Darcy Rice
Miłość na Hawajach
Anula & Irena
Scandalous
Wszystkim naszym nowym przyjaciołom, których zna
leźliśmy na Wielkiej Wyspie, i wszystkim starym przyjacio
łom, którzy nas tam odnaleźli.
Anula & Irena
Scandalous
1
- A niech to diabli!
Dźwięk tłuczonego szkła i wściekły męski głos rozbu
dziły śpiącego w rogu pokoju dużego żółtego psa. Suka
podniosła głowę i z uwagą popatrzyła na swego pana. Ła
godne spojrzenie jej brązowych oczu zawstydziło Corda.
Zamilkł i odetchnął głęboko. Po chwili złość minęła. Osta
tecznie stłukł tylko szklankę z sokiem.
- Przepraszam, Scuba. Nie chciałem cię obudzić. Zwyczaj
nie szklanka wyśliznęła mi się z ręki. - Suka prychnęła i wró
ciła do porannej drzemki. - Tak, psinko. Śpij sobie dalej.
Cord od lat mieszkał sam, ale nigdy wcześniej nie mówił
do siebie. Niedawno, ku swemu zmartwieniu, przyłapał się
na wygłaszaniu monologów do psa. Trajkotał jak nakręco
ny. Nie było to niebezpieczne przyzwyczajenie, ale z jakie
goś niezrozumiałego powodu wytrącało go z równowagi.
Prawdopodobnie czuł się po prostu samotny, choć w tym
momencie było to najmniejsze z jego zmartwień.
Tak naprawdę dobrze wiedział, co go gryzie. Miał do
syć użerania się z kulami, które sprawiały, że nawet przy
gotowanie śniadania wymagało od niego nie lada wysiłku.
Teraz, po wypadku, najprostsze czynności okazywały się
niewyobrażalnie trudne. Nie było sensu przejmować się
śniadaniem, skoro musiał sobie radzić z o wiele poważ
niejszymi problemami.
Spojrzał na porysowane linoleum. W pomarańczowej ka
łuży leżały odłamki szkła. Trzeba posprzątać. Wziął szczot-
7
Anula & Irena
Scandalous
kę i mocno przyciskając kule do ciała, zmiótł szkło na kup
kę pośrodku podłogi. Opierając się na kulach i na zdrowej
lewej nodze, z trudem podniósł prawą do góry.
Na skroniach pojawiły mu się krople potu. Lewa noga
drżała z wysiłku, ale skończył zamiatanie. Oparł się o blat
szafki i odetchnął głęboko. Koszulką otarł sobie twarz.
- Nie wiem, jak możesz spać w taki upal, piesku - wy
mruczał, przyciskając usta do wilgotnego materiału.
Parę minut po ósmej powietrze w chacie było już gorą
ce i wilgotne. Piętnaście lat życia na Wielkiej Wyspie na
Hawajach wciąż nie przyzwyczaiło go do parnych czerw
cowych dni. Jednak znosił te kilka tygodni, aby później
przez cały rok móc cieszyć się rajską pogodą.
Ten czerwiec był o wiele gorszy niż poprzednie. Może
dobry humor go opuścił, a może winne było parne powie
trze, od którego nieznośnie swędziała go skóra pod gipsem.
Jednego w każdym razie był pewien: czuł się koszmarnie.
Spojrzał z obrzydzeniem na kawałki szkła, potem na
chorą nogę. Biały niegdyś gips, teraz, po trzech tygodniach
od założenia, poszarzały od brudu, unieruchamiał mu no
gę od środka stopy po biodro. Wiele go będzie kosztowa
ło, żeby schylić się i posprzątać dokładnie, a musiał to zro
bić ze -względu na Scubę. Gdyby odłamek szkła wszedł jej
w nos albo w łapę, nie byłby w stanie zawieźć jej do we
terynarza ani nawet samemu się nią zająć.
Znalazł śmietniczkę i zmoczył szmatkę. Ostrożnie odło
żył kule i oparł się plecami o drzwi kredensu. Powoli ze
ślizgiwał się w dół, prawą nogę trzymając sztywno wycią
gniętą przed sobą.
W potłuczonym ciele czuł bolesne pulsowanie. Miał
wrażenie, że nigdy nie dosięgnie podłogi. Wreszcie udało
mu się usiąść. Kilka minut odpoczywał, po czym niezgrab
nie zebrał kawałki szkła na śmietniczkę i wytarł podłogę.
8
Anula & Irena
Scandalous
Rozejrzał się uważnie i znalazł jeszcze dwa odłamki. Po
woli przesunął dłonią po podłodze, by upewnić się, że do
kładnie posprzątał.
Zastanawiając się, jak najprościej wstać, uświadomił so
bie absurdalność sytuacji, w jakiej się znalazł, i roześmiał się
z rezygnacją. Ta sytuacja nie była absurdalna, była żałosna.
Tak niedawno, niecały miesiąc temu, jego życie wyglą
dało zupełnie inaczej. Teraz wydawało mu się, że od tam
tego czasu minęły całe wieki.
O tej porze dnia prawie zawsze znajdował się w kokpi-
cie swojego helikoptera. Skończyłby już wyjaśniać przepi
sy bezpieczeństwa pasażerom, usadziłby ich odpowiednio
i upewnił się, że mają zapięte pasy.
Oparł głowę o kredens i z zamkniętymi oczami oddał się
wspomnieniom. Znów tam był, znów leciał nad malowniczy
mi, pokrytymi Zaschniętą lawą polami i gęstym tropikalnym
lasem Wielkiej Wyspy. Nawet we wspomnieniach poczucie
siły i wolności, jakie dawał mu lot, przenikało go do głębi.
Otworzył oczy. Rzeczywistość bardzo odbiegała od ma
rzeń. Siedział na podłodze w kuchni w parny czerwcowy
poranek, próbując wstać.
Jak by na to nie patrzeć, miał szczęście. Nawet lekarze,
którzy nastawiali mu nogę, twierdzili, że przeżył cudem.
Cord nigdy nie wierzył w cuda, ale wiedział, że lekarze mie
li rację. To nieprawdopodobne, że wyszedł z tego wypadku.
Trzy tygodnie temu, kiedy samotnie wracał z wybrze
ża Kona na lotnisko w Hilo, rozpętała się burza. Silny
wiatr posłał helikopter na ziemię z taką łatwością, z jaką
człowiek strąca muchę.
Kilka godzin później odzyskał przytomność na oddzia
le intensywnej terapii. Zobaczył pochylone nad sobą twa
rze lekarzy i pielęgniarek. Ich zielone fartuchy pokrywały
jaskrawe czerwone plamy. Dopiero po jakimś czasie zo-
9
Anula & Irena
Scandalous
rientował się, że były to ślady jego krwi, i wtedy zastrzyk
w ramię pozbawił go przytomności. Ocknął się dopiero
po dwóch dobach.
Po operacji pozostał w szpitalu zaledwie przez kilka dni,
gdyż uparł się wrócić do domu. Początkowo lekarze nie
chcieli wyrazić zgody, ale tak nalegał, że w końcu ustąpili,
stawiając warunek, że dwa razy w tygodniu odwiedzi go
jedna z trzech pielęgniarek, które podróżowały do chorych
mieszkających w najbardziej odległych zakątkach wyspy.
Do domu wrócił dwa tygodnie temu. Nogę miał złama
ną w trzech miejscach, ale były to proste złamania. Guz
na głowie wielkości piłki do golfa prawie zniknął, chociaż
dotyk tego miejsca wciąż sprawiał mu ból. Klatkę piersio
wą miał purpurową od siniaków, ale nie odniósł żadnych
poważnych obrażeń wewnętrznych. Lekarze powiedzieli,
że jeszcze przez jakiś czas będzie obolały. Gipsu nie bę
dzie można zdjąć przez parę miesięcy, a potem czeka go
rehabilitacja. Ale nie wolno mu zapomnieć, że naprawdę
miał dużo szczęścia.
Szczęścia. Rzeczywiście. Niestety, wyglądało na to, że
jeśli sytuacja nie poprawi się w miarę szybko, jego zapas
szczęścia się wyczerpie. Big Island Wings, jego firma prze
wozowa zapewniała mu utrzymanie od lat. To prawda, że
czasem zysk był niewielki, ale zawsze miał wystarczającą
ilość pieniędzy, żeby żyć, tak jak chciał i gdzie chciał.
Przede wszystkim mógł zarabiać, latając helikopterem,
i nie odpowiadał przed nikim.
Sam decydował, czy danego dnia będzie pracował, czy
zostanie na plaży. Nikt go nie kontrolował, nikogo nie ob
chodziło, co je na śniadanie albo o której kładzie się do
łóżka czy wstaje. Robił to, co chciał.
Oczywiście czasem czuł się samotny, ale przywykł do
tego. Odrobina samotności to nic w porównaniu z bólem,
10
Anula & Irena
Scandalous
jaki wywoływało przywiązanie się do drugiej osoby. Do
brze o tym wiedział i nie zamierzał znów cierpieć.
Jego życie może wkrótce drastycznie się zmienić, jeśli
nie znajdzie wyjścia z sytuacji, w której się znalazł. Firma
ubezpieczeniowa pokryje koszty naprawy helikopteru, ale
zaległe składki pochłonęły wszystkie oszczędności. Maszy
na gotowa była już od tygodnia. Niestety nie mógł jej ode
brać, bo nadal zalegał z kilkoma tysiącami dolarów.
W tej chwili odzyskanie helikoptera nie miało aż takie
go znaczenia, bo z nogą w gipsie i tak nie mógłby latać.
Starał się nie myśleć o tym, że jeszcze przez co najmniej
dwa miesiące nie siądzie za sterami ukochanej maszyny.
W dodatku, jeśli nie podejmie szybko jakichś zdecydowa
nych kroków, zbankrutuje, zanim wyzdrowieje. Odbiorą
mu wszystko, co jest dla niego ważne. Wszystko. Ta myśl
nie dawała mu spokoju.
Zmienił niewygodną pozycję i spojrzał na zegar. 8.25.
Pielęgniarka zaraz tu będzie. Ciekawe, która dziś przyje
dzie: starsza, opiekuńcza i rozmowna, czy młodsza, blon
dynka w okularach. Obie zawsze były uprzejme i niena
gannie spełniały swoje obowiązki, ale Cord podejrzewał,
że był dla nich uciążliwym pacjentem.
I co z tego? Niby jak miał się zachowywać, skoro cią
gle go opukiwały i kłuły? Bez względu na to, która dziś
się zjawi, żadna nie może znaleźć go rozciągniętego na
podłodze jak pijaka. Gdyby poinformowały o tym leka
rzy, kazaliby mu natychmiast wracać do szpitala. Zaci
snął zęby, przeczuwając ból, jaki sprawi mu próba pod
niesienia się.
Wstał z trudem, opierając się na kuli. Łapiąc oddech, od
poczywał oparty o kredens. Po chwili usłyszał warkot pod
jeżdżającego samochodu. Scuba zerwała się natychmiast
i zaczęła ujadać.
11
Anula & Irena
Scandalous
- Cicho, mała, cicho. Uspokój się. To tylko pielęgniar
ka. - Cord pokuśtykał do drzwi.
Randee Turner zatrzasnęła zachlapane błotem drzwi sa
mochodu i utkwiła zaskoczony wzrok w dziwacznej bu
dowli, którą miała przed sobą. Droga, w którą skręciła
z autostrady, kończyła się w tym miejscu, więc na pewno
dobrze trafiła, ale wciąż rozglądała się z niedowierzaniem.
Niewielką polankę na wzgórzu otaczały gęste krzewy,
poza którymi widziała błękitne wody Pacyfiku. Na środ
ku polanki stała mała drewniana chata ze zniszczoną we
randą od strony oceanu. Nieopodal zaparkowany był sta
ry jeep, częściowo przykryty brudną plandeką.
Randee przyglądała się chacie, nie mogąc uwierzyć, że
mieszka w niej mężczyzna, o którym tyle słyszała. Nie
wiedziała w zasadzie, czego oczekiwać, ale na pewno nie
tego. Gospodarzem takiego domu mógłby być hipis, a nie
najlepszy pilot helikopterów na Hawajach.
Przycisnęła do siebie skórzaną teczkę i odetchnęła głę
boko. To, co zobaczyła, nieco zbiło ją z tropu, ale nie
wpłynie na zmianę decyzji. Najwyraźniej tajemniczy pan
Barrett nie przepadał za telefonami i lubił samotność, ale
Randee nie zamierzała zdawać się na powolne usługi pocz
ty. Nie miała na to czasu, a poza tym nie chciała ryzyko
wać, że Barrett nie zgodzi się na spotkanie. Dlatego wła
śnie musiała zjawić się tu bez zapowiedzi, tym bardziej, że
jej oferta warta była przedyskutowania w cztery oczy.
Zresztą to nie był odpowiedni moment, żeby ulegać nie
śmiałości. Robiła to przecież nie tylko dla siebie. Tym ra
zem chodziło o wiele więcej. Rorey liczył na nią. Myśl
o nim sprawiła, iż poczuła się pewniej. Nie zawiedzie swo
jego najdroższego Roreya.
Omijając parujące w porannym słońcu kałuże pozosta
łe po nocnym deszczu, dotarła do werandy. Wytarła buty
12
Anula & Irena
Scandalous
o matę i, nie znalazłszy dzwonka, uniosła dłoń, żeby za
pukać.
Zanim zdążyła to zrobić, drzwi otworzyły się na oścież.
Randee ujrzała w nich wysokiego, szczupłego mężczyznę
wspartego na kulach. Obok niego stał duży żółty pies; wy
glądał przyjaźnie, ale nie spuszczał z niej wzroku.
- Dziś przynajmniej się pani nie spóźniła. - Błękitne oczy
zatrzymały się na niej na chwilę, po czym odbiło się w nich
zdziwienie, jakby spodziewał się kogoś innego. - Przepra
szam, myślałem, że to, no... Marge. Zwykle się spóźnia.
Mimo iż miał nogę unieruchomioną gipsem, szybko
cofnął się w głąb pokoju.
- Nie chodzi o to, że mi się gdzieś spieszy. Nigdzie nie
mogę się ruszyć z tą nogą. Ale i tak nienawidzę czekania.
- Zniecierpliwiony machnął kulą, zapraszając ją do środ
ka. - Proszę wejść. Chcę mieć to już z głowy. Scuba, po
łóż się. Leżeć! Pozwól pani zrobić to, po co przyszła. - Su
ka grzecznie podreptała do legowiska w kącie, ale wciąż
nie spuszczała wzroku z przybyłej.
Mężczyzna przeszedł na środek zagraconego pokoju, któ
ry najwyraźniej służył i za sypialnię, i za pokój gościnny.
- Mam nadzieję, że przyniosła pani jakiś środek na swę
dzenie. Doprowadza mnie do szału. W zeszłym tygodniu
powiedziałem Marge, że już dłużej tego nie zniosę.
Randee podążyła za nim do małego pokoju. Zdezorien
towana, nie pamiętała już ani słowa z przemowy, którą so
bie wcześniej przygotowała i kilkakrotnie przećwiczyła.
Od wielu osób słyszała, że Cord Barrett jest wysokim,
przystojnym, nieco szorstkim facetem. Jednak te zdawko
we opisy tylko w małym stopniu oddawały rzeczywistość.
Mężczyzna był wysoki, miał co najmniej metr osiemdzie
siąt wzrostu, i nawet chodząc o kulach, robił imponujące
wrażenie. Był ciemnym blondynem, ale w gęstej czuprynie
13
Anula & Irena
Scandalous
widoczne były również siwe pasemka. Miał zbyt wyraźne
rysy twarzy, żeby uznać go za typowego przystojniaka: wy
sokie kości policzkowe, silnie zarysowany nos, kwadratową
szczękę. Te ostre rysy łagodziły pełne, zmysłowe usta i in
tensywnie błękitne oczy ocienione długim jasnymi rzęsami.
Cord oparł kule o sofę, jedyny mebel w tym pokoju,
i przez chwilę stał tylko na zdrowej nodze. Ku zaskoczeniu
Randee jednym ruchem ściągnął przez głowę koszulkę i od
rzucił ją na oparcie kanapy. Kobiecie nagle zabrakło tchu.
Miał umięśniony, szczupły tors, szerokie ramiona i wą
skie biodra. Jasnozłotą skórę na klatce piersiowej pokry
wały mu poskręcane miedziane włoski, znikające na brzu
chu pod nisko zsuniętymi znoszonymi bawełnianymi
spodenkami. Tylko kilka blednących siniaków psuło wra
żenie doskonałości, za jaką według Randee mogło ucho
dzić ciało tego mężczyzny.
Cord obejrzał się krytycznym wzrokiem, jakby jego or
ganizm był psującą się i sprawiającą mu zawód maszyną.
Dotknął największego i najciemniejszego siniaka, ciągną
cego się od żeber do lewego biodra.
- Już nie jest taki purpurowy, ale tutaj... - palcem ob
ciągnął w dół spodenki, odsłaniając nie tylko siniaka, ale
i całe biodro, jasną skórą wyraźnie odcinające się od opa
lonego torsu - tutaj jest najgorzej.
- Panie Barrett... - wykrztusiła z trudem Randee. Nagle
uświadomiła sobie, że dziwaczny dom Corda Barretta stał
na zupełnym odludziu. Żadnego telefonu ani sąsiadów.
W co ona się wpakowała? Przypomniała sobie krętą dro
gę, którą tu przyjechała. Nie mijała żadnych zabudowań.
Mimo że nie powiedział nic niewłaściwego i nie zrobił
nawet kroku w jej kierunku, Randee poczuła się zaniepo
kojona. Cord wyglądał na mężczyznę, który dostawał to,
czego chciał i kiedy chciał. Jego silne ciało i pewność sie-
14
Anula & Irena
Scandalous
bie nie pozostawiały co do tego żadnych wątpliwości. Nie
świadomie jej wzrok znów spoczął na jego umięśnionych
ramionach i dużych mocnych dłoniach.
Zwilżyła usta językiem. Serce waliło jej jak szalone, ale
wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby mówić opano
wanym tonem:
- Bardzo mi przykro, panie Barrett, ale wydaje mi się,
że zaszła jakaś pomyłka. Pozwoli pan, że się przedstawię.
Nazywam się Randee Turner. Obawiam się... nie, jestem
pewna, że bierze mnie pan za kogoś innego. Ja przyjecha
łam do pana w interesach.
Nie odpowiedział, więc Randee jeszcze raz odetchnęła
głęboko i bezskutecznie próbowała oderwać wzrok od
prawie nagiego ciała mężczyzny, który stał przed nią nie
wzruszenie.
Rozdrażniona jego milczeniem, ruszyła do przodu, roz
paczliwie starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją.
- Proszę się nie obrażać, ale wolałabym, żeby się pan
ubrał, zanim zaczniemy rozmowę.
Zdezorientowany i zdenerwowany Cord podciągnął
spodenki. Dopiero teraz dokładnie się jej przyjrzał. Z pew
nością nie wyglądała na pielęgniarkę. Nie nosiła fartucha
ani plakietki z nazwiskiem. Powoli taksując ją spojrze
niem, zrozumiał, że się pomylił i to bardzo.
Kobieta miała ciemne, kasztanowe włosy, upięte w kunsz
towny kok, który jednak w czasie podróży rozluźnił się i kil
ka uwolnionych kosmyków okoliło jej delikatną twarz,
teraz pokrytą ciemnym rumieńcem. Poza tym zauważył zie
lone oczy, malutki nosek pokryty kilkoma piegami i pełne,
kuszące usta.
Ubrana była w jedwabną zieloną sukienkę, stanowczo
zbyt elegancką, jak na ten rolniczy rejon Hawajów, szcze
gólnie w taki upał, za to idealnie dobraną do koloru oczu.
15
Anula & Irena
Scandalous
Opinająca się na kształtnych piersiach krótka sukienka
odsłaniała długie zgrabne nogi.
Ta kobieta roztaczała wokół siebie aurę bogactwa i suk-
celu. Była bardzo seksowna, ale w jego chacie wydawała
się przybyszem z Wenus. Co ona właściwie tu robiła?
- Co ma pani na myśli, mówiąc o interesach? - Cord
podniósł koszulkę, ale jej nie włożył. Przecież wcale nie
zapraszał tu tej kobiety, a poza tym powietrze w pokoju
gęstniało z każdą sekundą. Wytarł koszulką strużkę potu
spływającą mu z czoła.
Najwyraźniej upał nie robił na nieznajomej żadnego
wrażenia, wyglądała jakby właśnie wyszła z klimatyzowa
nego salonu piękności. Nie spieszyła się z odpowiedzią.
- Po co pani tu przyjechała? - spytał zniecierpliwiony.
Randee odetchnęła głęboko i Cord widział, jak wznoszą
się i opadają jej pełne piersi. Nagle zapragnął poczuć pod
palcami przyjemny chłód materiału opinającego jej biust.
- Jestem tu, aby pomóc panu uratować Big Island Wings.
2
- Uratować moją firmę? O czym pani mówi? - Cieka
wość mężczyzny zmieniła się w podejrzliwość. - O co pa
ni chodzi?
- To żadna tajemnica. Po prostu zobaczyłam pana ogło
szenie w gazecie, zrobiłam rozeznanie, zorientowałam się
w sytuacji. Jestem przekonana, że uda się nam coś pora
dzić na pana kłopoty.
Dumnie podniesiona broda kobiety i jej chłodny ton roz
drażniły Corda, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać.
16
Anula & Irena
Scandalous
Rzeczywiście dwa tygodnie temu zamieścił ogłoszenie, o któ
rym wspomniała, bo wreszcie dotarło do niego, że jeśli szyb
ko nie podejmie zdecydowanych kroków, straci firmę.
Chociaż wielokrotnie tłumaczył sobie, że nie miał inne
go wyjścia, że robił tylko to, co konieczne, żeby ocalić fir
mę, kiedy ujrzał swoje ogłoszenie w druku, zrobiło mu się
niedobrze. Ostrożnie dobrane słowa zdawały się kpić
z niego, podkreślać jego bezsilność.
Uznana firma poszukuje inwestora z kapitałem w celu
rozwiązania przejściowych kłopotów finansowych. Zgłosze
nia kierować do Corda Barretta, Big Island Wings, skr.
poczt. 243, Honaunau, HI 97245.
Od momentu publikacji ogłoszenia desperacja Corda
tylko się pogłębiła. Przez dwa tygodnie nikt nie odpowie
dział na anons, nikt nawet nie chciał poznać szczegółów.
Ze swojej skrzynki na listy wyjmował jedynie zaległe ra
chunki. Nie da się ukryć, że znalazł się w trudnej sytuacji,
a kusząca nieznajoma dobrze zdawała sobie z tego spra
wę. Zmierzył kobietę taksującym spojrzeniem.
- Pani...
- Randee Turner. - Cord zauważył, że mocniej przyci
snęła do siebie skórzaną teczkę. Ten nerwowy gest wydał
mu się nie na miejscu, nie pasował do eleganckiego wyglą
du i opanowanego sposobu bycia kobiety. Być może wca
le nie była tak spokojna, jak myślał na początku.
- O co konkretnie pani chodzi?
- Przede wszystkim proszę mi powiedzieć, czy podjął
pan już jakieś zobowiązania?
Najwyraźniej minął już moment słabości, która ją na
chwilę ogarnęła, i kobieta znów panowała nad sytuacją.
Ton głosu sugerował, iż doskonale wiedziała, że nikt nie
17
Anula & Irena
Scandalous
zainteresował się ogłoszeniem, ale nie zamierzała mu tego
wytykać. Prawdę mówiąc, zadała to pytanie w sposób su
gerujący, że wie o nim o wiele więcej.
Cord poczuł się niezręcznie. Przypomniał sobie, że napo
mknęła coś o zrobieniu rozeznania. Co to miało znaczyć?
- Panie Barrett?
- Nie, nie przyjąłem żadnej oferty, jeśli o to pani cho
dzi. Jeszcze nie. - Niby jak. Nie dostał żadnej oferty. Ta
kobieta zupełnie nie pasowała do jego wyobrażenia o ci
chym wspólniku w firmie przewozowej. Wyglądała jak
by... nie był jeszcze pewien, ale nagle poczuł jej wzrok
i uświadomił sobie, że jest nagi do pasa i ściska w ręce po
gniecioną koszulkę.
Zrobiło mu się nieswojo. Szybko ubrał się i oparł na ku
lach. Powietrze gęstniało i noga zaczęła mu pulsować z bó
lu. Musiał ją rozruszać.
Przeszedł na drugą stronę pokoju i otworzył szerokie
drewniane okiennice, mając nadzieję, że wpuści do środ
ka ożywczy powiew wiatru, ale na zewnątrz panował ta
ki sam upał.
- A co pani ma z tym wspólnego?
- Pracujemy w tej samej branży, panie Barrett.
- Czyżby? - W jego głosie zabrzmiał sarkazm. - Jakoś
trudno mi w to uwierzyć.
Nawet jeśli kobieta zauważyła, że jest niegrzeczny, nie
dała tego po sobie poznać. Nie porzuciła rzeczowego tonu.
- Czy zna pan „Kona Breeze"?
Niecierpliwie przytaknął. Oczywiście, że zna. Wszyscy
znali ogromny trymaran, który, odkąd pamiętał, zabierał
turystów z wybrzeża do rezerwatu morskiego w Zatoce Ke-
alakekua, gdzie mogli nurkować i podziwiać rafy koralowe.
- Więc pracuje pani dla Jacka Hastera? - Trudno było
mu w to uwierzyć. Spotkał Hastera kilkakrotnie parę lat
18
Anula & Irena
Scandalous
temu. Był to stary wyga morski o niewyparzonej gębie.
Cord nie wyobrażał sobie, że mógłby choćby przez pięć
minut znosić przy sobie taką wymuskaną damę, nawet
równie piękną, jak Randee Turner.
- Nie, nie pracuję dla Hastera. Jestem właścicielką „Ko
na Breeze".
- Naprawdę? Od kiedy? - Zdziwienie w jego głosie za
brzmiało wyjątkowo niegrzecznie, ale Randee Turner nie
zwróciła na nie uwagi.
- Kupiłam statek kilka miesięcy temu, ale szybko się
uczę. - Uśmiechnęła się, tym razem ze skruchą. - Przyzna
ję, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. I wiele naprawić.
Cord zmrużył oczy z niedowierzaniem. Wykluczone,
żeby ta kobieta miała coś wspólnego z „Kona Breeze". Wy
glądała raczej jak bogata turystka z jednego z luksusowych
kurortów wybrzeża Kohala, która spędza czas na robieniu
zakupów w drogich butikach i smażeniu się na plaży. Od
kąd zamieszkał na Hawajach, widział setki takich kobiet,
czasem przewoził je helikopterem - wtedy, gdy ich mężom
udało się odciągnąć je od wydawania pieniędzy.
- Jak to naprawić?
- Jack Haster niedomagał przez ostatnie kilka lat i w re
zultacie interes trochę podupadł. W każdym razie teraz sy
tuacja się zmieni. Do końca roku zamierzam zwiększyć
liczbę przewożonych pasażerów o połowę.
Cord nie wiedział, co o tym myśleć. Kobieta najwyraźniej
znała się na rzeczy. Czyżby mówiła prawdę? Musiał przy
znać, że nie odniósł wrażenia, że kłamie albo że zwariowała.
Pewność, z jaką przeszła do sedna sprawy, nie podawała
w wątpliwość jej uczciwości. Wciąż nie do końca przekona
ny próbował znaleźć inne wytłumaczenie, ale bezskutecznie.
Dobrze, może „Kona Breeze" należał do niej. Może bo
gaty mąż kupił statek swojej ślicznej żonie, żeby się nie
19
Anula & Irena
Scandalous
nudziła. Pewnie taki statek to lepsza zabawa niż rozsta
wianie po kątach służących. Zajmie się nim jakiś czas,
a potem odrzuci, jak niepotrzebną zabawkę, Cord popa
trzył na jej dłonie, długie zgrabne palce o wypielęgnowa
nych paznokciach. Pewnie nigdy w życiu nie pracowała.
- A co pani i „Kona Breeze" macie wspólnego z moją
firmą?
- Mnóstwo, panie Barrett. Chcę ubić z panem interes.
Wiem, że szuka pan wspólnika, który zainwestowałby
w pańską podupadającą firmę. Chcę zostać pana wspólni
kiem.
- Więc dlaczego po prostu nie odpowiedziała pani na
moje ogłoszenie?
- Uznałam, że będzie najlepiej, jeśli spotkamy się oso
biście, żebyśmy od razu mogli przejść do konkretów. Po
siadam niezbędne fundusze. Jak pan wie, musimy działać
szybko. Jestem przekonana, że mogłabym nie tylko urato
wać pana firmę przed bankructwem, ale i zapewnić jej ko
rzystne warunki rozwoju w przyszłości.
- Ach tak.
Cord poczuł, że krew napływa mu do twarzy. Co ta ko
bieta sobie wyobraża? On lata na tych wyspach od pięt
nastu lat, a teraz ona będzie go „ratować przed bankruc
twem"? Dobrze znał ten typ kobiet. Bogate, znudzone
i szukające kolejnej rozrywki. Odgrywa teraz przed nim
rolę wielkodusznej, hojnej damy, która dla zabawy chce
okazać serce zdziwaczałemu pilotowi mieszkającemu
w rozwalającej się chacie. Niech sobie szuka innej ofiary.
Podszedł do drzwi. Kiedy ją mijał, owionął go delikat
ny, słodki zapach perfum i natychmiast poczuł reakcję
swojego ciała. Walcząc z ogarniającym go pożądaniem,
otworzył drzwi i kulą wskazał jej drogę.
- Nie jestem zainteresowany. - Chciał, żeby natych-
20
Anula & Irena
Scandalous
miast wyszła. To, jak na niego działała, jeszcze potęgowa
ło jego wściekłość.
- Ale...
- Do widzenia pani. - Im szybciej ona stąd zniknie, tym
lepiej. Przez nią nie mógł logicznie myśleć.
Kobieta zawahała się przez chwilę, jakby zastanawiając
się nad odpowiedzią. Bez słowa podeszła do drzwi. Zatrzy
mała się tuż przy Cordzie. Otwarcie popatrzyła mu w oczy.
- Postępuje pan bardzo nierozsądnie. - Mówiła grzecz
nie, ale w jej głosie Cord usłyszał stalowy ton, który przy
ciągnął jego uwagę. - Zaryzykuję, że obrażę pana jeszcze
bardziej, i powiem, że zachowuje się pan idiotycznie. Na
wet nie zapoznał się pan z moją propozycją. Potrzebuje
pan kogoś natychmiast, dobrze o tym wiem.
Cord starał się nie okazywać emocji, które go ogarnę
ły, ale czuł, że przed tą kobietą i tak nic się nie ukryje. Bał
się odpowiedzieć.
- Myślę, że powinien mnie pan wysłuchać. Znalazł się
pan w impasie. Oboje o tym wiemy. Już niedługo lida się
panu pozostać na rynku.
Tym zdaniem tylko dolała oliwy do ognia. Z trudem
powstrzymywał się, żeby jej nie zwymyślać. A przecież
miała rację. Dwa tygodnie i żadnej perspektywy wyjścia
z kłopotów. Z wyjątkiem oferty seksownej i bezczelnej
Randee Turner. Teraz tylko ona stała między nim i ban
kructwem. Tak czy inaczej, wiele go kosztowało, żeby po
prostu nie wyrzucić jej za drzwi.
- Dobrze, wysłucham panią. Ale proszę się streszczać.
Co mi pani proponuje? - Patrzył jej prosto w oczy, nie za
mierzając jej niczego ułatwiać.
- Czy nie powinien pan usiąść? To znaczy, pańska noga...
- Proszę się nie martwić moją nogą. Do rzeczy. Co mi
pani proponuje?
21
Anula & Irena
Scandalous
Randee zwilżyła usta językiem. Pamiętała jedynie strzęp
ki swojej przećwiczonej przemowy. Nie może okazać de
speracji. W tej grze ryzykowała zbyt wiele. Pomyślała o Ro-
reyu i od razu umysł jej się rozjaśnił.
- Miał pan ostatnio pecha, panie Barrett.
Odburknął coś potakująco i wzruszył ramionami.
- Owszem. Można to tak nazwać. Mogło być znacznie
gorzej, ale proszę przejść do rzeczy.
Randee nagle uświadomiła sobie, że stoi stanowczo za
blisko tego mężczyzny, wciśnięta między niego i drzwi.
Powoli podeszła do stolika i położyła teczkę, ciesząc się,
że ma powód, aby odsunąć się od pana Barreta. Czuła, że
lada chwila nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa.
Kiedy się odwróciła, twarz Corda przybrała maskę obo
jętności, nie zdradzała żadnych uczuć. Z jakiegoś powodu
drażniło ją to o wiele bardziej niż jego poprzednia wro
gość. Postanowiła więc uciec się do słów, które wielokrot
nie powtarzała sobie w domu.
- Oto moja propozycja. Przede wszystkim pana heli
kopter musi znowu latać. Nie dość, że nie zarabia pan pie
niędzy, siedząc w domu, to jeszcze każdy dzień pozosta
wia lukę na rynku przewoźników, w którym Big Island
Wings miały spory udział.
Wyraz twarzy Corda pozostał niewzruszony. Nabrała
powietrza i kontynuowała, nieświadomie oczekując, że jej
przerwie.
- Ma pan nienaganną reputację. Wielu ludzi to potwier
dza, nawet niepotrzebna była panu reklama. Ale teraz, kie
dy pan nie lata, inni przewoźnicy przejmują pańskich
klientów. - Randee przerwała, oczekując jakiejś reakcji, ale
twarz mężczyzny nadal pozostawała nieprzenikniona.
Przełknęła ślinę. - Więc, jak już mówiłam wcześniej, zro
biłam rozeznanie, jak konkretnie wygląda pańska sytuacja.
22
Anula & Irena
Scandalous
Helikopter jest już naprawiony, ale wciąż stoi w hangarze?
-Tak.
- Przypuszczam, że nie ma pan funduszy na zapłacenie
zaległych składek za ubezpieczenie?
Na twarzy Corda pojawiła się irytacja.
- Dobrze pani przypuszcza.
- Zapłacę te zaległe składki. Zapłacę także pilotowi, któ
ry zastąpi pana w czasie rekonwalescencji. Przy odrobinie
wysiłku i szczęścia w przyszłym tygodniu będziemy latać.
- Naprawdę? - Cord mówił spokojnym, ale urywanym
głosem, jakby z całych sił starał się trzymać na wodzy swo
je uczucia.
- Ależ tak. Oczywiście trzeba też wpłacić bieżącą skład
kę, czego...
- Nie zrobiłem - dokończył z błyskiem w oczach. - Ale
to pani pewnie wie.
- Zrobiłam pewne...
- Rozeznanie, wiem. Proszę kontynuować.
- Wpłacę tę składkę, żebyśmy mogli zacząć latać. - Ran-
dee przerwała, próbując się zorientować, jak jej idzie, ale
nie potrafiła odgadnąć jego myśli. - No i jeszcze kwestia
pańskiego wynagrodzenia. - Poczekała na jego odpowiedź,
ale milczał. - To znaczy, oczywiście rozumiem, że musi
pan być w stanie się utrzymać.
Cord wykrzywił usta w grymasie, który miał być uśmie
chem.
- Tak, chyba można to tak nazwać.
- Będę panu płacić tyle, ile normalnie pan zarabiał, do
póty, dopóki nie zacznie pan sam latać.
- I czego oczekuje pani w zamian za swoją hojność?
Minęła wieczność, zanim odpowiedziała.
- Pięćdziesiąt jeden procent udziałów w Big Island Wings.
Stojący przed nią potężny mężczyzna wyglądał, jakby
23
Anula & Irena
Scandalous
ktoś kopnął go w brzuch. Nie odzywał się przez całą dłu
gą minutę. Spodziewała się wybuchu, ale kiedy wreszcie
przemówił, jego głos był niepokojąco niski.
- Co tak naprawdę będzie pani z tego miała? A może
zawsze pragnęła pani posiadać firmę przewozową?
- Niezupełnie. - Serce Randee waliło jak szalone. Spo
dziewała się ostrej reakcji i nie była przygotowana na tę
hamowaną wściekłość, słyszalną w każdym słowie.
- Ale założę się, że zawsze dostaje pani to, czego chce,
prawda? Wszystko, co tylko można kupić? - W jego spo
kojnym tonie brzmiała nuta pogardy. Cord odwrócił się
i wyszedł na zewnątrz. Jego kule głucho stukały o podłogę.
Randee czekała w środku, zastanawiając się, co zrobić.
Była niezdolna wykonać jakikolwiek ruch. Nie mogła te
raz dać za wygraną. Podjęła decyzję i podążyła za nim.
Mężczyzna stał na werandzie oparty o poręcz. Patrzył
przed siebie na gęste krzewy kawowe rosnące na zboczach
wzgórz i na rozciągające się poniżej błękitne wody Pacyfiku.
- Proszę posłuchać, panie Barrett - Randee mówiła do
jego szerokich barków. - Wiem, że znalazł się pan w trud
nej sytuacji. Bardzo mi przykro z powodu wypadku. Ale
moja propozycja to interes, który musi być korzystny dla
nas dwojga. Każda spółka działa na takich zasadach. - Ple
cy Corda nie wyrażały żadnych uczuć. - Potrzebuje mnie
pan, to prawda. Ale i dla mnie Big Island Wings to dobry
interes. - Zbliżyła się do poręczy, ale uważała, żeby nie pa
trzeć w kierunku Corda. Wiedziała, że musi być ostrożna.
Nie może pozwolić mu się domyśleć, jak bardzo jest jej
potrzebny. Zaczerpnęła tchu. - Jak wspomniałam wcze
śniej, muszę znaleźć więcej klientów dla „Kona Breeze".
Sam pan wie, że konkurencja jest duża. Turyści mogą po
płynąć albo „Kapitanem Cookiem", albo „Parry Boat", al
bo innymi mniejszymi jednostkami. Ale jeśli za rozsądną
24
Anula & Irena
Scandalous
cenę zaoferuję wycieczki moim statkiem połączone z prze
lotami pańskim helikopterem, mogę sprzedać te usługi du
żym agencjom turystycznym, szczególnie takim, które
mają japońskich klientów. Otworzyłoby to zupełnie no
we możliwości dla nas dwojga.
Cord nadal milczał.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w przyszłym roku mo
glibyśmy kupić jeszcze jeden helikopter. Więc, odpowiada
jąc na pana pytanie, panie Barrett, dla mnie ten interes to
świetna inwestycja. Jestem pewna, że i dla pana również.
- Ale dlaczego pięćdziesiąt jeden procent? - Po raz
pierwszy, odkąd wyszli na dwór, Cord odezwał się, choć
mimo upału jego głos był zimny jak lód.
- Muszę mieć kontrolę nad wszystkimi swoimi inwesty
cjami, panie Barrett. Taka jest moja polityka. - Tak to chy
ba powinnam nazwać, pomyślała sarkastycznie. Prawda
była taka, że nigdy już nie zamierzała zaufać żadnemu
mężczyźnie. Popełniła kiedyś ten błąd i "wyciągnęła wnio
ski z tej trudnej lekcji życia. Nie chodziło wyłącznie o nią.
Musiała też myśleć o Roreyu i chronić ich oboje. Mieli te
raz tylko siebie.
Cord zastanawiał się przez chwilę, czy nie wyrzucić ślicz
nej Randee z domu i nie przedstawić jej swoich racji w barw
nym języku, którego nie używał przez ostatnich szesnaście
lat, od kiedy wystąpił z szeregów piechoty morskiej.
Jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Uświadomił so
bie z przeraźliwą jasnością, że tak naprawdę nie ma wy
boru. Oferta Randee Turner była jedyną szansą na zatrzy
manie helikoptera, firmy, domu, czyli wszystkiego, na
czym mu zależało w życiu.
- Dobrze - wykrztusił.
- Dobrze? - Oczekiwała czegoś więcej.
- Przyjmuję pani propozycję. - Te słowa uwięzły mu
25
Anula & Irena
Scandalous
w gardle jak czerstwy chleb. - Ale pod jednym warunkiem.
- Słucham.
- Chcę mieć prawo odkupienia od pani tych pięćdzie
sięciu jeden procent.
- Za uczciwą cenę rynkową, którą wówczas wymienię?
- Tak, za cenę, którą pani wyznaczy. - Cord zdawał so
bie sprawę z niemożności realizacji tego warunku. Nigdy
nie będzie w stanie odkupić firmy.
- Wobec tego, panie Barrett, ubiliśmy interes.
3
Randee przekręciła klucz w zamku i powoli otworzyła
drzwi. Na palcach weszła do środka. Natychmiast zjawiła
się przed nią niska, tęga Hawajka, przyciskająca palec do ust.
- Ciii... Keiki śpi.
Randee poczuła, że poranne napięcie powoli ustępuje.
Uśmiechnęła się szeroko, widząc spokojną twarz kobiety
otoczoną kaskadą gęstych czarnych włosów.
- Oczywiście. Rorey nigdy nie wymiguje się od drzem
ki, kiedy zajmuje się nim ciocia Lani. Szkoda, że nie znam
twojego sekretu. - Odłożyła teczkę na stół. - Pójdę tylko
na niego zerknąć.
Cichutko wśliznęła się do malutkiej sypialni. Rorey spał
grzecznie w kołysce. Kilka minut stała przy nim, czując na
pływającą falę matczynej miłości. Wciąż nie mogła się na
dziwić, że w jej życiu pojawił się taki wspaniały chłopczyk.
Odkąd się urodził, zachwycała się drobnymi zmianami,
które zachodziły w wyglądzie synka. Teraz, mając półtora
roku, Rorey był już małym chłopczykiem, a nie niemow-
26
Anula & Irena
Scandalous
lęciem. Ale w chwilach takich jak ta Randee wciąż widzia
ła w nim bezbronne maleństwo, które wydała na świat.
Ostatnie dwa lata minęły tak szybko. Większość tego
czasu wypełniła złość, ból i smutek, same destrukcyjne
uczucia, ale nic nie mogło zmienić jej radości z narodzin
dziecka. Bez względu na wszystko nigdy nie będzie żało
wała tego cudu. Przeszła przez piekło, ale nic nie odbierze
jej tego szczęścia. Należało tylko do niej.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała Roreya po policzku. Miał
gładką, ciepłą skórę. Drgnął przez sen, mrucząc coś nie
wyraźnie. Oczy Randee napełniły się łzami. Wytarła je i ci
chutko wyszła z pokoju.
Lani stała w progu z przewieszoną przez ramię ogrom
ną słomianą torbą. Przytrzymała rękę na klamce i objęła
Randee uważnym spojrzeniem swoich ciemnych, błysz
czących oczu.
- Jak pani dziś poszło z panem Barrettem?
- Bardzo dobrze.
- Na pewno?
Randee uśmiechnęła się i mocno przytuliła kobietę.
- Tak, na pewno, Lani. Tylko teraz ty nie zacznij się
martwić. Wszystko będzie dobrze.
Hawajka przytaknęła niechętnie.
- Dobrze, jeśli pani tak mówi. Nie chcę być wścibska.
Ale ciocia Lani nie jest ślepa. Dużo widzę. Wygląda pani
trochę ma'i.
-
Nie jestem chora, naprawdę. Może trochę zmęczona.
- Hmm. Skoro tak pani mówi. Więc proszę się położyć
i odpocząć przez chwilę. Zaparzyłam świeżą kawę.
- Jesteś aniołem, Lani.
- Proszę się opiekować keiki. Gdyby mnie pani potrze
bowała, jestem obok. - Kobieta wyszła z pokoju. - Do wi
dzenia.
27
Anula & Irena
Scandalous
Randee uśmiechnęła się w odpowiedzi. Była wdzięczna
losowi, że postawił Lani na jej drodze. Poznały się, gdy roz
paczliwie potrzebowała pomocy przy Roreyu. W dniu, kie
dy się wprowadzili, Lani przyszła powitać ich w nowym
domu i przyniosła ze sobą świeżo upieczone ciasteczka.
Mieszkała w dobudowanym do głównego budynku poko
ju. Wiele domów na Hawajach było tak zaprojektowanych,
dzięki czemu samotne babcie lub ciocie mogły pozostawać
przy rodzinie.
Rorey od razu przylgnął do serdecznej kobiety i Ran
dee wiedziała, że znalazła już odpowiednią osobę do opie
ki nad synkiem. Wkrótce zaprzyjaźniła się z Lani, a był to
okres, kiedy bardzo potrzebowała pokrewnej duszy.
Jej rodzice nie żyli już od sześciu lat i było jej bardzo
miło, że znów ktoś się o nią troszczy. Często myślała, że
Lani ma w sobie wystarczająco dużo miłości, by obdzielić
nią wszystkich samotnych ludzi na wyspie. Dla niej i Ro-
reya naturalny instynkt Lani, jej rozsądne rady i wielkie
serce okazały się nieocenione. Odkąd pojawiła się w ich
życiu, Randee nie czuła się już taka opuszczona.
W kuchni znalazła dzbanek świeżo przygotowanej ka
wy. Wdzięczna za te kilka minut spokoju, gdy dziecko spa
ło, nalała sobie filiżankę i usiadła przy stole. Potrzebowa
ła czasu, żeby przemyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się
w czasie dzisiejszego spotkania z Cordem Barrettem.
Przede wszystkim pamiętała, że zrobił na niej wrażenie
wyjątkowo silnego człowieka. Było to trochę dziwne, zwa
żywszy, że niedawno uległ poważnemu wypadkowi. A jed
nak wydawało się, że gips na nodze i kule zamiast ujmować
mu pewności siebie, dodawały mu siły, jakby dowodząc, że
tego człowieka nie pokonają zwykłe przeciwności losu.
Nagle oczami wyobraźni ujrzała go przed sobą tak, jak
wyglądał rano: prawie nagi, błyszczący od potu, przywo-
28
Anula & Irena
Scandalous
dzący na myśl klasyczną rzeźbę. Serce zaczęło jej bić szyb
ciej, gdy przypomniała sobie jego bliskość. Stał na wycią
gnięcie ręki. Mogła dotknąć jego nagiej gorącej skóry.
Przez moment wyobrażała sobie, jak przesuwa palcami po
jego umięśnionym torsie...
Odsunęła od siebie te niedorzeczne fantazje. Do tej po
ry żaden mężczyzna tak na nią nie działał i nie spodoba
ło jej się to dziwne, silne uczucie, nad którym nie pano
wała. Nie zamierzała go potęgować, wyobrażając sobie
niestworzone rzeczy.
To prawda, że Cord Barrett był dokładnie taki, jak go
opisywano: uparty, irytujący, kłótliwy - i bardzo przystoj
ny. I czy mu się to podobało, czy nie - byli teraz wspól
nikami. Żadnemu z nich współpraca nie przyjdzie łatwo,
ale już ona się postara, żeby wszystko się ułożyło. Nie mia
ła innego wyjścia. Cord Barrett o tym nie -wiedział, ale ona
sama znalazła się w poważnych tarapatach.
Randee rozkoszowała się aromatyczną kawą o inten
sywnym smaku. Uprawiano ją tu, na Wielkiej Wyspie, ale
i tak sporo kosztowała. Ostatnio była jednym z niewielu
luksusów, na które Randee sobie pozwalała. Musiała się
nauczyć oszczędności.
Jeszcze kilka lat temu, będąc żoną człowieka, którego
gazety okrzyknęły „najbardziej wpływowym biznesme
nem Honolulu tej dekady", nie ograniczała swoich wydat
ków. Przeciwnie J. Maxwell Turner wręcz zachęcał ją, by
kupowała sobie wszystko, na co tylko miała ochotę. Nie
było jej łatwo przezwyciężyć swoją wrodzoną praktycz-
ność, ale Max uważał, że jako jego żona powinna odpo
wiednio wyglądać. Kochała go i chciała sprawić mu przy
jemność, więc była posłuszna.
Nalegał, by ubierała się ściśle -według najnowszej mody
i zaopatrywała tylko w najbardziej ekskluzywnych skle-
29
Anula & Irena
Scandalous
pach Honolulu, Los Angeles i Nowego Jorku. Z każdej
podróży służbowej przywoził jej biżuterię: pierścionki, na
szyjniki, bransoletki. Często drogie i ekstrawaganckie pre
zenty raziły konserwatywny gust Randee. Jednak dla Ma-
xa im coś więcej kosztowało, tym było piękniejsze.
Po roku przyjmowania takich prezentów, błagała mę
ża, by przestał. Tłumaczyła mu, że ma już więcej, niż po
trzebuje. Uśmiechnęła się ponuro na samo wspomnienie.
Wówczas nie miała pojęcia, że te pierścionki i naszyjniki
zapewnią jej przetrwanie.
Wylała resztki kawy, która straciła dla niej smak. Wy
płukała filiżankę i odłożyła ją na suszarkę przy zlewie. Zaj
rzała do lodówki w poszukiwaniu jakiejś przekąski. Znala
zła sałatkę z tuńczyka i zabrała się do niej z entuzjazmem.
Nie było sensu grzebać w przeszłości. Fakt, że nie mo
gła też od niej uciec i każdego dnia rozważała na nowo
wszystkie wydarzenia. Dla dobra Roreya nie mogła żyć
przeszłością, musiała się od niej uwolnić.
Teraz powinna się skupić na „Kona Breeze". Prócz bo
lesnych wspomnień Max pozostawił po sobie wyłącznie
ten statek. Los chciał, że „Kona Breeze", ostatnia z jego
inwestycji, była jednocześnie jedyną z całego majątku, któ
rą można było uratować.
Kiedy przejęła statek, wzięła na siebie również proble
my z nim związane. Przejrzała księgi i okazało się, że co
prawda „Kona Breeze" przynosił zyski, ale zbliżał się rów
nież termin spłaty kolejnej raty do banku. Randee całą noc
przeliczała koszty przedsięwzięcia, ale nie było szans, że
by w pół roku statek zarobił potrzebną ilość pieniędzy. Bez
wsparcia męża nie otrzymałaby także nowej pożyczki.
Zaczęła więc poszukiwać sposobów na zwiększenie ob
rotów „Kona Breeze". Przeanalizowała i odrzuciła kilka
naście planów, zanim natknęła się na ogłoszenie Corda
30
Anula & Irena
Scandalous
Barretta, które przykuło jej uwagę. Ze sprzedaży biżuterii
miała akurat dość pieniędzy, żeby postawić Big Isłand
Wings na nogi, ale to była jej ostatnia szansa.
Gdy już będzie miała w ręku umowy z największymi
agencjami turystycznymi, „Kona Breeze" zacznie przyno
sić wystarczające zyski, żeby mogła spłacić pożyczkę. Jeśli
bank nie da jej nowego kredytu, prawdopodobnie będzie
musiała wszystko sprzedać, żeby zlikwidować długi. Wów
czas pozostaną z Roreyem bez środków do życia.
Kiedy wpadła na pomysł połączenia „Kona Breeze"
i Big Island Wings, była pełna entuzjazmu, ale teraz, przy
pominając sobie dzisiejsze spotkanie, poczuła, że ogarnia
ją ją wątpliwości.
Może popełniła błąd. Cord Barrett sprawiał wrażenie
niezależnego mężczyzny, który nie umie współpracować
z nikim, a szczególnie z kobietą. I to kobietą, której już
okazał pogardę. Co takiego jej powiedział? Usłużna pa
mięć natychmiast podsunęła jej sarkastyczne słowa: „Za
łożę się, że zawsze dostaje pani to, czego chce, prawda?
Wszystko, co można kupić?"
Randee westchnęła, uświadamiając sobie ironię słów
Corda. Miała mnóstwo pieniędzy, gdy była z Maxem. Mia
ła wszystko, co można kupić. Ale nigdy nie miała tego,
czego pragnęła.
4
- Jak ja się w to wpakowałem, Scuba? - Cord po raz set
ny nerwowym krokiem przemierzał werandę tam i z po
wrotem. - Powiedz, jak?
31
Anula & Irena
Scandalous
Scuba nie reagowała. Dawno przestała podążać za pa
nem. Teraz obserwowała go ze swojego słonecznego kąci
ka w rogu werandy. Ziewnęła i położyła głowę na łapach.
Pogoda była prześliczna. Gorące, wilgotne powietrze
sprzed kilku dni ochłodziło się nieco, pozwalając rozko
szować się każdym oddechem.
Cord nie czul jednak ani chłodnego powiewu, ani zapa
chu kwiatów, nie widział błękitu nieba. Jego myśli zaprzą
tała decyzja, którą wczoraj podjął. Czyżby rzeczywiście
nie miał innego wyjścia?
Tak naprawdę dobrze znał odpowiedź na to pytanie,
tak samo zresztą jak Randee Turner. Przyszła tu wczoraj
i powiedziała mu to prosto z mostu. „Już niedługo uda się
panu pozostać na rynku". Ciągle pamiętał uważne spojrze
nie jej zielonych oczu, szukające w nim jakiegoś słabego
punktu, który mogłaby wykorzystać.
Szkoda, że w pamięci pozostało mu o wiele więcej. Ca
łą noc przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć
wygodnej pozycji w przepoconej pościeli. Dręczył go wi
zerunek Randee Turner.
Widział jej długie, gładkie, opalone nogi. Pełne piersi,
wznoszące się przy każdym oddechu. Pamiętał skinienie
głową, kiedy przedstawiała mu swoją bezczelną propozy
cję głosem, który dla niego był jak łyk chłodnego napoju
na spalonej słońcem plaży.
Chociaż słowa kobiety doprowadzały go do białej go
rączki, jej głos wywoływał w jego ciele zupełnie inne re
akcje: głębokie, intensywne pragnienie, które bezlitośnie
ogarnęło jego lędźwia bez nadziei na zaspokojenie.
Nocą, kiedy zdążył już zapomnieć o wymuszonej umowie,
te właśnie myśli dręczyły jego umysł. Jego niechęć do niej ani
trochę nie złagodziła pożądania, które w nim wzbudziła.
Teraz, późnym rankiem, nerwowo przechadzając się po
32
Anula & Irena
Scandalous
skrzypiącej werandzie i czekając na Randee, Cord skupił
się na umowie, którą miała ze sobą przywieźć. Czy mu się
to podobało, czy nie, będą ściśle współpracować.
Z pewnością była inteligentna i ambitna. Bardzo ambit
na i zdecydowana na wszystko, byle tylko pomógł jej osią
gnąć zaplanowany cel. Zupełnie jak pewna kobieta, która
wykorzystała go do cna i zostawiła z uśmiechem na swo
jej ślicznej twarzy.
Randee Turner niczym się od niej nie różniła. Drażni
ło go to, że w jego sytuacji nie miało żadnego znaczenia,
jakim była człowiekiem. Potrzebował jej i koniec. Im szyb
ciej zaakceptuje ten fakt, tym lepiej dla niego.
Scuba westchnęła przez sen. Cord oparł się o poręcz,
żeby odciążyć chorą nogę. Po chwili usadowił się wygod
nie w fotelu, czekając na swoją nową wspólniczkę.
Randee w żółwim tempie zbliżała się do chaty Barretta.
Pamiętała, że stoi ona za następnym zakrętem. Kolejny raz
zerknęła na zegarek. 11.40. Przyjechała dwadzieścia minut
za wcześnie. To równie niedobrze, jakby spóźniła się dwa
dzieścia minut, ale na tej wąziutkiej drodze nie mogła za
wrócić. Zresztą chciała mieć tę rozmowę jak najszybciej za
sobą. Co prawda, wcale nie poczuła się przez to pewniej.
Mimo że bardzo zwolniła, chata pojawiła się przed nią
o wiele wcześniej, niżby sobie tego życzyła. Nie jadła dziś
śniadania a teraz rozbolał ją żołądek. Podejrzewała jednak,
że to ze strachu.
Wczoraj udało jej się zmusić Barretta do współpracy,
ale co będzie dzisiaj? W jakim humorze go zastanie? Czy
pogodził się już z sytuacją? Pewnie nie. Nie wyglądał na
człowieka, który często zmienia zdanie.
Zatrzymała się przed werandą. Widziała, że Cord ją ob
serwuje. Ustawiła jeszcze samochód przodem do drogi
33
Anula & Irena
Scandalous
i wyłączyła silnik. Czyżby podświadomie planowała
ucieczkę? Chwyciła teczkę i odblokowała drzwi. „Weź się
w garść. Wiesz, co masz robić. Sfinalizuj umowę", pomy
ślała. Otworzyła szeroko drzwi, żeby wysiąść.
W polu widzenia Corda pojawiła się para zgrabnych nóg,
których kształt od wczoraj na dobre utkwił mu w pamięci.
Z trudem przełknął ślinę. Kiedy Randee Turner wstała z sie
dzenia, jej jedwabna spódniczka uniosła się, odsłaniając
smukłe uda. Stanęła na ziemi i natychmiast wygładziła nie
sforny materiał. Spojrzała do góry i napotkała jego wzrok.
Na pewno domyśliła się, że ją obserwował.
I co z tego? Mając takie nogi, musiała być przyzwyczajo
na, że mężczyźni się na nią gapią. Prawdopodobnie gdyby
zachował się inaczej, poczułaby się urażona. Szybko jednak
skoncentrował uwagę na teczce, którą trzymała w ręce.
Wiedział, że ma w niej dokumenty, które odbiorą mu
jego niezależność, umowy, które zmienią styl życia, dla
którego wszystko poświęcił. Życie, które stworzył od pod
staw, teraz musiał w ponad pięćdziesięciu procentach od
dać nieznajomej. A dlaczego? Bo miała tych parę niezbęd
nych dolarów, którymi on niestety nie dysponował.
Randee podeszła do schodków prowadzących na we
randę. Zatrzymała się, czekając na zaproszenie z jego stro
ny. Cord milczał.
- Dzień dobry, panie Barrett. - Przysłoniła oczy ręką
i spojrzała na niego, uśmiechając się ciepło.
- Nikt tak do mnie nie mówi.
- A więc dzień dobry, Cord.
Mężczyzna zesztywniał. Znów ten głos. Słysząc wypo
wiedziane przez nią swoje imię, wyobraził sobie setki sy
tuacji, w których sprawiłoby mu to ogromną przyjem
ność: gdyby je wyszeptała albo wykrzyczała w porywie
rozkoszy. Nie dziś. Zirytowany swoją bezsilnością wobec
34
Anula & Irena
Scandalous
jej kobiecości, odsunął od siebie nierozsądne fantazje. Sku
pił się na tym, co Randee miała mu do powiedzenia.
- Proszę, oto umowa. - Randee poklepała dłonią teczkę.
- Czytałam ją i muszę przyznać, że jest całkiem przejrzysta,
przynajmniej jak na tekst prawniczy. Proszę zerknąć. - Wy
ciągnęła ze środka gruby plik kartek i podała mu je. - Rozu
miem, że chciałbyś, żeby przejrzał to twój adwokat.
- Nie zamierzam tego czytać. Wiem, co jest w umowie.
Randee poczuła, że traci nerwy.
- Więc wolisz, żeby dokumenty od razu trafiły do ad
wokata.
- Nie.
Zabrała umowę, instynktownie cofając się przed wro
gością Corda. Czyżby zmienił zdanie? Wzięła głęboki od
dech i spróbowała jeszcze raz.
- Naprawdę powinieneś to przejrzeć. Nie chcę, żeby
później powstały jakieś wątpliwości. Umowa nie jest
skomplikowana. Zawiera warunki, które ustaliliśmy wczo
raj rano, rodzaj spółki...
Uciszył ją jednym spojrzeniem. Nagle przyszło jej do
głowy, że być może Cord czuje się przez nią lekceważo
ny. Zastanawiała się, jak go udobruchać, ale odezwał się,
zanim znalazła odpowiednie słowa.
- Według tej umowy, wyciągasz mnie z tego bigosu, praw
da?
- No... tak. - Randee ostrożnie dobierała słowa. - Umo
wa wyszczególnia, które dokładnie obowiązki przejmuję.
- I bierzesz pięćdziesiąt jeden udziałów firmy, prawda?
Jego głos był przepełniony goryczą, ale nie było sensu
owijać niczego w bawełnę. Randee już postanowiła, że ni
gdy więcej nie pozwoli, by kłamstwo rządziło jej życiem.
- Tak, Cord, to właśnie znalazło się w umowie.
- Więc nic więcej się nie liczy. Cała reszta to prawniczy
35
Anula & Irena
Scandalous
bełkot. - Odwrócił się i podszedł do poręczy. Zastygł nie
ruchomo wpatrzony w jeden punkt.
- W pewnym sensie masz rację. - Randee weszła na we
randę. - Rzeczywiście nie ma znaczenia, jakich wyszuka
nych słów używają prawnicy. Już przystałeś na moje wa
runki i myślę, że dotrzymasz słowa. Ja nigdy nie łamię
obietnic. - Przerwała, oczekując na potwierdzenie, ale on
milczał. - Teraz liczy się tylko to, że zostaniemy wspólni
kami i jeśli chodzi o mnie, bardzo się z tego cieszę. Razem
możemy wiele dokonać.
Próbowała odgadnąć nastrój Corda, obserwując grę mię
śni jego pleców. Cisza między nimi przedłużała się, więc wy
ciągnęła długopis i otworzyła umowę na ostatniej stronie.
- Wiesz co, Cord? Do diabla z tym prawniczym bełkotem.
Po prostu podpiszmy tę umowę i bierzmy się do roboty.
Mężczyzna powoli odwrócił się i spojrzał na nią. Wy
dawało jej się, że w jego oczach widzi rozbawienie, a mo
że nawet cień szacunku.
- Naprawdę?
Potaknęła, położyła papier na poręczy i podpisała go.
Podała mu długopis. Utkwił w niej wzrok, rzucając jej mil
czące wyzwanie. Jego oczy wyrażały coś jeszcze, czego nie
potrafiła sprecyzować. Nie ugięła się pod jego spojrze
niem, ale zorientowała się, że wstrzymuje oddech. Z tru
dem zaczęła normalnie oddychać.
Niespodziewanie Cord sięgnął po długopis. Opuszka
mi palców dotknął jej ręki. Randee cofnęła ją, czując prze
szywający dreszcz.
Cord wziął do ręki dokumenty. Przejrzał je w kilka se
kund i podpisał. W milczeniu patrzył, jak kobieta chowa
je do teczki.
- To wszystko?
-Tak.
36
Anula & Irena
Scandalous
- Czyli gotowe, wspólniku. - Randee usłyszała sarkazm
w jego głosie, ale też trochę humoru i ciepła. - J a k myślisz,
kiedy moglibyśmy zabrać helikopter?
- Może dzisiaj?
Na miejsce dojechali w milczeniu. Po drodze z Honau-
nau do Kailua-Kona Randee udało się kilka razy zerknąć
ukradkiem na małomównego pasażera. C o r d przesunął
siedzenie do tyłu, żeby zmieścić przed sobą unieruchomio
ną nogę. M i m o krępującego ruchy gipsu siedział rozłożo
ny nonszalancko na fotelu. Kule rzucił niedbale między
siedzenia, jakby stwierdził, że więcej ich nie potrzebuje.
Wyglądało na to, że przyglądał się mijanym krajobra
zom, ale ponieważ miał okulary przeciwsłoneczne, Randee
nie była pewna, na co konkretnie patrzył. Wpadający przez
otwarte okno wiatr rozwiewał mu bujne jasne włosy.
Kilkakrotnie próbowała przerwać ciszę. Skoro zostali
już wspólnikami, nie zamierzała uważać na każde słowo.
Jej grzecznościowa uwaga o pogodzie trafiła jednak
w próżnię.
Na szczęście szybko dojechali do warsztatu w pobliżu
lotniska Keahole, gdzie naprawiano helikopter. Randee za
parkowała i przez chwilę wahała się, czy nie pomóc Cor-
dowi wysiąść. Podjęła decyzję, ale zanim podeszła do nie
go, zdążył już wyskoczyć z samochodu i zatrzasnąć drzwi.
Był bardzo spięty. Każdy naprężony mięsień w jego ciele
zdawał się ostrzegać: „Nie dotykaj mnie!" Odwróciła się,
mając nadzieję, iż nie zauważył, że chciała mu pomóc.
Stary wentylator brzęczał na parapecie w malutkim po
koiku. Chuda dziewczyna w okularach wybiegła zza biur
ka, uśmiechając się szeroko.
- Cord! Bardzo się cieszę, że do nas wpadłeś! - Odgarnę
ła z czoła kosmyk niesfornych włosów. - Jak twoja noga?
37
Anula & Irena
Scandalous
- Lepiej. - Barrett zdjął okulary i uśmiechnął się do niej. -
Jestem coraz zdrowszy, dzięki za troskę.
Randee zdziwiła się, słysząc taki ciepły i przyjazny ton
głosu. Z nią tak nie rozmawiał.
- Czemu zawdzięczamy tę wizytę?
- Przyszedłem po swój helikopter, Angie.
- Och, Cord... - Randee widziała, że dziewczyna zaczyna
się denerwować. - Wiesz, że gdyby to zależało ode mnie, nie
byłoby żadnego problemu, ale Bob mówi, że musimy mieć...
- Powiedz Bobowi, że rozwiązałem ten problem. Dziś
mam pieniądze. - Cord ruszył w kierunku drzwi, ale po
chwili zatrzymał się.
Pierwszy raz, odkąd wysiedli z samochodu, spojrzał na
Randee.
- To jest Randee Turner. Zajmie się papierkową robo
tą. Ja tymczasem zerknę na maszynę.
Wyszedł na ogrodzony plac za budynkiem, zatrzasku
jąc za sobą drzwi. Angie potrząsnęła głową z rezygnacją.
- Ten facet mógłby cię jednocześnie oczarować i zranić.
I w dodatku taki przystojny. - Dopiero teraz zwróciła się do
Randee. Poprawiła sobie okulary. - Oczywiście ja nic nie po
wiedziałam. Ale pewnie niepotrzebnie panią ostrzegam,
prawda? - Przyjrzała się bacznie Randee, nie próbując ukryć
swojej ciekawości. Ona zaś milczała. - Więc jest pani... jego...
- Wspólniczką w interesach.
- Wspólniczką? Pani chyba żartuje.
- Ależ skąd. Dziś rano podpisaliśmy umowę.
Angie nie mogła uwierzyć.
- Proszę nie brać tego do siebie, ale Cord Barrett to sa
motnik. Nie wyobrażam sobie, że zaangażował się w ja
kąś spółkę, szczególnie z...
- Z kobietą?
Dziewczyna tylko potaknęła i wzruszyła ramionami,
38
Anula & Irena
Scandalous
wyrażając tym gestem zarówno sympatię do Corda, jak
i irytację jego zachowaniem.
- Rozumiem, o czym pani mówi, naprawdę. Sama jesz
cze nie przyzwyczaiłam się do takiego traktowania. - Ran-
dee wyjęła z teczki książeczkę czekową. - Więc ile jeste
śmy wam winni?
Cord powoli obchodził helikopter. Gumowe końce kul
w zetknięciu z gorącym asfaltem nie wydawały żadnego
dźwięku. Zrobił jedno okrążenie, drugie, trzecie. Maszyna
wyglądała idealnie, była świeżo pomalowana i wyremon
towana, jakby wypadek wcale się nie wydarzył. Szkoda, że
z nim nie było podobnie.
Otworzył drzwi i kilka chwil stał w milczeniu, zagląda
jąc do kokpitu. Znal każdy przycisk na tablicy rozdziel
czej. Oparł kule o drzwi helikoptera i wdrapał się do środ
ka. Uważając na nogę, zajął siedzenie pilota. Usadowił się
wygodnie w fotelu. Oddychał ciężko po wspinaczce na gó
rę, ale nie zważał na to. Odchylił głowę, zamknął oczy
i przez moment znów czuł się naprawdę wolny.
Randee wyszła z biura; natychmiast uderzyła ją fala go
rącego powietrza. Kilkanaście metrów przed nią stał lśniący
w słońcu helikopter. Kule stały obok śmigłowca, ale nigdzie
nie widziała Barretta. Zbliżyła się do maszyny i w końcu do
strzegła go w kokpicie na miejscu pilota.
Podeszła powoli do otwartych drzwi helikoptera. Teraz wi
działa Corda wyraźnie. Szeroka klatka piersiowa równomier
nie unosiła się i opadała z każdym oddechem. Czyżby spał?
Nie była pewna, bo ciągle miał na nosie ciemne okulary. Ran
dee nagle poczuła się jak nieproszony gość, narzucający swo
ją obecność w nieodpowiednim momencie. Zatrzymała się,
czekając, żeby ją zauważył, ale Cord się nie poruszył.
Przesunęła po nim wzrokiem, zatrzymując się chwilę na
39
Anula & Irena
Scandalous
umięśnionym torsie, płaskim brzuchu i szczupłych bio
drach. Znoszone bawełniane spodenki opinały jego uda.
Randee nieświadomie zwilżyła usta językiem.
Nagle Cord uniósł głowę i spojrzał na nią, jakby poczuł
na sobie jej wzrok. Spąsowiała, ale odezwała się spokoj
nym głosem:
- Więc to jest twój helikopter? - Wspięła się na siedze
nie drugiego pilota.
- Owszem. - Szerokim gestem wskazał na lśniące przy
rządy. - Wiele razem przeszliśmy. - Nie odpowiedziała,
więc zaintrygowany zerknął na nią sponad okularów. -
Nie robi to na tobie wrażenia, co?
- Nie o to chodzi - rzekła szczerze. - Chyba po prostu nie
wiele wiem o lataniu. Ale chętnie się nauczę. - „Pod warun
kiem, że zostaniemy na pasie startowym", dodała w myślach.
- Skoro jesteś teraz dumną posiadaczką pięćdziesięciu
jeden procent tego helikoptera, pozwól, że cię oświecę.
Siedzisz w Bell JetRanger 206B. Ten model może pomie
ścić czterech pasażerów. - Wskazał kciukiem na puste sie
dzenia za sobą. - Weź pod uwagę, że Big Island Wings,
w przeciwieństwie do pozostałych przewoźników, oferu
ją każdemu pasażerowi miejsce przy oknie. Nie uważasz,
że to istotna różnica?
- Rzeczywiście. - Randee nagle uświadomiła sobie, że
Cord po raz pierwszy uśmiechnął się do niej. Sprawiło jej
to ogromną przyjemność. Wreszcie nie był spięty, chyba
nawet się cieszył.
- Tutaj jest cyklometr. - Barrett chwycił wystającą z pod
łogi dźwignię. - Reguluje kąt systemu wirnikowego, a wy
sokość lotu kontroluje...
- Cord, wystarczy, proszę. - Podniosła rękę, żeby go
uciszyć. - Nie chcę znać technicznych szczegółów. Po
wiedz mi to, co powinni wiedzieć nasi klienci: dlaczego
40
Anula & Irena
Scandalous
mają wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze na lata
nie z Big Island Wings?
- Dlaczego? - Mężczyzna zsunął okulary na czubek gło
wy i spojrzał na nią badawczo. - Dlaczego? - powtórzył.
Randee nigdy jeszcze nie widziała tak intensywnie niebie
skich oczu. - Powiem ci dlaczego. - Odchylił się do tyłu
i spojrzał przez szybę. - Bo nie ma nic lepszego. - Utkwił
wzrok w jakimś odległym punkcie na horyzoncie. Najwy
raźniej wspominał jakieś zdarzenia z przeszłości. - Jak się
jest w górze, nie widać tego, co jest na ziemi. Widać wyspy
takimi, jakimi były w przeszłości, bez hoteli, restauracji, sa
mochodów. - Umilkł i w ciszy słychać było tylko ich odde
chy. - Widać kratery, z których wylała się lawa, żeby utwo
rzyć nowe wyspy. Widać gęste lasy, w których nie stanęła
ludzka stopa. Widać dziewicze zatoki i wodospady tak pięk
ne, że serce o mało nie pęknie ze wzruszenia. - Cord zniżył
ton, jakby mówił do siebie. - Widać, jak musiał wyglądać raj.
- Przed incydentem z jabłkiem, prawda? - Natychmiast
pożałowała tego marnego dowcipu. Cord mógł pomyśleć,
że się z niego wyśmiewa.
Spojrzał na nią dziwnie przeszywającym wzrokiem.
- Tak, masz rację. Przed tym incydentem.
Zapadła cisza. Randee zaskoczyła zmiana, jaka w nim
zaszła. Był chyba najbardziej szorstkim mężczyzną, jakie
go kiedykolwiek spotkała, irytującym i przekornym - jak
nazwała go Angie? - samotnikiem. Tak, to określenie świet
nie do niego pasowało. A jednak w tej chwili widziała, że
targają nim silne emocje, w jego głosie słyszała czułość i po
korę. Jakim człowiekiem był naprawdę Cord Barrett?
- Musi ci bardzo brakować latania. - Randee nieświado
mie pragnęła, żeby kontynuował swoje wynurzenia. Przez
tę krótką chwilę dostrzegła w nim zupełnie innego mężczy
znę i chciała się o nim dowiedzieć jak najwięcej.
41
Anula & Irena
Scandalous
- Owszem. - W tym jednym słowie zawarł całą swoją
tęsknotę.
Wahała się, czy zadać mu nurtujące ją pytanie, i wresz
cie ciekawość zwyciężyła.
- Powiesz mi, co się stało? To znaczy o twoim wypadku.
Zapadła cisza, jakby Cord nie usłyszał pytania.
- Nie ma nic do opowiadania.
Randee zrozumiała, że między nimi znów wyrósł mur.
Natychmiast pożałowała swojej śmiałości. Cord zasłonił
oczy okularami.
- Przepraszam, nie chciałam...
- Słuchaj, to historia stara jak świat. Popełniłem błąd
i teraz za to płacę. I tyle. - Gwałtownie odwrócił się w kie
runku drzwi, jakby zamierzał po prostu nad nią przejść. -
Chodźmy już. Muszę powiedzieć Bobowi, żeby przetrans
portował helikopter na moje miejsce na lotnisku.
Randee niechętnie wysiadła na zewnątrz. Krótka chwi
la intymności minęła bez śladu. Czekała bezradnie, aż Bar-
rett wygramoli się z maszyny i weźmie kule. Szukała w to
rebce okularów przeciwsłonecznych, a kiedy je znalazła,
on był już w drzwiach do biura.
- Cord, zaczekaj... - spróbowała go zatrzymać, ale drzwi
już się zatrzasnęły.
5
Cord postanowił, że będzie się spotykał z Randee wy
łącznie na płaszczyźnie służbowej. Tak było najlepiej. Za
nadto działała na jego zmysły i mogło się to okazać nie
bezpieczne. Jedno wiedział na pewno: mężczyzna zawsze
42
Anula & Irena
Scandalous
podejmuje błędne decyzje, gdy nie myśli głową. On nie po
pełni drugi raz tego samego błędu. Zbyt wiele wycierpiał.
Jednak mimo najlepszych intencji czuł, że jego determi
nacja słabnie. Popołudnie spędzili na regulowaniu zale
głych rachunków firmy i przygotowywaniu się do wzno
wienia działalności. Jego wspólniczka zapłaciła za miejsce
na lotnisku i wpłaciła składkę ubezpieczeniową. Na końcu
wstąpili do „Hawaii Today", żeby zamieścić ogłoszenie.
- No dobrze, to może tak? - Randee potrząsnęła głową,
żeby odrzucić z twarzy niesforny kosmyk i spojrzała do
notatek. Cord zerknął jej przez ramię. Zastanawiał się, jak
ktoś może odczytać takie bazgroły.
Naniosła ostatnią poprawkę i zaczęła głośno czytać:
- „Poszukiwany: pilot helikoptera z doświadczeniem.
Znana firma przewozowa zapłaci wysoką pensję odpo
wiedniemu kandydatowi. Proszę się kontaktować z Ran
dee Turner pod numerem..." - Spojrzała na niego figlarnie.
- O co chodzi?
- To chyba powinno brzmieć tak: „Pilot helikoptera,
konieczna znajomość topografii Wielkiej Wyspy". - Cord
utkwił wzrok w jej ustach. - Nie chcę, żeby jakiś bufon,
który w życiu nie widział wulkanu, skończył razem z mo
im helikopterem w Kilauea. - Mówił schrypniętym gło
sem. Wcale nie myślał o nowym pilocie. Zastanawiał się,
jak smakują jej usta.
- Dobrze. Może być. - Szybko starła gumką swój tekst
i spisała jego propozycję. Wręczyła papier urzędnikowi. -
Czy jest szansa, żeby ukazało się w jutrzejszym wydaniu?
- Pojutrze.
Randee westchnęła i spojrzała na Corda.
- Chyba nie mamy wyjścia.
- Raczej nie.
Cord patrzył, jak nachyla się nad ladą, wypisując czek.
43
Anula & Irena
Scandalous
Włosy upięła na czubku głowy, odsłaniając kark. Wyobra
ził sobie, jak delikatnie je rozpuszcza, jak ciemną kaskadą
układają się na jej ramionach, przykrywając gorącą, nagą
skórę. Poczuł dreszcz podniecenia.
- Poczekam na ciebie na zewnątrz. - Odwrócił się i wy
szedł bez słowa wyjaśnienia; Musiał uciec i to szybko. Na
parkingu ukrył się w cieniu przed tropikalnym słońcem,
ale wiedział, że to nie słońce podnosiło mu temperaturę.
Przeklinał objawy pożądania, którego nie umiał opanować.
Dobrze znał takie kobiety jak Randee Turner. Zawsze sta
wiały na swoim. Wykorzystywały swoją urodę i pieniądze,
żeby kupić wszystko, na co miały ochotę, mężczyzn także,
a potem znudzone szukały nowych rozrywek. Znał takie ko
biety, a jednak nie potrafił pozostać obojętny wobec Randee.
Poza tym nie mógł się pozbyć wrażenia, że miała ona
w sobie coś jeszcze, coś innego. Determinację, niezłomną
wolę nie pasującą do jej delikatnej urody. Mimo trudnego
do opanowania uczucia niechęci, które nie opuszczało go
całe popołudnie, musiał przyznać, że zaczyna lubić swoją
wspólniczkę.
Naprawdę jej towarzystwo sprawiało mu przyjemność.
Już dawno tak długo nie przebywał z drugim człowiekiem.
Pewnie brakowało mu takiej bliskości. No dobrze, może na
wet był trochę samotny. W zasadzie przez wiele miesięcy je
go kontakty towarzyskie sprowadzały się do kilku grzeczno
ściowych zdań zamienionych z pasażerami helikoptera. A od
wypadku nie miał nawet tego. Ostatnio odzywał się tylko do
Scuby i podejrzewał, że nawet ją zaczyna nudzić.
Dzisiejszy dzień był całkiem inny. Randee po prostu igno
rowała jego milczenie i chłodny ton. Pytała go o wszystko,
a potem przedstawiała swoje opinie. Miał wrażenie, że na
poważnie postanowiła wciągnąć go w rozkręcanie interesu.
Randee wyszła z biura gazety i rozejrzała się za Cordem.
44
Anula & Irena
Scandalous
Stał przy samochodzie oparty o ścianę budynku. Kule po
stawił tak daleko od siebie, że wyglądało, jakby nie należa
ły do niego. Podeszła szybko. Chciała zapytać, dlaczego tak
nagle wyszedł, ale zmieniła zdanie. W rozmowach z Barret-
tem musiała szczególnie uważać na pytania.
- Zrobione. - Mężczyzna milczał. - To chyba wszystko
na dzisiaj. Zapomniałam o czymś?
- Nie, chyba nie. I skoro już dowiedziałaś się wszyst
kiego o Big Island Wings, ja chciałbym lepiej poznać dru
gi przedmiot naszej umowy.
- Słucham? - Zaskoczył ją. Wydawało jej się, że nie mógł
się doczekać, kiedy wreszcie będzie mógł wrócić do domu.
- Zabierz mnie na „Kona Breeze". - Otworzył drzwi samo
chodu.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że chcesz go zobaczyć. - Za
wahała się przez chwilę. Zerknęła na zegarek. - Ale czy miał
byś coś przeciwko temu, żebym wpadła na chwilę do do
mu? To niedaleko, a myślałam, że wrócę o wiele wcześniej.
Cord przyjrzał się jej, dopatrując się jakiegoś podstępu.
- Oczywiście, że nie. - Prawdopodobnie chciała mu po
kazać, gdzie jest jego miejsce. Zaraz będzie miał przyjem
ność poznać jej bogatego męża. Z jakiegoś powodu myśl,
że należała do innego mężczyzny, że ktoś inny ją dotyka,
sprawiła mu przykrość.
Zerknął na nią, gdy siedziała za kierownicą samochodu.
Znów zapragnął zobaczyć ją z rozpuszczonymi włosami.
Mimowolnie ścisnął palce, wyobrażając sobie oplatające je
ciemne gęste kosmyki, dotyk chłodnego jedwabiu.
Skręcili w wąską, krętą uliczkę. Randee zaparkowała sa
mochód przy małym domku kilka przecznic dalej.
- Jesteśmy na miejscu.
Cord nie wierzył własnym oczom. Nie tego się spodzie
wał. Myślał, że pojadą w okolice Kailua-Kona, dzielnicy
45
Anula & Irena
Scandalous
bogaczy, których posiadłości mógł oglądać tylko przez sta
lowe bramy. Nigdy by nie przypuszczał, że jego wspól
niczka mieszka przy ślicznej co prawda, ale skromnie wy
glądającej ulicy.
Kobieta wyczytała zdziwienie w jego oczach. Zarumie
niła się i wzruszyła ramionami.
- Wiem, że dom jest trochę zniszczony, ale okolica bar
dzo się nam podoba. Właściciel obiecał go wyremontować
w tym roku.
Właściciel? Cord nie wiedział, co o tym myśleć. Randee
i jej bogaty mąż wynajmowali ten domek? To nie miało
sensu.
Randee wysiadła z samochodu.
- Czy chciałbyś poznać Roreya?
- Z przyjemnością. - Ostatnią rzeczą, na którą miał ocho
tę, było poznanie jej męża, ale byłoby niegrzecznie odmó
wić, a poza tym bardzo zaciekawiło go jej życie prywatne.
Chciał się dowiedzieć jak najwięcej, mimo że szczegóły mo
gły go do reszty wyprowadzić z równowagi. Z trudem wy
gramolił się z samochodu. Randee zostawiła otwarte drzwi.
- Rorey, kochanie! Wróciłam! - Położyła torebkę na sto
le w kuchni. - Gdzie jesteś, słoneczko?
Świetnie. Bez ogródek dawała mu do zrozumienia, że
ma się trzymać od niej z daleka. Cord uzbroił się w cier
pliwość, zdecydowany okazać sympatię człowiekowi, któ
rego z pewnością znienawidzi. Wyprostował się, nagle
onieśmielony kulami, zdenerwowany, że nie może ich po
prostu odrzucić i wejść do środka o własnych siłach.
Pchnął szklane drzwi i wszedł do domu.
W tym momencie do pokoju wpadł jasnowłosy maluch.
Podbiegł do Randee i objął ją za kolana. Natychmiast po
rwała go w ramiona i wycałowała.
- Cześć, kochanie, bardzo dziś za tobą tęskniłam! -
46
Anula & Irena
Scandalous
Przytuliła go znów, mocniej. - Rorey, to jest Cord. Cord,
to jest Rorey. - Chłopczyk obrzucił go ciekawym, uważ
nym spojrzeniem.
- Cześć, Rorey. - Barrett był zdezorientowany. Więc to
jest Rorey! Ale gdzie w takim razie jest jego ojciec?
Do pokoju weszła niska, krępa Hawajka.
- Rorey cały dzień o ciebie pytał, Randee. Miałaś wró
cić wcześniej. - Spojrzała figlarnie na Corda. - A to kto?
- Ciociu Lani, poznaj mojego nowego wspólnika, Cor
da Barretta. Opowiadałam ci o nim.
Kobieta założyła ręce na swoim pokaźnym brzuchu.
- Ale nie wspomniałaś, że jest taki przystojny.
- Lani! - Zawstydzona Randee poczuła, jak czerwienie
ją jej policzki.
- Tak. - Ciocia Lani z wyraźnym zadowoleniem obej
rzała przybysza od stóp do głów. - Bardzo przystojny. -
Kiwnęła głową dla potwierdzenia swoich słów. - Bardzo
mi miło, Cord.
Zaskoczona Randee zauważyła, że i on poczerwieniał.
- Mnie również, ciociu Lani. - Głos mężczyzny brzmiał
ciepło i szczerze. Uśmiechnął się czarująco, ale kiedy spoj
rzał na Randee, dostrzegła w jego oczach wiele pytań. By
ła ciekawa, czy odważy się je zadać.
Rorey zaczął się wiercić i Randee postawiła go na zie
mi. Patrzyła uważnie, jak chłopiec podbiega do gościa i za
ciekawiony wyciąga rączkę w kierunku gipsu.
- Dziwnie wygląda, co? - Barrett zauważył jego zainte
resowanie i przesunął kulę, żeby chłopiec mógł się lepiej
przyjrzeć. - I dziwnie się w tym czuję. Nie bój się, możesz
dotknąć, jeśli chcesz. - Cord mówił konspiracyjnym to
nem, jakby zdradzał Roreyowi wielką tajemnicę. Malec
uśmiechnął się i potarł palcem gips. Przyglądał mu się
uważnie, a potem spojrzał na Corda niewinnym wzrokiem.
47
Anula & Irena
Scandalous
- Chodźmy już, bo zaraz zapadnie zmrok. - Randee
otworzyła drzwi. - Zabieram Corda do Zatoki Keauhou,
żeby zobaczył „Kona Breeze", ale wrócę na kolację. - Uklę
kła i pocałowała synka, którego uwagę wciąż zaprzątała
dziwna biała noga nieznajomego. - Niedługo będę z po
wrotem. Bądź grzeczny.
Ciocia Lani wzięła chłopca na ręce.
- Dziś na kolację jest moja specjalność, kurczak laulau. -
Spojrzała znacząco na Randee, a potem na Corda. - Wystar
czy dla każdego.
Randee cicho westchnęła. Nie było sensu kłócić się
z Lani, jak już coś postanowiła.
- Może wpadniesz na kolację, Cord? Nikt tak nie przy
rządza kurczaka jak Lani. - Oczywiście wiedziała, że od
mówi. Na pewno nie miał ochoty spędzać z nią więcej cza
su, niż musiał. Żeby tylko nie odburknął niegrzecznie przy
Lani.
- Z największą przyjemnością. - Mężczyzna uśmiechnął
się szeroko, jakby rzeczywiście był zachwycony zaprosze
niem.
- Naprawdę? - Randee zawstydziła się, słysząc wyraź
ne zaskoczenie w swoim głosie. - To wspaniale. Wszyscy
mówią, że Lani to najlepsza kucharka na wyspie. To zna
czy, ja też tak uważam. - „Co ja wygaduję? Zachowuję się
jak niedoświadczona nastolatka", pomyślała. Przecież ko
lacja z nowym wspólnikiem to nic takiego.
- Nie zawiedziesz się, Cord, obiecuję. Gotowanie to jed
na z moich specjalności. - Lani uśmiechnęła się i puściła
oko do gościa. - Kiedyś opowiem ci o innych. - Ze śmie
chem wyprowadziła ich przed dom. - Idźcie już, żebym
mogła zająć się kolacją. Rorey, powiedz do widzenia.
Na miejsce dotarli tuż przed zachodem słońca. Zako
twiczony w porcie „Kona Breeze" łagodnie kołysał się na
48
Anula & Irena
Scandalous
falach. Randee przez chwilę spoglądała na ogromny try-
maran, nie wysiadając z samochodu. Jak zwykle poczuła
ogarniającą ją dumę, której nie doświadczała od czasów
Paradise Fragrances, zanim Max Turner nie ukradł jej fir
my. Za to „Kona Breeze" należał tylko do niej.
Barrett przykuśtykał bliżej. Zaskoczyło go uniesienie,
które dostrzegł w jej twarzy. Lekka bryza znad morza zwi
chrzyła jej włosy. Zorientował się, że kobieta patrzy na
statek. Jej oczy zdradzały przywiązanie i troskę, czyniąc
ją jeszcze piękniejszą niż dotychczas.
Nagle Randee poczuła, że Cord jej się przygląda i ro
ześmiała się nerwowo.
- Oto i on. Pozwól, że cię oprowadzę.
Cord ruszył za nią. Nie mógł oderwać wzroku od jej
zgrabnych, kołyszących się bioder. Zdziwił się, kiedy zdję
ła pantofle i zwinnie zeskoczyła na pokład statku. Z jakie
goś zakamarka wyciągnęła wygodniejsze buty i szybko je
włożyła.
- Przepraszam za strój, ale nie planowałam dziś wizyty
na „Kona Breeze". - Przyciągnęła łódź do mola. - Dasz ra
dę wejść tu o kulach?
- Pewnie. - Ustawił kule na pokładzie i podciągnął się
na nich. Rozejrzał się. - Niezła łódka.
- O tak. Trzydzieści metrów długości i piętnaście szero
kości. Może nie największa na rynku Wielkiej Wyspy, ale
z pewnością najlepiej zaprojektowana. - W każdym słowie
słychać było dumę Randee z posiadania takiego statku. - „Ko
na Breeze" został zbudowany w konkretnym celu i świetnie
spełnia swoje zadanie. - Wskazała palcem na rufę. Szerokie
schody prowadziły prosto do wody. - Ułatwiają pasażerom
zejście do wody. Oczywiście dzieci wolą ślizgawkę.
- Ślizgawkę? Jaką ślizgawkę?
- Pokażę ci, jeśli dasz radę wejść na górny pokład.
49
Anula & Irena
Scandalous
- Droga wspólniczko, nie jestem aż takim inwalidą. Tyl
ko poruszam się wolniej niż zwykle.
Ominęli drabinę przeznaczoną dla załogi i weszli na gó
rę schodami. Kiedy znaleźli się na pokładzie, słońce wła
śnie kryło się za horyzontem. Przystanęli, żeby podziwiać
malowniczy zachód. W milczeniu patrzyli, jak ognista ku
la zanurza się w oceanie.
W głowie Barretta roiło się od pytań. Odpowiedź na
jedno z nich musiał poznać natychmiast.
- Masz ślicznego syna.
- Dziękuję. Jest dla mnie całym światem. - Randee spoj
rzała na niego i uśmiechnęła się. Jej oczy wyrażały bezgra
niczną miłość.
Cord długo w myślach układał kolejne pytanie. Nie
znalazł łagodniejszych słów, więc zapytał prosto z mostu:
- A gdzie jest jego tata?
- Nie żyje. Jestem wdową. - Wyraz jej oczu powiedział
mu wyraźnie, że nie szuka współczucia.
Przez chwilę nie mógł z siebie wydusić ani słowa. Ga
nił się w myślach za swój nietakt.
- Bardzo mi przykro, Randee. Nie wiedziałem...
Podniosła rękę, żeby go uciszyć.
- Nie przepraszaj. To naprawdę rozsądne pytanie. Oczy
wiście, że nie wiedziałeś. Skąd miałbyś o tym wiedzieć?
- Mimo wszystko przepraszam.
Randee skrzyżowała ramiona na piersi, chowając dłonie
pod pachami.
- Zresztą wszystko jest bardziej skomplikowane, niż
myślisz. Nie musisz mi współczuć. Wcale nie rozpaczam.
- Jak to?
- Ojciec Roreya i ja byliśmy... w trakcie rozprawy roz
wodowej, kiedy to się stało.
- A co się stało? - Cord był zdezorientowany. Randee
50
Anula & Irena
Scandalous
mówiła spokojnie, ale w jej głosie wyczuwał tłumione
emocje.
- Wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.
-Aha.
- Oczywiście to był koszmar, szczególnie dla Roreya.
Teraz musi dorastać bez ojca. Ale jeśli chodzi o mnie i Ma-
xa - nie byliśmy razem szczęśliwi. W istocie już jakiś czas
przed wypadkiem nie mieszkaliśmy razem. Teraz zależy
mi tylko na dziecku.
Cord przytaknął, rozważając w myślach jej słowa. Ani
przez chwilę nie udawała przed nim niewzruszonej. Wy
czuwał jej ból i cierpienie. Nie wątpił, że historia, którą
mu opowiedziała, to zaledwie część prawdy.
Chciał wiedzieć więcej, ale nie zamierzał być wścibski.
Bardziej niż inni cenił sobie prywatność, więc nie pytał da
lej. Jednak jej sekret poruszył go do głębi. Mimo że już od
dawna nie angażował się w niczyje sprawy, całym sercem
pragnął ją pocieszyć.
Randee śledziła wzrokiem ostatnie promienie słońca
znikające w lśniącym Pacyfiku. Wyczuwała narastające
w Cordzie napięcie i postanowiła mu się nie poddawać.
Już i tak za dużo mu powiedziała. Nie było sensu kompli
kować ich i tak trudnej znajomości osobistymi sprawami.
Poza tym bolało ją nawet takie krótkie wspomnienie
o Maxie. Uśmiechnęła się z trudem i odwróciła do swego
wspólnika.
- Ciocia Lani pewnie zastanawia się, gdzie...
Urwała, widząc wyraz twarzy mężczyzny. Przez chwi
lę miała wrażenie, jakby przejrzał jej proste odpowiedzi
i powierzchowne wyjaśnienia, którymi odgrodziła się od
bólu. Z przejęcia zabrakło jej tchu.
Bardzo powoli podniósł dłoń i opuszkami palców mu
snął delikatną skórę jej szyi, pozostawiając na niej rozpa-
51
Anula & Irena
Scandalous
lony ślad. Przez kilkadziesiąt sekund, które wydawały się
wiecznością, stali w milczeniu i bez ruchu, ze wzrokiem
utkwionym w siebie.
Potem on objął ją i mocno przytulił. Randee poczuła
ciepło jego ciała, tak intensywne, jak ciepło tropikalnego
słońca w południe.
Chciała coś powiedzieć, lecz zanim się odezwała, Cord
zamknął jej usta pocałunkiem. Całował ją powoli i deli
katnie, ale wyraźnie czuła rodzące się w nim pożądanie.
Natychmiast zrozumiała, że pragnie więcej, że potrzebu
je więcej. Bez zastanowienia objęła go, wodząc palcami po
twardych mięśniach jego pleców.
Ciało mężczyzny natychmiast zareagowało na jej do
tyk. Gorący i twardy dowód pożądania domagał się zaspo
kojenia.
Zamierzał ją tylko raz pocałować, ale już nie był w sta
nie się powstrzymać. Teraz pragnął więcej. Obsypał poca
łunkami jej twarz, potem przesunął językiem po jej pełnej
dolnej wardze. Nieświadomie rozchyliła usta. Teraz mógł
dokładnie poznać ciepłe wnętrze.
Spragniona jego bliskości przytuliła się mocniej. Cord
poczuł, że z każdą sekundą pragnie jej coraz bardziej.
Nagle uświadomił sobie, że nie może do tego dopuścić.
I nie dopuści. Bez względu na to, jak bardzo jej pożąda
ani jak bardzo ona jest uległa. Randee potrzebowała po
cieszenia, wyczuwał to, ale nie mógł pozwolić, aby zrobi
ła coś, czego będzie później żałować.
Z trudem oderwał się od niej. Wiele go kosztowało, że
by odsunąć ją od siebie.
- Przepraszam, Randee. - Chciał coś dodać, ale jej oczy
powiedziały mu, jak bardzo ją zranił, i słowa uwięzły mu
w gardle. Pragnął przesunąć dłonie z ramion na jej piersi,
rozpiąć jej jedwabną bluzkę i pieścić sutki, czuć, jak tward-
52
Anula & Irena
Scandalous
nieją pod jego dotykiem. Zamiast tego bezwładnie opuścił
ręce wzdłuż ciała.
- Przepraszam - powtórzył, wiedząc, jak bardzo nie na
miejscu są te słowa. - Dziękuję, że pokazałaś mi statek. -
Odwrócił się i podniósł kule, omijając ją wzrokiem. Rozum
podpowiadał mu, że nie powinien angażować się bardziej.
Randee patrzyła, jak Cord poprawia sobie kule, nie by
ła w stanie odezwać się ani słowem. Zaschło jej w gardle.
- Chyba nie uda mi się jednak wpaść na kolację. - Mó
wił spokojnym i opanowanym głosem. Skąd wzięło się
w nim tyle spokoju? Czyżby nie poczuł ognia, który mię
dzy nimi zapłonął?
- Ale...
- Nie mogę teraz zebrać myśli. To był długi, męczący
dzień. Od wypadku prowadziłem bardzo spokojny tryb ży
cia. - Kąciki ust uniosły mu się w imitacji uśmiechu. - Le
karz byłby wściekły, gdyby się dowiedział, co dziś wypra
wiałem. - Podszedł do schodów.
- Ale jak... wrócisz do domu?
- Nie martw się o mnie. Dam sobie radę. - Zaczął po
woli schodzić. Zatrzymał się i obejrzał z beznamiętnym
wyrazem twarzy. - Przeproś ode mnie ciocię Lani. Bardzo
żałuję, że nie spróbuję jej kurczaka.
Randee stała nieruchomo, jakby nogi wrosły jej w zie
mię. Kiedy wróciła do rzeczywistości, podbiegła na skraj
pokładu i zerknęła w dół. Cord był już w połowie drogi
na parking. Kiedy zniknął za rogiem, zauważyła, że pomi
mo ciepłej nocy drży.
Kolana ugięły się pod nią i usiadła na krzesełku kapita
na przy sterze. Próbowała przypomnieć sobie, kiedy wcze
śniej doświadczyła podobnych uczuć jak dzisiaj.
Dobrze znała odpowiedź. Kiedy Cord Barrett trzymał
ją w ramionach i całował, pragnęła więcej. Czując jego cia-
53
Anula & Irena
Scandalous
ło przy swoim, marzyła, by dotykał ją całą, także w naj
bardziej intymnych miejscach. Nawet teraz drżała przy
pominając sobie jego dłonie.
Do tej pory nigdy czegoś podobnego nie zaznała, nara
stającego w jej ciele pożądania. Ani z mężem, ani ze swoim
jedynym kochankiem, spokojnym studentem stomatologii,
z którym straciła dziewictwo na pierwszym roku studiów.
A dzisiaj, mężczyzna, którego prawie nie znała, coś
w niej rozbudził, coś, o czego istnieniu nie miała pojęcia.
Świadomość tego śmiertelnie ją przeraziła.
6
Randee zaciągnęła koronkowe firanki w oknie w kuchni.
Od rana co chwila wyglądała na ulicę, czekając na Corda, któ
ry ciągle się nie pojawiał. Spojrzała na stół. Leżały na nim no
tesy, ołówki, kalkulator i stał dzbanek z zimną wodą. Kuch
nia wyglądała teraz jak przygotowana naprędce sala konfe
rencyjna, bardzo służbowo. Dokładnie o to jej chodziło.
Od czasu incydentu na statku minęły trzy dni, w ciągu
których nie spotkali się ani razu. Kilkakrotnie rozmawiali
przez telefon, ale bardzo krótko i oficjalnie. Na szczęście
Cord w ogóle nie wspominał o tym, co między nimi zaszło.
Randee wykorzystała ten czas, aby zastanowić się nad wy
darzeniami tamtej nocy i polegając na swoim rozsądku, wy
tłumaczyła sobie, że było to tylko chwilowe uniesienie, re
akcja dwojga ludzi na malowniczy zachód słońca. W zasa
dzie całkiem zrozumiałe zachowanie, ale lepiej, żeby już do
tego nie wracali i nie dopuścili, żeby się to powtórzyło.
W ciągu dnia udawanie, że między nimi nic nie zaszło,
54
Anula & Irena
Scandalous
przychodziło jej całkiem łatwo, ale nie panowała nad ma
rzeniami sennymi. Wciąż miała przed oczami gorące sce
ny z dzisiejszego snu.
Płynęli razem w kanoe, takim, jakiego od pokoleń uży
wają rybacy na Hawajach. Cord wiosłował. Siedziała za
nim, obserwując grę mięśni jego nagich pleców. Podobnie
jak on nie miała koszulki, jedynie przewiązaną w pasie ko
lorową chustę. Włosy rozpuściła.
Wreszcie dotarli do cichej plaży. Cord zajął się wciąga
niem kanoe na ląd. Randee usiadła kilka metrów dalej.
Mężczyzna odwrócił się i powoli ruszył w jej kierunku,
ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku.
Stanął blisko, opalony i muskularny. Randee rozciągnę
ła się leniwie na piasku, czekając, wiedząc, że zaraz przy
niej będzie, że wkrótce pozna go całego. Bez słowa uklęk
nął obok i objął wargami jej sutek, drażniąc go językiem...
Dźwięk dzwonka przerwał jej fantazje. W korytarzu zer
knęła w lustro. Z zażenowaniem zauważyła, że wspomnie
nie snu oblało jej twarz gorącym rumieńcem. Wzięła kilka
głębokich oddechów. Dzwonek powtórzył się. Odgarnęła
włosy z twarzy i otworzyła drzwi.
Cord sądził, że jest przygotowany na spotkanie z Ran
dee, że zapomni o tym, co się wydarzyło między nimi. Ale
teraz, kiedy stała przed nim w drzwiach, zrozumiał, że się
mylił. I to bardzo.
Dziś była ubrana mniej formalnie, ale jemu wydawała się
bardziej atrakcyjna niż zwykle. Miała na sobie luźne spo
denki w kolorze khaki sięgające kolan i jasną bluzkę z krót
kimi rękawami zapinaną na guziczki. Kolorowa bluzka nie
była obcisła ani wycięta, ale całość robiła większe wrażenie,
niż gdyby Randee otworzyła mu drzwi w skąpym bikini.
- Dzień dobry. Kolejny dzień w raju. - „Genialnie, Cord,
genialnie", zdenerwował się. „Wspaniale wejście."
55
Anula & Irena
Scandalous
- Dzień dobry. Spóźniłeś się. - Mimo upomnienia, wy
czuł, że nie miała mu tego za złe. Mówiła niskim, ochry
płym głosem, który doprowadzał jego krew do wrzenia.
Miała rozpuszczone włosy i zrobiło to na nim jeszcze
większe wrażenie, niż kiedy ją sobie tak wyobrażał.
Przez chwilę stali, patrząc na siebie bez słowa, jakby
czekając na jakiś znak, co robić dalej. Cord słyszał swój
przyspieszony oddech. Na szczęście Randee przerwała tę
niezręczną ciszę.
- Chodźmy do środka. Przygotowałam wszystko w kuch
ni.
Otworzyła szerzej drzwi, ale nie odsunęła się całkiem.
Wchodząc, otarł się o nią i poczuł delikatny zapach jej per
fum. Zdecydowany zignorować natychmiastową reakcję
swojego ciała, zacisnął zęby i wszedł dalej. Usiadł przy sto
le i odłożył kule.
- Wygląda na to, że wiesz, jak się organizuje konferen
cje - stwierdził, patrząc na przygotowane przybory.
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Muszę to wiedzieć. Organizowałam już takie spotka
nia. W teczce przed tobą są podania kandydatów.
- Co to były za spotkania?
- Prowadziłam kiedyś firmę w Honolulu. Paradise Fra-
grances.
- Perfumy? - Cord zmarszczył nos i Randee zorientowa
ła się, że tego rodzaju działalność była mu całkowicie obca.
- Na początku tak. Wyprzedawałam swoje perfumy za
zamówieniem pocztowym, żeby opłacić studia.
Podeszła do stołu i nalała sobie filiżankę kawy. W za
sadzie nie miała na nią ochoty, ale musiała czymś zająć
drżące ręce. Obecność Corda w kuchni wytrącała ją z rów
nowagi. Wciąż pamiętała zmysłowy sen z dzisiejszej nocy.
Mężczyzna odchylił się na krześle i założył ręce za głowę.
56
4
Anula & Irena
Scandalous
- Za zamówieniem pocztowym? Jakoś nie umiem sobie
wyobrazić ciebie, jak pakujesz i adresujesz pudełeczka.
- Tak naprawdę to wcale nie miała być poważna praca.
Po prostu potrzebowałam pieniędzy, żeby skończyć studia,
a nie chciałam być kelnerką. Chyba w dobrym momencie
zaistniałam na rynku, bo dostawałam sporo zamówień.
Musiałam zatrudnić kilku przyjaciół, żeby mi pomogli.
Kiedy się obroniłam, otworzyłam sklep z perfumami; mie
szaliśmy zapachy na życzenie klientów.
Randee upiła trochę kawy. Para z gorącego napoju
owionęła jej twarz. Na i tak już rozgorączkowanym czo
le kobiety pojawiły się kropelki potu. Skrzywiła się, czu
jąc gorzki smak.
- W końcu wprowadziliśmy całą linię produktów ko
smetycznych, w tym kosmetyków naturalnych. Po pięciu
latach mieliśmy już trzy sklepy i katalogi wysyłkowe.
- Wymarzona firma dla kobiety. Co ty tu właściwie ro
bisz, jeśli wszystko szło tak dobrze? Co się stało z Para-
dise Fragances?
- Sprzedałam je. - Trochę minęła się z prawdą, ale cała
historia była za długa i zbyt skomplikowana, żeby ją teraz
przytaczać. - Chyba powinniśmy zajrzeć do naszych podań.
Barrett otworzył teczkę. Randee wylała resztkę kawy
i umyła filiżankę. Przez chwilę trzymała ręce pod strumie
niem zimnej wody, po czym przyłożyła je do rozpalonej twa
rzy. Następnie wytarła się ręcznikiem i odwróciła do wspól
nika, który z zainteresowaniem studiował oferty kandydatów.
Szybko przerzucał kartki, żadnej nie poświęcając więcej niż
kilka sekund. Głowę pochylił nisko nad papierami.
Randee stała za nim. Z tyłu miał trochę dłuższe włosy,
na karku poskręcane w drobne loczki. Dekolt koszulki
podkreślał szerokość jego ramion. Jej palce wciąż pamię
tały dotyk twardych mięśni.
57
Anula & Irena
Scandalous
Fakt, że mężczyzna z jej snu był teraz przy niej, tylko
spotęgował pożądanie, które nie opuszczało jej od rana.
Policzyła w myślach do dziesięciu, po czym oficjalnym
głosem spytała:
- I co myślisz o naszych kandydatach? - Wsunęła się na
siedzenie naprzeciwko niego. - Te dwa podania na górze
spięte spinaczem wydały mi się najciekawsze. Doświadcze
nie, żądane wynagrodzenie, wszystko brzmi zachęcająco. -
Poczuła się bezpieczniej, gdy rozdzielił ich obrus. - Oprócz
tych, które ci pokazałam, jeszcze kilka przyszło w dzisiej
szej poczcie.
Barrett podniósł na nią wzrok. Ujął stertę papierów w rę
kę i podsumował:
- Do niczego.
- Słucham? - zapytała zakoczona. Wreszcie jej uczucia
do niego się skrystalizowały. Była na niego zła. - Co to
znaczy: do niczego?
- Może powinienem powiedzieć: niebezpieczni. Za nic
nie powierzyłbym mojej maszyny, nie wspominając już
o życiu turystów, któremuś z tych ludzi.
- Cord, nie jestem idiotką. - Nie starała się uspokoić, bo
w złości znalazła bezpieczną przystań. - Spędziłam nad tymi
ofertami sporo czasu. Wybrałam pilotów z doświadczeniem.
- Może i mają doświadczenie, ale w lotach nad stałym
kontynentem. Latanie helikopterem nad tą wyspą to zu
pełnie co innego. To nie to samo, co przewóz pasażerów
z Los Angeles do San Diego. - Uderzył dłonią w stół, aż
zagrzechotały kostki lodu w pojemniku. - Randee, ta wy
spa to jedyne miejsce na ziemi, gdzie jest wszystko, od pu
styni poprzez lasy tropikalne do warunków arktycznych.
- Dlaczego sądzisz, że jesteś jedynym, który potrafi tu
latać? - Randee wstała, gotowa do sprzeczki.
- Dlatego. - Obiema rękami Cord odsunął krzesło i ude-
58
Anula & Irena
Scandalous
rzył otwartą dłonią w gips. - Właśnie dlatego. Latam nad
tą wyspą od piętnastu lat i ona ciągle mnie Zaskakuje.
Ostatnią niespodzianką o mało mnie nie zabiła.
Powoli podniósł się bez pomocy kul, przytrzymując się
stołu. Przysunął się do niej, patrząc jej zimno w oczy.
- Znam tę wyspę i znam jej klimat. Ale zmyliła mnie
burza i popełniłem błąd. Cudem przeżyłem.
Kiedy znów się odezwał, jego głos brzmiał o wiele łagod
niej, ale za każdym słowem kryły się hamowane emocje.
- Udało mi się, bo miałem szczęście. Inny pilot i jego
pasażerowie mogą nie mieć tyle szczęścia. Muszę więc do
pilnować, żeby mój zastępca był doświadczonym pilotem,
który wie, co go czeka. Jestem to winny sobie i pasażerom.
Teraz stali zaledwie kilka centymetrów od siebie i Ran-
dee czuła wyraźnie emocje targające jego ciałem. Poczuła,
że kolana uginają się pod nią, i przestraszyła się, że za
chwilę zemdleje.
Bez słowa Cord przyciągnął ją do siebie, przyciskając
mocno. Chciała zaprotestować, ale on zamknął jej usta po
całunkiem, który nie był tak czuły i delikatny jak pierw
szy. Teraz wyczuła tylko jego rosnące pożądanie. Wsunął
język głęboko, badając ciepłe wnętrze jej ust. Po krótkiej
szamotaninie poddała mu się całkowicie, gotowa pozwo
lić mu na wszystko.
Otoczyła jego szyję ramionami z bezwstydnym pra
gnieniem, by znów poczuć jego ciało przy swoim. Chcia
ła... nie, raczej musiała natychmiast poczuć jego tors na
swoich piersiach. Ocierała się o niego, rozdrażniona dwo
ma cienkimi warstwami ubrania, które oddzielały ich od
siebie. Wydawało jej się, że nawet przez gips czuje ciepło
jego skóry na nodze.
Cord całował ją tak namiętnie, że zaczęła drżeć, coraz
bardziej podniecona. Oderwał się od jej czerwonych
59
Anula & Irena
Scandalous
obrzmiałych warg. Całował jej policzki i oczy. Teraz spra
gniona Randee przyciągnęła jego usta do swoich, oddając
mu pocałunki.
Przez bluzkę Cord ujął w dłoń jej prawą pierś. Randee
zadrżała, czując twarde opuszki palców, którymi drażnił
jej sutek. Jęknęła. Czuła rodzącą się w niej rozkosz, pro
mieniującą z pieszczonej piersi na brzuch i niżej, do naj-
intymniejszego miejsca w jej ciele.
Mężczyzna wyczuł, jak sutek Randee twardnieje od je
go dotyku. Jego ciało natychmiast zareagowało. Na
brzmiały członek pulsował, żądając zaspokojenia.
Przez chwilę szarpał się z górnym guzikiem jej bluzki.
Ku jego zdziwieniu, Randee niecierpliwie pomogła mu od
piąć ten i trzy następne guziczki. Rozchyliła bluzkę. Cord
zachłysnął się widokiem jej pełnych, kuszących piersi
okrytych prostym koronkowym staniczkiem. Ciemne sut
ki prześwitywały przez cieniutki materiał. Natychmiast
odnalazł zapięcie i w mgnieniu oka piersi Randee znalazły
się w jego spragnionych dłoniach.
Kobieta jęknęła, gdy palce Corda dotknęły jej nagich
piersi. Szorstkie opuszki pozostawiały na jej skórze roz
ogniony ślad, drażniąc jej sutki i doprowadzając ją do sza
leństwa. Mężczyzna nie przerywał namiętnego pocałunku,
pieszcząc jej piersi. Badał każdy szczegół jej warg, smako
wał każdy zakątek jej ust.
Randee także zapragnęła go dotknąć, poczuć go palca
mi, tak jak on ją. Chciała poczuć jego gorącą, nagą skórę
i odkrywać tajemnice jego ciała. Wsunęła dłonie pod ko
szulkę Corda.
Skóra na jego torsie była napięta i gładka, dokładnie ta
ka, jak sobie wyobrażała. Zsunęła ręce na jego plaski
brzuch. Znalazła pępek ukryty wśród jasnych poskręca
nych włosków.
60
Anula & Irena
Scandalous
Cord opuścił głowę i ujął wargami jej sutek. Przeszył ją
dreszcz tak silny, że o mało nie osunęła się na kolana. Wra
żenia, jakich doznała we śnie, były niczym w porównaniu
z przyjemnością, jakiej obecnie doświadczała.
Znów poczuła, że jest bliska omdlenia, lecz tym razem nie
walczyła z tym uczuciem, tylko całkowicie mu się poddała.
W jej świadomość wdarł się jakiś znajomy dźwięk, ale nie
zwróciła na niego uwagi. Dźwięk jednak narastał i w końcu
zrozumiała, że to jej samochód zatrzymuje się przed do
mem. Tylko że to nie miało żadnego znaczenia, skoro pal
ce i język Corda doprowadzały ją właśnie do szaleństwa.
Usłyszała trzask zamykanych drzwi, a potem znajome
głosy i nagle uświadomiła sobie, co się stało.
- Boże, nie! - Odepchnęła Corda i gorączkowo próbo
wała zapiąć stanik.
- Co się stało? - Mężczyzna był trochę zdezorientowa
ny, ale wcale nie przestraszony.
- Szybko, zrób coś! Lani i Rorey wrócili z zakupów! -
Chociaż zwijała się jak w ukropie, wydawało jej się, że po
rusza się w zwolnionym tempie. Drżącymi rękami zapię
ła bluzkę, za pierwszym razem wciskając guziki w złe
dziurki. Wpuściła bluzkę w szorty, zdecydowana przywró
cić swój wygląd do porządku.
- Cord, co my teraz zrobimy?
Mężczyzna uśmiechnął się słabo, ale oczy miał pociem
niałe z pożądania. Serce Randee waliło jak oszalałe.
- Co zrobimy? - Przytrzymał się stołu i ciężko usiadł
na swoim krześle. - Jak to co? Wrócimy do pracy. - Po
dzielił papiery na dwie kupki. Jedną zostawił sobie, drugą
rzucił Randee. - Usiądź już.
61
Anula & Irena
Scandalous
7
Randee usiadła. Czuła, jak pieką ją policzki. Za wszel
ką cenę starała się zrozumieć, co wydarzyło się przed
chwilą. Jak mogła tak zupełnie stracić kontrolę? Nigdy
wcześniej tak się nie zachowywała. Co takiego Cord miał
w sobie, że niweczył wszystkie jej logiczne plany, zosta
wiając ją na pastwę pragnień, jakich nigdy do tej pory nie
odczuwała w swoim życiu?
Ku jej zaskoczeniu, wspólnik od razu zaczął przeglądać
oferty, jakby nic się między nimi nie wydarzyło. Po chwili
uniósł głowę i spojrzał na nią. W jego oczach dostrzegła ogień,
który razem wzniecili, wciąż nie zaspokojone pożądanie.
Drzwi wejściowe otworzyły się i do środka wpadł Rorey.
Za nim statecznym krokiem weszła ciocia Lani z zakupami.
- Mama! - Rorey podbiegł do Randee i wdrapał się jej na
kolana. Przytuliła go mocno, wdzięczna za znajomą woń nie
winności, którą przyniósł ze sobą. Chłopczyk nie usiedział
długo spokojnie. Zaczął się wiercić i w końcu dostrzegł sie
dzącego naprzeciwko Barretta. Przez chwilę przyglądał mu
się w zamyśleniu, wreszcie zadowolony pokazał go palcem.
- To Cord!
- Tak, kochanie. To jest Cord. - Randee pogłaskała go
po jasnej czuprynce. - Lani, pamiętasz mojego wspólnika,
Corda? - Może tylko ona sama to słyszała, ale wydawało
jej się, że jej głos drży.
- Oczywiście, że pamiętam. Jest zbyt przystojny, żeby
go zapomnieć. - Kobieta mrugnęła szelmowsko do Corda.
62
Anula & Irena
Scandalous
- Lani nie zapomina takich mężczyzn. - Postawiła siatki
na szafce i wyjęła kilka pakunków. - Ciężko pracowali
ście? - Jej uwagi nie umknęły potargane włosy i pomięta
bluzka Randee.
- Bardzo ciężko. - Barrett uśmiechnął się znacząco i od
chylił na krześle. Lani spojrzała na nich ze zrozumieniem.
Cord przeniósł wzrok na Randee i jej twarz spłonęła
jeszcze mocniejszym rumieńcem. Lani rozpakowywała
pozostałe zakupy z nonszalancją, która nie pozostawiała
wątpliwości, że domyśliła się, co między nimi zaszło.
- Tak, Lani, próbujemy wybrać pilota, ale to nie takie
proste, jak myślałam. Cord jest trochę...
- Uparty? - Mężczyzna mrugnął do niej. Randee chcia
ła mu spojrzeć prosto w twarz, ale kiedy ich oczy się spo
tkały, poczuła, że pragnienie, które przygasło wraz z po
wrotem Lani, rozpala się w niej na nowo.
- Właśnie.
Rorey wyrwał się z objęć matki i podbiegł do Corda.
Mężczyzna posadził go sobie na kolanach. Widać było, że
lubi dzieci. Wziął chłopca pod pachy i podniósł do góry.
- No, kolego, jesteś gotowy do startu. - Delikatnie prze
suwał chłopca z lewa na prawo i z powrotem, naśladując
buczenie silnika. - Lecisz!
- Lecę! - Rorey piszczał z radości i Randee musiała się
uśmiechnąć, widząc, jak dobrze się bawi. Cord Barrett był
dla niej zagadką. Jak ktoś tak irytująco niezgodny może być
tak czuły? I dlaczego ona nie może przestać o nim myśleć?
- No dobrze, pilocie, wystarczy tego latania. - Lani zabra
ła chłopca od Barretta i posadziła sobie na biodrze. - Idzie
my do cioci się pobawić. Niech mama i Cord lepiej wracają
do pracy.
Czyżby Lani jakoś szczególnie zaakcentowała ostatnie
słowo? Może jej się wydawało, ale z pewnością zauważy-
63
Anula & Irena
Scandalous
la znaczące spojrzenie Hawajki, jakim obrzuciła Barretta.
Wszystko jedno. Bez względu na starania Lani nie będzie
dalszego ciągu. Cord musi zrozumieć, że łączą ich tylko
interesy...
- Niebezpieczeństwo zażegnane. - Mężczyzna wyciągnął
kule spod stołu i podszedł do niej. Stanął za nią i zaczął ma
sować napięte mięśnie jej karku. - Możesz się uspokoić. -
Wciskał mocno kciuki w jej kark. - Wiem, że się zdenerwo
wałaś, ale przecież to nie to samo, co gdyby twoja matka
przyłapała nas w samochodzie z zaparowanymi szybami.
- Nie, rzeczywiście nie. - Randee poddała się silnym mę
skim dłoniom. Wiedziała, że nie powinna, ale było jej tak
dobrze, gdy ją dotykał. Zapragnęła poczuć jego ręce na ca
łym ciele.
- Jesteśmy dorośli. - Mówił łagodnym, ciepłym, prawie
hipnotycznym głosem. Miała ochotę zapomnieć o wszyst
kim i ulec swoim pragnieniom. Zamiast tego zmusiła się,
żeby wrócić do rzeczywistości. Trzeba natychmiast poło
żyć kres temu szaleństwu.
- Cord, przestań, proszę. - Odwróciła się do niego.
Opuścił ręce i sięgnął po kule. - Masz rację. Jesteśmy do
rośli. Ale przede wszystkim jesteśmy wspólnikami w inte
resach. I nimi mamy pozostać.
Nie odpowiedział, więc próbowała odnaleźć w jego
twarzy jakiś znak, ale już zamknął się w sobie. Nie umia
ła nazwać uczucia, które zobaczyła w jego oczach.
- Przyznaję, że nie rozumiem, co się między nami dzie
je, ale cokolwiek to jest, musi się skończyć. Mamy firmę,
którą zarządzamy, i nie zamierzam tracić głowy z powo
du jakiegoś... jakiegoś...
- Niewykształconego, wypalonego emocjonalnie bankru
ta? - Mężczyzna mówił spokojnie, ale wzrok miał lodowaty.
- Nie to miałam na myśli. - Wszystko działo się zbyt szyb-
64
Anula & Irena
Scandalous
ko. Gdyby mogła zostać na chwilę sama i przemyśleć w spo
koju wydarzenia ostatnich dni, a szczególnie dzisiejszego. -
Proszę, nie wmawiaj mi, że powiedziałam coś, czego nie po
wiedziałam. Nie chcę cię urazić. Chcę tylko powiedzieć, że...
- Nieważne, co chce pani powiedzieć, pani Turner. Do
brze wiem, o co chodzi. To bardzo proste. - Barrett szybko
podszedł do szklanych drzwi prowadzących na werandę. -
Twoje ciało mówi ci jedno, a twój umysł drugie.
- Cord, to nie tak, ja tylko...
- Nie udawaj nieśmiałej. Jestem w takiej samej sytuacji
jak ty. Dokładnie wiem, co teraz czujesz. - Odwrócił się
do niej i zbliżył się o krok. - Jeszcze nigdy tak bardzo nie
pragnąłem żadnej kobiety. Ale sądzisz, że zaryzykuję
wszystko, co mam, tylko po to, żeby się z tobą przespać?
- spytał szeptem, jakby ktoś mógł ich podsłuchać.
Randee nabrała powietrza w płuca, żeby odpowiedzieć,
ale on odezwał się pierwszy:
- Odpowiedź brzmi: nie. Wiem, że myślisz tak samo.
Ryzykowalibyśmy zbyt wiele. - Wrócił do stołu i ciężko
usiadł na krześle. - Więc skoro w tym się zgadzamy, za
bierajmy się do pracy. Chciałbym przejrzeć pozostałe
zgłoszenia. Może nam się poszczęści.
- Może. - Randee zdusiła w sobie wzbierającą falę zło
ści i poszła po teczkę.
Nie poszczęściło im się ani tego dnia, ani następnego. Każ
dego ranka siadali w kuchni i przeglądali pocztę. Zgłosiło się
ponad stu chętnych, z których według Randee większość
świetnie się nadawała, ale Cord w każdym kandydacie zna
jdował jakąś wadę. Bardzo to ją irytowało, ale wiedziała, że
napięcie między nimi spowodowane było czymś więcej niż
tylko problemami z wyborem nowego pilota. Jej cierpliwość
wyczerpała się pod koniec trzeciego dnia.
65
Anula & Irena
Scandalous
- Nie. - Barret wyrzucił ostatni list do kosza stojącego
przy jego krześle.
- Cord, tego wcale nie przeczytałeś!
- Dowiedziałem się tego, co potrzebne.
- Cord, czas podjąć decyzję. - Bała się, ale wiedziała, że
musi być stanowcza. - Cały ten proces rekrutacyjny to
strata czasu. Musimy kogoś zatrudnić i to natychmiast.
Każdego dnia tracimy kolejne pieniądze.
- Stracimy jeszcze więcej, jeśli przyjmiemy kogoś nie
wykwalifikowanego.
- Nie chciałam tego mówić, ale ostateczna decyzja na
leży do mnie. Mam pięćdziesiąt jeden procent udziałów
w Big Island Wings. - Podniosła stertę papierów, które
odłożyła na bok. - Moim zdaniem, każdy z tych pilotów
ma świetne kwalifikacje. Tobie pozostawiam wybór, ale
dziś już musimy kogoś zatrudnić. - Randee nastawiła się
na przyjęcie wybuchu złości wspólnika, ale on zamiast się
wściekać, zastanawiał się nad czymś.
- Cord...
- Poczekaj, poczekaj. - Zamknął oczy, po chwili otwo
rzył je i triumfalnie uderzył dłonią w stół. - Mam! - Odrzu
cił głowę do tyłu i wydał okrzyk radości, który ściągnął do
pokoju Lani i Roreya. - Wiedziałem, że jest jakieś wyjście!
- Co? O co chodzi? O czym ty mówisz? - Jego odpo
wiedź była tak nie na temat, że Randee zaczęła się zasta
nawiać, czy nie zwariował.
- Jason! Jason Clay! Nie wiem, czemu wcześniej o nim
nie pomyślałem!
- Jaki Jason Clay?
- Najlepszy pilot helikopterów, jakiego znam. Oprócz
mnie oczywiście.
- Oczywiście. Chociaż obawiam się, że w tej chwili two
je umiejętności są trochę bezużyteczne. - Randee z trudem
66
Anula & Irena
Scandalous
powstrzymywała się, żeby nie okazywać irytacji. - I jak
ten wspaniały Jason Clay ma nam pomóc?
- Lataliśmy razem, kiedy przyjechałem na Hawaje. Jason
później wyjechał z jakąś kobietą i straciliśmy ze sobą kon
takt. Ale nie układało im się dobrze i Jason wrócił na wyspę
jakieś pięć lat temu. Lata teraz na Kauai. Będzie świetny.
- Rzeczywiście, brzmi interesująco, ale dlaczego miałby
rzucić pracę i przenieść się na Wielką Wyspę, żeby dla nas
pracować?
- Tym się nie martw. - Cord wyglądał na pewnego siebie.
- Nie rozumiem. Dlaczego?
- Powiedzmy, że kiedyś wyświadczyłem mu przysługę.
Przyjedzie. Zaufaj mi.
Jason spełnił wszystkie pokładane w nim nadzieje. Ran-
dee była pełna mieszanych uczuć, widząc podziw, jakim
darzył go Cord. Spodziewała się upartego, niegrzecznego
zarozumialca. Na szczęście Jason okazał się ciepłym,
otwartym i towarzyskim człowiekiem. Był wysoki i ciem
nowłosy, miał przyjemny niski głos. Od pierwszej chwili
wiedziała, że się dogadają ze sobą.
- Pani Turner? - Wysoki mężczyzna przełożył teczkę
pod lewe ramię i wyciągnął do niej rękę. - Nazywam się
Jason Clay. Bardzo mi miło panią poznać.
- Mów do mnie Randee. - Dłoń dziewczyny zginęła
w ręce olbrzyma.
- Dobra, dobra, nie podlizuj się szefowi. - Głos Corda
brzmiał szorstko, ale Randee zdziwiła serdeczność, z jaką
jej wspólnik klepał przyjaciela po ramieniu. - Ta pani nie
jest przyzwyczajona do manier Teksańczyków.
- Prawdę mówiąc, Jason, nie jestem przyzwyczajona do
żadnych manier.
Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem.
67
Anula & Irena
Scandalous
- Znając Corda, wcale się temu nie dziwię. Obawiam
się, że nie jest lwem salonowym.
Poza zgodnym charakterem i doskonałą znajomością
swojego fachu Jason odznaczał się także zdolnościami do
mechaniki i zawsze sam zajmował się maszyną, którą la
tał. Randee musiała przyznać, że Barrett podjął słuszną de
cyzję. Za kilka dni będą mogli ruszyć pełną parą.
- Proszę, to harmonogram jutrzejszych lotów. - Cord
rzucił kilka zadrukowanych stron na stół, na którym
wciąż panował bałagan po ich poprzednich spotkaniach.
Promienie popołudniowego słońca załamywały się na
gładkim blacie. Randee przejrzała plik kartek. Jej wspól
nik nie był wylewny, ale widziała, że coś go cieszy.
- Trzy pełne loty pierwszego dnia. - Uśmiechnęła się do
niego. - Wspaniale. Chyba naprawdę znasz się na swojej
pracy.
- Pewnie, że tak. Ale myślałem, że nigdy tego od ciebie
nie usłyszę. - W jego głosie zabrzmiała nuta satysfakcji,
która sprawiła, że Randee przypomniał się dotyk jego rąk
na jej nagiej skórze. Odsunęła od siebie te wspomnienia
i przywołała się do porządku.
- Bardzo mi przykro, jeśli kiedykolwiek dałam ci od
czuć, że kwestionuję twoje opinie. Jeśli chodzi o Big Is-
land Wings, jesteś ekspertem.
- Czy mógłbym to mieć na piśmie?
- Nie rozumiem. - Chciała odgadnąć jego myśli, ale
twarz mężczyzny pozostała nieprzenikniona. Usiadł cięż
ko na krześle i odłożył na bok kule. Siedział przez chwilę
w milczeniu, patrząc w podłogę. Wreszie podniósł głowę
i spojrzał jej w oczy.
- Randee, myślę, że powinniśmy trochę ochłonąć.
- Z pewnością. - Randee zesztywniała. Po raz pierwszy
68
Anula & Irena
Scandalous
któreś z nich wspomniało, o tym, co między nimi zaszło.
Ich milczenie z pewnością nie wynikało z tego, że napię
cie zniknęło. Wprost przeciwnie. Każda chwila spędzona
razem potęgowała jej uczucia do niego.
Cord wzruszył ramionami, ale bez poczucia winy.
- Chyba zauważyłaś, że wywieramy na siebie pewien
szczególny wpływ...
- Zauważyłam. - Randee szybko przerwała mu. Zauwa
żyła? Nie myślała o niczym innym. - Rzeczywiście, też
uważam, że powinniśmy trochę ochłonąć. Co konkretnie
masz na myśli?
Barrett przyjrzał jej się uważnie. Czuła na sobie jego roz
palone spojrzenie przesuwające się po jej ciele, jakby na
prawdę zamierzał jej powiedzieć, co ma na myśli. Co obo
je mieli na myśli. I nie miało to nic wspólnego z firmą.
- Musimy się podzielić obowiązkami. Ja zajmę się Big
Island Wings, a ty marketingiem, finansami i organizacją
przewozu pasażerów.
Kiwnęła głową, na co on uśmiechnął się słabo.
- W ten sposób będziemy robić to, co umiemy najle
piej, i nie zajdziemy sobie za...
- Paznokcie - wtrąciła, zanim Cord wkroczył na niebez
pieczny teren. W jego ustach nawet niewinne słowo, jak
skóra, mogło brzmieć dwuznacznie. Randee spłonęła ru
mieńcem. Oboje wiedzieli, o co mu chodziło. Dla nich
obojga będzie lepiej, jeśli będą się unikać. Zbyt wiele ry
zykowali. Żadne z nich nie powinno narażać spółki.
Randee mogła tylko mieć nadzieję, że siła przyciągają
ca ich do siebie, z czasem osłabnie. W przeciwnym razie
źle się to skończy dla nich obojga.
69
Anula & Irena
Scandalous
8
Przez kilka kolejnych tygodni Randee była całkowicie
pochłonięta pracą. Często myślała o Cordzie, ale udawa
ło jej się opanować fantazje. Wiedziała, że tym razem za
uroczenie może ją kosztować resztę majątku. Zaprzepaści
łaby przyszłość swoją i syna.
Zajęła się więc zdobywaniem klientów. Najpierw dzwo
niła do największych agencji turystycznych w Honolulu,
później osobiście prezentowała usługi firmy. Była profe
sjonalna, szczera i przekonująca, a poza tym miała konku
rencyjne ceny. Nic więc dziwnego, że jej oferta spotkała
się ze sporym zainteresowaniem na rynku turystycznym.
Pewnego dnia, wracając do hotelu po szczególnie uda
nym spotkaniu, zaczęła wspominać okres sprzed mniej
więcej ośmiu lat, kiedy Paradise Fragrances wchodziły na
rynek. Ciężko wtedy pracowała. Mieszkała w malutkim
pokoju, prawie cale dochody inwestując z powrotem w fir
mę. Nawet kiedy Paradise Fragrances zaczęły przynosić
znaczny zysk i rozrosły się do trzech sklepów, nie zabie
rała pieniędzy firmy.
Właściwie całe życie poświęciła pracy. Wspominając tam
te czasy, Randee doszła do wniosku, że była wtedy bardzo
niewinna i naiwna, z czego nawet jej najbliżsi przyjaciele nie
zdawali sobie w pełni sprawy. Świetnie znała się na marke
tingu i prowadzeniu firmy, ale nie potrafiła poruszać się
w świecie spraw damsko-męskich. Pewnie dlatego tak łatwo
usidlił ją dojrzały, pewny siebie J. Maxwell Turner.
70
Anula & Irena
Scandalous
Randee przeszła przez ogromny, klimatyzowany hall
i przycisnęła guzik, żeby ściągnąć windę. Wspomnienie o mę
żu zepsuło jej dobry humor. Jeszcze raz wcisnęła guzik, zła,
że nawet rok po śmierci Max ciągle miał nad nią taką władzę.
Czekając na windę, rozejrzała się po hotelowym hallu.
Spojrzała na program imprez przewidzianych na dzisiej
szy dzień. Natychmiast jej uwagę przykuło zaproszenie na
bal na rzecz Szpitala Dziecięcego w Honolulu, który miał
się odbyć wieczorem.
Drzwi windy otworzyły się z cichym szmerem i Randee
weszła do środka, zatopiona w bolesnych wspomnieniach.
Rokrocznie brała udział w tym balu dobroczynnym, kiedy
mieszkała w Honolulu. Zawsze troszczyła się o dzieci i jej
firma była jednym z ważniejszych sponsorów Szpitala Dzie
cięcego. Była dumna, że Paradise Fragrances wspierały cele
charytatywne znacznie aktywniej niż inne, większe firmy.
Kiedy tylko weszła do swojego pokoju na czterdzie
stym trzecim piętrze, zrzuciła buty i rozsiadła się w fote
lu przy oknie. Chciała cieszyć się malowniczym zachodem
słońca nad oceanem i piękną purpurową mgiełką zasnu-
wającą niebo, ale nie potrafiła powstrzymać napływu nie
przyjemnych wspomnień.
Maxa poznała właśnie na balu dobroczynnym. Firma
Paradise Fragrances była jednym z jego sponsorów i Ran
dee pojawiła się na balu, żeby okazać swoje poparcie. Te
go roku, stary przyjaciel, który miał jej towarzyszyć, roz
chorował się i była sama. Prowadziła zdawkowe rozmowy
z nieznajomymi przy stole, gdy zjawił się przy niej wyso
ki, szpakowaty mężczyzna i poprosił ją do tańca. Był mi
ły, uprzejmy i uroczy. Po pierwszym tańcu przysiadł się
do niej i zostali razem do końca wieczoru.
Pozostali goście znali go i traktowali z uniżonością, ja
ką zwykle okazuje się ludziom sławnym i bogatym. Tego
71
Anula & Irena
Scandalous
wieczoru dowiedziała się, że zainteresował się nią Max Tur
ner, właściciel Turner Investments, jednej z największych
spółek zarządzających na Hawajach. Należały do niego
biura, hotele, restauracje i wiele innych firm na wyspach.
Do Turner Investments należały także trzy centra handlo
we, w których Paradise Fragrances miały swoje sklepy.
Max powiedział jej, że słyszał o jej firmie i o niej samej
również. Czytał o niej w dodatku gospodarczym do lokal
nej gazety. Z zainteresowaniem śledził rozwój Paradise
Frangrances. Najwyraźniej tak jak on była urodzonym
przedsiębiorcą. Ale tego wieczoru nie chciał rozmawiać
o interesach. „Dziś chcę tylko tańczyć" - oznajmił.
Od tego momentu w życiu Randee zaczęły następować
poważne zmiany. Kilka następnych miesięcy minęło
w mgnieniu oka. Jej doświadczenie w sprawach sercowych
ograniczało się do paru przypadkowych randek z kolegami
ze szkoły, nie była więc przygotowana na związek z męż
czyzną pokroju J. Maxwella Turnera. Był starszy od niej
o dwadzieścia lat, zabiegał o nią w wielkim stylu, obsypując
prezentami i poświęcając jej całą uwagę. Po raz pierwszy
w życiu poczuła, że jest zakochana. Kiedy Max zwierzył się
jej, że pragnie mieć dzieci, pozbyła się wszelkich wątpliwo
ści. Zrozumiała, że jest im pisana wspólna przyszłość.
Pobrali się po zaledwie pół roku znajomości. Na uro
czystości byli obecni liczni znajomi i wspólnicy Maxa i kil
koro przyjaciół Randee. Do ołtarza prowadził ją stary
przyjaciel ojca.
Randee była w siódmym niebie. Oczekując dziecka
przekazała zarządzanie Paradise Fragrances spółce męża.
Jednak zaledwie kilka miesięcy po powrocie z Europy,
gdzie spędzali miodowy miesiąc, Randee poczuła, że mię
dzy nią a Maxem zaczyna się coś psuć. Czułość, jaką jej
okazywał w okresie narzeczeństwa, zniknęła bezpowrot-
72
Anula & Irena
Scandalous
nie. Zaczął częściej podróżować w interesach i ciągle nie
było go w domu. Miała wrażenie, że widują się tylko pod
czas oficjalnych imprez. Czuła się, jak jedna z zabawek,
którą sobie kupił, i dla której stracił już zainteresowanie.
Randee wstała i przeciągnęła się. Była zmęczona i głod
na, co jeszcze pogłębiło melancholijny nastrój, który ją
ogarnął po powrocie do hotelu. Postanowiła się z niego
otrząsnąć. Zamówiła sobie zupę i kanapkę, wzięła prysz
nic. Później, chociaż było jeszcze wcześnie, włożyła lekką
bawełnianą koszulkę nocną, a na to biały szlafroczek
frotte. Zamierzała trochę odpocząć.
Zaledwie skubnęła kanapkę z indykiem i spróbowała
trochę zupy z małż. Chciała poczytać, ale po kilku minu
tach odłożyła gazetę.
Podciągnęła kolana i ułożyła się wygodniej w fotelu pod
oknem. Obserwując budzące się hałaśliwe nocne życie, za
tęskniła za ciszą i spokojem, które noc przyniesie Wielkiej
Wyspie. Brakowało jej synka i mlecznego zapachu jego po
liczka, gdy kradła mu pocałunek na dobranoc.
Tęskniła jeszcze za czymś. Tutaj, w słabo oświetlonym
pokoju hotelowym, mogła przyznać przed sobą, co to jest.
Brakowało jej Corda. M i m o że starała się skupić wy
łącznie na pracy, mimo przekonania, że tylko sukces ich
wspólnego przedsięwzięcia uratuje „Kona Breeze", mimo
że w jego towarzystwie czuła się zdezorientowana, ziryto
wana i rozdrażniona, m i m o tego wszystkiego i tak czuła,
że za nim tęskni.
Wiedziała, że to nie ma sensu, ale Cord miał coś w so
bie, coś poza uporem i złymi manierami. Było to coś wię
cej niż tylko atrakcyjna powierzchowność, na którą jej cia
ło reagowało tak intensywnie.
Był troskliwy i opiekuńczy, choć nie okazywał tego
wszystkim. Zauważyła te cechy jego charakteru, gdy bawił
73
Anula & Irena
Scandalous
się z Roreyem; czasem nawet w stosunku do niej był taki.
Czuła, że w głębi serca ten zdeklarowany samotnik pra
gnął troszczyć się o kogoś. Czy odważyłaby się pozwolić
mu, żeby zaopiekował się nią?
Spojrzała na zegarek i jęknęła. Musiała się trochę prze
spać. Jutro rano miała najważniejszą prezentację ze wszyst
kich. Szła do JTL Tours, agencji turystycznej, która organi
zowała wycieczki na Hawaje dla turystów z Japonii. Jeśli
podpisze z nimi kontrakt, obroty „Kona Breeze" zwiększą
się o dwadzieścia pięć procent.
Rano zrobiła pewne obliczenia i okazało się, że jeśli JTL
Tours podpisze z nią kontrakt, będzie miała szansę na kre
dyt z banku. Termin spłaty kolejnej raty upływał za dwa
i pół miesiąca. Jeśli nie zdobędzie tej umowy, trudno jej
będzie przekonać bank, że firma jest wiarygodna, nawet
pomimo kontraktów, które już podpisała.
Rozwiązanie było proste. Musiała zdobyć ten kontrakt.
Nie było innego wyjścia.
Randee wyłączyła światło i ułożyła się do snu. Była zmę
czona, ale pewna, że nie uśnie. Tymczasem następnym dźwię
kiem, jaki usłyszała, był nastawiony na ósmą rano budzik.
- Kimo, udało się! - Randee wyskoczyła z samochodu,
krzycząc jak oszalała. Zatrzasnęła drzwi i powtórzyła -
Udało się!
Kimo, kapitan „Kona Breeze" od ponad piętnastu lat,
spojrzał na nią znad papierów, które właśnie przeglądał.
Jego nowa szefowa z włosami rozwianymi przez wiatr bie
gła w kierunku przystani. Zaskoczony mężczyzna przyło
żył zwiniętą dłoń do ucha.
- Co? Nie słyszę! Co się stało?
Randee weszła na pokład, uśmiechając się szeroko.
- Mamy kontrakt z JTL! Pierwsi pasażerowie przyjeż-
74
Anula & Irena
Scandalous
dżają w piątek! - Randee spontanicznie uściskała Kimo,
ale kapitan nie podzielał jej radości.
- To wspaniale, Randee. - W jego głosie słychać było tro
skę.
Kobieta wypuściła go z objęć i przyjrzała mu się uważnie.
- Coś nie tak, Kimo?
Kapitan przełknął ślinę i na chwilę spuścił wzrok.
- Mieliśmy trochę kłopotów, kiedy cię nie było. - Spoj
rzał na nią. - Nie chciałem ci zawracać głowy, jak byłaś
w Honolulu. Wiem, że jesteś bardzo zajęta.
Randee przeszedł zimny dreszcz.
- Jakie kłopoty?
- Najpierw myślałem, że mi się wydaje. W poniedzia
łek sprawdziłem magazyn na statku, tak jak co tydzień.
Miałem wrażenie, że brakuje kilku rzeczy, to znaczy kar
tonu z aparatami fotograficznymi i sporo alkoholu. Więc
jeszcze raz sprawdziłem inwentarz z zeszłego tygodnia
i okazało się, że wtedy jeszcze tu były.
- Więc na statku grasuje jakiś drobny złodziejaszek. -
Randee poprawiła sobie włosy. Postanowiła nie przejmo
wać się takim drobiazgiem. - Zmienimy zamki. To rzeczy
wiście nieprzyjemne, ale jeszcze nie tragedia. W przyszłości
będziemy bardziej ostrożni wydając klucze do magazynu.
- To nie wszystko, Randee. - Oczy Kimo zdradzały po
ważną troskę.
- Jak to?
Kapitan przełknął ślinę.
- Wczoraj rano zszedłem do magazynu i jak tylko otwo
rzyłem drzwi zorientowałem się, że brakuje tego nowiut
kiego kombinezonu do nurkowania, który kupiłaś w ze
szłym miesiącu.
- Całego kombinezonu?
Kimo pokiwał głową ze smutkiem.
75
Anula & Irena
Scandalous
- Niestety tak.
Randee przygryzła wargę.
- Coś jeszcze zginęło?
- Chyba nie. Ale rano zauważyłem, że brakuje kilku bu
tli tlenowych.
- Co? Alkohol, kombinezony, aparaty rozumiem, ale
po co komuś butle tlenowe?
- Nie wiem, po prostu nie wiem. Bardzo mi przykro,
Randee. - Kapitan ze smutkiem zwiesił głowę.
- To nie twoja wina, Kimo. Nie na rękę nam teraz taki
wydatek, ale przecież nie mamy wyjścia. Tylko proszę,
bądź ostrożniejszy przez kilka następnych dni. Pierw
szych Japończyków zabieramy w piątek. Wszystko ma
być zapięte na ostatni guzik.
W piątek rano Cord obserwował start swojego helikop
tera. Gdy maszyna zniknęła w chmurach, gips na jego no
dze wydał mu się cięższy niż zwykle, jakby był kotwicą
zatrzymującą go na ziemi. Ta myśl i fakt, że nie widział
Randee, odkąd wróciła z Honolulu, wystarczyły, żeby
wprawić go w zły nastrój na resztę dnia.
Zresztą, nawet gdyby się widzieli, nic by to nie dało. Sa
mo zobaczenie jej nie uśmierzyłoby pragnienia, które czuł
od dnia, gdy się spotkali po raz pierwszy.
Mężczyzna odwrócił się i zobaczył wysiadającą z samocho
du wspólniczkę. Miała na sobie szorty i koszulkę, a włosy
związała w koński ogon, ale jemu wydawało się, że jeszcze ni
gdy nie wyglądała tak ślicznie. Poczuł skurcz w żołądku, gdy
uświadomił sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Kiedy podeszła
bliżej, zauważył, że była zdenerwowana.
- Cord, musimy natychmiast porozmawiać - odezwała
się na powitanie.
- Dzień dobry. Jak ci minęła podróż?
76
Anula & Irena
Scandalous
- Przepraszam, Cord. Nie chciałam być niegrzeczna. Po
dróż udała się wspaniale. Wszystko opowiem ci później. Mu
simy porozmawiać o czymś innym. Mamy poważny problem.
- Okay. Co się stało?
- Mamy sabotażystę na „Kona Breeze".
- Sabotażystę? O czym ty mówisz?
Randee w kilku słowach przytoczyła to, co powiedział
jej Kimo. Barrett słuchał uważnie, ale nie bardzo rozumiał,
co konkretnie tak ją zdenerwowało.
- No dobrze, ktoś ukradł parę drobiazgów. Też mnie
to wkurza. Ale gdzie tu widzisz sabotaż?
- Słuchaj dalej. Dziś rano, kiedy statek wypływał, jeden
z członków załogi skręcił sobie kostkę, schodząc z drabi
ny. Jeden ze stopni po prostu się zapadł. - Odgarnęła
z czoła niesforny kosmyk. - Sama obejrzałam drabinę. No
wiutka. Brakowało śruby.
- Sugerujesz, że ktoś umyślnie poluzował stopnie?
- Tak mi się wydaje. Ale to nie wszystko. Dziś po raz
pierwszy mieliśmy zabrać japońskich turystów.
- Jak to mieliśmy? - Mężczyzna poczuł, że coś ściska
go w żołądku.
- No tak. Statek nie mógł wypłynąć. Silniki nie zadzia
łały. Akumulatory wysiadły.
- Nie można było ich naładować?
- Można było. Kimo nie rozumiał, dlaczego wysiadły,
więc od razu przystąpił do ładowania ich na nowo, ale...
ale... - Chociaż starała się z całych sił, nie wytrzymała i roz
płakała się. - Nie mogłam kazać sześćdziesięciu trzem Ja
pończykom czekać na słońcu przez dwie godziny. Musia
łam ich odesłać do hotelu. - Zakryła oczy dłonią, żeby
ukryć łzy. - Cord, sześćdziesięciu trzech pasażerów! Co ja
powiem ludziom z JTL?
Cord przyciągnął ją do siebie, a jego bliskość wywoła-
77
Anula & Irena
Scandalous
ła u niej kolejną falę płaczu. Dopiero teraz odreagowywa
ła napięcie, które narastało w niej od kilku tygodni. Tulił
ją do siebie i delikatnie gładził po głowie jak dziecko, czu
jąc, jak jej żal i strach powoli ustępują.
Teraz trzymając ją w ramionach, odczuwał coś zupeł
nie innego niż za poprzednim razem. Mimo że lgnęła do
niego, nie czuł tej silnej fali pożądania, która go wówczas
ogarnęła. Zamiast tego pragnął ją pocieszyć i chronić. Nie
czuł się w ten sposób, odkąd rozstał się z Brittany.
Wreszcie Randee uspokoiła się i uwolniła z jego objęć.
Wyjęła chusteczkę z kieszeni i wydmuchała nos.
- Przepraszam. Czuję się jak idiotka. Nie wiem, co się
ze mną dzieje. Normalnie się tak nie zachowuję.
- Nic nie szkodzi. Może po prostu musiałaś się wypłakać.
- Może. - Jeszcze raz wydmuchała nos i uśmiechnęła się
słabo. - Tak czy inaczej, trzeba się tym zająć. Muszę zadzwo
nić i udobruchać JTL. Potem dowiem się, kto za tym stoi.
- Jak? - Barrettowi nie spodobał się jej ton.
- Wydaje mi się, że ktoś z załogi jest za to odpowie
dzialny. Za dużo czasu spędzałam w biurze. Trzeba spraw
dzić, co się dzieje na statku. Osobiście dopilnuję porząd
ku na „Kona Breeze".
- Chcesz codziennie być na statku? To chyba nie jest
dobry pomysł. - Brzuch bolał go coraz bardziej, ale nie
chciał jej tym martwić.
- Czemu nie? - Randee wyzywająco skrzyżowała ramio
na. - Znam się na pływaniu.
- Nie wątpię. Ale chyba wyobrażasz sobie za wiele. To
pewnie przypadek.
- Kradzieże, obluzowany stopień, wyczerpane akumu
latory?
- Tak. Nie ma sensu bawić się w detektywa. Niech po
licja zajmie się kradzieżami, a ty wracaj do biura. - „I uni-
78
Anula & Irena
Scandalous
kaj kłopotów", dodał w myślach. Jeśli rzeczywiście istniał
jakiś związek między tymi wydarzeniami, Randee powin
na trzymać się z daleka od statku.
Jednak jeszcze zanim kobieta odezwała się, z wyrazu jej
twarzy zrozumiał, że na próżno ją ostrzegał.
- Dziękuję, że pozwoliłeś mi się wypłakać i doceniam
twoje rady, ale to mój statek. Nie pozwolę, żeby na mo
ich oczach ktoś zniszczył ten interes. Jutro, kiedy „Ko
na Breeze" będzie wypływać do Kealakekua, będę na po
kładzie.
- Jak wygląda sytuacja, kapitanie? - Randee spróbowa
ła rozluźnić napiętą atmosferę.
- Zaraz zaczniemy wpuszczać pasażerów. Dwa razy
sprawdziłem każdy centymetr statku. Musiałem wstać
dwie godziny wcześniej. Wszystko jest na swoim miejscu.
- Kimo chrząknął i pociągnął ostatni łyk kawy. - Ten le
niuch Liko miał mi pomóc, ale nie wstał tak rano. Woła
łem go ze trzy razy, ale w końcu zrezygnowałem.
Randee roześmiała się.
- Jeśli to cię pocieszy, to muszę ci powiedzieć, że jesz
cze nie spotkałam ojca, który nie sądziłby, że jego nasto
letni syn jest leniem.
- Może i tak, ale Liko nie jest już dzieckiem. Ma osiem
naście lat. Najwyższy czas, żeby zaczął się zachowywać
jak dorosły mężczyzna.
- Pamiętam, jak mówiłeś, że podoba mu się praca na
statku, ale odkąd tu jestem, widziałam go tylko kilka ra
zy. Mógłby nam trochę pomóc, szczególnie w weekendy.
- Wiem. Sam wolałbym, żeby tu był. Jak był mały, co
dziennie latem pomagał po szkole. Chciał wiedzieć wszyst
ko o statku. Teraz jest całkiem dobrym żeglarzem. - Ki
mo wstał od steru i popatrzył przed siebie. - Ale kiedy Ma-
79
Anula & Irena
Scandalous
ry Lei zmarła dwa łata temu, bardzo się zmienił. Niczym
się już nie interesuje.
- Chłopcu trudno jest dorastać bez matki.
- Tak. - Kapitan nasunął na nos okulary słoneczne. -
A mężczyźnie żyć bez żony.
Słysząc ból w jego głosie, Randee poczuła ukłucie w sercu.
- Zresztą, Liko to moje zmartwienie. - Kimo przełknął
ślinę i kontynuował nieco pogodniej: - Jeśli jesteś gotowa,
możemy zacząć wpuszczać pasażerów na pokład... Hej,
czy to nie Cord?
Randee odwróciła się na pięcie. Jej wspólnik powoli
szedł w ich kierunku. Właściwie nie szedł, tylko kuśtykał.
Coś się zmieniło w jego wyglądzie, ale co? Oczywiście! Jak
mogła od razu nie zauważyć! Podbiegła do burty.
- Cord! Gdzie masz kule?
Błysnął zębami w uśmiechu.
- Już mi nie są potrzebne. Teraz wystarczy mi mniej
szy gips. - Wskazał palcem na nogę, usztywnioną tylko od
kolana w dół. - Elegancki, prawda?
Randee na miękkich kolanach zeszła z drabiny, żeby go
powitać na pokładzie. To niespodziewane spotkanie tro
chę wytrąciło ją z równowagi.
- Wspaniały! Bardzo się cieszę, ale co ty tu robisz?
- Stwierdziłem, że nadszedł czas, żebym wniósł swój
wkład do naszej spółki.
- A Big Island Wings? Jason cię nie potrzebuje?
- Jason wszystko zapiął na ostatni guzik. U niego
wszystko chodzi jak w zegarku. Zaczynam się tam czuć
jak piąte koło u wozu. Nie chcę ciągle być bezużyteczny.
Pomyślałem sobie, że przyda ci się pomocnik na pokła
dzie, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę ostatnie wy
darzenia.
- Bardzo ci dziękuję, ale czy z twoją nogą...
80
Anula & Irena
Scandalous
- Zobacz. - W kilka sekund wdrapał się na drabinę,
z której ona właśnie zeszła. Podążyła za nim.
- I co? - Mężczyzna stanął w wyzywającej pozie.
Oczywiście główny powód jej wahania nie miał nic
wspólnego z jego nogą, a z obezwładniającym wpływem,
jaki Cord na nią wywierał. Nawet jeśli sądziła, że to uczu
cie minęło, ostatnie kilka chwil udowodniło, jak bardzo
się myliła. „Kona Breeze" to duży statek, ale i tak nie wy
starczająco duży dla nich dwojga.
- No nie wiem...
- Randee, on się lepiej zna na rzeczy niż większość na
szych majtków - wtrącił Kimo zza steru. Spojrzał na ze
garek, potem na niebo. - Powinniśmy ruszać, bo inaczej
się nie wyrobimy. Mamy przecież komplet. Decyzja nale
ży do ciebie, ale ja osobiście uważam, że bardzo by się
przydał. - Wzruszył ramionami. - Poza tym i tak mu pła
cisz. Niech się wykaże.
Barrett uśmiechnął się szeroko.
- Kimo ma rację. Chcę pomóc. Pozwól mi zapracować
na moją pensję. - Mrugnął do niej, sugerując, że istnieje
wiele sposobów na wywiązanie się ze swoich obowiązków.
Randee spłonęła rumieńcem i przygryzła wargę, ale wie
działa, że przegrała. Determinacja w oczach Corda powie
działa jej, że nie ma sensu się z nim kłócić. Będzie musiała
dopilnować, żeby nie wkroczyli na zakazane terytorium.
- Dobrze, ale proszę, bądź szczególnie ostrożny, kiedy
już wypłyniemy.
Cord zbliżył się do niej.
- Nie martw się, będę uważał... za nas dwoje - powie
dział tak cicho, że tylko ona go usłyszała.
Jego niski, ochrypły głos odczuła jak najintymniejszą
pieszczotę i zadrżała mimo upału.
- Dobrze. Nie chcę, żeby komuś stała się krzywda.
81
Anula & Irena
Scandalous
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
- To bardzo rozsądne z pani strony. Niestety, wypadki
czasem zdarzają się, nawet jeśli się jest bardzo ostrożnym.
9
Mimo rozterek Randee kolejne trzy dni minęły spokoj
nie. Był to najlepszy okres dla firmy, odkąd ją przejęła.
Wszystkie ranne i popołudniowe rejsy zostały wykupione
i każda wycieczka kończyła się sukcesem. Pogoda również
dopisywała: bezchmurne niebo, spokojne morze.
Pasażerowie bawili się świetnie, więc i agencje tury
styczne były usatysfakcjonowane. Nawet dyrektor do
spraw marketingu z JTL, który po fiasku pierwszego rej
su groził rozwiązaniem umowy, zadzwonił do Randee
z gratulacjami. Japończycy prześcigali się w pochwałach
dla „Kona Breeze" i Big Island Wings.
Okazało się, że Barrett jest nieoceniony na statku, ra
dził sobie z powierzonymi mu zadaniami równie dobrze,
jak z pasażerami, którzy przepadali za jego towarzystwem.
Po pierwszym dniu nawet mało wylewny Kimo przyznał,
że jest on pierwszorzędnym marynarzem.
Upewniwszy się, że Cord da sobie radę, Randee prze
stała go obserwować. Tłumaczyła sobie, że interesuje się
jego poczynaniami w takim samym stopniu, jak i innych
członków załogi, ale tak naprawdę, gdy tylko znalazła się
przy nim, nie mogła oderwać oczu od jego wspaniałego
półnagiego ciała. Trudno jej było odmówić sobie tej przy
jemności, choć wiedziała, że straci cały autorytet, jeśli za
łoga zauważy jej maślany wzrok wlepiony w Corda.
82
Anula & Irena
Scandalous
Poza tym miała na głowie poważniejsze sprawy. N i e
żartowała, mówiąc, że zamierza sprawdzić, kto stoi za ta
jemniczymi kradzieżami.
Jednak wzmożona czujność nie przyniosła żadnych re
zultatów. Wszystko szło jak po maśle. Randee stopniowo
uspokajała się mimo dręczących ją rozterek. Plan popołu
dniowych rejsów wskazywał, że jest kilka wolnych miejsc,
więc poprosiła ciocię Lani, żeby razem z Roreyem dołą
czyli do niej.
- Mama! - Randee podniosła głowę znad lin i zobaczy
ła synka idącego za rękę z Lani. Pomachała do nich, ura
dowana widokiem dziecka.
- Cześć, kochanie! Tu jestem!
Rorey odmachał jej.
- To już całkiem duży chłopiec. - N i e wiadomo skąd
Barrett znalazł się przy niej. N i e podskoczyła przestraszo
na, bo wyczuła jego obecność, jeszcze zanim się odezwał.
- Jaki elegancki!
Randee musiała przyznać, że w czapeczce baseballowej
i dziecięcych okularkach przeciwsłonecznych synek wy
glądał bardzo dojrzale. Ucieszyło ją to spostrzeżenie, ale
i troszkę zasmuciło.
- Masz rację. Rorey rośnie, ale dla mnie zawsze pozo
stanie moim ukochanym maluszkiem.
Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem.
- Mówisz jak prawdziwa matka.
Zszedł na dolny pokład, żeby pomóc Lani i Roreyowi.
Po kilku chwilach pojawił się na górze z chłopcem w ra
mionach. Ciocia Lani dreptała za nimi.
- To tej pani szukasz, kolego. - Oddał Roreya matce
i wziął od Lani ogromną słomkową torbę. - Proszę Lani,
to miejsce dla ciebie, naprzeciwko kapitana. - Rozłożył
ręcznik. - Stąd wszystko świetnie widać.
83
Anula & Irena
Scandalous
- Ty, Cord, umiesz postępować z kobietami! - Lani roz
siadła się na ręczniku. - Prawda, Randee?
Randee wymamrotała coś niezrozumiale.
- Bierzmy się do pracy.
- Jesteśmy gotowi do wypłynięcia. - Kimo wrócił z osta-
niego obchodu statku i stanął za sterem. - Cord, jeśli
chcesz... - Przerwał w pół zdania. - Lani?
Kobieta odpowiedziała dopiero po chwili cieplejszym
niż zwykle głosem:
- Tak, to ja, Kimo.
- Mój Boże, nie widziałem cię od... - Kapitan usiadł cięż
ko. Wyglądał na zaskoczonego, ale jednocześnie zadowo
lonego. - To chyba już...
- Bardzo dawno, Kimo, bardzo dawno. - Lani spuściła
wzrok i zaczęła poprawiać czapkę Roreyowi. - Od śmierci
Mary Lei. - Podniosła głowę i spojrzała kapitanowi prosto
w oczy. Randee miała wrażenie, że w tym momencie dla tych
dwojga świat przestał istnieć. - Co u ciebie słychać, Kimo?
- Jakoś sobie radzę.
- Tak jak i my wszyscy. - Lani rozejrzała się, jakby do
piero teraz wróciła do rzeczywistości. Znów uśmiechnęła się
ciepło, tym razem do wszystkich. - To kiedy wyruszamy?
- Już. - Kimo włączył silnik. - Cord, powiedz chłopa
kom, że płyniemy.
Randee zauważyła zadumane spojrzenie Barretta. Wyczu
ła, że napięcie między Kimo i Lani nie uszło jego uwagi.
- Tak jest, kapitanie. - Mężczyzna zszedł na dolny po
kład.
Rejs do Zatoki Kealakekua minął spokojnie, choć zało
ga i tak miała pełne ręce roboty z kompletem pasażerów.
Dopiero kiedy dopływali na miejsce, Randee znalazła
chwilę, żeby sprawdzić, co robią Lani i Rorey. Wspięła się
na górny pokład.
84
Anula & Irena
Scandalous
Kiedy dotarła do mostka kapitańskiego, znalazła Kimo
i Lani całkowicie pogrążonych w rozmowie. Kimo powie
dział coś po hawajsku, czego Randee nie zrozumiała,
a w odpowiedzi Lani roześmiała się hałaśliwie.
Randee rozejrzała się za synkiem. Na chwilę zamarło
w niej serce, bo nigdzie go nie dostrzegła.
- Gdzie jest Rorey?
- Nie martw się, kochanie. - Lani wytarła dłonią oczy,
z trudem powstrzymując kolejny wybuch śmiechu. - Jest
z Cordem. Chciał obejrzeć ryby.
Randee uspokoiła się. Skarciła się w myślach za swoje
matczyne przewrażliwienie. Jak każda samotna matka wie
działa, że nadmiernie martwi się o dziecko, ale z drugiej
strony mogła polegać tylko na sobie. Gdyby ktoś jej poma
gał, być może nie czułaby tego obezwładniającego strachu.
Zeszła na główny pokład, gdzie pasażerowie zebrali się
wokół szyby wmontowanej w dno statku. Tam dostrzegła
Roreya, przewieszonego przez balustradę otaczającą prze
szklone dno. Cord stal za nim, obejmując go w pasie.
- Rybki! - Chłopczyk pokazywał je palcem. - Rybki!
- Zgadza się. Mnóstwo ślicznych rybek. Dużych, malut
kich. - Barrett nie zauważył jej i kontynuował rozmowę
z maluchem. - Tamte rybki to humuhumunukuku.
Śmieszna nazwa, prawda? Takie długie imię dla takiej ma
łej rybki.
Randee wzruszyła się, widząc ich pochłoniętych obserwa
cją ryb, głowa przy głowie. Przez chwilę stała, przyglądając
się im. Nagle ogarnął ją smutek, że Rorey musi wychowy
wać się bez ojca. Ta strata odbije się na jego psychice. Bez
względu na to, jak bardzo kocha synka, nie zastąpi mu ojca.
- Mama!
Odchrząknęła, żeby mówić normalnym tonem. Wspól
nik z pewnością nie zrozumiałby jej reakcji.
85
Anula & Irena
Scandalous
- Jak się macie, chłopcy? Oglądacie rybki? - Stanęła
obok nich.
- Mama, popatrz! - Rorey z zapałem pokazywał palcem
przepływające pod oszklonym dnem ryby, wiercąc się
w objęciach Corda. - Rybki! Śliczne rybki!
- Widzę, kochanie. Prześliczne rybki. - Randee z trudem
przyjęła lekki ton. - Jak to miło ze strony Corda, że ci je po
kazał. Nawet wie, jak się nazywają. Pewnie dużo o nich wie.
Mężczyzna spojrzał na nią przenikliwie, jakby chciał
odgadnąć jej uczucia. Miała dziwne wrażenie, że rozumiał,
co się z nią dzieje.
- Nie jestem żadnym ekspertem. Takie rzeczy się wie. -
Mówił szorstkim głosem i Randee nie była pewna, czy ma na
myśli ryby, czy chłopczyka, którego trzymał w ramionach.
- Ja też nie jestem ekspertem. Po prostu staram się, jak
mogę.
Cord spojrzał jej w oczy.
- Jak wszyscy.
Rozległa się syrena, oznajmiająca, że przybyli na miej
sce. Czar chwili prysł.
- Lepiej pójdę pomóc Kimo przycumować. - Oddał
chłopca Randee. - Zostań na razie z mamą, kolego. Póź
niej znów pooglądamy rybki.
Barrett dotrzymał słowa. Randee była wniebowzięta,
widząc ich razem w pontoniku, łagodnie kołyszącym się
na spokojnym oceanie. Zdziwiła się, że Rorey, który za
wsze bał się otwartej wody, teraz beztrosko muskał rącz
ką fale, wychylając się z silnych objęć Corda.
Obserwując ich ze swojego stanowiska na rufie, poczu
ła, że smutek, który ogarnął ją rano, zaczyna ustępować.
Ciepłe słońce, plusk wody o burtę statku, szczęśliwy
śmiech pasażerów na pokładzie i w wodzie napełniły ją
poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
86
Anula & Irena
Scandalous
Od czasu do czasu dochodziły ją głosy Lani i Kimo, któ
rzy mieli sobie wiele do opowiedzenia. Okazało się, że byli
dobrymi przyjaciółmi, chodzili do tych samych szkół jako
dzieci, ale kilka lat temu stracili ze sobą kontakt. Nie uszło
jej uwagi, że oboje bardzo się ucieszyli z tego spotkania.
Poczucie spokoju nie opuszczało jej cały dzień. Następne
go ranka, jadąc do zatoki, zaczęła się nawet zastanawiać, czy
przypadkiem Cord nie miał racji, mówiąc, że wszystko, co
wydarzyło się na „Kona Breeze" gdy jej tu nie było, to tylko
zbieg okoliczności; kosztowny, nieprzyjemny i irytujący, ale
tylko i wyłącznie splot niefortunnych zdarzeń.
Skręciła na parking. Znalazła wolne miejsce obok stare
go jeepa Corda. Teraz, gdy już chodził bez kul, mógł spo
kojnie prowadzić, choć latanie wciąż było wykluczone.
Zresztą, odkąd zatrudnili Jasona, wcale nie spieszył się, że
by znów siąść za sterami helikoptera.
Randee zamknęła samochód. Widziała na pokładzie
Corda i Kimo, ale nigdzie nie było wózków, którymi zwy
kle przewozili nowe dostawy. Zaniepokoiła się: na pewno
jeszcze nie zdążyli skończyć załadunku. Zbliżając się do
statku, zrozumiała, że coś jest nie w porządku. Kimo, któ
ry niechętnie wstawał ze swojego krzesła, teraz nerwowo
przemierzał pokład tam i z powrotem.
Cord stał nieruchomo z założonymi rękami. Nawet
z daleka widziała, jaki jest spięty. Ogarnęło ją przerażenie.
Zrozumiała, że wydarzyło się coś bardzo złego.
Przyspieszyła kroku, nie będąc w stanie znieść tej nie
pewności ani sekundy dłużej. Torebka wypadła jej z rąk.
Rzuciła się biegiem w kierunku statku.
- Randee, tak mi przykro. - Kimo podbiegł do niej. Wy
glądał, jakby miał się za chwilę rozpłakać. - Strasznie mi
przykro. - Spojrzała mu przez ramię na kołyszący się sta
tek. Zamarła. Przez chwilę myślała, że zwymiotuje.
87
Anula & Irena
Scandalous
Burty były pomazane czarnym sprayem, wyglądały, jak
by je pokryła ohydna pajęczyna. Ktoś pociął na strzępy
błękitne poduszeczki z siedzeń. Pierze, którymi były wy
pchane, przykrywało pokład, jak brudny śnieg. Ściany
szpeciły dziwne, niezrozumiałe dla niej symbole.
N i e była w stanie wykrztusić słowa. Zebrała siły i we
szła na statek, powstrzymując łzy. Ostrożnie przeszła
przez zaśmiecony pokład, nie wierząc własnym oczom.
Serce waliło jej jak oszalałe.
Czując, że za chwilę zemdleje, usiadła na ławeczce. Ką
tem oka spostrzegła, jak Barrett wchodzi na górny pokład.
Chciała go zawołać, ale ogarnęła ją taka rezygnacja, że nie
była w stanie wydobyć z siebie głosu. Słyszała, jak chodzi
po pokładzie. Ukryła twarz w dłoniach. Była wściekła,
smutna i zdesperowana.
Nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje. Miała wrażenie, że
budzi się ze snu. Nie musiała otwierać oczu, żeby rozpo
znać Corda. Przytuliła się do niego, stopniowo nabierając
odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Czy jest bardzo źle? - Musiała znać prawdę. Nie by
ło sensu niczego zatajać.
- To tylko tak źle wygląda. - Mężczyzna uśmiechnął się
blado. - Ale naprawdę nic takiego się nie stało. - Szerokim
gestem wskazał na zniszczony pokład. - Wiem, że wyglą
da to okropnie, ale to tylko drobny wandalizm, ohydny,
ale powierzchowny. Te łobuzy mogły wyrządzić większe
szkody, gdyby dobrali się do urządzeń nawigacyjnych, ale
sprawdziłem je i wszystkie są nietknięte.
- Więc po co to zrobili? Dlaczego? - Randee była cał
kowicie zdezorientowana.
- Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że ktoś chce cię
zastraszyć. - Ujął jej twarz w swoje dłonie. Ciepło dobrze zro
biło jej mokrym policzkom. - Ale nie uda im się, prawda?
88
Anula & Irena
Scandalous
- Mam nadzieję, że nie, Cord. Ale czuję się okropnie. Ghcę
iść do domu, schować się pod kołdrę i umrzeć.
- Razem sobie z tym poradzimy. - Opuścił dłonie na jej
ramiona. - Wkrótce zjawi się tu reszta załogi. Postarajmy
się ich nie wystraszyć. I tak będą plotki. Jeśli wspólnie weź
miemy się zaraz do pracy, do jutra wszystko będzie lśni
ło. Kimo zajmie się wyjaśnieniami i zwrotem pieniędzy. -
Barrett kiwnął głową w kierunku grupki turystów, którzy
czekali już na poranny rejs.
- Co zrobimy, jeśli coś takiego się powtórzy? - Randee
miała wrażenie, że to nie ona wypowiada te słowa. - Albo
coś gorszego? Cord, nie wiem, czy...
- Dopilnuję, żeby nic takiego już się nie wydarzyło -
odpowiedział zdecydowanym tonem.
-Jak?
- Zostanę tu dziś na noc.
- Na statku?
- Tak. Na „Kona Breeze". Jeśli ktoś będzie coś próbował
tu zniszczyć, będzie miał ze mną do czynienia. - Mężczyzna
nie podniósł głosu, ale pojawiła się w nim nuta groźby. Ran
dee nie wątpiła, że ktoś, kto wejdzie mu w drogę, pożałuje
tego. Ale jeśli to dopiero początek? Dewastacja statku mo
gła być tylko ostrzeżeniem przed rym, do czego zdolni są
bandyci. Los statku mniej ją obchodził niż dobro Corda.
- Cord, doceniam twoją propozycję, ale nie pozwolę ci
tego zrobić. „Kona Breeze" to mój kłopot, a poza tym cią
gle masz nogę w gipsie. Mogłaby ci się stać krzywda, gdy
byś sam tu został. Nie będziesz się narażał przeze mnie.
- To nie takie proste, Randee. Zapominasz, że ja też
mam udziały w tej spółce.
- Ale to bardzo niebezpieczne. - Randee czulą, że prze
grywa. - Przecież nie wiemy, z kim mamy do czynienia.
A jeśli coś ci się stanie?
89
Anula & Irena
Scandalous
Barrett uśmiechnął się, ale był to smutny uśmiech.
- Wierz mi, Randee, że umiem zadbać o siebie. - Wziął
ją za ręce i uścisnął, podkreślając swoje słowa. - Zostanę
tu dziś, jutro, pojutrze, dopóki nie dowiem się, kto jest za
to odpowiedzialny. - Wypuścił jej dłonie z uścisku i wstał.
Odwrócił się, żeby przyjrzeć się czarnej plamie na ścianie
kabiny. Potarł ją palcem, najpierw lekko, potem coraz
mocniej. Spojrzał na Randee.
- Ale teraz musimy już brać się do sprzątania.
10
Słońce zdążyło już zajść za horyzont, ale niebo wciąż
zasriuwała różowa poświata. Cord zatrzymał samochód na
parkingu w porcie. Wysiadł ostrożnie, uważając na nogę.
Z tylnego siedzenia zabrał plecak. Powoli rozejrzał się wo
kół, zanim zatrzasnął drzwi. Wszystko wyglądało normal
nie. Kasa była bezpiecznie zamknięta, a statek kołysał się
spokojnie przy przystani.
Mężczyzna wszedł na pokład i wspiął się na górę.
Stwierdził, że stamtąd będzie mu najłatwiej obserwować
otoczenie. Zdjął plecak i usiadł przy sterze. Obrócił się do
okoła na krześle. Omiótł spojrzeniem parking, przystań,
małą plażę, wreszcie ujście zatoki i ocean.
Widok morza zwykle go uspokajał, koił ból, jeśli zbyt
dużo czasu spędził na wspominaniu przeszłości. Niewiele
wydarzeń, które warto byłoby zapamiętać, miało miejsce
w jego życiu. Przyszłość stanowiła dla niego podróż w nie
znane, nie bal się jej, ale też jej nie ufał. Zawsze uważał,
że najlepiej żyć teraźniejszością, cieszyć się życiem w tym
90
Anula & Irena
Scandalous
raju na ziemi, polegać tylko na sobie, nie tracić czasu na
planowanie.
Taka filozofia świetnie się sprawdzała przez ostatnie
dziesięć lat. Nawet jeśli niezupełnie był szczęśliwy, to
przynajmniej nikt przez niego nie cierpiał. Nigdy nie zro
biłby drugiej osobie tego, czego sam musiał doświadczyć.
Niezależność i obojętność - oto jego dewizy. Dostał je
w spadku po Brittany.
Jednak dwa wydarzenia całkowicie zmieniły jego świa
topogląd. Po pierwsze wypadek. Po drugie spotkanie Ran-
dee Turner. Z pierwszego wkrótce się wygrzebie, przynaj
mniej fizycznie, tak w każdym razie twierdzą lekarze. Ale
jeśli chodzi o drugie, nie był tego taki pewien.
Od pierwszego momentu postawiła jego świat na gło
wie. Nie zraziła jej opryskliwość, jaką miał dla obcych.
Fakt, że pomylił się w jej ocenie. Wcale nie była taka, jak
myślał na początku.
I proszę, gdzie się znalazł. Sam, na statku, w nocy, pil
nując „Kona Breeze" przed bandytami. Kogo chronił? Sta
tek? Firmę? Tylko częściowo. Wiedział, dlaczego tu przy
szedł. Chciał ochronić Randee.
Przypomniał mu się wieczór, gdy razem oglądali zachód
słońca. Jak słodko smakowały jej usta. Pamiętał dotyk jej cia
ła, kształtne piersi, sutki twardniejące pod jego palcami. Po
czuł ogarniającą go falę pożądania. „Pomyśl o czymś innym",
skarcił się. „Nie umiem. Nie zapomnę jej. Ani dziś ani nigdy".
Jakiś dobiegający z tyłu dźwięk przyciągnął jego uwa
gę. Odwrócił się. Natychmiast wyostrzyły mu się wszyst
kie zmysły. Coś poruszyło się na przystani.
Wyglądało na to, że jego fantazje przybrały konkretny
kształt. W kręgu światła pojawiła się kobieta z wiklino
wym koszykiem. Zatrzymała się, wysilając wzrok, żeby
dojrzeć coś na statku.
91
Anula & Irena
Scandalous
- Nie strzelaj, to tylko ja.
- Randee! Co ty tu robisz? - Cord błyskawicznie zna
lazł się na krańcu górnego pokładu.
- Nie schodź. Już idę do ciebie. - Randee wspięła się na
górę.
- W życiu bym nie pomyślał, że tu dziś przyjdziesz.
- Wcale nie zamierzałam, decyzję podjęłam kilka minut
temu. - Trzymała koszyk przed sobą, obiema rękami ści
skając rączkę. Pod pachę wcisnęła złożony kocyk. Miała
na sobie białe spodnie i jaskrawą koszulkę. W ciągu kilku
ostatnich dni pobytu na statku jej twarz nabrała złocisto-
brązowego koloru.
Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu.
- Dlaczego właściwie przyszłaś? - Fantazje na jej temat
doprowadzały go do szaleństwa, ale jej obecność była jesz
cze gorsza. Stała zbyt blisko, nie mógł jej zignorować.
- Ciocia Lani dała mi to dla ciebie. - Pokazała mu ko
szyk. - Skoro masz tu spędzić noc, musisz przynajmniej
zjeść coś porządnego. Wiesz, jaka ona jest. Myśli, że
wszystko można załatwić smacznym posiłkiem.
- To mądra kobieta.
- Masz rację. - Randee postawiła koszyk na podłodze
i uklękła przy nim. - W samochodzie zerknęłam do środ
ka. Wygląda przepysznie.
Barrett w milczeniu przyglądał się, jak Randee rozkła
da kocyk i wyjmuje z koszyka butelkę wina.
- Pomożesz mi? - Podała mu korkociąg.
- Pewnie. - Usiadł na kocu i zabrał się do otwierania bu
telki. - Wygląda na to, że ciocia Lani - pociągnął korko
ciąg mocniej - przygotowała nam ucztę. - Korek wysko
czył z satysfakcjonującym puknięciem.
- Lani bardzo docenia to, co dla mnie zrobiłeś. - Ran
dee wyciągnęła ręce z dwoma kieliszkami. Kiedy je napeł-
92
Anula & Irena
Scandalous
nił jeden zostawiła sobie, a drugi mu oddała. - Ja też to
doceniam. - Stuknęli się kieliszkami.
- Przecież jesteśmy wspólnikami.
- Rzeczywiście. - Randee pociągnęła łyk wina, nie spusz
czając wzroku z mężczyzny. Siedział po turecku, spogląda
jąc na ciemne wody zatoki. Ciekawe, o czym myślał? Trud
no było go rozgryźć, nawet tak przenikliwej osobie jak ona.
Mimo że pracowali razem, mimo wspólnie spędzonego cza
su praktycznie nic o nim nie wiedziała, ani o jego życiu, ani
o przeszłości. Biorąc pod uwagę, jak był zamknięty w so
bie, mogliby prawdopodobnie pracować razem do późnej
starości, a ona nie dowiedziałaby się niczego więcej.
Randee postanowiła to zmienić. Bardzo ją wzruszyło,
że chciał zostać dziś na noc na statku. Musiała dowiedzieć
się czegoś więcej o tym mężczyźnie.
- Sprawdźmy, co Lani przygotowała dla nas. - Sięgnęła
do koszyka. Zaczęła wypakowywać talerze, zastawę, wy
ciągać różne pojemniki. Zdjęła pokrywkę z jednego i w po
wietrzu rozszedł się zapach pieczonego kurczaka. - Mmm...
specjalność Lani.
- Kurczak lalaii?
- Pamiętasz? To danie przygotowywała tego wieczoru,
kiedy miałeś przyjechać do nas na kolację i... - urwała.
- Pamiętam. - Z jego tonu Randee wywnioskowała, że
pamiętał ten wieczór tak dobrze, jak ona. Wtedy pierwszy
raz ją dotknął. Pierwszy raz pocałował.
- Bierzmy się do jedzenia, bo wystygnie. - Podała mu
kurczaka i otworzyła pozostałe pojemniki z ryżem i wa
rzywami. Przez chwilę jedli w milczeniu, rozkoszując się
urokiem ciepłej, tropikalnej nocy.
- Chcesz jeszcze wina? - Cord wyciągnął butelkę w jej kie
runku i Randee nadstawiła kieliszek. Odprężona, postanowi
ła poznać kilka sekretów swojego tajemniczego wspólnika.
93
Anula & Irena
Scandalous
- W taką noc trudno zapomnieć, że mieszkamy w raju. -
Spojrzała w niebo na gwiazdy. - Nie ma drugiego takiego
miejsca na ziemi.
- Nie da się ukryć. Nie opuszczam tej wyspy od pięt
nastu lat.
- Tu mieszka twoja rodzina?
-Nie.
Randee miała nadzieję, że Cord doda coś więcej, ale on
milczał. Postanowiła nie zarzucać tego tematu.
- A skąd pochodzi twoja rodzina? Gdzie się wychowałeś?
- W Los Angeles. Miałem tylko matkę, ale zmarła, gdy
miałem czternaście lat.
- Musiało ci być ciężko.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Mama robiła, co mogła, ale byłem nieposłusznym
dzieckiem. Nigdy się u nas nie przelewało. Mieszkaliśmy
w niebezpiecznej dzielnicy, więc często pakowałem się
w kłopoty.
- Jakie kłopoty?
- Przeważnie niegroźne. Ale kiedyś moi kumple posta
nowili pożyczyć sobie na noc czyjś samochód i poszedłem
z nimi. Złapali nas. - Barrett mówił rzeczowym tonem, nie
przepraszał ani nie szukał pocieszenia. - Potem mama
zmarła i trafiłem do poprawczaka. Byłem tam dwa razy,
a w końcu zamieszkałem z rodziną zastępczą. Traktowali
mnie całkiem dobrze. Byłem z nimi dwa lata i wyszedłem
na prostą. Ojciec był wojskowym, więc kiedy tylko skoń
czyłem osiemnaście łat, wstąpiłem do piechoty morskiej.
Randee szybko coś przeliczyła w myślach.
- To w czasie wojny w Wietnamie. - Wyobraziła sobie
młodego chłopca, próbującego poradzić sobie z życiem,
i poczuła napływającą falę współczucia.
- Tak, trafiłem akurat w sam środek piekła, ale było mi
94
Anula & Irena
Scandalous
wszystko jedno. W tamtym momencie nie zależało mi na
życiu. - Cord przerwał, pogrążony we wspomnieniach. - Ale
myliłem się. Śmierć jest straszna. Niezliczoną ilość razy wo
ziłem pasażerów w plastikowych workach. - Zacisnął zęby
i potrząsnął głową.
- Wtedy nauczyłeś się latać.
Spojrzał jej w oczy.
- Tak. To było piękne. To znaczy latanie. Wtedy zro
zumiałem, że nie chcę umierać. - Ogień zapłonął w jego
oczach. - W górze byłem wolny, tam wiedziałem, że chcę
żyć. Zrozumiałem, że jeśli przeżyję, rozpocznę nowe ży
cie, że będę latał pod spokojnym niebem, a moi pasażero
wie będą szczęśliwi i beztroscy. - Urwał. - A nie chorzy,
umierający albo martwi.
Wypił wino do dna i odstawił kieliszek. Randee w ciszy
posprzątała talerze. Wsunęła wszystko do koszyka i za
mknęła przykrywkę. Cord patrzył na wzbijane wiatrem fa
le. Wiedziała, że wspomina przeszłość.
Odstawiła koszyk i przysunęła się do niego, próbując
zlokalizować punkt, w który się wpatrywał. Zapragnęła
oddalić od niego bolesne wspomnienia.
Uklękła i przyciągnęła jego twarz do swojej. Pocałowała
go delikatnie. Przez chwilę tak pozostali, z ustami przyci
śniętymi do siebie w pocałunku wyrażającym współczucie
i zrozumienie. I wtedy poczuła tę iskrę. Znów zapłonął mię
dzy nimi ogień, który nigdy nie zgasł. Zawsze gdy byli ra
zem, czaił się tuż pod powierzchnią skóry.
Randee rozchyliła wargi. Powoli Cord zaczął badać ję
zykiem wnętrze jej ust. Objął ją i posadził sobie na kola
nach, nie przerywając namiętnego pocałunku. Tulił ją
mocno do siebie, aż poczuła rodzące się w niej ciepło.
Cord delikatnie przerwał pocałunek, nie zaprzestając
jednak muskać wargami jej ust. Wreszcie odsunął się. Przy-
95
Anula & Irena
Scandalous
głądał jej się uważnie oczami pociemniałymi z emocji
i zrozumiała, że coś go dręczy.
- Randee, musisz mi powiedzieć prawdę.
- Jaką prawdę? - Jej serce wciąż biło w przyspieszonym
rytmie.
W rytmie pożądania, które Cord też czuł, a mimo to
odsunął się od niej.
- Chcę, żebyś mi powiedziała, co naprawdę wydarzyło
się między tobą i twoim mężem.
Randee poczuła skurcz w żołądku.
- Mówiłam ci, że jestem wdową.
- Tak, ale nie powiedziałaś mi całej prawdy. Coś przede
mną ukrywasz.
Poczuła, że ogarnia ją kolejna fala bólu, który tak do
brze znała. Nie chciała nic mówić. Nie chciała zadręczać
się wspomnieniami.
- Cord, ja nie...
Mężczyzna ujął ją za rękę i troska w jego oczach po
wiedziała jej, że musi podzielić się z nim swoim bólem
i wspomnieniami. Zasłużył na to.
- Masz rację. Nie powiedziałam ci wszystkiego. - Ode
tchnęła głęboko. - Ale powiem. - Odruchowo położyła mu
głowę na ramieniu i spojrzała przed siebie. Delikatnie gła
skał ją po włosach, dodając odwagi.
Zaczęła opowiadać spokojnie, starając się zmieścić całą
historię w kilku słowach, ale szybko opanowały ją emocje
i zwierzyła się Cordowi ze wszystkiego. Poznał jej marze
nia i nadzieje, miłość do Maxa i rozpacz, gdy uczucie mię
dzy nimi zaczęło wygasać.
- A Rorey? Co się stało, gdy zaszłaś w ciążę? - Cord za
dał pytanie szorstkim głosem, ale Randee wyraźnie wyczu
wała w nim troskę. Przypomniała sobie, jak pływał z syn
kiem w pontonie.
96
Anula & Irena
Scandalous
- Nie powiedziałam mu.
-Co?
- To znaczy nie od razu. Chciałam, ale... - Randee prze
łknęła ślinę, walcząc z ogarniającym ją smutkiem. - Naj
pierw poszłam do lekarza, żeby mieć pewność, zanim
powiem Maxowi. Kiedy lekarz potwierdził moje przypusz
czenia, chciałam powiedzieć mężowi od razu, jak tylko
wróci z biura. - Dłużej nie mogła powstrzymać łez. - Cord,
tak bardzo pragnęłam, żeby wszystko było jak dawniej. Ale
on nie wrócił do domu.
- Jak to?
- Nie wrócił na noc. Czekałam do rana. Bałam się, że
może miał wypadek. Wreszcie pojawił się kolo ósmej. Miał
na sobie ten sam garnitur, w którym wyszedł, trochę po
mięty, ale poza tym wyglądał normalnie.
Barrett wziął ją za rękę, żeby dodać jej otuchy.
- Przytuliłam go i płakałam z radości, że nic mu się nie
stało. Ale jak tylko go dotknęłam, wyczułam, że coś jest
nie tak. - Randee umilkła, tak wyraźnie mając tę scenę
przed oczami, jakby rozegrała się wczoraj. - On mnie nie
dotknął. Nie odezwał się ani słowem. Wtedy zrozumiałam.
-Co?
- Że był z inną kobietą. Czułam jej perfumy na jego gar
niturze! - Randee potrząsnęła głową. - Max nic nie powie
dział. Po prostu poszedł na górę i wziął prysznic, jak gdy
by nigdy nic.
- Ale skąd miałaś pewność, że cię zdradził?
- Wiedziałam, po prostu wiedziałam. Ale masz rację, mu
siałam się upewnić. Więc nie wspomniałam mu o dziecku i za
częłam patrzeć na nasz związek z dystansu. - Roześmiała się
gorzko. - Nie wiem, jak mogłam być taka głupia i ślepa.
Cord wziął jej ręce w swoje dłonie i uścisnął, zachęca
jąc do kontynuowania opowieści.
97
Anula & Irena
Scandalous
- Wcześniej nawet mi przez myśl nie przeszło, że mo
że mnie zdradzać, choć wszystko na to wskazywało. Nie
zwracałam uwagi na to, że spędza wieczory w biurze, nie
wraca na kolację, wyjeżdża bez uprzedzenia. Poza tym
znajdowałam pudełka po zapałkach z restauracji, w któ
rych nigdy razem nie byliśmy, zdarzały się też dziwne te
lefony w środku nocy. - Uśmiechnęła się smutno. - Zna
lazłam nawet niedopałki papierosów ze śladami szminki
w popielniczce w samochodzie.
- Łajdak. - Cord odezwał się cicho, ale w jego głosie sły
chać było groźbę.
- I to nie był odosobniony przypadek. Nie chodziło
o jedną kobietę. Max widywał się z innymi kobietami, od
kąd wróciliśmy z podróży poślubnej.
- Boże, Randee, i co zrobiłaś?
- Nic, nic mu nie powiedziałam. Dowiedział się o dziec
ku dopiero wtedy, gdy już nie mogłam dłużej ukrywać cią
ży. Bardzo się ucieszył, więc myślałam, że dziecko zbliży
nas do siebie.
- I co? - głos mężczyzny był zimny jak lód.
- Byłam głupia. Kiedy urodził się Rorey, Max zrobił się
jeszcze bardziej bezczelny, jakby mnie prowokował do
buntu. Więc w końcu nie wytrzymałam.
- I co on na to?
- Śmiał się. Śmiał się, jakbym mu opowiedziała świetny
dowcip, jakbym dała się nabrać na jego kawał. Powiedział:
„Mamy umowę, moja droga. Potraktuj nasze małżeństwo
jak kontrakt. Wtedy zrozumiesz. Nie zamierzam wprowa
dzać zmian do tej umowy".
Cord objął ją i uścisnął.
- Wtedy się wyprowadziłam. Po czymś takim nie mogłam
z nim zostać. Całe moje małżeństwo było jednym wielkim
kłamstwem. - Randee zamilkła na kilka minut, poddając się
98
Anula & Irena
Scandalous
kojącemu kołysaniu statku i ramion Corda. Kiedy odezwała
się znów, sama była zaskoczona spokojnym tonem swego
głosu. - Zginął niecały miesiąc później. W wypadku samo
chodowym. Dzięki Bogu, jechał sam. Policja stwierdziła, że
był nietrzeźwy. Wracał z hotelu, gdzie spędził noc z kobie
tą. Znałam ją. Była żoną naszego drużby.
Fala bólu już przeszła i Randee uspokajała się powoli.
Cord delikatnie całował jej twarz. Jego pocałunki nie by
ły natarczywe i nie wyrażały pożądania. Osuszały jej po
liczki z łez, których nawet nie była świadoma.
- A co się stało z jego pieniędzmi? Myślałem, że to kre-
zus. Ty i Rorey powinniście być zabezpieczeni do końca
życia.
Mimo smutku Randee nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Więc w końcu domyśliłeś się, że nie jestem bogatą wdo
wą?
- Owszem, wpadłem na to jakiś czas temu. - Kobieta
wyczuła zmartwienie w jego głosie.
- A myślałam, że świetnie gram tę rolę.
- Przepraszam, Randee, że się tak koszmarnie zachowy
wałem.
- Nie szkodzi. Wszyscy inni myśleli dokładnie tak sa
mo. Max miał mnóstwo akcji różnych przesiębiorstw.
Niestety, roztrwonił cały majątek. Odziedziczył sporo po
rodzicach, ale nie znal się na interesach.
- Był nieuczciwy?
Randee wzruszyła ramionami.
- Czasami. Nikt nie wie na pewno. Jego ego nie pozwa
lało mu słuchać rad innych i podjął wiele błędnych decy
zji. Zwykle udawało mu się ukryć skutki, gdy angażował
się w kolejny skomplikowany interes, ale kiedy zginął, ca
łe imperium rozpadło się jak domek z kart. - Przerwała na
chwilę. Barrett również nie przerywał ciszy, ale czuła jego
99
Anula & Irena
Scandalous
niemą zachętę, żeby mówić dalej. - Poza tym zawsze lubił
wydawać pieniądze, bez względu na to, czy mógł sobie po
zwolić na zakupy, czy nie. Wszystko kupował na kredyt,
nie płacił podatków. Z każdej firmy wyciągnął dla siebie
pieniądze.
- Z Paradise Fragrances też?
- Tak. Po sprzedaży domu i spłaceniu długów pozostał
mi tylko „Kona Breeze". I biżuteria. Max nie zamierzał za
trzymać „Kona Breeze". Na szczęście nie był właścicielem
statku wystarczająco długo, żeby go zrujnować.
Kilka długich minut siedzieli w milczeniu. Randee roz
luźniła się i oparła o Corda. Oddychali w tym samym ryt
mie. Zamknęła oczy i pozwoliła mu się kołysać. Czuła, że
mogłaby spędzić w jego ramionach resztę życia.
Zauważyła, że ból, który nosiła w sercu, zaczął ustępo
wać. Poczuła się lekka. Podzielenie się z Cordem historią
swojego małżeństwa dobrze jej zrobiło. Jego zrozumienie
uwolniło ją od cierpienia.
Chciała mu się odwdzięczyć, więc odnalazła jego usta
i tym razem ich namiętny pocałunek wyrażał gorące pożą
danie. Ułożyła się wygodniej na jego kolanach i zaczęła od
krywać dłońmi ciało, które ofiarowało jej dziś ulgę i pocie
szenie. Mężczyzna jęknął, czując na sobie dotyk jej palców.
Znów go całowała, mocno i namiętnie. Czuła się pijana
władzą, którą nad nim miała. Jego pożądanie zwiększało
jej własne pragnienie, tak jak dolana oliwa zwiększa ogień.
Nagle zrozumiała, że pragnie się z nim kochać. Zaczęła
go odważniej pieścić. Chciała dotykać go całego, zatracić
się w nim, tu i teraz, pod ciemnym tropikalnym niebem.
Jakiś nieznany dźwięk przerwał jej fantazje. Spojrzała
na Corda, który zamarł, nasłuchując. Przez chwilę siedzie
li w ciszy i dźwięk powtórzy! się. Mężczyzna położył pa
lec na ustach. Serce Randee waliło jak młotem.
100
Anula & Irena
Scandalous
Ktoś coś przesuwał, potem ciągnął po pomoście. Roz
legły się czyjeś kroki. Ktoś zbliżał się do statku.
11
Cord wypuścił Randee z objęć, stawiając ją bezgłośnie
na pokładzie. Spojrzała na niego pytająco. Gestem nakazał
jej ciszę i polecił położyć się za mostkiem. Kiwnęła głową
potakująco i bezszelestnie zniknęła w swojej kryjówce.
Cord nie zważał na strużkę potu na czole. Pochylony
szedł szybko, uważając, żeby nie stukać gipsem o deski po
kładu. Zaskoczenie dawałoby mu przewagę w razie kon
frontacji.
Wyjrzał na dół przez barierkę. Jakaś postać wyłoniła się
z cienia i zbliżała do „Kona Breeze". Szła ciężkim, powol
nym krokiem.
Na dolny pokład można było dostać się po szerokich
schodach albo po stromej drabinie. Barrett zdecydował się
na ukrytą w cieniu burty drabinę, choć na niej trudniej
przyszło mu zachować ciszę. Przybysz był już w połowie
drogi do statku.
Przeklinając gips, Cord zszedł na dół po drabinie. Na
ostatnim stopniu potknął się i metal głośno brzęknąl. Za
marł, wstrzymując oddech, przytulony do drabiny. Cze
kał na reakcję przybysza. Po kilku chwilach kroki rozle
gły się znowu.
Cord zszedł z drabiny na dolny pokład. Teraz mógł się
poruszać tylko po omacku i miał nadzieję, że po popołu
dniowym rejsie załoga zdążyła wszystko posprzątać. Na
szczęście nie napotkał żadnych przeszkód na swojej drodze.
101
Anula & Irena
Scandalous
Przesuwał się powoli wzdłuż ściany. Wreszcie jego palce
natknęły się na toporek strażacki, zawieszony tam na wypa
dek pożaru lub innego niebezpieczeństwa. Rozpiął zapięcia
i po chwili ciężkie narzędzie znalazło się w jego dłoniach.
Ukrył się w cieniu przy trapie, właśnie gdy przybysz za
mierzał wejść na pokład. Wyczekał do ostatniej sekundy
i wyskoczył znienacka przed nieznajomego z toporkiem
wysoko uniesionym nad głową.
- Tylko spróbuj tu wejść, a rozwalę ci głowę!
- Cord, nie! To ja, Kimo! - rozległ się znajomy, pełen
przerażenia głos.
- Kimo! O Boże! - Randee ogarnęła niewypowiedziana
ulga. Podniosła się z pokładu. Zdrętwiałe nogi odmawiały
jej posłuszeństwa na drabinie, ale po kilku niegroźnych
potknięciach znalazła się na dole. Drżącymi dłońmi od
szukała kontakt.
Pokład zalała nagle fala światła. W centrum stał oszo
łomiony Kimo ze wzrokiem wbitym w trzymaną przez
Barretta broń. Obok niego na ziemi leżał ogromny zielo
ny worek.
- Kimo, śmiertelnie nas wystraszyłeś! - W głowie Ran
dee kotłowały się setki pytań. - Co ty tu robisz? Jest już
po północy. - Przysunęła się bliżej do Corda.
- Prze... przepraszam, że was wystraszyłem. Nie mo
głem spać. Martwiłem się o statek. Pomyślałem, że przyj
dę tu i dotrzymam Cordowi towarzystwa. - Kapitan spoj
rzał na Randee i spuścił wzrok, jąkając się Z zakłopotania,
- Ale... chyba ma już odpowiednie towarzystwo.
Randee poczuła, że oblewa się rumieńcem, ale to nie by
ła pora na wstyd. Położyła dłoń na ramieniu wspólnika.
- Cord, już dobrze. Możesz to odłożyć. - Spróbowała
spojrzeć mu w oczy, ale on nie spuszczał wzroku z Kimo.
- Cord, proszę.
102
Anula & Irena
Scandalous
Mężczyzna niechętnie opuścił toporek, ale nie zawiesił
go z powrotem na ścianie.
- Chodź do nas, Kimo. - Randee gestem zaprosiła ka
pitana na pokład. - Przepraszam za to nieporozumienie,
ale ostatnio wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani.
- Nie, to ja przepraszam. Powinienem był wiedzieć, że...
Ale tak bardzo się martwiłem, że nie myślałem logicznie. -
Usiadł na stopniu i ukrył twarz w dłoniach, wyraźnie
wstrząśnięty. - Przepraszam, ostatnio nic mi nie wychodzi.
- Nic się nie stało, Kimo. - Randee spojrzała na swego
wspólnika, oczekując, że potwierdzi jej słowa, ale on nie
odezwał się. - Po prostu nie poznaliśmy cię. Nie martw
się już i wracaj do domu. Musisz się wyspać. Jutro czeka
nas ciężki dzień.
- Chyba masz rację. - Kimo zwrócił się do Barretta. - Bar
dzo cię przepraszam, Cord, naprawdę. - Mężczyzna skinął
mu głową i kapitan zszedł z trapu. Podniósł worek. - W ta
kim razie do zobaczenia jutro. - Odwrócił się i odszedł
w stronę parkingu, kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem.
Kiedy zniknął im z oczu, Randee pogłaskała Corda po
ramieniu.
- Co za ulga. Byłam śmiertelnie przerażona, dopóki nie
zobaczyłam, że to tylko Kimo.
Cord milczał, rozglądając się po pustej przystani.
- Tak, chyba masz rację - odezwał się po chwili. - Od
wiesił toporek na miejsce. - Ale nie jestem pewien...
- Jak to? Naprawdę myślisz, że Kimo mógłby mieć coś
wspólnego z tym, co się wydarzyło na statku?
- Nie wiem. Ale nie wierzę, że przyszedł tu dotrzymać
mi towarzystwa.
- Rozumiem, że może ci się to wydać nieco podejrzane,
ale Kimo nigdy nie próbowałby zaszkodzić „Kona Breeze".
Dla niego ten statek to cale życie. Sam widziałeś, jaki był za-
103
Anula & Irena
Scandalous
łamany dziś rano. A teraz tak się przejął, że ledwo mówił!
- Rzeczywiście.
- Kimo pracuje na tym statku od lat. Mówił mi, że Jack
Haster zatrudnił go jako majtka prawie dwadzieścia lat te
mu. A kapitanem jest od piętnastu. - Randee wzięła Corda
za rękę. - Kimo nawet angażuje rodzinę do pracy na statku.
Jego syn, Liko, w zasadzie wychował się na „Kona Breeze".
- Więc tobie nie wydaje się podejrzane, że zjawił się tu
w środku nocy?
- Nie, ani trochę. - Randee widziała, że nie przekonała
Corda, ale ucieszyła się, że zrezygnował już z drążenia te
matu. Zauważyła, że ciągle trzyma go za rękę. Uścisnęła ją.
Zmysłowa atmosfera, w której zjedli kolację, zniknęła
wraz z pojawieniem się Kimo. Teraz zapadło między ni
mi kłopotliwe milczenie. Randee poczuła się bardzo zmę
czona. Miała wrażenie, że właśnie straciła coś bardzo cen
nego, czego już nie odzyska.
- Chyba będę się zbierać do domu - powiedziała, ale nie
ruszyła się z miejsca.
- Na pewno? - Wyraz twarzy Barretta pozostał nieprze
nikniony.
- N i e chcę martwić Lani. - Uśmiechnęła się blado. - O n a
chyba myśli, że ja tak samo jak Rorey potrzebuję niani.
- Podziękuj jej ode mnie za kolację. - Mrugnął do niej
i nastrój od razu się poprawił. - Już nie pamiętam, kiedy
ostatni raz jadłem takie smakołyki.
- Dobrze. - Randee poczuła, że ogarnia ją niewytłuma
czalne napięcie. - Lani jest świetną kucharką.
Cord pocałował ją szybko.
- Uważaj na siebie.
- Będę ostrożna. - Randee podniosła koszyk i weszła na
trap. - Do zobaczenia rano. - Zeszła na dół i podbiegła do
samochodu.
104
Anula & Irena
Scandalous
Mężczyzna patrzył za nią, dopóki nie zniknęła w ciem
nościach. Usłyszał dźwięk zapalanego silnika. Kilka se
kund później światła reflektorów przecięły mrok i zoba
czył jej samochód wyjeżdżający z parkingu.
Kilka długich chwil stał nieruchomo, patrząc na drogę,
którą wyjechała z przystani. Później zdjął ze ściany topo
rek i wrócił na górny pokład.
Rozsiadł się w krześle kapitańskim i ułożył stopy w górze
na sterze. Nie był śpiący, ale wyciągnął termos z kawą, któ
ry przyniosła mu Randee, i nalał sobie filiżankę. Pił gorący
napój małymi łyczkami, patrząc na ciemne wody oceanu.
Chciał przemyśleć w spokoju kłopoty nękające statek,
ale rozbolała go głowa. Odstawił filiżankę i podrapał się
w nos. Poczuł delikatny zapach perfum Randee, który
przylgnął mu do palców. Wdychał go przez chwilę. Nie
Znal tych perfum, po raz pierwszy poczuł je na Randee.
Potrząsnął głową. Podniósł filiżankę i upił łyk. Wdychał
intensywny zapach gorącej kawy, żeby zapomnieć woń
perfum, ale wciąż miał przed oczami Randee. Wiedział
już, że bez względu na wszystko nigdy o niej nie zapomni.
Wkroczyła w jego życie i stała się jego częścią.
Barrett spędził na „Kona Breeze" jeszcze sześć nocy, ale
ani razu nie pozwolił Randee zostać ze sobą. Kiedy nale
gała, tłumaczył, że to dla jej bezpieczeństwa. Ustąpiła
w końcu, ale patrzyła ifu niego tak zranionym wzrokiem,
że czuł, jak jego opór słabnie.
W rzeczywistości wcale się o nią nie obawiał. Nie chciał,
żeby z nim została, bo wiedział, że nie będzie już w stanie
opanować się, tak jak tej nocy, kiedy na statku zjawił się
Kimo. Pragnął jej z każdym dniem coraz bardziej.
Marzył o tym, żeby się z nią kochać. Nie było sensu uda
wać, że jest inaczej. Pragnął jej do szaleństwa, ale jednocze
śnie wiedział, że nie może zakosztować rozkoszy jej ciała.
105
Anula & Irena
Scandalous
Bal się, że zaczyna coś do niej czuć, coś więcej niż fi
zyczne pożądanie. Bał się, że jego pragnienia nie da się za
spokoić jedną nocą czy nawet kilkunastoma. Nauczył się
już, że pożądanie prowadzi do cierpienia, a tego nie za
mierzał znosić po raz drugi. Kiedyś już kochał bez opa
miętania i to uczucie o mało go nie zabiło. Nie dopuści,
by sytuacja się powtórzyła.
Randee zaparkowała samochód na zwykłym miejscu,
przodem do zatoki. Widziała Corda stojącego z filiżanką
w ręce na górnym pokładzie. Poranna bryza wichrzyła mu
lśniące w słońcu włosy.
Od tygodnia znajdowała go w tej samej pozycji, najwy
raźniej dopiero teraz kończącego swoje nocne czuwanie.
Nawet jeśli spał, to nie miała pojęcia kiedy, bo całe dnie
również spędzał na statku. Jedynym widocznym skutkiem
jego bezsennych nocy były cienie pod oczami. W czasie
rejsu nadal pracował najciężej ze wszystkich, tak jak wcze
śniej. Kiedy Randee zasugerowała, żeby odpoczął dzień
czy dwa, stanowczo odmówił. Zresztą potrzebowali po
mocy, bo do końca tygodnia wszystkie rejsy mieli wyku
pione do ostatniego miejsca.
Stosunki mięszy nimi zasadniczo się zmieniły. Już na
stępnego dnia po wspólnej kolacji na „Kona Breeze" wy
czuła, że Cord odsunął się od niej. Był grzeczny, zbyt
grzeczny. Zwracał się do niej bardzo oficjalnie, co odczu
ła jako policzek.
Brakowało jej szczerości, z jaką rozmawiali tamtej no
cy na statku, ulgi, jaką przyniosło podzielenie się bolesny
mi wspomnieniami. Pragnęła znów poczuć smak jego ust,
dotyk jego ciała.
Niestety, Cord nigdy nawet nie wspomniał o wydarze
niach tamtej nocy, jakby chciał je wymazać z pamięci. Je-
106
Anula & Irena
Scandalous
go milczenie bolało ją o wiele bardziej niż ewentualne
ostre słowa. Z przerażeniem doszła do wniosku, że zako
chała się w nim. Do rozpaczy doprowadzała ją myśl, że
w jego sercu nie ma dla niej miejsca.
12
Randee otarła resztki kaszki z buzi Roreya i zabrała go
z krzesełka.
- No dobrze, kochanie, to co robimy dzisiaj, skoro ma
ma ma wolne? - Wytarła tackę, z której jadło dziecko. -
Chcesz pójść na plażę?
Rorey uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi.
- Super. Ja też mam na to ochotę. Pobaw się chwilkę
swoją ciężarówką, a ja opłuczę naczynia. - Postawiła syn
ka przy półce z zabawkami i podeszła do zlewu.
Cieszyła się z wolnego dnia. Ostatni tydzień był bardzo
stresujący. Ciągle nie wiedziała, kto jest odpowiedzialny
za zdemolowanie statku ani czy wandalizm się nie powtó
rzy. Nie zauważyła nic podejrzanego w ciągu dnia, a po
niespodziewanej nocnej wizycie Kimo nic się nie wydarzy
ło. Jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że to jeszcze nie
koniec kłopotów.
Poza tym martwiła się czymś jeszcze. Stosunki z Cor-
dem nie układały się najlepiej. Z każdym dniem oddalał
się od niej coraz bardziej. Ich rozmowy ograniczały się do
krótkiej oficjalnej wymiany zdań.
Tylko wczoraj na chwilę powrócił dawny nastrój. Na
popołudniowy rejs Barrett przyjechał cały rozpromienio
ny. Właśnie wracał od lekarza, który powiedział mu, że
107
Anula & Irena
Scandalous
noga zrasta się prawidłowo i już następnego dnia będzie
można zdjąć gips. Randee uradowała się, nie tylko dlate
go, że Cord wraca do zdrowia, ale i dlatego, że podzielił
się z nią tą wspaniałą wiadomością.
Równocześnie uświadomiła sobie, że jak tylko jej
wspólnik wróci za stery helikoptera, ich związek znów na
bierze wyłącznie oficjalnego charakteru. Nie zaznają już
wzajemnej bliskości.
Gdy jednak logicznie rozważyła całą sytuację, doszła do
wniosku, że oboje mieli ze sobą niewiele wspólnego. W za
sadzie nic ich nie łączyło prócz fizycznego pożądania.
Przez chwilę miała nadzieję, że to coś więcej, ale doświad
czenie ostatnich dni podpowiedziało jej, że się myliła. Mi
mo to nie mogła zapomnieć uczucia ulgi, które ogarnęło
ją, gdy opowiedziała mu o swoim nieudanym małżeństwie.
Kiedy włożyła już wszystkie naczynia do zmywarki,
podniosła synka z podłogi.
- Jeszcze tylko ubiorę się, spakuję ci rzeczy i możemy
ruszać na plażę.
Wchodziła właśnie do sypialni Roreya, gdy rozległ się
dzwonek do drzwi. Zerknęła na zegarek. Była zaledwie
ósma, o wiele za wcześnie na nie zapowiedziane wizyty.
Podeszła do drzwi i otworzyła je.
Na progu stał Cord, uśmiechnięty od ucha do ucha. Za
skoczona Randee nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Nie
zaprosisz mnie do środka?
- Przepraszam, dzień dobry. Proszę, wejdź. - Nerwowo
przygładziła nie uczesane włosy. - Nie spodziewałam się
ciebie. - Nagle uświadomiła sobie, że jest w za dużej, po
wyciąganej koszulce nocnej. Co on tu robił o tej porze? -
Rorey i ja właśnie wybieraliśmy się na plażę. Coś się sta
ło na statku? - Poczuła nieprzyjemny dreszcz.
108
Anula & Irena
Scandalous
Mężczyzna natychmiast ją uspokoił.
- Nie, nie. Wszystko jest w porządku. Nie dlatego przy
szedłem. - Wciąż był w szampańskim humorze. - I jak, wi
dzisz jakąś zmianę?
- Słucham? - Randee nie wiedziała, o co mu chodzi. -
Zmianę w czym?
- We mnie.
- No, nie wiem... - Nagle zauważyła, że po raz pierw
szy, odkąd go poznała, Cord stał samodzielnie na dwóch
zdrowych nogach. - Zdjęli ci gips! To wspaniale! Moje gra
tulacje! - Uścisnęła go spontanicznie i pocałowała w poli
czek. Wciśnięty między nich Rorey pisnął z bólu.
- Ostrożnie. Żebyś nie zrobiła dziecku krzywdy. -
W oczach mężczyzny rozbłysła iskierka radości, której ni
gdy dotychczas u niego nie widziała. Wyciągnął prawą no
gę i zakręcił stopą. - Zupełnie jak nowa. Jestem chodzącym
dowodem na niezawodność współczesnej medycyny.
- Bardzo się cieszę. - Randee z trudem ukryła ogarnia
jący ją smutek. - Więc jakie masz plany? Co zamierzasz
robić pierwszego dnia po powrocie do normalnego życia?
- Właśnie dlatego tu jestem. Mam dla ciebie niespo
dziankę.
-Jaką?
- Moja droga wspólniczko, ten dzień spędzisz ze mną
na ekscytującej wycieczce.
Randee poczuła skurcz w żołądku, ale postanowiła zi
gnorować to uczucie.
- Tak, to brzmi zachęcająco, ale nie mogę nigdzie z to
bą pojechać. Dziś ciocia Lani ma wolne i ja zajmuję się
dzieckiem. - W tym momencie Randee usłyszała znajome
pukanie do drzwi, a potem chrobot klucza w zamku. -
Sam więc rozumiesz...
- Nie ma problemu. - Lani zamknęła za sobą drzwi. -
109
Anula & Irena
Scandalous
Już rozmawialiśmy o tym z Cordem. To dla was wyjątko
wy dzień. - Kobieta wzięła od niej Roreya. Uśmiechnęła
się do Barretta, mrugając do niego łobuzersko.
- No dobrze, co się tu właściwie dzieje? - Randee przyj
rzała się obojgu. - Cord?
- Wszystko w swoim czasie.
- Lani?
Hawajka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Nie chcę się wymądrzać, ale gdyby jakiś dżentelmen
zaprosił mnie na ekscytującą wycieczkę, chyba zaczęła
bym się ubierać.
Randee zerknęła na swoją koszulkę i zaczerwieniła się.
Lani poklepała Barretta po ramieniu.
- Bawcie się dobrze. Chodź, Rorey, idziemy na plażę. -
Zabrała chłopca do sypialni.
Cord skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- I jak? Bo tracimy czas.
Randee chciała dać mu jakąś ciętą odpowiedź, ale nic
jej nie przychodziło do głowy.
- Poczekaj, muszę się ubrać.
Cord do samego końca nie chciał jej powiedzieć, co będą
robić. Mimo próśb Randee nie zdradził nic ze swoich planów.
Zrozumiała, co się święci, dopiero kiedy skręcili na lotnisko.
- Nigdzie z tobą nie lecę w tym rupieciu!
- Ten rupieć, jak go nazywasz, od kilkunastu lat stano
wi źródło mojego utrzymania. Sporo mu zawdzięczam. Je
steśmy razem dłużej niż wiele małżeństw.
- Jakie to wzruszające. Więc lepiej spędźcie trochę cza
su tylko we dwoje, a ja zostanę tu na ziemi. - Skrzyżowa
ła ręce na piersi, nie zamierzając ruszać się z miejsca. - Ni
gdzie nie lecę.
- Daj spokój, Randee. Jak Jason powiedział mi, że jesz
cze nigdy nie latałaś helikopterem...
110
Anula & Irena
Scandalous
- I nigdy nie będę latała.
- To dlatego, że nigdy nie latałaś ze mną.
- Co za pewność siebie!
- Bo wiem, że jestem najlepszy.
- Jaki skromny!
- Nie ma tu miejsca na skromność. Jestem najlepszym
pilotem śmigłowca, jakiego znam, koniec, kropka. - Męż
czyzna poprawił się na fotelu. - Nie musisz lecieć, jeśli nie
chcesz. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Ale to dla mnie
ważny dzień. Pierwszy lot od wielu miesięcy. Bardzo
chciałbym, żebyś była ze mną. - W oczach zapaliły mu się
iskierki humoru. - Poza tym pięćdziesiąt jeden procent te
go helikoptera należy do ciebie.
- Tak, ale...
- Potraktuj to jako rutynowe sprawdzenie inwentarza.
- Dobrze. - Zachowywała się nielogicznie, dobrze o tym
wiedziała. Nie było powodów do obaw.
Randee spacerowała nerwowo, podczas gdy Cord
sprawdzał gotowość maszyny do lotu. Później pomógł jej
wejść do kabiny, a następnie sam usiadł na fotelu pilota.
Pozmieniał ustawienia na kilkunastu tajemniczych przy
rządach na desce rozdzielczej. Randee po raz trzeci spraw
dziła zapięcie pasów bezpieczeństwa. Żołądek skurczył jej się
ze strachu. Przyszła jej do głowy jeszcze jedna wymówka.
- A propos inwestycji. Czy taka wycieczka to nie mar
nowanie paliwa? Powinniśmy przewozić pasażerów, a nie
latać dla przyjemności.
- Moja droga wspólniczko, nie doceniasz mnie. To za
planowany kurs. Po prostu będziesz mi towarzyszyć.
Wyjaśnił jej, że lecą w głąb wyspy po jakiegoś bogate
go farmera, żeby zabrać go na lotnisko.
- W takim razie, nie mam już żadnych wątpliwości. Le
cimy.
111
Anula & Irena
Scandalous
Podał jej słuchawki, żeby mogli rozmawiać w czasie lo
tu. Randee założyła je i ścisnęła mocno palce. Cord włą
czył silnik i po otrzymaniu zezwolenia z wieży kontrolnej
wzbili się w powietrze. Randee powtarzała sobie w my
ślach, że nie ma się czym przejmować, bo przecież setki
turystów każdego dnia przeżywają podobną przygodę.
Przez pierwszych kilka minut lotu nie mogła opanować
strachu, ale wkrótce zrelaksowała się całkowicie. Mimo że
spędziła wiele lat na Hawajach i myślała, że dobrze je zna,
dopiero teraz odkryła ich piękno.
Cord leciał na północ wzdłuż wybrzeża Kohala. Pod ni
mi rozciągały się czarne pola lawy, gdzieniegdzie rozja
śnione białymi wysepkami piasku i zielonymi oazami
palm, które wulkan oszczędził od zagłady. Każda z plaż
wyglądała jak odcięty od świata rajski ogród.
- Wulkan ma wielką władzę - wymruczała pod nosem
Randee, ale dzięki mikrofonowi w słuchawkach Cord wy
raźnie ją usłyszał.
- Masz rację. Po drugiej stronie wyspy, ciągle wypluwa
lawę, z każdym dniem powiększając powierzchnię lądu.
Całkiem niedawno wielu mieszkańców straciło przy tym
dach nad głową.
Randee miała wrażenie, że zaledwie w kilka minut do
tarli do północnego krańca wyspy. Cord zawrócił na po-
łudniowy-wschód i natychmiast dało się wyczuć zmianę
klimatu. Wzdłuż wybrzeża Hamakua rozciągały się zielo
ne pola uprawne trzciny cukrowej. Zniżyli lot, żeby Ran
dee mogła zobaczyć wąwozy i doliny, które woda i wiatr
wyżłobiły w glebie.
- Niezwykłe, prawda? - Nawet zniekształcony przez
słuchawki głos mężczyzny zdradzał głębokie wzruszenie.
- Rzeczywiście. Przyzwyczaiłeś się już do tego widoku,
mając go na co dzień?
112
Anula & Irena
Scandalous
- Nie. Krajobraz wyspy zmienia się z dnia na dzień.
A mimo to jest w nim coś uniwersalnego.
Zachwyt w głosie Corda odciągnął uwagę Randee od
widoków za oknem. Spojrzała na niego i miała wrażenie,
że po raz pierwszy jest w stanie odczytać jego myśli. Zro
biło to na niej większe wrażenie niż przepiękny krajobraz
wyspy. Uścisnęła mu dłoń.
- Dziękuję,
v
że mi to pokazałeś.
- Jest jeszcze wiele do zobaczenia. - Uśmiechnął się do
niej. - Ale nie zapominajmy o obowiązkach, wspólniczko.
- Zawrócił w głąb wyspy. - Wracamy do pracy.
Kiedy zwiększyli pułap lotu, zauważyli, że pogoda za
czyna się pogarszać. Niebo pociemniało i Randee wyczu
ła, że temperatura na zewnątrz gwałtownie spadła.
- Daleko jeszcze? - Nie udało jej się ukryć zdenerwo
wania.
- Spokojnie, jesteśmy prawie na miejscu. Lecimy wła
śnie nad ranczem Parkera.
Randee spojrzała w dół na ogromną zieloną przestrzeń,
stanowiącą zaledwie niewielką część posiadłości Parkera.
Cord mówił, że ranczo Kiawe, na które lecieli, to nic w po
równaniu z tym pod nimi. Właściciel Kiawe, J. D. Perry,
wzbogacił się na wydobyciu ropy naftowej w Teksasie.
Dzielił swój czas między Hawaje i interesy na kontynen
cie. Ten energiczny, niecierpliwy, ale i serdeczny człowiek
od ośmiu lat korzystał z usług Barretta.
Pierwsze krople deszczu rozbiły się o szybę śmigłowca.
Randee szarpnęła nagła turbulencja. Poczuła, jak żołądek
podchodzi jej do gardła.
- Cord, mamy kłopoty?
- Nie martw się. Zdążymy przed burzą. Będziemy na
miejscu, zanim się rozpada na dobre. - Uśmiechnął się, ale
Randee zauważyła, że zmarszczył brwi. - Będziemy mieli
113
Anula & Irena
Scandalous
za to kłopot z panem Perrym, żeby go przekonać, że mu
simy u niego przeczekać burzę.
Randee przytaknęła, ale pomyślała, że Cord minimali
zuje problem, żeby jej nie martwić. Jego żart zabrzmiał tro
chę sztucznie, a na czole pojawiły mu się kropelki potu.
- Sprawdź pasy.
Randee ściągnęła mocniej pas bezpieczeństwa. W tym
samym momencie maszyną rzuciło do przodu.
- Cord, co się...
Seria silnych wstrząsów uciszyła Randee. Barett próbo
wał ustabilizować helikopter, ale maszyna znów nagle
opadła w dół. Kobieta krzyknęła.
- Randee, kochanie, bez paniki - uspokajał ją Cord, nie
odrywając wzroku od steru. Czuł, że serce wali mu jak
młotem, ale starał się mówić opanowanym głosem. - Ma
my jakiś problem z silnikiem. Na szczęście tu możemy
spokojnie wylądować.
Helikopterem znowu zarzuciło. Barrett poczuł w nodze
bolesne ukłucie. Nie chciał znów przeżywać tego koszmaru.
- Wszystko będzie dobrze. Zamknij oczy i trzymaj się. -
Przypomniał sobie, że tak samo podtrzymywał się na du
chu przed wypadkiem. Niezły pilot się z niego zrobił. Pró
bował uciszyć złośliwe głosy, przez które zaczynał tracić
koncentrację, ale powracały coraz głośniejsze. „Nie dasz so
bie rady. Tym razem ci się nie uda. W dodatku dziś nie je
steś sam. Zabijesz nie tylko siebie. Zabijesz Randee."
Rozbijający się o szybę deszcz prawie całkowicie ogra
niczał widoczność. „Zabijesz Randee". Spojrzał na nią. Ze
zdziwieniem spostrzegł, że siedzi spokojnie z zamknięty
mi oczami.
Zrozumiał, że zaufała mu, uwierzyła, że uda mu się ich
uratować. Wierzyła, że potrafi to zrobić. Ta myśl dodała
mu sił i rozjaśniła umysł.
114
Anula & Irena
Scandalous
- Trzymaj się, kochanie. Zaraz będzie po wszystkim. -
Tym razem powiedział to tak cicho, jakby mówił do siebie.
Randee kiwnęła głową, ale nie otworzyła oczu. Myślała
o synku. Cord miał rację. Oczywiście, że nic im się nie sta
nie. Nic się nie mogło stać, bo Rorey jej potrzebował. Na
pewno im się uda. „Cord panuje nad sytuacją", powtarzała
sobie. „Zajmie się wszystkim". Ta myśl uspokoiła ją. Poczu
ła, że maszyna spada w dół szybkim, ale kontrolowanym
lotem. Wiatr szarpał śmigłowcem, ale Barrett utrzymywał
kurs. Randee modliła się żarliwie, nie otwierając oczu.
Kilka sekund później poczuła uderzenie. Rzuciło nią do
przodu i pasy wbiły jej się głęboko w żołądek, ale nadal
siedziała bezpiecznie w swoim fotelu. Chwilę jej zajęło, za
nim zrozumiała, że wylądowali.
Otworzyła oczy. Cord przytulił ją mocno do siebie.
- Udało się.
W tej chwili burza rozpętała się na dobre. Deszcz roz
bijał się o szyby z ogłuszającym hukiem, a niebo rozjaśni
ła błyskawica, po której niemal natychmiast nastąpił
grzmot.
- Jesteśmy prawie w samym centrum burzy. To niedo
brze. - Cord uwolnił ją z uścisku, ale zatrzymał dłonie na
jej ramionach. - Randee, musimy stąd uciekać.
- Jak to? Nie możemy przeczekać najgorszego w heli
kopterze?
- Nie, wirnik może przyciągać pioruny. To mało praw
dopodobne, ale nie warto ryzykować.
- Dokąd pójdziemy? Wiesz, gdzie jesteśmy?
Mężczyzna uśmiechnął się ponuro.
- Znajdziemy tu jakieś schronienie. Zanim wylądowali
śmy, widziałem w pobliżu jakiś budynek, mniej więcej
trzy kilometry stąd.
- Trzy kilometry!
115
Anula & Irena
Scandalous
- Przykro mi, Randee, ale nie ma czasu na dyskusje.
Najgorsze jeszcze przed nami. Musimy iść.
Wyciągnął spod siedzenia starą wiatrówkę i otulił nią
Randee. Nachylił się i otworzył jej drzwi. Kiedy wysiadła,
odniosła wrażenie, że w ubraniu weszła pod prysznic.
Kurtka dawała niewielką ochronę i już po chwili Randee
była przemoczona do suchej nitki.
- Chodźmy. Tędy. - Cord wziął ją za rękę i pochyleni
zaczęli przedzierać się przez wysoką trawę. Randee wyda
wało się, że biegnie pod wodą i widzi jedynie prowadzą
cego ją Corda. Na moment niebo rozjaśniła błyskawica
i kobieta przekonała się, że w polu widzenia nie ma żad
nych zabudowań. Potem znów zapadł zmrok.
- Cord, daleko jeszcze? - Randee poczuła, że gorące łzy
na jej twarzy mieszają się z deszczem. Zła, szybko je otar
ła. Nie powinna się poddawać. Zbyt wiele ryzykowała. Na
płacz przyjdzie jeszcze czas.
- Mówiłem ci, że nie wiem. Ale tu nie możemy zostać.
Schyl się i trzymaj mnie mocno. Musimy iść.
Randee posłusznie złapała go za ramię i opuściła głowę.
Kilka razy pośliznęła się na mokrej trawie, ale silne ramiona
mężczyzny zawsze ją podtrzymywały. Powoli przesuwali się
do przodu. Randee miała wrażenie, że idą tak już od wielu
godzin i dawno straciła orientację w terenie. Wydawało jej
się, że krążą w kółko, ciągle wracając w to samo miejsce.
Wysoki poziom adrenaliny, która pozwoliła przetrwać
awaryjne lądowanie i trzymała ją na nogach po wyjściu
z helikoptera, znacznie opadł. Poczuła się zmęczona i śpią
ca. Poczuła, że drętwieje. Nogi miała jak z waty.
Znów potknęła się i upadła twarzą na ziemię. Podniosła się
na kolana, ale po chwili ześliznęła się w błoto. Spróbowała
wstać, ale tym razem nie dała rady. Miała wrażenie, że ziemia
przyciąga ją do siebie, jakby chciała ją wessać do środka.
116
Anula & Irena
Scandalous
Chciała zawołać o pomoc, ale nie mogła wydobyć z sie
bie głosu. Wydawało się, że Cord jednak i tak ją usłyszał,
bo jego silne ramiona podniosły ją i przytuliły. Próbowa
ła uspokoić go, że musi tylko chwilkę odpocząć, ale ze
mdlała, zanim zdążyła się odezwać.
13
Barrett poczuł, że za chwilę nogi odmówią mu posłu
szeństwa. Deszcz padał mu prosto w oczy, a nie miał wol
nej ręki, żeby je przetrzeć. Przystanął na chwilę, oddycha
jąc ciężko. Przesunął ciężar ciała Randee na drugie ramię,
żeby złagodzić pulsujący ból w plecach. Rozejrzał się
w poszukiwaniu jakiegoś punktu orientacyjnego, który
pozwoliłby mu ocenić położenie.
Czyżby się mylił? Powinni już dojść do budynku, któ
ry widział z hełikoptera. Może stracił już rozeznanie w te
renie. Może zgubił się w ciemnościach. Ale na pewno wi
dział gdzieś tu mały zagajnik...
Rozbłysła błyskawica i z ulgą przekonał się, że są już
blisko. Zaledwie kilkanaście metrów na lewo od siebie do
strzegł zagajnik, a przy nim małą chatkę. Przytulił Randee
mocniej.
- Trzymaj się, kochanie - wymruczał. - Za chwilkę bę
dziemy na miejscu.
Tak jak oczekiwał, drzwi były otwarte. Nie było sensu
zamykać się w miejscu tak odległym od cywilizacji. Po
pchnął drzwi i ostrożnie wszedł do środka. Rozejrzał się
po pomieszczeniu.
Był to duży pokój, najwyraźniej przeznaczony dla pa-
117
Anula & Irena
Scandalous
sterza. Stało tu łóżko, mały stolik, dwa krzesła i kanapa.
Przy ścianie obok zlewu ktoś umieścił kuchenkę gazową.
W przeciwległym kącie pokoju znajdował się kominek
z zapasem drewna. Wąskie drzwi prowadziły do malutkiej
łazienki.
Cord delikatnie położył Randee na łóżku, po czym
wstał i wyprostował się, rozciągając mięśnie pleców. Wsłu
chiwał się w plusk deszczu o zardzewiały dach.
- Cord? Cord, gdzie jesteś? - przerażona Randee usia
dła na łóżku.
- Ciii... Jestem tu, wszystko w porządku. - Usiadł przy
niej i przytulił ją do siebie. Przez chwilę nie mogła wydo
być z siebie ani słowa, jakby nie była pewna, czy nie śni.
Mężczyzna wyczuł drżenie jej ciała i przytulił ją mocniej.
- Bardzo się bałam, Cord.
- Wiem, ale teraz jesteś już bezpieczna. - Siedzieli tak
jakiś czas, czerpiąc siły ze swojej bliskości. Obecność Cor-
da dawała Randee poczucie bezpieczeństwa, jakby sama
jego fizyczna bliskość gwarantowała, że wszystko będzie
dobrze. Cord czuł, że mógłby ją tak tulić bez końca.
Wreszcie Randee podniosła głowę i rozejrzała się wokół.
- Gdzie my jesteśmy?
- To pewnie chatka pasterska. Nie jest to sześciogwiazd-
kowy hotel, ale jest wygodnie i przede wszystkim sucho.
- A my oboje jesteśmy przemoczeni. - Randee wstała
i popatrzyła na swoje ociekające wodą ubranie. Na podło
dze utworzyły się kałuże. - Musimy to zdjąć z siebie. - Nie
mogła opanować dreszczy. - Zamarzam.
- Dobrze. Rozpalę ogień, a ty zerknij do szafy. Może
znajdziesz coś, w co moglibyśmy się przebrać.
Cord znalazł zapałki i po chwili pokój zalało ciepłe, żół
te światło.
W pierwszej szafie Randee znalazła trochę jedzenia
118
Anula & Irena
Scandalous
w puszkach i świece. W drugiej wisiały jakieś ubrania. Wy
ciągnęła wszystko, żeby sprawdzić, co mogliby wykorzy
stać. Sobie wzięła koszulkę i szorty, dla Corda przezna
czyła spodnie od dresu i starą flanelową koszulę.
Wśliznęła się do łazienki i zdjęła przemoczone spodnie,
bluzkę, biustonosz i majtki. Przymierzyła szorty. Były
ogromne. Dwie Randee zmieściłyby się w nich bez trudu.
Na szczęście miały sznureczek, który ściągnęła, żeby nie
opadały. Koszulka też była za duża, ale czysta i sucha, więc
włożyła ją z przyjemnością.
Wyszła z łazienki z mokrymi ubraniami w dłoni.
- Twoja kolej. Zostawiłam tam coś dla ciebie.
Barrett zniknął w łazience, a Randee rozwiesiła mokre
rzeczy na oparciu krzesła. Kiedy wrócił do pokoju, z tru
dem opanowała nerwowy śmiech. Spodnie sięgały mu za
ledwie kolan, a koszuli w ogóle nie był w stanie zapiąć.
- Hm... - Randee uważnie przyjrzała się jego ubraniom,
potem własnym. - Nieźle wyglądamy. Chyba powinniśmy
zamienić się na koszule. Ta pewnie będzie lepsza dla ciebie.
- Dobrze. - Mężczyzna strząsnął koszulę z ramion. Ran
dee śledziła uważnym wzrokiem każdy jego ruch. Stał
przed nią z pomiętą koszulą w dłoni ubrany tylko
w spodnie, zsunięte nisko na biodra. Cienie złotych języ
ków ognia migotały na jego opalonej skórze. Przez dłuż
szą chwilę stali naprzeciwko siebie w milczeniu, patrząc
sobie w oczy. W końcu Cord podał jej koszulę.
- Proszę.
Głos mężczyzny przerwał jej fantazje. Wyciągnęła rę
kę, wzięła od niego koszulę i uciekła do łazienki. Szybko
przebrała się, wyraźnie słysząc przyspieszone bicie swego
serca i urywany oddech. Wróciła do pokoju i oddała swo
ją koszulkę Cordowi.
- Powinna ci lepiej pasować.
119
Anula & Irena
Scandalous
Barrett szybko ubrał się. Materiał ciasno przylegał mu
do skóry, ale czuł się w nim dobrze.
- Tobie moja koszula też pasuje. - Ku jego zaskoczeniu
Randee było dobrze nawet w starym znoszonym ubraniu.
Sprany materiał układał się podniecająco na jej pełnych
piersiach. Włosy powoli jej wysychały, zakręcając się na
końcach. Pozbawione makijażu policzki pokryły się zdro
wym rumieńcem.
Gdy groziło im niebezpieczeństwo, Cord skupił się na
ratowaniu ich obojga. Troska o jej dobro przyćmiła
wszystkie inne uczucia. Teraz jednak mógł się odprężyć.
Powróciło pożądanie. Jego ciało przypomniało sobie jej
dotyk, gdy niósł ją w deszczu, ciasno przytuloną do sie
bie. Nawet nieprzytomna szukała ratunku w jego sile.
Gwałtownie odwrócił się od niej, czując reakcję swoje
go ciała na te wspomnienia. Cienki materiał spodni nie
mógł ukryć rosnącego dowodu jego pożądania.
- Zobaczmy, co się da zjeść. - Chciał podejść do kre
densu, do którego wcześniej zaglądała Randee.
- Ja to zrobię. - Randee położyła mu dłoń na ramieniu
i ten gest wywołał w nim dreszcz. - Już wystarczająco się mną
opiekowałeś. Usiądź przy kominku, ja zajmę się obiadem.
- Dobrze. - Mężczyzna przysunął sobie krzesło do ko
minka i patrzył, jak bosa Randee krząta się przy kuchni.
Widząc, jak wdzięcznie się porusza, poczuł kolejną falę
pożądania. Przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie, gdy
wyglądała jak modelka z żurnala. Oczywiście i wtedy by
ła piękna, ale nie tak jak teraz.
Teraz było w niej coś pierwotnego, kobiecość, która do
prowadzała jego zmysły do szaleństwa. Była ciepła i natu
ralna. I niewiarygodnie atrakcyjna.
- Mamy do wyboru fasolę, fasolę lub fasolę.
- Hm... To może zjemy fasolę.
120
Anula & Irena
Scandalous
- Niech będzie. - Randee zapaliła palnik kuchenki ga
zowej i rozejrzała się za jakimś naczyniem. Wkrótce zaja
dali się fasolą podaną w wyszczerbionych miskach, które
znalazła w kredensie.
- Dobra. - Randee uśmiechnęła się do Corda ze swoje
go krzesła. - Daleko jej do smakołyków Lani, ale lepsze to
niż nic. Poza tym mamy jej całkiem sporo. - Przyjrzała się
wspólnikowi. Zniknęły zmarszczki, które często pojawia
ły się wokół jego oczu i ust. Jeszcze nie widziała, żeby byl
taki spokojny.
Rozległ się przytłumiony grzmot i deszcz uderzył
w dach z nową silą.
- Jeśli się nie przejaśni, bardzo się te puszki przydadzą.
Kto wie, czy nie utknęliśmy tu na kilka dni? - Ochrypły
głos mężczyzny wywołał dreszcz w jej ciele.
- Kilka dni? - Poczuła skurcz w żołądku. - Przez ten
czas pewnie można kogoś dobrze poznać. Nie ma telewi
zji, książek, kart. Możemy tylko ze sobą rozmawiać.
- W zasadzie tak. - Oczy Corda pociemniały od emo
cji. Randee zadrżała.
- Chociaż jesteśmy wspólnikami, niewiele o tobie wiem. -
Randee zaniosła naczynia do zlewu i wróciła na krzesło przy
kominku. - Jesteś bardzo tajemniczy.
- Wcale nie. Nie mam nic do ukrycia.
Na dworze zapadał zmrok i jedyne światło w pokoju
pochodziło od ognia. Ośmielona ciemnością Randee zada
ła pytanie, które nurtowało ją od dawna.
- Skoro tak, to zacznijmy od początku. Byłeś kiedyś żo
naty?
-Tak.
W migającym świetle trudno było odczytać wyraz twa
rzy mężczyzny, ale jego ciało mówiło wyraźnie: to poważ
ny temat. Randee miała nadzieję, że Cord powie coś więcej,
121
Anula & Irena
Scandalous
ale on milczał. Mimo to postanowiła nalegać. Pamiętała, że
tamtej nocy na „Kona Breeze", zanim Kimo im przerwał,
potrafił się otworzyć i chciała przywrócić tamten nastrój.
- Dawno temu?
Barrett spojrzał w sufit, jakby tam była zapisana odpo
wiedź.
- Prawie dziesięć lat temu. - Potrząsnął głową. - To był
wielki błąd.
- Kim ona była?
Zapadła cisza i Randee przestraszyła się, że posunęła się
za daleko i rozzłościła go. Ale chyba tylko zbierał myśli,
bo po chwili odezwał się cichym i spokojnym głosem:
- Miała na imię Brittany. Kochałem ją do szaleństwa. -
Utkwił wzrok w kominku. - Może ona też mnie kochała.
A może tylko tak jej się wydawało. - Przerwał i odchylił
się na krześle. - Miała zamożnego ojca. Jej rodzina prowa
dziła bardzo ekskluzywny pensjonat na Hawajach dla bo
gatych i sławnych. Czasem zabierałem gości na wycieczki
helikopterem. Wtedy się poznaliśmy. Brittany wróciła
właśnie z college'u. Nie zaliczyła roku. Tatuś próbował ją
czymś zająć. Była bardzo znudzona, gdy się pojawiłem
w jej życiu. - Mężczyzna uśmiechnął się ironicznie. - Chy
ba byłem doskonałą rozrywką. Mówiła, że jestem intere
sujący. Ani trochę nie przypominałem studentów, z któ
rymi umawiała się do tej pory. Ojciec oczywiście uznał
mnie za wyjątkowo niepożądaną osobę i to czyniło mnie
jeszcze bardziej atrakcyjnym w jej oczach.
Randee milczała, mając nadzieję, że Cord będzie kontynu
ował swoją opowieść, i rzeczywiście po chwili podjął temat.
- Powinienem był zrozumieć, co się święci, ale mogłem
myśleć tylko o niej. Wydawało mi się, iż to cud, że taka
dziewczyna z klasą jak Brittany zwróciła na mnie uwagę.
Widocznie zaczęło mi się w życiu układać. Bardzo szybko
122
Anula & Irena
Scandalous
wzięliśmy ślub. - Cord ściszył głos. - Ale szczęście nie trwa
ło długo. Myślę, że znudziło ją bycie z kimś z niższych sfer.
Zresztą, powód był inny. Brittany przyzwyczaiła się do
luksusów, a moja firma nie przynosiła wystarczających zy
sków, żebym mógł spełniać wszystkie jej zachcianki. Ona
jednak miała pomysł, jak rozwiązać ten problem.
-Tak?
- Chciała, żebym rzucił latanie i zatrudnił się u jej ojca.
Tam mógłbym zarabiać prawdziwe pieniądze, jak mówi
ła. - Cord parsknął. - Wyobrażasz sobie? Tatuś chciał na
wet zatrudnić takie nic jak ja, żeby tylko uszczęśliwić có
reczkę. Chyba owinęła go sobie wokół paluszka jeszcze
mocniej niż mnie.
- Ale ty się nie zgodziłeś.
- Rozważałem to. O mało nie sprzedałem helikoptera
i swoich marzeń. Naprawdę chciałem to zrobić, tak bar
dzo oszalałem na jej punkcie. Ale ostatecznie powiedzia
łem nie. Strasznie się wtedy pokłóciliśmy i wkrótce mnie
zostawiła. Nawet nie wiedziałem, gdzie jest, dopóki po
dwóch miesiącach nie dostałem dokumentów rozwodo
wych. Później dowiedziałem się, że zamieszkała z jakimś
lekarzem w Honolulu. To był chyba chirurg plastyczny.
Randee wiedziała, że nie powinna mu mówić, jak jest
jej przykro z powodu tego, co go spotkało. Cord nie
zniósłby litości. Ale choć tego nie okazała, szczerze mu
współczuła, dzieląc z nim ból, który nosił w sobie od lat.
Deszcz uderzał o dach w rytmie przypominającym bi
cie serca. Zapadła już noc i ciemności rozjaśniało tylko le
dwie żarzące się drewno.
Randee wstała z krzesła i przyniosła z kredensu świece.
Zapaliła je i ustawiła w kątach pokoju. Po chwili pomiesz
czenie wypełniła łagodna poświata.
Stanęła przed Cordem wyczekująco. Spojrzał na nią roz-
123
Anula & Irena
Scandalous
palonym wzrokiem, ale nie ruszył się z miejsca. Pożądanie,
które w nim wyczuła, i w niej roznieciło ogień, któiy tlił
się całe popołudnie. Nie mogła dłużej czekać.
- Pocałuj mnie - powiedziała, zanim zdążyła się zasta
nowić. Nie mogła już cofnąć tych słów.
Mężczyzna odpowiedział po chwili, która wydawała się
wiecznością. Odezwał się niskim, ochrypłym głosem,
w którym pożądanie mieszało się z groźbą.
-Jeśli cię pocałuję, to nie skończy się tylko na tym. Nie
teraz. Nie tym razem.
Odpowiedziała mu natychmiast:
- Nie chcę, żeby się skończyło. Nie tym razem.
14
Cord wstał i powoli podszedł do Randee, nie spuszcza
jąc z niej wzroku. Miała wrażenie, że specjalnie opóźnia
moment zbliżenia, co doprowadzało ją do szaleństwa.
Wreszcie znalazł się przy niej i przyciągnął ją do siebie. Pod
niosła głowę i natychmiast jego usta odnalazły jej wargi.
Nie był to delikatny, czuły pocałunek. Całował ją po
woli, namiętnie, badając językiem każdy zakątek jej ust. Sa
ma chciała, żeby ją pocałował, i wiedziała, że dostanie do
kładnie to, o co prosiła. Władczy gest, jakim przyciągnął
jej głowę, powiedział jej wyraźnie, że tym razem nie ma
już odwrotu, że za chwilę będzie do niego należała.
Randee całkowicie zatraciła się w tym pocałunku. Nagle
zrozumiała, że nie może dłużej czekać, że pragnie więcej,
pragnie czuć jego dłonie na całym ciele. Bezwstydnie chwy
ciła jego rękę i położyła sobie na piersi. Sutek natychmiast
124
Anula & Irena
Scandalous
stwardniał. Nie przerywając gorącego pocałunku, Cord
opuszkiem palca drażnił sterczący czubek. Powoli jeden po
drugim zaczął rozpinać guziki jej koszuli. Nie mogąc znieść
przedłużającego się oczekiwania, Randee sama rozpięła ko
szulę do końca. Ostatni guzik, oderwany w pośpiechu, po
toczył się gdzieś w kąt. Jęknęła, gdy ujął jej nagie piersi
w dłonie i kciukami gładził rozognione pożądaniem sutki.
Jego palce wywoływały w jej ciele dreszcze, promieniujące
z czubków piersi aż do najintymniejszego miejsca. Stali tak
całą wieczność, zatraceni w pocałunku.
Kiedy myślała, że nie wytrzyma dłużej tej rozkosznej
agonii, mężczyzna schylił się i ujął sutek wargami. Jej gło
wa opadła do tyłu, a z ust wydarł się jęk, gdy Cord za
czął ssać i drażnić językiem czubek jej piersi. Miała wra
żenie, że zaraz zacznie krzyczeć z narastającej w jej cie
le rozkoszy.
Jej ręce, szukające oparcia w tym morzu przyjemności,
znalazły je na jego szerokich, twardych ramionach. Pieści
ła go gorączkowo, przesuwając dłonie po łopatkach, bar
kach, karku, mocno przyciskając jego głowę do piersi.
Odnalazła brzeg jego koszuli i jej dłonie wśliznęły się
pod spód. Pożądliwie badała mięśnie jego klatki piersiowej
i płaski brzuch, dopóki Cord z jękiem nie oderwał się od
niej i nie zdarł z siebie koszuli, żeby wreszcie całym sobą
poczuć jej nagie ciało, jej piersi przyciśnięte do jego torsu.
Randee poczuła twardy nabrzmiały członek wciśnięty
w jej brzuch i na chwilę odsunęła się przerażona. Szybko
jednak ciekawość i pożądanie zwyciężyły i jej dłoń spo
częła na jego szortach. Mężczyzna stracił oddech, czując
jej palce. Zachęcona jego reakcją, Randee pozwoliła sobie
na śmielsze pieszczoty, rozkoszując się rosnącą przyjem
nością, którą wyczytała w jego twarzy.
Na kilka długich minut Cord poddał się jej dłoniom.
125
Anula & Irena
Scandalous
Słysząc jego urywany, ciężki oddech i widząc krople potu
na jego czole, Randee stawała się coraz bardziej podnieco
na. Wreszcie odurzona władzą, którą nad nim miała, za
częła mu ściągać spodenki. Pragnęła poczuć jego gorący,
twardy członek w dłoni, ale Cord ją powstrzymał.
- Nie teraz, kochanie. Jeszcze nie. - Pocałował jej pal
ce. - Poczekam. Najpierw chcę dać rozkosz tobie. - Szyb
ko podszedł do łóżka i zdjął z niego koc. Rozłożył go na
podłodze przed kominkiem. Bez słowa wziął ją na ręce
i delikatnie położył na przygotowanym naprędce posłaniu.
Ukląkł przy niej i ściągnął jej szorty. Po chwili leżała
przed nim zupełnie naga.
- Jesteś taka piękna. - Spojrzenie mężczyzny ześliznęło
się po niej jak język. Pierwszy raz w życiu Randee poczu
ła się naprawdę piękna, kusząca, zmysłowa, pożądana. Po
czuła się uwielbiana.
Cord położył się obok niej i pocałował ją. Jednocześnie
jego ręce rozpoczęły długą, powolną wędrówkę po jej cie
le. Zaczęły od stóp, potem przesunęły się wyżej, na kolana,
biodra, brzuch, piersi. Głaskał ją po łydkach, przedramio
nach, miejscach, których wcale nie uważała za fizycznie
atrakcyjne, ale które pod jego dłońmi okazywały się wyjąt
kowo wrażliwe.
Każda pieszczota zbliżała się coraz bardziej do tego
miejsca w jej ciele, które pragnęło go najmocniej. Kiedy
jego palce wreszcie musnęły kępkę włosów między jej uda
mi, instynktownie otworzyła je dla niego. W środku była
gorąca i wilgotna. Gdy tylko wsunął w nią dwa palce, cał
kowicie straciła kontrolę nad swoim ciałem. Zamykała
i otwierała uda, napierając biodrami na jego rękę.
- Cord! - krzyknęła nieprzytomnie. Przyciągnął ją bli
żej, mocno tuląc do siebie, dopóki jej wzburzenie nie uci
chło.
126
Anula & Irena
Scandalous
Delikatnie, czule gładził jej włosy, mrucząc uspokajają
co. Pragnął jej aż do bólu, ale chciał jeszcze poczekać.
Randee podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego. Jej
rozpalony wzrok przesunął się po jego ciele. Mężczyzna
poczuł, jak pod jej spojrzeniem jego naprężony członek
twardnieje jeszcze bardziej. Popatrzyła mu w oczy i bez
wahania ujęła w dłoń rozpalony narząd, sprawiając tym
Cordowi nieopisaną rozkosz.
- Teraz chcę cię poczuć całego - poprosiła ochrypłym
głosem.
Cord zdjął spodenki i położył się na niej. Podparł się
na przedramionach, uważając, żeby swoim ciężarem nie
sprawić jej bólu. Przez kilkanaście długich sekund pozo
stawał nad nią w bezruchu rozkoszując się ostatnimi mo
mentami oczekiwania, zanim dostanie to, czego pragnął
od tak dawna.
Randee otworzyła się dla niego i wprowadziła go w sie
bie. Myśląc tylko o jej przyjemności, wchodził w nią powo
li, pozwalając jej ciału dostosować się do niego. Najpierw
uderzał ostrożnie, delikatnie, ale gdy Randee krzyknęła
i przyciągnęła go mocniej do siebie, zatracił się całkowicie.
Jeszcze nigdy nie doświadczył takiej rozkoszy, wypływała
nie tylko z fizycznego zaspokojenia, ale i z rodzącej się mię
dzy nimi więzi uczuciowej.
Randee zadrżała i z jej gardła wyrwał się jęk. Zmieszał
się z nim ochrypły krzyk Corda, którego umysł w tym sa
mym momencie uwolnił się od ostatnich więzów samo
kontroli.
Randee nie pamiętała, żeby zmorzył ją sen, ale chyba
tak było, bo kiedy otworzyła oczy, ogień już dogasał. Nie
czuła chłodu, gdyż leżeli z Cordem ciasno przytuleni do
siebie i ogrzewało ją ciepło jego ciała.
Cord spał. Przez kilka minut Randee wsłuchiwała się
127
Anula & Irena
Scandalous
w rytmiczny stuk deszczu o dach i obserwowała migotliwe
cienie rzucane przez płomienie świeczek na sufit.
Mężczyzna poruszył się i westchnął przez sen. Randee
pogładziła go delikatnie po policzku, teraz szorstkim już
od zarostu. Chciała, żeby się obudził, ale równocześnie
potrzebowała chwili spokoju, by zastanowić się nad
wszystkim.
Ile ten mężczyzna miał w sobie sprzeczności! Był jed
nocześnie lekkomyślny i ostrożny, dziki i wrażliwy,
szorstki i czuły. Randee odetchnęła głęboko. Nagle jej
uczucia do niego stały się oczywiste.
Do tej pory nie znała takich emocji. I nie chodziło tyl
ko o seks, choć Cord doprowadził ją do granic rozkoszy,
jakich nie doświadczyła w swoim życiu. To było coś wię
cej niż tylko fizyczne zauroczenie.
Zakochując się w Maxie, pokochała swoje wyobrażenie
o nim, zakochała się w kłamstwie. Ostatecznie musiała
z rozgoryczeniem przyznać, że tak naprawdę nigdy nie
znała swojego męża. Spędzając czas z Cordem, każdego
dnia odkrywała, kim on jest naprawdę. Im bardziej pozwa
lał jej się zbliżyć do siebie, tym więcej o nim wiedziała
i tym bardziej go lubiła. Jednocześnie rozumiała, że bar
dzo cenił sobie prywatność. Przez wiele lat nikogo do sie
bie nie dopuszczał i pewnie nie mógłby dzielić z nią swe
go świata.
Znając powód, dla którego odsunął się od ludzi, Randee
nie miała nadziei, że Cord będzie chciał się znów otworzyć.
Jego miłość została wykorzystana i odrzucona. Będzie bał
się ponownie komuś zaufać. Z nią było podobnie. Kłam
stwa Maxa o mało nie zabiły w niej wszystkich uczuć. Ale
ona nigdy nie była sama. Miała synka i całą miłość przela
ła na niego. Pewnie dlatego nigdy nie straciła nadziei, że
miłość istnieje i ona może ją jeszcze spotkać.
128
Anula & Irena
Scandalous
I zakochała się w Cordzie Barretcie. Bez względu na to,
co wydarzy się w przyszłości, tej nocy reszta świata nie
miała znaczenia.
- Obudziłaś się. - Cord otworzył zaspane oczy, w któ
rych jednak bez trudu ujrzała pożądanie. Przesunął wzro
kiem po jej nagim ciele.
- Tak, kilka minut temu. - Przysunęła się do niego
i oparła otwartą dłoń na jego twardym brzuchu. - Słucha
łam burzy. Ucicha powoli.
Mężczyzna uniósł głowę.
- Tak, ale ciągle jeszcze porządnie leje. - Zaczął całować
jej skórę tuż pod lewym uchem, powoli i z rozmysłem, wzbu
dzając w jej ciele rozkoszne dreszcze. - Dopiero rano okaże
się, czy pogoda rzeczywiście się poprawiła. - Sięgnął dłonią
po jej pierś i zaczął pieścić ją palcami. - Chcesz, żebym roz
palił ogień? - Przesunął szorstkim kciukiem po sutku.
- Nie... nie sądzę... -Jej ciało od razu zareagowało na je
go dotyk, jakby wyostrzyły jej się wszystkie zmysły. -
Nie... - Okazało się, że ma trudności z wypowiedzeniem
prostego zdania. Rozpalony sutek domagał się intensyw
niejszej pieszczoty.
- Słucham?
- Nie potrzebujemy ognia. - Przyciągnęła jego głowę do
piersi.
- Też tak myślę.
Była już wilgotna, więc wśliznął się w nią bez trudu.
Jęknęła, a Cord przykrył jej usta swoimi wargami, całując
do utraty tchu.
129
Anula & Irena
Scandalous
15
Randee otworzyła oczy i rozejrzała się ze zdziwieniem.
Skąd się tu wzięła? Odrzuciła niebieski koc, którym była
przykryta, i zdezorientowana usiadła. Po chwili przypo
mniała sobie wczorajsze awaryjne lądowanie, wędrówkę
w ulewnym deszczu i gorącą noc, którą spędziła w tej pa
sterskiej chacie. Drzwi były otwarte. Stal w nich Cord,
zwrócony twarzą na dwór.
Odwrócił się i uśmiechnął do niej. W ręce trzymał pa
rującą filiżankę kawy.
- Dzień dobry. - Miał na sobie swoje ubranie. Zimny
powiew wiatru wpadł przez otwarte drzwi i Randee nagle
zorientowała się, że siedzi nago na podłodze wśród zmię
tych koców. Chwyciła jeden i okryła się nim.
- Dzień dobry. - Ruch wywołał w jej ciele lekki ból, do
bitnie przypominający o minionej nocy. Natychmiast sta
nęły jej przed oczami obrazy sprzed kilku godzin.
- I... Jaka jest pogoda? - O mało sama się nie roześmia
ła z tego banalnego pytania.
- Deszcz przestał padać wczesnym rankiem. - Barrett
spojrzał w niebo. - Ciągle jest pochmurno, ale wkrótce po
winno się przejaśnić. - Zamknął drzwi i uśmiechnął się,
lecz Randee dostrzegła cień smutku w tym uśmiechu. -
Niedługo będziemy mogli wracać.
- To wspaniale. - W jej głosie nie słychać jednak było
entuzjazmu. Mimo niecodziennych okoliczności, które
130
Anula & Irena
Scandalous
zmusiły ich do szukania schronienia przed burzą, wcale
nie miała ochoty opuszczać ciepłego gniazdka.
- Masz ochotę na kawę? Znalazłem trochę rozpuszczalnej.
- Pewnie. - Mężczyzna odwrócił się do kuchenki, a ona
w tym czasie szybko odnalazła swoje ubrania. Mimo spę
dzonej z nim nocy, Randee czuła się dziwnie zawstydzo
na w obecności Corda.
- Niestety, nie ma cukru, mleka, niczego. Dobrze, że jest
chociaż kawa. - Kiedy spojrzał na nią, zapinała już bluzkę.
- Wszystko wyschło? - spytał poufałym tonem.
- Tak. - Schyliła się, żeby otrzepać spodnie z zaschnię
tego błota. - Jestem brudna, ale sucha. - Wyprostowała się
i wzięła od niego kawę.
- Ja też. Chcesz wyjrzeć na zewnątrz?
- Oczywiście. - Randee wyszła za nim na dwór. Niebo
wypogadzało się w oczach. Wokół rozciągały się tylko pu
ste pola, gdzieniegdzie wznosiły się drzewa. - Naprawdę
jesteśmy na końcu świata. Gdzie jest helikopter?
-Jakieś trzy kilometry stąd. Pewnie za tym drugim wzgó
rzem.
- To tylko trzy kilometry? Wczoraj myślałam, że o wie
le dalej.
- Nic dziwnego. - Puścił do niej oko. - Oczywiście
wszystko zależy od środka transportu.
Położyła mu dłoń na ramieniu.
- Cord, przepraszam. Przez to wszystko nie zdążyłam
ci podziękować, że tak się mną zająłeś.
Wzruszył ramionami.
- Nie jesteś ciężka.
- Nie o to chodzi. Powinnam była sama sobie poradzić.
Nie chcę być bezbronna i niezaradna.
Mężczyzna położył jej ręce na barkach i spojrzał pro
sto w oczy. Uśmiechnął się.
131
Anula & Irena
Scandalous
- Kochanie, to najśmieszniejsze stwierdzenie, jakie kiedy
kolwiek słyszałem. Nie znam silniejszej kobiety od ciebie. -
Nachylił się i pocałował ją. Tak jak zeszłej nocy pomyślała,
że może rzeczywiście zaczyna coś dla niego znaczyć.
Słońce wychyliło się zza chmur i Cord odsunął się od niej.
- Chyba musimy sprawdzić, jak mój helikopter prze
trwał burzę. Czas wyprowadzić się z tej uroczej chatki.
Randee opłukała filiżanki i ułożyła koce na łóżku. Bar-
rett roześmiał się.
- Nie wiedziałem, że z ciebie taki czyścioszek. Następ
nym razem pewnie poszukasz odkurzacza.
- Nie jestem czyścioszkiem. - Strzepnęła poduszkę
i odłożyła ją na miejsce. - Po prostu uważam, że trzeba po
sobie zostawiać porządek.
- Masz rację. - Cord podniósł z podłogi ubrania, które
wczoraj zrzucili z siebie, i powiesił je w szafie. - Przecież
chcemy jeszcze kiedyś zostać tu zaproszeni.
Randee podeszła do niego blisko.
- Tak? - Spojrzała na niego uważnie. - Chcemy tu zo
stać zaproszeni?
- Oczywiście. - Ujął ją pod brodę i pocałował mocno i na
miętnie. Randee poczuła rodzące się w niej podniecenie.
Przylgnęła do niego ciasno. Sztywny, nabrzmiały członek na
pierał na jej brzuch. Poczuła nie znaną jej do tej pory dumę
ze swojej kobiecości, która miała taki silny wpływ na Corda.
Zaprowadziła go do łóżka. Po drodze oboje zrzucili ubra
nia. Tym razem kochali się szybko, pragnąc natychmiast za
spokoić trawiące ich pożądanie. Zeszłej nocy, rozjaśnionej
migotliwym światłem świec, Randee miała wrażenie, że czas
się zatrzymał; dziś odwrotnie - czas płynął w zawrotnym
tempie. Ani się spostrzegli, jak oboje szczytowali. Jakiś czas
leżeli w milczeniu obok siebie, pieszcząc się nawzajem. Żad
ne nie chciało przerwać ciszy. Cord odezwał się pierwszy.
132
Anula & Irena
Scandalous
- Randee.
-Tak.
- Naprawdę nie chce mi się wstawać, ale w końcu ktoś
zacznie się o nas poważnie niepokoić.
- O, nie. - Randee usiadła momentalnie. - Rorey! Cio
cia Lani! Co ja wyprawiam? Oni na pewno zamartwiają
się na śmierć. - Zerwała się na równe nogi, ogarnięta po
czuciem winy. - Cord, musimy wracać! Jak mogłam być
taka nieodpowiedzialna! Jak ja się zachowuję?
- Nieodpowiedzialna? Randee, uspokój się. - Wziął ją
w ramiona. - Czyżbyś zapomniała, że wcale nie planowa
liśmy takiego zakończenia naszej wycieczki? Nie wykra
dliśmy się po cichu na weekend. A jeszcze godzinę temu
nie było mowy, żebyśmy się stąd ruszyli, więc nie zadrę
czaj się, dobrze?
- Dobrze. Chyba masz rację. Ale pospieszmy się. Chcę
już wracać do domu.
Powrót do śmigłowca nie sprawił im żadnych trudno
ści. Było tylko trochę wilgotno. Maszyna nierówno osia
dła na mokrej trawie, ale poza tym wyglądała normalnie.
Randee nerwowo przyglądała się, jak Cord szuka ewentu
alnych uszkodzeń. Najpierw obszedł śmigłowiec dookoła,
potem wszedł do środka sprawdzić przyrządy. Wreszcie
pojawił się przed nią.
- I co?
- Wyobraź sobie, że chyba udało nam się wylądować
bez żadnego zadraśnięcia. To dzięki tej miękkiej trawie.
Tylko radio nie działa.
- To wspaniale. Lecimy?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie możemy. Zapomniałaś, że wylądowaliśmy nie tyl
ko z powodu burzy. Zepsuły się silniki. Nie widzę co
133
Anula & Irena
Scandalous
prawda żadnych uszkodzeń, ale lepiej, żeby Jason spraw
dził wszystko dokładnie.
- No to jak się dostaniemy do domu?
- Musimy iść do autostrady. To raptem siedem kilome
trów.
- Siedem kilometrów! - Randee już bolały nogi i kolej
ny spacer był wykluczony.
- No to spróbujemy złapać okazję... - Cord przerwał,
wypatrując czegoś na horyzoncie. - A może nie. Chyba
mamy szczęście.
- Jak to? - Randee popatrzyła w tym samym kierunku.
- Nadjeżdża kawaleria.
Zza wzgórza wyłoniło się właśnie dwóch jeźdźców na
koniach.
- To pasterze. Nie masz wrażenia, jakbyś występował
w westernie?
Randee widziała wcześniej hawajskich pasterzy, ale tyl
ko w telewizji. Wiedziała, że nawet w dobie nowoczesnych
technologii, na Hawajach są oni niezbędni.
Mężczyźni ściągnęli cugle.
- Cord! - Jeden z jeźdźców zeskoczył z konia i podszedł
do Barretta, chwytając go za ręce. - He aha ka pilikia? -
Wskazał głową na helikopter.
Cord poklepał przybysza po ramieniu.
- Nie wiem jeszcze, co się stało, Neki, ale dowiem się. Bar
dzo się cieszę, że cię widzę. Właśnie szykowaliśmy się do dłu
giej podróży. Jak daleko stąd do posiadłości pana Perry'ego?
- Jesteście na wchodnim krańcu rancza Kiawe. Prawie
dotarliście na miejsce. Pan Perry bardzo się martwił wczo
raj, gdy się nie zjawiłeś u niego. Wysłał mnie i Philipo na
poszukiwania. Co się stało?
Cord w kilku słowach opowiedział o awaryjnym lądo
waniu.
134
Anula & Irena
Scandalous
- Schroniliśmy się przed burzą w jakiejś chacie trzy ki
lometry stąd.
Neki popatrzył na Randee i mrugnął znacząco do Bar-
retta.
- Na szczęście nie byłeś sam. - Uśmiechnął się szeroko
i zdjął kapelusz przed Randee w geście powitania.
- Neki, jak daleko jesteśmy od domu pana Perry'ego?
- Niezbyt daleko. Zabierzemy was. Wsiadajcie.
J. D. Perry, mężczyzna w średnim wieku w kowbojskim
kapeluszu, przywitał ich wylewnie, uradowany, że są cali
i zdrowi.
- Cord, przyjacielu, tak się cieszę, że żyjesz. Bałem się,
że Neki znajdzie szczątki twojego helikoptera porozrzu
cane po całym ranczu.
- Nie tym razem, panie Perry, nie tym razem. - Cord
położył rękę na ramieniu Randee. - Pozwoli pan, że mu
przedstawię moją wspólniczkę, Randee Turner.
Właściciel rancza szarmancko zdjął kapelusz i ukłonił
się nisko.
- Najpiękniejsza wspólniczka, jaką kiedykolwiek wi
działem. Szczęściarz z ciebie, Cord.
Randee zaczerwieniła się po uszy i nie mogła wydusić
z siebie słowa. Na szczęście Cord uratował ją z opresji i za
czął opowiadać o awaryjnym lądowaniu.
- Bardzo mi przykro, że przeze mnie nie dotarł pan na
spotkanie. Wiem, że jest pan bardzo zajęty.
- Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że wam nic się nie stało.
Zresztą tam, gdzie inni widzą problemy, ja widzę nowe moż
liwości. - Perry zsunął kapelusz na tyl głowy i uśmiechnął się
szeroko. - Zadzwoniłem do Toma i powiedziałem mu, że mam
dosyć ciągłego przyjeżdżania do niego. Możemy wreszcie spo
tkać się u mnie. - Nachylił się do Randee i mrugnął łobuzer
sko. - Musi być jasne, kto tu rządzi, prawda, kochanie?
135
Anula & Irena
Scandalous
Nie przyjęli propozycji zjedzenia śniadania na ranczu,
chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Gospodarz poży
czył im swojego jeepa. Przed wyjazdem zadzwonili do cio
ci Lani i Jasona, żeby ich uspokoić.
Randee przypięła się pasami, a Cord włączył silnik. Po
machała na pożegnanie Perry'emu i oparła się wygodnie.
- Wreszcie do domu. - Z jakiegoś powodu ta myśl wca
le jej nie ucieszyła.
Cord przytaknął.
- Wreszcie.
Wyjechali z rancza i po kilkunastu minutach znaleźli
się na autostradzie. Panująca między nimi cisza stawała się
coraz bardziej niezręczna.
- Szkoda, że nie słyszałaś Jasona przez telefon. Nie po
znałabyś go, tak był zdenerwowany.
- Rozdrażniła go awaria?
Mężczyzna zachichotał.
- Można to tak nazwać. Powiedzmy, że używał słów,
których nigdy nie słyszałem z jego ust.
- Czuje się odpowiedzialny?
- Mniej więcej. Wiesz, że tylko on zajmuje się helikop
terem. Nikomu nie pozwala dotknąć się do maszyny.
Przysięga, że wszystko było w najlepszym porządku.
Przyjedzie tu dziś sprawdzić silniki. Pewnie już jest
w drodze.
- Na pewno znajdzie przyczynę awarii.
Randee oparła głowę na podgłówku. Nagle poczuła się
bardzo zmęczona. Zbliżało się południe i było coraz cie
plej. Czuła się brudna i rozbita. Marzyła o chłodnym
prysznicu, a w dodatku rozbolała ją głowa.
- Powinniśmy być na miejscu przed drugą. Ciekawe, ilu
pasażerów zapisało się na poranny rejs?
Randee tylko wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty
136
Anula & Irena
Scandalous
rozmawiać. Gdzie się podziały czułe słowa, które mówił
jej w nocy i rano? Może wcale nic do niej nie czuł, tylko
po prostu był uprzejmy. Może tylko był jej wdzięczny, że
spędziła z nim tę noc.
Miała wrażenie, że wraca do rzeczywistości po długiej
podróży w marzenia. W tamtym świecie nie było obowiąz
ków ani problemów. Był stworzony tylko dla nich dwoj
ga i nie da się już do niego wrócić. Powinna o nim zapo
mnieć. Ogarnął ją trudny do wytłumaczenia smutek.
Cord ukradkiem przyglądał się Randee, próbując odgad
nąć jej myśli. Wiele się wydarzyło między nimi w ciągu
ostatnich dwudziestu czterech godzin. Nawet teraz, brud
na i zmęczona, dla niego wciąż była najbardziej pożądaną
kobietą na świecie. Tak odważnie stawiła czoła niebezpie
czeństwu. Nigdy jeszcze nie spotkał takiej kobiety. Poło
żył jej rękę na kolanie.
- Myślisz, że znajdziesz w sobie wystarczająco dużo od
wagi, żeby spróbować jeszcze raz?
- Spróbować czego, Cord? - Odchyliła głowę i zamknę
ła oczy.
- Latać ze mną. - Przesunął rękę wyżej. - I nie tylko to.
Randee otworzyła oczy. Przykryła jego dłoń swoją
i mocno ścisnęła. Wyglądała niepewnie, jakby zastanawia
ła się nad odpowiedzią, a kiedy się wreszcie odezwała, jej
głos był spokojny, ale i obojętny:
- Teraz jestem zbyt zmęczona, żeby się nad tym wszyst
kim zastanawiać.
- Przestań, tak łatwo się nie wywiniesz od odpowiedzi. -
Spróbował nadać rozmowie lżejszy ton.
Randee odetchnęła głęboko.
- Muszę przyznać, że w tej chwili latanie trochę mnie
przeraża. - Popatrzyła mu w oczy i znów oparła głowę na
podgłówku. - Chyba się trochę zdrzemnę, zanim dojedzie-
137
Anula & Irena
Scandalous
my do domu. Czeka mnie dziś mnóstwo pracy. - Zamknę
ła oczy i Cord uwolnił rękę z jej uścisku.
Czuł się tak, jakby wylała mu na głowę kubeł zimnej
wody. Dobrze zrozumiał, o co jej chodziło. Nadawał się
na szybki numerek, jak nikt nie widział, ale nie ma co ma
rzyć, żeby miała na niego ochotę w prawdziwym życiu.
Znudzi się nim tak samo jak Brittany.
Wcisnął gaz i wyprzedził jadącą przed nimi ciężarów
kę. Jechali ponad sto trzydzieści kilometrów na godzinę,
ale mimo to podróż do domu zapowiadała się na wyjątko
wo długą.
16
Cord zaparkował samochód na parkingu przy zatoce
i zgasił silnik. Spojrzał w kierunku przystani. Na pokła
dzie „Kona Breeze" Kimo i reszta załogi przygotowywali
się do przyjęcia pasażerów na popołudniowy rejs. Randee
ciągle drzemała. Przespała prawie całą drogę. Tymczasem
jego udręka zmieniła się w znajomy, tępy ból.
Powinien był przewidzieć, czym to się skończy. A prze
cież na początku starał się do niej nie zbliżać. Myślał, że je
go poprzednie bolesne doświadczenia czegoś go nauczyły, ale
jednak nie. Zignorował wszystkie ostrzeżenia i teraz za to
płacił. Powtórzyła się tragedia, której za wszelką cenę chciał
uniknąć. Niestety, tym razem ból był o wiele większy.
Randee otworzyła oczy.
- Dojechaliśmy? - Wyprostowała się i rozejrzała dookoła.
- Tak, dojechaliśmy. Zdążyliśmy akurat na popołudniowy
rejs. - Mężczyzna wysiadł z samochodu i zatrzasnął drzwi.
138
Anula & Irena
Scandalous
Randee ciągle jeszcze przychodziła do siebie po drzem
ce. Dlaczego Cord był taki oschły? Dogoniła go na przy
stani.
- Cord, coś się stało? - Zanim zdążył odpowiedzieć, Ki-
mo zszedł z pokładu i podbiegł do nich.
- Randee! Cord! Dzięki Bogu, wróciliście! - Objął Ran
dee za szyję i mocno przytulił. Nigdy wcześniej tego nie
robił. - To była najdłuższa noc w moim życiu. Jason za
dzwonił i powiedział mi, co się stało. Na szczęście wszyst
ko dobrze się skończyło. - Mimo że się uśmiechał, jego
oczy wyrażały głębokie zaniepokojenie.
- Tak, już nic nam nie grozi, ale o tym przecież wiesz
już od kilku godzin. Stało się coś jeszcze? Coś na statku? -
Randee przygotowała się na najgorsze.
- Nie, tym się nie martw. „Kona Breeze" ma się świet
nie. Nie musisz się niczym przejmować.
- Kimo, jeśli się czymś gryziesz, możesz mi powiedzieć.
- To nic takiego, Randee. Tylko... Liko gdzieś zniknął.
- Twój syn? - Wydawało się, że głos Corda dochodzi
z bardzo daleka.
Randee z trudem ukryła zniecierpliwienie.
- Jak to zniknął?
- Wczoraj po południu miał mi pomóc przy malowa
niu, ale nie wrócił do domu. Zdenerwowałem się, ale jesz
cze nie martwiłem. Na kolacji też go nie było. Czekałem
do północy. Na próżno.
- Może zanocował u przyjaciół i zapomniał ci o tym
powiedzieć.
- Dzwoniłem do nich, to znaczy do tych, których znam
numery telefonów, ale nikt go nie widział od wczorajsze
go ranka. Bardzo się martwię o niego. Miałem z nim tro
chę problemów w tym roku, wdawał się w bójki, ale ni
gdy przedtem nie znikał.
139
Anula & Irena
Scandalous
- Kimo, wiem, że się tym gryziesz, ale jestem pewna, że
Liko jest cały i zdrowy. Przecież to już dorosły mężczyzna.
- Rzeczywiście skończył osiemnaście lat, ale jeszcze nie
dorósł. Tak naprawdę wciąż jest dzieckiem. - Mężczyzna
potrząsnął głową i zgarbiony odszedł na statek.
- Pomogę Kimo w przygotowaniach do rejsu. - Barrett
podążył za kapitanem, nawet nie spojrzawszy na Randee.
Bilety na popołudniowy rejs były całkowicie wyprzeda
ne. Dwóch członków załogi rozchorowało się i Randee mi
mo zmęczenia musiała włączyć się do pomocy. Cord też
przyszedł, mimo że go nie prosiła. Jego pomoc okazała się
bezcenna, bo przejęty zniknięciem syna Kimo, nie mógł
się na niczym skupić.
Rejs minął szybko i bezproblemowo. Nawet na chwilę
nie zostali z Cordem sam na sam. Czuli się niezręcznie
w swoim towarzystwie, co po ostatniej nocy było szczegól
nie bolesne. Chwile spędzone razem teraz wydawały się od
ległą przeszłością albo nawet snem.
Po powrocie Randee wysłała Kimo do domu, żeby odpo
czął. Postanowiła, że wraz z Cordem będą nadzorować sprzą
tanie statku. Zapadł już zmrok, kiedy skończyli. Jej samo
chód został na lotnisku, więc Barrett odwiózł ją do domu.
Kiedy wyłączył silnik, przed drzwiami rozbłysło światło.
- No, to jesteś w domu - odezwał się, żeby ukryć zmie
szanie. Spróbował się uśmiechnąć, ale z miernym skut
kiem. Ciekawe, o czym teraz myślała? Może żałowała te
go, co między nimi zaszło?
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich ciocia Lani z Ro-
reyem w ramionach.
- Randee!
- Mama!
Randee wyskoczyła z samochodu.
- Moje słoneczko! Daj buzi mamie! - Przytuliła chłop-
140
Anula & Irena
Scandalous
ca i ucałowała. - Tęskniłeś za mną? Ja strasznie za tobą tę
skniłam.
Widząc, jak Randee przytula syna, mężczyzna poczuł
ukłucie zazdrości. Być tak kochanym, co to musi być za
uczucie.
- Słyszałam od Jasona, że przeżyliście ciekawą przygodę! -
Lani położyła pulchną dłoń na ramieniu Corda. - Myślałam,
że zwariuję ze zmartwienia. Na szczęście wieczorem przy
szedł Kimo dotrzymać mi towarzystwa. Oboje byliśmy prze
rażeni. Dzięki Bogu, że już po wszystkim. Pewnie umieracie
z głodu! Przygotowałam specjalną kolację.
Barrett zerknął na Randee, ciekaw jej reakcji. Nie wie
dział, jak się powinien zachować. Na statku była miła, nie,
raczej uprzejma, ale unikała kontaktu z nim.
- Dziękuję, Lani, ale nie chcę sprawiać kłopotu. Powi
nienem...
- Nie gadaj głupstw, Cord. To żaden kłopot. Mamy
mnóstwo jedzenia, wystarczy nawet dla takiego wielkiego
mężczyzny jak ty. Koniecznie musisz zostać. - Odwróci
ła się do Randee. - Prawda?
Cord wstrzymał oddech.
- Myślę, że... - Przerwał jej dzwonek telefonu. - Odbio
rę - powiedziała i weszła do domu.
- Chodź do środka, Cord. - Lani ujęła go za ramię i po
ciągnęła za sobą. - Usiądź sobie, a ja zaraz ci przyniosę
zimne piwo.
- Co? - Randee mocniej przycisnęła słuchawkę do ucha,
modląc się, żeby okazało się, że się przesłyszała. - Co po
wiedziałeś?
Jason mówił spokojnie, ale w jego głosie można było
wyczuć napięcie.
- Powiedziałem, że dokładnie obejrzałem helikopter
i okazało się, że ktoś go specjalnie uszkodził.
141
Anula & Irena
Scandalous
- Jak to specjalnie? - spytała drżącym głosem. Lani, wi
dząc, że coś się zaczyna z nią dziać, zabrała od niej Roreya.
- Ktoś umyślnie uszkodził silnik. W baku znalazłem mnó
stwo śmieci. To taka prymitywna, ale skuteczna sztuczka.
- Cord - słabym głosem Randee wezwała go na pomoc.
Oddała mu słuchawkę. - Ty z nim porozmawiaj.
Opadła bez sił na krzesło. Nie docierało do niej ani słowo
z rozmowy, którą jej wspólnik prowadził z Jasonem. Ock
nęła się dopiero, gdy rzucił słuchawkę na widełki i zaklął.
- Co to znaczy? - Drżała na całym ciele i w tej chwili
pragnęła jedynie, żeby Cord ją przytulił i powiedział, że
wszystko będzie dobrze.
- To może oznaczać tylko jedno. Ktokolwiek chciał nas
zabić, uszkadzając helikopter...
- Zabić nas? Boże, Cord, chyba nie myślisz, że...
- Oczywiście, że tak. Nie ma innego wytłumaczenia.
Niby czemu ktoś miałby coś takiego zrobić? Ktokolwiek
to był, jest też odpowiedzialny za zniszczenie „Kona Bre-
eze". - Oczy mężczyzny rozbłysły pragnieniem zemsty. -
Podejrzewam, że czeka nas więcej niespodzianek w tej
kwestii. - Spacerował po pokoju, nie mogąc opanować
wzburzenia.
Rorey zaczął płakać, wyczuwając panujące między do
rosłymi napięcie. Ciocia Lani zabrała go do sypialni, szep
cząc coś uspokajająco.
- Jadę tam. - Barrett szybkim krokiem podszedł do drzwi.
- Dokąd? O czym ty mówisz?
- Zostanę dziś na noc na statku.
Randee przeraziła się, słysząc te słowa.
- Wykluczone! To zbyt niebezpieczne! Nie możesz ry
zykować.
- Randee, nie ma sensu się sprzeczać. Już postanowiłem.
- W takim razie jadę z tobą.
142
Anula & Irena
Scandalous
- Nie bądź śmieszna. Sama powiedziałaś, że to niebez
pieczne. Zostaniesz tutaj. Dam sobie radę. Nie będę miał
czasu zajmować się tobą.
- Nie chcę, żebyś pojechał sam.
- Jason niedługo wróci z rancza. Zostawię mu wiado
mość, żeby przyjechał na „Kona Breeze".
- On tu będzie dopiero za dwie godziny.
- Powiedziałem już, dam sobie radę.
- To mój statek i jadę z tobą.
- Randee, posłuchaj...
- Do cholery, Cord! Ty mnie posłuchaj! - Chwyciła go
mocno za ramię. - Kocham cię! Może nikomu na tobie nie
zależy, ale ja nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda.
Ten potok słów oszołomił go. Nie był w stanie nic z sie
bie wykrztusić.
- Randee, nie... ja... - Nie potrafił dokończyć. - Dobrze.
Chodźmy już.
Przez całą drogę żadne z nich nie otworzyło ust. W gło
wie Randee kołatały się przeróżne myśli. Odkryła się
przed Cordem, ale w zasadzie nie miała innego wyjścia. Te
słowa wypowiedziała zupełnie bezwiednie.
Zanim Cord zaparkował, bujna wyobraźnia Randee
podsunęła jej obrazy zniszczonego statku pogrążonego
w płomieniach. Po ostatnich przejściach nic by jej już nie
zaskoczyło.
Tymczasem „Kona Breeze" łagodnie kołysał się przy
przystani, spokojny jak zwykle o tej porze. Mimo to coś
złego wisiało w powietrzu.
- Randee, chcę, żebyś została w samochodzie, dopóki
nie sprawdzę...
- Nie. - Nie zamierzała potulnie wykonywać jego po
leceń. Otworzyła drzwi i wysiadła. Klamka zapadła. Posu-
143
Anula & Irena
Scandalous
nęła się za daleko, żeby się teraz wycofać. - Nie ma się
o co spierać. Idę z tobą.
Barrett spojrzał na nią wymownie i bez słowa zatrza
snął drzwi.
- Przynajmniej idź z tyłu.
Kiwnęła głową na zgodę i przepuściła go przodem. Po
stępowała za nim krok w krok. Pozornie zwyczajny wy
gląd statku wcale jej nie uspokoił. Serce waliło jej coraz
mocniej. Jakaś deska zaskrzypiała pod jej stopami i aż pod
skoczyła przerażona.
- Co się dzieje?
- Nic. - Odgarnęła włosy z twarzy i odetchnęła głębo
ko. - Przepraszam, jestem trochę podenerwowana.
Cord objął ją, ale nie przytulił.
- Nie szkodzi. Nie tylko ty. - Miała wrażenie, że obej
muje ją po to, żeby ją powstrzymać, a nie uspokoić. - Po
słuchaj, wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Sa
ma się przekonałaś. Teraz możesz wrócić do domu. Jason
zaraz się tu zjawi.
- Nie. - Mimo zdenerwowania jej głos brzmiał zdecy
dowanie. - Nie zostawię cię tutaj.
- Randee, nie przyjechaliśmy tu się zabawić. To nie film. -
Pogardliwy ton Corda bardzo ją zabolał. - To nie jest jakaś
gra. To dzieje się naprawdę. Wróć do domu. Tam jest twoje
miejsce.
- Dosyć tego, Cord! Przestań. Nie jestem nią, do cho
lery! - powiedziała bez zastanowienia.
- O czym ty mówisz? - spytał zimno.
Randee odetchnęła głęboko. Teraz nie było już odwro
tu. Rozogniona rana, którą nosił w sercu, musiała wresz
cie zacząć się zabliźniać.
- O Brittany. Mówię o Brittany.
- Nie mieszaj jej do tego.
144
Anula & Irena
Scandalous
- Niestety, to niemożliwe. Ona ciągle stoi między nami.
Mam wrażenie, że nie opuszcza nas ani na chwilę. Wiem, że
cię zraniła. Pokochałeś ją, a ona zabawiła się kosztem two
jego uczucia. - Randee poczuła, jak po policzkach płyną jej
gorące łzy. Otarła je wierzchem dłoni, zdenerwowana wła
sną słabością. - Zaufałeś jej, a ona cię upokorzyła. A ty po
tylu latach wciąż czujesz się skrzywdzony. Nie winię cię za
to, że jej nienawidzisz. Zasłużyła na to. Czasem myślę, że
też jej nienawidzę za to, co ci zrobiła. - Przerwała na chwi
lę. Twarz mężczyzny nie wyrażała żadnych emocji. - Ale ja
nie jestem Brittany. Nie powinieneś na mnie wyładowywać
złości. Ja cię nie skrzywdziłam, nie wykorzystałam ani nie
zdradziłam. Moim jedynym grzechem jest to, że cię kocham.
Może źle, że tak się stało, ale nic już na to nie poradzę.
-Nic?
- Nie. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Przepraszam, Randee - odezwał się po dłuższej chwi
li milczenia. - Masz rację, nie jesteś Brittany i nie powi
nienem cię tak traktować, bo na to nie zasługujesz. Prze
praszam.
- Przeprosiny przyjęte. - Randee miała nadzieję, że usłyszy
coś więcej, po tym, jak otworzyła przed nim swoje serce.
Ku jej zdziwieniu, Cord nie odezwał się, tylko przytu
lił ją mocno. Czuła, jak jego ciało drży. Po kilku chwilach,
które wydawały się wiecznością, Cord rozluźnił uścisk.
Palcem uniósł jej brodę do góry. Popatrzył jej w oczy i po
całował ją,
- Czas sprawdzić, co się dzieje na statku.
Wszedł na pokład, odwrócił się i podał jej dłoń. Przez
chwilę stali na rufie, trzymając się za ręce. Jedynym do
chodzącym ich dźwiękiem był plusk wody uderzającej
o burtę. Cord puścił rękę Randee. Podeszli do pomiesz
czeń dla załogi. Nagle mężczyzna się zatrzymał.
145
Anula & Irena
Scandalous
- Cord, co ty... - Postępująca tuż za nim Randee, wpa
dła mu na plecy. Natychmiast zrozumiała, co go zaniepo
koiło. Spod drzwi prowadzących do maszynowni sączyło
się blade światło.
Cord odepchnął ją. W tym samym momencie światło
w maszynowni zgasło i drzwi otworzyły się na oścież. Na
pokładzie pojawiła się wysoka postać. Barrett rzucił się na
nią, przewrócili się na deski.
- Cord! - Randee z przerażeniem obserwowała szamo
taninę. W ciemnościach nie rozpoznawała włamywacza.
W ustach poczuła słodki smak krwi. Musiała nieświado
mie przygryźć wargę. Rozpaczliwie chciała pomóc Cordo-
wi, ale paraliżował ją strach.
Mężczyźni przetoczyli się pod burtę i w nikłym świe
tle Randee wyraźniej dostrzegła sylwetkę intruza. Udało
mu się wyrwać na chwilę i stanąć na pokładzie. Cord zła
pał go za nogę i przewrócił.
- Randee! Światło! - usłyszała jego krzyk.
Roztrzęsiona po omacku szukała kontaktu. Wreszcie
drżącymi dłońmi odnalazła go. Pokład zalała fala światła.
Barrett przyciskał włamywacza do desek pokładu, wci
skając mu kolano w plecy i wykręcając do tyłu ramię. Ran
dee rozpoznała go.
- Liko! Co ty tu robisz?
Liko zawył jak zranione zwierzę i z jego ust popłynął
potok przekleństw pod adresem Randee. O mało nie ze
mdlała, słysząc, jaką nienawiścią chłopak był przepełniony.
Cord przycisnął go mocniej.
- Odpowiedz na pytanie, łajdaku. Co tu robisz?
- To wszystko twoja wina! Wszystko!
Randee cofnęła się przestraszona, mimo że Cord nie
puszczał chłopaka.
- Nie rozumiem. O co ci chodzi, Liko?
146
Anula & Irena
Scandalous
- Ty głupia suko! Sama się o to prosiłaś! Ukradłaś „Kona
Breeze" mojemu ojcu i teraz nie mamy nic. Nic, rozumiesz?
Wściekłość Liko zmieniła się w rozpacz. Nagle zaczął
szlochać i jęczeć. Randee podejrzewała, że był pijany, sza
lony albo zażył jakieś środki odurzające.
Cord chwycił chłopaka za włosy i podniósł jego głowę.
- Powiedz, łobuzie, czy to ty majstrowałeś przy moim
helikopterze?
- Ja! Oboje powinniście byli zginąć! - dumnie wyrzucił
z siebie Liko. - Statek też ja zdemolowałem. Sam. Ta głu
pia, egoistyczna suka zasłużyła sobie na to!
Niespodziewanie wyrwał się Barrettowi. Przewrócił go
na pokład i z całej siły kopnął w osłabioną nogę. Ten, prze
klinając z bólu, rzucił się na niego. Randee krzyknęła prze
rażona. Nagle na statku pojawił się Jason.
Liko odwrócił się zaskoczony. Jason natychmiast ude
rzył go pięścią w twarz. Chłopak upadł, wyjąc z wściekło
ści i bólu. Tym razem Jason przydusił go do desek żela
znym chwytem.
Cord wstał niepewnie. Z ust i nosa sączyła mu się krew.
- Idź do biura i wezwij policję, Randee. Poczekaj tam na
nich - powiedział pewnym, nieco aroganckim tonem. Otarł
krew z twarzy i nawet uśmiechnął się lekko. - I powiedz
im, żeby się pospieszyli, bo nie wiem, jak długo będziemy
w stanie przytrzymać tego łobuza, nie robiąc mu krzywdy.
17
- Nigdy sobie tego nie wybaczę. - W oczach Kimo
błyszczały łzy. Z całej siły zaciskał dłonie na oparciu krze-
147
Anula & Irena
Scandalous
sła. - I wiem, że ty też mi nie wybaczysz. - Opuścił gło
wę, nie mogąc znieść wzroku Randee.
Odwołali poranny rejs, żeby policja mogła zbadać sy
tuację i przesłuchać świadków. Po kilku godzinach poli
cjanci opuścili statek i Jason mógł wrócić do hangaru nad
zorować naprawę helikoptera.
Zanim Randee i Cord znaleźli chwilkę, żeby pobyć sam
na sam, na „Kona Breeze" zjawił się Kimo, żeby poinfor
mować o rezygnacji z posady. Serce Randee krajało się na
widok jego rozpaczy.
- Kimo, to nie twoja wina. Cord i ja dobrze wiemy, że
nie jesteś odpowiedzialny za to, co się stało. - Spojrzała
na Corda wyczekująco. Stał obok niej z bandażem na gło
wie. Był trochę podrapany, ale poza tym nie miał innych
pamiątek po nocnym spotkaniu z Liko. Niezobowiązują
co wzruszył ramionami.
- Nie, Randee, jestem odpowiedzialny. - Oczy kapitana
przepełniał ból. - Powinienem był się domyślić, co się dzie
je. Przecież jestem jego ojcem. - Pokiwał smutno głową.
- Ciągle nie rozumiem, dlaczego Liko sądzi, że ukra
dłam ci „Kona Breeze".
- Ja chyba wiem. Pracowałem dla pana Hastera prawie
dwadzieścia lat. Otóż pan Haster obiecał mi, że kiedy przej
dzie na emeryturę, sprzeda mi „Kona Breeze". Powiedział,
że pomoże mi zdobyć pożyczkę. To miała być nagroda dla
mnie za pracę na statku. Kiedy Liko był młodszy, dużo
o tym rozmawialiśmy. Każdego wieczoru wyobrażaliśmy
sobie, co zrobimy, gdy „Kona Breeze" będzie nasz.
- Ale wszystko potoczyło się inaczej, prawda?... - Ran
dee chciała znać całą prawdę, nawet gorzką.
- Oczywiście. Ten człowiek, J. Maxwell Turner... prze
praszam Randee, ale nigdy mu nie ufałem, otóż on zapro
ponował panu Hasterowi dużą sumę za statek. W istocie
148
Anula & Irena
Scandalous
chodziło mu tylko o tereny nadmorskie, które posiadał
pan Haster. Maxwell Turner wcale nie zamierzał inwesto
wać w „Kona Breeze". Tak czy inaczej, interes to interes,
a ja nie mogłem przebić jego oferty. - Mężczyzna spuścił
głowę. - Pan Haster powiedział, że jest mu przykro, ale
nie może odrzucić takiej propozycji.
- I jak to przyjąłeś?
- Byłem wściekły i rozczarowany, że pan Haster nie do
trzymał słowa. Ale w końcu pogodziłem się z tym. W każ
dym razie nigdy nie winiłem ciebie za to, co się stało.
- Ale Liko tak? - Cord znalazł się przy Randee, jakby
nagle potrzebowała opieki.
- Na początku nie. Nawet myślałem, że Liko całkiem
stracił zainteresowanie statkiem. Przestał mi pomagać.
Przez ostatni rok bardzo się od siebie oddaliliśmy, ciągle
się kłóciliśmy. Zawsze chodziło o pieniądze. Nie wystar-
czało mu kieszonkowe, które mu wyznaczyłem. - Kimo
zamilkł na dłuższą chwilę. - Teraz już wiem dlaczego.
- Kokaina? - zimno spytał Cord. Randee wstrzymała od
dech, wiedząc, jaki ból sprawi to pytanie Kimo, ale milczała.
- Tak. Tak mi powiedzieli. - Zażenowany mężczyzna
opuścił głowę. - Na to szły wszystkie pieniądze. - Przetarł
załzawione oczy. - A ja nigdy nic nie podejrzewałem. - Przez
jakiś czas kapitan zbierał siły, żeby kontynuować. - Narko
tyki zniszczyły mu umysł, Randee. Zniszczyły go. Wbił so
bie do głowy, że miałby mnóstwo pieniędzy, gdybym kupił
statek, który on by kiedyś odziedziczył. Według Liko pro
blem stanowiły pieniądze, nie narkotyki.
Kimo umilkł. Spojrzał na ocean, jakby miał go już ni
gdy nie zobaczyć. Po kilku minutach odwrócił się do Ran
dee i Corda.
- Proszę, wybaczcie staremu ojcu, że nie dostrzegł cho
roby syna. - Zgarbiony podszedł do schodów. - Życzę
149
Anula & Irena
Scandalous
wam obojgu powodzenia. Będę tęsknił za wami i za „Ko
na Breeze".
Powoli zszedł ze schodów. Barrett patrzył za nim.
Współczuł staremu kapitanowi, ale rozumiał jego wybór.
Sam w podobnej sytuacji postąpiłby tak samo. Mężczyzna
musi płacić za swoje błędy. On przyjął to brzemię.
- Kimo, stój. - Randee pobiegła za nim i przytrzymała
go za ramię. - Wróć na chwilę. - Przyprowadziła go z po
wrotem na pokład, jakby był dzieckiem. - Rozumiem, ja
kie to dla ciebie trudne. Ale nie możesz płacić za błędy,
które popełnił Liko. Twój syn jest narkomanem, jest cho
ry, potrzebuje pomocy. Powinieneś dopilnować, żeby mu
jej udzielono. - Przyprowadziła go do steru. - Ale tu jest
twoje miejsce. Chcę, żebyś został.
- Ale Randee...
- „Kona Breeze" bez ciebie to inny statek. Nie opusz
czaj nas. Potrzebujemy cię.
- Mówisz to szczerze?
- Oczywiście.
Kimo spojrzał na Barretta. Nadzieja rozjaśniła mu twarz,
ale ciągle nerwowo wykręcał palce.
- Cord, a co ty myślisz? Przecież to tobie Liko... - Ge
stem wskazał na jego głowę.
Cord zawahał się, ale spojrzenie Randee powiedziało
mu wyraźnie, jakiej odpowiedzi od niego oczekuje. Wes
tchnął z rezygnacją.
- To tylko zadrapanie, Kimo. Zresztą moja wspólnicz
ka podejmuje wszystkie decyzje.
- Proszę, Kimo, zostaniesz?
- Tak, Randee! - Mężczyzna chwycił ją w ramiona. - Dzię
kuję. Nigdy nie będę w stanie ci się za to odwdzięczyć. Muszę
teraz odwiedzić Liko, ale wrócę na popołudniowy rejs. - W kil
ku susach zbiegł ze schodów, jakby ubyło mu dziesięć lat.
150
Anula & Irena
Scandalous
- Właśnie kogoś uszczęśliwiłaś. - Kapitan odjeżdżał sa
mochodem, machając do nich entuzjastycznie przez okno.
- Jesteś niezwykłą kobietą.
Randee wzruszyła ramionami.
- Gdyby Kimo odszedł, musiałabym szukać nowego ka
pitana, a poza tym ciocia Lani nie dałaby mi spokoju, je
śli wiesz, o czym mówię. - Mrugnęła porozumiewawczo
do Corda. - Ona ma chyba własne plany w stosunku do
Kimo, nie sądzisz?
- Chyba tak.
- Poza tym tak właśnie trzeba było postąpić.
- Masz talent do właściwych wyborów.
Randee potrafiła przebaczać. Nie nosiła w sercu urazy
do innych. Cord nigdy wcześniej nie spotkał takiej osoby.
Zależało jej nawet na nim. Poczuł, że pragnie zacząć no
we życie z tą kobietą.
Wczoraj powiedziała, że go kocha. On bał się wypowie
dzieć te słowa. Czy teraz się przełamie? Wziął ją za rękę.
Razem podeszli do burty.
- Pamiętasz, kiedy staliśmy tu pierwszy raz?
- Jak mogłabym zapomnieć? Tego dnia podpisaliśmy
naszą umowę.
- Cieszę się, że o tym wspomniałaś. Mam do ciebie prośbę.
Serce Randee zaczęło szybciej bić.
- Co masz na myśli?
- Musimy wprowadzić parę zmian do naszej umowy.
Chciałbym je przedyskutować. - Objął ją w talii i przycią
gnął do siebie.
- To zależy - ostrożnie odpowiedziała Randee.
- Od czego? - wymruczał jej w ucho.
- Od warunków, jakie zaoferujesz. - Delikatnie ode
pchnęła go, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Randee, wiem, że trudno ze mną wytrzymać. Bardzo
151
Anula & Irena
Scandalous
długo byłem sam. Dopóki nie zjawiłaś się w moim życiu,
tylko pies mnie tolerował. - Jego oczy rozjaśniły się uśmie
chem. - Ale teraz nawet Scuba ma mnie dosyć.
Randee uśmiechnęła się, ale szybko spoważniała.
- Wszystko, co osiągnąłem przez ostatnie piętnaście lat
to moja firma, a już posiadasz w niej pięćdziesiąt jeden
procent udziałów. Ale chętnie oddam ci całą resztę.
- Resztę firmy? - spytała przekornie.
- Resztę siebie. Kocham cię, Randee. Chcę być dla cie
bie czymś więcej niż tylko wspólnikiem w interesach. Chcę
być twoim mężem. Chcę być ojcem dla Roreya. - Delikat
nie odgarnął jej z twarzy niesforny kosmyk włosów. - Nie
mogę już być sam, nie potrafię żyć bez ciebie. Co ty na to?
Czy przyjmiesz mnie?
Randee przyciągnęła go do siebie i pocałunkiem odpo
wiedziała na jego pytanie.
- Tak, Cord. Kocham cię i pragnę być z tobą.
- Czy to znaczy, że mamy nową umowę?
- Tak, na nowych warunkach. Tym razem każde z nas
dostaje sto procent.
Anula & Irena
Scandalous