200408 3756

background image

Mi∏oÊç to dla naukowca temat trudny, niewdzi´czny i nie-
bezpieczny, a có˝ dopiero gdy rzecz dotyczy Egiptu fara-
onów – ludzi i spraw sprzed kilku tysi´cy lat? Na podsta-
wie skàpych, niejednoznacznych i niejednokrotnie
przypadkowych êróde∏ staro˝ytnych ci´˝ko stworzyç ca-
∏oÊciowy obraz, zw∏aszcza kiedy chodzi o mi∏oÊç fizycznà.

W niedawno wydanej ksià˝ce Mi∏oÊç w staro˝ytnym Egipcie Agnieszka Krze-

miƒska pisze: „O ile poj´cia seksualnoÊci nie lekcewa˝ono w sferze religii, przy-
pisujàc mu fundamentalne znaczenie, o tyle seksualnoÊç ˝ycia codziennego po-
mijano ca∏kowicie. [...] Do dzisiaj zresztà zajmowanie si´ tematykà erotycznà w
jakiejkolwiek innej dziedzinie ni˝ psychologia i seksuologia nara˝a badacza na nie-
bezpieczeƒstwo posàdzenia o erotomani´”. Tak si´ szcz´Êliwie sk∏ada, ˝e autor-
ka jest zarazem egiptologiem, dziennikarzem i popularyzatorem nauki. Dzi´ki
temu otrzymaliÊmy ksià˝k´ kompetentnà i równoczeÊnie napisanà ˝ywym, przy-
st´pnym j´zykiem, b´dàcà fascynujàcym przeglàdem najró˝niejszych aspektów
tytu∏owego zagadnienia, pe∏nà cytatów ze staro˝ytnych tekstów i bogato ilustro-
wanà zdj´ciami oraz rysunkami zabytków, w tym równie˝ rzadko pokazywany-
mi erotycznymi graffiti i rysunkami na ostrakonach.

Kogo kochali Egipcjanie? Znali, tak jak my dzisiaj, mi∏oÊç do bóstwa. Kocha-

li w∏adców, ojczyzn´, rodzin´, a tak˝e ulubione zwierz´ta. Przede wszystkim
jednak kochali si´ nawzajem: mi∏oÊç hetero- i homoseksualna, wznios∏a i przy-
ziemna, duchowa i fizyczna – nic z tego nie by∏o im obce. Jak z∏o˝one i niejed-
noznaczne jest zagadnienie mi∏oÊci fizycznej w staro˝ytnym Egipcie, dowodzà naj-
ró˝niejsze interpretacje s∏ynnego Papirusu Turyƒskiego 55001, zawierajàcego
sceny wyrafinowanego seksu. Jedni widzà w nim egipski „Êwierszczyk”, inni sa-
tyr´ na Êrodowisko kap∏anów, a jeszcze inni – aluzje do ksiàg religijnych. Kon-

tekst religijny ma tu du˝e znaczenie. Mi∏oÊç boga i królowej, która jest fundamen-
tem legendy o boskich narodzinach faraona, zosta∏a poetycko opisana przez
Egipcjan: „[Amon] odnalaz∏ jà [królowà], gdy odpoczywa∏a w najdalszym zakàt-
ku jej pa∏acu. Obudzi∏a si´, poniewa˝ poczu∏a boski zapach, i uÊmiechn´∏a si´
do Jego WysokoÊci. Podszed∏ i zap∏onà∏ mi∏oÊcià [do niej]”.

Krzemiƒska pisze: „Egipcjanie w okresie faraoƒskim nie znali takich s∏ów,

jak seksualnoÊç czy erotyka, w ich ÊwiadomoÊci nie istnia∏a bowiem ostra
granica mi´dzy mi∏oÊcià i seksem, seksualnoÊcià i religià. SeksualnoÊç prze-
nika∏a tak wiele aspektów ˝ycia codziennego, ˝e nie by∏o potrzeby wyizolowy-
wania jej jako oddzielnego zjawiska. Nie uwa˝ano jej te˝ za coÊ szczególnie
wstydliwego. Seks i religia w kulturze staroegipskiej tworzy∏y jednoÊç”. Dzie-
dzinie tej patronowa∏a Hathor, nazywana Z∏otà, bogini nieba, kosmiczna to-
warzyszka boga s∏onecznego, a zarazem bogini mi∏oÊci, seksu i macierzyƒstwa,
zarówno w sferze rytua∏u, jak i ˝ycia codziennego.

Nie mniej istotny jest kontekst spo∏eczny – fundamentem egipskiego spo∏e-

czeƒstwa by∏a rodzina. W m∏odoÊci nale˝a∏o si´ wyszumieç, czego dowodem sà
swobodne romanse m∏odych opisywane w przepi´knych pieÊniach mi∏osnych.
Kwestia dziewictwa, podstawowa w etyce judeochrzeÊcijaƒskiej, nie zaprzàta∏a
g∏owy mieszkaƒcom kraju nad Nilem. Potem przychodzi∏ czas na ma∏˝eƒstwo,
którego podstawowà funkcjà by∏o p∏odzenie dzieci. „Weê sobie ˝on´, gdy tylko wy-
doroÊlejesz, ˝eby ci urodzi∏a syna, dopóki jeszcze jesteÊ m∏ody. Naucz jà byç ko-
bietà. Powa˝any jest cz∏owiek z licznà rodzinà, b´dzie on szanowany ze wzgl´-
du na swoje dzieci” – naucza∏ m´drzec Ani. Istnia∏o spo∏eczne pot´pienie zdrady,
ale praktyka ˝ycia codziennego rozmija∏a si´ z teorià. Egipcjan w ogóle cechowa-
∏o raczej zdroworozsàdkowe podejÊcie („Wino, kobieta i jad∏o cieszà serce. Kto
si´ temu oddaje bez Êwiadków, nie b´dzie brany na j´zyki. Ale ten, który sobie

88

ÂWIAT NAUKI SIERPIE¡ 2004

i niejako zbiera si∏y do znacznie bardziej
obszernej cz´Êci drugiej, w której stosu-
jàc swój nowy warsztat naukowy i efek-
townà terminologi´, ocenia ca∏à cywili-
zacj´ w kilkudziesi´ciu esejach. Te krótkie,
liczàce po kilkanaÊcie stron szkice sà z
jednej strony najciekawsze, a z drugiej –
najbardziej dyskusyjne. To w∏aÊnie ich
tytu∏y („Fonograf – zabawka, która ob-
kurczy∏a narodowà pierÊ”, „Samochód
– mechaniczna panna m∏oda”, „Radio –
plemienny b´ben”, „Fotografia – burdel
bez Êcian” czy „Telewizja – nieÊmia∏y
olbrzym”) przynios∏y McLuhanowi s∏aw´.

W drugiej cz´Êci ksià˝ki autor zajmu-

je si´ – mo˝na powiedzieç – wszystkim i
swoje „bon moty” w rodzaju: „Êwiat∏o
elektryczne jest czystà informacjà” lub
„jesteÊmy ekranem telewizora – naszà
skórà staje si´ ca∏a ludzkoÊç” rzuca pe∏ny-
mi garÊciami. Pisze bez wàtpienia pi´k-
nym j´zykiem, przypominajàcym troch´
styl W∏adimira Nabokowa, ale doÊç po-
wierzchownie. Je˝eli na kilkunastu stro-
nach chce si´ zawrzeç coÊ odkrywczego
na takie tematy, jak mieszkanie, pieniàdz,
druk, komiksy, ko∏o, rower, samolot, foto-

grafia, reklama, telefon, film, broƒ czy
automatyzacja, to nale˝y si´ liczyç z uczu-
ciem niedosytu u czytelnika. W wielu
miejscach na przyk∏ad przewija si´ wà-
tek wspania∏ych, ogromnych amerykaƒ-
skich samochodów i ich przeciwieƒstwa
w postaci ma∏ych aut importowanych z
Europy. Te fragmenty mogà byç dziÊ zu-
pe∏nie niezrozumia∏e. To prawda, ˝e w
amerykaƒskiej kulturze samochód ma
szczególne znaczenie i napisano na ten
temat dziesiàtki powa˝nych rozpraw na-
ukowych, ale ˝eby pojàç, o co chodzi,
trzeba najpierw przeczytaç Kultur´ ame-
rykaƒskà
Józefa Cha∏asiƒskiego, a potem
jakàÊ êród∏owà pozycj´ o historii moto-
ryzacji w USA. Tak si´ bowiem sk∏ada, ˝e
niemal natychmiast po opublikowania tej
ksià˝ki, czyli w drugiej po∏owie lat szeÊç-
dziesiàtych, nastàpi∏a w Ameryce inwa-
zja tanich samochodów japoƒskich, któ-
re zagarn´∏y ogromnà cz´Êç rynku, ma∏e
auta europejskie zaÊ, których g∏ównym
symbolem by∏ volkswagen „garbus”, zwa-
ny w USA „beetle”, z up∏ywem czasu zo-
sta∏y zastàpione przez najdro˝sze mode-
le bmw i mercedesa, porsche itd.

Fascynacja McLuhana technikà i wyna-

lazkami jest wyraênie widoczna. Zaska-
kujàce jest jednak, jak wiele uwagi po-
Êwi´ci∏ on takim przejÊciowym formom,
jak fonograf czy maszyna do pisania, a
zupe∏nie nie zainteresowa∏ si´ komputera-
mi, no i nie przewidzia∏ mo˝liwoÊci sieci
internetowych. Ale to jeszcze mo˝na zro-
zumieç, gdy˝ niewielu ludzi w latach
szeÊçdziesiàtych zdawa∏o sobie spraw´ z
tempa rozwoju w tej dziedzinie. Trudno
natomiast pojàç, ˝e McLuhanowi nie przy-
sz∏o do g∏owy powstanie telefonii komór-
kowej, choç przecie˝ ju˝ 40 lat temu istnia-
∏y przenoÊne i stacjonarne radiostacje typu
walkie talkie czy CB i by∏o zupe∏nie jasne,
˝e pr´dzej czy póêniej telefon stanie si´
„ruchomy” i b´dzie tak˝e przekazywa∏
zdj´cia, filmy wideo itp.

Obserwujàc podejÊcie McLuhana do

techniki i wynalazków, mo˝na odnieÊç
wra˝enie, jakby przy ca∏ej swojej nowo-
czesnoÊci tkwi∏ on poj´ciowo jeszcze w
epoce Juliusza Verne’a. Âwiadczy o tym
cz´ste pos∏ugiwanie si´ poj´ciami elek-
trycznoÊci i elektrotechniki, tam gdzie
nale˝a∏oby mówiç o elektronice. Byç mo-

Pod skrzyd∏ami z∏otej bogini

ANDRZEJ åWIEK

POLECAMY

background image

SIERPIE¡ 2004 ÂWIAT NAUKI

89

tego odmawia, jest wrogiem swego cia∏a”), choç niekiedy ich pragmatyzm budzi
nasze zdumienie. Mimo ˝e egipska kultura tak bardzo by∏a przesiàkni´ta religià,
nie istnia∏y, jak si´ wydaje, jakieÊ szczególne ceremonie zwiàzane z zawarciem
ma∏˝eƒstwa. Wprawdzie instytucja ma∏˝eƒstwa cieszy∏a si´ szacunkiem („Kto spo-
tyka si´ z m´˝atkami, jest g∏upcem”), ale z drugiej strony m´drcy radzili: „Je˝e-
li zastaniesz swà ˝on´ z kochankiem, weê sobie innà dziewczyn´, która ci b´dzie
odpowiadaç”.

Niezwyk∏e sà utwory egipskiej poezji mi∏osnej, w których kochankowie mówià

o sobie „brat”, „siostra”, co nie mia∏o nic wspólnego z kazirodztwem, lecz Êwiad-
czy∏o o bliskoÊci zakochanych. PieÊni te, znane ju˝ w czasach Starego Paƒstwa
(o czym Êwiadczà najnowsze odkrycia w Abusir), by∏y pi´kne i wyrafinowane
j´zykowo, mnóstwo w nich porównaƒ do Êwiata przyrody („usta mej siostry – pàk
lotosu, jej pierÊ jak owoc mandragory...”). Na nich wzorowa∏ si´ autor biblijnej
PieÊni nad PieÊniami. W staroegipskich lirykach pojawiajà si´ archetypy: pu-
∏apka mi∏osna („twoja mi∏oÊç mnie sidli, nie wiem, jak si´ wyplàtaç”) i mi∏oÊç ja-
ko choroba. Wielbiciele Egipcjanina Sinuhe Miki Waltariego, pami´tajàcy po-
staç pi´knej i okrutnej Nefernefernefer, z przyjemnoÊcià, ale i zaskoczeniem
przeczytajà pierwowzór historii owej femme fatale pojawiajàcy si´ w opowiada-
niu o kap∏anie Setne-Chaemuasecie i hieroduli Tabubue.

Có˝, nie zawsze przeszkody w mi∏oÊci dawa∏y si´ pokonaç równie ∏atwo

jak w wierszu zapisanym na dzbanku z Deir el-Medina, w którym pewnego
m∏odzieƒca oddziela od ukochanej rzeka pe∏na krokodyli. Dzi´ki sile mi∏oÊci
woda staje si´ p∏ytka, a krokodyle niegroêne niczym myszy. Nie zawsze te˝
jedynym problemem kochanków by∏ fakt, ˝e dziewczyna, biegnàc do uko-
chanego, potarga∏a sobie fryzur´. Ów motyw ze s∏ynnego wiersza na Papiru-
sie Harrisa 500 dowodzi zresztà, ˝e w∏osy – czy to potargane, czy te˝ mi-
sternie u∏o˝one – by∏y jednym z najstarszych symboli erotycznych.

Symbolika erotyczna by∏a w staro˝ytnym Egipcie bardzo bogata. Pojawia si´

masowo na przyk∏ad w sennikach – g∏ównie jako z∏y omen, ale nie zawsze.
Wyjàtkiem jest chocia˝by erotyczny sennik z Papirusu Chestera Beatty’ego III:
„Je˝eli m´˝czyzna widzi we Ênie, ˝e jego fallus jest d∏ugi: dobrze. To oznacza,

˝e pomno˝y swoje dobra”. Natomiast w sztuce wiele jest odniesieƒ do fauny i
flory. Rol´ erotycznych symboli pe∏ni∏y nie tylko zwierz´ta, jak kaczki, ma∏pki i
gazele, czy roÊliny, z lotosem i mandragorà na czele, ale tak˝e niektóre dzia∏a-
nia, jak chocia˝by polowanie z ∏ukiem i strza∏ami, które mo˝e byç aluzjà do
poj´cia seti, oznaczajàcego zarówno „trafiaç strza∏à”, jak i „ejakulowaç” oraz „za-
p∏adniaç”. Z drugiej strony Egipcjanie nie wzdragali si´ bynajmniej przed dos∏ow-
noÊcià. Dowodzà tego liczne rysunki, amulety, wota falliczne sk∏adane bóstwom
w Êwiàtyniach czy figurki konkubin wk∏adane do grobowców.

A ˝ycie codzienne? Mieszkanki staro˝ytnego Egiptu stroi∏y si´ z nie mniej-

szym zapa∏em, ni˝ robià to wspó∏czesne kobiety. Prostytutki egipskie w okresie
ptolemejskim i rzymskim malowa∏y hennà paznokcie u nóg, a nawet ca∏e sto-
py, i nosi∏y sanda∏y z podeszwami, na których napisane by∏o „Chodê za mnà”.
Bardzo popularna by∏a magia i medycyna mi∏osna. Magiczne zakl´cia mo˝na
stosowaç równie˝ dziÊ, przestrzega∏bym natomiast przed realizacjà niektórych
staroegipskich recept („Zmieszaj nawóz hieny z olejkiem ró˝anym i wcieraj w
cz∏onek”). Ju˝ lepiej poprzestaç na sa∏acie, Êwi´tej roÊlinie ityfallicznego boga
Mina, „czyniàcej cia∏o zdolnym do p∏odzenia”.

Od wznios∏oÊci teologii do ÊmiesznoÊci magicznych przepisów, od dworu kró-

lewskiego do chaty fellacha, od okresu predynastycznego do czasów grecko-
-rzymskich – autorka zabiera nas w fascynujàcà podró˝ przez najró˝niejsze sfe-
ry i aspekty mi∏oÊci w staro˝ytnym Egipcie. Czyni to w zgodzie z aktualnym
stanem wiedzy, nie unikajàc przy tym zagadnieƒ dyskusyjnych i dodajàc w∏asny
komentarz tam, gdzie jest on niezb´dny. Nale˝y pochwaliç wydawc´, ˝e w cza-
sach mody na albumowe publikacje promuje rzetelnà popularyzacj´ nauki. Wy-
pada tylko mieç nadziej´, ˝e w drugim wydaniu zniknà b∏´dy edytorskie i na przy-
k∏ad tron Tutanchamona ze s∏ynnym przedstawieniem króla i jego ma∏˝onki
pojawi si´ (zgodnie z podpisem) w miejscu steli Sebekhotepa.

n

MI¸OÂå W STARO˚YTNYM EGIPCIE, Agnieszka Krzemiƒska

Paƒstwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2004

˝e t∏umaczka powinna poprawiç tego
rodzaju archaizmy, ale darujmy jej t´
wiernoÊç autorowi, podobnie jak nazwa-
nie przez nià Hitlera lunatykiem, pod-
czas gdy wiadomo, ˝e w angielszczyê-
nie u˝ywa si´ tego s∏owa na okreÊlenie
szaleƒca. Dziwiç natomiast muszà ró˝-
nego typu naiwnoÊci, które ju˝ w czasie
powstania ksià˝ki by∏y widoczne go∏ym
okiem. Takie poj´cia, jak „masowa pro-
dukcja”, „masowa konsumpcja” i „ma-
sowa komunikacja”, zyska∏y wówczas
ogromnà popularnoÊç, ale przecie˝ po-
wszechna w USA dost´pnoÊç telefonów,
odbiorników RTV, samochodów i tanich
domów na przedmieÊciach miast, cha-
rakterystyczna dla boomu lat szeÊçdzie-
siàtych, nie oznacza∏a bynajmniej zrów-
nania spo∏ecznego. Milionerzy nadal
mieszkali w pa∏acach i jeêdzili rolls roy-
ce’ami, mimo ˝e autor Mediów wyobra-
˝a∏ sobie, ˝e ˝yje w kraju pe∏nej równo-
Êci spo∏ecznej i materialnej. Tym bardziej
nie dotyczy∏o to reszty Êwiata. Tanie tran-
zystorowe radio, owszem, zaczyna∏o ro-
biç karier´, ale wcale nie by∏o tak po-
wszechnie dost´pne poza Japonià i

uprzemys∏owionymi krajami Ameryki
Pó∏nocnej i Europy. A zatem teoria
McLuhana g∏oszàca, ˝e dzi´ki masowej,
czyli jednoczeÊnie dostarczanej do mi-
liardów ludzi, informacji Êwiat sta∏ si´
„globalnà wioskà”, by∏a raczej przepo-
wiednià ni˝ opisem rzeczywistoÊci.

Opisujàc rol´ prasy, filmu, radia czy te-

lewizji, McLuhan z pewnoÊcià wielokrot-
nie trafia w sedno, ale pami´tajmy, ˝e
wnioski swe opiera∏ na analizie zupe∏nie
innych nadawców ni˝ ci, których znali-
Êmy. W latach szeÊçdziesiàtych istnia∏y
bowiem kolosalne ró˝nice mi´dzy funk-
cjonowaniem i treÊciami przekazywany-
mi przez te media na przyk∏ad w USA,
Europie Zachodniej i krajach socjalistycz-
nych. Pomijanie tego w myÊl sztandaro-
wej tezy, ˝e „Êrodek przekazu sam jest
przekazem” (niezale˝nie od treÊci), musi
budziç wàtpliwoÊci. Zgodnie ze swoimi
ideami McLuhan chcia∏ interpretowaç
niemal wszystkie zjawiska i fakty histo-
ryczne czy polityczne. Na przyk∏ad jed-
na z najbardziej znanych jego teorii za-
wartych w ksià˝ce mówi, ˝e radio jest
„plemiennym b´bnem”, który swego cza-

su przekona∏ Niemców, aby poparli Hitle-
ra. Dodaje, ˝e gdyby w Niemczech w
owym czasie istnia∏a telewizja, to twór-
ca narodowego socjalizmu przegra∏by
sromotnie wybory. Autor zapomina jed-
nak o tym, ˝e parteitagi by∏y ogromnymi
zgromadzeniami publicznymi, ˝e bardzo
cz´sto je filmowano i ˝e Hitler w kroni-
kach filmowych prezentowany by∏ bar-
dzo sugestywnie. McLuhan nie wspomi-
na te˝ w ogóle o roli Leni Riefenstahl w
kreowaniu Hitlera i hitleryzmu, choç
przecie˝ bardzo interesowa∏ si´ filmem.
Pomija zresztà tak˝e udokumentowane
poglàdy historyków i politologów, którzy
twierdzili, ˝e hitleryzm mia∏ g∏´bokie uwa-
runkowania spo∏eczne i gospodarcze.

Warto jeszcze zwróciç uwag´ na nie-

zwyk∏y dodatek, jakim jest rozbudowany
s∏ownik wa˝nych poj´ç, w którym autor
wyjaÊnia, co mia∏ na myÊli, wprowadza-
jàc nowe znaczenia rozmaitych s∏ów.
Dopiero po jego przeczytaniu zaczynamy
pojmowaç, jak niezwyk∏ymi i cz´sto nie-
jasnymi torami bieg∏a myÊl McLuhana.
Swojà drogà, takie podsumowanie przy-
da∏oby si´ wielu dzie∏om naukowym.

n


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
200408 3731
200408 3762
3756
200408 3753
3756
200408 3733
3756
200408 3742
200408 3743
200408 3730
200408 3732
200408 3757
200408 3725
200408 3752

więcej podobnych podstron