W mieszkaniu Józefa K., zamiast gospodyni, zjawiają się rano dwaj mężczyźni. Zjadają mu śniadanie, zachowują się pewnie i arogancko – każą się odświętnie ubrać i oświadczają, że zostaje aresztowany, bo wdrożono przeciw niemu postępowanie. Józef K. jest tym zaskoczony. Sądzi, że zaistniała pomyłka, a kiedy prosi o wyjaśnienia, mężczyźni mówią, że są strażnikami. Nie legitymują się i nie tłumaczą swojego aroganckiego zachowania. Każą przejść mu do sąsiedniego pokoju, gdzie odbędzie się wstępne przesłuchanie. Bohater ciągle próbuje dowiedzieć się, o co jest oskarżony, ale przesłuchujący go nadzorca nie potrafił na to odpowiedzieć. Proponuje mu, by za bardzo się nie dopytywał i nie dyskutował. Informuje go również, że mimo aresztowania może nadal pracować. Józef K. chce powiadomić znajomego prokuratora i poprosić go o pomoc, ale rezygnuje po krótkiej dyskusji z nadzorcą. Po tej rozmowie bohater udaje się do pracy. Po powrocie spotyka się ze swoją sąsiadką, panną Bürstner, opowiada jej o porannym zamieszaniu i prosi ją o pomoc.
Wieczorem nie może zebrać myśli i zastanawia się nad tym, co się wydarzyło. Niedługo potem zostaje telefonicznie powiadomiony o kolejnym przesłuchaniu. Poinformowano go również, że takie spotkania i posiedzenia sądu mogą odbywać się o każdej porze dnia i nocy. Ale Józef K. ma się tym nie przejmować i funkcjonować normalnie. Kiedy przyjdzie czas, sąd go powiadomi o rozprawie.
Bohater udaje się umówionego dnia na przesłuchanie, ale nie może odnaleźć pokoju przesłuchań. Zjawia się w budynku o wybranej przez siebie godzinie dziewiątej, ponieważ nie ma ustalonej pory przybycia. Ale kiedy K. odnajduje salę, sędzia udziela mu nagany za spóźnienie. Józef w trakcie przesłuchania próbuje się bronić i uporczywie prosi o wyjaśnienie całej tej sytuacji. Uważa, że został bezpodstawnie aresztowany i twierdzi, że stał się ofiarą tajemniczej organizacji, na której usługach pracują przekupieni funkcjonariusze i pracownicy sądu. Jest wzburzony, widzi w tym aferę korupcyjną i koszmarną pomyłkę systemu biurokracji. Przemówienie bohatera przerywa krzyk młodej kobiety molestowanej przez jakiegoś mężczyznę w końcu sali. Bohater zauważa też, że ludzie zgromadzeni na posiedzeniu są do siebie podobni: mają długie brody i tajemnicze odznaki na kołnierzykach. Dochodzi do jednego wniosku: wszyscy uczestnicy posiedzenia są urzędnikami sądu. Czuje się tym faktem osaczony i postanawia opuścić salę. Kiedy wychodzi, sędzia śledczy informuje go, że swoją przemową bezpowrotnie stracił to, co mogło mu dać pierwsze przesłuchanie.
Na następne przesłuchanie Józef K. stawia się bez wezwania. Kiedy zjawia się na sali rozpraw, zauważa, że jest to normalny pokój mieszkalny. Spotkana tam praczka pokazuje księgi sędziego. Kiedy oglądają je, zauważają w jednej z nich obrazek o treści erotycznej. Bohater rezygnuje z oferty pomocy ze strony praczki.
Pojawia się jej mąż i oprowadza Józefa K. po nędznych ponurych pomieszczeniach kancelaryjnych. Ciemne i stęchłe sale coraz bardziej przygnębiają Józefa K., zaczyna się dusić i traci przytomność. Mija czas, a bohater coraz bardziej czuje się osaczony, a w spotkanych ludziach widzi nieprzyjaciół. Pewnego wieczoru w banku – miejscu swojej pracy – jest świadkiem zaskakującej sytuacji. Słyszy dziwne jęki i skomlenia. Po otworzeniu drzwi widzi znanych sobie strażników z pierwszego przesłuchania, którym karę chłosty wymierza inny funkcjonariusz. Skarżą się, że to wszystko przez Józefa K. Bohater ma poczucie winy i próbuje nawet przekupić tzw. siepacza – wykonawcę chłosty. Kiedy oprawca się nie zgadza, poruszony tym Józef K. chce za nich poddać się chłoście. Jednak jest to niemożliwe. Zawstydzony i zmieszany opuszcza to pomieszczenie.
Wieści o aresztowaniu Józefa K. szybko się rozchodzą. Niespodziewanie zjawia się wuj Karol zaniepokojony kłopotami kuzyna. Zabiera go do znajomego adwokata Hulda. Ten chwali się rozległymi znajomościami i chętnie podejmuje się obrony Józefa. Adwokat ostrzega bohatera przed mechanizmem funkcjonowania sądu. Uważa on, że postępowanie sądowe często nie jest jawne, akta oskarżenia nieudostępniane, zdarzają się nawet kradzieże dokumentów. Informuje też, że podejmując się obrony, musi nawiązać ścisłe osobiste stosunki z wyższymi urzędnikami sądowymi. Nie ukrywa, że sądownictwo jest wielką biurokratyczną machiną i tak właściwie on jako adwokat niewiele może zdziałać. To wytłumaczenie Hulda nie zadowala Józefa. Nadal uważa, że nic nie robi w jego sprawie, chce go więc odsunąć i sam się bronić. Tymczasem w banku na bohatera czekają zniecierpliwieni klienci. Wśród nich jest fabrykant, który wie o procesie, postanawia mu pomóc i daje mu adres oraz list polecający do malarza Titorellego. Ten jednak nie widzi szans uwolnienia i proponuje albo spróbować oddalić sprawę, albo utrzymać proces na poziomie najniższej instancji. Józef K. ostatecznie decyduje się zwolnić adwokata Hulda. W czasie wizyty w jego mieszkaniu poznaje kupca Blocka. Ten opowiada o swoim procesie, który ciągnie się już kilka lat, ma pięciu adwokatów, a jego rozprawa wydaje się nie mieć końca. Józef K. popada w coraz większą dezorientację i zagubienie. Czuje się oszołomiony, ponieważ wszyscy, których spotyka, „należą do sądu”.
Pewnego dnia Józef dostaje zlecenie z banku. W związku z tym, że zna język włoski zostaje wyznaczony na przewodnika dla ważnego klienta z Włoch. Z powodu ulewy włoski gość nie zjawia się w umówionym miejscu. Czekającego pod katedrą Józefa spotyka ksiądz. Okazuje się on kapelanem więziennym, który zna sprawę i uważa, że jego proces źle się skończy. Tłumaczenie się bohatera duchowny traktuje jako potwierdzenie winy. Stwierdza, że „tak zwykli mówić winni”. Następnie przytacza Józefowi przypowieść o odźwiernym strzegącym wejścia do prawa. Bohater upewnia się tym samym, że świat jest jednym wielkim absurdem, a prawo jest tylko dla wybranych.
W przeddzień trzydziestych pierwszych urodzin bohatera w jego mieszkaniu zjawiają się ubrani na czarno dwaj mężczyźni. Zabierają go do kamieniołomów za miastem, tam wykonują egzekucję. Jeden dusi Józefa, drugi wbija mu nóż w serce. Bohater ginie, wypowiadając w ostatniej chwili słowa: „ jak pies
Przeglądając Dzienniki Franza Kafki możemy natknąć się na dwa interesujące wpisy. Pierwszy przy dacie 2 sierpnia 1914 roku:
„Niemcy wypowiedziały Rosji wojnę. Po południu szkoła pływania”. |
Drugi z dnia 15 sierpnia:
„Piszę od paru dni, oby to potrwało. Nie jestem dzisiaj tak całkiem zabezpieczony i zagłębiony w pracy, jak byłem przed dwoma laty, zawsze jednak zyskałem pewien sens istnienia, a moje regularne, puste, szaleńcze życie kawalerskie ma jakieś uzasadnienie. Mogę znowu wieść sam z sobą dwugłosy dialog i nie wytrzeszczam już tak oczu w bezwzględną pustkę. Tylko na tej drodze możliwe jest dla mnie polepszenie”. |
Nie wiadomo na ile wybuch pierwszej wojny światowej miał wpływ na powstanie dzieła, ale uderzające jest to, w jaki sposób zareagował nań Kafka.
Mając na uwadze, że Kafka 12 lipca 1914 roku po raz pierwszy
zerwał zaręczyny z Felice Bauer można przypuszczać, iż
poświęcenie się pracy nad powieścią było sposobem na
zapomnienie i ukojenie duszy. Niemal każdy wieczór przez trzy
kolejne miesiące pisarz poświęcał Procesowi. Co było dla niego
typowe, Kafka nie pracował wyłącznie nad jednym dziełem,
równocześnie powstawały w tym okresie Kolonia karna oraz
rozdział Ameryki. Wkrótce Proces zaczął prześladować artystę,
prace przeciągały się, a powieść powstawała żmudnie i w
potach. O niemocy twórczej pisał w swoich Dziennikach – 1
września: „W zupełnej nieporadności napisałem ledwo dwie
strony. Cofnąłem się dzisiaj bardzo silnie wstecz, mimo że
spałem dobrze. Wiem jednak, że nie wolno mi ugiąć się, jeśli
poprzez najgorsze cierpienie twórczości pisarskiej, i tak już
tłumionej przez mój pozaliteracki tryb życia, mam się
przedostać w wolność wyższą, może mnie oczekującą”; 1
listopada: „Wczoraj po długiej przerwie posunąłem się o dobry
szmat drogi naprzód, dziś znowu prawie nic, dwa tygodnie, które
minęły po moim urlopie, zaprzepaszczone niemal zupełnie”; 2
grudnia: „Bezwarunkowo pracować dalej, to musi być możliwe
mimo bezsenności i biura”; 8 grudnia: „Uświadomiłem sobie
ponownie, że wszystko to, co piszę fragmentarycznie i nie w ciągu
większej części nocy (lub nawet w ciągu nocy całej), jest
mierne i że na tę miernotę skazują mnie moje warunki życiowe”;
14 grudnia: „Praca pełznie naprzód w pożałowania godny
sposób…”; 6 stycznia 1915 roku: „Jestem już prawie
niezdolny do kontynuowania Procesu”. Pomimo że znaczna część
utworu była już napisana, Kafka zarzucił pracę nad Procesem z
końcem stycznia 1915 roku. Powieść nigdy nie została
ukończona.
Proces został
wydany w 1925 roku, już po śmierci autora. Stało się tak za
sprawą jego przyjaciela – Maksa Broda, który uporządkował
rękopisy artysty i wspólnie z wydawnictwem Die Schmiede
opublikował.
Powieść ta do dziś jest tematem wielu
sporów badaczy literatury, zwłaszcza jeśli chodzi o kolejność
rozdziałów. Według niektórych „Siepacz” powinien był się
znaleźć zaraz po „Pierwszym przesłuchaniu”, a nie dopiero za
„Przyjaciółką panny Bürstner”. Ten ostatni rozdział
zdaniem niektórych znawców twórczości Kafki nie powinien był w
ogóle znaleźć się w Procesie. Kwalifikują go oni do tak
zwanych „niedokończonych fragmentów”, wśród których
znajdują się takie pozycje jak: „Prokurator”, „Walka z
zastępcą dyrektora”, „Do Elsy”, „Podróż do matki”,
„Dom”. Właśnie tych fragmentów Maks Brod nie umieścił w
Procesie.
Zarówno czas
jak i miejsce akcji nie są w powieści jasno określone.
Wydarzenia Procesu toczą się na początku dwudziestego wieku w
wielkim mieście. Te nieścisłości nie mają żadnego wpływu na
odbiór powieści, a nawet go ułatwiają, ponieważ każdy
czytelnik mógł lepiej wczuć się w pierwszoplanową postać.
Niektórzy z badaczy doszukują się dowodów na to, iż akcja
Procesu toczy się w Pradze, czyli mieście, w którym urodził się
i mieszkał Kafka, lecz w tekście brak jakichkolwiek wskazówek na
ten temat.
Znacznie przeważająca część akcji toczy się jednak w
pomieszczeniach, a nie w przestrzeni otwartej. W zasadzie tylko w
ostatnim rozdziale, gdy oprawcy prowadzą Józefa na egzekucję,
akcja przeniosła się na pola oraz do małego kamieniołomu. Przez
dziewięć pierwszych rozdziałów wydarzenia toczyły się w
pokojach pensjonatu, biurze, gdzie pracował K., przedziwnych
pomieszczeniach sądowych, które znajdowały się na strychach i
poddaszach starych kamienic, wąskich uliczkach oraz wielkiej
katedrze. Poza tym ostatnim miejscem, wszystkie poprzednio
wymienione były małe, ciasne, ogarnięte półmrokiem, niewyraźne
i brudne. Co ciekawe, słowo „korytarz” pojawia się w utworze
dwadzieścia sześć razy, wszystko to ma na celu stworzenie
wrażenia, iż główny bohater porusza się w labiryncie, w którym
błądzi po omacku. Dodatkowo odczucie to potęguje się, gdy K.
odkrywa, że pomieszczenia sądowe są ze sobą w przedziwny sposób
połączone i można je znaleźć w całym mieście.
Kafka
upodobnił swoją powieść do snu, a raczej koszmaru, w którym
pomieszczenia sądowe zajmują zupełnie pozbawione majestatu
strychy czynszowych kamienic, a w rupieciarni bankowej dokonuje się
chłosty funkcjonariuszy prawa. W przypadku człowieka, który
napisał kiedyś:
„Nie jest konieczne, byś wyszedł z domu, pozostań przy stole, słuchaj, czekaj tylko. Nawet nie czekaj, bądź całkiem cicho i sam. Świat sam się przed tobą odsłoni, nie może być inaczej, będzie się wił przed tobą w ekstazie”, |
nie jest to zaskoczeniem. Jego niespotykana wyobraźnia
stworzyła surrealistyczną historię, dziejącą się w
surrealistycznym świecie, a dotyczącą zwykłego człowieka.
Katalog
miejsc
Mieszkanie Józefa K.
Nie gwarantuje
ono bohaterowi ani bezpieczeństwa, ani intymności. W
każdej chwili mogą do niego wejść funkcjonariusze i zamienić
je w areszt domowy czy miejsce przesłuchań. To właśnie w nim
Józef dowiedział się o toczącym się w jego sprawie
postępowaniu. Tutaj również został wstępnie przesłuchany
Katedra
Jest także miejscem, do którego także dotarł
sąd. To właśnie tu K. miał mieć umówione spotkanie z Włochem,
który jednak się nie stawił. Zamiast niego zastał tam kapelana
więziennego, który w trakcie rozmowy uświadamia mu, że z
wszechwładnym i wszechobecnym sądem nie można wygrać. Jako
podsumowanie tego, co mu powiedział, przytoczył opowieść o
chłopie i odźwiernym, z której Józef zrozumiał, że przed
przeznaczeniem nie ma ucieczki.
Bank
To w
nim pracuje Józef. Jednak podobnie jak jego mieszkanie, nie jest
to miejsce bezpieczne. Tam również znajdują się pomieszczenia
służące sądowi m. in. do przesłuchań i wymierzania kar. Aż
do momentu aresztowania praca w
nim pochłaniała większość uwagi K. Gdy jednak rozpoczął się
proces, jego pozycja w banku
znacznie się pogorszyła, zaś część jego obowiązków zaczął
przejmować niechętny mu wicedyrektor.
Mieszkanie
adwokata Hulda
Ono również było powiązane z sądem.
Przesiąknięte jego atmosferą, nadawało się do przesłuchań i
posiedzeń sądu, które mogły odbywać się w różnych
prywatnych mieszkaniach. To tam większość czasu spędzał jeden
z klientów adwokata, kupiec
Block, gdyż nie chciał zbyt późno dowiedzieć się o
ewentualnych zmianach w swoim procesie.
Razem z Huldem
mieszkała w nim pielęgniarka Leni, która doglądała go w czasie
choroby oraz przygotowywała mu posiłki. To ona zaoferowała
Józefowi swą pomoc w jego procesie.
Kancelarie
sądowe
Znajdują się one na strychach i poddaszach
wszystkich kamienic w mieście.
Pracujący w nich urzędnicy mogą oddychać jedynie powietrzem
kancelarii, gdyż normalne powietrze ich dusi. Dlatego gdy K.
znalazł się w kancelarii po raz pierwszy, źle się poczuł. Jak
się później dowiedział, była to typowa reakcja tych
wszystkich, którzy nie byli przyzwyczajeni do panującego tam
zaduchu. W kancelaryjnych korytarzach czekają w długich kolejkach
interesanci wierząc w to, że uda im się swoją obecnością
zmienić coś w swojej sprawie. Mają także nadzieję, że być
może uda im się przyśpieszyć tempo toczących się przeciwko
nim procesów.
Jeśli chodzi o czas akcji, to z fragmentów:
„Można było wprawdzie wziąć to wszystko za żart, gruby żart, który mu, z nie wiadomych powodów, może z okazji jego dzisiejszej trzydziestej rocznicy urodzin, splatali jego. koledzy z banku” oraz „W przeddzień jego trzydziestych pierwszych urodzin - było około dziewiątej wieczór, na ulicach panowała cisza - przyszło dwóch panów do mieszkania K.” |
łatwo wywnioskować, że akcja powieści trwa równo dwanaście
miesięcy bez jednego dnia.
„żył przecież w państwie praworządnym, wszędzie panował pokój, wszystkie prawa były przestrzegane”, |
dlatego, gdy obudził się w dniu swoich trzydziestych urodzin i ujrzał dwóch rosłych mężczyzn, którzy oznajmili mu, iż został właśnie aresztowany, był przekonany, że któryś z jego współpracowników próbuje spłatać mu żart. Niestety dla niego okazało się, iż wcale tak nie było, a z czasem przekonywał się o powadze wszczętego przeciwko niemu postępowania. Przerost biurokracji, która powstała jako środek pomocniczy dla zachowania porządku, spowodował, iż człowiek został zdehumanizowany, obdarty z człowieczeństwa, pozbawiony wartości, przekształcił się w podmiot postępowania administracyjnego lub karnego. Kafka ukazał w Procesie wielkie niebezpieczeństwo, jakie niosła za sobą nadinterpretacja przepisów i rozrost aparatu państwowego. Według jego funkcjonariuszy był to system nieomylny, co widać w wypowiedzi jednego ze strażników:
„Nasza władza, o ile ją znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, nie szuka winy wśród ludności, raczej wina sama przyciąga organy sądowe, które ją wówczas ścigają, jak mówi ustawa (…) Takie jest prawo. Gdzie więc może tu zajść jakaś pomyłka?”. |
Niestety słowa wuja Józefa K., okazały się prorocze:
„Mieć taki proces, znaczy, już go przegrać”. |
Oskarżony miał bardzo znikome szanse udowodnienia swojej niewinności, a wskazanie błędu lub pomyłki w postępowaniu biurokratycznym było wręcz niemożliwe.
Niektórzy z badaczy twierdzą, iż Kafka zamierzał skrytykować konkretną biurokrację, a mianowicie Cesarstwa Austro-Węgierskiego, z którą miał ciągłą styczność jako pracownik Zakładu Ubezpieczeń Robotników od Wypadków na Królestwo Czeskie w Pradze. Administracja Cesarstwa charakteryzowało się niesłychaną zawiłością procedur i niezliczoną liczbą przepisów, których musieli przestrzegać urzędnicy. |
Proces porusza również
zagadnienie poszukiwania prawdy i sprawiedliwości. K., który
zastanawiał się:
„Wnioskuję to z tego, że jestem wprawdzie oskarżony, ale nie mogę znaleźć najmniejszej winy, o którą można mnie było oskarżyć. Ale i to jest drugorzędną sprawą: kto mnie oskarża? - oto zasadnicze pytanie”, |
zamierzał bronić swoich praw przed sądem. Podjął samotną
batalię ze śledczym, ale szybko zrozumiał, iż nie miał żadnych
szans z urzędnikami.
Ponieważ K. nigdy nie dowiedział się, czym takim spowodował wszczęcie przeciwko sobie procesu i cały czas deklarował swoją niewinność to dlaczego wykonano na nim wyrok śmierci? Przecież nie mógł być oskarżony o niewinność. Można przypuszczać, iż gdyby przyznał się przed sądem do winy, to uniknąłby tak strasznego wyroku. Proces mógł być zatem wszczęty, aby Józef wyjawił swój ludzki grzech, a nie wypierał się go przez cały czas
Proces porusza również temat ludzkiej samotności. Józef K. w wieku trzydziestu lat wciąż był kawalerem mieszkającym z dala od swojej rodziny. Bohater skupił niemal całą swoją uwagę na zrobieniu kariery zawodowej, przez co brakowało mu przyjaciół i miłości. Chociaż miał kochankę, Elzę, to nie kochał jej. K. nie potrzebował niczyjej pomocy aż do momentu, gdy zorientował się, że w pojedynkę nie zwycięży swojego procesu. Z niechęcią przyjmował wyciągnięte w jego kierunku ręce wuja, adwokata czy Leni. Dopiero w jednej z ostatnich scen, Kafka dał do zrozumienia, że K. popełnił błąd. Gdy bohater przed egzekucją dostrzegł człowieka w oknie, który w rozpaczliwym geście wyprostował w jego kierunku swoje ramiona, przez jego umysł przebiegło pytanie:
„Kto to był? Przyjaciel? Dobry człowiek? Ktoś, kto współczuł? Ktoś, kto chciał pomóc? Byłe to ktoś jeden? Czy byli to wszyscy? Byłaż jeszcze możliwa pomoc? Istniały jeszcze wybiegi, o których się zapomniało? Na pewno istniały”. |
Co
prawda było już za późno na jakikolwiek ratunek, ale scena ta
sugeruje, iż nie można odrzucać pomocy drugiego człowieka, a
zwłaszcza, że nie można samotnie zmagać się ze wszystkimi
„procesami” życia.
Proces jest utworem o tak
bogatym przekazie, iż do dziś powstają coraz to nowe jego
interpretacje. Wybitne dzieło Kafki przeszło do historii
literatury jako synteza takich gatunków jak powieść, moralitet,
parabola oraz traktat teologiczny, dlatego mnogość poglądów i
sposobów jego odczytywania nie powinna nikogo dziwić. Marek
Wydmuch, autor książki pt. Franz Kafka, napisał w niej
„Myśl swoją pisarz przekazał tu w fabule o ogromnej sile sugestywnej, ale o kolorycie tak mrocznym, że doszukiwać się w niej można wielu znaczeń (…)” |
Najbardziej
popularna interpretacja Procesu dotyczy zawartej w nim zapowiedzi
nadciągających nad Europę ponurych czasów rządów
totalitarnych. Zanim przejdziemy do omówienia tego zagadnienia
skupmy się przez chwilę na wszechobecnym w utworze zjawisku, a
mianowicie absurdzie. Marek Pieczara w swojej pracy
poświęconej Procesowi zdefiniował absurd jako
„synonim czegoś nieracjonalnego, co wymyka się jednoznacznemu tłumaczeniu, co jest dla nas trudne lub zupełnie niezrozumiałe, ponieważ odbiega od naszego potocznego doświadczenia i powszechnej obserwacji. Mówimy wtedy, że świat wyszedł ze swoich ram albo torów. Jest pozbawiony sensu, nie znajdujemy dla niego żadnej racji, uzasadnienia, usprawiedliwienia. Świat pozbawiony dobra i zła”. |
Po raz pierwszy z taką sytuacją Józef K. zetknął się
rankiem, w dniu swoich trzydziestych urodzin. W czasie kolejnych
tygodni i miesięcy przybywało ich coraz więcej z coraz większą
siłą, aż wreszcie główny bohater poniósł absurdalną
śmierć.
Jak się okazuje, Józef K. nie był jedynym, prześladowanym z niewiadomych mu powodów, który zginął z niedorzecznych przyczyn. W historii, nawet tej najnowszej, mnóstwo jest przykładów takich działań, najczęściej ze strony państw totalitarnych, względem określonych zbiorowości ludzkich. Wystarczy wymienić tutaj prześladowania religijne, polityczne, rasowe, czy holocaust. Wymienione zjawiska były równie niedorzeczne i absurdalne w swojej argumentacji jak tytułowy proces Józefa K
Systemy totalitarne, które pojawiły się dopiero po śmierci Kafki, charakteryzowały się przede wszystkim przerostem biurokracji i nadrzędnością państwa nad obywatelem. Pozostawiona sama sobie jednostka nie miała żadnych praw w dochodzeniu swoich racji. Prawo było orężem znajdującym się w rękach państwa służącym nie tyle organizacji ładu publicznego, ale wymuszania posłuszeństwa ludności wobec władzy. Podporządkowanie sobie społeczeństwa siłą, a następnie pozbawienie go wszelkich praw to typowe działania dla totalitaryzmu, a wszystko to nie w imię nie wzniosłych wartości, ale nikczemnych pobudek.
„Smutne zapatrywanie (…) Z kłamstwa robi się istotę porządku świata”, |
te słowa Józefa wydają się być
niezwykle pesymistyczne, ale niestety były prawdziwe. Przytoczona
wypowiedź bohatera padła w katedrze, gdzie ksiądz przybliżył
mu przypowieść o człowieku ze wsi stojącym przed bramą prawa.
W historii tej Kafka uzmysłowił, że owo prawo
zostało przywłaszczone sobie przez nadrzędną wobec jednostki
instytucję.
„Nie ma wątpliwości, że za wszystkimi funkcjami tego sądu, a więc w moim wypadku za aresztowaniem i dzisiejszym przesłuchaniem, stoi jakaś wielka organizacja. Organizacja, która zatrudnia nie tylko przekupionych strażników, ograniczonych nadzorców i sędziów śledczych, mających w najlepszym razie skromne wymagania, lecz także utrzymuje biurokrację wysokiego i najwyższego stopnia, z nieodzownym a niezliczonym orszakiem sług, pisarzy, żandarmów i innych pomocników, może nawet katów, tak jest, nie cofam tego słowa”, |
jeśli przyjmiemy, że ową „organizacją” było państwo,
to mogło to być tylko państwo totalitarne.
Również
postawa Józefa wobec procesu okazała się być typową. Właśnie
tak w większości reagowali obywatele hitlerowskich Niemiec, czy
stalinowskiej Rosji. Początkowe niedowierzanie i pewność, iż
rządy te muszą szybko upaść, z czasem zastępowały poddanie
się im. Józef, który był przekonany o swojej niewinności i o
tym, iż sąd popełnił pomyłkę aresztując go, w ostatniej
scenie Procesu wręcz czeka na egzekucję. Chociaż nie popełnił
żadnej zbrodni, to poddał się karze, ponieważ zdał sobie
sprawę, iż była ona nieunikniona.
Kafka z niespotykaną intuicją uchwycił istotę totalitaryzmu,
czyli systemu, który jeszcze raz to podkreślmy, powstał dopiero
po jego śmierci. Opisał przykład społeczeństwa, gdzie ogół
nie przejmuje się losem jednostki. Nikt nie reagował na ewidentne
objawy łamania prawa przez przedstawicielu sądu, a zwłaszcza
praw człowieka. Brak jakiejkolwiek solidarności i przyzwolenie na
terroryzowanie bezbronnych obywateli to właśnie cechy
społeczeństwa pozostającego pod władzą totalitarną. Kafka
wskazał, że państwo poprzez stopniowe wprowadzanie w życie
absurdu rosło w siłę kosztem
swojego ludu.
Erich Fromm, światowej sławy niemiecki
filozof, psycholog, psychoanalityk i socjolog żydowskiego
pochodzenia, po lekturze Procesu postawił hipotezę, iż powieść
opowiada o odpowiedzialności za własne życie. Według niego
Józef K. to przykład człowieka, który nie żyje pełnią życia,
a jedynie jego namiastką. Zupełnie poświęcając się pracy
i chęci awansu prowadził nudną egzystencję. K. stał się
autonomiczną jednostką funkcjonującą na marginesie
społeczeństwa. Fromm twierdził, iż Józef był zbędny reszcie
postaciom Procesu, nikt nawet nie odczuł jego straty. Sygnałem do
wzięcia odpowiedzialności za własne życie był dla bohatera
proces. Jednak Józef nie potrafił wykorzystać swojej szansy.
Powierzając swój los w ręce mecenasa okazał się być od niego
zależny.
Niemiecki filozof rozróżniał dwa rodzaje
sumienia autorytatywne i humanistyczne. Według niego
reprezentantem tego pierwszego był sąd, czyli zepsuta instytucja,
w której nie można dopatrzyć się ani krzty dobra. Jej jedynym
celem było doprowadzenie bohatera do upadku. Drugi rodzaj sumienia
był przedstawiony w Procesie poprzez postać kapelana więziennego.
Duchowny próbował ratować K. Prawdę mówiąc był jedyną siłą,
która mogła ocalić bohatera. Ksiądz starał się przemówić do
rozumu bohatera:
„Szukasz za wiele obcej pomocy - powiedział ksiądz z przyganą - a zwłaszcza u kobiet. Czy nie widzisz, że to nie jest prawdziwa pomoc” |
oraz do uczuć:
„Czyż nie widzisz nic na dwa kroki od siebie?” |
ale jego słowa nie odniosły pożądanego skutku. K. zaprzepaścił swoją szansę. Dopiero tuż przed egzekucją, gdy Józef dostrzegł wyciągającego w jego kierunku ręce nieznajomego człowieka, zrozumiał, że najważniejsze w życiu są przyjaźń, miłość i poświęcenie. W swojej analizie dzieła Kafki Fromm napisał:
„Dopiero w obliczu śmierci przerażenie wlało w niego moc pozwalającą mu uświadomić sobie możliwość przyjaźni i miłości, i - co paradoksalne - w chwili śmierci po raz pierwszy uwierzył w życie”. |
Znana jest również interpretacja religijna Procesu. Głosi on, iż Józef przyjął założenie, że w oczach innych ludzi był winnym popełnienia jakiegoś przestępstwa. Postanowił zatem dowieść swojej niewinności. Z czasem jednak odczuwa ogrom procesu i wyjawia chęć ucieczki od niego. Łudzi się, iż wszystko, co go spotyka, to tylko koszmar, który kiedyś minie. Zbigniew Bieńkowski, polski badacz twórczości Kafki, napisał:
„Każda chwila życia posuwa naprzód proces, proces świadomości własnej winy. Bo czymże jest to narastanie grozy, jeśli nie pogłębianiem się świadomości, która coraz jaśniej, tzn. coraz rozpaczliwiej widzi bezwyjściowość losu. Rośnie wina, to poczucie człowieczeństwa. Aż przychodzi zagłada. Pełna świadomość winy, absolutne poczucie grzechu, jest wreszcie pełnią chrześcijaństwa, tym kresem wyzwalającym, poza którym nie ma już nic, świat się kończy”. |
Wiadomo, iż Kafka, który był Żydem, nie wyznawał jednej
konkretnej wiary, pod tym względem był eklektykiem. Pisarz dużo
czasu poświęcił lekturze dzieł Kierkegaarda, duńskiego
filozofa, dla którego chrześcijaństwo było religią pełną
upokorzenia, lęku i męczarni człowieka przez Boga. Dodatkowo
według niego istota ludzka była poddawana ciągłym osądom,
trybunałom, procesom, w których była zawsze uznawana winną.
Pisząc Proces
Kafka pozostawał pod wpływem dzieł Sörena Kierkegaarda,
duńskiego filozofa uważanego za prekursora egzystencjalizmu.
Patrząc na Proces poprzez pryzmat tej doktryny dostrzegamy, iż
Józef K. to postać zaniepokojona niepewnością tego, co
przyniesie następny dzień, odczuwająca bezsensowność i absurd
sytuacji, w której się znalazła, a nawet bezsensowność swojej
egzystencji. Są to typowe cechy filozofii egzystencjalistycznej.
Józef K. to jednostka osaczona ze wszystkich stron zagrożeniem,
ponieważ wszędzie dookoła napotyka ludzi związanych w jakiś
sposób z sądem. Z czasem przenika go coraz większy lęk. Cel, do
którego dąży, czyli oczyszczenie się z zarzutów jest niejasny
i niemożliwy do osiągnięcia. Filozofowie głoszący hasła
egzystencjalizmu uznawali, że właśnie takie było ludzkie życie
– bez konkretnego celu, pełne absurdu i pozbawione sensu.
Podobnie jak bohater Dżumy Alberta Camusa, doktor
Rieux, K. w pełni świadomy niedorzeczności sytuacji postanawia
działać, dotrzeć do ludzi, którzy rozkazali go aresztować i
udowodnić im swoją niewinność:
„Pogarda, jaką przedtem żywił dla procesu, znikła bez śladu”. |
Proces zdominował życie bohatera do
tego stopnia, iż opuścił się w pracy, co wcześniej było dla
niego nie do pomyślenia, ponieważ stanowiła ona główny sens
jego egzystencji.
Kontrowersyjny filozof francuski
Roger Garaudy w swojej pracy zatytułowanej Realizm bez granic
napisał:
„Wiara u Kafki to nadzieja, pewność, że człowiek musi i może przemóc swoje wyobcowanie, nawet jeśli nie widzi wyraźnie, dokąd to prowadzi. Tylko poza granicami alienacji, która atakuje całe dzieło Kafki, możliwa jest egzystencja naprawdę ludzka. (…) główną sprawą dla Kafki jest zawsze człowiek (…)”. |
Te słowa tłumaczą motywację Józefa K. do obrony swoich praw. Jednak bohater nie osiągnął swojego celu. Przyczyną jego śmierci było to, że pomimo pewności o swojej niewinności pogodził się losem i poddał się mu.
Kompozycja powieści jest oparta na losach głównego bohatera. Skupia się na chronologicznym ukazaniu zdarzeń, które przytrafiły się Józefowi K., poczynając od aresztowania go w dniu jego trzydziestych urodzin do egzekucji w przededniu trzydziestych pierwszych. Opisany w Procesie rok z życia głównego bohatera to ciąg coraz bardziej absurdalnych wypadków, które z narastającą częstotliwością przytrafiały się Józefowi K. Jednak wszystkie opisane w powieści następują po sobie w dość logicznej kolejności, pomimo swojej niedorzeczności. Pierwsze zdanie powieści:
„Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany” |
sprawia, iż jest ona pozbawiona ekspozycji. Zamiast tego od razu zawiązuje się akcja
Proces składa się z dziesięciu rozdziałów. Ósmy z nich kończy
się w sposób nagły, ponieważ nigdy nie został ukończony przez
pisarza. Poza pierwszym i ostatnim, rozdziały są dość
autonomiczne i ich kolejność nie ma większego znaczenia na
odbiór powieści. Na uwagę zasługuje fakt, iż Kafka
najprawdopodobniej napisał najpierw pierwszy, następnie ostatni
rozdział, a dopiero po tym starał się zapełnić istniejącą
między nimi lukę.
Narrator w powieści jest
wszechwiedzący, wypowiada się w trzeciej osobie. Jego rola
ogranicza się do prezentacji kolejnych wydarzeń z życia Józefa
K., co robi z odpowiednim dystansem, niczego czytelnikowi nie
sugerując i nie oceniając postaw bohatera.
Język
Procesu jest bardzo jasny i klarowny. Ciężko doszukać się w nim
środków artystycznych. Jest to jeden z wielu elementów, dzięki
którym Kafka zbudował unoszący się w powieści klimat grozy.
Nawet wydarzenia najbardziej absurdalne opisane są suchym
urzędniczym językiem, przez co wydają się być bardziej
prawdopodobne. Obdarcie tekstu z upiększających go elementów
sprawiło, iż utwór przypomina sprawozdanie, być może sądowe.
To ciekawe, że utwór napisany niemal bez żadnych środków
artystycznych w całości może być odczytywany jako jedna wielka
metafora. O przejrzystości i prostocie języka Procesu świadczy
fakt, iż lekturę tej powieści w oryginale zaleca się
początkującym uczniom języka niemieckiego.
Naczelną
konwencją literacką, jaką można odnaleźć w Procesie jest
surrealizm. Wyraża się on poprzez dwa rodzaje absurdu: postaci i
sytuacji. Pierwszy z nich widać na przykładzie Blocka czy
sędziego śledczego. Absurd sytuacji widać na przykład, gdy
kupiec płaszczy się przed adwokatem i zasługuje się jak pies.
Poza tym surrealizm jest w powieści obecny głównie w ukazaniu
świata przedstawionego. Wszystkie lokacje są w pewien sposób
zdeformowane, przez co przypominają senną marę. Sam proces jest
również pozbawiony sensu i absurdalny. Aresztowano głównego
bohatera, ale pozwolono mu zostać na wolności. Zabroniono mu
obrony własnych racji przed sądem. Porad prawnych udzielał mu
nie adwokat, a malarz, który notabene pracował dla kancelarii i
mieszkał w kamienicy, która była z nią połączona. Sądy
zajmowały strychy i czynszowe mieszkania. Wszystko to w połączeniu
z oniryzmem, czyli stylizacją utworu na senny koszmar spowodowało,
że wytworzyła się w utworze atmosfera grozy. Zabieg ten nazywa
się kafkaeskiem.
1. Aresztowanie
Józefa K. w dniu jego trzydziestych urodzin.
2. Rozmowa
bohatera z nadzorcą, po której wciąż nie znał stawianych mu
zarzutów.
3. Wyjście do pracy w asyście trzech urzędników,
którzy byli obecni w jego mieszkaniu podczas aresztowania.
4.
Powrót Józefa do domu i rozmowa z panią Grubach.
5. Późna
wizyta K. w mieszkaniu panny Bürstner zakończona sprzeczką.
6.
Telefoniczne powiadomienie o terminie pierwszego przesłuchania
bohatera.
7. Poszukiwanie przez Józefa sali posiedzeń sądu pośród
mieszkań czynszowych.
8. Przesłuchanie K. przez wrogo
nastawionego sędziego śledczego.
9. Pozorne zwycięstwo
bohatera w starciu z sądem.
10. Powrót Józefa po tygodniu
do mieszkania, w którym odbyło się przesłuchanie, pomimo braku
wezwania.
11. Rozmowa bohatera z praczką, która wyjawiła,
iż była ona obiektem pożądania sędziego śledczego.
12.
Porwanie praczki przez studenta.
13. Zwiedzanie korytarzy
kancelarii przez K. w towarzystwie woźnego sądowego.
14.
Zasłabnięcie Józefa w wyniku panującego w kancelarii zaduchu i
mroku.
15. Chłosta Franciszka i Willema przez siepacza w
bankowej rupieciarni na oczach Józefa.
16. Przyjazd od
stolicy wuja Karola.
17. Wspólna wizyta w mieszkaniu mecenasa
Hulda.
18. Rozpoczęcie płomiennego romansu Józefa z Leni,
pokojówką schorowanego prawnika.
19. Pretensje wuja wobec
Józefa o to, iż zamiast skupić się na procesie, ten uganiał
się za kobietami.
20. Zniecierpliwiony brakiem sukcesów w
procesie Józef postanowił podjąć decyzję o wymówieniu
współpracy Huldowi.
21. Wizyta fabrykanta w gabinecie
Józefa. Mężczyzna polecał K. usługi malarza Titorellego, który
obracał się na co dzień w towarzystwie sędziów śledczych.
22.
W mieszkaniu malarza bohater dowiaduje się, iż istnieją prawne
możliwości uniknięcia srogiego wyroku. Odkrywa również, że
pokój portrecisty połączony jest z pomieszczeniami kancelarii.
23. K. udaje się do Hulda zdeterminowany do wymówienia mu
dalszej współpracy.
24. Na miejscu odkrywa, iż Leni
sypiała z starym kupcem Blockiem.
25. Huld próbuje
pertraktować z Józefem. Aby zademonstrować mu swoje możliwości
prawnik upokorzył Blocka, traktując go jak psa.
26. Józef
został zobowiązany do oprowadzenia po mieście włoskiego klienta
banku.
W Procesie
Kafka wciąż posługuje się absurdem. Józef zostaje postawiony w
absurdalnej sytuacji, gdyż jako osoba niewinna zostaje oskarżony.
Nie wie jednak, o co i kto go oskarża. Nie może się również
skutecznie obronić. Właśnie tutaj tkwi absurdalność całej
sytuacji. W całym postępowaniu procesowym obecni są jedynie
wszechmocny sąd i oskarżony, który z góry uznany jest za
skazanego.
Absurdalne jest także w powieści umieszczenie kancelarii sądowych
na poddaszach kamienic. Ostatnia scena – zamordowanie Józefa,
ukazuje bezradność jednostki wobec panującego prawa.
Powieść
ta należy do kształtującej się po I wojnie światowej
literatury absurdu, która przedstawia świat przypominający senny
koszmar, który osacza bohatera i prowadzi do jego zguby.
„Mieć taki proces, znaczy, już go przegrać”, |
powiedział wuj głównego bohatera i nie mylił się. W tym krótkim zadaniu zawarta jest przerażająca prawda, głosząca, iż żaden z obywateli, chociażby był szanowany, wykształcony i majętny, nie miał szans w starciu z władzą. System sądowy zaprojektowano tak, aby oskarżeni nawet nie łudzili się, iż zdołają się obronić. W gruncie rzeczy obrona była wręcz zabroniona:
„Chodzi o możliwie zupełne wyeliminowanie obrony, obwiniony powinien być zdany we wszystkim na siebie samego”. |
K. początkowo był przekonany o swojej niewinności i o błędzie popełnionym przez władzę, lecz jak oznajmił mu jeden z funkcjonariuszy:
„Nie może w tym zajść żadna pomyłka. Nasza władza, o ile ją znam, a znam tylko najniższe służbowe stopnie, nie szuka winy wśród ludności, raczej wina sama przyciąga organy sądowe, które ją wówczas ścigają, jak mówi ustawa, i wysyłają nas, strażników. Takie jest prawo. Gdzie więc może tu zajść jakaś pomyłka?”. |
Dopiero w ostatnich chwilach swojego życia Józef zdał sobie
sprawę, iż dla sądu był on od samego początku winnym i jedynie
odwlekał w czasie swoją egzekucję, poprzez próby obrony. Wyrok
śmierci zapadł na niego już w dniu, w którym obchodził
trzydzieste urodziny i został aresztowany.
Władza
sądownicza była wszechobecna w życiu przedstawionego w powieści
społeczeństwa. Jej reprezentanci to najczęściej ludzie
niewykształceni, brutalni, powodowani chęcią przypodobania się
swoim pryncypałom, wobec których wykazywali się ślepą
lojalnością. Niżsi stopniem funkcjonariusze systemu wykonywali
sumiennie każdy rozkaz zwierzchników, nawet jeśli był on
absurdalny, amoralny lub wręcz nieludzki. Ludzie ci stanowili
aparat represyjny, aby wymóc posłuch społeczeństwa. Sami
sędziowie śledczy przedstawieni zostali jako próżniacy, dla
których najważniejsze to dobrze się prezentować na portretach
Titorellego. Jeszcze innym w głowie zamiast prawa tkwiła żądza
kobiet.
System wkradał
się w każdą dziedzinę życia obywateli, otaczając ich z każdej
strony. Instytucje sądowe i urzędy mieściły się dosłownie
wszędzie, przez co nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Władza
prowadziła nieustającą inwigilację społeczeństwa. Niektórzy
z mieszkańców miasta współpracowali z sądem, aby w ten sposób
zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ludzie zabiegali o jak najlepsze
kontakty z władzą, ponieważ rozumieli, iż jedynie w ten sposób
mogli zabezpieczyć się przed represjami.
Biurokratyczna władza zdegradowała Józefa do nic nieznaczącego
numerka w protokole. Życie ludzkie nic dla niej nie znaczyło. Za
nic miała poddanych sobie obywateli, których opór wobec niej nie
miał najmniejszego sensu, ponieważ zawsze był dławiony siłą.
W każdym ustroju totalitarnym to jednostka ma obowiązek
podporządkować się państwu w każdym tego słowa znaczeniu.
Zjawiska opisane przez Kafkę niczym upiór nawiedziły
Europę tuż po jego śmierci. Systemy totalitarne, w ramach
których działały tajna policja, służby specjalne powołane do
inwigilacji ludności czy stronnicze sądy, stały się
rzeczywistością
Ani od narratora, ani tym bardziej od samego K., czytelnik nie dowiaduje się, o jakie przestępstwo mógł zostać posądzony bohater, lecz ze słów, które padają w ostatniej scenie powieści:
„było tak, jak gdyby wstyd miał go przeżyć” |
sugerują, iż sumienie Józefa nie było do końca
czyste.
Śledząc losy bohatera i jego życiorys
dowiadujemy się o jego grzechach. Przede wszystkim stawiał on
sukces zawodowy ponad życie rodzinne. Zupełnie zatracił się w
pracy, zaniedbując przez to najważniejsze dla każdego człowieka
wartości. Egzystował w zupełnej samotności, nie potrafił
nawiązywać kontaktów z innymi ludźmi. Do swojej kochanki Elzy
chodził tylko po to, aby zaspokoić swoje potrzeby. Nie kochał
jej, nie kochał nikogo, poza sobą. Przez brak przyjaciół nie
mógł liczyć na prawdziwą pomoc. Zanim Józef został
zdegradowany do roli numerka w aktach sądowych, sam zdegradował
się do roli trybu w wielkiej machinie konsumpcyjnego stylu życia.
Wszystko podporządkował sukcesowi zawodowemu, dla którego zrzekł
się miłości, przyjaźni i więzów rodzinnych.
Biorąc
pod uwagę, że Kafka interesował się filozofią
egzystencjalizmu, można przyjąć, iż główny bohater był
dręczony przez własne sumienie. To wszechobecny i niezniszczalny
głos wewnętrzny Józefa K. nie dawał mu spokoju i nakłaniał do
zamiany swojego życia. Dopiero tuż przed śmiercią bohater
zdawał się to zrozumieć. Widać to w momencie, gdy w
rozpaczliwym geście wyciągnął ręce do człowieka oferującego
mu pomoc, lecz było już na to za późno. Głos wewnętrzny mógł
wskazywać Józefowi, iż konsumpcyjny model życia, jakiemu on
hołdował, sprawił, iż jego egzystencja stała się
nieprawdziwą, pozbawioną sensu. K. zginął, ponieważ nie
potrafił się zmienić.
Miasto – stanowi arenę akcji powieści. Nieznana stolica nieznanego państwa pełna jest mrocznych zakamarków, uliczek, zabytków. Miasto jest przedstawione w ponurych, pastelowych barwach, co bardzo mocno wpływa na klimat powieści. Spowita mgłą stolica fascynuje i przeraża czytelnika. Sam Józef nie czuje się bezpiecznie na jej przedmieściach, gdzie otaczały go odrapane kamienice, na których strychach odbywały się potajemne procesy niesłusznie oskarżonych ludzi.
Kobieta – w powieści nie ma jednej dominującej postaci
kobiecej. Przedstawicielki płci pięknej pełnią bardzo ważną
rolę w życiu głównego bohatera. „Kobiety mają wielką moc”,
mawiał Józef. Choć nie udało mu się zdobyć serca panny
Bürstner, to z łatwością uwiódł pokojówkę Leni oraz praczkę
z sądu. Stara i otyła pani Grubach, właścicielka pensjonatu,
traktowała bohatera na innych zasadach niż pozostałych
mieszkańców. Był on jej ulubionym najemcą, ponieważ potrafił
z nią rozmawiać i był dla niej miły. Józef K., miał zamiar
wykorzystać swoje znajomości z kobietami w swoim procesie,
ponieważ wiedział, iż one potrafią zdziałać więcej w jego
sprawie niż niejeden adwokat.
Praca – to
jedyne pole sukcesów Józefa K. Bohater był prokurentem, który
już w wieku trzydziestu lat miał wielkie szanse na osiągnięcie
prestiżowego stanowiska wicedyrektora banku. Bardzo skrupulatnie
wykonywał powierzone mu zadania, nigdy się nie spóźniał,
wszystko robił najlepiej jak potrafił. Po aresztowaniu miał
nadzieję, że dzięki pracy zapomni o osobistych problemach i
zachowa jasność umysłu, lecz tak się nie stało.
Przemiana
– Józef K. przeszedł metamorfozę. Z pewnego siebie człowieka
odnoszącego sukcesy zawodowe i szanowanego obywatela stał się
zagubionym i bezradnym oskarżonym, który utracił cały swój
autorytet i stał się jedynie numerkiem w sprawie sądowej. Proces
wywołał nieodwracalne zmiany w psychice głównego bohatera.
Doprowadził nawet do tego, iż uwierzył on w swoją winę i
uważał wyrok śmierci za uzasadniony, dlatego mu się poddał bez
sprzeciwu.
Kara – motyw ten pojawia się
przynajmniej dwukrotnie w powieści. Najpierw ukarani zostali
Willem i Franciszek, na których poskarżył się przed sędzią
śledczym Józef. Pomimo próśb bohatera siepacz nie zaprzestał
chłosty, argumentując to słowami:
„(…)kara jest równie sprawiedliwa jak nieunikniona”. |
W przypadku Józefa kara była nieporównywalnie wyższa,
ponieważ wykonano na nim wyrok śmierci. Słowa siepacza ukazywały
mechanizmy rządzące działaniami sądu, według którego każdy
oskarżony był winny stawianych mu zarzutów.
Śmierć – okazała się karą, jaką musiał ponieść Józef K. za swoją niewinność. Egzekucja była bardzo nietypowa, przypominała raczej morderstwo. Ciężko doszukać się w kodeksach karnych formy pozbawienia życia skazanego poprzez porwanie go z domu, a następnie wbicie w serce noża. Przebieg egzekucji oraz sam fakt skazania Józefa na wyrok śmierci wydawał się być zupełnie nieuzasadniony. Bohater zginął niewiedząc nawet, o co został oskarżony
Władza – instytucją reprezentującą władzę w Procesie
jest sąd. Ciężko dopatrzyć się w nim jakichkolwiek pozytywnych
cech. Biurokratyczna machina ma za nic obywateli swojego państwa.
Instytucja uważa się za nieomylną, a poprzez aparat represji
konsekwencje tego przekonania odczuwają oskarżeni o bliżej
nieokreślone przestępstwa.
Samobójstwo –
myśl o pozbawieniu się życia przemyka przez umysł Józefa tuż
przed egzekucją w kamieniołomie. Świadczyło to o tym, iż sąd
osiągnął swój cel i siłą wparł w K. poczucie winy.
Wędrówka
– tak można nazwać drogę, jaką przebył Józef po stolicy w
poszukiwaniu kolejnych budynków sądowych. Wraz z bohaterem
czytelnik zwiedzał korytarze przypominające labirynt. Również
tytułowy proces można odczytywać jako wędrówkę, której
kresem była śmierć Józefa K.
Labirynt –
poplątane korytarze były dla Józefa niemożliwe do przejścia
bez pomocy znających je ludzi. Zarówno woźny jak i Titorelli
służyli przez krótki czas jako przewodnicy głównego bohatera
po mrocznych labiryntach sądowych. Ku wielkiemu zaskoczeniu Józefa
okazało się, iż pomieszczenia kancelarii były dosłownie
wszędzie. Niemal za każdą ścianą przebiegał jakiś korytarz.
Również miasto przypomina mroczną plątaninę dróg, po której
ciężko się poruszać. Labiryntem można nazwać także całe
postępowanie sądowe, które nawet dla prawników były trudne do
ogarnięcia.
Walka – podjął ją Józef z
sądem. Za wszelką cenę próbował dowieść swojej niewinności,
dlatego sprzeciwiał się głośno stosowanym wobec niego
represjom. Swoim płomiennym przemówieniem na sali posiedzeń
niemal osiągnął sukces w konfrontacji z sędzią, lecz widownia
okazała się podporządkowana śledczemu. Józef starał się w
swoją sprawę zaangażować kobiety i mecenasa, ale ostatecznie
przegrał swoją walkę. Jego największą porażką było to, iż
uznał siebie za winnego niedopełnionej zbrodni.
Samotność
– Józef K. to bezdzietny kawaler, który zamieszkuje pokój w
pensjonacie pani Grubach. Nie miał najbliższej rodziny, a ta
dalsza odwiedzała go bardzo rzadko. Miał kobietę, ale jej nie
kochał, nie był też przez nikogo kochanym. Dopiero tuż przed
śmiercią zrozumiał, że żył w pojedynkę i nie dopuszczał do
siebie innych ludzi. Autor zasugerował w ten sposób, iż
samotność doprowadziła do upadku głównego bohatera.
Everyman – „każdy człowiek” – określenie to
idealnie pasuje do Józefa K., bankiera o pospolitym imieniu, bez
nazwiska, bez żadnych szczególnych cech charakteru czy wyglądu,
jednym słowem był on uosobieniem przeciętności. Taka
konstrukcja bohatera pozwala każdemu czytelnikowi wczuć się w
sytuację Józefa K.