ks. Edward Skotnicki - Ateizm z wyboru
Olivier Clement w swej autobiografii „Inne słońce" pisze o sobie: "Kiedy byłem dzieckiem, nikt
nigdy nie mówił mi o Bogu. Nigdy nie odpowiadano na pytania, które zadawałem, jak je zadają
wszystkie dzieci - po co człowiek żyje, po co umiera. Nikt nigdy nie mówił mi o Nim, nikt nigdy nie
mówił również do Niego" (Olivier Clement, Inne Słońce, wyd. Księży Marianów, Warszawa 1998, s.6).
Po długich i bardzo żarliwych poszukiwaniach, tenże Olivier Clement stwierdza: „Trzeba naprawdę
chcieć być ateistą, gdy sam rysunek stworzenia, jego linia ciągłości, czy brak ciągłości... wskazują,
wyrażają rozum, inteligencję (Ewolucja jako wynik form równocześnie doskonałych i stale
rozwijających się może być jedynie wynikiem myśli, którą nasza myśl tylko rozszyfrowuje)* (Olivier
Clement, tamże, s. 49). Chcieć być ateistą, to z góry zakładać, że Pana Boga nie ma i z konieczności
wykonać coś w rodzaju "salto mortale" - "karkołomny skok", tłumacząc wszystko przypadkiem. Tak
czyni również Hoimar von Ditfurth (ur. 1921), profesor psychiatrii i neurologii w Heidelbergu, autor
znakomitych dzieł: "Dzieci Wszechświata", "Na początku był wodór". "Duch nie spadł z nieba". Można
podziwiać jego erudycję i wyjątkową znajomość niesłychanie skomplikowanych procesów, jakie
zachodzą w organizmach żywych. Osiągnięcia nauk eksperymentalnych, prowadzą go do wniosku:
"Stwierdzenie więc, że wszystko, co kiedykolwiek powstało i kiedykolwiek w przyszłości powstanie,
od samego początku jako możliwość było zawarte w atomie wodoru, jest najdonioślejszym odkryciem
współczesnej wiedzy przyrodniczej, ponieważ każdego z nas, kto nie chce się gwałtownie odciąć od
tego rozpoznania, zmusza do uznania faktu, że świat ten, wraz ze swoją historią, ma przyczynę, która
w nim samym tkwić nie może. Poza zasięgiem tego jedynego faktu każdy ma swobodę ułożenia sobie
tego. co chce sądzić o tej przyczynie, która owemu - według nas z niczego - powstałemu atomowi
najprostszego spośród wszystkich pierwiastków nadała takie możliwości rozwoju, że obejmują one
zarówno naszą egzystencję i naszą zadumę nad tym, jak - cały Wszechświat" (Homar von Ditfurth, Na
początku był wodór. PIW, Warszawa, 1978r., s. 349). W tym stylu utrzymana jest też druga
wypowiedź Ditfurtha: .Historia świata jest historią rozwoju tego, co w tym początku było złożone.
Wiedza przyrodnicza daje się urzeczywistnić, ponieważ wszystko, co się do tej pory działo, zrodziło
się z owej naprzemiennej gry. przebiegającej od początku wszelkich czasów pomiędzy wodorem
a różnorakimi wytworami jego przekształceń w czasie i przestrzeni i pod wpływem praw natury.
Wiedza przyrodnicza dlatego potrafi dzisiaj prześwietlić tę dwustronną grę i zaczyna ją obecnie - krok
za krokiem - rekonstruować, że całość odbywała się zgodnie z ustalonymi regułami. Jednakże na czym
same te reguły się opierają, dlaczego są takie, a nie inne, i jak się to dzieje, że pozornie tak prosto
zbudowany atom wodoru zawierał w sobie możliwości całego Wszechświata - na te pytania wiedza
przyrodnicza już odpowiedzieć nie może. W tym konkretnie uchwytnym punkcie świata nauki
przyrodnicze natrafiają na rzecz z zasady nie do wyjaśnienia. Atom wodoru i prawa natury są już
obiektami niedostępnymi wiedzy przyrodniczej. Patrząc na sprawę bezstronnie, są one widomą
oznaką tego, że świat nasz ma zaczątki, które w nim samym tkwić nie mogą." (Ditfurth, tamże, s. 158-
159). Autor ma na uwadze także wszystkie inne pierwiastki według tablicy Mendelejewa i zdumiewa
go możliwość powstawania trwałych związków, które warunkują rozwój życia. Wiele uwagi poświęca
możliwości zakodowania, które jest powszechnym prawem przyrody ożywionej. Jak długo pozostaje
na płaszczyźnie nauk eksperymentalnych, wypowiada się poprawnie, także wtedy, gdy czyni to
entuzjastycznie. Niestety, nie można podzielać jego poglądów, gdy porusza się na terenie filozofii,
a tym bardziej teologii (szczególnie kontrowersyjne pod względem teologicznym są wypowiedzi
Ditfurtha w książce p.t. „Duch nie spadł z nieba"). W swych dociekaniach zakłada on z góry, że
otaczająca nas rzeczywistość nic nie może nam powiedzieć o Panu Bogu. Wyraża to w słowach: „Nie
trzeba być teologiem, aby zrozumieć absurdalność argumentacji sprowadzonej do twierdzenia, że
świat jest rozszczepiony na dwie części, z których jedna jest przyrodzona, a druga nadprzyrodzona,
tym bardziej, gdy się jednocześnie bywa zmuszonym do uzależnienia przebiegu granicy między tymi
dwoma obszarami natury od dziejowego przypadku, którym jest osiągnięty w danej chwili stan
wiedzy przyrodniczej" (Ditfurth. tamże, s.187). Ditfurth jest przekonany, że tylko nauki
eksperymentalne dają prawdziwą wiedzę. Odpowiedź jest prosta. Dzięki współczesnej nauce mamy
możliwość głębszego poznania, jaka jest struktura materii, co dzieje się w przebogatym strukturalnie
świecie istot żywych. Skoro wszędzie dostrzegamy przejawy inteligencji w organizacji przyrody,
wzorczość i zakodowanie równoznaczne z zaprogramowaniem, to narzuca się wniosek, że wszystko
to jest zaprojektowane i mamy prawo pytać o Głównego Projektanta i Stwórcę wszechrzeczy. Ale to
już jest dziedzina filozofii, do której człowiek jako istota myśląca jest odpowiednio uzdolniony.
Arystoteles tę dziedzinę poznania nazywa metafizyką od słów języka greckiego „ta meta ta fizyka',
czyli to, co jest poza stroną fizyczno-materialną. Poza obrębem nauki eksperymentalnej istnieje inna
możliwość wartościowego poznania, jaką stanowi filozofia. Jak słusznie zauważa autor wstępu do
dzieła Ditfurtha „Na początku był wodór" - „Logika sterowanych prawami przyrody przemian
wszechświata jest dla autora tej książki źródłem nieustannego podziwu i zachwytu' (H. Ditfurth, Na
początku był wodór, tamże. s. 22 ). Czyni jednak następujące zastrzeżenie: „Bardzo ważne jest ścisłe
rozróżnienie granicy między obszarem zdobytym już przez naukę a rozległą krainą fantastyki
naukowej' (Ditfurth, tamże, s.13). Ditfurth, niestety, przerzuca się z jednej skrajności w drugą i naraża
się na zarzut uprawiania tej „fantastyki naukowej". Autor tego wstępu Maciej Iłowiecki zwraca uwagę
na złożoność badanej rzeczywistości, gdy pisze: „zdaniem większości biologów, zjawiska
i prawidłowości biologiczne nie dają się całkowicie sprowadzić (zredukować) do fizyki i chemii, i nie
dają się wyjaśnić do końca wyłącznie na gruncie prawidłowości fizyko-chemicznych" (Ditfurth, tamże,
s. 20). Ditfurth tymczasem, jak pisze M. Iłowiecki, „chce podkreślić, iż wyklucza w tym procesie udział
jakichś czynników zewnętrznych, sprawczych. Ale powinniśmy sobie zdawać sprawę, że w tym
miejscu (a i w niektórych innych) niebezpiecznie zbliża się do potępionego już w nauce „wulgarnego
mechanicyzmu" (Ditfurth, tamże. s.19). Ditfurth stwierdza, że „życie jest nieuniknioną konsekwencją
ewolucji materii martwej i w związku z tym ma „uniwersalną siłę urzeczywistniania się" ( s. 128). Jest
to założenie niczym nieuzasadnione. Autor wstępu pisze: „Pogląd Ditfurtha bliższy jest
materializmowi dialektycznemu w tym sensie, iż uznaje w rozwoju materii obiektywną prawidłowość,
nie absolutyzuje przypadku" (Ditfurth, tamże, s.12). Ditfurth chłoszcze niemiłosiernie teologów,
którzy według jego zdania lokują Pana Boga tam. gdzie są jeszcze dziedziny niezbadane przez nauki
eksperymentalne, czyli tam, gdzie są luki naszego poznania. Idzie jednak o wiele za daleko, gdy pisze:
„Jeżeli natomiast uczony reprezentuje stanowisko ateistyczne, jest to jego słuszne i niezaprzeczalne
prawo. Nikt nie ma w ręku niczego, co by mogło pogląd taki obalić. Ale jeżeli uczony taki sądzi, że
potrafi przekonanie to uzasadnić naukowym rozpoznaniem, wówczas - nawet jeśli jest laureatem
nagrody Nobla - pada ofiarą owego błędu myślowego, o jakim mówimy (Ditfurth, tamże, s.189). Jest
rzeczą oczywistą, że "naukowym rozpoznaniem" nie da się uzasadnić ateizmu, gdyż właściwą
dziedziną dla rozstrzygnięcia tej kwestii jest filozofia, nie nauki eksperymentalne. Ditfurth
niewątpliwie ma słuszność, gdy pisze: .Kto uważa, że musi bronić swej wiary przed nauką przez to, że
wycofuje się ze swymi przekonaniami religijnymi na pole niewyjaśnionych resztek świata, ten
w gruncie rzeczy reprezentuje pogląd, że kompetencja Boga ogranicza się do tej niewyjaśnionej
części. Mnie ten argument w ustach wierzącego wydaje się bardzo dziwnym zacieśnieniem pojęcia
boskiej wszechmocy. Dlaczego to. co rozum nasz potrafi objąć, ma się znajdować poza zasięgiem aktu
stworzenia?(...) Każdemu musi być pozostawiona decyzja o tym. czy za potrzebne uważa założenie
przyczyny Wszechświata leżącej poza sferą naszych doświadczeń, czy też nie, jaką pragnie nazwę
przypisać tej przyczynie i jakie wyciąga wnioski ze swej decyzji. Ale ten, kto raz już założył ową
przyczynę, powinien chyba uznać ją za dotyczącą całego świata, niezależnie od wielkości obszaru,
który ludzki mózg zdolny jest ogarnąć akurat dzisiaj, na przypadkowo osiągniętym szczeblu rozwoju*
(Ditfurth, tamże, s. 188). Ditfurth jednak oscyluje między wiedzą zdobywaną przez nauki
eksperymentalne, a poznaniem metafizycznym. Dlatego uważa, że to, co wykracza poza nauki
eksperymentalne, jest nie do udowodnienia. Jest to oczywiście podejście niewłaściwe. Dzięki naukom
eksperymentalnym możemy dziś o wiele dokładniej poznać otaczającą nas rzeczywistość materialną.
Na kanwie tak poznanej rzeczywistości możemy zastanawiać się. jakie są ostateczne przyczyny, że
taka jest struktura materii, i że dzięki niej możliwa jest tak wspaniała organizacja w przyrodzie,
a stopień trudności do pokonania tak skomplikowanej organizacji jest niewyobrażalnie wielki. Mimo
to realizacja tych procesów odbywa się szybko i sprawnie, wręcz perfekcyjnie. Pytania te wykraczają
poza możliwości eksperymentu, a przecież człowiek ma do nich prawo. Przy pomocy eksperymentu
możemy poznać tylko rzeczywistość materialną. Natomiast refleksja filozoficzna wykracza poza świat
materialny i jest czymś duchowym. Człowiek z natury jest filozofem i nie można mu odmówić prawa
do poznania na tej płaszczyźnie. Kiedy pytamy o przyczyny ostateczne. nie możemy zawężać naszego
poznania do sfery wyłącznie materialnej. Człowiek jest obdarzony inteligencją, która wykracza poza
tę rzeczywistość materialną. Badania naukowe w pewnej mierze mogą wywierać wpływ na nasze
myślenie, o ile pozwalają głębiej poznać świat istot żywych, a także daleki kosmos. W świetle
współczesnej nauki poznajemy otaczającą nas rzeczywistość bardziej wszechstronnie. Dostrzegamy
struktury niesłychanie złożone i od strony organizacyjnej wyjątkowo uporządkowane. Urzeka nas
w przyrodzie powszechna wzorczość. przekraczająca wyobraźnię organizacja i precyzja zakodowania
obejmującego całą przyrodę żywą z jej bardzo skomplikowanymi strukturami, a nawet kosmos ze
wszystkimi galaktykami, które krążą po torach zaprogramowanych według wyższej matematyki.
Sądzić, że to wszystko jest dziełem przypadku Jest największą naiwnością. Jedyną alternatywą jest
Bóg - Stwórca wszechrzeczy. Ateizm nie ma żadnego uzasadnienia. Dlatego w Piśmie św. czytamy:
"Mówi głupi w swoim sercu: Nie ma Boga" (Psalm 114). Nie brak jednak dziś ateistów i to szczególnie
na Zachodzie Europy. Jest to pokłosie "Wielkiej Rewolucji Francuskiej", która pod rządami Robespiera
i jakobinów niszczyła wszelkie wartości. Wielką plamą tej Rewolucji jest Wandea-prowincja, która
stanęła w obronie wartości religijnych, przede wszystkim katolickich i zapłaciła za tę obronę
najwyższą cenę. Zginęło wówczas około pół miliona ludzi. W naszych czasach jakże znamienny jest
spór o włączenie do preambuły Konstytucji Europejskiej odniesienia do Boga. Okazało się to
niemożliwe. Jest to zatem ateizm z wyboru. W niektórych środowiskach nawet modny. W takim też
środowisku wychował się wielki konwertyta Andrzej Frossard. Pisze o tym w książce: „Jest Bóg, ja Go
spotkałem*. Tam, gdzie się wychowywał, cała okolica była niewierząca. Jedyną wysepkę stanowili
Żydzi, którzy modlili się w swojej synagodze. Świat dziennikarski, w którym się obracał, również był
niewierzący. Jego kolega był katolikiem, ale na tematy religijne ze sobą nie rozmawiali. Pewnego razu
przejeżdżali samochodem ulicami Paryża i gdy zatrzymali się, kolega poprosił Andrzeja, aby poczekał
na niego, a sam udał się do budynku, który niewiele się różnił od innych. Andrzejowi dłużyło się
oczekiwanie, więc poszedł za nim i znalazł się w kaplicy nieustającej adoracji Najświętszego
Sakramentu. Andrzej nigdy nie widział monstrancji, nie miał pojęcia, czym jest Hostia, ale doznał
przeżycia mistycznego, że tu jest Bóg. Do głębi wstrząśnięty mówi do kolegi przy wyjściu z kaplicy:
słuchaj, ja jestem wierzący, jestem katolikiem, rzymskim katolikiem. Reszta jego życia to wspaniałe
świadectwo żywej wiary. Napisał wiele książek. W jednej z nich p.t. »Istnieje inny świat" porównuje
swoje nawrócenie z nawróceniem Żyda Ratisbone z XIX wieku, któremu ukazała się Matka Boża, kiedy
zwiedzał kościoły w Rzymie. Napisał też książkę, poświęconą bł. Janowi Pawłowi II („Bronię Papieża").
Broni w niej Papieża przed tymi, którzy Go nie rozumieli. Napisał także „Rozmowy z Janem Pawłem II'.
Stał się żarliwym wyznawcą i obrońcą Kościoła katolickiego. Do wielkich nawróconych należy również
Tatiana Goryszewa, która doznała przeżycia mistycznego podczas rozważania modlitwy Pańskiej
„Ojcze nasz". W młodości była zdeklarowaną komunistką. Po nawróceniu była więziona w Związku
Radzieckim za publiczne wyznawanie wiary. W końcu wyemigrowała do Europy, dając świadectwo
swego nawrócenia i żywej wiary w Boga chrześcijan. W naszych czasach największym
charyzmatykiem był św. Ojciec Pio. Nie da się tego wykreślić ze współczesnej historii, a jest to
bezsporne działanie mocy Bożej (dar czynienia cudów, czytanie w sumieniach, stygmaty itp.). Tych
znaków ewidentnego działania Boga jest daleko więcej, niż to do nas dociera. Problem istnienia Boga
nie jest więc tylko teoretycznym dochodzeniem, lecz bardzo realistycznym wkraczaniem Pana Boga
w życie ludzkie. Dla każdego człowieka jest i musi być czymś fundamentalnym. Od tego zależy sens
ludzkiego życia. Bóg jest nam wszystkim potrzebny, aby życie miało ten sens. Gdyby nie było Boga.
życie człowieka nie miałoby żadnego sensu, a cała ludzkość byłaby czymś w rodzaju zbędnej narośli
na kuli ziemskiej. Eksterminacja całych narodów mogłaby uchodzić zupełnie bezkarnie. Próbkę tego
mieliśmy już podczas II wojny światowej. Pragnienie sensu życia nurtuje każdego myślącego
człowieka. Ilustruje to następująca opowiastka. Gdzieś tam na odległej planecie, zwanej
Tannamariba, żyły ludziki bardziej inteligentne od nas ludzi ziemskiego globu. Ludziki te posiadały
również technikę wyższą od naszej. Interesowało je bardzo, czy życie ich ma sens. Odpowiedź
niełatwa, więc i poszukiwanie trwałoby zbyt długo. Postanowiły więc puścić w ruch maszyny
i natychmiast otrzymały odpowiedź, że ich istnienie nie ma żadnego sensu. Skoro nie ma sensu,
doszły do wniosku, że najlepiej będzie, gdy się pozabijają. Zaczęły się zabijać, ale trwało to zbyt długo.
Zaprogramowały więc maszyny i cała populacja zniknęła w mgnieniu oka. Wydaje się to zbyt
zabawne, aby traktować poważnie. W życiu jednak zdarzają się różne rzeczy. Oto oburzająca
wiadomość, że trzej chłopcy postanowili zabić kolegę, żeby zobaczyć, jak człowiek umiera. Nie rzadko
słyszymy informacje, że jakiś szaleniec otworzył ogień strzelając do klasy i zabijając swoich kolegów.
Mówimy wtedy - atrofia sumienia. A czymże byłoby sumienie bez odniesienia do Pana Boga?!
Wyrzuty sumienia nie miałyby większego znaczenia. Wystarczyłoby się ich pozbyć! Toteż bł. Jan
Paweł II tak mocno dopominał się o ludzi sumienia! To znaczy o ludzi, którzy mają Boga w sercu,
którzy liczą się z odpowiedzialnością przed Bogiem. Ateizm z wyboru jest nie do zaakceptowania, ale
i nie do obalenia. Dla człowieka chcącego wierzyć w Pana Boga argumentów jest wystarczająco dużo,
dla kogoś, kto nie chce wierzyć, nie ma żadnego. Ateizm nie może się obronić przed trzeźwym
myśleniem, które prowadzi do Boga. Znamienne są słowa Ludwika Pasteura: Mało wiedzy odciąga
człowieka od Boga. dużo wiedzy na powrót do Niego sprowadza. Podobnie wypowiedział się Albert
Einstein: „prawdziwie wierzący, to są uczeni". Nie odpowiada mi słynny zakład Pascala: "Postaw na
Pana Boga, bo jeżeli Pan Bóg jest, wygrywasz wszystko, jeżeli okaże się, że niema, nie tracisz nic". Nie
odpowiada mi ten sposób myślenia, gdyż najważniejsza jest prawda, ale jeżeli komuś to pomoże, to
lepiej wybrać Pana Boga nawet gdyby i brakowało argumentów. Chodzi przecież o wieczność.
+++++++
Nawrócenie duchowego przywódcy światowego ateizmu
9 grudnia 2004 r. agencja informacyjna Associated Press podała szokującą wiadomość, że najbardziej
znany w świecie ateista, filozof prof. Antony Flew, który od 1950 r. był symbolem i duchowym
przywódcą światowego ateizmu, uwierzył w istnienie Boga. A. Flew publicznie wyznał swoją wiarę
w Boga, podkreślając, że jest to pewność wynikająca z najnowszych odkryć w dziedzinie biologii,
chemii i fizyki. W swojej książce There is God A. Flew napisał: 'Teraz wierzę w istnienie Boga"
i przyznał, że odkrycie prawdy o istnieniu Boga Stwórcy było uwieńczeniem jego długiej intelektualnej
drogi, podczas której opierał się tylko na faktach naukowych oraz na swoim rozumnie.