4
SPISEK XIZORA
5
Dla Andrew Slaca, Mary Mayther Slac i Garyego Slaca
6
7
R O Z D Z I A £
DZI
R
ÓWNOLEGLE
DO
WYDARZEÑ
P
OWROTU
J
EDI
Strach to po¿yteczna rzecz.
By³a to jedna z najwa¿niejszych nauk, jakie móg³ poznaæ ³ow-
ca nagród. A Bossk uczy³ siê tego w³anie teraz.
Przez okno kokpitu Wciek³ego Psa widzia³ wybuchy, które
rozdar³y na ogniste strzêpy poczernia³ej durastali tamten statek
Niewolnika I Boby Fetta. Jednoczenie og³uszy³ go wybuch sze-
rokopasmowych zak³óceñ statycznych, dochodz¹cych z komlinka
jak elektromagnetyczny jêk mierci. Przenikliwy, wielooktawowy
dwiêk wylewa³ siê z g³oników Wciek³ego Psa przez dobrych
kilka minut, dopóki ognista apokalipsa nie poch³onê³a ostatniego
obwodu na pok³adzie statku Fetta.
Wreszcie, gdy ju¿ móg³ s³yszeæ w³asne myli, Bossk spojrza³
w pust¹ przestrzeñ, tam, gdzie jeszcze przed chwil¹ znajdowa³ siê
Niewolnik I. Na tle zimnego, rozgwie¿d¿onego nieba tylko kilka
strzêpów roz¿arzonego do bia³oci metalu powoli przygasa³o w st³u-
mion¹ czerwieñ, oddaj¹c ¿ar pró¿ni.
On nie ¿yje, pomyla³ Bossk z dzik¹ satysfakcj¹. Nareszcie.
Wszystkie atomy, które sk³ada³y siê na cia³o wiêtej pamiêci Boby
Fetta, tak¿e dryfowa³y teraz w przestrzeni, nareszcie nieszkodli-
we. Zanim przeniós³ siê na w³asny statek, Bossk zdo³a³ na pok³a-
dzie Niewolnika I zainstalowaæ tyle detonatorów termicznych,
¿eby z wszystkiego, co tam ¿y³o, pozosta³y wy³¹cznie popio³y i pa-
skudne wspomnienia.
A wiêc jeli wci¹¿ odczuwa³ lêk, jeli ¿o³¹dek wci¹¿ ciska³
mu siê na wspomnienie mrocznej, przes³oniêtej wizjerem twarzy
8
Boby Fetta, musia³a to byæ ca³kowicie irracjonalna reakcja. On nie
¿yje, nie ma go
Ciszê panuj¹c¹ w kokpicie Psa zak³óci³o ledwie s³yszalne pik-
niêcie pochodz¹ce z panelu kontrolnego. Bossk spojrza³ w dó³ i stwier-
dzi³, ¿e teletransponder wychwyci³ w najbli¿szym s¹siedztwie obec-
noæ drugiego statku. Jeli wierzyæ koordynatom, jakie pojawi³y siê
na ekranie, musia³ on siedzieæ na karku Wciek³ego Psa.
W dodatku by³ to statek znany jako Niewolnik I. Profil ID
pasowa³ idealnie.
To niemo¿liwe, pomyla³ oszo³omiony Bossk. Serce na krót-
k¹ chwilê zamar³o mu w piersi, po czym niepewnie podjê³o pracê.
Przed eksplozj¹ odczyta³ ten sam profil ID z drugiej strony swoje-
go statku i obróci³ Wciek³ego Psa akurat na czas, aby ekran
wype³ni³a ogromna kula eksplozji.
Nagle zda³ sobie sprawê, ¿e nie widzia³ samego Niewolni-
ka I. A to znaczy, ¿e
Bossk us³ysza³ inny dwiêk, jeszcze cichszy, dochodz¹cy z in-
nego miejsca statku. Kto jeszcze tam by³. Czujne zmys³y Trando-
szanina zarejestrowa³y moleku³y innego stworzenia, kr¹¿¹ce po
zamkniêtym obiegu wentylacji statku. Bossk wiedzia³, do kogo
nale¿¹.
On tu jest. Krew w ¿y³ach Bosska zamieni³a siê w lód. Boba
Fett
Bossk czu³, ¿e jakim cudem wyprowadzono go w pole. Eks-
plozja nie poch³onê³a ani Niewolnika I, ani jego pasa¿erów. Nie
mia³ pojêcia, jak siê to Fettowi uda³o, ale siê uda³o. A og³uszaj¹cy
wrzask elektroniczny, który wype³ni³ kokpit, wystarczy³, aby ukryæ
wtargniêcie Boby Fetta na pok³ad Wciek³ego Psa. Ha³as trwa³
doæ d³ugo, aby Fett zd¹¿y³ wedrzeæ siê do w³azu i uszczelniæ go
za sob¹.
Z g³onika na sklepieniu kokpitu odezwa³ siê nagle g³os, który
nie nale¿a³ ani do Bosska, ani do Boby Fetta.
Dwadziecia sekund do detonacji oznajmi³ ch³odny, po-
zbawiony emocji g³os autonomicznej bomby. Tylko najwiêksze
modele mia³y takie obwody ostrzegawcze.
Strach rozpuci³ lód w ¿y³ach Bosska, który wyskoczy³ z fo-
tela pilota i zanurkowa³ w korytarz za swoimi plecami.
W pomieszczeniu ze sprzêtem awaryjnym Wciek³ego Psa
rzuci³ siê na zawartoæ jednej z szafek, rozdzieraj¹c j¹ uzbrojony-
mi w pazury ³apami. Pies ju¿ nied³ugo pozostanie statkiem; za
9
kilka sekund odliczanie trwa zmieni siê w roz¿arzone stalowe
odpadki, otoczone mg³¹ szybko rozpraszaj¹cych siê gazów atmos-
ferycznych, dok³adnie tak samo jak to, co omy³kowo wzi¹³ za
statek Boby Fetta. Bossk nie przejmowa³ siê teraz tym, ¿e za chwilê
jego statek nie bêdzie w stanie naprawiæ w³asnych systemów pod-
trzymywania ¿ycia. Gadopodobny Trandoszanin upchn¹³ kilka naj-
potrzebniejszych rzeczy w samouszczelniaj¹cy siê otwór zniszczo-
nej, czêsto u¿ywanej torby cinieniowej. Za chwilê systemy nie
bêd¹ mia³y ju¿ ¿adnego ¿ycia do podtrzymywania, bo z kapitana
statku pozostanie kilka strzêpków zakrwawionej tkanki i koci, szyb-
ko stygn¹cych w zimnej pró¿ni. Ju¿ mnie tu nie ma, pomyla³ Bossk,
zarzucaj¹c na ramiê pasek torby, i rzuci³ siê w kierunku w³azu.
Piêtnacie sekund do detonacji poinformowa³ Bosska spo-
kojny, przyjazny g³os dochodz¹cy z centralnego korytarza Psa.
Trandoszanin rzuci³ siê w kierunku kapsu³y awaryjnej. Wiedzia³,
¿e Boba Fett w³¹czy³ autonomiczne obwody g³osowe bomby tylko
po to, ¿eby mu dokuczyæ.
Czternacie nie ma lepszego sposobu motywacji my-
l¹cego stworzenia ni¿ taki bezcielesny g³os oznajmiaj¹cy zbli¿aj¹-
c¹ siê zag³adê. Trzynacie czy wzi¹³e pod uwagê mo¿liwoæ
ewakuacji?
Zamknij siê warkn¹³ Bossk. Nie by³o sensu przemawiaæ
do termicznych materia³ów wybuchowych i obwodów zap³ono-
wych, ale jako nie potrafi³ siê powstrzymaæ. Pod miertelnym
lêkiem, który przyspieszy³ bicie jego serca, kry³a siê mordercza
wciek³oæ. Ka¿de jego spotkanie z Bob¹ Fettem koñczy³o siê tak
samo. Czy¿by nie mo¿na by³o tego unikn¹æ? Ten mierdz¹cy, zdra-
dziecki ³otr
Strzêpy i od³amki po poprzedniej eksplozji bombardowa³y ze-
wnêtrzn¹ pancern¹ pow³okê Psa jak rój maleñkich meteorytów.
Gdyby w tym wszechwiecie panowa³a jakakolwiek sprawiedliwoæ,
Boba Fett ju¿ by teraz nie ¿y³. Ma³o tego, by³by rozbity na atomy.
Furia i panika wype³niaj¹ce serce Bosska ust¹pi³y miejsca zdumie-
niu. W biegu torba cinieniowa rytmicznie uderza³a o jego pokryte
³usk¹ plecy. Dlaczego ten Boba Fett ci¹gle wraca? Czy naprawdê
nie mo¿na go zabiæ tak, ¿eby raz na zawsze pozosta³ martwy?
Dwanacie
To nieuczciwe. Nie mia³ nawet okazji wyci¹gn¹æ siê w fotelu
pilota ani doznaæ ciep³ego poczucia satysfakcji, s³odkiego spokoju,
jak zwykle, gdy wreszcie unieszkodliwi wroga. A Boba Fett zawsze
10
by³ jego g³ównym przeciwnikiem. Bossk straci³ ju¿ rachubê wszyst-
kich upokorzeñ, jakich od niego dozna³. Bywa³o przecie¿, ¿e dzia-
³a³ razem z Fettem, a i tak zawsze to on okazywa³ siê stron¹ prze-
gran¹. Kiedy wpatrywa³ siê w w¹ski wizjer he³mu Fetta, wyczuwa³
grymas triumfu na twarzy ukrytej pod mandaloriañsk¹ zbroj¹. Przy
jednej z takich okazji, gdy pracowa³ z Bob¹ Fettem, mia³ go zabiæ
jeden z tajnych agentów Bosska. To, ¿e mu siê nie uda³o, stanowi-
³o kolejny dowód na to, jak okrutnym i bezdusznym miejscem jest
wszechwiat. Jak dawno, dawno temu powiada³ stary Cradossk,
jego ojciec, zanim Bossk go zamordowa³: Nikt nigdy nie pomaga
w³asnemu zabójcy, nawet jeli powinien .
Jedenacie oznajmi³a bomba.
Nie ma czasu na u¿alanie siê nad sob¹. Bossk wyrzuci³ z g³o-
wy wszelkie myli poza instynktem samozachowawczym. Serce
zaczê³o mu szybciej biæ na widok w³azu do kapsu³y ratunkowej,
który znajdowa³ siê dok³adnie przed nim. Bossk jedn¹ rêk¹ popra-
wi³ na plecach torbê cinieniow¹, drug¹ za desperacko wyci¹gn¹³
w kierunku kontrolek wejciowych z boku w³azu, który wci¹¿ jesz-
cze znajdowa³ siê o kilka metrów od niego. W tej czêci Wcie-
k³ego Psa nie by³o ¿adnego poprzecznego korytarza, z którego
Boba Fett móg³by wyskoczyæ i trafiæ go strza³em z blastera. Wci¹¿
jeszcze mia³ szansê, ¿eby wyjæ z tego ca³o.
Dziesiêæ
Czubek pazura Bosska uderzy³ w wielki czerwony przycisk,
w który celowa³. W³az kapsu³y otworzy³ siê z przenikliwym sy-
kiem, ods³aniaj¹c sferyczn¹, ciasn¹ kabinê. Przez ca³y czas bêdzie
musia³ siedzieæ niczym posk³adany, z kolanami przy twarzy. To
lepsze ni¿ mieræ, szybko przypomnia³ sobie Bossk. Wrzuci³ torbê
do rodka i sam wgramoli³ siê do kapsu³y.
Dzie Syk zamykaj¹cego siê w³azu uci¹³ bezlitonie po-
godny g³os bomby.
Bossk siêgn¹³ obok torby i wcisn¹³ przycisk wystrzelenia kap-
su³y. Mocno wcisn¹³ siê w krzywiznê hermetycznie zamkniêtej
skorupy. Ciasnota tego miejsca podsunê³a mu poni¿aj¹ce wspo-
mnienie innego dnia, kiedy równie¿ ucieka³ przed Bob¹ Fettem
w kapsule awaryjnej. Nie potrafi³ siê go pozbyæ.
Na zewn¹trz kapsu³y s³ysza³ st³umione brzêki i zgrzyty, gdy
maszyneria Psa ustawia³a kapsu³ê w pozycji do wystrzelenia.
No, szybciej zachrypia³ Bossk. Urz¹dzenia przecho-
dzi³y przez kolejne etapy programu z denerwuj¹cym spokojem.
11
Wreszcie ciche klikanie przesz³o w wizg i skrobanie. Kapsu³a za-
dygota³a, jakby nie mia³a zamiaru opuszczaæ Wciek³ego Psa.
Bossk nigdy przedtem nie korzysta³ z tej kapsu³y; kiedy nawet
chcia³ j¹ wystrzeliæ jako niepotrzebny balast. Jego trandoszañska
natura zawsze sk³ania³a siê raczej ku temu, aby pozostaæ na polu
walki i biæ siê, ni¿ uciekaæ. Jednak wprowadzenie do równania
Boby Fetta sprawia³o, ¿e wynik okazywa³ siê nagle zupe³nie inny.
Ta kapsu³a mia³a przynajmniej iluminator. Przez maleñki otwór,
wielkoci zaledwie d³oni, Bossk zobaczy³ rozgwie¿d¿one niebo.
Widocznie luza Wciek³ego Psa otworzy³a siê wreszcie. Uzy-
ska³ pewnoæ, gdy wgniot³o go gwa³townie w klapê w³azu. To po-
tê¿ny odrzut wypchn¹³ kapsu³ê w przestrzeñ, daleko od statku.
Gwiazdy zawirowa³y w okienku, gdy kapsu³a przechyli³a siê na
bok. Bossk owin¹³ ramiona wokó³ torby i zacisn¹³ k³y, usi³uj¹c opano-
waæ md³oci spowodowane ruchem pojazdu i tward¹ kul¹ strachu,
jak¹ wci¹¿ czu³ w ¿o³¹dku. Zacisn¹³ powieki, zastanawiaj¹c siê, do ilu
zd¹¿y³a odliczyæ bomba. Nie wiedzia³, czy ju¿ jest bezpieczny. Zale-
¿a³o to od tego, jak¹ iloæ materia³ów wybuchowych Boba Fett zdo³a³
wnieæ na pok³ad Wciek³ego Psa i z jak¹ prêdkoci¹ kapsu³a prze-
mierza³a teraz przestrzeñ. Eksplozja bomby wci¹¿ jeszcze mog³a zmyæ
kapsu³ê jak planetarny przyp³yw, tyle ¿e nie wody morskiej, a ognia.
Szpony Bosska zacisnê³y siê w piêci. Wyobra¿a³ sobie siebie, ugoto-
wanego w kapsule niczym jajko pieczone w ognisku.
Zaraz, zaraz przysz³a mu do g³owy inna myl. Boba Fett mia³
doæ instynktu samozachowawczego, by uciec z pok³adu Wcie-
k³ego Psa, jak tylko ustawi³ mechanizm zegarowy bomby. A zatem
jego statek Niewolnik I, ten prawdziwy Niewolnik I, a nie atra-
pa, która emitowa³a ten sam profil ID, wci¹¿ jeszcze musi byæ w po-
bli¿u. W pobli¿u i w zasiêgu potê¿nej eksplozji. Bossk odetchn¹³
l¿ej i rozluni³ ramiona trzymaj¹ce torbê cinieniow¹. To proste ob-
liczenie odrobinê z³agodzi³o nieco strach, jaki ciska³ mu wnêtrzno-
ci. Nie uruchomi³by bomby, która zabi³aby tak¿e i jego, pomyla³.
W ciasnocie kapsu³y ratunkowej nagle odezwa³ siê g³os:
Piêæ
Bossk momentalnie otworzy³ oczy. Znów przycisn¹³ torbê do
siebie, strzelaj¹c oczami na prawo i lewo.
Cztery odezwa³ siê znajomy, spokojny g³os bomby.
Paradoksalnie strach sprawi³, ¿e g³os, który zabrzmia³ teraz
w g³owie Bosska, by³ równie spokojny. To jest tutaj, pomyla³.
Boba Fett umieci³ bombê wewn¹trz kapsu³y ratunkowej.
12
Trzy
Trandoszanin poczu³ przyp³yw adrenaliny. Odrzuci³ od siebie
torbê, która wcisnê³a siê we wklês³¹ ciankê kuli. Pazurami dar³
wnêtrze kapsu³y, usi³uj¹c znaleæ urz¹dzenie wybuchowe. Taki
drobiazg, nie wiêkszy od piêci, wystarczy, ¿eby zmieniæ jego i ota-
czaj¹cy go metal w lune atomy. Ona musi tu byæ, myla³ nerwo-
wo. Musi gdzie tu byæ
Wyrywa³ garciami obwody z niewielkiego panelu kontrolne-
go kapsu³y, nie zwa¿aj¹c na gor¹ce iskry k¹saj¹ce go po twarzy.
Przewód powietrza, wyrwany z gniazda, sycza³ i wi³ siê przed
nosem Bosska jak zdychaj¹cy w¹¿. Pêkate cylindry i wygiêty pa-
nel modu³owy urz¹dzeñ pomocniczych kapsu³y wali³y go po ra-
mionach i piersi, gdy kln¹c, wyszarpywa³ ze cian wszystko, na
czym zdo³a³ po³o¿yæ szpony.
Dwa
Spokojny g³os dochodzi³ z niewielkiego b³êkitnego szecianu,
który Bossk trzyma³ w d³oniach. Ju¿ wiedzia³, ¿e to bomba. By³a
przytwierdzona do kratki p³uczki powietrznej kawa³kiem najzwy-
klejszego kleju, który jeszcze nie zd¹¿y³ wyschn¹æ. Bossk rozgl¹-
da³ siê gor¹czkowo, którêdy wyrzuciæ j¹ z kapsu³y.
Nie by³o takiej mo¿liwoci.
Jeden
Przestrzeñ wewn¹trz kapsu³y by³a tak ograniczona, ¿e Bossk
nie móg³ nawet wyprostowaæ ramion na ca³¹ d³ugoæ. Przekroczy³
le¿¹ce wokó³ szcz¹tki, odwróci³ wzrok choæ to i tak nie mia³o
znaczenia i wcisn¹³ bombê w drug¹ cianê kapsu³y, ko³o maleñ-
kiego okienka.
I nic siê nie sta³o.
Wci¹¿ ¿y³. Powoli spojrza³ na niebieski szecianik, który wci¹¿
przyciska³ do wklês³ej ciany kapsu³y. Urz¹dzenie milcza³o, jakby
zabrak³o mu s³ów. Zacisn¹³ je w garci i podniós³ do oczu, ¿eby
mu siê dok³adniej przyjrzeæ.
Jeden z naro¿ników szecianu pêk³. Bossk ostro¿nie wsun¹³
koniec szpona w szparê i odchyli³ go.
W rodku nie by³o nic, a przynajmniej nic, co mog³oby wygl¹-
daæ na ³adunek. Zajrza³ uwa¿niej do pustego wnêtrza. Jedyn¹ za-
wartoæ szecianu stanowi³ zminiaturyzowany g³onik i kilka pro-
gramowanych obwodów g³osowych.
Bossk z odraz¹ odrzuci³ niebiesk¹ kostkê. To wcale nie by³a
bomba. Nie s³ysza³ te¿ eksplozji z zewn¹trz, a wiêc prawdopodobnie
13
nie by³o ³adunku równie¿ na pok³adzie Wciek³ego Psa. Gdyby
nie da³ siê ponieæ panice i nie opuci³ Psa, gdyby stan¹³ twarz¹
w twarz z Bob¹ Fettem, móg³by raz na zawsze za³atwiæ porachun-
ki ze swoim wrogiem no i nie straciæ statku. Bossk zastanawia³
siê, gdzie teraz jest. Jego ³okcie ociera³y siê o ciany ciasnej kabi-
ny, która sta³a siê jeszcze mniej wygodna z powodu wiruj¹cych po
niej resztek obwodów i czêci. Przynajmniej wygl¹da³o na to, ¿e nie
uszkodzi³ niczego wa¿nego. Wci¹¿ mia³ powietrze do oddychania,
a obwody nawigacyjne kapsu³y wydawa³y siê nie uszkodzone. Same
nastawi³y siê na Tatooine, najbli¿sz¹ zamieszkan¹ planetê; jej znajo-
my obraz wype³ni³ ju¿ iluminator. Wkrótce kapsu³a pogr¹¿y siê w at-
mosferze i wyl¹duje na powierzchni planety. Prawdopodobnie gdzie
na pustkowiu, ponuro pomyla³ Bossk. Zdaje siê, ¿e takie ju¿ jego
szczêcie. Z drugiej strony, Tatooine sk³ada³a siê g³ównie z pustko-
wi, a zatem szansa na cokolwiek innego by³a niewielka.
Gdy tak wierci³ siê wewn¹trz kapsu³y, Bossk poczu³ nagle, ¿e
zawartoæ torby wpija mu siê w bok. Przynajmniej uda³o mu siê
wynieæ parê rzeczy z Wciek³ego Psa. Cennych rzeczy. Pocie-
sza³ go fakt, ¿e strach nie zd³awi³ w nim innych instynktów. Natu-
ralna trandoszañska chciwoæ pozosta³a nienaruszona. A czy uda
mu siê skorzystaæ z tego, co uratowa³ có¿, to siê zobaczy.
Podniós³ niebiesk¹ kostkê, tê fa³szyw¹ bombê, która teraz
wreszcie milcza³a. Teraz, kiedy tak przygl¹da³ siê niewielkiemu
przedmiotowi, spoczywaj¹cemu w zag³êbieniu szponiastej d³oni,
czu³, ¿e zaczynaj¹ nim targaæ zupe³nie odmienne uczucia. Odwiecz-
ny gniew, który odczuwa³ zawsze, kiedy myla³ o Bobie Fetcie,
od¿ywa³ w mrocznej g³êbi jego serca.
Co innego wyp³oszyæ Bosska z w³asnego statku: strategiczna
ruletka, godna mistrza, za którego uwa¿a³ Fetta ca³y wszechwiat;
ale w³o¿yæ ten gadaj¹cy gad¿et do kapsu³y ratunkowej tylko po to,
¿eby doprowadziæ uciekaj¹cego do sza³u
To ju¿ czysty sadyzm.
Bossk zgniót³ pusty niebieski szecian i odrzuci³ go za siebie.
Otoczy³ kolana ³uskowatymi ramionami i opar³ na nich podbródek.
W miarê jak obraz Tatooine w iluminatorze nabiera³ ostroci, my-
li Bosska stawa³y siê coraz mroczniejsze i bardziej mordercze.
Nastêpnym razem, lubowa³ w duchu. Bo bêdzie nastêpny raz
I wprowadzi³ kolejn¹ pozycjê na d³ug¹ listê upokorzeñ, na-
znaczonych imieniem Boby Fetta. Od dawna ho³ubi³ tê listê w ser-
cu.
14
R O Z D Z I A £
Pozwoli³e mu odejæ.
Neelah odwróci³a siê od iluminatora kokpitu Niewolnika I.
Po drugiej stronie szyby kapsu³a ratunkowa, unosz¹ca ³owcê na-
gród Bosska, skurczy³a siê ju¿ do wietlnego punktu zagubionego
poród gwiazd, a potem znik³a za krzywizn¹ planety, na któr¹ le-
cia³a.
Stwierdzasz fakt oczywisty odpar³ Boba Fett. Okryte rê-
kawicami d³onie porusza³y siê po uk³adach kontrolnych przed fo-
telem pilota.
Có¿, ja te¿ nie rozumiem odezwa³ siê Dengar, który sta³
w progu kokpitu. Twarz lni³a mu jeszcze potem od niedawnego
wysi³ku. Trzeba by³o przenieæ mnóstwo towaru ze statku do wy-
strzelonego modu³u towarowego, i to w wielkim popiechu. Ten
bydlak próbowa³ nas zabiæ.
Nie nas poprawi³ Fett. Mnie. Wed³ug wszelkiego praw-
dopodobieñstwa Bossk nawet nie wiedzia³, ¿e jestecie na pok³a-
dzie.
Neelah nie czu³a siê przez to ani trochê lepiej. Wydarzenia
zaczê³y nastêpowaæ po sobie bardzo szybko za szybko, jak na
jej gust jeszcze zanim statek Boby Fetta podniós³ siê z Morza
Wydm na Tatooine. Szybki, funkcjonalny Niewolnik I sp³yn¹³
z nocnego nieba niczym powiêkszony symbol potencjalnej zag³a-
dy, w sam¹ porê, aby zgnieæ pod rozpalon¹ dysz¹ rakietow¹ jed-
nego z dwóch ludzi, którzy j¹ trzymali. Dengar i Fett wyskoczyli,
siej¹c zniszczenie strza³ami z miotaczy. Boba Fett podczas strzela-
niny ani na chwilê nie straci³ zimnej krwi. Dla niego to ¿aden pro-
15
blem, mruknê³a do siebie Neelah. To w³anie on przes³a³ sygna³ do
Niewolnika I, kr¹¿¹cego na orbicie nad ich g³owami. A zatem
wiedzia³, co siê wiêci. Po prostu nie uzna³ za stosowne poinfor-
mowaæ o tym swoich partnerów.
O ile wci¹¿ jeszcze nimi jestemy, pomyla³a Neelah. Z ra-
mionami skrzy¿owanymi na piersi po kolei przygl¹da³a siê obu
³owcom nagród. Dengara nietrudno by³o rozszyfrowaæ pewnie
zdo³a³aby nawet zawrzeæ z nim jak¹ umowê, a on prawdopodob-
nie by jej przestrzega³. Zw³aszcza gdyby widzia³ mo¿liwoæ wyci¹-
gniêcia z tego zysków. Wiedzia³a nawet, po co mu s¹ potrzebne
pieni¹dze: Dengar opowiada³ jej o swojej narzeczonej, kobiecie
imieniem Manaroo, i o swoich marzeniach, ¿eby uzbieraæ mnó-
stwo forsy i raz na zawsze po¿egnaæ siê z fachem ³owcy nagród.
M¹dry facet, zdecydowa³a. A przynajmniej na tyle m¹dry, ¿eby
wiedzieæ, ¿e towarzystwo kogo takiego jak Boba Fett to niebez-
pieczna sprawa. Z tego, czego siê do tej pory dowiedzia³a, wynika-
³o, ¿e wspó³pracownicy Fetta ¿yli prawie tak samo krótko jak jego
wrogowie.
Za to Fett o ile mog³a to stwierdziæ równie dobrze móg³
byæ niemiertelny. Prze¿y³ ju¿ upadek w czeluæ gardzieli tej bestii
Sarlaka, czyhaj¹cej na dnie Wielkiej Jamy Karkun. Neelah znala-
z³a go z cia³em prawie dos³ownie rozpuszczonym przez wydzieliny
trawienne Sarlaka; dla ka¿dego innego oznacza³oby to mieræ. Boba
jednak prze¿y³, a ca³e zdarzenie zahartowa³o go jeszcze i uczyni³o
bardziej przera¿aj¹cym.
Takie ju¿ moje szczêcie, zdecydowa³a Neelah. Zachowa³a nie-
przenikniony wyraz twarzy, obserwuj¹c, jak Fett manewruje stat-
kiem. Jej los znalaz³ siê nagle w rêkach jednej z najtwardszych istot
we wszechwiecie, której nie zatrzymaj¹ ani groby, ani przemoc
ani cielesna pokusa. W pewnym sensie lepiej by³o jej nawet w pa³a-
cu Jabby, gdzie by³a jedn¹ z tancerek jego trupy. Tam przynajmniej
wiedzia³a, ¿e uroda i wdziêk, a tak¿e zami³owanie Jabby do tych
w³anie cech, pozwoli jej prze¿yæ. Przez jaki czas, dopóki Jabbie
nie znudzi siê jej ciemnooka uroda albo dopóki nie przyjdzie mu do
g³owy, ¿eby rzuciæ j¹ na po¿arcie swojemu ulubionemu rankorowi,
tak jak uczyni³ to z t¹ biedn¹ twileck¹ dziewczyn¹ Ool¹. Przy-
mknê³a oczy, z trudem opanowuj¹c dr¿enie na wspomnienie po-
twornych krzyków dziewczyny, pomruków i powarkiwañ rankora
oraz ohydnej radoci Jabby na widok sceny, jaka rozegra³a siê w za-
s³anej koæmi czeluci u stóp jego tronu. Kimkolwiek byli ci, którzy
16
go wreszcie pokonali Dengar powiedzia³ jej, jak siê nazywali: Luke
Skywalker i ksiê¿niczka Leia Organa, co zreszt¹ niewiele jej mówi-
³o wykonali kawa³ dobrej roboty, uwalniaj¹c wszechwiat od tego
ohydnego, olbrzymiego limaka. Neelah nie omieli³a siê nawet przy-
puszczaæ, ¿e tamci wróc¹ równie¿ jej przesz³oæ mroczne, pogr¹-
¿one w cieniach wspomnienia tego, kim by³a i co siê z ni¹ dzia³o,
zanim wyl¹dowa³a w pa³acu Jabby.
Trudno by³o tego oczekiwaæ równie¿ od Boby Fetta. Profesja
³owcy nagród mia³a tylko jeden cel: dostarczaæ drogocenne jed-
nostki towaru najhojniejszemu oferentowi. Czy towar ten mia³ na-
dzieje, lêki i myli, czy te¿ wszystko to zosta³o usuniête przez do-
g³êbne skasowanie pamiêci to nie mia³o wiêkszego znaczenia.
Skoro Boba Fett utrzymywa³ Neelah przy ¿yciu w koñcu wy-
rwa³ j¹ z pierwszej linii ognia i zabra³ na pok³ad Niewolnika I tu¿
przed odlotem mog³a przypuszczaæ, ¿e zrobi³ to z myl¹ o swo-
im zadaniu, a nie z troski o jej ¿ycie. W³anie tego muszê siê do-
wiedzieæ, przypomnia³a sobie Neelah. Co on bêdzie z tego mia³.
Od odpowiedzi na to pytanie zale¿a³o bowiem nie tylko jej prze-
trwanie. Mia³a nadziejê, ¿e bêdzie to równie¿ klucz do rozwik³ania
wszystkich innych tajemnic, ³¹cznie z jej prawdziwym imieniem.
Przerwano jej nieweso³e rozmylania.
Wci¹¿ jeszcze nie powiedzia³e nam, dlaczego pozwoli³e
zwiaæ tej kreaturze Bosskowi zauwa¿y³ Dengar.
Boba Fett spojrza³ przez ramiê na ³owcê nagród, stoj¹cego
w progu kokpitu.
Znasz jego nazwisko?
Rozpozna³em profil ID, odczytany, kiedy do niego podcho-
dzilimy. Wed³ug moich ostatnich informacji Wciek³y Pies wci¹¿
jest statkiem Bosska.
Poprawka wtr¹ci³ Boba Fett. By³ statkiem Bosska.
Masz zamiar go rozwaliæ? Dengar skrzywi³ siê i lekko
potrz¹sn¹³ g³ow¹. Nie wiem, czy to taki dobry pomys³. Mia³em
w przesz³oci okazjê zetkn¹æ siê z Bosskiem. Potrafi byæ paskud-
ny, jeli siê postara.
To siê rozumie samo przez siê. Neelah zosta³a na pok³adzie
Niewolnika I, obserwuj¹c, jak Dengar obs³uguje kontrolki luków
transferowych pomiêdzy obu statkami. W wizjerze zdalnej kamery
luku pochwyci³a przelotny obraz Bosska, uciekaj¹cego przed zjaw¹
swojego dawno pogrzebanego wroga, który nagle zmaterializowa³
siê na pok³adzie Psa. Dozna³a nawet pewnej satysfakcji na widok
17
paniki potê¿nego Trandoszanina. Jednoczenie rozpozna³a ³uskowa-
t¹, pe³n¹ k³ów gêbê widywan¹ w czasach, kiedy przebywa³a w pa³a-
cu Jabby. Bossk by³ tylko jednym z wielu nêdzników i wykonaw-
ców przynosz¹cej zysk przemocy, którzy przychodzili i odchodzili
ze s³u¿by zabitego Hutta. Za ka¿dym razem, kiedy natyka³a siê na
niego, wnêtrznoci ciska³ jej lodowaty strach gadzi wzrok, jaki
kierowa³ na ni¹ i inne tancerki, mówi³ o ¿¹dzach, których spe³nienie
pozostawia³o rozbryzgi krwi i po³amane koci.
Mia³em wiêcej dowiadczeñ z Bosskiem ni¿ ty. G³os Boby
Fetta pozostawa³ spokojny i niewzruszony. Znamy siê od bar-
dzo dawna. Wierz mi, nie bojê siê jego zemsty.
Dobrze ci mówiæ burkn¹³ Dengar. Mo¿e ty sobie z nim
poradzisz. Ja tam dr¿ê na myl, co siê stanie, jeli to mnie siê
dobierze do skóry. Ten goæ raczej nie s³ynie z pob³a¿liwoci i wspa-
nia³omylnoci. Kiedy siê budzi rano, od razu ma apetyt na odgry-
zanie g³ów.
Potrafiê siê nim zaj¹æ. Ju¿ to kiedy robi³em. W g³osie Boby
Fetta zabrzmia³a nuta rozbawienia. Dopóki bêdziesz siê mnie trzy-
ma³ i dopóki przetrwa nasza wspó³praca, któr¹ uzgodnilimy, tak
d³ugo nie masz czym siê przejmowaæ. Zgadzasz siê ze mn¹?
Wyraz twarzy Dengara mówi³ Neelah, ¿e kres zmartwieñ ³ow-
cy nagród wci¹¿ jest bardzo odleg³y. Musia³a jednak przyznaæ, ¿e
s³owa Boby Fetta brzmia³y bardzo realnie i nie mia³y w sobie nic
z przechwa³ek. Wyprzedza³ Bosska o ca³¹ d³ugoæ, nawet wtedy,
gdy wszyscy wreszcie wspiêli siê do wnêtrza Niewolnika I i za-
trzasnêli za sob¹ w³az.
Ten statek zaraz wybuchnie oznajmi³ Fett. Kto za³ado-
wa³ nam na pok³ad potê¿n¹ porcjê materia³ów wybuchowych.
Co? Dengar wytrzeszczy³ oczy na drugiego ³owcê na-
gród. Sk¹d o tym wiesz?
Boba Fett postuka³ siê w he³m i wyjani³:
Mam tu system alarmowy pod³¹czony do uk³adów zabez-
pieczaj¹cych, które wpi¹³em w sieæ obwodow¹ statku. Nikt nie
wejdzie ani nie wyjdzie z Niewolnika I bez mojej wiedzy, nawet
jeli pozostaje w trybie automatycznego czuwania. Komputer do-
kona³ ju¿ analizy i odczytu widma moleku³ w powietrzu. Gdzie
tutaj jest kupa paskudnych, ale skutecznych materia³ów wybucho-
wych, które kto pod³¹czy³ do zdalnego zapalnika.
Znalezienie ³adunku nie zajê³o im du¿o czasu. Obwody czuj-
nikowe Niewolnika I dokona³y ju¿ pierwszego, pobie¿nego
2 Spisek Xizora
18
przeszukania ca³ego statku, zawê¿aj¹c mo¿liwe miejsce z³o¿enia
obcej masy gdzie za g³ówn¹ konstrukcj¹ wspornikow¹. Boba Fett
szybko zlokalizowa³ bombê, wydoby³ j¹ i za³adowa³ do modu³u
towarowego. Neelah trzyma³a nad g³ow¹ latarkê, kieruj¹c jej wia-
t³o na przestrzeñ pomiêdzy durastalowym o¿ebrowaniem pow³oki,
kiedy Boba Fett i Dengar obluzowywali ³adunek. Potem wywlekli
go na rodek pod³ogi.
Przed pozbyciem siê modu³u Boba Fett wprowadzi³ do jego
uk³adów zasilaj¹cych niewielki aparacik, który przyniós³ ze sob¹
z kokpitu.
Co to? zapyta³a, wskazuj¹c na urz¹dzenie.
Nadajnik nak³adki ID odpar³ Boba Fett. Zamkn¹³ luk mo-
du³u towarowego i wyprostowa³ siê. Zaprogramowany kodem
identyfikacyjnym Niewolnika I. Wy³¹cznie na krótkie zasiêgi,
bez poziomów trwa³ego kodowania, które pozwoli³yby mu przejæ
przez prawdziw¹ kontrolê ID. Wystarczy jednak chyba, ¿eby zmyliæ
naszego nieproszonego gocia, który zostawi³ tu tê paczuszkê, i to
dok³adnie na tak d³ugo, jak bêdzie trzeba.
Reszta by³a prosta. Zaledwie wystrzelili modu³ towarowy z po-
k³adu Niewolnika I, jego obwody nawigacyjne skierowa³y go
w stronê drugiego statku. Boba Fett wy³¹czy³ silniki w³asnego po-
jazdu i cofn¹³ go, by utrzymaæ dok³adnie w cieniu modu³u towaro-
wego, który wci¹¿ zd¹¿a³ do celu. Kiedy Bossk wcisn¹³ zapalnik,
eksplozja pozwoli³a Bobie Fettowi w³¹czyæ silniki na pe³n¹ moc
i zrównaæ siê ze Wciek³ym Psem. Dosta³ siê do jego wnêtrza
i przygotowa³ w³asny zestaw niespodzianek, zanim drugi ³owca na-
gród zorientowa³ siê, co jest grane.
Ca³a ta b³yskawiczna strategia by³a dla Neelah doæ oczywi-
sta. Ale to by³o wtedy, a nie teraz.
Wci¹¿ nie rozumiem rzek³a g³ono dlaczego nie zabi³e
Bosska, czy jak on siê tam nazywa, zamiast tylko go postraszyæ.
To proste. Boba Fett nawet siê nie obejrza³, nie przery-
waj¹c korygowania wspó³rzêdnych po³o¿enia Niewolnika I.
W tej chwili ca³y wszechwiat uwa¿a, ¿e nie ¿yjê. A przynajmniej
ta jego czêæ, któr¹ obchodzi los ³owców nagród.
Fakt wtr¹ci³ Dengar. Kiedy przyjecha³em do Mos Eisley,
ca³e miasto a¿ siê trzês³o od plotek, jak to wpad³e w gêbê Sarlaka.
Przypuszcza³em, ¿e w³anie tak bêdzie. Fett wprowadzi³
jeszcze kilka liczb. Nieraz korzystnie jest przez jaki czas pozo-
staæ martwym. A przynajmniej ¿eby inni myleli, ¿e tak jest.
19
Wiêc dlaczego wypuci³e Bosska? On wie, ¿e ¿yjesz!
Neelah nie wierzy³a w³asnym uszom. Czy to nie przewraca ca³ej
tej szarady do góry nogami? Jak tylko ten typek dotrze do Mos
Eisley, rozpaple ca³¹ historiê ka¿demu, kto zechce go s³uchaæ.
Nie, nie zrobi tego Boba Fett pokrêci³ he³mem. Nie zna-
cie Trandoszan tak dobrze jak ja. To bardzo egoistyczny gatunek,
w tej dziedzinie przewy¿szaj¹ ich tylko Huttowie. Oni jednak s¹
znacznie sprytniejsi od Trandoszan. Bossk jest przynajmniej na
tyle inteligentny, ¿e widzi, jakie korzyci p³yn¹ dla niego z po-
wszechnego przekonania o mojej mierci. Teraz, kiedy wypad³em
z gry, wielu bêdzie go uwa¿aæ za najlepszego ³owcê nagród w tym
biznesie. Zaczn¹ nap³ywaæ zlecenia odszukania i zabezpieczenia
towaru, a jego pycha na tym skorzysta. Dla niego zawsze by³a to
g³ówna motywacja. Jeli kredyty nie wpadn¹ do mojej kieszeni, co
mnie to obchodzi?
Oczywicie, pomyla³a Neelah. Postanowi³a jednak trzymaæ
buziê na k³ódkê, przynajmniej tym razem.
Dla Bosska to sprawa ambicji ci¹gn¹³ Fett. Lubi byæ roz-
pieszczany i chwalony, a jego wrogoæ w stosunku do mnie wynika
przede wszystkim z przekonania, ¿e jakim cudem pozbawi³em go
przywództwa Gildii £owców Nagród. Tego mi nie wybaczy. Ale
choæby mnie nienawidzi³ do szpiku koci, na pewno nie zacznie
rozpowiadaæ na prawo i lewo, ¿e wci¹¿ ¿yjê. Zrobi³by z siebie g³up-
ca. Kiedy ju¿ dotrze do Mos Eisley, i tak bêdzie siê musia³ niele
napociæ, ¿eby wyjaniæ bywalcom kantyny, dlaczego straci³ Wcie-
k³ego Psa, którego mia³ od bardzo dawna. Na pewno nie wyzna
nikomu, ¿e zosta³ z niego wyp³oszony jak biituiañski zaj¹c b³otny.
Rozumiem. Dengar powoli skin¹³ g³ow¹, prze¿uwaj¹c to
w myli. Opar³ siê ramieniem o framugê wejcia do kokpitu. A za-
tem nic nie tracisz, wypuszczaj¹c Bosska na wolnoæ. Co jednak
zyskujesz? Czy warto pozostawiaæ przy ¿yciu takiego wroga, ¿eby
wci¹¿ mieæ go na karku?
To proste: zyskujê bardzo przekonuj¹cy dowód mojej mier-
ci. We wszechwiecie mo¿e byæ jeszcze kilka izolowanych sekto-
rów, które nic nie wiedz¹ o tym nieszczêliwym wydarzeniu, i na
pewno s¹ istoty, które z przyjemnoci¹ dowiedzia³yby siê czego
wiêcej na ten temat. A ja muszê teraz za³atwiæ parê spraw, co
mog³oby niechc¹cy zapocz¹tkowaæ plotki, jakobym wci¹¿ jeszcze
¿y³. Lepiej, ¿ebymy mieli w rezerwie Bosska. Mos Eisley to tygiel
plotkarzy, gdzie przewijaj¹ siê wszystkie szumowiny zamieszkanych
20
wiatów. Na pewno chêtnie pos³uchaj¹ jego opowieci o tym, jak
bardzo jestem martwy.
Mimo woli Neelah by³a pod wra¿eniem. Myli o wszystkim,
przyzna³a niechêtnie. Nic dziwnego, ¿e wydar³ sobie pazurami drogê
na szczyt s³awy jako ³owca nagród. Stos krwawych trupów, jaki
po sobie pozostawi³, tak¿e musi byæ imponuj¹cy.
Zapomnia³em o jednym zafrasowa³ siê Dengar. Pewien
drobiazg mo¿e zrujnowaæ ca³y ten piêkny plan. Wszyscy w galak-
tyce wiedz¹, ¿e Niewolnik I jest statkiem Boby Fetta. Skoro
tylko zauwa¿¹ go mieszkañcy innych systemów, zaczn¹ podejrze-
waæ albo nawet nabior¹ pewnoci, ¿e wci¹¿ ¿yjesz. I wci¹¿ pozo-
stajesz w kursie.
Cieszê siê, ¿e mój partner nie jest g³upcem. G³os Boby
Fetta by³ wolny od sarkazmu.
No wiêc co z tym zrobisz? zapyta³a Neelah dziwnie pew-
na, ¿e ³owca nagród ma ju¿ gotow¹ odpowied na to pytanie.
To te¿ nic trudnego. Boba Fett oderwa³ od sterów okryt¹
rêkawic¹ d³oñ i zatoczy³ ni¹ pó³kole. Dengar ma absolutn¹ racjê,
uwa¿aj¹c, ¿e ten statek zdradza mnie i mój plan ale tylko wtedy,
kiedy znajdujê siê na jego pok³adzie. Opuszczony Niewolnik I
to ca³kiem inna historia. Jeli zostanie znaleziony pusty i dryfuj¹-
cy, wtedy nawet najbardziej inteligentne istoty dojd¹ do jedynego
logicznego wniosku, ¿e naprawdê nie ¿yjê. Statek potwierdzi tylko
to, co ju¿ wczeniej s³yszeli. Niewolnik I jest dla mnie tak cen-
ny, ¿e nie wypuci³bym go z garci, gdybym nie by³ trupem. A przy-
najmniej tak uwa¿a wiêkszoæ ¿ywych istot.
Neelah skinê³a g³ow¹: dla niej mia³o to sens.
Jednak bêdziesz potrzebowa³ statku zauwa¿y³a. St¹d do
miejsca, gdzie chcesz siê znaleæ, raczej nie dojdziesz na piechotê.
No to wietnie siê sk³ada, ¿e mamy do dyspozycji drugi sta-
tek. Fett spokojnie wskaza³ na przedni iluminator kokpitu, gdzie,
zawieszony w przestrzeni poród gwiazd, unosi³ siê Wciek³y Pies.
Oczywicie nie dorównuje wyposa¿eniem i mo¿liwociami moje-
mu ¿aden statek nie jest w stanie mu dorównaæ ale wystar-
czy. Bossk nie by³ w koñcu takim z³ym ³owc¹ nagród, ¿eby nie
zebraæ przyzwoitej kwoty na przyzwoity system. Fett lekko wzru-
szy³ ramionami. Po paru niewielkich przeróbkach wietnie siê nada
do naszych celów. Po prze³amaniu starego profilu ID i zast¹pieniu
go nowym nikt nawet nie pozna, ¿e to statek Bosska. Nikomu nie
przyjdzie do g³owy, ¿e podczas gdy w³aciciel Psa przebywa na
21
Tatooine, jego statek znajduje siê o wiele lat wietlnych stamt¹d.
Dziêki temu uzyskamy potrzebn¹ nam anonimowoæ.
To chyba wyjania, dlaczego po prostu nie wysadzi³e go
w powietrze razem z za³og¹ na pok³adzie. Jednak nie wyjania³o
reszty zagadek, które wci¹¿ jeszcze nurtowa³y Neelah. Ale po co
tyle tajemnic?
No w³anie popar³ j¹ Dengar. Twoja reputacja jest prze-
cie¿ twoim najwiêkszym atutem. Wiele istot wiedz¹c, ¿e jeste
w co zamieszany, po prostu odwraca siê na piêcie i ucieka. Jeli
z tego zrezygnujesz jeli zrezygnujesz ze swojej to¿samoci, bê-
dziesz musia³ zaczynaæ od zera i za ka¿dym razem zdobywaæ
wszystko w pocie czo³a.
Boba Fett okrêci³ siê razem z fotelem pilota, odwracaj¹c siê
od sterów. Obrzuci³ ka¿de z nich po kolei spojrzeniem zza mrocz-
nego, w¹skiego wizjera.
Powinnicie uwa¿aæ siê za niezwykle uprzywilejowanych
rzek³ powoli. Nie mam zwyczaju t³umaczyæ siê byle komu z mo-
ich metod. Teraz jednak mam partnera i to wymaga z mojej strony
pewnych ustêpstw. A co do ciebie wskaza³ na Neelah i pokiwa³
g³ow¹ w g³êbokiej zadumie nie przeszkadza mi, jeli s³uchasz
moich rozmów z Dengarem. Ale nie miej z³udzeñ. Ocali³em ciê
i zabra³em ze sob¹ nie bez powodu.
Neelah wytrzyma³a jego spojrzenie, czuj¹c, jak wzbiera w niej
coraz wiêkszy gniew.
To znaczy?
Sama siê wkrótce dowiesz. Na razie jednak jeste mi po-
trzebna. To ci musi wystarczyæ.
Pewnie, pomyla³a. Do momentu, a¿ przestanê ci byæ potrzeb-
na. A co wtedy?
Ten moment móg³ nadejæ w ka¿dej chwili. Neelah zdecydo-
wa³a ju¿, ¿e bêdzie na niego przygotowana. Boba Fett mo¿e sobie
byæ najgroniejszym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce, niezale¿nie od
tego, czy uznano go za nieboszczyka, czy te¿ wszyscy wiedzieli, ¿e
¿yje, ale jeli mu siê zdaje, ¿e ona bêdzie tak po prostu czekaæ, a¿
zrobi z ni¹ to, co uzna za stosowne dla swoich planów
to siê grubo myli. Twarz Neelah wygl¹da³a jak maska bez
wyrazu, podobnie jak twarz jej rozmówcy. Jeszcze nie wiedzia³a,
jak¹ to niespodziankê przygotuje dla Boby Fetta, ale jej mózg pra-
cowa³ ju¿ pe³n¹ par¹.
A co do koniecznoci zachowania tajemnicy
22
Przez chwilê s¹dzi³a, ¿e w jaki sposób zajrza³ do jej umys³u
i wyczyta³ to, co chcia³a ukryæ. A potem nagle stwierdzi³a, ¿e udziela³
po prostu odpowiedzi na zadane wczeniej przez Dengara pytanie.
Pewne sprawy lepiej za³atwiaæ w ciemnoci doda³ Boba
Fett niskim, ponurym g³osem i odwróci³ siê z powrotem do uk³a-
dów kontrolnych kokpitu. Milcz¹cy obraz Wciek³ego Psa
w przednim iluminatorze zbli¿a³ siê powoli. Zbyt wielu pragnê³o
mojej mierci. Niektórzy wychodzili z siebie, ¿eby spe³niæ to pra-
gnienie.
To prawda. W pamiêci Neelah wci¹¿ ¿y³y wspomnienia Mo-
rza Wydm na Tatooine, wstrz¹sanego wybuchami nalotów bom-
bowych. Pamiêta³a furiê nieznanych si³ nieznanych jej które
próbowa³y zniszczyæ Bobê Fetta za wszelk¹ cenê. Si³y te wci¹¿
jeszcze czai³y siê poród gwiazd.
Zobaczymy, jak im siê to spodoba g³os Boby Fetta zni¿y³
siê do mrocznego, gronego szeptu. Kiedy martwi powracaj¹
23
R O Z D Z I A £
!
Nowiny przechodzi³y z jednej strony galaktyki na drug¹, z zimnej
pustki przestrzeni ponad najdalszymi, najbardziej opuszczonymi pla-
netami znanymi istotom rozumnym a¿ do jednego z najwspanialszych
orodków w³adzy i bogactwa Imperium. A tam, gdzie by³y w³adza
i bogactwo, nieuchronnie czai³y siê intrygi, konspiracja i oszustwa.
¯yjemy we wszechwiecie k³amstw powiedzia³ Pan Kuat.
Jedn¹ d³oni¹ g³adzi³ jedwabiste futro spoczywaj¹cego na jego pier-
si felinksa. Zwierz¹tko przymknê³o oczy w b³ogiej niewiadomo-
ci. S³owa pana nie mia³y dla niego ¿adnego znaczenia. Szczêliwe
stworzenie, pomyla³ Kuat. Wdychamy k³amstwa i wydychamy
zdradê, jakby stanowi³y nieod³¹czn¹ czêæ atmosfery.
Sir? Fenald, szef ochrony Kuata, sta³ obok, w pobli¿u
ogromnych ekranów widokowych prywatnej sali audiencyjnej.
Widaæ by³o przez nie doki budowlane i zaplecze projektowe Za-
k³adów Stoczniowych Kuat, rozci¹gaj¹ce siê daleko w kierunku
nieskoñczonej spirali gwiazd. Ca³e pokolenia rodu Kuat najpierw
tworzy³y, a nastêpnie przekszta³ca³y korporacjê w przemys³owego
giganta. Na obrze¿ach Zak³adów Stoczniowych Kuat frachtowce
sk³ada³y surowce ci¹gniête z innych systemów gwiezdnych. Su-
rowce te nastêpnie przekuwano w statki i broñ dla imperialnej flo-
ty. Wielopoziomowy dysk budynku korporacji obraca³ siê powoli
wokó³ w³asnej osi, odmierzaj¹c czas kr¹¿owników i niszczycieli
nastroszonych lufami, z których nikt jeszcze nie strzela³. Wzmoc-
nione blachy przyspawane by³y do konstrukcji nonych, a rucho-
me palniki laserowe dawa³y wiêcej wiat³a ni¿ w¹t³e s³oñce po-
rodku orbity by³ej planety.
24
Kuat zauwa¿y³ reakcjê szefa ochrony. Swoj¹ uwagê wypowie-
dzia³ po d³ugim, pe³nym melancholii milczeniu. ¯aden wy¿ej posta-
wiony pracownik Zak³adów Stoczniowych Kuat, nawet z najcianiej-
szego krêgu zaufanych i dobrze op³acanych wspólników, nigdy
nie odwa¿y³ siê przerwaæ jego g³êbokiej medytacji. Nieraz jednak po-
maga³o, gdy kto zaczyna³ myleæ na g³os. Oczywicie, w obecnoci
zaufanych s³uchaczy. Instynktowna lojalnoæ szefa ochrony wzmac-
niana by³a solidnym wynagrodzeniem. Nic, co zosta³o powiedziane,
nie wyjdzie poza ciany tego sanktuarium, troskliwie oczyszczonego
z wszelkich ukrytych urz¹dzeñ pods³uchowych.
Ta odrobina geniuszu, któr¹ posiadam odezwa³ siê wresz-
cie Kuat pochodzi od mojego ojca i wszystkich wczeniejszych
przodków.
Fenald umiechn¹³ siê blado. S³ysza³ ju¿ takie s³owa.
Pan in¿ynier jest zbyt skromny.
To lepsze ni¿ nadmiar pychy. Wiedzia³, ¿e wszechogar-
niaj¹ca pycha bêdzie tym, co zgubi jego wrogów. By³ taki falleeñ-
ski ksi¹¿ê o ambicjach niemal dorównuj¹cych Imperatorowi Pal-
patineowi, którego ognista cie¿ka poród gwiazd zakoñczy³a siê
mierteln¹ katastrof¹. Ale jak ju¿ mówi³em, ten odziedziczony
geniusz dotyczy czego wiêcej ni¿ projektowania i produkcji stat-
ków wojennych. Gdybym mia³ robiæ tylko to, myla³ Kuat, ¿ycie
by³oby pasmem rozkoszy. Ale dla mnie, tak samo jak dla mojego
potomstwa, ¿ycie nie jest takie proste.
Sir?
Nawet w czasach starej Republiki musielimy liczyæ siê z in-
trygami politycznymi. Kuat podrapa³ felinksa za spiczastymi uszka-
mi i powiód³ wzrokiem po pó³kolu ekranów. I z konkurencyjnymi
firmami projektowymi, które chcia³yby zaj¹æ pozycjê Zak³adów
Stoczniowych Kuat, najwa¿niejszego producenta sprzêtu wojsko-
wego w galaktyce. Zawsze tak by³o powoli skin¹³ g³ow¹. Ale
teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpatinea, stawki, o jakie gra siê
w tych skomplikowanych, nie koñcz¹cych siê rozgrywkach, sta³y
siê miertelnie powa¿ne. Ka¿dy nasz ruch na szachownicy obejmu-
j¹cej wszystkie zamieszkane wiaty mo¿e byæ fatalny w skutkach
nie tylko dla jednego cz³owieka, ale nawet dla najpotê¿niejszych
korporacji. Niewiele mnie obchodzi mój w³asny los, ale kiedy po-
mylê, ¿e Imperator móg³by zagarn¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat tak
samo, jak zagarn¹³ tyle innych wiatów i istot w galaktyce za-
milk³ na chwilê, by powtórzyæ w duchu swoje bolesne lubowanie.
25
To siê nigdy nie zdarzy, obiecywa³ sobie Kuat. Ju¿ raczej wo-
la³bym ujrzeæ Zak³ady Stoczniowe Kuat, moj¹ spuciznê i pracê
ca³ych pokoleñ Kuatów, zniszczone i zrujnowane, ni¿ pozwoliæ,
aby wpad³y w ³apy Imperium. Obejrza³ siê na szefa ochrony.
I to te¿ nie jest pusta obietnica dokoñczy³.
Jestem tego w pe³ni wiadom, panie in¿ynierze. Fenald
sk³oni³ g³owê na znak zgody. Sam nadzorowa³em niezbêdne czyn-
noci i zapewniam, ¿e wszystkiego dopilnowa³em. Jeli kiedy
przyjdzie taki czas nie bêdzie ju¿ Zak³adów Stoczniowych Kuat,
które Imperator móg³by zagarn¹æ.
S³owa Fenalda nios³y pewn¹ smêtn¹ pociechê. Co mo¿na zbu-
dowaæ, mo¿na równie¿ zrównaæ z ziemi¹, pomyla³ Kuat. Te
same zdolnoci, które wk³ada³ w budowê statków wojennych Im-
perium, wykorzysta³ do zniszczenia doków, w których te statki
budowano. I tu Kuat dozna³ wizji: nie zobaczy³ wprawdzie serii
zaprogramowanych, wysokotermicznych eksplozji, które zmie-
ni¹ Zak³ady Stoczniowe Kuat w dymi¹ce ruiny, ale to, co bêdzie
póniej, gdy poskrêcane durastalowe resztki ogromnych dwi-
gów i suwnic wystygn¹ do temperatury zb³¹kanych atomów w ota-
czaj¹cej je pró¿ni. Systemy podtrzymywania ¿ycia stoczni, chro-
ni¹ce j¹ przed pró¿ni¹ i twardym promieniowaniem reaktorów
zasilaj¹cych, równie¿ legn¹ w gruzach. Poród zgliszczy nie pozo-
stanie ani jedno ¿ywe stworzenie. Ogarnie ich wciek³a apokalipsa.
Pracownicy i s³u¿ba Zak³adów Stoczniowych Kuat i ich w³acicie-
le, wszyscy umr¹ przy swoich stanowiskach pracy, a¿ po ostatnie-
go operatora tokarki karuzelowej. Z samego Kuata zostanie tylko
zwêglony zew³ok, spoczywaj¹cy przed rozdart¹ szachownic¹ ekra-
nów, które jeszcze niedawno ukazywa³y ca³e jego królestwo. To
bêdzie pomnik, mauzoleum dla niego i jego przodków, którzy rów-
nie¿ nosili nazwisko Kuat. ¯yj¹cy obserwatorzy z innych wiatów
spojrz¹ w gwiadziste niebo i zobacz¹ cieñ katastrofy przes³ania-
j¹cy niebo, krel¹cy na horyzoncie mroczny hieroglif. Ten sym-
bol minionej chwa³y nie bêdzie wymaga³ t³umaczenia na obce
jêzyki.
Dziêkujê ci za wiern¹ s³u¿bê powiedzia³ Pan Kuat. Wiele
to dla mnie znaczy.
Cieszê siê, ¿e to uspokaja pana in¿yniera. Szef ochrony
Zak³adów Stoczniowych Kuat sta³ z rêkami za³o¿onymi do ty³u.
W jego oczach lni³ blask szczerej wiary, odziedziczony po przod-
kach tak samo jak tytu³. Czas wprowadzenia w ¿ycie naszych
26
planów nigdy nie nadejdzie, wierzê w to szczerze. Nasi wrogowie
na pró¿no spiskuj¹, Zak³ady Stoczniowe Kuat i tak przetrwaj¹.
Doceniam tak¿e twoj¹ wiarê. Kuat sam chcia³by mieæ tak¹
pewnoæ. Imperator i jego nie koñcz¹ce siê machinacje stanowi³y
tylko czêæ k³opotów. Rebelia skomplikowa³a wszystko; by³o tak,
jakby szachownica z dwuwymiarowej przekszta³ci³a siê w trójwy-
miarow¹. Zak³ady Stoczniowe Kuat nie podlega³y nikomu z wyj¹t-
kiem samych siebie, nie mia³y te¿ innych idea³ów ni¿ w³asne prze-
trwanie i niezale¿noæ. By³y jak pañstwo w pañstwie. Czy to
pañstwo, które otacza³o korporacjê, mia³o byæ star¹ Republik¹,
czy Imperium, które j¹ pokona³o, czy wizj¹ uniwersalnej wolno-
ci, któr¹ Rebelianci pragnêli powo³aæ do ¿ycia, dla Kuata by³o
ca³kowicie obojêtne. Czy zapanuje Imperator Palpatine, czy Leia
Organa i Luke Skywalker, przywódcy si³, które symbolizowali
Kuat pragn¹³ tylko mieæ pewnoæ, ¿e Zak³ady Stoczniowe pozo-
stan¹ ze zwyciêzc¹ w przyjaznych, a co najmniej neutralnych sto-
sunkach. Ktokolwiek zwyciê¿y, bêdzie potrzebowa³ kr¹¿owników
i niszczycieli oraz wszelkiego innego przera¿aj¹cego sprzêtu, nie-
zbêdnego do prowadzenia wojen miêdzyplanetarnych.
Rebelia rozmyla³ na g³os Kuat. Nawet jeli Rebe-
lianci potrafi¹ stworzyæ now¹ Republikê, rz¹dz¹c¹ siê sprawiedli-
woci¹ i harmoni¹ wszystkich myl¹cych istot galaktyki, lepsz¹
nawet ni¿ poprzednia, pewne aspekty natury ludzkiej i nieludzkiej
nie ulegn¹ zmianie.
Tak przemawia m¹droæ, panie in¿ynierze.
Omawia³ ju¿ kiedy te sprawy z szefem ochrony. Zach³an-
noæ antagonistów i coraz to nowe nieporozumienia bêd¹ wyma-
ga³y zaanga¿owania si³ porz¹dkowych. A to oznacza potrzebê bro-
ni oraz mo¿liwoci jej dostarczania na wielkie odleg³oci. Os³awiona
Gwiazda mierci nie by³a projektem Zak³adów Stoczniowych Ku-
ata zabroni³ swojej organizacji startowaæ w przetargach choæby
na jej podsystemy, co by³o ca³kowicie zrozumia³e.
Nie tylko m¹droæ, ale i spryt odpar³ Kuat. Powtarza³ so-
bie w myli jedn¹ z nauk, które przekaza³ mu ojciec: Si³a i terror
dokonaj¹ tego, czego nigdy nie dokona rozs¹dek i zrozumienie.
Rodzina Kuat prowadzi³a ten interes od bardzo dawna, nie-
zmiennie dostarczaj¹c instrumenty dla si³y i terroru. Niechêæ do
anga¿owania siê w jakikolwiek aspekt budowy Gwiazdy mierci
nie mia³a nic wspólnego z moralnoci¹, lecz pochodzi³a z czystego
wyrachowania. Bogactwo i si³a Zak³adów Stoczniowych Kuat mia³y
27
ród³o w budowie statków wojennych, a Gwiazda mierci gdy-
by spe³ni³a nadzieje imperialnych admira³ów mog³aby spowodo-
waæ koniec popytu na tak kosztowne i przynosz¹ce zyski zabaw-
ki. Tylko g³upiec kala w³asne gniazdo, tylko samobójca pomaga je
zniszczyæ. Kuat dowiedzia³ siê o zniszczeniu Gwiazdy mierci w Bi-
twie o Yavin z ulg¹, zabarwion¹ pewn¹ doz¹ mciwoci. Skoro
Imperium rozpoczê³o budowê drugiej, jeszcze wiêkszej Gwiazdy
mierci, nale¿a³o wnioskowaæ, ¿e admira³owie niczego siê nie na-
uczyli. Szybkoæ nie by³a a¿ tak wa¿na w porównaniu ze zwrotno-
ci¹. Mo¿liwoci hiperprzestrzenne Gwiazdy mierci nie wystar-
czy³y, aby przewa¿yæ szalê zwyciêstwa w walce; wystarczy³a
przewaga liczebna przeciwnika. Wyprodukowanie Gwiazdy mier-
ci, tak potê¿nej i niezniszczalnej, by zrekompensowaæ brak mo¿li-
woci manewru, by³o po prostu niemo¿liwe.
Szef ochrony pozwoli³ sobie na lekki, pe³en zrozumienia umie-
szek.
Spryt zwyciê¿a tam, gdzie m¹droæ jest bezsilna, panie in-
¿ynierze.
W³anie. Ta zasada, stara jak wiat, powstrzymywa³a go
przed zaproponowaniem us³ug Zak³adów Stoczniowych Kuat Rebe-
liantom. Prawdziwy spryt wymaga³ zimnej krwi, zimniejszej ni¿ krew
p³yn¹ca w ¿y³ach wszystkich gadzich gatunków w ca³ej galaktyce.
Kuat zauwa¿y³ tê cechê u Imperatora, ale co z Rebeliantami? Przej-
rza³ wszystkie raporty, sk³adane przez siatkê szpiegowsk¹ Zak³adów
Stoczniowych Kuat: kompendium szczegó³ów, faktów, plotek, mi-
tów, s³owem wszystkiego, co mo¿na by³o wygrzebaæ na temat przy-
wódców Rebelii, zw³aszcza za Lukea Skywalkera, który sta³ siê
obsesj¹ zarówno Imperatora, jak i jego g³ównego adiutanta Lorda
Vadera. Kuat dowie siê jeszcze, jaka jest ich prawdziwa natura.
Ca³y ten idealizm go przera¿a³. W³anie przez to zginê³a stara Repu-
blika, a Palpatine doszed³ do w³adzy. A teraz opowiadaj¹, ¿e Luke
Skywalker zosta³ rycerzem Jedi. Czy mo¿e byæ co g³upszego? Przod-
kowie Kuata napatrzyli siê do syta, jak honor i powiêcenie, wiara
w rzeczy wiêksze ni¿ to, co mog¹ zagarn¹æ d³onie miertelnika, gin¹
stopniowo wraz ze wzrostem potêgi Imperatora. Zag³ada, która po-
ch³onê³a ca³e s³oñca, pogr¹¿aj¹c wiat w cieniu. Tajemnicza Moc,
obiekt wierzeñ Jedi, zdawa³a siê bezsilna wobec istot takich jak Va-
der, który zrobi³ z niej mroczny orê¿, zdolny po¿reæ jego duszê
pomimo ca³ej si³y, z jak¹ dzier¿y³ losy galaktyki. Lepiej ufaæ ma-
szynom, pomyla³ Kuat, i si³om, które mo¿na zobaczyæ, poczuæ
28
i zmierzyæ. Ta prosta metoda pozwoli³a przetrwaæ Zak³adom Stocz-
niowym Kuat. Przynajmniej dotychczas
A jednak mrukn¹³ Kuat. A jednak uwierzy³bym, gdy-
bym móg³.
Panie in¿ynierze?
Uwiadomi³ sobie, ¿e Fenald zagl¹da mu w twarz, usi³uj¹c roz-
szyfrowaæ ledwie s³yszalne s³owa.
Nie zwracaj na mnie uwagi.
Felinks poruszy³ siê w ko³ysce ramion Kuata, mru¿¹c lni¹ce
zielone lepia. Jego zwyk³ym marzeniom o ciep³ym k¹tku i pe³-
nym brzuszku na razie nic nie zagra¿a³o. Dla ma³ego stworzonka
by³ to ca³y wiat. Jemu jest ³atwiej, pomyla³ Kuat. Gdyby sam
mia³ siê kierowaæ tylko w³asnymi pragnieniami, nadziejami i lêka-
mi, ³atwiej by³oby podejmowaæ w³aciwe decyzje. Ciê¿ar prowa-
dzenia Zak³adów Stoczniowych Kuat, spoczywaj¹cy na jego bar-
kach, w³asny los, który tak¿e musia³ dwigaæ, odpowiedzialnoæ
za ¿ycie tak wielu istot, zale¿ne wy³¹cznie od jego posuniêæ w tej
grze, od sojuszy, jakie zawiera³ z niesprawdzonymi sprzymierzeñ-
cami, od mierciononej nienawici wrogów, których ukryta si³a
obejmowa³a swoim zasiêgiem ca³¹ galaktykê
Upiony felinks poruszy³ siê w jego ramionach, jakby wyczu-
waj¹c problemy gnêbi¹ce jego pana. Pog³adzi³ ³ebek zwierzêcia,
uspokajaj¹c je, by na nowo pogr¹¿y³o siê w beztroskiej drzemce.
Zaopiekujê siê tob¹, obiecywa³ mu w myli Kuat. Tak czy
inaczej, wygrana czy przegrana.
Stoj¹cy obok Fenald odwróci³ siê na chwilê; przycisn¹³ palce
do ucha i z uwag¹ s³ucha³ szeptu implantu umieszczonego w ma³-
¿owinie.
Rozszyfrowano i przeanalizowano raport, panie in¿ynierze
opuci³ wreszcie d³oñ. Zewnêtrzne stanowiska wywiadowcze
otrzyma³y potwierdzenie od swoich róde³, których wspó³czynnik
niezawodnoci wynosi ponad dziewiêædziesi¹t procent.
Doskonale. Kuat tego siê w³anie spodziewa³. Niezmien-
nie powtarza³, ¿e nie interesuj¹ go plotki i bezpodstawne spekula-
cje. Wy³¹cznie ch³odne, rzetelne fakty, dok³adne doniesienia o ru-
chach innych graczy w tej grze, pozwol¹ mu w³aciwie sformu³owaæ
w³asne strategie i gambity. Szczegó³y?
Statek, znany jako Niewolnik I, zarejestrowany na na-
zwisko ³owcy nagród Boby Fetta, znaleziono dryfuj¹cy na orbicie
wokó³ planety Tatooine
29
Kto go znalaz³? To by³o wa¿ne. Kuat wiedzia³, ¿e ponad
atmosfer¹ Tatooine zebra³a siê ostatnio wielka flota imperialna,
czekaj¹c prawdopodobnie na akcjê ratunkow¹ ze strony Sojuszu
Rebeliantów. Teraz flota imperialna ju¿ znik³a z sektoru gdyby
by³o inaczej, nalot bombowy Kuata na Morze Wydm na Tatooine
musia³by zostaæ odwo³any. Mimo wszystko istnia³a mo¿liwoæ, ¿e
Marynarka Imperialna pozostawi³a za sob¹ kilka statków rozpo-
znawczych.
Niewolnik I zosta³ znaleziony przez rutynowy patrol So-
juszu Rebeliantów. Pamiêæ szefa ochrony Zak³adów Stocznio-
wych Kuat wspomagana by³a modu³em organizacji danych i pa-
miêci pêtlicowej, sterowanym ledwie widocznymi drgnieniami
miêni twarzy. Ju¿ od pewnego czasu Imperium pozostawia kon-
trolê nad tym sektorem Sojuszowi, prawdopodobnie z powodu
niewielkiego znaczenia strategicznego. Mo¿e siê to oczywicie
zmieniæ, kiedy dostarczymy Flocie Imperialnej nowe posi³ki.
Analiza sytuacji, jakiej dokona³ Kuat, by³a taka sama. Tatooine
znajdowa³a siê na skraju galaktyki, daleko od wa¿nych i wysoko
rozwiniêtych sektorów tworz¹cych j¹dro Imperium. Gdyby nawet
Palpatine odpuci³ sobie ca³¹ tê strefê, poniós³by niewielk¹ stratê
militarn¹ i gospodarcz¹, przynajmniej na krótk¹ metê. Pozosta-
wienie jednak sektora w rêkach Sojuszu z pewnoci¹ da wrogom
Imperatora mo¿liwoci rozwoju i wygodne zaplecze strategiczne
na ca³¹ resztê kampanii. Wczeniej czy póniej statki i ¿o³nierze
Imperium bêd¹ musieli otoczyæ sektor i przywróciæ kontrolê, Im-
perium nie mog³o tolerowaæ tej szybko rozprzestrzeniaj¹cej siê zgni-
lizny na swoim ciele.
Co wiêcej, Kuat wiedzia³, ¿e nowe narzêdzia przeznaczone
do ewentualnej miertelnej ofensywy buduje siê w dokach Zak³a-
dów Stoczniowych. Pozostawa³a jeszcze sama osobowoæ Palpa-
tinea, jeli tak mo¿na by³o nazwaæ charakter zdominowany przez
nieogarniony egoizm i mroczne si³y, którymi w³ada³ Imperator.
W pewnym sensie mo¿na by³o siê nawet spieraæ i Kuat robi³ to
nieraz podczas nocnych rozmów z szefem ochrony czy Impera-
tor Palpatine jako taki w ogóle jeszcze istnia³. Kuat s³ysza³ historie
o powiêceniu Palpatinea na rzecz czego, co okrela³ ciemn¹ stron¹
Mocy. cis³ego umys³u Kuata nie interesowa³o, czy naprawdê ist-
nieje tajemnicze pole energetyczne, pulsuj¹ce pod sam¹ tkank¹
wszechwiata. Jednak jako psycholog samouk, jakim siê sta³ z w³a-
snej woli, i intrygant polityczny, jakim staæ siê musia³, przyk³ada³
30
do tego wielk¹ wagê. Moc mog³a istnieæ wy³¹cznie w umys³ach
Imperatora i kilku innych niezniszczalnych wyznawców starej reli-
gii, takich jak Darth Vader, ale ju¿ samo to czyni³o j¹ doæ realn¹,
aby przyci¹gn¹æ uwagê Kuata. Spotyka³ siê ju¿ kilkakrotnie twa-
rz¹ w twarz z Imperatorem i Mrocznym Lordem Sithów, repre-
zentuj¹c korporacjê w czasie negocjacji, od których zale¿a³a jej
przysz³oæ. W ci¹gu ostatniego takiego spotkania odniós³ nieprzy-
jemne wra¿enie, ¿e fizyczne cia³o Imperatora, jego zakapturzona,
wykrzywiona postaæ, sta³o siê tylko pust¹ skorup¹, wy¿art¹ od
rodka przez Moc, z której Palpatine czerpa³ energiê psychiczn¹.
Malutkie oczka, zatopione g³êboko pod pomarszczonymi powie-
kami, wydawa³y siê Kuatowi otworami maski noszonej przez isto-
tê od dawna pozbawion¹ cz³owieczeñstwa, z której usz³o ju¿ ca³e
¿ycie, ustêpuj¹c miejsca wszechogarniaj¹cej ¿¹dzy i g³odowi w³a-
dzy nad wszystkimi istotami, jakie jeszcze porusza³y siê i oddy-
cha³y z w³asnej woli. Ten twór wci¹¿ jeszcze nazywa³ siê Impera-
torem Palpatine; przemawia³ niezmiennie tym samym z³oliwym,
drwi¹cym jêzykiem, ale jego s³owa by³y s³owami istoty nie tyle
martwej, co uosabiaj¹cej sam¹ mieræ, Moc po¿eraj¹c¹ energiê
¿ycia i czerpi¹c¹ z niej pokarm.
Kuat przypomnia³ sobie swoje wra¿enia z ostatniego spotka-
nia z Imperatorem: poczu³ siê wtedy g³êboko obra¿ony, nie tyle
jako ¿ywa istota, co jako cz³owiek interesu, najwy¿sza inteligencja
jednej z najpotê¿niejszych korporacji w ca³ej galaktyce. Sk¹d we-
mie klientów? G³ównym problemem by³a wizja przysz³oci Pal-
patinea: Imperium, gdzie jedyn¹ licz¹c¹ siê si³¹ bêdzie jego s³owo
i wola. Takie pañstwo nie nadawa³oby siê do niczego pod wzglê-
dem handlowym. Jaki bêdzie cel istnienia i zabiegów Zak³adów
Stoczniowych Kuat lub jakiegokolwiek innego wielkiego produ-
centa galaktycznego? Po co projektowaæ i tworzyæ produkty i do-
starczaæ je na jedn¹ lub na tysi¹c planet, skoro na tych planetach
nie bêdzie nikogo, kto móg³by je kupiæ?
Kuat lepiej ni¿ ktokolwiek inny zdawa³ sobie sprawê z nisz-
czycielskiej si³y statków wojennych, jakie jego firma budowa³a dla
Floty Imperialnej. Jeli bowiem ambicje Imperatora i jego obsesja
uniwersalnej w³adzy zwyci꿹, jeli uda mu siê odwróciæ zagro¿e-
nie ze strony Sojuszu Rebeliantów, bêdzie to oznaczaæ zniszczenie
pewnej liczby niegronych, a przy tym niele prosperuj¹cych wia-
tów; potencjalnych kupców, jeli nawet nie bezporednio wyro-
bów jego korporacji, to produktów firm, z którymi ju¿ robi³ interesy.
31
Imperator pokaza³ ju¿, ¿e nie zale¿y mu na utrzymaniu galaktycz-
nej bazy odbiorców, gdy usankcjonowa³ u¿ycie przez nieod¿a³o-
wanej pamiêci Gubernatora Tarkina pierwszej Gwiazdy mierci
do zniszczenia planety Alderaan.
Kuat wpad³ wtedy w pasjê: mia³ nie zrealizowany kontrakt
z lokalnym rz¹dem Alderaanu na pomocnicz¹ flotê obserwacyjno-
-zwiadowcz¹ i orbitalne stacje celne, a wszystko za niez³¹ sumkê,
która mia³a wp³yn¹æ na konto Zak³adów Stoczniowych Kuat. Jed-
nostki mia³y w³anie opuciæ doki konstrukcyjne stoczni i udaæ siê
na Alderaan w otoczeniu flotylli dostawczej, kiedy Kuat dowie-
dzia³ siê, ¿e port przeznaczenia tych statków zosta³ obrócony
w garstkê zwêglonych od³amków dryfuj¹cych w przestrzeni. Tê
stratê niemal w ca³oci musia³ odpisaæ od zysków korporacji. Od-
zyska³ tylko niewielk¹ czêæ, kiedy rozebra³ nie dostarczone statki
i dostosowa³ ich niektóre elementy, aby móc je wmontowaæ w na-
stêpne zamówienie imperialnych kr¹¿owników. Przez jaki czas
rozwa¿a³, czyby nie przedstawiæ imperatorowi Palpatineowi fak-
tury za straty poniesione przez Zak³ady Stoczniowe Kuat, ale osta-
tecznie zdecydowa³ siê nie kusiæ losu. Lepiej pozostawiæ parê bra-
ków w ksiêgach, ni¿ robiæ sobie wroga z najwiêkszego z pozosta³ych
klientów. Nawet teraz, po odejciu ksiêcia Xizora, na dworze Pal-
patinea nie by³o zbyt bezpiecznie. Ró¿ne intryganckie grupki nie-
ustannie konfrontowa³y siê ze sob¹ i lepiej by³o nie dawaæ dodat-
kowej broni do rêki wrogom korporacji.
A wiêc Sojusz Rebeliantów przechwyci³ statek Boby Fetta.
Kuat powróci³ do teraniejszoci. Powa¿niejsze problemy, które mu-
sia³ jeszcze przemyleæ, poczekaj¹ trochê na ostateczne rozwi¹za-
nie. Czy zosta³o potwierdzone, ¿e to naprawdê Niewolnik I?
By³o to dobre pytanie. Historia Boby Fetta roi³a siê od sytu-
acji, kiedy ³owca nagród podstawia³ podobny statek na miejsce
swojego, bardzo charakterystycznego pojazdu. Jak na kogo, kto
zajmowa³ siê g³ównie czerpaniem korzyci ze mierci innych istot,
Fett mia³ wyj¹tkow¹ smyka³kê do pozorowania w³asnego zgonu.
A mo¿e takiego talentu w³anie nale¿a³o siê spodziewaæ Kuat nie
by³ pewien. Dla ³owcy nagród ¿ycie i mieræ by³y towarem o ró¿-
nej wartoci handlowej, zale¿nie od potrzeb rynku. Boba Fett, tak
jak ka¿dy z jego kolegów, równie chêtnie dostarcza³ trupa, jak
¿ywego zak³adnika, jeli móg³ wyci¹gn¹æ za to tyle samo. Przy
takiej postawie nie mog³o dziwiæ, ¿e nawet w³asna mieræ stawa³a
siê kwesti¹ strategii i negocjacji.
32
Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.
Nasze ród³a w Sojuszu twierdz¹, ¿e tym razem nie ma
mowy o oszustwie, przynajmniej jeli chodzi o to¿samoæ prze-
chwyconego statku. Odczytano numery subkodu na uk³adach re-
gulatora tarcz silników. Postuka³ siê w skroñ, gdzie by³y ukryte
implanty. Podano je w wiadomoci, któr¹ w³anie otrzyma³em,
i natychmiast przekaza³em je do sprawdzenia do naszego wydzia³u
rejestracji. S¹ zgodne z oryginalnym paszportem budowy Nie-
wolnika I.
To za³atwia sprawê. Kuat osobicie nadzorowa³ projekt i mon-
ta¿ statku Boby Fetta. Niektóre instalacje, wykonane na zamówienie,
wci¹¿ stawia³y Niewolnika I na pozycji najnowoczeniejszego z jego
wyrobów. Profil ID, sygna³ przekazywany z jednego statku na drugi,
zawiera³ tylko nazwê i dane o przyporz¹dkowaniu i dawa³o siê go
podrobiæ nie by³o to ³atwe zadanie, ale wykonalne przy pewnym
poziomie determinacji i umiejêtnoci technicznych. Ani Imperium, ani
¿aden z klientów Zak³adów Stoczniowych Kuat nie wiedzia³, ¿e ka¿-
dy statek opuszczaj¹cy ich doki konstrukcyjne mia³ wbudowan¹ na
sta³e procedurê dostêpu do komputera pok³adowego w³anie w tym
celu. Dla Boby Fetta przeróbka subkodów regulatora Niewolnika I
oznacza³aby ryzyko katastrofalnego stopienia siê rdzenia. Nie by³oby
wtedy statku, który mo¿na by niew³aciwie zidentyfikowaæ. Ergo,
by³ to statek Fetta i ¿aden inny.
Czy nasze ród³a przekaza³y jeszcze inne informacje na te-
mat statku? Mo¿e co o ³adunku?
Przecz¹cy ruch g³owy.
Nic poza tym, ¿e by³ pusty. Si³y Sojuszu, które znalaz³y
Niewolnika I, wci¹¿ jeszcze go badaj¹.
Niczego nie znajd¹ odpar³ Kuat.
Jakim sposobem mo¿e pan byæ tego taki pewny? Boba Fett
by³ wpl¹tany w ró¿ne sprawki, których powodzenie zale¿a³o od
utrzymania tajemnicy. Szef ochrony za³o¿y³ d³onie za plecami.
Wydawa³o mi siê oczywiste, ¿e na statku mo¿na bêdzie znaleæ
pewne intryguj¹ce lady przesz³oci Fetta.
O, pewnie s¹ tam, bez dwóch zdañ. Kuat wzruszy³ ra-
mionami i pog³aska³ zwierz¹tko wtulone w jego ramiona. I mo¿-
na by je znaleæ gdyby siê wiedzia³o, gdzie ich szukaæ, gdyby siê
mia³o choæby najl¿ejsze pojêcie, czego siê szuka i odpowiedni¹
motywacjê, ¿eby szukaæ. Ale wród Rebeliantów nie ma ani jednej
osoby zdolnej do przeprowadzenia takiego ledztwa. Rebelianci
33
weszli w krytyczne stadium walki z Imperium i nie wygl¹da na to,
aby kryzys mia³ siê wkrótce skoñczyæ. Nie bêd¹ traciæ cennego
czasu na przeczesywanie statku martwego ³owcy nagród a przy-
najmniej uwa¿anego za martwego. Moralnie to dla nich nie do
przyjêcia. Kuat z politowaniem pokrêci³ g³ow¹. Flota imperial-
na z ca³ego serca gardzi ³owcami nagród i innymi pó³kryminalista-
mi, ale Rebelianci s¹ pod tym wzglêdem jeszcze gorsi. Jeli uwa-
¿asz, ¿e jeste lepszy, bardziej cnotliwy i uczciwszy od swojego
przeciwnika, ³atwo mo¿esz wpaæ w pu³apkê samozachwytu.
Kuat sam nigdy nie mia³ takich problemów: czu³ siê wietnie na
ka¿dym poziomie moralnoci, od gwiazd po rynsztoki, jeli tylko
mia³o to pomóc w przetrwaniu Zak³adów Stoczniowych Kuat. Móg³
handlowaæ z ka¿dym, jak wiadczy³y jego interesy z Imperatorem
Palpatineem i jego admira³ami.
Rebelianci przepatrz¹ z grubsza statek Fetta doda³ i bê-
d¹ próbowaæ siê go pozbyæ najszybciej, jak to mo¿liwe.
Oczywicie. Szef ochrony powoli skin¹³ g³ow¹, przetra-
wiaj¹c w myli niezwyk³¹ m¹droæ swego zwierzchnika. Wyobra-
¿am sobie, ¿e dostan¹ za niego dobr¹ cenê. Bior¹c pod uwagê, jak
kosztowne by³o to cacko od samego pocz¹tku, wartoæ znaleziska
mo¿e byæ ca³kiem spora. Niejeden ³owca nagród zechcia³by mieæ
go na w³asnoæ.
Mo¿liwe zgodzi³ siê Kuat. Szef ochrony wiedzia³, co mówi.
Kiedy Boba Fett zamówi³ u nich budowê i wyposa¿enie statku,
za¿¹da³ wprowadzenia pewnych dodatkowych, kosztownych szcze-
gó³ów. Ksiêgowi Zak³adów Stoczniowych Kuat za¿¹dali zap³aty
z góry, zanim jeszcze zespawano szkielet konstrukcji statku. Para-
metry projektowe, których za¿¹da³ Fett, wznosi³y naukê i sztu-
kê budowy ma³ych statków na najwy¿szy poziom, o jakim Kuat
do tej pory tylko ledwie marzy³, szkicuj¹c proste koncepcyjne ry-
sunki w wolnych chwilach, zanim jeszcze projekt przyoblek³ siê
w rzeczywiste kszta³ty. ¯¹danie zap³aty z góry mia³o dwa powody,
niezale¿nie od wewnêtrznej potrzeby Kuata, aby zbudowaæ taki
statek. Pierwszy powód to czas i koszty wybudowania prototypu,
przetestowania oraz wykoñczenia pewnych komponentów silnika
i uk³adu sterowniczego statku, od zera do produktu koñcowego.
Uprawiaj¹c tak niebezpieczny zawód, klient móg³ równie dobrze
zgin¹æ, zanim Niewolnik I by³by gotów do opuszczenia doków.
Samo to wystarczy³oby jako podstawa do za¿¹dania p³atnoci przed
rozpoczêciem budowy. Druga przyczyna le¿a³a w samej naturze
3 Spisek Xizora
34
ukoñczonego statku. Ka¿dy pojazd, zaprojektowany na tak skraj-
ne parametry, móg³ zabiæ pilota w czasie dziewiczego lotu, gdyby
przesterowane silniki wymknê³y siê spod kontroli i rozdar³y dura-
stalow¹ konstrukcjê jak zle¿a³e p³ótno. Lepiej zainkasowaæ zap³a-
tê, zanim klient siê zabije.
Ale tak siê nie sta³o. Kombinacja umiejêtnoci pilota¿owych
Boby Fetta i geniuszu projektowego Kuata przynios³a Niewolniko-
wi I s³awê i trwo¿liwy respekt w ca³ej galaktyce. Aby osi¹gn¹æ
odpowiedni efekt psychologiczny, statek nie musi byæ wielki i potê¿-
ny jak imperialny kr¹¿ownik bojowy albo jak Gwiazda mierci.
Szef ochrony stan¹³ u boku Kuata i uniós³ brew.
Uwa¿a³em, ¿e to prawie pewne mrukn¹³. A przetarg na
takie cacko pewnie bêdzie za¿arty.
By³by gdyby potencjalni kupcy wiedzieli, ¿e statek na
pewno jest w porz¹dku Kuat pozwoli³ sobie na blady umieszek.
Oczywicie, istotom rozumnym czêsto przychodz¹ do g³owy inte-
resuj¹ce pomys³y. Zw³aszcza kiedy idzie o kogo takiego jak Boba
Fett mo¿e nawet jeszcze bardziej teraz, kiedy mówi siê o nim
nieboszczyk Boba Fett. £owcy nagród i im podobni maj¹ swoje
g³upie przes¹dy, lêki i podejrzenia nie wszystkie zreszt¹ bezpod-
stawne. Powszechnie wiadomo, ¿e Boba Fett zamontowa³ w swo-
im statku mnóstwo systemów zabezpieczaj¹cych. Tylko szaleniec
uzna³by, ¿e mieræ w³aciciela spowoduje ich wy³¹czenie. Jedn¹
spraw¹ jest kupienie u¿ywanego statku, ale kupno miertelnej pu-
³apki to co zupe³nie innego.
W³anie. Szef ochrony skin¹³ g³ow¹. A gdyby w odpo-
wiednich krêgach nagle pojawi³y siê plotki o nieprzyjemnych nie-
spodziankach, jakie mog¹ spotkaæ nowego w³aciciela Niewolni-
ka I
Cena spad³aby w dó³ na ³eb na szyjê. Felinks w ramio-
nach Kuata zamrucza³, jakby i on by³ zadowolony z takiego obro-
tu sprawy. A kiedy spada cena, spada równie¿ zainteresowanie
takim towarem tak dzia³a psychologia wszystkich istot rozum-
nych. Jeli co ich nie interesuje, przestaj¹ siê tym zajmowaæ.
Co by znaczy³o, ¿e kiedy Rebelianci wreszcie wystawi¹ Nie-
wolnika I na sprzeda¿ po pobie¿nym przegl¹dzie zauwa¿y³ Fe-
nald wtedy nie tylko bêdzie mo¿na kupiæ statek po bardzo oka-
zyjnej cenie, ale równie¿ w miarê dyskretnie.
No w³anie. Kuat w dalszym ci¹gu obserwowa³ przygoto-
wania do startu w g³ównym doku konstrukcyjnym. Niech jeden
35
z naszych kooperantów przyjrzy siê temu mo¿e jaki dostawca
czêci, ale uwa¿aj, ¿eby nie mia³ wyranego powi¹zania z Zak³a-
dami Stoczniowymi Kuat. Przeka¿ odpowiednie fundusze z moje-
go osobistego konta operacyjnego, ¿eby mogli sfinalizowaæ sprze-
da¿, kiedy to bêdzie mo¿liwe. Niech ich g³ówny negocjator mo¿liwie
jak najszybciej skontaktuje siê z Rebeliantami i sprawdzi, czy przyj-
m¹ ofertê wstêpn¹. W ten sposób statek mo¿e nie pojawiæ siê na-
wet na otwartym rynku i nie bêdziemy musieli siê zajmowaæ inny-
mi zainteresowanymi.
A kampania plotek na temat niebezpieczeñstw zwi¹zanych
z kupnem statku Boby Fetta?
Nale¿y je rozpuciæ natychmiast, aby jak najszybciej dotar-
³y do wszystkich punktów galaktyki. Musi wygl¹daæ na to, ¿e roz-
chodz¹ siê z Tatooine, to znaczy z miejsca, gdzie statek zosta³
znaleziony. Upewnijcie siê, ¿e plotka dotrze do wszystkich sekto-
rów kontrolowanych przez Rebeliantów. Im szybciej nabior¹ pew-
noci, ¿e Niewolnik I to towar pozbawiony wartoci, tym chêt-
niej zaakceptuj¹ wstêpn¹ umowê kupna-sprzeda¿y. Mamy chyba
kilku agentów na nas³uchu w Mos Eisley?
Szef ochrony potwierdzi³ skinieniem g³owy.
W³anie wprowadzilimy do portu now¹ zmianê.
Znakomicie rzek³ Kuat. Mog¹ zaczynaæ rozpowszech-
nianie. Niech ludzie do zadañ poufnych w naszym dziale public
relations wymyl¹ jakie podejrzane szczegó³y na temat pok³ado-
wych systemów obronnych Niewolnika I mo¿e na przyk³ad
historyjkê o grupie badawczej Rebeliantów, która wylecia³a w po-
wietrze zaraz po otwarciu g³ównego w³azu. Je¿eli Rebelianci wy-
stawi¹ statek na sprzeda¿, potwierdz¹ w ten sposób podejrzenia.
A zanim zakoñczy siê kampania plotek, bêd¹ gotowi oddaæ
statek pierwszemu kupcowi, który siê nawinie.
Nie interesuj¹ mnie szczegó³y transakcji.
Za krzywizn¹ ekranów widokowych dobiega³y koñca przygo-
towania do startu. Kuat obserwowa³ ostatni¹ kontrolê i grupê in-
spektorów, która w³anie schodzi³a z kr¹¿ownika, wci¹¿ jeszcze
oplecionego linami i cinieniowymi kopu³ami konstrukcyjnymi.
Jedyne, co mnie interesuje, to nabycie Niewolnika I wraz
z zawartoci¹, i to jak najdyskretniej. Kiedy nasz kooperant uzyska
tytu³ w³asnoci statku, trzeba bêdzie przewieæ go do Zak³adów Stocz-
niowych Kuat w pancernym transporterze towarowym. Nikt poza
s³u¿bami ochrony stoczni nie ma prawa o tym wiedzieæ.
36
To mo¿e byæ trudne do zorganizowania, panie in¿ynierze.
Fenald wci¹gn¹³ powietrze przez zaciniête zêby. Flota Impe-
rium ustawi³a patrole przechwytuj¹ce kontrabandê na niemal wszyst-
kich szlakach nawigacyjnych st¹d do Tatooine. Kontroluj¹ drobia-
zgowo nawet nasze normalne dostawy materia³ów. Przeprowadzenie
ca³ego transportera z ukryt¹ zawartoci¹ bêdzie wymaga³o niez³e-
go sprytu.
S³owa szefa ochrony nie zaskoczy³y Kuata. Wiedzia³ ju¿ o opó-
nieniach powsta³ych w dokach konstrukcyjnych z powodu inter-
wencji Floty w planowe dostawy niezbêdnych materia³ów. Zak³a-
dy Stoczniowe Kuat musia³y ju¿ przesun¹æ daty dostaw kilku zleceñ
Imperium. Ale poniewa¿ by³a to wina kilku nadgorliwych admira-
³ów Palpatinea, Kuat unika³ wszelkich kar umownych przynaj-
mniej na razie. Nie zmienia³o to jednak istniej¹cej sytuacji, co wska-
zywa³o na to, ¿e te d³ugotrwa³e kontrole cieszy³y siê do pewnego
stopnia aprobat¹ Imperatora. Jeszcze jedna zagrywka psycholo-
giczna Imperator wiedzia³ doskonale, ¿e Zak³ady Stoczniowe Kuat
nie prowadz¹ ¿adnych interesów z Rebeliantami, ale zlecone rewi-
zje pozwol¹ s¹dziæ podw³adnym Palpatinea i ka¿demu spoza dwo-
ru na Coruscant, ¿e korporacja jest podejrzana.
Trudno by³o powiedzieæ, co Palpatine zamierza³ w ten sposób
osi¹gn¹æ, zw³aszcza ¿e powodowa³o to opónienia w niezmiernie
potrzebnych uzupe³nieniach w jego flocie. Z ka¿d¹ up³ywaj¹c¹ stan-
dardow¹ dob¹ Rebelia ros³a w liczebnoæ i si³ê. Czy zniszczenie re-
putacji Zak³adów Stoczniowych Kuat i nadszarpniêcie lojalnoci ich
w³aciciela warte by³y takiego powiêcenia? Kuat odpowiedzia³ sam
sobie: Tak, jeli Palpatine zamierza zniszczyæ lub przej¹æ korpora-
cjê. Pasowa³o to do znanej ¿¹dzy w³adzy Imperatora. Nie wystar-
czy byæ wiernym sojusznikiem takiego szaleñca: mo¿e wreszcie w re-
alizacji starannie wykalkulowanych planów Imperatora nadszed³ czas,
kiedy najwiêcej satysfakcji sprawia mu niszczenie najbli¿szych so-
bie. Imperator nie potrzebuje sojuszników, lecz niewolników.
Mo¿e powinienem przejæ do Sojuszu Rebeliantów, myla³
Kuat. I zabraæ ze sob¹ moje zak³ady. Ta pokusa nachodzi³a go ju¿
wczeniej. Czy by³a jaka alternatywa? Nawet jeli Zak³ady Stocz-
niowe Kuat pozostan¹ g³ównym wykonawc¹ sprzêtu militarnego
dla Imperium, niezbêdnym dla zaspokojenia ambicji Imperatora,
jaka nagroda czeka Kuata za wiern¹ s³u¿bê?
Prawdopodobnie taka sama jak wszystkich szturmowców i ad-
mira³ów: unicestwienie, wch³oniêcie, zredukowanie do bezwolnego
37
instrumentu Palpatinea. mieræ bez dobrodziejstwa niebytu, ¿y-
cie, w którym ka¿dy atom cia³a staje siê cz¹stk¹ wiêzienia, w jakie
przeistoczy³ siê wszechwiat.
I tylko jedno powstrzymywa³o Kuata od przekazania Zak³a-
dów Stoczniowych Kuat zaprzysiê¿onym wrogom Imperium. By³o
to podejrzenie, ¿e Imperator Palpatine w³anie tego od niego ocze-
kuje. Wszystkie dotychczasowe dzia³ania mog³y byæ pomylane
tak, aby popchn¹æ Kuata w ramiona Sojuszu Rebeliantów. Na
dworze Palpatinea wci¹¿ jeszcze istnia³y si³y, które d¹¿y³y do znisz-
czenia niezale¿noci Zak³adów Stoczniowych Kuat. Dopóki ¿y³
ksi¹¿ê Xizor, móg³ szeptaæ swoje k³amstwa do ucha Palpatinea
i ostatecznie go przekonaæ. Gdyby zatem Kuat uczyni³ najmniej-
szy choæby gest w kierunku Rebeliantów, mog³oby to stanowiæ dla
Imperatora wystarczaj¹ce usprawiedliwienie, aby przypuciæ zma-
sowany atak na Kuat, a w koñcu poddaæ potê¿ne zasoby technicz-
ne i materialne korporacji bezporedniej kontroli militarnej. I to
by³by koniec Zak³adów Stoczniowych Kuat. Pokolenia wiedzy in-
¿ynierskiej zgin¹ ostatecznie wraz z Kuatem, zamieniaj¹c siê w parê
pod laserowym promieniem wys³anym przez szturmowca
Mo¿esz mieæ racjê.
W czym, panie in¿ynierze?
W sprawie dostarczenia Niewolnika I, kiedy nasza filia
zdo³a go wykupiæ od Rebeliantów. Rozwa¿aj¹c niebezpieczne
interesy prowadzone z Imperium, Kuat nie móg³ uciec od bardziej
bezporednich k³opotów. W jego delikatnej i niepewnej sytuacji
nie mo¿e zostaæ przy³apany z tak konkretnym dowodem kontak-
tów z rebeliantami. By³oby to fatalnym b³êdem. Wrogowie Zak³a-
dów Stoczniowych Kuat zrobi¹, co mog¹, aby nadaæ sprawie jak
najgorszy obrót. Lepiej by³oby poszukaæ jakiej dalekiej filii, gdzie
bêdzie mo¿na przechowaæ Niewolnika I. Grupa inspekcyjna mo¿e
siê tam udaæ i obejrzeæ statek. Musimy tylko zrobiæ wszystko, aby
nie da³o siê ich zidentyfikowaæ jako pracowników Zak³adów Stocz-
niowych.
Szef ochrony skin¹³ g³ow¹.
To siê da za³atwiæ, panie in¿ynierze.
Zajmij siê tym. Kuat pog³adzi³ felinksa po szyi, czubkami
palców wyczuwaj¹c zadowolone mruczenie zwierzêcia. Na ra-
zie to wszystko.
W biurach kierownictwa Zak³adów Stoczniowych Kuat nie
stosowano wymylnych i s³u¿alczych rytua³ów rodem z dworu
38
Palpatinea. Fenald obróci³ siê i wymaszerowa³ z pomieszczenia.
Jego kroki rozlega³y siê echem, gdy szed³ po matowej metalowej
pod³odze.
Kuat pozosta³ sam, wygl¹daj¹c przez segmentowe okna. Wy-
powiedzenie na g³os myli pomog³o je uporz¹dkowaæ; by³o tak,
jakby ogl¹da³ schematy przewijane na wysokiej rozdzielczoci ekra-
nach systemu CAD. Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych Kuat
by³ pozbawiony wyobrani, ale dok³adny. Kuat wybra³ go i umie-
ci³ na tym stanowisku z tych w³anie powodów oraz niez³omnej
lojalnoci wobec ¿ywi¹cej go korporacji. Nie trzeba by³o przypo-
minaæ Fenaldowi, jak wa¿ne jest zdobycie statku Boby Fetta
a w³aciwie jego odzyskanie, poniewa¿ statek zosta³ wybudowany
tu, w Zak³adach. Nie chodzi³o tu o szczególn¹ wartoæ samego stat-
ku, ale o to, co wci¹¿ jeszcze móg³ zawieraæ. Niewa¿ne, czy Boba
Fett ¿y³, czy nie. Kuat w g³êbi ducha czu³ siê tak samo jak po
bombardowaniu Morza Wydm na Tatooine. Wtedy mia³ wra¿enie,
¿e Boba Fett zdolny jest umkn¹æ przed ka¿d¹ si³¹, która spowodo-
wa³aby mieræ mniej doskona³ej istoty. Nawet jeli to nieprawdo-
podobne zdarzenie nast¹pi³o i Boba Fett istotnie zgin¹³, istnia³o du¿e
prawdopodobieñstwo, ¿e na pok³adzie Niewolnika I pozosta³y
dowody niebezpiecznej konspiracji, w któr¹ uwik³a³ siê ³owca na-
gród. Dowody, które prowadzi³y do Zak³adów Stoczniowych Kuat.
To by³o prawdziwe niebezpieczeñstwo, którego nale¿a³o za wszel-
k¹ cenê unikn¹æ.
Jeli Fett zniszczy³ robota towarowego, ponuro duma³ Kuat,
albo jako siê go pozby³ to mo¿e jestemy bezpieczni. Boba Fett
by³ wyj¹tkowo inteligentny i na pewno zdawa³ sobie sprawê z war-
toci materia³u, jaki znalaz³ siê w jego posiadaniu. Móg³ pozbyæ siê
go, zanim pozostawi³ Niewolnika I na orbicie wokó³ Tatooine.
Gdyby jednak ten wielki, niezgrabny robot istnia³ jeszcze, a razem
z nim schowki kryj¹ce urz¹dzenia szpiegowskie i dane, które cze-
ka³y na odszyfrowanie i przeanalizowanie wówczas Zak³ady
Stoczniowe Kuat znalaz³yby siê w nie lada k³opotach. A wszystko
z powodu holograficznego nagrania napaci imperialnych sztur-
mowców na samotn¹ farmê wilgoci na Tatooine i zapachu fero-
monów najpotê¿niejszego przestêpcy galaktyki, przywódcy orga-
nizacji Czarnego S³oñca.
W mylach Kuata pojawi³a siê twarz ksiêcia Xizora z jego
fioletowymi oczami i zimnym, ironicznym umieszkiem. By³ to
nieprzyjaciel, którego Zak³ady Stoczniowe Kuat powinny siê baæ
39
jeszcze bardziej ni¿ Imperatora Palpatinea. mieræ Xizora nie wy-
eliminowa³a niebezpieczeñstw, z którymi musia³a zmierzyæ siê kor-
poracja.
Zadumê Kuata przerwa³ rozb³ysk flary sygna³owej cienki
strumieñ bia³ego wiat³a, który wzniós³ siê ponad dokami budow-
lanymi. Oderwa³ na chwilê d³oñ od felinksa i dotkn¹³ miniaturowej
klawiatury na przegubie. Obwody steruj¹ce filtracj¹ przes³ony cza-
sowej ekranów widokowych uaktywni³y siê, wchodz¹c w synchro-
nizacjê z sygna³em krótkiego zasiêgu wysy³anym przez mikromi-
gawki implantowane w rogówki Kuata. Przez u³amek sekundy
ekrany pociemnia³y, po czym znów nabra³y przejrzystoci, gdy
skoordynowa³y siê oba systemy optyczne.
Poprzez pró¿niê dziel¹c¹ doki i wysokie ekrany biur Kuata nie
móg³ przedrzeæ siê ¿aden dwiêk, ale ognista flara wystarczy³aby,
¿eby zbudziæ i przeraziæ upionego felinksa. Kuat nie mia³ ochoty,
aby spanikowane zwierzê pazurami wydziera³o sobie drogê do
wolnoci z jego ramion. Pod podbródkiem wci¹¿ jeszcze mia³ bia-
³aw¹, cienk¹ bliznê z ostatniego razu, kiedy siê to zdarzy³o.
Ostatnia flara sygna³owa, tym razem czerwona, przeciê³a
gwiadziste niebo nad zak³adami. Oznacza³o to, ¿e personel stocz-
ni opuci³ dok, w którym czeka³ ukoñczony w³anie kr¹¿ownik
bojowy Imperium, wci¹¿ jeszcze owiniêty cumami i p³achtami
monta¿owymi. On nie musia³ dawaæ ¿adnego sygna³u od tej chwili
wszystko toczy³o siê automatycznie. Pojedynczy wtopiony bez-
piecznik katalizowa³ ³atwopalne sk³adniki p³acht; tlen uwiêziony
w fa³dach materia³u w zupe³noci wystarczy³ na chrzest ogniowy,
oczyszczaj¹cy z wszystkiego, co nie by³o hartowan¹ durastal¹.
W ci¹gu kilku sekund kr¹¿ownik otoczy³ siê chmur¹ p³omieni,
które pali³y siê równo, poniewa¿ wobec braku atmosfery nie istnia³
tu efekt konwekcji. Okrywaj¹ce statek p³achty zmieni³y siê w wiel-
kie, postrzêpione arkusze popio³u, które same rozsypywa³y siê w ni-
coæ wraz z gasn¹cym ¿arem. Kr¹¿ownik gwiezdny uniós³ siê z do-
ku; doskona³a broñ, oczyszczona i zahartowana przez ogieñ.
Resztki popio³u, wyci¹gniête na zewn¹trz si³¹ znikaj¹cego p³o-
mienia, podryfowa³y wzd³u¿ szyby. Kuat sta³, tul¹c w ramionach
wci¹¿ upionego felinksa, a powidok p³omieni pod jego powiekami
powoli zmienia³ barwê.
40
R O Z D Z I A £
"
Wiesz, jak siê pilotuje co takiego?
Boba Fett spojrza³ przez ramiê na drugiego ³owcê nagród, któ-
ry sta³ w przejciu do kokpitu Wciek³ego Psa.
S¹ pewne trudnoci odpar³ powoli, bez widocznych emo-
cji. Ale mo¿na je pokonaæ.
Oderwa³ d³onie w rêkawicach od wyranych wg³êbieñ na pul-
picie sterowania.
Trandoszañskie interfejsy operatora s¹ doæ prymitywne,
ale konfiguracja statku jest w³aciwie standardowa. Zapewniam
ciê, ¿e poradzê sobie ze wszystkim, co potrafi³y wielkie pazury
Trandoszan.
Pewnie, pomyla³ Dengar. Znów opar³ siê o framugê, obser-
wuj¹c, jak Boba Fett dokonuje ostatnich poprawek nawigacyjnych.
Mia³ ju¿ nieraz okazjê zetkn¹æ siê z Trandoszanami, w³¹czaj¹c
w to poprzedniego w³aciciela tego statku. ¯adne z tych spotkañ
nie nale¿a³o do przyjemnych. Bossk zawsze mia³ reputacjê histe-
ryka, nawet w czasach Gildii £owców G³ów, kiedy prawdopodob-
nie mia³ mniej problemów. Wejd mu w drogê, a masz du¿¹ szan-
sê na to, ¿e odkrêci ci g³owê niczym pokrywê kanistra z awaryjnymi
racjami ¿ywnociowymi. W³anie do tego najlepiej siê te szpony
nadawa³y, a nie do sterowania szybkimi pojazdami gwiezdnymi.
Za to Boba Fett potrafi³ nie tylko dok³adnie wykoñczyæ przeciwni-
ka, ale tak¿e obs³ugiwaæ sprzêt nawet najbardziej skomplikowany,
pocz¹wszy od wszelkiego rodzaju pojazdów miêdzyplanetarnych
po swoj¹ mandaloriañsk¹ zbrojê.
Dengar wycelowa³ palec w uk³ad komunikacyjny kokpitu.
41
Co siê stanie, jeli kto rozpozna ten statek i bêdzie chcia³
pogadaæ z Bosskiem? Mo¿emy natkn¹æ siê na jednego z jego sta-
rych kumpli, który rozpozna Psa.
To prawda przyzna³ Fett. Opuci³ wzrok na pulpit ste-
rowniczy. Ale tam, gdzie siê udajemy, nie bêdziemy mieli wielu
okazji, aby natkn¹æ siê na kole¿ków Bosska. On przewa¿nie kur-
sowa³ w tych samych okolicach Galaktyki i tam by³ dobrze znany,
a nawet cieszy³ siê pewnym szacunkiem. I to mu odpowiada³o.
Nigdy nie wykazywa³ wielkiej inicjatywy w rozszerzaniu dzia³al-
noci na nowe terytoria.
Skoro tak twierdzisz wzruszy³ ramionami Dengar.
Mam wra¿enie, ¿e to chyba jego strata, nie?
Mo¿e i tak. Boba Fett wstuka³ do komputera nawigacyj-
nego kolejny zestaw wspó³rzêdnych. A mo¿e dlatego Bossk wci¹¿
jeszcze ¿yje. Takie stworzenia jak on powinny siê pilnowaæ.
Tak? A co ze stworzeniami takimi jak my? pomyla³ Dengar
i przy³apa³ siê na tym, ¿e wbija wzrok w ty³ he³mu Boby Fetta,
zastanawiaj¹c siê, co siê tam dzieje, jakie plany i ukryte pomys³y
tkwi¹ w g³owie ³owcy. Nie pomog³o, ¿e widzia³ ju¿ Bobê Fetta bez
charakterystycznego mandaloriañskiego he³mu prawdopodobnie
jeden z niewielu móg³by siê tym pochwaliæ, jeli nie liczyæ by³ej
tancerki Neelah. Przez ca³y ten czas na Tatooine, kiedy to oboje
skakali wokó³ Boby Fetta, staraj¹c siê utrzymaæ go przy ¿yciu po
jego ucieczce z bebechów Sarlaka, Dengar ani trochê nie zbli¿y³
siê do rozszyfrowania istoty, której ¿ycie uratowa³. Niedobrze, je-
li wzi¹æ pod uwagê, ¿e w³anie w tej chwili jest partnerem tego
najbardziej przera¿aj¹cego ³owcy nagród w ca³ej galaktyce. Boba
Fett sam mu to zaproponowa³, a Dengar skwapliwie przyj¹³ propo-
zycjê mo¿e zbyt skwapliwie, jak siê nad tym dobrze zastanowiæ.
Po co on siê w ogóle na to godzi³? G³ównym powodem uwik³ania
siê w ten uk³ad by³a chyba chêæ szybkiego zarobienia du¿ej forsy.
Sp³aci³by wtedy ci¹¿¹cy na nim od wielu lat pokany d³ug i polu-
bi³ swoj¹ ukochan¹ Manaroo gdyby jeszcze na niego czeka³a
i gdyby uda³o mu siê do niej wróciæ w innej postaci ni¿ spalone
laserem szcz¹tki.
Brak kontaktu z ni¹ by³ dla Dengara istn¹ tortur¹. Ta mi³oæ
objawi³a mu siê w ca³ej pe³ni dopiero niedawno, tu¿ przed opusz-
czeniem Tatooine na pok³adzie Niewolnika I. Dengar skontakto-
wa³ siê wtedy z Manaroo; poleci³ jej zabraæ statek Karz¹c¹ Rêkê
i wraz z nim ukryæ siê w bezpiecznym miejscu. Wywi¹za³a siê a¿
42
za dobrze z tego zadania: teraz Dengar nie mia³ pojêcia, w której
czêci galaktyki Manaroo mo¿e siê znajdowaæ, nie móg³ siê te¿
z ni¹ porozumieæ. Uzgodnili, ¿e dopóki Dengar bêdzie przebywa³
z Bob¹ Fettem, trzeba unikaæ kontaktów Manaroo z nim. Zbyt
wiele istot hodowa³o w duszy szczer¹ nienawiæ do Boby Fetta,
zbyt wiele mog³o skorzystaæ na jego mierci. Gdyby ktokolwiek siê
dowiedzia³, ¿e partner Fetta jest zwi¹zany dusz¹, sercem i losem
z istot¹ p³ci ¿eñskiej, móg³by j¹ wykorzystaæ jako s³aby punkt w je-
go zbroi, jako drogê dotarcia do samego Fetta. Manaroo sta³aby siê
celem dla wszystkich szumowin w ca³ej galaktyce, a choæ wystar-
czaj¹co silna i sprytna, by uciekaæ lub walczyæ, nie mog³a opieraæ
siê wiecznie, a Dengar nie by³ w stanie chroniæ jej na odleg³oæ.
Ta myl drêczy³a Dengara nieustannie i to ona w³anie najpo-
wa¿niej wp³ynê³a na jego decyzjê.
Nawet jednak tak problematyczna ochrona ukochanej drogo
go kosztowa³a. Pewnego dnia bêd¹ znów razem ale tylko wtedy,
jeli obojgu uda siê prze¿yæ i jeli siê odnajd¹.
Za du¿o by³o tych jeli: mno¿y³y siê one w duszy Dengara
w miarê, jak mija³y dni w towarzystwie Boby Fetta. ¯ycie ³owcy
nagród by³o ju¿ przedtem wystarczaj¹co niebezpieczne dlatego
w³anie Dengar chcia³ zmieniæ zajêcie. A teraz, myla³ ponuro,
przenios³em siê w sam rodek jeszcze wiêkszego niebezpieczeñ-
stwa. Dotychczas wystarcza³o mu szczêcia i umiejêtnoci, by przy-
najmniej utrzymaæ siê przy ¿yciu. Ale te¿ dot¹d nie mia³ do czy-
nienia z tajemniczymi si³ami, które dokona³y zmasowanego nalotu
bombowego wprost na jego g³owê, jak to siê sta³o na Tatooine.
Ktokolwiek to zrobi³, nie mia³ zamiaru go zabiæ; prawdopodobnie
cigaj¹c Bobê Fetta, nawet nie zauwa¿y³by jego mierci. I na tym
w³anie polega³ problem przebywania w towarzystwie kogo takie-
go. Fett mia³ w sobie co, co pozwala³o mu prze¿yæ nawet w naj-
bardziej morderczych sytuacjach. Nawet Sarlak nie zdo³a³ go za-
biæ. Tym gorzej dla wszystkich innych, pomyla³ Dengar. Jeli nie
siêgasz jego poziomu, to tak, jakby ju¿ by³ martwy.
I po co to wszystko?
A wiêc zagadn¹³ znowu, próbuj¹c uzyskaæ jakie po¿y-
teczne informacje jeli nie lecimy tam, gdzie bywa³ Bossk to
w³aciwie dok¹d siê wybieramy?
Boba Fett nawet siê nie obejrza³.
Wolê, ¿eby ka¿dy wiedzia³ tylko tyle, ile musi. A tego na
razie nie musisz wiedzieæ.
43
Dengara poczu³ lekk¹ urazê.
Myla³em, ¿e jestemy partnerami.
Bo jestemy. D³onie Fetta b³¹dzi³y po kontrolkach. Uwa-
¿am siê za zwi¹zanego umow¹, któr¹ zawarlimy.
£adne mi partnerstwo, jeli to ty podejmujesz wszystkie
decyzje z trudem wykrztusi³ Dengar. Zdawa³o mi siê, ¿e mamy
równe prawa. Chyba siê pomyli³em.
Tym razem Boba Fett obróci³ siê razem z fotelem pilota. Zim-
ne, puste spojrzenie w¹skiego wizjera he³mu spoczê³o na Denga-
rze, który poczu³ w gardle o³owian¹ bry³ê.
Prawdopodobnie nie zrozumielimy siê do koñca. Bez-
barwny g³os Boby Fetta robi³ wiêksze wra¿enie ni¿ wybuch gnie-
wu. Jeli jednak nadal chcesz uwa¿aæ, ¿e jakim cudem jeste-
my sobie równi, z przykroci¹ muszê ciê wyprowadziæ z b³êdu,
partnerze. Nie ma takiej mo¿liwoci, to w ogóle nie do pomyle-
nia. Przynajmniej nie w zawodzie ³owcy nagród.
Có¿ strach zmrozi³ wnêtrznoci Dengara, poch³aniaj¹c
ca³e ciep³o krwi. Czarne spojrzenie Fetta zdawa³o siê wgniataæ go
w pod³o¿e, jakby by³ pluskw¹ pod stop¹ tamtego. W³aciwie nie
o to mi chodzi³o
Doskonale. Nie chcia³bym uwa¿aæ, ¿e pomyli³em siê w oce-
nie wartoci mojego partnera. G³os Boby Fetta wci¹¿ by³ równie
spokojny i równie grony. A znaczymy dla siebie bardzo wiele,
Dengarze, i to nie tylko dlatego, ¿e tam, na Morzu Wydm, znala-
z³e mnie i uratowa³e mi ¿ycie. Nie zaproponowa³em ci partner-
stwa z czystej wdziêcznoci. Zapewniam ciê, ¿e takie uczucia s¹
mi obce.
Jak i wszystkie inne, pomyla³ Dengar. Poczu³, ¿e zaczyna
oblewaæ siê potem. Ju¿ ¿a³owa³, ¿e podj¹³ z ³owc¹ nagród dysku-
sjê na ten temat.
Mo¿emy byæ dla siebie wzajemnie bardzo u¿yteczni ci¹-
gn¹³ Boba Fett i jest to jedyna podstawa partnerstwa, jak¹ znam.
Oczywicie, je¿eli uwa¿asz, ¿e w grê wchodzi co innego
Dengar wlepi³ wzrok w wizjer he³mu, jakby zahipnotyzowany
spojrzeniem ukrytych za nim oczu. Umys³ mia³ zupe³nie pusty.
Mo¿e powinnimy pomyleæ o rozwi¹zaniu naszego part-
nerstwa. Czy tego w³anie chcesz?
Dengar potrzebowa³ czasu, aby zmusiæ siê do odpowiedzi:
Nie potrz¹sn¹³ g³ow¹. Wcale nie tego chcê
44
Moja rada brzmi: zastanów siê, czego w³aciwie chcesz.
Fett pochyli³ siê lekko do przodu w fotelu pilota, zbli¿aj¹c he³m do
twarzy Dengara. Jeli nie bêdziemy partnerami, nasze stosunki
mog¹ u³o¿yæ siê ca³kiem inaczej
Bawi siê ze mn¹, pomyla³ Dengar. Odkrycie, ¿e Boba Fett
jest jednak zdolny do odczuwania emocji, a przynajmniej do okru-
cieñstwa, nie przynios³o mu ulgi. Podniós³ rêce zwrócone d³oñmi
do góry, jakby w gecie kapitulacji.
W porz¹dku. Jestem ca³kiem zadowolony z obecnego sta-
nu rzeczy. Pokierujesz sprawami, jak zechcesz, nie mam nic prze-
ciwko temu.
Fett milcza³ przez chwilê, po czym przytakn¹³ ledwie dostrze-
galnym ruchem he³mu.
Doskonale rzek³ cicho. Teraz ju¿ nie bêdzie nieporozu-
mieñ.
Oczywicie zgodzi³ siê Dengar. Stwierdzi³, ¿e znowu mo¿e
oddychaæ.
Fett znów odwróci³ fotel pilota w kierunku pulpitu.
Ja podejmujê decyzje, a ty je wykonujesz.
Dengar spojrza³ na niego zaskoczony.
A w³aciwie co mia³bym robiæ?
Kiedy przyjdzie czas, bêdziesz mia³ mnóstwo do roboty.
Tymczasem przestañ siê tym zamartwiaæ. Odprê¿ siê.
Jasne, pomyla³ Dengar. Mylisz, ¿e tak mo¿na na zawo³anie?
Ciesz siê spokojem i cisz¹ doda³ Fett, nie przerywaj¹c
wprowadzania poprawek nawigacyjnych. Dopóki mo¿esz. Tam,
gdzie lecimy, pewnie jeszcze nieraz za tym zatêsknisz.
W porz¹dku Dengar wycofa³ siê z przejcia. Ty tu rz¹-
dzisz.
Mniej wiêcej odpar³ Boba Fett. Id na dó³ i powiedz
Neelah, ¿eby siê przypiê³a. Ty te¿ to zrób. Za kilka minut planujê
skok w nadprzestrzeñ.
Dengar wola³ nie pytaæ o cel podró¿y. Koordynaty, które Boba
Fett wstuka³ do komputera nawigacyjnego, wydawa³y siê nie pod-
legaæ ¿adnej dyskusji. Prawdziwe partnerstwo, nie ma co. Dengar
odwróci³ siê i podszed³ do drabinki wiod¹cej do ograniczonej do
niezbêdnego minimum czêci pasa¿erskiej Psa.
Nied³ugo statek wyskoczy w jakim odleg³ym sektorze galak-
tyki, tak zapad³ym, ¿e nawet Trandoszanin Bossk nigdy by tam
45
nie zajrza³. Uspokaja³o to Dengara mniej wiêcej w takim samym
stopniu jak rezultat jego partnerstwa z Bob¹ Fettem.
Zacz¹³ schodziæ po drabince, ale jeszcze raz odwróci³ g³owê
i spojrza³ w kierunku kokpitu. Fett poch³oniêty by³ ca³kowicie swoimi
zajêciami i wydawa³o siê, ¿e na dobre zapomnia³ o obecnoci part-
nera.
Jasne, pomyla³ Dengar. Gdyby dot¹d mia³ jakiekolwiek w¹t-
pliwoci co do natury partnerstwa z Bob¹ Fettem, teraz pozby³ siê
ich ca³kowicie. Tak czy owak
Zacz¹³ schodziæ w dó³. Podeszwy jego butów dwiêcza³y ryt-
micznie o metalowe stopnie drabinki.
Neelah nie mog³a uwierzyæ w to, co us³ysza³a. A raczej pod-
s³ucha³a, bo pod³¹czy³a siê do wewnêtrznych systemów komuni-
kacyjnych Wciek³ego Psa przez g³ówny pulpit w czêci pasa-
¿erskiej statku. Ciasne pomieszczenie urz¹dzone by³o zgodnie
z trandoszañskim gustem: ciany pokryte ciemnymi gobelinami i stos
cienkich mat do spania. Gobeliny by³y przywi¹zane na rogach ta-
siemkami, ¿eby zapobiec ich unoszeniu, gdyby zawiod³a sztuczna
grawitacja statku. Wszystkie przedstawia³y krwawe sceny wiel-
kich bitew, zaczerpniête z trandoszañskiej historii i legend. Nawet
teraz, gdy Neelah d³uba³a przy urz¹dzeniach komunikacyjnych po
to, aby pods³uchaæ rozmowê Dengara z Bob¹ Fettem, dziêkowa³a
losowi, ¿e prawowitego w³aciciela statku nie ma na pok³adzie.
Zadowolenie jednak minê³o, jak tylko us³ysza³a, o czym by³a
mowa w kokpicie. Przerazi³ j¹ sposób, w jaki Boba Fett potrakto-
wa³ Dengara za to tylko, ¿e zada³ proste pytanie o cel ich podró¿y.
Ten miêczak jest do niczego, pomyla³a z pogard¹, s³ysz¹c
s³owa Dengara. Gdyby przysz³o co do czego i gdyby musia³a siê
rozstaæ z Bob¹ Fettem a wszystko wskazywa³o na to, ¿e prêdzej
czy póniej tak siê stanie taki sprzymierzeniec jak Dengar nie na
wiele jej siê przyda. Fett bez wiêkszego trudu by³by w stanie wy-
eliminowaæ ich oboje.
Teraz by³o dla niej zupe³nie jasne, dlaczego Dengar chce ze-
rwaæ z profesj¹ ³owcy nagród. Po prostu nie ma do tego ikry,
westchnê³a, wspó³czuj¹co krêc¹c g³ow¹. Ikry i oczywistego braku
emocji, jakimi móg³ siê pochwaliæ Boba Fett. Ju¿ niech lepiej Den-
gar odwiesi broñ na ko³ek, odrzuci nêdzne resztki ambicji i osi¹dzie
46
na jakiej zapad³ej planecie ze swoj¹ ukochan¹ Manaroo, zanim
go zabij¹ albo zanim siê ca³kiem rozsypie ze strachu.
Teraz, kiedy pods³ucha³a rozmowê Dengara i Boby Fetta,
Neelah mia³a ju¿ w³asn¹ teoriê co do dalszego przebiegu spraw.
Muszê wszystko zrobiæ sama, dosz³a do wniosku. Dok¹dkolwiek
leci Wciek³y Pies i cokolwiek ich tam czeka. Musi nawet zadbaæ
o uratowanie ¿ycia w³asnego i Dengara brak uczuæ w g³osie Boby
Fetta wskazywa³, ¿e ³owcy niezbyt zale¿y na ich prze¿yciu. Dengar
mo¿e da³ siê nabraæ na te bzdury o partnerstwie, ale ona nie. I nie
wyrazi³a na nie zgody. Jeli o ni¹ chodzi³o, wci¹¿ by³a wolnym strzel-
cem i jedyn¹ skór¹, o jakiej ca³oæ musia³a dbaæ, by³a jej w³asna.
G³ówny problem polega³ jednak na tym, ¿e nie wiedzia³a, czy-
ja naprawdê jest ta skóra. Nie znam nawet mojego prawdziwego
imienia, myla³a z gorycz¹. Musi je poznaæ, a tak¿e wszystko, co
siê z nim wi¹¿e: historiê, przyjació³, wrogów; wiedzieæ, kogo mo¿e
poprosiæ o pomoc i otrzymaæ j¹, a kto poder¿n¹³by jej gard³o w se-
kundê, gdyby tylko wiedzia³, ¿e ca³a i zdrowa umknê³a z planety
Tatooine. Mia³a pewne podejrzenia, posk³adane bardziej na pod-
stawie rozumowania ni¿ rzeczywistej informacji. Ktokolwiek ulo-
kowa³ j¹ w pa³acu Jabby, tego nale¿a³o siê strzec. A mo¿e nie jed-
nej istoty, tylko kilku? Mo¿e to ca³y spisek, kombinacja mrocznych
si³, które siê przeciwko niej sprzysiêg³y?
Pewnie mieli swoje powody, aby wyczyciæ jej pamiêæ, wy-
kasowaæ z mózgu ca³¹ przesz³oæ, przebraæ za zwyk³¹ tancerkê
i zamkn¹æ w fortecy jednego z najwiêkszych ³ajdaków na wszyst-
kich znanych wiatach.
Byæ mo¿e Jabba wiedzia³, jaka tajemnica kryje siê za jej obec-
noci¹ w pa³acu, ale teraz to i tak nie mia³o znaczenia. Jabba nie
¿y³ i wszystkie sekrety, jakie ukrywa³ ten odra¿aj¹cy limak, umar³y
wraz z nim.
Z przesz³oci pozosta³o jej w³aciwie tylko jedno wspomnie-
nie, które opar³o siê procesowi kasowania pamiêci. Nawet nie wspo-
mnienie, lecz obraz. ¯adnego g³osu, ¿adnych s³ów, ¿adnych, na-
wet najbardziej fragmentarycznych danych. Ten, kto dokona³
kasowania, by³ wyj¹tkowo dok³adny. Byæ mo¿e lepiej by³oby dla
niej, gdyby i ten ostatni strzêp informacji równie¿ zosta³ jej ode-
brany. Obraz, który przechowa³ siê w zniszczonej pamiêci Neelah,
przedstawia³ twarz. A raczej nie twarz. Maskê. Obraz w¹skiego
wizjera he³mu Boby Fetta, ukrywaj¹cego pod twardym, nieludz-
kim spojrzeniem ¿yw¹ twarz
47
Widzia³a tê zamaskowan¹ twarz w pa³acu Jabby. Ju¿ wtedy
ten widok napawa³ j¹ lêkiem i gniewem. Neelah czu³a, ¿e ³owca
nagród nie tylko pilnuje Hutta, choæ w³anie do tego zosta³ wyna-
jêty Jabba by³ jednym z niewielu stworzeñ w galaktyce, które
mia³y doæ pieniêdzy, by pozwoliæ sobie na us³ugi Boby Fetta
lecz równie¿ realizuje jaki w³asny plan. Przychodzi³ i wychodzi³
z pa³acu w niewiadomym celu, choæ zawsze mo¿na by³o liczyæ na
to, ¿e bêdzie pod rêk¹ w chwili kryzysu. Tak by³o na przyk³ad
w chwili, gdy ksiê¿niczka Leia Organa, przebrana za ubeskiego
³owcê nagród, ¿¹daj¹c nagrody za doprowadzenie Wookiego, pod-
sunê³a mu pod nos uaktywniony detonator termiczny. Boba Fett
momentalnie uniós³ rusznicê laserow¹ do pozycji strza³u, choæ po-
zostali ochroniarze w tym samym czasie rzucili siê do ucieczki.
Wtedy nikt nie zgin¹³, choæ nie sta³o siê to z powodu zanie-
dbania ze strony Boby Fetta. Jabba wyp³aci³ nagrodê i przebrana
ksiê¿niczka wy³¹czy³a detonator. Gdyby sta³o siê inaczej, z pa³acu
Jabby pozosta³yby wy³¹cznie ruiny i zgliszcza. Neelah by³a jednak
pewna, ¿e Boba Fett prze¿y³by zag³adê. Zawsze uchodzi³ z ¿y-
ciem, niewa¿ne, ile stworzeñ ginê³o wokó³ niego.
Co dziwniejsze, czu³a, ¿e ona tak¿e by nie zginê³a, cokolwiek
by siê sta³o. Niechby ogieñ poch³on¹³ wszystko, pomyla³a. Ona
wysz³aby ca³o, nietkniêta, wyniesiona w bezpieczne miejsce przez
Bobê Fetta. Kogó¿ by innego?
Nie w¹tpi³a te¿, ¿e takie w³anie by³o znaczenie szczególnego
zainteresowania, jakim obdarza³ j¹ Boba Fett w pa³acu Jabby. Nie
potrzebowa³a wiele czasu, ¿eby zorientowaæ siê, co siê wiêci. Za
ka¿dym razem, gdy ³owca nagród wraca³ ze swoich tajemniczych
wypraw, zwraca³ os³oniêt¹ he³mem twarz w jej stronê, jakby chcia³
siê upewniæ, ¿e jest bezpieczna, ca³a i zdrowa.
Nie by³o to ³atwe zadanie w tak krwawym miejscu jak ten
pa³ac, gdzie ka¿dy ³otr i nêdznik pochwala³ zami³owanie Jabby do
zadawania cierpienia innym stworzeniom. Jabba nie mierzy³ swo-
jego bogactwa wy³¹cznie liczb¹ kredytów spoczywaj¹cych w mrocz-
nych lochach skarbca, lecz równie¿ miar¹ cierpieñ i mierci, jakie
zadawa³ i jakimi siê rozkoszowa³, niczym wij¹cymi siê ¿ywymi
k¹skami, które wpycha³ maleñkimi r¹czkami do ogromnej, pozba-
wionej warg paszczy. Podw³adni Jabby przewa¿nie pracowali u nie-
go za niewielkie pieni¹dze co Huttowi bardzo odpowiada³o lecz
w zamian mogli bez przeszkód dawaæ upust swoim okrutnym upodo-
baniom.
48
Biedna Oola, jedna z naj³adniejszych tancerek w pa³acu, by³a
zarezerwowana dla Jabby. Symbolem tego by³ cieniutki ³añcuch,
na którym j¹ trzyma³. Nie dla mnie, pomyla³a Neelah, dotykaj¹c
d³oni¹ twarzy. Pod palcami czu³a zagojon¹ ju¿ bliznê po ranie za-
danej pik¹ jednego z gamorreañskich stra¿ników, gdy próbowa³a
uciec. Nawet gdyby stêpione ¿elazo nie rozora³o jej wówczas skó-
ry na szczêce i policzku, nigdy nie mia³aby tej delikatnej, kruchej
urody co Oola. Przy sadystycznych upodobaniach Jabby do ogl¹-
dania piêkna okrutnie rozszarpywanego na krwawe strzêpy prze-
ciêtna uroda by³a dla Neelah b³ogos³awieñstwem przez ca³y jej
pobyt w pa³acu. Widywa³a piêkniejsze od siebie kobiety rzucane
na ¿er ulubionemu rankorowi Jabby, s³ysza³a ich krzyki dochodz¹-
ce krótko z wnêtrza jamy, podczas gdy rozentuzjazmowane s³ugu-
sy Jabby t³oczy³y siê wokó³ kraty, najwyraniej raduj¹c siê wido-
kiem jatki tak samo jak ich pan.
Istnia³a jednak jeszcze inna przyczyna d³ugiego ¿ycia Neelah
w grubych cianach pa³acu Jabby. Pierwsze przeb³yski podejrzeñ
szybko przerodzi³y siê w ca³kowit¹ pewnoæ. To on, myla³a. To
Boba Fett. Znów podnios³a wzrok, spogl¹daj¹c w kierunku kokpitu
Wciek³ego Psa. Z ukrytym pod he³mem ³owc¹ nagród ³¹czy³a j¹
niewidzialna wiê. Ta sama tajemnicza wiê ³¹czy³a ich przedtem
w pa³acu Jabby. Pomiêdzy ni¹, zwyk³¹ tancerk¹, a najgroniejszym,
najbardziej szanowanym ³owc¹ nagród w ca³ej galaktyce nigdy nie
pad³o ani jedno s³owo przynajmniej tak jej podpowiada³a znisz-
czona pamiêæ a jednak ju¿ wtedy wiedzia³a, ¿e Boba Fett nad
ni¹ czuwa. Wiedzia³a zatem, ¿e nie mo¿e jej siê staæ ¿adna krzyw-
da a przynajmniej nie ta najgorsza. ¯ycie w pa³acu Jabby pe³ne
by³o licznych i bardzo wymylnych przykroci, które sprawia³y, ¿e
wraz z innymi tancerkami nieraz zastanawia³a siê nad tym, czy
szybkie zwolnienie z pracy via pieczara rankora nie by³oby jednak
najlepszym wyjciem.
W pewnym momencie jednak Neelah zorientowa³a siê, ¿e ona
nie ma takiego wyboru. Mia³a stra¿nika lub kogo w tym rodza-
ju. Uwa¿na i milcz¹ca obserwacja Boby Fetta nie obejmowa³a
wy³¹cznie jego huttyjskiego pracodawcy.
Co by siê sta³o, gdyby Jabba zechcia³ rzuciæ mnie na po¿arcie
rankorowi? leniwie zastanawia³a siê Neelah. Dobre pytanie, na-
wet jeli mieræ Jabby uczyni³a je retorycznym. Podejrzewa³a, ¿e
odpowied zale¿a³a od tego, jakie znaczenie mia³a dla ³owcy na-
gród. Czy uwa¿a³ j¹ za tak wa¿n¹, ¿e zdecydowa³by siê dla niej
49
wtr¹ciæ w rozrywki Jabby? Tak wa¿n¹, ¿e w razie potrzeby podniós³-
by laserow¹ rusznicê i wycelowa³ w obwis³¹, szerok¹ gêbê Jabby,
nakazuj¹c mu grobowym g³osem, aby zostawi³ Neelah w spokoju?
Nie by³a tego pewna nawet teraz. Boba Fett rozgrywa³ jak¹
skomplikowan¹ grê, w której wartoæ pionków na planszy zmie-
nia³a siê równie szybko, jak sytuacja strategiczna. W ka¿dym razie
zainteresowanie, jakie jej okazywa³ w pa³acu Jabby, na pewno nie
wynika³o z mi³oci. Fett zapewni³ a ona mu uwierzy³a z ca³ego
serca ¿e ¿ycie innych istot nie ma dla niego najmniejszego zna-
czenia. Nawet jeli przewozi³ twardy towar, jak okrelano w fa-
chowym slangu ³owców nagród zak³adników z wyznaczonymi ce-
nami za ich g³owy, prze¿ywali oni tak¹ podró¿ wy³¹cznie dlatego,
¿e ci, którzy wyk³adali kredyty za ich schwytanie, z regu³y wiêcej
p³acili za ¿ywy towar ni¿ za martwy.
A ile ja jestem warta? to pytanie przeladowa³o j¹ bez prze-
rwy. Tyle, co ka¿dy towar. Jej wartoæ dla Boby Fetta, przyczyny,
dla których tak bardzo zale¿a³o mu, aby prze¿y³a w pa³acu Jab-
by do tej pory jeszcze nie umia³a sobie tego posk³adaæ w jedn¹
ca³oæ. Gdyby mia³ interes w tym, ¿eby j¹ utrzymaæ przy ¿yciu
a na pewno mia³ ku temu jakie swoje powody niekoniecznie
musia³y one byæ korzystne równie¿ dla niej.
Pojawi³o siê jeszcze jedno, o wiele bardziej niepokoj¹ce pyta-
nie. Co siê stanie, kiedy te powody przestan¹ istnieæ? zastana-
wia³a siê Neelah. Kiedy jej ¿ycie przestanie mieæ jak¹kolwiek war-
toæ dla Boby Fetta, nie nale¿y siê spodziewaæ, ¿e ³owca nagród
zachowa j¹ przy sobie z czystego sentymentu. Dla Jabby by³a wy-
³¹cznie tancerk¹ nie mia³a w¹tpliwoci, widz¹c, jak pionowe re-
nice jego oczu zwê¿aj¹ siê na jej widok z t¹ sam¹ z³oliw¹, de-
struktywn¹ ¿¹dz¹, jak¹ w jego oliz³ym sercu wzbudza³y wszystkie
piêkne przedmioty. Boba Fett nie pozbêdzie siê jej dla przyjemno-
ci, jak¹ sprawi³oby mu ogl¹danie cierpienia innej istoty, lecz dla
zimnych, twardych kredytów. Neelah nie uwa¿a³a, ¿eby taki uk³ad
by³ lepszy. Tak czy owak, skoñczê jako zw³oki, stwierdzi³a z gory-
cz¹.
Oczywicie, mo¿liwe by³o jeszcze inne wyjcie. Ma³o praw-
dopodobne, ale lepsze ni¿ tamto. A jej podoba³o siê o wiele bar-
dziej. Kto skoñczy jako nieboszczyk, ale na pewno nie ja
pokiwa³a g³ow¹ w zadumie.
Nie musia³a robiæ zbyt wiele. Jeli kiedy przyjdzie moment
ostatecznej konfrontacji, wynajmie tego najlepszego ³owcê nagród
4 Spisek Xizora
50
w ca³ej galaktyce, tê maszynê do zabijania, której wszyscy siê bali.
Wynajmie go, a potem usunie.
Tylko ¿e to nie bêdzie takie ³atwe.
Dziwna rzecz, ale mimo ma³ych szans powodzenia ju¿ siê na
to cieszy³a.
Bieg myli Neelah przerwa³ brzêk czyich butów na drabince ³¹-
cz¹cej ³adowniê przyw³aszczonego przez nich Wciek³ego Psa z kok-
pitem. Neelah rzuci³a siê zamkn¹æ panel dostêpu do obwodów komuni-
kacyjnych, ale z ulg¹ stwierdzi³a, ¿e to tylko Dengar schodzi w dó³.
Niez³a robota rzuci³a. Skrzy¿owa³a ramiona na piersi i ob-
rzuci³a go spojrzeniem. Bardzo ³adnie. Pozwoli³e, ¿eby ciê po-
depta³ i rozsmarowa³ na pod³odze, nie ma co!
Dengar zeskoczy³ z ostatniego stopnia.
O czym ty mówisz?
Chod tutaj. Nie obchodzi³o jej, czy Dengar siê dowie, ¿e
pods³uchiwa³a ich rozmowê w kokpicie. Kciukiem wskaza³a na od-
s³oniête okablowanie i niewielkie urz¹dzenie pods³uchowe, które zna-
laz³a w szafce z czêciami zamiennymi i w³¹czy³a w obwód. S³y-
sza³am wszystko, co mówi³e. I wszystko, co ci odpowiada³ Boba
Fett. Neelah powoli pokrêci³a g³ow¹. Nie powiem, ¿ebym by³a
wstrz¹niêta do g³êbi. W ka¿dym razie nie tob¹.
Dengar powoli wypuci³ z p³uc zbyt d³ugo wstrzymywany od-
dech i opad³ ciê¿ko na metalow¹ ³aweczkê pod cian¹ ³adowni.
To twardy klient. Ramiona ³owcy nagród zgarbi³y siê w kla-
sycznej pozycji klêski. Ten facet móg³by byæ równie dobrze zbu-
dowany z durastali, od skóry po serce. Jeli je w ogóle ma.
A czego siê spodziewa³e?
Dengar wzruszy³ ramionami.
Pewnie tego, co dosta³em.
Ty idioto mruknê³a Neelah. To znaczy, co w³aciwie
chcia³e osi¹gn¹æ? Jakie mia³e plany, kiedy zaczyna³e rozmawiaæ
z Fettem?
Plany? twarz Dengara przybra³a nieobecny wyraz. Te-
raz chyba nawet nie umia³bym ci powiedzieæ.
wietnie. G³os Neelah a¿ ocieka³ pogard¹. Prawdopo-
dobnie idziemy na pewn¹ mieræ, a jedyny sprzymierzeniec, na
którego mog³abym liczyæ, jest kompletnie odmó¿d¿ony.
Hej ³owca nagród wyprostowa³ siê gwa³townie. Mylisz,
¿e ³atwo co wydobyæ z Boby Fetta, to sama spróbuj! Poczekam
tu na ciebie i popatrzê, jak spe³zasz z tej drabinki!
51
Spokojnie. Przepraszam, w porz¹dku? Jakby by³o jej ma³o
w³asnych problemów, teraz jeszcze musia³a przejmowaæ siê zra-
nionymi uczuciami tego przewra¿liwionego typa. Przypomnia³a
sobie, ¿e Boba Fett nie mia³ ¿adnych wra¿liwych punktów. Dla-
czego Dengar nie mo¿e byæ taki sam?
S³uchaj powiedzia³a. Musimy siê trzymaæ razem: ty i ja.
Dlaczego? Dengar spojrza³ na ni¹ podejrzliwie. Co ja
z tego bêdê mia³? To znaczy z tego, ¿e bêdê siê ciebie trzyma³. Ju¿
mam jednego partnera, Bobê Fetta. To znacznie wiêcej warte ni¿
stowarzyszanie siê z kim takim jak ty.
Doprawdy? Z trudem powstrzyma³a gorzki umiech roz-
czarowania. I dlatego by³e tam na górze z Bob¹ Fettem? Oma-
wialicie wasze plany jak prawdziwi partnerzy znów pokrêci-
³a g³ow¹. Mog³abym to zawrzeæ w jednym zdaniu: s¹ partnerzy
i partnerzy. A ty zdecydowanie nale¿ysz do tych ostatnich.
Tak? To znaczy do jakich?
Jednorazowego u¿ytku odpar³a. Tak samo zreszt¹ jak
i ja. Tyle tylko, ¿e ja nie mam ¿adnych z³udzeñ. Zatoczy³a rêk¹
kr¹g, wskazuj¹c rozmaite fragmenty urz¹dzeñ, zwisaj¹ce ze cian
³adowni statku. Widzisz to wszystko? Kiedy nale¿a³o do kogo
innego. Tamten ³owca nagród
Bossk. Tak siê nazywa³ skin¹³ g³ow¹ Dengar. I masz
racjê: to by³ jego statek.
Wszystkie urz¹dzenia kontrolne i uchwyty mia³y kszta³t od-
powiedni raczej dla stworzenia obdarzonego pazurami ni¿ dla hu-
manoida. Niektóre urz¹dzenia, które Neelah musia³a obejmowa³
obiema d³oñmi, zapewne zginê³yby w jednej ³apie Bosska.
I popatrz, co mu siê przytrafi³o. Neelah ruchem g³owy
wskaza³a kokpit na górze. Zobacz, co z nim zrobi³ Boba Fett.
Jasne, ¿e to by³o ³atwe, przynajmniej dla niego. A ten Bossk
s³ysza³am o nim, to te¿ by³ twardy klient.
Trandoszañski ³owca pojawi³ siê kilka razy w pa³acu Jabby,
kiedy pracowa³a tam jako tancerka; s³ysza³a, jakie opowieci o nim
kr¹¿y³y. Wynika³o z nich, ¿e Bossk wprawdzie nie by³ geniuszem,
ale okrucieñstwo i upór zastêpowa³y wszelkie braki pod czaszk¹.
A Fett i tak zdo³a³ go przekrêciæ w ty³ i w przód, i jeszcze
na lew¹ stronê i wys³aæ do domu na piechotê.
Masz racjê, to wymaga³o sporo talentu zgodzi³ siê Den-
gar, opieraj¹c d³oñ o zimn¹ durastalow¹ cianê za plecami. Wcie-
k³y Pies by³ dum¹ i radoci¹ Bosska. I czym jeszcze wiêcej: jego
52
broni¹, sposobem na ¿ycie. Nie sprzeda³by tego statku za ¿adne
pieni¹dze.
Widocznie Boba Fett ma swoje sposoby na ubijanie intere-
sów unios³a jeden k¹cik warg w pozbawionym weso³oci umie-
chu. Tym gorzej dla osoby po drugiej stronie. I tym gorzej dla
ciebie.
Co masz na myli?
Daj spokój odpar³a. Nie b¹d wiêkszym g³upcem, ni¿
naprawdê musisz. Nie widzisz tego? Ta ma³a konferencja w kokpi-
cie powinna ci uzmys³owiæ, na czym polega twoje partnerstwo z Bob¹
Fettem. Jeli da³e siê nabraæ na ten numer z partnerami, jeste jesz-
cze gorszym idiot¹, ni¿ to siê wydaje na pierwszy rzut oka.
Twarz Dengara zachmurzy³a siê gronie.
Mocne s³owa jak na kogo, kto nie ma w galaktyce ani jed-
nej przyjaznej duszy.
A to siê jeszcze zobaczy, pomyla³a Neelah. O ile wiedzia³a,
nawet mimo zrujnowanej pamiêci, mog³a mieæ przyjació³, i to
potê¿nych, którzy zrobi¹ dla niej wszystko i by³y ich legiony.
Mo¿e w³anie w tej chwili jej szukaj¹. Jeli uwa¿aj¹, ¿e wci¹¿
¿yjê, pomyla³a. Wszystko zale¿a³o od tego, jakie okolicznoci
doprowadzi³y j¹ do ugrzêniêcia na tak zapad³ej dziurze jak Ta-
tooine.
By³a to myl, która nieustannie zaprz¹ta³a jej umys³. Teraz nie
mia³a jednak doæ czasu, ¿eby j¹ rozpamiêtywaæ. Mia³a wa¿niej-
sze sprawy na g³owie.
Przepraszam, nie jeste idiot¹. Te proste s³owa tr¹ci³y g³ê-
boko ukryt¹ cechê charakteru Neelah, która przetrwa³a nawet ka-
sowanie pamiêci. Nie pasowa³y do niej: to inne istoty mia³y j¹
przepraszaæ, czy mia³y racjê, czy nie. Czu³a, ¿e taka jest w³aciwa
kolej rzeczy. Jednak teraz sytuacja, w jakiej siê znalaz³a, wymu-
sza³a ca³kiem inne metody dzia³ania.
Musisz zrozumieæ. Neelah usiad³a obok Dengara na w¹-
skiej ³aweczce, która z trudem mieci³a ich oboje. Ramieniem i udem
opiera³a siê o niego, a ciep³o ich cia³ miesza³o siê przez grube, funk-
cjonalne ubrania. To wa¿ne doda³a, spuszczaj¹c wzrok, ¿eby
spojrzeæ mu w oczy. Ty i ja musimy trzymaæ siê razem. Jeli
chcemy prze¿yæ.
Dengar cofn¹³ siê, mierz¹c j¹ podejrzliwym spojrzeniem.
Ja prze¿yjê rzek³ po chwili milczenia. Potrafiê siê sob¹
zaopiekowaæ do tej pory przynajmniej mi siê to udawa³o.
53
Teraz to co innego odrzek³a cicho, ale z naciskiem. Sytu-
acja jest inna ni¿ wszystko, w co kiedykolwiek by³e zamieszany.
Mo¿e wzruszy³ ramionami. Ale jeli masz obawy, co
siê z tob¹ stanie, to wy³¹cznie twój problem. Mam doæ w³asnych
na g³owie.
Neelah poczu³a przemo¿n¹ chêæ, ¿eby z³apaæ jaki porz¹dny
kawa³ z³omu i mocno przy³o¿yæ w zakuty ³eb temu g³upiemu bru-
talowi. Jej miênie naprê¿y³y siê, ale zdo³a³a opanowaæ impuls.
S³uchaj powtórzy³a. Pochyli³a siê bli¿ej i po³o¿y³a d³oñ na
kolanie Dengara. Nie chodzi wcale o twoje prze¿ycie, stawka
jest ca³kiem inna. Jasne? Gdyby troszczy³ siê wy³¹cznie o zacho-
wanie w ca³oci w³asnej skóry, znalaz³by ju¿ sposób na to, ¿eby
siê st¹d ewakuowaæ i to tak daleko od Boby Fetta i ode mnie, jak
to tylko mo¿liwe. I by³oby to bardzo m¹dre posuniêcie z twojej
strony.
Dengar w dalszym ci¹gu spogl¹da³ podejrzliwie. Nie cofn¹³ siê
jednak przed jej dotkniêciem. To ju¿ by³ postêp. A przynajmniej
tak siê Neelah wydawa³o.
Jasne, ¿e m¹dre zgodzi³ siê Dengar.
Ale ty d¹¿ysz do czego, prawda? Chcesz u³o¿yæ sobie nowe
¿ycie z Manaroo.
Mia³a mnóstwo czasu na Tatooine, kiedy oboje z Dengarem
czuwali nad nieprzytomnym Bob¹ Fettem, powoli przychodz¹cym
do siebie po ranach, jakie odniós³ w bebechach Sarlaka, by us³y-
szeæ o nadziejach i marzeniach Dengara na przysz³oæ. Przysz³oæ,
która mia³a przynieæ mu ma³¿eñstwo z ukochan¹ Manaroo i po-
rzucenie niebezpiecznego zajêcia ³owcy nagród jednak pod wa-
runkiem, ¿e uda mu siê zebraæ wystarczaj¹c¹ kwotê, by sp³aciæ
d³ugi i rozpocz¹æ nowe ¿ycie u boku Manaroo. A jedynym sposo-
bem, w jaki móg³ to osi¹gn¹æ, by³o podjêcie najwiêkszego z mo¿li-
wych ryzyka. Musia³ nie tylko pozostaæ na razie ³owc¹ nagród, ale
jeszcze zwi¹zaæ siê z najbardziej przera¿aj¹cym i zdradzieckim
przedstawicielem tej profesji w ca³ej galaktyce. Neelah widzia³a
doskonale pu³apkê, w jakiej znalaz³ siê Dengar. Boba Fett móg³by
rzeczywicie staæ siê jego sposobem na porzucenie zawodu ³owcy
nagród i drog¹ w jasn¹, wietlan¹ przysz³oæ, jak¹ pragn¹³ zbudo-
waæ dla siebie i Manaroo. Ale Fett móg³ równie¿ byæ pu³apk¹ bez
wyjcia: sieci¹ spisków i intryg, z której mo¿na uciec tylko po-
przez mieræ mieræ Dengara. Byæ mo¿e wróci do swojej uko-
chanej jako nieboszczyk.
54
Nie mo¿esz zaufaæ Bobie Fettowi powiedzia³a Neelah,
przysuwaj¹c twarz do twarzy Dengara. Jego nic nie obchodzi
szczêcie twoje i Manaroo.
Nie oczekujê czego takiego z jego strony sztywno
i ostro¿nie odpar³ Dengar. Jest biznesmenem.
Gdyby tak by³o naprawdê, bylibymy bezpieczni. Ale on
jest kim wiêcej. Neelah postuka³a palcem wskazuj¹cym w ko-
lano Dengara. Partnerstwa z prawdziwymi biznesmenami na ka¿-
dej planecie zawi¹zywane s¹ codziennie, tak siê prowadzi intere-
sy
Czy¿by? Dengar wydawa³ siê rozbawiony jej s³owami.
Wydajesz siê wiedzieæ o tych sprawach bardzo du¿o jak na kogo,
kto nie ma innych wspomnieñ ni¿ praca tancerki w pa³acu Hutta
Jabby.
Nie trzeba mieæ wspomnieñ odpar³a ¿eby wiedzieæ, jak
siê to robi.
W przypadku Dengara nawet nietkniêta pamiêæ niewiele po-
maga³a.
Musisz tylko byæ sprytny i s³uchaæ. Daj spokój, przyznaj
siê, gdyby Boba Fett by³ zainteresowany posiadaniem partnera, na
pewno zwi¹za³by siê z innym ³owc¹ nagród.
Na przyk³ad?
Praktycznie z ka¿dym wzruszy³a ramionami Neelah.
Móg³ z³o¿yæ ofertê Bosskowi. Na pewno przeszliby do porz¹dku
dziennego nad dziel¹cymi ich ró¿nicami, gdyby oznacza³o to dla
nich dobry interes. Sam mówi³e, ¿e tylko to interesuje Bobê Fet-
ta. A Bossk podobno jest najtwardszym i najokrutniejszym ³owc¹
nagród w galaktyce, oczywicie po Bobie Fetcie. Ta dwójka stwo-
rzy³aby niepokonan¹ dru¿ynê. Oczy Neelah zwêzi³y siê w szpar-
ki, gdy obserwowa³a reakcjê Dengara na swoje s³owa. Z czego
siê miejesz?
Przepraszam wzgardliwy umiech pozosta³ na twarzy
Dengara. Ale taka ignorancja po prostu mnie bawi. Mo¿e dla
ciebie brak pamiêci nie jest ¿adn¹ przeszkod¹, ale dla innych jest.
Istnieje wiele istot rozumnych, zw³aszcza wród ³owców nagród,
które wiedz¹ wiêcej o ¿yciu osobistym Boby Fetta ni¿ ty.
Neelah poczu³a gwa³town¹ wciek³oæ. Nie pierwszy raz prze-
¿ywa³a to uczucie. Mo¿e i by³a inteligentniejsza od Dengara, mo¿e
nawet od Boby Fetta, ale wci¹¿ znajdowa³a siê na straconej pozy-
cji. Muszê domylaæ siê rzeczy, które oni ju¿ wiedz¹, zauwa¿y³a
55
nie po raz pierwszy. Galaktyka, która otacza³a ich w tym maleñ-
kim b¹belku skradzionego statku, by³a ogromna. Neelah mia³a
mnóstwo bia³ych plam do wype³nienia informacjami, zanim do-
równa poziomem najwiêkszemu ignorantowi z najbardziej zapa-
d³ej dziury wszechwiata.
Ukradli mi nie tylko pamiêæ, myla³a z gorycz¹. Ukradli moj¹
zdolnoæ moje mo¿liwoci przetrwania.
By³ to jeszcze jeden powód, ¿eby przeci¹gn¹æ Dengara na
swoj¹ stronê, przynajmniej na jaki czas. Mog³a go wykorzystaæ
zarówno jako sprzymierzeñca, jak i ród³o informacji, dopóki sama
nie bêdzie w stanie odnaleæ i dopasowaæ brakuj¹cych czêci, jak-
by uk³ada³a wewn¹trz czaszki prymitywn¹, dwuwymiarow¹ uk³a-
dankê.
Wiedzia³a, ¿e posz³oby jej ³atwiej nie trzeba byæ geniuszem,
by na to wpaæ gdyby Dengar nie mia³ ju¿ swojej Manaroo. To
bardzo komplikowa³o sprawê, a zw³aszcza wyklucza³o niektóre
rodzaje strategii, jakich Neelah mog³aby u¿yæ, aby przeci¹gn¹æ go
na swoj¹ stronê. To musi byæ prawdziwa mi³oæ, stwierdzi³a. Prze-
konywa³a siê o tym coraz bardziej im wiêcej s³ysza³a o planach
Dengara na temat wspólnego ¿ycia z Manaroo, gdy ju¿ uda mu siê
odejæ z zawodu ³owcy nagród i pozbyæ siê ci¹¿¹cego na nim d³u-
gu. Oczywiste uwielbienie Dengara dla tej kobiety w koñcu spe-
cjalnie wys³a³ j¹ jak najdalej, aby uchroniæ od niebezpieczeñstwa
budzi³o w Neelah zazdroæ i frustracjê.
W pa³acu Jabby znajdowa³a sposoby musia³a je znajdowaæ
by uczyniæ ¿ycie ³atwiejszym. Sposoby, przy których wykorzysty-
wa³a swoj¹ fizyczn¹ atrakcyjnoæ. Nie ka¿de mêskie stworzenie
w tej jaskini nieprawoci reagowa³o na kobiec¹ urodê niepohamo-
wan¹ ¿¹dz¹ zniszczenia jej w mo¿liwie najbardziej krwawy spo-
sób. Niektórzy z podw³adnych Jabby byli niemal ¿a³oni, gdy gor-
liwie zabiegali o najs³abszy umiech Neelah czy którejkolwiek
z tancerek, przekupuj¹c je jadalnymi k¹skami zwêdzonymi w pa-
³acowej kuchni. Jeszcze lepsz¹ ³apówk¹ by³a ochrona przed zaku-
sami co bardziej krwio¿erczych mêtów, zatrudnianych przez nie-
wiêtej pamiêci Jabbê. Neelah wprawdzie szybko zda³a sobie sprawê
z czujnego spojrzenia Boby Fetta, ale mimo to by³a wdziêczna za
ka¿de dodatkowe zabezpieczenie, jakie uda³o jej siê wycyganiæ od
wielorasowej s³u¿by pa³acowej.
Teraz jednak, kiedy potrzebowa³a tego bardziej ni¿ kiedykol-
wiek, by³a sama. I to w³anie j¹ frustrowa³o. Ju¿ siê zorientowa³a,
56
¿e nie ma szans zast¹piæ nieobecnej Manaroo w uczuciach Denga-
ra. O ile to w ogóle mo¿liwe, by³ bardziej zakochany w swojej
narzeczonej teraz, ni¿ kiedy statek Boby Fetta Niewolnik I wzniós³
siê z Morza Wydm na Tatooine. I jeszcze bardziej pragn¹³ zorgani-
zowaæ dla nich wspólne ¿ycie w jakim zacisznym zak¹tku galak-
tyki, z dala od melin i siedlisk zbrodni, do których by³ przyzwy-
czajony. Manaroo ju¿ odmieni³a jego ¿ycie, tak czy inaczej. Neelah
to widzia³a. Nawet z daleka od pok³adu Wciek³ego Psa stano-
wi³a niepewny element kalkulacji Neelah. A co gorsza, chocia¿
twardo postanowi³ zakoñczyæ dzia³alnoæ jako ³owca nagród, Den-
gar wci¹¿ jeszcze mia³ w sobie doæ okrucieñstwa najemnika,
aby wszystko utrudniæ. Jeli dojdzie do wniosku, ¿e to lepiej dla
niego i Manaroo, pozbêdzie siê mnie w ci¹gu kilku sekund, myla-
³a Neelah.
A zatem sztuczka polega³a na przekonaniu Dengara, ¿e droga
do przysz³oci i wymarzonego ¿ycia z ukochan¹ wiedzie wprost
przez plan Neelah. Mia³a ju¿ nawet pomys³, jak zagniedziæ tê ideê
w jego umyle. A zatem starannie panowa³a nad gniewem, który
tli³ siê w jej sercu niczym iskra rzucona w such¹ hubkê. Przynaj-
mniej na razie.
I tu mnie masz powiedzia³a, moduluj¹c odpowiednio g³os.
Oczywicie, s¹ sprawy, w których ty siê orientujesz, a ja nie. Na-
wet przedtem zanim mi to zrobili dotknê³a czubkami palców
skroni na pewno wiedzia³e takie rzeczy na temat Boby Fetta,
o jakich ja nigdy nawet nie s³ysza³am. To dlatego, ¿e ¿y³e w tym
wiecie. Jego wiecie.
To prawda Dengar skin¹³ g³ow¹ na znak zgody. Bar-
dziej to jego wiat ni¿ czyjkolwiek inny. Boba Fett go takim uczy-
ni³, krok po kroku. Gdyby zechcia³ gdyby to odpowiada³o jego
osobistym planom móg³by przej¹æ ca³y przemys³ ³owców na-
gród, zamiast zadowalaæ siê zadaniami, które przynios¹ mu naj-
wiêcej kredytów. Ze starej Gildii £owców Nagród pozosta³o jesz-
cze parê niedobitków, ale to nic w porównaniu z jej poprzedni¹
wietnoci¹. Zanim j¹ zniszczy³ rozbroi³ niczym tanie urz¹dze-
nie astronawigacyjne Boba Fett móg³ osobicie stan¹æ na czele
Gildii, gdyby chcia³ sobie tym zawracaæ g³owê.
Mówi³e mi co na temat Gildii £owców Nagród zaraz po
tym, jak Boba Fett pozby³ siê Bosska Neelah pogrzeba³a w pa-
miêci i znalaz³a przelotn¹ wzmiankê o Gildii, co, czego w³aciwie
nie warto by³o pamiêtaæ a przynajmniej do tej pory. Mówi³e
57
co o Bossku. I o Gildii. ¯e niesnaski pomiêdzy Bosskiem a Fet-
tem ci¹gn¹ siê ju¿ od bardzo dawna.
Pewnie odpar³ Dengar, opieraj¹c siê o cianê. Wydawa³
siê rozbawiony jej próbami siêgania po informacje z przesz³oci.
Ale to ¿aden sekret. Wszyscy o tym wiedz¹ a przynajmniej ci
wszyscy, którzy interesuj¹ siê ¿yciem ³owców nagród. Umiech-
n¹³ siê szerzej. Wiesz, nie ka¿dego to obchodzi. £owcy nagród
to nie s¹ najbardziej popularne istoty w galaktyce. A to jeszcze
jeden dobry powód, ¿eby rzuciæ ten fach. Cholernie trudno jest
wykazywaæ dobr¹ wolê, jeli wszyscy woko³o gor¹co ci ¿ycz¹,
¿eby ca³y twój gatunek upiek³ siê w laserowym ogniu.
Nie musisz mi tego mówiæ, pomyla³a Neelah. Zadawa³a siê
z ³owcami nagród od niedawna, ale ju¿ mia³a z nimi same problemy.
A zatem ta sprawa miêdzy Bob¹ Fettem a Bosskiem ma ju¿
swoj¹ historiê Neelah w napiêciu obserwowa³a Dengara, który
siedzia³ obok niej, jakby mog³a wyczytaæ z jego twarzy jakie do-
datkowe informacje. Czy to co osobistego?
Dengar rozemia³ siê.
Mo¿na to tak nazwaæ. Mo¿na powiedzieæ o tej dwójce roz-
maite rzeczy i wszystko to bêdzie prawda. A przynajmniej te naj-
gwa³towniejsze sprawy. Bossk ma do Boby Fetta urazê, która wy-
starczy na ca³e parseki, a ostatni numer z wymanewrowaniem go
z w³asnego statku ca³y ten wstyd na pewno nie poprawi sytu-
acji. Jeli Bossk nienawidzi³ Fetta do tej pory, to teraz zionie ogniem,
mo¿esz mi wierzyæ. Dengar potrz¹sn¹³ g³ow¹ Teraz widzisz,
jakim twardzielem jest Boba Fett. Gra w bardzo niebezpieczn¹
grê, pozwalaj¹c, by umkn¹³ mu wróg tak twardy i zdeterminowa-
ny jak Bossk. Trzeba naprawdê ufaæ swoim zdolnociom, ¿eby siê
choæ trochê nie zdenerwowaæ obecnoci¹ mordercy, który kr¹¿y
po galaktyce z twoim nazwiskiem na pierwszym miejscu listy spraw
do za³atwienia.
Có¿, to jego problem, nie nasz. Neelah zmarszczy³a brwi,
usi³uj¹c powi¹zaæ jeden kusz¹cy fragmencik informacji z drugim.
Niemo¿liwe, brakowa³o jej wci¹¿ jeszcze zbyt wielu elementów.
Elementów, od których mo¿e zale¿eæ jej plan i w³asne ¿ycie.
S³uchaj, musisz mi powiedzieæ
Dengar obejrza³ siê na ni¹ i uniós³ jedn¹ brew.
Co mianowicie?
Powiedz mi wszystko. Neelah nie mog³a powstrzymaæ
b³agalnego tonu. Wszystko, czego nie wiem.
58
To mo¿e zaj¹æ trochê czasu.
No dobrze, w takim razie tylko o Bossku i Bobie Fetcie.
Desperacko chwyta³a siê wszystkiego, ka¿dej informacji o przesz³o-
ci. Jeli jej w³asne ¿ycie, wszystko, co siê wydarzy³o przed pa³a-
cem Jabby, by³o dla niej tajemnic¹, mog³a przynajmniej dotrzeæ do
prawdziwych historii tych, którzy j¹ otaczali. Klucz, który otworzy³-
by przed ni¹ wszystkie mroczne sekrety a przynajmniej niektóre,
ukryte za zimnym, mrocznym spojrzeniem wizjera he³mu Boby Fet-
ta wart by³by dla niej bardzo wiele. Mo¿e wszystko, myla³a.
Niektóre sprawy ju¿ znasz. Dengar wykona³ niezdecydo-
wany gest, bardziej odnosz¹cy siê do punktu w czasie ni¿ w prze-
strzeni. Wiesz, z czasów, kiedy bylimy na Tatooine.
To prawda. Przez te wszystkie bezczynne godziny, kiedy cze-
kali na zmartwychwstanie Boby Fetta, mia³a doæ czasu, aby wy-
pe³niæ czêæ bia³ych plam. Przynajmniej tych, które odnosi³y siê
do historii Boby Fetta i Gildii £owców Nagród. Boba Fett wci¹¿
by³ taki sam jak niemiertelny, niezmienny twór ale Gildia ule-
g³a wielu zmianom. Pozosta³y z niej tylko nêdzne resztki po rozpa-
dzie, który by³ skutkiem skomplikowanych konspiracji i spisków.
Konspiracji, w których centrum sta³ zawsze Boba Fett. Miêdzy
³owcami nagród rozpêta³a siê prawdziwa wojna i nie wszyscy j¹
prze¿yli. A jeli o którym z nich mo¿na by³o powiedzieæ, ¿e tê
wojnê wygra³, by³ nim w³anie Boba Fett.
Dengar z upodobaniem snu³ wojenne opowieci. Wyczuwa³a
w jego g³osie podziw. Podziw dla Boby Fetta, dla bezlitosnej sku-
tecznoci jego dzia³añ i planów. Skutecznoci i okrucieñstwa, na ja-
kie Dengar nigdy nie potrafi³by siê zdobyæ. Nic dziwnego, ¿e da³ siê
nabraæ na ten gambit z partnerstwem, myla³a Neelah. Nawet bliski
mierci, na pó³ strawiony przez Sarlaka, le¿¹c na nagich ska³ach
Morza Wydm Tatooine, Boba Fett potrafi³ zg³êbiæ prymitywn¹ psy-
chikê swej ofiary. Zg³êbiæ i wykorzystaæ do w³asnych celów.
A to ju¿ by³o dla niej troszkê trudniejsze. Przynajmniej do tej
pory. Wiedzia³a jednak, ¿e cokolwiek Dengar jej powie na temat
Fetta, o jego wczeniejszych manewrach w wojnie miêdzy ³owca-
mi nagród, ujawni jej równie wiele szczegó³ów na temat samego
siebie. A to jej ca³kiem odpowiada³o. W ten sposób dowiem siê
wiele o nich obu, pomyla³a. I gdzie w tym zamieszaniu znajdzie
co, z czego bêdzie mog³a skorzystaæ
Masz racjê powiedzia³a na g³os. Znam czêæ tych histo-
rii. Dziêki tobie. A co z reszt¹?
59
Dengar przez chwilê przygl¹da³ siê jej w milczeniu, po czym
powoli skin¹³ g³ow¹.
Dobrze opar³ siê o cianê. S¹dzê, ¿e mamy czas. Choæ
wszystko zale¿y od tego, dok¹d siê wybieramy, prawda?
Boba Fett nie powiedzia³ tego ani mnie, ani tobie. Neelah
rozsiad³a siê wygodnie i skrzy¿owa³a ramiona na piersi. A zatem
równie dobrze mo¿esz zacz¹æ. Zobaczymy, dok¹d dojdziemy.
Na twarzy Dengara pojawi³ siê pó³umieszek.
Mo¿e w³anie dojdziemy do najlepszego momentu
Wszystkie s¹ najlepsze, pomyla³a Neelah. O ile dostanê to,
czego chcê.
S³ucha³a historii, któr¹ snu³ siedz¹cy obok niej ³owca.
60
R O Z D Z I A £
#
I WCZORAJ
T
U¯
PO
WYDARZENIACH
N
OWEJ
N
ADZIEI
Nigdy tu nie by³em powiedzia³ emisariusz Gildii £owców
Nagród. Choæ, oczywicie, opisywano mi to miejsce wiele razy.
Jak¿e mi pochlebia, ¿e by³em mimowolnym wiadkiem tej
uwagi. Kudar Mubat z³o¿y³ wzd³u¿ tu³owia kolejn¹ parê chity-
nowych, poroniêtych szczecin¹ nóg. Byæ tematem rozmów
w kuluarach intryg i potêgi galaktyki co za radoæ!
Z³o¿one soczewki pajêczarza z rozbawieniem przypatrywa³y
siê, jak emisariusz Gildii usi³uje unikn¹æ kontaktu z w³óknist¹
i ¿yw¹ struktur¹ sieci. G³upie stworzenie, pomyla³ Kudar
Mubat, bez trudu ukrywaj¹c odczuwan¹ weso³oæ, by nie pojawi-
³a siê na w¹skiej, trójk¹tnej twarzy. Pajêczarz mia³ nad niemal
wszystkimi innymi rozumnymi istotami Galaktyki nie byle jak¹
przewagê: potrafi³ czytaæ w ich mylach tak ³atwo, jak prymityw-
ne arkusze danych pisane atramentem na papierze, podczas gdy
jego w³asne emocje i kalkulacje pozostawa³y zakryte mask¹ ta-
jemnicy.
Kudar Mubat podejrzewa³, ¿e w³anie dlatego tak lubi³ mieæ
do czynienia z ³owc¹ nagród Bob¹ Fettem. W he³mie madaloriañ-
skiej zbroi, z mask¹ zaopatrzon¹ jedynie w w¹ski wizjer, Fett sta-
nowi³ dla niego nieustaj¹ce wyzwanie do rozszyfrowania i mani-
pulacji. Godny przeciwnik, duma³ pajêczarz. Nawet jeli jego
przeznaczeniem by³o przegraæ, uwik³aæ siê w wiêksz¹, niewidzial-
n¹, nie do pokonania pajêczynê
Musisz mi wybaczyæ, jeli siê wydajê nieco zak³opotany.
Emisariusz nazywa³ siê Gleed Otondon: jego gospodarz nie
potrafi³ okreliæ, z jakiego niegocinnego, nêdznego i zapad³ego
61
wiata pochodzi³, ale bez w¹tpienia wiat ten produkowa³ na koñ-
cu ³añcucha pokarmowego potê¿nych i doskonale wyposa¿onych
tubylców. Emisariusz sk³ada³ siê z musku³ów obleczonych w skó-
rzast¹ pow³okê i z naje¿onej rogatymi wyrostkami czaszki z tr¹b-
k¹. Zakoñczone szponami d³onie drga³y mu na kolanach. Ledwo
siê mieci³ na gocinnym krzele w pobli¿u gniazda-tronu Kudara
Mubata. Jeszcze raz spojrza³ na gêsto splecione w³ókna wznosz¹-
ce siê nad jego g³ow¹.
Jest pan pewien, ¿e to miejsce jest szczelne? zapyta³.
Mój drogi i drogocenny Gleedzie, porzuæ swe lêki! Gdy-
by w repertuarze emocjonalnych reakcji pajêczarza znajdowa³ siê
wybuch miechu, Kudar Mubat móg³by siê nie powstrzymaæ.
Wprawdzie lêk ten jest usprawiedliwiony, ale zapewniam ciê, ¿e
ca³kowicie zbêdny.
Obawy gocia prawie go obra¿a³y, choæ pajêczarz tê akurat
reakcjê zatrzyma³ dla siebie. Da³ znak jednemu ze swoich zawi¹z-
ków, którego rol¹ by³a obs³uga cia³a. Zawi¹zek stanowi³ miniaturo-
w¹ wersjê jego w³asnej pajêczej postaci, ba, wrêcz czêæ central-
nego systemu nerwowego pajêczarza podobnie jak ¿ywe w³ókna
i nitki sieci, czêciowo zmodyfikowani kuzyni, których Kudar
Mubat uprz¹d³ z w³asnego, najg³êbszego wnêtrza.
Sprawdzê jednak dla spokoju mojego wielce szanowne-
go gocia.
Gleed Otondon skuli³ siê, jakby próbuj¹c ukryæ siê we wnê-
trzu swej skorupy, kiedy wezwany zawi¹zek popêdzi³, ci¹gn¹c za
sob¹ bia³awo lni¹ce w³ókno tkanki po³¹czenia nerwowego. Wsko-
czy³ czujnie na wyci¹gniête odnó¿e Kudara Mubata.
S³ucham, s³ucham? zawi¹zek wydawa³ siê wcieleniem
us³u¿noci. By³ jednym z ulubionych tworów pajêczarza, choæ jego
manieryczne podskoki zaczyna³y powoli byæ denerwuj¹ce, podob-
nie jak powtarzanie ca³ych s³ów, skutek b³êdu w konstrukcji ob-
wodów g³osowych. Co mogê dla ciebie-ciebie zrobiæ-zrobiæ?
Kudar Mubat odnotowa³ sobie w najg³êbszym segmencie kory
mózgowej, aby wyeliminowaæ tê wadê u nastêpcy tego zawi¹zku,
gdy ten zostanie na powrót wch³oniêty. Co-co mogê-mogê?
Sklepione ciany centralnej komnaty sieci wydawa³y siê prze-
suwaæ i unosiæ, w miarê jak wszystkie zebrane tu zawi¹zki dorzu-
ca³y ró¿ne poziomy wspólnej wiadomoci do dyskusji, jaka siê
toczy³a poród nich. W³ókna nerwowe sieci przenios³y informacjê,
jak wa¿ne by³y takie spotkania. Gleed Otondon, usadowiony pod
62
gronem zwisaj¹cych w dó³ zawi¹zków, skuli³ siê na sam widok tej
gor¹czkowej, wszechogarniaj¹cej krz¹taniny.
Proszê o raport statusu. Kudar Mubat ostentacyjnie wy-
dawa³ polecenia zawi¹zkowi zwisaj¹cemu z jego wyci¹gniêtego
odnó¿a. To by³ spektakl przeznaczony dla oczu gocia: pajêczarz
nie mia³ zwyczaju okazywaæ grzecznoci stworzeniom, które sta-
nowi³y czêæ jego cia³a w takim samym stopniu jak w³asny seg-
mentowy odw³ok. Bior¹c pod uwagê cinienie atmosferyczne
w naszym ukochanym domku czy wszystko jest jak nale¿y?
Zawi¹zek milcza³ przez kilka sekund, jakby swoim mikrosko-
pijnym systemem nerwowym komunikowa³ siê po kolei z pozosta-
³ymi zawi¹zkami sieci, opiekuj¹cymi siê biostruktur¹ i podtrzyma-
niem homeostazy. Ich bezdwiêczna wymiana zdañ wywo³ywa³a
mrowienie we wnêtrzu procesorów dotyku centralnego rdzenia
Kudara Mubata. Przez moment wyczuwa³ splecion¹ tkankê ze-
wnêtrznej pow³oki sieci, jakby jego miêkkie cia³o rozdê³o siê nagle
do granic postrzegania sensorycznego.
W dryfuj¹cych pomiêdzy zimnymi punkcikami gwiazd grubych
jak liny splotach sieci tkwi³y wietnie dzia³aj¹ce fragmenty ró¿nych
maszyn i statków. By³y to jedyne elementy, których pajêczarz nie
utka³ osobicie, lecz przyswoi³ i wcieli³ do swojego rozpostartego
organizmu, traktuj¹c jako zap³atê za tê czy inn¹ wymyln¹ intrygê.
Przy³apani na ucieczce d³u¿nicy byli z regu³y usuwani przez jeden
z okr¹g³ych punktów wyjciowych sieci, ¿eby sobie sami radzili
w pró¿ni najlepiej, jak potrafi¹; w tym momencie Kudar Mubat
traci³ ca³kowicie zainteresowanie ich osobami. Pajêczarz uwa¿a³, ¿e
kolekcjonowanie fragmentów martwych cia³ jako trofeów, jak to
czyni¹ gadopodobni Trandoszanie, jest obrzydliwe i nieprzyzwoite.
Dowiadczamy normalnego spadku cinienia. Jeden ze
zwinnych zawi¹zków g³onikowych przej¹³ raport od swojego ku-
zyna konserwatora zewnêtrznej sieci, wci¹¿ siedz¹cego na pajê-
czej nodze Kudara Mubata. G³onik siê przynajmniej nie j¹ka³;
zwisa³ za to o kilka zaledwie centymetrów od g³owy Gleeda Oton-
dona. Emisariusz obserwowa³ go z wyran¹ odraz¹. W czasie
przyjmowania goci i transferu towarów z przycumowanych stat-
ków generacja cinienia atmosferycznego wzros³a o dwa poziomy
w ci¹gu dwóch kolejnych jednostek czasowych, zgodnie z obo-
wi¹zuj¹cym rozkazem dotycz¹cym procedur przerwania obwodu.
Zawi¹zek g³onikowy zamilk³ na kilka sekund, zbieraj¹c dal-
sze dane z zewnêtrznych sensorów. By³ w³aciwie tylko ustami do
63
artykulacji i strunami g³osowymi nie mia³ doæ w³asnej pamiêci,
¿eby przechowaæ wiêcej ni¿ kilka zdañ naraz.
Wewnêtrzne cinienie sieci znajduje siê obecnie na pozio-
mie dziewiêædziesiêciu piêciu procent objêtoci optymalnej, za go-
dzinê osi¹gnie poziom stuprocentowego optimum.
Widzisz? Widzisz? Kudar Mubat machn¹³ odnó¿em. Pa-
jêczarz mówi³ szybko, ¿eby goæ nie zd¹¿y³ siê zastanowiæ i sko-
mentowaæ u¿ycia liczby mnogiej przy s³owie statki, które wy-
psnê³o siê g³onikowi. Tak siê zawsze koñczy, jeli nie daje siê
swoim podw³adnym doæ mózgu do samodzielnego mylenia, po-
myla³ Kudar Mubat i g³ono doda³: Nie ma siê czym martwiæ.
Jeli pan tak twierdzi . emisariusz Gildii £owców Na-
gród wydawa³ siê tylko czêciowo uspokojony.
Prawdziwe troski, jak zwykle, pozosta³y udzia³em Kudara
Mubata. Samo ¿ycie jest ciê¿arem, duma³ pajêczarz. Kusi³o go,
aby zaprojektowaæ i stworzyæ zawi¹zki sieci maj¹ce tyle kory mó-
zgowej, aby by³y zdolne do niezale¿nego dzia³ania i mylenia. Zdjê-
³oby to powa¿ny ciê¿ar z mnogich barków pajêczarza. Ale przy
okazji zdjê³oby mi g³owê z karku, upomnia³ sam siebie. Kudar Mubat
otrzyma³ tê sieæ w spadku jako dziedzictwo po mierci a w³aciwie
po zamordowaniu poprzedniego pajêczarza, który j¹ stworzy³. Mo¿e
nie by³o to ca³kiem w³aciwe chocia¿ Kudar Mubat nigdy nie
czu³ siê ani trochê winny ale jednoczenie nie mia³ zamiaru pope³-
niæ tego samego b³êdu, jaki pope³ni³ jego w³asny twórca.
Ale¿ tak, w³anie tak twierdzê. Kudar Mubat wykona³
co w rodzaju wdziêcznego uk³onu na wzór rasy humanoidalnej,
rozstawi³ szeroko dwie z wieloprzegubowych nóg i pochyli³ siê do
przodu, nisko sk³aniaj¹c wielook¹ g³owê. Przeniesienie rodka ciê¿-
koci cia³a pajêczarza unios³o na moment z ¿ywego gniazda bia³a-
wy, drgaj¹cy odw³ok. Wklês³y zawi¹zek westchn¹³ i skoncentro-
wa³ swoj¹ minimaln¹ inteligencjê na zadaniu dopompowania
poduszkowatych pêcherzy. Dokonujê wszelkich starañ, aby moi
wielce szacowni gocie cieszyli siê wygod¹. Nawet jeli to nie u³a-
twia prowadzenia interesów, wci¹¿ czujê siê do tego zobowi¹zany,
bo jestem zaszczycony twoj¹ obecnoci¹.
Daj spokój. Zak³opotanie emisariusza przekszta³ci³o siê
w gniew. Gleed Otondon opanowa³ siê wyranie widocznym wy-
si³kiem woli. Poinformowali mnie o stylu twojej mowy ró¿ni po-
chlebcy spojrza³ na niego nieufnie zwê¿onymi lepiami. Na
mnie to nie dzia³a.
64
Akurat, pomyla³ Kudar Mubat, starannie kryj¹c satysfak-
cjê. Przecie¿ ju¿ zadzia³a³o! Tak czy owak
Jestem pewien przemówi³ koj¹cym tonem ¿e nie po-
wiedzia³e tego nieprzyjanie. Ale oczywicie, jeli jest inaczej,
mnie to tak¿e nie przeszkadza. Staram siê dostosowywaæ, mam
nadziejê, ¿e to zauwa¿y³e. Pajêczarz usadowi³ siê z powrotem
w miêkkich objêciach zawi¹zku gniazdowego. Czy mogê ciê po-
prosiæ o niewielk¹, nic nie znacz¹c¹ grzecznoæ? Jeli wybaczysz
mi na moment, chcia³bym odbyæ króciutk¹ konferencjê z moimi
maleñkimi poddanymi. Szczegó³y, drobnostki, ale k³opotliwe.
¯adne z licznych oczu Kudara Mubata nie mia³o powiek, ale
ich jasne, paciorkowate powierzchnie pokry³y siê cieniutk¹ mgie³-
k¹, gdy pajêczarz zmieni³ ogniskow¹. Podwin¹³ odnó¿a, jakby
wycofa³ siê w g³¹b siebie. Jeden z jego najmniejszych tworów,
zawi¹zek optyczny niewiele wiêkszy od kciuka humanoida, wy-
gl¹da³ spoza pl¹taniny w³ókien strukturalnych sieci. Obna¿one w³ók-
no nerwowe, bia³e jak pajêczyna, przekaza³o wyrany obraz emi-
sariusza Gildii do kory mózgowej pajêczarza. Gleed Otondon
wydawa³ siê prostacki i zak³opotany, wyranie poirytowany nawet
tak krótkim opónieniem w przystêpowaniu do interesów.
Niech sobie trochê dojrzeje, zdecydowa³ Kudar Mubat. Pe³-
na wiadomoæ pajêczarza przenios³a siê ju¿ poprzez po³¹czone
w³ókna nerwowe do dalszej czêci sieci.
I do innego gocia.
Wygl¹dasz inaczej zauwa¿y³ trandoszañski ³owca nagród.
Zmieni³e siê od ostatniej mojej wizyty w sieci.
Ach, mój drogi i wielce szacowny Bossku w³aciciel i twór-
ca sieci, paj¹kowaty pajêczarz Kudar Mubat, uniós³ jedno odnó-
¿e w gecie ciê¿ko zapracowanej m¹droci i ¿alu na miarê galak-
tyczn¹. Wci¹¿ jeste pe³en ¿ycia i wigoru m³odoci. Czy¿ nie
mam racji? Podczas gdy ja
Koniuszki maleñkich pazurków na koñcu odnó¿a postuka³y
w chitynowy segment skorupy egzoszkieletu tu¿ pod trójk¹tn¹ twa-
rz¹ pajêczarza, w miejscu, gdzie znajdowa³oby siê jego serce, gdyby
mia³ budowê humanoida lub choæby gada.
Jestem ju¿ stary i znu¿ony. Tak jak twój ukochany ojciec
Cradossk, niech jego pamiêæ na zawsze pozostanie w skarbcu
gwiazd.
65
No tak, stary jaszczur ju¿ siê nie zestarzeje. Na pewno.
W pokrytej ³uskami piersi Bosska rozjarzy³a siê iskra satysfakcji.
Koci jego ojca, prze¿ute i oczyszczone z miêsa, spoczywa³y
w komnacie trofeów Bosska. Móg³ siê teraz radowaæ i medytowaæ
nad nimi, ilekroæ przysz³a mu na to ochota. Dobrze mu tak, pomy-
la³ Bossk, zgrzytaj¹c k³ami, jakby smakuj¹c na nowo wspomnie-
nie o swoim przodku. U Trandoszan mieræ by³a kar¹ nie tylko za
staroæ i znu¿enie, lecz tak¿e za wchodzenie w drogê kolejnym
pokoleniom to znaczy Bosskowi. Gdyby jego ojciec Cradossk
nie uczepi³ siê tak kurczowo przywództwa Gildii £owców Nagród,
mo¿e sprawy nie przybra³yby dla niego tak smutnego obrotu. Cho-
cia¿ ponowne przetwarzanie protein i innych sk³adników w³a-
snych przodków by³o czczon¹ od dawna tradycj¹ ich gatunku.
Wstyd by³oby jej nie kontynuowaæ, nawet gdyby Cradossk uprzej-
mie przekaza³ przywództwo Gildii swojemu spadkobiercy Bossko-
wi. To by³ twardy stary jaszczur powiedzia³ na g³os Bossk.
Przeci¹gn¹³ jêzykiem po krawêdzi z³amanego k³a. Pod ka¿dym
wzglêdem
G³êboka jest czeluæ mojej pamiêci rzek³ pajêczarz ile-
kroæ wspominam twojego ojca Cradosska. Wiele interesów z nim
prowadzi³em. Zapewniam ciê, ¿e wiele z nich by³o korzystnych,
i to dla obu stron.
Wierz mi, wiem wszystko na ten temat. Bossk skrzy¿o-
wa³ ramiona na piersi, tr¹caj¹c ³okciem jeden z pistoletów lasero-
wych w olstrach. Sam macza³em palce w wielu takich intere-
sach. W tych zyskownych i tych niezyskownych
Có¿ ja mogê powiedzieæ? dwa z odnó¿y Kudara Mubata
unios³y siê w doæ udatnej imitacji wzruszenia ramion. ¯yjemy
w niebezpiecznej galaktyce. Biedne stworzenia z nas, rozpaczliwie
walcz¹ce o ¿ycie. Nie wszystko zawsze idzie zgodnie z planem,
mam racjê?
To szczera prawda, posêpnie zaduma³ siê Bossk. Ju¿ od daw-
na pielêgnowa³ w duszy pragnienie nie, wiêcej, najdro¿sze ma-
rzenie ¿e kiedy przejmie Gildiê £owców Nagród ze s³abn¹cych
szponów ojca, odziedziczy siln¹ i zjednoczon¹ organizacjê, któr¹
bez trudu rozbuduje w pó³legaln¹ si³ê dominuj¹c¹ nad wszystkimi
zamieszkanymi wiatami. Mog³a byæ wiêksza ni¿ potê¿ny syndy-
kat zbrodni Czarne S³oñce, tym bardziej ¿e Gildia mia³a mo¿li-
woæ dzia³ania po obu stronach imperialnego prawa. Wielcy w³ad-
cy zbrodni, tacy jak Hutt Jabba, wynajmowali ³owców nagród, ale
5 Spisek Xizora
66
to samo, za porednictwem swoich licznych podw³adnych, robi³
te¿ Imperator Palpatine. W tym sensie ³owcy nagród zawsze dzia-
³ali jako usankcjonowani przestêpcy do tego stopnia, ¿e ich klienci
albo siê tym nie przejmowali, albo przymykali oko na metody,
jakich u¿ywano, aby dostarczyæ towar. Skoro tylko robota zosta³a
zrobiona pomyla³ Bossk. Co za genialny uk³ad dopóki ist-
nia³.
Trandoszanin zaduma³ siê gorzko. Naprawdê genialny Bossk
powoli pokiwa³ g³ow¹. Dopóki Boba Fett wszystkiego nie schrza-
ni³. Nie dla siebie dla ca³ej Gildii £owców Nagród. I co najgor-
sze, dla Bosska.
Wydajesz siê rozgoryczony zauwa¿y³ Kudar Mubat,
gnie¿d¿¹c siê naprzeciwko miejsca, gdzie siedzia³ Bossk. I tak
niefortunnie melancholijny. Jak¿e mnie to zasmuca! Mo¿e lepiej
bêdzie, jeli przestaniemy rozgrzebywaæ przesz³oæ i uwolnimy siê
od tych kolczastych wspomnieñ, które kalecz¹ nasze wra¿liwe ³ona.
£atwo ci powiedzieæ warkn¹³ Bossk. O ile móg³ siê zo-
rientowaæ, nic nie mog³o siê wbiæ w kulisty brzuch pajêczarza na
tyle mocno, aby upuciæ mu krwi. A smak w³asnej krwi móg³ pra-
wie poczuæ, jakby wype³nia³a mu pysk. W naturze Kudara Mubata
le¿a³o wykorzystanie problemów, jakie przytrafi³y siê Gildii £ow-
ców Nagród, dla w³asnych celów, choæ Bossk nie bardzo umia³
sobie wyobraziæ, jakie korzyci móg³ osi¹gn¹æ pajêczarz. By³ jed-
nak pewien, ¿e tak siê w³anie sta³o. Nic dziwnego, ¿e paj¹kowaty
stwór by³ teraz taki uprzejmy: wiod³o mu siê dobrze, tak jak za-
wsze zreszt¹, podczas gdy Bossk i Gildia
cile mówi¹c, nie by³a to ta sama Gildia £owców Nagród.
Ju¿ nie. Ale to g³ównie robota Boby Fetta, tragiczny rezultat wpusz-
czenia go do Gildii. By³ to najlepszy przyk³ad starczego uwi¹du,
jakiemu uleg³ stary Cradossk, skoro da³ siê z³apaæ na tê sztuczkê.
Bossk od samego pocz¹tku podejrzewa³, ¿e Boba Fett nie ma czy-
stych intencji. Okaza³o siê, ¿e jego podejrzenia by³y s³uszne: wyni-
kiem wst¹pienia Fetta do Gildii £owców Nagród okaza³o siê rozbi-
cie organizacji na dwie czêci, z których ¿adna nie by³a tak silna
jak oryginalna Gildia, a obie frakcje walczy³y ze sob¹ w najlepsze.
Jedna z nich Prawdziwa Gildia, jak siê sama nazwa³a prowa-
dzona by³a przez starszych, którzy nale¿eli do rady rz¹dz¹cej po-
przedni¹ Gildi¹, skupionej wokó³ ojca Bosska, Cradosska. Na dru-
g¹ frakcjê sk³adali siê g³ównie m³odzi cz³onkowie Gildii, którzy
zbyt d³ugo dusili siê pod powolnym i coraz mniej efektywnym przy-
67
wództwem starszych ³owców i teraz skorzystali z zamieszania spo-
wodowanego przez Bobê Fetta jako okazji do dokonania wy³omu
i utworzenia nowej organizacji.
Bossk zwi¹za³ swój los z t¹ drug¹ grup¹, Komitetem Zrefor-
mowanej Gildii. By³ to komitet wy³¹cznie z nazwy: przywództwo
grupowe skoñczy³o siê wraz z przejêciem przez m³odego Trando-
szanina stanowiska szefa. Teraz by³a to skuteczna, jednoosobowa
dyktatura, dok³adne odzwierciedlenie tego, czego Bossk zawsze
oczekiwa³ od pierwotnej Gildii £owców Nagród po mierci jego
ojca, Cradosska. I stanie siê tak¹, poprzysi¹g³ Bossk. W galaktyce
nie by³o miejsca dla dwóch rywalizuj¹cych organizacji ³owców
nagród: jedn¹ z nich trzeba by³o zniszczyæ. Kiedy ta sprawa zosta-
nie za³atwiona a Bossk uruchomi³ ju¿ mechanizm zmierzaj¹cy
do osi¹gniêcia tego celu Komitet przyjmie z powrotem nazwê
Gildii £owców G³ów. Jednej i jedynej
Zaj¹³ siê ju¿ usuniêciem przeszkód na drodze do kontroli Ko-
mitetu: cia³a niektórych m³odych ³owców nagród pojawi³y siê na-
gle w umylnie podejrzanych miejscach, co mia³o ilustrowaæ kon-
sekwencje sprzeciwiania siê jednoosobowemu stylowi w³adzy
Bosska, opartemu na ostatnim ogniwie ³añcucha pokarmowego.
A jeli kilku w³aciwie sporo obecnych cz³onków Komitetu Zre-
formowanej Gildii zdecydowa³o, ¿e bezpieczniej bêdzie przycze-
piæ siê do dawnej, krzepkiej Prawdziwej Gildii, Bossk nie uzna³
tego za wiêksz¹ stratê dla swojej organizacji. Ani dla jego planów.
Komu oni s¹ potrzebni? Bossk ju¿ dawno zdecydowa³, ¿e lepiej
mieæ przy boku mniejsz¹ liczbê ³owców nagród, pod warunkiem
¿e s¹ to ci najtwardsi i najbardziej ¿¹dni krwi i kredytów.
Na tym w³anie polega³ problem starej Gildii £owców Na-
gród, b³¹d, którego Bossk nie zamierza³ powtarzaæ, kiedy ju¿ za-
koñczy kampaniê przejêcia i stanie na czele organizacji, która od
dawna powinna byæ jego prawowitym dziedzictwem. Po prostu
w starej Gildii by³o zbyt wielu ³owców nagród. Sama ich liczeb-
noæ powodowa³a zmniejszenie jednostkowych zysków, a ca³¹ or-
ganizacjê czyni³a powoln¹ i nieskuteczn¹. Nic dziwnego, ¿e pry-
watny, niezrzeszony ³owca, taki jak Boba Fett, potrafi³ sprz¹tn¹æ
im sprzed nosa ich akcje. A jeszcze mniej dziwi, ¿e kiedy Boba
Fett wyst¹pi³ o cz³onkostwo w Gildii £owców Nagród i zosta³
przyjêty przez tego starego durnia Cradosska i jego zespó³ dorad-
ców zdo³a³ w mgnieniu oka rozbiæ organizacjê na drobne frag-
menty. Tamci cz³onkowie Gildii, myla³ Bossk, nie mieli szans
68
dorównaæ szybkoci Boby Fetta. Dali siê nabraæ na g³adk¹ mowê
wszystkie te bzdury o planach na wietlan¹ przysz³oæ, kiedy bêd¹
razem pracowali i ponieli za to karê. Stara Gildia £owców Na-
gród by³a jedynym miejscem, gdzie niektórzy z nich a mo¿e nawet
wiêkszoæ mia³a szansê przetrwania. Bez niej byli trupami.
Wród tych, którzy przy³¹czyli siê do frakcji Prawdziwej Gil-
dii, znajdowa³o siê kilku, których Bossk nie mia³ zamiaru dopusz-
czaæ do restytuowanej Gildii £owców Nagród. Mia³ wobec nich
inne plany i umieci³ ich na osobnej licie, któr¹ przechowywa³ we
w³asnej g³owie. Zanim wszystko za³atwi, wiele trupów pojawi siê
w odpowiednich miejscach, gdzie znajd¹ je odpowiedni ludzie. Paru
mo¿na bêdzie rzuciæ do nieowietlonej sieni kantyny w Mos Eisley,
na tej zapad³ej dziurze Tatooine. Zw³oki dawnych ³owców na-
gród pos³u¿¹ jako skuteczny komunikat do wszystkich zaintereso-
wanych: to Bossk prowadzi biznes i stoi na jego czele. Wszystkie
stworzenia galaktyki czy to podw³adni Imperatora Palpatinea,
czy przestêpcy popieraj¹cy Czarne S³oñce, niezale¿ni ³owcy hut-
tyjscy i cz³onkowie Sojuszu Rebeliantów jeli zechc¹ prowadziæ
interesy z Gildi¹ £owców Nagród, bêd¹ musieli gadaæ z Bosskiem
i przyj¹æ jego warunki. A warunki dla wszystkich bez wyj¹tku bêd¹
ciê¿kie korzystne i wygodne tylko dla Bosska. O tym ju¿ zdecy-
dowa³.
Na razie jednak mia³ na g³owie inne sprawy. Wysi³kiem woli
przerwa³ te bezsensowne, choæ przyjemne marzenia. Bêdê mia³
jeszcze du¿o czasu na takie rzeczy, pomyla³, po chwalebnym spe³-
nieniu wszystkich moich planów i pomys³ów. W komnacie pamiê-
ci Bosska znajdzie siê mnóstwo nowych koci ³¹cznie z koæmi
jego najwiêkszego rywala, Boby Fetta. A najpiêkniejszym trofeum
bêdzie jego rozwalona czaszka, oprawiona w ten he³m z mandalo-
riañskiej zbroi z czarnym wizjerem. Na razie jednak, jeli wszyst-
kie te plany maj¹ zaowocowaæ, Bossk musi siê zaj¹æ bie¿¹cymi
sprawami. Niewa¿ne, jak nieprzyjemne s¹ okolicznoci i jak nie-
mi³e stwory, z którymi musi rozmawiaæ.
Wysoki g³os Kudara Mubata przeci¹³ marzenia Trandoszanina.
Proszê, nie czuj siê ¿adn¹ miar¹ zobligowany do popie-
chu rzek³ pajêczarz. A przynajmniej nie z mojego powodu.
Jako twój pokorny s³uga bêdê czeka³, a¿ uznasz za stosowne dzia-
³aæ.
Taak, jasne. Bossk skupi³ spojrzenie pionowych renic
na przycupniêtym przed nim arachnoidzie, który zwin¹³ pajêcze
69
odnó¿a pod bladym pêcherzem odw³oku. Zacz¹³ siê zastanawiaæ,
czy istnieje jaki sposób, by w³¹czyæ Kudara Mubata do swoich
planów. Wydr¹¿ony egzoszkielet pajêczarza by³by ozdob¹ jego ko-
lekcji trofeów.
Kudar Mubat obserwowa³ i by³ zadowolony.
Najbardziej zaufany twór pajêczarza, zawi¹zek ksiêgowy imie-
niem Bilans, doskonale sobie radzi³ z trandoszañskim ³owc¹ na-
gród Bosskiem. Bilans zajmowa³ siê teraz wieloma sprawami: za-
kres odpowiedzialnoci tego zawi¹zku rozszerzy³ siê znacznie
w stosunku do zadañ, do jakich stworzy³ go Kudar Mubat. Pro-
ste prze¿uwanie cyferek i nadzorowanie przyp³ywów i odp³ywów
kredytów w kasie sieci có¿, Kudar Mubat powinien by³ wie-
dzieæ od pocz¹tku, od kiedy uprz¹d³ tkankê mózgow¹ Bilansa z w³a-
snej tkanki neuronowej, ¿e zawi¹zek ostatecznie bêdzie w³anie
taki, a nie inny. Ca³kiem jak ja, pomyla³ Kudar Mubat z nie-
uchronnym odcieniem rodzicielskiej dumy. Zimny i wyrachowa-
ny, i taki rozkosznie perwersyjny.
Perwersja by³a niezbêdna, jeli trzeba by³o prowadziæ dwa
razy wiêcej interesów, ni¿ mo¿e ogarn¹æ jedna istota. Nawet stwo-
rzenie tak uniwersalne i wielozadaniowe jak arachnoidalny pajê-
czarz ma swoje ograniczenia. Poza tym istnia³y jeszcze dodatko-
we problemy z dzisiejsz¹ par¹ goci: gdyby którykolwiek z nich
dowiedzia³ siê, ¿e Kudar Mubat prowadzi równie¿ rozmowy z dru-
gim, pajêczarz mia³by powa¿ne k³opoty. Gleed Otondon reprezen-
towa³ tu interesy Prawdziwej Gildii, lojalistycznej frakcji rozbitej
Gildii £owców Nagród, Bossk za
Bossk reprezentuje przede wszystkim siebie, pomyla³ Kudar
Mubat z wewnêtrznym zadowoleniem. Wszystko, co mówi³, by³o
po¿ytecznym fa³szem, zarówno dla Trandoszanina, jak i ka¿dego
stworzenia, które ubija³o z nim interesy. Cz³onkowie Komitetu Zre-
formowanej Gildii mo¿e i dali siê nabraæ, ale nie Kudar Mubat.
Bossk by³ istot¹ bezlitosn¹ i ambitn¹, tak samo jak jego ojciec Cra-
dossk, dopóki sêdziwy wiek nie uczyni³ go powolnym i naiwnym
i nie zada³ mu mierci szponami w³asnego potomstwa.
Wykorzystuj¹c przesy³ neuronowy z zawi¹zku optycznego
usadowionego w jednej z mniejszych komór sieci, Kudar Mubat
móg³ podgl¹daæ Bosska i samego siebie. To ostatnie równie¿
by³o po¿yteczn¹ fikcj¹, choæ Bossk z pewnoci¹ nie zdawa³ sobie
70
z tego sprawy. Jaki czas temu, lata lub mo¿e dekady standardo-
wych jednostek czasowych, pajêczarz zrzuci³ zewnêtrzn¹ skoru-
pê, ale nie pozby³ siê tej pustej repliki w³asnej postaci. Kudar
Mubat uzna³, ¿e opró¿niony egzoszkielet mo¿e mu jeszcze pos³u-
¿yæ do innych celów. Uprz¹d³ nawet nieco tkanki nerwowej i naj-
prostszych w³ókien miêniowych, co pozwoli³o mu przekszta³ciæ
dawn¹ skorupê w ³atw¹ do sterowania replikê w³asnej osoby. Ma-
skarada by³a skuteczna, poniewa¿ sprytny zawi¹zek ksiêgowy Bi-
lans zdo³a³ dostaæ siê do skorupy i pod³¹czyæ do synaptycznych
punktów receptorowych w³ókien neuronów, udaj¹c w przekonu-
j¹cy sposób swojego stwórcê, oryginalnego Kudara Mubata. £¹cz-
nie z moim kwiecistym jêzykiem, stwierdzi³ Kudar Mubat. Có¿
za zdolny uczeñ! Wyrachowana natura pajêczarza na moment na-
bra³a ciep³ego blasku uczucia. By³o to zjawisko ca³kowicie mu obce
w normalnych warunkach.
Symulowany Kudar Mubat, skorupa z zawi¹zkiem Bilan-
sem w rodku, grzecznie przeprosi³ naburmuszonego Trandosza-
nina. W chwilê potem prawdziwy Kudar Mubat poczu³ ³askota-
nie wiadomoci zawi¹zku, co w rodzaju szarpniêcia ³¹cz¹cego
ich w³ókna neuronowego.
Dobra robota Kudar Mubat skierowa³ swe myli w stro-
nê zawi¹zku. Uda³o ci siê ca³kiem niele oszukaæ tego ³owcê
nagród.
Nie zas³u¿y³em na twoj¹ pochwa³ê odpowiedzia³ Bilans
z urocz¹ skromnoci¹. To by³o ³atwe. On po prostu chce wie-
rzyæ w to, co s³yszy. Moje s³owa to tylko twoje myli wypowie-
dziane innymi ustami.
Ale odegra³e swoj¹ rolê z chwalebn¹ zrêcznoci¹. Kudar
Mubat nigdy nie marnowa³ podobnych pochwa³ na inne zawi¹z-
ki by³oby to niczym chwalenie jednego ze z³o¿onych oczu w g³o-
wie o kszta³cie odwróconego trójk¹ta albo jednej z wielostawo-
wych nóg czy innej czêci w³asnego cia³a. W koñcu tym w³anie
by³y zawi¹zki: sztucznie stworzonymi przed³u¿eniami istoty same-
go pajêczarza. Traktowanie w ten sposób ma³ego ksiêgowego wiad-
czy³o dobitnie, jak odmienny od innych zawi¹zków w sieci by³
Bilans i jak bardzo polega³ na nim Kudar Mubat.
W chitynowej klatce piersi Kudara Mubata wezbra³o kolej-
ne uczucie, tym razem ¿alu. Bêdzie mi go brakowa³o, doszed³ do
wniosku. Tê myl zawsze bardzo starannie chroni³ przed zawi¹z-
kiem. Kudar Mubat nie mia³ najmniejszego zamiaru pozwoliæ,
71
by Bilans odkry³, jaki planuje dla niego los. Pajêczarz zdecydowa³
ju¿, ¿e dni zawi¹zku ksiêgowego s¹ policzone; niewa¿ne, jak bar-
dzo sta³ siê wa¿ny i potrzebny. Ju¿ sam fakt, ¿e Bilans tak siê
rozwin¹³ i nabra³ takiego znaczenia, staj¹c siê najcenniejszym two-
rem Kudara Mubata, przypieczêtowa³ jego przeznaczenie. Bi-
lans rozwin¹³ ju¿ wiêksz¹ inteligencjê i niezale¿n¹ wolê ni¿ wszyst-
kie inne zawi¹zki sieci razem wziête tylko dziêki temu móg³ siê
podj¹æ tak trudnego zadania, jakim by³o udawanie Kudara Mubata
z wnêtrza pustej skorupy.
W odleg³ych zakamarkach pamiêci Kudara Mubata, jeszcze
zanim on sam sta³ siê najwiêkszym w galaktyce kombinatorem,
koordynatorem i porednikiem miêdzy kryminalnym i pó³krymi-
nalnym elementem z ró¿nych wiatów, kry³o siê wspomnienie cza-
sów, kiedy nabiera³ równie wielkiego znaczenia dla interesów swo-
jego poprzednika, arachnoidalnego pajêczarza, który stworzy³ go
jako zwyk³y zawi¹zek. Poprzednik ten marnie skoñczy³, pope³nia-
j¹c b³¹d, którego Kudar Mubat poprzysi¹g³ sobie nigdy nie po-
wtórzyæ: pozwoli³ jednemu ze swoich tworów staæ siê niezale¿-
nym i zbyt inteligentnym. Us³ugi takiego zawi¹zku by³y oczywicie
bardzo cenne i wygodne, ale niewarte ceny mo¿liwego buntu, re-
belii i morderstwa. Ojcobójstwo jest byæ mo¿e normalnym oby-
czajem u niektórych gatunków, nieuniknionym elementem przej-
cia od jednego pokolenia do nastêpnego wed³ug wszelkich danych
tak na przyk³ad dzia³o siê u Trandoszan. Kudar Mubat nie mia³
pojêcia, czy tak samo jest w przypadku pajêczarzy, bo jedynym
innym znanym mu przedstawicielem tego gatunku by³ jego po-
przednik, który go stworzy³ i który zosta³ nastêpnie przez Kudara
Mubata zamordowany i wch³oniêty.
Akty te wydawa³y siê doæ naturalne a przynajmniej ³atwe
i przynosz¹ce satysfakcjê ale wtedy, gdy to Kudar Mubat ich
dokonywa³. Czasami jednak, w czasie mrocznego, milcz¹cego dry-
fowania sieci poród gwiazd, w krótkich przerwach wolnych od
zaprz¹taj¹cych myli interesów, pajêczarz pozwala³ sobie na za-
stanowienie, czy nie jest przypadkiem wyj¹tkiem, odstêpstwem
od naturalnego porz¹dku rzeczy. Byæ mo¿e jego poprzednik po
tysi¹cleciach istnienia poczu³ siê nagle zmêczony i stary, wiêc stwo-
rzy³ i przygotowa³ sobie nastêpcê odznaczaj¹cego siê wewnêtrzn¹
gotowoci¹ do buntu, zabijania, po¿erania i uzurpatorstwa. Mo¿e
nie by³ to bunt, lecz spe³nienie. Myl ta nie zaprz¹ta³a umys³u
Kudara Mubata, raczej dawa³a mu iskierkê nadziei, któr¹ ukrywa³
72
g³êboko. Mo¿e Kudar Mubat móg³by zaufaæ malutkiemu zawi¹z-
kowi ksiêgowemu imieniem Bilans, nawet gdyby ten sta³ siê na-
prawdê m¹dry i niezale¿ny mo¿e nie musia³by niszczyæ tego dro-
gocennego i najwartociowszego ze swoich tworów, poch³aniaj¹c
jego materiê i tkaj¹c nowy zawi¹zek ksiêgowy, który i tak nigdy
nie by³by w stanie zast¹piæ kochanego Bilansa.
Kudar Mubat szybko otrz¹sn¹³ siê z tych myli; nie po raz
pierwszy zreszt¹. Nie mogê na to pozwoliæ, uzna³. Takie myli nie
by³y zimnymi, wyrachowanymi kombinacjami, dziêki którym osi¹-
gn¹³ swoj¹ obecn¹ pozycjê; realn¹, choæ ukryt¹ si³ê i wp³ywy. Kudar
Mubat wiedzia³, ¿e wszelkie uczucia, nawet te skierowane ku naj-
wierniejszym s³ugom, stanowi¹ pu³apkê. Pu³apkê, w której poru-
szenie sprê¿yny jest równoznaczne z jego mierci¹.
Lepiej on ni¿ ja, zdecydowa³ Kudar Mubat. Chocia¿ pajê-
czarz by³ po³¹czony w³óknami neuronowymi z ka¿dym ze swoich
zawi¹zków, nie uwa¿a³ ich za czêci w³asnej istoty. Kudar Mubat
obserwowa³ swój stary egzoszkielet z punktu widzenia dyndaj¹cego
luno zawi¹zku optycznego. Drobniutki kszta³t Bilansa, niczym zmi-
niaturyzowana wersja jego w³asnego twórcy, by³ zaledwie widocz-
ny i to tylko wtedy, jeli siê wiedzia³o, gdzie patrzeæ przez lni¹-
ce skupisko fasetkowych oczu skorupy. Jakie to smutne, myla³
Kudar Mubat. Inteligencja prowadzi do zdrady. Zawsze tak by³o,
zarówno w sieci, jak i w ca³ej otaczaj¹cej j¹ ogromnej galaktyce.
Jednak zamiar unicestwienienia ksiêgowego nale¿y na jaki
czas od³o¿yæ. By³o to niezbêdne i bynajmniej nie wynika³o z os³a-
biaj¹cych ducha uczuæ: na tym etapie skomplikowanych planów
dotycz¹cych Boby Fetta i niedobitków dawnej Gildii £owców Na-
gród pomoc ma³ego Bilansa wci¹¿ by³a konieczna. Kudar Mubat
wiedzia³, jak niebezpieczn¹ grê prowadzi. Gdy pionki na planszy
przybieraj¹ postaæ Trandoszanina Bosska, skutki ka¿dego wykry-
tego zdradzieckiego posuniêcia s¹ nieuchronnie miertelne i to
w mo¿liwie najbardziej nieprzyjemny sposób. Bossk nie wiedzia³
a ju¿ g³owa Kudara Mubata w tym, ¿eby siê nigdy nie dowie-
dzia³ i¿ Boba Fett nie jest jedynym ³owc¹ nagród, zamieszanym
w rozbicie starej Gildii. Plan nie pochodzi³ zreszt¹ od Kudara
Mubata; zosta³ mu narzucony przez szar¹ eminencjê wszystkich
kombinatorów i podwójnych graczy, ksiêcia Xizora.
Falleeñski szlachcic by³ istot¹ ca³kowicie odmienn¹ od naiw-
nego Bosska. Zarówno Falleenowie, jak i Trandoszanie byli istota-
mi gadopodobnymi o jednakowo zimnej krwi. Jednak krew Tran-
73
doszan rozgrzewa³ ich gor¹cy temperament: kiedy mieli do wybo-
ru zapewniony sukces spisku i katastrofaln¹ w skutkach przemoc,
istoty takie jak Bossk niezmiennie opowiada³y siê za t¹ drug¹ mo¿-
liwoci¹. Ksi¹¿ê Xizor i wszyscy Falleenowie mieli lodowate uspo-
sobienie, którego nic nie by³o w stanie rozgrzaæ emocje kipi¹ce
w innych istotach, czy to ¿¹dza, czy przemoc, dla precyzyjnego
i bezlitosnego umys³u Xizora by³y wy³¹cznie narzêdziami. Dlatego
Kudar Mubat tak bardzo ceni³ sobie prowadzenie z nim intere-
sów. Kiedy Xizor zagoci³ w sieci, przedstawiaj¹c mu plan znisz-
czenia Gildii £owców Nagród, Kudar Mubat dostrzeg³ w nim nie
tylko wspólnika w biznesie. Xizor by³by równie¿ godnym prze-
ciwnikiem po drugiej stronie planszy. Ten tutaj jednak
Przez centralny rdzeñ Kudara Mubata przemknê³a ta myl
i minê³a d³u¿sza chwila, zanim pajêczarz zorientowa³ siê, ¿e nie
by³a ona owocem jego w³asnego umys³u.
Ten tutaj jednak jest za ³atwy brzmia³y niewypowie-
dziane s³owa Bilansa.
Zanim Kudar Mubat przyszed³ do siebie po chwili zaskocze-
nia, up³ynê³o trochê czasu. Myli zawi¹zku ksiêgowego ca³kiem
nieproszone przeniknê³y do jego w³asnych. Nigdy wczeniej siê to
nie zdarzy³o. W dodatku te myli stanowi³y odpowied na wewnêtrz-
ne rozwa¿ania Kudara Mubata na temat ró¿nic pomiêdzy Tran-
doszanami a Falleenami. A przecie¿ analizuj¹c kontrast pomiêdzy
Bosskiem a ksiêciem Xizorem, nie skierowa³ swoich myli na szla-
ki neuronowe sieci, w kierunku zawi¹zku ukrytego w porzuconym
egzoszkielecie pajêczarza.
Pods³uchiwa³em sam siebie, pomyla³ Kudar Mubat i nagle
zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy zawi¹zek przechwyci³ i tê myl.
Kudar Mubat powstrzyma³ siê od mylenia, wype³niaj¹c swój
umys³ ca³kowit¹ pustk¹. Przez kilka chwil tylko czeka³ i obserwo-
wa³, pozwalaj¹c, aby obraz z zawi¹zku optycznego wype³ni³ chwi-
low¹ pró¿niê w jego wiadomoci.
Co mam teraz zrobiæ?.
To Bilans przemówi³ znowu, a jego s³owa odbija³y siê w rdze-
niu Kudara Mubata równie wyranie, jak jego w³asne myli. £ow-
ca nagród Bossk siedzia³ w komorze sieci, naprzeciw os³aniaj¹cej
zawi¹zek skorupy, niewiadom tocz¹cej siê w³anie milcz¹cej roz-
mowy.
Od chwili gdy zawi¹zek ksiêgowy, udaj¹cy Kudara Mubata,
przeprosi³ ³owcê nagród Bosska, minê³o zaledwie parê sekund.
74
Bior¹c jednak pod uwagê niecierpliw¹ naturê Trandoszan, nieroz-
s¹dnie by³oby kazaæ mu czekaæ d³u¿ej. Kudar Mubat odzyska³
doæ pewnoci siebie, aby odpowiedzieæ czekaj¹cemu Bilansowi.
Kontynuuj negocjacje przekaza³ poprzez nici neuronowe
³¹cz¹ce go z zawi¹zkiem. Najwyraniej zyskalimy zaufanie Tran-
doszanina dziêki doskona³oci twojej maskarady. Kudar Mubat
przemawia³ umylnie pozbawionym emocji i opanowanym tonem,
t³umi¹c wszelkie oznaki niepokoju czy podejrzliwoci. Jeli to dla
ciebie takie ³atwe, tym lepiej.
Odpowied zawi¹zku cechowa³ ten sam brak emocji.
Jak sobie ¿yczysz pomyla³ Bilans. Tak m¹drze mnie
pouczy³e.
Przez nastêpnych kilka sekund Kudar Mubat obserwowa³
komorê sieci przez zawi¹zek optyczny. Przebrany Bilans podj¹³ na
nowo grê pochlebstw wobec Trandoszanina Bosska. Pajêczarz
zachowywa³ w³asne myli tylko dla siebie, odcinaj¹c siê od w³ó-
kien, które mog³yby przenieæ je do zawi¹zku ksiêgowego lub ja-
kiegokolwiek innego, który stworzy³. Postanowienie, jakie podj¹³
w sprawie dalszych losów Bilansa, jeszcze siê umocni³o.
Za³atwiê to, kiedy tylko skoñczê swoje interesy z Gildi¹ £owców
Nagród, zapewni³ siê w duchu Kudar Mubat. Definitywnie. Pajê-
czarz pozwoli³, aby jego wiadomoæ pop³ynê³a znów w kierunku
wysuniêtych w³ókien neuronowych sieci i skoncentrowa³ siê na w³a-
snym ciele. Znów uwiadomi³ sobie istnienie otaczaj¹cej go g³ównej
komnaty, gdzie pozostawi³ w oczekiwaniu Gleeda Otondona, emisa-
riusza Prawdziwej Gildii. Lepiej siê ubezpieczyæ, ni¿ potem ¿a³owaæ.
Najwy¿szy czas burkn¹³ Gleed Otondon, gdy pajêczarz
podniós³ g³owê i zamruga³ licznymi oczami. Nie mam nieskoñ-
czonej iloci standardowych jednostek czasu na zmarnowanie!
Przepraszam ogromnie. Szalenie mi przykro. Kudar
Mubat usadowi³ siê wygodnie w przyjaznym, cicho wzdychaj¹-
cym gniedzie. Wykona³ kolejn¹ imitacjê humanoidalnego uk³onu,
pochylaj¹c przed gociem w¹ski trójk¹t g³owy. Wierz mi, ¿e je-
stem wiêcej ni¿ zaszczycony twoj¹ obecnoci¹, panie.
No to spróbujmy sprawê podsumowaæ. Kwiecisty jêzyk
pajêczarza wywo³a³ na kanciastym pysku Otondona kwan¹ minê.
Tak naprawdê mamy do za³atwienia tylko jedn¹ podstawow¹ kwe-
stiê. I to ca³kiem prost¹. Jeste z nami czy nie?
S³ucham uprzejmie? Kudar Mubat roz³o¿y³ szeroko dwa
przednie odnó¿a. Jakie jest dok³adne znaczenie terminu z nami?
75
Nie chcia³bym sugerowaæ, ¿e twoje s³owa nie s¹ dla mnie krysta-
licznie jasne, ale
Wypchaj siê. Gleed Otondon by³ w oczywisty sposób zi-
rytowany. Wiesz, jaka jest stawka. Z Gildii £owców Nagród
powsta³y dwie frakcje, a ostatecznie pozostanie tylko jedna. Praw-
dziwa Gildia postanowi³a, ¿e zrobi wszystko, aby to ona prze¿y³a.
Ale¿ oczywicie odpar³ Kudar Mubat z czym w rodza-
ju umiechu na trójk¹tnej twarzy. Przetrwanie to taka urocza
cnota. Praktykowa³em j¹ przez ca³y czas mojej egzystencji.
Wiêc bêdziesz chcia³ j¹ dalej praktykowaæ, za³o¿ê siê. Gleed
Otondon nachyli³ siê do przodu, a jego twarde spojrzenie odbi³o
siê w fasetkowych oczach pajêczarza. A najlepszym sposobem
na to jest opowiedzenie siê po naszej stronie. Prawdziwa Gildia nie
bêdzie przyjazna dla tych, którzy nie pomog¹ jej zjednoczyæ z po-
wrotem Gildii £owców Nagród. Ci renegaci z Komitetu Zreformo-
wanej Gildii ju¿ s¹ martwi. I to samo spotka ka¿dego, kto siê z ni-
mi zanadto zaprzyjani. Otondon przechyli³ g³owê na bok,
przygl¹daj¹c siê uwa¿nie siedz¹cemu naprzeciwko pajêczarzowi.
W jak bliskich jeste stosunkach z Bosskiem i jego band¹?
Mój drogi Gleedzie Kudar Mubat wykona³ krótki gest
uniesionymi w górê przednimi odnó¿ami. Rozumiem teraz w³a-
ciw¹ naturê twojego pytania, ale i tak jestem nim cokolwiek za-
skoczony. Podejrzliwoæ to dobra cecha, a w waszym fachu z pew-
noci¹ konieczna, ale nigdy wczeniej nikt nie podejrzewa³ mnie
o to, ¿e jestem durniem. Doskonale wiem, jak siê maj¹ rzeczy
w tej galaktyce.
Tak w³anie mi siê zdawa³o. Umiech Otondona, odzwier-
ciedlaj¹cy nadziejê braterskiej konspiracji, by³ jeszcze brzydszy.
Naprawdê nie jeste durniem, co?
Ale ty mo¿e jeste pomyla³ Kudar Mubat. Wola³ nie
wypowiadaæ tego na g³os.
Nie osi¹gn¹³em tak podesz³ego wieku i wp³ywowej pozycji,
dokonuj¹c z³ego wyboru przyjació³ i sojuszników. Pajêczarz po-
stuka³ o siebie pazurkami na koñcu przednich odnó¿y. A zatem
ty i pozostali z Prawdziwej Gildii g³êboko ¿a³ujê, ¿e nie mogê
powiedzieæ tego ka¿demu z nich z osobna mo¿ecie zachowaæ
absolutn¹ pewnoæ, ¿e pod tym wzglêdem naprawdê jestem z ni-
mi, jak siê raczy³e wyraziæ. Wiêzy przyjani i niezmierzony po-
dziw, jaki ¿ywiê dla tak szacownych ³owców nagród jak cz³onko-
wie Prawdziwej Gildii, w naturalny sposób wywo³uj¹ u mnie tê
76
reakcjê. Chcia³bym jeszcze skuteczniej rozwiaæ wasze w¹tpliwo-
ci w tej materii. To równie¿ dobry interes, mój drogi Gleedzie.
Pajêczarz znów z³o¿y³ odnó¿a wokó³ otulonego poduszkami od-
w³oku. Interes, który chcia³bym kontynuowaæ w przysz³oci, rów-
nie korzystny dla obu stron, jak by³ do tej pory.
Nic nie wiem o obu stronach burkn¹³ emisariusz Praw-
dziwej Gildii. Zawsze mi siê wydawa³o, ¿e do twoich kufrów
wp³ywa wiêcej kredytów ni¿ do naszych.
Jak¿e g³êboko mnie ranisz, mówi¹c takie rzeczy! Kudar
Mubat opad³ ³agodnie w miêkkie objêcia gniazda, by jeszcze pod-
kreliæ swoj¹ zgrozê. Mo¿e nadejdzie taki szczêliwy czas, kiedy
odniesiemy wreszcie nieuchronne zwyciêstwo nad tymi m³okosa-
mi, prawdziwa Gildia £owców Nagród zostanie odtworzona w pe³-
nej chwale, my za bêdziemy mogli wspólnie zasi¹æ nad naszymi
ksiêgami i dojæ do finansowego porozumienia. G³os pajêczarza
stawa³ siê coraz ³agodniejszy. Jeli czujesz, ¿e dozna³e jakiej
ra¿¹cej niesprawiedliwoci osobicie, ty i ja, mo¿emy na ten
temat porozmawiaæ prywatnie.
Otondon podrapa³ siê po d³ugim podbródku.
Masz na myli ³apówkê?
Och, có¿ za ordynarne s³owo, nie s¹dzisz? Kudar Mubat
potrz¹sn¹³ g³ow¹. Wolê nazwaæ to sposobem, aby uczyniæ nasz¹
przyjañ tylko pomiêdzy tob¹ a mn¹ jeszcze bardziej satys-
fakcjonuj¹c¹ ni¿ do tej pory. No i oczywicie, w imiê tej przyja-
ni, gdyby mia³ wróciæ do swoich braci z Prawdziwej Gildii, któ-
rych interesy tak doskonale reprezentujesz, i zapewniæ ich
o gorliwoci, z jak¹ chcia³bym podtrzymaæ wspólny interes
Jasne, jasne, rozumiem, o co ci chodzi Otondon powo-
li skin¹³ g³ow¹. Ale nie zrobiê niczego podobnego, jeli to nie-
prawda. Zw³aszcza ten kawa³ek o tym, jak bardzo chcesz pozo-
staæ z Prawdziw¹ Gildi¹ i nie masz nic wspólnego z Bosskiem i t¹
band¹ z Komitetu Zreformowanej Gildii.
Ale¿, mój drogi Gleedzie, taka jest prawda! pajêczarz
uniós³ jedno z przednich odnó¿y w dramatycznym gecie. Przy-
siêgam. Absolutnie i bezwarunkowo. Zwin¹³ odnó¿e z powro-
tem, owijaj¹c nim odw³ok. Nie jest to materia, w której by³bym
zdolny do udawania.
No, niech to lepiej bêdzie prawda posêpnie odpar³ Oton-
don. Nie warto powiêcaæ ¿ycia na to, ¿eby powiedzieæ cz³on-
kom Prawdziwej Gildii, ¿e jeste z nami, a potem pozwoliæ im
77
dowiedzieæ siê, ¿e zrobi³e z nas balona. Nie nale¿ymy do tych
³owców nagród, którzy nagradzaj¹ g³upotê.
Tym gorzej dla ciebie, smêtnie pomyla³ Kudar Mubat. Goæ
pajêczarza dobrze odegra³by swoj¹ rolê, gdyby tak by³o naprawdê.
B¹d pewien, mój najdro¿szy Gleedzie, ¿e powi¹zania po-
miêdzy mn¹ a Prawdziw¹ Gildi¹ i Gildi¹ £owców Nagród, sko-
ro znów przywrócimy j¹ do ¿ycia, cechuje absolutna wy³¹cznoæ
i wzajemne korzyci. Masz na to moje s³owo.
To bardzo dobrze. Otondon z satysfakcj¹ skin¹³ g³ow¹.
Wiesz od pocz¹tku mi siê zdawa³o, ¿e uda nam siê dobiæ intere-
su.
By³a to najprostsza forma negocjacji: mówienie dok³adnie tego,
co kto chcia³ us³yszeæ. Czêæ Kudara Mubata prawie pragnê³a,
aby wszystko by³o takie proste. Szczerze mówi¹c, wiêkszoæ by³a
w³anie taka. Dopiero gdy pajêczarz usi³owa³ przechytrzyæ kogo
takiego jak ksi¹¿ê Xizor i Boba Fett, gra stawa³a siê zarówno nie-
bezpieczna, jak i interesuj¹ca. I to siê w³anie podoba³o tej drugiej
czêci jego osoby, która sprawia³a, ¿e warto by³o ¿yæ. Pajêczarz
ju¿ doæ d³ugo przebywa³ w dryfuj¹cej sieci odziedziczonej po za-
mordowanym poprzedniku. Budowa³ skomplikowane powi¹zania
i zawi³e, samonapêdzaj¹ce siê intrygi, zanim jeszcze narodzi³y siê
stworzenia, z którymi dzi rozmawia³. A kiedy mija tyle czasu,
poszukiwanie godnego przeciwnika staje siê obsesj¹.
Dlatego Kudar Mubat po prostu musia³ zaanga¿owaæ siê w in-
trygê maj¹c¹ na celu zniszczenie Gildii £owców Nagród. Nie tyle
dla zysku, który gromadzi³ siê w skarbcu pajêczarza choæ i ten
by³ nie do pogardzenia ale dla przyjemnoci i dreszczyku gry.
No i z powodu przeciwników. Kudar Mubat nie potrafi³ przej-
rzeæ ksiêcia Xizora, który przyszed³ do sieci z pomys³em intrygi
i ukaza³ j¹ licznym oczom pajêczarza. By³ w stanie przejrzeæ go a¿
do samego Imperatora Palpatinea, gdzie daleko na planecie Co-
ruscant. Poci¹gano za sznurki równie delikatne i misternie skom-
plikowanie powi¹zane, jak jego sieæ, a nie wszystkie z nich znaj-
dowa³y siê w rêkach Xizora. Falleeñski szlachcic uwielbia³
niebezpieczne gry w koñcu nie wspi¹³by siê na sam szczyt syn-
dykatu zbrodni o nazwie Czarne S³oñce, obejmuj¹cego swoim za-
siêgiem ca³¹ galaktykê, gdyby nie mia³ upodobania do ryzyka i umie-
jêtnoci uk³adania takich gambitów. Kudar Mubat by³ tak¿e wiadom,
jak g³êboko nienawidzi³ i nie ufa³ Xizorowi Lord Vader, odziana
w czarne szaty rêka Imperatora. Wystarczy³oby, aby Falleeñczyk
78
wykona³ jeden fa³szywy ruch, a ka¿de podejrzenie, jakie Vader
zasia³ w umyle Palpatinea, znalaz³oby swoje potwierdzenie co
skoñczy³oby siê fatalnie dla Xizora. Kiedy grywasz w takie gry
i o takie stawki, myla³ Kudar Mubat, nie mo¿esz siê skar¿yæ na
to, co siê z tob¹ stanie, jeli przegrasz.
W swoim maleñkim sercu, ukrytym pod chitynow¹ skorup¹,
Kudar Mubat wspó³czu³ biednemu, maleñkiemu zawi¹zkowi ksiê-
gowemu, Bilansowi. On nigdy nie bêdzie gra³ na takim poziomie,
nigdy nie rozwinie twardych talentów gracza. Niezdolny do jakie-
gokolwiek buntu wobec swojego stwórcy, tak jak Kudar Mubat
zbuntowa³ siê przeciwko swemu poprzednikowi, nie mia³ najmniej-
szego pojêcia o tym, czym ryzykuje. I mo¿e nigdy siê nie dowie:
gra i samo jego istnienie skoñcz¹ siê, zanim siê obejrzy.
By³y to przyjemne myli, ale interes nale¿y doprowadziæ do
koñca. Kudar Mubat znów zwróci³ uwagê na siedz¹cego przed
nim emisariusza Prawdziwej Gildii.
Jestem pewien, ¿e twój czas jest cenny, mój drogi Gleedzie.
Pajêczarz wysun¹³ dwa odnó¿a przed siebie. Znacznie bardziej
ni¿ mój, który uwa¿am za dobrze spêdzony, jeli powiêcê go ta-
kim gociom jak ty. Maj¹c to w pamiêci, czy rozstajemy siê wreszcie
w doskona³ej zgodzie i harmonii? Interesy twoje i innych cz³on-
ków Prawdziwej Gildii s¹ identyczne z moimi, przynajmniej jeli
chodzi o mnie.
Mo¿e nie ca³kiem identyczne odpar³ Gleed Otondon ale
mog¹ byæ zbli¿one.
Ach, jak to m¹drze powiedziane. Mam nadziejê, ¿e teraz
ju¿ bez wahania bêdziesz móg³ wróciæ do swoich towarzyszy
z Prawdziwej Gildii i przekazaæ, ¿e ich przyjaciel i wspólnik w in-
teresach, Kudar Mubat, jest, jak to mówisz, z nimi.
Mo¿e wzruszy³ ramionami Otondon. Jeszcze lepiej bê-
dzie, jeli za³atwimy równie¿ tamt¹ drug¹ sprawê. Wiesz, tê spra-
wê z ³apówk¹.
I znowu to brzydkie s³owo! Spomiêdzy pierzastych otwo-
rów wydechowych wydoby³o siê ciê¿kie westchnienie. Ale wiem,
co masz na myli. W koñcu to ja podnios³em tê kwestiê, choæ
uczyni³em to nieco bardziej delikatnie.
Umiech Gleeda Otondona wyra¿a³ czyst¹ chciwoæ.
Gdybymy siê tym zajêli ju¿ teraz, tak, abym mia³ jaki
namacalny dowód wtedy mylê, ¿e posz³oby jak po male, no
nie?
79
Och, tak. Ale¿ oczywicie. Czubkiem jednego szpona
Kudar Mubat podrapa³ siê po trójk¹tnej twarzy. ¯¹danie emisa-
riusza, aby przekazaæ kredyty ze skarbca sieci do jego kieszeni,
istotnie sprawia³o pajêczarzowi pewien k³opot. Sprawy finansowe
zwykle za³atwia³ jego zawi¹zek ksiêgowy, Bilans, ale akurat w tej
chwili Bilans by³ zajêty wcielaniem siê w Kudara Mubata i sie-
dzia³ w starym egzoszkielecie pajêczarza. Trandoszañski ³owca
nagród Bossk nie mia³ pojêcia, ¿e prawdziwy Kudar Mubat w tym
samym czasie prowadzi negocjacje z jednym z jego nieprzyjació³
z Prawdziwej Gildii. Kudar Mubat za nie mia³ najmniejszego
zamiaru koñczyæ tej maskarady. Ryzykowa³, ¿e i Bossk, i Gleed
Otondon wpadn¹ w mordercz¹ wciek³oæ i rzuc¹ siê nie na siebie
wzajemnie, ale na Kudara Mubata.
W istocie powiedzia³ pajêczarz po chwili milczenia je-
stem ogromnie zak³opotany, ale w tej chwili nie mogê spe³niæ two-
jego jak¿e rozs¹dnego ¿¹dania.
Co? warkn¹³ Gleed Otondon i zachichota³ drwi¹co. Chy-
ba ¿artujesz. Wszyscy wiedz¹, ¿e siedzisz na kredytach.
Przykro mi, ale tak nie jest Kudar Mubat powoli pokrê-
ci³ g³ow¹. Zawi¹zki zgromadzone wokó³ niego zbli¿y³y siê, niczym
¿a³osne sierotki, szukaj¹ce schronienia przed zimnym wiatrem.
Zwróci³y oczka ku twarzy Otondona. Nie wszystkie moje przed-
siêwziêcia posz³y tak g³adko jak te, w których moje skromne mo¿-
liwoci po³¹czy³em z mo¿liwociami waszej profesji. Dlatego tak
gor¹co pragnê znowu zadzierzgn¹æ wiêzy wzajemnie korzystnej
wspó³pracy z prawdziwymi spadkobiercami tradycji Gildii £ow-
ców Nagród. W galaktyce jest tak wiele nieuczciwych, pod³ych
istot, a ja jestem tylko pokornym porednikiem, pomocnikiem przy
prowadzeniu interesów anga¿uj¹cych ró¿ne strony i tak ³atwo
mnie odrzeæ z tego, co mi siê s³usznie nale¿y pajêczarz czub-
kiem szpona otar³ kilka z paciorkowatych oczu, choæ ³zy by³y w jego
przypadku fizjologiczn¹ niemo¿liwoci¹. A ja mam tyle wydat-
ków koniec szpona powêdrowa³ w kierunku st³oczonych zawi¹z-
ków. Doprawdy utrzymanie takiego miejsca to wydatek bar-
dziej medyczny ni¿ inwestycyjny.
Oszczêd sobie emisariusz Prawdziwej Gildii z odraz¹
spojrza³ na arachnoidalne stworzenie. Jeli chcesz siê uskar¿aæ
na biedê, to wybierz sobie kogo innego. Otondon zacz¹³ zapi-
naæ mosiê¿ne haftki okrycia. Nie chce mi siê tego s³uchaæ. Ale
80
nie zapomnij wsta³ z miejsca i gronie pochyli³ siê nad pajêcza-
rzem ¿e masz u mnie d³ug.
D³ug honorowy zaskrzecza³ Kudar Mubat, cofaj¹c siê
przed gronie wyci¹gniêtym palcem Otondona. Ka¿d¹ standar-
dow¹ jednostkê czasu rozpocznê od przypomnienia sobie tej w³a-
nie sprawy.
Noo, ja mylê. Otondon wyprostowa³ siê i rozejrza³ do-
ko³a. Jego ramiona prawie dotyka³y sklepionych, w³óknistych cian
komnaty. Jak siê st¹d wychodzi? Muszê wracaæ do Gildii. Na
pewno na mnie czekaj¹.
Kudar Mubat wys³a³ jednego z wewnêtrznych zawi¹zków prze-
wodników, by wskaza³ Otondonowi drogê do g³ównego obszaru do-
ków. Po drugiej stronie sieci znajdowa³o siê jeszcze jedno, mniejsze
l¹dowisko. Tam sta³ zacumowany Wciek³y Pies, statek trando-
szañskiego ³owcy nagród Bosska, bezpiecznie ukryty przed wzro-
kiem Gleeda Otondona. Kiedy Bossk skontaktowa³ siê z Kudarem
Mubatem, ¿¹daj¹c spotkania, by omówiæ wspólne interesy, pajê-
czarz wmówi³ mu, ¿e powinien to zrobiæ potajemnie twierdzi³, ¿e
potê¿ne si³y, których istnienie sugerowa³, lecz nazwy nie wymieni³,
obserwuj¹ sieæ oraz przyloty i odloty goci. To wystarczy³o, aby
przekonaæ Bosska do zastosowania takiej procedury podejcia i l¹-
dowania, aby nie zorientowa³ siê, ¿e emisariusz Prawdziwej Gildii
przybywa do sieci prawie w tym samym czasie. Gleed Otondon
zosta³ nabrany w ten sam sposób i równie ³atwo.
Nie opuszczaj¹c swojego gniazda w g³ównej komnacie sieci,
Kudar Mubat pod³¹czy³ siê znów do neuronowego wejcia za-
wi¹zku optycznego, z którego korzysta³ wczeniej. Natychmiast
ujrza³ podejrzliw¹ minê Trandoszanina Bosska równie wyranie,
jakby by³ razem z nim w tamtej komnacie zamiast przebranego
zawi¹zku ksiêgowego Bilansa.
Co to? Bossk obróci³ g³owê, ws³uchuj¹c siê w jaki odle-
g³y dwiêk.
Kudar Mubat, siedz¹cy po drugiej stronie wyd³u¿onego je-
dwabistego w³ókna neuronowego, ostro¿nie zmieni³ pole widzenia
zawi¹zku optycznego, aby widzieæ równie¿ opuszczony egzoszkielet
pajêczarza.
S³ucham uprzejmie? z wnêtrza skorupy przemówi³ g³os
identyczny z g³osem Kudara Mubata. Zawi¹zek ksiêgowy Bilans
rozpostar³ dwa przednie odnó¿a egzoszkieletu w gecie zdziwie-
nia. O czym raczysz mówiæ?
81
O tym, co s³ysza³em przed chwil¹. Nozdrza pokrytego
³uskami pyska Bosska rozszerzy³y siê, jakby w przetworzonym
powietrzu sieci wywêszy³ jakie zdradzieckie moleku³y. Jakby
startowa³ jaki statek.
W pró¿ni kosmosu otaczaj¹cej dryfuj¹c¹ sieæ ha³as niewiel-
kich silników startowych statku Gleeda Otondona nie by³by s³y-
szalny, ale zewnêtrzne w³ókna strukturalne sieci przenios³y doæ
wibracji spowodowanych od³¹czaniem zawi¹zków cumowniczych,
by czu³y s³uch Bosska zdo³a³ je wychwyciæ.
Lekki dreszcz strachu poruszy³ chitynowym cia³em Kudara
Mubata. Jeli Bilans, ukryty w wylince pajêczarza, straci refleks,
Bossk bez trudu dojdzie do wniosku zreszt¹ s³usznego ¿e sieæ
mia³a jeszcze innego gocia.
Tak, rzeczywicie tak to brzmia³o, prawda?
Kudar Mubat zacisn¹³ wszystkie odnó¿a wokó³ gniazda.
Ale to oczywicie co innego ci¹gn¹³ dalej Bilans. No
bo jakim cudem ?
W polu widzenia zawi¹zku optycznego, zwisaj¹cego ze skle-
pienia mniejszej komnaty, Bossk zwróci³ spojrzenie w¹skich, ga-
dzich oczu w kierunku skorupy z ukrytym w niej Bilansem.
No to powiedz sykn¹³ dlaczego to nie mia³by byæ sta-
tek?
To proste odpar³ grzecznie zapytany. Mój drogi Boss-
ku, jedynym powodem, dla którego jakakolwiek istota rozumna
przybywa do mojej nêdznej sieci, jest chêæ prowadzenia interesów
ze mn¹. Jestem ogromnie wdziêczny za te wizyty. Ale widzisz
mnie teraz przed sob¹, prawda? I by³o tak przez ca³y czas, jaki
spêdzilimy razem, bardzo zreszt¹ dla mnie przyjemny i po¿ytecz-
ny, czy¿ nie? Nie móg³bym raczej prowadziæ powa¿nych dyskusji
o interesach z ¿adn¹ inn¹ istot¹, poniewa¿ przez ca³y czas ofiaro-
wa³em ci moj¹ niepodzieln¹ uwagê. Jedna para odnó¿y egzo-
szkieletu unios³a siê w parodii ludzkiego wzruszenia ramion. Wiêc
po co kto mia³by tu przylatywaæ? Doprawdy nie ³udzê siê, aby
mój dom mia³ inne zalety, które mog³yby przyci¹gaæ tu goci.
Bossk zmru¿y³ oczy jeszcze bardziej z wyrazem g³êbokiej nie-
ufnoci. £uski na jego czole zbieg³y siê porodku, a mózg pod nimi
usi³owa³ uporaæ siê z tym problemem.
No wiêc co to by³o?
To tylko proces usuwania mieci z mojej sieci. Skorupa,
sterowana przez Bilansa, powoli pokrêci³a g³ow¹. Jakie to ¿enuj¹ce,
6 Spisek Xizora
82
dyskutowaæ w towarzystwie o kanalizacji i podobnych rzeczach!
Niestety, mam te same problemy porz¹dkowe co wszystkie inne
statki, wêdruj¹ce przez otwart¹ przestrzeñ. Pewne produkty odpa-
dowe nale¿y usun¹æ, a dla higieny lepiej jest uczyniæ to odpowied-
nio szybko, aby otaczaj¹ca nas strefa nawigacyjna pozosta³a wol-
na od nazwijmy to obrzydliwego towarzystwa. Trójk¹tna
twarz wylinki, replika twarzy Kudara Mubata, rozci¹gnê³a siê
w lekkim umiechu. Doprawdy, mój drogi Bossku, nawet statki
Floty Imperialnej Palpatinea robi¹ dok³adnie to samo.
Taaak przytakn¹³ Bossk powoli. Chyba masz racjê.
Niezupe³nie, mrukn¹³ do siebie Kudar Mubat. Pajêczarz by³
pe³en podziwu dla historyjki, jak¹ zawi¹zek ksiêgowy w³anie uczê-
stowa³ gocia, ale prawda by³a taka, ¿e sieæ ca³kowicie przerabia³a
tworz¹c¹ j¹ materiê. Kudar Mubat mia³ instynktowny wstrêt do
wypuszczania ze szponów bodaj najmniejszej cz¹steczki, jaka kie-
dykolwiek znalaz³a siê w ¿ywej strukturze sieci. Ale jak d³ugo Tran-
doszanin daje siê nabraæ, prawda nie ma wielkiego znaczenia, przy-
zna³ w duchu.
Gdy Bossk wreszcie opuci³ sieæ, a Wciek³y Pies zosta³
uwolniony z zawi¹zków cumowniczych w bezpiecznym odstêpie
czasu po starcie poprzedniego gocia, Kudar Mubat zacz¹³ za-
chwycaæ siê zrêcznoci¹ i pewnoci¹ siebie, z jak¹ jego twór roz-
wia³ podejrzenia ³owcy nagród.
Doskona³a robota pochwali³, usadowiony bezpiecznie
w swoim pneumatycznym gniedzie. Uniós³ zawi¹zek ksiêgowy,
który przycupn¹³ na zakrzywionym czubku jednego z przednich
odnó¿y. W odleg³ej komnacie opuszczony egzoszkielet znów by³
tylko nieruchom¹ podobizn¹ fizycznego kszta³tu pajêczarza. Po-
radzi³e sobie z tym Trandoszaninem w sposób, który napawa dum¹
twego twórcê.
To tylko interesy. Bilans nie okazywa³ zak³opotania kom-
plementem. Jeli wykazujê w tym kierunku jakie zdolnoci, to
dlatego ¿e wszystkie interakcje pomiêdzy istotami rozumnymi
mo¿na zredukowaæ do kwestii kredytów, wydatków i debetów.
Jedno z odnó¿y zawi¹zku ksiêgowego zakreli³o w powietrzu kszta³t
zera. Sumuj i dziel.
Dziel i rz¹d. Oczywicie rz¹dzenie by³o w tym wy-
padku nieco przesadzon¹ figur¹ retoryczn¹. Kudar Mubat w zu-
pe³noci zadowala³ siê wy¿sz¹ od redniej stop¹ zysku. To za-
wsze najlepsza rada.
83
Kudar Mubat wypuci³ zawi¹zek ksiêgowy, który podrepta³
na swoje zwyk³e miejsce spoczynku, ukryte g³êboko w wewnêtrz-
nych korytarzach sieci. Jeli pajêczarz nie bêdzie ostro¿ny, jego
prymitywne serce mo¿e znowu zmiêkn¹æ dla tej mniejszej repliki
samego siebie. Pomoc zawi¹zku pozwoli³a mu osi¹gn¹æ bardzo
wiele: trandoszañski ³owca g³ów Bossk odszed³ przekonany o tym
samym co jego przeciwnik Gleed Otondon, to znaczy, ¿e Kudar
Mubat i jego perwersyjne intrygi s¹ po stronie jego czêci starej
Gildii £owców Nagród. Niech sobie w to wierz¹, pomyla³ pajê-
czarz. Kiedy przekonaj¹ siê, ¿e jest inaczej, bêdzie za póno, ¿eby
cokolwiek na to poradziæ. A kto wygra bitwê Prawdziwa Gildia
czy Komitet Zreformowanej Gildii to doprawdy nie mia³o wiêk-
szego znaczenia. Jak d³ugo zwyciêstwo bêdzie po stronie Kudara
Mubata
Pajêczarz podwin¹³ odnó¿a i zacz¹³ medytowaæ, jaki powi-
nien byæ jego nastêpny krok w tej intrydze.
84
R O Z D Z I A £
$
Oto raport, Wasza Ekscelencjo.
Ksi¹¿ê Xizor, rozparty wygodnie w inteligentnym fotelu w swo-
jej prywatnej kwaterze, wyci¹gn¹³ rêkê, aby wzi¹æ podany us³u¿-
nie przez lokaja pojedynczy arkusz flimsiplastu. Lokaj wsadzi³ srebr-
n¹ tacê pod pachê i wycofa³ siê wród uk³onów. Falleeñski ksi¹¿ê
zd¹¿y³ zreszt¹ zapomnieæ o jego istnieniu, zanim jeszcze zamknê³y
siê za nim wysokie, bogato rzebione drzwi.
W chwilach takich jak ta Xizor wola³ byæ sam. Nie po to, aby
zachowaæ tajemnicê salê tronow¹ otaczali poddani, którzy z czy-
stego strachu lub lojalnoci byli równie zaanga¿owani w organiza-
cjê Czarnego S³oñca, jak on sam lecz po to, by bezsensowne
gadanie nie zak³óca³o toku jego myli. Istoty pochodz¹ce z innych
planet i odmienne genetycznie s³u¿y³y wy³¹cznie przyjemnociom
lub zyskowi. Xizor móg³ sobie pogratulowaæ, ¿e swego czasu uda-
³o mu siê znaleæ sposób, aby te dwa cele ze sob¹ po³¹czyæ. Fallee-
ñskie feromony wywiera³y potê¿ny wp³yw na samice prawie wszyst-
kich rozumnych gatunków w galaktyce. Wystarczy³o to
w zupe³noci, aby zaspokoiæ apetyty Xizora, wiêc rozkoszowa³ siê
bez przeszkód ³atwymi podbojami. Jeli przy okazji uwiedzenia
wysoko postawionej pani dyplomatki, czy to ze starej Republiki,
czy nowego Sojuszu Rebeliantów, jednoczenie uda³o mu siê pchn¹æ
do przodu sprawy Czarnego S³oñca lub w³asne, tym lepiej. Kiedy
jednak uzyska³ wszystko, czego ¿¹da³, ten sam zimny umiech
przemyka³ po jego twarzy o ostrych rysach, a g³êboki fiolet ga-
dzich oczu znika³ za drwi¹co przymru¿onymi powiekami, kiedy
jednym gestem po¿egnania dawa³ do zrozumienia, ¿e mi³osne opê-
85
tanie jego partnerki ju¿ go nie interesuje. Falleen najchêtniej prze-
¿ywa³ swoje podboje seksualne we wspomnieniach, niczym tro-
feum umieszczone w labiryncie korytarzy zamkniêtych pod zie-
lonkaw¹ skór¹ czaszki.
Chocia¿ jednak falleeñska psychika ogólnie charakteryzowa³a
siê gadzim ch³odem, mia³a w sobie jednak jeden gor¹cokrwisty
element. Pod tym wzglêdem ten gatunek podobny by³ do Trando-
szan, jeli pomin¹æ paskudne, ³uskowate cia³o i wielkie zêbiska.
Bo w przeciwieñstwie do Trandoszanina Falleen, tak jak Xizor,
obnosi³ siê z wynios³¹ elegancj¹, podkrelon¹ jeszcze delikatn¹
struktur¹ kostn¹. Elegancja stanowi³a równie dobry powód legen-
darnych mo¿liwoci seksualnych, co potê¿ne feromony, emanuj¹-
ce z jedwabistej skóry. Oba gatunki ³¹czy³o tylko jedno: wiecznie
nienasycony g³ód. U Trandoszan g³ód ten koncentrowa³ siê we
wnêtrznociach. Ich wiêcej ni¿ skromnie rozwiniête mózgi s³u¿y³y
jedynie zaspokojeniu najbardziej podstawowych funkcji prymityw-
nie miêso¿ernego organizmu. Zwyciê¿yæ wroga to znaczy go zjeæ.
My, Falleenowie, jestemy jednak pod tym wzglêdem trochê sub-
telniejsi, myla³ Xizor.
Dalsze rozkosze bêd¹ musia³y poczekaæ, bo w tej chwili mia³
co innego do roboty. Na powierzchni flimsiplastu w³anie zaczê³y
siê wyranie formowaæ s³owa.
Wydzielane feromony, choæ stanowi³y cechê charakterystycz-
n¹ dla ca³ego gatunku, ró¿ni³y siê u ró¿nych Falleenów na tyle, ¿e
mog³y stanowiæ klucz koduj¹cy dla urz¹dzeñ zabezpieczaj¹cych.
Reakcja chemiczna zachodz¹ca we w³óknach flimsiplastu mog³a
zostaæ zainicjowana wy³¹cznie czubkami palców ksiêcia Xizora.
Uniós³ arkusz, ustawiaj¹c go w wygodnej odleg³oci od oczu.
By³ to raport jednego z jego poruczników organizacji Czarne-
go S³oñca, Kianthara nazwiskiem Kreetah. Vigo Kreetah, jeli
u¿yæ honorowego tytu³u, który zdoby³ w ci¹gu d³ugiej i wiernej
s³u¿by, by³ zawsze lojalny, niekiedy sprytny i czêsto gwa³towny.
Mia³ doskona³e ród³a informacji umiejscowione w ca³ej galakty-
ce. Kiantharañskie wiêzy rodzinne i feudalne by³y tak skompli-
kowane proces reprodukcji wymaga³ przekazywania zap³od-
nionych jaj przed narodzeniem przez trzy pokolenia nie
spokrewnionych ze sob¹ klanów ¿e osoby z zewn¹trz nie mia³y
najmniejszej szansy zorientowania siê we wszystkich poziomach
pokrewieñstwa na ich rodzimej planecie. Jednoczenie ca³y gatu-
nek mia³ myl¹co uczciwe twarze, które znacznie u³atwia³y im
86
zdobycie zaufania innych istot rozumnych. Tak te¿ postêpowali
wszyscy krewniacy Kreetaha na poziomie subalfa, którzy zdo³ali
siê wkrêciæ do ró¿nych instytucji finansowych, obs³uguj¹cych nie
ca³kiem uczciwy galaktyczny biznes. Biznes ten obejmowa³ rów-
nie¿ dzia³alnoæ arachnoidalnego pajêczarza Kudara Mubata jako
porednika pomiêdzy ³owcami nagród a ich klientami. Agenci Kre-
etaha sk³adali mu regularne raporty, nie przepuszczaj¹c ¿adnej,
nawet najmniejszej informacji, jaka przewinê³a siê w zasiêgu ich
wielosoczewkowych oczu.
Ksi¹¿ê czeka³ niecierpliwie w³anie na ten raport. Za¿¹da³, aby
ród³a Kreetaha sprawdzi³y i zdoby³y pewn¹ wiadomoæ. Lubi³
wiedzieæ, czym zajmuj¹ siê inne istoty rozumne, zw³aszcza jeli
informacje na ten temat zosta³y skradzione wprost sprzed ich no-
sów o ile je mieli.
Xizor docenia³ zwiêz³oæ i spójnoæ tych raportów.
OBIE FRAKCJE GILDII £OWCÓW NAGRÓD POROZUMIA£Y
SIÊ Z KUDAREM MUBATEM. OTONDONA Z PRAWDZIWEJ
GILDII I BOSSKA Z KOMITETU ZREFORMOWANEJ GILDII
WIDZIANO W SIECI.
Jakie¿ to intryguj¹ce, pomyla³ ksi¹¿ê Xizor. Nowiny wcale
go nie zaskoczy³y. Co wiêcej, potwierdza³y doskona³oæ jego w³a-
snych planów i umiejêtnoæ dok³adnego przewidywania, co zrobi¹
w danej chwili inni gracze. Jemu pozosta³o tylko zdecydowaæ, jaki
bêdzie kolejny ruch.
Od chwili zapoznania siê z raportem Vigo Kreetaha do pe³ne-
go zrozumienia jego znaczenia przez Xizora minê³o zaledwie kilka
sekund. Subtelne feromony wydzielane przez jego cia³o zaczê³y
teraz zupe³nie inaczej dzia³aæ na chemikalia zawarte w arkusiku
flimsi. Ca³y tekst znik³ nagle, poch³oniêty przez p³omienie z¿eraj¹-
ce samozapalaj¹ce siê w³ókna. W jednej chwili raport zmieni³ siê
w kupkê czarnego popio³u w d³oni Xizora. Nie przeszkadza³ mu
pal¹cy ¿ar; traktowa³ to jako kolejn¹ próbê samokontroli. Szkole-
nie wojownika uodporni³o go na o wiele wiêkszy ból. Zanim jesz-
cze p³omienie zgas³y zupe³nie, zmi¹³ resztki p³on¹cej kartki, roz-
cieraj¹c je na proch. Wiadomoæ, jak¹ zawiera³a, zosta³a teraz
bezpiecznie usuniêta z wszechwiata.
Prawie usuniêta. Jej treæ przetrwa³a w pamiêci ksiêcia Xizora
i jego zaufanego porucznika Vigo Kreetaha. Wiedza stanowi³a si³ê,
zw³aszcza za wiedza o sprawach tajnych. O tajemnicach innych
istot. A kiedy informacja zawiera³a co interesuj¹cego lub wa¿nego
87
dla Imperatora Palpatinea, to mia³a jeszcze wiêksz¹ moc. To wstyd,
aby j¹ pomniejszaæ, dziel¹c siê sekretem z inn¹ osob¹, pomyla³
Xizor. Tajemnice mia³y w³asn¹ energiê; ka¿da kolejna rozumna
istota w³¹czona do ich krêgu rozmienia³a tê energiê na drobne.
Nawet Vigo Czarnego S³oñca, taki jak Kreetah, któremu podobno
interesy organizacji le¿a³y na sercu równie mocno, jak jego w³ad-
cy no có¿, Xizor bêdzie musia³ podj¹æ w tej materii strategiczn¹
decyzjê. Oczywicie, bêdzie to decyzja personalna. Lojalnoæ Kre-
etaha by³a w krêgach Czarnego S³oñca przys³owiowa ale wybi-
jaj¹cy siê talentem m³odzi ¿o³nierze z radoci¹ przyjêliby tak¹ mo¿-
liwoæ awansu. Gdyby na szczycie pewnego dnia pojawi³ siê
wakat
Xizor otrz¹sn¹³ z d³oni resztki popio³u: czarne p³atki, prawie
pozbawione ciê¿aru, spoczê³y ³agodnie na fa³dach jego p³aszcza.
Przez kilka nastêpnych sekund wa¿y³ istnienie Vigo Kreetaha na
czu³ej wadze swoich myli i podj¹³ decyzjê. Kreetah bêdzie ¿y³,
przynajmniej jeszcze przez jaki czas. Niezachwiana lojalnoæ pod-
danego zas³uguje w koñcu na jak¹ nagrodê mo¿na w zamian za
to zapewniæ mu jeszcze trochê ¿ycia i oddechu.
Poza tym Xizor mia³ jeszcze parê innych spraw do rozwa¿e-
nia, zwi¹zanych z tym, czego dowiedzia³ siê z raportu Kreetaha.
Powieki fioletowych oczu zwêzi³y siê niemal w szparki, gdy obra-
ca³ w mylach tê informacjê, jakby ogl¹da³ ka¿d¹ po kolei fasetê
piêknego, choæ truj¹cego klejnotu. W jego prywatnym skarbcu,
obok za³adowanych skarbami kufrów Czarnego S³oñca, spoczy-
wa³y pojemniki ze szlachetnych metali, bezpiecznie ukrywaj¹ce
najrzadsze z zielonych diamentów. W galaktyce by³y i inne klejno-
ty, jeszcze rzadsze i jeszcze piêkniejsze w koñcu diament to tyl-
ko kawa³ek wêgla. Te jednak wystarczy³o potrzymaæ w d³oni nie
d³u¿ej ni¿ przez pó³ minuty, aby otrzymaæ mierteln¹ dawkê pro-
mieniowania radioaktywnego. I dlatego w³anie by³y dla Xizora tak
cenne.
Od czasu do czasu ofiarowywa³ w darze jeden z nich swej
aktualnej kochance, gdy uzna³, ¿e jej rola siê skoñczy³a, ona za
by³a odmiennego zdania. Oczywicie, nie wrêcza³ jej tego sam
maleñkie pude³eczko przesy³a³ przez pos³añca, bez którego mo¿na
siê obyæ, a który by³ równie¿ na tyle us³u¿ny, aby zawiesiæ klejnot
na platynitowym ³añcuszku wokó³ piêknej szyi damy. A potem, w od-
powiednim czasie, pewien zaufany s³uga Czarnego S³oñca, w³amy-
wacz z dowiadczeniem w pracy z niebezpiecznymi materia³ami,
88
przynosi³ z powrotem diament, który spe³ni³ ju¿ swoje zadanie,
pozostawiaj¹c na miejscu urodziwe zw³oki.
Ksi¹¿ê Xizor pomyla³ sobie, ¿e niektóre cenne informacje s¹
podobne do tych toksycznych kamieni z jego kolekcji. Ogromnie
po¿¹dane, równie niezaprzeczalnie u¿yteczne, lecz czasem zabój-
cze dla swoich posiadaczy. Truizm na miarê galaktyczn¹ najlep-
szymi powiernikami tajemnic s¹ trupy.
Falleeñczyk powoli skin¹³ g³ow¹. Jego d³onie spoczywa³y bez-
w³adnie na porêczach inteligentnego fotela. On równie¿ by³ zagro-
¿ony dziêki posiadaniu tak cennej informacji. Imperator Palpatine
zdawa³ siê niewiadom faktu, ¿e jeden z jego najbardziej zaufa-
nych popleczników jest jednoczenie przywódc¹ najwiêkszej or-
ganizacji przestêpczej w ca³ej galaktyce, choæ Lord Vader wspo-
mina³ o swoich podejrzeniach, i to nieraz. Ale Palpatine na pewno
wie, ponuro pomyla³ Xizor. Nie móg³ uwierzyæ, aby Imperator,
który wiedzia³ prawie wszystko, co dzia³o siê w galaktyce, nie do-
myla³ siê czego takiego. Pewnie ma swoje powody, aby tego nie
okazywaæ, myla³. Imperator Palpatine by³ mistrzem subtelnej stra-
tegii: byæ mo¿e pozostawienie na jaki czas wolnej rêki Czarnemu
S³oñcu s³u¿y³o jakiemu szczególnemu celowi. Gdyby teraz, w ta-
kich czasach, zdecydowa³ siê na konfrontacjê z organizacj¹ prze-
stêpcz¹ tej miary, znalaz³by siê w najgorszej z mo¿liwych sytuacji
politycznej i militarnej. W wojnie na dwa fronty nawet Imperium,
wraz ze wszystkimi swymi zasobami, mog³oby okazaæ siê za ma³e,
by jednoczenie zwalczaæ Czarne S³oñce i Sojusz Rebeliantów. Pal-
patine nie móg³ pozbyæ siê Xizora z dworu, nie móg³ te¿ nie oka-
zaæ mu choæby pozorów zaufania, jeli nie chcia³ zadrzeæ z Czar-
nym S³oñcem.
Z tego wynika³o, ¿e Palpatine lepiej wyjdzie na tym, jeli zo-
stawi Xizora w spokoju przynajmniej na razie. Ale Xizor nie by³
takim g³upcem, aby czuæ siê ca³kowicie bezpiecznie. Wystarczy
jedna ma³a niedyskrecja z jego strony i ca³a galaktyka dowie siê,
¿e jest przywódc¹ Czarnego S³oñca, a wtedy Imperator bêdzie
musia³ dzia³aæ, niezale¿nie od kosztów. Kontrola Palpatinea nad
jego dominium nie by³a jeszcze na tyle silna, aby ryzykowaæ udo-
wodnienie, ¿e Imperium hoduje zdrajców na w³asnym ³onie.
On wie, myla³ Xizor, ale inni nie wiedz¹. To bardzo wa¿ne.
Nie chodzi³o tu o oszukanie Palpatinea, lecz o utrzymanie w nie-
wiadomoci ca³ej galaktyki, i w tym w³anie celu nale¿a³o dopil-
nowaæ, aby nie znalaz³y siê ¿adne powi¹zania pomiêdzy Vigo
89
Kreetahem i jego siatk¹ szpiegowsk¹ a ostatecznym odbiorc¹ ich
informacji, to znaczy ksiêciem Xizorem.
Gdyby uda³o siê przeledziæ wêdrówkê informacji od róde³
Kreetaha do organizacji Czarnego S³oñca, trudno by³oby nie za-
uwa¿yæ zwi¹zku pomiêdzy ksiêciem Xizorem a Czarnym S³oñ-
cem, nawet bez wyranych dowodów. Sam Imperator byæ mo¿e
zignoruje je, tak jak je ignorowa³ dotychczas. Ale inni na przy-
k³ad Sojusz Rebeliantów niekoniecznie. I to w³anie mo¿e byæ
przyczyn¹, dla której Imperator Palpatine w koñcu bêdzie musia³
zacz¹æ dzia³aæ ze skutkiem natychmiastowym i miertelnym.
Xizor wiedzia³, ¿e do utrzymania wszystkiego w tajemnicy
mo¿e nie wystarczyæ zachowanie anonimowoci. Ogniwo ³añcu-
cha, które prowadzi do niego, nale¿y zniszczyæ, zamieniæ w parê,
jak pod dzia³aniem promienia lasera. Zdecydowa³ ju¿, ¿e Kreetah
bêdzie dla niego bardziej u¿yteczny ¿ywy ni¿ martwy, a zatem
nale¿y wyeliminowaæ inne ogniwo. Mo¿e siê tym zreszt¹ zaj¹æ
sam Kreetah: Vigo Czarnego S³oñca mo¿e bez trudu za³atwiæ na-
g³e znikniêcie kilku w³asnych róde³ informacji. A potem ju¿ tylko
pozostanie sprawa odbudowania przez Kreetaha jego siatki szpie-
gowskiej w szeregach Sojuszu Rebeliantów i postawienia kilku
dodatkowych barier pomiêdzy nimi a Czarnym S³oñcem. K³opotli-
we, ale nie niemo¿liwe.
Xizor odnotowa³ ju¿ sobie w pamiêci, jakie instrukcje powi-
nien przekazaæ Kreetahowi. Nie spodziewa³ siê, aby Kianthara-
nin mia³ jakie obiekcje. W koñcu to tylko standardowa procedura
operacyjna. Standardowa i znajoma. A nawet doæ przyjemna,
pomyla³ Xizor z umieszkiem b³¹kaj¹cym siê w k¹ciku ust.
Tylko dlatego ¿a³owa³, ¿e oszczêdzi³ ¿ycia Kreetaha. Musia³
sobie odmówiæ przyjemnoci zabicia go.
90
R O Z D Z I A £
%
Przychodzi taka chwila, gdy cel jest ju¿ namierzony, broñ
wycelowana i trzeba tylko przycisn¹æ kciukiem przycisk wyzwala-
cza. Boba Fett mia³ w swojej karierze wiele takich momentów,
wystarczaj¹co du¿o, aby nie odczuwaæ ¿adnej reakcji fizjologicz-
nej, przyspieszonego pulsu, wstrzymania oddechu pod ciemnym
wizjerem he³mu, stru¿ki adrenaliny w ¿y³ach cia³a obleczonego
w mandaloriañsk¹ zbrojê wojenn¹
Wci¹¿ jednak pozostawa³o uczucie satysfakcji, niemal udu-
chowiony ¿ar w najczulszym miejscu jego osoby. Po to w³anie
¿y³, po to, a nie dla kredytów, jakie przynosi³a mu ta ciê¿ka praca.
W kokpicie Niewolnika I okryte rêkawicami d³onie Boby
Fetta porusza³y siê szybko po uk³adach nawigacyjnych. Szybkoæ
statku by³a ju¿ ustawiona na maksimum; ci¹g robionych na za-
mówienie i bardzo kosztownych silników produkcji Mandal Motors
wzrasta³ w kierunku przeci¹¿enia. Konstrukcja nona Niewolnika I
dygota³a od delikatnej wibracji, rozmywaj¹cej kontury mierników
i wskaników pod palcami Fetta. W iluminatorze kokpitu, na tle
nieruchomego morza gwiazd, widaæ by³o lad silników statku, któ-
ry ciga³. Jest dobry, pomyla³ Fett z uraz¹. Ale nie doæ dobry.
cigany statek, £owca G³ów Z-95 Incom Corporation, dosko-
nale siê nadawa³ do takich w³anie pogoni na du¿ej prêdkoci i do
manewrów unikowych. Ten konkretny model zosta³ wyposa¿ony
w dodatkowe pomieszczenie pasa¿erskie, rozci¹gaj¹ce siê od po-
szerzonego kokpitu wzd³u¿ ca³ego kad³uba. Niezgrabna dobudów-
ka w normalnej atmosferze spowodowa³aby ujemny efekt aerody-
namiczny, ale w pró¿ni nie mia³a wiêkszego wp³ywu na szybkoæ
91
statku. Boba Fett wiedzia³, kim jest pilot: niezrzeszony sabota¿ysta
³owów nazwiskiem Ndru Suhlak, dzieciak, którego wylano z Bazy
Myliwców Tierfon, nale¿¹cej do Sojuszu Rebeliantów, bynajmniej
nie z powodu braku umiejêtnoci pilota¿u, lecz za wyj¹tkowy brak
subordynacji. Dowiadczenie i przeszkolenie, jakie Suhlak zdoby³,
przebywaj¹c w towarzystwie takich asów przestrzeni jak Jek Po-
rkins i Wes Janson, plus jego w³asne, naturalne zdolnoci w ga-
laktyce s¹ cechy, z którymi po prostu trzeba siê urodziæ szybko
wynios³y go na szczyty wybranej specjalizacji. A specjalnoæ by³a
nie³atwa i wymaga³a niema³ej zrêcznoci. Sabota¿ ³owów polega³
na bezpiecznym przetransportowaniu i odstawieniu twardego to-
waru, po jednym stworzeniu na transport. Suhlak twierdzi³, ¿e jest
w stanie przewieæ dowoln¹ istotê rozumn¹, za której g³owê wy-
znaczono nagrodê czyli w ¿argonie ³owców nagród twardy to-
war z punktu A do punktu B, nie daj¹c siê z³apaæ, niezale¿nie
od osoby, która tego towaru po¿¹da³a.
Wielkie gadanie, pomyla³ Fett, wprowadzaj¹c kolejn¹ mikro-
poprawkê kursu, aby pozostaæ na ogonie Z-95. Ch³opak udowod-
ni³, ¿e ma pilota¿ we krwi, zwiewaj¹c sprzed nosa nawet tym nie-
wielu ³owcom nagród, dla których Boba Fett mia³ bodaj cieñ
szacunku. £owca nagród IG-88, robot, zosta³ za³atwiony tak b³y-
skawicznie, ¿e procesory optyczne wewn¹trz jego durastalowego
³ba nawet nie zd¹¿y³y zarejestrowaæ statku Suhlaka mijaj¹cego przy-
gotowan¹ zasadzkê.
Wiêkszoæ innych ³owców nagród, zanim jeszcze Gildia roz-
dzieli³a siê na dwie g³ówne frakcje, przyjê³a za generaln¹ zasadê,
¿e statku Suhlaka nie nale¿y goniæ, poniewa¿ jest to strata czasu,
paliwa i ¿ycia. Nie wszystkie manewry ucieczkowe Suhlaka opie-
ra³y siê wy³¹cznie na szybkoci.
Boba Fett wprowadzi³ komendê wymuszenia, kieruj¹c ener-
giê wiêkszoci zbêdnych funkcji Niewolnika I do uk³adu ch³o-
dzenia g³ównego silnika napêdowego. Gdyby w klatkach pod kok-
pitem znajdowa³y siê ¿ywe istoty, zginê³yby od uduszenia w ci¹gu
kilku standardowych jednostek czasowych. Niewolnik I nie mia³
dzi jednak ¿adnych pasa¿erów, ani dobrowolnych, ani przymuso-
wych. Statek Fetta czai³ siê w cieniu rzucanym przez zdemonto-
wane i zniszczone myliwce gwiezdne wisz¹ce ponad toksyczn¹
atmosfer¹ planety Uhltenden: wszystkie systemy napêdowe cze-
ka³y w gotowoci na znak, ¿e pokaza³ siê Z-95 Suhlaka. A kiedy
siê pojawi, rozpoczn¹ siê ³owy.
92
Ndru Suhlak mia³ albo du¿o szczêcia, albo sporo rozumu,
skoro do tej pory nie zd¹¿y³ jeszcze wejæ w drogê Bobie Fettowi.
Przewo¿ony przez niego towar znajdowa³ siê po prostu poni¿ej
progu zainteresowania Fetta. Pozwala³ ch³opakowi szaleæ tak d³u-
go, jak d³ugo nie mia³o to wp³ywu na interesy Fetta, poniewa¿ by³
to doskona³y sposób, aby Suhlak sta³ siê zbyt pewny siebie. Wszelkie
b³êdy w ocenie w³asnych umiejêtnoci lub szczêcia w przy-
padku konfrontacji z Bob¹ Fettem by³y fatalne w skutkach. W³a-
nie pope³ni³e ten b³¹d, bezg³onie szepn¹³ Fett pod adresem stat-
ku Suhlaka pêdz¹cego przez pustkê przed jego dziobem.
Jedn¹ rêkê w rêkawicy trzyma³ w pogotowiu na uk³adzie kon-
trolnym hipernapêdu Niewolnika I. Komputer nawigacyjny nie
poda³ jeszcze ¿adnych danych astrogatorowi, ale uk³ady ledzenia
i komputer celowniczy by³y gotowe do startu. Jeli Suhlak pope³ni
jeszcze jeden b³¹d i wprowadzi Z-95 w nadprzestrzeñ, po powro-
cie w normalny wymiar stwierdzi, ¿e ma na karku Niewolnika I.
Nikomu jeszcze nie uda³o siê uciec przez Bob¹ Fettem tak tanim
kosztem. Musi wiedzieæ, ¿e to ja, pomyla³ Fett, i ¿e siedzê mu na
karku. He³m mandaloriañskiej zbroi sk³oni³ siê lekko, gdy jego w³a-
ciciel zagl¹da³ w iluminator. Skinienie by³o oznak¹ satysfakcji i pod-
niecenia: pogoñ i nieuchronne pojmanie sprawi mu teraz jeszcze
wiêksz¹ przyjemnoæ.
Z-95 nagle znik³ z pola widzenia.
D³oñ Fetta skoczy³a w stronê prze³¹cznika hipernapêdu, za-
trzymuj¹c siê o u³amek sekundy przed jego w³¹czeniem. Sygna³y
uk³adu ledz¹cego jeszcze siê nie rozjarzy³y czerwieni¹. On wci¹¿
tu jest, pomyla³ Boba Fett i pochyli³ siê do przodu w fotelu pilota,
wizjerem he³mu niemal dotykaj¹c przedniego iluminatora kokpitu.
Jego ocena umiejêtnoci Suhlaka podskoczy³a o jeden punkt. Ma-
newr by³ bardzo zgrabny i Boba Fett spotyka³ siê z nim po raz
pierwszy. Gdyby choæ na chwilê da³ siê nabraæ i wykona³ skok
w nadprzestrzeñ, to zanim z powrotem sprowadzi³by Niewolnika I
do tego sektora, Suhlak wyprzedzi³by go o odleg³oæ nie do nadro-
bienia. A jeli nawet nie dosz³oby do tego Fett nawet nie myla³
o takiej mo¿liwoci, bo nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o na pew-
no pokonanie takiej przestrzeni wymaga³oby bardzo du¿o czasu
i energii. A to uderzy³oby bezporednio w jego zyski jedyn¹ rzecz,
na której zale¿a³o Fettowi.
Szybko przesun¹³ wzrokiem po panelu wskaników uk³adu
ledzenia i przestawi³ regulacjê przes³ony liniowej z bliskiego na
93
daleki zasiêg jedyn¹ rzecz, na której zale¿a³o Fettowi. Uk³ady
detekcji ciep³a i promieniowania nie zarejestrowa³y nag³ego wzro-
stu profilu emisji Z-95 Suhlaka. Gdyby wykona³ jaki ostry zwrot
od poprzedniego kursu, detektory wy³apa³yby potrzebny w tym
celu dodatkowy ci¹g silnika, nawet gdyby pilot by³ w stanie ukryæ
widzialny rozb³ysk.
Zagadka nag³ego znikniêcia Ndru Suhlaka wraz z twardym
towarem, jaki wióz³ na pok³adzie statku, zaintrygowa³a Bobê Fet-
ta, ale by³o to zainteresowanie zimne i racjonalne. Nie przejmowa³
siê jeszcze czy uda mu siê rozwi¹zaæ zagadkê na czas, by
dopaæ uciekaj¹cego sabota¿ystê, czy nie. Jeli tam jest, a musi
byæ, znajdê go uzna³.
Nie wystarczy przelecieæ w pobli¿u miejsca, gdzie ukry³ siê
Z-95. Boba Fett wyci¹gn¹³ rêkê i zd³awi³ ci¹g g³ównego silnika.
Delikatna wibracja konstrukcji Niewolnika I usta³a natychmiast.
Statek raptownie zmniejszy³ prêdkoæ.
I to go uratowa³o.
Boba Fett zobaczy³ nagle, ¿e jedna z gwiazd widocznych w gór-
nej czêci iluminatora zamigota³a, znik³a na chwilê i zaraz pojawi³a
siê znowu w tym samym miejscu. Bez udzia³u wiadomoci, ca³-
kiem odruchowo jego rêka skoczy³a od regulatorów mocy do silni-
ków wstecznego ci¹gu. P³asko rozpostarta d³oñ uderzy³a w regula-
tor, daj¹c ca³¹ wstecz.
W u³amek sekundy póniej Niewolnik I uderzy³ w niewi-
dzialny obiekt, którego obecnoæ Fett zaledwie zdo³a³ zauwa¿yæ.
Uderzenie wyrwa³o go z fotela pilota i rzuci³o na ³ukowaty
pulpit sterowniczy kokpitu. Plecami uderzy³ w przejrzyst¹ trans-
paristal iluminatora. Zderzenie by³o tak silne, ¿e ból przeszy³ mu
czaszkê i olepi³ na chwilê. Gdyby wci¹¿ mia³ na plecach broñ,
któr¹ nosi³ zawsze poza statkiem, ostre krawêdzie zmia¿d¿y³yby
mu krêgi szyjne, pozostawiaj¹c go sparali¿owanego i bezradnego
wobec wszystkiego, co jeszcze mo¿e siê wydarzyæ.
Ból ust¹pi³ czêciowo, a zaæmione krwi¹ pole widzenia Fetta
rozjani³o siê nieco. Na obrze¿ach wiadomoci s³ysza³ wysokie,
zawodz¹ce wycie alarmów kolizyjnych Niewolnika I. Pionowa,
skierowana ruf¹ w dó³ pozycja robocza jego statku wyloty silni-
ków znajdowa³y siê po przeciwnej stronie kad³uba ni¿ zaokr¹glona
kopu³a kokpitu sprawi³a, ¿e to w³anie przedni iluminator przyj¹³
na siebie g³ówny impet zderzenia z niewidzialn¹ przeszkod¹. Nie-
widzialn¹ lub zauwa¿on¹ zbyt póno, aby zapobiec kolizji. Boba
94
Fett wci¹¿ pamiêta³ przelotny obraz podejrzanie migocz¹cej i zni-
kaj¹cej na chwilê gwiazdy.
Przynajmniej zd¹¿y³ na czas w³¹czyæ wsteczny ci¹g. Twar-
doæ transparistali mia³a swoje dok³adnie okrelone granice; mu-
sia³a mieæ, aby zachowaæ odpowiedni wskanik przezroczystoci
pozwalaj¹cy na jej stosowanie w budowie iluminatorów. Gdyby
Niewolnik I porusza³ siê choæ trochê szybciej, ob³a powierzch-
nia zewnêtrzna kokpitu zosta³aby strzaskana niczym szklane jajo.
Boba Fett znalaz³by siê wówczas w ob³oku krystalicznych od³am-
ków, oddychaj¹c pró¿ni¹.
Sztuczna grawitacja statku wci¹¿ dzia³a³a. Zdo³a³ przeczo³gaæ
siê do fotela pilota, z którego tak brutalnie wyrwa³o go zderzenie,
i usi¹æ. Alarm wci¹¿ wy³, a¿ dzwoni³o w uszach. Oznacza³o to, ¿e
Niewolnik I traci wewnêtrzn¹ atmosferê. Fett obrzuci³ wzrokiem
iluminator nad pulpitem sterowniczym. Transparistal nie mia³a naj-
mniejszej rysy, ale widocznie kolizja by³a doæ silna, aby poluzo-
waæ fragment po³¹czenia miêdzywarstwowego spajaj¹cego prze-
zroczyst¹ p³ytê z otaczaj¹c¹ j¹ durastal¹ kad³uba.
Uruchomiæ sekwencjê spawania awaryjnego powiedzia³.
Procedura ta by³a jedn¹ z nielicznych czynnoci komputera pok³a-
dowego uruchamianych g³osowo. Fett przewidzia³, ¿e w sytuacji,
kiedy stanie siê ona potrzebna i gdy czas zazwyczaj nagli, mo¿e
nie byæ w stanie dosiêgn¹æ uk³adów kontrolnych. Szybko poda³
wspó³rzêdne konstrukcyjne przeciekaj¹cego odcinka spoiny ilumi-
natora: ka¿dy milimetr Niewolnika I by³ precyzyjnie odwzoro-
wany w pamiêci Boby Fetta tak wyranie, jakby patrzy³ na orygi-
nalne rysunki projektowe. Inicjacja nagrzewania natychmiast
doda³.
Przez ciemny wizjer w kszta³cie litery T czu³ falê ciep³a ema-
nuj¹c¹ z rozgrzewaj¹cych siê obwodów u³o¿onych w pow³oce ota-
czaj¹cej iluminator. Chwilê póniej durastal w okolicy przecieku
nabra³a barwy najpierw czerwonej, a potem roz¿arzonej bieli. Kry-
staliczna struktura metalu na chwilê sta³a siê ci¹gliwa tyle tylko,
aby uszczelnienie wokó³ transparistali u³o¿y³o siê na nowo. Alarm
kolizyjny umilk³, gdy tylko strata atmosfery ograniczy³a siê do kil-
ku moleku³ naraz z sykiem uciekaj¹cych w przestrzeñ, a potem
usta³a zupe³nie.
Ca³y proces naprawy trwa³ kilka sekund. Niewolnik I by³
jak ¿ywy organizm, zaprojektowany z myl¹ o tym, aby sam siê
uzdrawia³. Boba Fett czu³ proces gojenia we w³asnych zakoñcze-
95
niach nerwowych, jakby ka¿da rana w pow³oce statku by³a ran¹
odniesion¹ przez niego samego. Istnia³a tylko jedna rzecz, która
by³a mu bli¿sza, ba, stanowi³a wrêcz przed³u¿enie jego w³asnego
cia³a: uzbrojenie, które nosi³. Stanowi³o ono tak¹ sam¹ czêæ jego
organizmu i instrumenty wype³niaj¹ce jego wolê, jak w³asne rêce.
Utrata choæby kilku sekund w pocigu za Ndru Suhlakiem
i jego ³adunkiem by³a irytuj¹ca. A powód opónienia banalna
pu³apka sprawi³a, ¿e twarda jak durastal determinacja Boby Fet-
ta sta³a siê jeszcze twardsza i zimniejsza.
Mechanizm pu³apki rozszyfrowa³ bez trudu. W przestrzeni
przed dziobem Niewolnika I unosi³ siê p³at transparistali o zmo-
dyfikowanej masie i w³aciwociach optyczno-filtruj¹cych. Jego
postrzêpione krawêdzie rozci¹ga³y siê dalej ni¿ na szerokoæ ka-
d³uba. Suhlak musia³ go zwêdziæ z piercienia odpadów transpor-
towych kr¹¿¹cych wokó³ orbity Uhltendena. Boba Fett przypo-
mnia³ sobie, ¿e poród wraków kr¹¿¹cych po orbicie znajdowa³o
siê równie¿ kilka statków dostawczych, których portem przezna-
czenia by³y doki konstrukcyjne Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ist-
nia³a szansa, ¿e przewozi³y one wysoko specjalizowane materia³y
do produkcji pow³ok pancernych i ¿e Suhlak skorzysta³ z ich za-
wartoci, aby wymyliæ plan ucieczki.
Spolaryzowana optycznie transparistal nie zosta³a opracowa-
na dla celów obserwacyjnych, lecz do powlekania zbrojonych ka-
d³ubów ciê¿kich niszczycieli i kr¹¿owników floty imperialnej oraz
do kamufla¿u taktycznego. Transmitowane przez ni¹ wiat³o mo-
g³o byæ kierowane poprzez wewnêtrzny system przekaników da-
nych optycznych z jednej strony statku na drug¹, skutecznie prze-
nosz¹c je ponad kad³ubem, niewidoczne dla ka¿dego obserwatora
z zewn¹trz. By³a to doæ prymitywna forma symulowanej niewi-
dzialnoci, ale o niezwykle wa¿nym znaczeniu strategicznym. Na-
notechniczne przekaniki danych optycznych mog³y byæ równie¿
zaprogramowane na odfiltrowanie okrelonych danych wizualnych,
takich jak obecnoæ innych statków lub pêdz¹cego £owcy G³ów
Z-95. Obraz przekazywany przez polaryzowan¹ transparistal przed-
stawia³ odleg³e gwiazdy znajduj¹ce siê po drugiej stronie bariery
i nic wiêcej. Boba Fett zrozumia³, ¿e w³anie w ten sposób Ndru
Suhlak zdo³a³ znikn¹æ mu z pola widzenia, podczas gdy profil ciepl-
ny i radiacyjny ma³ego stateczka wci¹¿ by³ rejestrowany przez sys-
temy ledz¹ce Niewolnika I. Doskona³a no, prawie doskona³a
pu³apka. Przed miertelnym uderzeniem w niewidzialn¹ barierê ocali³
96
Bobê Fetta tylko jego b³yskawiczny refleks i równie b³yskawiczna
reakcja silników ci¹gu wstecznego.
Pozosta³a jeszcze tylko drobnostka nale¿a³o z³apaæ Z-95 Suh-
laka, który wyprzedza³ go teraz jeszcze bardziej ni¿ poprzednio.
Ale czy na pewno? Boba Fett by³ najlepszym sporód ³owców
nagród nie tylko z powodu znakomitych umiejêtnoci pos³ugiwa-
nia siê broni¹. Znajomoæ psychologii stanowi³a nie mniej istotn¹
przyczynê jego s³awy. Fett potrafi³ siê mniej wiêcej domyliæ, jak
dzia³a umys³ Suhlaka, choæ nigdy nie spotka³ siê z nim twarz¹
w twarz. Spryciarz, pomyla³, siêgaj¹c do pulpitu sterowniczego.
Ale nie doæ sprytny, ¿eby chroniæ w³asny ty³ek i wiaæ, póki jesz-
cze czas.
Po kilku szybkich poprawkach wysun¹³ hak cumowniczy Nie-
wolnika I. Zaostrzone koñce obcêgowatego wysiêgnika wczepi³y
siê w ogromny p³at polaryzowanej transparistali. Fett pchn¹³ dwi-
gniê kontroln¹ jak najdalej w bok, jednoczenie rozluniaj¹c uchwyt.
W przednim iluminatorze zobaczy³, jak odleg³e gwiazdy zaczynaj¹
migotaæ, po czym znowu staj¹ siê jasne i wyrane, gdy postrzêpio-
ny arkusz grubego jak zbrojenie i przejrzystego jak szk³o materia³u
przesun¹³ siê w bok.
Otó¿ i on. Na wprost, dok³adnie przed dziobem Niewolnika I,
Boba Fett ujrza³ sylwetkê Z-95 Suhlaka. Znajdowa³ siê znacznie
bli¿ej ni¿ przedtem, kiedy go goni³, a jego potê¿ne silniki trwa³y
w trybie gotowoci. Suhlak obróci³ statek, kieruj¹c go w stronê
odwrotn¹ do wektora, wzd³u¿ którego porusza³ siê do tej pory.
Teraz mia³ doskona³y widok na zderzenie Niewolnika I z barie-
r¹-pu³apk¹, któr¹ ustawi³ na jego trasie. I znakomity punkt obser-
wacyjny, by zobaczyæ mieræ Fetta wskutek zderzenia. Tyle tylko,
¿e nie wszystko posz³o zgodnie z planem, pomyla³ Fett.
Suhlak nie mia³ ju¿ dok¹d uciekaæ. Z tej odleg³oci nie by³
w stanie wymanewrowaæ statku tak, aby obróci³ siê wokó³ osi,
uruchomiæ silników steruj¹cych i ruszyæ pe³n¹ prêdkoci¹, zanim
Niewolnik I go dopadnie
Boba Fett otwart¹ d³oni¹ uderzy³ w regulator mocy silników
w³asnego statku. Z-95 rós³ w iluminatorze, coraz bli¿szy i bli¿szy,
niczym cel na strzelnicy pod szk³em powiêkszaj¹cym.
Pierwsza kolizja stanowi³a bardzo przyjemny spektakl. Ndru
Suhlak umiechn¹³ siê do siebie, wyobra¿aj¹c sobie, jak s³awny
97
³owca nagród kozio³kuje w kokpicie w³asnego statku pochwyco-
nego w niewidzialn¹ pu³apkê.
Druga kolizja by³a wspania³a.
Widzia³e? Suhlak odwróci³ siê od iluminatora £owcy G³ów
i zaprezentowa³ pe³en satysfakcji umiech swojemu jedynemu pa-
sa¿erowi. To tyle, jeli chodzi o twojego niepowstrzymanego,
bezlitosnego przeladowcê Bobê Fetta.
Siedz¹cy obok Twilek Ob Fortuna, dawny majordomus
w kwaterze g³ównej Gildii £owców Nagród, nachyli³ siê bli¿ej ku
przezroczystej krzywinie iluminatora. Oczy Twileka, jak u wszyst-
kich samców jego rasy, by³y zazwyczaj na wpó³ ukryte pod po-
wiekami, co doskonale pasowa³o do szybkich, ukradkowych spoj-
rzeñ. Teraz jednak by³y wytrzeszczone ze zdumienia.
Ja nigdy nie s¹dzi³em, ¿e co takiego bêdzie mo¿liwe
Jedna z bladych d³oni o d³ugich palcach wysunê³a siê, by zawisn¹æ
o centymetr od wklês³ej powierzchni transparistali. Znikn¹³ zu-
pe³nie
Suhlak umiechn¹³ siê szerzej, wreszcie wybuchn¹³ chrapli-
wym chichotem:
Powiedz to jeszcze raz.
Sam równie¿ zwróci³ wzrok w kierunku iluminatora. Sk³êbio-
ny ¿ar eksplozji przygasa³, ale wci¹¿ jeszcze by³ doæ jasny, by
spowodowaæ automatyczne w³¹czenie ochronnych os³on przeciw-
wietlnych, pokrywaj¹cych krzywiznê transparistali. Bez tych os³on
zarówno pilot, jak i jego p³atny pasa¿er zostaliby olepieni. Ale
warto by by³o, pomyla³ Suhlak. Prawie warto. Widok resztek,
które niedawno jeszcze by³y statkiem Boby Fetta, Niewolnikiem I,
z¿eranych przez nieposkromione p³omienie, i strzaskanych przez
kolizjê silników by³ niemal namacalny, jak fala ¿aru przes¹czaj¹ca
siê z pró¿ni i opromieniaj¹ca umiechniêt¹ twarz Suhlaka.
Jak to zrobi³e? zdumienie zabrzmia³o w g³osie Oba For-
tuny. Przecie¿ to niemo¿liwe.
Nie ma rzeczy niemo¿liwych odpar³ Ndru Suhlak.
Umiech na jego twarzy zmieni³ siê w ironiczny grymas. Chyba
¿e zaczniesz wierzyæ w swoj¹ w³asn¹ mitologiê. A wtedy rzeczy-
wicie wszystko staje siê jakby trochê trudniejsze przynajmniej
jeli to ja jestem w pobli¿u skin¹³ g³ow¹ w kierunku iluminato-
ra. Od pocz¹tku wiedzia³em, czego siê mo¿na spodziewaæ ze
strony Boby Fetta. Kto taki zawsze wyobra¿a sobie, ¿e on jeden
posiada mózg. To znaczy prawdziwy mózg. Wiêc kiedy wpada
7 Spisek Xizora
98
w pu³apkê, a potem siê z niej wydostaje, wydaje mu siê, ¿e to
jedyny atut, jaki mia³e w rêkawie.
Ale Czo³o Oba Fortuny zmarszczy³o siê od trudu my-
lenia. Ciê¿kie, miêsiste bicze podwójnych ogonów g³owowych
twileckiego samca przetoczy³y siê na bok, gdy przechyli³ g³owê.
Uderzy³ w ten arkusz polaryzowanej transparistali, który mu pod-
sun¹³e, ale zd¹¿y³ na czas w³¹czyæ silniki wsteczne, wiêc nie uszko-
dzi³ statku
W³anie. Suhlak z uraz¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹. Twilekowie
mieli talent do rozwalania czaszek i podlizywania siê silniejszym
istotom rozumnym, ale wszystko inne stanowi³o dla nich zbyt du¿y
wysi³ek. Po prostu tego nie rozumiesz, co? Nie by³ to jedyny
arkusz transparistali o wytrzyma³oci klasy zbrojeniowej, jaki mu
podsun¹³em. Pos³uchaj Boba Fett ju¿ nie ¿yje, ale to nie znaczy,
¿e go nie docenia³em. Wiem, ¿e mia³ doæ inteligencji i refleksu, by
uchroniæ siê przed zderzeniem przynajmniej za pierwszym ra-
zem. Dlatego ustawi³em drugi arkusz transparistali, ale nie wpro-
wadzi³em ¿adnych danych do odfiltrowania. W ten sposób Fett
zobaczy³ nas tutaj, zawieszonych w przestrzeni, jakbymy siedzieli
i czekali, ¿eby nas sobie wzi¹³. Nie wytrzyma³by, ¿eby nie dodaæ
gazu i nie rzuciæ siê w nasz¹ stronê i tak siê te¿ sta³o. Przy tej
prêdkoci masa arkusza transparistali wystarczy³a, by zamieniæ jego
statek w kupê z³omu i stopiæ rdzenie silników, powoduj¹c wybuch.
Za³o¿ê siê, ¿e w tej chwili nie pozosta³y nawet dwa atomy s³ynne-
go Boby Fetta, które jeszcze trzyma³yby siê razem.
To to bardzo sprytne. Ob Fortuna spojrza³ na niego
wytrzeszczonymi oczami. Nigdy nie przysz³oby mi do g³owy nic
tak ostatecznego.
Jasne, jasne. Oblene pochlebstwa Twileka by³y ostatni¹
rzecz¹, o jakiej marzy³ Suhlak. Pamiêtaj tylko o tym. Wtedy
chêtniej mi zap³acisz.
Ach, przecie¿ to sama przyjemnoæ. Nawet jeli chcia³em
tylko uciec przed Bob¹ Fettem, a nie wyeliminowaæ go ca³kowicie.
Wa¿ne, ¿e zadzia³a³o Suhlak wzruszy³ ramionami. Nie-
raz wystarczy zdaæ siê na prêdkoæ a nieraz musisz sam trochê
ruszyæ g³ow¹. Poza tym usuniêcie kogo takiego jak Boba Fett
stanowi dobr¹ reklamê dla kogo mojej profesji. Nigdy nie zaszko-
dzi, jeli wszyscy uwa¿aj¹ ciê za najlepszego. Ognisty ob³ok po-
wiaty w iluminatorze prawie zgas³. Po statku Boby Fetta nie zo-
sta³o ani ladu. Eksplozja zmieni³a w parê ka¿dy, nawet najmniejszy
99
od³amek. Wystarczy oceni³ Suhlak, siêgaj¹c do uk³adów ste-
rowniczych Z-95. Wynosimy siê st¹d. Mam jeszcze inne sprawy
do za³atwienia.
W takich chwilach marzy³, aby jego statek by³ przynajmniej
tej wielkoci, co statek Boby Fetta, i mia³ wydzielone miejsce dla
towaru. Wiêkszoæ ³owców nagród w ³adowniach swoich statków
instalowa³a specjalne klatki, gdzie towar móg³ byæ przechowany
bezpiecznie i oddzielnie a¿ do samej dostawy. Aby jednak przego-
niæ statek ³owcy nagród, potrzebny by³ pojazd mniejszy i l¿ejszy.
Stara Z-95 nie mia³a tak lekkiej i zwiêz³ej konstrukcji jak X-skrzy-
d³owce myliwce gwiezdne T-65, które je wypar³y, dlatego mo¿na
j¹ by³o ³atwo zmodyfikowaæ. Wystarczy³o pozbawiæ statek ciê¿kiego
uzbrojenia i os³on oraz rozszerzyæ pomieszczenia pasa¿erskie
w koñcu nie wszystkie istoty by³y tak oszczêdnie zbudowane jak
humanoidzi.
Nawet po wygospodarowaniu dodatkowego miejsca w rezul-
tacie okazywa³o siê zawsze, ¿e pasa¿erowie czy te¿ towar, bo
Suhlak zacz¹³ powoli przyswajaæ sobie slang ³owców nagród i tak
wci¹¿ przesiadywali w ciasnym kokpicie Z-95. Jak ten Twilek,
myla³ Suhlak. On naprawdê dzia³a mi na nerwy. Znosz¹c te oli-
z³e, wazeliniarskie odzywki, a do tego szczurzy umiech Oba For-
tuny, Suhlak mia³ ogromn¹ ochotê chwyciæ w garæ podwójne, sfla-
cza³e g³owogony i przylepiæ je tam¹ cinieniow¹ do ciany, ¿eby
choæ przez chwilê nie majta³y mu siê pod nosem za ka¿dym ra-
zem, gdy próbowa³ sterowaæ. No, ale ju¿ nied³ugo bêdê go mia³ na
karku pomyla³.
Suhlak przygotowa³ g³ówny silnik Z-95 i siêgn¹³ do regulato-
rów kompensacji wektora. Gdy tylko £owca G³ów znajdzie siê
bezpiecznie poza sektorem, bêdzie móg³ spokojnie wykonaæ skok
w nadprzestrzeñ.
Podniós³ wzrok na iluminator i d³oñ zamar³a mu nad uk³adami
kontrolnymi, a oddech uwi¹z³ w gardle.
Co to jest? Ob Fortuna za jego plecami wyda³ z siebie
przera¿ony pisk. Blada d³oñ Twileka unios³a siê obok skroni Suh-
laka, wskazuj¹c w iluminatorze majestatyczn¹ sylwetkê unosz¹c¹
siê tu¿ przed dziobem Z-95.
To jest statek Boby Fetta Suhlak wypowiedzia³ te s³o-
wa jako proste stwierdzenie faktu. Jednak serce podskoczy³o mu
prawie do gard³a, krêgos³up za zdrêtwia³ ze strachu. On nie
zgin¹³.
100
Dowodem prawdziwoci jego s³ów by³ lekki obrót, jaki wyko-
na³ Niewolnik I, statek, stanowi¹cy bodaj taki sam symbol Boby
Fetta jak jego mandaloriañska zbroja z czarnym wizjerem. Wyda-
wa³o siê, ¿e zawis³ pionowo w przestrzeni, z ob³¹ krzywizn¹ kok-
pitu dok³adnie porodku wyd³u¿onego owalu kad³uba, oflankowa-
n¹ dwoma dzia³ami laserowymi. Ich czarne, grone otwory
spogl¹da³y wprost na Z-95. Dzia³a by³y zablokowane w celu.
Dwa promienie pulsuj¹cej energii uderzy³y w £owcê G³ów.
Iluminator wype³ni³ siê bia³ym ¿arem ich uderzenia: ma³y stateczek
podskoczy³ od impetu strza³ów. Olepiony Ndru Suhlak poczu³,
¿e leci do przodu, wypada z fotela pilota i z rozpêdem l¹duje na
twardym ciele swojego pasa¿era.
Nie róbcie nic g³upiego odezwa³ siê z komunikatora za-
montowanego w pulpicie sterowniczym trzeci g³os. G³os Boby Fetta.
Trudno by³oby go nie rozpoznaæ, nawet w w¹skiej wi¹zce trans-
misyjnej z jego statku. Masz co, co jest mi potrzebne. Przysze-
d³em, ¿eby to zabraæ. Ca³kowity brak emocji sprawia³, ¿e g³os
by³ jeszcze bardziej oniemielaj¹cy. Teraz.
Oszo³omiony Suhlak stwierdzi³, ¿e powoli wraca mu zdolnoæ
widzenia. Opar³ d³oñ o pozbawion¹ miêni klatkê piersiow¹ Oba
Fortuny i uniós³ siê do pozycji pionowej. Z³apa³ siê fotela pilota
i zmusi³ cia³o, aby powlok³o siê do pulpitu sterowniczego Z-95.
Co co masz zamiar zrobiæ? Twilek wydawa³ siê bliski
paniki.
To, co powiedzia³ ten goæ. Suhlak wy³¹czy³ g³ówny sil-
nik. Nic g³upiego.
Sabota¿ysta wygl¹da³ mniej wiêcej tak, jak sobie to Fett wy-
obra¿a³. Doæ szczup³y, ciemnow³osy, ubrany w kombinezon Bazy
Myliwców Tierfon, z którego oderwano wszystkie insygnia. Ostre
rysy twarzy Suhlaka wyra¿a³y chciwoæ, a w tym momencie rów-
nie¿ brak entuzjazmu.
Mam tak¹ zasadê oznajmi³ Boba Fett ¿e nie wtr¹cam
siê do interesów prowadzonych przez inne istoty. Z wyj¹tkiem
sytuacji sta³ w otworze rêkawa transferowego, zamiast wci-
skaæ siê do i tak zat³oczonego kokpitu Z-95 Suhlaka kiedy to
oni wtr¹caj¹ siê w moje sprawy.
Nie ¿yczê sobie twojego wyk³adu na temat praktyki w moim
w³asnym fachu westchn¹³ Ndru Suhlak z ostentacyjnym znu¿eniem.
101
Nie ¿yczysz te¿ chyba sobie, ¿ebym ciê zabi³. Choæ mia³-
bym na to wielk¹ ochotê. Boba Fett przed zejciem ze statku
zabra³ swój zwyk³y arsena³. Nie zaprz¹ta³ sobie g³owy celowaniem
z miotacza czy choæby siêgniêciem po broñ wiêkszej mocy. Wy-
starczy³a sama ich obecnoæ, milcz¹ca i oniemielaj¹ca. Wierz
mi, to by³by wy³¹cznie interes. Nic osobistego.
Ch³opak nawet nie odpowiedzia³. Pas ze standardowymi pi-
stoletami laserowymi Floty Imperialnej zwisa³ z wystaj¹cego k¹-
townika konstrukcji nonej Z-95. Znajdowa³ siê w zasiêgu rêki,
ale Suhlak sta³ nieruchomo, z ramionami skrzy¿owanymi na piersi,
opuszczon¹ g³ow¹ i wciek³ym b³yskiem w oku.
Dobrze, pomyla³ Boba Fett. Ch³opak nie jest ca³kiem g³upi.
A skoro ju¿ mowa o interesach ³owca nagród zwróci³
siê do drugiej istoty rozumnej w kokpicie Z-95. Twilek Ob Fortu-
na przylgn¹³ plecami do ciany, unosz¹c d³onie do twarzy w kon-
wulsyjnym b³agalnym gecie. Mamy ze sob¹ pewne sprawy do
omówienia.
Ja nie wiem, o co ci chodzi d³onie Oba Fortuny splot³y
siê ze sob¹, niczym lepe, bezw³ose zwierz¹tka. Jestem tylko
py³em pod podeszwami twoich butów. Tylko biednym i w tej
chwili bezrobotnym s³ug¹ tych, którzy mieli prawdziw¹ si³ê. Ju¿
od chwili, gdy umar³ szanowny pan Cradossk
Poprawka. Cradossk nie umar³. Zabi³ go w³asny syn, Bossk,
a potem zaj¹³ siê zw³okami w sposób, w jaki robi¹ to Trandoszanie.
Cia³em Twileka wstrz¹sn¹³ dreszcz. Nawet skrzywiony Suh-
lak jakby nieco zblad³ na wspomnienie trandoszañskich praktyk
dynastycznych. W tym momencie ogryzione do bia³oci koci Cra-
dosska ze ladami k³ów spoczywaj¹ na honorowym miejscu w kom-
nacie trofeów Bosska.
Có¿ na twarzy Oba Fortuny pojawi³o siê co w rodzaju
przymilnego umiechu. Podniós³ puste d³onie spodem do góry. Ruch
ramion uniós³ zwisaj¹ce w dó³ miêsiste g³owogony. Nie mo¿esz
mnie winiæ o to, ¿e szukam innego miejsca. Bardzo d³ugo by³em
majordomusem Cradosska. Nie potrafi³bym teraz pracowaæ dla
jego syna, to by³oby dla mnie zbyt przera¿aj¹ce.
To ca³kiem rozs¹dne t³umaczenie. Ndru Suhlak równie¿
wzruszy³ ramionami, choæ bez takich emocji. Mo¿e daj ch³opu
spokój, co?
Spojrzenie spod czarnego wizjera by³o zimne i twarde. Tak
samo na pó³ zapomniane legendy opisywa³y mandaloriañskich
102
wojowników, dawno temu pokonanych przez rycerzy Jedi. Boba
Fett doskonale wiedzia³, jakie wra¿enie wywiera na innych isto-
tach ten mroczny wzrok równie dobra broñ, jak ta, która zwisa³a
mu z pleców.
Tobie ju¿ da³em spokój rzek³ cicho do sabota¿ysty. Prze-
cie¿ ¿yjesz. Jeszcze.
Suhlak opar³ siê o fotel pilota. Obejrza³ siê na Oba Fortunê
i powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹.
To by³ mój najlepszy skok.
Ale panika przes³ania³a wszelkie inne uczucia w oczach
Twileka, wpatrzonych w Bobê Fetta. Musisz zrozumieæ
Bardzo du¿o rozumiem odpar³ Fett. Nie w tym problem.
Wiem ju¿, ¿e ¿aden z was nie chce pracowaæ dla Bosska. Nic mnie
nie obchodzi, kto chcia³by pracowaæ dla kogo takiego. Interesuje
mnie tylko, dla kogo jeszcze pracowa³e, pozostaj¹c w s³u¿bie Cra-
dosska.
Skóra na g³owogonach Oba Fortuny sta³a siê spocona i prze-
zroczysta. Resztki koloru odp³ynê³y mu z twarzy.
Ale ale to wariactwo. To k³amstwo! Skierowa³ despe-
rackie spojrzenie na Suhlaka, jakby spodziewa³ siê znaleæ w nim
sojusznika. By³em ca³kowicie lojalny wzglêdem Cradosska! Przy-
siêgam!
Lojalny tak, ale na swój w³asny sposób, jak ka¿dy Twilek
zreszt¹. Boba Fett nie musia³ siê ruszaæ ze swojego miejsca, by
przygwodziæ Oba Fortunê do ciany Z-95. Mniej wiêcej tyle
by³o tej lojalnoci, ile mo¿na kupiæ za kredyty. Czyjekolwiek kre-
dyty skierowa³ spojrzenie wizjera w stronê Suhlaka. Ile ci za-
p³ac¹ za dostarczenie tego towaru? U¿y³ terminologii ³owców
nagród, choæ w tym przypadku nie mia³o to sensu, poniewa¿ za
g³owê Oba Fortuny nikt nie wyznaczy³ nagrody.
Suhlak zmierzy³ go zimnym wzrokiem.
Wystarczaj¹co du¿o.
Tym razem Boba Fett zrobi³ krok w przód. Siêgn¹³ do ma³ej
kieszonki przy pasie i wyj¹³ kilka kredytów. Wcisn¹³ je w d³oñ
Suhlaka.
Masz rzek³. Uwa¿aj towar za dostarczony.
Suhlak przyjrza³ siê kredytom.
Wydaje siê trochê ma³o mrukn¹³. Wiesz, co mam na
myli?
Up³ynê³o kilka sekund, zanim Boba Fett odpowiedzia³.
103
Masz nadmiar zimnej krwi wycedzi³. To nic z³ego, jeli
siê wie, w jaki sposób zarabiasz na ¿ycie. Mogê nawet czuæ pe-
wien podziw, ale pozwól, ¿e udzielê ci rady. Fett wróci³ na swoje
miejsce przy luku transferowym prowadz¹cym do Niewolnika I.
Nie próbuj tego ze mn¹.
Nie! przeraliwy krzyk przerwa³ Bobie Fettowi w pó³ s³o-
wa. Resztki opanowania Oba Fortuny ulotni³y siê nagle. Z twarz¹
zniekszta³con¹ przez strach rzuci³ siê na drug¹ stronê kokpitu Z-95.
Jego ciê¿kie g³owogony unosi³y siê nad obleczonymi w opoñczê
ramionami. Szponami palców siêgn¹³ nie, nie w stronê gard³a
Boby Fetta, lecz po miotacz przy pasie, zwisaj¹cym w pobli¿u
fotela pilota. Gwa³towny ruch rzuci³ go g³ow¹ na pier Suhlaka;
obaj wyl¹dowali na pokrytej metalow¹ krat¹ pod³odze kokpitu.
Suhlak kopniakiem uwolni³ siê od ciê¿aru Oba Fortuny i odpe³z³
jak najdalej, os³aniaj¹c siê uniesionym ramieniem.
Ob Fortuna podniós³ siê na klêczki i zacz¹³ nerwowo majstro-
waæ przy nieznanej broni. D³onie o d³ugich palcach owin¹³ wokó³
rêkojeci; lufa drga³a konwulsyjnie, celuj¹c we wszystkich kierun-
kach po kolei. Zanim zdo³a³ znaleæ spust i wystrzeliæ, od cian
kokpitu odbi³ siê dziwny, sycz¹cy dwiêk. Twilek jêkn¹³ z bólu
jaka si³a wyrwa³a mu miotacz z d³oni.
Broñ zwisa³a teraz na pojedynczej, cienkiej lince biegn¹cej od
przegubu Boby Fetta do niewybuchowej rakietki, któr¹ wystrzeli³
³owca. Cofn¹³ wyci¹gniête ramiê, jednoczenie wci¹gaj¹c linkê
ukrytym kó³kiem. Miotacz wyprysn¹³ spod nosa spanikowanego
Oba Fortuny równie szybko, jak siê dosta³ w jego posiadanie. Boba
Fett zrêcznie chwyci³ broñ.
Niezbyt m¹dry gest zauwa¿y³. Co prawda widz¹c, jak
przera¿ony Twilek poci siê i zwija, tego w³anie nale¿a³o siê spo-
dziewaæ. Fett wypl¹ta³ miotacz z linki i rzuci³ w kierunku Suhlaka.
Ch³opiec zdo³a³ podnieæ siê do pozycji siedz¹cej i obiema rêkami
z³apa³ broñ.
Pilnuj go poinstruowa³ Boba Fett. Wiedzia³, ¿e Suhlak ma
przynajmniej tyle rozumu, ¿eby siedzieæ cicho i nie prowokowaæ
kolejnego pokazu jego umiejêtnoci.
Ob Fortuna, skulony w skowycz¹cy k³êbek, przywar³ do naj-
dalszej ciany kokpitu. Jego blada twarz lni³a od potu, g³owogony
pozostawia³y mokre, oliz³e, podobne do limaczych lady na przed-
niej czêci szaty. Jêcza³ i daremnie próbowa³ zwin¹æ siê jeszcze
104
cianiej, gdy Boba Fett podszed³ do niego i siêgn¹³ w dó³. Chwyci³
go za ko³nierz szaty i postawi³ na nogi.
Idziemy rzek³ i zawróci³ w kierunku luku transferowego,
wlok¹c za sob¹ Fortunê.
Dok¹d d³onie Oba Fortuny przylgnê³y do przedramion
³owcy. Dok¹d idziemy ?
To ciê ju¿ doprawdy nie powinno obchodziæ. Przepchn¹³
Twileka przez w³az w kierunku Niewolnika I, czekaj¹cego na
drugim koñcu rêkawa. Ob Fortuna potkn¹³ siê, l¹duj¹c na czwora-
kach.
Zatrzymaj siê.
Boba Fett us³ysza³ to polecenie zza w³asnych pleców. Skiero-
wa³ w tê stronê spojrzenie ciemnego wizjera. Ujrza³ Ndru Suhla-
ka stoj¹cego porodku kokpitu Z-95, z miotaczem wycelowanym
w otwór w³azu, a przy okazji wprost w Fetta.
Co jeszcze? Boba Fett stan¹³ nieruchomo.
Nie widzisz? Suhlak umiechn¹³ siê krzywo. Zawali³e.
Teraz zrobisz to, co ja ci ka¿ê.
Niby dlaczego?
Poniewa¿ na twarzy Suhlaka widnia³ zadowolony umie-
szek jeli tego nie zrobisz, wywiercê ci dymi¹c¹ dziurê do-
k³adnie porodku brzucha.
Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie t¹ zabawk¹, ch³opcze. Wyci¹gn¹³ przed siebie d³oñ
w rêkawicy, na której le¿a³o ogniwo energetyczne, zrêcznie wyjê-
te przed chwil¹ z miotacza. Jeli nie zrobi³em z siebie g³upca za
pierwszym razem, nie zrobiê tego i za drugim.
Pewnie masz racjê. Suhlak spojrza³ smêtnie na bezu¿y-
teczn¹ broñ i opuci³ rêkê. Podniós³ wzrok na ³owcê nagród.
Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie.
Byle krótkie. Straci³em tu ju¿ za du¿o czasu.
Jak to zrobi³e? Suhlak wydawa³ siê naprawdê zaintere-
sowany. To znaczy dlaczego nie zgin¹³e?
Po prostu odpar³ Fett. Wiedzia³em, ¿e bêdzie tam lata³
jeszcze jeden kawa³ek zbrojonej transparistali. Najlepsze pu³apki,
jakie zastawia sprytny gnojek, taki jak ty, zawsze maj¹ dwa zesta-
wy szczêk. Dlatego zanim uderzy³em w transparistal, wykona³em
statkiem zwrot o sto osiemdziesi¹t stopni, aby jego g³ówne silniki
celowa³y dok³adnie w p³ytê. W³¹czy³em je na maksymalny ci¹g,
podrzuci³em wysokotermiczny ³adunek wybuchowy i skoczy³em
105
w nadprzestrzeñ, zanim eksplodowa³. Pozbawiony emocji g³os
Boby Fetta sprawia³, ¿e wydawa³o siê to ³atwe. Podczas gdy ty
ogl¹da³e to, co zosta³o, mój statek wróci³ do realnej przestrzeni po
drugiej stronie. A potem musia³em ju¿ tylko czekaæ.
Hmm Suhlak, usadowiony w kokpicie w³asnego stat-
ku, z uznaniem skin¹³ g³ow¹. W takim razie to dlatego chyba
puszczasz mnie wolno. ¯ebym opowiada³ ka¿demu, kogo spotkam,
jaki z ciebie twardziel.
Mów im, co chcesz. Nie potrzebujê reklamy. Pozwalam ci
odejæ swoj¹ drog¹ tylko z jednego powodu.
To znaczy?
Boba Fett wrzuci³ do kokpitu Z-95 ogniwo energetyczne. Ma³y
przedmiot ze szczêkiem potoczy³ siê po pod³odze.
Jeste po prostu najlepszym sabota¿yst¹ ³owów, jakiego
znam, przynajmniej od jakiego czasu. A jeli jeste najlepszy te-
raz to nie muszê siê martwiæ, ¿e bêdziesz siê wtr¹ca³ do moich
spraw w przysz³oci.
Mo¿e cicho odrzek³ Suhlak. Nastêpnym razem bêdê jesz-
cze lepszy.
No to wtedy bêdê siê martwi³.
Boba Fett jednym palcem wcisn¹³ podk³adkê kontroln¹ na rê-
kawie zbroi. W³az transferowy podniós³ siê i zatrzasn¹³, oddzielaj¹c
hermetyczn¹ luz¹ Z-95. Odwróci³ siê, czekaj¹c, a¿ rêkaw od³¹czy
siê i wsunie z powrotem w niezbyt odleg³y kad³ub Niewolnika I.
Twilek Ob Fortuna zaoszczêdzi³ mu fatygi. Boba Fett znalaz³
go z kawa³kiem cienkiej linki, która wyrwa³a mu miotacz, zaciniê-
tym wokó³ szyi i mocno zadzierzgniêtym jego w³asnymi d³oñmi.
Wyraz przera¿enia, który zastyg³ w otwartych oczach martwego
stworzenia, by³ niemym wiadectwem, ¿e wola³ samobójstwo ni¿
to, co jak sobie wyobra¿a³ mog³o go spotkaæ z r¹k porywacza.
Bobie Fettowi to nie przeszkadza³o. By³ to jeden z tych nie-
wielu przypadków w jego praktyce, kiedy ofiara ³owów by³a wiê-
cej warta martwa ni¿ ¿ywa. Wiedzia³ za du¿o, myla³ Fett. Zw³asz-
cza o tym, co dzia³o siê za kulisami roz³amu w Gildii £owców
Nagród. A jak ka¿dy Twilek Ob Fortuna po prostu za du¿o gada³.
Teraz ju¿ nie bêdzie.
Jeli chodzi o martwego Fortunê, pozosta³a jeszcze tylko jed-
na sprawa do za³atwienia. Inne istoty rozumne, o wiele potê¿niej-
sze, ni¿ kiedykolwiek móg³by siê staæ ten roztrzêsiony, oportuni-
styczny twilekiañski majordomus, bêd¹ na pewno zainteresowane
106
milczeniem na temat pewnych spraw. I bêd¹ chcia³y dowodu, ¿e
milczenie to zostanie zachowane. Boba Fett wyj¹³ z kieszeni zbroi
narzêdzia i ukl¹k³ obok wci¹¿ ciep³ego cia³a.
Pozostawi³ sztywniej¹cego trupa Oba Fortuny w rêkawie trans-
ferowym. Po powrocie na pok³ad Niewolnika I wrzuci³ do szafki
w magazynku szczelnie zamkniêt¹ torbê, któr¹ mia³ ze sob¹, i wspi¹³
siê po drabince do kokpitu. Usadowiony w fotelu pilota, nacisn¹³
przycisk przedmuchania luzy powietrznej rêkawa. Szybkie ude-
rzenie sprê¿onego powietrza powinno wystarczyæ, aby wys³aæ zw³oki
w pró¿niê na tyle blisko statku Suhlaka, aby ten móg³ po raz ostatni
dok³adniej przyjrzeæ siê zw³okom nawet z kokpitu.
Fett znów nacisn¹³ przycisk uruchomienia g³ównego silnika,
kieruj¹c siê poza sektor. Jednoczenie wstukiwa³ wspó³rzêdne do
nastêpnego skoku. Mia³ jeszcze parê interesów, które musia³ za³a-
twiæ, zanim skoñczy zadanie.
Zawsze mia³ kilka spraw do za³atwienia.
107
R O Z D Z I A £
&
Pewnego dnia, myla³ ksi¹¿ê Xizor, pewnego dnia zobaczymy
siê twarz¹ w twarz. Albo tu, albo na Coruscant, w sali tronowej
samego Imperatora, czy w jakim smêtnym, odleg³ym k¹cie galak-
tyki ale ten moment na pewno nadejdzie. Po raz ostatni. A po-
tem ma³a wojna, miertelna i osobista, pomiêdzy nim a Darthem
Vaderem, Mrocznym Lordem Sithów, wreszcie dobiegnie koñca.
Tak czy inaczej.
Ruszy³ wysoko sklepionym korytarzem pa³acu. Zmierzch s³oñ-
ca Coruscant rzuca³ pod ostrym k¹tem promienie krwawego wia-
t³a na bogato inkrustowan¹ pod³ogê pod stopami Xizora. Z ka¿-
dym krokiem pojedynczy, nie spleciony warkocz czarnych jak noc
w³osów, sczesany w ty³ z nagiej czaszki, sp³ywa³ mu na szerokie
ramiona niczym lni¹ca ¿mija.
Xizor skupi³ myli, bo zbli¿a³ siê do potê¿nych drzwi sali tro-
nowej Imperatora. Problemy dominium zarówno Imperium Pal-
patinea, jak i Czarnego S³oñca Xizora by³y rozliczne i pilne, tym
bardziej ¿e na scenê wkroczy³ bezwstydny Sojusz Rebeliantów.
A teraz Xizora wezwano na audiencjê przed oblicze najwy¿szej
w³adzy galaktyki zasuszonego, starego cz³owieka.
Gdyby nie oczy, g³êboko osadzone w posêpnej, pooranej
zmarszczkami twarzy równie zimne i rozkazuj¹ce, jak fioletowe
oczy Xizora kto, kto spotka³by go w jakim mrocznym zau³ku
stolicy imperialnej na Coruscant, nigdy by nie pomyla³, ¿e Impe-
rator jest kim wiêcej, ni¿ tylko ¿ebrakiem w czarnym p³aszczu.
Lecz raz spojrzawszy w te oczy, tak doszczêtnie pozbawione wszel-
kich wy¿szych uczuæ, Xizor móg³ zrozumieæ, w jaki sposób dawny
108
senator Palpatine dosiad³ i okie³zna³ najpotê¿niejsze z imperiów
zbudowanych na gruzach starej Republiki. Gdyby ambicje Xizora
mia³y jakiekolwiek granice s³aboæ lub g³êboko skrywane uczu-
cie wydar³by je z siebie, bior¹c przyk³ad z Imperatora. Xizor nie
mia³ pojêcia, czy mistyczna, wszechogarniaj¹ca i wi¹¿¹ca wszech-
wiat Moc, o której mówili Imperator i Darth Vader, by³a prawdzi-
wa nie potrafi³ wiêc uwierzyæ w ni¹ bardziej ni¿ we w³asn¹ si³ê
i spryt. Ale ciemna strona Mocy by³a si³¹, której istnienie móg³
powiadczyæ. Widzia³ j¹ w oczach wyzieraj¹cych spod czarnego
kaptura Imperatora, niczym podwójne studnie grawitacyjne, które
mog¹ poch³on¹æ i zmia¿d¿yæ ducha s³abszej istoty.
Wysokie, rzebione w skomplikowane wzory drzwi rozsunê³y
siê przed Xizorem. Po raz kolejny znalaz³ siê w obecnoci czarnej
si³y.
Xizor prosty tron Imperatora obróci³ siê, a os³oniête
kapturem spojrzenie i pozbawiony humoru umieszek w¹skich warg
zwróci³y siê ku centralnej czêci zimnej, pustej komnaty. Odwiecz-
na, zdawa³oby siê, postaæ by³a g³êboko wciniêta w siedzenie, jak-
by ciê¿ar jej myli i planów przyt³acza³ j¹ do rdzenia planety.
Znajdujê przy tobie wiêcej radoci, ni¿ mo¿na znaleæ przy tchórz-
liwych poddanych.
Sala tronowa by³a pusta, ale czu³o siê w niej czyj¹ obecnoæ.
Nie obracaj¹c g³owy, k¹tem oka Xizor dostrzeg³ mroczne widmo.
Holograficzny obraz Lorda Vadera, niematerialny, lecz przyt³acza-
j¹cy, zajmowa³ miejsce przy jednej ze cian sali.
Xizor zwróci³ wzrok ku Imperatorowi.
Czynisz mi zaszczyt swoj¹ pochwa³¹, mój panie.
K¹cik bezkrwistych ust Palpatinea wykrzywi³ siê w z³oliwym
umieszku.
Nie chwalê ciê, Xizorze. Tak jak i inni moi s³udzy ani mnie
nie zaskakujesz, ani nie rozczarowujesz. Zawsze spodziewam siê
g³upoty i niekompetencji i stwierdzam, ¿e moje oczekiwania nie s¹
nadaremne.
Z³oliwy jêzyk Imperatora by³ czym normalnym. Xizor ju¿
do niego przywyk³, choæ s³owa wci¹¿ parzy³y jego hard¹ duszê.
Pewnego dnia, starcze Jego myli, ukryte g³êboko w zakamar-
kach mózgu pod nag¹ czaszk¹, stanowi³y milcz¹c¹ i starannie ukry-
wan¹ obietnicê. Ani twoja drogocenna Moc, ani twoi s³udzy nie
bêd¹ w stanie ciê ocaliæ, obieca³ sobie.
Na razie jednak nale¿y kontynuowaæ pokaz s³u¿alstwa.
109
Jeli ciê zawiod³em, mój panie Xizor opuci³ g³owê po-
zwól wyraziæ, jak bardzo tego ¿a³ujê.
Holograficzny obraz Lorda Vadera odezwa³ siê nagle:
Nie daj siê zwieæ tej istocie. Pasma wizyjnych zak³óceñ
przesuwa³y siê wzd³u¿ czarnej postaci, która unios³a jedno holo-
graficzne ramiê, palcem wskazuj¹c na Xizora. Jego s³owa s¹
wytworne, jak zawsze, ale równie puste, jak jego niedotrzymane
obietnice.
Odwa¿ne s³owa, Lordzie Vader Xizor pozwoli³ sobie na
b³ysk wciek³oci w oczach. Zw³aszcza jak na kogo, kto ju¿
dawno temu obieca³ Imperatorowi, ¿e Sojusz Rebeliantów zosta-
nie zniszczony. Rebelianci zdaj¹ siê drwiæ sobie z obietnic, jakie
z³o¿y³e swojemu panu.
Gdyby Darth Vader znajdowa³ siê teraz fizycznie w sali trono-
wej, s³owa te mog³y kosztowaæ Xizora ¿ycie. Wiedzia³, w jak nie-
bezpieczn¹ grê siê wdaje, widzia³ wyranie reakcjê ciemnej posta-
ci, ciemn¹ szatê wzdymaj¹c¹ siê niczym przes³aniaj¹ca s³oñce
burzowa chmura, spojrzenie zza czarnych soczewek he³mu ra¿¹ce
jak b³yskawica.
Pozwolê sobie ostrzec ksiêcia w s³owach Vadera za-
brzmia³ z³owró¿bny i g³êboki ton. Jego chrapliwy oddech transmi-
towany z mostka Egzekutora by³ równie g³ony. W³anie nie-
dawno obj¹³ w posiadanie ten nowy statek flagowy, który zast¹pi³
poprzedni Niszczyciel. Groba mrocznych mocy na tle ota-
czaj¹cego go arsena³u wydawa³a siê jeszcze potê¿niejsza. Twoj¹
niewczesn¹ gwa³townoæ usprawiedliwiaj¹ czêciowo m³odoæ
i brak dowiadczenia, ale moja cierpliwoæ zaczyna siê poma³u wy-
czerpywaæ.
Xizor poczu³ ucisk na gardle, jak gdyby niewidzialna d³oñ zaci-
ska³a siê na jego krtani, odcinaj¹c dop³yw krwi i powietrza do mó-
zgu. Nie by³ pewien, czy to sobie wyobra¿a, czy mo¿e g³êboko
ukryta s³aboæ dopuszcza do przes¹czania siê w jego myli bezro-
zumnego strachu, czy te¿ moc Vadera mo¿e siêgaæ tak daleko. Nie-
jednokrotnie mia³ ju¿ do czynienia z niezaprzeczaln¹ si³¹ mrocznego
lorda, jego umiejêtnoci¹ wyciskania na odleg³oæ ¿ycia z istot, które
Vader uwa¿a³ za gorsze od siebie. Zdenerwowaæ go, nie wype³niæ
jego polecenia lub w jakikolwiek sposób popsuæ mu plany znaczy³o
ryzykowaæ bardzo nieprzyjemn¹ mieræ przez uduszenie.
Przed oczami Xizora zaczê³y siê pojawiaæ i ³¹czyæ czarne pla-
my, pierwsze oznaki braku tlenu. Niewidzialny uchwyt wydawa³
110
siê teraz niezaprzeczalnie prawdziwy, niczym piêæ na gardle, uno-
sz¹ca mu w górê podbródek i dwigaj¹ca cia³o na palce stóp. Up³yw
czasu, mierzony biciem serca Xizora, spowolni³ siê, a potem za-
trzyma³ zupe³nie.
Zwykle na tym etapie interweniowa³ Imperator, jakby przy-
wo³ywa³ do nogi psa obronnego. Byæ mo¿e tym razem pozwoli,
aby to potrwa³o a¿ do miertelnego zakoñczenia.
Poprzez ciemnoæ wype³niaj¹c¹ umys³ i czaszkê Xizora prze-
bi³a siê jedna myl: Nie zosta³em tu wezwany na audiencjê u Im-
peratora, lecz na egzekucjê Moj¹ w³asn¹ egzekucjê
Ciemnoæ rozdar³a nagle czerwona fala wciek³oci, wznosz¹-
ca siê z g³êbi istoty Xizora. Wciek³oci i ¿¹dzy ¿ycia.
Cierpliwoæ ksi¹¿ê Xizor z trudem zdo³a³ przecisn¹æ to
s³owo przez obrêcz zaciskaj¹c¹ siê na jego gardle. Wysi³ek spra-
wi³, ¿e zakrêci³o mu siê w g³owie, a otaczaj¹ca go sala tronowa
nagle wyda³a siê zamglona. Cierpliwoæ jest cnot¹ za któr¹
nagroda By³ bliski ca³kowitej utraty wiadomoci. Wiedzia³ jed-
nak, ¿e jeli siê podda, umrze. jest dla Imperium
Dobrze powiedziane, Xizorze. W g³osie Imperatora Pal-
patinea, ledwie s³yszalnym w czarnej mgle, zabrzmia³a nuta roz-
bawienia. B¹d pewien, ¿e inne moje s³ugi uwa¿am za jeszcze
bardziej k³opotliwe ni¿ ty sam. Twoje drobne rozrywki nu¿¹ mnie,
Vader. Puæ go.
Ucisk na gardle Xizora wyimaginowany lub realny znik³,
jakby pêk³ sznur szubienicy. Z trudem zdo³a³ utrzymaæ siê na no-
gach, gdy piêæ podtrzymuj¹ca dot¹d jego ciê¿ar ulotni³a siê nagle.
Ksi¹¿ê utrzyma³ siê jednak w pozycji pionowej samym wysi³kiem
woli, wci¹gaj¹c w p³uca powietrze i odrzucaj¹c ramiona w ty³.
Pozwoli³, by jego twarz zamar³a jak nieruchoma maska, ukry-
waj¹ca falê nienawici zarówno do Vadera, jak i Imperatora. Wy-
starczaj¹co irytuj¹ce by³o ju¿ to, ¿e igrali z nim, u¿ywaj¹c intelek-
tualnych zagadek czy tajemniczej Mocy, któr¹ obaj w³adali po
mistrzowsku. Lecz daæ siê tak poni¿yæ Vaderowi, autorowi ekspe-
rymentu z broni¹ biologiczn¹, która kiedy zabi³a setki tysiêcy Fal-
leenów na ich w³asnej planecie a ta jatka objê³a równie¿ w³asn¹
rodzinê Xizora, jego rodziców, wujów i ukochane potomstwo
Xizorowi wydawa³o siê, ¿e ka¿dy haust filtrowanego powietrza
imperialnej sali tronowej pali mu p³uca niczym opary kwasu.
Twoja wola, mój panie przemówi³ znów Vader. Hologra-
ficzny obraz wyprostowa³ siê, krzy¿uj¹c ramiona na piersi. Choæ
111
odda³bym przys³ugê Imperium, gdybym na zawsze usun¹³ ksiêcia
Xizora z dworu.
Mo¿liwe, mo¿liwe, Vader uci¹³ Imperator niedba³ym ge-
stem bezkrwistej d³oni ale to ja bêdê decydowa³, kiedy to siê
stanie. A do tego czasu nie ¿yczê sobie sprzeczek pomiêdzy moimi
s³ugami. K³ócicie siê ze sob¹, podczas gdy Rebelia rozkwita.
Poorana zmarszczkami twarz sposêpnia³a. Czy ja naprawdê
muszê siê wszystkim zajmowaæ osobicie?
Tylko wtedy, kiedy zabraniasz mi walczyæ w twoim imie-
niu, mój panie Xizor roz³o¿y³ rêce d³oñmi do góry. Ka¿dy atom
mojej istoty jest na twoje rozkazy.
Jak¿e mi³o by³oby w to uwierzyæ, Xizorze. Ale nie jestem
a¿ takim g³upcem. Imperator wykona³ szybki gest, przerywaj¹c
hologramowi Dartha Vadera, zanim ten zd¹¿y³ oznajmiæ swoj¹ apro-
batê. Ca³kowita lojalnoæ kogo o twojej perwersyjnej naturze
i wygórowanych ambicjach by³aby cudem poza zasiêgiem Mocy.
Nawet bez Mocy twoje serce jest dla mnie ca³kowicie przejrzyste.
Nie jeste tak pozbawiony egoizmu, jak chcia³by mi wmówiæ,
Xizorze. Jeli chcesz zobaczyæ, jak Imperium osi¹ga swoj¹ osta-
teczn¹ chwa³ê, jak jego panowanie nad galaktyk¹ staje siê pe³ne
i ca³kowite, twoje pragnienie powodowane jest g³ównie w³asn¹ ¿¹-
dz¹ chwa³y i mocy. Wi¹¿esz swoje ambicje z Imperium, poniewa¿
wiesz, ¿e to najlepszy sposób na ich spe³nienie.
Xizor spogl¹da³ w oczy Imperatora.
Nie zaprzeczê temu, mój panie, ale czy wierny s³uga nie
powinien zostaæ wynagrodzony za wszystko, co czyni w imieniu
swojego w³adcy?
Imperator odwróci³ tron, s³uchaj¹c s³ów Xizora. Chwilê wy-
gl¹da³ przez wysoko sklepione ekrany widokowe, za którymi wi-
daæ by³o rozpostarte imperialne miasto i rozgwie¿d¿one niebo poza
nim. Potem zwróci³ siê znowu w stronê Xizora i holograficznej
podobizny Vadera.
O, tak, zostaniesz sowicie wynagrodzony, tego siê nie oba-
wiaj. Rêce Palpatinea spoczywa³y na porêczach tronu jak mar-
twe. Kiedy zmia¿d¿ymy Rebeliê, kiedy unicestwimy tych wszyst-
kich, którzy mi siê sprzeciwiaj¹, ci, którzy mi s³u¿yli, zostan¹
nagrodzeni najwiêksz¹ ze wszystkich nagród: bêd¹ mieli okazjê
dalej s³u¿yæ mnie i Imperium. Do czasu, a¿ z³ami¹ ciê wiek i trudy
tej s³u¿by, a mnie ju¿ na nic siê nie przydasz. Taka jest moja
lojalnoæ wobec tych, którzy na ni¹ zas³u¿yli.
112
Xizor raz jeszcze sk³oni³ g³owê.
Niczego wiêcej nie pragnê, mój panie.
Pragniesz czy nie, to nie ma znaczenia. Nic nie ma znacze-
nia oprócz mojej woli.
Nie podnosz¹c g³owy, Xizor spojrza³ k¹tem oka na obraz ho-
lograficzny Dartha Vadera. Nawet z takiego oddalenia, gdy jego
wróg nie by³ fizycznie obecny w pomieszczeniu, czu³ pogardê i po-
dejrzliwoæ mrocznego lorda. On wie, pomyla³ Xizor. Wie, ale nie
potrafi tego udowodniæ. Mo¿e zreszt¹ nie mia³oby to znaczenia,
gdyby Vader zdo³a³ czego dowieæ. Wszystkie jego oskar¿enia
o zdradê nie by³y nic warte wobec pokrêtnej strategii Imperatora,
który udawa³, ¿e wierzy w oddanie falleeñskiego ksiêcia. S³owa
Czarne S³oñce pada³y z ust Vadera przy innych okazjach przy-
najmniej tak informowali Xizora jego szpiedzy na dworze a Im-
perator zbywa³ je jednym gestem kocistej d³oni, jakby nie by³o to
niczym wiêcej ni¿ strzêpkami plotek i k³amstw.
Ale czy Palpatine wie, ¿e ja wiem? zastanawia³ siê Xizor. Jeli
Imperator myla³, ¿e Xizor da siê nabraæ na jego szaradê, to z nich
dwóch on jest wiêkszym g³upcem. Chodzi³o o to, kto kogo pierwszy
przy³apie. Organizacja przestêpcza Czarne S³oñce, kontrolowana
przez ksiêcia Xizora, mia³a w³asne plany rozwoju i dominacji galak-
tyki, jakby stanowi³a cieñ rzucany przez Imperium. Wszêdzie, gdzie
siêgnie Palpatine, siêgnie równie¿ Czarne S³oñce. A Imperator jest
stary i coraz bardziej to widaæ. S³awetna Moc, czymkolwiek jest,
nie zdo³a utrzymywaæ go przy ¿yciu wiecznie. A wtedy Czarne S³oñce
wychynie z ciemnoci jako samodzielna potêga i obejmie Imperium
jak swoje, jak skarb wyjêty z bezw³adnych palców Palpatinea.
Jeli jest co, czego naprawdê nauczy³em siê od tego starego,
myla³ ksi¹¿ê Xizor, to to, ¿e ambicja jest tak nieskoñczona jak
sam wszechwiat.
By³a to lekcja, która bardzo siê Xizorowi spodoba³a. Potrafi³
wytrzymaæ wiele drobnych, ma³o znacz¹cych poni¿eñ z r¹k Palpati-
nea i Vadera, aby ujrzeæ dzieñ, w którym wykorzysta te nauki.
Cierpliwoæ, umiejêtnoæ kontrolowania gniewu i ¿¹dzy ze-
msty, by³a jedn¹ z najwiêkszych sztuk walki. I najtrudniejsz¹ do
opanowania: Xizorowi wystarczy³o tylko spojrzeæ na holograficz-
n¹ podobiznê Lorda Vadera, stoj¹c¹ w sali tronowej Imperatora,
by d³onie zaczê³y mu siê zaciskaæ w piêci.
Pewnego dnia, powiedzia³ sobie ksi¹¿ê. A do tego czasu trze-
ba patrzeæ i czekaæ.
113
Bêdzie, jak zechcesz, mój panie. Xizor podniós³ wzrok
i popatrzy³ Imperatorowi prosto w oczy.
Mo¿e teraz przemówi³ obraz Dartha Vadera Imperator
raczy okreliæ jakoæ us³ug ksiêcia Xizora. Nie tak dawno temu
Xizor powiedzia³, ¿e ma wielkie plany zniszczenia Gildii £owców
Nagród, a wtedy wszystkie korzyci pop³yn¹ do Imperium. Ob-
raz Vadera spojrza³ z pogard¹ na falleeñskiego ksiêcia. Z pewno-
ci¹ do tej pory plany te przynios³y ju¿ pewne owoce. Czy by³y
one równie niematerialne, jak lojalnoæ ksiêcia?
Doskonale, Lordzie Vader Imperator pokiwa³ g³ow¹ z apro-
bat¹. Odczytujesz moje pragnienia, to cecha oddanego, cennego
s³ugi. Wzrok Palpatinea nabra³ ostroci, gdy przeniós³ siê na
Xizora. A ty? Twoja przemowa by³a bardzo ciekawa. Przed-
stawi³e nam plan tak pe³en pychy, ¿e da³em ci swoje pozwolenie,
by wprowadziæ go w ¿ycie. By³bym rozczarowany, gdybym us³y-
sza³, ¿e nie poczyni³e ¿adnych postêpów w zniszczeniu organiza-
cji ³owców nagród. A jednak oczy Imperatora zwêzi³y siê
w szparki; wygl¹da³y jak ciêcia no¿a w pomarszczonej skórze.
Otrzymujê bardzo sprzeczne raporty dotycz¹ce efektów twoich
planów. Zwróci³ siê do drugiej postaci w sali tronowej. Czy¿
nie tak, Lordzie Vader?
Dok³adnie tak to wygl¹da, mój panie w chrapliwym g³o-
sie Vadera zabrzmia³a nuta triumfu. Wczeniej ju¿ sugerowa³em
ci, mój panie, by nie traci³ swojego cennego czasu i energii na te
daremne, bezsensowne pocigi. Rebelia musi byæ naszym priory-
tetem: wzrasta w si³ê, podczas gdy ksi¹¿ê Xizor uszczupla nasze
si³y w krucjacie, która nic nam nie da, nawet jeli zakoñczy siê
zwyciêstwem.
Opanuj swój gniew, Lordzie. Znalaz³e siê niebezpiecznie
blisko kwestionowania mojej m¹droci, atakuj¹c zalety planu Xi-
zora. Uzna³em, ¿e jest doæ intryguj¹cy, kiedy po raz pierwszy
nam go przedstawi³, uwa¿am wiêc, ¿e twoje protesty opieraj¹ siê
raczej na gniewie i zazdroci ni¿ na prawdziwej analizie strate-
gicznej.
Vader nie odpowiedzia³, ale Xizor dostrzeg³, ¿e hologram ze-
sztywnia³ lekko w fa³dach czarnej szaty. Oznacza³o to, ¿e Impera-
tor trafi³ w czu³y punkt.
Mo¿e ró¿nica pomiêdzy mn¹ a Lordem Vaderem polega na
tym grzecznie odezwa³ siê Xizor ¿e ja nie w¹tpiê w bliskie
zwyciêstwo Imperium nad Sojuszem Rebeliantów. Uwa¿am wiêc,
8 Spisek Xizora
114
¿e warto jest zwróciæ uwagê na zarz¹dzanie Imperium, skoro jego
panowanie ma staæ siê niezaprzeczalnym faktem.
Zauwa¿y³, ¿e te s³owa spodoba³y siê Imperatorowi, bo s³aby
umieszek uniós³ jeden k¹cik ust Palpatinea.
Widzisz, Vader? Imperator machn¹³ rêk¹ w kierunku ksiê-
cia Xizora. Dlatego w³anie w³adam Moc¹ lepiej ni¿ ty. Bez pew-
noci nie mo¿e byæ prawdziwej potêgi. Nie wystarczy próbowaæ
zniszczyæ Rebeliê, trzeba to zrobiæ.
Holograficzny obraz Vadera sta³ nieruchomo, ch³ostany jêzy-
kiem Imperatora.
Mówisz o ró¿nicach pomiêdzy mn¹ a ksiêciem Xizorem.
Jest jednak jeszcze jedna ró¿nica, któr¹ nale¿y wzi¹æ pod uwagê.
Jest to ró¿nica pomiêdzy dziecinn¹ wiar¹ a rozumnym przygoto-
waniem. Nawet admira³owie floty imperialnej, wierz¹cy wy³¹cznie
w sztuczki techniczne w rodzaju Gwiazdy mierci, te¿ wiedz¹, ¿e
musz¹ walczyæ i niszczyæ Rebeliantów, zanim dokona siê zwyciê-
stwo Imperium.
To nie by³ dobry ruch, pomyla³ Xizor z mieszanin¹ niedowie-
rzania i satysfakcji. Zawsze wiedzia³, ¿e Darth Vader uwa¿a g³ad-
kie komuna³y dyplomacji za co niegodnego siebie. Pomimo nie-
zaprzeczalnej lojalnoci wobec swego pana wci¹¿ jeszcze potrafi³
go rozgniewaæ. A tym razem uda³o mu siê na pewno, bo twarz
Imperatora pociemnia³a z gniewu.
Nawet dziecko rzek³ Palpatine niskim, z³owró¿bnym g³o-
sem powinno wiedzieæ, ¿e szaleñstwem jest sprzeczaæ siê z kim
takim jak ja. Uwa¿asz siê za m¹drzejszego, co, Vader? Wci¹¿ na-
rzucasz mi siê ze swoimi niechcianymi radami, chocia¿ ostrzeg³em
ciê przed konsekwencjami.
Czyniê to, mój panie, nie po to, aby ci siê sprzeciwiæ, lecz
Milcz! To jedno s³owo trzasnê³o w powietrzu sali trono-
wej niczym tn¹cy koniec pejcza. Wiem lepiej od ciebie, jakie s¹
twoje intencje! D³onie Imperatora zacisnê³y siê na porêczach tro-
nu. Twoje myli s¹ dla mnie jak otwarta ksiêga o s³owach zapi-
sanych tak wielkimi literami, ¿e nawet idiota by je odczyta³. Po-
zwoli³e, by twoja nienawiæ do ksiêcia Xizora zawiod³a ciê na
niebezpieczne tereny, gdzie ¿ycie niepos³usznego s³ugi jest tylko
zabawk¹, któr¹ mogê zmia¿d¿yæ. Imperator uniós³ szponiaste
d³onie, zaciskaj¹c zakrzywione palce w sztywn¹, kocist¹ piêæ.
Nie jeste dla mnie a¿ tak u¿yteczny, abym musia³ tolerowaæ tê
niesubordynacjê.
115
Rozkoszuj¹c siê poni¿eniem swojego wroga, Xizor obserwo-
wa³, jak holograficzny obraz Dartha Vadera stoi niczym czarna
ska³a na brzegu miotanego sztormem morza, w milczeniu znosz¹c
uderzenia fal. Kiedy jednak gniewny strumieñ s³ów Imperatora
umilk³, obraz Vadera przykl¹k³ na jedno kolano, a okryta czarnym
he³mem g³owa pochyli³a siê w gecie poddania.
Jak sobie ¿yczysz, mój panie g³os przekazywany wraz
z obrazem pozbawiony by³ wszelkich uczuæ. Uczyñ ze swoim
s³ug¹, co zechcesz.
Wszystko w swoim czasie. G³os Palpatinea brzmia³ gniew-
nie, jakby uzna³ przeprosiny Vadera za ledwie zadowalaj¹ce. Do
tego czasu wci¹¿ jeszcze jeste dla mnie co nieco wart.
Wygra³em, pomyla³ Xizor. Przynajmniej tê rundê. Nie musia³
nawet nic robiæ, aby sprawy potoczy³y siê tym torem, wystarczy³o
tylko pozwoliæ, aby arogancki Lord Vader sam sobie wykopa³ grób.
Mroczny Lord Sithów by³ tak przyzwyczajony uwa¿aæ inne istoty
rozumne za gorsze od siebie, ¿e najmniejszy nawet opór wytr¹ca³
go z równowagi. To w³anie doprowadzi³o go do wypowiedzenia
tak niem¹drych i gwa³townych s³ów pod adresem Imperatora. Jego
jedyn¹ metod¹ dzia³ania jest atak, zauwa¿y³ Xizor. Jeli wojownik
nie posiada umiejêtnoci strategicznego wycofania siê i przeczeka-
nia burzy, nie ¿a³uj¹c czasu, nale¿y to uznaæ nie za jego cnotê, lecz
wadê. Jak d³ugo Imperator Palpatine jest o wiele silniejszy od Va-
dera, nietrudno wymanewrowaæ tego ostatniego tak, by pad³ ofiar¹
gniewu swojego pana. A to odwróci jego uwagê ode mnie, myla³
zadowolony Xizor. Jeli Vader popad³ w nie³askê, choæby na krót-
ko, by³ to zawsze pewien awans dla jego przeciwników.
By³a tylko jedna rzecz, o której Xizor nigdy nie móg³ zapo-
mnieæ: takie chwilowe wyniesienie zawsze drogo kosztowa³o. Jeli
przedtem Darth Vader czu³ do niego wrogoæ, teraz wzros³a ona
wielokrotnie. Xizor by³ wiadkiem poni¿enia Vadera, widzia³ tego
dumnego ducha mia¿d¿onego pod podeszw¹ buta Imperatora a to
oznacza³o, ¿e podpisa³ na siebie wyrok mierci gdyby Vader mia³
okazjê go wykonaæ. A Xizor wiedzia³ teraz, nawet lepiej ni¿ przed-
tem, ¿e Vader powiêci temu zadaniu jeszcze wiêcej si³. Od pe³nego
zaanga¿owania siê w dzie³o zniszczenia Xizora mog³aby go odwieæ
tylko jedna rzecz: rosn¹ce zagro¿enie dla Imperium ze strony Soju-
szu Rebeliantów. Jeli Rebeliê uda siê zd³awiæ a Xizor czu³, ¿e
istniej¹ na to du¿e szanse wówczas, cokolwiek siê zdarzy, Xizor
bêdzie mia³ do pokonania doprawdy potê¿nego wroga.
116
Ta perspektywa jako go nie niepokoi³a.
Bêdê gotów, myla³, ogl¹daj¹c siê na klêcz¹c¹ nieruchomo
podobiznê Vadera. Myl o tej ostatecznej konfrontacji tak d³ugo
odk³adanej i tak niecierpliwie oczekiwanej sprawi³a, ¿e krew za-
czê³a mu ¿ywiej kr¹¿yæ w ¿y³ach.
Imperator Palpatine przerwa³ rozmylania Xizora:
Doæ tych k³ótni! Wycelowa³ w Xizora kocisty palec.
Nie wyobra¿aj sobie, ¿e potrafisz ukryæ przede mn¹ swoje myli.
Pochlebiasz sobie, jeli s¹dzisz, ¿e da³em siê nabraæ na twoje wy-
biegi, Xizor albo jeli wydaje ci siê, ¿e nie znalaz³em ¿adnych
racji w krytycznej opinii Lorda Vadera o twoich planach i dzia³a-
niach. Obiecywa³e rozbicie Gildii £owców Nagród i nieustanny
dop³yw takich s³ug, jakich Imperium najbardziej potrzebuje: spryt-
nych i prê¿nych najemników, którzy zajêliby miejsce têpych nie-
udaczników, jacy mnie obleli. Palpatine pochyli³ siê do przodu
w swoim tronie, wpijaj¹c zimne, widruj¹ce spojrzenie w stoj¹c¹
przed nim postaæ. Przychodz¹ do mnie rozmaite raporty, doty-
cz¹ce postêpów twojego spisku przeciwko Gildii. Ale wynik wy-
daje mi siê cokolwiek niejasny. Co na to powiesz, ksi¹¿ê?
Xizor sk³oni³ g³owê i znów spojrza³ w te pozornie martwe oczy.
Wyjanienie jest doæ proste, mój panie. Roz³o¿y³ rêce.
Kampania przeciwko Gildii £owców Nagród nie zakoñczy³a siê
jeszcze. Pozosta³o wiele do zrobienia
I zawsze tak bêdzie przemówi³ holograficzny obraz Vade-
ra. Te plany s¹ skazane na niechlubn¹ klêskê.
Imperator pos³a³ Vaderowi ponure, ostrzegawcze spojrzenie
i znów zwróci³ siê do Xizora.
Nie przypominam sobie powiedzia³ aby mówi³ cokol-
wiek o etapach spisku. Kiedy sk³ada³e mi propozycjê, sprawa
wygl¹da³a na zupe³nie prost¹. Wystarczy tylko wprowadziæ znane-
go ³owcê nagród Bobê Fetta do Gildii, a ona sama rozwi¹¿e siê
z w³asnej i nieprzymuszonej woli.
Twoja pamiêæ jest bardzo dok³adna, mój panie Xizor twier-
dz¹co skin¹³ g³ow¹. Wyznajê mój b³¹d. Nie przewidzia³em, co
siê potem wydarzy w Gildii £owców Nagród.
To znaczy ?
Ty ju¿ wiesz, staruchu. Xizor by³ pewien, ¿e Imperator bawi
siê jego kosztem.
Gildia £owców Nagród nie rozpad³a siê ca³kiem. Rozdzieli-
³a siê na dwie rywalizuj¹ce frakcje, Prawdziw¹ Gildiê i Komitet
117
Zreformowanej Gildii. Ta ostatnia jest pod kontrol¹ ³owcy nagród
Bosska, syna ostatniego przywódcy Gildii, Cradosska.
Rozumiem. D³onie Imperatora spoczywa³y nieruchomo
na porêczach tronu. Raporty, które do mnie dotar³y, donosi³y, ¿e
to Bossk zabi³ Cradosska.
Tak istotnie by³o, mój panie.
Imperator umiechn¹³ siê nieprzyjemnie.
Wygl¹da na to, ¿e ten ³owca nagród Bossk jest w³anie ta-
kim typem, który uwa¿a³e za najbardziej odpowiedni do s³u¿by
Imperium. Bezlitosny i ambitny, prawda?
To cechy wrodzone, mój panie wywatowane ramiona szaty
Xizora unios³y siê lekko. Ale ¿eby byæ doskona³ym instrumen-
tem twojej woli, potrzebny jest jeszcze spryt.
Taki spryt jak twój, bez w¹tpienia.
Xizor odda³ mu umiech.
Nie mogê zaprzeczyæ tak ewidentnej prawdzie.
Tak samo jak nie mo¿esz zaprzeczyæ, ¿e stara Gildia £ow-
ców Nagród nie rozpad³a siê na pojedynczych osobników, z któ-
rych moglibymy wybieraæ najlepiej nadaj¹cych siê do naszych
celów zauwa¿y³ Imperator. Pokaza³e, ¿e potrafisz przyznaæ
siê do b³êdu, dlaczego zatem nie wyznasz, ¿e twój plan okaza³ siê
klêsk¹? Nie widzê wielkiej ró¿nicy pomiêdzy dwiema gildiami, ja-
kie mamy teraz, a jedn¹, któr¹ mielimy wczeniej. W³aciwie to
nawet utrudni nasze interesy z tymi istotami.
Nie jest to ¿adna klêska, mój panie Xizor pozwoli³, aby
jego g³os zabrzmia³ ¿arliwym uczuciem. Pojawi³y siê nieprzewi-
dziane trudnoci, wiêc nale¿y je pokonaæ. O ma³o nie doda³, ¿e
sam Imperator nie przewidzia³ Rebelii, ale pohamowa³ siê na czas.
Po co doprowadzaæ do wciek³oci kogo, kto ma w³adzê nad twoim
¿yciem i mierci¹? I zamierzam to zrobiæ.
A wiêc mamy kolejny wielki plan przemówi³ ze wzgard¹
holograficzny obraz Dartha Vadera. Wymówki ukrywaj¹ce nie-
powodzenia. Kiedy siê pracuje z tob¹, nie widaæ ich koñca.
Rozwa¿ raczej w³asne klêski, Lordzie Vader. Xizor nie
mia³ ju¿ nic do stracenia, móg³ wiêc za³atwiæ mrocznego Lorda
ciêt¹ ripost¹. Z³oæ Vadera nie mog³a ju¿ byæ wiêksza. Ja przy-
najmniej mam metody, by zmieniæ chwilow¹ klêskê w trwa³e zwy-
ciêstwo. A ty?
Holograficzny obraz Vadera sta³ z rêkami skrzy¿owanymi na
piersi. Pamiêtaj¹c o krótkiej smyczy teraz jeszcze krótszej na
118
jakiej trzyma³ go Imperator, powstrzyma³ siê od odpowiedzi na
prowokacjê.
Jakie¿ to metody, Xizor?
Ksi¹¿ê obejrza³ siê na Imperatora.
Bardzo proste, mój panie. Gildia £owców Nagród nie jest
ju¿ tym, czym by³a. Jednym ciosem przepo³owilimy j¹ na dwie
zwalczaj¹ce siê frakcje, pa³aj¹ce wzajemn¹ mordercz¹ nienawi-
ci¹. Jeli ³owcy nagród kiedykolwiek udawali co w rodzaju bra-
terstwa, ta fikcja zosta³a rozwiana na zawsze. Teraz nale¿y tylko
zakoñczyæ proces rozbicia. Ka¿dy ³owca nagród musi zwróciæ siê
przeciwko wszystkim innym, niezale¿nie od frakcji, do której ak-
tualnie nale¿y. Nie mog¹ mieæ ¿adnych wspólnych interesów
tylko wspóln¹ wrogoæ.
To mo¿e byæ celem odpar³ Imperator ale nie jest meto-
d¹. Nie odpowiedzia³e na moje pytanie, a ja zaczynam siê niecier-
pliwiæ. Powiedz mi teraz, jak zamierzasz rozbiæ te dwie frakcje na
pojedyncze sk³adniki.
Xizor bez zmru¿enia oka wytrzyma³ spojrzenie Imperatora.
Wykorzystam jedyn¹ cechê, jaka rz¹dzi tymi istotami
i przede wszystkim sprawi³a, ¿e postanowi³y one zostaæ ³owcami
nagród. Potê¿na, ogarniaj¹ca ca³¹ galaktykê si³a Xizor zawaha³
siê na moment, aby osi¹gn¹æ zamierzony dramatyczny efekt to
chciwoæ doda³. To wszystko za³atwi.
Umiech Imperatora sta³ siê jeszcze bardziej nieprzyjemny.
M¹drze i sprawiedliwie jest obracaæ naturê istoty przeciw-
ko niej samej. Moja w³adza opiera siê g³ównie na takiej taktyce.
Palpatine pokiwa³ g³ow¹. Chcê pos³uchaæ szczegó³ów tej opera-
cji, ksi¹¿ê Xizorze.
Wtedy Xizor zrozumia³, ¿e wygra³ kolejn¹ rundê gry. Zanim
jeszcze skoñczy³ wy³uszczaæ swój plan Imperatorowi, by³ pewien
akceptacji. Dostanie pozwolenie na realizacjê kolejnego etapu pla-
nu.
A jak d³ugo Imperator bêdzie uwa¿a³, ¿e te plany s¹ przewi-
dziane wy³¹cznie dla jego korzyci no i dla korzyci Imperium
tym lepiej. Wkrótce siê przekona, jaka jest prawda, pomyla³ Xi-
zor. Wtedy jednak bêdzie za póno.
A co ty na to powiesz, Lordzie Vader? Imperator prze-
niós³ spojrzenie na holograficzn¹ postaæ po drugiej stronie sali tro-
nowej. Odnoszê wra¿enie, ¿e twoje milczenie nie oznacza entu-
zjazmu dla planu sugerowanego przez ksiêcia Xizora.
119
Znasz moje myli, panie. Podobizna Vadera sta³a sztyw-
na i nieruchoma. Nie widzê potrzeby, aby powtarzaæ w³asne s³o-
wa. Ale jeli pragniesz je us³yszeæ, niech i tak bêdzie. Ten plan
ksiêcia Xizora, podobnie jak poprzednia pora¿ka, to strata czasu
i energii. Powiniene raczej zwróciæ uwagê na prawdziwe proble-
my Imperium.
Tego siê spodziewa³em znu¿onym g³osem odpar³ Palpa-
tine. Potwierdzi³y siê moje podejrzenia, ¿e zazdrocisz wszyst-
kim moim s³ugom. Imperator wyci¹gn¹³ d³oñ w stronê Xizora.
Zajmij siê realizacj¹ swojego planu w stosunku do niedobitków
Gildii £owców Nagród. Ale zapamiêtaj, Xizorze: klêska nie jest
ju¿ dla ciebie wyjciem. Mo¿esz tylko odnieæ sukces lub zgi-
n¹æ.
Xizor sk³oni³ g³owê.
Tak, mój panie.
R¹bek ciê¿kiej szaty zatañczy³ wokó³ jego butów, gdy odwró-
ci³ siê od posêpnej, wiekowej postaci na tronie. Ruszy³ w kierunku
wysokich drzwi sali tronowej w³adcy ca³ej galaktyki.
Przez ca³y czas, nawet wówczas, gdy przemierza³ wysoko
sklepione korytarze, czu³ na karku spojrzenie Vadera niczym ko-
niuszek wibroostrza, czekaj¹cy tylko na okazjê, by zadaæ miertel-
ne pchniêcie.
120
R O Z D Z I A £
'
DZI
Opowiadasz tak, jakby tam by³. W ciasnej kajucie na
pok³adzie Wciek³ego Psa Neelah skrzy¿owa³a d³onie na piersi
i sceptycznie spojrza³a na siedz¹cego obok towarzysza. Sk¹d mia³-
by wiedzieæ tak dok³adnie, co dzieje siê w pa³acu Imperatora Pal-
patinea?
S¹ sposoby odpar³ Dengar. Siedzia³ na metalowej kracie
pod³ogi, plecami oparty o cianê. A sk¹d wiesz, ¿e nie by³em
tam z nimi, z Imperatorem, Darthem Vaderem i ksiêciem Xizo-
rem?
Nie pozwoliliby ci wejæ. Neelah opar³a siê o belkê kon-
strukcyjn¹ za plecami. Tyle przynajmniej wiem na pewno.
By³o mnóstwo innych rzeczy, jakich nie wiedzia³a. Dengar
musia³ jej to wyjaniæ; inaczej historia, któr¹ jej opowiada³, o spo-
rze pomiêdzy trandoszañskim ³owc¹ nagród Bosskiem a Bob¹ Fet-
tem po prostu nie mia³aby sensu. Kim by³ Imperator Palpatine,
a nawet Darth Vader, istota znana jako Mroczny Lord Sithów
o tym wszystkim mia³a niejakie pojêcie, zanim jeszcze Dengar za-
cz¹³ opowiadaæ. Neelah dobrze nadstawia³a uszu, póki by³a jedn¹
z tancerek na dworze Jabby Hutta. W takim miejscu, gdzie nie-
zmiennie panowa³a atmosfera gniewu i wzajemnych z³oliwoci,
k³êbi³y siê tak¿e niezliczone plotki na temat polityków i w³adców
galaktyki. Wiêkszoæ istot rozumnych znajduj¹cych siê w pa³acu,
od najnêdzniejszych podkuchennych po najemników najwy¿szej
klasy, szuka³a tylko sposobu, jak tu uszczkn¹æ co nieco z ³añcucha
kredytów i potêgi, który zdawa³ siê ³¹czyæ ze sob¹ gwiazdy ni-
czym niewidzialna sieæ. Lojalnoæ wobec jednego jakiegokol-
121
wiek pracodawcy by³a tylko jeszcze jednym towarem, który
mo¿na by³o kupiæ i sprzedaæ za odpowiedni¹ cenê, podobnie jak
wszelkie inne jednorazowe us³ugi.
A zatem tematem numer jeden rozmowy we wszystkich bara-
kach, korytarzach i piwnicach by³o to, kto aktualnie jest na wierz-
chu, a kto na dnie, komu uda³o siê wkrêciæ bli¿ej centrum dworu
Imperatora, a kto przeszed³ do Sojuszu Rebeliantów, kto by³ na
sprzeda¿ dla najwy¿szego oferenta, a kto zgin¹³. Omawiano wszyst-
kie plany i manewry, które i tak koñczy³y siê promieniem lasera
przez g³owê. Nielojalnoæ mo¿e i by³a bardziej zyskowna w tym
wszechwiecie, ale te¿ mia³a swoj¹ cenê.
Dobrze, dobrze mrukn¹³ Dengar. Nie by³o mnie tam.
Ale by³y inne istoty; dwór Imperatora pe³en jest pods³uchiwaczy
i wcibskich, tak samo jak pa³ac Jabby. Neelah opowiedzia³a mu,
ile siê dowiedzia³a w tej pozbawionej okien fortecy na Tatooine.
Jeli nie s³uchasz, nie prze¿yjesz tak urz¹dzone s¹ te miejsca.
Nie chodzi nawet o szpiegów, choæ jest ich zawsze wszêdzie pe³-
no. Niektórzy donosz¹ do Rebeliantów, inni do Czarnego S³oñ-
ca tak jak to le¿y w naturze wszystkich istot rozumnych. Ja te¿
wiedzia³em, jak szeroko nale¿y rozwieszaæ uszy, no wiesz
Dengar kciukiem wskaza³ w kierunku pok³adu nawigacyjnego i kok-
pitu. Mo¿e nie jestem a¿ takim ³owc¹ nagród jak Boba Fett, ale
mam przynajmniej kilka niezbêdnych umiejêtnoci. I mam swoje
wtyczki na dworze Imperatora i w Czarnym S³oñcu niektóre
oficjalne, przekazuj¹ce rzeczy, które chc¹, aby wiedzia³a, a nie-
które takie, które s³ychaæ tylko w pomieszczeniach dla s³u¿by.
I ufasz im? Neelah unios³a brew.
Nie bardziej ni¿ muszê. Dengar wzruszy³ ramionami.
Za niektóre informacje zap³aci³em hej, to wydatki s³u¿bowe
i te przynajmniej miewaj¹ jak¹ dozê prawdopodobieñstwa. Jeli
ciê zabij¹, poniewa¿ uwierzy³e w co, co ci powiedzieli, to zwy-
kle nie wrócisz, ¿eby kupiæ wiêcej informacji. A s¹ rzeczy, które
mo¿esz potwierdziæ nie tylko z jednego ród³a nawet jeli maj¹
zwi¹zek z kim, kto nie ¿yje, na przyk³ad z ksiêciem Xizorem.
Przy prowadzeniu organizacji przestêpczej napotykasz jeden pro-
blem: zawsze znajdzie siê kilka niezbyt uczciwych istot, które dla
ciebie pracuj¹ i wiedz¹ wszystko o twoich interesach. Wiêc kiedy
ju¿ ciê nie ma, chêtnie opowiedz¹ to i owo za parê kredytów. Na
twarzy Dengara pojawi³ siê pó³umieszek. Jak s¹dzisz, dlaczego
osoby takie jak ja tak chêtnie spêdzaj¹ czas w brudnych dziurach
122
w rodzaju kantyny w Mos Eisley? Nie chodzi o ¿arcie, a ju¿ na
pewno nie o tê koci¹ muzykê, któr¹ tam uprawiaj¹. Nie do takich
miejsc jak to chodzi siê, aby pos³uchaæ informacji. Po prostu i zwy-
czajnie. Miej uszy otwarte, a dowiesz siê mnóstwa ciekawych rze-
czy.
Skoro tak twierdzisz Neelah nie by³a pod specjalnym
wra¿eniem. O ile mog³a stwierdziæ, Dengar by³ zdecydowanie zbyt
ufny. Pewnie to dobrze, myla³a, ¿e ju¿ rzuca ten interes. Mimo to
wci¹¿ by³a nie wiedzieæ czemu przekonana, ¿e ca³a historia a przy-
najmniej ta jej czêæ, któr¹ s³ysza³a do tej pory jest prawdziwa.
Nagle przysz³a jej do g³owy niespodziewana, niepokoj¹ca myl:
A mo¿e ja ju¿ znam czêæ tej historii, z dawnych czasów, z ¿y-
cia, które zosta³o jej skradzione, które nale¿a³o do niej, dopóki nie
wyczyszczono jej pamiêci i dopóki nie zosta³a zamkniêta jak nie-
wolnica w pa³acu Jabby Hutta. Gdyby to by³a prawda, to znaczy,
¿e by³a kim zupe³nie innym ni¿ tylko zwyk³¹ tancerk¹ i potencjal-
nym ¿arciem dla rankora.
Ale o tym te¿ wiedzia³am, stwierdzi³a nagle. W g³êbi ducha,
tam, gdzie w otaczaj¹cej ciemnoci ¿arzy³a siê jeszcze niemiertel-
na iskierka ognia, by³a ca³kowicie pewna, ¿e jej prawdziwa to¿sa-
moæ ma ogromne znaczenie, znaczenie wiêksze ni¿ sieæ k³amstw,
która j¹ otacza³a. Wiedzia³a to, zanim jeszcze stwierdzi³a, ¿e Boba
Fett czuwa nad jej bezpieczeñstwem w pa³acu, pilnuj¹c, aby nie
przydarzy³o jej siê nic strasznego a przynajmniej nic ostateczne-
go. Dziwna, krêta droga sprowadzi³a j¹ do tego miejsca, gdzie cze-
ka³ j¹ inny los jeli zdo³a go odnaleæ i zatrzymaæ wy³¹cznie dla
siebie. Wszystko, co jej odebrano, ca³a osobowoæ, któr¹ wykaso-
wano, niczym imiê zapisane na arkuszu flimsiplastu i wrzucone do
ognia, zredukowane do rozsypuj¹cego siê popio³u albo je odnaj-
dzie, albo zginie, próbuj¹c to zrobiæ. Jakim cudem, niewa¿ne ja-
kim, pozwala³o jej to zachowaæ zimn¹ krew wobec ukrytej pod
he³mem postaci w kokpicie Wciek³ego Psa. Boba Fett nie móg³
jej nic zrobiæ poza tym, ¿e j¹ zabije; ale ona ju¿ przecie¿ prze¿y³a
inn¹ mieræ, dawno temu. mieræ, która zabra³a jej to¿samoæ.
Mo¿esz mi wierzyæ albo nie mówi³ Dengar. To mi nie
przeszkadza. Ale us³yszysz tê sam¹ historiê od mnóstwa istot w ca³ej
galaktyce. Teraz, kiedy wszystko siê skoñczy³o mówiê o wojnie
miêdzy ³owcami nagród to ju¿ ¿adna tajemnica. Dengar znów
wskaza³ brod¹ na znajduj¹cy siê nad ich g³owami kokpit. Boba
Fett ju¿ siê tym zaj¹³.
123
Pomóg³ rozprzestrzeniæ te opowieci o to ci chodzi? Po
co mia³by to robiæ?
Wszystko, co mo¿e wzbogaciæ jego reputacjê, uwa¿a za
doskona³y pomys³. Wywin¹³ siê ca³o z tej wojny ³owców nagród,
i to walcz¹c przeciwko paru niez³ym przeciwnikom. Dengar po-
³o¿y³ d³oñ na piersi. Zrobi³ na mnie wra¿enie. Co w tym jest, ¿e
ró¿ne istoty, ³owcy nagród albo i nie, kiedy staj¹ nos w nos z Bob¹
Fettem, od razu padaj¹ na twarz i udaj¹ trupa. Nie ma sensu umie-
raæ naprawdê. Jeli poprzedza go taka legenda, to mu oszczêdza
mnóstwo czasu i wysi³ku.
Neelah uzna³a, ¿e to rzeczywicie ma sens, choæ wiele pytañ
w dalszym ci¹gu pozostawa³o bez odpowiedzi. Jeli Boba Fett wi-
dzia³ jak¹ korzyæ w budowaniu wokó³ siebie famy niezwyciê¿o-
nego, korzysta³ z otaczaj¹cych go mitów jako broni przeciwko
innym stworzeniom, to gdzie jest kres tego procesu? Wygodne
k³amstwo lub przesada pos³u¿y jego celom równie dobrze, jak praw-
da, a jeli ju¿ przyjmie siê tak¹ mo¿liwoæ, to nie mo¿na ufaæ
¿adnej historii o nim. Niczemu, czego nie móg³by udowodniæ w³a-
snymi czynami. I to jest ca³y problem, przyzna³a Neelah. Jeli le
odgadniesz, bêdzie ciê to kosztowaæ ¿ycie.
I co siê wtedy sta³o? Dziewczyna usiad³a z powrotem
naprzeciwko Dengara. No, gadaj przecie¿ historia nie koñczy
siê na tym.
S³ucha³a jego opowieci przez ca³y ten czas, który Wciek³y
Pies spêdzi³, pod¹¿aj¹c przez przestrzeñ ku niewiadomemu celo-
wi. Straci³a poczucie czasu, nie wiedzia³a, ile minê³o standardo-
wych godzin.
Nie wiem, czy mam ochotê opowiadaæ ci to wszystko. Den-
gar pogrzeba³ w czêci magazynowej Wciek³ego Psa i znalaz³ pu-
sty worek po towarze. Zwin¹³ go w prowizoryczn¹ poduszkê. Zw³asz-
cza jeli bêdziesz sceptycznie krêci³a na wszystko nosem. Po co?
Daj sobie spokój, pomyla³a Neelah. Zrozpaczona podnios³a
oczy do góry. Pewnego dnia, jeli ta podobno rozumna istota go
do¿yje, spadnie na kark kolejnej kobiecie, swojej przysz³ej ¿once,
Manaroo. Neelah wcale jej nie zazdroci³a.
Ju¿ dobrze z trudem hamowa³a wciek³oæ. Dobrze,
przepraszam. Mia³a ochotê powiedzieæ mu znacznie wiêcej, i to
tak, ¿eby zabola³o. Wierzê w ka¿de twoje s³owo.
Na razie, obieca³a sobie. Zanim jednak Wciek³y Pies do-
trze do miejsca, gdzie wióz³ ich Boba Fett, potrzebowa³a bardziej
124
konkretnych informacji. Nie by³a pewna, czy znajdzie to, czego
jej trzeba, w skomplikowanej historii wojny pomiêdzy ³owcami
nagród, ale na razie by³a to jej jedyna poszlaka.
Mo¿e jednak skoñczysz to, co zacz¹³e, i opowiesz, co by³o
dalej?
Mo¿e póniej. Dengar wyci¹gn¹³ siê na pod³odze, wsa-
dzaj¹c pod g³owê zwiniêty worek. Jestem wykoñczony zamkn¹³
oczy. A poza tym nie mam ochoty zdzieraæ gard³a opowiada-
niem starych historii niewdziêcznym smarkulom. Zw³aszcza sar-
kastycznym.
Zwê¿onymi w szparki oczami spojrza³a na Dengara, który ju¿
spa³ albo udawa³, ¿e pi. Szybki kopniak w g³owê albo go obudzi,
albo roz³o¿y na dobre. Ale¿ mnie to korci, pomyla³a wciek³a.
Przywo³a³a resztki samokontroli i postanowi³a dzia³aæ inaczej.
Rzuci³a ostatnie mia¿d¿¹ce spojrzenie na pi¹cego Dengara, po
czym odwróci³a siê i ruszy³a w górê drabinki wiod¹cej do kokpitu.
S³ysza³, jak kto wspina siê po drabince z dolnej czêci statku.
Nie musia³ odwracaæ siê od uk³adów nawigacyjnych Wciek³ego
Psa wystarczy³o mu pos³uchaæ odg³osu kroków na szczeblach
drabinki: wskazywa³y, który z pasa¿erów wchodzi na górê. Den-
gar st¹pa³by bardziej ciê¿ko.
No i gdzie jestemy? tak jak siê tego spodziewa³, g³os, któ-
ry odezwa³ siê za jego plecami, nale¿a³ do kobiety, Neelah. Wci¹¿
w samym rodku niczego? A mo¿e ju¿ zbli¿amy siê do tego tajem-
niczego miejsca przeznaczenia, do którego podobno zmierzamy?
W jej g³osie brzmia³a wyrana irytacja. Boba Fett odwróci³
wizjer od iluminatora i spojrza³ przez ramiê.
Jak to dobrze rzek³ z wystudiowan¹ ³agodnoci¹ ¿e w naj-
bli¿szym czasie nie zamierzasz braæ siê za robotê ³owcy nagród. Dla
nas cierpliwoæ nie jest wy³¹cznie cnot¹, jest koniecznoci¹. Jeli siê
pospieszysz, mo¿esz skoñczyæ w ca³ej galaktyce k³opotów.
Postaram siê o tym pamiêtaæ. Neelah sta³a w wejciu do
kokpitu, a w jej ciemnych oczach lni³ ledwie powstrzymywany
gniew. Schowam tê zasadê na pami¹tkê razem z innymi darmo-
wymi radami, jakich wszyscy mi udzielaj¹. Skoro to wszystko, co
mogê tu dostaæ spochmurnia³a jeszcze bardziej tu i wszê-
dzie indziej, jeli o to chodzi.
Kobieta wygl¹da³a na niezadowolon¹, ba, rozjuszon¹. Boba
Fett stwierdzi³, ¿e transportowanie twardego towaru, to znaczy
istot rozumnych, za których g³owy wyznaczono nagrodê, mia³o
125
same pozytywne strony. Tamtych przynajmniej mo¿na wrzuciæ
do klatki, pomyla³. I nigdy nie by³o kwestii, kto tu rz¹dzi, nie
tylko w wa¿nych sprawach, ale nawet w najdrobniejszych szcze-
gó³ach. Z Neelah sytuacja nie by³a taka oczywista. Prawdopodob-
nie bêdzie potrzebowa³ jej wspó³pracy. Nawet wtedy, kiedy by³a
tylko tancerk¹ w pa³acu Jabby Hutta, zachowa³a pewn¹ dumê i wy-
nios³oæ, które wynika³y z jej poprzedniej wysokiej pozycji spo-
³ecznej. Zosta³y jej wpojone tak g³êboko, ¿e nawet dok³adne zatar-
cie pamiêci nie zdo³a³o ich usun¹æ. A zatem jeli teraz siê na niego
obrazi, przeci¹gniêcie jej z powrotem na swoj¹ stronê mo¿e wy-
magaæ sporego wysi³ku. Klatka niestety odpada, uzna³ Fett.
Musia³ przy tym braæ pod uwagê równie¿ inne, nie mniej wa¿-
ne czynniki. Neelah zaczê³a sk³adaæ razem pozostawione jej frag-
menty wspomnieñ. Dengar zrelacjonowa³ mu ju¿, o czym mówi³a
w jaskini na Tatooine. By³y to rzeczy, których znaczenia Dengar
nie podejrzewa³ ale Fett owszem.
Nil Posondum, pomyla³ Fett. Pamiêta³a to nazwisko. Nie by³
tym wcale zaskoczony. Dawny ksiêgowy, który sta³ siê twardym
towarem w klatce transportowej Niewolnika I, by³ kluczem do
wszystkiego, co spotka³o Neelê. Jeli po³¹czy ten fragment wspo-
mnieñ z enigmatycznym komunikatem, jaki Posondum wydrapa³
w metalowej pod³odze klatki, rozwi¹¿e za jednym zamachem wie-
le tajemnic, dot¹d przed ni¹ ukrytych.
Boba Fett nie by³ na to przygotowany, a przynajmniej jeszcze
nie teraz. Wydrapana wiadomoæ ju¿ nie istnia³a, poza obrazem prze-
chowywanym w bankach danych komputera pok³adowego Niewol-
nika I, które teraz zosta³y przeniesione na Wciek³ego Psa. Ob-
raz i informacja zawarta w tej wiadomoci by³y bezpiecznie zamkniête
i niedostêpne. I tak mia³o jeszcze przez jaki czas pozostaæ.
Tymczasem jednak mia³ przed sob¹ rozelon¹ kobietê.
Szkoda, ¿e masz ju¿ doæ dobrych rad rzek³ Boba Fett.
W³anie mia³em ci udzieliæ jeszcze jednej.
Taak? Neelah opar³a siê o framugê i sceptycznie unios³a
brew. A có¿ to za rada?
Prosta. Uspokój siê. Mamy do przebycia d³ug¹ drogê, a po
drugiej stronie mo¿e siê zdarzyæ dos³ownie wszystko. Odpocznij,
dopóki jeszcze mo¿esz.
Och Neelah powoli skinê³a g³ow¹, jakby przetrawia³a
to w myli. Naprawdê? Tym siê w³anie zajmujesz? Mam odpo-
cz¹æ? wyda³a z siebie krótki, pogardliwy mieszek. Jedynym
126
momentem, kiedy widzia³am ciê odpoczywaj¹cego, by³a chwila,
gdy le¿a³e nieprzytomny, wyrzygany przez tê bestiê Sarlaka. Jeli
mylisz o takim odpoczynku, to niezbyt mi siê to podoba.
Gdyby by³ do tego zdolny, komentarz kobiety pewnie by go
ubawi³.
To nie by³ odpoczynek, tylko umieranie odrzek³. I pewnie
skoñczy³oby siê to jego mierci¹, gdyby pozosta³ tak, le¿¹c na pó³
strawiony w gor¹cych piaskach Morza Wydm Tatooine gdyby
nie ona i Dengar. Zawdziêczanie czegokolwiek, a co dopiero w³a-
snego ¿ycia, innemu stworzeniu by³o dla niego ca³kowicie nowym
dowiadczeniem. Jak sp³acaæ takie d³ugi? Wci¹¿ zastanawia³ siê nad
tym problemem. Gdyby nie bra³ tego pod uwagê, na pewno by³by
mniej mi³y dla pasa¿erów na pok³adzie Wciek³ego Psa.
Mo¿e w zadumie odpar³a Neelah. W koñcu nie wiem,
co takie stworzenie jak ty uwa¿a za odpoczynek. Mam wra¿e-
nie, ¿e najbardziej odpowiada ci zabijanie innych istot.
Nie tak bardzo, jak otrzymywanie za to zap³aty.
Neelah zamilk³a na kilka chwil. Boba Fett odwróci³ siê znowu
w stronê pulpitu sterowniczego kokpitu i dokona³ kilku nowych obli-
czeñ nawigacyjnych. Dok³adnie jak przewidywa³, dawny statek Bos-
ska nie by³ ani tak nowoczesny, ani tak dobrze utrzymany jak jego
w³asny Niewolnik I. Potrzebowa³ d³u¿szej chwili, ¿eby siê przy-
zwyczaiæ do tego ba³aganu, który zreszt¹ w dalszym ci¹gu go iryto-
wa³. Stwierdzi³, ¿e to nic dziwnego, i¿ Bossk nigdy nie zdo³a³ wspi¹æ
siê na wy¿yny profesji ³owcy nagród: Trandoszanin próbowa³ widocznie
zast¹piæ staranne planowanie i inwestycje w sprzêt bezwzglêdnoci¹
i brutaln¹ si³¹. To nigdy nie dzia³a, powiedzia³ sobie Boba Fett. Bez-
wzglêdnoæ i si³a s¹ potrzebne, zgoda, ale nie wystarcz¹.
Kobiecy g³os wdar³ siê w tok jego myli.
Mo¿e potrafi³abym odpocz¹æ, gdybym mog³a otworzyæ ci
g³owê.
Boba Fett nawet siê nie obejrza³.
A co to niby ma znaczyæ?
To, co s³ysza³e. Chcia³abym rozpo³owiæ ten twój he³m,
jakby to by³a skorupka jajka prawie wyplu³a z siebie te s³owa.
Szkoda, ¿e nie skorzysta³am z okazji, kiedy le¿a³e na ³o¿u mier-
ci. Mog³am wtedy rozwaliæ ci czaszkê i mo¿e wydobyæ z niej
wszystko, co chcia³abym wiedzieæ. O sobie.
Mo¿e wcale nie chcia³aby tego wiedzieæ. Fett leciutko
wzruszy³ ramionami. Mo¿e by ci siê to nie spodoba³o.
127
Bardzo chêtnie podejmê takie ryzyko. Wolê to, ni¿ pozo-
stawaæ w niewiadomoci odpar³a.
Nie martw siê. Wkrótce siê wszystkiego dowiesz.
G³os Neelah sta³ siê nagle z³owró¿bnie spokojny.
Wola³abym nie czekaæ.
Uda³o jej siê go zaskoczyæ. Boba Fett wyci¹gn¹³ rêkê nad
pulpitem, ¿eby dosiêgn¹æ monitora, umieszczonego niewygodnie
wysoko. Poczu³ lekkie, prawie niezauwa¿alne poci¹gniêcie za pas
z wyposa¿eniem, stanowi¹cy czêæ jego mandaloriañskiej zbroi
bojowej. Ten sygna³ wystarczy³, aby Fett obróci³ siê b³yskawicznie
wraz z fotelem i spojrza³ na Neelah.
Ale ona ju¿ odskoczy³a z powrotem do w³azu. Podnios³a mio-
tacz, który uda³o jej siê wyci¹gn¹æ z pochwy przy pasie Boby
Fetta. Trzymaj¹c broñ obiema rêkami, skierowa³a lufê dok³adnie
na rodek czarnego wizjera he³mu Fetta.
Nie ¿artowa³am powiedzia³a. Lekki umieszek w k¹ciku
ust wiadczy³ o jej intencjach. Kiedy mówi³am, ¿e chcia³abym ci
rozwaliæ g³owê. Ciekawe ile takich strza³ów wytrzyma ta pusz-
ka? Jak ci siê zdaje?
Boba Fett odchyli³ siê w ty³ w fotelu pilota.
Gratulujê rzek³. Wiêksz¹ czêæ uzbrojenia schowa³ w bez-
pieczne miejsce, aby rozmaite elementy jego przenonego arsena-
³u nie przeszkadza³y mu w ciasnym kokpicie. Niewielki miotacz
by³ jedyn¹ broni¹, jak¹ zatrzyma³ przy sobie. Wskaza³ j¹ gestem.
Broñ nawet nie drgnê³a w uchwycie Neelah.
Niewiele istot zdo³a³oby wykrêciæ mi taki numer. Wzi¹æ mnie
z zaskoczenia to naprawdê osi¹gniêcie.
£atwizna skrzywi³a siê Neelah.
Musia³ przyznaæ, ¿e zabra³a mu broñ z zaskakuj¹c¹ zrêczno-
ci¹. A mo¿e nie a¿ tak zaskakuj¹c¹: z tego, co wiedzia³ o jej
pochodzeniu, o tym, kim by³a, zanim znalaz³a siê w pa³acu Jabby
jako tancerka ze skasowan¹ pamiêci¹, takie umiejêtnoci nie by³y
w³aciwie niczym niezwyk³ym. By³a w koñcu kim wiêcej ni¿ zwy-
k³e dziecko arystokracji; nie wolno mu o tym zapomnieæ.
Mo¿e i tak przyzna³. Co nie znaczy, ¿e to by³ dobry
pomys³. Mo¿esz byæ dosyæ szybka, ale wierz mi, to nic w porów-
naniu ze mn¹. Zanim przyciniesz spust tej zabawki, bêdê ju¿ ko³o
ciebie, a moje ramiê przydusi ci gard³o. A potem sprawy mog¹ siê
potoczyæ jeszcze mniej przyjemnie dla ciebie.
128
Chêtnie zaryzykujê wzruszy³a ramionami. Co mam do
stracenia? Nie chcesz mi powiedzieæ tego, co ja chcê co muszê
wiedzieæ. Jeli jednak oddam jeden dobry strza³, bêdê mia³a tê
satysfakcjê, ¿e nie dostajê odpowiedzi z wa¿nego powodu. Po-
myl tylko, jako nieboszczyk bêdziesz mia³ wietn¹ wymówkê.
Boba Fett obliczy³ ju¿ dok³adnie odleg³oæ pomiêdzy sob¹ a ni¹,
dok³adny k¹t, prêdkoæ i kierunek ruchów niezbêdnych do odzy-
skania broni. Móg³by to zrobiæ i nawet nie zostaæ draniêty tym
jednym strza³em, jaki dziewczyna zdo³a oddaæ w ci¹gu tych kilku
mikrosekund. Lepiej jednak, ¿ebym nie musia³ tego robiæ, myla³.
I tylko z jednego powodu: strza³ na lepo w ciasnej przestrzeni
kokpitu móg³by wyrz¹dziæ powa¿ne szkody. Nawet teraz Wcie-
k³y Pies nie by³ w takim stanie, w jakim powinien, ale by³a to
zas³uga niechlujstwa poprzedniego w³aciciela. Gdyby strza³ uszko-
dzi³ tylko konstrukcjê statku bo nie zdo³a³by przebiæ pow³oki
Fett móg³by to naprawiæ, ale jeli trafi w pulpit sterowniczy, prze-
ledzenie i za³atanie nieznanych obwodów mo¿e zaj¹æ du¿o czasu.
A czas by³ akurat luksusem, którego mu teraz brakowa³o. Musia³
zaj¹æ siê swoimi interesami, i to doæ daleko st¹d.
Ju¿ kiedy by³em bliski mierci rzek³ Boba Fett. Nie
mam wielkiej ochoty powtarzaæ tego dowiadczenia.
Neelah unios³a miotacz nieco wy¿ej, spogl¹daj¹c wzd³u¿ lufy
na cel.
W takim razie lepiej zacznij gadaæ.
Chyba nie Boba Fett wykona³ przecz¹cy ruch g³ow¹.
Nie s¹dzê.
Co? kobieta zmarszczy³a brwi. Co masz na myli?
To proste Boba Fett machn¹³ d³oni¹ w jej stronê. Masz
tyle samo do stracenia co i ja. Zabij mnie, a nigdy nie dowiesz siê
tego, co chcesz wiedzieæ.
Przechyli³a g³owê na bok i spojrza³a na niego uwa¿niej.
Mo¿e jeli nie bêdziesz mi sta³ na drodze, potrafiê wydobyæ
prawdê od kogo innego.
Mo¿e. Boba Fett znowu wzruszy³ ramionami. Ale je-
li siê mylisz i jeli tylko ja wiem cokolwiek na temat twojej
prawdziwej to¿samoci wtedy za³atwisz jedyn¹ osobê, która
mo¿e ci udzieliæ odpowiedzi. Jeste pewna, ¿e chcesz zaryzyko-
waæ?
Przez kilka nastêpnych sekund Neelah zdawa³a siê rozwa¿aæ
tê mo¿liwoæ. Potem opuci³a miotacz.
129
Chyba jednak nie. Dalej mia³a wciek³¹ minê. Zdaje
siê, ¿e wykrêci³e siê sianem.
Jeszcze mi za to podziêkujesz. Wyci¹gn¹³ rêkê. Wezmê
to, jeli pozwolisz.
Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.
Jeszcze mi siê mo¿e przydaæ.
Patrzy³ w lad za ni¹, gdy z miotaczem u boku schodzi³a po
drabince do ³adowni statku.
Przynajmniej wie, czego chce, pomyla³. Problem w tym, czy
uda jej siê to zdobyæ.
Odwróci³ fotel pilota z powrotem w stronê pulpitu sterowni-
czego. Mia³ w³asne problemy, z którymi musia³ siê uporaæ.
Kuksaniec w ¿ebra obudzi³ Dengara. Zamruga³ i szybko prze-
szed³ w stan pe³nej wiadomoci, choæ nie wolnej od zaskoczenia,
gdy stwierdzi³, ¿e spogl¹da prosto w lufê pistoletu laserowego.
Czas zacz¹æ gadaæ oznajmi³a Neelah. Wycelowa³a broñ
wprost w jego czo³o. Chcê us³yszeæ ca³¹ historiê.
9
130
R O Z D Z I A £
WCZORAJ
Musisz przyznaæ, ¿e to przyjemne miejsce na spotkanie
rzek³ Bossk.
Podoba³o mu siê w³asne poczucie humoru. Z jedn¹ szponiast¹
³ap¹ na rêkojeci miotacza przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wodzi wzro-
kiem po osypuj¹cych siê szczelinach i suchych powierzchniach klifów
dawnego basenu morza. Oceany Gholondreine-Beta zosta³y wyssane
do ostatniej moleku³y s³onej cieczy i przeniesione przez flotê potê¿-
nych imperialnych frachtowców na orbitaln¹ stacjê katalizy wokó³
Coruscant. Czynnikiem motywuj¹cym nie by³a tu ekonomia prze-
transportowanie takiej iloci wody statkiem by³o znacznie kosz-
towniejsze ni¿ jej wyprodukowanie lecz kara. Nadbrze¿ne i we-
wn¹trzl¹dowe pañstwa nie doæ szybko przynajmniej zdaniem
Imperatora Palpatinea wyzbywa³y siê ostatnich niedobitków,
dochowuj¹cych wiernoci starej Republice. Teraz, pod ¿arem po-
zbawionego chmur nieba, po wyschniêtych ulicach pustych miast tañ-
czy³ jedynie kurz. S¹siednie planety tego sektora dosta³y cenn¹ lekcjê
pogl¹dow¹, ¿e na polecenia Imperatora nale¿y reagowaæ.
Skorupa jakiego od dawna martwego stworzenia morskiego
zachrzêci³a pod podeszw¹ buta Boby Fetta. Jego statek, Niewol-
nik I, sta³ o kilkaset metrów dalej. Kokpit z transparistali b³ysz-
cza³ w wietle s³oñca, którego promienie zdo³a³y przenikn¹æ do
rodka podmorskiego rowu tektonicznego. Pêkniêcie w skorupie
wysuszonej planety by³o tak g³êbokie, ¿e w ci¹gu standardowej
jednostki czasowej zapadnie tu niemal ca³kowita ciemnoæ. To
Bosskowi nie przeszkadza³o. Interes, jaki mia³ zamiar ubiæ ze swo-
im rywalem Bob¹ Fettem, nie powinien zaj¹æ zbyt wiele czasu.
131
W porz¹dku. Boba Fett zakoñczy³ inspekcjê miejsca, jed-
noczenie sprawdzaj¹c odczyty na przedramieniu mandaloriañskiej
zbroi bojowej. wiate³ka wskaników powoli zmienia³y kolor z czer-
wonego na ¿ó³ty, a potem na zielony, gdy wieloczujnikowe syste-
my wczesnego ostrzegania Niewolnika I zakoñczy³y przeczesy-
wanie okolicy w poszukiwaniu ukrytych pu³apek i zasadzek. Bossk
pozostawi³ swój statek w powietrzu, w stanie gotowoci, ale po
drugiej stronie rowu, tak aby pok³adowe uzbrojenie nie wzbudzi³o
podejrzeñ drugiego ³owcy nagród.
Nie jest tu co prawda tak intymnie, jak mo¿na by s¹dziæ
rzek³ Fett. D³oni¹ w rêkawicy zatoczy³ kr¹g, wskazuj¹c na otacza-
j¹ce ich klify, których osypuj¹ce siê zbocza górowa³y nad huma-
noidalnymi postaciami w dole. Odbieram sygna³y rozmaitych or-
ganicznych form ¿ycia.
Bossk zarechota³ krótko i chrapliwie.
Nie s¹dzê, ¿ebymy musieli siê nimi przejmowaæ. ci¹-
gn¹³ z ramienia rusznicê laserow¹, opar³ j¹ o biodro i wypali³ na
maksymalnej mocy w zbocze, pod którym stali. Strza³ roztrzaska³
suchy kamieñ, zasypuj¹c dno rowu bia³awym py³em i od³amka-
mi. Sprawd sobie.
Czubkiem buta tr¹ci³ stertê gruzu. Spomiêdzy wyszczerzo-
nych, ostrych jak ig³y k³ów podobnego do stonogi stworzenia roz-
leg³ siê ostry syk. Zwierzê skrêca³o siê i rozkrêca³o do d³ugoci
prawie metra; jego ¿ó³te oczy lni³y wciek³oci¹, a¿ wreszcie rzu-
ci³o siê gwa³towanie i owinê³o wokó³ kostki Bosska. Zanim zd¹¿y-
³o zatopiæ zêby w jego ³ydce, ³owca zrzuci³ je kolb¹ rusznicy. Dru-
gie uderzenie przepo³owi³o stwora; dwa osobne kawa³ki wi³y siê
w ostatnich konwulsjach, rozlewaj¹c wokó³ zielonkawe osocze.
Milutkie maleñstwa, nie? Nawet do jedzenia siê nie nadaj¹.
Smakuj¹ jak przerobiony olej przek³adniowy.
Boba Fett nie odpowiedzia³. Zwróci³ spojrzenie czarnego wi-
zjera na powierzchniê klifu. To, co do tej pory zdawa³o siê nieru-
chome i pozbawione ¿ycia, teraz lni³o i pulsowa³o w monoton-
nym blasku s³oñca wij¹cym siê ruchem, niczym robaki w gnij¹cym
ciele. Strza³ z miotacza obudzi³ k³êbowiska wielonogich stworzeñ,
które wype³za³y z otworów wy¿artych w miêkkim, osypuj¹cym
siê kamieniu. Echo wystrza³u wystarczy³o, aby obudziæ równie¿
stworzenia gnie¿d¿¹ce siê po drugiej stronie rowu. Przez chwilê
zbocza po obu stronach Bosska i Boby Fetta kipia³y rojem wij¹-
cych siê cia³ i g³odnych, ¿ó³tych lepiów.
132
Standardowa procedura operacyjna Imperium. Boba Fett
nie okaza³ najmniejszego ladu zdziwienia, gdy owietli³ blaskiem
odbitym od he³mu kolejny k³¹b wij¹cych siê istot. Zw³aszcza
wtedy, gdy Imperator ma z³y humor. Te istoty nie s¹ czêci¹ fauny
planety; to wyprodukowana w laboratorium hybryda ithoriañskich
korzeniowców, genetycznie przystosowanych do ¿ycia w warun-
kach zerowej wilgotnoci.
Martwe stworzenie pozostawi³o na bucie Bosska czarn¹ smu-
gê. Pochyli³ siê i star³ j¹ szponem kciuka.
Imperium je tutaj sprowadzi³o? wyprostowa³ siê, mierz¹c
wzrokiem kipi¹cy mu nad g³ow¹ kamieñ. Co to za specja³?
To ¿aden specja³ odpar³ Boba Fett. Wydzielaj¹ biotok-
syny o okresie rozpadu molekularnego liczonego w setki lat. Po-
ziomy ska¿enia staj¹ siê wreszcie tak wysokie, ¿e one same padaj¹
ofiar¹. Do tego czasu jednak ca³a skorupa planety zostanie prze-
¿arta ich wype³nionymi trucizn¹ kana³ami. wiaty otaczaj¹cych
systemów przyjê³y uchodców z Gholondreine-Beta, ale ci uchod-
cy nie wróc¹ na rodzinn¹ planetê jeszcze przez wiele tysi¹cleci.
Imperator ju¿ o to zadba³.
Bossk poczu³ lekkie md³oci, jakby mia³ w ustach kawa³ek
wielonogiego stworzenia. Mam nauczkê, pomyla³ ponuro. Sama
myl, ¿e kto umylnie wyhodowa³ stworzenie nie nadaj¹ce siê do
spo¿ycia, mocno go zirytowa³a. Filozofia trandoszañska zaleca³a
spo¿ywanie innych ¿ywych istot, z w³asnymi przodkami w³¹cznie.
By³ to punkt honoru i ¿yciowy cel Trandoszan. Czysta mciwoæ,
jakiej chêtnie oddawa³ siê Imperator, równie¿ niezbyt Bosskowi
odpowiada³a. W koñcu nawet gady czêciej oddaj¹ siê gor¹cej,
niszczycielskiej, ale i szlachetnej wciek³oci.
Wci¹¿ chcesz gadaæ o interesach? Boba Fett by³ wyra-
nie rozbawiony widokiem zniesmaczonego Bosska. Wygl¹dasz
tak, jakby chcia³ tu zostawiæ zjedzony lunch.
Nie martw siê mn¹ warkn¹³ Bossk. Pos³a³em po ciebie
z pewnego wa¿nego powodu. Mamy szansê zrobiæ na tym sporo
kredytów. Potê¿ny interes.
Nie widzia³ Boby Fetta w jego realnej postaci od czasu, gdy
razem przebywali w g³ównej siedzibie Gildii £owców Nagród. Gil-
dia w³anie zaczê³a siê rozpadaæ nied³ugo potem, jak Bossk zabi³
swojego ojca, Cradosska. Od tamtej pory by³ zbyt zajêty zatrzy-
mywaniem w swojej frakcji m³odszych ³owców nagród, ¿eby zwra-
caæ uwagê na to, gdzie siê podziewa Boba Fett. Mimo to nabra³
133
podejrzeñ, gdy Fett znikn¹³ z siedziby starej Gildii dok³adnie tak,
jakby zakoñczy³ zadanie, które polecono mu tam wykonaæ. Od
tego czasu Bossk s³ysza³ tylko plotki.
Szeptane relacje twierdzi³y, ¿e to w³anie Boba Fett jest odpo-
wiedzialny i to wiadomie za rozbicie Gildii £owców Nagród.
Bossk nie bardzo móg³ sobie wyobraziæ, po co Boba Fett mia³by to
robiæ. Jeli to jednak prawda, to wywiadczy³ mi przys³ugê, pomy-
la³ Bossk. W przeciwnym razie jego ojciec, Cradossk, ¿y³by jesz-
cze i wci¹¿ odgrywa³ swój cyrk, on za, Bossk, dalej czeka³by na
swoj¹ szansê.
O jakich nas mówisz? Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona
na piersi. Ju¿ raz mia³em przyjemnoæ z tob¹ pracowaæ. To wiê-
cej ni¿ mam w zwyczaju.
Reputacja samotnego wilka, jak¹ cieszy³ siê Boba Fett, by³a
dobrze zas³u¿ona i to dlatego Bossk by³ tak zdumiony, ¿e Fett poja-
wi³ siê na spotkaniu Gildii £owców Nagród, prosz¹c o przyjêcie w jej
szeregi. Potem Boba Fett uda³ siê wraz z Bosskiem i kilku innymi
cz³onkami Gildii Zuckussem i robotem IG-88 na wspóln¹ wy-
prawê. Fett przyprowadzi³ nawet jeszcze jedn¹ istotê: ¿ywe, cho-
dz¹ce dzia³o laserowe imieniem DHarhan. Ten towar by³ naprawdê
twardy wiêkszoæ grupy uzna³a siê za szczêciarzy, uchodz¹c z ¿y-
ciem ze wiata Pancernych Huttów, zwanego Okr¹glakiem.
Wysz³o tak, ¿e dla DHarhana by³ to koniec zabawy. wiad-
czy³o to dobitnie, ¿e stowarzyszanie siê z Bob¹ Fettem niekoniecz-
nie by³o dobrym pomys³em. Bossk przysi¹g³ sobie, ¿e nigdy ju¿
nie bêdzie tego nawet bra³ pod uwagê. Istnia³y sytuacje, w które
Boba Fett pakowa³ siê chêtnie i z w³asnej woli, poniewa¿ drañ by³
pewien, ¿e wyjdzie z nich ca³o. A jeli nawet poci¹ga³o to za sob¹
mieræ wspólnika z dawnych czasów, takiego jak DHarhan, dla
Boby Fetta by³a to cena, której nie waha³ siê zap³aciæ.
Czas i chciwoæ os³abi³y jednak znacznie decyzjê Bosska.
Za du¿o kredytów, ¿eby je tak zostawiæ, uzna³. Dosta³ jednak na-
uczkê, ¿e nie powinien wybieraæ siê z Bob¹ Fettem na takie wy-
prawy: trzeba zawsze pilnowaæ ty³ów. £atwiej bêdzie siê pilno-
waæ, kiedy zostan¹ tylko we dwóch zamiast w ca³ej grupie.
Daj spokój rzek³ Bossk. Czy nie mo¿emy spróbowaæ
pogadaæ jak przyjaciele? £uskowate pyski Trandoszan nie by³y przy-
stosowane do ¿adnego rodzaju umiechu, a zw³aszcza przymilnego.
134
Bossk by³ równie niezdolny do wyra¿ania jakichkolwiek pozytyw-
nych uczuæ, jak gdyby nosi³ mandaloriañski he³m Boby Fetta.
Ostatnim razem wysz³o nam ca³kiem niele.
Wtedy tak nie uwa¿a³e g³os Fetta by³ bezdwiêczny i po-
zbawiony emocji. Z tego, jak siê zachowywa³e podczas ca³ej
akcji na Okr¹glaku, móg³bym wnosiæ, ¿e to ostatnia twoja wypra-
wa w grupie.
Zmieni³em zdanie. Bossk nie mia³ w zwyczaju namawiaæ
kogokolwiek do czegokolwiek. Wola³ groby lub brutalnoæ albo
jedno i drugie. Niestety, szanse na to, ¿e z Bob¹ Fettem mo¿na co
wskóraæ tymi metodami, w³aciwie nie istnia³y. Poza tym pewne
zadania s¹ po prostu za trudne dla jednego ³owcy.
Mów za siebie.
Bossk podejrzewa³, ¿e Boba Fett wie, o co mu chodzi. Plotka
o tym akurat twardym towarze roznios³a siê poczt¹ pantoflow¹
poród ³owców nagród z prêdkoci¹ blisk¹ nadwietlnej.
W porz¹dku powiedzia³. Postanowi³, ¿e porzuci wszelkie
pozory przyjaznego nastawienia. To po prostu nie dzia³a³o. Powi-
nienem by³ wiedzieæ, pomyla³ ponuro. Ten facet zawsze mia³ jaja
z durastali. Przejdmy zatem do interesów. Jestem prawie pe-
wien, ¿e ty i ja mo¿emy daæ sobie radê jeli bêdziemy wspó³pra-
cowaæ. Albo mo¿emy iæ pojedynczo i wróciæ jako trupy.
Ju¿ ci raz powiedzia³em Boba Fett nawet nie pofatygowa³
siê wzruszyæ ramionami. Mów za siebie.
Bossk poczu³, ¿e oczy zwê¿aj¹ mu siê w szparki, a krêgos³up
sztywnieje z gniewu. Z trudem pohamowa³ nieodpart¹ chêæ, aby
rzuciæ siê na tamtego, szponami mierz¹c wprost w gard³o. W³aci-
wie powstrzyma³o go tylko jedno: wiedzia³, ¿e gdy jeszcze bêdzie
w powietrzu, zarobi dziurê w brzuchu na wylot, wypalon¹ przez
laserow¹ rusznicê Fetta, i ¿e wyl¹duje u jego stóp ju¿ jako nie-
boszczyk.
To za³atwia sprawê. Po co sobie w ogóle zawracam tym
g³owê, pomyla³ Bossk. Ca³e to spotkanie by³o czyst¹ strat¹ czasu.
Boba Fett stosowa³ siê wy³¹cznie do w³asnych zasad. Ty pójdziesz
swoj¹ drog¹, a ja swoj¹. Zobaczymy, kto zginie pierwszy.
Okrêci³ siê na piêcie i ruszy³ w stronê Wciek³ego Psa. Wy-
schniêty rów tektoniczny powoli zacz¹³ pogr¹¿aæ siê w cieniu, gdy
bladawe s³oñce Gholondreine-Beta przesunê³o siê w kierunku za-
chodu. Na okrytej mrokiem cianie rowu lni³y ¿ó³te oczy stono-
gowatych stworzeñ.
135
Czekaj odezwa³ siê za jego plecami g³os Boby Fetta.
Bossk obejrza³ siê przez ramiê, zezuj¹c na tamtego.
Co jest?
Nie powiedzia³em, ¿e nie pójdê z tob¹ na tê wyprawê.
Ostry jak brzytwa cieñ pada³ ukonie pod stopy Fetta, który sta³
nieruchomo poród pustych, martwych skorup dawnych miesz-
kañców morskich g³êbin. Przedstawi³em ci tylko fakty dotycz¹-
ce naszego uk³adu.
Podmuch zimnego wiatru przetoczy³ siê przez ca³y kanion,
przenikaj¹c ³uskowate cia³o Bosska a¿ do samych koci.
Trandoszanin powolnym skinieniem g³owy odpowiedzia³ Fet-
towi.
No to lepiej omówmy resztê wskaza³ ruchem g³owy
Wciek³ego Psa. Równie dobrze mo¿emy pogadaæ na moim
statku.
Boba Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.
To nie jest dobry pomys³.
O co chodzi? Bossk poczu³ siê ura¿ony, ¿e tamten nie
przyj¹³ zaproszenia. Nie mam zamiaru zastawiaæ na ciebie pu-
³apki. Chcia³em tylko pogadaæ o interesach.
Przecie¿ ci wierzê Boba Fett ruszy³ ju¿ powoli w stronê
w³asnego statku. Ale nie do koñca. Poza tym zatrzyma³ siê
i zwróci³ w stronê Bosska ukryt¹ za wizjerem twarz chcia³em ci
co pokazaæ. Co, co mo¿e ciê zaciekawiæ.
W³aciwie czemu nie? pomyla³ Bossk i ruszy³ za Fettem.
Praca z nim uczy³a go ci¹gle nowych przejawów wrogoci.
Wnêtrze Niewolnika I by³o dok³adnie takie, jak zapamiêta³
Bossk z czasów wyprawy na Okr¹glak. Rozejrza³ siê doko³a, z wy-
ranym niesmakiem wodz¹c wzrokiem po cianach i klatkach. Boba
Fett utrzymywa³ swój statek w takim stanie technicznym, ¿e Bossk
uwa¿a³ to za osobist¹ obrazê. Czu³ siê tak, jakby zwiedza³ oddzia³
chirurgiczny na statku szpitalu Floty Imperialnej, gdzie ka¿da po-
wierzchnia odarta by³a do nagiego metalu i wysterylizowana. Bossk
by³ zdania, ¿e wnêtrze statku ³owcy powinno stanowiæ odzwiercie-
dlenie jego charakteru; ¿e ka¿dy aspekt jego osobowoci przes¹-
cza siê w konstrukcjê a¿ do dysz silników i uk³adów sterowania.
By³ dumny z tego, ¿e spaceruj¹c po pok³adzie Wciek³ego Psa,
czu³ siê jak we wnêtrzu w³asnej czaszki.
Ale bior¹c na rozum, myla³, umiechaj¹c siê w duchu, mo¿e
to jest w³anie osobowoæ Fetta. Tylko biznes kredyty i towar,
136
i ¿adnych namiêtnoci, ¿adnych prawdziwych przyjemnoci czer-
panych z gwa³tu i terroru, jakie stanowi¹ zwykle czêæ zawodu
³owcy nagród. Co za marnotrawstwo
Siadaj Boba Fett wskaza³ mu ³awkê obok jednej z klatek.
Sam usiad³ naprzeciwko. Chcesz znaleæ tego szturmowca rene-
gata, zgadza siê?
Przynajmniej z takim typem jak Boba Fett, co nie uznaje ni-
czego innego ni¿ biznes, nie marnowa³o siê czasu.
Zgadza siê odpar³ Bossk. Taka robota wpada raz w ¿yciu.
By³o to grube niedopowiedzenie. Po og³oszeniu nagrody w ofi-
cjalnym pamie emitowanym z pa³acu imperialnego na Coruscant
kwota oferowanych kredytów zosta³a uznana za b³¹d w transmisji;
wydawa³o siê, ¿e do rzeczywistej kwoty dodano zbyt du¿o zer. Za
tyle kredytów móg³bym sobie kupiæ ma³¹, nieuprzemys³owion¹ pla-
netê gdyby Imperium wystawia³o takie planety na sprzeda¿, ma-
rzy³ wtedy Bossk. Obie frakcje starej Gildii £owców Nagród, Zre-
formowany Komitet i te stetrycza³e stworzenia nazywaj¹ce siebie
Prawdziw¹ Gildi¹, natychmiast skontaktowa³y siê z centrum infor-
macyjnym Imperium, prosz¹c o wyjanienie, jaka jest prawdziwa
kwota oferowanej nagrody.
I dowiedzia³y siê, ¿e nie by³o b³êdu w transmisji. Suma poda-
na w pierwszym komunikacie by³a prawdziwa.
Efekt, jaki ta informacja wywar³a na ka¿dym po kolei ³owcy
nagród, w ka¿dym zgni³ym zak¹tku wszystkich portów kosmicz-
nych i w kwaterach dowództwa obu frakcji Gildii, by³ elektryzuj¹-
cy. Kiedy trzeba zwróciæ na co uwagê istoty myl¹cej, zach³an-
noæ potrafi zdzia³aæ cuda. To by³o jak po³o¿enie szponów na
pozbawionym os³on generatorze mocy, i to tym najwiêkszym, zdol-
nym ponieæ w nadprzestrzeñ nawet imperialny kr¹¿ownik. Bossk
czu³, ¿e ka¿da ³uska na jego ciele jest jak naelektryzowana.
To by wszystko za³atwi³o taka by³a pierwsza myl, jaka po-
jawi³a siê w g³owie Bosska. Schwytanie imperialnego szturmowca
renegata, za g³owê którego Imperator Palpatine obieca³ kolosaln¹
nagrodê, w ostateczny sposób dowiod³oby zarówno w oczach
Bosska, jak i ka¿dej istoty myl¹cej w galaktyce kto jest najlep-
szym ³owc¹ nagród. Imperator na pewno nie da³by tylu kredytów
za ³atwe zadanie. Akurat ten szturmowiec nie by³ jednym z rado-
snych g³upków, co to nie zdejmowali palców ze spustu, a zdolni
byli wy³¹cznie do zbiórki w szeregu, nieskomplikowanych aktów
terroru oraz wykonywania rozkazów dowódcy. Trhin Vossont
137
by³ jednym z dowódców na samym szczycie hierarchii szturmow-
ców imperialnych, dowódc¹ si³ uderzeniowych elitarnego batalio-
nu Oddzia³ów Strategicznych. By³ dopóki nie wzi¹³ na muszkê
miotacza ca³ego personelu imperialnego niszczyciela gwiezdnego
i nie porwa³ statku wraz z grupk¹ wybranych wspólników, zaled-
wie wystarczaj¹c¹, by wype³niaæ funkcje za³ogi.
Z pocz¹tku spekulacje dotycz¹ce motywów, jakie kierowa³y
Vossontem, koncentrowa³y siê g³ównie wokó³ mo¿liwoci jego
zdrady na rzecz Sojuszu Rebeliantów. Niszczyciel i jego ca³e uzbro-
jenie, bazy danych kodów i starannie zabezpieczana technologia
imperialna wszystko to mia³oby zostaæ przekazane jako uzupe³-
nienie rosn¹cego arsena³u Sojuszu. Teorii tej jednak szybko zanie-
chano, kiedy okaza³o siê, ¿e niszczyciel zosta³ porzucony w dryfie
w nie zamieszkanym sektorze nawigacyjnym pomiêdzy systema-
mi gwiezdnymi, ze zw³okami wspólników Vossonta na pok³a-
dzie. Najwyraniej zostali ofiarami egzekucji wykonanej zgodnie
z wszelkimi zasadami standardowych metod dyscyplinarnych sztur-
mowców imperialnych, to znaczy pojedynczym strza³em z miota-
cza w ty³ czaszki. Niszczyciel zosta³ odarty ze wszystkiego, co
mo¿na by³o up³ynniæ szybko i z zyskiem. Czêci g³ównych silni-
ków wyposa¿one na poziomie molekularnym w odpowiednie nu-
mery kodowe zaczê³y siê pojawiaæ w ró¿nych nielegalnych transak-
cjach niemal natychmiast, ale wczeniej przesz³y przez niemo¿liwy
do przeledzenia ³añcuch paserów i miêdzysystemowych handlarzy
z³omu. Uzyskane za nie kredyty pozwoli³y Vossontowi dokonaæ
niemo¿liwego, to znaczy znikn¹æ bez ladu.
Moim zdaniem Bossk pochyli³ siê do przodu, jakby chcia³
wstaæ z miejsca w g³ównej ³adowni Niewolnika I Vossont
planowa³ ten ruch ju¿ od d³u¿szego czasu. A kiedy wszystko zo-
sta³o odpowiednio przygotowane, po prostu go wykona³.
To oczywiste odpar³ Boba Fett. Nikt nie ucieka z nisz-
czycielem imperialnym bez przygotowania.
Nale¿y siê tylko zastanowiæ, dlaczego on to zrobi³. Bossk
jednym szponem podrapa³ siê po pysku. Jeli nawet zarobi³ ja-
kie kredyty na tym z³omie ze statku, wszystko musia³ utopiæ
w ucieczce. ¯eby tak znikn¹æ, trzeba op³aciæ kupê istot, a drugie
tyle za³atwiæ albo zleciæ ich usuniêcie. A Vossont musia³ pozbyæ
siê niszczyciela po kursie dziesiêciu decykredytów za kredyt rze-
czywistej wartoci nie wygl¹da to na zyskowny interes, który
móg³by go ustawiæ na ca³e ¿ycie.
138
Boba Fett niedbale wzruszy³ ramionami.
A co nas obchodzi, po co to zrobi³? Mo¿e mia³ ju¿ doæ
siedzenia pod pantoflem Palpatinea. Wiele istot w tej galaktyce
tak w³anie myli. Inaczej nie by³oby ¿adnej Rebelii. Liczy siê tyl-
ko to, ¿e jemu siê uda³o a Imperator zap³aci, ¿eby go dostaæ
z powrotem.
Tak, ale musisz chyba wleæ mu do g³owy, ¿eby go teraz
wyledziæ. Bossk pracowa³ nad tym problemem pe³n¹ par¹ swo-
ich sk¹pych mo¿liwoci intelektualnych. Prawie czu³, jak jego po-
kryte ³usk¹ czo³o marszczy siê z wysi³ku. To znaczy, ¿e motyw
mo¿e byæ dla niego wa¿nym czynnikiem.
Mo¿e twoim zdaniem Fett pozosta³ niewzruszony. Ale
nie dla mnie. W twardym towarze liczy siê tylko cena, jak¹ chc¹ za
niego zap³aciæ. Wszystkie inne czynniki zawsze pozostaj¹ te same.
Chodzi o wyledzenie towaru, schwytanie go, przekazanie i zainka-
sowanie nagrody. Jeli zaczniesz siê zastanawiaæ, co ten towar my-
li, utrudnisz sobie robotê. Mroczne spojrzenie wielkiego ³owcy,
a raczej wizjera mandaloriañskiego he³mu, który sta³ siê jego nieod-
³¹czn¹ czêci¹, pad³o na Bosska. Dlatego ty jeste na jednym po-
ziomie zawodu ³owcy nagród . a ja na ca³kiem innym.
Bior¹c pod uwagê ³atwopalny temperament Bosska, nawet jego
samego zdziwi³ fakt, ¿e poni¿aj¹ca uwaga Boby Fetta nie wywo³a-
³a gniewnej reakcji. Mo¿e siê czego od niego nauczê, pomyla³
Bossk. Mo¿e Fett ma racjê; mo¿e to on za du¿o myli. Ca³e to
ruszanie rozumem tylko przeszkadza mu byæ dobrym ³owc¹ na-
gród. To w³anie jest mój problem, myla³. Mam w sobie zbyt
wiele z intelektualisty.
A wiêc robimy ten interes? Bossk opar³ siê o cianê za
³awk¹. Inaczej by ze mn¹ tak nie rozmawia³, nie? Bardzo by³
z siebie dumny, ¿e uda³o mu siê tak szybko zorientowaæ. Ty i ja
stworzymy grupê partnerstwo i razem ruszymy za tym sztur-
mowcem. Jak to on siê Trhin Vossont, zgadza siê? Bossk
z nadziej¹ spojrza³ na drugiego ³owcê.
Boba Fett skin¹³ g³ow¹.
Ale to bêdzie pojedyncza akcja. Nie spodziewaj siê niczego
trwalszego. Mam ju¿ doæ sprzymierzania siê z innymi. Dlatego
nie pêka mi serce, ¿e Gildia £owców Nagród siê rozpad³a.
A to by³ ju¿ kolejny temat do dyskusji. Bossk uzna³ jednak, ¿e
zniszczy wie¿o zawarty sojusz, jeli o nim wspomni. Poza tym
nawet jeli Boba Fett umylnie przyczyni³ siê do rozpadu Gildii,
139
czy to wa¿ne, jakie powody nim kierowa³y? Nie wa¿niejsze ni¿
powody, jakie kierowa³y Vossontem, gdy mordowa³ szturmow-
ców. Ju¿ siê czego nauczy³em, ucieszy³ siê Bossk. Minimalistycz-
na postawa, jak¹ przej¹³ od Boby Fetta, cudownie wszystko uprasz-
cza³a, ograniczaj¹c obawy do absolutnie podstawowych spraw,
takich jak wibroostrze wbite w nie os³oniête cia³o.
Zaczekaj no chwilê w umyle Bosska nagle pojawi³o siê
podejrzenie. Nie lubisz stowarzyszaæ siê z innymi ³owcami na-
gród sam to dopiero co powiedzia³e. Spojrza³ na Bobê Fetta
nieco uwa¿niej. Wiêc dlaczego jeste teraz ze mn¹? A¿ tak siê
boisz tego gnojka Vossonta?
Nic z tych rzeczy odpar³ Boba Fett. Strach to uczucie,
dla którego mam pewien szacunek, gdy je widzê u innych istot.
Jest bardzo po¿yteczny, bo mo¿na go u¿yæ przeciwko nim. Zak³ó-
ca ich procesy mylowe, a wtedy ³atwo padaj¹ ofiar¹ paniki, za-
chowuj¹ siê bez³adnie i nielogicznie. A wtedy mo¿esz nimi kiero-
waæ jak byd³em w stadzie. Fett zni¿y³ nieco g³os, jakby w³anie
odczytywa³ inskrypcje na grobie swojej ofiary. Pokiwa³ powoli g³ow¹
i ci¹gn¹³ dalej: Ale poza tym nie mam osobistej wiadomoci ist-
nienia tego uczucia. We mnie go nie ma.
Nie odpowiedzia³e mi na pytanie. Bossk nie mia³ zamia-
ru daæ siê zwieæ skomplikowan¹ retoryk¹. Dlaczego siê zgodzi-
³e pracowaæ ze mn¹?
Odpowied jest prosta Fett wyci¹gn¹³ ku niemu obci¹-
gniêty rêkawic¹ palec. Akurat teraz mogê mieæ z ciebie po¿ytek.
To zadanie jest inne ni¿ wszystkie. Nic podobnego nigdy wcze-
niej nie pojawi³o siê na rynku. Taki towar potrafi znacznie wiêcej,
ni¿ tylko bawiæ siê w chowanego i uciekaæ. Umie siê równie¿ bro-
niæ. Vossont ma wszystkie umiejêtnoci wojskowe, które naby³
w szeregach Oddzia³ów Strategicznych. Ma wyszkolenie, dowiad-
czenie, broñ i na pewno jej u¿yje. To nie jaki wystraszony
ksiêgowy, kryj¹cy siê w zapad³ej dziurze na zapad³ej planecie.
A wiêc mnie potrzebujesz. Bossk by³ zachwycony. Boba
Fett, najpotê¿niejszy ³owca nagród w ca³ej galaktyce, sam siê do
tego przyznaje! Hmm
Tego nie powiedzia³em. Powiedzia³em, ¿e jeste po¿ytecz-
ny. Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na napierniku zbroi. Mogê
sprowadziæ tego Vossonta ca³kiem sam. To ¿aden problem. Mo-
g³oby mi siê to nawet spodobaæ. Nieczêsto siê zdarza takie wy-
zwanie. Ale ³atwiej mi bêdzie z partnerem. To kwestia strategii:
140
gdziekolwiek ukrywa siê Vossont, z ca³¹ pewnoci¹ spodziewa
siê, ¿e upomn¹ siê o niego ³owcy nagród. Musi byæ wiadom, ¿e
Palpatine wyznaczy³ nagrodê za jego g³owê. Spodziewa siê te¿, ¿e
z tej okazji ³owcy nagród bêd¹ tworzyæ spó³ki i sojusze. Boba
Fett znowu zni¿y³ g³os. Spodziewa siê tego po wszystkich ³ow-
cach nagród z wyj¹tkiem jednego. A tym jednym jestem ja.
I uwa¿asz, ¿e to jedyny sposób, aby wzi¹æ Vossonta z za-
skoczenia?
Nie Boba Fett pokrêci³ g³ow¹. S¹ inne sposoby. Ale ¿a-
den z nich nie sprawi, ¿e do tego stopnia zaniecha ochrony. Trzeba
sprawiæ, aby myla³, ¿e to on rozgrywa grê, ¿e to on ustala stawki.
To jego s³aby punkt: jest przyzwyczajony do rozkazywania. A w³a-
dza wród imperialnych szturmowców jest absolutna, no i ³atwo siê
do niej przyzwyczaiæ. Pozostali szturmowcy, którym Vossont wy-
dawa³ rozkazy, gotowi byli w razie potrzeby oddaæ ¿ycie. Taki ro-
dzaj lojalnoci ma niszczycielski wp³yw na tok mylenia istoty ro-
zumnej. Powoduje u takiego osobnika wiarê, ¿e ca³y wszechwiat
jest na jego rozkazy. Kiedy m¹dre istoty mówi¹, ¿e absolutna w³a-
dza ma niszczycielsk¹ moc, maj¹ na myli nie tylko kwestiê moral-
noci. Ma ona równie¿ wp³yw na inteligencjê.
Czekaj no Bossk zmarszczy³ brwi, próbuj¹c wcisn¹æ s³o-
wa partnera w twarde ramy w³asnego mózgu. Dopiero mówi³e,
¿e nie ma potrzeby zastanawiaæ siê, co siê dzieje w g³owie towaru,
który cigasz.
Bo nie ma odpar³ Boba Fett. To nie psychologia, tylko
polowanie. To wszystko. Nic mnie nie obchodzi, dlaczego towar
zachowuje siê tak, jak siê zachowuje, ale biorê pod uwagê jego
zachowanie, reakcje i ruchy. Spêdzi³em wiêcej czasu ni¿ ty w miej-
scach takich jak pa³ac imperialny czy siedziba Jabby. Moje us³ugi
s¹ tam cenione i dobrze op³acane. G³os dochodz¹cy spod ciem-
nego he³mu brzmia³ posêpn¹ pewnoci¹ siebie. Widzia³em to samo
u admira³ów floty imperialnej, u Jabby Hutta i Imperatora Palpati-
nea. To, co w ich rêkach zaczyna jako narzêdzie, jako broñ, koñ-
czy jako rak tocz¹cy ich mózgi. A wtedy ich poch³ania. I staj¹ siê
³atw¹ zdobycz¹.
Bossk wyprostowa³ siê na ³awce, czujnym okiem zezuj¹c na
Fetta. Mo¿e jemu uczucie strachu by³o obce, ale w g³êbi wnêtrz-
noci Bosska pojawi³o siê dziwne uczucie niepokoju.
Mo¿e masz racjê rzek³ Bossk. Ale nie s¹dzê, aby kto-
kolwiek w najbli¿szym czasie obali³ Imperatora Palpatinea.
141
Doprawdy? g³os Boby Fetta by³ jak zwykle pozbawiony wy-
razu. Ja bym siê o to nie zak³ada³, ani w jedn¹, ani w drug¹ stronê.
Sojusz Rebeliantów ma w swoich szeregach zbyt wielu niepoprawnych
optymistów, ¿eby stanowiæ jakiekolwiek zagro¿enie dla Palpatinea.
W ka¿dym razie mo¿e w³anie dlatego Vossont sta³ siê
renegatem. ¯eby to samo nie przydarzy³o siê jemu.
Jeli tak jest naprawdê odpar³ Boba Fett to znaczy, ¿e
jest sprytniejszy i bardziej niebezpieczny, ni¿ s¹dzi³em.
Wiêc jaki masz plan? Ta dziwaczna rozmowa zaczyna³a
dzia³aæ Bosskowi na nerwy. Przez chwilê mia³ wra¿enie, ¿e dura-
stalowe ciany statku Fetta zaciskaj¹ siê wokó³ niego. To zna-
czy, mówiê o wszystkim innym oprócz utworzenia zespo³u, czego
siê nikt po tobie nie spodziewa.
To proste, jak wszystkie najlepsze plany. Nie tworzymy
zespo³u.
Nie chwytam. Teraz Bossk by³ naprawdê zbity z tropu.
No to o czym rozmawiamy?
Rozmawiamy o tym, co chcielibymy, ¿eby Vossont so-
bie pomyla³ na temat naszych planów odpar³ Boba Fett. Och,
oczywicie, stworzymy zespó³ bo w tym zadaniu jestemy wspól-
nikami, to oczywiste ale ty najpierw musisz mnie zdradziæ. Kie-
dy ju¿ namierzymy Vossonta, kiedy dowiemy siê, gdzie siê ukry-
wa, wtedy wpakujesz mi nó¿ w plecy.
Chyba ¿artujesz Bossk wymownie spojrza³ na drugiego
³owcê. ¯artujesz, co?
No, nie bierz tego dos³ownie. Chcê tylko, ¿eby skontakto-
wa³ siê po kryjomu z Vossontem. Zaoferujesz mu przejcie na
jego stronê i pracê dla niego. To stary chwyt poród kryminali-
stów: najlepszym sposobem prze³amania czyjej linii obrony jest
pozwoliæ mu s¹dziæ, ¿e dla niego zdradzasz kogo innego.
Bossk potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Widzê w tym planie pewne s³abe strony, i to ju¿ od samego
pocz¹tku. Spodziewa³ siê czego lepszego; czy¿by na tym koñ-
czy³y siê mo¿liwoci strategicznego mylenia Boby Fetta? Po
pierwsze jak mam go przekonaæ, ¿e w ogóle chcê dla niego praco-
waæ? Ostatnia grupa, która chcia³a dla niego pracowaæ, skoñczy³a
z dziurami w g³owach. By³bym idiot¹, ¿eby w³aziæ w drogê komu
z takimi papierami, chyba ¿e mam sk³onnoci samobójcze.
Nie mówiê, ¿e masz powiedzieæ Vossontowi, ¿e mu ufasz.
Jasne, ¿e mu nie zaufasz. Bo niby dlaczego? t³umaczy³ dalej
142
Boba Fett cierpliwie i spokojnie. Bêdzie wiedzia³, ¿e pilnujesz
swojego ty³ka przez ca³y czas wspó³pracy z nim. I tak samo powi-
nien wiedzieæ, ¿e potrafisz o siebie zadbaæ. Jeste w koñcu do-
wiadczonym ³owc¹ nagród i nieraz ju¿ bywa³e w niebezpiecz-
nych sytuacjach. Pamiêtaj, ¿e za³oga, która pomog³a mu sprz¹tn¹æ
niszczyciel imperialny, prawdopodobnie mu ufa³a. Dlatego móg³
ich spokojnie za³atwiæ. Zap³acili za g³upotê w³asnym ¿yciem. Dla-
tego ty i Vossont bêdziecie doskonale wiedzieli, czego siê wza-
jemnie po sobie spodziewaæ. Bêdziecie mogli ubiæ interes jak praw-
dziwe istoty biznesu.
W takim razie pozostaje jeszcze drugi problem odrzek³
Bossk. Mogê siê zorientowaæ, czego on ode mnie chce ¿ebym
tak za³atwi³ sprawê, ¿e ty skoñczysz martwy, a on nie trafi jako
twardy towar do jednej z twoich klatek. Bossk wskaza³ szponia-
stym kciukiem w kierunku konstrukcji z metalowych prêtów po
drugiej stronie ³adowni. Vossont nie chce siê znaleæ w ³apach
Imperatora. Ale co ja z tego bêdê mia³? Co takiego reprezentuje
sob¹ ten Vossont, ¿e bêdzie mi siê op³aca³o z nim wi¹zaæ? Tak
jak powiedzia³e, prawdopodobnie wyda³ ju¿ wiêkszoæ kredytów
ze sprzeda¿y z³omu, na który porozk³ada³ imperialny niszczyciel.
Vossontowi na pewno zosta³o mnóstwo rzeczy do zaofe-
rowania. Nie s¹ to ¿ywe kredyty, to pewne, lecz jego w³asny ro-
dzaj towaru. Czy ty rzeczywicie s¹dzisz, ¿e Imperator Palpatine
chce go z powrotem? I ¿e ta ogromna nagroda, jak¹ za niego wy-
znaczy³, to wynik zranionej dumy albo czego takiego? Imperator
nie anga¿uje siê uczuciowo w zwi¹zki ze swoimi szturmowcami.
Oni s¹ dla niego tylko narzêdziami, a jeli jedno siê zepsuje, no to
trudno. Jest ich doæ, ¿eby wype³niæ luki w szeregach. Jeli Palpa-
tine tak bardzo chce dostaæ w swoje rêce Vossonta, musi byæ po
temu jaka inna przyczyna. Vossont mianowicie ukrad³ co wiê-
cej ni¿ tylko imperialny gwiezdny niszczyciel. Zwin¹³ równie¿ bazy
danych kodów wszystkich za³óg Oddzia³ów Strategicznych Impe-
rialnych Szturmowców. W³anie to jest to, co Imperator tak bar-
dzo chce odzyskaæ.
Kody? Bossk spojrza³ na Bobê Fetta z niedowierzaniem
i z rozczarowaniem. O to ca³y ten szum? A co jest takiego wa¿-
nego w kodach operacyjnych? Przecie¿ mo¿na je zmieniaæ w³aci-
wie co chwila, jeli ju¿ wpadn¹ w niepowo³ane rêce. W ca³ym Im-
perium bez przerwy ³amie siê jakie kody zabezpieczeñ. Bossk
potrz¹sn¹³ g³ow¹. Imperium musi tylko rozes³aæ do wszystkich
143
jednostek militarnych sygna³ odwo³ania i anulowania kodu, a po-
tem przekazaæ zaszyfrowan¹ i zabezpieczon¹ transmisjê z kodami
zastêpczymi. Mo¿e to i skomplikowana procedura, ale tañsza ni¿
ta nagroda, któr¹ wyznaczy³ za Vossonta Palpatine.
Zgoda, procedura w³anie tak wygl¹da. Boba Fett lekko
pochyli³ siê do przodu. Dla wszystkich jednostek wojskowych
Imperium z wyj¹tkiem grup Oddzia³ów Strategicznych. Jednostki
te, tak samo jak ta, do której nale¿a³ Vossont, nie s¹ w ci¹g³ym
kontakcie z orodkami komunikacyjnymi Imperium. Oddzia³y Stra-
tegiczne s¹ g³êboko utajnione po to zosta³y powo³ane. Kiedy
wyruszaj¹ z misj¹, zw³aszcza w odleg³y sektor galaktyki, mog¹
podró¿owaæ bardzo d³ugo, zanim ponownie skontaktuj¹ siê z ja-
kimkolwiek ogniwem ³añcucha dowodzenia, jaki maj¹ nad sob¹.
S¹ prawie niezale¿nymi jednostkami i dlatego jest ich w Imperium
tak ma³o. Dlatego nie mog¹ odebraæ sygna³u odwo³ania i anulowa-
nia kodów od swoich zwierzchników na tyle szybko, ¿eby to mia³o
jakie znaczenie. Musz¹ u¿ywaæ oryginalnych kodów, tych, z któ-
rymi zostali wys³ani a s¹ to te same kody, które zabra³ ze sob¹
Trhin Vossont. Teraz Imperium próbuje je odzyskaæ, a dla Pal-
patinea to wystarczy, by ustanowiæ tak¹ nagrodê.
Teraz rozumiem. Sytuacja powoli stawa³a siê dla Bosska
coraz janiejsza. Rozebranie niszczyciela na z³om potrzebne by³o
tylko po to, aby Vossont móg³ zdobyæ kredyty na ucieczkê. Praw-
dziwe bogactwo tkwi jednak w bazach danych kodów.
W³anie potwierdzi³ Boba Fett. Vossont bêdzie próbo-
wa³ je spieniê¿yæ. Mo¿e albo sprzedaæ je z powrotem Imperium,
albo odszukaæ Sojusz Rebeliantów i sprawdziæ, ile oni mog¹ mu
zap³aciæ. Jest pod siln¹ presj¹ czasu. Im d³u¿ej zwleka z dokona-
niem transakcji, tym mniej te kody s¹ warte. W miarê jak kolejne
Oddzia³y Strategiczne bêd¹ koñczyæ zadania i wracaæ do rodzimej
bazy, mo¿na je bêdzie wyposa¿aæ w nowe kody operacyjne. Na
razie jednak Vossont ma w swoich rêkach doæ cenny towar.
Jeli uda mu siê unikn¹æ schwytania, a przy tym zdo³a dobiæ inte-
resu, bêdzie urz¹dzony na ca³e ¿ycie. Za takie kredyty mo¿e sobie
kupiæ ka¿d¹ ochronê, jakiej bêdzie potrzebowa³. Jednak musi jesz-
cze przeprowadziæ sam¹ transakcjê i prze¿yæ do tego czasu.
Bossk skin¹³ g³ow¹. Czu³ lekkie podniecenie.
I tu wchodzimy my
W³anie. Stanowiê dla niego spory problem. W³aciwie je-
stem jedynym ³owc¹ nagród, którego Vossont naprawdê siê boi
144
Czekaj no z oburzeniem zaprotestowa³ Bossk. A co ze
mn¹?
Daj spokój, spójrz prawdzie w oczy. Boba Fett podniós³
d³oñ w rêkawicy, jakby chcia³ u³agodziæ partnera. Mam odpo-
wiedni¹ opiniê i wszelkie mo¿liwoci, ¿eby tê opiniê potwierdziæ.
A ty nie.
Bossk ponuro wymamrota³ pod nosem wi¹zankê trandoszañ-
skich przekleñstw.
Masz jednak na tyle dobr¹ reputacjê ci¹gn¹³ Boba Fett
aby mo¿na by³o sobie wyobraziæ, ¿e zechcê z tob¹ pracowaæ.
Mo¿emy ³atwo przekonaæ o tym Vossonta. A kiedy ju¿ w to uwie-
rzy, bêdziemy mieli otwart¹ drogê. Jeli jeste ze mn¹, równie do-
brze mo¿esz mnie wystawiæ do wiatru. Wszyscy imperialni woj-
skowi maj¹ bardzo kiepsk¹ opiniê o ³owcach nagród. Vossont
prze³knie tê historiê momentalnie. Powiesz, ¿e za cz¹stkê jego zy-
sków ze sprzeda¿y kodów mo¿esz sprawiæ, ¿e nie bêdê zdolny
wtr¹caæ siê w jego plany. A on w to uwierzy.
Bossk pokiwa³ g³ow¹ powoli i w zadumie, przetrawiaj¹c szcze-
gó³y planu.
Jak go przekonam, ¿e bêdê móg³ zrobiæ co takiego? ¯e
potrafiê ciê powstrzymaæ przed jego schwytaniem?
Najprostsza rzecz pod s³oñcem. Boba Fett roz³o¿y³ okry-
te rêkawicami d³onie. Zabijesz mnie.
Co? Bossk wytrzeszczy³ oczy na siedz¹cego naprzeciw-
ko ³owcê nagród. Czy to ma byæ ¿art?
Ja nie ¿artujê odpar³ Boba Fett. Nawet kiedy nie pracu-
jê. Taki w³anie jest plan. Zajmiesz siê problemem numer jeden
Trhina Vossonta. Wyeliminujesz mnie, a przynajmniej on tak bê-
dzie uwa¿a³. Wtedy straci czujnoæ i ods³oni swoje wra¿liwe punkty.
Taki bezbronny stanie siê ³atwym ³upem.
Bossk instynktownie odsun¹³ siê od okrytej he³mem twarzy,
jakby nagle siê zorientowa³, ¿e stoi tu¿ nad przepaci¹. Przywar³
plecami do ch³odnej durastalowej ciany. W g³owie kr¹¿y³y mu
mroczne podejrzenia. Co on wie? Zawi³e operacje mózgu we wnê-
trzu mandaloriañskiego he³mu by³y dla Bosska tak samo niezbada-
ne, jakby odbywa³y siê po drugiej stronie tej nagiej planety. A jed-
nak czu³, jak spojrzenie Boby Fetta przenika go na wskro, wdziera
siê do wszystkich jego sekretów, jednego po drugim.
Si³¹ woli otrz¹sn¹³ siê z tego uczucia. Stajesz siê paranoikiem,
skarci³ siê. Nie ma sposobu, aby Boba Fett odgad³, jakie s¹ jego
145
w³asne, tajemne plany. On jest zwyk³ym, miertelnym stworze-
niem, tak samo jak ty, wmawia³ sobie. Nagle, jakby kto przekrêci³
klucz w ukrytym zamku, Bossk siêgn¹³ do najg³êbszego j¹dra swej
istoty i uwolni³ czysty, typowy trandoszañski gniew. Gdyby jego
ojciec, Cradossk, ¿y³ jeszcze, wstydzi³by siê, widz¹c, jak jego po-
tomek pozwala siê poskromiæ innej ¿ywej istocie, nawet jeli jest
to os³awiony Boba Fett. Pionowe renice oczu Bosska zwêzi³y siê
jeszcze bardziej. Gniew przes¹cza³ siê przez jego ¿y³y, napinaj¹c
potê¿ne miênie. Bossk zdecydowa³ nagle, ¿e to niewa¿ne, czy
Boba Fett wie o jego w³asnych planach, jakie zamierza³ zrealizo-
waæ, kiedy ju¿ powiedzie siê wci¹gniêcie Trhina Vossonta w pu-
³apkê. A wtedy bêdzie mia³ dla Fetta parê niespodzianek. Ten py-
sza³ek mo¿e sobie myleæ, ¿e jest sprytny, ale tym razem Bossk
by³ pewien, ¿e to on bêdzie gór¹.
Wiêc od czego zaczynamy? Fala gniewu przynios³a ze sob¹
równie potê¿n¹ falê niecierpliwoci. Bossk by³ ju¿ zmêczony gada-
niem i chcia³ dzia³aæ. Jak mam sprzedaæ tê bzdurê Vossontowi?
Po pierwsze wyjani³ Boba Fett bêdziemy potrzebowali
pewnego konkretnego dowodu, ¿e jeste gotów zabiæ swojego part-
nera. Musi to byæ dowód, który sam Vossont uzna za wystarcza-
j¹cy. Inaczej nigdy nie zdobêdziesz jego zaufania. Trzeba za³atwiæ
co takiego.
Bossk nie rozumia³, ¿e ktokolwiek móg³by w¹tpiæ w morder-
cze instynkty Trandoszanina. Jego gatunek wielokrotnie demon-
strowa³ swoje gwa³towne upodobania w ca³ej galaktyce. I jestem
z tego dumny, pomyla³. Zreszt¹ kto by nie by³?
Co masz na myli? Chyba ¿e k¹cik zêbatego pyska
Bosska uniós³ siê w karykaturze umiechu. ¿e planujesz, ¿e-
bym ciê zabi³ tu i teraz? Pokiwa³ g³ow¹, jakby mu siê ta myl
bardzo spodoba³a. To mog³oby siê udaæ.
Ju¿ ci mówi³em, ¿e nie ¿artujê. Zza ciemnego wizjera
he³mu wydobywa³ siê wzrok o sile promienia lasera. By³bym
wdziêczny, gdyby i ty zachowa³ odpowiedni¹ powagê.
Okay, okay, przepraszam Bossk uniós³ w górê obie d³o-
nie, jakby chc¹c os³oniæ siê przed ciosem. No to co robimy?
Potrzebujemy dowodu porz¹dnego dowodu, ¿e naprawdê
potrafisz zdradziæ swojego partnera. Musimy zatem mieæ jeszcze jed-
nego partnera tylko w tym celu, aby sta³ siê dla nas tym dowodem.
Jeszcze jeden partner? nasro¿y³ siê Bossk. Nie mam
wielkiej ochoty wprowadzaæ do interesu jeszcze jednej osoby.
10 Spisek Xizora
146
Nikogo nie wprowadzamy. Tym siê ju¿ zaj¹³em. Boba
Fett wsta³ z ³awki. Chod tutaj. Powiedzia³em, ¿e mam ci co do
pokazania. Co, co na pewno uznasz za interesuj¹ce.
Bossk poszed³ za nim do szafek po drugiej stronie ³adowni.
W milczeniu przygl¹da³ siê, jak Boba Fett wprowadza sekwencjê
szyfrow¹ na klawiaturze obok kwadratowych drzwiczek szafki.
Zamigota³o czerwone wiate³ko i drzwiczki otwar³y siê, ods³ania-
j¹c rodzaj szuflady.
Popatrz sobie na to Boba Fett uj¹³ róg p³achty okrywaj¹-
cej jaki nieregularny, du¿y przedmiot. To jest dowód, którego
potrzebujemy. Poci¹gn¹³ za p³achtê i ods³oni³ to, co znajdowa³o
siê pod spodem.
Co u zaskoczony Bossk wytrzeszczy³ oczy na postaæ
le¿¹c¹ w szufladzie twarz¹ do góry. Przecie¿ to Zuckuss! Owa-
dzia twarz o ogromnych, wypuk³ych jak gogle oczach i skrêco-
nych rurkach oddechowych by³a mu równie znana, jak jego w³a-
sna. Obejrza³ siê na Fetta. Co mu siê sta³o?
Nazwisko Zuckussa, wypowiedziane na g³os, nie spowodowa³o
u istoty le¿¹cej w szufladzie ¿adnej widocznej reakcji. Okr¹g³e, szkli-
ste oczy wci¹¿ wpatrywa³y siê w górê, w metalowy sufit ³adowni.
To proste odpar³ Fett. Czêæ planu, jak wszystko inne.
Potrzebowalimy martwego ³owcy nagród, kogo, o kim móg³by
powiedzieæ Trhinowi Vossontowi, ¿e by³ równie¿ cz³onkiem na-
szego zespo³u. Dostarczy³em ci go zatem.
Pozbawiony emocji g³os Boby Fetta zdumia³ Bosska. Ten su-
kinsyn jest naprawdê chodz¹cym biznesem, pomyla³. Nic dziw-
nego, ¿e znalaz³ siê na samym szczycie profesji.
Czy on nie ¿yje? Bossk pokaza³ palcem na nieruchom¹
postaæ. Naprawdê nie ¿yje?
Sprawd sam.
Bossk pochyli³ siê ni¿ej nad nieruchomym obiektem w szufla-
dzie. Nie ¿a³owa³ Zuckussa litoæ by³a kolejnym uczuciem ca³-
kiem obcym Trandoszanom ale jednoczenie odczuwa³ co w ro-
dzaju ¿alu, widz¹c go w takim stanie. Pomiêdzy ³owcami nagród
nie marnowa³o siê czasu na przyjañ czy inne czu³ostki, ale Zu-
ckuss stanowi³ czêæ grupy w akcji na Okr¹glaku. Wtedy sprawy
przybra³y tak parszywy obrót, ¿e Bossk chêtnie by zabi³ Zuckus-
sa ale tego nie zrobi³. A kiedy pomyla³ sobie, ¿e Boba Fett
zrobi³ to wy³¹cznie w ramach wyrachowanych przygotowañ, jako
czêæ planu schwytania szturmowca renegata nie, to mu ca³-
147
kiem nie pasowa³o. Zabiæ w gniewie to jedno, to nawet szlachetne
i prawe ale uczyniæ to w sposób tak pozbawiony emocji jak Boba
Fett Taki czyn to przejaw czystego z³a. Tak, zrozumia³ nagle
Bossk. Rzadko, jeli w ogóle, zastanawia³ siê nad sprawami mo-
ralnoci. Tak, w³anie o to chodzi. A teraz on te¿ stoi tutaj, on,
wspólnik Boby Fetta. Wnioski, jakie mo¿na by³o z tego wysnuæ,
nie by³y przyjemnym materia³em do rozmylañ.
Automatycznie, nie chc¹c zdradzaæ swoich myli, zacz¹³ spraw-
dzaæ, czy Zuckuss naprawdê jest martwy. Dotkn¹³ szyi le¿¹cego
w miejscu, gdzie naczynia krwionone by³y najlepiej widoczne,
ale nie znalaz³ pulsu. W filtrowanych otworach aparatu oddecho-
wego, w miejscu, gdzie zewnêtrzne rurki zapêtla³y siê w kierunku
piersi, nie widaæ by³o ¿adnego ladu oddechu. To ostatnie odkrycie
przekona³o Bosska bardziej ni¿ cokolwiek innego. Kiedy Zuckuss
¿y³ jeszcze, najbardziej irytuj¹c¹ jego cech¹ by³ w³anie nieustaj¹-
cy, cichy syk wdechu i wydechu. Ju¿ wiêcej nie bêdê musia³ go
s³uchaæ, pomyla³ Bossk.
Rzeczywicie nie ¿yje. Bossk wyprostowa³ siê, koñcz¹c
oglêdziny zw³ok. Jeli chcia³e pokazaæ Vossontowi, ¿e ³owcê
nagród mo¿na zabiæ, to rzeczywicie masz na to doskona³y dowód.
Potrzebna jeszcze by³a historyjka, która udowadnia³aby, ¿e to
sam Bossk zabi³ Zuckussa. On sam wola³ chwaliæ siê rzeczywicie
pope³nionymi zabójstwami. To nasunê³o mu kolejne pytanie:
Jak go niby mia³em zabiæ? Wydaje siê ca³kiem w dobrym
stanie to znaczy, bior¹c pod uwagê okolicznoci. Zazwyczaj,
kiedy my, Trandoszanie, dobieramy siê komu do skóry, to na-
prawdê widaæ.
Powiesz Vossontowi, ¿e go udusi³e. Boba Fett pokaza³
na twarz nieboszczyka. Przy tych zewnêtrznych rurkach odde-
chowych to ca³kiem ³atwe.
Bossk spojrza³ na Bobê Fetta. Pewnie on tak w³anie zrobi³,
pomyla³. Po prostu: na zimno i skutecznie.
A dlaczego mia³bym to zrobiæ? Jak¹ opowieæ do³o¿ysz do
tych zw³ok?
Tak jak powiedzia³e wczeniej: nie masz ochoty dzieliæ siê
kredytami z wiêksz¹ liczb¹ partnerów ni¿ to absolutnie konieczne.
Puci³em ju¿ w obieg plotkê, ¿e Zuckuss do nas do³¹czy. Do tej pory
powinna ju¿ dotrzeæ do uszu Vossonta. Kiedy go wyledzimy, a ty
z nim porozmawiasz, bêdziesz móg³ mu opowiedzieæ ca³¹ resztê.
To znaczy?
148
¯e nie masz ochoty dzieliæ siê kredytami z nikim innym, to
znaczy równie¿ ze mn¹. Boba Fett znów wystuka³ kod na kla-
wiaturze i szuflada zamknê³a siê, zabieraj¹c ze sob¹ martwe cia³o
Zuckussa. I w zwi¹zku z tym wykombinowa³e sobie, ¿e lepiej
wyjdziesz na tym finansowo, jeli sprzedasz mnie Vossontowi,
zamiast pracowaæ jako mój wspólnik. W koñcu Fett zwróci³ siê
twarz¹ do Bosska nie jestem s³awny z uczciwoci i niezawodno-
ci, raczej z innych rzeczy. Mam racjê?
Bossk przez d³u¿sz¹ chwilê zastanawia³ siê, czy Boba Fett
przypadkiem nie ³amie swojej ¿elaznej zasady, ¿e w interesach nie
¿artuje. Jeli to mia³ byæ ¿art, wydawa³ siê równie niemi³y, jak
widok martwego cia³a Zuckussa. Ale ugrzêz³em, pomyla³ Bossk,
spogl¹daj¹c w mroczny wizjer he³mu Boby Fetta. Zacz¹³ siê zasta-
nawiaæ, jak g³êboko.
Masz rzek³ powoli. Wydaje siê, ¿e masz racjê
No to za³atwione. Boba Fett wprowadzi³ sekwencjê ste-
ruj¹c¹ na klawiaturze rêkawa mandaloriañskiej zbroi. Po drugiej
stronie statku otworzy³ siê w³az niczym wielka renica. Jestemy
partnerami.
Na zewn¹trz noc wype³ni³a ju¿ suchy rów tektoniczny na dnie
tego, co kiedy by³o obejmuj¹cym pó³ planety oceanem Gholon-
dreine-Beta.
To co, mamy plan?
Tak skin¹³ g³ow¹ Bossk. Rzeczywicie mamy
Przez ca³¹ drogê do Wciek³ego Psa, czekaj¹cego po dru-
giej stronie rowu, czu³ na sobie ¿ó³te oczy stunogich istot czyhaj¹-
cych w swoich dziurach wywierconych w klifach, które górowa³y
w ciemnoci jak wie¿e. Bossk wiedzia³, ¿e to tylko igraszka wy-
obrani, ale prawie s³ysza³, jak siê z niego miej¹.
149
R O Z D Z I A £
To bardzo ³atwe, myla³ Bossk. Prawie zbyt ³atwe
Jak gdyby co takiego w ogóle by³o mo¿liwe. Trandoszañski
³owca nagród poczu³ przyp³yw bezbrze¿nego zachwytu. Siedzia³
przy rozchwianym stole, przytrzymuj¹c szponami wyszczerbiony
gliniany kubek. Cokolwiek czu³, na pewno nie mia³o to swojego
ród³a w zawartoci kubka. Kwany trunek podczas picia na chwi-
lê znieczuli³ mu jêzyk za k³ami. W tej spelunie drinki by³y mocne
i do tego paskudne.
Mo¿emy zabraæ go od razu warkn¹³ pod nosem. Dla-
czego po prostu nie pójdziemy i tego nie zrobimy?
Siedzia³ przy stole zupe³nie sam. G³os, który odpowiedzia³ na
to pytanie, brzmia³ g³êboko wewn¹trz jego ucha. Trandoszanie nie
mieli zewnêtrznych uszu jak wiêkszoæ humanoidów. Mikrosko-
pijny implant zosta³ wszczepiony w niewielkim otworze szczeliny
usznej za pomoc¹ czubka ig³y chirurgicznej. Urz¹dzenie to stano-
wi³o jeszcze jeden element przygotowañ do wykonania zadania.
To nie takie proste mrukn¹³ g³os Boby Fetta, jednocze-
nie bliski, bo dochodz¹cy wprost z g³owy Bosska, i daleki. Drugi
³owca nagród znajdowa³ siê teraz w znacznej odleg³oci od tej za-
szczurzonej nory. Z tego, co wiedzia³, Fett móg³ wci¹¿ jeszcze
przebywaæ na pok³adzie Niewolnika I, wysoko ponad atmosfer¹
tego zapad³ego wiata.
Czy naprawdê s¹dzisz, ¿e nasz cel nie ma przy sobie ¿ad-
nych rodków obrony? Wiesz, on nie jest zupe³nym durniem.
Pysk Bosska wykrzywi³ siê w grymasie ponurego zniecierpli-
wienia. Z trudem opanowa³ pokusê, by wydrapaæ sobie szponem
150
z ucha implantowane urz¹dzenie, które w dodatku go swêdzia³o
niczym jaki podskórny paso¿yt, który ulokowa³ siê w okolicy sta-
wu szczêkowego. Nie chcia³ uczyniæ nic, co mog³oby go zdradziæ,
chocia¿ ta buda by³a zbyt s³abo owietlona nawet jak na podziem-
n¹ jaskiniê. renice Bosska by³y rozszerzone do granic mo¿liwo-
ci, a i tak otaczaj¹ce go postacie wygl¹da³y jak cienie, schylone
nad drinkami przy innych rozchwianych sto³ach. Najostrzejszy
wzrok nie rozró¿ni³by rysów ich twarzy.
Trhina Vossonta Bossk rozpozna³ jednak natychmiast, gdy
tylko zszed³ do knajpy po wylizganych kamiennych stopniach.
Imperialny szturmowiec renegat by³y szturmowiec, przypomnia³
sobie Bossk znajdowa³ siê dok³adnie tam, gdzie powinien we-
d³ug róde³ Boby Fetta. Boss musia³ przyznaæ, ¿e jeli chodzi³o
o wyledzenie towaru gdziekolwiek w galaktyce, siatka informato-
rów Boby Fetta nie mia³a sobie równych. Nic dziwnego, ¿e za-
wsze udawa³o mu siê wyprzedziæ o ca³¹ d³ugoæ ka¿dego z cz³on-
ków starej Gildii £owców Nagród i sprz¹tn¹æ im sprzed nosa,
a nastêpnie dostarczyæ gdzie trzeba ³akomy k¹sek, zanim ktokol-
wiek inny w biznesie zdo³a siê po³apaæ, o co chodzi. A kiedy Boba
Fett rzuci³ s³ówko swoim wirtualnym oczom i uszom, stacjonuj¹-
cym na ka¿dej zamieszkanej planecie, ¿e szuka by³ego szturmow-
ca, nie musia³ czekaæ d³u¿ej ni¿ kilka standardowych jednostek
czasu, aby uzyskaæ niezbêdne informacje.
Co porabia nasz cel?
Chleje warkn¹³ Bossk. A co innego mo¿na robiæ w ta-
kiej dziurze?
Nawet kiedy mówi³ doæ cicho, miniaturowy laryngofon wy-
chwytywa³ ka¿de s³owo, a jednoczenie nie s³ysza³ go ¿aden inny
klient w lokalu. Trandoszañskie twarze by³y z natury ma³o wyrazi-
ste, wiêc kto, kto przygl¹da³by mu siê w tym owietleniu, nie
zdo³a³by zauwa¿yæ ruchu warg ³uskowatej mordy. Bossk wola³by
wprawdzie mieæ akustyczny parawan, taki na przyk³ad jak Figrin
Dan i jego zespó³ Modal Nodes w knajpie Mos Eisley na Tatoo-
ine. Tamta kapela wszczyna³a taki jazgot, ¿e bez trudu mo¿na by³o
sprz¹tn¹æ kogo z miotacza na samym rodku sali i pewnie nikt by
nawet nie mrugn¹³. Na tym wiecie jednak speluny by³y zdecydo-
wanie za ciche, przynajmniej jak dla Bosska.
Te¿ bym siê schla³ mrukn¹³ Bossk gdybym móg³ prze-
³kn¹æ te ich pomyje.
151
Nag³y wybuch flary s³onecznej zabrzêcza³ wewn¹trz g³owy
Bosska niczym rój nimgorrheañskich szablo¿¹d³ych os tak g³ono,
¿e Trandoszanin nie móg³ powstrzymaæ siê przed przyciniêciem
piêci do otworu usznego. To i tak nic nie pomog³o. Bossk skrzy-
wi³ siê tylko i zacisn¹³ k³y, czekaj¹c, a¿ ha³as dochodz¹cy z im-
plantu ucichnie. Dziêki temu jednak wiedzia³ przynajmniej, ¿e Boba
Fett i jego Niewolnik I znajduj¹ siê poza planet¹. Ten nieatrak-
cyjny, odleg³y wiatek Bossk zapomnia³ nawet, jak siê nazywa
mia³ bardzo niestabilne s³oñce o pasmach emisji tak szerokich, ¿e
mog³y namieszaæ w ka¿dym typie sprzêtu komunikacyjnego, na-
wet w w¹skopasmowych urz¹dzeniach, na które staæ by³o tylko
Bobê Fetta. Bêd¹ mieli spory problem z koordynacj¹ tej akcji, jeli
kolejna flara zak³óci im transmisjê w najmniej odpowiednim mo-
mencie.
sied cicho nienaturalnie spokojny g³os Boby Fetta prze-
bi³ siê znowu przez szumy. Staraj siê nie zwracaæ na siebie uwagi.
Nic innego nie robiê przez ca³y czas sykn¹³ Bossk. By³y
to dok³adnie te same instrukcje, które Boba Fett przekaza³ mu,
opowiadaj¹c mu o swoim nowym planie, zanim jeszcze Bossk
wcisn¹³ siê w jednoosobowy, jednokierunkowy l¹downik, odlatu-
j¹c jak najdalej od Niewolnika I. L¹downik znajdowa³ siê teraz
na pustkowiu, poza otaczaj¹cymi miasto ha³dami ¿u¿la, które kie-
dy by³y koloni¹ górniczo-rafineryjn¹. Bossk nie by³ zaskoczony,
¿e kopalnia zosta³a opuszczona jako bezwartociowa. Id¹c, mija³
ogromne, gotowe do spl¹drowania wie¿e wiertnicze, ciê¿ki sprzêt
do g³êbokich wykopów, powywracane ci¹gi przenoników tamo-
wych i sterty ¿u¿la. Wreszcie dotar³ do osiedla nêdznych plasto-
idowych budynków, które niejako automatycznie sta³y siê jedyn¹
zamieszkan¹ stref¹ planety. Uderzy³o go, ¿e nawet brud i kamienie
s¹ tu jakby gorszej jakoci.
Kiedy ruszamy?
Nied³ugo odpar³ Fett. Wci¹¿ jeszcze trzeba sprawdziæ
parê rzeczy. G³os odleg³ego ³owcy nagród brzmia³ irytuj¹co spo-
kojnie i logicznie. Nie mo¿emy sobie pozwoliæ na b³êdy. Musi-
my zrobiæ tylko jedno podejcie do tego gocia. Jeli go sp³oszy-
my, a on rzuci siê do ucieczki przygotowan¹ tras¹ a b¹d pewien,
¿e j¹ ma nie damy rady znów go wyledziæ. Stracimy go.
Ta mo¿liwoæ sprawi³a, ¿e krew kr¹¿¹ca w ¿y³ach Bosska na-
bra³a temperatury znacznie ni¿szej ni¿ normalna. Wszystko w jego
¿yciu zale¿a³o teraz od tego zadania, od tego, czy dobierze siê do
152
Trhina Vossonta i dostarczy renegata Imperatorowi Palpatineowi.
Cokolwiek stanie siê z Vossontem potem, ju¿ Bosska nie obcho-
dzi³o, ale wyobra¿a³ sobie, ¿e to nie bêdzie ³adny widok. Imperator
nie s³yn¹³ z pob³a¿liwoci nawet wobec niekompetencji w swoich
szeregach; prawdziwa zdrada z pewnoci¹ zostanie potraktowana
wiêcej ni¿ surowo. £uski na grzbiecie i ramionach Bosska przebie-
g³o dr¿enie. By³ okrutny z natury i z wychowania, jak wszyscy
Trandoszanie, ale dawno temu z³o¿y³ lubowanie by³o to na sa-
mym pocz¹tku jego kariery jako ³owcy nagród ¿e przenigdy nie
wejdzie w drogê Imperatorowi. To droga, na koñcu której znajdu-
j¹ siê same k³opoty, przypomina³ sobie. Niech ci zarozumiali Re-
belianci zbior¹ ciêgi, na które zreszt¹ rzetelnie zas³u¿yli.
A mnie pozwólcie zgarn¹æ nagrodê za ten towar, myla³.
Wszystkie jego plany, aby wy³¹czyæ frakcjê Prawdziwej Gildii,
zreformowaæ dawn¹ Gildiê £owców Nagród i stan¹æ na jej cze-
le wszystko to zale¿a³o od zgarniêcia góry kredytów, jak¹ Pal-
patine gotów by³ zap³aciæ za skórê Trhina Vossonta i za zwrot
kodów, z którymi Vossont uciek³. Z d³ugoletniego dowiadczenia
Bossk wiedzia³, jak dzia³aj¹ umys³y ³owców nagród. Za tak¹ kupê
kredytów mo¿na zdobyæ lojalnoæ ka¿dego. Nie ma sensu byæ ³owc¹
nagród, jeli nie jest siê gotowym sprzedaæ ca³ego siebie temu, kto
najwiêcej zap³aci.
Choæ, oczywicie, zawsze znajdowali siê tacy, co p³acili jesz-
cze wiêcej. Bossk poci¹gn¹³ z kubka kolejny ³yk kwanej cieczy,
nawet nie czuj¹c jej smaku, tak by³ pogr¹¿ony w nieweso³ych roz-
mylaniach. Wszystko zale¿y od tego, ile siê ma kredytów. Powoli
pokiwa³ g³ow¹. Nigdy nie ma ich za wiele. Nawet jeli wzi¹æ pod
uwagê wielkoæ nagrody, jaka zosta³a na³o¿ona na g³owê Trhina
Vossonta, nie mo¿na by³o zaprzeczyæ, ¿e po³owa tej kwoty to nie
to samo co ca³oæ. Od samego pocz¹tku uwa¿a³, ¿e to wielki wstyd,
aby Boba Fett który ani w po³owie tak nie potrzebowa³ tych
kredytów jak Boss mia³ zgarn¹æ tak znaczn¹ czêæ ³upu. Zw³asz-
cza za bior¹c pod uwagê, ¿e to on wykonuje ca³¹ robotê, ponosi
ca³e ryzyko, siedz¹c na odleg³oæ spluniêcia od niebezpiecznego
eksszturmowca, Boby Fetta za nie ma nawet na powierzchni pla-
nety, bo przebywa gdzie daleko, poza jej atmosfer¹.
Zawartoæ kubka rozpali³a w jego wnêtrznociach wilgotny
p³omieñ, ale zignorowa³ go. Musia³ sobie wiele przemyleæ.
Pozwoli³, aby niemi³e myli k³êbi³y siê w zakamarkach jego
mózgu, a sam nie spuszcza³ czujnego oka z Trhina Vossonta.
153
Cokolwiek mo¿na powiedzieæ o Bobie Fetcie, facet w jednym przy-
najmniej mia³ racjê: by³y szturmowiec musi mieæ pod rêk¹ jakie
rodki obrony. Siedz¹c w miejscu publicznym bez ¿adnej os³ony,
Vossont móg³by byæ pos¹dzony o sk³onnoci samobójcze. Bossk
mia³ wra¿enie, ¿e pochy³e, niedbale otynkowane ciany i niski,
pociemnia³y od dymu sufit knajpy zamykaj¹ siê wokó³ niego, jak-
by by³a w nich ukryta maszyneria pu³apki na Trandoszanina.
Ciasne, duszne pomieszczenie i stêch³e, przesi¹kniête potem
powietrze zdawa³y siê w najmniejszym stopniu nie przeszkadzaæ
Vossontowi. Siedzia³ przy niewielkim stoliku z ³okciami wspartymi
o blat i ciska³ w d³oniach kufel pe³en tej samej truj¹cej mikstury,
której skosztowa³ Bossk. Szpiedzy Boby Fetta donosili, ¿e Vossont
spêdza³ tutaj wiêkszoæ czasu. Z tego, co móg³ powiedzieæ Bossk,
niekoniecznie chodzi³o mu o to, ¿eby siê upiæ. Vossont starannie
dozowa³ sobie napitek i nic nie wskazywa³o na jego nadu¿ywanie.
A mo¿e po prostu mia³ biochemicznie zmodyfikowan¹ w¹trobê,
która neutralizowa³a u¿ywkê w gêstym, ciê¿kim napoju. Jego twarz
o ostrych, kanciastych rysach, równie twarda i pozbawiona wyra-
zu, jak podobny do maski zamkniêty he³m, który zwyk³ by³ nosiæ
w s³u¿bie Imperatora, pokryta by³a skór¹ pomarszczon¹ jak stary
rzemieñ. Oczy mia³ ca³y czas zmru¿one w ma³e szparki, a spod
siwiej¹cej szczeciny przylegaj¹cej g³adko do czaszki wyziera³y bia-
³awe blizny, z których czêæ zapewne pochodzi³a jeszcze z czasów
s³u¿by.
Kariera imperialnego szturmowca nie by³a ³atwym procesem;
niewielu mia³o szansê przetrwania brutalnego wbijania do g³owy
militarnych umiejêtnoci, które stanowi³y niezbêdne wyposa¿enie
mierciononej bia³ej formacji. Ci, którzy nie wytrzymali do same-
go koñca, których cia³a lub umys³y za³amywa³y siê pod sadystycz-
nym re¿imem sier¿antów, wymywani byli z programu jako trupy.
Wynikiem szkolenia mia³a byæ równie¿ niekwestionowana lojal-
noæ i pos³uszeñstwo wobec zwierzchników jakikolwiek sprze-
ciw przy wykonywaniu rozkazów, choæby wi¹za³o siê z nimi mier-
telne ryzyko, by³ wykorzeniany w zarodku niczym chora tkanka.
Dla kogo takiego jak Vossont, kto przeszed³ przez to wszyst-
ko i zaszczytnie s³u¿y³ w jednej z elitarnych jednostek szturmow-
ców, przechowywanie g³êboko w zakamarkach serca resztek w³a-
snej natury, zdolnej do rozwa¿ania nawet zdrady, oznacza³o
wyj¹tkowy hart ducha i determinacjê. Vossont czeka³ mo¿e przez
ca³e lata, nie zdradzaj¹c siê nikomu ze swoimi planami, czyhaj¹c na
154
najlepsz¹ okazjê. A kiedy wreszcie siê pojawi³a, przemieni³ myl
w czyn bez wahania czy wyrzutów sumienia, u¿ywaj¹c do tego
z takim trudem zdobytych umiejêtnoci szturmowca. Gdyby mieli
mu umo¿liwiæ swoj¹ mierci¹ ucieczkê z kodami, stanowi¹cymi
cenê jego bezpieczeñstwa, na pewno ani przez chwilê nie zastana-
wia³by siê nad ich losem.
Niele. Bossk z pewnym uznaniem obserwowa³ w¹skook¹ isto-
tê siedz¹c¹ w pó³mroku knajpy po drugiej stronie sali. Trhin Vossont
nie by³ stuprocentowo twardym, morderczym ³otrem, jaki wzbu-
dzi³by jego podziw. Gdyby okolicznoci by³y nieco inne, zamiast do
Boby Fetta wola³by mo¿e przy³¹czyæ siê do by³ego szturmowca.
Vossont stanowi³by cenny nabytek dla Gildii £owców Nagród,
jeli tylko Bossk zdo³a³by odbudowaæ tê organizacjê. Uzna³, ¿e to
jeszcze jedna ironia losu, skoro cen¹, jak¹ trzeba zap³aciæ za zmar-
twychwstanie Gildii £owców Nagród, jest ¿ycie Vossonta. Bo
kiedy ju¿ schwytaj¹ renegata, dostarcz¹ na miejsce i zainkasuj¹
nagrodê, zajmie siê nim Imperator Palpatine. A kiedy z nim skoñ-
czy, nie zostanie z biedaka nawet tyle, ¿eby zebraæ do kupy jedno
porz¹dne trofeum. Wiadomo by³o, ¿e Imperator nie ma takiej sa-
mej s³aboci do pami¹tek jak Trandoszanie.
Boba Fett widaæ przerwa³ po³¹czenie, bo implant uszny w g³o-
wie Bosska zamilk³. Gdziekolwiek by³ teraz ³owca nagród, praw-
dopodobnie zajmowa³ siê dalszymi przygotowaniami do skompli-
kowanego planu pojmania Vossonta. Lepiej, ¿eby tak by³o, ponuro
myla³ Bossk. W tej zapad³ej dziurze nie by³o a¿ takiego ruchu,
¿eby obecnoæ Bosska mog³a pozostaæ niezauwa¿ona i bez ko-
mentarza. Zaledwie stan¹³ w progu knajpy, Trhin Vossont spoj-
rza³ na niego podejrzliwie, ale zaraz odwróci³ wzrok, jakby chcia³
siê tylko upewniæ, ¿e nowo przyby³y nie stanowi dla niego ¿adne-
go zagro¿enia. Jeli jednak Bossk bêdzie siê tu krêci³ za d³ugo
i nikt siê do niego nie przy³¹czy, Vossont mo¿e zmieniæ zdanie.
Jedynym powodem, dla którego ktokolwiek móg³by zechcieæ od-
wiedziæ tak¹ knajpê, by³y szeroko pojête interesy, zazwyczaj na
tyle ciemne i sprzeczne z prawem, ¿e wszelkie dodatkowe owie-
tlenie by³oby raczej niepo¿¹dane. W ca³ej galaktyce nie by³o ga-
tunku tak zdeprawowanego i prymitywnego, by odwiedza³ ten lo-
kal z racji jego atmosfery lub jakoci drinków. Bossk zaczyna³ ju¿
¿a³owaæ, ¿e wypi³ nawet te kilka ³yków paskudnej cieczy.
Uzna³ te¿, ¿e zdradzi³by siê haniebnie, gdyby spêdzi³ zbyt wiele
czasu, wgapiaj¹c siê w Trhina Vossonta. Istoty odwiedzaj¹ce ta-
155
kie miejsca wymaga³y prywatnoci, nawet jeli zajmowa³y stolik
na otwartej przestrzeni. Pilnowanie czyich interesów zamiast w³a-
snego nosa by³o najlepsz¹ drog¹ do skoñczenia z dziur¹ po laserze
w bebechach. A kto, kto akurat wieje przed samym Imperatorem
Palpatineem, na pewno jest szczególnie wra¿liwy na ciekawskie
spojrzenia.
Vossont nie siedzia³ nawet przodem do Bosska, ale nale¿a³o
przypuszczaæ, ¿e zachowuje tak¹ czujnoæ, jakby mia³ drug¹ parê
oczu z ty³u g³owy. W galaktyce by³o wiele gatunków, obdarzonych
trzystuszeædziesiêciostopniowym k¹tem widzenia, ale humanoid
dla tego samego efektu musia³ osi¹gn¹æ szczególny poziom po-
dejrzliwoci.
Zaciskaj¹c kubek w szponiastych ³apach, Bossk powiód³ spoj-
rzeniem po innych gociach knajpy. Wiêkszoæ z nich zdawa³a siê
nale¿eæ do personelu, jaki pozosta³ na planecie po krótkiej egzy-
stencji kolonii górniczej Imperium. G³upie gnojki, niedbale pomy-
la³ Bossk. Dostali to, na co sobie zas³u¿yli, jeli byli tak g³upi lub
mieli takiego pecha, ¿eby anga¿owaæ siê w tak¹ harówkê. Kiedy
kopalnie kolonii zosta³y opuszczone jako nierentowne, pozosta-
wiono ich niczym niepotrzebne maszyny, niewarte nawet kosztów
przewozu w jakiekolwiek inne miejsce. A teraz siedzieli zgarbieni
nad otêpiaj¹cymi umys³ napitkami, zamieniaj¹c resztki wyp³aty na
b³ogie chwile bezmylnego zapomnienia. Nawet gdyby którykol-
wiek z nich móg³ sobie pozwoliæ na opuszczenie planety, nie mieli
dok¹d siê udaæ, bo ¿aden wiat nie potrzebowa³ ich mizernych
umiejêtnoci. Wiêkszoæ dawnych górników podda³a siê chirur-
gicznym modyfikacjom tylko po to, by ³atwiej dostaæ siê pod sko-
rupê planety w poszukiwaniu tego, co Imperator akurat wtedy uzna³
za potrzebne. Ich czaszki zosta³y pogrubione masywnymi war-
stwami hormonalnie pobudzonej do wzrostu koci, tworz¹c co
w rodzaju podskórnego kasku zabezpieczaj¹cego, odpowiedniego
do prac górniczych. Powiêkszono je tak, ¿e szerokoci¹ niemal
dorównywa³y ramionom. Ich twarze zas³ania³y skomplikowane fa³-
dy g¹bczastych rzêsek do filtracji powietrza, które zwisa³y im z pod-
gardli niczym ró¿owobia³y mech taki sposób imperialna klinika
biomodyfikacji wymyli³a na krzemicê i inne choroby zanieczysz-
czonych p³uc. Nawet ich d³onie poddano przemianie, zastêpuj¹c
palce zakrzywionymi kawa³kami durastali, które mo¿na by³o za-
czepiæ jedne o drugie, tworz¹c ostre, podobne do ³y¿ek koñczyny,
znacznie wygodniejsze przy wydzieraniu kamieni i lunego ¿wiru
156
w chodnikach kopalni. Niestety, poza tym nie nadawa³y siê do ni-
czego innego. Dawni górnicy musieli teraz balansowaæ kubkami
w obu chirurgicznie zmodyfikowanych d³oniach, aby unieæ je do
ukrytych pod rzêskami ust. Zgarbieni od pracy, patrzyli przed sie-
bie wilgotnymi, têpymi oczami i wygl¹dali jak pewien gatunek ve-
nedilañskich kretów piaskowych. W mrocznych zak¹tkach ich prze-
roniêtych, monstrualnych czaszek pozosta³o akurat tyle szarych
komórek, by zdawali sobie sprawê z w³asnego upodlenia. Bossk
omiót³ wzrokiem stworzenia, po czym zapomnia³ o nich, jakby nie
by³y dla niego wa¿niejsze od fragmentów wyblak³ych malowide³
na cianach spelunki. Imperium pozostawia³o za sob¹ ofiary wszê-
dzie, gdziekolwiek siêga³y jego wp³ywy. Mia³ przed sob¹ jedne
z nich.
Szukasz kogo?
W zadumê Bosska wdar³ siê szorstki, bezbarwny g³os. £owca
odwróci³ siê, spojrza³ w górê i stwierdzi³, ¿e patrzy wprost w twarz
Trhina Vossonta.
Dawny szturmowiec imperialny stan¹³ tu¿ obok sto³u, na któ-
rym sta³ drink Bosska. Opar³ rêce na twardej powierzchni blatu
i pochyli³ siê, zbli¿aj¹c twarz do pyska Trandoszanina. Bossk wi-
dzia³ teraz jeszcze dok³adniej stare blizny przewiecaj¹ce przez
krótk¹ szczecinê w³osów na czaszce Vossonta.
S³ysza³e mnie, stary? Zada³em ci pytanie.
W pierwszej chwili Bossk chcia³ opuciæ rêkê do pasa z kabu-
r¹, wyrwaæ z niej pistolet laserowy i przystawiæ jego lufê do nasa-
dy nosa by³ego szturmowca. Jedyne, co go powstrzyma³o, to wra-
¿enie, ¿e chyba nie by³by to najlepszy pomys³. Albo nie poruszy
siê doæ szybko, a wtedy ocknie siê, patrz¹c w roboczy koniec
broni Vossonta, albo rozwali bardzo cenny towar. W ka¿dym przy-
padku to on bêdzie stratny: straci albo ¿ycie, albo udzia³ w zy-
skach.
A co ciê to obchodzi? postara³ siê, aby ¿adne z jego uczuæ
czy myli nie przes¹czy³y siê do g³osu. By³y szturmowiec zasko-
czy³ Bosska; Vossont zaszed³ go tak zrêcznie i cicho, ¿e ¿aden
szmer nie ostrzeg³ Trandoszanina o jego manewrze. Zajmij siê
swoimi interesami, a ja siê zajmê swoimi.
Vossont nachyli³ siê jeszcze ni¿ej.
Moim interesem rzek³ cicho jest pozostaæ przy ¿yciu.
I nie chcê, ¿eby mi siê ktokolwiek do tego wtr¹ca³.
A dlaczego s¹dzisz ?
157
Zamknij siê. Vossont od pocz¹tku mia³ gniewny wyraz
twarzy, i to nie uleg³o zmianie Trzymaj d³onie p³asko na stole,
¿ebym je dobrze widzia³. Robiê siê nerwowy, kiedy stworzenia
maj¹ rêce i broñ poza zasiêgiem mojego wzroku i nie mogê kon-
trolowaæ, co siê dzieje. Zimne oczy zwêzi³y siê jeszcze bardziej.
Wierz mi, nie chcia³by, ¿ebym siê zdenerwowa³.
Bossk odsun¹³ szpony od glinianego kubka i starannie roz-
p³aszczy³ je na blacie.
Proszê. Zadowolony?
Nie ca³kiem. Wci¹¿ chcê wiedzieæ, co tu robisz ostatnie
s³owa zabrzmia³y raczej jak warkniêcie ³owco nagród.
wietnie, z uraz¹ pomyla³ Bossk, na pewno rozszyfrowa³ mnie
w tej samej chwili, kiedy tu wszed³em. Gdy Bossk siedzia³ tu i be³-
ta³ te ohydne pomyje, pewny, ¿e wspaniale wykonuje swoje zada-
nie, nikogo nie uda³o mu siê zmyliæ. A przynajmniej nie cel tego
zadania.
To co nowego odpar³ Bossk tak uprzejmie, jak tylko
potrafi³. Oskar¿ano mnie ju¿ o ró¿ne rzeczy i na ró¿nych wia-
tach, ale po raz pierwszy kto zaliczy³ mnie do ³owców nagród.
K¹cik ³uskowatego pyska uniós³ siê w parodii umiechu. Jeste
pewien, ¿e po prostu nie szukasz zwady?
Nigdy nie szukam zwady, jestem osob¹ mi³uj¹c¹ pokój.
Vossont albo nie raczy³, albo nie potrafi³ siê umiechn¹æ. Ja
tylko zabijam ludzi. A zw³aszcza istoty, które wokó³ mnie wêsz¹.
To dobrze, ¿e siê nie zaliczam do tej kategorii. Gdzie siê
podziewa Boba Fett? Bossk czu³, jak ³uski na ramionach je¿¹ mu
siê z irytacji. Ca³a ta operacja zaraz wybuchnie Bosskowi w twarz
mo¿e nawet dos³ownie, jeli Trhin Vossont siêgnie po swój pisto-
let laserowy a tamten gdzie przepad³. Pewnie jest gdzie poza
planet¹, pieni³ siê Bossk. A ja zaraz zostanê zabity przez towar, po
który tu przyjechalimy.
Mo¿esz siê zaraz znaleæ w kategorii trupów, jeli nie spodo-
baj¹ mi siê twoje odpowiedzi. Vossont odwróci³ pooran¹ bli-
znami g³owê i uwa¿niej przyjrza³ siê Bosskowi. Wiesz, s¹ istoty,
które uwa¿aj¹, ¿e zrobi³em kilka g³upich rzeczy. A ja mogê siê
nawet z nimi zgodziæ, bo znalezienie siê po niew³aciwej stronie
Imperatora Palpatinea nie jest najlepsz¹ recept¹ na d³ugowiecz-
noæ.
Bossk pokiwa³ g³ow¹.
Masz wiêksze problemy ni¿ ja.
158
Teraz ja jestem twoim jedynym problemem. I zapewniam
ciê, ¿e to wystarczy. Poniewa¿ nie zrobi³em akurat tej jednej g³u-
piej rzeczy: nie wpl¹ta³bym siê w sytuacjê, która spowodowa³aby
na³o¿enie na moj¹ g³owê pokanej nagrody, nie przygotowuj¹c so-
bie przedtem niewielkiej osobistej bazy danych na temat istot, któ-
re prawdopodobnie poka¿¹ siê tutaj w poszukiwaniu mojej skrom-
nej osoby.
Jasne, rozumiem. Myli w g³owie Bosska nabra³y nagle
jeszcze bardziej szalonego tempa. Teraz by³by rzeczywicie dobry
moment, ¿eby Boba Fett siê pojawi³. Uwa¿am, ¿e to rzeczywi-
cie m¹dre posuniêcie.
W³anie Bossk by³y szturmowiec prawie splun¹³ jego
imieniem. Nie spuszczaj¹c oka z Trandoszanina, siêgn¹³ za siebie,
chwyci³ krzes³o stoj¹ce przy s¹siednim stole i przyci¹gn¹³ je bli¿ej.
Usiad³ na nim okrakiem i przechyli³ siê przez oparcie. Jak siê
maj¹ ostatnio sprawy w Gildii £owców Nagród?
Bossk zdo³a³ wzruszyæ ramionami.
Mog³oby byæ lepiej.
To twoje imiê, zgad³em?
Zgad³e. Nie by³o sensu k³amaæ.
Twój stary rz¹dzi³ kiedy Gildi¹ £owców Nagród. W g³o-
sie Trhina Vossonta pojawi³ siê cieñ sarkazmu. Ale twoje mo¿-
liwoci to chyba przekracza, co?
Zimna gadzia krew Bosska rozgrza³a siê o dobrych parê stop-
ni.
Ty, s³uchaj no W tej chwili by³ gotów zapomnieæ
o wszelkich konsekwencjach i siêgn¹æ po broñ. Mo¿e zostawi-
my politykê Gildii poza tematem naszej rozmowy, co? To nie ma
z tob¹ nic wspólnego.
Mo¿e ma, a mo¿e nie ma odpar³ Vossont z lekkim roz-
bawieniem. Zw³aszcza jeli kto taki jak ty nabierze nagle ocho-
ty, ¿eby po³o¿yæ ³apê na solidnej nagrodzie. Na przyk³ad takiej,
jak¹ p³aci za mnie Palpatine. Du¿o móg³by zdzia³aæ z tak¹ mas¹
kredytów, co?
No i co z tego? Bossk z coraz wiêksz¹ podejrzliwoci¹
zezowa³ na rozmówcê. Ka¿dy by móg³. Pewnie dlatego Impera-
tor chce wydaæ a¿ tyle. ¯eby daæ istotom motywacjê, sprawiæ, ¿e
zrobi¹ to, co on zechce. W koñcu po to s¹ kredyty.
Hmm wierz mi, stary, Imperator ma inne sposoby dawa-
nia istotom motywacji. Wiem co o tym. W s³u¿bie Imperium
159
by³em tak motywowany wiele razy. A te sposoby nie s¹ tak przy-
jemne jak kredyty w kieszeni.
Bossk wzruszy³ ramionami.
Tamte inne sposoby nie dzia³aj¹ na ³owców nagród. Nas
motywuj¹ wy³¹cznie kredyty.
Dla was to lepiej Vossont skin¹³ g³ow¹. Zapomnia³em.
Wszyscy jestecie hardzi i twardzi, sami nieustraszeni.
Wystarczaj¹co nieustraszeni.
Pozwól, ¿e powiem ci co jeszcze. Wszystkie kredyty ca³ej
galaktyki nic ci nie pomog¹, je¿eli nie bêdziesz ¿y³ doæ d³ugo, aby
je wydaæ. Oczy Vossonta zwêzi³y siê jeszcze bardziej. A ja ci
to mogê za³atwiæ. Za³atwi³em to ju¿ paru innym przedstawicielom
twojego fachu, którzy zameldowali siê na moim progu.
Tak te¿ s³ysza³em. Raporty podw³adnych i cz³onków Ko-
mitetu Zreformowanej Gildii dotar³y do niego, kiedy jeszcze usi³o-
wali z Bob¹ Fettem wyledziæ kryjówkê Vossonta. Co najmniej
tuzin innych ³owców nagród próbowa³ szczêcia w schwytaniu Trhi-
na Vossonta na tej zapad³ej planecie. Dotarli tutaj, i na tym koniec.
Bossk podejrzewa³, ¿e ich cia³a zosta³y wrzucone do jednego z opusz-
czonych szybów kopalnianych na skraju powoli popadaj¹cej w ru-
inê kolonii. Trandoszanin zreszt¹ nigdy siê nie martwi³ tym, ¿e któ-
ry inny ³owca nagród przypadkiem zgarnie nagrodê na³o¿on¹ na
g³owê Vossonta. ¯aden z nich nie mia³ nawet najmniejszej szansy.
I co, niczego siê nie nauczy³e? zdziwi³ siê Vossont.
Powiniene by³ uwa¿aæ, co siê przytrafi³o tamtym ³owcom nagród.
Teraz nie wiesz nawet, w co siê wpakowa³e. Mam mnóstwo kre-
dytów do wydania. Zarobi³em je, sprzedaj¹c to wszystko, co ukra-
d³em a nie mia³em nikogo, z kim musia³bym siê dzieliæ.
Jasne, bo wczeniej ich za³atwi³e.
Sam zrobi³by to samo, gdyby by³ na moim miejscu.
Pewnie wzruszy³ ramionami Bossk. Pozbywanie siê part-
nerów nale¿a³o do normalnych praktyk w interesach, jeli tylko
mog³o to ujæ na sucho. Kto zrobi³by inaczej?
Nikt z odrobin¹ rozumu ponuro odpar³ Vossont. A ja
mia³em go doæ, ¿eby czêæ kredytów wydaæ na zabezpieczenie
siê przed tym, aby jaki pierwszej klasy ³owca nagród, taki jak ty,
nie zawlók³ mnie w najbli¿szym czasie z powrotem do pa³acu Im-
peratora.
Uwaga ta wprawi³a Bosska w zadumê. Jeli wyda³ kredyty
na jaki rodzaj instalacji obronnych a w³anie to ju¿ wczeniej
160
intrygowa³o Bosska to gdzie one s¹? Albo zosta³y dobrze ukry-
te, albo Vossonta oszukano.
Chêtnie by siê za³o¿y³, ¿e ta ostatnia mo¿liwoæ odpada. Tam-
ci ³owcy nagród, ci, którzy dotarli tu przed nim, nie le¿eliby teraz
martwi, gdyby obrona Vossonta by³a taka iluzoryczna.
Poza tym kiedy kto zapewnia ciê, ¿e ma tysi¹c sposobów
na za³atwienie ci drogi na tamten wiat, zawsze m¹drzej jest przy-
j¹æ, ¿e nie k³amie. Zw³aszcza jeli zapewnienia pochodz¹ od by³e-
go szturmowca Imperium.
Bossk gwa³townie otrz¹sn¹³ siê z przykrych rozwa¿añ nad
swoj¹ sytuacj¹.
I co teraz?
Mi³o by³o z tob¹ pogawêdziæ odpowiedzia³ Vossont z ka-
mienn¹ twarz¹. Równie mi³o siê gawêdzi³o z pozosta³ymi ³owcami
nagród, którzy zaczêli siê tu krêciæ. Jestecie wszyscy na tyle po-
dobni do moich by³ych wspólników chodzi g³ównie o robotê,
jak¹ wszyscy odwalamy ¿e zawsze mamy o czym porozma-
wiaæ. Przynajmniej przez chwilê. Urozmaici³o mi to czas. Ru-
chem g³owy wskaza³ na kretowatych górników zgarbionych przy
s¹siednich sto³ach, z d³oñmi-³opatami zaciniêtymi wokó³ drinków.
Niestety, te brudasy to kiepscy rozmówcy. Wierz mi zatem, zabijê
ciê nie bez pewnego ¿alu. Po prostu potrzebujê zabezpieczenia.
Wiem, jasne. Bossk poczu³, ¿e na dobre zaczyna siê de-
nerwowaæ. Czu³, ¿e w bardzo krótkim czasie sprawy mog¹ przy-
braæ kiepski obrót, a Boba Fett wci¹¿ jeszcze nie raczy³ siê poja-
wiæ na scenie. £adne mi partnerstwo, wcieka³ siê Bossk. Mia³
prawo przypuszczaæ, ¿e Bobê Fetta zawiod³y nerwy wprawdzie
do tej pory nigdy siê to jeszcze nie zdarzy³o, ale zawsze kiedy jest
ten pierwszy raz i postanowi³ w ogóle nie mieszaæ siê do sprawy
ze szturmowcem. Statek Fetta, Niewolnik I, z ³owc¹ na pok³a-
dzie pewnie ju¿ wchodzi³ w nadprzestrzeñ, kieruj¹c siê ku dal-
szym i bezpieczniejszym planetom i pozostawiaj¹c Bosska sa-
mego na pastwê losu. Typowe, pomyla³ Bossk. Na nikim nie
mo¿na polegaæ chyba ¿e jest trupem. Kiedy postawi na nogi
Gildiê £owców Nagród, a sam stanie na jej czele, zajmie siê tym,
¿eby zapewniæ sobie odpowiedni szacunek, na jaki zas³uguje. Ale
przedtem musi niestety odpuciæ sobie pierwszej klasy twardy to-
war i najwiêksz¹ nagrodê na³o¿on¹ kiedykolwiek na czyj¹ g³o-
wê tylko po to, ¿eby samemu nie daæ siê zabiæ. A to bêdzie
wymaga³o pewnych starañ. Chyba ¿e
161
Przyszed³ mu do g³owy pewien pomys³.
Zanim to zrobisz, mo¿esz mi jeszcze co powiedzieæ? za-
gadn¹³ Vossonta. Rozpuci³e ju¿ wszystkie kredyty?
A co ciê to obchodzi?
Có¿, szczerze mówi¹c, le mnie os¹dzi³e. Bossk jednym
szponem postuka³ go w pier. Pewnie, wiem, kim jeste, i wiem,
jaka cena jest na³o¿ona na twoj¹ g³owê. Wie to w tej chwili pewnie
ka¿dy w ca³ej galaktyce. Ale nie przyby³em tu, ¿eby próbowaæ ciê
z³apaæ. Czy wygl¹dam na kompletnego idiotê?
Vossont spojrza³ na niego podejrzliwie.
Mów dalej.
Daj spokój Bossk roz³o¿y³ szponiaste ³apy. Spójrzmy
prawdzie oczy. Zawód ³owcy nagród nie jest ju¿ tym, czym by³.
A przynajmniej od czasów roz³amu w starej Gildii. Istoty musz¹
sobie znaleæ nowy sposób zarabiania na ¿ycie. Nie jeste jedy-
nym mêtem, który chce prze¿yæ. A ja nie jestem a¿ takim g³up-
cem, ¿eby s¹dziæ, ¿e mam szansê na schwytanie i dostarczenie na
miejsce dawnego szturmowca zw³aszcza tak ustawionego jak
ty. Taka przemowa by³a dla Bosska czym nowym, ale ca³a hi-
storia zaczyna³a przyprawiaæ go o zawrót g³owy. Przedtem zawsze
jako udawa³o mu siê rozwi¹zaæ problem i wykrêciæ siê sianem
z niejasnej sytuacji na standardow¹ trandoszañsk¹ mod³ê: tak¹ por-
cj¹ przemocy, która roz³o¿y na ³opatki tego drugiego. Zdarza³o mu
siê te¿ wczeniej k³amaæ nie tak dawno namówi³ przecie¿ Bobê
Fetta na wspólnictwo w tej robocie ale nigdy dot¹d nie improwi-
zowa³. Nawet jeli od pocz¹tku by³a to czêæ planu, wci¹¿ nie by³
ca³kowicie przygotowany. Rzuci³ siê g³ow¹ naprzód, nie ogl¹daj¹c
siê za siebie. Nie mia³ innego wyjcia.
No wiêc pomyla³em sobie, dlaczego by nie uszczkn¹æ z te-
go k¹ska dla siebie, tylko z drugiej strony? W³asne s³owa budzi³y
w nim takie same odczucia jak ohydna breja wype³niaj¹ca jego ku-
bek. Istnieje jeszcze w tej galaktyce kilka sposobów zarobienia
paru kredytów. Znów po³o¿y³ d³onie na blacie sto³u i pochyli³ siê
ku Vossontowi. Przyznaj sam, coraz wiêcej ³owców nagród bê-
dzie tu przychodziæ po ciebie. Przy cenie, jak¹ wyznaczono za two-
j¹ g³owê, masz to jak w banku. Wystarczy, ¿eby jeden z nich mia³
trochê wiêcej szczêcia od innych, i ju¿ nie jeste eksszturmowcem,
tylko twardym towarem w drodze do Imperatora.
¯eby tak siê sta³o, bêd¹ musieli mieæ cholernie du¿o szczê-
cia.
11 Spisek Xizora
162
¯yjemy w dziwnym wszechwiecie odpar³ Bossk. Wszyst-
ko mo¿e siê zdarzyæ. Kto by pomyla³, ¿e Sojusz Rebeliantów ma
jak¹kolwiek szansê na rozbicie Gwiazdy mierci? Jeden szczêli-
wy strza³ i ca³a stacja zmieni³a siê w przetopiony z³om.
Bossk widzia³, ¿e jego s³owa wywieraj¹ na Vossoncie pewne
wra¿enie. Zw³aszcza ostatni argument by³ doskonale dobrany; mi-
litarny umys³ Vossonta w naturalny sposób sk³ania³ siê ku wierze
w niezniszczalnoæ takiej sterty broni jak stacja bojowa Gwiazda
mierci.
Bêdziesz zatem potrzebowa³ czego wiêcej ni¿ to, co ju¿
masz ci¹gn¹³ Bossk. Jeli masz zostaæ zdrowy i ca³y, i poza
zasiêgiem Imperatora, oczywicie. Tak sobie to wykombinowa-
³em.
Kiedy ju¿ zacz¹³ k³amaæ jak najêty, okaza³o siê, ¿e to ca³kiem
proste. S³owa przychodzi³y mu coraz szybciej i ³atwiej.
Potrzebujesz ka¿dej pomocy, jaka siê nadarzy i za jak¹
mo¿esz zap³aciæ. Bossk wygodnie rozpar³ siê na krzele. I tu-
taj pojawiam siê ja.
Ty? Vossont prychn¹³ pogardliwie. A có¿ ty mo¿esz
dla mnie zrobiæ?
Mogê ci na przyk³ad powiedzieæ z góry, jaki ruch wykona
ka¿dy z tych ³owców nagród Spêdzi³em doæ czasu w starej
Gildii £owców Nagród, ¿eby nauczyæ siê tego i owego. I znam
tych wszystkich ³owców. Wiem, jak dzia³aj¹ ich umys³y. Bossk
zacz¹³ siê wyranie rozgrzewaæ. Widzisz, ka¿dy z nich ma swój
indywidualny styl, swój sposób pracy. IG-88 to robot. Ma zimn¹,
logiczn¹, precyzyjn¹ metodê budowania strategii cigania towaru.
Za to ci, którzy korzystaj¹ raczej z moich metod taktycznych, s¹
bardziej instynktowni. Rozumiesz? Potrafi¹ wywêszyæ ofiarê.
Zawsze co tam zadzia³a, sam rozumiesz. Nie ten ³owca nagród
ciê z³apie, to zrobi to inny. Chyba ¿e Bossk pokiwa³ g³ow¹
z w³asn¹ wersj¹ m¹drego umiechu na pysku chyba ¿e wiesz,
czego siê po nich spodziewaæ.
Ach, rozumiem. Vossont spojrza³ na niego z niesma-
kiem. I to w³anie zamierzasz mi sprzedaæ. Swoj¹ znajomoæ
³owców nagród.
No w³anie. Teraz, kiedy Bossk mia³ trochê czasu, ¿eby to
sobie przemyleæ, doszed³ do wniosku, ¿e to wcale nie taki z³y po-
mys³. Mo¿e powinienem siê nad tym zastanowiæ, pomyla³. W ga-
laktyce ¿y³y istoty rozumne trudni¹ce siê przewo¿eniem twardego
163
towaru z dala od tropi¹cych go ³owców nagród. Sprowadza³o siê to
g³ównie do uciekania i robienia uników przy przewo¿eniu towaru
z jednego punktu do drugiego. Wejæ do interesu w charakterze an-
ty³owcy nagród, zmobilizowaæ ca³y talent do przemocy i intryg prze-
ciwko innym ³owcom pomys³ ten bardzo siê Bosskowi spodoba³.
Po pierwsze, doszed³ do wniosku, ¿e poleje siê wystarczaj¹co du¿o
krwi, aby zaspokoiæ jego upodobania ³owcy nagród z regu³y nie
traktowali uprzejmie innych istot, które usi³owa³y pomieszaæ im szy-
ki. A kredyty, jakie mo¿na bêdzie na tym zarobiæ to zdecydowa-
nie by³a najatrakcyjniejsza strona tego rozwi¹zania.
Tak, tego w³anie mogê ci dostarczyæ. Bossk pozwoli³,
aby jego paszcza rozpromieni³a siê umiechem. Za odpowiedni¹
cenê.
Odpowiedni¹ to znaczy dobr¹, jak s¹dzê.
Bossk wzruszy³ ramionami.
Jestem tego wart.
Za³o¿ê siê, ¿e tak jest odpar³ Vossont. Ale masz zmys³
do interesów, prawda? Wiesz, jak to jest, kiedy sprawy zaczynaj¹
przybieraæ konkretny obrót. Wszystko mo¿na wynegocjowaæ.
Có¿ do pewnego momentu.
W dodatku ci¹gn¹³ by³y szturmowiec mam swoj¹ w³a-
sn¹ opiniê na temat twojej wartoci.
To nie zabrzmia³o dobrze.
Na przyk³ad?
Na przyk³ad to Vossont siêgn¹³ pod kurtkê i wyci¹gn¹³
pistolet laserowy. Jednym szybkim, p³ynnym ruchem przy³o¿y³ go
Bosskowi do czo³a. Mylê, ¿e dobilimy targu.
Bossk zareagowa³ czysto automatycznie, bez jednej wiado-
mej myli. Z d³oñmi rozpostartymi na stole i miotaczem wymie-
rzonym w czaszkê jego mo¿liwoci by³y w znacznej mierze ogra-
niczone.
Ale nie ca³kowicie. Rzuci³ siê ca³ym ciê¿arem w ty³, przewra-
caj¹c siê wraz z krzes³em. Jednoczenie wyprostowa³ nogi, z ca-
³ych si³ uderzaj¹c szponiastymi stopami o spód blatu. Stó³ polecia³
w górê i uderzy³ Vossonta w ramiê trzymaj¹ce broñ, odbijaj¹c je
w bok. W chwili gdy plecy Bosska zetknê³y siê z zamiecon¹ pod-
³og¹ speluny, sycz¹cy strumieñ energii przemkn¹³ nad nim i ude-
rzy³ w sufit. Popió³ i kurz obsypa³y Bosska, który szybko przeto-
czy³ siê na czworakach i da³ nura pomiêdzy stoliki st³oczone po
drugiej stronie sali.
164
I tyle masz z tego, ¿e chcia³e byæ taki cwany, myla³ Bossk
nie bez wstrêtu do samego siebie. Nastêpnym razem Si³¹ rozpê-
du rozniós³ z klekotem krzes³a i sto³y we wszystkich kierunkach.
Nastêpnym razem po prostu wyci¹gnê rêkê i urwê mu g³owê, zde-
cydowa³ Bossk.
Kolejny strumieñ energii z pistoletu laserowego Vossonta prze-
ci¹³ powietrze o milimetry od ³usek Trandoszanina. £owca przeto-
czy³ siê na bok, wyrwa³ z kabury w³asn¹ broñ i odda³ strza³, zanim
jeszcze zd¹¿y³ wycelowaæ. Butelki pozaplanetarnych trunków, usta-
wione rz¹dkami za barem, rozsypa³y siê w mokre od³amki, osypu-
j¹c humanoidalnego barmana, który rozp³aszczy³ siê na pod³odze.
Wiêkszoæ pozosta³ych klientów, kretowatych by³ych pracowni-
ków kolonii górniczej, zd¹¿y³a siê ju¿ rozpierzchn¹æ na boki. Za-
s³aniali g³owy ³opatowatymi d³oñmi i pospiesznie kutykali niezgrab-
nym krokiem ku schodom wiod¹cym na powierzchniê. Niektórzy
kryli siê za powywracanymi sto³ami.
Posuñ siê Bossk odepchn¹³ ³okciem na bok jednego z gór-
ników. Kolejny strza³ Vossonta, oddany z drugiej strony ogarniê-
tej chaosem, na wpó³ opustosza³ej sali, uderzy³ w pionowo usta-
wiony blat sto³u, za którym klêczeli gocie.
Nie bój siê, jemu nie chodzi o ciebie. Bossk wychyli³ siê
zza blatu i puci³ z miotacza szybk¹ seriê, tym razem doæ celn¹,
aby zmusiæ Vossonta do ucieczki w kierunku tylnych drzwi knaj-
py. Wziête w krzy¿owy ogieñ miotaczy Bosska i by³ego szturmowca
sto³y, krzes³a i inne sprzêty wkrótce zmieni³y siê w kupê osmalo-
nego i dymi¹cego miecia.
£owco nagród! zawo³a³ Vossont, ukryty w cieniu przy
wyjciu. Jeli ci siê zdaje, ¿e w ten sposób wyjdziesz st¹d ¿ywy,
to siê mylisz.
Pierwszy b³¹d pope³ni³em, zjawiaj¹c siê tutaj, z gorycz¹ po-
myla³ Bossk. Zw³aszcza samotnie. Teraz nie móg³ poj¹æ, jakim
cudem zgodzi³ siê na to, aby siê rozdzielili. Gdyby zaszli Vossonta
z dwóch stron, tak jak to pocz¹tkowo planowali, mieliby szansê
na jego schwytanie. Teraz mieræ Zuckussa wydawa³a siê niepo-
trzebna; ju¿ wtedy powinna by³a wzbudziæ podejrzenia. Jedy-
nym powodem przyjêcia takiej strategii stwierdzi³ to nie bez
ironii mog³o byæ to, ¿e Boba Fett próbuje go wyeliminowaæ,
¿eby samemu i bez przeszkód dobraæ siê Vossontowi do skóry.
Przy okazji nie musia³by dzieliæ siê ³upem, a o to mu prawdopo-
dobnie chodzi.
165
Wiesz co, Vossont? Bossk przylgn¹³ plecami do os³ony
z przewróconego sto³u, jednym ramieniem oparty o milcz¹cy kszta³t
siedz¹cego obok górnika. G³one s³owa odbi³y siê echem od sufitu
knajpy. Mo¿emy obaj wyjæ st¹d ¿ywi, jeli tego naprawdê
chcesz. To bardzo ³atwo za³atwiæ. £owca nagród trzyma³ pisto-
let skierowany w górê, a¿ rozgrzana lufa prawie dotyka³a jego skro-
ni. Ale jeli ja nie wyjdê st¹d ¿ywy, ty tak¿e nie.
Du¿e s³owa, ³owco nagród dotar³ do niego drwi¹cy g³os
ukrytego Vossonta. £atwo poznaæ, ¿e nigdy nie s³u¿y³e w si-
³ach imperialnych. Gadanie bez mo¿liwoci udowodnienia swoich
s³ów podlega karze dyscyplinarnej. Nie wiesz nawet, co ciê czeka,
ch³opie.
Z tego, co widzê odkrzykn¹³ Bossk ty masz miotacz i ja
mam miotacz. Jestem tutaj sam, a ty jeste tam te¿ samotnie.
Wyjrza³ zza krawêdzi sto³u, wystrzeli³ w kierunku, z którego do-
chodzi³ g³os tamtego, i szybko siê cofn¹³, zanim Vossont zdo³a³
odpowiedzieæ mu ogniem. Imperialni szturmowcy czêsto nadra-
biaj¹ liczb¹ braki w umiejêtnociach strzeleckich, wiêc powiedzia³-
bym, ¿e to ja mam przewagê.
Dwa szybkie strza³y zwêgli³y krawêd sto³u nad g³ow¹ Bos-
ska, obsypuj¹c gor¹cymi od³amkami jego ramiona.
O czym zapominasz, ³owco nagród. W g³osie Vossonta
nadal brzmia³a nuta drwiny. Mo¿e nie wyda³em wszystkich kre-
dytów, ale doæ, aby za³atwiæ mnóstwo niespodzianek dla kogo
takiego jak ty.
Tak? Bossk spojrza³ na swój pistolet, aby siê upewniæ, ¿e
ma odpowiedni poziom ³adunku. Wskanik pokazywa³ doæ ener-
gii, aby zdezintegrowaæ ca³¹ konstrukcjê budy, strza³ za strza³em,
jeli trzeba. Co na przyk³ad?
A to.
Bossk poczu³ siê zdezorientowany, bo g³os by³ wprawdzie Trhi-
na Vossonta, ale zdawa³ siê dobiegaæ z du¿o mniejszej odleg³oci,
jakby eksszturmowiec zdo³a³ podkraæ siê do niego od ty³u. Od-
wróci³ siê w kierunku bezrobotnego kolonialnego górnika akurat
na czas, aby zobaczyæ, jak jedna z ogromnych, ³opatowatych d³o-
ni zmierza w kierunku jego czaszki.
Miotacz wypad³ Bosskowi z rêki i wiruj¹c, potoczy³ siê po
pod³odze knajpy. Trandoszanin zawadzi³ barkiem o stó³, wywra-
caj¹c go do góry nogami. By³ og³uszony i na wpó³ przytomny;
czu³, ¿e miota siê bezw³adnie poród sterty po³amanych krzese³,
166
których ostre od³amki wbijaj¹ mu siê w plecy. Widzia³ jak przez
czerwon¹ mg³ê, ale doæ wyranie, aby dostrzec pochylone nad
sob¹ twarze Vossonta i anonimowego górnika.
Widzisz? umiechn¹³ siê okrutnie Vossont. Jedn¹ rêk¹
trzyma³ miotacz wycelowany w pier Bosska, drug¹ wyj¹³ zminia-
turyzowany komunikator, który zwisa³ na przewodzie poród po-
marszczonego filtra powietrznego, zakrywaj¹cego twarz górnika.
Oczy, os³oniête ciê¿kimi goglami dwie okr¹g³e soczewki pod ciê¿-
kim nawisem czo³a podobnej do he³mu czaszki spogl¹da³y têpo
w przestrzeñ. Vossont pokaza³ podobne urz¹dzenie w drugiej d³o-
ni.
Wydajê kredyty tam, gdzie przydaj¹ siê najbardziej.
G³os Vossonta przenosi³ siê z mikrofonu na jego gardle, pra-
wie takiego samego jak ten, którego u¿ywa³ Bossk, a wydobywa³
siê z g³oniczka umocowanego na ogromnej g³owie górnika. W tej
kolonii nie ma ani jednej istoty, która by nie figurowa³a na mojej
licie p³ac. Wszyscy mnie pilnuj¹ i bardzo mi to odpowiada.
Wy³¹czy³ mikrofon i teraz mówi³ ju¿ normalnie.
S¹ doæ m¹drzy, aby dla mnie pracowaæ, ale nie na tyle, by
obs³ugiwaæ skomplikowany sprzêt komunikacyjny, dlatego musia-
³em wymyliæ taki system, który pozwoli³by na transmisjê mojego
g³osu na ¿ywo. W ten sposób mogê osobicie wydawaæ im rozka-
zy. A przy okazji robiæ takie dowcipy jak teraz tobie.
Szturmowcy wy¿szych rang s³ynêli ze sk³onnoci do bezinte-
resownego sadyzmu. Bossk rozumia³ teraz, dlaczego. Podniós³ siê
na ³okciach i ponuro spojrza³ na Vossonta.
No wiêc co zamierzasz ze mn¹ zrobiæ?
To samo, co z wszystkimi innymi, którzy tu przylecieli.
Vossont opuci³ luno d³oñ z miotaczem. I to samo, co zrobiê
z wszystkimi innymi, którzy s¹dz¹, ¿e wzbogac¹ siê na mojej skó-
rze.
Machn¹³ miotaczem w stronê górnika.
Podnie tego dupka.
Dwie ogromne, ³opatowate d³onie wsunê³y siê pod ramiona
Bosska i postawi³y go na nogi, niezbyt pewne, bo efekt poprzed-
niego uderzenie jeszcze nie ca³kiem min¹³. Bossk jednak zdo³a³
zachowaæ pozycjê stoj¹c¹, nawet kiedy górnik go puci³ i odst¹pi³
o krok.
Trandoszanin stwierdzi³, ¿e patrzy wprost w uniesion¹ lufê
miotacza.
167
Dobrze, ³owco nagród. Na drugim koñcu lufy widzia³
brzydki umiech Vossonta. Nie s¹d, ¿e nie przemyla³em so-
bie dok³adnie twojej propozycji. Niedawno, gdy z³o¿yli mi tak¹
sam¹ ofertê ostatni dwaj ³owcy nagród, którzy siê tu zab³¹kali.
Jego kciuk spocz¹³ na przycisku wyzwalacza. I zdecydowa³em,
¿e ich us³ug te¿ nie potrzebujê.
Zaczekaj chwilê! Bossk roz³o¿y³ rêce. Wci¹¿ widzia³ po-
dwójnie. Mo¿e jednak jako siê dogadamy
Moglibymy odpar³ Vossont. Ale skoro ju¿ nas opusz-
czasz na zawsze z kim w³aciwie mia³bym na ten temat roz-
mawiaæ?
A mo¿e ze mn¹?
Bossk uzna³, ¿e cios ³opatowatej ³apy górnika musia³ mu co
poluzowaæ w g³owie. Ostatnie s³owa nie pochodzi³y ani od niego,
ani od Vossonta.
Rozpozna³ jednak g³os, którym zosta³y wypowiedziane. By³
to g³os Boby Fetta.
Zmru¿y³ oczy i zdo³a³ zogniskowaæ wzrok na tyle, ¿eby zoba-
czyæ, jak Trhin Vossont podnosi do oczu swój laryngofon i ze
zdumieniem wpatruje siê w jego maleñki g³onik. G³os Fetta do-
chodzi³ w³anie stamt¹d.
Przecie¿ to niemo¿liwe mrukn¹³ Vossont. To by zna-
czy³o
W³anie. To s³owo, zimne i pozbawione emocji, ju¿ nie
pochodzi³o z laryngofonu Vossonta. G³os Boby Fetta, nie wzmoc-
niony, ale realny, zabrzmia³ zza pleców Bosska. Vossont spogl¹-
da³ w tamt¹ stronê wyranie zaskoczony. £opatowata d³oñ górni-
ka odepchnê³a Trandoszanina na bok. Bossk o ma³o siê nie
przewróci³ na pod³ogê knajpy i wtedy zobaczy³, jak druga d³oñ
górnika rozdziela siê na w¹skie, durastalowe palce-szpony niczym
wi¹zka staro¿ytnych szabel. Palce, z których ka¿dy mia³ ponad
pó³ metra d³ugoci, objê³y przedramiê Vossonta. Pojedynczy strza³
z miotacza uwiêzionego w potê¿nej d³oni rozwietli³ z³¹cza metalu.
A potem poorana bliznami twarz Vossonta wykrzywi³a siê z bólu,
gdy górnik obróci³ siê, wykrêcaj¹c i prawie wyrywaj¹c mu ramiê
ze stawu. Vossont zwali³ siê na szcz¹tki po³amanych krzese³, po-
rozrzucane po pod³odze.
Proszê g³os Fetta przemówi³ znowu, gdy durastalowa d³oñ
górnika rozwar³a siê i poda³a Bosskowi zdobyczny miotacz eks-
szturmowca. Nie pozwól mu uciec.
168
Bossk chwyci³ miotacz i wycelowa³ go w Vossonta, który
le¿a³ u jego stóp. K¹tem oka zobaczy³, jak przebranie górnika
rozpada siê na kawa³ki, ods³aniaj¹c ukrytego w nim Bobê Fetta.
Na pierwszy ogieñ posz³y ³opatowate przystawki, które upad³y
na pod³ogê z podwójnym brzêkiem. W³asne d³onie Boby Fetta,
w charakterystycznych rêkawicach mandaloriañskiej zbroi, od-
piê³y i zrzuci³y z ramion wielk¹, przypominaj¹c¹ garb masê. Te-
raz móg³ siê ju¿ wyprostowaæ, ods³aniaj¹c swój normalny pod-
ró¿ny arsena³. He³m, z czarnym wizjerem w kszta³cie litery T,
ukaza³ siê dopiero wtedy, gdy Fett ci¹gn¹³ z niego podobne do
mchu filtry oddechowe i olbrzymie gogle, które ukrywa³y sku-
tecznie jego prawdziw¹ to¿samoæ. Kostna masa przeroniêtego
sklepienia czaszki górnika powêdrowa³a w lad za reszt¹ prze-
brania. Wydr¹¿one kawa³ki i rurki polecia³y na wszystkie strony,
kiedy boczne anteny he³mu Boby Fetta sprê¿ycie wyprostowa³y
siê do zwyk³ej pozycji.
O co tu w ogóle chodzi³o? Trandoszañska pewnoæ siebie
zwyciê¿y³a. Bossk, spogl¹daj¹c na swojego partnera po tej opera-
cji, czu³ teraz wiêksz¹ irytacjê ni¿ ulgê. Myla³em, ¿e wci¹¿ je-
ste gdzie w górze, nad atmosfer¹, w Niewolniku I.
W³anie w to mia³ uwierzyæ nasz towar odpar³ Boba Fett.
Wiedzia³em, ¿e bêdzie pods³uchiwa³ nasze transmisje. Wyposa¿y³
siê w sprzêt takiej klasy, ¿e nie by³o najmniejszej szansy, aby za-
szyfrowaæ lub zamaskowaæ ³¹cznoæ. Zarejestrowa³em wiêc i po-
³¹czy³em sygna³y akustyczne i ró¿ne zak³ócenia i po³¹czy³em z moj¹
transmisj¹. W ten sposób Vossont wierzy³, podobnie jak ty, ¿e
jestem w bezpiecznej odleg³oci. Naprawdê siedzia³em tu przez
ca³y czas, przebrany za jednego z by³ych górników, których sobie
wynaj¹³.
Rozumiem Bossk skin¹³ g³ow¹ na znak aprobaty dla tej
strategii. Musielimy go zmusiæ do tego, ¿eby siê ods³oni³ a nic
lepiej temu nie s³u¿y ni¿ myl, ¿e przechytrzy³e swojego wroga.
Zna³ to ciep³e uczucie, jakie ogarnia³o go po zwyciêstwie nad
inn¹ istot¹ rozumn¹. Jeli w ogóle mog³o istnieæ prze¿ycie lepsze
od tego, by³o nim wspomnienie mierci wroga, gdy jego zw³oki
stawa³y siê kolejnym ponurym trofeum w jego komnacie pamiêci.
I op³aci³e innych górników?
Oczywicie. Nie lubiê gapiów, którzy wtr¹caj¹ siê do moich
planów. Boba Fett lekko wzruszy³ ramionami. A raz kupiona
lojalnoæ jest najtañszym towarem z drugiej rêki.
169
Niez³y plan Bossk poczu³, jak narasta w nim fala urazy.
Z wyj¹tkiem jednej drobnej rzeczy partnerze. By³by pozwoli³
mnie zabiæ.
Ka¿dy plan ma swoje ryzykowne punkty. W g³osie Boby
Fetta nie by³o s³ychaæ nawet cienia skruchy. Wiedzia³e o tym od
samego pocz¹tku.
Jasne ale jak to siê dzieje, ¿e to ja zawsze padam ofiar¹?
Nie masz siê na co skar¿yæ odpar³ Fett. Wyj¹³ z kabury
pistolet laserowy i luf¹ wskaza³ na le¿¹cego u ich stóp dawnego
imperialnego szturmowca. Mamy to, po co przylecielimy.
Tak s¹dzisz? przemówi³ kolejny g³os.
Bossk spojrza³ szybko na Vossonta. Twarz by³ego szturmow-
ca by³a zalana krwi¹ z rany na czole, zadanej ³opatowat¹ d³oni¹,
która rzuci³a nim o ziemiê. Przez czerwon¹ zas³onê widaæ by³o
jego oczy, wciek³e, ale chyba triumfuj¹ce. Zanim Trandosza-
nin czy Boba Fett zd¹¿yli go powstrzymaæ, Vossont rozerwa³
rêkaw kurtki, ods³aniaj¹c niewielki panel kontrolny przymocowa-
ny do przedramienia dwoma rzemykami. Na panelu by³ tylko je-
den przycisk i Vossont z pasj¹ wbi³ w niego palec.
Ca³a knajpa bar, to, co zosta³o ze sto³ów i krzese³, ciany
i sufit wszystko rozpad³o siê, jakby by³o zrobione z taniego pla-
stoidu. Bossk poczu³, ¿e leci do ty³u w przepaæ. Pazurami na pró¿-
no dar³ powietrze w poszukiwaniu czego, czego móg³by siê przy-
trzymaæ w tym nagle rozpadaj¹cym siê wiecie. Siarkowe wiat³o
s³oñca planety wla³o siê przez gruzy konstrukcji, która jeszcze przed
chwil¹ otacza³a go szczeln¹ skorup¹.
Mocno uderzy³ plecami o arkusz durastali. Wibracje ogrom-
nej, ciê¿kiej maszynerii by³y tak namacalne jak katastrofa sejsmicz-
na. Przenika³y jego cia³o i wprawia³y koci w niekontrolowany kle-
kot. Zanim zdo³a³ stwierdziæ, gdzie siê znajduje, blacha przechyli³a
siê pod nim. Z trudem zdo³a³ siê uchwyciæ rzêdu nitów, wbijaj¹c
szpony w spoiny metalu. Trzyma³ siê, choæ po chwili zasypa³a go
kolejna fala szcz¹tków tego, co kiedy by³o barem. Ka¿de spojrze-
nie w kierunku horyzontu ods³ania³o kolejne obszary podnó¿a po-
strzêpionych gór. Nagle Bossk zda³ sobie sprawê, ¿e durastal, do
której by³ uczepiony, unosi siê w górê.
W jego czaszce, a raczej w implancie usznym, odezwa³ siê
znajomy g³os.
Nie próbuj skakaæ powiedzia³ Boba Fett. Te paskudz-
twa rozgniot¹ ciê jak owada.
170
Bossk podci¹gn¹³ siê wy¿ej na ukonej p³ycie metalu, usi³uj¹c
lepiej zobaczyæ wielkie g¹sienice i wiruj¹cy sto¿ek na dziobie ma-
szyny, naje¿ony durastalowymi zêbami. Ka¿dy metalowy trójk¹t
by³ dwa razy d³u¿szy od niego, a ca³oæ porusza³a siê z si³¹ zdoln¹
do zmia¿d¿enia Wciek³ego Psa na postrzêpiony z³om.
Co siê dzieje? krzykn¹³ Bossk do laryngofonu, usi³uj¹c
przekrzyczeæ og³uszaj¹cy ha³as maszyny. Co to jest?
Autonomiczna wiertnica do ska³ lakonicznie odpar³ Fett.
Do operacji wydobywczych na du¿ych g³êbokociach.
Przez metal, do którego by³ przyciniêty tors Bosska, prze-
bieg³ lekki wstrz¹s. Trandoszanin z jeszcze wiêksz¹ determinacj¹
przylgn¹³ do spoiny i otaczaj¹cych j¹ rub, wiedz¹c, ¿e gdyby spad³,
nieuchronnie wpad³by w znajduj¹ce siê o kilka metrów pod nim
masywne, napêdzane przek³adniami ko³a.
Vossont musia³ j¹ pod³¹czyæ jako kolejny system obron-
ny. Przycisk mia³ wyzwoliæ dzieñ zag³ady, gdyby ktokolwiek zdo-
³a³ mu siê dobraæ do skóry.
Gdzie jeste? Bossk rozgl¹da³ siê po terenie w dole. Bu-
dynki opuszczonej kolonii górniczej wygl¹da³y jak zaokr¹glone
guzy na nagim, kamienistym gruncie. Widzia³ kilka postaci górni-
ków, którzy biegiem próbowali wydostaæ siê z cienia wznosz¹cej
siê maszyny.
Mn¹ siê nie martw
Nie rozumiem Nawet gdyby g³os Boby Fetta przema-
wia³ w samym rodku jego g³owy, Bossk te¿ nie by³by w stanie go
us³yszeæ poprzez wycie i ryk wiertnicy.
Uda³o mi siê spaæ na ziemiê rozleg³ siê znowu g³os Fet-
ta. Vossont musi gdzie tu byæ.
Bossk podniós³ g³owê i wyprê¿y³ siê, aby spojrzeæ poprzez
klekocz¹ce pod nim masywne g¹sienice. Sk³êbiona chmura kurzu
przes³ania³a widok. Boba Fett wci¹¿ pozostawa³ niewidoczny, ale
uda³o mu siê pochwyciæ przeb³ysk innej postaci, któr¹ rozpozna³
nawet z tej wysokoci.
Vossont! krzykn¹³ do laryngofonu. Widzê go!
Cieñ wiertnicy dawa³ pewien punkt odniesienia kierunku.
Ucieka na pó³noc! Na pó³noc ode mnie! Bossk nie mia³
pojêcia, gdzie w tej sk³êbionej chmurze py³u mo¿e byæ Boba
Fett. W kierunku wzgórz i bramy kolonii! Na chwilê straci³
z oczu maleñk¹ figurkê, po czym znów j¹ odnalaz³ Teraz na
zachód
171
Bossk ujrza³ co jeszcze: przeb³ysk czarnego metalu na przed-
³u¿eniu rêki Trhina Vossonta. W jakim momencie chaosu, który
nast¹pi³ po wyrwaniu siê maszyny górniczej spod knajpy, by³y
szturmowiec zdo³a³ wygrzebaæ pistolet laserowy.
Jest uzbrojony
Straci³ ochotê na informowanie swojego partnera o tym fak-
cie, gdy zobaczy³, jak Vossont przykuca, unosi broñ i oddaje szyb-
k¹, krótk¹ salwê w kierunku k³êbu kurzu.
Fett? wrzasn¹³ Bossk w mikrofon. Jeste tam?
Z implantu usznego wewn¹trz g³owy Bosska nie dochodzi³
¿aden dwiêk.
No có¿, pomyla³ Trandoszanin. Chyba jednak nie podzielê
siê z nim nagrod¹
Potworne, klekocz¹ce i wyj¹ce cielsko wiertnicy, do którego
przylgn¹³ Bossk, unios³o siê nad powierzchniê ziemi tak wysoko,
¿e trudno by³o zobaczyæ dok³adnie, co siê dzieje w dole. Vossont
z o³owianego ¿o³nierzyka zmieni³ siê w owada. Bossk móg³ tylko
dostrzec kierunek ruchu szturmowca, który ruszy³ do przodu z wy-
celowanym miotaczem, czujny i gotowy sprawdziæ, czy ofiara na
pewno nie ¿yje.
I wtedy sta³y siê dwie rzeczy
Drobna figurka Vossonta pad³a nagle na wznak, gdy z chmu-
ry py³u wystrzeli³ harpun z napêdem i z przywi¹zan¹ lin¹. W u³am-
ku sekundy owin¹³ siê wokó³ Vossonta, przyszpilaj¹c mu ra-
miona do boków. Szturmowiec le¿a³ teraz na plecach, wciekle
kopi¹c, ¿eby siê podnieæ. Boba Fett wynurzy³ siê z chmury py³u
obok podstawy wiertnicy z wyrzutni¹ harpunów opart¹ na ramie-
niu. Bossk widzia³ z góry, jak jego partner chwyta linkê w okryt¹
rêkawic¹ d³oñ i ostrym szarpniêciem przewraca Vossonta na twarz,
jednoczenie odsuwaj¹c go kawa³ek od le¿¹cego na ziemi miota-
cza.
Wiertnica wreszcie wy³oni³a siê ca³a spod skorupy planety.
Olbrzymia masa maszyny, napêdzana potê¿nymi g¹sienicami wbi-
jaj¹cymi siê w skaliste warstwy gleby, nabra³a takiego rozpêdu, ¿e
na chwilê od³¹czy³a siê od swojego cienia zalegaj¹cego ruiny opusz-
czonej kolonii górniczej, a jej tn¹cy dziób i ko³a napêdowe ciê³y
przez moment wy³¹cznie powietrze.
Stoj¹cy na dole Boba Fett odwróci³ os³oniêty wizjerem wzrok
od ofiary i wzniós³ go w kierunku durastalowej struktury, wisz¹cej
nad jego g³ow¹ niczym ruchomy ³añcuch górski.
172
Niedobrze mrukn¹³ do siebie Bossk, przylepiaj¹c siê jesz-
cze mocniej do nitowanego boku maszyny. Bêdzie bola³o
Poczu³, jak z prawie pionowej pozycji przechodzi do poziomej,
rozp³aszczony przez grawitacjê i przyciniêty piersi¹ do metalowej
powierzchni. Wiertnica, wytracaj¹c pêd, przechyli³a siê w powietrzu
dziobem do przodu. Metalowe zêby maszyny, otaczaj¹ce jej sto¿-
kowy pysk, znajdowa³y siê teraz poziomo w stosunku do ziemi,
z g¹sienicami dok³adnie pod spodem. Maszyna by³a mniej wiêcej tej
wielkoci co niewielki statek bojowy Imperium, ale nie mia³a jego
zdolnoci utrzymywania siê w powietrzu. Prze¿ute kamienie, szcz¹tki
pod³o¿a, które wiertnica rozdar³a i ponios³a ze sob¹, zaczê³y teraz
odpadaæ od kó³ i os³on i wiruj¹c, spada³y na ocieniony obszar.
Cieñ nagle zacz¹³ siê powiêkszaæ, gdy wiertnica rozpoczê³a
swój spadek niczym metalowy balon stratosferyczny. Rozpada³a
siê, pêdz¹c w kierunku j¹dra planety. A na maszynie, niby mrów-
ka przylepiona do dziecinnej zabawki, Bossk przygotowywa³ siê
na wstrz¹s upadku.
Poczu³ go ka¿d¹ komórk¹, ka¿dym w³óknem swego cia³a. £by
nitów i szczelina w p³ycie maszyny wyrwa³y siê ze szponów Bos-
ska i tylko wystaj¹cy kawa³ek rury wydechowej pomocniczego sil-
nika uratowa³ go przed ca³kowitym odpadniêciem. Jego wyci¹gniête
ramiona i tors p³asko walnê³y o powierzchniê metalu. Uderzenie
pozbawi³o go powietrza w p³ucach, oszo³omi³o i znieczuli³o na huk
i furiê, z jak¹ wiertnica rozsypywa³a siê w z³om, niszcz¹c po dro-
dze wszystko, co siê pod ni¹ znajdowa³o.
Bossk oprzytomnia³ w sekundê potem i otar³ krew z mordy.
Czarny dym bucha³ w niebo z rozbitego i rozdartego boku wiertni-
cy. Skuli³ siê instynktownie, s³ysz¹c st³umione odg³osy eksplozji
z wnêtrza maszyny. Zmia¿d¿one zasilacze zajmowa³y siê p³omie-
niem i wysy³a³y wokó³ podobne do meteorytów iskry, ci¹gn¹ce za
sob¹ smu¿ki bia³ego dymu.
To zaraz wybuchnie, pomyla³ Bossk. Rusz siê.
Uniós³ siê na poranionych rêkach i zdo³a³ dope³zn¹æ do kra-
wêdzi p³yty, na której le¿a³. Metal by³ liski od smaru, wrz¹cego
i sycz¹cego od temperatury eksplozji we wnêtrzu maszyny. Bossk
rzuci³ siê w dó³, nie zastanawiaj¹c siê nawet, jaka odleg³oæ dzieli
go od gruntu.
Okaza³o siê, ¿e nie przekracza kilku metrów. Rozp³aszczony
na plecach Bossk zobaczy³ g¹sienice i ko³a uk³adów napêdowych
wiertnicy, do trzech czwartych wysokoci zagrzebane w gruzie.
173
Luny kurz i ¿wir osypywa³y siê na niego, bo wiertnica le¿a³a na
dnie wielkiego, lejowatego wg³êbienia, w jakie przeistoczy³ siê dawny
teren kopalni. Kilka zrujnowanych budynków zwisa³o niebezpiecznie
na skraju niecki. Puste, stwierdzi³ Bossk. Teren pod koloni¹ górni-
cz¹ by³ wydr¹¿ony, poniewa¿ wybierano kolejne z³o¿a rudy, a wy-
robiska pozosta³y niewype³nione. Gdyby wiertnica spad³a na pe³ny
grunt, wstrz¹s niechybnie by zabi³ Bosska, bo nie istnia³aby ¿adna
mo¿liwoæ rozproszenia si³y udaru.
£owca g³ów dwign¹³ siê na nogi i kutykaj¹c, odszed³ od ma-
szyny, jak najdalej od po¿arów i nieustaj¹cych drobnych eksplozji
silników w czêci rufowej. Ciê¿ar jednostek napêdowych sprawi³,
¿e maszyna osiad³a ukonie, a jej sto¿kowy dziób, teraz nierucho-
my, wznosi³ siê w niebo jak palec.
Sta³ spokojnie, czekaj¹c, a¿ puls i oddech wróc¹ do normy.
Otrzepa³ siê z kawa³ków ska³y, które wbi³y siê w ³uski. Ostry odór
pal¹cego siê oleju dra¿ni³ jego rozdête nozdrza. By³ sam w ruinach
kolonii górniczej. Niedobitki mieszkañców pewnie wci¹¿ jeszcze
ucieka³y w okoliczne góry. A pod tak¹ mas¹ durastali spadaj¹c¹
z nieba na pewno nie uchowa³o siê nic ¿ywego
Co poruszy³o siê pod dziobem wiertnicy, w po³owie odleg³o-
ci miêdzy prostok¹tnymi p³ytami g¹sienic. Kamienie i py³ poru-
szy³y siê lekko, spadaj¹c w mroczn¹ przestrzeñ.
Bossk obserwowa³, jak z dziury wy³ania siê rêka w rêkawicy
i wbija siê w kurz. Za ni¹ pojawi³o siê przedramiê okryte strzêpa-
mi rynsztunku bojowego, a dalej ramiê i po³¹czony z nim bark.
Wreszcie pokaza³ siê znajomy he³m, jeszcze bardziej poobijany
i powyginany ni¿ przedtem, i spojrza³ na Bosska popêkanym wi-
zjerem w kszta³cie litery T.
Kawa³ek po kawa³ku, niczym ze wie¿ej mogi³y, Boba Fett
wygramoli³ siê z dziury pod dymi¹cym wrakiem.
Gdy wysun¹³ siê ju¿ do po³owy, Bossk otrz¹sn¹³ siê z os³upie-
nia na tyle, by schyliæ siê i z³apaæ tamtego za rêkê. Wyci¹gn¹³ go
z otworu i postawi³ na nogi.
W porz¹dku? Bossk zajrza³ w czarny wizjer.
Boba Fett nie odpowiedzia³.
Chod wskaza³ palcem na wydrapan¹ w ziemi dziurê, z któ-
rej w³anie siê wy³oni³. Nad ni¹ zwisa³a ponura masa wiertnicy.
Vossont on tam jest. Musimy go wyci¹gn¹æ.
Zadanie okaza³o siê o tyle ³atwiejsze, ¿e by³y szturmowiec by³
nieprzytomny, a przy tym wci¹¿ skrêpowany sznurem, który okrêci³
174
wokó³ niego harpun Boby Fetta. Bossk wycofa³ siê z dziury pod
maszyn¹, ci¹gn¹c za sob¹ Vossonta. Po³o¿y³ go na ziemi o kilka
metrów od wiertnicy.
Fett ukl¹k³ i szybko sprawdzi³, czy ofiara daje znaki ¿ycia, po
czym wsta³.
Wci¹¿ ¿yje obejrza³ siê na Bosska. Wci¹¿ mamy nasz
towar.
Trandoszanin, wykoñczony, przykucn¹³ na piêtach. Boba Fett
zdo³a³ uruchomiæ komunikator i da³ sygna³, aby Niewolnik I zszed³
i zabra³ ich na orbitê.
Nie wiem Bossk powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. Nawet od-
dychanie sprawia³o mu ból, by³ prawie pewien, ¿e ma w rodku
przynajmniej kilka z³amanych koci. Chyba ju¿ nie chcê z tob¹
pracowaæ
175
R O Z D Z I A £
Kiedy nowiny przychodz¹ z daleka, czêsto nabieraj¹ po dro-
dze szczególnej mocy. To tak jak z fal¹ przyp³ywu na powierzchni
oceanicznych planet, która przetacza siê bez przeszkód i dziêki
temu nabiera coraz wiêkszej i wiêkszej si³y, a¿ wreszcie zdolna
jest wyrwaæ ca³y wiat z osi obrotu lub zmieæ jego wygiêt¹
powierzchniê i zmia¿d¿yæ ka¿d¹ istotê, choæby lewiatana, byle by³
mniejszy od niej samej.
Takie ponure medytacje by³y typowe dla falleeñskiej rasy. Ksi¹¿ê
Xizor sta³ przy ma³ym iluminatorze, spogl¹daj¹c w gwiazdy i pustkê,
która je otacza³a. Kciukiem i palcem wskazuj¹cym g³adzi³ ostre zary-
sy podbródka, a myli wêdrowa³y swoim torem. Przed powrotem do
tego miejsca s³ysza³ ju¿ nowiny; uzna³ je za dope³nienie kolejnego
etapu starannie przygotowanego, skomplikowanego planu. Istotnie,
spodziewa³ siê tych wieci z minuty na minutê i czeka³ na nie w pry-
watnej kwaterze na statku Megiera. Pewne sprawy s¹ tak nieuchronne
jak powolne obroty tej galaktyki, myla³. Wiele z jego w³asnych dzia-
³añ i planów opiera³o siê na zimnej ocenie kalkulowanego ryzyka;
najniebezpieczniejsze z nich zabarwia³y jego ¿ycie krwistym podnie-
ceniem. Postawiæ wszystko na jedn¹ kartê stara, najstarsza roz-
kosz gracza. Wszystko, nawet ¿ycie, które w takich chwilach sma-
kowa³o mu jeszcze bardziej. To sport zabarwiony ostatecznoci¹.
I nie mia³o to nic wspólnego z cich¹ satysfakcj¹, jak¹ czu³, gdy sta-
wia³ na pewniaka. A w tym wszechwiecie nie by³o chyba drugiego
takiego pewniaka jak niejaki Boba Fett, ³owca nagród.
K¹tem oka pochwyci³ jaki ruch, a uchem dwiêk stukaj¹-
cych o pod³ogê pazurków. To jeden z zawi¹zków Kudar Mubata,
176
maleñkie, podobne do kraba stworzonko, podpiête lni¹cym bia³a-
wo neuropo³¹czeniem do ogólnej sieci komunikacyjnej.
Tak? Xizor uniós³ brew, przygl¹daj¹c siê pó³niezale¿ne-
mu stworzeniu, które przylgnê³o do ciany na wysokoci jego oczu.
O co chodzi?
Pyszczek zawi¹zku, wielkoci i kszta³tu ludzkich ust, otwo-
rzy³ siê, formu³uj¹c s³owa:
Wasza obecnoæ jest wielce po¿¹dana, mój panie. G³osik
stworzonka by³ skrzekliw¹ parodi¹ g³osu jego pana. W g³ównej
sali tronowej, w strefie konferencyjnej.
Doskonale skin¹³ Xizor g³ow¹ na znak zgody. Powiedz
Kudarowi Mubatowi, ¿e wkrótce siê zjawiê.
Xizor pozwoli³, aby zawi¹zek poszed³ przodem i powiód³ go
przez ciasne zak¹tki i przesmyki wewnêtrznych korytarzy sieci.
Szorstka powierzchnia cian sk³ada³a siê z w³ókien konstrukcyj-
nych ró¿nej gruboci, ciniêtych w jednolit¹ masê. Korytarze by³y
owietlone blad¹ fosforescencj¹ innych rodzajów zawi¹zków, za-
wieszonych w niewielkich odleg³ociach pod pu³apem. By³y to za-
wi¹zki-idioci, kolejne twory ich rodzica-pajêczarza. Nie mia³y wiê-
cej inteligencji, ni¿ potrzeba na to, aby monitorowaæ powoln¹
katalizê i rozk³ad sk³adników produkuj¹cych wiat³o, a zamkniê-
tych w ich kulistych odw³okach. Ka¿dy z nich by³ wielkoci d³oni
Xizora. Kiedy ich wiecenie przygasa³o, instynkt, w który zosta³y
wyposa¿one w chwili stworzenia, kierowa³ je z powrotem do
Kudara Mubata, aby zosta³y ponownie wch³oniête przez swego
stwórcê. Xizor nie czu³ wobec nich litoci; on te¿ uwa¿a³, ¿e mniejsze
i ni¿sze stworzenia istniej¹ po to, by s³u¿yæ swoim mistrzom.
Pochyli³ g³owê, aby przejæ przez jedn¹ z ni¿szych czêci sieci.
Potê¿ne, mocno umiênione ramiona ociera³y siê o szorstkie ciany
po obu stronach korytarza. Na pok³adzie Megiery wszystkie przej-
cia by³y na tyle szerokie, ¿e móg³ poruszaæ siê po nich swobodnie,
a jego prywatna kwatera na statku by³a równie luksusowo wyposa¿o-
na, jak sale audiencyjne w najwiêkszych planetarnych pa³acach. Z tru-
dem siê zmusi³, aby jeszcze raz odwiedziæ unosz¹c¹ siê w przestrzeni
sieæ Kudara Mubata i jej w¹skie, przyprawiaj¹ce o klaustrofobiê
korytarze. Tylko perspektywa pomylnej realizacji pewnych d³ugo
odwlekanych planów i interesów mog³a go przywieæ w pobli¿e arach-
noidalnego pajêczarza i jego drepcz¹cych, myszkuj¹cych potomków.
Ach, mój najdro¿szy Xizorze! S³oñce mojej mrocznej i nêdz-
nej egzystencji! Kudar Mubat siedzia³ rozparty na pneuma-
177
tycznej poduszce zawi¹zku, który s³u¿y³ mu za tron. Kolczaste
odnó¿a pajêczarza unios³y siê i zatañczy³y w zabawnej parodii po-
witalnego gestu. Jak¿e g³êboko jestem zak³opotany, ¿e musia³em
kazaæ czekaæ waszej wspania³ej eminencji! Proszê, przyjmij moje
pokorne, najpokorniejsze przeprosiny
Nie trzeba. Xizor czu³, ¿e koñczy mu siê cierpliwoæ.
Kwiecisty jêzyk pajêczarza zawsze go irytowa³, bo podejrzewa³,
¿e ka¿de s³owo padaj¹ce z ust Kudara Mubata by³o zabarwione
jadowitym sarkazmem. Stan¹³ przed pajêczarzem z ramionami
skrzy¿owanymi na piersi. Kiedy przyby³em do twojej sieci, us³y-
sza³em, ¿e otrzyma³e niezwykle istotne wieci i ¿e to jest przy-
czyn¹ opónienia naszego spotkania. Jego ostry jak wibroostrze
wzrok obj¹³ Kudara Mubata i rozmaite zawi¹zki, skupione wo-
kó³ niego lub przycupniête na jego cz³onkach. Jeli nowiny te
by³y dla ciebie takie wa¿ne zaczynam siê zastanawiaæ, czy nie
maj¹ one ¿adnego wp³ywu na nasze wspólne interesy.
Z³o¿one oczka lni¹ce w twarzy Kudara Mubata na moment
odwróci³y siê w zak³opotaniu, jakby próbuj¹c lepiej ukryæ myli
w gêbi czaszki. Nagle pajêczarz wybuchn¹³ nieprzyjemnym, pi-
skliwym miechem.
Jak to siê sta³o, mój drogi i szacowny ksi¹¿ê, ¿e ty ju¿ wiesz
o nowinach, o których ja zaledwie us³ysza³em? Och, wiem, twoja
wspania³a inteligencja jest takiej natury, ¿e przewy¿sza moj¹ o kil-
kanacie poziomów. Mimo to jakim cudem uda³o ci siê uzyskaæ
te informacje przede mn¹? Kudar Mubat strz¹sn¹³ z odnó¿a
jeden z mniejszych zawi¹zków i ods³oniêtym w ten sposób koñ-
cem pazura podrapa³ siê po podbródku. Jak¿e mnie zasmuca, ¿e
muszê ¿ywiæ podejrzenia wobec kogo, kto jest mi tak drogi jak
ty! Có¿ za ból! No, ale dwoje g³ównych oczu Kudara Mubata
uwa¿niej spojrza³o na gocia. Z niechêci¹ mylê o tym, ¿e twoje
ród³a informacji, twoja wspania³a i skuteczna sieæ organizacji Czar-
ne S³oñce mog³aby monitorowaæ rozwój tej drobnej sprawy nieza-
le¿nie od moich ulubionych i zaufanych szpiegów. To musia³oby
wskazywaæ och! O zgrozo! ¿e ty, mój drogi ksi¹¿ê Xizorze,
wcale mi nie ufasz!
Ale¿ oczywicie, ¿e ci wierzê jeden k¹cik ust Xizora uniós³
siê w ponurym umieszku. Wiem doskonale, jak wygl¹da robie-
nie z tob¹ interesów. Przy ka¿dej okazji k³amiesz, oszukujesz,
wymykasz siê i na wszystkie inne mo¿liwe sposoby próbujesz uzy-
skaæ przewagê nad swoim partnerem. Jednym z najmniejszych
12 Spisek Xizora
178
oszustw, jakie móg³by pope³niæ, jest przemilczenie lub zmiana
pewnych wa¿nych szczegó³ów dotycz¹cych kwestii, któr¹ obaj je-
stemy zainteresowani.
Hmm pajêczarz wydawa³ siê zak³opotany. Odwróci³ w¹-
sk¹ twarz od Xizora i przez chwilê manipulowa³ przy swoim podob-
nym do gniazda tronie, poszturchuj¹c go dolnymi odnó¿ami. Pneu-
matyczny zawi¹zek znosi³ to wszystko z pokor¹ i cierpliwoci¹.
Jeli mam byæ krytykowany za to, ¿e jestem istot¹ interesu
i zajmujê siê moimi sprawami tak, jak powinienem ani wiêcej,
ani mniej có¿, bêdê musia³ chyba zaakceptowaæ mój los w tym
wszechwiecie.
Oszczêd mi odpar³ Xizor. Ju¿ nie wiedzia³, co jest gor-
sze: ob³udne pochlebstwa Kudara Mubata czy jego okazjonalne
napady litoci nad sob¹. I tak niele sobie radzisz. Xizor wska-
za³ spl¹tane w³ókna tworz¹ce komnatê i otaczaj¹ce j¹ inne pomiesz-
czenia. Pomyl o skarbach, jakie zgromadzi³e
Prawda? Paciorkowate oczy Kudara Mubata zab³ys³y,
gdy obj¹³ komnatê spojrzeniem. Tu, podobnie jak w ca³ej sieci,
w³ókna konstrukcji by³y przeplecione fragmentami i podsystema-
mi maszyn i wysokiej jakoci sprzêtu komunikacyjnego. Wszyst-
ko to zosta³o skradzione albo wyszabrowane z ró¿nych statków
kosmicznych, które mia³y pecha wpaæ w ³apy pajêczarza, z regu-
³y jako sp³ata d³ugów w³aciciela, co by³o nieuniknione w przypad-
ku prowadzenia interesów z tak sprytn¹ i sk¹p¹ istot¹. Mam tyle
ró¿nych licznych rzeczy licznych i rzadkich i kosztownych
Idiota. Xizor nawet nie próbowa³ ukryæ drwi¹cego umiechu,
jaki pojawi³ siê na jego twarzy. Niektóre skradzione urz¹dzenia
w sieci Kudara Mubata wci¹¿ jeszcze dzia³a³y i tylko w ten spo-
sób pajêczarz by³ w stanie ledziæ swoje rozga³êzione spiski na
ró¿nych wiatach, ale reszta by³a wy³¹czona i bezu¿yteczna. Bez-
u¿yteczna dla ka¿dego, z wyj¹tkiem tego wyj¹tkowego gatunku.
Pajêczarz zdawa³ siê ceniæ sobie sam proces zdobywania na równi
z jego rezultatem. Ci¹g³e wch³anianie ró¿nych rzeczy, martwych
i ¿ywych, do sieci generowanych przez siebie w³ókien neuralnych,
przyswajanie ich, by stanowi³y czêæ jego istoty tak samo jak za-
wi¹zki, które projektowa³ i wydziela³ na swoje us³ugi oto podsu-
mowanie sensu istnienia Kudara Mubata. Swoje skomplikowane
intrygi splata³ z tej samej przyczyny, co fizyczn¹ sieæ, w której
rodku siedzia³. Dryfowa³y i wêdrowa³y poza granice gwiazd i okr¹-
¿aj¹cych je planet. Po prostu nie umia³by ¿yæ w oddaleniu od w³ó-
179
kien tej sieci i w¹tków tych intryg. Xizor spojrza³ na gêsto splecio-
ne w³ókna obok siebie. Uderzy³o go, nie po raz pierwszy zreszt¹,
¿e w³aciwie stoi dos³ownie wewn¹trz g³owy tej istoty, której myli
przyjmuj¹ ruchome, namacalne kszta³ty. Stwierdzenie to, równie¿
nie po raz pierwszy, wywo³a³o u niego atak lekkich md³oci.
Có¿, jest jeszcze tyle innych rzeczy, które chcia³by mieæ
powiedzia³ g³ono. I w³anie dlatego robimy razem interesy.
Ale¿ masz racjê, mój drogi Xizorze twarz Kudara Mubata
rozjani³a siê postrzêpionym na krawêdziach umieszkiem. Wy-
bacz mi, ¿e kiedykolwiek zw¹tpi³em w twoj¹ g³êboko ukryt¹ nie-
ufnoæ i nêdzn¹ opiniê na temat mojej osoby. Wierzaj mi, odwza-
jemniam twoje uczucia.
No wiêc przejdmy do rzeczy, skoro ju¿ wiesz to, co i ja
wiem. Jedzie do nas twardy towar. Boba Fett schwyta³ Trhina
Vossonta.
A czy spodziewalimy siê czego innego? Kudar Mubat
uda³ humanoidalne wzruszenie ramion, unosz¹c pierwsz¹ parê od-
nó¿y. Boba Fett nigdy nie zawodzi. Dlatego w³¹czylimy go jako
integraln¹ czêæ do naszych planów. Jeli Fett wybiera siê po na-
grodê, zawsze j¹ zgarnia. A nagroda taka jak ta, któr¹ Imperator
wyznaczy³ za Vossonta no có¿ Nast¹pi³o jeszcze jedno
wzruszenie ramionami, nieco mniej przesadne. By³o prawie pew-
ne, ¿e siê na to z³apie.
Jak ka¿dy inny ³owca nagród w galaktyce zauwa¿y³ Xi-
zor. To by³a ta druga, przewidywalna czêæ planu. Nawet w tej
chwili, gdy ze sob¹ rozmawiamy, pozostali ³owcy nagród tych
kilku, którzy pozostali przy ¿yciu skacz¹ sobie do garde³, wbija-
j¹ no¿e w plecy i konspiruj¹ jeden przeciw drugiemu. Jeszcze nie
dotar³a do nich wieæ, ¿e inspiracja ich niepohamowanej chciwoci
znajduje siê ju¿ w rêkach Boby Fetta. Zanim inni ³owcy nagród siê
dowiedz¹ o schwytaniu Trhina Vossonta, bêdzie ju¿ za póno,
aby umkn¹æ przed konsekwencjami w³asnych czynów. Nie ma ju¿
dwóch frakcji ³owców nagród, Prawdziwej Gildii i Komitetu Zre-
formowanej Gildii. Obie s¹ skoñczone. Chciwoæ ma moc zwraca-
nia jednych istot przeciwko drugim, choæ jeszcze przed chwil¹
nazywali siê rodzin¹.
Smak tego niezaprzeczalnie dokonanego faktu by³ niczym bo-
gaty, upajaj¹cy trunek na jêzyku Xizora. Zawsze gardzi³ tendencj¹
mniej doskona³ych istot do grupowania siê w tak zwane oddzia³y
bezpieczeñstwa, czy bêdzie to Gildia £owców Nagród, czy ten
180
nowy Sojusz Rebeliantów, który w³anie cieszy siê swoimi piêcio-
ma minutami w historii.
By³ taki czas ci¹gn¹³ Xizor gdy oni wszyscy uwa¿ali siê
za zwi¹zanych czym, co nazywa³o siê Kodeksem £owcy, jak-
by taki nêdzny pakt móg³ w jakikolwiek sposób ograniczyæ i utrzy-
maæ w ryzach ich wzajemn¹ wrogoæ. Có¿, ta drogocenna fikcja
rozwia³a siê w py³, i dobrze jej tak, szczerze mówi¹c. Mo¿e zosta-
³o jeszcze kilku wyznawców, ale reszta ju¿ pojê³a, jaka jest praw-
da o nich samych i ich towarzyszach.
W istocie, pojêli to Kudar Mubat skin¹³ trójk¹tn¹ g³ow¹
na znak, ze siê zgadza. Twój plan by³ tak doskona³y i tak prze-
widuj¹cy, mój drogi Xizorze! Gratulujê ci jego powodzenia oczy-
wicie, nigdy w nie nie w¹tpi³em. Ty i Boba Fett jak¿e inaczej
mog³o siê to skoñczyæ?
Xizor zignorowa³ oczywiste pochlebstwo tamtego. Postanowi³
zniszczyæ star¹ Gildiê £owców nagród i siê mu to uda³o. Boba Fett
by³ w jego rêku tylko narzêdziem, równie skutecznym i ostrym,
jak hartowane d³uto rzebiarza. Pierwsze uderzenie wystarczy³o,
aby podzieliæ Gildiê na dwa rywalizuj¹ce od³amy; drugie zniszczy-
³o od³amy i rozbi³o na czêci sk³adowe. Zanim proces dobiegnie
koñca, nie zostanie ich wiele przy ¿yciu. £owca nagród to zawód
bezlitosnej konkurencji, w której najlepsz¹ metod¹ zapewnienia
sobie prze¿ycia jest wyeliminowanie tylu konkurentów, ilu siê da,
zanim oni wyeliminuj¹ ciebie. Stara Gildia by³a mo¿e nieskuteczna
i stetrycza³a, ale przynajmniej do pewnego stopnia udawa³o jej siê
kontrolowaæ poziom wzajemnej wrogoci pomiêdzy pojedynczy-
mi ³owcami nagród. Teraz, kiedy pod rêk¹ nie by³o ju¿ nawet resz-
tek organizacji, nast¹pi³o otwarcie sezonu polowañ. Zaczê³y ju¿
padaæ pierwsze trupy, i to obficie. Oczywicie, ksiêciu Xizorowi to
siê podoba³o: tak¹ wewnêtrzn¹ selekcjê prze¿yj¹ tylko najsilniejsi
i najtwardsi ³owcy nagród, zyskuj¹c jeszcze przy okazji na zdol-
nociach i sile. Byæ mo¿e w ca³ej historii nie bêdzie drugiego takie-
go ³owcy nagród jak Boba Fett, i niech tak zostanie. Ale niebawem
pojawi¹ siê inni, twardsi i bardziej mierciononi, pe³ni b³yskotli-
wego i morderczego wdziêku. Bêd¹ doskonali nie tylko dla po-
trzeb imperium Palpatinea, lecz równie¿ innego, mroczniejszego
imperium, które czai³o siê w jego cieniu, a które znane by³o pod
doskonale dobran¹ nazw¹ Czarnego S³oñca.
Tak podsumowa³ Xizor. Nie mog³o byæ inaczej. Nawet
jeli osobicie nie dopilnowalimy tego wyniku.
181
Pajêczarz wyda³ z siebie chrapliwy, klekocz¹cy miech, który
natychmiast podjê³y i ponios³y dalej echem cieniutkie g³osiki st³o-
czonych wokó³ niego zawi¹zków.
Biedny Boba Fett! Kudar Mubat w odra¿aj¹cm zachwy-
cie wymachiwa³ odnó¿ami. Pomyl, ile k³opotów móg³by sobie
zaoszczêdziæ, gdyby wiedzia³, ¿e Trhin Vossont, ten rzekomo
zdradziecki szturmowiec, ten renegat, w gruncie rzeczy dzia³a³ przez
ca³y czas zgodnie z rozkazami samego Palpatinea!
Chocia¿ podziwia³ Bobê Fetta, Xizor nie móg³ jednak nie od-
czuwaæ pewnej satysfakcji z tego, ¿e uda³o mu siê sp³ataæ psikusa
s³awnemu ³owcy nagród. I zrobi³ to dok³adnie tak, jak powiedzia³
Kudar Mubat.
Ca³a ta historia by³a jedn¹ wielk¹ mistyfikacj¹ i wszyscy ³ow-
cy nagród dali siê na ni¹ z³apaæ. Xizor wiedzia³, ¿e w³anie to by³o
g³ówn¹ atrakcj¹ dla Imperatora Palpatinea i ¿e tylko dlatego siê na
to zgodzi³ pod warunkiem, rzecz jasna, ¿e ksi¹¿ê Xizor pokryje
nagrodê ze swojej osobistej fortuny. Trhin Vossont, daleki od
stania siê renegatem i zdrajc¹, by³ jednym z najbardziej lojalnych
¿o³nierzy Imperatora. Posun¹³ siê w pos³uszeñstwie tak daleko, ¿e
bez sprzeciwu zgodzi³ siê na wype³nienie rozkazu, który co naj-
mniej na pewien czas spowoduje splamienie jego nieskazitelnej
dot¹d reputacji poród towarzyszy broni. Co wiêcej, aby w pe³ni
uwiarygodniæ historiê renegata, który bez litoci realizuje swój oso-
bisty plan, pozostali ¿o³nierze zaanga¿owani w porwanie imperial-
nego statku musieli zostaæ zamordowani i to w³asn¹ rêk¹ Vossonta.
I ten rozkaz tak¿e wykona³ bez najmniejszego wahania. Skradzio-
ne kody stanowi³y w porównaniu z tym czynem jedynie drobn¹
niedogodnoæ. Na d³ugo przed wprowadzeniem w ¿ycie tego pla-
nu zastosowano wszelkie kroki, aby wyeliminowaæ szkody, jakie
mog³aby spowodowaæ sprzeda¿ przestarza³ych danych. I tak, jak
to przewidzia³ Xizor, ostatecznym wynikiem tych przygotowañ by³o
pobudzenie chciwoci ka¿dego ³owcy nagród po kolei, co w zupe³-
noci wystarczy³o, aby rozbiæ w py³ dwie frakcje, na które rozpa-
d³a siê stara Gildia.
Ten ostateczny rozpad na ca³kowit¹ i kompletn¹ anarchiê, gdzie
ka¿da istota dba tylko o w³asn¹ skórê i interes, a z niedobitków
starej Gildii £owców Nagród pozostan¹ wy³¹cznie wspomnienia,
by³ w³anie wynikiem, którego spodziewa³ siê i z tak¹ satysfakcj¹
oczekiwa³ Imperator Palpatine. Zanim jeszcze Xizor przyby³ tutaj,
do dryfuj¹cej w przestrzeni sieci Kudara Mubata, odby³ spotkanie
182
z Imperatorem w jego sali tronowej na planecie Coruscant i ode-
bra³ gratulacje za dobrze wykonan¹ pracê. Tymczasem hologra-
ficzny obraz Dartha Vadera w milczeniu kipia³ z³oci¹; nie móg³
zaprotestowaæ, nie ryzykuj¹c gniewu lub drwiny Imperatora albo
i jednego, i drugiego. Xizor napawa³ siê swoim momentem trium-
fu, choæ wiedzia³, ¿e wrogie uczucia, jakie Vader ¿ywi³ do niego,
zosta³y teraz zwielokrotnione. Tylko jedna rzecz by³a gorsza od
klêski w pojedynku woli z Mrocznym Lordem Sithów zwyciê-
stwo. Vader nie traktowa³ lekko tak poni¿aj¹cej pora¿ki.
Bêd¹ konsekwencje, zapewni³ siê w duchu Xizor. Dzieñ prawdy
pomiêdzy nim a Vaderem tylko odsun¹³ siê w czasie. A kiedy na-
dejdzie, pozostanie przy ¿yciu tylko jeden z nich.
I Xizor bêdzie przygotowany do takiej konfrontacji. Wiedzia³,
¿e jego pozycja jest teraz jeszcze silniejsza ni¿ przedtem.
A teraz Palpatine uwa¿a, ¿e dosta³ to, czego chcia³, podsumo-
wa³ ksi¹¿ê. Silniejszy, bardziej twardy gatunek ³owców nagród,
gotowych pracowaæ dla Imperium za odpowiedni¹ cenê. Bez sta-
rej Gildii, która sprawia³a, ¿e nie maj¹c konkurencji, obrastali w nie-
róbstwie t³uszczem. To dobrze dla Imperium, myla³ Xizor, w za-
dumie kiwaj¹c g³ow¹. A jeszcze lepiej dla Czarnego S³oñca.
Dobrze siê teraz urz¹dzi³e, mój drogi Xizorze. Kudar
Mubat, rozparty w swoim gniedzie, bez trudu odgad³ tok myle-
nia ksiêcia. Udowodni³e swoj¹ wartoæ Palpatineowi. To za-
pewni ci dobr¹ pozycjê na przysz³oæ, a tak¿e realizacjê pozosta-
³ych twoich planów i intryg. £aska Imperatora sp³ynie na ciebie
jak ciep³e s³oñce tropikalnego wiata. Znany jest ze swej hojnoci
dla przebieg³oci i lojalnoci.
Nie a¿ tak, jak ci siê wydaje odpar³ Xizor. Nie mam
w tym wzglêdzie ¿adnych z³udzeñ. Imperator zatrzyma mnie jako
swoj¹ praw¹ rêkê tak d³ugo, jak bêdzie uwa¿a³, ¿e jestem cen-
nym narzêdziem w jego rêku. Jeli stanie siê co, co zachwieje
tym przekonaniem, wtedy znajdê siê ko³o niego tylko o tyle bli-
¿ej, by on sam lub Darth Vader mogli wycisn¹æ mi oddech
z gard³a.
Niepotrzebnie siê tym martwisz, niepotrzebnie, mówiê ci
Kudar Mubat znowu obdarzy³ gocia strzêpiastym umiechem.
Wszelkie przeszkody, jakie postawiono na twojej drodze w labi-
ryncie, jakim jest dwór Palpatinea, pokonasz ze zwyk³¹ sobie in-
teligencj¹. Jestem tego pewien.
Xizor odpowiedzia³ mu umiechem.
183
Ja równie¿ jestem pewien. Przechyli³ g³owê w drwi¹cym
uk³onie pod adresem pajêczarza. Jak¿e bym móg³ w to w¹tpiæ
z takim wspólnikiem u boku?
Ach, mi³o z twojej strony, ¿e to powiedzia³e! A zatem czy
mogê uwa¿aæ wszelkie podejrzenia co do braku zaufania miêdzy
nami za nieby³e?
Oczywicie, ¿e nie Xizor ze wzgard¹ potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Dzieñ, w którym zaufam takiej kreaturze jak ty, bêdzie dniem,
gdy podpiszê na siebie wyrok mierci. Ale doæ ju¿ tego, przejd-
my do interesów.
Nie ma sprawy obrazi³ siê Kudar Mubat. Jak sobie
¿yczysz. Machn¹³ przedni¹ koñczyn¹. Proszê, mów.
Odpuæmy sobie gratulacje za osi¹gniêcie za³o¿onych ce-
lów naszego planu, to znaczy ca³kowitego rozpadu Gildii £owców
Nagród. Jeli zamierzasz siê p³awiæ w ciep³ym blasku chwa³y z ta-
kiego dokonania, rób to, proszê, ale kiedy jeste sam. Xizor na-
chyli³ siê w kierunku pajêczarza i doda³ twardszym g³osem: Ale
teraz mamy jeszcze sporo do zrobienia, jeli chcemy cieszyæ siê
wynikami. Przecie¿ nie da siê skonstruowaæ takiej intrygi i uru-
chomiæ jej, nie powoduj¹c pewnych powiedzmy, zasz³oci, któ-
re nale¿y usun¹æ.
W istocie sumiennie potwierdzi³ Kudar Mubat. Jest
dok³adnie tak, jak mówisz, mój drogi Xizorze. Niektórzy mimo-
wolni uczestnicy naszych intryg mog¹ nie byæ zbyt zadowoleni
z roli, jak¹ im przysz³o odegraæ.
To prawda. Xizor przyzna³ siê ju¿ do tego przed sob¹.
Szturmowiec nie stanowi wielkiego problemu rzek³. Sam
fakt, ¿e Trhin Vossont wykona³ rozkazy, jakie mu wydano, a po-
tem odegra³ swoj¹ rolê w naszej ma³ej maskaradzie, wskazuje na
pewn¹ naiwnoæ z jego strony. To siê czêsto zdarza wojskowym;
s¹ przeszkoleni, by ufaæ swoim zwierzchnikom. Szturmowcy im-
perialni nie mogliby przetrwaæ, gdyby pozwoli³o siê na w¹tpliwoci
w ich szeregach. A w przypadku Vossonta za dobre odegranie
roli obiecano mu sowit¹ nagrodê.
Naprawdê? pajêczarz przekrzywi³ g³owê. A co w³aci-
wie przyrzek³ Vossontowi Imperator Palpatine?
Emeryturê wzruszy³ ramionami ksi¹¿ê Xizor. Skromn¹
emeryturê w nagrodê za lata s³u¿by w oddzia³ach szturmowców.
Musisz pamiêtaæ, ¿e niewielu z nich do¿ywa takiego wieku, by
cieszyæ siê emerytur¹. Bior¹c pod uwagê to, przez co przechodz¹,
184
i co musz¹ jeszcze po drodze zrobiæ, nale¿y przypuszczaæ, ¿e spo-
kój i cisza na stare lata stanowi¹ szczyt ich marzeñ.
Jakie¿ to wzruszaj¹ce. A co zamiast tego dostanie Trhin
Vossont?
Zostaw to mnie zimno odpar³ Xizor. Nie mia³ osobicie
nic przeciwko temu szturmowcowi; cokolwiek mu siê przydarzy,
bêdzie to po prostu absolutn¹ koniecznoci¹. Vossont sta³ siê
czym, czego nale¿y siê pozbyæ, zanim narobi k³opotów i wstydu
autorom tego planu, w którym tak doskonale odegra³ niezmiernie
istotn¹ rolê. Starzy ¿o³nierze lubi¹ opowiadaæ o swoich przygo-
dach. Jeli jakie niedyskretne szczegó³y przedostan¹ siê do wia-
domoci publicznej, na przyk³ad jak oszukano i wymordowano
pozosta³ych szturmowców, bêdzie to mia³o powa¿ny wp³yw na
morale tych, którzy pozostali w s³u¿bie Palpatinea. Sojusz Rebe-
liantów mo¿e wykorzystaæ te informacje i zachêcaæ szturmowców
do masowych ucieczek, oferuj¹c im bezpieczn¹ przystañ z dala od
szar¿y oficerskich i niegodziwego Imperatora. I tylko z tego po-
wodu Trhin Vossont nie dostanie w nagrodê spokojnej emerytu-
ry, któr¹ mu obiecano zbyt du¿o wiedzia³. Xizor ju¿ zapewni³
Imperatora, ¿e za³atwi sprawê Vossonta raz na zawsze.
A co z Bob¹ Fettem? W g³osie Kudara Mubata zabrzmia-
³o rozbawienie. Zlikwidowanie tej akurat drobnej niedogodnoci
mo¿e byæ odrobinê trudniejsze. W koñcu nie nale¿y on do tego
samego gatunku ufnych istot co Trhin Vossont.
To ju¿ mój problem. I zajmê siê nim. Xizor rozwa¿y³ spra-
wê z nale¿yt¹ starannoci¹. Niestety, i to zarówno dla niego, jak
i dla Boby Fetta, jedyne mo¿liwe rozwi¹zanie by³o takie samo jak
to, które zastosuje w przypadku szturmowca Vossonta. Xizor mia³
jedn¹ generaln¹ zasadê: nigdy nie stwarzaæ sytuacji, w której kto
móg³by uzyskaæ nad nim przewagê. Ju¿ dawno zdecydowa³, ¿e
tylko g³upiec daje do rêki broñ potencjalnemu wrogowi. Podobnie
nierozs¹dne by³o pozostawiaæ broñ w miejscu, gdzie wróg móg³by
j¹ znaleæ i zabraæ. A we wszechwiecie, w którym ¿y³ i dzia³a³,
ka¿dy stawa³ siê wczeniej czy póniej wrogiem i bezpieczniej by³o
zrobiæ takie za³o¿enie od samego pocz¹tku.
Boba Fett mia³ jedn¹ z najlepszych sieci szpiegowskich w galak-
tyce. Przyczyni³a siê ona znacznie do jego sukcesu jako ³owcy na-
gród. Rozs¹dek ka¿e przypuszczaæ, ¿e niektóre z tych róde³ infor-
macji mog¹ znajdowaæ siê w szeregach samego Czarnego S³oñca. Fett
mo¿e jeszcze nie wiedzia³, ¿e to w³anie ksi¹¿ê Xizor zapocz¹tkowa³
185
zniszczenie Gildii £owców Nagród, ale prawda mog³a wyjæ na jaw
w ka¿dej chwili. Szaleñstwem by³oby dopuciæ do sytuacji, gdy Boba
Fett, z jego wyrafinowanym umys³em i apetytem na kredyty, zdobê-
dzie i wykorzysta tak cenn¹ i niebezpieczn¹ informacjê. Nawet jeli
wyeliminuje siê Bobê Fetta, problem pozostanie, poniewa¿ inni mogli
siê o tym dowiedzieæ od niego. Zbyt wiele istot chowa³oby wówczas
urazê do Xizora. Nawet gdyby uda³o mu siê uciec przed ka¿dym
³owc¹ nagród, który czuje jeszcze sentyment do starej organizacji,
skomplikowa³oby to niezmiernie jego egzystencjê. A wystarczy³by
tylko jeden z odrobin¹ szczêcia, aby wszelkie jego plany dotycz¹ce
Czarnego S³oñca obróci³y siê w nicoæ wraz z ¿yciem.
Nie, pomyla³ Xizor. Ju¿ podj¹³ decyzjê. Milczenie Fetta rów-
na³o siê jego mierci. Nie mo¿na by³o z tego zrezygnowaæ.
Jestem ca³kiem pewien zamrucza³ Kudar Mubat ¿e
siê tym zajmiesz ze zwyk³¹ sobie skutecznoci¹. W to nie w¹tpiê,
mój drogi Xizorze. Pozostaje tylko pytanie: kiedy? Wolê spaæ spo-
kojnie w tej skromnej sieci, bezpieczny poród moich skarbów,
nie dopuszczaj¹c wiadomoci, ¿e ³owcy nagród ¿ywi¹ do mnie
jak¹ urazê. ¯yczê sobie wspó³¿yæ z moimi braæmi w ca³ej galak-
tyce tak pokojowo, jak to tylko mo¿liwe. Myl, ¿e gdzie tam
kr¹¿y sobie Boba Fett i ma wobec mnie nieprzyjemne zamiary,
doprawdy le wp³ynê³aby na mój sen.
Nie obawiaj siê ponuro odrzek³ Xizor. On tak¿e podj¹³
ju¿ decyzjê w tej sprawie. Jeli pozosta³ jaki ba³agan do uprz¹t-
niêcia, nale¿y siê nim czym prêdzej zaj¹æ i wysprz¹taæ go do naj-
drobniejszego lub potencjalnie najcenniejszego py³ku. £owca
nagród Boba Fett pewnie jeszcze nieraz przyda³by siê w przysz³o-
ci zarówno Imperium, jak i Czarnemu S³oñcu. W pewnych spra-
wach by³ najbardziej niezast¹pion¹ istot¹ w ca³ej galaktyce jeli
tylko kogo by³o staæ na jego us³ugi.
W dodatku, musia³ przyznaæ Xizor, czu³ dla ³owcy nagród
pewien podziw. Skutecznoæ i okrucieñstwo Boby Fetta by³y ce-
chami doprawdy inspiruj¹cymi. Xizor czêsto stawia³ je za przy-
k³ad do naladowania swoim podw³adnym z Czarnego S³oñca.
Gdyby usun¹æ Bobê Fetta, galaktyka by³aby milszym i spokojniej-
szym miejscem a taka myl nape³nia³a Xizora odraz¹.
Có¿ za paradoks, ¿e okrucieñstwo wymaga eksterminacji tych
najokrutniejszych, zastanawia³ siê. Gdyby jednak przysz³o co do
czego i musia³by wybieraæ miêdzy ¿yciem w³asnym a Boby Fetta,
ten ostatni nale¿a³by ju¿ do historii.
186
Jestem istot¹ zrodzon¹ dla zmartwieñ, taka jest moja natu-
ra pajêczarz wykona³ przednimi odnó¿ami gest w kierunku st³o-
czonych wokó³ siebie zawi¹zków. Mam tyle pracy, tyle pracy!
I muszê przyznaæ, ¿e jestem bardzo zaniepokojony. Planujesz za-
j¹æ siê Bob¹ Fettem. Wielu ju¿ próbowa³o zaj¹æ siê nim w prze-
sz³oci i wynik okaza³ siê bardzo niepomylny, ale dla tych nie-
opatrznych istot.
Taka jest w³anie ró¿nica pomiêdzy nimi a mn¹. Jeli ja siê
czym zajmujê, to skutecznie. Nie zapominaj, ¿e mam za sob¹ nie
tylko potêgê Imperium, ale i Czarnego S³oñca. Boba Fett nigdy
jeszcze nie stawi³ czo³a takiej kombinacji. Jedn¹ spraw¹ jest triumf
nad band¹ lamazarnych Huttów i podobnych im stworzeñ, mizer-
nych, ma³o znacz¹cych, pozbawionych sieci informatorów i odpo-
wiednich wp³ywów, a co innego prze¿yæ w starciu z si³ami, jakie ja
mam na swoje rozkazy.
Twoja wiara w siebie, drogi Xizorze, jest tak wielka, ¿e w po-
kornych istotach, takich jak ja, mo¿e budziæ jedynie szacunek.
Tak te¿ byæ powinno. Falleeñski ksi¹¿ê zarzuci³ sobie na
pier skraj p³aszcza. By³ ju¿ gotów, aby opuciæ sieæ i zaj¹æ siê dal-
szymi przygotowaniami. Twoim jedynym problemem, Kudarze
Mubacie, powinno byæ w³aciwe odegranie roli w ostatnim etapie
naszego planu.
Pajêczarz skuli³ siê w swoim pneumatycznym gniedzie.
Moje umiejêtnoci aktorskie s¹ tak mizerne
Do tej pory bardzo dobrze ci sz³o odpar³ Xizor. To dziêki
twoim k³amstwom uda³o siê wci¹gn¹æ Bobê Fetta w nasz¹ intrygê
skierowan¹ przeciwko Gildii £owców Nagród. Wtedy da³ siê na-
braæ, bo nie mia³ powodu, ¿eby ci nie wierzyæ. Teraz równie¿ nie
ma powodu ci nie ufaæ. Fett ma w swoim posiadaniu pewien to-
war, jak on i inni ³owcy nagród zwykli nazywaæ swoje ofiary; to
znaczy Trhina Vossonta, który jest uwa¿any za imperialnego sztur-
mowca renegata. Ty, pajêczarz Kudar Mubat, trzymasz w depo-
zycie nagrodê za dostarczenie tego towaru i masz j¹ wyp³aciæ. Zga-
dza siê? Xizor podniós³ wzrok w kierunku jednego z wiêkszych
zawi¹zków zwisaj¹cych z w³óknistej ciany obok Kudara Mubata.
To prawdziwe i sprawdzone stwierdzenie odpar³ zawi¹-
zek imieniem Bilans dotycz¹ce pewnej kwoty kredytów zdepo-
nowanej w sieci. Ca³a kwota nagrody za imperialnego szturmowca
Vossonta jest w tej chwili w naszym posiadaniu. Dok³adnie tak
jak pan mówi, ksi¹¿ê Xizorze.
187
I w³anie tym siê trochê denerwujê. Twórca zawi¹zku
niespokojnie poruszy³ siê w swoim gniedzie. To znaczna suma
kredytów jak na moje mo¿liwoci, mo¿e najwiêksza, jak¹ kiedy-
kolwiek dysponowa³em naraz w mojej sieci. Zawsze uwa¿a³em,
¿e najrozs¹dniej jest powierzaæ aktywa znanym i szanowanym pla-
netarnym instytucjom bankowym w ramach granic kontrolowa-
nych przez Imperium. Czujê siê bardzo ods³oniêty i samotny, za-
wieszony tak daleko w pustej przestrzeni.
Nikt nigdy ciê nie ograbi, Kudarze Mubacie, twoje us³ugi
s¹ zbyt cenne dla wielu istot. Poza tym moja Megiera stacjonuje
tu niedaleko wraz z kilkoma innymi statkami nale¿¹cymi do floty
operacyjnej Czarnego S³oñca. Ich si³a ognia powinna byæ dla cie-
bie wystarczaj¹c¹ ochron¹, dopóki nagroda bezpiecznie nie opuci
twojej sieci.
Mo¿e i tak Kudar Mubat nie wydawa³ siê ca³kowicie
usatysfakcjonowany odpowiedzi¹. Ale czy to wystarczy, by
ochroniæ mnie przed Bob¹ Fettem?
Zostaw ³owcê nagród mnie odpar³ Xizor. Ty musisz tyl-
ko odegraæ swoj¹ rolê. Dla kogo, komu k³amstwo przychodzi
z tak¹ ³atwoci¹, nie powinno to byæ zadanie przekraczaj¹ce jego
mo¿liwoci.
Odwróci³ siê, czuj¹c, ¿e ma serdecznie doæ protestów pajê-
czarza. Przechodz¹c ciasnym centralnym korytarzem sieci, s³y-
sza³, jak pajêczarz prycha i be³kocze za jego plecami.
W kilka minut póniej Xizor, czekaj¹c w obszarze portowym
sieci, a¿ niewielki wahad³owiec przeniesie go z powrotem na po-
k³ad Megiery, us³ysza³ nagle inny g³os. Cichutki g³osik w okolicy
swojej g³owy.
Wybacz, ale zastanawia³em siê, czy nie moglibymy zamie-
niæ ze sob¹ kilku s³ów. Tylko pan i ja zaszemra³ g³osik.
Xizor obejrza³ siê i spostrzeg³ zawi¹zek ksiêgowy imieniem
Bilans, zwisaj¹cy g³ow¹ w dó³ z w³óknistego sklepienia.
Czego chcesz?
Tego, co powiedzia³em wyjani³ Bilans starannie modulo-
wanym szeptem. Dwa s³owa. Na tematy, które bêd¹ dla nas obu
zarówno interesuj¹ce, jak i zyskowne.
I zyskowne dla twojego pana Kudara Mubata, prawda?
Xizor potrz¹sn¹³ g³ow¹. Mniej wiêcej orientujê siê, jak zbudo-
wana jest sieæ pajêczarza. Wszystko tu zosta³o wysnute z w³asnej
tkanki Kudara Mubata. Spojrza³ w b³yszcz¹ce oczka Bilansa,
188
wiedz¹c, ¿e to tak, jakby patrzy³ w przenikliwe, po¿¹dliwe lepia
Kudara Mubata. Nie móg³ zrozumieæ, dlaczego Kudar Mubat
zabawia³ siê w takie gry i po co wys³a³ w lad za nim jeden ze
swych na wpó³ niezale¿nych zawi¹zków. Czy on myli, ¿e mnie
tak ³atwo oszukaæ? oburzy³ siê Xizor.
Ju¿ powiedzia³em wszystko, co mia³em mu do powiedze-
nia, przynajmniej na razie odezwa³ siê do zawi¹zku.
Mylê, ¿e le pan interpretuje sytuacjê spokojnie odpar³
Bilans. Podobnie jak to, z kim pan w³aciwie rozmawia.
Wisz¹c ³ebkiem w dó³, zawi¹zek podsun¹³ siê nieco bli¿ej Xi-
zora. Jeden z jego drobnych pazurków podtrzymywa³ lni¹ce, bia-
³e w³ókno, wprawdzie jednym koñcem po³¹czone z cia³em Bilan-
sa, ale oderwane od struktury sieci. Widzi pan? Jestem teraz
niezale¿ny. Kiedy pan ze mn¹ rozmawia, Kudar Mubat nie wie
o tym. Chyba ¿e ja tego zechcê.
Xizor podejrzliwie zmierzy³ wzrokiem zawi¹zek.
Uda³o ci siê od³¹czyæ od sieci? To bardzo sprytne z twojej
strony ale jak to siê dzieje, ¿e Kudar Mubat nie uwiadamia
sobie, i¿ jeden z jego najcenniejszych zawi¹zków od³¹czy³ siê od
organizmu?
To proste Bilans przyci¹gn¹³ do siebie inne, grubsze w³ók-
no, prowadz¹ce wprost do niewiarygodnie skomplikowanej ple-
cionki otaczaj¹cej ich struktury. Na koñcu tego w³ókna wisia³ inny
zawi¹zek, maleñki, o ledwie widocznych pazurkach.
Kudar Mubat nie jest jedyny, który potrafi tworzyæ za-
wi¹zki. Ja równie¿ opanowa³em tê sztukê. Ten tutaj nale¿y do
mnie. Bilans podsun¹³ malutki, przywi¹zany do w³ókna orga-
nizm, aby Xizor dobrze go sobie obejrza³. S³u¿y jako zas³ona
dymna dla mnie. Wysy³a w sieæ neurosygna³y wiadcz¹ce o tym,
¿e wci¹¿ jestem jej czêci¹ i s³u¿ê wiernie Kudarowi Mubatowi.
Wierz mi, stary pajêczarz nie ma zielonego pojêcia, co siê dzieje.
Doprawdy? Xizor by³ pod wra¿eniem zarówno zmylno-
ci zawi¹zku jak i mo¿liwoci, jakie ona otwiera³a. Kudar
Mubat ju¿ od d³u¿szego czasu dzia³a³ mu na nerwy. Mo¿e u¿y-
tecznoæ pajêczarza zbli¿a³a siê do kresu Masz chyba racjê
w jednej sprawie
To znaczy? okr¹g³e, lni¹ce oczka Bilansa zajrza³y Xizo-
rowi w twarz.
Mamy wiele spraw do omówienia.
189
R O Z D Z I A £
!
DZI
Nie móg³ przestaæ myleæ o ³owcy nagród.
Kuat wiedzia³, ¿e traci czas. Przesz³oæ nale¿a³a do przesz³oci
i nie mo¿na by³o jej zmieniæ. S¹ sprawy, które nale¿y jak najszyb-
ciej wyczyciæ, powiedzia³ sobie, spogl¹daj¹c na doki konstrukcyjne
Zak³adów Stoczniowych Kuat. Ten proces czyszczenia musi nast¹-
piæ teraz, w czasie rzeczywistym. Im bardziej siê go odsunie, tym
przykrzejsze bêd¹ tego konsekwencje. Wszystko, co osi¹gn¹³ z ta-
kim trudem, co stworzy³ z tej korporacji ród Kuatów, mo¿e zostaæ
starte w py³ przez si³y, które przeciwko niemu spiskuj¹.
Wiedzia³ o tych si³ach, wiadomoæ ta leg³a mu na duszy
mia¿d¿¹cym ciê¿arem, ale myl, jakby ci¹gana si³¹ grawitacji,
powraca³a ci¹gle do ³owcy nagród i do tego, co wydarzy³o siê
w przesz³oci.
Fett by³ kluczem do wszystkiego. Kluczem do tego, co zasz³o
wtedy, i do tego, co musi zdarzyæ siê teraz, jeli Stocznia Kuat ma
zostaæ ocalona.
By³o wiele spraw zwi¹zanych z t¹ przesz³oci¹, o których wie-
dzia³a ca³a galaktyka. Historia, która uros³a niemal do legendy,
opowiadaj¹ca o roz³amie w starej Gildii £owców Nagród i wyda-
rzeniach, które potem nast¹pi³y. Schwytanie Trhina Vossonta, im-
perialnego szturmowca renegata i to, co siê sta³o, kiedy Boba Fett
zg³osi³ siê po nagrodê
O tych sprawach wiedzieli wszyscy. A przynajmniej o wiêk-
szoci z nich.
Ale inne stanowi³y tajemnicê, ukryt¹ g³êboko pod czaszk¹
Kuata. Musia³ siê upewniæ, ¿e tajemnic¹ pozostan¹.
190
Jeli do osi¹gniêcia tego celu konieczna bêdzie mieræ innych
istot a zw³aszcza Boby Fetta to tylko godna po¿a³owania ko-
niecznoæ. Biznes to biznes.
Sam by siê pewnie ze mn¹ zgodzi³, pomyla³ Kuat, wznosz¹c
oczy ku zimnym gwiazdom wiec¹cym nad dokami. Boba Fett
raczej nie móg³by obwiniaæ go za to, ¿e dba o swoje interesy w spo-
sób tyle¿ skuteczny, co miercionony.
Kuat odwróci³ siê od wysokich ekranów widokowych. Dener-
wowa³o go, ¿e ma tyle szalenie pilnych spraw do za³atwienia, a przy
tym wci¹¿ musi zawracaæ sobie g³owê takimi drobiazgami, jak
wezwanie na konwokacjê rodów rz¹dz¹cych na planecie Kuat.
Z ciê¿kim westchnieniem zdj¹³ wspania³e szaty z rzebionego wie-
szaka, na którym wisia³y w oczekiwaniu na takie okazje.
Niby nic, a jaka odmiana.
Wystarczy³o, ¿eby Kuat ubra³ siê w oficjalne szaty o wzorze,
który wyznacza³ jego pozycjê na czele szlachetnych rodzin tego wia-
ta. Tak rzadko opuszcza³ dyrekcjê Zak³adów Stoczniowych Kuat
i jej surowe biura, których okna wychodzi³y na stoczniê, ¿e najchêt-
niej nosi³ prosty kombinezon. Taki sam jak te, których u¿ywali in¿y-
nierowie, technicy i ochrona korporacji, bez dystynkcji i rangi. Jeli
go s³uchano, to dlatego, ¿e wszyscy wiedzieli, i¿ jego autorytet opie-
ra siê na czym wiêcej ni¿ tylko genetyczna spucizna.
Nawet felinks o jedwabistej sierci, który spoczywa³ w jego
ramionach, z trudem rozpozna³ go w tej szacie, w zamaszystych
draperiach haftowanych z³otem, sp³ywaj¹cych mu z ramion. Kuat,
w³adca jednej z najpotê¿niejszych korporacji galaktyki, musia³ klêk-
n¹æ obok sto³u laboratoryjnego i przywo³ywaæ zwierz¹tko miêk-
kim, kusz¹cym g³osem. Biedactwo, pomyla³, g³aszcz¹c je za uszka-
mi. Pomruk wywo³anej pieszczot¹ rozkoszy wydoby³ siê z ma³ego
cia³ka. Jak wszyscy przedstawiciele tego dekoracyjnego, rozpiesz-
czonego gatunku felinks by³ przekonany, ¿e to on jest w³adc¹ tego
królestwa i wszelkie zmiany w dziennym rozk³adzie zajêæ przyj-
mowa³ z oburzeniem.
Tak samo jak ja, pomyla³ Kuat. Z felinksem na rêku pod-
szed³ do ekranów widokowych i wyjrza³ na zewn¹trz, gdzie mon-
towano statki i przygotowywano je do dziewiczego rejsu. By³o to
du¿e zamówienie Floty Imperialnej Palpatinea. Kad³uby naszpi-
kowano tak¹ iloci¹ broni, ¿e powinny odstraszyæ nawet najbar-
dziej szalonego przeciwnika. Dzia³a laserowe, montowane na otwar-
tych konstrukcjach, wymaga³y takich stê¿eñ i tak potê¿nych
191
korpusów poch³aniaj¹cych odrzut, ¿e wytrzyma³yby eksplozje mie-
rzone w gigatonach. Wystarczy ma³e niedopatrzenie i pojedynczy
strza³ oddany w czasie bitwy rozpruje niszczyciel lub kr¹¿ownik
na pó³. Ofiara w³asnej mierciononej si³y. Sama myl o takim zda-
rzeniu wywo³a³a smutny umiech zrozumienia na twarzy Kuata.
Musimy zawsze byæ bardzo ostro¿ni szepn¹³ do puszy-
stego ucha felinksa ¿eby nie rozwaliæ siê w³asn¹ broni¹.
Felinks leniwie poruszy³ siê w ramionach Kuata. Jego zda-
niem wszystkie plany powiod³y siê doskonale: by³ nakarmiony,
ogrzany i zadowolony. Kuat chcia³by czuæ to samo w stosunku do
wszystkich swoich planów i machinacji. Nawet teraz uruchomione
przez niego si³y kr¹¿y³y wokó³ Stoczni Kuat jak stalowe zêby nie-
widzialnej pu³apki, wiêkszej ni¿ wiaty i korporacje, na które czy-
ha³a.
Us³ysza³, ¿e otwieraj¹ siê wysokie drzwi biura. Nie ruszaj¹c
felinksa, obejrza³ siê przez ramiê.
Tak?
Szef ochrony Zak³adów Stoczniowych sta³ w smudze wiat³a
dochodz¹cej z korytarza.
Pañski osobisty transporter jest gotowy. Jak wszyscy pra-
cownicy korporacji Fenald odezwa³ siê do szefa bez zbêdnych for-
malnoci. Zabierze pana na spotkanie rodów.
Nie musisz mi przypominaæ, dok¹d siê wybieram odpar³
Kuat. Zgromadzenie wszystkich rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat
by³o jedynym powodem, dla którego w³o¿y³ ceremonialne szaty.
I jedynym powodem jego pod³ego humoru. Przepraszam do-
da³. Szef ochrony by³ jednym z jego najcenniejszych ludzi i nic nie
uczyni³, ¿eby sobie zas³u¿yæ na tak ostre s³owa. Ale to wszystko
zbieg³o siê w tak nieodpowiednim czasie
By³o to delikatnie powiedziane. Nawet gdyby Kuat musia³
martwiæ siê tylko o tempo prac konstrukcyjnych w stoczni wobec
nieustannego nacisku Imperatora Palpatinea, który chcia³ czym
prêdzej wyposa¿yæ Flotê Imperialn¹ w nowe statki potrzebne do
zd³awienia rozszerzaj¹cej siê Rebelii, by³oby to a¿ nadto. W po³¹-
czeniu jednak z innymi troskami, z których czêæ stanowi³a sekret
znany wy³¹cznie jemu to brzemiê by³o nie do udwigniêcia.
A raczej, mówi¹c precyzyjnie, by³oby to brzemiê nie do udwi-
gniêcia dla ka¿dej innej istoty rozumnej. Kuat przymkn¹³ oczy,
czubkami palców automatycznie g³adz¹c futerko felinksa. Jeli by³
inny ni¿ wszystkie istoty rozumne, to tylko dlatego, ¿e taki siê ju¿
192
urodzi³: dziedziczny dyrektor Zak³adów Stoczniowych Kuat, w któ-
rego ¿y³ach p³ynê³a krew wielu pokoleñ in¿ynierów i przywódców.
Wszystko, co robi³, robi³ z myl¹ o korporacji. W galaktyce by³o
tak wiele si³, które pragnê³y zniszczyæ Zak³ady Stoczniowe Kuat
rozerwaæ je na strzêpy lub poch³on¹æ w ca³oci. Zalicza³ siê do
nich nawet najlepszy klient korporacji Imperator Palpatine i g³ów-
ny jego pacho³ek Lord Vader. Zak³ady Stoczniowe Kuat mia³y kil-
ku prawdziwych przyjació³ wród przywódców Starej Republiki,
ale ci zostali zmieceni po drodze Imperatora Palpatinea do w³adzy
absolutnej. A teraz przetrwanie korporacji zale¿a³o tylko od inteli-
gencji i odwagi tych, którzy j¹ prowadzili.
W dodatku zaraz wsi¹d¹ mu na kark rz¹dz¹ce rody Kuat
Nie musi pan przepraszaæ szef ochrony umiechn¹³ siê
smutno. Kiedy, jeli w ogóle, bêdzie w³aciwa pora, ¿eby siê
z nimi rozprawiæ?
Masz niestety racjê przyzna³ Kuat. Mimo protestów fe-
linksa zdj¹³ go z piersi i u³o¿y³ w wycie³anym koszyku w pobli¿u
warsztatu. Zwierzak natychmiast wyskoczy³ z pos³ania i pomasze-
rowa³ do miski z jedzeniem, wysoko unosz¹c puszysty ogon. Kuat
strzepn¹³ kilka jego jedwabistych w³osów z szaty.
Niech bêdzie rzek³ znu¿onym g³osem. Miejmy to ju¿ za
sob¹.
Fenald starannie zamkn¹³ drzwi biura, po czym pod¹¿y³ w lad
za Kuatem do doków.
Zebra³em mo¿liwie najwiêcej informacji na temat spotka-
nia mówi³ po drodze. Oprócz innych zadañ Fenald obarczony
by³ tak¿e nadzorem lub, mówi¹c brutalnie, szpiegowaniem ro-
dów rz¹dz¹cych planet¹. Wszystko wskazuje na to, ¿e bêdzie
tam Knylenn Starszy. Osobicie.
Ten stary g³upiec? Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹. Starszy zawsze
by³ jego g³ównym oponentem w radzie rz¹dz¹cej rodami. Z wszyst-
kich rodów to w³anie Knylenn najbardziej za¿arcie, i to ju¿ od
stuleci, walczy³ przeciwko Wy³¹cznoci Dziedziczenia, dziêki któ-
rej linia Kuat wci¹¿ trzyma³a w garci Zak³ady Stoczniowe. Je-
stem zaskoczony, ¿e zdo³ali go wyci¹gn¹æ z systemów podtrzyma-
nia ¿ycia.
M³odsi cz³onkowie rodu wykorzystuj¹ Starszego jako pierw-
sz¹ liniê. Zaprojektowali i zbudowali dla niego nowy, przenony
system podtrzymywania ¿ycia, w którym w razie koniecznoci Star-
szy mo¿e przybyæ na takie spotkanie. Szef ochrony uniós³ brew.
193
Bardzo kosztowny system. Z tego, co wiem, ma wbudowanych
kilka redundancyjnych poziomów inteligencji robota pierwszej ka-
tegorii, z ci¹g³ym monitorowaniem w czasie rzeczywistym wszyst-
kich funkcji ¿yciowych. Ma nawet kriomagazyn najwa¿niejszych
organów, z ca³kowitym zniesieniem reakcji immunologicznej na
poziomie komórkowym, gotów do przeszczepu na pierwsz¹ ozna-
kê zak³óceñ w pracy p³uc i serca lub nerek i w¹troby. Starszy mo¿e
byæ poddawany transplantacji serca w chwili, gdy bêdzie pan z nim
rozmawia³, a pan siê nawet nie zorientuje, chyba ¿e po wiate³kach
migaj¹cych na przednim panelu.
Czaruj¹ce odpar³ Kuat. Oczywicie, je¿eli przyj¹æ, ¿e
od pocz¹tku mia³ w sobie taki organ.
Widzia³ ju¿ przed sob¹ s³u¿by dokowe, czekaj¹ce u otwartego
w³azu jego osobistego transportera.
Kto jeszcze tam bêdzie?
Stara gwardia: wszyscy Knylennowie, ich telbuny i krewni,
klan Kuhlvultów i ich morganatyczni wasale, pewnie jeszcze spo-
ro Kadnessich.
Kuat zatrzyma³ siê na rodku korytarza i spojrza³ na Fenalda.
To wiêcej ni¿ zwykle.
Szef ochrony przytakn¹³.
To wielki spêd, panie in¿ynierze. Knylennowie próbuj¹ obaliæ
Wy³¹cznoæ Dziedziczenia od czasów, kiedy korporacj¹ rz¹dzi³ jesz-
cze pañski dziadek. Powo³ali siê na wszystkie d³ugi wdziêcznoci,
jakie którykolwiek z rz¹dz¹cych rodów móg³ mieæ wobec nich,
i s¹dz¹, ¿e dzi to za³atwi¹.
Mo¿e i za³atwi¹. Kuat przystan¹³ obok otwartego w³azu
transportera. Pracownicy doku cofnêli siê. Mo¿e powinienem im
pozwoliæ. A wtedy sprawy interesów z Imperium i ca³¹ reszt¹ spad-
n¹ na g³owê kogo innego. Cianiej otuli³ siê ceremonialn¹ szat¹,
aby zmieciæ siê w w¹skiej kabinie pasa¿erskiej transportera. Obej-
rza³ siê na Fenalda. Co o tym s¹dzisz?
To pan musi podj¹æ tak¹ decyzjê. Ale by³by to koniec Za-
k³adów Stoczniowych Kuat jako niezale¿nej korporacji. ¯aden inny
z rz¹dz¹cych rodów nie ma si³ ani odwagi, aby zmierzyæ siê z Pal-
patineem.
Czasami mylê, ¿e odwaga to po prostu uprzejmiejsza na-
zwa szaleñstwa mrukn¹³ Kuat. Zebra³ wokó³ siebie szerokie i nie-
wygodne fa³dy i wszed³ do transportera. Jestem stary i zmêczo-
ny a przynajmniej tak siê czujê, wiêc wychodzi na to samo.
13 Spisek Xizora
194
Musia³ schyliæ g³owê, ¿eby obejrzeæ siê na postaæ stoj¹c¹ we
w³azie.
Mo¿e zamiast jechaæ tam i mêczyæ siê z tymi nudnymi kre-
aturami, powinienem polecieæ od razu na Coruscant. Móg³bym
dogadaæ siê z Palpatineem: jeli poddam siê teraz i pozwolê mu
obj¹æ Zak³ady Stoczniowe Kuat, zaoszczêdzê mu mnóstwo pro-
blemów. Mo¿e z wdziêcznoci przyzna mi emeryturê i to doæ
wysok¹, ¿ebym spokojnie móg³ siê urz¹dziæ na jakiej zapomnia-
nej planecie.
Panie in¿ynierze, podejrzewam, ¿e jeli Imperator Palpatine
dostanie od pana to, czego chce, po prostu pana wyeliminuje.
Kuat zmusi³ siê do ponurego pó³umieszku.
Wierzê, ¿e masz racjê. Usadowi³ siê w dwuosobowej ka-
binie pasa¿erskiej transportera. A zatem nie mam wyboru, praw-
da? Muszê lecieæ i stawiæ czo³a Knylennom i ca³ej reszcie rz¹dz¹-
cych rodów.
Nie, nie ma pan lakonicznie potwierdzi³.
W takim razie odpar³ Kuat moje obowi¹zki i moje czy-
ny stanowi¹ jedno.
Znów odwróci³ siê do wnêtrza transportera.
Fenald po³o¿y³ d³oñ na przedramieniu Kuata.
Panie in¿ynierze, nie musi pan jednak spe³niaæ tych obo-
wi¹zków samotnie.
Kuat spojrza³ na szefa ochrony.
Co masz na myli?
To szaleñstwo, aby pan lecia³ tam sam. Knylennowie i po-
zostali prawdopodobnie planuj¹ dla pana jak¹ niemi³¹ niespodzian-
kê. Powinien pan wzi¹æ ze sob¹ ka¿d¹ pomoc, jak¹ zdo³a pan
zorganizowaæ.
Mo¿e masz racjê. Ale to nie znaczy, ¿e j¹ dostanê.
Mam nadziejê, ¿e wybaczy mi pan niedelikatnoæ z mojej
strony, panie in¿ynierze, ale podj¹³em inicjatywê skontaktowania siê
z Mistrzem Etykiety rodów rz¹dz¹cych. Fenald lekko skin¹³ g³o-
w¹, cofaj¹c d³oñ z rêkawa ceremonialnej szaty Kuata. A on doko-
na³ innej interpretacji jednego z punktów protoko³u. Skoro Knylen-
nowie przyprowadzaj¹ na to spotkanie swoje telbuny, normalne
ograniczenia nie maj¹ zastosowania. Wed³ug kodeksu rodowego
przodków telbuny s¹ technicznie obcymi osobami, a nie prawdzi-
wymi cz³onkami rodzin. Aby zatem zachowaæ pe³n¹ sprawiedliwoæ,
ród Kuatów ma prawo wprowadziæ na spotkanie obc¹ osobê.
195
Rozumiem. Kuat zastanowi³ siê na chwilê nad us³yszan¹
informacj¹. A ty sugerujesz, ¿e powiniene mi towarzyszyæ.
To wiêcej ni¿ sugestia, panie in¿ynierze. Ja nalegam.
Kuat spojrza³ uwa¿niej na swego szefa ochrony.
Dlaczego tak bardzo chcesz znaleæ siê na tym spotkaniu?
Rody rz¹dz¹ce Kuatem to ma³o rozrywkowa banda.
Tak jak mówi³em oni co knuj¹.
Jaki masz dowód mówiê o namacalnym dowodzie na
to podejrzenie?
Fenald milcza³ przez chwilê, zanim udzieli³ odpowiedzi.
Nie mam dowodu rzek³ wreszcie po prostu czujê przez
skórê.
Odpowied szefa ochrony zaniepokoi³a Kuata. Fenald znany
by³ z tego, ¿e dzia³a³ tylko na podstawie faktów i dowodów, nama-
calnych jak durastal stosowana w dokach budowlanych Zak³adów
Stoczniowych Kuat. A jednak
Dobrze zdecydowa³ Kuat, wskazuj¹c na w³az transporte-
ra. Ruszajmy ju¿ lepiej. Bêd¹ na nas czekaæ.
W kilka standardowych jednostek czasu póniej pilot osobi-
stego transportera zni¿y³ statek nad gêsto zalesione obszary l¹du
na planecie Kuat. Dla Kuata z Zak³adów Stoczniowych ogl¹danie
takiej masy organicznej zieleni by³o znacznie mniej przyjemne ni¿
kontemplowanie twardych, zimnych kszta³tów spawanej laserowo
durastali w jego w³asnych dokach.
Jedna z m³odszych cz³onkiñ klanu Kuhlvult, która zaledwie
osi¹gnê³a status doros³ej osoby, wysz³a na spotkanie osobistego
transportera Kuata.
S¹ miêdzy nami tacy, którym mi³o bêdzie ciê zobaczyæ
rzek³a Kodir z Kuhlvult. Kiedy odprowadza³a ich do sali spotkañ
rz¹dz¹cych rodów, jej ruchy w ceremonialnych szatach mia³y tyle
wdziêku, ¿e Kuat nawet nie próbowa³ ich naladowaæ. Nie wszy-
scy s¹ zadowoleni z niespodzianki, jak¹ Knylennowie przygoto-
wali na to spotkanie.
Doprawdy? id¹c obok, Kuat uwa¿nie obserwowa³ twarz
m³odej kobiety, chc¹c siê zorientowaæ w jej intencjach. A dla-
czegó¿ to?
Umiech Kodir by³ bardziej przebieg³y ni¿ przyjazny.
Wiemy, ¿e ród Kuatów zarz¹dza Zak³adami Stoczniowymi
Kuat; wasza rodzina sprawi³a, ¿e ta planeta od wielu pokoleñ jest
jednym z bogatszych wiatów w galaktyce. Tak by³o za czasów
196
starej Republiki i tak jest teraz, pod rz¹dami Imperatora Palpati-
nea. Takie zas³ugi powinny byæ nagrodzone, dlatego inne rody
dawno temu przyjê³y prawo Wy³¹cznoci Dziedziczenia. Prze-
chyli³a g³owê, z szacunkiem spuszczaj¹c oczy. I dlatego niektó-
rzy z nas chcieliby, aby tak pozosta³o.
Kuat szed³ w milczeniu obok Kodir. Szef ochrony wlók³ siê
kilka kroków z ty³u. Wy³¹cznoæ, myla³ Kuat. Wszystko sprowa-
dza siê tylko do tego. I to od bardzo dawna.
Co m¹drzejsi w rz¹dz¹cych rodach, jak wspomnia³a Kodir
z Kuhlvult, zamierzali utrzymaæ prawo Wy³¹cznoci Dziedzicze-
nia. Ci ambitniejsi, tacy jak Knylennowie, woleliby je wyelimino-
waæ. Tylko Wy³¹cznoæ bowiem powstrzymywa³a ich od zagar-
niêcia w³adzy nad innymi rodami i przejêcia kontroli nad Zak³adami
Stoczniowymi Kuat, najwiêkszym ród³em bogactwa ich wiata.
Poród licznych rodów rz¹dz¹cych planet¹ Kuat tylko linia rodu
Kuat przekazywa³a z ojca na syna ca³e dziedzictwo genetyczne
taka by³a jedyna intencja i jedyny efekt Wy³¹cznoci. We wszyst-
kich innych rodach zdecydowanie przewa¿a³a regu³a nieci¹g³oci ³añ-
cucha genetycznego. Spadkobiercami rz¹dz¹cych rodów byli zatem
nie bezporedni potomkowie obecnych doros³ych ich cz³onków, lecz
raczej dzieci telbunów, wybranych specjalnie w celu przed³u¿enia
rodu. Niestety, taki uk³ad szybko okaza³ siê niedoskona³y, zw³aszcza
gdy telbuny, wybierane raczej ze wzglêdu na fizyczne piêkno ni¿ na
inteligencjê i inne korzystne czynniki genetyczne konieczne do za-
rz¹dzania Zak³adami Stoczniowymi Kuat, z braku kompetencji omal
nie doprowadzi³y korporacji do bankructwa. Tymczasem Wy³¹cz-
noæ Dziedziczenia skutecznie chroni³a liniê rodu Kuat wraz z jej
wrodzonymi talentami niezbêdnymi do odnoszenia sukcesu w inte-
resach i utrzymywa³a j¹ na kierowniczym stanowisku. Wy³¹cznoæ
Dziedziczenia, jak dobrze wiedzia³ Kuat z Kuatów, dawa³a jeszcze
dodatkow¹ korzyæ utrzymywa³a w ryzach chorobliwie wybuja³e
ambicje rodów rz¹dz¹cych i powstrzymywa³a arystokracjê tego wia-
ta od konspiracji i morderstw, prowadz¹cych do przejêcia Zak³adów
Stoczniowych Kuat przez ich rzeczywistego syna lub córkê.
Gdyby to tylko sprawy siê na tym koñczy³y, myla³ Kuat z Ku-
atów. I gdyby to by³ koniec ambicji i konspiracji. Nic z tego. Kny-
lennowie od dawna usi³owali podkopaæ liniê, która nie pozwala³a
ich rodowi wznieæ siê na wy¿yny w³adzy w hierarchii ich wiata.
W³anie Knylennowie najbardziej agresywnie walczyli z panuj¹cy-
mi ograniczeniami, wybieraj¹c swoje telbuny z ograniczonej puli
197
kandydatów. Kr¹¿y³y plotki, rozsiewane przez inne rody, ¿e w isto-
cie telbuny Knylennów by³y dzieæmi obecnych doros³ych Knylen-
nów, zrodzonymi w tajemnicy w ró¿nych miejscach poza planet¹
i przeszmuglowanymi z powrotem, niczym infanci w przebraniu.
I rzeczywicie, w ci¹gu ostatnich kilku pokoleñ fizyczne podobieñ-
stwo pomiêdzy Knylennami a ich wybranymi dziedzicami sta³o siê
podejrzanie wyrane.
Tymczasem dziedziczka rodu Kuhlvult, id¹ca u boku Kuata
z Kuatów, zosta³a z ca³¹ pewnoci¹ wybrana z powodu urody
i wdziêku umiênionego, smuk³ego cia³a. Musia³ dobrze wyci¹gaæ
nogi, ¿eby dorównaæ jej d³ugim krokom, wzdymaj¹cym szerokie,
ceremonialne szaty. Widaæ by³o, ¿e dopiero niedawno objê³a swo-
je dziedzictwo. Kuat przypomnia³ sobie, ¿e s³ysza³ prawdopo-
dobnie od szefa ochrony jakoby niedawno jeden ze Starszych
Kuhlvultów zmar³, a jego dziedzic obj¹³ najwy¿sze stanowisko w ro-
dzie. Kuat by³ wdziêczny, ¿e niezale¿nie od motywów, jakie kiero-
wa³y rodzin¹, aby w³anie j¹ wybraæ na telbuna a Kuhlvultowie
znani byli z tego, ¿e mieli s³aboæ do ³adnych twarzyczek na
stanowisku znalaz³a siê ostatecznie osoba o doæ bystrej inteligen-
cji, aby przejrzeæ wszystkie knowania Knylennów.
Nie wiadomo, czy to wystarczy. A czy jest wiêcej takich Ko-
dir z Kuhlvultów w innych rodach to siê oka¿e dopiero na miej-
scu. Kuat ruszy³ w stronê miejsca spotkania, starannie ukrywaj¹c
ponure przeczucia.
Na szczêcie ¿aden z Knylennów ani ich wspólników nie zg³o-
si³ obiekcji co do udzia³u w obradach rodów rz¹dz¹cych szefa ochro-
ny Kuata. Strategicznie by³by to du¿y b³¹d, gdyby ju¿ na samym
pocz¹tku obrad odwo³aæ siê oficjalnie do zwi¹zanych z tradycj¹
kodeksów ustalaj¹cych relacje pomiêdzy rodami. Lepiej udawaæ,
¿e wszyscy jestemy przyjanie nastawieni przynajmniej przez
jaki czas, pomyla³ Kuat. Niech Knylennowie ponios¹ konsekwen-
cje pierwszego wrogiego gestu.
Kuat, twoja obecnoæ jest mile widziana.
G³os by³ mu znajomy. Pamiêta³ go z czasów, kiedy po raz
ostatni opuci³ produkcyjne sanktuarium Zak³adów Stoczniowych
Kuat i wróci³ do rodzinnego wiata. Obejrza³ siê i skinieniem g³o-
wy potwierdzi³, ¿e poznaje rozmówcê.
Rozumiem, ¿e mamy wiele do omówienia rzek³.
To prawda. Ostr¹ jak topór twarz Khossa z rodu Kny-
lenn przeci¹³ krzywy umieszek. Ceremonialne szaty le¿a³y na nim
198
doskonale; widocznie by³ to jego ulubiony strój. Mam nadziejê,
¿e chêtnie wys³uchasz g³osu równych sobie wskaza³ szefa ochro-
ny stoj¹cego tu¿ za Kuatem. Wiem, jakie to mêcz¹ce przebywaæ
ci¹gle w otoczeniu podw³adnych i wys³uchiwaæ ich czêsto pochleb-
nych, ale k³amliwych g³osów.
Ró¿owawy, nie rzucaj¹cy cienia blask oblewa³ postacie w pa-
radnych szatach. By³o ich ponad czterdzieci; to najwiêksza liczba
cz³onków rz¹dz¹cych rodów, jak¹ Kuat kiedykolwiek widzia³ ze-
bran¹ w jednym miejscu. Opalizuj¹ca kopu³a rozprasza³a wiat³o
s³oneczne. W tym ³agodnym owietleniu nawet najbardziej po-
marszczeni i wredni Starsi obojga p³ci wydawali siê dobrotliwymi,
sympatycznymi istotami. M³odsi zgromadzeni oraz wybrane przez
rody telbuny w splendorze szat i urody wydawali siê niemal boga-
mi. Sztuka poprawiania natury granicz¹ca z oszustwem mog³a roz-
win¹æ siê do tego stopnia tylko na planecie Kuat. Dochody z Zak³a-
dów Stoczniowych, najwiêkszego dostawcy pojazdów wojskowych
dla Imperium, umo¿liwia³y panuj¹cym rodom skoncentrowanie siê
na tym, co same uwa¿a³y za istotne: powierzchowny blichtr, wieczna
ob³uda. Kuat z Kuatów zastanawia³ siê, dlaczego który z nich
chce zmieniæ ten uk³ad finansowy wy³¹cznie po to, by zaspokoiæ
ambicje Knylennów.
Nie otaczam siê pochlebcami odpar³ Kuat. Kiedy chodzi
o projektowanie, lepiej jest us³yszeæ nawet najbardziej nieprzyjem-
n¹ prawdê. Jeli budowany statek ma b³¹d w obliczeniach wytrzy-
ma³ociowych, który spowoduje jego implozjê przy pe³nym ci¹gu
silników, wola³bym raczej dowiedzieæ siê o tym, zanim taki klient
jak Imperator Palpatine bêdzie mia³ mo¿liwoæ to sprawdziæ.
Bardzo m¹drze Khoss skin¹³ g³ow¹ z udanym uznaniem.
Skoro tak cenisz prawdê, dzisiejsze spotkanie bêdzie dla ciebie
z pewnoci¹ niezmiernie pouczaj¹ce.
Odwróci³ siê, a ceremonialna szata zawirowa³a wokó³ jego nóg.
Falanga m³odych Knylennów wraz z telbunami obrzuci³a Kuata
uprzejmym wzrokiem, po czym dumnie pomaszerowa³a za swoim
krewniakiem.
Zdajesz sobie oczywicie sprawê, ¿e nienawidzi ciê z ca³e-
go serca Kodir z Kuhlvultów nachyli³a siê do ucha Kuata, nie
spuszczaj¹c jednoczenie oka z odchodz¹cych Knylennów. Chyba
nie jeste zaskoczony t¹ informacj¹.
On zawsze nienawidzi³ wszystkich cz³onków rodziny Ku-
atów Kuat wzruszy³ ramionami. To jego dziedzictwo po przod-
199
kach. I dlatego w³anie jestem absolutnie pewien, ¿e Knylennowie
obchodz¹ ograniczenia rodowe. Takiej nienawici nie mo¿na siê
nauczyæ. Musisz siê z ni¹ urodziæ, mieæ j¹ w genach.
Zanim Kodir zd¹¿y³a odpowiedzieæ, szef ochrony Kuata tr¹ci³
go lekko.
Oto Knylenn Starszy. Impreza zaraz siê zacznie.
wiat³o przes¹czaj¹ce siê przez per³ow¹ kopu³ê zmieni³o nie-
co barwê. Stadko wietrznych orchidei, pozbawionych korzeni miesz-
kañców najg³êbszych lasów Kuat, podryfowa³o w kierunku skle-
pienia. Bajecznie kolorowe, fioletowe i b³êkitne, zala³y cz³onków
panuj¹cych rodów deszczem ró¿nobarwnego wiat³a. Wewnêtrz-
ne pr¹dy powietrza unios³y orchidee i rozwia³y je na wszystkie
strony. Ciep³o przymglonego wiat³a s³onecznego znów rozjani³o
kopu³ê.
Kuat z Kuatów zauwa¿y³, ¿e po drugiej stronie ³agodnie owie-
tlonego pomieszczenia wszcz¹³ siê jaki ruch. T³um rozst¹pi³ siê,
by uczyniæ przejcie dla wyj¹tkowo wysokiej istoty.
To ten system podtrzymania ¿ycia, o którym panu mówi-
³em odezwa³ siê szef ochrony Kuata. Nie tylko czêci funkcjo-
nalne uczyni³y go tak kosztownym. Musieli przecie¿ jeszcze go
przyozdobiæ.
Ponad pionowo ustawionym cylindrem spoczywa³a zakoñczo-
na szar¹ brod¹ twarz Knylenna Starszego. nie¿nobia³e w³osy, sple-
cione w dwa grube warkocze, sp³ywa³y po ramionach segmento-
wego pancerza, okrywaj¹cego jego ramiona. Nerwowe skurcze
wstrz¹sa³y ¿ylastymi, bladymi d³oñmi, które pozostawiono bez os³o-
ny, ale na wszelki wypadek podwi¹zano tamami, ¿eby nie do-
tknê³y uk³adów kontrolnych i mierników pokrywaj¹cych zewnêtrzn¹
obudowê systemu. Jaskrawoczerwona krew têtnicza bulgota³a
w sieci rurek i urz¹dzeñ utleniaj¹cych. Nad g¹sienicami, na któ-
rych porusza³ siê zbiornik, widaæ by³o plamy skondensowanej wil-
goci, ukazuj¹ce miejsca, gdzie znajdowa³y siê kriozbiorniki z dro-
gocenn¹ ¿yw¹ zawartoci¹.
Po¿ó³k³e ze staroci oczy Starszego omiot³y twarze zebranych.
Ga³ki drga³y lekko w oczodo³ach. Wreszcie skoncentrowa³ wzrok
na Kuacie z Kuatów, który sta³ niedaleko.
Jeste zaskoczony, Kuat? g³os wydobywa³ siê z g³oni-
ka ze wzmacniaczem zamontowanego porodku przenonego sys-
temu podtrzymywania ¿ycia. Udawa³o mu siê wydyszeæ zaledwie
kilka sylab naraz. ¯e ¿yjê tak d³ugo?
200
Kuat podszed³ bli¿ej i stan¹³ przed Knylennem Starszym, spo-
gl¹daj¹c w twarz maszyny, która poch³onê³a zniszczone wiekiem
cia³o.
Nic, co zrobisz, nie mo¿e mnie zaskoczyæ.
S³ysza³ bulgot i syk rozmaitych podsystemów uk³adu, cieczy
nieustannie przep³ywaj¹cych pomiêdzy sterylizowanym metalem
a cia³em, zatrzymanym w trakcie powolnego rozk³adu.
Kiedy by³em dzieckiem, a ty mê¿czyzn¹ w kwiecie wieku,
przysi¹g³e naszym biologicznym matkom, ¿e mnie prze¿yjesz
umiechn¹³ siê uprzejmie do Starszego. Mo¿e ci siê jeszcze uda.
miech, który zabrzmia³ z g³onika, przypomina³ chrzêst ocie-
raj¹cych siê o siebie kawa³ków falistej blachy durastalowej.
Z twoj¹ pomoc¹ Kuat Sam zobaczysz
Stru¿ka liny sp³ynê³a z k¹cika ust Knylenna Starszego i za-
lni³a wilgoci¹ w brodzie, udrapowanej na metalowym ko³nierzu
otaczaj¹cym obwis³y podbródek. M³odszy Khoss z Knylennów
wspi¹³ siê na wbudowany stopieñ i wyci¹gn¹³ d³oñ z jedwabn¹
szmatk¹, delikatnie ocieraj¹c wilgoæ, jakby starszy krewny by³ zro-
biony z masy papierowej. Z wysokoci bulgocz¹cej maszyny Khoss
spojrza³ na Kuata z Kuatów. W jego oczach lni³a zimna pogarda.
Kuat odwróci³ siê od Knylennów. Pojedyncze skinienie g³owy
by³o ca³¹ informacj¹, jak¹ zamierza³ przekazaæ Fenaldowi.
Szlachetni tego wiata! Towarzysze krewniacy! Khoss nie
zszed³ ze stopnia na obudowie systemu podtrzymywania ¿ycia
Knylenna Starszego. Wspi¹³ siê nawet na p³ask¹ platformê tu¿ za
cylindrem. Lekki wysi³ek zabarwi³ jego twarz podnieconym ru-
mieñcem. Wyprostowa³ siê i z³apa³ równowagê, opieraj¹c obie d³onie
na okrytych metalem ramionach Starszego. Bia³e sploty Starszego
znajdowa³y siê teraz na poziomie kolan Khossa.
B³agam was o wyrozumia³oæ ale pilne sprawy zebra³y
nas tutaj tym razem! Jego g³os brzmia³ dononie pod ³agodnie
wiec¹c¹ kopu³¹. Ca³a przysz³oæ tego wiata, który miêdzy sob¹
dzielimy ca³a jego przysz³oæ znajduje siê w niebezpieczeñstwie!
Ten umylnie teatralny wstêp urazi³ dumê Kuata z Kuatów.
Z niesmakiem potrz¹sn¹³ g³ow¹. Kodir, stoj¹ca tu¿ obok, zauwa-
¿y³a ten gest.
Masz racjê powiedzia³a. Wszyscy graj¹ swoje dobrze
wyæwiczone role. Tylko spójrz na nich.
W opalizuj¹cym wietle miejsca spotkañ Knylennowie i ich
krewni zajêli ju¿ pozycje po obu stronach Knylenna Starszego.
201
Wraz ze swoimi telbunami stanowili oczywist¹ wiêkszoæ wród
zgromadzonych. Autorytet rodu podkrelali dumnymi, zadufany-
mi minami. Mê¿czyni i kobiety stali z rêkami skrzy¿owanymi na
haftowanych plastronach ceremonialnych szat, na szeroko rozsta-
wionych, ciê¿ko obutych stopach, jakby nagle przeistoczyli siê
w wojowników.
To wygodne osch³ym tonem zauwa¿y³ Kuat z Kuatów,
zwracaj¹c siê do szefa ochrony. Teraz przynajmniej wiemy, prze-
ciwko czemu stajemy.
Kodir z Kuhlvultów po³o¿y³a mu d³oñ na ramieniu i szepnê³a
prosto w ucho, odwracaj¹c siê plecami do rodzinnej grupki:
Knylennowie ju¿ od d³u¿szego czasu wysy³ali emisariuszy
i negocjatorów do innych rodów. W³aciwie odk¹d Imperator roz-
gromi³ star¹ Republikê. Wtedy w³anie Khoss z Knylennów zde-
cydowa³, ¿e polityka galaktyki zmieni³a siê na tyle, i¿ nadszed³
czas na jego ruch.
Rozumiem. Jej s³owa nie zdziwi³y Kuata. Wiedzia³ ju¿
z raportów siatki szpiegowskiej Zak³adów Stoczniowych Kuat, ¿e
Knylennowie co kombinuj¹. Przesuniêcia w strukturze w³adzy
zamieszkanych wiatów, powstanie Imperium i skupienie przez
Palpatinea w³adzy w jednym rêku mia³y swoje nieuniknione kon-
sekwencje w ka¿dej sali obrad, w ka¿dym gwiezdnym parlamen-
cie. Na ostatnim spotkaniu rodów rz¹dz¹cych Kuat Khoss z Kny-
lennów stara³ siê wznieciæ rebeliê przeciwko rodowi Kuat i ich
sposobowi administrowania Zak³adami Stoczniowymi. Oskar¿enie
twierdzi³o, ¿e Kuat z Kuatów w katastrofalny w skutkach sposób
faworyzowa³ Sojusz Rebeliantów, poniewa¿ nie zamierza³ anga¿o-
waæ Zak³adów Stoczniowych Kuat w budowê nowej broni Impe-
rium Gwiazdy mierci.
By³o wiele innych firm bran¿y wojskowej, na ró¿nych wia-
tach, które zarobi³y na tym zarówno ³askê Imperatora, jak i solid-
ny zysk z budowy samej Gwiazdy. Kuat z Kuatów zdawa³ sobie
sprawê z tego, jak Imperator ze z³oliw¹ podejrzliwoci¹ sko-
mentowa³ fakt, ¿e Zak³ady nie z³o¿y³y oferty na najmniejszy na-
wet komponent projektu. Wszelkie w¹tpliwoci Imperatora Palpa-
tinea zosta³y rozwiane bardzo prostym sposobem, to znaczy drog¹
przejêcia przez stoczniê na osobiste polecenie Kuata nieprze-
widzianego wzrostu kosztów spowodowanych zmian¹ w projek-
cie eskadry szeciu imperialnych kr¹¿owników. Spowodowa³o
to spory uszczerbek w zyskach korporacji pod koniec kwarta³u
202
finansowego, ale utrzyma³o powi¹zania Zak³adów Stoczniowych
z Imperium.
Dopiero póniej, gdy Gwiazda mierci okaza³a siê daleka od
niezniszczalnoci po bitwie pod Yavin ostateczna broñ imperial-
nych admira³ów zmieni³a siê w dymi¹ce zgliszcza unosz¹ce siê
w przestrzeni wrogowie Kuata poród rz¹dz¹cych rodów musie-
li mu przyznaæ racjê. Teraz pierwsza pozycja Zak³adów Stocznio-
wych Kuat poród dostawców wojskowych Imperium umocni³a
siê jeszcze bardziej, Imperator Palpatine za jeszcze bardziej ufa³
wiedzy projektowej Kuata z Kuatów. Jeli nawet plany Knylen-
nów obejmowa³y przejêcie Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia-
³y poczekaæ na inn¹ okazjê. I oto nadesz³a.
Obudzi³o to w umyle Kuata z Kuatów kolejn¹ w¹tpliwoæ:
dlaczego teraz, zastanawia³ siê, spogl¹daj¹c na Khossa z Knylen-
nów usadowionego na szczycie uk³adu podtrzymywania ¿ycia Star-
szego. Co siê zmieni³o? Jaki element w delikatnej strukturze rów-
nowagi potêgi i ambicji uleg³ zmianie tu, a mo¿e na jakim innym
wiecie. To jednak wystarczy³o, aby Khoss wraz z reszt¹ rodu
Knylennów uwierzyli, ¿e maj¹ kolejn¹ szansê realizacji swoich ce-
lów. W raportach szpiegów Kuata z Kuatów nie by³o jednak nic,
co mog³oby ostrzec go o niespodziewanym obrocie spraw. Albo
d³ugie lata pe³nego frustracji oczekiwania przyprawi³y Khossa z Kny-
lennów o utratê zmys³ów, albo te¿ uzurpatorzy i ich rodzina na-
wi¹zali takie kontakty i rozwinêli takie sieci szpiegowskie, jakich
nie ma nawet sam Kuat. Ta ostatnia mo¿liwoæ by³a wysoce nie-
prawdopodobna, ale nie dla kogo, kto zajmowa³ tak¹ pozycjê jak
Kuat, gdzie informacja stanowi czêsto o prze¿yciu. Co oni wie-
dz¹? Zwê¿onymi oczami uwa¿nie obserwowa³ Khossa i resztê Kny-
lennów. Albo gorzej czy wiedz¹ co, czego nie wiem ja?
Na te pytania wkrótce mia³ uzyskaæ odpowied. Khoss z Kny-
lennów machn¹³ szeroko ramieniem, uciszaj¹c gwarny t³um st³oczo-
ny wokó³ niego. Znów po³o¿y³ d³oñ na ramieniu wiekowego, zwiê-
d³ego cia³a zakutego w maszyneriê systemu podtrzymywania ¿ycia.
Niech przemówi Starszy! krzyk Khossa zabrzmia³ dono-
nie pod lni¹c¹ kopu³¹. S³uchajcie, co on ma nam do powiedze-
nia!
Po obu stronach maszynerii Knylennowie i ich przybrani krewni
skierowali pe³ne szacunku twarze w stronê Starszego.
203
To bêdzie niez³e mruknê³a Kodir z Kuhlvultów, stoj¹ca
obok Kuata. Kwana mina wyranie wiadczy³a, jakim niesma-
kiem napawa³a j¹ ta procedura.
Oczy w pomarszczonej wiekiem twarzy przypomina³y Kuatowi
zimny wzrok Imperatora Palpatinea. Ale oczy Imperatora by³y
przynajmniej o¿ywione g³êbokim, wszechogarniaj¹cym g³odem
drzemi¹cym w ich g³êbi; g³odem w³adzy nad wszystkimi istotami
rozumnymi wszechwiata. Oczy Knylenna Starszego by³y ukryte
za mg³¹ nawarstwiaj¹cego siê czasu, jakby ka¿da drzemi¹ca w nich
iskra zosta³a st³umiona przez py³ i pajêczyny.
Wola³bym nie ¿yæ reumatyczny g³os zaskrzecza³ ze
wzmacniacza z g³onikiem na przedniej czêci cylindra. Jeden k¹cik
ust Knylenna Starszego opada³ wraz z ka¿d¹ wypowiedzian¹ syla-
b¹, a skurcz miêni ukazywa³ kilka po¿ó³k³ych zêbów. Wola³bym
nie ¿yæ spocz¹æ na zawsze w grobie obok moich przodków
którzy spoczywaj¹ tam od tylu lat ni¿ do¿yæ takiej zdrady.
S³uchajcie go! Khoss zabra³ d³onie z ramion Knylenna
Starszego i uniós³ je wysoko nad g³ow¹. Dlatego znalelimy siê
tu wszyscy. Tu, w tym miejscu!
Zdrada ci¹gn¹³ g³os Starszego, a ka¿de s³owo brzmia³o
jak ¿wir drapi¹cy metal. Zdrada pope³niona przez tych któ-
rym dano do rêki potêgê i w³adzê w których pok³ada³o siê tyle
zaufania czy mo¿liwa jest wiêksza zdrada?
Kolejny pomruk fal¹ przeszed³ przez grupê Knylennów i ich
krewniaków, rozpadaj¹c siê na krótkie, gniewne okrzyki.
Ostatnie zasoby cierpliwoci Kuata uleg³y wyczerpaniu. Za-
nim Knylenn Starszy czy Khoss zd¹¿yli podj¹æ na nowo urwany
w¹tek, wyst¹pi³ naprzód.
Nie trwoñcie mojego czasu na tanie teatralne chwyty. Kuat
z Kuatów stan¹³ przed masywnym durastalowym dziobem syste-
mu podtrzymywania ¿ycia i spojrza³ w górê, na twarze Knylenna
Starszego i Khossa. Jeli to mnie macie na myli, powiedzcie
wprost. A mo¿e oczekujecie, ¿e bêdê siê broni³ przed wasz¹ od-
wieczn¹ nienawici¹ do mojego rodu?
Bardzo dobrze Khoss z Knylennów spojrza³ na niego
z góry. Nikt tutaj nie jest zdumiony, ¿e zas³ugujesz na oskar¿e-
nie. A ju¿ ty najmniej. G³owa rodu Kuat powinna wiedzieæ lepiej
ni¿ ktokolwiek inny, do jakich niegodziwoci jest zdolna.
Niegodziwoci? Nazywasz tak rosn¹cy brak zaufania i bunt
przeciw temu, który tylko s³u¿y i przysparza bogactwa dziedzicom
204
tego wiata? Kuat z Kuatów potrz¹sn¹³ g³ow¹ z odraz¹. Wszel-
kie z³o, o jakim wiem, zobaczy³em w was obejrza³ siê na Kny-
lennów i ich krewniaków, ustawionych po obu stronach sycz¹cej
maszynerii. £atwo je dostrzec, kiedy odbijaj¹ siê w tylu czar-
nych sercach. Zazdroæ jest zwierciad³em, które ods³ania prawdzi-
we oblicze swojego w³aciciela lepiej ni¿ cokolwiek innego.
Szepty i krzyki poród Knylennów ucich³y na chwilê, gdy s³o-
wa Kuata trafi³y w czu³¹ strunê. Ale zaraz znów wybuch³y z rów-
n¹ intensywnoci¹; rzucano grobami i obelgami w cel, który sta-
wia³ im czo³o, nie mrugn¹wszy nawet powiek¹.
Odwa¿nie mówisz pe³en pasji g³os Khossa wzniós³ siê po-
nad szum jak na kogo, czyje czyny postawi³y go w opozycji do
reszty panuj¹cych rodów.
Mów za siebie Kodir z Kuhlvultów wyst¹pi³a i stanê³a obok
Kuata. I mów za tych, których oszuka³e i znêci³e na swoj¹
stronê. Wskaza³a na opadaj¹ce k¹ciki wykrzywionych ust Kny-
lenna Starszego. I za tych, którzy s¹ zbyt starzy i stetryczali, aby
zrozumieæ g³upotê s³ów, które wk³adasz im w usta. Ale nie mów
za mnie ani za nikogo z rodu Kuhlvult, kiedy atakujesz kogo, czyj
ród przynosi wy³¹cznie bogactwo i zaszczyty planecie Kuat.
Kuat spojrza³ na m³od¹ kobietê.
To mo¿e nie byæ twoje najlepsze posuniêcie rzek³ cicho.
Ich jest wiêcej.
No to co? Kodir wzruszy³a ramionami. Jakie to ma zna-
czenie, jeli nie maj¹ racji?
Khoss wychyli³ siê z platformy maszynerii i nakaza³ swoim
zwolennikom, aby siê uciszyli.
Chcesz oskar¿enia? spojrza³ na Kuata z szyderczym umie-
chem. wiadomoæ w³asnych czynów ju¿ ci nie wystarczy? Tego siê
w³anie spodziewalimy. Jest ma³o prawdopodobne, ¿e kto, kto jest
zdrajc¹, sam siê do tego przyzna i wyrazi skruchê. Ale wyznanie nie jest
nam potrzebne, by uzyskaæ wystarczaj¹cy i przekonuj¹cy dowód zbrodni
pope³nionych przez krew Kuatów, tych sztyletów wbitych w serca wszyst-
kich rz¹dz¹cych rodów planety. Khoss obróci³ siê w miejscu i wyci¹-
gn¹³ rêce w kierunku tylnej czêci sali. Przyniecie to.
Kuat z Kuatów spodziewa³ siê, ¿e padn¹ oskar¿enia, ale czu³,
¿e sfabrykowane dowody rzeczowe mog¹ go jeszcze zadziwiæ.
Dlatego spokojnie przygl¹da³ siê, jak para knyleñskich krewnia-
ków wtacza do sali trójwymiarowy holoprojektor i ustawia go po-
rodku krêgu kopu³y.
205
Co to jest? Kuat wycelowa³ palec w urz¹dzenie. Za-
mierzasz nas owieciæ czy tylko zabawiæ?
Jestem pewien, ¿e ty siê przy tym ubawisz. Khoss siê-
gn¹³ w dó³ i wzi¹³ od jednego z krewniaków pilota. Mo¿e nie
wygl¹dasz tu najlepiej, ale za to bardzo przypominasz samego sie-
bie.
Jednym przyciniêciem guzika uruchomi³ holoprojektor. Na
pustym fragmencie pod³ogi przed szklanym cylindrem zamigota³o
wiat³o, przybieraj¹c po chwili bardziej konkretne kszta³ty. Poka-
zywa³y one scenê jakby przywo³an¹ z królestwa duchów i upio-
rów. A jednak Kuat z Kuatów doskonale j¹ rozpozna³.
Stwierdzi³, ¿e stoi w odleg³oci mniej ni¿ jednego metra od
holograficznej reprodukcji swojej osoby. Nie by³ tam ubrany w ce-
remonialne szaty, które nosi³ teraz, ale w zwyk³y kombinezon pra-
cownika Zak³adów Stoczniowych Kuat. W przestrzeni otaczaj¹cej
hologram widaæ by³o wyranie doæ szczegó³ów, aby stwierdziæ,
¿e obraz zosta³ zarejestrowany w jego prywatnych apartamentach.
Holograficzna postaæ nachylona by³a nad jakim obiektem, le¿¹-
cym na stole laboratoryjnym, i w skupieniu próbowa³a go otwo-
rzyæ delikatnymi narzêdziami.
Zanim jeszcze obiekt ust¹pi³ pod naciskiem holograficznych
narzêdzi holograficznego Kuata, prawdziwy Kuat, stoj¹cy w sali
obrad rz¹dz¹cych rodów, wiedzia³ ju¿, co to za chwila z jego prze-
sz³oci. Lni¹cy metalowy obiekt na stole laboratoryjnym by³ jed-
nostk¹ sondy nadprzestrzennej, która równie¿ zawiera³a zminiatu-
ryzowany holoprojektor. Prawdziwy Kuat obserwowa³, jak jego
holograficzny wizerunek uruchamia projektor i pojawi³a siê kolej-
na odtworzona scena obraz w obrazie.
Scena, uwa¿nie obserwowana przez Kuata, odby³a siê w pa-
³acu nie¿yj¹cego ju¿ Jabby Hutta. Jednym obrotem regulatora
w sondzie nadprzestrzennej obraz Kuata zatrzyma³ scenê w pro-
jektorze. Prawdziwy Kuat obserwowa³ reakcjê swojego obrazu,
który z kolei obserwowa³ wydarzenia w odtworzonej sali tronowej
Jabby.
Nie ¿yjesz, co? odezwa³ siê holograficzny obraz Kuata do
zatrzymanego hologramu-w-hologramie, przedstawiaj¹cego Jabbê
Hutta. Co za szkoda. Przykro mi, ¿e tracê tak dobrego klienta.
Prawdziwy Kuat pamiêta³, ¿e rzeczywicie wypowiedzia³ te
s³owa. Podobnie zreszt¹, jak pamiêta³ wszystko, co zrobi³, kiedy
z odleg³ej planety Tatooine powróci³a sonda nadprzestrzenna, i jak
206
j¹ otwiera³, aby odtworzyæ tajemnice, które mu przywioz³a. Holo-
graficzny obraz tej sceny tu, na pod³odze, by³ niczym projekcja
z wnêtrza jego g³owy, prosto z miejsca, gdzie przechowywa³ wspo-
mnienia.
Scena toczy³a siê dalej, ukazuj¹c Kuata, który uwa¿nie ogl¹-
da³ inne osoby widoczne na holograficznym obrazie-w-obrazie
w otoczeniu Jabby Hutta. Zarejestrowany w pa³acu Jabby obraz
koñczy³ siê w chwili, gdy ksiê¿niczka Leia Organa, przebrana za
ubeskiego ³owcê nagród, stanê³a przed Huttem z aktywnym deto-
natorem termicznym. By³ to bardzo zabawny widok. Poprzednie
sceny jednak nie by³y tak weso³e; na przyk³ad ponura mieræ jed-
nej z tancerek Jabby, zrzuconej do jamy rankora u stóp tronu.
Odtworzenie obrazu dworu Jabby Hutta by³o przypomnieniem
szczególnie paskudnej karty z dziejów galaktyki.
W hologramie zawieraj¹cym drugi hologram obraz Kuata z Ku-
atów wyjmowa³ sondê z jej obudowy nadprzestrzennej, le¿¹cej na
stole laboratoryjnym. Srebrzysty, jajowaty kszta³t natychmiast uleg³
samozniszczeniu, a pow³oka i wnêtrze zmieni³y siê w dymi¹cy z³om.
Masz racjê powiedzia³ prawdziwy Kuat, ten, który sta³
porodku sali zgromadzenia rz¹dz¹cych rodów. To bardzo cie-
kawe.
Nie chodzi³o o to, co hologram pokazywa³ mu w tej chwili;
doæ dobrze pamiêta³, jak otwiera³ sondê i przygl¹da³ siê obrazowi,
który mu ukaza³a. Chodzi³o o samo istnienie tego hologramu i spo-
sób, w jaki znalaz³ siê w rêkach Knylennów. Hologram zarejestro-
wano potajemnie, w najbardziej prywatnym i strze¿onym sanktu-
arium Kuata, z ukrytej kamery, bez jego wiedzy, a nastêpnie
przes³ano do Khossa z Knylennów i innych konspiratorów, spi-
skuj¹cych przeciwko rodowi Kuata. Oznacza³o to fatalny przeciek
w zabezpieczeniach organizacji Zak³adów Stoczniowych Kuat. Prze-
ciek, który móg³ byæ dzie³em tylko jednego cz³owieka.
Kuat z Kuatów odwróci³ siê i spojrza³ przez ramiê na Fenalda.
Napotka³ odwa¿ne, niewzruszone spojrzenie; szef ochrony nie mia³
zamiaru odwracaæ oczu.
Wreszcie Fenald skin¹³ g³ow¹. I to by³o wszystko. Nie musia³
nawet mówiæ tego, co powiedzia³.
Teraz pan ju¿ wie.
Tak jeszcze przez chwilê Kuat patrzy³ na cz³owieka,
któremu ufa³ bardziej ni¿ jakiejkolwiek innej istocie rozumnej w ga-
laktyce. S¹dzê, ¿e ju¿ wiem.
207
Teraz wiele spraw nagle siê wyjani³o, ³¹cznie z tym, dlaczego
Fenald tak bardzo chcia³ towarzyszyæ mu na zgromadzenie rz¹-
dz¹cych rodów Kuat.
Chcia³ tu byæ myla³ Kuat z gorycz¹, ¿eby siê upewniæ, ¿e
otrzyma zap³atê. Ciekawe, ile Knylennowie i ca³a reszta zaofero-
wali mu za tê zdradê.
Odwróci³ siê w kierunku zebranych. Kodir z Kuhlvultów do-
tknê³a delikatnie jego ramienia.
Nie wygl¹dasz najlepiej szepnê³a.
Przez chwilê Kuat zastanawia³ siê, czy ona przypadkiem nie
mówi o sobie. W czasie projekcji us³ysza³ za plecami ciche wes-
tchnienie: obejrza³ siê i zobaczy³ Kodir, która zblad³a nagle, obser-
wuj¹c odtwarzane sceny z przesz³oci oczami rozszerzonymi za-
skoczeniem. Nie mia³ pojêcia, co j¹ tak uderzy³o, a teraz nie mia³
czasu, ¿eby siê dowiedzieæ.
Nie przejmuj siê mn¹ Kuat z Kuatów powoli skin¹³ g³o-
w¹. Muszê to wszystko przemyleæ.
Kodir z bliska spojrza³a mu w twarz.
Jeste pewien? Mo¿e uda³oby siê nam od³o¿yæ to zgroma-
dzenie; na pewno cz³onkowie innych rodów, którzy nie ulegli ca³-
kowicie w³adzy Knylennów, zwolniliby ciê z przyczyn zdrowot-
nych. Naprawdê wygl¹dasz, jakby mia³ zaraz dostaæ ataku serca.
Nie Kuat odsun¹³ jej d³oñ z rêkawa swojej szaty. Le-
piej skoñczyæ z tym od razu. Poza tym wysili³ siê na umiech
sam mam w zanadrzu parê niespodzianek, o których Khoss i jego
banda nic nie wiedz¹.
Kuat uniós³ wzrok w kierunku przywódcy Knylennów, usa-
dowionego na szczycie przenonego systemu podtrzymywania ¿y-
cia. Musia³ przyj¹æ najgorsz¹ z mo¿liwych wersjê tego, co mog¹
wiedzieæ Knylennowie o jego w³asnych machinacjach i planach.
Czymkolwiek przekupili jego szefa ochrony nie, by³ego szefa
ochrony, upomnia³ sam siebie wystarczy³o, aby daæ im pe³ny
wgl¹d w to, co siê dzieje w siedzibie zarz¹du Zak³adów Stocznio-
wych Kuat. Jeli wiedzieli, czego szukaæ
Mia³ tylko jeden sposób, ¿eby to sprawdziæ.
Chyba ¿artujesz powiedzia³ g³ono. Czy to zdrada z mojej
strony, ¿e mam na oku klienta Zak³adów Stoczniowych Kuat?
Sprzedajemy nasz sprzêt ka¿dej istocie, która ma na niego doæ
kredytów o ile przy okazji nie wzbudzimy gniewu Imperium. Nie-
którzy z naszych klientów wymagaj¹ starannego nadzoru. By³bym
208
szaleñcem, gdybym lepo zaufa³ komu takiemu jak Jabba Hutt.
Powinnicie byæ mi wdziêczni, ¿e podejmujê takie rodki ostro¿-
noci.
Czy to aby na pewno rodki ostro¿noci? zapyta³ Khoss
z Knylennów z sarkazmem. A jaka¿ to ostro¿na strona twojej
natury nakaza³a ci zarz¹dziæ zmasowany atak bombowy sektora
Tatooine znanego jako Morze Wydm? Nie próbuj zaprzeczaæ, ¿e
tak by³o. Wszyscy o tym wiemy, podobnie jak o tym, ¿e ten atak
bombowy by³ kierowany osobicie przez ciebie ze statku flagowe-
go Zak³adów Stoczniowych Kuat.
A wiêc wiedzieli tak¿e i o tym. Szef ochrony Kuata bardzo siê
postara³, ¿eby nie sprzedaæ go po³owicznie.
To nie wasza sprawa warkn¹³. Niektóre posuniêcia s¹
konieczne, a ich przyczyn nie mo¿na ujawniaæ publicznie. Jak d³u-
go Zak³ady Stoczniowe Kuat s¹ koncernem przynosz¹cym zyski
a wy przecie¿ macie w nich udzia³ wszelkie próby wtr¹cania siê
w te sprawy nic nie dadz¹ z wyj¹tkiem tego, ¿e przeszkodz¹ mi
w prowadzeniu dzia³alnoci.
Ach, tak! Khoss nachyli³ siê nad siwow³os¹ g³ow¹ Kny-
lenna Starszego. Chcesz mieæ tajemnice przed najbli¿szymi, któ-
rzy maj¹ najwiêksze prawo, ¿eby wiedzieæ szerokim ruchem ra-
mienia ogarn¹³ wszystkich zebranych. Przedstawiciele wszystkich
rodów w³adaj¹cych tym wiatem s¹ dla ciebie jak dzieci, które nie
potrafi¹ zrozumieæ wszystkich twoich wielkich planów i manew-
rów. Powiedz mi, Kuacie z Kuatów ci¹gn¹³ dalej Khoss z lodo-
wat¹ pogard¹ czy mamy uwa¿aæ, ¿e nam pochlebiasz tak¹ po-
staw¹?
Tym razem przemówi³a Kodir z Kuhlvultów.
Mo¿esz uwa¿aæ, ¿e ciê obra¿aj¹ albo ¿e ci pochlebiaj¹, to
zale¿y od ciebie powiedzia³a. Ale prawda jest taka, jak mówi
Kuat. Rz¹dz¹ce rody ju¿ bardzo dawno temu postanowi³y zaufaæ
jego rodowi. Stworzylimy Wy³¹cznoæ Dziedziczenia tylko po to,
¿eby rodzina Kuatów z pokolenia na pokolenie mog³a zarz¹dzaæ
korporacj¹, z której pochodzi ca³e nasze bogactwo. Czy teraz wy-
cofacie to zaufanie bez lepszej przyczyny ni¿ to, ¿e Kuat z Ku-
atów dzia³a tak, jak uwa¿a za stosowne?
Nasza ma³a kuzynka Kuhlvult opowiedzia³a siê jasno po
jednej stronie Khoss zmierzy³ j¹ szyderczym wzrokiem i znów
wyci¹gn¹³ rêce do t³umu zebranego pod cylindrem systemu pod-
trzymywania ¿ycia. Dalimy jej szansê, ¿eby opowiedzia³a siê
209
po stronie wszystkich rz¹dz¹cych rodów, które pragn¹ sprawiedli-
woci i nie dadz¹ siê zwieæ ³atwymi argumentami o zagro¿eniu
róde³ naszego bogactwa. Mo¿e ma powody, ¿eby dokonaæ w³a-
nie takiego wyboru. Dlaczego zdrada mia³aby ograniczaæ siê wy-
³¹cznie do krwi Kuatów? Kuat w³ada tak¹ potêg¹, ¿e z pewnoci¹
ma sposoby, aby przeci¹gn¹æ na swoj¹ stronê wszystkich g³upców
i chciwców.
Po s³owach Khossa Knylenna natychmiast rozleg³y siê gniew-
ne okrzyki otaczaj¹cych go popleczników. Ponad ich gwar zdo³a³
siê jednak przedrzeæ jeden g³os.
Nic mnie tak nie kusi jak pragnienie, by wcisn¹æ ci te s³owa
z powrotem do gard³a Kodir z Kuhlvultów spojrza³a na Khossa
tak, jakby by³a gotowa wejæ na szczyt cylindra i si³¹ wprowadziæ
zamiar w czyn. Gdyby mia³y jak¹ wagê, pewnie by siê nimi
ud³awi³, wierzê w to. Ale to same k³amstwa, aluzje i plotki, które
nie znacz¹ dok³adnie nic.
Droga kuzynko odpar³ Khoss z jadowit¹ grzecznoci¹.
Nie³atwo jest zmierzyæ wagê spraw tak subtelnych jak zdrada Ku-
ata. Jest zbyt sprytny, ¿eby otwarcie i na oczach wszystkich za-
spokajaæ swoje chore ambicje.
I dlatego przekupstwem torujesz sobie drogê do moich pry-
watnych apartamentów Kuat machn¹³ rêk¹ w kierunku by³ego
szefa ochrony i nasy³asz szpiegów na tych, którzy ci nic z³ego
nie uczynili?
Robiê to, co uwa¿am za konieczne odpar³ Khoss. Gdy-
by pomog³o mi to wykorzeniæ z³o, które zalêg³o siê pomiêdzy nami,
sprzymierzy³bym siê z najmroczniejszymi si³ami, jakie mo¿na zna-
leæ we wszechwiecie. Ale ty ju¿ mnie w tym ubieg³e, prawda?
Opowiadasz g³upstwa.
Doprawdy? Khoss wysoko uniós³ brwi. Czy to g³upota,
¿e zastanawiam siê nad znaczeniem nie tylko szpiegostwa Kuata,
lecz równie¿ niewyjanionego nalotu bombowego na powierzchniê
innej planety? Planety, o której kr¹¿¹ ju¿ plotki w ca³ej galaktyce?
Mo¿e sam nie uwiadamiasz sobie natury tych opowieci, ale wy-
daje siê doæ jasne, ¿e Tatooine nabra³a ostatnio wielkiego znacze-
nia w oczach Imperatora Palpatinea, a tak¿e najstraszliwszego
narzêdzia jego woli, samego Lorda Dartha Vadera. I nie trzeba
wprawnej siatki szpiegowskiej, aby dowiedzieæ siê, ¿e Sojusz Re-
beliantów zyska³ ostatnio nowego i cennego przywódcê w osobie
niejakiego Lukea Skywalkera, którego rodzinn¹ planet¹ jest ta
14 Spisek Xizora
210
sama Tatooine. Czy mamy wierzyæ, ¿e to czysty przypadek, i¿ ze
wszystkich zamieszkanych wiatów w ca³ej galaktyce intrygi Ku-
ata z Kuatów równie¿ krêc¹ siê wokó³ Tatooine? Czy nie nale¿y
raczej przypuszczaæ, ¿e intrygi Kuata przez jego nieostro¿noæ i g³u-
potê ostatecznie wpl¹ta³y nasz wiat i nasze dziedzictwo w mier-
cionone zmagania pomiêdzy Imperium a Rebeli¹? Okrzyki po-
pleczników Knylennów nabra³y intensywnoci. Przecie¿ nie
wiemy nawet, jakiemu celowi ma s³u¿yæ ta intryga. On nie uwa¿a
nas za doæ godnych zaufania, ¿eby powierzyæ nam swoje tajem-
nice. Dlatego ukry³ przed nami, ¿e otrzyma³ z Tatooine równie¿
inn¹ wiadomoæ, dotycz¹c¹ losów pewnego znanego ³owcy na-
gród nazwiskiem Boba Fett. £owca ten prawdopodobnie równie¿
by³ kiedy klientem Zak³adów Stoczniowych Kuat, ale teraz jest
chyba czym wiêcej. Khoss dgn¹³ palcem w kierunku swojego
przeciwnika, stoj¹cego przed przenonym systemem podtrzymy-
wania ¿ycia. Czy to prawda, Kuat?
A zatem przeciek informacji by³ znacznie wiêkszy, ni¿ siê Kuat
obawia³. Ruszyli nawet poza planetê, zorientowa³ siê. Prawdopo-
dobnie ród Knylenn skontaktowa³ siê z siatk¹ szpiegowsk¹ w innej
czêci galaktyki i zap³aci³ za to, co chcia³ wiedzieæ. Oznacza³o to,
¿e przypuszczalnie uda³o im siê przeledziæ jeszcze inne po³¹cze-
nia, które Kuat wola³by zachowaæ w tajemnicy.
Ale czego w³aciwie siê dowiedzieli? To siê dopiero zobaczy.
Skoro wiesz tak du¿o Kuat machn¹³ rêk¹ w stronê Khos-
sa to dlaczego nie powiesz nam ca³ej prawdy? A przynajmniej
tego, co ty uwa¿asz za prawdê?
Nie chodzi tu o interpretacjê, Kuat. Ja wiem. A przynaj-
mniej wiem doæ, doæ, by siê obawiaæ, do czego doprowadz¹ nas
twoje machinacje.
Do czego mianowicie? Kuat wci¹¿ zachowywa³ uprzej-
my, a nawet nieco rozbawiony ton.
Wiele przed nami ukrywa³e widaæ lubisz tajemnice, Kuat.
Ale prawda sama w koñcu wyjdzie na jaw. Khoss wyprostowa³
siê za os³on¹ wykrzywionej twarzy Knylenna Starszego w szkla-
nym cylindrze i skrzy¿owa³ ramiona na piersi. Czy zaprzeczasz,
¿e intrygi te wpl¹ta³y ciê równie¿ a wraz z tob¹ Zak³ady Stocz-
niowe Kuat w konszachty z organizacj¹ przestêpcz¹ znan¹ jako
Czarne S³oñce? Powiedzia³e, ¿e cenisz sobie Imperium jako klienta,
a jednak prowadzisz tak¿e tajemne interesy z istotami, które nie-
ustannie umykaj¹ sprawiedliwoci Palpatinea po ca³ej galaktyce.
211
Nazwa³bym to ryzykown¹ gr¹, gr¹, która usi³uje wykorzystaæ wro-
goæ obu stron. A to ju¿ nie s¹ dobre interesy, Kuat. To szaleñstwo.
A wiêc nie wiedz¹ wszystkiego, stwierdzi³ Kuat. Nie wiado-
mo, z jakich róde³ informacji skorzystali Knylennowie i ile zap³a-
cili, ale nie wystarczy³o to, by odkryæ wszystkie jego plany i ma-
newry. Gdyby Khoss z Knylennów wiedzia³ dok³adnie, co Kuat
zamierza³ z Imperium i Czarnym S³oñcem i jeszcze z Sojuszem
Rebeliantów u¿y³by ju¿ tej wiedzy przeciwko Kuatowi. Niektó-
re z tych dzia³añ, na przyk³ad próba powi¹zania ksiêcia Xizora,
przywódcy Czarnego S³oñca, z najazdem imperialnych szturmow-
ców, w wyniku którego zginêli wuj i ciotka Lukea Skywalkera,
by³y nies³ychanie ryzykowne, a jednak konieczne, podobnie jak
czêæ wymylonej przez Kuata akcji wyeliminowania zagro¿enia,
jakie stanowi³ dla Zak³adów Stoczniowych ksi¹¿ê Xizor. Plan siê
nie powiód³, Kuat musia³ przyznaæ siê do tego sam przed sob¹.
Wszystkie jego wysi³ki, ³¹cznie z nalotem bombowym na Tatoo-
ine, zmierza³y do zlikwidowania ladów tego planu, zanim prawda
o nim dotrze do Imperatora Palpatinea. Mo¿e siê spóni³em, po-
myla³. Jeli Knylennowie dotarli do tylu informacji, trudno powie-
dzieæ, czego dowiedzia³ siê Palpatine, dysponuj¹cy ogromn¹ siatk¹
wywiadowcz¹.
Us³ysza³ ju¿ doæ od Khossa. Stan wiedzy Knylennów o jego
sekretach by³ ca³kowicie jasny.
Nie mam zamiaru mówiæ wam wiêcej, ni¿ ju¿ wiecie. Jeli
s¹dzisz, ¿e to zdrada i jeli uda³o ci siê przekonaæ niektóre rz¹-
dz¹ce rody, ¿e tak jest w istocie pozostaje tylko jedno zasadni-
cze pytanie: co masz zamiar z tym zrobiæ?
Knylenn Starszy przemówi³ znowu, a jego g³os chrypia³ nie-
przyjemnie z g³onika ze wzmacniaczem, zamontowanego w obu-
dowie maszyny ho³ubi¹cej wiekowe cia³o.
Ród Kuatów musi zap³aciæ cenê za swoje zbrod-
nie
Zbrodnie? s³owa Starszego wywo³a³y furiê Kodir. Zrobi³a
krok naprzód z miejsca, gdzie sta³a u boku Kuata. To ty jeste
zbrodniarzem!
Oskar¿ycielski palec wystrzeli³ w kierunku góruj¹cego nad ni¹
Khossa z Knylennów. Twoja chciwoæ i ambicja doprowadzi³y
ciê do ledzenia i szkalowania krewnego. Kodir objê³a gestem
rêki równie¿ pozosta³ych Knylennów i ich przybranych krewnia-
ków. Wy wszyscy dzielicie z nim winê, poniewa¿ pozwolilicie,
212
aby to podejrzenie zatru³o wasze umys³y. W galaktyce panuje wojna,
Imperium walczy przeciwko Rebeliantom i chcecie czy nie, znaj-
dujemy siê w samym rodku pola bitwy. Nie czas teraz na konspi-
rowanie przeciw jedynemu, który potrafi bezpiecznie nas przez to
wszystko przeprowadziæ.
Raczej doprowadziæ do ruiny Khoss z Knylennów opa-
nowa³ siê i mówi³ teraz ³agodniejszym tonem, widocznie po to,
aby przyci¹gn¹æ z powrotem tych, którzy zaczêli siê rozmylaæ.
Kuat z Kuatów ukrywa przed nami to, co powinnimy wiedzieæ
i co uwolni³oby go od wszelkich podejrzeñ, gdyby jego dzia³ania
by³y bez skazy. S¹ sprawy, o których powinnimy wiedzieæ, a on
zdo³a³ je przed nami zataiæ. Niech wiêc teraz rozproszy tê ciem-
noæ, któr¹ siê sam otoczy³, a wtedy wszelkie nasze podejrzenia
wobec niego rozp³yn¹ siê niczym rosa na lenych liciach. To
poetyckie porównanie okrasi³ nieprzyjemnym umieszkiem. I co
teraz powiesz, Kuacie z Kuatów? Mo¿esz zachowaæ swoje tajem-
nice ale licz siê z podejrzeniami i oskar¿eniami.
Kuat z trudem opar³ siê pokusie, by wyjawiæ wszystko, czego
ujawnienia ¿¹da³ Khoss z Knylennów. Powiem im, myla³ ponuro,
i niech to siê wreszcie skoñczy. Wina spadnie w tym samym stop-
niu na g³owy Knylennów i ich krewniaków jak i na jego w³asn¹.
Dlaczego tylko on ma siê uginaæ pod ciê¿arem, podczas gdy wszy-
scy korzystaj¹ z dobrodziejstw wynikaj¹cych z jego nieprzerwa-
nej harówki? Czu³, jak s³owa same cisn¹ mu siê na usta, by wyja-
wiæ skomplikowane szczegó³y jego intryg.
Powiedz im prawdê, myla³ gor¹czkowo Kuat, i porzuæ wszelk¹
nadziejê powodzenia, prze¿ycia, uratowania Zak³adów Stocznio-
wych przed wrogami.
To by³a w³anie pu³apka, w jak¹ sam siê schwyta³. Informacje
p³ynê³y w obie strony. Jeli Knylennowie mieli kontakty ze szpie-
gami i innymi mrocznymi ród³ami informacji, wówczas wszyst-
ko, co tu ujawni, natychmiast trafi do istot jeszcze bardziej zainte-
resowanych poczynaniami Kuata z Kuatów. Kto taki jak ksi¹¿ê
Xizor na pewno nie bêdzie zachwycony, jeli oka¿e siê, ¿e od
dawna jest celem dla sieci, któr¹ uplót³ Kuat w nadziei, ¿e zdo³a go
w ni¹ schwytaæ. A Xizor mia³ sposoby, aby wyraziæ swoje nieza-
dowolenie bardzo osobiste sposoby, z pocz¹tku tylko trochê nie-
przyjemne, a ostatecznie zabójcze dla inicjatora intrygi. Taka by³a
cena gry o wysokie stawki. Kuata jednak gnêbi³a wiadomoæ, ¿e
jeli on poniesie klêskê, dotknie ona równie¿ Zak³ady Stoczniowe
213
Kuat. Korporacja przestanie istnieæ, nawet jej nazwa zostanie wy-
mazana z historii, gdy poch³onie j¹ tkanka Imperium. Xizor ju¿
dawno wyrazi³ siê jasno, jakie s¹ jego intencje co do zak³adów.
Brakowa³o mu jedynie pretekstu, aby przekonaæ Imperatora Pal-
patinea do przejêcia korporacji i zagarniêcia jej cennego dobytku
jak w³asnego. Odkrycie intryg przygotowanych przez Kuata z Ku-
atów powinno do tego celu wystarczyæ w zupe³noci.
Wybór, przed którym sta³ Kuat, nie by³ zatem ¿adnym wybo-
rem. Wiedzia³, ¿e jeli wykorzysta prawdê do obrony przed takim
przeciwnikiem, jakim by³ Khoss z Knylennów, wyda i jego, i Za-
k³ady Stoczniowe w rêce innego, znacznie okrutniejszego wroga.
Ju¿ lepiej zachowaæ milczenie i przyj¹æ wszelkie oskar¿enia, jakie
na mnie rzuc¹, pomyla³.
S³ucham wy³¹cznie w³asnych rad powiedzia³ g³ono. Po-
dobnie jak wy. Ty i twoi konspiratorzy nie pytalicie mnie o radê,
zanim uznalicie, ¿e nale¿y mnie szpiegowaæ. Niech wiêc i tak bê-
dzie. Jeli mimo starañ nie potraficie odkryæ tego, co tak bardzo
chcielibycie wiedzieæ, i jeli tej wiedzy nie mo¿ecie kupiæ za ¿ad-
ne kredyty, które moja ciê¿ka praca w³o¿y³a do waszych kufrów,
nie spodziewajcie siê, ¿e dam wam tê informacjê za darmo.
Khoss z Knylennów umiechn¹³ siê i skin¹³ g³ow¹.
W³anie takiej odpowiedzi siê po tobie spodziewa³em. Wszy-
scy, którzy cierpielimy pod twoj¹ nieograniczon¹ w³adz¹, wie-
dzielimy, co od ciebie us³yszymy. Wcale nie jestemy zaskoczeni,
¿e nie chcesz albo nie mo¿esz siê broniæ.
Nie musi siê broniæ przed bezpodstawnymi oskar¿eniami!
gor¹co wykrzyknê³a Kodir.
Ironiczny grymas powróci³ na twarz Khossa.
Wiem, wiem dokona³a wyboru. Jeli twoj¹ lojalnoæ mo¿-
na kupiæ zdrad¹, to bêdziesz musia³a siê zadowoliæ t¹ w³anie cen¹.
Zignorowa³ j¹ i spojrza³ znowu na Kuata. Widzisz, ilu nas jest
przeciwko tobie? Rozpostartymi rêkami obj¹³ t³um swoich zwo-
lenników. To bardzo widoczna wiêkszoæ, nie s¹dzisz? To mnie
wyznaczyli, abym przemawia³ w ich imieniu i z³o¿yli przysiêgê
wasalsk¹ rodowi Knylennów. Przysiêga ta jest wi¹¿¹ca i nieodwo-
³alna i na jej podstawie przekazujê ci ¿yczenia rodów rz¹dz¹cych,
Kuacie z Kuatów.
Naprawdê? Kuat pog³adzi³ podbródek, rozejrza³ siê po
otaczaj¹cych go twarzach, po czym znów spojrza³ na Khossa.
Wydaje mi siê, ¿e to zbyt wielka odpowiedzialnoæ powierzaæ tak¹
214
misjê komu, kto nawet nie jest przywódc¹ rodu, którego przed-
stawicielstwo sobie uzurpuje.
Umiech Khossa zmieni³ siê w brzydki grymas.
Co chcesz przez to powiedzieæ?
To bardzo proste. Jest dok³adnie tak, jak mówiê. Nie jeste
g³ow¹ rodu Knylennów, jeste wci¹¿ tylko nêdznym nastêpc¹ tego,
po kim pewnego dnia odziedziczysz ten tytu³. Przysiêgi, z³o¿one
przez inne rody rz¹dz¹ce, nie zosta³y z³o¿one tobie, tylko komu
innemu. Kuat wskaza³ wiekow¹, pomarszczon¹ twarz Knylenna
Starszego. Czy to nie on powinien mnie oskar¿aæ, czy to nie on
powinien ¿¹daæ satysfakcji w imieniu spadkobierców tego wiata?
Minê³a d³u¿sza chwila, zanim Khoss odpowiedzia³.
To prawda odrzek³ z morderczym spojrzeniem. Cofn¹³
siê o krok na swojej platformie, nie zdejmuj¹c d³oni z ramion okry-
tego metalem Starszego. Jeli to jego s³owa chcecie us³yszeæ,
chêtnie wyra¿am na to zgodê.
Po¿ó³k³e oczy Knylenna Starszego popatrzy³y ¿a³onie na
Kuata.
Jestem stary jego g³os by³ pe³en znu¿enia i nienawi-
ci. Nie mam ju¿ si³y jak kiedy. Bulgotanie wydawane przez
system kontrapunktowa³o jego s³owa. Dlatego m³odszy
g³owa Starszego unios³a siê lekko, wskazuj¹c na stoj¹cego nad nim
Khossa On mówi s³owa które mia³bym wypowiedzieæ ja
Mówi S³owa wydobywa³y siê z ust Starszego chyba tylko dziêki
sile woli Z moim autorytetem Nie w¹tpcie w niego
Czy wy rozumiecie to tak samo? Kuat powiód³ wzrokiem
po twarzach popleczników Knylenna, ustawionych po obu stro-
nach maszyny podtrzymuj¹cej ¿ycie. S³uchacie Khossa z Kny-
lennów, poniewa¿ mówi on w imieniu Starszego rodu?
Kilku z zebranych skinê³o g³owami. Jeden z nich, Kadnessi
Starszy, przemówi³:
Jestemy lojalni wobec Knylenna Starszego. Odebra³ od nas
przysiêgê dawno temu. Jeli chce, aby przemawia³ za niego dzie-
dzic, my siê nie sprzeciwiamy. Kadnessi Starszy ostro spojrza³
na Kuata. A ty?
Nie, wcale odpar³ zapytany. Wasze przysiêgi s¹ wiête i po-
trafiê je uszanowaæ. Ale sprawdmy, czy wszyscy szanuj¹ je tak jak ja.
Szybkim krokiem przeby³ niewielk¹ odleg³oæ dziel¹c¹ go od
przenonego systemu podtrzymywania ¿ycia i siêgn¹³ do przyci-
sków widocznych na p³ycie.
215
Zatrzymajcie go! krzykn¹³ ze szczytu maszyny Khoss
z Knylennów, wciekle machaj¹c rêk¹ w kierunku napastnika.
Zanim Kuat zdo³a³ po³o¿yæ d³oñ na systemie podtrzymywania
¿ycia, kto inny chwyci³ go za ramiê i okrêci³. By³y szef ochrony
Zak³adów Stoczniowych przyci¹gn¹³ Kuata ku sobie za po³ê cere-
monialnej szaty.
Wiem, co próbujesz zrobiæ by³y szef ochrony mia³ po-
nur¹ i wciek³¹ minê. Drug¹ rêk¹ szuka³ czego pod kurtk¹. Nie
po to ciê sprzeda³em tym ludziom, ¿ebym teraz ogl¹da³ ich klê-
skê. W jego d³oni pojawi³o siê b³yszcz¹ce zimno wibroostrze.
Musisz to zrozumieæ jestem teraz po ich stronie.
Kuat pchn¹³ z ca³ej si³y Fenalda w twarz. Przedramieniem za-
blokowa³ cios wibroostrza w ¿ebra. By³y szef ochrony by³ m³od-
szy i silniejszy od niego, zbyt silny, by Kuat móg³ wyrwaæ siê z nie-
dwiedziego ucisku wokó³ szyi. Wibroostrze rozciê³o ciê¿ki materia³
szaty Kuata, ¿³obi¹c w skórze ramienia g³êbokie na milimetr naciê-
cie, precyzyjne jak dotkniêcie skalpela chirurga. Pop³ynê³a krew,
ciekaj¹c na ciasno splecionych ze sob¹ mê¿czyzn.
D³oñ trzymaj¹ca ostrze uderzy³a z ca³ej si³y w splot s³oneczny
Kuata, wyciskaj¹c mu oddech z p³uc i zmuszaj¹c do cofniêcia siê
o krok. To pozwoli³o by³emu szefowi ochrony zyskaæ trochê miej-
sca; zamachn¹³ siê i wycelowa³ wibroostrze, aby zadaæ miertelny
cios w gard³o Kuata.
Cios nigdy nie dotar³ do celu.
By³y szef ochrony jêkn¹³ z bólu i zaskoczenia, a wibroostrze
z brzêkiem upad³o na posadzkê i wiruj¹c, potoczy³o siê dalej. Palce
by³ego szefa ochrony usi³owa³y rozluniæ ramiê Kodir z Kuhlvultów,
które mocno ciska³o jego krtañ. Dziewczyna wbi³a mu kolano w ple-
cy i wygiê³a jego cia³o w napiêty ³uk. Wiêkszy ciê¿ar mê¿czyzny omal
nie pozbawi³ jej równowagi. Zanim jednak Fenald zd¹¿y³ to wykorzy-
staæ, wolne ramiê Kodir zatoczy³o ³uk, a piêæ uderzy³a w skroñ mê¿-
czyzny. Cios by³ tak silny, ¿e koæ pêk³a z chrupniêciem. Oczy by³ego
szefa ochrony wywróci³y siê bia³kami do góry. Gdy Kodir puci³a go,
pad³ nieprzytomny na posadzkê sali zgromadzeñ.
Zebrany pod wietlist¹ kopu³¹ t³um znieruchomia³ na chwilê,
zaszokowany gwa³townymi wypadkami, jakie rozegra³y siê na jego
oczach. Zanim ktokolwiek zdo³a³ siê poruszyæ, Kuat z Kuatów
rzuci³ siê w przód i chwyci³ wibroostrze, które wypad³o z d³oni
Fenalda. Krew cieka³a po jego ramieniu i skapywa³a z ³okcia, gdy
unosi³ broñ w górê.
216
Radzê wszystkim, ¿eby pozostali na swoich miejscach i za-
chowali ca³kowity spokój. Przyp³yw adrenaliny znieczuli³ Kuata
na ból. Przód jego ceremonialnej szaty, rozciêty i splamiony krwi¹
przez to samo ostrze, które teraz trzyma³ przed sob¹, zwisa³ a¿ na
buty. Kopn¹³ na bok ciê¿k¹ tkaninê i podszed³ bli¿ej do maszynerii
systemu podtrzymywania ¿ycia.
Ciebie to te¿ dotyczy powiedzia³. Uniós³ wy¿ej wibro-
ostrze, lni¹cym czubkiem celuj¹c w gard³o Khossa z Knylennów.
Stój tam, gdzie stoisz. W ten sposób bêdziesz wszystko dobrze
widzia³.
Khoss znieruchomia³, jakby zahipnotyzowany widokiem ostrza.
Poni¿ej ca³¹ scenê obserwowa³y spod opadaj¹cych powiek po¿ó³-
k³e oczy Knylenna Starszego. lina cieka³a mu z k¹cików pó³-
otwartych ust.
Kuat wiedzia³, ¿e ma tylko kilka sekund, zanim Knylennowie
otrz¹sn¹ siê z szoku, który teraz trzyma³ ich w miejscu. Ale to
w zupe³noci wystarczy.
Podszed³ do przenonego systemu podtrzymywania ¿ycia.
Kiedy przejecha³ wibroostrzem po ods³oniêtych kablach i wê¿ach,
maszyna ryknê³a, jakby metal i silikon by³ w stanie odczuwaæ ból.
Aparatura do oczyszczania krwi przyspieszy³a i zatrzyma³a siê ze
zgrzytem, gdy rury przesta³y przenosiæ ciecz. Przetworzona krew
i inne p³yny rozla³y siê w ka³u¿ê pod g¹sienicami maszyny.
Nad g³ow¹ Kuata twarz Knylenna Starszego skrzywi³a siê i za-
mar³a w potwornym grymasie. ¯y³y pod pomarszczon¹ skór¹ na-
brzmia³y, naciskaj¹c na ograniczaj¹cy je metalowy ko³nierz cylin-
dra. W wilgotnym k¹ciku ust pojawi³a siê i pêk³a czerwona bañka.
Kolejny cios, tym razem czubkiem wibroostrza, zrobi³ dziurê
w przedniej p³ycie cylindra. Kuat rozszerzy³ j¹ na tyle, aby wci-
sn¹æ palce pod g³adk¹ krawêd metalu. Naprê¿y³ miênie i poci¹-
gn¹³. Kodir z Kuhlvultów do³¹czy³a do niego i pomog³a mu odgi¹æ
p³ytê. We dwoje w koñcu zerwali j¹ z maszyny i odrzucili z meta-
licznym brzêkiem na pod³ogê sali zgromadzeñ.
Teraz Kuat ju¿ nie potrzebowa³ wibroostrza. Bez trudu móg³
siêgn¹æ do wnêtrznoci systemu i wy³¹czyæ go.
Cofnijcie siê zabrzmia³ za jego plecami ostrzegawczy g³os
Kodir. Kuat obejrza³ siê przez ramiê i zobaczy³, ¿e podnios³a po-
rzucone wibroostrze. Z kolanami zgiêtymi w obronnym przysia-
dzie trzyma³a Knylennów i ich przybranych krewniaków w bez-
piecznej odleg³oci.
217
Mo¿e by siê tak pospieszy³? mruknê³a, ogl¹daj¹c siê na
Kuata. Nie mogê ich trzymaæ wiecznie.
To potrwa tylko chwilê zapewni³. Ca³y system podtrzy-
mywania ¿ycia poruszany by³ jednym uk³adem motywatora. Kuat
dotar³ do niego, wyci¹gn¹³ na wierzch i wyrwa³ z obwodów ma-
szynerii.
Z zamontowanego u góry cylindra g³onika ze wzmacniaczem
rozleg³ siê nieludzki wrzask, jakby Kuat zada³ cios w samo serce
¿yj¹cej istoty. Ca³y system podtrzymywania ¿ycia zadygota³ i opad³
lekko na g¹sienicach, prawie str¹caj¹c Khossa ze szczytu. Szara,
pomarszczona twarz Knylenna Starszego nie dawa³a ¿adnych oznak
¿ycia, gdy Kuat chwyci³ doln¹ krawêd cylindra i oderwa³ od resz-
ty. Cylinder, niczym tarcza antycznego wojownika, z brzêkiem
upad³ na stertê zdemontowanych czêci maszyny.
To nie wibroostrze, którym wymachiwa³a Kodir z Kuhlvul-
tów, spowodowa³o, ¿e gocie zebrani w sali zgromadzeñ jedno-
czenie cofnêli siê o krok od stoj¹cej poród nich martwej maszy-
ny. Sprawi³ to widok obna¿onego wnêtrza.
Z otwartego cylindra zwisa³o cia³o Knylenna Starszego. Nie
by³o utrzymywane w pozycji pionowej przez rury i przewody sys-
temu podtrzymywania ¿ycia, tylko za pomoc¹ zwyczajnego, skó-
rzanego rzemienia, przecinaj¹cego zapad³¹ klatkê piersiow¹ trupa.
Cia³o, wysuszone na wystaj¹cych kociach, by³o zimne i martwe
jak otaczaj¹cy je metal, jakby szkielet stanowi³ czêæ konstrukcji
maszyny. Otwarcie cylindra uwolni³o smród rozk³adu. Kilku Kny-
lennów odwróci³o twarze z wyrazem przera¿enia i odrazy.
Knylenn Starszy nie ¿y³ ju¿ od d³u¿szego czasu. Zmar³ na
d³ugo przedtem, zanim przenony system podtrzymywania ¿ycia
wprowadzi³ ukryte w nim zw³oki na zgromadzenie. To by³o oczy-
wiste.
Niez³a robota, bardzo dobrze zaprojektowana maszyna
pochwali³ Kuat. Z podziwem zawodowego konstruktora zademon-
strowa³ obecnym pozosta³e szczegó³y. Wskaza³ przewody i serwo-
mechaniczne po³¹czenia pneumatycznych rurek przebiegaj¹cych
przez metalowy ko³nierz a¿ do podstawy czaszki Starszego. Jak
widzicie, nie by³o sensu wykosztowywaæ siê na zachowanie ca³ego
cia³a w tej parodii ¿ycia. Nale¿a³o utrzymaæ w tym stanie tylko
g³owê Starszego, aby sprawia³a wra¿enie, ¿e wci¹¿ ¿yje i funkcjo-
nuje. Wystarczy³o kilka uk³adów animacyjnych czasu rzeczywi-
stego, zsyntetyzowany g³os i baza danych akcentu i s³ownictwa,
218
a wszystko pod kontrol¹ inteligencji robota pierwszego stopnia, który
mia³ jakoby monitorowaæ komponenty systemu podtrzymywania
¿ycia i odpowiadaj¹ce im sygna³y ¿yciowe. W sumie niezbyt skom-
plikowana konstrukcja. Ale i tak doskona³a robota. Kuat spoj-
rza³ w górê na poblad³¹ twarz Khossa. Kogo do niej wynaj¹³e?
Na pewno s³ono zap³aci³e powoli potrz¹sn¹³ g³ow¹. Miêdzy
nami mówi¹c, wygl¹da mi to na robotê studia Phonane Mimesis
oni siê chyba specjalizuj¹ w takich rzeczach. Mo¿e jednak
Sk¹d wiedzia³e? Kostki dr¿¹cych d³oni Khossa zbiela³y, gdy
zacisn¹³ je na tym, co pozosta³o z cylindra. Jego g³os brzmia³ teraz
jeszcze s³abiej ni¿ g³os fa³szywego Knylenna Starszego. Starszy
umar³ ponad rok temu i nikt inny nigdy niczego nie podejrzewa³
Mo¿e i podejrzewali Kuat powiód³ rozbawionym wzro-
kiem po pozosta³ych zgromadzonych. Mo¿e tylko nie chcieli nic
mówiæ, poniewa¿ ju¿ podjêli decyzjê, ¿e pomog¹ ci wydrzeæ kon-
trolê Zak³adów Stoczniowych Kuat z moich r¹k. Przypuszczam,
¿e mia³e kilku wspólników. Kuat spojrza³ na cz³owieka stoj¹ce-
go na szczycie martwej maszyny. Pamiêtam, ¿e Knylenn Star-
szy nie by³ g³upi. Mia³ oczywicie ambicje w stosunku do rodu
Knylennów, ale nie s¹dzê, aby da³ siê nabraæ na ten twój plan.
I w³anie dlatego
Powiedzmy, ¿e to wystarczy³o, aby obudziæ mój scepty-
cyzm ci¹gn¹³ Kuat. Potrzebowa³em jednak dowodu i nie
musia³em na niego d³ugo czekaæ. Teraz widaæ, ¿e nie urodzi³e siê
in¿ynierem, Khoss. Zbyt mocno polegasz na sprytnych maszy-
nach. Kto, kto z nimi pracuje i kto je projektuje, wie, ¿e czynnik
ludzki jest nieunikniony. I decyduj¹cy. Potrz¹sn¹³ g³ow¹ w uda-
wanym ¿alu. Ludzie zawsze potykaj¹ siê na najprostszych rze-
czach. Niele zaprojektowa³e inteligencjê robota w tym swoim
urz¹dzeniu. Imitacja Knylenna Starszego by³a te¿ na przyzwoitym
poziomie. Ale, niestety, robot pomyli³ fakty. Trudno by³oby Star-
szemu przysi¹c przed naszymi biologicznymi matkami, ¿e mnie
prze¿yje, bo nasze matki nigdy siê nie spotka³y. Moja zmar³a w cza-
sie porodu, kiedy przyszed³em na wiat. Wychowa³ mnie ród Ku-
atów ze strony ojca, od którego te¿ otrzyma³em moje dziedzictwo.
Wiêc kiedy twój oszukany Knylenn Starszy nie przy³apa³ mnie na
tym prostym k³amstwie wtedy siê zorientowa³em, ¿e to nie on.
Nie bardzo rozumiem wyzna³ jeden z Kadnessich, ten
sam, który odezwa³ siê wczeniej. Po co Khoss mia³by dok³adaæ
tak wielkich starañ, aby stworzyæ wra¿enie, ¿e Knylenn Starszy
219
wci¹¿ ¿yje? Przecie¿ gdyby wiadomoæ o mierci Starszego siê
roznios³a, to w³anie Khoss zosta³by mianowany g³ow¹ rodu jako
spadkobierca domu Knylennów.
Nietrudno to zrozumieæ umiechn¹³ siê Kuat. Nie wy-
starczy odziedziczyæ tytu³, jeli przysiêga wasalska zosta³a z³o¿ona
przez inne rody osobie poprzedniego Knylenna Starszego. Nikt
z was nigdy nie sk³ada³ przysiêgi Khossowi Knylennowi. Taki
pomys³ rozmieszy³ Kuata. Zreszt¹ po co mielibycie to robiæ?
¯eby Khoss móg³ kontynuowaæ swoj¹ kampaniê zmierzaj¹c¹ do
usuniêcia mnie z zarz¹du Zak³adów Stoczniowych Kuat, musia³
mieæ po swojej stronie ca³y autorytet ¿yj¹cego Knylenna Starsze-
go, nie obawiaj¹c siê i nie nara¿aj¹c jednoczenie na to, ¿e starzec
nie zaakceptuje jego metod dzia³ania. Pozostaje tylko pytanie
Kuat zni¿y³ g³os, wyra¿aj¹c to ponure podejrzenie do jakiego
stopnia przyda³a mu siê mieræ Knylenna Starszego? Byæ mo¿e
nasz drogi kuzyn Khoss dopomóg³ trochê naturze w tym wzglê-
dzie. Tylko troszeczkê
To to k³amstwo! Twarz Khossa z Knylennów poblad³a
jak ciana. Jeli chcesz przez to powiedzieæ, ¿e go zabi³em ¿e
mia³em co wspólnego z jego mierci¹
To bardzo powa¿ne oskar¿enie wtr¹ci³ Kadnessi. Skin¹³
g³ow¹ i gest ten natychmiast zosta³ powtórzony przez wszystkich
obecnych, w³¹czaj¹c w to Knylennów i ich przybranych krewnia-
ków. Wymaga przeprowadzenia ledztwa. Ale jeli oka¿e siê
prawd¹
Wtedy morderca odda siê w rêce sprawiedliwoci uzupe³-
ni³a z wyran¹ satysfakcj¹ Kodir z Kuhlvultów. Takie jest pra-
wo, równie stare, jak wszystkie panuj¹ce rody. Jeli wyznaczony
dziedzic odbierze ¿ycie Starszemu, jest to najciê¿sza ze znanych
zbrodni. A kara za tê zbrodniê musi zostaæ wymierzona, bo ina-
czej rody sp³yn¹ krwi¹ ofiar.
Wygl¹da³o na to, ¿e Khoss, stoj¹cy wci¹¿ na szczycie zrujno-
wanego dowodu swojej intrygi, ca³kiem postrada³ zmys³y. Zacisn¹³
piêci i wykrzywi³ twarz w bezsilnoci i poczuciu winy.
Kuat wiedzia³, czego siê spodziewaæ: zobaczy³, jak miênie
Khossa napinaj¹ siê do dzia³ania. Nie by³ zatem zaskoczony, gdy
pokonany dziedzic Knylennów zeskoczy³ z podwy¿szonej platfor-
my i wyci¹gniêtymi rêkami siêgn¹³ do gard³a swojego wroga.
Tym razem Kodir nie musia³a interweniowaæ, Kuat sam siê tym
zaj¹³. Jedn¹ rêk¹ uderzy³ Khossa w szczêkê, a¿ g³owa tamtego
220
odskoczy³a w ty³; cios drugiej piêci Kuata rzuci³ Knylenna pod
nogi krewnych. Khoss nie podniós³ siê ju¿, choæ pier porusza³a
mu siê w górê i w dó³ w ciê¿kiej walce o oddech.
Dajcie mi znaæ, co zadecydujecie w jego sprawie rzuci³
Kuat ch³odno. Dla opinii publicznej i Zak³adów Stoczniowych
najlepiej bêdzie, jeli egzekucja zostanie wykonana mo¿liwie jak
najdyskretniej. Takie zamieszanie we w³asnych szeregach mo¿e
byæ odebrane z zewn¹trz jako przejaw s³aboci organizacji.
Odwróci³ siê i skierowa³ w stronê wyjcia.
Fenald w³anie zaczyna³ odzyskiwaæ wiadomoæ i z trudem
uniós³ d³oñ, gdy Kuat przechodzi³ obok niego. Kodir opar³a pode-
szwê stopy na jego piersi i z powrotem przygniot³a go do pod³ogi.
Nie s¹dzê, aby rodowi Kuat potrzebne by³y jeszcze twoje
us³ugi umiechnê³a siê, patrz¹c w twarz Kuata z Kuatów. Chy-
ba szykuje siê zmiana na stanowisku szefa ochrony w Zak³adach
Stoczniowych Kuat.
Opar³a piêci na biodrach, lekko przechyli³a g³owê i spojrza³a
wyczekuj¹co na Kuata.
A wiêc
Przygl¹da³ jej siê przez krótk¹ chwilê, zanim podj¹³ decyzjê.
Dobrze zdecydowa³. Skin¹³ g³ow¹ w kierunku wyjcia i ko-
rytarza prowadz¹cego do doków. Statek czeka.
221
R O Z D Z I A £
"
Sprawy formalne za³atwili w drodze powrotnej do Zak³adów
Stoczniowych Kuat.
Tego nigdy wczeniej nie by³o rzek³ Kuat z Kuatów. Pod-
ró¿ mia³a trwaæ krótko, dlatego natychmiast przeszed³ do konkre-
tów. A przynajmniej ja nie s³ysza³em o przypadku, ¿eby cz³onek
jednego z rodów panuj¹cych s³u¿y³ jako szef ochrony korporacji.
Moi przodkowie zawsze zatrudniali kogo spoza planety. Uniós³
jedn¹ brew. I odbywa³o siê to po starannych poszukiwaniach
i sprawdzeniu kwalifikacji. Zamia³ siê gorzko. Zdaje siê, ¿e to
i tak nic nie da³o.
Wspomnienie zdrady Fenalda wci¹¿ jeszcze go bola³o.
Kodir z Kuhlvultów opar³a siê o fotel pasa¿erski.
Zastanawiasz siê, czy mam dobre kwalifikacje do tej pra-
cy? umiechnê³a siê do niego. Jakich jeszcze dowodów mam
ci dostarczyæ?
¯adnego potrz¹sn¹³ g³ow¹ Kuat. W sali zgromadzeñ ro-
dów rz¹dz¹cych pokaza³a siê z najlepszej strony i wiem, ¿e potra-
fisz dzia³aæ w razie koniecznoci. A poza tym nie da³a siê ra-
zem z innymi nabraæ na intrygê Khossa. Oznacza to albo bystry
umys³, co przydaje siê szefowi ochrony, albo mo¿e
Co: mo¿e?
Teraz to on siê umiechn¹³.
Mo¿e jakie przecieki? Khoss z Knylennów chyba nie po-
trafi³ wszystkiego utrzymaæ w sekrecie, choæ tak mu siê wydawa-
³o. Trochê powêszyæ tu i tam, jakie podejrzenie, jaka poszla-
ka wzmianka o nietypowych dostawach do domostwa Knylennów,
222
wiesz, takie rzeczy Inteligentna osoba mog³a siê zorientowaæ, ¿e
Starszy jest martwy, zanim jeszcze ja na to wpad³em.
Och, masz trochê racji przyzna³a Kodir. Inteligentna
osoba powinna siê by³a w tym po³apaæ. A przy tym wydawa³a
siê bardzo z siebie zadowolona inteligentna osoba potrafi do-
chowaæ w³asnych sekretów.
W porz¹dku odpar³ Kuat. Jeli tylko nie bêdzie ci to
przeszkadzaæ w spe³nianiu obowi¹zków. Musimy jednak omówiæ
parê innych spraw, nie tylko twoje kwalifikacje.
To znaczy? Kodir odwróci³a wzrok od iluminatora.
Muszê wiedzieæ dok³adnie, dlaczego chcesz byæ szefem
ochrony w Zak³adach Stoczniowych Kuat.
Wzruszy³a ramionami.
Jest wiele odpowiedzi, które mog³abym ci zaproponowaæ.
Mo¿e powinnam po prostu powiedzieæ, ¿e chcê byæ tam, gdzie siê
co dzieje to taka cecha rodowa Kuhlvultów. A wydaje mi siê,
¿e wokó³ Zak³adów Stoczniowych Kuat bêdzie siê teraz wiele dzia³o.
Jeli chcesz byæ w centrum wydarzeñ, przy³¹cz siê do Soju-
szu Rebeliantów. Bêdziesz mia³a tyle emocji, ile tylko zdo³asz znieæ.
Dba³oæ o w³asn¹ skórê te¿ nale¿y do cech rodowych klanu
Kuhlvultów potrz¹snê³a g³ow¹ Kodir. Nie wiem, czy szukanie
zwady z Imperium jest zgodne z ide¹ przetrwania.
Nie wiem te¿, czy opowiedzenie siê po stronie Imperatora
wychodzi na zdrowie znajomy ciê¿ar przygniót³ znowu ramiona
Kuata. Próbujê tylko zachowaæ w ca³oci i niezale¿noci Zak³a-
dy Stoczniowe Kuat i nie zale¿y mi, kto wygra.
I to jest jedna z rzeczy, które w tobie podziwiam powie-
dzia³a Kodir. ¯¹dasz lojalnoci od innych, ale nie jeste takim
idiot¹, ¿eby komu ofiarowywaæ swoj¹.
Przez chwilê zastanawia³ siê, czy nie s³yszy w jej s³owach
sarkazmu. Potem jednak musia³ przyznaæ, ¿e jej s³owa zawiera³y
g³êbok¹ m¹droæ.
Lojalnoæ, jak¹ Imperator Palpatine wymusza na swoich
zwolennikach, nie jest lojalnoci¹ wolnych istot. To tylko lêk nie-
wolników.
Gdybym donios³a Imperatorowi o twoich uczuciach wobec
niego odpar³a Kodir zap³aci³by za to ¿yciem.
Ale tego nie zrobisz. Oboje spowa¿nieli. Oznacza to, ¿e
albo nie boisz siê Palpatinea, albo jeste lojalna w wystarczaj¹-
cym stopniu wobec mnie. Albo
223
Zawsze jest jeszcze jakie albo.
¯yjemy w skomplikowanej galaktyce odpar³ Kuat. Albo
masz jakie swoje szczególne powody, aby opowiedzieæ siê po mo-
jej stronie. To, czego chcesz, osi¹gniesz znacznie ³atwiej, jeli pozo-
stanê zdrowy i ca³y na czele Zak³adów Stoczniowych Kuat. Po-
chyli³ siê i uwa¿niej spojrza³ na Kodir. A w³aciwie czego ty chcesz?
Odpowiedzi.
Jedno s³owo, wypowiedziane bezbarwnym tonem. Kuat
z uznaniem skin¹³ g³ow¹.
Trudno je uzyskaæ powiedzia³. W przeciwieñstwie do
pytañ, od których roi siê we wszechwiecie niczym od atomów
wodoru.
Kodir lekko wzruszy³a ramionami.
Moje s¹ bardzo konkretne.
Osobisty transporter dolatywa³ ju¿ do Zak³adów Stoczniowych,
a Kuat chcia³ ustaliæ kilka spraw z nowym szefem ochrony, póki
byli sami.
Uwa¿aj ostrzeg³. Czasem zadajesz pytania i otrzymu-
jesz odpowiedzi, ale nie s¹ to te odpowiedzi, które chcia³aby us³y-
szeæ.
Podejmê to ryzyko odpar³a bez ladu emocji na twarzy.
Wiêc pytaj.
Pochyli³a siê bli¿ej ku Kuatowi, jakby mog³a co wyczytaæ
w jego oczach. Po d³u¿szej chwili zapyta³a:
Co siê sta³o z dziewczyn¹?
Pytanie nieco go zaskoczy³o.
Nie wiem, o czym mówisz.
W bezbarwnym g³osie Kodir pojawi³ siê cieñ gniewu.
Nie baw siê ze mn¹ w kotka i myszkê. Mo¿emy razem stwo-
rzyæ dobry uk³ad albo staæ siê wrogami. Wybór nale¿y do ciebie.
Ten przeb³ysk temperamentu obudzi³ jego ciekawoæ. Dla niej
to istotna sprawa, pomyla³. Nie wiedzia³ tylko, co to takiego
jeszcze nie.
Wyjanij mi rzek³ powoli i spokojnie o jakiej dziewczy-
nie mówisz. Od tego zaczniemy rozmowê.
O tancerce. W pa³acu Jabby Hutta.
Kuat potrzebowa³ kilku chwil, ¿eby przypomnieæ sobie, o co
jej chodzi. Wreszcie zrozumia³, ¿e ma na myli hologram. Holo-
gram z sondy nadprzestrzennej, na której demonta¿u przy³apa³
go szpieg Khossa z Knylennów. Tam, w sali zgromadzeñ rodów
224
rz¹dz¹cych, Kodir ogl¹da³a wraz z innymi odtwarzanie hologramu
przedstawiaj¹cego minione zdarzenia w pa³acu Jabby. Widocznie
dostrzeg³a co, co uzna³a za wa¿ne. Ale co?
Pewnie zginê³a rzek³ Kuat. Kiedy Jabba rzuci³ j¹ na po-
¿arcie swojemu ulubieñcowi rankorowi, który siedzia³ w jamie za-
mykanej ruchom¹ krat¹. Nikt nie mo¿e prze¿yæ tak bliskiego kon-
taktu z rankorem.
Nie mówiê o tej tancerce odpar³a Kodir z wyranym znie-
cierpliwieniem. Kogo obchodzi jaka twilecka samica? To zna-
czy, szkoda jej, ale nie to jest najwa¿niejsze. Chodzi mi o tê drug¹,
tê, któr¹ by³o widaæ na hologramie pa³acu. Sta³a z boku. To o niej
chcia³abym siê czego dowiedzieæ.
Kuat grzeba³ w pamiêci, usi³uj¹c wydobyæ z niej szczegó³y,
które do tej pory uwa¿a³ za niewa¿ne. Kiedy po raz pierwszy ogl¹-
da³ holograficzny przekaz z sondy nadprzestrzennej, koncentro-
wa³ siê na manewrach ³owcy nagród Boby Fetta w pa³acu Jabby.
To by³ zreszt¹ jedyny powód, dla którego umieci³ tam autono-
miczn¹ jednostkê szpiegowsk¹. Wszystko inne, co zosta³o zareje-
strowane, by³o spraw¹ czystego przypadku.
Masz racjê powiedzia³ w koñcu. Zdaje siê, ¿e rzeczy-
wicie by³a tam jaka inna tancerka. Wzruszy³ ramionami. Jabba
zawsze trzyma³ u siebie ca³¹ trupê tancerek. Bior¹c pod uwagê, ¿e
karmi³ nimi swoje zwierz¹tka, nie by³o to zajêcie wró¿¹ce d³ugie
¿ycie.
Ale ta jedna prze¿y³a odpar³a Kodir z nieoczekiwan¹ gwa³-
townoci¹. Mówiê o tej drugiej, której Jabba nie rzuci³ na po¿ar-
cie rankorowi.
Sk¹d wiesz? Wci¹¿ nie móg³ zrozumieæ zainteresowania
Kodir anonimow¹ tancerk¹ na zapad³ym wiecie Tatooine. Mog³o
siê z ni¹ staæ co innego, zanim Jabba zosta³ zabity Nawet po-
tem to bardzo niebezpieczne otoczenie, trudno w nim prze¿yæ.
Ja wiem, ¿e ona ¿yje odpar³a Kodir przez zaciniête zêby.
Czujê to. Nawet z takiej odleg³oci.
Zafascynowany Kuat wbi³ wzrok w siedz¹c¹ obok m³od¹ ko-
bietê. Teraz, kiedy przypomnia³ ju¿ sobie liczn¹ twarz tamtej dru-
giej tancerki na hologramie, parê kolejnych elementów uk³adanki
znalaz³o swoje miejsce. Zapis holograficzny pochwyci³ na kilka
sekund jej obraz, jak przygl¹da³a siê samicy Twileków, spadaj¹-
cej do jamy rankora przed tronem Jabby, a potem s³ucha³a przera-
¿onych okrzyków niewidocznej w ciemnej czeluci agonii.
225
Teraz, patrz¹c na Kodir z Kuhlvultów, dostrzeg³ to, czego
wczeniej nie zauwa¿y³. Ale to nie wyjani³o tajemnicy.
Tak odpar³a miêkko, widz¹c b³ysk zrozumienia w oczach
Kuata, kiedy uwiadomi³ sobie nagle rodzinne podobieñstwo. Ta
dziewczyna, ta tancerka z pa³acu Jabby ona jest z mojego rodu,
z tej samej krwi, z Kuhlvultów. St¹d wiem, ¿e ona jeszcze ¿yje.
Musi ¿yæ
By³o jeszcze co wiêcej. Kuat by³ tego pewien. Zapyta³ cicho,
niemal czule:
Jak ma na imiê?
Kodir mocno zacisnê³a oczy, zanim odpowiedzia³a:
Jej imiê jej prawdziwe imiê brzmi Kateel z Kuhlvultów
s³owa wydobywa³y siê powoli, jakby z trudem. Ale kiedy by³a
ma³a i mówi³a dziecinnym jêzykiem, nie umia³a prawid³owo wy-
mawiaæ swojego imienia. Mówi³a po prostu Neelah g³os Kodir
zni¿y³ siê do szeptu. Tak j¹ nazywalimy.
Kuat popatrzy³ na siedz¹c¹ obok kobietê ze wspó³czuciem.
I mylisz, ¿e pomogê ci j¹ odnaleæ.
Och zrobisz to Kodir skierowa³a na niego p³on¹cy
wzrok. Wcale w to nie w¹tpiê.
Spojrzenie w iluminator ukaza³o Kuatowi zbli¿aj¹ce siê doki
Zak³adów Stoczniowych. Odwróci³ siê do Kodir.
Moje mo¿liwoci i czas s¹ ograniczone. Nie wiem, jak
dziecko jednego z panuj¹cych rodów Kuat znalaz³o siê w pa³acu
Jabby Hutta. I mam znacznie pilniejsze sprawy do za³atwienia ni¿
szukanie odpowiedzi na to pytanie.
Nie, nie masz odpar³a Kodir ze z³owró¿bn¹ nutk¹ w g³o-
sie. Zapewniam ciê nie ma dla ciebie wa¿niejszej sprawy ni¿ ta.
Wydaje siê, ¿e jeste bardzo pewna siebie.
Znów skinê³a g³ow¹.
Mam po temu powody.
Kuat uniós³ brew.
Jakie?
Oczywiste odpar³a i bardzo przekonuj¹ce. Wspomina-
³e ju¿ o swoich podejrzeniach, ¿e mam jeszcze inne ród³a infor-
macji i to dobre ród³a. Dlatego wiedzia³am, ¿e Knylenn Starszy
nie ¿yje, jeszcze zanim ty siê zorientowa³e. Spêdzi³am wiele cza-
su, buduj¹c i opracowuj¹c tê sieæ informacyjn¹; niektóre jej ele-
menty odziedziczy³am razem z krwi¹ Kuhlvultów. Dziêki temu
wiem o tobie ró¿ne rzeczy, Kuat. Bardzo istotne rzeczy.
15 Spisek Xizora
226
Doprawdy? zmierzy³ j¹ zimnym wzrokiem. Mów dalej.
Uda³o ci siê utrzymaæ to w tajemnicy przed wszystkimi
³¹cznie z twoim w³asnym szefem ochrony. Ale ja przynajmniej
czêciowo orientujê siê w twoich zamiarach. Khoss z Knylennów
mia³ racjê, kiedy twierdzi³, ¿e twoje intrygi i plany zaprowadzi³y
ciê, a wraz z tob¹ i Zak³ady Stoczniowe Kuat, na doæ niebez-
pieczne terytorium pomiêdzy Imperium a organizacj¹ Czarne S³oñce.
Ale Khoss nie wiedzia³ tego, co uda³o siê odkryæ mnie. W oczach
Kodir pojawi³ siê cieñ sympatii, a nawet podziwu. Khoss chcia³
tylko wykorzystaæ niewielkie strzêpki informacji, jakie zdoby³, dla
zaspokojenia w³asnych ambicji, aby przej¹æ kontrolê nad Zak³ada-
mi Stoczniowymi Kuat. Nawet gdyby wiedzia³ to, co ja wiem, nie
d¹¿y³by do niczego wiêcej. Ale ja siê domyli³am, co chcia³e osi¹-
gn¹æ swoimi intrygami. Mo¿e i s¹ niebezpieczne, ale nie masz wyj-
cia, jeli chcesz ocaliæ Zak³ady Stoczniowe Kuat.
Kuat opar³ siê o wycie³any zag³ówek fotela.
A wiêc wiesz.
Wiem doæ zgodzi³a siê Kodir. Doæ, aby uznaæ, ¿e pró-
bowa³e dokonaæ szlachetnego czynu, Kuacie z Kuatów. Komu
tak bliskiemu Imperium jak ty bliskiemu, a jednak nie stanowi¹-
cemu jego czêci nietrudno by³o przeanalizowaæ dok³adnie sytu-
acjê i wydedukowaæ, ¿e najwiêkszym i najbli¿szym zagro¿eniem
niezale¿noci Zak³adów Stoczniowych Kuat nie jest Imperator Pal-
patine, lecz jego poddany, ksi¹¿ê Xizor.
W³anie. Samo brzmienie imienia falleeñskiego szlachci-
ca poruszy³o g³êbok¹ nutê urazy w duszy Kuata. Xizor po¿¹da
potêgi i mo¿liwoci Zak³adów Stoczniowych Kuat; bardziej ni¿
czegokolwiek innego pragnie w³¹czyæ korporacjê do swego do-
minium. I zamierza³ tego dokonaæ z pomoc¹ podejrzliwoci Im-
peratora. Gdyby Xizor móg³ dostarczyæ dowodów, prawdziwych
albo zmylonych, ¿e zarz¹d Zak³adów Stoczniowych Kuat by³
nielojalny wobec Imperium, Palpatine mia³by podstawy do prze-
jêcia korporacji. Kr¹¿owniki imperialne, te same, które zosta³y
zbudowane w tych dokach, okr¹¿y³yby planetê; zostalibymy
pojmani i zmia¿d¿eni obcasem Imperatora tak samo jak inne wia-
ty. Kuat zacisn¹³ palce na porêczach fotela, a¿ zbiela³y mu kost-
ki. Jak wszystkie inne wiaty, gdyby Palpatine postawi³ na swo-
im.
Ostro¿nie k¹cik ust Kodir uniós³ siê w umiechu. Teraz
zaczynasz mówiæ jak cz³onek Sojuszu Rebeliantów.
227
Gdybym s¹dzi³, ¿e maj¹ jak¹kolwiek szansê choæby naj-
mniejsz¹ szansê na zwyciêstwo przy³¹czy³bym siê do nich. Prze-
kaza³bym wszystkie zasoby Zak³adów Stoczniowych Sojuszowi
niezale¿nie od tego, czy panuj¹ce rody zgodzi³yby siê ze mn¹, czy
nie. Kuat potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze smutkiem. Rebelianci nie wie-
dz¹, na co siê porywaj¹. Mo¿e uda im siê zniszczyæ jedn¹ czy
drug¹ wadliw¹ konstrukcjê, tak¹ jak Gwiazda mierci, ale raczej
dziêki zadufaniu i pustog³owiu admira³ów Floty Imperialnej ni¿
w³asnej przewadze.
Zastanawiam siê nad tym. W czasie moich poszukiwañ s³y-
sza³am to i owo o niektórych przywódcach Rebeliantów. Cichy
g³os Kodir sta³ siê pe³en zadumy. Na niektórych wiatach mówi¹
o tym Lukeu Skywalkerze, jakby to by³ bohater, na którego cze-
kali od lat, od czasu obalenia starej Republiki.
Stworzenia rozumne mog¹ wierzyæ we wszystko, co ze-
chc¹, ale zbyt czêsto mieszaj¹ w³asne nadzieje i sny z tward¹ rze-
czywistoci¹. Twarz Kuata wygl¹da³a jak posêpna maska. Nie
mogê sobie pozwoliæ na ten luksus. Jako konstruktor jestem zain-
teresowany wy³¹cznie tym, co dzia³a.
Szkoda zatem, ¿e twoja intryga przeciwko ksiêciu Xizoro-
wi upad³a. Teraz zosta³y ci tylko resztki, które trzeba usun¹æ.
Opisa³a sytuacjê z godn¹ podziwu precyzj¹.
Przypuszczam, ¿e ty chcesz mi pomóc usun¹æ lady?
Masz racjê odpar³a Kodir. Xizor nie by³ jedynym, kto
zyska³by na dostarczeniu szkodliwych dla ciebie dowodów. Z tego,
co zdo³a³am stwierdziæ, odwali³e kawa³ solidnej roboty, próbuj¹c
stworzyæ sytuacjê, która uwik³a³aby ksiêcia Xizora w prawdziwe
k³opoty. Syntetyczne falleeñskie feromony razem ze wspomaga-
nym sensorycznie zapisem wideo z napaci imperialnych sztur-
mowców na farmê wilgoci na Tatooine, napaci, w której zostali
okrutnie zamordowani wuj i ciotka Lukea Skywalkera, jego jedy-
na rodzina, w której wychowa³ siê od dziecka to doskona³y spo-
sób, subtelny, a jednoczenie wyrany dowód, ¿e ksi¹¿ê Xizor
w jaki sposób by³ zamieszany w napaæ. Prawdopodobnie Sky-
walker zechcia³by policzyæ siê z Xizorem. Pomagaj¹c Sojuszowi
Rebeliantów, za³atwi³by przy okazji osobiste porachunki, cigaj¹c
jednego z naczelnych pacho³ków Imperatora Palpatinea. Kodir
umiechnê³a siê z posêpnym uznaniem. Tyle tylko, ¿e to ty mia-
³e odnieæ prawdziwe korzyci z takiego obrotu sprawy.
To prawda przyzna³ Kuat. Ja i Zak³ady Stoczniowe.
228
Oczywicie. Nawet gdyby Skywalkerowi nie uda³o siê wy-
eliminowaæ Xizora, zaabsorbowa³by go wystarczaj¹co, aby po-
wstrzymaæ ksiêcia przed dalszymi zakusami na Zak³ady Stocznio-
we Kuat. Przynajmniej na jaki czas.
Czas mo¿e byæ nieraz cennym towarem. Kuat rozpostar³
d³onie na oparciach fotela. Trzeba go kupowaæ tyle, ile siê da
i gdzie siê da.
Bardzo m¹dre, Kuacie z Kuatów. Postaram siê zapamiê-
taæ. W oczach Kodir znów pojawi³o siê wspó³czucie. Szkoda,
¿e te wszystkie starannie przygotowane plany nie wypali³y. I ¿e
zarówno ty, jak i Zak³ady Stoczniowe Kuat lepiej wyszlibycie na
tym, gdyby te plany nigdy nie powsta³y.
To prawda. Widaæ z tego, ¿e nie mo¿na zabezpieczyæ siê
przed ka¿d¹ ewentualnoci¹. Myla³em, ¿e najbardziej muszê oba-
wiaæ siê machinacji Xizora. A potem siê okaza³o, ¿e Xizor by³ sam
sobie najgorszym wrogiem, bo za³atwi³o go w³asne okrucieñstwo
i przebieg³oæ. Szkoda, ¿e nie sta³o siê to wczeniej, zanim wypro-
dukowa³em przeciwko niemu fa³szywe dowody.
Kodir delikatnie dotknê³a jego ramienia.
Teraz to twojemu ¿yciu zagra¿a niebezpieczeñstwo, Kuacie
z Kuatów. Twojemu ¿yciu i wszystkiemu, co dla ciebie cenne. Twój
spryt obróci³ siê przeciwko tobie niczym sztylet zwrócony we w³a-
sn¹ pier. Jeli Imperator Palpatine kiedykolwiek wejdzie w posia-
danie tego sfabrykowanego dowodu, natychmiast siê zorientuje, ¿e
jest fa³szywy. Wie ju¿, ¿e ksi¹¿ê Xizor nigdy nie mia³ nic wspólnego
z najazdem na farmê wilgoci na Tatooine. Bêdzie zatem polowa³ na
tego, kto sfa³szowa³ dowód i nieuchronnie dotrze po ladach do
ciebie. Nie s¹dzê, aby Imperator pob³a¿liwie patrzy³ na te intrygi,
jakie rozgrywaj¹ siê pod samym jego nosem. Ka¿e zap³aciæ ich ini-
cjatorowi wysok¹ cenê. A wtedy za³atwi dwie sprawy za jednym
zamachem: zemstê i Zak³ady Stoczniowe Kuat dla siebie.
Ta ostatnia sprawa by³a jedyn¹, która liczy³a siê dla Kuata.
Maszyny psuj¹ siê i rdzewiej¹, a ¿ywe istoty umieraj¹, powiedzia³
sobie. Tylko te wy¿sze istoty, które buduj¹ maszyny, s³u¿¹ im i dla
nich umieraj¹, maj¹ szansê prze¿yæ w tym wszechwiecie. A myl,
¿e w³asnymi d³oñmi i umys³em móg³by przynieæ zgubê najuko-
chañszym Zak³adom Stoczniowym, przyprawia³a go o szaleñstwo.
Kuat z Kuatów poprzysi¹g³ sobie, ¿e w ten czy inny sposób dopil-
nuje, ¿eby Imperator Palpatine nie chwyci³ korporacji w swoje brud-
ne ³apy.
229
Masz rzeczywicie doskona³e rozeznanie w mojej obecnej
sytuacji powiedzia³ g³ono. Gratulujê ci, Kodir z Kuhlvultów.
Twoja sieæ informatorów i twój przebieg³y umys³ s³u¿¹ ci dosko-
nale. Ostro¿nie siêgn¹³ do kieszeni przy siedzeniu osobistego trans-
portera. Naprawdê, masz doskona³¹ kartê przetargow¹, aby za-
pewniæ sobie moj¹ pomoc przy odszukaniu siostry, która w tak
tajemniczy sposób zab³¹ka³a siê z dala od rodzinnego wiata.
Ta zagadka mocno go intrygowa³a. Jak córka jednego z panu-
j¹cych rodów Kuat mog³a znaleæ siê w pa³acu Jabby jako tancer-
ka? Kuat postanowi³, ¿e pewnego dnia siê tym zajmie. Na razie
jednak mia³ ca³kiem inne sprawy na g³owie. Jego d³oñ zamknê³a
siê wokó³ uchwytu z ch³odnego metalu.
Sama powiedzia³a, ¿e muszê wyeliminowaæ wszystko, co
mog³oby mnie pogr¹¿yæ w oczach Imperatora Palpatinea, zw³asz-
cza to, ¿e przy³o¿y³em rêkê do stworzenia dowodów powiedzia³.
Wyj¹³ z bocznej kieszeni siedzenia pistolet laserowy i wycelowa³
go miêdzy oczy siedz¹cej obok niego kobiety. Có¿, bêdziesz
pierwszym dowodem, jakiego likwidacj¹ siê zaj¹³em. Doprawdy,
wiesz zbyt wiele, ¿ebym móg³ pozwoliæ ci dalej ¿yæ.
Jej ruch by³ szybszy, ni¿ Kuat móg³by siê spodziewaæ. Szyb-
szy i sprytniejszy. Kodir nie próbowa³a chwyciæ broni ani uchyliæ
siê przed jej mierciononym promieniem. Uwiêziona w ciasnym
siedzeniu pasa¿erskim mia³aby niewielk¹ szansê dokonaæ jednego
lub drugiego, zanim promieñ laserowy przepali jej czaszkê. Za-
miast tego uderzy³a kantem d³oni w cienk¹ p³ytê konstrukcyjn¹
przed siedzeniami, oddzielaj¹c¹ kabinê pasa¿ersk¹ od kokpitu trans-
portera. Kuat instynktownie pod¹¿y³ wzrokiem za tym ruchem
i przez mikrosekundê nie patrzy³ na Kodir. Zanim spojrza³ znowu,
jej druga d³oñ chwyci³a splamion¹ krwi¹ tkaninê ceremonialnej sza-
ty, któr¹ wci¹¿ mia³ na sobie. Nie próbowa³a go odepchn¹æ ani
wyrwaæ mu miotacza; zamiast tego poci¹gnê³a go na siebie. Nacisk
sprawi³, ¿e uwiêzione ramiê Kuata unios³o siê ku górze, a d³oñ
trzymaj¹ca miotacz podskoczy³a w kierunku sklepienia kabiny.
Uda³o mu siê oddaæ jeden strza³, zanim druga rêka Kodir uderzy³a
go w szczêkê. Cios by³ doæ silny, by unieæ go z miejsca. Kuat
z trudem tylko zdo³a³ utrzymaæ równowagê w w¹skim przejciu
kabiny.
Syreny alarmowe osobistego transportera zaczê³y wyæ, zanim
jeszcze Kuat odzyska³ zdolnoæ pojedynczego widzenia. Kiedy pole
widzenia mu siê oczyci³o, zobaczy³ pistolet laserowy w d³oni Kodir
230
i zwêglon¹ dziurê o postrzêpionych brzegach wypalon¹ w p³ycie
sufitowej.
Co siê dzieje? rozleg³ siê niespokojny g³os pilota z g³oni-
ka systemu komunikacyjnego. Panie in¿ynierze, czy wszystko
w porz¹dku? Proszê odpowiedzieæ i potwierdziæ
W porz¹dku odpowiedzia³ Kuat. Podci¹gn¹³ siê z powro-
tem na fotel i z ulg¹ opad³ na wycie³ane siedzenie. Mielimy tu
ma³y wypadek. Nic, czym nale¿a³oby siê przejmowaæ. Strza³
z miotacza, choæ miertelny dla cz³owieka, nie mia³ wystarczaj¹cej
mocy, by przebiæ pow³okê transportera. Kuat ostro¿nie obmaca³
obola³¹ szczêkê. Mo¿esz kontynuowaæ lot.
Zbli¿amy siê do doków. Za minutê siadamy i cumujemy
odpar³ g³os pilota.
Kodir nie zawraca³a sobie g³owy zwracaniem miotacza Ku-
atowi. Siedzia³a na swoim miejscu i przygl¹da³a mu siê uwa¿nie.
Mylê, ¿e teraz rozumiemy siê trochê lepiej powiedzia³a.
Jasne odpar³ Kuat. Bola³a go ca³a szczêka. Z pewno-
ci¹
Transporter usiad³ w doku. Na wezwanie Kuata dwójka pra-
cowników dzia³u ochrony korporacji odprowadzi³a now¹ szefow¹
do jej biura. Kodir mia³a podj¹æ obowi¹zki od zaraz.
Zanim Kuat wróci³ do swojej prywatnej kwatery i znów zo-
sta³ sam, pod¹¿y³ myl¹ po utartych szlakach. W przyæmionym
wietle gwiazd ponad Zak³adami Stoczniowymi zdj¹³ ceremonial-
n¹ szatê i powiesi³ j¹ z powrotem na wieszaku, myl¹c o ³owcy
nagród Bobie Fetcie.
Klucz, myla³. To on jest kluczem.
Do teraniejszoci i przysz³oci jeli w ogóle jest przysz³oæ
dla Zak³adów Stoczniowych Kuat. I do przesz³oci, która teraz
wydawa³a siê jeszcze bardziej tajemnicza ni¿ przedtem.
Usiad³ przy swoim stole laboratoryjnym. Felinks wskoczy³ mu
na kolana, a on g³adzi³ jedwabiste futerko, pogr¹¿ony w mylach
bardzo odleg³ych i w czasie, i w przestrzeni.
W ciemnoci myla³ o ³owcy nagród i o przesz³oci.
231
R O Z D Z I A £
#
WCZORAJ
I jak nam posz³o?
Trandoszañski ³owca nagród Bossk czeka³ na odpowied w tyl-
nej czêci kokpitu Niewolnika I, obserwuj¹c jego w³aciciela i pi-
lota, który dokonywa³ w³anie poprawek w kursie. Przestrzeñ kok-
pitu by³a tak ciasna, ¿e ³uskowate ramiona i barki Bosska ociera³y
siê o ciany i sufit.
Ukryty za wizjerem wzrok Boby Fetta odwróci³ siê od uk³a-
dów kontrolnych.
Nie widzê ¿adnej potrzeby analizy naszej operacji post mor-
tem owiadczy³ obojêtnie. Post mortem zreszt¹ nie jest odpo-
wiednim okreleniem, poniewa¿ mamy nasz towar, po który przy-
lecielimy, a w dodatku i nawet pod he³mem mandaloriañskiej
zbroi bojowej mo¿na by³o wyczuæ, ¿e wzrok Fetta stwardnia³
nikt po drodze nie zgin¹³.
To ju¿ lekka przesada, pomyla³ Bossk. To prawda, ani on,
ani Boba Fett nie zginêli w czasie akcji pojmania imperialnego sztur-
mowca renegata Trhina Vossonta, ale otarli siê o mieræ tak bli-
sko, jak to by³o mo¿liwe. Cudem tylko nie skoñczyli jako pusto-
okie trupy pod niskim niebem kopalnianej planety, któr¹ w³anie
opucili. Po wrzuceniu nieprzytomnego Vossonta do jednej z klatek
w g³ównej ³adowni Niewolnika I Bossk natychmiast pomaszero-
wa³ do szafki z zapasami rodków medycznych i zacz¹³ siê systema-
tycznie ³ataæ. Teraz, kiedy tak sta³ w kokpicie, mia³ jeszcze lekkie
trudnoci z oddychaniem, poniewa¿ owin¹³ sobie pier przezroczy-
stym banda¿em ci¹gaj¹cym, aby unieruchomiæ ¿ebra po³amane
w czasie upadku z wiertnicy. Nag³a erupcja chaosu w parszywej
232
knajpie w ma³ej opuszczonej osadzie górniczej z pewnoci¹ pozo-
stanie w pamiêci Bosska jako jeden z najmniej przyjemnych epi-
zodów w jego karierze ³owcy nagród.
W czasie gdy Bossk opatrywa³ swoje rany, Boba Fett ignoro-
wa³ swoje obra¿enia, na oko znacznie gorsze w koñcu potê¿na
masa wiertnicy spad³a wprost na niego i przygotowywa³ Nie-
wolnika I do startu. Bossk niechêtnie musia³ przyznaæ, ¿e by³a to
jedyna m¹dra rzecz, jak¹ mogli teraz zrobiæ. W koñcu nie mieli
¿adnej pewnoci, jakie jeszcze inne mechanizmy obronne przygo-
towa³ Vossont na wypadek swojego schwytania. Lepiej wynieæ
siebie, statek i towar na bezpieczn¹ odleg³oæ poza orbitê planety.
Dopiero po za³atwieniu niezbêdnych czynnoci Boba Fett po-
wiêci³ nieco czasu w³asnej osobie. Wymieni³ podarte i po³amane
czêci zbroi i uzbrojenia, korzystaj¹c z pokanego zapasu czêci
zamiennych, jaki trzyma³ na pok³adzie Niewolnika I. Nawet
w he³mie, którego czarny wizjer zosta³ strzaskany przez ciê¿ar wiert-
nicy. Boba Fett wymieni³ uszkodzony uk³ad optyczny oraz monto-
wan¹ z boku antenê komunikacyjn¹, bo tak¿e uleg³a zniszczeniu
w czasie walki. Kiedy Bossk spojrza³ na niego po tych wszystkich
zabiegach, ujrza³ ³owcê nagród, który wydawa³ siê pokiereszowa-
ny przez rozmaite dowiadczenia, ale nie bardziej ni¿ przedtem.
Wyblak³e, wytarte mandaloriañskie kolory na powyginanym he³-
mie nie wygl¹da³y ani trochê gorzej.
Bossk bardzo chcia³by móc powiedzieæ to samo o sobie. Z tego,
co wiedzia³, jedyne osoby na pok³adzie Niewolnika I, które by³y
teraz w stanie gorszym od niego, to pobity i pot³uczony eksszturmo-
wiec zamkniêty w jednej z klatek ³adowni i le¿¹cy w szufladzie ma-
gazynowej martwy ³owca nagród Zuckuss. Bossk wci¹¿ by³ niemile
zaskoczony zimnym pragmatyzmem, z jakim Boba Fett na zawsze
usun¹³ go z drogi. Choæ z drugiej strony czego innego mo¿esz siê
spodziewaæ, stowarzyszaj¹c siê z kim takim jak Boba Fett? my-
la³ sobie. Tê lekcjê zd¹¿y³ ju¿ wzi¹æ sobie do serca.
I to wszystko? zapyta³, kiedy Fett bez dalszych dyskusji
odwróci³ siê w stronê uk³adów kontrolnych. Nic wiêcej?
Nie ma o czym mówiæ Boba Fett pozwoli³ sobie na lekkie
wzruszenie ramion. Pozostaje tylko czekaæ na wyp³atê. Okry-
tym rêkawic¹ palcem wstukiwa³ nowe namiary w komputer nawi-
gacyjny. Jeli to dla ciebie takie wa¿ne, mogê powiedzieæ, ¿e
nasza spó³ka nasza tymczasowa spó³ka okaza³a siê sukcesem.
Cieszê siê, ¿e tak uwa¿asz. Bossk wyj¹³ zza pasa metalo-
wy przedmiot i z cichym klikniêciem przy³o¿y³ jego koniec do tylnej
233
czêci he³mu Boby Fetta. Poniewa¿ w³anie w tej chwili rozwi¹-
zujê nasz¹ spó³kê.
Boba Fett obróci³ siê i stwierdzi³, ¿e ma przed nosem wylot
lufy pistoletu laserowego Bosska. Trandoszanin poczu³ wewnêtrz-
n¹ satysfakcjê, wyobra¿aj¹c sobie wyraz zdziwienia na twarzy ukry-
tej pod czarnym wizjerem.
A có¿ to ma znaczyæ? g³os Boby Fetta by³ pozbawiony
wszelkiego ladu emocji.
Da³bym ci trzy szanse odgadniêcia, gdybym wiedzia³, ¿e
ich potrzebujesz. Bossk wycelowa³ broñ w rodkow¹ czêæ wi-
zjera he³mu. Ale nie s¹ ci potrzebne. Mo¿e by³e doæ g³upi,
¿eby stowarzyszyæ siê ze mn¹ w tym zadaniu, ale na pewno star-
czy ci rozumu, ¿eby siê zorientowaæ, co siê w tej chwili dzieje.
Jedna strona mordy Bosska unios³a siê w ironicznym umiechu.
Jak ju¿ mówi³em, nasze partnerstwo uwa¿am za zakoñczone.
Odst¹pi³ krok w ty³ w stronê wejcia do kokpitu i da³ znak
miotaczem.
Wstawaj.
Doskonale odpar³ Boba Fett i obróci³ siê razem z fotelem
pilota tak, by znaleæ siê twarz¹ do niego. Ale jako by³y partner
pozwól, ¿e udzielê ci rady. To nie jest dobry pomys³.
Zamknij gêbê. Odwróæ siê twarz¹ do iluminatora.
Bossk uwa¿nym okiem obserwowa³ Fetta, który powoli wsta-
wa³ z miejsca.
Niczego nie próbuj. Ten miotacz ma bardzo czu³y spust
i ja te¿. Woln¹ rêk¹ zacz¹³ ci¹gaæ co wiêksze sztuki broni prze-
wieszone przez ramiê Boby Fetta. Odrzuca³ je w odleg³y k¹t kokpi-
tu. Wbi³ lufê miotacza miêdzy ³opatki tamtego i pozrywa³ linki wy-
zwalaj¹ce uzbrojenie, zamontowane na przegubach i przedramionach
mandaloriañskiej zbroi. Przez ca³y czas spêdzony na pok³adzie Nie-
wolnika I uwa¿nie obserwowa³ Fetta, dopatruj¹c siê wszystkich
ukrytych gad¿etów po kolei. Teraz, kiedy odst¹pi³ od niego, by³
absolutnie przekonany, ¿e dok³adnie rozbroi³ przeciwnika.
W porz¹dku rzek³. Znów ulokowa³ siê u wejcia do kok-
pitu, nie spuszczaj¹c Fetta z muszki. Czas na dó³.
Fett by³ ju¿ w po³owie metalowej drabinki wiod¹cej na dó³,
gdy siê zatrzyma³ i spojrza³ na Bosska, który ca³y czas celowa³
w niego z miotacza.
Oczywicie, zdajesz sobie sprawê rzek³ ³agodnym tonem
¿e podejmujesz naprawdê spore ryzyko. To jest mój statek i stanowi
234
czêæ mnie samego, tak jak ta broñ, któr¹ mi w³anie zabra³e. Czy
ty naprawdê s¹dzisz, ¿e nie mam ju¿ pod rêk¹ ¿adnej metody
obrony?
No, teraz na pewno nie masz. Bossk przykucn¹³ na skraju
luku, z którego prowadzi³a drabinka, i woln¹ rêk¹ siêgn¹³ do jednej
z kieszeni przy pasie. Wyci¹gn¹³ pe³n¹ garæ zminiaturyzowanych
róde³ zasilania, mechanizmów wyzwalaj¹cych i przekaników sen-
sorowych. Urz¹dzenia z³owieszczo zalni³y w jego d³oni.
Nie straci³em czasu spêdzonego na pok³adzie Niewolnika I.
Dobrze siê wszystkiemu przyjrza³em i przygotowa³em do tego, by
wprowadziæ parê w³asnych zmian. Daj sobie powiedzieæ, stary:
w rêkawie nie masz ju¿ ani jednej sztuczki. Bossk machn¹³ mio-
taczem. Ruszaj, ruszaj.
Kiedy Boba Fett dotar³ do ostatniego szczebla drabinki i odsu-
n¹³ siê na bok, Bossk nie traci³ czasu na schodzenie w lad za nim.
Skoczy³, wyl¹dowa³ na ugiêtych kolanach i natychmiast z powro-
tem wycelowa³ miotacz w sam rodek wizjera Fetta.
Widzisz? Nie jeste jedyn¹ osob¹ zdoln¹ do przygotowania
niespodzianek.
Wynika z tego, ¿e nie Boba Fett skrzy¿owa³ ramiona na
piersi. Gratulujê ci. Musia³e to planowaæ ju¿ od d³u¿szego czasu.
Masz absolutn¹ racjê, planowa³em to nawet, zanim tu przy-
by³em, jeszcze d³ugo przed rozmow¹ z tob¹, kiedy zaoferowa³em
ci tê robotê. Bossk szponem kciuka wskaza³ na eksszturmowca
Vossonta, wci¹¿ le¿¹cego bez zmys³ów na pod³odze klatki za
plecami Fetta. Dostaæ po³owê nagrody za ten szczególny towar
to bardzo mi³a rzecz, ale nie znam nic milszego, ni¿ zgarn¹æ wszyst-
kie kredyty.
Tego w³anie chcia³e od samego pocz¹tku Boba Fett po-
woli potrz¹sn¹³ g³ow¹. Niezbyt udana spó³ka.
Có¿, co racja, to racja wyszczerzy³ siê na niego Bossk.
Serce mi pêka na sam¹ myl, ¿e zdradzi³em twoje zaufanie i tak
dalej. Ale wiesz co? Powiem ci parê ciekawych rzeczy. Po pierw-
sze, obchodzisz mnie mniej wiêcej tyle, co ty³ek zdech³ego wom-
prata, co ty mylisz na ten temat. Po drugie, to czysta gra z wza-
jemnoci¹. Wierzy³e mi jako partnerowi, tak samo jak stara Gildia
£owców Nagród zaufa³a tobie, kiedy przyszed³e i zg³osi³e chêæ
wst¹pienia w jej szeregi, podczas kiedy przez ca³y czas myla³e
tylko o tym, jak wbiæ wibronó¿ w nasze wspólne plecy.
Kto ci to powiedzia³?
235
Nikt nie musia³ mówiæ, Fett. Sam sobie to potrafi³em wykom-
binowaæ. Bossk mocniej zacisn¹³ d³oñ na rêkojeci pistoletu. Po-
trzebowa³em tylko pewnego potwierdzenia moich podejrzeñ. I dosta-
³em je, korzystaj¹c z kontaktów w Czarnym S³oñcu. Za kilka kredytów
bardzo chêtnie opowiedzieli mi parê interesuj¹cych kawa³ków o tym,
jak to ksi¹¿ê Xizor postanowi³ dobraæ siê Gildii do skóry.
He³m Boby Fetta przechyli³ siê na bok, jakby oczy ukryte za
czarnym wizjerem uwa¿niej przyjrza³y siê Bosskowi.
A co w tym wszystkim robi Xizor?
Nie graj ze mn¹ w durnia, Fett. Nie mam na to czasu.
Bossk podniós³ miotacz i znów ustawi³ go na wysokoci he³mu
tamtego. A jeli mam byæ dok³adny, ty te¿ go nie masz. W ogóle
nie masz ju¿ czasu.
Co zamierzasz zrobiæ?
To samo, co chcia³em zrobiæ ju¿ od bardzo dawna. Od pierw-
szego dnia, kiedy nasze drogi siê przeciê³y, wiedzia³em, ¿e ta chwi-
la kiedy przyjdzie, Fett. I ¿e potem jeden z nas bêdzie ¿y³, a drugi
nie. Zgadnij, którym bêdziesz ty.
Boba Fett emanowa³ takim samym upiornym spokojem jak
przedtem.
Bardzo du¿o gadasz jak na kogo, kto zamierza zabiæ.
Nie chcia³em straciæ okazji, ¿eby ci powiedzieæ dok³adnie, co
o tobie mylê odpar³ Bossk. Ale masz racjê. W³anie mi siê skoñ-
czy³a gadka. Przejdmy do czêci artystycznej. Nie zdejmuj¹c muszki
miotacza z Boby Fetta, Bossk woln¹ rêk¹ wskaza³ luzê zewnêtrzn¹
³adowni. Od ciebie te¿ ju¿ nie chcê s³yszeæ ani s³owa. Wyjdziesz na
zewn¹trz, gdzie nikt i nic nie wydaje ¿adnych dwiêków. Jestemy
teraz otoczeni przez pró¿niê, Fett. We g³êboki oddech, bo to twój
ostatni. Naje¿ony k³ami umiech Bosska sta³ siê jeszcze szerszy.
Z przyjemnoci¹ obrócê ten statek dooko³a, ¿eby siê przekonaæ, co
z ciebie zosta³o, kiedy ju¿ krew siê w tobie zagotuje, a cia³o rozpry-
nie siê pod wp³ywem cinienia wewnêtrznego. Podobno ten proces
trwa na tyle d³ugo, ¿e jeste w stanie go poczuæ, sekundê, a mo¿e
nawet dwie. Mog¹ ci siê trochê d³u¿yæ, ale trudno. Wskaza³ mu
kierunek broni¹. No, ruszaj siê. Znasz drogê na zewn¹trz.
Twoja niezwyk³a dok³adnoæ jest godna uznania. Boba
Fett zrobi³ krok w stronê luzy. Nieraz ju¿ zdarza³o mi siê zo-
staæ zapêdzonym w lep¹ uliczkê na moim w³asnym statku nie-
które sztuki towaru, jakie przewozi³em, by³y bardzo pomys³o-
we ale nigdy jeszcze nikt nie rozbroi³ wewnêtrznych systemów
236
obronnych Niewolnika I. To co ca³kiem nowego. Zatrzyma³
siê i podniós³ he³m tak, ¿e wizjer spogl¹da³ wprost w oczy Bos-
ska. Szkoda ¿e nie pomyla³e o wszystkim.
Tak? Na przyk³ad?
Nieraz wystarczy przeoczyæ jeden malutki szczegó³ Boba
Fett podniós³ rêkê i postuka³ siê w bok he³mu. Zostawi³e nie-
tkniêty mój komunikator.
Ostro¿nie, pomyla³ Bossk. Ten ³otr bawi siê z tob¹ w kotka
i myszkê.
Te¿ mi co powiedzia³. Kogo wezwiesz na pomoc? Je-
stemy tutaj sami, a w tym sektorze galaktyki nie ma innych stat-
ków. Wierz mi, sprawdzi³em tak¿e i to. Kciukiem wskaza³ za sie-
bie. A ten znokautowany szturmowiec te¿ pewnie nie przyjdzie ci
z pomoc¹ w najbli¿szym czasie. Wiêc ruszaj. Poka¿, ¿e masz jaja,
i sam, o w³asnych si³ach wejd do luzy. Nie masz innego wyjcia.
Boba Fett nie odpowiedzia³. Bosskowi wyda³o siê, ¿e s³yszy
st³umiony szept, jakby Fett przemawia³ do mikrofonu komunika-
tora ukrytego wewn¹trz he³mu. Minê³o kilka sekund, po których
Bossk by³ ju¿ ca³kiem pewien, ¿e co us³ysza³. Jedna z szafek
magazynowych za jego plecami otworzy³a siê; jej metalowe drzwi,
rozhermetyzowane, unios³y siê w górê.
Niez³a sztuczka Bossk nawet nie zamierza³ siê odwra-
caæ, ¿eby sprawdziæ, co siê dzieje. Jeli s¹dzisz, ¿e takim g³upim
dowcipem zmusisz mnie do odwrócenia od ciebie wzroku i miota-
cza, to bardzo mnie rozczarowa³e. Spodziewa³em siê po tobie
czego lepszego ni¿ prób odwrócenia mojej uwagi szelestem wy-
wo³anym przez komunikator.
W porz¹dku. A teraz lepiej?
Zbarania³. Te s³owa wypowiedzia³ inny g³os, i to dok³adnie za
jego plecami. Bossk by³ jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy nagle
poczu³ na potylicy zimny dotyk lufy miotacza.
Dopiero wtedy rozpozna³ ten g³os.
Zuckuss!
Lufa miotacza nie ruszy³a siê z jego karku.
Zgadza siê odpar³ Zuckuss, wci¹¿ ukryty za jego pleca-
mi. A teraz mo¿e ³askawie opucisz broñ. Naprawdê nie lubiê,
kiedy kto celuje w mojego partnera.
Ja to wezmê. Boba Fett zrobi³ krok do przodu i wyj¹³
miotacz z nagle sparali¿owanej rêki Bosska. Ruchem lufy wskaza³
mu klatkê. Stañ sobie tam.
237
Bossk wymrucza³ d³ug¹ litaniê gard³owych trandoszañskich
przekleñstw, ale pos³usznie wycofa³ siê pod durastalowe prêty.
I kto tu mówi o nieczystych zagraniach ? Jego oczy zwê-
zi³y siê w szparki, gdy spojrza³ na Zuckussa. Wcale nie umar³e.
Staram siê tego unikaæ, kiedy tylko mogê. Miotacz trzy-
many w d³oniach Zuckussa odbi³ siê w jego ogromnych, owadzich
oczach jak w lustrze. Choæ mojej rasie ³atwo przychodzi udawa-
nie nieboszczyka. Spomiêdzy rurek aparatu oddechowego wyj¹³
dwie miniaturowe butle sprê¿onego amoniaku. Jeli pochodzi siê
z planety takiej jak Gand, gdzie ¿yj¹ zarówno istoty oddychaj¹ce
tlenem, jak i amoniakiem, trzeba umieæ siê przystosowaæ. W bo-
gatym w tlen rodowisku mogê w ogóle przestaæ oddychaæ i ukryæ
wszelkie zewnêtrzne oznaki ¿ycia. Zazwyczaj potrafiê wytrzymaæ
przez kilka minut, ale jeli mam to podniós³ do góry zestawy
powietrzne nie ma problemu, mo¿e byæ nawet kilka dni. W³aci-
wie to nawet wspania³y relaks.
I bardzo po¿yteczny odpar³ Boba Fett. Odkry³em, ¿e
kiedy ma siê do czynienia z Trandoszaninem, dobrze jest mieæ pod
rêk¹ jeszcze jednego partnera.
Ty oliz³y Bosskowi zabrak³o s³ów, wiêc tylko bezsil-
nie zacisn¹³ w piêci szponiaste ³apy. Nie wiedzia³, której ze stoj¹-
cych przed nim dwóch istot nienawidzi³ bardziej.
Jak mog³e to zrobiæ? warkn¹³ na Zuckussa. Przecie¿
pracowalimy razem, bylimy prawdziwymi partnerami
Biznes to biznes Zuckuss lekko wzruszy³ ramionami.
A Boba Fett z³o¿y³ mi ofertê, której po prostu nie potrafi³em odrzu-
ciæ. Mówimy o czterdziestu procentach ceny za towar w klatce.
Czterdzieci! Ja da³bym ci ca³e piêædziesi¹t!
Tak, ale có¿ Zuckuss z ¿alem pokrêci³ g³ow¹. Nie
jeste teraz w pozycji do negocjacji.
Bossk zamilk³, jeli nie liczyæ zgrzytania k³ów i pulsu t³uk¹ce-
go mu siê w skroniach. Zdrada istot rozumnych zawsze doprowa-
dza³a go do furii.
A ty Bossk zwróci³ przekrwione oczy w stronê Boby
Fetta. Planowa³e to przez ca³y czas, mo¿e nie?
Tak samo, jak ty planowa³e swoje Boba Fett wsadzi³ za
pas pistolet laserowy, który zabra³ Bosskowi. Wyci¹gn¹³ do stoj¹-
cego obok Zuckussa pust¹ d³oñ. Daj mi swój miotacz.
Co? wielkie oczy Zuckussa zrobi³y siê ze zdumienia jesz-
cze wiêksze. Dlaczego?
238
Po prostu mi go daj.
Zuckuss poda³ mu broñ.
Dziêki. Boba Fett szybko sprawdzi³ poziom na³adowania
ogniwa zasilaj¹cego, podniós³ broñ i wycelowa³ w Zuckussa. A te-
raz stañ tam ko³o niego.
Co co ty robisz?
Boba Fett sugestywnie poruszy³ miotaczem.
Mo¿esz stan¹æ ko³o Bosska albo zabijê ciê tam, gdzie sto-
isz. Wybór nale¿y do ciebie.
Myla³em Zuckuss potrz¹sn¹³ g³ow¹ ze zgroz¹, ale sta-
n¹³ obok Bosska pod cian¹ ³adowni Niewolnika I. Myla³em,
¿e jestemy partnerami
Ty idioto! Bossk nie móg³ wytrzymaæ odrazy, jaka w nim
wezbra³a, i otwart¹ d³oni¹ paln¹³ Zuckussa w g³owê. Nigdy w ¿y-
ciu nie dawaj broni komu takiemu jak on.
A sk¹d niby mia³em wiedzieæ? Zuckuss potar³ uderzone
miejsce. Ufa³em mu
To by³ twój pierwszy b³¹d. Boba Fett szachowa³ obu jed-
nym pistoletem, trzymanym w okrytej rêkawic¹ d³oni. Spojrza³ na
Bosska. A twoim b³êdem by³o przekonanie, ¿e ci ufam. Od po-
cz¹tku wiedzia³em, ¿e masz zamiar mnie wyeliminowaæ natych-
miast, jak tylko towar znajdzie siê w moim posiadaniu.
W porz¹dku skin¹³ gow¹ Bossk, rozk³adaj¹c rêce na
boki. To uczciwa ocena. Nie mo¿esz mieæ mi za z³e, ¿e próbo-
wa³em. I naprawdê pomog³em ci z³apaæ Vossonta. Wiêc mo¿e
zapomnijmy o tej czêci mojego planu i przeka¿my go Kudarowi
Mubatowi, a nagrodê podzielmy pó³ na pó³, tak jak mielimy to
zrobiæ od pocz¹tku.
Hej! A co ze mn¹? zaprotestowa³ Zuckuss jêkliwie. Co
ja dostanê?
¯aden z was nic nie dostanie odpar³ Boba Fett z wyj¹tkiem
strza³u z miotacza miêdzy oczy. Moja cierpliwoæ ma swoje granice.
Uwa¿am, ¿e Zuckuss ma racjê. Wycelowany w Bosska
miotacz znacznie przyspieszy³ jego procesy mylowe. Uczciwoæ
to uczciwoæ. Stan¹³ za Zuckussem i po³o¿y³ mu na ramionach
szponiaste ³apy. W koñcu nie próbowalimy zrobiæ niczego inne-
go ni¿ ty. No wiesz, graæ tak, ¿eby wygraæ.
Masz racjê. Miotacz nawet nie drgn¹³ w d³oni Boby Fet-
ta. Wy gralicie, ¿eby wygraæ, i ja gra³em, ¿eby wygraæ. Jedyna
ró¿nica polega na tym, ¿e ja wygra³em.
239
Bossk nie odezwa³ siê wiêcej. Zamiast tego jednym p³ynnym
ruchem z³apa³ Zuckussa, poderwa³ go do góry i rzuci³ nim w Bobê
Fetta. Przeraliwie wymachuj¹ca wszystkimi koñczynami postaæ
jeszcze nie zd¹¿y³a uderzyæ w cel, kiedy Bossk na ugiêtych nogach
popêdzi³ na drug¹ stronê statku. Zanim skoczy³ w jedyn¹ dla siebie
drogê ucieczki, promieñ z miotacza osmali³ mu ³uski na ramieniu.
Sprawdzaj¹c instalacje Niewolnika I, ju¿ wczeniej zauwa¿y³
okr¹g³y w³az do pomocniczej kapsu³y ratunkowej. Kapsu³a musia³a
stanowiæ czêæ oryginalnego wyposa¿enia statku, zainstalowanego
jeszcze w Zak³adach Stoczniowych Kuat, gdy firma budowa³a go
na zamówienie Boby Fetta. Trudno uwierzyæ, ¿e Boba Fett w ogóle
kiedykolwiek skorzysta³by z tego urz¹dzenia. Bossk nie by³ nawet
pewny, czy kapsu³a jest sprawna, bo zewnêtrzne uszczelnienie wi¹-
zek kabli zosta³o odkrêcone i zdjête, jakby Fett ju¿ dawno postano-
wi³ zdemontowaæ mechanizm wyrzutni i ca³¹ kapsu³ê. Jednak warto
by³o spróbowaæ. Gor¹ce iskry sparzy³y mu plecy, gdy kolejny strza³
trafi³ w przegrodê nad jego g³ow¹. W³az kapsu³y otworzy³ siê i Bossk
da³ nura do ciemnego, ciasnego wnêtrza.
Nigdzie siê chyba nie wybierasz, Bossk
Bossk wysun¹³ g³owê zza krawêdzi w³azu i zobaczy³, ¿e Zuckuss
le¿y na pod³odze ³adowni, os³aniaj¹c g³owê obiema rêkami. Nad nim
sta³ okryty zbroj¹ Boba Fett z miotaczem wycelowanym w kapsu³ê.
Ju¿ da³em sygna³ do kokpitu i dokona³em obejcia sekwen-
cji odpalenia. Miotacz w d³oni Fetta celowa³ dok³adnie w cen-
tralny punkt w³azu. Dla ciebie to koniec imprezy. Dos³ownie.
Mo¿e odpowiedzia³ Bossk. Cofn¹³ siê w g³¹b kapsu³y
i starannie przeszuka³ kieszenie pasa. Nie mia³ przy sobie broni,
ale znalaz³ co, co jeszcze mog³o mu siê przydaæ: niewielki obiekt,
jeden z elementów, które powyjmowa³ z obwodów Niewolnika I,
gdy rozbraja³ pok³adowe systemy obronne. Kiedy wcisn¹³ guzi-
czek na szczycie niewielkiego cylindra, wzd³u¿ jego boku zaczê³y
wêdrowaæ maleñkie, czerwone wiate³ka. Nie zdejmuj¹c kciuka
z przycisku, wyci¹gn¹³ rêkê tak, by Fett móg³ go zobaczyæ przez
otwarty w³az.
Pogadajmy.
Zuckuss ostro¿nie uniós³ g³owê z pod³ogi ³adowni.
Bossk! On te¿ zauwa¿y³ urz¹dzenie. Co ty wyprawiasz?
Przecie¿ nas pozabijasz!
Mniej wiêcej taki mam plan zgodzi³ siê z nim Bossk.
Nigdzie siê nie wybieram, je¿eli nie zabiorê wszystkich ze sob¹.
240
Podniós³ migaj¹cy cylinder nieco wy¿ej. Fett Wiesz, co to jest,
prawda? Powiniene, to czêæ twojego sprzêtu.
Miniaturowy detonator termiczny odpar³ Boba Fett. Nic
szczególnego. Widzia³em ju¿ istoty, które próbowa³y sobie to i owo
za³atwiæ za pomoc¹ wersji pe³nowymiarowej. Kiedy s¹ takie ma³e
jak ten, mog¹ siê przydaæ tylko do odrzucania czêci pow³oki uszko-
dzonej w czasie wymiany ognia laserowego. I tylko po to trzyma-
³em je na pok³adzie Niewolnika I. Fett potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Mo¿esz siê nim wysadziæ, ale jest za s³aby, ¿eby zniszczyæ ca³y
statek.
Nie musi. Bossk odsun¹³ siê ostro¿nie od krawêdzi w³a-
zu. Potrzebujê tylko odpowiednio du¿ej wyrwy w kad³ubie, ¿e-
bycie nie mieli szansy dotrzeæ do Kudara Mubata bez zatrzyma-
nia siê na doæ gruntowny i d³ugi remont. A obaj wiemy, ¿e sprawa
pojmania przez nas Trhina Vossonta ju¿ siê rozesz³a. Chcia³by
wisieæ w przestrzeni w powa¿nie uszkodzonym statku, podczas gdy
ka¿dy ³owca nagród w galaktyce bêdzie próbowa³ ci zwin¹æ ten
cenny towar?
Boba Fett milcza³ przez kilka sekund, wreszcie skin¹³ g³ow¹.
W porz¹dku rzek³. Ubijê z tob¹ interes. Uaktywniê se-
kwencjê odpalenia kapsu³y i bêdziesz móg³ odlecieæ. Ale kiedy na-
sze cie¿ki znów siê skrzy¿uj¹ b¹d przygotowany na najgorsze.
Nie martw siê. Bêdê przygotowany.
Zabezpiecz z powrotem detonator i rzuæ mi go tutaj.
Chyba ¿artujesz warkn¹³ Bossk. Wy³¹czê detonator, kie-
dy ju¿ bêdê bezpiecznie w drodze. Ani sekundy wczeniej.
Jak sobie ¿yczysz. Boba Fett woln¹ rêk¹ siêgn¹³ w dó³
i z³apa³ Zuckussa pod ramiê. Chod, ty te¿ siê przejedziesz.
Co co ty prycha³ przera¿ony Zuckuss, gdy Fett pcha³
go w stronê kapsu³y ratunkowej. Ale ale jeste mi winny
W³anie sp³acam swój d³ug. Z miotaczem przy skroni Zu-
ckussa Boba Fett jednym celnym kopniakiem umieci³ go w kap-
sule. Pozwalam ci ¿yæ.
Wnêtrze kapsu³y ledwie zdo³a³o pomieciæ obu ³owców na-
gród. Krêgos³up Bosska wbija³ siê w zakrzywion¹ cianê i sklepie-
nie, jedno ramiê Zuckussa wgniata³o mu siê w mordê. Odepchn¹³
Zuckussa na bok i zacz¹³ hermetyzowaæ w³az. Pochwyci³ ostatnie
spojrzenie mrocznego, przes³oniêtego wizjerem oblicza Fetta
i wyrzuci³ detonator na zewn¹trz w tej samej chwili, gdy w³az za-
mkn¹³ siê do koñca.
241
Sekwencja odpalenia ju¿ siê rozpoczê³a, jakby kapsu³a by³a ar-
chaiczn¹ metalow¹ kul¹ wystrzelon¹ z muszkietu przez cz³onka jakie-
go prymitywnego plemienia. Potê¿na fala wstrz¹su spowodowana
detonacj¹ wewn¹trz statku rzuci³a Bosskiem i Zuckussem o cianê
kapsu³y, która jednak bezpiecznie wyprysnê³a ze swojej nawy.
Po co to zrobi³e? Szybkoæ kapsu³y b³yskawicznie usu-
nê³a j¹ ze strefy skutków wybuchu. Zuckuss otar³ krew z rozciêcia
na czole i skuli³ siê pod cian¹ w jednym koñcu ciasnej kabiny.
Gdyby eksplodowa³o o pó³ sekundy wczeniej, nie zdo³alibymy
siê odpaliæ!
I tak nie dalibymy rady uciec, gdyby Boba Fett zd¹¿y³
obróciæ statek i ustrzeliæ nas z dzia³a laserowego. Bossk nachyli³
siê i oplót³ kolana muskularnymi ramionami. Chcia³em siê tylko
upewniæ, ¿e bêdzie mia³ zajêcie, dopóki nie znajdziemy siê poza
zasiêgiem strza³u.
Jasne, to dobry pomys³. Zuckuss zacz¹³ siê wierciæ, pró-
buj¹c wygospodarowaæ dla siebie trochê wiêcej miejsca we wnê-
trzu kapsu³y. Dla odmiany czujê, ¿e bêdê sobie musia³ poszukaæ
jakiego bardziej solidnego partnera doda³ z niechêci¹. Jego owa-
dzie oczy unios³y siê w górê, jakby szukaj¹c w otaczaj¹cej prze-
strzeni jakiejkolwiek wskazówki co do kierunku lotu kapsu³y.
Jak s¹dzisz, gdzie ta puszka nas wywiezie?
Kto wie? O ile Bossk siê orientowa³, wybór miejsca prze-
znaczenia nie znajdowa³ siê w zakresie mo¿liwoci tych urz¹dzeñ;
zazwyczaj by³y one zaprogramowane tak, aby odszukaæ i namie-
rzyæ najbli¿sz¹ nadaj¹c¹ siê do zamieszkania planetê. Dowiemy
siê, kiedy dolecimy.
Mia³ ponur¹ pewnoæ tylko w jednej sprawie: ¿e prêdzej czy
póniej, w ten czy inny sposób, znajdzie powrotn¹ drogê do Boby
Fetta.
A wtedy zap³aci mi za wszystko, przysiêga³ sobie Bossk.
Lepiej póno ni¿ wcale.
Uszkodzenia nie by³y du¿e i ³atwo je by³o naprawiæ. Nast¹pi³
chwilowy spadek cinienia atmosfery na pok³adzie Niewolnika I,
gdy powietrze zaczê³o uciekaæ przez otwór wybity przez detonator
termiczny, rzucony przez Bosska w charakterze gestu po¿egnalne-
go. Jednak eksplozja uaktywni³a uk³ady zabezpieczenia homeosta-
tycznego statku i zarówno konstrukcja pow³oki, jak i jej powierzchnia
16 Spisek Xizora
242
w okolicy w³azu do kapsu³y ratunkowej zasklepi³y siê b³yskawicz-
nie, niczym szybko goj¹ca siê rana na miêkkim ciele ¿ywej istoty.
Zanim jeszcze wewnêtrzne cinienie statku zd¹¿y³o siê ustabi-
lizowaæ, Boba Fett wzi¹³ siê do roboty, staraj¹c siê zminimalizo-
waæ skutki eksplozji. He³m mandaloriañskiej zbroi zawiera³ w³asne
zasilanie w powietrze wystarcza³o ono najwy¿ej na kilka minut,
ale akurat tyle by³o mu potrzeba, ¿eby w porê dotrzeæ do pok³ado-
wych zasobów tlenu. Teraz bardziej martwi³ siê o stan zdrowia
swojego towaru w ³adowni statku. Trhin Vossont zachowa war-
toæ tylko wtedy, jeli pozostanie przy ¿yciu. Fett chwyci³ z jednej
z szafek butlê z tlenem i b³yskawicznie przy³o¿y³ maskê tlenow¹
do twarzy dusz¹cego siê ju¿ Vossonta. Powieki szturmowca trze-
pota³y przez chwilê, jakby szok spowodowany niedotlenieniem
wystarczy³, aby przywróciæ mu przytomnoæ, ale szybki cios
w skroñ wystarczy³, aby znów bezpiecznie j¹ straci³.
Koniecznoæ zajêcia siê towarem odwróci³a uwagê Boby Fetta
i uniemo¿liwi³a zrewan¿owanie siê odlatuj¹cemu Bosskowi. Tym-
czasem uszkodzenia Niewolnika I zosta³y zabezpieczone, a wszyst-
kie systemy powróci³y do stanu stabilnoci. Boba Fett poszed³ do
kokpitu i stwierdzi³, ¿e po kapsule ratunkowej znikn¹³ wszelki lad
zarówno w przestrzeni, jak i na ekranach skanerów. Te¿ dobrze,
pomyla³. Zemsta rzadko stanowi³a u niego cel sam w sobie, a tym
razem zdecydowanie nie by³a warta zw³oki w podró¿y. Jeli jeszcze
kiedy natknie siê na Trandoszanina, zajmie siê nim staranniej.
Na razie mia³ na g³owie inny niedokoñczony interes. Im szyb-
ciej dostarczy do miejsca przeznaczenia towar, zainkasuje nagrodê
i siê ulotni, tym lepiej siê poczuje. Pod jednym wzglêdem Bossk
mia³ racjê: im d³u¿ej tu zostanie, tym ³atwiej ci¹gnie na siebie uwagê
innych ³owców nagród. Oczywicie, obroni³by siê przed nimi bez
trudu, ale po co podejmowaæ niepotrzebne wysi³ki? Boba Fett po-
chyli³ siê nad uk³adami kontrolnymi statku, odczytuj¹c wskazania
mierników i próbuj¹c z ich wskazañ oceniæ stan techniczny statku.
W mniej ni¿ standardow¹ jednostkê czasu póniej zna³ ju¿
odpowied. Statek dotrze na miejsce, ale w bardzo kiepskim sta-
nie. Po dok³adnym sprawdzeniu uszkodzonej czêci przy u¿yciu
przenonego zestawu do diagnostyki strukturalnej pow³oki Boba
Fett opuci³ ³adowniê i wróci³ do kokpitu. Komputer pok³adowy
przetrawi³ cyfry, które Fett do niego wprowadzi³, i dokona³ anali-
zy. Wyniki nie by³y dobre. Niewolnikowi I nie zagra¿a³o znisz-
czenie, ba, móg³ nawet podró¿owaæ bez ograniczeñ czasowych,
243
ale pod warunkiem ¿e z prêdkoci¹ podwietln¹. Eksplozja doko-
na³a sporych zniszczeñ w dyszach bocznych silników do precy-
zyjnych manewrów, znacznie ograniczaj¹c mo¿liwoci i zwrotnoæ
statku. Naprê¿enia zwi¹zane z przeskokiem w prêdkoæ nadwietl-
n¹ spowodowa³yby oderwanie od kad³uba wa¿nych powierzchni ste-
ruj¹cych. Niewolnik I dotar³by zapewne do sieci Kudara Mubata,
ale jako kutykaj¹cy kaleka.
Nie mia³ wyboru. Jeli pozostanie w tym sektorze i zajmie siê
naprawami, bêdzie ³atwym celem dla ka¿dego, kto ma na oku jego
cenny ³adunek. Bezpieczeñstwo, niezbêdne do wy³adowania to-
waru, le¿y po drugiej stronie galaktyki
Bezpieczeñstwo i ogromna sterta kredytów. Nie, nie ma ¿ad-
nego wyboru. ¯adnego.
Uwa¿nie i precyzyjnie zacz¹³ wprowadzaæ parametry do kom-
putera nawigacyjnego, przygotowuj¹c siê do skoku w nadprzestrzeñ.
Odezwa³ siê wywiadowca zameldowa³ specjalista ³¹czno-
ci Czarnego S³oñca. Statek Boby Fetta w³anie wyruszy³ z miej-
sca, gdzie widziano go po raz ostatni.
Bardzo dobrze odpar³ ksi¹¿ê Xizor, odwracaj¹c siê od
g³ównego iluminatora swojej kabiny na pok³adzie Megiery. W tej
chwili widaæ by³o tylko usian¹ gwiazdami pustkê przestrzeni.
Uprzed wszystkich. Prawdopodobnie nied³ugo siê tu zjawi.
Jak pan sobie ¿yczy, sir.
Upewnij siê, ¿e wszyscy rozumiej¹ Xizor na moment za-
trzyma³ spojrzenie na podw³adnym, po czym powróci³ do kontem-
placji jasnych punktów galaktyki. Musimy byæ przygotowani na
jego przyjêcie doda³ i umiechn¹³ siê lekko. W sposób, na jaki
zas³uguje.
Specjalista ³¹cznociowiec szybko skin¹³ g³ow¹ na znak zro-
zumienia i pospieszy³ wykonaæ rozkazy.
Ksi¹¿ê Xizor skrzy¿owa³ ramiona na piersi i pogr¹¿ony w roz-
kosznych medytacjach do po³owy przys³oni³ oczy powiekami.
Szybka mieræ, ale pewna, pomyla³. Có¿ mo¿e byæ lepszego
dla kogo takiego jak Boba Fett?
244
R O Z D Z I A £
$
DZI
Dowiedzia³a siê wszystkiego? zapyta³ Boba Fett, spogl¹-
daj¹c przez ramiê na kobietê stoj¹c¹ w progu kokpitu. Wszyst-
kiego, co chcia³a wiedzieæ?
Neelah potrz¹snê³a g³ow¹.
Postanowi³am, ¿e dam Dengarowi trochê odpocz¹æ od-
powiedzia³a. Przerwa³ w najciekawszym momencie doda³a,
umiechaj¹c siê z³oliwie. W³anie mia³e zostaæ zabity.
Który to raz?
A co to ma za znaczenie? na twarzy Neeli odmalowa³o siê
co w rodzaju podziwu. Opowiadanie twojej historii to bardzo
d³ugie zajêcie.
Bywa³em tu i tam Teraz ju¿ nie musia³ bez przerwy
zwracaæ uwagi na uk³ady sterownicze Wciek³ego Psa. Kurs
statku zosta³ ustawiony. Jeli inne istoty uwa¿aj¹ to za co nie-
zwyk³ego, to ich sprawa. Ja po prostu zajmujê siê swoimi intere-
sami.
Morderczymi interesami, jeli wierzyæ temu, co s³ysza³am.
Takie jest ¿ycie.
Dla ciebie.
Tylko to siê liczy.
Neelah obrzuci³a go spojrzeniem pe³nym niesmaku.
Zaczynam siê zastanawiaæ, czy przebywanie z tob¹ to do-
bry pomys³.
Wszystko jest wzglêdne spokojnie odpowiedzia³ Fett.
Mo¿e ze mn¹ jeste teraz bezpieczniejsza ni¿ gdziekolwiek indziej.
Co masz na myli?
245
W galaktyce bardzo wiele siê teraz dzieje Boba Fett ru-
chem g³owy wskaza³ na iluminator. Przes³uchiwa³em w³anie in-
formacje na g³ównych pasmach dostêpnych czêstotliwoci. Szy-
kuje siê wielka konfrontacja pomiêdzy Imperium a Sojuszem
Rebeliantów gdzie w pobli¿u Endora. Ca³e si³y Imperium zmie-
rzaj¹ w kierunku tego punktu. Gdyby s¹dziæ z pozorów, mo¿e to
byæ co wielkiego. I decyduj¹cego.
No to co? Neelah nie wydawa³a siê wstrz¹niêta. Z tego,
co mówi³ Dengar, wywnioskowa³am, ¿e zawsze jako potrafi³e
prze¿yæ, niezale¿nie od tego, kto by³ na wierzchu.
To siê udaje odpar³ jeli w galaktyce jest wiêcej ni¿ jed-
na si³a d¹¿¹ca do dominacji. Wiele mo¿na dokonaæ pod samym
nosem nawet takiego despoty jak Imperator Palpatine, o ile jego
uwaga jest skupiona na przeciwniku doæ silnym, aby stanowi³ dla
niego wyzwanie. Sojusz Rebeliantów sprawi³ mu do tej pory wiele
problemów, ale mam wra¿enie, ¿e szczêliwa passa Rebeliantów
dobiega koñca. Palpatine mia³ wiele okazji, ¿eby rozszyfrowaæ ich
s³aboci, i teraz zamierza ich zmia¿d¿yæ raz na zawsze.
A ty s¹dzisz, ¿e mu siê to uda?
Nie zak³ada³bym siê, ¿e nie Boba Fett z powrotem od-
wróci³ fotel pilota do pulpitu sterowniczego. A kiedy to ju¿ siê
stanie, galaktyka stanie siê miejscem znacznie zimniejszym, bar-
dziej ponurym i zabójczym. Cokolwiek sobie mylisz, jestem przy-
najmniej wolnym strzelcem i motywuje mnie wy³¹cznie zysk. Z Im-
peratorem Palpatineem jest nieco inaczej.
Obejrza³ siê przez ramiê. Neelah powoli skinê³a g³ow¹, pogr¹-
¿ona we w³asnych mylach. Fett wiedzia³, ¿e ocenia swoje szanse
prze¿ycia w takiej galaktyce, jak¹ jej opisa³. Czu³, ¿e dziewczyna
nie jest na tyle g³upia, ¿eby ¿ywiæ jakiekolwiek nadzieje. Wiedzia³
jednak, ¿e to jej nie powstrzyma.
Podobnie jak nie powstrzyma jego.
Boba Fett nie musia³ siê ogl¹daæ, aby wyczuæ, ¿e znowu jest
sam w kokpicie. Neelah wróci³a do ³adowni statku. Rozpar³ siê
wygodnie w fotelu pilota i p³asko po³o¿y³ d³onie na porêczach.
Wkrótce Wciek³y Pies dotrze do kresu swojej podró¿y. Teraz
pozosta³o mu ju¿ tylko czekanie w pe³niej gotowoci. To i pew-
noæ mierci. Swojej lub tej drugiej istoty.
Podobnie jak to by³o kiedy, gdy jego w³asny statek, Niewol-
nik I, wci¹gn¹³ go w pu³apkê. Pu³apkê, w której on, Boba Fett,
mia³ zgin¹æ.
246
Przymkn¹³ oczy pod os³on¹ wizjera i pogr¹¿y³ siê w mroku
w³asnej przesz³oci.
Zastanawia³ siê, ile razy jeszcze przyjdzie mu umrzeæ nie
umieraj¹c. Pewnego dnia wszystko siê skoñczy.
Ale jeszcze nie teraz, pomyla³. Jeszcze nie.
247
PODZIÊKOWANIA
Autor pragnie podziêkowaæ Sue Rostoni za redakcjê, Michaelowi
Stackpoleowi za opiniê znawcy broni oraz Geri Jeter, absolwent-
ce gemmologii, za porady dotycz¹ce kamieni szlachetnych.