"Trójkąt
Bermudzki, zwany inaczej Diabelskim, jest wyimaginowanym obszarem w
pobliżu południowo-wschodnich wybrzeży USA. Znany jest on z
wielkiej liczby nie wyjaśnionych katastrof statków, łodzi i
samolotów. Wierzchołki trójkąta stanowią - jak się powszechnie
przyjmuje - Bermudy, Miami na Florydzie i San Juan na Puerto
Rico."
Straż Ochrony Wybrzeża
Od zarania
dziejów o obszarze tym krążą niesamowite historie. Początkowo
zaginięcia statków kursujących po tym akwenie przypisywane były
potworom morskim, bogom (zabarwienie wód oraz "świecenie"
spowodowane jest obecnością fosforyzujących ryb i mięczaków),
które rzekomo zamieszkiwały to miejsce. Obecnie powoli zanikły
mity o potworach i bogach, a główną winą obarczono NOL-e (NOL -
Nie zidentyfikowany Obiekt Latający, inaczej UFO), obce cywilizacje
oraz tajemnicze siły związane z domniemanym położeniem w tym
rejonie Atlantydy. Na ten temat możemy znaleźć wiele publikacji
(książkowych, jak i w Internecie), starających się w miarę
wiarygodnie wyjaśnić te zjawiska.
Już w dzienniku
pokładowym wielkiego odkrywcy Krzysztofa Kolumba możemy natknąć
się na wzmiankę o niezwykłych zjawiskach zachodzących na tym
terenie. Pod datą 15 września 1492 r. widnieje wpis dokładnie
opisujący zjawisko, podczas którego kula ognia przeleciała poziomo
przez niebo (obok statku) i z hukiem zagłębiła się w morzu.
Kompasy na statku wariowały.
Pierwsza wieść o
niezwykłych wypadkach na tym akwenie pochodzi jeszcze z 1840 r.
Amerykański okręt patrolowy natknął się na francuski
trójmasztowy statek handlowy "Rosalie". Okręt nie
odpowiadał na próbę nawiązania łączności, został dogoniony, a
amerykańscy marynarze weszli na pokład. Okazało się, że byli
jedynymi ludźmi na pokładzie (nie wliczając żywego kanarka). Nie
było śladów walki, a cenny ładunek został nie naruszony, co
świadczyło, że statek nie padł ofiarą pirackiego napadu. Potem
wielokrotnie spotykano się z pustymi statkami, dryfującymi po tym
akwenie.
Polskie jednostki pływające w tym regionie
również zaobserwowały niezwykłe zjawiska. Zarówno J. Pańkiewicz
na jachcie "Hetman", jak i Z. Szczepaniak, byli naocznymi
świadkami dziwnego zajścia. Wokół obu jachtów nagle pojawiły
się czarne, ogromne chmury, które - mimo bezwietrznej pogody -
przesunęły się w kierunku jednostek. Z chmury wynurzyła się
"złota kula", która zapaliła się momentalnie i wybuchła
bezgłośnie. Potem nastąpiła seria podobnych błysków i wybuchów.
Chmura znikła po ok. 15 minutach. Podobne zdarzenia zostały opisane
w dzienniku pokładowym statku "The Sea Venture" pod
dowództwem kpt. G. Somers (1609r.)
TAJEMNICA LOTU
NR 19
Do jeszcze dziwniejszego zdarzenia doszło 5 grudnia
1945 r. O godzinie 14:00 eskadra pięciu bombowców typu Grumman
TBM-3 "Avenger", należących do marynarki wojennej Stanów
Zjednoczonych, wystartowała z lotniska Fort Lauderdale na Florydzie.
Był to lot ćwiczebny, połączony z patrolowaniem terenu. Samoloty
były zaopatrzone w paliwo wystarczające na przelot ponad 1500 km.
Warunki atmosferyczne tego dnia były dobre. O godzinie 15:15 dotarła
do bazy pierwsza dziwna wiadomość. Dowodzący eskadrą porucznik
Taylor powiadomił lotnisko, że prawdopodobnie piloci zboczyli z
kursu i nie widzą stałego lądu. Po tym komunikacie na 45 minut
została zerwana łączność.
O godz. 16.00 z nieznanych
przyczyn Taylor oddał dowództwo nad eskadrą kap. Stiversowi.
Meldunek radiowy, jaki dotarł do bazy, nie był optymistyczny,
eskadra zgubiła się i prawdopodobnie krążyła nad wodami Zatoki
Meksykańskiej. Z komunikatu wynikało także, że paliwo jest na
wyczerpaniu, a każdy samolot dysponuje innymi odczytami z
instrumentów pokładowych. Ostatni komunikat to desperacki krzyk,
oznajmiający, że samoloty wkraczają w obszar "białej wody"
- i był to ich koniec. Po tej wiadomości nie udało się przywrócił
łączności z eskadrą.
Tymczasem na ziemi ogłoszono
alarm. Z misją ratowniczą pierwszy ruszył wodnopłatowiec typu
Martin Mariner PBM, zaopatrzony w specjalne instrumenty i urządzenia,
mające pomóc lotnikom zmuszonym do wodowania. Ekipa składająca
się z dwunastu osób, podobnie jak eskadra, przepadła bez śladu. W
ciągu kilku godzin na terenie tym zaginęło 6 samolotów z 27
osobami na pokładzie. By ich odnaleźć, rozpoczęto największe w
dziejach marynarki USA poszukiwania morskie i lotnicze. W operacji
uczestniczyło 277 samolotów, 4 niszczyciele marynarki, kilka
okrętów podwodnych, 18 jednostek Straży Przybrzeżnej, specjalne
statki ratownicze oraz setki prywatnych łodzi i jachtów. Do
poszukiwań przyłączyły się również jednostki marynarki
brytyjskiej i samoloty RAF-u. Przeszukano obszar ok. 600 tys. km
kwadratowych, nie znajdując nic poza ćwiczebną tarczą strzelecką.
Około godziny 19:00 lotnisko w Opa-Locka pod Miami odebrało słaby
sygnał radiowy "FT... FT...", który stanowił część
sygnału wywoławczego zaginionej eskadry (FT-74).
ANOMALIA
CZASOWE
Do najdziwniejszego przypadku doszło latem 1972
r. Samolot pasażerski rejsu National Airlines 727 (przelatujący nad
terenem trójkąta) miał lądować na lotnisku w Miami. Kilka
kilometrów przed lotniskiem samolot zniknął z ekranu radarów
lotniska oraz zerwał łączność radiową. W eterze panowała
10-minutowa cisza, podczas której ogłoszono alarm. Jednak zanim
maszyny ratunkowe zdążyły poderwać się do akcji poszukiwawczej,
samolot pojawił się ponownie i bezawaryjnie wylądował na
lotnisku. Przeprowadzono kontrolę wszystkich systemów, ale nie
wykazała ona uszkodzeń w żadnym z mechanizmów. Jedynie zegarki
działały niepoprawnie - późniły się o 10 minut, czyli
pokazywały czas, kiedy samolot był niewidoczny na radarze.
Podobne historie rozgrywały się w rejonie lotniczej
bazy Guam, gdzie czas ulega przyspieszeniu. Samoloty, startujące z
bazy, powracają ze znacznym wyprzedzeniem czasowym, jakby osiągały
większe prędkości niż w rzeczywistości.
CO MÓWI
NAUKA?
Nauka stara się wyjaśnić niektóre z
zaistniałych zjawisk. Wyniki badań najdłuższych fal radiowych (za
pomocą satelitów) wykazały pojawianie się tzw. superpiorunów.
Zwykłe wyładowanie, jakie możemy zaobserwować w atmosferze,
osiąga maksymalnie ok. 100 mld W. Superpiorun to energia rzędu 10
trylionów watów (występowanie tych zjawisk jest niezmiernie
rzadkie, badania przeprowadzone w okresie 40 miesięcy wykazały
tylko 17 przypadków takich wyładowań). Taka energia, trafiając w
wodę obok statku, mogłaby z łatwością ją zagotować,
przyczyniając się do powstania gwałtownej mgły lub właśnie
zjawiska "białej wody". Uderzenie pioruna w statek
błyskawicznie posłałoby go na dno.
Pracownicy Cap
Kennedy, zatrudnieniu przy urządzeniach startowych kosmodromu NASA,
raz po raz rejestrują silne sygnały elektroniczne, których
epicentrum znajduje się na terenie Trójkąta Bermudzkiego. Sygnał
taki może być echem superpioruna. Rozważano także inne hipotezy:
podwodne wulkany, "antytrąby" powietrzne, trzęsienia
ziemi, gwałtowne prądy wodne. Przeprowadzono szczegółowe badania
naukowe oraz ekspedycje organizowane przez wojsko, które miały
rozwikłać tę zagadkę. Rezultaty były nad wyraz mierne. Badania
zostały przeprowadzone pod następującymi kryptonimami: POLIGON-70
+ MODE-1 czyli POLIMODE, ARRAYS, TROPEX, MUSSON - 77, MONEX -79,
ESE.
NIE TYLKO AMERYKANIE
Trójkąt
Bermudzki nie jest jedynym obszarem, gdzie znikają w tajemniczy
sposób statki i samoloty. Po przeciwnej stronie Ziemi, u wybrzeży
Japonii, znajduje się rejon zwany Diabelskim Morzem. Częstotliwość
występowania niezwykłych wypadków w obu tych miejscach jest mniej
więcej taka sama. Na Diabelskim Morzu zaobserwowano również
ogromne kopuły wodne, podobne do tych, które występują na terenie
Trójkąta Bermudzkiego.
Na obszarze obejmującym ten
teren zanotowano zaginięcie największego statku (długość kadłuba
- 314 m, szerokość - 50 m, nośność 224 tys. DWT - dla lepszego
zobrazowania wielkości, można powiedzieć, że na jego pokładzie
można by swobodnie umieścić trzy stadiony olimpijskie)
rudotankowca "Berge Istra", przewożącego transport ropy
naftowej i rudy żelaza z portu Tubarao (Brazylia) do Kimitsu
(Japonia). Statek był wyposażony w urządzenie uniemożliwiające
zatopienie. Rejs przebiegał bezproblemowo aż do dnia 31 grudnia
1975 r., gdy stracono łączność radiową z jednostką. Po kilku
dniach poszukiwań, z wody wyłowiono dwóch rozbitków. Nie
znaleziono plam oleju, części, ropy i rudy, które powinny wypłynąć
po rozbiciu tak ogromnego statku. Relacje opisujące "katastrofę"
przedstawili rozbitkowie (obsługa statku). Stwierdzili, że przed
wybuchem usłyszeli metaliczny łoskot i dostrzegli dziwne światła.
Później nastąpił wybuch, który zrzucił ich ze statku do wody.
Po wypłynięciu na powierzchnię (ok. 10 s - według zeznań), oczom
rozbitków ukazało się spokojne morze, bez śladu jakiejkolwiek
katastrofy.
To tylko niektóre przykłady nie
wyjaśnionych zjawisk. Godzinami można wymieniać zdarzenia, które
miały miejsce na tych obszarach. Te i inne dziwne zjawiska nie
zostały dotąd wyjaśnione w logiczny lub naukowy sposób. Do dnia
dzisiejszego jesteśmy świadkami nie wyjaśnionych zniknięć
jednostek powietrznych i nawodnych, załóg, zatonięć czy innych
anomalii.