Za zakrętem
Autor: Lepkowski
środa, 13 luty 2008
Zmieniony środa, 13 luty 2008
Włodzimierz miał sporo czasu na spacery. Pięćdziesięciopięcioletni wdowiec po dwóch zawałach, na rencie
inwalidzkiej zawsze będzie miał sporo czasu - tak było i w tym przypadku. Miejsca wybierał różne, z
reguły parki i większe przestrzenie zielone w granicach miasta. Właściwie żałował, że nie ma psa, co
byłoby nawet przyjemne, ale wiedział jednocześnie, że pies to obowiązek, a on ze swym zdrowiem nie
zawsze będzie miał czas na czworonoga.
Tamtego popołudnia wybrał się nad Wartę. Rzadko tam zaglądał, bulwar nigdy nie miał najlepszej opinii,
zdarzały się tam pobicia, a o morderstwie w pobliskim Lasku Dębińskim wielu pamięta do dzisiaj. Ale kto
go zamorduje w dzień? I w jakim celu?
Podjechał autobusem 76 za wiadukt i zanurzył się w chłodnym lesie. Co prawda w tak mokre lato pełno
tam komarów, ale te na szczęście jakoś go nie lubiły. Szedł powoli, dostojnie, ciesząc się każdym
powiewem wiatru, bo tego dnia duchota panowała straszliwa. Jeszcze przed mostem zorientował się, że
ktoś za nim idzie. Z początku rzucał mu się w oczy tylko ruchomy cień, później coraz wyraźniejszy
chrzęst ściółki, wreszcie kroki. Zdenerwował się nieco. Miejsce co prawda publiczne, ale mało
uczęszczane. Postanowił skorzystać z leżącej przy ścieżce i usiadł. Po chwili na ścieżce, zza zakrętu
pojawił się chłopak. Mógł mieć może osiemnaście, może dziewiętnaście lat. Potężna, zwalista sylwetka
mimo niewielkiego wzrostu dawała wrażenie jakiejś potęgi, a wręcz siły. Włodzimierz popatrzył na jego
twarz. Było w niej coś smutnego, coś, czego na co dzień zwykle nie dostrzega się u innych. Chandra?
Cień dramatu? Brązowe oczy spoglądały na niego tępo, choć Włodzimierz mógł przysiąc, że na chwilke
roziskrzyły się. Chłopak, nie zaprzestając marszu, dalej spoglądał na Włodzimierza, ich spojrzenia na
chwilkę skrzyżowały się, po caym każde powędrowało w swoją stronę.
Gdy chłopak zniknął za drzewami, Włodzimierz ruszył w dalszą drogę. Po jakimś czasie wyczuł, ze ktoś
znów za nim idzie. Śledzi go? Dlaczego? Zdenerwował się, jego serce zmieniło rytm. Poczuł, że dalej już
nie wytrzyma, a tabletki zostawił w domu. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę mostu na
Hetmańskiej. Gdy już był na głrze, zauważył, że chłopak stoi na dole i ciągle patrzy w jego stronę.
Przyrzekł sobie juz nigdy nie jeździć na Dębinę. W tym postanowieniu wytrwal trzy dni, zwłaszcza że
pogoda zmieniła się radykalnie i nad Poznaniem przeszła seria burz. Ale gdy tylko wyjrzało słońce, znów
wsiadł w autobus 76. Tym razem postanowił obrac odwrotny kierunek, od mostu na Dębinę. Znów
usłyszał za sobą kroki. Znów dał się wyprzedzić. I znów skorzystał z tego samego kloca drewna. Chłopak
pojawił się po chwili, ten sam co ostatnio. Tym razem przystanął i bez zażenowania obserwował
Włodzimierza.
- Dlaczego mnie śledzisz? - zapytał Włodzimierz bezpośrednio.
Chłopak milczał długą chwilę.
- Ja? Nie... Wydawało mi się...
- Co się panu wydawało? - nie rozumiał Włodzimierz.
- Nic... no wie pan... - powiedział cicho.
- No niechże pan to wreszcie wykrztusi... - Było w tym chłopaku coś tajemniczego, ale jednocześnie
niegroźnego a nawet przyjaznego.
- Szukam towarzystwa. Najlepiej własnie jakiegoś starszego pana. A pan od razu mi się spodobał...
Włodzimierz powoli kojarzył. A więc ten młodziak jest gejem. Słyszał różne rzeczy o bulwarach
nadwarciańskich, jednak niczego takiego nie było dane mu do tej pory zobaczyć.
- I pan pomyślał że ja.... Nie, zły adres.
- Szkoda, przepraszam... - powiedział cicho chłopak. Widać, jak posmutniał. - przepraszam jeszcze raz... -
to mówiąc oddalił się błyskawicznie.
Tego dnia Włodzimierz nie zobaczył go już. I znów zrezygnował na jakis czas z Dębiny. Coś takiego, on i
gej... Jednak po jakimś czasie pojechał znów. Tym razem nie usłyszał znajomego chrzęstu suchych
gałęzi, zbliżających się kroków. Po dwóch godzinach bezskutecznego łażenia wrócił do domu. Od rej pory
lasek dębiński stał się jego codziennym celem. Przy okazji przekonał się, że to rzeczywiście miejsce
spotkań gejów, ale "jego" chłopaka tam nie bylo. Odczuwał jakis zawód, a może nawet strach. Łapał się
na tych niespokojnych myślach coraz częściej.
Aż doczekał się, chyba dwa miesiące później. Znów ten sam cień, te same kroki... Włodzimierz znów
poczuł ukłucie w sercu. Tym razem zaczekał na niego na scieżce. Włodzimierz uśmiechnął się pierwszy.
Tamten wydawał się zaskoczony, ale po chwili odwzajemnił uśmiech.
- Chodźmy stąd w jakieś sensowne miejsce, pogadajmy.
- Ale pan przecież... mnie nie chciał?
- Pogadajmy po prostu. Ja z wami nie mam nic wspólnego i nie chcę mieć ale... chcę czegoś się
dowiedzieć.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:10
Usiedli na rozłożonej przez Włodzimierza kurtce.
- W ogóle Włodzimierz mam na imię. - sam zdziwił się swej bezpośredniości.
- Sebastian.
- Nie było ciebie tu długo...
- Tak. Nie chciałem już zyć. Miałem tego wszystkiego dość. Pan nie wie, jak to jest, kiedy żyje się z
czymś tak strasznym. Nie dośc że wyglądam tragicznie to jeszcze... Ja tego nigdy nie polubię, nigdy nie
zaakceptuję, nigdy! Pan nie wie, jakie to upokarzające szukać sobie kogoś do seksu w takich miejscach.
A mnie czasami roznosi...
Włodzimierz przypomniał sobie swoje młode lata. On tez święty nie był. Macał dziewczyny w tramwajach,
podglądał w przebieralniach... Zdarzyło mu się nawet onanizować wspólnie z kolegami przy jakichś
pornosach nielegalnie przywiezionych z Danii czy Szwecji.
- Wiesz, nawet to rozumiem ale... To naprawdę nie jest powód, aby... No wiesz. Życie nie kończy się na
seksie.
- Łatwo panu mówić z taką urodą, laski się pewnie o pana zabijały. Na mnie nawet nikt nie spojrzy. A nie
o sam seks mi chodzi. Czasem znajdę kogoś, kto z braku lepszego towaru pobawi się ze mną, ale ja chcę
czegoś więcej. Czegoś co pan pewnie zrozumie, bo pan pewnie żonaty.
- Już nie. Ale załóżmy, że rozumiem. I dalej uważam...
- To po cholerę tak się męczyć? Wy, heteroseksualiści, zawsze w końcu znajdziecie, czego szukacie. A ja...
Włodzimierz nie wiedział, co powiedzieć. Chłopak wygladał na inteligentnego, ale zupełnie pogodzonego
ze swym losem.
- Ty studiujesz? Pracujesz?
- Jestem na pierwszym roku politologii. Ale chyba rzucę to w cholerę, choć idzie mi dobrze.
- Żeby się jeszcze bardziej pogrążać? Widzisz... ja cały czas nie mogę zrozumieć, że targnąłeś się na
życie. A wiesz dlaczego? Bo ja już byłem prawie po tamtej stronie...
- Jak to?
Włodzimierz opowiedział mu o zawale serca i akcji reanimacyjnej, którą przeszedł. Z trudem ściągnęli go
z powrotem. I jak bardzo się cieszył, gdy już wrócił między żywych... Sebastian słuchał tego w milczeniu.
- Dlaczego mi pan to wszystko opowiada?
- Bo cię lubię, tak po prostu. Choć nie wiem, czy do końca rozumiem. Zgadza się, nie wybierałeś sobie
orientacji. Nie wybierałeś sobie wyglądu. Ale już to jak żyjesz - tak. A co na to rodzice?
- Nikt nic nie wie. Mieszkam w akademiku, nie muszę się nikomu z niczego tłumaczyć. W domu bywam
tyle, ile naprawdę jest to konieczne. W moim mieście też jest uczelnia, ale ja celowo wybrałem Poznań.
Właśnie aby uciec. Ja się zupełnie w tym wszystkim pogubiłem...
Wybuchnął nagłym płaczem. Wstał i nie otrzepując się nawet ruszył na scieżkę.
- Sebastian zaczekaj - powiedził spokojnie Włodzimierz. Tamten stanął. Włodzimierz podał mu
chusteczkę.
- Nie maż się. Siadaj.
Sebastian usiadł. Włodzimierz objął go ramieniem, po czym przycisnął jego głowę do siebie. Głaskał jego
gorące policzki. Czuł jakąś nieopisaną bliskość.
Chłopak popatrzył bardzo zdziwiony, choć jednocześnie z ogromną wdzięcznością i czymś więcej.
- Pan mnie nie odrzuca?
- Powiedzmy, że na początek wybiję ci z głowy kilka idiotycznych pomysłów. Zgadzasz się?
- No niech panu będzie. Zobaczymy, czy się uda...
- Ja już wiem że na pewno - roześmiał się Włodzimierz. - Zaczniemy od dobrej kolacji.
Strona Puchata
http://thermasilesia.ehost.pl/chubby
Powered by Joomla!
Wygenerowano: 2 November, 2009, 18:10