaty- tam tylko
sypia, czasami lubi samotność
Zauważyłam.
-
jak się zrobi ciepło możemy wybrać się nad jeziorko. Jest w głębi lasu około
kilometra stąd. W kierunku tamtej góry co widać na wschodzie
-
byłoby miło- odpowiedziałam
Już nie mogę się doczekać.
~ 52 ~
Rozdział 8
Po obiedzie pojechaliśmy z Ryanem jego czarnym fordem mustangiem, jak mnie
uprzedził zanim wsiadłam rocznik 66. Nie znam się na motoryzacji, nic o niej nie
wiem,
kompletnie. Ale on mówił o tym samochodzie z podziwem więc sądzę, że
rocznik 66 oznacza coś wspaniałego. Zabrali się z nami Max i Grace która
zaoferowała się jako moja konsultantka. I dobrze, wątpię aby chłopcy byli pomocni w
wybieraniu ciuchów. Joela nie było w domu.
Auto było tak czyste, że bałam się w nim usiąść aby przypadkiem czegoś nie
ubrudzić. Gdy udało mi się bezpiecznie zasiąść wyruszyliśmy do miasta.
Wyjechaliśmy długim podjazdem na główną drogę. Do Winnipeg było stosunkowo
blisko jakieś dziesięć minut szybkiej jazdy. Gdy zaczęły pojawiać się zabudowania
Max spytał z entuzjazmem.
-
to co mała, gdzie chcesz wjechać najpierw. Jakiś ekskluzywny butik? Znam jeden,
mają ładne ciuszki i wszystkie firmowe.
Byłam przerażona. W takich sklepach jest strasznie drogo.
-
żadnych drogich sklepów. Niedawno otworzono nowe centrum handlowe. Tam
kupię wszystko co potrzebuję i to nie drogo- podkreśliłam ostatnie słowo
-
nie przejmuj się kasą jesteśmy nadziani- powiedział zadowolony
-
zdążyłam już to zauważyć- oznajmiłam sucho a Grace na moje słowa uśmiechnęła
się pod nosem- mimo tego nie mam zamiaru wydawać waszych pieniędzy
-
nie kapuję.
-
dajmy temu spokój, albo centrum handlowe albo jedziemy z powrotem do domu
Rozważył ultimatum i zrezygnowany się zgodził
- okej-
przeciągał litery
-
skąd tak właściwie macie aż tyle forsy?
Byłam podejrzliwa. Byle nie okazało się, że są zamieszani w jakieś przekręty. Nie
mam zamiaru wylądować w więzieniu. Ryan trafnie rozszyfrował moją sceptyczną
min
ę i uniósł kąciki ust, ukazujące dwa małe śliczne dołeczki w policzkach.
-
wszystko jest z legalnych inwestycji. Głównie gramy na giełdzie ale otrzymujemy
również wynagrodzenie od rady mroku
-jakiej znowu rady mroku?
– kolejny przypływ informacji
~ 53 ~
- to taka rada sk
ładająca się z wampira, zmiennego i czarodzieja. Oni ustalają nasze
prawa i wydają decyzję odnośnie złamania ich przez kogoś z magicznych
-magicznych?-
kompletnie nic nie rozumiałam
-
tak nazywamy nas wszystkich, oprócz ludzi oczywiście.- nadal nie otrzymałam
odpowiedzi.
-
ale co to oznacza, ten cały magiczny?
Teraz Max
włączył się do rozmowy. Więc usiadłam bokiem na przednim fotelu
pasażera, tak bym mogła wszystkich widzieć.
-
jest jedna wspólna cech łącząca wampira, zmiennego i czarodzieja. W każdej
istocie jest coś magicznego. Wyobraź sobie jak zmieniam się w wilka
Trudne zadanie. Jak mam to niby sobie wyobrazić, zwykłego wilka nigdy nie
widziałam a co dopiero wilkołaka.
-
nie umiem, musisz mi kiedyś to pokazać, jestem bardzo ciekawa.
Jego zi
elone oczy zaiskrzył się ze szczęścia. Cieszył się jak małe dziecko gdy
dostanie prezent
-
masz to jak w banku, ale najpierw musisz zadowolić się wyjaśnieniami. No więc jak
się zmieniam, moje ciało przeistacza się pod wpływem magii.
-
tak jakby ktoś rzucił na ciebie zaklęcie?- starałam się zrozumieć co mówi. Max
pokręcił głową
-
nie o to mi chodziło, my się już tacy urodziliśmy, z takim magicznym zapłonem
powodującym wilkołactwo. To samo jest z wampirami. Ich siła, szybkość i sprawny
umysł są swego rodzaju magią- spojrzał na Ryana- a magowie to oczywiste, że są
magiczni
-
niech zgadnę. Oni potrafią kontrolować tę magię a wy już nie.
-
dokładnie- oznajmił- jednak nie zmienia to faktu, że my również jesteśmy magiczni
To co mówił miało sens. Teraz pewnie i ja będę zaliczać się do tego grona, choć
wolałabym być w stu procentach nie magiczna. Wątpię czy było to możliwe
kiedykolwiek.
-
co właściwie robicie dla tej całej rady mroku?
Na moje pytanie odpowiedział Ryan
-
oni czuwają nad tym, aby ludzie o nas się nie dowiedzieli. Wśród ludzi mroku jest
wielu zwyrodnialców . mordują, kradną ,źli czarodzieje rzucają klątwy chorób a nawet
~ 54 ~
śmierci. To wszystko zwraca na nas uwagę. Mimo, że jesteśmy potężni zwykłych
ludzi jest więcej i wybiliby nas w pień.
-czyli wy czuwacie nad tym
aby wasze istnienie nie wyszło na jaw.- nie potrafiłam
mówić nasze istnienie, bo nie byłam jedną z nich, to ceremonia mnie przemieniła w
jeszcze większego dziwaka niż byłam, mam nadzieje, że skutki uboczne nigdy nie
wyjdą na jaw
-
właściwie to zajmujemy się wyjaśnianiem podejrzanych przestępstw w których
mogły maczać palce nieczyste siły. Takie biuro detektywistyczne do spraw
magicznych.
To wzbudziło mój entuzjazm. Mogłabym zaangażować się w tą działalność. Ścigać
takich porąbańców jak Markus, ciekawe czy słyszeli o śmierci moich rodziców. Pisali
o tym w gazetach, „bezdomny zabija troje ludzi koło restauracji”, „brak śladów walki i
krwi na miejscu zbrodni” różnie opisywali to zajście. Ryan na pewno znał się na
rzeczy i powinien zwrócić uwagę na takie zajście, jeśli jakaś gazeta wpadła by mu w
ręce. Nie miałam odwagi o to spytać
-
myślisz, że jak trochę poćwiczę będę mogła wam pomóc?
Wszyscy wyglądali na wystraszonych moim pytaniem. Jednak wiedzieli jak bardzo
chciałam aby to co mnie spotkało nie przytrafiło się nikomu więcej
-
Freya sam nie winem, to bardzo niebezpieczne musiałabyś przejść gruntowne
szkolenie w walce.
– Ryan mówił bardzo powoli, tak aby dotarło do mnie jak ciężka
praca mnie czeka.
-
on ma rację, jesteś taka mała, wątpię czy dasz radę- nawet u Maxa mogłam wyczuć
sceptycyzm
Napierzyłam się. To prawda, że siła fizyczna nie jest moją mocną stroną. Jednak jak
coś sobie postanowię to będę tak długo nad tym pracować aż to osiągnę.
Nieoczekiwanie z pomoc
ą przyszła mi Grace. Przecisnęła dłoń obok zagłówka
oparcia siedzenia i położyła dłoń na moim ramieniu.
-na pewno sobie
radę, dajcie jej szansę.- chłopcy myśleli zapalczywie i powoli skinęli
głową na zgodę
-
świetnie!- ucieszyłam się- będę miała jakieś zajęcie bo co innego mogłabym robić?
-na
przykład zajmować się końmi.
-macie konie? K
iedyś jeździłam na kucach, ale gdy się przeprowadziliśmy do dużego
miasta, moim rodzicom nie chciało się mnie zawozić do stajni. Tęsknię za tymi
wspaniałymi zwierzakami
-cztery w stajni za domem. To odpowiednie za
jęcie dla ciebie. Możesz mi przy nich
pomóc. Jeździsz?-
~ 55 ~
-
kiedyś jeździłam i możesz na mnie liczyć Max, z chęcią ci pomogę. Ale to nie
oznacza, że porzuciłam swój pomysł detektywa. Już się zgodziliście – marudziłam
-
tak ale jak będziesz wyszkolona- kategorycznie powiedział Ryan
Westchnęłam. Już widzę te mordercze lekcje jakie na mnie czekały. Na pewno taryfy
ulgowej nie dostanę i dobrze. Co bym z tego miała gdyby podczas pierwszego
spotkania z jakimś wilkołakiem moje ciało walało by się w strzępkach?
- m
oże pójdziemy już na te zakupy.- spytał Ryan
Miał rację, powinniśmy. Już i tak staliśmy na parkingu jakieś pięć minut i gadaliśmy.
Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy do centrum.
-
od czego chciałabyś zacząć kochana- zwróciła się do mnie Grace
-
może od obuwniczego? Te buty co mam są już trochę sfatygowane
Wszyscy spojrzeliśmy na moje buty. Na szczęście nikt nie skomentował ich wyglądu
-
a więc obuwniczy.- powiedzieliśmy razem i w drodze do głównego wejścia
śmialiśmy się radośnie.
Kupiłam trzy pary butów. Jedne kozaczki, sportowe i różowe na obcasie. Nie
chciałam ich ale Grace nalegała. Jej zdaniem każda kobieta powinna mieć takie buty.
Miałam wątpliwości co do koloru, jednak Max zaczął wygłaszać swój zachwyt moimi
nogami w tych butach a Ryan to potwierdził więc dla świętego spokoju zgodziłam się.
Spędziliśmy sporo czasu na kompletowaniu mojej garderoby. Najbardziej byłam
zadowolona ze skórzanej kurtki. Zapowiadali ocieplenie więc wzięłam wiosenną.
Mocno opinała moje ciało i podkreślała piersi. Ryan przyglądał się mojemu odbiciu w
lustrze.
-
pięknie w niej wyglądasz, tak drapieżnie- spotkałam spojrzenie jego głębokich
zielonych
oczu w lustrze i zarumieniłam się. Wyrażały one czyste męskie
zadowolenie widokiem ładnej kobiety. Nikt tak nigdy na mnie nie spoglądał. Ryan jest
bardzo przystojny, dobrze się z nim rozmawia ale mogłam go traktować jak
przyjaciela.
-
kupimy ją
- sama nie wiem, jest strasznie droga
-
jezu dziewczyno, jak dotąd nie wydaliśmy za wiele. Max zapłacił za swoje spodnie
więcej niż ty za całe zakupy.
Długo mnie nie namawiał, bo kurtka bardzo mi się podobała. Odwiedziłam razem z
G
race sklep z bielizną, oczywiście bez Max i Ryana których zgromiliśmy gniewnym
wzrokiem gdy poszli za nami. Zrozumieli aluzję i poczekali przy wejściu.
~ 56 ~
Wracaliśmy już do samochodu gdy zauważyłam na wystawie piękną sukienkę.
Grace spojrzała tam gdzie ja i zaczęła konspiracyjnie szeptać.
-idealna dla ciebie
-
nie chodzę w sukienkach
-
a powinnaś- odwróciła się przez ramię i zwróciła do Ryana- poczekajcie na nas w
samoc
hodzie, musimy jeszcze coś załatwić.
Już chciałam zaprzeczyć ale złapała moją dłoń i wepchnęła do sklepu. Chłopcy nie
spierali się. Pewnie mieli tak samo dość zakupów jak ja. Stanęliśmy przy manekinie i
wpatrywaliśmy w cienki materiał
-
pomóc w czymś panią- zaświergotał młodziutka sprzedawczyni
-
on chce ją przymierzyć- Grace Pokazała na mnie palcem, nie miałam ochoty się z
nią spierać więc posłusznie poczekałam, aż Wiktoria jak głosiła plakietka
sprzedawczyni
zdejmie i poda ją.
-
będzie pasować do twoich nowych butów
-
gdzie ja ją założę?- przecież nie będę w niej paradowała w zwykły dzień. Ryan
pewnie by się cieszył ale ja nie
-
jeszcze będziesz miała okazję
Wątpliwe. Sukienka miała odpowiedni rozmiar. Wiktoria spakowała nasz zakup w
ładną białą torebeczkę i poszliśmy do auta. Gdy weszliśmy Ryan uniósł pytająco brwi
na widok zawiniątka pod moją pachą. Wzruszyłam tylko ramionami. Milczał. Max
jednak był bardziej dociekliwy i spytał
-
co kupiłaś- wyciągnął swoją długą rękę w moim kierunku próbując wyrwać zakup.
P
rzycisnęłam ją mocno do piersi
- to sukienka-
wypaplała Grace
Ryan odsłonił zęby w uśmiechu a Max zrobił skonsternowaną minę
-
będę mógł zobaczyć cię w niej jak wrócimy do domu?
-
oczywiście, że nie- warknęłam
śmiali się z mnie i z tego jaka byłam zawstydzona faktem, że kupiłam sobie sukienkę.
Więc całą drogę do białej posiadłości milczałam zagniewana i zarumieniona ich
żartami.
~ 57 ~
Rozdział 9
A więc nadszedł czas mojego treningu. Założyłam nowe spodnie dresowe. Były
czarne, długie i bardzo wygodne. Sportowe buty i biała bawełniana koszulka
dopełniały mój wizerunek groźnego wojownika. Chyba totalnie mi odbiło jeśli tak o
sobie myślę. Ale kiedyś? Tak na pewno kiedyś nim zostanę. Spięłam włosy w ciasny
kucyk i zbiegłam podekscytowana po schodach. Zastałam wszystkich w kuchni
oczywiście oprócz melancholijnego wampira.
-
jestem gotowa na naukę- powiedziałam radośnie
-
po tej nauce już tak nie będziesz się uśmiechać- oznajmił Ryan
- a to niby dlaczego?
-
bo będziesz stękać z bólu, zobaczysz, wszystko będzie cię bolało
-
pożyjemy zobaczymy- cóż niestety wiedziałam, że mówił prawdę.
Max podszedł do drzwi spiżarki. Uniosłam brwi
-
mamy zamiar odbyć ten wasz cały wyczerpujący trening w spiżarce. Nie sądzicie,
że jest tam ciut ciasno?
Uniosłam rękę i zbliżyłam palec wskazujący do kciuka w odległości nie większej niż
cal, dla pokazania jakie to pomieszczenie jest małe.
Nic nie powiedzieli. Ryan machnął na mnie ręką abym weszła za nimi. Stanęliśmy w
szeregu ponieważ nie było miejsca. Udało mi się dojrzeć jak Max schyla się i podnosi
ukrytą klapę w podłodze. Rozdziawiłam usta. Ryan obrócił się w moją stronę.
-
jeśli kiedykolwiek coś by się stało ukryj się tam
-
niby co miało by się stać- Wątpiłam aby to sekretne pomieszczenie chroniło przed
wybuchem jądrowym.
Mag przeczes
ał włosy palcami. I patrzył na mnie wielkimi oczami
-
wiele może się stać. Jeśli taka chwila nadejdzie po prostu zejdź na dół. Wejście jest
ukryte zaklęciem maskującym.
Zastanowiłam się po co im tyle zabezpieczeń. Jednak jego poważna mina wyrażała
autentycz
ną troskę o mnie.
-
dobrze zejdę na dół- przewróciłam oczami- ale to zaklęcie coś szwankuje bo ja
widzę wejście
Ryan uśmiechnął się szelmowsko
~ 58 ~
-
to zaklęcie nie działa na domowników.
Skinęłam głową. On musi być niezwykle utalentowany. Rzuca zaklęcia na prawo i
lewo bez większego wysiłku.
Zaczęliśmy schodzić schodami w dół. Ściany były wyłożone kamieniami. Z tego
samego materiału były również schody. Mam nadzieję, że na dole nie ma jakiejś
strasznej Sali tortur
albo lochów.
To co zastałam na dole przyjęłam z ulgą. Pomieszczenie było ogromnie i ogólnie
rzecz biorąc wyglądało jak sala sportowa w szkole. Boisko było wyłożone
drewnianym parkietem. Dwa kosze po każdej ze stron były zawieszone bardzo
wysoko. Po prawej zauważyłam dobrze wyposażoną siłownie i ławkę dla kibiców.
Max zaczął układać materace na środku Sali. Gdy skończył zawołał
-
no mała choć pokazać na co cie stać.
Przyglądając się jego sylwetce zaczęły ogarniać mnie wątpliwości. On jest taki wielki.
Dobrze zbudowany i te wielkie ciemne wilcze oczy. M
usi być niezwykle silny.
Zgniecie mnie jak robaka, w końcu sama tego chciałam. Przełknęłam gulę w gardle i
poczłapałam się na środek zrezygnowana.
-
coś mina ci zrzedła, czyżbyś zmieniła zdanie? – był rozbawiony, ale kiedy właściwie
nie był? On porostu cieszy się życiem
-
nie zniechęcisz mnie tak łatwo pchlarzu
Udał, że wyciąga sztylet z serca. Zachwiał się w moją stronę i położył rękę na moim
ramieniu
-
to naprawdę zabolało, ale gdyby nie ta twoja koszulka już byś leżała za te obelgę
na łopatka.
Wybrałam tę koszulkę tylko dlatego bo była zabawna. Właściwie to śmieszyła mnie
tylko dlatego bo przypominał Maxa. Propagowała ochronę środowiska i gatunków
zagrożonych. Na białym tle widniał czarnobiały wizerunek wilka biegnącego przez
polanę, a napis głosił „ to nasza lepsza strona natury”
-
a tak w ogóle to nie mam pcheł.
- wiem, wiem
– wolałam go bardziej nie drażnić szczególnie, że za chwile staniemy
na macie.-
zacznijmy już
Stanęliśmy na przeciwko siebie w odległości metra. Ryan stał za materacami i nas
obser
wował.
-
pokaż co potrafisz- rozkazał Max
~ 59 ~
-
jak to co potrafię? Przecież wiecie, że nic, nawet na wychowaniu fizycznym niczym
specjalnym się nie wyróżniałam.
-
chcę tylko ocenić twoje naturalne odruch na atak. To nam pozwoli ocenić czy się
nadasz
Nie spodzi
ewanie zerwał się do przodu z zamiarem uderzenia mnie w ramię. Szybko
się cofnęłam i ukucnęłam a następnie co zdziwiło nas wszystkich spróbowałam
kopnąć go w kolano. Max podskoczył nad moją nogą i chybiłam ale oni byli pod
wrażeniem.
-
nadasz się! Świetny refleks. Potrzeba ci tylko techniki.
Ucieszyłam się. Przez następne dwie godziny ćwiczyliśmy skłony, przysiady, pompki
i podnoszenie ciężarków. Byłam zlana potem i zarumieniona.
-
kiedy zaczniemy trenować walkę?
-
najpierw musisz nabrać trochę siły fizycznej.
-
rozumiem. Po prostu moglibyśmy ćwiczyć półtorej godziny te nudne skłony a pół
godziny prawdziwą walkę- oczy błyszczały mi z podekscytowania.
-
rwiesz się do tego jakby to było coś dobrego- powiedział Ryan
-a nie jest?
-
używanie siły to tylko konieczność- powiedział surowo.
Zarumieniłam się zawstydzona. Miał rację. Przemoc nie jest dobra to tylko
ostateczne rozwiązanie. Zauważył moje zażenowanie więc skinął w kierunku
materacy
-
choć- kierowaliśmy się w ich kierunku a Ryan zdjął swoją szarą koszulkę przez
głowę. Ukazał się moim oczom niezwykle smukły i umięśniony brzuch. Miał tatuaż
smoka ziejącego ogniem na karku. Ogon stwora sięgał krawędzi spodni.
Otaksowałam go spojrzeniem z nie skrywanym podziwem. On wyglądał na
zadowolonego gdy tak bez skrępowaniu mu się przyglądałam.
-
no no, musisz dużo robić tych swoich pompek skoro masz taki kaloryfer na brzuchu
-
trochę ćwiczę w wolnej chwili.
Oceniając jego mięśnie wątpiłam aby to było tylko trochę. Jednak skinęłam głową na
znak, że przyjmuje odpowiedź.
-
zdjąłeś koszulkę by mnie zdekoncentrować? To twoja tajna technika?
-
A działa?- Spytał z nadzieją
~ 60 ~
-
być może- tak naprawdę cały czas rzucałam ukradkowe spojrzenia na jego mięśnie
-
naprawdę?- byłam zdziwiona nadzieją w jego głosie
- och Ryan-
stęknęłam- przecież dobrze wiesz jak wyglądasz.
Był niewątpliwie boski z tymi jasnymi włoskami. Fascynował mnie ale nadal nie
byłam nim zainteresowana jako kimś więcej niż przyjacielem. Znów na niego
spojrzałam. Westchnęłam. Popatrzeć jednak mogę.
Omówiliśmy już prędzej jak powinnam stać, uginać kolana i tak dalej. Podniosłam
ręce jak bokser i zaczęliśmy powolny trening
- z biegiem czasu
nauczysz się mieszać wszystkie sztuki walk. To lepiej dział niż
trzymanie się jednego stylu.
Pokazywał mi jak robić wykopy i uniki. Po jakimś czasie zauważyłam jak ostrożnie się
ze mną obchodzi. Daje czas abym wzięła zamach lub zrobiła unik. Zaczynał mnie
denerwować.
-
przestań- warknęłam
-
co mam przestać?
-dobrze wiesz o co mi chodzi
-
nie mam zielonego pojęcia- rozłożył ręce w bezradnym geście
-
do jasnej cholery przestań dawać mi fory, niczego się nie nauczę jak będziecie
traktowali mnie jak jajko.
-
a co mam niby zrobić? W każdej chwili mógłbym cię pokonać
-
więc zrób to- od kiedy jestem taka szalona i karze facetowi mnie walnąć?
-
oszalałaś- usłyszałam za swoimi plecami Maxa
-
być może.- no ciekawe co teraz Ryan zrobi
Zadał cios który odparłam lewą ręką ale z następnym nie poszło mi już tak dobrze.
Nie spostrzegłam kiedy mnie popchnął. Znalazłam się poza miękkimi materacami i
upadłam na kolano
- orzesz-
krzyknęłam.
Ryan w dwóch krokach podbiegł do mnie. Był spanikowany
-
Ja nie chciałem tak mocno cie uderzyć- tez to już nigdy nie będzie chciał ze mną
ćwiczyć, więc szybko spróbowałam załagodzić sytuacje.
~ 61 ~
-
nic się nie stało. Tylko trochę boli mnie kolano. Następnym razem będę bardziej
uważać.
Złapał mnie za łokcie i pomógł wstać. Stęknęłam gdy stanęłam.
- wybacz mi
-
już mówiłam. To nic takiego i nie przepraszaj sama tego chciałam
-
jakby było tak jak mówisz nie krzywiłabyś się z bólu. Usiądź na ławce. -Dla
świętego spokoju przyjęłam jego zaoferowaną dłoń i pozwoliłam zaprowadzić się do
ławki. Usiadłam.
-
podwiń spodnie
-
jesteś lekażem? Nic nie mówiłeś- powiedziałam sarkastycznie
Skarcił mnie wzrokiem wiec podwinęłam nogawkę. Kolano było zaczerwienione.
Jutro będzie zdobił je wielki siniak, jednak wyglądało dość dobrze
-
widzisz mówiłam, że to nic takiego. Jutro nie będzie ani śladu.
Nie słuchał tego co mówię tylko przyglądał się mojemu kolanu.
-
Max przynieś woreczek lodu z lodówki- wilkołak bez słowa wyszedł. Widocznie
wiedział, że nie warto się spierać.
Ryan dotknął mojej kostki i przesunął palce w górę.
- powiedz kiedy zaboli
Palce dotarły do kolana i zaczął delikatnie je masować. Było naprawdę przyjemnie.
Przymknęłam powieki i westchnęłam. Jego dotyk był ciepły i kojący
-
to bardzo miłe i kolano przestaje boleć. -Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Ryana.
On również mi się przyglądał. Jego spojrzenie przemknęło po moich ustach ale zaraz
wróciło do moich oczu.
-
masz piękne oczy, takie pełne życia- mówił zachrypniętym głosem. Palce na mojej
nodze znieruchomiały. Wstrzymałam oddech nie wiedząc co mam zrobić. Przybliżył
twarz do mojej. On zaraz mnie pocałuje. Starałam wydusić z siebie choćby słowo.
Znaliśmy się za krótko aby już przejść do całowania. Przybliżył się jeszcze odrobinę
Uratowało mnie znaczące chrząknięcie z tyłu sali. A więc zostałam ocalona. Choć
mogło to być przyjemne doświadczenie. Odwróciliśmy się w stronę przybysza i
praktycznie usłyszałam jak moja opadająca szczęka odbiła się o podłogę. To nie Max
stał w wejściu tylko Joel.
Czułam jak zimne błękitne oczy wypalają mi dziurę w nodze na której wciąż
spoczywała ręka Ryana.
~ 62 ~
-
widzę że już po treningu- mówił zimnym bezbarwnym tonem.
-
jak widać- Ryan widocznie był rozczarowany jego pojawieniem. Wciąż był jednak
miły
-
czyżby coś poszło nie tak?- Zbliżył się do nas
-
tylko się przewróciłam. Nic wielkiego
-
ale teraz chyba już lepiej się czujesz gdy Ryan tak czule cię opatrzył
Znów zachowywał się jakby był zazdrosny i do tego nie miły. Spłonęłam rumieńcem
kiedy uświadomiłam sobie jak to wyglądało ale nie miałam zamiaru dać mu
satysfakcji z faktu, że mnie zawstydził
- tak,
teraz jest już lepiej
-
wiedziałem, że się nie nadasz. Spójrz tylko na siebie. Wyglądasz jak dziecko. Taka
mała dziewczynka nie poradzi sobie z mieczem czy z inną bronią.- dlaczego zawsze
jest taki okrutny. Wiem, że jestem drobna ale mam wszystko na swoim miejscu i
najwidoczniej Ryanowi się to podoba.
-
gdybyś był tu prędzej, to byś zauważył, że ma potencjał. Jak na pierwszy trening
poszło jej bardzo dobrze, a z czasem będzie jeszcze lepiej- Ryan mówił z dumą o
mnie. Najwidoczniej dzisiejsze zdarzenie nie wpłynie na dalsze szkoleni.
-
jak na razie widzę, że jest dobra w uwodzeniu cię.
Zapanował grobowa cisza. Nikt się nie odezwał. Wstałam powoli i wycelowałam
polec w wampira. Stał z rękami w kieszeniach czarnych dżinsów i patrzył na mnie
jakbym była niczym.
-
o co ci właściwie chodzi. Jesteś dla mnie chamski bez względu na to co bym
powiedział lub zrobiła. Chciałabym abyś przestał tak mnie traktować.- nie wiedział co
mogłabym zrobić aby nasze stosunki się poprawiły. Wiedziałam jednak na pewno to,
że on nie chce zmienić naszych relacji.
-
ja też chciałbym wielu rzeczy których nie mogę mieć- był zły na mnie?
Zrezygnowałam z kłótni i oznajmiłam
-
Joel po prostu odpuść swoje docinki i daj mi spokój.
Ruszyłam do drzwi. Zawołałam jeszcze do Ryana
- jutro o tej samej porze?
- tak
Gdy wychodziła dosłyszałam ich cicho rozmowę
~ 63 ~
-
dlaczego tak się do niej odzywasz. To dobra dziewczyna- spytał Ryan
-
być może, ale ona coś ukrywa- powiedział zamyślony wampir
Wybiegłam ze spiżarki i prawie wpadłam na Maxa który miał w rękach woreczki lodu.
-
okład już nie będzie potrzebny. Nic mnie nie boli
Uniósł brwi i włożył lud z powrotem do lodówki.
~ 64 ~
Rozdział 10
Wróciłam do pokoju i rozejrzałam się. Moje spojrzenie zatrzymało się na
telefonie. Dłużej nie mogę tego odkładać. Chwyciłam aparat i usiadłam na łóżku. Co
mam niby jej powiedzieć? Oparła głowę o poduszkę i wystukałam dobrze mi znany
numer. Zamknęłam oczy wsłuchana w sygnał. Po chwili usłyszałam miły głos mojej
przyjaciółki.
-halo
-
cześć Amber- odezwałam się nie śmiało, niepewna jak zareaguje
-
do jasnej cholery Freya, ja cie chyba ukatrupię- więc chyba jest zła- coś ty sobie
myślała. Tyle czasu czekałam na telefon od ciebie- jej głos się załamał- o boże tak
bardzo się martwiłam gdy wróciłam do domu i cie nie było. Myślałam, że coś ci się
stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył- rozpłakała się na dobre
D
obrze, że Ryan jej nazmyślał. Nie chciałam aby wiedziała co mnie spotkało. Sama
właśnie powiedział, że by sobie nigdy nie wybaczył jeśli coś złego by mnie spotkało.
A więc nigdy się nie dowie o moim spotkaniu z Markusem i całym tym świństwie
później.
-
tak bardzo cie przepraszam ale całe te spotkanie z moim kuzynek mnie oszołomiło
Chwile jeszcze chlipała do słuchawki ale na wzmiankę o moim kuzynie rozpromieniła
się
-
rozmawiałam z nim przez telefon, wydaje się bardzo miły, jaki jest naprawdę i jak
wygląda
-
w rzeczywistości też jest miły i bardzo przystojny
Nie powinnam o tym mówić wiedziałam, że Amber tego nie przemilczy
- nie wierze
moja ukochana współlokatorka właśnie powiedziała o jakimś chłopaku,
że jest przystojny. Zapiszemy to w kalendarzu dla potomności, nie wiadomo kiedy
znów wypowiesz te słowa
Przewróciła oczami. Nie mogła tego widzieć więc powiedziałam
-
Nie ekscytuj się tak, przecież to mój kuzyn
Zachichotała co oznaczało, że coś wie
-
nie pleć mi takich głupot, ten milutki Ryan wspomniał, że jesteście bardzo dalekimi
kuzynami-
cmoknęła zadowolona
-
to nie zmienia faktu, że jesteśmy rodziną
~ 65 ~
Trzymałam się tej ściemy jak tonący brzytwy. Najchętniej od razu zamówiła by nam
mszę i wyprawiła wesele i pewnie zapłaciła za nie.
-
nie pleć, on był taki o ciebie zmartwiony, wiem, że na ciebie leci. Mówię ci!- była
bardzo pobudzona
Nic nie powiedziałam a ona od razu wyczuła, że czegoś jej jeszcze nie powiedziałam
-
dał ci to już do zrozumienia? Gadaj bo nie wytrzymam
-
no cóż- mówiłam niechętnie, nigdy z nią nie rozmawiałam o chłopakach, bo żadnym
prędzej się nie zainteresowałam. To znaczy nie planowałam tego typu relacji z
Ryanem ale z kim innym mogłam o tym pogadać jak nie z moją przyjaciółką.-dziś się
przewróciłam- pominęłam okoliczności- i on rozmasował mi kolano i chyba chciał
mnie pocałować
Zapiszczał w słuchawkę
-
jak to chyba chciał? Jak to wyglądało
-
wpatrywał się moje oczy i patrzył mi na usta
-
a jak masował to kolano
Zamyśliłam się i spłonęłam czerwienią. Dobrze, że mnie nie widzi na pewno
pomyślałaby sobie jakieś nieprzyzwoite rzeczy
-
przejechał po mojej łydce a gdy dotarł do kolana był bardzo delikatny
-
no to na pewno chciał dać ci całusa. Co było dalej
- nic
-jak to nic
-
przerwał nam jego kolega co z nim mieszka
-
co takiego? Jesteś w domu z dwoma facetami
-
właściwie to z trzema. I jest jeszcze jego gosposia Grace
-
musi być nadziany skoro ma gosposie
- bo jest
-
tylko bierz się za niego
Oburzyłam się
-
to, że jest bogaty nie znaczy, że mam od razu z nim być
-
oczywiście, że nie ale zawsze to jakiś plus
~ 66 ~
Amber we wszystkim widzi plusy
-
nawet nie wiesz jak on wygląda?
-
ktoś z takim aksamitnym głosikiem i z taką gadką nie może być brzydki
-
od kiedy to potrafisz stwierdzić takie rzeczy po jednej rozmowie z Ryanem i to przez
telefon?
- ja to porostu wiem, ale nie zaszkodzi jak mi go opiszesz
-
jest wysoki, ma jasno brązowe włosy i zielone oczy.- nie mogłam się powstrzymać i
powiedziałam- ma świetne mięśnie i tatuaż smoka na plecach
-
widziałoś go bez koszulki!- wiedziałam, że wyciągnie pochopne wnioski
-
to nie to co myślisz- wyjaśniłam pospiesznie- byliśmy w siłowni więc ćwiczył gdy
wydarzyła się ta sprawa z kolanem a później ten cały Joel nam przerwał dość nie
miło- przypomniał mi się jego wredny komentarz
-
oj coś się święci i to ten Joel ma coś z tym wspólnego
Ona ma chyba szósty zmysł
-wcale nie!-
zaprzeczyłam za szybko i się wydało
-
och Freya nie wierze! Tyle czasu próbowałam umówić cię z chłopakiem a tu nagle
sama znalazłaś sobie dwóch!
-
uprzedzę cie, że ten gburowaty Joel nie wchodzi w grę- skłamałam bo to właśnie on
mi się spodobał
-
kłamiesz. A jak on wygląda
-
jak zły chłopiec. Jest starszy od nas ale niewiele i jest nieziemski.
-
utemperuj go i będzie twój
Przypomniałam sobie wszystkie nasze spotkania i nie mogłam powstrzymać śmiechu
-
wątpię żeby to było takie proste!
-
znam cie i wiem, że dasz radę- bez wątpienia znał mnie dobrze
-
może spróbuje- powiedziałam z wahaniem
Ucieszyły ją moje słowa
-
brawo Freya i nie spartol tego. Rozważ zanim któregoś wybierzesz. Ryan wydaje
się w porządku. O tym drugim nic nie wiem więc ci nie doradzę.
~ 67 ~
Łatwo jej mówić abym tego nie spartoliłam. Nie mam w tych sprawach
doświadczenia. Ale nie będę się spieszyła
-
postaram się. Kiedy możemy się spotkać
Cisza
-
teraz ty mi czegoś nie mówisz
-
dowiedziałam się dopiero wczoraj.
- o czym?-
chyba nie jest w ciąży
-
moja szefowa wyjeżdża na rok do nowego Jorku. Będzie pracowała dla studia
filmowego i zapropon
owało mi stanowisko swoje asystentki
Przemyślałam szybko sprawę. To dla niej duża szansa. Zdobędzie doświadczenie i
pozna ludzi którzy otworzą drzwi do kariery. Bez wątpienia będę za nią tęsknić.
Pocieszyłam się myślą, że to tylko rok, są jeszcze telefony i Internet,
-
to wspaniała wiadomość, zgodziłaś się prawda?
-tak-
odpowiedziała ze smutkiem- będę za tobą bardzo tęskniła siostrzyczko
Łzy zapiekły w oczy na to wyznanie
-
wiem ja też będę tęskniła, obiecaj mi, że będziesz dzwoniła
-
oczywiście- krzyknęła- gdyby nie to nie wyjechałabym.
-
kiedy wyjeżdżasz?
- jutro rano.
-
tak szybko? Myślałam, że się jeszcze zdążymy pożegnać
-
ja też miałam tak nadzieję ale wszystko tak szybko wyskoczyło. Najpierw ty i twój
kuzyn później moja szefowa- westchnęła
-
obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała
- obiecuje-
przyrzekła uroczyście- i ty też uważaj na tych napalonych gości.
Rozmawiałyśmy jeszcze z godzinę. Paplałyśmy o wszystkim. Wspominałyśmy nasze
wspólne mieszkanie. Obu nam będzie ciężko. Obiecałyśmy dzwonić do siebie
minimum dwa razy w tygodniu. Kurcze Amber miała rację, wszystko w naszym życiu
tak szybo się zmienia, pociąga za sobą kolejne konsekwencje i stwarza nowe
wyzwania. Wszystko się zmieni nic nie jest stałe. Nawet z moją jedyną przyjaciółką
nie zobaczę się przez rok. Szmat czasu, byle by spotkałam tam szczęście.
~ 68 ~
Rozdział 11
Rano obudziłam się z bolącą głową na poduszce i stęknęłam, wszystko mnie
bolało. Starałam się wyczołgać z łóżka i poszło marnie. Powoli postawiłam nogi na
podłodze i zachwiałam się. Poszłam od razu pod prysznic. Stałam pod strumieniem
wody
i zastanawiałam się skąd mam tyle mięśni. Wszystkie pulsowały, nawet te o
których istnieniu nie miałam pojęcia. Ciepła woda spływała po woli po moim ciele.
Dawała ciut ulgi. Po kąpieli ubrałam dżinsy i szarą bluzę. Cały czas myślałam o
rozmowie z Amber. A więc wyjechała rano. Jakoś muszę nauczyć się żyć bez niej.
Nie pierwszy raz przyszło mi się z tym zmierzyć tylko tym razem wiem, że wróci,
choćby za rok. Mam nadzieje. Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się. Była
jedenasta. Spóźniłam się na śniadanie.
Na dole nie było nikogo. Poszłam do kuchni i spostrzegłam jak Grace sprząta po
śniadaniu. Usłyszała jak weszłam i odwróciła się.
-
ciężki ranek kochanie?- rudo siwe włosy zamigotały w słońcu
- tak-
usiadłam na stołku przy małym stoliku
-
pewnie ma to coś wspólnego ze wczorajszym treningiem?
-
skąd wiesz?
-
przy śniadaniu chłopcy mówili tylko o tym. Uważają, że będziesz dobra
Przyjęłam jej słowa z satysfakcją.
-
też mam taką nadzieję
-
zobaczysz tak będzie
Zamyślona spojrzałam na nią
- dlaczego tak we mnie wierzysz
Zmarszczyła swoje zsiwiałe brwi
- ponie
waż wniosłaś życie i radość do tego domu
Zaśmiałam się
-
prawdziwą radość tutaj wnosi Max
Pokręciła głową w rozbawieniu
-
pewnie masz rację. Ale młoda kobieta wśród samotnych mężczyzn wprowadza
zainteresowanie
- och Gr
ace, ja nie chce wzbudzać zamętu.
~ 69 ~
-wiem,
ale im się to przyda
- nie rozumiem?-
usiadła po drugiej stronie stolika
-
Ryan zawsze siedział zakopany w starych księgach. Joel chodził bez krzty emocji,
Max-
napiła się wody ze szklanki, którą przyniosła- cóż Max zawsze był taki
uśmiechnięty. Ale ci dwaj teraz zaczęli żyć.
-
Grace nie chce o tym gadać- wczorajsze zwierzenia z Amber mi wystarczą
-rozumiem kochanie-
powiedziała miękko
Grace jest super. Nie nalega i nie zmusza do zwierzeń. Po prostu jest ostoją do
której można się zwrócić. Nie ważne kiedy
-
dzięki.- postanowiłam zakończyć temat- a może wiesz gdzie znajdę Maxa? W
samochodzie wspomniał o stajni. Postanowiłam mu pomóc.
Wstała i podeszła do okna.
- wiesz gdzie jest dom Joela?
Skinęłam głową na tak
-
jak dojdziesz do niego to skręć w drużkę w lewo. Trafisz bez problemu
-
dzięki. Pójdę po kurtkę.
-
to ostatni mróz tej zimy- mówiła z pewnością w głosie
-
mam nadzieję. Lubię lato. Wtedy jest tak kolorowo- rozmarzyłam się
Poszłam po kurtkę do swojego pokoju. Zanim wybiegłam z domu weszłam jeszcze
do kuchni,
- do zobaczenia na obiedzie.
– pomachałam jej ręką na pożegnanie
-
miłego dnia kochanie – zawahała się- jeśli byś kiedyś potrzebowała rozmowy to
wiesz gdzie jestem
-
tak wiem i dzięki
Wyszłam na dwór. Przeszłam przez polane w stronę domu Joela. Siarczysty mróz
szczypał w oczy. Dom wydawał się pusty. Co on robi gdy go nie ma?
Zrezygnowałam z rozmyślań i poszłam według wskazówek Grace prosto do stajni.
Duże dwuskrzydłowe drzwi stały otworem. Weszłam do środka. Były cztery konie.
Przeszłam wzdłuż boksów i czytałam plakietki z imionami. Zeus, Atena, Wenus i
Hades. Pięknie. Usłyszałam hałas po prawej z ostatnim boksem. Podeszłam i
zastałam Maxa szamoczącego się z belą siana.
-
cześć
~ 70 ~
-
cześć- nie był zaskoczony moją obecnością, czyżby wszyscy magiczni mogli mnie
wyczuć? Wilkołak pewnie tak.
-
chciałabym ci pomóc.
-
świetnie, miałem spytać rano czy pójdziesz obrządzić konie ale chyba zaspałaś-
wyprost
ował się i uśmiechnął szczerze.
-
tak było.
-
okej, może zmienisz ściółkę Hadesowi?
-
z chęcią- z uśmiechem złapałam widły i taczkę.
Hades był czarnym pięknym ogierem. Przed wyjściem Grace dał mi kilka kostek
cukru. Wyciągnęłam jedną i zaoferowałam Hadesowi. Podszedł powoli do mnie.
Powąchał podarek na mojej dłoni i złapał w swoje umięśnione wargi. Podeszłam
powoli aby go
nie spłoszyć. Pogłaskałam go po szyi. Było widać jego niecierpliwość.
Dałam mu kolejną kostkę. Sprzątałam powoli i dokładnie. Konie to wspaniale
zwierzęta. Jednak nie wolno traktować ich jak malutkie zabawki. Hades spokojnie
znosił moją obecność.
-
zadziwiające- dobiegł mnie głos Maxa
- co takiego?
-
Hades zachowuje się spokojnie- oznajmił
-
z tego konia to prawdziwy dżentelmen? – Hades podszedł więc pogłaskałam go po
chrapach.
-
zazwyczaj jest bardziej nieokiełznany- przyglądał się zwierzęciu szukając
jakichkolwiek oznak niesubordynacji.
-
dla mnie jest bardzo grzeczny. Moglibyśmy pojeździć
-
kiedy ostatni siedziałaś w siodle?
-
jedenaście lat temu- zrobiłam przepraszającą minę
-
na którym chcesz jechać- nie wyglądał na wystraszonego faktem, że zapewne już
zapomniałam jak się jeździ
-
oczywiście na Hadesie- wskazałam na czarnego ogiera stojącego obok
-
wątpię czy to dobry pomysł- zbyłam jego słowa
-gdzie jest siodlarnia?
~ 71 ~
Max zaprowadził mnie do pomieszczenia na końcu stajni. Zabraliśmy wszystko co
potrzebne i przygotowaliśmy konie. Wyszliśmy na mróz. Wyregulowałam długość
strzemion.
-
pomóc ci wsiąść?- uprzejmie spytał Max
-
nie jestem kaleką, poradzę sobie
Stanęłam bokiem. Lewą rękę położyłam na łęk równocześnie trzymając w niej
wodze. Wsunęłam stopę w strzemię a prawą nogą odbiłam się od ziemi. Udało się.
Usiadłam.
-
mała tylko nie szalej. Dziś tylko stęp i delikatny kłos
Zgodziłam się z nim od razu. Dawno nie jeździłam więc wszystko muszę sobie
przypomnieć. Max siedział na siwej Atenie. Przejażdżka była bardzo spokojna. Max
wciąż nie mógł się nadziwić jak spokojny jest Hades. Wspomniał, że nikt na nim nie
jeździł od roku. Nie mogłam tego zrozumieć. Wracaliśmy już kiedy Max wypalił
-
pomimo moich żartów z Joelem to bardzo go lubię. Gdyby nie on nie było by mnie
tu. Bug jeden wie co bym teraz robił
-
to on ciebie tu przyprowadził?
Musiałam ściągnąć wodze, ponieważ Hades miał ochotę na coś więcej niż wolny kłus
- moi rodzice mnie porzucili-
byłam wstrząśnięta- wilkołaki przechodzą swoją pierwszą
prz
emianę w wieku trzynastu lat ale ja ją przeszłam gdy miałem dziesięć. Wszyscy w
stadzie mieli szaro-
czarną sierść tylko nie ja.- widziałam smutek w jego oczach. Żal
ścisnął mi serce. Nie tylko ja miałam trudne dzieciństwo. Jego zapewne było gorsze.-
moje u
maszczenie było białe. Rodzice wstydzili się takiego syna. Członkowie stada
szydzili ze mnie-
przygryzł dolną wargę. Jechałam obok niego więc położyłam dłoń na
jego przedramieniu w pocieszającym geście.- alfa stada wygnał mnie. Stwierdził, że
nie jestem jed
nym z nich. Moi rodzice nie wstawili się za mną więc odeszłam. Moje
stado mieszkało niedaleko Ottawy. Nie miałem co ze sobą zrobić więc pojechałem
tam. Spałem w parku jak kundel przez cztery miesiące- zaśmiał się- pewnego dnia
spotkałem bardzo nie dobrego maga. Drażnił mnie zaklęciami. Chciał abym się
przemienił, ale nie potrafiłem, na początku trudno jest się zmieniać na zawołanie.
Wtedy pojawił się Joel. Sprał gościa na kwaśne jabłko, a mnie zabrał do hotelu. Umył
ubrał i nakarmił. Opowiedziałem mu dlaczego nie mam stada a on zaoferował,
żebym z nim tu przyjechał więc zgodziłem się. Co innego mogłem zrobić?-
rozumiałam go- Ryan również przyjął mnie z otwartymi rękami. I tak już jestem z nimi
trzynaście lat. Jesteśmy swoją jedyną rodziną. Teraz ty w niej jesteś- uśmiechnął się
do mnie i
puścił oczko
-
każdy inny, różny, zapewne nie chciany i z cholernie porąbaną przeszłością.-
opisałam nas- Tak, bez wątpienia pasujemy do siebie
~ 72 ~
-
nasza mała rodzinka Adamsów? Szczerze śmialiśmy się na to określenie wracając
do stajni.
A więc miałam rodzinę. Poczułam się na swoim miejscu. Byli to dobrzy chłopcy.
Wyznanie Maxa mną wstrząsnęło. Jak można porzucić dziecko tylko dlatego, że jest
inne. Ciekawe jak moi rodzice by zareagowali na wieść, że ich córkę ścigają znaki
c
zasu. Miałam ogromna nadzieję, że kochali by mnie nadal.
Po powrocie z wycieczki po okolicznym lasku skierowaliśmy się do domu.
-
dziś środa więc oglądamy wieczorem filmy
- fajnie,
- przypada moja kolejka na
wybieranie ale oddam ją tobie. Dopiero z nami
zamieszkałaś więc honor spada na ciebie.
Zastanowiłam się i podrapałam po nosie
-
mam ochotę na komedię, znajdziesz coś?
-jasne-
uśmiechnął się
******************
Wieczorem usiedliśmy przed ogromny telewizorem. Max jak obiecał znalazł jakąś
komedie. Ryan u
prażył dwie miski popcornu. Jedną zgarnął wilkołak i usiadł na
fotelu. Ja, Ryan i Joel zajęliśmy kanapę. Siedziałam w środku z miską na kolanach.
-
co dziś robiłaś?- spytał Ryan – szukałem cię ale nigdzie nie był po tobie śladu
-
byłam z Maxem w stajni- powiedziałam zaraz po tym jak przełknęłam popcorn
-
nie uwierzycie! Freya jechała na Hadesie i nie spadła, ba nawet koń był spokojny-
opowiadał Max
-
niemożliwe, ostatnio jechałem na nim rok temu. To prawdziwy diabeł- powiedział
Joel
Dźgnęłam go łokciem
- t
ylko mi nie mów, że udało ci się go ujarzmić. Ten koń chodzi własnymi ścieżkami –
mówił z szacunkiem o Hadesie
-wiem-
wzruszyłam ramionami- dlatego się nie starałam. Byłam dla niego po prostu
miła
-
i to wystarczyło?- spytał z powątpiewaniem Joel
- tak, mo
że czuł się samotny?
~ 73 ~
Spojrzałam na niego przebiegle. Chyba zrozumiał moją aluzję więc zmienił temat.
-
pewnie nie możesz się doczekać do jutra co szczeniaku?
Max zaśmiał się radośnie
- a co jest jutro?-
dopytywałam się zaciekawiona
- jak to co-
krzyknął Max- pełnia
A tak on jest wilkołakiem jednak nie miałam pojęcia co wtedy robi
- i co wtedy robisz?
-
przemienię się w blasku księżyca i będę polował. To najlepsza zabawa pod słońcem
Polować? Już tworzyły się w mojej głowie krwawe wizję z udziałem tego radosnego
chłopaka, gdy wszyscy zaczęli chichotać
-
co was tak śmieszy? – byłam oburzona. Ja się martwię a oni się ze mnie nabijają
-
twoja mina mała
Zmarszczyłam brwi. Czyżby moje myśli można tak łatwo odczytać
-
nie będę polował na ludzi. Tylko na króliki lub sarny.- spoważniał- jak mogłaś coś
takiego pomyśleć- spytał oskarżycielsko
Zarumieniłam się. Skąd mi to przyszło do głowy? Tłumaczyłam sobie, że to mój brak
wiedzy na ten temat
-
skąd miałam wiedzieć
-
jeszcze wielu rzeczy musisz się nauczyć – powiedział Max
Przyznałam mu rację. Jeśli będę z nimi mieszkać to przejdę przyspieszony kurs.
-
zadzwoniłaś w końcu do swoje przyjaciółki?- spytał Ryan
-tak-
posmutniałam
-
co się stał, pokłóciłyście się?
-
w żadnym razie- zaprzeczyłam- po prostu wyjeżdża do Nowego Jorku na staż
-
a to źle- spytał Joel, dziś był nawet miły
Położyłam głowę na oparciu kanapy i wpatrywałam się w sufit.
-
cieszę się, że dostała taką szansę, po prostu będę tęsknić. Na szczęście to tylko
rok i będziemy do siebie dzwonić
~ 74 ~
-
nim się obejrzysz a wróci a do tego czasu będziemy umilać ci życie w tym
wariatkowie-
pocieszył wilkołak
Wieczór minął spokojnie bez żadnych rewelacji. Joel zamienił zemną kilka zdań. Był
sympatyczny ale nie wylewny. Gdy film się skończył wstał i otrzepał spodnie z nie
istniejącego kurzu.
-
zbieram się, muszę sprawdzić sprawdziany
-jakie sprawdziany?- co jeszcze mnie zaskoczy ?
-
z historii, jestem wykładowcą w Canadian Mennonite University
Tego się nie spodziewałam. On siedzący za biurkiem
-
muszę to kiedyś zobaczyć
-co?
– uświadomiła sobie, że powiedziałam to nagłos i Joel usłyszał
- nie nic,
tak tylko sobie myślę
pożegnaliśmy się więc poszłam do swojego pokoju
~ 75 ~
Rozdział 12
Od samego ranka nie odstępowałam Maxa na krok. Chodziłam za nim
wszędzie. Był rozbawiony ale miałam to gdzieś. Chciałam być przy jego przemianie i
nie miałam zamiaru niczego przegapić. Trening miałam rano aby wieczór był wolny.
-
dopiero dwunasta, nie musisz wszędzie ze mną chodzić
Poczułam się urażona. Zrobiłam nadąsaną minę.
- przeszkadza ci moje towarzystwo?
-
oczywiście, że nie
-
więc będę za tobą chodziła.
Joel wrócił z pracy wiec zjedliśmy razem obiad. Pooglądaliśmy telewizor i
wynudziłam się jak nigdy.
Zbliżał się zmierzch.
-
pójdę się przebrać- oznajmił Max
- po co przecie
ż dobrze wyglądasz- miał sprane dżinsy i zieloną bluzę
-
moje ciuchy raczej nie wyjdą cało z przemian
Właściwie jeśli przemieni się w wilka to jego ciało zmieni rozmiary. Jego ciuchy
pewnie się zniszczą
-acha
– odparłam na znak zrozumienia
Czekaliśmy na tyłach ogrodu. Słońce zaszło i robiło się ciemno. Max dołączył do nas
po dziesięciu minutach. Miał długi czarny płaszcz i kroczył boso w śniegu. Był bardzo
pobudzony. Dłonie zaciskał w pięści. Rozglądał się dookoła w poszukiwaniu czegoś
czego nie mogłam dojrzeć. Chmura odsłoniła księżyc
- nareszcie-
spojrzał w górę. Blask księżyca oświetlał jego miła twarz. Zdjął płaszcz.
Zadygotałam z zimna na widok jego ciała. Miał na sobie tylko bokserki
-
zwariowałeś? Zaraz się rozchorujesz
Joel spojrzał na mnie unosząc brwi
- zazwyczaj nie ma nawet tego-
wskazał na jego bokserki
-
przecież nie przyjdę jak pan Bug mnie stworzył, jest z nami dama.
Ja damą? Wątpię. Byłam mu jednak wdzięczna za to skąpe ubranie. Niewinem co
bym zrobiła gdyby był nagi. Z zamyślenia wyrwało mnie warknięcie. Max klęknął na
~ 76 ~
kolana. Ręce oparł na śniegu. Plecy wygiął w łuk. Znów warknął. Jego skóra zaczęła
lśnić i wibrować. Złapałam Joela za łokieć. Zdziwił się ale nie strząsnął mojej ręki
- to go nie boli?-
Wyszeptałam
-
nie, zawsze nam mówi, że to wspaniałe uczucie- powiedział miękko- patrz bo
przegapisz najlepsze
Miał rację. Jego ciało ogarnęła przydymiona mgiełka. Zawył. Jak prawdziwy wilk. Nie
mogłam dokładnie dojrzeć szczegółów. Mignęła mi biała sierść. Kolejne wycie było
długie i pełne radości. Zapachniało piżmem. Mgła zniknęła i naszym oczom ukazał
się śnieżno biały wilk. Był wysoki, prawie taki jak ja. Jego oczy odbijały się w mroku.
Podłużne źrenice zdobiły jego piwne oczy w których momentami migała zieleń.
-
to jest czysta piękna magia- powiedziałam zdumiona.
-
pięknie to ujęłaś- Ryan równie mówił głosem pełnym emocji
Śnieżno biały wilk obiegł nas dookoła. Spojrzał znów na księżyc. Podążyłam za jego
spojrzeniem. I wtedy wstrząsnął mną elektryczny spazm. Max zaskamlał żałośnie.
Stanął przede mną. Patrzyłam w jego piękne wilcze oczy. Przejechał zimnym
wilgotnym nosem po moim policzku. Następnie oblizał go wielkim jęzorem. Nie
poczułam obrzydzenia, wręcz przeciwnie, chciałam mu się odwdzięczyć tym samym.
Co się ze mną dzieję? Nie miałam pojęcia. Poczułam palące uczucia względem tego
wilka. Siostrzane uczucie, on był moim bratem, rodziną, watahom, byłam tego pewna
-
co się dzieje Freya- Ryan była bardzo zaniepokojony
Spojrzałam na niego i Joela. Obaj zachłysnęli się powietrzem. Stanęli w bezruchu.
Niewinem co zobaczyli ale ich zszokowało. Jednak to nie oni zawładnęli moim ciałem
tylko księżyc, zew natury. Nie bałam się. Chciałam być blisko Maxa. Wszczepiłam
swoje palce w jego sierść na pysku. Przytuliłam policzek do jego ociekających śliną
warg.
- Freya?-
Powtórzył tym razem Joel
Nie słuchałam go, liczył się tylko księżyc. Co mnie łączy z tym wilkiem? Wiesz co to
takiego. Podpowiadał mój umysł. Ale nie wiedziałam. Więzy krwi! Wrzasnął głos w
mojej głowie. No tak, ceremonia. Wciągnęłam powietrze w płuca. Zapachy wnikały w
moje nozdrza intensywnie. Moje ręce opadły wzdłuż ciał. Joel złapał moją dłoń.
-
co z tobą- był spanikowany
Warknęłam. Ukucnęłam. Moje ręce zatopiły się w przyjemnym zimnym śniegu.
-
czas pobiegać Max
I ruszyłam biegiem. Nie zwracałam uwagi na nic. Przeszkody wymijałam
instynktownie. Było tak pięknie. Kroki Maxa dudniły obok mnie. Pogłaskałam go po
~ 77 ~
karku wciąż biegnąc. Zaszczekał z radości. Jego zwierzęcy pysk zdobił uśmiech. Nie
tylko ja byłam zadowolona. W tle coś zaszeleściło. Stanęłam. Max zbliżył nos do
podłoża. Niuchnął raz i podniósł głowę. Lustrował otoczenie a ja razem z nim.
Dojrzeliśmy szarego zająca. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić wilk ruszył do przodu.
Szybko złapał go w swoje ogromne zębiska. Powinno mnie to przerazić. Wilk pożerał
drobne ciałko. Krew kapała z pyska. Fascynował mnie. Było to naturalne. Chciałam
dotrzymać mu kroku ale nie byłam wilkiem na zewnątrz tylko w środku. W moim
sercu. Biegaliśmy godzinami. Napawaliśmy się przyrodą. Dotarliśmy do jeziora o
którym słyszałam prędzej. Było zamarznięte i zapierało dech w piersi. Odwróciłam się
z
powrotem w stronę lasu. Słyszałam kroki. Rzuciłam pytające spojrzenie Maxowi.
Wzruszył po wilczemu barkami. Mieliśmy ruszyć dale gdy silne ramiona oplotły się w
okuł mojej tali. Zaczęłam się szarpać instynktownie widziałam w przybyszu
zagrożenie. Miotałam rękami aby się bronić. Max zaskomlał. Padłam na ziemię a
silne ciał mnie przygniotło. Widziałam przed sobą piękne niebieskie oczy.
Uspo
koiłam się. Moje ciało było bezwładne.
-
co się ze mną dzieję?
Joel był nad wyraz spokojny.
-
nie wiem. Miałaś wilcze oczy.- to wyznanie znów mną wstrząsnęło
Jednak bieg był wspaniały. Elektryzujący. Cudownie mnie ożywił.
-
to było cudne
Skinął głową jakby rozumiał ale wątpiłam w to. Leżał na mnie aż się uspokoiłam. Mój
oddech wracał do normy
-
możesz ze mnie zejść?
Odskoczył jakby się mnie brzydził. Spuściłam wzrok. Chciałabym aby był tu Ryan, on
by tak się nie zachował
-gdzie Ryan?
-
szuka cię. Ja jestem wampirem więc szybciej biegam.
N
o tak zapomniałam
-
po co za mną pobiegłeś
Zmierzył mnie wzrokiem. On tylko wyświadczył przysługę. Nic dla niego nie znaczę.
Jeszcze te zwierzęce emocje były we mnie.
-
nic cie nie obchodzę co?- warczałam- szukałeś mnie tylko dlatego bo cię o to
poprosił. Pewnie miałeś nadzieje, że cos mi się stanie i nie musiałbyś mnie znosić.
Przywdział na twarz obojętną masę. Przeczesał palcami czarne włosy i wstał.
~ 78 ~
-
czas na nas, chodźmy- podał mi rękę.
Odtrąciłam jego dłoń wściekła.
-
nic nie powiesz? Tylko tyle, że powinniśmy iść?- Posmutniał i to było najdziwniejsze
-
jak ochłoniesz to porozmawiamy.
Dlaczego on mnie tak denerwuje?
Ciągle taki opanowany. Mógłby choć raz pęknąć.
-
nie! Chcę teraz z tobą rozmawiać. Dlaczego tak mnie nie lubisz.
Złapał moje dłonie w swoje. Potrząsnął nimi.
-
dobrze skoro chcesz gadać to….
-
boże tu jesteście- poznałam głos Ryana. Przedzierał się przez gałęzie krzaków.
Joel puścił mnie. Pewnie nie chciał aby Ryan to zobaczył. Mag podbiegł do mnie i
przytulił. Oddałam ten gest. Potrzebowałam wsparcia. A on mógł mi je dać.
- wracajmy-
powiedział drżącym głosem. Głaskał moje potargane włosy drżącą ręką
-
tak chodźmy-
Spojrzałam na wampira. Odwrócił wzrok
-
idę do siebie jutro mam lekcje- oznajmił Joel
- do zobaczenia-
pomachał mu Ryan. Nie zauważył jego pustego spojrzenia.
Nastawał świt kiedy wróciliśmy do domu. Byłam tak wyczerpana tym cudownym
biegiem, że zamknęłam oczy tylko gdy dotknęłam głową poduszki. Co to było? Nie
mam pojęcia, ale podobało mi się. Nim zasnęłam usłyszałam jeszcze słowa Ryana
- dobranoc-
pocałował mnie w czoło i poprawił kołdrę. Chciałam mu odpowiedzieć ale
byłam zbyt wyczerpana.
Ostatnie co pamiętam to skrzypnięcie drzwi jak wychodził.
~ 79 ~
Rozdział 12
Minęło pięć miesięcy odkąd zamieszkam z Ryanem, Maxem, Joelem i Grace.
Zima minęła i nastała wiosna. Drzewa obsypały się zielonymi listkami. W dzień
jeździłam konno a wieczorami oglądaliśmy razem filmy. Dwa razy w tygodniu
rozmawiałam z Amber przez telefon i to godzinami. Jednak to pełnie były momentami
na które najbardziej czekałam. Biegałam z Maxem. Od naszej pierwszej pełni bardzo
się zbliżyliśmy. Pokochałam go jak brata a on mnie jak siostrę. Grace była
uradowana faktem, że młody wilkołak w końcu znalazł swoje stado. Czym rozbawiła
mnie do łez. Ryan prowadził badania i szukał odpowiedzi na temat ceremonii i tego
co we mnie zmieniła. Uważał jednak, że dopóki nie zmieniam się w wilka lub nie
zaczęłam pić krwi nie ma czym się martwić. Ja nie miałam tyle optymizmu co on.
Ryan i ja spędzaliśmy mnóstwo czasu razem. Starałam się aby sytuacja prawie
pocałunku z sali treningowej się nie powtórzyła. On to akceptował ale mimo to był
względem mnie bardziej niż przyjacielski, co ściągało na mnie gradowe spojrzenie
Joela. Relację między mną a tym denerwującym wampirem pogorszyły się od czasu
pamiętnej pełni. Odzywaliśmy się do siebie tylko gdy musieliśmy, zawsze był przy
tym bardzo miły. Nikt nie zauważył napięcia między nami, i dobrze. Bardzo mnie
wtedy wkurzył. Jednak dziś muszę przełknąć dumę i o coś go poprosić.
-
Cześć- przywitałam się jak zawsze. Usiadłam przy stole dziwnie podenerwowana.
Rozmowa już się toczyła.
-
Załatwiłem sale w mieście- powiedział Max
-
jaką sale kochanie- spytałam Grace nakładając omlety na talerze. Skinęłam jej
głową w podziękowaniu gdy nałożyła jeden na mój.
-
do uczenia samoobrony emerytów.- był z siebie bardzo zadowolony
Ach ten wilk. Robi tyle różnych rzeczy i zawsze jest pełen energii. Czyżby to była
jakaś cecha wilkołaków? Nigdy się nie nudzą?
-
są już jacyś chętni- Ryan był rozbawiony
-
a byś się zdziwił- obruszył się- tydzień temu rozwiesiłem ogłoszenia i już mam
dwanaście zgłoszeń
-
tylko żeby nie było żadnych pozwów o umyślne uszkodzenie ciała. Staruszkowie
potrafią być upierdliwi- ostrzegał Joel i pewnie miał rację.- zadasz za mocny cios-
uderzył pięścią w dłoń- i jeszcze jakiegoś uszkodzisz
-
za kogo ty mnie masz. Będę uważał. A odnośnie upierdliwych staruszków to jesteś z
nich mistrzem
Głośny trzask stawianej szklanki sprawił, że podniosłam głowę.
~ 80 ~
-Max-
powiedział ostrzegawczo Joel
- okej, okej-
Max podniósł obie ręce w poddańczym geście- co ty taki drażliwy
ostatnio?
Dlaczego musiał go wkurzyć akurat dziś, kiedy pewnie moja prośba nie poprawi
sytuacji
- Freya!-
Max chyba mnie wołał kilka razy, bo wyglądał na zirytowanego- pomożesz
mi w tym? Będziemy razem demonstrować chwyty
Pokiwałam głową zbyt roztargniona. Jak mam go spytać? Intensywnie myślałam
bawiąc się sztućcami.
-
co się z tobą dzisiaj dziej?- Ryan jak zawsze spostrzegawczy od razu wychwycił
zmianę w moim zachowaniu- podzióbałaś ten omlet chyba na tysiąc kawałków i
żadnego nie zjadłaś. Źle się czujesz- dotknął moje czoła i oceniał temperaturę
Ods
unęłam się i sztywno oparłam na krześle.
- nie jestem chora-
bawiłam się końcówką mojego końskiego ogona- po prostu ma
sp
rawę- w końcu powiedziałam i już z większą niechęcią dodałam- a raczej prośbę
Wszyscy wpatrywali się we mnie zainteresowani. A na twarzach mieli wymalowane
„co też ona znowu wymyśliła”
-
proś o co chcesz- Ryan zawsze mi to powtarzał. Przekonywał mnie abym się nie
wstydziła go o nic prosić. Pieniądze nic dla niego nie znaczyły więc wydawał je
chętnie i to w szczególności na mnie. Dał mi ostatnio kartę kredytową. Kłóciliśmy się
przez piętnaście minut. Wrzeszczałam, że nie chcę jego pieniędzy. Jednak zrobił tak
słodko urażoną minkę, że przyjęłam ją dla świętego spokoju.- to o co chodzi?-
dopytywał się
-
mam sprawę ale nie do ciebie tylko do niego- wskazałam wampira, który siedział
naprzeciwko swoim
widelcem, który wciąż trzymałam w dłoni. Miał wytrzeszczone
o
czy i lustrował mnie czujnie.
- do Joela?-
zdziwienie w głosie Ryana było komiczne. Właściwie to mu się nie
dziwię, przecież prawie nie rozmawialiśmy.
- do mnie?-
otrząsnął się z szoku- a jaką?- przeciągnął ostatnie słowo. Można było
wyczuć podejrzliwość.
Skoro już zaczęłam nie ma odwrotu. Choć wiele ciętych uwag cisnęło mi się na
język, wszystkie przełknęłam. Jeśli mam cokolwiek osiągnąć to muszę być miła.
Cholera jak nie lubię się przed kimś płaszczyć.
-
jesteś nauczycielem w Canadian Mennonite University prawda?
~ 81 ~
-tak-
jeśli będzie dalej taki oszczędny w słowach to zapowiada się bardzo krótka
rozmowa. Westchnęłam
-
bo tak sobie myślałam- mówiłam wpatrzona w mój wciąż pełny talerz- czy może nie
załatwił byś mi tam pracy?- no już mam to za sobą
- chcesz prac
ować na uniwersytecie?- Joel zmarszczył brwi- a może powiesz mi jaką
szkołę skończyłaś.
Zarumieniłam się nie z zawstydzenia tylko ze złości. Nie stać mnie było na studia.
Skończyłam tylko liceum i wątpię aby to mi mogło pozwolić na pracę tam.
- tylko lice
um, nie miałam pieniędzy by iść na studia- wpatrywałam się w Joela
twardo
-
to co byś chciała tam robić? Nie masz wykształcenia aby uczyć jakiegokolwiek
przedmiotu-
co dziwne nie mówił w złośliwy sposób wręcz przeciwnie.
-
to nie musi być właściwie praca. Myślałam o kursie dla chętnych
-
co to miałby byś za kurs
- kurs malarstwa i rysunku-
wszystkim dosłownie opadła szczęka.
-malarstwa-
wyjąkał Max- i rysunku?- to już zabrzmiało jak pytanie
No doprawdy. Bez przesady, co w tym aż tak dziwnego. Patrzyli na mnie jakbym była
zieloną kosmitką.
-
nigdy nie malowałaś. Mogłaś coś powiedzieć. Znam wspaniały sklep dla plastyków.
Można w nich znaleźć wszystko- Ryan wydawał się trochę urażony.
Nie wspomniałam mu, że wiem gdzie jest ten wspaniały sklep, bo dobrze wiedziałam.
Nie weszłam tam nigdy bo myślałam, że już nie sięgnę po pędzel. Wystawy jednak
nie ominęłam. Wpatrywałam się w ręcznie robione misie.
-
dawno nie malowałam- odpowiedziałam szczerze- ale mam zamiar wrócić do mojej
pasji
-
ta uczelnia nie ma nic wspólnego z malarstwem.
-
wiem o tym, sprawdziłam.- ostatnio rozczytywałam się w konspekcie uczelni-
Miałam nadzieję, że dowiesz się czy jest szansa. Bardzo by mi na tym zależało.
Zacisnęłam kciuki pod stołem. Zgódź się proszę. Powtarzałam w myślach jak mantrę.
-
zobaczę co da się zrobić- odparł lakonicznie
-
załatwię ci papiery ukończenia studiów, wtedy będzie ci łatwiej- zaproponował
szybko Ryan
, chciał mi pomóc.
~ 82 ~
-
było by miło- odparłam z uśmiechem
Nie dawno opowiadał mi, że muszą co jakiś czas aktualizować swoje dokumenty
skoro są nieśmiertelni. Było by podejrzane gdyby wyglądał na dwadzieścia trzy lata a
z prawa jazdy wynikało, że ma trzydziestkę. Skrupulatnie nad tym czuwał aby nie
ściągać uwagi. Więc załatwienie moich dokumentów nie powinno być trudne.
Odetchnęłam z ulgą. Reszta śniadania minęła spokojnie. Ryan obserwował mnie
kontem oka a Max zapalczywie przekonywał nas, że starsze osoby muszą umieć się
bronić. Co jakiś czas wtrącał komentarz odnośnie malarstwa w moim wykonaniu.
Dzięki czemu zarobił cios w kolano pod stołem.
-
jestem już spóźniony- Joel dopił szklankę krwi i wstał- na razie
Gdy drzwi się za nim zamknęły również wstałam.
-
już idziesz? Nic prawie nie zjadłaś- Ryan zmrużył oczy
- za chwi
lę przyjdę, chcę zamienić z nim kilka słów- wskazałam drzwi za którymi
zniknął wampir.
Wyszłam szybko żeby go złapać zanim odjedzie. Dobiegłam do wielkiego garażu
koło domu i weszłam do środka. Na szczęście był jeszcze w środku. Otwierał właśnie
bagażnik swojego lśniącego czarnego bmw z4. Usłyszał jak weszłam i podniósł na
mnie wzrok. Włożył do środka swoją aktówkę i podszedł do mnie. Uniósł pytająco
brew
-
chciałabym ci podziękować za to, że się zgodziłeś mi pomóc.- czułam się trochę
zażenowana. Jednak on zgodził się spełnić moją prośbę.
- nic jeszcze n
ie załatwiłem, podziękujesz mi później
Uśmiechnął się zniewalająco. Gdyby cały czas nosił ten uśmiech na twarzy, świat
leżałby u jego stup. Chłonęłam jego piękne ciało z zapartym tchem. Poczułam żar na
policzkach. Joel zaśmiał się miękko i wsiadł do samochodu. Widziałam tył jego auta
znikający za zakrętem gdy obiecała mu i sobie zachrypniętym głosem .
-
masz racje, podziękuję ci później.
Tylko muszę jeszcze obmyślić jak
~ 83 ~
Rozdział 13
-
witaj mój ulubiony koniku- przywitałam się uprzejmie z Hadesem
Obeszłam stajnię i każdemu dałam kostkę cukru. Zawszę tak robiłam przychodząc
tutaj. Miałam na sobie czarne bryczesy i oficerki. Na górę założyłam kompletnie nie
pasujący biały podkoszulek. Joel już dawno powinien wrócić. Nigdy się nie spóźniał.
Dzwonił przed obiadem, że musi coś jeszcze zrobić. Ciągle taki tajemniczy. Dziś
wykazał się nie zwykłą wspaniałomyślnością. I do tego ten jego uwodzicielski ton w
garażu zanim odjechał. Przy mnie zawsze jest inny. Miły? Nie. Raczej bardziej ludzki.
Miałam wrażenie, że przy innych wstydzi się pokazać swoje uczucia. On dobrze wie,
że mi się podoba. Zdradza mnie moje kołaczące serce. Westchnęła a koń zarżał.
Poklepałam jego szyję. Podobno Hades to trudny koń ale ja tego nie dostrzegałam.
-
masz ochotę na spacer? –zaproponowałam
-
zawsze mówisz na głos gdy jesteś sama?
Podskoczyłam wystraszona
-
a ty zawszę straszysz innych? – nienawidzę jak ktoś zachodzi mnie od tyłu.
-
od kiedy jesteś taka płochliwa?
- wcale taka nie jestem-
poczułam się urażona
Wyszłam z boksu i zamknęłam za sobą bramkę. Hades spoglądał na mnie tęsknie.
Podeszłam podekscytowana do Joela. Podskakiwałam ja mała dziewczynka nie
mogąc ukryć zaciekawienia.
-
no przestań już. Dowiedziałeś się czegoś czy nie.
-i do tego niecierpliwa.-
przewróciłam oczami
- co ty do jasnej cholery pleciesz-
to, że zachowywał się dziwniej niż zwykle nie
zrobiło na mnie szczególnego wrażenia. chciałam wiedzieć tylko jedno- Joel no gadaj
-
rozmawiałem z dziekanem- i tyle? a gdzie reszta zdania? Walnęłam go w ramię.
Jednak wyczer
pujące treningi coś zdziałały. Pomasował miejsce uderzenia.
Najwidoczniej musiało trochę zaboleć.
-
i co? Będziesz łaskaw mnie oświecić? Jesteś okrutny tak zwlekając z odpowiedzią.
Pożaliłam się. Joel uznał, że jestem zabawna bo wybuchnął śmiechem. Podeszłam
zrezygnowana do snopka siana i usiadłam. Więcej go nie zapytam.
-
zgodził się- wypalił
~ 84 ~
Wystrzeliłam do pionu i rzuciłam mu się na szyje. Złożyła długi pocałunek na zimny
gładkim policzku. Co najdziwniejsze nie odsunął się. Położył dłoń na moich plecach
przygarnął do siebie. Uniósł mnie w górę i zawirował do o koła. Kosmyki włosów
wysypały mi się z warkocza. Stanęliśmy zdyszani i jednocześnie zaskoczeni tym
wybuchem radości. Odgarnął mi włosy które zasłoniły oczy. Serce zabiło mocnie.
- opowiadaj
Odsu
nął się powoli. Byłam rozczarowana.
-
musiałem go mocno przekonywać. Opowiadałem o tym, że takie zajęcia rozbudzają
wyobraźnię studentów. Po moim monologu był zdecydowanie na tak . a najlepsze
jest to, że dostaniesz normalna pasję.
-
żartujesz
- nie.-
był zadowolony z siebie- będą to zajęcia dla chętnych ale dzięki nim można
zyskać dodatkową ocenę. Jutro będę wiedział ilu jest chętny.
-
a więc się udało- łzy napłynęły mi do oczu
Przyjrzał mi się ze zdziwieniem
-
sama tego chciałaś więc czemu tak posmutniałaś
Chodziłam po stajni wpatrzona w kostkę brukową
-
wiem. Tylko teraz się boję, że nie dam rady. Dawno nie malowałam
-
na pewno ci się uda. Zobaczysz- czyżby on we mnie wierzył? A to niespodzianka
-
muszę pojechać do miasta, zrobić zakupy. Tyle będę potrzebowała. Jestem pewnie
młodsza od ludzi których będę uczyć, nie oleją mnie? Jak myślisz?- paplałam bez
namysłu
-
Freya uspokój się. Zaczynasz dopiero od poniedziałku a dziś jest środa
Prawie go nie słuchałam
-
tak się cieszę, ale jestem też taka zdenerwowana.
Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Przestępowałam z nogi na nogę.
-
Mosz ochotę pojeździć?
-
słucham? -Byłam zbita z tropu
Zaśmiał się drwiąco
-
przyszłaś do stajni więc pytam się czy masz ochotę na przejażdżkę?
Prawie walnęłam się w czoło co zemnie za idiotka.
~ 85 ~
-
jasne. Hades tylko czeka aż założę mu siodło- postanowiłam zaryzykować-
pojedziesz ze mną
-
właśnie starałem się to sam zaproponować. Przyniosę uzdy.- powiedział
wychodząc
Pół godziny później byliśmy gotowi. Ja oczywiście siedziałam na Hadesie a Joel
dosiadł siwej Ateny. Jeździliśmy w ciszy napawając się otaczającą nas przyrodą.
Przyglądałam mu się kątem oka. Nigdy go takiego nie widziałam. Był wyluzowany.
Uśmiechnięty i jak zwykle zniewalająco piękny. Nie miał toczka na głowie.
Przy
glądałam się jego lśniącym włosom rozwianym przez wiatr. Spod czerni
prześwitywał ciemne pasma granatu. W zwykłym świetle nie do zauważenia a w
słońcu zadziwiające. Ciekawe jakie to by było uczucie zatopić palce w tych miękkich
włosach. Westchnienie wydobywające się z moich ust zwróciło jego uwagę.
- na co tak patrzysz?
-
na twoje włosy- nie owijałam bawełnę- są takie? – zastanowiłam się. Nie chciałam
palnąć żadnego głupstwa
-dziwne?
– podpowiedział wampir jednocześnie przygładzając niesforny kosmyk.
-dziwne raczej nie-
dumałam na głos- na pewno nie. Użyłabym słów piękne,
wspaniałe czy zapierające dech w piersi.
Rozszerzył oczy w zdziwieniu. Widocznie miał inne zdanie na ten temat niż moje.
Nie kontynuowaliśmy debaty na temat jego włosów, ale chyba sprawiłam mu
przyjemność
Zmierzaliśmy do stajni drogą której nie znałam, wybrał ją Joel. Dla samochodów ta
droga byłaby nie przejezdna. Wielkie dziury i poprzewracane drzewa. Minęliśmy głaz
na środku i przed nami było około pół kilometra prostej i nie zarośniętej drogi. Na
końcu leżał przewrócony dąb. Hades zadrżał pode mną. Wspaniałe uczcie. Jego
wszystkie mięśnie zwarte i gotowe. Prychnął zniecierpliwiony. Zacisnęłam łydki i
ściągnęłam wodze. Spojrzałam na Joela i z uśmiechem zauważyłam, że przyjął taką
samą pozę jak ja. Bez żadnej komendy ruszyliśmy.
Galop szybko przerodził się w cwał. Joel z Atena wyprzedzali nas o długość szyi.
Uderzyłam piętami w bok mojego wierzchowca. Jazda dawał mi tyle radości. Mogłam
zsynchronizować się z Hadesem i pędzić przed siebie. Koń zrosił się potem ja
zresztą też. Pochyliłam się do przodu i cmoknęłam ponaglająco. Znałam możliwości
Hadesa i wiedziałam, że może wykrzesać więcej. Zbliżaliśmy się do leżącego pnia
który był metą. Koń pode mną przyspieszył bez wysiłku. Skoczyliśmy jako pierwsi co
oznaczało nasze zwycięstwo. Drzewo było grube i nie obliczyłam należycie
wysokości. Hades zahaczył tylnim kopytem o spróchniałą kłodę. Nogi wyślizgnęły
się ze strzemion. Cholera to nie tak miało się skończyć. Koń wylądował nie zgrabnie
na mokry
m podłożu a ja runęłam w błotna kałużę.
~ 86 ~
Rzucałam przekleństwa jak nigdy dotąd. Bolały mnie cztery litery. Byłam cała
ubłocona. Ziemista papka kapała mi z włosów. Usiadłam oglądając otoczenie i
napotkałam wystraszone i równocześnie rozbawione oczy Joela. Zmrużyłam
gniewnie oczy i uniosłam polec
-
nie waż się nic mówić. I tak wygrałam- powiedziałam i z powrotem opadłam na
plecy. Woda przesiąkał moje ubranie.
Wampir ukucn
ął obok mojej głowy. Oparł brodę o dłoń. Przyglądał mi się jak okazowi
w zoo.
-
długo będziesz tak leżeć?
-
aż przestanie mnie wszystko boleć.- odparłam. Grzebałam dłoniom w błocie
formując kulkę.
Starał wyglądać się poważnie. Zachował się jak dżentelmen.
- tak strasznie mnie boli-
jęknęłam- masaż by pomógł- zaproponowałam chytrze
Zlustrował mnie wzrokiem i najwidoczniej uznał za cierpiącą.
-
dobrze. Pokaż gdzie cię boli, może coś zaradzę.
Z ociąganiem przewróciłam się na bok. Wolną ręką klepnęłam się w tyłem. Mokry
materiał wydał głośny plusk. Biała koszulka przylegała do mojego ciała, lekko
prześwitywała.
- tutaj najbardziej mnie boli-
mówiłam przymilnym tonem.
Co najdziwniejsze na bladych policzkach Joela wykwitły rumieńce. Nie mogłam się
powstrzymać
- pomasujesz?
– zrobiłam oczy proszącego szczeniaka.
To była przesada i Joel zrozumiał, że się z niego nabijam. Już wstawał gdy
wycelowałam błotnym pociskiem w niego i trafiłam w nos. Błoto rozbryzgało się.
Byłam pewna, że się wścieknie ale on wykonał wampirzo szybki skłon i zaczął miotać
we mnie błotem. Nie miałam szans na ucieczkę i prawdę mówiąc nie chciałam
uciekać. Zaczęliśmy błotną bitwę. Tarzaliśmy się w kałuży. Nacieraliśmy nawzajem
sobie włosy mazią. Byliśmy cali przemoczeni i leżeliśmy bezwładnie blisko siebie
spazmatycznie śmiejąc cię.
Zaczęło zmierzchać więc znaleźliśmy nasze konie. Na szczęście nie odeszły za
daleko,
ponieważ znalazły połać soczystej trawki. Dojechaliśmy do stajni spokojnie.
Jakoś nikt nie miał ochoty na kolejny wyścig. Obrządziliśmy zwierzaki i w dobrych
nastrojach wracaliśmy do domu. Przegapiliśmy kolacje więc było dla mnie szokiem,
że wampir postanowił mnie odprowadzić.
~ 87 ~
Staliśmy na werandzie kłócąc się kto jest bardziej brudny. Błoto już zaschło i
odpadało płatami co powodowało kolejne ataki śmiechu. Nie pamiętam kiedy ostatnio
tak dobrze się bawiłam.
Drzwi tarasowe rozsunęły się i wyszedł Max. W ciszy ocenił sytuację i najwyraźniej
stwierdził, że wszystko jest okej. Skoro on obrasta futrem to ktoś ubłocony po sam
czubek nosa nie szczególnie go dziwi.
-
Grace widziała jak jeździliście konno.- powiedział wpatrzony w Joela- Ryan znów
zakopał się w tych stęchłych pismach więc przyszło nam zjeść bez niego. Czekałem
na was. Nie lubię jeść sam
-
ja i tak już idę do siebie- Joel poklepał Maxa po plecach a do mnie puścił oczko-
dobranoc błotny potworze- po tych słowach czmychnął w ciemność.
-
to ja wygrałam wyścig- wrzasnęłam w mrok ale wiedziałam, że usłyszał bo doszedł
nas jego gromki śmiech
-
no dobra, gadaj o co chodzi. Nie wiedziałem, że ma tyle zębów aż do dziś.
Uśmiechał się tak szeroko, że mogłem je policzyć. Zrobiłaś mu pranie mózgu?
-
ha, wiedziałam, że tylko udajesz takiego obojętnego a wgłębi zżera cię ciekawość
-
rozgryzłaś mnie siostro- powiedział sztucznie skruszony.
- opowiem ci przy kolacji-
weszłam do salonu i pociągnęłam nosem. Wyczułam
zapach smażonego kurczaka.- umieram z głodu.
~ 88 ~
Rozdział 14
Rya
n zaparkował swój samochód nie daleko sklepu. Pierwszy raz byłam
podekscytowana zakupami. Otworzyłam szklane drzwi i weszliśmy do środka. W
środku był jasno. Pułki zajmował starannie ułożony towar. Przywitaliśmy sprzedawcę
i rozpoczęłam wybieranie potrzebnych mi materiałów. Dziś nie miałam skrupułów i w
pełni wykorzystywałam pieniądze Ryana, najwidoczniej cieszył się z tego ponieważ
sam dokładał farby i narzędzia do koszyka który niósł. W tle grała muzyka z radia
umilając klientom czas. Wybierałam właśnie płótna gdy puścili wiadomości.
Słuchałam mało zainteresowana. Zauważyłam, że Ryan przystanął, zmarszczył brwi.
-
coś nie tak – spytałam
Pokręcił głową i położył palec na ustach abym zamilkła. Wsłuchiwał się w słowa
płynące z radia. Widocznie było to coś ważnego, więc również wytężyłam słuch.
-
to już druga zaginiona dziewczyna w ciągu trzech tygodni. Oba wypadki są do
siebie bardzo podobne. Policja prowadzi śledztwo w które zaangażowała się nie tylko
policja. Mieszkańcy przeczesali pobliskie lasy.- relacjonowała reporterka- nic nie
znaleziono, żadnych śladów mimo to wykluczono problemy rodzinne lub ucieczkę z
domu. Zachęcamy aby dziewczyny w wieku 16-25lat nie chodziły same po zmroku.
Więcej o postępach śledztwa w Winnipeg z godzinę.
Reporterka pożegnała słuchaczy i znów puszczono muzykę. Ryan był pogrążony w
myślach.
-
powiesz mi w końcu o co chodzi?
Staliśmy między regałami więc nikt nie mógł słyszeć naszej rozmowy.
-
jeszcze nie wiem. Ale później muszę to sprawdzić.
- chodzi ci o te zaginione dziewczyny?-
wiele osób ucieka na przykład z chłopakiem
więc czemu tak go to zainteresowało?
-
słyszałem o pierwszej dziewczynie. Żadnych śladów, jakby rozpłynęła się w
powietrzu. Myślałem, że po prostu uciekła- przygryzł dolną wargę- drugi przypadek w
tak krótkim czasie to nie zbieg okoliczności.
Zrozumiałam co miał na myśli
-
myślisz, że to ktoś z magicznych?
Rozejrzał się szybko po sklepie i odetchnął z ulgą gdy nikogo nie zauważył.
-
wątpię. Jednak wolę się upewnić.
-
a jeśli to zwykły człowiek?
~ 89 ~
Ciekawe czy po pros
tu zostawi sprawię w spokoju
- to bez znaczenia. N
ikomu nie wolno porywać ludzi.
Odetchnęłam z ulgą i szacunkiem. Jaki on szlachetny. Mały, żołnierzyk walczący ze
złem.
Do sklepu weszło dwoje nowych klientów więc nie kontynuowaliśmy rozmowy.
Ciekawe co mo
gło im się przydarzyć. Dwie młode dziewczyny zniknęły i nikt nie ma
pojęcia co mogło się stać. Podziwiałam Ryana za jego zaangażowanie. Posiada
zdolności które mogą być pomocne. Gdy skończę szkolenie będę mogła mu pomóc.
Z pełnym koszykiem podeszliśmy do lady. Sprzedawca kasował i pakował farby i
pędzle do papierowej torby. Było tego sporo więc podeszłam do wystawy misiów. Na
wystawie zanim weszliśmy nie dostrzegłam mojego różowego dziwaka.
Przyglądałam się pluszaką. Dojrzałam wystające różowe uszko. Był upchnięty
między żyrafę a Kubusia Puchatka. A jednak jeszcze tu jest. Pogłaskałam miękki
materiał i przeszył mnie elektryczny prąd. Złapałam miśka w obie dłonie.
Niespodziewanie stanęła przede mną mała dziewczynka. Miała długie lokowane
włosy i cudowny uśmiech. Niebieska sukieneczka sięgała kolan. Przyszła z mamą
do sklepu. Podeszła do lady i zaćwierkała swoim głosikiem.
-
dzień dobry mama mówiła, że przyjmuje pan ręcznie robione misie- sepleniła ale
mimo to mówiła pewnie.- mówiła, że zbiera pan pieniążki dla chłopczyka chorego
na raka
-
a chciałabyś mu pomóc?- spytał sprzedawca- ludzie przynoszą nam misie które
sprzedaje. Wszystkie pieniążki są przeznaczone na leki dla Petera.
Dziewczynka posmutniała. Jej mam wyciągnęła pluszaka z płóciennej torby i
położyła na ladzie
Sprzedawca rozdziawił usta wpatrzony w różową szkaradę
-
sama zrobiłam. To znaczy mama trochę mi pomogła bo pokułam sobie palce.-
pokazała dłoń na której widniały czerwone kropeczki.- mam nadzieję, że to pomoże
mu wyzdrowieć- zamilkła i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze- mój tatuś też był
na to chory ale nikt mu nie pomógł i umarł
Biedna mała dziewczynka. Miała może z siedem lat, a już tyle przeszła. Mama wzięła
jej malutką dłoń i pociągnęła do drzwi
-
pora już iść kochanie.- i wyszły
W
łaściciel sklepu czule pogłaskał misia i postawił go na wystawie.
Ktoś położył dłoń na moim ramieniu, wrzasnęłam wystraszona
~ 90 ~
-
już wszystko zapakowane- powiedział Ryan- coś tak nagle zbladła?
Bo miałam nadzieję, że to cholerstwo minęło ale jednak nie. Co prawda to była moja
najlepsza wizja jaką miałam. Cóż widocznie tak już będzie zawsze. Będą
przychodziły bez ostrzeżenia i jakiegoś sensu. Ryan nadal mi się przyglądał więc
zbyłam jego pytanie
-
zobacz co znalazłam- podstawiłam mu pod sam nos różowego kucyka. Każdym
bądź razie myślałam, że to kucyk. – jeśli go kupisz pomożesz pewnemu chłopcu-
kiwnęłam na tabliczkę przyczepioną do regału. Informowała o akcji.
-
oczywiście, że go kupimy ale może wybierzesz ładniejszego
-
no coś ty. Ten jest najpiękniejszy- wpatrywałam się maślanym wzrokiem w Cośka.-
Cosiek
będzie pasował do mojego pokoju
-
zawsze myślałem, że róż nie bardzo pasuje do błękitu- był rozbawiony- ale skoro już
nadałoś mu imię i to odpowiednie do jego kształtu, musisz go wziąć.
- jeszcze tego misia-
powiedziałam kładąc go na ladę
Starszy pan znów miał ten czuły zatroskany wzrok
-
zrobiła go bardzo miła młoda dama
-wiem-
wypaliłam bez zastanowienia.
Oboje przyglądali mi się ze zdziwieniem. Szybko złapałam zakupy i wyszłam na
chodnik. Zaczerniłam świeżego powietrza. Ryan wyszedł zaraz za mną.
- Freya
zachowujesz się bardzo dziwnie- zauważył
Pewnie miał rację więc nie zaprzeczyłam
-
przed tą wystawą misi wyglądałaś jakbyś zobaczyła duch- kontynuował- i do tego
ten teks, że wiesz kto go zrobił. Skąd wiedziałaś, że to mała dziewczynka-
podejrzliwie przyglądał się moim oczom szukając w nich odpowiedzi
-
tylko spójrz na Cosia, widać od razu, że zrobiło go dziecko- pokazałam krzywe
szycie i koślawe oczy
Wyglądał na zrezygnowanego. Wsiedliśmy do samochodu. Odpalił silnik.
-
niech ci będzie, ale i tak nie wierze w twoje wyjaśnienia. Po prostu powiedz, że nie
chcesz rozmawiać o tym ale nie kłam
On wie, że coś się we mnie dzieje. Jest ciekawy i ma nadzieje, że mu zaufam i
powiem prawdę. Nie powinnam tak kłamać jednak nie umiałam się przemóc. Nie
wracał do tego więcej i wróciła mi dobry nastrój.
~ 91 ~
Rozdział 15
Co mam na siebie włożyć? Zastanawiałam się wpatrzona w otwartą szafę.
Może założę ten szary komplecik. Założyłam go i przejrzałam się w wielkim lustrze.
Cho
lera wyglądam jak jakaś stara metrona. Przecież ci ludzie są młodzi. Szybko się
rozebrałam i usiadłam na brzegu łóżka. Ktoś zapukał niecierpliwie do drzwi
-
jeśli zaraz się nie pospieszysz, pojadę sam- zagrzmiał Joel
Super, już jestem spóźniona, wczoraj ledwo udało mi się nakłonić aby mnie zabrał ze
sobą. Przekonał go brak moich prawo jazdy. Pewnie już więcej mnie nie podwiezie.
-
jeszcze nie jestem gotowa, nie wiem co mam ubrać – byłam bliska płaczu
Usłyszałam przekleństwo i jakieś mamrotanie.
-
mogę wejść? Klamka w drzwiach poruszyła się
Spojrzałam spanikowana no mój negliż
- poczekaj-
krzyknęłam zrywając się z łóżka.
Gdzie ja położyłam mój szlafrok? Wpadłam do łazienki ale tam go nie było, koło
toaletki w pokoju też nie. Dostałam olśnienia i spojrzałam pod stertę wczorajszych
ubrań. Bingo. Założyłam puchaty materiał. Nie wychodziłam w nim nigdzie więc nie
przeszkadzało mi, że sięga tylko do połowy uda. Spojrzałam na drzwi za którymi stał
wampir i stwierdziłam, że szlafrok jest stanowczo za krótki. Już nic na to nie poradzę.
-
już możesz- poprosiłam Joela.
Wszedł powoli. Rozglądał się uważnie po pokoju. Zauważył misia stojącego na
nocnym stoliku i uniósł jedną idealną brew. Skierował wzrok na mnie i zmierzył od
góry do dołu. Poczułam lekkie skrępowanie gdy szczegółowo lustrował moje nogi.
Skrzyżowałam je w kostkach nie wiedząc co mam zrobić. Widziałam w jego oczach
podziw. Najwidoczniej mu się spodobały. Po minucie ciszy spojrzał na szafę i
pokręcił głową
-
masz pełno ubrań. Załóż cokolwiek i po sprawie
-
miałam nadzieję na twoją pomoc. To pierwszy dzień więc nie chce przesadzić a
szczególnie założyć byle czego- tłumaczyła się
-
włóż te spodnie co miałaś wczoraj i te czarną bluzkę na guziczki- zaproponował
Nie zdawałam sobie sprawy, że w ogóle zauważa w co jestem ubrana. A więc
zwraca na mnie uwagę bardziej niż myślałam. Ucieszyłam się
~ 92 ~
- to takie zwyczaje-
podeszłam do szafy i zdjęłam bluzkę o której mówił z wieszaka.
Pomachałam mu nią przed nosem. Złapał ją tak szybko, że ledwo zauważyłam ruch
jego dłoni.
-
a jakie ma być to szkoła a nie sala balowa- wyglądał na zirytowanego
-
pewnie masz rację- wygrzebałam dżinsy i trzymałam w dłoni
- jak zawsze-
powiedział z uśmiechem
-
wątpliwe- wymamrotałam pod nosem. Miał tego nie usłyszeć jednak jego wampirzy
słuch był doskonały. Zmrużył oczy. Mimo jego poważnej miny wiedziałam jak
tęczówki błyszczą rozbawieniem. Mały nerw drżał nad lewym kącikiem ust
powstrzymując uśmiech.
Spojrzał na zegar wiszący z mną.
-
nie mamy czasu, ubieraj się
Stał dalej na środku pokoju. Przekrzywiłam głowę. Wydęłam usta w zastanowieniu
-
myślałam, że najpierw wyjdziesz- rozwiązałam szlafrok. Jedną ręką ściskałam
brzegi aby się nie rozsunął. Odwrócił się gwałtownie i niemal wybiegł. Rzucił jeszcze
zdenerwowany
-
pospiesz się
Zaśmiałam się miło i zrobiłam co polecił.
*****
-
doprowadzasz mnie do szału obgryzaniem tych paznokci, nic ci z nich nie zostanie
Położyłam gwałtownie dłoń na kolanie. Byłam tak zdenerwowana, że nieświadomie
obgryzałam już i tak krótkie paznokcie. Jechaliśmy na uczelnie. Cały czas
zachodziłam w głowę czy aby na pewno zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy. A ten
irytujący osobnik siedzący obok mnie podnosił moje nerwy
- o co ci do jasnej cholery chodzi- powie
działam wściekła- zobacz jak mi się ręce
trzęsą- machałam nimi w powietrzu- a ty zamiast mi ułatwić ten dzień po prostu
sprawiasz, że jest jeszcze gorszy.
Odwróciłam gniewnie głowę w stronę okna. Do końca podróży nie odezwaliśmy się
do siebie. Zaparkował samochód na parkingu dla nauczycieli. Wyszłam z niego
trzaskając drzwiami nim wyłączył silnik. Z torbą na ramieniu wbiegłam po szerokich
schodach prowadzących do wielkiego gmachu uczelni. Korytarz przepełniał tłum
ludzi. Przełknęłam głośno ślinę. Panika i złość kipiały we mnie ale nie miałam
zamiaru prosić Joela o pomoc. Zaczepiłam pierwszą lepszą osobę i spytałam o
sekretariat. Dziewczyna była bardzo miła. Mimo to nie zapamiętałam jej imienia. W
~ 93 ~
sekretariacie zastałam kobietę około trzydziestki. Po załatwieniu wszystkich
formalności zaprowadziła mnie do klasy w której będę prowadzić zajęcia. Byłam jej
za to bardzo wdzięczna.
Usiadłam ciężko na krześle. Do zajęć zostało piętnaście minut. Na mój kurs zgłosiło
się czterdzieści osób. Podzielono je na cztery grupy. Klasa była mała ale za to
dobrze oświetlona. Zielone ściany działały uspokajająco. W takich warunkach dobrze
się maluje. Usłyszałam szmer i zauważyłam, że uczniowie a raczej studenci zaczęli
się schodzić zajmując miejsca przy stelażach. Niektórzy wyglądali na starszych ode
mnie. Myślałam, że zgłoszą się same dziewczyny. Tak było, kiedy sama chodziłam
na takie zajęcia kilka lat temu, najwidoczniej moda się zmieniła. Byłam zadowolona z
faktu, że również chłopcy postanowili rozwijać swoje talenty. Drzwi się zamknęły.
Wstałam.
- jestem Freya Murray.-
splotłam spocone dłonie przed sobą, postanowiłam na
szczerość- pierwszy raz prowadzę takie zajęcia, więc mam nadzieję na waszą
współpracę- zaskoczyło mnie chóralne „ tak proszę pani” podkreślone przez męską
część klasy.- możecie mówić mi po imieniu, nie mam nic przeciwko. Dziś chciałabym
zobaczyć co potraficie, dlatego namalujecie co chcecie. Technika dowolna, pastele,
węgiel, wybierajcie farby i do roboty- zaklaskałam w dłonie.
Co dziwne wszystko poszło gładko. Pomagałam innym. Te zajęcia dawały mi wiele
satysfakcji. Lekcje mi
jały szybko i po trzeciej godzinie przyszła pora lunch.
Zapomniałam dowiedzieć się, gdzie jest stołówka. Wyszłam na korytarz. Joel
zmierzał w moim kierunku z ponurą miną. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do
klasy zamykając za sobą drzwi. Zachowałam się jak dziecko ale miałam to gdzieś.
Drzwi otworzyły się. Joel powoli wszedł.
-
przyniosłem ci coś do jedzenia.- postawił na biurku kanapkę i sok w butelce
-
po co tu jesteś?- mój głos był zimny jak lud
Milczeliśmy. Zrezygnowana usiadłam i zaczęłam jeść. Rono wyszłam z pustym
żołądkiem więc teraz byłam strasznie głodna.
- przepraszam-
wypowiedział te słowa jakby go parzyły. Pewnie nie często to robił
Takie słowa w jego ustach? No no no!!! Prawie udławiłam się kawałkiem salami.
Popiłam solidnie.
- Joel ja
cię nie rozumiem- jęknęłam- kompletnie! Raz rozmawiasz ze mną normalnie
i jest naprawdę fajnie a innym razem jesteś nie do zniesienia. Nie możesz
zachowywać się normalnie? – jeśli jeszcze cokolwiek na tym świecie może być
normalne? Westchnęłam. Byłam przekonana, że nie odpowie
-
myślisz, że to takie proste?
~ 94 ~
Przeczesał dłoniom włosy pozostawiając je w jeszcze większym nieładzie niż
prędzej.
- bycie normalnym?-
pokiwał głową- uważam, że to bardzo trudne ale mógłbyś się
postarać
-
bardzo się staram- determinacja w jego głosie mnie zaskoczyła- jestem wampirem
a to nie ułatwia sprawy.
- nie bardzo to rozumiem-
pierwszy raz rozmawiamy na ten temat, prędzej unikał
tego tematu.
Posmutniał. Serce ścisnęło mi się w piersi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak
smutnych ocz
u. Chciałam objąć go i pocieszyć. Dać wsparcie. Jednak bałam się
poruszyć. Słuchałam wampira który po raz pierwszy odkąd go poznałam postanowił
się zwierzyć.
-
piję krew codziennie. Pragnienie wtedy staje się mniejsze ale nigdy nie mija-
odwrócił wzrok- panuję nad nim, niektórzy sądzą, że doskonale to mi wychodzi-
zapewnił pospiesznie- jednak czasami wywołuje to we mnie złość.
-
to jedyny powód dla którego jesteś dla mnie nie miły bardziej niż dla innych?
Z Maxem się drażnił, z Ryanem prowadził burzliwe dyskusje. A ja? Cóż zachowywał
się jakbym go frustrowała.
- nie
– powiedział delikatnie i dość stanowczo ucinając temat.
Byłam ciekawa. Nie miałam zamiaru naciskać więc odpuściłam. To i tak wielki postęp
w naszych relacjach
-
ok. przeprosiny przyjęte -chyba go zdziwiłam nie drążeniem tego. Odetchnął z ulgą.
Przysiadł na biurku obok mnie.
-
no tak jak minął dzień?- uśmiech odsłonił białe zęby. Wyglądał przepięknie. Serce
przyspieszyło więc zaczęłam opowiadać. Miałam nadzieję, że moje podekscytowanie
zamaskuje
prawdziwy powód tej zmiany.
- cudowni-
wykrzyknęłam- nie uwierzysz ale wszyscy byli dla mnie mili. Pozwoliłam
namalować im co chcą. W ten sposób mogłam się zorientować co potrafią-
rozmarzona wpatrywałam się w szary podkoszulek Joela. Wspomnę wam, że opinał
jego mięśnie przez co wyglądał jeszcze bardziej seksownie niż zwykle- jedna
dziewczyna ,
Julie chyba, namalowała skulone dziecko trzymające róże. Naprawdę
pięknie. Użyła węgla. Po prostu pięknie….
Opowiadałam o wszystkich uczniach do końca lunchu. Joel słuchał uważnie i był
naprawdę ciekawy. Chciał wiedzieć jak zareagowałam na wieść o tym, że jeden
chłopak namalował mój akt.
~ 95 ~
Poprosił abym go odprowadziła do klasy obok i dokończyła opowieść.
-
szczerze? Wątpię czy to była w ogóle kobieta na tym nieszczęsnym płótnie.
Szczerzył się od ucha do ucha.
-
zaproponowałam aby zaczął od czegoś łatwiejszego. Jak martwa natura.
Zachichotał. Nie żartuje. On szczerze zachichotał
-
tak marnie malował czy nie spodobało ci się to, że ktoś wyobraża sobie ciebie
nago?- za
pytał z uśmiechem
Już miałam odpowiedzieć gdy zauważyłam, że wzbudzamy nie małe
zainteresowanie. Szczególnie dziewczyn. Miałam wrażenie jakby chciały wbić nuż w
moje plecy. Za to w
Joela wpatrywały się z uwielbieniem.
-
nie wiedziałam, że wzbudzasz takie zainteresowanie
Wyglądał na zbitego z tropu.
-
że co?
Wskazałam na przyglądającą nam się grupkę dziewczyn. Bardzo ładnych. Joel
momentalnie przybrał oficjalną minę i ściszył głos.
-
tak to już bywa w szkołach. Nie powiesz mi, że ty nigdy nie podkochiwałaś się w
żadnym nauczycielu.
Oczywiście, że nie. Aż do teraz. Co prawda był nauczycielem ale nie moim.
Powiedziałam jednak.
-
wcześniej jakoś nie interesowałam się chłopcami
Zdziwił się. Patrzył na mnie rozszerzonymi błękitnym oczami.
-
dlacz…
-
słyszał pan już nowe wieści?- przerwał nam piszczący głos, rudowłosej laluni w
mini. Stała i bezczelnie pokazywała swój prawie w całości odsłonięte piersi Joelowi.
Jak tak można ubierać się do szkoły. Ca za wywłoka. Zaraz uderzyła we mnie myśl,
od kiedy stałam się taka zazdrosna. Nic mnie z im nie łączy, choć bardzo bym
chciała. Na szczęście Joel kompletnie nie zwracał uwagi na jej ciało.
-
co się stało? Spytał beznamiętnie
Dziewczyna nie wyglądała na zdziwioną jego postawą. Byłam pewna, że cały czas
chodzi po ty
ch korytarzach z kamienną miną.
-
Marylin Massey zaginęła wczoraj
~ 96 ~
Spojrzałam Joelowi w oczy i wiedziałam o czym myśli , bo ja myślałam o tym
samym. To kolejna ofiara.
Rozdział 16
Gdy wbiegliśmy do salonu wszyscy już na nas czekali. Joel poinformował
Ry
ana o nowym zaginięciu zaraz gdy o tym usłyszał.
-
dowiedzieliście się czegoś?- byłam bardzo ciekawa
-
jeszcze nie. Mieliśmy za mało czasu.- powiedział Ryan
Całą drogę trzymałam język za zębami. Nie powiedziałam o moim odkryciu Joelowi
ponieważ chciałam by byli przy tym wszyscy. Stanęłam na środku pokoju i
powiedziałam z dumą
-
a ja się czegoś dowiedziałam. Może to nam pomóc.
Patrzyli na mnie nic nie rozumiejąc. byłam ich najsłabszym ogniwem. Postanowiłam
to zmienić
-
dostaliśmy te informacje jakieś dwie godziny temu. Jakim sposobem tego
dokonałaś- Joel miał wyraźne wątpliwości. Czyżby on mnie miał za jakąś głupiutką
dziewczynkę? Pewnie tak.
-
normalnym. Nie jestem głupia. Umiem mówić i zadawać pytania.- podeszłam do
fotela i oparłam się o niego. Max klepnął mnie w plecy jak kumpla z drużyny. Joel
westchnął na moją odpowiedź i podniósł ręce na znak, że nie ma ochoty na kłótnie.
-
Freya, mów, to bardzo ważne. Jeśli wciąż żyje to mamy szansę jej pomóc. Każda
minuta się liczy.
Zgadzałam się z Ryanem. Jest szansa na ocalenie dziewczyny.
-
na moich ostatnich zajęciach wrzało od nowinek. Opowiadali różne plotki. Jedne
dziwniejsze od drugich-
relacjonowałam- dałam się wciągnąć im w rozmowę. Miałam
nadzieję się czegoś dowiedzieć i udało się. Na zajęciach była Michaela. Okazało się,
ze to kuzynka zaginionej Marylin. Były ze sobą blisko. Pisały ze sobą smsy
codzienni. Czasami chodziły na imprezy. Wczoraj taż miały razem się zabawić.
Michael źle się czuła i została w domu. Biedna dziewczyna obwinia się. Wmówiła
sobie, że gdyby były razem nic by się nie stał.- wciąż widziałam łzy w jej oczach. Nie
powinna tak myśleć. Czasami nie da się powstrzymać pewnym wydarzeniom
Ryan miał w dłoni wieczne pióro. Przekładał je między palcami analizując przypływ
informacji. Drugą rękę położył na karku.
-
dowiedziałaś się jeszcze czegoś- spytał mag
~ 97 ~
Skinęłam głową.
-
ta dziewczyna poszła do tego nowego klubu w mieście. Sama-podkreśliłam- i wtedy
ślad po niej zaginął.
Każdy zastanawiał się co możemy dalej zrobić. ja już wiedziałam. To rozwiązanie
wpadło mi do głowy jeszcze nim wyszłam z uczelni. Przerwałam im burzliwą
dyskusje.
-
mam doskonały pomysł
Może nie był idealny ale lepszy niż żaden.
-
co się znowu urodziło w tej twojej ślicznej główce- powiedział Ryan. Zarumieniłam
się lekko na komplement. Joel miał mroczną minę. Spoglądał na Ryana który
podszedł do mnie i zatrzymał mój samotny rejs po salonie. Stał tak blisko, że czułam
zapach wody kolońskiej. Zachęcił mnie machnięciem dłoni abym kontynuowała
-
pójdziemy do tego klubu i się rozejrzymy
-
mieliśmy właśnie taki zamiar- powiedział Joel- a mówiąc „ mieliśmy”- nakreślił
cudzysłów w powietrzu- chodziło mi o Maxa, Ryana i siebie.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
-
idę z wami!- uświadomiłam sobie, że trudno będzie mi ich przekonać.
- nie jes
teś jeszcze gotowa. Na treningu nie zaczęłaś jeszcze ćwiczeń z bronią. A i
takie treningi Zajma sporo czasu.-
Ryan również był przeciwny. Rozgniewałam się
-
a to niby czemu jeszcze nie ćwiczę z bronią?- zadałam retoryczne pytanie.
Odpowiedziałam zanim ktokolwiek otworzył usta- bo nie chcesz mi jej dać a prosiłam
o nią już parę tygodni temu.
-
nie jesteś jeszcze gotowa- ton jego głosu był stanowczy
Stałam naprzeciwko nich. Rozłożyłam ręce wskazując siebie. Gorzki uśmiech igrał
na moich ustach
- nie jestem wa
sza własnością. Mam dość tego ciągłego gadania: jest na to za
wcze
śnie, powinnaś poczekać, jesteś za słaba- przedrzeźniałam ich- mam zamiar
pomóc tej dziewczynie. Nie traktujcie mnie jak dziecko-poprosiłam już spokojniej- a
po za
tym mogę się wam przydać.
Grace stała w progu kuchni za plecami chłopców. Była zadowolona. Uznała, że ich
przekonałam. Mrugnęła do mnie na znak aprobaty. Ryan nie podzielał je entuzjazmu.
-
boję się spytać ale nie mam wyboru. Jaką rolę odgrywasz w tym planie?
Nie zareagują pozytywnie na to co miałam zamiar powiedzieć
~ 98 ~
-
pojedziemy do tego nieszczęsnego klubu. Rozdzielimy się i rozejrzymy. Ta
dziewczyna była w moim wieku- owijałam luźny kosmyk włosów na palec- wtopię się
w tłum i będę dobrze się bawić.- jeszcze się nie zorientowali do czego zmierzam-
może skuszę tego świra.
Ryan z Joelem równocześnie wykrzyknęli.
-
nie!!! Byli bardzo zgodni i wspierali swoje sprzeciwy. Gestykulowali zawzięcie.
- cisza-
dobiegł nas warczący zwierzęcy głos
-
Freya to dobry pomysł- Max pochwalił mnie- przecież będziemy razem i nic się nie
stanie jak będziemy mieć ja na oku. A pomysł z przynęto może zdziałać. Pomyślcie
rozsądnie- mówił do Joela i Ryana- nie mamy czasu na błądzenie po omacku.
Cisza przeciągała się w nieskończoność. Rozważali inne możliwości jednak Max miał
rację. Chodziło o czyjeś życie i nie mogliśmy pozwolić sobie na ostrożność.
-
o ósmej bądź gotowa- powiedział Ryan
Usłyszałam cichy zgrzyt zębów Joela gdy zacisnął szczękę. Podszedł do drzwi na
sztywnych nogach
-
idę się napić przed wyjazdem. Wy też się przygotujcie
********
-
bez brawury, cwaniactwa i indywidualizmu. Miej w zasięgu wzroku przynajmniej
jednego z nas. Nigdzie nie idziesz sama. Nawet do łazienki. Jeśli się rozdzielimy
natychmiast spotykamy się przy wejściu. Telefon ustaw na wibrację. Będziesz
wiedziała, że dzwonimy. I bardzo cię proszę bądź ostrożna- pouczał mnie Ryan
- dobrze, Max
pewnie najbardziej pasuje do takich klimatów więc powinien być
najbliżej mnie- nie spierałam się. Ryan mówił bardzo rozsądnie. Nie mogłam szaleć
jeśli chciałam coś osiągnąć. Max wyglądał na studenta dlatego wybrałam go na
mojego pierwszego ochroniarza.
-
było by jeszcze lepiej gdybyś ubrała się inaczej- zauważył Joel
Cóż szykowałam się prawie godzinę. Założyłam niskie dżinsowe biodrówki a do tego
skąpą białą bluzeczkę w stylu bokserki. Pod spód włożyłam czarny koronkowy stanik.
Trochę zdzirowato. Wiem!
-
idziemy do klubu a nie na spotkanie szkółki niedzielnej. – powiedziałam ponuro- Jak
miałam się inaczej ubrać? W garsonce raczej nie zwróciłabym na siebie uwagi.
Psychole nie lecą na porządnickie.
~ 99 ~
- och Freya-
westchnął długo. Przeczesał czarne włosy palcami. Taki zwyczajny i
naturalny gest. Często to robił. Ostatnio zauważyłam, że częściej w stresie. Mimo
tego był to bardzo seksowny gest.
- wszy
stko będzie ok. jak nie będziemy zwracać na siebie za dużej uwagi- oznajmił
Ryan-
rada i tak już dzwoniła
- po co?-
Joel spyta pełnym napięcia głosem.
Skoro to ich tak jakby szefowie to dlaczego wyczułam niechęć? Możliwe, że mieli
jakiś zatarg? Nie miałam pojęci. Rzadko o nich mówili. Nie wiedziałam kim tak
naprawdę są.
- ich
taż zaniepokoiły ostatnie zaginięcia. W poniedziałek mam urządzić ich
przywitanie. Chcą również poznać Freye.
- mnie a to niby dlaczego?-
skąd w ogóle wiedzą o moim istnieniu
- s
ą ciebie ciekaw. Bardzo starannie dobieramy ludzi. Wspomniałem, że jesteś nowa.
Po za tym i tak przyjeżdżają. Podobno widziano jak pierwszą ofiarę porwał facet z
dziwnymi zębami. Ktoś kto nie wie o istnieniu magicznych uzna zapewne, że to jakiś
trik. My wi
emy co to oznacza i musimy zwrócić na to uwagę- poinformował nas mag
Niewinem dlaczego,
poczułam lekki niepokój do tej całej rady mroku. Dziś czwartek,
więc przyjadą za pięć dni. Zmrużyłam oczy na myśl o ich poznaniu.
Każdy pogrążył się w myślach. W ciszy zajechaliśmy pod klub. Ryan zaparkował
między dwoma dość zaniedbanymi wozami. Silni zgasł. Sięgnęłam po klamkę. Nie
zdążyłam jej dotknąć bo ktoś otworzył mi drzwi. Wyszłam powoli. To Joel czekał aż
wyjdę. Lustrował otoczenie. Ktoś kto nie wie kim on tak naprawdę jest pomyślałby, że
to model z okładki najnowszego pisma o modzie szukający laski na wieczór. Jednak
on szukał nie dziewczyny tylko zagrożenia.
-
wyluzuj trochę- położyłam swoją dłoń na jego barku gdy wyszłam. Opuścił oczy na
mnie.
– jeśli coś ci się stanie to będzie to tylko twoja wina
Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi ale trochę mnie to zabolało. Mimo wszystko
on się o mnie martwił tak jak Ryan i Max więc ich uspokoiłam
-
no jasne, że to mój wybór i konsekwencję też- przesadnie się uśmiechnęłam- ale
nic się nie stanie, będę uważać.
Odetchnęli z ulgą. Odwróciłam się do Maxa.
-
to co zabierzesz mnie na wspaniałą imprezkę?
Miało to zabrzmieć entuzjastycznie ale wyszło dość niemrawo. Wilk podał mi ramię
jakby nie słyszał lekkiej paniki w moim głosie. Włożyłam dłoń pod jego łokieć i
ruszyliśmy w stronę klubu
~ 100 ~
Rozdział 17
Po kupieniu biletów udało nam się wejść do środka. Wytrzeszczyłam oczy na
ludzi dookoła. Myślałam, że moja bluzka za wiele odsłania. Myliłam się. To co miały
na sobie tańczące dziewczyny nie można nazwać ubraniem. Niektóre tańczyły tylko
w stanikach. Kołysały biodrami w bardzo prowokacyjny sposób. Ocierały się o swoich
partnerów w rytm muzyki. Jedna dziewczyna była wymalowana jakimiś specjalnymi
farbami do ciała. Była tylko w stringach. Reszta ciał była naga ozdobiona wzorami.
Dobrze zbud
owany facet wodził dłońmi po jej ciele. Zarumieniłam się na ten widok.
Nerwy buzowały w moich żyłach. Za to Max wyglądał na zadowolonego. Uśmiechał
się do dziewczyn i mrugał do nich oczami na co chichotały. Zimne palce musnęły
moją dłoń. W otaczającym mnie parnym powietrzem był to wielki kontrast.
Przechyliłam głowę w stronę Joela. Pochylił się do mnie,
- nie zwracaj uwagi na nich-
pokazał dziewczynę w tatuażach- po prostu rób swoje
Poczułam ulg. Nigdy nie brałam udziału w takim zadani. Jeśli miałam zachować się
profesjonalnie musiałam ignorować takie rzeczy. Było to trudne, w końcu wcześniej
nie bywałam na takich imprezach. Co prawda poszłam raz z Amber na zabawę ale
tam nikt nie tańczył w samych majtkach.
-
niektórzy mają lepsze wdzięki niż ta dziewczyna- spojrzał na mnie znacząco. Mój
rumieniec pogłębił się jeszcze bardziej- ale jeśli założysz na siebie to co ona-
zawiesił mrocznie głos- wywlokę cie siłą
Wybuchłam śmiechem mimo powagi sytuacji w której się znalazłam. Posępny
wampir nabiera poczucia humoru?
Nie wiarygodne ale najwidoczniej możliwe. Wciąż
dotykał mojej dłoni więc ją ścisnęłam.
- wiesz,
chciałabym to zobaczyć. Dobrze, że mam na sobie stringi- oblizałam
kusząco górną wargę- ta twoja jaskiniowa dominacja działa na mnie tak, że chyba się
do nich przyłącze- skinęłam na wzorzystą dziewczynę
-
nikt nie będzie cię oglądał taką- to nie była prośba nawet stwierdzenie tylko rozkaz
Joel pocałował mnie w czoło na szczęście, co zatrzymało nas w połowie klubu. Usta
miał gorące. Nie trwało to długo. Niestety. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
Wiedziałam, że nie daleko i będzie miał na mnie oko. Jego mina na wieść o moim
występie była świetna. Nie byłam urażona jego zaborczością wręcz przeciwnie.
Jednak Joel nie miał zamiaru zrobić pierwszego kroku. Jeśli już okazywał cokolwiek
to tylko gdy byłam smutna, zła lub przestraszona. Westchnęłam. Nie czas na takie
rozmyślania. Mam coś ważniejszego do roboty.
Powoli z Maxem dotarliśmy do centralnego baru. Zostawił mnie samą. Usiadłam
na wysokim stołku. Zamówiłam colę. Przyglądałam się barmanowi jak ją otwiera. Nie
~ 101 ~
miałam zamiaru wypić napoju z tabletką gwałtu. Może trochę przesadzałam ale
ostrożności nigdy za wiele. Usiadłam tak żeby widzieć tańczących ludzi. Max stał
niedaleko mnie i za
rywał jakąś dziewczynę. Wytrzeszczyłam oczy na ten widok. Nie
wiem co mnie tak zdziwiło. Był swobodny i szeptał coś dziewczynie do ucha.
Widocznie spodobało jej się to, bo chichotała i wypinała pierś. Max rzucił mi karcące
spojrzenie pod tytułem „ przestań się gapić”. Miał cholerną rację. Przewróciłam tylko
oczami i znów zaczęłam lustrować otoczenie. Joela i Ryana nigdzie nie zauważyłam.
Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Niby to od niechcenia wodziłam oczami po
twarzach ludzi. Nie którzy na mnie patrzyli, jednak w ich spojrzeniach nie było nic
dziwnego. To którego szukałam było mroczne i zimne. Nie wiem skąd ale byłam
pewna, że to magiczny i to zły.
-
szukasz kogoś?
Podskoczyłam na ten dźwięk. Spojrzałam w górę. Nade mną pochylał się boski facet.
Brązowe krótkie włosy. Migdałowe oczy. Oparł się łokciem o bar. Przy tym ruchu
napiął wszystkie mięśnie. Uśmiechnął się zniewalająco odsłaniając równiutkie zęby.
Zwykła dziewczyna pewnie by padła z wrażenia na ten widok ale ja wiedziałam, że
pod tą postacią skrywa się zły człowiek a właściwie wampir.
-
być może ciebie przystojniaku.- musiałam grać naiwną i gotową na flirt.
Moja odpowiedz bardzo mu się spodobała. Rozluźnił się trochę.
-
nie widziałem cie tu prędzej.- zauważył
-
bo jestem tu pierwszy raz. Słyszałam, że to świetny klub i przyszłam- wzruszyłam
ramionami
-
ten ktoś kto ci o tym powiedział miał w stu procentach rację. – przybliżył się do
mnie-
a jak masz na imię- chciałam się cofnąć gdy poczułam jego oddech. Musiałam
mocno się skupić żeby tego nie zrobić.
-
Wiktoria. Możesz mówić do mnie Wiki.- już prędzej wymyśliłam to imię nie miałam
zamiaru zdradzić prawdziwego.
-
a więc Wiki jak ci się tu podoba?
-
odkąd się pojawiłeś, bardzo!- zmierzył mnie wzrokiem. Zatrzymał się na piersiach.
Miałam ochotę walnąć go prosto w nos. Jak coś tak bezczelnego może działać na
kobiety?
-
mnie też poprawił się nastrój. Ale jest tu taki tłok. Nie sądzisz?
Co za podstępny typ.
- tak,
robi się duszno.- zauważyłam zgodnie z prawdą- masz jakiś pomysł?
~ 102 ~
-
nad jeziorem organizują ognisko. Może pójdziesz ze mną?
Wspomnienie jeziora nie napawało mnie radością. Ostatnio byłam tam z Markusem.
Wydarzenie to zmieniło diametralnie moje życie.
-
dopiero się poznaliśmy i już zapraszasz mnie na przejażdżkę sam na sam? Może
jesteś mordercą czyhającym na niewinne dziewczyny- mój to był żartobliwy ale
wypowiedz prawdziwa.
Zaśmiał się szczerze mimo to dźwięk zmroził krew w moich żyłach. Uznał mnie za
tępą laskę. Moje słowa dobrze go opisały i on o tym wiedział jednak nie wiedział, że
ja też o tym wiem.
-
będziesz się dobrze bawić- przekonywał. Spojrzał na moją szyję a ja wstrzymałam
oddech. Dla niego dobra zabawa to picie krwi. Ja nie podzielałam tej fascynacji,
jeszcze pamiętałam bolesne ukąszenie Markusa.- to co jedziemy?
- jasne!!!
– dobrze, że nie zauważył mojego strachu. Moje przyspieszone bicie serca
mogło równie dobrze świadczyć o podekscytowaniu.
Podał mi dłoń
- jestem Grigorij.
Uśmiechnęłam się i pozwoliłam na to aby nasze palce się splotły. Ukradkiem
szukałam Maxa. Napotkałam jego wzrok i skinęłam głową. Zrozumiał i powoli zaczął
za nami iść. Otaczał nas zapach potu i alkoholu, naprawdę nie wiem co tym ludziom
się tu podoba. Wampir prowadził mnie pewnie. Imprezowicze schodzili mu z drogi.
Ktoś mnie popchnął i wpadłam na Grigorija. Zauważyłam dwóch szamoczących się
mężczyzn. Tłum zgęstniał wokół nich przyglądając się zajściu. Udało nam się
wydostać na zewnątrz. Otarłam lekko spocone czoło.
-
zawsze tak tu gorąco i niebezpiecznie?
- czasami z
najdą się tacy którzy za dużo wypiją i próbują załatwić pewne sprawy siłą
Coś mi się wydawało, że takich ludzi jest całkiem sporo w takim miejscu.
-
gdzie zaparkowałeś?
- na parkingu za klubem-
jego głos stał się bardziej twardy
W drodze do
auta opowiadało o zabawie nad jeziorem. Mówił wypranym z emocji
głosem. Nie był za bardzo przekonywujący. Udawałam, że i tak mu wierze.
Podesz
liśmy do czerwonego sportowego auta. Nigdzie nie było widać Maxa, Ryana
czy Joela. Gdzie oni się podziewają? Wampir szukał w kieszeni kluczyków.
Zaczęłam nerwowo przestępować z nogi na nogę. Od razu zwrócił na to uwagę
-
denerwujesz się- oznajmił z uśmiechem
~ 103 ~
-
a mam powód?- powiedziałam dość wkurzona
-
jeszcze nie ale za chwilę pewnie tak
Chciał do mnie podejść ale się cofnęłam. Zmarszczył brwi.
-
sama zemną chciałaś jechać. Nie zgrywaj takiej nie dostępnej- udał obrażonego
No co za palant. Nie cierpię takich typków. Myślą, że wolno im wszystko i mieć każdą
dziewczynę, bo mają śliczną buźkę, którą zaraz obiję.
-
przestań pieprzyć głupoty. Gdzie jest Marylin Massey?- palnęłam z grubej rury.
Ryan na pewno da mi kolejny wykład, że nie zaczekałam na nich. Ale ich nigdzie nie
było widać a wsiadać z nim do samochodu nie miałam zamiaru.
- nie wiem o co ci chodzi.-
powiedział spokojnie. Mimo to przez jego twarz przemknął
złowrogi cień
-
za to co robisz grozi kara śmierci. Jeśli te dziewczyna nadal żyją i nam pomożesz to
kara będzie łagodniejsza.
Ryan opowiadał mi o sposobie karania za popełnione czyny. Zapamiętałam
najważniejsze. Za mordowanie ludzi grozi śmierć. Ta informacja bardzo mnie
ucieszyła co może wydawać się trochę pokręcone.
-
nie będę się płaszczył przed radą.- syczał przez zęby które już się wydłużały.
Dobrze, że za kilka dni pełnia i moja siła fizyczna i zwinność rosły. Dzięki temu
miałam szanse, w innym wypadku pokonał by mnie bez problemu. Wampir ruszył w
poją stronę. Wskoczyłam na maskę samochodu za mną. Wyprostowałam się w chwil
gdy był kilka centymetrów ode mnie. Zamachnęłam się nogą i kopnęłam go prosto w
nos. Cienka
strużka krwi popłynęła po ustach i brodzie wampira. Stęknął cicho ale
najwyraźniej nie zraniłam go za mocno. Przyjrzał się mojej postawie i zachichotał.
Jego zakrwawione usta rozciągnięte w uśmiechu wyglądały strasznie. Adrenalina
buzowała w moim ciele. Szukałam wsparcia ale parking był pusty. Moje nogi i ręce
delikatnie drżały. Jeśli spartolę te akcje Ryan nigdy więcej nie pozwoli na coś
podobnego.
-
mów gdzie ta dziewczyna a nie zabiję cię.- blef nie zadziałał tylko wywołał kolejny
atak rozbawienia.
- m
oże i jesteś silniejsza niż zwykły człowiek- przyjrzał się moim oczą. Wątpię aby
moje oczy
zmieniły się w wilcze.- tak tak! Oczywiście, że to zauważyłem i to w chwili
gdy skoczyłaś na maskę tego samochodu- szczerze mówiąc miałam to gdzieś. Moim
zadaniem by
ło nie pozwolić się zabić i dowiedzieć się miejsca pobytu Marylin.
Zważywszy na sytuacje postaram się przeciągnąć te rozmowę do przybycia
odsieczy.
-
kim jesteś- spytał Grigorij
~ 104 ~
-
jednym z oddziału rady mroku- małe niedopowiedzenie ale wolałam żeby nie
wiedział, że to moja pierwsza misja.
Na te słowa złapał mnie za kostki i szarpnął w górę. Uderzyłam plecami o zimny
metal. Moje łopatki zaryły o karoserie. Czułam że po plecach spływa ciepła ciecz.
Starałam oprzeć się na łokciach. Udało się. Przede mną nie zauważyłam wampira.
Nigdzie go nie było. Ręce drżały mi tak, że ledwo udało mi się wyciągnąć telefon.
Siedemnaście nieodebranych połączeń. Wybrałam numer Ryana. Usłyszałam błogi
dźwięk pierwszego sygnału. Ktoś szarpnął moją rękę. Telefon upadł i rozpadł się na
kilka kawałków. Silne palce owinęły mają szyję. Grigorij przycisnął mnie do ziemi i
dusił. Nie mogłam wziąć oddechu. I wtedy poczułam coś bardzo dziwnego i
niewiarygodnego. Po moich palcach przemknęła błękitna iskra. Przyjemne uczucie
wywołało uśmiech. Wampir wzmocnił uścisk na moim gardle. Zadał cios i skóra na
mojej brwi pękła. Ból wywołał łzy. Kilka kropel spłynęło po moich policzkach. Wampir
wpatrywał się głodnym wzrokiem w krew na mojej twarzy. Wydarzenia sprzed kilu
miesięcy powtarzały się. Nie pozwolę aby znów mnie to spotkał, krzyczałam w
myślach. Iskry igrały już nie tylko po moich palcach ale i ciele. Grigorij drgnął
wyczuwając zmianę.
-
puść mnie- wycharczałam zduszonym głosem. Gardło paliło od braku powietrza.
Niebo przecięła błyskawica po której nastał potężny grzmot. Grigorij rozszerzył oczy
w totalnym szoku. Wolną ręką dotknął mojej krwi a następne przyłożył ją do swojego
nosa. Zaczerpnął powietrza wąchając ją. Zaklął siarczyście i puścił. W około szalała
straszna burza. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki.
-
legendy są prawdą- powiedział wypranym z emocji głosem. Kompletnie nie
wiedziałam o co mu chodzi. Miał tak nieobecne spojrzenie, że udało mi się wydostać
spod niego. W
ystarczył jeden cios w szczękę. Nie bronił się po prostu pozwolił mi
wstać.
-
masz w sobie mieszankę czterech krwi i to jego krwi.- szeptał pod nosem.
Skąd on to wie? Nie miałam pojęcia. I czyja konkretnie krew tak go zdziwiła?
Z zamyślenia wyrwał nas warkot. Oboje poderwaliśmy się do pionu. W naszą stronę
kierował się rozwścieczony biały wilk. Odetchnęłam z ulgi.
- do zobaczenia Bastard-
po tych słowach zniknął w mroku. Max rzucił się za nim w
pogoń. Wątpię aby udało mu się go złapać.
Opadłam na tyłek bez tchu. A więc udało mi się przeżyć. Usłyszałam tupot szybkich
kroków. Zadarłam głowę spanikowana, że jakiś człowiek mógł być świadkiem zajścia.
Na szczęście to Ryan i Joel przedzierali się przez grube strugi deszczu.
-
coś to wasze „będziemy mieć cie na oku nie zadziałało”- zaśmiałam się z ulgi, że są
już ze mną
~ 105 ~
- Jezu Chryste!-
powiedział Joel idąc do mnie. Zatrzymał się w pół kroku. Jego oczy
przybrały kolor rtęci. Musiał wyczuć woń krwi.
-
troszkę krwawię- ledwo mogli to dosłyszeć przez kolejny grzmot.
Joel zamknął oczy i w skupieniu wziął kilka głębokich wdechów. Gdy znów na mnie
spojrzał tęczówki miały swój naturalny błękitny kolor. Poruszał się szybciej niż Ryan
więc w kilku krokach był w zasięgu moich rąk.
-
jak się czujesz?- był bardzo przejęty- boli cię coś?
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu
-
powinieneś spytać co mnie nie boli, krócej bym wymieniała
-
przestań stroić sobie żarty
Na jego twarzy malowały się różne emocje, od złości po szczerą troskę. Wyglądał
jeszcze piękniej niż zawsze. Spoważniałam nie chcąc więcej go drażnić
- tak napr
awdę ból mija, nic mi nie jest
-
nie wygląda na to. Jesteś cała utytłana we krwi
Spojrzałam na siebie i musiałam przyznać mu rację. Wyglądałam jakbym wyszła
prosto z filmu „Teksańska masakra piłą mechaniczną” czyli strasznie
-
gorzej wygląda niż jest w rzeczywistości- podniosłam się na nogi. Lekko się
zachwiałam. Joel złapał moją dłoń jednak szybko ją puścił z głośnym sykiem
-
co się dzieje?- zaniepokoił się Ryan. Stał równie blisko jak Joel
-
strzelasz prądem- zwrócił się do mnie
- co takiego-
pisnęłam spanikowana
-
to nie prąd tylko grzmoty- powiedział Ryan- Teraz musisz się bardzo mocno skupić i
powstrzymać te burz. Szaleje tylko nad parkingiem i zaraz zbiegną się gapie.
Już chciałam powiedzieć, że wszyscy poszaleli ale przypomniałam sobie ten
przypływ mocy gdy walczyłam z Grigorijem. Spojrzałam na swoje dłonie i ze zgrozom
zauważyłam niebieskie iskierki biegające po mojej skórze. Wyglądały jak złośliwe
chochliki.
A więc ta burza to moja sprawka. Joel chciał znów mnie dotknąć. Szybko
się cofnęłam
- zwario
wałeś! Nie dotykaj mnie- byłam przerażona
Posmutniał jakbym go czymś uraziła. Musiał opacznie zrozumieć znaczenie tych
słów.
-
nie chcę cie znowu zranić- wyjaśniłam
~ 106 ~
Nikły uśmiech zaigrał mu na wargach. Już pewniej położył dłonie na moich barkach.
Wpatrywal
iśmy się w swoje oczy. Widziałam jak drga pod wpływem energii którą
emanowałam. Miałam zamiar się cofnąć. Jego silne ręce mnie powstrzymały.
-
musisz to stłumić i powstrzymać te nawałnice
Spojrzeliśmy w niebo. To co się działo mogłam określić jako piękne. Błyskawice
pojawiały się jedna za drugą. Miały kolor złota i srebra. Trzeba coś z tym zrobić nim
za dużo osób to zauważy. Od razu by się zorientowali, że nie jest to twór natury.
Zamknęłam oczy i skupiłam się na swoim ciele. Czułam magie. Wypływała z moich
porów. Starałam się jakoś to powstrzymać. Chciałam aby te iskry na powrót znalazły
się wewnątrz mnie
- dobrze ci idzie-
szepnął Ryan.
Położył ciepłe dłonie na moich plecach. Używał magii. Wspierał mnie. Minuty mijały.
Grzmoty cichły a deszcz słabnął. Energia która przed chwilą wylewała się zemnie
nieprzerwanie,
nikła. Zacisnęłam mocniej powieki i całkowicie zamknęłam energie w
sobie. Poczułam jakby ktoś wepchnął ją za niewidzialne drzwi z napisem „ nie
otwierać- grozi wybuchem” . Ręce Ryana zniknęły więc otworzyłam oczy.
-
udało się- oznajmiłam z ulgą
-czym jeszcze nas zaskoczysz?-
Ryan miał zmęczony głos. Widocznie pomógł mi
bardziej niż się spodziewałam
-
Niewinem. To zależy jakie jeszcze skutki uboczne ceremonii się ujawnią.
- powin
niśmy już jechać.- Joel złapał moją dłoń. O mało nie padłam z wrażenia.
byliśmy tak blisko siebie. Skóra koło skóry i to on sam tego chciał
- wybacz,
nie chciałam potraktować cie prądem- powiedziałam szczerze
-
nie przejmuj się. Spotykały mnie gorsze rzeczy.- zastanowiłam się co go spotkało w
życiu
-
jednak nie powinieneś mnie dotykać drugi raz skoro wiedziałeś czym to grozi
-
skończmy już ten temat. Musimy cie opatrzyć.
-
dobrze, że już nie krwawisz. Twoje rany się goją.- zauważył Ryan
Miał zmarszczone brwi i przyglądał się naszym splecionym dłoniom. Czyżby był
zazdrosny? Poczuł mój wzrok i szybko odwrócił głowę.
-
co tu się właściwie stało? Nie widzieliśmy jak wyszłaś i z kim. Koło nas wybuchła
bójka. Trwało to tylko chwile a po wszystkim już cie nie było- wytłumaczył Joel
-
poznałam wampira miał na imię Grigorij
~ 107 ~
-
nie kojarzę go ale później przejrzysz kartoteki, może na coś na trafimy. To on
porywał te dziewczyny?
-
tak! Nie udało mi się go powstrzymać, uciekł.
-
był szybki. Zgubiłem go- dobiegł nas głos Maxa. Świadomość, że wrócił
bezpiecznie ucieszyła mnie.
-
dobrze, że chociaż wyszłaś z tego cało- zauważył wilk. on również przyglądał się
naszym dłoniom. Nie wiem co ich tak bardzo dziwiło. Miałam dość tych ciekawskich
spojrzeń więc puściłam Joela pod pretekstem poprawienia zniszczonej bluzki. Nadal
stał blisko mnie i na szczęście nie był urażony.
-
poszło mi całkiem dobrze- mieli sceptyczne miny- nie przesadzajcie- powiedziałam
surowo-
jeszcze trochę potrenuje z bronią i następnym razem nie będzie miał szans
Wszyscy troje westchnęli zrezygnowani co mnie rozśmieszyło.
-
mówił coś?- zaciekawił się Ryan
-
właściwie to nie. Bredził coś, że legenda jest prawdziwa i na koniec nazwał mnie
Bastard. Komp
letnie nie wiem o co mu chodziło a wy?
Ryan miał zakłopotaną minę. Od razu się zorientowałam, że coś wie
-
mów- rozkazałam
- B
astard inaczej mieszaniec. Zwierze uzyskane w wyniku krzyżowania
międzygatunkowego, używano tego słowa również na określenie dziecka z
nieprawego łoża- wyjaśnił podręcznikowo
- super! A
więc teraz jestem mieszańce
-
skąd on o ty wiedział?- zastanowił się Max
-
zorientował się kiedy powąchał moją krew. Ty też to czujesz- spytałam Joela
Spojrzał na mnie przepraszająco i pociągnął nosem. Spięłam mięśnie w obronnym
geście. Szybko upomniałam sama siebie, przecież z jego strony nic mi nie grozi.
Prawda?
-
faktycznie można to wyczuć. Prędzej nie zauważyłem tego, pewnie dlatego, że
masz w sobie moją krew- wciągnął powietrze bardzo głęboko- ale tak, teraz czuję
wyraźnie woń zmiennego, człowieka . czarodzieja i wampira. Ta mieszanka pachnie
bardzo specyficznie-
w jego głosie usłyszałam nutkę tęsknoty. Czyżby miał ochotę
mnie spróbować? Na te myśl poczułam podniecenie.
-
okej co miał na myśli mówiąc o legendzie?
~ 108 ~
-
nie ma pojęcia- powiedział Ryan, spojrzał w stronę klubu- pójdę po samochód,
lepiej żeby nikt nie widział cię w tym stanie- po tych słowach odszedł razem z Maxe
który chciał mu towarzyszyć.
Zawiał lekki wiatr na co zadrżałam. Objęłam się dłońmi.
- zimno ci?-
spytał Joel
-
trochę. Mam nadzieję, że zaraz przyjadą
Joel zaczął rozpinać koszulę. Wytrzeszczyłam oczy.
- co robisz?-
spytałam spanikowana
-
cała drżysz. Nie chcę abyś się rozchorowała
Joel
rozpiął ostatni guzik , zdjął koszulę i podał mi ją. Na widok jego ciał nie mogłam
się poruszyć. Idealnie wyrzeźbione. Mięśnie podkreślała blada skóra, miałam ochotę
położyć swoje dłonie na jego piersi. wyglądał jak wojownik. Nie zdawałam sobie
sprawy, że zrobiłam krok do przodu. Pod opuszkami palców wyczułam chłodną
skórę. Drgnął pod moim dotykiem.
-
załóż ją- powiedział ochrypłym z emocji głosem
- dobrze-
oderwałam się od niego i pozwoliłam aby okrył mi ramiona. Byłam
skrępowana, że tak bardzo ujawniłam swoje pożądanie. Chciałam zmienić temat.
-
słyszałam, że jesteś dobry w walce z bronią. Mógłbyś mi jutro dać lekcję
-
z przyjemnością- zgodził się bardzo szybko
Usłyszeliśmy pomruk zbliżającego się samochodu. Po chwili podjechał po nas Ryan
z Maxem którzy nie skomentowali, że mam koszulę Joel.
~ 109 ~
Rozdział 18
Weszłam do sali treningowej. Rozejrzałam się do o koła. Joel już na mnie
czekał. Stał w rogu i metodycznie uderzał w worek bokserski. Musiał się bardzo
starać aby jednym ciosem nie rozpruć go. Dziś ubrał czarną koszulkę. Jeszcze
pamiętałam jak doskonałą ma sylwetkę. Spojrzałam w dół i zauważyłam idealny
tyłek. Żar rozlał się po mich policzkach. Tyle strasznych rzeczy się dzieje. We mnie
zachodzą dziwne reakcje a mnie w głowie tylko Joel. Stałam tak kilka minut
obserwując jak zwinnie się porusza. Westchnęłam z podziwu. Odwrócił się. Wyraz
jego twarzy powiedział mi od razu, że wiedział jak mu się przyglądam. Byłam
zażenowana. Zwiesiłam głowę i poczłapałam w jego kierunku z poczuciem winy.
-
cześć- przywitałam się jak zwykle
-
twoje wszystkie rany się zagoiły- mogłam wyczuć ulgę w sposobie w jaki to
powiedział.
-
gdy rano się obudziłam nie było ani śladu. Najmniejszego zadrapania. Wiesz, to
chyba najlepsza zdolność po tej całej ceremonii.
Położyłam butelkę wody mineralnej którą zabrałam z kuchni na ławce obok. Stałam
tyłem i powiedziałam to co mnie dręczyło od dawna
-
boję się tego co może się jeszcze zemną stać. Bieganie z Maxem jest naprawdę
super i uwielbiam to uczucie. Wczorajsze grzmoty też jakoś przeżyje.- odwróciłam się
i prawie pisnęłam. Joel podszedł do mnie tak cicho, że nie zauważyłem tego. Był
poważniejszy niż zwykle a to już mówi samo za siebie.
-
pamiętaj, że masz przyjaciół którzy ci pomogą- dotknął mojego policzka.
Jego zimne palce dawały mi ukojenie ale strach nadal się we mnie kłębił.
- mieszanka wampir-
wilkołak może być wybuchowa. Ty i Max macie w sobie
cząstkę drapieżnika, jeśli to połączyć- zamilkłam czując wzbierające we mnie łzy- po
prostu boję się tego
-
nie wiem co może z tego wyniknąć- przynajmniej był szczery- jeśli cokolwiek
pójdzie nie tak będę przy tobie.
To wyznanie mną wstrząsnęło. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś tak miłego.
Świadomość posiadania przy sobie bliskiej osoby w chwilach gdy przyszłość była
niepewna, dawała mi odrobinę nadziei. Potrzebowałam jej
-
dziękuje, to wiele dla mnie znaczy
- ale jest pewien warunek
Zmarszczyłam brwi.
~ 110 ~
-
co mogę zrobić żeby zaskarbić sobie twoją pomoc?- byłam dość niepewna zadając
to pytanie
Nieoczekiwanie Joel mnie objął. Był bardzo wysoki więc musiał pochylić się bardzo
nisko aby mógł wyszeptać mi do ucha.
- po pro
stu bądź bardziej ostrożna- był bardzo poruszony- wczoraj jak znaleźliśmy
cie na tym parkingu myślałem, że umrzesz. Myśl, że mógłbym cie stracić zanim
dobrze cię poznałem, zmroziła moje ledwo bijące serce.- pogładził dłoniom moje
plecy, powoli,
zapamiętując ich kształt. Zadrżałam- bardzo cię proszę nie daj się
znów tak pokiereszować. Możesz miotać grzmoty więc wykorzystaj je- powiedział
wesoło co popsuło nastrój spowodowany jego wyznaniem
A więc chciał mnie lepiej poznać, troszczył się o mnie i będzie mnie wspierać. To
musiało świadczyć o tym, że mu się podobam.
Położyłam dłoń na sercu w uroczystym geście.
-
zrobię wszystko co w mojej mocy- przyrzekłam poważnie na co oboje zaśmialiśmy
się radośnie
Dobrze, że w tym całym bałaganie potrafimy zachować choć trochę radości.
-
dowidziałaś się czegoś z kartotek?- Joel zmienił temat.
-
niestety nie. Przejrzałam chyba z setkę znanych przestępców wśród wampirów. Ale
na Grigorija się nie natknęłam. Myślę, że on nie działa sam
-
skąd ten pomysł
-
nie wiem jak to wyjaśnić. Po prostu tak czuje- wydęłam usta. Zawsze tak robiłam
gdy nad czymś myślałam- i te zaginięcia. Nie znaleziono żadnego ciała. Gdyby
chodziło mu tylko o pożywienie, wyssał by je i porzucił w jakimś zaułku
-
może chce je zmienić w wampiry- podsunął Joel- wiesz, że przemiana bez zgody
rady mroku to również przestępstwo?- wyszeptał
Spojrzałam na niego szybko. Co spowodowało w nim tak szybką zmianę nastroju?
Nie miałam jednak zamiaru go o to pytać
- tak,
Ryan mi o tym powiedział już dawno. Zaraz po tym jak tu zamieszkałam.
Markusa za próbę przemiany mnie został skazany na śmierć. Jest ścigany, ale słuch
po nim zaginął. Mieszkał z wami jakiś czas, prawda?
Usiadł na ławce przygotowując się na dłuższą rozmowę. Przysiadłam obok niego.
-
był z nami dwa lata. Ryan bardzo się z nim zaprzyjaźnił. Ja jakoś nigdy nie mogłem
się do niego przekonać. Był bardzo porywczy i podejrzewałem, że polował.
- na ludzi?
~ 111 ~
-
tak. Z początku Ryan nie wierzył w moje podejrzenia aż do czasu gdy go
przyłapaliśmy.- oparł łokcie na kolanach i położył podbródek na splecionych dłoniach.
Wpatrywał się w dal przywołując wspomnienia- Ryan z nim walczył i wygrał. Dał mu
możliwość. Albo się zmieni i będzie mógł zostać, albo stanie przed radą. Gdyby
wybrał pierwszą możliwość nikt by się o niczym nie dowiedział. Ryan milczał by
przed rada ponieważ Markus nie zabijał swoich ofiar tylko modyfikował pamięć
-
Ryan sprzeciwił by się radzie?
-
Rada potrafi być czasami okrutna nie zważając na okoliczności popełnienia czegoś
złego a Ryan ma dobre serce, miał nadzieję, że Markus się nawróci ale on wybrał
inaczej i uciekł.
-
a więc Markus zawsze był salony, było to nad wyraz widoczne w hangarze- Joel
zacisnął szczękę- ale w tym Grigoriju było coś dziwnego. Ile Markus jest już
wampirem?
-
około dwudziestu lat
- to
może dlatego tak się zachowywał. Nie umiał zapanować nad pragnieniem-
pomyślałam głośno
-
to nie na tym polega. Nawet kilku dniowy wampir jeśli jest uświadomiony przed
przem
ianą a po niej ma opiekę innego, może sobie z tym poradzić. A on miał to
zapewnione
. Z wiekiem nabywa się siły, mocy szybkości i tak dalej
-
a więc to jakim ktoś jest wampirem wiąże się z tym jakim był człowiekiem
-
oczywiście, że tak. Jeśli ktoś jest zachłanny po przemianie nadal taki będzie-
przeczesał swoje czarne włosy- to nie oznacza, że tacy już zostajemy. Jeśli ciężko
się pracuje możemy zmienić swoje wady, przychodzi nam to trudniej niż ludziom ale
jest to
możliwe. Wampir nie nabyła skłonności do zabijania. Jeśli wampir zabija z
przyjemności oznacza, że jako człowiek miał na tym punkcie zboczenia.
-
a co gdy głód jest za duży
-
to inna sytuacja. Wtedy zabijasz z głody a nie z przyjemności. Pragnienie stale nam
towarzyszy-
spojrzał na mnie wyzywająco- ale gdybym zaczął pić z ciebie potrafił
bym przestać. Czasami wystarczy odrobina krwi dla zaspokojenia potrzeb.
Nie zrozumiałam o co mu chodziło więc nie podejmowałam jawnej zaczepki.
Wróciłam do istotnych spraw
-
Grigorij był silniejszy niż Markus więc był starszy. Był bardzo wyważony i myślę, że
knuje coś szczególnego, ale nie mam pojęcia co
Wstał i przeciągnął się jakby zesztywniały mu wszystkie mięśnie
-
na razie nic nie wymyślimy więc bierzmy się do roboty
~ 112 ~
Poszliśmy do przylegającego do sali pomieszczenia. Kiedy byłam tu pierwszy raz nie
mogłam nadziwić się ilością dostępnych rodzajów broni. Niektóre mnie przerażały jak
topór wiszący na ścianie
-
wybrałaś już sobie coś?
Obeszłam całą zbrojownie, nic nie wpadło mi w oko.
-
pomóż mi?- poprosiłam trochę zirytowana
Joel otworzył pancerną szafę. Zawartość nie pasowała do metalowych ścianek szafy.
Były w niej miecze i sztylety. Joel wyjął wielki miecz. Ostrze było tak wypolerowane,
że mogłam się w nim przejrzeć.
- odpowiada twojej budowie-
zaznaczył
Chciałam go złapać aby sprawdzić jak będzie leżał w mojej dłoni. Poczułam, że
zbliża się wizja. Zawsze przychodziły nie oczekiwanie a teraz wiedziałam, że nastąpi
w momencie gdy dotknę rękojeści miecza. Cofnęłam się nieznacznie
-
może coś innego
-
nawet go nie wypróbowałaś. Ten miecz ma ponad dwieście lat. Jest dobry. Poćwicz
z nim trochę
Podniósł go i starał się wcisnąć złoconą rękojeść w moją dłoń. Ten miecz był stary i
pewnie używany w wojnach. Niewiadomo ilu ludzi zabito tym błyszczącym ostrzem.
Miałam pewność, że wizja nie będzie miła. Odtrąciłam miecz z taką siłą, że z
brzękiem upadło na drewnianą podłogę.
-
wolę coś mniejszego- powiedziałam twardo- kiedyś miałam scyzoryk
-
trzeba było tak od początku a nie sponiewierać zabytek
Podniósł miecz niemal z nabożną czcią. Joel uczył historii i teraz mogłam zauważyć
jak bardzo dbał o stare przedmioty. Podał mi dwa sztylety w pochwach
- przypnij je do uda.
Zrobiłam jak mi kazał. Ostrożnie wydobyłam sztylet z pochwy
- idealny-
wykrzyknęłam, był bardzo podobny do tego którego Ryan używał podczas
rytuału
-
Wiedziałem, że ci się spodoba, kobiety lubią szmaragdy- wpatrywaliśmy się w
sztylet. Nie doznałam wizji co przyjęłam z ulga
-
po prostu jest piękny i pora go sprawdzić
~ 113 ~
-
sztylet to krótka broń. Jest poręczny, ale żeby go użyć musisz podejść bliżej
przeciwnika
Staliśmy na środku maty i słuchałam uważnie rad Joela.
-
jesteś gotowa?
Skinęłam głową i ruszyłam na niego. Udało mi się go trafić w policzek pięściom.
Prędzej wyjaśnił mi żebym się nie wahała. Miałam uważać tylko abyśmy nie wbili
sztyletu w siebie. Szybko się goiliśmy więc mogliśmy zaszaleć. Oddał mi.
Kopniakiem zwalił mnie na podłogę. Cholera. Wiedziałam, że jutro nie będę miała
żadnych śladów ale ból był zawsze taki sam. Przeturlałam się po podłodze i
wstałam. Zbliżał się do mnie. Zauważyłam sztylet w jego lewej ręce. Rozstawiałam
mocno nogi. Wyd
ostałam ostrze z pochwy. Zadał kolejny cios. Metal zazgrzytał gdy
sztylety skrzyżowały się ze sobą. Wolną ręką zadałam mu cios w żołądek. Zgiął się w
pół i zakaszlał. Chciałam uderzyć go łokciem. Na widok Joela z grymasem bólu na
twarzy skamieniałam. Wykorzystał ten moment. Złapał mój nadgarstek i wykręcił. Z
bólu upuściłam dłoń
-
to mogło kosztować cię życie. Skup się i nie wahaj – pouczył
Puścił mnie i popchnął. Zachowałam równowagę. Starałam przywołać magię
zbliżającej się pełni. Biegając z Maxem słyszałam i widziałam lepiej, byłam silniejsza
i zwinniejsza i teraz tego potrzebowałam. Moje mięśnie spięły się w gotowości.
Wiedziałam, że udało mi się przywołać małą cząstkę wilka w sobie. Między tymi
doznaniami wyczułam iskry które chciały wydostać się na zewnątrz, szybko zdławiła
je. Nie miałam zamiaru znów porazić Joela. Odbiłam się i wylądowałam na jednej z
belek które pokrywały sklepienie nad nami. Zrobiłam to tak szybko, że wampir nie
zauważył. W momencie gdy spojrzał w górę skoczyłam na niego. Wylądował na
plecach. Siedziałam na nim okrakiem i przystawiłam drugi sztylet do jego szyi.
-
wygrałam- oznajmiłam zdyszana
Wpatrywał się w moje oczy z dumą. Położył dłoń na moim karku. Przyciągnął do
siebie i pocałował. Mój pierwszy prawdziwy pocałunek. Usta miał chłodne.
Rozgrzewały się z każdą upływającą sekundą. Uchyliłam wargi i pozwoliłam aby
wsunął swój język głębiej. Ogarnęło mnie silne podniecenie. Przywarłam bardziej do
jego ciała. Rozplótł moje włosy które rozsypały się lekko i osłoniły nasze twarze.
Upuściłam sztylet i objęłam jego chłodne policzki. Gdy udało nam się rozdzielić znów
na
niego spojrzałam. Miał niebieskie oczy które przybrały kolor rtęci. Świadczyło to o
głodzie i podnieceniu. Nie skrywał przede mną tych emocji
-
jesteś tak piękna- wyszeptał.
Cisnęło mi się na usta wiele głupich odpowiedzi więc zamiast tego, znów go
pocałowała. Bardzo delikatnie. Nasze oddechy stawały się coraz bardziej
przyspieszone. Odsunął mnie delikatnie. Zauważyłam, że wysunęły mu się kły. W
~ 114 ~
chwili głupiej fascynacji wyciągnęłam drżącą dłoń i palcem wskazującym dotknęłam
jednego. Jęknął cicho i przymknął powieki. Cofnęłam rękę jednak on zdążył
ucałować opuszki moich palców. Usłyszeliśmy jak ktoś schodzi po schodach.
Odskoczyliśmy od siebie równocześnie.
-
już po treningu, myślałem, że sobie popatrzymy- Marudził Max idąc do nas z
Ryanem
-
właśnie skoczyliśmy- udało mi się powiedzieć mimo emocji
Ryan przyglądał się podejrzliwie mojej twarzy. Pewnie wciąż byłam zarumieniona.
Zmarszczył brwi. Czyżby coś podejrzewał?
- i ja
k ci poszło?- pytanie było skierowane do mnie ale teraz lustrował sylwetkę
wampira.
-
pokonała mnie i była świetna. Świadomie wykorzystała moc wilka w sobie-
odpowiedział za mnie.
Joel niby był opanowany ale ja mogłam zauważyć, że pocałunek wywarł na nim
takie samo wrażenie jak na mnie.
-
to świetnie siostra! teraz będziemy mogli częściej razem biegać po lesie.- ucieszył
się Max
-
już nie mogę się doczekać ale nie dzisiaj. Jestem wykończona.
Czym prędzej wybiegłam z sali. Nie mogłam znieść wzroku Ryana który nie wiedzieć
skąd wiedział co przed chwilą zaszło.
-
Joel musimy porozmawiać- wychodząc dobiegł mnie smutny głos skierowany do
Joela
~ 115 ~
Rozdział 19
Nie mogłam spać tej nocy. Kręciłam się w łóżku. Każda pozycja jaka przybrałam była
nie wygodna. Zirytowana zrzuciłam z siebie pościel i wstałam. Założyłam na siebie
pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam. Skierowałam się do ogrodu za domem. Nie
przestawałam myśleć o pocałunku. Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Jak powiem o
tym Amber to padnie
-
nie możesz spaś- wyrwał mnie z zamyślenia głos Joela
Siedział na ławce naprzeciwko fontanny. Zawsze było tu pięknie i lubiłam
przychodzić tu trochę porozmyślać.
- nie bardzo-
nie wiem dlaczego ale czułam się skrępowana. Gdzie się podział mój
cięty język względem tego irytującego wampira?- a ty co tu robisz
- wracam z rozmowy z Ryanem
Usiadłam na brzegu marmurowej fontanny.
-
długo rozmawialiście- zauważyłam. Minęło ze trzy godziny od końca treningu.
-
mieliśmy parę spraw do wyjaśnienia.
Przyjrzałam mu się uważnie. Mrok skrywał jego rysy. Głos miał tak zmęczony jak
nigdy prędzej. Zachowywał się bardzo dziwnie.
-
mogę spytać o czym była ta rozmowa?
Wstał i podszedł do mnie. Wstrzymałam oddech na widok jego przekrwionych oczu.
Miał zapadnięte policzki i wyglądał jakby dowiedział się czegoś strasznego. Ukrył
twarz w dłoniach i westchnął zrezygnowany. Po chwili opuścił ręce wzdłuż ciał.
Czułam, że to nie wróży nic dobrego.
-
nie mogę ci powiedzieć o czym. Ale jestem ci winien kolejne przeprosiny.
Na moj
e pytające spojrzenie wyjaśnił.
-
ten pocałunek, to był błąd. nigdy więcej nie może się powtórzyć
Nim zdążyłam pomyśleć wstałam a moja otwarta dłoń wylądowała na jego policzku.
Nie mogłam tego pojąć. Niespełna kilka godzin temu przeżyłam najwspanialszą
rze
cz w moim życiu. Moje usta wciąż był rozpalone od jego pocałunku. Jak on mógł
zrujnować to wspomnienie. Łzy wypalały mi oczy. Robiłam wszystko aby żadna nie
wypłynęła. Nie chciałam aby widział moje cierpienie. Joel wytrzeszczył oczy ale
milczał. Najwidoczniej nie udało mi się ukryć jak bardzo mnie zranił.
~ 116 ~
-
to był mój pierwszy pocałunek- zdziwiłam się spokojem w moim głosie
Otworzył usta. Chciał coś powiedzieć ale nie miałam zamiaru słuchać go. Nie
odsunął się gdy podeszłam tak blisko, że nasze ciała stykały się.
- nie wiem dlaczego to robisz. Wiem
jednak, że tego chciałeś. Po naszym pocałunku
nigdy nie wyglądałeś piękniej. Byłeś szczęśliwy.
Zamknął oczy. Wyglądał na udręczonego. Nie rozumiałam jego postępowania.
Wiązało się to z jakąś mroczną tajemnicą. Przyglądałam się w ciszy Joelowi. Byłam
przerażona widokiem jednej, malutkiej różowej łzy spływającej po jego bladym
policzku. Jego słowa mnie upokorzyły i zraniły ale widok płaczącego wampira mną
wstrząsnął. Wiedziałam, że zależy mu na mnie i pragnie mnie tak samo jak w sali
treningowej,
jednak świadomość ta nie dawała ukojenia.
Odwróciłam się i odeszłam. Muszę się uspokoić. Później wymyślę jak wyciągnąć
prawdę z Joela. Wyszłam z ogrodu i ruszyłam biegiem w stronę stajni. Hades
zawsze działał kojąco na moje nerwy. Byłam już nie daleko kiedy coś jasnego
mignęło mi w drzewach. Zatrzymałam się i otarłam łzy które popłynęły zaraz po tym
jak wyszłam z ogrodu. Dostałam gęsiej skórki gdy zawiał mroźny wiatr. Tak chłodno
nie było od dawna. Zrobiłam kilka kroków w kierunku podejrzanego przedmiotu.
Miało dziwny kształt. Po mich zdrętwiałych rękach przebiegły niebieski iskry. Co
złego musiało się tu stać. Przyspieszyłam i po kilku krokach stanęłam. Potężny
szloch wyrwał się z moich ust. Upadła na kolana i krzyczałam o pomoc z całych sił.
Przede mną do drzewa była przywiązana naga dziewczyna. Jej ciało pokryte było nie
zliczona ilością ukąszeń z których wciąż sączyła się krew. Kończyny były
powyginane w nienaturalny sposób ale mogłam rozpoznać kim była. Marylin Massey
zaginiona dziewczyna. Wciąż szlochałam gdy wyczułam zimny wilgotny nos na moim
policzku. Biały wilk stał koło mnie i rozglądał dookoła szukając zagrożenia. Ja
wiedziałam, że ten kto tego dokonał już dawno się ulotnił. Wszczepiłam palce w jego
futro. Chcia
łam wstać ale nie udało mi się. Nogi tak mi drżały, że nie były w stanie
utrzymać mnie w pionie
-
co się dzieje?
Ryan już mnie trzymał w ramionach. Wskazałam w kierunku dziewczyny
- Marylin-
wydusiłam
Dopiero teraz ja zauważył. I wydał nie określony dźwięk.
-
Joel sprawdź czy ona żyje
-
nie żyje- wyszeptałam kiwając głową jak w transie
-
skąd wiesz? Dotykałaś jej- spytał delikatnie Joel
Wyrwał mi się histeryczny śmiech. Czułam, że uleciało z niej życie już dawno.
~ 117 ~
-
nie! Nie mogę jej dotykać, nie chcę tego czuć- mówiłam jak wariatka. Nie byłam
gotowa aby zobaczyć co ją spotkało.
Ryan posadził mnie pod drzewem abym doszła do siebie. Wykonał kilka telefonów
do zaufanych ludzi. Użył zaklęcia które zlikwidowało ślady po ukąszeniach. Starałam
nie patrzeć jak odwiązują jej obnażone ciało. Okryli ją i zabrali.
-
co się z nią stanie?- byłam pozbawiona jakichkolwiek emocji
-
zgłoszą odnalezienie jej ale w innym miejscu. Nie możemy ściągać na siebie
uwagi.-
odpowiedział mi Max zmienił postać przed przyjazdem nie znanych mi ludzi
Rozumiałam to. Gdybyśmy złożyli zeznania nasze dane i rysopisy ciągły by się za
nami latami
. Będąc nie śmiertelny nie można sobie na to pozwolić.
-
to jawna groźba- powiedział wściekły Joel
-
groźba, ostrzeżenie. Zwał jak zwał. Ale na pewno zrobił to Grigorij.- wzruszyłam
ramionami jakby to było oczywiste.
-
dziś i tak tego nie wyjaśnimy. Zaraz świta- Ryan spojrzał w niebo- porozmawiamy
na śniadaniu a teraz wszyscy spać.
Wstałam z pomocą Maxa.
-
dlaczego nie chciałaś jej dotknąć. Normalnie każdy sprawdziłby czy ona jeszcze
żyje- Joel stanął przede mną.
- ale ja nie jestem normalna-
po tych słowach poszłam do domu.
~ 118 ~
Rozdział 20
Nie zmrużyłam oka tej nocy. Nie mogłam pozbyć się widoku Marylin. Gdy
zamykałam oczy widziałam jej pokąsane ciało. Jak ktoś mógł dopuścić się takiego
okrucieństwa? Czyn taki jest zbrodnią nie do pomyślenia. Grigorij zrobił to celowo
abyśmy dali mu spokój. Nie doczekane. Po czymś takim chciałam dopaść go w
swoje ręce i skręcić kark. Dręczyło mnie nie tylko wspomnienie tej biednej
dziewczyny ale i zajście z Joelem. Może byłam egoistką myśląc o sobie. Nie mogłam
nic na to poradzić. Szukałam powodów dla których mnie odrzucił. Widziałam smutek
w jego oczach. Żal po tym jak mnie potraktował. I mimo różowej łzy mówiącej jak
bardzo cierpi i boli go serce nie mogłam pojąć dlaczego to zrobił. Wiedziałam, że w
tym domu jest więcej tajemnic niż sądziłam. Leżałam na miękkim materacu mojego
nowego łóżka i wpatrywałam się w sufit. Podskakiwałam na każdy nie określony
dźwięk myśląc, że to Grigorij i chce mnie zabić. Nie mogłam dłużej wyleżeć więc
wstałam. Byłam cała odrętwiała. Ciche pukanie przywróciło mnie do rzeczywistości.
Po dwóch stuknięciach do pokoju wślizgnęła się Grace. Spojrzała na mnie smutno.
Złapał mnie za łokieć. Stanowczym ruchem podprowadziła mnie do taboreciku przed
toaletką i posadziła na nim. Złapała szczotkę z niebieskiego blatu. Powoli
szczotkowała mi włosy. Powolne ruchy były przyjemne i relaksujące. Tylko moja
mama potrafiła tak delikatnie rozczesywać moje włosy.
-
na noc powinnaś zaplatać warkocz, wtedy tak bardzo by się nie plątały.
-
moja mama mówiła to samo odkąd skończyłam siedem lat. Powtarzała, że nie
mogę niszczyć tak słonecznych włosów- westchnęłam
Dawno nie mówiłam o rodzicach. Wspomnienia przywoływały łzy po ich stracie. Dziś
po raz pierwszy od ich śmierci mówienie o nich było czymś normalnym.
-
uważała, że ich kolor przypomina jej promienie słońca
-
miała racje- zgodziła się Grace. Skończyła zaplatać mi ciasny warkocz.
-
śniadanie jest już gotowe. Zejdziesz na dół czy wolisz zjeść tutaj.- powiedziała
delikatnie.
To było nie podobne do niej. Grace to wielka zwolenniczka wspólnych posiłków.
Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie skoro to zaproponowała.
- nie Grace, zjemy razem
Wstal
iśmy. Ubrałam się w łazience. Wyszłam i zauważyłam, że na mnie czeka.
-
Grace dlaczego ludzie się krzywdzą- nie wiem dlaczego o to zapytałam
- kochanie,
nie wiem. Każdy ma swój bagaż który ciągnie się za nim przez całe życie
~ 119 ~
-
dlaczego on to zrobił?
- Pytasz o Grigorija czy o Joela
Otworzyła usta w zdziwieniu. Grace jest bardzo spostrzegawcza i najwidoczniej
dostrzega wszystko.
-
Grigorij jest zwyrodnialcem. Złym człowiekiem którego postępowanie nie ma
wytłumaczenia i wybaczenia.- dostrzegłam nutę złości w jej głosie
- a Joel?-
powiedziałam nie śmiało. Grace już dawno zauważyła, że on mi się
podoba
-
uważam, że on musi sam ci powiedzieć co go dręczy. Nie mogę ujawniać jego
tajemnic. Musisz poczekać.
- na co!
On nie ma zamiaru powiedzieć czegokolwiek.- znów wezbrał we mnie gniew.
Od kiedy stałam się taka nie stabilna?
-
on nie ucieknie przed miłością która was połączyła- oznajmiła stanowczo Grace
Z
arumieniałam się lekko. Joel podobał mi się, ale nie zastanawiałam się czy to może
być miłość. Przy nim czułam się jakbym latała. Po prostu byłam szczęśliwa.
Grace pogładziła moje ramie w pocieszeniu.
- idziemy?-
wskazała drzwi.
******************
Usiadłam przy stole. Nałożyłam sobie porządną porcje jajecznicy. Zjadłam szybko.
Nie wiedziałam, że byłam tak głodna.
-
dowiedzieliście się czegoś- spytałam gdy skończyłam jeść. Wszyscy byli dziś
bardzo milczący.
- nie za wiele-
powiedział Ryan
-
czyli jednak coś wiecie
-
zanim zabrali wczoraj ciało Marylin zauważyłem, że ślady ukąszeń pochodzą od
minimum trzech wampirów.
-
a więc to jakaś grupa- myślałam głośno- tylko o co im chodzi?
-
są bardzo ostrożni, nie zostawiają po sobie śladów które pomogłyby na ruszyć
dalej
. Nie mamy zielonego pojęcia co robić.
Znów kłamstwo. Spojrzałam mu w oczy. Wyglądał tak jak zawsze. Dlaczego przyszło
mi to do głowy. Miałam dość nie domówień więc po prostu spytałam
~ 120 ~
-
czegoś nam nie mówisz- wypowiedziałam każde słowo wyraźnie i dobitnie.
Zaległa cisza. Każdy patrzył to na mnie to na Ryana.
-
oczywiście, że mówię!- ton miał zbyt natarczywy jakby chciał przekonać sam siebie
Znów ten głos w mojej głowie mówiący, że coś jest nie tak
-
nieprawda. Coś tam wiesz i nie chcesz nam powiedzieć.- jeszcze nigdy nie byłam
tak pewna własnych słów
-
dlaczego Ryan miałby kłamać. Nie ma powodu ku temu. Znamy go wiele lat i mu
ufamy-
odezwał się Joel
Nikt nie zwrócił na to uwagi ale ja dostrzegłam w zielonych oczach Ryana poczucie
winy. Jego brązowa opalenizna przybladła trochę. Zmrużyłam oczy w wąskie szparki.
Krew buzowała mi w żyłach. Po wczorajszych wydarzeniach miałam dość kłamstw i
nieporozumień wynikających z nich. Wszystko to doprowadzało mnie do furii.
-
powiedz prawdę!- krzyknęłam. Mój wybuch zdziwił wszystkich nawet mnie
-
ja naprawdę nic nie ukrywam- tłumaczył się jak dziecko
-
daj mu spokój. Sama coś ukrywasz w tej sprawie i milczysz a Ryana posądzasz o
kłamstwo co jest kompletną bzdurą
-
jak śmiesz mi mówić o ukrywaniu czegoś, sami macie więcej tajemnic niż można
sądzić- syczałam na Joela.
-
wczoraj dałaś nam do zrozumienia, że jeśli jej dotkniesz coś poczujesz- mówił o
Marylin-
. Później stwierdziłaś, że nie jesteś normalna i nie miałaś na myśli magii i
wilczych zdolności. Umiesz coś co może pomóc tym dziewczynom- był bardzo pewny
siebie-
chcesz aby spotkał je taki sam los ja Marylin? śmierć
Czułam jak moja twarz przybiera kolor płótna. Wczoraj potraktował mnie jak jedną
wielką pomyłkę a teraz mówi mi, że chcę czyjeś śmierci? Nie pozwolę nikomu tak
mnie traktować nawet miłości mojego żucia. Wstałam i wskoczyłam zwinnym ruchem
na stół. Od wstrząsu poprzewracały się miski z jedzeniem i dzbanek z sokiem.
Zgięłam nogi w kolanach i przybrałam pozycję polującego drapieżnika. Chwyciłam
jego koszulę. Delikatny materiał zatrzeszczał pod moim szarpnięciem.
-
myślisz że to tak łatwo oglądać czyjąś śmierć! Miałam piętnaście lat kiedy żegnałam
moich rodziców. Byli w trumnie. Gdy dotknęłam mojej mamusi zobaczyłam wszystko.
Każdą ich ostatnią minutę. Markus wysysał z nich ostatnie tlące się iskierki życia-
palące łzy spłynęły po mich policzkach.- mina mojego ojca- zakrztusiłam się- widział
jak mama pada na ziemie blada i zimna. Po co mi to cholerstwo skoro zawsze jest za
późno by kogoś ocalić?.- mój śmiech który się rozległ był ostry i gorzki- Tak samo
było po czterech latach z moją siostrą jej mężem i malutkim Sebastiankiem. Mojego
szwagra znalazła policja. Miałam nadzieje, że wciąż jest szansa na ich ocalenie,
~ 121 ~
wiecie gdzie ich znalazłam?- rozejrzałam cie po twarzach wyrażających zgrozę. Nikt
mi nie odpowiedział. – w śmieciach. Brudzie społeczeństwa. Lilli obejmowała synka
leżąc na brudnych gazetach- dławiłam się własnymi łzami, magiczna energia
tańczyła w rytm żałobnej pieśni na moim ciele. Joel drżał pod wpływem wyładowań
które go raziły- miał tylko pięć lat. Kto mógł zabić i zniszczyć tak bardzo kochających
się ludzi.- kolejna fala gniewu wstrząsnęła mną spazmatycznie- po co czas daje mi te
bezużyteczne znaki skoro zawsze jest za późno. Za późno na jakikolwiek ratunek.-
powiedziałam głucho
Joel wyciągnął dłoń chcąc pogładzić mój policzek. Warknęłam ostrzegawczo.
Pchnęłam go z całej sił i wylądował na ścianie za nim. Nie wykonywał żadnych
gwałtownych ruchów. Zeskoczyłam na sztywne nogi. Przed oczami widziałam
czerwone plamki. Miałam ochotę dopaść jego szyi i zatopić w niej zęby. Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę, że syczałam na niego z powodu malutkich kłów
wystających z mojej szczęki. Wytrzeszczył oczy i spiął się szykując do obrony.
Szukałam pomocy lustrując otoczenie. Maja uwaga skupiła się na szklance Joela,
która cudem stała nie zniszczona na stole. Dopadłam do niej jakby mogła ocalić mi
żucie. I tak było. Nie pozwoliła zatracić mi się w mojej furii. Wypiłam łapczywie
rozkoszując się życiodajnym płynem. Po wypiciu ostatniej kropli rzuciłam nią w
ścianę. Rozbiła się w drobny mak koło głowy Joela.
-
nigdy więcej nie mów, że chce czyjeś śmierci, ja po prostu mam dość widoku
śmierci- powiedziałam zrezygnowana
Joel niepewnie zrobił krok w moją stronę. Ręce miał uniesione. Traktował mnie jak
niebezpieczne zwierze.
-
twój tatuaż- był spanikowany, wystraszony i totalnie zdziwiony- ubranie ci płonie
Nie zrozumiałam co miał na myśli. Mówił bez sensu. Spojrzałam w duł i krzyknęłam w
szoku. Wystraszona tym widokiem odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach
do mojej łazienki. Słyszałam wołanie z dołu i tupot kroków. Zakluczyłam drzwi i
spojrzałam w lustro. Osoba w nim nie była mną. Włosy potargane. Blada jak śmierć.
Usta czerwone i uchylone w szoku. Kły były połowę mniejsze niż normalnego
wampira ale równie białe i ostre. Swąd palonego materiału szczypał mnie w nos.
Cz
ym prędzej pozbyłam się ubrania. Na widok mojego ciał zaszlochałam. Byłam
naznaczona tatuażem z ceremonii. Był tak gorący, że zażył się żywym ogniem.
Pulsował w rytm mojego serca i wyładowań których nie mogłam powstrzymać.
Tatuaż mienił się kolorami. Splecione czerwone róże i zielone pnącza a między tym
słowa i malutkie symbole oznaczające pochodzenie czterech krwi. Były w nieznanym
języku ale dla mnie były zrozumiałe. Ten groteskowy obraz dopełniały moje oczy.
Piwne tęczówki przecinały pionowe rtęciowe kreski. Wyglądem przypominały oczy
wilka a kolorem wampira. Obraz był zarazem piękny jak i straszny
-
kim jesteś?- zapytałam dziewczynę w lustrze.
~ 122 ~
Weszłam pod prysznic. Przyklękłam i zwinęłam się w kłębek. Potrzebowałam spokoju
i wytchnienia.
-
Freya wpuść nas- wołali Joel i Ryan
-
nic mi nie jest, odejdźcie! Dam sobie radę. Proszę was dajcie mi chwilę spokoju.-
byłam tak przerażona, że moja prośba była jednostajnym potokiem słów. Zero
emocji. Chyba już całą swoją energie spaliłam przed chwilą, pomyślałam gorzko.
Wo
da spływał na mnie kilka godzin dając częściową ulgę. Byłam świadoma
obecności Maxa, Joela, Ryana i Grace. W ciszy siedzieli pod drzwiami i wspierali
mni
e samą swoją bytnością blisko mnie. Nie chciałam żeby widzieli mnie taką.
Jednak wiedziałam, że nie odtrącą mnie z powodu tego kim jestem. Sama nie
wiedziałam kim jestem. Byłam pewna tylko jednego. Grigorij miał rację, jestem
Bastard. Nieobliczalny i szalony mieszaniec. Potwór zdolny do wszystkiego. Jak ja
sobie z tym poradzę?
~ 123 ~
Rozdział 21
Wieczorem wyszłam z łazienki nie dlatego, że chciałam ale musiałam. Moja skóra
była pomarszczona od nadmiaru wody. Mój tatuaż zbladł i wyglądał jak widmowy
cień. Grace dopadła mnie pierwsza. Miałam na sobie szlafrok który szybko zdjęła. Na
sz
częście pod spodem miałam koszulę nocną w misie trzymające serduszka.
Wepchnęła mnie pod kołdrę i szczelnie opatuliła nią. Cała ta sytuacja przypominała
mi przyjazd tutaj. Coś mi mówiło, że tym razem będzie inaczej i wszystko się zmieni.
Grace pognała czym prędzej do kuchni. Nie miałam odwagi nikomu spojrzeć w oczy.
Spod przymkniętych powiek obserwowałam pokuj. Max siedział na taboreciku koło
toaletki, był dla niego za mały. Drewniany stołek trzeszczał pod jego ciężarem. Ryan
stał oparty o ścianę i szeptał coś cicho do Joela. Najgorsze było to, że wszyscy na
mnie patrzyli.
Joel nerwowo przeczesywał swoje potargane włosy. Jego koszula była
lekko podarta i brakowało kilku guzików. Był zgarbiony jakby nosił na barkach
ogromny ciężar. Za to na wciąż pobladłej twarzy Ryana malowało się poczucie winy.
Grace
wparowała do pokoju niosąc kubek z parującą cieczą. Postawiła napar na
stoliku nocnym. Chwyciłam gorący kubek i wzięłam kilka małych łyczków.
-
to herbata ziołowa, pomoże ci zasnąć- wytłumaczyła
Herbata była smaczna i pomogła mi się pozbyć metalicznego posmaku z ust. Nie
mogłam uwierzyć, że piłam krew. Nie napawało mnie to wstrętem co było
przerażające. Na szczęście teraz nie miałam ochoty dobrać się komuś do żył.
Westchnęłam przeciągle.
-
chłopcy pora już iść. Pozwólmy Freyi zasnąć
Max wstał z ociąganie. Podniósł ręce do góry i przeciągając się ziewnął. Podszedł do
mnie wraz z pozostałym. Każdy złożył pocałunek na moim czole nawet Joel. Życzyli
mi miłych snów. Nie wiedziałam co mam powiedzieć więc siedziałam cicho dopóki
coś mi się przypomniało.
- Max-
zawołałam zanim wyszli- mógłbyś mnie w poniedziałek zawieść na uczelnie?
Nie miałam ochoty jechać z Joelem. O czym byśmy rozmawiali? Za dużo się
wydarzyło między nami, żeby tak po prostu przejść do porządku dziennego.
-
chcesz iść do pracy- powiedział niedowierzająco.
-
a co myślałeś? Jeśli nie pójdę wylej mnie. Nie chcę stracić pracy i to tak szybko. Co
innego miałabym robić. W okolicy nie ma żadnego cyrku w którym mogłabym
występować.
Kręcąc głową chichotał. Joel i Ryan również nie wyglądali już na skazańców. Nikły
uśmiech błąkał im się na ustach.
~ 124 ~
-
jasne mała tylko nie zaśpij co często ci się zdarza ale jak cie wyleją- mówił
rozbawiony-
założymy własną grupę cyrkową
Co dziwne jego pozytywne nastawienie
zawsze poprawiało mi humor, tym razem
było tak samo.
-
ale ja występuję w głównym przedstawieniu- zaznaczyłam
-
już mam pomysł na twój występ- zniżył głos i zapowiedział jak prawdziwy spiker- „ a
teraz Freya postrach złoczyńców”
Warknęłam co przyszło mi z łatwością.
-
uważaj wilczku bo odgryzę ci twój jędrny tyłeczek- powiedziałam niby w ostrzeżeniu
jednak wszyscy wiedzieli, ze jestem rozbawiona tak jak oni.
Max krzyknął jak mała dziewczynka i uciekł w towarzystwie naszego gromkiego
śmiechu. Kocham ich bo potrafią cieszyć się z maleńkich rzeczy i nawet najgorszą
sytuację obrócą w żart Wyszli zaraz po nim a jak zamknęłam oczy i zapadłam w lekki
sen bez snów
***************
-
pomożesz mi wreszcie!- zawołałam do Maxa
Stał oparty o swojego wielkiego jeepa i czekał na mnie. Ledwo udało mi się
zamknąć drzwi wejściowe. Miałam zapchane ręce. Farby pędzle i sztuczne owoce do
ekspozycji. Wielki stos chwiał się. Potknęłam się o stopień i bum!!!
-
wiedziałam- krzyknęłam płaczliwie- nie mogłeś ruszyć się szybciej? Co ja im teraz
zadam na lekcji. Pogniecione owoce?
Wszystko rozsypało się po schodach
-
ci twoi uczniowie powinni mi podziękować, że dzięki mnie nie będą musieli malować
czegoś tak nudnego- powiedział z uśmiechem i zabrał się do zbierania farb
- z powrote
m będziesz musiała zabrać się z Joelem- oznajmił wpatrzony w ziemie
- a niby to dlaczego?
-
dziś przyjeżdża rada i muszę pomóc Grace i Ryanowi przygotować dom- miał
posępną twarz jakby oczekiwał bardzo nie lubianych krewnych. O to jest ciekawe.
Skoro są tacy dobrzy i stoją na straży prawa to dlaczego Max ma tak nie ciekawą
minę. Kolejny punkt na mojej liście. Dowiedzieć się prawdy. O czym właściwie?
Zamiast wymieniać, powiem krótko! o wszystkim.
-
kompletnie o tym zapomniałam- wrzuciłam moje rzeczy na tylne siedzenie i
usiadłam z przodu- muszę się przygotować. Mam nadzieje, że zdążę? Jak myślisz?
~ 125 ~
Spojrzałam na Maxa.
-
oni przyjeżdżają na dziewiątą wieczorem. A ty kończysz o drugiej. Nie wmówisz
mi, że tyle czasu będziesz się malować?- dobrze wiedział, że zazwyczaj nie używam
kosmetyków
Przewróciłam oczami. Co dziwne wszyscy przy śniadaniu zachowywali się jakby
wczoraj nic się nie wydarzyło. Nie rozmawialiśmy o morderstwach, zaginięciach a
właściwie o niczym złym tylko o zwykłym normalny życiu.
- Max
dlaczego nic nie wspominaliście przy śniadaniu o wczorajszym incydencie?-
powiedziałam na jednym wydechu. Z reguły byłam bardzo ciekawska więc musiałam
spytać.
-
a o czym tu wielce gadać
-
jak to o czym? Kpisz sobie zemnie? Przecież skakałam po stole, rzucałam Joelem,
piłam krew, paliłam się- wyliczałam na palcach
-
każdemu zdarzają się chwile złości- powiedział spokojnie
-
mówisz tak jakbym tylko trochę się zdenerwowała i zamknęła się obrażona w
swoim pokoju. Jak prawdziwa nastolatka a nie jak wariatka!
Zakrztusił się próbując ukryć śmiech.
-
Freya my nie jesteśmy normalni!- teraz już śmiał się jawnie- zanim zamieszkałaś z
nami pokłóciłem się z Joelem o jakąś błahostkę. Najzabawniejsze jest to, że nawet
nie pamiętam o co poszło- pokręcił głową- mniejsza z tym, ważniejsze jest jak to się
skończyło. Otóż zdemolowaliśmy cały parter. Trzeba było nawet malować i kupić
kilka nowych mebli. Grace przez miesiąc żegnała się na mój widok i Joela prosząc
Boga aby więcej nie miała tyle sprzątania. Więc się nie przejmuj. Gdyby pominąć tą
smutną historię twoich rodziców- wyraźnie posmutniał- to…
- to???-
zniecierpliwiłam się
- t
o wyglądałaś naprawdę odlotowo- puścił mi oczko na co uderzyłam go pięścią w
twardy biceps
-
totalnie ci odbiło a pyzatym jesteś moim bratem- pogroziłam mu palcem jak
niesfornemu dziecku.
Od naszego biegu naprawdę się nim stał.
- niestety-
wyglądał na przybitego co totalnie do niego nie pasowało. I oboje
wybuchn
ęliśmy nie pohamowanym śmiechem zresztą jak zawsze gdy jesteśmy
razem.
Świat walił by się nam na głowę a on i tak znalazł by jakąś pozytywną rzecz z której
warto by był się śmiać. Mam nadzieję, że zawsze będzie obecny w moim życiu.
~ 126 ~
-
kocham cię braciszku- wyszeptałam
Jego ciemne oczy pojaśniały a po chwili zalśniły od łez
-
ja ciebie też siostrzyczko. Moi rodzice mnie nie chcieli- powiedział zduszonym
głosem- przy was czuję się jakbym miał prawdziwą rodzinę.
-
bo jesteśmy rodziną- potwierdziłam zapalczywie
-
a ty w szczególności. Jesteśmy stadem
-
tak jesteśmy
Może wspólna krew którą dzieliliśmy tak nas zbliżyła?
Weszliśmy do klasy. Max uparł się, że mi pomoże. Powiedział, że nie ma zamiaru
słuchać mojego jęczenia gdy znów wszystko mi spadnie. W klasie byli studenci. Na
nasz widok rozległy się gwizdy. Oboje przemilczeliśmy ich znaczenie. Max był w tak
dobrym humorze, że postanowił mnie zawstydzić na oczach wszystkich. Pocałował
mnie w policzek i powiedział stanowczo za głośno. Myślałam, że go zabije
- do zobaczenia w domu
. Przygotuję kolację.
Wyszedł szybko. Po moich policzkach rozlał się żar. Chrząknęłam przeczyszczając
gardło.
-
Dzień dobry- zaczęłam przygotowywać swoje płótno. Musiałam poprawić kilka
szczegółów i obraz będzie gotowy.
-
to pani chłopak- powiedziała rozmarzona Sara. Była zgrabną brunetką- masz
szczęście.
Na pierwszym spotka
niu poprosiłam ich aby mówili mi po imieniu. Niektórzy się do
tego stosowali inni nie. A pozostali mówili na przemian.
- nie!-
wpadła mi do głowy oczywista odpowiedz- to mój brat
Myślałam, że to utnie ten temat. Nie miałam tyle szczęścia.
- jest wolny?- s
pytała znów. Inne dziewczyny były równie zainteresowane jak ona.
Każdą zmierzyłam dokładnie. Zdziwiła mnie moja surowość. Wszystkie wydały mi się
pospolite mim
o urody. Miałam wrażenie, że są nie odpowiednie a po za tym nie
umiały by się odnaleźć w naszym świecie.
-
tak ma. Jest nawet zaręczony. A teraz zacznijmy już zajęcia- byłam już zirytowana.
-
co dziś malujemy?- spytał Emil, pulchny chłopak który naprawdę lubił moje zajęcia i
miał talent
~ 127 ~
-
miałam w planach owoce. Wskazałam stos na moim biurku- wszyscy chórem
stęknęli.- ponieważ miały mały wypadek w drodze na uczelnie więc namalujemy coś
innego-
szmer podekscytowania rozniósł się po klasie. No nie Max miał rację.
Usiadłam na wysokim krześle przy moim stelażu z płótnem- namalujcie coś co wam
się kojarzy z nadzieją. Może to być osoba którą dobrze wspominacie, przedmiot który
daje wam szczęście lub - podrapałam się drewnianym końcem pędzla w brodę-
cokolwiek-
powiedziałam po prostu- styl dowolny. Do dzieła.
- a pani co maluje-
spytał ktoś
-
swoją rodzinę- wzruszyłam ramionami
***********
Po lekcjach owijałam obraz szarym papierem. Ktoś zapukał. Wszedł Joel.
-
już- powiedziałam nim zdążył cokolwiek powiedzieć- tyko skończę.
Szelest papieru był jedynym dźwiękiem w pustej klasie.
- co to-
zaciekawił się
- obraz
- wiem, ale co jest na nim?
- zobaczysz w domu-
złapałam brzeg drewnianej ramy która szybko zniknęła z moich
rąk.
-
poniosę- zaoferował.
-
jak chcesz. Lepiej się pospieszmy. Ta rada przyjeżdża i nie wiem co mam włożyć
Nie zdziwiłam się widokiem złości i przygnębienia w jego oczach. Acha!!! On też nie
bardzo się cieszy.
*************
-jestem w salonie i czekam na was-
zawołałam
Joel stał trzymając obraz. Nie mógł się doczekać kiedy go rozpakujemy. Jak małe
dziecko w Boże Narodzenie.
Reszta wyszła z kuchni. Grace miał ręce usmarowane ciastem po same łokcie.
Piekła ciastka. Sądząc po pełnych ustach Maxa i Ryan pierwszą turę już skończyła.
-
mam dla was prezent. Mój obraz- wskazałam zawiniątko.
-
naprawdę?- spytał Ryan- to pierwszy jaki nam pokażesz- podszedł aby widzieć
lepiej
~ 128 ~
-
bo chciałam pokazać wam najlepszy
- rozpakuj go!-
pisnęła Grace.
Wszystkim udzieliło się zniecierpliwienie.
Powoli zaczęłam rozdzierać papier. Drobne papierki posypały się na parkiet większe
zwinęłam w kulkę i rzuciłam w kąt. W pokoju była cisza. Joel postawił obraz na
kanapie i stanął przednim. Przestępowałam z nogi na nogę. Trochę podenerwowana
spytałam
-
powiedzcie coś. Jak wam się podoba?
Wtedy zaczęli mówić jednocześnie.
-
piękny- Powiedziała Grace
- Masz talent dziewczyno-
pokiwał głową z uznaniem Max
-
jest taki realny. Jak żywy- zachwycał się Ryan
Joel milczał i wodził opuszkami palców po fakturze.
- powiesimy go
na tej ścianie- wskazał na tę z lewej strony okna- jest dobre światło. I
każdy będzie mógł się nim zachwycać gdy wejdzie.
Po tych słowach wybiegł z pokoju. Po kilku sekundach już wbijał gwóźdź w ścianę i
powiesił obraz.
Namalowałam swoją rodzinę. Wszyscy stali zafascynowani.
Max był w postaci śnieżnego wilka. Był w pozycji warującego psa. Kucałam obok
ni
ego mając ręce ciasno owinięte w około jego puszystej szyi. Miałam na sobie
zwiewną białą sukienkę dla podkreślenia naszej zażyłości w stadzie. Bezwstydnie
namalowałam swoje oczy takie jak wczoraj. Piwne z pionowymi rtęciowymi kreskami.
Teraz wydawały mi się pięknie. Joel w ciemnym garniturze i granatowej atłasowej
koszuli trzymał dłoń na moim ramieniu i spoglądał na mnie i Maxa z uśmiechem.
Bałam się jego reakcji na ten widok. Chyba mu się spodobał ponieważ na jego
słodkie wargi rozciągnął się uśmiech. Wypuściłam powietrze z ulgi. Ryan również
miał na sobie garnitur i trzymał rękę za plecami wampira w braterskim geście. Grace
stała z drugiej strony wilka i drapała go za uchem. Staliśmy na śniegu w zimowym
ogrodzie
koło fontanny. Kwitnące kwiaty były surrealistyczne. W zachodzącym
świetle migotały płatki śniegu.
Wszyscy w pokoju westchnęli gdy poruszyły się naprawdę. Obraz był spowity magia
mojego talentu.
~ 129 ~
Rozdział 22
Siedziałam z Maxem na ostatnim stopniu schodów czekając na gości. Joel poszedł
do siebie a Ryan?
właściwie nie wiedziałam co robił.
Max szturchnął mnie w bok.
-
jak Joel i Ryan cię zobaczą to padną. Mówię ci musisz częściej się tak ubierać-
dotknął mojego buta- miałem rację co do nich. A nie chciałaś ich kupić
-
mam nadzieję, że nie wzbudzę aż takich sensacji.
-
są pewnie ciekawi kogo Ryan znów przygarnął
Miał na myśli Rade Mroku
- super-
powiedziałam niepocieszona
-
nie martw się pewnie szybko się zmyją. Tylko sprawdzą co u nas, trochę
ponarzekają i pójdą
Rozległ się dzwonek do drzwi. Ryan wypadł z kuchni jak strzała i pognał przywitać
gości. Dobiegł nas szmer rozmów. Po chwili weszli. Za Ryanem szedł wysoki
mężczyzna. Miał około czterdziestki i silną budowę. Był nawet przystojny pomimo
siwiejących włosów.
- to Robert Drebin, przewodni
czący rady. Jest bardzo silnym magiem.- relacjonował
Max-
a do tego sto dwadzieścia lat.
-
jak to? Myślałam że czarodzieje żyją normalnie. Tak jak ludzie
-
bo tak jest, ale ten facet ma obsesję nieśmiertelności. Opracował zaklęcie na
przedłużenie wieku ale nie umie zatrzymać starzenia całkowicie, tak jak babcia
Ryana.
Za nim szłam młoda dziewczyna. Zniewalająco piękna. Alabastrowa cera, czarne
dłubie włosy sięgały do pasa. Poruszała się zwinnie. Mała czarna przylegała do jej
ciała jak druga skóra. Na jej widok można dostać kompleksów.
-
Brook Winger, wampirzyca, niezbyt miła. Zajmuje drugie miejsce w radzie
Teraz już wiedziałam dlaczego jej ruchy są takie sprężyste. To zaleta wampirycznych
zdolności.
-
a ten wielki za nią to wilkołak. Seth Hiler. Nie dosyć, że zajmuje trzecie miejsce to
ma własne stado. Wielkie i potężne- nutka zazdrości wkradła się do głosu Maxa
-
reszta za nimi to tak jakby ława sędziowska. Jest ich dziewięciu i głosują w sprawie
podjęcia jakieś decyzji ale to ta trójka- skinął na czarodzieja, wampirzyce i wilkołaka-
podejmują ostateczną decyzję.
~ 130 ~
Ryan nas dostrzegł i przywołał ręką. Ze zrezygnowanymi minami poczłapaliśmy do
nich.
Zbliżyłam się i stanęłam prosto przed nimi.
-
to jest Freya. Zamieszkała z nami nie dawno i pomaga nam w śledztwie-
przedstawił mnie Ryan
-
miło mi poznać- powiedziałam i podałam Robertowi dłoń. Uściskał ją mocno. Nie
spodobało mi się to.
Mierzył mnie czujnym spojrzeniem od którego się wzdrygnęłam. Ten mężczyzna
wydał mi się oślizgły.
-
mnie również. Jestem Robert Drebin. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze
współpracować.- mówił twardym głosem. Zero emocji i te czujne ciemne oczy.
Czułam przepływ energii w moich żyłach tak jakby chciała mnie chronić. Wyrwałam
dłoń którą wciąż trzymał i uśmiechnęłam się niewinne.
-
na pewno tak będzie. Robicie tyle dobrego. Chronicie ludzi przed złem za co jestem
wam wdzięczna.
Skinął mi głową. Pozostali również się przedstawili ale nikomu więcej nie podałam
ręki. Ta którą trzymał Robert mrowiła mnie i miałam ochotę ją umyć. Goście rozeszli
się po salonie. Grace tyle się napiekła a nikt nie jadł, dlatego z Maxem
postanowiliśmy poprawić jej humor i nadrabialiśmy za wszystkich. Jadłam muf inkę
kiedy Joel pojawił się tuż obok
Patrzył na mnie z uznaniem w oczach. Sukienka leżała idealnie. Podkreślała moją
szczupłą sylwetkę. Na plecach było wycięcie prawie do pośladków. Materiał był
lejący i delikatny. Sukienka kończyła się za kolanem ale i tak moje nogi w szpilkach
wydawały się dłuższe niż zawsze. Przełknął ślinę.
-
przegapiłem coś?
- kompletnie nic-
wzruszyłam ramionami- totalna nuda
Po drugiej stronie pokoju rozległy się podniesione głosy. Ryan gestykulował żywo.
Spojrzeliśmy po sobie i unieśliśmy w zdziwieniu brwi.
-
chyba jednak coś się dzieje- powiedział niechętnie Joel
Stanęliśmy koło dyskutującej grupy.
-
co cię tak wkurzyło?- spytałam Ryana
Był zarumieniony ze złości. Rozluźnił gniewnie krawat pod szyją i zmrużył oczy.
-
wczoraj zaginęła kolejna dziewczyna a oni nie raczyli nas o tym poinformować
-
to już nie jest wasza sprawa. Teraz my rozwiążemy ten problem- odciął się Robert
~ 131 ~
-
zajmowaliśmy się nią od samego początki i chcemy ją rozwiązać- upierał się Ryan
-
wyraziłem się jasno- ton głosu przewodniczącego rady był stanowczy.
-
nie zapomnijcie, że to dzięki nam dowiedzieliście się o udziale Grigorija- włączyłam
się do rozmowy- mamy prawo do udziału w śledztwie
Nie miałam najmniejszego zamiaru tak po prostu zrezygnować i nie poznać prawdy.
Wyprostował się. Był wyższy niż początkowo sądziłam
- jestem tu szefem i powtarzam ostatni raz-
podniósł głos- nie mieszajcie się do tego!
Macie tymczasowy urlop i lepiej skupcie się na jej zdolnościach- wskazał na mnie.
Krew w moich żyłach zamarzła. Skąd on cokolwiek o mnie wie?
-
ten rytuał jest bardzo interesujący. Jeszcze mi nie złożyłeś szczegółowego
sprawozdana o tym jak on przeb
iegał. To może się nam przydać.- zwrócił się do
Ryana
Mag miał nieodgadnioną minę. Nadal był zły ale na te słowa trochę spasował
-
kartka na której był zapisany została objęta czarem. Moja babka była bardzo
zapo
biegawcza odnośnie ujawniana jej tajemnic. Po wszystkim spłonęła- odparł
spokojnie
Widziałam jak w Robercie kotłuje się złość. Byłam zła na Ryana, że zdradził im moje
tajemnice. Mimo wszystko dobrze to rozegrał. Wątpiłam w jego historyjkę o kartce.
Po pro
stu nie chciał dać mu taj wiedzy. Być może bał się, że mogłoby powstać więcej
takich jak ja?
-
nie obchodzi mnie jak to zrobisz ale masz odzyskać zaklęcie. To jest bardzo ważne.
-
nie pamiętam dokładnie. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Freya była ranna i
baliśmy się, że ją stracimy, nie miałem czasu skupiać się na szczegółach a do tego
Anna najwidoczniej uznała, że można użyć go tylko raz.
Powiedział to ciut złośliwie za co chciałam poklepać go w ramie i pogratulować.
-
twoja babka była szalona i zachowywała sekrety dla siebie, nie umiała się dzielić z
innymi tym co miała. Mogła wiele wnieść do naszej wiedzy magicznej. A jedyne co
zrobiła to się ukryła- grzmiał czarodziej
Zaśmiałam się cichutko co zwróciło jego uwagę.
-
masz coś do dodania!
- szalona czy nie,
była potężniejsza od was i może słusznie coś przed wami
ukrywała. Pewnie bała się, że ją wykorzystacie?
~ 132 ~
Mogłam lepiej się nie odzywać. Robert poczerwieniał jak burak.
- to niesubordynacja!
-
nie zauważyłam żebyśmy byli w wojsku, może mam ci jeszcze salutować?- Joel
złapał moją dłoń i ścisnął ostrzegawczo.
-
wiesz co by się stało gdyby wszyscy postępowali tak jak ty?- nie odpowiedziałam-
panował by chaos. Takie zaginięcia jak te zdarzały by się nagminnie. Morderstwa i
stos
owanie zakazanych zaklęć były by na porządku dziennym.
Co dziwne
jakoś mnie nie przekonał.
-
przypuśćmy, że masz racje- spasowałam- ale po tym wszystkim, jesteś nam winien
jakie
kolwiek wyjaśnienia. Wiesz po co im te dziewczyny?
Był wyraźnie zły i chyba miał ochotę mnie uderzyć. Coś w jego wzroku mi o tym
mówiło najwidoczniej nie tylko mi. Joel za moimi plecami warknął.
Teraz nie tylko mnie przyszpilał wzrokiem ale i Joela. Uważał się za lepszego a my
byliśmy malutkimi robaczkami które z chęcią by rozdeptał.
-
uważaj co robisz bo twoja kara maże się pogorszyć- o jakiej karze mówili nie
miałam zielonego pojęcia. Musiało być coś na rzeczy bo Joel skinął poważnie głową
Robertowi i puścił moją rękę- a do twojej wiadomości- wytknął mnie palcem- z
tajnego źródła wiemy, że Grigorij tworzy nowe wampiry.
Ulala!!! Kłamać to on umie ale nie kogoś takiego jak ja. Mój wewnętrzny radar
piszczal głośno, a nad tym podejrzanym Robertem widniał czerwony napis Oszust!!!!
Może przesadziłam z tym napisem ale kłamcą to on jest na pewno. Otwierałam już
ust ki
edy Joel szepnął mi do ucha
-
proszę cie milcz!- był podenerwowany tak bardzo, że posłuchałam go
-
jeśli to koniec twoich pytań przejdźmy do innych spraw. I zapamiętaj na przyszłość,
jeśli następnym razem tak się zachowasz staniesz przed radą i zostaniesz skazana
za obrazę najważniejszego w radzie, a wyrok będzie surowy. Jasne?
-
jak słońce- powiedziałam miło
Poprawił swoją marynarkę i chrząknął.
-
Ryan musisz wychować ją lepiej. a teraz przejdźmy do twojego gabinetu.
Co za chamski facet. Co on sobie myśli, ze jestem psem którego można
wytre
sować? Max i Joel stali po moich bokach jak ochroniarze. Tylko nie wiedziałam
czy chronią mnie przed nim czy Roberta przede mną. Z westchnieniem podeszłam
do stołu i już miałam chwycić kolejną mufinkę kiedy ktoś do mnie zagadał
~ 133 ~
- w jednym raporcie R
yan wspomniał, że biegasz z tym wygnanym wilkołakiem po
lesie-
mówił o nim z pogardą
Spędziłam z tymi ludźmi może z dwadzieścia minut i już miałam ich dość.
- co ci do tego?-
burknęłam
-
po prostu chcę cie lepiej poznać. Ryan był bardzo zdawkowy w swoich raportach i
nie wspomniał jaka jesteś ładna.
Nie miałam ochoty na rozmowę z nim dlatego milczałam z nadzieją, że zaraz sobie
pójdzie. Nadzieja matką głupich
-
mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia- przybliżył się do mnie o krok
- niby to jako-
powiedziałam znudzona
Był wyraźnie zirytowany moją obojętnością
-
jestem Alfą najbardziej liczącego się stada w stanach. Szukam partnerki. Ty jesteś
idealną kandydatką. Walczyłaś sama z Grigorijem. To wielki wyczyn. Moje wilki
za
akceptują, że nie wybiorę żadnego z nich. Liczą się z moim zdaniem- powiedział z
dumą- umiesz biegać po lesie jak prawdziwy wilkołak. Jesteś bardzo seksowna i
odpowiednia do urodzenia moich dzieci.
Mam trzydzieści cztery lata- wilkołaki
starzeją się inaczej niż ludzie i wyglądał na dwadzieścia pięć. Był przystojny ale nie w
moim typie-
Muszę zatroszczyć się o potomka
Nie mogłam się opanować i śmiałam się w głos tak długo, że rozbolał mnie brzuch.
Ci ludzie są przerażający. Jeden grozi mi wyrokiem z obrazę przewodniczącego rady
a drugi składa mi oferty matrymonialne.
- nie wiem co c
ię w tym tak bawi- oburzył się Seth- zanim przedstawię cie moim
ludziom musisz przejść szkołę dobrego wychowania. Musisz nauczyć się szacunku
-
po pierwsze szanuje ludzi którzy na to zasługują a po drugie nie będziesz mnie
nikomu przedstawiać. Nie mam zamiaru zostać twoja samica rozpłodową.
-
żadna normalna dziewczyna nie odrzuciła by mojej propozycji- obnażył zęby jak
zwierze. Max nigdy się tak nie zachowywał. Wilkołakiem był na dworze a w domu
człowiekiem. Wiadomo, że czasami są wyjątki jednak bardzo się starał aby
zachować równowagę. Seth prawdopodobnie częściej przebywał w ciele wilka skoro
w takich błahych momentach przejmuje nad nim kontrole wilkołak.
-
co ty możesz wiedzieć o normalności w tak nienormalnym świecie w którym
przystało nam żyć?
W tym momencie dostrzegłam Joela. Stał przy oknie tarasowym. Patrzył na nas
gniewnie. Nikt
z takiej odległości nic by nie usłyszał ale wampir wychwycił każde
słowo.
~ 134 ~
-
nie możesz odrzucić takiej oferty- przekonywał Seth- miałabyś stado
-
ja już mam swoje.
- niby ty i ten wygnaniec-
szydził- nic nie osiągnie. Jest wybrykiem natury wśród nas.
Nikt nie ma takiego futra. To odmieniec
Nie pozwolę mu tak mówić o nas. Moc we mnie wrzała i chciała wydostać się na
zewnątrz.
-
przyjechaliście tu tylko po to aby nas obrażać? Max jest wspaniały i lepszy niż wy
wszyscy razem wzięci. – powiodłam dłonią po otoczeniu- odbieracie nam śledztwo i
traktujecie jak robactwo. Macie się za lepszych od nas.
Jego długie palce owinęły się na moim przegubie. Moja ręka pulsowała. Uścisk był
za silny.
Robiłam wszystko aby go nie porazić. Zyskała bym na wartości. Chcieli by
mnie wykorzystać.
-
jesteśmy lepsi dlatego to my tworzymy Radę Mroku. Mam nadzieję, że Robert cie
skarze!
– był bezwzględny, moja odmowa upokorzyła go
Joel widząc to ruszył w moją stronę. Morderczy wyraz jego błękitno zimnych oczu nie
wróżył nic dobrego. Powoli zbliżał się do nas. Dłonie zacisnął w pięści i miał zamiar
ich użyć.
- och koga j
a tu widzę, czyżby nasza mała koleżanka źle się zachowywała?-
dźwięczny głos rozległ się koło mnie. Była to ta wampirzyca. Brook.
-
ustalaliśmy szczegóły naszego powiązania- odparł Seth
-
mam dość tej całej rozmowy. Moja odpowiedz brzmi nie. Więcej do tego nie wracaj
Seth.
– myślałam tylko o tym aby Joel nie podchodził i nie zrobił nic głupiego.
Brook bawiła się całą tą sytuacją. Była piękna i dobrze o tym wiedziała. Pewność
siebie biła od niej na kilometr.
-
to chyba ma coś wspólnego z Joelem.- zwróciliśmy się w jego stronę. Brook
założyła ręce na piersi. po chwili jedną podniosła do podbródka. Zmarszczyła malutki
nosek. Intensyw
nie nad czymś myślała.- zobacz Seth jak on na nią patrzy. Kocha ją-
powiedziała tak po prostu- szkoda tylko, że przez następnych dwadzieścia lat nic z
tego nie wyjdzie.
Rzuciłam jej szybkie nic nie rozumiejące spojrzenie.
- o co ci do cholery chodzi?
-
i do tego tak nie ładnie mówi. To nie przystoi damie
-
Mów co masz do powiedzenia i idźcie stąd już.
~ 135 ~
Moja
bezczelność nie rozproszyła jej
-
nie chcesz wiedzieć za co został skazany?- nie czekała na moją odpowiedz- otóż
zabił swojego brata- sok był widoczny w mojej postawi. To ją ucieszyło. Zachichotała
bezczelnie.
Miałam wrażenie, ze ktoś walnął mnie cegłą w głowę. Przetwarzałam jej słowa
bardzo szczegółowo. Zabił brata. Zabił brata. Zabił brata słowa te płynęły w moich
myślach nie przerwanie. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie Joela mordującego
kogokolwiek, pomimo jego
nerwowość. Był w prawdzie wampirem. Nie wiem jak
zachowują się zaraz po przemianie. Może dopada go głód krwi?
Na jej słowa tęczówki Joela zmieniły barwę na rtęciową. Brook wydała dźwięk
zadowolenia
. Miałam w sobie tyle energii, że wystarczyło by ją dotknąć by padła
sparaliżowana na ziemię. Jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.
Błagam cie zostań na miejscu. Nigdy nie myślałam bardziej intensywnie niż teraz. W
głowie czułam przeciągły pisk.
Co?
Joel stanął na środku pokoju i rozszerzył oczy w szoku.
Joel?
Powiedziałam bezgłośnie
Jak ty to zrobiłaś? Nie słyszę jak mówisz a jednak mam cię w głowie
-
jak mogłaś odrzucić Setha. To Joel zamordował członka swojej rodziny
Mój wampir zbladł jak ściana. Jego smutek łamał mi serce. Nie potrafiłam wyobrazić
sobie jak ręce Joela spływają krwią. Brook wypowiadał słowa wierząc w nie. Skoro
ona w nie wierzyła a ja wyczuwałam prawdę w nich czy mogło okazać się
kłamstwem? Czyżby mój nowo odkryty radar prawdomówności zawodził?
-
jest tak jakby na okresie próbnym. Kiedy rada go złapała po tym co zrobił nie
wiedzieć czemu Ryan wstawił się za nim. Przez czterdzieści lat ma zakaz bliskich
kontaktów z ciepłokrwistymi jeśli złamie ten zakaz zostanie stracony. Kontakt z innym
wampirem jest dopuszczalny. Będąc ze mną nic by mu nie groziło. Nie przeszkadza
mi, że jest bratobójcą.
Zabije
ją. Wysłał mi w myślach Joel
Stój gdzie stoisz a najlepiej wyjdź. Nie widzisz co ona robi? Prowokuje nas! Nie wiem
co w ten sposób chce osiągnąć ale nie dajmy im tej satysfakcji. Odpuść! Nie chcę
aby coś ci się stało. Nie chcę cie stracić.
Jak możesz tak mówić po tym jak dowiedziałaś się, że zabiłem swojego brata?
Spytał z nie dowierzaniem.
Och Joelu,
miłość jest ślepa. Musimy sobie wiele wyjaśnić ale to nie czas ani
miejsce.
~ 136 ~
Joel wyglądał jakby przestał słuchać od momentu kiedy powiedziałam o miłości. Z
tymi
czarnymi włosami i oczami tak szczerymi, że musiałam zaczerpnąć powietrza.
Joel mnie kochał tak jak powiedziała Brook. Nie ukrywał tego. Oczy zdradzały jego
uczucia, wielkie, szczere i pełne miłości
Nie mam w zwyczaju uciekać, ani pozwolić komukolwiek traktować cię w ten sposób
Proszę. Jak sobie pójdą porozmawiamy i coś wymyślimy
Jego ramiona opadły. Była to dla niego trudna decyzja. Doskonały wojowniki dziś
musiał się poddać. Pomimo poczucia porażki odszedł z wysoko uniesioną głową
Będę nie Daleko, jeśli staną się napastliwi nie odpuszczę.
Wierzyłam mu, dlatego trzeba skończyć rozmowę z Brook jak najszybciej.
-
dziwne, że tak szybko poszedł. Miałam nadzieję na jego towarzystwo dziś
wieczorem-
chciała go uwieść i tak bezceremonialnie mi o tym mówiła. Z
przyjemnością wydrapałabym jej oczy albo poraziła jedna z moich błyskawic
-
on nigdy by z tobą nie był- powiedziałam zamiast przechodzić do rękoczynów- nie
przepada za lud
źmi bez serc. Czerpiesz przyjemność z ranienia mnie tak jaki i jego.
Twoja ładna buzia nie sprawi, że zapomni o tym jaką suką jesteś
Lekki rumieniec spowił jej alabastrowe policzki. Miała teraz wampirze oczy.
Dostrzegłam wystające kły z pomiędzy lekko uchylonych warg. Seth stanął między
nami. Twarzą był zwrócony do wampirzycy
- Robert
będzie zły jeśli coś pójdzie nie po jego myśli. Nie bój się, jeszcze będziesz
miała okazję na połamanie jej kości w czym z przyjemnością ci pomogę.
Był równie okrutny jak ona. Nie pasowali mi do osób dla których ważne jest
bezpieczeństwo ludzi. Ktoś kto ma w planach znęcanie się nad kimś nie ściga
przestępców, raczej sam jest jednym z nich.
-
a teraz ładnie się pożegnamy z Freyą. – odwrócili się do mnie i powiedzieli miło-
miło nam było cię poznać.
Podali mi swoje dłonie. Zignorowałam je.
- a mnie nie. L
iczę, że nigdy więcej się nie spotkamy. Krzyż na drogę- nakreśliłam
znak krzyża w powietrzu.
Max siedział na tym samy stopniu, który zajmowaliśmy zanim przyszli ci ludzie. Po
paru krokach dosłyszałam strzępki rozmowy Brook i Setha
- Musimy jak najszybcie
j sprowadzić go na ziemie.- powiedział wilk
-
wtedy ta mała pożałuje. – to była obietnica która nie wróżyła nic dobrego. Brook
była bardzo okrutna
~ 137 ~
Zmarszczyłam brwi i usiadłam koło Maxa. Bez słowa mnie objął. Kilka następnych
godzin było koszmarne. Ludzie rozmawiali w małych grupkach. Ryan do niektórych
podchodził i zapewniał swoje towarzystwo. Byłam zmęczona samą ich obecnością.
Razem z Maxem snuliśmy się po domu jak duch unikając ich. Joel wrócił do domu
kiedy rada zaczęła wychodzić, po ostatnim gościu opadł na kanapę, Max zrobił to
samo. Ryan dołączył do nich. Był zmęczony.
- nie wiem kim byli ci ludzie.-
stałam nad nimi i mówiłam zrezygnowanym głosem-
wiem jednak na pewno, że nie leży im na sercu dobro tych zaginionych dziewczyn.
Jak możecie dla nich pracować i jak to możliwe, że to oni sprawują władze wśród
magicznych? To jest kompletnie nie dorzeczne.
Max miał zdezorientowaną minę. Joel był na nich zły. Wiedziałam, że nie ukrywa nic
na ich temat bo nic nie wiedział w przeciwieństwie do Ryana.
- masz c
oś nam do powiedzenia? – spytałam go
Zaprzeczył ruchem głowy. Przeczesałam dłonią swoje jasne włosy. Zanim wyszłam
zwróciłam się jeszcze raz do niego
-
Mam nadzieje, że wiesz jak bardzo ci ludzie są źli.
-wiem-
wyszeptał
Nikt się nie odezwał więcej i każdy poszedł w swoja stronę.
~ 138 ~
Rozdział 23
Leżałam z otwartymi oczami na łóżku. Co chwila spoglądałam na zegarek na
nocnym stoliku. Myślałam o minionym półroczu. Byłam szczęśliwa mieszkając tutaj.
Pokochałam tych ludzi a oni mnie. Staliśmy się rodziną. Więc jak w prawdziwej
rodzinie miałam zamiar poszperać w rzeczach innego domownika. Zegar wybił 3.00.
cóż nikt nie chciał mi nic powiedzieć to trzeba samemu sobie poradzić. Wstałam,
wciąż miałam na sobie sukienkę, zdjęłam tylko buty. Wyszłam ostrożnie na korytarz.
Nie dochodziły mnie żadne dźwięki. Byle wszyscy spali, proszę. Doszłam na palcach
do schodów. Stanęłam na pierwszym stopniu. Głośne skrzypnięcie rozległo się w
całym domu. Instynktowni stanęłam w bezruchu. Dlaczego zawsze gdy trzeba się
sk
radać, wszystko skrzypi? Zrobiłam następny powolny delikatny ruch. Zaklęłam w
myślach okropnie. Zanim dojdę na dół wszyscy się obudzą przez ten okropny hałas.
Pozostało ponad dwadzieścia stopni. Stanowczo za dużo. Spojrzałam za balustradę.
Trzy metry w dół. Bez zastanowienia złapałam poręcz. Wybiłam się i przeskoczyłam.
Wylądowałam bezgłośnie na parkiecie. Pomknęłam w głąb korytarza. Ryan nigdy
nie zakluczył swojego gabinetu. Dziś nie zrobił wyjątku. Położyłam dłoń na złotej
klamce wielkich drewnianych dr
zwi. Cały dom był utrzymany w nowoczesnym stylu
oprócz tego gabinetu i prowadzących do niego drzwi. Nacisnęłam i z ulgą
wypuściłam powietrze które wstrzymywałam gdy usłyszałam ciche kliknięcie.
Zapaliłam lampkę na biurku i rozejrzałam się. Dotarłam tutaj i nikt mnie nie przyłapał.
Byłam tak skupiona żeby nie robić hałasu, że nie zastanowiłam się nad tym, czego
powinnam szukać. Przejrzałam wszystkie książki na pułkach. Połowy nie
rozumiałam. Były napisane starym językiem. Druga połowa była naukowa. Nic
przyd
atnego. Zaczęłam grzebać w szufladach biurka. Długopisy, kartki ,notesiki.
Usiadłam na fotelu. Gdzie można ukryć coś ważnego? Podczas mojej ceremonii
zauważyłam magiczną skrytkę. Wiedziałam, że był w niej tylko sztylet. Po prawej stał
przeszklony sekretarz
yk. Ryan umieścił w nim zioła narzędzia do różnych zaklęć.
Otworzyła dwu skrzydłowe drzwi. Kępki ziół wisiały u samej góry. Na następnej półce
stały rozmaitego rodzaju miseczki, szklane, gliniane i kamienne. Poniżej stała księga
zaklęć. Przewertowałam strony i nic. Wiedziałam, że Ryan coś ukrywa i tak łatwo nie
odpuszczę, coś musze tu znaleźć. Opuszkami palców badałam półki. Kiedy doszłam
do środkowej, zauważyłam małe wyżłobienie na brzegu. Półka ta była grubsza niż
pozostałe. Ozdobna listewka na brzegu poruszyła się pod moim dotykiem. Pomimo
podekscytowania starałam się ostrożnie ją zdjąć. Nie wiele mi to zajęło. Po jednym
stanowczym szarpnięciu ustąpiła. Bingo! Kawałek drewna zasłaniał wąską szczelinę.
Zajrzałam do niej i znalazłam kopertę. Wyciągnęłam ją. Była pożółkła ze starości.
Delikatnie otwarłam sztywną kopertę. Wyciągnęłam dwie kartki. Miały poszarpany
brzeg. Musiały zostać wyrwane z jakieś książki. Znowu usiadłam na fotelu za
biurkiem. Podsunęłam pierwszą kartkę pod lampkę abym mogła lepiej wiedzieć.
~ 139 ~
"... O jakże spadłeś z nieba, ty gwiazdo jasna, synu jutrzenki ! Powołany jesteś na ziemię,
pogromco narodów. A przecież to ty mówiłeś w swoim sercu, wstąpię na niebiosa, swój tron
wyniosę ponad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad na najdalszej północy. Wstąpię na
szczyt obłoków i zrównam się z Najwyższym. A oto strącony jesteś do krainy zmarłych, na
samo dno przepaści... "
Przeczytałam te słowa z dziesięć razy nic nie rozumiejąc. Nie jestem praktykującą
katoliczką ale ten ustęp musiał pochodzić z biblii. Odłożyłam kartkę na bok i
zaczęłam czytać drugą z nadzieją, że coś zrozumiem.
Anglia 16.09.1613r
Nie mogę pisać otwarcie z powodów otaczających mnie podglądaczy. Postąpiłam źle i
nie wybaczalnie. Wypowiedziałam zakazane zaklęcie i zyskałam nieśmiertelność dla siebie i
wszystkich moich potomków. Tylko ja mogłam powstrzymać zło. W swoim stanie nie chciałam
ryzykować. Musiałam być silniejsza. Nie miałam pojęcia jakie przyniesie to konsekwencje.
Zabili Christophera. Byliśmy małżonkami niespełna cztery miesiące. Szczęście sprawiło, że
zdążył zasiać we mnie nowe życie. Nie wiem czy zdołam nacieszyć się moim synkiem.
Wiecznie mnie ścigają. Zazdrość odbiera im rozum. Nie dosyć, że jestem jedyną kobietą
obdarzoną magią, to jest ona potężniejsza niż w kimkolwiek wcześniej. Grupa magicznych
próbowała sprowadzić na ziemię Niosącego Światło. Powstrzymałam ich. Ryan, z wizji której
doznałam wiem, że przeczytasz to. W twoich czasach ten koszmar powróci. Jeśli On postawi
nogę na ziemi świat pogrąży się w ciemności i spłynie krwią. Twoją nadzieją jest młoda
kobieta. Przygotowałam zaklęcie. Będziesz wiedział kiedy go użyć. Serce ci powie. Zdolności
jakie posiądzie pozwolą jej walczyć. To niezwykła istota podobna do mnie. Kobieta z magią,
nie tak rozwinięta jak moja. Zaklęcie ją wzmocni tak jak mnie. Nie zadziała na nikim innym.
Ta dziewczyna umie czytać czas tylko musi to zaakceptować. Drogi wnuku musisz zaufać
swoim przyjaciołom, oni ci pomogą. Ja byłam sama i choć udało mi się zapobiec przywołania
Gwiazdy Poranka nie pomogłam magicznym którzy żyją w twardych i okrutnych prawach
mroku. Ukochany wnuku, waszym zadanie jest również obrona zwykłych ludzi, którzy staną
się karmą i narzędziem w tej wojnie.
Ps. Żałuję, że nie mogłam cie poznać. Jednak wiem, że masz dobre serce i to napawa mnie
radością.
Kochająca babka Anna
Byłam z nią gdy pisała ten list. Ryan jest do niej bardzo podobny ten sam kolor
włosów i odcień skóry. Tylko oczy Ryana wydawały się bardziej radosne. Co ta
kobieta musiała przeżyć? Słabe światło świecy oświetlało starą izbę. Ręka jej drżał
~ 140 ~
gdy pisała. Rozglądała się nerwowo po otoczeniu, szukając zagrożenia w mroku.
Drugą ręką głaskała brzuch. Długa szram szpeciła jej rumiany policzek
- co widzisz?-
z wizji wyrwał mnie spokojny głos Ryan
Nie zdziwiłam się jego widokiem. Przebrał się w dżinsy i szarą koszulkę. Podszedł i
zajął miejsce naprzeciwko mnie. Nie wyglądał na złego, ze szperam w jego rzeczach
-
jak Anna pisała ten list.
-
niezwykłe. Jak ona wyglądała?
-
jesteście podobni do siebie- powiedziała ogólnie i spojrzałam na niego – o co tu
chodzi. Nic z tego nie rozumiem. Powiedz prawdę i o kim Anna pisała w liście?
- o Lucyferze
Zaśmiałam się
-
daj spokój, nie wierzę w szatana
-
Lucyfer nie jest szatanem, jest wyższy rangą. Pierwszy anioł. Zbuntował się Bogu.
Nie pochwalał stworzenia człowieka na idealny obraz. Nakłonił inne anioły do buntu i
w niebie wybuchła wojna. Michael i Gabriel złapali go w jaskini w której się ukrył i
strącili do otchłani. Mówiono na niego „ ten który niesie światło” ironia prawda? Biblia
uważa go za stwórcę zła. Ale nie jest szatanem. To określenie innego upadłego
anioła, Satanela.
Ryan mówił spokojnie i poważnie. Ze zgrozą wyczułam w tych słowach prawdę.
-
ty mówisz na serio- wyszeptałam- a ten ustęp- wskazałam na pierwszą z kartek-
jest z biblii, prawda?
- tak to K. Izajasza 14:12-15
- nadal nic nie rozumiem
-
Rada mroku chce przywołać na ziemie Lucyfera. Mają zamiar się ujawnić. Wiedzą,
że ludzka technologia jest teraz bardzo dobrze rozwinięta i może nam zagrażać.
Ludzi jest więcej. Rada chce zawładnąć światem a do tego potrzebna im pomoc
Lucyfe
ra. Chcą złożyć w ofierze trzy dziewczyny. Miałem zamiar odnaleźć je zanim
im się to uda, bo jeśli nie, to….- zamilkł a ja ukryła głowę w dłoniach i wyszeptałam
-
świat pogrąży się w ciemności i spłynie krwią a ludzie staną się karmą. Tak
napisała Anna. Wiedziała co się stanie- spojrzałam w jego zielone oczy z wyrzutem-
dlaczego nic nie powiedziałeś. Anna kazała ci zaufać przyjaciołom. Chyba, że nimi
nie jesteśmy.- wstrząsnęły go moje słowa.
~ 141 ~
-
nie mów tak. Kocham was i dla tego starałem się was chronić. Nie pochwalam
postępowania Rady. Kłamią i wydają za surowe wyroki. Dla zmylenia innych
magicznych pomagają łapać przestępców ale w gruncie rzeczy sami nimi są.
- R
yan wiedziałeś od samego początku, że mam wizję?- Anna wspomniała w liście o
młodej kobiecie. Wiedziałam, że miała na myśli mnie
-
wiedziałem jedynie, że to o ciebie chodziło mojej babce. Gdy tylko cię zobaczyłem,
wiedziałem- spuścił oczy- A jeśli chodzi o wizje zorientowałem się gdy robiliśmy
zakupy w sklepie
. Zobaczyłaś coś po dotknięciu tego pluszaka. – skinęłam głową
-
czy Joel i Max wiedzą o radzie?
-
Max żyje w błogiej nieświadomości. Joel wie, że oni nie są tacy dobrzy jak wszyscy
myślą, ale nie wie o Lucyferze.
-
ja powiem Joelowi a ty Maxowi i Grace. Powinni wiedzieć i musimy coś z tym
zrobić.
Ciężko było mi uwierzyć w Lucyfera i koniec świata. Ale widziałam magię, miałam ją
w sobie. Biegałam po lesie z wilkiem i kochałam wampira. A do tego widziałam
babkę Ryana.
Wstałam od biurka. Ryan również
-
Freya nie powinienem tego ukrywać przed wami. Nie chciałem żeby coś wam
groziło w szczególności tobie. Wiem, że nie czujesz tego co ja. Wiedz jednak, że nie
zrobiłbym niczego co mogło by ci zaszkodzić- tłumaczył zapalczywie
Ryan na początku naszej znajomości okazywał mi otwarcie soje zainteresowanie. Po
upływie kilku tygodni zauważył, że zbliżyłam się z Joelem. Po mimo naszych ciągłych
kłótni było widać jak ciągniemy do siebie. Ryan to wspaniały chłopak i było mi
smutno, że nie mogłam odwzajemnić jego uczuć.
-
Ryan nie mam do ciebie pretensji ale teraz nie możemy ukrywać przed sobą takich
rzeczy. Nie jestem taka słaba jak wszystkim się wydaje. Jeśli połączymy nasze siły
pokonamy ich.
– przełknęłam ślinę- jesteś dla mnie ważny- nutka nadziei
zakiełkowała w jego oczach. Byłam na siebie zła, że musiałam ją zdusić- ale nie w
ten sposób. Jak kocham Joela. A to co ty do mnie czujesz, to może jest znak o
którym pisała Anna. Abyś wiedział kogo szukać
Bałam się jak to przyjmie ale nie dostrzegłam w nim złości ani potępienia
-
pewnie masz rację a jeśli chodzi o ciebie i o Joela to wiem, że się kochacie -
dotknął mojego policzka- jak jesteście blisko siebie błyszczycie
-
błyszczymy? Niby czym
-
szczęściem- powiedział jakby to było oczywiste. Czasami nie rozumiałam o co mu
chodzi. Poklepałam go po plecach.
~ 142 ~
-
Pójdę trochę pomyśleć.
- Freya!-
zawołał mnie gdy byłam już prawie za drzwiami
- Tak?
-
przyjęłaś to wszystko bardzo spokojnie. Bez krzyków i histerii.
Uśmiechnęłam się
-
jeśli chcesz to mogę zacząć krzyczeć. Chciałam tak zrobić ale nie miałam zamiaru
kogoś obudzić.
Rozpogodził się lecz szybko spoważniał
-
nie boisz się?
-
oczywiście, że tak. Boję się jak cholera. Przeraża mnie myśl o tym co może się
stać. W kółko myślę o tych dziewczynach co zaginęły. Boję się, że komuś z was coś
się stanie. Boję się nawet samej siebie, że stanę się jakimś strasznym potworem. Nie
odczuwać strach w takiej sytuacji jest lekkomyślne. Dzięki niemu jesteśmy bardziej
czujni.
- j
a też się biję- powiedział lekko zawstydzony
-
razem nam będzie raźniej. Jesteśmy drużyną.
~ 143 ~
Rozdział 24
-
cześć- powiedział Joel
- witaj-
przywitałam się zmęczonym głosem
-
mogę się przysiąść
- jasne siadaj-
poklepałam miękką trawę koło siebie
-
lubię tu przychodzić, jest taki spokój.- wpatrywałam się w wschód słońca nad
jeziorem
-
wcześnie wstałaś- zauważył siadając blisko mnie
-
nie kładła się- wzruszyłam ramionami
-
zauważyłem
Roześmiałam się i położyłam na trawie
-
to po co mówiłeś że wcześnie wstałam?
-
nie wiedziałem co innego mam powiedzieć
-
od kiedy to wielkiemu panu historykowi brakuje słów- uniosłam rozbawiona brwi
-
byłabyś zdziwiona ile razy w twojej obecności mi ich brakuje
-
no faktycznie trochę mnie zdziwiłeś- splotłam jego dłoń z moją jakby to była
najnaturalniejsza rzecz na świecie.
Położył się obok mnie i leżeliśmy w błogiej ciszy którą wypełniał poranny śpiew
ptaków.
-
skąd wiedziałeś, że tu jestem?- przechyliłam głowę żeby go widzieć. Joel już na
mnie patrzył
-
widziałem jak wyszłaś z domu i poszedłem za tobą
-
czyżbyś mnie śledził?
-
można tak powiedzieć.- zamilkł – pewnie jesteś ciekawa wielu rzeczy
-
niewątpliwie jestem- powiedziałam ciepło- ale mogę poczekać jak będziesz gotowy
~ 144 ~
Zdziwił się. Nigdy nie świeciłam cierpliwością ale nie chciałam naciskać. Zamknął
oczy i zaczął opowiadać
-
urodziłem się w 1972r- wytrzeszczyłam oczy. Byłam pewna, że jest dużo starszy-
miałem starszego brata Joshue. Ojciec zostawił nas kiedy miałem dwa latka. James
Bradley. Nikt nie wiedział gdzie jest ani co się z nim dzieje. Moja mam pracowała w
banku. Nie brawowało nam pieniędzy ale Joshua miał raka. Pomagałem w domu ile
mogłem. Marzyłem o zostaniu nauczycielem historii i udało się- pogładził kciukiem
wierzch mojej dłoni- miałem dziewiętnaście kiedy wracałem z uczelni i go spotkałem.
Mojego ojca,
pamiętałem tylko go ze zdjęć. Szkoda, że nie widziałaś mojej miny gdy
się spotkaliśmy.- widziałam ból kiedy przywoływał wspomnienia i wiedziała, że nie
doszliśmy do najgorszej części- najdziwniejsze, ze wyglądał tak samo jak na
fotografiach. Nic się nie zmienił bo był wampirem.
- co takiego-
wykrzyknęłam. Położył mi palec na ustach abym zamilkła
-
mówił mi, że obserwował mnie od dawna. Szukał towarzysza i wybrał mnie. Uznał
Joshue za słabego. Tak mnie tym wkurzył, że złamałem mu nos, a nie jest to takie
łatwe biorąc pod uwagę, że byłem wtedy człowiekiem.
- brawo-
pochwaliłam cicho
-
mój ojciec okazał się bez dusznym osobnikiem. Opowiadał co będziemy robić w
przyszłości. Mordować i wykorzystywać ludzi. Byłem zszokowany jego morderczymi
fantazjami.
Nie chciałem zostać taki jak on-zamilkł i powiedział cicho- zrobił to siłą.
Nie muszę opowiadać jak to wyglądało. Ty wiesz to doskonale- niestety wiedziałam,
bul, bul i tylko bul
-
nie płacz bo nie będę opowiadać- powiedział surowo
Byłam nieświadoma łez w moich oczach
-
postaram się – obiecałam zduszonym głosem
-
po wszystkim uciekłem. Nie wiedziałem co się stało. Trudno było mi uwierzyć w
wampiry a sam się nim stałem. Kiedy odzyskałem rozum wróciłem do domu.
Tęskniłem za mamą i bratem. Joshua był już w ciężkim stanie. Tak bardzo go
kochałem i nie chciałem pozwolić mu umrzeć. Ledwo mógł chodzić, taki był słaby.
Wiedziałem jak ojciec mnie zmieniał i zrobiłem to samo bratu. Tylko, że on nie miał
siły by to przeżyć. Umarł w moich ramionach- zacisnął powieki- uciekłem jak ostatni
tchórz. Korzystałem w pełni z życia, dziewczyny i polowanie, tylko to się liczyło-
poczułam nutkę zazdrości na myśl o Joelu z inną dziewczyną- ale nigdy nikogo
więcej nie zabiłem, okradałem banki krwi i polowałem na zwierzęta tylko dlatego aby
poczuć ten dreszczyk. W gazetach pisano o tajemniczej śmierci mojego brata. Rada
zaczęła mnie ścigać i znalazła. Stanąłem przed sądem. Skazali mnie na śmierć. To
tam poznałem Ryana. Opowiedziałem mu wszystko a on mi pomógł. Wybłagał u rady
ultimatum ale to Br
ook wpadła na pomysł jaką karę maja zastosować. Zakaz
kontaktów z ciepłokrwistymi przez czterdzieści lat. Bliższe związki mogłem mieć tylko
z wampirami. Brook to bardzo zła kobieta. Zainteresowała się mną i chciała mnie
wykorzystać, jednak bez wzajemności i całe szczęście. To dlatego przy fontannie cie
~ 145 ~
odrzuciłem. Ryan wiedział co do ciebie czuję. Zrozumiał to ale powiedział, ze mam
zrobić wszystko żebyś ty była bezpieczna. Nie mógłbym żyć ze świadomością, że
coś ci się stało przeze mnie.
-
obiecaj, że nigdy więcej mnie nie odrzucisz. Rada jest zła i wyrok jaki na ciebie
wydała również był zły.- mówiłam szybko dławiąc się słowami- ja postąpiłabym tak
samo. Gdybym miała szanse uratować moich rodziców zrobiłabym tok samo.
Zrobiłeś to z miłości. Nie ma w tym nic złego
Wykonał szybki przewrót w bok i znalazł się na mnie. Nasze twarze były bardzo
blisko siebie.
-
po tym wszystkim nadal chcesz być ze mną?- oddychał bardzo ciężko i wpatrywał
się w moje usta ,oblizał wargi. Oczy świeciły pięknym odcieniem rtęci
-
nie marzę o niczym bardziej niż być z tobą. Oczywiście jeśli ty chcesz tego samego
Ze śmiechem pokręcił głową z niedowierzanie
-
bycie wampirem nie jest łatwe. Wieczne pragnienie. Nie chciałem nim zostać ale
teraz dziękuje losowi, że mój szalony ojciec mnie zmienił. Dzięki temu mogłem
poznać ciebie. Teraz moje istnienie nagrało sensu. Chce mi się żyć i myślę tylko o
tym aby cie pocałować
Zadrżałam z podniecenia na wspomnienie poprzedniego pocałunku.
-
więc pocałuj mnie- rozkazałam nie mogąc się doczekać.
Nasze wargi się spotkały w delikatnym pocałunku. Trwał stanowczo za krótko.
Wydałam dźwięk niezadowolenia co skwitował pełnym zadowolenia uśmiechem.
-
zapomniałem powiedzieć, że cie kocham- objęłam go z całych sił
-
ja ciebie też. To przy tobie znów odnalazłam szczęście.
- twoje o
czy znów się zmieniał jak wtedy gdy wypiłaś krew. Wtedy zobaczyłem
n
ajpiękniejszą istotę jaką kiedykolwiek widziałem. Nie zrozum mnie źle, zawsze
wyglądasz pięknie- wytłumaczył pospiesznie- Odkąd zobaczyłem cię pierwszy raz
zakochałem się w tobie.
-
gdy wyciągałeś mnie z samochodu wiedziałam, że coś nas łączy.
-
nie czułaś do mnie obrzydzenia z powodu tego, że jestem wampirem? W końcu to
wampir cię zaatakował
- ocz
ywiście, że nie. Brzydziłam się Markusem nie dla, że jest wampirem tylko
dlatego, że był niegodziwym człowiekiem
Wyglądał jakby mu ulżyło. Pocałował mnie znowu. Pocałunek stawał się bardziej
natarczywy. Wsunął dłoń pod moje plecy i przysunął się jeszcze bliżej. Tak dobrze mi
~ 146 ~
było w jego ramionach. Nasze pocałunki były wyrazem szczerej miłości którą razem
dzieliliśmy. Usta Joela przesunęły się niżej i całował moją szyję. Czułam jak wodzi
j
ęzykiem po mojej delikatnej skórze. Jęknęłam co mnie zawstydziło. Nigdy nie
czułam czegoś podobnego. Odsunął się z ociąganiem i powiedział bez przekonania
-
chyba powinniśmy przerwać zanim to posunie się bardziej a wydaje mi się, że
wolała byś z tym zaczekać
Powiedziałam mu ostatni, że całowałam się z nim pierwszy raz. Wiedział, ze jeszcze
z nikim nie uprawiałam seksu.
-
wolałabym poczekać jeśli ci to nie przeszkadza?- Joel z tego co mówił był dość
doświadczony i bałam się, że ma inne poglądy na te sprawy
-
ja też jestem za. Musimy się lepiej poznać choć mam wrażenie, że znamy się od
wieków.
Wstał powoli i podał mi dłoń. Przyjęłam ją ochoczo. Wpadł mi do głowy świetny
pomysł
-
wiem co możemy teraz zrobić- powiedziałam a on rozpromienił się zainteresowany-
zdejmiemy ciuchy-
rozdziawił usta w szoku. Wybuchłam śmiechem. Zdjęłam
sukienkę pozostając w bieliźnie, podkreślę, że w przyzwoitej. Zwinęłam różowy
materiał i rzuciłam nim w twarz wampira. Był w takim szoku, że nawet jej nie złapał.
Przyglądał się moim piersią w białym staniku ozdobionym drobnymi różyczkami.
Klatka piersiowa
unosiła mu się z powodu przyspieszonego oddech- nie po to
głupku, jest dziś gorąco. -Wskazałam jezioro- kto pierwszy w wodzie –krzyknęłam i
wystrzeliłam do przodu.
Biegnąc słyszał jak Joel szamota się z ubranie. Gromki śmiech utrudniał mu zadanie.
Pływaliśmy i nurkowaliśmy. Joel pływał lepiej ode mnie ale to ja wygrywałam wojnę
na pluskanie. Woda wydawał się ciepła ale i tak zsiniały mi palce i musieliśmy wyjść.
Staliśmy na trawie i czekaliśmy aż woda trochę z nas ocieknie. Joel miał idealną
budowę. Zauważył jak na niego patrzę. Podszedł i pocałował mnie długo. Znów było
nam trudno się rozdzielić a nasze prawie nagie ciała nie ułatwiały tego. Z
westchnieniem podniosłam swoją sukienkę. Joel powstrzymał mnie przed jej
włożeniem. Uniosłam brwi
-o co chodzi?
-
zbladł- powiódł palcami po moim tatuaży- po ceremonii zniknął całkowicie teraz
powrócił i pozostał cień
Wierciłam się niespokojnie
-
jeśli ci to przeszkadza to trudno. Nie wiem jak się tego pozbyć.-
-
Freya czasami jesteś naprawdę irytująca- puścił mnie więc założyłam ubranie.
Obserwował każdy mój ruch.- ten tatuaż jest równie piękny jak twoje zmieniające się
~ 147 ~
oczy. Jeszcze nigdy nie musiałem zabiegać o żadną dziewczynę.- ściągnął usta w
zamyśleniu- same do mnie lgnęły. Zawsze zgadzały się z moim zdaniem choćby było
kompletnie idiotyczne. Za to ty
nie dasz sobą kierować
- nie dam-
powiedziałam z dumą
-
i jesteś taka waleczna.
Te słowa przywołały problemy rzeczywistości. Nie miałam serca przerywać tych
wspaniałych chwil ale musiałam. Tu chodziło nie o mnie i Joela tylko o cały świat, nie
mogłam pozwolić sobie na samolubność.
-
Joel, powinnam ci coś powiedzieć- miałam posępny głos co wzbudziło jego
czujność- wierzysz w upadłe anioł?- spytałam patrząc mu w oczy. Zanim
odpowiedział opowiedziałam mu o rozmowie z Ryanem, o liście Anny, fragmencie z
biblii. Powiedziałam mu nawet o swoim nowym darze poznawania czy ktoś kłamie. Z
każdym moim słowem twarz mu ciemniała. Pod koniec mojej opowieści kipiał złością.
-
dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?- z wdzięcznością uznałam, że nienawiść
skierował nie na mnie tylko na Rade Mroku. Nie dziwiłam mu się, w końcu poddał się
ich karze a tak naprawdę to oni powinni zostać skazani
-
chciałam ukraść tych parę normalnych chwil z tobą- mówiłam spokojnie
Zmarszcz
ki w o kół oczu wygładziły się w milczącym zrozumieniu, co potwierdził
kolejnym pocałunkiem
- co teraz zrobimy?-
co mnie kompletnie nie zdziwiło Joel przyjął te rewelacje ze
spokojem. Nie negował niczego co powiedziałam- nie mamy pojęcia gdzie go
znaleźć? Możemy tak szukać bez końca i tracić tylko czas, nie mając gwarancji na
znalezienie ich kryjówki. Potrzebujemy jakiegoś tropu
Odchrząknęłam
-
ja coś wymyśliłam ale opowiem o tym w domu, nie mam zamiaru się powtarzać.
Idziemy-
rozkazałam władczo
Był rozbawiony moją despotyczną postawą ale nie spierał się. Ujął moją dłoń i
ruszyliśmy w drogę przez las.
~ 148 ~
Rozdział 25
Weszliśmy razem do salonu. Joel trzymał mnie za rękę co dodawało mi odwagi.
Pomieszczenie było dziwnie milczące mimo, że wszyscy na nas czekali. Grace
si
edziała na fotelu i wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę przed siebią. Ryan i
Max siedzieli na kanapie obok. Ryan wyglądał jakby postarzał się o dziesięć lat. Był
wyczerpany i miał cienie pod oczami. Za to Max był zły, co kompletnie nie pasowało
do tego
wesołego chłopca. A więc Ryan już im powiedział o Lucyferze. Max
z
marszczył gniewnie brwi i spojrzał na nasze splecione dłonie i zaczerpnął
gwałtownie powietrze. Wstał i chyba chciał do nas podejść ale zmienił zdanie i z
powrotem opadł na miękkie siedzenie.
-
a więc i ty siostro masz coś przede mną w tajemnicy. Tak trudno było ci powiedzieć,
że jesteście razem? Z kim ja tu mieszkam do cholery- podniósł głos i rzucił Joelowi
mordercze spojrzenie-
i ty przyjacielu milczałeś- głos mu się załamał. Po tych
wszy
stkich rewelacjach nie umiał zapanować nad emocjami
-
Max to nie tak jak myślisz- zaczęłam się tłumaczyć
-
a niby jak jest Freya? Od dawna widziałem te wasze spojrzenia. Wiedziałem, że
coś się kroi ale liczyłem, że sama mi powiesz a tu nic z tego! Jesteś moją siostrą
dlaczego nic mi nie mówisz?- wyglądał jakby miał się rozpłakać.
Już otwierałam usta do wyjaśnień ale ubiegł mnie Joel.
-
bo nie było o czym mówić. Dopiero dziś się zdecydowaliśmy, że będziemy razem-
ścisnął delikatnie moje palce- wiesz przecież, że miałem zakaz bliskich kontaktów z
ciepłokrwistymi.- puścił moją dłoń i przytulił mocno- spojrzyjcie tylko na nią- wszyscy
wlepili w mnie oczy nawet oszołomiona Grace. Pod ich intensywnym wzrokiem moje
policzki rozgrzały się- to najszczersza osoba z nas wszystkich. To Freya wyznała
nam prawdę o sobie. To ona dążyła do wyjaśnienia spraw których nie rozumiała a
dlaczego?-
już wiem dlaczego jest tylu chętnych studentów na jego zajęcia. Gdy
zaczyna mówić, nie ma się ochoty na nic po za słuchaniem tego cudownie
aksamitnego głosu- ponieważ to my kłamaliśmy. Ja nie powiedziałam dlaczego
uciekam przed uczuciami które między nami rosły z każdym dniem. Ty Max i Grace
również wiedzieliście o mojej karze i nic jej nie powiedzieliście. A co do ciebie Ryan,
cóż to chyba twoje tajemnice zabolały nas najbardziej
- wiem-
wyszeptał mag
-
ty stworzyłeś ten dom i dzięki tobie mamy rodzinę. I to wspaniałą- powiedział z
naciskiem-
ale musimy sobie ufać. W obliczu wydarzeń które mogą nadejść nie
możemy trzymać się osobno. Nie kłóćmy się więcej i wymyślmy co dalej. Co wy na
to?-
uśmiechnął się słodko do mnie
- jestem za!!!-
Powiedziałam ze szczerym entuzjazmem w głosie. Pocałował mnie
szybko w usta. Byłam trochę zawstydzona ale chęć poczucia jego miękkich ust
przewyższyła nad wstydem. Przycisnęłam Joela do siebie przedłużając pocałunek.
Jego oczy się śmiały gdy oderwałam się od niego
~ 149 ~
-
a wy co dalej będziecie się smucić czy pomożecie nam powstrzymać tych
psycholi?-
spytałam pozostałych, którym dosłownie wychodziły oczy z orbit.
Widocznie nasz pocałunek trochę ich zaskoczył ale pozytywnie bo odwzajemnili mój
uśmiech. Nawet Ryan poweselał.
- wchodzimy w to
– wykrzyknęli i zaczęliśmy się śmiać
*************
Napiliśmy się herbatki i zjedliśmy śniadanie. Wyszliśmy na taras bo podobno na
świeżym powietrzu lepiej się myśli.
-
mówiłaś, że coś wymyśliłaś- zwrócił się do mnie Joel- teraz możesz nam
powiedzieć.
-
Ryan wiesz co stało się z Marylin Massey?- starałam się mówić spokojnie i
rzeczowo ale było mi trudno. Wciąż widziałam jej zakrwawione ciało.
-
wczoraj została pochowana na cmentarzu Holi Ghost . Na jej ostatnie pożegnanie
przyszły tłumy. W kościele pod wezwaniem Ducha Świętego odbyła się msza .
Pokazywali to w porannych wiadomościach.
Ramiona mi opadły. I to tyle jeśli chodzi o mój genialny plan.
-
no to się spóźniliśmy- powiedziałam tylko
-
jak to się spóźniliśmy? - spytał Joel- niby na co?
-
chciałaś użyć swoich mocy- wykrzyknął Ryan- ciekawe po czym to odgadnął
-
pomyślałam, że jak ją dotknę to odczytam co ją spotkało. Mogło by to nam pomóc
-
to już wiemy co robimy dziś wieczorem- oznajmił Max dziwnie podekscytowany
- niby co?-
powiedziałam podejrzliwie.
Max zabawnie poruszał brwiami i wypalił
-
pójdziemy wykopać trumnę i wtedy będziesz mogła zrobić co chcesz
- Jezu Chryste-
krzyknęłam wstrząśnięta
-
niech Bóg ma was w swojej opiece- powiedziała płaczliwie Grace po czym weszła
chwiejnie do domu
-
oby miał- przytuliłam się do Joela szukając pocieszenia w jego zimnych ramionach
które rozgrzewały jak nic innego na tym świecie
*****************
~ 150 ~
Zaraz po zmroku wyruszyliśmy na cmentarz.
-
muśmy chyba poszaleli- lamentowałam- to kompletnie nie moralne
Wierciłam się na siedzeniu. Myśląc tylko o tym co za chwile zrobimy
- Jezu Chryste-
powtarzałam jak mantrę.
-
nie będzie tak źle. Pamiętaj, że to dla dobra sprawy. Może uratujemy pozostałe
dziewczyny?-
pocieszał mnie Joel
-
hmm….- byłam dość sceptyczna. Oczywiście miałam nadzieję, że te dziewczyny
nadal żyją ale co do tego, że będzie okej to byłam święcie przekonana, że tak nie
będzie. Jak rozkopywanie cmentarza może być właściwe?
-
Joel ma rację- powiedział Max
-
czy wyście wszyscy zwariowali! Jak możecie być tacy spokojni. Zachowujecie się
tak jakbyście robili to na co dzień
Ryan zakrztusił się usiłując skryć śmiech. Jednak szybko się uspokoił i zwiesił głowę.
To powiedziało mi wszystko. Otaczały mnie zakłopotane twarze
-
nie wieże! Jak mogliście to zrobić.- z nerwów miętosiłam moją czarną koszulkę.
Wszyscy mieliśmy na sobie ciemne ubrania aby nie rzucać się w oczy
-
uspokój się- Joel położył dłoń na moim kolanie. Poczułam przyjemne mrowienie ale
i tak nie potrafiłam zapanować nad nerwami.
-
nie mogę- jęknęłam- lepiej zacznijcie się tłumaczyć
Mój wampir przewrócił zabawnie oczami ale zaczął wyjaśniać
-
było to rok temu, zanim się poznaliśmy. Wtedy również było to nam potrzebne do
śledztwa. Pewien mężczyzna został zamordowany przez wampira a jedyny dowód
rzeczowy został pogrzebany wraz z nim. Musieliśmy go odzyskać. Zrobiliśmy to z
szacunkiem. I dziś też tak będzie.
A więc to ich nie pierwsza taka akcja
- super-
powiedziałam cicho- awansowaliśmy na hieny cmentarne
Max
ryknął głośnym śmiechem. Nie mogliśmy się temu oprzeć i mu zawtórowaliśmy.
Resztę drogi minęliśmy w dobrym nastroju. Max opowiadał jak zrezygnował z
treningów ze staruszkami. Odbyli wielogodzinne treningi i wiele ich nauczył. Na
ostatnich zajęciach jeden starszy pan zwichnął kostkę a Max tak się wystraszył, że
zaniechał dalszych prób zrobienia z nich wojowników ninja. Pocieszałam go, że
pomimo tego wypadku nauczył ich bronić się przed złodziejami. Nasze chichoty
ustały gdy Ryan zaparkował przed wielką mosiężną bramą.
~ 151 ~
- czas na nas
. Strażnik przyjdzie za godzinę. Rzuciłem zaklęcie aby ludzie omijali to
miejsce przez ten czas. Powinniśmy się uwinąć. –Wyszedł razem z Maxem i ruszyli
w alejki cmentarza.
Byłam im wdzięczna, że dali mi i Joelowi chwile czasu. Oddech miałam
przyspieszony a energia buzowała w moich żyłach. Z każdym krokiem który
stawiałam na wilgotnym podłożu te szalone iskierki chciały wydostać się na
zewnątrz. Silne palce znalazły się na moim ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam w
błękitne oczy. Złapałam jeden kosmyk jego włosów który odróżniał się od reszty.
Odsunął się i pocałował moje palce które przed chwilą były zajęte głaskaniem tych
ślicznych ciemnych włosów. Robiłam wszystko aby zapomnieć o tym co za chwilę
zrobimy.
-
będę cały czas przy tobie. Mogę nawet trzymać cię za rękę. Pamiętaj, że wszyscy
bardzo cię kochamy i nie pozwolimy aby coś ci się stało.
-
bardzo się cieszę, że mogę na was liczyć ale lepiej będzie jak nic nie będzie mi
zakłócało wizji- pocałowałam go lekko- muszę to zrobić sama, zbyt długo uciekałam
od tego co potrafię. To część mojej duszy i muszę to zaakceptować. A to jest
odpowiedni moment.
W oddali usłyszeliśmy ciche przywołanie. To Max z Ryanem machali abyśmy
podeszli do nich. Znaleźli odpowiednią alejkę. Zwykły człowiek miał by trudności w
odnalezieniu grobu ale my magiczni obdarzeni wyostrzonym wzrokiem (po za
Ryanem, ale on szedł z wilkołakiem) bez trudu odnaleźliśmy odpowiednie miejsce.
Ziemia była miękka. Było widać, że to świeży grub szczególnie, że znajdowały się
tutaj tony kwiatów.
Chłopcy zostawili mnie na uboczu i zaczęli kopać. Max zabrał z samochodu trzy
łopaty. Teraz każdy energicznie wbijał ją w ziemię i odrzucał spulchniony piach na
bok.
-
zostanie pełno śladów- spanikowałam na widok ziemi która przykrywała trawę
-
mam silny związek z ziemią. Dzięki temu zakryję wszystkie oznaki naszej
obecności- Ryan mówił do mnie jak do dziecka.
Z każdą miniona minutą dół stawał się coraz głupszy. Odmawiałam każdą znaną mi
modlitwę. Tak dawno się nie modliłam. Jak to jest, że tylko w trudnych chwilach
przypominamy sobie o Bogu? Ale ja nie modliłam się o siebie. Modliłam się o duszę
Marylin. Gdy usłyszałam głuchy dźwięk dobiegający z dołka który wykopali zdałam
sobie sprawę, że ktoś uderzy łopatą o drewniane wieko trumny.
-
Ojcze nasz któryś…- nie byłam świadoma, że zaczęłam modlić się na głos
- Freya-
syknął Max- opanuj się, musimy być cicho
-
do jasnej cholery jak mam to niby zrobić?
~ 152 ~
-
jesteśmy na cmentarzu, nie klnij. Odkąd to jesteś taka strachliwa. Przecież
walczyłaś z Grigorijem. Gdzie twoja odwaga?
-
uleciała w momencie gdy postanowiliśmy rozkopać grób- powiedziałam zimno
Potargał swoje brązowe włosy lekko ubrudzonymi rękami. Spojrzał na mnie łagodnie
-
dasz radę-nie był to pytanie tylko stwierdzenie ale i tak odpowiedziałam
-
oczywiście- powiedziałam to z mocą aby przekonać nie tylko moich towarzyszy ale i
siebie
W ciszy wydobyli brązową trumnę. Na ten widok łzy wezbrały mi w oczach.
-
teraz ją otworzymy, okej- powiedział Ryan i dotknął przelotnie mojego łokcia
Nagle wszyscy stali się dla mnie bardzo mili jakby bali się, że zachwalę się załamię.
Kurcze muszę jakoś nad sobą zapanować i pokazać im, że umiem pomóc. W takich
okolicznościach nie ma czasu i miejsca na słabość, trzeba być silnym i taka
zamierzam być.
- okej
Max powoli
podważył wieko. Starał się nie uszkodzić drewna. Pomógł mu Joel i
wspólnie udało mu się otworzyć trumnę. Wstrzymałam oddech. Naszym oczom
ukazała się drobna dziewczyna. Blond włosy rozsypały się na poduszczę. Była
ubrana w białą skromną sukienkę a blada skóra sprawiał, że wyglądała jak
porcelanowa laleczka. Zrobiłam chwiejny krok w jej stronę. Joel chciał mnie dotknąć
ale stanowczo zaprzeczyłam ruchem głowy.
-
nie wiem jak to będzie. Ryan spróbuj zadawać mi pytania jeśli za bardzo odpłynę w
przeszłość- wiedziałam, że gdyby to Joel by mnie pytał to nie umiałabym się skupić.
- dobrze-
zgodził się
-
postaram się mówić wszystko co widzę
Czekali aż dotknę bladej dłoni Marylin. Przełknęłam ślinę i niepewnie dotknęłam jej.
Była zimna jak lud. Skupiłam się na jej ostatnich wspomnieniach. Czas płynął. Nic
nie zobaczyłam. Zaklęłam cicho za co się od razu upomniałam
-
co się dzieje- zaniepokoił się mag
-
nie wiem, nic nie widzę
-
na czym się skupiasz?
-
na jej ostatnich myślach
-
morze spróbuj poznać jej emocje. To są silne doznania które powinnaś wyłapać
~ 153 ~
Zrobiłam tak jak mi kazał. Szukałam w niej miłości , strach, bólu i potrzeby
przetrwania. Obrazy wd
arły się w moją głowę. Sapnęłam .
- co
ś widzę ale nie wyraźnie. Wszystko jest zamglone. Jakbym była piana
-
może ona coś piła prędzej- zauważył- wyostrz swoje nowe zdolności. Pozwól ciału
postrzegać świat jak wilkołak i wampir.
Naprężyłam mięśnie w poszukiwaniu magii. Nie wymagało to wielkiego wysiłku.
Zobaczyłam klub w którym poznałam Grigorija. W świetle stroboskopowych lamp
poznałam Marylin. Była bardzo wyzywająco ubrana. Ktoś kto nie umie się bronić nie
powinien zwracać na siebie uwagi takim strojem. Tańczyła jak opętana do jakiegoś
rokowego utworu. Szukałam zagrożenia w jej otoczeniu. Nie musiałam długo się
rozglądać ponieważ Marylin bawiła się z Grigorijem. Wyglądał równie zniewalająco
jak tamtego wieczoru kiedy go poznałam. Zachowywali się jakby dobrze się znali.
Może odniosłam takie wrażenie bo właśnie się całowali. Właściwie jeśli ta
dziewczyna była choć trochę podobna do Amber i miała frywolny stosunek do
facetów to mogli poznać się dosłownie pięć minut temu. Grigorij wyszeptał jej coś do
uch. Pomim
o moich zdolności nie umiałam wyłapać jego słów w tym hałasie. Wyszli
na dwór i weszli do samochody. Dziwnie się czułam wchodząc za nimi do auta. Nie
musiałam otwierać sobie drzwi. Byłam nie widzialna przeszłam, przez metalową
karoserię. Zadrżałam uświadamiając sobie, że wyglądam jak duch.
- co widzisz Freya-
usłyszałam z oddali głos Ryan.
-
Marylin i Grigorij wyszli z klubu i jadą gdzieś samochodem, cały czas jestem z nimi-
wiele mnie kosztowało przebywanie w przeszłości i komunikowanie się z Ryanem.
Bałam się, że w każdej chwili zerwę połączenie.
Dziewczyna i Grigorij
rozmawiali o głupotach i chichotali. Wampir prawił jej pospolite
komplementy co bardzo jej się podobało. Co z głupia dziewucha, czy ona nie widzi,
że z tym człowiekiem jest coś nie tak?
N
ie jechaliśmy długo kiedy zorientowałam się gdzie zmierzamy. Te same sosnowe
drzewa i wielki głaz jakiś kilometr za miastem. Robili te straszne rzeczy pod naszym
nosem, zauważyłam ze zgrozą.
-
oni jadą..- zająknęłam się
-
gdzie jadą? Musimy to wiedzieć
- w kierunku naszego domu
-
to nie możliwe, wiedzielibyśmy
-
Ryan ja wiedzę te drogę. Tą co zawsze. Ale zaraz. Wjechali w leśną drużkę.
Poznam ją jak tam dojedziemy. Poprowadzę was do nich
~ 154 ~
Opowiadałam im szczegóły leśnego otoczenia ,zwracając uwagę na bardziej
charakterystyczne rzeczy. Marylin była nie spokojna. Najwyraźniej dotarło do niej, że
to nie jest jej randka marzeń
-
może wrócimy do miasta?- spytała nie pewnie dziewczyna
- tam gdzie jedziemy jest lepsza zabawa. Zobaczysz-
była to złowieszcza obietnica
ale Marylin nie protes
towała. Nie mogłam patrzeć na tą naiwna dziewczynę. Zaufała
złej osobie i to ją będzie kosztowało życie. Była taka ufna. Odwróciłam wzrok i
wgapiłam się w mrok za szybą. Z tej podróży wyniosę tylko tyle ile potrzebuję. Będę
z nią tylko do momentu poznania miejsca przetrzymywania dziewczyn, nie chciałam
widzieć tego co jej robili, wystarczy mi widok martwej Marylin przywiązanej do
drzewa.
Samach stanął. Przeszłam przez drzwi nie otwierając ich. To uczucie było naprawdę
dziwne. Jakby
do mojego brzucha ktoś wrzucił kostki lodu. Poczekałam aż wyjdzie
Grigorij i jego ofiara. W powietrzu unosił się zapach świeżo ściętego drzewa.
Zrobiliśmy kilka kroków i zauważyłam stary wielki dom. Był bardzo zniszczony ale
nadal można było wyobrazić sobie lata jego dawnej świetlności. W każdym oknie
paliło się światło, co dodawało życia temu staremu zamczysku, bo tak można go było
nazwać z powody wielkich rozmiarów.
-
natychmiast mnie odwieź, nie podoba mi się tu- Marylin zaraz po tych słowach
ruszyła z powrotem do auta
-
Nic mnie to nie obchodzi. Idziesz zemną-jego głos był zimny. Zrzucił maskę
przystojnego amanta
. Dotarło do niej, że popełniła błąd wybierając się na tę
przejażdżkę. Zrezygnowała z wsiadania do auta i ruszyła pędem w las. Nie zrobiła
nawet
dwóch kroków, kiedy wampir złapał ją za łokieć i rzucił na żwirowy podjazd.
-
długo musieliśmy na ciebie czekać- powiedział znajomy głos za moimi plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam Roberta Drebina. Stał władczo w otwartych drzwiach.
Wyszedł a to co za nim zobaczyłam, przyprawiło mnie o palpitacje serca.
-
w końcu jakaś nowa- spojrzał zachłannie pochlipującą się nad Marylin- tamte mi się
znudziły a Mistrz nie pozwali ich zabić- ton miał taki jakby mówił o pogodzie a nie o
zabijaniu. Gdybym miała tu cielesna powłokę wbiłabym mu sztylet w pierś.
Robert
podszedł i zlustrował dziewczynę
-
może być- ocenił nabytek
Ten padalec co stał za nim również się zbliżył. Zauważyłam w jego dłoni
znienawidzone
narzędzie, przez które doznałam wiele bólu. Wziął potężny zamach i
zdzielił Marylin batem. Krew chlusnęła na ziemię.
-
nienawidzę cię Markusie! – wróciłam do rzeczywistości i krzyczałam w ciemność.
Sztywna dłoń Marylin wypadła mi z ręki. Czułam powiew powietrza gdy leciałam
~ 155 ~
osłabiona w tył. Joel w oka mgnieniu złapał mnie i trzymał tak mocno jakbym miała
zniknąć
-
co tam zobaczyłaś? I co miał z tym wszystkim wspólnego Markus- głaskał moje
plecy
-
był tam i Robert Drebin też. Grigorij przywiózł Marylin do tego wielkiego domu.
Musimy tam natychmiast iść. Te dziewczyny żyją, wiem to. Są im do czegoś
potrzebne dlatego Robert nie pozwolił Markusowi ich zabić. On miał bat- spojrzałam
w zimne oczy Joela które błyszczały rtęcią i wyrażały czystą nienawiść do tego
podłego wampira- ten sam którym mnie wychłostał i Ją też- dotknęłam delikatnego
materiału sukienki Marylin
-
ja już się nim zajmę kiedy już ich znajdziemy, możesz być tego pewna- przyrzekł
Joel
Obiecał mi, że go zabije a ja nie oburzyłam się. Miała ochotę mu pomóc. Zyskałam
szczególne zdolności po ceremonii ale też straciłam swoją delikatność
-
zajmiemy się tym później, teraz trzeba posprzątać- powiedział Max i zamknął wieko
trumny.
Zakopywanie poszło im bardzo sprawni mimo, że Joel im nie pomagał. Stałam oparta
o jego silne ramię i patrzyłam wszędzie tylko nie na zajętego Ryana i Maxa. Jeszcze
raz pomodliłam się za Marylin. Bałam się, że przeszła to co ja ale ja żyłam a ona nie.
Prawdopodobnie wycierpiała jeszcze więcej. Te wszystkie ugryzienia musiały być
bardzo bolesne. Mam nadzieję, że nie skrzywdzili jej w inny sposób. W moim gardle
zebrała się potężna gula. Dobrze, że Ryan pozbył się tych okropnych ran.
O
szczędziło to wiele dodatkowego smutku jej rodzinie.
Ryan stanął nad świeżo rozkopanym i na powrót zakopanym grobem. Wypowiedział
słowa magii i zamachał palcami w powietrzu. Podłoże pod nami dosłownie
zgrzytnęło. Ziemia przybrała wygląd sprzed naszej dzisiejszej wizyty. Pozostałe
bryłki które były rozrzucone w około rozpadły się i nie pozostał żaden ślad
świadczący o czyjejkolwiek obecności w tym miejscu.
Post
aliśmy tak w ciszy jakiś czas. Każdy pogrążony we własnych myślach.
Oczyściłam gardło chrząknięciem.
-
pora już iść, musimy się przygotować- powiedziałam zdeterminowana
~ 156 ~
Rozdział 26
Pierwsze co zrobiliśmy po powrocie do domu to odesłaliśmy Grace na długie
wakacje do Włoch. Im dalej od tego miejsca tym lepiej. Uznaliśmy wspólnie, że
kryjówka pod domem jest niewystarczająca, zwarzywszy na to, że ktoś z rady Mroku
mógł o niej wiedzieć. Oczywiście nie poszło nam z nią tak łatwo. Upierał się, że
zostan
ie i nam pomoże. Ryan tak na nią nakrzyczał, że uciekła z płaczem. Było to
jednak lepsze,
niż narażanie jej na śmierć.
Chłopcy przygotowywali broń. Zażądałam swoich dwóch sztyletów z którymi
czułam się najpewniej. Ubrałam najwygodniejsze dżinsy jakie miałam aby nic mi nie
przeszkadzało. Max przypinał sztylety do moich ud kiedy Joel na niego warknął.
Oboje skwitowaliśmy to lekceważącym machnięciem ręki. Odkąd dowiedział się a
udziale Markusa w tym wszystkim,
wyglądał jak wulkan który może wybuchnąć w
każdej chwili. Wampir trzymał w dłoni miecz. Ryan miał w jednej dłoni pistolet a w
drugiej kuszę. Max nie miał przy sobie nic. Miał zamiar zmienić się w wilka, gdy tylko
dotrzemy na miejsce.
-
którym samochodem jedziemy- spytałam idąc w stronę drzwi.
-
Mój Jeep będzie najodpowiedniejszy na jazdę przez las
Zgodziliśmy się z Maxem. Wsiedliśmy do auta.
-
jak wyjedziesz na drogę skręć w lewo, powiem kiedy będziemy zbliżać się do
zjazdu w las-
siedziałam z tyłu więc przechyliłam się do przodu aby lepiej wiedzieć.
- ja
wiem gdzie to jest. Jak opowiedziałaś nam jak wygląda ten dom, od razu
przypomniałem sobie, że musi to być posiadłość szalonego Jacka. Odziedziczył ten
dom po rodzicach. Miał kasy jak lodu ale na starość zdziwaczał. Zaczął wycinać
drzewa w okolicy. Od kil
ku tygodni nikt go nie widział w mieście- Ryan miał spięty
głos.
Przyszła mi do głowy straszna myśl
-
uważasz, że to oni za tym stoją? Pozbyli się go żeby mieć dom tylko dla siebie?
-
tak właśnie myślę- odpowiedział
-
co za kanalie, jak można tak mordować ludzi bez żadnych konsekwencji? Przecież
to jest złe
-
Freya jeszcze nie zauważyłaś, że świat jest pełen takich okropności?- spytał Joel
-
oczywiście, że zauważyłam ale nie mam zamiaru go takiego akceptować, mam
zamiar to zmienić- posłałam im triumfalny uśmiech- a wy mi w tym pomożecie.
Zaraziłam ich swoim entuzjazmem.
~ 157 ~
-
jasne, że ci pomożemy, przecież co by się stał z tym światem gdyby nie my- jego
głos był niemal wesoły zabarwiony nutką determinacji. Brzmiał jak wojownik tuż
przed walką
Zamiast mnie
to Ryan kierował Maxa przez las. Teraz widziałam ile szczegółów
przegapiłam jadąc tędy w widmowej formie. Byłam pewna, że zwracam na wszystko
uwagę ale się myliłam, prawdopodobnie to obecność Grigorija mnie rozpraszała.
Zatrzymaliśmy się jakieś półtora kilometra od domu. W odpowiedniej odległości, aby
nikt
nie usłyszał nadjeżdżającego samochodu, szczególnie wampiry obdarzone
nadludzkim słuchem. Wyszliśmy i stanęliśmy w małym okręgu
-
nie ważne co tam się będzie działo, wychodzimy stamtąd razem- mówiłam
przyciszonym głosem- plan jest taki, bierzemy dziewczyny i uciekamy. Mam
wrażenie, że w tym domu jest wielu naszych wrogów, nas jest tylko troje i nie damy
rady z nimi wszystkimi walczyć, później się zastanowimy jak ich pokonać-
westchnęłam i spojrzałam każdemu w piękne oczy- bez brawury
Ryan zachichotał
-
to moja kwestia. Zawszę ty szalejesz i postępujesz lekkomyślnie
Nie mówił tego złośliwie. Po prostu taka już byłam a oni mnie taka zaakceptowali.
Ostatnio słowo „akceptacja” huczy w mojej głowie jak wielki dzwon. To dzięki nim
poradziłam sobie z innością.
- kocham was -
podeszłam do Maxa i przytuliłam. Był wielki jak niedźwieć. Utonęłam
w jego ramionach. Wciągnęłam powietrze w płuca wąchając jego leśny zapach.
Znałam go dobrze, odkąd zaczęłam z nim biegać po lesie. Był dla mnie jak zapach
domu. Wyplątałam się z jego objęć i podeszłam do Ryana. Pocałowałam go w oba
policzki a na końcu dodałam szybkiego cmoka w usta. Był trochę zdziwiony ale i
szczęśliwy. Nie wiedzieć czemu ogarnęły mnie złe myśli. Wiedziałam, że dziś coś się
stanie
. Chciałam zapamiętać wszystkie szczegóły jego twarzy. Dziś widzimy się
ostatni raz. Wiedziałam to. Musiał zaniepokoić się moja mina ponieważ spytał czule
-
czym się tak martwisz
- Niewinem-
wzruszyłam ramionami- po prostu się denerwuję- przemilczałam moje
obawy,
ponieważ nie miałam stu procentowej pewności co do tego, że są prawdziwe.
Nie czułam żadnej magii która mogłaby potwierdzić moje domysły. Blade dłonie
znalazły się na moim brzuchu. Joel stał z moimi plecami i tulił do siebie. Było to
przyjemne uczucie mieć go tak blisko siebie
-
wiesz, że cie kocham i będę ci wdzięczny jeśli będziesz trzymała się blisko mnie.
Nie przeżył bym gdyby coś ci się stało- głos miał zduszony. Mogłam wyczuć
desperacje która we mnie była równie silna na myśl o jego stracie. Zrobiłam jedyną
rzecz która mogła go uspokoić
~ 158 ~
-
nie ruszę się od ciebie ani na krok- szczerze obiecałam. Odwróciłam się i
zarzuciłam mu ręce na szyję. Pocałował mnie a ja oddałam ten szalony przejaw
miłości.
- ja tez ciebie kocham-
zapiekły mnie oczy od łez. Złapałam dłoń Joela i pociągnęłam
w ciemność
- ale czas na nas
*************
Max przemienił się w wilka. Pod wpływem jego obecności w tej postaci moja krew
zawrzała. Moje zmysły stały się wyraźniejsze, dodając mi siły i zwinności. Oczy Joela
już dawno zmieniły się w rtęciowe. Nie byłam pewna czy była to sprawka naszego
pocałunku czy zbliżającej się walki. Staraliśmy się iść bardzo cicho. Szło nam
doskonale, bez trudu omijaliśmy przeszkody które nadepnięte mogły zdradzić naszą
obecność. Widzieliśmy już dom kiedy stanęłam raptownie. Joel jęknął więc rzuciłam
mu pytające spojrzenie.
-
znowu razisz prądem- potrzepywał dłonią strzepując kilka niebieskich iskierek- i to
mocniej niż ostatni. Wyczuwasz coś?
Zrobiłam jeden krok do przodu i gwałtownie cofnęłam się. Pochyliłam się i położyłam
rozłożoną dłoń na ziem. Szukałam co może oznaczać to nie przyjemne wrażenie
które mnie odrzucało od tego domostwa.
- o cholera-
pisnęłam w strachu- tu jest coś bardzo złego. Jeszcze nigdy nie czułam
takiego natężenia energii
Ryan podszedł i zrobił ten sam gest co ja.
-
coś wyczuwam- zamyślił się. Na jego czole pojawiła się zmarszczka. Rozszerzył
oczy w szoku i wstał gwałtownie.
-
to silne zaklęcie przywołania
Moje myśli wróciły do listu Anny. „ próbowali przywołać Niosącego Światło”, „ Świat
pogrąży się w mroku i spłynie krwią” i najokrutniejsze „zwykli ludzie staną się karmą i
narzędziem w tej wojnie”
- Lucyfer-
tylko tyle mogłam wykrztusić. Błyskawica rozdarła nocne niebo. Potężny
grzmot nastąpił zaraz po niej i był wyrazem mojej rozpaczy. Max zapiszczał jak
szczeniak
- tak-
potwierdził moje najgorsze obawy- już zaczęli go sprowadzać. Spóźniliśmy się.
Ruszyliśmy biegiem aby ich powstrzymać.
~ 159 ~
Nie! To nie możliwe! Myślałam wbiegając po chwiejnych schodach do starego domu.
Joel wyważył drzwi jednym kopnięciem. To co ujrzeliśmy w środku, mówiło, że
koszmar jest prawdziwy.
Rozdział 27
Uderzyła we mnie ohydna magia, śmierdząca stęchlizną i krwią. Zebrało mi
się na wymioty od tego smrodu. Pomieszczenie oświetlały setki świec. W półmroku
widziałam zgromadzonych ludzi. Na środku stał Robert Drebin. Trzymał jakąś
szklana misę wypełnioną czarną cieczą. Wśród zgromadzonych rozpoznałam Brook i
Setha. Obok Roberta stał Markus. Rozpoznałam kilku członków ławy przysięgłych
jednak nie pamiętałam ich imion. Byliśmy straceni. Nas było troje a ich co najmniej
dwudziestu. Zwróciłam uwagę na ciche łkanie dobiegające z kąta pokoju. Były to
cztery zaginione dziewczyny.
Media donosiły o trzech. Prawdopodobnie jedną
porwali
dziś i nikt jeszcze tego nie zgłosił. Siedziały skulone na podłodze w brudnych
ubraniach. Z nadgarst
ków ciekła im krew. Zgromadzeni wiedzieli o naszej obecności,
jednak nie wyglądali na zaniepokojonych. Czyżby uważali nas za nic nie znaczące
istoty?
-
długo zajęło wam dotarcie tutaj- przemówił Robert wpatrując się w naczynie- byłem
pewien, że coś podejrzewacie szczególnie po naszym ostatnim spotkaniu. Ach
Freya, gdybyś się tak nie burzyła może nic bym nie zauważył i teraz byście nas
zaskoczyli ale ty zadaw
ałaś te wszystkie pytania. I ta twoja mina- pokręcił
rozbawiony głową- pełna złości i podejrzliwości. Musisz poćwiczyć ukrywanie emocji
bo wszystkie można odczytać z twoich oczu. Markus mi o tobie opowiadał- poklepał
wampira który zesztywnia pod jego dotykiem- poszedł upolować dziewczynę której
krew potrzebowałem do zaklęcia. Przez przypadek napatoczyłaś się ty i wpadłaś mu
w oko. Resztę tej historyjki znasz. Miałaś zostać jego towarzyszką lecz Ryan
uratował cię- zaśmiał się cicho- i bardzo dobrze. Po twoim spotkaniu z Grigorijem
dowiedziałem się, że jesteś zwinna i szybka. Umiesz walczyć. Najlepsze z tego
wszystkiego jest to, że umiesz wywołać burze- jak na zawołanie na dworze rozległ
się kolejny grzmot. Byłam pewna, że Grigorij nie zauważył tego. Całe nasze
spotkanie na parkingu przebiegło ekspresowo. Nie sądziłam, że spostrzegł aż tyle
szczegółów. - a do tego jesteś bardzo piękna- cmoknął z uznaniem co mnie
wkurzyło- oni zostaną zabici- spojrzał na Maxa, Joela i Ryana- a tobie dam szansę
przyłączenia się do nas- ruchem dłoni wskazał swoich popleczników.
Jeśli myślał, że mogłabym się do niego przyłączyć to był prawdziwym głupcem
~ 160 ~
-
nikt dziś nie umrze- powiedział twardo Joel – cokolwiek tu robisz przerwij to
natychmiast i oddaj nam te dziewczyny. Później rozejdziemy się w zgodzie i
zapomnimy o sprawie.
Robert śmiał się w głos. Ten dźwięk przyprawiał o ból głowy. Staliśmy w milczeniu i
czekaliśmy no to co odpowie.
-
jeśli mówisz to poważnie to jesteś głupszy niż myślałem. Nikt stąd nie odejdzie
dopóki nie skończę przywoływać Lucyfera. To nasza szansa na objęcie władzy nad
światem- mówił jakby wygłaszał przemówienie- ludzi jest więcej i panoszą się na
ziemi jakby byli najważniejsi. Ale tacy nie są, bo to my jesteśmy od nich lepsi.
Musimy się przed nimi ukrywać i uciekać z obawy, że nas wybiją. A dlaczego? Bo
boją się naszej siły i magii! Ujawnimy nasze istnienie tym nędznym ludziom i
pokonamy ich w czym
pomoże nam Lucyfer. Wtedy będziemy mogli robić co chcemy.
Używać jawnie magii, zmieniać postać kiedy chcemy- spojrzał na Setha- i polować
na ludzi-
puścił oko do Brook która uśmiechnęła się zalotnie
Anna miała racje. Musimy ich jakoś powstrzymać. Gdyby zrobili to co planują
oznaczało by to kres ludzkości.
-
jesteś szalony jeśli myślisz, że będziemy stać z założonymi rekami i patrzeć jak
niszczysz świat- powiedziałam twardo
-
kochanie ja nie niszczę świata ja go na nowo stworze.
Za kogo on się ma? Za Boga? Miałam wielką ochotę podbiec do niego i wybić mu z
głowy ten wariacki pomysł. Nie zdawałam sobie sprawy, że podbiegłam do niego z
wyciągniętym sztyletem. Już brałam zamach kiedy ktoś mnie złapał.
- witaj Bastard,
mówiłem, że jeszcze się spotkamy- Grigorij unieruchomił moje dłonie.
Już szykowałam się do wali kiedy Joel krzyknął zaskoczony. Wydawał odgłosy
pod
obne do szlochu. Nigdy nie widziałam na jego pięknej twarzy tyle cierpienia,
rozpaczy i totalnego szoku,
nawet w ogrodzie gdy mówił, ze mnie nie chce. Nie
wiedziałam co tak nim wstrząsnęło, dopóki nie odezwał się Grigorij.
- witaj bracie!
- co takiego- k
rzyknęłam. On wiedział od samego początku, że mam w sobie krew
Joela. Rozpoznał ją gdy walczyliśmy. Użył nawet słów „ Masz w sobie mieszankę
czterech krwi i to jego krwi” chodziło mu o krew jego brata
-
to nie możliwe- mruczał Joel przecierając oczy zaszklone od różowych łez- ty nie
żyjesz
-
zostawiłeś mnie na śmierć- powiedział wesołym głosem- gdyby nie znalazł mnie
Robert
pewnie teraz bym był martwy.
-
to nie możliwe- powtórzył Joel upadając na kolana
~ 161 ~
-
stoję tu przed tobą więc jednak możliwe
-
dość tych rozmów-przerwał im Robert- nie mamy czasu na wasze rodzinne sprawy.
Pora rozpocząć przywołanie Gwiazdy Poranka- skinął na dwóch osiłków stojących
pod ściana i polecił- wyprowadźcie ich i postarajcie się aby nie uciekli. Po wszystkim
osobiście się nimi zajmę- zniżył głos- szczególnie Freyą.
Nie przejęłam się jego słowami. Obawiałam się tylko, że jeśli nas z stąd wyrzuca nie
będziemy w stanie nic zrobić. Na przyjęciu udało mi się porozmawiać z Joelem bez
słów. Muszę zrobić teraz to samo, tylko nie wiedziałam jak. Skupiłam się na Joelu.
Maxe i Ryanie. Na początku wyostrzyłam wampirze zmysły. Zamknęłam oczy i
szukałam dźwięku bicia ich serc. Usłyszałam dwa głośne i szybko bijące serca i
trzecie ciut wolniejsze i cichsze, należące do mojego wampira. Instynktownie
wiedziałam gdzie stoją i posłałam w ich stronę cząstkę mojej mocy.
-
słyszycie mnie?
Byłam dumna z moich przyjaciół, że nie poruszyli się gdy usłyszeli moje nieme słowa
- tak? Odpowiedzieli razem. Nawet M
ax mimo swojej zwierzęcej postaci
-
musimy coś szybko wymyślić. Najważniejsze jest aby Lucyfer nie powrócił na
ziemie. Nie wiem jak to zrobimy. Przecież ich jest więcej
-
odwrócę ich uwagę a ty weź Joela i Maxa. Zdążycie wrócić do domu. Joel wie gdzie
trzymamy zapas gotówki. Zabierzcie wszystko i ucieknijcie- odpowiedział Ryan
- nie zo
stawimy cię! Mieliśmy wyjść stąd razem
Spojrzał mi w oczy
-
Freya sam powiedziałaś, że nie damy rady ich pokonać. Świat jest ważniejszy niż ja
Już miałam zacząć się spierać gdy nas wszystkich zaskoczył
- w Nowym Jorku jes
t stowarzyszenie. Oni wam pomogą. Mój ojciec przed śmiercią
przyłączył się do nich. Skontaktowali się ze mną kilka lat temu gdy już się
dowiedziałem, że rada to farsa żądna władzy. To od nich dostałem list Anny i
zaklęcie które wykorzystałem podczas ceremonii. Musicie ich odnaleźć. Chciałbym
wam pomoc w tym ale nie wiem gdzie mieści się ich główna siedziba
- nie
zostawimy cię!- zaprotestowałam. Miałam gdzieś jakieś tajne stowarzyszenie,
myślałam tylko o moim przyjacielu
- zrozum, potrzebujemy wsparcia. Ann
a wiedziała, że sami nie damy rady. Zaufajmy
jej.
Byłam ogłupiała od natłoku nowych informacji. Myśl, że Ryan zostałby tu sam, zdany
tylko na siebie była straszna.
~ 162 ~
-
jeśli nie chcemy aby wszystkich ludzi spotkał los tych dziewczyn musisz zrobić to co
powie
działem- spojrzałam na szlochające dziewczyny.
- a co z Lucyferem
-
nie uda nam się zapobiec przywołania go. Robert ma już gotowy wywar z krwi
czterech
dziewic, ziół i strony z najstarszej biblii która opisuje stworzenie świata.
Wystarczy że wypowie odpowiednie słowa i Lucyfer zacznie powracać. Nie wiem jak
to będzie wyglądało. Wiem tylko, że we trójkę nie damy rady tego powstrzymać
Burza szalała na dworze. Wielkie krople uderzały za oknem. Łzy płynęły z moich
oczu a z nieba lał deszcz. Krzyk próbował wyrwać się z mojego gardła ale
powstrzymałam go. Za to grzmoty waliły z mocą wyrażając złość na bezsilność która
mnie dopadła.
- a co z tymi dziewczynami
-
obiecuje, że im pomogę tylko ocal siebie. Oni zabiją nas jeśli będziemy się stawiać.
-
proszę nie każ mi tego robić- błagałam go
-
Joel weź ją stąd- rozkazał wampirowi który był prawie nie przytomny
-
weź się w garść. Wiem, że to dla ciebie szok. Dla nas wszystkich. Później
rozwiążemy historię twojego brata. Przecież kochasz Freye- przemawiał do niego
delikatnie ale i stanowczo
-
oczywiście, że ją kocham, najmocniej na świecie- wyszeptał podnosząc wzrok z
podłogi na mnie. Ślady po łzach pozostawiły różowe kreski na jego policzkach
-
no to rusz swój tyłek i uciekajcie
-
Ryan no co ty? Każesz nam odejść- zaskomlał Max
-
co oni robią? Wyczuwam w tym udział mocy płynącej od tej Bastard – Grigorij
wyczuł zmianę w naszym zachowaniu bezbłędnie, wiedział, że coś się święci
- co ty wyprawiasz-
syknął wykręcając mi ręce do tyłu. Bolało jak cholera
-
mam dość całej tej sytuacji. Zabijcie ich od razu i problem z głowy- wrzeszczał
Robert. W końcu stracił swoje sztuczne opanowanie.
- Ja dam sobie rade sam a wy
won mi stąd – polecił nam Ryan
Grigorij popchnął mnie na ziemię. Upadłam lecz szybko skoczyłam na nogi uciekając
przed zasięgiem jego rąk.
Joel na widok swojego brata zadającego mi bul momentalnie otrzeźwiał. Wyciągnął z
pochwy na plecach miecz i z zamachem ściął głowę najbliższemu przeciwnikowi,
zmierzającemu w moją stronę, w pomieszczeniu zapanował chaos. Seth zrzucił
~ 163 ~
ubranie i w mgnieniu oka przemienił się w czarnego wilka. Skoczył na Maxa. Był od
niego sporo większy. Potrzeba chronienia własnego stada zwyciężyła. Podniosłam
dłonie nad głowę. Moje ciało wiedziało co ma zrobić. uwolniłam iskierki energii z
moich
żył. Pomieszczenie spowiła błękitna poświata. Płynęła z moich rąk.
Wymierzyłam i rzuciłam nią prosto w Setha. Moja skondensowana moc uderzyła w
jego zad. Poleciał na ścianę i upadł z hukiem. Zawył złowieszczo. W pomieszczeniu
znajdowało się kliku członków jego watahy, byli związani ze swoim alfą tak samo jak
ja z Maxe
m. Rozbierali się szybko. To nie wróżyło nic dobrego, tyle wilków
pałających nienawiścią w jednym pomieszczeniu to istna rzeź. Kątem oka
dostrzegłam jak Ryan miota swoimi ognistymi kulami i zbliża się do Roberta który
zaczął szeptać nie zrozumiałe słowa a ciecz w misie, którą stawiał właśnie na ziemi,
bulgocze. A więc już się zaczęło.
Ruszyłam biegiem w stronę Joela pochłoniętego walką. Rozglądał się poszukując
mnie i Maxa. Widziałam ulgę gdy nasze spojrzenia się spotkały jednak jego oczy
szybko stwardniały. Momentalnie zorientowałam co nim tak wstrząsnęło. Grigorij stał
za mną i przykładał jeden ze sztyletów, który upuściłam do moich pleców. Ostrze
przecięło materiał i delikatną skórę. Ciepła ciecz płynęła dając całkowity upust moim
mocom. Poraziłam go tak mocno, że zadrżał i upadł na ziemi. Miałam już odejść
kiedy zawróciłam i pochyliłam się nad nim. Byłam to winna Joelowi.
-
wiem, że byłeś wspaniałym człowiekiem. Nie mam pojęcia co ta zgraja świrów ci
naopowiadała ale nie pozwolę abyś skończył tak jak oni. Wrócę po ciebie Joshua
w oczach zamigotała mu ulga która szybko zamieniła się w złość. Max złapał zębami
moją dłoń i skierowaliśmy się do wyjścia
-
ścigać ich panie?- zapytał Markus Roberta.
- cztery wilki i dwa wampiry za nimi. reszta tu zostaje.
Wbiegłam w rozłożone ramiona Joel. Zanim udało nam się przedostać do wyjścia
Joel sprawnie pokonał wilkołaka i wampira.
-
po ciebie też wrócę Ryan. Nie spieraj się bo tym razem to ja zadecyduję kiedy.
Pamiętaj, że cie kochamy
Po tych słowach wbiegliśmy do lasu.
******************
Nogi pulsowały mi od wysiłku. Zimny deszcz spływał pa naszych twarzach. Zużyłam
całą moc w tym strasznym domu. Teraz byłam wypalona. Joel praktycznie mnie
ciągnął za sobą. Słyszałam odgłosy pogoni za nami.
-
nie mam siły- jęknęłam kiedy po raz kolejny potknęłam się o własne nogi.
Jedną ręką podrzucił mnie i znalazłam się w jego ramionach.
~ 164 ~
-
nie daleko jest samochód. Gdy do niego dotrzemy, zdołamy uciec. Nawet oni nie
zdo
łają dogonić samochodu
Miał rację. Max zmienił się w człowieka. Nie zwracałam uwagi na jego nagość. Usiadł
na tylnim siedzeniu. Joel ułożył mnie delikatnie na przednim, a sam zasiadł za
kierownicą. Z piskiem opon ruszył w stronę domu. Nic nam nie zakłóciło szalonej
ucieczki. Była to zasługa brawurowej jazdy Joela, jechał sto dwadzieścia na godzinę.
**********
Pakowanie zajęło dłużej niż powinno, bo nie chcieliśmy się rozdzielać. Najpierw
poszliśmy do Joela. Spakował się szybko. Zabrał pokaźną ilość gotówki. Teraz
doceniłam to, że maja pieniądze, bez nich trudno by nam był poszukiwać ludzi o
których nic nie wiedzieliśmy. Maxowi poszło równie sprawnie, nie tak jak mi. Nie
wiedziałam co mam zabrać wiec pakowałam wszystko co znalazło się pod ręką. Moja
torba by
ła najokazalsza. Joel dorzucił do niej różowego pluszaka. Chciałam go za to
uściskać ale nie zrobiłam tego. Później, obiecałam sobie.
Zajęliśmy te same miejsca w jeepie co prędzej. Jechaliśmy godzinami w milczeniu.
Czasami słyszałam jak Max płacze, mi też ciekły łzy klęski i poczucia winy, że Ryan
nie jedzie z nami. Godziny mijały a ja w ciszy obserwowałam światła mijanych
samochodów. Niebo pojaśniało.
-
powinniśmy stanąć i odpocząć- byłam zmęczona i senna
Joel przejechał kilka kilometrów i stanął w leśnym zaułku. Max chrapał na tylnim
siedzeniu. Oparłam głowę na ramieniu Joela. Gładził delikatnie moje plecy i raz za
razem całował w czoło
- co teraz zrobimy?-
mówił tak aby nie zbudzić Maxa
-
postąpimy zgodnie z poleceniem Ryan. A potem zobaczymy
-
słyszałem to co powiedziałaś Joshua- jego głos się załamał
-
mówiłam szczerze- objęłam go mocno
-
i za to cie kocham, za twoje wielkie serce pełne miłości
-
ja też cię kocham- zamknęłam oczy i pocałowałam go bardzo czule
Nastawał nowy dzień. Miałam przy sobie najbliższe mi osoby i dziękowałam losowi
za taki dar. Nie mieliśmy żadnego planu odnośnie Lucyfer, Ryana czy brata Joela.
Nie wiedzieliśmy kogo tak naprawdę mamy szukać. Wiedziałam tylko jedno, to o
m
nie pisała Anna i to ja muszę wszystko naprawić, oczywiście z pomocą Joela i
Maxa. Zajmiemy
się wszystkim. Przyrzekam.
~ 165 ~
Znaki Czasu
Księga 2 PANOWANIE
W tej części poznamy kolejne przygody Freyi i jej przyjaciół. Nasza bohaterka
odkryje romans Joela z pewną wampirzycą, który miał miejsce kilka lat temu. Jak na
t
o zareaguje? Zobaczymy. Zdolności naszej bohaterki pomogą ujawnić prawdziwe
wydarzenia przemiany Grigorija.
Magiczni ujawnią się światu. Czy Freya zdoła sobie poradzić z misją
ratowania świata i własnymi problemami? Prawda o pochodzeniu jej rodziców obrócą
jej świat do góry nogami. I jeszcze do tego wszystkiego nowi bohaterowie którzy
zaoferują swoją pomoc w uratowaniu Ryana, z którym nie wiadomo co się stało.
Zapewniam,
że będzie wiele się działo!!! Polecam
Monika Szulc
Ul. Pozna
ńska 7/2, Wąsowo
64-316 Ku
ślin
Tel. 669-413-369
e-mail: szulikmonia@interia.eu