Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
1 z 8
06-05-08 16:54
Czymże jest Miłość
Znalezienie definicji Miłości jest raczej zadaniem nierealnym. Miłość wymyka się słowom. Jest pomiędzy ich ulotnymi,
ograniczonymi znaczeniami, a nie w nich. Wszelkie starania kończą się na przenośniach, porównaniach lub na opisie jej
niezliczonych, ożywiających materię skutków lub wiecznie żywych cech. Przykładem jest znany chyba każdemu
przepiękny fragment z Listu do Koryntian.
Nie myślmy, że ktoś nam poda definicję Miłości, to się jej nauczymy na pamięć i wtedy będziemy „mieć” Miłość. To jest
jeszcze bardziej nierealne.
Celem jest doświadczanie istoty Miłości,
a nie Jej definiowanie.
Łatwiej jest wyrazić Jej istotę pisząc, czym nie jest.
Dla przykładu można powiedzieć, że:
„To, co rani mnie, innych ludzi
lub jakiekolwiek inne stworzenie we Wszechświecie
nie jest Miłością.”
Nie można oczywiście traktować powyższego zdania jako definicji. Tym bardziej, że dowiadujemy się z niego jedynie, że
Miłość nie jest tym, co zostało określone w zdaniu słowem „To”. Taki opis może być ewentualnie początkiem bogatego
we wnioski procesu odkrywania swojej prawdy. Pozostawię to Twoim zamyśleniom.
Z takich zamyśleń wynika o wiele więcej dobra, niż z niejednej niedoskonałej definicji. Dzieje się tak, ponieważ dla wielu
ludzi znajomość definicji kończy potrzebę myślenia o tym, co ta definicja definiuje. Skoro już jest określone znaczenie
czegoś, to, po co się zastanawiać nad tym czymś – przecież wystarczy „wklepać na pamięć”. Nie zawsze idzie to
w parze z głębszym zrozumieniem. W szkole nauczyłem się wielu definicji, dostawałem stopnie za ich bezbłędne
recytowanie. Mogę śmiało powiedzieć, że jeszcze więcej stopni dostałem za brak umiejętności bezbłędnego ich
recytowania. To niczego nie zmienia, bowiem i tak najczęściej nie rozumiałem, głębokiej istoty skrywanej w słowach.
Brakowało mi wnikliwości i umiejętności zadawania pytań. Nie twierdzę, że definicje są zbędne. Twierdzę jedynie, że
powinny być dla nas impulsem do poszukiwań, a nie bezmyślnymi przyjmowanymi aksjomatami końcowymi.
Powinniśmy raczej uczyć się dociekliwości w zadawaniu pytań dla ich zrozumienia, niż uporu w ich pamięciowym,
bezmyślnym powtarzaniu.
Tak przy okazji, najważniejszą z rzeczy, których ciągle się uczę będąc dorosłym człowiekiem, jest umiejętność
zadawania sobie (i nie tylko sobie)użytecznych pytań. Są one początkiem procesów myślowych, w których jest ukryta
„iskra mądrości”.
Zamyślenie nie jest intelektualną zabawą.
To raczej „podróż do serca duszy”, poprzez głęboko pod słowami ukryte energie. W tej podróży mamy wielu
pomocników. To wysłannicy Duszy – nasze Emocje. To najdokładniejsze drogowskazy, jakie istnieją we Wszechświecie.
To one informują nas najpewniej, jaki właśnie czynimy krok, jakie odkrycie. Nawet, jeżeli nie będziemy wiedzieć, czy
zmierzamy „dobrą drogą i w dobrym kierunku”, to na pewno będziemy to czuć. Problem polega na naszej znikomej
umiejętności „czytania ich” (emocji), a jakby tego było mało, dodatkowo, niektórych po prostu nie lubimy lub nie
chcemy „czytać”.
Zanim powrócimy do pytania zawartego w tytule, chcę dodać, że ten artykuł jest zaproszeniem do szerokiej zadumy.
Będzie pełen dygresji i przeskoków myślowych. Będzie pełen pytań i niedokończonych wątków. Będzie pełen tematów
pobocznych, teoretycznie niezwiązanych z Miłością. Mam nadzieję, że będzie to użyteczne i doprowadzi Cię do nowych
lub starych, a zaskakujących wniosków i przemyśleń. Nie spodziewaj się proszę, jakiejś konkretnej chronologii. Chyba,
że skojarzeniowej. Ponieważ lubię zasady Aikido, użyję jednej z nich, by wyjaśnić, co mam na myśli. Oto i ona:
„Niczego nie oczekuj, ale spodziewaj się wszystkiego.”
Zapraszam Cię. Niech to będzie dla Ciebie nową przygodą.
Boży aspekt Miłości.
Wielokrotnie na przestrzeni mojego życia słyszałem słowa „Bóg jest Miłością”. Co by się stało, gdybyśmy na zasadzie
odwrócenia powiedzieli „Miłość jest Bogiem.”? Czy wolno nam tak powiedzieć? Być może to nie jest równoznaczne.
Przecież moglibyśmy powiedzieć również: „Bóg jest Prawdą, Dobrem.” Może to oznacza, że Bóg jest tym wszystkim
jednocześnie i w pełni. Wtedy zdanie mogłoby brzmieć: „Bóg jest też Miłością.” Czy to pomoże nam wniknąć w istotę
Miłości?
Boga tak samo trudno zdefiniować jak Miłość. Postrzegamy Go – po ludzku – jako Osobę. Jedna z głównych prawd
wiary brzmi przecież: „Są trzy osoby Boskie…”. Jednak czy rzeczywiście chodzi o osobę. Opisujemy Boga w znany sobie
sposób, bo przekracza nasze wszelkie wyobrażenia. A może po prostu Bóg jest wszechobecną i wszechogarniającą
Czystą Energią? Przecież Jest zawsze i wszędzie. Jeśli wszędzie, to nie tylko gdzieś wokół nas, ale w nas samych
również. Skoro Bóg jest w nas, to i Miłość, bo Bóg jest Miłością.
Jesteśmy cząstką Boga, więc jesteśmy też cząstką Miłości.
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
2 z 8
06-05-08 16:54
Bóg zaprasza nas na ten świat, byśmy mogli odnaleźć swoją drogę do wieczności z Nim, czyli też z Miłością, bo są
Jednością. Tak, to zaproszenie do wieczności. Nawet, gdy nasze ciała w „proch się obrócą” Miłość przetrwa
niezwyciężona, a my wraz z Nią.
Miłość będzie jedynym po nas śladem.
Nie można Jej zniszczyć, bo jest wieczna. Można jedynie jej nie odkryć, ale to wymaga wiele wysiłku i starań.
W Biblii można znaleźć wiele tekstów o Bogu i Miłości. Dla przykładu czytamy, że „Bóg z Miłości do Ludzi ofiarował
Swojego Syna jedynego, by ich zbawić.” „Bóg z Miłości” nie znaczy (przynajmniej dla nas) tego samego, co „Bóg, czyli
Miłość”. Wynikałoby z tego, że Bóg doświadczał tej wielkiej Energii, jaką jest Miłość, a zdanie „Bóg jest Miłością” znaczy
na przykład, że doświadczał jej w sposób pełny, całkowity i doskonały. Albo, że Bóg nie potrzebuje definicji, by
wiedzieć, czym jest Miłość, bo jest Nią całkowicie – po ludzku potrzebujemy dodać słowa typu: „wypełniony” lub
„nasycony”. Jednocześnie zupełnie nieświadomie zaczynamy Boga opisywać jako np. naczynie, które może być czymś
wypełnione lub roztwór, który może być czymś nasycony. Być może trochę przesadziłem. Powiesz, że czepiam się słów.
A ja tylko poszukuję sposobu na opisanie nieopisywalnego. Nasz język wydaje się być wystarczający dla opisania
zjawisk fizycznych – z naszego wymiaru, ale zupełnie odwrotnie jest ze zjawiskami z innych wymiarów. Tu mówimy
przecież o energii, a jak ją opisać, skoro można ją jedynie poczuć. Problem w tym, że mimo wszystko chcemy ją
uchwycić, wyizolować, by opisać i zrozumieć, a to tym bardziej przeszkadza ją głęboko przeżywać i wyraźnie odczuwać.
Miłość a nienawiść.
Czasem nam się wydaje, że możemy obdarzać miłością jednego człowieka, a drugiego w tym samym czasie
nienawidzić. Czasem nawet nam się wydaje, że tego samego człowieka czasem miłujemy, a czasem nienawidzimy. To
zupełna niemożliwość. Użyjmy przenośni. Przyjmijmy na chwilę, że miłość jest mokrym, a nienawiść jest suchym. Jeżeli
jesteś mokry, nie możesz jednocześnie być suchy.
Nie można Miłować i nienawidzić jednocześnie.
Chcemy miłować innych, chcemy, aby inni nas miłowali, a jednocześnie nie miłujemy samych siebie. Wierzymy, że
możemy miłować kogoś, nie miłując siebie, bo to dwie różne rzeczy. Niestety, nie jest to możliwe. Jest to nie tylko
powiązane ze sobą, to jest nierozłączne.
Brak miłości do siebie powoduje,
że nie jesteśmy zdolni miłować kogokolwiek.
Jeżeli wypełnia Cię energia Miłości, to nią emanujesz w każdej chwili swojego życia, w każdej sytuacji, sam ze sobą
i z innymi. Miłość jest w nas, albo jej w nas nie ma. Nie może być i nie być jednocześnie.
To tak, jakbyśmy wierzyli, że możemy jednocześnie (w tej samej chwili) wdychać i wydychać powietrze. Przecież
wiemy, że jest to niemożliwe. To się wyklucza. Już spróbowałeś? I jak? Udało Ci się? Jeżeli tak, to jesteś jedyny
na świecie. Więc wracam do pytania, jak będąc cząstką Miłości można jednocześnie być cząstką nienawiści? Odpowiedź
jest oczywista: nie można.
Poza tym nienawiść nie istnieje. Wymyśliliśmy to słowo, by jakoś nazwać pustkę powstającą z braku Miłości. Ale jakiego
znowu braku? Nie może Miłości zabraknąć. Jest Zawsze. Nie tylko jest Zawsze, ale była Zawsze i będzie Zawsze –
podobnie jak Bóg. To, że ktoś Jej jeszcze w sobie nie odnalazł, nie oznacza, że Jej nie ma. Oznacza jedynie, że jej nie
odnalazł. A skoro nie odnalazł, to znaczy, że szukał. A skoro szukał to wierzył, że jest. Wierzył czy wiedział? Wszystko
jedno. To nie ma znaczenia. Nie szukałby, gdyby wcześniej nie doświadczył. Nie wiedziałby, czego szuka, więc jak niby
miałby to rozpoznać, gdy znajdzie?
Miłość JEST.
Nienawiść to słowo, które określa nieszczęście człowieka, który jeszcze nie znalazł w sobie Miłości. Nie znalazł jej
życiodajnego Źródła. Nie odczuwa tej przemożnej, świeżej i nieskończonej Mocy.
Nienawiść to słowo, które wskazuje na zatwardziałość ludzkiego serca, na rezygnację ze szczęścia.
Nienawiść to słowo, które wskazuje na brak akceptacji, na ignorancję, na brak rozumienia, na brak świadomości,
na brak nadziei, na brak pokory, na brak wewnętrznej integracji, na brak pogodzenia z samym sobą.
Nienawiść jest słowem, które wskazuje na BRAK.
Poza słowami.
Problem tkwi w tym, że szukamy Miłości na zewnątrz, w filmach, w książkach, w innych ludziach. Jeździmy po całym
Świecie, jakby to mogło w czymś pomóc. Pędzimy za szybko by dostrzec, że wystarczy usiąść pod drzewem, w ciszy
zamknąć umęczone wypatrywaniem oczy i pozwolić Jej się objawić. Miłość lubi być wewnątrz. Mieszka w nas.
Dla wielu „mieszka” nie znaczy mieszka, znaczy „ukrywa się”. Mam obawy, że zamieniliśmy Miłość na szukanie Miłości,
a to dodatkowo sprawę komplikuje. Zupełnie innym celem jest Miłość, a zupełnie innym znalezienie Miłości. Jakby było
mało tego, że słowo Miłość wymyślili ludzie, którzy tak samo jak my poszukiwali Jej i nie umieli wytłumaczyć, tak samo
jak my, czym Ona jest. Przecież od początku świata do dziś nikt Miłości nie zdołał wprost zdefiniować. Rodzimy się
z mniejszą lub większą pamięcią doświadczenia Miłości, ale nie z definicją słowną tego, co później nazywamy słowem
Miłość.
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
3 z 8
06-05-08 16:54
Słowo „miłość” nie jest Miłością.
To złożenie kilku liter – znaków umownych, które same w sobie również nic nie znaczą – jak w tysiącach innych słów.
Żadne z nich nie są tym, co określają. To zupełna abstrakcja.
Weźmy prosty przykład: cyfra 6. Widziałeś kiedyś szóstkę? To prosta zagadka, pomyśl. OK.! Ja nie widziałem. Widzę
symbol, który znaczy dla mnie sześć, ale to nie jest szóstka. Mogę zobaczyć sześciu ludzi, sześć jabłek, sześć
samochodów lub sześć „czegokolwiek”, ale to nie jest sześć tylko „cokolwiek” w ilości sześć. Fajne, prawda?
Jeszcze łatwiej to zrozumieć na przykładzie słowa „zabawa”. „Zabawa” nic nie znaczy. Nie istnieje coś takiego. Mówisz,
że istnieje? W takim razie sprawdźmy. Zobacz zabawę. No i co, widziałeś? Cokolwiek widziałeś nie widziałeś zabawy.
Mogłeś zobaczyć tańczących ludzi, jazdę konno, rzucanie śnieżkami, koszenie trawy, a nawet swoją pracę, (jeśli jesteś
komikiem lub, jeżeli po prostu cię bawi), ale nie zabawę. To puste słowo, któremu każdy nadaje swoje znaczenie, które
każdy wypełnia swoją, niepowtarzalną treścią.
No właśnie, słowo „zabawa” nic nie znaczy, jeżeli go nie połączysz z jakąś czynnością. Nie ma znaczenia z jaką, bo
wszystko może być zabawne. To kwestia preferencji lub wyboru. Powiedzmy, że widziałeś jazdę konno. OK.! Jednak
polecenie brzmiało: „zobacz zabawę”, a nie „zobacz jazdę konno”. Dla mnie czynność, przy której można skręcić kark,
to żadna zabawa. Wolę pisać i to mnie bawi. To oznacza, że zabawa jest stanem, który towarzyszy różnym
wykonywanym przez nas czynnościom. To kontekst, który może nadać czemuś zupełnie nowe znaczenie. Powiedz sobie
„bawi mnie moja praca”, a od jutra będziesz miał nową zabawę. Pozwól sobie na jeszcze jedną zabawę i zobacz to, co
znaczy słowo „kontekst”.
Właśnie tyle znaczą słowa. I Ty i ja wiemy, co dla nas znaczy słowo „zabawa”, ale ani Ty, ani ja nie wiemy, czym
zabawa jest.
Czujemy zabawę – czujemy Miłość.
Miłość jest bezwarunkowa.
Czy można kogoś Miłować, „za…”, „bo…”, „jeżeli…”?
Myślę, że nie. Cokolwiek potrzebuje dodatkowych warunków, nie jest Miłością. Pomyśl nad zdaniem: „Jeżeli wyniesiesz
śmieci, będę Cię kochać.” To tak, jakby wynoszenie śmieci miało moc sprawczą. Miliony ludzi wyrzuca codziennie
śmieci, wszyscy oni powinni przeżywać Miłość i być szczęśliwymi. Nie sądzę, że tak jest. Jest zupełnie odwrotnie, to
Miłość jest sprawcza dla wynoszenia śmieci z radością. Gdyby od zrobienia lub niezrobienia czegoś zależało istnienie
i doświadczanie Miłości, to każdy z nas ciągle by jej doświadczał. Przecież ciągle coś robimy lub czegoś nie robimy
wierząc, że to z Miłości lub dla Niej. Zagadka jest prosta. Zrobienie czegokolwiek na zewnątrz nic nie da, dopóki jest to
tylko na zewnątrz.
Jeśli szukasz Miłości działaj wewnątrz siebie.
Chrystus nie Miłował swoich oprawców za to, że byli jego oprawcami. On ich po prostu Miłował. Był dzieckiem Boga, tak
jak każdy z nas, a Bóg jest Miłością. To zupełnie niezrozumiałe, czemu mówimy do dziecka, że będziemy je kochać,
jeżeli będzie grzeczne. Czemu mówimy do Ukochanej Osoby, że Miłujemy Ją, bo(…). Czemu w ogóle stawiamy jakieś
warunki? Miłość jest bezwarunkowa. Miłość jest stanem jak Niebo, dlatego być może mówimy czasami, że „jesteśmy
w niebie”. Pamiętasz ten stan? To jest właśnie Niebo! To jest właśnie Miłość!
Potrafimy przeżywać Miłość, doświadczamy Jej w każdej chwili życia, choć nie zawsze Ją odczuwamy w ten sam sposób.
Miłość jest czasami jak rwący potok, czasami jak ledwie wyczuwalny podmuch wiatru nad spokojną wodą, czasami jak
fajerwerki migające tysiącem kolorów, czasami jak delikatny płomyk świecy w centrum ciemności. Miłość ma więcej
odcieni niż tęcza.
Substytuty Miłości.
Zbyt wielu ludzi myli Miłość z zakochaniem, ekscytacją, zauroczeniem i wieloma innymi stanami. Może nie ma w tym nic
złego, ale problem w tym, że gdy owe stany mijają, – a każdy z nich kiedyś przemija – owi ludzie wpadają w rozpacz,
że Miłość tak krótko trwa, że mija, że boli. Ale to nie była Miłość. Miłość nie może przeminąć. Miłość Jest. Byli po prostu
„na haju” i ten haj minął – to wszystko. Nie otarli się nawet o Miłość. Następnym razem szukają jeszcze większego haju
i wierzą, że tym razem będzie trwał i trwał i trwał… już do końca życia. Niestety, czeka ich rozczarowanie. Jedynie
Miłość może trwać do końca życia, a nawet dłużej, niż do końca życia, bo nie boi się śmierci.
Śmierć nie jest dla Miłości barierą.
„Miłość nigdy nie ustaje.”
Można powiedzieć, że ci ludzie bardzo silnie odczuwają pragnienie Miłości. Tak bardzo Jej pragną, że wszędzie ją
„widzą” i nawet zwykły stan ekscytacji mogą z Miłością pomylić. Ale w takiej chwili przeżywają pragnienie Miłości, a nie
Miłość. Z każdą chwilą bardziej czują, że brak temu pełni, że to nie to. „Różowe okulary” nagle stają się szare i czar
pryska jak bańka mydlana. Żeby skrócić do minimum niemiły stan, właściwie natychmiast ruszają na nowe
poszukiwania. W takim momencie nawet gdyby we własnych dłoniach trzymali Miłość, nie zauważyliby tego. I to
dopiero jest smutne.
Spodziewają się, że Miłość zawsze przynosi tylko coś miłego. Spodziewają się wiecznej ekstazy. Ponieważ szukają
wiecznego drżenia ciała, zatrzymują się na powierzchni i nie znajdują tego, czego w istocie szukają. Lecz nie wyciągają
wniosków. Miłość przynosi tylko miłe rzeczy i wieczną ekstazę, lecz objawia się wiecznym drżeniem Duszy i wiecznym
drżeniem Serca. To dzieje się w najgłębszej głębi. Tego już zupełnie nie potrafię opisać, ale jeśli „ktoś” doświadczył
prawdziwej, głębokiej Miłości, już wie, o czym mowa. Dla „Ktoś” to żadna tajemnica. Wręcz przeciwnie teraz wreszcie
ma poczucie pełnego zrozumienia, o czym mowa. No właśnie – Miłość – jasne!
I tu pojawia się jeden z najważniejszych stanów, jakich może doświadczać człowiek – stan głębokiej świadomości
siebie. Bez Świadomości i Miłości nasze życie przypomina chodzenie po piętrowym labiryncie spowitym w półmroku
i w dodatku z opaską zasłaniającą „zmysły”. Życie – labirynt, Świadomość – włącznik jasności i Miłość – jasność.
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
4 z 8
06-05-08 16:54
Opaska na „zmysłach” symbolizuje naszą decyzję. Jedynie od nas zależy, czy zdejmiemy opaskę ze „zmysłów”
i ostrożnie poruszając się w półmroku poszukamy wyłącznika, by rozświetlić nasze Życie. Włączników jest bardzo dużo,
niepoliczona niepoliczoność, ale są umieszczone w dość nietypowych miejscach i w nietypowy sposób. Spodziewamy się
– po ludzku – gdzie powinny być, na jakiej wysokości i jak powinny wyglądać. Błąd. Duży błąd. I wcale nie jest pewne,
że będą na ścianach. Tam ich nie ma, są gdzie indziej. Obudź się – jesteśmy w innym wymiarze. Nie mówimy o energii
elektrycznej, ale o Miłości, o Wiecznej Energii. Poczuj ją.
Słowo „oczy” stanowi w tej przenośni jedynie symbol, ale nie chodzi o zmysł wzroku. „Obudź się” też nie znaczy, że
teraz śpisz. Czynność, którą właśnie wykonujesz – czytanie – przeczy jednoczesnemu spaniu. „Śpisz” oznacza stan
psychicznego uśpienia. Ten rodzaj „snu” może dziać się jednocześnie z każdą czynnością. Może towarzyszyć życiu przez
wiele lat. To zadziwiające zjawisko, ale istnieje i jest bardzo powszechne. Bardziej niż można przypuszczać w pierwszej
chwili. Rozejrzyj się uważnie wokół siebie – będąc wśród ludzi. Bardzo ładnie widać to zjawisko, gdy ludzie nie wiedzą,
że na nich patrzysz. W dużych supermarketach to może być świetną zabawą. Jestem przekonany, że po kilku minutach
spokojnej obserwacji bez oceniania kogokolwiek i bez wstępnych założeń, co masz spostrzec, bezbłędnie będziesz to
zjawisko spostrzegać. Zobaczysz też na pewno, że nie wszyscy są w tym stanie. Jest to szczególnie ważne, bo dowodzi,
że można się przebudzić z tego uśpienia. To dowodzi, że można żyć w stanie świadomości.
Głęboki sens.
Mam poczucie, że troszkę „pływamy” w temacie Miłości. To nawet może być trafna przenośnia. Miłość nas ogarnia ze
wszystkich stron, unosi nas jak woda. Jesteśmy w Niej zanurzeni, a ciągle jej szukamy. Jednak pływając najlepiej jest
poczuć wodę, poznawać ją i mieć swoje niepowtarzalne doświadczenie, a czasem mistyczne wręcz przeżycie. Słyszałem
wielokrotnie jak cudownie jest pływać w ukrytej przed ludźmi spokojnej zatoce w Brazylii, w przejrzystej, niczym
niezmąconej ciepłej wodzie Oceanu, ale te opowieści były „suche”. Poczułem to dopiero wyskakując z łodzi
do przejrzystej, niczym niezmąconej ciepłej wody Oceanu, w ukrytej przed ludźmi spokojnej zatoce w Brazylii. Zresztą
chyba nie potrzebuję Ci uzasadniać, że mój, nawet najpiękniejszy opis pływania nie jest tym samym, co Twoje
pływanie. Twoje bogactwo jest w Twoim, nie w moim doświadczeniu. „Pływajmy” i doświadczaj.
Wszystko dzieje się po coś.
Każda rzecz, która nas spotyka, spotyka nas w jakimś celu. I jest pewne, że to ważne dla naszego życia. Możemy tego
nie wiedzieć, ale z perspektywy czasu zawsze stwierdzamy, że był w tym głęboki sens.
Przypadek też jest trudno zdefiniować, ale przez grę słów można podjąć próbę. Nie jest to definicja, umówmy się, że to
próba. Oto ona (próba):
„Przypadek nie istnieje.
To, co nazywamy „przypadkiem”, jest informacją od naszej Duszy,
że właśnie dzieje się coś doskonałego w naszym życiu
i my tej doskonałości nie rozumiemy lub nawet nie dostrzegamy.”
Nie rozumiemy, więc nadajemy temu nazwę „przypadek”, by szybciej pójść dalej.
Ciekawym jest jednak fakt, że gdy ktoś wygra w toto – lotka, nigdy nie powie, że to przypadek – tak miało być.
Należało mu się, a Bóg wie, co robi. Jeżeli jednak uderzymy w słup przy parkowaniu, mówimy „to się stało
przypadkiem. Rzeczywiście ciekawe. A prawda jest taka, że ani jedna, ani druga, ani jakakolwiek inna rzecz nie zdarza
się przypadkiem.
Najczęściej to, co określamy przypadkowym zdarzeniem odmienia nasze życie.
My dowiadujemy się o tym po jakimś czasie, ale to zupełnie inna sprawa.
Przypadek jest Posłańcem, nigdy się nie myli i jest doskonale skuteczny.
Nikomu nie funduje czegoś, co nie jest mu konieczne.
Przypadek nigdy, nikomu, niczego nie czyni przypadkiem.
To najważniejszy z możliwych „budzików”. A my zupełnie przestaliśmy słyszeć jego „dźwięk”. Nawet, kiedy
doświadczamy jego przemożnych pozytywnych skutków, najczęściej zapominamy mu podziękować. Zresztą nie
wymaga tego, ponieważ wie, że podziękowania należą się jedynie komuś, kto go odczytał. Jedynie sobie można być
wdzięcznym, że usłyszało się „dźwięk” budzika i że się zareagowało. Wiem to i mimo wszystko lubię dziękować
Przypadkowi za to, że był wytrwały i nie przestał dopóty, dopóki nie zacząłem dostrzegać. Dziękuję mu też za wszelakie
łamigłówki.
Przypadek to Anioł Wspomożyciel rozwoju.
Nasza trudność z odczytaniem bierze się również stąd, że Przypadek działa z rozkazu Duszy. W związku z tym, ma wiele
wspólnego z rozwojem duchowym, a skoro tak wielu ludzi żyje na poziomie czysto fizjologicznym, to niby jak mają
odczytać przekaz Duszy. To dwie zupełnie różne rzeczywistości. Przypadek ma trudne zadanie. Ma nas obudzić ze stanu
psychicznego uśpienia, z letargu. Ma nas zatrzymać w bezsensownej gonitwie.
Przypadek jest życiowym „znakiem zapytania”.
Jest doskonałą manifestacją Ducha,
pełną mądrości i celowości.
Przypadek jest „oddechem” Wszechświata.
Może dziwi Cię, że tyle o Przypadku piszę. Jednak to również nie jest żaden Przypadek (tak jak fakt, że to czytasz). To
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
5 z 8
06-05-08 16:54
może być troszkę zaskakujące, ale pisząc o Miłości, grzechem śmiertelnym byłoby pomięcie Przypadku. Dlaczego?
Ponieważ Miłość jest motorem jego działania.
Przypadek zaistniał w Miłości i w Niej działa.
Można śmiało powiedzieć,
że to, co my ludzie nazywamy „Przypadkiem”,
jest w rzeczywistości „Znakiem Miłości”.
Wydaje nam się, że jest to Znak zaszyfrowany, ale to pozory. Nasze niedoskonałe zmysły są niedoskonałe między
innymi dlatego, że zniekształcają. I to, co jest niezmiernie proste, wydaje się nam wielce skomplikowane. „Wydaje się”
trafia w sedno. Nie spotkałem bardziej czytelnych znaków niż „Przypadki – Znaki Miłości”. Nie można obwiniać alfabetu
za to, że ktoś się go nie nauczył używać.
Mówimy, że istnieje Przypadek. To bzdura.
Istnieje (jedynie) nasz duchowy analfabetyzm. Jest większy niż cały Wszechświat.
Istnieje (jedynie) nasza ignorancja zjawisk, których nie umiemy odczytać, chociaż są podane w najprostszej możliwej
dla faktu formie. Zmieniają wszystko wokół, a my wolimy udawać ślepego, albo nawet głupiego.
Istnieje (jedynie) nasz brak wnikliwości. To on owocuje brakiem zrozumienia tego, co się właśnie dokonuje. Przypadek
zrobił, co do niego należało. Dał nam szansę, a reszta jest po naszej stronie. Ostatecznie chodzi o nasz Rozwój
i o nasze Szczęście. Jedno jest pewne – nie przestanie nigdy. „Miłość nigdy nie ustaje” – pamiętasz jeszcze?
Istnieje (jedynie) nasz brak świadomości.
Istnieje (jedynie) nasza ślepota, ewentualnie nasza krótkowzroczność. Jesteśmy otoczeni najlepszymi dla naszego życia
zrządzeniami, a nie żadnym przypadkiem.
Nic i nigdy nie zdarza się człowiekowi przypadkiem.
Nasze bariery.
Zbudowaliśmy w sobie system zabezpieczeń, który stał się naszym więzieniem. Mądry Miś, Kubuś Puchatek rzekłby, że
„jesteśmy zgubieni.” To może zamiast tworzyć następne zabezpieczenia przed świadomym życiem, zacznijmy się
po prostu szybciej uczyć. Stworzyliśmy całe mnóstwo pojęć, nasyciliśmy je nadmiarem treści. Ale skoro jesteśmy tacy
mądrzy i bardzo elokwentni, to, czemu ich istota jest dla nas wciąż tajemnicą? Może po prostu zatraciliśmy pokorę?
Polecieliśmy w kosmos, by zdobyć szczęście, a zyskaliśmy jedynie ulotne zadowolenie i odrobinę satysfakcji. Już
planujemy jak odwiedzić dalsze przestrzenie. Ale i ta podróż nie da nam szczęścia. Dlaczego? Bo jedynie podróż w głąb
siebie może nas uszczęśliwić. Najdłuższa i najciekawsza z możliwych podróży – podróż od głowy do serca.
Podróż w głąb siebie – to prawdziwa podróż do centrum Kosmosu.
Słyszałem w radiu, że jeden człowiek zabił drugiego „przypadkiem”. Niesamowite. To jest tragiczne, przyznaję, ale
będzie jeszcze bardziej, jeśli niczego nas nie nauczy. Wejdźmy w głąb. To nie jest żaden przypadek. To „budzik” dla
nas, tkwiących w letargu ludzi.
Nie znam człowieka, który zginął. Nie wiem jak żył. Wiem jedynie jak umarło jego ciało. Wiem też, że Duszy nie można
dźgnąć nożem. Zrealizował się misterny plan, którego znaczenia nie rozumiemy, bo zapadamy się w rozpaczy i w lęku.
Boimy się o siebie lub o swoich bliskich – to normalne, że dosięga nas przerażenie. Faktem jest, że zginął człowiek.
Faktem jest, że za Jego przyczyną otrzymujemy znak. Faktem jest, że niewielu z nas potrafi ten znak odczytać.
Pytania są liczne:
Kiedy zacznę szanować swoje życie?
Jak przeżyłem dzisiejszy dzień?
Jak bardzo muszę się bać, by się odważyć dokonać zmiany w swoim sercu?
Jak wielu ludzi musi jeszcze zginąć, by być znakiem, że Świat zmierza ku zagładzie?
Ile rozpaczy i lęku muszę przeżyć, by skierować się ku Miłości?
Co musi się wydarzyć bym podjął działanie? Kiedy zareaguję?
Czego trzeba, by obudzić się z letargu?
Co mogę zrobić, żyjąc tam gdzie żyję, by zasilić świat energią Miłości?
…
Wniosków też jest wiele:
Stań w obronie życia.
Zmień to, na co masz wpływ – swoje życie – to ma znaczenie.
Skontaktuj się ze swoją Duszą i dowiedz się, po co tu jesteś. To ważne, więc nie odkładaj tego na potem.
Wyciągnij wnioski.
…
Niestety wydaje nam się, że dokonanie krótkiej oceny zdarzenia zwalnia nas z myślenia. Mówimy sami do siebie, że nie
mamy wpływu, że nic nie możemy z tym zrobić. Przekazujemy ewentualnie sensacyjne wieści. Bawimy się w grę „podaj
dalej”, jakby to mogło w czymś pomóc. W nadziei, że troszkę nam ulży, „oddajemy” w ten sposób na zewnątrz swoje
wewnętrzne napięcie. Zupełnie zapominamy, że ta gra nie ma sensu. I tak do nas wróci, wcześniej czy później, tak lub
inaczej, ale wróci.
Nie ma ucieczki.
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
6 z 8
06-05-08 16:54
Dopóki nie nauczymy się tego, czego mamy się nauczyć, dopóki nie zrozumiemy tego, co mamy zrozumieć, będzie
wracać w nieskończoność. Nie chodzi o to, by się bać. Chodzi o odzyskanie świadomości.
Lęk oddziela od Miłości.
Włączamy najbardziej ze znanych nam mechanizmów obronnych. Mechanizm ten polega na jak najszybszej ucieczce
z przerażającego nas lęku, ku kojącej nadziei. Ala to tylko następny mechanizm, który trzyma nas w nieświadomości
i w bezruchu. Co prawda, „nieprzyjemny” stan, który właśnie teraz przeżywamy, na moment „znika”, bo nadzieja
zabiera nas w podróż w przyszłość, jednak bardzo szybko wróci – to pewne. Dopóki nie nauczymy się tego, czego
mamy się nauczyć, dopóki nie zrozumiemy tego, co mamy zrozumieć, będzie wracać w nieskończoność.
To prawda, że gdy dzieje się tragedia w naszym życiu, wszystko wydaje się takie mało ważne. Przeżywamy trudne
emocje i to jest w porządku. Problem w tym, że gdy stają się bardzo silne chcemy od nich uciec. To najgorsze, co
możemy wtedy zrobić. Ponowna ucieczka. I to jest właśnie najważniejsza chwila. Zamiast połykać tabletki
na uspokojenie pozwólmy sobie doświadczyć tej trudnej emocji do końca. Niech lęk trwa, aż sam zniknie. Poczekajmy
chwilę, poczujmy swój ból, przeżyjmy go całym sobą, a sam odejdzie dając przestrzeń Miłości. Jeżeli znów go
zblokujemy – powróci.
Jesteśmy uzależnieni od „miłych” przeżyć. Właściwie bardziej trafne byłoby określenie „od tego, co uważamy za miłe
przeżycia”. Odnosi się wrażenie obserwując ludzi, że są w stanie zrobić cokolwiek, by było miło, chociaż przez chwilę.
Ale to zwyczajna ucieczka przed świadomością tego, co właśnie się w nas dzieje. Boimy się swoich „nieprzyjemnych”
emocji. Jak na ironię dopiero całkowite przeżycie tych niby „nieprzyjemnych” emocji uwalnia od lęku. Dopiero krok
dalej umiejscowione jest Szczęście. Prawdziwie Miłe rzeczy to te, które są miłe dla Serca i Duszy. Te, które
przeprowadzają nas czasem przez „ból i ciemność”, by nas od nich uwolnić. Te, których przeżycie odmienia nasze życie
na coraz bardziej świadome. Miłe rzeczy mają długofalowe dobre skutki dla naszego życia i to właśnie te skutki
decydują, co jest Miłe. W tym ujęciu to, co uważamy za „nie miłe” może okazać się miłe, a to, co uważamy za „miłe”,
może okazać się nie miłe.
Wybaczenie a wdzięczność.
Myślę, że czas dotknąć następnego zjawiska kojarzonego z Miłością. To nieco trudniejsze ze względu na umacniane
przez wiele pokoleń mniemania. Są silnie w nas zakorzenione. Czujemy się do nich przywiązani, a nawet utożsamiamy
się z nimi.
Mowa o wybaczeniu, które często kojarzy się z Miłością – chyba nazbyt wprost. Powiedzenie: „kto Miłuje, ten wybacza”
jest zbytnim uproszczeniem. Uważam, że jeśli ktoś jest wypełniony Miłością nie postąpi w sposób, który wymaga
od kogoś, by mu wybaczał. Nie ma również niczego do wybaczenia ani sobie, ani komukolwiek innemu. To zaskakujące,
ale przyjrzyjmy się dokładniej.
Jeśli ktoś stawia się w pozycji osoby, która ma coś, komuś wybaczyć, stawia się w pozycji osoby lepszej. „Ty zawiniłeś,
byłeś nie w porządku, – ale ja taki dobry jestem – wybaczę ci. Zapominamy, że my również mamy wpływ na każdą
sytuację, w której uczestniczymy. Sami ją dla siebie stwarzamy. Od naszych zachowań zależy tak samo wiele, jak
od zachowań innych jej uczestników. Odpowiedzialność za każde wydarzenie w naszym życiu jest po naszej stronie.
Gdy mówimy do kogoś „wybaczę ci”, przerzucamy na niego odpowiedzialność za swoje życie. A co z naszymi
decyzjami, wyborami? Coś tu jest nie w porządku. Mówiąc „wybaczam ci” czynimy Kogoś winnym. Trudno oczekiwać,
by się z tego ucieszył. Chyba nikt nie lubi czuć się winny. To nie czyni życia szczęśliwszym (ani jednej stronie, ani
drugiej).
Odruchowo na zewnątrz szukamy winnych za swoje niepowodzenia, trudności, niemiłe doświadczenia lub stany
emocjonalne. Trudno nam przyznać się przed samym sobą, że miało się wybór, można było postąpić w inny sposób,
a nie zrobiło się tego. Rzeczywiście może to nie jest przyjemne, ale przynajmniej uczciwe i zgodne z prawdą.
Zachowajmy postawę wdzięczności i emanujmy Dobrem.
Posyłajmy zrozumienie i współczucie. Jeżeli musimy coś komuś wybaczyć, to sobie wybaczmy. To wystarczy, by inni
odczuli ulgę i uwolnienie. Jest wielu nieszczęśliwych ludzi, którzy są zupełnie nieświadomi tego, co czynią. Powtarzam,
Oni potrzebują naszej modlitwy, a nie wybaczenia. Jak można obwiniać człowieka lub mu wybaczać, jeśli on nawet nie
wie, o co chodzi? Jest już wystarczająco nieszczęśliwy. Jego nieświadomość jest dla niego największą możliwą karą.
Jeszcze raz podkreślam, on potrzebuje modlitwy, by to odkrył i został oświecony. Wtedy stanie się jakieś dobro, bo
będzie mógł dokonać wyboru. Może coś w swoim życiu zmieni.
Fakt, że chcemy komuś coś wybaczać oznacza, że jesteśmy nadal od niego zależni. Tkwimy w bezruchu, w „więzieniu”
i pocieszamy się, że robimy to z Miłości do kogoś. Co to oznacza? To proste. Jeśli mu nie wybaczymy, to nadal
będziemy tkwić w jakieś traumie. Jesteśmy uwięzieni w teoriach. Wydaje nam się, że jeśli dostatecznie długo będziemy
cierpieć, to go odmienimy. Może tak, a może nie. Ale co z Miłowaniem siebie. „Kochaj Bliźniego, jak siebie samego”. Co
i komu można chcieć wybaczyć, jeżeli podstawowego przykazania Miłości samemu się nie spełnia? I jak uzasadnić, że to
wynik Miłości? Nie sądzę by to było możliwe.
Ktoś funduje sobie ciężkie życie, przez lata pielęgnuje urazę, jest cierpiący i nieszczęśliwy, niszczy swoje życie
i z Miłości chce coś komuś wybaczyć. Jak odnajdzie w sobie Miłość, by to zrobić, skoro jest wypełniony Jej brakiem –
nawet w stosunku do siebie? W takim razie, kiedy (z Miłości) wybaczy sobie fakt, że tak długo komuś nie wybaczył?
Prawda jest prosta.
Wdzięczność jest lekarstwem.
Potrzeba wybaczenia jest informacją, że nie odczytaliśmy nauki. To znak, że marnujemy ważne doświadczenie swojego
życia. Tragiczne jest to, że trzymamy się go, zamiast wyciągnąć z niego wnioski i dokonać zmiany w swoim życiu.
Zamiast wybaczać bądźmy wdzięczni. To rusza nas z miejsca. Wybaczenie unieruchamia i więzi w przeszłości. Bardzo
wielu ludzi mówi, że chce wybaczyć, a w rzeczywistości czeka na taki moment, w którym przyjdzie ktoś i ich przeprosi –
tak, jakby to coś mogło zmienić. To dowodzi tylko jednego. Nie chcemy Miłości, chcemy mieć rację, a może nawet
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
7 z 8
06-05-08 16:54
władzę.
Dlatego uważam, że Wdzięczność jest zdecydowanie bliżej Miłości niż wybaczenie. Rozumiem, że może być komuś
trudno to przyjąć, zwłaszcza w pierwszej chwili. Nasza ludzka logika nie może sobie z tym poradzić. Ale…
… albo ludzka logika - racja, albo Boża logika – Miłość.
Po prostu sprawdź.
Przywołaj sytuację, która Cię bolała, taką, której nie możesz, a chcesz wybaczyć. Być może podobna zdarzała Ci się
często lub nadal zdarza. Jeśli Ci się zdarza, to znaczy, że jej jeszcze nie odczytałeś. Odpowiedz sobie na poniższe
pytania, daj sobie spokojny czas, płacz, jeśli trzeba i nie przestawaj zadawać sobie pytań dopóty, dopóki nie poznasz
odpowiedzi. Znajdź to, czego wcześniej nie znalazłeś, to, o czym nie pomyślałeś. Wyciągnij wnioski. Zastosuj w życiu
i żyj – wolny. Wtedy obserwuj to, co się wydarzy. Życie na pewno Ci odpowie. Powodzenia.
Oto pytania:
Czego miałem się nauczyć z tej sytuacji?
Czego się nauczyłem o sobie?
Za co mogę być wdzięczny tej sytuacji?
Co dzięki niej zrozumiałem?
Jakie dobro z niej wynika?
Jakich zmian w życiu dokonałem pod jej wpływem?
Jakie zmiany mam wprowadzić dziś?
Czego mam się nauczyć, by nie musiała się powtórzyć?
Wdzięczność pojawia się jako następstwo czegoś, co uznajemy za dobre dla nas. Kiedy docieramy do nowych odkryć –
bądźmy sobie wdzięczni. Zmieniamy jakość swojego życia. Wzrasta nasz szacunek do siebie i do innych, wzrasta nasza
świadomość i ufność – wzrasta Miłość. Uczmy się. Życie jest niczym szkoła, do której wszyscy uczęszczamy. Każdy ma
do zaliczenia jakieś „egzaminy” i one przychodzą w sposób mądry, w odpowiednim czasie i w odpowiedniej kolejności.
Przychodzą do nas jedynie wtedy, gdy jesteśmy wewnętrznie gotowi (uposażeni), by je przejść i z nich skorzystać.
Kiedy nauczymy się tego, czego mamy się z nich nauczyć – odchodzą – robią miejsce nowym. Zawsze tak jest,
ponieważ Życie jest Rozwojem.
Życie jest Rozwojem.
Szkoła życia.
Oczywiście możemy tego nie zrobić, możemy nie przyjąć nauki, możemy ją zignorować. Możemy nie chcieć zdać
do następnej klasy – to nasze prawo. To może być nawet kuszące, ponieważ znamy już dobrze program tej, w której
jesteśmy i to jest wygodne. Można mieć poczucie, że jest się takim mądrym. Znajomy teren. Miła strefa komfortu
i bezpieczeństwa. Wiadomo, co jest za zakrętem. Znamy „program”, a mimo to jesteśmy zdziwieni, że przeżywamy „de
ja vu”.
Mamy nadzieję, że będziemy powtarzać w nieskończoność miłe lekcje. Cóż za naiwność z naszej strony. A te
„nieprzyjemne”, kto za nas przeżyje? One też będą się powtarzać w nieskończoność, dopóki ich nie zrozumiemy. Są
w programie tej klasy i już. Konsekwencją bycia w tej klasie są takie lekcje i takie egzaminy – to wszystko, co będzie
się w nieskończoność powtarzać – trzeba to zrozumieć. To nasza indywidualna decyzja. Tak jak każdy uczeń na świecie
masz wybór, jak szybko to załatwisz i „awansujesz”. Wierzysz, że samo się zmieni i będzie pięknie? Nie licz na to. Jeśli
nie wierzysz słowom, poczekaj, żyj jak żyjesz i wróć do tego tekstu za rok lub dwa. (Pamięć jest ulotna, więc zapisuj
sobie, jakie „lekcje” ci się w kółko powtarzają. To może pomóc w wyciągnięciu wniosków.)
Porównanie do szkoły i egzaminów do następnej klasy jest łatwe do zrozumienia i dość czytelne. Istnieje jednak jedna
diametralna różnica między „normalną” szkołą, a szkołą życia. Nie wolno o tym zapominać. Otóż w normalnej szkole
jest stopniowy system ocen (np. 1 – 6). Oznacza to, że można coś poznać na 5, na 3 lub nawet na 2 i to wystarczy, by
zdać do następnej klasy. Nie jest wymagane, aby mieć same najwyższe oceny, (czyli 6). W szkole życia jest zupełnie
inaczej. Nie istnieją pojęcia „zdał na 3” lub „zdał na 5”. Istnieją pojęcia „zdał” lub „nie zdał”. Nie istnieje pojęcie
„opanował program w stopniu wystarczającym”, istnieje jedynie pojęcie „opanował program w stopniu całkowitym”. Nie
istnieje żadno minimum programowe, istnieje jedynie maksimum programowe. Tak, więc w szkole życia, jeżeli nie
opanujesz choćby jednej rzeczy w programie, nie przejdziesz do klasy następnej. I zapewniam cię, egzaminator –
Życie, zadba o to!
Może to trochę przydługa dygresja, jednak ignorancja byłaby gorsza. Miłość wymaga wielkiej wnikliwości. Im szerzej
zdołamy spojrzeć na swoje życie, tym szybciej i wyraźniej dostrzeżemy Jej (Miłości) światło.
Miłość jest żywa. Oddycha. Przemienia w piękno nasze życie.
Każdy, kto niszczy Miłość niszczy Życie.
Nie tylko swoje lub cudze, ale w ogóle Życie.
Kilka dni temu byliśmy z Anią w księgarni.
Ania jest moją Towarzyszką Życia, moją Partnerką, moim Natchnieniem, Prezentem od Wszechświata. Jest Cudem
mojego życia. Łączy nas Miłość. Miłość jest naszym oddechem.
Staliśmy i oglądaliśmy książki. W pewnej chwili nasze oczy zatrzymały się na zakładkach do książek. Były na nich różne
teksty. Wybraliśmy dwie. Oba teksty są piękne i każdy z nich może być początkiem następnej zadumy.
Dedykuję Ci te teksty, Tobie i Twojemu Życiu.
Tekst pierwszy:
„Miłość uszlachetnia wszystko, czego dotknie swoim tchnieniem.”
Czymże jest Miłość
http://www.kefann.pl/print.php?art=043
8 z 8
06-05-08 16:54
Tekst drugi:
„Tylko Miłość potrafi każdą rzecz, nawet najskromniejszą, uczynić piękną.”
W taki właśnie sposób Miłość, której szukamy robi nam prezenty, przypomina nam o sobie, zaprasza do zadumy,
zaprasza do Siebie.
Miłość JEST blisko, bardzo blisko. Miłość JEST w każdym z nas.
Odkrywajmy Jej piękno.
Miłość jest najcudowniejszym zjawiskiem Wszechświata.
Wiele rzeczy może nas zadowolić, ale jedynie Miłość może nas uszczęśliwić.
Miłość przejawia się Zawsze i Wszędzie.
To my nie zawsze i nie wszędzie Ją dostrzegamy. Uczmy się. Po to właśnie żyjemy, by się tego nauczyć. Gdy nauczymy
się Miłość dostrzegać, to będzie również oznaczać, że wiemy, czym Miłość JEST.
Będziemy trwać w Miłości tak, jak Miłość trwa w nas – Wiecznie.
Życie, jest szkołą Miłości.
Miłość, jest szkołą Życia.
MIŁOŚĆ … ŻYCIE.
Piotr Pilipczuk