Niektóre poglądy czy sformułowania zawarte w tej
książce mogą zostać uznane przez Czytelników za
kontrowersyjne. Niemniej ich autor należy do grona
kilkunastu najbardziej znanych na świecie nauczycieli
duchowych drugiej połowy XX wieku, wydawca zaś ma
za zadanie prezentację możliwie szerokiego spektrum
punktów widzenia, nawet jeśli z pewnymi z nich się nie
identyfikuje.
Osho
Apteka dla duszy
Wstęp
Związek między stresem a chorobami ciała jest w
naszych czasach powszechnie znany. Ocenia się, że stres
jest w Stanach Zjednoczonych odpowiedzialny za
2
/
3
wizyt
w gabinetach lekarzy rodzinnych, a według US Center for
Disease Control (Amerykańskie Centrum Prewencji i
Monitorowania Chorób), jest przyczyną połowy zgonów
Amerykanów poniżej 65. roku życia. Przewiduje się, że do
2020 roku przyczyną pięciu z dziesięciu głównych
problemów zdrowotnych na świecie będzie stres.
We współczesnym świecie ludziom trudno jest
zrównoważyć wysokie wymagania, stawiane przez pracę,
rodzinę i społeczeństwo, z koniecznością przeznaczania
pewnego czasu na własny odpoczynek i relaksację. Zbyt
często nasza strategia postępowania ze stresem ogranicza
się do wypicia jednego czy dwóch drinków po południu
lub łykania tabletek nasennych.
Apteka dla duszy oferuje bogaty zbiór prostych i
naturalnych sposobów radzenia sobie ze stresem.
Znajdziesz w niej lekarstwo na wszystko: od bólu głowy
po bezsenność, od nieokreślonego poczucia dyskomfortu,
którego wszyscy czasem doświadczamy, po jasno
sprecyzowane problemy, takie jak rzucanie palenia czy
zmiana podejścia do żywienia się.
Wprowadzenie równowagi pomiędzy pracą i zabawą,
stresem i wypoczynkiem, zobowiązaniami i swobodą nie
wiąże się bowiem jedynie z pokonaniem stresu. Potrzebne
jest także odkrycie i rozwinięcie wewnętrznej mądrości
duszy, która wie, czego nam brak, i powie, jak to
osiągnąć, jeśli tylko znajdziemy czas, by się w nią
wsłuchać. Zrozumienie tego jest głównym wątkiem Apteki
dla duszy, a forma książki jest mu podporządkowana.
Każdy z nas jest niepowtarzalny i odpowiedzialny za
swoje własne życie. Każdy z nas angażuje się też w
związki z unikalnymi i niepowtarzalnymi ludźmi w tańcu,
w którym czasem zdarza się nadepnąć komuś na palce i
wywołać czyjąś złość. Zdobycie wiedzy, jak lepiej kochać,
ale także - gdy to konieczne -jak lepiej walczyć, stanowi
część przywracania równowagi, wypośrodkowania i
harmonii naszemu życiu.
Techniki przedstawiane w książce zostały dobrane z
uwzględnieniem faktu, że wielu z nas nie ma po prostu
czasu czy możliwości, aby przeznaczać na medytację
godzinę lub więcej dziennie. Większość opisanych tu
ć
wiczeń wymaga poświęcenia zaledwie kilku minut przed
pójściem do łóżka lub tuż po przebudzeniu się. Są tu
techniki, które z oczywistych powodów będziesz chciał
praktykować w samotności, jak również mnóstwo takich,
które możesz wykonywać przy biurku, w autobusie czy
podczas spaceru w parku, i nikt nie będzie zdawał sobie
sprawy z tego, co właśnie robisz. Znajdują się tu również
takie, które możesz wykonywać ze swoim partnerem;
mogą one wprowadzić do waszego związku nowy rodzaj
bliskości.
Na koniec kilka rad, jak korzystać z lekarstw, które
znajdują się na półkach tej „apteki". Ćwiczenia są
pomyślane jako zabawa, nie ciężka praca. Eksperymentuj,
próbuj, szukaj tych, które ci odpowiadają, i je stosuj. Bądź
szczery ze sobą w tym eksperymentowaniu, ale nie nazbyt
poważny. Nie wszystkie techniki będą dobre akurat dla
ciebie, - Osho sugeruje więc, aby każdą wypróbowywać
na początek przez trzy do pięciu dni - taki czas wystarcza
zwykle na poznanie, czy dana technika odpowiada
twojemu temperamentowi.
Sarito CarolNeiman redaktor tekstu angielskiego
1. Rozluźnienie
Usuwanie napięcia dzięki rozładowaniu
emocji i relaksacji
Diagnoza
Ś
wiadomość nie może zwracać się przeciwko ciału.
Zamieszkuje je, więc jedno nie może być postrzegane tak,
jakby było wrogiem drugiego. Świadomość i ciało zawsze
wspierają się wzajemnie. Kiedy mówię do ciebie, moja
ręka wykonuje gest, mimo że nic jej nie nakazuję. Ja i
moja ręka jesteśmy głęboko zsynchronizowani.
Chodzisz, jesz, pijesz - wszystkie te czynności świadczą
o tym, że twoje ciało i twoja świadomość stanowią
organiczną całość. Człowiek nie może jednocześnie
torturować ciała i wyostrzać świadomości. Ciało musi być
kochane - powinieneś być jego przyjacielem. Jest ono
twoim domem. Musisz oczyścić je ze wszystkich śmieci,
pamiętając, że przez cały czas, dzień w dzień, ci służy.
Nawet gdy śpisz, twoje ciało nie przestaje pracować -
trawiąc, przemieniając to, co zjadłeś, w krew, usuwając
martwe komórki, dostarczając nowy, świeży tlen; a ty
ś
pisz sobie w najlepsze.
Robi wszystko, abyś przetrwał, abyś przeżył, choć ty
jesteś tak niewdzięczny, że nigdy mu za to nie
podziękowałeś. Wręcz przeciwnie, twoja religia nauczyła
cię, abyś je torturował: „ciało jest twoim wrogiem, musisz
się uwolnić od niego i tego, co cię z nim wiąże".
Wiem, że człowiek jest czymś więcej niż tylko ciałem i
nie ma potrzeby być do niego przywiązany. Ale miłość nie
jest przywiązaniem, współczucie nie jest przywiązaniem.
Miłość i współczucie są niezbędne dla twojego ciała i jego
rozwoju. A im lepsze masz ciało, tym większa jest
możliwość dla rozwoju dla twojej świadomości. Jest to
organiczna całość.
Ś
wiatu potrzebny jest zupełnie nowy rodzaj edukacji,
która wprowadziłaby wszystkich ludzi w ciszę własnego
serca - w medytację - i która uczyłaby człowieka szacunku
dla własnego ciała. Dopóki bowiem nie będziesz szanował
swojego ciała, nie będziesz też w stanie szanować innych.
A jest ono żywym organizmem, które nigdy nie
wyrządziło ci krzywdy. Służyło ci od momentu twojego
poczęcia i służyć będzie aż do śmierci. Zrobi wszystko, co
zechcesz - nawet niemożliwe - i nie będzie ci
nieposłuszne.
Niewyobrażalne jest stworzenie tak posłusznego i
mądrego mechanizmu. Jeżeli zdasz sobie sprawę ze
wszystkich jego funkcji, ogarnie cię zdumienie. Nigdy nie
myślałeś o tym, co się w nim dzieje. A wszystko to jest
cudowne i tajemnicze. Niemniej nigdy się w to nie
zagłębiałeś. Nigdy nie zadałeś sobie trudu, aby lepiej
poznać swoje własne ciało - a chcesz udawać, że kochasz
innych ludzi? Nie możesz, ponieważ innych ludzi również
postrzegasz jako ciała.
Ciało jest największą tajemnicą egzystencji. Tajemnica
ta potrzebuje twojej miłości - pragnie, byś w pełni poznał
jej sekrety i funkcje.
Religie, niestety, były zawsze całkowicie przeciwne
ciału. Ale ten antagonizm jest wskazówką, konkretną
oznaką, że jeśli człowiek poznaje mądrość i tajemnice
ciała, nigdy nie będzie ograniczał się księdzem czy
pojęciem Boga. Największą tajemnicę odkryje w sobie, a
w tajemnicy ciała - sanktuarium swojej świadomości.
Gdy raz zdasz sobie sprawę ze swojej świadomości,
swojej istoty, nie ma nad tobą żadnego Boga. Tylko taka
osoba może szanować innych ludzi, inne żyjące istoty,
ponieważ wszystkie one są równie tajemnicze jak ona sama.
Różnią się sposobem ekspresji, wyglądem, ale to sprawia,
ż
e życie jest bogatsze. Kiedy człowiek znajdzie
ś
wiadomość w sobie, tym samym znajdzie klucz do tego,
co najwyższe. Nauka, która nie uczy cię kochać twojego
ciała, nie uczy cię współodczuwania ze swoim ciałem, nie
uczy, jak zagłębić się w jego tajemnicę, taka nauka nie
nauczy cię również, jak wejść w twoją własną świado-
mość.
Ciało to drzwi - ciało to próg.
Recepty
Zrzucenie pancerza
Nosisz na sobie pancerz. Tak, to jest po prostu pancerz.
Nie jest do ciebie przymocowany, to ty kurczowo się go
trzymasz. Kiedy zdasz sobie z tego sprawę, łatwo będzie
ci się go pozbyć. Twój pancerz nie żyje -jeśli przestaniesz
go nosić na sobie, zniknie. A przecież nie tylko go nosisz,
ale również nieustannie troszczysz się o niego i
wzmacniasz go.
Każde dziecko jest gibkie, „płynne". Nie ma
zesztywniałych partii ciała. Całe jego ciało stanowi
organiczną jedność. Głowa nie jest najważniejsza, a stopy
nie są najmniej ważne. Właściwie podziały nie istnieją, nie
ma rozgraniczeń. Ale stopniowo zaczynają się pojawiać.
Głowa staje się władcą, szefem, a całe ciało zostaje
poszatkowane na części. Niektóre z nich są akceptowane
przez społeczeństwo, a inne nie. Niektóre stanowią wręcz
zagrożenie dla społeczeństwa, muszą więc być bojkoto-
wane. Z tego bierze się cały problem.
Zaobserwuj, w których miejscach w twoim ciele
występuj ograniczenia, i zrób trzy rzeczy. Po pierwsze,
gdy chodzisz, siedzisz lub gdy nic nie robisz, wydychaj
głęboko powietrze. Nacisk powinieneś kłaść na wydech, a
nie na wdech. Wydychaj głęboko - wydychaj tyle
powietrza, ile jesteś w stanie z siebie wyrzucić. Wydychaj
ustami, ale rób to powoli, tak by zabrało to trochę czasu.
Im dłużej będziesz wydychał, tym lepiej, ponieważ wydech
będzie głębszy. Gdy pozbędziesz się całego powietrza z
organizmu, ciało zrobi wdech; ciało, nie ty. Wydech
powinien być powolny i głęboki, natomiast wdech szybki.
To zmiękczy pancerz wokół klatki piersiowej.
Po drugie, pomocne będzie bieganie. Nie musisz biegać
na długie dystanse, wystarczy, że przebiegniesz kilometr
lub dwa. Wyobraź sobie, że znika obciążenie z twoich
nóg, odpada od nich. Jeśli twoja wolność była za bardzo
ograniczana, jeśli nakazywano ci, abyś postępował tak, a
nie inaczej, abyś był tym, a nie tamtym, abyś szedł tu, a
nie tam, na nogach pojawił się pancerz. Zacznij więc
biegać i podczas biegu również skup się na wydechu. Gdy
odzyskasz już nogi i ich płynność, poczujesz niesamowity
przepływ energii.
Po trzecie, kiedy kładziesz się spać wieczorem,
zdejmując z siebie ubranie, wyobrażaj sobie jednocześnie,
ż
e ściągasz z siebie także ten pancerz. Zrób to. Zdejmij go
i odetchnij głęboko - a potem idź spać nieuzbrojony,
całkowicie nagi, bez żadnych ograniczeń.
Swobodne spadanie
Każdego wieczoru usiądź na krześle i pozwól swojej
głowie opaść do tyłu. Zrelaksuj się, odpoczywaj. Możesz
podeprzeć się poduszkami, żeby nie pojawiło się napięcie
szyi. Potem rozluźnij dolną szczękę - po prostu zrelaksuj
ją tak, żeby twoje usta otworzyły się szeroko - i zacznij
oddychać ustami, nie nosem. Nie zmieniaj jednak oddechu,
musi pozostać naturalny. Kilka pierwszych oddechów
będzie gorączkowych, ale stopniowo uspokoją się i od-
dech się spłyci. Wdech i wydech będą niewielkie; takie
powinny być. Usta pozostaw otwarte, oczy zamknięte i
odpoczywaj.
Poczuj, jak uwalniają się twoje nogi, tak jakby ktoś ci je
zabrał, jakby wyswobodziły się ze stawów. Poczuj się tak,
jakby ci je odebrano -jakby zostały uwolnione - poczuj, że
jesteś tylko górną częścią ciała. Nóg nie ma.
Kolej na ręce: wyobraź sobie, że obie ręce
wyswobodziły się i zostały ci odjęte. Może nawet
usłyszysz wewnątrz jakieś chrupnięcie, gdy będą się
uwalniać. Nie jesteś dłużej swoimi rękami; umarły,
odebrano ci je. Zostały tylko głowa i tułów.
Teraz zacznij myśleć o głowie - zabrano ją,
pozbawiono cię jej, głowa odpadła. Pozostaw jej swobodę.
Jakkolwiek się porusza - w prawo czy w lewo - ty nie
możesz nic zrobić. Po prostu zostaw jej swobodę;
odebrano ci ją.
Wtedy będziesz miał już tylko tułów. Poczuj, że jesteś
tylko nim - klatką piersiową, brzuchem i niczym więcej.
Ć
wicz tak co najmniej przez dwadzieścia minut i idź
spać. Trzeba to robić tuż przed snem. Kontynuuj ćwiczenie
co najmniej przez trzy tygodnie, a twoje zmęczenie ukoi się.
Traktowanie wymienionych partii ciała jako oddzielnych
sprawi, że zostanie tylko esencja, więc cała twoja energia
przemieści się do najważniejszej części. Zrelaksuje się ona,
a energia znów zacznie płynąć przez twoje nogi, ręce i
głowę, lecz tym razem dużo bardziej proporcjonalnie.
Oczyszczanie gardła
Jeśli od dzieciństwa twoja ekspresja nie była taka, jaka
powinna - czyli nie byłeś w stanie wyrazić czy zrobić tego,
co chciałeś - ta niewyrażona energia osadza się w gardle.
Gardło jest ośrodkiem ekspresji. Nie służy jedynie do
połykania, jest również ośrodkiem wyrażania. Wielu ludzi
korzysta z niego tylko w tym pierwszym celu.
Wykorzystują je tylko w połowie, ale akurat ta ważniejsza
połowa pozostaje nietknięta.
Wiele można zrobić, by ułatwić sobie ekspresję. Jeśli
kogoś kochasz, mów tej osobie to, co chcesz powiedzieć,
nawet jeśli miałoby to zabrzmieć głupio; czasem nie
zaszkodzi się wygłupić. Mów o rzeczach, które rodzą się w
tobie w danej chwili. Nie wytłumiaj ich.
Jeśli kogoś kochasz, daj się całkowicie ponieść, nie
kontroluj się. Jeśli jesteś wściekły i chcesz coś
powiedzieć, zrób to na gorąco! Zły jest jedynie zimny
gniew, gorący - nigdy. To ten zimny jest naprawdę
niebezpieczny. A ludzi nauczono właśnie tego: zachowujcie
chłodny spokój, nawet kiedy jesteście źli. Tylko że wtedy ta
trucizna w was pozostanie. Czasem dobrze jest pokrzyczeć i
wyrzucić z siebie emocje.
Każdego wieczoru usiądź i zacznij się kołysać. Kołysz
się tak, żeby przechylając się w jedną stronę, dotykać
podłoża tylko jednym pośladkiem. Siedź więc na czymś
twardym. Tylko jeden pośladek ma dotykać ziemi, nie dwa
naraz. Jest to jeden z pradawnych sposobów wydobywania
energii z podstawy kręgosłupa.
Jeśli czujesz w gardle stłumioną energię, ale jesteś w
stanie ją tamować, znaczy to, że potrzeba jej znacznie
więcej. Trzeba sprawić, by zdolność tamowania uległa
zmniejszeniu. Energii ma przybywać, tak żebyś nie mógł
nad nią zapanować, żeby wytrysnęła. Rób tak przez
piętnaście do dwudziestu minut.
Po dziesięciu minutach tego ćwiczenia, kiwając się,
zacznij mówić: „Allah... Allah..." Mów „Allah", gdy
przechylisz się w jedną, i „Allah", gdy przechylisz się w
drugą. Stopniowo poczujesz coraz większą energię, a
słowo „Allah" będzie stawać się coraz głośniejsze.
Moment kulminacyjny nadejdzie po dziesięciu minutach,
gdy będziesz już prawie krzyczał: „Allah!" Zaczniesz się
pocić. Energia stanie się gorąca, a słowa „Allah! Allah!"
będą brzmieć, jakby wymawiał je ktoś obłąkany. Gdy
pęka tama (po angielsku dam) człowiek czuje się jak
obłąkany (po angielsku mad). Te dwa słowa: dam i mad są
bardzo charakterystyczne -zbudowane są z tych samych
liter! Jeśli czytasz je w jedną stronę, otrzymujesz dam, a
gdy w drugą - mad.
Spodoba ci się to ćwiczenie. Będzie może dziwaczne,
ale spodoba ci się! Wtedy możesz wykonywać je dwa razy
na dobę - dwadzieścia minut rano i dwadzieścia
wieczorem.
Rozluźnij brzuch
Kiedy idziesz rano wypróżnić się, weź suchy, szorstki
ręcznik i masuj nim brzuch. Wciągnij brzuch i mocno go
masuj. Zacznij od prawej strony i pocieraj ruchem
okrężnym wokół pępka, ale tak, aby go nie dotknąć. Rób
to naprawdę mocno, tak żeby porządnie się wymasować.
Wciągnij brzuch, by masować w ten sposób także jelita.
Postępuj tak po każdym wypróżnieniu, nawet dwa lub trzy
razy dziennie.
Druga sprawa: w ciągu dnia - czyli między wschodem i
zachodem słońca, ale nigdy w nocy - oddychaj tak głęboko
i tak często, jak tylko możesz. Im częściej i im głębiej
oddychasz, tym lepiej. Ale pamiętaj o jednym: oddychaj
brzuchem, a nie klatką piersiową. To brzuch musi się
unosić, nie klatka piersiowa. Kiedy wdychasz powietrze,
unosi się brzuch, a kiedy wydychasz, brzuch się zapada.
Zostaw klatkę piersiową, tak jakby nie miała z oddy-
chaniem nic wspólnego. Po prostu oddychaj brzuchem - to
będzie jak całodzienny, delikatny masaż.
Obserwuj, jak oddycha małe dziecko (...). Robi to w
naturalny, właściwy sposób. Faluje tylko brzuch, a klatka
piersiowa pozostaje nieporuszona przepływem powietrza.
Cała energia skupia się wokół pępka.
Stopniowo tracimy kontakt z pępkiem. Stajemy się
coraz bardziej uzależnieni od głowy, a nasz oddech się
spłyca. Więc kiedy tylko przypomnisz sobie o tym w
ciągu dnia, weź oddech tak głęboki, jak to tylko możliwe -
i niech pracuje brzuch.
Każdy oddycha poprawnie podczas snu, ponieważ umysł
wtedy nie ingeruje. Brzuch unosi się i opada
automatycznie, a oddech staje się głęboki; nie trzeba
niczego wymuszać. Niech będzie naturalny, a stanie się
głęboki. Głębia to konsekwencja naturalności.
Tańcz jak drzewo
Jeśli to możliwe wyjdź na otwartą przestrzeń, stań
pomiędzy drzewami i przemień się w drzewo, pozwól, aby
wiatr przenikał przez ciebie.
Utożsamienie się z drzewem wzmacnia nas i ożywia. Z
łatwością docierasz wówczas do pierwotnej świadomości,
w której drzewa trwają bez przerwy. Rozmawiaj z nimi i
obejmuj je.
Jeśli nie możesz wyjść na dwór, po prostu stań
pośrodku pokoju i wyobraź sobie siebie jako drzewo -
pośród deszczu i silnego wiatru - i zacznij tańczyć. Ale
tańcz tak, jakbyś był drzewem. Wtedy będziesz w stanie
uruchomić przepływ.
Jest to tylko kwestia opanowania sztuki utrzymania
przepływu energii. Będzie to dla ciebie klucz - ilekroć
zostanie zahamowana, będziesz mógł ją odblokować.
Stwórz napięcie, następnie osuń się w sen
Każdej nocy przed pójściem spać stań pośrodku pokoju
- dokładnie na środku - i spraw, by twoje ciało było jak
najbardziej sztywne i napięte, tak naprężone, jakbyś miał
pęknąć. Rób tak przez dwie minuty, a później przez dwie
minuty odprężaj się na stojąco. Powtórz ćwiczenie dwa
albo trzy razy i połóż się spać. Musisz naprężyć ciało
najbardziej, jak to możliwe. Później nic już nie rób, aby
przez noc relaksacja mogła się pogłębiać.
Bezdźwięczna cisza
Istnieje pewna cisza, która ujawnia się w tobie tylko
wtedy, gdy przestajesz się kontrolować; wtedy zstępuje na
ciebie. Pamiętaj więc - przez kontrolowanie siebie,
zakłócasz swoją energię. Umysł jest wielkim dyktatorem;
próbuje wszystko kontrolować. A jeśli nie potrafi nad
czymś zapanować, wypiera to, mówi, że to nie istnieje.
Każdego wieczoru przed pójściem spać medytuj w
następujący sposób. Usiądź na łóżku, zgaś światło -
zakończ wszystko, co miałeś do zrobienia, ponieważ po tej
medytacji powinieneś zasnąć. Nic nie rób; po medytacji
„ten, który coś robi," ma zakaz pojawiania się. Po prostu
zrelaksuj się i odpłyń w sen, ponieważ sen również na
ciebie spływa - nie możesz go kontrolować. Sen i
medytacja mają jedną, wspólną cechę - ciszę -pojawiającą
się wraz z nimi. Dlatego tak wielu ludzi cierpi na
bezsenność - próbują kontrolować nawet sen, stąd
problem. Nie możesz z tym nic zrobić. Możesz tylko
czekać; możesz wprowadzić się w stan odprężenia i
akceptacji.
Tak więc po tej medytacji powinieneś się po prostu
zrelaksować i pójść spać, tak aby zachować ciągłość,
wtedy medytacja będzie nadal trwać w tobie. Przez całą
noc wibracje te będą w tobie. Rano, gdy otworzysz oczy,
poczujesz, że spałeś w zupełnie inny sposób. Zmieni się
jakość; to nie był po prostu sen. Obecne było coś innego,
coś głębszego niż zwykły sen. Spłynęło na ciebie coś,
choć nie wiesz, co to jest i jak to określić.
Medytacja ta jest bardzo prosta. Siedź na łóżku,
rozluźnij ciało, zamknij oczy i po prostu wyobraź sobie, że
zagubiłeś się w jakiejś górzystej krainie. Jest mroczna,
bezksiężycowa noc, niebo szczelnie zasnute chmurami.
Nie widać ani jednej gwiazdki - jest całkowicie ciemno,
nie jesteś w stanie dostrzec nawet własnej ręki. Zgubiłeś
się w górach i trudno ci odnaleźć drogę. Zewsząd czyha na
ciebie niebezpieczeństwo. W każdej chwili możesz zsunąć
się po zboczu w przepaść, zginąć na zawsze. Uważnie
badasz drogę. Jesteś czujny, ponieważ niebezpieczeństwo
jest ogromne, a gdy niebezpieczeństwo jest wielkie, czło-
wiek zachowuje czujność.
Wyobrażenie ciemnej nocy w górach służy stworzeniu
wrażenia niebezpiecznej sytuacji. Jesteś wtedy bardzo
czujny. Będziesz w stanie usłyszeć nawet upadającą
szpilkę. I nagle dochodzisz do urwiska. Czujesz, że przed
tobą nie ma dalej drogi, ale nie wiesz, jak głęboka jest
przepaść. Bierzesz więc kamień i spuszczasz w dół, aby to
sprawdzić.
Czekaj i nasłuchuj dźwięku kamienia, obijającego się o
skały. Nasłuchuj, nasłuchuj, nasłuchuj. Ale nie ma żadnej
odpowiedzi - zdaje się, że przepaść jest bezdenna. Przez
to, że wciąż nasłuchujesz, narasta w tobie ogromny strach,
a wraz ze strachem twoja czujność rozpala się coraz
bardziej.
Pozwól, by w twojej wyobraźni nie było nic więcej.
Rzucasz kamień i czekasz. Nasłuchujesz i nasłuchujesz;
czekasz z mocno bijącym sercem, lecz żaden dźwięk nie
dochodzi. Panuje absolutna cisza. W tej ciszy zapadnij w
sen. W tej bezdźwięcznej ciszy zaśnij.
Przepływ energii
Energia zawsze płynie w stronę obiektu, który
kochamy.
Kiedy czujesz w jakimś miejscu blokadę energii, oto
sekret, jak ją znów upłynnić: znajdź obiekt miłości. Nie
jest istotne, co nim zostanie, jest bowiem tylko
pretekstem. Jeśli potrafisz dotknąć z miłością np. drzewa,
energia popłynie, ponieważ gdy pojawia się miłość,
energia zaczyna płynąć w jej stronę. To tak jak z rzeką -
zawsze z wyżyn kieruje się ku poziomowi morza.
Gdziekolwiek znajduje się przedmiot miłości, energia
poszukuje jego poziomu - i zaczyna płynąć.
Pomóc może też masaż, jeśli wykonujesz go z miłością.
Wszystko może pomóc.
Weź do ręki kamień - z miłością i głęboką troską.
Zamknij oczy i poczuj miłość do kamienia, wdzięczność
za to, że istnieje i że akceptuje twoją miłość. Nagle
poczujesz pulsowanie i energia zacznie się poruszać.
Stopniowo przestaniesz potrzebować faktycznego obiektu;
energia zacznie płynąć na samą myśl, że kogoś (coś)
kochasz. Wtedy możesz odrzucić nawet myślenie o
miłości; po prostu kochaj, a energia będzie płynąć.
Miłość to ruch. Jesteśmy zmarznięci, ponieważ nie
kochamy. Miłość to ciepło. Kiedy jest ciepło, nie
zamarznie się. Gdy nie ma miłości, wszystko jest zimne.
Temperatura spada poniżej zera.
Jedna z najważniejszych rzeczy, o których trzeba
pamiętać: miłość jest ciepła i nienawiść także jest ciepła;
zimna jest obojętność. Czasem nawet wtedy gdy
nienawidzisz, energia zaczyna płynąć. Oczywiście jest
destrukcyjna, ale w złości także przepływa. Dlatego po
wyładowaniu złości ludziom robi się dobrze; uwolnili coś.
Było to działanie destrukcyjne - choć mogło być
kreatywne, gdyby uwalniało się przez miłość - ale lepsze
to niż nieuwalnianie niczego.
Gdy jesteś obojętny, nie ma w tobie przepływu. Więc
wszystko, co cię roztapia i ogrzewa, jest dobre. To nie
masaż działa, tylko twoja troska i miłość. Wypróbuj to na
kamieniu: masuj go i zobacz, co się stanie, promieniej
miłością. Wypróbuj to na drzewie; gdy poczujesz, że to się
dzieje, po prostu usiądź w ciszy i próbuj. Pomyśl o osobie,
którą kochasz - o mężczyźnie, kobiecie, dziecku, o
kwiatach. Przypomnij sobie kwiat - jego wyobrażenie - a
nagle zobaczysz, że energia płynie.
Wtedy odrzuć też wyobrażenie. Pewnego dnia siedź po
prostu w ciszy i kochaj. Nikogo konkretnego. Zanurzony
w kochającym nastroju, po prostu siedź cicho i kochaj, a
poczujesz ten przepływ. Wtedy znasz już klucz. Jest nim
miłość. Miłość jest przepływem.
Przekierowanie energii seksualnej
Usiądź prosto - na krześle lub na podłodze - z
wyprostowanym, ale nie napiętym kręgosłupem. Oddychaj
powoli i głęboko. Nie śpiesz się; oddychaj bardzo powoli.
Najpierw unosi się brzuch; ty kontynuujesz wdech. Unosi
się klatka piersiowa i nagle czujesz, że twoje ciało
wypełnione jest powietrzem aż po samą szyję. Wtedy na
moment lub dwa wstrzymaj oddech - tak długo, jak
potrafisz, nie męcząc się. Następnie wypuść powietrze.
Wydychaj je również powoli, ale w odwrotnej kolejności.
Gdy opróżnisz brzuch, wciągnij go tak, by pozbyć się
całego powietrza. Należy powtórzyć to siedem razy.
Następnie usiądź w ciszy i zacznij powtarzać: „om...
om... om...". W trakcie powtarzania „om" skup uwagę na
rejonie trzeciego oka pomiędzy brwiami. Zapomnij o
oddechu i powtarzaj wciąż „om... om... om..." sennym
głosem, jakim matka śpiewałaby dziecku kołysankę. Usta
powinny być zamknięte, tak aby język dotykał
podniebienia. Uwaga ma skoncentrować się na trzecim
oku. Ćwicz tak przez dwie minuty, a poczujesz, jak
odpręża się cała głowa. Kiedy zaś ona zacznie się
relaksować, natychmiast zauważysz, że ustępuje również
wewnętrzne napięcie.
Wtedy przenieś koncentrację niżej - w rejon gardła.
Powtarzaj „om", tym razem skupiając się na gardle.
Zauważysz, że twoje ramiona, gardło i twarz odprężają się,
znika przytłaczające cię napięcie, stajesz się lekki jak
piórko.
Następnie zejdź jeszcze głębiej i powtarzaj „om",
skupiając się na pępku. Wnikaj coraz głębiej, głębiej i
głębiej. W końcu dotrzesz do ośrodka seksualnego. Będzie
to trwało dziesięć, może piętnaście minut. Nie spiesz się,
masz czas.
Gdy przenikniesz już do ośrodka seksualnego, całe
ciało będzie zrelaksowane, a ty poczujesz blask, jakby
otoczyła cię jakaś aura, jakieś światło. Jesteś wypełniony
energią, masz jej ogromny zapas, jesteś pełen spokojnej
energii. W tym stanie możesz pozostać tak długo, jak
zechcesz.
To koniec medytacji; teraz już tylko przedłużasz
przyjemność. Przerwij mówienie „om" i po prostu siedź.
Jeśli czujesz taką potrzebę, możesz się położyć, ale jeśli
zmienisz pozycję, stan ten szybciej zniknie, więc siedź
przez chwilę i korzystaj z niego.
Reasumując - gdy z jakiegokolwiek powodu poczujesz
w swoim ciele zbyt duże napięcie, po prostu wykonaj to
ć
wiczenie, a uzyskasz całkowite odprężenie.
Anonimowi „Obgryzacze” Paznokci
Kiedy człowiek ma nadmiar energii, z którą nie wie, co
zrobić, często zaczyna obgryzać paznokcie lub palić
papierosy. Obgryzanie paznokci i palenie papierosów to
przejawy tego samego problemu. Robisz cokolwiek, żeby
tylko znaleźć sobie zajęcie, bo w przeciwnym wypadku
twoja energia staje się trudna do zniesienia. Kiedy inni
zaczynają to krytykować, mówiąc, że jesteś nerwowy,
rodzi się jeszcze więcej zahamowań. Nie masz nawet tyle
swobody, żeby obgryzać własne paznokcie! Należą do
ciebie, a nie wolno ci ich obgryzać. Toteż ludzie
wymyślają czynności zastępcze - np. guma do żucia... To
przebiegły sposób: nikt nie będzie cię krytykował za żucie
gumy. Jeśli zapalisz, także nikt nie będzie się za bardzo
sprzeciwiał. A przecież obgryzanie paznokci jest mniej
szkodliwe -właściwie wcale nie jest szkodliwe. To
niewinna przyjemność. Wygląda nieładnie i trochę
dziecinnie, ale to wszystko. Jednak starasz się tego nie
robić.
Musisz nauczyć się żyć bardziej energicznie, to
wszystko, a przyzwyczajenia te znikną. Więcej tańcz,
ś
piewaj, pływaj, chodź na długie spacery. Wykorzystaj
swoją energię w kreatywny sposób. Przejdź od minimum
do maksimum. Żyj bardziej intensywnie. Kiedy kochasz
się, rób to dziko, nie wstydliwie jak pa nienka. „Panienka"
to ktoś, kto żyje w minimalnym stopniu lub jedynie udaje,
ż
e żyje. Ty bądź dziki! Nie jesteś już dzieckiem, więc
wolno ci rozrabiać we własnym domu. Skacz, śpiewaj i
biegaj.
Postępuj tak przez kilka tygodni, a z zaskoczeniem
zauważysz, że obgryzanie paznokci zniknie samo. Teraz
masz ciekawsze rzeczy do robienia - kogo interesowałyby
paznokcie? Zawsze patrz na przyczynę, a nie na objaw,
który z niej wynika.
Po prostu powiedz „Tak”
Zazwyczaj naszą podstawową postawą jest „nie".
Dlaczego? Ponieważ dzięki „nie" czujemy, że jesteśmy
kimś. Matka czuje, że jest kimś - może czegoś zabronić.
Wola dziecka zostaje zanegowana, jego ego cierpi, a ego
matki zostaje podbudowane. „Nie" podbudowuje ego; jest
dla niego pożywką. Właśnie z tego powodu doskonalimy
się w mówieniu „nie”. Na każdym etapie życia znajdziesz
ludzi mówiących „nie”. Ponieważ dzięki „nie" czujesz
swój
autorytet-jesteś
kimś,
możesz
odmówić.
Powiedzenie: „tak, proszę pana", sprawia, że czujesz się
jak podwładny, zależny od kogoś; czujesz się nikim.
„Tak" jest pozytywne, „nie" jest negatywne.
Pamiętaj o tym: „nie" podbudowuje ego, „tak" jest
formą odsłonięcia siebie. „Nie" wzmacnia ego. „Tak"
niszczy je. Zawsze najpierw przekonaj się, czy w danej
sytuacji potrafisz powiedzieć „tak". Tylko wtedy mów
„nie", jeśli nie możesz powiedzieć „tak", jeśli jest to
niemożliwe.
Zazwyczaj jednak w pierwszej kolejności mówimy
„nie". Dopiero gdy niemożliwe jest powiedzenie „nie",
tylko wtedy, czując się pokonani, mówimy „tak".
Wypróbuj to kiedyś, potraktuj jak ślubowanie, by przez
dwadzieścia cztery godziny w każdej sytuacji zaczynać od
„tak". Zauważ, jak głębokie odprężenie ci to przyniesie.
Codzienne sprawy. Dziecko prosi byś pozwolił mu pójść do,
kina. Ono i tak pójdzie, twoje „nie" nic nie będzie znaczyć.
Wręcz przeciwnie - stałoby się wyzwaniem, próbą sił; gdy za
jego pomocą ty starasz się wzmacniać swoje ego, dziecko
próbuje umocnić własne. Będzie starało się przeciwstawić
twojemu „nie", a zna sposoby na zamianę twojego „nie" w
„tak"; wie, jak je przemienić. Będzie to wymagać pewnego
wysiłku, nalegania, ale twoje „nie" przeistoczy się w
„tak".
Przez dwadzieścia cztery godziny próbuj więc w każdej
sytuacji zaczynać od „tak". Będzie ci trudno, ponieważ
uświadomisz sobie, że „nie" i tak pojawi się pierwsze! We
wszystkim „nie" pojawia się pierwsze - to stało się już
nawykiem. Nie ulegaj mu. Korzystaj z „tak" i patrz, jak
ono cię relaksuje.
Prawidłowe myślenie oznacza rozpoczynanie od „tak".
Nie chodzi o to, że nie wolno ci nigdy powiedzieć „nie";
oznacza jedynie, że masz zacząć od „tak". Patrz z umysłem
nastawionym na „tak". I dopiero jeśli jest to niemożliwe,
mów „nie". Nie znajdziesz wielu okazji do „nie", jeśli
zaczniesz mówić „tak". Jeśli rozpoczniesz od „nie", nie
będziesz miał możliwości często mówić „tak". Dobry począ-
tek to dziewięćdziesiąt procent sukcesu. Początek nadaje
barwę
wszystkiemu,
nawet
zakończeniu.
Myśleć
prawidłowo oznacza myśleć, współodczuwając. Myśl,
mając umysł nastawiony na „tak".
Obśmiewaj swoje problemy
Siedząc w ciszy, wywołaj w swoim wnętrzu chichot,
tak aby roześmiało się całe ciało. Daj się ponieść
ś
miechowi. Niech rozprzestrzeni się od środka aż na całe
ciało - śmieją się dłonie, śmieją się stopy, wejdź w to
szaleńczo. Śmiej się przez dwadzieścia minut. Pozwól, aby
ś
miech stał się donośny i nieokiełznany. Raz będzie
przycichał, raz narastał, a ty podda się temu, bylebyś śmiał
się przez dwadzieścia minut. Następnie połóż się na
brzuchu na ziemi lub na podłodze. Ułóż się tak, aby ciało
dobrze dotykało podłoża. Jeżeli jest ciepło i możesz
ć
wiczyć w ogrodzie, będzie o wiele lepiej. A jeszcze
lepiej, jeżeli możesz położyć się nago. Poczuj kontakt z
ziemią – całe ciało leży, po prostu czuje, że ziemia jest
matką, a ty jesteś dzieckiem. Zatrać się w tym uczuciu.
Dwadzieścia minut śmiechu, następnie dwadzieścia
minut leżenia na ziemi, głębokiego kontaktu z nią.
Oddychaj wraz z ziemią i czuj się z nią jednością.
Pochodzimy od ziemi i pewnego dnia do niej wrócimy. Po
tych dwudziestu minutach energetyzowania się tańcz
przez dwadzieścia minut dowolny taniec (ziemia da ci tak
dużo energii, że twój taniec nabierze zupełnie nowej
jakości). Włącz muzykę i tańcz.
Jeśli pogoda jest zła, ćwiczenie możesz wykonać w
pomieszczeniu. Ale jeśli jest słonecznie, rób je na
zewnątrz, a kiedy jest zimno - owiń się w koc. Znajdź
sposoby, aby wykonywać to ćwiczenie regularnie, a w
przeciągu sześciu do ośmiu miesięcy zaobserwujesz w
sobie wielkie zmiany.
2. Lekarstwa na głowę
Oswajanie umysłu i odstawianie go niekiedy na bok
Diagnoza
Umysł jest po prostu biokomputerem. Kiedy dziecko
się rodzi, nie ma żadnego umysłu - w jego głowie nie ma
ż
adnego głosu. Żeby mechanizm ten zaczął funkcjonować,
musi upłynąć trzy do czterech lat. Można przy tym
zauważyć, że dziewczynki zaczynają mówić wcześniej niż
chłopcy. Są większymi gadułami! Mają biokomputer
lepszej jakości.
Komputer ten dopiero musi zostać naładowany
informacjami.
Właśnie
dlatego,
kiedy
próbujesz
przypomnieć sobie swoją przeszłość, utykasz gdzieś w
wieku czterech lat, jeśli jesteś mężczyzną, lub trzech, jeśli
jesteś kobietą. Dalej wstecz jest tylko pustka. Istniałeś już,
wiele musiało się wydarzyć, zaszło wiele sytuacji, ale
wydaje się, że nie ma żadnych zapisanych wspomnień i
dlatego nie możesz do nich dotrzeć. Natomiast z łatwością
możesz powrócić myślami do wieku czterech czy trzech
lat.
Umysł zbiera informacje od rodziców, ze szkoły, od
innych dzieci, sąsiadów, krewnych, społeczeństwa,
Kościołów... Wszystko wokół dostarcza danych. Zapewne
widziałeś dzieci, które ucząc się mówić, powtarzały w
kółko te same słowa. Cóż za radość! Nowy mechanizm
zaczął w nich funkcjonować.
Kiedy nauczą się formułować zdania, będą to robić z
wielką radością, w kółko i bez przerwy. Kiedy zaś zaczną
zadawać pytania, będą pytać o wszystko. I nie są
zainteresowane odpowiedziami, pamiętaj o tym! Obserwuj
dziecko, kiedy zadaje pytanie - nie interesuje go, co
odpowiesz, toteż nie dawaj długiej, encyklopedycznej
odpowiedzi. Dziecko nie jest ciekawe twojej odpowiedzi.
Po prostu cieszy się, że potrafi zadawać pytania! Utrwala
się w nim nowa umiejętność.
W ten sposób gromadzi pierwsze informacje. Potem
nauczy się czytać i... poznaje coraz więcej słów. W tym
społeczeństwie cisza nie popłaca; ważne są słowa. Im
bardziej jesteś komunikatywny, tym lepiej będziesz
zarabiał. Jacy są wasi przywódcy? Jacy są wasi politycy?
Jacy są wasi profesorowie? Jacy są wasi księża, teolodzy,
filozofowie i cała reszta? Są nader elokwentni. Wiedzą,
jakich dobrać słów, aby mieć wpływ na ludzi.
Rzadko
zauważamy,
ż
e
nasze
społeczeństwo
zdominowane jest przez demagogów. Mogą nie wiedzieć
niczego, mogą nie być mądrzy, mogą nawet nie być
inteligentni. Ale jedno jest pewne: umieją żonglować
słowami. Jest to gra, a oni świetnie opanowali jej zasady.
Owocuje to potem powszechnym szacunkiem, pieniędzmi,
władzą - pomoże ci we wszystkim. Więc każdy próbuje;
umysł zapełnia się wieloma słowami i myślami. Zwykły
komputer można włączyć i wyłączyć - ale nie można
uczynić tego z naszym umysłem. Taki przycisk nie
istnieje. Nie ma żadnej informacji, że Bóg, stwarzając
ś
wiat i człowieka, stworzył również przełącznik,
umożliwiający włączanie i wyłączanie umysłu. Nie ma
ż
adnego przycisku, dlatego od narodzin do śmierci umysł
funkcjonuje nieprzerwanie.
Wśród znawców komputerów oraz badaczy mózgu
narodził się pewien zaskakujący pomysł. Jeśli wyjęlibyśmy
mózg człowieka z czaszki i sztucznie utrzymywali go przy
ż
yciu, będzie on dalej gaworzył po staremu. Nie będzie dla
niego ważne, że nie jest już połączony z biedną osobą,
która tyle przez niego cierpiała; nadal będzie pogrążony w
marzeniach. Podłączony do maszyn, nadal będzie snuł
wizje, wyobrażenia, lęki, plany, będzie miał nadzieje,
próbował być tym lub tamtym. Będzie zupełnie nie-
ś
wiadomy, że nie może teraz nic zrobić; nie ma już osoby,
do której był przyłączony. Można by podtrzymywać przy
ż
yciu ten podłączony do aparatury mózg przez tysiące lat,
a on będzie wciąż funkcjonował dokładnie w ten sam
sposób, ponieważ nie nauczyliśmy go innego. Kiedy
nauczymy go czegoś nowego, będzie to powtarzał.
Wielką stratą dla nauki jest śmierć człowieka formatu
Alberta Einsteina, ponieważ jego mózg umiera razem z
nim. Gdyby jednak potrafiono ocalić mózg i wszczepić go
do innego ciała, mógłby dalej funkcjonować. Nie miałoby
wtedy znaczenia, czy Einstein żyje, czy nie. Jego umysł
nadal myślałby o teorii względności, o gwiazdach i fizyce
teoretycznej. Tak jak ludzie oddają krew i tak jak decydują
się oddać po śmierci np. oczy, powinni również zacząć
oddawać mózgi, by można było je potem wykorzystać.
Jeśli uważamy, że są to mózgi wybitne, wysoko
wykwalifikowane i że stratą byłoby pozwolić im umrzeć,
powinna istnieć możliwość ich transplantacji.
Z jakiegoś idioty można zrobić Alberta Einsteina, a on
nigdy się o tym nie dowie, ponieważ wewnątrz czaszki nie
ma czucia; możesz zmienić w niej coś, a osoba nigdy się o
tym nie dowie. Wystarczy, że wprowadzisz człowieka w
stan narkozy i zmienisz, co tylko chcesz w jego mózgu -
możesz nawet zmienić cały jego mózg - a on wstanie z
tym nowym mózgiem, z nowym potokiem słów i nawet
nie będzie podejrzewał, że coś się stało.
Ten potok słów w naszej głowie to nasza edukacja -
fundamentalnie błędna, ponieważ uczy tylko jednej
połowy procesu: jak używać umysłu. Nie uczy natomiast,
jak go zatrzymać, żeby mógł się odprężyć - ponieważ
nawet kiedy śpisz, on pracuje. Nie zna snu. Siedemdziesiąt
lat, osiemdziesiąt lat - pracuje bez przerwy.
Jest jednak możliwe znalezienie sposobu na wyłączenie
umysłu, kiedy nie jest on potrzebny - nazywamy to
medytacją. Pomocna jest ona na dwa sposoby: po
pierwsze zapewni ci spokój, ciszę, których nigdy
wcześniej nie znałeś, oraz pozwoli ci poznać siebie w
sposób, który teraz uniemożliwia rozgadany umysł. Po
drugie, zapewni ona odpoczynek dla umysłu. A jeśli
możemy zapewnić mu relaks, będzie on potem w stanie
pracować efektywniej, bardziej inteligentnie.
Zatem odniesiesz korzyść zarówno ze względu na swój
umysł, jak i jestestwo, musisz tylko się nauczyć, w jaki
sposób powstrzymać mózg od funkcjonowania, w jaki
sposób powiedzieć mu: „Wystarczy, teraz idź spać. Ja
czuwam, nie martw się".
Wykorzystuj umysł wtedy, kiedy jest potrzebny. Dzięki
temu będzie on świeży, młody, pełen energii i sił
witalnych. Wtedy cokolwiek powiesz, nie będą to po
prostu suche słowa; będą pełne życia, siły, prawdy i
szczerości, będą miały ogromną wagę. Być może użyjesz
tych samych słów, ale umysł zbierze tyle siły dzięki
odpoczynkowi, że wszystko, co powiesz, będzie przenik-
nięte pasją, będzie miało moc przekonywania.
To, co określamy charyzmą, jest po prostu umysłem,
który potrafi się relaksować i pozwala zebrać się energii.
Dlatego kiedy mówi, słowa układają się w poezję. Prze-
mawia płomiennie, nie potrzebuje dawać Medytacja jest
esencją religii. żadnych dowodów ani posługiwać się logi-
ką - to jego energia ma przemożny wpływ na słuchaczy.
Ludzie wiedzieli od zawsze, że istnieje to coś, czego nie
potrafili pojąć - nazwali to charyzmą.
Wyjaśniam ci, czym jest charyzma, ponieważ znam ją z
własnego doświadczenia. Jeśli umysł pracuje dzień i noc,
musi osłabnąć, stać się głupi, nieatrakcyjny, powolny. W
najlepszym wypadku będzie praktyczny. Z kupowaniem
warzyw sobie poradzi, ale zabraknie mu mocy na coś
więcej.
Miliony
ludzi,
którzy
mogli
stać
się
charyzmatyczni, pozostali biedni i nieatrakcyjni, bez
autorytetu i bez siły.
Jeśli to możliwe - a jest to możliwe - aby wyciszyć
umysł i używać go tylko wtedy, kiedy to potrzebne,
wówczas jego moc ulegnie zwielokrotnieniu. Zbierze tyle
energii, że każde jego słowo trafi bezpośrednio do twojego
serca.
Ludziom wydaje się, że umysły charyzmatycznych
osobowości są hipnotyczne, ale tak nie jest. Naprawdę są
tak potężne, tak świeże, jakby zawsze panowała w nich
wiosna.
To są korzyści dla umysłu. Jeśli zaś chodzi o twoje
jestestwo, cisza ukazuje mu nieskończoną krainę
wieczności, nieśmiertelności i wszystkiego, co możesz
nazwać błogosławieństwem, dziękczynieniem. To dlatego
twierdzę uparcie, że medytacja jest esencją religii - jedyną
religią. Nic więcej nie potrzeba. Wszystko inne jest
nieistotnym rytuałem.
Medytacja jest esencją. Jedyną esencją. Nie możesz nic
dodać ani nic ująć.
Ona udostępnia ci dwa światy. Tamten świat -
duchowy, boski - a również ten świat. Nie jesteś
biedakiem. Masz bogactwo, którym nie są pieniądze.
Istnieje wiele rodzajów bogactwa, a człowiek, który
zdobył fortunę, znajduje się na ostatnim miejscu listy
bogatych. Powiedziałbym to w ten sposób: człowiek
majętny jest najbiedniejszym z bogaczy. Człowiek nie-
zamożny określiłby go zapewne jako najbogatszego
biedaka, ale ludzie kreatywni, artyści, tancerze, muzycy,
naukowcy powiedzieliby właśnie, że jest najbiedniejszym
bogaczem. W świecie najwyższej świadomości taki
człowiek nie może być nawet nazwany bogatym.
Medytacja, ukazując ci świat twojego wnętrza, sprawi,
ż
e staniesz się największym bogaczem. Uczyni cię
również relatywnie bogatym, ponieważ przejawi moc
twojego umysłu poprzez różne talenty. Z mojego
doświadczenia wynika, że każdy rodzi się z jakimś
talentem i jeśli nie wykorzysta go w pełni, coś w jego
wnętrzu pozostaje niewypełnione. Wciąż będzie czuł, że
czegoś mu brakuje.
Daj umysłowi odpocząć - potrzebuje tego! Jest to takie
proste: po prostu zacznij go obserwować. Dzięki temu
osiągniesz dwie rzeczy. Powoli, powoli umysł zacznie
uczyć się zachowywać ciszę. A gdy już się tego nauczy,
dzięki ciszy stanie się potężny, wtedy zaś jego słowa
przestaną być tylko słowami; nabiorą celności, giętkości i
jakości, jakich nie miały nigdy wcześniej. Będą trafiać w
sedno spraw jak strzały. Pominą bariery logiki i dotrą
bezpośrednio do serca.
Otoczony ciszą umysł stanie się dobrym sługą
wewnętrznej mocy. Wtedy twoja istota będzie panem, a
pan może używać umysłu, kiedy go potrzebuje, i wyłączać
go, kiedy nie jest mu potrzebny.
Recepty
Ciesz się swoim umysłem
Nie próbuj powstrzymywać pracy umysłu. Jest
naturalną częścią ciebie; zwariujesz, jeśli będziesz
próbował go hamować. Stałbyś się jak drzewo, starające
się powstrzymać wzrost liści - drzewo zwariowałoby,
liście są dla niego naturalne. Więc po pierwsze, nie próbuj
powstrzymywać myślenia; nie ma w nim nic złego.
Po drugie, nie wystarczy po prostu nauczyć się nie
powstrzymywać umysłu - musisz nauczyć się nim cieszyć.
Baw się z nim! To piękna zabawa. Grając z nim, czerpiąc
z niego radość, akceptując go, nabierzesz większego
pojęcia o nim, staniesz się go bardziej świadomy.
Ś
wiadomość ta przyjdzie sama z siebie; nie będzie dla
ciebie wysiłkiem. Kiedy usiłujesz stać się świadomy, twój
umysł rozprasza cię, denerwujesz się na niego. Masz wra-
ż
enie, że jest paskudny i nieustannie rozgadany. Chcesz
zachować ciszę, ale on ci na to nie pozwala, więc
zaczynasz się na niego złościć.
To niedobrze; to dzieli cię na dwa kawałki. Ty i twój
umysł stajecie się osobnymi częściami i pojawia się
konflikt. Każde starcie jest samobójcze, gdyż marnuje
twoją energię. Nie mamy aż tak dużo energii, by tracić ją
na walkę z samym sobą. Tej samej energii potrzebujemy,
by być szczęśliwi.
Zacznij zachwycać się procesem myślowym. Zauważaj
niuanse myśli, ich zwroty, jak jedna myśl prowadzi do
drugiej, jak się wzajemnie zazębiają. To jest naprawdę
cudowne widowisko! Nawet najmniejsza myśl może
poprowadzić cię, Bóg wie dokąd, i jeśli zaczniesz to
analizować, nie widzisz żadnego związku.
Ciesz się tym - niech to będzie zabawa. Baw się tym
ś
wiadomie, a spotka cię niespodzianka: czasem gdy
będziesz się tak bawić, ni stąd, ni zowąd pojawią się
piękne przerwy. Nagle odkryjesz, że warczy pies, a w
twojej głowie nic się nie rodzi, żadne procesy myślowe.
Pies warczy, a ty słuchasz i nie rodzą się żadne myśli.
Pojawią się małe przerwy (...), na które nie masz wpływu.
Pojawią się same z siebie i będą piękne. W tych małych
przerwach zaczniesz obserwować obserwatora - ale będzie
to naturalne. Znów pojawią się myśli, a ty będziesz się ni-
mi rozkoszować. Nie martw się. Świadomość, chociaż nie
bezpośrednio, pojawi się sama.
Obserwacja, rozkoszowanie się i przyglądanie zmianom
w myślach jest tak samo piękne jak podziwianie morza z
milionami fal. To również jest morze, a myśli są jak fale.
Ludzie podziwiają fale na oceanie, a nie doceniają tych w
swojej świadomości.
Zmień umysł
W celu zmiany starych wzorców mentalnych, które
przerodziły się w nawyki, najlepszym sposobem jest
wykorzystanie
oddechu.
Wszelkie
nawyki
umysłu
powiązane są z oddechem. Zmień sposób oddychania, a
natychmiast zmieni się stan umysłu. Spróbuj! Kiedy
zauważysz, że w głowie pojawia się jakiś osąd, a ty po-
wracasz do starego nawyku, natychmiast wypuść
powietrze - tak jakbyś wyrzucał z siebie osąd wraz ze
swoim oddechem. Zrób głęboki wydech, wciągając
brzuch, a wyrzucając z siebie powietrze, poczuj lub
wyobraź sobie, że wyrzucasz też ten osąd. Następnie dwa
lub trzy razy głęboko zaczerpnij świeżego powietrza i
zobacz, co się stanie. Poczujesz się całkowicie
odświeżony, stary nawyk nie będzie w stanie powrócić na
swoje miejsce.
Zaczynaj od wydechu, a nie wdechu. Jeśli chcesz coś
przyswoić, zaczynaj od wdechu; jeśli chcesz się czegoś
pozbyć, zaczynaj od wydechu. Zauważ, jak szybko umysł
poddaje się temu. Spostrzeżesz, że umysł przeniósł się
gdzieś indziej, przyszła nowa bryza. Wyzwalasz się od
starej rutyny, więc nie powtórzysz dawnych nawyków.
Sprawdza się to w odniesieniu do wszelkich nawyków.
Jeśli np. jesteś osobą palącą i poczujesz potrzebę, by
sięgnąć po papierosa, ale nie chcesz jej ulec, natychmiast
wypuść całkowicie powietrze i pozbądź się wraz z nim
potrzeby. Odetchnij świeżym powietrzem, a zauważysz,
ż
e potrzeba zniknęła. Metoda ta może się stać bardzo
ważnym narzędziem wewnętrznej przemiany.
Recytuj „om”
Kiedy czujesz, że wokół ciebie jest zbyt wiele zakłóceń
lub twój umysł jest zdekoncentrowany, po prostu zacznij
recytować „om".
Przez dwadzieścia minut rano i dwadzieścia minut
wieczorem siedź w ciszy, w wygodnej pozycji, z na wpół
otwartymi oczami, patrząc w dół. Oddech powinien być
powolny, a ciało nieruchome. Zacznij bezgłośnie
recytować „om"; nie ma potrzeby, by wydobywać dźwięk
na zewnątrz. Będzie głębszy, gdy zachowasz zamknięte
usta; nawet język powinien być nieruchomy. Powtarzaj
„om" szybko - „omomomom" - szybko i głośno wewnątrz
siebie. Poczuj, jak przepływa przez całe twoje ciało od
stóp aż po głowę, od głowy do stóp.
Każde „om" zapada w twoją świadomość jak kamień
wrzucony w staw. Powstają fale i rozprzestrzeniają się na
całą taflę wody. Fale rozchodzą się i dotykają całego ciała.
Doświadczysz wtedy takich momentów - będą to
najpiękniejsze momenty - gdy nie będziesz powtarzać nic i
wszystko się zatrzyma. Nagle uświadomisz sobie, że wcale
nie recytujesz, a wszystko się zatrzymało. Ciesz się tym.
Gdy zaczną pojawiać się myśli, ponownie zacznij
recytację.
Jeśli robisz to wieczorem, niechaj będzie to
przynajmniej dwie godzimy przed snem. Jeśli zrobisz to
tuż przed położeniem się do łóżka, nie będziesz w stanie
zasnąć. Będziesz tak rześki, że odejdzie ci wszelka ochota
na sen. Będziesz miał wrażenie, jakby był ranek, a ty jesteś
wypoczęty, jaki więc sens miałoby pójście spać?
Recytuj szybko, ale w swoim własnym tempie, które
musisz znaleźć. Odkryjesz je po kilku dniach. Niektórzy
ludzie lubią robić to szybko - „omomom" - zlewając głoski
ze sobą. Inni wolą robić to wolniej. Zależy to od ciebie.
Rób to tak, jak ci odpowiada.
Wystrzegaj się „nie”
Umysł jest zawsze nastawiony negatywnie. Jego
podstawową funkcją jest kwestionowanie, mówienie
„nie".
Obserwuj siebie, to, jak często w ciągu dnia mówisz
„nie", i zredukuj tę liczbę. Zaobserwuj, jak często mówisz
„tak", i zwiększ tę liczbę.
Stopniowo zaczniesz zauważać pewne niewielkie
przesunięcia w proporcjach „tak" i „nie", a twoja
osobowość zmieni się. Zaobserwuj, jak często mówisz
„nie", gdy „tak" byłoby w istocie łatwiejsze, a „nie" wcale
nie było konieczne. Zaobserwuj, jak często mogłeś
powiedzieć „tak", choć zamiast tego powiedziałeś „nie"
lub zachowałeś milczenie.
Ilekroć powiesz „tak", będzie to sprzeczne z twoim ego.
Ego nie trawi „tak"; ono karmi się „nie". Mów: „Nie! Nie!
Nie!", a twoje ego będzie rosło i rosło.
Idziesz na stację kolejową. Być może będziesz jedyną
osobą przy kasie biletowej, a kasjer widząc, że chcesz
kupić bilet, zajmie się czymś innym, nie będzie na ciebie
patrzył. W ten sposób będzie próbował powiedzieć „nie".
A przynajmniej każe ci trochę poczekać. Będzie udawał,
ż
e jest bardzo zajęty, będzie przeglądał różne rejestry.
Zmusi cię, żebyś czekał. To da mu poczucie władzy: jest
zwykłym kasjerem, a może sprawić, że wszyscy będą
musieli czekać.
Pierwsza rzecz, która przychodzi ci do głowy, to „nie".
„Tak" jest trudne. Mówisz je tylko wtedy, gdy czujesz się
całkowicie bezsilny, gdy jesteś zmuszony, żeby je
powiedzieć. Obserwuj to! Mów „tak"; porzuć mówienie
„nie", ponieważ to dzięki truciźnie zwanej „nie" ego
rozrasta się i wzmacnia.
Przenieś się z głowy do serca
Prawdziwym życiem są odczucia. Myślenie jest
sztuczne, ponieważ jedynie dotyczy czegoś, ale nigdy tym
czymś nie jest. To nie myślenie o winie sprawia, że
staniesz się odurzony. Możesz myśleć, ile chcesz, ale by
poczuć zawrót głowy, będziesz musiał się go napić. A
picie jest zjawiskiem namacalnym.
Myślenie to proces zastępczy, substytut. Dostarcza ci
fałszywego przeświadczenia, że coś się dzieje, gdy
naprawdę nie dzieje się nic. Więc przerzuć się z myślenia
na odczuwanie.
Najlepszym sposobem będzie nauczenie się oddychania
z głębi serca. W ciągu dnia, tak często jak sobie o tym
przypomnisz, bierz głębokie oddechy. Poczuj nacisk
wewnątrz swojej klatki piersiowej. Poczuj, jak wlewa się
w ciebie życie w miejsce, gdzie znajduje się energetyczny
ośrodek serca. Jest różnie położony u różnych ludzi;
przeważnie znajduje się jednak lekko na prawo i nie ma
nic wspólnego z rzeczywistym położeniem serca. Jest to
coś zupełnie innego; nie jest anatomiczną częścią ciała.
Oddychaj głęboko, zrób co najmniej pięć głębokich
oddechów. Zaczerpnij powietrza i wypełnij nim serce.
Wewnątrz poczuj, jak życie wlewa się w ciebie poprzez
serce. Witalność, życie, boskość, natura - to wszystko
powoli cię wypełnia.
Następnie wypuść powietrze, ponownie z głębi serca.
Poczuj, jak wszystko, co przed chwilą wypełniło cię, w tej
chwili cię opuszcza, wraca do Boga, do życia.
Rób tak wiele razy w ciągu dnia, ale za każdym razem
wykonuj serię pięciu oddechów. To pomoże ci
przeskoczyć z głowy do serca. Staniesz się bardziej
wrażliwy, bardziej świadomy rzeczy, z których wcześniej
nie zdawałeś sobie sprawy. Będziesz czuł więcej
zapachów, będziesz czuł więcej smaków, będziesz głębiej
dotykał. Będziesz więcej widział i słyszał. Wszystko stanie
się wyraźniejsze. Przenieś się z głowy do serca, a nagle
wszystkie twoje zmysły wyostrzą się. Poczujesz, że życie
znów w tobie pulsuje, gotowe skakać i płynąć.
Wewnętrzny dźwięk
Wewnątrz ciebie, jak i we wnętrzu każdego człowieka,
nieustannie rozbrzmiewa kojący dźwięk. Aby go usłyszeć,
trzeba zachować ciszę. Ponieważ głowa jest zbyt hałaśliwa,
nie jest w stanie usłyszeć spokojnego, cichego głosu
twojego serca, a głos ten jest naprawdę cichy. Dopóki nie
nastanie cisza, nie usłyszysz go. Jest to połączenie między
tobą a twoim bytem. Jeśli go usłyszysz, zrozumiesz, jak
łączysz się z egzystencją. Kiedy raz go usłyszysz, łatwo
będzie ci go przywoływać ponownie. Wówczas będziesz
mógł się na nim skoncentrować i zagłębić się w niego. A
zawsze, gdy się w niego zagłębisz, odmłodzi cię, da ci
wielką siłę i sprawi, że zaczniesz żyć.
Jeśli człowiek nauczy się wsłuchiwać w swój głos
wewnętrzny, nigdy już nie zgubi ścieżki boskości; może
ż
yć na świecie i jednocześnie pozostać w kontakcie z
boskością. Gdy nabierzesz już wprawy, będziesz mógł go
słyszeć, nawet będąc w supermarkecie. Gdy zdasz sobie
sprawę z jego istnienia, łatwo będzie ci go usłyszeć.
Wówczas żaden hałas świata nie będzie w stanie ci go
zagłuszyć. Problem sprawia tylko usłyszenie go po raz
pierwszy, ponieważ nie wiesz, gdzie jest, jaki jest i jak
pozwolić mu na rozbrzmienie.
Jedynym, czego potrzeba w tym celu, jest wyciszać się
coraz bardziej. Usiądź w ciszy. Kiedy tylko masz czas,
choćby godzinę dziennie, nie rób nic - usiądź i słuchaj.
Słuchaj dźwięków naokoło siebie, bez celu, bez prób
zgadywania, co znaczą. Po prostu słuchaj. Ten dźwięk jest
w tobie, więc wsłuchuj się w niego.
Powoli, powoli umysł będzie cichł. Nadal słyszysz
dźwięki, ale już ich nie interpretujesz, nie zwracasz na nie
uwagi, nie myślisz o nich. Nagle stan, gestalt, zmienia się.
Gdy umysł jest cichy, wsłuchany w dźwięki zewnętrzne,
nagle pojawia się nowy dźwięk, lecz nie pochodzi z
zewnątrz tylko z wewnątrz. A kiedy już go usłyszysz,
będziesz na dobrej drodze.
Wystarczy, że podążysz tą drogą coraz głębiej. Jest w
tobie ukryta głęboka studnia. Ci którzy umieją się w nią
zagłębić, żyją w zupełnie innym świecie, w innej
rzeczywistości.
Zmiana biegu
Należy często zmieniać formę swojej aktywności,
ponieważ umysł ma wiele ośrodków. Jeśli zajmujesz się
np. matematyką, funkcjonuje jedna część twojego umysłu,
a inne pozostają bezczynne.
Kiedy czytasz poezję - ta część mózgu, która pracowała
przy matematyce, odpoczywa, a zaczynają pracować inne.
Właśnie dlatego w szkołach i na uniwersytetach zajęcia
trwają czterdzieści do czterdziestu pięciu minut -
ponieważ każdy ośrodek w mózgu jest w stanie
funkcjonować przez mniej więcej taki okres. Później czuje
się zmęczony i potrzebuje odpoczynku, a najlepszym
odpoczynkiem jest zmiana aktywności, tak aby inne
ośrodki zaczęły pracować, a ten odpoczął. Takie zmiany
są bardzo dobre; wzbogacają cię.
Zazwyczaj gdy wykonujesz jakąś czynność, umysł
szybko ogarnia rodzaj obsesji i ty nieprzytomnie się temu
oddajesz. Nie jest to dobre. Nie powinieneś pozwalać, by
cokolwiek pochłaniało cię do tego stopnia. Zajmuj się
czymś, ale zawsze zachowuj kontrolę, w przeciwnym
wypadku staniesz się więźniem, a niewola nie jest dobra.
Nawet w medytacji niewola nie jest dobra. Jeśli nie
potrafisz
zaprzestać
jakiejś
aktywności
lub
jeśli
przerywasz ją bardzo niechętnie, wskazuje to, że po prostu
nie umiesz „zmieniać biegów" w swoim mózgu.
Wypróbuj taką metodę: kiedy chcesz oderwać się od
jakiejś rzeczy, a zacząć robić inną, zatrzymaj się i przez
pięć minut głęboko oddychaj. Jeśli np. medytujesz, a
chcesz już przejść do innego zajęcia, po skończeniu
medytacji oddychaj głęboko przez pięć minut. Pozwól
ciału nabierać powietrza; ciału, nie sobie. Poczuj, że
wyrzucasz wszystko, co było w mózgu, w ciele, we
wszystkich częściach siebie. Postępuj tak przez pięć
minut, a następnie weź się za nowe zajęcie. Natychmiast
poczujesz w sobie zmianę.
Po prostu na kilka minut musisz „przestawić bieg" w
mózgu na luz. Podobnie jak w samochodzie: jeśli chcesz
zmienić bieg, najpierw wrzucasz luz - nawet jeśli jest to
krótki moment, jest on niezbędny. Im bardziej sprawny
jest kierowca, tym szybciej potrafi włączyć kolejny bieg.
Daj sobie tych pięć minut luzu, polegających na tym, że
nie pracujesz nad niczym, tylko oddychasz, tylko jesteś.
Potem sukcesywnie możesz skracać ten czas. Po miesiącu
niech będą to cztery minuty, po dwóch miesiącach -
trzy itd.
W końcu przyjdzie moment, w którym wystarczy ci
zaledwie jeden oddech, byś mógł zakończyć jedno zajęcie
- zamknąć je - a przejść do innego.
Od głowy do serca i do bycia
Człowiek może funkcjonować za pośrednictwem trzech
ośrodków: pierwszym jest głowa, drugim serce, a trzecim
pępek. Jeśli funkcjonujesz z pozycji głowy, wytwarzasz
coraz więcej myśli. Ale są one nieskonkretyzowane, to
zwyczajne bajanie; obiecują wiele, lecz nic nie dają.
Umysł jest wielkim oszustem i dysponuje wielkimi
możliwościami wodzenia nas na manowce - potrafi
„przewidywać". Może stworzyć ci złudę jakiejś utopii czy
pragnień i powtarzać nieustannie: „To zdarzy się jutro" -
choć nie zdarzy się nigdy! Bo nigdy nic nie dzieje się w
głowie. Głowa nie jest tym miejscem, w którym
cokolwiek może się wydarzyć.
Drugim ośrodkiem jest serce. Jest ono centrum uczuć -
dzięki niemu czujesz. Jesteś bliżej domu; jeszcze nie w
domu, ale bliżej. Kiedy czujesz, jesteś pełniejszy, jesteś
bardziej namacalny. Kiedy czujesz, istnieje szansa, by coś
się zdarzyło. Taka możliwość nie istnieje w głowie; w
sercu - choć jest niewielka -jednak istnieje.
Ale serce także nie daje nam dostępu do tego, co
rzeczywiste. To umiejscowione jest jeszcze głębiej, w
pępku. W ośrodku bycia.
Myślenie, odczuwanie i bycie - oto trzy ośrodki. Czuj
więcej, a wówczas zaczniesz mniej myśleć. Nie walcz z
myśleniem, ponieważ walka taka też będzie tworzeniem
nowych myśli, myśli o walce. Twój umysł jest w tym
niepokonany. Gdy wydaje ci się, że wygrałeś, będzie to tak
naprawdę zwycięstwo twojego umysłu; jeśli przegrasz, to
ty zostaniesz pokonany. Jesteś skazany na porażkę, nie
walcz więc z myślami. Jest to daremne.
Zamiast walczyć z myślami, skieruj swoją energię na
odczuwanie: raczej śpiewaj, niż myśl; raczej kochaj niż
filozofuj; czytaj raczej poezję niż prozę. Tańcz, obserwuj
naturę i cokolwiek robisz, rób to z sercem.
Jeśli np. dotykasz kogoś, dotykaj tę osobę z sercem,
dotykaj z uczuciem. Pozwól sobie wibrować. Gdy na
kogoś patrzysz, nie rób tego ot tak, oczami martwymi jak
kamienie. Wylej swoją energię przez oczy i natychmiast
zobaczysz, że coś zacznie się dziać w twoim sercu. Jest to
tylko kwestia podjęcia próby.
Serce jest bardzo zaniedbanym ośrodkiem. Gdy
zwrócisz na nie uwagę, zacznie funkcjonować. Gdy
zacznie funkcjonować, energia, która do tej pory płynęła
przez umysł, popłynie przez serce. A serce znajduje się
bliżej ośrodka energetycznego w pępku; pompowanie
energii z pępka do głowy wymaga dużego wysiłku.
Zacznij coraz więcej odczuwać. Jest to pierwszy krok.
Kiedy już go postawisz, następny będzie bardzo prosty.
Pierwsza jest miłość - i połowę drogi masz już za sobą.
Kiedy łatwo będzie już poruszać się od głowy do serca,
zobaczysz, że poruszanie się od serca do pępka okaże się
jeszcze prostsze.
W pępku jesteś po prostu byciem, czystym byciem -
bez odczuwania, bez myślenia, bez ruchu. Jest on okiem
cyklonu.
Wszystko dookoła się rusza: porusza się głowa, porusza
się serce i porusza się ciało. Wszystko się porusza,
wszystko się zmienia. Jedynie centrum twojego istnienia,
ośrodek w pępku, pozostaje nieruchomy. Jest osią koła.
Czas poza
Każdego dnia przez co najmniej jedną godzinę siedź w
dowolnym miejscu w ciszy. Idź nad rzekę albo do ogrodu,
gdzieś, gdzie nikt nie będzie cię rozpraszał. Odpręż
mięśnie, nie spinaj ich i z zamkniętymi oczami powiedz
umysłowi: „Teraz odejdź! Rób, co chcesz (...). A ja będę
ś
wiadkiem i obserwatorem".
Będziesz zaskoczony: przez krótką chwilę umysł
całkowicie przestanie pracować. Na krótki czas, sekundę,
może dwie dostrzeżesz, że umysł się wyłączył, a dzięki
temu
odczułeś
prawdziwą
rzeczywistość,
bez
zniekształceń, które zawsze tworzy wyobraźnia. To będą
umysłu króciutkie przerwy; zaraz potem umysł znów
przejmie kontrolę. Nie od razu zauważysz, że umysł
podjął pracę, że myśli już płyną, że przesuwają się obrazy
w twojej wyobraźni. Potrzeba na to minuty lub kilku, byś
dostrzegł, że znowu zbłądziłeś.
Ponownie nakaż umysłowi: „Oddal się. Będę
ś
wiadkiem" - i znów zauważ, jak umysł zatrzyma się na
chwilę.
Te sekundy są niezwykle cenne. Są to pierwsze
momenty,
pierwsze
przejawy
rzeczywistości.
Są
króciutkie, to po prostu małe przebłyski, które pojawiają
się i znikają, ale dzięki nim zaczniesz odczuwać smak
rzeczywistości.
Powoli, powoli, stopniowo zauważysz, że te przebłyski
stają się coraz dłuższe.
Zaistnieją one tylko wtedy, gdy zachowasz ogromną
czujność. Gdy jesteś czujny, umysł nie funkcjonuje,
ponieważ uwaga działa jak światełko w ciemności. Kiedy
jest światło, nie ma ciemności. Gdy ty jesteś obecny, nie
ma umysłu -twoja obecność, to nieobecność umysłu. Gdy
nie ma ciebie, umysł zaczyna funkcjonować. Twoja
nieobecność, to obecność umysłu.
Usuwanie chaosu myślowego
Pozwól chaosowi myśli istnieć. Nie staraj się układać
wszystkiego, nie próbuj zrozumieć, ponieważ cokolwiek
zrobisz, i tak nic to nie da. Po prostu obserwuj.
Każdego wieczoru przed pójściem spać odbądź
medytację. Usiądź po prostu na łóżku, bądź odprężony -
zamknij oczy i poczuj, jak ciało się relaksuje. Jeśli zacznie
się pochylać do przodu, pozwól mu na to. Wolno mu się
pochylić. Pozwól mu przyjąć pozycję embrionalną, jaką
przyjmuje dziecko w łonie matki. Jeśli masz na to ochotę,
po prostu przyjmij ją. Stań się małym dzieckiem w łonie
matki.
Następnie wsłuchaj się w swój oddech, nie rób nic poza
tym. Po prostu słuchaj go - jak wpływa i wypływa z
ciebie, jak wpływa i wypływa. Nie mówię, żebyś to
werbalizował, po prostu poczuj, jak wpływa; gdy
wypływa, też staraj się to poczuć. Poczuj, jak dzięki niemu
wypełnia cię cisza i przychodzi zrozumienie.
Ć
wicz tak przez dziesięć do dwudziestu minut -
minimalnie dziesięć, maksymalnie dwadzieścia - następnie
idź spać.
Po prostu pozwól sprawom dziać się, tak jakbyś nie był
aktywnym wykonawcą.
Uwolnij wewnętrzna „katarynkę”
Jeśli pojawia się w tobie wewnętrzny dialog, musi
tkwić w tobie jakaś jego przyczyna. Nie powstrzymuj jej;
pozwól, by w pełni zaistniała.
Dzięki temu pozwoleniu ona zniknie. Chce ci tylko coś
zakomunikować. Twój umysł chce z tobą porozmawiać;
powiedzieć coś, czego nie słuchałeś, czym się nie
przejmowałeś, co było ci obojętne; chce dotrzeć do ciebie.
Możesz nie zdawać sobie sprawy z tego, co chce ci
przekazać, ponieważ zawsze z tym walczyłeś i myślałeś,
ż
e to jakiś idiotyzm, próbowałeś to powstrzymać lub
przekształcić w coś innego. Każde przekształcenie jest for-
mą wyparcia.
Zrób pewną rzecz. Każdego wieczoru, zanim zaśniesz,
siedź przez czterdzieści minut zwrócony twarzą w stronę
ś
ciany i zacznij mówić. Mów głośno. Rozsmakuj się i
trwaj w tym. Jeśli usłyszysz dwa głosy, wtedy bierz pod
uwagę oba punkty widzenia. Najpierw wesprzyj jedną
stronę, potem odpowiedz z punktu widzenia drugiej i
zobacz, jak piękny dialog możecie prowadzić.
Nie próbuj manipulować, ponieważ nie mówisz tego
dla kogoś, ale sam dla siebie. Nawet jeśli poczujesz, że
staje się to jakimś szaleństwem, pozwól na to. Nie próbuj
niczego wycinać ani cenzurować, bo całe ćwiczenie straci
sens.
Postępuj tak co najmniej przez dziesięć dni, przez te
czterdzieści minut w żaden sposób nie przeciwstawiając
się niczemu. Włóż w to całą swoją energię. Po dziesięciu
dniach zauważysz, że wypłynęło z ciebie coś, czego do tej
pory nie słuchałeś, lub pojawi się coś, z czego zdawałeś
sobie sprawę, ale nie chciałeś słuchać. Wysłuchaj to teraz i
pozwól, by się zakończyło.
Zacznij rozmawiać ze ścianą; pogrąż się w tym
całkowicie. Światła niech będą zgaszone lub przyćmione.
Jeśli czasami poczujesz potrzebę, by krzyknąć, lub
rozzłościsz się, nie hamuj tego. Abyś naprawdę zagłębił
się w proces, muszą towarzyszyć ci uczucia. Jeśli będzie
to tylko chwilowa wycieczka myśli, a ty będziesz
powtarzał słowa mechanicznie jak zacięta płyta, ćwiczenie
nie poskutkuje, nie dowiesz się, o co naprawdę chodzi.
Rozmawiaj z zaangażowaniem, gestykulując, tak jakby
była tam obecna jakaś inna osoba. Po około dwudziestu
pięciu minutach rozgrzejesz się. Ostatnie piętnaście minut
będzie niezwykłe, wspaniałe; spodoba ci się. Po dziesięciu
dniach zauważysz, że wewnętrzna rozmowa stopniowo
zanika, a ty pojąłeś sprawy, których wcześniej nigdy nie
rozumiałeś.
24 dni na podjęcie decyzji
Decyzja jest dobra, jeśli wypływa z życia; jest zła, jeśli
bierze się tylko z głowy. Kiedy bierze się tylko z głowy,
nigdy nie jest rozstrzygająca, zawsze wywołuje konflikt.
Pozostaje wciąż mnóstwo alternatyw, a umysł kołacze się
od jednej do drugiej. Tak właśnie tworzy się w umyśle
konflikt.
Ciało zawsze obecne jest tu i teraz, a umysł nigdy; na
tym polega konflikt. Oddychasz tu i teraz; nie możesz
oddychać jutro, nie możesz oddychać wczoraj. Musisz
oddychać w tej chwili. Ale możesz myśleć o jutrze i
myśleć o wczoraj. Ciało pozostaje w związku z
teraźniejszością, a umysł skacze między przeszłością i
przyszłością. Występuje rozdarcie między ciałem i
umysłem. Ciało w przeciwieństwie do umysłu jest
przywiązane do teraźniejszości; nigdy się nie spotkają,
nigdy się na siebie nie natkną. Przez ten rozłam pojawia
się zaniepokojenie, cierpienie i napięcie. Człowiek jest
spięty - i to napięcie przeradza się w problem.
Umysł trzeba sprowadzić do teraźniejszości, ponieważ
inny czas nie istnieje. Kiedy zaczniesz zanadto rozmyślać
o przyszłości i o przeszłości, po prostu zrelaksuj się i skup
się na swoim oddechu. Każdego dnia co najmniej przez,
jedną godzinę siedź na krześle zrelaksowany, w wygodnej
pozycji, z przymkniętymi oczami. Po prostu skup się na
oddechu.
Nie zmieniaj go; po prostu patrz, obserwuj. Dzięki tej
obserwacji twój oddech będzie stawał się coraz
wolniejszy. Jeśli normalnie oddychasz osiem razy na
minutę, zaczniesz oddychać sześć, później pięć, cztery,
trzy, w końcu dwa razy. W ciągu dwóch, trzech tygodni
będziesz oddychał raz na minutę. Kiedy oddychasz raz na
minutę, umysł zbliża się do ciała.
Dzięki tej małej medytacji pojawią się momenty, kiedy
oddech będzie się zatrzymywał na kilka minut. Upłyną
trzy lub cztery minuty, a ty zaczerpniesz powietrza tylko
raz. Wtedy będziesz zestrojony ze swoim ciałem, po raz
pierwszy poczujesz, czym jest teraźniejszość. W innym
wypadku jest ona tylko słowem. Umysł nigdy jej nie znał,
nigdy jej nie doświadczył. Zna przeszłość i zna przyszłość,
więc kiedy użyjesz słowa „teraźniejszość", zrozumie je
jako coś pomiędzy przeszłością i przyszłością, jako „coś
pomiędzy", ale sam nigdy jej nie doświadczy.
Przez dwadzieścia cztery dni relaksuj się przez godzinę,
oddychając i pozwalając oddechowi płynąć automatyczne.
Niech będzie to tak automatyczne jak chodzenie. Powoli,
powoli pojawią się przerwy, które dadzą ci pierwsze
doświadczenie teraźniejszości. Po tych dwudziestu
czterech, dwudziestu pięciu dniach nagle pojawi się
decyzja.
Nie można przewidzieć, jaka decyzja zostanie podjęta.
Najważniejszą sprawą jest, skąd ona wypływa - nie jaka
jest, ale skąd wypływa. Jeśli pochodzi z głowy, wtedy
powoduje smutek. Ale jeśli wypływa z głębi ciebie, ani
przez chwilę jej nie pożałujesz. Człowiek żyjący w
teraźniejszości nie wie nic o żalu; nigdy nie spogląda
wstecz, nie zmienia swojej przeszłości i swoich
wspomnień i nigdy nie aranżuje przyszłości. Decyzja
pochodząca z głowy jest zła. Słowo „decyzja" znaczy
„odciąć się" (od łac. de-caedere). Nie jest to słowo o
pozytywnym znaczeniu. Oznacza zwyczajnie odcięcie się
od rzeczywistości. Głowa nieustannie odcina cię od
rzeczywistości.
3. Sztuka serca
Rozwijanie zdolności kochania
Diagnoza
Uzależniliśmy się od głowy. Cała nasza edukacja, cała
cywilizacja uzależniła się od głowy, ponieważ to jej za-
wdzięczamy postęp techniczny, który wydaje się nam
być wszystkim.
Co może dać serce? Prawda, że nie da ci ono
zaawansowanej technologii, rozwiniętego przemysłu, nie
zapewni ci pieniędzy. Da ci radość, celebrowanie życia.
Może dać ci cudowne uczucie piękna, muzyki, poezji.
Może zaprowadzić cię w głąb świata miłości, a nawet w
ś
wiat modlitwy, ale to nie są towary na sprzedaż. Nie
możesz zwiększyć stanu swojego konta przez serce.
Sercem nie możesz zwyciężać w bitwach ani budować
bomby atomowej czy wodorowej, nie możesz zabijać
ludzi. Serce zna jedynie sztukę tworzenia, a głowa potrafi
jedynie niszczyć. Głowa jest destruktywna, a cała twoja
edukacja została w niej uwięziona.
Nasze uniwersytety, college, szkoły niszczą ludzkość.
Wydaje im się, że ludzkości służą, ale tak naprawdę jest to
tylko oszukiwanie samych siebie. Dopóki człowiek nie
znajdzie równowagi, dopóki serce i głowa nie będą się
rozwijać razem, człowiek będzie pogrążony w smutku, a
smutek ten będzie się tylko pogłębiał. W miarę jak coraz
bardziej przywiązujemy się do głowy, coraz bardziej
zapominamy o istnieniu serca i stajemy się coraz mniej
szczęśliwi. Tworzymy na Ziemi piekło i będzie ono coraz
większe.
Raj należy do serca. Ale oto, co się dzieje: o sercu
całkowicie zapomniano. Nikt już nie rozumie jego języka.
Rozumiemy
logikę,
nie
rozumiemy
miłości.
Rozumiemy
matematykę, nie rozumiemy muzyki. coraz bardziej
przyzwyczajamy się do reguł rządzących światem i nikt nie
ma już odwagi poruszać się po nieznanych ścieżkach, po
nieznanych labiryntach miłości, serca. Dostrojono nas do
ś
wiata prozy, a poezja przestała dla nas istnieć. Poeta
umarł, a jest on pomostem pomiędzy naukowcem i
mistykiem. Most zniknął. Po jednej stronie stoi naukowiec
- potężny, niezwykle potężny, gotów zniszczyć całą
Ziemię, całe życie biologiczne - a po drugiej stronie,
daleko, stoi kilku mistyków: Budda, Jezus, Zaratustra,
Kabir. Nie mają oni władzy - w takim sensie, w jakim my
ją pojmujemy - posiadają za to zupełnie inną moc. Ale my
w ogóle nie rozumiemy jej języka. A poeta umarł; była to
ogromna klęska. Poeta zniknął.
Mówiąc „poeta", mam na myśli malarza, rzeźbiarza.
Wszystko,
co
w
człowieku
kreatywne,
zostaje
zredukowane do wiedzy o tym, jak produkować więcej
towarów. Kreatywni tracą grunt pod nogami, a produkcja
staje się celem życia.
Zamiast kreatywności doceniamy produktywność:
rozmawiamy o tym, jak więcej wytwarzać. Produkcja może
dać ci rzeczy, ale nie może dać ci wartości. Produkcja
może wzbogacić cię na zewnątrz, ale sprawi, że będziesz
uboższy w środku siebie. Produkcja nie jest tworzeniem.
Produkcja jest czymś banalnym, każdy, choćby i głupi,
może się nią zajmować, wystarczy poznać jej zasady.
A poeta umarł, już nie istnieje. To, co pojawia się dziś
pod nazwą poezji, stało się niemal prozą. To, co istnieje pod
nazwą malarstwa, jest bardziej lub mniej obłąkane. Spójrz
na Picassa, Dalego i innych - to chore! Picasso jest
geniuszem, ale chorym, patologicznym. Jego obrazy nie są
niczym więcej niż katharsis, pomagają jemu, są rodzajem
wymiotowania. Gdy coś jest nie w porządku z twoim
ż
ołądkiem, wymiotowanie przynosi ci ulgę. Pomogło
Picassowi; jeśli nie pozwolono by mu malować, zwariował-
by. Malarstwo było mu potrzebne. Ocaliło go przed
popadnięciem w obłęd. Wyprowadziło jego obłęd na
płótno. Ale co z ludźmi, którzy kupili jego obrazy,
powiesili w sypialni i patrzą na nie? Zaczynają odczuwać
niepokój.
Mówię o zupełnie innym rodzaju kreatywności. Taj
Mahal... Spójrz na niego podczas pełni, a pojawi się w
tobie medytacja. Albo świątynie Khajuraho, Konarak, Puri
- po prostu medytuj nad nimi. Z zaskoczeniem zauważysz,
ż
e twoja seksualność przemienia się w miłość. To są cuda
kreatywności.
Wspaniałe katedry europejskie są pragnieniem Ziemi,
aby dosięgnąć nieba. Patrząc na te wielkie dzieła,
zaczynasz słyszeć w swoim sercu pieśń lub zachwycającą
ciszę.
Człowiek
stracił
potrzebę
bycia
poetyckim,
kreatywnym, a może została ona w nim zabita. Za bardzo
interesują nas towary, gadżety, tworzenie coraz większej i
większej ilości rzeczy. W produkcji chodzi o ilość, a w
tworzeniu o jakość.
Będzie trzeba przypomnieć sobie serce. Ponownie zdać
sobie sprawę z istnienia natury. Trzeba znów nauczyć się
obserwować róże i lotosy, nawiązać kontakt z drzewami,
kamieniami i rzekami, nauczyć się rozmawiać z
gwiazdami.
Recepty
Radość kochania
Kiedy kochasz, jesteś radosny. Gdy nie potrafisz
kochać, nie jesteś w stanie odczuwać radości. Radość jest
elementem miłości, jej cieniem, podąża za miłością.
Kochaj więc coraz bardziej, a staniesz się radośniejszy.
Nie przejmuj się tym, czy twoja miłość będzie
odwzajemniona.
Nie
ma
to
znaczenia.
Radość
automatycznie podąża za miłością niezależnie od tego, czy
jest ona odwzajemniona, czy nie, czy druga osoba
podziela ją, czy nie. Na tym polega piękno miłości, że jej
skutek jest nieodłączny - jej wartość jest niezależna -od
tego, co się dzieje na zewnątrz. Nie zależy ona od odzewu
drugiej osoby; jest całkowicie twoja.
I nie ma znaczenia, kogo kochasz - psa, kota, drzewo
czy kamień. Po prostu siedź obok tego kamienia i kochaj.
Pogawędźcie sobie. Pocałuj go i połóż się na nim. Poczuj,
jak łączycie się w jedność, a nagle przebiegnie cię dreszcz
energii, poczujesz jej gwałtowny przyrost - będziesz
niesamowicie szczęśliwy. Skała może się odwzajemnić
lub nie, ale to nie ma znaczenia. Stajesz się radosny,
ponieważ kochasz. Ten, kto kocha, jest radosny.
Gdy poznasz już ten sekret, możesz być szczęśliwy
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A jeśli kochasz
przez całą dobę, przestajesz być zależny od obiektu swojej
miłości, stajesz się bardziej niezależny - ponieważ możesz
kochać nawet, gdy nikogo nie ma. Możesz kochać
otaczającą cię pustkę. Siedząc w samotności w swoim
pokoju, wypełniasz go swoją miłością. Możesz być w wię-
zieniu i w ciągu sekundy przemienić je w świątynię. W
momencie, gdy wypełnisz je miłością, przestaje być
więzieniem. Z kolei świątynia, w której nie ma miłości,
może stać się więzieniem.
Rozchyl płatki serca
Czasem czujesz, że masz serce, lecz jest ono jak pąk, a
nie jak kwiat. Ale pąk może stać się kwiatem. Zrób pewną
rzecz: rozpocznij proces oddychania. Rób to z pustym
ż
ołądkiem - przed posiłkiem albo trzy godziny po nim.
Wyrzuć z siebie cale powietrze: głęboko wydychaj,
wciągnij brzuch i wyrzuć całe powietrze. Kiedy to zrobisz,
utrzymaj ten stan jak najdłużej, przez dwie lub trzy
minuty. Najlepiej przez trzy minuty. Będzie to trudne, ale
stopniowo nauczysz się. Będziesz bardzo potrzebował
powietrza i za chwilę ono natychmiast cię wypełni. Ten
pośpiech sprawi ci przyjemność, poczujesz ogromną ży-
wotność; ten pośpiech pomoże otworzyć twoje serce.
Trzeba, by coś przeniknęło przez twoje serce. Więc rób
to, kiedy tylko zechcesz. Nie więcej jednak niż siedem razy
w ciągu jednej sesji. Możesz ćwiczyć to trzy, cztery, pięć
razy dziennie lub nawet więcej; nie ma problemu. Tylko
pamiętaj, aby robić to z pustym żołądkiem, tak abyś
naprawdę mógł wyrzucić z siebie powietrze. Pozwól zostać
mu na zewnątrz tak długo, jak to tylko możliwe. I nie bój
się, nie umrzesz; gdy dalsze wstrzymywanie oddechu
stanie się nie-, możliwe, kontrola ustąpi, a powietrze
wypełni cię samo. Stopniowo będziesz w stanie
wstrzymywać oddech na trzy minuty, a gdy oddech nagle
wedrze się w twoje płuca, otworzy płatki serca.
Otworzyć serce to jedna z najważniejszych rzeczy.
Niech Twoja miłość będzie jak oddech
Jeśli będziesz gromadził zapasy powietrza, umrzesz,
ponieważ stanie się ono nieświeże, stanie się martwe,
straci witalność, posmak życia. Tak samo jest z miłością.
Jest ona rodzajem oddechu i w każdej chwili odnawia się.
Kiedy więc człowiek utknie w miłości i przestanie
oddychać, życie traci wartość. I oto co dzieje się z ludźmi:
umysł tak bardzo dominuje, że wpływa na serce i sprawia,
ż
e nawet ono staje się zaborcze! Serce samo z siebie nie
zna zaborczości, ale umysł zaśmieca je i zatruwa.
Więc pamiętaj o tym. Zakochaj się we wszystkim, co
istnieje, i pozwól swojej miłości być jak oddech. Wdychaj,
wydychaj, ale niech to będzie miłość, która przychodzi i
odchodzi. Stopniowo z każdym oddechem musisz tworzyć
tę magię miłości. Będzie to twoja medytacja: gdy
wydychasz powietrze, czujesz, że wylewasz swoją miłość
na wszelkie istnienie; gdy wdychasz, wszystko, co istnieje,
przelewa swoją miłość na ciebie.
Wkrótce zauważysz, że zmieni się jakość twojego
oddechu. Zacznie się on stawać zupełnie inny niż do tej
pory. Dlatego w Indiach nazywamy to praną, życiem - nie
tylko oddechem. Nie jest to tylko tlen; jest tam coś więcej
- sama esencja życia, boskość. Jeśli ją zaprosimy, wniknie
w nas razem z oddechem.
Niechaj więc taka będzie twoja medytacja, twoja
technika. Siedzenie w ciszy, oddychanie, oddech miłości.
Przejdzie cię dreszcz, zaczniesz odczuwać coś w rodzaju
wewnętrznego tańca.
Oddech ukochanej osoby
Oddech jako nasze codzienne doświadczenie powinien
być coraz wnikliwiej i staranniej przez nas obserwowany i
analizowany. Zauważ, jak zmienia się oddech pod
wpływem emocji i - vice versa -jak emocje zmieniają się
wraz z oddechem. Kiedy odczuwasz np. strach, zwróć
uwagę na zmiany w swoim oddechu. Spróbuj potem,
innego dnia, oddychać tak jak wtedy, gdy się bałeś.
Będziesz zaskoczony tym, że natychmiast pojawi się w to-
bie uczucie lęku.
Zwróć uwagę na to, jak oddychasz, gdy jesteś w kimś
bardzo zakochany, gdy trzymasz tę osobę za rękę, gdy ją
przytulasz. Pewnego dnia siedząc w ciszy pod drzewem
przypomnij sobie ten sposób oddychania. Stwórz wzorzec,
wejdź ponownie w ten stan. Oddychaj tak, jakbyś
przytulał ukochaną osobę, a spotka cię niespodzianka:
wszystko wokół stanie się tą osobą! Ponownie obudzi się
w tobie miłość. Oba te zjawiska łączą się ze sobą.
Obserwuj swój oddech, ponieważ ten miłosny rytm
oddychania jest najistotniejszy - przemieni całego ciebie.
Kiedy dwoje oddycha jak jedno
Coraz dokładniej obserwuj momenty, kiedy czujesz
miłość. Bądź uważny. Dostrzeż, jak zmienia się twój
oddech. Zobacz, jak twoje ciało wibruje. Przytulając
swojego partnera, przeprowadź eksperyment, a zaskoczy
cię on. Pewnego dnia po prostu przytulajcie się i
wtapiajcie się w siebie przynajmniej przez jedną godzinę,
a ze zdumieniem odkryjesz, że będzie to jedno z
najbardziej psychodelicznych doświadczeń!
Przez jedną godzinę nie róbcie nic poza przytulaniem
się, zapadaniem się w siebie nawzajem, scalaniem i
wtapianiem się w siebie, a wasz oddech powoli stanie się
jednym. Będziecie oddychać tak, jakbyście byli dwoma
ciałami z jednym sercem. Będziecie oddychać razem. A
kiedy oddychacie razem - nie dlatego, że staracie się tak
robić, ale po prostu dlatego, że odczuwacie tak wielką
miłość, iż oddech wypływa z was sam - będą to najwspa-
nialsze i najbardziej cenne momenty, nie z tego świata.
W takich chwilach poczujecie pierwsze przebłyski
energii medytacyjnej. W takich chwilach gramatyka
kapituluje, a język ginie. Próbując to wyrazić, język ginie,
a swoją śmiercią wskazuje na to, czego nie potrafi
zawrzeć.
Trzymaj dłoń naprawdę
Gdy trzymasz rękę swojego przyjaciela, rób to
ś
wiadomie. Zauważ, czy twoja dłoń emituje ciepło, czy
nie. Jeśli nie, to choć trzymasz jego rękę, nie będzie
między wami komunikacji, ani przepływu energii. Można
trzymać czyjąś rękę tak, ze jest całkowicie zimna,
lodowata. Nie ma wibracji, nie ma pulsacji; energia nie
wpływa w drugą osobę. Wtedy jest to bezcelowe. Jest
pustym, beznamiętnym gestem.
Kiedy więc trzymasz dłoń, obserwuj uważnie, czy
energia przepływa, czy nie, i pomóż kierować nią: skieruj
ją w jedno miejsce, przemieść w inne.
Na początku będzie się to działo tylko w twojej
wyobraźni, ale energia podąża za wyobraźnią. Potrafisz to
zrobić... Zmierz swój puls, a potem przez kilka minut
wyobrażaj sobie, że staje się on szybszy, i ponownie go
zmierz.
Zobaczysz,
ż
e
rzeczywiście
przyśpieszy.
Wyobraźnia toruje ścieżkę, którą podąża energia.
Więc kiedy trzymasz dłoń drugiej osoby, trzymaj ją
naprawdę i wyobraź sobie, że przepływa w niej energia, a
ręka staje się cieplejsza i otwarta. Zauważysz, jak
ogromna zmiana będzie zachodzić.
Patrz oczami pełnymi miłości
Gdy na kogoś patrzysz, patrz oczami pełnymi miłości.
Gdy patrzysz na ludzi, przelewaj na nich swoją miłość
poprzez oczy. Gdy chodzisz, chodź, rozsiewając dokoła
miłość. Na początku będzie to tylko wyobraźnia, ale po
miesiącu zauważysz, jak staje się to rzeczywistością. Inni
zaczną odczuwać, że masz teraz cieplejszą osobowość, że
zbliżenie się do ciebie jest niezwykle miłe; pojawi się
dobre samopoczucie.
Spraw, by było to świadome działanie. Bądź bardziej
ś
wiadomy miłości i uwalniaj jej więcej.
Zakochaj się w sobie
Poeksperymentuj z tym odrobinę (...). Usiądź w
samotności pod drzewem i po raz pierwszy zakochaj się w
sobie. Zapomnij o świecie, trwaj w miłości ze sobą.
Duchowe poszukiwanie jest po prostu poszukiwaniem
miłości do samego siebie. Świat jest podróżą ku miłości
do innych - duchowość to podróż, która prowadzi do
zakochania się w sobie samym.
Duchowość jest samolubna: jest poszukiwaniem siebie,
poszukiwaniem
sensu
swojego
istnienia.
Ma
cię
rozradować, ma dać ci przedsmak ciebie samego. A kiedy
go poczujesz (...), poczekaj, poszukaj trochę. Poczuj swoją
wyjątkowość, rozkoszuj się swoją egzystencją, pomyśl:
„Cóż bym zrobił, gdybym się nie urodził?
Jak mógłbym narzekać i przed kim, gdybym nie był
tutaj ? " Żyjesz! Ciesz się tym faktem, świadomością, że
jesteś, możliwością doświadczania rozkoszy - rozsmakuj
się w tym.
Niech ten stan przeniknie do każdej twojej kosteczki.
Poczuj ten dreszczyk. Zacznij tańczyć, jeśli przyjdzie ci na
to ochota, zacznij się śmiać, jeśli odczujesz taką potrzebę,
lub śpiewaj. Pozostań w centrum tego wszystkiego i
pamiętaj, by źródełka szczęścia wypływały z ciebie, a nie
powstawały na zewnątrz.
4. Poznaj samego siebie
Poszukiwanie swojej prawdziwej twarzy
Diagnoza
Spróbujmy najpierw zrozumieć słowo „osobowość"
(ang. personality). Pochodzi ono od łacińskiego słowa
persona, oznaczającego maskę. W teatrach starożytnej
Grecji aktorzy nosili maski; nazywane one były persona;
sona oznacza „dźwięk", per oznacza „przez". Maski były
widoczne dla publiczności, a dźwięk wydobywał się zza
nich. Od słowa persona wywodzi się słowo personality
(osobowość).
Każda osobowość jest fałszywa. Dobra osobowość, zła
osobowość, osobowość grzesznika i świętego - wszystkie
są fałszywe. Możesz nosić piękną lub brzydką maskę - nie
robi to różnicy. Jedynie prawdziwa jest twoja esencja.
Osobowość jest nieodłącznym elementem wzrastania.
To tak, jakbyś złapał w morzu rybę i wyrzucił ją na brzeg -
ryba skacze z powrotem do morza. Teraz po raz pierwszy
zdaje sobie sprawę z tego, że zawsze mieszkała w morzu.
Po raz pierwszy zdaje sobie sprawę, że morze jest jej
ż
yciem. Zanim została złapana i wyrzucona na brzeg,
zapewne nawet nie miała pojęcia o morzu, było jej to
zupełnie obojętne. Aby o czymś wiedzieć, musisz to
najpierw stracić. Aby uświadomić sobie istnienie raju,
najpierw musisz go utracić. Dopóki go nie stracisz i nie
odzyskasz, nie zrozumiesz jego piękna.
Adam i Ewa musieli stracić ogrody Edenu; jest to etap
naturalnego rozwoju. Jedynie Adam, który opuścił
cudowne ogrody Boga, może stać się pewnego dnia
Chrystusem - może powrócić. Adam, opuszczający Eden,
jest jak ryba wyrzucona na brzeg, a Jezus to ryba
wskakująca z powrotem do morza.
Członkowie ludów prymitywnych mają coś wspólnego
z małymi dziećmi. Są piękni, spontaniczni, naturalni, ale
całkowicie nieświadomi tego, kim są; nie posiadają żadnej
ś
wiadomości. Żyją radośnie, ale ich szczęście jest
nieświadome. Najpierw muszą je utracić, muszą zostać,
ucywilizowani, wykształceni, muszą zdobyć wiedzę,
muszą stać się, częścią kultury, cywilizacji, religii. Muszą
stracić całą swoją spontaniczność, zapomnieć wszystko o
swojej esencji, a wtedy nagle, pewnego dnia, zaczną za
tym tęsknić. To musi się stać. Dzieje się tak w każdym
zakątku świata, zdarza się bardzo często, ponieważ po raz
pierwszy ludzkość została naprawdę ucywilizowana.
Im bardziej cywilizowany jest kraj, tym większe
poczucie braku sensu. Kraje trzeciego świata wciąż nie
mają tego odczucia - nie mogą go mieć. Aby czuć tę
wewnętrzną
pustkę,
bezsensowność,
absurdalność,
człowiek musi zostać ucywilizowany.
Dlatego popieram naukę, ponieważ pomaga ona
wyrzucić rybę na brzeg. A kiedy jest już na gorącym
wybrzeżu, gorącym piasku, zaczyna odczuwać pragnienie.
Nigdy do tej pory tego nie czulą. Po raz pierwszy brakuje
jej oceanu, jego chłodu, życiodajnej wody. Umiera. W takiej
samej sytuacji znajduje się ucywilizowany, wyedukowany
człowiek: umiera. Powstaje nurtujące wszystkich pytanie:
Co zrobić? Jak ponownie wkroczyć do oceanu życia?
W krajach trzeciego świata, np. w Indiach, nie istnieje
poczucie bezsensowności. Nawet jeśli kilku hinduskich
intelektualistów pisze o nim, nie wzbudzają oni większego
odzewu, ponieważ nie dotyka to sposobu rozumowania
większości Hindusów. Kilku hinduskich intelektualistów
pisze o bezsensowności, absurdalności prawie w ten sam
sposób co Kierkegaard, Sartre, Jaspers i Heidegger (...).
Czytali o nich lub odwiedzili Zachód i zaczynają
rozprawiać o bezsensie, absurdalności, ale to wszystko
brzmi sztucznie.
Rozmawiałem z takimi hinduskimi intelektualistami.
Ich słowa brzmią bardzo nienaturalnie, gdyż nie wyrażają
ich własnych uczuć; opinie są zapożyczone. Przemawia
przez nich So-ren Kierkegaard czy Friedrich Nietzsche;
nie jest to ich własny głos. Nie są świadomi, co naprawdę
mówi Kierkegaard. Nigdy nie przechodzili tych samych
cierpień. Takie uczucia są im obce. Nauczyli się ich jak
papugi. Rozprawiają o nich, ale ich życie pokazuje coś
zupełnie innego. To, o czym mówią, i to, jakie prowadzą
ż
ycie, to dwa przeciwieństwa.
Bardzo rzadko jakiś hinduski intelektualista popełnia
samobójstwo - ja nie słyszałem o żadnym. Natomiast na
Zachodzie wielu intelektualistów odebrało sobie życie.
Bardzo rzadko zdarza się też, by hinduski intelektualista
wpadł w obłęd, a jest to dość częste zjawisko na
Zachodzie. Prawdziwi myśliciele nieuchronnie wariowali;
takie było ich doświadczenie życiowe.
Otaczająca nas zewsząd cywilizacja, rozwinięta ponad
miarę osobowość stały się więzieniem. Oto, co zabija
intelektualistów. Ciężar cywilizacji jest zbyt duży, by go
unieść. Czują się oni zduszeni, nie mogą oddychać.
Samobójstwo wydaje się być wyzwoleniem, a jeśli nie
mogą go popełnić, uciekają w szaleństwo. Wariując,
człowiek przynajmniej zapomina o cywilizacji, zapomina
o bezsensowności, która wiąże się z cywilizacją. Sza-
leństwo jest ucieczką.
Ale poczucie, że życie jest całkowicie bezsensowne,
jest jak znalezienie się na rozdrożu: albo wybierzesz
samobójstwo,
albo
staniesz
się
poszukującym
(sannjasinem);
albo
wybierzesz
szaleństwo,
albo
medytację. Jest to doskonały punkt zwrotny.
Każda osobowość jest fałszywa. Wewnątrz nas
znajduje się esencja, która nie jest zafałszowana, która
rodzi się wraz z tobą, która zawsze w tobie była.
Ktoś zapytał Jezusa: „Czy ty jesteś większy od
Abrahama?", a Jezus odpowiedział: „Zanim Abraham stał
się, Ja jestem". Cóż za absurdalne, ale posiadające
niezwykłą wartość, stwierdzenie. Abrahama i Jezusa dzieli
wielowiekowa przerwa; Abraham poprzedzał Jezusa o
prawie trzy tysiące lat. A Jezus mówi: „Zanim Abraham
stał się, Ja jestem". Mówi o esencji. Nie mówi o Jezusie,
mówi o Chrystusie. Mówi o tym, co wieczne. Nie mówi o
osobie, mówi o tym, co uniwersalne.
Wyznawcy zen powiadają, że jeśli nie poznasz swojej
prawdziwej twarzy, tej, którą miałeś, jeszcze zanim
urodził się twój ojciec, nigdy nie będziesz oświecony. Jaka
jest twoja prawdziwa twarz? Miałeś ją, zanim urodził się
twój ojciec, i będziesz ją miał ponownie, gdy umrzesz.
Gdy twoje ciało zostanie spalone i nic nie pozostanie poza
prochami - wtedy ją odzyskasz.
Czym jest prawdziwa twarz? Esencją. Nazwij ją duszą,
duchem, sobą - są to słowa dotyczące tego samego.
Urodziłeś się jako esencja, ale gdyby zostawiono cię jako
esencję, bez osobowości stworzonej przez społeczeństwo,
pozostałbyś jak zwierzę. Stało się tak z niektórymi ludźmi.
W północnych Indiach u stóp
Himalajów znaleziono dziecko, jedenastoletnie dziecko,
które zostało wychowane przez wilki, dziecko-wilk.
Oczywiście wilki mogą dać jedynie osobowość wilka, więc
dziecko - choć było ludzkie, - miało esencję – miało
osobowość wilka. Było wiele takich wypadków. Wilki
zdają się być zdolne do wychowywania ludzkich dzieci.
Może się wydawać, że żywią sympatię i współczucie do
ludzkich dzieci. Dzieci te nie są skażone przez spo-
łeczeństwo, czysta esencja. Podobnie jak ryba w oceanie -
nie wiedzą, kim są. Ponieważ zostały wychowane przez
zwierzęta, bardzo trudno jest nadać im ludzką osobowość.
Zbyt trudno. Nie są w stanie przeżyć takiego wysiłku. Nie
mogą opanować ludzkich sposobów zachowania, jest na to
za późno. Są uformowane, stały się już konkretnymi
osobowościami. Nauczyły się być wilkami. Nie znają
ż
adnej moralności, nie znają żadnej religii. Nie są
hinduistami, chrześcijanami, muzułmanami. Nie obchodzi
ich Bóg, nigdy o Nim nie słyszały. Jedyne, co znają, to
ż
ycie wilka.
Osobowość człowieka jest barierą tylko wtedy, gdy się
jej kurczowo trzymasz. Musisz przez nią przejść -jest jak
drabina, jak most. Człowiek nie powinien budować domu
na moście, ale musi przez niego przejść.
Osobowość
jest
niecałkowita.
W
lepszym
społeczeństwie,
nadając
dzieciom
osobowość,
dawalibyśmy im także umiejętność pozbywania się jej.
Oto gdzie leży zasadniczy błąd: nadajemy dzieciom zbyt
trwale przylegającą do nich osobowość, która krępuje
dziecko i nie pozwala na pozbycie się jej. To tak jakby
nałożyć dziecku zbroję i nie powiedzieć mu, w jaki sposób
ją odblokować, jak ją zrzucić, gdy pewnego dnia stanie się
dla niego za ciasna.
Postępujemy z ludźmi dokładnie tak, jak w Chinach
postępowano ze stopami kobiet. Od wczesnego dzieciństwa
dziewczynkom
nakładano
ż
elazne
buciki,
które
uniemożliwiały wzrost stóp. W końcu pękały kości, stopy
przestawały rosnąć, na zawsze pozostawały miniaturowe.
Zachwycano się małymi stopami. Ponieważ kobiety takie
nie były w stanie prawie nic robić, na ten zabieg
pozwalano sobie jedynie w rodzinach arystokratów.
Kobiety te nie mogły nawet dobrze chodzić. Ich stopy były
zbyt małe, aby zapewnić oparcie dla ciała. Stopy były
okaleczone; kobieta chodząc musiała się podpierać.
Biednej rodziny nie było na to stać, więc drobne stopy
były symbolem szlachetnego pochodzenia.
Może nam się to wydawać śmieszne, ale sami
postępujemy podobnie. W naszych czasach na Zachodzie
kobiety noszą buty na absurdalnie wysokich obcasach!
Zgoda, Jeśli robisz to w cyrku, ale takie buty nie nadają się do
chodzenia na co dzień. Są jednak pożądane, gdyż kobieta
staje się w nich bardziej atrakcyjna: jej pośladki są
bardziej wydatniejsze. Chodzenie w butach na wysokich
obcasach sprawia trudność, pośladki muszą poruszać się
bardziej niż normalnie. Ale jest to akceptowane, jest to w
porządku. Inne społeczności śmiałyby się z tego! Na
całym świecie kobiety noszą staniki i wydaje im się, że jest
to po prostu sprawa obowiązującej konwencji, tradycji.
Tymczasem staniki sprawiają, że kobiety wyglądają dużo
bardziej atrakcyjnie. Ten element garderoby nadaje
kobiecej figurze kształt, którego ciało może nie mieć.
Stanik ma pomóc, aby biust był uniesiony i wyglądał
młodo
zamiast
zwisać.
A
kobiety
w
krajach
„cywilizowanych" - tam, gdzie nalega się, aby nosiły
staniki - myślą, że dzięki temu spełniają wymogi religii i
ortodoksji! Oszukują siebie: stanik podkreśla seksualność.
Istnieją pewne prymitywne społeczności o bardzo
dziwnych zwyczajach. Ich członkowie powiększają i
pogrubiają sobie wargi. Od dzieciństwa obwieszają je w
tym celu ciężarkami. Oto symbol ponętnej kobiety -
większe i pełniejsze usta pozwalają na soczysty
pocałunek! W niektórych prymitywnych społeczeństwach
mężczyźni nosili osłony na genitaliach, tak aby te wy-
dawały się większe. Ta sama logika kryje się za noszeniem
przez kobiety staników powiększających biust. Śmiejemy
się z prymitywnych ludów, ale robimy to samo! Na całym
ś
wiecie młodzi ludzie noszą bardzo obcisłą bieliznę - po to
aby uwydatnić narządy płciowe. Gdy raz się coś
zaakceptuje, ludzie przestają zwracać na to uwagę.
Cywilizacja
nie
powinna
być
ograniczeniem.
Posiadanie osobowości jest konieczne, ale powinna być
ona łatwa do „zakładania" i „zdejmowania" -jak luźne
ubranie,
nie
stalowy
pancerz.
Najlepiej
ubranie
bawełniane, żebyś mógł je łatwo zakładać i zdejmować;
nie musisz go ciągle nosić.
Człowiek rozumny to, moim zdaniem, ktoś, kto żyje
swoją esencją, ale na potrzeby społeczeństwa używa
swojej osobowości; jest panem siebie samego.
Społeczeństwo potrzebuje określonych osobowości.
Jeśli ujawnisz społeczeństwu swoją esencję, wpędzisz w
zakłopotanie i siebie, i swoje otoczenie. Ludzie jej nie
zrozumieją. Twoja prawda może być dla nich zbyt gorzka
czy niepokojąca. Nie ma potrzeby tego robić! Nie musisz
publicznie chodzić nago, możesz założyć ubranie.
Człowiek powinien jednak móc chodzić nago po swoim
domu, bawiąc się z własnymi dziećmi, pijąc w letni
poranek herbatę w ogrodzie. Człowiek powinien umieć
dobrze czuć się nago. Nie ma potrzeby, żebyś chodził tak
do biura! Chodź tam ubrany. Nie ma potrzeby obnażać się
przed każdym. Byłby to ekshibicjonizm, byłaby to kolejna
skrajność. Na jednym krańcu są ludzie, którzy nie potrafią
położyć się do łóżka bez ubrania, na drugim są tacy jak
mnisi-dżainiści, którzy chodzą nago nawet na targ, lub
hinduscy sadhu. Co ciekawe, i jedni, i drudzy wypominają
zachodnim kobietom chodzenie z odkrytymi ramionami
jako nieodpowiedni sposób ubierania się!
W tak gorącym kraju, jakim są Indie, ludziom
przybywającym z Zachodu trudno jest nosić zbyt wiele
ubrań. A już szczególnie absurdalnie wyglądają Hindusi w
krawatach i płaszczach. Na Zachodzie jest to normalne -jest
tam chłodno i ubrania dają ochronę - ale w Indiach to
zakrawa na samobójstwo. Na Zachodzie normalnym jest
noszenie butów i skarpetek, ale w Indiach? Jednak ludzie
lubią naśladować. Chodzą przez cały dzień w butach i
skarpetkach nawet w tak gorącym kraju jak Indie.
Zachodni ubiór w Indiach jest nieodpowiedni. Obcisłe
spodnie i płaszcz, krawat i kapelusz sprawiają, że
wyglądasz niedorzecznie. Tam nosi się luźne ubrania. Ale
nie ma też potrzeby wpadać w kolejną skrajność - zacząć
biegać na nagusa, jeździć nago na rowerze na targ. To
niepotrzebnie sprowadzi kłopoty na ciebie i na innych.
Człowiek powinien być naturalny, czyli dysponować
umiejętnością
zakładania
swojej
osobowości,
gdy
przychodzi potrzeba, gdy wychodzi się do ludzi. Działa
ona jak olej w silniku. Pomaga, ponieważ ludzi jest
tysiące. Olej jest potrzebny, inaczej ludzie stale byliby w
konflikcie, walczyliby ze sobą. Olej pomaga. Sprawia, że
twoje życie staje się dużo „gładsze".
Osobowość jest dobra, gdy porozumiewasz się z
innymi, ale jest barierą, gdy rozmawiasz ze sobą. Jest
dobra w relacjach z innymi ludźmi; jest ograniczeniem w
kontaktach z bytem.
Recepty
Wewnętrzne światełko
Każde dziecko w łonie matki przepełnione jest
ś
wiatłem,
wewnętrznym
ś
wiatłem,
wewnętrznym
blaskiem. Ale gdy dziecko się rodzi, otwiera oczy,
dostrzega świat, kolory, światło i ludzi, wówczas powoli
ten stan, gestalt, się zmienia. Dziecko zapomina o
spoglądaniu w głąb siebie, za bardzo interesuje je świat
zewnętrzny. Jest nim tak pochłonięte, że powoli, powoli
zapomina o patrzeniu w głąb siebie. Staje się nieświadome
swojego wnętrza.
W medytacji człowiek powinien ponownie połączyć się
ze źródłem tego wewnętrznego światła, zapomnieć o
ś
wiecie i wejść w głąb, zestroić się, tak jakby świat
zniknął, jakby wcale nie istniał.
Każdego dnia co najmniej na godzinę spróbuj
całkowicie zapomnieć o świecie i być po prostu sobą.
Wtedy powoli powróci to dawne uczucie. A gdy
doświadczysz go tym razem, będzie niezwykłe, ponieważ
widziałeś już świat z całą jego różnorodnością, poznałeś
każdy dźwięk. Teraz dostrzeganie wewnętrznej ciszy i
czystości światła będzie zupełnie innym doświadczeniem.
Wzmocni i doda życia. Będzie źródłem nektaru.
Taka właśnie może być twoja medytacja każdego
wieczoru lub ranka albo kiedykolwiek masz czas. Wybierz
porę, kiedy najłatwiej jest ci zapomnieć o świecie. Może
łatwiej jest ci wymknąć się późną nocą, gdy ustał już ruch
uliczny, a ludzie poszli spać i cały świat zniknął z własnej
woli? Może wcześnie rano, gdy ludzie wciąż pogrążeni są
w głębokim śnie? Kiedy zaczniesz dostrzegać wewnętrzne
ś
wiatło, pora doby nie będzie już miała znaczenia. Będzie
mogło to być na targu w środku dnia, gdy tylko zamkniesz
oczy. Ujrzenie go choćby na moment działa bardzo
odprężająco.
Ale zacznij w nocy. Przez godzinę siedź po prostu w
ciszy, zaglądając w głąb siebie, obserwując, czekając, aż
rozbłyśnie wewnętrzne światło. Pewnego dnia rozbłyśnie.
Nie masz go wykreować, tylko ponownie odkryć.
Zrób miejsce dla radości
Podstawą wszystkiego jest poznanie siebie. Nie jest ono
trudne, nie może być trudne; musisz tylko oduczyć się
kilku rzeczy. Aby wiedzieć, kim jesteś, nie musisz się
niczego uczyć, musisz tylko odrzucić pewne nawyki:
po pierwsze, musisz oduczyć się przejmowania się
rzeczami;
po drugie, musisz oduczyć się przejmowania się
myślami;
trzecia rzecz przychodzi sama z siebie: jest nią
obserwacja.
Kluczem jest umiejętność patrzenia. Siedząc w ciszy,
obserwuj drzewo i po prostu bądź uważny. Nie myśl. Nie
zastanawiaj się, jakie to drzewo. Nie oceniaj, czy jest
piękne, czy brzydkie. Nie mów, że jest zielone lub
wyschnięte. Nie pozwól żadnym myślom unosić się wokół
niego; po prostu obserwuj.
Możesz to robić wszędzie i obserwować wszystko.
Pamiętaj tylko o jednym: gdy pojawi się myśl, usuń ją na
bok. Odsuń ją na bok i wróć do obserwacji. Na początku
będzie to trudne, ale po jakimś czasie zaczną pojawiać się
momenty, w których nie będzie myśli. Poczujesz radość,
wypływającą z tego prostego doświadczenia. Nic się nie
wydarzyło, po prostu nie ma myśli. Jest drzewo i jesteś ty,
między wami jest przestrzeń. Przestrzeń nie zatłoczona
myślami. Nagle bez widocznej przyczyny pojawia się
radość, bez jakiejkolwiek przyczyny. Poznałeś pierwszy
sekret. Wykorzystasz go potem w subtelniejszy sposób.
Rzeczy są namacalne, dlatego właśnie proponuję, żebyś
zaczął od nich. Możesz siedzieć w swoim pokoju i oglądać
fotografię - musisz jedynie pamiętać, by o niej nie myśleć.
Po prostu patrz i nie myśl. Osiągniesz to za którymś
razem. Patrz na stół, nie myśląc, a niebawem będzie stół,
będziesz ty, a między wami nie będzie żadnej myśli. I
nagła radość.
Radość wynika z nie myślenia. Radość istnieje od
początku, przygnieciona natłokiem myśli. Gdy nie ma
myśli, wypływa na powierzchnię. Zacznij więc od tego, co
namacalne. Później, gdy już ze-stroisz się i zaczniesz
odczuwać momenty, w których znikają myśli, a zostają
jedynie rzeczy, przejdź do drugiego etapu. Zamknij oczy i
spójrz na dowolną myśl, która przychodzi ci do głowy-bez
myślenia o niej. W twoim umyśle pojawi się jakaś twarz
albo przepłynie chmura - cokolwiek to będzie, po prostu
patrz na to bez myślenia.
Będzie to trudniejsze niż poprzedni krok, ponieważ
rzeczy są namacalne, a myśli są trudne do uchwycenia.
Ale jeśli udało się z pierwszym, uda się też z drugim,
potrzeba tylko czasu. Obserwuj myśl. Po pewnym czasie -
może po kilku tygodniach, może po kilku miesiącach albo
latach, zależnie od tego, jak dokładnie to robisz, ile serca
w to wkładasz - pewnego dnia nagle myśl zniknie.
Zostaniesz sam. Pojawi się ogromna radość - tysiąckrotnie
większa niż pierwsza, która pojawiła się, gdy było drzewo
i zniknęła myśl. Tysiąckrotnie! Będzie tak bezkresna, że
zostaniesz nią zalany.
To był drugi krok. Gdy będziesz miał go już za sobą,
przejdź do trzeciego - obserwuj obserwatora. Teraz brak
jest przedmiotu. Porzuciłeś rzeczy, porzuciłeś myśli, jesteś
sam. Po prostu obserwuj obserwatora, bądź obserwatorem
tego obserwowania. Początkowo będzie to trudne,
ponieważ wiemy tylko, jak obserwować coś - rzecz lub
myśl. Od biedy umiemy obserwować nawet myśl. Ale
teraz nie ma nic, jest całkowicie pusto. Pozostał tylko
obserwator. Musisz zwrócić się do siebie.
Oto klucz do największej tajemnicy. Pozostajesz sam.
Odpręż się w tej samotności, a w końcu nadejdzie
moment, gdy to się stanie. Musi tak być. Jeśli pierwsze i
drugie się wydarzyło, wydarzy się i trzecie; nie musisz się
o to martwić.
A gdy to się stanie, po raz pierwszy będziesz wiedział,
co to jest radość. Nie jest czymś, co ci się przydarza; nie
może zostać ci odebrana. To jesteś najprawdziwszy ty,
autentyczny ty. Nikt ci już tego nie odbierze. Nie ma
możliwości utraty tego. Dotarłeś do domu.
Więc oducz się rzeczy i myśli. Najpierw obserwuj to,
co namacalne, później to, co trudne do uchwycenia, a w
końcu dostrzeżesz to coś, co wychodzi ponad namacalne i
nieuchwytne.
Wciąż tam jesteś?
Obaku, mistrz zen, zwykł pytać codziennie rano:
„Obaku, jesteś tu jeszcze?"
Uczniowie mówili mu: „Jeśli usłyszy cię ktoś na
zewnątrz, pomyśli, że całkowicie zwariowałeś. Dlaczego
to robisz?"
On odpowiadał: „Ponieważ przez noc zapomniałem...
Wyciszony umysł bez snów i bez myśli...Gdy się budzę,
muszę przypomnieć sobie, że Obaku wciąż tu jest. Kogo
mogę zapytać? Tylko siebie. Obaku, czy wciąż tu jesteś?"
I odpowiadał sobie: „Tak".
Musiał mieć ogromny szacunek dla siebie. Wymaga to
ogromnej dyscypliny: zadawać pytania sobie; zamiast
powtarzać imiona Ramy czy Kryszny, wołać swoje imię,
pytać: „Czy wciąż tu jesteś?", następnie zaś, nie
przejmując się tym, że ktoś może usłyszeć, odpowiadać:
„Tak".
Jeśli możesz, rób to często, a zaskoczy cię, jak wielką
sprowadzi to na ciebie ciszę. Gdy pytasz: „Czy jeszcze tu
jesteś?", i odpowiadasz: „Tak", pojawia się cisza. Jest to
również hołd dla twojego istnienia - oraz szacunek,
wdzięczność za to, że tego dnia znów coś dostajesz, że
ponownie wschodzi słońce, że przynajmniej przez jeden
kolejny dzień będziesz mógł patrzeć, jak kwitną kwiaty.
Nikt na to nie zasłużył, ale życie obdarza nas swoim
bogactwem.
Znajdź swój własny dźwięk
Poczuj, jak z twojego gardła wydobywa się dźwięk -
jęczenie, stękanie, brzęczenie. Poczuj narastające fale
dźwięku. Jeśli masz ochotę nucić lub jęczeć, zrób to. Nie
wstydź się i nie powstrzymuj tego. Jeśli poczujesz, że
twoje ciało kołysze się, pozwól mu na to. Niech dźwięk
tobą zawładnie.
Jest w tobie dźwięk, jakby ogromny zbiornik, który
czasem chce eksplodować. Dopóki to się nie stanie, nie
poczujesz lek kości. Musisz mu pomóc. On chce się
narodzić, a ty musisz pozwolić, by nad tobą zapanował;
tylko w taki sposób możesz mu pomóc.
Nasze „ja" składa się z dźwięku. To jeden ze
starożytnych sposobów wglądu w istotę człowieka.
Dopóki nie współuczestniczysz, twój dźwięk nie może
zacząć działać. Samo wsłuchiwanie się nie wystarczy.
Musi się zaktywizować, poruszyć, ożywić. Więc zacznij
nucić lub melorecytować. Każdego ranka wstań o piątej
(przed wschodem słońca) i przez pół godziny po prostu
nuć, bucz, zawodź. Dźwięki nie muszą mieć żadnego
znaczenia. Mają być „egzystencjalne", nie „sensowne".
Powinny ci odpowiadać, to wszystko; oto ich znaczenie.
Powinieneś się przy tym kołysać. Niechaj będzie to twój
hymn na cześć wschodzącego słońca i zakończ go dopiero,
gdy ono wzejdzie.
Dzięki temu przez cały dzień utrzyma się w tobie
określony rytm. Od samego rana będziesz z nim
zestrojony i zauważysz, że dzień ma inną jakość. Będziesz
bardziej
kochający,
bardziej
troskliwy,
bardziej
współczujący, bardziej przyjacielski. Staniesz się mniej
agresywny, mniej skory do gniewu, mniej ambitny i mniej
egoistyczny.
Jeśli czujesz, że chcesz tańczyć, tańcz; jeśli masz
ochotę kołysać się, rób to. Chodzi o to, byś nie miał już
kontroli. To dźwięk panuje nad tobą.
Obserwuj przerwy
Zacznij medytację połączoną z oddechem. Usiądź na
poduszkach, tak żeby twoje pośladki były wyżej niż
kolana. Wyprostuj kręgosłup. Wychyl ciało w jakimś
kierunku i prostując się, zatrzymaj je w pozycji idealnej
równowagi. Zacznij zataczać kręgi, coraz mniejsze i
mniejsze, aby upewnić się, że odnalazłeś właściwą
pozycję. Gdy ją znajdziesz, gdy kręgosłup będzie
wyprostowany tak bardzo jak to tylko możliwe, a ty
będziesz w położeniu prostopadłym do centrum Ziemi,
unieś brodę, by twoje uszy znalazły się w jednej linii z
ramionami.
Zamknij oczy i obserwuj oddech. Najpierw wdech:
poczuj, jak zaczyna się od nozdrzy. Zejdź z nim do
samego dna. Pojawi się moment, gdy oddech będzie pełny
- krótki moment, gdy zakończyłeś wdech i pojawia się
pauza. Po niej zaczyna się wydech, ale między wdechem i
wydechem jest krótka przerwa.
Ta przerwa ma ogromną wartość. Jest punktem
równowagi, pauzy. Z kolei przejdź przez wszystkie etapy
wydechu. Na drugim krańcu znów pojawi się ten moment.
Wydech będzie zakończony i będzie musiał nastąpić
wdech. Pomiędzy nimi - ponownie pauza. Obserwuj ją.
Przez jedną, dwie minuty obserwuj kilka oddechów.
Nie staraj się oddychać w żaden szczególny sposób - po
prostu oddychaj naturalnie. Nie masz oddychać głęboko.
Nie masz zmieniać oddechu. Masz go tylko obserwować.
Po minucie lub dwóch zacznij liczyć wdechy. Nie licz
wydechów, tylko wdechy. Dolicz do dziesięciu i znów
zacznij od jednego; do dziesięciu i od początku. Czasami
może ci się zdarzyć, że zapomnisz obserwować oddech.
Wtedy wróć do obserwacji. Czasami możesz zapomnieć
liczyć lub zacząć liczyć powyżej dziesięciu: jedenaście,
dwanaście, trzynaście... Wtedy zacznij jeszcze raz od
jednego.
Masz pamiętać o dwóch sprawach. Po pierwsze, o
obserwacji,
a
szczególnie
obserwacji
pauz
(obu
bezdechów - na górze i na dole). To doświadczenie
przerwy to ty, to twoja esencja, to twoja istota. Po drugie,
pamiętaj o liczeniu, ale tak by nie przekroczyć dziesięciu i
liczyć tylko wdechy. Pomoże ci to zachować rozbudzoną
przytomność. Musisz być przytomny, by nie liczyć
wydechów. Musisz być uważny, ponieważ licząc, masz nie
przekroczyć dziesięciu. Są to wymogi, które ułatwiają ci
utrzymanie czujności.
Ć
wicz tak przez dwadzieścia minut (możesz robić to od
dwudziestu do trzydziestu minut raz dziennie). Jeśli ta
medytacja podoba ci się, powtarzaj ją. Ma ona ogromną
wartość.
Poczuj się jak Bóg
Bardzo pomóc może ci myśl, że jesteś Bogiem. Zacznij
ż
yć w taki właśnie sposób. Poruszaj się jak Bóg, chodź tak,
jakbyś chodził, będąc Bogiem, a nagle poczujesz zmiany
zachodzące w twojej energii. Siedź jak Bóg, rozmawiaj,
zachowuj się jak On. Ale zawsze pamiętaj, że Bogiem jesteś
zarówno ty, jak i inni. Patrz na drzewo tak, jakbyś to ty je
stworzył. Jesteś Bogiem i jest nim również drzewo.
Gdy utworzysz taki klimat wokół siebie i poczujesz się w
nim zakorzeniony, twój oddech całkowicie się zmieni,
zmieni się to, jak kochasz, jak mówisz, zmieni się twoje
pojmowanie spraw. Wszystko się w tobie zmieni.
Ponownie przeżyj swoje dzieciństwo Na początku
dziecko potrzebuje różnorakich zabezpieczeń, które z
czasem przestają być konieczne. Jednak zabezpieczenia te
zakorzeniają się w nim, a w następstwie prędzej czy później
powstaje konflikt między ich strukturą a świadomością.
Mamy więc tylko dwie drogi. Pierwsza to nie dopuścić do
rozwinięcia się świadomości. Wtedy jest ci dobrze, ale ten
stan jest prawie jak śmierć - nie jest więc warta skórka
wyprawki. Drugą możliwością jest złamanie struktury.
Przychodzi to łatwo, jeśli jesteś dla niej przyjacielski, pełen
zrozumienia, miłości i wdzięczności, ponieważ aż do teraz
pomagała ci, chroniła cię.
Ż
ycie człowieka winno wypełniać zrozumienie - bez
strachu, bez złości. Są one zbędnymi barierami dla
zrozumienia.
Trzeba zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze, każdego
wieczoru, zanim pójdziesz spać, siedź na łóżku przy
zgaszonym
ś
wietle.
Stań
się
małym
dzieckiem,
najmłodszym, jakim potrafisz - może trzyletnim, bo na tym
wieku urywa się nasza pamięć; całkowicie zapomnieliśmy,
co było wcześniej. Stań się więc trzylatkiem. Nie ma nic
poza ciemnością i samotnym dzieckiem. Zacznij płakać,
kołysz się i gaworz - cokolwiek, jakieś bezsensowne słowa.
Nie ma potrzeby wymyślać czegoś, co ma sens, ponieważ
wtedy pojawi się kontrola i cenzura. Nie ma potrzeby na-
dawać temu sensu - wszystko będzie dobre. Kołysz się,
płacz, szlochaj, śmiej się. Bądź zwariowany i pozwól na
samoistny bieg wydarzeń.
Ku twemu zaskoczeniu zaczną wydobywać się z ciebie
potoki dźwięków. W końcu zagłębisz się w nie i staną się
one wspaniałą, namiętną medytacją. Jeśli poczujesz, że masz
ochotę krzyczeć, krzycz - nie na kogoś, po prostu krzycz.
Ciesz się tym jak dziecko przez dziesięć do piętnastu
minut.
Później zaśnij. Z prostotą i niewinnością dziecka zaśnij.
Roztopienie struktury wokół serca i ponowne stanie się
dzieckiem będzie jedną z najważniejszych rzeczy. To
zadanie na noc.
W ciągu dnia, ilekroć nadarzy się taka okazja (...), jeśli
jesteś na plaży, biegaj po niej jak dziecko, zbieraj muszelki i
kolorowe kamyki. Albo zmień się w dziecko, gdy jesteś w
ogrodzie: biegaj za motylami. Zapomnij o swoim wieku -
baw się z ptakami, ze zwierzętami. Gdy naokoło są dzieci,
baw się z nimi, nie pozostawaj dorosłym (oczywiście tylko
wtedy, kiedy jest to możliwe). Leżąc na trawie, poczuj się
jak dziecko kąpiące się w promieniach słońca. Kiedy to
tylko możliwe, chodź nagi, abyś znów poczuł się jak
dziecko.
Tym, co ci potrzebne, jest ponowne połączenie się z
własnym dzieciństwem. Musisz cofnąć się do wspomnień.
Musisz dojść do korzeni, ponieważ tylko wtedy można coś
zmienić.
Wykonuj więc opisane dwa ćwiczenia. Wieczorem -
każdego wieczoru - niechaj będzie to medytacja. Zaskoczy
cię to, jak wspaniale przychodzi odprężenie, jak głęboki i
pełny stanie się twój sen. Rano nie będziesz miał wrażenia,
ż
e śniły ci się koszmary, że jesteś spocony i masz
duszności. Wręcz przeciwnie: będziesz czuł się całkowicie
zrelaksowany, odprężony, ponownie jak małe dziecko bez
ograniczeń. Natomiast w dzień, gdy nadarzy się okazja,
nie przegap żadnej szansy na „przemianę" w dziecko.
Stojąc przed lustrem w łazience, rób miny jak dzieciak.
Siedząc w wannie chlap wodą jak dziecko lub wrzuć do
wanny plastikowe kaczuszki czy inne zabawki. Jest tysiąc
sposobów.
Chodzi w tym o powrót do twojego dzieciństwa. Jest w
nim coś, gotowe rozkwitnąć, ale brak mu miejsca. Tę
przestrzeń trzeba stworzyć.
Pamiętaj, kto jest w środku
Zawsze pamiętaj o tym, kto znajduje się wewnątrz
ciała. Chodząc, siedząc, jedząc robiąc cokolwiek, pamiętaj
o tym, kto ani nie chodzi, ani nie je.
Wszystkie czynności dzieją się na powierzchni, a pod
nimi znajduje się istota. Więc pamiętaj o tym, kto podczas
twojej aktywności nic nie robi. o tym, kto podczas
chodzenia nie chodzi.
Tańcz w księżycowym świetle
Tańcz pod księżycem w pełni, śpiewaj pod nim, a
wkrótce zauważysz w sobie zmianę - nie w osobowości,
lecz w swojej esencji. Księżyc ją wydobędzie, musisz
tylko mieć tego świadomość.
Taniec pod księżycem w pełni to jedna z
najwspanialszych medytacji. Bez celu po prostu tańcz
razem z księżycem, pozwól, żeby cię przenikał. A gdy tak
tańczysz, jesteś dużo bardziej wrażliwy, dużo bardziej
otwarty. Jeśli upijesz się tańcem, wtedy księżyc dotrze aż
do twojego serca, jego światło dotknie twojej esencji.
Poczujesz, że każda pełnia staje się kamieniem
milowym w twoim życiu.
5. Wyostrz wzrok
Naucz się zauważać więcej niż to, co oczywiste
Diagnoza
Filozofia oznacza rozważanie prawdy, „umiłowanie
wiedzy". W Indiach mamy coś zupełnie innego. Nazywamy
to darshan. A darshan nie oznacza myślenia, lecz widzenie.
O prawdzie nie można myśleć, trzeba ją zobaczyć. Ona
już jest. Nie musisz nigdzie iść, żeby ją odnaleźć. Nie
musisz o niej myśleć. Aby mogła się w tobie objawić, musisz
przestać myśleć. Potrzebujesz wolnej przestrzeni wewnątrz
siebie, tak aby skrywane w tobie światło mogło rozbłysnąć i
wypełnić cię. A nie tylko wypełnia ono ciebie, lecz również
zaczyna promieniować na zewnątrz. Twoje życie staje się
pięknem - nie pięknem ciała, lecz pięknem promieniującym
z wewnątrz, z twojej świadomości.
Recepty
Odkłamywanie oczu
To, jak wygląda świat, zależy od ciebie. Żyjemy w
różnych światach, ponieważ różnią się nasze sposoby
postrzegania. Światów jest tyle, ilu jest ludzi, stąd
zderzenie. Stąd konflikt w miłości, w przyjaźni - ponieważ
dwa sposoby postrzegania nie zgadzają się. Nakładają się
na siebie lub ze sobą kolidują. Próbują manipulować lub
dominować. U podstaw konfliktu leży fakt, że są to dwa
sposoby widzenia, a między nimi toczy się walka o to, kto
wygra, kto udowodni swoją rację.
Gdy zajrzysz w głąb, znajdziesz trzecie oko. Twoje oczy
zbiegają się w punkcie leżącym głęboko w tobie. Nigdy
nie spotkają się na zewnątrz - nie mogą się tam spotkać.
Im dalej próbujesz spojrzeć, tym bardziej się rozchodzą;
im bliżej, tym bardziej się zbiegają. Gdy zamkniesz oczy,
staną się jednym okiem, okiem, które widzi rzeczywistość
taką, jaka jest. Patrzy ono bez patrzenia. Patrzy bez
pośredników. Jest to widzenie niezakłamane. Wszystkie
siedem kolorów tęczy ponownie łączy się w biel.
Ludziom zależy na tym, żeby mieć piękne oczy. A
powinni skupić się raczej na tym, aby pięknie patrzeć.
Zamiast mieć piękne oczy, miej piękne spojrzenie. Patrz
pięknie. Patrz na jedność, na to, co niepodzielone i
wieczne - to właśnie mam na myśli, mówiąc: „patrz
pięknie". A jest to możliwe. Jest to w naszym zasięgu. Po
prostu nigdy tego nie próbowaliśmy. Nigdy nie braliśmy
tej możliwości pod uwagę. Nigdy nie rozwinęliśmy tej
umiejętności do tego, czym rzeczywiście może się stać.
Pozostała nasieniem. Trzecie oko pozostało nasieniem.
Gdy twoja energia przeniknie i spłynie na trzecie oko,
zacznie się ono odmykać. Przemieni się w lotos, zacznie
kwitnąć i nagle całe twoje życie odmieni się. Będziesz inną
osobą, nie tą, którą byłeś. Nigdy już nie będziesz tym, kim
byłeś, ani świat nie będzie taki, jaki był. Niby wszystko
pozostanie takie samo, a jednak nic już nigdy nie będzie,
jakim było. Doszedłeś do pojedynczego oka.
Więcej medytuj z zamkniętymi oczami; spróbuj
nauczyć się patrzeć do środka. Na początku jest to trudne.
Jest tam bardzo ciemno, ponieważ zapomnieliśmy już, jak
patrzy się w głąb. Zaniedbaliśmy to, zignorowaliśmy.
Powoli przezwyciężysz sztywne nawyki, będziesz w stanie
poczuć, uchwycić się czegoś, przesuwać się po omacku.
Stopniowo przyzwyczaisz się i zobaczysz je. Początkowo
będzie całkowicie ciemno. Tak, jakbyś wszedł do
pomieszczenia z miejsca, gdzie było gorąco i słonecznie, i
przez kilka sekund nie był w stanie nic zobaczyć. Potem
oczy przyzwyczajają się. Powoli pokój się rozjaśnia.
Powoli wypełnia się światłem.
To samo dotyczy twojego wnętrza. Przez moment
wszystko będzie w mroku, ale jeśli wytrwasz (a
wytrwałość to medytacja), jeśli będziesz cierpliwy (a
cierpliwość to medytacja), jeśli będziesz kopal coraz
głębiej, pewnego dnia odnajdziesz źródło swojej energii.
Nagle zniknie ciemność i wszystko stanie się światłem -
tak majestatycznym i wspaniałym, że teraz nie umiesz
sobie tego nawet wyobrazić.
Napełnij się światłem wschodzącego słońca
Niektórych ludzi słońce pobudza; zależy to od typu
człowieka. Innych słońce może drażnić.
Musisz trafić w odpowiedni moment, ponieważ gdy
słońce znajduje się zbyt wysoko, nie możesz na nie
patrzeć; uszkodzi oczy. Jednak gdy jest wcześnie rano i
słońce dopiero wstaje („małe słoneczko" - tak nazywamy
w Indiach poranne słońce, „miękkie, małe słoneczko"),
możesz popatrzeć na nie przez kilka chwil i chłonąć tyle
energii, ile dasz radę.
Po prostu pij ją. Dosłownie. Otwórz się na nią i
przesiąknij tą energią. Gdy słońce zachodzi, znów możesz
na nie patrzeć.
Powoli dojdziesz do tego, że będziesz w stanie
zamknąć oczy i w każdej chwili widzieć słońce. Wtedy
możesz oddać się wewnętrznej medytacji słońca. Ale
zacznij na zewnątrz. Zawsze dobrze jest zaczynać od
zewnątrz, od tego, co obiektywne i co pozwoli przejść do
tego, co subiektywne.
Gdy będziesz już w stanie zobaczyć słońce z
zamkniętymi oczami, gdy będziesz w stanie je
zwizualizować, nie będziesz potrzebował zewnętrznego
słońca do medytacji. Wtedy zacznie działać wewnętrzne
słońce, ponieważ to, co jest na zewnątrz, jest również w
ś
rodku; zachodzi ścisła zależność między tym, co
zewnętrzne, i tym, co wewnętrzne.
Wewnętrzne słońce trzeba przywołać i pobudzić. Gdy
już zacznie funkcjonować, zobaczysz, jak zmienia się
twoje życie. Zauważysz w sobie ogromny wzrost energii i
obecność czegoś niewyczerpanego. Możesz robić, co tylko
zechcesz, a nie wyczerpiesz jego zasobów.
Gdy łączysz się z niewyczerpanym źródłem, twoje
ż
ycie staje się bogate. Nie zna biedy. Jest bogate
wewnętrznie. Wszystko, co zewnętrzne, przestaje mieć
znaczenie; wszystko staje się niemal równe. Czy to w chwili
sukcesu, czy porażki, w biedzie czy w dostatku człowiek
pozostaje niezmącony i spokojny, ponieważ wie: „Moja
podstawowa energia jest we mnie". Wie także i to: „Moje
najcenniejsze skarby pozostaną nie dotknięte tym, co
pochodzi z zewnątrz".
To, co zewnętrzne, liczy się dla nas tylko wtedy, gdy nie
zdajemy sobie sprawy ze świata wewnętrznego. Gdy zaś go
poznamy, to, co zewnętrzne, usycha, jego znaczenie po
prostu znika. Wtedy człowiek może jednocześnie być
ż
ebrakiem i cesarzem. W ocenie zewnętrznego świata
może ponosić same porażki, a jednocześnie odnosić
wewnętrznie sukces. Nie ma żadnych skarg, nie pozostają
blizny, człowiek jest szczęśliwy niezależnie od sytuacji.
Jest to coś prawdziwego.
Poczuj, że Bóg patrzy na ciebie
Jedną z najstarszych metod [pracy nad sobą] jest
wyobrażanie sobie, że Bóg cię obserwuje. Całkowicie
przeobraża ona życie. Gdy myśl ta zakorzeni się w tobie -
myśl, że Bóg cię obserwuje - zaczną pojawiać się subtelne
zmiany. Nagle okaże się, że jest wiele rzeczy, których nie
jesteś w stanie zrobić. Kiedy Bóg patrzy, wydają się one
absurdalne. Kiedy Bóg patrzy, wydają się one po prostu
głupie. Z kolei niektóre inne rzeczy, których nigdy
wcześniej nie robiłeś, staną się dużo prostsze przez to, że
Bóg patrzy.
Jest to technika, mająca wytworzyć w tobie nową
jakość. Zaledwie po siedmiu dniach zaczniesz zauważać
dyskretne zmiany: zauważysz, że inaczej chodzisz - z
większą elegancją, z większą gracją, ponieważ Bóg patrzy.
Nie jesteś sam. To, co boskie, zawsze ci towarzyszy.
Pomyśl tylko: jesteś w łazience i nagle zdajesz sobie
sprawę, że twoje dziecko podgląda cię przez dziurkę od
klucza. Natychmiast się wtedy zmieniasz, przestajesz być
tą samą osobą. Albo jesteś sam na ulicy, nie ma nikogo
prócz ciebie - wczesny ranek, jesteś sam. Idziesz w
określony sposób i nagle zza rogu ktoś się wyłania - a ty
natychmiast się zmieniasz.
Gdy ktoś cię obserwuje, stajesz się bardziej czujny i
uważny. Gdy ktoś patrzy, nie możesz być ospały i
nieprzytomny.
W miarę jak świadomość, że Bóg patrzy, będzie powoli
stawać się częścią ciebie, odkryjesz narastającą w sobie
czujność. Musisz być tego świadomy. Siedząc w ciszy,
zamknij oczy i poczuj obserwującą cię z każdej strony
Boskość. Poczuj nowy rodzaj świadomości, narastający w
tobie, i stań się kolumną światła.
Jedząc czy rozmawiając, pamiętaj o tym, a zauważysz,
ż
e przestaniesz mówić bez sensu. Zauważysz, że twoje
wypowiedzi nabiorą znaczenia, staną się bardziej doniosłe,
poetyckie, że pojawi się w nich muzyka, której wcześniej
nie było. Kochasz przyjaciela i zauważysz, że ta miłość
jest piękna jak modlitwa, ponieważ Bóg patrzy. Wszystko
będzie musiało stać się godne ofiarowania; będzie musiało
być warte Boga.
Podpatrywanie księżyca
Pełnia księżyca wywiera alchemiczny wpływ na
ś
wiadomość człowieka.
Przez co najmniej pięć wieczorów przed następną
pełnią siedź w ciszy i oczekuj jej. Czekaj jedną godzinę
przez pięć dni. Tej nocy, w której nadejdzie pełnia, czekaj
przez co najmniej dwie, trzy godziny. Nie musisz nic robić;
po prostu bądź dostępny. Gdy to nadejdzie, będziesz
gotowy; ale gdyby nie nadeszło, nie martw się. Jeśli się nie
wydarzy, nie czuj się sfrustrowany, ponieważ nie miało to
ż
adnego związku z jakimś twoim zaniedbaniem. Podobnie
jeśli się wydarzy, nie czuj, że dokonałeś czegoś wielkiego;
inaczej już nigdy się to nie powtórzy. Jeśli się stanie, bądź
wdzięczny. Jeśli się nie stanie, po prostu czekaj dalej.
Każdej nocy, gdy księżyc jest w pełni, czekaj. Nie
pożądaj, ponieważ to zakłóci i zatruje cały proces. Są to
drzwi do czegoś pozaziemskiego. Po prostu zacznij na to
czekać... ale czekać z ogromną cierpliwością, bez
pośpiechu. Nie próbuj tego przyciągać.
Jest to poza ludzką kontrolą, ale człowiek jest w stanie
przywołać to w sposób pośredni. Weź kąpiel, śpiewaj
piosenkę, siedź w ciszy nocą - czekaj. Kołysz się razem z
księżycem, patrz na niego i czuj się pełny razem z nim.
Poczuj, jak oblewa cię swoim światłem, zatańcz,
ponownie usiądź i czekaj.
Niech noc z pełnią księżyca stanie się twoją nocą
przeznaczoną na medytację - będzie to bardzo korzystne.
Ź
ródło światła
Medytuj nad światłem zewnętrznie i wewnętrznie.
Pozwól mu stać się twoim towarzyszem. Myśl o nim,
kontempluj je.
Po prostu patrz. Obserwuj pojawiającą się lub znikającą
gwiazdę na niebie, wschód lub zachód słońca, księżyc lub
zwykłą świecę w pokoju. Od czasu do czasu zamknij oczy
w poszukiwaniu wewnętrznego światła.
Któregoś dnia po prostu się na nie natkniesz, będzie to
dzień wielkiego odkrycia; nie da się z nim porównać
ż
adnego innego odkrycia. Tego dnia staniesz się
nieśmiertelny.
Medytacja trzeciego oka
Ciało powinno być tak zrelaksowane, żebyś mógł o nim
zapomnieć - na tym polega cała rzecz. Jeśli możesz
zapomnieć o ciele, jest to właściwa postawa. Więc każdy
sposób, aby o nim zapomnieć, jest właściwy. Masz się po
prostu czuć dobrze, tak dobrze jak to tylko możliwe.
Porzuć stare, tradycyjne przekonanie, że medytując musisz
znosić niewygody. To niemądre, po prostu niemądre.
Przez trzy minuty masuj trzecie oko, miejsce pomiędzy
brwiami. Połóż otwartą dłoń na trzecim oku i masuj do
góry, powoli, delikatnie, z uczuciem. Powinieneś czuć się
tak, jakbyś próbował otworzyć okno. Trzecie oko jest
oknem, a pocieranie pomoże. Jeśli po trzech minutach nie
czujesz wpływu na swoją energię, zacznij je pocierać
zgodnie z ruchem wskazówek zegara. (Są dwa typy ludzi.
Trzecie oko u niektórych otwiera się dzięki pocieraniu do
góry, a u innych dzięki pocieraniu w dół. Na większość
działa pocieranie w górę, więc zacznij od niego.)
Następnie wyobraź sobie mały, świetlisty punkcik
pomiędzy brwiami, w centrum trzeciego oka. Aby go
poczuć, możesz wykorzystać bindi, drobny ornament,
który Hinduski malują sobie w miejscu trzeciego oka.
Możesz go tam umieścić, aby lepiej czuć, gdzie się ono
znajduje. Następnie zamknij oczy i spójrz na świetlisty
punkcik. Wyobraź sobie coś płonącego, niebieskawego,
podobnego do gwiazdy i skieruj oczy w górę.
W rzeczywistości punkt ten nie ma znaczenia. Chodzi
tylko o to, żeby oczy były skierowane w górę. Gdy tak
jest, ciało zapada w stan uśpienia. Tak właśnie jest, gdy
zapadasz w głęboki sen. Ta pozycja oczu pomaga w
medytacji.
Skieruj oczy w górę. Łatwiej będzie ci, gdy usiądziesz
na krześle niż na podłodze. Nie krzyżuj nóg. Trzymaj obie
stopy płasko na podłodze.
Nigdy nie włączaj budzika. Możesz trzymać blisko
siebie zegarek i gdy tego potrzebujesz, otworzyć oczy,
spojrzeć i z powrotem je zamknąć; nie będzie to działać
rozpraszająco. Ale nigdy nie włączaj budzika ani nie proś
nikogo, by po sześćdziesięciu minutach zapukał do drzwi,
ponieważ wywoła to szok i poczujesz zaniepokojenie.
Miej na sobie luźne ubranie. Najlepiej w ogóle być
nagim, a jeśli nie - załóż długą tunikę, bez bielizny.
Niechaj medytacja trwa godzinę. Jeśli możesz
wykonywać ją dwa razy dziennie, tym lepiej, będzie to
bardzo dobre. Jeśli jednak trudno ci znaleźć tyle czasu, rób
ją raz, ale niech trwa godzinę, a im dłużej tym lepiej.
Przed ścianą
Zacznij wykonywać następujące ćwiczenie: każdego
dnia przez godzinę siedź naprzeciwko ściany. Patrz na nią
przez półprzymknięte oczy tak, żebyś widział czubek
swojego nosa. Siedź na tyle blisko ściany, byś nie widział
niczego poza nią.
Bądź zrelaksowany, a jeśli pojawią się jakieś myśli,
wyobraź sobie, jak przelatują między tobą i ścianą. Nie
przejmuj się, czym one są - fantazjami, marzeniami,
czymkolwiek... to bez-znaczenia. Poczuj, że są między
tobą i ścianą.
Stopniowo, po dwóch tygodniach, pojmiesz, czym jest
bycie świadkiem.
Bądź zwierzęciem
W trzecim oku zwierząt jest więcej energii, ponieważ
ich ciało ułożone jest poziomo. Człowiek stoi pionowo;
energia porusza się w nim przeciwnie do siły grawitacji i
trudno jest jej wznieść się wyżej, z wielkim trudem dociera
do oczu. W celu otwarcia trzeciego oka potrzebny jest
ogromny wysiłek. Dlatego wiele szkół jogi stosuje
shirshasanę - stanie na głowie - aby wytworzyć pęd
energii.
Nie jestem zwolennikiem tej praktyki, ponieważ może
być zbyt obciążająca. Asanę tę można wykonywać tylko
od czasu do czasu, inaczej ucisk może uszkodzić wiele
delikatnych nerwów. A gdy zostaną uszkodzone, bardzo
trudno jest je naprawić; zostają uszkodzone trwale.
Człowiek dochodzi do umiejętności patrzenia trzecim
okiem, ale
-
przytępieniu ulegają inne rodzaje inteligencji.
Piękne jest natomiast poruszanie się jak zwierzę. Nie
powoduje wielkiego pędu energii - ani zbyt dużego, ani
zbyt małego. Jest on doskonale proporcjonalny. Gdy
poruszasz się i dyszysz jak pies, pomaga to ośrodkowi
gardła. Znajduje się on blisko trzeciego oka (ośrodek
trzeciego oka jest tuż nad ośrodkiem gardła). Więc gdy
zacznie on działać, energia popłynie z gardła do trzeciego
oka.
Zwierzęta żyją w całkiem innym świecie, czego
przyczyną jest ich horyzontalna postawa. Człowiek jest
oddzielony od świata zwierząt przez swoją wyprostowaną
postawę. Ale czasami dobrze jest ponownie stać się
zwierzęciem. Daje ci to głęboki kontakt z przeszłością, z
dziedzictwem. Wtedy przestajesz być oddzielną częścią.
Stajesz się elementem całego królestwa zwierząt.
Uwalnia to u człowieka wielkie zasoby spontanicznej
energii i sprawia, że odczuwa on mniej zmartwień. Mniej
myślisz, jesteś bardziej podobny do zwierząt. One po
prostu są - nie myślą o przeszłości, o teraźniejszości, o
przyszłości. Są tu, teraz... całkowicie przytomne, gotowe
reagować, ale bez myśli.
Złota mgła
Zanim położysz się spać, zgaś światło i usiądź na łóżku.
Zamknij oczy, zrelaksuj ciało i poczuj, że cały pokój
wypełnia złota mgła... Złota mgła unosi się dookoła.
Wizualizuj ją przez minutę z zamkniętymi oczami -
unoszącą się złotą mgłę. Po kilku dniach będziesz w stanie
zobaczyć, jak cały pokój świeci.
Nabierz powietrza i poczuj, jak złota mgła wnika do
twojego serca. Serce jest puste, a złota mgła wpływa do
niego i wypełnia je.
Następnie wypuść
powietrze. Poczuj, jak złota mgła cię
opuszcza, jak twoje
SERCE
ponownie staje się puste, nie ma
w nim nic. Złota mgła wypełnia twoje serce, twoją
wewnętrzną istotę i opuszcza ją lak jak wdech i wydech.
Wraz z wdechem wciągasz ją, z wydechem - usuwasz.
Rób to przez pięć, siedem minut i idź spać. Ale zawsze
zasypiaj pusty, nie wtedy gdy wypełnia cię złota mgła.
Wytchnij ją i idź spać. Sen będzie miał zupełnie inną
jakość - będzie więcej pustki, więcej nicości, więcej
niebytu. Rano otworzysz oczy i poczujesz się tak, jakbyś
odwiedził w nocy inną krainę, jakbyś zniknął.
Zanim wstaniesz z łóżka, przez pięć minut powtarzaj
cały proces. Gdy jednak ostatecznie wstaniesz, bądź
wypełniony złotą mgłą. Zasypiaj opróżniony, wstawaj
wypełniony.
Jeśli wstając rano zatrzymasz w sobie złotą mgłę, przez
cały dzień będziesz czuł przepływającą w tobie delikatną
energię, złotą energię. W nocy stawaj się pusty, w dzień
pełny - niech dzień będzie dniem pełni, a noc nocą pustki.
Następnym krokiem jest stanie się obserwatorem. Złota
mgła wpływa -jesteś obserwatorem. Wypełnia twoje serce
- jesteś obserwatorem. Opuszcza twoje serce -jesteś
obserwatorem. Nie jesteś ani dniem, ani nocą, ani pustką,
ani pełnią - tylko świadkiem.
6. Wpływaj na swój nastrój
Zapanuj nad światem własnych emocji
Diagnoza
Smutek ma do zaoferowania pewne rzeczy, których
radość nie może ci dać. Tak naprawdę szczęście wiele
odbiera. Zabiera to, co do tej pory miałeś, to, czym do tej
pory byłeś - niszczy ciebie! Smutek karmi twoje ego,
szczęście zaś to generalnie stan, w którym nie ma ego.
Na tym polega problem, całe sedno problemu. Dlatego
ludziom z trudem przychodzi bycie szczęśliwymi. Dlatego
miliony ludzi na świecie wybrało życie pełne trosk. Troski
krystalizują twoje ego. W smutku - jesteś. W szczęściu cię
nie ma. W zmartwieniu dochodzi do krystalizacji, w
szczęściu - do stopienia się. Jeśli to zrozumiesz, wszystko
stanie się jasne.
Zmartwienie sprawia, że jesteś wyjątkowy. Szczęście to
coś uniwersalnego, nie ma w nim nic wyjątkowego.
Drzewa są szczęśliwe. Szczęśliwe są zwierzęta i ptaki.
Wszystko, co istnieje, jest radosne - poza człowiekiem.
Będąc nieszczęśliwym, człowiek staje się wyjątkowy',
nieprzeciętny.
Dzięki
nieszczęściu
przyciągasz
zainteresowanie
innych ludzi. Gdy jesteś smutny, ludzie zwracają na ciebie
uwagę, współczują ci, obdarzają miłością. Wszyscy
zaczynają się o ciebie troszczyć. Kto chciałby krzywdzić
nieszczęśliwą osobę? Kto zazdrości nieszczęśliwej
osobie? Kto chciałby przeciwstawiać się nieszczęśliwej
osobie? Byłoby to okrucieństwem.
O osobę nieszczęśliwą się dba, kocha się ją, zwraca się
na nią uwagę. Smutek to dobra inwestycja. Jeśli żona się
nie martwi, mąż najpewniej o niej zapomni. Jeśli jest
zmartwiona, lituje się nad nią i troszczy o nią. Jeśli mąż
jest smutny, cała rodzina, żona, dzieci są naokoło i
martwią się o niego; to daje pocieszenie. Człowiek czuje,
ż
e nie jest sam, ma rodzinę, przyjaciół.
Gdy jesteś chory, gdy masz depresję, gdy jesteś
zmartwiony, przyjaciele przychodzą do ciebie, pocieszają.
Gdy jesteś szczęśliwy, ci sami przyjaciele zaczynają ci
zazdrościć. Kiedy będziesz naprawdę zadowolony,
zauważysz, że cały świat się od ciebie odwraca.
Nikt nie lubi ludzi szczęśliwych, ponieważ ranią oni
ego innych ludzi: „Ty jesteś szczęśliwy, a my ciągle
brniemy w mroku, w nieszczęściu, w piekle. Jak śmiesz
być zadowolony, kiedy my wszyscy tak bardzo
cierpimy?!"
Dlatego też świat składa się z ludzi smutnych, a nikt nie
jest na tyle odważny, by wystąpić przeciw całemu światu;
to zbyt niebezpieczne, zbyt ryzykowne. Lepiej trzymać się
zmartwienia. To sprawia, że przynależysz do tłumu. Jako
osoba szczęśliwa jesteś indywidualnością. Jako ktoś
zmartwiony
jesteś
częścią
tłumu
-hinduistą,
muzułmaninem, chrześcijaninem, Indianinem, Arabem,
Japończykiem.
Szczęśliwy? Czy wiesz czym jest szczęście? Czy to
bycie
Hindusem,
chrześcijaninem,
muzułmaninem?
Szczęście to po prostu szczęście. Człowiek zostaje
przeniesiony do innego świata. Przestaje być częścią
ś
wiata stworzonego przez ludzki umysł, przestaje być
częścią przeszłości, paskudnej historii, przestaje być
częścią czasu. Gdy jesteś naprawdę szczęśliwy, gdy
czujesz się błogo, czas i przestrzeń znikają.
Albert Einstein mówił, że, zdaniem dawnych uczonych,
istniały dwie rzeczywistości: przestrzeń i czas. Ale on
uważa,
ż
e
nie
są
one
dwiema
oddzielnymi
rzeczywistościami - są dwoma obliczami tej samej
rzeczywistości. Dlatego stworzył słowo „czasoprzestrzeń".
Czas to nic więcej jak czwarty wymiar przestrzeni.
Einstein nie był mistykiem, inaczej wspomniałby
również o trzeciej rzeczywistości - transcendentnej, nie
będącej ani przestrzenią, ani czasem. Ona również istnieje.
Nazywam
ją
„doświadczaniem".
Mając
te
trzy
rzeczywistości, masz całą trójcę. Całą koncepcję Trójcy,
trzech
twarzy
Boga.
Istnieją
cztery
wymiary.
Rzeczywistość jest czterowymiarowa: trzy wymiary
przestrzeni i czwarty wymiar czasu. Ale jest coś jeszcze.
Nie można nazwać tego piątym wymiarem; nie jest nim.
Stanowi całość, to, co transcendentne. Poruszasz się w
tym kierunku, kiedy odczuwasz błogość. Nie jest to
zjawisko o charakterze społecznym. Nie jest związane z
tradycją, nie ma nic wspólnego z ludzkim umysłem.
Przyjrzyj się swojemu nieszczęściu, obserwuj, a
będziesz w stanie znaleźć jego przyczynę. Następnie skup
się na tych krótkich momentach, gdy pozwalasz sobie na
odczuwanie radości, i porównaj je ze sobą.
Zauważysz kilka spraw: gdy jesteś smutny, jesteś
konformistą. Społeczeństwu się to podoba, ludzie cię
szanują, cieszysz się powszechnym poważaniem, możesz
nawet zostać uznany za świętego. Wszyscy święci cierpią.
Smutek wypisany jest na ich twarzach, w ich oczach.
Ponieważ zaś sami są smutni, są przeciwni radości. Każdy
rodzaj szczęścia utożsamiają z hedonizmem. Każda radość
wiąże się dla nich z grzechem. Cierpią i chcieliby widzieć
cały świat pogrążony w smutku. Faktycznie tylko w
ś
wiecie wypełnionym smutkiem mogą być uznani za
ś
więtych. W świecie pełnym radości musieliby zostać
poddani leczeniu. To przypadki patologii.
Widziałem wielu świętych, przyglądałem się ich życiu.
Dziewięćdziesięciu
dziewięciu
na
stu
to
ludzie
nienormalni - neurotyczni lub nawet psychotyczni. Ale
cieszyli się szacunkiem -i pamiętaj: szanowano ich za to,
ż
e cierpią.
Wielcy święci urządzali sobie długie głodówki,
torturowali się. Nie jest to zbyt mądre. Kilka pierwszych
dni, pierwszy tydzień, trudno wytrzymać. Drugi tydzień
jest już łatwy. Po trzecim tygodniu problem sprawia
jedzenie. W czwartym tygodniu całkowicie o nim
zapominasz. Ciało z radością zjada samo siebie, czuje się
lżejsze, nie ma problemów z trawieniem. Cała energia,
którą przeznaczało na trawienie, zostaje wykorzystana
przez głowę. Możesz więcej myśleć, lepiej się
koncentrować, możesz zapomnieć o ciele i o jego
potrzebach.
Ale wszystko to stworzyli ludzie nieszczęśliwi,
nieszczęśliwe społeczeństwo. Spójrz na swoje cierpienie, a
zauważysz pewne podstawowe sprawy. Cierpienie daje ci
szacunek. Ludzie są dla ciebie bardziej przyjacielscy,
współczują ci. Cierpiąc, zdobywasz sobie więcej
przyjaciół. Świat jest bardzo dziwny; jest z nim coś nie tak.
Nie powinno tak być. To szczęśliwa osoba powinna mieć
więcej przyjaciół. Ale wystarczy, że będziesz zadowolony,
a ludzie zaczną ci zazdrościć, przestaną zachowywać się
przyjaźnie. Poczują się oszukani: masz coś, czego oni nie
potrafią uzyskać. „Dlaczego jesteś szczęśliwy?" Więc
przez lata wypracowaliśmy w sobie pewien mechanizm:
powstrzymujemy radość, wyrażamy smutek. Stało się to
naszą drugą naturą.
Musisz porzucić ten mechanizm. Musisz nauczyć się
być szczęśliwym, szanować szczęśliwych ludzi, zwracać na
nich większą uwagę. Pamiętaj o tym. To ogromna pomoc
dla ludzkości. Nie współczuj tym, którzy cierpią. Pomagaj
im, ale nie współczuj. Nie pozwól im myśleć, że smutek
jest opłacalny. Niech wiedzą, że pomagasz im, ale nie
wynika to z szacunku, a z samego faktu, że po prostu
potrzebują pomocy. Ty jedynie próbujesz wydobyć tę
osobę ze smutku, ponieważ smutek jest zły. Niech ta
osoba poczuje, że smutek to coś złego, że bycie
nieszczęśliwym to nic szlachetnego, że pomagając jej,
wcale nie przysłużysz się ludzkości.
Bądź szczęśliwy, szanuj szczęście, pomóż ludziom
zrozumieć, że jest ono celem w życiu - satchitanand.
Wschodni mistycy uważają, że Bóg ma trzy jakości.
Jest sat: prawdą. Jest chit: świadomością, czujnością. I
najważniejsze, jest anand: błogością. Gdziekolwiek ona
jest, tam jest też Bóg. Gdy widzisz kogoś w stanie
błogości, szanuj go, jest on święty. A gdy widzisz radosne,
wesołe zgromadzenie, myśl o nim jak o miejscu świętym.
Recepty
Przechytrzyć rutynę umysłu
Smutno ci? Zatańcz albo wejdź pod prysznic i zobacz,
jak wraz z ciepłem ciała uchodzi z ciebie smutek. Poczuj,
jak woda zmywa z ciebie smutek razem z potem i kurzem.
Zobacz, co się dzieje.
Postaraj się postawić umysł w sytuacji, w której nie
będzie mógł zastosować starych metod. Każdy sposób
będzie dobry. Tak naprawdę wszystkie opracowywane
przez wieki techniki mają na celu wybić umysł z utartych
ś
cieżek.
Na przykład, jeśli czujesz złość, weź kilka głębokich
oddechów. Przez kilka minut głęboko wdychaj i wydychaj
powietrze, po czym sprawdź, czy nadal czujesz gniew.
Zdezorientowałeś umysł; nie potrafi on powiązać ze sobą
tych dwóch spraw. Zaczyna pytać: „Od kiedy człowiek w
złości oddycha głęboko? O co tu chodzi?"
Więc zrób cokolwiek, ale nigdy się nie powtarzaj; o to
właśnie chodzi. Jeśli bowiem będziesz brał prysznic,
ilekroć poczujesz smutek, umysł przyzwyczai się do tego.
Po trzech, czterech razach nauczy się: „Aha, jesteś
smutny; właśnie dlatego bierzesz prysznic". Stanie się to
nieodłącznym elementem twojego smutku. Więc nigdy się
nie powtarzaj. Za każdym razem zaskakuj umysł. Bądź
twórczy, używaj wyobraźni.
Twój partner powiedział coś, co cię zezłościło. Zawsze
chciałeś go uderzyć albo czymś w niego rzucić. Tym
razem zmień to: Przytul go! Pocałuj go! Zaskocz również
jego. Twój umysł będzie zdezorientowany i twój partner
również. Nagle wszystko się zmieni. Wtedy zauważysz, że
umysł to mechanizm, który łatwo zaskoczyć czymś
nowym; nie radzi sobie z tym, czego nie zna.
Otwórz okno i wpuść powiew świeżego powietrza.
Zmień schemat powstawania złości
Tysiące razy możesz uwalniać z siebie emocje, ale
dopóki nie zmienisz przyzwyczajeń, znów się w tobie
nagromadzą. Nie ma nic złego w rozładowywaniu energii
- jest to korzystne, ale nietrwałe.
Wschodnie
metody
różnią
się
całkowicie
od
zachodnich. Nie działają oczyszczające Wręcz przeciwnie,
konfrontują cię z przyzwyczajeniami. Nie przejmują się
tłumioną
energią.
Skupiają
się
na
schemacie,
wewnętrznym mechanizmie, wytwarzającym energię,
blokującym ją i sprawiającym, że jesteś zły, smutny, przy-
gnębiony, neurotyczny. Nakazują przełamać schemat.
Rozładowanie energii jest łatwe. Trudne jest złamanie
schematu. To ciężka praca.
Spróbuj zrobić coś, co zniszczyłoby ten schemat. Na
przykład codziennie, kiedy będziesz miał ochotę (sam
wybierz właściwy moment), przez piętnaście minut
wykonaj takie ćwiczenie: zamknij drzwi do swojego
pokoju i zdenerwuj się – ale nie rozładowuj gniewu.
Wymuszaj go, odejdź prawie od zmysłów z gniewu, ale
nie rozładowuj go. Nie wyrażaj (...). Nie miej nawet
poduszki do uderzenia. Powstrzymuj go w każdy możliwy
sposób. Rozumiesz? Ma to być dokładne przeciwieństwo
katharsis.
Jeśli czujesz napięcie narastające w brzuchu, tak jakby
coś miało eksplodować, wciągnij go, napnij go do granic
wytrzymałości. Jeśli czujesz napięcie w ramionach, spraw,
by jeszcze bardziej się usztywniły. Pozwól, aby całe ciało
było tak spięte jak to tylko możliwe, prawie jak wulkan z
zatkanym kraterem.
Musisz o tym pamiętać: nie ma ujścia, nie ma żadnej
ulgi. Nie krzycz, bo rozluźnisz brzuch. Nie uderzaj w nic,
bo rozluźnisz i odprężysz ramiona.
Przez piętnaście minut gotuj się jak woda w stu
stopniach.
Przez piętnaście minut dojdź do maksymalnego
napięcia.
Nastaw budzik i gdy zadzwoni, postaraj się być spięty
najbardziej, jak tylko potrafisz.
Gdy wyłączysz budzik, usiądź w ciszy, zamknij oczy i
obserwuj, co się będzie działo. Zrelaksuj ciało.
Postępuj tak przez dwa tygodnie. To przegrzewanie
systemu roztopi u ciebie schemat gniewu.
Zagłęb się w „nie”
Stosuj tę metodę każdego wieczoru przez sześćdziesiąt
minut. Przez czterdzieści wprowadzaj się w negatywny
stan, tak negatywny, jak tylko potrafisz. Zamknij drzwi,
obłóż pokój poduszkami, odłącz telefon, powiedz, żeby
nikt ci nie przeszkadzał przez godzinę. Powieś na
drzwiach karteczkę, że przez godzinę chcesz zostać sam.
Przyciemnij wszystko możliwie maksymalnie. Włącz
przygnębiającą muzykę i poczuj się martwy.
Czuj wszelki negatywizm. Jak mantrę powtarzaj „nie".
Przywołaj sceny z przeszłości: gdy byłeś przytłumiony i
odrętwiały, gdy chciałeś popełnić samobójstwo, gdy nie
miałeś chęci do życia - i wyolbrzym to wszystko. Stwórz
wokół siebie całą tę sytuację. Umysł będzie cię rozpraszał.
Będzie mówił: „Co robisz? Noc jest taka piękna, księżyc
w pełni!" Nie słuchaj go. Powiedz mu, że może wrócić
później, ale w tej chwili całkowicie pogrążasz się w tym,
co negatywne. Bądź religijnie negatywny. Płacz, szlochaj,
krzycz, wydzieraj się, przeklinaj - rób to, na co masz
ochotę. Ale pamiętaj o jednym: nie stawaj się wesoły. Nie
dopuść szczęścia. Jeśli się na tym przyłapiesz, natychmiast
wymierz sobie klapsa! Sprowadź się z powrotem do stanu
negatywnego. Wyżyj się na poduszkach, uderzaj w nie
albo skacz po nich. Zachowuj się paskudnie! Okaże się, że
czterdzieści minut bycia negatywnie nastawionym jest
bardzo trudne.
Jest to jedno z podstawowych praw umysłu -jeśli
cokolwiek chcesz zrobić w pełni świadomie, okazuje się to
niemożliwe; czujesz się oddzielony od tego, co robisz.
Jesteś jedynie świadkiem, nie zatracasz się w tym. Pojawia
się dystans i jest on czymś wspaniałym. Nie mówię, żebyś
celowo tworzył dystans. On jest skutkiem ubocznym, nie
musisz się o niego starać.
Po czterdziestu minutach wyjdź nagle z negatywnego
stanu. Odrzuć poduszki, zapal światła, włącz piękną
muzykę i tańcz przez dwadzieścia minut. Powtarzaj: „Tak!
Tak! Tak!" - niech to stanie się twoją mantrą. Potem weź
prysznic.
Wykorzenisz w ten sposób całą negatywną energię i
spojrzysz inaczej na mówienie „tak". Całkowicie się
oczyścisz. Bez zagłębienia się w „nie" nikt nie może wzbić
się na wyżyny „tak". Kiedy uporczywie będziesz mówił
„nie", w naturalnej konsekwencji pojawi się mówienie
„tak".
Wypuść tygrysa z uwięzi
Ż
ycie jest tak rozlegle, że nie sposób nad nim
zapanować. Jeśli naprawdę chcesz to zrobić, musisz
ograniczyć je do minimum; wtedy dasz radę. Inaczej życie
jest dzikie. Tak dzikie jak chmury, deszcz, wiatr, drzewa i
niebo.
Medytację zacznij w nocy. Poczuj, że nie jesteś
człowiekiem. Możesz wybrać sobie dowolne zwierzę,
które lubisz. Jeśli lubisz koty, kot będzie odpowiedni. Jeśli
lubisz psy, w porządku... Możesz też być tygrysem -
samcem lub samicą - czym tylko chcesz. Wybierz jedno
zwierzę i trzymaj się go. Zmień się w zwierzę. Poruszaj się
po pokoju na czworaka i stań się zwierzęciem.
Przez piętnaście minut fantazjuj tak, jak tylko możesz.
Szczekaj, jeśli jesteś psem, i zachowuj się tak jak pies; rób
to naprawdę! Ciesz się i niczego nie kontroluj. Pies
niczego nie kontroluje - bycie psem wiąże się z całkowitą
wolnością, więc cokolwiek poczujesz, zrób to. Nie próbuj
niczego kontrolować. Bądź praw dziwym psem! Przez
piętnaście minut włócz się po pokoju, szczekaj i skacz.
Ć
wicz tak przez siedem dni - to pomoże.
Jeśli jesteś zbyt wytworny i cywilizowany, może cię to
skrzywić. Potrzeba ci trochę więcej zwierzęcej energii.
Zbyt silne ucywilizowanie działa paraliżująco. Jest dobre
w niewielkich dawkach, ale w zbyt dużej może być
niebezpieczne. Człowiek powinien zachować umiejętność
bycia
zwierzęciem.
Jeśli
potrafisz
nauczyć
się
zachowywać z odrobiną dzikości, wszystkie twoje
problemy znikną. Więc zacznij od dziś - i baw się tym!
W razie kryzysu
Zawsze gdy czujesz presję wywieraną na ciebie przez
czynniki zewnętrzne - a w życiu zdarza się to wielokrotnie
- wtedy bezpośrednie wejście w medytację staje się
trudne. Powinieneś więc przez około piętnaście minut
przed medytacją robić coś, co wyeliminuje tę presję.
Tylko wtedy będziesz mógł wejść w medytację.
Przez piętnaście minut po prostu siedź w ciszy i myśl,
ż
e cały świat to sen - bo naprawdę nim jest! Myśl o
ś
wiecie jak o złudzeniu, w którym nie ma nic istotnego. To
pierwsza sprawa.
Po drugie, pamiętaj, że wcześniej czy później wszystko,
włączając ciebie, zniknie. Nie zawsze byłeś na świecie i
nie zawsze będziesz. Nic nie jest trwałe.
Po trzecie, pamiętaj, że jesteś tylko świadkiem.
Wszystko to przemijający sen, film.
Pamiętaj o tych trzech sprawach: że świat to tylko sen i
ż
e wszystko, nawet ty, przeminie. Zbliża się śmierć, a
jedyną rzeczywistością jest świadek, więc jesteś tylko
ś
wiadkiem. Zrelaksuj ciało, przez piętnaście minut
doświadczaj, a potem medytuj. Bez problemu wejdziesz w
medytację.
Ale kiedy czujesz, że wejście w medytację będzie dla
ciebie łatwe, nie stosuj tej metody; inaczej stanie się
nawykiem. Powinna być stosowana tylko w szczególnych
okolicznościach, gdy wejście w medytację sprawia
trudność. Jeśli będziesz to robić codziennie, sposób ten
straci siłę oddziaływania. Więc korzystaj z niego jak z
lekarstwa. Gdy wszystko idzie nie tak i sprawia trudności,
wykorzystuj go do oczyszczenia drogi, byś mógł się
zrelaksować.
Tai – chi przygnębienia
Gdy zauważasz, że ogarnia się przygnębienie, wchodź
w nie powoli, nie śpiesz się. Niech twój ruch będzie
niespieszny-jak ruchy tai chi.
Gdy jesteś smutny, zamknij oczy i pozwól, żeby film
przesuwał się bardzo wolno. Powoli, powoli wejdź w
niego, obserwuj z wszystkich stron, patrz, co się dzieje.
Rób to tak wolno, byś mógł zobaczyć każdy ruch osobno,
każde włókno. Jeśli zaczynasz się złościć - wchodź w to
powoli.
Przez kilka dni wykonuj powolne ruchy, spowolnij
również inne czynności. Na przykład chodź wolniej, niż
chodziłeś do tej pory. Jedz wolniej niż do tej pory i lepiej
przeżuwaj. Jeśli normalnie posiłek zajmuje ci dwadzieścia
minut, niech teraz zajmie trzydzieści; zwolnij wszystko o
pięćdziesiąt procent. Jeśli szybko otwierasz oczy, zwolnij.
Niech prysznic zajmuje ci dwa razy więcej czasu.
Zredukuj tempo wszystkich czynności.
Gdy zwolnisz, automatycznie zwolni cały twój
mechanizm. Jest tylko jeden mechanizm - ten sam, dzięki
któremu chodzisz, rozmawiasz, denerwujesz się. Nie ma
innych. Jest tylko jeden organiczny mechanizm. Więc
kiedy wszystko spowolnisz, czeka cię niespodzianka: twój
smutek, cierpienie, złość, agresja - wszystko to też zwolni.
To niesamowite doświadczenie: zwalniają twoje myśli,
pragnienia, przyzwyczajenia.
Na przykład, jeśli palisz papierosy, wtedy twoja ręka
porusza się bardzo powoli... wsuwa się do kieszeni...
wyciąga papierosa... wkłada go do ust... wyciąga pudełko
zapałek. Wszystko dzieje się tak powoli, że wypalenie
jednego papierosa zajmuje prawie pół godziny! Przygotuj
się na niespodziankę. Będziesz w stanie dostrzec, w jaki
sposób wykonujesz wszystkie rzeczy.
Dziennik księżycowy
Księżyc wywiera czasem mocny wpływ na człowieka,
więc obserwuj go i korzystaj z niego. Co najmniej przez
dwa miesiące prowadź codzienne zapiski, uwzględniające
fazę księżyca. Zacznij od nowiu i zanotuj, jak się czułeś
przez cały dzień; to samo drugiego, trzeciego, czwartego
dnia aż do pełni. Gdy księżyc zacznie się zmniejszać,
nadal prowadź zapis. Zauważysz pewien rytm -twój
nastrój zależy od księżyca.
Gdy już sporządzisz dokładny wykres, możesz go
wykorzystać do wielu celów. Możesz przewidzieć, jak
będziesz czuł się jutro i w jaki sposób powinieneś się do
tego przygotować. Jeśli zanosi się na smutek, rozsmakuj
się w smutku. Nie miałoby sensu z nim walczyć. Zamiast
walczyć, wykorzystaj go, ponieważ smutek również może
przynieść korzyści.
Oddech psa
Gdy czujesz, że masz żołądek zawiązany w supeł,
chodź i dysz jak pies. Wysuń język - udrożni to przejście.
Takie dyszenie może mieć ogromny wpływ. Jeśli będziesz
sapał przez pół godziny, w cudowny sposób zniknie twój
gniew, a ciało ureguluje się.
Wypróbuj to czasami w swoim pokoju. Możesz
skorzystać z lustra - szczekać i wyć do niego! Po trzech
tygodniach zauważysz bardzo głębokie zmiany. Gdy
zrelaksujesz się i uwolnisz od gniewu, poczujesz się
wolny.
Zgoda na to co negatywne
Człowiek musi nauczyć się funkcjonować również z
tym, co w nim negatywne. Tylko wtedy może stać się
całością.
Wszystkim nam zależy na doznawaniu samych rzeczy
pozytywnych. Gdy jesteś szczęśliwy, akceptujesz to; gdy
jesteś nieszczęśliwy, wypierasz to. Ale łączysz w sobie te
dwa stany. Gdy wszystko idzie do przodu, czujesz się
ś
wietnie; gdy wszystko zatrzymuje się, staje, czujesz się
jak w piekle. Ale musisz zaakceptować obie emocje. Tak
wygląda życie: składa się i z piekła, i z nieba.
Rozdzielanie ich jest fałszem. Nie ma nieba gdzieś na
wysokości, a piekła gdzieś w dole. Oba są tutaj. W jednej
chwili czujesz się jak w niebie, w następnej - jak w piekle.
Trzeba poznać negatywny aspekt siebie i odprężyć się
w Jego obecności. Wtedy pewnego dnia ze zdziwieniem
przekonasz się, że te negatywne cząstki dodają życiu
smaku. Nie są niezbędne, ale dodają życiu przypraw.
Inaczej byłoby nudne i monotonne. Sam pomyśl: jesteś
coraz
szczęśliwszy,
coraz
szczęśliwszy,
coraz
szczęśliwszy... Co później? Momenty smutku przynoszą
zapał, chęć poszukiwania i przygód. Odzyskujesz apetyt.
Powinieneś funkcjonować całą pełnią siebie. Akceptować
dobre i złe strony. Nie ma sposobu na pozbycie się
czegokolwiek. Nikt nigdy nie pozbywa się niczego, można
się tylko nauczyć wszystko akceptować. Wtedy pojawia
się harmonia pomiędzy ciemnością i światłem, i jest ona
piękna. Dzięki kontrastom życie staje się harmonijne.
Staraj się wykorzystać każdy moment. Nie stwarzaj
problemów. Nie zastanawiaj się: „Co powinienem zrobić,
aby
przestać
odczuwać
lęk?"
Gdy
czujesz
się
zdenerwowany,
bądź
zdenerwowany!
Gdy
jesteś
nieszczęśliwy, bądź nieszczęśliwy i nie rób wokół tego
zbyt wiele szumu -po prostu bądź nieszczęśliwy; cóż
więcej możesz zrobić?
To tak jak z pogodą: przychodzi lato i robi się gorąco;
cóż możesz począć? Gdy jest upal, bądź rozgrzany i
spocony, a gdy jest zimno, trzęś się i bądź zadowolony!
Powoli
zauważysz
rodzące
się
relacje
między
przeciwieństwami. A dzień, w którym zauważysz tę
dwubiegunowość, będzie dniem zrozumienia i objawienia.
W siódmym niebie
Stan błogości jest bardzo mglisty. Jest jak chmura,
niemożliwy
do
zdefiniowania
i
ulega
ciągłym
przemianom. Nie jest ani tymczasowy, ani stały. Jest
wieczny. Ale nie jest martwy -jest bardzo, bardzo żywy.
Jest życiem; nie jest statyczny, lecz dynamiczny. Zmienia
się. Na tym polega paradoks: błogość jest wieczna, ale
zmienna, w każdej chwili nowa, a zawsze ta sama. W
pewien sposób istniała zawsze; w każdej chwili jesteś w
stanie odczuć ekstazę i podniecenie. Zawsze może cię to
zaskoczyć. Jest więc błogość bardzo mglista i nie można
określić jej jako stan tymczasowy czy trwały.
Zacznij odczuwać naokoło siebie tę chmurę błogości.
Siedząc w ciszy, poczuj otaczającą cię chmurę. Zrelaksuj
się, a po kilku dniach poczujesz, że stalą się ona
rzeczywista (...), ponieważ jest tam. Jest, choć ty może
jeszcze jej nie poczułeś. Jest. Każdego otacza chmura
błogości - człowiek musi tylko zdać sobie z tego sprawę,
to wszystko. Rodzimy się z nią. Jest ona naszą aurą, naszą
naturą, instynktowną naturą. Więc czasem usiądź w ciszy,
zrelaksowany i poczuj, że zatracasz się w chmurze
rozkoszy, która cię otacza, nieustannie się zmienia i
pozostaje z tobą.
Gdy zaczniesz się zatracać, poczujesz większą rozkosz.
Pojawią się momenty, w których całkowicie się zagubisz,
gdy będzie chmura, a nie będzie ciebie. Są to momenty
satori lub sa-madhi. Są one pierwszymi przejawami
prawdy.
Gdy pojawi się nasionko, wyrośnie również drzewo.
Tylko to sobie wyobraź!
Jeśli masz bujną wyobraźnię i potrafisz świadomie z
niej korzystać, może pomóc ci w pracy wewnętrznej. Jeśli
zaś nie używasz jej regularnie, może stać się przeszkodą.
Jeżeli człowiek dysponuje jakąś umiejętnością, powinien z
niej korzystać, w przeciwnym razie będzie ona jak kamień
na drodze. Trzeba go wykorzystać, zamienić go w stopień
wiodący wzwyż.
Zacznij robić trzy rzeczy. Po pierwsze, wyobrażaj sobie
siebie tak szczęśliwego jak to tylko możliwe. W przeciągu
tygodnia poczujesz, że bez konkretnego powodu stajesz
się coraz szczęśliwszy. Będzie to dowód na istnienie w
tobie uśpionej zdolności. Tak więc pierwszą sprawą,
którą powinieneś robić każdego ranka, jest wyobrażenie
sobie, że jesteś ogromnie szczęśliwy. Wstań z łóżka w
doskonałym nastroju - rozpromieniony, radosny, pełen
dobrych oczekiwań, tak jakby coś doskonałego, bardzo
cennego miało się tego dnia wydarzyć. Wstań z łóżka w
pozytywnym i pełnym nadziei nastroju, z poczuciem, że
ten dzień nie będzie zwykły, że czeka na ciebie coś
nieprzewidywalnego i niesamowitego, że coś się zbliża.
Próbuj i pamiętaj o tym przez cały dzień. Po upływie
tygodnia zauważysz, że cala twoja rutyna, twój styl i
emocje zmieniły się.
Po drugie, gdy kładziesz się spać, wyobraź sobie, że
spadasz w dłonie Boga... Tak jakby cała egzystencja cię
wspierała, jakbyś spał na jej kolanach. Po prostu wyobraź
to sobie i zaśnij. Nie przerywaj wizualizacji, niech
nadejdzie sen, niech połączą się ze sobą. Na tym polega
drugi punkt.
Po trzecie, nie wyobrażaj sobie rzeczy negatywnych.
Jeśli ludzie obdarzeni żywą wyobraźnią myślą o sprawach
negatywnych, zaczynają się one wydarzać. Jeśli myślisz,
ż
e zachorujesz, zachorujesz. Jeśli spodziewasz się, że
spotkasz się z osobą, która będzie wobec ciebie chamska,
tak się stanie. Twoja wyobraźnia tworzy sytuacje.
Zacznij wykorzystywać wyobraźnię rano i w nocy oraz
pamiętaj, by przez cały dzień nie wyobrażać sobie niczego
negatywnego. Jeśli pojawi się taka myśl, natychmiast
zmień ją w pozytywną. Powiedz jej: „Nie", i odrzuć ją od
siebie.
Ś
miej się z głębi brzucha
Kiedy siedzisz i nie masz nic do roboty, odpręż dolną
szczękę i szeroko otwórz usta. Oddychaj przez nie, ale
niezbyt głęboko. Pozwól oddychać ciału - stopniowo
oddech zacznie stawać się coraz płytszy. Gdy zauważysz,
ż
e stał się naprawdę płytki, a ty nadal masz otwarte usta i
rozluźnioną szczękę, całe ciało poczuje się zrelaksowane.
W tym momencie zacznij odczuwać uśmiech - nie na
twarzy, ale w całym sobie. Będziesz w stanie to zrobić.
Nie jest to uśmiech, który występuje na ustach; jest to
uśmiech
egzystencjalny,
który
rozprzestrzenia
się
wewnątrz ciebie.
Spróbuj zrobić to dzisiaj, a sam poczujesz jak to jest...
ponieważ tego nie da się opisać. Nie ma potrzeby cieszyć
się ustami, twarzą; poczujesz się tak, jakbyś uśmiechał się
ze swojego wnętrza. Twój brzuch będzie się uśmiechał.
Będzie to jak uśmiech, a nie jak śmiech. Będzie miękkie,
delikatne, kruche jak malutka róża rozkwitająca w twoim
brzuchu, roztaczająca swą woń po całym ciele.
Gdy raz poznasz ten uśmiech, będziesz w stanie
pozostawać szczęśliwy przez dwadzieścia cztery godziny
na dobę. Gdy tylko poczujesz, że opuszcza cię radość, po
prostu zamknij oczy i uchwyć ten uśmiech, on tam będzie.
W ciągu dnia możesz chwytać go tak często, jak tylko
chcesz. Zawsze się pojawi.
Zburz Chiński Mur
Przez całe życie wielu ludzi posuwa się we wszystkim
tylko do pewnego stopnia. Gdy byłeś zdenerwowany,
dochodziłeś tylko do pewnego natężenia. Gdy byłeś
smutny, dochodziłeś tylko do pewnego natężenia. Gdy
byłeś szczęśliwy, dochodziłeś tylko do pewnego
natężenia. Istnieje cienka linia, której nigdy nie
przekroczyłeś. Wszystko dochodzi do niej i na niej się
zatrzymuje. To stało się prawie automatyczne - gdy do-
chodzisz do tej granicy, natychmiast zatrzymujesz się.
Wszystkich nas tak uczono: z gniewem wolno posunąć
się tylko do pewnej granicy i nigdy dalej, bo może to być
niebezpieczne. Pozwala ci się dojść do określonego
poziomu szczęścia, ale nie dalej, ponieważ może to
doprowadzić do szaleństwa. Pozwala ci się na smutek, ale
tylko do pewnego stopnia, ponieważ większy mógłby
pchnąć cię do samobójstwa. Tak cię nauczono, a przez to
wokół ciebie (oraz wokół każdego innego człowieka)
wyrósł Wielki Mur Chiński. Nigdy go nie przekroczyłeś.
Wyznaczą on twoją jedyną przestrzeń, jedyną wolność.
Gdy zaczynasz czuć się szczęśliwy czy radosny, ten
Wielki Mur Chiński natychmiast się aktywizuje. Pamiętaj
o tym.
Zacznij wykonywać pewne ćwiczenie, które będzie
niezwykle
pomocne.
Nazywa
się
to
„metodą
wyolbrzymiania". Jest to jedna z pradawnych tybetańskich
metod medytacji. Jeśli jest ci smutno, zamknij oczy i
wyolbrzym ten smutek. Zagłęb się w niego tak bardzo, jak
tylko potrafisz, przekrocz granicę. Jeśli chcesz jęczeć,
szlochać, płakać, rób to. Jeśli masz ochotę tarzać się po
podłodze, rób to. Przekrocz granicę, której nigdy
wcześniej nie przekroczyłeś.
Wyolbrzym to, ponieważ ograniczenie, ta trwała
granica, z którą żyłeś, stała się rutyną. Nie osiągniesz
stanu pełnej świadomości, póki jej nie przekroczysz.
Wynika ona z twoich mentalnych przyzwyczajeń, więc
[proces ten] może cię bardzo zdenerwować, ale nigdy nie
uświadomisz jej sobie, dopóki jej nie przekroczysz. A
wtedy nagle zdasz sobie sprawę z tej granicy, ponieważ
zacznie się dziać coś, co nie zdarzyło nigdy wcześniej.
Postępuj tak ze smutkiem, gniewem, zazdrością - z
czym tylko masz ochotę - a w szczególności ze
szczęściem. Gdy odczuwasz radość, nie wierz w granice.
Po prostu wyjdź i pozbądź się ich: tańcz, śpiewaj, biegaj.
Nie bądź skąpcem.
Gdy już nauczysz się przekraczać ograniczenia i je
pokonywać, znajdziesz się w zupełnie innym świecie.
Wtedy poczujesz, jak dużo w życiu traciłeś.
Wiele razy staniesz tuż pod tym Chińskim Murem i
dopiero stopniowo będziesz uczyć się od niego uwalniać.
A tak naprawdę go nie ma, jest tylko wyobrażeniem.
Co wieczór stosuj poniższą, trzystopniową metodę.
Osiągnięcie stopnia pierwszego zajmie siedem dni.
Leżąc lub siedząc na łóżku, zgaś światło i pozostań w
ciemności. Przypomnij sobie jakiś przyjemny moment z
przeszłości. Dowolny... wybierz najlepszy. Może być to
coś zwyczajnego, ponieważ czasem w zwyczajnych
miejscach dzieją się niezwykłe rzeczy.
Siedzisz w milczeniu, nic nie robisz, a deszcz bębni o
dach. Zapach, dźwięk... jesteś nimi otoczony i nagle coś w
tobie zaskakuje: to święty moment! Albo pewnego dnia,
gdy idziesz ulicą, nagle zza drzew spływają na ciebie
słoneczne promienie i coś zaskakuje, coś się otwiera! Na
chwilę przenosisz się do innego świata.
Gdy wybierzesz już ten moment, wspominaj go przez
siedem dni. Po prostu zamknij oczy i pozwól mu
powrócić. Skup się na szczegółach. Deszcz bębni o dach...
kap, kap, dźwięk spadających kropel... zapach... wrażenia
z tamtej chwili... Śpiewające ptaki, szczekający pies...
gdzieś upada talerz - wszystkie dźwięki. Skup się na
wszystkich szczegółach, patrz z każdej strony, wie-
lowymiarowo, czuj wszystkimi zmysłami. Każdej nocy
zauważysz, że szczegóły stają się coraz wyraźniejsze. Być
może przypomnisz sobie rzeczy, o których zapomniałeś, a
które teraz twój umysł odtworzy. Bez względu na to, czy o
czymś pamiętasz czy nie, umysł wszystko rejestruje.
Zaczniesz odczuwać subtelne niuanse, z których nie
zdawałeś sobie sprawy. Gdy twoja świadomość skupi się
na konkretnym wspomnieniu, ono powróci. Zaczniesz
zauważać nowe szczegóły. Zaczniesz przypominać sobie,
ż
e rzeczywiście miały miejsce, ale ty o nich zapomniałeś.
Umysł wszystko rejestruje. Jest sługą godnym zaufania -
niezwykle zdolnym.
Siódmego dnia będziesz widział wszystko tak wyraźnie,
ż
e będzie ci się wydawać, jakbyś nigdy niczego nie widział
tak dobrze.
Po siedmiu dniach postępuj dalej tak samo, ale dodaj
pewien element. Ósmego dnia poczuj wokół siebie
przestrzeń. Poczuj otaczającą cię wtedy atmosferę -
pięćdziesiąt centymetrów dokoła ciebie. Po prostu poczuj
aurę tamtej chwili. Po czternastu dniach będziesz w stanie
prawie całkowicie przenieść się do innego świata - ze
ś
wiadomością, że na odległość tych pięćdziesięciu
centymetrów wokół ciebie rozciąga się inny czas i inny
wymiar.
Następnie w trzecim tygodniu dodaj jeszcze coś. Żyj tą
chwilą, daj się jej otoczyć, lecz teraz stwórz nieistniejącą
antyprzestrzeń. Na przykład czujesz się świetnie;
pięćdziesiąt centymetrów wokół ciebie roztacza się coś
boskiego. I wyobraź sobie taką sytuację: ktoś cię obraża,
ale złośliwość ta nie przekracza granicy. Otacza cię
powłoka i złośliwość nie może cię dotknąć. Mknie jak
strzała, ale spada na ziemię. Albo przypomnij sobie jakiś
przykry moment: zostałeś urażony, ale cierpienie to
dociera jedynie do szklanej ściany, która cię otacza, i tam
się ześlizguje. Nigdy nie zbliży się do ciebie. Po trzech
tygodniach -jeśli wszystko dobrze poszło w dwóch
poprzednich - zauważysz, że wszystko dochodzi do ciebie
tylko na odległość pięćdziesięciu centymetrów i nic nie
wnika w ciebie.
Wtedy od czwartego tygodnia utrzymuj wokół siebie tę
aurę. Idąc na zakupy czy rozmawiając z ludźmi, stale o
niej pamiętaj. Będziesz zachwycony. Będziesz poruszał się
po świecie, stale mając wokół siebie swój własny,
prywatny świat.
To sprawi, że będziesz w stanie żyć w teraźniejszości -
ponieważ naprawdę jesteś stale bombardowany przez
tysiące spraw. Przykuwają one twoją uwagę, bo, nie mając
wokół siebie ochronnej aury, jesteś bezbronny. Szczeka
pies - umysł natychmiast zwraca uwagę w jego kierunku i
zapamiętuje go. No sisz w pamięci wiele psów z
przeszłości. Twój przyjaciel ma psa; od psa przenosisz się
na przyjaciela, następnie na jego siostrę, w której się
podkochiwałeś. Zaczyna się tworzyć nonsens. Szczekanie
psa odbywało się w teraźniejszości, ale zaprowadziło cię
do zdarzeń z przeszłości. Może poprowadzić cię również w
przyszłość;
trudno
powiedzieć.
Wszystko
może
doprowadzić do wszystkiego; to bardzo skomplikowane.
Człowiek potrzebuje osłony, ochronnej aury. Pies
szczeka, a ty pozostajesz skupiony na sobie - stabilny,
spokojny, cichy, skoncentrowany.
Noś wokół siebie tę aurę przez kilka dni lub kilka
miesięcy. Gdy poczujesz, że już jej nie potrzebujesz,
możesz ją odrzucić. Gdy poznasz, co znaczy być tu i teraz,
gdy docenisz piękno, błogość tego odczucia, możesz
odrzucić aurę.
Roześmiane stopy
Gdy się śmiejesz, śmiej się całym ciałem - to trzeba
zrozumieć. Można śmiać się samymi ustami, można śmiać
się samym gardłem, ale nie będzie w tym głębi.
Usiądź na podłodze na środku pokoju i poczuj, jak
ś
miech narasta w tobie od samych podeszew stóp.
Zamknij oczy i poczuj rozchodzące się od stóp fale
ś
miechu. Są one bardzo delikatne. Ale dochodząc do
brzucha, stają się lepiej wyczuwalne. Brzuch zaczyna się
trząść i drżeć. Dalej płyną do serca; serce czuje się pełne.
Dążą dalej do gardła i ust.
Można śmiać się samymi ustami i gardłem, wydawać
odgłosy podobne do śmiechu, ale to nie będzie śmiech i w
niczym ci nie pomoże. Znowu będzie to coś
mechanicznego.
Gdy zaczniesz się śmiać, wyobraź sobie, że jesteś
małym dzieckiem. Ujrzyj siebie jako małe dziecko. Gdy
dzieci się śmie ją, tarzają się po podłodze. Jeśli masz na to
ochotę, ty również się tarzaj. Cała rzecz polega na tym,
ż
eby wejść w to całkowicie. Dźwięk nie ma tu aż takiego
znaczenia jak zaangażowanie. Gdy ono się pojawi,
zrozumiesz, o czym mówię.
Przez dwa, trzy dni możesz mieć problemy z
wyczuciem, czy się to dzieje, czy nie, ale wydarzy się.
Niech się zacznie od korzeni - tak jak kwiat, który pojawia
się na drzewie, a zaczyna swą podróż od korzeni.
Rozkwita stopniowo. Nie zobaczysz go nigdzie indziej -
dopiero gdy pojawi się u góry i rozkwitnie. Ale rodzi się z
korzeni, z ziemi. Przebywa drogę z głębin.
Dokładnie na tej samej zasadzie powinien rodzić się
ś
miech - rozprzestrzeniając się od stóp ku górze. Pozwól,
aby poruszył całym ciałem. Poczuj drżenie i poddaj mu
się. Nie pozostawaj sztywny; zrelaksuj się i daj się
ponieść. Nawet jeśli na początku trochę przesadzasz,
będzie to pomocne. Gdy czujesz, że trzęsie ci się ręka,
pomóż jej trząść się bardziej, tak żeby energia zaczęła
falować i płynąć. Zacznij się tarzać i śmiać.
Rób to wieczorem przed snem. Wystarczy dziesięć
minut. A rano niech będzie to pierwsza rzecz po
przebudzeniu - możesz śmiać się w łóżku. Niechaj śmiech
będzie ostatnią czynnością wieczora i pierwszą poranka.
Wieczorny śmiech ukierunkuje twoje sny. Staną się one
bardziej radosne, rozdokazywane i pomogą ci w porannym
ś
miechu, stworzą tło. Poranny śmiech wpłynie zaś na
przebieg całego dnia.
Cokolwiek robisz rano, ta pierwsza czynność -
cokolwiek nią będzie - ukierunkuje cały twój dzień. Jeśli
pierwszą rzeczą, którą zrobisz, będzie zdenerwowanie się,
będzie ono ciągnąć się za tobą przez cały dzień. Gniew
prowadzi do kolejnego gniewu, a ten do następnego.
Czujesz się bezbronny - każda najmniejsza rzecz sprawia,
ż
e czujesz się urażony, obrażony. Jedna rzecz prowadzi do
następnej.
Ś
miech to najlepszy początek dnia, ale niech będzie
całkowity. Przez cały dzień, gdy tylko będzie możliwość,
nie przegap go-śmiej się!
Mantra „tak”
Chcę was nauczyć, jak mówić „tak" życiu, miłości,
ludziom. Owszem, pojawiają się ciernie, ale nie ma sensu
ich liczyć. Ignoruj je; skup się na róży. Jeśli twoja
medytacja skupi się bardziej na róży, a róża wniknie
głębiej w ciebie, kolce staną się mniejsze, niż są
naprawdę. Pojawi się moment, w którym róża zawładnie
tobą całkowicie. Wtedy na świecie znikają wszystkie
kolce.
Zacznij przelewać swoją energię w „tak". Uczyń z „tak"
swoją mantrę. Każdego wieczoru przed snem powtarzaj:
„tak... tak...", i zestrój się z tym. Kołysz się w rytm tej
mantry i pozwól jej otoczyć cię od palców stóp aż po
głowę. Niech wniknie w ciebie. Powtarzaj: „tak... tak...
tak..." Niechaj taka będzie twoja modlitwa przez dziesięć
minut. Później idź spać.
Wcześnie rano przez co najmniej trzy minuty siedź na
łóżku i znów powtarzaj: „tak", poczuj to słowo.
Gdy zaczniesz odczuwać negatywne emocje w ciągu
dnia, zatrzymaj się - na ulicy czy gdziekolwiek jesteś. Jeśli
możesz powiedzieć na głos: „tak... tak..." - dobrze. Jeśli
nie, powiedz „tak... tak..." w myślach. Ćwicz „tak" przez
trzy tygodnie.
Nie bądź smutny, zdenerwuj się
Złość i smutek są tym samym. Smutek to pasywna
złość, a złość to aktywny smutek. Osobie pogrążonej w
smutku trudno jest się zdenerwować. Jeśli się to uda, jej
smutek natychmiast zniknie. Osobie rozzłoszczonej trudno
poczuć smutek. Jeśli możesz sprawić, żeby go poczuła, jej
złość natychmiast zniknie.
Wszystkie
nasze
emocje
podlegają
zasadom
dwubiegunowości - mężczyzna i kobieta, jin i jang, samiec
i samica. Złość to samiec, a smutek to samica. Dlatego
jeśli jesteś zasmucony, trudno jest ci przestroić się na
bycie złym, ale chciałbym, żebyś to zrobił. Wydobądź to z
siebie, zagraj to. Nawet jeśli wydaje ci się, że to nonsens,
nawet wtedy - miej się za klauna, ale wydobądź to z
siebie!
Jeśli będziesz umiał przepływać pomiędzy złością i
smutkiem, obie emocje staną się równie łatwo osiągalne.
Wzniesiesz się ponad nie i będziesz potrafił je
obserwować. Możesz stać z boku i przyglądać się, a potem
wypracujesz w sobie dystans. Lecz najpierw musisz
nauczyć się swobodnie przemieszczać między tymi
dwiema emocjami. Jeśli nie, będziesz skłaniał się ku
smutkowi. A gdy człowiekowi jest ciężko, wtedy bardzo
trudno jest mu się wznieść.
Pamiętaj, gdy dwie energie, przeciwne energie, są
jednakowo silne, rozłożone po połowie, wtedy łatwo jest
się od nich uwolnić, ponieważ walczą i eliminują się
nawzajem, żadna z nich cię nie przygniata. Twój smutek i
złość rozkładają się pół na pół, są ze sobą na równi, więc się
neutralizują. Nagle czujesz się wolny i jesteś w stanie się
wyślizgnąć. Ale jeśli smutek zajmuje siedemdziesiąt, a
złość trzydzieści procent, wtedy sytuacja staje się trudna.
Trzydzieści
procent
złości
porównanych
z
siedemdziesięcioma procentami smutku zostawia nadal
czterdzieści procent smutku i uniemożliwia uwolnienie
się. Te czterdzieści procent będzie się za tobą ciągnąć.
Jest to jedno z podstawowych praw dotyczących energii
wewnętrznych - należy zawsze utrzymywać przeciwne
energie na równym wzajemnie poziomie, gdyż wtedy
łatwo się od nich uwolnić. Gdzie dwóch się bije, tam
trzeci korzysta. Są tak zajęci sobą, że nie musisz się
niczego obawiać i możesz uciec.
Nie mieszaj do tego rozumu. Niech to będzie codzienne
ć
wiczenie, nie czekaj na sprzyjającą okazję. Każdego dnia
masz się zdenerwować - to będzie łatwiejsze. Więc rzucaj
się, biegaj, krzycz, wyraź to. Kiedy bez żadnego powodu
będziesz potrafił wpaść w gniew, staniesz się szczęśliwy,
ponieważ będziesz wolny.
W innym wypadku bowiem gniew zależny jest od
sytuacji, a ty nie panujesz nad nim. Jeśli nie potrafisz go
wywołać, jak możesz się go pozbyć?
Na początku wydaje się to trochę podejrzane,
dziwaczne, niewiarygodne, ponieważ zawsze uważałeś, że
to inni ludzie wywołują w tobie gniew, np. znieważając
cię. To nieprawda. Gniew zawsze był. Ktoś tylko dał ci
usprawiedliwienie do okazania go.
Sam możesz sobie dać takie usprawiedliwienie:
wyobraź sobie sytuację, która by cię zdenerwowała, i
zdenerwuj się. Krzycz na ścianę, nawyzywaj ją, a w końcu
ś
ciana zacznie odzywać się do ciebie! Zwariowałeś.
Musisz sprowadzić gniew i smutek do tego samego
poziomu, utrzymywać je w tych samych propocjach.
Wtedy będą się nawzajem zwalczać, a ty się uwolnisz.
Georgij Gurdżijew zwykł nazywać to techniką
„przebiegłego człowieka" - sprowadzanie wewnętrznych
energii do takiego konfliktu, że zajęte wzajemnym
redukowaniem się, dają ci możliwość ucieczki.
Zauważ przerwy
Sedno spraw zawiera się w przerwach, pauzach
pomiędzy dwoma słowami, dwiema myślami, dwoma
pragnieniami, dwiema emocjami lub uczuciami; wszędzie,
gdzie pojawia się pauza -między snem a jawą czy jawą a
snem; w pauzie pomiędzy ciałem i duszą - w tej przerwie.
Gdy miłość przemienia się w nienawiść - moment, gdy nie
jest to już miłość, a jeszcze nie jest to nienawiść. Gdy
przeszłość zmienia się w przyszłość - pauza, gdy
przeszłości już nie ma, a przyszłość jeszcze nie nadeszła.
Ten krótki moment - oto teraźniejszość, oto tu i teraz. Jest
tak mała, że nie można jej określić żadną jednostką czasu.
Jest niepodzielnie mała. Ta przerwa jest jak mgnienie oka
i objawia się w każdej chwili na tysiąc różnych sposobów.
Twoje nastroje nieustannie się zmieniają i przemijają.
W ciągu dwudziestu czterech godzin zdarza się tak wiele
tych przerw, że wręcz zdumiewa fakt, iż je przegapiamy.
Nie zwracamy uwagi na pauzy. Opanowaliśmy ten trik -
nie patrzymy na przerwy. Są tak małe, że pojawiają się i
znikają, a my nie jesteśmy świadomi, że w ogóle
zaistniały. Zauważamy coś dopiero wtedy, gdy już
zniknie, gdy stanie się częścią przeszłości, albo jesteśmy
ś
wiadomi, że nadejdzie, że będzie częścią przyszłości. Ale
kiedy się pojawi, w jakiś dziwny sposób przegapiamy to.
W chwili gdy jesteś zły, nie widzisz tego; później tego
ż
ałujesz. Gdy złość wzbiera w tobie, czujesz to i deprymuje
cię fakt, że ponownie się pojawia. Ale gdy już nadejdzie,
nagle stajesz się ślepy i głuchy, nieświadomy, nieuważny -
Przerwa jest tak mała, że jeśli nie zachowasz całkowitej
czujności, przegapisz ją. Możesz ją uchwycić tylko w stanie
absolutnej przytomności . Gdy jesteś tam całym sobą, tylko
wtedy będziesz w stanie ją dostrzec. Gdy jednak na myśl
umiera i rodzi się kolejna, pomiędzy nimi pojawia się
moment bez żadnej myśli. Właśnie to jest coś
rzeczywistego.
Daję ci cały klucz. Teraz musisz zacząć nad sobą
pracować, mając ten klucz.
Zasypiając, spróbuj zauważyć moment, gdy nie jesteś
już całkiem na jawie, ale nie przyszedł jeszcze sen.
Pojawia się bardzo subtelna przerwa. Nie trwa długo. Jest
jak podmuch, jak bryza-jest i nagle jej nie ma. Ale jeśli
potrafisz się jej chwycić, będziesz zaskoczony: potknąłeś
się o największy skarb w życiu.
Ilekroć przechodzisz przez niego, choćby bezwiednie,
odnosisz korzyść. Coś z niego, jakiś zapach pozostaje w
tobie, nawet jeśli nie byłeś świadomy. Ale od tej chwili
stań się przytomny. Powoli ta umiejętność przyjdzie.
Zauważ po trzykroć
W buddyzmie stosuje się metodę znaną jako
„trzykrotne odnotowanie". Jeśli pojawia się problem
[emocjonalny] - na przykład jeśli ktoś poczuje nagle
potrzebę seksualną, chciwość lub gniew – należy trzy razy
potwierdzić jego istnienie. Jeśli rodzi się gniew, uczeń
musi w myślach wypowiedzieć trzy razy: „Gniew...
Gniew... Gniew", aby w pełni go zauważyć, aby nie
umknął on świadomości. I tyle następnie wraca do
swojego zajęcia. Nie robi nie z samym gniewem, po
prostu trzykrotnie go zauważa.
T
O
przepiękna
praktyka.
Gniew
znika,
gdy
uświadomisz sobie
I
potwierdzisz jego
istnienie Nie może
cię zalać - byłoby to możliwe tylko wtedy, gdybyś nie był go
ś
wiadomy, Trzykrotnie zaobserwowanie jego obecności
buduje w tobie świadomość, która dystansuje cię od
gniewu. Możesz go zobiektywizować, ponieważ on jest
„tam", a ty jesteś „tu". Budda nauczał, by czynić tak
zawsze.
Zwykle wszystkie kultury i cywilizacje uczyły nas, aby
dusić problemy. Stopniowo stawaliśmy się więc ich
nieświadomi - do tego stopnia, że o nich zapomnieliśmy,
wydaje się nam, że nie istnieją.
Właściwe postępowanie jest odwrotne. Uświadom
sobie problem, a gdy będziesz się na nim koncentrował,
rozpłynie się.
Prawo afirmacji
Istnieje wspaniałe prawo, zwane „prawem afirmacji".
Jeśli jesteś o czymś głęboko, całkowicie przekonany, to
się
urzeczywistnia.
Właśnie
dlatego
ludzie
są
nieszczęśliwi - z mocy tego prawa - bo wyobrażają sobie
nieszczęście! Właśnie dlatego istnieją też ludzie szczęśliwi
- co prawda niewielu, ponieważ tylko niewielu ma
ś
wiadomość tego, co sami robią ze swoim życiem. Gdy po-
twierdzają, afirmują istnienie radości, stają się radośni.
Postaw sobie taki cel: przestań afirmować rzeczy
negatywne, a zacznij afirmować pozytywne. W ciągu
kilku tygodni ze zdumieniem odkryjesz, że trzymasz w
swoich rękach magiczny klucz.
Na przykład jeśli łatwo się smucisz, to każdego
wieczoru mów sobie przed snem głęboko i po cichu - lecz
na tyle głośno, byś słyszał - że będziesz wesoły, że uda ci
się, że już czujesz, jak zbliża się ten stan. Doświadczyłeś
już swego ostatniego smutku... i koniec z tym! Powtórz to
dwadzieścia razy i zaśnij.
Rano, gdy poczujesz, że sen odchodzi, nie otwieraj
jeszcze oczu - znów powtórz afirmację dwadzieścia razy.
Zauważ potem, jak zmieni się dzień. Będziesz zaskoczony
otoczy cię zupełnie inna jakość.
Afirmuj więc coś, a w ciągu siedmiu dni przekonaj się,
jaki będzie efekt. W ten sposób stopniowo i powoli zacznij
odrzucać wszystko, co negatywne. Wybierz jedną
negatywną rzecz w każdym tygodniu i odrzuć ją. Wybierz
jedną pozytywną i przyjmij ją. Wszystko zależy od
twojego wyboru. Piekło tworzą twoje myśli, podobnie
zresztą niebo. Człowiek jest taki, jak jego myśli, A kiedy
zauważysz, że myśli są w stanie wytworzyć i piekło, i
niebo - wtedy będziesz umiał wykonać ostateczny skok w
niemyślenie. Człowiek może przekroczyć i piekło, i niebo.
I pamiętaj: łatwiej jest przekroczyć niebo niż piekło. Więc
w pierwszej kolejności przenieś się z tego, co negatywne,
w to, co pozytywne.
Wydaje się, że to paradoks, ale łatwiej porzucić coś
pięknego niż to, co brzydkie. Brzydota przyciąga. Łatwiej
porzucić bogactwo niż biedę. Łatwiej zostawić przyjaciela
niż wroga. Łatwiej zapomnieć o przyjacielu niż o wrogu.
Zamień piekło w niebo - zachodnie religie nigdy tego
nawet nie usiłowały, ale wschodnie próbowały - następnie
porzuć także niebo, ponieważ nawet pozytywna myśl
nadal jest myślą.
Zacznij utwierdzać się w stanie niemyślenia, a wtedy
pojawi się Najwyższe.
7. Seksualność i związki
Naucz się tańczyć z innymi
Diagnoza
Ż
yjemy razem, a o bliskości nie wiemy nic. Możecie
mieszkać ze sobą przez wiele lat, nie wiedząc, czym jest
bycie razem. Rozejrzyj się po świecie - ludzie żyją
gromadnie. Nikt nie mieszka sam: mężowie z żonami,
ż
ony z mężami, dzieci z rodzicami, rodzice z przyjaciółmi.
Każdy z kimś mieszka. Życie opiera się na byciu razem,
ale czy wiesz, na czym to polega? Mieszkając z żoną
przez czterdzieści lat, mogłeś nie być z nią nawet przez
jedną chwilę. Nawet kochając się z nią, mogłeś myśleć o
innych sprawach, nie być obecny, a uprawianie miłości
było mechaniczne.
Słyszałem, że kiedyś mułła Nasreddin poszedł z żoną
do kina. Byli małżeństwem co najmniej od dwudziestu lat.
Obejrzeli jeden z tych namiętnych filmów europejskich!
Gdy wychodzili z kina, żona powiedziała: „Nasreddinie,
nigdy nie okazujesz mi miłości tak jak ci aktorzy w filmie.
Dlaczego?"
Nasreddin odpowiedział: „Zwariowałaś? Wiesz, ile im
za to zapłacono?"
Ludzie żyją ze sobą bez miłości, ponieważ kochają
tylko wtedy, gdy się to opłaca. Jakże mógłbyś kochać,
jeśli kochasz tylko wtedy, gdy jest to opłacalne? Wówczas
również miłość staje się towarem ze sklepu. Na pewno nie
jest to związek, nie jest to bliskość, nie jest to celebracja.
Nie jesteście razem szczęśliwi; co najwyżej tolerujecie się
nawzajem.
Ż
ona Nasreddina leżała na łożu śmierci. Lekarz
powiedział: „Nasreddinie, muszę być z tobą szczery. W
takich chwilach lepiej jest mówić prawdę. Twojej żony nie
można uratować. Musisz się przygotować. Nie dopuszczaj
do siebie cierpienia, pogódź się z tym, takie jest twoje
przeznaczenie. Twoja żona umrze za kilka godzin".
Nasreddin odpowiedział: „Nie przejmuj się mną.
Wytrzymałem z nią przez tyle lat, mogę wytrzymać
jeszcze kilka godzin!"
W najlepszym wypadku tolerujemy się. A kiedy
myślisz takimi kategoriami, cierpisz; cierpi twoja potrzeba
bliskości z kimś. Właśnie dlatego Jean-Paul Sartre mówi,
ż
e „piekło to inni" (...), ponieważ będąc z innymi, po
prostu cierpisz, druga osoba zniewala cię, dominuje nad
tobą. Druga osoba stwarza problemy, pozbawia cię
wolności, pozbawia cię szczęścia. Wtedy związek staje się
rutyną, czymś, co trzeba tolerować. Jeśli zaledwie
tolerujesz drugą osobę, jak możesz poznać piękno bycia z
kimś? Tak naprawdę nigdy tego nie czułeś.
Do małżeństwa prawie nigdy nie dochodzi, ponieważ
oznacza ono celebrację bliskości. Nie jest ono oficjalnym
dokumentem. Nie może ci go dać Urząd Stanu Cywilnego,
nie może ci go dać w prezencie żaden ksiądz. Jest ono
gruntowną rewolucją w tobie, przemianą twojego stylu
ż
ycia i może się wydarzyć tylko wtedy, gdy celebrujesz
bycie razem, gdy przestajesz traktować drugą osobę jako
drugą osobę, gdy przestajesz traktować siebie jako siebie.
Kiedy dwoje ludzi tak naprawdę nie jest dwojgiem ludzi,
pojawia się most; w pewnym sensie stają się oni jednym.
Fizycznie nadal są dwiema osobami, ale w najskrytszych
zakamarkach dusz są jednością. Może są dwoma
biegunami jednego bytu, ale nie są oddzielnymi częściami.
Między nimi istnieje (...) -most,. Most ten daje przebłyski
tego, czym jest bliskość. Ale jest to jeden z najrzadszych
przypadków w małżeństwie. Ludzie żyją ze sobą, ponieważ
nie potrafią żyć w pojedynkę. Pamiętaj: nie umieją żyć
sami, dlatego żyją razem z kimś. Życie samemu jest
niewygodne, nieekonomiczne, trudne - dlatego ludzie żyją
razem. To są złe powody. Mężczyzna miał wziąć ślub i
ktoś zapytał go:
„Zawsze byłeś przeciwnikiem małżeństwa.
Dlaczego nagle zmieniłeś zdanie?" Ten odpowiedział:
„Nadchodzi zima, ludzie mówią, że będzie bardzo mroźna.
Nie stać mnie na centralne ogrzewanie, żona jest tańsza!
"Oto i logika. Żyjesz z kimś, bo jest to wygodne, rozsądne,
ekonomiczne, tańsze. Żyć samemu jest naprawdę trudno, a
ż
ona spełnia wiele ról. Jest gospodynią, kucharką, służącą,
pielęgniarką - bardzo wiele ról. Jest najtańszym
pracownikiem na całym świecie. Robi tak wiele bez
zapłaty. To wyzysk.
Małżeństwo to instytucja wyzysku, a nie bliskość z
drugim człowiekiem. Właśnie dlatego nie daje szczęścia.
Nie może. Jak z korzeni wyzysku może narodzić się
zachwyt?
Istnieją tak zwani święci, którzy wciąż powtarzają, że
niedola człowieka wynika z tego, iż żyje w rodzinie, żyje w
ś
wiecie. Mówią: „Porzuć wszystko, wyrzeknij się
wszystkiego!"
Ich rozumowanie wydaje się być słuszne - nie dlatego,
ż
e to prawda, ale dlatego, że nie umiemy być razem.
Inaczej wszyscy ci święci myliliby się. Człowiek, który
poznał smak bliskości z kimś, poznał to, co boskie.
Człowiek, który żyje w prawdziwym małżeństwie, poznał
boskość, ponieważ miłość to najlepsze drzwi.
Ale bycia razem nie ma, a ty żyjesz z kimś, nie wiedząc
nawet,
czym
jest
bliskość.
Ż
yjesz
tak
przez
siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat, nie wiedząc, czym
naprawdę jest wspólne życie. Dryfujesz niezakorzeniony w
ż
yciu. Zwyczajnie przechodzisz z jednej chwili w kolejną,
nie próbując tego, co daje ci życie. Nie jest to dane przy
narodzinach. Wiedza o życiu nie jest dziedziczna. Życie
powstaje dzięki narodzinom, ale mądrość, doświadczenia,
ekstazy trzeba nabyć. Stąd znaczenie medytacji. Trzeba
zdobyć tę mądrość, trzeba wzrastać w jej kierunku,
osiągnąć określoną dojrzałość. Tylko w taki sposób
będziesz w stanie pojąć sens bliskości z kimś. Życie może
się przed tobą otworzyć jedynie w momencie uzyskania
dojrzałości. Lecz ludzie żyją i umierają dziecinni. Nigdy
tak naprawdę nie dorastają, nigdy nie osiągają dojrzałości
Czym
jest
dojrzałość?
Osiągnięcie
dojrzałości
seksualnej nie oznacza, że jesteś dojrzały. Zapytaj
psychologów: mówią, że wiek przeciętnego dorosłego
zatrzymuje się na trzynastu, czternastu latach. Twoje ciało
rozwija się, ale umysł zatrzymuje się na etapie około
trzynastu lat. Nic dziwnego, że zachowujemy się tak
głupio; że nasze życie przeradza się w nieustanną głupotę!
Umysł, który nie dorósł, z pewnością co chwila będzie
popełniał głupstwa.
Niedojrzały umysł zawsze zrzuca odpowiedzialność na
innych. Czujesz się nieszczęśliwy i wydaje ci się, że jest
tak dlatego, że inni robią z twojego życia piekło. „Piekło
to inni." Moim zdaniem, to twierdzenie Sartre'a jest
bardzo niedojrzałe. Gdy jesteś dojrzały, druga osoba może
również stać się niebem. Druga osoba jest taka jak ty,
ponieważ jest ona tylko lustrem, odbija w sobie ciebie.
Gdy mówię: „dojrzałość", mam na myśli wewnętrzną
uczciwość. A ona pojawia się tylko wtedy, gdy
przestajemy obwiniać innych, gdy przestajemy mówić, że
to inni są sprawcami naszego cierpienia, gdy zdajemy
sobie sprawę, że nasze cierpienie zależy od nas. Jest to
pierwszy krok ku dojrzałości: to ja jestem odpowiedzialny.
Cokolwiek się dzieje, ja to robię.
Smutno ci. Czy to nie twoje dzieło? Poczujesz się
niespokojny, ale jeśli będziesz umiał trwać w tym uczuciu,
prędzej czy później będziesz w stanie zaprzestać pewnych
rzeczy. O tym mówi cała teoria karmy. To ty jesteś od-
powiedzialny. Nie mów, że to wina społeczeństwa, nie
mów, że winni są rodzice; nie mów, że to wina warunków
ekonomicznych; nie zrzucaj odpowiedzialności na innych.
To ty jesteś odpowiedzialny. Początkowo będzie to jak
brzemię,
ponieważ
nie
będziesz
mógł
zrzucać
odpowiedzialności na innych. Ale przyjmij je...
Ktoś zapytał mułłę Nasreddina: „Dlaczego jesteś
smutny?" Odpowiedział: „Moja żona uparła się, żebym
rzucił hazard, palenie, karty. I zrobiłem to". Mężczyzna
powiedział: „Więc twoja żona musi się teraz bardzo
cieszyć".
Nasreddin odrzekł: „W tym problem. Nie ma teraz na
co narzekać i jest przez to bardzo nieszczęśliwa. Zbiera
się, by coś powiedzieć, ale nie może wymyślić nic, na co
mogłaby narzekać. Nie może zrzucać na mnie winy.
Nigdy nie widziałem, żeby była tak nieszczęśliwa.
Myślałem, że rzucając to wszystko, sprawię jej radość, ale
ona jest bardziej smutna niż kiedykolwiek wcześniej".
Jeśli będziesz obwiniał innych, a oni będą robić to, co
im każesz, skończysz jako samobójca. W końcu nie
będziesz miał na kogo zrzucić odpowiedzialności.
Więc dobrze jest być winnym jakichś rzeczy; to
uszczęśliwia innych. Jeśli mąż jest idealny, żona odejdzie
od niego. Jak można zapanować nad idealnym
mężczyzną? Więc nawet jeśli nie chcesz, popełniaj błędy,
po to żeby żona mogła nad tobą dominować i czuć się
szczęśliwa!
Tam, gdzie jest idealny mąż, z pewnością będzie
rozwód. Znajdź idealnego mężczyznę, a zwrócisz się
przeciwko niemu, ponieważ nie będziesz mogła go
potępiać, nie będziesz mogła powiedzieć o nim nic złego.
Nasze umysły uwielbiają zrzucać odpowiedzialność na
innych. Nasze umysły chcą narzekać. To sprawia, że
czujemy się dobrze - ponieważ to nie my jesteśmy za coś
odpowiedzialni, ciężar nie spoczywa na nas. Ale jest to
kosztowne. Tak naprawdę nie pozbywasz się ciężarów; na-
kładasz ich na siebie coraz więcej. Tylko że nie jesteś tego
ś
wiadomy.
Ludzie żyją po siedemdziesiąt lat, wiele, wiele razy, a
nigdy nie dowiedzieli się, czym jest życie. Nie byli
dojrzali, nie osiągnęli harmonii, nie byli zrównoważeni.
Ż
yli na obrzeżach.
Jeśli obrzeże ciebie zetknie się z obrzeżem innych,
dochodzi do zderzenia, a jeśli trwasz w przekonaniu, że
druga osoba popełniła błąd, pozostajesz właśnie na tym
obrzeżu siebie. Gdy zdasz sobie sprawę, że jesteś za siebie
odpowiedzialny, cokolwiek się dzieje, to ty jesteś
przyczyną, ty to zrobiłeś, wtedy nagle twoja świadomość
przeskakuje z obrzeży do centrum. Wtedy po raz pierwszy
stajesz się środkiem swojego świata.
To pozwoli ci bardzo dużo zrobić (...), ponieważ
możesz odrzucić to, co ci nie odpowiada; możesz
przyswoić to, co ci odpowiada; możesz podążać za tym,
co czujesz jako prawdę; nie musisz iść za tym, co czujesz,
ż
e jest fałszywe, gdyż jesteś teraz ześrodkowany i
zakorzeniony w sobie.
Recepty
Otwarcie i zamknięcie
Jeśli pozostaniesz zamknięty, pozostaniesz martwy. To
tak jakbyś miał dostęp do całego nieba, a zerkał tylko
przez dziurkę od klucza. Oczywiście widzisz przez nią
kawałek nieba, a czasem nawet i promień słońca albo
migoczącą gwiazdę. Ale niepotrzebnie jest to okupione
takim trudem, a ty niepotrzebnie się zubażasz.
Wyjdź z tego - możesz to zrobić. Spróbuj wykonać pe-
wien mały eksperyment. Każdego wieczoru przed
zaśnięciem stań na środku pokoju i patrz na ścianę. Skup
się na niej: nie na drzwiach, lecz na ścianie. Pomyśl o
sobie jak o ścianie bez drzwi, całkowicie zamkniętej. Nikt
nie może do ciebie wejść ani ty nie możesz wyjść. Jesteś
uwięziony. Stań się niemal jak ściana. Niech cala twoja
energia stanie się ścianą, Chińskim Murem.
Przez dziesięć minut bądź ścianą i bądź tak spięty, jak
tylko potrafisz. Żadnych otworów - stań się całkowicie
zamknięty. Leibniz nazywał taki byt „monadą", atomem
bez okien, całkowicie zamkniętym w sobie. Zaczniesz się
pocić, zaczniesz się trząść, narośnie w tobie niepokój.
Poczujesz się, jakbyś umierał, jakbyś wchodził do grobu.
Nie przejmuj się, wejdź w to. Doprowadź to do maksimum
- to napięcie, to kurczenie się.
Wtedy odwróć się, spójrz na drzwi (niech będą otwarte)
i stań się nimi. Poczuj, jak stajesz się drzwiami. Nie jesteś
już ścianą. Każdy może do ciebie wejść, nie ma nawet
potrzeby pukać. I każdy może wyjść; nie ma ograniczeń.
Zrelaksuj się. Odpręż całe ciało i wszystkie emocje.
Rozrośnij się. Pozostań w miejscu, ale rozrośnij się.
Poczuj, jak wypełniasz cały pokój. Poczuj, jak twoja
energia wypływa przez drzwi na dwór. Pozwól wydostać
się jej i poczuj, jak zewnętrzny świat wpływa w ciebie.
Na dziesięć minut stań się ścianą, przez dwadzieścia -
bądź drzwiami. Później zaśnij. Rób tak co najmniej przez
trzy miesiące. Po trzecim tygodniu zaczniesz czuć się
bardzo otwarty... ale nie przerywaj ćwiczenia.
Daję ci i ścianę, i drzwi, żebyś łatwiej mógł poczuć
różnicę. Gdy zrozumiesz już swoją energię - że staje się
ś
cianą i staje się drzwiami - uświadomisz sobie istnienie
pewnego pięknego wymiaru. Będziesz mógł odczuwać
energię innych ludzi. Mijając człowieka na ulicy, będziesz
wiedział, czy jest on „ścianą", czy „drzwiami". Będziesz
dysponował wewnętrznym zrozumieniem. Jeśli chcesz
odezwać się do kogoś, nie rób tego, kiedy czujesz, że jest
„ścianą", bo nic z tego nie wyjdzie. Nawiązuj kontakt
tylko, gdy człowiek jest „drzwiami".
Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielu głębokich
doświadczeń może to dostarczyć w związkach. Zbliżaj się
do kogoś, gdy jest „drzwiami", a ten sam człowiek okaże
się kimś zupełnie innym. Zbliż się do dziecka, gdy jest
„drzwiami" - wtedy będzie ono słuchać, będzie gotowe
przyswoić to, co powiesz. Inaczej choć będziesz krzyczeć,
ono pozostanie głuche; jest „ścianą". Rozmawiaj ze swoją
ukochaną, gdy jest „drzwiami". Kochaj się ze swoim
ukochanym, gdy jest „drzwiami". Kiedy jest „ścianą",
lepiej mu nie przeszkadzać.
Kiedy wewnętrznie poznasz to uczucie, będziesz w
stanie wyczuć je wszędzie.
Zjednoczenie
Przeprowadźcie jedną medytację wspólnie. Usiądźcie
wieczorem naprzeciwko siebie i podajcie sobie na ukos
ręce. Przez dziesięć minut patrzcie sobie w oczy. Jeśli
ciało zacznie się kołysać i poruszać, pozwólcie na to.
Możesz mrugać, ale patrz drugiej osobie w oczy. Jeśli
ciało zacznie się kołysać - a zacznie - pozwól mu na to.
Cokolwiek by się nie działo, nie puszczajcie jednak
swoich dłoni. Nie możesz o tym zapomnieć.
Po dziesięciu minutach oboje zamknijcie oczy i
kołyszcie się przez kolejne dziesięć minut. Następnie
wstańcie i, nadal trzymając się za ręce, kołyszcie się przez
dalsze dziesięć minut.
Doświadczenie to głęboko połączy wasze energie:
dziesięć minut siedzenia i patrzenia sobie w oczy tak
głęboko jak to tylko możliwe oraz kołysania się, następnie
dziesięć minut z zamkniętymi oczami wciąż w pozycji
siedzącej, kołysząc się. Po prostu poczuj, jak energia
zaczyna nad tobą panować. Następnie wstań i kołysz się z
otwartymi oczami. Przerodzi się to niemal w taniec. Przez
cały czas trzymajcie się w ten sam sposób za ręce.
Postępujcie tak przez trzydzieści minut każdego
wieczoru przez dziesięć dni, a jeśli to wam odpowiada,
możecie powtórzyć ćwiczenie również rano. Można
wykonywać je dwa razy na dobę, ale nie więcej.
Ocean innego
Udaj się nad morze, są tam miliony fal. Nigdy nie
widzisz morza, zawsze widzisz fale, ponieważ to one
znajdują się na powierzchni. Lecz każda fala to nic innego
jak falujące morze; to morze kołysze się tymi falami. Skup
się na morzu i zapomnij o falach, ponieważ one tak
naprawdę nie istnieją, istnieje tylko morze.
Gdy masz czas, usiądź z przyjacielem - z kochaną
osobą, z żoną, z mężem czy z kimś innym, może być
nawet nieznajomy -po prostu siedźcie i bez myślenia
patrzcie sobie w oczy, spróbujcie się w nich zatopić.
Patrzcie sobie w oczy coraz głębiej i głębiej. Po chwili
uświadomisz sobie, że przekroczyłeś fale i otworzył się
przed tobą ocean.
Patrzcie sobie głęboko w oczy, ponieważ oczy są tylko
drzwiami. Jeśli nie myślisz, jeśli tylko wpatrujesz się w
oczy, fale znikną i odsłoni się przed tobą ocean.
Na początku ćwicz to z człowiekiem, ponieważ tego
rodzaju fale są ci bliższe. Następnie spróbuj ze
zwierzętami - trochę bardziej odległymi. Potem ćwicz na
drzewach - to jeszcze bardziej odległe fale. Następnie
przejdź do kamieni.
Jeśli potrafisz patrzeć głęboko w oczy, poczujesz, że
człowiek zniknął, osoba przestała istnieć. Ukryte jest w
tym jakieś oceaniczne zjawisko, a osoba ta była tylko
falowaniem głębi, falą czegoś nieznanego i ukrytego.
Spróbuj. Odkryjesz coś, co warto poznać.
Kiedy wyczujesz obecność jakichś rozróżnień, wiedz,
ż
e występują one tylko na powierzchni. Wszelkie
rozróżnianie jest możliwe tylko na powierzchni; „wiele"
przynależy do powierzchni.
Patrz głęboko i nie daj się zwieść temu, co
powierzchowne. Wkrótce uświadomisz sobie istnienie
wokół siebie oceanu. Wtedy zobaczysz, że również ty
jesteś falą, twoje ego to fala. Za tym ego kryje się
nienazwane, jedno.
Odblokuj energie seksualną
Każdego ranka po przespanej nocy stań na środku
pokoju i zacznij potrząsać całym ciałem - całym ciałem od
palców stóp po głowę - i poczuj wrażenie niemal
orgazmiczne, jakby wywoływało to w tobie seksualne
szczytowanie.
Czerp z tego przyjemność, utrzymuj ten stan. Jeśli
przyjdzie ci ochota wydania z siebie jakichś dźwięków,
zrób to. Baw się tak przez dziesięć minut.
Następnie natrzyj całe ciało suchym ręcznikiem i weź
prysznic.
Postępuj tak każdego ranka.
Zaczekaj na właściwą chwilę
Zanim zaczniecie uprawiać miłość, przez piętnaście
minut po prostu posiedźcie razem w milczeniu, trzymając
się za skrzyżowane ręce. Siedźcie po ciemku lub przy
bardzo przyćmionym świetle i odczuwajcie się nawzajem.
Zestrójcie się ze sobą. Aby to osiągnąć, oddychajcie
razem. Gdy wydychasz powietrze, druga osoba również
wydycha; gdy wdychasz, on (ona) też wdycha. Zestrajanie
się potrwa dwie, trzy minuty. Oddychajcie tak, jakbyście
byli jednym ciałem - nie dwoma, lecz jednym. Patrzcie
sobie w oczy, nie natarczywie, tylko bardzo delikatnie.
Cieszcie się sobą nawzajem. Bawcie się swoimi
ciałami. Nie przechodźcie do uprawiania miłości, póki nie
pojawi się odpowiedni moment. To nie ty będziesz
uprawiał seks, ale po prostu nagle poczujesz, że sam się
dzieje. Poczekaj na ten moment. A jeśli nie nadejdzie, nie
ma potrzeby go wymuszać. Jest dobrze - połóżcie się spać,
nie ma obowiązku kochać się.
Czekaj na ten moment jeden, dwa, trzy dni. W końcu
nadejdzie. A gdy się pojawi, miłość będzie bardzo
głęboka. Będzie bardzo, bardzo cichym, oceanicznym
uczuciem. Ale poczekaj na właściwy moment. Nie
wymuszaj go.
Do miłości trzeba podejść jak do medytacji. Trzeba ją
pieścić i smakować bardzo powoli, tak aby zalała cię i
wywołała w tobie poczucie, że nie istniejesz. To nie ty
uprawiasz miłość, ty jesteś miłością. Miłość staje się
ogromną energią wokół was. Przerasta was oboje.
Zatracacie się w niej. Ale na to trzeba poczekać.
Poczekaj na ten moment, a w końcu nadejdzie. Pozwól
energii nagromadzić się i nie naciskaj. Powoli zaczniesz
odczuwać, że stopniowo narasta. Zaczniesz dostrzegać
oznaki, preludium i wszelkie trudności znikną.
Bądź dziki i obserwuj
Wtedy dzikość nie stanowi zagrożenia; wtedy jest
piękna. Naprawdę jedynie dziki mężczyzna może być
piękny. Również kobieta, jeśli nie jest dzika, nie może być
piękna, ponieważ im jest bardziej dzika, tym bardziej
ż
ywa. Jesteś niczym dziki tygrys, dzika łania, biegnąca
przez las. Piękno! Ale chodzi o to, aby nie zatracić
ś
wiadomości.
Cała metoda, cały proces przemiany w świadka jest
procesem przemiany energii seksualnej - zagłębienia się w
seks, a pozostawania uważnym. Cokolwiek się dzieje,
obserwuj to i patrz przez to na wylot; niech nic ci nie
umknie. Cokolwiek dzieje się z twoim ciałem, z twoim
umysłem, z twoją wewnętrzną energią, za każdym razem
powstaje nowy obieg energetyczny. Elektryczność w ciele
zaczyna poruszać się inaczej, zaczyna inaczej krążyć; staje
się wspólna dla ciebie i partnera. Tworzy się wewnętrzny
obwód - a ty go czujesz. Wyczuwasz go, jeśli jesteś
uważny. Czujesz, że stałeś się nośnikiem obiegu energii
witalnej.
Pozostań uważny. Wkrótce uświadomisz sobie, że im
silniejszy wytwarza się obieg, tym bardziej myśli odpadają
od ciebie, opadają jak pożółkłe liście z drzewa. Myśli
odpływają, a umysł staje się coraz bardziej pusty.
Pozostań uważny, a wkrótce zauważysz, że jesteś ty,
ale nie ma ego. Nie możesz mówić „ja". Stało się z tobą
coś większego niż ty. Razem z twoim partnerem
roztopiliście się w tej większej energii.
Ale
to
połączenie
nie
powinno
zachodzić
nieświadomie, inaczej umknie ci najważniejsze - będzie to
jedynie piękny akt seksualny, a nie przemiana. Będzie
piękny, nie ma w tym nic złego, ale nie będzie on
przemianą. Jeśli wszystko przebiegnie nieświadomie,
będziesz zawsze poruszał się tą utartą koleiną. Będziesz
pragnął tego ponownie do świadczyć. Przeżycie to samo w
sobie będzie piękne, ale zmieni się w rutynę.
I za każdym razem, gdy będziesz go doświadczał,
będzie wytwarzać się w tobie jeszcze większe pożądanie.
Im więcej będziesz miał, tym bardziej będziesz pragnął i
wpadniesz w błędne koło. Nie rozwiniesz się, tylko
będziesz się kręcił w kółko.
Jeśli pozostaniesz uważny, dostrzeżesz, po pierwsze,
przemianę energii w ciele, po drugie, pozbycie się myśli z
umysłu i po trzecie, pozbycie się ego z serca. Trzeba
zaobserwować i dokładnie przyjrzeć się tym trzem
rzeczom. A kiedy zajdzie trzecia z nich, twoja energia
seksualna stanie się energią medytacyjną. Wtedy przestaje
to być tylko seks. Możesz po prostu leżeć razem z
ukochaną osobą, ciało obok ciała, ale ciebie już tam nie
ma - oboje przenieśliście się do innego świata.
Smakuj rozłąkę
Miłość to związek między tobą i jakąś drugą osobą.
Medytacja to związek między tobą i tobą. Miłość
rozchodzi się w kierunku na zewnątrz, medytacja - do
wewnątrz.
Miłość polega na dzieleniu się z kimś - ale jak możesz
się czymś podzielić, czego nie masz? Czym się
podzielisz? Medytacja da ci coś, czym będziesz mógł się
podzielić. Medytacja da ci jakość, energię, która
skierowana na drugą osobę, może przemienić się w
miłość.
Medytacja to nic innego jak znajdowanie wspólnego
języka z samym sobą. Jeśli nie potrafisz porozumieć się z
samym sobą, w jaki sposób chcesz porozumieć się z kimś
innym? Dlatego pierwsza miłość skierowana jest na siebie.
Dopiero wtedy możliwa jest ta druga. Ludziom śpieszy się
do drugiej miłości, choć nic nie wiedzą o pierwszej.
Jeśli tęsknisz za ukochaną osobą, pamiętaj o niej,
pamiętaj o nim. Pisz piękne listy... i nie przejmuj się, czy
są prawdziwe, czy nie! Powinny być piękne. Pisz wiersze,
poświęć godzinę dziennie swojej ukochanej osobie. Od
dziesiątej do jedenastej w nocy zgaś światło, usiądź na
łóżku, wspominaj ukochanego, czuj go.
W swojej wyobraźni dotykaj go, całuj, przytulaj i daj
się ponieść! Ta druga osoba nigdy nie będzie tak cudowna
jak w twoich marzeniach. Prawdziwi ludzi nigdy nie są tak
piękni - a przynajmniej bardzo rzadko. Prędzej czy później
stają się do niczego! A tak wspaniale jest fantazjować!
Bądź rozrzutny w miłości
Gdy energia wznosi się ku górze, transformacji ulega
też energia seksualna, zmienia swoją jakość. Potrzeba
seksu maleje, a potrzeba miłości rośnie. Energia
poruszająca się w dół zamienia się w seks, energia
poruszająca się w górę to miłość.
Nie czekaj. Zacznij kochać ludzi. Bądź szczodry w
miłości. Kochaj przyjaciół, a nawet nieznajomych. Kieruj
miłość ku drzewom, kamieniom, po prostu kochaj.
Siedzisz na skale i tak jak wtedy, gdy dotykasz
ukochanej osoby, zobaczysz, że jeśli z głęboką miłością
dotkniesz skałę, odpowie ci. Niemal natychmiast
poczujesz, że odpowiedziała. Skała przestaje być skałą.
Dotknij drzewa z głęboką miłością i nagle zobaczysz, że
nie będzie to jednostronne. Nie tylko ty kochasz drzewo -
ono odpowiada na twoją miłość.
Wszystko, co robisz, rób z miłością. Nawet kiedy jesz,
jedz z miłością, przeżuwaj jedzenie z uczuciem. Gdy
bierzesz prysznic, obdarz miłością i wdzięcznością
spływającą po tobie wodę, głęboko ją szanuj - ponieważ
ś
więtość jest wszędzie i wszystko jest święte. Gdy raz
poczujesz, że wszystko jest niezwykłe, nigdy nie
zabraknie ci miłości, ponieważ będziesz ją otrzymywał od
całego świata.
Pierwszy i ostatni raz
Będąc z kimś, zawsze pamiętaj, że może to być wasz
ostatni raz. Nie zmarnuj go na bzdury, nie twórz
konfliktów, które nic nie znaczą. Gdy zbliża się śmierć,
wszystko inne traci znaczenie.
Gdy ktoś zrobi czy powie coś, na co ty się
zdenerwujesz, pomyśl o śmierci. Wyobraź sobie śmierć
tego człowieka albo własną -jakie znaczenie będzie wtedy
miało to, co ta osoba powiedziała? Mógł mieć na myśli
coś zupełnie innego. Może uraziła cię jedynie twoja
interpretacja? Na sto problemów, dziewięćdziesięciu
dziewięciu winna jest nasza interpretacja.
Ilekroć z kimś jesteś, pamiętaj też, że nie jest to ta sama
osoba co poprzednio, ponieważ wszystko ulega zmianom.
Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki. Nie można
dwa razy spotkać tej samej osoby. Będziesz odwiedzać
swoją matkę, ojca, braci, siostry i przyjaciół - ale oni na
pewno się zmienili. Nic nie pozostaje takie samo. Ty
również się zmieniłeś, nie będziesz tą samą osobą;
również dlatego ludzie wydadzą ci się inni.
Jeśli będziesz pamiętać o tych dwóch sprawach, miłość
będzie mogła rozkwitnąć. Zawsze spotykając się z kimś,
traktuj wasze spotkanie jak pierwsze. I zawsze traktuj je
tak, jakby miało być ostatnim. Tak to właśnie jest.
Wtedy te krótkie chwile razem mogą stać się
cudownym spełnieniem.
Rozładuj negatywne energie
Początki miłości zawsze są piękne, ponieważ nie
zanieczyszczasz jej swoją destruktywną energią. Na
początku wypełniasz ją energią pozytywną; obie osoby
przelewają swoją pozytywną energię i wszystko układa się
fantastycznie. Ale potem stopniowo zaczyna przeważać
energia negatywna. Nie można wstrzymywać jej w
nieskończoność. Pozytywna energia się wyczerpuje (...).
Jej zapas jest bardzo mały, a zapas negatywnej jest
ogromny. Pozytywnej jest niewiele i po upływie miesiąca
miodowego
wyczerpuje
się.
Wtedy
pojawia
się
negatywna. Otwierają się drzwi piekła, a człowiek nie
może zrozumieć, co się stało. Taki piękny związek -
dlaczego roztrzaskał się o skały?
Jeśli człowiek od początku zachowa świadomość,
można ocalić związek. Wlewaj w niego swoją pozytywną
energię, ale pamiętaj, że prędzej czy później zacznie
napływać też negatywna. Kiedy się pojawi, rozładuj ją w
samotności.
Pójdź do innego pokoju i uwolnij negatywną energię.
Nie ma potrzeby wylewać jej na drugą osobę. Jeśli chcesz
krzyczeć, wrzeszczeć, złościć się, idź do osobnego pokoju,
krzycz i wściekaj się, bij w poduszkę. Nikt nie powinien
posuwać się do ciskania przedmiotami w ludzi. Nie zrobili
ci nic złego, więc dlaczego masz w nich celować? Dużo
lepiej wyrzucić to, co negatywne, do kosza na śmieci.
Jeśli pozostaniesz uważny, ze zdziwieniem przekonasz
się, że można tego dokonać. A gdy uwolnisz się od tego,
co negatywne, ponownie popłynie pozytywna energia.
Energię negatywną można uwalniać wspólnie z drugą
osobą tylko pod warunkiem, że związek trwa już długo,
jest ugruntowany. Ale i wtedy powinno być to traktowane
jako terapia. Gdy obaj partnerzy stali się bardzo uważni,
pozytywnie nastawieni, gdy stali się jednością i są w
stanie tolerować negatywną energię drugiej osoby - a nie
tylko tolerować, ale też korzystać z niej - mogą dojść do
porozumienia, że będą razem uwalniać to, co negatywne w
formie terapii.
Ale wtedy też radzę, by wszystko odbywało się w pełnej
ś
wiadomości, z premedytacją, a nie nieświadomie. Co
wieczór bądźcie przez godzinę negatywnie nastawieni do
siebie - uczyńcie z tego rodzaj gry zamiast gniewać się na
siebie w nieoczekiwanym miejscu i czasie. Ludzie z
reguły nie zachowują pełnej uwagi - nie dwadzieścia
cztery godziny na dobę -ale przez jedną godzinę możecie
oboje usiąść razem i być do siebie negatywnie nastawieni.
Wtedy będzie to gra, ćwiczenie terapeutyczne. Po
sześćdziesięciu minutach zakończy się, nie pozostawiając
kaca. Nie zabierzecie jej do swojego związku.
Pierwszy etap: negatywna energia powinna być
rozładowywana w samotności. Drugi etap: złe emocje
powinny być rozładowywane w określonym czasie za
zgodą obu stron. Dopiero na trzecim etapie człowiek może
bez żadnych obaw być naturalny. Wtedy zarówno bycie
negatywnym, jak i pozytywnym będzie piękne - ale tylko
na trzecim etapie.
Gdy w pierwszym kroku przestajesz odczuwać gniew -
siedzisz naprzeciw poduszki i gniew nie pojawia się -
oznacza to, że etap się zakończył. Gniew będzie
przychodził miesiącami, ale nagle pewnego dnia
poczujesz, że przestał; stał się bezsensowny, a ty nie
potrafisz dłużej złościć się w samotności. Poczekaj jednak,
aż druga osoba zacznie odczuwać to samo. Kiedy i u niej
pierwszy etap zakończy się, rozpoczyna się drugi. Wtedy
przez godzinę lub dwie - zdecydujecie, rano czy
wieczorem - z premedytacją stajecie się negatywni. Jest to
rodzaj psychodramy, po prostu ćwiczenie.
Nie atakujesz mocno. Uderzasz, ale nie drugą osobę. Po
prostu wyrzucasz z siebie wszystko, co negatywne. Nie
oskarżasz drugiej osoby. Nie mówisz: „Jesteś zły(a)",
mówisz: „Mam wrażenie, że jesteś zły(a)". Nie mówisz:
„Obraziłeś(aś) mnie"; mówisz: „Czuję się obrażony(a)".
To coś zupełnie innego. To świadoma gra: „Czuję się
obrażony(a), więc wyrzucę z siebie swój gniew. Jesteś mi
najbliższy(a), więc posłuż mi na pretekst" (...). Tak samo
niech postąpi druga osoba.
Po pewnym czasie znów pojawi się moment, w którym
poczujesz, że to świadome bycie negatywnie nastawionym
przestanie działać. Siedzicie przez godzinę i nic się nie
pojawia; ani u ciebie, ani u partnera. Wtedy kończy się
drugi etap. Nadchodzi czas na trzeci - a trzeci obejmuje
całe życie. Teraz jesteś gotów być zarówno negatywny,
jak i pozytywny; możesz być spontaniczny.
Tak miłość staje się małżeństwem.
Od osamotnienia do bycia samemu
Ludziom wydaje się, że powinno im być smutno, gdy
są sami. Jest to po prostu nieprawidłowe skojarzenie,
mylna interpretacja, ponieważ wszystko, co piękne, zdarza
się tylko w samotności, nie gdy przebywasz w tłumie.
Wszystko, co transcendentne, pojawia, się gdy człowiek
jest samotny, jest sam.
Ekstrawertyczny umysł wytworzył wpoił wszystkim
zasadę: gdy jesteś sam, czujesz się źle. Rusz się, spotykaj
się z ludźmi, ponieważ szczęście jest wśród nich. To
nieprawda. Szczęście wynikające z interakcji z ludźmi jest
powierzchowne. Szczęście, które rodzi się, gdy jesteś sam,
jest niezmiernie głębokie. Zachwyć się nim. Już samo
słowo „samotność sprawia, że robi się smutno. Nie
nazywaj tego samotnością, nazywaj „byciem samemu” -
„byciem samemu", a nie „odizolowaniem". Niefortunne
słowa mogą być powodem problemów. Nazywaj to „sta-
nem medytacyjnym", bo nim jest, a gdy się pojawia, ciesz
się nim. Śpiewaj, tańcz albo siedź w ciszy, zwrócony
twarzą do ściany, czekając, aż coś się wydarzy. Spraw, by
był to stan oczekiwania, a poznasz nową wartość.
I wcale nie będzie to smutek. Jeśli choć raz
zakosztowałeś głębi bycia samemu, wszystkie związki
wydają się płytkie. Nawet miłość nie może sięgnąć tak
głęboko, ponieważ w miłości obecna jest druga osoba, a to
trzyma cię bliżej obrzeża, peryferii. Gdy nie ma nikogo,
gdy nie ma nawet myśli o nim, a ty jesteś całkowicie sam,
zaczynasz tonąć i zatapiasz się w sobie.
Nie bój się. Na początku to zanurzanie będzie
przypominać śmierć. Otoczy cię mrok. Otoczy cię smutek,
bo jedyne szczęście, które znałeś, leżało zawsze w
związku z drugim człowiekiem, z innymi ludźmi.
Poczekaj trochę. Zanurz się jeszcze głębiej, a odkryjesz
narastającą ciszę oraz bezruch, który ma w sobie coś z
tańca... nieruchomy ruch wewnątrz ciebie. Nic się nie
porusza, a jednak wszystko ma ogromną prędkość - puste,
a pełne. Spotykają się paradoksy i zanikają sprzeczności.
Siedź w ciszy, zrelaksowany, ale czujny, ponieważ
czekasz. Czekasz, aż coś na ciebie spłynie. Kiedy tak
siedzisz, bądź zwrócony twarzą do ściany. Ściana jest
piękna. Nie masz się jak ruszyć. Gdziekolwiek spojrzysz -
ś
ciana. Nie ma dokąd iść. Nie wieszaj na niej obrazów; po
prostu niech to będzie pusta ściana. Gdy nie ma na co
patrzeć, stopniowo zainteresowanie patrzeniem maleje.
Przez patrzenie na pustą ścianę narastają w tobie jedno-
cześnie pustka i prostota. I w ten sposób, dzięki zwykłej
ś
cianie powstaje inna ściana w tobie: ściana niemyślenia.
Pozostań otwarty i radosny. Uśmiechaj się, czasem
zanuć jakąś melodię albo kołysz się. Możesz nawet
tańczyć, ale rób to zwrócony do ściany; niech ona będzie
przedmiotem medytacji.
Człowiek prędzej czy później musi pogodzić się ze
swoją samotnością. Gdy się z nią zmierzysz, zmienia ona
swoją barwę, jakość. Zmienia się jej smak. Staje się po
prostu byciem samemu. Nie jest to stan izolacji, jest to
bycie samemu. Osamotnienie ma w sobie nutę
przygnębienia; bycie samemu otwiera przed tobą poczucie
błogości.
8. Łączność ciała i umysłu
Ć
wiczenia dla zdrowia oraz odczuwania całego siebie
Diagnoza
Mułła Nasreddin zeznawał w sądzie. Zauważył, że
każde jego słowo notowane jest przez pisarza sądowego.
Stopniowo mówił coraz szybciej i szybciej. W końcu
pisarz sądowy z trudem mógł za nim nadążyć. Wreszcie
Nasreddin wykrzyknął: „Na Boga, panie! Nie pisz tak
szybko. Nie nadążam za panem".
Zupełnie nie kieruję się zegarem. Ale doszedłem do
zrozumienia swojego ciała. Nauczyłem się wyczuwać jego
potrzeby. Wsłuchując się w nie, bardzo dużo się
dowiedziałem. Również ty, jeśli będziesz słuchał swojego
ciała, jeśli będziesz na nie wyczulony, wytworzysz u
siebie rodzaj zdyscyplinowania, którego jednak nie będzie
można nazwać dyscypliną.
Nie zmuszałem się do tego. Próbowałem w życiu
różnych rzeczy. Nieustannie eksperymentowałem, żeby
wyczuć, do czego moje ciało doskonale pasuje. Kiedyś
wstawałem bardzo wcześnie, o trzeciej rano. Później o
czwartej, o piątej. Teraz od lat wstaję o szóstej. Stopniowo
obserwowałem, co odpowiada mojemu ciału. Człowiek
musi być bardzo wyczulony.
Obecnie psycholodzy mówią, że podczas snu ciało
każdego człowieka traci na dwie godziny swoją normalną
temperaturę. Spada ona o dwa stopnie. Może to nastąpić
między trzecią a piątą lub drugą i czwartą albo czwartą i
szóstą, ale temperatura ciała każdego człowieka spada w
nocy o dwa stopnie. Te dwie godziny są okresem
najgłębszego snu. Jeśli w tym czasie wstaniesz, przez cały
dzień będziesz czuł się zdezorientowany. Możesz spać w
sumie sześć, siedem godzin; nie zrobi to żadnej różnicy.
Jeśli przerwiesz sen w ciągu tych godzin, gdy spada
temperatura, przez cały dzień będziesz czuł się zmęczony,
ś
piący, będziesz ziewał. Będziesz miał wrażenie, że
czegoś brakuje. Będziesz podenerwowany. Ciało będzie
czuło się chore.
Jeśli zaś wstaniesz dokładnie po upływie tych dwóch
godzin, będzie to najlepszy moment. Będziesz czuł się
odświeżony. Przespanie choćby tylko dwóch godzin
będzie wtedy wystarczające. Sześć, siedem, osiem godzin
snu jest zupełnie niepotrzebne. Jeśli prześpisz te dwie
godziny, gdy temperatura spada o dwa stopnie, będziesz
szczęśliwy, spokojny. Przez cały dzień będziesz odczuwał
łaskę, ciszę, zdrowie, jedność, dobre samopoczucie.
Każdy musi sam zaobserwować, kiedy przypadają u
niego te dwie godziny. Nie sugeruj się wskazaniami z
zewnątrz, ponieważ czyjaś dyscyplina jest dobra dla tego,
kto ją opracował (...). Niektórzy jogini wstają o trzeciej
rano - widocznie to im odpowiada, ale ich uczniowie, choć
wstają o trzeciej, przez cały dzień pozostają ospali.
Martwią się, że nie są w stanie sprostać tak prostemu
wymaganiu. Noszą w sobie poczucie winy. Usilnie pró-
bują, ale się im nie udaje. Myślą, że ich mistrz to ktoś
wyjątkowy, wspaniały. Nigdy nie wydaje się śpiący. A
jemu po prostu ta godzina odpowiada.
Musisz odnaleźć swoje ciało, jego własną ścieżkę, to, co
mu odpowiada - to, co jest dla ciebie dobre. Gdy to
odnajdziesz, z łatwością możesz sobie na to pozwolić. Nie
będzie żadnego wymuszania, ponieważ wszystko będzie
zestrojone z twoim ciałem, nie będziesz mu niczego
narzucać; nie będzie walki ani wysiłku. Obserwuj, co ci
odpowiada do jedzenia. Ludzie jadają różne rzeczy. Stają
się niespokojni. Ich umysł jest wzburzony. Nie narzucaj
sobie cudzej dyscypliny, ponieważ nikt nie jest taki jak ty,
nikt nie może wiedzieć, co będzie dobre dla ciebie.
Właśnie dlatego namawiam cię do jednej tylko
dyscypliny: jest nią samoświadomość, wolność. Słuchaj
swojego ciała. Ma ono ogromną mądrość. Jeśli będziesz go
słuchał, nigdy się nie pomylisz. Jeśli nie będziesz go
słuchał i będziesz wszystko mu narzucał, nigdy nie
osiągniesz szczęścia. Będziesz niezadowolony, chory,
zmartwiony,
zawsze
niespokojny
i
rozproszony,
zdezorientowany.
Eksperymentowałem bardzo długo. Próbowałem żywić
się najróżniejszymi produktami i stopniowo eliminowałem
to, co nie było dla mnie odpowiednie. Teraz jem tylko to,
co jest dla mnie dobre. Problem ma z tym moja kucharka,
bo niemal codziennie musi gotować to samo i nie pojmuje,
jak mogę wciąż jeść te same potrawy i ciągle je chwalić.
Jeść to jeszcze zgoda, ale żeby to wciąż smakowało?
Jeśli coś ci odpowiada, możesz cieszyć się tym w
kółko. Dla ciebie nie będzie to powtarzanie. Problem
zaczyna się wtedy, jeśli coś ci nie odpowiada.
Czwartkowego wieczoru mułła Nasreddin wrócił do
domu na kolację. Żona podała mu pieczony bób. Mułła
wziął talerz i cisnąwszy nim o ścianę, krzyknął: „Nie
cierpię pieczonego bobu!"
„Nasreddinie, nie rozumiem cię - zdumiała się żona. -
W poniedziałek pieczony bób ci smakował, we wtorek
smakował, we środę smakował i nagle we czwartek
mówisz, że go nie cierpisz? To nielogiczne!"
Zwykle człowiek nie może żywić się tym samym
każdego dnia. Jednak przyczyna nie tkwi w tym, że jest to
to samo danie, ale w tym, że nie jest dla niego
odpowiednie. Przez jeden dzień możesz je tolerować, ale
dwa to już za dużo. Jak mógłbyś tolerować je codziennie?
Ale jeśli coś jest dla ciebie odpowiednie, wtedy nie ma
problemu. Możesz jeść to przez całe życie i każdego dnia
będzie ci smakować, ponieważ przynosi harmonię. Po
prostu odpowiada ci, współgra z tobą.
Wciąż oddychasz - tym samym powietrzem. Wciąż się
kąpiesz - to ciągle ta sama woda. Wciąż śpisz - to ten sam
sen. Ale odpowiadają ci, więc wszystko jest w porządku.
Wtedy nie jest to powtórka. Jeśli żyjesz w zgodzie z naturą,
wtedy nie przejmujesz się dniem wczorajszym, który
przeminął, nie zaprzątasz nim sobie głowy. Nie
porównujesz swojego wczoraj z dzisiaj i nie planujesz
jutra. Po prostu żyjesz tu i teraz, cieszysz się obecną
chwilą. Cieszenie się chwilą nie ma nic wspólnego z
nowościami. Wiąże się z harmonią. Możesz każdego dnia
wprowadzać jakieś nowinki, ale jeśli nie są dla ciebie
dobre, będziesz tylko gonić od jednej do drugiej, nie
zaznając spoczynku.
Cokolwiek robię, nie jest to wymuszone, ale
spontaniczne. W ten sposób stopniowo uświadomiłem
sobie potrzeby swojego ciała. Zawsze go słucham. Nigdy
nie narzuciłbym ciału tego, co dyktuje umysł. Postępuj tak
samo, a będziesz wiódł szczęśliwsze i błogie życie.
Recepty
Połącz się z ciałem w stanie zdrowia
Utrzymywanie kontaktu z ciałem oznacza głęboką
wrażliwość. Człowiek może wcale nie czuć, że ma ciało -
odczuwa je najczęściej tylko wtedy, gdy jest chory.
Pojawia się ból głowy i nagle odczuwasz głowę; gdy
głowa cię nie boli, nie masz z nią kontaktu. Boli cię noga -
uświadamiasz sobie jej istnienie. Masz świadomość ciała
tylko wtedy, gdy coś jest nie tak.
Kiedy wszystko jest w porządku, jesteś całkowicie
nieświadomy. Ale kiedy wszystko jest dobrze, też można
nawiązać kontakt z ciałem. Gdy coś jest źle - w istocie
nawiązujesz kontakt z chorobą, z tym, co nie funkcjonuje
dobrze, zatracając świadomość dobrego samopoczucia.
Głowę masz przez cały czas, lecz dopiero, kiedy
pojawia się ból, nawiązujesz kontakt. Tyle że nie z głową,
lecz z bólem! Kontakt z głową możliwy jest tylko wtedy,
gdy nie ma bólu, a głowę wypełnia dobre samopoczucie.
Niemal całkowicie utraciliśmy tę zdolność. Gdy
wszystko jest w porządku, nie mamy kontaktu. Nasz
kontakt jest więc tylko miarą stanu zagrożenia. Jest ból
głowy - potrzeba naprawy, potrzeba leków, należy coś
zrobić, więc nawiązujesz w tym celu kontakt.
Spróbuj skontaktować się z ciałem, gdy wszystko jest
dobrze. Połóż się na trawie, zamknij oczy, poczuj, co dzieje
się w tobie -jak szemrze w tobie dobre samopoczucie.
Połóż się w rzece. Woda dotyka ciała i ochładza każdą
komórkę. Poczuj w sobie, jak napływa chłód, komórka po
komórce, jak wnika w ciało. Ciało jest niezwykłe, to jeden
z cudów natury.
Usiądź w słońcu. Pozwól promieniom penetrować
ciało. Poczuj, jak ciepło przenika w głąb, coraz dalej, jak
dociera do krwi i do każdej kości. Słońce jest życiem,
ź
ródłem. Siedząc z zamkniętymi oczami, po prostu poczuj
to, co się dzieje. Pozostań czujny, obserwuj i ciesz się.
Stopniowo zaczniesz uświadamiać sobie delikatną
harmonię, rozbrzmiewającą w tobie piękną muzykę.
Wtedy nawiążesz kontakt z ciałem. W przeciwnym razie
będziesz dźwigał martwe ciało.
Postaraj się mieć więcej wrażliwości dla swojego ciała.
Słuchaj go. Mówi do ciebie wiele rzeczy, ale ty - skupiony
na tym, co mówi głowa - nigdy go nie słyszysz. Gdy
pojawia się konflikt między umysłem i ciałem, ciało
prawie zawsze ma rację ponieważ jest ponieważ naturalne,
a umysł jest wytworem społeczeństwa. Ciało należy do
niezmierzonej natury, a umysł do społeczeństwa, twojej
grupy społecznej, pokolenia i epoki. Ciało jest głęboko
zakorzenione w egzystencji, a umysł prześlizguje się po
powierzchni. Ale ty zawsze słuchasz głowy, nigdy nie
słuchasz ciała. Przez to przyzwyczajenie kontakt zostaje
przerwany.
Ciało porusza się wokół serca, tak jak Układ Słoneczny
krąży wokół Słońca. Ożyłeś, gdy twoje serce zaczęło bić, i
umrzesz, gdy przestanie.
Serce to słoneczne centrum twojego ciała. Miej jego
ś
wiadomość. Ale możesz osiągnąć to tylko przez
stopniowe uświadamianie sobie całego ciała.
Medytacja w ruchu
Wprowadzaj do swojej medytacji coraz więcej ruchu.
Bieganie może być piękną medytacją, pływanie może być
piękną medytacją, taniec może być piękną medytacją. Do
ruchu trzeba dodać tylko uważną świadomość. Ruch i
ś
wiadomość - oto przepis. Biegaj, ale rób to świadomie,
bądź czujny.
Zachowywanie czujności w ruchu jest proste i
naturalne. Kiedy siedzisz w ciszy, naturalne jest, że
przysypiasz. Gdy leżysz na kanapie, trudno ci jest być
uważnym, ponieważ cała sytuacja sprzyja zaśnięciu. Ale
w ruchu na pewno nie zaśniesz. Funkcjonujesz z dużo
większą uwagą. Jedyny problem stanowi to, że ruch może
stać się mechaniczny. Można biegać mechanicznie. Można
stać się ekspertem, profesjonalnym biegaczem. Wtedy
uwaga nie jest już potrzebna. Ciało biegnie jak
mechanizm, automat i tracisz istotę rzeczy.
Nigdy nie stawaj się zawodowcem w bieganiu.
Pozostań amatorem, tak żeby zachować świadomość. Jeśli
odczujesz, że bieganie stało się automatyczne, porzuć je.
Spróbuj pływania. Jeśli i ono stanie się automatyczne,
tańcz. Musisz pamiętać, że ruch to jedynie okoliczność,
która ma powodować rozbudzą świadomość. Dopóki
wzbudza on w tobie świadomość, jest dobry; gdy
przestanie, stanie się bezużyteczny. Zmień go wtedy na
inną aktywność, która znów wywoła w tobie uwagę.
Nigdy nie pozwól żadnej czynności stać się automatyczną.
Bieg w wyobraźni
Jeśli możesz biegać, inny rodzaj medytacji nie będzie
potrzebny - to wystarczy!
Każda czynność, której potrafisz oddać się całkowicie,
staje się medytacją, a bieganie jest tak cudowne, że łatwo
jest się w nim całkowicie zatracić. Masz styczność z
wszystkimi żywiołami - ze słońcem, powietrzem, ziemią i
niebem. Masz kontakt z egzystencją. Gdy biegasz, twój
oddech naturalnie staje się głęboki i zaczyna masować
ośrodek hara, z którego uwalnia się energia medytacyjna.
Znajduje się on tuż poniżej pępka, pięć centymetrów pod
nim. Gdy oddech staje się głęboki, masuje go i ożywia.
Kiedy twoja krew jest czysta i nieskażona truciznami i
zanieczyszczeniami, jest czerwona i żywa, pełna radości, a
każda jej kropla tańczy w tobie - wtedy jesteś w
odpowiednim nastroju do medytacji. Wtedy nie ma
potrzeby pracować nad nią: ona po prostu się dzieje!
Cudowne jest bieganie pod wiatr. To jak taniec
wszystkich żywiołów.
Podczas biegu nie możesz myśleć. Jeśli myślisz, nie
biegniesz dobrze. Gdy oddajesz się całkowicie bieganiu,
myślenie znika. Stajesz się tak „ziemski", że głowa
przestaje funkcjonować. Ciało jest tak aktywne, że nie
starcza energii na myślenie; myślenie zatrzymuje się.
W medytacji dojdziesz do momentów, które pojawiają
się, gdy biegasz. Podczas biegu dojdziesz do momentów,
które pojawiają się w medytacji. Stopniowo oba stopią się
w jedno. Wtedy nie będzie potrzeby wykonywać ich
oddzielnie - będziesz mógł biegać i medytować;
medytować i biegać.
Od czasu do czasu wypróbuj taką oto technikę: leżąc w
łóżku, wyobrażaj sobie, że biegniesz. Wyobraź sobie całą
scenerię: drzewa, wiatr, słońce, plażę i słone powietrze.
Wyobraź sobie wszystko, ujrzyj to, i spraw, by było tak
kolorowe jak to tylko możliwe.
Przypomnij sobie jakiś poranek, który najbardziej ci się
podobał, gdy biegałeś po plaży lub w lesie. Niech
całkowicie cię wypełni... Poczuj nawet zapach drzew,
sosen lub zapach plaży. Wszystko, co ci się podobało,
wyobrażaj sobie niemal tak, jak by działo się to teraz
naprawdę. W końcu zacznij w wyobraźni biegnąć.
Zauważysz, że zmieni się twój oddech. Biegnij... i
okaże się, że możesz tak biec długie kilometry. Nie ma
końca; możesz robić to godzinami. Będziesz zaskoczony,
ż
e wykonując to ćwiczenie w pozycji leżącej, ponownie
dojdziesz do momentów, w których pojawi się medytacja.
Więc jeśli kiedyś z jakiegoś powodu nie będziesz mógł
biegać - będziesz chory albo sytuacja nie pozwoli ci na to
lub uznasz, że w mieście nie warto biegać - możesz to
zrobić na leżąco i uzyskać te same efekty.
Namów swoje ciało do odprężenia
W relaksacji musisz się po prostu odprężyć, nie skupiać
się -jest ona przeciwieństwem koncentracji. Podam ci
pewną metodę, którą możesz zacząć stosować wieczorem.
Zanim pójdziesz spać, usiądź na krześle. Usiądź
wygodnie -komfort jest najważniejszym elementem tej
metody. Abyś się zrelaksował, musi ci być wygodnie, więc
spraw, byś tak się poczuł. Przyjmij taką pozycję, jaką
chcesz, zamknij oczy i odpręż ciało. Od palców u nóg aż
po głowę poczuj, gdzie odczuwasz napięcie. Jeśli czujesz
je w kolanie, odpręż kolano. Dotknij go i powiedz mu:
„Proszę, odpręż się". Jeśli czujesz napięcie gdzieś w
ramionach, dotknij tego miejsca i powiedz: „Proszę,
odpręż się".
Po upływie tygodnia będziesz w stanie komunikować
się ze swoim ciałem. A gdy zaczniesz się z nim
porozumiewać, wszystko stanie się łatwe.
Do niczego ciała nie zmuszaj; próbuj je przekonać. Nie
powinieneś z nim walczyć. To paskudne, okrutne,
agresywne, a każdy kolejny konflikt wywoła tylko jeszcze
większe napięcie.
Nie możesz być w konflikcie - niech podstawą będzie
wygoda. Ciało to tak piękny podarunek od istnienia, że
walka z nim jest negowaniem wartości stworzenia. Ciało
jest kaplicą, a my się w niej chronimy, jest świątynią.
Mieszkamy w niej i musimy o nią dbać. To nasz
obowiązek.
Postępuj tak przez siedem dni (...). Na początku będzie
to wydawać się absurdalne, ponieważ nie nauczono nas
rozmowy z własnym ciałem - ale dzięki temu naprawdę
mogą się dziać cuda. Pierwszą sprawą jest odprężenie się
na krześle w półmroku lub przyćmionym świetle; zrób tak,
jak lubisz. Światło nie powinno być jasne. Powiedz
wszystkim: „Przez dwadzieścia minut niech nikt mnie nie
rozprasza, żadnych telefonów, nic". Niech będzie tak,
jakby na te dwadzieścia minut cały świat zniknął.
Zamknij drzwi, załóż luźne ubranie, tak żeby nic cię nie
uciskało, zrelaksuj się na krześle i zacznij odczuwać, skąd
bije napięcie. Znajdziesz wiele takich miejsc. Właśnie je
musisz odprężyć w pierwszej kolejności, ponieważ dopóki
ciało będzie spięte, umysł nie będzie mógł się
zrelaksować. Ciało umożliwia umysłowi odprężenie. Staje
się środkiem relaksacji.
Dotykaj tego miejsca. Tam, gdzie czujesz napięcie,
dotykaj ciała z głębokim uczuciem i współczuciem. Ciało
jest twoim sługą, a ty nic za nie nie płaciłeś - dostałeś je w
podarunku. Jest ono tak skomplikowane, tak złożone, że
do tej pory nauce nie udało się skonstruować nic mu
równego.
Lecz my nigdy o nim nie myślimy, nie kochamy ciała.
Wręcz przeciwnie, złościmy się na nie. Ciało to jeden z
pradawnych kozłów ofiarnych. Możesz go wszystkim
obrzucić; ciało jest nieme i nie może się odwzajemnić. Nie
może odpowiedzieć, nie może krzyknąć, że się mylisz.
Więc cokolwiek powiesz, ciało nie protestuje.
Uświadom sobie każdy zakamarek swojego ciała.
Otocz je miłosierdziem, współczuciem, troską. Zajmie to
co najmniej pięć minut, a ty poczujesz się bardzo wiotki,
zrelaksowany, prawie śpiący.
Wtedy przenieś uwagę na oddech, zrelaksuj i jego. Ciało
to zewnętrzna część nas, świadomość jest częścią
wewnętrzną, a oddech to łączący je most. Więc gdy ciało
jest odprężone, po prostu zamknij oczy i zobacz swój
oddech, jego też zrelaksuj. Porozmawiaj z nim: „Proszę,
odpręż się. Bądź naturalny". Zauważysz, że w momencie
gdy powiesz: „Proszę, odpręż się", coś subtelnie zaskoczy.
Normalnie
oddech
jest
bardzo
nienaturalny.
Zapomnieliśmy, jak go relaksować. Ponieważ przez cały
czas jesteśmy spięci, przyzwyczailiśmy się, że oddech też
musi taki być. Toteż po prostu powiedz mu dwa lub trzy
razy, żeby się uspokoił, a potem zamilknij.
Bądź bardziej wrażliwy
Bądź bardziej wrażliwy. A nie można być wrażliwym
tylko w jednym wymiarze. Albo człowiek jest wrażliwy
we wszystkich wymiarach, albo w żadnym. Wrażliwość
przynależy do całej twojej osoby. Bądź więc wrażliwszy.
Wtedy codziennie będziesz w stanie odczuwać, co się
dzieje dookoła.
Kiedy np. spacerujesz w słońcu, poczuj promienie na
swojej twarzy; bądź wrażliwy. Ten delikatny dotyk.
Promienie cię uderzają. Jeśli potrafisz je poczuć, będziesz
w stanie poczuć także wewnętrzne światło, gdy na ciebie
spłynie.
Gdy leżysz w parku, poczuj trawę. Poczuj otaczającą
cię zieleń. Poczuj różnicę w wilgotności. Poczuj zapach
ziemi. Jeśli nie jesteś w stanie tego dokonać, nie poczujesz
także, gdy coś zacznie się dziać wewnątrz ciebie.
Zacznij od zewnątrz, ponieważ jest to łatwiejsze. Jeśli
nie możesz poczuć tego, co znajduje się na zewnątrz, tym
bardziej nie poczujesz tego, co jest w środku. W życiu
bądź bardziej poetą niż menedżerem. Czasami bycie
wrażliwym nic nie kosztuje.
Czy czujesz wodę, gdy bierzesz kąpiel? Traktujesz to
jak rutynę - wchodzisz i wychodzisz. Poczuj to przez kilka
minut. Po prostu bądź pod prysznicem i poczuj wodę,
poczuj, jak spływa po tobie. Może się to stać bardzo
głębokim doznaniem, ponieważ woda to życie. W
dziewięćdziesięciu procentach składamy się z wody. Jeśli
nie jesteś w stanie poczuć wody spływającej po tobie, nie
poczujesz też falowania wody w swoim ciele.
Ż
ycie narodziło się w morzu, a my mamy w organizmie
wodę z solą. Idź popływać w morzu i poczuj otaczającą
cię wodę. Wkrótce przekonasz się, że jesteś częścią morza
i że twoja wewnętrzna część należy do morza. Poczujesz
to. Gdy jest księżyc i ocean faluje w reakcji na niego,
twoje ciało również zacznie falować. Robi to zawsze, ale
ty tego nie czujesz. A jeśli nie czujesz czegoś tak
znacznego, problemem będzie też odczucie czegoś tak
subtelnego jak medytacja.
Jak możesz odczuwać miłość? Wszyscy cierpią.
Widziałem tysiące ludzi pogrążonych w głębokim bólu.
Cierpieli z braku miłości. Chcą kochać i chcą być kochani,
ale problem polega na tym, że nawet jeśli ich pokochasz,
oni tego nie poczują. Będą wciąż pytać: „Kochasz mnie?"
Co masz robić? Jeśli powiesz: „Tak", nie uwierzą,
ponieważ tego nie czują. Jeśli powiesz: „Nie", będą
urażeni.
Jeśli nie czujesz promieni słońca, jeśli nie czujesz
deszczu, jeśli nie czujesz trawy, jeśli nie jesteś w stanie
poczuć niczego, co cię otacza, atmosfery - wtedy nie
poczujesz głębokich rzeczy takich jak miłość czy
współczucie; to bardzo trudne. Potrafisz odczuwać jedynie
gniew, przemoc, smutek, ponieważ są brutalne. Do
twojego wnętrza prowadzi ścieżka subtelności. Im
subtelniejsza jest twoja medytacja, tym subtelniejsze
będzie odczucie. Ale musisz się przygotować.
Medytacja nie jest czymś, co wykonujesz przez godzinę
i puszczasz potem w niepamięć. Całe życie powinno być
medytacją. Tylko wtedy zaczniesz odczuwać. Kiedy
mówię, że całe życie ma być medytacją, nie mam na myśli
zamykania oczu na dwadzieścia cztery godziny, siedzenia
kamieniem i medytowania - nie! Gdziekolwiek jesteś,
możesz być wrażliwy, a ta wrażliwość będzie przynosić ci
korzyść.
Czy
potrafisz
szlochać?
Potrafisz
ś
miać
się
spontanicznie?
Potrafisz
spontanicznie
tańczyć?
Spontanicznie kochać? Jeśli nie, jak masz nauczyć się
medytować? Czy umiesz się bawić? To trudne! Wszystko
stało się trudne. Człowiek stał się niewrażliwy.
Przywróć sobie wrażliwość. Odzyskaj ją! Pobaw się
troszkę! Bycie figlarnym to bycie religijnym. Śmiej się,
szlochaj, śpiewaj, rób coś spontanicznie całym swoim sercem.
Zrelaksuj ciało, uspokój oddech, zachowuj się tak, jakbyś
znów był dzieckiem. Odzyskaj uczucia - mniej myślenia,
więcej emocji. Żyj bardziej sercem niż głową. Niekiedy
ż
yj tylko ciałem, zapomnij o duszy. Żyj całkowicie ciałem
– ponieważ jeśli nie potrafisz odczuwać nawet własnego
ciała, nie poczujesz swojej duszy. Pamiętaj o tym. Wróć
do ciała. Tak naprawdę jedynie krążymy w okolicy swego
ciała; nie jesteśmy w nim. Każdy boi się być w ciele.
Społeczeństwo wytworzyło ten strach. Jest on głęboko
zakorzeniony.
Wróć do swojego ciała, wprowadź się do niego
ponownie. Bądź jak niewinne zwierzę. Obserwuj skaczące
i biegające zwierzęta. Czasami skacz i biegaj tak jak one -
wtedy wrócisz do swojego ciała. Wtedy poczujesz je,
poczujesz promienie słoń ca, deszcz, wiejący wiatr.
Jedynie bycie świadomym tego, co dzieje się naokoło
ciebie, pozwoli ci odczuwać to, co dzieje się w tobie.
Dla palaczy (1)
Ssanie kciuka jest lepsze niż palenie i ułatwi ci
pozbycie się nałogu. Musisz zrozumieć pewną rzecz: jeśli
ssałeś kciuk, a potem przestałeś, to jako substytut
wybrałeś palenie. Twoim problemem nie jest palenie - nie
możesz nic z nim zrobić. Nieważne, jak bardzo będziesz
się starał, nigdy ci się nie powiedzie, ponieważ nie jest
ono twoim najważniejszym problemem; jego istota leży
gdzie indziej. Zmieniłeś go. Porzuciłeś prawdziwy i za-
stąpiłeś go sztucznym.
Sugeruję, żebyś zapomniał o walce z paleniem i zaczął
ssać kciuk. Nie przejmuj się -jest to piękne, po prostu
piękne. Nie ma w tym nic złego, ponieważ nie jest to
szkodliwe. Zacznij ssać kciuk, a gdy to zrobisz, zniknie
potrzeba palenia. Gdy ona zaś zniknie, oznaczać to będzie,
ż
e jesteśmy na właściwej drodze. Ssij kciuk przez kilka
miesięcy, porzucając wieloletni nałóg palenia. Ssij kciuk przez sześć
czy dziewięć miesięcy nie wstydź się tego, ponieważ nie ma w tym
nic złego. Porzuć więc palenie i zamiast niego zacznij ssać
kciuk. Cofnij się, uwstecznij. Po sześciu czy dziewięciu
miesiącach, gdy chęć palenia całkowicie zniknie, zastąp
ssanie kciuka czymś innym. Zacznij codziennie pić mleko
z butelki dla niemowląt... codziennie. Delektuj się nim tak,
jakby płynęło z piersi, i nie wstydź się tego. Delektuj się
tak każdego wieczoru przez piętnaście minut. Zapewni ci
to bardzo głęboki sen. I kładź się spać z butelką. Rano, gdy
otworzysz oczy, znajdziesz butelkę i znów będziesz mógł
possać trochę ciepłego mleka. Rób to również w dzień -
dwa czy trzy razy... Nie pij dużo, tylko troszkę.
Najpierw rzuć palenie papierosów, a zastąp je ssaniem
kciuka. Później porzuć kciuk. Dalej cofasz się do ssania
piersi - tym razem na niby - i od tego momentu pewne
rzeczy zaczną znikać. Zaledwie po kilku dniach
zauważysz, że już nie ma potrzeby robić niczego (...).
Najpierw będziesz pić cztery, pięć lub sześć razy dziennie,
następnie trzy razy, potem dwa, w końcu raz. Pewnego
dnia poczujesz po prostu, że już tego nie potrzebujesz (...).
Ale to musi zaniknąć w ten sposób.
Nigdy nie wygrasz z paleniem w otwartej walce.
Miliony ludzi walczą i nie odnoszą sukcesu, ponieważ nie
przechodzą całej procedury. Musisz podejść do tego
naukowo. Cofnąć się do korzeni. Przyczyną jest tęsknota
za piersią matki. Być może nie dawała ci jej tak często, jak
chciałeś? To pragnienie pozostało w tobie, nie odeszło, a
wraz z nim pozostało w tobie coś z niezaspokojonego
dziecka.
Gdy odpowiednio uporasz się z problemem, po raz
pierwszy odkryjesz, że dorosłeś. Gdy zniknie dziecko i
potrzeba ssania matczynej piersi, poczujesz nagły przyrost
energii. Coś, co było uwięzione w klatce, zostało
uwolnione. Wydoroślejesz.
Gdy odkryjesz korzeń, możesz go odciąć. Ale nie
znając go, jesteś w stanie walczyć jedynie z cieniem i
wciąż mu ulegać, nigdy nie odniesiesz zwycięstwa.
Niech ten proces zrywania z paleniem trwa nawet rok.
Nie tylko palenie zniknie, ale ty się zmienisz. Coś w tobie,
coś fundamentalnego, coś, co cię powstrzymuje, zniknie.
Twoje ciało będzie zdrowsze, umysł stanie się ostrzejszy i
inteligentniejszy. Dorośniesz pod każdym względem.
Dla palaczy (2)
Radziłbym, żebyś palii tyle, ile chcesz. To nie jest
najcięższy grzech. Gwarantuję ci to -wezmę za to
odpowiedzialność. Biorę ten grzech na siebie, więc jeśli w
dniu Sądu Ostatecznego spotkasz Boga, powiedz Mu, że
ten oto człowiek jest odpowiedzialny. Stanę tam jako
ś
wiadek i potwierdzę to. Więc nie przejmuj się, że jest to
grzechem. Zrelaksuj się i nie staraj się go odrzucić za
wszelką cenę. To nie pomoże.
Oto co sugeruję: pal tyle, ile chcesz - lecz pal
medytacyjnie. Jeśli wyznawcy zen mogą medytacyjnie pić
herbatę, to dlaczego ty nie mógłbyś w ten sposób palić?
Tak naprawdę herbata zawiera ten sam środek
pobudzający co papierosy. To ten sam środek, nie ma
między nimi wielkiej różnicy. Pal medytacyjnie, z
religijnością. Przekształć to w ceremonię. Spróbuj mojego
sposobu.
Wydziel w domu mały kącik tylko do palenia: niewielką
ś
wiątynię poświęconą bogu palenia. Najpierw pokłoń się
paczce papierosów. Porozmawiajcie - rozmawiaj z
papierosami. Zapytaj: „Co u was?" A potem powoli
wyjmij papierosa - bardzo powoli, tak wolno jak tylko
możesz, ponieważ tylko wtedy zachowasz rozbudzoną
uwagę. Nie rób tego mechanicznie, tak jak dzieje się to
zawsze. Następnie postukaj papierosem w paczkę - po-
woli. Rób to tak długo, jak tylko będziesz chciał. Nie ma
pośpiechu. Wyjmij zapalniczkę. Ukłoń jej się. To
wspaniali bogowie i boginie! Światło jest bogiem, więc
dlaczego zapalniczka nie może nim być?
Następnie zacznij palić - bardzo powoli, jakbyś
oddawał się buddyjskiej medytacji. Nie rób tego jak
oddechy pranajamy, krótko i szybko. Rób to głęboko i
bardzo powoli. Budda mówi:
„oddychaj naturalnie". Więc ty pal naturalnie - powoli,
bez pośpiechu. Jeśli jest to grzech, śpieszysz się. Jeśli jest
to grzech, chcesz to jak najszybciej zakończyć. Jeśli jest to
grzech, nie chcesz na to patrzeć. Paląc, czytasz gazetę. Kto
chciałby patrzeć na grzech? Ale to nie jest grzech, więc
patrz, obserwuj każdą swoją czynność.
Podziel czynności na krótkie etapy, tak żebyś mógł
wykonywać je bardzo wolno. Będziesz zaskoczony:
obserwując palenie, sprawisz, że będziesz palił coraz
mniej. Pewnego dnia nagle zniknie. Nie włożyłeś w to
ż
adnego
wysiłku.
Samo
zniknęło,
ponieważ
uświadamiając sobie martwe przyzwyczajenie, rutynę,
mechaniczny nawyk, wytworzyłeś, uwolniłeś w sobie
nową świadomość. Jedynie ta energia może ci pomóc. Nic
innego.
Tak samo jest ze wszystkim w życiu. Nie staraj się na
siłę zmieniać siebie. To pozostawia blizny. Nawet jeśli się
zmienisz, zmiana będzie powierzchowna, a ty znajdziesz
sobie substytut gdzieś indziej. Będziesz musiał go znaleźć,
inaczej poczujesz się pusty.
Gdy coś dzieje się samo z siebie, ponieważ wyciszyłeś
się i uświadomiłeś sobie związaną z tym głupotę, gdy nie
potrzeba wysiłku, gdy coś po prostu spada jak martwy liść
z drzewa - nie pozostawia to po sobie żadnych blizn ani
nie pozostawia ego.
Jeśli porzucasz coś z wysiłkiem, wzmacnia to twoje
ego. Zaczynasz myśleć: „Teraz jestem człowiekiem
cnotliwym, ponieważ nie palę". Jeśli myślisz, że palenie to
grzech, oczywiste jest, że jeśli je rzucisz, będziesz uważał
się za cnotliwego. Tacy właśnie są ci wszyscy cnotliwi lu-
dzie. Jeden nie pali, drugi nie pije, jeszcze inny je tylko
raz dziennie, ktoś tam nie je w nocy, tamten przestał nocą
nawet pić wodę... i wszyscy oni to wielcy święci! Oto
jakość świętości, wielkie cnoty! Zrobiliśmy z religii
głupstwo, straciła ona całą swoją wspaniałość. Stała się
tak głupia, jak głupi są ludzie. Ale wszystko zależy od
twojego podejścia: jeśli uważasz, że coś jest grzechem,
twoją cnotą będzie tego przeciwieństwo.
Podkreślam: niepalenie nie jest cnotą; palenie to nie
grzech. Świadomość jest cnotą; nieświadomość jest
grzechem. To prawo odnosi się do całego twojego życia.
Jedz to, co z tobą współgra
Są dwa rodzaje żywności. Pierwszym są dania, które
lubisz, które ci smakują, na myśl o których cieknie ci
ś
linka. Nie ma w tym nic złego, ale dobrze, żebyś
rozumiał pewien trik z tym związany.
Pewne produkty czy potrawy mają dla nas niezwykły
urok. Ale wynika on z tego, że widzisz je wokół siebie.
Wchodzisz do hotelu lub restauracji i widzisz jakieś
potrawy... zapach z zaplecza, kolory, aromat. Nie myślałeś
o tym daniu, ale nagle cię zainteresowało. Nie jest twoją
prawdziwą potrzebą. Możesz zjeść, ale nie będziesz czuł
się zaspokojony. Będziesz jadł i jadł, i nic się nie stanie,
nie wyniknie z tego zaspokojenie - a zaspokojenie jest
sprawą najważniejszą. To niezaspokojenie jest źródłem
obsesji na punkcie jedzenia.
Każdego dnia przed jedzeniem po prostu medytuj.
Zamknij oczy i poczuj, czego potrzebuje twoje ciało -
czymkolwiek miałoby to być. Nie widzisz jedzenia i nie
masz do niego dostępu. Po prostu czujesz siebie, to, czego
potrzebuje twoje ciało, to, na co masz ochotę, to, czego
bardzo chcesz. Taki jest właśnie drugi rodzaj jedzenia.
Dr Leonard Pearson nazwał je „żywnością rezonującą"
- taką, która współgra z tobą. Zjedz tyle, na ile masz
ochotę, ale trzymaj się jej. Pierwszy rodzaj jedzenia
nazwał zaś „żywnością nęcącą" - gdy staje się dostępna,
zaczynasz się nią interesować. Nie wynika to z twojej
prawdziwej potrzeby, lecz jest sprawką umysłu. Jeśli
umiesz wybrać jedzenie, które współgra z tobą, możesz
zjeść tyle, ile tylko chcesz, i nie będziesz cierpiał,
ponieważ w pełni cię zaspokoi. Ciało pożąda tego, co jest
mu potrzebne; nie pragnie niczego innego. Pojawi się
zaspokojenie, a wtedy człowiek nie je więcej, niż
potrzebuje.
Problem rodzi się tylko wtedy, gdy jesz potrawy
„nęcące" -widzisz je, zaczynasz mieć na nie ochotę i je
zjadasz. Nie mogą cię zaspokoić, ponieważ ciało ich nie
potrzebuje. Czujesz się więc niezaspokojony. W stanie tym
jesz jeszcze więcej, ale bez względu na to, ile zjesz, nie
zaspokoi cię to, ponieważ nie tego potrzebujesz.
Musisz zaspokoić podstawowe pragnienie, a wtedy
drugie zniknie. Potrwa to kilka dni lub nawet kilka
tygodni, ale nauczysz się odczuwać, co naprawdę do ciebie
przemawia. Zjadaj tego, ile chcesz. Nie przejmuj się tym,
co mówią inni. Jeśli są to lody, jedz lody. Jedz dla własnej
satysfakcji, dla wypełnienia serca, a poczujesz, że pojawia
się zadowolenie. Gdy jesteś zaspokojony, znika potrzeba
opychania się. To stan niezaspokojenia, niezadowolenia
zmusza cię to bezcelowego zjadania coraz większych
ilości.
Masz
pełny
brzuch,
lecz
wciąż
jesteś
niezaspokojony. Wtedy pojawia się problem.
Więc najpierw opanuj to, co jest naturalne i co na
pewno nadejdzie (...), ponieważ jedynie zapomnieliśmy o
tym. A to wciąż znajduje się w ciele. Kiedy masz zjeść
ś
niadanie, zamknij oczy i zobacz, na co masz ochotę,
czego naprawdę chcesz. Nie myśl o tym, co masz w
lodówce. Po prostu pomyśl, czego chcesz, idź i znajdź to,
a potem zjedz. Jedz tyle, ile zechcesz. Postępuj tak przez
kilka dni. W końcu poczujesz, że żadne jedzenie już cię
nie „nęci".
Po drugie, gdy jesz, dokładnie przeżuwaj kęsy. Nie
połykaj w pośpiechu. Skoro do przyjemności smakowania
dochodzi w ustach, dlaczego jej nie przedłużyć? Zamiast
dziesięciu kęsów, możesz cieszyć się jednym, przeżutym
dziesięć razy. Będzie to w zasadzie dziesięć, jeśli
przyjemność czerpiesz ze smaku.
Zatem podczas posiłku lepiej przeżuwaj jedzenie,
ponieważ przyjemne wrażenia smakowe rodzą się
powyżej gardła. Poniżej nie ma smaku, nic z tych rzeczy,
więc po co się śpieszyć? Po prostu żuj dłużej i smakuj
intensywniej. Zrób wszystko, co tylko możliwe, żeby
wydobyć jak najwięcej smaku. Gdy jesz, najpierw
powąchaj potrawę. Ciesz się zapachem, ponieważ połowa
smaku to zapach.
Wąchaj jedzenie, patrz na nie. Nie ma pośpiechu, nie
spiesz się. Spraw, by była to medytacja. Nawet jeśli
ludziom wydaje się, że zwariowałeś, nie przejmuj się. Po
prostu obserwuj danie z wszystkich stron. Dotykaj go z
zamkniętymi oczami; dotykaj policzkiem. Poczuj je w
każdy możliwy sposób; wąchaj wielokrotnie. Ugryź mały
kęs i przeżuwaj. Ciesz się. Niech to będzie medytacja.
Wystarczy mała ilość jedzenia, aby cię zaspokoić.
Ś
pij dobrze - rady na bezsenność
Chodź spać regularnie o tej samej godzinie -jeśli
kładziesz się o jedenastej, niech to będzie jedenasta. Po
pierwsze więc, trzymaj się tej godziny. Wtedy organizm
wejdzie w pewien rytm. Nie zmieniaj pory, inaczej
wprawisz ciało w konsternację. Istnieje biologiczny rytm,
który ciało zagubiło. Jeśli postanowisz kłaść się o
jedenastej, trzymaj się tego. Niezależnie od sytuacji powi-
nieneś kłaść się do łóżka o jedenastej. Możesz wybrać
dwunastą - dowolną godzinę, która ci odpowiada - ale
musi to być regularne. To pierwsza sprawa.
Przed pójściem do łóżka przez pół godziny żywiołowo
tańcz, tak żeby ciało wyzbyło się całego napięcia. Jeśli
masz problemy z bezsennością, zapewne kładziesz się
spać w napięciu. Ono sprawia, że nie możesz zasnąć. Jeśli
więc zamierzasz kłaść się o jedenastej, zacznij tańczyć o
dziesiątej. Tańcz do dziesiątej trzydzieści.
Następnie weź gorący prysznic lub kąpiel. Zrelaksuj się
przez piętnaście minut. Pozwól całemu ciału odprężyć się.
Najpierw taniec, aby pozbyć się napięcia, następnie
gorący prysznic. Zresztą gorąca kąpiel jest jeszcze lepsza
niż prysznic, będziesz mógł poleżeć przez piętnaście,
dwadzieścia minut, pół godziny czy całą godzinę -
zrelaksować się w wannie.
Następnie coś zjedz, coś ciepłego, nie zimnego
(wystarczy gorące mleko) i idź spać. Nigdy nie czytaj
przed spaniem.
Powinien być to godzinny program: tańcz, wykąp się,
zjedz coś (może być po prostu gorące mleko) i kładź się
spać. Zgaś światło i śpij. Niezależnie od tego, czy pojawia
się sen czy nie, nie przejmuj się. Jeśli nie nadchodzi, po
prostu leż w ciszy i obserwuj swój oddech. Nie oddychaj
zbyt intensywnie; inaczej się rozbudzisz. Pozostaw oddech
taki, jaki jest - spokojny. Po prostu obserwuj: wdech,
wydech, wdech, wydech... Jest to tak monotonne, że
wkrótce zaśniesz. Wszystko, co monotonne, jest tu
pomocne. A oddychanie jest monotonne, nie zmienia się...
Powietrze wpływa i wypływa, wpływa...
Możesz nawet skorzystać ze słów „wpływa" i
„wypływa", „wpływa" i „wypływa". Powtarzaj po cichu:
„Wpływa... wypływa... wpływa... wypływa..." Przerodzi
się to w medytację transcendentalną. Jest ona dobra na
sen, nie na przebudzenie!
Jeśli mimo wszystko sen się nie pojawi, nie wstawaj. Nie
idź do lodówki i nie jedz, nie czytaj, nic nie rób.
Cokolwiek będzie się działo, zostań w łóżku zrelaksowany.
Nawet jeśli sen nie przyjdzie, relaksacja jest niemal tak
samo cenna jak on - tylko odrobinę mniej, to wszystko.
Jeśli sen daje sto procent wypoczynku, relaksacja w łóżku
daje dziewięćdziesiąt. Nie wstawaj, inaczej zakłócisz
rytm. Po kilku dniach zauważysz, że sen przychodzi.
Rano również wstawaj o konkretnej godzinie, tej samej
każdego dnia. Nawet jeśli przez całą noc nie spałeś, to nie
ma znaczenia - gdy zadzwoni budzik, masz wstać. I nie
kładź się spać w dzień, ponieważ możesz w ten sposób
zakłócić rytm. Jak twój organizm ma w niego wejść? Nie
ś
pij więc w dzień, to wykluczone. Poczekaj na noc i połóż
się do łóżka o jedenastej. Niech ciało zatęskni za snem. Od
jedenastej do szóstej - siedem godzin wystarczy.
Nawet jeśli w dzień masz ochotę położyć się, idź na
spacer, poczytaj, pośpiewaj, posłuchaj muzyki, ale nie idź
spać. Oprzyj się tej pokusie. Chodzi o to, żeby przywrócić
organizmowi rytm.
Wyrzuć śmieci
Zanim pójdziesz spać, zacznij bełkotać coś bez sensu.
Wystarczy ze trzydzieści minut. Szybko cię to oczyści.
Normalnie trwa to dużo dłużej - rozmyślasz i
rozpamiętujesz, pojawiają się jakieś pomysły i ciągnie się
to całą noc. Można to zrobić w pół godziny!
Bełkot,
glosolalia*
(spontaniczny
słowotok)
to
najlepszy sposób: po prostu usiądź na łóżku, wyłącz
ś
wiatła i zacznij mówić w różnych językach. Pozwól sobie
na wszystkie dźwięki, pozwól na wszystko. Nie przejmuj
się językiem ani gramatyką, nie przejmuj się, co mówisz.
To nie ma nic wspólnego ze znaczeniem słów. Im mniej
sensu, tym jest to bardziej pomocne.
W ten sposób po prostu oczyszczasz umysł ze śmieci,
usuwasz szumy. Niech to będzie cokolwiek - po prostu
zacznij i ciągnij to, ale rób to z pasją, tak jakbyś
dyskutował, jakby stawką było całe twoje życie. Mówisz
bez sensu, nie ma nikogo poza tobą, ale rób to z pasją,
prowadź namiętny dialog. Wystarczy trzydzieści minut, a
przez całą noc będziesz potem spal doskonale.
Umysł gromadzi szumy, a kiedy chcesz iść spać, on
wciąż nadaje. Wpadł w nawyk, po prostu nie potrafi
przestać, to wszystko. Guzik, który włącza go i wyłącza,
nie działa. Pomoże ta metoda. Pozwoli ci rozładować
energię, wyczyścić się i zasnąć.
Oto co nocą dzieje się w snach i myślach: umysł
próbuje opróżnić się przed następnym dniem, musi się
przygotować. Zapomniałeś, jak zakańcza się ten proces, a
im bardziej się wysilasz, tym bardziej się rozbudzasz, więc
sen staje się trudny.
Nie chodzi o to, aby zmusić się do snu. Nic nie rób.
Myślisz, że można samemu sprowadzić sen? On po prostu
przychodzi. Nie ma tu niczego, co musisz zrobić. Możesz
jedynie sprowokować sytuację, dzięki której wydarzy to
się łatwiej, to wszystko. Zgaś światło, przygotuj wygodne
posłanie, poduszkę i niech będzie ci ciepło. Tylko tyle
możesz zrobić. Następnie przez pół godziny prowadź
pasjonujący monolog, bezsensowny monolog.
Dźwięki przyjdą - wypowiedz je -jeden dźwięk będzie
prowadził do kolejnego. Wkrótce będziesz mówił po
chińsku, po włosku, po francusku i w innych językach,
których nie znasz. To piękne, ponieważ język, którym się
posługujesz, nigdy nie pomoże ci się oczyścić, nie pozwoli
na pełną ekspresję. Będziesz się bał wielu rzeczy: Co
mówisz? Czy wolno tak mówić? Czy jest to moralne?
Możesz mieć poczucie winy, że wypowiadasz jakieś złe
rzeczy. Gdy posługujesz się samymi dźwiękami, nie
wiesz, co mówisz, ale twoje gesty i zaangażowanie robią
wszystko za ciebie.
Pozbieraj się po wyczerpaniu
Przez siedem dni wykonuj pewien mały eksperyment.
Da ci to odpowiednie przygotowanie i perspektywę. Przez
siedem dni śpij tak dużo, jak tylko dasz radę: najedz się i
znowu kładź się spać; jedz i idź spać. Przez siedem dni
niczego nie czytaj, nie słuchaj radia, nie oglądaj telewizji,
nie spotykaj się z nikim.
Przez te siedem dni nie rób nic. Po prostu relaksuj się,
leż, odpoczywaj. Będą one dla ciebie niesamowitym
doświadczeniem. Gdy minie ten okres, będziesz w stanie
przystosować się do każdego towarzystwa i do każdej
pracy. Właściwie przez te dni zatęsknisz do pracy i
aktywności, pojawi się w tobie ogromna chęć wyjścia z
łóżka. Ale przez siedem dni zostań w nim
9. Oko cyklonu
Zachowaj spokój, opanowanie i łączność
Diagnoza
Wraz z pogłębianiem się medytacji rozwijają się pewne
jakości, np. zupełnie bez powodu zaczynasz kochać. Nie
chodzi o tę miłość, którą znasz - nie chodzi o zakochi-
wanie się. Chodzi o pełną miłości postawę i to nie tylko w
stosunku do ludzi. Gdy pogłębia się medytacja, twoja
miłość zaczyna ogarniać nie tylko ludzi, ale także
zwierzęta, drzewa, nawet kamienie i góry.
Jeśli czujesz, że nie obdarzyłeś czegoś miłością, to
znak, że utknąłeś. Powinieneś obdzielić miłością
wszystko, co istnieje. Gdy medytacja będzie wzrastać,
niższe jakości zaczną u ciebie zanikać. Nie mogą istnieć
jedne z drugimi. Nie potrafisz już złościć się tak jak
dawniej. Powoli staje się to niemożliwe. Nijak nie potrafisz
zwodzić,
oszukiwać,
wykorzystywać.
Nie
umiesz
krzywdzić. Wraz z wewnętrzną świadomością zmienia się
schemat twoich zachowań.
Nie będziesz wpadał w dołki, w które zwykle wpadałeś
-
frustracje,
niepowodzenia,
smutek,
poczucie
bezsensowności, niepokój, udrękę. Wszystko to stopniowo
stanie ci się obce.
Nadejdzie moment, że nawet kiedy będziesz chciał się
rozzłościć, będzie to niemożliwe; zapomnisz języka
gniewu. Śmiech stanie się łatwiejszy. Twoja twarz, oczy
rozbłysną wewnętrznym światłem. Poczujesz się tak,
jakbyś stał się światłem, jakby ustała grawitacja. Straciłeś
ciężar, ponieważ wszystkie te emocje - gniew, smutek,
frustracja, przebiegłość - są bardzo ciężkie. Nie wiesz o
tym, ale obciążają one twoje serce i sprawiają, że jesteś
twardy.
Wraz z rozwojem medytacji poczujesz się bardziej
miękki, bezbronny. Tak jak śmiech również łzy staną się
dla ciebie prostsze. Ale nie będą to łzy smutku czy
cierpienia. Będą to łzy radości, błogości, będą to łzy
wdzięczności. Będą wyrażać to, czego nie są w stanie
wyrazić słowa. Będą twoją modlitwą.
Po raz pierwszy zobaczysz, że łzy służą nie tylko do
wyrażania bólu, smutku, cierpienia. Zwykle tak ich
używamy. Lecz one mają do spełnienia o wiele
wspanialsze zadanie - są przepiękne, gdy stają się
wyrazem ekstazy.
Generalnie odkryjesz, że rośniesz, że stajesz się coraz
większy. Nie pod względem ego, ale w tym sensie, że
rozrasta się twoja świadomość, wchłania w swój obręb
innych ludzi, że twoje ręce rosną i obdarzają objęciem
ludzi daleko od ciebie, że dystans przestaje się liczyć, że
nawet daleko położone gwiazdy znajdują się blisko,
ponieważ twoja świadomość ma teraz skrzydła.
Są to sprawy tak jasne i oczywiste, że nigdy nie
pojawia się pytanie ani wątpliwość. Jeśli pojawia się
wątpliwość, oznacza to, że utknąłeś. Bądź wtedy bardziej
uważny, włóż w medytację więcej energii. Ale jeśli
przychodzi to bez pytań Świat jest dziwny: jeśli jesteś
smutny, jeśli cierpisz, nikt nie mówi, że ktoś zrobił ci
pranie mózgu, że ktoś cię zahipnotyzował. Ale jeśli się
uśmiechasz, radośnie tańczysz na ulicy, śpiewasz piosenkę,
ludzie są zszokowani. Będą pytać: „Co ty wyprawiasz?
Czy ktoś zrobił ci pranie mózgu? Jesteś zahipnotyzowany?
Zwariowałeś?"
W tym dziwnym świecie cierpienie traktowane jest jak
coś naturalnego. Ból traktowany jest jak coś naturalnego.
Dlaczego? Ponieważ gdy cierpisz i gdy jest ci smutno,
sprawiasz, że inni są zadowoleni, bo oni akurat nie są
smutni i nieszczęśliwi. Dajesz im możliwość ulitowania
się nad tobą, a litość nic nie kosztuje.
Ale jeśli czujesz się błogo, jesteś szczęśliwy, wtedy
ludzie nie są w stanie być szczęśliwsi niż ty; górujesz nad
nimi. Czują, że coś jest z nimi nie tak. Muszą więc cię
potępiać, inaczej zaczęliby zastanawiać się nad sobą, a
tego bardzo się boją. Każdy boi się pomyśleć nad sobą,
ponieważ
to
oznacza
przemianę,
transformację,
konieczność przejścia przez jakiś proces.
Łatwo jest akceptować ludzi o smutnych twarzach;
trudno zaakceptować tych, którzy się śmieją. A nie
powinno tak być. W lepszym świecie, w świecie
wypełnionym bardziej świadomymi ludźmi, nie powinno
tak być. Powinno być odwrotnie - gdybyś cierpiał, ludzie
dopytywaliby: „Co się stało? Co poszło nie tak?", a gdy
byłbyś szczęśliwy i tańczyłbyś na ulicy, mijający cię
przechodzień mógłby się do ciebie przyłączyć i też
zatańczyć lub przynajmniej ucieszyłby się, widząc, że ty
to robisz. Natomiast na pewno nie mówiłby, że
zwariowałeś, ponieważ taniec to nie szaleństwo, śpiew to
nie szaleństwo, radość to nie szaleństwo -szaleństwem jest
smutek. Ale to szaleństwo jest akceptowane.
Dlatego powinieneś wiedzieć, że w miarę pogłębiania
się twojej praktyki medytacji pojawi się wokół ciebie
wielu krytyków, którzy będą mówić: „Coś jest z tobą nie
tak. Widzieliśmy, jak siedząc w samotności, uśmiechałeś
się. Dlaczego? To nie jest normalne". Bycie smutnym jest
normalne, ale śmiech - nie.
Ponadto ludziom będzie ciężko, jeśli będą cię obrażać,
a ty nie będziesz reagował. Po prostu odpowiesz:
„Dziękuję", i pójdziesz dalej swoją drogą. Trudno im
będzie to przyjąć, ponieważ głęboko uraża to ich ego.
Chcą cię ściągnąć w dół, do rynsztoka, a ty na to nie
pozwalasz; teraz ta osoba siedzi w rynsztoku sama. Nie
może ci tego wybaczyć.
Kiedy zaczną się dziać takie rzeczy, możesz być
pewien, że jesteś na właściwej drodze. Wkrótce też ludzie
rozumni i doświadczeni zaczną zauważać w tobie zmiany.
Zaczną pytać, co się stało i jak tego dokonałeś: „My
również chcielibyśmy, aby się to nam przydarzyło". Kto
chce być nieszczęśliwy? Kto chce wciąż cierpieć
wewnętrzne tortury?
Wraz z pogłębianiem się twojej medytacji wszystkie te
rzeczy zaczną się dziać: ktoś cię potępi, ktoś inny pomyśli,
ż
e jesteś szalony, ktoś jeszcze inny, obdarzony większym
rozumem, zapyta: „Co ci się stało i jak ja mogę to
osiągnąć?"
Pozostaniesz
ześrodkowany,
zakorzeniony,
ugruntowany w sobie. To, co będzie działo się dookoła,
nie będzie miało znaczenia. Masz stać się okiem cyklonu.
Sam zorientujesz się, kiedy to nastąpi. Nie ma potrzeby
pytać, skąd będziesz wiedział. Skąd wiesz, że boli cię
głowa? Po prostu wiesz.
Miałem wśród nauczycieli w szkole pewnego dziwaka.
Pierwszego dnia zajęć powiedział nam: „Dobrze sobie to
zapamiętajcie. Nie wierzę w ból głowy, nie wierzę w ból
brzucha. Wierzę tylko w to, co mogę zobaczyć. Więc jeśli
chcecie jakiegoś dnia zwolnić się z lekcji, nie tłumaczcie
się bólem głowy czy bólem brzucha itd. Przyjdźcie do
mnie z czymś konkretnym, co możecie mi pokazać".
Uważano go za bardzo surowego człowieka. Bardzo
trudno było zwolnić się u niego choćby na godzinę. Przed
jego domem rosły dwa drzewa kadamba - bardzo piękne.
Wieczorami zwykle wychodził na spacer i wracał prawie
całkiem po ciemku. Więc pierwszego dnia powiedziałem
sobie: „Trzeba to załatwić". Wspiąłem się na jedno z
drzew i gdy przechodził pod nim, spuściłem mu na głowę
kamień. Wrzeszczał i krzyczał. Zszedłem na dół i
spytałem: „Co się stało?"
Odpowiedział: „To przecież boli, a ty się jeszcze
pytasz, co się stało?!"
A ja na to: „Proszę mi pokazać. Dopóki mi pan nie
pokaże, nie uwierzę. Jestem pańskim uczniem! I niech pan
nigdy nikomu nie wspomina o tym zdarzeniu. Nie chcę,
ż
eby jutro wezwał mnie pan do gabinetu dyrektora,
ponieważ będzie miał pan wtedy kłopot. Będzie musiał
pan udowodnić swój ból, położyć go na stole, inaczej
będzie on fikcją, wymyślił go pan, jest tylko
wyobrażeniem. Po co miałbym wspinać się na drzewo
przed pańskim domem? Przez całe życie nigdy tego nie
robiłem. Czyżbym nagle zwariował?"
„Słuchaj - odpowiedział - rozumiem, co próbujesz mi
wyjaśnić, ale nikomu o tym nie mów. Jeśli będzie cię
boleć głowa, przyjmę to do wiadomości, ale nikomu nie
mów, ponieważ to była moja życiowa zasada. Teraz robię
od niej wyjątek."
„W porządku. Nie obchodzą mnie inni. Niech pan tylko
rozumie, że gdy podniosę rękę, nieważne czy będzie mnie
boleć głowa czy brzuch - cokolwiek niewidzialnego -
będzie mnie pan musiał zwolnić."
Cała klasa była w szoku: „Co się stało? W chwili gdy
podnosisz rękę, on mówi po prostu: «Wyjdź! Wyjdź
natychmiast!», i na cały dzień jesteś zwolniony z jego
tortur. Jakie znaczenie ma ten ruch ręki? Co oznacza?
Dlaczego tak piorunująco na niego działa?"
Zorientujesz się. To coś głębszego niż ból głowy, coś
głębszego niż ból brzucha, głębszego niż ból serca. To ból
duszy -zorientujesz się.
Recepty
Zejdź na ziemię
Jest
to
jeden
z
poważniejszych
problemów
współczesnego człowieka. Cała ludzkość cierpi z powodu
braku zakorzenienia. Gdy sobie to uświadomisz, poczujesz
drżenie nóg, niepewność, ponieważ nogi są tak naprawdę
korzeniami
człowieka.
Poprzez
nogi
człowiek
zakorzeniony jest w ziemi.
Zrób dwie, trzy rzeczy (...). Pierwsza: każdego ranka,
jeśli jesteś w pobliżu morza, idź na plażę i pobiegaj po
piasku. Jeśli nie masz takiej możliwości, pobiegaj
gdziekolwiek indziej boso, bez butów, po gołej ziemi.
Pozwól stopom na kontakt z ziemią. Wkrótce, w ciągu
kilku tygodni, zaczniesz odczuwać w nogach ogromną
energię i siłę. Więc biegaj boso - to pierwsza sprawa.
Po drugie, przed biegiem i po biegu, na początku i na
końcu, zrób tak: stań ze stopami oddalonymi jedna od
drugiej o 15-20 centymetrów i zamknij oczy. Przenieś cały
ciężar ciała najpierw na prawą nogę, tak jakbyś stał tylko
na niej. Poczuj to. A potem przenieś się na lewą nogę.
Niech cały ciężar spoczywa na niej, prawą zaś uwolnij
całkowicie, tak jakby zupełnie nie była potrzebna. Opiera
się na ziemi, ale nie czuje ciężaru.
Zrób tak cztery, pięć razy. Poczuj tę zmianę energii, a
następnie zwróć uwagę, co odczuwasz. Potem postaraj się
przenieść ciężar na środek - ani na lewą nogę, ani na
prawą, ani na obie - po prostu na środek, bez żadnej
przewagi, pół na pół. Da ci to poczucie głębszego
zakorzenienia w ziemi. Rozpoczynaj i zakończ bieg w ten
sposób. To bardzo pomoże.
Po trzecie, zacznij głęboko oddychać. Oddychając
płytko, człowiek czuje się wykorzeniony. Oddech musi
dochodzić do samych korzeni twojej osoby, tj. do ośrodka
seksualnego. Człowiek rodzi się z seksu. Energia jest
seksualna. Oddech powinien nawiązać kontakt z twoją
energią seksualną, tak aby ośrodek seksualny był
nieustannie masowany przez oddech. Wtedy czujesz się
zakorzeniony. Jeśli twój oddech jest płytki i nigdy nie
dociera do tego ośrodka, wtedy pojawia się dziura.
Wywoła ona w tobie drżenie, niepewność, zmieszanie. Nie
będziesz wiedział, kim jesteś, dokąd zmierzasz, jaki masz
cel, dlaczego istniejesz. Będziesz się czuł, jakbyś
dryfował. Zatracisz pożądanie, będziesz bez życia -
ponieważ jak może istnieć życie, kiedy nie ma celu? I jak
może być cel, gdy nie jesteś zakorzeniony we własnej
energii?
Więc najpierw zakorzenienie w ziemi - która jest matką
wszystkiego. Następnie zakorzenienie we własnym
ośrodku seksualnym - który jest ojcem wszystkiego. Gdy
zakorzenisz się w ziemi oraz w ośrodku seksualnym,
staniesz się spokojny, cichy, scalony, ześrodkowany,
ugruntowany w ziemi.
Oddychaj od spodu swoich stóp
Niżej położone partie ciała sprawiają problemy niemal
każdemu człowiekowi. Dolne partie umarły, ponieważ od
wieków seks był wypierany. Ludzie zaczęli się bać
schodzić poniżej ośrodka seksualnego. Pozostają spięci
powyżej niego. Wielu ludzi żyje w swojej głowie lub -jeśli
są nieco odważniejsi - w klatce piersiowej Niektórzy
ludzie zapuszczają się aż do pępka, ale nie niżej, toteż
polowa ciała jest niemal sparaliżowana. A przez to spara-
liżowana jest również połowa życia. Wiele rzeczy staje się
niemożliwych, ponieważ dolne partie ciała są jak
korzenie. Są korzeniami. Nogi są korzeniami, które łączą
cię z ziemią. Toteż ludzie unoszą się jak duchy, bez
łączności z ziemią. Człowiek musi powrócić do stóp.
Lao-cy zwykł mówić do swoich uczniów: „Dopóki nie
zaczniecie oddychać aż od spodu swoich stóp, nie
będziecie moimi uczniami. Oddychajcie od podeszew
stóp". I ma on całkowitą rację. Im głębiej się zapuścisz,
tym głębiej dotrze twój oddech. Nie ma przesady w
stwierdzeniu, że granicą ciebie jest granica twojego
oddechu. Gdy granica rozszerza się i sięga twoich stóp, gdy
twój oddech niemal dotyka stóp - nie fizycznie, lecz w
sensie psychologicznym -wtedy masz do dyspozycji całe
swoje ciało. Po raz pierwszy stanowisz całość, jeden
kawałek, jedność.
Odczuwaj coraz więcej stopami. Czasami po prostu stój
na ziemi bez butów i czuj chłód, miękkość, ciepło.
Cokolwiek ziemia ci w danej chwili daje, poczuj to i
pozwól temu przez ciebie przepłynąć. Pozwól też swojej
energii wpłynąć do ziemi. Bądź z ziemią w kontakcie.
Jeśli jesteś połączony z nią, jesteś połączony z życiem.
Jeśli jesteś połączony z ziemią, jesteś połączony ze swoim
ciałem. Jeśli jesteś połączony z ziemią, staniesz się
wrażliwy i skoncentrowany - a tego właśnie potrzebujesz.
Ś
wiadomość hara
Gdy nie masz nic do roboty, po prostu usiądź w ciszy,
zagłęb się w sobie i skup na brzuchu - na centrum,
zwanym hara, pięć centymetrów pod pępkiem - i pozostań
tam. Doprowadzi to do silnego ześrodkowania twoich
energii życiowych. Wystarczy, abyś skupił na nim uwagę,
a już zacznie działać. Poczujesz, jakby całe życie
poruszało się wokół tego centrum.
To w hara życie rozpoczyna się i kończy. Wszystkie
inne ośrodki energetyczne naszego ciała znajdują się
daleko; hara jest dokładnie w centrum. To tu jesteśmy
zrównoważeni i zakorzenieni. Dlatego gdy człowiek zdaje
sobie sprawę z istnienia hara, zaczyna się dziać wiele
rzeczy, np. im bardziej pamiętasz o hara, tym mniej
myślisz. Automatycznie będziesz myślał coraz mniej,
ponieważ energia nie będzie płynąć do głowy, lecz do ha-
ra. Im więcej myślisz o hara, im bardziej się w nim
koncentrujesz, tym większa dyscyplina narasta w tobie.
Przychodzi to naturalnie; nie forsuj tego. Im większą masz
ś
wiadomość ośrodka hara, tym mniej będziesz bał się
ż
ycia i śmierci, ponieważ to on jest ośrodkiem życia i
ś
mierci.
Gdy się z nim zestroisz, będziesz mógł żyć odważnie.
Wypływa z niego odwaga - mniej myślenia, więcej ciszy,
mniej
momentów
niekontrolowanych,
naturalna
dyscyplina, odwaga, zakorzenienie i ugruntowanie.
Nocna przystań
Jeśli czujesz w sobie rozchwianie w lewo i w prawo i
nie wyczuwasz, gdzie znajduje się twój środek ciężkości,
oznacza to, że straciłeś kontakt z ośrodkiem hara. Musisz
go odzyskać.
Wieczorem połóż się przed snem na łóżku, ułóż dłonie
pięć centymetrów poniżej pępka i delikatnie naciskaj.
Zacznij oddychać głęboko. Poczujesz, jak centrum to
przesuwa się w górę i w dół wraz z oddechem. Skup w
nim całą swoją energię, tak jakbyś się kurczył do
rozmiarów tego niewielkiego ośrodka skoncentrowanej
energii. Rób to przez dziesięć, piętnaście minut i zaśnij.
Możesz też zasnąć w trakcie ćwiczenia - bardzo dobrze.
Wtedy przez całą noc utrzyma się to ześrodkowanie. Raz
za razem nieświadomość porusza się i koncentruje w tym
miejscu. Dzięki temu przez całą noc bez twojej wiedzy na
wiele sposobów będziesz nawiązywał z nim kontakt.
Rano, w momencie, w którym poczujesz, że sen się
skończył, nie otwieraj oczu. Ponownie ułóż dłonie
[poniżej pępka], naciskaj i oddychaj. Ponownie poczuj
punkt hara. Rób tak przez dziesięć, piętnaście minut przed
wstaniem. Powtarzaj ćwiczenie każdej nocy i każdego
ranka. Po trzech miesiącach poczujesz się ześrodkowany.
Posiadanie centrum jest sprawą zasadniczą. Bez niego
człowiek czuje się rozczłonkowany. Nie jest scalony, jest
jak huśtawka - zbiorowisko kawałków, a nie jedność, nie
gestalt. To bycie w kiepskiej formie - bez centrum
człowiek może się jakoś powlec przez życie, ale nie może
kochać. Bez centrum jesteś w stanie wykonywać rutynowe
czynności, ale nigdy nie będziesz kreatywny. Będziesz żył
minimalnie; maksimum nie będzie dla ciebie dostępne.
Jedynie dzięki ześrodkowaniu człowiek może żyć w pełni,
sięgać zenitu, szczytu, punktu kulminacyjnego - a tylko to
jest życiem, prawdziwym życiem.
Aura ochronna
Każdej nocy przed snem usiądź na łóżku i wyobrażaj
sobie aurę - trzydzieści centymetrów dookoła swojego
ciała i o tym samym kształcie co ono - otaczającą i
chroniącą cię. Stanie się ona twoją tarczą. Rób to przez
cztery, pięć minut i, wciąż ją czując, idź spać. Zaśnij,
wyobrażając sobie aurę jak otulający cię koc Nie
przeniknie do ciebie napięcie z zewnątrz, nie dostaną się
myśli ani żadne zewnętrzne wibracje. Czując aurę, zaśnij.
Musi to być ostatnia rzecz, którą robisz wieczorem.
Później po prostu zasypiaj, tak żeby wyobrażenie trwało
nadal w twojej podświadomości. To wszystko. Cały
mechanizm opiera się na wyobrażeniu sobie aury i pójściu
spać. Gdy napływa sen, odrobina wyobrażenia utrzymuje
się nadal. Zasypiasz, ale to wyobrażenie wnika do twojej
podświadomości. Wtedy uzyskuje olbrzymią siłę i energię.
Nie umiemy bronić się przed innymi. Są oni obecni nie
tylko fizycznie, ale przesyłają do nas również swoje
emocje. Jeśli mija cię ktoś zdenerwowany, czujesz, że
wysyła strzały swojego napięcia - nie wymierzone
konkretnie w ciebie, ale po prostu je wysyła. Nie jest tego
ś
wiadomy, nie robi tego celowo. Musi pozbyć się
napięcia, ponieważ czuje się zbyt obciążony. Jeśli tego nie
zrobi, zwariuje. To nie on zadecydował, że pozbędzie się
napięcia; ono samo się wylewa. Jest go zbyt dużo,
człowiek nie może go już pomieścić, więc zaczyna się ono
uwalniać.
Ktoś cię mija i wyrzuca z siebie złość. Jeśli jesteś
podatny i nie masz ochronnej aury... a medytacja sprawia,
ż
e człowiek staje się podatny, bardzo podatny. Więc kiedy
jesteś sam, to wszystko w porządku. Kiedy otaczają cię
medytacyjnie nastawieni ludzie, wszystko w porządku.
Ale gdy wyjdziesz do świata, gdy jesteś na targowisku, a
ludzie nie są medytacyjni, są bardzo spięci i
podenerwowani, myślą o tysiącu spraw - ty zaczynasz je
chłonąć i jesteś bezbronny. Medytacja sprawia, że
człowiek staje się miękki, więc cokolwiek pojawia się na
drodze, może przeniknąć do wnętrza.
Dlatego po medytacji człowiek powinien wytwarzać
aurę ochronną. Czasami dzieje się to automatycznie,
czasami nie. Jeśli nie przychodzi automatycznie, musisz
nad nią popracować. Pojawi się w ciągu trzech miesięcy.
W czasie od trzech tygodni do trzech miesięcy zaczniesz
czuć się bardzo, bardzo silny. Zasypiaj więc, myśląc o
niej.
Rano pierwszą myślą również powinna być aura. W
chwili przebudzenia nie otwieraj od razu oczu. Po prostu
poczuj chroniącą cię aurę, która otacza twoje ciało. Rób to
przez cztery, pięć minut przed wstaniem. Pamiętaj o aurze,
gdy się kąpiesz i gdy pijesz herbatę. W dzień, gdy tylko
będziesz miał czas - siedząc bezczynnie w samochodzie, w
pociągu czy w biurze - odpręż się. Przez krótką chwilę
znów ją poczuj.
Być może po upływie trzech tygodni, a na pewno nie
dłużej niż po trzech miesiącach zaczniesz odczuwać ją
niemal jak namacalną powłokę. Będzie cię otaczać, a ty
poczujesz, że możesz przejść teraz przez tłum i pozostać
nieporuszony, nietknięty. Sprawi to, że poczujesz się
niezwykle szczęśliwy, ponieważ od teraz twoimi
problemami będą tylko twoje problemy, nie cudze.
Łatwo jest rozwiązać własne problemy, ponieważ są
własne. Kłopot pojawia się, gdy wciąż wnikają w ciebie
problemy innych; nie możesz ich rozwiązać, bo nie należą
do ciebie.
Spróbuj wytworzyć ochronną aurę, a zrozumiesz ją i jej
działanie. Zobaczysz, że jesteś pod całkowitą ochroną.
Dokądkolwiek pójdziesz, różne sygnały będą się ku tobie
kierować, ale zostaną zawrócone, nie dotkną cię.
Sztuka równowagi
Prawa i lewa półkula twojego mózgu - tak jak
wszystkich innych osób - działają niezależnie, ale gdy
wpływ medytacji będzie wyjątkowo silny, niezależność i
różnice mogą zostać wyolbrzymione.
Usiądź cicho w samotności i [łagodnie] uciskaj oczy.
Naciskaj gałki oczne* (Oczy powinny być zwrócone w
górę lub w bok, by nie uciskać źrenic!), dopóki nie
zobaczysz światełek. Nie rób tego nazbyt mocno, ale
odrobina bólu jest dozwolona. Obserwuj te światełka.
Pomoże to ci wyprostować wiele spraw.
Rób tak cztery, pięć minut - naciskaj oczy - potem
zrelaksuj się na pięć minut i znów naciskaj. Wykonuj
ć
wiczenie przez czterdzieści minut, a następnie ochłodź
oczy zimną wodą. Zamknij je i poczuj chłód.
Postępuj tak przez piętnaście dni. Ćwiczenie to ułoży
wiele spraw w mózgu. Poczujesz się zdrowszy
psychicznie i wewnętrznie poukładany.
Być tutaj
Wraz z rozwojem twojej świadomości zacznie zmieniać
się świat wokół ciebie. Nie musisz niczego robić
bezpośrednio, wszystkie zmiany zajdą niemal same.
Jedynym, co musisz zrobić, jest staranie o więcej
ś
wiadomości.
Stawaj się coraz bardziej świadomy wszystkiego, co
robisz. Chodząc, rób to świadomie, skup całą swoją uwagę
na chodzeniu. Jest ogromna różnica między chodzeniem
nieświadomym a świadomym. Zmiana jest radykalna.
Może nie być widoczna z zewnątrz, ale wewnątrz
przeniesie cię w zupełnie inny wymiar.
Spróbuj prostych czynności, np. poruszanie ręką może
być czynnością czysto mechaniczną. Zacznij ruszać ręką
ś
wiadomie, powoli, powoli, czując to i patrząc na to od
wewnątrz.
Nawet najmniejszy gest prowadzi pod drzwi boskości,
ponieważ dzieje się cud. Jest to jedna z największych
tajemnic, których nauka nie była w stanie zgłębić.
Decydujesz, że chcesz poruszyć ręką, a ona cię słucha.
Jest to cud, ponieważ to kontakt świadomości z materią
(...), a nawet więcej: to posłuszeństwo materii wobec
ś
wiadomości. Nie znaleziono jeszcze mostu. To jak magia.
Przewaga umysłu nad materią - na tym polega magia.
Robisz to przez cały dzień, ale nie jest to świadome;
inaczej w tym prostym geście pojawiłaby się w tobie
wspaniała medytacja. To w ten sposób boskość kieruje całą
egzystencją. Więc chodząc, siedząc, słuchając czy
rozmawiając, pozostawaj świadomy.
Pozbierać się w całość
Z każdym wydechem mów „jeden". Gdy wydychasz
powietrze mów „jeden"; wdychając nie mów niczego.
Wydychaj, mówiąc „jeden"; wdychaj i nie mów nic. Czyli
z każdym wydechem mów po prostu: „jeden... jeden...
jeden..." Nie tylko mów, ale również poczuj, że całość
stworzenia jest jednością. Nie powtarzaj bezmyślnie,
poczuj to - mówienie słowa „jeden" w tym pomoże.
Rób tak codziennie przez dwadzieścia minut. Niech
nikt ci wtedy nie przeszkadza. Możesz otworzyć oczy i
spojrzeć na zegarek, ale nie nastawiaj budzika. Wszystko,
co może wybić cię z rytmu, jest niedobre, więc pozbądź się
z pokoju telefonu i niech nikt nie puka do drzwi. Przez te
dwadzieścia minut musisz być całkowicie zrelaksowany.
Jeśli otacza cię zbyt duży hałas, skorzystaj z zatyczek do
uszu.
Wypowiadanie „jeden" przy każdym wydechu bardzo
cię uspokoi, wyciszy, sprawi, że poczujesz się scalony.
Rób to w ciągu dnia, nigdy w nocy, inaczej zakłócisz sen,
ponieważ zrelaksujesz się tak bardzo, że odechce ci się
spać. Poczujesz się świeżo. Najlepiej rób to rano,
ewentualnie po południu, ale nigdy późnym wieczorem.
Wyjawię wam teraz sekretną sutrę Lao-cy. Nie jest ona
nigdzie spisana, lecz przez wieki jego uczniowie
przekazywali ją sobie ustnie. Sutra ta dotyczy sposobu
medytacji.
Lao-cy powiada: Usiądź ze skrzyżowanymi nogami.
Poczuj się tak, jakby wewnątrz ciebie była szalkowa waga.
Obie jej szale znajdują się w okolicy twoich piersi.
Wskazówka - między oczyma, tam, gdzie zlokalizowane
jest trzecie oko. Sprężynki wagi są umieszczone w twoim
mózgu. Zachowuj świadomość tej wagi przez dwadzieścia
cztery godziny i dbaj o to, by obie szale były wciąż na tym
samym poziomie, a wskazówka znajdowała się dokładnie
na środku. Jeśli umiesz utrzymać ją w równowadze,
zakończyłeś podróż.
Ale jest to bardzo trudne. Zauważysz, że przy
najmniejszym oddechu szale zaczynają drgać. Siedzisz w
ciszy - nagle ktoś wchodzi do pokoju i szalki zaczynają
poruszać się w górę i w dół. Lao-cy mówi: „Zrównoważ
ś
wiadomość. Przeciwieństwa powinny być sobie równe, a
wskazówka powinna pozostać na środku. Nieważne, czy
ż
ycie przyniesie radość czy smutek, światło czy ciemność,
honor czy poniżenie, pamiętaj o równowadze wewnętrznej
i zachowuj ją".
Pewnego dnia osiągniesz doskonałą równowagę, w
której nie ma życia, ale jest egzystencja, nie ma fal, ale
ocean, nie ma „ja", ale jest wszystko.
Wyobrażaj sobie Buddę we wnętrzu siebie
Powinieneś znaleźć na to czas przynajmniej raz
dziennie. Może to być każda pora, kiedy tylko będziesz
mógł, ale dobrze mieć wtedy pusty brzuch. Gdy brzuch
jest pusty, masz więcej energii. Nie chodzi o to, by być
głodnym, ale żołądek nie powinien być napchany. Może to
więc być w dwie, trzy godziny po jedzeniu. Natomiast
filiżanka herbaty nie szkodzi, może być nawet korzystna.
Po drugie, jeśli możesz wziąć kąpiel tuż przedtem,
będzie to bardzo pomocne. Zrób sobie gorącą kąpiel, a
potem zimny prysznic. Najpierw wymocz się w gorącej
wodzie, potem weź zimny, dwuminutowy prysznic.
Zakończ prysznicem - to świetnie cię przygotuje.
Następnie weź filiżankę herbaty i usiądź wygodnie.
Jeśli siedzisz na podłodze, możesz wziąć poduszkę, tak
będzie dobrze. Jeśli jest to dla ciebie trudne lub pozycja ci
nie odpowiada, możesz siedzieć na krześle.
Odpręż całe ciało i skoncentruj się na środkowej części
tułowia, gdzie kończą się żebra i zaczyna brzuch. Mając
oczy zamknięte, wyobraź tam sobie niewielką figurkę
Buddy, jej zarys. Dla ułatwienie możesz mieć obok siebie
zdjęcie takiej figurki.
Wyobraź sobie, że jest zrobiona ze światła i biją od niej
promienie. Daj im się wciągnąć, tak żebyś łatwo mógł
zagłębić się w światło... promienie wypełniają całe twoje
ciało.
Jeśli możesz usiąść na podłodze w pozycji Buddy, zrób
to, ponieważ wtedy figurka i twoja pozycja będą do siebie
pasować. Promienie rozprzestrzeniają się i całe ciało
wypełnia się światłem. Następnie promienie wychodzą
poza ciało, zaczynają dotykać sufitu i ścian i wkrótce
wydostają się z pokoju, sięgają coraz dalej i dalej. Pozwól,
by po piętnastu minutach objęły cały wszechświat. Niech
sięgną tak daleko, jak tylko potrafisz sobie wyobrazić.
To wytworzy ogromny spokój. Pozostań w tym stanie
przez dziesięć minut: cały wszechświat wypełniony
promieniami, których źródłem jest twoje serce. Utrzymaj
ten stan, myśl o nim, poczuj promienie - trwaj tak przez
dziesięć minut. Cały wszechświat jest wypełniony tymi
promieniami.
Potem powoli zacznij się kurczyć, w takim samym
tempie, w jakim się rozrastałeś. Wróć do swojego
wewnętrznego Buddy - kilkucentymetrowej świetlistej
figurki.
Następnie pozwól jej gwałtownie zniknąć. O to właśnie
chodzi, oto punkt kulminacyjny tego procesu. Pozwól jej
nagle zniknąć, tak aby został tylko jej obraz w negatywie.
Tak jak wtedy, gdy zbyt długo patrzysz przez okno,
zamykasz oczy i widzisz obraz okna w negatywie. Oto jest
figurka Buddy, pełna światła - i nagle, niespodziewanie
pozwól jej zniknąć. Pojawi się ciemna figurka, figurka w
negatywie, pustka. Utrzymaj ten obraz przez pięć do
dziesięciu minut - tę dziurę, tę pustkę.
Na pierwszym etapie, gdy promienie zaleją cały
wszechświat, poczujesz wspaniały spokój, jakiego być
może nigdy wcześniej nie czułeś, oraz wzrastanie.
Będziesz miał wrażenie, że stałeś się ogromny i mieścisz
w sobie cały kosmos.
W drugim etapie zamiast spokoju poczujesz błogość.
Gdy figurka Buddy zamieni się w negatyw, gdy zniknie
całe światło, pojawi się ciemność i cisza, bez żadnego
powodu poczujesz błogość! Poczujesz się doskonale -
utrzymaj to.
Cały proces ma trwać nie więcej niż czterdzieści pięć
do sześćdziesięciu minut.
Możesz to robić w nocy, leżąc w łóżku przed
zaśnięciem; to najlepsza pora. Wykonaj ćwiczenie, a
potem po prostu zaśnij, tak aby stan ten utrzymał się w
tobie przez całą noc. Wiele razy w twoich snach będzie
pojawiać się ta figurka Buddy. Wiele razy w snach
będziesz odczuwał te promienie. Rano poczujesz, że twój
sen miał zupełnie inną jakość. Nie był to tylko sen. Było
tam obecne coś o wiele bardziej pozytywnego niż sen,
było tam coś innego. Obudzisz się odmłodzony, bardziej
ś
wiadomy, pełen szacunku dla życia.
Znajdź wewnętrzny punkt zerowy
Zanim zaczniesz spać, leżąc z zamkniętymi oczami na
łóżku, wyobraź sobie tablicę, tak czarną jak to tylko
możliwe. Następnie ujrzyj na niej trzykrotnie cyfrę „3".
Zobacz ją po raz pierwszy i zetrzyj; po raz drugi i znów
zetrzyj; po raz trzeci i zetrzyj. Później trzykrotnie wyobraź
sobie cyfrę „2". Następnie cyfrę „1" też trzy razy. Później
trzy razy „0". Gdy dojdziesz do trzeciego zera, poczujesz
niezwykłą ciszę, jakiej nigdy wcześniej nie zaznałeś.
Pewnego dnia poczujesz absolutną ciszę, tak jakby cała
egzystencja zniknęła i nic nie pozostało. Będzie to
wspaniały moment.
Zatem gdy kładziesz się spać wieczorem, przejdź przez
ten nieskomplikowany proces - już będąc w łóżku - ale
pamiętaj, że musisz go dokończyć, ponieważ jedynie
wtedy da ci on ogromną ciszę. Jest prosty i nie zajmie
więcej niż dwie, trzy minuty, ale można zasnąć, zanim się
go ukończy. Spróbuj dojść do końca, nie śpij - musisz
dojść do trzeciego zera. Nie spiesz się, rób to powoli i z
uczuciem.
OSHO International Foundation o autorze
Nauki Osho nie poddają się kategoryzacji. Dotyczą
wszystkich aspektów życia począwszy od indywidualnych
poszukiwań
sensu
ludzkiej
egzystencji
aż
po
najważniejsze wydarzenia społeczne i polityczne. Osho
nie pisał książek. Jednak przez ponad 35 lat rozmawiał z
ludźmi i wygłaszał wykłady na wielu międzynarodowych
spotkaniach, pozostawiając po sobie tysiące godzin nagrań
na kasetach audio i wideo. Książki są rezultatem ich
transkrypcji.
Osho został uznany przez londyński „Sunday Times" za
jedną z 1000 osób, które wywarły największy wpływ na
XX wiek. Amerykański pisarz Tom Robbins uznał go za
„najbardziej niebezpiecznego człowieka od czasów Jezusa
Chrystusa".
Za cel swej działalności Osho uznał stworzenie
warunków dla narodzin nowego typu człowieka - „Buddy
Zorby" - który łączyłby w sobie wyciszoną duchowość
Gautamy Buddy z umiejętnością korzystania ze wszelkich
uciech życia na wzór Greka Zorby. Przez wszystkie jego
prace przewija się wątek połączenia odwiecznej mądrości
Wschodu z najwyższym potencjałem nauki i technologii
stworzonym przez Zachód. Osho znany jest także ze
swego rewolucyjnego wkładu do wiedzy o wewnętrznej
przemianie człowieka, przede wszystkim z podejścia do
medytacji,
które
uwzględnia
zwiększone
tempo
współczesnego
ż
ycia.
Jego
„medytacje
aktywne"
pozwalają pozbyć się zgromadzonego w ciele i umyśle
stresu, dzięki czemu człowiek może łatwiej doświadczać
stanu rozluźnienia i wolności od myśli.
Dla czytelników dostępne są dwie jego prace
autobiograficzne: Autobiography oj a Spiritually Incorrect
Mystic oraz Glip-ses ofa Golden Childhood.
Więcej informacji na stronach
www.0sho.com