zróżnicowaniu świata ludzkiej intencjonalności. Jej naczelną zdobyczą jest
ustanowienie zasady powszechności kultury, jej wszechobecności i zarazem
niezbywalności. Dzięki uniwersalnemu i ogólnemu pojęciu kultury antropologia mogła
zajmować się konkretnymi społeczeństwami po to, aby pokazać, jak ta generalna idea
KULTURY „przekłada się” na wielość kultur ludzkich istniejących na świecie.
Mamy wreszcie etap trzeci, w którym zresztą nadal znajduje się antropologia
kultury. Bywa on różnie nazywany: okresem kryzysu meta narracji antropologią
postmodernistyczną, postkolonialną, krytyczną, refleksyjną itd. Jedną ze znamiennych
cech współczesnej refleksji antropologicznej jest próba wypracowania takiego ujęcia r.
które oddałoby owo swoiste napięcie, jakie istnieje dziś między globalnością i
homogenicznością a lokalnością i tradycją, między światem hiperrzeczywistości
kultury popularnej i próbami tworzenia wspólnot wyobrażeniowych, w których
współczesny człowiek poszukuje jakichś autentycznego zakorzenienia. Obecnie nie
powstają zwarte i systemowe teorie kultury, żadna z nich bowiem i tak nie mogłaby
objąć złożoności tych procesów. Tak więc antropologiczna koncepcja kultury jest
dzisiaj nakierowana nie tyle na trwałość i całościowość kulturowych ile pokazuje
procesy, transformacje i zmienność, jakim one podlegają.
Na koniec ważna uwaga. Trzeba pamiętać, że pojęcie kultury, a właściwie dyskusja
nad najbardziej adekwatnym jej ujęciem, nie posiada dzisiaj tak wielkiego znaczenia w
badaniach i nie budzi takich emocji jak w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Jeden z wpływowych nurtów antropologicznych, tekstualizm, wręcz zachęca do
zaniechania jego stosowania i zastąpienia go terminem „Inność". Powody tego stanu
rzeczy staną się bardziej jasne, kiedy zapoznamy się z treścią kolejnych rozdziałów.
Rozdział 3
JĘZYK I MYŚLENIE O ŚWIECIE
Dzięki listom niejakiej pani Sullivan otrzymaliśmy fascynujący opis, jak
głuchoniema i niewidoma dziewczynka dokonała decydującego kroku, prowadzącego
od posługiwania się znakami i pantomimą słów. Warto go przytoczyć jako punkt
wyjścia do dalszych rozważań : „Znów muszę napisać do Pani parę słów zaraz z rana,
bo bardzo zaszło coś bardzo ważnego. Helenka uczyniła drugi wielki krok w nauce.
Zrozumiała, że każda rzecz ma nazwę i że alfabet ręczny jest kluczem do wszelkiej
wiedzy... Dziś rano przy myciu dała mi do zrozumienia, że chce dowiedzieć się nazwy
wody. Gdy chce się dowiedzieć jakiejś nazwy, wskazuje dany przedmiot i klepie mnie
po ręce. Wypalcowałam: «woda» i więcej o tym nie myślałam... Poszłyśmy do pompy
i ja pompowałam, mała kubek pod pompą. Podczas gdy zimna woda lała się do kubka
palcowałam na wolnej rączce Heleny: «woda». To słowo w tak nagłym zestawieniu z
wrażeniem zimnej wody spływającej po jej ręce podziałało wstrząsająco. Upuściła
kubek i stała jak skamieniała. Nowe światło zajaśniało w jej twarzy. Wypalcowała
parę razy «woda», usiadła na ziemi zapytała o jej nazwę, wskazała na pompę, na
okratowanie i odwróciwszy się nagle, zapytała o moje imię. Wypakowałam:
«nauczycielka»… W drodze powrotnej była bardzo podniecona. Uczyła się każdej
rzeczy, której się dotknęła, tak że w kilka godzin dodała do swojego słownika
trzydzieści nowych słówek [...] Teraz każda rzecz musi mieć nazwę
Jakiego odkrycia dokonała Helena Keller? Otóż do tej pory dziewczynka umiała
jedynie łączyć określony przedmiot lub wydarzenie z odpowiednim znakiem w
alfabecie rąk i w ten sposób kojarzyć każdą rzecz i zdarzenie z konkretnymi
wrażeniami dotykowymi. Ludzka mowa to jednak więcej niż powtarzające się serie
skojarzeniowe; znaczenie językowe opiera się na uniwersalnym symbolizmie, który
obejmuje cały zakres myśli ludzkiej. Z chwilą, gdy dziecko zrozumie po raz pierwszy
symbolizm mowy, dokonuje się każdorazowo prawdziwa rewolucja w jego życiu.
Rodzice znają doskonale ów „głód nazw” u swoich pociech, nieustanne pytania, jak
nazywa się to, a jak tamto. Ernst Cassirer ujął ten fenomen w terminach metafory
filozoficznej „Pierwsze nazwy świadomie używane przez dziecko można porównać do
laski, która niewidomemu pozwala po omacku znajdować dragę Język zaś, wzięty jako
całość, staje się bramą prowadzącą do nowego świata […] śarliwość i entuzjastyczna
chęć mówienia nie wywodzi się jedynie z chęci nauczenia się lub używania nazw —
oznacza pragnienie wykrycia i podboju świata obiektywnego" Zasada symbolizmu jest
magicznym kluczem do świata kultury.
Podobne doświadczenia bliskie są wszystkim usiłującym nauczyć się jakiegoś
obcego języka. Zwykle zaczynamy od zakupu odpowiedniego podręcznika, staramy
się opanować podstawowe słownictwo i reguły gramatyczne. Bardzo szybko
przekonujemy się że jest to tylko pierwszy, mało istotny krok w prawdziwych
zmagań
z
obcą
materią
wyrażeń,
ich powiązań i znaczeń. Mówić innym językiem to myśleć w nim. Wymaga to
wielkiego wysiłku, jako że zmusza do „zawieszenia" wiedzy o tym, jak nasze
postrzeżenia i pojęcia zrosły się z określeniami i częściami mowy języka, którym
od urodzenia władamy i w którym myślimy na co dzień. Słowa i rzeczy pozostają
ze sobą w związku arbitralnym, a nie naturalnym, jak zwykliśmy to bezrefleksyjnie
przyjmować, bez trudu znajdując językowe pojęcia na oznaczanie stanów rzeczy
wokół nas. „Wnikając w «ducha» obcego języka mamy nieodmiennie wrażenie
wkraczania w świat nowy, w świat, który ma swoją własną strukturę intelektualną.
Przypomina to podróż odkrywczą po obcym kraju a największą korzyścią, jaką
odnosimy z tej podróży, jest to. że nauczyliśmy się patrzeć na nasz język ojczysty
w nowym świetle".
Antropologia kultury dostarcza szczególnych doświadczeń i wiedzy na tym polu.
Jeśli założyć — jak to uczyniliśmy w tej książce — że zajmuje się ona szeroko
rozumianą odmiennością, jej naczelnym zadaniem jest próba poznawczego
przeniknięcia innych systemów kulturowych, nieznanej symboliki, nauka owych
„nowych
ś
wiatów”
myślowych,
w których żyją ludzie jako członkowie społeczeństw. Wiedza, którą zyskujemy dzięki
badaniom antropologicznym, daje korzyści dwojakiego rodzaju. Pozwala poznawać
inne kultury, opisywać je i interpretować, pokazywać fascynujące zróżnicowanie
sposobów życia na Ziemi. Ale „mierzenie" się z intencjonalnością obco kulturową
umożliwia ponadto nowe spojrzenie na kulturę, w której sami żyjemy, zachęca do
przyjrzenia się także naszemu „pomysłowi na życie". W jakim zakresie jesteśmy
wszędzie tacy sami, a gdzie tkwią powody naszej odrębności? Niekwestionowana
zasada antropologii głosi, iż poznawanie i objaśnianie innych kultur jest nieuchronnie
samo objaśnianiem się nas samych. W konsekwencji prowadzi to do refleksji nad samą
antropologią jako nauką i pytań o jej status. Czy jest ona wiedzą uniwersalną, czy
jedynie lokalnym (nowożytnoeuropejskini) sposobem wyjaśniania świata, który
rości sobie pretensje do powszechności i prawdziwości tego, co głosi?
Obca kultura to często nieznany język. Ale każda bez wyjątku kultura to zawsze
jakiś odrębny system pojęciowy. Skoro zdecydowaliśmy się traktować ją
konsekwentnie jako byt intencjonalny, jest oczywiste, iż sfera języka jawi się jako ta,
w której zakodowane są kulturowo funkcjonujące poglądy na świat, formy pojęciowe,
systemy terminologiczne, normy i wartości. Dlatego antropologowie od wielu lat
szczególną uwagę przywiązują do analizowania związków języka i kultury. Jest to
jedno z najbardziej skomplikowanych zagadnień, i ciągle dalekie od jednoznacznego
rozwiązania. Problem zawiera się w tym, że efektywne badanie związków pomiędzy
obiema tymi sferami musi najpierw ustalić ich porównywalność. Tylko wówczas
bowiem zasadne będą twierdzenia zarówno o wpływie języka na kulturę, jak i kultury
na język.
W pierwszym okresie swojej działalności antropolog i lingwista Edward Sapir
wyraźnie odseparował od siebie język i kulturę. Tę drugą definiował jeszcze w duchu
tradycyjnej antropologii, stwierdzając, że jest ona społecznie odziedziczonym zbiorem
praktyk i wierzeń, określających strukturę codziennego życia ludzi i wpływających na
nią (Sapir, 1949, s. 207). Sapir uważał, że kulturę można określić jako to, „co"
społeczeństwo robi i „o czym" myśli. Język zaś jest zbiorową sztuką myślenia oraz
intuicyjnym przyswajaniem sobie doświadczeń — mówi nam o tym, Jak"
społeczeństwo myśli. Autor Language nie sądził początkowo, by można było znaleźć
przyczynowe relacje pomiędzy zawartością doświadczenia (owym „co") a sposobem
jego wyrażania (owym ..jak"). Wszelkie zmiany w kulturze dotyczą zawsze treści jej
poszczególnych dziedzin, natomiast dążeniem języka są zmiany w ekspresji formalnej.
Nie wydaje się zatem prawdopodobne, aby kultura i język były w jakimkolwiek
prawdziwym sensie powiązane przyczynowo. Kultura jest podstawą istnienia języka,
ale ten ostatni nie odzwierciedla bynajmniej pierwszej, poza oczywistym i czysto
powierzchownym
faktem
relacji
pomiędzy
słownictwem
danego
języka
a
„inwentarzem" kultury. Relacje tego typu mają dwojaki charakter:
1)
związku słownictwa z zainteresowaniami kultury oraz
2)
historycznego rozwoju języka i innych dziedzin kultury.
I tak dla Eskimosów śnieg stanowi najważniejszy element natury, co znajduje
bezpośrednie odzwierciedlenie w rozbudowanym słownictwie; istnieje oddzielne
słowo na określenie śniegu niesionego przez wiatr, leżącego na ziemi, zbitego w
twarde bryły lodu, roztopionego, miękko padającego, zacinającego i tak dalej. W
językach boliwijskich i peruwiańskich Indian Ajmara istniało ponad dwieście słów na
określenie ziemniaka. Wśród północnoafrykańskich Arabów doliczono się z kolei
tysiąca słów na określenie miecza, a w słowniku Maorysów z Nowej Zelandii
znajdziemy dziewięć określeń łechtaczki i dwanaście prącia.
Analizując dzisiejszą kulturę popularną pod względem panującego w niej
słownictwa, również możemy wyrobić sobie opinię o zainteresowaniach i fascynacjach
naszych współczesnych.
Historię języka i kultury wyznaczają paralelne linie jedynie w tym sensie, że
słownictwo języka bardziej lub mniej dokładnie odzwierciedla daną kulturę, cele,
którym ono służy) Jako takie są to jednak jakości nieporównywalne — konkluduje
Sapir. W innym miejscu Language poczynił jednak ważne spostrzeżenie, którego
konsekwencje okazały się brzemienne dla dalszego rozwoju jego zainteresowań
związkami języka i kultury. Zauważył on bowiem, iż przyczyna nieporównywalności
tych dziedzin tkwi w nieadekwatnym, powierzchownym pojmowaniu kultury w
konfrontacji z precyzyjnym definiowaniem języka. Pojęcie kultury musi zostać
„oderwane" od znaczenia deskryptywne-go, związanego z poszczególnymi opisami
monograficznymi różnych społeczeństw. Udowodnienie, że kultura posiada .wrodzoną
formę", coś w rodzaju szeregu konturów, struktur, względnie wzorów podobnych do
tych, jakie odkryto w systemie języka dzięki lingwistyce strukturalnej, będzie
pierwszym krokiem ku wypracowaniu porównawczej płaszczyzny analitycznej języka i
kultury jako teoretycznie równorzędnych jakości. Właściwe zrozumienie wzajemnych
relacji języka z innymi systemami kulturowymi wymaga badania wzorów
leksykalnych, morfologicznych i syntaktycznych w relacji do analogicznych formalnie
wzorów kultury, jeśli takowe można oczywiście ustalić. Tylko wówczas można będzie
cokolwiek powiedzieć o rzeczywistych struktura mych związkach języka z innymi
dziedzinami kultury, wykazującymi podobna regularność. W niedalekiej przyszłości
Sapir zajął się z powodzeniem tym problemem. Zanim omówimy jego sławną tezę
względności językowej, która stała się podstawą hipotezy Sapira-Whorfa, musimy
poczynić kilka ważnych uwag generalnych.
W poprzednim rozdziale podaliśmy zestaw ośmiu cech, jakimi charakteryzuje się
kultura. Przypomnijmy je obecnie, odnosząc je do pojęcia języka. Skoro jest on
dziedziną kultury, i to uważaną za primus inter pares, również i on winien spełniać
kryteria, do których odwołują się antropologiczne badania nad kulturą. I rzeczywiście,
prawdą jest, że:
1)
języka się uczymy,
2)
wywodzi się on z
biologicznych, środowiskowych, psychicznych i historycznych elementów
ludzkiej egzystencji,
3)
jest zorganizowany,
4)
wieloaspektowy,
5)
dynamiczny,
6)
zmienny,
7)
występują W nim prawidłowości, które pozwalają go analizować
metodami naukowymi, w końcu
8)
jest instrumentem przystosowania jednostki do całokształtu otoczenia
oraz nabycia środków dla twórczej ekspresji.
Wydaje się nawet, że to język w pełniejszym zakresie spełnia kryteria Herskovitsa;
o ile w odniesieniu do kultury pozostają one często jedynie sloganami, w przypadku
systemu językowego badania lingwistyczne (i antropologiczne) udowodniły ich
prawdziwość i uniwersalność. Sytuacja ulega odwróceniu — można traktować język
jako wzorzec dla całej kultury, a jego cechy definicyjne uogólniać na jej całokształt.
Jest to stanowisko większości szkół poszukujących związków determinacyjnych
pomiędzy językiem a kulturą oraz — w konsekwencji — pomiędzy jakimś konkretnym
jego systemem (np. językiem etnicznym) a sposobem myślenia ludzi, którzy danym
językiem operują.
Charlesowi
Hockettowi,
amerykańskiemu
lingwiście
i
antropologowi,
zawdzięczamy zestawienie cech definicyjnych języka. Posłużył się on tabelą
porównującą występowanie danej cechy w języku ludzkim i w różnych systemach
porozumiewania się zwierząt. Lista ich ulegała systematycznemu rozszerzaniu —
najpierw było ich siedem, później trzynaście, w ostateczności szesnaście (Hockett,
Altmann,
1968).
Pomijając
cechy
definicyjne
dotyczące
tylko
przewodu
przekaźnikowego oraz fizycznych właściwości sygnałów głosowych, przytoczymy
pozostałe trzynaście, skupiając się później na omówieniu sześciu z nich, tych, które są
najważniejsze z punktu widzenia interesującego nas tytułowego problemu niniejszego
rozdziału.
Cechy omawiane przez Hocketta to:
1)
dwustopniowość (dwupoziomowość),
2)
produktywność (zdolność wytwarzania nowych przekazów),
3)
arbitralność,
4)
zdolność do wzajemnej wymiany (przemienność ról nadawcy i odbiorcy),
5)
specjalizacja (pośredni stopień funkcjonalnego powiązania sygnału z reakcją),
6)
przemieszczanie się (możliwość odnoszenia się do przedmiotów i zdarzeń
odległych w czasie i przestrzeni),
7)
transmisja kulturowa,
8)
nieciągłość,
9)
semantyczność,
v
'
10)
całkowite sprzężenie zwrotne (cecha związana z punktem 4) — nadawca jest
równoczesnym odbiorcą danego sygnału, może go kontrolować i modyfikować),
11)
samozwrotność (język może mówić o sobie samym, ma walor metajęzykowy),
12)
wyuczalność (każda jednostka zdolna jest nauczyć się dowolnego języka),
13)
dwuznaczność albo nadużywalność (język może dezinformować).
Nie wchodząc w szczegóły zestawienia Hocketta (zob. także Hockett, 1960),
możemy powiedzieć, iż tylko język ludzki odznacza się wszystkimi tymi cechami
łącznie, inne systemy porozumiewania zawsze wykazują
ich niekompletność. Ponadto język posiada cechy specyficzne tylko dla siebie. Na
nich skupi się obecnie nasza uwaga.
Dwustopniowość albo podwójne rozczłonkowanie to cecha, która przez wielu
uczonych uważana jest w ogóle za cechę definicyjną języka sensu stricto. Język ma
dwa poziomy organizacji strukturalnej: gramatyczny i fonologiczny. Zdania,
składające się z wyrazów (morfemów), stanowią ciągi odpowiednich fonemów.
Jednostki zdaniowe i frazowe charakteryzują się formą i treścią, są znaczące, ale na
niższym poziomie każda z nich rozkłada się na jednostki foniczne (fonemy), które
znaczenia nie posiadają. Dzięki takiej dwustopniowości język jest niezwykle precyzyj-
nym i ekonomicznym systemem semiotycznym. Na podstawie niewielkiej liczby
fonemów (jest ich w różnych językach od 16 do 60) można tworzyć ogromną liczbę
połączeń wyrazowych, a te znów mogą utworzyć nieskończoną liczbę dowolnych zdań.
Arbitralność, wyjąwszy onomatopeje, które są znakami dźwiękonaśladowczymi (w
tym sensie umotywowanymi), to inna podstawowa cecha języka. Jej wagę podkreślał
zwłaszcza Ferdynand de Saussure, który z konwencjonalności związku formy znaku
językowego z jego znaczeniem uczynił jedną z podstawowych zasad całej swojej
teorii. Polskie „drzewo", angielskie „tree", niemieckie „Baum" i francuskie „arbre"
oznaczają to samo, odnoszą się bowiem do tej samej klasy obiektów. Nie można
powiedzieć, iż któryś z tych wyrazów „lepiej" lub „gorzej" obrazuje drzewo i jego
właściwości — są one równie arbitralne, jednakowo odpowiednie i precyzyjne. Istotę
arbitralności dobrze oddaje znany „trójkąt” Ogdena i Richardsa:
Należy go odczytywać w następujący sposób: znak językowy [A] wiąże się ze
swoim odniesieniem przedmiotowym (obiektem) [C] jedynie w sposób pośredni — za
pomocą pojęcia [B].
Dzięki arbitralności język jest narzędziem doskonale giętkim i przystosowującym
się do wszelkich okoliczności zewnętrznych. Jego cechą jest więc także
produktywność zwana niekiedy (Noam Chomsky) kreatywnością. Twórczy aspekt
języka pozwala jego użytkownikom na konstruowanie i rozumienie nieskończonej
liczby możliwych zdań w języku, który opanowali w dostatecznym stopniu. Dzięki
arbitralności znaku w stosunku do jego odniesienia przedmiotowego, możliwe jest
opisanie nieskończonego zakresu obiektów tego odniesienia, a dzięki dwustopniowości
(fonologia i gramatyka) można konstruować nieskończenie wiele zdań.
Cecha nieciągłości albo dyskretności powoduje, że różnice między sygnałami
systemu semiotycznego, jakim jest język, nie polegają na stopniowym nasilaniu jakiejś
cechy: „Składnik słowny języka jest nieciągły w tym sensie, że dwie formy wyrazowe,
rozpatrywane tylko ze względu na swój kształt, są albo absolutnie identyczne (jako
okazy tego samego typu), albo absolutnie różne" (Lyons, 1984, s. 80). W języku
polskim wyrazy „pal" i „bal" różni cecha dźwięczności; gdy się ona pojawia, mamy
„bal", gdy jej brak —• jest „pal"; nie może wystąpić tu jakaś cecha pośrednia, jak
dzieje się to w ciągłych systemach semiotycznych w rodzaju „tańca pszczół". W tym
drugim wypadku intensywność ruchów pszczoły zmienia się w sposób ciągły, zależny
bezpośrednio od ciągłych zmian odległości źródła nektaru.
Na cechę semantyczności szczególną uwagę zwracają badacze kultury, głównie
semiotycy i antropologowie. Sygnały językowe związane są z cechami świata
fizycznego i społeczno-kulturowego, a zatem pojęcia danego języka mogą stanowić
przewodnik po tym, jak dana grupa kulturowa kategoryzuje świat. Dobrze ujął to
Kluckhohn, pisząc: „Język wskazuje nam jak gdyby: «zauważ to», «zawsze uważaj to
za odmienne od tam-tego», «takie a takie rzeczy należą do jednej grupy». Ponieważ
ludzie od dzieciństwa zaprawiani są do reagowania w ten sposób, uważają takie
rozróżnienia za nieunikniony element życia. Każdy język wywiera wpływ na to, co
posługujący się nim ludzie widzą, co czują, jak myślą ^ o czym mogą mówić"
(Kluckhohn, 1949, s. 166). Znaczenia językowe tworzą świat znaczeń kulturowych,
istotnych dla każdego społeczeństwa i wyróżniających je wobec innych wspólnot.
Dochodzimy w końcu do ostatniej ważnej cechy, jaką jest dwuznaczność
(nadużywalność). Dzięki niej język nadaje się idealnie do formułowania naukowych
hipotez, ale i do fałszowania obrazu świata. Jego „giętkość" powoduje, że staje się
medium przekazywania informacji zmanipulowanych. Antropologowie muszą ten fakt
brać pod uwagę, gdy opierają się na słownych świadectwach różnych kultur, próbując
na tej podstawie ustalić zakres ich kultury symbolicznej. Inny problem z tym związany
to pytanie, jak odróżnić znaczenie literalne od metaforycznego.
Omówione pokrótce cechy definicyjne języka — dwustopniowość, arbitralność,
produktywność, nieciągłość, semantyczność i dwuznaczność — są wielorako ze sobą
powiązane, niejako wzajemnie się wspierają, tworząc w sumie unikatowy układ
możliwości, jakie posiada system języka naturalnego. Występują one we wszystkich
językach i są niezależne od przewodu przekazowego i substancji, są zatem
uniwersalne.
Próbując analizować relacje języka i kultury, badacze muszą zadać sobie pytanie,
czy zjawiska językowe pozostają w bezpośrednim czy jedynie pośrednim związku z
kulturą symboliczną. Czy wzory językowe kształtują, czy wręcz determinują nasz
sposób myślenia? Czy zatem kultura jako rzeczywistość myślowa daje się z nich
wyprowadzić? Wróćmy do poglądów Sapira.
Kluczowym pojęciem teorii Sapira stał się symbolizm, który obejmuje złożone
systemy odniesienia, jak mowa, pismo, notacja matematyczna, godła narodowe,
sygnalizacje. Dźwięki i znaki używane w tego typu systemach nie mają znaczenia
same w sobie, a uzyskują je jedynie dla tych, którzy potrafią dokonać ich interpretacji
ze względu na ich semantyczne odniesienia (Sapir, 1934, s. 492). Jest to symbolizm
„referencyjny", a jego znamienną i podstawową cechę wyznacza fakt, iż jest on
substytutem innego typu zachowania i jego znaczenia nie da się wyprowadzić
bezpośrednio z kontekstu doświadczenia. Również ludzkie zachowania — twierdzi
Sapir — spełniają kryteria symbolizmu, który jest w tym wypadku skondensowaną
formą zachowania zastępczego, pozwalającą jednostce „uwolnić się od ciśnienia
afektywnego" (Sapir, 1934, s. 493). Jednakże podstawowy sens terminu „symbolizm"
ogranicza się do „obiektów i znaków przeznaczonych do przyciągania lub ukierunko-
wywania szczególnej uwagi na jakąś osobę, rzecz, ideę, zdarzenie, lub planowane
działania skojarzone lub nie skojarzone z symbolem w jakikolwiek naturalny sposób"
(ibidem, s. 492).
Każda ludzka kultura, a także kultura rozważana na poziomie abstrakcji, składa się
z poszczególnych systemów symbolicznych. Język wyróżnia się wśród nich
najbardziej rozwiniętą formą. -Język jest w ogólnym odczuciu doskonałym systemem
symbolicznym, o idealnie jednorodnym materiale, jako narzędzie wszelkich odniesień
i znaczeń dostępnych danej kulturze zarówno w formie zaktualizowanej komunikacji,
jak i w formie takich idealnych substytutów komunikacji, jak myślenie" 'Sapir, 1978,
s. 37). Każda treść kulturowa daje się zawsze wyrazić w języku; materiał językowy
symbolizuje dla użytkowników danego języka rzeczywiste znaczenia, mało tego — on
je niejako „projektuje". Dzięki językowi człowiek zdolny jest wyjść poza to, co dane w
jego indywidualnym doświadczeniu. Wyodrębniając z doświadczenia poszczególne
jego elementy, kategoryzując je, język tworzy coś w rodzaju potencjalnego,
ponadindywidualnego świata, który konstytuuje — znane nam już z poprzedniego
rozdziału — powszechne porozumienie. Przykład Heleny Keller pokazuje, jak
dramatyczne może być niekiedy odkrycie powszechności i uniwersalności
symbolizmu. Owo „powszechne porozumienie" opiera się na uczestnictwie we
wspólnych systemach symbolicznych, z językiem jako systemem naczelnym.
Symbolizm to istota kultury.
Jako doskonały system symboliczny język posiada zdolność przenikania
bezpośredniego doświadczenia do tego stopnia, iż jest niekiedy trudno oddzielić
rzeczywistość zewnętrzną (przyrodnicza i społeczną) od odnoszących się do niej
symboli językowych. Klarownego przykładu dostarczają kultury o świadomości
magicznej, gdzie dochodzi do identyfikowania słowa i rzeczy (Burszta, 1986). Ale
także dla współczesnego człowieka „wszelkie doświadczenie, rzeczywiste i
potencjalne, przesycone jest werbalizmem" (Sapir, 1978, s. 39). Poznajemy świat,
nadając nazwy poszczególnym jego obiektom, zdarzeniom i ich związkom.
W odróżnieniu od innych form symbolizmu, przenikająca rola języka względem
doświadczenia posiada kontekstowy charakter; poza formowaniem i interpretowaniem
doświadczenia, język może też być jego substytutem. Język jest nade wszystko
głosową realizacją tendencji do symbolicznego ujmowania rzeczywistości, a dopiero w
drugiej kolejności narzędziem służącym komunikacji.
Według Sapira, szczególność symbolizmu językowego sprawia, że ma on
pierwszorzędne znaczenie dla uczenia się kultury, myślenia jednostek, a tym samym
stanowi uprzywilejowane pole badań kultury symbolicznej. Innymi słowy, język jest
przewodnikiem po rzeczywistości społecznej. W artykule Status lingwistyki jako nauki
Sapir odrzuca pogląd o małym znaczeniu języka w procesach przystosowywania się do
rzeczywistości. Uczestnicy danej kultury nie żyją wyłącznie w świecie „obiektywnym"
oraz w świecie możliwych do zaobserwowania działań społecznych. Ich doświadczenie
jest zawsze zapośredniczone językowo — rzeczywistość społeczna jest w dużej mierze
uzależniona od językowych zwyczajów panujących w danej grupie. Języki zaś nigdy
nie są na tyle do siebie podobne, by można je było traktować jako reprezentujące tę
samą rzeczywistość. Jak głosi słynna formuła Sapira: „Światy, w których żyją różne
społeczeństwa, są odrębnymi światami, nie zaś tym samym światem, tylko opatrzonym
odmiennymi etykietkami" (Sapir, 1978, s. 88,).
$ł języku, w jego specyficznych kategoriach, jest jak gdyby zawarty myślowy,
konstrukcyjny schemat danej kultury. W strukturze każdego języka można odczytać
cały zbiór nie uświadamianych sądów o świecie; pewne cechy zewnętrznej
rzeczywistości zostają uwypuklone, inne pominięte. Każda społeczność posiada
własne charakterystyczne klasy pojęciowe, za pomocą których porządkuje ona
doświadczenie, a budowane są one dzięki kategoriom językowym.
A zatem język to także zespół wzorów, które ukierunkowują nasze sposoby
doświadczania świata przyrodniczego i społecznego. Sapir twierdzi, że wpływają one
na sposób, w jaki się zachowujemy. Modelowanie zachowań w każdej kulturze ma
zawsze charakter poza świadomościowy w tym sensie, że jednostka z reguły nie zdaje
sobie sprawy ze znaczenia, zasięgu i granic zachowania się, które mimo to respektuje.
Nieświadomość istnienia uwzorowania w najpełniejszy sposób objawia się ponownie
w przypadku języka. Modelowanie zachowań werbalnych przejawia się zarówno w
samych formach językowych, jak i w materiale, z którego jest on zbudowany
(spółgłoski, samogłoski, zmiany akcentu, intonacja). Mówiący nie zdaje sobie z tego
sprawy, ale zachowuje się tak, jakby doskonale je znał i przyjmował za oczywiste.
Nie wszystkie formy zachowań kulturowych uwidaczniają tak wyraźnie
mechanizmy modelowania jak język, ale całość kultury jest przeniknięta wzorcami
symbolicznymi. „Im uważniej [...] analizujemy zachowania kulturowe, tym
gruntowniej przekonujemy się, że różnice te dotyczą jedynie stopnia owej
nieświadomości" — pisze Sapir (1978, s. 165). Można więc postawić hipotezę, że
reguły ważne dla języka, zwłaszcza gramatyczne, są istotne i wiążące dla badań innych
dziedzin kultury — organizacji społecznej, religii, sztuki, mitologii, obyczaju.
Podsumujmy poglądy Sapira. Ustalił on, że:
1)
jednostki ludzkie nie bytują w świecie obiektywnym w sposób bezpośredni, ale
jest to zawsze życie kształtowane przez język, który ukierunkowuje myślenie. Zatem
2)
„realny" świat jest w dużej mierze funkcją wzorów językowych (język to
przewodnik po rzeczywistości społecznej). W konsekwencji symbolizm językowy ma
podstawowe znaczenie dla kultury i staje się on
3)
modelem dla wszelkich innych zachowań, które podległe są analogicznym lub
zbliżonym uwzorowaniom. Punkty 1-3 można traktować jako zrąb tzw. hipotezy
Sapira-Whorfa, ale w jej złagodzonej wersji. O wiele radykalniejsze poglądy były
udziałem jej współtwórcy, Benjamina Lee Whorfa.
Najbardziej znany i dyskutowany fragment dorobku tego ucznia Sapira dotyczy jego
porównawczych badań języka Indian Hopi i języków indoeuropejskich, nazwanych
przez niego standardowymi językami europejskimi (SAE — Standard Average
European). Wychodząc z założeń swego mistrza, które znamy z punktów 1-3, Whorf
przyjął, że gramatyki tych języków mają związek z kulturą ich użytkowników i zadał
dwa pytania. Pierwsze, czy pojęcia „czasu", „przestrzeni" i -materii" przejawiają się w
ludzkim doświadczeniu w jednakowej formie, czy ingeruje tutaj struktura różnych
języków? Drugie, czy możliwe jest wykrycie wspólnoty pomiędzy normami
kulturowymi i zachowaniowymi a szeroko pojmowanymi wzorami językowymi?
(Whorf, 1982, s. 181).
Różnice pomiędzy językiem hopi a językami SAE dotyczą według Whorfa
następujących cech:
a)
pojmowania wielości i stosowania liczebników.
b) kształtu rzeczowników odnoszących się do jakości fizycznych i pojmowania
samych tych jakości,
c)
pojmowania faz i cyklów,
d)
temporalnych form czasowników oraz
e) pojmowania czasu trwania czegoś, intensywności i dążenia.
Dokonajmy krótkiego omówienia najistotniejszych, elementów dowodzenia Whorfa.
W językach SAE pojęcie wielości oraz liczebniki główne i porządkowe stosuje się
w analogiczny sposób do obiektów bądź wydarzeń, których istnienie daje się
empirycznie stwierdzić, jak i do tych, które mają charakter metaforyczny. W języku
polskim powiemy zarówno -dziesięć osób", jak i „dziesięć dni", choć tych drugich nie
sposób
zaobserwować.
Jednocześnie
subiektywne
poczucie
czasu
ulega
obiektywizacji. Odwrotna sytuacja charakteryzuje język hopi, gdyż liczbę mnogą i
liczebniki główne stosuje się w nim tylko do przedmiotów, które mogą utworzyć
obiektywny zbiór. Nie istnieje natomiast wyimaginowana liczba mnoga, której funkcję
przejmują liczebniki porządkowe i liczba pojedyncza. W języku hopi nie powie się:
„dziesięć dni to więcej niż dziewięć dni", ale należy użyć, dziwacznej z naszego
punktu widzenia (a także w przekładzie), konstrukcji: „dziesiąty dzień to więcej niż
dziewiąty dzień". Podobnych przykładów można podać więcej. Także długość czasu
traktowana jest w obu językach odmiennie: w SAE jest to klasyczna długość, możliwa
do wyobrażenia sobie w postaci ciągłej linii z zaznaczonymi na niej
udokumentowanymi „faktami"; u Hopiów jest to relacja między dwoma wydarzeniami
w przeszłości.
W językach SAE mamy dwa rodzaje rzeczowników — indywidualne i zbiorowe.
Dzięki temu rozróżnieniu funkcjonują w kulturze nowożytno europejskiej pojęcia
substancji (materii) i formy. U Hopiów istnieje natomiast formalnie wydzielona klasa
rzeczowników, ale są one wszystkie nazwami indywidualnymi, które występują
zarówno w liczbie pojedynczej, jak i mnogiej. W języku tym nie ma konieczności
ujmowania istnienia jako dualizmu bezkształtnej materii i formy.
Pojęcia dotyczące faz i cyklów są w językach SAE wyrażane zawsze za pomocą
rzeczowników (np. lato, zima, zmierzch, poranek), a zjawiska o charakterze fazowym
obiektywizowane i umiejscawiane w przestrzeni. Sytuacja w hopi jest znów odmienna:
pojęcia takie występują w formie zbliżonej do naszego przysłówka, mają jednak
charakter temporalny. Nie znajdziemy w nim zwrotów w rodzaju „rankiem" i „przed
południem", ale konstrukcję typu „podczas-gdy-wydarza-się-faza-południowa". W
języku hopi nie spotkamy czasów w naszym rozumieniu gramatycznym, a więc czasu
przeszłego, teraźniejszego i przyszłego, tworzących zobiektywizowany ciąg zdarzeń.
Istnieje tam za to korelacja czasu i przestrzeni, czyli miejsca wydarzenia z czasem
wydarzenia. To, co dzieje się w tym samym czasie, ale w różnych miejscach,
interpretowane jest tak, jakby odbywało się w różnych czasach.
Wreszcie różnica ostatnia: pojęcia trwania, intensywności i tendencji wyraża się w
językach SAE, używając metafor przestrzennych, których nie zna język hopi. Ich
funkcję przejmują tzw. tensory.
Wszystkie powyższe różnice Whorf łączy następnie ze sposobem myślenia o
ś
wiecie i jego kategoryzowaniem, odmiennym w kulturze nowożytno europejskiej i
indiańskiej. Użytkownicy SAE analizują rzeczywistość w kategoriach rzeczy, formy i
substancji, natomiast Hopiowie widzą świat w kategoriach „zdarzania się", a same
wydarzenia ujmowane są w kategoriach obiektywnych i subiektywnych. „Obiektywne"
są tylko te z nich, które można uchwycić w sposób sensoryczny, wszystkie inne — o
charakterze psychicznym i niepsychicznym — są zdarzeniami „subiektywnymi".
Whorf sądzi, że skoro struktura języka decyduje o różnicach w sposobie myślenia
uczestników każdej odrębnej wspólnoty językowo-kulturowej, to różnice te muszą się
objawiać także w „charakterze" kultury samej. W kulturze europejskiej rozróżnienie
substancji i formy znalazło swe odbicie w ukształtowaniu się materializmu,
paralelizmu psychofizycznego i fizyki Newtonowskiej. Czas jako „continuum"
domagał się utrwalenia i zobiektywizowania, co było powodem narodzin historii,
doprowadziło do rozpowszechnienia się kalendarzy itp. Cykliczny i stabilny czas
Indian Hopi powoduje, że w ich kulturze brak jakiegokolwiek pośpiechu, nacisk zaś
kładzie się na działania przygotowawcze wobec zdarzeń, które mają dopiero nastąpić.
Znana nam dobrze metafora, iż „czas to pieniądz", byłaby w tamtym kontekście
całkowicie niezrozumiała.
W rezultacie swoich dociekań Whorf dochodzi do jednoznacznego wniosku, że
język i jego wzorce, głównie gramatyczne, modelują pojęcia czasu i materii, czego
przykładem są podane wcześniej różnice międzykulturowe. Można powiedzieć, że
Whorf traktuje język jako jedyny system w obrębie bliżej nie zdefiniowanej kultury,
który posiada zdolność kategoryzowania rzeczywistości — jest on interpretantem kul-
tury. Struktura języka, ukierunkowując ludzkie myślenie, narzucając ową siatkę
interpretacyjną na kalejdoskopowy strumień wrażeń" płynących ze świata
zewnętrznego, w istotny, aczkolwiek trudno uchwytny sposób wpływa także na
zachowania jednostek. Tak brzmi podstawowa wersja hipotezy Sapira-Whorfa.
Podstawowa, ale nie jedyna.
W artykułach Nauka a językoznawstwo, Język i logika oraz Język, umysł,
rzeczywistość Whorf koncentruje się na fascynującym zagadnieniu wzajemnej
przekładalności różnych systemów językowych, odmiennych — jak sam je określa —
„katalogów rzeczywistości". Pisze: „nikt nie potrafi opisać rzeczywistości całkowicie
bezstronnie; wszystkich nas krępują pewne prawidła interpretacji nawet wówczas, gdy
sądzimy, że jesteśmy wolni [...] Dochodzimy tu do nowej zasady relatywizmu: po-
strzegający nie utworzą sobie tego samego obrazu świata na podstawie tych samych
faktów fizycznych, jeśli ich zaplecza językowe nie są podobne lub przynajmniej
porównywalne" (Whorf, 1982, s. 285). Ta wersja poglądów Whorfa bywa
interpretowana jako wyraz stanowiska skrajnie deterministycznego: jeśli dwa języki
różnią się w znaczący sposób, porozumienie pomiędzy jego użytkownikami jest
właściwie niemożliwe, gdyż postrzeganie i opis świata, dokonywane na ich gruncie,
zupełnie do siebie nie przystają. Tym samym „mocne" odczytanie hipotezy za-
przeczałoby możliwości jakiegokolwiek międzykulturowego porozumiewania się
ludzi. A przecież właśnie antropologia kultury pokazuje, że różnice między kulturami i
językami dają się przezwyciężyć (zob. rozdz. „Względność i uniwersalność"). Dell
Hymes (1963, s. 282) zaproponował więc, aby dyskutując o wpływie języka na
kulturę, mieć na uwadze jedynie to, jak przejawia się on w sferze „zwyczajowego",
bezrefleksyjnego myślenia ludzi. Nie chodzi więc o to, że ingerencja wzorów ję-
zykowych jest nieprzezwyciężalna i absolutna (myślimy wyłącznie w sposób, w jaki
pozwala język), że człowiek nie jest w stanie „wyzwolić" się spod ich wpływu, ale o
to, że język ułatwia i „podpowiada" sposób konceptualizacji świata, pomaga w
porozumieniu się ludzi, którzy takim językiem mówią. Jednakże zawsze możemy nie
tylko przezwyciężyć tę determinację, ale i analizować nasz rodzimy język pod kątem
„obrazu świata", jaki się z niego wyłania. O każdym języku można mówić w me-
tajęzyku. Jako członkowie określonych społeczeństw, w których dominuje jakiś język,
kodyfikujemy doświadczaną rzeczywistość według jego prawideł, które tworzą tzw.
szablony mówienia. Jak to ujęła Dorothy Lee: „Zakładamy nie to, że sama
rzeczywistość jest względna, ale że różnie jest akcentowana i klasyfikowana przez
uczestników różnych kultur, czyli że spostrzegają oni różne wymiary rzeczywistości
czy też różne wymiary są im przedstawiane" (Lee, 1960, s. 154).
Poglądy Sapira i Whorfa, określane nieprecyzyjnie jako „hipoteza" ich wspólnego
autorstwa (czym one nie są2), pierwotnie sprowadzano do czterech możliwych
poziomów znaczeniowych. Powołując się na różne aspekty ustaleń obu tych badaczy,
wskazywano
1)
na leksykalne zróżnicowanie języków; istnienie danego terminu
językowego ułatwia członkom danej społeczności uświadomienie sobie i
wyrażenie stanu rzeczy objętego tym terminem (i odwrotnie — brak określenia
utrudnia percepcję i opis zjawisk istotnych z punktu widzenia języka innego
społeczeństwa).
Bardziej
złożony
rodzaj
analiz
lingwistyczno-
antropologicznych starał się wykazać istnienie związku
2„Hipoteza Sapira-Whorfa" jako taka nie została nigdy sformułowana; jest ona jedynie wypadkową poglądów przypisanych
tym badaczom przez grono kontynuatorów i uczniów. Z metodologicznego punktu widzenia nie jest to także hipoteza w sen-
sie naukowym.
2)
między różnicami w leksyce a odmiennymi zachowaniami poza-
werbalnymi członków różnych społeczności językowych. Uwaga trzeciej grupy
badaczy skupiała się na
3)
gramatycznej strukturze języka, którą zestawiano z ogólnymi „wizjami
ś
wiata" (światopoglądem) poszczególnych kultur. Wreszcie czwarty typ
analizy, który wydaje się najbardziej zbliżony do poglądów Whorfa, badał
4)
związek między gramatyką języka a zachowaniami niewerbalnymi
(Fishman, 1960; Burszta, 1986).
Po dłuższym okresie braku zainteresowania Sapirem i Whorfem, w latach
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych antropologowie lingwistyczni powrócili do
niektórych idei związanych ze względnością językową. Uległy one jednak znacznemu
przetworzeniu. Warto wspomnieć o badaniach Paula Friedricha i Emily Schultz. W
pracy The Language Parallax: Linguistic Relativism and Poetic Indeterminacy (1986)
Friedrich odwołał się przede wszystkim do Sapira, twierdząc, że rozpoznał on istotny
wymiar języka, jakim jest poetyckość. To w niej właśnie kryją się najistotniejsze
różnice występujące między językami. Antropologia zwykła przeceniać rolę wzorów
gramatycznych i metaforyki, tymczasem każdy język zawiera w sobie inne „tropy
wyobraźni", które powodują, iż nadajemy różny sens i „klimat" estetyczny naszej
percepcji świata. Tropy takie stanowią uczuciowo-emocjonalne i epistemologiczne
podstawy rozumienia rzeczywistości. Najważniejsze wśród nich to:
1)
tropy formalne,
2)
tropy metonimiczne,
3)
tropy analogiczne.
Opisując świat za pomocą któregoś z nich, dokonujemy każdorazowo innej
konceptualizacji świata. Możemy wskazywać na jego własności abstrakcyjne i
statystyczne (1), odwoływać się do istniejących w nim związków i zależności (2) lub
tworzyć zupełnie nowe relacje między językiem, myśleniem i rzeczywistością, czerpać
z poetyckiej metaforyki (3).
A zatem względność obrazu świata nie jest w wypadku Friedricha jedynie
względnością rozpatrywaną z międzykulturowego punktu widzenia (porównanie
dwóch odmiennych języków), ale objawia się równie dobrze w obrębie tego samego
języka, zależnie od sposobu, w jaki korzystamy z bogactwa zawartych w nim tropów
kształtujących wyobraźnię.
Równie interesujące możliwości ponownego zinterpretowania, ale tym razem
poglądów Whorfa, ukazane są w pracy Emily A. Schultz, Dialogue at the Margins
(1990). Przyjęła ona, iż nie istnieje jeden wyłączny i prawdziwy „kanon"
odczytywania jego tekstów, który próbowano sformułować na podstawie pośmiertnego
wyboru jego pism. Teksty Whorfa są z założenia polifoniczne i tak należy je czytać i
rozumieć. W dorobku tego badacza znajduje się cały wachlarz rozważań o charakterze
jawnie metafizycznym, w których Emily Schultz odnajduje złożony dyskurs różnych
„podmiotów mówiących", a więc słynną Bachtinowską polifonię. Polifoniczny dialog
toczy się między trzema postaciami, autorem, czyli naukowcem-lingwistą Whorfem,
czytelnikiem, zwanym „logikiem naturalnym", i tubylczym bohaterem-Indianinem,
mówiącym własnym językiem, którego cechy komentuje Whorf. Lingwista ukazuje
błędy naturalnej logiki wykorzystywanej w myśleniu potocznym, uznającej gramatykę
własnego języka za uniwersalną regułę myślenia i postrzegania świata. Szary człowiek
nie jest w stanie dostrzec, iż jego język kształtuje obraz rzeczywistości, który jest
względny i warunkowy, ponieważ „kontrola" ze strony własnego zaplecza językowego
jest pełna i nie dopuszcza innych interpretacji. Z kolei Indianin, posługujący się
zwykle jakimś dziwacznym (z naszego punktu widzenia!) językiem, ma owemu
szaremu człowiekowi, a więc i czytelnikom, uświadomić, jak powstają wizje świata
całkowicie wręcz odmienne od naszej. Osobą, która może położyć podwaliny pod
przyszły dialog międzykulturowy, jest naukowiec-lingwista-antropolog, potrafiący
rozwinąć „multietniczną świadomość". Nie będzie to jednak zwykły badacz, a za
takiego jedynie uważał się Whorf, ale rodzaj mędrca, który pomoże lepiej zrozumieć
się ludziom mówiącym i myślącym konkurencyjnymi językami. Można zatem
powiedzieć, że tak zinterpretowane poglądy Whorfa stawiałyby go w gronie
prekursorów powszechnie dziś przyjmowanej tezy o wielo-głosowości współczesnego
ś
wiata jako głównym problemie naszych czasów. I do tego zagadnienia będziemy w
książce wielokrotnie powracali.
Odmienne konsekwencje tezy o wyjątkowym usytuowaniu języka w kulturze
unaoczniają się w przypadku koncepcji Claude Lévi-Straus-sa. W jego „antropologii
strukturalnej" język jest nie tyle interpretantem kultury, jak w wypadku Sapira i
Whorfa, ale jej warunkiem, i to w dwojakim sensie. Po pierwsze, jest on środkiem
transmisji kultury w procesie filo- i ontogenetycznego rozwoju człowieka. Po drugie
jednak, inne systemy, inne dziedziny kultury, takie jak mitologia, religia czy sztuka
„nadbudowywują" się na języku i posiadają analogiczną lub zbliżoną budowę
strukturalną. Lévi-Strauss powiada: „Z wielu powodów uważam język za najbardziej
zasadniczy fakt kulturowy. Po pierwsze, język jest częścią kultury, jedną z tych
umiejętności, które otrzymujemy z tradycji. Po drugie, język jest zasadniczym
instrumentem, uprzywilejowanym środkiem, dzięki któremu przyswajamy kulturę
naszej grupy... dziecko uczy się kultury, ponieważ się do niego mówi: karci się je,
upomina, i wszystko to za pomocą słów. W końcu i przede wszystkim, język jest
najdoskonalszym ze wszystkich przejawów porządku kulturowego, tworzących
systemy na tej czy innej zasadzie. I jeśli chcemy zrozumieć, czym jest sztuka, religia,
prawo, a może nawet i kuchnia lub zasady uprzejmości, należy je rozumieć jako kody
utworzone przez artykulację znaków, według modelu lingwistycznego porozumiewania
się" (Charbonnier, 1968, s. 142). Można zatem powiedzieć, iż dla strukturalisty to, co
jest prawdziwe w odniesieniu do języka, jest także prawdą w odniesieniu do całej
kultury symbolicznej. Zdaniem francuskiego etnologa, dyskutując o związkach języka
z kulturą, należy wyodrębnić trzy płaszczyzny potencjalnych rozważań. Można
zajmować się stosunkiem między jednym określonym językiem a jedną określoną
kulturą, stosunkiem między mową a kulturą w ogóle oraz stosunkiem między
lingwistyką a etnologią jako naukami. Zarówno kultura, jak i język nie interesują Lévi-
Straussa ani jako ogół określonych procesów psychicznych, ani też jako zbiór
wytworów tych procesów. Zakładając, że kultura posiada zasadniczo mentalny
charakter, próbuje on odpowiedzieć na pytanie: W jakim sensie język jest logicznym
warunkiem kultury, jeśli założyć, iż ta druga posiada podobną jak pierwszy budowę?
Odpowiedź brzmi: „Zarówno język, jak i kultura zbudowane są z opozycji i korelacji,
inaczej mówiąc — ze stosunków logicznych. Można zatem rozpatrywać język jako
fundament, na nim mogą być nadbudowywane struktury, niekiedy bardziej złożone, ale
tego samego typu co te, które są mu właściwe, odpowiadają one pod wieloma
względami rozpatrywanej kulturze" (Lévi--Strauss, 1970, s. 130 - 131). Ponadto
jednak język i kultura są dwoma równoległymi przejawami bardziej fundamentalnej
działalności, jaką stanowi aktywność ludzkiego umysłu. Całokształt kultury jest dla
Lévi--Straussa „całością znaczącą", systemem komunikacji, którego główną funkcją
jest zachowywanie stabilności danej grupy społecznej. Istnieją przynajmniej trzy
poziomy komunikacji:
1) reguły pokrewieństwa i zawierania małżeństw, służące zapewnieniu krążenia
kobiet między grupami,
2)
reguły ekonomiczne, zapewniające wymianę dóbr i usług oraz
3)
reguły językowe, warunkujące krążenie przekazów.
Te trzy formy komunikacji są jednocześnie formami wymiany, między którymi
zachodzą powiązania określonego rodzaju — związkom małżeńskim towarzyszą
ś
wiadczenia ekonomiczne, a język uczestniczy w wymianie na wszystkich jej
poziomach (1970, s. 147- 148). Są to więc całości homologiczne, można je badać w
separacji i pokazywać proces transformacji jednej z nich w drugą.
U podstaw życia społecznego leży zawsze działalność intelektu; jej własności
formalne nigdy nie są odbiciem konkretnej organizacji społeczeństwa, nie
odzwierciedlają także — jak chciałby Whorf — specyfiki danego języka. Formalne
aspekty ludzkiego umysłu są tożsame dla wszystkich ludzi i kultur. Kategorie myślenia
symbolicznego wyrażają uniwersalne i nie uświadamiane cechy ludzkiego umysłu,
które Lévi--Strauss określa mianem podstawowych struktur mentalnych. Myślenie
symboliczne określa i porządkuje całość doświadczanego przez człowieka świata
przyrodniczego i społecznego, a język jako kodyfikator myśli umożliwia człowiekowi
ujmowanie świata w systemy opozycji. Zagubiony w leśnych ostępach tubylec i
przechodzień na Manhattanie myślą identycznie, czerpiąc jedynie z różnego rodzaju
„materiału" i udogodnień im dostępnych. Wszelako zasada jest tożsama, gdyż
działanie ludzkiego umysłu polega „na nakładaniu form na pewną treść [...] formy te
są zasadniczo tożsame dla wszystkich umysłów: starożytnych, pierwotnych i
cywilizowanych [...] wystarczy dotrzeć do nie uświadamianej struktury utajonej za
każdą instytucją i każdym zwyczajem, by otrzymać zasadę interpretacji stosowalną
prawomocnie do innych instytucji i innych zwyczajów" (1970, s. 77). W rozdziale
„Rodzina i pokrewieństwo" zanalizujemy, jak wygląda realizacja postulatów Lévi-
Straussa w praktyce badawczej.
Konkurencyjną, zarówno wobec idei Sapira i Whorfa, jak i strukturalizmu Lévi-
Straussa, tradycję badań nad związkami języka, kultury i myślenia zapoczątkowała
„etnograficzna teoria języka" Bronisława Malinowskiego. Twórca funkcjonalizmu
sądził, iż zjawisk językowych nie wolno wyabstrahowywać z kontekstu kultury,
zwłaszcza prymitywnej, a należy traktować je jako jej integralną część.
Analizy językowe, które Malinowski prowadził przede wszystkich na Wyspach
Trobrianda, skłoniły go do wysunięcia tezy, że znaczenie danego wyrażenia
uwarunkowane jest nie tylko kontekstem całej wypowiedzi, ale „kontekstem sytuacji",
w jakiej do niej dochodzi. Na ów drugi kontekst składają się wyraz twarzy, gesty,
wykonywane czynności, charakterystyka grupy oraz ta część otoczenia, której proces
komunikowania się akurat dotyczy. To, iż wyrazy są zrozumiałe, wypływa z faktu
ś
cisłego związku wyrażenia z sytuacją kulturową, a więc z kontekstem społecznym:
„przy mówionych, żywych językach tubylczych, wyrażenie nie posiada znaczenia poza
«kontekstem sytuacji»" (Malinowski, 1948, s. 240). Obserwując sposoby posługiwania
się językiem przez tubylców, Malinowski doszedł do wniosku, iż błędem jest
ujmowanie go w tym kontekście jako „ekwiwalentu myśli". Jest on sposobem działa-
nia, ogniwem łączącym ludzi w wykonywaniu czynności kulturowych. Weźmy jako
przykład grupę osób zaangażowaną w połów ryb: „W języku, jaki stosuje się podczas
takiej pracy, pełno jest wszędzie terminów technicznych, krótkich uwag o otoczeniu,
szybkich wskazówek sygnalizujących zachodzące zmiany — wszystko to opiera się na
zwyczajowych typach zachowania, dobrze znanych uczestniczącym w tym zajęciu z
własnego doświadczenia. Każda wypowiedź — czy to będą krótkie wskazówki
dotyczące ruchów wymykającej się zdobyczy, uwagi wiążące się z przedstawianiem
otoczenia, wyraz emocji w sposób nieunikniony łączącej się z zachowaniem, słowa
komendy, czy też wyrażenia korelujące działanie — jest z istoty związana z
kontekstem sytuacyjnym i z celem, do którego się dąży. Struktura całego takiego
materiału językowego jest nieuchronnie uwikłana w przebieg działania, w którym
wyrażenia są osadzone i od tego przebiegu uzależniona. Słownictwo, znaczenia po-
szczególnych słów stosowanych w charakterystyczny dla nich techniczny sposób są w
nie mniejszym stopniu podporządkowane działaniu. Język techniczny bowiem,
odgrywający rolę w ramach praktycznego zajęcia, nabiera swego znaczenia wyłącznie
poprzez udział osób w zajęciu tego typu. Musimy się go uczyć nie przez refleksję, lecz
poprzez działanie" (Malinowski, 1981, s. 261 - 262).
Autor Argonautów Zachodniego Pacyfiku twierdził, że zasadność traktowania
języka jako sposobu działania potwierdza się także w przypadku tzw. mowy
narracyjnej., na przykład kiedy weźmiemy pod uwagę teksty opowiadań snutych przy
ognisku. Każde z nich również wiąże się z uprzednio zaistniałą sytuacją, gdyż słowa
opowiadającego są znaczące z uwagi na znane z praktyki doświadczenia słuchaczy, a
więc także opiera się ono na kontekście sytuacyjnym. Wprawdzie mowa narracyjna
wiąże się z działaniem tylko w sposób pośredni, ale aby zrozumieć jej sens, musimy
odwołać się do bezpośredniej funkcji mowy jako działania.
Malinowskiemu zawdzięczamy ponadto wyodrębnienie bardzo szczególnej funkcji
mowy, którą jest współuczestniczenie fatyczne, rodzaj kontaktu językowego, w którym
więź wspólnotowa tworzy się poprzez samą tylko wymianę słów. Kontekst sytuacji
zawiera się tutaj w atmosferze towarzyskości, osobowej wspólnoty i usiłowaniu
nawiązania kontaktu. Zabawny przykład tekstu typowo „fatycznego" przytoczył Ro-
man Jakobson: „No tak! — powiedział młody człowiek. — Ano tak! — odpowiedziała
ona. — No więc, jesteśmy — powiedział. — Jesteśmy — powtórzyła ona. —
Nieprawdaż? — Można nawet powiedzieć, że byliśmy — powiedział. — Ach! Ach!
Jesteśmy! — No tak! — powiedziała. — No tak! — odpowiedział — tak, tak!"
(Jakobson, 1976, s. 31). Z własnego doświadczenia wiemy, jak często przychodzi nam
uciekać się do fatycznej funkcji mowy w sytuacjach „przymusowego" kontaktu, i jak
niewiele ma ona wspólnego z procesem werbalizowania jakichkolwiek myśli czy
wyrażaniem poglądów!
Podsumowując, można powiedzieć, że Malinowski przyjmuje, iż język we
wspólnotach plemiennych w swych funkcjach jako sposób działania, mowa narracyjna
oraz kontakt fatyczny posiada zasadniczo pragmatyczny charakter. Traktowanie go
jako środka wyrażania myśli jest spojrzeniem bardzo jednostronnym, bo zwraca uwagę
tylko na jedną z jego najbardziej pochodnych i wyspecjalizowanych funkcji. Głównym
więc zadaniem języka „nie jest wyrażanie myśli lub powielanie procesów
intelektualnych, ale raczej odgrywanie aktywnej, pragmatycznej roli w zakresie
ludzkich zachowań" (Malinowski, 1987, s. 35).
Wszystkie analizowane wyżej stanowiska formują cały wachlarz klasycznych
antropologicznych ujęć związków języka, kultury i myśli symbolicznej. Jest to jednak
klasyka ciągle żywa, często przywoływana i dyskutowania, nie tylko zresztą w ramach
antropologii. W dwóch pierwszych analizowanych nurtach badawczych —
etnolingwistyce i strukturalizmie — podkreśla się aktywną i determinującą rolę języka
w całokształcie kultury. Bada się wpływ wzorów językowych na sposoby postrzegania
i konceptualizowania rzeczywistości. Dokonania Malinowskiego koncentrują się z
kolei wokół badania wpływu kultury na język, chodzi tutaj więc o relację odwrotną,
nie język -> kultura, ale kultura —» język. Przedłużeniem tej ostatniej tradycji
myślenia są: socjolingwistyka, socjologia języka, etnografia mówienia Della Hymesa
oraz różnorodne nurty analiz dyskursów kulturowych. Generalnie jednak można
powiedzieć, że przestał obecnie obowiązywać sposób rozumowania zakładający, iż
język ma się tak do mówienia, jak kultura do zachowań. Przedmiotem refleksji są
raczej złożone procesy dialektyczne łączące ekspresję językową ze znaczeniami
kulturowymi. Ani język, ani kultura, potraktowane jako dwa odrębne systemy
symboliczne, nie określają w pełni, co można powiedzieć i jak się zachowywać w spo-
łeczeństwie. Pojęcie „kompetencji językowej" Noama Chomsky'ego zostało zastąpione
„kompetencją komunikacyjną" Hymesa (1972). Mówiąc najkrócej, oznacza ona
zdolność do właściwego społecznie i kulturowo korzystania z jednostek językowych;
jest ona zawsze uwarunkowana kontekstowo: należy wiedzieć, jak się wyrażać w
obrębie grupy etnicznej, w sytuacjach kontaktów zawodowych, prywatnie, oficjalnie i
familiarnie, istnieje zróżnicowanie języka, którym posługują się kobiety i mężczyźni
itd. (Schultz, Lavenda, 1990, s. 100 - 102). Język i kultura nie stanowią monolitu, jak
chciała to widzieć do niedawna antropologia. Co więcej, w sytuacji dzisiejszej
multietniczności wielu społeczeństw, wygodne dla celów analitycznych równanie:
jedna kultura to jeden język, traci rację bytu.
Inny, niezwykle płodny nurt rozważań to wskazywanie na procesy nabywania
wiedzy o świecie, oparte na stosowaniu schematów, prototypów i metafor. W każdym
społeczeństwie zakres typowych, powtarzających się i wykazujących analogiczne
własności doświadczeń tworzy pewien całościowy wzór, nazywany schematem.
Jednostka, wzrastając w systemie społeczno-kulturowym, uczy sieje rozpoznawać,
głównie za pośrednictwem języka, który nadaje nazwy takim „cegiełkom" wspólnych
kulturowych doświadczeń. Język jest zatem zakorzeniony w doświadczeniu, a
ujmowane i opisywane przezeń aspekty tego doświadczenia stają się kulturowymi
schematami, całościami nie dającymi się w prosty sposób rozkładać na swoje elementy
składowe. Schematem bliskim dzieciom wychowywanym w tradycji chrześcijańskiej
jest „magiczna" całość zwana „świętami Bożego Narodzenia". To doświadczenie
powtarza się corocznie według tych samych reguł; schemat „Bożego Narodzenia"
zawiera w sobie wyobrażenia pogody (powinno być mroźno i powinien sypać śnieg), w
domu i poza nim wykonuje się typowe czynności (sprzątanie, pieczenie, pisanie listów
do świętego Mikołaja, zakup choinki, przygotowywanie ozdób, oczekiwanie i
otrzymywanie prezentów, wieczerza wigilijna, śpiewanie kolęd, msze w kościele itd.).
Jest to jednocześnie czas wolności od codziennych szkolnych obowiązków, owo „za-
wieszenie" zwykłego rytmu życiowego. W doświadczeniu dzieci wszystkie te elementy
mogą stanowić równie istotne części całości schematu „Bożego Narodzenia". Ale brak
jednej z nich, choćby odmienność klimatyczna jakiegoś kraju afrykańskiego, z którego
pokazywane są świąteczne migawki w telewizji, prowadzi zwykle do pytania: czy
„tam" też jest „prawdziwe" Boże Narodzenie? W procesie enkulturacji jednostki naby-
wają kompetencji w coraz rozleglejszej sferze podobnych pojęciowych całości, które
można nazwać „sferami doświadczenia" o charakterystycznych, podzielanych
kulturowo znaczeniach. Wokół nich organizuje się typowe słownictwo, ich znak
rozpoznawczy. Jako członkowie społeczeństw, jego warstw i subkultur, poruszamy się
w obrębie dziedzin semantycznych o ustalonych granicach, które są zasadniczo
niekwestionowanie. Można powiedzieć, że doświadczenia istotne z punktu widzenia
kultury, wyodrębniane językowo pod postacią schematów, stają się prototypami
ludzkiego doświadczenia jako takiego. Według nich oceniamy innych ludzi,
określając, co w ich zachowaniu jest „normalne", a co nie. Tutaj rodzą się podstawy
dla spontanicznego etnocentryzmu, tak typowego dla każdej kultury (zob. rozdz.
„Spotkanie z Innością — u korzeni antropologii"). Nasz zakres doświadczeń zdaje się
wyłącznie „prawdziwy" i „właściwy", odzwierciedlający jakiś „obiektywny" porządek
samej rzeczywistości.
Wokół prototypów koncentrują się znaczenia językowe, gdyż terminy i pojęcia je
tworzące jako swoje odniesienie przedmiotowe mają typowe sytuacje, warunki,
związki relacyjne i sprawdzone doświadczenia, w których tkwimy, poruszając się w
dziedzinach semantycznych naszej kultury. W sytuacji, gdy dany prototyp jest całością
dobrze utrwaloną w języku i kulturze, staje się oczywistym idiomem mówienia i
myślenia o codziennych doświadczeniach. Przeniknąć w inną kulturę to poznać te
idiomy w możliwie najpełniejszym zakresie. Prototypy i idiomy nie są jednak czymś
niezmiennym i obligującym jednostki do myślenia wyłącznie według nich. Fenomen
kultury zawiera się w zmienności i kreatywności kultur, stale tworzących nowe
schematy, prototypy i idiomy. Przywoływany już przykład kultury popularnej, kultury
mediów, pokazuje, jak szybkie zachodzą pod tym względem zmiany.
Wśród cech definicyjnych języka, podanych przez Hocketta, jako ostatnią
znajdujemy dwuznaczność. Zauważmy, że w badaniach etnolingwisty-cznych
usiłowano traktować wyrażenia językowe w taki sposób, aby uniknąć konieczności
uwzględnienia ich wieloznaczności po to, by zasadnie twierdzić, że formy
gramatyczne danego języka wpływają na obraz świata, jaki jest ludziom dostępny.
Skoro wpływają, muszą być jednoznaczne i bezwzględnie obowiązujące. Co jednak
począć z mową figuratywną, znaczeniami nieliteralnymi, zakodowanymi w
metaforach? Metaforyczność wyrażeń można rozpoznać tylko wówczas, jeśli
porównamy je z wyrażeniami literalnymi, opartymi na kulturowo skonstruowanych
prototypach. Wynika zatem z tego, że konwencjonalnie akceptowane prototypy nie
muszą być wcale jedynym sposobem odzwierciedlania doświadczeń, jak zakładano to
w ramach klasycznych stanowisk wiążących język z kulturą. Język literalny jest
językiem
metaforycznym,
który
uległ
konwencjonalizacji,
jest
zespołem
„ratyfikowanych" metafor, które uzyskują znaczenie literalne. Ciągle powstają nowe
metafory, znajdujące się na różnym etapie konwencjonalizacji; granicę między
znaczeniem przenośnym a literalnym trudno niekiedy ustalić. Także humanistyka
pełna jest metaforyki, nie są też od niej wolne nauki przyrodnicze (Burszta, 1992).
Antropologowie zajmujący się rolą metafory w kulturze pojmują ją w dwojaki
sposób:
1)
jako wyrażenie językowe i
2)
jako schemat artykulacji pojęciowej oparty na przekształceniu
semantycznym.
Prace George'a Lakoffa i Marka Johnsona (1987; 1988) rozszerzyły zagadnienie
metaforyzacji na wiedzę funkcjonującą w sposób uregulowany kulturowo. Według
nich metafory tkwią głęboko w ludzkim doświadczeniu i tworzą koherentne systemy
zorganizowane wokół pewnych pojęć. Pojęcia te posiadają określoną strukturę,
wynikającą z ich rozumienia za pomocą tzw. metafor strukturalnych. Można z nich
odczytać sposób zorganizowania i odzwierciedlenia całych klas zjawisk, co z kolei
znajduje odbicie w samym języku. Według Lakoffa i Johnsona ludzkie działania mają
w dużym zakresie charakter metaforyczny. Metafora leży u podstaw systemu
pojęciowego każdej kultury, gdyż pojęcia metaforyczne, opisując działania, nadają
strukturę naszej obecnej rzeczywistości: „Nowe metafory mają moc tworzenia nowej
rzeczywistości. Może się tak zdarzyć naprawdę, jeśli zaczniemy pojmować nasze do-
ś
wiadczenia w terminach metafory, a rzeczywistość zyska pewną głębię, kiedy
zaczniemy zgodnie z tym postępować. Jeżeli nowa metafora trafia do naszego systemu
pojęciowego, na którym opieramy nasze działania, wówczas modyfikuje ona ten
system pojęć, a także percepcje i działania, które z tego systemu wynikają. Duża część
zmian w obrębie kultury powstaje w wyniku wprowadzenia nowych pojęć
metaforycznych i znikania starych. Na przykład — przejmowanie kultury Zachodu
przez inne kultury jest częściowo sprawą wprowadzenia metafory CZAS TO
PIENIĄDZ" (Lakoff, Johnson, 1988, s. 173). Nie chodzi o to, że słowa zmieniają
rzeczywistość, ale że zmiany w systemie pojęciowym wpływają w istotny sposób na
uznawanie pewnych stanów rzeczy za realne, innych zaś nie oraz decydują o tym, jak
postrzegany jest świat i jakie podejmujemy w nim działania, opierając się na takiej, a
nie innej jego charakterystyce. W jednej ze swych prac Lakoff (1987, s. 439 - 440)
pokazuje, że metaforyczne ustrukturyzowanie języka może przejawiać się także na
niższych jego poziomach. Kategoryzacja świata nie musi opierać się na definiowaniu
wspólnych cech każdego prototypu kulturowego, ale może odwoływać się do metafory
i metonimii, które podkreślają jego wieloznaczność (Burszta, 1992, s. 158 - 162).
Charakterystyczne dla prac antropologicznych, koncentrujących się na związkach
języka, kultury i myślenia o świecie jest odwoływanie się wyłącznie do języka
mówionego. Tymczasem Jack Goody zapoczątkował nowy nurt badań, w ramach
którego rozpatruje się pismo oraz umiejętność czytania i pisania jako istotne czynniki
mające wpływ na zmiany w sposobach ludzkiego myślenia. Z kolei najnowsze prace
rewidują poglądy Goody'ego i pokazują, jaki jest obecnie status „literackości" w kul-
turze. Warto prześledzić podstawowe wątki tego zagadnienia.
Goody nawiązuje do ustaleń poczynionych przez Praskie Koło Lingwistyczne
(Vachek, 1973) na temat współistnienia w jednym i tym samym języku dwóch norm:
pisanej i mówionej. Pierwsza z nich charakteryzuje się dynamicznością i odzwierciedla
zarówno komunikacyjny, jak i emocjonalny aspekt języka; druga — jako system
elementów graficznych — jest statyczna i podkreśla jedynie jego walor komunikacyj-
ny. Mamy trzy możliwe warianty sytuacji językowej:
1) język posiada wyłącznie formę oralną (klasyczne wspólnoty prymitywne),
2)
istnieje forma mówiona i pisana, którą albo
2a) posługują się wszyscy, albo 2b) jedynie wyspecjalizowana grupa ludzi oraz
3)
język ma tylko formę pisaną, gdyż
3a) forma oralna zanikła lub 3b) nigdy nie
istniała.
Punkty 1-3 charakteryzują sytuację w językach lokalnych, językach światowych i
językach klasycznych (Goody, 1978, s. 152). Przypomnijmy, że Whorf, dowodząc
istnienia wględności językowej, zestawił ze sobą opozycyjnie język hopi (zasadniczo
tylko forma ustna) i języki europejskie, od wieków posiadające wyrafinowane i
wyspecjalizowane poziomy literackości pisanej. Autor Języka, myśli i rzeczywistości
zakładał więc, że pojawienie się pisma miało wpływ także na sposób konceptualizacji
ś
wiata przez Europejczyków (rozwój nauki, filozofii, pojęcie czasu historycznego
itp.), ale nie wyraził tego explicite.
Goody analizuje głównie sytuację typu 2., w której tradycja oralna i pisemna ze
sobą współistnieją, ale stopniowe rozszerzanie się możliwości komunikowania za
pomocą pisma przynosi zmiany w treściach i procesach poznawczych. Według
Goody'ego pismo posiada kilka niezwykle istotnych funkcji mających wpływ na „styl
myślenia" ludzi. To ostatnie pojęcie zawiera w sobie treści i procesy poznawcze; oba
aspekty są ściśle ze sobą powiązane. Skoro pod wpływem pisma zmieniają się w
sposób oczywisty przekazywane treści, temu procesowi muszą towarzyszyć zmiany w
procesach myślowych. Goody stawia więc tezę, że jeśli kulturę potraktować jako serię
aktów komunikacyjnych, wówczas różnice w sposobach komunikowania i ich
konsekwencje są równie istotne, jak konsekwencje wywołane zmianami w sposobach
produkcji (ibidem, s. 36). Odmienność społeczeństw prymitywnych i nowożytnych
wynika z innych sposobów i możliwości komunikowania. Poprzez fakt, że pismo
„przenosi" język ze sfery słuchowej do wizualnej, nadaje ono komunikacji ustnej
ustaloną formę materialną, sprawiając tym samym, że człowiek osiąga dystans wobec
swoich aktów werbalnych. Można być wobec własnego języka bardziej krytycznym,
racjonalnym, sceptycznym i panować nad logiczną strukturą wypowiedzi. Jednostka
może „badać to, co mówi, w sposób bardziej obiektywny. Może stanąć z boku,
komentować, nawet, poprawiać swój własny produkt" (ibidem, s. 150). Chodzi także o
to, że słowo utrwalone na piśmie przestaje być bezpośrednio związane z rze-
czywistością, w której osadzone są działania (z „kontekstem sytuacyjnym" w sensie
Malinowskiego). Mało tego — samo staje się obiektem takiego działania.
Pismo umożliwia kumulowanie wiedzy w sposób pełny, zarówno tej abstrakcyjnej,
jak i „zapisu" codziennych doświadczeń. Społeczeństwa tradycyjne nie tyle, że nie są
w stanie wypracować myślenia typowo refleksyjnego, ile wobec braku pisma
pozbawione są skutecznego narzędzia dla rozwijania myśli spekulatywno-
abstrakcyjnej. Dekontekstualizacja mowy za pomocą pisma zmienia zatem nie tylko
sam środek komunikacji (pismo zastępuje komunikowanie werbalne), ale powoduje
zmianę samego komunikatu (tekst uzyskuje status autonomiczny jako przedmiot
refleksji). Ale tym samym pismo depersonalizuje również przekazywaną treść i może
jej nadawać charakter ponadczasowy. Pewne myśli, niegdyś posiadające swego
indywidualnego autora, stają się zbiorowymi, anonimowymi formułami językowymi,
składnikami schematów i prototypów pojęciowych, utrwalonymi w tradycji literackiej.
Gdyby nie pismo, niemożliwe byłoby ponadto rozwijanie logiki symbolicznej, algebry,
rachunku różniczkowego i całkowego. A jak wyglądałaby reklama bez udziału pisma?
Dla dzisiejszego człowieka świat symboli ma w ogromnym zakresie charakter symboli
graficznych.
Równie ważny jest wpływ umiejętności czytania i pisania na zdolność
klasyfikowania zjawisk. Coś, co zostało zapisane, domaga się określenia zasad i
metod, które leżą u podstaw danego zabiegu klasyfikacyjnego. Język mówiony
„maskuje" brak spójności, dwuznaczności i sprzeczności logiczne, które pismo
bezwzględnie ujawnia.
Zdaniem Goody'ego, nie ma typowej, wyraźnej dychotomii, jednoznacznej linii
granicznej między myśleniem „prymitywnym" i „nowoczesnym". Zmiany w sposobach
myślenia dokonują się ewolucyjnie, pod wpływem przemian w sposobach
komunikowania wiedzy.
Proces ten trwa jednak nadal. Teoria Goody'ego, a także zbliżone poglądy Waltera
Onga (1982) i innych zwolenników tzw. uniwersalistycznej względnie autonomicznej
literackości, uwzględniają przede wszystkim zmiany „technologii intelektu" w skali
globalnej. Reprezentanci stanowiska relatywistycznego, sytuującego literackość w
kontekście zarówno zmian o charakterze międzykulturowym, jak i wewnątrz
kulturowym, zwracają uwagę na bardzo złożone i wcale nie tak jednoznacznie pozy-
tywne zmiany, jakie niesie umiejętność czytania i pisania. Nie mówią oni
0
„literackości jako takiej", ale wyłącznie o różnych konkretnych „literackościach".
Analizuje się więc związki pomiędzy władzą i literackością we współczesnych
państwach narodowych, jej wpływ (również negatywny) na tworzenie się tożsamości
klasowej, rasowej, etnicznej i opartej na podziale ról społecznych według kryterium
płci. Inne wielkie pole badań to rodzące się nierówności społeczne wynikające z
partycypowania w „niższych" i „wyższych" poziomach literackości, problem kultur
tubylczych
1
prób budowania przez nie własnych tradycji literackich, opozycyjnych wobec
obowiązującej „tradycji oficjalnej" (zob. Collins, 1995, s. 75 - 93; B.V. Street, N.
Besnier, 1994, s. 527 - 562). Na tym jednak nie koniec: rozwijająca się w ostatnich
latach antropologia badająca problemy globalizacji kultury albo jej „cyborgizacji",
pokazuje, że umiejętność czytania i pisania przestaje być z wolna wyznacznikiem tak
istotnym, jak się to do niedawna wydawało. Zaczyna dominować kultura wizualna,
która zdaje się kryterium literackości ignorować, a wręcz traktuje je jako zbędny
balast. Ale o tym będzie mowa w kolejnych rozdziałach.
Jak można się było przekonać, zagadnienie Język a myślenie o świecie" jest
niezwykle złożone, obszerne i, co najważniejsze — niejednoznaczne. Jest to obszar
wzajemnie powiązanych aspektów, które są przedmiotem dociekań różnych dyscyplin
wiedzy,
od
filozofii,
przez
językoznawstwo,
psychologię,
socjologię,
literaturoznawstwo (problem przekładu, o którym powiemy w rozdziale następnym) po
antropologię kultury. Antropologiczną perspektywę widzenia relacji pomiędzy języ-
kiem, kulturą i myśleniem wyróżnia jednak fakt, iż ma ona z reguły charakter
porównawczy. Dzięki badaniom antropologicznym jesteśmy nieustannie uświadamiani,
ż
e obraz świata, który sobie wytwarzamy, jest zawsze partykularny i względny. W
ogromnej mierze decyduje o tym język — zwierciadło myśli, jej kreator i kodyfikator,
a także — jak chce Lévi-Strauss — jej logiczny warunek.
Rozdział 4
WZGLĘDNOŚĆ I UNIWERSALNOŚĆ
Na przykładzie rozważań, które podejmiemy poniżej, można się będzie przekonać,
ż
e nie ma przesady w stwierdzeniu, iż: „antropologia gwarantuje, że twoje życie
ulegnie skomplikowaniu". Mimo iż nie dojdziemy w tym rozdziale do rozstrzygnięć
bezwarunkowych i powszechnie akceptowanych, wyprawa w meandry myślenia o
kulturze z perspektywy relatywistycznej i uniwersalistycznej nie będzie daremna. Tym
bardziej że zagadnienia, które wydają się niekiedy wręcz „wydumane", odnajdujemy z
zaskoczeniem w życiu, gdy zmuszeni jesteśmy dokonywać jakichś rozstrzygnięć i ocen
zjawisk, z którymi zetknął nas los.
Jak była już o tym mowa, do czasów Franza Boasa i Bronisława Malinowskiego w
antropologii niepodzielnie dominowało stanowisko obiektywistyczne, zwane niekiedy
uniwersalizmem. W klarownej postaci wyrażało się ono w przyjęciu założenia o takiej
jednorodności ponadprzestrzennoczasowej zjawisk kulturowych, które znosiło bariery
dla ustalania ewentualnych związków pomiędzy zjawiskami odpowiednio różnych
kultur. I tak, uniwersalny schemat rozwojowy, któremu starali się być wierni
ewolucjoniści, zmuszał ich niejako do tego, aby podporządkowywać mu różnorodne
dane, znane ówczesnej nauce. Nie posiadały one znaczenia w oryginalnych
kontekstach, gdzie je najpierw obserwowano, ale dopiero w teoretycznej konstrukcji
ewolucjonistycznej.
Takiemu sposobowi uprawiania nauki o kulturze sprzeciwił się zdecydowanie Boas.
W pracy The Mind of Primitive Man słynny antropolog zanotował: „Kulturę można
zdefiniować jako ogół mentalnych i fizycznych reakcji oraz czynności, które
charakteryzują zachowania jednostek stanowiących grupę społeczną w relacji do jej
otoczenia naturalnego, do innych grup, do członków grup między sobą oraz jednostek
do siebie. Definicja zawiera także wytwory tych czynności i ich rolę w życiu grup.
Zwykłe wyliczenie tych różnych aspektów nie tworzy jednak kultury. Kultura jest
czymś więcej, gdyż posiada ona strukturę, a jej elementy nie są niezależne" (Boas,
1948, s. 159). Konsekwencją takiego rozumienia kultury była dyrektywa, aby badać ją
całościowo, zarówno z psychologicznego, jak i historycznego punktu widzenia, ale
analizie poddać nie abstrakcyjną „kulturę ludzką", lecz konkretne, czasoprzestrzennie
umiejscowione społeczeństwa, różniące się układem elementów tworzących ową
tkankę (strukturę) kultury. Dyrektywę powyższą Boas zrealizował najpierw w
odniesieniu do badań nad językiem. Okazało się bowiem, że na kontynencie
amerykańskim istnieje ponad 1000 wzajemnie niezrozumiałych języków tubylczych,
zgrupowanych w prawie 150 rodzinach językowych. Ze względu na to, iż były one
pozbawione wszelkiej literatury i pisanych materiałów historycznych, metody
lingwistyki hi-storyczno-porównawczej okazały się w ich wypadku całkowicie bezuży-
teczne. Należało je opisywać w sposób wypracowany przez lingwistykę strukturalną
(zob. Burszta, 1986).
Boas szczegółowo rozpatrywał różnice pomiędzy językami prymitywnymi a
„cywilizowanymi" z punktu widzenia zawartej w nich wizji świata i sposobów jego
konceptualizacji. Twierdził jednak, że żaden system językowy nie jest na tyle
prymitywny, aby nie można było w nim wyrażać abstrakcyjnych idei lub myśleć za
jego pomocą w sposób racjonalny. O różnicach w sposobach myślenia ludzi decyduje
więc przede wszystkim kontekst kultury, z której się oni wywodzą. Pierwszym