background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Zapis   wystąpienia   „Dobro   wspólne   jako   stary/nowy   paradygmat   rządzenia   się,   gospodarki   i   polityki”.   Wygłoszone   przez   Davida  
Bolliera, Commons Strategies Group for American Academy in Berlin. 4 grudnia 2012.

Opublikowane przez P2P Foundation na licencji CC-BY-SA

http://p2pfoundation.net/Commons_as_a_New_Paradigm_for_Governance,_Economics_and_Policy

 

Spolszczone i opatrzone przypisami przez 

http://FreeLab.Org.PL

 na licencji CC-BY-SA

To   wielki   zaszczyt,   że   mogę   dziś   podzielić   się   z   Wami   moimi   przemyśleniami   na   temat   dóbr 
wspólnych

1

.  Dziękuję American Academy w Berlinie za czas i gościnę, których doświadczyłem podczas 

ostatnich pięciu tygodni – i za uznanie wielkiej wartości paradygmatu dobra wspólnego w jego jeszcze 
embrionalnej formie. Dziękuję także Fundacji Boscha za hojnie ufundowane stypendium. I, oczywiście, 
wielka wdzięczność należy się mojej drogiej przyjaciółce Silke Helfrish, za jej wspaniałą koleżeńską 
pomoc w eksploracji sekretów dobra wspólnego.

Koncepcja dobra wspólnego jest moją pasją już od piętnastu lat. Moje zainteresowanie nią zaczęło się, 
gdy w połowie lat '90 straciłem złudzenia, że perspektywa liberalna jest wiarygodnym narzędziem 
zmian [społecznych] i gdy zorientowałem się, jak potężny ruch w stronę koncepcji opartych na dobru 
wspólnym, pojawił się na peryferiach głównego nurtu polityki i kultury

2

.

W tym wystąpieniu chcę przedstawić paradygmat dobra wspólnego – bardzo stary, a zarazem nowy, 
na   nowo   odkryty   –   w   zakresie   rządzenia   i   zarządzania.   Spróbuję   wyjaśnić   wielki   powab   dobra 
wspólnego   na   wielu   poziomach   życia   –   politycznym,   administracyjnym,   kulturalnym,   społecznym, 
osobistym, nawet duchowym – i opisać zasięg ogólnoświatowego „ruchu” - jeśli to właściwe słowo –  
rozwijającego społeczną praktykę i dyskurs dobra wspólnego.

Z góry uprzedzam, że dobro wspólne nie jest ani totalną ideologią polityczną, ani przemianowanym 
PR-owo   „interesem   publicznym”.   To   jest   ogólny   wzorzec   rządzenia   się,   zakorzeniony   głęboko   w 
historii   ludzkości   jako   system   samowystarczalnego,   odpowiedzialnego   zarządzania   zasobami   i 
pomocy wzajemnej.

Ale to stwierdzenie jest zbyt zimne, zbyt analityczne. Dobro wspólne jest w istocie etyką – sposobem 
na wyjście poza homo economicus, samolubną, kalkulującą, zachłanną na korzyść jednostkę, jaką chcą 
nas widzieć politycy i ekonomiści.   Dobro wspólne zakłada, że ludzie są bardziej skomplikowani, że  
większe bogactwo naszych zachowań może być wpisane w strukturę naszych instytucji społecznych. 
Dobro   wspólne   zakłada   ważną   rolę   samoorganizacji   i   samorządu,   uzupełniających,   a   zarazem 
będących wyzwaniem dla rządu państwowego.

W bardziej ogólnym sensie, w dobru wspólnym chodzi o opiekę nad tym wszystkim, co posiadamy  
wspólnie,   jako   ludzie.   O   dbałość,   abyśmy   to   dziedzictwo   chronili   i   przekazali,   nieumniejszone, 
następnym   pokoleniom.   To   obejmuje   wszystko,   od   dziedzictwa   wiedzy   i   kultury,   przez   spójność 
naturalnych ekosystemów, przestrzeń publiczną i tradycje społeczności, niezbędne do życia wspólnie 
użytkowane  lasy, łowiska i uprawy, aż do niezliczonych innych zasobów, jakie moralnie lub prawnie 
współposiadamy.

Najdziwniejsze   jest   to,   że   owe   zasoby   użytkowe   są   zasadniczo   niewidzialne,   gdyż   istnieją   poza 
obszarem   Państwa   i   Rynku.   Nawet,   jeśli   są   dostrzegane,   to   traktuje   się   je   jako   bezwartościowe,  
bowiem mają mało wspólnego z prywatną własnością, rynkiem, lub geopolityką. Mimo, że użytkowe 
dobra wspólne zapewniają utrzymanie około dwóch miliardów ludzi na Ziemi, dwa najpopularniejsze 

1

Po polsku „The Commons” nie ma (jeszcze?) dobrego odpowiednika. W naszym spolszczeniu używamy 
terminu „dobro(a) wspólne”, mając na uwadze jego dwojakie znaczenie. „Dobra wspólne” stosujemy 
tam, gdzie z kontekstu wynika, że chodzi o przedmioty (niekoniecznie materialne) praktycznie 
użyteczne. „Dobro wspólne”  - gdy chodzi o pojęcia bardziej abstrakcyjne, lub koncepcję jako całość. 
Jeśli ktoś z Was zaproponuje lepsze określenie, z radością będziemy go używać. Idea „The Commons” 
potrzebuje dobrej, chwytliwej terminologii po polsku – to jeden z warunków jej skutecznego 
propagowania. (wszystkie przypisy: FreeLab)

2

Czyli właśnie wtedy, kiedy Polska była ciśnieniowo nasycana przekonaniem, że nie ma Boga oprócz 
rynku, a Korporacja prorokiem jego.

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

w USA podręczniki ekonomii (Samuelson & Nodhaus oraz Stieglitz & Walsh) całkowicie ignorują dobra 
wspólne   jako   wiarygodny,   atrakcyjny   model   utrzymania   się.   Utrzymania   –   należy   dodać   – 
traktowanego   nie   jako   minimum   przetrwania,   ale   ale   jako   zaspokojenie   potrzeb   gospodarstwa 
domowego, zamiast  maksymalizacji wymiany towarowej (rynkowej).

Z racji swej „niewidzialności”, dobra wspólne są dzisiaj zagłuszane i niszczone przez siły rynku, często z 
katastrofalnymi rezultatami [dla ludzi]. Naszym wyzwaniem, wierzę, jest dostrzec dobro wspólne – i 
znaleźć nowe sposoby, aby je chronić i wzmacniać.

1. P

ARADYGMAT

 D

OBRA

 W

SPÓLNEGO

Dla większości ludzi jakakolwiek wzmianka o „wspólnym” natychmiast przywołuje na myśl „tragedię 
wspólnego pastwiska

3

. Koniec dyskusji. Dla ekonomistów, współużytkowanie dóbr zawsze prowadzi 

do tragedii. Klasycznym przykładem jest wspólne pastwisko. Jeśli jest wielu użytkowników, każdy z  
nich ma motywację, aby wypasać jak najwięcej zwierząt, nie dbając o stan pastwiska. Taka  rabunkowa 
gospodarka nieuchronnie prowadzi do tragedii.

Ten dogmat funkcjonuje wśród ekonomistów i w świadomości społecznej od 1968 roku, kiedy to 
biolog  Garrett   Hardin   napisał   słynny   esej   pod   tytułem   „Tragedia   wspólnego   pastwiska”.   Ta 
przypowieść była politycznie wygodna, gdyż sugerowała niezbędność systemu prywatnej własności i 
rynku,   aby   powstrzymać   ludzi   przed   rabunkowym   wykorzystywaniem   zasobów.   Jeśli   ludzie   będą  
wyłącznymi   właścicielami   pastwisk,   argumentowano,   będzie   im   zależało   na   ich   długoterminowej 
ochronie. Ale Hardin, w rzeczywistości, nie opisywał dobra wspólnego. Opisywał scenariusz, w którym 
nie ma granic   pastwiska, nie ma wspólnych zasad gospodarowania nim, nie ma społeczności jego  
użytkowników. A to nie jest dobro wspólne. To jest dobro bezpańskie – dostępne dla wszystkich.  
Dobra   wspólne   mają   granice,   system   zasad,   [społeczny]   nadzór   nad   użytkowaniem,   sankcje   dla 
darmozjadów,   normy   społeczne.   Dobro   wspólne   wymaga   istnienia   społeczności,   działającej   jako 
opiekunka zasobów.

Hardinowska fałszywa interpretacja dobra wspólnego utkwiła w świadomości zbiorowej, stając się 
prawdą   obiegową.   Przez   ostatnie   dwa   pokolenia,   dobro   wspólne   było   powszechnie   uważane   za 
błędny paradygmat rządzenia się. W tle unosił się także duch Tomasz Hobbesa i jego przekonanie, że 
tylko   potężny   Lewiatan   państwa   ratuje   nas   przed   osunięciem   w   prawo   dżungli,   gdzie   życie   jest 
okropne, brutalne i krótkie.

Zmarła   kilka   miesięcy   temu   profesor   Elinor   Ostrom

4

  z   Uniwersytetu   Indiana   była   najwybitniejszą 

akademiczką, która uratowała koncepcję dobra wspólnego i odparła zarzuty Hardina. Kosztowało ją to 
lata żmudnych badań terenowych i innowacyjnej pracy teoretycznej, ale w prekursorskiej książce z 
1990 roku,  Governing the Commons, Ostrom zidentyfikowała podstawowe czynniki sukcesu modelu 
dobra   wspólnego.   Przez   ostatnie   dekady,   ona   i   jej   wielu   kolegów,   pokazali   w   setkach   badań 
empirycznych,   jak   ludzie   z   sukcesem   zarządzają   swoimi   ziemiami,   wodą,   lasami   i   łowiskami   jako 
dobrem wspólnym. Niektóre z tych wspólnot kwitną od setek lat, jak zarządzające halami alpejskimi  
społeczności w Szwajcarii oraz systemy irygacyjne (huertas

5

w Hiszpanii.

Wielkim   osiągnięciem   Ostrom   było   wykazanie   jak   współpracująca   społeczność   może   zarządzać 
zasobami w sposób zrównoważony, często bardziej efektywnie niż państwo czy rynek. Błyskotliwie 
łącząc  w   swoim   dyskursie   politologię,   socjologię,   antropologię,  ekonomię  i   inne   nauki   społeczne, 
Ostrom   zmusiła   mainstreamową   ekonomię   do   zrewidowania   opinii   o   kategorii   dobra   wspólnego. 
Przyniosło  jej to  w 2009 roku –  jako pierwszej kobiecie w historii – Nagrodę  Nobla w dziedzinie 
ekonomii. 

Akademicki   nurt   myśli   o   dobru   wspólnym,   rozwinięty   przez   Ostrom   i   międzynarodową   grupę 
naukowców, nie bardzo się interesował zastosowaniem swoich idei w praktyce ekonomii politycznej. 
Ale   globalny   ruch   aktywistów   dobra   wspólnego,   nie   wahał   się   przed   podjęciem   wyzwania.   Przez 

3

W ujęciu popularnym „wspólne znaczy niczyje”.

4

https://pl.wikipedia.org/wiki/Elinor_Ostrom

5

https://pl.wikipedia.org/wiki/Huerta

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

ostatnie dziesięć lat, dynamiczny ruch dobra wspólnego, działając równolegle z akademikami, ale 
całkowicie   niezależnie,   zbudował   dyskurs   dobra   wspólnego,   jako   nową-starą   filozofię   i   program 
polityczny.

Świadomie,  czy  nie,  aktywiści  dobra  wspólnego  są  częścią  nowego  sposobu  pojmowania  świata  i 
działania w nim. Ruch ten ucieleśnia światopogląd – poznawczy i praktyczny – całkiem różny od tego, 
jaki zakłada neoliberalizm. Jest to źródłem wielkiego, obiecującego napięcia – co mam nadzieję zaraz  
wykazać.

2. G

OSPODARKA

 

I

 

DOBRO

 

WSPÓLNE

Powinienem zacząć od wyjaśnienia, że dobro wspólne to nie tylko zasoby. To zasoby plus społeczność  
plus   zestaw   norm   i   reguł   stosowanych   do   zarządzania   nimi.   Możemy   to   nazwać   pakietem   socjo-
ekonomiczno-biofizycznym

6

 - trochę jak ryby, staw i roślinność wodna. Mają sens tylko w komplecie i 

zapewne nie będą w stanie przeżyć oddzielnie, bo są od siebie wzajemnie zależne.

Zapewne właśnie dlatego konwencjonalna ekonomia ma takie problemy ze zrozumieniem pojęcia 
dobra wspólnego. Nie może zrozumieć, jak społeczność, zamiast jednostki, może być podstawowym 
poziomem odniesienia. Dobro wspólne odnosi się do całości – uznając jednostkę i społeczność za 
wzajemnie   zagnieżdżone   i   przenikające   się.   To   jest   metafizyka   wielce   różna   do   neoliberalnej, 
uznającej jednostkę za suwerena.

Dobro wspólne wymaga od nas także wykroczenia poza swojskie dychotomie życia codziennego - 
„publiczne”   kontra   „prywatne”,   „jednostkowe”   kontra   „kolektywne”,   „obiektywne”   kontra 
„subiektywne” - do zobaczenia ich w bardziej zintegrowanej strukturze. Takim syntetycznym skrótem 
myślowym będzie „kooperatywny indywidualizm”.

Ale ten termin nie oddaje emocjonalnego i psychicznego wymiaru dobra wspólnego, które w istocie 
jest osobistą postawą, tożsamością i doświadczeniem. Członkowie społeczności kochają i potrzebują 
dobra wspólnego, a co najmniej zależą od niego. Z tego czerpią motywację, aby być jego świadomymi  
opiekunami i obrońcami. Mają osobiste, emocjonalne związki z chronionym dobrem i z członkami 
społeczności. Rozwijają rytuały i obyczaje, stanowiące część kultury opiekuńczości.

Być może dlatego właśnie, dobro wspólne oferuje tak wywrotową metafizykę. Żąda od nas przyjęcia 
bogatszej   definicji   wartości,   niż   oferowana   przez   rynek.   Żąda   od   nas   przyjęcia   szerszej   koncepcji 
gospodarki, niż Produkt Krajowy Brutto. Żąda od nas, abyśmy się przyznawali do takich form wartości, 
które wykraczają poza rynek i jego wycenę.

Tradycyjnie rozumiana gospodarka skoncentrowana jest na „tworzeniu dobrobytu”   i „eliminowaniu 
niedoboru”. Ale tak naprawdę zajmuje się jedynie takim rodzajem dobrobytu, który ma nalepkę z 
ceną i może być sprzedany na rynku.

Jedyny problem ze standardową ekonomią jest ten, że nie ma ona za dużo do powiedzenia na temat  
wielkich zasobów wartości nie opatrzonych nalepkami z ceną

7

. Ile jest warta atmosfera Ziemi? A ludzki 

genom?   Zasoby   słodkiej   wody?   Nasze   dziedzictwo   kultury   i   nauki?   Parki   i   otwarte   przestrzenie? 
Internet? Nasze związki z przyrodą i innymi ludźmi?

Wiele z tego myślenia sięga wstecz do filozofa Johna Locke, który dowodził, że rzecz leżąca poza  
systemem   własności   prywatnej   i   handlu,   to   rzecz   niczyja,  res   nullius.   Takie   rzeczy   są   swobodnie 
dostępne   dla   tego,   kto   pierwszy   ich   zapragnie,   bowiem   nie   posiadają   ceny,   ani   prawowitego 
właściciela. Wszystko, czego trzeba to „dołożyć swojej pracy” do takiej rzeczy, przez to zyskując tytuł  
własności.

To właśnie na tej zasadzie filozoficznej konkwistadorzy i kolonizatorzy w czasach Locke'a opierali 
swoje prawo do zdobytych ziem. Ziemia nie miała właściciela, a tubylcy nie mieli nawet systemu praw 
własności. A więc – kto pierwszy, ten lepszy!

6

Albo po prostu ekosystemem. ;-)

7

Stąd desperackie dążenie do wyceniania wszystkiego w pieniądzu...

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Współcześnie to samo uzasadnienie służy zgłaszaniu roszczeń do zasobów etnobotanicznej wiedzy 
Globalnego   Południa,   zastrzegania   patentami   genów,   żywych   gatunków   i   syntetycznych 
nanomateriałów.   Ta   sama   logika   wspiera   zabudowywanie   dziewiczych   obszarów   przyrody   i 
zastrzegania   praw   do   słów,   kolorów   i   zapachów.   Wystarczy   tylko   zawłaszczyć   sobie   coś,   co   jest  
„bezpańskie”.

Teorie Johna Locke idą w parze z „tragedią dóbr wspólnych” Garretta Hardina. Obaj zakładają, że 
wartość pojawia się tylko tam, gdzie jest prywatna własność i rynek. To podejście daje więc znakomite 
usprawiedliwienie dla zwykłej grabieży.

Silke Helfrich naprowadziła mnie na cudowny wiersz Goethego „Katechizacja”:

Nauczyciel: Pomyśl, dziecko! Skąd te wszystkie dary? Sam ich przecież nie stworzyłeś.
Dziecko: Ech! Od ojca dostałem wszystko.
Nauczyciel: A skąd on to wszystko ma?
Dziecko: Od dziadka.
Nauczyciel: No cóż! A od kogo dostał dziadek całe to dobro?
Dziecko: Wziął je sobie po prostu.

3. G

RODZENIE

 

WSPÓLNYCH

 

OBSZARÓW

I tak dochodzimy do, że tak powiem, tragedii rynku, znanej często jako grodzenie rynku. Poprzez 
wieki, a szczególnie w wieku XIX, arystokracja angielska, w zmowie z Parlamentem, sprywatyzowała 
dobro wspólne – gminne grunty w w Anglii. Dobra wspólne zostały zasadniczo zniszczone. Grodzenia 
były sposobem, w jaki ziemiaństwo skonsolidowało swoją władzę ekonomiczną i polityczną, zarabiając 
przy tym mnóstwo pieniędzy.

Wielkim, publicznie ignorowanym, skandalem naszych czasów, jest masowa prywatyzacja i nadużycia 
zasobów, będących naszym dobrem wspólnym. Pierwszy przykład: międzynarodowi inwestorzy i rządy 
krajowe   wykupują   ziemie   rolną   i   lasy   w   Afryce,   Azji   i   Ameryce   Łacińskiej   na   masową   skalę,   po 
zaniżonych cenach, przy współudziale lokalnych rządów. Mieszkańcy, którzy od pokoleń zwyczajowo 
uprawiali   żywność   na   tych   terenach,   są   wyrzucani   z   tej   ziemi,   aby   inwestorzy   i   międzynarodowe 
korporacje   mogły   ją   zająć.   Podstawowym   celem   jest   zapewnienie   nowym   właścicielom   przewagi 
geopolitycznej, produkcja żywności na rynki globalne lub mordercza spekulacja.

Łatwo zgadnąć, co stanie się z ludźmi, którzy nagle nie mogą się utrzymać, bo ich wspólne dobra 
zostały ogrodzone – sprywatyzowane. Staną się postaciami z powieści Charlesa Dickensa. Zmuszeni 
do  migracji   do   miast  w   poszukiwaniu  utrzymania,   zaludnią   slumsy,  staną   się   żebrakami   lub   będą 
pracować za głodowe stawki. Media, donoszące o atakach somalijskich piratów, rzadko wspominają,  
jak wielu z nich było wcześniej rybakami – dopóki zagraniczne floty nie zniszczyły ich tradycyjnych, 
wspólnie użytkowanych łowisk. Rynki długo traktowały naturę jako bezpański zasób, albo martwy 
obiekt – coś bez życia, bez godności, bez świętości. Ale teraz dochodzi to do alarmującego poziomu.  
Firmy biotechnologiczne i wyższe uczelnie są właścicielami jednej piątej ludzkiego genomu. Firma  
Myriad Genetics z Salt Lake City zastrzegła patent na „gen podatności na raka piersi”, co daje jej  
monopol   kontroli   nad   pewnymi   typami   badań.   Patent   uniemożliwia   innym   naukowcom   badanie 
genetycznych źródeł raka piersi bez zgody firmy.

Rozkwitający przemysł nanotechnologii tworzy nowe rodzaje syntetycznych materiałów, lepsze niż 
naturalne,   a   potem   rości   sobie   prawo   do   kontrolowania   ich   wykorzystania.   Zamierzeniem   jest 
całkowite zastąpienie materiałów naturalnych syntetycznymi. To jest powtarzalny schemat: Monsanto 
używa   genetycznie   modyfikowanych   nasion,   aby   wyprzeć   naturalne;   Microsoft   swoim   systemem 
operacyjnym   zmarginalizował   niemal   wszystkie   inne;   międzynarodowe   firmy   z   branży   napojów 
wypierają   pitna   wodę   z   kranu   swoimi   butelkowanymi   substytutami.   Jedna   z   pierwszych   prób 
sprywatyzowania zasobów wody pitnej miała miejsce w 2002 roku, w Cochabamba w Boliwii, kiedy to  
rząd,   wraz   z   Bechtel   Corporation,   sprywatyzował   miejskie   zasoby   wody   pitnej,   zgłaszając   nawet 
roszczenia do wody deszczowej. Niedawno miliarder T. Boone Pickens wydał ponad 100 milionów 
dolarów   na   zakup   terenów   złóż   wodonośnych   na   wyżynach   Teksasu,   co   może   znacznie   podnieść 
koszty życia dla tamtejszych społeczności, jeśli woda zostanie sprywatyzowana.

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Dzisiaj grodzi się nie tylko lądy i morza. Wszystko może zostać sprywatyzowane i wystawione na 
sprzedaż.   Algorytm   matematyczny   można   zastrzec,   jeśli   zawarty   jest   w   oprogramowaniu   i   może 
służyć nowym komercyjnym celom. McDonalds zastrzega przedrostek „Mc”, żebyś nie mogł nazwać 
swojego   lokalu   McSushi,   lub   McVegan,   ani   swojego   hotelu   McSleep

8

  Amerykański   odpowiednik 

ZAiKSu     zażądał   kiedyś   od   organizatorów   młodzieżowych   obozów   letnich   ryczałtowej   opłaty 
licencyjnej za piosenki śpiewane przez młodzież przy ogniskach. Pamiętajmy, to nie są odosobnione  
przypadki! Więcej ich opisałem w 2005 roku, w książce  Brand Name Bullies: The Quest to Own and  
Control Culture .

Jednym z największych dóbr wspólnych wokół nas jest Internet. Jest wrażliwy na zagrożenia właśnie  
dlatego, że jest tak wspólny. Jak widać z doświadczeń krajów tak autorytarnych jak Chiny i Egipt –  
oraz wendetty administracji Obamy przeciw Wikileaks – rządy niekoniecznie chcą, aby użytkownicy 
tego   dobra   mieli   swobodę   komunikowania   się.     Wiele   firm   telekomunikacyjnych   chciałoby 
przekształcić     Internet   w   pasaż   handlowy   i   zmarginalizować   cyfrowe   dobra   wspólne,   odrzucając 
zasady neutralności sieciowej. Hollywood i przemysł nagrań chciałyby uczynić remiksy, niezależne 
produkcje i dzielenie się plikami przestępstwem, rozszerzając zasięg prawa autorskiego i sankcji za  
jego łamanie. 

Zaledwie zacząłem opisywać potężny obszar współcześnie prowadzonych grodzeń. Oto jeszcze kilka 
próbek: przestrzeń powietrzna, oceany, geny, badania naukowe finansowane z podatków, przestrzeń 
publiczna w miastach, prywatyzowane drogi i lotniska, cieki wodne i wiele innych.

Grodzenia to wywłaszczanie. To proces, w którym silniejszy przekształca dobro, współużytkowane 
przez społeczność, w towar, który można posiadać i sprzedać na rynku. Grodzenia żerują na wspólnym 
dostatku,   prywatyzując   go,   komercjalizując   i   pozbawiając   dotychczasowych   użytkowników   ich 
niezależności i zasobów. Agresywnie wyrywają zasoby z ich lokalnego, zakorzenionego kontekstu i 
przemieniają w standaryzowane, sprzedawalne obiekty.

Grodzenia  zmiatają  z drogi  relacje  społeczne,  tradycje  kulturowe i  dotychczas istniejące  poczucie 
wspólnoty. Wymuszają skrajny indywidualizm,   przemieniają obywatela w konsumenta, zwiększają 
nierówności społeczne. Pieniądz staje się wyznacznikiem wartości i pozycji w takim społeczeństwie.  
Ten proces znany jest ogólnie pod nazwą „rozwoju”.

Grodzenia są objawami głębokiej perwersji i wady we współczesnej myśli ekonomicznej: niezdolności 
rozróżnienie   pomiędzy   ilościowym   wzrostem   aktywności   rynku,   a   taką   aktywnością,   która   jest 
pożyteczna społecznie i zrównoważona ekologicznie. PKB utożsamia materialny „przerób” Machiny 
Rynku z postępem ludzkości.

Ten sofizmat utrzymuje się z dwóch powodów. Po pierwsze, PKB nie mierzy naszego nierynkowego 
wspólnego dostatku – tego, co niezaksięgowane, wspólne, więc niczyje. Po drugie, PKB nie bierze pod 
uwagę niewiarygodnych ilości antybogactwa

9

 tworzonego przez gospodarkę. 

Antybogactwo (oryg. Illth) to termin stworzony przez Johna Ruskina na określenie przeciwieństwa 
bogactwa.   Moje   podziękowania   dla   Petera   Barnesa   za   zapoznanie   mnie   z   tym   pojęciem. 
Antybogactwo to śmieci, zanieczyszczenia, choroby i szkody, jakie gospodarka [rynkowa] wyrządza 
dobru   wspólnemu.   To   nadmierne   zadłużanie   się   na   przyszłość,   zmieniające   ludzi   w   kredytowych 
zombie. 

Ekonomiści mają na to przyjemniejsze określenie – market externality. Podstawowym problemem jest 
fakt, że gospodarka korzysta z dobra wspólnego – w postaci darmowego lub ulgowego dostępu do  
naszych wspólnych zasobów. A potem, wszystko to, czego nie da się obrócić w prywatny zysk, zostaje 
wyrzucone znów w obszar wspólny – jako antybogactwo. Politycy i ekonomiści pieją nad ilościami 
prywatnego bogactwa generowanego przez system – ale systematycznie ignorują ilości społecznego 
antybogactwa, stanowiącego odpad tego samego procesu. Liczy się tylko wartość rynkowa – cały 
system jest sfałszowany.

8

Złe wieści dla szkockich i irlandzkich firm rodzinnych...

9

https://en.wikipedia.org/wiki/Illth

 

 

 – tłumacz przyznaje się do bezradności przy tym słowie...

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Lądujemy więc w perwersyjnej sytuacji, w której musimy tworzyć wciąż więcej antybogactwa, żeby 
tworzyć bogactwo. I mówi nam się, że nie rozwiążemy naszych potrzeb – opieki zdrowotnej, edukacji, 
sprawiedliwości   społecznej,   ochrony   środowiska   –   jeśli   nie   będziemy   wytwarzać   jeszcze   więcej 
bogactwa. Prawdziwe Szaleństwo Czerwonej Królowej. Jak Czerwona Królowa powiedziała Alicji w 
Krainie Czarów – musisz biec tak szybko, jak potrafisz, coraz szybciej, żeby tylko pozostać w tym  
samym miejscu.

Szaleństwo Czerwonej Królowej jest teraz podstawą światowej gospodarki. Musimy wciąż zużywać 
więcej   i   więcej   nieodnawialnych   zasobów,   szybciej   i   szybciej,   po   to   tylko,   żeby   utrzymać   obecny 
standard życia – jednocześnie tworząc coraz więcej antybogactwa, z którym nikt nie chce się zmierzyć. 
Globalne ocieplenie jest logiczną konsekwencją takiej mentalności.

Oczywiście, rządy zawsze próbują ustalić granice. A korporacje zawsze deklarują „zielone” podejście. 
Ale   bądźmy   poważni:   historia   pokazuje,   że   ani   Państwo,   ani   Rynek   nie   potrafią   postawić   granic 
aktywności gospodarczej. Prawdą jest też, że obie strony mają poważne powody, aby tego nie robić. 
Wzrost jest tym, co napędza światową gospodarkę i wzrost zasila skarbce państwowe. Wzrost uznaje 
się za mitologiczny imperatyw „postępu”.  Stawianie mu barier jest niewłaściwe, bo zmniejszyłoby to 
zyski inwestorów i wpływy z podatków, a zmusiło do przyjrzenia się problemów nierównej dystrybucji  
[bogactwa], o których elity wolą nie myśleć.

4. W

ARTOŚĆ

 D

ÓBR

 W

SPÓLNYCH

Jeśli  rynek i państwo  są  narzędziami grodzeń,  to co możemy zrobić? Sądzę,  że trzeba  zacząć od  
rozeznania pozytywnych wartości Dobra Wspólnego i wtedy opracowywać nowe systemy – prawne, 
technologiczne, społeczne – aby je chronić przed dezintegracją.

Wskazówką mogą tu być dawne obyczaje angielskich „Commoners”, jak „beating the bounds”. Co  
roku, gromadnie, obchodzili oni granice wspólnej ziemi, wyszukując i niszcząc wszelkie grodzące ją 
płoty, murki czy żywopłoty. Był to festyn całej społeczności, pomagający nie tylko utrzymać spójność 
wspólnej ziemi, ale też relacje społeczne z nią związane.

Jest to strategia i tradycja, jaką, jak sądzę, powinniśmy wskrzesić. Jednakże są już i współczesne 
mechanizmy tego rodzaju. Licencja GPL

10

  zapewnia, że programy wykonane na podstawie wolnego 

oprogramowania   także   będą   swobodnie   dostępne.   W   innym   i   nieco   węższym   zakresie,   Creative 
Commons robi to samo dla innych dzieł ludzkich. Ogólna zasada brzmi: co powstało z dóbr wspólnych, 
pozostaje dobrem wspólnym – chyba, że społeczność postanowi inaczej.

Dobro wspólne daje nam nowy język dla opisu nowej przyszłości. Pozwala nam rozwinąć opowieść 
bogatszą, niż ta dozwolona przez neoliberalną ekonomię i politykę. Pomaga nam uczynić to, z czym 
nie radzi sobie Rynek i Państwo – utrzymać jedność natury, kultury i społeczności, oraz kultywować 
etykę skromnego dostatku.

Dobro wspólne pomaga nam zobaczyć, że tak naprawdę jesteśmy bogatsi, niż nam się wydaje. Nasze  
wspólne bogactwo to ani prywatne zapasy, ani oszczędności. To społecznie wytworzone bogactwo 
włączone w poszczególne wspólnoty interesów, które opiekują się nim. Tego bogactwa nie da się po 
prostu   kupić   czy   sprzedać   jak   towaru.   Co   więcej,   ulotni   się   ono,   jeśli   nie   ustrzeżemy   przed 
dezintegracją dobra wspólnego, które je generuje.

Oto kilka przykładów.

Rajendra   Singh,   założyciel  Young   India   Association  (Tarun   Bharat   Sangh,   albo   TBS)   ,   pomógł   w 
uzdrowieniu lokalnego ekosystemu w Rajastanie, wprowadzając system dóbr wspólnych. Z powodu 
rabunkowej   gospodarki   wodnej   rzeki   w   tamtym   rejonie   całkowicie   wyschły.   Używając   niemal 
zapomnianej tradycyjnej technologii małej retencji – i traktując zasoby wody jako święte, będące w 
powiernictwie miejscowych społeczności – YIA zdołało przywrócić przepływ wody w korytach pięciu 
rzek i podnieść poziom wód gruntowych o prawie 7 metrów. Gleba stała się żyźniejsza i wilgotna. 
Ludzie zaczęli powracać na te tereny, odbudowując gospodarstwa i tworząc nowe firmy.

10

https://pl.wikipedia.org/wiki/GPL

 

 

 

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

W styczniu 2010 byłem w Indiach i przywiozłem następną opowieść o tym, jak oddolnie stworzone 
dobra wspólne pokonały patologię wolnego rynku. W małej miejscowości Erakulapally, dwie godziny 
na zachód od Hyderabadu, najuboższe wieśniaczki z najniższej kasy Dalitów były  wyrobniczkami na 
farmie lokalnego ziemianina. Zarabiały tyle, że starczało im na jeden posiłek dziennie. Pojawiła się 
wśród nich idea, żeby wyszukiwać i odtwarzać z nasion tradycyjne odmiany roślin uprawnych, jakie ich  
przodkowie   uprawiali   od   pokoleń.   Odmiany,   znakomicie   zaadaptowane   do   półpustynnego 
ekosystemu i klimatu Andhra Pradesh.

Wyszukując   takie   nasiona   i   wymieniając   się   nimi,   zamiast   kupować   współczesne,   opatentowane 
odmiany,   kobiety   zdołały   odtworzyć   zrównoważone,   lepsze   odżywczo   odmiany   uprawne.   Zdołały 
uniezależnić   się   żywnościowo   od   gospodarki   towarowej   (rynkowej),   która   nigdy   nie   służyła   ich 
pożytkowi. Kobiety  z Erakulapally uzyskały niezależność żywnościową bez zagranicznych doradców, 
pomocy   rządowej,   opatentowanych   nasion   czy   chemicznych   środków   ochrony   roślin.   Ten 
samowystarczalny model rozpowszechnił się szybko. Teraz około pięciu tysięcy kobiet, w 75 wioskach 
w Andhra Pradesh, wymienia się nasionami i nagraniami video z poradami rolnymi.

Bardzo interesująca jest rola Internetu w powielaniu modelu „innowacyjnej współpracy” w nowych 
miejscach. System Intensyfikacji Ryżu

11

 (SIR) to setki farmerów w 40 krajach, od Kuby, przez Sri Lankę, 

do Indii, używających Internetu dla ulepszenia swych upraw ryżu. Zamiast stosować się do rad firm  
nasiennych   i   produkujących   chemię   agrotechniczną   –   zamiast   stosować   syntetyczne   pestycydy, 
genetycznie modyfikowane odmiany i uprawę monokulturową, hodowcy ryżu stworzyli swoją własną, 
oddolną, globalną sieć wymiany wiedzy rolniczej, zwiększając plony tradycyjnych odmian ryżu. Jest to  
coś w rodzaju „rolnictwa open source”, opartego na tradycyjnych zasadach współpracy.

To są przykłady na małą skalę, z peryferyjnych krajów – ale dobra wspólne mają się dobrze także w  
nowoczesnych  industrialnych  społeczeństwach.  Miejskie   ogrodnictwo,   co-housing,  co-working  –  to 
przykłady rozkwitu dóbr wspólnych. Partycypacyjny budżet miejski, zainicjowany w brazylijskim Porto 
Allegre

12

, rozprzestrzenił się na inne miasta. Burmistrz San Francisco powołał formalny zespół do 

spraw „gospodarki współdzielenia”, aby zbadać możliwości społecznej konsumpcji na tym terenie.

Można  też wskazać  większe  organizacje, starające się  promować  dobro  wspólne  i wykorzystywać 
kooperację   w   społecznościach.   Mogą   się   różnić   charakterem,   ale   chronią   dobra   wspólne:   ziemię, 
wodę, atmosferę. Często angażuje się w to też państwo, tworząc „dobra wspólne w powiernictwie 
państwa”.   Przykładem   jest   Alaska   Permanent   Fund

13

  otrzymujący   udział   w   dochodach   Alaski   z 

górnictwa naftowego i wypłacający coroczną dywidendę każdemu uprawnionemu obywatelowi.   W 
tym roku dywidenda wyniosła 878 USD – około dwóch trzecich średniej z poprzednich kilku lat.

Internet   jest   zapewne   największą   siłą   napędową   paradygmatu   Dobra   Wspólnego,   co   owocuje 
kolosalną infrastrukturą dla tego modelu. W mojej książce  Viral Spiral: How the Commoners Built a  
Digital   Republic   of   Their   Own  
opisałem,   jak   pojawienie   się   WWW   w   1994   roku   wyzwoliło 
niewiarygodną falę innowacji, wiele z nich w postaci społeczności samo-organizujących się wokół dóbr 
wspólnych. Powód: Internet zapewnia tanią komunikację i organizację społeczną na skalę globalną. 
Pozwolił cyfrowym społecznościom obciąć olbrzymie koszty organizacyjne, normalnie konieczne na 
tradycyjnym rynku. Dobro wspólne wygrywa dzięki kooperacji. Nazwałem to „Wielkim Przesunięciem 
Wartości”, co podkreśla głęboką zmianę strukturalną mechanizmu tworzenia wartości w biznesie i 
kulturze.

[Tradycyjne]   rynki   wymagają   kosztownych   „nakładek”   w   postaci   biurokracji,   prawników,   zasobów 
ludzkich marketingu, złożonego finansowania i wielu innych. Teraz wyobraźmy sobie, jak społeczność 
oparta   na   zaufaniu   i   współpracy,   używająca   prostej   platformy   informatycznej,   może   wykonać 
podobną pracę, za darmo, albo bardzo tanio.

Profesor   Wydziału   Prawa   Uniwersytetu   Harvard,   Yochai   Benkler,   w   swojej   wybitnej   książce  The 
Wealth of Networks ,
  napisał „Obserwujemy teraz pojawianie się skuteczniejszych praktyk działania 

11

https://en.wikipedia.org/wiki/System_of_Rice_Intensification

 

 

 – nie ma po polsku...

12 O tym przedsięwzięciu i szerzej o partycypacji, w znakomitej książce Rafała Górskiego „Bez Państwa”. 

http://

 

 www.

 

 bez

 

 uprzedzen.org/doc/

 

 bez

 

 _  panstwa

 

 .pdf

 

 

 

13

https://en.wikipedia.org/wiki/Alaska_Permanent_Fund

 

 

 

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

zbiorowego,   nie   potrzebujących   koordynacji   ani   przez   system   cen,   ani   przez   centralną   strukturę 
zarządzania.”   Benkler   nazywa   ten   fenomen   „commons-based   peer   production”,   opisując   go   jako 
„współdzielenie zasobów i wytworów [pracy] wśród współpracujących ze sobą, rozproszonych i słabo 
powiązanych jednostek.”

Otwarte   platformy   internetowe   wymuszają   zmiany   nie   tylko   w   strategiach   biznesowych,   czy 
zachowaniach w organizacji, ale też w samej definicji bogactwa. W Internecie, bogactwo nie jest już 
tylko pieniężne, ani też nie musi być własnością prywatną. Bogactwo, stworzone dzięki otwartym 
platformom, to często wartość stworzona społecznie, współdzielona, zmieniająca się i niewymienna 
na pieniądze.   Unosi się, można rzec, w powietrzu, dostępna dla wszystkich.

Wartość kreowana społecznie istnieje od zawsze, rzecz jasna, ale nie zawsze była widoczna czy istotna 
kulturowo. Konwencjonalna ekonomia dosłownie nie widzi tej kategorii z racji braku ceny. Ale model 
dóbr wspólnych  pokazuje, że nie potrzebujemy ani rynków, ani rządów, aby stworzyć coś, co ma 
wielką   wartość.   Dobro   wspólne   jest,   w   rzeczy   samej,   całkiem   inną   wartością,   przeznaczoną,   aby 
tworzyć   niepodzielne,   zintegrowane   społecznie,   wspólne   bogactwo.   Właściwie   zarządzane,   dobra 
wspólne nie są „tragedią”, lecz są wysoce produktywne – tyle, że nie da się ich sprywatyzować, ani 
zmonetyzować.

To jest poważna innowacja – nie taka jak nowy fajny produkt, czy technologia, ale nowy społeczno-
ekonomiczny   paradygmat   i   światopogląd.   Nowy/stary   sposób   tworzenia   wartości.   Osiągania 
użytecznych   wyników   poza   sferą   działania   rynków   i   rządów.   Samo-organizujące   się   projekty   i 
platformy polityczne zaczynają się komunikować między sobą i zwiększać skalę działania. A po drodze, 
zmieniają i stawiają czoła instytucjom „w realu”.

Różnorodność   i   obfitość   dóbr   wspólnych   jest   już   tak   duża,   że   można   mówić   o   Sektorze   Dóbr  
Wspólnych   w   dziedzinie   wiedzy,   kultury   i   twórczości.   Pomyślmy   o   setkach   milionów   zdjęć   na 
Flickr.com   albo   o   milionach   haseł   Wikipedii   w   285   językach.   Pomyślmy   o   ponad   8000   wolnych 
czasopism naukowych, omijających kosztowne kanały komercyjnej dystrybucji. Pomyślmy o wolnych 
podręcznikach,   otwartym   nauczaniu   zapoczątkowanym   przez   MIT.   Pomyślmy   o   setkach   milionów 
tekstów,   filmów   i   nagrań   dźwiękowych,   opublikowanych   na   licencji   Creative   Commons   dla 
łatwiejszego   rozpowszechniania.   Niezliczone   są   te   cyfrowe   dobra   wspólne,   wytworzone   i 
rozpowszechniane społecznościowo.

Wspólne   zasoby   naturalne   są   także   produktywne,   nawet   jeśli   nie   są   odnawialne.   Jest   wiele 
społeczności zarządzających lasami, łowiskami i nawadnianiem. Acequias w Nowym Meksyku, ejidos w 
Meksyku, ziemie Indian Amerykańskich i ich uświęcony związek z naturą

14

. 

Dobra   wspólne   to   także   miejskie   ogrodnictwo,   ruch   Slow   Food,   rolnictwo   wspierane 
społecznościowo

15

  i   ruch   Transition   Towns   –   wśród   wielu   innych.   Szczegóły   struktur   i   sposobów 

rządzenia się są różne, zależnie od społeczności i rodzaju dobra wspólnego. Inne są potrzeby dóbr 
niezbędnych   do   życia,   inne   –   cyfrowych   dóbr   kultury.   Ekonomia   daru,   obecna   wśród   badaczy, 
couchsurferów czy dawców krwi, nie będzie użyteczna dla wspólnotowych ogrodów czy przestrzeni 
publicznej. 

Ale wspólne dla dóbr wspólnych są partycypacyjność, inkluzywność i zarządzanie współdzielonymi 
zasobami. Odbudowują tkankę społeczną, której, jak sądzę, nie jest w stanie odbudować ani Rynek, 
ani Państwo. Dobro wspólne ma uzdrawiającą logikę. 

Kusi, aby odrzucić ten rodzaj innowacji jako marginalny i nieważny – ale te lokalne modele zaczęły się 
rozprzestrzeniać   i   łączyć   ze   sobą.   Działają   na   coraz   większą   skalę,   zależnie   od   swoich   zasobów   i 
możliwej koordynacji społecznej.

Jako system samorządności, dobro wspólne zapewnia kilka krytycznie ważnych możliwości, boleśnie 
nieobecnych w systemie neoliberalnym.

Uzdolnienie ludzi do zwierzchności nad zasobami, których potrzebują.

14

http://idlenomore.com

 

 

 

15

http://ekoprojekty.pl/wp-content/uploads/2012/12/Rolnictwo-Wspierane-Spo%C5%82ecznie.pdf

 

 

 

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Ustalenie i wymuszenie granic zrównoważonej działalności dla rynków.

Zagospodarowania „antybogactwa” - nieuchronnego odpadu rynków.

Całkowite wyłączenie pewnych obszarów spod działania rynków.

Zmniejszenie nierówności i zagrożeń socjalnych.

Przywrócenie osobistych relacji z naturą i między ludźmi.

Stworzenie nowej ramy dla pojęcia „rozwoju”.

Śpieszę dodać, że dobro wspólne nie jest panaceum. Ten model często zawodzi, z racji niewłaściwego 
przywództwa albo błędnych zasad samorządu. W społecznościach bywa wiele niezgody i konfliktów. 
Wciąż uczymy się, jakiego wsparcia teoretycznego potrzebują dobra wspólne, szczególnie na większą 
skalę.  Nie chcę tworzyć wrażenia, że dobra wspólne są magiczną różdżką, wolną od słabości wszelkich 
ludzkich instytucji w historii.

Dobra wspólne są jednak zagrożone nie tylko przez wewnętrzną słabość. Rynek i Państwo traktują je  
często jako łatwy łup, darmowe paliwo wzrostu gospodarczego, albo jako konkurencyjne zagrożenie. 
Przecież dobro wspólne daje swoim opiekunom pewien zakres autonomii i kontroli nad swoim życiem  
i zasobami. Pozwala ludziom uwolnić się z niezdrowej zależności od niestabilnych i drapieżnych sił  
rynku.   Daje   im   większe   bezpieczeństwo   i   samowystarczalność,   pozwala   uniknąć   upokorzenia 
dobroczynności i rządowej opieki społecznej. 

W świecie, w którym państwo zostało w dużej mierze zawłaszczone przez interesy bogaczy – świecie, 
w   którym   władza   obywateli   nad   demokratycznymi   instytucjami   władzy   jest   bardziej   fikcją,   niż 
rzeczywistością – dobro wspólne daje ludziom sposób na przejęcie kontroli nad niektórymi chociaż 
aspektami ich życia. Jak to znakomicie ujął Cycero: „Wolność to udział we władzy.”

Dobro wspólne kształtuje nowy organizm społeczny – i nowy jego metabolizm. Nowe/stare rodzaje 
rządów. Decentralizuje władzę i wzmaga partycypację. Zachęca ludzi, aby wnosili swoją kreatywność 
w   zdecentralizowane   struktury   poziome.   Nie   muszą   już   być   petentami   elit,   kierujących   wielkimi, 
hierarchicznymi   machinami   eksperckimi.   Nie   muszą   już   pozostawać   biernymi   konsumentami,   ani 
wyalienowanymi obywatelami, wierzącymi ślepo, że charyzmatyczny trybun, rządowa agenda, albo 
jakaś korporacja rozwiąże ich problemy (gdy w rzeczywistości wielcy tego świata kierują się wyłącznie  
własną, indywidualną, albo instytucjonalną, korzyścią). Udział w dobru wspólnym pozwala człowiekowi 
stać się protagonistą własnego życia, co owocuje wielką radością i satysfakcją.

Z tych właśnie powodów, ruch na rzecz dóbr wspólnych staje się tak powszechny i międzynarodowy. 
Oto szybki przegląd najwybitniejszych tego przykładów.

5. D

OBRO

 W

SPÓLNE

 – 

RUCH

 

MIĘDZYNARODOWY

.

W  Europie   rozkwita   zainteresowanie  dobrem  wspólnym,   jako  wizją   i  podstawą   przebudowy  życia 
codziennego, politycznego i kulturalnego. W Niemczech ten temat zyskał już uwagę mainstreamu. 
Fundacja   Heinricha   Bö   lla   była   szczególnie   aktywna   w   tej   dziedzinie,   szczególnie   na   ważnej 
międzynarodowej konferencji na temat dóbr wspólnych w 2010 roku w Berlinie.

We Włoszech, w referendum na temat prywatyzacji miejskich wodociągów i innych zasobów wodnych 
w kraju, 94% głosujących odrzuciło możliwość prywatyzacji.   Krajowe zasoby wodne zostały jasno 
określone   jako   dobro   wspólne.   Główną   figurą   we   włoskim   ruchu   dóbr   wspólnych   jest   burmistrz 
Neapolu, Luigi de Magistris, który powołał asesora do spraw dóbr wspólnych, aby monitorować i 
ulepszać lokalne działania w tej dziedzinie. Zachęca on też włoskich urzędników municypalnych do 
wspierania inicjatyw lokalnych na rzecz dóbr wspólnych. Włochy starają się też przeprowadzić, jako 
inicjatywę obywatelską, Europejską Kartę Dóbr Wspólnych, która ma bezpośrednio chronić różne ich 
rodzaje

16

. 

16 Obecnie Komisja Europejska WSPIERA koncepcję prywatyzacji zasobów wodnych w Grecji. 

http://www.bastamag.net/IMG/pdf/1_Reponse_de_la_Commission_26092012.pdf

 

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

Wielu   ludzi   na   Globalnym   Południu   uznaje   wartość   dóbr   wspólnych,   jako   koncepcji   ramowej: 
autochtoni, grupy farmerów,  jak  Via  Campesino,  Światowe  Forum  Społeczne

17

 działacze  na  rzecz 

rozwoju   w   mniejszych   krajach.   Kilka   miesięcy   temu,   Sąd   Najwyższy   Indii   oficjalnie   uznał   prawo 
społeczności   dóbr   wspólnych   do   ochrony   przed   zawłaszczeniem   przez   rynek   –   w   tym   przypadku 
chodziło o próbę zagarnięcia miejscowego stawu przez dewelopera. Rajastan przygotowuje formalny  
zestaw przepisów mających chronić lasy, jeziora, ziemię orną i inne wspólne zasoby naturalne.

Boliwijczycy   wpisali   do   swojej   konstytucji   bezpośrednie   prawa   Matki   Ziemi   –   z   prawem   do 
reprezentacji sądowej włącznie. Prezydent Evo Morales zachęca Narody Zjednoczone do przyjęcia 
traktatu międzynarodowego o tych samych skutkach.

Brazylia   stała   się   pierwszym   krajem   „wolnej   kultury”.   Dzięki   byłemu   ministrowi   kultury   cyfrowej, 
muzykowi Gilberto Gil, wielu Brazylijczyków zrozumiało i pokochało wolne oprogramowanie, Creative 
Commons, wolną kulturę, kulturę remiksu itp. Licencje Creative Commons są stosowane w ponad 80 
jurysdykcjach na całym świecie. W tym roku opublikowaliśmy ważną antologię, ponad 70 esejów na 
temat dóbr wspólnych, pod tytułem The Wealth of the Commons: Another World is Possible Beyond the  
Market   and   State
  .   Jestem   jej   współredaktorem,   razem   z   Silke   Helfrich.   Książka   jest   zbiorem   73 
artykułów,  około  90  autorów  z całego  świata.  Niemieckie  wydanie  wyszło  w kwietniu tego  roku, 
wersja   angielska   –   dopiero   co.   Commons   Strategies   Group   i   Fundacja   Böll   a   planują   też   ważną 
konferencje   na   temat   dóbr   wspólnych   w   maju  2013,  na   której   będziemy   próbowali   zbadać,   jak  i 
dlaczego dobro wspólne działa jako społeczno-ekonomiczno-polityczna encja, na poziomie mikro i 
makro. 

Współpracowałem   także   intensywnie   z   prof.   B.   Westonem

18

  znanym   międzynarodowym   znawcą 

prawa i praw człowieka, nad nową wizją prawa i zasad rządzenia, łączących prawa człowieka i zasady 
dobra wspólnego w nowy paradygmat. Nasza książka wyjaśniająca nowe idee -  Green Governance:  
Ecological Survival, Human Rights and the Law of the Commons
  - wyjdzie w styczniu 2013 nakładem 
Cambridge   University  Press.  „Green  Governance”   proponuje   wszechobejmującą  wizję,   jak   prawo   i 
polityka mogą chronić dobra wspólne od grodzeń – a nawet wspierać je aktywnie – proponując także, 
jak do tego celu można wykorzystać istniejące instytucje i zasady.

Rozwija się tez międzynarodowa edukacja na temat dóbr wspólnych. W Londynie powstała School of 
Commoning
.   W   Niemczech   –  Summer   School   of   the   Commons.  Podobne   działania   prowadzi   się   w 
Barcelonie i Buenos Aires. W zeszłym roku współpracowałem z Institute for Training and Research ONZ 
nad czteroczęściowym kursem na temat dóbr wspólnych

19

.

Rosnąca liczba „transnarodowych plemion” tworzy swoje dobra wspólne, co powoduje, że wszelkie 
innowacje rosną jak grzyby po deszczu. Mogą one nie przyznawać się do etosu dóbr wspólnych, ale ich  
różne   praktyki   społeczne   z   pewnością   przyjmują   podstawowe   cechy:   partycypację,   inkluzywność, 
rzetelność, oddolną innowacyjność, odpowiedzialność.

Wszyscy oni starają się połączyć produkcję, konsumpcję i samorządność w jeden spójny paradygmat  
zmiany.

• The Solidarity Economy • The Transition Town • Alterglobaliści • Water activism • The Landless  
Workers   Movement   /   Via   Campesino   •   Ruch   Wolnego   i   Otwartego   Oprogramowania   •   Creative 
Commons • Wikipedyści • Open access publishing • Open Educational Resources (OER) movement • 
Partie Piratów • Ruch Occupy  •

Te grupy w żadnym razie nie tworzą jednego, zwartego frontu. Są wysoce eklektyczne. Ale niosą w  
sobie wielką energię i innowacyjność – i współpracują ze sobą. Konfederowanie się na tak wczesnym 
etapie wskazuje na powstawanie nowego rodzaju globalnego ruchu – luźno koordynowanego ruchu 
ruchów.

Sądzę, że dobra wspólne staną się ogniskiem dla tej energii, bo ich koncepcja ma wiele wyraźnych 

17

https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowe_Forum_Spo%C5%82eczne

 

 

 

18

http://

 

 www.

 

 burnsweston

 

 .com

 

 

 

19

http://www.unitar.org/new-record-enrollment-e-learning-course-global-commons

 

 

 

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl

 

background image

D

OBRO

 W

SPÓLNE

 

JAKO

 

NOWY

 P

ARADYGMAT

zalet. Przede wszystkim – brak konkurencji. Nie znam żadnej alternatywnej koncepcji politycznej czy 
filozoficznej o takiej głębi i zasięgu, jak dobro wspólne.   Jest tak częściowo dlatego, że koncepcja 
dóbr   wspólnych   nie   jest   sztywną,   totalizującą   ideologią.   Jest   światopoglądem   i   wrażliwością  
ekumeniczną z ducha i z umysłu. Jest otwarta i dostępna dla różnych kultur i społeczności.

Po   drugie,   dobra   wspólne   mają   szacowną   tradycje   w   prawie,   sięgającą   wstecz   do   Imperium  
Rzymskiego, a także do Magna Carta i towarzyszącego jej Charter of the Forest. Ta tradycja jest 
wielkim źródłem wiedzy, wiarygodności i wzorców dla współczesnych innowacji prawnych.

Po   trzecie,   dobra   wspólne   dają   poważny   szkielet   intelektualny   dla   krytyki   kultury   rynku   i  
dowartościowania ludzkich wspólnot oraz kooperacji.

Po czwarte, dobra wspólne obejmują liczne, pomyślnie działające, modele społeczno-gospodarcze, w 
wielu przypadkach przewyższające to, co oferuje Państwo lub Rynek. 

W końcu, dobro wspólne zachęca nas, abyśmy użyli całej naszej ludzkiej wyobraźni do rozwiązania 
najważniejszych problemów społecznych; żąda od nas, abyśmy byli więcej niż tylko konsumentami i 
wyborcami, ale aktywnymi uczestnikami, budującymi nowy świat.

W   szerszej   perspektywie,   dobro   wspólne   daje   silne   narzędzie   do   wymyślenia   na   nowo   zasad 
rządzenia,   gospodarki   i   administracji,   w   chwili,   gdy   istniejący   porządek   już   się   wyczerpał.   Dobro 
wspólne pomaga ożywić praktykę demokracji, w chwili gdy konwencjonalne instytucje polityczne są 
dysfunkcyjne, skorumpowane, niereformowalne, albo wszystko naraz. Dobro wspólne wskazuje, że 
społeczeństwa   naprawdę   mogą   wykorzystać   współpracę   i   oddolną   energię   do   rozwiązania 
problemów – i wskazuje też nowe sposoby rządzenia się, poza – lub w konstruktywnym partnerstwie z  
– demokracją przedstawicielską.

Jednakże   dobro   wspólne   to   nie   magiczna   różdżka.   To   jedynie   przestrzeń,   droga,   rusztowanie. 
Potrzebuje   społeczności,   jej   uczestników,   aby   zaistnieć.   Jak   powiedział   wielki   historyk   dóbr 
wspólnych, Peter Linebaugh, „There is no commons without commoning 

20

 - to praktyka społeczna i 

etyczna konstytuuje dobro wspólne. Dobro wspólne to także czasownik, nie tylko rzeczownik. To nie 
jest coś, co możemy oddać w ręce polityków czy biurokratów.

To bardzo ważny punkt. Dobro wspólne to nie tylko idea polityczna. To osobiste doświadczenie i 
tożsamość. Alain Lipietz, polityk francuski, studiujący tematykę dobra wspólnego, wywodzi termin  
„commons” z czasów Wilhelma Zdobywcy, od normańskiego słowa commun, pochodzącego z kolei od 
munus, oznaczającego zarówno podarek, jak i obowiązek jego odwzajemnienia.

Sądzę,   że   potrzebujemy   odzyskać   świat,   w   którym   wszyscy   dostajemy   dary   –   i   wszyscy   mamy 
zobowiązania.   To   bardzo   ważny   sposób   bycia   człowiekiem.   Ekspansja   scentralizowanych   struktur 
politycznych   i   rynkowych   tragicznie   przesłoniła   naszą   potrzebę   otrzymywania   i   odwzajemniania 
darów.   We   wszystkim   polegamy   dziś   na   pieniądzu   lub   państwowej   biurokracji.   Osobiste 
zaangażowanie i zobowiązania moralne nie są już koniecznie potrzebne do życia. I w dużej mierze 
straciliśmy wiarę w to, co Ivan Illich nazwał „domeną potoczną” - przestrzeni codziennej, w której  
możemy tworzyć, kształtować i negocjować nasze życie. Sądzę, że potrzebujemy umocnienia tego, co 
nazywam Prawem Potocznym – prawem dobra wspólnego.

Pokrzepiający jest głęboki odzew, jaki ta idea ma pośród tak wielu rozmaitych ludzi na całym świecie –  
filipińskich   farmerów,   brazylijskich   artystów   remiksu,   amsterdamskich   hackerów,   niemieckich 
kooperatystów,   amerykańskich   odbiorców   wolnej   kultury,   włoskich   działaczy   miejskich.   Wszelkie 
rodzaje inicjatyw z obszaru dóbr wspólnych spontanicznie pojawiają się w niezliczonych środowiskach, 
otwierając nowe, interesujące, możliwości i synergie.

Jest to zachęcające, bowiem jeśli teoria nie nadąża za praktyką, to znak, że dzieje się coś potężnego. 
W czasie, gdy stare struktury i koncepcje po prostu przestały działać, dobro wspólne daje nam powód, 
aby mieć nadzieję. A my bardzo potrzebujemy jakiejś wiarygodnej ścieżki do przodu.

20 Nie ma dóbr wspólnych bez wspólnoty...

Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 

https://freelab.org.pl