KJarochowski DziejeAugusta03

background image

DZIEJE PANOWANIA AUGUSTA II

III.

background image

Stanisław Leszczyński (1677–1766)

background image

K A Z I M I E R Z JA R O C H OWS K I

DZIEJE

PANOWANIA AUGUSTA II

OD ELEKCYI STANISŁAWA LESZCZYŃSKIEGO

AŻ DO BITWY PUŁTAWSKIÉJ

(1704–1709)

Z pośmiertnego rękopisu

Kazimierza Jarochowskiego

POZNAŃ.

Czcionkami Drukarni Kuryera Poznańskiego.

1890.

background image

Niniejszy egzemplarz jest przedrukiem z pierwszego wydania książki

z 1890 roku. Zachowano w nim pisownię i ortografię oryginału,

zmieniono zaś czcionkę, układ typograficzny i format książki. Popra-

wiono znalezione ewidentne błędy drukarskie, dodano ilustrację

na str. 4. Kopia sporządzona została dla użytku ściśle prywatnego.

background image

Rozdział I.

Pierwsze dni królowania Leszczyńskiego. — Wrażenie elekcyi na za-

granicę. — Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

— Działania wojenne na Rusi i w Wielkopolsce. — Rokowania War-

szawskie. — Pochód Karola XII na Ruś. — Zamach Augusta na

Warszawę.

P

OSPIESZNY i dorywczy akt elekcyi Stanisława Lesz-

czyńskiego, rezultat i wynik najrozmaitszych czyn-

ników, mściwego uporu i kłopotów Karola XII o na-

stępcę po zdetronizowanym Auguście, pretensyi i potrzeb

Sobieskich, dobroduszności połączonéj z pewną dozą ambi-

cyi samego neo-elekta, odbył się, jak nam wiadomo z po-

przedniego opowiadania, wieczorem dnia 12 Lipca 1704 na

polu pod Wolą. Z wyjątkiem bardzo nielicznych stronników,

samych niemal Wielkopolan, Mikołaja Święcickiego bisku-

pa Poznańskiego, Macieja Gębickiego starosty Nakielskie-

go, posłów konfederackich województwa poznańskiego i ka-

liskiego, którzy najmocniéj głos podnosili i najwyżéj czapki

podrzucali na polu elekcyjném, nie było prawie nikogo, coby

mimo wszelkich niechęci do słusznie znienawidzonego w na-

rodzie Sasa, był się chciał wyznawać bezwzględnym zwolen-

nikiem nowéj królewskości. Zamiast być szczęśliwym punk-

tem wyjścia, stawała się przeciwnie dla Polski hasłem i po-

czątkiem tém większego, tém zgubniejszego chaosu. Szuka-

background image

6

libyśmy napróżno w owéj chwili ludzi datujących od niéj,

stawiających około niéj nadzieje i usiłowania wyprowadze-

nia skołatanéj nawy ojczystéj na jakieś wiodące do zbawczéj

przystani tory. Co najważniejsza, nie widzimy owéj wiary

tyle niezbędnéj człowiekowi podejmującemu wielkie i trudne

zadanie narodowe, w Leszczyńskim samym. On sam nie ma

wiary w siebie i swoje posłannictwo, żyje pożyczaném świa-

tłem, nie umie się oderwać od narodu energicznemi, zrozu-

miałemi jego uczuciom i potrzebie dźwiękami. W niewąt-

pliwéj prawdy tym fakcie leży zarazem najważniejszy zarzut,

jakiby jego charakterowi publicznemu uczynić można, leży

równocześnie rozwiązanie zagadki jego niepowodzenia wo-

bec narodu. Naród, choćby nawet naród ówczesny, nie

byłby pozostał głuchym na odnośny głos męża, streszcza-

jącego w swéj osobie dobro Rzeczypospolitéj, odzywającego

się doń zrozumiałém wołaniem w imię miłości zagrożonéj

ojczyzny. Czyż nie naturalna za to jego zimnota dla mało

znanego dotąd z czynów, przezroczystego depozytaryusza

korony Sobieskich, wystraszonego raczéj narzuconą sobie

rolą, aniżeli podejmującego ją świadomie i ochoczo, wybrań-

ca łaski szwedzkiéj pod zasłoną rajtarów Karola XII a gro-

zą natarczywości Arweda Horna? Z innego to niestety kru-

szcu męża trzeba było Polsce, by wybrnąć z pogrążającéj

ją co raz głębiéj topieli, na twardy i bezpieczny grunt na-

rodowéj przyszłości. Nie nadaremno zgadzają się wszystkie

współczesne świadectwa na prawdę faktu, iż biedny, młody

Stanisław, dobroduszny i wygodny magnat wielkopolski,

światły i wymowny statysta, mąż przez całe życie raczéj po-

koju, aniżeli wojny, trudów i niebezpieczeństw, okazywał

bladą i znużoną twarzą w samymże dniu elekcyi i kilka dni

po niéj, jak bardzo mu ciąży nowa korona, jakim kłopotem

obarczyły jego dotychczasowy spokój natarczywa protekcya

bohaterskiego króla Szwecyi i własna rezygnacya w służeniu

za wygodną pokrywkę tronowym protekcjom Sobieskich. Na

miejscu, w Warszawie, odwrócili się odeń chwilowo wszy-

scy prawie najzawziętsi nawet przeciwnicy Augustowéj spra-

wy. Na szczególną uwagę pod tym względem zasługuje po-

Rozdział I.

background image

7

stawa prymasa. Jak wiadomo, zamknął się u siebie w domu

w dniu elekcyi i niechciał choćby nawet moralnie tylko

uczestniczyć w całym przebiegu jéj aktu. Podobny postępek

prymasa po tak długiéj i konsekwentnéj począwszy od sejmu

Lubelskiego, zmierzającéj do detronizacyi Augusta akcyi,

byłby zagadkowym i niezrozumiałym, gdyby go psycholo-

gicznie nie tłumaczył wszechwładny wpływ wojewodziny Łę-

czyckiéj Towiańskiéj. Niebezpieczna i namiętna intrygantka,

jak już wspomniano dawniéj, nie mogła znieść myśli, iż po

wyniesieniu wojewody poznańskiego na tron królewski, przyj-

dzie jéj ustępować pierwszeństwa matce neoelekta, Annie

z Jabłonowskich Leszczyńskiéj, co gorsza młodéj jego mał-

żonce Katarzynie z Opalińskich. August zdołał w ostatniéj

godzinie trafić w owe namiętności, być może przemówić do

Towiańskiéj złotemi według swego zwyczaju argumentami

i obietnicami. Dość, potrafił ją sobie pozyskać i uczynić z

niéj skutecznego swéj sprawy przy osobie prymasa agenta.

Późniejszy jéj, pisany pod wpływem najwyższego rozdraż-

nienia i goryczy wśród odmiennych okoliczności, pod dniem

13 Października 1704 z Gdańska list do Augusta, nie pozo-

stawia pod tym względem najmniejszéj wątpliwości: „Spo-

dziewałam się N. Panie”, pisze wojewodzina, „że po tém,

co wycierpiałam podczas owéj rzekoméj elekcyi, że odwró-

ciwszy prawem wymaganą nominacyą neo-elekta (przez

prymasa), że po wszystkich krokach, jakie Pan Kardynał po-

czynił odtąd stosownie do życzeń W. K. Mości, że po tém,

co ja sama uczyniłam na rzecz W. K. Mości, że po tém

wszystkiém, mówię, miałam prawo spodziewać się innéj

przyjemności ze strony W. K. Mości, aniżeli ta, jakiéj doznaję

obecnie”… Kto się w podobnie stanowczy sposób do króla

Augusta odzywał, miał bezwątpienia do tego prawo a nie

omylimy się pono, przypisując zimną, jeżeli nie wręcz sro-

gą względem nowéj królewskości postawę prymasa, wpły-

wowi wojewodziny łęczyckiéj. Za przykładem prymasa poszli

naturalnie obaj Towiańscy, ojciec wojewoda łęczycki, syn

podczaszy koronny, Pieniążek wojewoda sieradzki, co wię-

céj, nawet Bronisz marszałek konfederacyi warszawskiéj.

Pierwsze dni królowania Leszczyńskiego.

background image

8

Wszystko to trzymało się na uboczu, odgrywało rolę mal-

kontentów i abstynentów wobec nowéj królewskości. Tyle

późniéj popularna osoba Stanisława Leszczyńskiego, wyraz i

hasło jedności narodowéj po zgonie Augusta II w dwadzieścia

dziewięć lat późniéj, rozpoczynała obecnie pierwszy swój

występ na wielką widownią własnego kraju w doskonałém

osamotnieniu. Otaczają młodego króla prócz najbliższéj ro-

dziny, jak już powiedziano, Mikołaj Święcicki biskup po-

znański, Maciéj Gębicki starosta nakielski, Benedykt Sa-

pieha podskarbi litewski, późniéj nieco przybywa jakoby nie-

odstępny stróż koronnych pretensyi własnéj rodziny, Ale-

ksander Sobieski.

Dodajmy do tego Szwedów Arweda Horna i starego

Wachslagera, istnych ojców chrzestnych jego świeżéj god-

ności wraz z assystencyą 600 koni i 600 piechoty szwedzkiéj.

Dni następne dopiero, groźby inkwaterunku i pożogi ze

strony króla szwedzkiego, zdołały wprowadzić do komnaty

zamku warszawskiego z powinszowaniem Stanisławowi wy-

niesienia na tron i pamiętnego zawsze i wszędzie przede-

wszystkiem o nienaruszalność swych majętności prymasa

Radziejowskiego, magistrat miasta Warszawy i w. hetmana

koronnego Hieronima Lubomirskiego. Niemoc nowéj kró-

lewskości, zależność jéj od wyniosłych opiekunów szwedz-

kich, przemawiała aż nazbyt wyraźnie z licznych szczegółów.

Adlersteen i Clas Bonde, intendenci armii szwedzkiéj, nie

kłopotali się, mając przedewszystkiem kontrybucye i dosta-

wę żywności na względzie, o polityczne przymierza między

Karolem XII a Rzecząpospolitą, mianowicie zaś o osobę

mającego się wybrać czy wybranego już królem Leszczyń-

skiego. Zdziercy, okrutnicy, wywołali właśnie około samegoż

terminu jego elekcyi zbrojny opór ze strony ludności ziemi

nurskiéj i drohickiéj. Posłuchajmy odpowiedzi Clas Bondego

na ów akt obrony, odpowiedzi datowanéj z Pułtuska 10 Czer-

wca 1704, przeznaczonéj „dla ziemi nurskiéj, aby publiko-

wana była po kościołach i sposobnych miejscach i do koś-

cielnych drzwi przybita”. Zagroziwszy mieszkańcom ziemi

nurskiéj i drohickiéj mordem i pożogą za stawiany komen-

Rozdział I.

background image

9

dom szwedzkim, mianowicie w miasteczku Broku opór,

kończył Clas Bonde: „Gdy tedy nie poprzestaniecie tych

zdradzieckich fakcyi i rebellii, tedy w pień wszyscy poginie-

cie. Serdecznie bym rad, co i z duszy mojéj proszę i wska-

zuję, aby zdrajców tych i złych namówców, jako to Sułkow-

skiego, paliwodę podlaskiego i innych pryncypałów, Wam

lepiéj wiadomych, ktokolwiek mógł złapać a do mnie przy-

prowadzić, tedy dla sprawiedliwości według uczynku ich ka-

rani będą tak, iżby się Bogu i ludziom podobało. Temu zaś,

ktoby przyprowadzić albo złapać kazał takich i tych złośli-

wych zdrajców, będzie nieomylna nagroda i zapłata dana”.

Chciał ogólny zbieg okoliczności, że w kilka dni po elekcyi

Leszczyńskiego, spełniła się groźba Clas Bondego. Komen-

dy szwedzkie odniosły łatwe zwycięztwo nad zbrojnym opo-

rem broniącéj po prostu swego dobytku i swych zagród

szlachty nurskiéj i drohickiéj. Przypędzono do Warszawy

z powiązanemi rękoma, z kajdanami na nogach kilkudzie-

sięciu jeńców, winnych czynnego oporu przeciw ściągającym

żywność i kontrybucye komendom szwedzkim. Widok podo-

bny był za silny na słabe nerwy czy poczciwe serca mło-

dych małżonków królewskich, Stanisława i Katarzyny Lesz-

czyńskich. Prosili o uwolnienie jeńców, o możność powrotu

dla nich do domowych zagród. Napróżno; twardy opiekun

nowego króla, surowy i bezwzględny mimo wszelkich pozo-

rów ówczesnéj elegancyi, mimo olbrzymiéj peruki, żabotów

i koronkowych mankietek, Arwed Horn, odmówił prośbie

Stanisława, jeńców zaś wyprawił do głównéj kwatery szwe-

dzkiéj. Nie dość na tém, stał August ciągle w okolicy San-

domierza, oparty na powadze uchwał konfederacyi sando-

mierskiéj, nasuwający na wszystkie strony tkankę negocya-

cyi dyplomatycznych, oczekujący, co najważniejsza, z każdą

niemal chwilą pomocy z dwóch przeciwległych sobie krań-

ców, od wschodu i zachodu, ze strony Saxonii i ze strony

Rusi, posiłków saskich i posiłków carskich. Michał Wiśnio-

wiecki, wojewoda wileński i hetman w. litewski z ramienia

Augustowego, wisiał nad Warszawą od strony Grodna i Pod-

lasia. Adam Sieniawski, wojewoda bełzki, hetman polny ko-

Pierwsze dni królowania Leszczyńskiego.

background image

10

ronny, przesyłał ze swych dóbr ruskich Augustowi akty

akcessu do konfederacyi sandomierskiéj. Co wreszcie było

może mniejszém niebezpieczeństwem i grozą, aniżeli po-

wodem bólu i przykrości dla Stanisławowego serca, poczęły

w jego wielkopolskiéj dzielnicy, ze stron niemal rodzinnych,

w samejże prawie chwili dokonywającéj się już czy doko-

nanéj elekcyi, nadchodzić wiadomości, że niechętni zawsze

Leszczyńskiemu Radomiccy i Szółdrscy zdołali część szla-

chty poruszyć w interesie Augustowym, skłonić ją na Lip-

cowym zjeździe w Kościanie do przyjęcia uchwał Sandomier-

skich, wreszcie do zbrojnego zebrania w okolicy Szamotuł

na dzień 18 Lipca. Wśród tylu i takich trudności byłby nie-

wątpliwie i energiczniejszy, aniżeli Stanisława umysł i cha-

rakter mógł stracić głowę i równowagę, zwłaszcza, że po za

opieką szwedzką gotowych środków podtrzymywania ku-

lawéj królewskości nie było, a tworzyć nowych nie miał z

czego. Cóż zaś dopiero biedny król Stanisław! Przesiadywał

kłopotliwie pod opieką Horna, pod zasłoną rajtarów i pie-

choty szwedzkiéj w Warszawie, wyprawiając raz po raz uczty

dla przebłagania opornych, dla utrzymania wątpliwych i

chwiejnych przyjaciół, do jakich zaliczymy między innymi

samegoż prymasa, w. hetmana Lubomirskiego, wojewodę

łęczyckiego Towiańskiego, wojewodę sieradzkiego Pieniąż-

ka, wojewodę podlaskiego Branickiego… Tak to schodziły

pierwsze dni królowania Leszczyńskiemu przez drugą poło-

wę miesiąca Lipca roku 1704. Dodajmy do tego w uzupeł-

nieniu obrazu owéj chwili, że kiedy wkraczające równocześnie

do Wielkopolski od Gubna i Krosna w liczbie 18000 ludzi i 24

dział wojska saskie pod dowództwem generała Schulenburga

nakładają Stanisławowemu Lesznu kontrybucyą 40000,

Wschowie 20000 talarów, Wołosi z wojska szwedzkiego do-

kazują w Pułtusku i Nurze jak „furye piekielne”, palą mia-

steczka, kościoły, niszczą archiwa, mordują bez różnicy kogo

i gdzie napotkają; dodajmy daléj, że wobec nadciągających z

Ukrainy kozackich posiłków Mazeppy i Paleja, wszystko co

może, szlachta, żydzi, księża, uciekają ku Wiśle, a uprzy-

tomni nam się w najgłówniejszyeh i najcharakterystyczniej-

Rozdział I.

background image

11

szych rysach krwawa i ponura fizyonomia pierwszych kilku-

nastu dni Stanisławowego panowania.

Zobaczmy teraz, jakie wrażenie uczynił fakt Stanisławo-

wéj elekcyi w obozie Augustowym, doniesiony z wielkiemi

szczegółami przez posła hollenderskiego Hersolte van Kras-

senburg, przebywającego nieprzerwanie w Warszawie. Król

August zostawał ciągle w okolicy Sandomierza, by utrzymać

węzeł komunikacyi między jądrem przychylnych sobie woje-

wództw Rzeczypospolitéj a posiłkami mającemi mu nad-

ciągnąć z jednéj strony z Saksonii, z drugiéj strony z Ukra-

iny. Raz po raz robi tu ztąd wycieczki bądź to do zamku

Baranowskiego w celu ugoszczenia przyjeżdżającego posła

tureckiego, bądź do Łańcuta w celu powzięcia języka o zbli-

żającém się wojsku Carskiém. Głównie jednakże przebywa

i w miesiącu Lipcu jeszcze bądź to we wsi Przyszowie,

bądź to w szlacheckim dworze tejże saméj wsi Brzezia,

gdzie właściwie stanęła konfederacya sandomierska i zkąd

wyjeżdżał bądź to pod czerwony baldachim na narady kon-

federacyjne, bądź wśród huku dział do katedry sando-

mierskiéj na uczczenie aktu jéj ostatecznego zawiązania.

Do tegoż dworku szlacheckiego w Brzeziu, zajmowanego

chwilowo przez Augusta i otoczenie jego, przyszła wiado-

mość o akcie elekcyjnym z Warszawy dnia 17 Lipca. Jeżeli

zawierzać sumienności sprawozdań saskich, przeznaczo-

nych dla dworu berlińskiego, nie sprawiła elekcya Stani-

sława Leszczyńskiego na dworze Augusta, czyli lepiéj po-

wiedziawszy na wędrownym jego obozie z pod Brzezia, zbyt

wielkiego wrażenia. Traktowano raczéj cały ten akt jako

śmieszność, aniżeli obawiano się w nim nowego niebezpie-

czeństwa, a do pewnego stopnia miano słuszność. Wobec

usposobienia Rzeczypospolitéj, wobec już zawiązanéj kon-

federacji sandomierskiéj, wobec zawięzujących się tu i ow-

dzie, nawet w Wielkopolsce konfederacyi wojewódzkich w

jéj duchu i celach, wobec spodziewanych posiłków saskich

i carskich, był sam fakt elekcyi Leszczyńskiego mało-

znaczącym, ozdóbką gmachu przewagi szwedzkiéj w Polsce,

ozdóbką gotową runąć z ruiną samegoż gmachu, skoroby

Wrażenie elekcyi na zagranicę.

background image

12

go się obalić udało. W tym téż duchu pisał August do

Flemminga, reprezentanta swego na dworze berlińskim,

z Kamienia pod dniem 21 lipca o akcie elekcyi swego prze-

ciwnika, dodając: „Jest rzeczą jasną jak słońce i aż nazbyt

znaną, że zmarły ojciec wojewody poznańskiego, to jest były

generał wielkopolski a na ostatku podskarbi koronny, był aż

do grobu oddany najzupełniéj interesowi francuskiemu. Nie

można się téż czego innego spodziewać, jak że syn wstąpi w

jego ślady i że będzie zastępował osobę Contego tak dobrze,

jak gdyby on sam w Polsce był obrany”. —

Dwór wiedeński wiedział według doniesień posła saskie-

go, generała Wackerbartha, że Stanisław przyjął tylko ko-

ronę jako depozyt Sobieskich rodziny i lekceważył sobie jego

królewskość. Flemming zawiadomiwszy dwór berliński sto-

sownie do instrukcyi Augusta o wyborze Leszczyńskiego,

według komentarza wyżéj zamieszczonego, donosi Augu-

stowi pod dniem 25 Lipca 1704: „Miałem posłuchanie u

króla dnia wczorajszego w Schönhausen. Traktuje sprawę

téj elekcyi jako śmieszność mówiąc, że nie wie, co ona ma

znaczyć właściwie. Przedstawiałem mu i z méj strony, jak

mało sensu i racyi jest w całym tym wypadku”. Mimo to

dodaje Flemming w liście swym do powyższych słów na-

stępną uwagę: „Trzeba jeszcze powiedzieć, że jakkolwiek

na tutejszym (berlińskim) dworze są bardzo zadowoleni, że

wybór padł na człowieka tak małego znaczenia, jakim jest P.

Leszczyński i że jakkolwiek uważają to za wypadek, którego

W. K. Mość nie masz powodu się obawiać, ja jednakże oba-

wiam się z méj strony, aby dwór ten nie popadł w stan obo-

jętności, skoroby król szwedzki chciał sam wziąść dla siebie

koronę polską lub wynieść na tron polski księcia Conti”.

Na teraz nie było jednakże powodu podobnéj obawy. Prze-

ciwnie, nie przestawała elekcya Leszczyńskiego być przed-

miotem ciągłych żartów na dworze berlińskim. Tak np. przy-

był Flemming dnia 2 Sierpnia na nową audiencyą do króla

Fryderyka, prosząc aby nie dawał żadnéj odpowiedzi na za-

wiadomienie Szwedów i konfederacyi warszawskiéj o wybo-

rze Leszczyńskiego. Król Fryderyk odpowiedział, że nie-

Rozdział I.

background image

13

stety żądanie jego przychodzi już za późno, ponieważ właś-

nie odeszły z kancellaryi jego listy do Warszawy z uznaniem

neo-elekta polskiego. Zbladł na podobne słowa Flemming

i zapytał z przerażeniem, czy istotnie coś podobnego stać

się mogło? Wtedy dopiero wybuchnął król Fryderyk śmie-

chem i zaczął sobie żartować z łatwowierności i strachu

Flemminga. Nie inaczéj zapatrywali się obecni w Berlinie

reprezentanci Anglii lord Rabby, Hollandyi syndyk Hop,

na fakt téj elekcyi, a August spoglądając na usposobienie

mocarstw europejskich, rozpatrując się w usposobieniu sa-

mejże Rzeczypospolitéj, wyczekując od dnia do dnia posiłków

carskich na Rusi, kiedy według odebranych wiadomości

Schulenburg na czele 18000 Sasów nowéj formacyi znajdo-

wał się już w Poznańskiém, miał wszelki powód być spo-

kojnym o przyszłość swéj królewskości. Mimo to uważał

położenie rzeczy za dość groźne, by rąk nie opuszczać i by

ze zwykłą swéj naturze w przerwach hulanki i rozpusty czyn-

nością podjąć dzieło swego ratunku na wszystkie strony.

Tuż po odebraniu wiadomości o elekcyi Leszczyńskiego,

wyruszył August na Kamień ku Łańcutowi, by się zbliżyć do

posiłków saskich. Dnia 21 Lipca znajdujemy go w Kamieniu.

W ciągu marszu nadjechał do obozu Patkul, obróciwszy po-

dróż z Berlina na Drezno, z wiadomością o chybionéj swéj

negocyacyi na dworze berlińskim. Już wtenczas rozpoczynały

się między nim a królem Augustem, mianowicie jednakże

poufnym doradzcą królewskim hrabią Bosem owe rozterki

i nieporozumienia, które wzrastając z czasem i nabierając

drażliwości, miały zaprowadzić nieszczęsnego rzecznika praw

inflantskich do celi więziennéj Sonnensteinu, następnie na

pole okrutnéj egzekucyi pod Kaźmierz. Patkul czuł w obecnéj

chwili wagę swego stanowiska w obozie Augustowym. Był

patronem Augustowéj sprawy, był twórcą traktatu między

królem a Carem, miał teraz przyprowadzić jakoby za rękę

do skołatanego obozu saskiego nadciągającą od Lwowa pod

wodzą kniazia Golicyna pomoc carską. W poczuciu ważności

swego stanowiska zaczął tedy Patkul już w ciągu owego po-

chodu z pod Brzezia czy Kamienia spoglądać zimno przez

Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

background image

14

ramię na saskie otoczenie królewskie, do pewnego stopnia

na króla samego, co znów wywoływało pewną naturalną re-

akcyą ze strony Sasów. Prócz podobnie usposobionego re-

prezentanta cara Piotra, towarzyszyli Augustowi w ciągu

owego pochodu Spada nuncyusz papieski, Jessen poseł

duński, cały wreszcie tabor senatorów, dygnitarzy i szlachty,

składających konfederacyą sandomierską. Wojskowe siły

składały się na teraz z 3000 koni saskich, batalionu piechoty

saskiéj, 2000 koni polskich pod dowództwem generała

Brandta, kilkanaście wreszcie chorągwi wojska koronnego

pod wodzą Stanisława Rzewuskiego referendarza koronne-

go. Towarzyszył także królowi książę Janusz Wiśniowiecki,

brat wojewody wileńskiego i hetmana w. litewskiego po

Sapieże z ramienia Augustowego. Duszą jednakże wojsko-

wą obozu Augustowego i działalności jego wojennéj był w

owéj chwili dzielny generał Brandt, znany już z kroniki téj

nieszczęsnéj wojny jako jedyna osobistość nieokrywająca

się wstydem i sromotą, zwycięzca w podjazdowéj wojnie

przeciw Szwedom wszędzie, gdzie się z nimi tylko spotkał.

Poddany króla duńskiego, Holsztyńczyk, rodem z Sonder-

burga, spowinowacony następnie z rodziną podskarbiego

koronnego Przebendowskiego, trwał wiernie przy Auguście,

był równocześnie okiem i ręką jego obozu w téj chwili.

Dodać jeszcze należy, żeby się zabezpieczyć przeciw możli-

wemu zamachowi ze strony rozłożonego na lewym brzegu

Wisły pod Sandomierzem Renskiölda, kazał August przed

wymarszem z pod Brzezia zerwać most na Wiśle i zniszczyć

szaniec przedmostowy, zapewniający mu dotąd komunika-

cyą po obu brzegach rzeki. Obóz królewski nie zatrzymuje

się długo w Kamieniu, około 28 Lipca znajdujemy go w

Łańcucie.

Tutaj to wypadnie nam zatrzymać się na chwilę w opo-

wiadaniu nieciekawych zresztą szczegółów zbrojnéj wę-

drówki króla Augusta ku przystani posiłków carskich, by się

zwrócić do skreślenia kroków p o l i t y c z n é j doniosłości,

jakiemi na wewnątrz i zewnątrz odpowiedział na akt elekcyi

Stanisława Leszczyńskiego. Działaniu Augustowemu pod

Rozdział I.

background image

15

tym względem nie można odmówić przymiotów pośpiechu

i sprężystości. W trzy dni już po odebraniu wiadomości o

fakcie dokonanéj elekcyi, wyprawiają dnia 20 Lipca z pod

Sandomierza stany królestwa polskiego do mocarstw zagra-

nicznych list, wyklinający Stanisława Leszczyńskiego jako

zdrajcę majestatu i ojczyzny, wskazujący ze wzgardą na śmia-

łość dziesięciu zaledwie wichrzycieli, co się pokusili bez-

bożną ręką ściągać królewski diadem z Augustowéj głowy,

wzywający w imię wspólnego wszystkich monarchów inte-

resu ich m o r a l n e j przynajmniéj w sprawie ocalenia kró-

lewskości Augustowéj poręki. Równocześnie z owemi lista-

mi stanów królestwa polskiego do mocarstw zagranicznych,

wyszły od nich pod tąż samą datą listy do papieża z oskar-

żeniem prymasa Radziejowskiego i Święcickiego biskupa po-

znańskiego również jako zdrajców majestatu i ojczyzny, sprzy-

jających przez heretyków podjętéj sprawie. Listy te oskar-

żały prymasa wyraźnie o udział w rozpoczęciu wojny szwedz-

kiéj, twierdziły stanowczo, że na poprzedzającéj ją radzie

senatu prymas doradzał królowi ową wojnę, że następnie

prosił w imieniu Rzeczypospolitéj dwór berliński o wolny prze-

marsz wojsk saskich do Polski, „że przyjął sam kapitulacyą

Inflantczyków na 100000 talarów”. Tém czarniejsza teraz

tedy, tém bardziéj na potępienie zasługująca obecna jego

zdrada, pozorowana argumentem, jakoby król bez jego i Rze-

czypospolitéj wiedzy i woli był rozpoczynał ową nieszczęs-

ną wojnę. Prosząc tedy stany królestwa polskiego, oddając

wszelką cześć działalności nuncyusza Horacego Spady przy

boku królewskim, o odsądzenie prymasa Radziejowskiego

i biskupa poznańskiego Święcickiego od ich biskupich go-

dności, tudzież od dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego,

biskupstwa poznańskiego, probostwa Miechowskiego i opa-

ctwa Sieciechowskiego. Pod tąż samą wreszcie datą wyprawił

sam król August od siebie list do papieża, domagając się

cenzur kościelnych przeciw wiarołomnym biskupom i po-

parcia wobec duchowieństwa i narodu polskiego.

Po tych pierwszych protestach i zastrzeżeniach tak kró-

la, jak stanów królestwa polskiego przeciw aktowi elekcyi

Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

background image

16

Leszczyńskiego, nastąpił jak już powiedziano wyżéj, wy-

marsz z pod Brzezia. Gromadniejsze zebranie senatorów,

dygnitarzy i szlachty w obozie pod Łańcutem, dało spo-

sobność do wystąpienia z nowym, donioślejszym jeszcze na

temże samem polu aktem. W samymże dniu prawie przyby-

cia wędrownego, królewskiego zastępu pod Łańcut, odbyła

się tutaj dnia 28 Lipca walna rada tak obecnych przy boku

królewskim senatorów, jak licznie reprezentowanych dyg-

nitarzy i deputatów konfederacyi Sandomierskiéj. Kronika

zjazdu łańcuckiego wskazuje nam obecność Teodora Potoc-

kiego biskupa chełmińskiego, Gomolińskiego biskupa kijow

skiego, Michała Wiśniowieckiego wojewody wileńskiego,

Jana Jabłonowskiego wojewody ruskiego, wuja Stanisława

Leszczyńskiego, Marcina Chomętowskiego, wojewody ma-

zowieckiego, Żaboklickiego, wojewody podolskiego; kasz-

telanów: rawskiego, lubaczowskiego, Przebendowskiego

podskarbiego koronnego, Jana Szembeka podkanclerzego

koronnego, Stanisława Denhoffa marszałka konfederacyi

sandomierskiéj, miecznika koronnego, — nie wymieniając

wielu innych.

Rzecz łatwa do zrozumienia, iż wśród podobnego grona

i w podobnych okolicznościach narady odbywały się wśród

straszliwego przeciw sprawcom i uczestnikom warszawskiéj

elekcyi rozdrażnienia. W chwili rozpoczęcia narad ozwały

się zewsząd z tłumu głosy zaklinające króla, by nie oszczę-

dzał zdrajców. Domagano się, by król nałożył cenę na głowę

Leszczyńskiego. Andrzéj Olszowski starosta wieluński prze-

mawiał za rozdaniem wakansów po winnych dygnitarzach;

Bogusławski starosta płocki żądał destytucyi hetmana w. ko-

ronnego i prymasa. Grabski deputat z łęczyckiego domagał

się ogłoszenia wakansu starostwa łęczyckiego; Ossoliński

chorąży drohicki wynagrodzenia szlachty województwa ma-

zowieckiego i podlaskiego, pokrzywdzonéj tak srogo przez

Szweda; Rosnowski podwojewodzi lwowski zażądał, aby król

w ciągu obecnego marszu powołał do swego boku cały senat

i wszystkich dygnitarzy Rzeczypospolitéj, w czém go poparł

Żaboklicki wojewoda podolski. Wrząca tedy i kipiąca, jak ztąd

Rozdział I.

background image

17

widzimy, przeciw neo-elektowi, Szwedom i konfederacyi

warszawskiéj, była owa walna rada na zamku łańcuckim.

Rezultatem zaś jéj była nasamprzód uchwała ponownego,

liczniejszego jeszcze zebrania w Jarosławiu na dzień 12

Sierpnia i ogłoszenia manifestu konfederacyi sandomierskiéj

z podpisem jéj marszałka Stanisława Denhoffa, z datą z pod

Łańcuta 28 Lipca 1704. Manifest tenże zbyt obszernéj może

na podobną chwilę i potrzebę rozciągłości, nie był przecież

bez pewnéj prawdy i siły. Rozpoczynając rzecz od skreślenia

przebiegu wojny szwedzkiéj, zwracał się następnie przeciw

prymasowi i sprawcom konfederacyi wielkopolskiéj. Wspo-

minając o sejmie lubelskim z r. 1703 mówił konfederacki

manifest, że mimo chaosu i zamieszania „była już nadzieja

lepszych rzeczy”, lecz że w téj stanowczéj chwili właśnie

nastąpiła podstępna robota prymasa i hipokryzyjna działal-

ność konfederacyi wielkopolskiéj, udającéj, jakoby p r z y

m a j e s t a c i e A u g u s t o w y m była chciała stawać, kiedy

w rzeczywistości p r z e c i w n i e m u nurtowała.

Konfederacya ta była dziełem szwedzkiém. „Brzmią nam

jeszcze”, mówił konfederacki manifest, „w uszach odzywa-

jące się po całéj Polsce, jak długa i szeroka, głosy generałów

szwedzkich: Jeżeli nie przystąpisz do konfederacyi, pójdziesz

z dymem!” Otóż to pod wpływem takich gróźb przyszła do

skutku konfederacya wielkopolska, następnie generalna —

warszawska, któréj dziełem, pod patronatem szwedzkiego

gwałtu stała się bezprawna pod każdym względem elekcya

Stanisława Leszczyńskiego. Przeciw tejże elekcyi protestują

uroczyście skonfederowane w Sandomierzu stany Rzeczy-

pospolitéj i oświadczają trwać wiernie przy królu Auguście.

Co rzecz najbardziéj uderzająca, to że ciskanie owych ofi-

cyalnych gromów przeciw bohaterom, sprawcom i uczest-

nikom warszawskiego aktu przez Augusta i w imię Augu-

sta, nie przeszkadzało równocześnie cichéj, tajemnéj a nie-

dostrzegalnéj mianowicie oku patronów szwedzkich, robocie

około ich nawrócenia i pozyskania. Głównym kierownikiem

i pośrednikiem w téj robocie był poseł duński baron Jessen,

zwłaszcza po wyjeździe swym w końcu Lipca z obozu kró-

Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

background image

18

lewskiego do Krakowa. Agentami jego w téj podziemnéj

robocie byli Kczewski wojewoda malborgski, bawiący w

Warszawie i owdowiała Anna Małachowska wojewodzina

poznańska, po pierwszym mężu Wielopolska, z domu Lubo-

mirska, bawiąca w Krakowie. Doliczmy jeszcze do rzędu

owych agentów przejeżdżającego się naówczas między Kra-

kowem a Szląskiem Ferdynanda Kettlera, księcia kurlandz-

kiego… Tak Kczewski, jak Małachowska donosili jedno-

zgodnie posłowi duńskiemu, że konfederacya warszawska

nie ma, mimo ciążącéj opieki szwedzkiéj, wiary w siebie,

że prymas, w. hetman koronny a nawet sam Stanisław

mieliby ochotę pogodzić się z królem Augustem za ode-

braniem tylko pewnych rękojmi bezpieczeństwa co do dóbr,

osób, dygnitarstw, a że byle król August okazał się tylko

wyrozumiałym, doprowadzenie do skutku podobnego dzieła

zgody nie byłoby zbyt trudném. Jessen donosił naturalnie

o podobnych usposobieniach w Warszawie na jedną stronę

swemu królowi, na drugą Augustowi, który mając późniéj

nieco plon téj roboty skosić, w o b e c n é j c h w i l i ko-

rzystać z niéj jeszcze nie mógł czy nie chciał. Tymczasem

wolał, zrobiwszy, jak widzieliśmy, co się działać dało na

w e w n ą t r z Rzeczypospolitéj, pukać jeszcze o pomoc d o

d w o r ó w z a g r a n i c z n y c h . P a p i e ż a poręka, o którą

się, jak widzieliśmy wyżéj, upomnieć nie omieszkał, nie była

ze względu na stanowisko duchowieństwa w Polsce wogóle,

nie była wreszcie ze względu na usposobienie kraju i narodu

polskiego rzeczą małéj lub obojętnéj wagi. Odezwy stanów

królestwa polskiego i samegoż króla Augusta do papieża

odniosły téż stosownie do ważności i okoliczności pożądany

skutek.

Kurya papiezka nie leniła się odpowiedzieć czemprędzéj

na wezwanie Augustowe zakomunikowane jéj przez nun-

cyusza. Już pod dniem 3 Sierpnia 1704 wyszły listy papiezkie

do króla Augusta, do biskupów polskich, do senatorów, do

stanu rycerskiego, wszystkie oświadczające się za nienaru-

szalnością praw Augustowych, protestujące przeciw królew-

skości Stanisława Leszczyńskiego, naganiające udział nie-

Rozdział I.

background image

19

których biskupów w heretyckiém dziele jego wyniesienia,

upominające naród do posłuszeństwa dla prawnie obranego

i panującego króla. Nadto wystosował papież pod tąż samą

datą listy do prymasa Radziejowskiego i biskupa poznań-

skiego Święcickiego, udzielając im uroczystą naganę z po-

wodu udziału w wyniesieniu Stanisława, upominając ich do

wierności dla Augusta, wzywając ich wreszcie, aby się pod

zagrożeniem cenzur kościelnych stawili w przeciągu trzech

miesięcy w Rzymie ku wytłomaczeniu się z uczynionych

sobie przez króla Augusta zarzutów. Nie poprzestając na tém

odezwaniu się do potęgi, moralnemi tylko rozporządzającéj

środkami i na skutecznym względnie swego odezwania się

do niéj rezultacie, kołatał August, jak dotąd ciągle, tak i w

t é j właśnie chwili, w ciągu kilkunastu dni Lipcowych po

elekcyi Leszczyńskiego, o pomoc do dworu duńskiego i do

dworu berlińskiego. P i e r w s z y był dlań zawsze jak najle-

piéj usposobionym. Jak już wspomnieliśmy wyżéj, był poseł

duński Jessen najwierniejszym i najsprawniejszym króla Au-

gusta agentem, czy to w obozie pod Sandomierzem, czy to

w pochodzie pod Łańcut, czy to późniéj nieco, zawiadując

jego interesami w Krakowie. Sekretarz ambasady duńskiéj

Meuschen wędrował wiecznie z Augustem po wszystkich ma-

nowcach i bezdrożach Rusi i przesyłał swojemu pryncypałowi

Jessenowi co kilka dni niemal dokładne sprawozdania z

obozu królewskiego. Poseł duński w Berlinie, Ahlfeld, nie był

mniéj gorliwym sprawy Augustowéj rzecznikiem; król Fryde-

ryk IV sam wreszcie pałał niedwuznaczną chęcią podania

ręki swemu zakłopotanemu bratu ciotecznemu Augustowi

II. Opierając się tedy na podobnych usposobieniach dworu

kopenhagskiego i dyplomacyi duńskiéj, poczęli tak August

we własném, jak Patkul w carskiém imieniu kołatać do Danii

o przymierze i pomoc. Bezpośredniego do tego powodu do-

starczyła równoczesna komunikacya posła hollenderskiego

Hersoltego van Krauenburg z Warszawy. Dyplomata ten od-

grywający po cichu rolę agenta Augustowego, podglądający

i donoszący Augustowi z bruku warszawskiego tajemnice

konfederacyi i Szwedów, doniósł, że jest zamiarem Karola

Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

background image

20

XII wtargnąć do Saxonii wraz z Alexandrem Sobieskim, w

celu uwolnienia uwięzionych jego braci. Pozostanie rzeczą

wątpliwą, czy zamiar taki powstał n a ó w c z a s już na

prawdę w głowie króla szwedzkiego. Co jednakże pewna, to

że sama o nim pogłoska rzuciła niemały alarm na wędrowny

obóz saski.

Wtedy to właśnie, jak także powiedzieliśmy wyżéj, wysilił

się August na formacyą świeżego wojska saskiego, posunął

je pod dowództwem Schulenburga do Wielkopolski. Saxonia

była ogołocona, pospieszny marsz Karola II przez kraj cesarski

lub brandenburgski z pozostawieniem na tyłach swych

Augusta i Schulenburga w Polsce, strategiczno-polityczny

wybryk, jakich zawód wojenny Karola II liczy wiele, — mógł

w przeciągu dni kilku oddać elektorstwo saskie, źródło rze-

czywistéj potęgi i siły Augustowéj, w ręce nieprzyjaciela.

Cała sztuka akcji politycznéj i wojennéj króla Augusta po-

winna była wytężyć się na zapobieżenie podobnego zama-

chu nieprzyjacielowi. W tym celu odwołano się tedy ze stro-

ny Augustowéj do Danii. Król August i Patkul, ostatni ofia-

rując na ten cel subsydya pieniężne carskie, odzywali się po

kilkakroć do Jessena o cichy traktat przymierza, na którego

podstawie król duński miał wystawić nasamprzód 8000,

potem choćby już tylko 4000 piechoty i 1000 jazdy, których

przeznaczeniem nie byłby czynny udział w wojnie polskiéj,

lecz po prostu tylko zajęcie elektoratu saskiego w celu obro-

ny jego neutralności, jako nienaruszalnéj części niemieckiéj

Rzeszy. Tak Jessen, jak sam król Fryderyk IV podawali chętne

ucho podobnéj propozycyi i byliby się zgodzili wreszcie na

nią, gdyby nie były przeszkadzały z jednéj strony węzły trak-

tatu trawendalskiego, z drugiéj strony obawa bardzo możli-

wego odwetu szwedzkiego, którego niebezpieczeństwo mo-

gło być tylko zrównoważoném przez udział prusko-branden-

burgski w nowém przymierzu. Ztąd téż to zwracają się po-

nowne starania Augusta za pośrednictwem duńskiém do

dworu berlińskiego a jak zobaczymy zaraz, przybierają cie-

kawy, choć nieszczególnie zaszczytny dla polityki polskiéj

króla Augusta charakter.

Rozdział I.

background image

21

Jak już nam wiadomo, był stałym reprezentantem Au-

gusta na dworze berlińskim Flemming, obok niego rezy-

dentem saskim pilny w swych sprawozdaniach, utrzymujący

ciągłe stosunki z ministrami pruskimi Wolters, co nie prze-

szkadzało, że w ciągu posłowania obu tych osobistości, ile

razy Augustowi dolegliwszy jaki kłopot w Polsce doskwierał,

przybiegali do Berlina co chwila to Patkul, to Bose, to późniéj

nieco podskarbi koronny Przebendowski, by brać na spowiedź

króla Fryderyka, ministrów jego Wartenberga, Ilgena i War-

tenslebena, robić im propozycye przymierza, słuchać ich

ofiar, konszachtować z nimi kosztem nie wiedzącéj nic o

podobnych negocyacyach Rzeczypospolitéj. Widowisko po-

dobne powtórzyło się dosłownie ze wszystkiemi swemi

szczegółami w porze owéj z miesiąca Lipca na Sierpień

roku 1704. Obie strony, tak dwór berliński, jak reprezentant

dworu saskiego Flemming, nie dowierzały sobie koniecznie,

starały się płatać nawzajem niezgodne trochę poważnéj sy-

tuacyi i poważnéj sprawy figle. Tak n. p. zaręczali ministrowie

pruscy Flemmingowi z najpoważniejszą w świecie miną,

że nic ich nie wiąże ze Szwedami, jakkolwiek Flemming

wiedział aż nazbyt dobrze o istnieniu traktatu, zawartego

między królami szwedzkim a pruskim w Sierpniu r. 1703.

Tak daléj wyprawiał Flemming dla króla i ministrów prus-

kich uczty w Berlinie, nie w chęci zabawy, ani ze szczegól-

néj dla nich przyjaźni, lecz aby ich, jak pisał w swych

sprawozdaniach do króla Augusta, w ten sposób w obec

Szwedów kompromitować, wzbudzać podejrzenia, jakoby

istniało porozumienie pomiędzy dworem berlińskim a duń-

skim. Również nie nosi zbyt szlachetnego charakteru nego-

cyacya poważniejszego zakroju, jaka się po za obrębem tych

witaczek dyplomatycznych między Flemmingiem a mini-

strami pruskimi toczyła. Dwór saski pragnął naturalnie

współdziałania pruskiego przeciw Szwedom w Polsce a sta-

rał się pomoc ową wobec podejrzliwości Rzeczypospolitéj

polskiéj okupić jak najtańszym, o ile możności, kosztem.

Ministrowie pruscy tymczasem uważali owe negocyacye za

pożądaną sposobność wyrozumienia Flemminga i innych

Usiłowania Augusta na drodze akcyi dyplomatycznéj.

background image

22

reprezentantów Augustowéj polityki, jak daleko by się ich

ofiarność względem Prus posunąć była gotowa i targowali

się wyraźnie o Gdańsk, Warmią i dolną Wisłę. Po za granicę

t a r g u nie odważyła się jednakże sięgnąć naówczas pożąd-

liwość pruska, ponieważ mimo wszelkich swych apetytów

była przecież mniejszą od obawy mściwych ciosów oręża

szwedzkiego, a Karol raz już oświadczył, iż od korony polskiéj

ani piędzi ziemi odrywać nie pozwoli. W Lipcu jednakże, w

Sierpniu roku 1704 był Karol daleko od granic pruskich,

zagłębił się w Mazowsze, następnie w Małą Polskę i Ruś,

sprawa Augustowa zdawała się brać korzystny obrót; ztąd

téż to odżyły znów negocyacye prusko-saskie i wykazują ku

charakterystyce polskiéj polityki króla Augusta następne

rezultaty. Flemming, któremu Patkul pod tym względem

nie przestawał dodawać odwagi, doradzał Augustowi, aby

bez względu na krzyki „ g ł u p i c h P o l a k ó w ” , okazywał

się nieco powolniejszym w ofiarach na rzecz Prus, aby „ n i e

t r a c ą c m i n u t y ” w interesie zyskania przymierza prus-

kiego, oddał królowi pruskiemu w posiadanie bądź to wie-

czyste, bądź czasowe dwa miejsca nad dolną Wisłą, n. p.

Gniew i Nowe, jako punkta zaręczające swobodną komuni-

kacyą między elektorstwem brandenburgskiém a księstwem

pruskiém. Ta koncessya nie wystarczała jednakże apetytowi

pruskiemu, który łaknął czegoś więcéj, mianowicie posiada-

nia c a ł é j d o l n é j W i s ł y a coraz téż widoczniéj i Gdań-

ska. Co się t e g o następstwa tyczy, nie miał chęci zgadzać

się na nie sam dwór saski mimo wszelkiego lekceważenia

interesu polskiego i draźliwości polskich. Tém bardziéj téż

zaczynały być Flemmingowi podejrzanemi zachody pruskie

około tego klucza ujść Wisły. Minister pruski Schlippenbach

zakomunikował mu nibyto poufnie, że jest zamiarem króla

pruskiego zgromadzić sześciotysięczny korpus i obsadzić

nim Gdańsk na własne żądanie mieszkańców w celu zabez-

pieczenia ich od zamachu jakiegobądź nieprzyjaciela. Flem-

ming przyjął podobną komunikacyą z pewną zimną ostroż-

nością i nie kwapił się bynajmniéj z podziękowaniem za tak

przyjacielską usługę. Równocześnie zauważył jednakże ze

Rozdział I.

background image

23

wzrastającą podejrzliwością, że obecny w Berlinie syndyk

miasta Gdańska Hoppen, odbywa potajemnie, bez jego wie-

dzy i w jego nieobecności codziennie kilkogodzinne konfe-

rencye z ministrem pruskim Ilgenem. Flemming zakomuni-

kował ten fakt posłom Anglii i Hollandyi, którzy mu jedno-

zgodnie oświadczyli, że zadaniem ich i staraniem będzie pod

każdym warunkiem i wśród wszelkich okoliczności bronić

niepodległości miasta Gdańska. Jako sens moralny wszyst-

kich tych negocyacyi Augustowych dyplomatów czy to Pat-

kula, czy Flemminga, objawiała się nie dająca się zaprzeczyć

prawda, że dwór berliński myśli co najwięcéj wyzyskać kło-

poty króla Augusta w interesie własnych, nowych nabytków

terytorialnych, że jeźli ich w ten sposób j u ż dotąd nie w-

yzyskał, nie jest dowodem jego dobréj woli, lecz niedomaga-

jącéj decyzyi i stanowczości, że już pod żadnym warunkiem

spieszyć Augustowi z pomocą na teraz nie ma zamiaru.

Po wymarszu już z Łańcuta wyszły daléj z Jarosławia pod

dniem 3 Sierpnia protesty Augusta przeciw wyniesieniu Le-

szczyńskiego do cesarza niemieckiego, tudzież do sułtana i

do w. wezyra Porty Ottomańskiéj, do ostatniego z proźbą i

upomnieniem, aby nie słuchał zdradnych podszeptów wia-

rołomnych poddanych królewskich i aby nie pozwolił hanowi

Tatarów dawać im pomocy, o którą podobno prosili. Dodajmy

jeszcze, że w tejże saméj chwili pułkownicy Heins i Arnstädt

znajdowali się z ramienia Augustowego przy boku carskim

w Inflantach, przypatrując się zdobyciu Dorpatu i oblężeniu

Narwy, że zaś Tomasz Działyński wojewoda chełmiński,

udał się również tamdotąd, by przyprowadzić do skutku

traktat przymierza między carem i Rzecząpospolitą polską,

a będziemy mieli wyczerpujący i dokładny obraz działań

p o l i t y c z n é j doniosłości, jakiemi August odpowiedział

na fakt elekcyi Leszczyńskiego…

Po tym szkicu jego robót politycznych, wypadnie nam

się znów zwrócić do opisu jego akcyi wojennéj. W samym

dniu jeszcze rady łańcuckiéj, dnia 28 Lipca, nastąpił wy-

marsz króla do Jarosławia, gdzie dnia następnego stanął.

Pobyt Augusta trwał tu kilka dni w oczekiwaniu coraz to już

Działania wojenne na Rusi i w Wielkopolsce.

background image

24

bliżéj nadciągających posiłków carskich i nadejścia generała

Brandta, który na czele swéj jazdy rozświecał królewski

pochód. Nareszcie nadeszła wiadomość dnia 6 Sierpnia, że

wojska carskie nadciągnęły do Sieniawy pod bezpośrednią

wodzą kniazia Golicyna, zależne do pewnego stopnia od

rozporządzeń Patkula. Ciekawym pochodu owych posiłków

carskich na pomoc Augustową szczegółem pozostanie, iż we

Lwowie był mistrzem ceremonii ich uroczystego przyjęcia

Jan Jabłonowski, wojewoda ruski, wuj nowo obranego króla

Stanisława i późniejszy jego kanclerz. Wyprawił wspaniałą

ucztę, na którą zaprosił kniazia Golicyna i przedniejszych

oficerów carskiego korpusu. Ze Lwowa ruszyły wojska car-

skie w stronę północno-zachodnią; dnia 6 Sierpnia znalazły

się, jak co dopiero powiedziano, o dwie mile od Jarosławia.

Król August wyjechał wraz z całém swojém otoczeniem pol-

skiém i saskiém na ich spotkanie; Patkul oddawał mu i przed-

stawiał nadeszłe posiłki. „Był to wszystko”, mówi sprawo-

zdanie naocznego świadka, „żołnierz dzielny i silny, umun-

durowany na zewnątrz bardzo dobrze, przybrany w barwy

szare z niebieskiemi wyłogami, lub białe i czerwone na spo-

sób moskiewski, zaopatrzony aż do ostatniego człowieka w

należytą, dobrą broń tak, że JKMość z podobnego wojska,

które zdrowego i rzeczywiście pod bronią będącego żołnierza

10000 ludzi liczy, doznaje najwyższego zadowolnienia”.

Po skończonéj rewii wyprawił August ucztę, na którą za-

prosił kniazia Golicyna, pułkownika carskiego Rittera i Pat-

kula, jako reprezentanta Cara. Takie to było pierwsze spo-

tkanie obu sprzymierzeńców na polskiéj ziemi, w mieścinie

Czerwonéj Rusi. Po tém połączeniu się z posiłkami car-

skiemi składającemi się z 9 pułków i jednego batalionu pie-

choty z 22 działami, liczyły siły Augusta do 24000 ludzi,

w liczbę których prócz wspomnianych co dopiero posiłków

moskiewskich wchodziło 5000 żołnierza saskiego, 4000 ko-

zaków, 120 chorągwi polskich i litewskich, wreszcie 2000

jazdy generała Brandta. Była to już siła poważna, z którą

można było zajrzeć w oczy nieprzyjacielowi, choćby nawet

tak groźnemu, jakim był król szwedzki, a którą zwiększano

Rozdział I.

background image

25

według nieustających wieści i doniesień bajecznemi cyframi

Kozaków nadciągających już, czy mających nadciągnąć pod

dowództwem hetmana Mazeppy czy pułkownika Soroki.

Raz widziano owe posiłki kozackie pod Dubnem, inny raz

pod Kamieńcem Podolskim. Ci Kozacy dwoili się i ukazywali

wszędzie, dopomagając, choćby z wyobraźni szlacheckiéj

tylko, skołatanéj sprawie Augusta. Rzecz dziwna tymcza-

sem, stało się właśnie owo przybycie tak długo wyczeki-

wanych a od tak dawna zapowiadanych posiłków, hasłem

rozstroju między Augustem a Patkulem. August chciał, aby

się wojska carskie łączyły niezwłocznie w jedną wspólną

massę z lotnym oddziałem generała Brandta. Patkul wydał

rozkaz wręcz przeciwny, chcąc pozostawić korpusowi mos-

kiewskiemu własną odrębność. Przyszło z tego powodu do

wyraźnego zatargu między królem a Patkulem, który obec-

nego jeszcze naówczas w obozie augustowym posła duń-

skiego Jessena prawdziwém zdejmował przerażeniem. Pat-

kul mówił i skarżył się, że August lekceważy sobie widocznie

alians carski i że się nie trzyma jego stypulacyi, że nie od-

bywa żadnych rad wojennych. August obwiniał Patkula o

nieposłuszeństwo, o mięszanie się w jego własne domowe

sprawy i zabierał się ze skargą nań do Cara. Niewiadomo

do czegoby spór podobny wśród ówczesnych okoliczności

między dowódzcami koalicyi był doprowadził, bo Patkul za-

bierał się już z carskiemi posiłkami do odwrotu, gdyby przy-

jacielska interwencya posła duńskiego Jessena, nie była po-

spieszyła zawczasu jeszcze z usiłowaniami przywrócenia zgo-

dy. Udało się rzeczywiście zgodę ową choć kulawo skleić a

bezpośredniem jéj następstwem było wprowadzenie posiłków

carskich w pewną harmonijną akcyą i w pewien harmonijny

organizm z resztą armii Augustowéj. Rozdzielono pomiędzy

żołnierza carskiego oficerów z wojska saskiego, umiejących

po polsku, poddano go pod rozkazy królewskie, wprowa-

dzono w całą siłę królewską pewien ład i porządek. Tym-

czasem przybywają ciągle w ową okolicę między Jarosław,

Sieniawę a Jaworów, w któréj król August ostatnie dni mie-

siąca Lipca, pierwsze dni Sierpnia spędza, co raz to nowe,

Działania wojenne na Rusi i w Wielkopolsce.

background image

26

nie tyle materyalnéj, ile raczéj moralno-politycznéj wagi

posiłki. List Sieniawskiego hetmana polnego koronnego z

dnia 18 Lipca z Brześcia, tłumaczący chorobą niemożność

dotychczasowego przybycia, ale wyrażający najzupełniejszą

uległość dla Augusta, jest jakoby zapowiedzią przybycia

jego własnych chorągwi, chorągwi daléj wojewodów krakow-

skiego i kijowskiego, starostów chmielnickiego, Winnickiego

i tłumackiego, kasztelana halickiego, Baranowskiego pułko-

wnika z ordynacyi ostrogskiéj, które się powoli do obozu

królewskiego ściągają. Wprawiwszy swój obóz w pewien ład

i porządek, wyruszył król August dnia 8 Sierpnia z Sieniawy

do Olszyc, następnie przez Narol dnia 12 Sierpnia do Bełżca.

Znajdował się tedy z siłą przeszło 20 tysiączną o dziesięć

zaledwie mil od Lwowa, niepewny do téj chwili jeszcze kie-

runku, jaki pochód jego miał obrać, unikając widocznie

mimo poważnéj liczby swego żołnierza walnego spotkania

ze Szwedem, wystawiając się słusznie na zarzut Patkula, iż

działa „bez planu i że nic odbywa żadnych rad wojennych”.

Wśród podobnéj chwilowo bezmyśli i bezopatrzności, toczył

się pochód królewski w kierunku wschodnim daléj. Nastały

tymczasem deszcze i słoty, popsuły się drogi, prawie do

nieprzebycia dla wozów, artyleryi i piechoty. W takiém po-

łożeniu rzeczy i wśród podobnych okoliczności przybył król

August wieczorem dnia 18 Sierpnia pod wspaniały klasztor

Sokalski z samą tylko jazdą, piechota i bagaże nadeszły z

powodu popsutych dróg w kilka dni dopiero późniéj. Brandt

tymczasem ubezpieczał ze swą lotną jazdą tyły królewskie;

referendarz koronny Stanisław Rzewuski zaglądał przedniemi

strażami ku Lwowu i zasłaniał front królewskiego pochodu.

Ostrożność podobna nie była zbyteczna. Renskiöld przeprawił

się w te tropy za Augustem pod Sandomierzem przez Wisłę,

a Wołosi jego pod dowództwem Grudzińskiego starosty raw-

skiego, przebiegali kraj aż do gór, przecinali dowozy do armii

Augustowéj, chwytali kuryerów, tak że komunikacya obozu

Augustowego z Wielkopolską, Krakowem i Dreznem mogła

się tylko jakoby ukradkowo odbywać wzdłuż podnóża Karpat

z niesłychanemi przeszkodami.

Rozdział I.

background image

27

Zostawmy teraz na chwilę Augusta z jego obozem sasko-

moskiewskim, z jego assekuracyą Brandta i Rzewuskiego

w Sokalu w niepewności dalszéj akcyi, a przenieśmy się

na widownią działania jego przeciwników do Warszawy.

Sięgnijmy dla dokładności naszego opowiadania w dzieje

pierwszych dni po dokonanéj elekcyi Stanisława Leszczyń-

skiego. Król szwedzki nie omieszkał natychmiast otoczyć

najgorliwszą ale téż zarazem i wielce upokarzającą protek-

cyą swego wybladłego, znużonego i mocno zakłopotanego

klienta. Zaraz dnia następnego po elekcyi wyprawił Karol ze

swéj głównéj kwatery w Błoniu listy z powinszowaniem do

neo-elekta. Tuż potem, jeszcze tegoż samego dnia wsiadł

na konia i wyjechał wraz z kanclerzem Piperem i zwykle to-

warzyszącym sobie orszakiem ku Warszawie. Na połowie

drogi spotkał Karol wyjeżdżającego naprzeciw siebie Stani-

sława i Benedykta Sapiehę, podskarbiego litewskiego. Obaj

monarchowie zsiedli z konia, przywitali się serdecznie i

wstąpili następnie do pierwszéj lepszéj chaty wiejskiéj, gdzie

odbyli czterogodzinną blisko konferencyą w obecności Pipera

i Sapiehy. Nie ma prawie wątpliwości, że przedmiotem jéj

był dzień wczorajszéj elekcyi, zachowanie się podczas niéj

prymasa i innych senatorów Rzeczypospolitéj, tudzież środ-

ki zabezpieczenia choćby na tymczasem trwałości nowego

tronu. Po odbytéj konferencyi powrócili Karol do Błonia,

Stanisław do Warszawy, by spoglądać na zasępione i kwaś-

ne miny samychże sprawców Augustowéj detronizacyi.

Wspomnieliśmy już na początku niniejszego rozdziału, jak

energicznych środków ze strony króla szwedzkiego było po-

trzeba, by przekonać opornych o konieczności uznania no-

wéj królewskości. Karol zagroził prymasowi pożogą dóbr i

inkwaterunkiem 600 żołnierza szwedzkiego. Argumenta

tego rodzaju przemawiały u prymasa zawsze skutecznie.

We cztery dni po elekcyi, we wtorek dnia 16 Lipca około

godziny 3-ciéj z południa przybyli na zamek prymas, Hie-

ronim Lubomirski w. hetman koronny, Pieniążek wojewoda

sieradzki, Towiański wojewoda łęczycki, Bronisz marszałek

konfederacyi warszawskiéj i złożyli uroczysty akt uznania

Rokowania warszawskie.

background image

28

nowego króla. Stanisław przyjmował ich w tak zwanéj mar-

murowéj komnacie, mając przy boku w zastępstwie kanc-

lerza, Benedykta Sapiehę podskarbiego litewskiego. Zdając

ten akt uległości, postanowił przemawiający w imieniu de-

putacyi prymas, wyzyskać go zarazem praktycznie. Prze-

mówił za posłami podlaskimi, którzy aż do ostatniéj chwili

stawiali na polu elekcyjném opór wyborowi Stanisława a te-

raz przez Horna kontrybucyami i zemstą osobistą zagro-

żonymi się znaleźli. Tuż za prymasem i za ową uroczystą

deputacyą uginających karku senatorów i dygnitarzy, poja-

wiała się patronowana także przez prymasa, równocześnie

w tejże saméj marmurowéj komnacie zamku deputacya

szlachty ziemi czerskiéj, biorącéj dobrodusznie za prawdę

zaręczenie Szwedów, że elekcya Leszczyńskiego to synonim

niezwłocznego pokoju, a że z chwilą jéj ustaną wszelkie

kontrybucye i ciężary wojenne. Szlachta czerska prosiła po-

kornie o „zwolnienie swéj ziemi od ciężaru obcego żołnierza”.

Obydwom deputacyom i na obiedwie mowy odpowiedział

dyplomatycznie mistrz ceremonii i tymczasowy kanclerz

nowéj królewskości, Benedykt Sapieha podskarbi litewski,

zaręczając uroczyście „wszelką neo-elekta staranność około

uspokojenia Rzeczypospolitéj i zadosyćuczynienia życzeniom

współobywateli”. Tegoż samego dnia wreszcie poszedł witać

na zamek nowego króla, królową i królową-matkę magistrat

warszawski. Był przyjęty na uroczystém posłuchaniu a usły-

szał słowa łaskawéj odpowiedzi znowu z ust podskarbiego

litewskiego. Co ważniejsza wreszcie dla nowéj królewskości,

przybyła pod Warszawę dywizya wojska koronnego oboźnego

i podkomorzego Lubomirskich, rozłożyła się obozem na ró-

wninie nadwiślnéj pod Białołęką i podniosła w ten sposób

gotową siłę w ręku neo-elekta do liczby siedmiu tysięcy

przeszło ludzi. Główna siła szwedzka tymczasem stała w licz-

bie 26000 ludzi między Łowiczem a Błoniem. Karolowi za-

leżało teraz naturalnie na utrwaleniu dzieła swego z dniem

12 Lipca, na daniu pewnych podstaw i warunków bytu tro-

nowi Leszczyńskiego, który się chwiał na wszystkie strony

bez ciągłéj assekuracyi i obecności opiekunów szwedzkich.

Rozdział I.

background image

29

Jeźli tron Leszczyńskiego nie miał być środkiem tylko obli-

czonym na podrażnienie Augusta, jeźli miał rzeczywiście być

podstawą nowego porządku rzeczy w Polsce i warunkiem

pewnego poważnego przymierza między Szwecyą a Polską,

należało zgnieść i pozyskać pierwiastki oporne, przełamać

ostatecznie Augustowy potęgę, przekonać wreszcie Rzeczpo-

spolitą samą o możności istnienia nowego stanu rzeczy.

Jako pierwsza i naturalna przeszkoda, którą w dążeniu do

podobnego celu usunąć należało, przedstawia się konfede-

racya sandomierska z całym swym przyborem prawa pub-

licznego polskiego, wymierzonym przeciw Stanisławowi Le-

szczyńskiemu i dziełu konfederacyi warszawskiéj, przedsta-

wiał się daléj August ze swą organizującą się pod Sando-

mierzem na nowo siłą zbrojną i oczekiwanemi posiłkami

carskiemi. Zniszczenie jednym zamachem zwycięzkiego do-

tąd miecza podobnéj zawady kusiło dość naturalnie wyo-

braźnią i wojenny animusz młodego króla, ale rozwaga po-

lityczna i względy strategiczne miały tu także swe prawa

i byłyby przemówiły zwycięzko, gdyby upór Karola nie był

nauczył uległych mu generałów szwedzkich, że wszelkie

przedstawienia i uwagi pozostają bez wpływu na twardy

umysł ich pana.

Rozwaga polityczna i względy strategiczne przemawiały

za pozostaniem na miejscu, w Warszawie, jak za najskute-

czniejszym środkiem programu konfederacyi sandomierskiéj

i Augusta. Renskiöld stał z 8000 ludzi, po większéj części

jazdy, w okolicy Sandomierza na lewym brzegu Wisły i wy-

starczał najzupełniéj do czuwania nad każdym ruchem i kro-

kiem Augusta. Puszczenie się z całą armią szwedzką w

pogoń za Augustem i konfederacyą sandomierską nie obie-

cywało żadną miarą pożądanego skutku, bo nie było naj-

mniejszéj rękojmi, że Sas dotrzyma placu i dostarczy swemu

przeciwnikowi sposobności nowego tryumfu. Przeciwnie

było wszelkie prawdopodobieństwo, że go wywiedzie w pole,

że go zaprowadzi w strony odległe od jego podstawy ope-

racyjnéj a że następnie, korzystając z jego oddalenia i zna-

cznych przestrzeni, wypłata nieporównanego figla robocie

Rokowania warszawskie.

background image

30

jego rozpoczętéj w Polsce. Niedość na tém, przemawiały

jeszcze inne względy za pozostaniem w Warszawie i akcyą

wojenną w tamtych stronach a następnie w Poznańskiém.

Pod koniec miesiąca Lipca zaczęli właśnie poruszać woje-

wództwo poznańskie i kaliskie w myśl konfederacyi sando-

mierskiéj Maciéj Radomicki, generał wielkopolski i rodzina

Szółdrskieh. Stanęło dwanaście chorągwi pospolitego ru-

szenia owych województw, rozkładając się obozem to, jak

już powiedzieliśmy wyżéj, pod Buszewem, to pod wsią Cie-

ślami, o kilka mil na zachód Poznania. — Objął nad temi

szlacheckiemi chorągwiami dowództwo sam Radomicki z

przewyższającym go nieskończenie w sztuce prowadzenia

partyzanckiéj wojny Adamem Śmigielskim, starostą gnieź-

nieńskim. Niebezpieczeństwo nie byłoby ztąd dla Szwedów

zbyt wielkie, ponieważ jeżeli wierzyć ich sprawozdaniom,

świeże owe chorągwie szlacheckie nie kwapiły się bardzo

do boju. Rzecz nabierała jednakże wagi, gdy z końcem

miesiąca Lipca od Krosna przez Międzyrzecz i Kargowę

wtargnęła armia saska nowéj formacyi pod dowództwem

najdzielniejszego z dowódzców saskich, generała Schulen-

burga, gdy się połączyła z Radomickim i Śmigielskim, a

rozpoczęła dzieło akcyi wojennéj od ciężkich kontrybucyi i

gwałtów w dobrach Stanisławowych, Lesznie, Rydzynie i

Wschowie. Najprostsza przezorność głównéj kwatery szwe-

dzkiéj w Błoniu nakazywała ograniczyć się na prostéj ob-

serwacyi Augusta przez Renskiölda, uprzątnąć się z najbliż-

szym nieprzyjacielem w Wielkopolsce, czuwać wreszcie nad

zmienną polityką prusko-brandenburgską, która pokorniała

w obec Szwecyi w miarę zbliżania się wojsk szwedzkich do

swych granic, która rozpoczynała natychmiast poufniejsze

szepty z Flemmingiem i Patkulem, skoro tylko Karola czuła

w pewnéj odległości. Nie dość na tém wszystkiem jeszcze,

wołał natarczywie wzgląd na niebezpieczne położenie In-

flant o pozostanie, co najmniéj, w Warszawie. Była to wła-

śnie chwila konania, jeżeli tak wolno powiedzieć, obrony

szwedzkiéj w Dorpacie i Narwie. Słaba była nadzieja, aby

módz obie twierdze ocalić. Jakkolwiek z daleka, reprezen-

Rozdział I.

background image

31

tował przecież generał Löwenhaupt ze swym korpusem

w Kurlandyi pewien węzeł komunikacyjny między krajem

nadbałtyckim a główną siłą szwedzką w Polsce. Ruch téj

siły na południe Polski, na Ruś, zrywał bezpowrotnie wszelki

związek między rozrzuconemi siłami szwedzkiemi, zamie-

niał od razu, jak się téż rzeczywiście późniéj stało, Inflanty i

Estonią na stracony posterunek dla Szwecyi. Opuszczenie

Warszawy, pochód na Ruś, zamieniały, słowem, armią szwe-

dzką w Polsce na okręt wśród otwartego morza bez bez-

piecznéj przystani, obalały własne wodza jéj dzieło w wnętrzu

Rzeczypospolitéj. —

Wszystkie te względy przemawiały wprawdzie w obozie

szwedzkim, ale nie przemawiały do twardéj głowy i nie-

przełamanego uporu młodego króla szwedzkiego. Jak byk

podrażniony czerwonym szmatem podstępnego toreadora,

zabrał się ruszyć ku Sandomierzowi za Augustem i za kon-

federacyą sandomierską. Postanowienie to zapadło niemal w

dniu elekcyi czy nazajutrz po niéj. Przed wymarszem trzeba

jednakże było choć dorywczo i pospiesznie załatwić pewne

sprawy nowéj królewskości. W tym celu odbyła się dnia 18

Lipca nowa, uroczystsza nieco konferencya między obu

królami w Ołtarzewie. Prócz nich byli obecni i brali w niéj

udział prymas, Hieronim w. hetman koronny, Benedykt Sa-

pieha podskarbi koronny, Jan Pieniążek wojewoda sieradzki

i kilku innych panów. Głównym przedmiotem konferencyi

było zaspokojenie domagających się należnego żołdu cho-

rągwi wojska koronnego. Uchwalono, że po złożeniu przy-

sięgi wierności Stanisławowi, otrzymają nasamprzód jako

zaliczkę 25000 talarów, późniéj nieco resztę. Równocześnie

trzeba téż było, wywięzując się z danego przyrzeczenia, że

elekcya nowego króla sprowadzi nareszcie Polsce pożądany

pokój, wyznaczyć z własnego ramienia komisarzy ku rozpo-

częciu negocyacyi w tym celu z komisarzami Stanisławo-

wemi. Wybór Karola padł na Arweda Horna, starego Wachs-

lagera i Pahnberga, dawnego wice-prezesa trybunału dor-

packiego. Obecność Wachslagera w składzie téj komisyi ra-

ziła nieco draźliwości polskie, ponieważ Wachslager, To-

Rokowania warszawskie.

background image

32

ruńczyk rodem, był właściwie poddanym Rzeczypospolitéj.

W niemożności jednakże skutecznego oporu, nie pozosta-

wało nic innego, jak poddać się woli króla szwedzkiego i

zgodzić się na obecność Wachslagera. Ze strony Stanisła-

wowéj zaś wyznaczono do tychże traktatów jako komisa-

rzy: Mikołaja Święcickiego biskupa poznańskiego, Hiero-

nima Lubomirskiego w. hetmana koronnego, Jana Pienią-

żka wojewodę sieradzkiego, Stefana Branickiego wojewodę

podlaskiego, Franciszka Grzybowskiego, kasztelana inowro-

cławskiego, Władysława Ponińskiego podkoniuszego koron-

nego, Antoniego Lassockiego starostę zakroczymskiego,

Władysława Czarnkowskiego, Wacława Jeruzalskiego cho-

rążego bielskiego, Kazimierza Skiwskiego, Michała Sapiehę

pisarza litewskiego, Józefa Sapiehę starostę słonimskiego,

wreszcie Daniela Wyhowskiego starostę nieborowskiego.

Nie zapominajmy, że w chwili wymarszu właśnie króla

szwedzkiego z pod Warszawy, że w łonie samychże osobi-

stości, składających najbliższe neo-elekta otoczenie, znaj-

dowały się żywioły nie wierzące gwiaździe jego, poszukujące

za pośrednictwem wojewody malborgskiego Kczewskiego

i posła duńskiego Jessena zgody i porozumienia z Augu-

stem, że Stanisław sam był podobno téj myśli niezbyt da-

lekim, a pojmiemy, jak bardzo wiele i bardzo poważnych

argumentów przeciw owemu wymarszowi mówiło.

Mimo to wszystko nastąpił ów pochód! Dnia 18 Lipca

pożegnali się Karól i Stanisław w najprzyjaźniejszy sposób

po odbytéj w Ołtarzewie konferencji. Dnia następnego, 19

Lipca, w rocznicę bitwy Kliszowskiéj, wyruszył król szwedz-

ki z pod Błonia, pozostawiwszy w Warszawie pod dowódz-

twem Horna 1000 piechoty, 200 jazdy szwedzkiéj ku za-

bezpieczeniu osoby Stanisława, wyprawiwszy daléj trzy pułki

jazdy w sile trzech tysięcy koni pod dowództwem generała

Meyerfelda do Wielkopolski w pomoc zagrożonéj przez Sa-

sów załodze Poznania. Dosłownie tedy tego samego dnia

prawie, kiedy August wybiera się z pod Brzezia i ciągnie

w kierunku wschodnim na spotkanie posiłków carskich,

dźwiga się Karol z pod Błonia na gonitwę za nim. Dzieli ich

Rozdział I.

background image

33

tylko pięćdziesięciomilowa przestrzeń. Że jeden drugiego

nie dogoni, można być aż nadto pewnym, ale czego można

być pewnym równie, to że kraj i ludność jego ucierpią srogo

przy owych „mijanych tańcach obu królów”, jak mówi szla-

checki pamiętnikopisarz Otwinowski.

Pochód armii szwedzkiéj kierował się z Błonia na Mszczo-

nów i Białę do Nowego Miasta. Przez dzień 21 Lipca wy-

poczęła tu armia szwedzka, 22 ruszyła przez Ułów do

Przytyka, gdzie odpocząwszy znów jeden dzień i przemasze-

rowawszy przez miasto Radom, stanęła dnia 26 Lipca w

Kobylanach. Z Kobylan posunął się Karol do Czerwonéj,

gdzie się zatrzymał przez dni kilka. Ztamtąd ruszył na

Sienno, Boryą, Gliniany i Ożarów do Wyszmontowa; dnia 2

Sierpnia stanął nareszcie pod Sandomierzem, gdzie znalazł

Renskiölda w obliczu rozrzuconego przez Augusta szańca

przedmostowego i zerwanego mostu. Pierwszém staraniem

króla szwedzkiego po przybyciu tamże była restauracya

komunikacyi po obu brzegach Wisły w celu dalszéj gonitwy

za królem Augustem. Kazał więc przedewszystkiém zbu-

dować most łyżwowy pod Sandomierzem na Wiśle i prze-

prawił się z częścią swéj armii na prawy brzeg rzeki. Dzieje

tego pochodu króla szwedzkiego z równin mazowieckich w

żyzne łany województwa sandomierskiego upamiętniają się

w kronice téj smutnéj i niezaszczytnéj wojny czemś inném

przecież jeszcze na nieszczęście, aniżeli ową nomenklaturą

miejsc, do których zachodził i w których się zatrzymywał,

aniżeli datami tylko, kiedy się w nich znalazł. Dostawszy

się w serce województwa sandomierskiego, w ową dzielnicę

konfederacyi sandomierskiéj, w owo żarzewie oporu przeciw

sprawie swojéj i swego nowo-wyniesionego do królewskiéj

godności klienta, uważał się król szwedzki jakoby w kraju

nieprzyjacielskim. Nie inaczéj téż spoglądała na pochód

wkraczających w swe żyzne i zamożne strony ludność woje-

wództwa sandomierskiego. Wsie stawały na wieść o zbliżaniu

się Szwedów pustkami, chłopi uciekali z bydłem, gotowem

ziarnem, wszelkim dobytkiem w lasy; Szwedzi znajdowali

się często w kłopocie o żywność, zmuszeni szukać jéj po

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

34

lasach, kryjówkach i zasiekach w ślad za mieszkańcami.

Niekiedy udawało im się dostać żywności za drogą zapłatą,

niekiedy pomagali w zyskaniu jéj żydzi. Cały marsz jednakże

przez województwo sandomierskie był wskutek tego mocno

utrudniony, nosił zaś nadto charakter ponury i krwawy.

Upamiętniony okrutnie na Mazowszu i Podlasiu Clas Bonde

świeci i tutaj prześladowczą czynnością. Wydobywa z kraju,

ściąga z ludności żywność i kontrybucye. Gdzie nie może

dobrowolnie, łupi i pali. Owe „wypoczynki” jedno czy kilko-

dniowe armii szwedzkiéj w różnych miejscach województwa

sandomierskiego, znaczą się regularnie złowrogo w losach

ludności. Z każdego takiego wypoczynku wychodzą we dnie

konne komendy Clas Bondego. Skoro noc zapadnie, wzno-

szą się słupy ogniste nad widnokręgiem i przyświecają po-

nuro pochodowi i pobytowi owych szczególnych sprzymie-

rzeńców na ziemi polskiéj. Przedewszystkiem zawziął

się Clas Bonde na dobra Stanisława Denhoffa marszałka

kon-federacyi sandomierskiéj a między innemi spłonęły do-

szczętnie wsie jego Pawłowice i Jaroszyn. Nie inaczéj ob-

chodził się z dobrami Stanisława Morsztyna wojewody san-

domierskiego. Włości jego zniszczone i spalone, wojewoda

sam, pozostawiając pogorzelisko nieproszonym gościom,

schronił się w krakowskie. Ależ i innym nie działo się lepiéj.

Renskiöld złupił klasztor św. Krzyża i sprowadził siedmiu

mnichów okutych w kajdany do obozu szwedzkiego. Wsie

płonęły dziesiątkami, bydło i dobytek wszelki ludności za-

bierano gwałtem. Wystarczało zabicie jednego Szweda, by

śmierć jego mścić pożogą całéj dokoła okolicy. Miasteczka

Zwoleń, Tymienica, Jasienice z przyległemi wsiami, zostały

spalone przez Szwedów. Czego niespalono, obłożono ogrom-

nemi, niepodobnemi do wydobycia kontrybucyami. „Całe

województwo sandomierskie”, pisze Załuski, „zakrwawione

mordami, spustoszone pożogą”, a że to nie przesada i nie

ż a l P o l s k i tylko, że daléj praktyka tego srogiego po-

stępowania nie była ani dziełem podkomendnych tylko, ani

téż nie dotykała walnych głów tylko konfederacyi sando-

mierskiéj, najlepszym dowodem następny, lakoniczny zapi-

Rozdział I.

background image

35

sek panegirycznego kronikarza Karola XII, Nordberga:

„ K a r o l wyprawił tymczasem kilka komend, aby wybierać

kontrybucye i palić włości zwolenników konfederacyi sando-

mierskiéj”. Otóż to illustracya pochodu armii szwedzkiéj z

pod Warszawy ku Sandomierzowi, otóż sprawdzenie zarę-

czenia dawanego tylokrotnie łatwowiernéj szlachcie przez

Szwedów i konfederacyą warszawską, że elekcya nowego

króla to rękojmia pokoju i wypoczynku, otóż oryginalna bez

wątpienia propaganda sprawy nowego, siedzącego na łasce

Szwedów w Warszawie króla!

Co zaś najgorsza, to że ów biedny król stał na bardzo

słabych nogach, że jak wiemy był otoczony gronem chwiej-

nych przyjaciół, że potrzebował miłości kraju, że zagrożony

na miejscu, że zagrożony nie mniéj przez Sasów w swych

posiadłościach wielkopolskich, że zmuszony choć w części

wywiązać się niecierpliwéj szlachcie i wojsku z danych przy-

rzeczeń, przyséłał z żalami i prośbami za Karolem do obozu

szwedzkiego Jana Sapiehę, że sam zdrowy rozum polityczny

nakazywał w interesie własnego dzieła oszczędzać raczéj i

łagodzić, aniżeli drażnić i roznamiętniać jego przeciwników.

Wróćmy teraz do opisu dalszego Karola pochodu, który

nawiasowo powiedziawszy, względem kraju i ludności ciągle

jeden i ten sam nosi charakter. Zostawiliśmy go dnia 2

Sierpnia pod Sandomierzem, zkąd zrobił wycieczkę pod Za-

wichost. Tutaj dowiedział się od Renskiölda, że August zni-

szczywszy swe magazyny, ruszył z pod Łańcuta ku Jaro-

sławowi a że odwrót jego zasłania znajdujący się zaledwie

o dwie mile odległości od obozu szwedzkiego w dwa tysiące

koni generał Brandt. Za odebraniem téj wiadomości prze-

prawił się Karol dnia 6 Sierpnia z całą swą siłą przez Wisłę,

by popróbować jeszcze gonitwy za Augustem a przynajmniéj

zachwycić Brandta. Zamiar ten spełzł jednakże, jak przewi-

dzieć było można, na niczém. Zręczny Brandt, zyskawszy

jeden dzień marszu, przeprawił się przez San, zniszczył za

sobą wszelkie materyały mostowe i podążył za główną siłą

Augusta. Równocześnie zaś doszły od kilku senatorów sa-

skich do obozu szwedzkiego wiadomości, że król August złą-

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

36

czył się z posiłkami carskiemi pod Sieniawą, ale i zarazem,

że nie czekając ruszył już daléj ku Olszynom. Wiadomości

te doszły Karola w Pilchowie dnia 9 Sierpnia i powinny

były przy szczypcie namysłu skłonić go do niezwłocznego

odwrotu na lewy brzeg Wisły a następnie do powrotu ku

Warszawie. Nie było odtąd żadnéj nadziei doścignienia króla

Augusta, dalsze zagłębianie się z całą swą siłą w Ruś Czer-

woną nie przedstawiało żadnych korzyści politycznych i stra-

tegicznych, narażało tymczasem coraz bardziéj dzieło króla

szwedzkiego w Warszawie, panowanie jego wojenne nad

Wielkopolską, komunikacyę z krajem nadbałtyckim.

Wszystkie te jednakże bardzo naturalne względy nie za-

ważyły niczém na szali postanowień króla szwedzkiego,

który przekonany już nawet w Pilchowie o niepodobieństwie

zachwycenia Augusta, ciągnie przecież daléj swą bezmyśl-

ną, zbrojną wędrówkę. Z Pilchowa posuwa się do Przydziela

nad Sanem, przeprawia się na prawy brzeg rzeki pod Ula-

nowem i wędruje daléj wśród niesłychanych upałów, wśród

niedostatku dobréj i zdrowéj wody, odbywając powolne mar-

sze, podczas których mnóstwo żołnierzy pada ze znużenia,

gorąca i pragnienia. W ten sposób postępuje Karol wzdłuż

Sanu daléj, na Zaszycę, Rudnik, Leżajsk do Wierzewic,

gdzie staje dnia 13 Sierpnia. Tutaj zatrzymuje się trzy dni,

odbierając ze wszech stron niekoniecznie pocieszające wia-

domości. Wołosi Grudzińskiego, ci sami Wołosi, którzy zmu-

szają posła duńskiego Jessena do ostrożnéj podróży wzdłuż

podnóża karpackiego, którzy chwytają kuryerów, wyprawia-

nych z obozu Augustowego do Krakowa, palą z rozkazu

Karolowego włości stronników konfederacyi sandomierskiéj,

łowią kilka dział prowadzonych nieostrożnie za augustowym

obozem, sprowadzają żywność i bydło do obozu szwedz-

kiego, zabierają nawet kilku czy kilkunastu jeńców saskich,

ale co ważniejsza, przynoszą znów wiadomość, że król Au-

gust nie zatrzymując się na miejscu, postępuje z pod Jaro-

sławia daléj i że o zachwyceniu głównéj siły saskiéj teraz

już w żaden sposób mowy być nie może! Równocześnie na-

deszła istnie jakby ostrzegająca, złowroga wskazówka do

Rozdział I.

background image

37

obozu szwedzkiego pod Wierzewicami i wiadomość o zdo-

byciu Dorpatu przez cara, daléj o zagrożeniu przezeń Nar-

wy. Niedość i na tém jeszcze, nadeszły do Wierzewic wia-

domości o niefortunném spotkaniu Meyerfelda z Schulen-

burgiem w okolicach Poznania i listy od biednego Stanisława

z Warszawy, biadające nad swém położeniem, skreślające

w jasnych barwach spustoszenia Sasów w Wielkopolsce,

wzywające w niebogłosy pomocy szwedzkiéj. Karol pociesza

biednego neo-elekta dobremi słowy z obietnicą wygranéj

Meyerfelda, który, jak zobaczemy niżéj, znajduje się wła-

śnie w téj chwili, nie mogąc utrzymać placu Sasom pod

Poznaniem, w zupełnym odwrocie ku Gnieznu, następnie

ku Łowiczowi, — a posuwa się sam dnia 16 Sierpnia ku

Jarosławowi za Augustem! Zawędrowawszy do Jarosławia

rozkłada się tu Karól wśród okoliczności, jakie skreśliliśmy

wyżéj, na całe dwa tygodnie, wskazany samem położeniem

rzeczy na mimowolną bezczynność, zakłopotany co do dal-

szego planu działania. Obaj królewscy przeciwnicy znajdują

się tedy w drugiéj połowie Sierpnia, przedzieleni znów zna-

czną przestrzenią, Szwed w Jarosławiu, Sas w Sokalu,

pierwszy pewny niedoścignąć drugiego, drugi w przededniu

wykonania zamachu odwdzięczającego się dowcipnie pierw-

szemu za akt z 12 Lipca. —

Zostawmy ich tak przez chwilę na ich stanowiskach a

zobaczmy, co się tymczasem działo na widowni warszawskiéj

i wielkopolskiéj. —

Znane nam już potrosze z tego, co powiedziano wyżéj,

smutne i zakłopotane położenie króla Stanisława. Depozy-

taryusz korony z ramienia rodziny Sobieskich, bez wiado-

mości o tym originalnym stosunku ze strony swego protekto-

ra szwedzkiego, czuł niepewny grunt pod nogami, nie miał

wiary w samego siebie, przeczuwał, jeżeli nie wiedział, że

prymas, że w. hetman koronny, że marszałek konfederacyi

Bronisz gotowi po cichu do zgody z Augustem. Z rodzinnéj

Wielkopolski dochodziły go wiadomości o dokazywaniach

Sasów w dobrach dziedzicznych i o wzrastaniu domowego

przeciw jego władzy rokoszu Szółdrskich i Radomickich; na

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

38

miejscu ciążyła mu opieka Horna i Wachslagera, broniła

zaś bardzo niedostatecznie siła sześciotysięczna wojska ko-

ronnego, rozłożonego pod Białołęką i 1200 Szwedów, roz-

kwaterowanych w mieście i na zamku. Przyjeżdża wśród

podobnego położenia rzeczy do Warszawy Alexander So-

bieski w przezroczystem bardzo dla wszystkich incognito,

prawdopodobnie by czuwać nad interesami swéj rodziny,

być może, iż w zamiarze wykołatania na królu Stanisławie

wyprawy do Saxonii w celu oswobodzenia uwięzionych braci.

Stanisław stara się przynajmniéj choćby tylko stronników

swych utrzymać w jakim takim ładzie i sforności. Wypró-

bowanemu zwolennikowi sprawy swojéj i Sobieskich, filaro-

wi konfederacyi wielkopolskiéj, Władysławowi Ponińskie-

mu, wypuszcza sposobem dzierżawy żupy Wielickie; innym

swym stronnikom wyprawia raz po raz uczty i obiady; mimo

to jednakże nie udaje mu się choćby we własnym obozie

nawet utrzymać harmonią tyle potrzebną w tak krytycznym,

tak zakłopotanym młodéj władzy jego momencie. Nie zna-

jący miary w słowach i postępowaniu rębacz partyi Stani-

sławowéj Maciéj Gębicki, starosta nakielski, wszczął w sa-

mychże komnatach zamkowych gorszącą, głośną kłótnię z

młodym Krzysztofem Towiańskim, podczaszym koronnym,

zabierającym się właśnie wstąpić w śluby małżeńskie z córką

w. hetmana koronnego Lubomirskiego. Padały najobelżyw-

sze wyrazy z ust Gębickiego przeciw osobie podczaszego,

przeciw matce jego i stosunkowi jéj z prymasem. Nie dość

na tém, począł Gębicki w obelżywy sposób wyrzucać het-

manowéj koronnéj, jak może wydawać córkę w dom podobną

hańbą okryty. Podczaszy wyzwał Gębickiego na pojedynek.

Błagania matki, interwencya prymasa i Stanisława zapobie-

gły krwawemu spotkaniu, nie mogąc naturalnie zapobiedz

panującemu wskutek podobnego zajścia między pogniewa-

nemi stronami rozdrażnieniu.

Wśród tych kłopotów i domowych swarów trzeba zaś było

choć dla ocalenia pozorów wystąpić w obec szlachty z jakimś

aktem, któryby dowodził, że elekcya nowego króla prowadzi

nibyto do przystani pokoju i wypoczynku tylokrotnie i tak

Rozdział I.

background image

39

stanowczo obiecywanego. Wobec wiadomości dochodzą-

cych z Inflant, z Wielkopolski, wobec nadchodzących Augu-

stowi posiłków carskich, w obec doniesień o pożogach szwe-

dzkich w Sandomierskiem, stawała się wiara w pokój rzeczą

nieco trudną, ale tém większy może dla tego był powód

zatrudnienia wyobraźni i umysłów jaką głośną i pokaźną w

tym celu ceremonią. Materyał do niej znalazł się gotowy w

wyznaczonych obustronnie do traktowania o pokój komisa-

rzach. Znane nam już z powyższego opowiadania ich na-

zwiska i osoby. Dzień właśnie rady łańcuckiéj, dzień może

daléj, w którym się najwyżéj wznosiły słupy ogniste pożóg

szwedzkich w Sandomierskiém, dzień 29 Lipca przeznaczo-

no na termin téj obliczonéj na ukojenie niecierpliwości pu-

blicznéj komedyi. Zewnętrzne przygotowania i przybory były

tém hałaśliwsze, pokaźniejsze i głośniejsze, im mniéj treści

i wartości miała rzecz sama. Komisarze z obu stron byli na

miejscu, osoby ich znane, przedmiot narad niewątpliwy. W

razie więc traktowania rzeczy na seryo, w razie gotowości

i s t o t n e g o materyału do poważnych negocyacyi, wystar-

czało najzupełniéj zejść się pod wspólny dach, ułożyć naradę,

a w rezultacie jéj obdarzyć nareszcie Rzeczpospolitę długo

wyczekiwanym pokojem. Komedya jednakże potrzebna do

otumanienia szlachty wymagała inaczéj. W tym celu ułożono

po niejakich targach ze strony szwedzkiéj, dnia 28 Lipca

uroczysty ceremoniał audiencyi, jaką dnia następnego mieli

uzyskać u króla Stanisława reprezentanci Karola XII. Rano

dnia 29 Lipca, o godzinie 10-téj, udali się generał Arwed

Horn, stary poseł Wachslager i radzca Palenberg do klasz-

toru Karmelitów na Lesznie, gdzie na ich przyjęcie czekało

trzech senatorów i Jan Pieniążek wojewoda sieradzki, Franci-

szek Grzybowski kasztelan inowrocławski i Niszczycki ka-

sztelan płocki, ofiarując im karety królewskie. Inni dignitarze

konfederacyi wysłali również dworzan i karety na przyjęcie

komisarzy szwedzkich, którzy wsiadłszy do powozów wraz

ze wspomnianymi wyżéj trzema senatorami, ruszyli powoli

ku zamkowi. Kolaski szlachty poprzedzały powozy panów

większego znaczenia. Po nich następowały karety szlachty,

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

40

należącéj do świty senatorów, następnie szlachta na ko-

niach. Albedil marszałek poselstwa szwedzkiego poprzedzał

konno karetę królewską, zajmowaną przez komisarzy. Je-

chały za nimi trzy karety ich próżne, tuż za niemi trzech

sekretarzy poselstwa Schmidberg i Rentecholm, wreszcie

kilka karet podróżnych. Przed bramą Nowego Miasta, przez

którą wjazd się odbywał, stała część wojska koronnego na

koniach, przy tarczach, w zbrojach, przyodziana w lamparcie

skóry, i tworzyła szpaler, którym komisarze wjeżdżali wśród

odgłosu trąb i kotłów. Na ulicach stała piechota wojska ko-

ronnego, zbrojno, ustawiona we dwa szeregi. Na placu przed

zamkiem stała straż brandenburgska prymasa, na podwó-

rzu zamkowém dwieście ludzi piechoty szwedzkiéj. Za wja-

zdem posłów na podwórze zamkowe odezwały się znów z

otaczających galeryi trąby i kotły. Wysiadłszy z karet znaleźli

komisarze u wschodów na przyjęcie swe Władysława Poniń-

skiego podkoniuszego koronnego, pełniącego obowiązki mar-

szałka dworu, poczém ich Pieniążek, Niszczycki i Grzybow-

ski wprowadzili na górę. Poprzedzał ich marszałek posel-

stwa i szlachta należąca do świty, za nimi postępowali obaj

sekretarze. U pierwszych drzwi pierwszego piętra wyszedł

naprzeciw nich Lubomirski podkomorzy koronny i zaprowa-

dził ich przez salę do drzwi komnaty królewskiéj, dokąd ich

znów wprowadził Benedykt Sapieha podskarbi litewski, peł-

niący obowiązki kanclerza. Leszczyński przyjmował ich sto-

jąc pod czerwonym baldachimem. Za wejściem do komnaty

wyszedł kilka kroków naprzeciw nich, następnie wrócił pod

baldachim, kiedy tymczasem komisarze ustawili się w pół-

kolu. Arwed Horn znajdujący się w środku deputacyi, prze-

mówił następnie po łacinie, wyrażając w imieniu swego pana

radość ze wstąpienia na tron króla Stanisława, nadzieję, że

Polska pod jego mądrém i szczęśliwém panowaniem, od-

zyska dawny blask i potęgę, pewność wierności, że nieza-

chwiana przyjaźń będzie odtąd przyświecała wzajemnie obu

monarchom i ich narodom. Po ukończeniu przemowy, do-

ręczył Horn królowi listy uwierzytelniające, a Benedykt Sa-

pieha odpowiedział mu po łacinie w imieniu króla polskiego.

Rozdział I.

background image

41

Po téj audiencyi króla, poszli komisarze z podobnemi kom-

plementami do młodéj królowéj Katarzyny, w któréj imie-

niu odpowiadał w zastępstwie marszałka sufragan gnieź-

nieński, następnie do królowéj matki, Anny z Jabłonow-

skich, która mądra i najwymowniejsza z całéj swéj rodziny,

odpowiedziała komisarzom szwedzkim sama na ich kom-

plement w języku francuzkim. Ztamtąd powrócili komisarze

znów do komnaty królewskiéj, byli następnie w przyległéj

sali przyjęci przez senatorów, odprowadzeni przez nich aż

do wschodów na dół, poczém w karetach królewskich po-

wrócili wszyscy do kwatery generała Horna. Ceremonia więc,

jak ztąd widzimy, była głośna, pokaźna, lśniąca tarczami i

lamparciemi skórami, brzmiąca kotłami i trąbami, odpra-

wiona wśród najściślejszego przestrzegania wszelkich form

i szczegółów etykiety dworskiéj.

Uroczystość podobna, pokrywająca błyszczącą nędzę no-

wego tronu i nowego króla, mogła na krótki czas przynaj-

mniéj otumanić łatwowiernych, zwłaszcza, że tuż po jéj od-

byciu, z dniem 30 Lipca, rozpoczęły się w obszernym re-

fektarzu Karmelitów na Lesznie posiedzenia tak komisarzy

szwedzkich, jak polskich w sprawie uspokojenia Rzeczypo-

spolitéj i zawrzeć mającego się ze Szwecyą pokoju. Około

długiego stołu zasiedli z prawéj strony komisarze szwedzcy,

z lewéj liczni polscy. Zagaił konferencye Arwed Horn łaciń-

ską mową, na którą Mikołaj Święcicki biskup poznański

stosownie odpowiedział. Po krótkiéj naradzie zgodzili się

obustronni komisarze na przyjęcie traktatów oliwskich za

podstawę rozpoczętych negocyacyi, z zastrzeżeniem sobie

możności zmiany pewnych artykułów, któreby takowéj ze

względu na obecny stan rzeczy wymagały. Po szczęśliwem

zyskaniu podobnéj podstawy obrad, nie postępowała jednak-

że właściwie naprzód, bo nie mogła postępować dalsza ne-

gocyacya. Każde dziecko pojmowało, że losy Polski, że wojna

lub pokój rozstrzygają się obecnie na innéj widowni, aniżeli

przy stole przestronnego refektarza Karmelitów na Lesznie.

Mimo to, wymaga kronika owych dni w interesie dokładności

wzmianki o ich treści i przebiegu. Po pierwszéj konferencyi

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

42

z dnia 30 Lipca nastąpiła w posiedzeniach pauza aż do 7

Sierpnia, jakoby ku widocznemu dowodowi, że zakłopotani

komisarze swego pokojowego zadania zbyt na seryo brać

nie myślą.

W dniu 7 Sierpnia nastąpiło nowe posiedzenie, na któ-

rém komisarze polscy przedłożyli następne warunki: 1)

Zatwierdzenie traktatów oliwskich; 2) Zaręczenie w myśl

ich całości krajów Rzeczypospolitéj; 3) Zwrot pieniędzy hi-

bernowych zapłaconych wojsku koronnemu przez Prusy kró-

lewskie i Wielkopolskę; 4) Przejęcie przez koronę szwedzką

długu Rzeczypospolitéj, dla którego Elbląg zastawiony elek-

torowi brandenburgskiemu, jako kompensacyą poczynio-

nych w krajach polskich przez armią szwedzką spustoszeń;

5) Restauracyą zamku krakowskiego spalonego przez Sten-

boka; 6) Usunienie wszelkich wojsk obcych z krajów Rze-

czypospolitej; 7) Zrzeczenie się tronu polskiego ze strony

Augusta pod gwarancyą Rzeszy niemieckiéj; 8) Zniesienie

wszelkich kontrybucyi dla armii szwedzkiéj i ograniczenie ich

na dostawę najpotrzebniejszych tylko dla niéj przedmiotów;

9) nareszcie, ewakuacyą krajów Rzeczypospolitéj ze strony

wojsk szwedzkich. Warunki te, zaprzeczyć niepodobna, były

dla Polski korzystne, ale czyż w ówczesnych okolicznościach

poza teoretyczną wartość tylko mającem przyjęciem trakta-

tów oliwskich za podstawę, mogły mieć choć cień prakty-

cznéj doniosłości? Restaurować zamku krakowskiego, wy-

kupywać Elbląga, oddawać pieniędzy hibernowych, nie mia-

ła z czego Szwecya, żyjąca cudzym kosztem, żywiąca się

sama wojną: odpowiedzią na uwolnienie kraju z kontrybucyi

dla armii szwedzkiéj, były rabunki i pożogi sandomierskie

Clas Bondego. Postulat usunienia wojsk obcych z krajów

Rzeczypospolitéj, zakwestyonowany właśnie w téj chwili jak

najmocniéj inwazyą wojsk saskich do W. Polski, carskich

na Ruś, mógł być tylko rezultatem odniesionego nad niemi

zwycięztwa. Czuli téż to i rozumieli bardzo dobrze Szwedzi,

i dla tego zwlekali o ile możności nie mniéj jałowe, jak bez-

owocne pokojowe konferencye, oraz redakcyą pactów con-

ventów dla nowego króla. Prócz tego przychodził im w po-

Rozdział I.

background image

43

moc ważny wzgląd formalny. Traktatem między Szwecyą

a Brandenburgią z dnia 8 Sierpnia 1703 zobowiązały się

obie strony nie zawierać bez wzajemnego pozwolenia i poro-

zumienia jakichbądź układów z Rzecząpospolitą polską. W

ten sposób wychodziła Brandenburgia na naturalną mię-

dzy Polską a Szwecyą pośredniczkę a obecność jéj repre-

zentanta na konferencyach warszawskich stawała się konie-

czną. Znane nam przecież ówczesne właśnie usposobienie

dworu berlińskiego, jego rozmowy z Flemmingiem, jego

targi o Gdańsk i dolną Wisłę. W takiem położeniu rzeczy

nie miał naturalnie dwór berliński interesu wyprawiać do

Warszawy swego reprezentanta i dopomagać przyspieszaniu

toczących się tamże pozornych konferencyi, co i Szwedom

było na rękę. Szwedzcy komisarze skorzystali jednakże

z tego argumentu w obec Polaków, a tak wlokły się owe

próżne w przedmiocie pokoju i traktatu pogadanki przez

miesiąc Sierpień, aż im wypadki z innego pola, o których

niżéj będzie mowa, niefortunnego nie zgotowały końca.

Król Stanisław siedział tymczasem wśród komedyi owych

konferencyi z żoną, jednorocznią córeczką Maryą, matką,

zakłopotany i stroskany na zamku warszawskim, mając

przy boku dawnych i znanych nam towarzyszów i biskupa

poznańskiego Święcickiego, prymasa Benedykta Sapiehę,

w. hetmana koronnego Lubomirskiego, Towiańskich, mar-

szałka konfederacyi Bronisza, Macieja Gębickiego starostę

nakielskiego, Szwedów, również jako cichego i niewystę-

pującego publicznie gościa, Alexandra Sobieskiego. Z okien

zamku wychodzących na Wisłę miał codzienną sposobność

przyglądania się rozłożonéj na prawym brzegu rzeki sze-

ściotysięcznéj dywizyi wojska koronnego, szemrającéj raz po

raz, niezadowolnionéj, że prócz 30,000 talarów już wypła-

conych, nie odbiera reszty zaległego żołdu. Z okien wycho-

dzących na miasto, patrzał na protektorów szwedzkich, sam

w kłopocie o przyszłość, otoczony niepewnymi przyjaciółmi.

Dziwna w życiu biednego Stanisława fatalność, która po

dwudziestu dziewięciu latach od dnia do dnia niemal, o téj

saméj porze roku, na téj saméj widowni, miała się ze wszy-

Pochód Karola XII na Ruś.

background image

44

stkiemi powtórzyć szczegółami! Niekiedy nękały neo-elekta

marsowe intencye. Po ukończeniu wlokących się między

komisarzami szwedzkimi a polskimi negocyacyi pokojo-

wych, po ułożeniu pactów conventów, zamierzał wybrać się

sam w pole i zajrzeć w oczy nieprzyjacielowi. Na tymczasem

jednakże nie wiedział dobrze co robić, siedział na miejscu

w Warszawie, nasyłał króla szwedzkiego w pochodzie jego

ruskim skargami na swe położenie, prośbami o spieszną

pomoc. Głównym tego powodem było coraz to drażliwsze

położenie rzeczy w Poznańskiém, na który to epizod ówcze-

snéj ogólnéj sytuacyi uwagę zwrócić na teraz wypadnie.

Poznań znajdował się od miesiąca Września 1703 w ręku

Szwedów. Zajmowało go 500 piechoty, 100 jazdy szwedzkiéj

z czterma działami pod dowództwem pułkowników Gabryela

Liliehöka, Weidenheima i kapitana Arnstädta. Uciążliwa,

zdziercza do najwyższego stopnia dla miasta samego, trzy-

mała nadto załoga ta na wodzy szlachtę, województw poz-

nańskiego i kaliskiego, zmuszała Śmigielskiego ograniczać

się na łowieniu dowozów i pojedyńczych żołnierzy szwedzkich

bez właściwego niebezpieczeństwa dla politycznego pano-

wania Szwedów i konfederacyi sandomierskiej; sam fakt jéj

pobytu w stolicy województwa jest przecież dla Augustowych

stronników w Poznańskiém jakoby hasłem i pobudką ener-

giczniejszéj nieco akcyi. Zwołany na dzień 9 Czerwca pod

Kościan przez Macieja Radomickiego generała wielkopol-

skiego zjazd województwa poznańskiego i kaliskiego uchwa-

lił akcess do konfederacyi sandomierskiéj, protest przeciw

detronizacyi Augusta i wszelkim uchwałom konfederacyi

warszawskiéj, mianując zarazem marszałkiem swego związ-

ku Ludwika Szółdrskiego chorążego poznańskiego, pułkow-

nikiem generalnym Macieja Radomickiego generała wielko-

polskiego. Ponowny zjazd szlachty pod Kościanem z dnia 14

Lipca uchwalał pospolite ruszenie obu województw w myśl

konfederacyi sandomierskiéj. Nowa uchwała powzięta dnia

28 Lipca w obozie pod Buszewem oddawała nowo podnie-

sione chorągwie szlacheckie pod komendę nadciągającego

z posiłkami saskiemi feldmarszałka Steinaua, w pierwszych

Rozdział I.

background image

45

dniach Sierpnia znajdujemy pospolite ruszenie obu woje-

wództw w liczbie dwunastu chorągwi w obozie pod Cieślami,

o cztery mile na zachód Poznania. W téj téż to właśnie chwili

dojrzała nareszcie nowa formacya kołatanéj klęskami kli-

szowskiemi, pułtuskiemi i toruńskiemi armii saskiéj. Udało

się wreszcie staraniom Augusta, Patkula, Bosego, tajnéj

rady zarządzającéj Saxonią, wydobyć z kraju nową siłę, za-

opatrzyć w dostateczną broń i przybory wojenne. Pod koniec

Lipca wyruszyła ta armia saska nowéj formacyi w szczęśliwéj

nieobecności feldmarszałka Steinaua, bohatera sromoty

pułtuskiéj, pod dowództwem najdzielniejszego z wszystkich

generałów saskich, Schulenburga, ku granicom Polski i

znalazła się około pierwszych dni Sierpnia na ziemi woje-

wództwa Poznańskiego. Siła ta składała się, jak już wyżéj

powiedzieliśmy, z 18000 ludzi i 24 dział. Z tak poważną siłą

można było bardzo dobrze zgnieść słabą załogę Poznania,

znieść trzechtysięczny korpus jazdy Meyerfelda pod Toru-

niem i połączywszy się z nadciągającym z Rusi ku Warszawie

Augustem, przeważyć stanowczo losy kampanii na stronę

saską. Niepojętym sposobem jest to przecież jedyny w ciągu

jego długiego i tyle świetnego zkądinąd zawodu wojennego

moment, w którym Schulenburg nie usprawiedliwia swéj

opinii wyższości pomiędzy innymi generałami saskimi. Za-

miast szybkiego pochodu na Poznań, zatrzymuje się nasam-

przód pod Międzyrzeczem, bawi się następnie w nakładanie

kontrybucyi na dobra Stanisławowe i przychylne mu, pogra-

niczne miasta wielkopolskie Leszno, Wschowę, Rydzynę,

dając tém samem czas Meyerfeldowi przybyć załodze poz-

nańskiéj z pod Torunia na odsiecz. W ten sposób wezbrała

siła szwedzka w Poznaniu i około Poznania do 3000 ludzi.

Dopiero około połowy Sierpnia łączy się Schulenburg pod

wsią Cieślami z chorągwiami szlacheckiemi pospolitego ru-

szenia, liczącemi razem 500 koni i posuwa się pod Poznań,

oszańcowany tymczasem przez Liliehöka i przyprowadzony

ciężkim kosztem samegoż miasta, do stanu, o ile się dało,

należytéj obronności. Być jednak może, iż wykonawszy atak

wszystkiemi siłami razem, byłby odniósł zwycięztwo nie

Schulenburg w Wielkopolsce.

background image

46

mniéj nad odsieczą Meyerfelda, jak nad załogą poznańską.

I w téj części Schulenburga akcyi nie poznajemy przecież

jego zwykłéj zasługi i zdolności. Połączywszy się ze szla-

checkiemi chorągwiami pod Cieślami, posunął w nocy z

dnia 14 na 15 Sierpnia 1800 grenadyerów i 4 działa pod

miasto Poznań. Sam puścił się za tą piechotą w 1600 jazdy,

nadciągnął nad Wartę w górę miasta dnia 16 Sierpnia, a dnia

następnego przeprawił się na prawy brzeg rzeki, zbadawszy

poprzednio stan obozu i sił szwedzkich. Siły swe własne

użyte w téj chwili, oblicza Schulenburg na 3700 ludzi i

cztery działa, kiedy Szwedzi dają mu 6000 ludzi. Czemu

nie użył do wykonania tyle ważnego na losy kampanii, całéj,

znajdującéj się pod jego rozkazami armii, pozostanie dla nas

rzeczą niezrozumiałą, jak było późniéj nieco przed-miotem

cierpkich wyrzutów ze strony Patkula. Dość tedy, uderzył

Schulenburg rano dnia 18 Sierpnia ze wskazanemi wyżéj

siłami na Szwedów tuż pod samem miastem z prawego

brzegu Warty. Chorągwiom pospolitego ruszenia wielkopol-

skiego dostało się przeznaczenie zajęcia przedmieścia

Chwaliszewa i mostu na Warcie. Obrona Szwedów, którym

w czasie bitwy przyszła w pomoc wycieczka załogi poznań-

skiéj, była przecież dzielna według raportu samegoż Schu-

lenburga. Prawe skrzydło saskie było zrazu odparte przez

jazdę w kiryssach Meyerfelda. Nakoniec jeduakże odniosła

zwycięztwo po zaciętym boju pod samemiż murami Poznania

przewaga liczby. Schulenburg wpędził załogę szwedzką do

miasta, zmusił Meyerfelda z jego jazdą do odwrotu, zdobył

obóz szwedzki wraz z całym zapasem żywności, furażu i ba-

gażami. Szwedzi stracili według raportu saskiego do 600

ludzi w rannych i zabitych, między innymi śmiertelnie ran-

nego, dzielnego pułkownika Taubego, 65 w jeńcach, nadto

dwie chorągwie, dwa kotły i dwa działa, 3–400 koni. Sasi

podają swe straty na 197 ludzi w rannych i zabitych, między

którymi poległy generał Brande. Z uznania godną po obu

stronach ludzkością, odesłał Schulenburg rannych oficerów

szwedzkich do Poznania, Liliehök rannych oficerów saskich

do obozu saskiego. Taki to był rezultat owéj bitwy pod Po-

Rozdział I.

background image

47

znaniem dnia 18 Sierpnia, pierwszéj od czasu rozpoczęcia

wojny, w któréj Szwedzi nie mogli się chlubić zwycięztwem.

Stanowczo jednakże, choćby na tym ubocznym teatrze

wojny niczego owo spotkanie nie rozstrzygało. Meyerfeld

pobity i poszczerbiony ze swą odsieczą, nie mógł prawda,

dotrzymać placu przemagającéj sile Schulenburga i cofnął

się częścią przed nim, częścią spowodowany niedostatkiem

żywności, w powolnym odwrocie ku Gnieznu, następnie ku

Łowiczowi. O zdobyciu Poznania jednakże nie można było

myśleć. Liliehök i Weidenheim utrzymali się szczęśliwie

przy posiadaniu miasta, odprawili z niczém wysłanego do

nich z wezwaniem do poddania trębacza Schulenburga,

który się dnia 20 Sierpnia cofnął do obozu pod wsią Tomi-

cami. W kilka dni późniéj powrócił Schulenburg w 12 bata-

lionów, 60 szwadronów i kilkanaście dział polowych pod

Poznań, przeprawił się powyżéj miasta na prawy brzeg

Warty, zajął zabudowania katedralne wraz z przedmieściem

Chwaliszewem i strzelał się przez kilka dni z załogą, zajmu-

jącą tak zwany garbarski szaniec.

Otóż to stan wojenny i polityczny w Wielkopolsce przez

ostatnie dni miesiąca Sierpnia. Załoga szwedzka, jakkol-

wiek w posiadaniu Poznania, dzięki swéj dzielności, znaj-

dowała się jakoby w stanie uwięzienia, kraj sam w posiada-

niu strategiczném i polityczném Sasów i konfederacyi koś-

ciańskiéj, Meyerfeld ze swą odsieczą w odwrocie, — wszy-

stko razem dostateczne powody do coraz większych kłopo-

tów w obozie warszawskim. Nie były zaś jedynemi. Próżno

wzywa prymas obecny jeszcze w Warszawie Szczukę pod-

kanclerzego litewskiego, by przybywał do Warszawy, by po-

mógł układać za pośrednictwem brandenburgskiém traktat

pokoju ze Szwecyą, by doprowadził nareszcie do skutku

„ową zgodę, bez któréj bądź to pod miecze saskie, bądź pod

jarzmo carskie pójdziemy”. Próżno odzywa się równocześnie

do Józefa Potockiego wojewody kijowskiego, „by sprowadził

na dobrą drogę w. księstwo litewskie, aby i ta nareszcie

odetchnęła prowincya nie wyczekując Moskwy, gorszego od

choroby lekarstwa”. Milczenie odpowiada na te wołania nie-

Schulenburg w Wielkopolsce.

background image

48

pewnego, nawet mimo nich, dla nowéj królewskości prymasa.

Biedny Stanisław wśród złych zewsząd wiadomości osamo-

tniony; nie dość na tém, doznaje co chwila przykrości i upo-

korzeń ze strony obecnych w Warszawie, nibyto oddanych

swéj sprawie dygnitarzy. Tak n. p. chodzi królowi o wystą-

pienie dnia 15 Sierpnia marszałka w. koronnego Kaźmierza

Bielińskiego w uroczystości posłuchania, udzielonego szla-

chcie województwa płockiego. Bieliński odmawia jednakże

wezwaniu Stanisława, tłumacząc odmowę swą argumen-

tem, iż obowiązki jego urzędu rozpoczynają się od dokonanéj

koronacyi królewskiéj. Cóż dziwnego, że wśród podobnych

klęsk, upokorzeń, złych wiadomości, prawdopodobnych na-

gabywań ze strony ciągle obecnego jeszcze Alexandra So-

bieskiego, Stanisław tracił głowę, że biadał nad swą błysz-

czącą nędzą, że nasyłał swego zagłębionego w awanturę

ruską protektora skargami i listami, w których pisał, „iż woli

nie nosić korony, aniżeli znosić położenie tak szkodliwe i

upokarzające”. Trwał ten stan rzeczy w Warszawie aż pod

koniec miesiąca Sierpnia; byłby prawdopodobnie wśród kło-

potów i złowrogich widoków, ale ze względnie m a t e r i a l -

n y m d l a o s ó b s p o k o j e m , ciągnął się daléj, gdyby

nagle i niespodzianie na wielkim teatrze owéj mało-krwawéj

wojny, nie były zaszły wypadki, które mu w przeciągu kilku

dni miały położyć koniec a spowodować nową odmianę wojen

i politycznéj sytuacyi. W interesie ich opisu wypadnie nam

powrócić na widownią ruską, na któréj jednym krańcu po-

zostawiliśmy w połowie miesiąca Sierpnia goniącego za

Augustem Karola, na któréj drugim widzieliśmy nie mogą-

cego być dogonionym przez Karola Augusta.

Dnia 16 Sierpnia zostawiliśmy Karola w Jarosławiu, dnia

18 Sierpnia Augusta wśród słoty i deszczów pod murami

klasztoru Sokalskiego. Plan Karola, by zachwycić umykają-

cego ciągle Augusta, chybił najzupełniej; o doścignieniu go

nie było mowy. Sam Karól stracił wszelką tego nadzieję. Od-

powiednio jednakże narzucało się samą naturą rzeczy natar-

czywie pytanie, co robić daléj w podobném położeniu, po

tak niepotrzebném zagłębieniu się w kraj i widownią obcą

Rozdział I.

background image

49

głównemu teatrowi wojny? Mimo, że August w odległym od

stanowisk armii szwedzkiéj Sokalu mógł sobie bezpiecznie

żartować ze wszelkich gonitw i pościgów swego groźnego

przeciwnika, panowało przecież od ostatniéj chwili jeszcze

w obozie szwedzkim pod Jarosławiem przekonanie, że Karól

puści się za Sasem. Rzeczywiście był téż to, jak na ówczesne

okoliczności plan najnaturalniejszy i najracyonalniejszy. Nie

ręczyło wprawdzie nic za możność doścignienia Augusta,

ale była przynajmniéj w takim razie pewność, że mu się nie

da spocząć i zatrzymać, a nadewszystko, iż mu się nie da

czasu i sposobności wykonania złośliwego i szkodliwego

zamachu, jakim ów epizod kampanii świetnie uwieńczył.

Stało się tymczasem, jak często bardzo w zawodzie wojen-

nym Karola XII, wbrew przeciwnie wszelkim kombinacyom

i przewidywaniom. W ciągu dwutygodniowego blizko pod

Jarosławiem pobytu, wyprawił Karol w przedniéj straży pod

Lwów wypróbowaną swą szrubę kontrybucyjną, znanego

w roli umiejętnego i sprawnego zdziercy Rusi Magnusa

Stenbocka. Zadaniem Stenbocka było ściągnąć ze stolicy i

okolicznego kraju kontrybucyą i żywność.

Dowódzcą załogi lwowskiéj był Zygmunt Gałecki woje-

woda kaliski, jeden z najwierniejszych zwolenników Augu-

stowéj sprawy, nienawistny osobiście Karolowi z powodu

udziału, jaki mu przypisywał w zaczepieniu Szwecyi przez

Augusta; plackomendantem miasta pułkownik Kamieński.

Gałecki spodziewał się co chwila posiłków kozackich Ma-

zeppy, August był w Sokalu. Czuwał nadto nad miastem z

kilkutysięczną siłą Stanisław Rzewuski referendarz koronny

i Janusz książę Wiśniowiecki. Ufny w bezpieczeństwo swego

położenia, dał Gałecki odmowną odpowiedź na wezwanie

Stenbocka, a podobno rzucił nawet o ziemię i podeptał list

jego. Kłopot, jak się zdaje, co daléj właściwie robić w po-

łączeniu z rozdrażnieniem osobistém przeciw wojewodzie

kaliskiemu, spowodował Karóla do nagłego marszu na Lwów

ku prawdziwemu przerażeniu jego otoczenia, któremu szko-

dliwość i zgubność podobnego ruchu była aż nazbyt widoczną.

Pozostawiwszy Renskiölda z sześciu pułkami jazdy i sześciu

Karol XII we Lwowie

background image

50

pułkami piechoty tworzącemi razem korpus 10,000 ludzi,

w tylnéj straży, dźwignął się Karól dnia 30 Sierpnia z obozu

swego Jarosławskiego. Dnia 31 Sierpnia znajdujemy go w

Zaleskiéj Woli, gdzie pozostawia artyleryą i piechotę. Przez

1, 2 i 3 Września posuwa się z samą jazdą tylko i dragonami

na Krakowiec, Jaworów do Nowego Jazowa. Za przybyciem

dodaje mu nowéj ostrogi obawa, by czasem przed jego

nadejściem, nie przybyły pod Lwów zapowiedziane posiłki

Mazeppy. Pozostawia więc bagaże pod zasłoną trochę jazdy

i rusza wśród słotnéj pory, po nieznanych drogach, wśród

niedostatku żywności przez 4 Września ku miastu. Dnia

5 Września znajduje się Karól w obliczu stolicy Czerwonéj

Rusi na otaczających ją wzgórzach. Referendarz koronny

Rzewuski i ks. Janusz Wiśniowiecki ukazują swą jazdę

zdala, nad horyzontem, ale za zbliżeniem się Szwedów zni-

kają bezpowrotnie dając zaledwie ślad swéj obecności kilku

nieszkodliwemi z powodu zbytniego oddalenia przeciw nie-

przyjacielowi strzałami. Niedość na tém, uprowadzili z sobą

z miasta 200 koni należących do jego załogi. Gałecki

rozporządzając po podobném uszczupleniu swoich sil, za-

ledwie kilkuset ludźmi, wziął się przecież według możności

do spełnienia obowiązków obrony, którą tak jemu samemu,

jak wysłańcowi miasta, doktorowi Kupińskiemu August

przy ustnéj konferencyi w Sokalu jak najwyraźniéj zresztą

nakazał. Spalił przedmieścia, osadził działami mury mia-

sta, przylegające do nich klasztory i czekał w podobném

przygotowaniu nadejścia Szwedów, zaniedbawszy przecież

najważniejszéj rzeczy, obsadzenia ważnego strategicznie,

panującego nad miastem tak zwanego „wysokiego zamku”.

Rano dnia 5 września ukazali się, jak co dopiero powiedziano,

Szwedzi pod murami miasta, w obrębie doniosłości strzałów.

Karól sam zbliżył się pod nie, według swego zwyczaju, w to-

warzystwie nieodstępnego od swego boku młodego księcia

Emanuela wirtembergskiego, pazia Klinkowströma i kilku

innych oficerów. Ogień idący z murów i z okien poobsadza-

nych klasztorów, ranił mocno w bok adjutanta królewskiego,

generała Heilma, położył trupem dwóch innych oficerów z

Rozdział I.

background image

51

orszaku Karola. Mimo to ciągnął król swój rekonesansowy

objazd daléj i nakazał wieczorem poczynić na dzień następny

wszelkie przygotowania do szturmu. Z brzaskiem jutrzenki

dnia 6 Września rzucili się Szwedzi ze zwykłym okrzykiem:

Z a p o m o c ą B o g a ! na mury i okopy miasta. Ogień

załogi był silny, ale dzięki niewprawności i nieumiejętności

rąk nim kierujących, mało nieprzyjacielowi szkodliwy. Karol,

książę wyrtembergski, pułkownicy Buchwald, Dueckert,

Krassau, wyuczeni dnia poprzedniego przez samego króla

posługiwania się ręcznemi granatami dragoni, puścili się

pędem na utwierdzenia miejskie mimo gęstych strzałów.

Napróżno usiłował pułkownik Dueckert zwrócić Karola z

niebezpiecznego miejsca. „Nie”, odpowiedział, „zostanę

z moimi żołnierzami. Jeżeli wam zależy na sławie narodu

szwedzkiego, chodzi mnie o nią tembardziéj, mnie, królowi

szwedzkiemu!” Zagrzani widokiem podobnego męztwa dra-

goni szwedzcy przełamali wszelki opór, wdarli się przez

okopy i powywracali pallisady do miasta i zajęli je po krótkim,

mało krwi kosztującym boju. Najdłużéj broniła się załoga

klasztoru Franciszkańskiego, lecz i tu udało się przełamać

obronę pułkownikowi Dueckertowi. Gałecki, pułkownik za-

łogi lwowskiéj, Berends, plackomendant miasta Kamiński,

ukryci początkowo po różnych kątach, dostali się jeden po

drugim w ręce Szwedów. Magnus Stenbock nie wstydził się

pochwyconego, przyprowadzonego przed siebie jako jeńca

Gałeckiego, uderzyć kilka razy w twarz i robić mu wyrzuty

z powodu odrzucenia jego pretensyi kontrybucyjnych. Sam

Karol był podobno mocno niezadowolnionym z podobnego

postępowania swego generała i miał go za nie surowo skarcić.

Arsenał miejski z bronią, amunicyą, stu kilkudziesięciu dzia-

łami stał się również ich zdobyczą. Zwycięzkim żołnierzom

dozwolono przez dwie godziny rabunku miasta. Ucierpiały

przecież nie mniéj prywatna własność, Ormiańskich miano-

wicie kupców, jak bogate kościoły i klasztory lwowskie. Po

dwóch godzinach powstrzymał Karol rabunek miasta w sku-

tek przedstawień Pipera; za to nałożył na nie ogromną kon-

trybucyą w dostawach naturalnych i 300,000 talarów w

Karol XII we Lwowie

background image

52

gotówce. Trzymani w areszcie na ratuszu przez Stenbocka

prezydent miasta p. Dominik Wilczek, rajcy Majranowski,

Gordon, doktor Kupiński byli zakładnikami regularnéj spłaty

owéj kontrybucyi. Strata załogi w szturmie była niewielka;

ograniczała się na sześćdziesięciu kilku rannych i zabitych.

Szwedzi stracili zaledwie kilkunastu ludzi; między rannymi

znajdował się jeden z głównych bohaterów zwycięskiego

dnia, pułkownik Krassau. We dwa dni po szturmie, w nocy z 8

na 9 Września podszedł oddział jazdy z korpusu referendarza

koronnego Rzewuskiego pod miasto i zaalarmował Szwedów.

Wskutek tego opuścił Karól miasto i rozłożył się w pobliżu

jego murów, aby być gotowym na możliwy odwet bądź to

Mazeppy, bądź referendarza koronnego.

Tak więc odniósł król szwedzki nowe zwycięztwo, znalazł

się w posiadaniu stolicy Czerwonéj Rusi, nabytku równie

świetnego dla wyobraźni, jak szkodliwego w rzeczywistości.

Oczywisty, dotykalny dowód owéj szkodliwości znalazł się

w obecności Karola w samejże niemal chwili rozpoczynają-

cego się na Lwów szturmu. Właśnie gdy się bić z piątku na

sobotę, z 5 na 6 Września, jak powiadają miejscowe zapiski,

zabierał, stanął w jego obozie wyprawiony kuryerem z listami

Stanisława pułkownik Poniatowski, przywożąc wiadomości

o nieznanych jeszcze Karolowi wypadkach warszawskich.

Stanął jako zwiastun i dotykalny we własnéj osobie dowód

tragikomicznéj katastrofy, jaka w chwili istnie danaidowego

podarku tryumfu lwowskiego, spotkała dzieło Karolowe na

innéj widowni. Nim szczegóły odwetu Augustowego opowie-

my, przypatrzmy się po krótce gospodarstwu szwedzkiemu

we Lwowie, charakterystycznemu podwójnie, nie mniéj dla

postępowania Szwedów w sprzymierzonéj z nimi nibyto

Polsce, jak dla osoby, stanowiska i polityki nieszczęsnego

neo-elekta.

Jak co dopiero powiedzieliśmy, nałożył Karol, posługu-

jąc się w tém dziele zdzierczym, barbarzyńskim, umiejącym

być na przemian „galantuomo” według współczesnych pa-

miętników Stenbockiem, na miasto Lwów olbrzymią kon-

trybucyą 300000 talarów i to już po dwugodzinnym rabunku,

Rozdział I.

background image

53

który mieszczan, kościoły i klasztory niezgorzéj oporządził.

Kontrybucya ta miała być złożona w przeciągu tygodnia a

więc aż do dnia 13 września. Jako zakładników téj spłaty

trzymali Szwedzi pod swym kluczem na ratuszu prezydenta

i rajców miejskich. Tymczasem wyprzątali arsenały miej-

skie, zabierali kosztowną broń, wywozili działa miejskie,

które następnie za miastem rozsadzali prochem. W tyle kry-

tycznéj chwili nadciągnął dnia 14 Września pod eskortą

sześciotysięcznéj dywizyi wojska koronnego król Stanisław

Leszczyński wraz z Alexandrem Sobieskim i Władysławem

Ponińskim podkoniuszym koronnym, jako zwiastun, dodaj-

my, własnéj klęski w Warszawie. Neo-elekt obrał sobie wraz

z całém swém otoczeniem i Alexandrem Sobieskim kwaterę

w tak zwanym „niskim zamku”. Dnia 16 Września udała

się tu do niego deputacya miejska z prośbą o posłuchanie i

wyjednanie ulgi w ciężarach. Niemoc biednego Stanisława,

egoizm jego otoczenia, zdzierstwo i chciwość szwedzka

wybrnęły przy téj sposobności od razu na światłość dnia

białego. Szwedzi niszczyli ku istnemu przerażeniu miasta

jego broń i artyleryą. Stanisław błagany o pośrednictwo, nie

ufał dość wpływowi swemu, aby decyzyą króla szwedzkiego

w tym względzie zmienić, ale radził deputacyi miejskiéj

wywieść po cichu artyleryą swoją do Żółkwi, jako posiadłości

Sobieskich i przechować ją tamże do lepszych czasów. Prze-

ciw podobnemu zaszczytowi protestował przecież bardzo

energicznie obecny audiencyi Alexander Sobieski, nie chcąc

jak mówił, wystawiać swych dóbr dziedzicznych na rabunek

i pożogę Kozaków i Moskali. Co się tyczy ciężaru kontry-

bucyi, była widocznie sztuka ułożona z góry między Szwe-

dami a Leszczyńskim. Że po dokonanym zwłaszcza rabunku

Lwów żądanych 300000 talarów nie będzie w możności

złożyć, było rzeczą widoczną. Zależało teraz tylko na tém,

aby nieuniknione spuszczenie z wygórowanéj pretensyi mo-

gło mieć wobec miasta pozór pośredniczącéj zasługi Lesz-

czyńskiego. Spuścił tedy w imieniu Karola Stenbock z po-

czątkowego targu i poprzestał nibyto za łaskawém wsta-

wieniem się „króla Jegomości Stanisława” na 50000 tala-

Karol XII we Lwowie

background image

54

rów. Łaskawość ta nie przeszkadzała przecież, iż, podobnie

jak późniéj generałowie pruscy za wojen szląskich i siedmio-

letniéj w Czechach i Morawii, wszyscy niemal dowódzcy

szwedzcy kazali sobie miastu ustępczość swą opłacić z oso-

bna. Tak n. p. dostał sam Stenbock na swoją osobę 2000

talarów, nadto kazał skromną stosunkowo summę 50 du-

katów wypłacić sobie prezydentowi miasta Wilczkowi, za

pozostawienie go na wolności. Takie same prezenta odbie-

rają ze strony miasta ranny generał Heilm i Dueckert, nie

wyliczając innych. Co bolesna i charakterystyczna razem, to

postawa Stanisława Leszczyńskiego przy téj sposobności.

Szwedzi żądali dlań od miasta złożenia przysięgi wierności

i akcesu do konfederacyi warszawskiéj, nadto 10000 tala-

rów za łaskę wstawienia się u króla szwedzkiego. Z pier-

wszego, ważniejszego naturalnie p o l i t y c z n i e warunku

zwolnił neo-elekt miasto po uczynionych sobie z jego strony

przedstawieniach, za to nie odstąpił od żądania pieniędzy

spuszczając je przecież na 3000 talarów. „Zważył to”, mówi

użyty w historyi miasta Lwowa księdza Chodynieckiego

współczesny memoryał mieszczanina Józefowicza, „dobrze

i sam Leszczyński i po kilku prywatnych konferencyach z

obywatelami i wojskiem szwedzkiém, odstąpił od tych prze-

łożeń, zadowolniony będąc złożoną sobie summą pieniężną,

wielce na drogę potrzebną”. —

Otóż to postępowanie sprzymierzeńców szwedzkich w

mieście przyjaznego nibyto sobie odtąd mocarstwa; otóż

daléj postawa i postępowanie osobistości wskazanéj nosić

tytuł polskiego króla… Dnia 23 Września opuścili ostatni

Szwedzi Lwów, uprowadzając z sobą broń, skarby miejskie,

wreszcie jako jeńca i biednego wojewodę kaliskiego. —

Czas nam teraz obejrzeć się na wypadki współczesne

prawie owemu wzięciu Lwowa przez Karola, a tłumaczące

zarazem fakt tyle szybkiéj jego ze strony Szwedów ewaku-

acyi… Zobaczmy jakim to w samymże dniu niemal szturmu

Lwowa przez Karola, August wywdzięczył mu się figlem, co

znaczyło niespodziane i zagadkowe pojawienie się Stani-

sławowego wysłańca, co znaczyła obecność samegoż neo-

Rozdział I.

background image

55

elekta w obozie szwedzkim na dalekiéj od widowni jego

młodego królowania Czerwonéj Rusi.

Około dnia 18 Sierpnia, jak wspomnieliśmy wyżéj, nad-

ciągnął August wśród panujących ciągle dotąd słot i desz-

czów pod mury klasztoru sokalskiego z samą tylko jazdą,

zasłoniony z resztą od niekoniecznie prawdopodobnego po-

ścigu szwedzkiego, oddziałem referendarza koronnego.

Wkrótce nanadeszła za nim reszta wojska. Dnia 19 Sierp-

nia liczył w Sokalu 5000 żołnierza niemieckiego, tyleż

piechoty carskiéj, 4000 Kozaków, 120 chorągwi koronnych

i litewskich. Tegoż samego dnia jeszcze nastąpił wymarsz

do Kryłowa, 20 do Dubienki, nazajutrz ruch ku Chełmowi.

Dotąd nosi jeszcze na sobie pochód królewski ów charakter

niepewności, na którą się Patkul tylokrotnie skarżył, wido-

cznéj chęci umykania tylko przed pościgiem szwedzkim.

W Chełmie, jak się zdaje, odbyła się rada wojenna, która

miała zmienić postać rzeczy i nadać téj zbrojnéj wędrówce

praktyczny, świadomy siebie wojennie i politycznie cel. Karol

zagrzązł na Rusi i zawziął się widocznie na Lwów, był zbyt

daleko, aby pościg jego już teraz mógł być niebezpiecznym.

Natomiast przedstawiała słabo obsadzona Warszawa z kilku-

set Szwedami, z chwiejącą się w wierności dywizyą wojska

koronnego, ze swymi dyplomatami szwedzkimi, z królem

Stanisławem, Benedyktem Sapiehą, prymasem, Alexandrem

Sobieskim, Broniszem, biskupem poznańskim, z całym przy-

borem nowéj królewskości, z całą śmietaną konfederacyi

warszawskiéj, równie łatwą, jak ponętną zdobycz. Karol brał

Lwów, należało mu się odwdzięczyć Warszawą. Karol po-

chwycił wojewodę kaliskiego, należy mu się odwdzięczyć

pochwyceniem Leszczyńskiego, rozbiciem w puch konfede-

racyi warszawskiéj, wywrotem dzieła z dnia 12 Lipca. Wśród

podobnéj sytuacyi i pod wpływem podobnych usposobień

zapadł tedy dnia 22 Sierpnia w Chełmie, w obozie Augu-

stowym, plan zamachu na Warszawę, plan niewątpliwie naj-

praktyczniejszy strategicznie, najzłośliwszy, jeźli tak wolno

powiedzieć, politycznie, na jaki się zdobyć można było.

Trzeba było jednakże w jego wykonaniu energii i pospiechu.

Zamach Augusta na Warszawę

background image

56

Szczęśliwym wyjątkiem nie zbywało akcyi augustowéj w

tym właśnie epizodzie kampanii i na tych przymiotach.

Carską piechotę jako powolną w marszu, odesłał August ku

Brześciowi Litewskiemu z rozkazem zwrotu ku Warszawie

we wskazanéj chwili. Sam rozporządzając siłą około 10000

ludzi i dwudziestu kilku dział, zwraca się ku Parczowu.

Tutaj dzieli swe siły, pozostawia dzielnemu i sprawnemu

Brandtowi zastęp tysiąca jazdy z rozkazem posuwania się

ku Warszawie po prawym brzegu Wisły; sam z główną

siłą zdąża pospiesznemi marszami wskroś Lubelskiego ku

przeprawie na jéj brzeg lewy. Raport sekretarza ambasady

duńskiéj, obecnego całemu temu pochodowi Augusta, z

dnia 23 Sierpnia donosi, iż obóz królewski znajduje się już

tylko o 22 mil od Warszawy. Dnia 28 Sierpnia przybywa

armia królewska rano do Maciejowic i odbywa szczęśliwie

przeprawę na lewy brzeg Wisły. Gdy tak z jednéj strony

August, posuwa się równocześnie i równolegle Brandt z

drugiéj ku Warszawie. Obaj znajdują się 27 i 28 Sierpnia

zaledwie o 10 mil od stolicy. Nietrudno wyobrazić sobie,

jaki alarm rzuciły tutaj wiadomości o odwetowym zamachu

króla Augusta, o posuwaniu się jego, o zapowiadających się

z każdą godziną bliżéj odwiedzinach Augustowych Sasów,

Brandtowych Kozaków. Nie tracąc głowy, można było jed-

nakże pomyśleć o środkach ratunku; przedstawiała się zaś

pod tym względem alternatywa następna: Stawić śmiało

czoło nadciągającéj burzy nie było niepodobieństwem, za-

ręczało nawet pewne wielkie powodzenia. W Warszawie

saméj było 1200 wypróbowanego żołnierza szwedzkiego; w

obozie pod Białołęką stała sześciotysięczna dywizya wojska

koronnego, oboźnego i podkomorzego Lubomirskich; w

Łowiczu nareszcie znalazł się z poszczerbioną wprawdzie

w niefortunnéj wyprawie wielkopolskiéj, ale niezniszczoną

przecież trzechtysięczną jazdą generał Meyerfeld. Szybkie

zgromadzenie tych sił w Warszawie lub pod Warszawą z

szczerém postanowieniem zajrzenia nieprzyjacielowi w oczy,

mogło jeszcze bardzo łatwo zamącić Augustową radość,

udaremnić pewny już w przekonaniu królewskiego obozu

Rozdział I.

background image

57

tryumf. Dziewięć tysięcy blisko ludzi mogło w Warszawie

saméj zmierzyć się nie bez widoków zwycięztwa z mało

co większą siłą Augusta. Z drugiéj strony przedstawiał się

plan skromniejszy, ale udaremniający również w razie nie-

wątpliwéj możności wykonania mściwe intencye zamachu

Augustowego na Warszawę. Można było stolicę opuścić,

wyprowadzić z niéj żołnierza szwedzkiego, króla Stanisława,

dygnitarzy, bohaterów konfederacyi, pozostawić Augustowi

puste miasto, nie dostarczać mu sposobności taniego try-

umfu, podążyć pod zasłonę Meyerfelda do otwartego jeszcze

Łowicza i puścić się wraz z niém ku armii Karola. Pościg

króla Augusta nie był w takim razie ani wykonalny ani

prawdopodobny. Tyczasem nie zdobyto się w Warszawie,

tracąc najzupełniéj głowę, ani na jedno, ani na drugie, lecz

obrano najzgubniejszą w takich razach drogę pośrednią.

Meyerfelda pozostawiono najspokojniéj w Łowiczu, nie ku-

sząc się wcale o ściągnienie go do Warszawy. Równocześnie

wyprawiono najniepotrzebniéj z Warszawy aż ku Latowicom

w celu sprowadzenia poczynającéj zbywać żywności majora

Lejonhielma z 400 ludzi piechoty, 54 jazdy. Dnia 27 Sier-

pnia, właśnie w ten sam dzień, w którym król August zbliżał

się do przeprawy maciejowickiéj, znalazł się Lejonhielm w

obliczu 3000 przeszło Kozaków i Sasów generała Brandta.

O odwrocie nie można było myśleć z powodu piechoty. Ma-

jor szwedzki zamknął się więc na cmentarzu miasteczka i

postanowił się bronić przemagającéj sile. Rezultat walki nie

mógł jednakże być wątpliwym. Szwedzi ulegli liczbie i byli

zmuszeni złożyć broń. Strata saska w tém spotkaniu nie

przenosiła podobno 25 ludzi w rannych i zabitych. Brandt

przyjął Lejonhielma grzecznie i winszował mu nawet po ry-

cersku walecznéj obrony, co przecież nie przeszkodziło, iż roz-

drażnieni walką, trudni do utrzymania w karbach dyscypliny

wojskowéj Kozacy, już po ukończonym boju wymordowali

większą część składających broń Szwedów. Ubytek tych

kilku set walecznych ludzi, nie był dla obrony Warszawy

obojętnym, miał się jednakże odbić stokroć jeszcze gorzéj

następstwami moralnemi. Na wieść o klęsce Lejonhielma

Zamach Augusta na Warszawę

background image

58

pod Latowicami, postanowił Horn teraz już bardzo nie w

porę wyruszyć z całą załogą i dywizyą wojska koronnego prze-

ciw nieprzyjacielowi i stoczyć z nim walkę w otwartém polu.

Przed klęską latowicką i przy obecności Meyerfelda był może

plan podobny niezupełnie niewykonalnym. Wśród obecnych

okoliczności jednakże podniosła zaraz głowę chwiejność w.

hetmana koronnego Lubomirskiego przeciw Stanisławowi

w ten sam niemal sposób, w jaki dwa lata temu na polu

bitwy kliszowskiéj przeciw Augustowi. Kuszony przez woje-

wodę malborgskiego, przez owdowiałą wojewodzinę poznań-

ską Małachowską, przez posła duńskiego Jessena, Lubo-

mirski, tkwiał wprawdzie jeszcze chwilowo w obozie Stani-

sławowym, ale nie miał zamiaru poświęcać się dla niego.

Wobec marsowych intencyi Horna, którym i Stanisław

nie mając nic lepszego do roboty przytakiwał, wzdrygnął het

man ramionami i odpowiedział, że nie może być mowy o sto-

czeniu bitwy przez wojsko, na którego wierność liczyć nie

należy. Mimo to wybrał się przecież wraz ze Stanisławem ku

Latowicom, niby to na spotkanie zwycięzko posuwającego

się Brandta. Było to dnia 28 Sierpnia. Zamiast jednakże do

walki, przyszło między obu stronami do negocyacyi w nocy

z dnia 28 na 29 Sierpnia. W. hetman koronny wyprawił do

Brandta synowca swego, oboźnego koronnego z wezwaniem,

aby jako generał w służbie Rzeczypospolitéj z nim się połą-

czył. Brandt odpowiedział, że złożywszy Augustowi przy-

sięgę wierności, łączyć się z hetmanem nie może, ale że

niezaczepiony sam, nic przeciw niemu nie przedsięweźmie.

Obie strony zgodziły się na projektowany kompromis.

„Pozwól mi spokojnie pójść do Warszawy!”, zażądał Brandt:

„pozwól nam się usunąć spokojnie z dywizyą naszą w Lu-

belskie”, odpowiedzieli Lubomirscy a na tych warunkach

stanęła zgoda, któréj sens moralny zrozumiawszy dobrze

obecny w obozie król Stanisław, czem prędzéj do Warszawy

umknął. Wobec podobnego figla Lubomirskich, nie pozosta-

wało już teraz, dnia 29 Sierpnia, całéj załodze szwedzkiéj

w Warszawie nic lepszego do roboty, jak zapakować czém

prędzéj manatki i ruszyć ku Łowiczowi. Tymczasem stało

Rozdział I.

background image

59

się raz jeszcze inaczéj. Prymas naturalnie z nieodłączną od

swéj osoby rodziną Towiańskich, marszałek konfederacyi

Bronisz, podskarbi litewski Benedykt Sapieha, Alexander

Sobieski, sam Stanisław z matką, żoną, maleńką wówczas

córeczką Maryą, wymknęli co prędzéj pod zasłoną trochę

jazdy szwedzkiéj wieczorem dnia 29 Sierpnia ku Łowiczowi,

zkąd Meyerfeld całą tę emigracyą do Prus poeskortował.

Stanisław i Alexander Sobieski wyruszywszy z Warszawy,

towarzyszyli téj wędrówce aż do Łowicza, następnie wypra-

wili z listem do króla szwedzkiego o wypadkach warszawskich

Stanisława Poniatowskiego, zwrócili się ku Wiśle i przepra-

wili na jéj prawy brzeg w okolicy Kaźmierza. We wsi Myśli,

w okolicy Lublina dostał się Stanisław do obozu tyle wąt-

pliwéj w swéj wierności, kilkotysięcznéj dywizyi wojska ko-

ronnego pod dowództwem oboźnego koronnego Lubomir-

skiego. Eskorta ta odprowadziła neo-elekta, Aleksandra

Sobieskiego i podkoniuszego Ponińskiego nasamprzód do

korpusu generała Renskiölda pod Jarosław, następnie pod

Lwów. Jaką rolę odegrali tutaj, wiadomo z powyższego

opowiadania. Oboźny koronny zaś, dopełniwszy w ten spo-

sób swego względem neo-elekta obowiązku, odstąpił armią

szwedzką i ruszył ku Krakowowi. Horn tymczasem posta-

nowił z całą kancelaryą dyplomatyczną, z całą załogą szwe-

dzką, liczącą zaledwie tysiąc kilkaset ludzi, z niektórymi

co więcéj skompromitowanymi bohaterami konfederacyi

war-szawskiéj i aktu z dnia 12 Lipca, niewiadomo dobrze

w jakim celu, pozostać na miejscu i odczekać nadciągającéj

burzy. Jeżeli się mocno nie mylimy, wpłynęły na podobne

posta-nowienie dwie osobistości, Maciéj Gębicki starosta

nakiel-ski, główny bohater pola elekcyjnego w dniu 12 Lipca

i Mikołaj Święcicki biskup poznański, właściwy wyniesienia

Stanisławowego autor. Znany nam potroszę Gębicki jako

rębacz obozu i sprawy Stanisławowej; mniéj może znany

Mikołaj Święcicki. Typ to nierzadki w annałach średnio-

wiecznych, w wieku XVIII już anachroniczny; dygnitarz

kościelny z szyszakiem na głowie, z pancerzem na piersiach,

z drabiną szturmową w ręku pod murami oblężonego miasta.

Zamach Augusta na Warszawę

background image

60

Sama wieść o pochodzie Augusta i Brandta wyprzątnęła jak

wiatr plewy, Warszawę z całego dygnitarstwa konfederacyi,

z całéj opozycyi anti-augustowéj. Widzieliśmy co dopiero,

jak nawet młody król Stanisław nie uznawał potrzeby wy-

stawienia swéj osoby i korony na niepewne próby marsowego

spotkania. Inaczéj waleczny biskup poznański, nie strateg

żaden, ale mąż nieustraszoności osobistéj, jakich przykładów

mało. Karol miał, jak się zdaje, sposobność poznać go do-

brze. Rozstając się z nim w chwili wymarszu na wyprawę

ruską, dał mu w prezencie, jemu, biskupowi, nie brewiarz

ani paciorki, ale — p a r ę p i s t o l e t ó w. Biskup okazał

się godnym tego podarunku bohatera Szwecyi. Ze szpadą

przy boku, z Karolowemi pistoletami za pasem, pijąc raz po

raz ze Szwedami i dodając im odwagi, zagrzewał ich do jak

energiczniejszego oporu, odnalazł zapomnianych w zamko-

wym kącie pięć działek, rozstawił je ku obronie zamku, stał

się wraz z Gębickim prawdziwą jéj duszą.

W takim stanie były rzeczy rano dnia 30 Sierpnia.

Wiele czasu do przygotowań obronnych nie pozostawało;

czynił jednakże Horn jeszcze, co się wśród podobnych oko-

liczności robić dało. Nakazał zamknąć i zatarasować bramy

miasta, zaopatrzyć się mieszkańcom na sześć tygodni w ży-

wność a zarazem oddać wszelką broń. Na takich rozpo-

rządzeniach zszedł dzień 30 Sierpnia. Rano w niedzielę

dnia 31 Sierpnia około godziny 9-téj pojawił się w przedniéj

straży od Ujazdowa sam król August z jazdą saską i kilku

chorągwiami wołoskiemi. Nie zatrzymując się wkroczył na-

tychmiast do miasta i założył główną kwaterę w pałacu

Radziwiłłowskim. Horn za słaby, by mu stawić opór, cofnął

się na zamek i postanowił bronić się tutaj. Wkrótce, w

ciągu tegoż samego dnia nadciągnęła reszta augustowéj

armii wraz z artyleryą. Z prawego brzegu Wisły, na Pradze,

pokazała się wieczorem jazda Brandta, nie mogąc się jed-

nakże z powodu zerwanego mostu połączyć z Augustem.

Miasto było przerażone niespodzianą wizytą, tém bardziéj,

że Kozacy i Wołosi królewskiego wojska ostrzyli zęby na

rabunek, a królowi z trudnością tylko udało się powstrzymać

Rozdział I.

background image

61

ich od podobnéj zabawy. Nie pozostawało nic innego jak

wydać im przynajmniéj na łup i zniszczenie własność i

pałace pogniewanych najwięcéj z królem dygnitarzy i boha-

terów konfederacyi. Pałace Leszczyńskiego, prymasa, w.

hetmana koronnego zostały przez Kozaków i Wołochów do-

szczętnie zrabowane i spustoszone. Wszelki znajdujący się

w nich sprzęt, wina, żywność, kosztowności zostały zra-

bowane, drzwi, okna, piece potłuczone i powyłamywane.

Dwóch małoletnich synów w. hetmana koronnego, uczniów

warszawskiego kollegium jezuickiego, sprowadzono królowi

Augustowi do pałacu Radziwiłłowskiego jako zakładników.

Magistrat warszawski patrząc na to, co się dzieje, pospieszył

składać Augustowi oświadczenia czołobitności i tłumaczyć

swe dotychczasowe postępowanie przymusem siły nieprzyja-

cielskiéj. Tymczasem nie ustawały ze strony Horna i biskupa

poznańskiego mimo podobnych postępów nieprzyjaciela

intencye obrony. Znajdowali się jeszcze w posiadaniu jak-

kolwiek utwierdzonego zamku i Nowego Miasta. Brandt nie

mógł chwilowo być szkodliwym, ponieważ, jak co dopiero

powiedziano, most na Wiśle był zerwany a ustawiona prze-

cież na Pradze baterya nie mogła z powodu zbytniéj odleg-

łości sięgać swemi strzałami zamku. Tak przeszła noc z 31

Sierpnia na 1 Września. Rano w poniedziałek posłał August

trębacza do Horna z wezwaniem poddania zamku; odebrał

jednakże odmowną odpowiedź. Zaczęła się tedy obustronna,

niekoniecznie szkodliwa kanonada, która trwała przez po-

niedziałek i wtorek dnia 2 Września. Biskup poznański ob-

sługując według możności pięć działek zamkowych, prze-

szkadzał, ile się dało restauracyi mostu i przeprawie Brand-

ta; strzały skierowane na zamek raniły między innymi Gę-

bickiego starostę nakielskiego. Dnia 3 Września rano jed-

nakże przeprawił się nareszcie Brandt wraz z całą swą jazdą

przez Wisłę; Horn opuścił w skutek tego zupełnie miasto i

zamknął się w zamku August zaś podsunął się podeń, kazał

zająć przyległe domy i rozpocząć ogień na krótką odległość

tak z ośmiu dział, jak z broni ręcznéj. Prócz tego kazał zwieść

pod zamek materyały palne, aby puścić nieprzyjaciela z

Zamach Augusta na Warszawę

background image

62

dymem, jeżeli nie złoży broni. W skutek tego zażądał Horn,

widząc niepodobieństwo skutecznéj obrony, sam wieczorem

dnia 3 Września kapitulacyi. Ofiarował się poddać zamek i

wyjść sam z załogą na otwarte pole — w celu połączenia

się z armią króla szwedzkiego. Łatwo pojąć, że August po-

dobną propozycyą odrzucił, domagając się zdania na łaskę

i niełaskę.

Wśród tego przeminęła znów noc z 3 na 4 Września.

Rano dnia tego udał się do Horna umocowany przez Augusta

do prowadzenia układów kapitulacyjnych generał Brandt.

Kapitulacya przyszła nareszcie do skutku. Horn zdawał się na

łaskę i niełaskę, oddawał całą załogę bez wyjątku w niewolę,

zyskał zaś tyle tylko,, iż oficerowie zatrzymywali broń a

stary Wachslager, poddany Rzeczypospolitéj, Toruńczyk ro-

dem, miał być traktowanym nie jako przeniewierczy więzień

stanu, lecz jako jeniec wojenny. Dla walecznego biskupa

poznańskiego nie mógł czy nie chciał Horn podobnego wa-

runku wytargować. Uroczysta ceremonia samejże kapitula-

cyi odbyła się rano dnia 4 Września, we czwartek. Stanął

król August w orszaku oficerów swéj armii uszykowanéj w

szeregi naprzeciw bramy zamkowéj, która na dany znak się

otworzyła. Nasamprzód wyjechał konno generał Horn; za

nim komisarze Palenberg i Wachslager; następnie dopiero

wysypała się, defilując przed królem i rzucając broń, sama

załoga zamku. Horn, Wachslager i Palenberg zsiedli na

widok króla czemprędzéj z koni, zbliżyli się doń pieszo i

złożyli głęboki ukłon, na który August uchyleniem kapelu-

sza odpowiedział. Następnie zaprosił król wszystkich ofice-

rów szwedzkich, stosownie do rycerskiego obyczaju ówcze-

snego prowadzenia wojen, na sutą ucztę do pałacu Radzi-

wiłłowskiego. Względność jego posunęła się przy téj spo-

sobności do tego stopnia, że dał Hornowi na słowo urlop,

pozwolił mu udać się do obozu szwedzkiego Karola pod

Lwów, a stawić się na połowę miesiąca Października do Lip-

ska. Inaczéj całkiem znalazł się traktowanym biskup poznań-

ski, o którym szlachecki pamiętniko-pisarz Otwinowski po-

wiada, że „miał ręce po łokcie prochem uczernione i brwi

Rozdział I.

background image

63

a także włosy na głowie poopalane, bo sam armaty nabijał

i strzelał”. Biskupowi nie było wolno wyjść z zamku na po-

witanie króla; pozostał w jego murach jako więzień silnie

strzeżony. Liczba jeńców, którzy się dostali w ręce Augu-

sta, wynosiła ogółem 949 ludzi, 72 niższych oficerów, 821

prostych żołnierzy szwedzkich; reszta Polacy i Wołosi z

gwardyi Stanisława. Maciéj Gębicki, starosta nakielski leżał

ranny w zamku. —

Po zwycięztwie warszawskiém pozostał tylko August

trzy dni na miejscu. 8 Września wyruszył przez Pragę na

prawy brzeg Wisły i puścił się traktem płockim; 12 stanął w

Kaźmierzu, 18 w Wyszogrodzie, wlokąc za sobą jako trofeje

szturmu warszawskiego, biskupa poznańskiego, którego in-

stancye w. kanclerza koronnego Załuskiego na wolność wy-

dobyć nie zdołały, a którego nuncyusz Spada i audytor jego

Vanni Augustowi na więzienie do Saxonii z dalszém prze-

znaczeniem do Rzymu wywieźć pozwolili.

Otóż przebieg dwumiesięcznych niespełna od czasu elek-

cyi Leszczyńskiego wypadków, których kulminacyjną chwilą

jest szczęśliwie wykonany zamach króla Augusta na War-

szawę. Zamach ten, zasłużona kara nieoględności i awantur-

niczych przedsięwzięć Karola, dowodził zupełnéj jego nieudol-

ności w przeprowadzeniu podjętego przezeń w Polsce dzieła.

Podobnie jak na wielkiéj widowni wojennéj poświęcił nadbał-

tyckie prowincye i interesa Szwecyi mściwéj pokusie odwetu

na Auguście, tak znów na podrzędnéj już dla politycznego

interesu Szwecyi widowni polskiéj, poświęcił trwałość wznie-

sionéj przez się królewskości Stanisława wojennéj pokusie,

która go ciągnęła na awanturniczą wyprawę ruską. August

skorzystał z podobnego błędu przeciwnika, pozwolił mu

zagrzęznąć w dalekiéj Rusi, tymczasem rozpędził na cztery

wiatry konfederacyą warszawską, opanował stolicę, zyskał

możność połączenia się z posiłkami carskiemi i saskiemi,

wykazał całą nicość Stanisławowéj królewskości, podniósł

swą sprawę w obliczu nie wierzącéj już gwiaździe jego dy-

plomacyi europejskiéj. Chwiejne żywioły polskie zaczęły się

na nowo ku niemu zwracać. Źródła późniejszego do sprawy

Zamach Augusta na Warszawę

background image

64

królewskiéj akcessu w. hetmana koronnego Lubomirskiego

należy szukać w owym szczęśliwym zamachu warszawskim.

Mimo to nie należy przeceniać jego wagi. Na prawdę i sta-

nowczo niczego nie decydował. Karol znajdował się w po-

siadaniu Lwowa z nietkniętą armią, którą trzeba było zwy-

ciężyć przed wszelką myślą o bezpiecznym wypoczynku.

Zamiast bohaterów konfederacyi warszawskiéj i samego

króla Stanisława, udało się Augustowi pochwycić w ciepłém

jeszcze gnieździe małego właściwie znaczenia osobistości,

jakiemi byli biskup poznański i starosta nakielski. Słowem,

mógł być złośliwym i przykrym figiel splatany Karolowi

przez zamach warszawski, ale o losie wojny nie decydował.

Przekona nas zresztą o tém najdowodniéj dalszy przebieg

wypadków.

Rozdział I.

background image

Rozdział II.

Rada senatu Wyszogrodzka. — Usiłowania Augusta na zewnątrz i

wewnątrz około podniesienia swéj sprawy. — Car, Dania, Branden-

burgia. — Papież. — Prymas, Lubomirscy. — Działania wojenne.

— Oblężenie Poznania przez Patkula. — Marsz Karola z Rusi ku

Warszawie. — Ucieczka Augusta do Krakowa. — Zniesienie oblę-

żenia Poznańskiego. — Bitwa Poniecka. — Akcess Lubomirskich do

Augusta. — Wyjazd Augusta do Saxonii.

J

AKKOLWIEK zwycięzki zamach Augusta na Warszawę

nie rozstrzygał stanowczo jeszcze o losie wojny, jak-

kolwiek pozostawała jeszcze ważniejsza część zadania

zależąca na zgnieceniu zapędzonéj pod Lwów armii szwedz-

kiéj, nie można przecież zaprzeczyć, że zwycięztwo war-

szawskie w połączeniu z szalonym błędem Karola nadawało

mu chwilowo ogromną nad nieprzyjacielem przewagę i ob-

racało wszelkie widoki powodzenia na jego korzyść. Pomi-

nąwszy polityczną doniosłość czynu, jakim było opanowa-

nie stolicy, rozpędzenie konfederacyi warszawskiéj, wywró-

cenie efemerycznéj królewskości Stanisława, czynu ubez-

władniającego zwolenników polskich Szweda, usposobiają-

cego, jak zawsze każdy sukcess, zagranicę korzystnie dla

zwycięzkiéj sprawy, — zajął August po zwycięztwie war-

szawskiém strategicznie stanowisko, które w razie należy-

background image

66

tego zrozumienia i wyzyskania zdawało się rokować nie-

chybny koniec Karolowi XII. Karola armia zapędzona pod

Lwów, obserwowana przez dziesięciotysięczny korpus refe-

rendarza koronnego Stanisława Rzewuskiego, nie przeno-

siła 22000 ludzi, rozdzielonych nadto na główną siłę pod

dowództwem króla samego, liczącą około 14000 ludzi, na

znajdujący się od niéj o kilka dni marszu w stronie północno-

zachodniéj 8 tysięczny korpus generała Renskiölda. Bez

żadnego naturalnie związku z główną armią szwedzką zaj-

mował Poznań pułkownik Liliehök z 700 ludzi, daléj Toruń

i okolicę generał Meyerfeld w 3000 jazdy. Wobec podobnie

rozrzuconych po ogromnéj przestrzeni Polski sił szwedz-

kich, zajmował August w pośrodku nich Warszawę. Nie po-

niosłszy w szturmie stolicy żadnéj prawie straty, rozporzą-

dzał nawet po odkomenderowaniu referendarza koronnego

siłą, co najmniéj dwunastotysięczną. Nie dość na tém jed-

nakże, dał trochę za pospiesznie i niepotrzebnie tuż po

zwycięztwie warszawskiém blokującemu Poznań Schulen-

burgowi rozkaz czémprędszego opuszczenia poznańskich

stron i połączenia się z nim nad Wisłą. Schulenburg odstą-

pił wskutek tego rozkazu od blokady Poznania dnia 13

Września i ruszył ku Włocławkowi, gdzie się przeprawił na

prawy brzeg Wisły. August wyruszywszy dnia 8 Września z

Warszawy, rozlokowawszy piechotę saską i moskiewską w

okolicy między Zakroczymiem a Pułtuskiem, puścił się ku

Wyszogrodowi, gdzie stanął 18 Września. Tutaj nastąpiło

połączenie z Schulenburgiem; cała siła Augustowa wezbrała

do 30000 ludzi. Koncentracya ta wszystkich sił saskich w

ręku Augustowyra nie odbyła się wprawdzie bez szkodliwych

następstw, ponieważ tuż prawie po opuszczeniu okolicy

Poznania przez Schulenburga, zdołał przyjść zręcznie w

pomoc tamtejszéj załodze, dnia 20 Września, Meyerfeld

z pod Torunia w 3000 jazdy i zadać sromotną klęskę pod

miasteczkiem Stęszewem szlacheckim chorągwiom wielko-

polskim Macieja Radomickiego. Cokolwiekbądź przecież

przedstawiała trzydziestotysięczna, zgromadzona w jednym

ręku i miejscu siła przewagę, która, dzięki oddaleniu Karola,

Rozdział II.

background image

67

przedstawiała możność zgniecenia załogi poznańskiéj i Me-

yerfelda razem, a następnie zajrzenia śmiało w oczy wra-

cającemu z Rusi królowi szwedzkiemu. Jak August w dal-

szym przebiegu rzeczy zmarnował wszelkie korzyści swego

położenia, jak własną nieudolnością i niedołężnością nie

omieszkał sam hojnie i sowicie naprawić wszelkich błędów

Karola, będziemy się starali wykazać w poniższém opowia-

daniu. Chwilowo przecież, w ciągu miesiąca AVrześnia 1704

roku mamy przed sobą Augusta, podniesionego moralnie i

politycznie w obliczu kraju i zagranicy swém zwycięztwem

warszawskiém, zajmującego wobec rozrzuconego nieprzy-

jaciela ważne i korzystne, środkowe stanowisko z trzydzie-

stotysięczną siłą. Przypatrzmy się jego robocie.

Zbyteczną rzeczą byłoby powiadać, że posiadając podo-

bną siłę i mając podstawę podobnego zwycięztwa, najra-

cyonalniejszym pono obowiązkiem było pospieszać akcyą

wojenną, wziąść Poznań, zgnieść Liliehöka i Meyerfelda, a

następnie obrócić się przeciw Karolowi. August mniemał w

interesie akcyi wojennéj uczynić dosyć, opuszczając Warsza-

wę i koncentrując z nieokreślonym planem dalszego dzia-

łania siły swe od Wyszogrodu do Zakroczymia i Pułtuska,

a tymczasem podjął według zachowywanego wiernie dotąd

obyczaju na zewnątrz i wewnątrz zabiegłą około naprawy

swych interesów akcyą dyplomatyczną. Zacznijmy od p i e r -

w s z é j . Na tym polu zbiegł się jednego dnia niemal ważny,

niesłychanéj doniosłości s u k c e s s d y p l o m a t y c z n y

Augusta z wojennym sukcesem warszawskim. Właśnie w

tych samych chwilach, kiedy Karol gonił za niedoścignio-

nym Augustem po Rusi i zabierał się Lwów szturmować,

oblegał car Piotr Dorpat i Narwę. Obie warownie szwedzkie

uległy po dzielnéj obronie. August ma w obozie carskim

swego agenta i korespondenta pułkownika Arnstädta, który

go o każdym ruchu i kroku Piotra zawiadamia, ale ma téż w

nim nie oddawna i z ramienia Rzeczypospolitéj wysłańca,

Tomasza Działyńskiego wojewodę chełmińskiego, który

wbrew podejrzeniom i niechęciom znanéj większości dygni-

tarzy i panów Rzeczypospolitéj, do których zaliczmy pryma-

Rada senatu Wyszogrodzka.

background image

68

sa i podskarbiego Przebendowskiego nawet, na podstawie

uchwał sejmu lubelskiego i rady Jaworowskiéj, układa się z

carem o traktat przymierza. Żar akcyi wojennéj przeszkadzał

jego przyjściu do skutku. Po wzięciu Narwy, wśród gruzów

i zgliszcz zdobytéj na Szwedach twierdzy, został podpisany

dnia 30 Sierpnia 1704, pieczętując na długie lata stan

strasznego zniszczenia i spustoszenia Polski, fakt zwalenia

na nią ciężaru wojny, któréj ponosząc wszelkie szkody, do-

legliwości i udręczenia, nie miała wynieść ani jednéj korzy-

ści. Prymas wyrzucał późniéj broniącemu się ostro i wśród

cierpkich wyrazów wojewodzie chełmińskiemu zawarcie

owego traktatu. „Mało nam było”, pisze „na Szwedach i na

Sasach, sprowadziliśmy jeszcze i Moskwę. Rzecz sama pro-

buje, że się nam na nic ta przyjaźń moskiewska nie przydaje”.

Niechaj słowa powyższe przewrotnego zkądinąd i zmienne-

go dygnitarza będą miarą usposobienia, jakim wówczas w

Polsce spoglądano na słynny traktat Narewski z dnia 30

Sierpnia 1704. Cokolwiekbądź, przyszedł przecież do skut-

ku, narzucił Polsce twarde zobowiązania a teraz pozostaje

nam tylko rozpatrzeć się w jego szczegółowych warunkach.

Zawierał ośm artykułów. P i e r w s z y stwierdzał fakt przy-

mierza między obu monarchami Polski a Moskwy aż do

skończenia wojny przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi szwe-

dzkiemu, z wyłączeniem możności zawierania traktatów

osobnych. D r u g i warował obowiązek wzajemnego zno-

szenia się w sprawie prowadzenia wojny. Tr z e c i wzbraniał

wchodzić w jakiebądź traktaty partykularne. C z w a r t y m

zobowięzywał się car zwrócić Rzeczypospolitéj zabrane jéj

przez buntownika Paleja ukraińskie twierdze. P i ą t y, naj-

ważniejszy dla Polski z wszystkich artykuł brzmiał dosłownie,

jak następuje: „Jako Jego Carskie Wieliczestwo po te czasy

swoje zwycięzkie oręża nie tylko w Inflanciech, ale i innych

miejscach, cokolwiek w posesyach spólnego nieprzyjaciela

zostawało, przy pomocy Najwyższego prowadził, tak i na

potem prowadzić będzie, takim sposobem, że wszystkie te

fortece, miasta y zamki, które w całém Księstwie Inflantskiém

i przynależących do niego ziemiach, cokolwiek do Rzplt.

Rozdział II.

background image

69

należało i za pomocą Bożą do Jego Carskiego Wieliczestwa

wziętych być może, że królewskiemu Wieliczestwu i Naj-

jaśniejszéj Rzplitéj bez nagrody z ochotą odda i ustąpi”.

S z ó s t y m artykułem zobowięzywał się car dostarczyć na

czas trwania wojny w charakterze posiłków dla W. Księstwa

Litewskiego 12000 piechoty sposobem cudzoziemskim ze-

branéj, mającéj pozostawać pod naczelną komendą króla

polskiego. Car miał płacić ową piechotę, zaopatrzyć ją w

potrzebną artyleryą i amunicyą. Artykułem s i ó d m y m

da-wał car na potrzeby kampanii roku 1705 Rzplitéj do rąk

Tomasza Działyńskiego wojewody chełmińskiego, 208000

rubli w charakterze zaliczki. Rzeczpospolita obowięzywała

się wystawić na tęż kampanią dobrze umundurowanéj pie-

choty 26200 ludzi, kawaleryi 21800 koni na czas trwania

wojny. Car natomiast obowięzywał się płacić na koszta

utrzymania tegoż wojska, corocznie w Maju, przez czas

trwania wojny na ręce Tomasza Dziatyńskiego po 200000

rubli. Ó s m y m wreszcie artykułem przyrzekała Rzplita po

uwolnieniu swoich ziem od nieprzyjaciela dopomagać carowi

do zdobyczy na Szwedach…

Otóż to stypulacye ważnego w dziejach swéj epoki trak-

tatu Narewskiego, otwierającego pod nazwą i firmą przy-

mierza carowi wstęp w kraje Rzeczypospolitéj, zwalającego

na nią ciężar wojny, nie przynoszącego jéj żadnéj ulgi drogą

przeznaczonych subsydiów pieniężnych, ponieważ carskie

ruble, jak zobaczymy późniéj, tonęły w przestwornéj kie-

szeni króla Augusta, najczęściéj na cele wcale n i e w o -

j e n n e . Korzystną niewątpliwie dla Rzplitéj była stypula-

cya traktatu, zaręczająca jéj zwrot zajętych przez Paleja

ukraińskich zamków i Inflant po odebraniu ich Szwedom.

Na nieszczęście przecież pozostała ta pierwsza, jak druga

stypulacya martwą literą. Stan rzeczy na Ukrainie nie zmie-

nił się wskutek traktatu Narewskiego w niczém; co się zaś

zrobiło z przyrzeczeniem zwrotu kraju nadbałtyckiego po

odebraniu go Szwedom, miały dopiero wykazać o wiele póź-

niejsze wypadki. Jakiekolwiek przecież znaczenie dla Polski

miał traktat Narewski; jakiekolwiek nakładał Rzeczypospo-

Traktat Narewski.

background image

70

litéj ciężary; jakiegokolwiek doznawał ocenienia i przyjęcia

ze strony usposobienia ogólnego i dygnitarzy polskich,

trudno przecież zaprzeczyć, iżby dla skołatanych interesów

samegoż króla Augusta nie był miał przedstawiać radosnego

i korzystnego wypadku.

Nie inaczéj przyjęto wiadomość o zawarciu traktatu Na-

rewskiego w obozie Augustowym. Znane nam już stano-

wiska armii Augustowéj po wyjściu z Warszawy. Główna

kwatera króla znajduje się w Pułtusku, wśród częstych prze-

jazdek między Zakroczymiem a Wyszogrodem; piechota mo-

skiewska pod dowództwem Patkula obozuje we wsi Wilcz-

kowéj; saska w pobliskiéj okolicy. Od dnia 18 Września

bawi August w Wyszogrodzie. Tutaj to schodzą się razem

dwie wiadomości, pierwsza o wzięciu Narwy i Iwangrodu

przez cara, druga o zawarciu traktatu przymierza przez wo-

jewodę chełmińskiego. Obie wywołują niezmierną radość w

obozie saskim, obchodzą w nim radosny dzień uroczystém

Te Deum i licznemi salwami armatniemi. Pod wpływem ich

daléj nawięzuje August sztuczną siatkę robót politycznych,

których hasłem i początkiem staje się zwołana przezeń na

dzień 24 Wrześna do Wyszogrodu rada senatu.

Augusta otoczenie ówczesne składało się głównie z Sasów

i cudzoziemców. Widzimy około niego w. marszałka Pflugka,

w. koniuszego Recknitza, pół-kamerdynera, pół-poufnego

agenta Spiegla, audytora papiezkiego Vanni i Patkula. Pol-

skie dygnitarstwo słabo i nielicznie około niego reprezen-

towane. Najwydatniejsze stanowisko w nieobecności w. kan-

clerza koronnego Załuskiego, zajmuje przy osobie królew-

skiéj Szembek podkanclerzy koronny; daléj widzimy przy

Auguście podskarbiego koronnego Przebendowskiego, Kcze-

wskiego wojewodę malborgskiego, Żaboklickiego wojewodę

podolskiego, Jana Jabłonowskiego wojewodę Ruskiego, Sta-

nisława Denhoffa miecznika koronnego, wojewodę mazowie-

ckiego, wreszcie biskupa chełmińskiego Teodora Potockie-

go, reprezentującego cały obóz Potockich, starający się

chwilowo o względy królewskie, przeszkadzający wszelkiemi

siłami zgodzie króla z rodziną Lubomirskich, spekulujący na

Rozdział II.

background image

71

opróżnione po nich dygnitarstwa Rzplitéj. Wśród podobnego

grona polskich i saskich dygnitarzy, przyszła pod dniem 24

Września do skutku w Wyszogrodzie rada senatu, któréj

głównym rezultatem było zwołanie pospolitego ruszenia

w myśl uchwał konfederacyi sandomierskiéj, wejście w po-

rozumienie z województwami pruskiemi, nałożenie kontry-

bucyi na miasto Warszawę, co najważniejsza wreszcie, za-

wiązanie drogą osobnego poselstwa nibyto z ramienia Rze-

czypospolitéj nowych dyplomatycznych stosunków z dwo-

rem berlińskim. Świeżo co dopiero odniesione zwycięztwo

dyplomatyczne przez zawarcie traktatu przymierza z Carem,

było jakoby żywą pokusą do podjęcia równoległéj próby na

ważniejszéj może, bo bliższéj widowni berlińskiéj. Zwy-

cięztwo warszawskie, powodzenie dyplomatyczne na dworze

carskim, zdawało się przemawiać za prawdopodobieństwem

podobnegoż powodzenia i na berlińskim, wrażliwym nie-

słychanie wobec wszelkiego sukcesu dworze. Sascy dyplo-

maci nie starczyli zaś ani na podobną potrzebę, ani na podo-

bny zamiar. Czy to Flemming, czy to Bose, czy Patkul,

czy Moreau i Jordan, czy to pilny i wytrwale wśród tych

wszystkich pokaźniejszych poselstw na swém stanowisku

berlińskiém wytrzymujący rezydent Wolters, reprezentowali

tylko samegoż króla Augusta, nie reprezentując Rzeczy-

pospolitéj.

Tymczasem zależało w interesie zyskania pomocy ga-

binetu berlińskiego na wplątanie R z e c z y p o s p o l i t é j

właśnie w podobny z nim stosunek, w jaki się ją już za po-

mocą wojewody chełmińskiego udało wprowadzić z carem.

Trzeba więc było Augustowi sięgnąć w tym celu na owéj

radzie i przez ową radę Wyszogrodzką po dygnitarza Rze-

czypospolitéj działającego przecież, co już trudniéj nieco,

w myśl intencyi i interesu króla. Dawniéj przemyśliwano

nad powierzeniem podobnéj missyi Stanisławowi Szczuce,

pod-kanclerzemu litewskiemu. Obecnie tak on, jak Załuski

na-leżeli do dygnitarzy, którzy nie przechodząc wyraźnie do

Szweda, stanęli przecież na obojętnem uboczu i nie cieszyli

się zaufaniem królewskiém. Minęło więc Szczukę poselstwo

Usiłowania Augusta około podniesienia swéj sprawy.

background image

72

berlińskie. Natomiast wybrał sobie August na owéj radzie

Wyszogrodzkiéj osobistość, jak stósowniejszéj i lepiéj od-

powiadającéj podobnemu zadaniu znaleźć było trudno. Był

nią Jan Przebendowski podskarbi koronny. Nie było zape-

wnie, powtarzamy, dygnitarza Rzeczypospolitéj, któryby się

był lepiéj do tego rodzaju roli nadawał. Nawrócony na ka-

tolika kalwin, szwagier Flemminga, raczéj Niemiec niż Po-

lak, podpisujący się w swych korespondencyach z niemiecka

„ J . G . v o n P r e b e n d a u ” , równie podejrzany naro-

dowi i niepopularny pośród niego, ile wierny i oddany spra-

wie królewskiéj, czynny, energiczny, przebiegły i bystry

mimo zbliżającéj się siedemdziesiątki życia, obok tego wszy-

stkiego dygnitarz wysokie w Rzeczypospolitéj zajmujący

stanowisko, łączył w sobie wszelkie warunki i przymioty

potrzebne do spełnienia powierzonego sobie zadania. Bez

wystawienia się na niebezpieczeństwo wobec niechęci i po-

dejrzliwości polskiéj, można mu było podszepnąć do dys-

kretnego użytku choćby nawet propozycyą terytorialnego

wynagrodzenia Brandenburgii za pomoc daną królowi Au-

gustowi; można mu było daléj pozostawić z ufnością zadanie

czuwania nad krętemi i zmieniającemi się co chwila drogami

polityki brandenburgskiéj. Szlachta, jak podejrzliwa i nie-

chętna traktatowi z carem, była równie podejrzliwą i nie-

chętną wobec misyi podskarbiego koronnego do Berlina.

Zgromadzony późniéj nieco z ramienia Stanisławowego

„extraordynaryjny” sejmik województwa kaliskiego i po-

znańskiego pod laską Franciszka Radzewskiego starosty

wschowskiego w Środzie, zakłada na dniu 2 Grudnia głośny

protest przeciw „legacyi Przebendowskiego od króla Augu-

sta do Berlina, ponieważ nie wiadomo, co pod tém haeret”.

Podejrzliwość owa szlachecka nie była całkiem bez podstawy

a frymark rozpoczęty w Czerwcu 1704 na dworze berlińskim

za pośrednictwem Flemminga, Patkula i Bosego miał się

przez Przebendowskiego ciągnąć daléj. W ciągu późniejsze-

go opowiadania będziemy mieli jeszcze nie raz sposobność

przypatrzenia się oscylacyom i ewolucyom polityki gabinetu

berlińskiego, równie pożądliwéj w apetytach i niewyczerpal-

Rozdział II.

background image

73

néj w pomysłach, jak niezdecydowanéj w akcyi. Wobec fak-

tów missyi Przebendowskiego, wystarcza nam scharakte-

ryzować obustronną sytuacyą, jak się przedstawia w jesien-

nych miesiącach roku 1704. Augustowi chodzi o powstrzy-

manie Brandenburgii od przymierza szwedzkiego, od wspie-

rania zaprzyjaźnionego z nią Leszczyńskiego, od dawania

poręki kretowéj robocie prymasa. Wszystko to uważa za

p i e r w s z e zadanie chwili i misyi podskarbiego koronnego.

W d r u g i m dopiero rzędzie staje usiłowanie około zyska-

nia czynnéj pomocy brandenburgskiéj i zabezpieczenia elek-

torstwa saskiego od inwazyi szwedzkiéj. W nagrodę tych

korzyści ze strony brandenburgskiéj zawozi Przebendowski

do Berlina ofiarę uznania królewskości pruskiéj, ustąpienia

Elbląga, wreszcie nieokreślonych terytoryalnych koncessyi,

w kwestyi, których miał dopiero wysłuchać propozycyi bran-

denburgskich. W lecie r. 1704, kiedy sprawa Augusta stała

rozpaczliwie, występowali ministrowie pruscy Wartenberg,

Ilgen, Wartensleben, Schlippenbach z bardzo wygórowane-

mi pretensyami. W razie zabezpieczającéj kraje branden-

burgskie od inwasyi szwedzkiéj koncentracyi sił saskich i

carskich nad dolną Wisłą i Notecią obiecywali akcess Prus

do koalicyi przeciw Szwedowi, żądając wszakże w zamian

Gdańska, Warmii, Kurlandyi, wreszcie Żmudzi łączącéj

Prusy książęce z Kurlandyą. Wobec Wrześniowych powo-

dzeń Augusta zeskromniały owe pretensye i ograniczały się

w samejże chwili wyjazdu podskarbiego koronnego do Ber-

lina na żądanie skrawka kraju nad Dolną Wisłą a przynaj-

mniéj strategicznych punktów przeprawy przez Wisłę, jak

Gniewu i Nowego, następnie Warmii i Elbląga, pomijając

naturalnie jako rzecz rozumiejącą się samo przez się, uz-

nania królewskości pruskiéj ze strony Rzeczypospolitéj.

Otóż czego w jesieni r. 1704 chciał August, otóż czego do-

magała się Brandenburgia. Wobec niemocy Augusta z jed-

néj, wobec ciągłego wahania się z drugiéj strony, kończyło

się przecież na długoletnich szeptach niedoprowadzających

do żadnego stanowczego i wyraźnego rezultatu. Karól XII

oświadczył nie ustępować choćby piędzi ziemi z krajów Rze-

Usiłowania Augusta około podniesienia swéj sprawy.

background image

74

czypospolitej; przymierze z nim więc nie przedstawiało ża-

dnych korzyści, tém mniéj, że po za słabemi plecami Au-

gusta stoi car z groźbą „wyprawienia maskarady w Księstwie

pruskiém”, gdyby się gabinet berliński z królem szwedzkim

miał połączyć. Łączyć się przeciwnie z carem i Augustem

przeciw Karolowi XII grozi perspektywą najazdu szaleńca

szwedzkiego w kraje brandenburgskie, najazdu tem nie-

bezpieczniejszego wobec bezbronności spowodowanéj za-

trudnieniem całéj armii prawie prusko-brandenburgskiéj na

teatrze współczesnéj wojny z Francją. Strach z jednéj strony

cara, z drugiéj Karola staje tedy na kilka lat, podczas całéj

misyi podskarbiego koronnego, regulatorem polityki bran-

denburgskiéj i sprowadza ów stan ustawicznéj oscylacyi, nie

dopuszczającéj żadnéj stanowczéj decyzyi. Nie przeszkadza

to przecież ustawicznym szeptom i intrygom polityki bran-

denburgskiéj na dwie strony, nie przeszkadza jéj podstępnéj

grze w sprawach polskich, jak zarazem daje, co będzie rze-

czą późniejszego opowiadania, Przebendowskiemu sposob-

ność rozwinięcia prawdziwéj zdolności i sztuki dyplomaty-

cznéj na powierzonem sobie stanowisku. Dodajmy jeszcze,

że w charakterze pomocnika czy pierwszego sekretarza

poselstwa był mu dodany Ossoliński starosta chmielnicki,

chorąży ziemi Drohickiéj. Tyle o misyi podskarbiego do

Berlina, jako o jednym z najważniejszych rezultatów wy-

szogrodzkiéj rady i akcyi dyplomatycznéj Augusta.

Prócz cara i Brandenburgii, zwraca się jeszcze uwaga jego

z owego nadwiślanego zakątka na dwie dziedziny polityki

zagranicznéj, na Danią i Rzym. Zaczynając od pierwszéj,

dowodzi ówczesna korespondencya między dworem kopen-

hagskim a drezdeńskim, dowodzą mianowicie poufne sto-

sunki pomiędzy królem Augustem a posłem duńskim Jes-

senem, bawiącym ówczas ciągle w Polsce lub w miejscach

blizkich Polsce, szczególnie serdecznego udziału, jaki D a -

n i a a lepiéj powiedziawszy król Fryderyk IV w losach króla

Augusta bierze. Król August miałby ochotę skusić Danią

do zerwania traktatu Trawendalskiego, do oświadczenia się

przeciw Szwecyi, do wystąpienia zbrojnego, a co najmniéj

Rozdział II.

background image

75

do dania jakiejkolwiek ubezpieczającéj rękojmi przeciw mo-

żliwemu najazdowi elektorstwa saskiego przez Karola XII.

Dwór kopenhagski miałby tego niezgorszą ochotę, ale czyni

akcess do koalicyi zależnym od postawy Brandenburgii.

Powstrzymując się w ten sposób od akcyi na widowni wojny,

nie ustaje przecież Dania ani na chwilę w robocie skrytéj,

niedostrzegalnéj a przecież ważnéj na rzecz Augusta. Herby

poselstwa duńskiego błyszczą przez jesienne miesiące roku

1704 w Krakowie jako niewątpliwe godło pracującego dla

Augusta i sprzyjającego mu mocarstwa. Baron Jessen utrzy-

muje przy boku Augusta nieodstępnego odeń sekretarza,

koresponduje z samymże królem, marszałkiem Pflugkiem

i Patkulem: zaopatruje go skutecznemi radami, działa za-

biegle w jego interesie, pracując nad zjednaniem mu po-

gniewanych dygnitarzy Rzeczypospolitéj. Poufny kuryer jego,

Polak, Antoni Zdanowski, snuje się ciągle wskroś codzien-

nych niebezpieczeństw między obozem Augustowym a zmie-

niającemi się miejscami pobytu barona Jessena. Słowem

jest allians duński jedynie bezinteresowny a pewny, jakim

się August poszczycić może, a mimo pozornéj swój niemocy,

jak zobaczymy niżéj, dla interesów wewnętrznych polskich

Augusta wcale nie bezskuteczny.

F r a n c y a pogrążona chwilowo w wojnę coraz mniéj

dla niéj korzystny biorącą obrót, nie wchodzi chwilowo w

rachubę, staje po stronie Karola i stronników jedynie tylko

by przedłużyć stan wojny w Polsce, by zatrudnieniem Au-

gusta tutaj, powstrzymać go od udziału na widowni wojny

nadreńskiéj i flandryjskiéj, liczebnie znaczenia i wartości

dla Augusta i Polski saméj jest natomiast w latach 1704 i

1705 postawa tak zwanych mocarstw morskich w kolejach

i przebiegu wojny północnéj, H o l a n d y i i A n g l i i .

August miał reprezentantami w Londynie Kirchnera, w Ha-

dze Gersdorffa, a interes jego schodził się tutaj przypadko-

wo wiernie z interesem Rzeczypospolitéj. Mimo wszelkiego

machiawelizmu i mimo wszelkiéj obojętności dla dobra i

sławy Polski, nie był przecież August skłonnym poświęcać

apetytom brandenburgskim Gdańska a nawet zezwalać na

Usiłowania Augusta około podniesienia swéj sprawy.

background image

76

jego okupacyą przez Brandenburczyków. Nie innym natu-

ralnie pod tym względem był interes samejże Polski. Otóż,

tak August, jak Polska znajdowali czy to wobec pożądliwości

brandenburgskich, czy szwedzkich na Gdańsk i miasta

pruskie, w imię swobody handlu bałtyckiego gotowych za-

wsze i skutecznych sprzymierzeńców w Anglikach i Holen-

drach. Gersdorff pisze w tej sprawie, późniéj nieco, pod

dniem 16 maja 1705 z Hagi: „Panowie Stany Generalne

uważają za rzecz dobru publicznemu najodpowiedniejszą,

sprawy polskie, mianowicie Gdańska, Elbląga, Torunia i

Malborga, doprowadzić znów do dawniejszego stanu i w

tym celu wejść w porozumienie z J. K. Mością Pruską”. Nie

inaczéj odzywał się na dworze berlińskim poseł angielski lord

Rabby, nie inaczéj za bytnością swoją tamże Marlborough.

Nie ostatnią wreszcie rolę w owych miesiącach jesieni

roku 1704 odgrywa dla interesu i w zabiegach dyplomaty-

cznych króla Augusta R z y m , reprezentowany przy Rze-

czypospolitéj przez nuncyusza Spadę, przez audytora jego

Vanni. W téj mianowicie chwili stawała się jego pomoc,

choć moralnéj tylko doniosłości ważną, interwencya nieuni-

knioną. Pominąwszy stwierdzony tylu przykładami z dawniej-

szych dziejów Polski, mianowicie z epoki Jana III fakt wpły-

wu papiezkiego na politykę polską wogóle, za pomocą pod-

ległych sobie biskupów i duchowieństwa, odgrywających tyle

przeważną rolę w składzie politycznego organizmu Rzeczy-

pospolitéj, — przedstawiała właśnie chwila obecna jakoby

osobną i specyalną konieczność wejścia w porozumienie z

Rzymem. Konfederacya warszawska orzekła bezkrólewie,

ogłosiła Leszczyńskiego królem, prymas zajął wobec tych

wypadków postawę nasamprzód stanowczo wrogą, następ-

nie zagadkową względem Augusta. Prymas, choćby nawet

ten prymas był i nazywał się Radziejowskim, reprezentował

przecież ze stanowiska publicznego prawa polskiego i po-

czucia narodowego piastuna i dzierżyciela prawowitości.

Akt detronizacyi przezeń wyrzeczony, akt koronacyi nowego

króla przezeń spełniony miał swą rzeczywistą i dotykalną

w oczach i wyobrażeniu narodu doniosłość. Powstrzymać

Rozdział II.

background image

77

prymasa w jego działalności przeciw sobie, nie dopuścić

mu uczestniczyć w akcie elekcyjnym Leszczyńskiego, prze-

szkodzić mu we włożeniu korony na jego głowę, znaczyło

dla Augusta pozostawić fakt własnéj detronizacyi jedno-

stronnym, nic nie znaczącym wybrykiem Karola XII, elekcyą i

królewskość Leszczyńskiego wypadkiem pozbawionym san-

kcyi prawnéj, pozostawiającym rzeczy w stanie niepewności

i zawieszenia. Napomknęliśmy już wyżéj, będziemy mieli

sposobność jeszcze niżéj opowiedzieć, jak dalece August w

téj części swéj działalności umiał się posłużyć wszechwład-

nym na prymasa wpływem wojewodziny łęczyckiéj Towiań-

skiéj, jak dalece i o ile ten wpływ zdołał być skutecznym.

Podobny sprzymierzeniec nie wyłączał przecież potrzeby i

konieczności posłużenia się innym, skuteczniejszym jeszcze

co R z y m , jako n a c z e l n a k o ś c i e l n a w ł a d z a pry-

masa, przedstawił się Augustowi najważniejszym czynni-

kiem w spełnieniu tego czysto p o l i t y c z n e g o zadania.

Naturalnie że w podobnéj akcyi ze strony Rzymu nie mogły się

prędzéj czy późniéj nie zatrzeć granice między kompetencyą

kościelną Rzymu a jego polityczną w sprawach polskich am-

bicyą i uzurpacyą. Najlepszy tego przykład na swéj osobie

przedstawiał pod tym względem biskup poznański Święci-

cki, odstawiony za czyn p o l i t y c z n é j wyłącznie natury

przeciw Augustowi, wbrew przedstawieniom w. kanclerza

koronnego Załuskiego, z wyraźnem przyzwoleniem nuncyu-

sza Spady i jego audytora Vanniego, pod ścisłą klauzurą

do Budyszyna w Saxonii. Nie miało zbywać późniéj na bre-

wiach i exkomunikach Klemensa XI, stwierdzających tęż

samą prawdę. Aby zyskać w Rzymie sprzymierzeńca, aby

go w charakterze sprzymierzeńca utrzymać dla siebie, aby

mieć zeń gotowe na każde zawołanie i na każdą potrzebę

narzędzie paraliżowania wszelkiéj akcyi prymasa i biskupów

polskich na rzecz Leszczyńskiego, postanowił August w tym-

że samym czasie, w tejże saméj jesieni roku 1604 wyprawić

w osobnéj nadzwyczajnéj misy i do papieża Klemensa XI,

przebiegłego, wyłamanego we wszelkich dyplomatycznych

sztukach Piemontczyka, hrabiego Lagnasco. Lagnasco umiał

Car, Dania, Brandeburgia, papież.

background image

78

się pośród ziomków znaleźć na powierzoném sobie stanowisku

oddał królowi Augustowi na niem, jak zobaczymy niżéj, nie-

słychanéj wagi usługi, a złożył, nawiasowo powiedziawszy,

przekonywające dowody swéj zręczności i zabiegłości w ob-

szernéj korespondencyi z Rzymu, zalegającéj do dziś dnia

archiwum drezdeńskie.

Otóż jesienna akcya króla Augusta w dziedzinie p o l i -

t y k i z a g r a n i c z n é j .

Zwróćmy się teraz do w e w n ę t r z n é j .

Zależało wśród obecnych okoliczności, po przepłoszeniu

Stanisława z Warszawy, po odniesieniu choć nie stanowczego

jeszcze, to ważnego zwycięstwa na odbudowaniu własnéj

zachwianéj władzy, na zapobieżeniu, by taktyczna królew-

skość Leszczyńskiego nie zyskała w obliczu narodu sankcyi

prawa. W tym kierunku wyszły uchwały rady wyszogrodzkiéj

postanawiające pospolite ruszenie w myśl konfederacyi san-

domierskiéj, nakładające podatek na województwa pruskie

i miasto Warszawę. W Wielkopolsce uprzedziły je już po-

niekąd na rzecz Augusta lauda zjazdów Kościańskich i Bu-

szewskich a Maciéj Radomicki i Adam Śmigielski stali na

czele kilkunastu chorągwi pospolitego ruszenia szlacheckie-

go, niepokojących przez miesiące Sierpień i Wrzesień szwe-

dzką załogę miasta Poznania, wspierających działania gene-

rała Schulenburga. Głównie przecież streszczała się we-

wnętrzna akcya króla Augusta około pozyskania d w ó c h

naczelnych w Rzeczypospolitéj o s o b i s t o ś c i , prymasa

Michała Radziejowskiego i w. hetmana koronnego Hiero-

nima Lubomirskiego. Oba te filary Rzeczypospolitéj i prawo-

witości polskiéj znamy już z poprzedniego opowiadania.

Tak prymas, jak hetman przeszli wprawdzie do obozu prze-

ciwnego, ale postawa ich obecna nie pozbawiała nadziei,

że się nawrócą, że prymas nie włoży korony na głowę Le-

szczyńskiego, że hetman powróci wraz z wojskiem koron-

ném pod Augustowe znaki. Na symptomach, że podobna

nadzieja się ziści, niezbywało. Prymas zwolennik kandyda-

tury księcia Conti, późniéj może w. hetmana, stanął na zi-

mném uboczu podczas elekcyi Leszczyńskiego, dzięki wpły-

Rozdział II.

background image

79

wowi wojewodziny Towiańskiéj. Odtąd staje się mimo wszel-

kich gróźb i nagabywań szwedzkich raczéj obojętnym spe-

ktatorem, aniżeli aktorem wypadków. Opuściwszy Warszawę

w przededniu Augustowego szturmu wraz z nieodłączną od

swéj osoby rodziny Towiańskich, wyjechał na krótki czas

tylko do Łowicza. Tu ztąd wyruszył pod eskortą jazdy szwe-

dzkiéj geuerała Meyerfelda do Torunia, następnie do bez-

piecznego, po za sferą wojennéj grozy leżącego Gdańska.

Rodzinę Towiańskich pomieścił w pobliskiéj, oddzierżawio-

néj sobie przez Jakóba Sobieskiego ekonomii Tygenhoffskiéj,

sam osiadł w mieście, gromadząc około siebie rodzaj dworu,

ściągając liczne odwiedziny najrozmaitszych dyplomatów za-

granicznych dworów, panów i dygnitarzy polskich, agentów

wszystkich interesów i wszystkich stronnictw polskich. Prze-

bywają naówczas w Gdańsku poseł francuski Bonac, repre-

zentant dworu berlińskiego radzca Werner, agent Augu-

stowy Stenzel, marszałek konfederacyi warszawskiéj Bro-

nisz; rodzina Stanisława, podskarbi litewski Benedykt Sa-

pieha bawią w Elblągu lub Frauenburgu, komunikując się

często z Gdańskiem. Prymas przejeżdża się pod opieką

władz miejskich między Gdańskiem a Tygenhoffem; co chwi-

la, jak zobaczemy późniéj jeszcze, przybywają doń z naj-

rozmaitszemi propozycyami reprezentanci na przemian Au-

gustowego lub Stanisławowego interesu. Wspomnieliśmy

już, że jedném z najważniejszych zadań i starań polityki

Augustowéj w obecnéj chwili było przeciągnąć stanowczo

prymasa na swą stronę, zapobiedz, by się nie dał użyć

Szwedom za narzędzie uprawnienia królewskości Leszczyń-

skiego. Miał August w tém staraniu swojém skuteczną za-

wsze pośredniczkę w osobie wszechwładnéj u prymasa

wojewodziny łęczyckiéj, posługiwał się daléj pomocą woje-

wody malborgskiego Kczewskiego i nuncyusza Spady. Wia-

domo nam nadto z powyższego opowiadania, że zadaniem

wysłanego do Rzymu hrabiego Lagnasco było postarać się

u kuryi rzymskiéj o utrzymanie prymasa w karbach choćby

pewnéj nieszkodliwości tylko dla sprawy augustowéj. Ukła-

dy owe z prymasem znajdowały się w końcu miesiąca Wrze-

Prymas, Lubomirscy.

background image

80

śnia, w początku miesiąca Października na najlepszéj drodze

i zapowiadały pożądany dla Augusta rezultat. Jakim spo-

sobem je popsuł i jak korzystny ich obrót sam sparaliżował,

zobaczmy niżéj.

Drugim przedmiotem ówczesnych zabiegów augusto-

wych z niezawodnemi widokami dobrego skutku, była oso-

ba w. hetmana koronnego Hieronima Lubomirskiego. Het-

man, osobistość chwiejna, niepewna swych dróg i celów,

dotknięty w swéj ambicyi wyniesieniem Leszczyńskiego, co-

raz mniéj wierzący w ostateczne zwycięztwo Szwedów, przed-

stawiał już choćby ze wskazanych co dopiero tylko powodów,

wdzięczny i pożądany grunt pokusy. Prócz tego, nie zbywało

Augustowi na bardzo skutecznych i zręcznych agentach

około jego osoby. W pierwszym ich rzędzie widzimy prze-

bywającą stale w Krakowie ciotkę hetmańską, owdowiałą wo-

jewodzinę Annę Małachowską z domu Lubomirską, po pier-

wszym mężu Wielopolską. Z nią wchodzi w stosunki ba-

wiący również w Krakowie poseł Duński baron Jessen, w

dodatku książę Kurlandski Ferdynand Kettler a wszyscy trzéj

pracują zabiegle nad sprowadzeniem hetmana do Krakowa,

nad pozyskaniem go dla sprawy króla Augusta.

Otóż to, raz jeszcze, polityczne położenie rzeczy w po-

czątku jesieni roku 1704, rezultaty rady Wyszogrodzkiéj,

pobytu w Pułtusku, przeciągającego się prawie do połowy

miesiąca Października. Zobaczmy teraz, jak nieoględnie,

nieopatrznie, ale i niepotrzebnie zarazem, porywczość króla

Augusta zepsuła sobie w stanowczéj chwili z takim trudem,

ale i z tak szczęśliwym zarazem skutkiem dotąd podjęte

zadanie. Mniejsza już naturalnie, że chcąc pozyskać sobie

prymasa, August pracował przez Lagnaskę w Rzymie prze-

ciw prymasowi, że wywołał ztamtąd, ze strony papieża Kle-

mensa XI brewia pod dniem 3 Sierpnia, pod dniem 10 Li-

stopada, powołujące prymasa w trzechmiesięcznym termi-

nie do Rzymu, pociągające go do odpowiedzialności za jego

przeciwne interesowi króla Augusta roboty. Akcya tego ro-

dzaju, jakkolwiek nieprzyjazna prymasowi, była wynikiem

sytuacyi, środkiem obliczonym może nie bez widoków na

Rozdział II.

background image

81

skuteczność powstrzymania chwiejnego prymasa od zbytnie-

go zagłębiania się w stosunki ze Szwedami. Wśród jednakże

właśnie rozpoczętych z prymasem za pośrednictwem nun-

cyusza, wojewody malborgskiego i wojewodziny Towiańskiéj

negocyacyi, w saméj właśnie chwili uznania jego ważności

dla sprawy królewskiéj, następuje ze strony Augusta naj-

niepolityczniéj szereg czynów, mogących wywołać tylko re-

zultat wręcz przeciwny. Wspomnieliśmy już o zniszczeniu

pałacu prymasowskiego, o zrabowaniu mienia prymasowego

po szturmie Warszawy. Nie poprzestając na tém, niszcząc

dobra Stanisława w Wielkopolsce niszcząc i równając z zie-

mią położoną tamże posiadłość Racotską marszałka konfe-

deracyi Bronisza, przebywającego ani zaszczytnie, ani po-

trzebnie w Gdańsku, — rzucili się Sasi czy ich stronnicy z

istną namiętnością niszczenia na prymasowe włości. Łowicz,

Nieborów, Skierniewice uległy zniszczeniu; pozabierano

wspaniałe cugi prymasowe, wyprzątniono kosztowności, po-

niszczono budynki, naśladowano wiernie przykład Karola

XII względem przeciwników Stanisławowéj i szwedzkiéj

sprawy. Nie zaszczytnéj pracy niszczenia i rabunku dóbr

prymasowych, podjął się „ze swymi łotrami”, jak ich sam

Radziejowski w liście z Gdańska dnia 22 Listopada 1704

nazywa, — partyzant Augustowy Felicyan Czermiński kasz-

telan połaniecki. Łatwo pojąć wrażenie podobnych wiado-

mości na umysł i usposobienie prymasa.

Jedną z najczulszych strun jego moralnéj istoty była —

chciwość. Z pośród wszystkich jego czynów i aktów polity-

cznego znaczenia, z wszystkich jego prywatnych kores-

pondencyi, a są one bardzo rozległych rozmiarów, przemówi

ostatecznie w równie charakterystyczny, jak decydujący spo-

sób — wzgląd materyalnego interesu. Wśród skarg na

krzywdy Rzeczypospolitéj, wśród biadań na ucisk Kościoła

wyjdzie regularnie, prędzéj czy późniéj szczegół dowodzący,

jak dalece przyczyną niezadowolenia i żalów, jak dalece

swém hinc lacrymae, — jest interes osobisty materyalnego

znaczenia. Wobec podobnego usposobienia prymasa, łatwo

pojąć, jakie wrażenia sprawić mogły w Gdańsku wiadomości

Prymas, Lubomirscy.

background image

82

o ruinie pałaców prymasowych w Warszawie i Łowiczu, o

dokazywaniach „połanieckiego łotra” w prymasowych dob-

rach, jak podziałały na podjętą przez nuncyusza, wojewodę

malborskiego, wojewodzinę łęczycką sprawę zgody króla

z prymasem. Nie dość jednakże i na tém jeszcze, nastąpił

ze strony króla Augusta w pierwszych dniach miesiąca Pa-

ździernika czyn najwyższéj politycznéj nierozwagi, psujący

do reszty dzieło podjętéj z prymasem zgody. Znany nam z

dotychczasowego opowiadania aż nazbyt dobrze stosunek

prymasa z rodziną Towiańskich. Wojewodzina łęczycka Kon-

stancya z Niszczyckich Towiańska jest osobistością wszech-

władnego na prymasa wpływu, nosi w ustach ówczesnéj

publiczności ironiczną nazwę „kardynałowéj”, kieruje jego

krokami politycznemi. Syn jéj Krzysztof, podczaszy koron-

ny, zięć w. hetmana koronnego, stanowiący przez ten sto-

sunek pokrewieństwa węzeł jak zobaczymy niżéj, mającéj

swe polityczne znaczenie komunikacyi między rodziną Lu-

bomirskich a prymasem, jest młodym człowiekiem nie bez

zdolności i obracającéj się zawsze na własną korzyść zręcz-

ności wychowania francuzkiego. Najniewinniejszą i najmniéj

godną uwagi w tem codzienném gronie postacią jest sam

wojewoda-małżonek, noszący urzędowe miano marszałka

prymasowego dworu, człowiek przeszło siedmdziesięcio-

letni, bez żadnego znaczenia i bez żadnéj samodzielności

politycznej; lekceważony przez prymasa, nazywany przezeń

„homo magis ruralis, quam curialis”. Byłoby miało sens ze

strony Augustowéj urządzić zamach na osobę prymasa, jak

go wykonał poprzednio na Sobieskich. Prymas pod klauzurą

królewską na Königsteinie był niewątpliwie pożądanym na-

bytkiem. Dostać pod podobnąż klauzurę w charakterze za-

kładników bądź to samąż wojewodzinę łęczycką, bądź wre-

szcie jéj syna, mogło także mieć pewne znaczenie dla sprawy

królewskiéj. Czepiać się przecież z pośród całego tego grona

niewinnego figuranta, jakim był stary wojewoda łęczycki,

było wybrykiem równie bez wartości i korzyści politycznéj,

jak obliczonym nieledwie naumyślnie na rozdrażnienie pry-

masa i jego otoczenia, na popsucie podjętych z nim ukła-

Rozdział II.

background image

83

dów pokojowych. A przecież wybrał sobie August właśnie

tę niewinną figurę na nowy przedmiot swéj w tak liczne

przykłady obfitującéj „zamachowéj polityki”. W pierwszych

dniach miesiąca Października z pewnéj soboty na pewną

niedzielę pojawił się w nocy w zamieszkałym przez Towiań-

skich Tygenhoffie oddział jazdy saskiéj, splądrował przede-

wszystkiem stajnie, obory i stodoły, pozabierał wszystkie

cugi i powozy prymasowe. Następnie wpadli Sasi do same-

goż dworu, porwali starego wojewodę łęczyckiego z łóżka,

oświadczając mu, iż z rozkazu królewskiego jest ich więź-

niem. Zabrawszy daléj w dodatku wszystkie kufry, pienią-

dze, wszelkie kosztowności, nie pozwolili nawet korzystać

starcowi z kolasy; wsadzili go na konia i uprowadzili w

szybkim pochodzie wskroś posuwających się właśnie z War-

szawy ku Poznaniowi oddziałów armii szwedzkiéj na Stry-

ków, daléj na Szlązk i Wrocław do Saxonii, gdzie go wraz

z biskupem poznańskim Święcickim osadzono w mieście

Budyszynie. Późniéj przeniesiono go razem z innymi więź-

niami, jako to starostą Grabowieckim i sekretarzem Sapie-

żyńskim, Francuzem Limontem, na zamek Stolpen. „Król

Imć szwedzki”, pisze prymas, „dnia 2 Novembris przejeż-

dżał Dmoszyn X. X. Misyonarzy łowickich fundacyi moiey;

W. K. Mość (Leszczyński) nazajutrz z królewiczem JMcią

(Alexandrem Sobieskim), a P. Wojewodę łęczyckiego na

Stryków o dwie mile ztamtąd wieziono. Był czas uwolnić

go jeszcze z Wrocławia”. Wypadek ten rozdrażnił prymasa,

rozdrażnił nie mniéj wojewodzinę łęczycką, stał się hasłem

zerwania negocyacyi pokojowych między Augustem a pry-

masem, przeszkodą do ich ponownego zawiązania. Niepo-

jętym mianowicie pozostaje upór, z jakim August trzyma się

biednéj osoby starego Towiańskiego. Napróżno tłomaczy mu

Przebendowski ze swego stanowiska berlińskiego koniecz-

ność uwolnienia wojewody łęczyckiego; napróżno późniéj

Szwedzi sami proponują wymianę wojewody kaliskiego Zyg-

munta Gałeckiego, wziętego w szturmie Lwowa za woje-

wodę łęczyckiego, pokutującego na zamku Stolpen. August

odmawia. Co zaś najważniejsze w przedmiocie mogących i

Prymas, Lubomirscy.

background image

84

mających się odnowić z prymasem traktatów, naraził sobie

August śmiertelnie wojewodzinę Towiańską. Najwymowniej-

szym jéj usposobienia pomnikiem pozostanie list datowany

z Gdańska 13 Października 170-1, wyprawiony do króla

Augusta. Wspomniawszy o usiłowaniach nuncyusza, pod-

skarbiego koronnego i własnych około pozyskania prymasa

dla sprawy królewskiéj, pisze wojewodzina do króla Augusta:

„Ten sam los, który dzisiaj łączy województwa Małéj Pol-

ski, łączy i nas z królem szwedzkim, a W. K. Mość nie znaj-

dzie ani jednéj duszy w Polsce z wyjątkiem żebraków i

nędzników, nie omieszkujących dworować W. K. Mości, któ-

raby chciała tracić majątek i przychodzić do nędzy przez

chęć przypodobania się bądź to W. K. Mości, bądź królowi

szwedzkiemu, bądź neo-elektowi”. Ton tego listu niechaj

będzie miarą rozdrażnienia panującego na gdańskim dwo-

rze prymasa przeciw królowi Augustowi, co przecież, jak

zobaczymy niżéj, nie przeszkadza tak jemu, jak królowi

szwedzkiemu współubiegać się tysiącznemi kanałami około

pozyskania prymasa dla swéj sprawy.

Drugą osobistością, do któréj August z pobytu Wyszo-

grodzko-Pułtawskiego zwraca z lepszym i szczęśliwszym

skutkiem swe starania, jest w. hetman koronny Hieronim

Lubomirski. Rodzina Lubomirskich znajduje się naówczas

licznie reprezentowaną w dygnitarstwach Rzeczypospolitéj.

Obok hetmana widzimy brata jego Jerzego podkomorzego

koronnego, szczęśliwego małżonka kochanki królewskiéj

Ur-szuli z Bokumów, daléj synowca hetmańskiego paliwodę

i awanturnika Teodora Lubomirskiego starostę Spiskiego,

syna w. marszałka koronnego Stanisława, wreszcie drugie-

go synowca Jerzego oboźnego koronnego, syna brata het-

mańskiego Alexandra. Przeciwnym mocno w owéj chwili

domowi Lubomirskich był dom Potockich, reprezentowany

głównie przez Teodora biskupa chełmińskiego i Stefana

strażnika koronnego. Potoccy spekulując u króla Augusta

na osierocone po Lubomirskich stanowiska, byli najzabie-

glejszymi przeciwnikami zgody ich z królem, a baron Jes-

sen, główny zgody téj autor, skarży się ciągle w swéj ko-

Rozdział II.

background image

85

respondencyi na przeszkadzającą rękę Potockich. Mimo

podobnéj przeszkody leżała przecież owa zgoda w naturze

rzeczy i w charakterze interesowanych osób. Nie zapomi-

najmy, że chorobą owéj smutnéj epoki są prywata i chwiej-

ność. Jak pisze poseł duński, tylokrotnie wspominany przez

nas baron Jessen, w swéj korespondencyi, poczynił Karol

XII hetmanowi i całéj rodzinie Lubomirskich świetne przy-

rzeczenia, których dotrzymać nie mógł, czy nie chciał. Nad-

to nie mylimy się pono, przypuszczając, że po zawarciu

traktatu Narewskiego sprawa Karola i Leszczyńskiego nie

zdawała mu się zapowiadać zwycięztwa, a że żadna prywata i

spekulacya z klęską sprzymierzać się nie skłonne. Dodajmy,

że obaj synowie hetmańscy, wpadłszy w ręce Augusta w sztur-

mie Warszawy, znajdowali się jako zakładnicy w Saxonii.

Wierzyć-że wreszcie pojawiającym się częstokroć we współ-

czesnych listach hetmana do prymasa twierdzeniom, że

samo wojsko koronne przychylne królowi Augustowi a że

„hetmanowi wypada dzielić usposobienie i losy wojska?” —

Skarżył się nadto hetman na rozmaite, wyrządzone swéj

hetmańskiéj powadze i godności krzywdy ze strony szwedz-

kiéj i Stanisławowéj. Twierdził, że za przybyciem swém z

Radomia do Warszawy w pierwszych miesiącach roku 1704,

był właściwie więźniem bawiących tamże ministrów szwe-

dzkich, że nie miał swobody swych czynów, że nadewszystko

zawiodły go nadzieje, aby król szwedzki był miał na prawdę

chęć zawarcia pokoju z Rzecząpospolitą, którą niszczy i pu-

stoszy swemi wojskami.

Grunt tedy do zgody między królem a hetmanem był wy-

bornie przysposobiony a interesowane w niéj osoby nie

omieszkały z położenia rzeczy zręcznie i zabiegle korzystać.

Zostawiliśmy w. hetmana koronnego z sześciotysięczną

dywizyą wojska koronnego, ustępującego w Lubelskie po spot-

kaniu Latowickiém, w przededniu warszawskiego szturmu.

Bezpośrednia komenda owéj siły, która się rozdzieliła, jedna

przechodząc (w pierwszéj połowie miesiąca Września) w Lu-

belskiém na lewy brzeg, druga pozostając na prawym brzegu

Wisły, znajdowała się pierwsza w ręku podkomorzego, druga

Prymas, Lubomirscy.

background image

86

w ręku oboźnego koronnego, brata i synowca hetmańskiego.

Obie siły zmierzały koncentrycznym ruchem ku Krakowu,

nie pytając już widocznie ani o Szweda, ani o Stanisława;

sam w. hetman koronny zapowiadał swe przybycie tuż za

niemi. Obie dywizye wojska koronnego wraz z dowódzcami

swymi stanęły dnia 22 Września po jednéj i po drugiéj stro-

nie Wisły w pobliżu Krakowa, z zapowiedzianym zamiarem

dania wypoczynku znużonym ludziom i zniszczonym ko-

niom, zajęcia kwater w dobrach biskupa krakowskiego, księ-

stwie Siewierskiém i Zatorze. W samejże niemal chwili przy-

bycia obu Lubomirskich pod Kraków, znalazł się u posła

duńskiego jako usłużny agent Augustowéj sprawy, Morsztyn

starosta sieradzki, oświadczając mu pod pieczęcią tajemnicy,

że w. hetman koronny i cała rodzina Lubomirskich gotowi

przejść na stronę Augusta, że zaś on, Morsztyn, i owdowiała

wojewodzina poznańska, nieobecna właśnie w Krakowie, —

gotowi podjąć się w tym celu pośrednictwa. Jessen zawsze

gorliwy dla sprawy Augusta, pochwycił ze skwapliwością

propozycyą Morsztyna i odbył, jak powiada, „ w t r z e -

c i e m m i e j s c u ” , wieczorem dnia 24 Września konfe-

rencyą z przyprowadzonym przez Morsztyna podkomorzym.

Rezultat téj konferencyi był do tyla dla podjętego dzieła

pożądanym, iż podkomorzy potwierdzał fakt intencyi zgody

własnéj i hetmańskiéj z Augustem. Mianowicie oburzał się

podkomorzy na barbarzyńskie obejście się króla szwedzkiego

z miastem Lwowem, na pożogę, na zniszczenie kraju, prakty-

kowane przez Szwedów pod pozorami przyjaźni i przymierza

z Rzecząpospolitą.

Jako główna trudność patronowanéj mianowicie przez

samegoż króla duńskiego zgody, który w tym celu wyprawił

nawet do w. hetmana koronnego na ręce podskarbiego

Przebendowskiego list własnoręczny, przedstawiała się za-

zdrość i ambicya domu Potockich, biskupa chełmińskiego

Teodora, strażnika koronnego Stefana, wojewody kijowskie-

go Józefa, czyhających na zagarnienie wakansów po Lubo-

mirskich dla siebie; przedstawiały się daléj wygórowane i

upokarzające warunki Augusta. August żądał, by hetman

Rozdział II.

background image

87

usunął własną swą, bawiącą chwilowo w Królewcu, nie-

przychylną sprawie królewskiéj, z domu Bokum małżonkę

do Saksonii, aby wydał w jego ręce Stanisława Leszczyń-

skiego, aby bezwarunkowo i bez ogródki przystąpił do kon-

federacyi sandomierskiéj. O warunkach tych jako przedło-

żonych hetmanowi przez starostę Spiskiego (Teodora Lubo-

mirskiego), a niegodnych przyjęcia, wspomniał podkomorzy

na owéj konferencyi Jessenowi. Co zastanowienia godna,

to że warunek pochwycenia Leszczyńskiego nie uważano

może ze strony hetmańskiéj za rzecz ubliżającą czci i god-

ności, lecz za rzecz niewykonalną (inpracticable), ponie-

waż neo-elekt znajduje się już w obozie szwedzkim. Nato-

miast oświadczał podkomorzy, że akcess hetmana do kon-

federacyi sandomierskiéj i do króla Augusta nie napotka

właściwie trudności, byle tylko hetman odzyskał ze strony

królewskiéj całą pełnię swéj godności i stanowiska zagrożo-

nych przez uchwały zapadłe w Sandomierzu. Po tym wiele

zapowiadającym początku, z którego baron Jessen nie omie-

szkał zdać na dwie strony sprawy, Augustowi do Pułtuska,

swemu własnemu królowi do Kopenhagi, nastąpiła kilko-

dniowa przerwa w konferencyach ugodnych. Wojewodziny

poznańskiéj nie było przez ten czas w Krakowie; podkomo-

rzy wyjechał dnia 25 Września z miasta w celu objazdu od-

ległych o kilka mil stanowisk swojéj dywizyi wojska koron-

nego, zapowiadając jednakże w krotce swój wraz z samym

hetmanem powrót, co najważniejsza zaś, tak dalece rozdraż-

niony przeciw sprzymierzonym dotąd z sobą Szwedom, że

gdy mu Jessen po akcesie jego domu do Augusta z ośmiotysię-

czną siłą wojska koronnego przedstawiał możność zawarcia

korzystnego pokoju, podkomorzy oświadczał się przeciw

wszelkiemu pokojowi, ponieważ Szwed winien zdać wprzód

rachunek ze zniszczenia i złupienia krajów Rzeczypospolitéj.

Zgoda między Augustem a hetmanem mogła wśród podo-

bnych okoliczności być naturalnie tylko kwestyą bardzo

niedługiego czasu. W kilka dni po téj konferencyi między

posłem duńskim a podkomorzym koronnym, przybył w po-

łudnie dnia 4 Października do Krakowa sam w. hetman ko-

Prymas, Lubomirscy.

background image

88

ronny, mając przy swym boku jako poufnego pośrednika

brata swéj żony Bokuma, biskupa przemyskiego, nominata

krakowskiego. Nie czekając ani chwili wysłał hetman do ba-

rona Jessena biskupa Przemyskiego z prośbą o bezwłoczną

konferencyą, wśród zachowania jednakże wszelkich ostroż-

ności i potrzebnéj tajemnicy. Złośliwy bowiem często w ta-

kich razach przypadek sprawił swobodzie zamierzonéj kon-

ferencyą nieprzewidzianą przeszkodę.

Wzięty w szturmie Warszawskim przez Augusta do nie-

woli Arwed Horn, który późniéj dopiero w zimie z roku

1704 na 5 miał być wymieniony za wziętego do niewoli car-

skiego generała Allarda, — uzyskał według szlachetnie ry-

cerskiego obyczaju ówczesnéj praktyki wojennéj, od wspa-

niałomyślnego zwycięzcy sześciotygodniowy urlop z pozwo-

leniem udania się do armii Karola pod Lwów, z warunkiem

stawienia się na dzień 15 Października w Lipsku. Przypadek

zrządził, że wracający pod eskortą 100 rajtarów z pod Lwowa,

dążący do Lipska, na oznaczony termin Arwed Horn, stanął

jednego i tego samego dnia w Krakowie z hetmanem, a więc

z łaski samegoż Augusta jako żywa przeszkoda mającego się

zawierać z Lubomirskimi w interesie Augustowym układu!

Hetman nie chciał tak nagle i od razu zrzucić maski,

narażać sobie Szweda, najprawdopodobniéj obawiał się o swe

dobra Rymowskie, pragnął więc mieć fakt swéj negocyacyi

z posłem duńskim w najgłębszéj tajemnicy. Po zaręczeniu

takowéj stawił się w nieoznaczonem bliżéj, trzeciem miejscu,

gdzie w cztery oczy odbyła się między nim a Jessenem

kilkogodzinna konferencya, rzucająca nieszczególne światło

na charakter i rozum hetmana. Na samym wstępie zaczął

Lubomirski tłumaczyć akcess swój do konfederacyi warsza-

wskiéj względami dobra publicznego, czém, jak widzimy

ze sprawozdania do króla duńskiego, Jessen ani na chwilę

złudzić się nie pozwolił, tłumacząc sobie po cichu obecny

zwrot hetmana do Augusta okolicznością, iż mu król szwe-

dzki świetnych przyrzeczeń nie dotrzymał. Tonąc następnie

hetman w objawach życzliwości i wdzięczności dla króla

duńskiego, który go własnoręcznym listem zaszczycić ra-

Rozdział II.

background image

89

czył, przestrzegał za to Jessena przed dworem wiedeńskim,

który dla Augusta jest co najmniéj bardzo zimnym, który

zaś jego, hetmana, mimo możności i mimo wpływu na swą

osobę, nie usiłował bynajmniéj powstrzymać od akcessu

do Szwedów i konfederacyi warszawskiéj. Po wystawieniu

podobnego świadectwa własnéj dojrzałości i samodzielności,

oświadczał się hetman z najlepszemi życzeniami dla króla

Augusta, z gotowością przyjścia mu w pomoc z szesnasto,

może nawet z ośmnasto-tysięczną siłą, ale żądał w zamian

bezogródkowéj i zupełnéj restytucyi własnych swych i całe-

go domu swego dygnitarstw. Najtwardszym pod tym wzglę-

dem szkopułem okazywała się jak wiadomo, opozycya domu

Potockich; przyrzekł jednakże Jessen uczynić się rzeczni-

kiem żądań hetmańskich u króla Augusta, a tymczasem

zgodzili się na układ następny. Hetman wystawił w imieniu

własnem i całego domu Lubomirskich piśmienny rewers,

jako oświadczy się stanowczo za królem Augustem, skoro

za rękojmią króla duńskiego, pruskiego, (do którego obja-

wiał szczególne jakieś współczucie i zaufanie) i Cesarza

odbierze zapewnienie żądanéj restytucyi. Rewers hetmański

opieczętowany ma tymczasem znajdować się w depozycie

biskupa Przemyskiego, aż deklaracya ze strony Augusta

nie nadejdzie. Po dojściu konferencyi do takiego rezultatu,

poprosili obaj interesenci do komnaty w cztery oczy odby-

wającéj się narady, biskupa Przemyskiego, któremu dorę-

czyli opieczętowany skrypt, a wobec którego hetman obo-

więzywał się dodatkowo być rzecznikiem sprawy augustowéj

u prymasa Radziejowskiego. Niezwłocznie wyprawili list z

wiadomością o podobnym rezultacie odbytéj z hetmanem

konferencyi Jessen do podkanclerzego koronnego Jana

Szembeka, biskup przemyski do samegoż bawiącego w

Pułtusku Augusta. Przed nadejściem odeń odpowiedzi, miał

układ między Jessenem a hetmanem pozostać głęboką

dla wszystkich tajemnicą. Po skończonéj konferencyi udali

się obecni w Krakowie Lubomirscy, baron Jessen a może i

nieprzeczuwający, co się święci Arwed Horn na wieczór do

wojewodziny poznańskiéj Małachowskiéj, „gdzie było to-

Prymas, Lubomirscy.

background image

90

warzystwo”, „wo zu dem Ende eine Assemblée wahr”, jak

donosi Jessen swemu królowi… Otóż rezultat negocyacyi

podjętych w imieniu Augustowem z najgłówniejszym ś w i e -

c k i m filarem Rzeczypospolitéj. Zobaczymy teraz ich prze-

bieg z bawiącym ciągle w Gdańsku jéj filarem d u c h o w -

n y m , obrażonym, jak powiedzieliśmy wyżéj, najniepo-

trzebniéj przez uwięzienie wojewody łęczyckiego, napad na

Tygenhoff i zniszczenie dóbr swych w Polsce. Dzieło zgody

z nim znalazło się przez to mocno utrudnioném, mimo to

jednakże nie ginie nadzieja jego powodzenia. Prymas staje

się od téj chwili celem wyścigowego turnieju między kró-

lem szwedzkim a Augustem; co zaś najciekawsza, to za-

biegi skrycie na stronę augustową nawróconego hetmana,

by w prymasie znaleźć co prędzéj wspólnika swego od-

stępnego paktu z Augustem. Wiadomo nam już z dotych-

czasowego opowiadania, że pakt tenże miał według umowy

interesowanych stron pozostać przez niejaki czas tajemnicą.

Otóż to czasu owéj tajemnicy, drugiéj połowy Paździer-

nika, pierwszéj Listopada 1704, używa Hieronim Lubomirski

z niesłychaną skrzętnością ku przeciągnieniu prymasa na

Augustową stronę. Agentem w. hetmana koronnego jest na

ten raz niejaki ksiądz Jałowiecki, zakulisowymi patronami

prymasowéj zgody z Augustem nominat krakowski, biskup

przemyski, Bokum, podskarbi koronny Przebendowski i nun-

cyusz Vidoni. Ksiądz Jałowiecki jedzie w początku Paździer-

nika do Gdańska, przywożąc prymasowi list nominata kra-

kowskiego z zaręczeniami łaski królewskiéj i papieskiéj, z

błaganiami w imieniu w. hetmana koronnego, by pospieszał ze

swym akcessem, „ponieważ interess jest bliskim ukończenia

a jest nie tylko saluberrimum patriae”, lecz „y prywatnym

interessem Pana Krakowskiego”. Równocześnie jednakże

przyznawał nominat krakowski w swym liście, że nic nie

zaszkodzi, jeźliby akcess hetmański poprzedził prymasową

zgodę, „bo praevideo, że na reassumcyą rady pro die 12

Novembris manet summa dies na honory, na substancye,

y na dalsze nadzieje jakiejkolwiek potem rekoncyliacyi”.

Prywata, jak ztąd widzimy, odgrywa główną rolę i w tych

Rozdział II.

background image

91

układach, bezowocnych dodajmy, mimo że pod koniec

Października towarzyszy w drugiéj wycieczce do Gdańska

księdzu Jałowieckiemu po cichu sam w. hetman koronny,

usiłując osobistą interwencyą skłonić prymasa do stawienia

się w Krakowie na dzień 12 Listopada, jako na termin mają-

céj się tamże rozpocząć rady królewskiéj. Obie jednakże mis-

sye pozostały nadaremnemi; przyczynę zaś ich niepowo-

dzenia tłumaczy najlepiéj własnoręczny list prymasa do no-

minata krakowskiego z dnia 4 Listopada. I tutaj miesza

się interess Kościoła, Rzeczypospolitéj z dotkniętą najnie-

polityczniéj przez Augusta prywatą prymasa, by udaremnić

dzieło zgody jego z tyle potrzebnym mu dygnitarzem. „Pa-

łace wszystkie”, pisze prymas „zdezolowane, dobra spusto-

szone, depozyta pozabierane, samym nawet świętym Pań-

skim non indultum, o które, choćbym nie miał inszéj mocy

jako pierwszy kapłan, ujmować się powinienem. Co to już

daléj za securitas w Królestwie, kiedy nad kościoły profani

jecerunt manus. Co za immunitates dóbr szlacheckich,

którą przodkowie nasi cum sanctuariis Dei porównywać

chcieli… Nie moja zatem, ale całey Rzeczypospolitey et le-

gum publicarum jest uraza, które wprzód se conciliare

trzeba, aniżeli moją osobę… Inter alia temu mi najbardziéj

śmieszno, że W. Pan życzysz ad amplexum króla Imci sine

mora festinare, a ja tu jednym cugiem po bruku jeżdżę, bo mi

drugie wszystkie Sasi w Tygenhoffie pobrali. Nie nauczyłem

się zaś pieszo et sine comitatu służyć, ani téż testudo pro-

perare może. Taką tedy dawszy rezolucyą W. Panu wzglę-

dem Imci Pana Krakowskiego, iż w e d l e i n t e r e s s ó w

m o i c h p o s t ę p o w a ć b ę d ę ” . Wyprzedzając chrono-

logiczny porządek naszego opowiadania, dodajmy jeszcze,

że już p o zrzuceniu stanowczém maski i p o akcessie uczy-

nionym do Augusta, w. hetman koronny kołata raz jeszcze

do prymasa w imię naturalnie prywaty. Jak wiadomo, była

córka hetmańska za tyle bliskim sercu hetmańskiemu Krzy-

sztofem Towiańskim, synem wojewodziny łęczyckiéj. Inte-

ress córki, karyera, powiedziawszy po dzisiajszemu, jéj

męża, występują tedy w roli czynników mających wpłynąć

Prymas, Lubomirscy.

background image

92

na prymasa. W liście z dnia 23 Listopada, ponawiając raz

jeszcze szturm do oporności prymasowéj, przedstawiając

mu mianowicie rozżalenie nuncyusza Vidoniego i następ-

stwa niełaski papieskiéj, kończy hetman list swój prośbą,

by prymas pozwolił młodemu Towiańskiemu przystąpić w

przeciągu czterech tygodni do Augusta ,,dla konserwacyi

jego interesów…” „abym miał konsolacyą widzieć go z cór-

ką moją na tey stronie, którą z dyspozycyi rzeczy wojsko-

wych pro conservatione osoby moiey przedsięwziąć mi na-

leżało”. I ten argument niezdolny przecież uczynić pryma-

sa przystępniejszym propozycyi hetmańskiéj, co się tłuma-

czy nie mniéj obelgami i pokrzywdzeniami poniesionemi

świeżo co dopiero od Augusta, jak równoważącym pierw-

sze wpływom przeciwnéj strony. Prymas mściwy, pamiętny

uraz, ale obok tego wygodny, spekulant pieniężny i polity-

czny, znajduje się równocześnie wystawionym na niemniej-

sze i nie mniéj ponętne nagabywania Karola XII, Lesz-

czyńskiego, ich licznych agentów i zwolenników. Jeźli jed-

nemi drzwiami wchodzą doń agenci interessu Augustowego

ks. Jałowiecki, w. hetman koronny, wysłańcy nuncyusza

Vidoniego, wojewodziny Poznańskiéj Małachowskiéj, nomi-

nata krakowskiego, Przebendowskiego, — dostają się dru-

giemi nie mniéj licznie reprezentanci i agenci sprawy prze-

ciwnéj. Tyle dumny król szwedzki, lekceważący niekiedy

prymasa, traktuje z nim od czasu królewskości Stanisława,

jak z osobną niemal potęgą. Podczas pochodu z Rusi ku

Warszawie, dnia 6 Października, przesyła mu list z powin-

szowaniem, iż zdołał ujść szczęśliwie grożącego mu w War-

szawie niebezpieczeństwa. Późniéj utrzymuje go w ciągłéj

wiadomości o swych ruchach i powodzeniach wojennych

i wyprawia z umyślnym o nich listem do Gdańska wypró-

bowanego sprawy Leszczyńskiego zwolennika, Ludwika Gó-

rzeńskiego. Co chwila widzimy krzyżujących się z agenta-

mi Augustowymi na progach prymasowego domu Stefana

Urbanowskiego, wspomnianego co dopiero Ludwika Górzeń-

skiego, Kawęczyńskiego podkomorzego chełmińskiego, nie-

jakiego Baranowskiego, Benedykta Sapiehę podskarbiego

Rozdział II.

background image

93

litewskiego, szwedzkiego generała Meyerfelda, przejeżdża-

jącego do cara posła angielskiego, — wszystko agentów

interessu i królewskości Stanisława Leszczyńskiego. On

sam wreszcie, neo-elekt, przyjedzie, zbaczając od bawiącéj

swéj w Elbląga rodziny, odwiedzić prymasa w Gdańsku

i stać się u niego rzecznikiem własnéj sprawy. W dodatku

zajrzy doń jaki P. Aleksander Gurowski miecznik poznański,

jaki P. Bardzki w charakterze delegata połączonych na sej-

miku średzkim województw poznańskiego i kaliskiego, by

wspólnie z przebywającym również w bezpieczném schro-

nieniu gdańskiém marszałkiem konfederacyi Broniszem

„obmyślili środki połączenia Rzeczypospolitéj”. Jak ztąd

widzimy, równoważy tedy, co najmniéj u prymasa wpływ

szwedzko-stanisławowy, usiłowania i nagabywania Augu-

stowe, by utrzymać akcyą jego polityczną w stanie neu-

tralności i zawieszenia, co nie przeszkadza mu przecież, ku

hańbie i wstydowi własnemu, wyzyskiwać materialnie tak

Szweda, jak Stanisława. Jeden i drugi mają mu płacić szkody

saskie. Korespondencja ówczesna prymasa zawiera pod tym

względem nader ciekawe wskazówki. Między innemi koń-

czy prymas list swój do Leszczyńskiego z Gdańska 4 Listo-

pada 1704 następnemi słowy: „Sam przyjeżdżać y wdać

się tak głęboko nie mogę w Konfederacją si mal soutenue.

Zamilczam o sobie, który supra humanum petivi, a mó-

głem być nie tylko kontent, ale y szczęśliwy par les grands

avantages, que (N.) (król August) on m’offre réels. Od

króla zaś szwedzkiego dotąd mirrha tylko y kadzidło, in pu-

blicum zaś miliony supra folium, quod vento capitur”.

Nie poprzestając na tém, staje się prymas w liście z dnia

22 Listopada jeszcze wyraźniejszym. „Pani Towiańska”, pi-

sze do Leszczyńskiego, „spodziewała się usłyszeć coś pocie-

szającego o mężu, ja sam o spłacie długu 38000 talarów,

których termin minął z dniem 24 Października… W liście

W. K. Mości, jako y króla Imci szwedzkiego, nic więcey nie

czytamy, tylko pro dote triumphos…” Nie wiadomo, czy

wskutek téj ostatniéj przymówki, donosi Karol XII pryma-

sowi w liście z dnia 22 Listopada z Rawicza, iż mu przez

Prymas, Lubomirscy.

background image

94

Pipera wyséła do Gdańska wexel na pokrycie kosztów po-

dróży… Mimo to przecież pozostaje prymas w dotych-

czasowym stanie biernéj neutralności, a czy to jedna, czy

druga strona, nie może się poszczycić na tymczasem zyska-

niem jego drogocennéj wśród obecnych okoliczności osoby.

Znajdujemy się naszem opowiadaniem w drugiéj poło-

wie miesiąca Października 1704. Znane nam usiłowania

polityczne Augusta na wewnątrz i zewnątrz około ratowania

swych interesów, znane położenie strategiczne obu stron

wojujących. Wypadnie nam teraz od opisu dyplomatycznych

rokowań i politycznych robót zwrócić się do obozu wojennych

działań, które, jak zobaczymy, dzięki niedołężności Augu-

sta na téj widowni, przekreślają i mażą skuteczność wszy-

stkiego, co w dziedzinie polityczno-dyplomatycznéj nie bez

zręczności i nie bez początków powodzenia podjął.

Uprzytomnijmy sobie stan rzeczy na widowni wojenne w

Polsce około daty dnia 1 Października 1704.

Obraz podjętych w skutek rady Wyszogrodzkiéj działań

w o j e n n y c h nie wchodzi już przecież w zakres niniejsze-

go opowiadania, które zamierzyliśmy sobie ograniczyć na

przedstawieniu przebiegu ówczesnéj akcyi polityczno-dyplo-

matycznéj króla Augusta.

August jest panem Warszawy, zajmuje z siłą 10 tysięczną

Sasów, piechoty moskiewskiéj pod Golicynem i Patkulem

wszystkie ważniejsze miejsca przeprawy przez Wisłę po

prawym jéj brzegu, Zakroczym, Wyszogród, obiera sobie

główną kwaterę w Pułtusku, ściąga do siebie wreszcie do

Wyszogrodu z Poznańskiego 10 tysięczną siłę generała

Schulenburga. Stanowisko to z armią, przedstawiającą cyfrę

blisko 30 tysięczną w pośrodku rozdzielonego, rozrzuconego

na niezmiernéj przestrzeni i w niezmiernych odległościach

nieprzyjaciela, zapewnia mu w razie szybkiego i energicznego

działania ważne korzyści. Karól XII znajdował się w 20

kilka tysięcy ludzi na Rusi, między Lwowem a Zamościem

i nie mógł przeszkodzić zniesieniu generała Meyerfelda,

zajmującego w 3000 koni Toruń, ani zdobyciu Poznania,

zajmowanego przez 700 Szwedów pod dowództwem pułko-

Rozdział II.

background image

95

wnika Liliehöka. August miał aż nazbyt wiele czasu znieść

Meyerfelda i Liliehöka, by następnie zajrzeć w oczy prze-

magającemi siłami powracającemu z Rusi Karolowi.

Zadaniem późniejszego opowiadania będzie wykazać,

jak dalece wszystkie te korzyści przemagającéj liczby i zna-

komitéj strategicznie sytuacyi zmarniały i zniszczały w Au-

gustowym ręku.

Data politycznéj rady Wyszogrodzkiéj, między 23 a 27

Września, jest zarazem datą wojennych postanowień w Au-

gustowym obozie. Postanowienia owe zapadłe wśród wrażeń

jeszcze świeżego warszawskiego tryumfu, wśród radosnych

wiadomości o zdobyciu Narwy przez cara Piotra, o zawarciu

przez wojewodę chełmińskiego traktatu zaczepnego i od-

pornego w co dopiero zdobytéj twierdzy estońskiéj, wśród

salw artyleryi na cześć tych sukcessów, — były jak naj-

niefortunniejsze, lekkomyślnie podjęte, lekkomyślniéj wyko-

nane. Zamiast akcyi wspólnéj, połączonemi siłami, szybkiéj,

przeciw Meyerfeldowi w Toruniu, przeciw trzymanemu na

wodzy przez chorągwie pospolitego ruszenia pod dowódz-

twem Macieja Radomińskiego, generała Wielkopolskiego

i Adama Śmigielskiego Liliehökowi w Poznaniu, zapadło

najnieszczęśliwsze postanowienie podziału armii i to jeszcze

podziału w najgorzéj obliczonych warunkach. Rozpatrując

się w składzie osobistości tworzących naczelne dowództwo

armii saskiéj, nie ręczylibyśmy doprawdy czy ich rozterki

i wzajemne nienawiści nie wpłynęły na rozporządzenia i

plany zgubnych dla sprawy Augustowéj następstw. Uzdol-

niony, wykształcony, może odważny osobiście ale lekko-

myślny, cyniczny, zarozumiały a nadewszystko gadatliwy

i piśmienny Patkul, obecnie naczelny dowódzca posiłków

carskich i reprezentant interesu carskiego przy boku Au-

gustowym, był już od czasu spotkania w Jarosławiu w nie-

dobrych stosunkach z królem. W przeświadczeniu ważności

swego stanowiska chciał odgrywać rolę patrona króla Au-

gusta, któréj tenże przyjmować nie chciał. Gorszy może

jeszcze stosunek istniał pomiędzy Patkulem a najdzielniej-

szym z generałów saskich, Schulenburgiem. Bywalec po

Działania wojenne.

background image

96

dworach, nieposiadał przecież Patkul przymiotu właściwego

i zwykłego dworakom, umiejętności chowania się ze swemi

myślami. Jak późniéj tedy, tak i w obecnéj chwili prześla-

dował istnie mową i pismem Schulenburga z powodu jego

Sierpniowéj kampanii wielkopolskiéj, która się według nie-

go skończyła tylko na złupieniu i zniszczeniu stronników

Szweda w obu województwami poznańskiém i kaliskiém, a

która mimo tak korzystnych warunków i przewagi liczebnéj

nie zdołała nawet wprowadzić Sasów w posiadanie słabo

utwierdzonego i nielicznie obsadzonego przez Szwedów Po-

znania. Nie dość na tém, uczynił się Patkul przy osobie

króla Augusta patronem młodego hr. Löwenwoldego. Schu-

lenburg zdyskredytowywał go przeciwnie w oczach Augusta

i spowodował jego usunienie od dworu. Patkul wziął sobie

tę sprawę bardzo do serca i napisał do Schulenburga list,

który wywołał skandaliczne zajście i byłby doprowadził do

pojedynku, czemu tylko interwencya królewska zapobiegła.

Pod świeżém wrażeniem tego zajścia i rekryminacyi Pat-

kulowych z powodu kampanii wielkopolskiéj, nastąpiła w

Wyszogrodzie wspomniana wyżéj rada wojenna. Rezulta-

tem jéj głównym było, jeżeli tak wolno powiedzieć, pod-

stępne schwycenie Patkula za słowo, którego on się niedo-

patrzył, a rzecz sobie poleconą wziął równie lekkomyślnie,

jak zarozumiale na swe barki, bez obliczenia się z jéj tru-

dnościami. Chybiony przez Schulenburga zamach na Poz-

nań polecono teraz Patkulowi. W tym celu oddano mu całą

piechotę moskiewską, rozkwaterowaną między Zakroczy-

miem a wsią Wilczkową w liczbie 4 do 6000 ludzi, kilka

tysięcy Kozaków mających iść w przedniéj straży, pod do-

wództwem dzielnego Brandta, 23 dział; nadto obiecywano

mu za przybyciem pod Poznań 6 batalionów saskich i ob-

lężniczy materyał z Saxonii, wreszcie miał zastać na miej-

scu chorągwie pospolitego ruszenia województw Kaliskiego

i Poznańskiego pod dowództwem Radomickiego i Śmigiel-

skiego. Kilka tysięcy ludzi odprawiono w ten sposób na

uboczny zamach od armii głównéj, która tymczasem za-

miast korzystać z drogiego czasu, wskazywała się na zu-

Rozdział II.

background image

97

pełną, kilkotygodniową bezczynność. Co się tyczy Patkula,

wziął swe niełatwe, jak zobaczymy zadanie nader lekko,

wśród przechwałek, konceptów i pewności zwycięztwa. Wy-

prawiony z obozu Wyszogrodzkiego do Saxonii pułkownik

Bose, miał mu od księcia-namiestnika Fürstenberga spro-

wadzić owych sześć batalionów saskich i oblężniczy mate-

ryał. Obietnica ta wystarczała Patkulowi, rozpisywał w chwili

niemal samego wymarszu z pod Zakroczymia (dnia 23

Września) do posła duńskiego barona Jessena, do bawią-

cego w Berlinie Flemminga listy, że idzie na Poznań, że

Meyerfeld ze swą załogą 1200 ludzi będzie wkrótce dopro-

wadzony do kapitalacyi, że królowanie „Pana Stacha” (Mon-

sieur Stenzel), weźmie niezadługo koniec.

Tymczasem, pisząc, i przechwalając się w podobny spo-

sób, nie obliczył się Patkul z energią i zręcznością swych

przeciwników. Bawiący w Poznaniu generał Mardefeld i plac-

komendant miasta pułkownik Gabriel Liliehök, rozporządzali

wprawdzie tylko siłą 600 piechoty, 100 jazdy i 10 dział, ale

nie zaniedbali niczego, ściągając z miasta kontrybucye pie-

niężne, zaprzągając do roboty wszystkie niemal ręce miej-

scowe i okoliczne, wprowadzając ogromne zapasy żywności

i furażu, by podnieść stan obronny powierzonego sobie

punktu i utrzymać się w jego posiadaniu. Nie dość na tém,

nastąpił korzystny dlań wypadek, któremu czujność obozu

Augustowego oddawna przeszkodzić była powinna. Stał w

Toruniu, odprowadziwszy tu dotąd prymasa z trzechtysię-

cznym korpusem jazdy szwedzki generał Meyerfeld, na

istnie straconym posterunku. Zguba jego zdawała się pewna.

Czy to Schulenburg w pochodzie swym z Poznańskiego

ku Wyszogrodowi nad Wisłą, czy połączona tutaj cała siła

Augustowa, czy Patkul i Brandt powracający z tamtąd w

Poznańskie, przemagali go znacznie liczbą i powinni go

byli znieść do szczętu. Meyerfeld tymczasem uniknąwszy

szczęśliwie zguby z rąk Schulenburga i Augusta, uprzedził

nie mniéj szczęśliwie zamach grożący mu ze strony Patkula,

opuścił śmiało zniszczony przeszłoroczném oblężeniem To-

ruń i stanął dnia 19 Września z całym swym korpusem jazdy

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

98

na przedmieściach poznańskich z prawego brzegu Warty. W

ten sposób wezbrała załoga szwedzka w Poznaniu do siły

trzechtysięcznéj i nie przedstawiała dla wyprawy Patkulowéj

tak łatwéj zdobyczy. Natychmiast po przybyciu Meyerfelda

do Poznania, postanowili dowódzcy szwedzcy w Poznaniu,

Mardefeld, Liliehök i sam Meyerfeld, nie tracąc ani jednéj

chwili czasu, zrobić silną wycieczkę przeciw chorągwiom

pospolitego ruszenia szlacheckiego, napierającym Poznań

od południa i nie dopuszczającym dowozów. Wycieczka ta

powiodła się najzupełniéj. Zaskoczony niespodzianie w mia-

steczku Stęszewie dnia 20 Września rano Maciéj Radomicki

nie dotrzymał placu, widział rozgromioną na wszystkie

strony swą komendę, stracił swój bogato przyozdobiony

buńczuk, pierzchnął ku Przemętowi, zostawiając Szwedom

łupy i wszelki sprzęt obozowy, a co najważniejsza możność

sprowadzenia żywności dla ludzi i furażu dla koni do Po-

znania. Nie dość na tém, dołożyli dowódzcy szwedzcy

wszelkich starań, aby uczynić o ile możności obronném mia-

sto z natury bardzo nie obronne, w nad wartańskiéj kotlinie

wśród otaczających półkolem wzgórz położone. Stary zapa-

dający mur naprawili, o ile się dało, tam gdzie go wcale nie

było, jak od strony Garbar, zastąpili go opalisadowanemi

szańcami; obsadzili nadto silnie dwie bramy miasta, wro-

cławską i wroniecką, uczynili z przylegającego do muru

miejskiego dawnego zamku Przemysławowego, klasztoru

Katarzynek na Wronieckiéj, Teresek na Wrocławskiéj ulicy,

główne punkta obrony, zabezpieczyli sobie Szeroką ulicę i

przez zamykającą ją tak zwaną Wielką Bramę wolną prze-

prawę na prawy brzeg Warty i czekali tak przygotowani z

wszelką otuchą zbliżającego się nieprzyjaciela. Jedynym

może błędem ich systemu obrony było, iż zaniedbali spalić

przedmieścia i znajdujące się na nich klasztory i kościoły

św. Wojciecha, św. Marcina i Bernardynów. Wszystkie te

miejsca stały się w późniejszém oblężeniu punktami oparcia

dla nieprzyjaciela.

W kilka dni po potyczce Stęszewskiéj, ukazał się pod

Poznaniem, na prawym brzegu Warty idący w przedniéj

Rozdział II.

background image

99

straży Patkula, z jazdą głównie kozacką, generał Brandt*).

Omijając przedmieście Chwaliszewo i wieś Rataje, ruszył

wprost nad rzekę w toż samo miejsce tuż za dzisiajszą

Dębiną, gdzie poprzednio w miesiącu Sierpniu generał

Schulenburg zbudował zniszczony przez Szwedów most na

Warcie. Stan wody był tak niski, iż jazda Brandta zaczęła się

przez rzekę wpław przeprawiać. Już blisko 300 koni przeszło

na lewy brzeg Warty, kiedy hr. Gyllenstolpe wypadł z miasta

na czele 350 dragonów szwedzkich i wpędził Brandtową ja-

zdę do rzeki. Sam Gyllenstolpe został przy téj sposobności

niebezpiecznie ranny w rękę. Utarczki te z Radomickim i

Brandtem były jednakże tylko jakoby zapowiedzią i wstępem

ważniejszego, mającego zagrozić miastu i załodze poznań-

skiéj niebezpieczeństwa.

Plackomendant pułkownik Gabriel Liliehök, dowódzca

korpusu jazdy generał Meyerfeld, przeznaczony przez Ka-

rola XII na naczelnego dowódzcę sił szwedzkich w Wielko-

polsce, a bawiący w Poznaniu generał Mardefeld, historyk

tego oblężenia, nic zaniedbali niczego, aby burzy godnie

i energicznie stawić czoło. Żywności i furażu było pod do-

statkiem, miasto, dzięki strasznemu uciskowi mieszkańców,

doprowadzone do odpowiedniego stanu obrony. Jedyny kło-

pot obrony przedstawiała zbyt znaczna liczba koni wpusz-

czonego ze wsi Ratajów do miasta korpusu jazdy generała

Meyerfelda. Mały ówczesnego Poznania obszar nie pozwa-

lał ich należycie pomieścić. Ztąd téż tłumaczy się, iż pod-

czas późniejszego oblężenia zabijali Szwedzi po kilkaset

koni naraz, by zyskać więcéj miejsca dla obrony a jeźdźców

używali do pieszéj służby…

____________

*) Nic mniéj pewnego, jak Patkulowe siły pod Poznaniem. Mardefeld

w swym pamiętniku oblicza je na blisko 10000, co nam się zdaje dość

prawdopodobném jeżeli zważymy, że piechota moskiewska w Wilczkowéj

liczyła 6000 ludzi, jeźli dodamy do tego 500 piechoty saskiéj, Kozaków

Brandta i pospolite ruszenie Radomickiego. Patkulowi zmniejsza się owa

siła za każdym nowym listem. Tak n. p. pisze w liście do Flemminga z pod

Poznania z dnia 27 Października: „J’ai 3500 Moskowites, et 500 Alle-

mands, 800 Cosaques et quelques centaines des polonais, sur lesquels ou

ne peut rien compter”.

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

100

Wśród takich okoliczności obserwowali Poznań Brandt

i Radomicki ze swemi chorągwiami pospolitego ruszenia.

Nadciągał tymczasem Patkul, jak widzimy a czego nie poj-

mujemy, nie najkrótszą od Wyszogrodu do Poznania drogą.

Dnia 9-go Października znajdujemy go w Śremie, zajętego

nawiasowo powiedziawszy, pisaniem rekomendacyjnego

listu wziętemu do niewoli w Warszawie Wachslagerowi do

księcia-namiestnika saskiego Egona von Fürstenberg. Dnia

10 Października stanął Patkul pod Poznaniem*), obliczając,

o ile nam się zdaje, zbyt nisko całą swą siłę na 4000 pie-

choty moskiewskiéj w szarych mundurach z niebieskiemi

wyłogami (wyszło jéj z pod Wyszogrodu 6000) i 500 ludzi

czerwonéj piechoty saskiéj. W liczbę tę, dodajmy, nie wcho-

dzą przecież ani Sasi i Kozacy Brandta, ani chorągwie Ra-

domickiego. Dział miał Patkul 23. Rano dnia 14 Paździer-

nika przelewa się ciągłym jakoby strumieniem cała Patku-

lowa siła w obliczu spoglądających na podobne widowisko

z wież miasta Szwedów, z prawego na lewy brzeg Warty.

Przeprawiwszy się tutaj, otoczyła armia Patkulowa szero-

kiém półkolem fortyfikacye miejskie, poczynając od klasz-

toru Bernardynów, skończywszy na klasztorze Karmelitów

Bosych i kościele św. Wojciecha. Ze wzgórz panujących nad

miastem przedstawiała się łatwa możność celnego zbom-

bardowania leżących w dole nadwartańskim warowni i za-

budowań poznańskich. Choć najmniéj wprawnemu oku były

dostrzegalnemi dwa przedewszystkiem słabe punkta owych

utwierdzeń; pierwszy: zapadły, zestarzały, słabo naprawiony

mur na lewo bramy wrocławskiéj ku klasztorowi Teresek;

drugi nie mniéj licho i na prędce załatany mur przy szańcu

Garbarskim między tak zwaną Ciemną Bramką a Bramą

Wodną, zamykającą wstęp na dzisiajszą Wodną ulicę. Głó-

wne stanowisko obrał sobie Patkul w zabudowaniach około

kościoła św. Marcina. Główném jego zatrudnieniem w chwili

rozpoczynającego się i przez czas trwającego oblężenia są

____________

*) Archiwum drezdeńskie. List Patkula do Flemminga z obozu pod Po-

znaniem dnia 11 Października 1704. „Hier à midi j’arrivai ici au camp”.

Rozdział II.

background image

101

piśmienne skargi do bawiącego w Berlinie Flemminga, z

jednéj strony na generała Schulenburga, że nie zdobył Po-

znania wtedy, kiedy to mógł z łatwością uczynić, z drugiéj

strony na księcia-namiestnika saskiego Egona von Für-

stenberg, że mu nie dostarcza przyrzeczonego oblężniczego

materyału. Zamiast 2000 piechoty saskiéj nadesłano mu,

jak powiada, tylko 500 niewprawnych rekrutów, mimo na-

legań wyprawianych przez pułkownika Bosego z Między-

rzecza do Drezna nie przysłano mu ani moździerzy, ani

granatów, ani kul palnych, lecz zaledwie cztery 12-funtówki;

nadesłano mu daléj żądanych górników, lecz bez potrzebnych

narzędzi. Wśród takich okoliczności rozpoczynał Patkul z

dniem 14 Października działania oblężnicze, ale rozpoczynał

je kulawo i z takim samym upadkiem ducha, jaką otuchą i

pewnością siebie ręczył poprzednio za sukcess. Dnia 13

Października rozpoczął ogień z góry św. Marcina z bateryi

sześciu dział 10 funtowych do bramy wrocławskiéj i muru na

lewo niéj się ciągnącego. Dosłownie to samo działo się od

strony zajętego przez Sasów klasztoru bernardyńskiego ku

szańcowi Garbarskiemu. Ogień trwał nieprzerwanie przez

całą noc z 15 na 16 Października bez wielkiéj szkody warowni

i miasta, wśród wielkiego przerażenia jednakże mieszkańców,

którym plackomendant nakazał mieć w pogotowiu środki

gaszenia ognia w razie pożaru. Niebezpieczeństwo stanęło

z całą swą grozą w obliczu załogi miasta Poznania a jak-

kolwiek dowódzcy jéj i załoga byli pełni otuchy i o poddaniu

nie myśleli, uważał przecież Mardefeld za rzecz koniecznéj

przezorności, zawiadomić, jeżeli się uda, czy to króla szwe-

dzkiego, czy generała Renskiölda o położeniu miasta i o

potrzebie dania mu odsieczy. Komunikacyą z prawym brze-

giem Warty miała jeszcze załoga szwedzka wolną. Dnia 15

Października tedy, właśnie w chwili najgorętszego bombar-

dowania, wyprawił Mardefeld majora Duderberga z 10 dra-

gonami z rozkazem dotarcia gdziekolwiek bądź do głównéj

armii szwedzkiéj i obznajmienia jéj z położeniem miasta i

załogi. Odtąd przez kilka dni następnych trwa z różnemi

krótszemi i dłuższemi przerwami bombardowanie miasta

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

102

rozpalonemi aż do czerwoności kulami z góry św. Marcina

do Bramy Wrocławskiéj, od klasztoru Bernardyńskiego do

szańca Garbarskiego. Wielką korzyścią zagrożonéj załogi

była swobodna komunikacya załogi z prawym brzegiem

Warty. Co chwila wychodziły z miasta przez ulicę Wielką,

przez most na Warcie oddziały jazdy ku zabudowaniom

katedralnym, sprowadzając tu ztąd furaż i żywność. Naj-

niebezpieczniejszym był dzień 19 Października. Siedmnaście

dział Patkulowych sprowadzonych na Górę św. Marcina

miota nieprzerwanie ogień od rychłego poranku aż do po-

łudnia, następnie od 4-éj do 10-éj wieczorem, tak że na-

reszcie w murze przy bramie Wrocławskiéj powstaje wyłom…

Przez cztery dni następne trwa bez przerwy bombardowanie,

rozszerzając coraz bardziéj ów wyłom, nie sprawiając wielkiéj

straty w ludziach załogi. Przy szańcu Garbarskim tylko pada

d. 23 Października od kuli muszkietowéj szwedzki porucznik

Taube. Działania oblężnicze postępują odtąd, uprzątając

drogę zamierzonemu ostatecznie przez Patkula szturmowi.

Dnia 24 Października rozprzestrzenił się w skutek ciągłego

bombardowania wyłom w murze przy bramie Wrocławskiéj

do szerokości dwudziestu kroków. Dnia następnego prze-

prawił Patkul pewną część swéj siły poniżéj miasta na prawy

brzeg Warty, zajął zabudowania katedralne, przedmieście

Chwaliszewo i rozpoczął tu ztąd ogień ku Wielkiéj Bramie i

Garbarom. Wobec podobnego niebezpieczeństwa grożącego

z téj strony, zdobyła się rada wojenna szwedzka, złożona z

generałów Mardefelda, Meyerfelda i plackomendanta Lilie-

höka na postanowienie zniszczenia mostu Wartańskiego,

na środek ryzykowny, obosieczny, ale jedyny wśród obecnych

okoliczności ku zabezpieczeniu się od nieprzyjacielskiego

zamachu z jednéj, niezagrożonéj dotąd jeszcze strony. Ko-

munikacya z prawym brzegiem Warty była jednakże natu-

ralnie odtąd straconą. Wieczorem dnia 25 Października

spłonął most na Warcie, zapalony szczęśliwie mimo gęstych

strzałów idących z przedmieścia Chwaliszewa przez kapitana

Pullmanna. Tymczasem poczyna z dniem następnym zagra-

żać załodze nowe niebezpieczeństwo. Patkul kazał usypać

Rozdział II.

background image

103

na stoku wzgórza kościoła św. Wojciecha nową bateryę i

rozpoczął z niéj ogień do bramy Wronieckiéj i przylegającego

muru. Po całodniowem trwaniu roztworzył się w niem sze-

roki wyłom, większy i niebezpieczniejszy dla załogi od wy-

łomu przy bramie Wrocławskiéj. Téj chwili jak się zdaje,

czekał Patkul, by rozpocząć z załogą układy czy próby ka-

pitulacyjne. Pod wieczór (26 Października) ustał na chwilę

ogień, a u posterunku przy bramie Wrocławskiéj stanął

trębacz saski z dwoma listami, jednym od oficera nieznanego

nazwiska do generał-porucznika Gyllenstierny, z drugim od

Patkula do Liliehöka. List ten był, jak powiada Mardefeld w

swym pamiętniku, napisany stylem zarozumiałym i nadę-

tym, wzywał miasto do poddania, grożąc ostatecznościami

w razie zdobycia go szturmem. Wezwanie to spotkała słu-

sznie pogardliwa odmowa, ponieważ jeśli kiedy, to teraz,

przy dwóch gotowych wyłomach, była raczéj pora myśleć o

walnym szturmie, aniżeli o bezowocnych kapitulacyjnych

układach. Nachodzą zresztą, nie można zaprzeczyć, Patkula

w owych chwilach pokusy szturmowe, do wykonania ich

przecież nie przychodzi. Pod dniem 27 Października pisze

Patkul z obozu pod Poznaniem do Flemminga: „Mam już

jeden dobry wyłom; drugi będzie zrobiony jutro pod wieczór;

tak szturm ogólny wykona się pojutrze z brzaskiem jutrzenki,

w kilka godzin będzie wszystko skończone”. Na nieszczęście

nie dotrzymuje Patkul sobie samemu słowa, poprzestaje na

ciągłem bombardowaniu miejskich murów. Strzały bateryi

ze wzgórza kościoła św. Wojciecha rozprzestrzeniały z każdą

godziną wyłom przy Wronieckiéj Bramie. Szwedzi zatara-

sowali go, o ile się dało mierzwą i ziemią, co jednakże

chwilowo tylko zdołało zapobiedz niebezpieczeństwu. Wyłom

liczył już tutaj blisko 30 kroków, szturm zdawał się nie-

uchronnym. Chcąc się na ten wypadek przygotować, wznie-

śli Szwedzi tuż za bramą Wroniecką wał z głęboką fossą i

zamienili przylegający do niéj prawie klasztor Katarzynek na

rodzaj obronnego bastyonu, obsadzając go 60-ciu ludźmi

pod dowództwem pułkownika Bagena. Przez całą noc z dnia

28 na 29 Października trwa bombardowanie. Dnia 29 Paź-

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

104

dziernika, a więc w dniu zapowiedzianego przez Patkula

szturmu, obalają jego działa mur po prawéj stronie Bramy

Wronieckiéj, niszczą klasztor Katarzynek, a kule sięgają

przez ulicę Wroniecką aż do Rynku. Jestto jeden z najkry-

tyczniejszych momentów całego oblężenia. Kapitan Pull-

mann odbiera rozkaz zrobienia wycieczki w 180 ludzi bramą

wroniecką, ale nieprzyjaciel odgaduje ten zamiar, gromadzi

u stóp góry kościoła św. Wojciecha przeważną siłę i uda-

remnia pomysł Mardefelda. Z drugiéj strony rozbija się

podjęta przez kapitana Bandholza równocześnie wycieczka

z szańca Garbarskiego o dziwaczny jakiś postrach nocny,

ogarniający nagle tyle dzielnego zwykle żołnierza szwedz-

kiego po za murami miasta… Tejże saméj nocy jednakże

jeszcze wypadają kapitanowie Pullman i Morton bramą

wroniecką i turbują piechotę moskiewską naprzeciw dzisiaj-

szych jatek żydowskich… Dzień 30 Października jest groź-

niejszym dla załogi od dnia poprzedniego… Wyłom na prawo

bramy wronieckiéj rozszerzony aż do 40 kroków, tak że nic

już nieprzyjacielowi w przypuszczeniu szturmu nie prze-

szkadza. Sam Mardefeld nie ma żadnéj wątpliwości, że

szturm lada moment nastąpi. Cała załoga pod bronią w go-

towości udania się na każde, jakie jéj tylko wskażą miejsce.

Jazda załogi stoi w szyku bojowym na rynku, czekając roz-

kazu pogalopowania ku najbardziéj zagrożonym stanowi-

skom. Dwa działa nabite kartaczami ustawione w bramie

wronieckiéj, obok nich w klasztorze Katarzynek 180 żoł-

nierzy pod dowództwem dwóch kapitanów jazdy, jednego

piechoty, w gorączkowem wytężeniu i oczekiwaniu nieprzy-

jacielskiego szturmu. Tymczasem zbliża się wieczór, zapada

noc, kanonada nieprzyjacielska trwa nieprzerwanie, ale wy-

czekiwany szturm odwleka się widocznie. Z zapowiedzianego

w liście Flemmingowym terminu 29 Października, odkłada

go Patkul do dnia 1 Listopada, jak widzimy z późniejszego

jego listu. Załoga szwedzka nie wie jednakże naturalnie o

podobnem postanowieniu, a w wątpliwość tego, co nastąpi,

idą czuwać Mardefeld i Liliehök nad niebezpieczniejszym

wyłomem przy bramie wronieckiéj, Meyerfeld nad pierwszym

Rozdział II.

background image

105

wyłomem przy bramie wrocławskiéj. Groźna noc owa prze-

mija jednakże dość spokojnie, pominąwszy kilka bomb og-

nistych i rzadkich muszkietowych strzałów, aż nad ranem

dopiero przerażają Szwedów z obozu piechoty moskiewskiéj

przenikliwe przeciągłe wołania, istne wycie wilków, des

hurlemens, jak się wyraża pamiętnik Mardefelda. Wszyscy

pewni, że to niezawodny sygnał rozpoczynającego się

szturmu, czekają go z nastawionemi muszkietami i z zapa-

lonemi lontami. Mimo to wita ranek bez szturmu, odsła-

niając natomiast na bruku poznańskim kilkanaście pusz-

czonych przez nieprzyjaciela w obręb miasta strzał z listami

otwartemi do niemieckich żołnierzy załogi, by rzucali szeregi

szwedzkie i przechodzili do Sasów. Wezwanie to, do którego,

jak się zdaje, dala powód dezercya dwóch dragonów nie-

mieckich z pułku Meyerfelda, pozostało przecież bezsku-

tecznem. Dzień 31 Października rozszerza wyłom przy bra-

mie wronieckiéj do szerokością 80 kroków. Mimo to nie

następuje i teraz wyczekiwany co chwila szturm. Wręcz

przeciwnie, ustaje około południa ogień a przy bramie wro-

cławskiéj ukazuje się trębacz z listami do Meyerfelda i Lilie-

höka, z żądaniem wymiany jeńców. Wielki wyłom przy bra-

mie wronieckiéj zajęty tymczasem wraz z klasztorem

Katarzynek przez silny, jak na liczbę załogi oddział 460 ludzi

pieszych pod dowództwem majorów Rothusen i Borumann,

kiedy naczelna komenda przez noc z 31 Października na 1

Listopada powierzona od bramy wronieckiéj aż do zamku

pułkownikowi Gustawowi Horn, od zamku do bramy wro-

cławskiéj pułkownikowi Taube. Tymczasem uchodzi owa

noc w stosunkowéj spokojności, raz po raz tylko strzelają

Moskale z muszkietów do robotników załogi, zatrudnionych

w wyłomie przy bramie wronieckiéj, co przecież nie prze-

szkadza zasłonić go wałem i pallisadami. Kronika oblężenia

z dnia 1 Listopada zapisuje znów tylko ciągły ogień nie-

przyjaciela z dział i muszkietów do warowni miejskich, go-

towość załogi do odparcia wyczekiwanego szturmu i obec-

ność odprawionego z niczem trębacza nieprzyjacielskiego

przy bramie wronieckiéj. Trwało tak już 17 dni ścisłe ob-

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

106

lężenie i bombardowanie utwierdzeń miasta Poznania wśród

niepojętego kunkatorstwa oblegających, wśród niezaprze-

czonych świetnych dowodów wytrwałości i męztwa oblężo-

nych.

Czas wyjrzeć teraz z cieśni otoczonych przez nieprzyja-

ciela, odciętych od komunikacyi z resztą świata murów sto-

licy wielkopolskiéj, na wielką widownią współczesnych, wo-

jennych i politycznych wypadków, które nie miały pozostać

bez wpływu na ostateczne rozwiązanie rozgrywającego się

w murach czy pod murami Poznania ubocznego epizodu.

Los oblężonego Poznania zaciekawiał i interesował w

przeświadczeniu politycznéj i strategicznéj wagi wielkopol-

skiéj stolicy zarówno obie wojujące strony. Strona Augu-

stowa jest pewną zdobycia miasta przez Patkula, wyczekuje z

gorączkową niecierpliwością szturmu lub kapitulacyi załogi,

przeznacza zdobytemu Poznaniowi ważną w politycznych

zamiarach króla rolę. Główny choć zakulisowy naówczas

agent Augustowéj sprawy, poseł duński Jessen, przebywa

na Szląsku, osiada tuż nad granicą, w Sycowie, aby o ile

możności, być jak najbliżéj teatru wojny poznańskiej; zbiera

wiadomości przez poufnego swego kuryera polskiego, Anto-

niego Zdanowskiego, przesyła je w treści swemu królowi.

Doniesienia te są różnego rodzaju, mętne, prawda pomię-

szana z fałszem. „Poznań zdobyty!” — donosi razu jedne-

go w ostatnich dniach Października Jessen królowi Fryde-

rykowi, by nieledwie nazajutrz wiadomość swą odwołać i

zmodyfikować również fałszywe doniesienie o pożarze miasta

i zniszczeniu kollegium jezuickiego. Mimo to wszystko uwa-

żają w obozie Augustowym zdobycie Poznania za kwestyą

czasu tylko a poseł duński wysnuwa z niewątpliwego we-

dług siebie faktu opanowania miasta daleko sięgające, poli-

tycznéj natury plany. „Mogłabyś”, pisze w liście z Szycowa

dnia 3 Listopada 1704 do króla duńskiego, „W. K. Mość

we własném imieniu poradzić królowi polskiemu łaskawie,

aby skorzystał z obecnéj sposobności i zajął, co mu wśród

zwyczajnych okoliczności nie byłoby wolno, jakie utwierdzo-

ne miejsce w Polsce, a tym końcem zajęty jure belli Poznań,

Rozdział II.

background image

107

z powodu wybornego położenia tegoż miasta ufortyfikował”.

Właśnie tymczasem wśród owych najpiękniejszych nadziei i

najoptymistyczniejszych oczekiwań, uderza istnie, jak grom

z pogodnego nieba własnoręczny list Patkula, datowany z

obozu pod Poznaniem 29 Października o 3-ciéj z południa,

pisany, jeźli tak wolno powiedzieć, między dwoma wyło-

mami, z którego niechaj nam będzie wolno przytoczyć co

charakterystyczniejsze ustępy. Doniósłszy nasamprzód o

przybyciu „w dniu wczorajszym” kuryera z Warszawy od

króla polskiego, który go zawiadamia, iż Szwedzi ukazują

się już od strony Pragi, że on sam zamyśla wkrótce o od-

wrocie w Krakowskie a w dodatku przesyła rozkazy i in-

strukcye, o których niżéj będzie mowa, pisze Patkul do posła

duńskiego: być może, iż ruszymy ku Krakowu. J e s t e m

c i ą g l e z a t r u d n i o n y t u t a j , dokąd mnie posłano,

przypuszczając, że załoga nie liczy nad 500 ludzi. Podczas

marszu, jaki odprawiłem, rzucił się generał major Meyerfeld

z całą swą jazdą do miasta, tak że zamiast 500 ludzi mam

do czynienia z załogą trzechtysięczną, zdecydowaną bro-

nić się do upadłego w mieście, otoczonem podwójnym mu-

rem. Otóż to widownia wielce zmieniona. Mimo to wszy-

stko zaatakowałem ich energicznie. Pierwszego dnia zaraz

obrałem stanowisko na wzgórzu przeciwległém murom,

gdzie kazałem z początku ustawić trzy baterye, z których

dnia następnego zacząłem ich bombardować. Mam już do-

stateczny wyłom dla szturmu a drugi będzie skończony jutro.

Wtedy téż to przypuszczę ogólny szturm w 6000 ludzi. Co

najgorsza, to że opóźniono się tak bardzo z nadesłaniem mi

artyleryi z Saxonii, również amunicyi i batalionów, tak że

trzeba mi było kilka tygodni przepędzić bezczynnie. Nare-

szcie nadeszło jedno i drugie, lecz nie wszystko, czego mi

było potrzeba. Między innemi miałem dostać aż do 2000

ludzi z Saxonii, aby oblegać miasto, gdy jeszcze przypu-

szczano, że załoga liczy tylko 500 ludzi. Teraz zaś, gdy się w

mieście znajduje 3000 ludzi, przysełają mi tylko 500. Osądź

sam, jakiego powodzenia można się spodziewać? Będę

pełnił mój obowiązek, a jeźli nie przyjdę do końca, niechaj

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

108

się król polski trzyma tych, co z całą armią przepędzili lato w

Polsce, nie wziąwszy Poznania, kiedy w nim było tylko 500

ludzi. Wtedy pora była dobra, nieprzyjaciel ze swą armią

daleko, załoga słaba. Tymczasem plądrowano do zbytku i

oddalono się, pozostawiając robotę innym, którzy tutaj gonią

ostatkami. Z tém wszystkiem zły czy niegodny znajduje

większy kredyt, aniżeli ten, co się stara robić dobrze”. List

ten charakteryzujący dostatecznie usposobienie dla gene-

rała Schulenburga i namiestnika księcia Fürstenberga, zna-

mionuje zarazem stanowcze przesilenie w kronice poznań-

skiego oblężenia. Odtąd wiąże się jego przebieg, a raczéj

jego koniec, zbyt ściśle i nierozerwalnie z losami wojny

wielkiéj widowni, abyśmy na nią właśnie nic mieli potrzeby

zwrócić uwagi i oka. Wypada nam w tym celu powrócić do

akcyi i położenia obu głównych armii nieprzyjacielskich.

August wyprawiwszy Patkula pod Poznań, pozostał sam

na dawnych stanowiskach między Warszawą a Wyszogro-

dem, na prawym brzegu Wisły, a główną kwaterą w Puł-

tusku. Znajdujemy go tu w pierwszéj połowie miesiąca Pa-

ździernika*). Siły jego rozrzucone na obszernéj stosunkowo

przestrzeni, wywodzą poważną cyfrę dwudziestu kilku ty-

sięcy ludzi. August pozostaje przecież bezczynnym. Nie

wspiera ani Patkula w jego zamachu na Poznań, nie kon-

centruje swych sił, aby niemi zajrzeć w oczy królowi szwe-

dzkiemu. Głównie widzimy Augusta zatrudnionego podczas

owego pobytu Pułtuskiego sprawami politycznemi, akcya

wojenna podrzędną tu widocznie na tymczasem odgrywa

rolę. Wyseła przez poufnego kamerdynera Spiegla listy od

księcia namiestnika Fürstenberga, w których się przyznaje

bez ogródki, iż jeszcze nie wie, co począć; wyprawia Prze-

bendowskiego do Berlina, pracuje nad przeciągnieniem Lu-

bomirskich i prymasa, odbywa wreszcie konferencye z dyg-

____________

*) Archiwum drezdeńskie, list własnoręczny Augusta do namiestnika

księcia Fürstenberga z Pułtuska 9 Października 1704. „Spiegel qui re-

tourne Vous apprendra ce qui se passe; je n’ai pas encore déterminé ma

demeure, étant obligé de me régler suivant les mouvements des enne-

mis”.

Rozdział II.

background image

109

nitarzami Rzeczypospolitéj i dyplomatami zagranicznymi,

którzy go w Pułtusku otaczają. Mianowicie znajdujemy

tutaj Andrzeja Załuskiego w. kanclerza koronnego, Jana

Szembeka podkanclerzego koronnego, Ludwika Załuskiego

biskupa płockiego, Zaboklickiego wojewodę podolskiego,

Stanisława Morsztyna wojewodę mazowieckiego, Stanisła-

wa Denhoffa, miecznika koronnego, marszałka konfederacyi

sandomierskiéj. Do tego wędrownego dworu przybywa Vanni

audytor nuncyusza papieskiego Spady. Dwa przeciwne w

otoczeniu swojém króla Augusta objawiają się prądy, jeden

łagodniejszy, względniejszy, pragnący pewnego umiarko-

wania w traktowaniu partyzantów szwedzkich, drugi schle-

biający gorączkowéj mściwości króla. Pierwszy chciałby osz-

czędzać uwięzionego biskupa poznańskiego, objawia nie-

dwuznacznie niezadowolnienie z pochwycenia wojewody łę-

czyckiego, drugi utrzymuje Augusta w intencyach zemsty

i prześladowania. Pierwszy ma swym reprezentantem w.

kanclerza koronnego i brata jego biskupa płockiego, drugi

podkanclerzego Szembeka i audytora Vanni. Nadaremnie

chciałby Załuski wyrwać biskupa poznańskiego jako nie

podległego jurysdykcyi świeckiéj ze szponów saskich, zwy-

ciężają podszepty podkanclerzego i Vanniego, biskup po-

znański wraz z wojewodą łęczyckim idą, jak wiadomo, na

pokutę więzienną, do Saxonii. Raz tylko odnosi interwencya

w. kanclerza koronnego pożądany skutek. Niewiadomo dla

czego i w jakim celu zabłąkał się na ówczas do obozu Au-

gustowego pod Pułtuskiem Oborski, starosta liwski, jeden

z głównych bohaterów elekcyi Leszczyńskiego na polu pod

Wolą. August kazał go uwięzić; wstawienie się Załuskiego

wyjednało mu ponownie wolność i dyspensę od przymusowéj

podróży do Stolpen czy Augustusburga. Znalazł się téż

naówczas w otoczeniu królewskiém Adam Śmigielski sta-

rosta gnieźnieński, smutny, zgryziony lekceważeniem, jakie

mu król August mimo tylu usług okazywał. Niewiadomo,

czy téż nie w kwasach i przykrościach owego pobytu Puł-

tuskiego należy szukać początkowéj przyczyny odstępstwa

dzielnego partyzanta od sprawy króla Augusta, jakie nastą-

Oblężenie Poznania przez Patkula.

background image

110

piło w dwa lata późniéj po bitwie kaliskiéj… Jak ztąd wi-

dzimy, zatrudniały tedy króla Augusta w Pułtusku przez

pierwszą połowę miesiąca Października raczéj kłopoty poli-

tycznéj, aniżeli wojennéj natury. Zaczęły przecież nadcho-

dzić od strony nieprzyjacielskiéj doniesienia, zmuszające

poniekąd pomyśleć przecież o akcyi wojennéj. Dnia 11 Pa-

ździernika nadeszła wiadomość, że idący w przedniéj straży

wracającego z Rusi Karola Stenbock, zajmuje już Lublin,

dnia 14-go Października uzupełniły się doniesienia nowemi

szczegółami. Pod wpływem tych wiadomości, postanowił

nareszcie August opuścić Pułtusk: 20 Października stanął

w Warszawie nibyto w zamiarze stawienia oporu Szwedom.

Jak tego postanowienia dotrzymał, zobaczymy niżéj, a teraz

zwróćmy się do obozu szwedzkiego i działań Karola XII.

Zostawiliśmy go zagłębionego na Rusi, w posiadaniu jéj

stolicy. Przywieziona mu przez Stanisława Leszczyńskiego

i Poniatowskiego wiadomość o wzięciu Warszawy przez

Augusta, dotknęła go głęboko i przykro. „Karol”, powiada

jego historyograf Nordberg, „pałał żądzą spotkania się z

nieprzyjacielem i pomszczenia straty Warszawy”. Słowa

te nie są czczym frazesem, a młody król szwedzki spieszył

istotnie z odwetem za poniesioną w stolicy polskiéj klęskę.

Na nieszczęście dla swéj sprawy, był przecież za daleko, aby

odwet ów mógł nastąpić prędko. Na tymczasem trzeba było

przygotować politycznie i wojskowo wymarsz. Politycznie

należało skorzystać z pobytu ruskiego i utwierdzić, o ile

się da, w tych dalekich stronach Stanisławową władzę. Do

podobnego celu nadawało się Karolowi niezmiernie przy-

bycie do Lwowa Józefa Potockiego wojewody kijowskiego,

który stanąwszy tutaj z ziemi Halickiéj w poczcie zbrojnéj

szlachty, złożył akt uznania króla Stanisława. Karol przyjął

z jego strony podobny czyn dobréj woli i oddał mu wraz z

wypuszczonym na wolność pułkownikiem Kamieńskim straż

nad Lwowem i okolicą. Równocześnie prawie znalazł się téż

w Lwowie z eskortą saską jeniec Augusta, wzięty przezeń do

niewoli w Warszawie Arwed Horn. Jeniec na słowo, przybył za

pozwoleniem Augusta do obozu swego króla z obowiązkiem

Rozdział II.

background image

111

stawienia się w połowie miesiąca Października w Lipsku.

Horn przywiózł Karolowi wiadomości uzupełniające o klęsce

warszawskiéj wraz z powziętém z własnych ust Augusta

zaręczeniem, że postanowieniem jego odtąd jest unikać

spotkania ze Szwedami w otwartém polu. Wyjeżdżając dnia

24 Września ze Lwowa, dostał Horn od Karola pełnomocni-

ctwo układania się z Augustem o wymianę jeńców, a w pier-

wszym rzędzie swojéj własnéj osoby. W kilka dni późniéj

znalazł się, jak nam już wiadomo, w Krakowie wśród tajnych

robót przygotowujących akcess Lubomirskich do Augusta.

Załatwiwszy się w ten sposób ze sprawami miejscowemi,

zaopatrzywszy Lwów w załogę, utwierdziwszy, o ile było

można, w tamtych okolicach władzę neo-elekta, wyruszył

Karól z nim razem w pochód ku Warszawie. Piechota wy-

brała się dnia 22 Września i ruszyła ku Żółkwi; król dnia

następnego z jazdą po najgorszych drogach w tym samym

kierunku. Marsz wskutek tego odbywał się z niesłychaną po-

wolnością. Dnia 27 Września znajdujemy Karola po przejściu

przez Doroszów, Macoszyn, Żółkiew, Dobroszyn, Rawę Ru-

ską w Hrebiennem. Tutaj zatrzymał się król szwedzki przez

dwa dni, chcąc dać znużonemu marszem wojsku nieco po-

trzebnego wypoczynku. Stanisław Leszczyński opuścił w

Hrebiennem główną armią szwedzką i udał się do korpusu

generała Renskiölda zajmującego lewy brzeg Wisły między

Sandomierzem a Zawichostem. Karol sam tymczasem po-

suwał się daléj. 29 Września zajął Tomaszów, dnia następ-

nego znalazł się w Łabuniu pod Zamościem. Słynny zdzier-

ca, kwatermistrz armii szwedzkiéj, Magnus Stenbock, po-

przedzał marsz Karola o dni kilka, urządzał magazyny w

Rawie Ruskiéj, w Lublinie, straszył Zamość, wyciągał z kraju

straszne w gotówce i w dostawach naturalnych kontrybucye.

Zbliżywszy się pod Zamość, postanowił Karol bądź to za-

jąć twierdzę, bądź kazać się, co najmniéj, drogo opłacić or-

dynacyi. Stenbock stawiał w imieniu Karola twarde warun-

ki, żądał otworzenia bram twierdzy, wpuszczenia załogi

szwedzkiéj, kontrybucyi i 50,000 talarów gotówki. Ordynacja

znajdowała się naówczas po zgonie w r. 1689 czwartego

Marsz Karola z Rusi ku Warszawie.

background image

112

z rzędu ordynata Marcina Zamojskiego, w posiadaniu nie-

letniego syna jego Tomasza, zostającego pod opieką świą-

tobliwéj, oddanéj dobrym i pobożnym uczynkom matki,

Anny z Gnińskich. Młodego ordynata nie było na miejscu;

w zastępstwie jego wybrał się do obozu groźnego króla

szwedzkiego w Łabuniu jeden z dwóch młodszych jego braci,

ofiarował Karolowi swój dom, zgodził się na wszystkie jego

warunki, oświadczył gotowość spłacić natychmiast część

żądanéj kontrybucyi pieniężnéj, oddawał co do reszty własną

osobę w zastaw. Podobna ustępność usposobiła Karola ła-

skawie dla rodziny ordynackiéj. Pułkownik Clas Bonde zajął

wprawdzie z jego rozkazu twierdzę i miasto, załoga miej-

scowa złożyła broń. Dnia następnego już jednakże wyszli

Szwedzi, nie ściągnąwszy żądanéj kontrybucyi… Przez czas

kilkodniowego w Łabuniu pod Zamościem pobytu, widzimy

Karola załatwiającego znowu bieg swych spraw politycznych

i wojennych. Przedewszystkiém podejmuje dzieło napoczęte

już we Lwowie, restauracyi zachwianych klęską warszawską

interesów Stanisława. Stara się pozyskać prymasa, pisze

doń pod dniem 6 Października list powinszowalny, iż uszedł

szczęśliwie grożącego w Warszawie niebezpieczeństwa; za-

wiązuje daléj stosunki z niedobitkami konfederacyi War-

szawskiéj, znajdującymi się w Tykocinie pod opieką gościn-

ności Branickiego wojewody podlaskiego. Przyjeżdża tu doń

od owéj szlachty i od wojewody podlaskiego słynny w in-

trygach i tajnych robotach owéj epoki sekretarz Sapieżyński,

Francuz Limont, z zapewnieniami niezachwianéj dla spra-

wy Karola i Stanisława wierności z prośbą o co prędsze

przybycie i pomoc. Karol zadowolniony wielce z podobnych

oświadczeń, obiecuje żądaną odsiecz, chce jednakże niesz-

częście, że wyprawiony z podobną wiadomością do Tyko-

cina Limont wpada w ręce Sasów i znajduje się w krótce

potem towarzyszem niewoli biskupa poznańskiego i woje-

wody łęczyckiego na zamku Stolpen, późniéj nieco w Au-

gustusburgu. Krótko potem odbiera Karol od znajdującego

się przy korpusie Renskiölda Leszczyńskiego, wiadomość

o gotującym się akcessie w. hetmana Lubomirskiego do

Rozdział II.

background image

113

Augusta, wiadomość potwierdzoną przez list wojewody ki-

jowskiego Józefa Potockiego ze Lwowa, który donosił, że i

jego Lubomirski namawia do oświadczenia się za Sasem…

Co się tyczy działań wojennych, wyprawia nasamprzód Ka-

rol swego kwatermistrza Stenbocka z poleceniem ściągania

kontrybucyi i zakładania magazynów do Lublina. Zapewnie

zaś z powodu trudności wyżywienia całéj swéj armii, dzieli

ją i nakazuje Renskiöldowi i Stanisławowi zdążać ku War-

szawie tuż traktem wzdłuż samego prawego brzegu Wisły,

kiedy on sam posuwa się tym samym, równoległym kie-

runkiem o kilkanaście mil daléj na wschód. Ze względu na

zajmowane przez Sasów w Warszawie i jéj okolicy stanowiska

dają sobie oba korpusy armii szwedzkiéj ostateczne miejsce

spotkania na Pradze. Stosownie do podobnéj umowy, idzie

Karol z pod Łabunia, nie znajdując żadnéj przeszkody prócz

niegodziwych, namiękłych ciągłemi deszczami dróg, na

Mokre, Twarzyczów i Wysokie do Bychawy; posuwa się na-

stępnie przez Bełżyce, Palikije, Baranów, Drażgów do Zie-

lichowa, gdzie go znajdujemy 13 i 14 Października. Prze-

szedłszy mimo Wodyni i Łupin, stanął dnia 15 Października

w Węgrowie. Tutaj to przecież dali po raz pierwszy znak życia

i obecności Sasi. Oddział jazdy saskiéj pod dowództwem

pułkownika Henwekina zapędził się na rekonesans w te

strony. Wysłany przeciw niemu z oddziałem Wołochów

szwedzkich pułkownik Mentz, zachwycił go w Wysokowie

przy przeprawie przez Bug i zabrał mu trochę niewolnika,

dnia 16 Października. Tak to zbliżał się Karol z każdym dniem

bliżéj do stanowisk augustowych; obie nieprzyjacielskie

armie znajdowały się zaledwie od siebie o kilka dni marszu.

Na nieszczęście tylko zapanowało w obozie saskim na wieść

o zbliżaniu się Szwedów straszne zamieszanie, kiedy prze-

ciwnie Karol miał plan gotowy i wiedział bardzo dobrze,

czego chce i do czego zdąża. —

Z Węgrowa posuwa się do Kamieńczyka, wyseła na zwia-

dy Wołochów swego wojska, którzy się posuwają aż do Puł-

tuska, przyprowadzają mu co chwila saskich jeńców, prze-

rażają Augusta, zmuszają ich do czemprędszéj przeprawy

Marsz Karola z Rusi ku Warszawie.

background image

114

na lewy brzeg Wisły tak pod Wyszogrodem, jak pod samą

Warszawą. Mogło się teraz zdawać, że zamiarem Augusta

będzie teraz bronić wszelkiemi siłami Szwedom przeprawy

na lewy brzeg Wisły; zobaczymy jednakże, że i ten plan

nawet na prawdę nie postoi mu w głowie.

Dnia 18 Października opuszcza Karol swą kwaterę w

Węgrowie i posuwa się z jazdą do Radzymina. Spędziwszy

znajdujący się tutaj po lewym brzegu Bugu posterunek sa-

ski, zajął Karol to miejsce przeprawy i kazał obsadzić dwom

pułkom dragonów pod dowództwem pułkownika Dueckerta.

Równocześnie stanęli na Pradze Stanisław Leszczyński,

Renskiöld wraz z całym swym korpusem; pozostawiona nie-

co w tyle piechota armii saskiéj znalazła się powoli także tutaj;

sam król szwedzki wraz z młodym księciem wirtembergskim

Maksymilianem Emanuelem, nieodstępnym od swego boku

towarzyszem paziem Klinkowströmem, zaglądali także co

chwila z Radzymina na Pragę; obie nieprzyjacielskie armie

przegradzała teraz tylko szerokość Wisły. Jeżeli wierzyć

biografowi młodego księcia Wirtembergskiego, odbywały się

nawet między samymiż wojującymi królami przez rzekę

rozmowy, przypominające nie źle dyalogi walczących około

murów Troi bohaterów. Karol usiłował przeprawić się gdzie-

kolwiekbądź przez Wisłę i przygotować własne ku temu

środki, ponieważ August za zbliżeniem się Szwedów kazał

poniszczyć wszystkie mosty i statki na Wiśle, Bugu i Nar-

wi. Między innemi zaczął król szwedzki próbować owéj

przeprawy w okolicy Karczewa, cztery mile w górę rzeki od

Warszawy, gdzie znajdująca się na środku prawie łożyska

kępa przedsięwzięcie podobne ułatwiała. Karol, Stanisław,

młody książę Maxymilian Emanuel wirtembergski, przepra-

wili się na ową kępę. Z lewego brzegu Wisły ukazali się król

August z szambelanem Vitzthumem przy boku. „Panowie”,

odezwał się tenże do Szwedów, „czyż nie przyjdziecie do

nas?” Sam Karol odpowiedział: „Nie jesteśmy tyle złośliwi”.

Szambelan Vitzthum zapytał znów: „Nie ma tam Waszego

króla?” Paź znajdujący się przy boku Karola, prawdopodobnie

Klinkowström, odpowiedział, wskazując go: „Tak, jest tutaj!”

Rozdział II.

background image

115

Po kilku ironicznych zapytaniach i odpowiedziach, odezwał

się znów Vitzthum do Szwedów: „Panowie, będziemy was

tutaj czekali”, na co paź odpowiedział: „Słowo padło!” August

dodał: „Słowo królewskie”, poczem ukłonił się Szwedom i

rzekł: „Adieu, Panowie!” Pominąwszy anegdotyczną stronę

opisu tego spotkania, pozostanie przecież jego niewątpliwą

prawdą, że Karol próbował bardzo na seryo przeprawy przez

Wisłę, a że tém samem zmawiał wahającego się dotąd

Augusta od powzięcia jakiegobądź postanowienia. Oddziały

pospolitego ruszenia polskiego, Wołosi referendarza koron-

nego Stanisława Rzewuskiego, niepokoili wprawdzie Szwe-

dów, zaalarmowali wprawdzie dnia 28 Października pułk

jazdy Ostrogockiéj w Kleszewie, generał Hummerhielm

przepłoszył ich jednakże z łatwością a przeprawa na lewy

brzeg Wisły niedoznawała z wyjątkiem trudności o materiał

mostowy, żadnéj poważniejszéj przeszkody. Stanęły dwa mo-

sty ze strony szwedzkiéj, jeden o cztery mile od Warszawy

w górę rzeki, drugi między Warszawą a Pragą za staraniem

Stenbocka. Przeprawiając się przez pierwszy, nie utonęli o

mało co Karol z księciem wirtembergskim. Słabo sklecone

tratwy rozerwały się, prąd rzeki zaczął króla i jego towarzysza

unosić; z trudnością tylko ocaliło ich niezrównane męztwo

kilkudziesięciu grenadyerów. Zmoczeni, przeziębli dostali

się wreszcie na lewy brzeg rzeki.

Czas zwrócić się teraz do obozu saskiego i przypatrzeć

się jego działaniom. Błąd dotychczasowéj akcyi augustowéj

objawiał się teraz w całéj swéj dotykalnéj i zgubnéj pełni.

Mając dzięki szalonemu odskokowi Karola na Ruś, aż na-

zbyt wiele czasu do zniszczenia korpusu Meyerfelda i zgnie-

cenia załogi poznańskiéj, dopuścił bezmyślnie połączyć się

Meyerfeldowi z ową załogą, podzielił swą armią, pozwolił

jednéj jéj części pod Patkulem rozbijać sobie głowę o mury

Poznania, przemarnował z drugą, silniejszą, drogi, kilko-

tygodniowy czas w zupełnéj bezczynności, przyznając się w

liście do Fürstenberga z pewną naiwnością, „że nie wie, co

robić, a że dalsze jego kroki zależą od akcyi nieprzyjaciela”.

Wahanie się owo trwało bardzo długo, niemal aż do chwili,

Marsz Karola z Rusi ku Warszawie.

background image

116

kiedy osobisty ukłon króla szwedzkiego pod Karczewem i

przygotowania jego do przeprawy przez Wisłę, zmuszały

natarczywie cokolwiekbądź przecież przedsięwziąć. Jakkol-

wiek August zarzekał się Hornowi, iż nie będzie się wy-

stawiał na spotkanie w otwartém polu z Karolem, zdaje się

przecież, że przez chwilę miał intencyą stawienia mu oporu

w Warszawie i przeszkadzania przeprawy przez Wisłę. Wła-

sne jego listy do Fürstenberga i Patkula, zachowane w ar-

chiwum drezdeńskiém, liczniejsze z téj właśnie, aniżeli ja-

kiejkolwiekbądź innéj chwili, nie pozostawiają pod tym

względem żadnéj wątpliwości. Był téż to istotnie plan naj-

racyonalniejszy wśród obecnych okoliczności. Nie dopusz-

czał w najgorszym nawet razie owéj klęski bez boju, jaka

nastąpiła późniéj, dawał Patkulowi możność zgniecenia za-

łogi poznańskiéj i opanowania Poznania. Intencye te poku-

towały jednakże krótko bardzo w obozie augustowym. Na

widok gotującéj się przeprawy szwedzkiéj przez Wisłę, za-

pada postanowienie i to postanowienie pospieszne, doryw-

cze, opuszczenia Warszawy i odwrotu, którego właściwy cel

także, w saméj niemal chwili wykonania, nie jest wyraźnie

oznaczony. „Do Krakowa lub ku Szląskowi”, otóż ogólny

kierunek, jaki August zamyśla nadać swemu odwrotowi.

Powody zaś i przyczyny samegoż odwrotu tłomaczy własno-

ręczny list Augusta do Fürstenberga, napisany już po ukoń-

czeniu odwrotu, dnia 10 Listopada. Obliczając, nie wiado-

mo nam, na jakiéj podstawie, całą swą siłę, a więc wojsko

saskie pod dowództwem feldmarszałka Steinaua i generała

Schulenberga, piechotę moskiewską, pod wodzą pułkownika

Görtza, polskie chorągwie referendarza Stanisława Rzewu-

skiego na 10000 ludzi zdolnych do boju — pisze, że wobec

nieprzyjaciela przemagającego liczbą, zdążającego trzema

kolumnami ku przeprawom Narwi, Bugu i Wisły, nie można

było myśleć o oporze. Obrona w Warszawie stawała się według

Augusta tém mniéj podobną, że wypadało w niepewności

punkta przeprawy szwedzkiéj zasłaniać kilkunastomilową

linią od Wyszogrodu do Góry, co znów pociągało za sobą

konieczność rozdrobnienia sił saskich i kolejnego ich znie-

Rozdział II.

background image

117

sienia przez nieprzyjaciela. Wśród takich okoliczności, po-

wiada August, postanowił odwrót, coby jeszcze może nie

było najgorszém złem, gdyby tylko ów odwrót był nastąpił

rychléj i mniéj pospiesznie, gdyby daléj wykonanie jego nie

było nastąpiło, jak zobaczemy niżéj, w sposób równoważący

zupełnemu rozbiciu armii saskiéj.

Ostatnie dni pobytu warszawskiego znaczą się zresztą

jeszcze niektóremi szczegółami z dziedziny akcyi politycznéj.

Nie ustają z jego strony instancye do Cara o posiłki wojskowe

i pieniężne wśród obecnych opałów. Zapewnie pod wraże-

niem owego kłopotu Augusta, przybiera wobec niego poseł

Carski Golicyn dumniejszą zaraz postawę i grozi odjazdem

od boku króla, gdyby w. hetman koronny Lubomirski do

łaski miał powrócić. W wilią wreszcie niemal wymarszu z

Warszawy bierze August w areszt Głogowskiego, starostę

grabowieckiego i wyprawia go na pokutę więzienną do zam-

ku Stolpen w Saxonii. Otóż to roboty politycznéj natury

Augusta na samym niemal schyłku sromotnie przegranéj

kampanii. Dnia 26 Października wyseła nasamprzód baga-

że do Rawy, zawiadamiając ogólnie tylko oblegającego Po-

znań Patkula, iż prawdopodobnie przyjdzie mu się cofnąć

z Warszawy do Krakowa lub ku Szlązkowi. Rano dnia 28

Października opuszcza sam król z całém wojskiem Warsza-

wę, kiedy tegoż samego wieczora jeszcze 1500 Szwedów

przeprawia się przez Wisłę i wkracza do opuszczonéj stolicy.

Odwrót Augusta odbywa się w południowo-zachodnim kie-

runku; Szwedzi niepokoją go i siedzą w ciągu całego marszu

ustępującemu nieprzyjacielowi na karku. Noc z dnia 28 na 29

Października przepędza August w Mszczonowie, gdzie jego

bezbojne i wcale nie tryumfalne przybycie, ogłaszają jakby

na ironią salwy artyleryi saskiéj. Po bardzo krótkim tutaj

wypoczynku zdąża augustowy odwrot w widocznéj niepewno-

ści między Krakowem a Szlązkiem, w kierunku zachodnio-

południowym. Dnia 30 Października, właśnie w téj saméj

niemal chwili, kiedy Karol ze Stanisławem Leszczyńskim od-

bywają swoją reinstallacyą w Warszawie, przybywa August

do Piątku. Tu ztąd przesyła Patkulowi rozkaz, aby jeżeli

Ucieczka Augusta do Krakowa.

background image

118

już Poznań zdobyty, jeńców i artyleryą ciężką wyprawił do

Saxonii, jeżeli zaś jeszcze miasto niezdobyte, aby sam z

piechotą i polną artyleryą zajął stanowisko nad tak zwaną

zgniłą Obrą, Brandta zaś z jazdą odesłał doń pod Uniejów.

W tymże samym liście tłumaczył się August z konieczności

swego odwrotu z Warszawy i zapowiadał, że moskiewską

piechotę wyseła ku Kołu, saską ku Warcie i że w tym celu

nakazał wzdłuż biegu rzeki Warty wypiekać w potrzebnéj

ilości chleby i przygotowywać furaż. W ten sposób znalazła

się cała, poważna jeszcze liczbą siła saska wobec połączo-

nego i rozgonionego za nią nieprzyjaciela, doszczętnie

rozbitą na cztery rozpierzchające się w różne strony oddziały,

z których jedyny Schulenburg przedstawia zdolny oporu i

obrony zastęp.

Dnia 2 Listopada dochodzi odwrót Augusta miasteczka

Uniejowa, zkąd po odesłaniu już piechoty moskiewskiéj ku

Kołu, odprawia Schulenburga z piechotą saską ku Kaliszowi.

Sam w towarzystwie marszałka Pflugka, podkanclerzego

koronnego, Jana Szembeka, nieodstępnego kamerdynera

Spiegla z nieliczną, jak się zdaje eskortą jazdy, cofa się ku

miasteczku Warcie, wskazuje feldmarszałkowi Steinau z kilku

pułkami jazdy i piechoty odwrót ku Piotrkowu. Przybywszy

do Piotrkowa, pisze August dnia 4 Listopada tu ztąd na-

stępny lakoniczny bilecik do namiestnika Fürstenberga:

„Moje interesa nie znajdują się tutaj w najlepszym stanie,

odkąd znalazłem się w konieczności opuszczenia Warszawy.

Zobaczę, czy będę mógł dostać się do Krakowa, czy téż puścić

się do Szląska”. Pościg szwedzki tymczasem, powstrzymany

nieco wspomnianą co dopiero reinstallacyą w Warszawie,

zkąd Stanisław pod dniem 30 Października wydaje uroczysty

manifest, zaręczający narodowi własne i króla szwedzkiego

dobroczynne dlań intencye; powstrzymany daléj widocznie

fałszywemi informacyami o kierunku odwrotu saskiego, —

nie omieszkał teraz dawać się dokuczliwie we znaki. Karol

w widoczném przekonaniu że August zmierza najprostszą

drogą ku Krakowa, ruszył za nim, jak zwykle, nie odczekując

piechoty, z pułkami Dalekarlijskim i Warmlandzkim, zabra-

Rozdział II.

background image

119

nemi daléj Renskiöldowi po drodze sześciu pułkami jazdy,

na Łęczycę, pozostawiając Tarczyn na lewo, ku Nowemu

Miastu nad Pilicą. Towarzyszył mu w tym pościgu z od-

działem Wołochów znany partyzant Jan Grudziński, starosta

Rawski, zabierając po drodze maroderów saskich. Nie zna-

lazłszy nieprzyjaciela, zwraca się król szwedzki ku Rawie,

gdzie przybywa dnia 1 Listopada. Tutaj to dochodzą go

nareszcie prawdziwe wiadomości o kierunku Augustowego

odwrotu. Przejmuje list Augusta do feldmarszałka Steinaua

z rozkazem pomaszerowania z jazdą do Piotrkowa, zkąd

daléj ma ruszyć ku Krakowu, dokąd, nawiasowo powiedzia-

wszy, miał przybyć znajdujący się dotąd ze swą dywizyą

w Myślenicach w. hetman koronny. Nie dość na tém, po-

wziął jeszcze król szwedzki z przejętego listu Augustowego

wiadomość o rozkazach danych Patkulowi i o kierunku od-

wrotu Schulenburga. Z chwilą zyskania tych wiadomości,

zmienił Karol południowy kierunek swego pościgu i rzucił

się, pozostawiając piechotę po za sobą w tyle, z istną gorą-

czką za uchodzącym nieprzyjacielem ku zachodowi. Spędza-

jąc noce na wiązce słomy lub siana, żywiąc się często suchym

chlebem z kawałkiem słoniny, gonił z drabantami i ośmiu

pułkami jazdy generała Wellingka nieprzyjaciela, niekiedy po

siedem mil dziennie. Nie mylimy się pono, przypuszczając,

że zamiarem tak szalonego pościgu było pochwycenie sa-

megoż króla Augusta. Jeżeli ten zamiar nie powiódł się

i nie mógł się powieść z powodu zbyt szybkiéj ucieczki

Augusta, powiodło się natomiast królowi szwedzkiemu naj-

zupełniéj dzieło rozprzężenia i dezorganizacyi siły saskiéj,

zasłaniającéj Augustowy odwrót. Pomiędzy następującego

żołnierza saskiego wkradła się na wielką skalę maroderka.

Pościg szwedzki staczając co chwila utarczki z uchodzącymi

Sasami, zagarniał sporą liczbę jeńców. Ogółem znalazło się

ich w ręku szwedzkim według raportu posła duńskiego Jes-

sena do 1000. Przybiegając wszędzie kilka dni po Auguście,

stanął Karól dnia 2 Listopada w Piątku, 3 w Uniejowie,

gdzie przyszło do małego spotkania z jazdą saską tuż nad

samą rzeką Wartą. Tutaj to, jak się zdaje przyszedł król

Ucieczka Augusta do Krakowa.

background image

120

szwedzki do przekonania, iż dalszy pościg za Augustem nie

ma właściwego celu i że pochód za ustępującym z piechotą

saską Schulenburgiem przedstawia racyonalniejsze korzyści.

Dnia 4 Listopada tedy kiedy August przybywa do Warty,

zwraca się król szwedzki na Dobrą i Działoszyn ku Kaliszowi.

Zwrot ten nieprzyjacielskiego pościgu daje wędrownemu ta-

borowi Augustowemu nieco wytchnienia, Król sam, w. mar-

szałek dworu saskiego hr. Pflugk, szambelan Vitzthum,

podkanclerzy koronny Jan Szembek, dyplomata-kamerdy-

ner Spiegel zatrzymują się jeden dzień na miejscu, 6 Li-

stopada widzimy ich w Złoczewie. Tu ztąd wyprawił August

swe kosztowności i bagaże wraz ze Spieglem do Sycowa

na Szląsk, wzywając zarazem przezeń bawiącego tamże

posła duńskiego Jessena do jak najprędszego stawienia się

na konfenrencyą w Częstochowie. Jessen nie lenił się ani

na chwilę z posłuchaniem wezwania, ale przybył za późno.

August, który liczył prawdopodobnie na możność zatrzy-

mania się przez kilka dni w Częstochowie, nie przypuszczał,

że go Szwedzi i tu ztąd spłoszą. Stało się tak przecież; jazda

nieprzyjacielska znalazła się w pobliżu miasteczka; król

August wyniósł się co prędzéj, rano dnia 8 Listopada „nie

bez konfuzyi”, jak powiada w swém sprawozdaniu poseł

duński, z Częstochowy; po dwóch dniach podróży stanął

w południe dnia 10 Listopada w Krakowie. Pozostawiając

go tutaj w oczekiwaniu ściągających się powoli sił feldmar-

szałka Steinaua, w. hetmana Lubomirskiego, referendarza

koronnego Stanisława Rzewuskiego, partyzantów polskich

Stanisława Chomentowskiego i Adama Śmigielskiego; —

zastrzegając sobie sami na późniéj opowiadanie jego podję-

tych tutaj politycznych robót, — wróćmy teraz dla nieza-

tracenia wątku rzeczy na widownią mającéj się rozegrać w

krótce wielkiéj wojny téj ponuréj jesieni.

Patkul, odebrawszy dnia 2 Listopada datowany z Piątku

dnia 30 Października rozkaz Augusta, rozkaz niedorzeczny, bo

zalecający co mniejsza, odstąpić od oblężenia Poznania, lecz

pozbawiający, co ważniejsza, cofającego się Schulenburga

przynajmniéj 6000 ludzi, z którymi w połączeniu byłby mógł

Rozdział II.

background image

121

zgnieść rozpędzonego nieostrożnie Karola, — odstąpił dnia

3 Listopada pospiesznie od murów poznańskich. Cofając

się ku niesłychanemu tryumfowi Mardefelda, Meyerfelda i

Liliehöka, ku granicy brandenburgskiéj, stanął już 5 Listo-

pada pod Zbąszyniem, gdzie go widzimy jeszcze 9 Listo-

pada, spoglądającego bezczynnie na mordercze zapasy pie-

choty moskiewskiéj Görtza i Schulenburga z pościgiem

szwedzkim.

Króla szwedzkiego zostawiliśmy za to dnia 4 Listopada

w pochodzie z Działoszyna ku Kaliszowi za ustępującym

Schulenburgiem. Siła Karola składała się wyłącznie prawie

z jazdy, Schulenburga z 4000 ludzi dzielnéj piechoty i 900

koni. Dnia 5 Listopada stanął król szwedzki pod murami

Kalisza, zajętego przez słabą, liczącą zaledwie 100 ludzi pod

dowództwem pułkownika Riebe arriergardę korpusu Schulen-

burga, który naówczas był się już cofnął do Raszkowa.

Szczupła liczba załogi nie pozwalała myśleć o obronie miasta

przeciw 18 szwadronom jazdy nieprzyjacielskiéj. Stanowiło

to przecież dla Szwedów przeszkodę w pościgu a nadto, jak

zaraz zobaczymy, miało się sprzątnienie owéj zawady opłacić

niecierpliwemu Karolowi dotkliwą boleścią osobistą. Sam

młodzieniec dwudziestoletni miał król szwedzki, jak zawsze

tak i tu nieodstępnie przy swym boku, dwóch, znanych

nam już z poprzedniego opowiadania towarzyszów, pazia

Klinkowströma i księcia Wirtembergskiego, obu dzieci wie-

kiem, mężów bohaterstwem. Klinkowström, mianowicie

był wiernym uczestnikiem wszelkich rozpustnych figli i wy-

bryków Karola jeszcze z czasów pokojowego pobytu sztok-

holmskiego. Potknąwszy się w owym gorączkowym pościgu

o zawadę kaliską, wyprawił Karól swego pazia z wezwaniem

poddania miasta do pułkownika Riebego. Towarzyszył mu

pułkownik Dueckert. Właśnie podczas toczącéj się parla-

mentarki, padł przypadkiem czy umyślnie strzał z murów i

położył Klinkowströma trupem. Gniew i żal Karola był stra-

szny. Mszcząc się, kazał w pierwszém uniesieniu zamor-

dować kilkunastu jeńców rzucających broń załogi saskiéj.

Ciało poległego towarzysza broni zalecił włożyć do trumny

Zniesienie oblężenia poznańskiego.

background image

122

i odesłał następnie do Pomeranii. Tuż prawie po tym przy-

krym wypadku, nadjechał do Kalisza d. 6 listopada przyby-

wający z Warszawy Stanisław Leszczyński i towarzyszy

odtąd dalszemu pościgowi króla szwedzkiego. Samobójcze

rozprężenie, na jakie ucieczka i szaleńsze jeszcze od niéj

rozkazy Augusta armią saską wskazały, pokazują się do-

piero teraz w całéj swéj szkodliwości. W razie połączenia

Patkula, jazdy Brandta, piechoty moskiewskiéj Görtza pod

wspólnem dowództwem Schulenburga, byłaby się zebrała

kilkotysięczna siła, mogąca i teraz nawet jeszcze zdławić

pogoń szwedzką a może przez wzięcie do niewoli samegoż

rozpędzonego najnieostrożniéj Karola, nadać całéj wojnie

inny obrót. Dzięki swemu rozprzężeniu nie pozostaje istotnie

dzielnemu Schulenbergowi ze swym pięciotysięcznym blisko

korpusem nic lepszego do roboty, jak spieszyć co prędzéj ku

bezpiecznéj przystani szląskiéj i ocalić przynajmniéj honor

broni saskiéj.

Nie ma może chwili w ciągu całych dziejów owéj wojny,

lepiéj i dokładniéj wyświeconéj przez samychże głównych jéj

bohaterów i aktorów. Archiwum drezdeńskie posiada druko-

waną relacyą owego odwrotu, nadto własnoręczny raport

Schulenburga do Augusta, datowany ze Zgorzelic 12 Li-

stopada 1704. Szwedzkie sprawozdania Nordberga i Adler-

felda nie pozostawiają również pod względem dokładności

niczego do życzenia. Przypatrzmy się teraz dalszemu prze-

biegowi odwrotu Schulenburga według jego własnego spra-

wozdania. Kiedy Karol 5 Listopada brał Kalisz i zagarniał po

słabym oporze w niewolę szczupły oddział pułkownika Rie-

ben, znajdował się generał saski z całym swym korpusem

rozłożony pod Raszkowem, o trzy mile od następującego

nieprzyjaciela. Przyniesiona mu pod noc przez postępującego

z jazdą w tylnéj straży generała Oertza wiadomość o wzięciu

Kalisza, spowodowała Schulenburga jeszcze w ciągu tejże

saméj nocy, z 5 na 6 Listopada, mimo straszliwego znużenia

żołnierza i zakradającéj się coraz gęściéj maroderki, do dal-

szego, pospiesznego odwrotu ku Kobylinowi, gdzie stanął w

ciągu dnia 6 Listopada. Jazda pozostała pod generałem

Rozdział II.

background image

123

Oertzem w Raszkowie, by zasłaniać odwrót głównéj siły w

obec pogoni 18 szwadronów szwedzkich. W ciągu dalszego

marszu z Kobylina do Jutrosina, dnia 7 Listopada, spotkał

się Schulenburg z wracającą z pod Poznania jazdą saską,

pod dowództwem generała Plötza. Jeszcze teraz i w tym

przypadku miała się objawić szkodliwość wydanych przez

Augusta z pod Warszawy czy w ciągu odwrotu rozporządzeń.

Schulenburg chciał Plötza zatrzymać przy sobie, a w naj-

gorszym razie wyznaczał mu na miejsce wspólnego spot-

kania miasteczko Krobię. Nadaremno. — Plötz tłumaczył

się nasamprzód wyraźnym rozkazem Augusta, następnie

trudnością wyżywienia tak znacznéj siły, skoro pozostanie

razem i puścił się ku Piotrkowu, osłabiając Schulenburga,

nie wzmacniając spieszącego do Krakowa Augusta. Pod

wieczór dnia 7 Listopada znalazł się Schulenburg w Jutro-

sinie wśród niesłychanego znużenia żołnierza, któremu na

domiar złego wybuchły w miasteczku pożar wypocząć nie

pozwolił. Tutaj doszła generała saskiego wiadomość o za-

jęciu Kobylina przez dziewięć pułków jazdy szwedzkiéj ge-

nerałów Wellingka i Renskiölda, przy których znajdował się

sam król szwedzki wraz ze Stanisławem Leszczyńskim.

Spotkanie niebieskiéj pogoni szwedzkiéj z czerwonym od-

wrotem saskim, stawało się odtąd nieuchronném. Zamiarem

Schulenburga było teraz ruszyć przez dzień 8 Listopada do

Krobi, połączyć się tutaj z piechotą moskiewską, ruszyć na-

stępnie do Leszna, by się zaopatrzyć w chleb i piwo i zdążać

tu z tąd do bezpiecznego schronienia szląskiego. Rachuby

te chybiły jednakże. Mimo, że okolica była Sasom znana z

czasu jeszcze kampanii latowéj, zmarnowano, dzięki niezrę-

czności szpiegów i przewodników trzy godziny w drodze. W

Krobi nie zastał Schulenburg Moskali, lecz tylko doniesie-

nie dowódzcy ich pułkownika Görtza, że nie daleko tu z tąd

się rozłożył. A więc i tu jeszcze zawód i rozprzężenie sił

własnych w obec nieprzyjacielskiego pościgu! Wyznaczy-

wszy tedy Görtzowi na noc z 8 na 9 Listopada miejsce

wspólnego spotkania pod miasteczkiem Poniecem, ruszył

tamże sam Schulenburg wśród zapadającego zmroku. Było

Bitwa Poniecka.

background image

124

już jednak zapóźno na możność podobnego połączenia, a

zaledwie Schulenburg ze swym znużonym żołnierzem zdo-

łał stanąć pod Poniecem, odsłonił mu się na rozległéj rów-

ninie groźny widok nadciągającéj od Krobi, niebieskiéj

chmury kawaleryi szwedzkiéj. Generał saski obliczał jéj siłę

bez przesady na 7000 koni, kiedy sam nie liczył więcéj nad

5000 ludzi, prawda, że bardzo dobréj piechoty. O dalszym

odwrocie nie można było myśleć bez wystawienia się na nie-

chybną klęskę ze strony pościgu szwedzkiego. Przytomny

Schulenburg postanowił przyjąć nierówną walkę, by pod

osłoną stawianego oporu uskutecznić odwrot do Szląska i

poczynił doń, o ile czas i okoliczności pozwalały, odpowiednie

przygotowania. Nie przypuszczając, aby nieprzyjaciel śmiał

go czepiać wśród zapadającéj ciemności, kazał piechocie

obsadzić opłotki i ogrody w leżącéj tuż pod samem mia-

steczkiem Poniecem wsi Janiszewie, lazaret zaś, bagaże,

artyleryą wyprawił na tyły z rozkazem spiesznego pochodu

ku Odrze. Nad ranem spodziewał się nadejścia Görtza z

piechotą moskiewską. I tę rachubę przekreśliła przecież, na

ten raz, gorączka walki Karola. Nie zważając na ciemność,

nie kłopocąc się o widoczną obronność stanowiska piechoty

saskiéj, nie pytając o roztropne rady swych generałów,

przedstawiających, iż z samą tylko do tego przez pogoń

rozwleczoną jazdą Sasów zagarnąć i zgnieść nie będzie

można, okazał się Karol i pod Poniecem Karolem z nad

Dźwiny, z pod Kliszowa, Pułtuska i Lwowa. Wbrew wszelkim

oczekiwaniom i rachubom, spostrzegł Schulenburg szwa-

drony szwedzkie pędzące ostrym kłusem ku zajmującéj

Janiszewo swéj piechocie. Wobec podobnéj zaczepki, uznał

generał saski za rzecz konieczną wyprowadzić swego żoł-

nierza z opłotków i ogrodów wiejskich na otwarte pole, aby

go przewaga nieprzyjacielska nie zaskoczyła splątanym i

ubezwładnionym, zwłaszcza że na domiar niedogodności

zajętéj przez Sasów pozycyi, tuż za wsią, znajdowało się

niebezpieczne w razie odwrotu, grząskie trzęsawisko. Słoń-

ce zaszło, ciemność Listopadowego wieczoru zapadała co-

raz grubiéj nad widownią rozpoczynającéj się walki. Siła

Rozdział II.

background image

125

znajdująca się pod ręką Karola składała się z odziałów ka-

waleryi pułku Skanijskiego, z dragonów generałów Ren-

skiölda, Dueckerta i Krassaua. Generał Wellingk z 4000

koni znajdował się o jeden dzień marszu w tyle, by oskrzydlić

nieprzyjaciela. Przy boku rozpoczynającego akcyą Karola

znajdowali się Stanisław Leszczyński, książę Maxymilian

Wirtenbergski, książę Sachsen-Gotha, generałowie Ren-

skiöld, Stenbock i Lagercrona. Schulenburgowi, jak sam

powiada we własnoręczném sprawozdaniu, pozostawało w

obec nawały szwedzkiéj bardzo niewiele czasu do sformo-

wania swéj siły. Wyprawiwszy swego żołnierza za wieś, usta-

wił go we dwie linie. Pierwszą, opartą prawém skrzydłem o

wieś Janiszewo, złożył z ośmiu; drugą z czterech batalionów

piechoty. Po obu skrzydłach drugiéj linii stanęła kawalerya

saska, w przedziale między pierwszą a drugą linią, składająca

się z dziewięciu dział artylerya. Schulenburg objeżdżał sze-

regi swych żołnierzy, upominał ich do wytrwania na miejscu,

przypominał smutny los towarzyszów wziętych w Toruniu,

jęczących dotąd w twardéj niewoli szwedzkiéj, kazał przy-

puszczać Szwedów blisko i mierzyć koniom w głowy a strze-

lać celnie. Pierwsze szeregi miały po każdym wystrzale

przyklęknąć, by następnie dać możność wystrzału drugim.

Zaledwie było dość czasu, by te rozporządzenia powydawać,

gdy jazda szwedzka z Karolem na czele rzuciła się na Sasów,

wybierając sobie przedewszystkiém za miejsce i przedmiot

ataku owe szczerby pomiędzy obu liniami piechoty, wypeł-

nione przez jazdę. Jazda saska nie dotrzymała placu i zaczęła

pierzchać. — Wpadający za uciekającymi Szwedzi, zagarnęli

dwa bataljony saskie i wprawili je w nieład. Niebezpieczeństwo

zaczynało być groźném; w stanowczéj téj chwili dał dowód

niesłychanego męztwa i przytomności umysłu sam Schu-

lenburg. Ranny już w rękę, w mundurze poszczerbionym

nieprzyjacielskiemi kulami, pędzi ku swym wprawionym w

nieład batalionom, ścigany przez kilku nieprzyjacielskich

dragonów, nawraca je, komenderuje ognia i jeszcze raz og-

nia, który przetrzebia rozwleczone pogonią i wprawione w

nieład własném zwycięztwem szwadrony szwedzkie. Szwe-

Bitwa Poniecka.

background image

126

dzi zdziesiątkowani, straciwszy mnóstwo ludzi i koni wracają

pędem ku swoim. Schulenburg korzystając przytomnie z téj

chwili wytchnienia, cofa całą swą piechotę, ustawia ją w

podługowaty czworobok, opierając z tyłu o lasek, zasłaniając

z przodu głębokim, długim rowem. Artylerya po stracie

jednego działu wśród zamieszania odwrotu, staje w liczbie

ośmiu dział po obu skrzydłach czworoboku saskiego i daje

bez przerwy ognia do uchodzących Szwedów. Żołnierz saski

widząc pierwszy atak szwedzki odparty, siebie w bezpiecznéj

pozycyi, nabiera odwagi. Sam Schulenburg pisze w swym

raporcie do Augusta, „iż odtąd z radością już można było

widzieć, jak nieprzyjaciel drugi raz będzie przyjęty”. Nadzieja

ta miała się spełnić w zupełności, a wytchnienie zaledwie co

sformowanych między laskiem a rowem Sasów, nie trwało

długo. Dragonia szwedzka rzuciła się po raz drugi rozpu-

szczonym pędem ku czworobokowi saskiemu. Powstrzymał

ją nieco rów; salwa pierwszego, ponowna salwa drugiego,

strzelającego po nad głowami przyklękłych towarzyszów

szeregu, pokryła ziemię niebieskiemi mundurami szwedz-

kiemi, zabitemi i rannemi końmi. Mimo to wdarli się Szwe-

dzi w czworobok saski, na to jednakże tylko, aby zamknięci

w nim, wyginąć nieledwie co do nogi. „Było to”, pisze

Schulenburg, „ciekawe widowisko, jak ci, co się wdarli w

czworobok marnie poginęli i zrąbani zostali”, tak, że nie

widziałem, aby trzech lub czterech było z nich uszło. Ataki

te ponawiały się ze strony szwedzkiéj, choć z coraz mniej-

szym ogniem i z coraz mniejszą nadzieją skutku do pięciu

razy. Wszystkie były szczęśliwie przez Schulenburga od-

parte. Roztoczyła się nareszcie na dobre ciemność, a z do-

datkiem zapadła głęboka mgła jesienna. Szwedzi cofnęli się

do miasteczka Ponieca, zostawiając na polu pod Janiszewem

mnóstwo trupów i rannych bez żadnéj opieki. Schulenburg

miał prawo uważać się za pierwszego zwycięzcę Karola XII,

choć zwycięztwo jego było drogo okupione. Sam był kilka-

krotnie, choć nie ciężko ranny, adjutant jego, wszyscy ofice-

rowie ordynansowi, waleczny pułkownik Han polegli. W żoł-

nierzach wynosiła strata saska ogółem 489 ludzi według

Rozdział II.

background image

127

sprawozdań szwedzkich. Straty szwedzkie obliczał sam

Schulenburg na 1500 ludzi, oni sami przyznają się do 280

zabitych i rannych, nie mogąc przecież zapierać znacznéj

straty w szeregach oficerskich. Mianowicie polegli adjutant

króla szwedzkiego Lanttinghausen, kapitanowie Hiepen,

Gager, Gyllentrost i Basilier. Pomiędzy rannymi znajdujemy

pułkowników Patkula, Torstensona, Hardta, Düringa, Ble-

ckerta i Fahlmanna.

Taki to był przebieg owego wieczornego spotkania mię-

dzy Karolem a Schulenburgiem, dnia 8 Listopada 1704 na

krawędzi wielkopolskiéj ziemi od Szląska. Zwycięstwo podo-

bne nie pozwalało jednakże zwycięzcy spoczywać długo na

laurach a w nocy jeszcze trzeba było powziąść szybką de-

cyzyą i poczynić odpowiednie przygotowania, by jutro nie

stracić owoców dzisiajszych wysileń. Schulenburg, należy

mu oddać tę sprawiedliwość, spełnił nie mniéj świetnie

i nie mniéj szczęśliwie i tę drugą część trudnego zadania.

Na-samprzód, korzystając z ciemności nocnéj, ściągnął do

swéj głównéj siły, postawiony we wsi Janiszewie, odcięty

chwilowo przez Szwedów oddział generała Birona. Oficer

saski wysłany przezeń, przewróciwszy na wierzch niebieską

podszewkę swego czerwonego płaszcza, uszedł w ciemności

szczę-śliwie za Szweda, przejechał przez szeregi szwedzkie

i przeniósł Sasom w Janiszewie rozkaz połączenia się z głó-

wną siłą. Pozostawało jeszcze obmyślić przed brzaskiem

jutrzenki, na samém pobojowisku, dalsze szczegóły dzia-

łania. — Schulenburg zawahał się chwilowo, czy nie ruszyć

ku Lesznu, nie ściągnąć do siebie piechoty moskiewskiéj

Görtza, nie zawezwać pomocy odległego zaledwie o kilka

mil w Zbąszyniu Patkula. Położenie rzeczy było jednakże

zbyt krytyczne, aby plan podobny był mógł liczyć na urze-

czywistnienie. Przy sprężystszém działaniu, przy większéj

zdolności strategicznéj Patkula, przy lepszéj woli dowodzą-

cego Moskalami pułkownika Görtza, mogło i powinno było

połączenie zapędzonych w ów kąt Wielkopolski sił saskich

nastąpić rychléj. Teraz na polu stoczonéj co dopiero na rów-

ninach Ponieckich bitwy, nie było już na to czasu. Że król

Bitwa Poniecka.

background image

128

szwedzki ponowi z brzaskiem jutrzenki przerwany tylko cie-

mnością nocną atak, nie ulegało najmniejszéj wątpliwości.

Nie dość na tém, doszła do obozu saskiego wiadomość,

że generał Wellingk nadciąga Karolowi w pomoc z resztą

jazdy szwedzkiéj, nadto, że generał Meyerfeld wyruszył z

oswo-bodzonego od oblężenia Poznania i że się w 700 koni

znajduje już w Kościanie. Zatrzymywać się tedy choćby

kilka godzin tylko na ziemi polskiéj i zapuszczać się wzdłuż

pierwotnego zamiaru ku Lesznu, znaczyło iść dobrowolnie

w niechybną klęskę. Po krótkiém tedy zastanowieniu, roz-

począł Schulenburg w nocy jeszcze odwrot ku granicy

szląskiéj, dokąd już poprzednio wyprawił artyleryą i bagaże.

Rannych ku wielkiemu żalowi nie mógł, wszystkich przy-

najmniéj, uwieść z sobą i pozostawił ich w znacznéj części

na placu spotkania. Przekraczając granicę Szlązka, wyprawił

Schulenburg oficera z listami do prezydenta kamery cesar-

skiéj i w. mistrza zakonu niemieckiego we Wrocławiu, tłu-

macząc nadwerężenie neutralności cesarskiego terytorium

nieuniknioną koniecznością wojenną. Z resztą zalecił swym

żołnierzom przestrzeganie najściślejszéj dyscypliny, a płacił

wszystkie rekwizyta wojskowe za przekroczeniem granicy

brzęczącą monetą. Pogoń szwedzka stępiła nieco swą za-

palczywość przez wieczorną potyczkę, i dała uchodzącemu

Schulenbergowi kilka godzin swobodnego czasu. Przed po-

łudniem jeszcze dnia po bitwie znalazł się korpus saski na

terytoryum szlązkiém. Około godziny czwartéj po południu

stanęli znużeni i wyczerpnieni pospiesznym marszem Sasi

w miasteczku Górze nad Baryczą. Schulenburg kazał poni-

szczyć za sobą wszystkie mosty, pozostawił w odwodzie dla

ostrożności w punkcie przeprawy przez rzeczkę 50 grena-

dyerów, a sam ruszył z korpusem ku Odrze. W téj to chwili

zaczęła się pokazywać pogoń szwedzka, która za przykładem

Sasów nie uszanowała również neutralności terytoryum

cesarskiego. Na szczęście jednakże ocaliły i na teraz Sasów

ciemność wieczorna, mgła i niski stan wody na Odrze.

Późnym wieczorem dopadł Schulenburg, we wsi Łupkiniu

(Lubchen) tuż nad rzeką, dogodnego punktu przeprawy.

Rozdział II.

background image

129

Korzystając z osłony nocnéj, spędził ile się dało promów,

łodzi i rozpoczął przeprawę. Do godziny pierwszéj w nocy

było trudne to dzieło uskutecznione; korpus saski znalazł

się na lewym brzegu rzeki i był stanowczo ocalony. Pewna

już niemal zdobycz uszła Karolowi, uznał się na ten raz

zwyciężonym przez Schulenburga, a sam przeciwnie znaj-

dował się przez kilka godzin w niebezpieczeństwie, którego

się nie domyślał i nie przeczuwał. W przedniéj, jak zwykle,

straży, szwedzkiéj pogoni, dopadł przeprawy saskiéj przez

Odrę nieco po północy. Nie mogąc jéj już przeszkodzić,

zanocował w młynie, pobliskiéj wsi Krągłowic z bardzo

szczupłą tylko eskortą. Właściciel młyna doniósł o tem

Schulenburgowi, który się już gotował powrócić z kilku-

dziesięciu ludźmi na prawy brzeg rzeki i pochwycić nie-

ostrożnego króla. Znużenie żołnierza jednakże, niedostatek

łodzi i promów, które po dokonanéj przeprawie poniszczono,

przeszkodziły wykonaniu podobnego zamachu. Obie armie

nieprzyjacielskie odczepiły się odtąd od siebie. Schulenburg

cofa się nienapastowany daléj do Zgorzelic. Równocześnie

prawie uchodzi Patkul z pod Zbąszynia ku Odrze; pozostają

jeszcze tylko na placu nieszczęsne resztki moskiewskiego

korpusu pułkownika Görtza i Kozacy z oddziału generała

Brandta rzuceni na łaskę opatrzności od chwili zniesienia

oblężenia Poznańskiego. Tak jeden, jak drugi oddział wojsk

moskiewskich szukał widocznie ratunku w połączeniu z

Schulenburgiem, ale było już za późno. Schulenburg schro-

nił się w nocy z dnia 9 na 10 Listopada za Odrę, dwa tysiące

blisko Kozaków z oddziału Brandta, zdezorganizowanych,

znużonych, mających zaledwie 200 koni, reszta pieszo, zna-

lazło się odciętych na prawym brzegu rzeki we wsi Oderbeltz.

Karol kazał pułkowi dragonów pułkownika Ornstedt zsiąść

z koni i zaatakować ich pieszo. Jedni zaczęli uciekać ku

Odrze, usiłując przeprawy, drudzy zamknęli się w domach

wsi z postanowieniem obrony. Pierwsi zostali bądź to wy-

strzelani, bądź potonęli, tak że zaledwie trzydziestu dostało

się na lewy brzeg rzeki; drudzy stawiali rozpaczliwy, ale

nadaremny opór. 213 wpadło żywo w ręce Szwedów; reszta,

Bitwa Poniecka.

background image

130

blisko 1500, jak powiada sprawozdanie szwedzkie, wyginęła

już po wzięciu w niewolę, a jeźli wierzyć temuż samemu

sprawozdaniu, współubiegali się rozdraźnieni barbarzyń-

skiem postępowaniem Kozaków żołnierze szwedzcy, z cho-

rągwiami polskiemi Grudzińskiego w okrutném, nieludzkiém

wymordowaniu jeńców. Dzień poprzednio a więc dnia 9 Li-

stopada spotkała podobna klęska drugi oddział moskiewski,

1500 piechoty, który nie zdążywszy za Schulenburgiem,

znalazł się w okolicy Wschowy. Ten to oddział zachwyciła

pogoń generała Wellingka, który idąc od Kobylina w 4000

koni, stanął nazajutrz po bitwie Ponieckiéj na placu spotka-

nia, a nie znalazłszy ani swoich, ani Sasów na miejscu, po-

pędził daléj w kierunku Wschowy. Moskale zabarykadowali

się w pobliskiéj miasta wsi Tylewicach; wezwani do złożenia

broni, odpowiedzieli silnym ogniem z dział i z ręcznéj broni.

Wellingk kazał dragonom Stenbocka zsiąść z koni i uderzyć

na zamkniętych w chałupach Moskali. Atakiem tym dowo-

dził hr. Eryk Lejonhufwud, który w nim poległ. Moskale

stracili nasamprzód swą artyleryą, mimo to nie przestawali

stawiać rozpaczliwego oporu wśród zabudowań i opłotków

wiejskich. Szwedzi zapalili im nad głowami dachy; mimo

to nie ustawała obrona. Moskale woleli ginąć wśród pło-

mieni, aniżeli rzucać broń. Nareszcie zwyciężyła przewaga

liczebna Szwedów. 900 przeszło Moskali zginęło w boju i w

pło-mieniach; Szwedzi zabrali im 14 dział, całą amunicyą i

cztery beczki z pieniędzmi; sami, jeźli wierzyć ich sprawo-

zdaniu, nie stracili w owym boju nad 80 ludzi w zabitych i

rannych, między którymi pułkownika Burenschölda i kapi-

tana Treffenhielma.

Dwa te spotkania, pod Oderbeltz i Tylewicami, zakoń-

czone klęską porzuconych tak niedbale i niesumiennie na

łaskę pościgu nieprzyjacielskiego sprzymierzeńców mos-

kiewskich, zamykają téż zarazem dzieje kampanii roku 1704,

jeślibyśmy nie zaliczyli jeszcze do niéj odbywających się tu

i owdzie, n. p. między Radomskiem a Częstochową utarczek

między chorągwiami pospolitego ruszenia szlacheckiego a

furażującymi i ściągającymi kontrybucye z kraju Szwedami.

Rozdział II.

background image

131

Karol wydobywszy się szczęśliwie z matni, w jaką go sza-

lony zapęd na Ruś i zamach Augusta na Warszawę wpro-

wadził, odniósł, dzięki bezprzykładnemu niedołęstwu nie-

przyjaciela najzupełniejszy tryumf. August chroni się do Kra-

kowa prawie bez wojska, pod wątpliwą opieką dywizyi woj-

ska koronnego i nawracających się powoli na jego stronę

Lubomirskich. Natomiast rozprysła się i zmarniała w roz-

strzelonéj ucieczce i cząstkowych bojach cała jego siła,

Patkul, Moskale Görtza, Schulenburg. Jeden Schulenburg

tylko zdołał stawić skuteczny i zaszczytny opór, ale ostate-

cznie także tylko zasłaniając odwrot i poświęcając posiłki

moskiewskie. Karol wyrzucił ostatniego nieprzyjaciela przez

granice Wielkopolski i znalazł się ponownie panem sytua-

cyi. Nazajutrz po zniszczeniu oddziału kozackiego pod

Oderbeltzem, dnia 11 Listopada, znajdujemy go we wsi

Ossowéj Sieni pod Wschową, gdzie, nawiasowo powie-

dziawszy, zapewnie na instancye dobrego „sąsiada”, króla

Stanisława Leszczyńskiego, właścicielce wdowie Annie Ba-

klanowskiéj, wystawia skrypt libertacyjny od kontrybucyi wo-

jennych. Następnie, odebrawszy od przybyłego doń ze swą

jazdą generała Meyerfelda rapport o przebiegu oblężenia

miasta Poznania, postanawia sam udać się tamże i rozpatrzeć

się w położeniu i obronności stolicy wielkopolskiéj.

Dnia 16 Listopada przybył Karol do Poznania, oglądał

nędzne, poszczerbione ogniem Patkulowym, a przecież ob-

ronione tak walecznie warownie miejskie, oddawał zasłu-

żone pochwały dzielności załogi i środkom obrony, użytym

przez swych generałów. Według tradycyi miejscowéj, któréj

autentyczności najtroskliwszy przegląd dokumentów archi-

wum miejskiego z owéj epoki, nie pozwolił nam przecież

stwierdzić, obrał sobie król szwedzki podczas swego poby-

tu w Poznaniu na kwaterę istniejący dziś jeszcze dom tz.

„pod daszkiem” w rynku. Co natomiast pewna, to że wszel-

kie błagania prezydenta miasta, p. Pawła Pothuna o zwol-

nienie ciężarów, pod jakiemi Poznań od 14 miesięcy stękał,

nie zostały przez króla uwzględnione. Mieszkańcy płacili

odtąd, jak dotychczas, ciężkie pieniądze tygodniowe, przeszło

Karol w Poznaniu.

background image

132

2000 tynfów, dostawiali odtąd jak dotychczas, piwo, chleb,

wino, tytuń, mięsiwa na potrzeby zostającéj znów pod do-

wództwem pułkownika Gabryela Liliehöka załogi szwedz-

kiéj. Karol odprawił prezydenta Pothuna z niczém i opuścił

Poznań po kilkodniowym pobycie. Na zimowe leże obrał

sobie odtąd ze względów politycznych Wielkopolskę, mia-

nowicie województwo poznańskie i kaliskie; na miejsce wła-

snego pobytu miasto Rawicz. Podobnym wyborem pokie-

rował nasamprzód wzgląd na konieczność restauracyi sko-

łatanych interesów króla Stanisława, które właśnie od Wiel-

kopolski odbudowywać przyszło; daléj zamożność i ludność

kraju, blizkość Szlązka i tyle niezbędne dla zaopatrywania

potrzeb wojska fabryki sukna w wielkopolskich miasteczkach

Lesznie, Rawiczu, Sarnowie, Miejskiéj Górce i Kościanie.

Zamieszkał tedy król szwedzki na długi wypoczynek leż

zimowych wraz ze zwykłém otoczeniem swém wojskowém i

dyplomatyczném w Rawiczu, kiedy Stanisław, wyprawiwszy

małżonkę, matkę i córeczkę do bezpiecznego Elbląga, osiadł

w Rydzyńskim zamku. Według pamiętników o księciu Ema-

nuelu Maxymilianie Wirtembergskim, były częste stósunki

i komunikacye między obozem szwedzkim w Rawiczu i

dworem Stanisława w Rydzynie, a młody książę nie może

się dość nachwalić gościnności, wspaniałomyślności i świet-

nych polowań rydzyńskiego zamku.

Nie mniéj staje się przez kilka miesięcy Rawicz ogni-

skiem i punktem centralnym bardzo ożywionego ruchu

politycznego i wojennego. Co chwila zjeżdżają tu deputacye

szlacheckie od województw wielkopolskich z najrozmaitszemi

instancyami bądź to do pana konsyliarza Pipera, bądź to do

samego Karola lub króla Stanisława. Co chwila przyjeżdżają

najrozmaitsi generałowie szwedzcy z raportami do króla

lub po rozkazy. Pojawi się tu wkrótce Arwed Horn z tajne-

mi propozycyami pokoju od Augusta, przybędzie niespo-

dzianie od dworu wiedeńskiego w osobnéj missyi hr. Zin-

zendorff. Kują się daléj między Rydzyną a Rawiczem plany

i projekta przeciągnienia prymasa na Stanisławową stronę

(?), — dość, przedstawia nadgraniczna, zamieszkała przez

Rozdział II.

background image

133

niemieckich sukienników mieścina wielkopolska, sielankę

niezwykle ożywioną i urozmaiconą. Pierwsze kroki króla

szwedzkiego z rozpoczynającego się spoczynku leż zimo-

wych są politycznego znaczenia a obliczone na podniesienie

chromającéj królewskości neo-elekta. On sam wydał już

podczas marszu, pod dniem 30 Października z Warszawy

manifest do stanów Rzeczypospolitéj, w którym się powta-

rzały zwykłe ogólniki o miłości dobra Rzeczypospolitéj, o

bezinteresowności króla szwedzkiego, o Moskalach i Koza-

kach sprowadzonych we wnętrze kraju przez króla Augu-

sta, o potrzebie łączenia się około jego osoby w celu zy-

skania nareszcie pokoju. Wszystko rzeczy może dobre i pra-

wdziwe, ale chybiające celu w obec rozstrzelonych intere-

sów i stanowisk obranych z góry przez różnych ludzi i

różne stronnictwa Rzeczypospolitéj. Posypały się téż na ów

manifest odpowiedzi przeciwników, zamieniając wystąpienie

neo-elekta na bezpłodną wojnę papierową. Innego nieco

rodzaju i skuteczniejszéj doniosłości był akt samegoż Karola.

Pod dniem 28 Listopada wydał z Rawicza manifest do

szlachty województw wielkopolskich, w którym oświadczał,

że tylko szlachetna interwencya króla Stanisława oszczędza

im czynów zemsty i surowości, na które zasłużyły, wspie-

rając działania wojsk i stronników zdetronizowanego króla.

Ukazać neo-elekta łaknącéj spokoju i bezpieczeństwa szla-

chcie w charakterze skutecznéj, rozjemnéj instancyi, nie

było rzeczywiście krokiem niezręcznym.

Pozostawmy teraz Karola na jego zimowych leżach w

Rawiczu i przypatrzmy się robotom i działaniu Augusta,

który jak sobie przypominamy stanął w Krakowie dnia 10

Listopada około południa. Położenie jego nie było szcze-

gólnie korzystne. Co się tyczy nasamprzód będącéj na po-

gotowiu siły zbrojnéj, rozporządzał August tysiącem zale-

dwie koni jazdy saskiéj, która zostawała pod dowództwem

zamianowanego plackomendantem miasta Krakowa gene-

rała Kyau. Obozowała daléj w pobliżu dywizya wojska ko-

ronnego z pod komendy hetmańskiéj. Nadto znajdowały się

przy boku królewskim chorągwie pospolitego ruszenia pol-

Kwatera zimowa Karola w Rawiczu.

background image

134

skie Adama Śmigielskiego starosty gnieźnieńskiego i Mor-

sztyna starosty sieradzkiego, gotowe na każde zawołanie do

nowych partyzanckich wypraw. Wszystko to razem nie

przedstawiało siły dostatecznéj do stawienia oporu Szwe-

dom, nadciągającym pod wodzą generałów Renskiölda i

Stromberga od Łęczycy, Nowego miasta nad Pilicą i Czę-

stochowy. Sam marszałek nadworny Pflugk oświadczył z

dobroduszną rezygnacyą posłowi duńskiemu, „że dwór sa-

ski zabawi zapewnie w Krakowie tak długo, dopóki na to

Szwedzi pozwolą”. Tak to potrafiła najzupełniejsza nieudol-

ność króla Augusta odwrócić wszystkie warunki wojennego

powodzenia przeciw sobie samemu, tak zmarniały i stopniały

w jego ręku wszelkie zasoby w ludziach i materyale, jakiemi

przed dwoma jeszcze zaledwie miesiącami rozporządzał.

Pobity i zwyciężony bez boju, z rozproszoną na cztery wiatry

armią, pozbawiony możności oparcia akcyi politycznéj, o

jedynie skuteczną podstawę powodzenia wojennego, — ze

źle tajoną tęsknotą za wypoczynkiem saskim, za rozkazami

Drezna, za jarmarkiem lipskim, stanął August w Krakowie

bez zamiaru długiego pobytu, z chęcią jakiegokolwiek za-

łatwienia co więcéj naglących spraw polskich, do których

zaliczamy zgodę z Lubomirskimi, pozyskanie prymasa, przy-

gotowania wreszcie środków dalszego prowadzenia wojny.

W otoczeniu jego znajdujemy z panów polskich Denhoffa,

marszałka konfederacyi sandomirskiéj, Jana Szembeka pod-

kanclerzego koronnego, biskupa przemyskiego Bokuma,

nominata krakowskiego, ze Sasów nadwornego marszałka

Pflugka, generała Kyau, skład tak zwanego komissaryatu

czyli intendantury saskiéj, wreszcie nieuniknioną, snującą

się ciągle i wszędzie osobistość kamerdynera dyplomaty

Spiegla. Ostatni raz téż znajdujemy naówczas przy boku

królewskim w smutnych dniach owych Listopadowych roku

1704 — księżną Cieszyńską (Lubomirską), któréj gwiazda

ma w krotce zgasnąć, by ustąpić wznoszącéj się nowéj Pani

Anny Konstancyi Hoym. Gromadzi się téż około osoby Au-

gusta w Krakowie dyplomacya zagraniczna. Spada nuncyusz

papiezki, Golicyn poseł carski, dnia 14 Listopada przybywa

Rozdział II.

background image

135

poseł duński baron Jessen. Wszyscy owi reprezentanci za-

granicznych mocarstw zawieszają swe godła i herby po nad

bramami zajętych przez się domów, nadają życia i rozmaitości

zniszczonemu dwukrotnym pobytem Szwedów, sterczącemu

ruiną spalonego na Wawelu zamku grodowi Jagiellońskiemu.

Pomiędzy osobistościami czynnemi dla sprawy Augusta

spostrzegamy znów naszych dawnych znajomych, wspo-

mnianego co dopiero nominata krakowskiego Bokuma, wo-

jewodzinę poznańską Annę Małachowską i księcia Ferdy-

nanda Kurlandzkiego. Na pierwszym planie zajęć i zatru-

dnień Augusta stanęło właśnie to, co sam tak lekkomyślnie

i niedbale z rąk wypuścił, restauracya powodzenia wojen-

nego, za pomocą sprzymierzeńców. Wychodząc ze słusznéj

racyi, że najłatwiéj o pomoc i sprzymierzeńców zwycięzkim

sprawom, wyzyskiwał August, aż do najostateczniejszego

przesytu wątpliwy tryumf Schulenburga pod Poniecem.

Rozgłaszał owo spotkanie w Krakowie jako fakt wielkiego

swéj armii nad Szwedami zwycięztwa. W takiém świetle

przedstawia je posłowi duńskiemu Jessenowi, nie inaczéj w

liście do cara Piotra z dnia 19 Listopada, żądając równocze-

śnie posiłków i subsydiów pieniężnych. Bitwa Poniecka

figuruje w konferencyach i korespondencjach Augustowych

z owéj chwili jako argument powodzenia jego zachwianéj

sprawy. Pewny pomocy znajdującego się już we wspólnéj

akcyi Cara, pracuje jeszcze August z Jessenem nad pozy-

skaniem przymierza duńskiego, brunświckiego, meklem-

burgskiego i heskiego, obiecując płacić sprzymierzeńcom,

carskiemi naturalnie pieniędzmi, za każdego żołnierza 30–

50 talarów. Równocześnie postanawia król w interesie ure-

gulowania spraw wewnętrznych Rzeczypospolitéj poczynić

znów kroki około pozyskania osoby bawiącego w Gdańsku

prymasa, wyrażając tylko wobec posła duńskiego obawę,

czy mu przebywający przy boku Radziejowskiego poseł

fraucuzki Bonac przeszkadzać nie będzie. Zasnuwszy w ten

sposób działania tak — zewnętrznéj, jak — wewnętrznéj

polityki na wszystkie strony, opierając się w sprawie pozy-

skania prymasa w Rzymie, dokąd w tym celu, jak wiadomo,

Akcess Lubomirskich do Augusta.

background image

136

wyprawił hr. Lagnasco; licząc na dwór berliński, dokąd

wyprawił Przebendowskiego, — odniósł August na widowni

krakowskiéj jeden przecież niewątpliwy, choć problematycznéj

wartości tryumf. Tryumfem owym było pozyskanie wreszcie

w. hetmana koronnego Hieronima Lubomirskiego, nadto

jego brata Jerzego i synowca Teodora, za gorliwém pośred-

nictwem wojewodziny poznańskiéj, nominata krakowskiego

biskupa Bokuma i posła duńskiego barona Jessena. Dzieło

przygotowywane oddawna, trzymane dotąd w tajemnicy,

ujrzało nareszcie ku niesłychanemu zadowoleniu wszystkich

swych twórców i pośredników, światło dzienne. Istna cho-

rągiewka na dachu, w. hetman koronny Hieronim Augustyn

Lubomirski, przeor Maltański, niegdyś za króla Jana III

gorliwy stronnik Francyi i otwarty zwolennik zbuntowanego

przeciw domowi carskiemu Tekelego; późniéj stronnik Con-

tego, następnie nawrócony zwolennik Augusta, którego

opuszcza pod Kliszowem; daléj znów sprzymierzeniec Szwe-

da, by go zawiedziony w ambitnych swych marzeniach

również porzucić, — przybywa do Krakowa, odprawia uro-

czysty akt przeprosin króla, — zatwierdzając według relacyi

naocznego świadka szczerość jego wylewanemi łzami, na-

stępnie udaje się na mszę do kościoła Panny Maryi wraz z

królem, bratem Jerzym, synowcem Teodorem, by przypie-

czętować swój akcess uroczystością nabożeństwa. Akt ten

odbył się dnia 17 Listopada. Po niém nastąpiła między na-

wróconymi Lubomirskimi a Augustem godzinę przeszło

trwająca konferencya, która według świadectwa najpouf-

niejszego jéj uczestnika, barona Jessena, nie zdołała prze-

konać króla o zupełnéj szczerości pokutników. Cokolwiek-

bądź, był to tém pożądańszy, że jedyny tryumf wewnętrznéj

polityki królewskiéj, tryumf, po którym się August spodziewał

ważnych następstw, który rzeczywiście zachwiał ponownie

biedną królewskością Stanisława Leszczyńskiego, a znalazł

ostateczny wyraz i przypieczętowanie w manifeście hetmana

do Rzeczypospolitéj z dnia 21 Listopada 1704. Lubomirski

tłomaczył w nim swoją dotychczasową politykę, a mianowicie

obecny swój akcess do króla Augusta. Żaden adwokat zmu-

Rozdział II.

background image

137

szony bronić złéj sprawy, nie posługiwał się wykrętniejszemi

od zmiennego hetmana argumentami. Intrygant i spekulant

polityczny, który z wysokości zajmowanego przez się sta-

nowiska mogąc przyczynić się w znacznéj części do tego,

czego Polsce ówczesnéj najwięcéj było potrzeba, do jéj

jedności i niepodzielności moralnéj wśród tylu sprzecznych,

w różne strony ciągnących prądów, — wichrzył przeciwnie

ciągle, podżegał pokrewnych sobie Sapiehów, zdradzał na

polu bitwy pod Kliszowem, rzucał Augusta dla Szwedów,

Szwedów następnie i Leszczyńskiego dla Augusta, — wy-

stawiał sobie w pomienionym manifeście do Rzeczypospolitéj

świadectwo poświęconego dla dobra jéj obywatela, gotowego

przelać krew za nią i za „naszego jedynie prawego króla

Augusta II”. Akcess swój do konfederacyi warszawskiéj tło-

maczył chęcią sprowadzenia pokoju, co gdy się nie udało,

powziął natychmiast postanowienie wrócić do boku prawego

króla. W elekcyi Stanisława nie brał, jak zaręczał, żadnego

udziału, — a skoro mu tylko możność była dana, usunął się

od spółki ze Szwedami i pospiesza stanąć przy królu i Rze-

czypospolitéj. Odpowiedź na hetmański manifest Stanisława

Leszczyńskiego należy wyjątkowo do najtrafniejszych i naj-

prawdziwszych dokumentów smutnéj owéj epoki. Neo-elekt

stawiał bezogródkowo oblicze zmiennego hetmana w zwier-

ciedle jego własnéj politycznéj działalności od początku woj-

ny szwedzkiéj, przypominał konszachty z Sapiehami, odda-

nie trybunału Radomickiego pod opiekę szwedzką, wyła-

manie się z pod uchwał ze sejmu lubelskiego, pozostawienie

Torunia na łasce oblężenia szwedzkiego. W chęci dokuczenia

Lubomirskiemu przemawia replika Leszczyńskiego ze sta-

nowiska najgorliwszego istnie rzecznika Augustowéj sprawy.

Najdotkliwszą obelgę zawierała Stanisławowa odpowiedź w

ustępie dotyczącym bitwy Kliszowskiéj. „Ofiarujesz”, mówił

neo-elekt, „krew Twoją! Nie odpychamy Twéj ofiary, ale do-

tąd nie widzimy skutku, zwłaszcza, że zgasiłeś sławę, że

zniszczyłeś wielkie bohaterskiéj waleczności sarmackiéj imię

pod Kliszowem a siebie samego całemu światu na pośmie-

wisko podałeś”. — Król z łaski szwedzkiéj wyrzucający w

Akcess Lubomirskich do Augusta.

background image

138

żywe oczy hetmanowi zdradę i nikczemność w usługach

swego przeciwnika, sięgał bez wątpienia szczytów obelgi,

na jaką się choćby nawet w obliczu ówczesnego społe-

czeństwa zdobyć było można. Cokolwiekbądź, pozyskał

August hetmana, jego imię, jego stanowisko i jego rodzinę,

sam przecież mimo to nie dowierzając według poufnych z

posłem duńskim szeptów, trwałości i szczerości swego na-

bytku. Najlepszym dowodem, że się nie mylił, pozostanie,

że w niespełna trzy miesiące późniéj, w początku Lutego

1705 przyszło do krwawéj burdy na Podgórzu Krakowskim

między chorągwiami Teodora Lubomirskiego starosty Spis-

kiego, a zajmującymi obok nich zimowe leże Sasami i że

zaledwie spieszna interwencya nominata krakowskiego i

hetmana zajściu temu w groźną pożogę zamienić się prze-

szkodziła.

Tak stanęły tedy rzeczy na widowni krakowskiéj pod

koniec Listopada 1704. Mimo bezkrwawéj klęski poniesionéj

na teatrze wojny, nie było stanowisko Augusta w Krakowie

wyraźnie zagrożoném. Karol, jak nam już wiadomo, zajął

zimowe leże w województwach poznańskiém i kaliskiém;

Renskiöld stanął z piechotą szwedzką w Kujawach, by póź-

niéj nieco rozkwaterować się również w okolicy Poznania;

Stenbock zatrzymał się z jazdą w Sieradzkiém; Stromberg w

2000 koni w okolicy Częstochowy i Wielunia. Chwilowo tedy

nie groziło Augustowi żadne niebezpieczeństwo. Zaszczytne

spotkanie Ponieckie Schulenburga, świeży pogrom daléj

Sapieżyńców na Litwie przez wojska carskie, ucieczka zwy-

ciężonych bądź to do Prus, bądź w Płockie, dodawały otu-

chy otoczeniu Augusta, przedstawiały i na zewnątrz może

sprawę jego wcale nie w rozpaczliwém świetle. Nie prze-

stawał nadto obecny w Krakowie poseł carski Golicyn na-

stawać na jak najprędsze spotkanie między Augustem a

carem, dające się najlepiéj uskutecznić, skoro król polski

pozostanie na miejscu. Rzeczywiście téż przedstawił pobyt

krakowski mimo wszystkich błędów politycznych i wojennych

najprawdopodobniejsze jeszcze widoki jeżeli nie zupełnego

powodzenia, to jakiéj takiéj naprawy interesów polskich.

Rozdział II.

background image

139

Zatrzymując się tutaj, opierając się na dywizyi wojska ko-

ronnego Lubomirskich, na chorągwiach pospolitego rusze-

nia Śmigielskiego, na żołnierzu saskim generała Kyau,

sprowadzając wreszcie, czemu nic nie przeszkadzało, ze

Szląska i Saxonii przez Czechy i Morawią Schulenburga,

i Moskali, uchronionych z pogromu szwedzkiego, można

było jeszcze zgromadzić siłę, zdolną stać się punktem opar-

cia przez zimę, zdolną nadto zajrzeć Szwedom w oczy z

nadejściem wiosny. Dyplomacya zagraniczna znajdowała się

przy boku Augusta w Krakowie; zaczęło się również około

niego gromadzić dygnitarstwo polskie. W najgorszym razie

znaczyło pozostać na miejscu to samo co zrównoważyć poli-

tyczną akcyą Karola i Leszczyńskiego w Wielkopolsce, co

faktem podobnéj obecności złożyć dowód wiary i zaufania w

powodzenie własnéj sprawy, nadewszystko zaś, co zapobiedz

rozbiciu się stronników własnych, nieładu i rozkładu, jaki

odjazd królewski w te strony za sobą pociągał. Tak byłby

rozumował w obecnéj chwili władzca, dbały o Polskę i jéj

losy, a choćby tylko o swój własny system. Inaczéj przecież

August. Jeszcze dnia 26 Listopada odbywa z posłem duń-

skim konferencyą, w któréj zaręcza mu o postanowieniu jak

najenergiczniejszego prowadzenia wojny i naradza się nad

przygotowaniem najodpowiedniejszych do niéj środków. W

cztery dni późniéj już, nie mówiąc słowa, nie zwierzając się

nikomu z Polaków, nie zabierając nikogo z nich z sobą,

znika August po cichu, podobnie, jak rok temu właśnie, z

Krakowa, by pospieszyć do ukochanéj Saxonii. Pozornego

argumentu dostarcza mu dżuma, poczynająca pod koniec

jesieni, choć z niezbyt wielką gwałtownością grasować w

okolicy Krakowa, na całéj daléj przestrzeni aż do Lwowa. Pod

wpływem podobnego niebezpieczeństwa nibyto, pozostawił

August podkanclerzemu koronnemu Janowi Szembekowi

rozkaz odroczenia walnéj rady, jaką miał początkowo zamiar

złożyć w Krakowie, na dzień 8 Stycznia 1705 do Wiśnicza,

obiecując sam solennie własny swój do Polski na dzień ten

powrót. Wyjazd królewski z Krakowa stał się tuż, jak zoba-

czymy niżéj, hasłem nasamprzód krwawych zatargów mię-

Wyjazd Augusta do Saxonii.

background image

140

dzy Sasami a żołnierzem koronnym, nieporozumień między

dwoma filarami królewskiéj sprawy, Denhoffem marszałkiem

konfederacyi sandomierskiéj a w. hetmanem koronnym Lu-

bomirskim, wreszcie zbiorowych przenosin w. hetmana ko-

ronnego, panów i dygnitarzy polskich, kancelaryi królewskiéj

saskiéj, nadwornego marszałka Pflugka, komisaryatu czyli

intendentury wojska saskiego, księżnéj Cieszyńskiéj do Wi-

śnicza. Wszystko to przepełnione częścią obawą dżumy,

częścią chcąc być na miejscu zapowiedzianéj walnéj rady,

wynosi się z zapowietrzonego nibyto Krakowa na bezpiecz-

niejsze ubocze. Wspomnieliśmy o księżnéj Cieszyńskiéj i o

zapowietrzonym nibyto Krakowie. Wcale nie przypadkowo,

a nie winą historyka owéj epoki, jeżeli sprężyn — i przyczyn

ważnych, rozgrywających się pośród niéj wypadków i po-

stanowień, zmuszony szukać, w godnych raczéj melodra-

matu czynnikach. Nie ma się co łudzić. August wyprawia

do Wiśnicza obojętną już sobie księżnę Cieszyńską, sam nic

nie przerażając się niebezpieczeństwem krakowskiéj dżumy.

Za to ciągną go z zaniedbaniem sprawy polskiéj, z najzu-

pełniejszem lekceważeniem cierpień i dolegliwości krwawią-

cego się wśród trzech najazdów narodu, bez żadnego na ten

raz zamiaru jakiejbądź działalności politycznéj, rozkosze

karnawałowe drezdeńskie, zbliżający się jarmark lipski, wre-

szcie po nad wszystko owa Kosel, nosząca naówczas jeszcze

skromne miano baronowéj „Anny Konstancyi von Hoymb”.

Wygląda to na wstęp z romansu lub z komedyi, a przecież

jest czystą, dającą się dokumentowo stwierdzić prawdą.

Mogła ucieczka z Polski, dziewięciomiesięczna przeszło

w niéj nieobecność, wtrącanie spraw polskich w trudny do

opisania nieład, pozostawianie wolnego pola w Polsce Ka-

rolowi XII, poszukiwanie z nim następne partykularnego

pokoju, — wszystko to streszcza się naówczas w jedném

mianie Koseli. Charakterystyczny to pod koniec roku 1704

na widowni Polski światłocień walki zwycięzkiéj namiętności

z ulegającym obowiązkiem; jaskrawego przeciwieństwa lub

innych rozkoszy Drezna, Moritzburga i Lipska ze zniszczo-

nym dworkiem, ze spaloną chatą, z rozstrzeliwanym w razie

Rozdział II.

background image

141

oporu szlachcicem, ze zdzieranym do krwi mieszczaninem,

z zaprząganym do taczki szwedzkiéj, saskiéj i moskiewskiéj

chłopem polskim. W słowach tych przesady niestety nie

ma, a dowieść ich najściślejszéj prawdy będzie zadaniem

poniższego opowiadania naszego.

Wyjazd Augusta do Saxonii.

background image

Rozdział III.

Straszny zamęt pod koniec roku 1704. — Cztery ogniska ówczesne

ważących się losów polskich: Drezno, Rawicz, Gdańsk i Kraków. —

Zatrata myśli patryotycznéj. — Dwa wypoczynki ciążące Polsce: dre-

zdeński Augusta, rawicki Karola XII. — Spustoszenie kraju. — Usiło-

wania Augusta około zawarcia partykularnego pokoju za plecami Cara.

— Arwed Horn i Patkul. — Zabiegi około pozyskania osoby prymasa.

— Dwór pruski i manifest prymasa z dnia 31 Maja 1705. — Koniec

szwedzkich leż zimowych i wstęp w akcyą wojenną.

O

STATNIE dni kończącego się roku 1704 przedstawiają

obraz strasznego i ponurego zamętu, jakiego dzieje

nawet téj smutnéj epoki nie dawały dotąd przykładu.

Rok temu, o te czasy, mimo spustoszenia kraju, mimo sko-

łatanych interesów Rzeczypospolitéj, był przecież jeszcze

August opierający się na postanowieniach sejmu lubelskiego,

poszukujący z niezawodnemi widokami sukcesu carskiego

przymierza, jedynym królem Polski, reprezentował, jakkol-

wiek kulawo i niedołężnie, zborny sztandar Rzeczypospolitéj.

Wprowadzenie na scenę królewskości Leszczyńskiego oba-

liło ten sztandar, nie stawiając nowego, zwiększając tylko

nieład i zamieszanie. Na Litwie dotychczasowe gonitwy mię-

dzy Moskwą i Wiśniowieckimi a Sapieżyńcami, w Koronie

rozstrzelenie wszystkich powag, wszelkiéj jakiejbądź repre-

zentacyi władzy na najrozmaitsze strony. August z dworem

background image

143

saskim w swéj nadelbiańskiéj Kapui, dokąd ściągają się po-

woli ci i owi z panów i dygnitarzy polskich. Kraj pozostawiony

bez rady i opieki, pod grozą dżumy, pod zasłoną kłócących

się z Sasami Lubomirskich, w oczekiwaniu walnéj rady,

mającéj się z początkiem Stycznia, późniéj z początkiem

Lutego nowego roku, za przybyciem króla Augusta, odbyć

w Wiśniczu. Okolice Wielunia, Częstochowy, Kujawy, część

płockiego, pobliże Warszawy zajęte przez Szwedów. Wielko-

polskę zaległ sam król szwedzki, zamieszkawszy w Rawiczu,

Renskiöld rozłożył się w pobliżu Poznania, obierając sobie

za miejsce głównéj kwatery wieś Konarzewo, włość Jędrzeja

Radomickiego starosty osieckiego. Samo miasto Poznań,

uciemiężone strasznemi kontrybucyami, zajmuje dotychcza-

sowy plackomendant pułkownik Gabriel Liliehök. Stanisław

Leszczyński przebywał w bezpośredniém sąsiedztwie głów-

néj kwatery szwedzkiéj w Rydzynie, prymas Radziejowski w

dalekim Gdańsku. Przerażający obraz rozbicia i rozstrzelenia

wszystkich żywiołów władzy i powagi. Jeden król na ob-

czyźnie, drugi pod zasłoną szwedzką na pograniczu szlą-

skiem; najwyższa powaga kościelna i polityczna nad Bałty-

kiem; naczelna głowa jéj siły zbrojnéj u podnóża Karpat.

Gdzież tu krajowi niszczonemu, zdzieranemu, palonemu

przez swoich i obcych, wyględującemu, jak zbawienia, po-

koju, szukać rady, pomocy i ładu! W dodatku przebiegają

kraj chorągwie pospolitego ruszenia Adama Śmigielskiego

starosty gnieźnieńskiego, by urwać tu i owdzie furażujących,

oddalających się od głównéj siły Szwedów, by następnie

ściągnąć ich krwawy odwet nie na siebie, lecz na nieszczę-

snych, wystraszonych mieszkańców kraju. Zawichrzony,

za- niepokojony, spustoszony kraj szuka rady i pomocy na

wszystkie strony, wszędzie, gdzie się ją znaleść spodziewa.

Jeżeli Małopolska wyględuje pokojowego zbawienia od spo-

dziewanéj walnéj rady Wiśnickiéj, jeżli się kupi około Lubo-

mirskich, nominata krakowskiego Bokuma, jeśli wyprawia

poselstwa do prymasa, do Gdańska, — radzi sobie Wielkopol-

ska na sejmikach w Środzie, kołace na przemian czy to w

Dreźnie do króla Augusta, czy w Rydzynie do króla Stani-

Straszny zamęt pod koniec roku 1704.

background image

144

sława, czy w Rawiczu do króla szwedzkiego, czy w Gdańsku

do Radziejowskiego. Podstawnym akordem wszystkich tych

skarg, krzątań i instancyi jest — tęsknota za utraconym

rajem pokoju.

Stronnictwo Augustowe milczy chwilowo na ziemi wielko-

polskiéj. Przebiegają wprawdzie raz po raz kraj, jak już

powiedziano, partyzanci Augustowi, czy to starosta gnieź-

nieński Adam Śmigielski, czy pułkownik Mikołaj Świnarski,

szlachta za to miejscowa odzywa się tylko w owéj zimie z

roku 1701 na 5 zjazdami i laudami średzkiemi, z których

przemawiają dwie rzeczy: najprzykładniejsza uległość dla

króla szwedzkiego i jego klienta, króla Stanisława; następ-

nie chęć doprowadzenia Rzplitéj do zgody i pokoju. Rozpo-

czyna się szereg owych zjazdów i uchwał dnia 2 Grudnia

1704 sejmikiem extraordynaryjnym województw kaliskiego

i poznańskiego w Kościanie, pod laską Franciszka Radzew-

skiego starosty wschowskiego, „za uniwersałami króla Sta-

nisława I”. Łatwo ztąd pojąć, w jakim duchu podobny zjazd się

odbywał i jakie były ostateczne jego postanowienia. Szlachta

oświadczyła się na nim za „królem Stanisławem I”, polecała

marszałkowi i wybranym do boku jego konsyliarzom wydanie

manifestu przeciw konfederacyi sandomierskiéj, jako „radzą-

céj o nas bez nas”; zanosiła do grodów kościańskiego i

wschowskiego protest przeciw poselstwu Przebendowskiego

do Berlina, ponieważ niewiadomo, co pod tém haeret”, na-

kładała wreszcie marszałkowi obowiązek napisania listu do

Ojca św. w interesie uwięzionego w Saxonii biskupa po-

znańskiego. Sięgając w ten sposób postanowieniami swemi

w zagadnienia i sfery wielkiéj polityki, uchwalała wielkopol-

ska szlachta nadto osobne deputacye do króla szwedzkiego,

do króla Stanisława I, by im odpowiedzieć na ich listy i uni-

wersały. Prócz tego wyprawiała do Gdańska, do prymasa i

do marszałka konfederacyi warszawskiéj Bronisza, Alexan-

dra Gurowskiego miecznika poznańskiego i Mikołaja Bar-

dowskiego „dla obmyślenia środków połączenia Rzeczypo-

spolitéj”. Rozumie się samo przez się, że, jak protesty przeciw

berlińskiéj misyi Przebendowskiego nie przeszkodziły mu

Rozdział III.

background image

145

bawić w stolicy pruskiéj, tak list Radzewskiego do Ojca św. w

interesie biskupa Święcickiego, nie odniósł żadnego skutku.

Również nie zdołało wyprawić ze stanu dotychczasowéj

bierności prymasa poselstwo Gurowskiego i Bardzkiego.

Mimo to widzimy szlachtę wielkopolską pod naciskiem in-

wazyi szwedzkiéj, samegoż bawiącego w Rawiczu króla

szwedzkiego i poczciwego osobiście neo-elekta, wyjednywu-

jącego jéj „libertacye” od kontrybucyi i ciężarów wojennych,

krzątającą się jakkolwiek około organizacyi politycznéj i woj-

skowéj swych województw. Organizacya owa ma naturalnie

na celu utrwalenie i zasłonę panowania króla Stanisława

od jakichbądź zamachów i usiłowań strony przeciwnéj.

Zjazd średzki z dnia 15 Grudnia 1704 oświadcza gotowość

wsiadania na koń za uniwersałami prymasa i gromadzenia

się do boku króla Stanisława I. W tym celu uchwala szlachta

województw kaliskiego i poznańskiego wystawienie dwuna-

stu chorągwi po 122 koni; obiera naczelnym ich pułkowni-

kiem znanego z udziału w elekcyi Leszczyńskiego Włady-

sława Bronikowskiego podstolego wschowskiego, wyzna-

cza dwunastu rotmistrzów, którym postanawia płacić rocznie

po 6000 złotych. Towarzysze tych chorągwi mają pobierać

na jednego konia 70 złotych płacy. Kto zaś wstępuje w służbę

do tych chorągwi, winien się zobowięzywać do wysłużenia

całego roku. Chorągwiom tym była przykazana najsurowsza

dyscyplina. Miały pełnić swą służbę „bez aggrawacyi ludzi

ubogich”, „u granic wojewódzkich”, „konsystencye” były im

przeznaczone w dobrach biskupich, mianowicie w dobrach

biskupa poznańskiego. Składająca się z licznych członków

komisya, z których każdy miał pobierać 2000 złotych płacy,

dostała polecenie zająć się w samym mieście Poznaniu, a

więc pod zasłoną załogi szwedzkiéj, formacyą nowych cho-

rągwi, służba w nich miała się rozpoczynać z dniem 1 Lu-

tego 1705. Jako fundusz mający uchwaloną organizacyą

chorągwi pospolitego ruszenia pokrywać, miało być użyte

szelężne z dóbr szlacheckich, duchownych, miast i miaste-

czek wielkopolskich. Dziesiąty grosz owego szelężnego prze-

znaczał się „sub juramento” na pokrycie kosztów pomie-

Straszny zamęt pod koniec roku 1704.

background image

146

nionéj komisyi, i to od dnia 1 Stycznia 1705. Urządzając w

ten sposób obronę wojskową swych województw, obronę, jak

tuż zobaczymy niżéj, wymagającą coraz to nowych nakła-

dów i ciężarów, uwalniając wyjątkowo miasto Wschowę i

Poznań z powodu klęsk poniesionych w ostatniém oblężeniu

od postanowionego podatku szelężnego, — organizowała

szlachta wielkopolska i rząd polityczny, wyprawiając do boku

króla Stanisława osobnych rezydentów: Władysława Poniń-

skiego podkoniuszego, Maxymiliana Miaskowskiego cześ-

nika poznańskiego, Adama Ponińskiego starostę babimost-

skiego, Adama Radońskiego burgrabiego wieluńskiego.

Ostatni z wymienionych miał, nawiasowo powiedziawszy,

wyjść na osobę zaufania i na sekretarza przy królu Stani-

sławie; obaj Ponińscy należą od początku wojny szwedzkiéj

do stanowczych przeciwników augustowéj sprawy. Później-

sze zjazdy i lauda średzkie z dnia 12 Stycznia, 9 Lutego

i 9 Marca 1705 nakazywały, rzecz szczególna, miastom i

miasteczkom wielkopolskim ściągać zaległości kontrybu-

cyjne saskie i moskiewskie na rzecz chorągwi pospolitego

ruszenia Stanisławowego, uchwalały formacyą 1200 piecho-

ty, podnosiły płacę towarzysza z 70 na 100, płacę rotmi-

strzów z 6 na 7000 złotych, mianowały wreszcie w miejsce

Władysława Bronikowskiego, naczelnym pułkownikiem cho-

rągwi pospolitego ruszenia wielkopolskiego, wsławionego

późniéj w czasie bojów konfederacyi tarnogrodzkiéj Andrzeja

Skórzewskiego. Najważniejszym wreszcie p o l i t y c z n y m

aktem zostającéj w kleszczach szwedzkich szlachty wielko-

polskiéj był protest przeciw zwołanéj przez Augusta nasam-

przód do Krakowa, następnie do Wiśnicza walnéj radzie.

Otóż to streszczony w najgłówniejszych zarysach obraz

działalności, znajdującéj się chwilowo na świeczniku krajów

Rzeczypospolitéj Wielkopolski. Jak widzimy, świeci się tutaj

tylko i ukazuje na widowni wypadków stronnictwo Stani-

sławowe; Augustowe, Szółdrscy, Radomiccy milczą. Raz po

raz tylko jaki zajazd szwedzki, jaka egzekucya poświadczają

istnienie żywiołu opornego. Między innemi spotykamy się

właśnie w epoce owych zjazdów i laudów na rzecz Stanisła-

Rozdział III.

background image

147

wową z faktem rozstrzelania przez Szwedów w miasteczku

Czempiniu szlachcica Macieja Zakrzewskiego, obwinio-

nego o ich zaczepkę „wraz z ustępującymi z oblężenia po-

znańskiego kwarciannymi”. Król Stanisław, jak już powie-

dziano, jest istną opatrznością swego domowego gniazda

podczas kłopotów téj opieki szwedzkiéj. Zjazd średzki z dnia

12 Stycznia 1705 uchwala mu za to przez swego marszałka

Radzewskiego akt osobnego podziękowania. Mimo to, nie

może naturalnie opieka jego sięgać w s z ę d z i e , a woje-

wództwa wielkopolskie stękają wbrew wszelkim sporadycz-

nym „libertacyom”, pod ciężarem kontrybucyi wojennych

szwedzkich.

Wyjrzyjmy teraz z pod strzechy wielkopolskiéj na szer-

szą widownią ówczesnych wydarzeń. W pierwszym rzędzie

nowéj lustracyi rozpierzchnionych w różne strony ognisk

ówczesnego życia politycznego polskiego, wypadnie nam

się przypatrzeć D r e z n u , dokąd król August, rzucając

Kraków, w pierwszych dniach Grudnia 1704 przybył.

Król August, jak późniejsza jego postawa wyraźnie

stwierdza, wyjechał z Polski z zamiarem nietylko dłuższego

pobytu w Saxonii, ale co więcéj ze skrytemi, choć jeszcze

nie dość stanowczo sformułowanemi planami zawarcia z Ka-

rolem osobnego pokoju. Wchodziły w powzięcie podobnéj

myśli najrozmaitsze czynniki i znużenie niepowodzeniami

wojennemi, wpływ zręcznego Arweda Horna, bawiącego w

roli swobodnego jeńca w Dreźnie, wreszcie stosunek miło-

sny z Anną Konstancyą baronową Hoym, która zaczęła wy-

pierać powoli ze stanowiska pierwszéj kochanki królewskiéj

Urszulę Lubomirską. Saxonia zapowiadała lepszą widownią

zabawy od spustoszonéj, zniszczonéj, nie przedstawiającéj

miejsca stałego schronienia Polski, a kronika życia dwor-

skiego saskiego nie zapisuje nigdy może dłuższego i licz-

niejszego szeregu zabaw, niż właśnie w zimie z roku 1704

na 5. W Dreźnie samem liczne zebrania, wieczory, bale

dworskie i u dygnitarzy saskich, na których ku łzom i upo-

korzeniu królowéj poczyna świecić pani Anna Hoym. Co

chwila wyjazdy na polowania do Moritzburga z licznym

Drezno, Rawicz, Gdańsk i Kraków.

background image

148

udziałem dygnitarzy krajowych, obcych dyplomatów, obec-

nych przypadkowo w Dreźnie panów polskich. Nadchodzi

wreszcie pora lipskiego jarmarku, którego król, będąc w

Saxonii, nigdy nie pomijał, a dokąd się i na ten raz z całym

dworem wybrał. Tego rodzaju życie i rozkosze usposabiają z

pewnością nie-wojennie, dla czego się zapewnie nie mylimy,

przypisując im nieskąpy wpływ na omdlenie, jakie wówczas

działalność Augusta charakteryzuje. Mimo to, nie dojrzała

przecież w postanowieniach jego myśl pokojowa do tyla, aby

przybrać jakiebądż wyraźniejsze i stanowcze kształty. Star-

czy do sparaliżowania akcyi wojennéj i politycznéj w Polsce,

nie daje zniszczonemu krajowi żadnego wytchnienia, pozo-

stawia, co najgorsza, stan rzeczy w kłopotliwem zawieszeniu.

Cała sztuka Augusta w owéj zimie z roku 1704 na 5 wysila się

na utrzymaniu swych stronników polskich w jakiém takiém

posłuszeństwie i w ułudnéj nadziei rychłego swego na ziemię

polską powrotu, nie dość na tém, na leniwych usiłowaniach

około pozyskania sobie prymasa. O p r a w d z i w é j jego i

r z e c z y w i s t é j akcyi politycznéj, o ile od niéj poza ob-

rębem zabaw i rozkoszy drezdeńskich pozostawało czasu i

miejsca, wspomniemy jeszcze niżéj…

Tymczasem sprowadzał August do Saxonii z Polski nie

mniéj przeciwników, jak stronników swoich. Pierwsi zwożeni

i trzymani w charakterze surowo strzeżonych jeńców, sta-

nowią uderzającą, rażącą sprzeczność ze świetnością pobli-

skiego, dworskiego życia. Biskup poznański Święcicki, wo-

jewoda łęczycki Towiański, starosta grabowiecki Głogowski,

sekretarz Sapiehów, Francuz Limont, znaleźli się w miesiącu

Grudniu 1704 więźniami w mieście Budyszynie, przeniesieni

późniéj na zamek Stolpeński, następnie do Augustusburga,

pozbawieni pierwszych potrzeb życia, odcięci od komunikacyi

ze światem. Po długich dopiero staraniach udało się bratu

biskupa poznańskiego, Święcickiemu, kasztelanowi santoc-

kiemu, uzyskać pozwolenie zniesienia się z nim w prywat-

nych interesach. Więżąc w ten sposób przeciwników, starał

się równocześnie król August utrzymać stosunki ze stron-

nikami swymi w Polsce. Pośrednikiem jego był tu wspo-

Rozdział III.

background image

149

mniany wyżéj przez nas kamerdyner dyplomata Spiegel.

On to jeździ w zimie z roku 1704 na 5 między Dreznem

a Krakowem, Bochnią i Wiśniczem, zawozi do Polski owe

listy obiecujące królewski powrót, uspokojające niecierpli-

wości polskie. Prócz tego sprowadza król do Drezna w

Grudniu roku 1704, w Styczniu 1705 Załuskiego biskupa

warmińskiego, Przebendowskiego podskarbiego koronne-

go, Osolińskiego chorążego drohickiego, późniéj nieco Jana

Szembeka podkanclerzego koronnego. Wszystkich tych dy-

gnitarzy Rzeczypospolitéj zaprasza król na zabawy, usiłuje

w dobrem dla siebie utrzymać usposobieniu; nie widzimy

jednakże, aby ich wtajemniczał w skrytości swych intencyi

pokojowych. Mianowicie tyczy się to zaproszonego z Wro-

cławia do Drezna, obsypywanego grzecznościami, ale skłó-

conego w gruncie rzeczy z interesem dworu saskiego, Za-

łuskiego. Wyższy stopień w zaufaniu królewskiém zajmują

podskarbi koronny Przebendowski i towarzysz jego amba-

sady berlińskiéj Osoliński. Obaj przybyli pod koniec Grudnia

1704 z Berlina do Drezna, przywożąc niekoniecznie dobre

wiadomości o uspokojeniu pruskiego dworu dla przymierza

z Augustem. Przebendowski dostał polecenie wybadać w

Dreźnie posła pruskiego i żądać za jego pośrednictwem na-

stępnych koncesyi od berlińskiego dworu: 1) aby nie uznawał

król pruski nigdy Stanisława Leszczyńskiego; 2) że będzie

zawsze podtrzymywał Augusta na tronie polskim; 3) że nie

pozwoli ukrócać ani wolności polskiéj, ani uszczuplać granic

polskich; 4) że nie dopuści inwazyi Szwedów do Saxonii; 5)

że daruje Rzeczypospolitéj winną z jéj strony summę zastawu

Elblągskiego 300,000 talarów, za co Rzeczpospolita zrzecze

się zaręczonych jéj traktatem welawskim 1500 żołnierza po-

siłkowego. Naturalnie nie odniosła ta negocyacya bezzwło-

cznego rezultatu, a Marschal mógł tylko zakomunikować jéj

treść swemu dworowi… Podkanclerzy Szembek przybywając

do Drezna w miesiącu Styczniu 1705, był za to dla dworu

drezdeńskiego człowiekiem zaufania w sprawach polskich.

Wezwany najprawdopodobniéj do Drezna przez wyprawio-

nego do Krakowa Spiegla, utrzymywał następnie w jakim

Drezno, Rawicz, Gdańsk i Kraków.

background image

150

takim ładzie i składzie zniecierpliwionych długą nieobec-

nością króla, stronników jego polskich… Najwierniejszym

kronikarzem owego stanowiska Polaków na dworze drez-

deńskim, owych wieczorów u dworu, u w. marszałka Pflugka

i generała Schulenburga, polowań Moritzburgskich, uczt

i biesiad, wśród których zbytnia grzeczność Augusta dla

pani Hoym wyciska łzy zaniedbanéj królowéj, jest w listach

swych biskup warmiński Załuski, streszczający sens moral-

ny swych wrażeń w następnym frazesie: „Augustus noster

nec se, nec nos amat”. Co także go uderza i korci, to mie-

szanie się carskiego posła Golicyna do spraw wewnętrznych

polskich. Mianowicie zaprotestował z Warszawy przeciw

przyjęciu do łaski królewskiéj w. hetmana Lubomirskiego,

grożąc odjazdem, jeźli to nastąpi… Otóż szczegóły polskiéj

akcyi i polskich stosunków na dworze drezdeńskim w pier-

wszych tygodniach po wyjeździe Augusta z Polski.

Nieobecność jego tamże wtrąca rzeczy w stan chaosu,

zamieszania i zawieszenia, staje się jedną z najcięższych

plag nieszczęsnego kraju. Zostawiając sobie na późniéj opo-

wiadanie ponownych zabiegów Augusta około pozyskania

osoby prymasa i tajnych, podziemnych nieledwie nurtowań

około zawarcia osobnego pokoju z królem szwedzkim, po-

wiedzmy jeszcze ku dopełnieniu obrazu ówczesnych dni

dworu drezdeńskiego, że powoli zaczyna się doń, prócz wspo-

mnionych wyżéj dygnitarzy polskich, zjeżdżać dyplomacya

zagraniczna. Wspomnieliśmy już o przybyciu do Drezna

posła pruskiego Marschalla. Bawi tu nieprzerwanie w cha-

rakterze reprezentanta carskiego Patkul, bystry, podejrzliwy

i niewygodny świadek tajnych negocyacyi, podjętych między

Augustem a Hornem, nienawidzący otoczenia Augusta i

prześladujący je dokuczliwemi memoriałami, gotujący sobie

tém samém powoli, ale nieubłaganie mściwy jego odwet.

W końcu Stycznia 1705 przybywa wreszcie po długiéj w

Polsce i po różnych zakątkach Szląska wędrówce do Dre-

zna poseł duński baron Jessen, nie mniéj wierny badacz i

spostrzegacz wszelkich, choćby najtajniejszych ewolucyi

polityki Augustowéj, nieodstępny towarzysz króla czy to w

Rozdział III.

background image

151

jego zabawach drezdeńskich, czy w jego wycieczkach na

polowania Moritzburgskie, czy na jarmark lipski. Taki to

zewnętrzny obraz przedstawia dwór drezdeński w pierw-

szych miesiącach nowego roku 1705, obraz zabaw i rozko-

szy, zasłaniający dość przezroczyście dla uważniejszego oka

skrytą, polityczną robotę, z któréj treścią i dążnością za-

poznamy się jeszcze bliżéj, a która wraz z osobą pani Hoym

składa się na owo pozostawienie Polski łasce opatrzności.

Zobaczmy więc, co się tutaj dzieje, kiedy król bawi się na

przemian lub intryguje w Dreźnie.

Powiedziano już wyżéj, w jak ścisłe kleszcze wzięte

przez Szwedów województwa poznańskie i kaliskie, jakim

oba ulegają ciężarom, jak stanowią podstawę i ognisko

Stanisławowego panowania przeciw sadowiącemu się w Ma-

łopolsce bezkrólewiu Augustowemu. Król szwedzki siedzi

sobie, wypoczywając w Rawiczu; oddziały jego wojska, liczą-

ce niekiedy do dwustu koni, patrolują bez względu na neu-

tralność cesarskiego terytorium po Szląsku aż do Lignicy,

werbując mniéj lub więcéj przymusowo rekruta, niepokojąc

swobodę przejazdu między Polską a Saxonią. Piechota z

wielkopolskiéj komendy generała Renskiölda ciąży Kuja-

wom, sięga niekiedy aż w Płockie i daje mu się we znaki

wraz z przepędzonymi tu dotąd przez Moskwę z Litwy i

Prus Sapieżyńcami. Znany z zdzierstw „ g a l a n t u o m o ”

Stenbock, jak go nazywa dobry jego znajomy Zawisza sta-

rosta miński, zajmuje z jazdą województwa sieradzkie, na

wschód odeń plądruje, dość charakterystycznie dla fizyo-

nomii owéj epoki do współki i na przemian z partyzantem

Augustowym Felicyanem Czermińskim kasztelanem poła-

nieckim, generał szwedzki Lübeker. Na południe, wysuniony

ku Krakowu, zajmuje okolicę między Częstochową a Wie-

luniem w dwa tysiące piechoty generał szwedzki Stromberg.

Car znajduje się równocześnie w pierwszych owych dniach

roku 1705 w Inflantach, nie wiedząc o niczém, co się w

Dreźnie praktykuje, domagając się ciągle bądź przez posła

swego Dołgorukiego, bądź przez bawiącego przy boku

swym pułkownika saskiego Heinsa, bądź przez wysłanego

Drezno, Rawicz, Gdańsk i Kraków.

background image

152

umyślnie kuryerem do Drezna kapitana Gersdorffa, osobi-

stego spotkania z Augustem. „Z Litwy to tylko mamy”,

mówi współczesny list z Królewca, z dnia 7 Lutego 1705, „że

confluxus Moskwy i innych narodów, Szwedów, Kozaków i

naszych opiekunów pełno; w Wilnie, Kownie i w Kiejdanach

Moskwa. Szwedzi zaś w ekonomii szawelskiéj. Podjazdy

od Imć Zawiszy (starosty mińskiego, stronnika Sapiehów)

wyprawione, spłoszywszy chorągwie komputowe, poszły ad

corpus wojska szwedzkiego. Czekamy in momento, co się

tam stanie, ponieważ Moskwa zbliżyła się ku Szwedom i w

Nowém Mieście, mil dziesięć od Szawelszczyzny rozłożyła

się. O caru moskiewskim piszą, że sam swoją osobą stoi pod

Derptem mil 30 od Rygi. Zatem Ryga bojąc się oblężenia,

zbiera się ad repressalia i dla tego generał Lewenhaupt

nie oddala się daleko od Rygi i w Janiszkach consistit”.

Sapiehowie, wojewoda wileński i stolnik litewski, odbywszy

w początku Lutego konferencyą z Leszczyńskim w Elblągu,

bawią w Warszawie, która naówczas nie ma żadnéj załogi.

W okolicy tylko niezbyt dalekiéj, czy to w Łowiczu i Skier-

niewicach, czy w Czerwińsku i Wyszogrodzie, grasują Szwe-

dzi, nakładają ciężkie kontrybucye, uprowadzają w niewolę

niechętną sobie szlachtę, jak n. p. między innymi Sempła-

wskiego cześnika wyszogrodzkiego i Milewskiego. „Z Litwy,

osobliwie z Wilna”, zapisuje taż sama gazetka z Warszawy

pod dniem 12 Lutego 1705: „zwożą się do Królewca i po

Prus, umykając przed moskiewskiém tyraństwem”. Słowem,

gdziekolwiek spojrzymy, stan strasznego zamieszania i za-

mętu. Wszędzie uciska, ciemięży, nakłada ciężary czy to

sprzymierzeniec, czy nieprzyjaciel, choć prawdę powiedzia-

wszy, nie wiedzieć kto przyjacielem a kto wrogiem. Król

bawi się w Dreźnie, dygnitarstwo rozpierzchnione, znikąd

rady, znikąd pomocy. Straszna chwila, w któréj nieszczęsny

naród, niezdolny sobie radzić w swéj bezsilności czynem,

daje wyraz swym mękom i kłopotom, rzecz dziwna, — przez

krwawą satyrę. Obfitowała w nią zawsze Polska, obfituje w

nią mianowicie w owéj męczeńskiéj zimie z roku 1704 na 5.

Jest ich wiele właśnie z owej chwili. Posłuchajmy jednéj,

Rozdział III.

background image

153

skreślającéj z krwawą ironią jaskrwawy obraz ówczesnego

położenia pod tytułem: Karnawału cudzoziemskiego w

Polsce ab anno 1701–1705. Rzecz rozpoczyna się tańcem,

śpiewami saskim, kozackim i chłopskim. Chłopski śpiew

kończy się słowami:

Niestety nam téż na te nasze pany,

Że nas ze skóry jak jakie barany

To Sas, to Szwedzi y ich oraz łupią”.

Następuje potem obraz kolacyi króla szwedzkiego i cara…

„W tym król szwedzki jednę w Polsce, a drugi car moskiew-

ski w Litwie sprawują. U stołu szwedzkiego króla wszystko

szwedzcy oficerowie, z Polaków żadnego nie widać. Orzeł

tylko polski herbowny, pieczony i warzony na stole. Panowie

Sapiechowie z talerzami nadsługują, wyględując, co które-

mu — Szwedowi z wąsa spadnie, albo rychło im co król

szwedzki na talerzu poda. Pan Kawęczyński (starosta Bro-

dnicki, stronnik króla Stanisława) co prędzéj talerze zmywa

a lisi ogon ma za pasem. W i e l k o p o l a n i e z flaszami

stoją; jednym wino a drugim piwa co go nawarzyli, nalewają.

A Szwedzi wołają: Giess ein Becneiter! (?) A gdy tak piją

wesoło Szwedzi, na wiwat we Lwowie z dział tak uderzono,

aż się roztrzasły, a gdy wina nie stało, aż Pan wojewoda

poznański niesie kielich kościelny pełen krwi ludzkiéj, pan

zaś podskarbi litewski czarę łez ludzkich i podaje Szwedom,

aby pili. Szwedzi podpiwszy sobie i winem wprawdzie, ale

nie mniéj fantazyą Polaków zrozumiawszy, nie poznali trun-

ków, piją go nienasycenie wołając coraz: Gieb mir Schelm

Polak! Pijanych panowie Prusacy na nocleg do dworów

swoich proszą, lecz im domy poplwali i osmrodzili, przecież

to im miło, że nie Sasowie, ale goście i przyjaciele Szwedzi,

w czem im miasta pruskie aplaudują… Przy stole zaś cara

moskiewskiego obaczysz książęta Wiśniowieckie, panów

Ogińskich, Zaranków, Pociejów, a wszyscy piją za zdrowie

króla Augusta. Coraz to były litewskie po tatarsku karwasze.

(?) Krając, bać się tylko na ostatku trzeba, aby się, skoro jéj

nie stanie, ogon samiż nie pobili. (?) Na obydwóch stołach

Drezno, Rawicz, Gdańsk i Kraków.

background image

154

cukrów i marcepanów dostatkiem; to dziwna tylko, że

wszystkie na formę albo djabłów, albo piorunów. Znać to z

ludzkiego przekleństwa: Bodajeście wszyscy djabła zjedli

bodaj was piorun strzasł, bodaj was wszyscy djabli porwali!

Taniec repetując po kolacyi nie raz, ani dziesięć, (?) a temu

wszystkiemu Brandeburczyk się przypatruje, Szwedom się

dziwuje, Moskala uważa, z Polaków się śmieje. Jednak

jeszcze nie koniec karnawału, bo i na przyszłą wiosnę opery

się zaczną…”

Rękopiśmienna ta satyra, jakich bardzo wiele podów-

czas, ani arcydzieło treści, ani arcydzieło formy, wyraża

przecież, podobnie jak ustępy ze współczesnych pamiętni-

ków Otwinowskiego, lub Skrupułu bez skrupułu Jabło-

nowskiego, nader charakterystycznie stan ogólnego uspo-

sobienia szlachty i ludu polskiego. Kiedy król się bawi,

dygnitarstwo Rzeczypospolitéj spekuluje i intryguje na prze-

mian, cierpi ogół, nie znajdując niestety lepszego i innego

na swe cierpienie lekarstwa nad rezygnacyą, nad ponury

treścią, nieociosany formą humor satyry. Szukajmy nadare-

mno patryotycznéj myśli, szukajmy nadaremno choćby nie-

udolnéj chęci czynu w jéj imię.

Wspomnieliśmy już wyżéj, że podobnie, jak organizu-

jąca się według możności i okoliczności pod opieką szwedz-

ką Polska Stanisławowa uczyniła sobie przybytek z woje-

wództw poznańskiego i kaliskiego, tak oficyalizm wojskowy

i cywilny Polski Augustowéj uczynił sobie takież ognisko z

Krakowa i poblizkiéj okolicy. August wyjeżdżając w końcu

Listopada 1704 do Saxonii, utrzymuje go zwodniczo, od dnia

do dnia niemal w nadziei rychłego powrotu. Przypatrzmy

się fizyonomii Krakowa i stron krakowskich w chwilach

przesilenia roku 1704 na 1705…

Jak już wspomnieliśmy wyżéj, przepłoszyła nieco groza

dżumy zgromadzonych w Krakowie saskich i polskich dy-

gnitarzy. Powynosili się w skutek tego częścią do Wiśnicza

częścią do Bochni i wsi okolicznych. W. hetmana koronnego

Lubomirskiego widzimy przez pierwszych kilka tygodni roku

1705 w miasteczku Tuchowie pod Tarnowem……

Rozdział III.

background image

Spis rzeczy

I.

Pierwsze dni królowania Leszczyńskiego. — Wrażenie
elekcyi na zagranicę. — Usiłowania Augusta na drodze
akcyi dyplomatycznéj. — Działania wojenne na Rusi
i w Wielkopolsce. — Rokowania Warszawskie. — Pochód

Karola XII na Ruś. — Zamach Augusta na Warszawę. 5

II. Rada senatu Wyszogrodzka. — Usiłowania Augusta

na zewnątrz i wewnątrz około podniesienia swéj spra-

wy. — Car, Dania, Brandenburgia. — Papież. — Pry-

mas, Lubomirscy. — Działania wojenne. — Oblęże-

nie Poznania przez Patkula. — Marsz Karola z Rusi

ku Warszawie. — Ucieczka Augusta do Krakowa. —

Zniesienie oblężenia Poznańskiego. — Bitwa Ponie-

cka. — Akcess Lubomirskich do Augusta. — Wyjazd

Augusta do Saxonii. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65

III. Straszny zamęt pod koniec roku 1704. — Cztery og-

niska ówczesne ważących się losów polskich: Drezno,

Rawicz, Gdańsk i Kraków. — Zatrata myśli patryo-

tycznéj. — Dwa wypoczynki ciążące Polsce: drezdeń-

ski Augusta, rawicki Karola XII. — Spustoszenie

kraju. — Usiłowania Augusta około zawarcia party-

kularnego pokoju za plecami Cara. — Arwed Horn

i Patkul. — Zabiegi około pozyskania osoby pryma-

sa. — Dwór pruski i manifest prymasa z dnia 31

Maja 1705. — Koniec szwedzkich leż zimowych

i wstęp w akcyą wojenną. . . . . . . . . . . . . . . . 142

background image

Przygotowanie do druku zakończono w lipcu 2011 roku

w Portet-sur-Garonne (Francja)


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI DO KOŃCA STAROŻYTNOŚCI
Tajemnice księżyca, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dziwne kolorowe obiekty spadały na terenie Stanów Zjednoczonych, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZ
Wielka kometa w 2013 roku, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Chemtrails, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
DZIEJE ŻYDÓW W POLSCE - HOLOKAUST ( 1939 - 1945 )
Z tajnych archiwów - Trzecia bomba atomowa, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Rząd niszczy tajne archiwa poświęcone UFO, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dźwięki z dawnych wieków, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Wstrząsy w okolicy japońskiego superwulkanu, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Zaświeci sztuczne Słońce, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Czarne i białe dziury, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE
Dziwny obiekt w okolicy Słońca uchwycony za pomocą koronagrafu SOHO, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt
Dzieje Apostolskie - streszczenie, Polonistyka, Tradycje antyczne i biblijne
Liberalizm-dzieje, Encyklopedia Białych Plam
Znaleziono życie na Marsie, W ஜ DZIEJE ZIEMI I ŚWIATA, ●txt RZECZY DZIWNE

więcej podobnych podstron