Fot. Krzysztof Głowacki
Modlitwa uciekiniera
Moi drodzy, macie już doświadczenie
pierwszej modlitwy tych rekolekcji,
opartej na Ewangelii. Dziękuję za
świadectwa, jakimi dzielicie się po tej
modlitwie. W jednym z komentarzy
padło pytanie: dlaczego modlitwa
Pismem Świętym ma być spotkaniem z
Bogiem? Odpowiadam: sama lektura
Pisma Świętego wcale nie musi być
takim spotkaniem. Wtedy - rzecz jasna -
nie jest modlitwą. Ale, gdy pozwolę
temu Słowu, tej historii z pamiętników
(sic!), by dotknęło mnie osobiście, by
dotknęło nie tylko mojego rozumienia,
ale przede wszystkim - serca, uczuć, by otworzyło mnie na spotkanie z Bogiem
w moim życiu tu i teraz, by zainspirowało - wtedy jest modlitwa. I bez
wątpienia do tego was zapraszamy.
Ponieważ każde spotkanie z Bogiem jest modlitwą, dlatego jej rozumienie i
przezywanie zależy wprost od naszego obrazu Boga. Dlatego dzisiaj proponuję
Wam przyjrzenie się modlitwie wyznawcy Tropiciela.
Modlitwa w logice ucieczki
Modlitwa dla wyznawcy Tropiciela jest sprawą naprawdę trudną. I można to
zrozumieć; wymaga przecież otwartości na spotkanie, zgody na zostanie
dotkniętym przez Boga, przychodzącego skądinąd. Wyznawca
Tropiciela chce uniknąć jakiegokolwiek spotkania, a nawet wzroku Boga, bo
wydaje mu się, że Tropiciel - bóstwo jego własnej historii - jest Bogiem
Prawdziwym. Wyznawca Tropiciela jest więc siłą własnej historii w stanie
ciągłej ucieczki przed dotknięciem przez Boga “nieoswojonego”! I Modlitwa
jest wpisana właśnie w logikę tej ucieczki.
Pozwólcie, że powrócę do mojego osobistego doświadczenia zmagania z
Tropicielem. Widzę dzisiaj, jak odbijało się to na mojej modlitwie. A właściwie
na braku tej modlitwy, bo jak tu się przemóc i narazić na wszystkowidzące oko
Tropiciela? W rezultacie modlitwa okresu mojego dzieciństwa sprowadzała się
do obowiązkowego rachunku sumienia, prowadzonego przez siostrę katechetkę
na religii przed Pierwszym Piątkiem i na sporządzeniu indeksu grzechów.
Oprócz tego, na równie obowiązkowym uczestnictwie w nabożeństwach
okolicznościowych: majowe, czerwcowe i Różaniec w październiku. Nie
ukrywam, że podczas tych nabożeństw marzyłem jedynie o wyjściu z kościoła!
Modlitwa miała być “rozmową z Bogiem” - szczerze mówiąc Tropiciel był
ostatnią osobą, z którą chciałem rozmawiać... To wspomnienie odżyło we
mnie, gdy kilka tygodni temu otrzymałem takie pytanie:
Dlaczego trzeba się modlić? Modlitwa to podobno rozmowa z Bogiem, a jeśli ja
nie chcę z Nim rozmawiać bo nie mam o czym? On i tak wie wszystko o mnie,
więc dlaczego mam Mu opowiadać o sobie? Modlitwa nie jest mi potrzebna.
Ale dlaczego jej brak jest grzechem? Jeśli nie chcę z kimś rozmawiać, to nie
rozmawiam. A jeśli nie chcę rozmawiać z Bogiem to od razu jest to grzech?
Przyznam, że poruszyło mnie to pytanie. Rozpoznałem w nim coś z mojej wiary
w Tropiciela. Dla wyznawcy Tropiciela modlitwa jest sytuacją, którą można
porównać do dozoru kuratorskiego. Jest przykrym obowiązkiem kontaktu.
Wywiązywanie się z tego obowiązku podlega rzecz jasna kontroli przez
właściwe organa, czyli przede wszystkim przez Kościół. A reprezentowany jest
on przez urzędnika, bądź funkcjonariusza, czyli księdza w konfesjonale. Taka
modlitwa siłą rzeczy wywołuje bardzo przykre emocje. Stąd wyznawcy
Tropiciela starają się modlitwy unikać, bądź redukują ją do “odmawiania” lub
“odprawiania”. Takie “odmawianie” i “odprawianie” jest dla nich oczywiście
uczynkiem. Lecz niczym ponad to. Ponieważ zaś wyznawca Tropiciela raczej
bardziej słucha reguł niż własnego serca, toteż i taka forma przynosi mu
niejaki spokój sumienia. Przykazanie zostało wypełnione, zasada zachowana.
Zaniedbanie zaś modlitwy jest oczywiście uczynkiem złym, czyli grzechem.
Dość prosta kalkulacja: 1 - 0, uczynek dobry, uczynek zły. Właściwie
całokształt wiary i modlitwy wyznawcy Tropiciela opiera się na
uczynkach. Niestety ponad to raczej nie wychodzi.
Wyznawcy Tropiciela, dorastając, zwykle wypierają go ze świadomości. Żyją
tak, jakby go nie było, co nie znaczy, że znika. Omijają raczej kościoły i unikają
modlitwy. Można by powiedzieć: Bogu dzięki, gdyby nie to, że gdy sami
doczekają się dzieci i obudzi się w nich lęk przed rodzicielską
odpowiedzialnością, obudzi się też Tropiciel. O ile jednak pod względem
fizycznym, materialnym i emocjonalnym są wystarczająco gotowi do podjęcia
nowych ról życiowych, o tyle ich obraz Boga, Kościoła i modlitwy pozostaje na
etapie, w jakim byli, gdy wyparli go ze swojej świadomości. Chcą, czy nie chcą,
swym dzieciom przekażą taki obraz Boga i taką praktykę modlitwy jaką sami
mięli - chyba że, świadomie się z tymi obrazami zmierzą.
Inną sytuacją, gdy Tropiciel się budzi, może być poważne nieszczęście
życiowe. Wtedy modlitwa może być źródłem siły. Ale gdy jest to modlitwa do
Tropiciela, najczęściej kończy się popadnięciem w czarną rozpacz, bo Tropiciel
wzmacnia przede wszystkim poczucie winy (poczucie winy jest czymś całkiem
innym od wrażliwości na grzech - ale o tym innym razem).
Modlitwa w niewoli prawa
Ci wyznawcy Tropiciela, którzy nie wyparli go ze świadomości idą zwykle w
[dzień 3] - Modlitwa uciekiniera | Facebook
http://www.facebook.com/notes/brzytwa-po-schematach-prawdopodob...
1 z 1
2010-12-10 21:28