Winniczuk Ludzie, zwyczaje, obyczaje starożytnej Grecji i Rzymu

,,LUDZIE, ZWYCZAJE, OBYCZAJE STAROŻYTNEJ GRECJI I RZYMU” LIDIA WINNICZUK


STRUKTURA GEOGRAFICZNA I GOSPODARCZA GRECJI

Nie tylko oliwki mogły zazdrościć Atenom inne państwa i państewka Grecji, gdyż struktura geologiczna, gospodarcza, krajobrazowa każdego z nich była odmienna. Tym samym i między mieszkańcami poszczególnych państw istniały różnice w ich charakterach, upodobaniach, gdyż podstawa ekonomiczna, naturalne obszary geograficzne, przyroda i jej naturalne skarby jak złoża mineralne czy zasób wód znajdować musi odbicie w formach kultury. „Kultury zmieniają się i rozwijają i w toku swej historii odrzucają pewne elementy, zyskują nowe. W rezultacie tego procesu mogą doznać niemal całkowitego przekształcenia treści i może dojść do głębokich zmian wzorów, jeżeli społeczeństwo trwa dostatecznie długo i przechodzi przez dostatecznie zmienne koleje losu" \ Społeczeństwo greckie trwało dostatecznie długo, i przechodziło przez dostatecznie zmienne koleje losu, tak że musiały w nim zachodzić głębokie zmiany — i w czasie i w przestrzeni, nawet jeżeli nie cofniemy się do kultury mykeńskiej i kreteńskiej, lecz zaczniemy ją obserwować od czasów Grecji archaicznej. Już w czasach homerowych nie stanowiła Grecja zwartej jednostki politycznej ani społecznej, gdyż każde państwo miało swój dialekt, swój ustrój, własnych bogów i herosów (którzy mogli doznawać czci także w innych państwach), własny kalendarz, własną monetę, nie mówiąc już o zasadniczej różnicy, jaką stwarzały różne warunki gospodarcze. Ale mimo tych wszystkich różnic długo utrzymywała się nie tylko świadomość wspólnych interesów ale również poczucie wspólnoty i wzajemna lojalność. Wyrazem tego jest udział wielu władców-królów w wojnie trojańskiej, gdzie pokrzywdzonym na czci i honorze był tylko jeden władca Sparty — Menelaos. Silniejszym i historycznie udokumentowanym faktem są wojny perskie, wspólne wystąpienie Greków przeciwko najeźdźcy. Poczucie wspólnoty utrzymywało się również pomiędzy państwami greckimi a ich koloniami rozrzuconymi w miejscach o urodzajnej glebie, zapewniających możliwość rozwoju gospodarczego, umożliwiających budowę portu i zabezpieczenie przed groźnymi zawsze piratami. Około wieku VIII p.n.e. miejsce dawnego ustroju rodowego zajęła jednostka polityczna „miasto-państwo", polis, obejmujące określony teren i mieszkających na nim wolnych obywateli; „mężowie są państwem", mówi Tukidydes (VII 77, 7) a struktura polis wyrażała się w udziale obywateli w zgromadzeniach ludowych, w sądach, w prawie decydowania o sprawach państwa; obywatelem był człowiek na zasadzie przynależności do rodziny (genos) do fratrii i do fyle, i ludzie ci, połączeni więzami społecznymi i kultowymi, stanowili zwartą społeczność. Ośrodkiem— było główne miasto; ludność jego była związana wspólnymi interesami zarówno w życiu publicznym jak i prywatnym. Rozmiary miast-państw były bardzo różne, od wielkich do bardzo małych; np. największy obszar zajmowała Sparta (Lakonia i Messenia), bo ok. 8400 km2; silna Attyka z Salaminą i Oropos — 2650 km2, a wszystkie inne mieściły na terenach nie przekraczających 1000 km2, a były i takie, które obejmowały poniżej 1000 km2, np. Korynt — 880 km2, Samos —470 km2, Sikyon — 360 km2, a Egina zaledwie 85 km2. Niektóre państwa, które jako całość obejmowały znaczny obszar, składały się z drobnych państewek, np. Beocja o obszarze 2580 km2 składała się z dziesięciu a później z 20 drobnych państewek. Fokida — o obszarze 1650 km2 — obejmowała 22 państewka. Wiadomo, że pierwszy ruch koloniza-cyjny pod koniec epoki achajskiej był spowodowany nadmiarem ludności, szukano więc lepszych warunków gospodarczych; późniejsze kolonizacje były następstwem wędrówki plemion wypartych przez wędrówkę -Dorów, a wreszcie i zwycięscy Dorowie powędrowali do ziem kolonialnych. Stosunek liczbowy w trzech większych miastach-państwach wolnych obywateli i innych mieszkańców oraz niewolników ilustruje zestawienie (Tabela 1) dokonane przez A. W. Gomme [w:] The Population oj Athens, 1933, i uzupełnione przez V. Ehrenberga (liczby w nawiasach) [w:] Der Staat der Griechen I. T. s. 24 (liczby należy odczytać w tysiącach). Podział polityczny pokrywa się na ogół z podziałem naturalnym Grecji: wystarczy spojrzeć na mapę, by dostrzec urozmaicony krajobraz, poprzecinany górami, przełęczami, dolinami, cieśninami;

jednak stosunek liczbowy ludności i obszaru przez nią zamieszkiwanego nie stanowi podstawy do oceny warunków ekonomicznych danego miasta-państwa, gdyż różne były warunki gospodarcze. Podstawą ich było na ogół zboże, głównie pszenica i jęczmień, a od wieku VI p.n.e. korzystniejszą okazała się uprawa winnej latorośli i drzew oliwnych, ale nie wszędzie były odpowiednie warunki dla tej uprawy. Były państwa, w których brak było zboża, w innych — brak warunków hodowli bydła. Zboże uprawiano na równinach ateńskiej, eleuzyńskiej, maratońskiej i na terenach między Hymettem, wybrzeżem wschodnim i Pentelikonem. Beocja miała doskonałą pszenicę, podtrzymywała ją także gospodarczo hodowla bydła i rybołówstwo. Jednak z biegiem czasu północna część Beocji z Orchomenos uległa zabagnieniu wskutek zamulenia kanałów odprowadzających wody do morza i to spowodowało upadek gospodarczy kraju. Bardzo urodzajna była Arkadia i Messenia; w Tessalii uprawiano zboże, prowadzono hodowlę bydła; Etolia miała dość urodzajne tereny na północ od gór Akrokoryntu. Ponadto Attyka chlubiła się miodem z Hymettu i gajami figowymi; figi — był to artykuł tak cenny, iż wydano zakaz wywożenia ich z Attyki i oddawał przysługę państwu ten, kto zadenuncjował obywatela przekraczającego ten zakaz. Prawdopodobnie w początkach takich donosicieli określano terminem sykofanta (sykophantes; sykos — figa); z czasem termin ten oznaczał tego, kto donosił o przemycaniu niedozwolonego towaru, a także — każdego donosiciela i nawet szantażystę.

Wcześnie musieli Grecy zapoznać się ze złotem i jego wartością, bo przecież odgrywa ono ważną rolę już w wielu mitach; ale po złoto trzeba było wyprawiać się poza granice Grecji: do Lidii, gdzie rzeka Tmolos niosła „złoty piasek", lub do Kolchidy po „złote runo". Już starożytni starali się odczytać znaczenie „złotego runa", które miało odegrać tak wielką rolę w historii Jazona i Medei i chyba należy przyjąć jako słuszne wyjaśnienie geografa Strabona, iż „złote runo" wiąże się ze sposobem wydobywania złota na niektórych terenach. Podaje on, że mieszkańcy okolic położonych nad Fazis, główną rzeką Kolchidy (dziś Rioni), wyławiają z rzeki „złoty piasek" zanurzając w rzece skórę (runo) barana; drobiny złota osiadają na wełnie, z której zbierano cenny kruszec. „Relacja Strabona zasługuje na wiarę, gdyż identyczny sposób zdobywania złotego piasku spotykało się u niektórych bardziej prymitywnych ludów nawet w najnowszych czasach, na przykład u Cyganów w Siedmiogrodzie i u Sartów w radzieckiej Turkmenii" '. W srebro w wieku VII i VI zasilały Grecję wyspy Tazos i Sifnos, w wieku VI nabierają rozgłosu kopalnie srebra w Laurion, i wreszcie w wieku V (r. 483 p.n.e.) odkryto nowe źródło cennego kruszcu w Maronei; to źródło zasiliło skarb Aten podczas wojen perskich, pozwoliło na budowę floty i zapewniło przewagę Aten nad innymi miastami-państwami. Nie mogli natomiast narzekać Grecy na brakjniedzi, którą jednak do wielu państw trzeba było dowozić, głównie z Eubei, ani na brak żelaza. (Eubea, Beocja, Lakonia). Wreszcie — cennym materiałem była glinka, z której wspaniałe wyroby ceramiczne można oglądać dzisiaj jeszcze w muzeach, wapienne skały, ułatwiające budownictwo, oraz marmur, który znajdował się" w wielu okolicach Grecji; najsłynniejszy — z Pentelikonu — wykorzystano m.in. przy budowie ateńskiego Partenonu i Propylejów. Obok pentelikońskiego ceniony był marmur

wznowiono poszukiwania w r. 1935. Poszukiwanie polegało na przesiewaniu piasku sitami, które z czasem zastąpiono specjalnie skonstruowanymi urządzeniami mechanicznymi. Obecnie zawód „poszukiwacza złota" zanika, należałoby przestrzegać przy kontaktach z zagranicą: „Wprowadzona zostanie obiegowa moneta ze względu na konieczność codziennej wymiany, niezbędnie potrzebna rzemieślnikom oraz wszystkim, którzy za usługi i świadczenia muszą najemnym, niewolnikom i osiedleńcom uiszczać zapłatę. Toteż postanawiamy, że znajdować się będzie w obiegu moneta posiadająca wartość wewnątrz kraju, ale nie posiadająca jej poza jego granicami. Co się zaś tyczy wspólnego greckiego pieniądza, to państwo ze względu na wyprawy wojenne oraz wyjazdy za granicę, gdy wysyła na przykład posłów albo wyprawia kogoś w jakiejś oficjalnej misji, będzie musiało mieć do rozporządzenia grecką monetę. Prywatny człowiek, gdy jest zmuszony wyjechać za granicę, będzie mógł jechać, jeżeli otrzyma od władz pozwolenie wyjazdu; po powrocie wpłaci obcą walutę, która pozostała mu z podróży do skarbu państwa, otrzymując w zamian równoważną sumę w przeliczeniu na walutę miejscową. Jeżeli zaś wyjdzie na jaw, że tego nie uczynił, zatrzymane pieniądze zostaną skonfiskowane na rzecz państwa, a ten, kto by wiedział, że ktoś zatrzymał je sobie, i zataił sprawę, ściągnie na siebie na równi z tym, kto nie wpłacił pieniędzy, przekleństwo i hańbę i ukarany zostanie grzywną nie mniejszej wysokości, niż wynosiła wartość przywiezionej obcej monety" (Prawa V 742). Natomiast nie przewiduje Platon wprowadzania cła: „Cła nie będzie u nas w państwie płacić nikt przy wywożeniu ani sprowadzaniu towarów" (Prawa VIII 847 B).

Są to projekty Platona;, jak było w realnych państwach greckich, nie wiemy; jak rozwiązywano na przykład problemy wymiany środków płatniczych w portach czy w zjazdach ogólnogreckich, jakimi były chociażby igrzyska olimpijskie.

Nieobcy był także Grekom problem przystosowania środowiska do potrzeb człowieka, znano i stosowano wysuszanie terenów bagnistych, nawadnianie terenów suchych, przeprowadzanie kanałów; ogólnie mówiąc — usiłowano już opanować siły przyrody, a te zagadnienia z kolei prowadziły do uporządkowania działalności gospodarczej, do organizacji i podziału pracy, do organizacji produkcji — z czym był związany rozwój techniki, wynalazki w dziedzinie narzędzi pracy i ich doskonalenia.

Pamiętajmy, że mówimy o państwie o ustroju niewolniczym i o okresie miast-państw, gdyż w czasach homerowych nie ma takiego podziału pracy: tam panujący, władca wykonuje prace fizyczne na równi ze, służbą, i nie tylko mężczyźni — królewna. Nauzykaa pierze bieliznę wraz ze swoimi służebnymi. Potem jednak następuje ścisły podział pracy, który Platon w swoich Prawach chciałby jeszcze dokładniej określić, uwalniając wolnych obywateli od wszelkiej pracy fizycznej: „Jakiż więc sposób życia prowadzić mają w naszym państwie ludzie, których konieczne potrzeby zabezpieczone będą dostatecznie? Rzemiosła wykonywane będą u nich przez obcych przybyszów, a ziemia, uprawiana przez niewolników, przynosić będzie plony, które wystarczą dla ludzi nie mających zbyt wielkich wymagań..," (Prawa VII 806 D, E). Wolny obywatel ma poświęcić życie trosce o uzyskanie pięknej sprawności ciała i duszy, i poświęcić się sprawom państwa. „...żadne uboczne zajęcie nie może im (wolnym obywatelom) przeszkadzać w tym, by zaprawiali ciało w trudach i pielęgnowali je należycie, a duszę wzbogacali w wiedzę i wyposażali w zbawienne przyzwyczajenia. Cała noc i dzień nie wystarczą, ażeby w pełnj dostateczne można było osiągnąć wyniki. Dlatego też wszyscy wolni muszą mieć dokładnie rozłożone swoje zajęcia od świtu do następnego świtu i wschodu słońca. Nie byłoby z pewnością właściwe, żeby prawodawca chciał wdawać się w całe mnóstwo drobnych szczegółów odnoszących się do zarządzania domem i określać teraz, ile czasu w ciągu nocy muszą czuwać ci, którzy mają nieprzerwaną i sumienną pieczę roztaczać nad całym miastem... Ten z nas przeto, komu zależy na tym, ażeby żyć prawdziwie, świadomie i rozumnie, w stanie czuwania przepędzać będzie jak najwięcej czasu, tyle go poświęcając na spanie, ile potrzeba dla zdrowia..." (Prawa VII 807 D-808). I filozof nasz wróci do tego tematu, proponując już odpowiednią ustawę: „Ustawa ma brzmieć: „żaden obywatel kraju ani jego niewolnik nie będzie się zajmfować rzemiosłem ani uprawiać sztuki rękodzielniczej. Inną bowiem sztukę, sztukę wymagającą wielkiego wyrobienia i wielkiej wiedzy uprawia obywatel, gdy chroni i utrzymuje powszechny ład i porządek w państwie". Ogranicza także zakres prac rzemieślników twierdząc, że.: „człowiek nie jest zdolny wykonywać dobrze dwóch różnych zajęć", i dlatego jest za wprowadzeniem zasady: „kowal nie będzie wykonywać prac ciesielskich, a cieśla wtrącać się nie będzie do pracy kowali zamiast zajmować się własnym rzemiosłem" (Prawa 846 D, E).

Pamiętajmy, że mówimy o państwie o ustroju niewolniczym i o okresie miast-państw, gdyż w czasach homerowych nie ma takiego podziału pracy: tam panujący, władca wykonuje prace fizyczne na równi ze, służbą, i nie tylko mężczyźni — królewna Nauzykaa pierze bieliznę wraz ze swoimi służebnymi. Potem jednak następuje ścisły podział pracy, który Platon w swoich Prawach chciałby jeszcze dokładniej określić, uwalniając wolnych obywateli od wszelkiej pracy fizycznej: „Jakiż więc sposób życia prowadzić mają w naszym\państwie ludzie, których konieczne potrzeby zabezpieczone będą dostatecznie? Rzemiosła wykonywane będą u nich przez obcych przybyszów, a ziemia, uprawiana przez niewolników, przynosić będzie plony, które wystarczą dla ludzi nie mających zbyt wielkich wymagań..." (Prawa VII 806 D, E). Wolny obywatel ma poświęcić życie trosce o uzyskanie pięknej sprawności ciała i duszy, i poświęcić się sprawom państwa. „...żadne uboczne zajęcie nie może im (wolnym obywatelom) przeszkadzać w tym, by zaprawiali ciało w trudach i pielęgnowali je należycie, a duszę wzbogacali w wiedzę i wyposażali w zbawień-. ne przyzwyczajenia. Cała noc i dzień nie wystarczą, ażeby w pełnj dostateczne można było osiągnąć wyniki. Dlatego też wszyscy wolni muszą mieć dokładnie rozłożone swoje zajęcia od świtu do następnego świtu i wschodu słońca. Nie byłoby z pewnością właściwe, żeby prawodawca chciał wdawać się w całe mnóstwo drobnych szczegółów odnoszących się do zarządzania domem i określać teraz, ile czasu w ciągu nocy muszą czuwać ci, którzy mają nieprzerwaną i sumienną pieczę roztaczać nad całym miastem... Ten z nas przeto, komu zależy na tym, ażeby żyć prawdziwie, świadomie i rozumnie, w stanie czuwania przepędzać będzie jak najwięcej czasu, tyle go poświęcając na spanie, ile potrzeba dla zdrowia..." {Prawa VII 807 D-808). I filozof nasz wróci do tego tematu, proponując już odpowiednią ustawę: „Ustawa ma brzmieć: „żaden obywatel kraju ani jego niewolnik nie będzie się zajm'o-wać rzemiosłem ani uprawiać sztuki rękodzielniczej. Inną bowiem sztukę, sztukę wymagającą wielkiego wyrobienia i wielkiej wiedzy uprawia obywatel, gdy chroni i utrzymuje powszechny ład i porządek w państwie".

- Prawa są ostatnim, niewykończonym dziełem Platona, który zmarł w r., 347 p.n.e. Marzyło mu się idealne państwo, ale już wcześniej, w pierwszym roku wojny peloponeskiej (r. 431), Pe-rykles w mowie ku czci poległych żołnierzy, wygłasza równocześy nie pochwałę ustroju — demokracji ateńskiej -r- oraz poziomu kultury Aten, które niewątpliwie wysunęły się na plan pierwszy

spośród miast-państw. „Zanim przyjdę do sławienia poległych — mówi Perykles — wskażę zasady, którym zawdzięczamy nasze osiągnięcia, oraz przedstawię ustrój państwowy i styl życia, które zapewniły, nam wielkość...

Ustrój Aten nie zazdrości praw państwom sąsiednim: raczej sami stanowimy wzór dla obcych, niż byśmy mieli ich naśladować. A ustrój ten nazywa się demokracją, ponieważ władza jest w ręku większości, nie zaś nielicznej grupy. Prawo zapewnia każdemu równy wymiar sprawiedliwości w sporach prywatnych, a na godności państwowe wynosi się obywateli na podstawie oceny ich wartości i szczególnych kwalifikacji w danej dziedzinie: decyduje tu zasługa, nie zaś pozycja społeczna. Ubóstwo czy niskie pochodzenie nie stanowi dla nikogo przeszkody, by zasłużyć się państwu. . . ,

Ta sama swoboda, która cechuje życie publiczne w Atenach, przejawia się także w naszych codziennych stosunkach osobistych. Czy istnieje u nas zawiść i podejrzliwość człowieka wobec człowieka? Bynajmniej. Nie gniewamy się na bliźniego za to, że robi co mu się podoba, i nie rzucamy mu nienawistnych spojrzeń, które choć nieszkodliwe, sprawiają przykrość. Ale jakkolwiek w życiu prywatnym nie znosimy przymusu, w działalności publicznej wystrzegamy się pilnie bezprawia: szanujemy przedstawicieli ' władz oraz ustawy, a zwłaszcza te, które zapewniają opiekę uciśnionym; pogwałcenie ich, choćby, to były prawa niepisane, przynosi według powszechnej opinii hańbę.

Dla wytchnienia po pracy postaraliśmy się o liczne rozrywki duchowe. Dostarczają ich igrzyska i uroczystości ofiarne, powtarzające się przez cały rok. A piękno naszych domów jest naszą codzienną radością, która płoszy smutki...

Dalej różnią się Ateńczycy od swoich wrogów także rodzajem przysposobienia do wojny. Państwo nasze stoi otworem dla ludzi z całego świata. Żadne zakazy nie ograniczają nikomu widzieć i poznawać rzeczy, których ujawnienie może przynieść korzyść nieprzyjacielowi. Opieramy bowiem ufność nie na przygotowaniu materialnym i fortelach, lecz na gotowości do czynu i na duchu bojowym.

Podobnie ma się rzecz z systemem wychowania. U Spartan młodzież od wczesnych lat wypracowuje sobie w znojnych ćwiczeniach cnotę męstwa, podczas gdy my żyjemy swobodnie i bez przy- -musu, a jednak nie gorzej od nich stawiamy czoła takim samym niebezpieczeństwom...

Ale nie tylko pod tym względem zasługują Ateny na podziw. Oto kochamy piękno w połączeniu z prostotą i kochamy wiedzę, nie popadając w zniewieściałe przerafinowanie. Bogactwo jest dla nas środkiem działania, nie zaś przedmiotem chełpliwości, a przyznać się do ubóstwa nie przynosi nikomu ujmy; natomiast prawdziwą hańbą jest nie robić nic, by go uniknąć.

Zajęci sprawami prywatnymi, nie zaniedbujemy publicznych, a oddawanie się pracy zawodowej nie oznacza ignorancji w zagadnieniach polityki. My jedni uważamy obywatela, który trzyma się z dala od tych spraw, nie za apolitycznego, lecz za bezużytecznego. Każdy osobiście, jeżeli nawet nie wytycza zasadniczej linii polityki państwowej, to wyraża o niej swój pogląd. Bo według nas słowa nie tylko nie stoją na zawadzie czynom, lecz szkodliwe jest właśnie przystępować do działania bez uprzedniego wyświetlenia sprawy przez dyskusję. Toteż wyróżniamy się i odwagą czynu i rozwagą przed czynem, podczas gdy u innych śmiałość wynika z nieświadomości, namysł zaś rodzi tchórzostwo. A przecież za najmężniejszych winni słusznie* uchodzić ci, którzy zdając sobie zupełnie jasno sprawę ze szczęśliwych i ciężkich kolei, jakie ich czekają, mimo to nie cofają się przed niebezpieczeństwami...

Dziwnym wydaje się, że mimo tak zróżnicowanej struktury geograficznej Grecji i mimo negatywnego stosunku Greków do pracy fizycznej, do rzemiosła łącznie ze sztuką, często czyta się pochwałę pracy rolnika. Ksenofont, który w swej pracy Ekonomik — Oikonomikós i w traktacie Póroi e peri prosódon — O dochodach państwowych — daje szereg rad, jak pracować, jakimi sposobami zasilić skarb państwa i zwiększyć dobrobyt, uważa rzemiosło za zajęcie niższego rzędu, natomiast ceni rolę rolnictwa i gospodarki wiejskiej. „Bez rolnictwa — pisze w Ekonomiku — nie mogą się obejść nawet bardzo szczęśliwi ludzie. Albowiem zajmowanie się nim, jak mi się zdaje, to i przyjemność, i pomnażanie dobytku domowego, i ruch fizyczny, dający siłę, która przystoi wolnemu człowiekowi. Przede wszystkim ziemia przynosi pracującym to, z czego ludzie żyją, a w dodatku i to, co im sprawia przyjemność, i to, czym ozdabiają ołtarze i posągi, a nawet samych siebie... Następnie ziemia bądź to rodzi, bądź hoduje wiele przysmaków,' które spożywamy z chlebem: bo i hodowla bydła jest związana z rolnictwem, i dzięki niemu- mają ludzie z czego i ofiarami przypodobać się bogom, i sami odnosić pożytek. Mimo że rolnictwo dostarcza dóbr bardzo hojnie, nie pozwala brać je w gnuśnej wygodzie, lecz przyzwyczaja do wytrzymałości na mrozy zimowe i letnie skwary. Tym, którzy sami, własnymi rękoma wykonują pracę, dodaje sił dzięki wysiłkowi fizycznemu, a tych którzy nadzór sprawują, hartuje dzięki temu, że budzi ich rano i przymusza szparko udawać się do swego zajęcia. Albowiem i na wsi i w mieście najistotniejsze zajęcia mają swoją porę... I zamiłowanie do polowania budzi ziemia, dostarczając ogarom obficie pożywienia i żywiąc zarazem dzikie zwierzęta. Konie i psy, które mają korzyści z rolnictwa, odwdzięczają się polu: koń rankiem niesie nadzorującego do jego zajęcia i daje mu możność późnego powrotu, a psy nie pozwalają dzikim zwierzętom niszczyć plonów i porywać bydła, a także zapewniają bezpieczeństwo w samotności",

W pracy na roli widzi też autor oddziaływanie wychowawcze: „Rolnictwo uczy także władać innymi. Bo i1 przeciw nieprzyjaciołom idzie się z ludźmi, i na roli pracuje się z ludźmi. Kto chce być dobrym gospodarzem, musi wyrobić w robotnikach posłuszeństwo i ochotną gorliwość. ...I często musi gospodarz zachęcać robotników wcale nie gorzej niż wódz żołnierzy. Pięknie wyraził się ów, który powiedział, że rolnictwo' jest matką i żywicielką wszystkich innych umiejętności-. Bo jeśli dobrze rozwija się rolnictwo, to wzmaga się także rozwój wszystkich innych dziedzin; gdzie zaś ziemia musi leżeć odłogiem, tam prawie całkiem gasną wszystkie inne umiejętności na lądzie i morzu" (Ekonomik V 1 - 17 (wybór).


STRUKTURA GOSPODARCZA RZYM — ITALIA — IMPERIUM RZYMSKIE

Rozwój gospodarki państwa rzymskiego był znacznie bardziej skomplikowany w swoim rozwoju aniżeli Grecji, która wprawdzie była złożona z wielu różnych pod względem gospodarczym krain, jednak nie rozszerzała swoich granic tak jak Rzym, bo zakładanie kolonii, które ją wspomagały gospodarczo, miało inny charakter niż rzymskie podboje, które wzbogacały państwo o prowincje, z których korzyści miało i państwo i — wielu obywateli, a przede wszystkim nieuczciwi zarządcy, namiestnicy, o czym świadczą procesy de repetundis — o zdzierstwa.

A zaczęło się od małej osady w Lacjum, która to osada — Roma — sięgnęła nie tylko po ziemie sąsiadów na terenie Italii, ale i po odległe kraje. I w związku z tym już starożytni szukali przyczyn tych osiągnięć: historycy i poeci, widzieli je głównie w sile oręża rzymskiego, w bohaterskiej postawie Rzymian, ale uwzględniano także i doceniano wartość warunków geograficznych, którym kraj ten zawdzięczał obfite zbiory, zwłaszcza bogactwo niziny północnej Italii. Hymn Wergiliusza do Ziemi Saturna — Italii możemy traktować jako wyraz dumy poety, a zarazem jako odpowiedź na hasła polityki Oktawiana Augusta, ale mamy także świadectwa pisarzy greckich i rzymskich, którzy badają problem warunków państwa rzymskiego na tle szerszym, żeby wymienić geografa Strabona, historyka Polibiusza i uczonego encyklopedystę Pliniusza Starszego. Polibiusz, Grek, wychowawca i przyjaciel Scypiona Młodszego, był pełen uznania dla potęgi i u-stroju Rzymu, co wyraża w swojej Historii Powszechnej. „W sytuacji poważnej, kiedy na przykład jakieś niebezpieczeństwo wywołuje potrzebę jednomyślnego działania ...państwo rzymskie okazuje się tak aktywne i potężne, a rząd tak sprawny, że wszelkie potrzeby zostają zaspokojone... Wykonanie podjętej decyzji nigdy się nie opóźnia, każdy dla siebie i wszyscy razem przyczyniają się do zrealizowania tego, co postanowiono. Oto dlaczego państwo rzymskie dzięki wyjątkowemu ustrojowi jest niezwyciężone" (VI 16).' Ale Polibiusz docenia także bogactwa ziemi italskiej, obfitość zboża, pszenicy, jęczmienia, nieograniczoną wprost ilość gryki i prosa, oraz — winnice (II 14-15). Pamiętać należy, że Polibiusz pisze w II wieku p.n.e., kiedy istotnie rzeczpospolita rzymska i jej mieszkańcy zachowali postawę obywatelską i myśleli raczej o państwie aniżeli o osobistych korzyściach. Ale i żyjący później grecki geograf Strabon (ok. 60 - ok. 20 p.n.e.), którego dzieła można uznać za pierwowzór dzisiejszej syntezy geografii regionalnej, opierał swoje spostrzeżenia na dwóch czynnikach — na środowisku geograficznym i na człowieku; także w stosunku do Rzymu obejmuje całość Italii, uważając, że sam Rzym nie ma najlepszego położenia. „Wymienię teraz główne przyczyny, dzięki którym Rzymianie do takiej wysokości się podnieśli. Po pierwsze Italia na wzór wyspy broniona jest przez okalające ją morza z wyjątkiem niewielu części, których bronią góry trudne do przebycia; po drugie przeważna część jej brzegów pozbawiona jest przystani, ale porty są obszerne i wspaniałe. Pierwsza z tych przyczyn korzystna jest dla obrony przed agresją zewnątrz, druga umożliwia wypady Italii i równocześnie handel przywozowy". Ale Strabon, jako geograf, Uwzględnia także klimat: „Italia leży w różnych strefach równoleżnikowych i temperaturach, dzięki czemu zwierzęta i rośliny, i wszystko w ogóle potrzebne do życia odznacza się różnymi, zarówno pożytecznymi jak i szkodliwymi własnościami. ...Chociaż Apeniny ciągną się przez całą długość półwyspu, po obu stronach gór występują równiny i wzgórza. Toteż nie ma ani jednej części Italii, która by nie 'łączyła w sobie zalet krainy, górzystej i równinnej. Do tego dodać należy mnóstwo wielkich rzek- i jezior, ponadto liczne źródła zdrowotne wód ciepłych i zimnych. A obfitość drzewa budulcowego, środków żywności dla ludzi i zwierząt gospodarczych, wybornych owoców wszelkiego rodzaju, wszystko ledwo można słowami wyrazić" (IV, 4). Strabon ceni także wkład pracy człowieka, który dbał nie tylko o obronność, ale i o środowisko: „...podczas gdy Hellenowie sądzili, że zapewnią miastom najlepsze warunki, jeżeli będą dbali o piękno, obronność, odpowiednią przystań portową i żyzną okolicę, Rzymianie szczególnie dbali o brukowanie ulic, wodociągi i kanały odwadniające, które mogłyby nieczystości miasta odprowadzać do Tybru" (V 3). Korzystne położenie geograficzne rozpatrywał i Cyceron, i Wit-ruwiusz i Pliniusz Starszy. Do warunków klimatycznych przywiązuje wielką wagę Witruwiusz, którego zdaniem warunki te wpływają i na budowę człowieka i na umysłowość: „Ludy południowe pod. wpływem lekkiego powietrza i wielkiego upału mają umysły lżejsze i szybciej obmyślają plany, północne natomiast ludy pozostając pod wpływem ciężkiego powietrza, oziębione wskutek wilgoci i oporu powietrza, myślą powolniej. Jeśli więc zgodnie z prawem natury tak różny jest podział na świecie, a ludy różnią się między sobą rozmaitym układem żywiołów, to lud rzymski ma prawdziwie dobre granice, zajmując w przestrzeni świata środek ziemi. Albowiem ludy Italii mają najwłaściwsze proporcje zarówno gdy chodzi o budowę ciała, jak też o siłę ducha, która się wiąże z odwagą... Boska więc myśl umieściła państwo ludu rzymskiego w doskonałej strefie o umiarkowanym klimacie, aby lud ów mógł władać światem" (VI 1). W tych słowach przebija już duma Rzymianina, podobnie jak w Georgikach Wergiliusza i w opisach Pliniusza Starszego, dla którego Rzym jest miastem, z którym żadne inne równać się nie może — Roma terrarum caputl Poza konkretnymi, gospodarczymi wartościami dostrzega także piękno Italii, „która jest żywicielką i macierzą wszystkich ziem, wolą bogów wybraną, ażeby niebo nawet uczyniła świetniejszym, ażeby zebrała razem1 rozsypane królestwa, ażeby uczyniła łagodniejszym sposób życia, a z różnych, dzikich narzeczy tylu ludów stworzyła dla ludzi wspólny język, który by prowadził do porozumienia i kultury i żeby wkrótce stała się ojczyzną wszystkich narodów na całym świecie" (III 5, 6). I dalej przedstawia uroki Italii: „Jak piękne jest wybrzeże Kampanii samo przez się i pełne uroku, po prostu staje się jasne, że w tym jednym miejscu widzi się dzieło radosnej przyrody; zresztą już klimat dający zdrowie i żywotność, taki układ pór roku, tak urodzajne pola, tak nasłonecznione wzgórza, niezagrażające zdrowiu wąwozy, cieniste gaje, tak cenne drzewa, tyle świeżych powiewów z gór, taka obfitość owoców, obfitujące w zbiory winnice i gaje oliwne, cenne runo owiec, tłuste karki wołów! Tyle jezior, taka obfitość rzek i źródeł, które nasilają całą Italię, fale mórz, portów, a centrum otwarte dla wymiany handlowej ze wszystkich stron..." (III 5, 6).

Zbliżone są więc opisy Italii i ocena jej warunków geograficznych i klimatycznych u różnych pisarzy; jedni tylko przypisują, o czym była wzmianka, zwycięstwa i podboje głównie duchowi bojowemu i postawie Rzymian, inni przypisują te osiągnięcia warunkom, w jakich Rzymianie żyli i działali.

Ale żaden z autorów nie porusza problemu społecznego: kto z tych urodzajów miał korzyści, kto o nie zabiegał? Jak wykorzystywano główną siłę gospodarczą Italii — rolnictwo? A w tej dziedzinie zachodziły zmiany i przemiany.

W początkach rolnictwo opierało się na drobnej własności ziemskiej. Cyncynnat odchodzi od pługa, by jako dyktator poprowadzić Rzymian ku zwycięstwu, po czym od dyktatury wraca do pługa. W miarę jak Rzymianie zagarniali tereny plemion italskich, wzbogacali gospodarkę ogólną, zabierając podbitym ludom znaczną część ziemi (przeważnie 1/3), jako tak zwaną ager publicus; ziemia ta była zasadniczo własnością państwa, ale gospodarowali na niej nobilowie rzymscy. Znaleźli się obrońcy spraw drobnego włościaństwa, z Gajuszem i Tyberiuszem Grakchami na czele, którzy jako trybunowie ludowi usiłowali temu wyzyskowi przez odpowiednie ustawy przeciwdziałać. Jednak wystąpienia ich nie dały rezultatów, i z biegiem czasu wielkie obszary ziemi (latifundia) znalazły się w rękach możnych i zamożnych. Ażeby ziemię tę wykorzystać odpowiednio, przydzielano całe rzesze niewolników do pracy na roli. Tym samym ziemia ta i jej urodzaje stały się już nie podstawą utrzymania właścicieli, lecz źródłem zysków.

Sytuacja taka trwała tak długo, dopóki Rzym nie sięgnął po odległe, również o urodzajnej ziemi kraje; od czasów wojen punickich—najpierw Sycylia, a potem i Afryka mogła dostarczać Rzymowi zboże po niższej cenie, niż majątki italskie, co w rezultacie* prowadziło do upadku rolnictwa, gdyż bardziej opłacała się hodowla bydła i uprawa winnej latorośli lub drzew oliwnych. Niemniej zboże było potrzebne nie tylko dla zaspokojenia potrzeb familii, niekiedy bardzo licznej (wchodzili do niej także niewolnicy), ale ze względu na zwyczaj rozdawnictwa zboża. Zwyczaj ten wprowadził Gajusz Grakchus, który dla podkreślenia swoich dążeń reformatorskich, a zarazem w celu pozyskania sobie życzliwości ludu zaczął stosować rozdawanie zboża ubogiej ludności. Były to tzw. frumentationes. Zwyczaj ten się przyjął i ludność uboga, bezrobotna, otrzymywała zboże lub mięso od możnych, którzy w ten sposób starali się zapewnić sobie poparcie mas i wpływy polityczne. Formą „darowizny" były także urządzane uczty z różnych okazji prywatnych (ślub, pogrzeb, rocznice rodzinne itp.)ł. Rozdawnictwo ściągało do Rzymu masy ubogiej lud-

1 Najważniejszym czynnikiem, którego znaczenie zaczęło rosnąć od połowy II wieku p.n.e., była konieczność zaspokojenia potrzeb milionowej stolicy. Przeciętny Rzymianin żywił się chlebem wypiekanym z pszenicy, która dojrzewała w północnej Afryce (na Sycylii, na Rodos — uw. L. W.), rybami łowionymi i suszonymi w okolicach Gibraltaru. Przyrządzał potraności z innych miast i wsi, co z kolei wywoływało rozruchy w mieście.

Przy takiej masie biedoty napływowej Italia nie mogła dostarczyć potrzebnej ilości zboża (niezależnie od wspomnianej wyżej różnicy cen); dowożono więc zboże nie tylko z Sycylii, ale i z Rodos i z Afryki; iniport ten przynosił niezłe zyski przedsiębiorczym handlarzom. Chęć zysku, wzbogacania się, stawała się silniejszą od dawnej rzetelności rzymskiej, a konkurencja doprowadzała do konfliktów osobistych. Także rozszerzenie horyzontu politycznego na wschód i na zachód przyczyniło się do zmiany zwyczajów Rzymian nawet w życiu codziennym, zetknąwszy się bowiem z przepychem Wschodu, zapragnęli podobnego życia. Zwożono więc do Rzymujiie tylko artykuły konieczne do życia, ale towary, niekiedy bardzo kosztowne, dla zaspokojenia zachcianek obywateli. Oczywiście z Italii również odpływały statki z towarem: wywożono wyroby ceramiczne, metalowe, dobre gatunki win, słynny marmur z kamieniołomów w Karrarze. Eksport jednak nie dorównywał importowi ani pod względem ilości ani wartości towarów; w Rzymie gromadziły się zapasy towarów, z których często nie korzystano, a wielkie sumy pieniędzy przechodziły z Rzymu do rąk zagranicznych kupców. Przykładem zbędnego zwożenia towarów może być fakt, tragiczny dla Rzymu, że Alaryk, wódz Gotów, przyjął jako część okupu za pozostawienie Rzymu w spokoju trzy tysiące funtów pieprzu a według Pliniusza Starszego import najdroższych towarów, jakie zwożono z Arabii, Indii i z Chin, pochłaniał rocznie 550 milionów sesterców rocznie.


PRZYRODA I CZŁOWIEK

Często czyta się obecnie o zmianach, jakie zachodzą w strukturze ziemi, o obniżaniu się poziomu wody rzek i jezior, o tym, że „ocean pożera wodę", że najsilniej występuje zjawisko obniżania się wód na jej zbiornikach bezodpływowych, jak Morze Kaspijskie, Morze Martwe czy Wielkie Jezioro Słone w Ameryce; podwyższa się natomiast poziom oceanu, co może być zapowiedzią wielkiej klęski. Uczeni śledzą i badają zachodzące zmiany; przypisuje się je wpływom rozwijającego się w coraz szybszym tempie przemysłu, jednak badania uczonych wykazują, że zasadniczą przyczyną zmian w poziomie wody są zmiany warunków klimatycznych, co przejawia się nawet w zmniejszeniu różnicy temperatur między biegunami a równikiem. Wysuwane są hipotezy, że przy ociepleniu i suszy ocean czerpie wodę z ziemi i z lodowców, które są niczym innym jak tylko ogromnymi zbiornikami wody: zachodzi więc obawa, że przy długotrwałym zwiększającym się ociepleniu poziom oceanu może tak się podnieść, że zagrozi klęską strasznej powodzi rozległym terenom. Czy takie właśnie zmiany zajdą, czy ocieplanie zostanie zahamowane — okaże przyszłość. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeżeli od milionów lat zachodziły zmiany w budowie skorupy ziemskiej, to i nadal w jakiejś formie zachodzą i zachodzić będą, w pewnym stopniu pomaga w tym przemysł, i nie tylko w zmianach terenowych i gruntowych — ziemia i woda, ale i w powietrzu, na co starożytni nie zwracali uwagi; dzisiaj oblicza się, że np. wulkan Etna na Sycylii wyrzuca znaczne ilości trujących gazów, w tym od 1000 do 5000 ton dziennie dwutlenku siarki. Zmiany wywoływały nie tylko siły przyrody, ale od bardzo dawna wprowadzał je również człowiek, ujarzmiając naturę i przystosowując jej elementy do swoich potrzeb, czyli stosował meliorację. W jednych okolicach walczono od wieków z nadmiarem wody w gruntach, w innych — odczuwano brak wilgoci i wodyC musiała więc myśl i ręka człowieka „poprawiać naturę" i zaopatrzyć w wodę pozbawione jej tereny. Jak w innych dziedzinach tak i w tej odbicie tego bardzo dawnego zjawiska odnajdujemy już w mitach: przecież Herakles mając za zadanie oczyszczenie stajni Augiasza, wykonał je nadspodziewanie szybko dzięki temu, iż zmienił odpowiednio kierunek wody rzeki Penejosu w Elidzie, i skierował jej strumienie na miejsce swej pracy; takie właśnie metody stosowano, ilekroć chodziło o odwodnienie jakiejś okolicy. Pierwszą potwierdzoną przez źródła próbą odwodnienia bagnistych terenów, a więc działaniem z myślą o ochronie środowiska, były prace prowadzone w okolicy miasta Orchomenos w Beocji zalewanej przez wody jeziora Kopais, położonego 100 m n.p.m.; jezioro to wprawdzie odprowadzało naturalnymi podziemnymi kanałami swoje wody do morza, jednak jesienią, przy wzmożonych opadach atmosferycznych, wody jeziora stawały się niebez-- pieczne dla terenów, które zalewały, i szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, gdyż powstawały malaryczne .bagna. Niebezpieczeństwo rosło z biegiem czasu, gdyż kanały stawały się zamulone i utrudniały przepływ wody. Pierwsze próby uregulowania przepływu podjęli mieszkańcy zagrożonych terenów już w drugiej połowie II tysiąclecia p.n.e.; przystąpiono do oczyszczania zamulonych i budowy sztucznych, dodatkowych kanałów. Zabytki w formie resztek murów, grobli i kanałów świadczą, że w wieku V i IV p.n.e. prowadzono również prace przy usuwaniu zamulenia i odprowadzaniu wody do podziemnych, naturalnych lub sztucznych kana-łów. W wieku IV p.n.e. kierował tymi pracami Krates z Chalkis, inżynier Aleksandra Wielkiego. Natomiast z nazwiskiem filozofa Empedoklesa z Agrygentu (Akragas) w połowie V w. p.n.e. łączy się budowa zapór wodnych i uregulowanie biegu strumieni w Se-linuncie na Sycylii; w deltach przepływających tam rzek powstawały moczarowate, niezdrowe tereny, ponieważ przedostawała się woda morska; odprowadzano więc nadmiar wody do innej rzeki, zabezpieczając w ten sposób deltę. Prace tego rodzaju powtarzano poprzez wieki, i tak np. w wieku V p.n.e. rozpoczęto .prace nad uregulowaniem małej rzeki Ilissos w Atenach, a kontynuowano je jeszcze w czasach rzymskich do panowania Hadriana. W wieku IV p.n.e. Chairefones miał przeprowadzić odwadnianie terenów w okolicy Eretrii na Eubei. Zabezpieczano również budowle wznoszone na terenach moczarowatych lub zagrożonych wodą podgruntową czy nawet deszczową w ten sposób, że budowano . kanały i zakładano dreny; przykładem takich prac może być odprowadzenie w wieku V p.n.e. nadmiaru wody deszczowej, spływającej na bieżnię w Olimpii, do rzeki Alfejos przez trwały kanał (o wymiarach: szerokość od 0,50 m do 0,62 m, wysokości od 0,44 m do 0,67 m)2.

Drugim rodzajem melioracji było zaopatrywanie w wodę terenów suchych. I znowu sięgnąć należy do mitów; Argolida stała się krainą uprawną poprzez nawodnienie tych terenów dzięki staraniom Danaosa, a równinę Attycką i Tebańską miał nawodnić Kek-rops, jeden z pierwszych królów Attyki, za którego miał się rozegrać^ spór między Ateną" a Posejdonem o panowanie czy patronowanie Attyce. Przysłowiowa, szczęśliwa Arkadia zawdzięczała swe.ogrody, zieleń i piękno okolic Inachosowi, pierwszemu królowi Argos, i jego synowi. Mieli oni zastosować na tych obszarach urządzenia ułatwiające nawodnienie ziemi. Jeżeli sięgnąć do faktów historycznych, to według Herodota w drugiej połowie wieku VII p.n.e. koloniści greccy z wyspy Thera przez wprowadzenie kanałów irygacyjnych uczynili ziemię urodzajną w koloniach afrykańskich w Cyirenajce, a na terenach położonych na południe od Cyreriajki zastosowano inną metodę — wykorzystano do nawodnienia źródło zwane Sybillą; gromadzono wodę w zbiornikach i stąd rozprowadzano ją kanałami. Dzięki pracy rąk ludzkich okolice Pentapolis (tzn. Pięciu Miast: Berenike, Arsinoe, Ptolemais, Apollonia, Kyrene) były w starożytności jednym kwitnącym ogrodem — a dzisiaj są to tereny pustynne 3.

W Koryncie natomiast odkryto instalacje w formie zbiorników wody, skąd prowadził kanał główny, od którego rozprowadzano wodę małymi kanalikami. Stosowano również nawadnianie gruntów wodą deszczową, gromadzoną w kanałach i zbiornikach; metodę tę stosowano w wieku IV i III p.n.e. Melioracje typu osuszania i nawadniania terenów nie były w pojęciu Greków łamaniem praw przyrody ani znieważaniem bóstw, jednak czyny, któse świadczyły o tym, iż człowiek w swej pyszą ośmiela się dorównywać bogom, były uważane za świętokradzkie i należało obawiać się kary bogów. Budowanie mostów, które ułatwiały ludziom komunikację, było konieczne, ale przerzucenie mostu na Hellespon-cie przez Kserksesa w celach wojennych budziło niepokój jako wyzywanie bogów; więc też klęskę jego wojska tłumaczono gniewem bogów za naruszenie ich praw i przeciwstawienie się ich mocy.

Tak Grek, poeta Ajschylos, starał się uświadomić przez usta Persa — niebezpieczeństwo, jakie można ściągnąć na ludzkość przez naruszanie praw natury — praw boskich. Nie przewidywał, że myśl człowieka, praca, dążenia — sięgną znacznie dalej, że ludzie zgłębiać będą groźniejsze zjawiska natury i zwalczać przeszkody przez naturę stworzone.

Inaczej — być nie mogło, gdyż lęk przed gniewem i mocą bogów, obawa przed naruszeniem ich rzekomych praw zahamowałaby postęp. I tak to odczytał wielki filolog, Tadeusz Zieliński, omawiając odpowiedź Dariusza: „Tu macie religię antyczną, jako religię przyrody ze wszystkimi jej skutkami. Bóg oddzielił Azję od Europy przesmykiem morskim Hellespontu: nie wolno krzyżować jego niewiadomych nam zamiarów, łącząc sztucznie to, co on rozdzielił. Jest w tym* mniemaniu pomimo pewnego uroku także niemałe niebezpieczeństwo dla rozwoju kulturalnego narodu; toteż w interesach tego rozwoju należało je przewyciężyć. I Grecy je przezwyciężyli" 6.

I Grecy przezwyciężyli lęk przed mocą bogów, i ważyli się na niejedno ulepszenie naruszając prawa przyrody, robiły to i inne narody, wśród tych Rzymianie, którzy korzystali przede wszystkim z doświadczeń i umiejętności Greków.

Ciekawa jest np. inicjatywa Pliniusza Młodszego, który jako namiestnik Bitynii myśli o usprawnieniu komunikacji wodnej, które również wymagało „poprawiania przyrody". Otóż w jednym z listów do cesarza Trajana pisze, że „na terenie Nikomedii jest wielkie jezioro, przez które przewozi się na statkach za małą opłatą i bez wielkiego trudu marmur, owoce, drewno i inne materiały aż do drogi — ale stąd z wielkim wysiłkiem i za znacznie wyższą opłatą dowozi się te rzeczy na wozach do morza".

Zdaniem okolicznych mieszkańców jezioro to leżało znacznie ponad poziomem morza; nasunęła się więc myśl, czy nie dałoby się przeprowadzić^ wody kanałem do morza, co ułatwiłoby transport. Pliniusz prosi Trajana o przysłanie z Rzymu architekta, który zbadałby teren i stwierdził, czy istotnie jest możliwe przeprowadzenie robót, dzięki którym udałoby się doprowadzić wody z jeziora do morza. Trajan pochwala, jak zwykle, aktywność Pliniusza, odmawia jednak przysłania architektów uważając, że prowincje mają także fachowców. (Listy X 41 (50); 42 (51); X 61 (69); 62(70).

Jak sprawa ta została załatwiona, nie wiemy, gdyż korespondencja Pliniusza z Trajanem urywa się, a nawet, brak jest wiadomości o ostatnich latach działalności i o losach Pliniusza Młodszego.


WODA NA USŁUGACH LUDZI

Zdawać by się mogło, że woda, potrzebna i jako napój i w gospodarstwie i w lecznictwie, była zawsze dostępnym darem natury czy bóstw, i jak pisze Witruwiusz, dającym bezpłatne korzyści. Jednak nie wszędzie była dostępna",' nie wszędzie można z niej było bezpośrednio „czerpać korzyści", mogła nawet szerzyć klęski i zniszczenie, więc nic dziwnego, że Grecy przy swoim animatyz-mie, nie tylko uznawali za patronów wód Okeanosa i Tetydę, ale wodę czy to rzeczną, czy źródlaną, czy morską łączyli z istotami boskimi i zapełniali chętnie źródła postaciami nimf — najad, a fale i głębiny morza trytonami i bóstwami mającymi nad nimi władzę; składając bóstwom ofiary wyrażali wdzięczność za cenny dar, jakim była woda, ale pragnęli też zapewnić sobie życzliwość tych, w których mocy było zapobiec klęskom, jakie woda mogła wyrządzić. Natomiast udostępnienie wody wszystkim, zaopatrzenie w nią terenów, które były jej pozbawione, umożliwienie korzystania z niej w różnych potrzebach, było już rzeczą tylko ludzką, było owocem człowieczej myśli i człowieczych rąk.

Ani zabytki archeologiczne ani tym bardziej źródła literackie nie wskażą czasu," kiedy wynaleziono i zaczęto stosować sposoby udostępniania wody tym, którzy jej w pobliżu nie mieli: a była potrzebna i do sporządzania posiłków, i w gospodarstwie domowym, i w. gospodarce wiejskiej przy hodowli bydła, w rolnictwie, w ogrodnictwie i w wielu innych dziedzinach ożycia. Słusznie więc już filozofowie greccy stwierdzali, że musiało to być w dawnych czasach na długo przed ich pokoleniem, kiedy znaleziono sposoby, które umożliwiły wszystkim korzystanie z tego cennego daru natury.

Chodziło oczywiście o ujęcie pewnych żył wodnych, o doprowadzenie do miejsca, gdzie miało się z wody korzystać, i o umożliwienie czerpania jej: po prostu chodziło o stałe zbiorniki wody, czyli o studnie.

Rodzaj urządzenia służącego do zaopatrywania w wodę zależny był od lokalnych warunków hydrograficznych. Wiele rzek greckich ma charakter górski lub podgórski, o bystrym prądzie; w niektórych okolicach są źródła, które okresami podczas suszy, zanikają, z którym to zjawiskiem łączą się niektóre mity; są tereny, na których tworzą się wielkie a niedostępne rozlewiska; w innych znów stronach nawodnienie zależy od ilości opadów atmosferycznych. Uregulowanie więc „problemu wody", doprowadzenie jej takie, żeby zaspokoiła wszystkie potrzeby mieszkańców nie było zadaniem łatwym. Jedną z najstarszych form zabezpieczenia zbiornika i wody było udostępnienie grot wraz z sąsiadującymi źródłami, które obudowywano i zabezpieczano przed zanieczyszczeniem. Z czasem źródła na obszarze obniżonym obudowywano w ten sposób, że przypominały studnie. W miastach, zwłaszcza mających charakter twierdzy, ażeby zapewnić dopływ wody podczas ewentualnego oblężenia i odcięcia od terenów posiadających źródła, wykuwano w skale korytarze schodkowe, aż do miejsca, gdzie znajdowano warstwę wodonośną, przy czym ujście wody ujmowano w komorę. Natomiast wodę, która wypływała z wielu rozpadlin skalnych doprowadzano sztolniami, tzn. wyrobiskami korytarzowymi, i w ten sposób zbierano tę wodę ze szczelin .skalnych oddzielnymi kanałami. Doprowadzano ją do zbiornika, który obudowywano, tak że ujęta była jakby w budynek, przed którym była platforma, a pod nią kanał odprowadzający nadmiar wody. Takie ujęcie wody było m.in. w Koryncie, gdzie .tzw. Fontanna Glauke, pochodząca z VII - VI wieku p.n.e. posiada ślady przebudowy z okresu rzymskiego.

Ujęcie źródeł w ich miejscach nie rozwiązywało sprawy transportu wody; w początkach trzeba było ją nosić, niekiedy z dość odległych miejsc, i pracę tę wykonywały przeważnie niewolnice, albo dowożono wodę w dużych naczyniach. Robiono także ogrodzone baseny, z zagłębieniami, które miały ułatwiać czerpanie wody. Ceniono także wodę deszczową, którą zbierano w przystosowanych do tego cysternach; miały one dwa poziomy: przez pierwszy woda przepływała do drugiego, w którym była zbierana i przechowywana; zanim zaczęto stosować tego rodzaju zbiorniki, wykorzystywano wodę deszczową, czerpiąc ją wprost z zagłębień skalnych. Postępem w budowie studzien było ich pogłębianie, niektóre przekraczały 30 m głębokości. Studnie były ocembrowane, a w epoce hellenistycznej obudowywano je murem z ciosów kamiennych. Wodę ze studni czerpano ręcznie naczyniem umocowanym na sznurze; w okresie klasycznym był już znany żuraw, a w czasach hellenistycznych korzystano nawet z kołowrotów. Można więc stwierdzić, że znano wszystkie typy studzien, jakie przetrwały do naszych czasów.

Jest rzeczą oczywistą, że praca przy kopaniu studzien, wyrąbywaniu szybów, korytarzy należała do najcięższych i bardzo niebezpiecznych; praca ta zbliżona była do pracy górnika, lecz trudniejsza, gdyż robotnik pracujący przy budowie studni miał ograniczoną przestrzeń, musiał przygotować sam sobie drogę w głąb, wyrąbując w ścianach szybu nacięcia, które miały służyć mu jako stopnie w drodze powrotnej na powierzchnię ziemi.

Znano też w Grecji właściwej i na wyspach wodociągi, budowane na zasadzie przeprowadzania wody kanałami, przewodami podziemnymi, ale wielkim osiągnięciem w tej dziedzinie były dopiero wodociągi — akwedukty rzymskie.


WODA DLA WSZYSTKICH — LECZ NIE KAŻDA

Spośród siedmiu mędrców Tales z Miletu za początek wszech-rzeczy uznał wodę... Woda służy nie tylko jako napój, ale zaspokaja wszystkie inne potrzeby, tym milsza, że bezpłatne daje korzyści. Dlatego też ci, co sprawują obrzędy kapłańskie według zwyczajów egipskich, jawnie okazują, że świat powstał z żywiołu wody. Niosąc bowiem dzban pełen wody do świątyni i do sanktuarium, padają na ziemię i wznosząc ręce ku niebu dziękują łaskawości boskiej za wynalezienie wody.

Nic nie jest tak do życia potrzebne jak woda: jeśli bowiem żywe istoty pozbawi się zboża, owoców, mięsa, ryb, albo któregokolwiek z tych pokarmów, to używając innego pożywienia mogą się utrzymać przy życiu; bez wody natomiast żadna istota nie może powstać ani * się utrzymać i żadnego pokarmu nie da się przyrządzić. Dlatego więc ze względu na zdrowie należy starannie i pilnie wyszukiwać i wybierać źródła .

(Witruwiusz, O architekturze VIII 1-3; 28)

Witruwiusz w dziele O architekturze poświęca całą ósmą księgę— wodzie. Uwzględnia położenie źródeł, rodzaj wody w zależności od terenu, od gleby, przez jaką woda przepływa, podaje także różne sposoby jej wykrywania (nie uwzględniając modnego dzisiaj różdżkarstwa). Radzi m.in.: wykopać w ziemi wgłębienie (podaje wymiary) i umieścić w nim pod zachód słońca czarę z ołowiu, czy brązu lub też miskę. Przygotowane naczynie smaruje się od wewnątrz oliwą i ustawia dnem do góry; następnie otwór pokrywa się trzciną lub liśćmi i zasypuje ziemią. Nazajutrz odsłania się naczynie: jeśli będzie wilgotne, i pokryte kroplami, to w miejscu tym będzie woda" (VIII 1, 4). Jest to jeden ze sposobów wykrywania wody podany przez Witruwiusza. Podaje także autor sposoby badania jakości wody, czy woda nadaje się do picia, czy też zawiera składniki szkodliwe dla zdrowia (VIII 4).

- Ważnym jest oczywiście zagadnienie, w jaki sposób doprowadzać wodę ze źródeł: Witriuwiusz nie tylko wymienia sposoby, jakimi wodę można ze źródeł doprowadzać, ale podaje szczegółowe wskazówki, zaczynając od ustalania poziomów przy przeprowadzaniu wody do osiedli i miast. „Doprowadza się wodę albo w formie strumieni przez sztucznie zbudowane kanały, albo w rurach ołowianych, albo w rurach glinianych". Określa dalej warrunki, w jakich każdy z tych sposobów ma być przeprowadzony j podkreśla przede wszystkim wytrwałość murów, rezerwuarów i zbiorników. To samo dotyczy pozostałych sposobów, w których ma zastosowanie inny materiał, tzn. rury ołowiane albo gliniane. Uwagi te dotyczą oczywiście budowy wodociągów. Takie doprowadzanie wody można było stosować tylko na terenach, gdzie były źródła; „Jeśli zaś brak źródeł, skądby można doprowadzać wodę, trzeba kopać studnie. Nie należy przy tym działać beż rozwagi, lecz bystro i starannie rozpatrzyć przyrodzone prawa wszystkich zjawisk, których wiele i różnego rodzaju kryje ziemia". Przestrzega więc przed niebezpieczeństwami, jakie grożą przy kopaniu studni, gdyż „powietrze przepojone wyziewami dotrze przez szczeliny w ziemi do przekopu studziennego i owieje ludzi zajętych kopaniem, naturalną siłą pary hamuje oddech potrzebny do życia; kto więc szybko stamtąd nie ucieknie, ginie. Ażeby tego uniknąć, należy spuścić zapaloną lampkę: jeśli się będzie nadal paliła, można bezpiecznie schodzić w dół. Jeśli zaś siła wyziewu zgasi lampę, trzeba po prawej i po lewej stronie studni przekopać otwory potrzebne do przewiewu: w ten sposób wyziewy ulotnią się, podobnie jak oddech przez dziurki od nosa. Po przeprowadzeniu tego, skoro się już dotrze do wody, trzeba wykonać ocembrowanie, by uniknąć zasypania" (VIII 6, 13). Ceni także Witruwiusz, podobnie jak Grecy, wodę deszczową, uważając ją za wodę zdrową, nie wspomina jednak o sposobach zbierania jej i gromadzenia.'

Witruwiusz, omawiając korzyści, jakie daje woda, wyróżnia szereg źródeł, których woda ma szczególne właściwości, a mówi nie tylko o Italii, lecz również o innych krajach. Jego zdaniem każde gorące źródło Jest lecznicze, ponieważ „woda wskutek przegrzania niedobrych składników uzyskuje dodatnie wartości przy użyciu". Zdaniem autora źródła siarczane leczą dolegliwości nerwów; źródła ałunowe leczą członki dotknięte paraliżem; źródła smołowe dają napój oczyszczający organizm i leczący schorzenia wewnętrzne. Natomiast w pobliżu kopalń srebra, złota, miedzi, ołowiu i tym podobnych minerałów występują bardzo niezdrowe źródła; woda z tych źródeł wywoływać miała obrzmienia i zesztywnienia członków. Zdaniem Witruwiusza doprowadzano do wodotrysków wodę z terenów, gdzie była pokryta pianą i o zabarwieniu purpurowego szkła: ze względu na jej szkodliwe właściwości „nie można pić tej wody, lecz używa się jej do mycia i innych celów. Pije się natomiast wodę ze studzien, unikając w ten sposób szkodliwego działania" (VIII 3,4 nn.). Wymienia też Witruwiusz jako rzekę o szczególnym charakterze Himerę na Sycylii, która w pewnej odległości od źródła dzieli się na dwie odnogi: jedna z nich zachowuje wodę słodką, druga, * która przepływa przez tereny, na których wydobywa się sól, toczy wodę słoną. Najniebezpieczniejsze są źródła o wodach trujących, jak np. źródło Neptunius w Terracynie; kto nie znając niebezpieczeństwa napił się wody z tego źródła, umierał, i dlatego podobno zasypano je. Nie było to jedyne źródło o trującej wodzie, Witruwiusz wymienia podobne źródło w Tesalii, w którym nie poi się bydła i do którego „żadne zwierzę się nie zbliża"; w Arkadii, w Macedonii, w Italii na równinie Kornetum, był gaj, a w nim źródło, wokół którego widać było kości ptaków, jaszczurek i wężów". Witruwiusz zebrał z tychże materiały z odległych krajów; czytamy np. że ,,w Suzie, stolicy państwa perskiego, jest źródełko; ktokolwiek napije się z niego wody, traci zęby. I znajduje się tam krótki napis, który taką myśl wyraża: woda ta jest doskonała do kąpieli, wywołuje jednak utratę zębów. Napis ten w języku greckim brzmi:

Patrzysz na wody źródlane, przechodniu, których bezpiecznie Może każdy, kto chce, użyć do mycia swych rąk.

Jeśli jednakże nabierzesz przeczystej tej wody do liścia Ledwie końcem twych warg chwilę choć dotkniesz się jej, Zaraz zęby na ziemię wypadną, biesiad pogromcy, Pozostawiając ci dar: puste siedziby twych szczęk.

(Witruwiusz, VIII 3, 23)

Opis ten zawiera i tę ciekawostkę, że stosowano w starożytności znaki ostrzegawcze, uprzedzając przechodniów o grożącym im niebezpieczeństwie.

Podane przez Witruwiusza zasady doprowadzania wody do miast i osiedli stanowiły podstawę budowy wspaniałych, słynnych rzymskich akweduktów, które imponowały nie tylko swą sprawnością, ale także rozmiarami, trwałością, a ponadto, ponieważ Rzymianie zastosowali metodę rozprowadzania wody poprzez urządzenia oparte na wysokich arkadach, wodociągi te stały się także elementem dekoracyjnym miasta i okolic, przez które były przeprowadzone. Imponująca jest ich trwałość, gdyż niektóre z nich, jak pochodzący z r. 144 p.n.e.(!) Aąua Marcia, z r. 20 p.n.e.


AKWEDUKTY W RZYMIE

Niektóre akwedukty w prowincjach rzymskich są czynne do dnia dzisiejszego. Nie ograniczano się do budowy wspaniałych akweduktów w stolicy państwa lecz zakładano je również w prowincjach; zachowane —- świadczą o kunszcie architektów starożytnego Rzymu.

s Jeżeli jednak rozważymy, jakiego wysiłku wymagało nawet kopanie prymitywnej studni, o czym pisze Witruwiusz, jak wiele rąk ludzkich potrzebnych było do budowy akweduktów* ciągnących się kilometrami, to musimy stwierdzić, iż nie można zgodzić się ze zdaniem Witruwiusza, iż „woda poza wszelkimi swoimi wartościami cenną jest i dlatego, że „bezpłatne daje korzyści". Płacono za nią wysoką cenę:' opłacano ją wielkim wysiłkiem całych zespołów, a nawet — ceną najwyższą — życiem ludzkim.


OGIEŃ — DAR PROMETEUSZOWY

Prometeusz w swych długich wypowiedziach w tragedii Aj-schylosa wylicza wiele dobrodziejstw, jakie wyświadczył śmiertelnym: „wiedzcie, wszystkie człowiecze kunszty —' z Prometeja: przedtem, ani domów z cegły nie znali..., ani sztuki ciesielskiej..., nie wiedzieli zgoła jak poznać, że zima nadchodzi, wiosna kwietna lub żniwne i płodne lato...; jam im kunszt wynalazł liczby, mądrość przednią, i znaków składanie, pisanych... Jam pierwszy wdział zwierzętom jarzmo..., jam wprzągł do wozu, cuglom posłuchu nauczył rumaki... Również i lnianoskrzydłe wozy, co żeglarzy po morskich noszą falach, nie kto' inszy, jeno jam pierwszy pobudował... Jam ich dobrotliwe leki warzyć nauczył, którymi wszelaką odeprzeć mogą niemoc... A w głębinach ziemi skryte dobro — żelazo, miedź, srebro i złoto — któż rzec może, iż pierwszy je, przede mną jeszcze, ludziom ku pożytkowi wykrył?" (Prometeusz w okowach 453 nn. (wybór).

A jednak żaden z wymienionych darów nie zaniepokoił bogów, jedynie „dar ognia" stał się przyczyną katorgi Prometeusza. Bo też te inne dary, „owe kunszty człowiecze" niemal wszystkie wymagały pomocy ognia lub światła: może więc słusznie bogowie uznali, iż ów „skradziony płomień" oświetlił śmiertelnym drogę, drogę postępu, na którą wkraczając ludzie zbliżali się do bogów. Wprawdzie w początkach, ażeby z tego daru korzystać, musieli mozolić się niemało, by jedną iskrę wykrzesić. Kiedy jednak 7. iskry wydostały się płomyki, a potem płomienie, docenili śmiertelni dar Prometeusza, dał im bowiem i ciepło, i światło, tak w życiu codziennym, jak i przy wszelkich pracach i kunsztach potrzebne.

Czy najpierw wykorzystano płomienie ognia jako źródło światła czy ciepła? W zamierzchłych czasach to samo ognisko, a potem palenisko, dostarczało i ciepła i światła. Na pierwszym etapie korzystano z ognia w życiu codziennym z paleniska stałego, zbudowanego z kamieni i gliny w sąsiedztwie domu, na dziedzińcu; paleniska te służyły także jako kuchnie. Pewnym osiągnięciem było wprowadzenie palenisk przenośnych, ogrzewaczy, dzisiaj powiedzielibyśmy „piecyków", które miały ogrzewać wnętrze domu. Były to naczynia z terakoty o bardzo różnych kształtach, w początkach jak zwykle bardzo prostych; z czasem nadawano im kształty ozdobne albo dodawano dekorację plastyczną: mogły przypominać garnek z dwoma uchwytami, okrągłą misę umieszczoną na podstawie czy stopce, z dwoma uchwytami na brzegu misy, mogła to też być okrągła misa oparta na trzech nóżkach; były również ogrzewacze terakotowe w kształcie odwróconego wielkiego kapelusza z rondem o jednym długim uchwycie; z czasem podtrzymywała misę czy garnek wysoka podstawa, pięknie wykonana; piecyk taki nie tylko ogrzewał wnętrze, ale służył także jako ozdoba. Udoskonalano także ogrzewacze przez wprowadzenie w nich otworów do wygarniania popiołu i nawet otworów wentylacyjnych.

Ogrzewanie centralne wprowadzono przede wszystkim w gimnazjónach w celu ogrzewania wody w basenach. Urządzenia ogrzewające zmieniano, ulepszano, ale zasadniczo składały się z: 1. paleniska, umieszczonego poza miejscem, gdzie miała być woda ogrzewana, 2. z przewodów, którymi wodę doprowadzano do miejsca przeznaczenia; później dodano przewody odprowadzające dym z paleniska, 3. z przestrzeni pod wnętrzem ogrzewanym, po prostu z piwnicy, hypokauston (ogrzewanie od dołu), połączonej z paleniskiem. Stąd rozchodzące się ciepło podgrzewało wnętrze znajdujące się nad hypokauston. Przy ulepszeniu systemu i wzroście zamożności obywateli zaczęto w okresie hellenistycznym zaprowadzać „centralne ogrzewanie" w domach prywatnych.

Z tego też okresu pochodzą pozostałości centralnego ogrzewania na terenach greckich, chociaż zgodnie z tradycją grecką już w wieku VI p.n.e. Teodoros miał wprowadzić centralne ogrzewanie w słynnej świątyni Diany w Efezie. W Olimpii odkryto przy gimnazjonie z wieku III p.n.e. łaźnię z centralnym ogrzewaniem, datowaną na II/I wiek p.n.e. Niesłusznie jest więc przypisywane Rzymianom wprowadzenie ogrzewania centralnego, gdyż Grecy znali je wcześniej i łaźnie z okresu rzymskiego miały części składowe takie, jakie znali i stosowali już Grecy; niewątpliwie Rzymianie wprowadzali zmiany i ulepszenia, jednak nie można uważać ich za wynalazców tego typu ogrzewania wnętrz.

Wracając do pierwotnego urządzenia — paleniska, służyło ono jako źródło ciepła, ogrzewało najbliższą przestrzeń, następnie wykorzystywane było jako kuchnia przy sporządzaniu posiłków, a również dawało światło. Odbywając drogę w ciemnościach posługiwano się od czasów najdawniejszych łuczywem; były to rozłupane części grubszych gałęzi drzew żywicznych (np. sosny); w okresie klasycznym rozpowszechniła się pochodnia,- która różniła się tym od łuczywa, iż była zrobiona z prętów nasyconych żywicą, woskiem lub smołą i odpowiednio związanych; umocowywano je w metalowej rurce lub łączono pierścieniami metalowymi Niekiedy umieszczano taką pochodnię w naczyniu w kształcie czary tak że przypominała dzisiejszą świecę. Równocześnie posługiwano się lampkami, przeważnie terakotowymi, które napełniano tłuszczem, najczęściej oliwą, rzadziej rycynusem lub naftą- w tłuszczu tym umieszczano knot wykonany z włókien roślinnych lub ze lnu. W Egipcie w tym celu .wykorzystywano także papirus.


KATAKLIZMY, KATASTROFY

„...Ileż to razy za jednym wstrząśnięciem ziemi upadały miasta Azji i miasta Achai! Ileż to osiedli pochłonęła ziemia w Syrii i Macedonii! Ileż razy klęska ta przemieniała w ruiny Cypr! Ileż razy legł w ruinach Pafus! Jakże często dochodziły nas wieści

0 zagładzie wielkich miast! A jakąż małą cząstką ludzkości jesteśmy my, między którymi rozchodzą się te wieści!... Oto pastwą pożaru padło bogate, będące ozdobą prowincji miasto, które było zarazem wcielone do tych prowincyj oraz z nich wyłączone. Atoli zajmowało ono jedno, i to niezbyt rozległe, wzgórze... Alboż nit wiesz, jak to w Achai starte zostały nawet fundamenty słynnych miast i nie przetrwało nic, z czego by widać było, że one kiedyś istniały?ł A giną nie tylko dzieła rąk ludzkich, upływ czasu unicestwia nie tylko budowle wzniesione przez biegłych i skrzętnych ludzi, lecz rozsypują się łańcuchy górskie, zapadają się nieraz całe krainy, a okolice, które znajdowały się daleko od brzegu morza, dzisiaj zalane są przez morskie fale. Olbrzymia siła ognia nadgryzła góry, przez które wyrzucał on swój odblask,

1 obniżyła bardzo wysokie niegdyś szczyty, stanowiące pocieszenie żeglarzy i dodające im nadziei. Niszczeją dzieła samej natury i dlatego spokojnie znosić musimy zagładę miast. ...Koniec taki oczekuje wszystko, czy to siła ściśnionych przez zamknięcie gazów podmuchem swym wstrząśnie naciskając masą, która je krępuje, czy to mocniejsze natarcie rwących a ukrytych pod ziemią rzek przełamie stojące im na drodze przeszkody, czy to gwałtowny wybuch ognia rozedrze spoiste sklepienie ziemi, czy to ząb czasu, przed którym nic się nie uchroni, zniszczy coś powoli, czy to surowość klimatu wypędzi ludzi i opuszczenie nawiedzi porzucone przez nich miasta..." (Seneka, Listy 91, 9 -12)

Minie wkrótce 2000 lat od chwili, kiedy Seneka pisał te słowa, nie prorocze, lecz oparte na obserwacji i badaniach, a wciąż czyta się: „tajfun zniszczył..., trzęsienie ziemi w stopniach... wulkan znowu groźny, w płomieniach zginęło..., katastrofa powodzi... zabytki niszczeją... jakie będą losy Akropolu? Wenecji? zabytków starożytnego Rzymu?"

Myśl ludzka działa, usiłuje zapobiec klęskom i zniszczeniom, a przynajmniej osłabić działanie sił przyrody, lecz zadanie staje się coraz trudniejsze, gdyż siłom przyrody pomaga w niszczeniu ta sama myśl ludzka — niosąca postęp...

Dzisiaj przewiduje się trzęsienie ziemi, ale'zapobiec mu jeszcze ludzie nie są w stanie, a było ono i jest nadal jedną z najgroźniejszych w swych skutkach klęsk. Starożytni starali się już zbadać i interpretować to zjawisko, ale konkretnie musieli ograniczyć się do jego opisów. Pliniusz Starszy nie pominął i tego tematu w swojej Historii naturalnej: „Trzęsienia ziemi mają różne postacie i wywołują niezwykłe skutki; tu powalają mury, gdzie indziej powodują zapadnięcie się ich w otchłanie, gdzie indziej gromadzą kolosalne głazy, gdzie indziej doprowadzają do wytryśnięcia rzek, niekiedy zaś płomieni albo ciepłych źródeł, gdzie indziej znów odwracają koryta rzek. Przedtem zaś i podczas tego rozlega się straszliwy łoskot, czasem podobny do przytłumionego ryku, kiedy indziej do jęku albo krzyku ludzkiego czy też do szczęku broni, zależnie od ilości substancji, na którą natrafia, i kształtu Lochów czy kanałów, przez który idzie prąd powietrza: świszczy cieniutko w wąskich przejściach, a jeśli są tam zakręty, staje się chrapliwy, odbija od podłoża twardego, wre w miejscach wilgotnych, faluje na wodach stojących, ryczy wściekle napotykając mocną przeszkodę. ...Nigdy też wstrząs nie jest jednorazowy, ale polega na drżeniu i wibrowaniu. Co się zaś tyczy pęknięcia skorupy ziemskiej, to niekiedy utrzymuje się ono i pozwala oglądać to, co zostało wchłonięte do wnętrza, innym razem skrywa to, zwarłszy paszczę i tak nasunąwszy ziemię na swoje miejsce, że nie pozostają żadne ślady; a nieraz przecież pochłonięte zostały miasta i znikły tereny uprawne! Szczególnie podlegają trzęsieniom ziemi obszary nadmorskie, także górskie nie są wolne od takich klęsk — jak wynika z moich studiów, Alpy i Apeniny nieraz bywały nawiedzane trzęsieniami. Przy tym częstsze są trzęsienia ziemi w jesieni i na wiosnę, tak jak i pioruny... Poza tym w nocy częściej niż we dnie. A największe trzęsienia zdarzają się rankami i wieczorami, najczęściej zaś wypadają na krótko przed świtem oraz we dnie, koło południa (Hist. nat. II 80 (193 - 195).

Pliniusz mówi o trzęsieniach ziemi bezczasowo, nie wymienia też poza Alpami i Apeninami żadnych terenów, które klęska ta dotknęła, natomiast za życia Seneki trzęsienie ziemi w Azji musiało wywołać silne wrażenie w całym ówczesnym świecie i może pewne refleksje filozofa są odbiciem tych wrażeń. Otóż kataklizm ten dotknął Azję w r. 17 n.e., za panowania w Rzymie Tyberiusza, a wydarzenie to relacjonuje Tacyt: „...W tym roku zapadło się dwanaście ludnych miast Azji wskutek nocnego trzęsienia ziemi, przez co klęska tym bardziej była niespodziana i ciężka. Także zwykły w tym wypadku środek ratunku przez wydostanie się na wolne miejsce nie pomagał, ponieważ rozstępująca się ziemia ludzi pochłaniała. Opowiadają, że zapadły się ogromne góry, że widziano w stromej pozycji to, co przedtem było równiną, że wśród gruzów zabłysły ognie. Zagłada, która najokrutniej dotknęła Sar-dianów *, skierowała ku nim. największe współczucie, i dziesięć tysięcy sesterców przyrzekł im cesarz i na pięć lat zwolnił od wszystkich opłat na rzecz skarbu państwa albo kasy cesarskiej". Magnetów spod Sypilus4 traktowano jako tych, którzy po Sar-dianach ponieśli największe szkody i podobnie udzielono im pomocy. Temnijczyków, Filadelfenów, Egeatów6, dalej Hierocezarię, Myrynę, Kymę i Tmolos' uchwalono na przeciąg tego samego czasu od danin uwolnić i członka senatu tam wysłać, ażeby obecną sytuację poznał i skutki klęski załagodził" (Roczniki II 47).'


WULKANY

Winoroślą Wezuwiusz cały był pokryty, Pełnymi tam z winogron sok płynął koryty, I Bakchus go przekładał nad Nysejskie góry' Satyrów go niedawno ożywiały chóry, Miasto — milsze Wenerze nad Lakedemony — Gród nazwiskiem Herkula szeroko wsławiony * — Wszystko dziś pogrążone w gorącym popiele: Same bogi markotne, że mogły tak wiele! (Marcjalis, Epigr. IV 44)

Oto jeszcze jedno wiecznotrwałe, zdradziecko czyhające w głębi ziemi niebezpieczeństwo: owe „groźne kuźnie Hefajstosowe", w których cyklopi wykuwali pioruny, ciskane potem ręką gromowładnego Zeusa; Grecy lokalizowali owe „kuźnie" w głębi Etny sycylijskiej, ale mogłyby być symbolem wszystkich, nawet tych zachowujących pozory, wygasłych wulkanów.

Wybuch Wezuwiusza w r. 79 był w swych skutkach tym groźniejszy, iż nikt się nie spodziewał, nie przewidywał wybuchu tego właśnie, pozornie spokojnego, o zboczach pokrytych wspaniałą winoroślą wulkanu. Siady zniszczeń pozostały do dnia dzisiejszego. Herkulaneum, Pompeja... tereny odkrywające archeologom swoją przeszłość.

Swetoniusz w życiorysie cesarza Tytusa ogranicza się do krótkiej wzmianki: „Za panowania Tytusa zdarzyły się zrządzeniem losu „pewne nieszczęścia: oto wybuch góry Wezuwiusz w Kampanii, pożar Rzymu trwający trzy dni i trzy noce, również zaraza morowa o rozmiarach dotychczas niebywałych" {Tytus VIII). Innym autorom zawdzięczamy obszerniejsze wiadomości, lecz szczególnie cenne są dwa listy Pliniusza Młodszego do historyka Tacyta. Ponieważ podczas wybuchu Wezuwiusza zginął stryj Pliniusza, tylekroć już wspominany Pliniusz Starszy, uczony encyklopedysta, Tacyt prosi Pliniusza Młodszego o szczegóły dotyczące okoliczności, w jakich ta śmierć nastąpiła, a także o osobiste wrażenia Pliniusza.

Pliniusz przebywał z matką i ze stryjem w Misenum. Około południa zauważyli niezwykłą chmurę; nikt nie mógł się zorientować skąd ona nadciąga, dopiero później okazało się, że znad Wezuwiusza. Chmura ta przybrała kształt sosny, czy, jak niektórzy słusznie uważają, pinii, o rozprzestrzenionych gałęziach; chwilami rosła, to znów malała, raz lśniąco biała, to znów, kiedy już niosła popiół i odłamki — stawała się szara, jakby pokryta plamami. Pliniusz Starszy, zaciekawiony niezwykłym zjawiskiem, postanowił zobaczyć je z bliska; chciał nawet zabrać z sobą Pliniusza Młodszego, ten jednak odmówił, zajęty pracą naukową, którą mu stryj zlecił. Pliniusz Starszy wsiadł na okręt, i kazał kierować w stronę Wezuwiusza, tam, skąd już wszyscy uciekali. Na okręt spadał już popiół i kamienie rozżarzone; Pliniusz zdecydował się zatrzymać u znajomego w Stabiach. Zastał tam wszystkich ogarniętych paniką, on jednak zachował spokój, nawet dobry humor, i — może pozornie — beztrosko udał się na spoczynek. Zbudzono go jednak, gdyż dziedziniec, na którym domownicy noc spędzali, był już tak zasypany popiołem i odłamkami kamieni, że Pliniusz zostałby odcięty i nie mógłby wydostać się z domu. Naradzano się, czy pozostać na miejscu, gdzie groziło wszystkim niebezpieczeństwo, gdyż od ciągłych wstrząsów domy zaczynały się chwiać i groziły zawaleniem się, czy wyjść na przestrzeń niezabudowaną, gdzie znowu obawiano się spadających kamieni. Zdecydowano jednak, iż jest to mniej groźne niebezpieczeństwo i opuszczono teren domu. Ludzie nakładali na głowy poduszki, przywiązywali je prześcieradłami i tak zabezpieczali się przed uderzeniami spadających kamieni. Pliniusz Młodszy oczywiście znał te szczegóły z opowiadań naocznych świadków. Nastał dzień — lecz ciemności nie ustąpiły. Pliniusz Starszy udał się na wybrzeże, chcąc z bliska obserwować zjawisko, ale zawiodły go siły: położył się na żaglu, prosił wciąż o zimną wodę do picia, trwał jednak w swoim postanowieniu. Kiedy nagle dały się widzieć wielkie płomienie i uderzył wszystkich zapach siarki, zaczęto uciekać w popłochu, on jednak chciał zostać; usiłował podnieść się przy pomocy niewolników, ale upadł. Co dalej się stało — nie wiadomo, świadków nie było, wszyscy przecież uciekli; znaleziono ciało po dwóch dniach; leżał w ubraniu, bez uszkodzeń na ciele, robił raczej wrażenie śpiącego niż nieżywego(według Listu VI 16).

List drugi, VI 20, nie wnosi nic nowego, jeżeli chodzi o sam wybuch wulkanu, ale pozwala zorientować się w zasięgu skutków wybuchu oraz oddaje doskonale tło ogólne oraz pokazuje zachowanie się ludzi zagrożonych niebezpieczeństwem. W takich właśnie sytuacjach poznawano — i poznaje się — ludzi, ich charaktery, postawę moralną, stosunek do drugich, nie tylko do najbliższych „Kiedy stryj odpłynął — pisze Pliniusz Młodszy — ,,ja sam w dalszym ciągu zajmowałem się pracą naukową (w tym celu przecież zostałem); potem kąpiel, wieczerza, sen niespokojny i krótki. Juz przedtem przez wiele dni odczuwało się wstrząsy, ale nie budzące niepokoju, ponieważ dla Kampanii to rzecz zwykła; jednak tej nocy wstrząsy tak się wzmogły, że miało się wrażenie, że nie tylko wszystko jest w ruchu, ale że się wali. Matka wpadła do mojej sypialni: ja właśnie podnosiłem się, chcąc ją zbudzić, jeżeliby jeszcze spała. Usiedliśmy na dziedzińcu, który oddzielał morze od zabudowań. Sam nie wiem„ czy mam to nazwać opanowaniem czy lekkomyślnością (miałem przecież dopiero osiemnasty rok!): proszę o dzieło Tytusa Liwiusza i jakby w czasie spokojnym czytam a nawet, tak jak już zacząłem, robię wyciągi. Zjawia się przyjaciel stryja, który niedawno przyjechał do niego z Hiszpanii: jak zobaczył, że ja i matka siedzimy, a ja nawet czytam, zdumiało go jej opanowanie, a moja beztroska. Ja jednak z nie mniejszą uwagą czytałem książkę nadal.

Była już pierwsza godzina (ok. 6 rano, świt), ale dzień był nadal niewyraźny i ciężki. Ponieważ budynki dookoła wciąż doznawały wstrząsów, obawiano się, nawet w miejscu otwartym, lecz zbyt małym, że mogą się zawalić. Wtedy dopiero okazało się, ze ludzie opuszczają miasto; ciągnął tłum przerażony i — jak to zazwyczaj bywa w panice — każdy szedł chętniej za pomysłem drugich, zamiast samemu podejmować decyzję — tłum ten napierał całą masą i popędzał tych, którzy szli pierwsi. Wyszliśmy z domu i zatrzymaliśmy się. Widzieliśmy tam niezwykłe sceny, przeżyliśmy różne sytuacje. Otóż wozy, które kazaliśmy już przedtem wyprowadzić, pędziły w różne strony nawet na zupełnie równym terenie, i nawet podparte kamieniami nie mogły się zatrzymać w miejscu. Ponadto widzieliśmy, jak morze niejako samo siebie wchłaniało i cofało się pod wpływem wstrząsów ziemi; wybrzeże wyraźnie się poszerzyło i zatrzymało na suchym piasku masę stworzeń morskich.

Od drugiej strony, czarna groźna chmura, przecinana jakby miotanymi krętymi ognistymi promieniami rozpływała się w długie płomienie; były one podobne do błyskawic ale większe.

Wtedy ten przyjaciel z Hiszpanii odezwał się nalegając ostrzej „Jeżeli twój brat, a twój stryj, żyje, to pragnie, ażebyście uszli z życiem; jeżeli zginął, to przedtem pragnął, ażebyście się uratowali". Odpowiedzieliśmy, że nie dopuścimy do tego, ażeby nie mając pewności co do jego życia myśleć o naszym. On już nie czekał, zerwał się i pędząc uszedł niebezpieczeństwa.

Wkrótce ta chmura zaczęła opadać na ziemię, okrywać morza, ogarnęła i okryła Kapreę, przesłoniła tę część Misenum, która jest bardziej wysunięta. Wtedy matka zaczęła mnie prosić, namawiać, rozkazywać, ażebym, jak tylko się da uciekał; mówiła, że ja, człowiek młody, mogę uciec," ona już, i stara i niesprawna, umrze szczęśliwa, jeżeli nie stanie się przyczyną mojej śmierci. Ja na to — że nie będę się ratował bez niej: po czym wziąłem ją za rękę i zmusiłem, ażeby przyspieszyła kroku. Usłuchała niechętnie i wciąż wyrzucała sobie, że utrudnia mi ucieczkę.

Już sypał się popiół, ale jeszcze rzadki; oglądam się: z tyłu ciemny dym, który ciągnął się w ślad za nami jakby rozpościerają się po rozprażonej ziemi. „Zmieńmy kierunek — powiadam — dopóki możemy widzieć, ażeby nas w ciemnościach tłum idący za nami nie zadeptał". Zaledwie zdążyliśmy się zastanowić, a tu noc, nie taka bezksiężycowa i w chmurach, lecz ciemność jaka panuje w zamkniętym pomieszczeniu po zgaszeniu/światła.

Można było słyszeć zawodzenia kobiet, kwilenie niemowląt, krzyki mężczyzn: jedni nawoływaniem starali się odszukać rodziców, inni — dzieci, ci znów — małżonki i po głosach rozpoznawali ich; jedni ubolewali nad własnym losem, inni nad losem swoich bliskich. Niektórzy ze strachu przed śmiercią — śmierci wzywali. Niemało ludzi wznosiło ręce ku bogom, lecz większość wołała, że bogów w ogóle nie ma i że nadeszła ostatnia dla świata, wieczysta noc. A byli i tacy, którzy głosząc zmyślone, budzące grozę kłamstwa zwiększali istotne niebezpieczeństwo. Niektórzy rozsiewali wśród łatwowiernych ludzi fałszywe pogłoski, że w Misenum to leży w gruzach, a tamto płonie.

Rozwidniło się nieco, jednak my mieliśmy wrażenie, że to nie dzień nastaje, lecz że jest to zapowiedź zbliżającego się ognia. Ale ogień ten zatrzymał się nieco dalej: i znowu ciemności, znowu popiół, ale teraz już ciężki opadający całą masą; wciąż podnosiliśmy się, strząsaliśmy go z siebie...

Wreszcie owa ciemna chmura zaczęła słabnąć i rozpłynęła się jak gdyby w dymie i we mgle. Wkrótce nastał prawdziwy dzień, zaświeciło słońce, jednak blade, jakie bywa przy zachodzie. Przed naszymi wciąż niespokojnymi oczyma przesuwało się wszystko inne niż było, pokryte jak śniegiem grubą warstwą popiołu.

Kiedy wróciliśmy do Misenum, doprowadziliśmy się jako tako do porządku, a noc spędziliśmy łudząc się nadzieją, ale i pełni obawy. Lęk jednak był silniejszy: bo i trzęsienie ziemi nie ustawało, i wielu ludzi w obłąkaniu urągało nieszczęściom własnym i cudzym przepowiedniami budzącymi grozę. My jednak, chociaż doświadczaliśmy niebezpieczeństwa i spodziewaliśmy się dalszego, nie zdecydowaliśmy się odejść, dopóki nie będzie wiadomości o stryju..."

Te relacje naocznego świadka, pełne realizmu, odtwarzają nie tylko wydarzenia, nie tylko samo zjawisko, ale — co jest szczególnie cenne — dają żywy wiarogodny obraz, nawet obrazy, przeżyć zagrożonych niebezpieczeństwem ludzi.


KLĘSKI POWODZI

Już dosyć śnieżyc, gradów samoklęskicn, Jowisza gromów godzących we wzniosły Kapitol, w zamek, w miasto nawiedzone

trwogą. Już dosyć obaw Latynów, żeby nie powróci! Pyrry' wiek, prawom przeciwny natury — kiedy Proteusz delfiny z wód głębi

wypędził w góry, Kiedy rybami trzepotały wiązy, które do tych pór skrzydliły gołębie. Kiedy płynęły gazele porwane

przez morskie głębie.

Wszak pamiętacie, jak Tyber od brzegów etruskich fale odwrócił, królewskim murom zagroził, zapragnął nawiedzić

świątynię Westy...

(Horacy. Pieśni I 2)

Klęski powodzi... według mitologii, legend, wierzeń każdego niemal narodu jedną z pierwszych klęsk żywiołowych, jaka nawiedziła świat — był potop. Jednak zawsze uchodzili z życiem ci, którzy mieli podtrzymać istnienie rodzaju ludzkiego, Deukalion i Pyrra, Noe z rodziną, i nie tylko ludzie, lecz wychodziły cało i stworzenia, które miały zapewnić światu w jego nowej formie istnienie swego rodzaju, które miały zapełnić życiem lasy, góry, wody. Sprawcami tych nieszczęść byli tjogowie, którzy w swym gniewie — za jakieś przewinienia rodu ludzkiego — pragnęli go zniszczyć, a przynajmniej ciężko doświadczyć, przestrzegając w ten sposób następne pokolenia przed mocą sił wyższych. Zapowiedzią klęski były wichry, które spędzały chmury, potem nastę-, powały ulewne długotrwałe deszcze, morza i rzeki występowały z brzegów, ziemia znikała wraz z najwyższymi górami:

1 Pyrra i Deukalion — byli jedynymi ludźmi, którzy, z woli Zeusa, uszli z życiem z dziewięciodniowego potopu. Utrzymywali się na wodach w skrzyni, która osiadła na szczycie Parnasu w Fckidzie. Otrzymali niejasną wyrocznię, iż idąc mają rzucać za siebie kamienie; okazało się, że z kamieni tych powstawali nowi ludzie: kobiety — z kamieni rzucanych przez Pyrrę, mężczyźni — z kamieni rzucanych przez Deukaliona.

. Rzeki wszystkim zdrojom wodze pospuszczały I w rozuzdanym biegu pędzą w morskie wały... Rwą więc wody po polach, a niszcząc zasiewy I ludzie porywają, i stada, i krzewy, Chaty i poświęcone przybytki niebianom... Już ziemia i morze różnicy nie miało, Wszystko jest morzem, morzu brzegów brakowało. Ten się chroni na wzgórze, w czółno siada drugi I tam wiosłem kieruje, gdzie prowadził pługi. Ten nad zbożami pływa i nad wsią zalaną, Cw z wierzchołka wiązu chwyta rybę zabłąkaną...* Widząc pod wodą miasta, gaje i świątynie Morskie na to zjawisko zdumiały boginie, A delfiny o dęby tłukły się po lesie. Płynie wilk pośród owiec. Tu lala lwa niesie, Ówdzie — niesie tygrysa... Woda wchłonęła ludzi; ci, co uszli fali, W strasznych głodu męczarniach życia dokonali. (Owidiusz, Przemiany (Metamorfozy) I 285 nn.)

Powodzie, których jesteśmy świadkami, nie zagrażają równocześnie całemu światu, jak owe „potopy*1^ lecz są przyczyną nie mniejszych strat materialnych, zniszczeń na terenach, które obejmują, a bywa że i ludzie stają się ich ofiarami.

Rzym był szczególnie zagrożony przez wody Tybru; kroniki odnotowały nie jeden wylew tej rzeki, a jeżeli klęska taka spadła na Miasto w okresie, kiedy państwo znalazło się w trudnej sytuacji politycznej albo przed wyprawą wojenną, to — nawet jeszcze w czasach cesarstwa — widziano w tym złowróżebny znak.

Tak było wczesną wiosną w r. 69 n.e., za rządów cesarza Oto-na, który przygotowywał wyprawę do Galii przeciwko armii Wi-teliusza8 „...specjalną trwogę wzniecił nagły wylew Tybru, który niezmiernie wezbrawszy most palowy (Pons Sublicius) zerwał, a gruzami stojącej w drodze tamy wstrzymany, nie tylko nisko położone i płaskie dzielnice miasta wodą zapełnił, lecz także te, które przeciw tego rodzaju wypadkom uważano za zabezpieczone. Bardzo wielu ludzi zostało z ulicy porwanych, więcej zaskoczonych w swych kramach i miejscach spoczynku. Głód nastał wśród pospólstwa z braku zarobku i niedostatku środków żywności. Uszkodzone przez stojącą wodę fundamenty domów czynszowych (insulae) rozpadły się potem, gdy rzeka z powrotem odpłynęła. A skoro tylko po niebezpieczeństwie ochłonięto, samą tę okoliczność, że gotującemu się na wyprawę Otonowi pole Marsowe i Flamińska droga, szlak wojenny, zamknięta została— wbrew przypadkowym lub naturalnym przyczynom — jako cud i wróżbę grożących klęsk tłumaczono" (Tacyt, Dzieje I 86).

Daje nam tu Tacyt realistyczny opis jednej z wielu, często powtarzających się w Rzymie powodzi, których skutki mieszkańcy, zwłaszcza ubożsi, dotkliwie odczuwali. ,

Rzymianie, dotknięci niejednokrotnie tego rodzaju klęską, zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa i ogromu strat, jakie wciąż miastu, a tym samym i państwu, zagrażały. Ponieważ znano już sposoby przeprowadzania zmian w kierunkach biegu rzek, wysuwano projekty zmian kierunku rzek, które zasilały Tyber. Była to jednak sprawa dotycząca nie tylko Rzymu, ale całych obszarów Italii; sprawa konfliktowa; znalazła się na porządku dziennym obrad senatu za rządów Tyberiusza, kiedy to „wskutek bezustannych deszczów wezbrał Tyber i zalał nisko położone dzielnice miasta; cofając się porwał z sobą gruzy budynków i trupy ludzkie. Dlatego Asinhis Pollion głosował, ażeby poradzono się ksiąg sy-billińskich. Zabronił tego Tyberiusz, który zarówno boskie jak i ludzkie sprawy tajemnicą okrywał; polecono natomiast Ateju-szowi Kapitonowi i Lucjuszowi Arruncjuszowi znaleźć środek zapobiegawczy, ażeby rzekę w szrankach utrzymać".

Powierzenie tej sprawy Atejuszowi Kapitonowi jest uzasadnione, gdyż był on wtedy zarządcą wodociągów, curator aąuarum; natomiast Arruncjusz, wykształcony, bogaty Rzymianin, ceniony przez Oktawiana Augusta, nie cieszący się natomiast względami Tyberiusza, mógł mieć prawdopodobnie tylko głos doradczy. Rozwiązaniem sprawy wylewów Tybru mogła być jedynie zmiana kierunku biegu wód kilku rzek, nie tylko Tybru. Sprawa wróciła na posiedzenie senatu: „...Arruncjusz i Atejusz zdawali w senacie sprawę, czy w celu uregulowania wylewów Tybru należałoby zmienić bieg rzek i jezior, od których Tyber wzrasta; przesłuchano w tej kwestii posłów z municipiów i kolonii, gdyż Florentyńczycy prosili, żeby rzeki Klanis ze zwykłego jej łożyska nie wypierać i do Arno nie odprowadzać, gdyż byłoby to dla nich zgubne. Zgodnie z tym wypowiedzieli się Interamnaci4, że naj-żyźniejsze pola Italii pójdą na zagładę, gdyby rzeka Nar, rozdzielona na strumienie — na to się bowiem zanosiło — miała kiedyś wylać. Także Reatyni6 nie milczeli, lecz sprzeciwiali się zatamowaniu jeziora Welinus, tam, gdzie ono do Naru wpływa, albo-, .wiem na przyległe okolice wyleje; najlepiej o interesy ludzi zatroszczyła się przyroda, która własne rzekom ujścia, własny bieg i zarówno początek, jak i kres wyznaczyła; należy też mieć wzgląd na uczucia religijne sprzymierzeńców, którzy kulty, gaje i ołtarze ojczystym rzekom poświęcili; co więcej — sam Tyber nie życzy sobie, aby całkiem pozbawiony sąsiednich rzek z mniejszą wspaniałością mógł płynąć.

Już to prośby kolonii, już też trudność przedsięwzięcia albo przesąd wywarły ten skutek, że przyłączono się do opinii Gne-jusza Pizona, który głosował, ażeby niczego nie zmieniać" (Tacyt, Roczniki II 76; 79).

Wiadomości przekazane przez wielkiego historyka cesarstwa rzymskiego są cennym dowodem, że nieobca była starożytnym ochrona środowiska, że problemy te były tak ważne, iż o rozwiązaniu ich decydował senat, że nie podejmowano decyzji lekkomyślnie, że zainteresowani sprawą i projektami zmian mieli prawo, a nawet obowiązek przedstawić swoje argumenty, że nie podejmowano na koszt państwa robót, które zamiast przynieść pomoc i korzyść, mogły narazić na wielkie straty i obywateli i skarb państwa. Nie zawsze tak było; w czasach późniejszych sam cesarz podejmował decyzje, bez zasięgania opinii znawców co do możliwości wykonania robót: bywały to chwilowe osobiste zachcianki cesarza, które należało spełniać, gdyż decydowały słowa: tak chcę, taki wydaję rozkaz, jakkolwiek włożony wysiłek i pieniądze na spełnienie życzenia czy rozkazu władcy szły często na marne. Tak na przykład było ze spełnieniem życzeń Nerona przy budowie jego wspaniałego pałacu: Po groźnym w swych skutkach pożarze Rzymu w r. 64 n.e. Neron zapragnął, by mu zbudowano pałac, który, jak pisze Tacyt, miał zadziwiać nie tyle kosztownym wykończeniem, kamieniami drogimi i złotem, które były już w Rzymie zbyt rozpowszechnione, ale nowością miały być „pola, stawy i jak na odludziu — tu lasy, tam otwarte przestrzenie i widoki". Znaleźli się chętni, ludzie sprytni, którzy podjęli się tego zadania. „Kierownikami prac i budowniczymi byli Sewerus i Celer, którzy mieli dość pomysłowości i odwagi, by przy pomocy sztuki o to się pokusić, czego nawet przyroda odmówiła, i z zasobami cesarza poigrać. I tak przyrzekli wykopać żeglowny kanał od Jeziora Awerneńskiego aż do ujścia Tybru wzdłuż pustynnego wybrzeża albo poprzez stojące w drodze góry. Boć prócz Bagien Pomptyń-skich nie napotyka się tam innego wilgotnego terenu umożliwiającego uzyskanie wody; reszta to skały albo piaski i gdyby nawet dało się je przebić, praca byłaby nie do zniesienia, a powód'— nie wystarczający. Mimo to Neron, jako że był zwolennikiem niewiarogodnych przedsięwzięć, silił się przekopać sąsiadujące z Aernem wzgórza i przetrwały dotąd ślady zawiedzionych nadziei" (Tacyt, Roczniki XV 42). Prawdopodobnie kierownicy prac nie doznali zawodu i „z zasobami cesarza poigralr', a samemu Neronowi przestało zależeć na wykonaniu projektów i zwrócił myśl ku nowym zachciankom.


KATASTROFY

Klęskom spowodowanym przez żywioły nie sposób zapobiec, nawet jeżeli znaki na niebie i ziemi je zapowiadają albo uczeni zbliżanie się ich sygnalizują. Ale zdarzyły się — i zdarzają się dzisiaj — katastrofy, pociągające również za sobą straty materialne a niekiedy i ofiary w ludziach; a nieszczęść tych można by uniknąć, gdyby nie ludzka opieszałość, niedbalstwo lub chęć zysku. Mogą to być katastrofy budowlane, mogą być wypadki przy pracy.

Taką katastrofą, o której Tacyt mówi, że dorównała klęsce ogromnej wojny, było w r. 27 n.e. za rządów Tyberiusza zawalenie się amfiteatru w Fidenach, ok. 10 km na północ od Rzymu. Amfiteatr w Fidenach wzniósł niejaki Atyliusz, z rodziny wyzwoleńców, przeznaczając go oczywiście na walki gladiatorów. Tacyt podkreśla, że Atyliusz nie podjął się tego przedsięwzięcia z nadmiaru pieniędzy czy z właściwej wzbogaconym wyzwoleńcom ambicji, lecz tylko dla „brudnego zysku", gdyż starał się wznieść amfiteatr jak najmniejszym kosztem, a skutki były tragiczne: „ani fundamentów na trwałym gruncie nie założył" — pisze Tacyt — „ani drewnianej nadbudowy mocnymi krokwiami nie spoił". Ludność, spragniona widowisk, których Tyberiusz nie popierał, przybyła licznie, „stąd nieszczęście było tym cięższe, gdyż natłoczony już budynek zwalił się; runął on częścią do wnętrza, częścią na zewnątrz się rozsypał i niezmierną moc ludzi, zaciekawionych widowiskiem albo stojących dokoła, w gruzy swe porwał i pogrzebał. Otóż ci, których waląca się budowla od razu zabiła, wyszli na tym najlepiej — o ile to w takim nieszczęściu możliwe — gdyż przynajmniej uniknęli katuszy. Bardziej pożałowania godni byli ci, którzy mają część ciała urwaną — życia jeszcze nie utracili, i ci, którzy w dnie — z twarzy, w nocy — po zawodzeniach i jękach usiłowali swe żony i dzieci rozpoznać.

Już innych wieść o nieszczęściu przygnała; ten opłakuje brata, ów krewnego, inny rodziców... Kiedy zaczęto usuwać gruzy, zbiegli się ludzie do zmarłych, obejmowali ich, okrywali pocałunkami... Pięćdziesiąt tysięcy ludzi w tej katastrofie okaleczało lub zostało zmiażdżonych" (Tacyt, Roczniki IV 62 - 63).

Atyliusz został skazany na wygnanie, a ponadto senat wydał ustawę, że nie wolno urządzać igrzysk gladiatorskich obywatelowi, którego majątek wynosi mniej niż czterysta sesterców1, a amfiteatr można budować tylko na takim terenie, którego stałość została wpierw stwierdzona.

Zasługuje na odnotowanie informacja Tacyta o zachowaniu się w tej sytuacji społeczeństwa rzymskiego, gdyż świadczy ono, że jednak zepsucie i rozkład moralny nie opanowały jeszcze wszystkich, że znaleźli się i tacy, którzy śpieszyli z pomocą ofiarom katastrofy: „Zaraz po nieszczęściu domy wielmożów stanęły otworem, wszędzie dostarczano bandaży, sprowadzano lekarzy, miasto, chociaż o smutnym wyglądzie, przypominało w owych dniach tradycje praojców, którzy po wielkich bitwach rannych hojnymi datkami i pielęgnowaniem wspierali" (Tacyt, Roczniki IV 63).

Do podobnej katastrofy spowodowanej niedbale wykonanymi robotami doszło za Klaudiusza podczas urządzanej na jego żądanie sztucznej bitwy morskiej na Jeziorze Fucyńskim*. Nikt jednak nie ponosił odpowiedzialności, jakkolwiek Agrypina oskarżyła .aktora Narcyza, który był przedsiębiorcą tej imprezy, o chciwość i nadużycia, ale i Narcyz nie pozostał jej dłużny, ujawniając jej żądzę władzy. Klaudiusz, który był inicjatorem całej imprezy, a przy tym sam przeżył chwile grozy, nie szukał prawdopodobnie •winnych, i gdyby nie odnotował tego wydarzenia Tacyt, zapominano by o nim.

Historycy odnotowywali tego rodzaju wypadki i katastrofy, gdyż miały one charakter ogólny, zasługiwały na wzmiankę, ponieważ ilustrowały stosunki panujące w społeczeństwie rzymskim, a nawet rolę i postawę cesarza. Natomiast o tym, jak niedbale budowano domy czynszowe tzw. insulae, w których wynajmowano mieszkania niezamożnym ludziom, mógł wspomnieć jedynie satyryk dostrzegający wszystkie, nawet te drobne, błędy i wady społeczeństwa:

54y —to żyjemy w mieście, w którym domów wiele Wspartych na belkach, bowiem ich właściciele Chronią je od upadku: szparę załatali — To każą spać nam smacznie, choć wszystko sią wali! i (Juwenalis, Satyry III 193 nn.)

Nie lepiej działo się w prowincjach, gdzie nawet przedstawiciel Rzymu, namiestnik sprawujący okresowo władzę, nie zawsze wkraczał w sprawy lokalne, nie kontrolował prowadzonych przez mieszkańców robót, jakkolwiek często prace te obciążały skarb Rzymu, albo, co gorsze, sami-namiestnicy dopuszczali się nadużyć, o czym świadczyły procesy de repetundis (o nadużycia), żeby tylko przytoczyć głośną sprawę Werresa, namiestnika Sycylii. Nie lepiej działo się i w czasach cesarstwa, kiedy liczba prowincji rzymskich znacznie wzrosła. Cennym dokumentem, ilustrującym jakie trudności napotykał namiestnik, który interesował się potrzebami mieszkańców swojej prowincji, jest korespondencja Pliniusza Młodszego, jako namiestnika Bitynii, z cesarzem Trajanem.-Z Listów Pliniusza wynika, że on istotnie interesował się przedkładanymi mu przez mieszkańców miast Bitynii sprawami; spotykał się z problemami trudnymi do rozstrzygnięcia, i w tych wypadkach zwracał się z prośbą o radę lub decyzję do cesarza, mając zawsze na względzie i potrzeby mieszkańców i sytuację finansową państwa. Sprawy, które nasuwają Pliniuszowi wątpliwości, świadczą nie tylko o lekkomyślnym podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu robót, ale nasuwają podejrzenia, iż przyczyną zaniedbania rozpoczętych robót była nieuczciwość — czy to władz miejskich czy architektów i przedsiębiorców budowlanych, którzy prac się podejmowali. Tak np. zastał Pliniusz rozpoczęte i porzucone prace przy budowie teatru i gimnazjonu w Nikei, akweduktu w Niko-medii, term w Klaudiopolis. Pliniusz zainteresował się budową, wodociągu w Nikomedii, na którą przed jego przybyciem wyłożono znaczną sumę pieniędzy, jednak roboty przerwano, a zaczęto ¦ budowę drugiego wodociągu, której również nie doprowadzono do końca. Pliniusz zapoznał się ze stanem robót, stwierdził, że jest źródło, które może zaopatrywać mieszkańców miasta w bardzo dobrą wodę, i że pozostałą część sklepień można wykorzystać. Zależało mu na tym, ażeby Cesarz przysłał mu albo różdżkarza (aquilex) albo architekta. Nie darzy więc Pliniusz zaufaniem miejscowych przedsiębiorców i kierowników robót. Trajan w odpowiedzi uznaje za słuszne stanowisko Pliniusza, jest zdania,. że należy dołożyć starań, ażeby doprowadzić wodę do Nikomedii. Zleca jednak trudniejsze zadanie Pliniuszowi: powinien zbadać, z czyjej winy zmarnowano tyle pieniędzy (Listy X 37 (46); 3& (47)). Podobnie budowa teatru w Nikei (Nikaia, Ankora) pochłonęła dziesięć milionów sesterców, a rezultat był taki, że część gmachu zbudowana, pełna szpar i szczelin, zapadała się; nie wiadomo, czy teatr zbudowano na nieodpowiednim, wilgotnym terenie, czy też zastosowano nieodpowiedni materiał. Zastanawiano się czy kończyć budowę, czy zaniechać, czy też to, co wzniesiono, rozebrać i wykorzystać materiał, z którego zrobiono podpory i podbudowę; nie robił on wrażenia trwałego, jednak przedstawiał wartość. Identycznie przedstawiała się odbudowa gimnazjonu, które uległo zniszczeniu podczas pożaru. Mieszkańcy postanowili, odbudować większe od tego, które zostało zniszczone, zebrali pewne fundusze, ale Pliniusz ma wątpliwości, czy zostaną one odpowiednio wykorzystane, gdyż roboty są prowadzone bez żadnego planu, a ponadto wchodziła w grę konkurencja zawodowa: „architekt, prawdopodobnie ubiegający się o tę robotę, twierdzi, że mury, chociaż są grube, nie mogą wytrzymać ciężaru ponieważ są z marnego materiału". Nie lepiej działo się w Klaudiopolis, gdzie, jak Pliniusz pisze, „raczej kopią łaźnie niż je budują" a niepokoi go to, iż koszt robót pokrywano z pieniędzy państwowych, z podatków, jakimi na rzecz Rzymu obciążano mieszkańców miasta (Listy X 39 (48). Obawy i podejrzenia Pliniusza, że nie tylko opieszałość była przyczyną rozpoczynania robót i niedoprowadzania ich do końca, lecz także niesumienność wykonawców: ¦czy i w jakim stopniu przedsiębiorca i architekt działali w porozumieniu z miejscowymi władzami miejskimi, tego zapewne i sumiennemu namiestnikowi wykryć się nie udało. Trajan popiera wszystkie plany Pliniusza, jednak odmawia mu zawsze wysłania do Bitynii fachowców, twierdząc, że wszędzie są dobrzy architekci, a nawet Rzym korzysta z pomocy fachowców greckich. Jako ciekawostkę, przekraczającą omawiane tu zagadnienia, warto przytoczyć List Pliniusza X 49 (58) i odpowiedź Trajana X 50 (59), jako dokument stwierdzający, że już starożytni znali sposoby przesuwania budowli. Mieszkańcy Nikomedii rozpoczęli rozbudowę forum, a ponieważ w rogu placu była świątynia Wielkiej Macierzy Bogów, która przy podniesieniu poziomu placu znalazła się niżej poziomu, powstał projekt, by świątynię przesunąć na inne miejsce. Problem, z którym Pliniusz zwraca się do Trajana, nie dotyczył trudności, związanych z przeniesieniem świątyni, lecz Pliniusz nie chciał naruszyć tradycji i zwyczajów mieszkańców i miał wątpliwości, czy przeniesienie świątyni nie będzie sprzeczne z obrzędami związanymi z poświęceniem świątyni w Rzymie, gdyż w Bitynii przestrzegają innej formy. W danym wypadku otrzymał wyraźną odpowiedź od cesarza: „Możesz, mój najdroższy, przenieść świątynię Wielkiej Macierzy Bogów na miejsce, które bardziej odpowiada, bez naruszania religii. I nie przejmuj się tym, że nie można znaleźć podstawy poświęcenia jej, ponieważ teren obcego kraju nie podpada zasadom poświęcenia, które odbywa się według naszych zwyczajów" (Listy X 49 ,{58); 50 (59).


POŻARY

Rozbudowa, wspaniałe i, zdawałoby się, trwałe budowle nie uchroniły Rzymu przed częstą klęską pożarów. Wiele marnie budowanych domów czynszowych, drewniane kramy, wąskie uliczki, oświetlenie przy pomocy lampek oliwnych, brak środków zapobiegawczych — to wszystko sprzyjało szybkiemu rozprzestrzenianiu się ognia. Większe zniszczenia, po których trzeba było wielkim nakładem kosztów odbudowywać całe dzielnice miasta, wyrządziły pożary w latach: 390, 31 i 9 p.n.e., oraz w r. 6, 64 (pamiętny pożar za Nerona), w r. 191 i 283 n.e. Ofiarą padały wspaniałe budowle: Circus Maximus, bazylika Julijska i Emiliań-ska (Basilica Iulia, Aemilia), Atrium Westy, zbudowania na Palatynie, na Kapitolu.

Pierwsze próby zorganizowania straży pożarnej były inicjatywą prywatną. Myśl piękna i czyn obywatelski godny uznania, gdyby nie fakt, że i wśród owych pełnych cnót Rzymian, byli ludzie, o wielkim niekiedy imieniu, którzy wbrew głoszonym hasłom: dobro ogółu przed dobrem jednostki — chcieli z nieszczęścia drugich ciągnąć dla siebie korzyści. Pierwszy zrealizował piękną myśl ratowania mienia obywateli Marek Krassus, organizując straż pożarną ze swoich niewolników; wiele mówi się o jego działalności politycznej, ale znana była też jego zachłanność i wzbogacenie się dzięki proskrypcjom; przecież rodzina ta miała nawet drugi przydomek — cognomen: Dives — Bogacz. "Wobec takich cech charakteru u niego, nie zdziwi nas metoda, jaką ratował mienie obywateli: otóż kiedy wybuchł gdzieś pożar, zjawiali się jego strażacy, lecz wraz z nimi podstawieni przez Krassusa pośrednicy, którzy nabywali za tanie pieniądze płonący dom albo zagrożone zabudowania w sąsiedztwie; kiedy transakcja doszła do . skutku, straż pożarna przystępowała do gaszenia ognia. Tą drogą Krassus stał się właścicielem wielu posesji, wielu domów czynszowych! W r. 21 p.n.e. edyl Marek Egnacjusz zorganizował straż pożarną także ze swoich niewolników; ci działali sprawnie, Egnacjusz istotnie ratował mienie obywateli, ale i on miał z tego pew-¦ ne korzyści: stał się popularny, zyskał sobie wielu zwolenników, wkrótce otrzymał urząd pretora, potem konsula. Czy popularność ta zaniepokoiła Augusta, czy też istotnie Egnacjusz był zamieszany w spisek na życie princepsa, o czym mówi Swetoniusz, nie wiadomo, pewnym jest jednak, że został uwięziony i w więzieniu

stałe'oddziały straży pożarnej zorganizował dopiero Oktawian August Utworzono siedem kohort strażaków - cohortes vigilum> z których każda liczyła w początkach 600 ludzi, potem P^esio-no do tysiąca; cały więc zespół straży pożarne] liczył 7000 strażaków każda kohorta miała przydzielonych czterech lekarzy, których zadaniem było niesienie pomocy poszkodowanym. Ponieważ Rzym był podzielony na 14 rejonów, każda kohorta miała pod swoją opieką dwa rejony. Kohortą strażaków dowodził prefekt — praejectus vigilum, który zasadniczo winien był czuwać całą noc.

Strażacy dzielili się na tych, którzy donosili i podawali wodę— aąuarii i na tych, którzy gasili ogień przy pomocy sikawek — siphonnarii (sipho — sikawka). Sprzęt, w początkach prymitywny, z biegiem czasu ulepszano, by pracę ułatwić i przyspieszyć. Używano przy gaszeniu pożaru sikawek — siphones, wiader do podawania wody — hamae (robiono je przeważnie ze skóry, inne utrwalano smołą), topory — dolabrae, drągi z hakami — per-ticae; oczywiście przy gaszeniu ognia w wysokich, kilkupiętrowych domach czynszowych konieczne było zastosowanie drabin — scalae. Mieszkańcy sami także musieli zachowywać ostrożność i przestrzegano, by w domach były kadzie z wodą.

Groźny pożar za Nerona został upamiętniony przez Tacyta: „Nie wiadomo, czy nieszczęście to zdarzyło się przypadkowo, czy sprawiły to złośliwe intencje cesarza (są dwie różne wersje), ale cięższe i groźniejsze w skutkach od wszystkich, jakie miastu wyrządziły straszne pożary.

Ogień wybuchł w tej części cyrku, która przylega do wzgórza Palatyńskiego i Celiusza. Tam w kramach pełnych łatwopalnego towaru ogień był słaby, ale zaraz wzmógł się i rozniecony wiatrem ogarnął całą długość cyrku. Bo też na drodze nie było ani budowli zabezpieczonych murami ognioodpornymi, ani świątyń otoczonych murami, ani żadnej innej przeszkody. Rozprzestrzeniał się więc ogień najpierw z całą gwałtownością na miejscach równych, potem sięgał na wyniosłości, znowu szerzył spustoszenie na terenach niżej położonych i przenosił się z taką szybkością, że wyprzedzał wszelkie środki, które miały ogień opanować — zresztą miasto zawsze było narażone na tego rodzaju nieszczęście przy swoich ciasnych i krętych uliczkach i szeregach nieregularnie stojących domów — bo tak wyglądał Rzym dawniej". Historyk opisuje panikę wśród ludności, a nas może zastanowić, dlaczego nie wkroczyła do akcji straż pożarna. Otóż Tacyt pisze dalej, że „nikt nie miał odwagi przystąpić do gaszenia pożaru wobec ciągłych pogróżek tłumu, który nie dopuszczał do likwidowania ognia", co więcej, „inni jawnie ciskali płonące głownie i głośno krzyczeli, że są do tego upoważnieni" (Tacyt, Roczniki XV 38 nn.).

1 Petroniusz w Uczcie Trymalchiona wymienia niejakiego Echiona, który był „fabrykantem płacht szmacianych". Były to płachty, które moczone w wodzie służyły do gaszenia pożarów.

To zachowanie się tłumu pozostało niewyjaśnione: powtórzymy za Tacytem, iż nie wiadomo, czy ludzie ci szukali okazji dc grabieży, czy też istotnie działali z czyjegoś rozkazu.

Na pogorzelców organizowano zbieranie składek i można by uznać tę metodę za wielce szlachetną, podziwiać ofiarność Rzymian i właściwy stosunek człowieka do człowieka, gdyby nie to, ze najchętniej niesiono pomoc ludziom bogatym, którzy w przyszłości mogli odwdzięczyć się — może poparciem na urząd, może testamentem. Natomiast z pomocą biednym nie spieszono się, bo trudno było liczyć na konkretną formę okazania wdzięczności z ich strony.


HODOWLA BYDŁA I POLOWANIE W GRECJI

...Hefajstos

Wykuł też bydła stado o rogach prostosterczących. Krowy ze złota i z cyny śpieszyły rycząc z obory Na pastwiska nad rzeką szumiącą, gdzie trzciny się chwiały. Czterech pasterzy ze złota kroczyło obok przy krowach, Dziewięć zaś psów chyżonogich za nimi w ślad pomykało. Ale oto straszliwe dwa lwy spośród krów, co szły pierwsze. Byka porywały; ten ryczał okrutnie, gdy owe go wlokły. W pogoń rzuciły się psy, rzucili się także junacy — Lecz rozszarpały już lwy wielkiego skórę buhaja I pożerały wnętrzności i czarną juchę żłopały. Próżno szczuli pasterze swe rącze psy na drapieżcę: Wzdragały się rzucać na lwy i tylko szczekały, To zbliżając się do "nich tuż-tuż, to znów odskakując.

(Homer, Iliada XVIII 573 nn.)

Nawet w czasach kiedy pożywienie Greków składało się ze skromnych dań, jednym z ich składników było mięso, a w czasach kiedy już uczty stawały się obfite, pojawiały się na stołach różne mięsiwa, wędliny, ptactwo, ryby. Ponadto i bogowie domagali się krwawych ofiar — i od tego zwyczaju nie odstępowano. Nietrudno było wymagania te zaspokoić, gdyż od najdawniejszych czasów hodowla bydła była jedną z głównych gałęzi gospodarstwa wiejskiego. Bydło zawsze przedstawiało wielką wartość, gdyż jeszcze w czasach, kiedy nie znano jednostek monetarnych nawet w ich prymitywnej formie, zastępowały je woły i owce. Ponadto były potrzebne zwierzęta pociągowe do pracy na roli, i w komunikacji, i do transportu. Rozwijała się więc hodowla wołów, krów, owiec, kóz, świń oraz zwierząt pociągowych, do których obok wołów zaliczymy muły, osły i konie. Nawet w krainach górzystych były odpowiednie do wypasania bydła zbocza gór. Zasadniczo rozróżniano trzy grupy zwierząt hodowlanych, co znalazło wyraz nawet w hierarchii pasterzy: pierwsze miejsce zajmowali pasterze wołów — bukóloi, na drugim miejscu byb pasterze owiec — poimenes, ostatnie — pasterze kóz — aipóloi. Niemal w każdym gospodarstwie prowadzono też hodowlę świń i drobiu. Hodowla ta już wcześnie była na stosunkowo wysokim poziomie, zabezpieczano odpowiednio schronienie dla zwierząt,, dostosowywano starannie paszę, zabezpieczano przed zimnem, byle uniknąć strat. Na terenach, gdzie bydło mogło być zagrożone przez dzikie zwierzęta, budowano zagrody otoczone wysokimi palisadami, i wznoszono na tych terenach szopy, gdzie zwierzęta mogły się chronić przed zimnem i opadami atmosferycznymi. Taro także dokarmiano bydło, które w dzień pasło się na pastwiskach. Dla owiec i kóz budowano oddzielne owczarnie, wybierając, o ile to było możliwe, miejsca na spadzistych stokach gór, osłoniętych od wiatrów. Przestrzegano bardzo utrzymania czystości w pomieszczeniach dla zwierząt ze względu na stan ich zdrowia i dla uniknięcia zarazy umieszczano chore zwierzęta w przygotowanych w tym celu przegrodach.

Stosowano też inną metodę żywienia wołów przeznaczonych* na siłę pociągową: wybierano trzyletnie byczki, trzebiono je i dożywiano specjalnie, dodając im oprócz zwykłej paszy mielony jęczmień z sieczką słomy, wykę, złuszczony bób, figi. Owce wypasano na stokach gór, gdzie była rozmaita roślinność, trawa i krzewy. Przy tuczeniu owiec dodawano do pożywienia sól, którą również dodawano do pokarmu wołom \ Kozy hodowano głównie dla mleka. Hodowano także stada świń, które pasły się najczęściej w gajach i lasach dębowych, a przy tuczeniu ich stosowano specjalną metodę. Przez 60 dni trzymano je w ciasnej zagrodzie i przez 72 godziny nie otrzymywały żadnego jedzenia. Wygłodzone karmiono jęczmieniem, prosem, owocami dzikich grusz, figami. Wobec tego, że figi odgrywały taka rolę w karmieniu zwierząt domowych zrozumiałym staje się zakaz wywożenia fig z Attyki. Drób — jak zawsze i wszędzie — karmiono ziarnem. Na stołach Greków pojawiały się także wymyślne dania z dziczyzny i różnego rodzaju ptactwa. Ale i polowanie było jednym z pierwszych zajęć człowieka. W Grecji, jak wszędzie, jedni-polowali, ażeby dla siebie zdobyć pożywienie, inni z myślą o korzyści, a inni dla sportu i przyjemności.

Jest wiele sposobów łowienia wodnych zwierząt, różne sposoby chwytania ptaków, ogromnie wiele rodzajów polowania na zwierzęta lądowe, i nie tylko na zwierzęta — bo warto tu też pamiętać o polowaniu na ludzi, o zasadzkach wojennych i — łowieniu przyjaciół, chwalebnym i nagannym.

(Platon, Prawa VII 823 B).<

W Grecji traktowano zaprawianie się w polowaniu jako jeden z elementów wychowawczych — oczywiście z pewnymi zastrzeżeniami. Ksenofont w Podręczniku łowiectwa (Kynegetikós) III 1 nn pisze: „Wielkie korzyści odniosą ci, którzy będą mieli ochotę na polowanie. Zyskają zdrowie, bystrzejszy wzrok i słuch, i mniej będą się starzeć — a najbardziej kształci polowanie w sprawnościach potrzebnych na wojnie. Przede wszystkim, kiedy będą odbywali uciążliwe marsze po trudnych do przebycia drogach, nie ustaną z wyczerpania, bo zniosą trudy dzięki temu, że wśród nich przywykli łowić dzikie zwierzęta. Dalej, będą mogli sypiać na twardym legowisku i dobrze strzec tego, czego nakazano pilnować". Zdaniem Kśenofonta, i podobnie zdaniem Platona, należy ćwiczyć się w uprawianiu łowiectwa w młodości: „Trzeba — pisze Ksenofont — „przystąpić do zajęć łowieckich już wtedy, kiedy się przechodzi z lat chłopięcych do wieku młodzieńczego" (Podręcznik łowiectwa II 1). Zwraca też autor uwagę, że należy uprawiać łowiectwo licząc się z warunkami materialnymi, gdyż był to sport kosztowny, wymagający posiadania koni, psów, odpowiedniej broni. Toteż w literaturze, a zwłaszcza w komedii, występuje często narzekanie' ojców, iż rujnują ich synowie wydając pieniądze na konie i psy.

Platon doceniając również wychowawczą rolę polowania, rozróżnia polowanie dobre i złe i uważa, że nawet prawodawcy niełatwo będzie uwzględniać wszystkie okoliczności „i ująć wszystkich w osobne i szczegółowe przepisy połączone z sankcjami karnymi i wszystkiego nakazywać lub zakazywać pod groźbą kary... Jak więc postąpić należy? Otóż prawodawca chwalić będzie lub ganić różne rodzaje polowania w zależności od tego, czy są to trudy i zajęcia odpowiednie dla młodzieży, czy nie... Chwalić będziemy to polowanie, które wyrabia w młodzieży dobre cechy charakteru, a ganić to, które, przeciwnie, paczy ich naturę. Zwrócimy się następnie do nich z takim życzeniem: „Mili przyjaciele, niechże was nie pociąga chęć zapuszczenia wędki do morza, i łowienia w ogóle wodnych zwierząt, kiedy tó czuwając czy śpiąc, czeka się gnuśnie, aż zdobycz wypełni sieci! I oby nie ogarnęła was nigdy żądza polowania na ludzi w zbrojnych wyprawach morskich i nie zrobiła z was dzikich czci i wiary pozbawionych korsarzy! Niechże wam nigdy nie przychodzi do głowy ćwiczyć się w dokonywaniu zręcznych kradzieży w kraju i w mieście! Niech nikt z was wreszcie nie ulega niegodnej wolnego człowieka kuszącej namiętności łapania ptaków". Jedynie więc polowanie na lądowe zwierzęta pozostaje dla naszych bohaterskich zawodników. Ale i tutaj nie zasługują na pochwałę tak zwane „nocne łowy", kiedy na zmianę śpi się i wychodzi na czaty — zajęcie dobre dla gnuśnych mężów, — ani też takie, kiedy również nie trudząc się nieprzerwanie w sidła i w potrzaski chwyta się potężne zwierzę, zamiast je położyć zwycięską wolą rozmiłowanej- w trudach duszy. Pozostaje więc dla wszystkich, którym zależy na zdobyciu boskiej dzielności, jeden tylko najlepszy sposób polowania: z końmi i psami uganiać się za dzikim zwierzem i kładąc go siłą swych uderzeń i pocisków męstwu własnych rąk zawdzięczać zwycięstwo".

Po czym formułuje Platon przewidzianą ustawę: „która brzmieć będzie następująco: Owym boskim naprawdę myśliwym niech nikt nigdy nie zabrania polować z psami, gdziekolwiek i jakkolwiek by chcieli. Nocnemu natomiast łowcy, który ufa tylko zastawionym przez siebie sidłom i potrzaskom, niech nikt nigdy polować nie pozwala. Łapać ptaki wolno na pustkowiu i w górach, jeżeliby ktoś jednak łapał je na uprawnych gruntach albo na leżących odłogiem obszarach poświęconych bogom, to każdy, kto by to zobaczył, sprzeciwić się temu winien bezwzględnie. Połów ryb zakazany jest w portach, w świętych rzekach, stawach i jeziorach, dozwolony na wszystkich innych wodach pod warunkiem, że rybak nie będzie używać trujących wyciągów roślinnych" (Prawa VII 823 B nn.; 824 A-C).

Zarówno teksty literackie jak i źródła ikonograficzne pozwalają odtworzyć metody uprawiania polowań oraz stosowaną broń i narzędzia, jakimi posługiwano się w łowiectwie. Główną bronią, jakiej używano, były oszczepy i łuki, zdarzało się, że przy polowaniu na dziki uzbrajano się w siekiery. Wcześnie zaczęto używać tak potępiane przez Platona różnego rodzaju sieci, sidła, potrzaski. Sieci z lnu lub z konopi zawieszano między drzewami i napędzano, w nie zwierzęta nagonką przy pomocy tresowanych psów. Innego rodzaju pułapkami były doły odpowiednio kopane i tak zaopatrzone, że zwierzę, które wpadło w ową pułapkę nie mogło się już wydostać: tam je zabijano. W ten sposób polowano głównie na jelenie i zające. (Ksenofont, Podręcznik łowiectwa IX 11). Ksenofont omawia szczegółowo stosowane rodzaje polowań na różne zwierzęta, np. sporo miejsca poświęca „śladom zająca", jakie są latem, jakie zimą, kiedy są wyraźne, kiedy zatarte itp. Z wypowiedzi tego autora dowiadujemy się również, jaką wagę przywiązywali myśliwi do tresury psów, do zalet jakie powinny posiadać, a które psy, pozbawione tych cech, do łowiectwa w ogóle się nie nadają.

Jeżeli już mówimy o używaniu psów przez myśliwych, to warto wspomnieć, że psy były podobnie jak konie uważane za najwierniejsze zwierzęta. Musiały być i psy dzikie, gdyż często spotyka się wzmianki o rozszarpywaniu trupów przez ptactwo i psy. Przy polowaniu, jakie zaleca Platon, główną rolę odgrywały obok, psów konie. Ksenofont, który w swym Podręczniku łowiectwa poświęca wiele miejsca psom, ich wadom i zaletom, w Podręczniku nauki jeździectwa (Peri hippikes) nie tylko daje wskazówki przyszłym jeźdźcom, ale również udziela rad, jakie konie należy kupować, o jakiej budowie, jak sprawdzać, czy nadają się do konnej jazdy, jak należy konia pielęgnować, żeby nie narażać się na straty. Zarówno przy kupnie konia jak i podczas pielęgnacji zaleca autor zwracać uwagę na nogi konia i dbać o nie. „Kiedy więc komuś podoba się koń, kupi go i przyprowadzi do domu, będzie dobrze, jeżeli stajnia znajdzie się w takiej części domu, gdzie by pan mógł nieraz widzieć swojego konia. Dobrze też, jeżeli stajnia jest tak urządzona, żeby nie można było wykraść obroku konia ze żłobu, jak żywność pana ze spiżarni. A ten, kto o to się nie zatroszczy, nie dba moim zdaniem o siebie samego: bo jasną jest rzeczą, że w niebezpieczeństwach pan powierza własną osobę koniowi. Należycie zaś zabezpieczona stajnia powinna być nie tylko dlatego, ażeby nie wykradano obroku, ale i dlatego, ażeby było widoczne, kiedy koń jakoś wyrzuci obrok ze żłobu. A jeżeli się to zauważy, to można poznać, czy ciało przekrwione wymaga kuracji, albo gdy występuje zmęczenie, czy koń potrzebuje odpoczynku, albo też zaczyna się niestrawność lub jakaś inna choroba. Bo jak u człowieka tak i u konia wszelkie choroby łatwiejsze są do wyleczenia w początkowym stadium, niż wtedy, gdy się zagnieżdżą i źle są leczone.

Podobnie jak trzeba dbać o pożywienie konia i ćwiczenie jego organizmu, by był silny, tak też należy pielęgnować nogi. Wilgotne stajnie i gładkie szkodzą dobrym nawet z natury kopytom. Najważniejsze więc jest, żeby stajnia nie była wilgotna, by podłoga była spadzista i nie gładka, ale by była wybrukowana kamieniami obok siebie wkopanymi, wielkości odpowiadającej kopytom.... Ponadto stajenny powinien wyprowadzać konia ze stajni na miejsce, gdzie go ma oczyścić zgrzebłem, a po rannym obroku należy odwiązać konia od żłobu, aby chętniej szedł do wieczornego obroku. A znowu najlepiej będzie urządzona przestrzeń przed * stajnią i wzmocni nogi konia, jeżeli się tam zasypie 4 lub 5 wozów okrągłych kamieni, wielkości pięści, wagi około jednego funta (436,6 gr.); ale trzeba je otoczyć żelazną obręczą, ażeby się nie rozsypywały... Koń musi używać kopyt, i kiedy się go czyści zgrzebłem, i kiedy opędza się od much, tak samo jak wtedy, gdy idzie. Otóż kamienie w ten sposób rozsypane wzmacniają kopyta'. A tak jak trzeba dbać o kopyta, aby były silne, tak znowu należy pielęgnować pysk, aby był miękki. A te same środki czynią delikatnym i ciało ludzkie i pysk koński4 (Podręcznik nauki jeździeckiej IV 1 - 5).

Ważnym czynnikiem w gospodarce były ryby. stanowiły tani składnik pożywienia ludności ubogiej, tej zwłaszcza, która mieszkała blisko wody, a nie mniejsze zapotrzebowanie było w miastach, gdyż tam poszukiwano różnych, drogich gatunków ryb, które rybacy łowili i dostarczali za wysokim wynagrodzeniem podejmując się nawet przechowywania ryb złowionych i ich dalszej dostawy.

Bardzo cenne są znaleziska archeologiczne, wśród których znajdują się haczyki do wędek, ciężarki, którymi obciążano sieci zarzucane do wody, zbiorniki, w których przechowywano solone ryby. Odmian ryb było bardzo wiele, i bardzo różne i wymyślne sposoby przyprawiania ich. Wyróżniono cztery rodzaje sprzętu rybackiego: wędki, sieci, wiersze i harpuny. Przy wędkach używano jako przynęty małych rybek, kawałków mięsa, a stosowano także wrzucanie do wody w miejscu połowu tego, co zapachem swym przyciągało na to miejsce ryby: wrzucano więc kawałki sera, chleba, a również pewne rośliny o silnym zapachu. Nieobce było też starożytnym stosowanie jako przynęty sztucznych much, a według Eliana (XII 43; XV 1) przynętą skuteczną były także kawałeczki czerwonej wełny! Sieci obciążano ciężarkami, a przy pomocy zahaczonych lin wyciągano złowione w nie ryby, zagarniając przy tej czynności większą ich ilość. Wiersza — była to klatka zrobiona z wikliny, otwór wejściowy zwężał się ku wnętrzu, ryba dostawała się do środka, lecz wewnątrz była skonstruowana przeszkoda z prętów, która uniemożliwiała jej wydostanie się. Harpun — wykonany z długiego pręta, przeważnie z drzewa oliwki, zakończony był grotem albo trójzębem: narzędzie to służyło do połowów ryb wielkich lub ośmiornic; łowy te uprawiano przeważnie z łodzi nocą przy świetle pochodni. Nocą również, przy świetle pochodni łowiono różne rodzaje skorupiaków, tak chętnie widzianych na stołach.


HODOWLA BYDŁA I POLOWANIE W ITALII

Czy to pragnąc w Olimpii zdobyć palm -koroną Wyścigowe chowamy konie, — czy do pługa Byki silne, —to będzie ich matek zasługa...

Po porodzie już troska na małe przechodzi: Żelazem znaczyć trzeba woły, kto je rodzi, Które są na rozpłodek, które dla ołtarza Na żertwę, które mają skib grudy podważać Prując ziemię, zaś inne goń na pastwisk trawy. Te, które dla pól potrzeb i roli uprawy Chowasz, młodo zaprawiaj i poddaj tresurze, Póki jeszcze powolne, o łatwej naturze. Wprzód na kark im włóż koła luźne z wiklin łyka, A później, gdy do więzów już szyja przy wyka, Parami je zaprzęgaj do jarzma niewoli, By szły społem; niech wozy już ciągną po roli Puste, co ledwie w kurzu ślady zostawiają; Później niech pod ciężarem bukowe zagrają Osie, dyszel brązowy ciągnie kół wiązanie... ...Nie chciej jak ojcowie, Aby skopców biel mlekiem była wypełniona: Ty — dla cieląt zostawisz pełniutkie wymiona.

' (Wergiliusz, Georgtki III 50 - 53; 159 - 178)

Wergiliusz w Georgikach ogranicza się głównie do przedstawienia gospodarki wiejskiej, jej głównych gałęzi, pracy wieśniaka, a więc rolnictwa, sadownictwa, hodowli bydła, pszczelarstwa. Ale zapotrzebowanie Rzymian, zwłaszcza czasów cesarstwa, było

0 wiele większe aniżeli Greków. Kiedy Wergiliusz pisze swój poemat o pracach w gospodarstwie wiejskim, hodowla bydła znacznie się w Italii podniosła. Długi czas rolnictwo stanowiło główną siłę gospodarczą Rzymu, ale od czasów kiedy Sycylia

Starszy tak miał ocenić: na pytanie, „jakie zajęcie jest najkorzystniejsze", odpowiedział: „Dobra hodowla bydła". — „A potem?"— „Niezła hodowla bydła". — A następnie? „Zła hodowla bydła". „A potem?" „Rolnictwo". Jest to anegdota, która jednak doskonale charakteryzuje stosunki w Italii. Lecz wymagań Rzymian już nawet późniejszego okresu rzeczpospolitej, nie mówiąc już o cesarstwie, nie mogły zaspokoić nawet możliwości, jakie stwarzała Italia: nie wystarczały już potrawy z mięsa wołowego, wieprzowego, czy drobiu z gospodarstw wiejskich; musiała być dziczyzna i ptactwo i ryby z odległych niekiedy stron. A więc znowu, podobnie jak w Grecji, myśliwi mieli zadanie dostarczania zwierzyny, a rybacy — ryb.

Jeżeli chodzi o metody polowania trudno tutaj coś dodać dó tego, co zostało powiedziane o polowaniu w Grecji. Jednak w Rzymie nie przywiązywano wagi do łowiectwa jako do elementu wychowawczego; młodzież traktowała to jako sport, również trzymano w tym celu psy i konie, a ilość ich świadczyła o zamożności gospodarza, więc niewątpliwie dążenie do posiadania tych zwierząt świadczyło o snobizmie. Horacy podkreśla, że wprowadzony do Mecenasa nie starał się przedstawić mu swojego położenia w świetle lepszym aniżeli było istotnie, „nie nałgałem ci wtedy, że ojciec z rycerzy, że konno włość objeżdżam" (Sat. I 6, 58 - 59).

Równie wielkie usługi jak psy myśliwskie oddawały ludziom w gospodarstwie wiejskim psy pilnujące domu i zagrody; trzymano też psy w domach w mieście, a śladem tego jest częsty napis na posadzce u wejścia CAVE CANEM — Strzeż się psa; były też pieski pokojowe, rozpieszczone, pieski-zabawki.

Zapotrzebowanie Rzymian nie ograniczało się — jak u Greków — do zdobywania zwierząt na ofiary dla bogów i na wystawne uczty, ale jeszcze pozostawał problem zdobywania dzikich zwierząt na venationes — walki i polowania w amfiteatrze. Te zwierzęta dostarczano z odległych stron, z prowincji, i tam byli ludzie wyspecjalizowani w łowieniu różnych gatunków zwierząt. jNie było to zadanie łatwe, gdyż ujęcie każdego zwierzęcia wymagało innego sposobu.

Walki lwów miał po raz pierwszy urządzić w Rzymie Kwin-tus Scewola, syn Publiusza, za swojego edylatu (r. 95 p.n.e.); sto lwów o wspaniałych grzywach wprowadził na arenę za swej pre-tury Sulla (93 r. p.n.e.), po nim Pompejusz Wielki wprowadził na-arenę cyrku 600, a Cezar będąc dyktatorem 400 lwów (Pliniusz, Hist. nat. VIII 17 nil.).

Przeważnie chwytano lwy urządzając pułapki przez kopanie odpowiednich dołów. Według Pliniusza Starszego za cesarza Klaudiusza „przypadek naprowadził na pewien nowy sposób, niegodny zresztą takich zwierząt. Jakiś pasterz w Getulii broniąc się przed atakującym go lwem, zarzucił nań swój płaszcz; widowisko takie wprowadzono zaraz na arenę, i trudno wprost uwierzyć, że złość lwa ustaje odrazu, jeżeli okryje mu się głowę nawet lekką zasłoną, i to tak dalece, że daje się opanować bez walki. Widocznie cała jego siła tkwi we wzroku" (Pliniusz l.c).

Walki z tygrysami unikano; myśliwi na rączym koniu porywali małe tygrysiątka, mając w rezerwie kilka koni; kiedy tygrysica wróciła i zastała legowisko puste, kierując się węchem pędziła za myśliwym; wówczas myśliwy rzucał jej jedno z zabranych tygrysiątek, które matka odnosiła na legowisko, a sama zaczynała znowu ścigać myśliwego. Jeżeli myśliwy miał przed sobą dłuższą drogę, by dostać się na okręt, rzucał jej następne małe, i znowu opóźniał jej pościg. Tak wyglądało polowanie na tygrysy według opisu Pliniusza Starszego (VIII 66).

Szczególną atrakcją były słonie. Rzymianie poznali je we wrogich szeregach, podczas wojny z Pirrusem, królem Epiru, a potem w r. 250 p.n.e., zdobyte na Kartagińczykach po zwycięstwie Luc-jusza Metellusa Pontifeksa na Sycylii. Przywieziono je do Rzymu na tratwach w liczbie około 140. Według Pliniusza Starszego, „W Indiach polują na słonie w ten sposób, że dozorca jedzie na oswojonym słoniu i jeżeli spotka samotne zwierzę lub uda mu się odpędzić jedną sztukę od stada, pędzi go naprzód bijąc. Gdy słoń się zmęczy, wtedy przesiada się na niego i kieruje nim tak jak poprzednim. W Afryce chwytają słonie w doły; jeżeli jednak jakiś słoń zabłądzi i wpadnie w dół, wszystkie inne natychmiast znoszą gałęzie, staczają duże głazy, usypują wały i wszelkimi sposobami usiłują go wydobyć. Dawniej królowie chcąc oswoić te zwierzęta kazali ludziom na koniach zapędzać je do sztucznie zrobionej kotliny, która wprowadzała je w błąd swoją wielką przestrzenią, i tam odcięte wałami i rowami zmuszali je do posłuszeństwa głodem; o tym, że się oswoiły, świadczyło ich zachowanie się, kiedy łagodnie brały podawane im gałązki". Bardziej krwawe i nieludzkie sposoby stosowała ludność miejscowa, polująca na słonie, jedynie w celu zdobycia przedstawiających wielką wartość kłów, o czym również opowiada Pliniusz: „Obecnie ci, którzy chcą zdobyć ich kły, celują w nogi, które są bardzo wrażliwe. Sąsiadujący z Etiopią Trygodyci, dla których te polowania są jedynym źródłem pożywienia, wchodzą na drzewa w pobliżu drogi, którą zazwyczaj przeciągają słonie, i kiedy zobaczą ostatnie szeregi stada, zeskakują im na grzbiet blisko ogona, lewą ręką chwytają ogon, nogami ściskają prawą nogę zwierzęcia i tak wisząc przecinają ścięgna u nogi bardzo ostrą siekierą, którą trzymają w prawej ręce. Kiedy zwierz raniony zwalnia bieg, przecinają ścięgna drugiej nogi. A wszystko to wykonują z niezwykłą zręcznością. Stosują jeszcze inny, mniej niebezpieczny, lecz bardziej podstępny sposób: wbijają głęboko w ziemię ogromne naciągnięte łuki; łuki te trzymają ludzie bardzo silni, a drudzy z równą siłą naciągają je i, kiedy słonie przechodzą, wypuszczają w nie pociski zamiast strzał, potem ściągają je idąc śladami krwi" (Pliniusz, Hist. nat. VIII 1-14 (wybór).

Przekroczyliśmy granice geograficzne przenosząc się do Afryki, jest jednak związek, gdyż do Rzymu przede wszystkim docierały zdobyte kły słoni, owa cenna „kość słoniowa", za którą drogo płacono.

Rzymianie nie pasjonowali się polowaniem tak jak Grecy; dla nich była to rozrywka, sport, który zapewniał ruch i ćwiczenia fizyczne, wypełniało im często czas wolny — otium, ale głównie korzystali z dziczyzny upolowanej przez niewolników albo z kupowanej'. Polowali Rzymianie na zające, dziki, ptactwo sposobami nie wymagającymi wielkiego wysiłku, używając sideł, potrzasków, a więc metodami, które zdecydowanie potępiał Platon.

Pliniusz Młodszy opowiada z poczuciem humoru *o swoich trofeach myśliwskich (Listy I 6). „Uśmiejesz się, i masz prawo się śmiać. Oto ja, ten którego dobrze znasz, upolowałem trzy dziki i to jakie piękne! „Ty sam?" — powiadasz. „Właśnie ja; jednak nie w ten sposób, ażebym w ogóle zrezygnował z mojego lenistwa i spokoju. Siedziałem blisko zastawionych sideł: obok mnie nie było ani oszczepu, ani dzidy, lecz... rylec i tabliczki do pisania; zatopiony w myślach coś tam notowałem, ażeby, jeżeli wrócę z pustymi rękoma, przynieść przynajmniej zapełnione tabliczki. Taka metoda pracy literackiej bynajmniej nie zasługuje na lekceważenie: rzecz dziwna, jak ruch fizyczny pobudza myśl: już lasy dokoła, i samotność i nawet to milczenie, którego przestrzega się ze względu na polowanie, jest czynnikiem sprzyjającym rozmyślaniom.

W przyszłości, gdy wybierzesz się na polowanie, weź za moją namową nie tylko zapas żywności i buteleczkę, lecz także tabliczki do pisania: przekonasz się, że nie tylko,Diana, ale i Mi-nerwa wędruje po górach".

Wspomniane przez Pliniusza dziki pojawiły się na stołach Rzymian dość wcześnie, ku zgorszeniu tych, którzy przeciwni byli wprowadzaniu nowych zwyczajów. Tak np. Katon Cenzor krytykował wprowadzenie tej nowej potrawy, jakkolwiek wtedy, jak podaje Pliniusz Starszy, podawano tylko część środkową, jako „polędwicę z dzika" (lumbus aprinus).

„Całego dzika podał na uczcie Publiusz Serwiliusz Rullus, ojciec tego Rullusa, który za konsulatu Cycerona ogłosił reformę agrarną; tak niedawno zdarzyło się to, co dzisiaj jest czymś powszechnym, a kroniki to odnotowały! Oczywiście może to służyć jako krytyka dzisiejszych zwyczajów, kiedy to zjada się podczas przyjęcia dwa i trzy dziki, i to nie w ciągu całej uczty, lecz w ramach pierwszego dania" (Pliniusz, Hist. nat. VIII 78). Przy takim zapotrzebowaniu nie ograniczano się do polowań, lecz zaczęto prowadzić hodowlę dzików, podobnie jak i innej dziczyzny. Pierwszy zaczął hodować dziczyznę Fulwiusz Lippinus w okolicach Tarkwiniów, a wkrótce znalazł naśladowców, m.in. w osobach Lucjusza Lukullusa2 i Kwintusa Hortenzju-sza 3.

Ptactwo łowiono różnymi sposobami, zastawiano sieci, sidła, potrzaski, chwytano ptaki na kije posmarowane lepem, a podobno wabiono je również gwizdem.

Wybredni Rzymianie wprowadzali do swoich jadłospisów wciąż nowe gatunki ptactwa oraz ryb, i mieli coraz większe wymagania co do sposobu ich przyrządzania. Pisarze wymieniają jako szczególnie ulubione ryby jesiotry, okonie morskie, wątłusze, wargacze, które dowożono z morza Karpackiego (na południe od wyspy Rodos). Według Pliniusza (Hist. nat. IX 60) „za cesarza Tyberiusza Klaudiusza jeden z jego wyzwoleńców, Optatus, prefekt floty, sprowadził owe wargacze i wpuścił dla rozmnożenia w morze między Ostią a wybrzeżem Kampanii; przez jakieś pięć lat dokładano starań, ażeby wszystkie złowione sztuki były z powrotem wrzucane do morza. Od tego czasu znajdują się już w dużej liczbie przy wybrzeżu italskim... Tak smakoszowskie podniebienia, które potrzebują ryb wręcz zasianych, dały morzu nowego mieszkańca..." Jako bardzo cenione ryby wymienia Pliniusz czerwonobrody średniej wielkości, nie przekraczające w wadze dwóch funtów. Opowiada też, że jeden z mężów konsularnych, Azyniusz Celer, za cesarza Kaliguli kupił jednego czerwonobroda za 8000 sesterców. A oto refleksje Pliniusza: „Kiedy się nad tym zastanawiam, mimo woli przychodzą mi na myśl ci, co to narzekając na zbytek skarżyli się, że jeden kucharz kosztuje więcej niż koń. A teraz koszt kucharza wynosi tyle, ile urządzenie całego triumfu! A ryba kosztuje tyle, ile przedtem kucharz! I chyba z ludzi nikt nie jest ceniony wyżej niż ten, kto najumiejętniej potrafi podać do strawienia dochód swego pana" (Hist. nat. IX 68). Z tych

2 Lucjusz Lukullus — najprawdopodobniej Lucius Licinius Lucullus, zwycięzca Mitrydatesa w latach 73 i następnych; człowiek niezwykle bogaty; słynne były jego wspaniałe domy w Rzymie, ale opiekował się także uczonymi i artystami, sam posiadał wspaniałą bibliotekę i zbiory dzieł sztuki. Przysłowiowe: „Uczty Lukullusowe".


KOMUNIKACJA — PODRÓŻE — ŁĄCZNOŚĆ W GRECJI

Wielu ludzi patrzy z podziwem na wielkie i wspaniałe miasta, wielkim kosztem wzniesione budowle, lecz swoje ojczyste miasto każdy darzy uczuciem miłości. Niektórym zwiedzanie obcych miejsc sprawia szczególną przyjemność, ale i wśród tych nikt nie dał się opanować temu uczuciu do tego stopnia, żeby pod wpływem cudów w obcych krajach zapomniał o własnej ojczyźnie.

(Lukian, Pochwala ojczystego miasta 1)

Kiedy Lukian pisze te słowa (wiek II n.e.) odbywano już częste i dalekie podróże i to nawet w celach turystycznych, gdyż „niektórym zwiedzanie obcych miast sprawiało szczególną przyjemność". Ale nie turystyka dała początek podróżom i wyprawom; podróże do obcych krajów dla samego ich zwiedzania rozwinęły się dopiero w czasach, kiedy państwa były już ustabilizowane, drogi dostępne, środki komunikacji odpowiednio przystosowane do potrzeb i nawet wygód podróżujących, a poziom kultury i zainteresowania naukowe stawały się podnietą do poszukiwania i poznawania czegoś nowego. W zadym kraju, a więc i w Grecji, nie znajdziemy ustalonej daty, pod którą zapisano by nazwisko pierwszego podróżnika, nazwisko człowieka, który pierwszy wyruszył z danego kraju na poszukiwanie nowych ziem. W ramach Grecji właściwej musieli ludzie wcześnie odbywać podróże z państwa do państwa, pomijając nawet cele polityczne, wymagało tego życie codzienne: przy różnych warunkach geograficznych w szerokim tego słowa znaczeniu, przy różnych warunkach gospodarczych musieli mieszkańcy odległych okolic być z sobą w kontakcie. Nie było to łatwe, gdyż każde z państw wymagało innych v urządzeń przystosowanych do warunków miejscowych. Pewną ilustracją tego może być fragment rozmowy Ateńczyka i Klej-niasa z Krety, który wyjaśnia powstanie u nich zwyczaju jadania wspólnych posiłków oraz używania łuków: „Sądzę, że każdy pojmie łatwo powody naszych urządzeń. Kreta bowiem,, jeżeli idzie o jej naturalne ukształtowanie, nie jest, widzicie, tak jak Tesalia, równiną. Dlatego też Tesalczycy używają raczej koni, my natomiast uprawiamy bieg. Bo teren jest tu, przeciwnie, górzysty i nadaje się bardziej do tego, ażeby ćwiczyć się w przebieganiu go pieszo. A w takich warunkach konieczne jest posiadać broń lekką i biec bez obciążenia. Luki więc i strzały, ponieważ tak mało ważą, są tu, jak się zdaje, odpowiednie. Ze względu na wojnę wszystko u nas zostało urządzone i ją mając na oku, jak ja przynajmniej sądzę, ustanowił wszystko prawodawca. Bo przecież i o-byczaj wspólnych posiłków wprowadził bodaj dlatego, że widział, iż dla własnego bezpieczeństwa zmuszeni są wszyscy, kiedy są w polu, wspólnie spożywać posiłki" (Platon, Prawa I 624 C - D). Podobne zwyczaje istniały i w Sparcie i jej przedstawiciel mógłby w podobny sposób uzasadnić zwyczaje swego kraju. A jeżeli chodzi o sposób komunikacji, przenoszenia się z miejsca na miejsce, to teren Grecji zapewne nie zachęcał do podróżowania dla przyjemności, zmuszała do tego konieczność. A konieczność taka istniała: warunki gospodarcze, handlowe, tradycje kultowe, a wreszcie sprawy polityczne i wyprawy wojenne. W mitach, które niewątpliwie łączą się i splatają ż nieznaną nam bliżej rzeczywistością historyczną, podróże odgrywają ogromną rolę. Przyczyny i cele ich były różne: konflikty polityczne przemieniają się często w długotrwałe poza granicami kraju wojny, które zmuszały do dalekich niekiedy wypraw i to drogą morską (wojna Trojańska); względy ekonomiczne, które prowadziły do szukania nowych, o lepszych warunkach gospodarczych terenów (kolonie), poszukiwanie artykułów, materiałów, których kraj dany nie posiadał (handel). W wielu mitach greckich odgrywa znaczną rolę złoto — ale po nie trzeba było wyprawiać się poza granice Grecji: po „złote runo" — do Kolchidy, po „złoty piasek" do rzek niosących ten cenny metal, jak Paktolos w Lidii, czy do kopalni złota w Tracji, Macedonii, na wyspie Tazos. Cenna była miedź, trzeba było dotrzeć po nią na wyspę Eubeę, gdzie indziej znów trzeba było zdobywać żelazo. A najcenniejszy z greckich kruszców — srebro, wydobywano poza Grecją właściwą, na wyspie Tazos i feifnos, które zasilały Grecję w ten cenny kruszec w wieku VII i VI p.n.e. Potem w wieku VI stają się głośne kopalnie srebra w Laurion, a w wieku V (ok. r. 483 p.n.e.) odkryto nowe jego źródło w Maronei. To źródło zasiliło skarbiec Aten podczas wojen perskich, pozwoliło budować flotą i zapewniło przewagę nad innymi poleis. Wreszcie tłumy ściągały do miejsc związanych z kultem jakiegoś lokalnego bóstwa czy herosa, oraz na uroczystości ogólnopaństwowe jak Panatenaje czy nawet ogólnohelleńskie jak igrzyska, albo wyprawy do świątyń Asklepiosa, gdzie szukano cudownego uzdrowienia.

Idąc śladami mitów można by wyliczać wiele dalekich wypraw i podróży zarówno odbywanych drogą morską jak i lądową, chociaż opisy szczegółowe dotyczą raczej wypraw morskich. Można by tu wymienić wyprawę Jazona po złote runo do Kolchidy u stóp Kaukazu na zbudowanym przy pomocy bogów pierwszym jakoby w dziejach żeglugi statku Argo oraz wojenną wyprawę pod Troję; do Aulidy wyprawia się z Myken Klitajmestra z córką Ifigenią, małym Orestesem i orszakiem służby, a jakież przestrzenie przewędrował Herakles, który doszedł na zachód aż po tzw. słupy zwane dzisiaj jego imieniem; znamy opis podróży Lajosa, ojca Edypa; i znowu pełne niebezpieczeństw powroty bohaterów greckich spod Troi czy ucieczka Eneasza z Trojanami poprzez morza. Niekiedy do podróży zmuszały względy rodzinne (jak np. podróż Klitajmestry do Aulidy), to znów polityczno-międzynarodowe (wysyłanie poselstw). A kiedy pojawiać się zaczęły głośne nazwiska filozofów, poetów, uczonych chętnie sprowadzali ich na swoje dwory władcy, jedni — z zainteresowania się daną dziedziną wiedzy, inni — niewątpliwie przez snobizm. Podróżował w wieku VII Solon, był u króla Cypru; w wieku VI gościem Polikrate-sa, tyrana wyspy Samos, bywał poeta Anakreon; Ajschylos i poeta Symonides jeździli do Hierona do Syrakuz; w wieku V/IV p.n.e. poeta dytyrambiczny Filoksenos pozostawał w zażyłych stosunkach z tyranem Sycylii Dionizjosem; wiele podróżował Platon, był w południowej Italii, w Egipcie, na Sycylii u Dionizjosa II; w wieku III p.n.e. z Antygonosem, który władał Macedonią, przyjaźnił się poeta epicki Antagoras z Rodos i Aratos z Soloi; Eurypides opuścił Ateny, by przenieść się do Macedonii na zaproszenie tamtejszego króla, Archelaosa; osiadł w Pełli, gdzie zmarł. Wymieniam najbardziej znane nazwiska, ale i inni poeci i uczeni korzystali często z mecenatu możnych i władców w odległych krajach.

Wreszcie w odległe niekiedy kraje zapuszczali się ci, których gnała dociekliwość i ciekawość badacza, lub niepokój i żądza przygód awanturnika. Lukian w dialogu Okręt albo życzenia stara się przeniknąć istotę człowieka, odczytać jego marzenia. Rozmówcy wyrażają swe raczej pospolite i przyziemne życzenia, dopiero ostatni z nich wypowiada myśl, którą włączono by pod termin futurologia, gdyby to pojęcie już istniało; dla nas to już nie fu-turologia. Prawdopodobnie rozmówcą tym jest sam autor, który w nieznaną, przez jego fantazję stworzoną przyszłość często myślą wybiega. Rozmówca ten oświadcza, że on o skarby, o korce monet, o królestwo — prosić nie będzie, bo to rzeczy nietrwałe, które zasadzki mnogie w sobie kryją i więcej z nimi przykrości niż przyjemności. „Ja rad bym tylko" — powiada — „z Hermesem się spotkać 1 żeby on ofiarował mi kilka pierścieni, w specjalne wyposażających dary. A więc: jeden w zdrowie i siłę fizyczną, odporność na rany i cierpienia; także, bym wysoko ponad ziemię wzbijać się mógł w powietrze — i na to pragnąłbym mieć jakiś pierścień... Gdyby w kraju Indów albo Hiperborejów coś osobliwego było do zobaczenia, albo przedmiot jakiś kosztowny, jakaś specjalna potrawa albo napój, nie potrzebowałbym posyłać po te osobliwości, sam bym przelatywał i wszystkiego, ile pragnął, używał! Czy kto widział kiedy takie skrzydlate stwory jak hippogryf, albo indyjskiego ptaka feniksa? Otóż ja bym to widział, i źródła Nilu sam jeden bym poznał, i niezamieszkaną część ziemi, i zbadałbym, czy istnieją antypodowie dzierżący południową połowę globu ziemskiego. Nadto, ponieważ ogień nic by mi zrobić nie mógł, mógłbym zbadać snadnie naturę gwiazd, księżyca i samego słońca, a co najmilsze — w jednym i tym samym dniu mógłbym donieść do Babilonu, kto zwyciężył w zawodach olimpijskich, spożyć śniadanie w Syrii, i w razie potrzeby obiad zjeść w Italii" (42 nn.).

Wiele wieków musiało minąć, by mogły się spełnić owe — jak się wówczas zdawać musiało — bezpodstawne, w sferze fantazji mieszczące się rojenia. Bo, cóż to mówić o podniebnych lotach, kiedy z komunikacją lądową mieli Grecy niemałe trudności. Kontakty z odległymi krajami ułatwiała już wcześnie droga morska. Tu trudności pokonano i Grecy morze kochali, mimo niebezpieczeństw, jakie z sobą niosło. Znali jego grozę, ale znali też jego urok i korzyści, jakie im dawało. Zapewne i to, że ziemia — rola nie mogła Grekom zapewnić egzystencji zbliżyło ich do morza; nie mieli bezmiaru ziemi, a ta którą posiadali, mało przychylna, niewiele im obiecywała. Musieli więc szukać innej drogi rozwoju i zabezpieczenia bytu, a ta droga trudna i groźna poprzez bezmiar wód dokoła rozlanych doprowadziła ich do nowych lądów, gdzie zakładali kolonie; droga, która zmusiła do przyjęcia postawy za-czepno-odpornej, wskazała i pożywienie ukryte wśród fal i skarby dna morskiego. Symbioza Greków z morzem wynikała z konieczności życiowej, ale też przyśpieszyła i nawigacyjną gotowość portów, i rozwój żeglugi, i budownictwa okrętowego, i rybołóstwa, i eksploatacji dna morskiego. Wyrazem tego zżycia się z morzem są opisy morza, od homerowych począwszy poprzez całą literaturę grecką: „Słowa moje są zbędne" — pisze Lukian — „sami wiecie, że morze podczas czystej pogody potrafi swoim widokiem zapraszać do siebie i wywoływać tęsknotę. Wtedy każdy człowiek, choćby był nie wiem jak zasiedziały na lądzie i niezaprawiony w żegludze, pragnie za wszelką cenę wyjść na statek, krążyć po morzu, i odjechać daleko od lądu, zwłaszcza gdy widzi, że wietrzyk łagodnie wydyma żagiel a statek gładko i przyjemnie sunie powoli po wierzchołkach fal..." (O sali wykładowej 12).

Ziemia miała.dać długi żywot — ale niewiele mogła dać podstaw do życia; winnice, drzewa oliwki — to główne podstawy gospodarcze; ratował Greków gospodarczo handel zamorski i rybołówstwo. Ale obok tych indywidualnych wypraw na łodziach mniejszych czy większych były dalekie, zespołowe wyprawy wojenne, które wymagały okrętów przewożących całe wojska. W sztuce budowy okrętów mogli Grecy wiele skorzystać od doświadczonych w tej dziedzinie Fenicjan. W wyprawie pod Troję ruszyła ogromna flota, i nie było władcy, który by nie zasilił wyprawy Agamemnona pewną ilością okrętów: Według Diktysa z Krety skład floty przedstawiał się następująco: „Do Aulidy w Beocji ... każdy z królów przysłał okręty wyposażone odpowiednio do możliwości jego i jego państwa. Z tych pierwszy Agamemnon z Myken przysłał 100 okrętów, a z innych miast, które mu podlegały 60. Nestor przyprowadził flotę wyposażoną, złożoną z 90 okrętów, Menelaos z całego Lacedemonu 60, Menesteos z Aten 50, Elfenor z Eubei 40, Ajas, syn Telamona, z Salaminy 12, Diomedes z Argos przyprowadził flotę z 80 okrętów, Askalafos i Jalanos z Orchomenos 30 okrętów, Ajas, syn Ojleusa, 40" *. Jest to tylko część wymienionych przez Diktysa wodzów, w dalszym ciągu powtarza się liczba 20, 30, 40 okrętów; większą flotę przyprowadził także Idomenęus z Krety, gdyż aż 80 okrętów. Nie należy tych danych traktować poważnie, nie są to dane ścisłe, ale niewątpliwie tak wielka wyprawa z wojskiem wymagała odpowiednich warunków transportowych. I wreszcie wyprawy śmiałków — szukających nowych ziem, czy to w celu nawiązania kontaktów handlowych, czy w poszukiwaniu terenów na osiedlenie się, czy może nawet w celu zaspokojenia ciekawości: co się dzieje dalej?

Wiadomo, że w wieku XII p.n.e. zapuszczali się na zachód Fenicjanie, czego śladem była ich najstarsza kolonia w Hiszpanii (ówczesnej Iberii) — miasto Gades, dzisiaj Kadyks, a potem, w "wieku IX p.n.e. założona przez nich Kartagina, która z czasem stała się groźnym rywalem Rzymu. Z Grecji dopiero w roku 660 p.n.e. miał zapuścić się na wody zachodnie Kolajos z Samos, który dotarł do fenickiej kolonii Gades. Wkrótce potem, w roku 600 p.n.e., mieszkańcy Fokidy zakładają przy ujściu Rodanu, kolonię Massalię (dziś Marsylia), która staje się rywalką Kartaginy. Miasta te, nastawione na stosunki handlowe w poszukiwaniu cennych materiałów (cyna, bursztyn) myślały o dalszych wyprawach. Prawdopodobnie pod koniec wieku VI p.n.e. Kartagińczyk Hannon — o którym mówi się jako o pierwszym zdobywcy równika — podjął się zadania opłynięcia Libii celem znalezienia na zachodnim jej wybrzeżu terenów na założenie kolonii, które stanowiłyby punkt handlowy Kartaginy, umożliwiłyby nawiązanie kontaktów z tamtejszymi ludami: tereny te mogły dostarczyć skóry dzikich zwierząt, kość słoniową, na którą było wielkie zapotrzebowanie. Wprawdzie interesują nas cele podróży Greków, ale dla przedstawienia ciągłości wypraw warto wspomnieć o systemie ówczesnego handlu, a Herodot daje nam właśnie krótki opis, jak odbywały się transakcje handlowe na wybrzeżu Libii: „Kartagińczycy opowiadają, że za Słupami Heraklesa leży Libia, i do ludzi, którzy tam mieszkają oni wożą towary; towary wykładają na brzeg, wracają na okręty, i sygnałem, że wyłożyli towar, jest dym: tubylcy, widząc dym, idą na brzeg, kładą obok towarów złoto i odchodzą. Kartagińczycy opuszczają znów okręt, oceniają złoto i, jeżeli uważają, że wartość złota odpowiada wartości towarów, zabierają złoto i odchodzą; jeżeli natomiast wartość złota nie odpowiada wartości ich towarów, wracają na statki. Przychodzą tubylcy, dokładają złota, ażeby tamci byli zadowoleni. Jedni drugich nie krzywdzą, albowiem ani Kartagińczycy nie wezmą złota, dopóki nie odpowiada ono wartości towarów, ani tubylcy nie tkną towarów przedtem, zanim Kartagińczycy zabiorą złoto" (Historia 'IV 196). Uczciwość i wzajemne zaufanie godne podziwu!

Pierwszym Grekiem, który miał wyruszyć morzem w nieznane strony miał być Piteas z Massalii (Marsylii) w wieku IV p.n.e. w czasach Aleksandra Wielkiego. Wyruszył z Gades w Hiszpanii, opłynął Brytanię, dotarł aż do północnej Szkocji, dotarł do tajemniczej wyspy Tulę, dalej płynął wzdłuż wybrzeża Morza Północnego, dotarł do ujścia Łaby i do Jutlandii. Co było celem wyprawy? Czy tylko żądza przygód? Przyjmuje się, że wyruszył w celach handlowych, w poszukiwaniu cyny i bursztynu. Podróż swoją opisał Piteas w dziele O Oceanie, jednak dzieło to nie zachowało się, jest tylko znane z przeróbki w języku łacińskim oraz z fragmentów. Podróż Piteasa miała trwać około ośmiu miesięcy (od marca do października); po 11 listopada ze względu na warunki meteorologiczne i wierni starej tradycji żeglarskiej Grecy na morze nie wypływali. Czyj to był pomysł? Przypuszcza się, że wysłali Piteasa kupcy albo „rada miejska", w której handlowcy mieli znaczne wpływy, w celu poszukiwania, o czym już była wzmianka, cyny i bursztynu. Wyprawa ta miała odbywać się w tajemnicy ze względu na konkurencję handlową i dlatego traktat czy sprawozdanie Piteasa z wyprawy zostało po jego powrocie do kraju zamknięte i zabezpieczone. Wyprawa Piteasa nie przyniosła korzyści ekonomicznych, gdyż oceniono, że jest to przedsięwzięcie zbyt kosztowne. Zastanawiano się, kto finansował taką zleconą podróż? Nie przypuszczano, ażeby zrobił to zespół zainteresowanych kupców, gdyż 'nie byli skłonni do ponoszenia zbyt wielkiego ryzyka. Sam Piteas majątku nie posiadał; są przypuszczenia, że finansował podróż Aleksander Wielki, traktując ją jako podróż badawczą, a wiadomo, że łożył on wielkie sumy na badania naukowe, jednak uczeni hipotezę tę raczej odrzucają. Zastanawiające jest, że nie wspomina o wielkiej wyprawie Piteasa Arystoteles, ale ten brak wzmianki wykorzystuje się dla datowania wyprawy Piteasa: mógł on wyruszyć w podróż w r. 323 (rok śmierci Aleksandra Wielkiego) i wrócić po roku 322, kiedy Arystoteles już nie żył, bo jednak uczeń Arystotelesa, Dikajar-chos, wiedział ó wyprawie Piteasa, chociaż i to niektórzy kwestionują, twierdząc, że mógł ją znać ze sprawozdania. Konkretnie żadnych efektów dzięki podróży Piteasa nie osiągnięto: Grecy nie zdobyli się na nawiązanie kontaktów handlowych z odległymi krajami, nie odczuwali więc potrzeby dochodzenia prawdy, skontrolowania obrazu świata, jaki przedstawiał podróżnik. Godne uwagi są stanowiska starożytnych co do zasług Piteasa: „Jedni uczeni i pisarze (Dikajarch, Polibiusz, Artemidor, Strabon) ostro krytykowali jego poglądy, posuwając się niekiedy aż do nazywania Piteasa kłamcą i fantastą. Inni natomiast (Timajos, Ksenofon z Lampsakos, Posejdonios, Krates z Pergamonu, a przede wszystkim wielcy astronomowie Eratostenes i Hipparch) wysoko cenili jego świadectwa, oddając mu hołd jako temu, który dzięki wyprawom umożliwił rozwój astronomii opartej na naukowych podstawach.

W ciągu wieków^ pierwotna łódź musiała przechodzić wiele przemian by stać się okrętem czy statkiem zabierającym wielki ciężar i odbywającym dalekie kursy. Jeszcze homerowe „okręty" były właściwie łodziami bez pokładu, które były zaopatrzone w jeden rząd wioseł wzdłuż burt i sterowane dwoma wiosłami. Okręt z pokładem pojawia się w wieku VII p.n.e., z załogą złożoną z 50 wioślarzy, skąd jego nazwa pentekontera (pentekon-teros: pentekonta — pięćdziesiąt). Potem pojawiają się okręty o dwóch rzędach wioseł, tzw. diery, a w wieku VI p.n.e. trójrzę-dowce — triery, o trzech rzędach wioseł, przy czym jeden rząd był umieszczony nad drugim — trzypoziomowo. Długość triery wynosiła ok. 40 - 50 m, szerokość 5 - 7 m. Okręty te były zaopatrzone w taran umieszczony poniżej dziobu: była to belka o trzech ostrych występach wzmocnionych brązem. Zabezpieczano triery w ten sposób głównie z myślą o bitwach morskich, gdyż taran miał na celu uszkodzenie okrętu nieprzyjacielskiego. Wynalazcą triery miał być Amejnokles z Koryntu. Konieczność wprowadzenia licznej obsługi tłumaczy się tym, że w miarę powiększania pokładu wiosła robiono coraz dłuższe i cięższe, nie zwiększając ich liczby, tak że przy poruszaniu jednym wiosłem zatrudnionych było od pięciu do dziesięciu mężczyzn, a są przypuszczenia, że niekiedy liczbę tę zwiększano. Z biegiem czasu okręty dochodziły do ogromnych rozmiarów, były pięknie wykończone i ozdobione. Słynny był okręt Ptolemeusza IV, długi na 122 m i szeroki na 15 m. Wiosła o długości 17 m obsługiwała załoga złożona z ok. 4000 ludzi. Prawdopodobnie okręt ten nie miał zastosowania w akcji wojennej, była to jednostka pokazowa. Zresztą i statki handlowe były coraz większe i efektownie wykończone. Lukian w dialogu Okręt albo życzenia daje opis takiego statku. Jeden z rozmówców tłumaczy się, że opuścił swych towarzyszy, by zobaczyć wspaniały okręt: „Byłem wolny, a dowiedziałem się, 1 że do Pireusu okręt zajechał, potężny, kolosalnych rozmiarów, jeden z tych, co z Egiptu zboże do Italii wożą. ... Cóż to za potworny statek! Sto dwadzieścia łokci — mówił budowniczy — długości,

z tego przeszło czwartą część szerokości, z pokładu na sam spód okrętu, do dna dwadzieścia dziewięć. A dalej, co za olbrzymi maszt, jak potężną dźwiga reję, jaka podtrzymuje go lina! Rufa krzywa wygina się lekko swą złotą gęsią, a z drugiej strony analogicznie przód okrętu ku górze na całą długość rośnie. Po obu stronach bogini Izyda, od której nazwę statek dzierży. Inne ozdoby, malatury, wiejąca z tyłu ognista bandera, kotwice, windy, walce, kabiny na tyle okrętu, wszystko to podziw najwyższy we mnie budziło. Majtków armia cała. Zboża to tyle podobno wieźli, że mieszkańcom Attyki na jeden wystarczyłoby rok. I wszystko to było na głowie jednego małego dziadygi, którego drobnej batuty takie potężne słuchają stery" (1, 5-6). Skąd statek wiozący zboże z Egiptu do Italii znalazł się w Pireusie? Groźne morze, wiatr niepomyślny zagnał statek w inne strony: „Wyruszyliśmy z wyspy Faros przy niezbyt gwałtownym wietrze... Potem przeciwny wiew Zefira pognał nas w poprzek morza do Sydonu. Tu spadła na nas sroga burza i dziesiątego dnia dostaliśmy się przez Aulon do wysp Chelidońskich, gdzie o mało co nie utonęliśmy wszyscy... Potem raz straciwszy drogę, Egejskim płynęli morzem i siedemdziesiąt dni po opuszczeniu Egiptu wśród zmagania się z pasatami wczoraj zawinęli do Pireusu po tak ogromnym kołowaniu, zamiast żeby, zostawiając Kretę po lewej ręce, opłynąć Maleę i już od świętej pamięci w Italii być" (7 - 9). Ogrom statku i silna załoga miała więc także trudności w walce z przemożną siłą bałwanów morskich i wichrów.

W skład załogi wchodzili zasadniczo: sternik — kybernetes, „oficer" nawigacyjny, „oficer" na dziobie, kierujący manewrowaniem okrętu; wioślarzami kierował keleustes, któremu pomagał muzyk, grający na aulosie (aulista), nadający rytm i tempo wiosłowaniu. Musieli być także urzędnicy prowadzący sprawy administracyjne. Skąd taka ilość wioślarzy? Byli to przeważnie ludzie ubodzy, zarabiający w ten sposób na utrzymanie, oraz niewolnicy. Jednak na dwóch statkach ateńskich „Parałoś" i „Salamina", których używano jedynie w celach państwowych, jak np. wysłanie poselstwa do jakiegoś państwa, załoga składała się zawsze z obywateli wolnych. Jeszcze jedno niebezpieczeństwo zagrażało śmiałkom wypuszczającym się na morze: byli to piraci, Niesłuszne jest twierdzenie, że piraci nie byli groźni dla tych, którzy płynęli statkiem, gdyż jakoby mieli napadać jedynie na miasta nadmorskie, grabić je, wyrządzać szkody mieszkańcom, uprowadzać dziewczęta. Przecież już w mitach — które są odbiciem rzeczywistości— mamy przykłady opanowania przez korsarzy statków, na których znajdowali się bogaci podróżni; ośmielili się nawet zagrozić bogu Dionizosowi, który używając swej boskiej mocy zamienił napastników w delfiny. Skusiły korsarzy pieniądze śpiewaka Ariona, który uszedł im skacząc do morza, gdzie uratował go przepływający delfin. Tyle mityczne opowieści; ale nie oszczędzali korsarze podróżnych i w czasach historycznych, chociaż naprawdę groźnymi stali się w czasach późniejszych i dopiero Rzymianie zdołali zlikwidować to niebezpieczeństwo zagrażające statkom.

Jak bardzo interesowali się Grecy importem z krajów odległych, zamorskich, świadczy fakt, że nawet komediopisarz Her-mippos (wiek V p.n.e.) poświęca temu problemowi uwagę w komedii Phormophoroi (Tragarze):

Mówcie mi teraz, o Muzy, Olimpu szczytów Mieszkanki,

Skąd to rozpoczął Dionizos po ciemnym morzu żeglugę?

Jakież to dobra on ludziom na czarnym przywiózł okręcie?

Drzewa sprowadził z Kyreny i skóry wołowej zapasy,

Skumbrie są z Hellespontu, i ryba solona wszelaka,

Krupy znów z ziemi italskiej, i stamtąd wołowe mięsiwo.

Sera i świń Syrakuzy nam dostarczają obficie.

Ale mieszkańców Kerkyry Posejdon do cna wygubił

— Umysł ich nader przewrotny — na statkach pięknie sklepionych.

Tyle więc stamtąd pochodzi. Z Egiptu znowu nadchodzą

Liny, i maszty, i żagle; wonne kadzidła zaś — z Syrii.

Kreta nam piękna dostarcza cyprysów na bogów świątynie,

Z Libii zaś mamy na sprzedaż kości słoniowej dostatek.

Rodos przysyła rodzynki i figi, snów słodkich przyczynę,

Eubeja — drzewa gruszkowe i jabłka nad podziw dorodne.

Z Frygii — tłum jeńców przybywa, z Arkadii zaś — najemnicy,

Ludzi nam dają Pagazy piętnem niewoli znaczonych.

Owoc Zeusowy — żołędzie, i pięknie błyszczące migdały

Przysyła kraj Paflagoński. Smaczny do uczty przydatek.

Fenicja słodkie owoce swej palmy śle nanv—daktyle,

Łoża zaś — Kartagińczyk i barwne przesyła poduszki.

(Kock i 243. frg. 63)


KOMUNIKACJA NA TERENIE KRAJU

Dziwnym się może wydawać, że Grecy mieli większe trudności w podróżowaniu na terenie własnego kraju aniżeli w podróżach do krajów zamorskich. Trudności te istniały, ponieważ nie mieli dobrych dróg, nie mieli gościńców, którymi mogłyby swobodnie przejeżdżać wozy. Oczywiście nawet na tak górzystym i nierównym terenie jakim była Grecja musiały być drogi, którymi mogły przejść zwierzęta juczne, konie, osły, muły i którymi to drogami musiały przejeżdżać 2 wozy, jednak nie były przystosowane do komunikacji. Warto zwrócić uwagę na to, że już u Homera są wzmianki o drogach brukowanych: a że nie była to fantazja poety świadczą wykopaliska na terenie Troi i w Knossos z epoki minojsko-kreteńskiej. Droga taka miała podkład z kamiennych bloków spojonych gipsem, na których ubijano warstwę gliny, na której układano płytki kamienne. Środkiem biegł gościniec dla przejazdu wozów, w którym były koleiny dla kół; po obu stronach gościńca były chodniki dla pieszych. Na terenach mo-czarowatych, wilgotnych usypywano tamy z ziemi, na zboczach górskich wycinano nawet niekiedy stopnie, by ułatwić drogę przechodniom. Rzecz dziwna, że w okresie klasycznym ograniczano się w Grecji przeważnie do wytyczania tras i żłobienia kolein dla wozów, natomiast rzadko spotykało się drogi bite lub brukowane. Jest to dziwne zjawisko, że Grecy, którzy mieli tak wielkie osiągnięcia w dziedzinie techniki, architektury, sztuk pięknych, nie zbudowali nigdy takich dróg i gościńców, jakie mieli i z których słusznie mogli być dumni Rzymianie. Grecy często odbywali nawet dalekie podróże pieszo, w towarzystwie niewolnika czy niewolników, którzy wieźli bagaże pana na mule lub ośle. Dalsze podróże odbywano na wozach, ale przeważnie korzystali z nich ludzie starzy, chorzy, kobiety, dzieci.

Zabytki literackie przekazały nam niewiele wiadomości o rodzajach wozów podróżnych, można je w pewnym stopniu odtworzyć dzięki zabytkom kultury materialnej. W tekstach greckich jest wiele określeń wozów, lecz trudno ustalić różnice, jakie były między różnymi ich typami. W tragedii Eurypidesa Ijigenia w Au-lidzie Klitajmestra po przybyciu z Myken do obozu Greków w Au-lidzie w Beocji, nie schodząc z wozu wydaje rozkazy służbowe, używając różnych określeń na oznaczenie wozu czy powozu; oczywiście musiało być kilka wozów, gdyż towarzyszyła jej Ifigenia, mały Orestes, niewątpliwie z opiekunką, orszak służby, ponadto wieziono wiano Ifigenii. Tłumacz nie mógł uwzględnić wszystkich odcieni terminów, jakie występują w tekście greckim:

Co tchu mi teraz z wozów* znieść dziewczyny widno, I aby je w namiocie dobrze poskładano!

Do Ifigenii:

Ty, dziecko, wyjdź z kolasy\ ostrożnie na ziemi Stawiając delikatnie nóżkę. Wy ją swymi Ramiony podeprzyjcie, by ma córka młoda Bez szwanku wyszła z wozu. I mnie też niech poda Ktoś rękę swą, bym mogła i ja wysiąść cało. A komuś przy zaprzęguc stanąć by się zdało, Gdyż konie są strachliwe i ustać nie mogą — Wzrok mają niespokojny. — Tę dziecinę drogą, Agamemnona syna, Oresta, niech druchny Zaniosą do namiotu. Jeszcze jest młodziuchny. Uśpił cię turkot wozu d, ty mój synku miły.

W tym fragmencie występuje w tekście greckim kilka nazw „wozu": a) ochema; b) ochos; c) dzygon; d) ochos polikos. Z tekstu tego można jedynie wywnioskować, że Klitajmestra i Ifigenia jechały powozem, „kolasą", zwanym ochos lub apene, a wóz zwany ochema służył do przewożenia bagaży; dzygon natomiast to ogólnie używane określenie zaprzęgu. Wyraźnie jest tu mowa o koniach, jakkolwiek często wóz ciągnęły muły a bagaż nakładano na grzbiet zwierzęcia jucznego. Tak podróżowali ludzie w eposach Homera: odbywali drogę pieszo, bagaże niosły zwierzęta, a z wozu apene lub hamaksa korzystali ludzie starsi, chorzy, kobiety, dzieci. Wóz — hamaksa — miał różne formy i różne zastosowanie: terminem tym określano i wóz podróżny, i wyścigowy, i transportowy, i nawet wojenny: miał wysokie podwozie i dwa duże koła; wóz transportowy miał cztery koła i przeważnie zaprzęgano doń woły. Podobnie określano ogólnie wóz terminem harma, jakkolwiek właściwym przeznaczeniem tego rodzaju pojazdu było użycie go podczas obrzędów i uroczystości weselnych i nie na innym wozie lecz na harmie jechała panna młoda w orszaku weselnym. Musiał więc być to zaprzęg i wygodniejszy i efektowniej wykończony.

Harma — była także odmianą wozu wojennego, z zaprzęgiem konnym i miejscem dla dwóch ludzi, z których jeden kierował końmi, a drugi uzbrojony w dzidę miał brać udział w walkach.

Dokładnie budowy wozów greckich nie znamy, prawdopodobnie — ażeby móc pokonywać trudności terenowe — miały wysokie podwozie i lekką konstrukcję.

Ciekawe są też różne dokumenty papirusowe, jak zaproszenia, kontrakty z trupami aktorskimi. W kontraktach takich podane są dokładnie warunki: wysokość wynagrodzenia i środki komunikacji. Tak np. w papirusie z r. 237 n.e., organizator imprezy zamawia u impresaria na dziesięć dni tancerki, które „tytułem wynagrodzenia otrzymają dziennie 36 drachm, a ponadto tytułem honorowego prezentu za wszystkie dni pszenicy artab trzy, chleba bochenków 15. Do podróży tam i z powrotem otrzymają do swej dyspozycji osłów 3 (Papir, Grenf. II 67). Podobnie opiewa kontrakt w Papirusie Londyńskim 331: „Satyros, syn Satyrosa, z miejscowości Soknopaiu Nesos, do impresaria aulistek Kosmosa. Chciałbym zaangażować ciebie wraz z trzema gimnastykami i czterema aulistkami do przedstawień w wymienionej wsi na dni sześć... Za każdy dzień otrzymasz 40 drachm w srebrze. Wszystko wasze, co weźmiemy w przechowanie, oddamy skrupulatnie, a na drogę tu dostarczymy ci cztery osły i tyleż na drogę powrotną" 8. Jeszcze jeden rodzaj środka komunikacyjnego znała starożytność: była to lektyka, phoreion, w Grecji klasycznej mało jeszcze rozpowszechniona; korzystali z niej przeważnie ludzie starzy i chorzy; w okresie hellenistycznym pod wpływem prądów orientali-zujących stała się modnym, eleganckim środkiem komunikacyjnym, przyjętym przez Rzymian w okresie późniejszego cesarstwa, kiedy to chętnie przyjmowano wszelkie przejawy wygodnictwa. Podróże wozem po trudnych drogach, wierzchem, a tym bardziej wędrówki piesze trwały niekiedy długo: jak radzono sobie w podróży, która trwała kilka dni albo i dłużej? Przeważnie zatrzymywano się u znajomych, a w miejscowościach, które z miejscem zamieszkania danego turysty były złączone tzw. związkiem gościnności, proksenii, opiekował się podróżnymi przedstawiciel tego związku — proksenos. Związek taki zobowiązywał do udzielania obywatelom obu miast złączonych tym prawem wzajemnej gościny. Jak wielką wagę przywiązywali Grecy do proksenii i poszanowania obowiązków, jakie ten związek nakładał na obie strony, świadczy fakt, że patronem gościnności był najwyższy bóg — Zeus, który wśród wielu przydomków miał też przydomek boga gościnności — Zeus Xenios. W większych miastach otaczał przyjezdnych opieką proksenos, miejscowy obywatel, którego obowiązkiem było opiekowanie się ludźmi przybywającymi z kraju, dla którego był wyznaczony. Do pewnego stopnia funkcja i obowiązki proksenosa odpowiadały obowiązkom dzisiejszego konsula, były jednak wyraźne różnice: proksenosem mógł być tylko obywatel kraju, w którym mieszkał, nigdy przedstawiciel państwa, z którym były nawiązane stosunki na zasadzie proksenii. Inne były także zasady wyboru spośród kandydatów na to stanowisko: było ono albo dziedziczne albo przyznawano je obywatelowi, którego łączyły stosunki rodzinne lub przyjacielskie z obywatelem państwa, którego interesy miały być powierzone jego opiece. Jeżeli przyjeżdżał przedstawiciel władz w sprawach urzędowych przygotowywano się odpowiednio na jego przyjęcie. List urzędowy z terenu egipskiego z r. 244 p.n.e. zachowany w papirusach, zawiera sprawozdanie przedstawiciela jakiegoś okręgu dla urzędnika w Fajum w Dolnym Egipcie, jakie poczynił przygotowania na przyjazd namiestnika; m.in. wspomina:

.....wypożyczyliśmy razem pięć osłów do jazdy wierzchem, (...),

ponadto przygotowaliśmy czterdzieści osłów zdatnych do przenoszenia bagażu i zajmujemy się przygotowaniami do drogi..."

Jeżeli ktoś udawał się do miejscowości, gdzie nie było proksenosa dla jego miasta, albo gdy w podróż udawał się człowiek ubogi, nie mający stosunków i znajomości, zabierał z sobą zapasy żywności i okrycia. Gospody, zajazdy, w których można by było zatrzymać się, przenocować, były na ogół mało wygodne. W komedii Arystofanesa Żaby Dionizos w drodze do Podziemia wypytuje Heraklesa (który wchodził już ongiś do podziemia, by uprowadzić" Cerbera, mógł więc znać tamtejsze stosunki), czy są tam lokale, gdzie mógłby się zatrzymać, posilić i — rozerwać:

Lecz pocom ja tu, przebrany za ciebie, Zjawił się? Oto, byś mi w tej potrzebie Wskazał znajomków, u których opieką Znalazłeś, kiedyś zstępował do piekieł; Byś wskazał porty, bordele, gospody, Piekarnie, studnie, miejsca dla ochłody, Kwatery, karczmy, noclegi, gdzie brudu Najmniej i pluskiew..."

(w. 106 nn.)

Arystofanes przenosi do świata podziemnego dobrze mu znane obrazki z życia Greków. Bo też gospody były tam kiepsko wyposażone w urządzenia, marnie zaopatrzone w żywność, o którą powinna była zadbać gospodyni-pandokeutria; jeżeli gościowi warunki nie odpowiadały i miał większe wymagania, sam robił zakupy na rynku, przynosił je do gospody, gdzie przyrządzano mu odpowiednie potrawy. W takich warunkach był konieczny po-mocnik-niewolnik, a kiedy wzrósł dobrobyt i wymagania, obywatel podróżował z liczniejszą asystą. W miarę rozwoju handlu i rozbudowy portów, dążono do stworzenia odpowiednich warunków i przygotowania wygodnych pomieszczeń dla gości zjeżdżających z dalekich stron w różnych celach, jakimi mógł być handel, turystyka, zjazdy w celach religijnych i in. Ksenbfont zdając sobie sprawę z tego, jak wielkie znaczenie ma odpowiednie wyposażenie portów nie tylko ze względu na wygody podróżnych, ale także ze względu na korzyści, jakie może mieć z tego państwo, pisze: „Gdyby istniał podstawowy kapitał, dobrze by było i korzystnie pobudować dookoła portów gospody dla właścicieli okrętów; oprócz już istniejących dobrze by było i dla kupców pobudować państwowe zajazdy w mieście, nadające się do kupna i sprzedaży towarów. Gdyby i dla przekupniów zbudowano mieszkania i w Pireusie i w mieście (tzn. w Atenach, od których port Pireus był oddalony o ok. 8 km — uw. L.W.) byłaby to również ' ozdoba dla miasta i dużo by z tego było dochodu" (O dochodach państwowych III 12 nn.).


POCZTA

Nie zawsze czas, odległość i okoliczności pozwalały na odbycie dalekiej podróży i nawiązanie kontaktu osobistego, częstokroć było rzeczą konieczną przekazanie wiadomości drogą korespondencyjną. Grecy długo czekać musieli na zorganizowany system pocztowy czy łącznościowy, znacznie wyprzedziła ich na tym polu Persja, która była pierwszym państwem posiadającym zorganizowany, i nawet regularny system łącznościowy. Zorganizowanie „poczty" w tym kraju ułatwiała doskonała i planowo rozbudowana sieć dróg; o budowie dróg pomyślano w Persji wcześnie, przewidując ich celowość i wykorzystanie zarówno wx celach administracyjnych, strategicznych jak i handlowych. Pocztę — angare-ion — zorganizowano tam już w wieku VI p.n.e. tak, że można było regularnie przekazywać korespondencję. Przy drogach, w odległościach wynoszących 25 km, urządzone były stacje, hippones (dosłownie: stacje dla koni; hippos — gr. koń), gdzie konni posłańcy, angaroi (w liczbie poj. posłaniec — angaros) zatrzymywali się, przekazywali, niekiedy nawet w porze nocnej, korespondencję następnej zmianie posłańców — doręczycieli, a ci z kolei dowozili ją do następnej stacji. Angaroi przebywali drogę bardzo szybko, np. przejazd z Suzy do Efezu (odległość 2500 km) trwał ok. 15C godzin. Ponieważ przewożono najczęściej korespondencję urzędową, zależało na zachowaniu tajemnicy państwowej i dlatego stanowisko kierownika aparatu łączności powierzano z zasady Persom znakomitego pochodzenia; tak np. za Artakserksesa II stanowisko to zajmował krewny króla perskiego Kodomannos, późniejszy król Dariusz III. Grecja pozostała daleko w tyle za Persją, gdyż do czasów hellenistycznych nie miała zorganizowanego aparatu pocztowego. Jeżeli okoliczności wymagały przekazania wiadomości, doręczenia korespondencji, to przenosili je posłańcy piesi, hemerodromowie, hemerodromoi (liczba poj. hemerodro-mos), gońcy, biegacze dzienni; funkcji tej podejmowali się ludzie młodzi, silni, których można by nazwać długodystansowcami, gdyż nie przechodzili, lecz przebiegali w ciągu dnia wielkie odległości; Grecy nie wpadli na pomysł, ażeby wprowadzić „zmiany"; ten sam goniec, który przyjął list, musiał go donieść na miejsce i przekazać adresatowi. Pewną ciekawą formą zapewnienia tajemnicy korespondencji był system stosowany w Sparcie, który zapewniał odczytanie przekazanej wiadomości adresatowi; system ten mógł jednak mieć zastosowanie tylko pomiędzy osobami, które między sobą uzgodniły tę formę. Otóż osoby, które chciały utrzymywać kontakt między sobą i zapewnić tajemnicę korespondencji, miały laski o identycznych rozmiarach, tzw. skytale lub skytalon. Wysyłający wiadomość nawijał na taką laskę wąski pas skóry, na którym był napisany tekst; odbiorca mógł tekst odczytać po nawinięciu tego paska skóry na swoją identyczną laskę. Aleksander Wielki, który usiłował naśladować zwyczaje i urządzenia Persów w różnych dziedzinach, próbował także wprowadzić ich system łącznościowy, jednak plan jego nie został zrealizowany. Zorganizowany system pocztowy pojawił się dopiero w państwie Ptolemeuszów; opierał się on prawdopodobnie na wzorach perskich, został jednak znacznie rozbudowany i udoskonalony przez wprowadzenie stacji zbiorczych czy rozdzielczych, co ułatwiało rozprowadzenie korespondencji w różnych kierunkach. Zachowany tekst papirusowy, zawierający wyciąg z ksiąg urzędowych stacji pocztowej koło Memfis z roku ok. 255 p.n.e., stanowi ciekawy dokument ilustrujący metodę pracy stacji pocztowych. Urzędnik pocztowy przejmował przesyłki, rejestrował je i segregował, rozdzielając je według adresów na dwie linie: do górnego i do dolnego Egiptu. Na poszczególnych stacjach, które były punktami rozdzielczymi, posłańcy w kolejności wymienionej w wyżej wspomnianym dokumencie, przejmowali pocztę, by rozwozić ją dalej. Stacja Memfis była niewątpliwie ważnym punktem węzłowym, gdyż był tam zatrudniony liczny personel pracowniczy, który przejmował pocztę cztery razy dziennie. Personel składał się z urzędników przyjmujących oraz segregujących przesyłki oraz z doręczycieli kursujących na ustalonych odcinkach drogi pomiędzy wyznaczonymi stacjami; do blisko położonych miejscowości dostarczali korespondencję doręczyciele piesi — bibliopho-roi, do dalszych jeździli na wielbłądach; zwani stąd kamelites (kamelos gr. wielbłąd). Trasporty większe przerzucano drogą wodną — Nilem.


KOMUNIKACJA — PODRÓŻE — ŁĄCZNOŚĆ W PAŃSTWIE RZYMSKIM

Ludzie, którzy przeprawiają się za morze, Zmieniają klimat — pozostają — sobą.

(Horacy, Listy I 11, 27)

Kiedy Rzymianie zaczęli odbywać dalekie podróże, w jakich warunkach i z jakich środków komunikacji korzystając podróżowali, brak wiadomości. Jeżeli wierzyć źródłom, to już pod koniec królestwa w r. 511/510? synowie Tarkwiniusza Pysznego byli w Delfach u wyroczni Apollina, którą to wiadomość przekazuje Liwiusz opierając się na wczesnych kronikarzach.

Jedno możemy stwierdzić, że Rzymianie — inaczej niż Grecy — wcześnie pomyśleli o budowie dróg; podróży morskich uniknąć nie mogli, jednak w przeciwieństwie do Greków — morza nie kochali, uroków jego nie dostrzegali: współżycie z morzem było dla nich koniecznością. Dlatego też najpierw omówimy ogólne warunki podróżowania, a na dalszym planie znajdą się podróże morskie.

Szybka rozbudowa Rzymu, polityczny i ekonomiczny rozwój państwa zmuszał Rzymian do nawiązywania kontaktów z wieloma państwami, a z tym łączyła się konieczność wysyłania poselstw i delegacji, a kiedy wpływy Rzymu zaczęły sięgać poza Italię, musiano liczyć się z rozruchami na prowincjach i ewentualną potrzebą szybkiego wprowadzenia tam siły wojskowej. Zdawano sobie sprawę, że i szybkie wprowadzenie oddziałów wojskowych i odpowiednie zaopatrzenie wojska w żywność wymagało odpowiednich dróg i gościńców. Wiadomo też było, że miasta leżące przy dobrych trasach komunikacyjnych miały większe szansę rozwoju, a z tym znów łączyły się interesy handlowe. Jeżeli chodzi o zaspokojenie potrzeb osobistych, to wyjeżdżano do miejscowości kuracyjnych, a młodzi ludzie coraz częściej wyjeżdżali na studia zagraniczne: do Aten — by studiować filozofię i wymowę, na Rodos — by kształcić się u sławnych retorów, na

wyspą Kos — by opanować sztuką lekarską. Chątnie odwiedzano miejscowości związane z nazwiskami sławnych ludzi, miasta z tradycją. Cyceron opowiada, że kiedy z gronem znajomych zwiedzał Akademią Platońską, ktoś z obecnych tak wyraził swoje wrażenia: „Czy leży to w naturze ludzkiej, czy jest to jakaś wędrówka myśli, że kiedy patrzymy na miejsca, w których często przebywali ludzie zasługujący na zachowanie ich w pamięci, bardziej nas wzrusza świadomość tego faktu, niż gdybyśmy mogli słuchać o ich działalności albo czytać ich dzieła. Ja teraz właśnie przeżywam takie wzruszenie. Przychodzi mi bowiem na myśl Platon, który, jak wiemy, tutaj prowadził zazwyczaj dysputy. Nawet i te ogródki w pobliżu — mało że przywodzą mi na pamięć samego Platona, lecz mam po prostu wrażenie, że go widzą: tutaj bywał i Speusippos, i Ksenokrates, i jego uczeń Polemon. Same miejsca mają w sobie taką moc odtwarzania przeszłości". (O najwyższym dobru i złu V 2). Sam Cyceron podczas swoich podróży usiłował odszukać miejsca związane z nazwiskami sławnych ludzi, w Metapontum odwiedzał grób Pitagorasa, a w Agrygentum na Sycylii odnalazł grób Archimedesa, z którego to odkrycia wielce był dumny.

Rozwijał się także ruch turystyczny, który w czasach cesarstwa stał się modny; podróżowano wiele i często, wygodnie«i bezpiecznie. Można wspomnieć, że wkrótce po śmierci Messali młodszy jego syn, Kotta, wybrał się w podróż z zaprzyjaźnionym z nim Owidiuszem i na wyspie Elbie doszła ich wiadomość o wyroku Oktawiana Augusta skazującym poetę na wygnanie; pisze potem do Kotty:

Obu nas zapłakanych Elba widziała gościnna,

Łzy nasze piła, wspólnym płynące strumieniem...

(El Ponto II 3, 83)

Często nie zainteresowanie osobliwościami obcego kraju lecz snobizm doprowadzał do tego, że narażano się na trudy podróży. Nie starano się poznać pięknych okolic w Italii, podejmowano natomiast dalekie podróże zagraniczne. List Pliniusza (VIII 20) jest niejako rozwinięciem myśli: cudze chwalicie, swego nie znacie: „Lekceważymy to" — pisze autor — „co leży przed naszymi oczyma, lecz często odbywamy podróże, przepływamy morze, ażeby to samo zobaczyć gdzie indziej. Czy leży to w naturze ludzkiej, że nieciekawi tego, co znajduje się w pobliżu, szukamy tego, co odległe, czy też obojętnym staje się nam to wszystko, co jest łatwo osiągalne, a może po prostu nie śpieszymy się, by obejrzeć to, co możemy zobaczyć, kiedy tylko przyjdzie ochota. Nieważna przyczyna, faktem jest, że nie tylko nie widzieliśmy wielu ciekawych rzeczy w Rzymie i okolicy, lecz nawet słuch o tym do nas nie doszedł. Ale — niech by to wszystko było w Grecji, w Egipcie, czy w Azji albo w jakimś innym, głośnym z jego osobliwości kraju, to już byłoby głośno o tym, szukalibyśmy o tym wiadomości, bo — musielibyśmy to na własne oczy zobaczyć!"

Ze zwiedzaniem ciekawych obiektów i z oglądaniem osobliwości łączyły się także często podróże w celach religijnych czy badawczych. Przewodnicy służyli zwiedzającym objaśnieniami — nie zawsze zgodnymi z prawdą. W miejscach związanych z kultem jakiegoś boga czy herosa przewodnikami byli przeważnie miejscowi kapłani, dobrze zorientowani w historii kultu i obeznani z osobliwościami danego miejsca. Ale byli także przewodnicy-amatorzy, którzy za opłatą udzielali informacji; ci nie przywiązywali wielkiej wagi do ścisłości historycznej, puszczali wodze swej fantazji, byle tylko barwnie opowiadać i wzbudzić zainteresowanie turystów mitami i fantastycznymi opowieściami. Że różnie oceniano tę rolę przewodników świadczy dialog Lukiana Łgarz albo niedowiarek: jeden z rozmówców, Tychiades, krytycznie odnosi się do mitów i legend, jakie opowiadają poeci, ale bardziej jeszcze oburza go to, że ludność podtrzymuje i szanuje legendy, mity lokalne. -Bardziej praktyczne stanowisko zajmuje drugi rozmówca: „Mój Tychiadesie!" — powiada — „Poetom i miastom można by to darować, gdyż pierwsi ze względu na słuchaczy .biorą z mitów do swych utworów to, co przede wszystkim podobać się może i zrobić wrażenie, Ateńczykom zaś i Tebanom, i kogo tam jeszcze można wymienić, że chcą w ten sposób ojczyźnie przysporzyć rozgłosu. I istotnie, gdyby usunąć z Hellady cały ten balast mitologiczny, to przewodnicy musieliby w niej chyba z głodu po-wymierać, gdyż cudzoziemcy nawet za darmo nie chcieliby słuchać samej prawdy" (3-4). A czy dzisiaj nie przyciągają zwiedzających bardziej zamki, które mają swoją „białą damę" albo „rycerza w zbroi kłusującego nocą po dziedzińcu zamkowym" aniżeli te, dla których reklamą jest tylko ich przeszłość,. piękno architektury i położenia?

Praktyczni Rzymianie wcześnie pomyśleli o udogodnieniu podróży, o budowie odpowiednich dróg i gościńców, mieli przy tym lepsze warunki aniżeli Grecy. Jakkolwiek w ciągu wieków środki komunikacji uległy daleko idącym' zmianom, to jednak gościńce rzymskie służą podróżującym po dziś dzień. Jednym z najstarszych, czy nawet pierwszym gościńcem, jaki Rzymianie otrzymali, była Via Appia; gościniec ten zbudowano w r. 312 p.n.e. dzięki staraniom ówczesnego cenzora Appiusza Klaudiusza (Appius Claudius Caecus). Już pierwsze gościńce były budowane bardzo starannie i trwale. Na trasie wyznaczonej dwoma bruzdami usuwano ziemię, by dotrzeć do podłoża skalistego. Na tym podkładzie układano cztery różne warstwy materiału — łącznie na wysokość 1-1,5 m. Pierwszą warstwę, statuvien, stanowiły płaskie kamie-• nie spojone gliną (ok. 30 - 60 cm); na statumen nakładano warstwę zbitą z drobnych kamyczków, pokruszonych kamieni, cegieł, tzw. rudus, ruderatio (warstwa wynosząca ok. 20 cm), trzecia warstwa, tzw. nucelus (wynosząca ok. 30 do 50 cm) była z piasku lub dobrze zbitego żwiru, wreszcie ostatnia warstwa, stanowiąca nawierzchnię, summum dorsum, jednolita i gładka, była układana z szerokich płyt kamiennych (były to viae silice stratae), albo była wysypywana równo żwirem (viae glarea stratae). Grubość nawierzchni wynosiła od 20 cm do 30 cm. Gościniec, agger, miał po obu stronach chodniki (margines, crepidines), wykładane również płytami lub brukowane. Zabezpieczono też drogi przed wpływami atmosferycznymi, tworząc po obu stronach rowy jako ścieki dla wody

deszczowej *.

Wspomniany gościniec Via Appia zwany Królową' dróg — Regina Viarum prowadził od bramy Kapeńskiej (porta Capena) na południe w stronę Kapui, z czasem została przedłużona do Tarentu i ważnego dla komunikacji morskiej portu — Brundizjum. Niemal w sto lat później zbudowano staraniem cenzora Gajusza Fla-miniusza drogę via Flaminia, która jako przedłużenie ulicy Szerokiej, via Lata, o długości 307 km, prowadziła przez bramę Porta Flaminia do Ariminum, skąd w r. 187 p.n.e. przeprowadzce no dobrze zbudowaną drogę via A emilia staraniem M. Emiliusza Lepidusa (M. Aemilius Lepidus). Drugie odgałęzienie tej drogi; zbudowane w r. 115 p.n.e. przez M. Emiliusza Skaurusa (M. Aemilius Scaurus) prowadziło z Ariminum do Pizy. Do Pizy prowadziła również zbudowana staraniem G. Aureliusza Kotty (C. A\x-relius Cotta) via Aurelia, którą w czasach cesarstwa doprowadzeń no do Alp Morskich. Znacznie wcześniej, już w początkach rzeczpospolitej, przeprowadzono od via Appia drogę prowadzącą przez Lacjum, stąd nazwa jej via Latina. Z Adriatykiem łączyła Rzym via Solaria, która przechodziła przez Reate w Sabinum, oraz via Traiana z r. 109 n.e., doprowadzona do uia Latina. ...

Rzymianie nie ograniczyli się do budowy gościńców na terenie Italii, dbali także o rozwój sieci komunikacyjnej na prowincjach, z przyczyn zarówno strategicznych jak i handlowych. Można przykładowo wymienić w Galii via Domitia zbudowaną w r. 121 p.n.e. przez Gnejusza Domicjusza Ahenobarbę (Cn. Domitius Aenobarbus), rozciągającą się od Rodanu do wschodniego zbocza gór Pirenejskich w Hiszpanii; daleko prowadziła też via lulia Augusta — nazwana tak w czasach cesarstwa, zbudowana dzięki staraniom Emiliusza Skaurusa; droga ta łączyła Genuę z miastami w Galii Narbonensis; przykładem daleko prowadzących dróg może być via Egnatia, gościniec przechodzący przez półwysep Bałkański z Dyrrachium do Amfipolis i do Bizancjum brzegiem Morza Trackiego przez Propontydę. Droga otrzymywała nazwę albo od inicjatora, jak np. via Appia, via Aemilia, via Flaminia albo od miejscowości docelowej jak np. via Ostiensis, prowadząca do Ostii; via Tiburtina — prowadząca do Tibur (Tivoli).

Sieć komunikacyjną dopełniały arterie boczne, które łączyły główne trasy.

Rozróżniano drogi państwowe, viae publicae, które łączyły Rzym z większymi miastami i głównymi ośrodkami prowincji; utrzymanie tych dróg w dobrym stanie i konserwacja ich należała do państwa; od głównych gościńców do miast mniejszych, do wsi i osad prowadziły drogi wiejskie, viae vicinales, i utrzymanie tych dróg w dobrym stanie należało do odpowiednich powiatów, pagi, co niekiedy, zwłaszcza na prowincjach, było wielkim ciężarem dla mieszkańców; wreszcie trzecia grupa — to drogi prywatne, które prowadziły od wyznaczonych dróg wiejskich do posiadłości prywatnych i o utrzymanie tych odcinków dbać musieli właściciele posiadłości, jakkolwiek na ogół udostępniali korzystanie z tych dróg wszystkim.

Zarówno budowa drogi jak i utrzymanie jej w dobrym stanie było kosztowne. Obliczano, że jakkolwiek drogi prowadzono poprzez tereny dogodne, wolne od przeszkód naturalnych, nie wymagające przekopów czy osuszania gruntów, budowa odcinka drogi wynoszącego 121 km kosztowała, nie wliczając w to pracy, sto tysięcy sesterców. Naprawa gościńców była również kosztowna, ale, jak już wiemy, utrzymanie w dobrym stanie dróg państwowych obciążało skarb państwa. Zdarzało się, że obywatel na koszt własny odbudowywał odcinek gościńca albo w testamencie przekazywał p^ewną sumę na ten cel. W okresie długotrwałych wojen domowych wiele dróg uległo zniszczeniu; ażeby przyśpieszyć ich odbudowę Oktawian August zobowiązał wodzów, którym przyznano prawo odbycia triumfu, do odbudowania jakiejś drogi z łupów wojennych; sam dał przykład łożąc ze swej szkatuły prywatnej na odbudowę via Flaminia od Ariminum. Ponieważ pomoc obywateli była niewystarczająca, a i skarb cesarza nie był w stanie pokryć wszystkich potrzeb. August obciążył tymi wydatkami skarb cesarski, fiscus, i ten system utrzymał się w okresie cesarstwa.

Trudno wyobrazić sobie sieć komunikacyjną bez łączących drogi mostów (gr. gephyra, łac. pons). Początek dały prymitywne, drewniane mosty, których podstawę tworzyły nietrwałe, drewniane pale. Taką konstrukcję miał most na Tybrze, którego początki sięgają VI wieku p.n.e., nazwany po prostu mostem na palach, mostem palowym — pons Sublicius. Pewnym ulepszeniem mającym na celu wzmocnienie konstrukcji, było zastosowanie słupów mostowych z kamienia. Grekom taka budowa mostów znana była już wcześnie, o czym świadczą ślady tego rodzaju mostów z okresu mykeńskiego znalezione w okolicy Myken. Etruskowie, u których cechą charakterystyczną w architekturze była budowa łukowa, zastosowali ją również w budowie mostów murowanych. Rzymianie udoskonalili konstrukcję Etrusków: na mocnych pałach opierali bloki kamienne albo z cementu, o grubości dochodzącej nawet do 12 m; na takiej podstawie wznoszono sklepione łuki z bloków kamiennych, łączono je żelaznymi klamrami, a spojenia zalewano ołowiem. Nawierzchnia mostu, szerokości od 3 m do 19 m zamknięta była po obu stronach balustradą. Dla pieszych były wydzielone boczne przejścia, decursoria, a drogą środkowa, iter, przeznaczona była dla ruchu kołowego. Zachowane mosty świadczą podobnie jak gościńce o wielkich osiągnięciach Rzymian na tym polu, a przykładem może być starożytny Pons Fabricius, dzisiejszy Ponte Quattro Capi, albo Pons Cestius, dzisiejszy Ponte San Bartolomeo. Największym osiągnięciem w tej dziedzinie budownictwa był most Trajana na Dunaju, szeroki na 13 - 19 m i 1100 m długi.

Rzymianie wykorzystali dla oznaczania odległości na drogach system wprowadzony przez Ptolemeuszów w Egipcie, a stosowany . prawdopodobnie także w innych państwach hellenistycznych: Zgodnie z tym systemem oznaczano odległości na drogach słupami czy kamieniami milowymi (lapis, miliarium), które ustawiano co 1000 (mille) kroków (passus), co równało się 1,485 m. Miliaria są cennym materiałem przy odtwarzaniu sieci dróg, gdyż napisy na nich, o ile się zachowały, podają wiadomości, czyim staraniem drogę zbudowano, kto nadzorował prace, kiedy^drogę oddano do użytku; oznaczano także odległości między miastami. Wprowadzenie zwyczaju oznaczania odległości między miastami tradycja przypisuje Gajuszowi Grakchusowi. Specjalny charakter miał słup milowy złocony, miliarium aureum, który umieszczono z rozkazu Oktawiana Augusta w Rzymie, na Forum Romanum, w miejscu., gdzie zbiegały się główne gościńce państwa rzymskiego. Kamień ten był niejako symbolem ośrodka imperium, które w gościńcach swych widziało też początek szlaków, które miały prowadzić < ku zwycięskim podbojom — a które, czego nie przewidywano — doprowadziły do upadku imperium. Rzymianie mieli wiele rodzajew wozów osobowych i transportowych. Były wozy dwu- i czterokołowe, przystosowane do krótkich i do dalszych podróży, były wozy skromne, prosteyobok wytwornych, luksusowych. Była to jeszcze jedna dziedzina w życiu Rzymian, w której miało sposobność przejawić się wygodnictwo czasów cesarstwa, chęć popisania się bogactwem i snobizm charakterystyczny dla tego okresu. ¦. Jeżeli zależało na pośpiechu i nie zabierano bagaży, używano powozu zwanego cisium albo kabrioletu dwukołowego - birota {bis -dwa razy, rota-koło); podobnie lekkim, dwukołowym był powóz zwany esseda lub essedum, otwarty z przodu, zaprzężony w dwa konie. Wzorem dla tego typu pojazdu był wojenny wóz Gallów, jednak szczegółów jego budowy nie znamy. Były essedy mniejsze, którymi kierował sam podróżny, i większe, z miejscem dla woźnicy i dla podróżnego. Często spotykamy u autorów wzmianki o wozie carpentum; był to elegancki powoź dwukołowy, pochodzenia italskiego, zaprzęgany w dwa lub w cztery konie albo muły; był przystosowany do dalszej jazdy i. do zmian atmosferycznych, gdyż u góry miał rozpiętą zasłonę. Z cor-pentum na terenie Rzymu korzystać można było jedynie wtedy, jeżeli celem podróży były uroczystości religijne, natomiast w innych sytuacjach prawo korzystania z tego typu powozu przysługiwało tylko najwyższym urzędnikom, a w czasach cesarstwa także kobietom z rodziny cesarskiej. Poza Rzymem ograniczeń takich nie było, ale na ogół korzystały z carpentum kobiety. Na monecie wybitej przez Kaligulę dla uczczenia jego matki Agrypiny mamy wyobrażenie typowego carpentum, zaprzężonego w muły.

Było także kilka odmian wozów czterokołowych; szerokie zastosowanie miał wóz zwany raedą (lub rheda); zaprzęgano doń dwa lub cztery konie albo muły. Był to wóz obszerny, przeznaczony do dalszych podróży, mógł pomieścić siedem, osiem osób; uży-wano go także do przewożenia bagaży i poczty państwowej. Podobno pięknym, eleganckim wykończeniem wyróżniał się w początkach wóz zwany petorritum, jednak w czasie cesarstwa terminem tym określano zwykły wóz — furmankę. Podobny w formie do carpentum był — również pochodzenia italskiego — wóz zwany pilentum, dwu- lub czterokonny, kryty. W początkach prawo korzystania z pilentum przysługiwało tylko kapłankom oraz kobietom biorącym udział w uroczystościach religijnych, z biegiem czasu ograniczenie to zniesiono i pilentum stało się powszechnie używanym przez kobiety środkiem komunikacyjnym. Najelegantszym typem powozu — karety była tarruca, odkryta, o wysokim pudle, lekka' i szybka, pięknie wykończona, z wygodnym urządzeniem wnętrza, tak że można w niej było wygodnie wypoczywać a nawet spać.

Do celów transportowych służyły inne rodzaje wozów, wśród których:były dwu- i czterokołowe. Silną budowę miał wóz — •¦ plaustrum, o kołach wykonanych z jednego bloku drewna, bez szprych; ciągnęły go woły, muły lub osły. Wóz seracum (lub sar-racum) podobny do plaustrum, lecz osadzony na niskich, bardzo mocnych kołach, służył do przewożenia ciężkiego ładunku; arcet ra — był to wóz wygodny, wyścielany, przystosowany do przewożenia chorych. Czterokołowy był także wóz transportowy wojskowy, pochodzenia celtyckiego, zwany carrus.

Nie należy z nim mylić wozu dwukołowego — currus, który występował w różnych odmianach i miał szerokie zastosowanie.; Charakterystyczną cechą tego typu wozu było to, że był zamknięty od przodu i po bokach, a otwarty od tyłu i miał dwa miejsca: na przodzie — stojące dla woźnicy, w wewnątrz miejsce siedzące dla podróżnego. Przez kapłanów-flaminów był używany currus arcuatus — wóz łukowaty, nazwany tak od kabłąkowatego sklepienia, na które naciągano pokrycie. Currus triumphalis — to powóz, na którym wjeżdżał do Rzymu, na Kapitol, zwycięski wódz odbywając wjazd triumfalny. Currus triumphalis był szczególnie pięknie, ozdobnie wykończony, przybrany ozdobami z kości słoniowej, zaprzężony w cztery białe konie. Currus triumphalis nazywano także kwadrygę (ąuadriga), jednak termin ten bardziej był związany z wozami wyścigowymi, rydwanami, jakich używano w zawodach w cyrku.

Mamy świadectwa, że nie tylko w Italii, ale i na prowincjach, m.in. w Egipcie w czasach Augusta istniały prywatne przedsiębiorstwa transportowe, które albo same obsługiwały podróżnych albo wynajmowały zwierzęta nawet na dłuższy okres czasu. Przedsiębiorca miał większą ilość wozów i zwierząt do dyspozycji i zatrudniał woźniców, którzy byli zobowiązani także do utrzymywania w dobrym stanie zwierząt i wozów. Całą odpowiedzialność za usługi ponosił przedsiębiorca, właściciel, o czym świadczą wykazy nazwisk właścicieli bez wymieniania ludzi zatrudnionych u nich. Papirus (NYU Inv. No. XVIII 47) zawiera skargę właściciela przedsiębiorstwa — nazwijmy je transportowego — do naczelnika policji na człowieka prowadzącego jakieś transporty; Kallistratos wynajął mu kilka osłów wraz z wyposażeniem na rok. Człowiek ten nie dbał o zwierzęta, jednego osła zabił, nie zwrócił też przedsiębiorcy całego wyposażenia zwierząt. Kallistratos w oskarżeniu domaga się, ażeby winnego aresztowano, oddano w ręce władz; domaga się zwrotu kosztów za zabitego osła oraz za okres, w którym niezgodnie z umową nie wykorzystywał innych osłów; żądał też zwrotu kosztów za worki, siodło itp.2

Ale może też bezpieczeństwo wymagało pewnej ochrony, i tę rolę właśnie mieli spełniać towarzyszący niewolnicy. Charakterystyczr ny jest list Pliniusza (VI 25), z którego dowiadujemy się, że niejaki Robustus, ekwita, udał się w towarzystwie Atiliusza Skaurusa do Okrikulum, i tam zniknął; adresat prosił Pliniusza, ażeby Skaurus wrócił i „o ile to będzie możliwe, naprowadził na jakieś ślady, które pomogłyby w poszukiwaniach zaginionego." Pliniusz odpowiada: „Skaurus przyjdzie; obawiam się, że na próżno; podejrzewam, że spotkało Robustusa coś podobnego, jak to ongiś przydarzyło się Metiliuszowi Krispusowi, mojemu rodakowi (tzn. pochodzącemu z Komum). Ja załatwiłem mu dowództwo i nawet gdy odjeżdżał dałem mu 40 000 sesterców na urządzenie się, i potem już ani nie otrzymałem od niego żadnego listu, ani wiadomości o jego śmierci. Czy zgładzili go jego ludzie, czy zginął wraz z nimi — sprawa niejasna. Rzeczą jest pewną, że ani on sam ani żaden z jego niewolników nie pokazał się, tak jak i nikt z otoczenia Robustusa."

Groziły więc niebezpieczeństwa na drogach i lepiej było nie podróżować samemu, ale nie była konieczna wielka sowita. .; Natomiast w okresie cesarstwa,, podobnie jak w innych dziedzinach życia tak i w formach podróżowania wzrastała rozrzutność, przesada, snobistyczna chęć popisywania się stanem majątkowym. Seneka, filozof-moralista, krytycznie patrzy na obyczaje swoich czasów: „...Wszyscy dziś już podróżują tak, iż poprzedza ich konnica numidyjska, iż biegnie przed nimi gromada gońców: za haniebne uważa się nie mieć sług, którzy by spychali z drogi napotkanych przechodniów lub wzniecając wielką kurzawę zapowiadali przyjazd — wielkiego człowieka! Wszyscy mają już muły, które wiozą wyroby z kryształu i fluorytu wykonane przez wybitnych mistrzów; za haniebne uchodzi noszenie ze sobą całych tłumoków, które by mogły zupełnie się potłuc. Wszyscy młodzi niewolnicy jadą z posmarowanymi twarzami, aby słońce lub zimno nie zeszpeciło" delikatnej cery: brzydko jest, jeśli w twym poczcie młodocianej służby znajdzie się ktoś taki, kto ma zdrową cerę, nie upiększoną przy pomocy kosmetyków" (Listy 123, 7). Ale okazuje się, że ten filozof-moralista, sam także mało jest odporny na opinię publiczną, i że sam nie tylko z lektyki korzystał ale i z wygodnych powozów, a ciężkim przeżyciem było dla niego odbycie drogi po rozbiciu statku przygodnie wziętą/ prostą, chłopską furmanką: .....Z niewielu niewolnikami, których mógł pomieścić jeden wóz, bez żadnych rzeczy, oprócz tego, cośmy mieli na sobie, ja i mój drogi Maksymus*, spędzamy niezwykle przyjemnie już drugi dzień... Pojazd, do którego wsiadłem, to zwyczajny wóz chłopski. Mulice powolnym krokiem dają poznać, że jeszcze żyją. Poganiacz idzie boso — bynajmniej nie z powodu upału! Z trudem mogę się zmusić, bym chciał uchodzić za właściciela takiego pojazdu. Wciąż jeszcze trwa we mnie wstyd przed prostotą i ile razy spotykamy jakąś okazalszą świtę mimo woli rumienię się, co dowodzi, że uznawane i pochwalane przeze mnie zasady nie mają we mnie, jak dotąd, stałego i niewzruszalnego siedliska. Kto wstydzi się skromnego wozu, ten będzie się chełpił świetnym pojazdem. Małom poszedł dotychczas naprzód. Jeszcze nie mam odwagi pozwolić sobie na prostotę. W dalszym ciągu przejmuję się tym, co myślą o mnie — inni podróżni!" —Jakim więc człowiekiem jest Seneka? Które jego wynurzenia są szczere? Dalej bowiem, pozostając przy temacie podróży snuje takie refleksje: cytując Wergiliusza:

Cóż po tym, że wóz jest pięknie rzeźbiony, że Purpurą i haftem zdobnymi kobiercy okryte rumaki, Ż naszyjnikami złotymi, co im na przedzie migocą, Oraz z siodłami złotymi na grzbiecie, kąsają w swych pyskach , Wykute z takiegoż płowego złota wędzidła. (Aen. VII 277 nn.)

Nie może to uczynić lepszym ani pana, ani jego mulicy. Były cenzor, Marek Katon, który tak jak i Scypion przyszedł na świat dla dobra Rzeczypospolitej (gdyż ten ostatni prowadził wojnę z naszymi nieprzyjaciółmi, a tamten ze złymi obyczajami), jeździł na wałachu, wkładając nań swoje torby podróżne, aby mięć ze sobą potrzebne rzeczy. O jak bym pragnął, żeby teraz spotkał go na drodze któryś z owych bogatych wytwornisiów, co to wysyłają przed sobą gońców, pędzą Numidyjczyków oraz wzniecają wiele kurzu! ...O jakąż chlubą owego wieku było to, że wódz i triumfator, że były cenzor i — co jest ponad wszystko — Katon poprzestawał na jednym koniu, do tego nawet niecałym! część jego bowiem zajmowały zwisające z obydwu stron tłumoki. Czy przeto owego jednego konia, czyszczonego przez samego Katona, nie przeniósłbyś ponad wszystkie opasłe kucyki galickie, rumaki asturyjskie i kłusaki?" {Listy 87).

Taki list jest niewątpliwie cennym źródłem dla poznania zwyczajów— ale niemniej pozwala także w pewnym stopniu poznać chwiejność charakteru autora listu. Tę niezgodność zasad głoszonych przez filozofa z jego praktyką życiową dostrzeżemy również, gdy go spotkamy podróżującego lektyką.

Lektyki, które w Grecji nie miały szerszego zastosowania, aż do czasów hellenistycznych, u Rzymian bardzo się rozpowszechniły zwłaszcza w okresie cesarstwa, a korzystali z nich zarówno mężczyźni jak i kobiety. Były dwa rodzaje lektyk: jeden — to lectica — w kształcie łoża, na czterech niskich nóżkach; w takiej odbywano podróż w pozycji leżącej; drugi typ — to sella gesta-toria — rodzaj krzesła, fotela, przenoszonego. Lektyki, wykonane z drzewa i z plecionej wikliny były osłonięte od góry baldachimem, wewnątrz miały wezgłowie — poduszki, pulvinar, po bokach firanki — vela, plagae, które osłaniały osobę zajmującą w niej miejsce przed spojrzeniami ciekawskich: z czasem zasłony te zostały zastąpione przez okna z przezroczystego materiału — lapis specularis. Obok lektyk skromnych pojawiały się na ulicach miast wytworne, ozdabiane inkrustacjami z brązu lub srebra. Lektykę niosłb sześciu albo ośmiu ludzi (stąd nazwy: hektaphoron albo oktaphoron); funkcję tę wykonywali niewolnicy zwani lecti-tarii, przybrani w specjalne, związane z ich zawodem ubrania, powiedzielibyśmy — mundury: był to krótki płaszcz — paenula, w kolorze brązowym lub czerwonym. Nie wszystkim przysługiwało prawo korzystania z lektyk, a przywilej ten ograniczano lub rozszerzano. Do czasów Cezara korzystały z tego środka komunikacji tylko żony senatorów oraz kobiety w starszym wieku. Cezar rozszerzył to uprawnienie na wszystkie kobiety zamężne powyżej czterdziestego roku życia. W okresie cesarstwa — poza modą i snobizmem — korzystanie z lektyk stawało się istotnie ważnym problemem, gdyż ze względu na wielki ruch uliczny w pewnych, ustalonych godzinach obowiązywał zakaz używania wszelkiego rodzaju pojazdów. Już Cezar w dążeniu do usprawnienia ruchu ulicznego wydał nakaz wstrzymania ruchu kołowego w mieście w ciągu dziesięciu godzin od wschodu słońca (Lex Iulia municipalis). Zakaz nie obejmował jedynie wozów, które dostarczały materiał budowlany dla robót publicznych albo wywoziły gruz z rozbiórki starych domów. Pomyślano i o tym, ażeby miały prawo wyjechać z miasta wozy, które przyjechały przed wschodem słońca i po wyładowaniu materiału miały opuścić miasto. W trosce o zapewnienie bezpieczeństwa na ulicach miasta a także z myślą o słabo budowanych domach czynszowych oraz o zachowaniu w lepszym stanie bruków pojawiały się wciąż nowe ustawy regulujące ruch kołowy. Cesarz Hadrian wydał edykt zabraniający wwożenia do miasta zbyt wielkich ciężarów, jednak życie zmuszało go do odstępstw od zarządzenia, gdyż monumentalne budowle, które wyrastały wciąż w stolicy imperium, wymagały „ciężkiego" materiału, niekiedy wwożono monolity ogromnej wagi.

Bez ograniczeń mogły korzystać z lektyk westalki i kapłani, którzy udawali się do świątyń czy miejsc świętych w celach kultowych i religijnych; w czasach cesarstwa przywilej ten rozszerzono na wszystkie kobiety należące do rodziny cesarskiej.

Przywilej korzystania z lektyk, który zapewniał wygody wyróżnionym osobom, drażnił śpieszący, zmęczony hałasem ulicznym, roztrącany przez niosących lektykę tłum pieszych:

Bogacz, to nawet w Rzymie chrapie jak zarżnięty.

A mnie zaś boli głowa. — No, — wjedzie w zakręty

Ulic fura i skrzypi, tam furman klnie srogo,

Że i Druzus i morsy pobudzić się mogą.

Gdy wzywa obowiązek bogacza — to jedzie

W lektyce rozwalony, przez głowy gawiedzi;-

Poczyta lub popisze, pośpi, bo przynętę

W lektyce do snu stwarza okienko zamknięte.

Jednak będzie przede mną! —Bo mnie, gdy się śpieszę,

Przeszkadzają gęstego tłumu wielkie rzesze:

Ten pchnie łokciem, ten deską, ten przywali belką

Prosto w głowę, ten wiadrem zdzieli, ten butelką,

Po pas błotem ochlapią, ktoś buciorem kopnie,

Żołdak gwoździem ci palce przebija okropnie...

(Juwenalis, III 235 nn.)

Nic więc dziwnego, że Seneka, głoszący stoickie zasady, tłumaczy się, iż on musi korzystać z lektyki, gdyż... wstrząsy są mu potrzebne dla zdrowia i narzeka na... niewygody związane z taką podróżą; „Gdy oto wracam z odbytej w lektyce przejażdżki, czuję się nie mniej zmęczony niż gdybym to, co przesiedziałem, odbył pieszo. Bo dać się długo nieść — to także trud; i nie wiem, czy nie większy, że sprzeczny jest z naturą, która dała nam nogi, żebyśmy chodzili sami, i oczy, żebyśmy patrzyli. Wygody osłabiły nas tak, iż staliśmy sią niezdolni do wszystkiego, na co przez dłuższy czas nie mieliśmy ochoty. Dla mnie jednak wstrząsanie ciała było potrzebne po to, by żółć, jeśli osiadła w ciasnych przewodach, została rozpędzona, lub sam oddech, jeśli z jakiejś przyczyny stał się gęstszy, był rozcieńczony przez wstrząsy, które wedle mojego odczucia dobrze mi robiły. Dlatego też pozwoliłem sobie na dłuższą jazdę, zwabiony przez sam widok wybrzeża, które między Kumami i wiejskim domem Watii wygina się i tworzy wąskie przejście ograniczone z jednej strony morzem, a z drugiej jeziorem" (Listy 66). Jakoś nie przekonująco brzmią te tłumaczenia Seneki: a więc celem przejażdżki lektyką było zdrowie czy piękne widoki; „Dać się długo nieść — to także trud?" Zapytajmy: Dla kogo? dla niesionego czy dla niosących go niewolników?

A w innym liście nasz filozof mówi tak pięknie o poszanowaniu godności niewolnika!

W jakich sytuacjach i czy w ogóle kontrolowano uprawnienie do korzystania z lektyki, nie wiemy. Jeżeli jednak kontrola taka istniała, to zawsze znaleźli się spryciarze, którzy nie posiadając tego przywileju potrafili się zabezpieczyć przed nią, a nawet stworzyć warunki, które zapewniały im nietykalność. Można odtworzyć taką sytuację na podstawie wzmianki Juwenalisa w Satyrze I 123 nn. Prawdopodobnie obywatel, o którym będzie mowa, korzysta z właściwej lektyki, a za nim niosą lektykę — fotel, lectica gestatoria, w której okienka są zasłonięte; w tej drugiej lektyce — jedzie (podobno) jego żona:

...Tuż za mężem niesiona

Sunie omdlewająca lub ciężarna żona.

Choć jej nie m a, on, sztuczek dobrze wyuczony,

Prosi, wskazując krzesło schowane w zasłony: i

„To moja Galia — woła — przepuść nas bezzwłocznie!"

„Wysuń, Galluniu, głowę! — „Nie rusz, niech odpocznie!'

Nie tylko więc miał ów pomysłowy obywatel możność poruszania się po mieście, ale nawet sprytnie torował sobie drogę — w tłumie — niesioną za nim pustą lektyką.


PODRÓŻE MORSKIE

Rzymianin, mieszkaniec półwyspu, otoczony wodami, jakby nie dostrzegał przez długi czas ani piękna morza, ani korzyści, jakie ono dawało, ani zagrożenia ze strony nieprzyjaciół. Widział jedynie groźny żywioł i współżyć z nim bynajmniej nie pragnął. Wprawdzie Wegecjusz (Flavius Vegetius Renatus) autor traktatu O wojskowości w wieku IV n.e. napisał, że „Rzymianie zawsze dysponowali wielką flotą i w każdej chwili mieli ją w pogotowiu, nie dlatego, że zmuszała ich konieczność — bo kogóż mieliby się lękać! — ale po to, by dać dowód potęgi i sławy swojego imienia!"— jednak określenie „zawsze" mówi niewiele, gdyż nie wiadomo, w jakim okresie Wegecjusz umieszcza początki floty rzymskiej, a na pytanie „kogóż mieliby się lękać?" odpowiemy „Przede wszystkim Kartaginy". I właśnie konieczność zmusiła ich do zbudowania floty: sami nie myśleli o. obronie wybrzeża, nie przewidywali konieczności walki na morzu. Natomiast prawdą jest, że byli oni „szczurami lądowymi" jak nazywa ich Lionel Casson, prawdą jest, że byli „glebae adscriptU', nie w znaczeniu społecznym czy ekonomicznym, lecz naturalnym; prawdą jest, co napisał Katon we wstępie do traktatu O gospodarstwie ...że największą pochwałą dla Rzymianina było uznanie wyrażone w słowach „dobry rolnik", „dobry gospodarz". Wiele przeminęło pokoleń zanim można było mówić o Rzymianinie, „dobrym żeglarzu".

Niewątpliwie jakieś pojęcie o morskich środkach komunikacyjnych mieć .musieli, zetknęli się przecież ich przodkowie — La-tynowie z flotą trojańską Eneasza, ale nie wiemy nawet, jaką drogą i jakimi środkami komunikacyjnymi odbyli pod koniec wieku VI p.n.e. synowie Tarkwiniusza Pysznego podróż do Delf. Wiemy natomiast, że kiedy w wieku III p.n.e. Rzymianie zostali zagrożeni przez Kartaginę, wypłynęli z załogą złożoną z rolników, na kiepskich, mało zwrotnych okrętach, przeciwko doświadczonym marynarzom. Rzym długo unikał wojen morskich, zapewniając sobie pokój układami z Kartaginą, i chociaż sam sięgał po coraz to dalsze tereny Italii, wybrzeża przed piratami strzegli od północy Etruskowie, a Grecy od południa. Nie od razu także wciągnęli się Rzymianie w handel zamorski, więc uważali, że to Grecy w południowej Italii, którzy mieli kontakty handlowe, powinni sami pilnować swoich interesów; wreszcie, kiedy sami zaczęli także strzec wybrzeża morskiego, nie budowali własnych okrętów, lecz zagarniali greckie.

Dopiero niebezpieczeństwo ze strony Kartaginy, najpierw pośrednie od strony Sycylii, potem bezpośrednie — od strony Hiszpanii i Afryki uświadomiło Rzymianom stan zagrożenia i zrozumieli, jak groźne jest morze — już nie jako żywioł — lecz jako element — czynnik w stosunkach międzynarodowych. Poznali i zrozumieli znaczenie nawigacyjnej gotowości portów dobrze zabezpieczonych, takich, jakie miała Sycylia. Rokiem narodzin floty rzymskiej stał się rok 260 p.n.e., kiedy senat wobec zagrożenia ze strony Kartaginy zarządził zbudowanie okrętów wojennych. Nie przechodził więc okręt rzymski ewolucji, nie rodził się z tratwy czy z bukłaków przez udoskonalenia form, lecz powstawał na gotowych wzorach.

Wprawdzie to, co mówimy o okrętach, wiąże się z wojskowością, jednak ten typ okrętów dał też wzór statkom wykorzystywanym w celach handlowych czy turystycznych i dlatego nie możemy pominąć początków floty, niezależnie od tego w jakich okolicznościach powstała. O powzięciu decyzji zbudowania floty zadecydowały także polityczne stosunki z miastami italskimi o czym pisze Polibiusz: „Kiedy Rzymianie widzieli, że niektóre miasta, obawiając się ich sił lądowych, przeszły na ich stronę, lecz jeszcze więcej miast nadmorskich odpadło od nich w obawie przed flotą.Kartagińczyków..., zamyślili wkroczyć na morze, podobnie jak Kartagińczycy... Widząc, że wojna się przewleka, postanowili po raz pierwszy zbudować okręty: sto pięcio-rzędowców i dwadzieścia trójrzędowców. Skoro zaś budowniczowie okrętów w budowie pięciorzędowców nie mieli doświadczenia, jako iż nikt w Italii nie posługiwał się takimi okrętami, rzecz ta sprawiała im dużą trudność. I tu szczególnie można poznać odwagę i śmiałość rzymskiego myślenia. Choć bowiem nie tylko znacznego, lecz w ogóle żadnego nie mieli przygotowania i nigdy nawet nie myśleli o przedsięwzięciach morskich — teraz, po raz pierwszy podjęli tę myśl, tak śmiało wzięli się do rzeczy, że zanim ją wypróbowali, zaraz postanowili w bitwie morskiej zmierzyć się z Kartagińczykami, którzy od swych przodków (Fenicjan) » przekazane mieli bezsporne władanie morzem. A jako dowód prawdy tego, co powiedziałem i nadzwyczajnej śmiałości Rzymian to może posłużyć, że kiedy po raz pierwszy wzięli się do ' przeprawy swych wojsk do Messyny, nie tylko nie mieli zaopatrzonego w pokład okrętu, lecz żadnego długiego (tzn. wojennego) statku ani jednej nawet łodzi; musieli więc od Tarentejczyków i Lukrów, dalej od Eleatów i Neapolitańczyków pożyczyć pięć-dziesięciowiosłowce i triery, na których śmiało przewieźli załogę". I dalej opisuje Polibiusz fragment akcji: „Gdy ich wówczas Kartagińczycy zaczepili w cieśninie morskiej i jeden kryty ich okręt w śmiałym ataku tak daleko się zapędził, że ostał się na mieliźnie i dostał się w ręce Rzymian, ci użyli go jako modelu, według którego zbudowali całą swoją flotę; przeto gdyby nie zaszedł ten wypadek, niewątpliwie z braku doświadczenia plan ich zupełnie byłby udaremniony" (Polibiusz, I 20). Były jeszcze trudności z wyszkoleniem załogi-żołnierzy; stosowano „suchą zaprawę", zaprawiano się w wiosłowaniu na ławach ustawionych na lądzie i przyzwyczajano się do wykonywania rytmicznych ruchów przy akompaniamencie aulosu, jednak kiedy siedemnaście nowych okrętów wypłynęło w stronę Sycylii, na pierwszym postoju, w porcie, zostały otoczone przez Kartagińczyków; załoga uciekła na ląd, a wódz i okręty dostały się w ręce nieprzyjaciół. Wyćwiczeni doskonale żołnierze rzymscy nie potrafili swej sztuki wojennej zastosować na morzu ani wprowadzić okrętów do bitwy morskiej. I wtedy, doradził im „ktoś" — jak pisze Polibiusz, a jak niektórzy przypuszczają tym kimś był Archimedes — żeby zastosowali na okrętach drewniane pomosty zaopatrzone w mocne haki; pomosty te przy pomocy lin i kołowrotu opuszczano na okręty nieprzyjacielskie, przy pomocy haków wbijały się w pokłady okrętów nieprzyjacielskich, żołnierze przechodzili na okręty wroga i stawali się panami sytuacji: zaskakiwali nieprzygotowanych i nie-znających takich metod walki nieprzyjaciół i mogli walczyć jak w otwartym polu. Zastosowali więc w historii walk po raz pierwszy abordaż. Przyniosło to Rzymianom jeszcze i tę korzyść, że zagarniali zdobyte okręty, by powiększyć własną flotę.

Jeżeli chodzi o terminologię — to wyraz navis oznacza w ogóle jednostkę morską, zarówno okręt wojskowy jak i statek handlowy czy przewozowy; dopiero bliższe określenie wskazywało na charakter i przeznaczenie danej jednostki. Ponadto było wiele odmian okrętów, które miały swoje własne nazwy.

W porównaniu z okrętami wojennymi statki handlowe były szersze; ze względu na rozwój handlu pokład wciąż powiększano podobnie jak i tonaż: od kilku ton dochodził do 300 ton; największy tonaż wynosił podobno 1600 ton.

Mimo udoskonalenia statków, dobrego zaopatrzenia oraz wyrobionej, 'doświadczonej załogi morze i wichry nie dawały za wygraną i często dochodziło do rozbicia okrętu; szczęśliwie, jeżeli wypadek zdarzał się blisko wybrzeża i człowiek a częściowo i jego mienie ocalało.

W wiekach późniejszych wprowadzono tzw. prawo nadbrzeżne, które upoważniało właściciela czy władcę terenu, gdzie miało miejsce rozbicie statku, do zabrania mienia rozbitka. W starożytności jednak potępiano tych, którzy podczas rozbicia statku, korzystając z zamieszania i paniki, rabowali mienie poszkodowanych. Uważano, że nawet, „jeżeli w niebezpieczeństwie zrzuca człowiek swe mienie do morza, to nie dla wyzbycia się go, lecz żeby uniknąć niebezpieczeństwa" (Digesta, ks. 47, r. 9.1.4).

Cesarz Antoninus (wiek III) surowo tępił grabienie mienia rozbitków, i zajął stanowisko, że jeżeli rozbitkom został zabrany większy łup przy użyciu przemocy, to winnych tego czynu — obywateli wolnych należy ukarać chłostą i skazać na trzy lata wygnania, a w zbyt drastycznych przypadkach nawet na prace przymusowe; czyli każe w stosunku do wolnych stosować karę chłosty —^ tak jak w stosunku do niewolników; tych ostatnich za podobne przestępstwo czekała chłosta i praca w kopalniach; w dalszych zarządzeniach Antoninus zarządził nawet konfiskatę 1/3 części majątku i pozbawienie praw obywatelskich za naruszenie mienia rozbitków.

Przejawia się w tych zarządzeniach poszanowanie własności cudzej i tendencja do zapobiegania tego rodzaju rabunkom, które musiały zdarzać się często, jeżeli wymagały ustaw, i to coraz bardziej surowych.

Opanowanie morza przyczyniło się do rozwoju handlu, którego już Rzymianie nie unikali, i w ogóle do rozwoju podróży morskich. Te okoliczności z kolei wymagały rozbudowy portów, nieprędko jednak dorównały one portom innych krajów. Najbliższa stolicy Ostia była portem rzecznym. Już w planach Cezara było rozbudowanie tego portu i takie uregulowanie ujścia Tybru, żeby okręty mogły dopływać do Rzymu. Śmierć Cezara przeszkodziła w zrealizowaniu tych planów. Zrealizował je dopiero cesarz Klaudiusz w r. 42: wykorzystał zatokę o 3 km od ujścia Tybru i tam założono nowy port Ostii, zwany po prostu Portus. Budowa trwała 12 lat, otwarcie przypadło na czasy Nerona. Budowa portu wymagała ogromnego wkładu pracy i pochłonęła wielkie sumy pieniędzy, gdyż — pomijając przestrzeń, jaką zajmowało kotwico-wisko (52 ha) — został on .połączony odpowiednio szerokim i głębokim kanałem z Tybrem; pomiędzy falochronami usypano sztuczną wyspę, na której umieszczono latarnię morską. Za fundament wyspy posłużył zatopiony w tym celu ogromny statek, na którym przywieziono z Egiptu do Rzymu obelisk. Zbudowano też na tej wyspie latarnię morską na wzór aleksandryjskiej. Wkrótce i ten port nie odpowiadał potrzebom rozwijającego się handlu i w latach 101-104 Trajan zarządził zbudowanie poza portem Klaudiusza wewnętrznego basenu, który również połączono kanałem z Tybrem; dokoła basenu rozbudowano obszerne magazyny i składy towarów i ustawiono dwa posągi: Pomyślności i Szczęścia.

Rozwinęło się prawdziwe portowe życie: zaroiło się od ludzi obsługujących przybijające i odpływające statki, od rzemieślników, magazynierów, tragarzy; powstawały biura pośrednictwa handlu, kluby, zrzeszenia kupców różnych towarów, były nawet wydzielone organizacje cudzoziemców. Powstało wiele mniejszych portów, po których rozrzucono oddziały floty, której zadaniem także w czasach pokojowych było kontrolowanie wybrzeży. Wyznaczono w tym celu dwie główne floty: classes praetoriae, które czuwały od strony morza Tyrreńskiego i Adriatyckiego. Jedną bazą było Misenum, której pieczy powierzone były porty: Ostia, Puteołi, Baje, Centum Cellae (dziś. Civitavecchia), Aleria na Korsyce, Carales (dziś. Cagliari) na Sardynii; baza w Rawennie dozorowała port w Akwilei; Prócz tych_ dwóch głównych oddziałów było sześć oddziałów floty: julijska — stacjonowała w Forum Iulii (dziś. Frejus w Prowincji); aleksandryjska — w Aleksandrii w Egipcie z oddziałami podległymi jej w Leptis Magna (w Tri-polis) i Cezarei (dziś. Cherchel w Algerii); syryjska — w Seleukii Pieria-7-czuwała nad morzem Egejskim i portami: Pireus, Efez, Tenos, Teos; flota libijska z bazą w Apollonii i Paratinion; pontyj-ska — miała swą bazę w Kyzikos i w Trapezuncie nad Morzem Czarnym, wreszcie flota brytyjska — stacjonowała w porcie Dup-rae (dziś. Dover) oraz w Lemanae (dziś. Lymne) — po jednej stronie kanału La Manche, a po drugiej stronie w Gessoriacum (dziś. Boułogne). Pliniusz Młodszy, biorąc udział w posiedzeniu sądowym, które odbywało się na zaproszenie cesarza Trajana w jego posiadłości w Centum Cellae (dziś. Civitavecchia) miał sposobność obserwować prace przy budowie tamtejszego portu: „Lewe odgałęzienie portu jest dobrze umocnione, przy prawym są prowadzone roboty. U wejścia do portu powstaje wyspa, która ma rozbijać fale zapędzone wichrami i zapewnić bezpieczne wejście okrętom z obu stron. Warto przyjrzeć się, jak ta wyspa powstaje: bardzo szeroki statek dowozi ogromne głazy; te zrzucane jedne na drugie utrzymują się na miejscu samym swoim ciężarem i stopniowo powstaje swego rodzaju grobla. Już wystaje i jest widoczny kamienny grzbiet, o który uderzające fale rozbijają się i wznoszą wysoko. Dokoła — silny szum wody — i szare morze.

Na tych głazach postawią potem słupy, które z biegiem czasu będą robiły wrażenie naturalnej wyspy. Port ten będzie nosił miano, a właściwie już teraz nazywają go portem Trajana — jako inicjatora. Budowa tego portu będzie bardzo pożyteczna, albowiem na rozległej przestrzeni wybrzeże dotychczas niedostępne dla statków, będzie korzystać z tej przystani" (Listy VI 31, 15 nn.)

Agryppie zawdzięczał Rzym port wojenny w Misenum, portus Iulius, na który wykorzystano dwa jeziora: Lukryńskie i Awer-neńskie. •

Kiedy Egipt stał się spichrzem Rzymu, stolicy imperium, flota handlowa odbywała częste kursy Aleksandria—Rzym i z powrotem; w skład tej floty wchodziły ogromne jak na owe czasy statki przewozowe o długości 55 m, szerokości —13 m; a przewoziły 1200 do 1300 ton towaru. Port ten, jak cała Aleksandria, miał wyraźnie charakter międzynarodowy. Tak to cesarstwo rzymskie zrealizowało pomysły Ksenofonta.


PODRÓŻ

Rzymianie, podobnie jak Grecy, odbywając podróże dalsze, kilku- czy wielodniowe, chętnie zatrzymywali się dla odpoczynku czy nawet na noclegi u znajomych. Nie działało tutaj jak w Grecji prawo gościnności, ani powiązania czy zobowiązania między miastami czy państwami, lecz podejmującymi podróżnego gospodarzami byli po prostu jego osobiści znajomi lub krewni. Mieli także podróżni do swojej dyspozycji hotele, zajazdy, karczmy, które były rozrzucone wzdłuż szlaków komunikacyjnych. Opis podróży z Rzymu do Brundyzjum dał nam Horacy w satyrze piątej pierwszej księgi; wraz z Wergiliuszem, poetą Wariuszem i greckim retorem Heliodorem towarzyszył Mecenasowi, który odbywał pod-' róż dyplomatyczną jako przedstawiciel Oktawiana, by omówić warunki zawarcia porozumienia, z Antoniuszem. Zatrzymują się w wielu miejscowościach, korzystają z gościnności znajomych, niekiedy zatrzymują się w zajazdach. Podróż trwała 15 dni.

Podejmowanie podróżnych przez znajomych poświadczają listy Cycerona i Pliniusza Młodszego. Cyceron np. wybierając się ze znajomymi do swojej posiadłości Tuskulańskiej uprzedza o tym żonę, dając zlecenia, by wszystko odpowiednio na przyjęcie gości przygotowała; „Myślę, że przyjadę do Tuskulanum siódmego lub nazajutrz. Niechże tam wszystko będzie przygotowane, bo może przywiozę z sobą gości i, jak przypuszczam, zostaniemy tam dłużej. Jeżeli nie ma w łazience wanny, niech ją tam wstawią; niech też niczego nie zabraknie, co jest potrzebne dla życia i zdrowia" {Ad familiares (Do znajomych) XIV 20). Na marginesie można zwrócić uwagę na ton, jakim Cyceron wydaje polecenia swojej żonie; listy pisane z wygnania, kiedy Terencja miała za zadanie

pilnować interesów męża, były pisane w zupełnie innym — bardzo czułym tonie; obecnie — zbliża się chwila rozstania Cycerona z Terencja: poślubi wkrótce młodą, zamożną Publilię. — Ale wracamy do podróży. Pliniusz Młodszy zatrzymuje się u niejakiego Poncjusza Allifanusa, który jednak sam nie mógł przyjmować gościa, wydał jednak zlecenia, by Pliniusza odpowiednio przyjęto, jak wynika z listu VI 28: „Wiem, co ci stanęło na przeszkodzie, że nie mogłeś przyjechać przede mną do Kampanii, ale chociaż ciebie samego nie było, twoja osobowość wtargnęła tam: przyniesiono mi w twoim imieniu taką masę zapasów, które pochodziły i z miasta i ze wsi, i ja to wszystko — chociaż nie było to z mej strony grzecznie — przyjąłem. Twoi ludzie bowiem tak mnie prosili, żebym przyjął, że obawiałem się, ażebyś nie gniewał się i na mnie i na nich, gdybym tego nie zrobił.

W przyszłości, jeżeli nie zachowasz miary, ja ją zachowam: i już uprzedziłem twoich ludzi, że jeśli znowu mi taką masę przyniosą, zabiorą wszystko z powrotem. Powiesz, że powinienem używać tego, co do ciebie należy, jak rzeczy własnych: otóż używam ich skromnie — tak jak moich. Żegnaj". Z listów do Fabatusa, dziadka żony Pliniusza Kalpurnii, dowiadujemy się, iż jego przyjaciel Kalestrius Tiro w drodze do prowincji Betyka wstąpi do Fabatusa, który korzystając z obecności wpływowego gościa będzie mógł przeprowadzić formalność wyzwolenia niewolników. Pliniusz powołuje się na to, że często przebywał w posiadłości Tirana, który z kolei korzystał z gościny u Pliniusza (VII 16). Fabatus gotów jest nawet wyjechać na spotkanie gościa do Mediolanu, chociaż mogło to być dla niego zbyt uciążliwe: Pisze więc Pliniusz: „Cieszę się wprawdzie, że czujesz się tak dobrze, że możesz wyjechać na spotkanie Tirona w Mediolanie. Lecz, ażebyś mógł cieszyć się nadal długo tak dobrym zdrowiem, proszę, ażebyś nie narażał się na taki trud ze względu na wiek. Co więcej, uprzedzam cię, że masz go oczekiwać u siebie, i to w domu, a nawet za progiem twojego pokoju. Przecież ten, którego kocham jak brata, nie powinien od tego, kogo ja jak ojca szanuję, wymagać tej formy uprzejmości, od której sam zwolniłby własnego ojca" (VII 23).

Właściciel zajazdu, gospody, ccmpo (ludowe: copo) nie cieszył się dobrą opinią, uważany był za spryciarza, który starał się wykorzystywać gości. Gospodynie,' właścicielki, posądzano nawet o stosowanie praktyk czarodziejskich. Jeżeli Apulejusz w Przemianach (8, 1) opowiada, że właścicielka hotelu — czarownica umiała pozbawiać źródła wody, zatapiać góry i gasić gwiazdy — to przechodzimy nad tymi wiadomościami obojętnie, chyba że przyjmiemy, że kryją się w tych opisach aluzje do. jej sprytnego oszukiwania gości. Ale nie jest wolny od takich wierzeń św. Augustyn, który w traktacie De ciuitate Dei 18, 18 pisze: „Będąc w Italii słyszeliśmy o takich wypadkach, bo i kobiety prowadzące hotele, a posiadające znajomość tych sztuczek, miały podawać podróżnym, którym same chciały czy mogły, jakiś środek z serem, pod wpływem którego ludzie ci zamieniali się w zwierzęta juczne i przewozili potrzebne towary". Myślę, że św. Augustyn zbyt dosłownie potraktował tę wzmiankę o „metamorfozie"; zapewne czary właścicielek hotelu polegały na tym, że kiedy właścielka zajazdu czy hoteliku nie miała odpowiedniego zaopatrzenia, gójcie sami — jak zwierzęta juczne — przynosili żywność czy wino, którego byli spragnieni. Właściciel hotelu czy zajazdu miał liczną służbę; w zależności od kategorii przedsiębiorstwa i od dochodów właściciela pomocników tych było mniej lub więcej. Do pracowników zatrudnionych w hotelu należał: dozorca (dozorczyni?) — aedicu-larum custos; portier, odźwierny — ianitor, atriensis; służący — puer cauponius, minister'. Musiała być także liczna służba obsługująca kuchnię i przygotowująca posiłki: był niewolnik, który rozniecał ogień i pilnował ogniska — jocarius; funkcję tę mogła spełniać kobieta —• focaria; kucharz — i to nie jeden — coąuus, cocus, coter; specjalista od wyrobu wędlin „kiełbaśnik" — botu-larius; cukiernik — crustularius. Nie widzimy wśród wymienionych pracowników służby, do której należałoby utrzymanie porządku w lokalu.

W pokojach, w których spożywano posiłki, pojawiały się także napisy na ścianach pod adresem gospodarza; kiepską robili mu goście reklamę, jeżeli wyrażali swoje niezadowolenie, np.

Niech cię, karczmarzu, oszustwa twoje zgubią! Albowiem wodę sprzedajsz, sam czyste spijasz wino. Talia te fallant utinam mendacia, caupo! Nam tu vendis aąuam et bibis ipse merum!

Przy nadużyciu wina dochodziło do awantur i kłótni, powodem ich była często gra w kostki; awanturujących się gości przestrzegano w napisach i — wypraszano:

Uprzejmie się zachowuj, wstrętnych unikaj kłótni,— o ile możesz,— albo do domu mi się wynoś! Utere blanditiis odiosaąue iurgia differ — Si potes, aut gressus ad tua tecta rejer!

Gdy ostrzeżenia nie odnosiły skutku, wypraszano niespokojnych gości: „Już was tu nie ma, awanturujcie się za drzwiami!" — Itis! For as rixatisl


ŁĄCZNOŚĆ

Zdawać by się mogło, że Rzymianie przy swoich zdolnościach organizacyjnych, mając doskonałe gościńce, które ułatwiały im dalekie podróże i przenoszenie się z miejsca na miejsce, wcześnie pomyśleli o możliwości systematycznego przekazywania wiadomości. Jednak potrzebę i konieczność możliwie szybkiego porozumiewania się na daleką odległość zaczęto dopiero odczuwać, kiedy rozszerzały się granice państwa przez włączanie doń podbitych ziem jako prowincji, konieczne było utrzymanie ciągłego kontaktu administracji centralnej w Rzymie z namiestnikiem i organami administracyjnymi% prowincji. Zaczęto więc wprowadzać pewne udogodnienia w komunikacji, co ułatwiało przekazywanie wiadomości. W wieku III p.n.e. senat rzymski wprowadził pewną formę „delegacji" dla urzędników udających się na prowincje w sprawach urzędowych. Delegacje te tzw. legationes liberae (1. poj. legatio libera) upoważniały korzystających z nich do rekwirowania mieszkańcom prowincji wozów i zwierząt pociągowych, korzystania z noclegów, wyżywienia, i to zarówno gdy podróż miała charakter urzędowy — oficjalny, jak i prywatny. Upoważnienia takie wydawano na ustalony okres czasu: Cyceron ograniczył ważność legatio do jednego roku, Cezar przedłużył ją do lat pięciu. System delegacji zniósł Oktawian August.

Wprowadzenie delegacji dla urzędników nie rozwiązywało sprawy przesyłania i doręczania korespondencji. Prywatną korespondencję wysyłano przeważnie na własną rękę, przez własnych niewolników — posłańców, listonoszy — tabellarii, albo korzystano ź okazji, gdy ktoś ze znajomych wybierał się w podróż, zwłaszcza gdy chodziło o odległości dalsze. Doręczanie korespondencji powierzano niewolnikom zaufanym, sprytnym, inteligentnym; wyprawa niewolnika w dalszą drogę była przedsięwzięciem kosztownym, gdyż trzeba było zapewnić mu utrzymanie na okres kilku tygodni, albo i miesięcy, a można było narazić się na stratę jeszcze większą — utratę dobrego niewolnika. W przekazywaniu korespondencji pośredniczyli także znajomi urzędnicy albo przedsiębiorczy kupcy, którzy podejmowali się tego zadania za zapłatą. Natomiast wysłanie własnego, specjalnego gońca-listonosza miało tę dobrą stronę, że zapewniało otrzymanie odpowiedzi, co w niektórych wypadkach miało niemałe znaczenie, tym bardziej, że o okazję przekazania przesyłki z prowincji do Rzymu było trudniej aniżeli z Rzymu. Cyceron będąc na wygnaniu prosi o przesyłanie listów przez posłańców, przez których mógłby — jak by odwrotną pocztą — przekazać odpowiedź. „Poczta" taka kursowała bardzo nieregularnie, zależnie od różnych okoliczności i trudno było ustalić termin doręczenia przesyłki. Zdarzało się, że list wysłany z Rzymu docierał do Aten w ciągu trzech tygodni, ale bywały wypadki, że po trzech miesiącach. Ilustrują to najlepiej datowane listy Cycerona i wzmianki, w jakich terminach odbierał wysyłane do niego listy: w liście do Attyka (I 20) pisanym w Rzymie w połowie maja r. 60 pisze: „Kiedy wyjeżdżałem 12 maja z Pompejanum do Rzymu, kochany Cyncjusz oddał mi twój list, który wysłałeś 13 lutego"; nadmieńmy, że Pompejanum, posiadłość Cycerona leżała nad zatoką Neapolitańską w pobliżu Pompei; W liście pisanym w Laodycei (V 21) w dniu 13 lutego wspomina, że list przekazany przez Attyka niewolnikom niejakiego Leniusza, z datą 21 września, otrzymał od Leniusza — 11 lutego; Szybko natomiast doszedł do rąk Cycerona przebywającego w Brundyzjum list datowany 21 sierpnia — gdyż już w dniu 27 sierpnia (XI 21); podobnie będąc w Puteolanum w dniu 5 listopada otrzymał równocześnie dwa listy: jeden — jak pisze — datowany 1 listopada, a drugi — wysłany o dzień wcześniej. Przykładów takich można by przytoczyć wiele, które potwierdzają, jak utrudnione i niepewne było porozumiewanie się przy pomocy nawet zaufanych niewolników-posłańców. Nie było także pewności, że list dojdzie do rąk adresata (Cyceron kilkakrotnie wspomina, że nie otrzymał listu, o wysłaniu którego był uprzedzony). Nie można też było liczyć na zachowanie tajemnicy listowej, gdyż prawo jej nie chroniło jako sprawy zupełnie prywatnej. W przypadkach więc, w których chodziło o sprawy polityczne, o rozgrywki osobiste, stosowano umowny szyfr. W liście do Attyka Cyceron podaje umowne imiona, których będzie używał w listach zamiast właściwych: „jeżeli będę miał posłańca, którego nie będę pewny, nie będę pisał wyraźnie, ale ty zrozumiesz: ciebie będę nazywał Furiuszem, a siebie — Leliuszem." Nikt też nie ponosił odpowiedzialności za niedoręczenie powierzonej przesyłki: po pierwsze była to sprawa prywatna, a ponadto doręczyciel nie tylko że mógł być niewinny, ale mógł sam być poszkodowany: często bowiem przyczyną straty przesyłki bywał napad rabunkowy, a w podróży morskiej — burza czy nawet rozbicie okrętu; zdarzało się, że listy trafiały potem do rąk adresata, lecz zniszczone, przemokłe, nie nadające się do odczytania.

System pocztowy państwowy — cursus publicus, wprowadził Oktawian August; system ten był oparty prawdopodobnie na wzorach państwa Ptolemeuszów. Pierwszym etapem organizacji poczty było wyznaczenie postojów — stacji przy większych gościńcach na ważniejszych trasach komunikacyjnych. Na stacjach tych był personel złożony z młodych silnych niewolników, których zadaniem było przejście — szybkim krokiem czy może biegiem — drogi do najbliższej stacji i przekazanie korespondencji „zmianie", listonoszom, którzy doręczali listy następnej stacji. System ten przypominał perski angareion. Wkrótce zastąpiono gońców pocztą konną i odpowiednio przeorganizowano stacje o dwóch typach: jedne — to były stacje-postoje — mutationes (dosł. zmiany), na których zmieniano konie czy muły. Stacja taka była odpowiednio urządzona, miała stajnie oraz zapas paszy dla zwierząt; drugi typ stacji — to mansiones, stacje z noclegami, gdzie posłańcy mogli przenocować przed dalszym odcinkiem drogi. Pomiędzy dwoma stacjami typu mansiones było sześć do ośmiu postojów — mutationes. Jeżeli adresat mieszkał poza terenem objętym siecią stacji pocztowych, posługiwano się, podobnie jak w podróżach, podwodami, które dostarczyć musiała miejscowa ludność, ponieważ była to „poczta państwowa", a ludność prowincji obciążano różnymi obowiązkami na rzecz państwa5. Urzędnik zaopatrywał się w dokument wystawiany przez cesarza albo przez dowódcę pretorianów, a więc przez przedstawiciela urzędu cesarskiego; dawną delegację — legatio zastąpiła w czasach cesarstwa delegacja— zwana euectio (wyjazd). Ludność na terenach, które obejmowała sieć komunikacyjna, była zobowiązana dostarczyć za opłatą paszę dla zwierząt poczty państwowej. Miało to swoje dobre strony,, gdyż umożliwiało ludności zbyt paszy, jednak często mieszkańcy byli krzywdzeni przez nieuczciwych urzędników, którzy nie brali pod uwagę pór roku, a lata nieurodzajów dawały nawet urzędnikom okazję do spekulacji: skupowali u właścicieli paszę po ustalonych cenach, by sprzedawać ją potem na własną rękę po cenach wysokich — kosztem zaopatrzenia stacji. Ponieważ świadczenia, do jakich zobowiązana była ludność prowincji w związku z zaopatrywaniem pracowników poczty państwowej — cursus publicus, były niekiedy bardzo ciężkie, wyraz angaria, an~ garium, przyjęty od Persów na określenie komunikacji pocztowej, stał się w czasach cesarstwa synonimem „ucisku".


PUBLIKATORY W GRECJI I W RZYMIE

Nasuwa się pytanie, jaką drogą w czasach, kiedy nie było prasy, różnych form usług łączności, radia, telewizji, zaspakajano ciekawość obywateli, którzy niewątpliwie interesowali się sprawami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi, a nawet rodzinno-osobistymi. W rozpowszechnianiu tych ostatnich funkcję „publikatora" spełniały w pewnym stopniu kobiety, były przecież z sobą w kontakcie i z gynaikeionu jednego do drugiego przenikały, w mniej lub bardziej zniekształconej formie, nowinki miejskie. Od spraw ważnych w okresie klasycznym kobiety ateńskie były wyłączone (por. s. 214) i jedynie fantazja komediopisarza mogła pokazać na scenie teatru i Sejm niewiast, i małżeńskie strajki kobiet, posługując się obrazkami i słownictwem nie przeznaczonym dla oczu i uszu kobiet: bo też one nie bywały w teatrze, gdy wystawiano komedie. Jeżeli chodzi o informowanie obywateli o sprawach ważnych, dotyczących państwa, to nie mamy żadnych przekazów, które by stwierdzały istnienie jakiejś formy urzędowej, oficjalnej, informowania obywateli o tym, co się w państwie czy mieście dzieje. Wiadomości podawano sobie z 'ust do ust, a o sprawach ważnych, zwłaszcza z dalszych stron, przekazywał wiadomości goniec. Jaką np. drogą dowiedzieli się Ateńczycy o zwycięstwie maratońskim?

W epoce aleksandyjskiej, jak wiemy, zorganizowanie poczty ułatwiało przekazywanie wiadomości, ale o oficjalnym ogłaszaniu ich nic nie wiemy.

W Rzymie G. Juliusz Cezar za pierwszego swego konsulatu w r. 59 p.n.e. wydał zarządzenie, ażeby protokoły senatu i zgromadzeń ludowych odpisywano i ogłaszano publicznie (Swetoniusz, Cezar 20). Cezar wydając to zarządzenie kierował się względami politycznymi: temat i wyniki obrad zgromadzeń były właściwie znane wszystkim, chodziło jednak o ujawnienie działalności senatu, którego posiedzenia były objęte tajemnicą państwową. Obowiązywała ona zarówno senatorów jak i towarzyszących im dorastających synów. W każdym razie ścisłą tajemnicą były objęte obrady do chwili ogłoszenia podjętej podczas obrad uchwały. Kobiety w swej ciekawości usiłowały niekiedy od synów dowiedzieć się o przebiegu obrad, stawiając młodzież, w trudnej sytuacji. Aulus Gelliusz opisuje, jak to matka młodego Papiriusza nalegała, żeby zdradził jej tajemnice senatu; chłopiec, żeby uwolnić się od pytań ciekawskiej matki uciekł się do kłamstwa, opowiadając, że przedmiotem obrad senatu był problem, czy państwu przyniosłoby większe korzyści małżeństwo mężczyzny z dwoma kobietami, czy kobiety z dwoma mężczyznami. Jak dobrym publikatorem były kobiety świadczy fakt, że następnego dnia pod senat ściągnął tłum kobiet, broniących małżeństwa kobiety z dwoma mężczyznami. Papiriusz wyjaśnił, że wprowadził matkę w błąd, by nie być zmuszonym do zdradzenia tajnych obrad senatu. Wydarzenie to zadecydowało o wydaniu ustawy, która zabraniała wprowadzanie na posiedzenia senatu młodzieży.

Wprowadzone przez Cezara, który usiłował zachować pozory popierania stronnictwa demokratycznego, publikowanie obrad senatu miało na celu ujawnienie intryg i niezdrowych stosunków, jakie w tej grupie społecznej panowały.

Protokół senatu czyli Acta senatus, commentarii senatus, acia patrum prowadził sekretarz senatu — ab actis senatus, a był nmi zazwyczaj jeden z młodszych członków senatu. Posługiwano sie przy pisaniu protokółów pismem skrótowym tzw. notae Tironia-nae. Na mocy zarządzenia Cezara odpis protokółu umieszczano na miejscu publicznym. Przedtem już podawano do wiadomości publicznej ważniejsze wydarzenia, umieszczając je na białej tablicy— album, na ścianie budynku regia (pałac królewski) przy Forum; budynek ten był miejscem urzędowania najwyższego kapłana (pontijex maximus). Nie mamy informacji, gdzie umieszczano protokóły z posiedzeń senatu, przypuszcza się, że na Forum Romanum, gdzie skupiał się największy ruch. Wraz z acta senatu* podawano także do wiadomości publicznej, już oficjalnie, sprawozdania z ludowych zgromadzeń, jako diurna populi albo diurnn urbis. Oryginały protokółów przechowywano w archiwum państwowym albo w bibliotekach; zainteresowani mogli w czasach późniejszych korzystać z tych dokumentów, przykładem tego może być Tacyt, który niekiedy powołuje się na nie jako na źródła swoich wiadomości.

Nie mniej gorliwe były kobiety w zbieraniu i w udzielaniu informacji na wszelkie tematy: przed taką to plotkarką przestrzega Juwenalis w swej satyrze wymierzonej przeciwko kobietom:

Lecz już lepiej, jak śpiewa, niż jak lata wzdłuż i Wszerz po mieście, na rady żołnierzy przychodzi I z wodzami, przy mężu, długo się rozwodzi Z twarzyczką pewną i ze spojrzeniem zuchwałym.

Jednak znaleźli się sprytni ludzie, którzy zaczęli prywatnie lecz zawodowo zajmować się zbieraniem nowinek; byli to tzw. operarii; podejmowali się tego zadania przeważnie Grecy, którzy szukali różnych sposobów zarobkowania. Nowiny i nowinki przez " nich zbierane rozchodziły się przeważnie w wersji zmienionej, zarówno te dotyczące spraw poważnych i ważnych jak i te o wydarzeniach codziennych. Powstawały compilątiones, które docierały również na prowincje i którym ludzie wierzyli, dopóki nie spotkali się z prawdą. Świetnym przykładem, do "jakich rozmiarów urastały plotki, jest list Marka Celiusza Rufusa do Cycerona, kiedy ten był namiestnikiem w Cylicji. Otóż Celiusz, który zobowiązał się zawiadamiać Cycerona o wszystkim, co się dzieje w Rzymie, zlecił komuś innemu (prawdopodobnie był to jakiś operarius) zbieranie wiadomości, które sam potem przesyłał Cy-ceronowi. Wśród tych zebranych materiałów znalazło się wiele błędnych a niekiedy zabawnych informacji; tak np. były tam zupełnie fałszywe wiadomości o działaniach Cezara w Galii, o jego niepowodzeniach, a najbardziej niespodziewaną dla Cycerona była wiadomość... ©-jego własnej śmierci: otóż po wyjeździe Cycerona do Cylicji rozgłoszono,-że w drodze zamordował go jego przeciwnik przebywający na wygnaniu, były trybun ludowy, Kwintus Pompejusz. Pogłoska ta rozeszła się po całym Rzymie (pewno przeniesiono ją i dalej), na Forum Romanum i w całym mieście głośno o tym mówiono (Ad Familiares (Do znajomych) VIII 1). Oktawian August zniósł ogłaszanie protokółów z posiedzeń senatu, ale następcy jego przywrócili zwyczaj wprowadzony przez Cezara, a ponieważ życie polityczne i sprawy senatu dostarczały coraz mniej materiałów, rozrastała się część informująca

0 życiu prywatnym, a przede wszystkim dworu i rodziny cesarza. Było to cenne źródło i dla historyków i dla uczonych badaczy, jakim był Pliniusz Starszy czy nawet dla zbieraczy ciekawostek, jak np. Waleriusza Maksimusa.

Mury i ściany domów zastępują prasę codzienną

Napisy na murach w Pompejach można by zestawić pod tytułem: „Drobne ogłoszenia". Dotyczą one różnych spraw — publicznych i prywatnych, niekiedy bardzo osobistych, jak by ktoś odczuwał potrzebę wywnętrzenia się, wypowiedzenia swych uczuć.


ŚRODKI PŁATNICZE I SYSTEM MONETARNY W GRECJI

Długie suknie krępują ruchy ciała, a nadmiar pieniędzy — duszę.(Sokrates według Stobajosa)

W czasach najdawniejszych, jak wszędzie, istniał w Grecji handel wymienny, w którym forma uiszczania zapłaty polegała na bezpośredniej wymianie dóbr materialnych. Z biegiem czasu wartość towaru odpowiednio wycenionego spłacano 'kawałkami cennego kruszcu, a następnym, etapem było rozliczanie się za pomocą tegoż kruszcu, ale nadawano mu już pewne formy: mogły to być sztabki, pręty lub krążki o odpowiedniej wadze. Znany był ten środek płatniczy i w Egipcie i Mezopotamii, i na wyspach Morza Egejskiego i w innych krajach; posługiwano się nim do czasu, kiedy zaczęto wprowadzać „monety" z symbolami poszczególnych państw.

Wartość bezkształtnych kawałków czy kształtnych sztabek lub krążków określano i wyceniano według ich wagi, co znalazło nawet wyraz w nazewnictwie dla miar wagi i dla monet greckich a potem rzymskich. W początkach wartość sztabek, prętów czy krążków sprawdzano na wadze przy każdej transakcji handlowej: kiedy zaczęto wartość tych kawałków, niezależnie od formy, oznaczać stemplem gwarancyjnym osób dokonywających wpłaty czy zapłaty, zaczęto się zbliżać do systemu monetarnego.

Pierwsze monety we właściwym tego słowa znaczeniu pojawiły się w miastach greckich na wybrzeżu Azji Mniejszej w okresie wielkiej kolonizacji (ok. r. 700 p.n.e.). Monety te bito ze stopu złota ze srebrem, czyli z tak zwanego elektronu, zwanego także białym srebrem. Pierwsze monety złote bito w Lidii, gdzie jak wiadomo — był — złoty piasek...

Kiedy środkiem płatniczym stała się moneta, koniecznym było wprowadzić system monetarny, czyli ustalić pewne zasady dotyczące tego rodzaju środków płatniczych. Była już mowa o tym,, że

w Grecji była to sprawa bardzo skomplikowana, ponieważ poszczególne miasta-państwa miały swoją odrębną monetę, swój własny system monetarny. Wobec tego państwa te wchodziły między sobą w porozumienie: po pierwsze należało uznać określone monety za środek płatniczy, a następnie ustalić relacje i kurs orzeliczeniowy, który niewątpliwie ulegał zmianom. Zdarzało się, ze państwa biły monety we wspólnej mennicy.

Z wielu systemów monetarnych greckich wymienimy: 1. system eginecki — na Eginie powstała pierwsza mennica ok. r'. 650 D.n.e.; ustalono tam relacje monet srebrnych do stosowanych poprzednio środków płatniczych w formie prętów, rożnów (óbolos) spiżowych lub żelaznych. 2. system eubejsko-attycki, stosowany w Atenach po reformie Solona do czasów Aleksandra Wielkiego: 3. system rodyjski, 4. system koryncki. Uwzględniano także systemy monetarne pozagreckie, jak babiloński czy fenicki. Kolonizacja stworzyła także nowe systemy monetarne, które były wynikiem powiązania Grecji z koloniami, np. system italotarentyński czy kampański.

W początkach posługiwano się monetami jako środkiem płatniczym tylko w handlu międzynarodowym, w obrębie wewnętrznym utrzymywały się dłużej jako środek płatniczy obole—rożny, dopiero pod koniec wieku V p.n.e. stopniowo wycofywano je i zastępowano monetami spiżowymi lub żelaznymi, którym pozostawiono poprzednio nazwę — ofaolos — obol. W Atenach wprowadził Solon ok. r. 600 p.n.e. monetę eubejską (stąd system eubejsko-attycki), a Pizystrat — wprowadził attycką tetradrachmę srebrną 0 wadze 17,4 g. Pod koniec wieku V p.n.e. niektóre państwa grec-icie zaczęły bić — znane już wcześniej w Lidii — monety złote. Ponieważ Ateny odgrywały wielką rolę w życiu politycznym i gospodarczym, monety ateńskie znane z dobrej jakości, rozpowszechniły się w całej Grecji i jako środek płatniczy utrzymały się jeszcze w epoce hellenistycznej.

Jedyną monetą złotą bitą w' Grecji był stater, który równał się 20 drachmom srebrnym, była to jednak moneta rzadko wypuszczana. Monety brązowe wypuszczano dopiero pod koniec wieku V p.n.e., a monety żelazne były w Grecji rzadkością; znane były w Sparcie i w Bizancjum.

¦Tako znaki na monetach greckich występowały często symbole lokalnych bóstw, a także motywy roślinne, zwierzęta, ptaki itp. Symbole te często łączyły się z nazwą lub z jakąś lokalną tradycją. Tak np. pieniądze na wyspie Melos znaczono wyobrażeniem jabłka (melon — jabłko), na Rodos — róży (rhodon — róża), w Se-linuncie — listka seleru (selinon — pietruszka, seler). Na Eginie znaczono monety wyobrażeniem żółwia, w Efezie — pszczoły, w Knossos — upamiętniono na monetach labirynt. Monety ateńskie zdobiła głowa Ateny, patronki miasta, a na awersie występowała poświęcona jej — sowa. Nie było natomiast w Grecji zwyczaju umieszczania na monetach portretów, podobizn wybitnych i zasłużonych obywateli. Po raz pierwszy znalazł się na monetach portret Aleksandra Wielkiego dzięki decyzji Wielkiego Lizyma-cha i Ptolemeusza Sotera. Stało się to precedensem i od tego czasu jednym z głównych motywów zdobiących monety są wizerunki władców. Dodawano na monecie datę wybicia, nazwę miasta, imiona urzędników lub władców.

Wspominaliśmy, że pierwsza mennica powstała na Eginie. Pierwsze monety były bite w sposób bardzo prymitywny: wkładano kawałek metalu do stempla i uderzano weń młotkiem, tak że odcisk stempla pozostawał na jednej stronie krążka-monety. Była to praca mozolna, wymagała bicia każdej monety oddzielnie, i trudno było nadać krążkowi idealnie Okrągły kształt. Ateńskie monety miały już dwustronne odciski sztancy.

Pliniusz Starszy twierdził, że „pieniądz dał początek chciwości, bo stworzył okazję do wymyślania praktyk lichwiarskich i zarobków bez pracy" (Hist. Nat. XXXIII 48). Jedną z tych „praktyk" było fałszowanie monet. Najdawniejsze świadectwo o fałszowaniu monet przytacza Herodot (III 56). Otóż Polikrates, tyran na wyspie Samos (druga poł. w. VI p.n.e.), bardzo zasłużony dla rozwoju swojego państwa, bardzo zamożny, gdyż odziedziczył wielki majątek po swym ojcu — kupcu, puszczał w obieg monety jakoby złote, które jednak były wykonane z ołowiu i tylko pozłacane. Z biegiem czasu w Grecji tworzyły się całe zespoły fałszerzy, mogli to być pracownicy mennic, a może ci, którzy sami znaleźli sztukę fałszowania monet. Na wielką skalę fałszerstwo monet rozwinęło się dopiero w Rzymie.


ŚRODKI PŁATNICZE W RZYMIE

Pieniądze albo rządzą tym, kto je posiada, albo są na jego usługach: Powinne mu raczej ulegać niż nim kierować.(Horacy, Listy I 10, 47)

U Rzymian w okresie przejściowym po okresie handlu wymiennego w formie różnego towaru środkiem płatniczym było bydło, co pozostawiło ślad w nazwie pieniądza — pecunia od wyrazu pecus — bydło, a także znalazło wyraz w sygnowaniu obrazkiem bydła nie obrobionej miedzi w formie cegiełek prostokątnych o wadze około półtora kg, które były następnym środkiem płatniczym. Te odważane cegiełki czy bryłki miedzi ustąpiły miejsca monetom w połowie, V wieku p.n.e. Monety bite zostały wprowadzone dopiero w okresie dobrze udokumentowanym, gdyż przez komisję decemirów w r. 451 p.n.e. Podstawową jednostką w tym systemie monetarnym był miedziany as, tzw. aes rudae, wagi jednego funta czyli jednej rzymskiej libry; rzymski funt — libra, który stanowił podstawową miarę ciężaru, wynosił 327,45 g i dzielił się na 12 uncji po 27,3 g każda. Najwcześniejsza rzymska moneta okrągła, która miała mieć wagę jednej libry zgodnie ze swoją nazwą as libralis (as funtowy), ważyła ok. 273 g (= 10 uncji), i odpowiadała wagą tzw. funtowi oskijskiemu. Należy bowiem pamiętać, że i na terenie Italii były różnice w wielu dziedzinach życia, które dopiero z czasem zanikały. Jednak podstawą przy wszelkich obliczeniach był funt — libra o wadze podanej wyżej, tzn. 327,45 g. Jeden as wagi jednej libry był oznaczany pierwszą literą wyrazu: L. i skrót ten utrzymał się do dzisiaj na oznaczenie funta angielskiego.

Zasadnicza waga asa także ulegała zmianom z biegiem czasu; wagę obniżono do pół funta, potem do 1/4 i nawet do 1/6 funta, kiedy ok. r. 288 p.n.e. stosunek stopu miedzi do srebra wynosił 120:1. W pierwszym wieku p.n.e. wartość asa była jeszcze mniejsza, tak że Rzymianie używali tego terminu przysłowiowo dla określenia marnego „grosza", „grosika": — assis est — niewiele wart.

Monetę srebrną wprowadził Rzym dopiero w wieku IV p.n.e., dzięki kontaktom z Kampanią, gdzie była już w obiegu moneta z metali szlachetnych. Około r. 340 p.n.e zaczęto w Kapui bić dla Rzymu monety srebrne wzorowane na greckich; były to tzw. dy-drachmy — podwójne drachmy o wadze 7,58 g, obniżone z czasem do wagi 6,82 g.

W r. 289 p.n.e. zorganizowano formalnie sprawę monetarną; utworzono w tym celu kolegium złożone z trzech osób, tzw. tres-viri monetales aeri argento auro flando feriundo, którego pierwszym zadaniem było wypuszczenie obiegowych asów i sztab miedzianych (jeszcze używanych) ze stemplami, tzw. aes signatum. Pierwsze monety srebrne — denary i sesterce, zaczęto bić w Rzymie w r. 269/268? p.n.e. i wówczas denar wynosił 4,55 g srebra, czyli 1/72 libry — funta rzymskiego. Podczas drugiej wojny pu-nickiej ukazała się w obiegu moneta złota równoważna 20 sester-com; był to tzw. scripulus. Pod koniec rzeczypospolitej bito monetę— nazwaną po prostu: złoty — aureus, wartości 100 sester-ców; za Augusta moneta złota weszła na stałe w obieg, i w całym państwie rzymskim przyjął się i utrzymał w systemie monetarnym trójmetalizm. Złoty — aureus — który za Augusta miał 8,19 g wagi, za Nerona spadł do 7,28 g.

Rzym obsługiwały cztery mennice: w Rzymie, w Benewentum, w Tarencie i w jakiejś bliżej nie określonej miejscowości południowej Italii. Mennica w Rzymie znajdowała się przy świątyni Junony o przydomku Moneta — Junona Napominająca, Dobrej Rady — i stąd pochodzi nasz termin — moneta.

Cennym źródłem i ważnym dokumentem dla badań numizmatycznych są liczne zachowane monety, jednak jeżeli chodzi o historię monety rzymskiej wiele informacji podaje Pliniusz Starszy (Hist. Nat. XXX 42 nn.). Przytoczymy tę historię men-nictwa rzymskiego, która w pewnym stopniu uzupełni podane wyżej wiadomości:

„Zbrodnię popełnił ten, kto pierwszy ze złota wybił denara; ale sprawca pozostaje nieznany. Lud rzymski nawet srebrnych nie używał pieniędzy przed pokonaniem króla Pyrrusa (tj. przed r. 275 p.n.e.). W obiegu był tzw. as, tj. kawałek miedzi o ciężarze jednego funta, libra pondo — stąd teraz jeszcze używane są wyrażenia libella, dupondius — za każdym razem na nowo odważany. Dlatego też do dziś orzeka się grzywny w jednostkach ciężkiego asa (aes grave), do tego czasu w rachunkach mówi się o expensar o impendia i dependere, wreszcie o żołnierskich stipendia (to znaczy: odważone wynagrodzenie), o dispensatores, libripendes.

Srebrne monety zaczęto wybijać w r. 485 od założenia Rzymu (= 269 p.n.e.), za konsulatu Kwintusa Ogulniusza i Gajusza Fabiusza, na lat pięć przed pierwszą wojną punicką. Ustaliło się, że denar miał wartość 10 funtów miedzi, kwinar — pięciu, a ses-terc — dwu i pół. Funtowa waga asa ciężkiego (aes grave) doznała zmniejszenia za czasów pierwszej wojny punickiej, kiedy to rzeczpospolita nie mogła podołać wydatkom i zadecydowano wybijać asy o wadze sześciokrotnie mniejszej. W ten sposób skarb zyskał pięć szóstych i zlikwidował długi.

Stempel na takich miedzianych monetach — przedstawiał z jednej strony wizerunek dwugłowego Janusa, z drugiej — dziób okrętu; na triensach zaś i kwadransach — statek. Kwadrans dawniej nazywał się teruncjuszem (teruncius), od — trzech uncji. Później, w okresie zagrożenia przez Hannibala, za dyktatury Kwintusa Fabiusza Maksimusa, ukazały się asy o wadze jednej uncji, i wtedy ustalono wartość denara na 16 asów, kwinara — na osiem, sestercji — na cztery asy. W ten sposób rzeczpospolita zyskała połowę. Ale przy wypłacaniu żołdu denar zawsze liczył się za 10 asów 5.

2 mancypacja — przy transakcji handlowej (większej, np. sprzedaży posiadłości lub niewolników) nabywca w obecności sześciu świadków wypowiadał ustaloną formułę prawną i uderzał kawałkiem miedzi o wagę, którą trzymał jeden z libripendes (zob. nota *): ten kawałek miedzi wraz z należną sumą wręczał poprzedniemu właścicielowi.

' Serwiusz TuUiusz, szósty król rzymski (według tradycji 578 - 534). Według najnowszych badań oznaczanie — sygnowanie miedzi datuje się na początki rzeczpospolitej — wiek V p.n.e.

Srebrne monety stemplowane były wizerunkami dwukonnego i czterokonnego zaprzęgu, stąd nazywano je bigati i ąuadrigati (biga — rydwan dwukonny, ąuadriga — czterokonny).

Wkrótce potem na podstawie ustawy 'Papiriusza ' powstały -asy półuncjowe.

Liwiusz Druzus, będąc trybunem ludowym ', spowodował domieszanie do srebra jednej ósmej części miedzi. Moneta nazywana dzisiaj wiktoriatem została wybita na podstawie ustawy Klodiu-sza 8, przedtem bowiem, pieniądz ten, pochodzący z Illirikum, kursował na prawach obiektu handlowego9. Jest oznaczony wizerunkiem bogini Wiktorii i stąd jego nazwa.

Pieniądz złoty został wybity o 51 lat później niż srebrny, przy czym jeden skripulus miał wartość 20 sesterców, co w stosunku funta (libry) wynosiło 5760 ówczesnych sesterców. Później wybijano 40 denarów z funta złota, a niedługo potem pierwsi cesarze ograniczyli wagę monet złotych; np. Neron podniósł ilość monet wybijanych z funta do czterdziestu pięciu 10.

Należy także wspomnieć, że w epoce cesarstwa wr*az z zasadniczymi zmianami ustroju i organizacji skarbu, zaszły także zmiany w systemie wypuszczania monet: pojawiły się oto dwa ich rodzaje; ponieważ oddzielną jednostkę stanowił skarbiec cesarski, oddzielny — senacki, zaczęto bić monety cesarskie i senackie. Monety cesarskie srebrne i złote miały podany w skrócie tytuł wład-

nało się 120 denarom wagi 3,9 g srebra; przy stosunku 1:16 wynosiło to. tylko 75 denarów.

0 Monetę z wizerunkiem bogini Wiktorii zaczęli Rzymianie wybijać już w r. 268 p.n.e. (3/4 wagi denara); po r. 229 Rzymianie otworzyli mennicę na wyspie Korkirze, gdzie wybijano wiktoriaty. Monet tych używano przeważnie w transakcjach handlowych z państwami greckimi, gdyż równała: się greckiej drachmie, więc ułatwiała przeliczenia. Moneta ta nie była używana w obiegu wewnętrznym rzymskim i traktowana była jako waluta obca. Ustawa Klodiusza nie dała początku bicia tej monety, tylko zrównała ją z połową denara i dała prawo monety obiegowej.

Monety rzeczpospolitej i cesarstwa różniły się także znakami. W pierwszym okresie występowały na monetach głowy bóstw: Janusa, Jowisza, Junony, Marsa, Minerwy, Bellony; często występowała też rzymska wilczyca, karmicielka Romulusa i Remusa; na awersie często można spotkać statek albo dzioby okrętów. Dlatego też gra znana u nas jako „orzeł — reszka" u Rzymian nazywała się caput — navis = głowa — okręt. Cezar pierwszy umieścił na monecie swoją podobiznę, uzyskawszy na to zezwolenie senatu. Potem coraz częściej bito monety z portretami. Po monetach z podobizną Cezara pojawiły się monety z podobiznami Pom-pejusza Wielkiego, Antoniusza, Oktawiana Augustas i nawet — Kleopatry. Na monetach epoki cesarstwa występują już stale portrety cesarzy oraz członków rodziny cesarskiej; monety tego okresu bywały niekiedy bardzo pięknie wykonane. Podobizny łączono symbolicznie z personifikacjami Wolności (Libertas), Łagodności (Clementia), Radości (Gaudium) albo z wizerunkami łaskawych bóstw opiekuńczych. Większy jeszcze kunszt wykazano przy przedstawianiu na monetach scen ilustrujących ważne wydarzenia w życiu pokojowym i wojennym Rzymu, w powiązaniu z osobą, której podobizna była na monecie. Przedstawiano więc fragmenty z wojen, zwycięstwa, albo z działalności pokojowej, jak hp. budowę drogi przez błota pontyjskie, budowę portu Ostii. Na monetach z czasów Konstantyna Wielkiego są nawet sceny z życia prywatnego, jak np. z uroczystości ślubnych, wjazd triumfalny. Za Teodozjusza Wielkiego pojawiły się inne symbole — symbole chrześcijańskie na monetach brązowych, a w wieku V umieszczać zaczęto na monetach złotych krzyż i monogram Chrystusa.

Pliniusz Starszy stwierdza, że „pieniądz... dał początek chciwości, bo stworzył okazję do wymyślania praktyk lichwiarskich i zarobków bez pracy. Powoli rozpętała się już nie tyle chciwość, ile wręcz głód złota, kiedy np. Septumulejusz, należący do familii Gajusza Grakcha! u jego odciętą głowę zaniósł Opimiuszowi, aby utrzymać tyle złota, ile ona zaważy; co więcej, nałożył do ust ołowiu i nawet zbrodnię swą przeciwko swemu patronowi wykorzystał na szkodę państwa" (Hist. Nat. XXXIII 48).

Ale ta żądza złota prowadziła także do innych sposobów oszukiwania państwa i przynoszenia szkody jego skarbowi — a najbardziej szkodliwym było fałszowanie pieniędzy, które, niestety, było uprawiane nie tylko w starożytności. Praktykowali to i sami władcy, szukając w tej metodzie sposobu dla poratowania skarbu, a raczej dogadzania swoim zachciankom, ale były także całe gangi fałszerzy, którzy działali na różnych terenach. Za cesarza Kara-kalii skarbnik Antoniniański — argenteus Antoninianus — zawierał tylko połowę srebra w stosunku do wartości. Następcy Kara-kalli jeszcze bardziej ograniczali ilość srebra, tak że doprowadzili do takiego stanu rzeczy, że moneta taka była właściwie posrebrzana stopem miedzi, cyny i ołowiu. Za cesarza Aureliana doszło ¦do głośnego skandalu: zarządzający mennicą Felicissimus — imię w tym wypadku nie stanowiło dlań pomyślnej wróżby — bijąc monety o wielkiej ilości miedzi zaoszczędził niemało złota i srebra nie dla skarbu cesarskiego, lecz — dla siebie! Nie mógł oczywiście przeprowadzać takiej akcji sam, lecz do „współpracy" i podziału zysków byli dopuszczeni urzędnicy, wśród których mogli się znaleźć nawet członkowie senatu. Dochodzenia podjęte przez cesa-¦ rza wyjawiły nadużycia, a poszkodowanymi byli bankierzy i właściciele kantorów wymiany, bo i taka instytucja w starożytności istniała. W Rzymie doszło do rozruchów, tak że musiało je uśmierzać wojsko; podobno w walkach ulicznych zginęły tysiące ludzi.

Badania uczonego węgierskiego Andrzeja Alfoldy wykazały, ze w wieku III n.e. (ok. r. 225) działał zorganizowany gang fałszerzy monet. Głównym ośrodkiem ich działalności była prowincja Pannonia (dziś. Węgry); doprowadzili oni podobno sztukę bicia fałszywych monet do perfekcji i narazili skarb państwa na wielkie straty. Dochodzenie naprowadziło na właściwy ślad; do akcji ruszyły nawet oddziały wojska, które miały za zadanie ujęcie przestępców. Niektórzy z winnych ponieśli karę śmierci, inni, którzy uszli kary, otrzymali nawet pracę w mennicach jako doświad-

zuje dalsze nazwanie Grakcha —- patronem. Opimiusz, przeciwnik Grakcha. był w r. 121 p.n.e. konsulem, i doprowadził do tego, że Gajuszowi Grakcho-wi nie przedłużono trybunatu.

Wobec tak rozpowszechnionych fałszywych monet trudne zadanie mają numizmatycy w odróżnieniu fałszowanych monet, gdyż znajdujące się dzisiaj w muzeach monety nie muszą być falsyfikatami czasów późniejszych, wykonywanych dla handlarzy przedmiotu sztuki, lecz mogą to być falsyfikaty antyczne — już wtedy fałszowane jako monety obiegowe M.

Jeżeli mówimy już o biciu monet na prowincjach, to warto zwrócić uwagę, jakie możliwości miały w tej dziedzinie w okresie cesarstwa rzymskiego miasta greckie. Otóż niektóre miasta miały prawo bicia własnej monety i było to dla nich ważnym przywilejem. Przywilej ten był udzielany decyzją cesarza albo za jego zgodą przez urzędnika reprezentującego władzę Rzymu w prowincji. Wyrażenie zgody na bicie własnej monety świadczyło o uznaniu znaczenia politycznego, gospodarczego i administracyjnego danego miasta; tym samym miasto posiadające taki przywilej zyskiwało w pewnym stopniu większą samodzielność. Jeżeli cesarz udzielał zezwolenia na urządzenie mennicy miejscowej, to liczył się z aspektem ekonomicznym takiego posunięcia. Mennice cesarskie nie mogły bowiem miastom w prowincjach dostarczyć odpowiedniej ilości monety zdawkowej, a na obszarze wschodniej części imperium pieniądz bity na miejscu odgrywał ważną rolę w obrocie monetarnym właśnie jako moneta zdawkowa. Natomiast dla samych wyróżnionych^ miast, przywilej ten miał przede wszystkim


CHAOS W CZASIE — CZAS W CHAOSIE. KALENDARZ I ZEGAR GRECKI

Historia każdego kalendarza to historia zmian i reform, jakim w ciągu wieków ulegał, a które wprowadzano w miarę rozwoju nauk. O oficjalnym wprowadzeniu zmian w kalendarzu decydowali przedstawiciele władzy państwowej lub kapłani, przynosił je przewrót polityczny lub społeczny, np. rewolucja we Francji a wreszcie organizacje międzynarodowe *.

Starożytne narody, a wśród tych i Grecy, przeprowadzali wielokrotne reformy w układzie kalendarzowym, co jest rzeczą zrozumiałą, gdyż wielu lat, a raczej wieków, trzeba było, by myśl ludzka przeniknęła tajniki przyrody, odkryła ich prawa i rytmiczne ich działanie. Nie potrafimy odtworzyć drogi, na której postępował rozwój nauk matematycznych, obliczenia astronomów, śledzenie biegu gwiazd, gdyż w różnych okresach, niekiedy bardzo od siebie oddalonych, i u różnych narodów dokonywano innych odkryć, by w rezultacie dzielić się osiągnięciami badań i wspólnie z nich korzystać.

Słońce, księżyc, gwiazdy, kierunek wiatru — od najdawniejszych czasów były zegarem i kalendarzem dla rolnika i pasterza, dla żeglarza i myśliwego, a nawet dla wodza i dla żołnierza podczas wypraw wojennych. Ale by ująć tajemnice tych zjawisk przyrody w system, potrzebna była wiedza oparta na długoletnich badaniach, obserwacji i doświadczeniu. Wiadomo, że Babilończy-cy znajomością liczb wyprzedzili Greków o tysiące lat, i nie tylko znajomością liczb ale i gwiazd i ich tajemnic. Jednak najstarszy kalendarz opracowali kapłani egipscy w Heliopolis w r. 4241 p.n.e.; opierali się oni na rocznej ewolucji gwiazdy Sotisa, bardziej znanej pod nazwą Syriusza, która ukazywała się w lipcu tuż przed wschodem słońca w delcie Nilu, zapowiadając nadejście ważnego dla całej krainy wydarzenia: wylewu życiodajnej rzeki. Opierał się więc kalendarz egipski na roku słonecznym czyli zwrotnikowym, tzn. na okresie czasu między dwoma . przejściami słońca przez punkt równonocy wiosennej. Grecy przyjęli system słoneczny znacznie później; w wieku V p.n.e. historyk Herodot (ok. 485-425) stwierdza, że Egipcjanie pierwsi ustalili okres roku i podzielili go na dwanaście części; doszli do tych osiągnięć badając gwiazdy. Zdaniem Herodota jest to właściwszy system liczenia czasu od stosowanego przez Greków, którzy co trzy lata wstawiają jeden miesiąc dodatkowy (tzn. przestępny), by utrzymać zgodność zjawisk przyrody z kolejnymi porami roku. Egipcjanie natomiast do dwunastu trzydziestodniowych miesięcy dodają co roku pięć dni, i dzięki wprowadzeniu takiego systemu rok ma u nich pełny cykl (według Herodota, II 4). Jednak i ten system nie był doskonały, narastała rozbieżność między rokiem kalendarzowym a słonecznym; by różnicę tę zmniejszyć, wprowadzili Egipcjanie dwa dni Noworoczne; w badaniach cyklu pomocna im była długoletnia, dokładna obserwacja Nilu.

U Greków długo podstawę kalendarza stanowił rok księżycowy, co stwarzało trudności zarówno w przeprowadzeniu podziału roku na miesiące jak i rozmieszczeniu w każdym miesiącu odpowiedniej ilości dni. Jednak w początkach i ten daleki od doskonałości kalendarz dawał Grekom satysfakcję jako iż u starożytnych nic dziać się nie mogło bez interwencji bogów czy herosów; w tragedii Ajschylosa Prometeusz w okowach, wystawionej w r. 469, bohater tytułowy przypisuje sobie wśród innych dobrodziejstw, jakie wyświadczył ludziom, i to, że nauczył ich orientować się w czasie, w porach roku na podstawie zjawisk przyrody:

Ludzie... nie wiedzieli zgoła, jak poznać, że zima nadchodzi, wiosna kwietna lub żniwne i płodne lato, jeno tak żyli, bez myśli nijakiej,pókim ja ich trudnego nie nauczył sąduo wschodach i zachodach gwiazd na niebios stropie. (Ajschylos, Prometeusz w okowach w. 353 nn.)

Sokrates według Ksenofonta zalecał znajomość astronomii, zwanej przez Greków astrologią, jednak tylko w takim zakresie, żeby każdy mógł się orientować w okresie trwania nocy, miesiąca, i roku, ażeby mógł korzystać z tych znaków podczas podróży lądowej czy morskiej, podczas pełnienia straży, oraz w innych sytuacjach, które są związane ż porą nocną, dzienną, czy z jakimś okresem roku.

Trudność w przedstawieniu greckiego systemu kalendarzowego sprawia i to, że nie było kalendarza ogólnogreckiego, lecz każde miasto-państwo (polis) miało swój własny kalendarz, własny sposób wyrównywania różnic pomiędzy rokiem księżycowym a słonecznym, różne nawet były nazwy miesięcy i w różnych terminach rozpoczynano rok.

Rok księżycowy ateński składał się w początkach z 12 trzy-dziestodniowych miesięcy, które łącznie obejmowały 360 dni, nie pokrywał się więc z rokiem słonecznym, który ma 365 dni, 5 go dzin, 48 minut, 48 (46?) sekund. Reformy przed wprowadzeniem systemu słonecznego polegały głównie na różnym rozmieszczeniu ilości dni w poszczególnych miesiącach oraz na wprowadzaniu dodatkowych miesięcy w ustalonych okresach, o czym wspomina Herodot. Były to lata przestępne o trzynastu miesiącach. Ponieważ wprowadzenie trzynastego miesiąca co trzy lata nie wyrównywało różnicy, szukano wciąż nowych rozwiązań. Przyjmowano np. cykl ośmioletni — oktaeteris (októ — osiem), w którym rok trzeci, piąty i ósmy składał się z trzynastu miesięcy, obejmujących łącznie 384 dni, a pozostałe lata miały po 354 dni, które rozdzielono na dwanaście miesięcy. Filozofowie ze szkoły Anaksy-mandra, głównie Anaksymenes (ok. 585 - 528) zajmowali się astronomią i meteorologią, i niewątpliwie wnieśli spory wkład w badania nad rachubą czasu. W r. 432 p.n.e-. matematyk Meton z Aten ustalił na podstawie obliczeń matematycznych cykl 19-letni,

8 Ajschylos, Prometeusz w okowach w. 353 nn.; Według Ksenofonta, Memorabilia — Wspomnienie o Sokratesie IV 7, 4. 1 zob. s. 174 tabl. 3.

To były trudności wewnętrzne, w granicach jednego miasta— państwa, ale bardziej jeszcze utrudniały przeliczanie dat różnice między systemami kalendarzowymi poszczególnych jednostek politycznych, zwłaszcza że oficjalnie, urzędowo w dokumentach, inskrypcjach i literaturze określano dany rok według nazwiska najwyższego urzędnika sprawującego władzę w tym okresie: w Atenach — według archonta-eponymosa 5 w Sparcie — według nazwiska efora-eponymosa; określano więc czas jakiegoś wydarzenia: za archontatu..., kiedy archontem był...; kiedy eforem był.

Jeżeli miał istnieć system lat, jeżeli starano się o przeliczenie roku tego czy innego archonta, musiano przyjąć jakiś punkt wyjściowy, ustalić erę i jej początek. W wieku IV p.n.e. dzięki szerokim zainteresowaniom i badaniom naukowym epoki hellenistycznej, uczeni usiłowali ustalić ważną dla historiografii datę zdobycia Troi przez Greków. Chronografowie hellenistyczni w wieku III i II p.n.e. kontynuowali badania, niełatwo im jednak było dojść do jednomyślnych wniosków; obliczano ten okres według pokoleń, lecz różnica badań była znaczna — wahała się w granicach między r. 1270 a 1183 p.n.e.; nauka" dzisiejsza przyjęła datę ostatnią. U84/1183 p.n.e.

W III wieku p.n.e. historyk Timajos z Tauromenion (ok. 352 -260 p.n.e.) wprowadził do literatury erę olimpijską, czyli określanie roku jakiegoś wydarzenia według olimpiad, tzn. według czteroletnich okresów między igrzyskami olimpijskimi. Punktem wyjścia był rok, w którym po raz pierwszy igrzyska w Olimpii odnotowano; według późniejszych przeliczeń był to r. 776 p.n.e. Pierwsza olimpiada trwała więc od r. 776 do 773 włącznie; rok 772 był pierwszym rokiem drugiej olimpiady, a 769 czwartym rokiem drugiej olimpiady itd."

Jakkolwiek inne miasta-państwa wprowadziły również datowanie według okresów, jakie dzieliły ich miejscowe igrzyska (np. Korynt wprowadził system datowania według dwuletnich istmiad od igrzysk istmijskich, Delfy — według czteroletnich pytiad, dzielących igrzyska pityjskie'), to jednak najbardziej był rozpowszechniony i utrzymywał się system liczenia lat według olimpiad. Zadecydowała o tym przeważająca rola Aten w politycznym i naukowym życiu Grecji, a przede wszystkim praca Timajosa, który nie tylko wprowadził do literatury datowanie według olimpiad, lecz był także autorem dzieła o chronologii zwycięzców olimpijskich, olimpioników, w którym zestawił ich nazwiska z innymi przekazami chronologicznymi, wśród których niezwykle cennym był wykaz ateńskich archontów-eponymów.

W epoce hellenistycznej, która przyniosła doniosłe i zasadnicze zmiany we wszystkich dziedzinach' życia, zaczęto datować według „ery Seleukidów", co było charakterystycznym dla tego okresu dziejów Grecji przejawem kultu władców. Era ta według późniejszych przeliczeń rozpoczynała się w r. 312 p.n.e. Początkiem nowej ery mogły stać się 'pewne wydarzenia historyczne, pewne doniosłe fakty; np. prowincje rozpoczynały nową „erę" w roku przejścia pod władzę rzymską; tak wprowadzono „erę achajską", kiedy Grecja pod nazwą Achai stała się prowincją rzymską (r. 146 p.n.e.). Datą przełomową i początkiem nowej ery miał być także dzień 2 września r. 31 p.n.e. — upamiętniony zwycięstwem Oktawiana pod Akcjum i zdobyciem Egiptu. W ostatnich wypadkach występują już wyraźnie powiązania grecko-rzym-skie, a także wpływy wschodu przejawiające się między innymi w kulcie władcy.

Początek roku w wielu państwach greckich przypadał, podobnie jak w Atenach, na okres letni, mniej więcej w połowie lipca, ale w niektórych państwach Rok Nowy zaczynano w jesieni, jak np. na wyspie Rodos, lub w zimie jak w Beocji. Zestawienie kalendarzy kilku tylko miast-państw wykazuje różnice, jakie występowały i w nazwach miesięcy i w układzie kalendarzowym. Nazwy miesięcy były związane przeważnie z imieniem boga lub bogini, którą w tym okresie czczono, a częściej z nazwą świąt i uroczystości religijnych, jakie w danym miesiącu obchodzono. Rok dzielono w początkach na zimę i lato, potem utrzymywał się podział na trzy okresy: zima, wiosna, lato (cheimon, ear, the-ros), wreszcie wprowadzono jako czwartą porę roku jesień — me-tóporon, następującą po najbardziej upalnym okresie lata zwanym opora (oftóra — urodzaje, żniwa). Początek wiosny wyznaczono w różnych terminach, natomiast jesień zaczynała się zawsze z wzejściem Arktura.

Miesiąc dzielono na trzy dekady — tzn. okresy dziesięciodniowe: (deka — dziesięć), początkową, środkową i końcową, ale przy różnej i zmienianej ilości dni w poszczególnych miesiącach i ten~ podział nie mógł być ściśle przestrzegany. Z czasem pod wpływem kalendarza żydowskiego przyjął się wszędzie tydzień siedmiodniowy: historyk żydowski Józef Flawiusz (37 - ok. 100) stwierdza, że nie było w jego czasach ani jednego miasta greckiego ani innego, w którym nie rozpowszechnił by się żydowski zwyczaj świętowania dnia siódmego. W Rzymie jednak świętowanie dnia siódmego wprowadzono znacznie później10.

Dzień (hemera) liczyli Grecy od wschodu do zachodu słońca.. Należy o tym wspomnieć, gdyż według kalendarza niektórych, narodów, np. Keltów i Germanów doba składała się z nocy i dnia,, gdyż zaczynano rachubę pełnego dnia wieczorem. Ten system rachuby czasu utrzymywał się u narodów, u których bóstwa podziemia i nocy odbierały większą cześć niż bogowie dnia i światłości.

Podział na dzień i noc u Greków nie był wyraźny, prawdopodobnie z biegiem czasu granice te zmieniano, gdyż np. jutrzenka— eos u Homera jest częścią dnia, u późniejszych pisarzy — częścią nocy. Dzień dzielili Grecy na pięć części:

1. rano

2. przed południem

3. południe

4. popołudnie

5. wieczór


ZEGARY

Dla dokładniejszego określenia czasu stosowali starożytni słoneczne zegary (gnomon, polos), których rolę w Egipcie spełniały obeliski. Grecy zapoznali się ze sposobem mierzenia czasu i określenia pory dnia przy pomocy zegara słonecznego w drugiej połowie VI w. p.n.e. Osiągnięcie to zawdzięczali podobno Anaksymene-sowi, który przyjął to urządzenie od Chaldejczyków. Zegar taki wyglądał jak znane nam zegary słoneczne: płyta z zaznaczoną nas powierzchni podziałką oraz ze wskazówką, której cień wskazywał oznaczone na płycie jednostki czasu. Niekiedy zamiast płyty stosowano powierzchnie wypukłe. Za podstawę wyznaczania „godzin" przyjmowano dwanaście części dnia wydzielonych w czasie zrównania dnia z nocą, albo w czasie przesilenia zimowego i letniego.

Wyliczenia te jednak nie mogły być miarodajne, ponieważ godziny wyznaczane na tej zasadzie nie były równe w ciągu całego roku: w okresie zimowym były krótsze, w miesiącach letnich — dłuższe. Przy tym zegar słoneczny podaje dokładnie czas tylko w miejscowościach o tej samej szerokości geograficznej, w której został zrobiony. Skonstruowanie takiego przyrządu — chronometru wymagało wiedzy, wymagało znajomości matematyki, astronomii, geografii, gdyż należało ustalić okresy zrównania dnia z nocą, szereg innych zjawisk astronomicznych, i szerokość geograficzną. Służył do tego aparat gnomon „śledzący cień", skonstruowany przez Anaksymandra w Sparcie. Przesilenia słoneczne miał wskazywać aparat ustawiony w wieku V p.n.e. na wzgórzu Pnyks w Atenach przez astronoma Metona. Niezależnie od tych badań usiłowano wprowadzać ulepszenia w zegarach słonecznych. Jednym z nich miało być umieszczenie na tarczy czy na płycie kilku wskazówek. Wiadomości o zasadach działania zegarów, ich typach i wynalazcach zawdzięczamy uczonemu rzymskiemu Witruwiuszowi. Wymienia on np. „półkolisty zegar słoneczny wydrążony w bloku kwadratowym i wycięty zgodnie z nachyleniem osi", którego wynalazcą miał być Chaldejczyk Be-rosos w III wieku p.n.e. Arystarch z Samos (ok. 310 - 230), matematyk i astronom, który pierwszy w storożytności wysunął hipotezę istnienia układu heliocentrycznego, „miał wymyślić również zegar w postaci poziomo umieszczonego krążka". Zegar w formie sieci pajęczej miał według Witruwiusza wynaleźć wybitny matematyk i astronom Eudoksos z Knidos w 2 połowie IV w. p.n.e., Skopinas z Syrakuz(?) miał być wynalazcą zegara płytowego czyli kasetowego, a zegar dostosowany „na każdą szerokość" wynaleźli Teodozjusz i Andrias(?) Nadawano zegarom różne kształty np. topora, stożka, kołczanu. Dążono także do jak najszerszego i bardziej praktycznego zastosowania zegara słonecznego i podawano instrukcje, w jaki sposób można by korzystać z nich w podróży. Wykopaliska archeologiczne odkryły wiele różnego rodzaju zegarów.

Odmierzano również czas przy pomocy zegarów wodnych hydroskopowych lub klepsydr (klepto — kradnę, hydor — woda; w urządzeniach tych woda niejako się przekrada); urządzenie to jest nam również znane, opiera się na zasadzie, że pewna ilość wody w ustalonych odstępach czasu przecieka z jednego naczynia do drugiego. Prymitywne klepsydry, które nie spełniały dobrze swego zadania, gdyż w zależności od pory roku wymagały różnej ilości wody, udoskonalił Ktesibios z Aleksandrii, matematyk i fizyk w II wieku p.n.e.; który nie tylko znalazł sposób usunięcia różnic, ale wprowadził także efektowne dodatki; naprowadził go na to odkrycie przypadek. Otóż Ktesibios, jak opowiada Witru-wiusz, syn fryzjera interesował się zawsze skomplikowanymi konstrukcjami i techniką. Kiedy chciał w pracowni ojca zawiesić lustro w taki sposób, żeby ukryta lina przesuwała ciężar, gdy opuszczano lub podnoszono zwierciadło, zastosował odpowiedni mechanizm i wtedy „...zauważył, że przy zetknięciu się wypchniętego powietrza z wolną przestrzenią powstają dźwięki i głosy, i na tej zasadzie pierwszy skonstruował machiny hydrauliczne. On również wyzyskał ciśnienie wody, zbudował machiny, automaty i inne przyrządy służące do uprzyjemniania życia, a między innymi skonstruował też zegary wodne. Najpierw sporządził ujście albo z kawałka złota lub z przewierconego szlachetnego kamienia, ponieważ nie ulegają zniszczeniu pod działaniem wody, ani też nie zatrzymują zamulającego osadu. Woda, przepływając równomiernie przez ten otwór, podnosi odwróconą czarę, zwaną przez konstruktorów phellos, czyli bęben. Obok tego obrotowego bębna umieszczony jest jeszcze drążek zaopatrzony podobnie jak i bęben w jednakowe zęby, które zachodząc o ząbki bębna odmierzają regularne obroty i ruchy. Także i inne drążki i inne bębny podobnie zaopatrzone w ząbki, jedną i tą samą siłą w ruch wprawione, wywołują różne ruchy: poruszają się figurki, obracają się stożki, spadają kuleczki albo jajka, grają trąby i występują jeszcze inne tym podobne sztuczki. Przy tego rodzaju zegarach godziny są naznaczone na kolumnie albo na filarze, a wyłaniająca się od spodu figurka przez cały dzień wskazuje je laseczką. Skracanie albo wydłużanie godzin musi się regulować z dnia na dzień i z miesiąca na miesiąc przez wkładanie albo wyjmowanie klinów (...) należy oznaczyć na kolumnie ukośne godziny i wykreślić na niej linie miesięczne. Kolumna powinna się obracać, aby przez ruch obrotowy, uwzględniając figurynkę wskazującą laseczką godziny, mogła się przystosować w każdym miesiącu do skracania lub przedłużania godziny dnia" (O architekturze IX 8).

Pojawiały się potem zegary o bardziej jeszcze skomplikowanej budowie; obok figurki wskazującej godziny pojawiało się kilka ruchomych figurek, które tańczyły, walczyły z sobą itp. Znano też zegar, który na zasadzie ciśnienia wody wydawał gwizd w regularnych odstępach.

Witruwiusz wymienia też zegary zimowe, anaforika, w których tarcza obracała się wprawiana w ruch siłą wody i piasku odpowiadającego jej ciężarem.

Zegary słoneczne i wodne służyły jako urządzenia publiczne. Przykładem zegara publicznego jest zachowana do naszych czasów tzw. wieża wiatrów w Atenach, zbudowana przez Androni-kosa z Kyrros. Jest to ośmioboczna budowla wysokości ok. 13 m; na bocznych ścianach znajdowały się rzeźby wyobrażające wiatry, a umieszczona na wierzchołku postać Trytona wskazywała kierunek wiatru. Budynek ten miał także zegar słoneczny i zegar wodny. Starożytność znała także małe zegarki słoneczne na użytek osobisty, wykonywane z kości słoniowej, lecz nie zdołano ustalić, kiedy dokonano tego wynalazku. Konstrukcja ich polegała na tym, że w otworze wydrążonym w materiale, który stanowił obudowę (kość słoniowa, metal) umieszczano pionową wskazówkę, która, tak jak w zegarach dużych, rzucała odpowiednio cień. Godziny na „tarczy" oznaczano literami: A, B itd.


KALENDARZ I ZEGARY RZYMSKIE

Lżejsza strata mienia niż czasu

' Rzymianie, podobnie jak Grecy i inne narody, wprowadzali v wielokrotne, często nieudolne i niewłaściwe reformy rachuby czasu, zanim wprowadzili kalendarz, który przetrwał do naszych czasów.

Według tradycji literackiej w pierwszych latach istnienia Rzymu (przyjmujemy rok założenia 753 p.n.e.) istniał dziesięciomiesięczny rok tzw. Romulusowy, którego pierwszym miesiącem był marzec — mensis Martius *, nazwany tak od legendarnego ojca Romulusa, boga Marsa. Rok ten miał tylko 304 dni, które w ramach dziesięciu miesięcy rozdzielono w następujący sposób: kwiecień, czerwiec, sierpień, wrzesień, listopad i grudzień otrzymały 30 dni; cztery pozostałe liczyły po 31 dni. Wiadomości o tym legendarnym okresie historii Rzymu budzą wciąż wątpliwości uczonych, jakkolwiek u autorów starożytnych spotykamy wzmianki o roku dziesięciomiesięcznym2, a ponadto ślad tego, iż marzec był pierwszym miesiącem roku pozostał w nazwach miesięcy, wyprowadzonych od liczebników, tak np. wrzesień — miesiąc dziewiąty, w późniejszym kalendarzu nosi nazwę siódmego — September (septem — siedem), październik — dziesiąty nazywa się ósmym October (octo — osiem) itd. Źródła podają różne, często sprzeczne, wiadomości dotyczące tego kalendarza, np.. Plutarch w życiorysie Numy Pompiliusza, następcy Romulusa, podaje wiadomość, że za Romulusa miesiące miały od 20 do 36 dni. Są to ciekawostki, które jednak wskazują, z jakimi trudnościami spotykają się badacze tej dziedziny życia starożytnych. Należy także zdać sobie sprawę z faktu, że istniały różnice regionalne na terenie Italii; Censorinus, gramatyk rzymski z III wieku n.e., w utworze okolicznościowym O dniu narodzin (De die natali) X 22, 5-6 twierdzi, że w Albie marzec miał 36 dni, wrzesień tylko 16; że w Tuskulum Quinctilis (lipiec) liczył 36 dni, October — październik 32, a w Arycji tenże miesiąc miał aż*39 dni.{Numa Pompiliusż miał dodać dwa miesiące: styczeń Ianuarius i luty Februarius, lecz dodał je na początku pierwotnego układu. O tej reformie Numy wspomina Liwiusz (I 19, 6) mówiąc, iż król ten podzielił rok na dwanaście miesięcy zgodnie z biegiem księżyca, uwzględniając lata przestępne. Mamy więc stwierdzenie, że podstawą kalendarza był rok księżycowy. Według Makrobiusza3 w kalendarzu Numy siedem miesięcy a mianowicie: styczeń, kwiecień, sierpień, wrzesień, listopad, grudzień miały po 29 dni; cztery: marzec, maj, lipiec, październik po 31, i luty 28 dni. Taki układ dni tłumaczono zabobon-nością Rzymian, którzy unikali liczb parzystych jako niepomyślnych. W połowie wieku V p.n.e. Komisja złożona z dziesięciu członków (decemwirowie), której zadaniem było ułożenie Praw, próbowała wprowadzić jakieś reformy w kalendarzu, które miały przez wprowadzanie miesięcy przestępnych zbliżyć dotychczasowy system do cyklu słonecznego. Wiadomość tę przekazuje Makro-biusz1 powołując się na annalistów z II wieku p.n.e. Dzisiejsze badania wykazują, że tradycja wielowiekowa ma słabe podstawy i że rok Romulusowy trwał znacznie dłużej. Wysunięto hipotezę, że dwunastomiesięczny rok został wprowadzony jakieś trzysta lat po panowaniu Numy, czyli łączyłaby się ta reforma z działalnością wspomnianych decemwirów. Niezależnie od tego, kiedy wprowadzono rok dwunastomiesięczny, podstawą jego był system księżycowy i mimo wprowadzania dodatkowych dni były ciągłe trudności z uporządkowaniem kalendarza. Od r. 191 p.n.e. kapłani — pontifices na mocy ustawy Maniusza Acyliusza Glabrio-na mieli prawo dodawać miesiące przestępne według własnego uznania (nie, jak to miało miejsce w Grecji, w ustalonych okresach). Wprowadzanie tych miesięcy dodatkowych było zupełnie przypadkowe, wprowadzono np. co dwa lata miesiąc przestępny liczący 22 lub 23 dni. Ta dowolność, nie mająca żadnych podstaw naukowych, obliczeniowych, doprowadziła do całkowitego zamieszania. Przykładem tego może być sytuacja, jaka powstała w 46 r. p.n.e., kiedy to różnica między datami a właściwym terminem wynosiła 90 dni, ponieważ od 59 roku do 46 p.n.e. nie wprowadzono w ogóle roku przestępnego. Pory roku nie pokrywały się z przypadającymi na nie miesiącami. Makrobiusz nazywa rok 46 rokiem zamieszania — annus confusionis. Dla uporządkowania kalendarza dodano wówczas trzy miesiące, czyli rok ten liczył 15 miesięcy6. Dlaczego pontyfikowie przez tak długi okres nie wprowadzali miesięcy przestępnych, trudno wyjaśnić. Niektórzy uczeni przyczyn tego zaniedbania doszukiwali się, i chyba słusznie, w interwencji wpływowych jednostek i w rozgrywkach osobistych. Tak np. według Diona Kassjusza (XL 62) Kurion, trybun z r. 50 p.n.e., który był jednym z pontyfików, starał się nakłonić członków kollegium, żeby dodali miesiąc przestępny i przedłużyli tym samym rok; miał w tym osobiste cele: zależało mu na przedłużeniu władzy trybuna. Ponieważ sprzeciwiono się temu, przeszedł na stronę Cezara i może nawet winę nieuporządkowanego kalendarza przypisał stronnictwu antycezarianów. Natomiast Cyceron będąc namiestnikiem Cylicji prosi swego przyjaciela Attyka6, żeby użył swoich wpływów i postarał się, by nie wprowadzono żadnych zmian w kalendarzu na dany rok i żeby zapobiegał wprowadzeniu przestępnego miesiąca. W tym wypadku decydowały także sprawy i interes osobisty Cycerona, gdyż nie chciał on już dłużej sprawować władzy w Cylicji pragnąc jak najprędzej wrócić do Rzymu. Wielkim osiągnięciem, które zadecydowało o układzie kalendarza po dzień dzisiejszy, była reforma Gajusza Juliusza Cezara, który przy pomocy uczonego z Aleksandrii, Sozigenesa, matematyka i astronoma, ustalił rok obejmujący 365 i 1/4 dnia, określił ilość dni przypadającą na poszcze-gólne miesiące; 1/4 cząstkę dnia miał wyrównywać miesiąc przestępny, którym został ustalony luty — Februarius, wprowadzony raz na cztery lata. Nie dodawano — jak obecnie —¦ dnia oznaczonego jako 29, lecz powtarzano dzień 24 lutego. Według rachuby Rzy-• mian 24 luty był dniem szóstym przed 1 marca (Rzymianie przeliczając jakiś okres czasu zamknięty określoną liczbą dni zaliczali doń także dzień kończący poprzedni okres (dlatego to dodatkowy powtórzony dzień 24 lutego nazwano bisseztilis (bis łac. dwa razy, sextus,— szósty), a idąc dalej — rok przestępny nazwano także bissextilis lub bissextum). System kalendarzowy wprowadzony przez Juliusza Cezara, nazwany kalendarzem juliańskim,, wprowadzony z dniem 1 stycznia 45 r. p.n.e. utrzymał się, z pewnymi zmianami, do dnia dzisiejszego.

O ile w kalendarzu greckim nazwy miesięcy wiązały się na ogół z głównymi świętami i obrzędami kultowymi obchodzonymi w danym miesiącu, to w Rzymie nazwy pierwszych sześciu miesięcy są wyprowadzone od imion bogów (w jednym tylko wypadku — Februarius — od obrzędów) a w drugiej połowie roku nazwy miesięcy, o czym wyżej było wzmianka, oznaczono po prostu ich kolejnością, licząc od marca a więc nie naruszając tradycji kalendarza Romulusowego.

Nazwy te utrzymały się w wielu językach europejskich 7; łatwo jednak zauważyć pewne różnice — chodzi o nazwę miesięcy lipca Iulius i sierpnia Augustus; otóż miesiąc Quinctilis na cześć

7 por. np. luty: Febbraio włoski, Fevrier franc, February ang., Februar niem.; kwiecień: Aprilis włoski, Avril franc, April ang. i niem.; maj:. Maggio włoski, Mai franc, May ang. Mai niem. W kalendarzu wprowadzonym podczas rewolucji we Francji miesiącom nadano nowe nazwy, związane ze zjawiskami przyrody: rok rozpoczynał się 22 września, był to miesiąc winobrania — vendemiaire; po nim następowały: miesiąc mgieł — brumiare; m. szronów — irimaire, m. śniegów — nivose, m. deszczów — pluvio$e, m. wiatrów — ventose, m. kiełkowania — germinal, m. łąk — pra-irial, m. żniw — messidor, m. upałów — thermidor, m. owoców — jructidor; nazwy poetyckie, bo też nadane przez poetę Fabre d'Eglantine.

Podział miesiąca rzymskiego był dość skomplikowany, gdyż dzielono ten okres na trzy ośmiodniowe jednostki zwane nun-dinami (nundinae); w nazwie tej tkwi liczba novem — dziewięć, co tłumaczy się systemem rzymskim dodawania do określonego okresu dnia zamykającego okres poprzedni. Nundiny nie wypadały w ustalonych okresach, gdyż cały rok, a nie poszczególne miesiące, był podzielony na ośmiodniowe części, tak że w kalendarzu przed reformą Cezara było w roku 44 okresy ośmiodniowe+trzy dni, a w kalendarzu zreformowanym było 45 ośmiodniowych okre-sów+5 dni. W tym ośmiodniowym cyklu było siedem dni roboczych (chodzi tutaj przede wszystkim o prawo załatwiania spraw urzędowych) a w dniu ósmym, wolnym od zajęć, odbywały się w mieście wielkie targi, na które ściągała ludność ze wsi. Nie wiadomo co dało początek tym zwyczajom, gdyż już starożytni różnie je interpretowali i było sprawą sporną, czy był to dzień świąteczny czy tylko wyłączony z dni roboczych. W każdym razie dla ludności wiejskiej był to w pewnym stopniu dzień świąteczny. W okresie cesarstwa charakter nundin zmienił się znacznie, targi odbywały się dwa razy w miesiącu, a przywilej ten rozszerzono na gminy miejskie i nawet na osoby prywatne, którym cesarz lub senat mógł udzielić zezwolenia na organizowanie targów dwa razy w miesiącu.

W Pompejach, w domu kupca Zosimusa, znaleziono zapiski, wśród których były terminy nundin w poszczególnych miastach w ramach tygodnia: w sobotę — w Pompejach, w niedzielę — w Nucerii, we wtorek — w Noli, w środę w Kumach, w czwartek — w Puteolach, w piątek — w Rzymie. (Dies Nundinae: Sat(urni) Pompeis; Sol(is) Nuceria; Lun(ae) Atella; Mar(tis) Nola; Merc(urii) Cumis; Iov(is) Putiolis; Ven(eris) Romae),

Terminy zapewne ulegały zmianom, gdyż napis z czasów konsulatu Nerona i Kossusa Lentulusa (r. 60 n.e.) podaje, że nundiny odbędą się w Kumach 6 lutego, a w Pompejach — 9'lutego. Urządzano także targi — nundiny w posiadłościach prywatnych, lecz należało uzyskać zezwolenie senatu; według listu Pliniusza Młodszego (V 4) okazuje się, że nie była to sprawa prosta i wobec czyjegoś sprzeciwu załatwienie jej mogło trwać długo. Jakiś obywatel z Werony, który piastował wysokie stanowiska w Rzymie, starał się o zezwolenie na wprowadzenie nundin w jego posiadłościach. Na pierwszym posiedzeniu senatu sprzeciwili się przedstawiciele miasta Wicetii (obszar Wenecji), prawdopodobnie obawiając się konkurencji. Na następnym posiedzeniu senatu również nie załatwiono sprawy; „według mojego przypuszczenia — pisze Pliniusz — sprawa przeciągnie się. Wiele jest bowiem taTrich spraw, które, gdy tylko poruszy się je, przybierają bardzo szerokie rozmiary..." Cesarz Klaudiusz ubiegał się o przywilej wprowadzenia targów w swoich posiadłościach, w czym Swetoniusz widzi objaw skromności cesarza (Boski Klaudiusz 12, 2).

ii Podobnie jak nazwy miesięcy także nazwy dni wywarły wpływ na nomenklaturę dni w językach nowożytnych — w angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, niemieckim.

Noc dzielono również na cztery trzygodzinne części, od zachodu do wschodu słońca, które przejąwszy terminologię wojskową nazywano wigiliami (vigilia — czuwanie, straż nocna).

Obok kalendarza oficjalnego były kalendarze ludowe13, oparte na obserwowaniu zjawisk przyrody. Podstawą ich nie były badania naukowe, jednak w gospodarstwie wiejskim spełniały swą rolę w całej pełni. Kalendarze ludowe (rys. 28) miały konstrukcję prymitywną; na płycie były cyfry rzymskie oznaczające dni miesiąca, u góry podobizny siedmiu planet odpowiedników dni tygodnia, a na środku znaki Zodiaku, oznaczające miesiące. Przez odpowiednie przesuwanie jakiegoś guziczka oznaczano odpowiednią datę. U góry bogowie, którzy nadali imiona planetom; rozpoczyna szereg Saturn, po nim następują: Słońce (Soi) Księżyc (Luna), Mars, Merkury, Jowisz i Wenus.

Inny charakter miał kalendarz religijny, fasti, który określał, w jakie dni wolno odbywać zebrania i przeprowadzać formalności prawne. Długi czas wykaz ten był dostępny tylko patrycjuszowskim kolegiom kapłańskim, dzięki czemu patrycjusze mieli większe wpływy przez kontakty z wtajemniczonymi kapłanami. Ogłosił fasti i ujawnił dopiero Gnejusz Flawiusz (podobno sekretarz słynnego cenzora Appiusza Klaudiusza), czym przyczynił się do ograniczenia wpływów patrycjuszy. Jednak już Cyceron podaje tę wiadomość ostrożnie: „Panuje mniemanie — pisze — iż w pewnym okresie tablicę tę (tzn. Fasti) trzymano w ukryciu, ażeby tylko niewielu ludzi można było pytać, jakie dni są dozwolone dla czynności prawnych. Ponadto wielu pisarzy twierdzi, że sekretarz Gnejusz Flawiusz ujawnił kalendarz religijny i ułożył formuły postępowania prawnego" (Do Attyka VI 1).

Rzymianie zestawiali nazwy znaków Zodiaku w dwuwierszu, ze względów metrycznych nie udało się zachować kolejności:Sunt, Aries, Taurus, Gemini, Cancer, Leo, Virgo, Libraąue, Scorpius, Arcitenens, Caper, Amphora, Pisces.

Pliniusz Starszy powołuje się na pracę astronomiczną pióra Juliusza Cezara, która mogła służyć jako kalendarz rolniczy"; najprawdopodobniej praca ta miała związek z reformą kalendarza. Było to — jak z tekstu Pliniusza można wnosić — dziełko astronomiczne, określające terminy wschodzenia gwiazd, ale ważniejsze były wskazówki dla rolników jakie prace w jakich porach roku mają wykonywać. Tak np. czytamy m.in.: „25 stycznia zachodzi rankiem Gwiazda Królewska ...znajdująca się na piersi Lwa, a 4 lutego wieczorem zachodzi Lira.

W ostatnich dniach tego okresu, gdzie tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne, należy przekopać ziemię pod sadzonki róż i winorośli —na mórg wystarczy 70 dni roboczych. Należy też czyścić rowy i zakładać nowe, przed świtem ostrzyć narzędzia, dopasowywać uchwyty, łatać uszkodzone beczki, owcom dopasowywać derki, a ich wełnę oskrobać do czysta". - Niezależnie od ośmiodniowego podziału miesiąca a potem siedmiodniowych tygodni mieli Rzymianie dość skomplikowany system datowania dni miesiąca każdego miesiąca. Każdy miesiąc miał trzy terminy, według których datowano pojzostałe dni; ter--miny te były wprowadzone zgodnie z kolejnymi fazami księżyca, a mianowicie:

1. pierwsza faza — nów: Kalendae — Kalendy pierwszy dzień każdego miesiąca; nazwa pochodzi od czasownika calare — wzywać, gdyż w tym dniu kapłan oznajmiał oficjalnie początek nowego miesiąca; skrót: Kal., a więc Kalendae Ianuariae — 1 stycznia, Kalendae Martiae —' 1 marca;

2. pierwsza kwadra: Nonae — Nony (nonus — dziewiąty) wypadały albo 5 albo 7 dnia miesiąca; zależało to od terminu, w jakim następowała pełnia, np. Nonae Martiae — 7 marca; Nonae Ianuariae — 5 stycznia;

3. pełnia: Idus — Idy' przypadały trzynastego lub piętnastego dnia miesiąca.

Nony wypadały dziewiątego dnia przed Idami, wobec tego w miesiącach, w których Idy były dnia 15 Nony przypadały na dzień 7, a w pozostałych, tzn. w których Idy były 13, Nony przypadały na 5 dzień miesiąca. Nony były siódmym, a Idy piętnastym dniem w miesiącach: marcu, maju, lipcu i październiku; w pozostałych — nony wypadają 5 a Idy —13 dnia. Dla zapamiętania tych czterech miesięcy pomocnym może być skrót mnemotechniczny: MAR-MA-IUL-O = MARtius-MAius-IULius-October.

Dzień przed każdym z nazwanych terminów określano pridie — w przeddzień np. 14 maja = pridie Idus Maias; pozostałe dni datowano odejmując od najbliższego terminu doliczając ten dzień, a więc 13 maja = ante diem tertium Idus Maias,

W drugiej połowie miesiąca, tzn. po Idach odejmowano dni od Kalend następnego miesiąca, a więc 31 marca = pridie Kalendas Apriles (dzień przed-pierwszym kwietnia), 30 marca = ante diem tertium Kalendas Apriles (trzeci dzień od Kalend kwietnia) itd. (por. tabl. 5 s. 192).

W Kalendy pontijex Minor obserwował księżyc i po złożeniu ofiar z kapłanem ofiarniczym — rex sacrorum ogłaszał, w którym dniu przypadają Nony w danym miesiącu. Idy — były pod opieką Jowisza, Nony nie miały swojego patrona.

Rok określano podobnie jak w Grecji według urzędników' sprawujących najwyższą władzę w danym okresie, czyli według nazwisk konsulów; jednak nie wyróżniano jednego z nich, lecz podawano nazwiska obu, np. Marco Messala Marco Pisone consuli-bus — za konsulatu Marka Messali i Marka Pizona, Ten system datowania stosowano i w dokumentach, i w literaturze, i na inskrypcjach.

Jako początek ery przyjęto rok założenia Rzymu, ale z ustaleniem daty tego wydarzenia mieli Rzymianie wielkie trudności, a przecież zarówno dla historiografii jak i dla literatury ustalenie zasad, według których obliczano by lata, data ta miała wielkie znaczenie. Dopiero uczony rzymski encyklopedysta Marek Te-rencjusz Warron z Reate (116-27/26 p.n.e.) przyjął rok 753 p.n.e. (według naszych przeliczeń) jako rok założenia Rzymu — i Ab Urbe condita — i jako początek ery. Zgodnie z tą datą wypędzenie królów z Rzymu przypada na r. 510/509 p.n.e. Od wypędzenia królów z Rzymu do czasów pryncypatu tzn. do czasów Oktawiana Augusta podstawą obliczania lat były listy konsularne. Wraz z upadkiem rzeczypospolitej i ograniczeniem pozycji i roli konsula przyjęła się dla chronologii historycznej ustalona przez Warrona era Od założenia Rzymu — Ab Urbe condita. W wieku VI opat Dionizjusz Exiguus (zm. ok. 540 r.) wprowadził datowanie według ery nowej, od narodzinv Chrystusa — ab incarnatione Christi. Przyjęło się więc określenie czasu ante Christum na-tum — przed narodzeniem Chrystusa (p.n.e.) oraz: post Christum natum — po narodzeniu Chrystusa.

Dla określenia jednostek czasu w ciągu dnia czyli godzin używali Rzymianie takich samych zegarów jak Grecy, znali i zegary słoneczne i wodne klepsydry, gdyż i w tej dziedzinie, podobnie jak w innych, korzystali z doświadczeń i osiągnięć techniki greckiej. Wprawdzie wiadomości o różnych typach zegarów zawdzięczamy architektowi rzymskiemu Witruwiuszowi, jednak omawia on zegary skonstruowane przez uczonych greckich. Pierwszy zegar słoneczny zobaczyli Rzymianie dopiero w r. 293 p.n.e., jeżeli polegać na zdaniu Pliniusza Starszego, a jeżeli mamy wierzyć War-ronowi to w r. 263; w tym wypadku raczej przyjmiemy datę podaną przez Warrona, gdyż zegar ten został zabrany z Katany na Sycylii, niewątpliwie podczas pierwszej wojny punickiej (264 -

t 241 p.n.e.). Używali go niemal przez stulecie, nie orientując się, iż zegar wskazuje czas fałszywie, gdyż znowu była sprawa różnicy szerokości geograficznej (Katana leży bardziej na południe niż Rzym). Odpowiednio przystosowany zegar do warunków rzymskich wprowadził w r. 164 p.n.e. Kwintus Marcjusz Filippus. W r. 159 p.n.e. Publiusz Scypion Nazyka zapoznał Rzymian z urządzeniem klepsydry, zegara wodnego. W początkach był tylko jeden zegar na Forum, niewolnicy musieli biegać i sprawdzać czas, a potem urządzenie to rozpowszechniło sią, było więcej zegarów użyteczności publicznej, a i w zamożnych domach „żywe narzędzie" — niewolnik, bywało i w tej dziedzinie zastępowane coraz częściej przez narzędzie martwe.

Zegar wodny znalazł szerokie zastosowanie podczas przemówień; po prostu wydzielano mówcy czas według klepsydr. Pliniusz Młodszy w jednym z listów (II 11) zdając dokładne sprawozdanie z procesu Mariusza Priskusa, oskarżonego o nadużycia w Afryce, określa, jak długo trwało jego przemówienie. Pliniusz występował jako obrońca interesów mieszkańców prowincji. Zasadniczo przemówienie takie w sądzie trwać mogło trzy godziny, w tym wypadku pozwolono Pliniuszowi przemawiać dłużej: „Mówiłem — pisze on — prawie przez pięć godzin, gdyż do dwunastu klepsydr, jakie mi przydzielono (a i to nie było mało!) dodano jeszcze cztery. Określenie „dwanaście klepsydr" należy rozumieć, iż dwanaście razy miała przepłynąć woda z naczynia górnego do dolnego; cztery klepsydry przypadały mniej więcej na godzinę; przy szesnastu klepsydrach przemówienie powinno by. trwać godzin cztery; prawdopodobnie chcąc przedłużyć czas, by dać możność wypowiedzenia się mówcy, regulowano przepływanie wody tak, że mogła przeciekać wolniej. Metodę tę stosowano, nie było to nadużycie, gdyż sprawę tę regulowały ustawy i zwalnianie tempa przepływania wody było dozwolone.

Apulejusz w Apologii, mowie sądowej, w której sam broni się przed zarzutami iż uprawia magię, zleca sekretarzowi odczytać fragmenty z jego traktatu o rybach; równocześnie każe woźnemu sądowemu odliczyć czas, jaki zajmie odczytywanie tekstu, od czasu jaki mu wyznaczono na obronę; chodzi tu niewątpliwie także o odmierzanie czasu przy pomocy klepsydr; „Przeczytaj parę słów z początku, a potem nieco o rybach. A ty — odlicz z mojej obrony czas czytania". Apulejuszowi zależało'więc, podobnie . jak Pliniuszowi na tym, żeby mu pozostawiono jak najwięcej czasu na przemówienie.

Jakie trudności mieli Rzymianie z rachubą czasu świadczą wiadomości przekazane przez uczonego, Pliniusza Starszego: „W Prawach XII Tablic wymienione są tylko pory wschodu i zachodu słońca; w kilka lat później dodaje się i południe, które było ogłaszane przez woźnego pozostającego w służbie konsulów, kiedy z budynku posiedzeń senatu (Curia Hostilia na Forum Ro~ mańum) spostrzegł on słońce w położeniu między mównicą Rostra a gospodą grecką ". Kiedy słońce od kolumny Meniusza17 nachyliło się ku więzieniu — Tullianum18, ogłaszał godzinę ostatnią, lecz jedynie w dni pogodne. Tak było aż do czasu pierwszej wojny punickiej. Pierwszy zegar słoneczny postawił Rzymianom, na jedenaście lat przed wojną z Pyrrusem obok świątyni Kwirynusa (na Kwirynale) Lucjusz Papiriusz Kursor, kiedy poświęcał ową świątynię ślubowaną przez swego ojca; donosi o tym Fabiusz Westalis; ale nie podaje ani konstrukcji zegara, ani nie wymienia twórcy, ani też, skąd został sprowadzony, ani wreszcie, skąd sam zaczerpnął tę wiadomość. Marek Warro stwierdza, że pierwszy zegar do użytku publicznego zainstalowany został na kolumnie obok mównicy podczas pierwszej wojny punickiej za konsulatu Marka Waleriusza Messali, po zdobyciu Katany na Sycylii; stąd 'mianowicie został on przywieziony, w trzydzieści lat po owej dacie, którą wymienia wzmianka o zegarze papiriańskim, w roku 491 od założenia Rzymu (=263/262 p.n.e.). Nie zgadza się z godzinami jego podziałka18, stosowano się jednak do niego przez lat 99, aż Kwintus Marcjusz Filip, który był cenzorem razem z Lucjuszem Paulusem (164 p.n.e.), postawił obok dokładniejszy; dar przyjęty został bardzo życzliwie, a był to jeden z jego czynów cenzorskich. Ale i wtedy jeszcze przy chmurnej pogodzie niepewna była rachuba czasu, i tak było aż do najbliższego lustrum (tzn. przez okres pięciu lat). Wtedy Scypio Nazyka, kolegujący w urzędzie z Lenasem jako cenzor (159 p.n.e.) wprowadził zegar wodny, wyznaczający różne godziny we dnie i w nocy, umieścił go pod dachem i poświęcił w 595 roku istnienia miasta (=158 p.n.e.). Aż tak długo lud rzymski nie miał podziału dnia" (Hist. Nat. VII 211 im.).


W RODZINIE GRECKIEJ

...jeżeli ci chodzi o dzielność mężczyzny, łatwo powiedzieć, że dzielność mężczyzny polega na tym, aby być zdolnym do zajmowania się sprawami państwa... A jeżeli chcesz mówić o dzielności kobiet, to nietrudno ją opisać: kobieta powinna dobrze gospodarować, dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi.(Gorgiasz, według Platona Menon 71 E)

| Jaką opiekę zapewnisz rodzicom, taką sam w starości otrzymasz od dzieci. (Tales z Miletu)

Wiadomości o życiu rodzinnym starożytnych czerpiemy z zabytków kultury materialnej i ze źródeł literackich. Te ostatnie dostarczają nam jednak wiadomości dotyczących dopiero epoki homerowej; dla okresów wcześniejszych — kultury kreteńskiej (minojskiej) i mykeńskiej musimy ograniczyć się do informacji, jakie odczytali archeologowie dzięki prowadzonym badaniom nad odzyskanymi zabytkami. Materiał ten jednak nie dostarczy nam wiadomości ani o prawach i obowiązkach członków rodziny, ani o formach czy podstawach prawnych zawierania małżeństw w o-wym czasie. Można się spodziewać, że odczytanie pisma kreteń-skiego tzw. linearnego B rzuci nowe światło na stosunki panujące w ty_ch odległych czasach.

I Na podstawie zabytków ilustrujących okres kultury kreteńskiej możemy jedynie przyjąć, że kobiety miały wówczas większą swobodę i odgrywały w swym środowisku znaczniejszą rolę aniżeli w czasach późniejszych w państwach Grecji właściwej. Świadczą o tym sceny z życia kobiet przedstawione na freskach pałaców kreteńskich oraz charakter religii. W świecie bogów kreteńskich były postacie kobiece, uznane przez uczonych, którzy zwracali uwagę na podobieństwa a nie tylko różnice w przejawach kultury, za pierwowzory późniejszych bogiń greckich: tak np. boginię z tarczą, przedstawioną na gemmach i pierścieniach kreteńskich, łączą uczeni z grecką Ateną, w bogini z gołębiem dopatrują się pierwowzoru Afrodyty. Wobec istnienia bogiń zrozumiały jest u-dział kobiet w obrzędach i kultach religijnych. Scena z pałacu drugiego w Knossos przedstawia grupę kobiet, które tańczą jako uczestniczki obrzędów sakralnych, na co wskazują topory w rękach kapłanki, a topór to symbol kultowy w religii Krety. W czasach późniejszych nie wyłączono kobiet z udziału w życiu religijnym,, o czym będzie mowa we właściwym rozdziale; potwierdzają to nie tylko zabytki literackie ale i rzeźby i malowidła wazowe, Jlecz nie znajdziemy w czasach późniejszych scen przedstawiających r udział kobiety w życiu towarzyskim lub zabawach sportowychj podczas gdy na fragmencie fresków z epoki kreteńskiej widzimy zamożną panią w lektyce, niesionej przez niewolników, a inny fragment przedstawia dziewczynę, która cofając się przed bykiem, zamierza przeskoczyć przez jego głowę, by uniknąć uderzenia; za bykiem stoi druga dziewczyna, gotowa, by schwytać towa-' rzyszkę, jeżeli uda się jej przeskoczyć. |Dobrze jest znany fragment fresku przedstawiający tancerkę,"~zwaną przez archeologów „Paryżanką", w efektownym ujęciu i w stroju, który bynajmniej nie kojarzy się nam z wyobrażeniami epoki klasycznej, lecz raczej ze strojami i modą z końca XIX czy XX wieku n.e.

W wiekach XII - VII p.n.e. nastąpił proces przejścia od ustroju rodowego do organizacji jednostki państwowej polis, tzn. miasta-państwa. Następstwem tego procesu było wiele zmian we wszystkich dziedzinach życia nie tylko państwowego lecz i prywatnego, przy czym należy pamiętać o wielkich różnicach, jakie występowały we wszystkich dziedzinach życia pomiędzy poszczególnymi miastami-państwami.

Były jednak zjawiska społeczne wspólne dla całej Grecji — i takim była wszędzie obowiązująca monogamia oraz utrzymujący się niemal wszędzie patriarchat, który przyznawał ojcu władzę nieograniczoną nad dziećmi, które jako niemowlęta uznawał za swoje i przyjmował do rodziny, jednak po uznaniu i przyjęciu dziecka nie mógł rozporządzać jego życiem ani wolnością. Grecy pierwsi wśród narodów świata starożytnego przestrzegali mono-gamii, uważając, że wprowadzanie do domu wielu żon jest zwyczajem barbarzyńskim i niegodnym Greka. (Eurypides, Androma-cha 177; 243 nn.). Łączył więc wszystkich Greków wspólny pogląd na instytucję małżeństwa. Widzieli w niej dwa cele: jeden, o charakterze ogólnopaństwowym, drugi o charakterze rodzinno-pry-watnym. Pierwsze zadanie i cel małżeństwa to przysporzenie państwu obywateli, którzy by przejęli po ojcach obowiązki względem państwa, stali się obrońcami jego granic, zapewniali bezpieczeństwo krajowi i zapobiegali niebezpieczeństwu wyludnienia pań-stwaj Perykles w mowie pogrzebowej dla uczczenia poległych pociesza ich rodziców, iż „nadzieja na inne dzieci powinna pokrzepić tych, którzy jeszcze je mieć mogą; w rodzinnym bowiem życiu-nowe dzieci pozwolą niejednemu zapomnieć o umarłych, a państwo osiągnie podwójną korzyść: uniknie wyludnienia i powiększy swe bezpieczeństwo" (Tukidydes II 45).

I Wypełniał też obywatel swój obowiązek względem rodu i rodziny poprzez potomstwo, które miało stanowić kontynuację rodu oraz winne było przyjąć na siebie obowiązki kultowe wobec przodków w formie składania im obowiązujących ofiar, oddawania należnej czci zmarłym oraz podtrzymywania tradycji rodzinnych. Wreszcie przyświecał małżeństwu cel już osobisty — znalezienie w dzieciach oparcia w starości.

[Najważniejsze było jednak'' spełnienie obowiązku względem państwa i tym tłumaczy się fakt, że w Atenach, jakkolwiek nie było formalnego przymusu prawnego, opinia publiczna zmuszała mężczyzn do zakładania rodzin; samotni byli nawet pozbawieni szacunku, jakim darzono ludzi żonatych i posiadających dzieci. W Sparcie sprawa ta była postawiona wyraźnie: bezżenność — agamia pociągała za sobą utratę czci — atimię; wprawdzie atimia, na jaką narażali się Spartanie uchylający się od założenia rodziny, była tylko częściowa, gdyż nie pozbawiała ich pełnych praw obywatelskich, jednak byli narażeni na różne formy upokorzenia, którego uniknąć nie mogli, i to nie tylko ze strony innych obywateli lecz także ze strony państwa. Tak na przykład na rozkaz urzędników dorośli bezżenni mężczyźni musieli zimą obchodzić nago rynek-agorę, śpiewając piosenki, które specjalnie na tę sytuację układano; wyznawali w nich, że słusznie doznali upokorzenia, ponieważ nie byli posłuszni prawom. Wobec obywateli, którzy nie założyli rodzin i żyli w samotności, przestawało nawet działać prawo, bardzo silnie przestrzegane w Sparcie, nakazujące szacunek ludziom w podeszłym wieku. Poza Zwyczajowym prawem atimii wszczynano także przeciwko bezżennym postępowanie sądowe, wprowadzając za uchylanie się od obowiązku karę w postaci grzywny — graphe agamiu — kara za bezżenność (Pol-luks, Onomastikon VIII).V

Platon w Prawach, w" dziele, w którym szuka wzoru dla idealnego państwa, przez usta Ateńczyka wyraża pogląd, że należałoby wprowadzić ustawę tej treści: „Zawierać związki małżeńskie będą obywatele w wieku od lat trzydziestu do trzydziestu pięciu, w tym przeświadczeniu, że ród ludzki na mocy prawa natury uczestniczy w pewien sposób w nieśmiertelności. Wrodzone jej pragnienie w całej pełni odczuwa każdy, bo w tym, że każdy pożąda sławy i nie chce bezimienny leżeć w mogile, wyraża się właśnie to pragnienie. Ród ludzki sprzężony jest poniekąd nierozerwalnie z całym biegiem czasu, za nim zdąża i zdążać będzie nieustannie. Żyje nieśmiertelnie w swych następujących po sobie pokoleniach jeden i ten sam pozostając wieczyście i przez swą moc płodzenia nowego życia uczestniczy w nieśmiertelności. Otóż nie godzi się z własnej woli pozbawiać się tego uczestnictwa, a z rozmysłu pozbawia się go człowiek, który uchyla się od tego, żeby mieć dzieci i żonę. Posłuszny temu prawu nie dozna żadnego uszczerbku, ten zaś kto go nie posłucha i nie ożeni się do trzydziestego piątego roku życia, płacić będzie rocznie sumę wynoszącą tyle a tyle, ażeby nie wyobrażał sobie, że zyskuje na bezżennym stanie i ułatwia sobie życie. Odmówione mu będą przy tym wszelkie dowody czci i szacunku, jakie młodzi za każdym razem okazują publicznie starszym od siebie wiekiem" (Prawa IV 721).

W innym miejscu (Prawa VI 772 D) obniża Platon wiek kandydata na męża: „Skoro zaś ktoś skończył lat dwadzieścia pięć i mając sposobność rozejrzeć się i dać się poznać, znalazł, jak sądzi, dziewczynę, która mu odpowiada i nadawałaby się do wspólnego płodzenia potomstwa, niech wstępuje w związki małżeńskie, i niech czyni to każdy do trzydziestego piątego roku życia najpóźniej".

Filozof nasz wraca do tego tematu w księdze VI 773 - 774: „Przypomnijmy jeszcze to, co mówiliśmy poprzednio, że człowiek uczestniczyć powinien w wiecznym bycie natury pozostawiając dzieci swych dzieci jako swych zastępców w służbie bożej", Określa też wysokość grzywny, jaką mają wpłacać ludzie samotni: „Ten ^zaś, kto... odłączając się od społeczeństwa, jakby był obcy i nie związany z nim, trwać będzie w bezżennym stanie do trzydziestego piątego roku życia, zostanie skazany na płacenie rocznie stu drachm grzywny, jeżeli należy do najwyższej klasy majątkowej, siedemdziesięciu, jeżeli do drugiej, sześćdziesięciu, jeżeli do trzeciej, a trzydziestu, jeżeli do czwartej. Pieniądze te stanowić będą święty fundusz Hery. Kto w ciągu roku nie uiści tej grzywny, zapłaci sumę przewyższającą ją dziesięciokrotnie". Idzie więc Platon za zwyczajami spartańskimi. Podobne też zajmuje stanowisko co do wyboru żony. Według ustawy przypisywanej spartańskiemu prawodawcy Likurgowi młodzi ludzie w Sparcie powinni byli wybierać sobie żony wśród rodzin ubogich. Miało to niewątpliwie głębsze znaczenie ekonomiczne, gdyż zapobiegano w ten sposób łączdhiu i gromadzeniu wielkich majątków w jednej rodzinie.

Przy tym Spartanie woleli, żeby ich synowie żenili się z ubogimi dziewczętami spartańskimi niż z zamożnymi, lecz obcego pochodzenia, co mogło się zdarzyć, gdyż w Sparcie nie było zakazu zawierania małżeństw z nie-Spartankami,/ co więcej, nawet córka heloty czy periojka mogła być uznana za prawowitą matkę dzieci, które miała ze związku z obywatelem Sparty, i w stosunku do potomstwa związek taki nie pociągał żadnych konsekwencji prawnych; dzieci z tych związków stawały się pełnoprawnymi obywatelami. Otóż ^Platon w Prawach, występuje również przeciwko zawieraniu małżeństwa dla majątku czy też dla zyskania znaczenia przez ożenek z córką wpływowego obywatela, jednak uważa, że nie należy takim związkom przeciwdziałać ustawami, gdyż byłoby to niepoważne, lecz „trzeba usiłować trafić ludziom do serca i siłą swej namowy tak na nich oddziaływać i wpływać, ażeby zależało im nie tyle na majątkowej równości w małżeństwie, co świadczy zawsze o zachłannej żądzy bogacenia się, ile raczej na zrównoważonej naturze i harmonijnym charakterze przyszłego potomstwa i, jeżeliby ktoś dla pieniędzy zamyślał się żenić, to słuszne jest naganą odwieść go od tego zamiaru, a nie przymuszać, aby go poniechał, na mocy pisanego prawa" (Prawa VI 773 D-E).

Uzasadnia swoje stanowisko m.in. i tym, że „kobiety nie wnosząc posagu do domu mniej wykazywać będą buty i nie będą popadać małżonkowie w poniżające jarzmo z powodu pieniędzy kobiet" (Prawa VI 774 C).

O wyborze męża w okresie, w który wprowadzają nas już teksty literackie, a więc w wieku VIII - VI decydował ojciec dziewczyny wybierając dla niej męża spośród kandydatów ubiegających się o jej rękę. Zapraszał wszystkich konkurentów do siebie równocześnie, gościł ich przez dłuższy okres czasu, obserwując ich sposób zachowania się, charakter, sprawność fizyczną w zawodach sportowych. Kandydaci przyjeżdżali z darami dla gościnnego gospodarza, przywozili zapasy żywności, wino oraz podarki — stroje i klejnoty — dla tej, która miała zostać narzeczoną jednego z nicłuHerodot opowiada dokładnie, jak to tyran z Sykionu, Klej-steneS; wybrał sobie zięcia. „Miał on córkę imieniem Agarista, dla której chciał najwartościowszego ze wszystkich Hellenów wyszukać, aby mu ją dać za żonę. Dlatego kazał on podczas igrzysk olimpijskich, na których wtedy czwórka jego koni zwyciężyła, tak ogłosić przez herolda: (wiek VI p.n.e.). „Kto z Hellenów uważa się za godnego, aby zostać zięciem Klejstenesa, niech przybędzie w sześćdziesiątym, dniu lub wcześniej do Sykionu, albowiem Klejstenes zamierza w ciągu roku, licząc od sześćdziesiątego dnia, postanowić o małżeństwie". Wówczas kto tylko z Hellenów dumny był z siebie samego i ze swej ojczyzny, przybywał jako za-lotnik, a Klejstenes kazał im urządzić miejsca na wyścigi i zapasy, i w celu tych rozrywek zatrzymał ich u siebie..." Wymienia następnie Herodot wszystkich kandydatów do ręki Agaristy, poczym opisuje postępowanie Klejstenesa.

„Kiedy oni zgromadzili się w oznaczonym dniu, wypytywał najpierw każdego o ojczyznę i ród; potem zatrzymał ich u siebie przez rok i badał ich dzielność, usposobienie, wykształcenie i charakter, obcując z każdym osobno i z wszystkimi razem. Młodszych spośród nich wyprowadzał na boiska; a co było dlań najważniejsze, wystawiał ich na próbę przy wspólnej uczcie. Przez cały więc czas ich pobytu czynił wszystko co mógł, a zarazem gościł ich wspaniale. Jakoż najbardziej spośród zalotników podobali mu się ci, co z Aten przybyli, z tych zaś znowu oddawał pierwszeństwo Hippoklejdesowi...

Kiedy nadszedł rozstrzygający dzień dla uroczystości ślubnej i oświadczenia samego Klejstenesa, kogo ze wszystkich wybierze, złożył ofiarę ze stu wołów i uraczył ucztą zalotników i wszystkich mieszkańców Sykionu. Po ukończeniu uczty współzawodniczyli z sobą zalotnicy w muzycznych i słownych popisach. W miarę przeciągania się pijatyki Hippoklejdes rozkazał auliście zagrać sobie do tańca, a po spełnieniu tego życzenia — zatańczył. Sobie samemu zapewne w tańcu się spodobał, ale Klejstenes na całe jego zachowanie podejrzliwie spoglądał. Po jakiejś przerwie kazał Hippoklejdes przynieść sobie stół. Wniesiono go, a on wykonał na nim najpierw lakońskie, potem inne, attyckie tańce, a za trzecim razem stanął głową na stole i przebierał nogami w powietrzu. ...Kiedy Klejstenes ujrzał go tak przebierającego nogami, nie mógł się już pohamować i zawołał: „O synu Tyzandra, przetańcowałeś zaiste twoje małżeństwo!"... Poczym tak do wszystkich przemówił: „Mężowie, którzy ubiegacie się o rękę mojej córki! Wyrażam wam wszystjkim moje uznanie, i, gdyby to było możliwe, chętnie poszedłbym wam wszystkim na rękę —ani nie opowiadając się za jednym spośród was, ani nie odrzucając pozostałych. Ale jest rzeczą niemożliwą, abym, rozstrzygając o przyszłości jednej tylko dziewczyny, uczynił wszystkim po myśli; dlatego każdemu z was, którzy od tego małżeństwa zostają wykluczeni, daję po talencie srebra w upominku za to, że chcieliście być z dala od domu, A Megaklesowi, synowi Alkmeona, zaręczam moją córkę Agaristę wedle praw Ateńczyków". Kiedy Megakles zgodził się na zaręczyny, kwestia małżeństwa została przez Klejstenesa rozstrzygnięta. Taki był przebieg wyboru zięcia spośród zalotników" (Herodot Dzieje VI 126-130), Należałoby dodać, że po podjęciu decyzji obustronnej, wybrany kandydat na zięcia składał podarki — hedna przyszłemu teściowi a ten wyznaczał młodej parze posag — meilia (miłe dary, osłoda), który zięć miał obowiązek zwrócić teściowi, w wypadku rozwodu, f

Wokresie klasycznym forma wybierania kandydata, na męża dla córki przez ojca utrzymała się, ale wybierał ich spośród znanych sobie młodych ludzi. Utrzymanie się tej formy jest tym bardziej zrozumiałe, że w tym okresie stanowisko kobiety w rodzinie i jej swoboda zostały znacznie ograniczone, zwłaszcza w Atenach.

Małżeństwo prawne mogło być zawarte tylko pomiędzy obywatelem i córką wolnego obywatela danego państwa; sprawa ta, o czym była wyżej mowa, inaczej przedstawiała się w Sparcie J. Dzieci z małżeństwa, w którym jedna strona nie posiadała praw obywatelskich danej polis, były traktowane jako pochodzące z nieprawego łoża — nothoi, pozbawione praw obywatelskich i prawa dziedziczenia; po śmierci ojca mogły jedynie otrzymać jednorazowy zasiłek, nie przewyższający jednego tysiąca drachm, na zasadzie ustawy, która w Atenach była wznawiana dwukrotnie: przez Peryklesa w r. 460 p.n.e., i przez Aristofonta za archontatu Euklidesa w r. 403 p.n.e. Wspomnieć warto, że Perykles, który bronił tej ustawy, znalazł się w takiej sytuacji, iż musiał prosić o zrobienie wyjątku dla swego syna, zrodzonego z Aspazji, kobiety z Miletu. [^Pokrewieństwo natomiast nie stanowiło przeszkody do zawarcia marłżeństwaj zdarzały się związki pomiędzy rodzeństwem przyrodnim z tego samego ojca. Prawnie było jedynie zabronione zawieranie małżeństw pomiędzy rodzeństwem przyrodnim po tej samej matce. [Wydawano za mąż dziewczęta w bardzo młodym wieku, piętnasto- a nawet dwunastoletniej jakkolwiek zdaniem Platona ,,w związek małżeński wstępować będzie dziewczyna w wieku od lat szesnastu do dwudziestu" (Prawa VI 785 B).

Zawarcie małżeństwa musiały poprzedzać formalne zaręczyny — engyesis. Przyrzeczenia narzeczonemu nie składała sama dziewczyna, lecz czynił to w jej imieniu ojciec, jeżeli była sierotą, brat lub bliski krewny, a jeżeli nie miała nikogo z bliskiej rodziny — prawnie wyznaczony opiekun. Zaręczyny były właściwie aktem prawnym, ustalano bowiem warunki i wysokość posagu — proix, pherne, którego pewna. część, zwana meilia, stawała się osobistą własnością młodej żonyj Posag nie był warunkiem koniecznym, lecz wymaganym zwyczajowo, tak że nawet sieroty i dziewczęta niezamożne otrzymywały posag ze składek obywateli lub od państwa, czego przykładem mogą być córki Arystydesa wyposażone przez państwo. Dzieci z małżeństwa, które zostałoby zawarte bez przeprowadzenia formalnego aktu engyesis, były pozbawione prawa zapisania do fyle i prawa dziedziczenia. Dokument papirusowy z epoki hellenistycznej, z r. 311 p.n.e. daje nam wzór umowy małżeńskiej; spisany został w Egipcie, na wyspie Nilu Elefantynie, i zgodnie z obowiązującymi ustawami zalegalizowany podpisami sześciu świadków:

„Herąklejdes bierze sobie jako swoją prawowitą małżonkę De-metrię, pochodzącą z wyspy Kos, kobietę wolno, urodzoną, od jej ojca Leptinesa z wyspy Kos i matki Filotis. Wolny bierze ją wolną, przynoszącą ubranie i ozdoby wartości 1000 drachm. Herąklejdes będzie dostarczał Demetrii wszystko, co należy się wolno urodzonej małżonce, i będziemy mieszkali razem tam, gdzie uznają za najlepsze Leptines i Herąklejdes po wspólnej naradzie. Jeśli się okaże, że Demetria popełnia jakieś złe czyny na hańbę męża Heraklejdesa, zostanie pozbawiona wszystkiego, co przyniosła, ale Herąklejdes musi wykazać słuszność zarzutów przeciw Demetrii wobec trzech mężów, na których zgodzą się oboje. Nie będzie wolno Heraklejdesowi wprowadzać do domu innej kobiety, na hańbę Demetrii, ani mieć dzieci z inną kobietą, ani pod jakimkolwiek pozorem postępować źle Heraklejdesowi wobec Demetrii. Jeśli się okaże, że Herąklejdes robi coś takiego, i Demetria wykaże to wobec trzech mężów, na których zgodzą się oboje, Herąklejdes będzie musiał oddać Demetrii posag, który wniosła, wartości 1000 drachm, i zapłaci ponadto kary 1000 drachm w srebrnej monecie Aleksandra. Demetria i ludzie występujący z nią razem będą mieli prawo egzekucji jakby na podstawie prawnie przeprowadzonego procesu w stosunku do osoby Heraklejdesa i całego majątku Heraklejdesa na lądzie i wodzie.

Ta umowa niech będzie ważna pod każdym względem wszędzie, gdzie by ją wniósł Herąklejdes przeciwko Demetrii albo Demetria i ludzie występujący z nią razem, tak jakby tam umowa była zawarta. Herąklejdes. i Demetria będą mieli prawo przechowywać sami własne egzemplarze umowy i wnieść je przeciw . sobie wzajemnie. Świadkowie Kleon z Geli, Antikrates z Temnos, Lysias z Temnos, Dionizjos z Temnos, Aristomachos z Kyrene, Aristidikos z Kos2.

Papirus znacznie późniejszy, bo z II wieku n.e., jest nie mniej ciekawym dokumentem, w którym młody mąż potwierdza formalnie otrzymanie od teścia posagu a ponadto żąda jeszcze pewnych przedmiotów w formie ,;dodatku do posagu". Stwierdza więc za pośrednictwem inspektorów banku położonego przy świątyni Sarapisa w Oxyrynchos: „otrzymałem zapewnione mi przez ciebie za Dionizję z matki TEudajmonidy, ...a twoją córkę przybraną, którą pojąłem za żonę, tytułem posagu..." — poczym zostają wyliczone poszczególne przedmioty, a mianowicie: złoty łańcuszek, złoty pierścionek, przykrycie od naczynia, para złotych kolczyków. Ma jeszcze otrzymać jakieś ubrania wartości 40 drachm, parę srebrnych naramiennic, torebkę, a ponadto domaga się jako „dodatku do posagu jednego naczynia miedzianego, miedzianej skrzyni do spiżarni, zamknięcia na odzież (prawdopodobnie chodzi o sfirzynie), i pudełka na zakupy". Tekst jest w znacznym stopniu uszkodzony, więc nie odczytano innych pretensji zięcia3.

Akt zawarcia małżeństwa miał w początkach charakter prywatnej uroczystości rodzinnej, z. biegiem czasu zmienił się w akt religijny i prawny. Z pierwotnych achajskich zwyczajów utrzymało się urządzanie przez ojca panny młodej przyjęcia'— eilapine oraz uroczyste przeprowadzenie młodej pary z domu rodziców dziewczyny do domu jej męża.

W dniu wesela dom panny młodej przystrajano kwiatami: rano odbywała się uroczysta kąpiel panny młodej w wodzie z miejscowego świętego źródła;,' w Atenach było to źródło Kallirhoe; wodę czerpały i przynosiły młode dziewczęta, zwane lutrophoroi (dosł. noszące wodę).\Po kąpieli przystrajano odpowiednio pannę młodą, która czekała na rozpoczęcie uroczystości. Kiedy zebrali się zaproszeni goście, składano ofiary bogom, którzy według wierzeń opiekowali się rodziną i małżeństwem: Zeusowi, Herze, Hestii, Artemidzie i Mojrom. Panna młoda składała im w ofierze swoje zabawki dziecinne i lok włosów. Po ceremoniach o charakterze religijnym ojciec oddawał przyszłemu zięciowi córkę, wygłaszając formułkę stwierdzającą, że od tej chwili wolna jest od składania ofiar swoim przodkom, będzie natomiast składać ofiary przodkom męża. Był to moment religijno-prawny, gdyż ojciec wyzwalał niejako córkę spod swej władzy, a przekazywał ją władzy męża, do którego rodziny przechodziła]

Po ceremoniach sakralno-prawnych odbywało się przyjęcie weselne, na które oficjalnie zapraszano gości. Treść takiego zaproszenia przekazuje nam papirus z Oxyrynchos, z III wieku n.e., ale zapewne forma podobna była zachowywana i wcześniej:

„Zaprasza cię Heraisna ucztę z okazji wesela swych dzieci w domu, na jutro, tj. 5, począwszy od godziny dziewiątej". O ile ktoś nie mógł wziąć udziału w uroczystościach weselnych przesyłał życzenia i gratulacje, czego dowodem zachowany papirus:

Heraklides pozdrawia syna Her asa.

Przede wszystkim pozdrawiam cię i cieszą się wraz z Tobą z powodu zawartego przez ciebie dobrego, bogobojnego i szczęśliwego małżeństwa, zgodnie z naszynii wspólnymi życzeniami i modłami, których bogowie wysłuchali i które spełnili. I my, choć nieobecni, słysząc o tym, radowaliśmy się odświętnym nastrojem, jak byśmy przy tym byli, składając życzenia na przyszłość, i pragniemy być u Was i urządzić sobie podwójną ucztę weselną4.

(Podczas uczty weselnej panna młoda, osłonięta welonem zwanym kalyptra siedziała oddzielnie, w gronie swoich rówieśnicj Chilon ze Sparty, zaliczany według późniejszej tradycji do siedmiu mędrców, ten sam, który miał umieścić nad świątynią w Delfach napis „Poznaj samego siebie" radził: „Urządzaj skromną ucztę weselną", a Platon w Prawach przewiduje ustawę ograniczającą wydatki na przyjęcie weselne i przestrzega przed pijaństwem: „Na gody weselne nie należy zapraszać więcej osób niż pięciu przyjaciół pana młodego i pięć przyjaciółek panny młodej i tyluż krewnych i domowników jednej i drugiej strony. Koszty uczty muszą być dostosowane do stanu majątkowego każdego obywatela i mają wynosić, jeżeli jest w posiadaniu największego majątku, jedną minę, następnie połowę tej sumy, i zmniejszać się w tym stosunku w zależności od przynależenia do niższej klasy majątkowej. Na powszechną pochwałę zasłuży ten, kto się okaże posłuszny temu prawu, kto zaś nie posłucha, ściągnie na siebie karę strażników praw i uznany zostanie za prostaka, który się nie rozumie na prawach weselnych Muz. [Pić aż do upijania się nie przystoi w ogóle, chyba podczas święta boskiego wina5, i nie jest dla nikogo rzeczą bezpieczną, a już najmniej dla tych, którzy przystępują do zawarcia małżeństwa. W pełni świadomości bowiem powinni być wtedy oblubieniec i oblubienica, zdając sobie sprawę, że jest to chwila wielkiej zmiany w ich życiu, i ze względu na dziecko także, które się ma z nich urodzić, ażeby się poczęło z rodziców będących jak najbardziej w posiadaniu rozumu — a nie wiadomo przecież, która noc lub światło dnia da z woli bożej początek nowemu życiu. Nie wolno płodzić dzieci wtedy, gdy na skutek upicia się zakłócona została równowaga ciała, bo mocny i zwarty musi być zalążek poczynającego się istnienia, ażeby mógł, tak jak powinien, kształtować się spokojnie i pewnie... Niebezpiecznym i złym siewcą życia jest człowiek pijany: niezrównoważone i chwiejne będzie według wszelkiego prawdopodobieństwa to, co się z niego urodzij Dlatego jak rok długi w ciągu całego życia a zwłaszcza w tym czasie, gdy się płodzi dzieci, uważać trzeba bardzo, żeby z własnej woli nie zrobić nic takiego, co szkodzi zdrowiu lub łączy się z butą lub nieprawością. Odbije się to bowiem z pewnością i wyciśnie swe piętno na duszy i ciele potomstwa, tak że z gorszymi pod każdym względem zadatkami będzie ono wtedy przychodziło na świat" (Prawa VI 775).

Słuszne były przestrogi Platona, gdyż zdarzało się, że nadużycie wina podczas uczty weselnej doprowadzało do tragicznych następstw. Plutarch opowiada o takim wypadku podczas uroczystości weselnych w Chaos, mieście na wyspie tej samej nazwy: „Żenił się w Chios pewien znany, jak się zdaje, obywatel. Kiedy młodą żonę przewożono do jego domu, król Hippoklos, przyjaciel pana młodego, nieco podchmielony i w dobrym humorze, wskoczył na wóz weselny; nie miał on zamiaru obrazić młodej pary, lecz zrobił to dla żartu, a przy tym był taki zwyczaj. Jednak przyjaciele pana młodego zabili go" (Plutarch, Śmiałe wystąpienia kobiet III 244 E). Stało się to, kiedy zgodnie ze zwyczajami przeprowadzano pannę młodą w uroczystym pochodzie z domu jej rodziców do domu jej męża, a więc do ogniska domowego młodej pary. Panna młoda szła lub, częściej, jechała na wozie, towarzyszył jej pan młody i jeden z bliskich krewnych nymphios — drużba. Za nimi ciągnął orszak weselny, a matka panny młodej niosła pochodnię zapaloną u swego ogniska domowego, by rozniecić ogień na ognisku w domu młodych małżonkówj Akt ten podkreślał związek obu rodzin oraz był symbolem wprowadzenia do domu młodych Hestii, bogini ogniska domowego. Uroczysty charakter pochodu podnosiły pieśni weselne tzw. hymenaje ku czci boga wesel, Hy-menajosa, śpiewane przez zespoły młodzieży. /Orszak zatrzymywał się przed domem, w którym mieli młodzi zamieszkać, pan młody wprowadzał doń żonę, przenosząc ją przez próg. Zwyczaj ten różnie bywa interpretowany: mógł być pozostałością z zamierzchłych czasów, kiedy porywano młode dziewczęta na żony, albo, co wydaje się bardziej prawdopodobne, miał podkreślić rolę i stanowisko żony, odrębne od roli innych kobiet, które miały przekroczyć próg domu. Wchodzącą do domu obsypywano daktylami, orzechami, figami, drobnymi monetami. Zwyczaj ten, zwany /catdchysma spotykany i przy innych uroczystościach rodzinnych, miał wyrażać życzenia powodzenia i dostatku, a może był także w pewnym stopniu ofiarą dla bóstw domowych, która miała zjednać ich życzliwość dla nowożeńców. Następnie rozniecano ogień na' ognisku domowym a młodzi małżonkowie zaczynali wspólne życie od złożenia na ołtarzu domowym ofiar przodkom rodziny i od wspólnego spożycia chleba i owocówki

¦^Po tych obrzędach o charakterze religijnym zasiadano do uczty, której uczestnicy byli już gośćmi nowożeńców; otrzymywali też często od nich cenne upominkij jak to poświadcza Atenajos (IV 128 b).tPo przyjęciu wprowadzano.młodą parę do komnaty małżeńskiej— thdlamos, a młodzież śpiewała przed drzwiami okolicznościową pieśń weselną — hymnos epithalamios, która nie była pozbawiona żartobliwych aluzji. W dniu następnym ponownie urządzano przyjęcie, goście mieli wtedy okazję złożenia młodym gospodarzom ślubnych podarków. Młoda pani występowała już bez ślubnego welonu — kalyptra, dlatego też dzień ten nazywano anakalypteria (zdjęcie kalyptry — welonu), a prezenty ofiarowywane w tym dniu — anakalyptra.

W epoce klasycznej swoboda kobiet ateńskich w porównaniu z okresami wcześniejszymi uległa znacznemu ograniczeniu. To, że kobieta nawet wolno urodzona nie miała praw obywatelskich, było ogólnym zjawiskiem społecznym w starożytności, ale też w życiu prywatnym stała się zależna od mężczyzny, była „pod jego władzą". Jak długo dziewczyna pozostawała w domu rodziców była pod władzą ojca, a w przypadku jego śmierci pod władzą brata lub opiekuna, wyznaczonego jej w testamencie albo drogą urzędową przez odpowiednią instytucję. Jako mężatka przechodziła pod władzę męża, od którego woli była całkowicie zależna. Pozbawiona była prawa decydowania o własnych sprawach majątkowych i nie miała takiej swobody poruszania się, jak miały kobiety epok wcześniejszych. I Atenki spędzały niemal całe dnie w poko-,iach kobiecych — gynaikonitis, gynaikeion zajęte gospodarstwem domowym, tkaniem materiałów na ubrania i wychowywaniem najmłodszych dzieci. Na ulicę wychodziła Atenka zawsze w towarzystwie niewolnicy, mając dyskretnie osłoniętą twarz. Zdaniem Ateńczyków kobieta powinna była tak postępować i tak" się zachowywać, by nie mówiono o niej ani źle ani dobrze, po prostu nie zwracać na siebie niczyjej uwagi, a wyjść na ulicę wypadało jej dopiero wtedy, gdy była w tym wieku, że można było raczej zapytać: czyja to matka, niż: czyja to żona? Jedynie święta i związane z nim uroczystości i obrzędy pozwalały kobiecie ateńskiej opuścić gynaikeion i wmieszać się w odświętny tłum.J

Podkreślano już kilkakrotnie, żehv różnych poleis — miastach-państwach były różne zwyczaje, a nawet różniły się kobiety między sobą cechami zewnętrznymi. „Kobiety Tebańczyków — pisze Dikajarchos — odznaczają się wśród wszystkich Greczynek wysokim wzrostem i wdziękiem w poruszaniu i trzymaniu się... Na głowie noszą takie zasłony, że cała twarz wydaje się jakby zakryta maską i widać tylko oczy, a resztę twarzy kryje zasłona, przeważnie biała. Jasne swe włosy ppdwiązują aż do czubka głowy we fryzurą zwaną „lampką" — lampadion. Obuwie noszą lekkie i płytkie, purpurowe, tak wiązane rzemykami, że nogi wydają się prawie gołe. W sposobie bycia przypominają Tebanki nie tyle Beotki ile Sykijonki. Głos mają przyjemny..." (Pseudo-Dikajar-chos (Heraklit Krytyk?) II/I w. p.n.e.).6 Beotki też były bardziej wykształcone, uprawiały poezję, podobnie jak kobiety mieszkające na wyspach. W Sparcie znów dbano szczególnie o zdrowie i zaprawę fizyczną dziewcząt, ze względu na przyszłe potomstwo, o które troska większa była nawet niż w Atenach. „...Inni Grecy (autor ma na myśli przede wszystkim Ateńczyków, uw. L.W.) uważają, że dziewczęta powinny w odosobnieniu prząść wełnęj

Jakżeż więc można by oczekiwać, że tak wychowane wydadzą na świat coś wielkiego. [Natomiast Likurg był zdania, że do dostarczania szat również niewolnicy są dostatecznie uzdolnieni, natomiast dziewcząt wolnych najważniejszym zadaniem jest rodzenie dzieci. Toteż nakazał, aby dziewczęta ćwiczyły ciało nie mniej' niż chłopcy, a następnie wprowadził u mężczyzn kobiece konkurencje w biegu i w okazaniu siły uważając, że z krzepkich obojga rodziców silniejsze urodzi się potomstwo'! (Ksenofont, Ustrój spartański I 3 nn.).j

Zarządzenia jLikurga bywały niekiedy bardziej surowe niż prawa ateńskie, niekiedy znów bardziej tolerancyjne, zawsze jednak miały na względzie dobro państwa — przyrost ludności. Dotyczy to m.in. wzajemnego stosunku małżonków do siebie, ich wzajemnej Wierności oraz możliwości przeprowadzenia rozwodu w sytuacjach konfliktowych.

IW Atenach zdradą ze strony żony była dostatecznym powodem do przeprowadzenia rozwoduj jednak Platon potępia w ogóle zdradę małżeńską: „...nasi obywatele nie mogą przecież być gorsi od ptaków i wielu innych zwierząt. W wielkich "swych stadach żyją one samotnie i nie znają miłości, dopóki nie nadejdzie dla nich pora płodzenia potomstwa, i wtedy dopiero łączą się w stadła, zgodnie ze swym pociągiem, samiec z samicą, a samica z samcem, i nadal już trzymają się siebie obyczajnie i wiernie, nie zrywając raz między sobą zadzierzgniętej więzi. Od tych stworzeń nasi obywatele powinni być przecież lepsi naprawdę. Jeżeliby jednak pod wpływem innych Greków i bardzo wielu niegreckich ludów ulegli zepsuciu, widząc i słysząc, że wolna, jak to się mówi, Afrodyta rządzi u nich wszechwładnie, i nie byliby już zdolni panować nad sobą, musieliby strażnicy praw stać się prawodawcami i drugie dla nich obmyślić prawo.

Należałoby, jak można najbardziej, powstrzymywać wzrost tej namiętności nie pozwalając ćwiczyć jej i rozwijać — a to," co w ciele zasila ją i wzmaga, przyzwyczajając w trudach fizycznych wyładowywać inaczej. I nie rozhulałaby się ona tak bardzo, gdyby nie uprawiano miłości zupełnie otwarcie i w bezwstydzie. Bo jeżeliby czymś wstydliwym było uprawianie stosunków miłosnych i wstyd powstrzymywałby ludzi uprawiać je często, nie pozwoliliby tej namiętności, hołdując jej rzadko, tak się rozpanoszyć" (Prawa VIII 840 D-E). To były jednak teorie Platona, a w rzeczywistości karaną była zdrada ze strony żony. |Kobieta traciła swe dobre imię a mąż miał prawo zabić jej kochankaj Jedna z mów Lizjasza wyraźnie naświetla taką sytuację. Zdradzany mąż, upewniwszy się co do stanu rzeczy, mając przy sobie świadków w tym celu sprowadzonych, zaskoczył w pokoju żony jej kochanka w niedwuznacznej sytuacji. Korzystając z przysługującego mu prawa, zabił winnego. Oskarżony o zabójstwo broni się w sądzie, powtarzając kilkakrotnie, że działał zgodnie z prawem. „Zebrawszy przyjaciół, ile się dało — przedstawiał przebieg sprawy — ruszyłem z nimi; światła wzięliśmy z najbliższego sklepiku i weszliśmy; drzwi były otwarte, służąca ich pilnowała. Pchnęliśmy drzwi do pokoju, my, którzy weszliśmy pierwsi, zobaczyliśmy go na łóżku obok mojej żony; ci co weszli później, widzieli, jak stał nagi na łóżku. Uderzyłem go, mężowie, i powaliłem, a ściągając mu ręce w tył i wiążąc, zapytałem, dlaczego tak postępuje wchodząc do mojego domu. Przyznał się do winy, błagał i prosił, by go nie zabijać, lecz przyjąć pieniądze. A ja mu na to: „Nie ja cię zabiję, lecz prawo państwowe, które ty przekroczyłeś, mniej je ceniąc, niż użycie rozkoszy, i wolałeś raczej skrzywdzić żonę i dzieci moje, niż okazać posłuszeństwo prawom i być uczciwym człowiekiem... Uważam, że moim zadaniem jest wykazać, iż Eratostenes uwiódł moją żonę, że sprowadził ją na złą drogę, że pohańbił moje dzieci, że mnie samego znieważył wchodząc w mój dom; ...i nie zrobiłem tego dla pieniędzy, żeby z biedaka stać się bogaczem, ani dla żadnej innej korzyści, a tylko wywierając zemstę zgodnie z prawem" (Lizjasz, Obrona zabójcy Eratostenesa. wyjątki).

|Zgodnie z zasadą, że zadaniem małżeństwa jest przysporzenie państwu obywateli, teoretyzujący w Prawach Platon przewiduje ustawy, które zmuszałyby do rozwodu małżeństwa, które w ciągu dziesięciu lat nie doczekały się potomstwa: „Małżonkowie, którzy do tego czasu (tzn. w ciągu 10 lat) pozostali bezdzietni, będą musieli się rozejść, naradziwszy się uprzednio wspólnie z krewnymi i niewiastami pełniącymi nadzór nad parami małżeńskimi, w jaki sposób przeprowadzić rozwód korzystnie dla obu stron"! (Prawa VI 775). Natomiast w Sparcie Likurg widzi szczególną sytuację, kiedy mąż jest znacznie starszy od żony i małżonkowie nie spodziewają się potomstwa; w tym wypadku, znowu ze względu na przyrost ludności, wprowadził zupełnie inny zwyczaj: „Nakazał bowiem staremu mężowi, ażeby wziął sobie do domu takiego, który fizycznie i duchowo mu się podoba, i by on płodził dzieci. Gdyby ktoś nie chciał mieszkać z żoną, ale pragnął mieć udane dzieci, Likurg ustawowo zarządził i to, aby taki człowiek płodził dzieci z kobietą, która dzielne rodzi dzieci, i sama pochodzi ze szlachetnego rodu, tylko musi to omówić z jej mężem" (Ksenofont, Ustrój spartański I 9-10).

Konflikty w małżeństwie były różnego rodzaju i niekiedy o rozwód starał się mąż, niekiedy żona. W miarę uzyskiwania przez kobiety większych swobód jak np. prawo zarządzania majątkiem, narastały też konflikty w małżeństwach.

Jeżeli o rozwód (apóleipsis — opuszczenie) występowała żona, przedstawiała archontowi na piśmie powody, dla których chce odejść od męża. Jeżeli mąż nie stawiał sprzeciwu, uzyskiwano separację bez żadnych dochodzeń i formalności prawnych, chyba że powstawały w związku z rozejściem się konflikty na tle majątkowym, np. domaganie się zwrotu posagu, własności osobistej itp. Natomiast, jeżeli mąż nie wyrażał zgody na rozwód, żona występowała ze sprzeciwem i odwołaniem do archonta i sprawę sporną rozstrzygano na drodze prawnej. Wynik sprawy zależał w znacznym stopniu od tego, w jakim stopniu umowa ślubna przewidywała konsekwencje ewentualnego rozwodu i o ile określała wzajemne względem siebie obowiązki małżonków.

Jeżeli mąż chciał odejść od żony, sytuacja przedstawiała się znacznie prościej: odsyłał żonę wraz z otrzymanym posagiem do domu jej ojca lub opiekuna, nie podając nawet żadnych motywów. Było to tzw. apopompe, apopempsis — odesłanie.]

Dokumenty papirusowe z epoki hellenistycznej przekazały nam wiele interesującego materiału ilustrującego konflikty rodzinne, które doprowadzały do rozbicia małżeństwa. Jako przykład służyć może m.in. skarga tkacza Tryfona złożona u stratega Aleksandra:

„Demetrus, córka Heraklejdasa, była moją żoną i dostarczałem jej wszystko, co należało, jak tylko mogłem. Ona jednak zniechęciła się do wspólnego życia i w końcu odeszła, zabierając z sobą moje rzeczy, których listę załączam. Dlatego proszę: rozkaż sprowadzić ją do ciebie, aby spotkało ją to, na co zasłużyła, i aby musiała mi oddać moje rzeczy'.

Niekiedy małżonkowie rozstawali się w zgodzie, jak o tym świadczy zachowana umowa:

„Sulis, grabarz z okręgu Kysis, do Senpsais, córki Psaisa i Tees, grabarki z tego samego okręgu. Ponieważ jakiś zły rozbił nasze pożycie małżeńskie, ja, wyżej wymieniony, Sulis, niniejszym potwierdzam, że przed odprawieniem jej otrzymałem w całości wszystkie przedmioty, które ode mnie dostała w jakikolwiek sposób, i że nie będę w przyszłości występował przeciw niej o wspólne zamieszkanie, ani też- w sprawie daru ślubnego, ale wolno jej odejść i w#jść za mąż za kogo zechce; a ja, wyżej wymieniona Senpsais, potwierdzam, że otrzymałam w całości od niego, co było mu dane jako mój posag, w tej liczbie także pewne oddzielne przedmioty stanowiące moją własność, i wszystko, co dostał ode mnie w jakikolwiek sposób; i że nie będziemy w przyszłości występować przeciwko sobie wzajemnie w żadnej w ogóle sprawie żadnego rodzaju, czy to na piśmie, czy ustnie, bo nasza separacja jest bezwzględna".

Głównym celem i zadaniem nowo założonej rodziny — o czym kilkakrotnie była mowa — było posiadanie potomstwa, przysporzenie państwu obywateli, potrzebnych tak w czasach pokojowych jak i wtedy, gdy zajdzie potrzeba obrony granic. Toteż prawodawcy i filozofowie, którzy poświęcając uwagę tym sprawom, zwracają szczególną uwagę na konieczność stworzenia odpowiednich warunków dla przyszłej matki. „Młodej małżonce i młodemu małżonkowi musi przede wszystkim leżeć na sercu, ażeby możliwie najpiękniejsze i najlepsze dzieci przekazać • państwu. ...Niechżeż młody małżonek myśli wciąż o małżonce i o swym przyszłym potomstwie i tak samo małżonka przez cały ten czas, kiedy dzieci nie przyszły jeszcze na świat" (Platon, Prawa 783 E). „Dodałbym jeszcze — pisze dalej Platon — jeślibym się nie bał, że mnie ktoś posądzi o żarty, że spośród wszystkich kobiet najbardziej trzeba troszczyć się o te, które dzieci noszą w swym łonie i dbać, ażeby przez bały ten czas ani zbyt wielu ani podniecających przyjemności nie zażywała kobieta brzemienna, ani nie doznawała przykrości, ale w pogodnym, życzliwym i łagodnym nastroju przepędziła ten okres" (Prawa VI 792 E).

Troskać zdrowe potomstwo musiała ograniczać się do stworzenia owego pogodnego nastroju, gdyż ani przed urodzeniem dziecka ani przy porodzie nie oddawano kobiety pod opiekę lekarza wystarczała, położna lub doświadczona w zabiegach lekarskich niewolnica, a pomoc w ciężkich chwilach porodu nieść miała bogini urodzin, Eiletyja, utożsamiana z Artemidą, i do niej to zanoszono modły: t

O ty, której królestwem jest Delos i Ortygia urocza — odłóż łuk swój święty, Artemido, zostaw go pod pieczą Charyt, i wykąpawszy swe ciało w wodach Inopu — , przybądź co prędzej do nas, by ulżyć Alketydzie w ciężkich bólach porodu! (Nossłs, Ant.,.Pal. VI 273)

Jednak i Artemis nie zawsze pomagała skutecznie, tak że przy prymitywnych środkach stosowanych wobec położnic poród kończył się często śmiercią matki lub dziecka, albo obojga, jak świadczy epigram Heraklita z Halikarnasu:

Świeżo usypana ta mogiła. Drżą liście wieńców opartych na steli nagrobnej, nie całkiem jeszcze uwiędłych. Przeczytajmy napis, przechodniu! Zobaczmy, co on powiada, czyje to kości biedne przykrył ten głaz:

„Wędrowcze, jam Artemiada. Knidos moją ojczyzną. Poślubiłam Eufrona i przyszedł czas porodu. Dwojgiem dzieci brzemienna, jedno zostawiłam ojcu — kiedyś będzie mu podporą starości. Drugie zabrałam z sobą — pamiątkę po mężu miłym.

(Ant. Poi. VII 465) •

Arystoteles, według Aulusa Gelliusza X 2, przekazał wiadomość, że jakaś kobieta w Egipcie urodziła pięcioraczki; twierdzi też, że nie słyszano, żeby kiedyś kobieta urodziła naraz więcej dzieci, a i pięcioro — zdarzało się bardzo rzadko °. Zapewne złożone porody sprawiały zbyt wiele kłopotu niedoświadczonym i nieprzygotowanym na tego rodzaju sytuacje przygodnym położnym i niemowlęta umierały.

[Przyjście na świat dziecka było dla rodziny momentem uroczystym, niezależnie od tego, jak ojciec się do niego ustosunkuje. Jeżeli przyszedł na świat chłopiec, ozdabiano drzwi domu gałązkami oliwki, jeżeli dziewczynka — wełnianymi wstążkami.! Niemowlę kąpano w wodzie z oliwą, w Sparcie — w wodzie z ^winem, owijano je w pieluszki — spargama, i układano w wiklinowej kołysce — liknon. I Jeżeli ojciec decydował się uznać dziecko i przyjąć je do rodziny, odbywała się w piątym lub w siódmym dniu po "urodzeniu rodzinna uroczystość, zwana amphidramiai (obieganie, obchodzenie dokoła); ojciec oficjalnie uznawał dziecko i przyjmował je do rodziny przez podniesienie je z ziemi, po czym szybko obnoszono je położone na sicie dokoła ogniska domowego; równocześnie rozsypywano ziarna pszenicy, jęczmienia, groch i sól dla pozyskania życzliwości opiekuńczych duchów, a tym samym dla zabezpieczenia dziecka przed złymi siłami. Już jako członka rodziny polecano niemowlę opiece bóstw domowych oraz Herze Eileityi — opiekunce urodzin.

9 Podobnie w Rzymie największą liczbą, jaką odnotowano, były pięcioraczki, ale matka przy porodzie zmarła; August kazał na grobie zmarłej odnotować ten fakt (Gelliusz X 2).

[Jeżeli ojciec nie przyjmował dziecka do rodziny, wyrzucano je po prostu na śmietnik, co na ogół równało się wyrokowi śmierci. Zdarzało się,jednak, że ktoś niemowlę znalazł i zaopiekował się nimj Problem porzucania dzieci, co właściwie było dzieciobójstwem, nasuwa wciąż historykom kultury i prawnikom szereg wątpliwości, gdyż nawet badanie dokumentów, różnych tekstów doprowadza do różnych, niekiedy sprzecznych wniosków. Niektórzy uczeni zaprzeczają istnieniu prawa czy zwyczaju zabijania niemowląt, jednak są pewne dowody, że pozbywano się dzieci, głównie ze względów ekonomicznych. [Jakkolwiek trudno pogodzić się z istnieniem tak niehumanitarnego zwyczaju, to musimy przyjąć fakt dzieciobójstwa w Grecji za pewny i udowodniony. Nie ulega wątpliwości, że w państwach greckich, przede wszystkim w Sparcie, pozbawiano życia niemowlęta — kaleki i dzieci słabe, jako te, które w przyszłości stałyby się ciężarem a nie pomocą dla państwa. O „wyrzuceniu" niemowlęcia nie decydował ojciec, jak w Atenach i innych państwach, lecz przedstawiano dziecko zaraz po przyjściu na świat „komisji" starszych obywateli, którzy uznawali je jako nadające się do wychowywania tylko w tym wypadku, jeżeli .było zdrowe i dobrze zbudowane. Ale czym wytłumaczyć porzucanie dzieci zdrowych i to głównie dziewczynek? Otóż warunki gospodarcze Grecji nie mogły zapewnić utrzymania większej liczbie mieszkańców, stąd tendencja do regulacji nie urodzeń lecz zaludnienia. Ograniczana więc liczbę dzieci do dwojga, rzadziej spotyka się w rodzinie troje dzieci, a do wyjątków należały rodziny, w których były dwie córki. Motywy zrozumiałe: kobiety nie spełniały zadań, jakie czekały potomstwo, zgodnie z celami, jakie stawiano przed małżeństwem: nie mogły podjąć się obrony granic, nie mogły sprawować funkcji sakralnych w kulcie przodków, nie przedstawiały sobą wartości jako siła roboczaj Arystoteles w Polityce (II, 3, 7, 1265 b) pisze: „Można by zatem przyjąć, że zamiast ograniczeń co do majątku należałoby raczej zaprowadzić ograniczenia rodzenia dzieci, tak aby ich nie płodzić ponad pewną liczbę; liczbę tę należałoby określić, biorąc pod uwagę takie wypadki jak to, że niektóre dzieci umrą przedwcześnie, a niektóre małżeństwa okażą się bezdzietnymi. Jeśli zaś nie poczyni się żadnych ograniczeń urodzin, jak to się dzieje przeważnie w państwach, to z konieczności pociągnie to za sobą zubożenie obywateli, ubóstwo zaś wywołuje zaburzenia i zbrodnie". Z wypowiedzi Arystotelesa wynika jasno, że chodziło również o sprawy osobiste, majątkowe, gdyby należało dzielić majątek pomiędzy kilku synów, a — myśl dalsza — przez zubożenie obywateli ubożeć będzie i państwo.

W wieku IV p.n.e. problem przeludnienia staje się niepokojący. Około r. 300 p.n.e., według wiadomości przekazanej przez historyka Polibiusza, Grecy decydowali się wychowywać jedno, a najwyżej dwoje dzieci. Polibiusz ostro występuje przeciwko ograniczeniu urodzin i widzi raczej niebezpieczeństwo w wyludnieniu kraju: „...W całej Helladzie Grecy decydowali się wychowywać jedno lub dwoje dzieci... w naszych czasach nastała powszechna bezdzietność i w ogóle brak ludzi, przez co miasta opustoszały i nastąpił niedostatek urodzajów, choć przecież ani wojny długotrwałe nas nie gnębiły ani zaraza nie nękała". Przyczynę jednak tego stanu rzeczy widzi nasz autor w wygodnictwie społeczeństwa, gdyż przestano się liczyć z motywami istotnymi: „Ludzie po prostu zwrócili się do chełpliwości i zachłanności na mienie, a także do wygodnego i przyjemnego życia, nie chcą się żenić, a jeśli się pobiorą, nie chcą wychowywać urodzonych dzieci, lecz zaledwie jedno lub dwoje z wielu, żeby te pozostawić w bogactwie i wychować w zbytku. I tak niepostrzeżenie zło to przybrało rychło wielkie rozmiary. Bo skoro jest jedno lub dwoje dzieci, jeżeli jeszcze to zabierze wojna, tamto choroba, mieszkania oczywiście pozostają puste i jak te ule dla pszczół, tak samo miasta popadną powoli w zaniedbanie i bezwład" (Dzieje XXXVII 9).

Tam przytacza na podstawie źródeł historycznych interesujące dane 10, m.in. podaje, że w wieku IV p.n.e. w 61 rodzinach ateńskich było 87 synów i 44 córki; w latach 228 - 220 w 79 rodzinach greckich, które wyemigrowały do Miletu i otrzymały tam obywatelstwo, było 118 synów i 28 córek; spośród rodzin w Mi-lecie 32 miały po jednym dziecku, 31 — po dwoje. Stwierdzono, że dążono do tego, by chować dwóch synów — na wypadek śmierci jednego z nich. Poseidippos twierdzi, że nawet człowiek zamożny córkę zawsze porzuca, co zgadza się z twierdzeniem, że rodziny, w których były dwie córki, należały do wyjątków. Utrzymywanie się tego zwyczaju może potwierdzić list pisany pod koniec I wieku p.n.e. przez robotnika, który udał się do Aleksandrii w' poszukiwaniu pracy; adresatką jest jego żona: „Hilarion śle serdeczne pozdrowienia siostrze (tzn. żonie) Alis, pani matce Berus i małemu Apollinkowi. Dowiedz się, że jeszcze i teraz jestem w Aleksandrii. Nie martw się, jeżeli wszyscy gromadnie wracają, a ja pozostaję w Aleksandrii. Proszę cię i upominam: dbaj o dziecko, a gdy tylko dostaniemy wynagrodzenie, poślę ci na miejsce. Jeżeli szczęśliwie urodzisz, jeżeli to będzie chłopiec, zostaw go przy życiu, gdy dziewczynka — porzuć".

Porzucania dzieci nie potępiało ani prawo, ani religia, ani moralność, jakkolwiek porzucenie czy raczej wyrzucenie niemowlęcia równało się pozbawianiu go życia. Zdarzało się, że porzucone, najczęściej na śmietniku, dziecko znalazł ktoś i uratował mu życie; {znalazca jednak nie chował dziecka kierując się litością, lecz widząc w tym interes: wychowywał przecież niewolnika, czy niewolnicę, za których w przyszłości mógł uzyskać wysoką cenę/ dziewczęta — wpadały najczęściej tą drogą w ręce stręczycieli.]

Państwa greckie nie obawiały się wyludnienia nawet w wyniku wojen, bo zawsze miały możność ściągnięcia mieszkańców z innych miast greckich, przeludnionych; w związku z tym pozostaje częste nadawanie praw obywatelskich cudzoziemcom. Jedynie Filip V Macedoński po bitwie pod Kynoskefalai, obawiając się osłabienia armii w przyszłości, wystąpił przeciwko zwyczajowi porzucania niemowląt czyli przeciwko dzieciobójstwu i popierał rodziny wielodzietne..

Nasuwa się pytanie, jak prawo traktowało stosunek osoby „podnoszącej", czyli przyjmującej znalezione dziecko, do niego. Otóż różne państwa w różnych okresach miały odmienne poglądy na sytuację dziecka „podniesionego" przez obcą osobę. Na wyspie Lesbos podniesione dziecko było wolne, tak jak by je ojciec „podniósł" i przyjął do rodziny.

W Attyce człowiek, który podniósł dziecko, mógł.je traktować jako wolne lub włączyć do grona swoich niewolników. Ojciec porzucający dziecko wolnóurodzone zachowywał nad nim jednak władzę ojcowską, a nad dzieckiem niewolniczym zachowywał władzę jako pan i właściciel, i zarówno w jednym jak i w drugim wypadku mógł w przyszłości, o ile dziecko rozpoznał jako swoje, domagać się jego zwrotu. Prawo Sparty w ogóle nie rozpatrywało prawnie sytuacji dziecka porzuconego, gdyż tam troszczono się, • jak wiadomo, o wychowanie silnych, zdrowych obywateli, więc musiało ginąć potomstwo słabe fizycznie, a wyrazem prawa, które zmuszało do tego rodziców, było publiczne zabijanie dzieci. Zdrowych niemowląt w Sparcie nie pozbywano się.

O ile jednak dziecko zostawało w rodzinie, czego wyrazem była wspomniana uroczystość amfidromii, nadawano niemowlęciu imię w dziesiątym dniu jego życia. Imion nie wybierano z listy ustalonych, zwyczajowo przyjętych, lecz obmyślano nowe, stosownie do okoliczności, albo nadawano chłopcu imię dziadka a dziewczynce imię babki (zob. s. 262). Uroczystość nadania dziecku imienia była połączona z podejmowaniem gości, którzy przynosili podarki. Po roku dopiero, podczas świąt Apaturie, zgłaszał ojciec syna do • fratrii, co równało się wciągnięciu go na listę obywateli.

Dziecko, tak chłopiec jak dziewczynka, pozostawało pod opieką matki i niańki, piastunki — trophos, w której dziewczęta znajdowały często oddaną powiernicę i którą po latach wychodząc za mąż -zabierały do swojego domu; chłopcy w wieku siedmiu lat przechodzili pod opiekę ojca.

Matki nie zawsze same karmiły niemowlęta, oddawały je często na wyżywienie mamkom — titthe; podejmowały się tego obowiązku albo ubogie kobiety wolne albo niewolnicęj W Atenach chętnie widziano w tej roli Spartanki, które słynęły i z dobrego zdrowia i umiejętnych, chociaż surowych, metod wychowawczych, tozieci karmiono mlekiem, miodem, a kiedy zaczęto podawać im pokarmy stałe, piastunki stosowały formę, co do której dzisiejsza higiena miałaby pewne zastrzeżenia: otóż piastunka rozgryzała sama jedzenie i roztartą miazgę, wyjętą z własnych ust, podawała dzieckuA

Ogólnie też przyjętą i uznawaną za słuszną była metoda uspokajania i usypiania dzieci (zresztą stosowana przez długie wieki) — przez noszenie i huśtanie dziecka. „...Huśtanie przez całe bodaj noce i dnie pożyteczne jest dla dzieci, a zwłaszcza dla najmłodszych, które powinny by wciąż, jeżeliby to było możliwe, kołysać się w czółnie. Musimy więc stworzyć warunki jak najbardziej zbliżone do tego dla naszych noworodków. Powołać się tu należy także na to, że z doświadczenia dobrze o tym wiedzą i stosują to jako rzecz pożyteczną piastunki małych dzieci... Skoro bowiem matki uśpić chcą dzieci nie mogące zasnąć, nie układają ich spokojnie i nie siedzą cicho, ale poruszają je wciąż i nieustannie kołyszą w ramionach śpiewając im piosenki i w ten sposób zaczaro-wują je niejako" (Platon, Prawa VII 790 C - E). Pomagały w tym matkom piastunki, śpiewając owe piosenki —- kołysanki — hauka-lema.

Zdawali sobie Grecy sprawę, że ważne aczkolwiek niełatwe jest wychowywanie maleństw, w którym należy zachować umiar, nie stosując zbyt surowych metod ale też unikając rozpieszczania: „Rozpieszczanie małych dzieci wpływa na ich usposobienie w ten sposób, że są wciąż niezadowolone, złoszczą się łatwo i popadają w rozdrażnienie z. najmniejszego powodu, a ostre znowu trzymanie ich w karbach sprawia, że kurczą się w sobie, niezdolne stają się potem do szlachetniejszych porywów, nie żywią życzliwości do ludzi i nie nadają się przez to do obcowania z nimi i dobrego współżycia" (Platon, Prawa VII 791 D). Do tych surowych metod stosowanych przez piastunki należało straszenie dzieci fantastycznymi stworami, które to miały „porywać" niegrzeczne dzieci. Postrachem takim w Grecji była strzyga, wilkołak — Morraó, Mor-molyke.

Powoli świat dziecka stawał się coraz bogatszy, zaczynały wypełniać go bajki, zabawki, różne gry i zabawy. Małe dzieci bawiły się grzechotkami — platagdi i zabawkami z terakoty, metalu lub drzewa. Były wśród nich zwierzątka, kostki, bąki wprowadzane w ruch za pomocą uderzeń, lalki z terakoty lub kosztowniejsze — z kości słoniowej, nawet z ruchomymi członkami. Dla lalek były mebelki, wózeczki;' w świątyni Hery w Olimpii znaleziono łóżeczko dla lalki ozdobione kością słoniową.

W źródłach literackich znajdujemy wzmianki o ruchomych figurkach, marionetkach oraz o innych ruchomych zabawkach, kierowanych ukrytymi łańcuszkami; Arystoteles porównuje z nimi ruchy zwierząt: „Ruch zwierząt można porównać z ruchem marionetek, które się poruszają pod wpływem nieznacznego ruchu wywołanego w chwili, gdy się zwolni łańcuszki (przez usunięcie ko-łeczków) i zaczynają uderzać wzajemnie o siebie; lub z wózeczkiem dziecięcym: dziecko, jadące w nim, wprawia go w ruch w prostym kierunku, lecz wnet wykonuje wózeczek ruch kołowy, dlatego, że

35. Lalka terakotowa z ruchomymi członkami, IV wiek p.n.e. ' .

koła wózeczka nie są równe; koło mniejsze staje się do pewnego stopnia centrum ruchu, jak to ma miejsce w cylindrach" (Arystoteles, O ruchu zwierząt VII 701 b).

Starsze dzieci, pełne pomysłów, lepiły same zabawki z gliny, wosku lub z chleba; budowały domki z piasku, zażywały jazdy na patyku, zaprzęgały do wózków psy lub kozy, znały zabawę zwaną u nas „ślepa babka" a u nich chalke myia (spiżowa mucha?), znały i huśtawki, i toczenie obręczy, i puszczanie latawca. Urządzały naśladując starszych, zawody w biegach, skokach, a niezastąpioną rozrywką była gra w piłkę. W zespołowych grach obmyślano nagrody i kary: w grze w piłkę, którą nazywano basilinda wygrywający otrzymywał tytuł króla — basileus, a pokonany — zostawał osłem. Zawodnik pokonany w biegu musiał przenieść swojego zwycięzcę na ramionach, a ten, żeby utrudnić zadanie pokonanemu, zasłaniał, mu oczy; nazywano to ephedrismós (od ephedridzo — jechać na grzbiecie). W zabawie chytrinda jeden z uczestników siedział na ziemi i miał schwytać któregoś z zaczepiających go towarzyszy, nie wolno mu było przy tym podnosić się z miejsca.

Chryzyp, filozof-stoik w III wieku p.n.e. uważał, że piastunki powinny opiekować się dzieckiem przez okres trzech lat, jednak mają już wtedy kształtować jego charakter, wpajając w nie najlepsze przyzwyczajenia (według Kwintyliana, Kształcenie mówcy I 16).

Już wcześniejsze wypowiedzi Platona wskazują, że Grecy zdawali sobie sprawę z tego, że „z żyjących istot najtrudniej jest opanować dziecko" (Prawa VII 88 D), ale'też starali się podchodzić do niego ze zrozumieniem jego potrzeb. „Trzyletnie, czteroletnie, pięcioletnie i jeszcze sześcioletnie dziecko pożąda i potrzebuje zabawy, ale kaprysy wtedy trzeba już stanowczo ukrócać i karać, tak jednak, żeby przy tym nie upokarzać dziecka" (Prawa VII 793 E). Ciekawe, jak w wizji Platona zarysowuje się coś w rodzaju przedszkola dla maluchów. „Pomysły do zabaw rodzą się u dzieci w tym wieku samorzutnie niejako i skoro tylko zejdą się razem, znajdują sobie zawsze sposób zabawy. Dokoła świątyń poszczególnych okręgów wiejskich zbierać się więc będzie wszystkie dzieci w tym wieku, od lat trzech do sześciu, których rodzice mieszkają w danym okręgu. Nad malcami czuwać będą oczywiście piastunki i pilnować, żeby bawili się grzecznie i nie rozbrykali się zanadto. Same zaś piastunki wraz z całą trzódką trzymać będzie w karbach jedna co rok dla każdej takiej gromadki-ustanowiona ochmistrzyni spośród dwunastu kobiet wybranych uprzednio. Dzieci, które skończą sześć lat, rozdzieli się według płci — chłopcy będą odtąd przestawać z chłopcami, a dziewczęta z dziewczętami — i wprzęgnie się je do nauki" (Prawa, VII 794 B - C).


W RODZINIE RZYMSKIEJ

Przede wszystkim na początku' powinni się nowożeńcy wystrzegać sporów i zadrażnień, wiedząc, że i przedmioty złożone ze spojonych z sobą części z początku łatwo się rozpadają dla byle przyczyny, a z czasem, gdy spojenia się umocnią, ledwie ogień i żelazo dadzą im radę.

(PJutarch, Zalecenia małżeńskie 3)

...kobieta nie powinna pokładać ufności w posagu, pochodzeniu ani urodzie, lecz w tym, czym najbardziej przywiązuje do siebie męża: w ustępliwości, dobrym charakterze i sposobie bycia, który nie powinien być szorstki ani drażniący, lecz zgodny, miły i uprzejmy na co dzień.

(Plutarch, Zalecenia małżeńskie 22)

Rodzina w Rzymie stanowiła już w czasach najdawniejszych silną i zwartą komórką społeczną, w której władzę miał wyłącznie ojciec — pater jamilias. Familia — rodzina w rzymskich źródłach prawniczych ma szersze znaczenie aniżeli w naszym pojęciu; w skład jej bowiem wchodzili nie tylko członkowie rodziny jak ojciec ¦— pater jamilias, matka — matef fąmilias, córki niezamężne oraz te, które były już mężatkami lecz zawarły związek małżeński bez przejścia pod władzę męża — in manum (zob. s. 237), wreszcie synowie, nawet żonaci, ze swoimi żonami i dziećmi, lecz częścią składową familii' był,a także wartość majątkowa należąca do tego samego domu, a więc i niewolnicy. Do. familii ijpod władzę ojca wchodziło się bądź przez urodzenie w prawnie uznanym małżeństwie i przez przyjęcie dziecka do familii, bądź przez akt prawny, którym mogło być adoptowarire,' przysposobienie — adop-tio, przy czym „adoptowany" zachowywał niezależność (był stu iuris), albo przez formę przysposobienia zwaną arrogatio — przy czym adoptowany przechodził pod władzę ojca rodziny, albo przez przejście pod władzę — conventio in manum — synowa dostawała się pod władzę teścia. Władza ojca — patria potestas, patria rnanus, rozciągała się na wszystkich członków familii; w czasach najdawniejszych miał on w stosunku do swych dzieci prawo życia i śmierci — ius vitae neeisąue, czyli mógł decydować o losie podległych mu osób, mógł więc także dziecko urodzone z małżeństwa uznać za własne i przyjąć do familii, mógł też kazać je porzucićj-podobnie^jak się to działo w Grecji, co właściwie równało się wyrokowi śmierci, o ile nikt nią znalazł niemowlęcia i nie zaopiekował się nim. Z czasem zwyczaj ten uległ złagodzeniu, ale formalnie ius vitae necisąue zostało zniesione dopiero w wieku IV n.e. Władza ojca, jeżeli chodzi o sprawy majątkowe, pozostawała jednak nieograniczona; syn nawet pełnoletni i żonaty, nie miał prawa posiadać własnego majątku za życia ojca, dopiero na podstawie testamentu przejmował spuściznę po śmierci ojca. Była jednak możliwość zwolnienia spod władzy ojcowskiej przez tzw. emancipatio, ale pociągało to za sobą konsekwencje prawne połączone z utratą uprawnień do majątku familijnego. Zwyczaj eman-cypowania, tzn. wyzwalania dzieci spod władzy ojcowskiej, był wyrazem rozluźniania się dawnej więzi rodzinnej. O przeprowadzeniu emancipatio decydowały różne okoliczności i niekiedy synowie dążyli do usamodzielnienia się, niekiedy ojciec emancypo-wał jednego syna lub kilku, by majątek pozostawić w rękach jednego, niekiedy mogło to być formą kary w stosunku do syna, gdyż równało się do pewnego stopnia wydziedziczeniu.

Dziewczęta wychodząc za mąż przechodziły spod władzy ojca pod władzę teścia, o ile zawierały związek małżeński z przejściem in manum. Wobec niewolników, jako członków familii, miał ojciec władzę nieograniczoną, miał prawo traktować ich jak każdą własność, mógł decydować o ich życiu i śmierci, miał prawo niewolnika zabić, sprzedać, odstąpić, ale także przywrócić mu wolność drogą formalnego wyzwolenia —- manumissio.

Żona i matka zarządzała całym gospodarstwem i zajmowała się wychowaniem dzieci. Kolumella (wiek I n.e.) pisze: „I u Greków i wkrótce potem nastał ten zwyczaj u Rzymian i przetrwał do czasów, które pamiętają nasi ojcowie, że cały trud zarządzania do'-mem należał do matki, tak jakby ojcowie pozostawiwszy za sobą wszelkie kłopoty związane ze sprawami państwowymi mogli znaleźć wypoczynek przy ognisku domowym". Autor uważa, że kobieta dokładała wielkich starań w utrzymaniu domu, ażeby ta jej zapobiegliwość dodała jeszcze splendoru działalności męża. Podkreśla też, że majątek był wspólnotą małżonków, i za taki go uważali. Jak zobaczymy, z biegiem czasu wiele się i w tych zwyczajach zmieniło.

Należy przypomnieć jednak, że kobieta, podobnie jak w Grecji, nie miała praw obywatelskich, że była formalnie odsunięta od spraw państwowych (nulla comitiorum communio), albowiem u-ważano, że „cechy właściwe kobietom..., jak wstydliwość, słabość, brak wytrwałości, nieznajomość spraw państwowych (pudicitia, infirmitas, fragilitas, forensium rerum ignorantia) nie pozwalają im zajmować się polityką. Jednak w życiu prywatnym, osobistym, korzystała Rzymianka ze znacznie większych swobód niż kobiety greckie okresu klasycznego; kobieta w Rzymie nie miała wyłączonych dla siebie pokoi, lecz spędzała czas w pokojach wspólnych, a w atrium występowała jako pani domu i matka rodziny. Brała udział w życiu towarzyskim, bywała na przyjęciach, co w Grecji było niedopuszczalne. Zależność kobiety od ojca czy męża ograniczała się zasadniczo do spraw majątkowych; kobiety nie mogły zarżądzać majątkiem ani nim rozporządzać. Jednak z biegiem czasu zdobyły prawo wyboru opiekuna do spraw majątkowych, a nawet miały prawo swoim posagiem rozporządzać przy pomocy biegłego w tych sprawach niewolnika (servus dotalis, servus atriensis). Jednak nie mogła kobieta, nawet uwolniona spod. władzy mężczyzny, a więc chociaż była sui iuris, mieć nikogo pod „swoją władzą"; to pozostało przywilejem mężczyzn. Wprowadzenie prawnego obrońcy majątku podważało nieco autorytet ojca rodziny, gdyż żona stawała się niezależna materialnie. Podchwyciła to komedia i skargi męża „wziąłem grosze, za posag swą władzę sprzedałem" stają się częstym motywem komedii Plauta. Natomiast jeżeli chodziło o swobodę,w życiu osobistym, to prawo dla kobiet było znacznie surowsze aniżeli w stosunku do mężczyzn, co znalazło także swój wyraz w komedii. Niewolnica, współczując swej pani, którą mąż zdradza, mówi:

Twarde prawo, dalibóg, krępuje kobietę

I tak biedną ją czyni, jak nigdy mężczyznę!

Bo jeśli mąż w sekrecie przed swoją małżonką

Weźmie sobie kochankę, nic mu się nie stanie,

Choć żona na to wpadnie; a jeśliby żona

Bez wiedzy swego męża choć krok wyszła z domu,

Już jest powód do skargi — mąż żonę wypędz.a.

Niechżeby dla obojga było jedno prawo.

Wszak żonie, gdy uczciwa, mąż jeden wystarczy:

Czemuż jemu wystarczyć nie ma jedna żona?

A, dalibóg, że gdyby, jak ja chcę, karano

Mężów za to rozwodem, gdy bez wiedzy żony

Biorą sobie kochankę — tak samo jak prawo

Żonę karze, jeżeli zawini —to więcej

Byłoby wyrzuconych mężów niż małżonek!

(Plaut, Kupiec 881 nn.)

Nie są to tylko wymysły komediopisarza-żartownisia, lecz istotnie niektórzy Rzymianie przeciwni byli temu, by żony wychodziły z domu bez ich wiedzy; tak np. niejaki Publiusz Sem-pronius^ Sofus (konsul w r. 304 p.n.e.) rozszedł się z żoną, ponieważ poszła na widowiska bez jego pozwolenia.

Zmiany o charakterze ogólnym, jakie zachodziły w Rzymie, doprowadziły do rozluźnienia więzi rodowych, do osłabienia współżycia członków rodziny, a wszystko to wpływało na silniejszy

rozwój życia indywidualnego; tym samym i kobieta wyzwalała się stopniowo, o czym już była mowa, spod władzy mężczyzny, aż doszło do zupełnego usunięcia tej opieki w życiu prywatnym, co z czasem doprowadziło do rozluźnienia obyczajów i coraz częstszych rozwodów.

O wyborze męża dla córki decydował ojciec w porozumieniu z ojcem przyszłego zięcia. Teoretycznie granica wieku dla zawarcia małżeństwa była bardzo niska: od mężczyzny wymagano ukończenia lat czternastu, od dziewczyny — dwunastu. Praktycznie granice te przesuwano, zwłaszcza mężczyźni wstępowali w związek małżeński w późniejszym wieku, czekały ich przecież studia i służba wojskowa. Natomiast dziewczęta wydawano za mąż w bardzc młodym wieku, m.in. poświadcza to Pliniusz Młodszy w liśeie (V 16), w którym ubolewa nad śmiercią córki Fundana, dziewczynki, która nie miała jeszcze czternastu lat. Rozpacz rodziców i otoczenia była tym większa, że właśnie zbliżał się termin jej ślubu; ojciec całą sumę, jaką przeznaczył dla niej na stroje i kosztowności, obrócił na kadzidła i olejki potrzebne przy obrzędach pogrzebowych.

Do r. 445 małżeństwo prawne — matrimonium iustum, mogło być zawarte tylko między dziećmi rodzin patrycjuszowskich: w roku 445 trybun Kanulejusz zgłosił wniosek, by zezwolono na za-, wieranie małżeństw pomiędzy dziećmi rodzin patrycjuszowskich i plebejuszy. Kanulejusz podkreślał, że istniejące ograniczenie jest krzywdzące dla ludu: „Czyż może istnieć jakaś większa lub znaczniejsza' obelga dla ludu — mówił — niż to, że część obywateli uchodzi za niegodną związków małżeńskich, jakby zarażona? Żeby prawo zabraniało i odejmowało możność małżeństwa patrycjuszów i plebejuszów, to dopiero jest obelgą dla ludu! Dlaczegoż bowiem nie dodajecie, żeby nie było małżeństw między bogatymi a bied- , nymi? Co wszędzie należy do osobistej decyzji człowieka, by kobieta wychodziła za mąż do domu, który jej odpowiada, a mężczyzna zaręczał się i pojmował żonę z dowolnie'wybranego domu. to wy stawiacie pod przymus nadzwyczaj surowego prawa, by przez nie rozerwać więź społeczną i z jednego państwa uczynić dwa. To czego domagamy się od prawa, zawierania związków małżeńskich z wami, nie jest niczym innym jak tylko, byśmy byli uważani za ludzi i współobywateli, a wy nie przeciwstawiacie

się niczemu istotnemu, chyba że sprawia wam przyjemność prowadzić spór, by nas znieważać i spotwarzać" (Liwiusz, IV 4, 6). Plebejusze mieli energicznego obrońcę i weszła w życie ustawa lex Canuleia, która przyznała plebejuszom ius conubii, tzn. przywilej zawierania małżeństw prawnych z dziećmi z rodzin patrycjuszowskich. Kiedy prawa obywatelskie zaczęto nadawać miastom latyńskim, ustawa Kanulejusza została rozszerzona na Lac-jum, a na mocy ustaw z r. 98 i 89 p.n.e. na całą Italię. Edyktem cesarza Karakalli ustawa ta objęła całe imperium rzymskie. Za czasów Augusta także wyzwoleńcy otrzymali ius conubii — prawo zawierania małżeństw z wolnodrodzonymi. Natomiast utrzymał się zakaz zawierania małżeństw przez senatorów i ich synów z wyz-wolenicami, i ponadto wszystkich wolnourodzonych obywateli obowiązywał zakaż małżeństw z kobietami „o złej opinii", a do takich zaliczano stręczycielki do nierządu, ich wyzwołenice, kobiety, którym udowodniono cudzołóstwo, kobiety skazane w postępowaniu karnym oraz aktorki. W prowincjach utrzymywał się zakaz zawierania małżeństw z mieszkankami prowincji przez rzymskich urzędników sprawujących tam swoje funkcje. W wieku I i II n.e. wprowadzono dla wzmocnienia dyscypliny wojskowej zakaz zawierania małżeństw w prowincjach przez stacjonujących tam żołnierzy.

W Rzymie prawo uznawało dwie formy zawierania małżeństw: według jednej kobietą przechodziła spod władzy ojcąvczy dotychczasowego opiekuna pod władzę męża, conventio in manum i zosta-' wała przyjęta przez rodzinę męża. W drugim wypadku małżeństwo było zawarte bez przejścia pod władzę męża — sine conventione in manum; kobieta jako mężatka pozostawała nadal pod władzą swego ojca, nie traciła związku ze swoją rodziną, zatrzymywała prawo dziedziczenia. Podstawą takiego związku było obustronne -wyrażenie zgody na współżycie małżeńskie.,'1— ajjectio maritalis. Zerwanie takiego związku nie wymagało postępowania prawnego, jakie musiało być przeprowadzone w wypadku, jeżeli starano się o rozwód a małżeństwo było zawarte na zasadzie przejścia dziewczyny spod władzy ojca pod władzę męża— conventio in manum.

Istniały trzy różne formy prawne względnie religijno-prawne, według których można było zawrzeć małżeństwo z przejściem in manum:

1. coemptio (dosł. kupno): forma ta była niejako fikcyjna sprzedażą córki i podstawą do wyzwolenia spod władzy ojca oraz przekazania jej mężowi; owa niejako symboliczna sprzedaż — imaginaria venditio, zachowała pewne formy transakcji handlowej, wymagała obecności pięciu świadków, którymi mogli być obywatele pełnoletni, i urzędnika, który — jak przy zawieraniu innych umów i transakcji — trzymał symboliczną wagę i funt (Gaius, Institutiones I 108). Dziewczyna jednak musiała wyrazić zgodę na to, by „być sprzedaną". Forma ta wychodziła z użycia z biegiem czasu, ostatni zachowany przekaz o tej formie ślubu pochodzi z czasów Tyberiusza.

2. usus — korzystanie, prawo zwyczajowe. Podstawą prawną tej formy zawierania małżeństwa, z praejściem pod władzę męża, było całoroczne współżycie z mężczyzną w jego domu, o ile w tym okresie kobieta nie spędziła trzech kolejnych nocy poza domem męża (usurpatio trinoctii). Jeżeli kobieta nie chciała przejść pod władzę męża celowo opuszczała dom jego na trzy kolejne dni i noce i w ten sposób prawo nie mogło działać w stosunku do tego związku. Forma ta miała głównie zastosowanie i uzasadnienie, jak długo chodziło o stworzenie podstawy prawnej do utrzymania małżeństwa plebejusza z patrycjuszką; po r. 445 p.n.e., kiedy ustawa Kanulejusza przyznała ius conubii plebejuszom, forma ta stała się przeżytkiem. Gaius w Institutiones I 108 mówi, że częściowo odzwyczajono się od tej formy zawierania małżeństw, a częściowo przyczyniły się do tego różne ustawy.

3. confarreatio — najbardziej uroczysta i oficjalna forma zawierania związków małżeńskich, była stosowana najczęściej i u-trzymała się jako jedyna, wypierając dwie pozostałe. Forma confarreatio miała oprócz podstaw prawnych charakter sakralny, o czym świadczy sama nazwa, która wiąże się z ofiarą składaną Jowiszowi o przydomku Farreus, opiekun zboża; w ofierze składano placek z orkiszu — panis farreus, farreum, którym dzielili się także nowożeńcy i goście weselni. Uroczystościom asystowało, jak stwierdza Gaius w Institutiones I 108, dwóch najwyższych kapłanów oraz dziesięciu świadków, a łączyły się one z różnymi obrzędami i z wygłaszaniem słownych formułek. Ponieważ dwie pierwsze formy nie miały charakteru sakralnego, wyższe godności'kapłańskie były dostępne tylko dla dzieci małżeństw zawartych według confarreatio.

Niezależnie od formy ślubu, jaką rodziny obojga młodych uznały za właściwą, małżeństwo poprzedzały, tak jak w Grecji, zaręczyny, sponsalia. Była tu jednak zasadnicza różnica, która potwierdza istnienie większej swobody kobiet w Rzymie: o ile bowiem w Grecji w imieniu dziewczyny wyrażał zgodę na małżeństwo i dawał przyrzeczenie ojciec lub opiekun, o tyle w Rzymie młodzi, świadomi swojej decyzji, sami głośno składali sobie nawzajem przyrzeczenie; każde z nich na pytanie: spondes-ne — czy przyrzekasz, czy ślubujesz? — odpowiadało: spondeo — przyrzekam, ślubuję; stąd po przeprowadzeniu formalności młodzi stawali się dla siebie: on: sponsus — przyrzeczony, narzeczony, ona — sponsa przyrzeczona, narzeczona. Sponsus — narzeczony wręczał przyszłej żonie monetę jako symbol zawartego przez rodziców kontraktu, albo żelazny pierścień, który narzeczona nosiła na serdecznym palcu lewej ręki.

Formalności zaręczynowe odbywały się w godzinach rannych, wieczorem urządzano przyjęcie dla przyjaciół obu rodzin, którzy obdarowywali narzeczoną upominkami (sponsalia). Zerwanie kontraktu zawartego-przez rodziców, repudium, pociągało za sobą ukaranie grzywną strony, która winna była zerwania umowy.

W czasach cesarstwa, ażeby nadać większą moc prawną umowie między rodzicami, spisywano kontrakty ślubne, tzw. tabulae nuptialescnuptialia.

Ponieważ obrzędy weselne w Rzymie były związane z kultem bóstw opiekujących się ziemią i jej płodami, przywiązywano wielką wagę do terminu, w jakim miały się odbywać śluby. Wybierano dni i okresy, które według wierzeń lokalnych uchodziły za szczęśliwe. Za najpomyślniejszy okres dla zawierania małżeństw uważano drugą połowę czerwca, czyli okres żniw, kiedy bóstwa rolne okazują ludziom życzliwość i łaski, darząc ich płodamiziemi.

Najbardziej uroczystą formą zawierania ślubu było, jak wyżej wspomniano, confarreatio; związane z tym ślubem obrzędy i uroczystości odbywały się według ustalonego i uświęconego tradycją wzoru.

W przeddzień ślubu narzeczona składała w ofierze bóstwom swuje'zabawki z lat dziecinnych i noszone dotychczas suknie, podobnie jak to czyniły dziewczęta greckie. W dniu uroczystości weselnych obowiązywał pannę młodą określony strój: biała toga, toga pnia, nie przetykana purpurowym szlakiem i pozbawiona wszelkich ozdób, oraz tunika prosta — tunica recta lub regilla, zwana tak podobno od sposobu tkania materiału i układu nitek, a według przypuszczeń innych uczonych nazwa ta związana była z linią kroju tuniki, gdyż była to suknia długa, równo opadająca. Toga była przepasana paskiem — cingulum, .wiązanym w specjalny węzeł, zwany węzłem Herkulesa — nodus Herculeus lub Her-culaneus. Na głowie miała panna młoda krótki welon, który osłaniał częściowo fryzurę i policzki i opadał na ramiona. Stąd panna młoda — zwała się nupta, tj. okryta, osłonięta (nubere — zawierać związek małżeński, poślubiać). Welon był w kolorze czerwono-złotym, ognistym (flammeum) lub szafranowym (croceum). Strój ślubny uzupełniało specjalne uczesanie, takie jakie zawsze obowiązywało jedynie westalki; była to fryzura zwana sex crines — sześć splotów, gdyż ostrym specjalnym grzebieniem, w kształcie dzidy (caelibaris hasta) dzielono włosy na sześć części (Plutarch, Zagadnienia rzymskie 87) po czyrh układano sploty, przeplatano je wełnianymi wstążkami — vittae laneae i wreszcie nakładano na tak upięte włosy wieniec z kwiatów, które uzbierała sama panna młoda ze swoimi przyjaciółkami.

Strój pana młodego nie różnił się od codziennego — dla Rzymianina toga była dostatecznie zaszczytnym i uroczystym ubraniem. Z czasem przyjął się zwyczaj przyozdabiania również pana młodego wieńcem z mirtu lub wawrzynu.

W Rzymie nie mogła odbyć się żadna uroczystość, czy to prywatna czy państwowa, bez zasięgnięcia wróżb i złożenia ofiar bóstwom związanym okolicznościami z charakterem uroczystości. A więc i formalności ślubne i weselne rozpoczynały wróżby:— auspicia, po czym składano ofiary, nie jak w Grecji bóstwom domowym i rodzinnym, lecz bóstwom ziemi i płodności, a więc Cererze i bogini Ziemi, Tellus, jako boginiom darzącym urodzajami i potomstwem. Junona znalazła się wśród bóstw opiekujących się rodziną i ogniskiem domowym w czasach późniejszych, niewątpliwie pod wpływem zwyczajów greckich i utożsamienia Junony z Herą, a także z czasem zatarł się związek pomiędzy obrzędami weselnymi i kultem italskich bóstw rolniczych.

Rolę, jaką w Grecji spełniała podczas uroczystości weselnych matka panny młodej, zwyczaje rzymskie kazały przejąć „starościnie weselnej" (pronuba). Nie każdej kobiecie można było tę zaszczytną rolę powierzyć: kobieta, którą wybierano na pronubę musiała cieszyć się ogólnym szacunkiem, dobrą opinią i musiała być univira, tzn. wierna przez całe życie jednemu mężowi. Ona to wprowadzała do zebranych gości przystrojoną pannę młodą, towarzyszyła jej podczas wysłuchiwania wróżb dotyczących małżeństwa, ona, a nie jak w Grecji, ojciec, oddawała narzeczoną przyszłemu jej mężowi przez złączenie ich dłoni — dextrarum iunctio. Po pomyślnych wróżbach panna młoda składała ofiarę, przejmując tym samym rolę kapłanki domowego ogniska w domu męża. Niekiedy młodzi zasiadali na ustawionych obok siebie krzesłach okrytych skórą zwierzęcia ofiarnego, a potem obchodzili ołtarz poprzedzani przez sługę zw. camillus, który niósł kosz — cumerus z akcesoriami kultowymi.

Po dokonaniu obrzędów religijnych odbywała się uczta weselna—cena nuptialis<vi domu rodziców panny młodej, a w czasach późniejszych w domu nowożeńców.

Po uczcie w domu rodziców następowała druga część uroczystości, przeprowadzenie panny młodej do domu jej męża — deduc-tio. Tradycja i zwyczaj kazały pannie młodej opierać się, płakać, wyrywać, dopiero pronuba kładła temu kres wyrywając ją z objęć matki i oddając mężowi. Pochód otwierał chłopiec, który niósł pochodnię z tarniny (spina alba). Musiał to być, podobnie jak przy spełnianiu innych sakralnych obrzędów, chłopiec „szczęśliwy", tzn. posiadający oboje rodziców przy życiu (patrimus et malrimus). Tuż za nim szła panna młoda, którą prowadzili dwaj młodzi chłopcy, również „nieosieroceni", za nimi niesiono symbole pracy domowej, kądziel i wrzeciono z osnową, dalej szła bliższa rodzina/przyjaciele, znajomi i — nieznajomi. Towarzysząca orszakowi muzyka na aulosie, śpiewy weselne i złośliwe przyśpiewki (Fescenninae) wnosiły wesoły nastrój. W drodze obrzucano uczestników orszaku orzechami, co przypominało greckie kata-chysrna. U progu domu witał pannę młodą jej przyszły mąż, na co ona odpowiadała formułkę: Ubi tu Caius, ibi ego Caia — gdzie ty Gajusz, tam ja Gaja, co według starożytnych miało wyrażać myśl: gdzie ty — ojciec rodziny, tam ja — matka rodziny (Plu-tarch, Zag. rzym. 30). Imię Gaja weszło podobno do formułki re-ligijno-prawnej dla upamiętnienia żony króla rzymskiego Tar-kwiniusza Starego (Tarąuinius Priscus) imieniem Gaia Caecilia Tanaąuil, która uchodziła za wzór dobrej żony.

Po wypowiedzeniu formułki młoda żona namaszczała drzwi domu — do którego wchodziła jako przyszła mater familias — , tłuszczem wieprza, zwierzęcia poświęconego Cererze, lub wilka, który był poświęcony Marsowi, i ozdabiała odrzwia wstążkami. Czynności te miały zjednać życzliwość bóstw opiekuńczych oraz były wyrazem objęcia przez młodą żonę obowiązków gospodyni domu. Podobnie jak w Grecji nie przekraczała ona progu domu, lecz przenosili ją towarzyszący jej chłopcy, a pronuba czuwała, ażeby nie dotknęła progu stopą. Zwyczaj ten już przez starożytnych był różnie interpretowany: zdaniem jednych dotknięcie progu byłoby złą wróżbą dla przyszłego życia rodzinnego, inni widzieli w tym zwyczaju symbol zatrzymywania siłą panny młodej, która mogłaby próbować ucieczki do domu rodziców. Nawiązywanie do porwania Sabinek jest błędne, bo zwyczaj ten istniał zapewne na terenie Lacjum znacznie wcześniej i został przejęty przez Rzymian wraz z innymi obrzędami lokalnymi. Może najsłuszniejsze jest tłumaczenie, że przeniesienie przez próg zabezpieczało przed potknięciem się na nim, co u Rzymian było znakiem złowróżebnym (prodigium). Dla silniejszego podkreślenia łączności obu rodzin młody małżonek witał żonę u wejścia wodą i ogniem (aqua et igni), lecz nie wiemy, na czym ta ceremonia polegała; zrozumiałe są tylko symbole; ogień to wspólne ognisko domowe, na którego straży stać miała matka rodziny, a woda była symbolem oczyszczenia.

Wreszcie pronuba wprowadzała pannę młodą do atrium, gdzie stało łoże małżeńskie (lectus genialis), pozostające pod opieką Geniusza (Genius), opiekuńczego bóstwa rodziny; do niego zwracała się więc panna młoda z prośbą o opiekę i o potomstwo.

Następnego dnia zbierali się goście w domu nowożeńców na tzw. repotia „poprawiny"; w obecności zebranych młoda pani składała ofiary przy ołtarzu domowym, podejmowała gości, zasiadała do wrzeciona, ażeby zaznaczyć, że przejmuje obowiązki gospodyni. Niewątpliwie były i inne, lokalne zwyczaje, które nie wszędzie się zachowały. Warro m.in. wspomina, że podczas przeprowadzania do domu męża panna młoda miała przy sobie trzy monety — asy, z których jednym pobrzękiwała w drodze dla pozyskania życzliwości okolicznych bóstw, drugi wręczała mężowi, prawdopodobnie jako symbol dawnego kupna żony (tamąuam, emendi causa), a trzeci składała w ofierze domowym bogom, Larom.

Obrzędów związanych z uroczystym zawieraniem małżeństwa przestrzegano, jeżeli dziewczyna wychodziła za mąż po raz pierwszy. Jeżeli zawierała ponowne małżeństwo wdowa lub kobieta rozwiedziona, ograniczano się do złożenia wzajemnej przysięgi. Często odbywał się ten akt bez świadków.i bez zaproszonych gości.

Formy prawne i religijne przedstawione powyżej utrzymywały się w Rzymie w ciągu wieków, w czasach cesarstwa jednak ojcowie nie narzucali już swej woli córkom w wyborze męża, mogły też kobiety same rozporządzać swoim majątkiem, a nawet spisywać testament bez opiekuna prawnego.

fRóżnice pomiędzy położeniem i rolą kobiety w Grecji i w Rzymie" występowały zarówno w życiu rodzinnym, domowym, jak i w życiu — można by powiedzieć — społecznym i nawet w państwowym. Należy nadmienię, że odnosi się to nie tylko do Rzymu, lecz z podobnych swobód korzystały kobiety w innych miastach italskich/" Kiedy poeta grecki Arystofanes w komedii Lizystrata każe bohaterce komedii zwołać kobiety na zebranie antywojenne, to należy to traktować jako pomysł komediopisarza a nie jako odbicie rzeczywistości greckiej. Natomiast w Rzymie i w innych miastach italskich kobiety miały nawet swoje związki czy kluby, có potwierdzają inskrypcje. W Tuskulum istniały koła dziewcząt czy kobiet tuskulańskich — sodales Tusculanae, a dziewczęta — iuve~ nae w Mediolanie obchodziły ku czci zmarłej towarzyszki święta Parentalia i Rosaria *. W Rzymie istniało prawnie uznane stowarzyszenie kobiet zamężnych — Conventus matronarum, z siedzibą na Kwirynale, a w czasach późniejszego cesarstwa na Forum Traianum. Członkinie stowarzyszenia odbywały zebrania, tematem obrad były niekiedy sprawy ważne, dotyczące nawet sytuacji w państwie! Tak np. decyzja kobiet oddania złota i kosztowności na rzecz państwa podczas wojny z mieszkańcami miasta Weje (zdobyte przez Rzymian w r. 396 p.n.e.) została prawdopodobnie podjęta na jednym z takich zebrań. [W czasach cesarstwa, kiedy udział mężczyzn w życiu państwowym stracił dawne znaczenie musiał też ulec zmianie styl organizacji kobiet. Cesarz Heliogabal przemianował ją na „mały senat" — senaculum, a problemy, jakim poświęcały uwagę jego członkinie, dalekie były od tych, jakie interesowały kobiety rzeczypospolitej. Były to sprawy osobiste, małostkowe, dotyczące pewnych form i przywilejów, przy czym podstawą form i reform była pozycja społeczna kobiet. Decydowały więc panie, która której powinna pierwsza ukłonić się i pozdrowić, która powinna spotkanej ustąpić z drogi, które z jakich rodzajów pojazdów mogą korzystać, a które z przywileju używania lektyk. W okresie rzeczypospolitej decydowały o tym ustawy. z lektyk miały prawo korzystać jedynie żony senatorów oraz kobiety w starszym wieku; Cezar rozszerzył ten przywilej na wszystkie kobiety zamężne od 40 roku życia. Zastanawiały się też panie nad formą strojów odpowiednią do wyjścia na ulicę, nad przyznaniem przywileju noszenia obuwia ozdabianego złotem i drogimi kamieniami. W czasach rzeczypospolitej kobiety, jakkolwiek prawnie znajdowały się niejako na marginesie spraw dotyczących polityki, to jednak orientowały się w sytuacji państwa bardzo dobrze, wprowadzane w te sprawy przez swoich ojców czy mężów, i znane są wypadki, kiedy okazywały pomoc swoim bliskim czy znajomym, interweniując w różnych sprawach, niekiedy zasługujących na poparcie, niekiedy też działając na szkodę państwa. Przecież Katylina wciągał kobiety do grona spiskowców, mając na celu wykorzystanie ich jako narzędzia w przeprowadzeniu zamierzonej akcji. W listach Cycerona znajdziemy niejedną wzmiankę o tym, jak liczono się z interwencją i pomocą kobiet, związanych z ludźmi wpływowymi. Tak np. w liście do Metellu-sa pisze: „gdy dowiedziałem się, że brat twój, usiłuje wykorzystać cały wpływ swej władzy trybuńskiej na moją zgubę, podjąłem rozmowy z żoną twoją Klaudią i z siostrą waszą, Mucją, której życzliwości wielokrotnie doświadczyłem, i prosiłem je, ażeby powstrzymały go od tego bezprawia".

Często także zerwanie narzeczeństwa, rozwody i ponowne małżeństwa były związane z politycznymi planami i drogą do kariery obywateli rzymskich. Nie inaczej przecież postępował i wielki Ga-jusz Cezar: „...Starając się jeszcze bardziej zjednać sobie Pom-pejusza i jeszcze pewniej pozyskać jego wpływy, dał mu za żonę swą córkę Julię, mimo że była już zaręczona z Serwiliuszem Cepionem; natomiast Cepionowi przyrzekł dać za żonę córkę Pom-pejusza, chociaż i ona nie była wolna, gdyż przyobiecano ją synowi Sulli, Faustusowi. Wkrótce, potem sam Cezar ożenił się z córką Pizona, Kalpurnią, a Pizona wyznaczył na najbliższy okres na stanowisko konsula. ...Pompejusż zaś, jak tylko doszło do zawarcia jego związku małżeńskiego z Julią, zapełnił zaraz Forum ludźmi uzbrojonymi i ułatwił ludowi przeprowadzenie odpowiednich uchwał, przy czym Cezarowi przydzielono całą Galię Przedalpejską, Zaalpejską, oraz Illirię i przyznano mu cztery legiony na okres pięciu lat..." (Plutarch, Cezck 14).

Również w okresie cesarstwa są przykłady powierzenia wysokich stanowisk ludziom protegowanym przez wpływowe kobiety: niejaki Gessius Florus zostaje mianowany prokuratorem Judei dzięki przyjaźni swej żony z cesarzową Poppeą; inny bliżej nam nieznany Rzymianin zostaje wprowadzony do stanu senatorskiego dzięki wpływom i staraniom westalki Kampii Seweryny; świadczy o tym fakcie posąg wystawiony kapłance jako dowód wdzięczności jej' protegowanego.

Gotowe do poświęceń i ofiar Rzymianki rzeczypospolitej potrafiły jednak bronić swych uprawnień i przywilejów, a ułatwiała im to możność swobodnego kontaktowania się ze sobą. Najbardziej znanym — dzięki szczegółom podanym nam przez historyka Li-wiusza — jest wystąpienie Rzymianek po drugiej wojnie punic-kiej. Otóż w r. 2.15 p.n.e., podczas drugiej wojny punickiej, wydano ustawę, która ze względu na sytuację państwa ograniczała swobodę kobiet w ich życiu osobistym; nie wolno było kobiecie posiadać więcej niż pół uncji złota, używać barwnych strojów, korzystać z jazdy powozem w obrębie miasta oraz w promieniu 1000 kroków od Rzymu. Kobiety z pełnym zrozumieniem sytuacji zastosowały się do ustawy; kiedy jednak wojna zakończyła się pomyślnie dla Rzymu, kiedy zapomniano już o-skutkach wojny, a ustawa z r. 215 obowiązywała kobiety nadal, wówczas stoczyły całą kampanię z władzami, walcząc o przywrócenie pierwotnego

stanu rzeczy. Liwiusz dokładnie opisuje przebieg burzliwego zebrania w r. 195, przytaczając nawet przemówienia i tych, którzy występowali za utrzymaniem ustawy, i tych, którzy stanęli po stronie kobiet: „Nikt nie mógł zatrzymać kobiet w domu. Nie pomogła ani niczyja rada, ani poczucie wstydu, ani rozkaz męża. Wyległy tłumnie na ulice miasta, prosząc mężczyzn, którzy dążyli na zebranie, ażeby pozwolili przywrócić kobietom ich dawne stroje w chwili, kiedy państwo jest w pełnym rozkwicie, a dobrobyt obywateli . wzrasta z dnia na dzień. Miały odwagę nawet podchodzić do konsulów, pretorów i innych urzędników i im przedstawiać swe prośby. Wiedziały, że najtrudniej będzie pozyskać dla sprawy konsula Katona, który tak przemówił broniąc zagrożonej ustawy:

Rzymianie! Gdyby każdy z nas był trwał przy utrzymaniu swej prawem ustalonej władzy męża nad żoną, mniej mielibyśmy kłopotu ze wszystkimi kobietami. Teraz nasza swoboda, ograniczona w domu przez to niedostateczne opanowanie kobiet — zostaje zlekceważona i zdeptana tutaj, na Forum. Boimy się ogółu kobiet, ponieważ nie potrafiliśmy opanować jednostek.

Ja doprawdy ze wstydem przeciskałem się przed, chwilą przez ten tłum kobiet. Gdyby mnie nie powstrzymywał szacunek, jaki mam dla kilku z nich (nie dla wszystkich — zastrzegam!), których nie chciałem narazić na to, żeby miały wrażenie, że je konsul karci, byłbym wprost do nich powiedział: Cóż to za nowy zwyczaj wybiegać na ulice i atakować prośbami cudzych mężów? Czy każda z was nie mogła poprosić o to swojego męża w domu? Zresztą — o ile byście się kierowały poczuciem wstydu — pamiętałybyście, że nawet.w domu nie przystoi wam interesować się tym, jakie ustawy się wydaje, jakie znosi.

Nasi przodkowie byli przeciwni temu, żeby kobiety zajmowały się swoim osobistym majątkiem same, bez opiekuna. Pozostawały pod władzą ojca, brata, męża. My — jeśli już taka wola bogów — pozwalamy im nawet mieszać się do spraw państwa, wtrącać się do spraw, jakie załatwiamy na Forum, na wiecach, na zgromadzeniach. A cóż one innego robią teraz na ulicach? Agitują za wnioskiem trybunów, ponieważ ich zdaniem należy znieść ustawę! Zastanówcie się, jakimi to prawami przodkowie nasi ograniczyli swobodę kobiet, uzależniając je od mężów. A jednak, chociaż

istnieją te wszystkie ustawy, które krępują kobiety, z trudem możecie utrzymać władzę nad nimi. Więc jakże możecie wierzyć w to, że jeżeli dopuścicie do tego, żeby stopniowo zyskiwały równouprawnienie z mężczyznami, będziecie mogli utrzymać nad nimi władzę? Przecież skoro tylko staną się nam równe, natychmiast wezmą nad nami górę. Oto teraz sprzeciwiają się nowym ustawom, jakie zostały wymierzone przeciwko kobietom. Proszą o wyzwolenie nie jak od prawa, lecz jakby od bezprawia. Jeżeli zniesiecie ustawę, którą wydaliście, do której rozkazaliście się stosować, którą uznaliście za słuszną, stosując przez tyle lat, to tym samym osłabicie moc innych ustaw.

Nie ma takiego prawa, które dogadzałoby wszystkim obywatelom, ale dąży się da wydawania takich ustaw, które mogą przy-, nieść korzyść większości, i to w jak najwyższym stopniu. Jeżeli będzie się osłabiać i obalać ustawy, które komuś osobiście nie dogadzają, to w takim wypadku co będzie mogło utrzymać w mocy wszelkie prawa, jeżeli ci, przeciwko którym je uchwalono, będą mogli natychmiast je odwołać?

Chciałbym jednak usłyszeć, dlaczego to kobiety zaniepokojone wybiegły na ulice miasta i z trudem można "je powstrzymać, bo gotowe wpaść na zgromadzenie, na Forum? Jakaż to „szlachetna pobudka", kieruje tą secesją kobiet? „chodzi nam o to, mówią, ażeby lśniło na nas złoto i purpura, ażebyśmy mogły jeździć powozami tak w dni świąteczne jak i w powszednie, triumfując niejako z okazji naszego zwycięstwa, z okazji zniesienia ustawy i pozyskania waszych głosów. Dążymy do tego, ażeby nie było żadnych ograniczeń zbytku, żadnych granic dla naszej rozrzutności". — Za pamięci ojców naszych próbował król Epiru Pyrrus za pośrednictwem swego posła Kineasza pozyskać darami nie tylko mężczyzn, ale i kobiety. Nie było jeszcze wtedy ustawy, która by ograniczała rozrzutność^kobiet, jednak żadna z nich nic nie przyjęła. Jakże myślicie, co było przyczyną ich postępowania? To samo, dzięki czemu przodkowie nasi nie potrzebowali takiej ustawy wydawać; nie było zbytku, który by należało poskramiać.

Gdyby ,tak dzisiaj przyszedł Kineasz i przyniósł podarki, znalazłby na ulicach kobiety gotowe, by je przyjąć (...)! Oto zebrane tłumnie proszą cudzych mężów, i to (co jeszcze gorzej o nich świadczy) proszą o zniesienie ustawy, o oddanie głosów za wnioskiem i od niektórych uzyskują je; dajecie się uprosić na własną niekorzyść, na niekorzyść państwa i własnych dzieci. Kiedy ustawa przestanie ograniczać rozrzutność waszych żon, wy sami nigdy nie będziecie w stanie uczynić tego" (Liwiusz, Od założenia Rzymu XXXIV 1 nn.).

Tak przemówił Katon. Ale miały kobiety i obrońców swojej sprawy. Lucjusz Waleriusz przedstawił ofiarne stanowisko kobiet podczas wojny, złożenie klejnotów na rzecz skarbu państwa, pomoc okazywaną chętnie w chwilach krytycznych. Zdaniem jego kobiety powinny odczuć poprawę losu, chociażby przez zniesienie krępującej je w ich strojach ustawy. „Przecież — mówił — my mężczyźni używamy purpury, a żonom naszym zabronimy jej używać? A cóż odrzucą one na znak żałoby, jeżeli nie będą nosiły purpury i złota?" Mowa Waleriusza zapowiadała już zwycięstwo pań rzymskich. Następnego dnia jeszcze większy tłum kobiet wyległ na miasto. Otoczyły dom Brutusów, trybunów, którzy byli za utrzymaniem ustawy, i nie ustąpiły, aż i oni zgodzili się na jej

zniesienie.

Jak bardzo kobiety rzymskie pilnowały własnych spraw, świadczyć może także anegdota opowiedziana przez Gelliusza (Noce Attyckie I 23), która b ile nawet jest rozbudowaną plotką, musi być w pewnym stopniu odbiciem rzeczywistości. Otóż Rzymianie w swoim programie wychowawczym uwzględniali także przystosowywanie młodzieży do udziału w życiu politycznym przez bierny w nim udział. Dlatego dozwolono, żeby młodzi chłopcy, synowie senatorów, mogli uczestniczyć w obradach senatu. Obowiązywało ich oczywiście zachowanie tajemnicy, co było także kształceniem charakteru. Otóż kiedy jeden z tych młodych ludzi, niejaki Papiriusz, nie mógł uwolnić się od natarczywych pytań matki, co było przedmiotem obrad senatu, podał zmyśloną, zresztą dowcipną, wersję, że rozważano problem, czy lepiej wprowadzić ustawę zezwalającą mężczyznom mieć dwie żony, czy kobiecie dwóch mężów. Następstwa tego niewinnego zdawać by sie/ mogło kłamstwa były . dla senatorów zaskakujące: podobnie jak to się zdarzyło w roku 195 p.n.e., przed senatem zebrał się tłum kobiet protestujących przeciwko pierwszemu projektowi, a występujących za ustawą zezwalającą kobiecie na pożycie z dwoma mężami. Inwazja kobiet zaskoczyła senatorów, Papiriusz wyjaśnił sytuację i przyznał się do kłamstwa, którym ochronił się przed naruszeniem tajemnicy obrad. Tym wydarzeniem tłumaczono zakaz wprowadzania młodzieży na posiedzenia senatu.

W okresie cesarstwa wobec ogólnego rozluźnienia obyczajów korzystały kobiety z coraz większych swobód. Życie ich stało się ulubionym tematem satyryków, ale i inni pisarze widzieli zło, jakie szerzyło się w społeczeństwie rzymskim, a wzorem był często dwór i rodzina cesarska. Drastyczny obraz, nie słabszy w swym wyrazie od satyr Juwenalisa, daje w jednym ze swych listów do Lucyliusza Seneka: „Ów największy z lekarzy, a zarazem założyciel nauki lekarskiej, Hippokrates, powiedział, że niewiastom ani włosy nie wypadają ani nogi ich nie są atakowane przez podagrę. Natura niewiast nie odmieniła się, lecz została niejako przerobiona. Bo gdy dorównały mężczyznom w rozwiązłości, nabawiły się podobnych do męskich chorób. Równie jak mężczyźni spędzają bezsenne całe noce, równie jak mężczyźni piją, podniecając przy tym mężczyzn pachnidłami i winem. Jednako zwracają przez usta to, czym przeładowały opierające się swoje żołądki, a wymiotami jeszcze raz przemierzają całe wypite przez się wino; jednako pojadają również lody, przynosząc ulgę rozpalonym wnętrznościom. Chucią zaś wcale Lie ustępują mężczyznom, one, stworzone po to, by mężczyzn tylko 'dopuszczać do siebie...

Cóż więc dziwnego, że najwybitniejszemu z lekarzy, najlepiej znającemu naturę ludzką, można zarzucić nieprawdę, skoro aż tyle jest kobiet chorych na podagrę i łysych? Przywilej swojej płci straciły przez występki i — ponieważ wyzbyły się kobiecości— skazane są na męskie choroby" (Listy 95, 20 nn.).

Nic więc dziwnego, że przy takim rozluźnieniu obyczajów i niezależności majątkowej kobiet coraz częstszym zjawiskiem stawały się rozwody, w przeciwieństwie do pierwszych wieków istnienia Rzymu, kiedy tylko wyjątkowe sytuacje doprowadziły do zerwania związku małżeńskiego. Podobno pierwszy rozwód miał miejsce w r. 231 p.n.e. „Ludzie wspominają — pisze Aulus Gel-liusz — że w ciągu jakichś pięciuset lat od założenia Rzymu nie było ani w Rzymie ani w Lacjum żadnych spraw dotyczących majątku żony ani też nie było zabezpieczenia prawnego, ponieważ w ogóle nie było ono potrzebne wobec tego, że małżeństwa się nie rozwodziły. Także Serwiusz Sulpicjusz w swojej pracy „O posagach" pisze, że wtedy dopiero okazało się, że jest konieczne prawne zabezpieczenie majątku żony, kiedy to Spuriusz Karwi-liusz o przydomku Ruga, człowiek ze znanego rodu, przeprowadził rozwód, ponieważ żona jego nie mogła mieć dzieci. Było to w r. 523 od założenia Rzymu (= 231 p.n.e.) za konsulatu Marka Atiliusza i Publiusza Waleriusza.

A przecież utrzymuje się opinia, że ten Karwiliusz bardzo kochał żonę, którą porzucił, i cenił ją bardzo za jej zalety charakteru; ponad uczucie miłości przeniósł jednak ważność złożonej przysięgi, pod wpływem cenzorów bowiem złożył przysięgę, że pojmie żonę, ażeby zapewnić sobie potomstwo" (Noce Attyckie IV 3, 1 - 2).

Jeżeli Gelliusz mówi o pierwszym rozwodzie, to chodzi prawdopodobnie o pierwszy rozwód przeprowadzony z winy przypisywanej żonie. Znamy bowiem znacznie wcześniejsze wypadki rozwodów i jeżeli w Prawach XII Tablic z lat 451 - 449 p.n.e. jest formuła, w jakiej mąż ma żądać od żony wydania kluczy (claves ademit, exigit — zabiera klucze, żąda ich), to tkwi tu prawdopodobnie ślad pierwotnego zwyczajowego postępowania w wypadku rozejścia się małżonków.

( Rozróżniano dwie formy rozejścia się: repudium — zerwanie małżeństwa przez jedną ze stron, oraz dwortium — rozwód przeprowadzony za zgodą obojga małżonków. Małżeństwa zawarte według formy coemptio albo usus (zob. s. 238) nie miały trudności w uzyskaniu separacji; mąż, podobnie jak to się działo w Grecji, mógł odesłać żonę do domu jej rodziców czy opiekunów, oddając jej własność; związana z tym aktem była formułka: tuas res ha-beto, vade foras (lub: exi joras) — zabieraj swoje rzeczy i wynoś się. Były natomiast trudności z uzyskaniem rozwodu,.jeżeli małżeństwo zostało zawarte na podstawie confarreatio. Podobnie jak zawarcie związku na tej zasadzie, rozwód także wymagał pewnych formalności prawnych. W początkach podstawą prawną do uzyskania rozwodu była jedynie zdrada ze strony żony lub nieposłuszeństwo wobec męża. Wspominaliśmy o wypadku, kiedy to obywatel rzymski zażądał rozwodu, ponieważ żona poszła na widowiska bez jego pozwolenia; w wieku III p.n.e. uznawano już poza zdradą ze strony żony i inne powody do uzyskania rozwodu.

Mąż musiał podać prawnie uzasadniony powód, dlaczego chce rozejść się z żoną i musiał' udowodnić jej winę. Zarzuty te były rozpatrywane na naradzie familijnej. Obywatel, który bez podania istotnie ważnej przyczyny albo bez zwołania narady familijnej opuścił żonę, narażał się na potępienie przez opinię publiczną, a nawet mógł być skreślony z listy senatorów.

Jednak już w wieku II p.n.e. przełamano te zasady i podawano błahe powody ubiegania się o rozwód, jak np. w wypadku, kiedy mąż podał jako winę żony to, że wyszła na ulicę z odsłoniętą twarzą. Czy „niezgodność charakterów" mogła być podstawą do udzielenia rozwodu, prawnicy nie mówią, ale wzajemny stosunek małżonków^odgrywał w tym prawdopodobnie pewną rolę. Dowodem może być anegdota o Rzymianinie, któremu zarzucano, że roz-szedł się z ąpną pełną zalet, piękną, bogatą; zasypywany zarzutami wyciągnął nogę, na której miał piękny sandał i powiedział: „przecież i ten but jest nowy, ładnie wygląda, a nikt nie wie, gdzie mi nogę uwiera" (Plutarch, Zalecenia małżeńskie 22).

Pod koniec rzeczypospolitej rozwody stały się w Rzymie zjawiskiem powszechnym i nagminnym, a kobiety nawet nie broniły się przed nimi, mając zabezpieczenie majątku. Zapewne coraz rzadziej udawały się Skłócone małżeństwa do bogini, która ongiś stojąc na straży codziennego spokoju w rodzinie miała łagodzić konflikty małżeńskie. „Kiedy doszło do jakiejś kłótni między mężem i żoną — opowiada Waleriusz Maksimus — szli do kapliczki bogini Viriplaca2 na Palatynie i tam kolejno mówili, o co każde z nich miało pretensje; w ten sposób wyładowywali swój gniew i wracali pogodzeni".

Niewiele mogła Viriplaca pomóc, kiedy w grę wchodziły problemy poważniejsze; i dla majątku i ze względów politycznych zmieniano żony i mężów; małżeństwo pomogło niejednemu w pozyskaniu silniejszych stronników politycznych albo w poprawieniu sytuacji majątkowej. Przykładem może być Cyceron, który po 37 latach pożycia małżeńskiego z Terencją porzucił ją, żeby poślubić młodą, dwudziestoletnią dziewczynę dla poratowania swojej sytuacji materialnej, a mógł liczyć na to, gdyż jako prawny opiekun młodej Publilii dobrze orientował się w jej stanie majątkowym.

Zerwanie z tradycją, nowe ustawy, które ulegały zmianom i rozszerzeniom, doprowadziły do tego, że kobiety zyskały większą swobodę i prawo decydowania o własnym losie. Jeżeli kobieta chciała odejść od męża, wystarczała decyzja jej rodziców czy opiekunów, a jeżeli nie miała już rodziców ani bliższych krewnych i była samodzielną, sui iuris, mogła sama wypowiedzieć odpowiednią formułę prawną. Rozwody z inicjatywy żony były coraz częstsze, więc i rozwodów było coraz więcej, dość przypomnieć, że Seneka mówi iż są kobiety, które liczą lata nie według urzędujących konsulów lecz według swych mężów.

Zdarzało się, że kobieta orientująca się w sytuacji majątkowej męża, przewidująca, że z takich czy innych powodów majątek jego może być uszczuplony, korzystała z rozwodu, żeby uratować swoją własność. Udział w życiu politycznym, zajmowanie pewnych wyższych • stanowisk pochłaniało przecież majątki, gdyż pociągało za sobą znaczne wydatki. Toteż Marcjalis pokpiwa z pani, która porzuca męża, kiedy ten został pretorem, co pociągnie za sobą wielkie wydatki:

Styczeń nam, Prokulejo, nastał z nowym rokiem:

Ty do rozwodu z mężem szybkim dążysz krokiem

I zabierasz — co twoje. Nagła awantura?

Nie odpowiadasz? Więc powiem: przyczyną — pretura!

Na togę purpurową, nie-licząc igrzyska

Sto tysięcy by poszło — kwota nawet niska;

Dwadzieścia znów tysięcy — to święta dla ludu:

Nie o rozwód ci chodzi, o korzyść — bez cudu.(X 41)

Już w okresie wcześniejszym, za pryncypatu Augusta, uzyskiwano rozwody bez większych trudności, bo też August rozwodów nie zwalczał, lecz dbał jedynie o podtrzymanie życia rodzinnego ze względu na przyrost ludności; tym się tłumaczą jego ustawy nakazujące pozostawanie w związku małżeńskim kobietom od 20 do 50 roku życia, a mężczyznom od 25 do 60. Ustawy przewidywały także sytuacje porozwodowe i zobowiązywały małżonków rozwiedzionych do zawarcia nowego związku prawnego, przy czym wyznaczano nawet termin, w jakim kobieta powinna była zawrzeć nowy związek małżeński, a mianowicie miało to nastąpić w okresie od sześciu miesięcy od rozwodu do dwóch lat.3

Kandydaci na nowych mężów szukali żon raczej wśród kobiet starszych, myśląc o testamencie i spadku, jaki im przypadnie w udziale; sytuacje takie stawały się także przedmiotem ataków satyry:

Wyjść chce za mnie za mąż, stan wdowi sobie sprzykrzywszy, Paula; ja — nie chcę, ja szukam sędziwszej. (Marcjalis, X 8)

August dążył jednak do uregulowania systemu rozwodów. Ustawy wydane przez niego wymagały dla uzyskania rozwodu decyzji jecfnego z małżonków wyrażonej w obecności siedmiu świadków. Pewnym osiągnięciem ustawodawstwa Augusta było zabezpieczenie materialnej strony kobiety rozwiedzionej, gdyż poprzednio w tej dziedzinie panowało bezprawie. Ustawodawstwo Augusta dało możność opuszczonej żonie dochodzenia swych praw do zwrotu majątku na zasadzie postępowania cywilnego, tzw. actio rei uxoriae — sprawa majątku żony, nawet jeżeli w kontrakcie ślubnym, nie zastrzeżono zwrotu majątku w wypadku zerwania niałżeństwa., To tłumaczy nam zachowanie się Prokułei zaatakowanej przez Marcjalisa.

Wprowadzono także zwyczaj wysyłania do osoby zainteresowanej formalnego zawiadomienia o decyzji zerwania małżeństwa, tzw. libellus divortii — dokument rozwodowy, ale też nie zerwano z dawnym zwyczajem odsyłania żony z błahego powodu (byle móc zawrzeć małżeństwo korzystniejsze), o czym wspomina Juwenalis:

Niech przyjdzie suchość cery i trzy zmarszczki marne,

Niech oczy będą mniejsze i ząbeczki czarne,

Powie: „Zbieraj manatki i wynoś się zaraz!"(VI 143 nn.)

Przy rozejściu/się małżeństwa powstawały często sprawy sporne co do podziału majątku, lecz nie było i być nie mogło sporu co do opieki nad dziećmi, gdyż w Rzymie podlegały one zawsze i jedynie władzy ojca. Według Gajusa, który powołuje się na wypowiedź HadrianaYfa więc jest to już okres późny w rozwoju państwowości rzymskiej) „nie ma-prawie innych ludzi, którzy by mieli nad swoimi synami taką władzę, jaką my mamy" (Gajus, 1, 53). Chodzi tu również o prawo życia i śmierci — ius vitae necisąue, z którego ojciec mógł korzystać przyjmując do rodziny urodzone z jego małżeństwa dziecko lub kazać je porzucić.

/'Kobieta spodziewająca się dziecka nie pozostawała pod opieką lekarską a i przy porodzie, podobnie jak w Grecji, ograniczano się do pomocy położnej czy mającej w tej dziedzinie pewne doświadczenie niewolnicy. Nic więc dziwnego, że częste były wypadki poronień, lub śmierci dzieci lub rodzących matek. ^Pliniusz Młodszy wspomina z ubolewaniem o śmierci dwóch sióstr, córek Helwidiusza, które zmarły przy porodzie, a każda z nich pozostawiła córeczkę. „Dręczy mnie myśl — pisze — że dzieci te w chwili gdy przychodziły na świat, straciły matki" (Listy IV 21). Sam Pliniusz doznał innego nieszczęścia; żona jego, Kalpurnia, która nie przygotowana dostatecznie-* nie zachowywała odpowiednich ostrożności będąc w ciąży, poroniła i sama ciężko to odchorowała (Listy VIII 10).

/Uroczystości z okazji przyjścia na świat dziecka zaczynały się w—Rzymie dopiero w dniu ósmym po jego narodzeniu i trwały trzy dni. Był to tzw. dzień oczyszczenia, dies lustricus (lustrare — oczyszczać); ojciec przez podniesienie niemowlęcia z ziemi — infantem tollere — wyrażał decyzję przyjęcia go do rodziny, po czym składano ofiary oczyszczające i nadawano niemowlęciu imię. W uroczystościach tych prócz najbliższej rodziny uczestniczyli zaproszeni goście, którzy przynosili dziecku pierwsze upominki, zabawki lub amulety, które zawieszone na szyjce niemowlęcia miały go zabezpieczać przed mocą złych duchów. Uroczystości kończyły się trzeciego dnia przyjęciem.

Długo nie było w Rzymie obowiązku zgłaszania dzieci nowo narodzonych w jakimś urzędzie, dopiero w chwili dojścia do pełnoletności i przywdziania togi męskiej (toga alba); kiedy więc na młodym obywatelu zaczynały ciężyć obowiązki państwowe, musiał zgłosić się w odpowiednim urzędzie i zostawał wciągnięty na listę obywateli. Dopiero zarządzenie Oktawiana Augusta zobowiązywało ojca do zgłoszenia w odpowiednim urzędzie nowo narodzonego dziecka w ciągu 30 dni od dnia urodzin. W Rzymie aktu tego dokonywano u prefekta aerarium Saturni, a na prowincjach w „biurach meldunkowych", które mieściły się w głównym mieś-

cie danej prowincji. W akcie takim stwierdzano pełne nazwisko zgłoszonego ¦^dziecka, datę urodzenia, stwierdzenie wolnego urodzenia i prawo obywatelstwa. Wcześniejsza ustawa Sulli z r. 81 p.n.e. lex Cornelia de jalsis wskazuje, że bywały nadużycia i fałszywe przypisywanie sobie obywatelstwa rzymskiego, co na mocy wspomnianej ustawy było karane wygnaniem. Taki proces na podstawie niesłusznego oskarżenia wytoczono greckiemu poecie Archiaszowi, którego bronił Cyceron. Wciągnięcie więc danych dotyczących pochodzenia i praw obywatelstwa przy wpisywaniu do kalendarium — księgi metryk — zapobiegało do pewnego stopnia tego rodzaju fałszerstwom. Listę zgłoszonych dzieci wystawiano do, publicznej wiadomości, w jakich terminach i jak często, nie wiemy. Zachował się ciekawy dokument, odpis aktu urodzenia dziewczynki, sporządzony na woskowanej tabliczce, zapewne na życzenie rodziców (przechowywany w zbiorach uniwersytetu w Michigan, Papirus nr 766). Dokument pochodzi z Aleksandrii egipskiej, z czasów Hadriana (r. 127), i tym tłumaczy się podanie dat według kalendarza rzymskiego i egipskiego. Tekst, zapisany po obu stronach tabliczki, brzmi:

„Za konsulatu L. Noniusa Asprenaty, po raz drugi konsula, i M. Annftisa Libona, w Idy kwietnia roku XII cezara Trajana Hadriana Augusta, dnia XVIII miesiąca Pharmuti w Aleksandrii w Egipcie przepisane i sprawdzone z listy zgłoszeń o urodzinach dzieci, lista ta była wystawiona na forum Augusta, na której było zapisane to, co poniżej: za konsulatu M. Klaudiusza Akwili Galli-cena i T. Atiliusza Rufusa Titiana, w r. XII panowania cezara Trajana (Hadriana) Namiestnik Egiptu przyjął zgłoszenia urodzonych dzieci bez rozpatrywania okoliczności — na tablicy VIII koi. II zapisano większymi literami: Za konsulatu L. Noniusa Torkwata Asprenaty, po raz drugi konsula, i M. Anniusa Libona — dn. VI przed Kalendamijkwietnia (=27 marca) G. Herennius Geminianus płacący CCCLXXV sesterców podatku zgłasza córkę Herennię Gemellę z matki Diogenis, córki Marka, urodzoną dn. V przed Idami marca (=11 marca), które były ostatnio (= bieżącego roku).4

Dokument ten jest cenny, gdyż stwierdza, że i dziewczęta wpisywano na listy obywateli, co było ważne dla kobiet ze względów formalno-prawnych przy sporządzaniu kontraktów ślubnych, zabezpieczeniu spraw majątkowych i uprawnień żony.

Sytuacja dzieci nie przyjętych przez ojca do familii i porzuconych była taka sama jak w Grecji. Już Prawa XII tablic nakazywały uśmiercenie niemowląt słabych i kalek podobnie jak to miało miejsce w Sparcie. Jednak ojciec miał także prawo nie przyjąć do rodziny niemowlęcia zdrowego, tak płci męskiej jak i żeńskiej. I, rzecz ciekawa, korzystanie z tego prawa z biegiem czasu wzmagało się; w okresie pryncypatu porzucano przeważnie dziewczynki oraz dzieci pozamałżeńskie, a w wiekach późniejszych, III i IV, porzucano dzieci coraz częściej. Prawo nie wkraczało w tę sprawę, odzywały się jedynie głosy filozofów, potępiające dzieciobójstwo, jak Muzoniusza w wieku I czy Epikteta w wieku I/II. Ustawodawstwo i prawo zajmowało się jedynie rozwiązywaniem konfliktów, jakie narastały pomiędzy ojcem porzuconego dziecka a tym, kto je znalazł i uratował. Skutecznie zaczęło zwalczać dzieciobójstwo dopiero chrześcijaństwo.

W klasycznym prawie rzymskim a nawet w prawie wczesnego dominatu znajda pozostawał w nieograniczonej władzy tego, kto go podniósł i uratował. Podnoszący ustalał, czy dziecko ma być wolne czy też przeznaczone na niewolnika, co zdarzało się najczęściej. Jednak dziecku porzuconemu urodzonemu z rodziców wolnych, przysługiwało w przyszłości prawo dochodzenia wolności — praeiudicium de libertate. Ojcu naturalnemu przysługiwała nadal nad porzuconym patria potestas, o ile dziecko to odnalazł. Mógł żądać wydania dziecka i nie był nawet zobowiązany do zwrotu kosztów żywienia i wychowania, które poniósł dobrowolny opiekun — nutritor.

Wcześnie jednak zaczęto występować przeciwko żądaniu zwrotu porzuconego ongiś dziecka bez pokrycia kosztów, jakie ktoś łożył na utrzymanie go. Dopiero w r. 331 cesarz Konstantyn Wielki postanowił, że ojciec, który porzuca swe dziecko, traci do niego prawo i władzę — patria potestas.

W przypadku porzucenia dziecka pozamałżeńskiego z niewolnicy — partus ancillae, nawet o ile stało się to bez wiedzy właściciela niewolnicy lub wbrew jego woli, odzyskać można je było tylko pod warunkiem zwrotu kosztów utrzymania i wychowania. Cesarze Walentynian, Walens i Gracjan (lata 364 - 383) zabronili porzucać dzieci wolne, a w stosunku do dziecka z niewolnicy odebrali panu (dominus) prawo domagania się zwrotu dziecka, które porzucił narażając je na śmierć. Teodozjusz (379 - 395) i Honoriusz (395 - 423) ustalili, że pan nie może domagać się zwrotu dziecka, jeżeli porzucenie było poświadczone przez świadków i biskupa. Ostatecznie cesarz Justynian (527 - 565) zabronił także porzucać dziecko z niewolnicy, partus ancillae, a w wypadku porzucenia znajda nie mógł być traktowany jako niewolnik. Dzięki temu każde porzucone dziecko, czy wolne, czy z rodziców nie-wolnych, czy pozamałżeńskie z niewolnicy, czy dziecko kolona miało zapew»ioną wolność. ,

Brak świadectw stwierdzających zachowanie się ojca w wypadku przyjścia na świat bliźniąt (gemini) czy trojaczków (tri-gemini); prawdopodobnie rzadko udawało się utrzymać przy życiu takie niemowlęta z powodu braku odpowiedniej pomocy lekarskiej (zob. s. 254). Gellius X 2 wspomina o pięcioraczkach w Egipcie i twierdzi, powołując się na Arystotelesa, że jest to najwyższa liczba dzieci, jakią kobieta może wydać na świat. Nie wiemy jednak, czy dzieci te udało się utrzymać przy życiu. Natomiast tenże autor wspomina, że za Augusta jakaś niewolnica (prawdopodobnie na dworze princepsa) wydała na świat pięcioro dzieci, które żyły zaledwie kilka dni, a wkrótce zmarła także ich matka. August kazał wznieść im grobowiec, a wyryty na nim napis podawał przytoczone powyżej szczegóły. Był to więc wypadek rzadki, który — jak się okazuje — już w owych czasach uważano za godny odnotowania.

Różne też było traktowanie dzieci pozamałżeńskich. Trwałe związki pozamałżeńskie zdarzały się już i w okresie surowej w swych obyczajach rzeczypospolitej, ale częstszym zjawiskiem stały się w czasach Oktawiana Augusta, a był to w pewnym stopniu skutek jego ustaw. Przewidywały one bowiem kary dla osób dopuszczających się zdrady małżeńskiej, cudzołóstwa, lecz nie podlegał karze konkubinat. Dzięki temu utrzymywały się konkubinaty przeważnie z kobietami, z którymi małżeństwo ze względów społecznych lub obyczajowych było zabronione.

Jednak zarówno kobieta żyjąca w konkubinacie jak i dzieci z takiego związku nie korzystały z żadnych uprawnień: kobieta nie miała zaszczytnego miejsca u boku męża, a dzieci — jako pozamałżeńskie — nie mogły rościć sobie prawa do majątku ojca. W cesarstwie chrześcijańskim dążono do uregulowania tej sprawy przez utrudnianie sytuacji konkubiny i zmuszenie w ten sposób do przekształcenia związku w małżeństwo prawne. Konstantyn Wielki w swej konstytucji z r. 326 wprowadził zakaz utrzymywania konkubinatu obok istniejącego związku małżeńskiego, zapewne tak ze względów etycznych jak i ze względu na sytuację dzieci z takiego nielegalnego związku; niektórzy interpretują znaczenie tej ustawy nawet w ten sposób, że przez zmianę konkubinatu na związek prawny dzieci z tego związku stawały się pełnoprawnymi— filii legitimi. Justynian uznał konkuhinat jako niższą formę małżeństwa, zwłaszcza jeżeli chodziło o prawa spadkowe konkubiny i jej dzieci. W tej postaci konkubinat przetrwał w Cesarstwie Wschodnim do końca IX, na Zachodzie do XII wieku.

Wrócić jednak należy do rodziny, w której ojciec dokonał formalnego uznania noworodka i przyjęcia go do familii. Opiekę nad dzieckiem przejmowała matka wraz z piastunką, niańką, a często w karmieniu niemowlęcia zastępowała matkę mamka. Na temat, w jakim stopniu słuszny jest ten zwyczaj, toczyły się dyskusje już w starożytności, gdyż uchylanie się matki od karmienia dziecka własnym mlekiem uważano na ogół za przejaw wygodnictwa. Jedni uważali, „że nie jest to istotne, czyim mlekiem dziecko jest karmione, byleby było odżywiane i utrzymało się przy życiu", inni — że jest to obowiązkiem matki. Obszerniej rozwodzi się na ten temat filozof Faworinus, którego wypowiedź przytacza Gellius, Noce Attyckie XII 1. Faworinusa oburjsa to, że młoda nr "ca nie zamierza karmić swojego dziecięcia.8 „Żywiła — powiada iTawori-nus — w swoim ciele własną krwią to coś, czego nie widziała, a ma nie karmić swoim mlekiem tego, którego widzi już żywego, już człowieka, już dopominającego się, by spełniała wobec niego obowiązki matki? Czy... natura dała kobietom piersi nie w tym celu, by karmiły dzieci, ale dla przyozdobienia ciała? ...któż mógłby nie doceniać tego i lekceważyć, że kobiety, które dzieci swoje opuszczają, odłączają od siebie, i oddają drugim na karmienie, przecinają, a w każdym razie osłabiają i rozluźniają ową więź i spójnię, jakim jest uczucie miłości, którym natura wiąże rodziców z dziećmi? Kiedy bowiem nie ma się na oczach dziecka, które oddano gdzie indziej, siła gorącego uczucia macierzyńskiego przygasa, powoli przycicha głos największej troskliwości, a niepamięć o dziecku oddanym innej karmicielce niewiele jest mniejsza od niepamięci o dziecku, które zabrała śmierć.

A jeżeli chodzi o samo niemowlę, to i jego uczucie miłości, przywiązania przenosi się na tę, która go karmi, i potem, jak to bywa z dziećmi porzuconymi, nie ma żadnego uczucia dla matki, która go na świat wydała, ani nie odczuwa jej potrzeby. I dlatego, kiedy zostaną zatarte i zniszczone podstawy miłości wrodzonej, to o ile widzi się, że tak wychowane dzieci kochają ojca i matkę, to w znacznym stopniu nie jest to uczucie wypływające z natury, lecz okazywane dla zachowania opinii dobrego obywatela".

Medycyna dziecięca, pediatria, miała w Rzymie swoich przedstawicieli, a najbardziej postępowym wśród pediatrów starożytności był^oranos^działający w Rzymie za Trajana i Hadriana.' W dziele~(5chorobaćh kobiecych omawia w 23 rozdziałach opiekę nad dzieckiem, a z tych siedem rozdziałów poświęca problemowi karmienia niemowląt. Nie ogranicza się do spraw karmienia, ale daje wskazówki dotyczące pielęgnowania ciała, techniki karmienia, badania mleka, warunków życia matki czy zastępczej karmi-cielki, przewijania niemowlaka, godzin snu itp. Niektóre wskazówki nie odbiegają od metod współczesnych, a więc przeciwny jest uspokajaniu krzyczącego dziecka ciągłym podawaniem mu piersi, wymaga karmienia regularnego, i to tylko w dzień, nigdy w nocy, a prz*."% wszystkim zaleca karmienie przez matkę, zwalcza karmienie sztuczne. A że stosowano i takie-doży wianie, świadczą znaleziska; w sarkofagach dziecięcych w Pompejach znaleziono różne naczynia i urządzenia w rodzaju „smoczków" do ssania.'

Oczywiście^ według tradycyjnych wierzeń italskich, niemałą rolę przy opiekowaniu się niemowlęciem odgrywały bóstwa, te typowo italskie, z których każde świadczyło swą pomoc w innej sytuacji: Lewana (levare — podnosić) czuwała nad tym, by ojciec podniósł złożone przed nim niemowlę i uznał je za członka rodziny; Kubina (cubare — leżeć) opiekowała się dzieckiem leżącym w kołysce; Statilina (storę — stać) uczyła je stawiać pierwsze kroki; Potina (potare — pić) uczyła je pić, a Edulia, Edulika (edere —jeść) uczyła jeść; Fabulina (fari — mówić) troszczyła się, by dziecko zaczęło mówić. Był to wczesny etap rozwoju dziecka, ale niewiele zdziałałyby owe- bóstwa gdyby nie troskliwa opieka matki i niani — nutrix, które zajmowały się dzieckiem do siedmiu lat życia.

Ważną dla matki była pomoc piastunki w pierwszych miesiącach życia niemowlęcia, kiedy konieczne było ciągłe czuwanie przy nim, przewijanie, usypianie, a potem wdrażanie do karności, w czym nianie stosowały podobne metody jak piastunki greckie, strasząc niegrzecznych maluchów wytworami fantazji:) w Grecji była Mormó, Mormolyke, a w Rzymie — Lamia, potwór, przyjęty zresztą z Grecji, który miał porywać małe dzieci. Rzymianie chętnie powierzali opiekę nad dziećmi niewolnicom Greczynkom, gdyż przy nich uczyło się dziecko wcześnie języka „obcego*", tzn. greckiego, Kwintylian jednak przywiązuje wielką wagę do tego, by piastunki mówiły po łacinie, i to poprawnie, gdyż od nich słyszy dziecko pierwsze wyrazy, które usiłuje powtarzać, naśladować; jeżeli przyzwyczai się do błędnej wymowy, trudno będzie potem błędy wykorzenić (Kształcenie mówcy I 16).

(^Dzieciństwo chłopców i dziewczynek rzymskich upływało na zabawach^jpodobnych do greckich: dzieci znały grę w kostki, bawiły się orzechami i monetami (caput — głowa, navis — okręt, wy-qbrażenia na monetach, odpowiednikiem tej gry jest orzeł—resz-ka); ulubioną zabawą byłaAgra w piłkę w różnych odmianach; jedną znich była gra zbliżona do greckiej basilindy (zob. s. 228) powtarzano przy tej zabawie zdanie: królem zostanie, kto wygra, nie zostanie, kto nie wygra — rex erit, qui recte faciet, qui non faciet, non erit (Horacy, Listy I 1, 59-60).

Złośliwe żarty nie są także wymysłem dzieci wieków późniejszych: już w starożytnym Rzymie umieli chłopcy przymocowywać czy przyklejać monetę do drogi, by z radością obserwować, jak przechodzień schyla się i bezskutecznie usiłuje ją podnieść.

Beztroskie te lata miały swój kres, swoją granicę, za którą czekały obowiązki szkolne.


PLATON, ARYSTYDES, SOFOKLES: IMIĘ CZY NAZWISKO?

Nomen — omen Imię — ¦wróżbą.

Sofokles, Alkibiades, Arystydes, Platon, Sokrates: imiona to czy nazwiska? Raczej nazwiska, ale — może nasunąć się pytanie, dlaczego nigdy nie występują z imieniem? Otóż „miano" Greka jest zasadniczo w życiu rodzinnym, w życiu prywatnym jedno-członowe. Nazwisk dziedzicznych, które łączyłyby całe rody czy rodziny, które przechodziłyby z ojca na syna, w Grecji nie było; nie było też wykazu, listy imion, z których rodzice mogliby wybrać nazwę dla nowo narodzonego dziecka. Rodzice nadawali dziecku imię zupełnie dowolnie, często tworzyli nowe, nie spotykane i nieużywane poprzednio, związane z jakąś sytuacją albo "z jakąś cechą szczególną, którą dziecko wyróżniało się albo którą rodzice pragnęliby w nim widzieć. Często nadawano chłopcu imię ojca lub dziadka, dziewczynce — imię matki lub babki; tak np. mówca Demostenes nosił imię ojca: Demostenes, syn Demostenesa, syn Periklesa i Aspazji otrzymał też imię ojca, a córka poetki Safony — nosiła imię swej babki: Kleis. Było wiele imion utworzonych od imion bogów lub bogiń; były to tzw. onómata theó-phora — imiona pochodzące od imienia bóstwa; w ten sposób uznawano dziecko za łaskawy dar danego bóstwa albo oddawano mu je w ten sposób w opiekę, zgodnie z wiarą, że imię ma w sobie jakąś siłę magiczną. Wśród onómata theóphora są takie jak: Diodoros — Dar Zeusa, Apollodoros — Dar Apollina (Apollinowy), Artemi-doros — Dar Artemidy, a może: Dar dla Artemidy, Diogenes — Pochodzący od Zeusa itp.

Inna grupa imion obejmowała takie, które miały zapewnić dziecku posiadanie jakiejś zalety, cechy dodatniej, albo w ogóle powodzenie, zgodnie z marzeniami rodziców. W tych formacjach imion powtarzają się takie cechy jak mądrość, dobroć, siła, moc, sprawiedliwość, pobożność, a także — zwycięstwo i słowa: So-fokles — Sławny z mądrości, Temistokles — Sławny ze sprawiedliwości, Hierokles — sławny ze świętości (Świętosław). W złożeniach tych grecki przyrostek — kies odpowiada polskiemu — sław. Wśród żeńskich spfetykamy: Helenę — Jasność, Eu-kleia — Pięk-nosława itp.

Wyszukanie odpowiedniego imienia dla niemowlęcia stawało ^ię niekiedy problemem i prowadziło nawet do konfliktów w rodzinie, czego ilustracją jest fragment z komedii Arystofanesa Chmury; nie jest to chyba wymysł poety, lecz zapewne wzór wziął z życia, a jedynie proponowane przez rodziców imiona dostosował do akcji i charakterów postaci komedii. Bohater komedii Strep-siades — Kręcioch (według przekładu St. Srebrnego) opowiada, jak trudno było wybrać imię dla syna, ponieważ żona Strepsiadesa, która widziała już swego syna zwycięzcą w wyścigach, chciała, ażeby w imieniu tym był element hippos — koń; sam Strepsiades, związany z pracą na roli, wolał przyzwyczaić chłopca do oszczędnego życia i odpowiednie imię miało mu tę zaletę zapewnić:

...kiedy nam się ten luby synalek

urodził — mnie i mojej przezacnej małżonce—,

zaczęiiąmy się kłócić, jakie dać mu imię.

Ona chciała, by zwał się tak jakoś... od konia:

Konipcwał, Rumakosław albo Wodzirumak;

ja wolałem po dziadku: niech się zwie — Szczędzigrosz.

Długo trwał ten spór, aż wreszcie przyszło do ugody:

Nadaliśmy synowi imię: Szczędzirumak.

Matka bierze go nieraz na ręce i pieszcząc

mówk „A jak urośniesz, jak — drugi Megakles! —

w purpurze wjeżdżać będziesz na Górę Zamkową!"

A ja: „Jak mi urośniesz, jak — drugi ojczulek —

w kożuchu pędzić będziesz stado kóz po głazach".1

(w. 61 nn.)

Nie można więc doszukiwać się pokrewieństwa między dwoma osobami o tym samym nazwisku; mogą one należeć nie tylko do dwóch różnych rodzin, ale mogą pochodzić z różnych stron Grecji. Był np. obok sławnego filozofa Platona poeta-tragik Platon, nie związany z filozofem, żadnym pokrewieństwem. Dlatego też historycy, biografowie czasów późniejszych dodawali przy nazwisku bliższe określenie zawodu celem uniknięcia nieporozumień.

Tak było w życiu prywatnym; w aktach i dokumentach nazwisko Greka było odnotowywane w dwóch, a nawet w trzech członach. Na liście obywateli, w dokumentach prawnych, urzędowych, wymagano dodania przy imieniu imienia ojca w drugim przypadku, np. Demostenes Demostenesa, oraz, o ile działo się to w Atenach, przynależność do gminy — fyle, np. Demostenes Demostenesa z gminy Paiania; często dodawano także w formie przymiotnikowej miejsce pochodzenia obywatela, np. Kretikós — z Krety; było to tzw. ethnikón; albo dodawano przynależność do demu — demotikón.

W najwcześniejszych zabytkach literackich, w eposach, występuje imię wskazujące na pochodzenie od ojca lub dziada, było to patronimikón, które tworzono w formie rzeczownika lub przymiotnika przez dodanie do imienia ojca lub dziadka formantu -des (odpowiednik rosyjskiego -wicz): np. Atrides — Atryda — syn Atreusa (Agamemnon i Menelaos); Pelides — Pelida — Achilles, syn Peleusa. Córki Danaosa nazywano albo od imienia ojca Danaidami albo od imienia dziadka Belosa — Belidami: Danaides albo Belides. Dodanie do imienia patronimikón obowiązywało i przysługiwało tylko obywatelom wolnym; niewolnicy zachowywali swoje imię, a często jako imię służyło im określenie pochodzenia: Syros — Syryjczyk z Syrii, Syra — kobieta pochodząca z Syrii, Syryjka, Lydos — Lidyjczyk, z Lidii itp. Dodanie sobie bezprawnie ethnikón lub demotikón, a więc określenie przynależności do polis lub do demu, było wykroczeniem, które mogło doprowadzić do pozbawienia winnego praw obywatelskich.

Z biegiem czasu administracja wymagała od obywatela podania przy imieniu czy raczej nazwisku imienia (nazwiska) ojca, dziadka, nazwę gminy lub polis, np. Aryston, syn Pyrrichosa, z Koryntu.

Jako ciekawostkę można dodać, że w epoce hellenistycznej, przy bardziej rozbudowanym systemie administracyjnym, w pismach o charakterze urzędowym osoba pisząca sama podawała swój wiek oraz cechy, znaki szczególne, podobnie jak w dowodach osobistych wymaga tych danych specjalna rubryka „cechy szczególne"; np. „Sentheus w wieku lat 30, blizna na napięstku lewej dłoni"; „Aurelios Pakysis, w wieku lat 50, blizna na lewym kolanie", „Thaisarion, lat 24, bez znaków szczególnych".


IMIĘ, NAZWISKO, PRZYDOMEK RZYMIANINA

Dokładni, starający się wszędzie stworzyć podstawy prawne Rzymianie przywiązywali znacznie większą niż Grecy wagę do imienia i nazwiska rodowego, co łączyło się jeszcze z istniejącymi od zaczątków Rzymu różnicami społecznymi, rodami ważniejszymi— patrycjuszowskimi, i tymi, które dopiero o swe prawa walczyć musiały — plebejuszowskimi. W początkach nazwisko Rzymianina było dwuczłonowe (imię, nazwisko rodowe), w okresie rzeczpospolitej i później składało się zasadniczo z trzech części, a niekiedy zdarzało się, że dodawano inne wyróżnienia: były to: imię — praenomen, nazwisko rodowe — nomen, gentile, gentili-cium, przydomek — cognomen.

Wśród tych imion występują wyprowadzone po prostu od liczebników: Quintus (piąty), Sextus (szósty), Decimus (dziesiąty); świadczy to o małej fantazji Rzymian, zwłaszcza jeżeli porównamy z pięknymi, mówiącymi imionami Greków. Nomen gentile było to nazwisko rodowe. Rody o nazwisku kończącym się na -ius jak Claudius, Febius, są pochodzenia latyńsko-rzymskiego, a zakończone na -as, jak Mecenas, lub na -a, jak Perperna, Sisenna, są pochodzenia etruskiego. Każdy ród (gens) obejmował liczne rodziny (familiae, stirpes); tak np. do rodu Korneliuszów — gens Cornelia wchodziło kilka rodzin, familia: Scypionów, Rufinów, Lentulusów, Cetegów (Scipiones, Rufini, Lentuli, Cethegi).

Niektóre imiona — praenomina były ściśle związane z poszczególnymi rodami; imię Appius utrzymywało się tylko w rodzie Klaudiuszów {gens Claudia), Mamercus — w rodzie Emiliuszów (gens Aemilia); Kaeso — w rodzie Fabiuszów (gens Fabia). Jeżeli ktoś splamił nazwisko rodu czynem przynoszącym hańbę, imię jego było na zawsze wykluczone z danego rodu. W rodzie Klaudiuszów nie używano imienia Lucius, a w rodzie Manliuszów od r. 383 p.n.e. obowiązywał zakaz nadawania dziecku imienia Marcus. Członek rodu patrycjuszowskiego Manliuszów, imieniem Marcus, zwyctęzca Ekwów w r. 392 p.n.e. i obrońca Kapitolu podczas najazdu Gallów, występował ostro w obronie interesów plebeju-szy; naraził się tym patrycjuszom i senatowi, zapomniano o jego zasługach dla państwa, górę wzięły animozje rodowe i społeczne, i jako ten, który „zdradził patrycjuszy i swój ród na rzecz ple-bejuszy" został strącony ze skały Tarpejskiej (Liwiusz, VI 20).

Kiedy ród zaczął się rozrastać i dzielić na liczne rodziny weszło w użycie dodawanie przydomka — cognomen. Najpierw zaczęły przyjmować przydomki rody patrycjusz-owskie. Pierwsze przydomki (niekiedy dotyczyło to i nazwisk) miały związek z głównymi w owych czasach zajęciami Rzymian — rolnictwem i hodowlą bydła.

Pilumnus — to ten, kto wynalazł pilum — tłuczek do stępy; Piso ¦¦— od czasownika pisere — obijać stępą, młócić; od nazw uprawianych roślin powstały nazwy Cyceronów, Lentulów, Fabiuszy: cicer — groch, lens — soczewica, jaba — bób; ród Juniuszów natomiast otrzymał przydomek Bubulcus — gdyż wyróżnili się umiejętnością hodowli wołów. Inne przydomki związane były z jakąś cechą charakterystyczną członka rodziny: Cato ¦— sprytny, Sulla — rudy(?), Cincinnatus — kędzierzawy (por. Pliniusz, Hist. Nat. XVIII 11).

Już w czasach rzeczpospolitej spotyka się nazwiska cztero-członowe; czwartym członem jest drugi przydomek — agnomen, który nadawano obywatelowi za dokonanie jakiegoś sławnego czynu albo dla upamiętnienia pełnionej przez niego funkcji czy piastowanej godności; żeby wymienić sławne postaci: Publius Cornelius Scipio — zwycięzca Hannibala pod Zamą w r. 201 p.n.e. otrzymał przydomek zaszczytny — Ajricanus; Marcus Porcius Cato, który wyróżnił się swoją działalnością jako cenzor, otrzymał drugi przydomek Censorius. Przydomek ten za zasługi dziedziczył najstarszy syn, ale z czasem zwyczaj ten zanikł.

Przy zapisywaniu młodego Rzymianina na listę obywateli, w aktach i dokumentach we wczesnym okresie podawano tylko imię z dodaniem nazwiska ojca w drugim przypadku, ale wkrótce zasadę zmieniono i podawano pełne, trzyczłonowe nazwisko i imię ojca. Ustawa Julijska z r. 49 p.n.e. Gajusza Juliusza Cezara mająca na celu zaprowadzenie porządku w sprawach administracyjnych (lex lulia municipalis) nakazywała w sprawach urzędowych oprócz trzech członów nazwiska podawać imię ojca i przynależność do tribus. W inskrypcjach spotyka się też imię dziadka a nawet pradziadka, występują więc skróty, np. syn Marka — filius Marci — f (lub fil) Marci; wnuk Publiusza — nepos Publii = N. Publii. Rzym był podzielony na 35 dzielnic (tribus), których nazwy także podawano w skrótach.

Urzędowy zapis wyglądał więc tak np.:

M. TULLlUSJti.F. M.N. M.PR. COR. Cicero — co odczytamy: Marcus Tullius, Marci filius, Marci nepos, Marci pronepos, Cornelia tribu Cicero; Widzimy, że w rodzinie Cyceronów przez szereg pokoleń utrzymywało się imię MARCUS.

M. Metilius C.f.POM. Marcellinius, odczytamy: Marcus Metilius Cai filius Pomptina tribu Marcellinus.

Córki nazywano imieniem rodowym ojca w formie żeńskiej, np. córka Marka Tulliusza Cycerona nazywała się Tullia, córka Terencjusza — Terentia itp. Niekiedy dodawano praenomen, którym był przeważnie liczebnik, np.: Tertia — Trzecia, Quintilla — Piąteczka. Mężatka zachowywała swoje nazwisko rodowe jako imię i przyjmowała przydomek męża w drugim przypadku, np.. Terentia Ciceronis — Terencja Cycerona (domyśl.: żona Cycerono-wa). Forma bardziej oficjalna: Terentia, Terentii f. (= filia), Ciceronis— Terencja, córka Terencjusza, Cycerona (żona); Livia Au-gusti — Liwia Augusta (żona).

W czasach cesarstwa nosiły często kobiety podwójne imię — po ojcu m po matce np. Aemilia Lepida. Często też wprowadzano zmianę formy przez dodanie suffiksu -ina, -Ula, -ulla — Agrippina, Livilla, Fatyilla, Pudentilla.

Do rodu — gens, mógł wejść obywatel rzymski przez adopcję. Adoptowany otrzymywał pełne nazwisko adoptującego, a 'swoje nazwisko rodowe rozszerzone o formant -anus zatrzymywał jako drugi cognomen; Paulus Aemilius, którego adoptował Publius Cor*-nelius Scipio, otrzymał nazwisko: Publius Cornelius Scipio Ae-milianus. Titus Pomponius Atticus adoptowany przez swego stryja Kwintus^ Cecyliusza zatrzymał swój przydomek; pełne nazwisko jego brzmiało po adopcji: Qu. Caecilius Pomponianus Atticus. Niekiedy znów zatrzymywano nazwisko rodowe jako przydomek: Publius, Caecilius Secundus adoptowany przez swojego stryja Pliniusza, którego pełne nazwisko brzmiało: Caius Plinius Secundus, po adopcji nazywał się: Caius Plinius Caecilius Secundus. Zdarzało się także, że syn otrzymywał przydomek od nazwiska matki, co miało na celu podkreślenie związku rodzin; Servius Cornelius Dolabella Petronius nosił nazwisko i cognomen ojca: Cornelius Dolabella, a drugi przydomek otrzymał po matce — Petronii. Widzimy więc, że bardzo różne były źródła i przyczyny pochodzenia drugiego przydomka.1

Chrześcijaństwo, starając się oderwać od tradycji pogańskiej, zdobywało się na pomysłowe, niekiedy zabawne twory w nomenklaturze, wywodząc je od własnych obrzędów i modlitw; wystarczy przytoczyć kilka przykładów: Adeodata (a deo data) — Od-bogadana, frater Deogratias — brat Bogudzięki, czy nawet Quod-vultdeus (quod vult deus) — Tochcebóg.


NIEWOLNICY I WYZWOLEŃCY

Niewolnicy, podobnie jak to miało miejsce w Grecji, zatrzymywali swoje imię, a często w tym tłumie niewolników, jaki był w domach czy w posiadłościach rzymskich, rozróżniano ich łatwiej po pochodzeniu i określenie, skąd pochodzą, zastępowało imię: Sy-rus, Lydus, Syra. Nazywano też niewolnika „chłopcem", „chłopakiem" puer i łączono to określenie z imieniem właściciela niewolnika w drugim przypadku: Marka chłopak — Marci puer co przeszło w formę: Marcipor, niewolnik Publiusza — Publipor.

Wyzwoleniec przejmował nazwisko rodowe, a często i imię swojego pana, który go wyzwalał, swoje imię zatrzymywał jako cognomen; Andronikus, Grek z Tarentu (III w. p.n.e.), któremu literatura rzymska zawdzięcza swój początek, wyzwolony przez Liwiusza Salinatora otrzymał nazwisko rzymskie trzyczłonowe: L. Livius Andronicus. Tiro, niewolnik i sekretarz Marka Tulliusza Cycerona, wyzwolony otrzymał nazwisko: Marcus Tullius Tiro. Niekiedy zamiast swojego nazwiska rodowego wyzwalający nadawał nazwisko innego obywatela, który w jakiś sposób był z wyzwalanym związany. Pedagog Cycerona Dionysius wyzwolony otrzymał nazwisko: Marcus Pomponius Dionysius. Cyceron dał mu swoje imię a nazwisko rodowe Attyka (Titus Pomponius Atticus), który szczególnie cenił Dionizjusza.

Niewolnik wyzwolony przez kobietę otrzymywał praenomen i nomen ojca wyzwalającej, a ponadto zaznaczano, komu zawdzięcza wolność, np. Marcus Livius, Augustae libertus, Ismarus — Marek Liwiusz, wyzwoleniec Augusty, Ismarus.

1 Cesarz Klaudiusz zabronił ludziom obcego pochodzenia przyjmować rodowe nazwiska rzymskie (Peregrinae condicionis homines vetuit usurpare Romana nomina, dumtaxat gentilicia — Swetoniusz, Klaudiusz 25).


NAUKA I WYCHOWANIE W GRECJI

Nie ulega wątpliwości, że prawodawca powiniea- się zająć przede wszystkim wychowaniem młodzieży... Ponieważ zaś całe państwo ma tylko jeden cel, więc oczywiście i wychowanie musi być jedno i to samo dla wszystkich i państwo jako całość musi wziąć troskę na siebie, a nie osoby prywatne, jak to bywa dzisiaj, kiedy każdy z osobna troszczy się o swe dzieci i według swego upodobania (prywatnie) nauk im udziela. Wspólne zadania wymagają przecież i wspólnego przygotowania. Zarazem nie trzeba są-dzić,- że ktoś z obywateli do siebie samego należy, przeciwnie, wszyscy należą do państwa, bo każdy z nich jest częścią państwa. Toteż troska o każdą część z osobna musi z natury rzeczy mieć na oku troskę o całość. W tym względzie zasługują na pochwałę Lacedemończycy, bo u nich bardzo wiele starań poświęca się wychowaniu dzieci — a czyni to państwo. Jasną jest tedy rzeczą, że wychowanie musi być uregulowane w drodze prawa i że przeprowadzać powinno je państwo. Trzeba jednak jasno zdać sobie sprawę z tego, co to jest wychowanie i jak je należy przeprowadzać, bo obecnie panuje pod tym względem rozbieżność.

(Arystoteles, Polityka VIII 1, 1-3, 1337 a)

Tyle Arystoteles; — w wieku IV p.n.e. podobnie jak przedtem i potem, panowała rozbieżność w opiniach, jak należy przeprowadzać wychowanie młodzieży. Niełatwo wobec tego przedstawić metodę kształcenia i wychowywania poprzez wieki poprzednie, w ciągu których zachodziło w Grecji tyle zmian w stosunkach politycznych, ustrojowych, społecznych i w poglądach na świat i życie. Jedno można stwierdzić, że od czasów najdawniejszych ojciec miał decydującą rolę w wychowaniu syna, że zawsze za wzór stawiano dawniejsze pokolenia, że na tym tle dochodziło do konfliktów pokoleń, w których to konfliktach należy częściowo przyznać rację jednej, częściowo drugiej stronie: starsi — wnosili doświadczenie, młodsi — dążyli ku nowemu, lepszemu. W literaturze pierwowzoru przykładem starca powołującego się na wspaniałą przeszłość, na jej wspaniałych ludzi może być Nestor, który przeciwstawia młodym bohaterów dawniej żyjących. Zgorszony zwadą Agamemnona z Achillesem udziela im rad i przestróg:

...Posłuchajcie mnie — obaj jesteście wszak młodsi ode mnie Niegdyś z jeszcze lepszymi, niż wy, przestawałem, mężami —-,A przecież nigdy mi czci nie skąpili, szanując mnie wielce... . Najmocarniejsi to byli mężowie ze wszystkich na ziemi, Sami najmocarniejsi i z mocarnymi walczyli... Żaden dzisiejszy śmiertelnik by tamtym w walce nie sprostał, A przecież słuchali mych rad, ze zdaniem moim się licząc. Tedy słuchajcie i wy...

(Iliada I, 259)

A przecież mimo tej oceny bohaterowie pod Troją dzielnie się sprawowali i w boju, i w zawodach sportowych. Więc też kiedy staremu człowiekowi lata dawały się we znaki, ustępował miejsca młodszym, z pełnym do nich zaufaniem. Tenże Nestor podczas igrzysk urządzanych dla uczczenia pamięci Patroklosa zdaje sobie sprawę, że trudy już na młodsze spadają pokolenia:

...nikt nie mógł mi sprostać w zawodach...

...a dziś niech się młodzi parają Z trudy takimi, bo mnie, co kiedyś byłem bohater Nad bohatery, już czas się ugiąć przed smutną starością.

(Iliada XXIII 643)

I tak to bywało przez wieki, pokolenie starsze starało się dać młodemu wszystko, co uważano za najlepsze, równocześnie z nieufnością odnosząc się do zmian, do „nowinek".

Od siódmego roku życia chłopcy przechodzili, o czym była już mowa, pod opiekę ojca. W okresie kreteńskim i achajskim chłopiec pod kierunkiem ojca i wybranych przez niego opiekunów zaprawiał się we władaniu bronią, uczył się muzyki i tańca, które to umiejętności były nieodzowne ze względu na obowiązujący udział w obrzędach i uroczystościach religijnych (zob. s. 513). Pewnym przygotowaniem do udziału w życiu publicznym była umiejętność przemawiania. Ponadto przygotowywał się chłopiec do życia praktycznego, uczył się prowadzić gospodarstwo zaznajamiając się z pracą na roli lub w winnicy, a nawet powinien był zapoznać się z praktyczną „medycyną". W eposach homerowych panowie pracują wraz ze służbą, nieobca jest im praca przy budowie okrętu, a królewna Nauzykaa, która jak mówi „wszystko ma na swej głowief, sama przypomina ojcu o swoich obowiązkach, „trzeba zawioźć do rzeki i wyprać bieliznę — tyle brudów się nazbierało", sama „wyniosła ze skarbca świetlistą odzież i ułożyła na wozie piąknie gładzonym..." ona też „chwyciła bicz i cugle błyszczące, smagnęła muły..." A nad rzeką nie ograniczyła się jej rola do nadzorowania służebnic, lecz pracowała wraz z nimi. A gdy wracały do domu znowu Nauzykaa powoziła... „raz kłusem, raz stępa prowadziła muły, roztropnie używając bicza..." (Odyseja VI, 57 nn.). Dziewczęta wcześnie przyzwyczajano do pracy; pod opieką matki uczyły się przędzenia, tkactwa, prowadzenia gospodarstwa domowego, nabywały też praktyki w domowym lecznictwie. Chłopcy na Krecie w 14 roku życia zaczynali uprawiać systematyczne ćwiezenia fizyczne, co miało być przygotowaniem do służby wojskowej; w 18 roku życia, jako pełnoletni, byli włączani do zespołów zwanych hetairiami.

W okresie helleńskim w Atenach nauczanie nie było objęte przymusem prawnym, ale zwyczajowo było uważane za obowiązek rodziców względem dzieci. Platon nawet wygłasza zdanie, że dzieci nie mają żadnych obowiązków wobec rodziców, którzy nie zadbali o ich wykształcenie.

W wieku V p.n.e., w okresie wojny peloponeskiej Ateńczycy byli już dumni, że nie ma u nich analfabetów. Jakkolwiek nie było formalnie zorganizowanej szkoły, lecz każdy wychowywał dzieci jak chciał, o czym mówi Arystoteles — to jednak nauczanie przyjęło już formy zespołowe; dzieci uczyły się w grupach pod kierunkiem nauczyciela, a więc zaczynała się kształtować szkoła. Grecki program szkolenia obejmował i na równi traktował wychowanie intelektualne, muzyczne i fizyczne. Wiąże się to ściśle z pojęciem kultury greckiej, która — przytoczę słowa Bronisława Bilińskie-go — ,,pioniersko sformułowała podstawowy postulat wychowawczy, precyzując obok moralnych i estetycznych aspektów wychowania dwie zasadnicze jego strony: wychowanie fizyczne, które objęła nazwą gymnastika, i wychowanie umysłowe, które generalnie określiła nazwą musike (Platon). Syntezą tych dwóch elementów miała być owa klasyczna równowaga ciała i ducha, wszystkich zdolności fizycznych i umysłowych — owa. sławiona kalokagathia (kalos kai dgathos — piękny i dobry). Pojęcie kalokagathii przeszło w ciągu wieków rozwój od pojęcia konkretnego piękna ciała (ka-loi — piękni) tych, którzy byli agathoi, czyli szlachetnie urodzeni, do abstrakcyjnego piękna moralnego, abstrakcyjnych walorów etycznych, wedle którycłrbrzydota Sokratesa nie będzie przeszkadzać w widzeniu piękna jego duszy, zamkniętej w postaci brzydkiego Sylena.

W starożytnej formacji niewolniczej postulat piękna fizycznego i moralnego dobra subiektywnie klasowo uwarunkowany i klasowo ograniczony, w praktyce społeczeństwa klasowego nigdy szerzej społecznie nie realizowany, obiektywnie stał się ważnym osiągnięciem w historii myśli wychowawczej. Zabsolutyzowany i społecznie poszerzony, jest on trwałym osiągnięciem starożytnej myśli pedagogicznej" \

Takie ujęcie myśli pedagogicznej u starożytnych należy przede wszystkim odnieść do Ateńczyków, którzy dążyli do pełnego rozwoju osobowości człowieka, gdyż Spartanie dbali głównie o wychowanie fizyczne, które miało zapewnić państwu obrońcę — silnego, zdyscyplinowanego żołnierza.

Drugi moment ważny w życiu starożytnych Greków, a więc i w wychowaniu młodzieży, to agonistyka, szlachetne współzawodnictwo i jednostek, i zespołów w różnych układach, w różnych dziedzinach życia, z myślą o dążeniu do najwspanialszych osiągnięć, do wyróżnień, do wieńca olimpijskiego, a osiągnięcia te przynosiły chlubę nie tylko wyróżnionemu obywatelowi lecz także państwu, które reprezentował.

Wymienione wyżej podstawowe założenia ukształtowały program szkolenia młodego Ateńczyka w formę obejmującą wychowanie fizyczne i intelektualne, i obydwa te kierunki w Atenach długo utrzymywały równowagę, jakkolwiek w wieku V p.n.e. zaczęły się odzywać głosy krytyki w związku z przypisywaniem zbyt wielkiej wagi ćwiczeniom sportowym. Były i inne rozbieżności w poglądach co do programu i metod, o czym wspomina Arystoteles, a istnieć muszą gdyż są wyrazem -dążenia do czegoś nowego, czegoś lepszego. Dużo tu mieli do powiedzenia filozofowie, którzy uznając potrzebę wymienionych nauk dążyli do nauczania cnoty — arete. „Zdaniem filozofa Posejdoniosa — pisze Se-neka w Liście 88, 21 — mamy cztery rodzaje nauk: umiejętności pospolite i nieszlachetne, umiejętności rozrywkowe, nauki dziecięce i nauki wyzwolone. Umiejętności pospolite — to rzemiosła, które polegają na pracy ręcznej i mają na celu zaspokajanie potrzeb życia, a które nie zawierają w sobie żadnych pozorów przystojności i żadnych pozorów cnoty. Umiejętności rozrywkowe mają na celu zabawianie naszych oczu i uszu. Tutaj możesz zaliczyć mechaników, którzy wynajdują podnoszące się same przez się z zapadni scenicznych dekoracje, pomosty bez żadnego szmeru wznoszące się ku górze i inne nieoczekiwane urozmaicenia w teatrze, kiedy albo rozwiera się to, co było przedtem zawarte, albo samo schodzi się to, co znajdbwało się z dala od siebie, albo stopniowo zapada się to, co sterczało poprzednio do góry. Takie rzeczy zaskakują ludzi nieświadomych, którzy nie znając przyczyn dziwią się wszystkiemu, co niespodziane. Do nauk dziecięcych, mających w sobie trochę podobieństwa do nauk wyzwolonych, należą te, które Grecy nazywają enkyklia to jest podstawowymi, a my właśnie wyzwolonymi. Ale w samej rzeczy wyzwolonymi czy—• żeby wyrazić, się bardziej zgodnie z prawdą — wolnymi są tylko te, które za przedmiot swoich starań mają cnotę".

Uderza nas tutaj podział na umiejętności pospolite — rzemiosło i osiągnięcia mechaniki, traktowane jako tylko dające ludziom rozrywkę i niespodziankę; nie dostrzegano korzyści praktycznych^ jakie przynieść miały „sztuczki" mechaników. Warto też zwrócić uwagę, że rzemiosło polegające na pracy ręcznej to umiejętność pospolita, nieszlachetna: jak bardzo odeszli więc Grecy epoki klasycznej w swoich pojęciach o życiu od Greków Homerowych?

Niezależnie jednak od różnych opinii chłopcy byli od początku kształceni przez trzech nauczycieli, którymi byli: gramatysta, kita-rysta i paidotryba. Ważne zadanie przypadało gramatyście: on bowiem uczył chłopców zasad pisania i gramatyki, uczył ich czytać i udzielał podstawowych wiadomości z rachunków. Rolę zeszytów spełniały drewniane tabliczki powleczone woskiem, na których rylcem kreśliły dzieci litery, potem zdania. Kiedy już opanowały umiejętność pisania i czytania, przystępowano do lektury autorów, i tutaj główną i trwałą pozycją były eposy Homera oraz bajki Ezo-pa, w których była zawarta głęboka mądrość. W miarę wzbogacania się literatury, rozszerzał się program: czytano dzieła Hezjoda, poezję mędrca — prawodawcy Solona, utwory Teognisa, uczono się hymnów ku czci bogów, które odśpiewywano z okazji uroczystości religijnych. I tutaj wkraczał drugi nauczyciel — kitarysta, który uczył chłopców gry na lirze czy kitarze; przy tonach tych instrumentów śpiewano, solowo lub w chórach, pieśni poetów, którzy też byli autorami hymnów. Wreszcie dopełniał wykształcenia paidotryba, nauczyciel gimnastyki, wychowania fizycznego, trener, pod którego kierunkiem chłopcy ćwiczyli się w palestrach i w gimnazjonach w biegach, skokach, rzucaniu włócznią i dyskiem, a zaprawiali się z całym zapałem mając w perspektywie zwycięstwa podczas jednych z wielkich igrzysk.

Platon widzi w nauczycielach wychowawców, którzy nie tylko mają wpajać w uczniów wiadomości, ale i kierować nimi i dlatego uważa, że-postępowanie wychowawcy powinno podlegać kontroli czy obserwacji. „...Nauczyciele różnych przedmiotów powściągać będą jego (chłopca) zapędy, wreszcie wykształcenie i wiedza, jaką nabędzie, staną się dla niego wędzidłem, którym kiełzać przystoi wolnego człowieka. Z drugiej jednak strony każdy wolny mąż ukarać musi, tak jak niewolnika, chłopca, jego wychowawcę oraz nauczyciela, jeżeli któregoś z nich przychwyci na jakimś wykroczeniu. Kto sprawiedliwej kary nie wymierzy winnemu, okryje się przede wszystkim hańbą i wstydem, a następnie przez tego strażnika praw, który ma powierzoną pieczę nad wychowaniem młodzieży, pociągnięty zostanie do odpowiedzialności, że będąc świadkiem niewłaściwego czynu, nie ukarał winowajcy, gdy trzeba go było ukarać, lub nie ukarał we właściwy sposób. Bystry bowiem musi mieć wzrok i z niezwykłą uwagą czuwać nad wychowaniem młodzieży ten, kto ma zadanie skierowywać ją na właściwą drogę i zwracać nieustannie do tego, co jest dobre zgodnie z orzeczeniem praw" {Prawa VII 808 E - 809 A).

Musiały więc być wykroczenia i wśród uczniów, i wśród wychowawców, jeżeli Platon widzi konieczność wprowadzenia kontroli i wymiaru kar za wykroczenia w spełnianiu obowiązków. Chodziło przecież, o czym była już mowa, nie tylko o przekazanie pewnych wiadomości, ale też o wychowanie dobrych obywateli. Niewątpliwie wychowanie fizyczne miało na celu nie tylko przygotowanie do zawodów sportowych, ale i pewną zaprawę do służby wojskowej. Nie była ona zapewne wystarczającą i prawdopodobnie w wieku IV p.n.e., ujęto przysposobienie wojskowe w formę konkretną przez stworzenie instytucji zwanej efebią. Efebia obowiązywała wszystkich obywateli ateńskich zasadniczo od 18 (16?) roku życia, trwała cztery lata; po roku ćwiczeń pełnili efebowie służbę w garnizonach i na placówkach w stanicach, w pasie granicznym Attyki.

Efebowie uprawiali ćwiczenia fizyczne pod kierunkiem pai-dotryby-trenera, a szkoleniem wojskowym kierował nauczyciel-instruktor—didaskalos. Program zajęć obejmował także dalsze kształcenie w poezji i w muzyce, gdyż jednym z obowiązków efebów było uczestniczenie i branie czynnego udziału w uroczystościach państwowych. Efebowie składali przysięgę, że nie zhańbią powierzonej im broni, że nie opuszczą w potrzebie swoich towarzyszy, że będą bronić domowych ołtarzy, czyli granic państwa.

W epoce hellenistycznej, po upadku niepodległości Grecji, efebia straciła charakter wojskowy, nie obowiązywała już całej młodzieży w wieku od 16 do 20 lat, nabrała natomiast charakteru elitarnego. W III wieku p.n.e. ograniczono czas jej trwania do jednego roku, a przynależność była dobrowolna. W okresie od połowy III do połowy II wieku liczba efebów znacznie zmalała, ograniczała się do syriów najzamożniejszych obywateli. Z biegiem czasu liczba ich znowu wzrosła dzięki temu, że zaczęto przyjmować na efebów także cudzoziemców. Szkolenie fizyczne ograniczono do popisów i ćwiczeń gimnastycznych, natomiast większy nacisk położono na wykształcenie intelektualne (filozofia, literatura, retoryka, muzyka). Życie efebów koncentrowało się w gimnazjonie, stanowiącym w epoce hellenistycznej ośrodek życia kulturalnego, pełniącym niejako rolę dawnej agory. W okresie rzymskim efebia grecka utrzymała się, została nawet rozbudowana przez wprowadzenie różnych stopni wychowawców, instruktorów i urzędników.

W okresie hellenistycznym i rzymskim była organizacja, która obejmowała mężczyzn „po .efebii"; byli to tzw. neoi — „młodzi", chociaż należeli do tej organizacji ludzie może nawet do 40 roku życia. Podlegali oni władzy gimnazjarchy. Zespół, zwany synodes, miał swojego sekretarza i skarbnika, których mianowały władze miejskie. Neoi mogli występować jako organizacja w wypadkach, kiedy zwracali się w różnych sprawach do władz państwowych lub do cesarza. Zachował się np. tekst odpowiedzi cesarza Hadriana na list gratulacyjny, który przesłała cesarzowi z okazji objęcia przez niego władzy w r. ¦Ąfe organizacja neoi w Pergamon2.

* M. Jaczynowska, Collegia iuvenum... s. 73.

Organizacje przygotowujące młodzież do udziału w życiu państwowym istniały i w innych państwach. W r. 1853 znaleziono na Krecie napis w dialekcie doryckim, który, jak się okazało, jest tekstem przysięgi, jaką złożyła grupa złożona ze 180 chłopców, tzw. agelaiosów, „żyjących w zespole", kiedy opuszczali swoją jednostkę — agele.

Dokument ten, pochodzący z małego miasteczka Dreros, daje pojęcie, jak mogła wyglądać przysięga w większych, bardziej zagrożonych, miastach-państwach; Tekst ten brzmi:

„Przysięgam na Hestię w Prytaneion i na Zeusa Zgromadzeń,-i na Atenę Polias i na Apollina Pytyjskiego, i Leto, i Artemis, i Aresa, i Afrodytę, i Hermesa, i Heliosa, i Britomartis, i Foiniksa, i Amfionę, i Ziemię, i Uranosa (Niebo), i na herosów i heroiny, i krynice i rzeki, i wszechbogów i boginie, że nigdy nie będę dobrze usposobiony wobec Lyttiów w żaden sposób ani słowem ani czynem, ani nocą ani dniem, natomiast przyczynię miastu Lyttiów wszelkiego możliwego zła; że nigdy nie zdradzę miasta Dre-riów i Knossiów ani też nie zdradzę nieprzyjaciołom obywateli z Dreris i Knossos, ani nie będę wszczynał buntu, lecz będę przeciwnikiem buntownika, ani nie będę wszczynać spisku w mieście ani poza miastem, ani nie przystąpię do takiego. Jeśli zaś dowiem się o spiskach, wydam je sprawującym wtedy władzę. Jeżeli tego nie dotrzymam, niech wszyscy bogowie i boginie, na których przysiągłem, na mnie się gniewają, i niechaj ja sam i moje mienie zginie żałośnie, niech pole nie zniesie plonu ani drzewo owoców, ani żona niechaj nie rodzi; niech też z wojny nie wrócę szczęśliwie. Jeżeli zaś dotrzymam przysięgi, niech bogowie będą mi łaskawi i udzielą wszystkiego dobrego. Przysięgam na wszystkich bogów, że ustępujących w miesiącu Komnokarios lub Haliaios naczelników zaskarżę w Radzie, jeżeli oni nie zobowiążą Gromady tegorocznych efebów do złożenia tej samej przysięgi, którą myśmy złożyli. Przysięgam także przekazać. tradycje starego kraju Dre-riów przyszłym pokoleniom, zaprzysięgać je i ich przestrzegać, a jeżeli Milatowie w nowej hegemonii będą godzić w byt miasta Drenów z powodu naszego terytorium, to my, przewodnicy naszej Gromady, dla niej walczyć będziemy. Przysięgamy zasadzić drzewo oliwne i pokazać je, kiedy wyrośnie, kto zaś nie zasadzi, niech płaci grzywnę 50 staterów."

W przysiędze tej zawarty jest i element patriotyczny — obrona granic, i tradycjonalistyczny — podtrzymanie zwyczaju zaprzysiężenia, i ekonomiczny — obowiązek sadzenia drzew oliwnych, cennych w gospodarce państwowej.3

Była juz mowa o Tym, ze częścią składową programu nauczania była lektura poetów: podstawową lekturą były dzieła Homera, bajki Ezopa, elegie Solona, Teognisa, odczytywano i wygłaszano sentencje, gnomy, jak np. autora Nauk Chilona, z którego znamy tylko drobne fragmenty. Na czym polegała lektura poetów, jaki był jej cel? czy tylko literacki? jak interpretowano teksty? Otóż chodziło nie tylko o to, żeby uczeń opanował pewną ilość tekstów, umiał je odpowiednio we właściwej sytuacji wygłosić (uroczystości religijne, okolicznościowe, uczty), lecz miał z nich wynieść głębsze korzyści; poezja miała służyć wychowaniu etycznemu. Utwory, ¦które same w sobie miały charakter moralizatorski, nie sprawiały nauczycielowi trudności, lecz były teksty, które mówiły o złem i o dobrem, wówczas zadaniem wychowawcy było wykazać różnicę i wskazać właściwą drogę postępowania w życiu. „Podobnie jak wśród liści winogradu i kwitnących gałązek często kryje się w cieniu niezauważony owoc, tak w poetyckim wysłowieniu i pod osłoną mitów lwiele rzeczy korzystnych i pożytecznych uchodzi uwagi chłopca: nie trzeba mu na to pozwalać ani dopuścić, aby się oddalał od istoty rzeczy, ale wpoić mu to, co prowadzi ku cnocie i kształtuje charakter... Przede wszystkim więc niech chłopiec, poznawszy dobre charaktery postaci, podobnie jak złe, zwraca uwagę na słowa i czyny, które poeta każdemu we właściwy sposób przypisuje" (Plutarch, Jak młodzież powinna słuchać poetów 10 E).

„Ponieważ zaś tak jak na łące pszczoła ugania się szukając kwiatu, koza — gałązki, świnia — korzeni, a inne znów stworzenia szukają ziaren i owoców, tak i przy czytaniu poezji jeden zbiera kwiat treści, drugi upaja się pięknem i układem wyrazów... inni znów odnoszą korzyść ze słów dotyczących charakteru, i do nich właśnie mówię. Przypomnijmy im, że jest rzeczą rażącą, iż ten kto interesuje się treścią, nie przeoczy niczego lekturą co jest nowe i niezwykłe w opowiadaniu, ani też nie ujdzie uwagi tego, kto się zajmuje językiem, żaden zwrot poprawny i piękny, a ten, kto czyta poezję nie dla samej przyjemności, lecz dla kształcenia charakteru, nie słucha leniwie i obojętnie tego, co się mówi o cnocie, o roztropności, o sprawiedliwości..." (Plutarch, Jak młodzież powinna słuchać poetów 10 D; 11 D - E). Od najwcześniejszego okresu nauczania brano pod uwagę nie tylko walory literackie czytanego utworu, lecz starano się równocześnie wykorzystać temat jako czynnik wychowawczy, prowadzić ucznia ku kalokagathii i służbie dla państwa. „Czym jest najwyższe dobro i jakich nauk czy umiejętności jest przedmiotem? Zdawałoby się, że jest przedmiotem nauki naczelnej i najbardziej kierowniczej. Za taką zaś uchodzi polityka, nauka o państwie. Ona bowiem orzeka, które nauki należy w państwie uprawiać i których ma się kto uczyć, i w jakiej mierze; widzimy też, że pod nią podpadają te właśnie umiejętności, które najwyżej cenimy, jak sztuka dowodzenia, sztuka gospodarowania i retoryka (sztuka przemawiania). Skoro zaś ta nauka używa do swego celu wszystkich innych umiejętności praktycznych, ponadto rozstrzyga o tym, co należy czynić, a czego zaniechać,' 4o jej cel musi obejmować cele wszystkich innych umiejętności, tak że cel ten musi być najwyższym dobrem i dla jednostki i dla państwa, to jednak dobro państwa zdaje się być czymś większym i doskonalszym, zarówno gdy idzie o osiągnięcie, jak też o zachowanie go; i dla jednostki miłą jest rzeczą dopięcie celu, ale piękniejszą i bardziej boską — dla narodu i państwa" (Arystoteles, Etyka Nikomachejska I 2, 1094 nn.).

Oczywiście przy utrzymywaniu i umacnianiu w młodych umysłach wartości trwałych i stałych, dodatnich cech charakteru, były i wartości,, co do których poglądy ulegały i musiały ulegać zmianom; łączyło się to z szeregiem zmian, jakie zachodziły w warunkach politycznych, społecznych, ekonomicznych; wraz z nimi bowiem zmieniał się także wzór, ideał obywatela czynnego politycznie, „działacza politycznego". I tutaj wkraczają na arenę wychowania i kształcenia myśli — filozofowie. Pierwsi filozofowie, myśliciele jońscy, nie byli nauczycielami, wykładowcami. Dopiero w wieku VI p.n.e. Anaksymander, po nim Anaksymenes usiłowali przekazywać swą wiedzę.

W Italii, w Elei, powstaje szkoła eleacka, związana z nazwiskami Ksenoianesa z Kolofonu i Parmenidesa (VI/V wiek p.n.e.), a o szkole jako instytucji zorganizowanej można mówić o szkole Pitagorasa. Te szkoły jednak rozwijają swą działalność poza granicami Grecji właściwej.

O nauczających filozofach w Atenach można mówić zaczynając od Sokratesa i od sofistów. Sokrates jednak uczył dyskutując, nie występował jako zawodowy, płatny nauczyciel, sofiści natomiast byli pierwszymi nauczycielami pobierającymi za naukę zapłatę. Jaką metodą uczono? Jedni uważają, że były to przeważnie dyskusje, „konwefsatoriurn", a przecież Zenon z Kition do młodego człowieka, który więcej chciał sam mówić niż słuchać, powiedział: „Natura dała nam jeden język, a dwoje uszu w tym celu, ażebyśmy dwa razy więcej słuchali niż mówili" (Arnim 310). Zresztą co do metody sofistów nie > mamy żadnych wątpliwości: wygłaszali wykłady przed jakąś grupą słuchaczy. Jedni, jak np. Hippiasz, wygłaszali swe teorie na agorze, każdy mógł ich słuchać, inni wykładali tym, którzy chcieli ich słuchać i — chcieli płacić. Prota-goras, według Diogenesa Laertiosa IX 52, pobierał za pełne wykształcenie, które miało trwać prawdopodobnie od trzech do czterech lat, dziesięć tysięcy drachm. Był on pierwszym nauczycielem pobierającym zapłatę za wykłady, ża nim poszli inni, jednak nie stawiali taMch warunków. Czego sofiści uczyli, jaki był cel ich nauczania? Mieli przygotować do życia dobrego obywatela. Głównie kładzie się nacisk na nauczanie przez nich retoryki, sztuki przemawiania, i erystyki — sztuki dyskutowania i obalania, obojętne jakimi sposobami, argumentów przeciwnika. Przyczyniło się to niewątpliwie do rozwoju wymowy w Grecji. Ale by dobrze przemawiać, by dobrze argumentować, by skutecznie atakować przeciwnika — konieczna była wiedza, i to o bardzo szerokim zakresie — polimathia. Ćwiczono pamięć, sztuki mnemotechniki nauczał Hippiasz; ważne było wykształcenie literackie, znajomość historii. Sofiści sami prowadzili badania naukowe z zakresu biografii, mitologii, genealogii, układali spisy wydarzeń (np. lista zwycięzców w igrzyskach olimpijskich), by potem mieć materiał do rozpraw, do dyskusji. Są to więc ludzie nauki, którzy opanowane wiadomości przekazują drugim. Ostateczny postęp osiągnęło wychowanie greckie w wieku IV p.n.e., i to w dwóch kierunkach — retoryki i filozofii; Pierwszą reprezentuje Isokrates. który założył szkołę retoryki w r. 392 p.n.e., filozofię — Platon, którego słynna Akademia otworzyła podwoje w r. 387 p.n.e.

Inną zupełnie formę miało wychowanie chłopców w Sparcie, gdzie kosztem wykształcenia intelektualnego rozwijano wychowanie fizycznie, które miało na celu przygotowanie młodzieży do służby wojskowej. Od siódmego roku życia chłopiec był pod opieką państwa. Włączony do jednego z oddziałów zwanych ile mógł po czteroletnim przygotowaniu w 12 roku życia jako pais (pais — chłopiec) rozpocząć poważniejsze ćwiczenia, które kończył jako 2 0-letńi młodzieniec, jako eiren — młodzieniec dojrzały/Dzielono chłopców na dwie grupy: młodszą — paides od r. 7 do 14, i efebów od 14 do 20, przy czym w każdej grupie powtarzały się te same nazwy oddziałów czy klas. Po roku uczeń nazywał się rhobidas, a w następnych latach kolejno: prokomidzomenos, mikidzomenos, propais, pais (12-letni) melleiren, eiren. Według Plutarcha terminem pais obejmowano chłopców od siedmiu do dwunastu lat.5

Wykształcenie intelektualne Spartan ograniczało się poza umiejętnością czytania i pisania do opanowania kilku pieśni wojennych i religijnych oraz pewnych wiadomości związanych z tradycjami Sparty z zakresu jej historii, religii i obrzędowości. Zaprawa wojskowa była surowa: zahartowanie, wyrobienie odporności na wszelkie trudy i niewygody życiowe, odporność na głód, zimno, ból, zaprawa w marszach, ćwiczeniach sportowych, we władaniu bronią. Dla sprawdzenia odpowiedniego przygotowania i wytrzymałości młodego człowieka | poddawano go podwójnej próbie: pierwszą próbą była silna chłosta przed ołtarzem Artemidy Orthii, którą chłopiec powinien był znieść bez jęku. Drugą próbę przechodzili młodzi ludzie tuż przed ukończeniem ćwiczeń, a więc przed przejściem do eirenów: była to tzw. krypteia, której; warunki tak przedstawia autor starożytny:

„Młody człowiek oddalał się od miasta i musiał kryć się tak, żeby go nikt nie dostrzegł. Wędrował po górach, sypiał mało i musiał czuwać, ażeby go nikt nie zaskoczył; nie miął żadnej pomocy, nie zabierał z sobą żywności. Wysyłano chłopców bez obrania, każdego oddzielnie. Mieli spędzić cały rok wędrując po górach, żywiąc się tym, co ukradną albo w inny sposób zdobędą" (Scholia do Platona Praw 1,633 B).6

Po zadowalającym odbyciu kryptei młody Spartanin był dopuszczany do udziału we wspólnych posiłkach mężczyzn, były to tzw. pheditie.

Zasługuje na uwagę fakt, że szkoła grecka była zawsze związana z życiem swojego miasta-państwa. Zarówno wychowanie fizyczne, przygotowujące przyszłych obrońców państwa, jak i in-telektualno-muzyczne, przygotowujące młodzież do brania udziału we wszelkich uroczystościach, miało na celu powiązanie wykształcenia z życiem państwa. Ważną rolę odegrała tu związana z kulturą grecką agońistyka. W zawodach urządzanych przy różnych okazjacł\_młodzież mogła wykazać się swoimi osiągnięciami w zakresie wychowania intelektualnego (poezja, śpiew, muzyka, taniec) i fizycznego. Udział młodzieży w uroczystościach był obowiązkowy, ceniono to jako zaszczyt i wyróżnienie.

Okazją do uroczystych występów były święta, rocznice zwycięstw (rocznice zwycięstwa pod Maratonem, Salaminą i Platejami obchodzili Grecy jeszcze w czasach cesarstwa), przyjazdy wybitnych osobistości, pogrzeb sławnego obywatela lub fundatora szkoły. Zachowany napis z końca IV wieku p.n.e. zawiera wykaz nazwisk chłopców i dziewcząt, którzy mieli brać udział w uroczystej procesji. Udział taki był obowiązkowy; tym, którzy nie stawiliby się, grożono karami. Jedyną podstawą usprawiedliwienia mógł być pogrzeb w rodzinie.

Młodzież miała wakacje letnie, a w ciągu roku szkolnego było także wiele dni wolnych od nauki. Poświadcza to kalendarz z wyspy Kos, według którego w jednym tylko miesiącu Artemitiosie było dziewięć dni wolnych od nauki: 4 — święto Posejdona, 6 —¦ święto Eumenesa, 7 — ofiary i igrzyska publiczne, 10 —święto Pytoklesa, 12 — składanie ofiar ku czci Dionizosa, 19 — procesja dla uczczenia muz, 26 — święto Attasa. Był jeszcze „dzień nau-czyciela"(!) w dn. 29, a piąty dzień każdego miesiąca był wolny od zajęć jako „dzień fundatora". Przeznaczano ten dzień na rozrywki i zabawy.

Dziewczęta do siódmego roku życia pozostawały pod opieką matki i opiekunki, wolne od wszelkich obowiązków. Potem wychowanie ich przybierało inne formy w Atenach, inne w Sparcie, a jeszcze inaczej wyglądało na wyspach, gdzie we wszystkich dziedzinach życia panowała większa niż w Atenach swoboda.

W Atenach zaznajamiała się dziewczynka z prowadzeniem gospodarstwa domowego, z robotami kobiecymi jak tkactwo czy przędzenie, nie zaniedbywano jednak podstawowego wykształcenia, a więc uczyła się czytać i pisać. W Atenach szkół dla dziewcząt nie było, ale np. jest poświadczone istnienie szkół na wyspie Teos, utrzymywanych przez państwo, do których uczęszczali chłopcy i dziewczęta. Program nauki dziewcząt obejmował także śpiew i taniec, gdyż umiejętności te były kobietom potrzebne w związku z ich udziałem w uroczystościach religijnych. Nie stroniły także kobiety od poznawania literatury, były jednak odsunięte od rozmów na tematy literackie w gronie mężczyzn. W ich towarzystwie mogły zabłysnąć dowcipem i oczytaniem hetery, lecz nigdy kobieta wolna. Na przełamanie surowych zasad ateńskich pozwalała sobie Aspazja, żona Peryklesa; jakkolwiek mogła korzystać z większych swobód wsposobie bycia jako cudzoziemką, to jednak opinia publiczna potępiła je. Pogląd Platona, iż kobiety posiadają zdolności nie mniejsze niż mężczyźni i powinny otrzymywać równie staranne wykształcenie, długo pozostawał bez echa w społeczeństwie ateńskim'a fakt, że poezję kobiecą, której początki sięgają VII wieku p.n.e. reprezentują kobiety z Lesbos, Beocji, Argos, Sykionu, a nie ma wśród nich ani jednej przedstawicielki owego ogniska nauk — Aten, świadczy także o wyłączeniu kobiet ateńskich z kręgu życia intelektualnego.

W Sparcie, zgodnie z ogólną tendencją w tym kraju, wychowanie dziewcząt było podobne do wychowania chłopców: na pierwsze miejsce wysuwano sprawność i tężyznę fizyczną. Przygotowywano przecież dziewczęta na matki przyszłych obywateli-żołnie-rzy. Uprawiały więc dziewczęta gimnastykę na równi z chłopcami, ćwiczyły się w biegach, rzucie dyskiem, nawet w zapasach. Ze względu na uroczystości religijne czy państwowe, podobnie jak w Atenach, uczyły się śpiewu i tańca. Że w epoce hellenistycznej kobiety garnęły się do nauk, że pojawiały się śmiałe emancypant-ki, które walczyły o dostęp do studiów zastrzeżonych tylko dla mężczyzn, świadczyć może fakt, iż u sławnego lekarza Herofilosa, który działał w Aleksandrii w czasach pierwszych Ptolemeuszów, studiowała dziewczyna z Aten, niejaka Agnodike. Dzięki niej — jeżeli wierzyć Hyginusowi — pozwolono kobietom studiować medycynę.7

Zdobycie wykształcenia było w Grecji obowiązkiem i przywilejem ludzi wolnych, dlatego to Seneka, pozostający pod wpływem haseł filozofii greckiej, wygłasza zdanie, że studia, nauki wyzwolone (liberalia studia) mają tę nazwę, ponieważ godne są człowieka wolnego (homine libero), (Listy 88, 2). W ramach wykształcenia mieściło się — o czym była wyżej mowa — także wychowanie fizyczne; otóż ze wzmianek u różnych autorów dowiadujemy się, że od dawnych czasów niewolnicy nie byli dopuszczani nawet do ćwiczeń wyrabiających sprawność fizyczną. Według Arystotelesa Kre-teńczycy przyznali niewolnikom uprawnienia, jakie mieli ludzie wolni, z wyjątkiem prawa korzystania z gimnazjonów i posiadania broni (Polityka II 2, 12, 1264 A 21 -22). Podobnie Ajschines potwierdza, że ustawa nie pozwala niewolnikowi uprawiać ćwiczeń w palestrze ani nacierać się oliwą (Przeciwko Timarchowi 138). Wprawdzie Arystoteles i tytuł niezachowanej komedii Ferekratesa mówi o „Nauczycielu niewolników", jednak zadania nauczycieli niewolników były inne niż nauczycieli dzieci wolnych: uczyli oni zajęć praktycznych, które należały do służby; a które niewolnicy mieli wykonywać w gospodarstwie domowym.

Wraz z innymi zmianami przyniosła także zmianę stosunku obywatela wolnego do niewolnika. Eurypides już, zwolennik nowych treści, podkreślał, że wolny — niewolnik to podział społeczny nie moralny, więc niewolnik jako człowiek jest na tym samym poziomie co człowiek wolny, a w czasach cesarstwa rzyrrskiego Seneka pod wpływem filozofii stoików na zarzut „przecież to niewolnicy" — odpowie: „ale ludzie!". Mogli więc niewolnicy wtedy kształcić się, a Grek w czasach Domicjana w kontrakcie ślubnym zobowiązuje się dać dzieciom swoim wykształcenie przysługujące ludziom wolnym (Pap. Oxyr. 265, 24). Konkretnie pomyśleli o kształceniu niewolników dopiero Rzymianie, z czego zresztą sami mieli korzyści.

Nie wiemy o greckich szkołach niewolników w rodzaju szkół rzymskich, lecz wiadomo, że poszczególne miasta robiły pewne odstępstwa od zasad i zwyczajów uświęconych tradycją i dawnymi poglądami na położenie niewolników. Tablice w Priene, w Argos, stwierdzające ofiarność obywateli na różne cele, podkreślają i to, że niektórzy przeznaczali pewną ilość oliwy dla niewolników i u-dostępniali im kąpiel w gimnazjonach. Niejaki Asklepiades w Do-rileum we Frygii, za panowania cesarza Hadriana, był gimnazjar-chą dla wolnych i dla niewolników. W jednym z miast Macedonii jakaś kobieta przeznaczyła 10 000 drachm attyckich na zaopatrzenie w oliwę gimnazjonu dla obywateli miasta, dla cudzoziemców i niewolników na trzydniowe miejscowe uroczystości.


WYKSZTAŁCENIE I WYCHOWANIE W RZYMIE

Niczym nie są uzasadnione ubolewania, jakoby tylko nielicznym jednostkom przypadała w udziale zdolność do opanowania przedmiotów nauki, większość zaś jakoby z powodu braku bystrości umysłu tra-ciła tylko daremnie czas i trud na naukę. Wręcz -przeciwnie bowiem: większość stanowią właśnie tacy, którzy łatwo pojmują i chętni są do nauki, zgodnie z przyrodzoną właściwością człowieka. ...Tępi zaś i niepojętni tak samo wbrew ludzkiej, się rodzą naturze, jak fizycznie upośledzone i dziwaczne potworki. Takich jednali rodzi się znikoma ilość. Dowodem tego fakt, że u dzieci przebłyskuje nadzieja wielu zdolności; a gdy ona z wiekiem wygasa, oczywistą jest rzeczą, że to nie natura tu nie dopisała, lecz brak było troskliwości.

(Kwintylian, Kształcenie mówcy 11)

s Zdaniem Plutarcha (Zagadnienia rzymskie 59) w Rzymie zbiorowe nauczanie zaczęło się w połowie w. III p.n.e., kiedy to otworzył szkołę niejaki Spuriusz Karwiliusz. Nie ulega jednak wątpliwości, że zespołowe nauczanie istniało już w Rzymie znacznie wcześniej, co potwierdzają wzmianki u Liwiusza.

Dzieci zaczynały na ogół naukę, zarówno dziewczęta jak i chłopcy, w siódmym roku życia; dziewczęta w rodzinach zamożniejszych — w domu pod kierunkiem matki, chłopcy mieli swego domowego nauczyciela albo z rodzin uboższych — uczęszczali do szkoły; były to szkoły prywatne, prowadzone najczęściej przez Greków — wyzwoleńców; chłopcy, uczęszczający do szkoły byli pod stałą opieką wychowawcy — pedagoga (paedagogus), który odprowadzał ich do szkoły, a w domu pełnił rolę wychowawcy i nauczyciela. Kwintylian stawia pedagogom poważne wymagania; przede wszystkim muszą mieć — jego zdaniem — odpowiednie wykształcenie, a jeżeli im brak wykształcenia, powinni sobie z tego zdawać sprawę. „Nie ma nic gorszego nad ludzi, którzy niewiele posunęli się w nauce poza wstępne wiadomości, a już nabrali o sobie fałszywego przekonania, że są uczonymi"! W początkach program nauczania był bardzo skromny, ograniczał się do nauki czytania, pisania i podstawowych wiadomości z rachunków. Program ulegał zmianom, niekiedy zasadniczym, jest jednak rzeczą niemożliwą wykazanie, kiedy i w jakim stopniu je wprowadzano, gdyż wiadomości są skąpe i przypadkowe; tak np. Cyceron wspomina, że on w dzieciństwie uczył się praw XII tablic, a za jego czasów nikt już się tego nie uczy (Prawa II 23, 59).

Z biegiem czasu program nauczania rozszerzał się i obejmował trzy stopnie, które tak ujmuje Apulejusz: „Pierwszy puchar wiedzy napełnia nam nauczyciel — litterator, który wygładza braki naszego umysłu; potem przychodzi gramatyk — grammaticus, który wzbogaca nas różnorodną wiedzą, wreszcie retor — daje nam oręż wymowy (Florida 20). Litterator był to więc nauczyciel pierwszych klas szkoły podstawowej (ludus, ludus litterarius); był nim najczęściej Grek, niewolnik wykształcony lub wyzwoleniec, który uczył dzjeci czytać i pisać stosując prymitywne metody. Uczono np. najpierw pamięciowo nazw kolejnych liter bez pokazywania ich form, potem uczono łączyć litery w sylaby i w wyrazy. Metoda ta utrzymywała się prawdopodobnie długo (może równolegle przy innych), jeżeli jeszcze Kwintylian pisze, „nie podoba mi się np. chociażby to, co — jak zauważyłem — bardzo często się praktykuje, że małe dzieci uczą się nazw i porządku alfabetycznego liter pierwej niż ich kształtów; przeszkadza to później dzieciom w przyswajaniu sobie kształtów liter, ponieważ nie zwracają już uwagi na sam ich wygląd, lecz idą za tym, czego się poprzednio nauczyły... Najlepiej uczyć się poznawać litery tak jak ludzi: jednocześnie z wyglądu i z imienia". Natomiast popiera Kwintylian metodę: uczyć — bawiąc, a więc naukę czytania przy pomocy liter z kości słoniowej czy przez „jakieś inne pomysłowe zabawki, żeby miały w tym wieku więcej przyjemności i uciechy, gdy je będą brać do rąk, bawić się nimi i nazywać je po imieniu" (Kształcenie mówcy I, 1, 20). Taką „pomocą naukową" bywały również ciastka w kształcie literek. Pod kierunkiem nauczyciela rachunków (cal-culator, librarius) uczyły się dzieci liczyć, na stopniu najniższym — na palcach, przy czym palce lewe^ ręki służyły do oznaczania jednostek i dziesiątek, prawej — setek i tysięcy; na stopniu nieco wyższym pomocą w liczeniu były kamyczki na liczydłach (calculi), wreszcie bardziej skomplikowane liczydło służyło do wykonywania trudniejszych działań matematycznych; niezawodną pomocą miała być jednak pamięć, zwłaszcza przy mnożeniu i dzieleniu. Tabliczkę mnożenia należało opanować pamięciowo, ćwiczono się powtarzając chórem za nauczycielem (bis bina ąuattuor — decan-tare = dwa razy dwa cztery — wygłaszać); może właśnie to chóralne powtarzanie tabliczki mnożenia, przy recytowaniu zdań, tak bardzo dokuczało ludziom mieszkającym w sąsiedztwie szkoły, gdyż powszechne były wyrzekania na głośne recytowanie uczniów w szkołach już we wczesnych godzinach rannych. A „chóry" dziecięce ¦ z łatwością docierały do mieszkań, gdyż nauka odbywała się w warunkach prymitywnych, nie było specjalnych lokali szkolnych, wystarczać musiała wynajęta izjba w domu czynszowym, a nierzadko trochę miejsca na ulicy czy na placu przed domem. Uczniowie rzadko zajmowali miejsca przy stole; siedzieli na stołkach, a tabliczkę do pisania i inne przybory szkolne rozkładali na kolanach. Z czasem powstał problem: czy trwać przy nauce w domu czy posyłać dzieci do szkoły. Kwintylian zdecydowanie występuje przeciwko nauce w domu, podkreślając wpływ wychowawczy szkoły. Obrońcy nauki w domu wysuwali dwa argumenty: że dzieci ulegają złym wpływom w zespole różnych kolegów, oraz że. nauczyciel mając pod opieką jednego ucznia może poświęcić mu więcej czasu. Pierwszy argument zbija Kwintylian dowodząc, że dom częstokroć psuje dziecko, i to od niemowlęcia, bardziej aniżeli kontakty w szkole: „...już w dzieciństwie rozpuszczamy je pieszczotami, a zbyt łagodne wychowanie, które nazywamy pobłażliwością, osłabia w nich wszelką tężyznę umysłową i fizyczną... Pierwej też podniebienie dzieci wyrabiamy niż mowę. W lektykach nam dorastają. Jeżeli kiedy dotkną ziemi, opierają się na podtrzymujących je z obu stron rękach. Cieszymy się, kiedy powiedzą coś nieprzyzwoitego... Nic dziwnego: sami nauczyliśmy je tego, od nas to słyszą. Widzą nasze przyjaciółki, naszych kochanków. Każde przyjęcie, huczy od paskudnych piosenek, robi się na oczach wszystkich to, o czym wstyd mówić. Uczą się tego, biedactwa, pierwej nim poznają, że to zło. I tak rozpuszczone i zepsute — błędów tych nieszczęsnych nie nabywają w szkole, lecz je do szkół zanoszą" (I 2, 6). Co do drugiego argumentu, to zdaniem Kwintyliana, zależy tylko od nauczyciela, żeby umiał poradzić sobie z grupą młodzieży, „bo nauczyciel im lepszy, tym bardziej cieszy się z wielkiej ilości uczniów. Natomiast tacy drugorzędni nauczyciele, zazwyczaj z powodu poczucia swej słabości, najchętniej tkwią stale przy pojedynczych uczniach..." Ponadto — podkreśla autor rolę współzawodnictwa między uczniami. „Za wstyd będzie sobie poczytywał, jeżeli nie będzie przodował wśród rówieśników, a za zaszczyt, jeśli uda mu się wyprzedzić kolegów starszych". I wreszcie — argument najsilniejszy, zawarty w pytaniu: „ponadto gdzież się chłopiec nauczy owego jak to mówią, zmysłu społecznego, jeżeli będzie się odsuwał od życia zespołowego, wrodzonego nie tylko nam ludziom, ale nawet niemym zwierzętom?" (I 2, 21, 20).

Litterator pomagał sobie często w swej pracy dydaktycznej rózeczką; nauczyciel Horacego* słynny Orbiliusz, zapewne nie tylko przez poetę lecz przez wszystkich uczniów nazwany został „nie oszczędzającym rózgi" (plagosus). Kwintylian, postępowy pedagog, metodę tę zdecydowanie potępia, uważając, że jest to kara poniżająca człowieka wolnego (!), że jeżeli jest to chłopak pozbawiony ambicji, to i chłosta "mu nie pomoże, wreszcie dodaje, „przy ciężkiej chłoście nieraz chłopcom ze strachu i bólu przydarzy się coś, o czym nie wypada tutaj mówić, a co potem pozostawia u chłopca przykre uczucie wstydu... a pod wpływem tego uczucia załamuje się, co w następstwie sprowadza niechęć do ludzi" (I 3, 14).

Rok szkolny zaczynał się w marcu po przerwie związanej ze ' świętem Minerwy (Quinquatrus, 19 - 23 marca). Wolne od nauki były wszystkie nundiny (zob. s. 187) oraz dni świąteczne.

Kiedy opuścił chłopiec litteratora, przechodził do szkoły odpowiadającej w pewnym stopniu naszej szkole średniej, gdzie kształcił się pod kierunkiem nauczyciela zwanego grammaticus. Pozornie program .ten, w ogólnym ujęciu Kwintyliana, wydawać się może skromnym: „opanowanie umiejętności poprawnego wypowiadania się oraz objaśnianie poetów". Jednak program ten był znacznie szerszy, gdyż nie ograniczano się do lektury poetów lecz czy^-tano także prozaików,"nie ograniczano się do samej lektury lecz wymagano interpretacji, znajomości zasad stylistycznych; Kwintylian rozwija ogólne założenia: „poza tym nie może się obejść ani bez znajomości muzyki, ponieważ musi mówić o miarach wierszowych i rytmach, ani bez znajomości astronomii, bo wtedy nie można rozumieć poetów, którzy... tyle razy posługują się wschddem i zachodem ciał niebieskich dla określenia pór roku i czasu, ani też bez znajomości filozofii, a to z powodu wielkiej ilości tematów w każdym prawie utworze, zaczerpniętych z najgłębszych i najsubtelniejszych zagadnień przyrody..." (I 4, 4). Dalej doda jeszcze jako konieczną znajomość geometrii. Omawia też Kwintylian rolę teorii pisania, wyrobienia stylu — a do tego potrzebna dobra znajomość języka i gramatyki.

Należy pamiętać, że równolegle z literaturą łacińską, a niekiedy nawet wcześniej, zaznajamiała się młodzież z literaturą grecką. Homer pozostawał lekturą podstawową, nie ograniczano się jednak do wielkiego twórcy eposów; w literaturze rzymskiej czytano wczesnych, jak my ich dzisiaj nazywamy — archaicznych autorów, Liwiusza Andronikusa, Enniusza. W wieku I p.n.e. za czasów Oktawiana Augusta program uległ reformie, Zaczęto wycofywać z programu autorów archaicznych, a ich miejsce zajęli autorzy nowsi. Przy lekturze przeprowadzano językową i rzeczową analizę utworów. Wymagano więc od nauczyciela-gramatyka wszechstronnego wykształcenia, ale nawet spełnienie tego warunku nie zapewniało mu uznania czy autorytetu w społeczeństwie i zarobki jego były raczej skromne, "gdyż Rzymianie niechętnie wydawali pieniądze na kształcenie dzieci: „umieć — chcą wszyscy, — z zapłatą — gorzej" powie satyryk Juwenalis.

Swetoniusz twierdzi (Gramatycy 9), że nawet Orbiliusz, wspomniany już nauczyciel Horacego, osiągnął większy rozgłos niż korzyści; sam w jakimś dziełku miał pisać, 'będąc już w bardzo

podeszłym wieku (persenex), że żyje w ubóstwie i mieszka pod marnym dachem. Napisał też książkę zatytułowaną Perialges (Sprawa bolesnat), w której opisywał krzywdy, jakich doznają nauczyciele z powodu lekceważącego ich traktowania albo wskutek próżności rodziców uczniów. Jednak mimo tych przykrości i trudnych warunków dożył Orbiliusz stu lat.

Inaczej przedstawiała się sprawa z kształceniem synów za granicą na wyższym etapie: na to pieniędzy nie żałowano; wielu słusznie doceniało wykształcenie uzupełnione w szkołach ^retorów czy filozofów greckich, ale u wielu niewątpliwie motorem głównym był — snobizm.

Stopień trzeci — to wykształcenie pod kierunkiem retora, nauczyciela wymowy. Program był obszerny i wymagał wielkiego nakładu pracy tak ze strony wykładowcy jak i ucznia. Nauka składała się z teorii wymowy oraz praktycznych ćwiczeń, które polegały na układaniu fikcyjnych mów na zadane tematy z zakresu historii, mitologii, literatury, i z życia. Ćwiczenia te miały dwie formy: suasoriae — były to mowy wygłaszane na jakiś temat przez jedną osobę, controversiae — stanowiły przykład połączenia mowy oskarżyciela i obrony, stanowiły tym samym przygotowanie do przyszłych wystąpień w sądzie. Ponieważ sami retorzy dokształcali się u aktorów (a aktorzy u retorów), więc i uczeń retora „musi — jak pisze Kwintylian — pobierać trochę nauki u aktora komediowego, ale tylko w takim zakresie, o ile kandydat na mówcę musi znać zasady sztuki recytatorskiej... mówca musi trzymać się jak najdafej od formy scenicznej i nie przesadzać ani w mimice, ani w ruchach rąk, ani w sposobie stawiania kroków. Bo jeżeli w ogóle obowiązuje mówcę w tych sprawach jakaś sztuka, to przede wszystkim ta, żeby się nie wydawać sztucznym" (I 11, 1). Zaleca także Kwintylian młodym ludziom poświęcenie czasu na naukę u nauczyciela ćwiczeń gimnastycznych. Wyklucza jednak trene-rów-zapaśników, którzy „część życia spędzają „na oliwie" a drugą część przy winie, którzy troszczą się tylko o tężyznę ciała, zaniedbując intelekt, lecz o trenerów, którzy uczą odpowiedniej postawy i ruchów, pełnych harmonii" (I 11, 15).

Synowie Zamożnych Rzymian uzupełniali swoje wykształcenie za granicą, w Atenach, na wyspie Rodos, gdzie kształcili się w wymowie u sławnych retorów i pogłębiali wiadomości z filozofii u przedstawicieli szkół różnych kierunków filozoficznych. W wieku około 17-18 lat czekało młodego człowieka odbycie służby wojskowej.

W okresie cesarstwa powstawało coraz więcej szkół na terenie Italii utrzymywanych przez miasto lub z fundacji obywateli. O ile nie było szkoły, rodzice wysyłali dzieci do szkół do najbliższego „większego" miasta. Pliniusz Młodszy, jak dowiadujemy się z jednego z jego listów (IV 13) przeprowadza wśród obywateli swojego rodzinnego miasta Komum akcję mającą na celu założenie z własnych funduszów szkoły miejscowej, ażeby rodzice nie byli zmuszeni wysyłać dzieci do Mediolanu, lecz mogli sami czuwać nad ich wychowaniem. „Przecież to leżało w waszym interesie — tłumaczy jednemu z ojców — w interesie was, ojców, ażeby wasze dzieci tutaj pobierały naukę. Gdzież bowiem mogłyby spędzać czas przyjemniej niż w mieście rodzinnym, gdzie odebrać lepsze wychowanie, jeśli nie na oczach rodziców, i gdzie tańszym kosztem, jeżeli nie w domu? Jakiż to problem zebrać pewną sumę pieniędzy, sprowadzić nauczycieli i przeznaczyć na opłatę ich to, co łożycie na mieszkania, na zaopatrzenie na drogę, na to wszystko, co kupujecie za drogie pieniądze?

Nie możecie wyświadczyć swoim dzieciom — nic piękniejszego, nic milszego — miastu. Niechże się wychowują tutaj, gdzie się urodziły, i od początku, od dzieciństwa niech się uczą kochać ziemię rodzinną i na niej przebywać". Sam też zgłasza swój akces jako fundator, wnosząc jedną trzecią potrzebnego wkładu, i podejmuje się znaleźć odpowiednich wykładowców.

Kwintylian, praktyk i teoretyk, był pierwszym retorem w Rzymie, którego szkołę w naszej terminologii moglibyśmy nazwać „państwową", ponieważ on pierwszy otrzymywał wynagrodzenie roczne ze skarbu cesarskiego od Wespazjana.

Program i zakres nauczania — to jeden problem, któremu poświęcono wiele miejsca, ale z tym wiązała się ściśle sprawa właściwych metod wychowawczych, za które był odpowiedzialny zarówno dom, przede wszystkim ojciec, jeżeli chodzi o chłopców, jak i pedagog.

Zawsze ścierali się ze sobą zwolennicy metod surowych ze zwolennikami łagodnego wychowania i pobłażliwości. Wygrywał ten, kto umiał znaleźć złoty środek. Zagadnienie to było częstym

tematem Komedii, zarówno Plauta jak i Terencjusza, któremu temat ten, dający pole moralizatorskie, bardzo odpowiadał. Argumentem, jaki wysuwano przeciwko zbyt surowym metodom wychowawczym stosowanym przez ojca, było pytanie: a czy ty w młodości byłeś bez grzechu? Pliniusz Młodszy w swym liście (IX 12) tak mityguje surowego ojca, który karcił rozrzutnego syna za to, że wydawał zbyt wiele na konie i psy (stały motyw): „Słuchaj-no? a czyś ty nigdy nic takiego nie zrobił, za co ojciec twój winien był cię zganić? A czy teraz nie masz nic na sumieniu, za co, gdyby jrole się odwróciły, i twój syn stał się twoim ojcem, powinien by cię równie ostro skarcić? czyż każdy człowiek nie ma jakichś słaboste'k?" W komedii Plauta Epidikus ojciec sam zastanawia się nad swoim (stosunkiem do syna:

Człek powinien zwierciadło mieć nie na to tylko,

by twarz swoją oglądać, lecz by wnętrze duszy mógł

w nim ujrzeć — a wtedy pomyślałby o tym,

Jak to żyło się dawniej, gdy się młodym było.

Tak i ja, już od dawna trapię się mym synem,

jak gdyby coś zawinił przeciw mej osobie —

i jakbym sam nie więcej — i to ciężkich — grzechów

Miał na swoim sumieniu z czasów mej młodości. (w. 413 nn.)

Ale i młody człowiek, który odebrał dobre wychowanie, lecz dzięki towarzystwu koleżków zaczyna nader śmiało korzystać ze swobody, trwoniąc majątek ojca, potrafi zastanawiać się nad sobą, niepokoić się zmianami, jakie zachodzą w jego charakterze. Tak np. krytycznie ocenia sam siebie młody człowiek w komedii Plauta Mostellaria; jak dom dobrze zbudowany stanie się ruiną, gdy mieszkańcy dbać o niego nie potrafią, tak on, chociaż otrzymał dobre wychowanie, gdy nadarzyła się okazja, zaczął trwonić majątek ojca na miłostki, na hulanki.

Gdy pomyślę, jaki jesterr, a jakim był przedtem: gdy nikt nie był wśród młodzieży ode mnie silniejszy czy sławniejszy przy ćwiczeniach: czy to dyskiem, włócznią, piłką w biegu czy na koniu, czy w robieniu bronią. Żyłem sobie, że aż rozkosz! Oszczędnością, hartem za wzór byłem wszystkim innym, nawet co najlepsi mnie prosili o wskazówki. — Teraz, gdym nic nie wart, to odkrywam to dopiero mym własnym przemysłem. (w. 115 nn.)

U Plauta są to motywy dodatkowe; Terencjusz dwie komedie — Heautontimorumenos (Samodręk) i Adelphoi (Bracia) poświęcił głównie problemoWi wychowania, problemowi, którego wieki całe rozwiązać nie były w stanie.

Istniały też w Rzymie organizacje młodzieżowe, których początków należy szukać w wieku II p.n.e1. Organizacje te były znane jako Iuvenes lub Iuventus w Italii, jako Iuventus lub Colle-gium iuventutis na prowincji.1 Organizacja przypomina w pewnym stopniu ateńską efebię z wczesnego jej okresu, zasadniczą jednak różnicę stanowiło to, że w rzymskiej organizacji przynależność była dobrowolna (nie jak w Atenach obowiązkowa), wolna od obowiązku i przymusu prawnego, poza tym wewnętrzna organizacja luventus rzymskiej była bardziej kolegialna, bez specjalnej administracji. Na czele zespołu stał magister — praefećtus lub curator; ćwiczenia i inne zajęcia nie miały charakteru wojskowego, większą wagę przywiązywano do pogłębiania wykształcenia intelektualnego i sprawności fizycznej.

Pełny rozwój organizacji Iuvenes (luventus) przypada na okres wczesnego cesarstwa, kiedy to arystokracja municypalna była istotnym oparciem dla władzy państwowej. Z upadkiem znaczenia miast upadało znaczenie organizacji młodzieżowej; także Col-legia iuvenum traciły swoje znaczenie stopniowo w okresie zwycięstwa gospodarki latifundialnej i zaniku form samorządu miejskiego.2

Dziewczęta rodzin zamożnych uczyły się w domu, uboższe chodziły do szkoły litteratora razem z chłopcami — istniała więc koedukacja, przy której obowiązywał wspólny program nauczania. Według świadectwa Liwiusza (III 44) już w wieku V p.n.e. rozszerzono program nauczania, a raczej ustalono jego dwustopnio-wość i rozpoczęli swoją działalność gramatycy, kobiety rozszerzały także swoje wiadomości, lecz już w ramach kształcenia domowego. Od dziewcząt nawet wymagano wykształcenia i oczytania; puella. docta — to był komplement pożądany. Ogólne wykształcenie było dziewczętom potrzebne i w związku z udziałem w życiu towarzyskim (uczestniczyły przecież w ogólnych zebraniach towarzyskich), a również zgodnie z wymaganiami dydaktyków, takich jak Kwintylian, powinny były dbać o swój poziom intelektualny jako przyszłe matki, gdyż warunkiem wykształcenia dzieci miało być wykształcenie rodziców (Kwintylian, I 1, 6). Plutarch stawia wymagania dość wysokie; jego zdaniem kobieta powinna znać się na astronomii, na matematyce, filozofii.

Pod koniec rzeczypospolitej, a tym bardziej później, za pryn-cypatu Augusta i za cesarstwa było wiele wykształconych kobiet. Na napisach nagrobnych wśród wymienianych zalet spotykają się wzmianki o jej wykształceniu:- „docta'', „artibus docta" itp. Jeżeli pisarze mówią o wykształconej kobiecie, to nie traktują tego stanu rzeczy jako zjawiska wyjątkowego. Dowiadujemy się, że Kornelia, żona Pompejusza, rozczytywała się w pismach filozoficznych i była bardzo biegła w geografii; Sempronia, wprowadzona w sprawy spisku Katyliny, znała dobrze język grecki; Li-wia, żona Augusta, była tak inteligentna, że August przed poważniejszymi rozmowami z nią robił notatki, chcąc mieć z góry przygotowane odpowiedzi, by nie być zaskoczonym; Agrypina, matka Nerona, pisała pamiętniki, a musiały one przedstawiać pewną wartość, jeżeli korzystał z nich historyk Tacyt (Roczniki IV 53). Kształciły się także kobiety w wymowie, i wykorzystywały nawet tę umiejętność — najczęściej dla swoich osobistych spraw, niekiedy jednak dla ogólnych. Hortensja, córka mówcy Kwintusa Hortenzjusza, wymową swoją wywalczyła obniżenie podatków, jakie nałożono na kobiety (Waleriusz Maksimus, VIII 3); występowanie kobiety w sprawie osobistej było potępiane przez opinię publiczną; uważano, że świadczy to o zbytniej śmiałości, wprost „bezczelności". Tak właśnie osądził Waleriusz Maksimus wystąpienie w sądzie niejakiej Afranii, żony senatora, która w sądzie sama wobec pretora przemawiała, bynajmniej nie dlatego, żeby nie stać ją było na opłacenie adwokata, lecz po prostu dlatego, że była — „bezczelna".

Plagą towarzystwa bywało niekiedy popisywanie się kobiet swoją wiedzą, jak to przedstawia satyryk Juwenalis:

Lecz gorsza taka, co gdy usiądziesz przy stole, Chwali Wergila, potem przebacza Dydonie i porównuje wieszczów: przy samym Maronie Zaraz na drugiej szalce Homera dołoży. Cóż przy niej gramatycy? — W cień idą retorzy, Milczy mówca, i sędzia, tłum zaległ milczeniem, Milczą kobiety!—słowa walą się strumieniem...

...Jeśli przy tobie siada, niech niewiele Zna wymowę i niechaj nie gmatwa teorii Przesłanek krętym słowem, niech nie zna historii, Niech czyta mało i niech nie rozumie wcale. Wstrętna, gdy krasomówstwo pamięta wspaniale: Przestrzega w każdym słowie i praw, i prawideł I cytuje mi stosy nieznanych wierszydeł.

(VI 434 nn.)

Zdaniem Seneki pan ma obowiązek żywić i ubierać niewolnika, lecz zależy to od jego dobrej Woli, by dać mu wykształcenie takie, jakie ma człowiek wolny (O dobrodziejstwach 3, 21, 2).

Wśród ludzi, którzy znaleźli się w Rzymie jako niewolnicy, czy to drogą zdobyczy wojennych czy na zasadzie kupna, było wielu wykształconych, zwłaszcza Greków, a byli i tacy, którzy dzięki wrodzonym zdolnościom, ¦ zainteresowaniom, wysiłkom uzupełniali swoje wykształcenie i mieli niekiedy wielkie osiągnięcia. Pomijając tych, którzy opanowawszy doskonale język łaciński, wykonywali w domach swych panów pracę, jak byśmy dzisiaj powiedzieli — umysłową, pełniąc funkcje sekretarzy (Tiro u Cycero-na), bibliotekarzy, administratorów majątku, a niektórzy wyróżnili się pracą literacką i naukową; wystarczy wspomnieć, że początek literaturze rzymskiej dał Grek z Tarentu, Andronikus, który po.wyzwoleniu zapisał swe imię na kartach literatury rzymskiej jako Liwiusz Andronikus. Przełożył przecież na język łaciński Odyseję Homera, pisał tragedie i komedie korzystając z wzorów greckich, napisał pieśń chóralną na uroczystość religijną; nie mniej ciekawą jest kariera Remmiusza Palemona, słynnego gramatyka działającego w Rzymie w wieku I n.e., nauczyciela Kwin-tyliana i poety Persjusza: Palemon, syn niewolnicy, najpierw był podobno tkaczem, potem „pedagogiem" i w tej roli odprowadzał do szkoły syna swego pana, jednak sam śią dokształcał i wyzwolony,, już jako Remmius Palemon zaczął wykładać i był jednym z najwybitniejszych gramatyków w Rzymie. Hyginus znów, wyzwoleniec Augusta (stąd: Caius I u 1 i u s Hyginus) musiał też zdobyć odpowiednie wykształcenie, jeżeli był kierownikiem biblioteki palatyńskiej i autorem dzieł o tematyce gramatycznej, antykwarycznej oraz traktatów z dziedziny rolnictwa (prace nie zachowane)* Pozostaje jeszcze sprawa „wykształconych" niewolników. Wiadomo przecież, że uprawiali oni różne zawody, a wyzwoleni, zwłaszcza w czasach cesarstwa, zajmowali nawet poważne stanowiska w administracji państwowej. Niewolnicy byli nauczycielami w szkołach podstawowych (o czym wyżej), uczyli muzyki, stenografii, zajmowali się tkactwem, byli niewolnicy-architekci, jedynie nie słyszy się o niewolniku-prawniku. Należy uwzględnić dwie grupy niewolników: tych, którzy jako ludzie dorośli znaleźli się w Rzymie, oraz tych, którzy urodzili się z rodziców-nie-wolników w domu ich pana — vernae. Wśród ludzi, którzy znaleźli się wc Rzymie jako niewolnicy, czy to drogą zdobyczy wojennych czy sprzedaży, było wielu posiadających wykształcenie, zwłaszcza jeżeli chodzi o Greków, i tym, gdy opanowali język łaciński, powierzano i w domu prywatnym pracę — jak byśmy dzisiaj powiedzieli, umysłową: sekretarzy, bibliotekarzy, administratorów majątków itp. Natomiast o dzieci niewolników Rzymianie w czasach cesarstwa zatroszczyli się odpowiednio — czego nie należy przypisywać ich humanitaryzmowi ile praktyczności. Zorganizowano szkołę dla dzieci niewolników, tzw. paedagogium, ażeby, jak głoszono, zapobiec próżniactwu dzieci i młodzieży niewolniczej, a równocześnie podnieść jej wartość. Niewątpliwie wykształcenie i wychowanie prowadziło do tego, żeby jednostka z niewolnika stała się człowiekiem mającym poczucie własnej wartości, żeby stała się materiałem na przyszłego obywatela, co można było osiągnąć przez wyzwolenie. A wyzwoleńcy byli nawet cesarzowi potrzebni.

W pedagogium uczyli pedagogowie, często ci sami, którzy wychowywali synów swoich panów, albo inteligentni i wykształceni niewolnicy, również z tytułem pedagoga (paedagogus, paedagogus puerorum) Pliniusz wspomina o pedagogium w jednej ze swych posiadłości (VII 27, 13). Niektórzy określają pedagogium jako „szkołę paziów", co nie jest słuszne, gdyż nie wszyscy chłopcy wchodzili w tę rolę, a jeżeli nawet pełnili obowiązki „pazia", to tylko przez krótki czas, bo przecież dorastali, i podejmowali inne funkcje, o czym była mowa wyżej.

Program obejmował naukę czytania, pisania, matematyki, ćwiczenia fizyczne, zasadniczo był to taki sam program, jaki obowiązywał dzieci wolnych obywateli. Ponadto przygotowywano chłopców do różnych zajęć i zawodów praktycznych. Kolumella narze^ka, że Rzym nie ma szkół rolniczych, są natomiast szkoły przygotowujące do zawodów, które tylko podtrzymują ogólne błędy społeczeństwa, jak te, które uczą przyprawiania smacznego jedzenia oraz " wytwornego podawania potraw. Potwierdza to i Juwenalis, i Se-neka, iż od pomocników kucharzy wymagano niemałej sztuki: „...Inny (niewolnik) tnie wciąż kosztowne ptactwo: prowadząc wprawną rękę zręcznymi pociągnięciami przez pierś i kuper, wykrawa kąski. Nieszczęsny, który żyje tylko po to, by pięknie dzielić tuczony drób! Chyba że człowiek, który tej umiejętności gwoli rozkoszy uczy, jest nieszczęśliwszy od tego, który zmuszony jest jej się nauczyć" (Listy 47, 6). Podobnie krytycznie patrzy na tę sztukę Juwenalis:

Tymczasem krajczy, aby zdenerwować gości,

Skacze (patrz!) i wywija nożem z takim pędem,

Aż spełni kunszt stołowy pod każdziutkim względem:

Bo to różnica wielka, zastanawiająca —

Jakim ruchem ciąć kurę, a jakim zająca ,

(V 121 nn.)

Istnienie pedagogium jest poświadczone od czasów Tyberiusza do czasów Karakalli, przy czym rozkwit przypada na czasy Tra-jana i Hadriana. Szkoła wymagała wówczas wielu pedagogów, którym pomagali subpaedagogi. Przy szkole był zatrudniony i masażysta — magister iatrolipta eminentum puerorum — dla chłopców wyróżniających się, prawdopodobnie zdolnościami, i fryzjer czy fryzjerka — unctor, ornatrix. Dbano bowiem o zdrowie uczniów i L> ich wygląd zewnętrzny. Uczyli się w pedagogium chłopcy w wieku 12-18 lat. Nazwiska ich wskazują, że byli to potomkowie Greków, w drugim, w trzecim pokoleniu przebywający w Rzymie. Także nauczyciele mają przeważnie nazwiska greckie. Na Wzgórzu Celius (Mons Caelius) powstał w II wieku n.e. gmach pedagogium, nazwany Caput Africae — stąd jego uczniowie nazywali się Caputafricenses. Według inskrypcji w r. 198 n.e. (CIL VI 1052) grono nauczające tam składało się z dwudziestu czterech pedagogów, którzy mieli pod opieką kilkuset uczniów. Drugim takim wielkim ośrodkiem była Kartagina (CIL, VIII 1249 -51). Ambicją właściciela młodego niewolnika było dać mu odpowiednie wykształcenie i wychowanie, a od niewolnika i jego charakteru zależało, jak swoje zdolności potrafił wykorzystać. O He-likonie „przybocznym" Kaliguli wyraża się Filon jako o „wstrętnym niewolniku, który otrzymał wykształcenie dzięki ambicji jego poprzedniego właściciela, który go potem ofiarował Tyberiu-szowi" (Legatio ad Gaium — Poselstwo do Gajusza).

Innego rodzaju szkołą, ponurą i tragiczną, była szkoła gladiatorów; tysiące niewolników zaprawiano w specjalnych szkołach, ludi gladiatorii, w Rzymie, w Kapui, w Pompejach, Aleksandrii, w miastach Azji Mniejszej i innych prowincji, by służyli jako rozrywka możnych i zaspokajali żądne krwawych widowisk masy — walcząc i ginąc na arenach amfiteatrów.


GRECY WŚRÓD KSIĄŻEK

...jak na łące pszczoła ugania się szukając kwiatu, koza gałązki, świnia — korzeni, a inne znów stworzenia szukają ziaren i owoców, tak i przy czytaniu poezji jeden zbiera treść, drugi upaja się pięknem i stylem..., inni znów odnoszą korzyść ze słów traktujących o charakterze..."

(Plutarch, Jak młodzież powinna słuchać poetów 11, 30 C)

Współżycie ludzi wymaga stałego kontaktu i komunikowania się, dzielenia się informacjami: sposób przekazywania ich — to ogniwo, które łączy tego, kto przekazuje wiadomość z tym, kto ją odbiera. Przed wiekami szukano już różnych środków przekazu, różnych znaków, lecz słowo było zawsze najpewniejszym z nich. Dzisiaj dzięki osiągnięciom technicznym słowo żywe pokonuje najdalsze odległości i trwać może w czasie nieskończenie, a jednak nie można by się obyć bez słowa zapisanego.

Nie uda się ustalić, kiedy zaczęli ludzie słowa „zapisywać", ale musiało to być w bardzo odległych czasach, a pisano na łatwo dostępnych materiałach, w które zaopatrywała ludzi natura: był to kamień, skała, płyta kamienna, kora drzewna, liść palmowy; pewnym przejawem postępu były wytwarzane z gliny lub brązu tablice; potem pojawiły się małe tabliczki z ołowiu, cyny, brązu, wygodniejsze i praktyczniejsze w użyciu. Pauzaniasz przekazał wiadomość, że poemat Hezjoda Prace i dnie został cały spisany na tabliczkach ołowianych, ale daleko jeszcze było do dającej się utrzymać w ręce książki. Zresztą tabliczki z ołowiu przetrwały długo, nawet kiedy poznano papirus utrzymały się jako tabliczki zaklęć. Zawierały one złorzeczenia pod adresem znienawidzonej osoby, a adresatami były bóstwa i demony świata podziemnego, które miały owe zbożne życzenia spełnić; żeby słowa łatwiej trafiły do właściwych „mocy piekielnych" wrzucano tabliczki w głąb rzeki lub pozostawiano przy grobie, i to przy grobie człowieka, który za życia nie słynął z cnót i zaletł. Tabliczki gliniane miały szersze zastosowanie na Wschodzie, w Grecji korzystano raczej z niekształtnych odłamków zniszczonych czy zużytych naczyń glinianych, po prostu z glinianych „skorup" — óstraka (licz. poj. óstrakon). Nawet kiedy wprowadzono papirus, używano nadal óstraka dla notatek, rachunków, służyły także urzędnikom, bankierom jako materiał do wypisywania pokwitowań, do robienia notatek itp. Tabliczki drewniane, powleczone woskiem, na których pisali swoje ćwiczenia uczniowie w szkole, służyły także jako „papier listowy" w korespondencji.

Niełatwo było zapisywać tekst literacki na którymkolwiek z wymienionych materiałów, toteż wprowadzenie do Grecji papirusu z Egiptu (prawdopodobnie w w. VII p.n.e.) przyniosło wielkie zmiany w piśmiennictwie i czytelnictwie, które dzięki temu mogło się rozwinąć. W początkach papirus nie był łatwo dostępny z powodu wysokich cen, rozpowszechnił się bardziej dopiero w w. IV p.n.e. Opis papirusu-rośliny przekazał nam Teofrast (IV/III w. p.n.e.) w dziele Historia roślin, lecz dla nas jest ważniejsza i bardziej interesująca historia papirusu-książki oraz opis sporządzania z papirusu materiału do pisania. Te wiadomości zawdzięczamy Pliniuszowi Starszemu, który powołując się na Warrona podaje, że odkrycie papirusu było osiągnięciem związanym ze zwycięstwem Aleksandra Wielkiego i założeniem Aleksandrii w Egipcie. Pliniusz jednak ma wątpliwości, czy wiadomość ta jest prawdziwa— i słusznie, gdyż papirus był znany w Egipcie jakieś 3000 lat p.n.e. Kontakty nawiązane po wyprawie Aleksandra mogły jedynie przyczynić się do rozpowszechnienia tego materiału. Możemy jednak dać wiarę dalszym wywodom Pliniusza.

„Najpierw pisano na liściach palmowych, potem na łyku pewnych drzew. Następnie dokumenty publiczne zaczęto sporządzać na tabliczkach ołowianych, a wnet i do prywatnych pism używano zwojów płóciennych albo tabliczek woskowych.

Materiał do pisania wyrabia się z papirusu w ten sposób, że dzieli się igłą łodygę na cieniutkie, ale jak najszersze włókna. Najlepsze są te, które pochodzą z samego środka łodygi, a następnie zależy od kolejności cięcia. Gatunek pierwszy, przeznaczony wyłącznie na księgi o treści religijnej, nazywał się „hieratyczny"; następny „amfiteatralny" otrzymał nazwę od miejsca wyrabiania" *, Pliniusz wśród wielu innych gatunków papirusu, jako ostatni i najgorszy wymienia papirus emporetyczny, czyli handlowy, który służył już tylko do pakowania towarów. Następuje opis wyrabiania materiału do pisania: „Każdy gatunek bywa sklejany na desce zwilżonej wodą z Nilu. Woda ta, pełna mułu, służy za spoiwo. Najpierw przykłada się do deski wyprostowane paski

0 długości łodygi papirusu..., następnie prowadzi się na krzyż paski poprzeczne. Potem ściska się arkusze w prasach, suszy na słońcu 1 łączy jeden z drugim (domyśl, za pomocą kleju).

W jednym zwoju nie ma nigdy więcej niż dwadzieścia arkuszy3. Do sklejania kart używano kleju z mąki zalanej wrzącą wodą z dodatkiem octu, albo zamiast mąki używano miąższu chleba pieczonego na zakwasie. Wygładzenie papirusu osiągano przez obijanie karty młotkiem, poczym wygładzano ją kością słoniową albo muszlą".

Zwoje, zależnie od tekstu, jaki zawierały, były dłuższe lub krótsze, dochodziły do 8 m (nie przekraczały 10 m), liczono się bowiem z wygodą czytającego, by mógł swobodnie utrzymać zwój w ręce. W jednej kolumnie mieściło się 35 do 40 liter (wymiar heksametru), w wieku III ograniczono do 20 - 25 liter; bywały też rękopisy,, w których kolumna tekstu zawierała 10 do 15 liter. Rękopisy były coraz bardziej staranne, wyrównywano kolumny, dbano o artystyczny wygląd „książki".

Gotowy papirus, który można było zwinąć, umocowywano przy drążku z zagiętymi końcami zwanym omphalos (łac. umbilicus). Czytający trzymał zwój w prawej ręce, przeczytawszy pierwszą kolumnę zwijał lewą ręką papirus; często był przygotowany w tym celu drugi drążek. Po przeczytaniu całej książki należało papirus przewinąć na pierwszy kijek, ażeby początek tekstu znalazł się znowu na wierzchu zwoju.

Zwoje wsuwano do odpowiednich futerałów, przechowywano w glinianych okrągłych pudłach, niekiedy pięknie wykonanych ze skóry, lub pudłach czy skrzynkach zwanych kiste (łac. cista, capsa, scrinium). Przy drążku na którym był umocowany papirus umocowywano na karcie tytuł książki — sillybos (łac. titulus, in-dex). Tytuł znajdował się także na karcie przy skrzynce, co ułatwiało znalezienie w bibliotece odpowiedniego zwoju.

Z czasem konkurencją w pewnym stopniu stawać się zaczął dla papirusu pergamin, odpowiednio wyprawiona skóra cielęca; wynaleziono pergamin w Pergamonie, i w początkach był to materiał bardzo kosztowny, a przy tym jak długo używano go także w formie zwoju podobnie jak papirusu, nie doceniano jego wartości, dopiero kiedy zaczęto ciąć na karty, łączyć je, dogodniejsza forma książki — tomu, teuchos (łac. codex, codicillus), zadecydowała o losach papirusu. Długo utrzymywała się wersja przekazana przez Pliniusza Starszego6, jakoby wynalazek pergaminu był wynikiem rywalizacji w gromadzeniu ksiąg pomiędzy królem Egiptu Ptole-meuszem Epifanesem (205 -182 p.n.e.) a królem Pergamonu Eu-menesem (197 - 159 p.n.e.); otóż Ptolemeusz chcąc utrudnić Eu-menesowi wydawanie i gromadzenie książek miał wprowadzić zakaz eksportu papirusu z Egiptu, w następstwie czego w Perga-monie zaczęto szukać materiału zastępczego i tak powstał pergamin — pergamena (z domyśl, membrana). Wersja ta nie ma żadnych podstaw, po prostu pergamin był rezultatem poszukiwań lepszej formy dla książki. Eumenes, dumny niewątpliwie z nowego materiału, nie mógł przewidzieć, że w przyszłości Rzymianin — Antoniusz hojną ręką ofiaruje 200 000 zwojów z jego księgozbioru— egipskiej Kleopatrze! W początku pergamin zwijano w rulon tak jak papirus, ale z czasem zaczęto składać arkusze po cztery tetradion (łac. ąuaternio), i kilka takich w czworo złożonych arkuszy łączono i oprawiano w tom — tómos — oddział, obcięcie (łac. codex). Na wzór pergaminu zaczęto też składać w czwórki arkusze papirusowe; tak obok książek pergaminowych — codices membranacei, były codices chartacei — papirusp-we. Jednak zwój nie zanikł i przez całą starożytność występują obok siebie zwój — volumen i tom — codex.

Tak na papirusie jak i na pergaminie pisano odpowiednio przyciętą trzciną — kdlamos (łac. calamus); natomiast każdy z tych materiałów wymagał innego płynu do pisania: pisząc na papirusie używano farby, w rodzaju tuszu, której składnikami była sadza i guma; przechowywano je w formie sproszkowanej i przed użyciem rozpuszczano w wodzie; przy pisaniu na pergaminie używano atramentu — melan graphikón (łac. atramentum librarium: afer — czarny) wyrabianego z galasówek. Jak trwałe były owe prymitywnie wyrabiane płyny do pisania, świadczyć mogą dzisiaj jeszcze czytelne papirusy sprzed tysięcy lat.

W jaki sposób rozpowszechniano nowe dzieło? W początkach człowiek zainteresowany jakimś nowym utworem sam sporządzał sobie odpis; z biegiem czasu zorganizowano przepisywanie książek w celach handlowych. Źródła stwierdzają istnienie handlu księgarskiego w Atenach dopiero w wieku V p.n.e. Komediopisarz Eupolis w w. V p.n.e. wspomina o kupnie książki i w tym też czasie pojawia się termin bibliopóles, bibliokdpelos — księgarz. U Arystofanesa w komedii Ptaki czytamy, że „ludzie lecą na rynek księgarski", a wzmianki u innych autorów potwierdzają wiadomość, że na agorze można było kupić książki, że szukano tani traktatów filozoficznych, dzieł Ksenofonta, i że płacono wysokie ceny. Byli więc już wtedy wydawcy, byli kopiści, którzy przepisywali teksty w większej ilości egzemplarzy. Na szeroką skalę rozwinął się handel księgarski w epoce hellenistycznej, lecz nie znamy ani jednego nazwiska wydawcy ani księgarza greckiego. Raczej wspominano o wydawcach-amatorach, którzy mając okazję zdobycia tekstu, przepisywali go pragnąc ciągnąć z tego dochody, jak np. uczeń Platona, Hermodoros, który sprzedawał dzieła mistrza — skąd powstało nawet przysłowiowe powiedzenie, „Hermodoros książkami handluje" — w odniesieniu do nieuczciwego' rozpowszechniania książki.

Kopiści otrzymywali wynagrodzenie od ilości przepisanych wierszy. Znakowanie wierszy co 10 lub 20, niekiedy co 100 lub 200 (tzw. stychometria) ułatwiało obliczenie wierszy; wiersz zawierał od 35 do 40 liter czyli 15-16 sylab, gdyż zasadniczą podstawą miary kolumny był heksametr. W miarę rozwoju czytelnictwa, zakładania bibliotek czy to prywatnych, szkolnych czy państwowych, rozwijała się i teoria czytelnictwa, informacja dla zainteresowanych czytelników; informatory doradzały jaką książkę można i warto nabyć; w II wieku n.e. Telefos z Pergamonu, nauczyciel Werusa, brata Marka Aurelego, leksykograf, gramatyk opracował Poradnik bibliograficzny — Bibliake empeiria jakie książki warto nabyć, a za Hadriana Herenniusz Filon z Biblos, gramatyk, leksykograf, opracował podobny poradnik, uporządkowany według dyscyplin w 12 księgach: O nabywaniu i wyborze książek. Biblioteki takie byłyby się przydały znacznie wcześniej (czy były — nie wiadomo), gdyż już w wieku VI p.n.e. zaczęli tyrani gromadzić książki na swoich dworach, tak że powstały piękne biblioteki. Źródła starożytne jako najstarsze wymieniają księgozbiory tyrana Polikratesa na wyspie Samos (w. VI p.n.e.) i Pizystrata w Atenach (660 - 528 p.n.e.). Bibliotekę Pizystrata wywiózł podobno do swej ojczyzny Kserkses podczas wojen perskich, lecz powróciła do Aten dzięki Seleukosowi Nikatorowi (358 - 280). Gromadził książki Eurypides — miał on podobno specjalnego niewolnika-ko-pistę, który je przepisywał. Trudno przecież wyobrazić sobie, żeby uczeni, filozofowie, literaci nie mieli własnych księgozbiorów, nie mieli własnego aparatu naukowego. Platon przeniósł swój księgozbiór do założonej przez siebie Akademii, a nazwisko Arystotelesa zostało zapisane w historii bibliotek jako tego, który pierwszy gromadził książki planowo i uporządkował je metodycznie. Biblioteka ta, zawierająca nie tylko dzieła greckie, ale także ludów wschodnich w przekładzie na język grecki, po śmierci wielkiego filozofa przeszła w ręce jego ucznia Teofrasta, a ten przekazał ją swojemu uczniowi Neleusowi ze Skepsis w Troadzie. Po śmierci Neleusa cenne zbiory byłyby najprawdopodobniej uległy zniszczeniu, gdyż nikt się nimi nie zainteresował, ocalały jednak dzięki temu, iż zakupiono je dla powstającej wówczas biblioteki w Per-gamonie. Część zbiorów, własność Apellikona z Teos, trafiła do Aten, skąd Sulla w r. 84 p.n.e. przewózł ją do Rzymu, traktując i te zbiory jako zdobycz wojenną.

Od czasów Aleksandra Wielkiego władcy hellenistyczni zaczynają zakładać własne biblioteki, m.in. piękny księgozbiór posiadał król macedoński Perseusz, ale i te książki znalazły się w Rzymie — przywiózł je L. Emiliusz Paulus po zwycięstwie w bitwie pod Pydną w r. 168 p.n.e. -

Najsłynniejsze były jednak biblioteki w Aleksandrii, organizowane przez Ptolemeuszów, rywalizujących w tej dziedzinie z królami Pergamonu. Pierwszy — Ptolemeusz Soter (Zbawca) w latach 323-285 powierzył założenie biblioteki filozofowi De-metriuszowi z Faleronu. Była to słynna biblioteka w Brucheion przy Muzejonie, w której za życia Ptolemeusza Sotera zgromadzono 200 000 woluminów. Jego następca, Ptolemeusz Filadelfos podwoił zbiory drogą zakupów, a cenną częsc przedstawiał księgozbiór po Arystotelesie. Nie była obojętna biblioteka i następnemu władcy — Ptolemeuszowi Euergetesowi. Dobrze zaopatrzona była także druga biblioteka aleksandryjska, zwana Serapeion, przy świątyni Serapisa, której zbiory obliczano na 42 800 zwojów. Liczby te nie są pewne ani dokładne, nie ulega jednak wątpliwości, że zbiory były bogate. Biblioteka w Brucheion spaliła się wraz z całą dzielnicą, objęta płomieniami palących się okrętów egipskich podczas oblężenia Aleksandrii przez Gajusza Juliusza Cezara w r. 48/47 p.n.e. Według Gelliusza spłonęło wówczas 700 000 zwojów. Straty te wynagrodził potem Kleopatrze Anr toniusz ofiarowując jej 200 000 zwojów zabranych z biblioteki w Pergamon. Druga biblioteka aleksandryjska, Serapeion, przetrwała do połowy IV wieku n.e. W r. 389 (391?) patriarcha Teofil, spełniając gorliwie rozkaz cesarza Teodozjusza, zniszczył częściowo świątynię Serapisa, by ją zastąpić świątynią chrześcijańską, i w tych okolicznościach uległa częściowemu zniszczeniu biblioteka. Ocalałe książki zniszczono na rozkaz Omara po podboju Egiptu przez Arabów. Zakładano także biblioteki, przy gimnazjo-nach i szkołach wyższych. Przy gimnazjonach zaczęto zakładać biblioteki od czasu, gdy wychowanie intelektualne efebów wysunęło się na pierwszy plan przed wychowanie fizyczne. Założone przez Ptolemeusza Filadelfosa „Ptolemaion" w Atenach posiadało bogate zbiory książek, a w wieku I p.n.e. na mocy uchwały ludowej zobowiązano efebów do powiększania corocznie księgozbioru o sto zwojów. Powstawały także biblioteki z fundacji prywatnych, np. w II wieku p.n.e. na wyspie Kos Diokles i jego synowie ufundowali bibliotekę — prawdopodobnie przy miejscowym gim-nazjonie; ich kosztem wzniesiono budynek biblioteczny i zakupiono 100 pierwszych zwojów; za ich przykładem inni wnosili swój wkład, jedni wpłacali po 200 drachm, inni ofiarowywali zwoje. Podobne biblioteki przy gimnazjonach były na Rodos, w Perga-monie, w Delfach, w Smyrnie (słynne, wspomniane przez geografa Strabona (XIV 646) Homereion).

Powstawały także biblioteki przy szkołach wyższych, niektóre poświęcone specjalnym dyscyplinom. Na wyspie Rodos, słynnej z nauki wymowy, gromadzono dzieła retoryczne; na wyspie Kos szkoła medyczna, której początki sięgały V wieku p.n.e., otrzymała gmach biblioteczny od Gajusza Stertiniusza Ksenofonta, lekarza cesarza Klaudiusza; również w Pergamonie obok wspomnianej biblioteki ogólnej, była druga, w Asklepiejonie, wyspecjalizowana w dziełach medycznych, wreszcie warto jeszcze wspomnieć o wyższej szkole w Atenach zwanej Stoą Hadriana, zbudowanej w latach 131 -132, która miała wielką salę przeznaczoną na bibliotekę: w głębi, w tylnej ścianie, znajdowały się nisze na półki biblioteczne. Były także biblioteki samodzielne, nie związane z żadną instytucją. Taką była prawdopodobnie biblioteka w Atenach, którą wzniósł własnym kosztem Tytus Flawiusz Pontainos, archont, zaopatrzył w księgozbiór, a poświęcił Atenie i cesarzowi Trajanowi (ok. r. 100), jak świadczy inskrypcja znaleziona przez

archeologów amerykańskich w r. 1933 na fragmencie frontowej ściany na agorze; w r. 1935 znaleziono nawet regulamin biblioteki. Biblioteki starożytne były właściwie — w naszym pojęciu — czytelniami, gdyż obowiązywała tam zasada niewypożyczania książek do domu, można było z nich tylko korzystać „na miejscu."; czytelników obsługiwali odpowiednio wyszkoleni niewolnicy — nic w tym dziwnego, gdyż wiadomo, że wśród nich było wielu ludzi wykształconych.

Gromadzenie książek nie zawsze świadczyło o wykształceniu i istotnych zainteresowaniach naukowych czy literackich ich właś-. ciciela. W literaturze antycznej spotykamy krytyczne uwagi o bibliofilach, którzy nie znając wartości dzieła szukają książek starych, przy czym kryterium jest stopień ich zniszczenia, albo piękne, kosztowne wydanie. Najostrzej rozprawił się z takimi „intelektualistami" Lukian w traktacie Przeciw nieukowi — zbieraczowi książek. Czytamy tam między innymi:

„...myślisz, że jeżeli będziesz kupować co najpiękniejsze książki, to ludzie odniosą wrażenie, że ty jesteś „czymś" w nauce. A to wychodzi ci tylko na gorsze, i staje się dowodem twojego nieuctwa. Przeważnie bowiem kupujesz nie te książki, które są istotnie najpiękniejsze, lecz słuchasz rad ludzi, którzy chwalą, co popadnie: stajesz się żyłą złota dla tych, którzy brednie plotą, i skarbcem gotowym dla tych, którzy na książkach robią interesy. Bo jakżeż ty możesz rozpoznać, które z nich są naprawdę stare i wartościowe, a które kiepskie i tylko zniszczone, jeżeli oceniasz je według tego, w jakim stopniu zostały nadgryzione przez mole książkowe? ...W imię czego więc kupujesz książki? chyba że jesteś zdania, że nawet pudła w których przechowuje się zwoje, są uczo-. ne, bo zawierają tyle dzieł dawnych pisarzy?... Trzymasz w ręce: przepiękną książkę, w purpurowym skórzanym futerale ze złotym drążkiem — a odczytujesz ją zniekształcając język, zatracając jej piękno, przekręcając myśli. Ludzie wykształceni kpią z ciebie, a twoi pochlebcy — w twojej obecności! — zachwycają się tobą,: a za twoimi plecami, między sobą — także pokpiwają...

Czegóż ty się spodziewasz po tych książkach? rozwijasz je, sklejasz, wygładzasz, wycierasz szafranem i oliwą cedrową, dobierasz futerały, zakładasz drążki, jakbyś miał z tych książek

korzystać. Zrobiłeś postępy — przez to, że je nabyłeś — tak sam twierdzisz — ale gdzież tam, jesteś bardziej niemy niż ryby...

Wiem zresztą, że mówię na próżno — będziesz bowiem nadal kupować książki i nie będziesz z nich korzystać, i będziesz pośmiewiskiem dla tych, którym zadowolenie sprawia nie piękna oprawa i wysoka cena książki, lecz piękny język i głęboka myśl autora; a ty uważasz, że osłonisz nieuctwo i ukryjesz je, zyskując sławę „uczonego" przez to jedynie, że gromadzisz książki. A mógłbyś przynajmniej pożyczyć książki tym, którym są one potrzebne, jeżeli sam nie korzystasz; ale gdzież tam — nigdy nikomu nie pożyczyłeś jednej książeczki, zachowujesz się jak ten pies przy korycie — i sam nie je jęczmienia i nie dopuszcza konia, który miałby nań apetyt" 7.

Zdawać się mogło, że przy rozbudowanym handlu księgarskim, zapełnianiu bibliotek tysiącami zwojów, prywatnym zainteresowaniu czytelnictwem powinny były dojść do nas wszystkie dzieła pisarzy starożytnych. Jednak czas i toczące się w nim wydarzenia nie oszczędziły niczego, nie oszczędziły i książek; wiele dzieł zaginęło. Wiele pism autorów starożytnych znamy tylko z tytułów odnotowanych przez późniejszych pisarzy, wiele z fragmentów, ale niewątpliwie były i inne, może o mniejszej wartości, o których nawet wzmianka żadna się nie zachowała.

Pożary i wojny — oto klęski, których ofiarą padały największe księgozbiory. Bywały jednak poszczególne wypadki, kiedy sam autor dzieło swoje skazywał na zniszczenie: chodziło niekiedy

0 zachowanie tajemnicy — to dotyczy oczywiście korespondencji — tak np. Platon pisząc do tyrana Dionizjusza wyraża życzenie, ażeby po przeczytaniu listu spalił go (List II); niekiedy znów autor krytycznie oceniając swoją twórczość albo zmieniwszy poglądy skazywał swe dzieło na pastwę płomieni. Tak według legendy przekazanej nam przez Eliana Platon po pierwszej rozmowie z Sokratesem, spalił swoją napisaną na Dionizje tetralogię tragiczną; Dio-genes Laertios, filozof III wieku n.e., w dziele O życiu, doktrynach 1 powiedzeniach sławnych filozofów wspomina, że współczesny mu filozof Metrokles, wyznawca szkoły perypatetycznej, przeszedłszy na pozycje cyników wrzucił własne pisma w ogień.

Były też niszczone dzieła z rozkazu władz. Protagoras oskarżony o bezbożność, o ateizm — asebeia, z powodu słów: „O bogach nie mogą wiedzieć, ani czy istnieją ani czy nie istnieją, ani też jaka jest ich istota i jak się pojawiają", został skazany na wygnanie a pisma jego na spalenie (w r. 411 p.n.e.). Kto tylko posiadał dzieła sofisty, był obowiązany je oddać. Był to pierwszy w historii znany nam wypadek palenia książek z przyczyn o charakterze religijnym. Wypadki palenia książek z rozkazu władz były znacznie częstsze w Rzymie, zwłaszcza w epoce cesarstwa.


RZYMIANIE WŚRÓD KSIĄŻEK

Żadna książka nie jest tak zła, żeby nie przyniosła jakiejś korzyści.

(Pliniusz Starszy (według Pliniusza Młodszego Listy III 5)

Do historii powstania książki rzymskiej niewiele można dodać po omówieniu książki greckiej, gdyż przeszły one te same etapy rozwoju. W początkach pisano i na kamieniu, i na łyku z roślin (łyko — łac. liber, stąd nazwa książki: liber) i na wszelkiego rodzaju tabliczkach: na drewnianych, powleczonych woskiem pisali uczniowie w szkole, bankierzy robili swoje notatki, służyły do korespondencji; długo — zwłaszcza wśród ludu — utrzymywały się tabliczki ołowiane, które służyły do wypisywania zaklęć i rzucania uroków (tabellae defixionum). Ponieważ zachowały się tego rodzaju zabytki, warto przytoczyć tekst jednej chociażby tabliczki, znalezionej w Rzymie, a pochodzącej z końca rzeczpospolitej; rzuca to ciekawe światło na wierzenia Rzymian i na znaną ich zabobonność. Wiara w siłę mocy podziemnych, powiedzielibyśmy piekielnych, kazała porzucać zaklęcie przy grobie człowieka złego, który zasłużył na Tartar.

Wracając jednak do książki, to można o niej mówić właściwie od czasu, kiedy do Rzymu dotarł papirus, który utrzymywał się długo, a został wyparty przez pergamin w formie kodeksu, czyli w formie zbliżonej do naszej książki. Zmieniał się w międzyczasie gatunek papirusu i jego nomenklatura. Pliniusz Starszy przekazał wiadomość, jak i dlaczego zmieniano nazwę gatunków papirusu; pozostawało to w związku z charakterystycznym dla Rzymian stosunkiem do pana i władcy. Otóż najlepszy papirus „hieratycz-, ny" nazwano „augustowskim", była to forma pochlebstwa w stosunku do Oktawiana Augusta; gatunek drugi — otrzymał nazwę od imienia żony princepsa „Liwii" — był to papirus „liwiański", nazwa hieratycznego utrzymała się przy trzecim gatunku. Zmienił znowu wartość gatunków cesarz Klaudiusz „zbytnia bowiem — pisze Pliniusz — cienkość papirusu augustowskiego sprawiała, że nie stanowił on odpowiedniej podstawy dla trzciny pisarza. Bywało, że litery przebijały na drugą stronę i zachodziła obawa, że zamaże pismo na odwrocie karty; przy tym ta przezroczystość nie była przyjemna dla oka"2. Zaczęto więc z papirusu pierwszego gatunku robić osnowę, drugi gatunek stanowił wątek. Metoda nowa polegała więc na łączeniu dwóch -różnych gatunków włókna; tak wykonany papirus nazwano „klaudyjskim". Jeżeli pamiętamy, co mówi Pliniusz o nomenklaturze „papirus augustowski", „papirus liwiański", nasuwa się przypuszczenie, czy i tej nowej odmiany nie podsunęła chęć pochlebstwa i utrwalenia w ten sposób imienia Klaudiusza.

Gdy wprowadzono papirus klaudyjski, „augustowski" miał zastosowanie w korespondencji, a „liwiański", gorszy od dwóch poprzednich, pozostał na trzecim miejscu. Pliniusz oburza się, że pojawia się na rynku papirus kiepski, z żółtymi plamami, na którym trudno pisać, a braki są wynikiem niedbałej roboty lub oszustwa; pracujący przy wyrobie karty papirusowej dodawali zbyt dużo wody przy sklejaniu albo między dobre włókna wklejali włókna gąbczaste, które łatwo wchłaniały wilgoć i dlatego przy pisaniu atrament się rozlewał, zamazując litery8.

Zwój zachował formę taką jaką miał zwój grecki; nowe utwory przepisywali często zainteresowani na własny użytek, ale było to zbędne, kiedy rozwinęło się na szeroką skalę wydawnictwo książek i handel księgarski. Znamy nawet szereg nazwisk wydawców i księgarzy. Najwięcej wiadomości dotyczy Gajusza Pomponiusza Attyka, przyjaciela Cycerona i wydawcy jego dzieł. Cyceron w listach do Attyka często porusza sprawy edytorskie.

Za Augusta działali jako wydawcy na terenie Rzymu bracia Sozjusze, którzy mieli też własną księgarnię u wylotu ulicy Vicus Tuscus na Forum obok posągu boga Wertumnusa. Firma Sozju-szów łączy się z nazwiskiem Horacego, którego dzieła wydawali. Dzieła Wergiliusza wydawał Wariusz Rufus i Plocjusz Tukka. Z czasem wydawców i księgarzy przybywa: u Dorusa można było kupić dzieła Liwiusza i Seneki, znane też były wydania Polliusza i Tryfona: oni to wydali m.in. poezje Marcjalisa, a Tryfon także dzieło Kwintyliana Kształcenie mówcy, a w dzielnicy Argiletum działał Atrektus. Do księgarń zainteresowani wchodzili, rozwijali woluminy, często był tam portret, rzeźba autora książki z wypisanym pierwszym wierszem utworu. O nazwiskach wydawców Marcjalisa dowiadujemy się od samego poety: pierwszy — to Ga-jusz Polliusz Walerianus Sekundus, wyzwoleniec skądinąd nieznanego nam Lucensisa; do niego to każe czytelnikowi udać się poeta, a raczej jego książeczka — zwój.

Zakład wydawniczy zatrudniał całe rzesze kopistów — prze-pisywaczy. Otrzymywali oni wynagrodzenie za przepisywanie; obliczanie według wierszy na zasadzie stychometrii wprowadzono nie wcześniej jak za Nerona, a mocą dekretu Dioklecjana z r. 301 podstawę obliczeń stanowiło sto wierszy.

Cenną dla nas jest korespondencja autora z wydawcą lub uwagi na ten temat do innych osób czy nawet zamieszczone w książkach; wzmianki te wskazują, jak żywy był kontakt autora z wydawcą i jakiego rodzaju problemy powstawały w trakcie przepisywania dzieła — niekiedy nawet z winy doświadczonego autora (może przede wszystkim — doświadczonego!). Cyceron zna kopistów, niekiedy w listach do Attyka wyraża życzenie, kogo widziałby chętnie jako „przepisywacza" swojego dzieła. Zdarzały się też większe niedopatrzenia; List do Attyka5 zdradza nam nieuwagę wielkiego mówcy — który sam się do niej przyznaje: „Posłałem ci książkę O chwale — pisze Cyceron do wydawcy — i dałem ten sam wstęp co do Akademików". Jak to się stać mogło? Otóż dowiadujemy się o metodzie pracy Cycerona: mia} zbiór wstępów w jednym zwoju i, kiedy przystępował do pisania nowego dzieła, dobierał odpowiedni wstęp. Pamięć Cycerona zawiodła, po raz drugi wykorzystał ten sam tekst, lecz w porę się zorientował, jaką popełnił pomyłkę. Przy ówczesnej technice pisania książek nie było trudno wprowadzić zmianę, należało jedynie odciąć początkową część zwoju i zastąpić ją nowym tekstem. Dzisiaj taka nieuwaga sporo kosztowałaby autora!

Interesujące są także uwagi Kwintyliana na temat stosunku autor — wydawca: „...Dzień po dniu męczyłeś mnie upartymi naleganiami — pisze do wydawcy — żebym się wreszcie zdecydował wydać moją książkę... Ja osobiście byłem zdania, że nie jest ona jeszcze całkiem dojrzała. Opracowaniu jej mogłem poświęcić, jak sam wiesz, zaledwie niecałe dwa lata, a równocześnie zajmowałem się wieloma innymi sprawami...

Jeśli jednak książka moja jest istotnie tak potrzebna, jak atmie zapewniasz, rozwiniemy więc żagle na wiatr życząc szczęśliwej podróży. — Ale wiele zależy także od twojej sumienności i starań, jeśli czytelnicy mają otrzymać moją książkę z możliwie jak najmniejszą ilością błędów!" '. Można by mieć wątpliwości, czy słowa te zostały napisane w wieku I czy raczej w XX naszej ery.

Czy wobec możliwości przepisywania egzemplarzy istniało pra-¦wo autorskie? Zasadniczo nie było „prawa autorskiego", które ¦chroniłoby pisarza, po wydaniu dzieła każdy mógł je sobie prze-.pisać nie narażając się na wejście w konflikt z prawem. Jednak istniało prawo niepisane, może bardziej obowiązujące: poszanowanie cudzej własności, jaką jest książka dla jej autora, dyskrecja. Cyceron robi dotkliwe wymówki swemu przyjacielowi — wydawcy, Attykowi, który książkę jego O najwyższym dobru i złu (De jinibus bońorum et malórum), którą autor dedykował Markowi Brutusowi, przed ukończeniem całego nakładu zaczął rozpowszechniać i udostępniać: „Powiedz mi, czy chcesz najpierw rozpowszechniać książkę bez mojego zlecenia? Tego nie robił nawet Her-modoros, który to miał zwyczaj rozpowszechniać książki Platona? ' ...Czy uważasz za słuszne dać książkę komuś innemu, zanim ją otrzyma Brutus, któremu przecież idąc za twoją radą ją dedykuję? Doniósł mi Balbus, że przepisał od ciebie piątą księgę 0 najwyższym dobru i złu; niewiele w niej co prawda zmieniłem, ale zawsze coś niecoś. Postąpisz więc słusznie, jeśli resztę zatrzymasz, aby Balbus nie miał tekstu niepoprawionego, a Brutus przedawnionego 8.

Wydawcy starali się, na ogół zapobiegać prywatnemu przepisywaniu książki rzucając na rynek większy nakład; chodziło już nie tylko c konkurencję ale także o zachowanie poprawnego tekstu, gdyż niedbali, działający na własną rękę, bez żadnej kontroli, kopiści zniekształcali tekst przepisując go błędnie.

Czy książka zanim znalazła się w instytucie wydawcy przechodziła przez ręce krytyka, recenzenta? Instytucji takiej nie było, ale bardzo często autor odczytywał swój utwór znajomym literatom, chcąc usłyszeć ich zdanie. Według świadectw Gelliusza 1 Hieronima poeta Akcjusz (170-ok. 86 p.n.e.) odczytywał swoje tragedie starszemu Pakuwiuszowi (ok. 220 - 130 p.n.e.), a Sweto-niusz w życiorysie komediopisarza Terencjusza podaje, iż poeta odczytywał swoje komedie starszemu od siebie poecie Cecyliuszo-wi. Wiadomości te przyjmujemy z ostrożnością, jednak w pierwszej połowie II wieku Grecy przebywający w Rzymie dali początek krytyce literackiej. Znany jest literacki krąg Scypiona,' istniały niewątpliwie zespoły, które tworzyły swego, rodzaju koła literackie, które przybierają wyrażniejszą formę w czasach Augusta, kiedy to literaci skupiali się w kręgu Mecenasa a inni w kręgu Messali i odczytywali swoje utwory. Recytacje te, tak w czasach Cycerona jak i za Augusta, odbywały się w gronie znawców przedmiotu, niekiedy nawet bez udziału autora, któremu chodziło przede wszystkim o zebranie uwag na temat nowego dzieła. Cyceron wysyłając Attykowi swój tomik O chwale prosi go, ażeby niektóre partie dał do odczytania recytatorowi — przed gronem .znawców.' Mogło się to odbywać podczas spotkania towarzyskiego, przy uczcie 9. Utwór spotykał się niekiedy nawet z ostrą krytyką, Wergiliusz odczytywał niektóre księgi Eneidy Augustowi „w obecności kilku osób" a Georgiki w ciągu czterech dni w obecności Mecenasa. Horacy i Wergiliusz odczytywanie utworów wobec swoich patronów uważali za obowiązek i okazję do usłyszenia krytycznych uwag; nie były to jeszcze występy, popisy. Ale już Owidiusz traktował odczytywanie własnego utworu jako „występ", prawdopodobnie nie on jeden, ale jeszcze wtedy tę formę popisywania się publicznie własną twórczością, stosowaną przez młodych poetów, Horacy krytykuje; jest to prawdopodobnie jeden z przejawów konfliktu pokoleń: zmieniają się zwyczaje wśród literatów, które nie odpowiadają nawykom starszej generacji. Jeśli wierzyć świadectwu Seneki Starszego — retora, ojca filozofa, początek tego rodzaju recytacji, o charakterze popisowym, dał Azy-niusz Pollio: „Azyniusz Pollio pierwszy odczytywał swoje utwory zaprosiwszy gości" 10. August popierał tego rodzaju występy i „głośnego odczytywania utworów słuchał chętnie i cierpliwie" — stwierdza Swetoniusz", jednak niewątpliwie miał możność wyboru i ograniczenia tych popisów.

Ta możność przedstawienia swej twórczości miała swoje dobre strony — zachęcała poetów do próbowania swych sił na polu literatury, ale równocześnie ta łatwość (przynajmniej w początkach) zdobywania sobie słuchaczy mogła doprowadzić do dyletantyzmu i osłabienia zainteresowania się poezją, przy zbyt częstych występach i to poetów kiepskich. Istotnie, w czasach cesarstwa recytacje stają się udręczeniem Rzymian, zwłaszcza piszących: zapro--szeni, zwłaszcza poeci, brali, chociaż niechętnie, udział, nie chcąc narazić się „kolegom po piórze".

Przeważnie siedzą przed salą, i tracą czas na plotkach, poczym dowiadują się, czy już sporo zwoju autor rozwinął, czy już wygłosił słowo wstępne. Wtedy dopiero wchodzą, i to powoli i ociągając się — ale nie zostają do końca, lecz wychodzą, jedni dyskretnie i chyłkiem, inni nie krępując się, całkiem swobodnie". Na recytacje zapraszano, rozsyłano bileciki — codicilli, libelli, które także nie odnosiły skutku. „Teraz ludzie — pisze dalej Pliniusz — którzy nie mają żadnych obowiązków, chociaż się ich prosi i przypomina, albo w ogóle nie przychodzą, albo jeżeli przyjdą, narzekają, że zmarnowali dzień, kiedy go właśnie nie zmarnowali".18

Odczytywanie utworów istotnie zatraciło pierwotny charakter i mijało się z celem, gdyż nie prowadzono dyskusji, nie oceniano twórczości autora, na czym mu zależało, obecność, niekiedy chwilowa— była uprzejmym skwitowaniem zaproszenia.

Lepszą formą krytyki była wymiana tekstów napisanych i uwag na ich temat pomiędzy literatami. Pliniusz często wysyła swoje prace do oceny przyjaciołom i wypowiada uwagi o ich utworach; z rad tych często korzystano, wprowadzano poprawki, a pod wpływem słów zachęty starszego, doświadczonego autora nieśmiały, początkujący pisarz decydował się opublikować swoje próbki literackie.


KSIĘGOZBIORY

Literatura rzymska jest młodszą od greckiej o blisko pięć wieków. O ile nie możemy ustalić w czasie początków literatury greckiej, otwiera ją wielkie nazwisko Homera, którego twórczości nie możemy zamknąć w ustalonych datach, to znamy datę narodzin literatury rzymskiej: rok 240 p.n.e. W roku tym Rzymianie po raz pierwszy obejrzeli tragedię i komedię w języku łacińskim napisane a raczej przerobione z wzorów greckich przez wyzwoleńca Greka Liwiusza Andronikusa. Tenże Andronikus przełożył i Odyseję Homerową na język łaciński i napisał na zlecenie kapłanów pierwszą pieśń liryczno-chóralną. Dał więc początek trzem głównym gatunkom poezji łacińskiej: eposowi, dramatowi i liryce. Potem już literatura łacińska szybko zaczęła nadrabiać opóźnienie, i wiek II a zwłaszcza I p.n.e. doprowadził do rozwoju poezji, prozy i nauki. Musieli więc autorzy mieć zasób książek, musieli mieć podręczne biblioteki, zawierające dzieła greckie i łacińskie. Pewnym bodźcem i przykładem były biblioteki przywożone do Rzymu przez zwycięskich wodzów w ramach zdobyczy wojennych: Lu-cjusz Emiliusz Paulus po bitwie pod Pydną w r. 168 p.n.e. przywiózł do Rzymu bibliotekę króla macedońskiego Perseusza, a w r. 84 p.n.e. Sulla zwiózł z Aten część księgozbioru Arystotelesa, która była ongiś własnością Apellikona z Teos14.

Zamożni Rzymianie budując domy pamiętali i o pokoju przeznaczonym na zebrania literackie — auditorium, i o sali na księgozbiory; nie ograniczali się do gromadzenia książek w swych mieszkaniach w Rzymie, lecz mieli podręczne biblioteki w swych posiadłościach wiejskich. Witruwiusz omawiając budowę domu mieszkalnego uwzględnia warunki, w jakich powinny znaleźć się pokoje przeznaczone na bibliotekę; „Dla ludzi znakomitych, którzy piastując dostojeństwa i urzędy muszą świadczyć usługi obywatelom" radzi budować domy obszerne, o wspaniałych atriach, pery-stylach, zieleńcach, radzi także urządzać biblioteki, pinakoteki „nie uniej wspaniałe niż publiczne, gdyż w domach ich często odbywają się zarówno państwowe narady, jak prywatne sądy i arbitraże" ". Daje także wskazówki, jak należy dobierać miejsce na biblioteki: sypialnie i biblioteki powinny być zwrócone ku wschodowi, „gdyż ich użytkowanie wymaga światła rannego, a księgi w bibliotece wówczas nie butwieją. Księgi bowiem w pomieszczeniach zwróconych ku południowi i zachodowi niszczeją wskutek wilgoci i moli, ponieważ wiejące z tych stron świata wiatry rodzą mole i ułatwiają im rozwój, a zwoje ksiąg blakną wskutek wilgotnych powiewów"18. Jak wyglądały te pokoje, nie wiemy. Pliniusz Młodszy opisując swoją posiadłość w Laurentum mówi tylko, iż jest to pokój w półkole zaokrąglony.

Wielki księgozbiór miał Terencjusz Warron, uczony encyklopedysta; Lukullus, człowiek bardzo bogaty, nie tylko urządzał wystawne, przysłowiowe potem uczty, lecz interesował się także książkami.

Właściciele księgozbiorów z pasją namiętnych zbieraczy wyszukiwali cenne książki, starali się o utrzymanie ich w dobrym stanie, zlecając pracę odpowiednio wykształconym niewolnikom. Cyceron zachęca Attyka, by przyjechał do jego posiadłości w An-cjum: „Zobaczysz świetny katalog moich książek, spisany przez Tyraniona; resztki są' daleko lepsze niż przypuszczałem". Prace nad uporządkowaniem biblioteki widocznie jeszcze trwały, gdyż Cyceron prosi Attyka, żeby mu przysłał dwóch lub trzech prze-pisywaczy, by pracowali przy Tyranionie jako sklejacze i pomagali mu także w innych pracach w bibliotece; prosi także, żeby ci pomocnicy przywieźli trochę pergaminu na tytuły do książek".

W innym liście zawiadamia Attyka, że otrzymał od niejakiego Petusa wszystkie książki, pozostawione przez jego brata, i prosi go, żeby się tym księgozbiorem zajął. „Dar ten teraz zależy od twojej zapobiegliwości. Jeśli mnie kochasz, dopilnuj, żeby zostały zachowane i sprowadzone do mnie; będzie to dla mnie niezwykła przyjemność. Chciałbym, abyś się równie gorliwie zajął autorami greckimi jak łacińskimi. Będę to uważał za podarunek od ciebie".

Gromadzenie cennych książek było jedną ze szlachetniejszych i piękniejszych pasji bogatych Rzymian, zwłaszcza, jeżeli umieli z nich korzystać, bo i Seneka podobnie jak Lukian krytykuje ludzi, którzy zbierają książki nie znając ich wartości istotnej. A tymczasem niejeden biedny intelektualista, mieszkający w domu czynszowym, w nędznej izbie nie mógł nawet kilku książek zabezpieczyć: greckie książki mieściła skrzynia podniszczona — z tych dzieł boskich mysz sobie zrobiła kolację — a więc nic nie miał Kodrus, każdy przyzna racją.


BIBLIOTEKI PUBLICZNE

Pomysł urządzenia biblioteki publicznej zawdzięczał Rzym Juliuszowi Cezarowi, który projekt swój przekazał i zlecił wykonanie Terencjuszowi Warronowi. Śmierć dyktatora nie pozwoliła na zrealizowanie tego planu. Powrócił do projektu Cezara Azyniusz Pollion i założył bibliotekę w tzw. Atrium Libertatis (Atrium Wolności) na Forum Romanum, gdzie mieściła się siedziba cenzorów. Księgozbiór ten obejmował dzieła łacińskie i greckie. Losy tej pierwszej biblioteki nie są nam znane, natomiast więcej materiałów posiadamy dotyczących dwóch innych bibliotek, jakie otrzymał Rzym dzięki działalności Oktawiana Augusta. W r. 28 p.n.e. otworzył on na Palatynie przy świątyni Apollina bibliotekę, której zbiory zawierały dzieła łacińskie i greckie; kierownikiem tej instytucji był gramatyk i poeta, przyjaciel Owidiusza, Pompejusz Macer. Biblioteka ta, zwana Bibliotheca Palatina — biblioteka Pa-latyńśka — spłonęła w r. 64 podczas tragicznego pożaru za Nerona; odrestaurowana i wznowiona przez Domicjana uległa ponownie, już całkowitemu zniszczeniu podczas pożaru w r. 363. Druga biblioteka założona przez Augusta, tzw. Bibliotheca Octavia znajdowała się na Polu Marsowym, w portyku zbudowanym na cześć siostry Oktawiana — Oktawii. I ta biblioteka padła ofiarą pożaru w r. 80, odnowił ją jednak Domicjan. Działalność Augusta znalazła naśladowców wśród jego następców: Tyberiusz, idąc w ślady przybranego ojca, założył bibliotekę przy świątyni Boskiego Augusta, los jej był podobny do losu wielu innych bibliotek — spłonęła w r. 69/70; Trajan — otworzył bibliotekę na Forum Traianum, tzw. Bibliotheca Ulpia, po nim Hadrian, a ostatnia, o której wiemy, zawdzięczała swe powstanie Aleksandrowi Sewerowi. Za Kon-stantyna Wielkiego było w Rzymie 28 bibliotek, mogły to być także fundacje prywatne. Zbiory bibliotek wzrastały dzięki stałej trosce i opiece założycieli, którzy mieli też prawo wycofania czy konfiskaty książki, co do której były zastrzeżenia lub która została wyrokiem senatu lub cesarza skazana na spalenie. Biblioteki w miastach italskich i na prowincjach powstawały przeważnie dzięki hojności zamożnych obywateli. Tak np. Pliniusz Młodszy, który w ogóle wspomagał finansowo swoje rodzinne miasto Ko-mum i jej mieszkańców, ufundował tam bibliotekę, kosztem jednego miliona sesterców *°; w Suessie w Lacjum była słynna Bibliotheca Maridiana założona przez teściową cesarza Hadriana.

Trudno sobie wyobrazić, ażeby na prowincjach, gdzie były wielkie, piękne i trwałe teatry, amfiteatry, termy, nie było bibliotek. Na uwagę zasługuje biblioteka w odbudowanej Kartaginie oraz biblioteka w Timgad (Thamugadi) w Numidii, którą, jak informuje inskrypcja, ufundował swojemu miastu M. Iulius Flavius Rogatianus, przeznaczając na ten cel 400 000 sesterców — a więc znacznie mniej niż Pliniusz. Biblioteki te uwzględniały i szanowały zainteresowania i potrzeby czytelników miejscowych, o ile bowiem biblioteki w Rzymie zawierały dzieła w języku łacińskim i greckim, to na prowincjach gromadzono zbiory w języku łacińskim i w języku danego kraju.

W wieku IV zainteresowania czytelnictwem słabną, biblioteki — jak z nutą pesymizmu odnotowuje Ammianus Marcellinus — są jak groby zamknięte. Większe zainteresowanie budzi się wtedy na Wschodzie, w Bizancjum.

I Wprawdzie Lukian zarzuca niewykształconemu bibliofilowi, że ani sam nie korzysta ze swoich zbiorów ani nikomu książki nie pożyczy, jednak z bibliotek, tak jak w Grecji, książek nie wypożyczano, prywatnie — bardzo niechętnie; wypożyczenie Cyceronowi książki przez Attyka było dowodem wyjątkowej przyjaźni i zaufania.



KSIĄŻKI NA INDEKSIE

Skazanie na wygnanie Protagorasa, oskarżonego o bezbożność i spalenie jego dzieł było pierwszą tego rodzaju sprawą o aspekcie religijnym. W Rzymie przed r. 186 p.n.e. kilkakrotnie padały ofiarą ognia z wyroku władz książki prorocze, zawierające różne przepowiednie — tzw. libri vaticinii. Kilku annalistów przekazało wiadomość, którą powtórzył Liwiusz, że w r. 181 p.n.e. w stosie spalonych książek znalazły się książki króla Numy, wśród nich w języku greckim, omawiające filozofię Pitagorasa. Miał ten zbiór spalić podobno Kwjntus Petiliusz. Trudno brać poważnie wiadomość o książkach króla Numy, mogły to być jakieś falsyfikaty, 'ale podzieliły los innych książek tej treści. Swetoniusz podaje, że i Oktawian August, kiedy został najwyższym kapłanem — pontifex maximus, zebrał zewsząd przeszło dwa tysiące ksiąg proroczych w języku łacińskim i greckim, nieznanych albo mało znanych pisarzy, które krążyły między obywatelami, i kazał je spalić; oszczędził tylko księgi sybillińskie, ale i w nich dokonał pewnego wyboru. Podobnym wyrokom podlegały później przez czas dłuższy księgi reljgijne w związku ze zwalczaniem religii chrześcijańskiej.

Zaczynając od pryncypatu Augusta poprzez cały okres cesarstwa powtarza się palenie książek na mocy wyroku senatu lub cesarza z przyczyn o charakterze politycznym. Na indeksie znalazły się elegie Korneliusza Gallusa, z których do naszych czasów zachował się jeden jedyny wiersz; usunięte z bibliotek miały być utwory Owidiusza, a egzemplarz Metamorfoz poeta cisnął w ogień,

otrzymawszy wyrok skazujący go na wygnanie. Odpisy jednak były w rękach przyjaciół i dzięki temu dzieło to zachowało się do naszych czasów. Za Augusta naraził się wpływowym osobistościom Tytus Labienus, mówca i historyk; na mocy uchwały senatu dzieła jego zostały spalone i ten sam los spotkał książki jego przyjaciela, mówcy Kassjusza Sewera. Po latach decyzją cesarza Kali-guli pisarze ci zostali rehabilitowani: „cesarz pozwolił odszukać zachowane książki Labienusa, Kassjusza Sewera i Kremucjusza Kor-dusa, zniszczone ongiś na mocy uchwały senatu. Cesarz zezwolił na czytanie tych pism, dając niejako dowód, że zależy mu na tym, ażeby wszystko, co kiedykolwiek powstało (domyśl, w Rzymie) zostało przekazane potomnym" 21. Sprawa Kordusa miała miejsce za Tyberiusza: „...wytoczono Kremucjuszowi Kordusowi proces o nieznane dotychczas przestępstwo: oto wydał on Kroniki, w których wychwalał Brutusa, a Kassjusza nazwał ostatnim Rzymianinem **. W senacie zapadła uchwała, by zlecić edylom spalenie jego dzieł. Jednak ukryte ocalały i potem wydano je ponownie" M. Według świadectwa Seneki Filozofa dzieła te ukryła i przechowała córka Kordusa. Za Tyberiusza również spalono na mocy uchwały senatu siedem mów Skaurusa. Neron skazał na wygnanie Fab-rycjusza, „ponieważ wiele obelg przeciwko senatorom i, kapłanom umieścił w księgach pod tytułem Testament, a owe księgi kazał spalić"24.

Kiedy znów za rządów Domicjana Arulenus Rustikus napisał utwór pochwalny na cześć Trazei Petusa, a Herenniusz Senecjon na cześć Helwidiusza Priskusa, uznano to za tak wielkie przestępstwo, że musieli ponieść karę śmierci. Znęcano się nie tylko nad autorami, lecz ofiarą padły ich książki: nakazano kolegium trzech mężów (tres viri capitales) spalić pisma, które były przecież pomnikiem sławy tych wybitnych ludzi"2S. Zazwyczaj wyrok ten wykonywali urzędnicy — edylowie; zlecenie wykonania wyroku kolegium trzech mężów, którzy byli właściwie sługami więziennymi,, miało podkreślić rozmiary przestępstwa i surowość wyroku.


W TROSCE O ZDROWIE MEDYCYNA W GRECJI

...Starożytność przypisywała powstanie sztuki lekarskiej bogom: Febusowi-Apollinowi, Eskulapowi i jego synom: Podaliriu-sowi i Machaonowi. Powiada przecież Apollo u Nazona:

„Wynalazek to mój — medycyna, i mówią wszędzie, że pomoc niosę; nad ziołami też władzę posiadam"'. Lecz opowiadania prawdziwe wykazują, że to pasterze i ludzie, którzy pracowali na roli, wynaleźli sztukę leczenia, i to jest daleko bardziej prawdopodobne. Albowiem czy to Febus pasąc trzody króla Admeta, czy raczej ktoś inny pędząc życie na wsi, zmuszony okolicznościami próbował to tych, to innych ziół i spożywając je obserwował różnice; potem co do spostrzeżeń swych upewnił się; tak z małych początków urosła sztuka lekarska do wielkich i znacznych rozmiarów.

Lecz u Greków nieco rozwinęła się, bardziej u innych narodów*; ale nawet u nich nie rozwinęła się od razu, lecz nieco przed tym czasem kiedy to zdobywał rozgłos bardzo dawny jej twórca Asklepios; ponieważ on to rozwinął nieco bardziej tę zaniedbaną dotychczas i pospolitą gałąź nauki, zaliczono go do bogów. Następnie jego dwaj synowie, Podalirios i Machaon... podczas wojny trojańskiej... niemałą nieśli pomoc swoim współtowarzyszom; nie przedstawił ich jednak Homer jako niosących pomoc podczas zarazy i w różnych chorobach, lecz tylko jak operowali rannych i stosowali leki do ran... Z czasem sztuka lekarska zaczęła stosować trzy różne metody: jedna stosowała odpowiednie pożywienie, druga lekarstwa, trzecia — operacje. Pierwszą nazywali Grecy — dietetyką, drugą — farmaceutyką, trzecią — chirurgią.

Jana Ursyna z Krakowa, doktora medycyny, Mowa o znaczeniu medycyny, wygłoszona publicznie dnia 13 grudnia roku 1488, kiedy ubiegał się o uzyskanie stopnia doktora3.

1 Owidiusz, Metam. I 521 n. „lnventum- medicina meum est opiferąue per orbem/Dicor et herbarum subiecta potentia mihi".

! Znano np. leki Helenosa z Egiptu; Platon w dialogu Charmides mówi o lekarzu z Tracji Zamoksisie; na wschodzie wcześnie stosowano medycynę magiczną itp.

Widzimy, że już w starożytności trudno było przeprowadzić granicę między prawdą i legendą. U Homera np. Asklepios nie jest jeszcze bogiem (Iliada IV 194). Jan Ursyn idąc za źródłami starożytnymi pisze słusznie, że może za zasługi, jakie położył jako lekarz, zaliczono^ go do bogów. Źródłem Ursyna może być m.in. Pliniusz Starszy, który daje krótki zarys historii medycyny a spostrzeżenia jego są niekiedy zgodne z wiadomościami, jakie podaje Ursyn. Zresztą wiele z tych wiadomości powtarza się u wszystkich autorów, którzy zajmują się historią medycyny. Zawsze podkreślano, że Machaon i jego brat Podalirios pomagali jedynie rannym, umieli tamować krew, opatrywać rany, a opisy tych zabiegów wskazują na dobrą znajomość anatomii w owych odległych czasach, kiedy nie istniała żadna „szkoła lekarska". Także inni bohaterowie pod Troją, którzy nie zajmowali się zawodowo leczeniem, jak Achilles, Patroklos, umieli stosować odpowiednie leki. Jednak uderza fakt, że przy tak dobrej znajomości anatomii, przystosowaniu skutecznie działających leków, brak było systematy-zacji, zabiegi czy stosowanie jakichś środków jest przypadkowe: źródłem tego była niezawodnie medycyna ludowa, leczenie naturalne — wolne od magii i zabobonów — które dało początek sztuce lekarskiej. Dopiero pod koniec wieku VI p.n.e. powstawać zaczęły legendy, heroizacja, ubóstwianie tych, którzy potrafili swoim pacjentom przywracać zdrowie, a pierwsze miejsce wśród nich zajął Asklepios'. Wprawdzie medycyna przyświątynna pojawiała się już w w. XI - X w Trikka w Tesalii, ale dopiero wieki V i IV przynoszą prawdziwy jej rozkwit. Ubóstwiony Asklepios miał swe świątynie-lecznice, tzw. asklepiejony, i swoich kapłanów-lekarzy tzw. asklepiadów. W Grecji było wiele ośrodków kultu Asklepio-sa; najsłynniejsze asklepiejon było w Epidauros (gdzie co pięć lat odbywały się uroczystości ku czci patrona, tzw. ąsklepiaja), w Per-gamon i na wyspie Kos, ze słynną szkołą medyczną. W asklepie-jonach leczono stosując tzw. enkoimesis (łac. incubatio), inkubację „ułożenie się do snu", w którym miało przyjść uzdrowienie. Wierzono, że kapłani — asklepiadzi są wykonawcami woli Asklepiosa, że wyjaśniają jego wolę i dzięki temu znają sposoby uzdrawiania. Ponieważ kuracji w odpowiednich warunkach nadawano pozory cudownych uleczeń, musiały działać i inne bóstwa, jak Iaso—Lecząca, i Panakeia—Lecząca wszystko, posiadająca leki na wszystko. Uzdrowienie — miało przyjść podczas snu albo chorzy mieli „prorocze" sny, opowiadali je kapłanom, a ci tłumaczyli je „znając wolę Asklepiosa" i dawali chorym odpowiednie porady. Nikt nie kwestionuje, że zdarzały się w asklepiejonach wypadki uleczeń, ale też wiadomo, że nie pomoc Asklepiosa lecz znajomość wielu dziedzin medycyny przynosiła uzdrowienie. Wprawdzie byli już w starożytności niedowiarkowie, którzy wątpili w owe „cudowne" uzdrowienia, widząc w tym oszustwo ze strony kapłanów-asklepiadów, a ich samych uważali za szarlatanów. Jednak obowiązujące chorych modlitwy, oczyszczenie, ceremonie kultowe — były jedynie akcesoriami, które miały wzmocnić wiarę chorego we współdziałanie bogów i tym samym wzmocnić wiarę w możliwość powrotu do zdrowia. W rzeczywistości lekarze przy askle-piejonach stosowali zapewne wiele środków nieobcych medycynie doświadczalnej. Jeżeli chodzi o leczenie snem czy podczas snu, to stosowano je głównie przy chorobach o podłożu psychiczno-nerwi-cowym; nie jest wykluczone, że nie był to sen naturalny, lecz sztuczny, wywołany znaną przecież w starożytności hipnozą. Może przy chorobach nerwowych stosowano i inne metody, jak np. wstrząsy wywoływane jakimiś sposobami naturalnymi, wywołującymi u chorego lęk, gniew itp. uczucia, gdyż wiadomo, iż zdarzają się wypadki, kiedy pcd wpływem strachu (np. pożar) czy na-v wet radości (spotkanie niespodziane kogoś bliskiego) chory, który nie mógł chodzić, odzyskuje władzę w nogach. Dla starożytnych takim przykładem był syn Krezusa, niemowa, który w momencie, kiedy żołnierz nieprzyjacielski dobył miecza i nie wiedząc, kogo ma przed sobą, miał zaatakować króla, zawołał „To król Krezus! Nie zabijaj go!" I podobno od tego momentu chłopiec zaczął mówić. Otóż może w asklepie jonach wywoływano różnymi sposobami takie-sytuacje, które wywoływały wstrząs i zmuszały chorego do ruchu. Ciekawym i niezwykle cennym dokumentem są tabliczki wotywne zachowane w asklepiejonach, zawierające często podziękowanie AsklepiosowT za uzdrowienie i podające okoliczności wyzdrowienia np.:

a. Nikanor kulawy: Gdy siedział w świątyni, a jeszcze nie spał — jakiś chłopiec porwał mu szczudło i uciekł z nim. Wówczas Nikanor zerwał się, pobiegł za nim — odtąd był zdrowy.

b. Człowiek z Kios (z Bitynji), cierpiący na podagrę: Gdy przyszedł do świątyni, i kiedy jeszcze czuwał, gęś ugryzła go w nogi do krwi i w ten sposób go uzdrowiła8.

c. Lyson z Hermiony — niewidomy chłopak: ternu, kiedy jeszcze czuwał, jeden ze świętych psów świątynnych oblizał oczy: chłopak odszedł uzdrowiony.

d. Agestratos, ból głowy. Ten cierpiał na bezsenność z powodu bólów głowy. Gdy usnął miał taki sen: zdawało mu się, że bóg leczy jego ból głowy, potem stawia nagiego i pokazuje postawę, jaką należy przyjąć w walce na pięści. Gdy rozedniało, odszedł uzdrowiony, a w czasie Nemejów zwyciężył w pankrationie'.

Rozkwit lecznictwa przyświątynnego w asklepiejonach przypada na wiek V p.n.e. i wtedy także założono „filię" w Atenach (r. 420 p.n.e.); wskazuje to wyraźnie, że nie miejsce kultu miało „cudowne" własności lecznicze lecz uzdrawianie chorych zależało od medycyny i odpowiednio przygotowanych lekarzy. Na przełomie V/IV w. głośnym stało się asklepiejon na wyspie Kos, gdzie powstała słynna szkoła medyczna związana z nazwiskiem Hippokratesa, zwanego ojcem medycyny (460 - 370), który nie ograniczał swej działalności do wyspy Kos, lecz działał i w Atenach i w Tesalii. Był to ważny moment w rozwoju medycyny, jak stwierdza Pliniusz Starszy: „Dalsze losy medycyny, dziwna rzecz, pogrążone były w najgęstszych ciemnościach, aż do czasów wojny peloponeskiej. Wtedy powołał ją na powrót do życia Hippokrates, urodzony na wyspie Kos... poświęconej Asklepiosowi" (Hist. Nat. XXIX 4). Tam też istniała najsławniejsza szkoła lekarzy, którzy byli związani regulaminem, którego zasady etyczne obowiązują, a w każdym razie powinny obowiązywać, lekarzy dwudziestego wieku. Według zasad szkoły na Kos lekarz powinien służyć choremu według swej głębokiej wiedzy i według sumienia, nie wolno lekarzowi dawać nikomu żadnej trucizny ani środków do spędzania płodu, lekarz nie powinien podejmować się operacji, które powinien wykonać specjalista, lekarza obowiązuje tajemnica zawodowa, nie wolno mu wykorzystywać swojego stanowiska dla uwodzenia kobiet itp. Szkoła na Kos jest związana głównie z nazwiskiem Hippokratesa, i pod jego imieniem zachowały się liczne prace z dziedziny medycyny w zbiorze zw. Corpus Hippocrateum, zawierającym nie tylko prace Hippokratesa, lecz i innych lekarzy, nie tylko z Kos lecz także ze szkoły w Knidos, która rywalizowała ze szkołą Hippokratesa. Metoda Hippokratesa polegała na dążeniu do postawienia właściwej diagnozy w oparciu o doświadczenia i obserwacje; zwalczał przesądy, nie tyle dotyczące metod leczenia, ile przypisujące przyczynę niektórych chorób tajemnym siłom, jak np. występowanie ataków epilepsji przypisywano opętaniu chorego przez złe demony. Hippokrates przywiązywał wielką wagę do warunków klimatycznych, do środowiska naturalnego, uważając że od tego zależy stan zdrowia człowieka. Uwagi na ten temat zawarł w dziele: O powietrzu, wodach, terenach. Podobno Hippokrates zaczął stosować medycynę kliniczną, polegającą na leżeniu i zażywaniu lekarstw (Pliniusz, Hist. Nat. XXIX 4). W ogóle metody leczenia coraz bardziej zmieniały się, nie polegano tylko na stosowaniu leków. Herodikos z Selibrii w" Tracji zaczął stosować iatraliptykę, tzn. terapię polegającą na masażach, ustalił pewne zasady dietetyki i zalecał stosowanie gimnastyki leczniczej. W wieku IV p.n.e. Diokles z Karystos zdecydowanie uzależnia stan zdrowia od higieny ciała, od diety, co więcej — od umiejętnego rozplanowania zajęć i odpoczynku. W wieku III p.n.e. działał w Aleksandrii Herofilos z Chalkedonu, który zajmował się różnymi gałęziami medycyny, napisał traktat O anatomii (ok. r. 300 p.n.e.), zajmował się okulistyką (traktat O oczach) i był autorem podręcznika dla położnych. Współczesny mu Erasitratos z Keos, nadworny lekarz Seleukosa, dał podstawy teorii krążenia krwi, zbadał rozgałęzienie żył i tętnic, udoskonalił anatomię serca, odróżnił nerwy^ czuciowe i ruchowe (ścięgna). Według świadectwa Celsusa Herofilos i Erasistratos dokonywali wiwisekcji na przestępcach, których dostarczał im Ptolemeusz I.

Jeżeli uświadomimy sobie, że nie znano wtedy środków znieczulających ból, to możemy za Tarnem powtórzyć, że „straszliwą jest relacja Celsusa" 10, tym bardziej, że znano już i przeprowadzano wiwisekcję zwierząt (małpy), a wiedział o tych doświadczeniach już Arystoteles, a w czasach późniejszych (w. II n.e.) stosował je Galen (Galenos). Znamy wiele nazwisk lekarzy z tych czasów, wspomnieć jeszcze należy o Filinosie z Kos, uczniu Herofilosa, który w połowie wieku III p.n.e. założył szkołę empiryczną, której przedstawiciele uważali, że najważniejsza jest obserwacja działania lekarstw, która może doprowadzić do właściwej metody leczenia. Jeden z przedstawicieli tej szkoły, Heraklides z Tarentu przeprowadzał również sekcje. Pewne pośrednie stanowisko między metodą empiryczną szkoły Filinosa a dogmatyczną Herofilo-sa starała się zająć szkoła zwana metodyczną, założona przez Asklepiadesa z Prusy w Bitynii, który nie będąc z wykształcenia lekarzem (był nauczycielem retoryki) leczył swoimi naturalnymi metodami, zalecając pacjentom odpowiednią dietę, spacery, masaże, zimne kąpiele, czyli stosował hydroterapię, co do której wielu lekarzy miało zastrzeżenia. Pliniusz i inni autorzy (np. Apulejusz, Florida IV 19) opowiadają o stosowaniu przez niego dziwnych metod, które prawdopodobnie miały działać raczej na psychikę chorego i podtrzymywać wiarę w wyzdrowienie: „Zyskiwał sobie Asklepiades przychylność ludzką wymyślnymi sztuczkami, mianowicie przyrzekając wino chorym i dając je zrazu, choć potem podawał zimną wodę... Wymyślał także inne mile przyjmowane środki, np. zawieszanie łóżek, aby kołysanie przynosiło ulgę w chorobach albo sprowadzało sen, czy też ordynowanie kąpieli, tak bardzo przez ludzi pożądanych... To mu zjednywało duże znaczenie i jeszcze większą sławę, zwłaszcza odkąd natknąwszy się na pogrzeb jakiegoś nieznajomego zdjął człowieka ze stosu i przywrócił do życia" u. W niektórych chorobach usunął bolesne kuracje, np. w wypadkach anginy, którą dotychczas leczono wpuszczając odpowiedni instrument do gardła12. Potępił też Asklepiades, i słusznie, wywoływanie sztuczne wymiotów, ponad miarę wówczas" stosowane. Twierdził także, że picie lekarstw szkodzi na żołądek ", co w dużej części jest prawdą" (Pliniusz, Hist. Nat. XXVI 16 n.).

Trudno przeprowadzić granicę między medycyną grecką i rzymską, gdyż Rzymianie długo stosowali medycynę ludową, zielarstwo popierane magią, a medycynę naukową wnieśli do Rzymu Grecy i właściwie oni reprezentowali na terenie imperium rzymskiego tę gałąź nauki.

Jakkolwiek rozwijała się coraz bardziej specjalizacja, to jednak niewiele można powiedzieć o "pediatrii; zajmowano się i dawano ścisłe wskazówki położnym — i to była jedyna gałąź medycyny w rękach kobiet. Lekarze nie mieli dostępu do kobiet, dlatego też często choroby ich kończyły się śmiercią. W zbiorze opowiadań zachowanych pod nazwiskiem Hyginusa czytamy, że młoda Aterka, imieniem Agnodike, zaczęła studia medyczne u He-rofilosa — ale w przebraniu męskim. Musiała przy tym ponieść wielką stratę — ściąć włosy, co dla dziewczyny greckiej było symbolem hańby, gdyż spotykało to tylko dziewczynę prowadzącą się niemoralnie. Kiedy już nabyła doświadczenia, zgłosiła się sama do chorej kobiety. Chora, przypuszczając, że ma ją badać mężczyzna, nie chciała Agnodike dopuścić do siebie, dopiero kiedy dziewczyna zdjęła ubranie i przekonała kobietę, kim jest, tamta pozwoliła się jej zbadać. Agnodike wyleczyła chorą, ale wydała się jej tajemnica i lekarze ją oskarżyli. Kobiety jednak tak zaatakowały sędziów, nazywając ich wrogami kobiet, że ustąpili, a nawet pozwolono kobietom studiować medycynę i praktykować. Jednak nie zapisało się żadne sławne nazwisko kobiety na kartach historii medycyny. Niezależnie od rozwoju wiedzy lekarskiej i niezależnie od stosowania nowych metod w lecznictwie utrzymywała się medycyna ludowa, ziołolecznictwo czy nawet pewne tradycyjne obrzędy, jak np. wiara, iż woda niektórych źródeł ma moc leczniczą. Wiara ta^mogła i miała zapewne uzasadnienie, lecz nie utrwalała jej znajomość leczniczej wartości wody tylko wiara w jej siłę „cudowną". Tak np. w Patraj przed świątynią Demetry biło źródło; od strony świątyni było kamienne ogrodzenie i wykute zejście do źródła. Miało to być miejsce „wyroczne", wprost nieomylne, ale tylko w związku z chorobami. Zawieszano więc na cienkim sznurku lusterko, spuszczano je na wodę, ale tak, że brzeg lusterka ledwo dotykał wody. Równocześnie chorzy zapalali kadzidła i zanosili modły do bogini, po czym mieli znaleźć w lusterku odpowiedź czy wyzdrowieją czy też nie. Co miało się ukazać w lusterku — tego nie wiemy.

Przy świątyniach były często takie „święte" czy raczej „świątynne" źródła, a początek' tym „kultowym oczyszczeniom" dało najprawdopodobniej zwykłe obmycie twarzy, rąk, nóg, z brudu i kurzu, gdyż przychodzili do świątyni pielgrzymi często z dalekich stron. Z czasem ten zabieg higieniczny został sprowadzony do symbolu oczyszczenia kultowego. Zaczęto nawet, o ile w pobliżu świątyni nie było wody, gromadzić wodę w sztucznych basenach albo w mniejszych murowanych zbiornikach. W Rzymie sprowadziła się ta czynność, znana również w Egipcie, do pokropienia się „świętą" wodą, i symbol ten zachował się w zwyczajach chrześcijańskich".

W Egipcie stosowano automat, który skonstruował Heron z Aleksandrii (II/I w. p.n.e.) słynny matematyk, fizyk, inżynier; przy pomocy tego urządzenia obsługujący świątynię podawali — za zapłatą! — wchodzącym do świątyni wodę do pokropienia; automat ten był tak skonstruowany, że po wrzuceniu monety (nihil novi sub solel) wydawał pewną ilość wody potrzebnej do symbolicznej ablucji. Oczywiście ablucja pobożnych przynosiła niezły dochód kapłanom świątyni".

Podobnie jak wiara w moc wody świętego źródła trwała nadal, - mimo rozwoju medycyny i specjalizacji lekarzy, medycyna ludowa, zabobony, wiara w magię, w zaklęcia — lecz cóż w tym dziwnego, jeżeli ta wiara przetrwała do dwudziestego wieku?

Archagatos przybył z Peloponezu w r. 219 p.n.e. Zaczął praktykę w małym pomieszczeniu, ale widocznie metoda jego leczenia była skuteczna — podobno dał się poznać głównie jako chirurg — gdyż otrzymał prawo obywatelstwa oraz „lokal przy rozstaju Acyliańskim, ufundowany kosztem państwa, żeby miał gdzie wykonywać swój zawód" (Plinius, Hist. Nat. XXIX 12). Greccy lekarze zachęceni powodzeniem Archagatosa zaczęli masowo napływać do Rzymu. Przeciwnicy wpływów greckich nie patrzyli na nich łaskawie, przykładem może być Katon Starszy Cenzor, który w swoim dziele Wskazówki dla syna, Praecepta ad filium, przestrzega syna, przed kontaktem z lekarzami. „Ilekroć (Grecy) rozpowszechniają u nas coś ze swojej nauki, wprowadzą ogólny upadek, specjalnie wtedy, gdy przyślą swoich lekarzy. Sprzysięgli się, żeby wszystkich „barbarzyńców"4 zabić swoimi lekarstwami, a i to nawet robią za pieniądze, żeby im ufano i.żeby mogli tym łatwiej szerzyć spustoszenie". (Pliniusz, Hist. Nat. XXIX 14). Przeważnie lekarze ci byli niewolnikami, ale szybko dorabiali się majątku i jako wyzwoleńcy mieli większą swobodę działania. Cezar-w uznaniu ich działalności medycznej, przyznawał im nawet prawa obywatelskiego ile pochodzili z wolnej rodziny w swoim kraju. Lekarz wyzwolony stawał się stałym, domowym lekarzem swojego patrona. Rzymianie nie garnęli się do zawodu lekarza, prawdopodobnie nie wypadało im (podobnie jak to było z zawodem aktora) pracować za zapłatą. W czasach Oktawiana Augusta zyskał sobie wielkie uznanie Antoniusz ,Musa, który wyleczył princepsa, stosując inną niż jego poprzednicy metodę — powiedzielibyśmy dzisiaj —: metodę Kneipa, to znaczy zimną wodę. August zaliczył go do stanu ekwitów, zwolnił wszystkich lekarzy od płacenia podatków, a senat nakazał Antoniuszowi Musie wystawić pomnik. Równolegle rozwijała się sztuka lekarska praktyczna i teoretyczna. W wieku I n.e., za Tyberiusza, Celsus, teoretyk, nie uprawiający praktyki lekarskiej, w dziele encyklopedycznym poświęcił wiele miejsca medycynie (ta część dzieła zachowała się), dając opis chorób i metod leczenia. Okazuje się, że wieki późniejsze znalazły wiele nowych leków, lecz nie odkryły nowych prawd podstawowych i zasad dotyczących profilaktyki dla mieszkańców miast, gdyż Celsus daje dobrze nam znane rady: dbać o regularne trawienie, unikać nagłych zmian .temperatury, przebywać na świeżym powietrzu, na słońcu; — jako przykład daje ludzi zamieszkujących na wsi, którzy są zdrowsi od mieszkańców miast dzięki warunkom,, w jakich żyją. Jednym z najwybitniejszych lekarzy starożytności był G^len (Galenos), potem Klaudiusz Galenos (129 -199) praktyk i teoretyk. Pochodził i Pergamonu, gdzie był lekarzem gladiatorów. Od r. 161 przebywał w Rzymie i był nadwor-. nym lekarzem cesarzy Marka Aureliusza, Lucjusza Werusa i Kom-modusa. Zainteresowania Galena były bardzo szerokie,- w swoich pracach z zakresu medycyny, których napisał ponad sto, porusza różne problemy: anatomię, fizjologię, higienę, dietetykę, patologię i inne. On to przeprowadzał sekcję małp, ażeby lepiej jeszcze poznać anatomię ciała ludzkiego.

Na ogół lekarze byli i farmaceutami, gdyż aptek nie było. Stosowano nadal ziołolecznictwo, różne maście, leki w formie pigułek. Ponieważ stosowano różne zabiegi, lekarze mieli swoich pomocników (np. masażyści), z których wytworzył się potem zawód felczera. Stopniowo wyłaniała się wyraźna specjalizacja; byli chirurdzy, interniści, okuliści, laryngolodzy, specjaliści chorób kobiecych ii. Ponadto byli lekarze związani z pewnymi instytucjami, byli więc lekarze sportowi, lekarze gladiatorów, oraz przy straży pożarnej, ażeby mogli nieść pomoc tym, którzy ulegną jakiemuś wypadkowi. Kobiety zajmowały się również medycyną, ale głównie jako położne.

W okresie pryncypatu zaczęto organizować służbę zdrowia w armii. Zainteresowano się warunkami żyoia, higieną, odżywianiem się kołnierzy. Głównie zwrócono uwagę na warunki zdrowotne w stałych obozach, które do pewnego stopnia miały charakter zamkniętego miasta. Starano się do stałych miejsc postojów wojska doprowadzać wodę do picia ze źródeł i strumieni ak- ' weduktami, w których budowie Rzymianie mieli wielkie doświadczenie. Obóz miał łaźnię z gorącą, ciepłą- i zimną wodą, latryny spłukiwano wodą, nieczystości- odprowadzono w dalsze miejsca poza obóz.

Zadaniem lekarza obozowego było niesienie pomocy chorym oraz przeprowadzanie selekcji rekrutów do floty, przy czym brano pod uwagę stan zdrowia oraz odporność psychiczną. Zdaniem

Celsusa lekarze wojskowi znali o wiele lepiej anatomię człowieka aniżeli ich koledzy uprawiający praktykę prywatną. Lekarze wojskowi mieli pomocników, pielęgniarzy, sanitariusza, a w całym zespole lekarskim były wyróżnione specjalności, np. odpowiedzialny za lekarstwa, odpowiedzialny za maści, zajmujący się rekon-walenscentami i administrator.

Wojskowa służba medyczna za Marka Aureliusza przyjęła emblemat —- kielich i wąż Asklepiosa, który nie przestał patronować służbie zdrowia5.

Wiele uwagi poświęcano takim chorobom jak malaria i epilepsja, liszaje, a stosowano różne metody leczenia. Natomiast trudno mówić o specjalistach chorób dziecięcych, chyba że pediatrię ograniczymy do wskazówek, jak należy postępować z niemowlęciem, a wśród tych najważniejsza dotyczy karmieni* Otóż pod tym względem wszyscy lekarze starożytni byli zgodni, że powinna karmić matka. Jakkolwiek oddawanie niemowlęcia mamce na karmienie było w Rzymie bardzo rozpowszechnione, to jednak lekarze występowali przeciwko temu zdecydowanie, podobnie jak i przeciwko sztucznemu karmieniu. Niektórzy lekarze robili pewne ustępstwa co do powierzania dzieci mamkom, jak np. Soranos; tłumaczy się to zapewne liczeniem się ze zwyczajem rozpowszechniającym się w rodzinach zamożnych...

Zdecydowane stanowisko zajmuje natomiast Faworinus, filozof, który potępia i sztuczne poronienia, i matki, które same nie karmią swych dzieci; uważa, że kobiety uchylają się od karmienia przez głupotę, dbają bardziej o urodę niż o dziecko, i o silniejsze uczuciowe więzy z dzieckiem". Aulus Gelliusz w swoim zbiorze opowiadań pt. Noce Attyckie (XII 1) przedstawia stanowisko Fa-worinusa. Otóż kilka osób, wśród których był ów filozof, poszło odwiedzić jego ucznia, któremu żona niedawno urodziła synka. Po złożeniu życzeń Faworinus zaczął rozmowę na temat małego; była przy rozmowie obecna matka młodej, która wyczerpana odpoczywała. Faworinus wyraził przekonanie, że młoda matka sama będzie karmiła synka; kiedy matka młodej oświadczyła, że to wyczerpało by ją, Faworinus przedstawił swoje poglądy:.....jest to

jakiś sprzeczny z naturą, niedoskonały i połowiczny rodzaj matki: wydać na świat dziecko i natychmiast je od siebie odsunąć! Żywiła przecież w swoim ciele krwią własną to coś, czego nie widziała, a ma nie karmić swoim mlekiem tego, którego widzi już żywego, już człowieka, już dopominającego się, by spełniała wobec niego obowiązki matki?,,. Kobiety robią to z tej samej głupoty, której dowód dają pozbawiając się płodu (i tłumacząc swoje postępowanie wymyślonymi kłamstwami), żeby tylko brzuch nie pokrył się zmarszczkami i nie obwisł pod ciężkim płodem i wskutek porodu. Przecież to wszystko zasługuje na publiczne potępienie i ogólną wzgardę — żeby zabijać istotę ludzką w samych początkach jej istnienia, kiedy przyjmuje kształty, nabiera życia, będąc pod władzą tworzącej go natury; a czymżeż to się różni od tego, że już ukształtowane, już urodzone, już dziecko — pozbawia się pokarmu z krwi własnej, którą już poznał i do której już przywykł. „Lecz przecież, takie jest ogólne zdanie, to nie jest istotne, czyim mlekiem jest dziecko karmione, byleby było odżywiane i utrzymało się przy życiu". Dlaczegóż więc ten, co tak twierdzi, nie uważa, że także jest nieistotne, w czyim organizmie i czyją krwią został człowiek wykarmiony i utworzony? czyż -w piersiach matki nie płynie ta sama krew, która była w jej łonie? i czy w tym także nie przejawia się przezorność natury, że kiedy krew, ta siła twórcza, uformuje już całe ciało ludzkie w organizmie matki, i zbliża się okres porodu, wtedy przenosi się w górną część jej ciała, gotowa wzmacniać podstawy życia i daje niemowlęciu pokarm^ który już poznało i sobie przyswoiło. Dlatego słusz- , nie utrzymywano, że jak siła i rodzaj nasienia wpływa na podobieństwo fizyczne i charakteru, w takim samym stopniu oddziaływają na nie wrodzone właściwości mleka matki...

Jakiż więc, do licha, powód, żeby te szlachetne cechy tego nowonarodzonego i fizyczne i moralne, które tak dobrze się zapowiadają dzięki wrodzonym zadatkom, psuć, dając mu pokarm odmienny, z obcego mleka, zwłaszcza jeżeli kobieta, którą wybierzecie do karmienia małego, jest niewolnicą albo służebną, i jak to przeważnie bywa, obcą, cudzoziemką, albo — jeżeli jest nieuczciwa, brzydka, zepsuta, pijaczka; ...Pozwolimy więc, ażeby to nasze niemowlę było narażone na ten najgorszy wpływ, żeby przejmowało do swojego organizmu i charakteru to wszystko z najgorszego organizmu i charakteru? W tym tkwi istota rzeczy, dlaczego często dziwimy się, ż'e dzieci uczciwych kobiet nie są podobne ani z urody ani z charakteru do swoich rodziców...

A ponadto, któż mógłby także nie doceniać i lekceważyć to, ze kobiety, które dzieci swoje opuszczają, odłączają od siebie i oddają drugim na karmienie, przecinają, a w każdym razie osłabiają i rozluźniają ową więź i spójnię, jakim jest ucz*ucie miłości, którym natura wiąże rodziców z dziećmi? Kiedy bowiem nie ma się na oczach dziecka oddanego gdzie indziej, siła gorącego uczucia macierzyńskiego stopniowo przygasa, powoli przycicha głos największej, troskliwości, a niepamięć o dziecku oddanym innej karmicielce niewiele jest mniejsza od niepamięci o dziecku, które zabrała śmierć.

A jeżeli chodzi o samo niemowlę, to i jego uczucie miłości, przywiązania, przenosi się na tę, która go karmi, i potem, jak to bywa z dziećmi porzuconymi, nie ma żadnego uczucia dla matki, która go na świat wydała, ani nie odczuwa jej potrzeby. I dlatego, kiedy zostaną zatarte i zniszczone podstawy miłości wrodzonej, to o ile widzi się, że tak wychowane dzieci kochają ojca i matkę, to w znacznym stopniu nie jest to uczucie wypływające z natury, lecz okazywane dla zachowania opinii dobrego obywatela"7.

Mamy więc jeszcze jeden problem otwarty, który powtarza się po przez wieki i wciąż dyskutowany, chociaż — jakby się zdawać mogło — nie budzący wątpliwości, jak powinien być rozwiązany.

Niewątpliwie w Rzymie było wielu dobrych lekarzy, jednak darzono ich często nieufnością, i dlatego, że stosowali różne metody i wprowadzali nowe zabiegi, że mieli.dostęp do różnych leków, wśród których były i środki zabójcze — trucizny, i wreszcie drażniło Rzymian to, że lekarze mieli dostęp do dworu cesarskiego, gdzie byli cenieni, gdzie nawiązywali niedwuznaczne stosunki z kobietami z rodziny cesarskiej, gdzie ulegając ich wpływom dostarczali trucizn dla usunięcia osób zagrażających władzy; „bo też gdzie łatwiej o trucicielstwo, skąd bierze się więcej pułapek testamentowych, skąd nawet i cudzołóstwo, i to w domach cesarskich — jak np. Eudemusa z Liwią, żoną Druzusa Cezara8, to znów Walensa z żoną Klaudiusza, Messaliną? „Pliniusz podkreśla, że nie występuje przeciwko medycynie, lecz przeciwko — ludziom; nie chodzi mu o samych lekarzy, ale o tych, którzy zmuszają ich do nieetycznego postępowania: „Wszakże to wszystko nie jest wina medycyny lecz ludzi. Ona sama stanowiła dla Katona — jestem 0 tym mocno przekonany —i nie większą groźbę dla Rzymu jak np. cesarzowe". W takiej sytuacji zaczęto odnosić się nieufnie do stosowanych nowych metod leczenia, które mogły być najmniej nawet szkodliwe. Tak np. Krinas z Marsylii łączył medycynę z astronomią, lecz nie chodziło o dawno już znane horoskopy, lecz według kalendarza astronomicznego, zależnie od ruchu gwiazd, wyznaczał terminy spożywania posiłków; Charmis, również z Marsylii, występował przeciwko dawnym metodom, zwalczał gorące kąpiele, łaźnie, a zalecał myć się w wodzie zimnej, nawet podczas mrozów. Ale niezależnie od porad lekarskich byli amatorzy zimnych kąpieli, jak np. Seneka (Listy 83, 5). Lekarze, o czym już była mowa, dorabiali się ogromnych majątków, i stąd ich wielka pewność siebie, a równocześnie zachęta dla szarlatanów, spryciarzy, do uprawiania tego zawodu. Oczywiście największe dochody mieli lekarze, którzy trafili na dwór cesarski; według Pliniusza zarabiał lekarz nadworny 250 000 sesterców rocznie. Znani byli dwaj bracia Stertiniusze, Grecy z wyspy Kos: Kwintus Stertiniusz 1 Gajus Stertiniusz Ksenofon — nazwiska rzymskie przyjęli oczywiście po wyzwoleniu. Kwintus pierwszy rozpoczął swoją działalność w Rzymie, może za Tyberiusza, a w każdym razie za Kaligu-li, on to wprowadził swojego brata i wyrobił mu stanowisko lekarza nadwornego u Klaudiusza. Stertiniusz ułatwił podobno Agry-pinie otrucie cesarza. Otóż Kwintus uważał, że honorarium jego na dworze cesarskim, wynoszące 500 000 sesterców, to bardzo niewiele, ponieważ praktyka prywatna przynosiła mu 600 000 sesterców. Bracia wybudowali sobie wspaniałe wille w Neapolu, a spadkobiercy pozostawili 30 milionów sesterców (Pliniusz, Hist. Nat. XXIX 7 nn.). I nie tylko cesarze byli tak hojni; pewien lekarz, który wyleczył zamożnego pacjenta z dotkliwego liszaja, otrzymał honorarium w wysokości 2000 sesterców.

Oburzali się także ludzie trzeźwo patrzący na metody leczenia, narzucanie chorym zagranicznych, bardzo kosztownych, leków. Tego nadużycia — stwierdza Pliniusz — nawet Kato, rzucający gromy na medycynę grecką, nie przewidywał. Leki te składają się z bardzo wielu różnych składników — sprowadzanych z zagranicy, a więc odpowiednio kosztownych. „Istnieje tzw. teriak: jest to wymyślna mikstura zbytku, złożona z samych zagranicznych składników, mimo że natura dała nam tyle środków, z których każdy sam jeden by tu wystarczył! Antydot mitrydatejski ° składa się z 54 substancji, w tym nie ma dwóch o jednakowej wadze, a niektóre składniki każą dać w ilości jednej sześćdziesiątej (1/60) denara wagi!" 10 Nie wiadomo także, czy nieuctwem, jak chce Pliniusz, czy frymarczeniem ludzkim zdrowiem należy tłumaczyć omyłki: Pliniusz, jak pisze, wykrył, że zamiast cynobru indyjskiego dodaje się powszechnie do lekarstw, skutkiem słabego rozeznania w nazwach, minii, a minia jest trucizną! (ib, XXIX 25).

Niski poziom niektórych lekarzy oraz szarlataneria podkopywała autorytet lekarzy, którzy spełniali swój obowiązek zgodnie z zasadami szkoły Hippokratesa; to są przyczyny, dla których lekarz jest często „bohaterem" anegdoty, ułatwiającym ludziom zejście w zaświaty, jak np. w epigramach Lukiana i Marcjalisa.

Pewien lekarz przysłał mi swojego drogiego syna, aby przyswoił sobie u mnie zasadnicze wiadomości z literatury. Kiedy chłopiec poznał „Gniew opiewaj", „zadał bóle tysiączne" i trzeci dalszy wiersz: „wiele dusz dzielnych zesłał do Hadesu", ojciec przestał go przysyłać do mnie na naukę. Ujrzawszy mnie powiedział: „Dzięki stokrotne, mój przyjacielu! Ale chłopiec może się tego uczyć w domu. Bo i ja zsyłam liczne dusze do Hadesu i w tym celu wcale nie potrzebuję gramatyka".

Łatwo można by wytworzyć sobie jak najbardziej negatywny obraz lekarza rzymskiego. Należy jednak pamiętać, że było wielu, którzy przynosili chorym pomoc, i że było także wielu takich, którzy, nie widząc w swym zawodzie jednego celu — robienia majątku przemierzali schody wielu pięter w insulach, zamieszkałych przez ubogą ludność, której spieszyli z pomocą, pamiętając o swoim zadaniu. Nazwisk takich lekarzy nie zapisano na kartach historii. Ale tak było w starożytnym Rzymie... przed dwudziestu wiekami...


GRECY PRZY STOŁACH

Fantazja od dawien dawna skierowywała dociekliwą myśl ludzką ku przyszłości, szukając czegoś lepszego, dążąc do poprawy warunków życia, do poprawy stosunków społecznych, ale taż sama fantazja przenosiła myśl ku przeszłości, by przedstawić tę odległą, nie dającą się zlokalizować w czasie ani oznaczyć przeszłość jako wiek szczęśliwości, jako ów legendarny „wiek złoty", kiedy to ludzie nie pracowali, korzystali bez trudu z plonów, które ziemia sama wydawała, kiedy nie było broni, nie było wojen, kiedy nie było pana ani niewolnika. A przecież rzeczywistość była daleka od tego obrazu — ludzie w wielkim trudzie i pocie czoła osiągali to wszystko, co dopiero następnym pokoleniom miało życie lżejszym uczynić. „Ziemia sama rodziła..." — mówią poeci, ale jakiego trudu i wysiłku trzeba było, by z plonów tych korzystać, od wykrzesania ognia począwszy do wytworzenia narzędzi potrzebnych chociażby' dla zabicia czy poćwiartowania upolowanego zwierza. Zanim pojawiły się na stołach starożytnych wykwintne, wyszukane potrawy, ich przodkom długo musiała wystarczać strawa, która miała-jedynie zaspokoić głód i podtrzymać siły żywotne. Nie zgodziłabym się ze zdaniem Arnolda Hausera, iż „poczucie, że to co lepsze, musi być starsze, jest i dzisiaj silne" *. A gdzież konflikt pokoleń? Teraźniejszość szuka śladów przeszłości, odnajduje je, docenia jej istotne walory, dumna nawet jest z tego, co cennego przeszłość dała wiekom następnym, ale w ocenie zachowuje ostrożność i stosunek krytyczny. Może owe obrazy „szczęśliwości złotego wieku" byty raczej swego rodzaju futurologią tamtych czasów, może były wyrazem tęsknoty do lepszych warunków życia, wyrazem wiary, że i praca może być lżejsza, i że mogą zmienić się stosunki społeczne przynosząc równość praw obywatelom, i że miecze okażą się zbędne, gdyż zapanuje ogólny pokój. Pierwszy przecież zachowany obraz złotego' wieku zawdzięczamy Hezjodowi, który przyzwyczajony i zaprawiony w pracy na roli doznał niesprawiedliwości społecznej r krzywdy — i to od własnego, lecz bardziej wpływowego brata. A przecież ziemia — rola, miała dla niego jak dla wszystkich Greków ogromne znaczenie. Rodzaj pożywienia i skład posiłków jest uzależniony przede wszystkim od warunków gospodarczych danego kraju, od wartości ziemi i jej płodów, od stanu hodowli bydła. Stopniowo, równolegle ze zmianami politycznymi; nawiązaniem kontaktów z innymi krajami, z rozwojem handlu zagranicznego, zachodzić muszą zmiany w sposobie odżywiania się i w rodzajach potraw.

Zjawisko przechodzenia od skromnych posiłków do coraz bardziej wyszukanych występuje bardzo wyraźnie tak w Grecji jak i w Rzymie. Dodać jeszcze należy, że jak w każdej dziedzinie życia starożytnych istniały ogromne różnice w sposobie odżywiania się zarówno pomiędzy poszczególnymi rniastami-państwami, jak i pomiędzy obywatelami uprzywilejowanymi i biedotą, której w Grecji — pomijając niewolników — tak w miastach jak i po wsiach było niemało, i ta część społeczeństwa z konieczności pozostawała wierną tradycyjnym skromnym, żeby nie powiedzieć, nędznym posiłkom. .,

W Grecji zmieniały się z biegiem czasu ustalone zwyczajem pory spożywania posiłków, co pozostawało w związku ze zmianą rodzaju pracy obywateli wolnych, którzy odchodzili od gospodarstwa własnego, by zajmować się sprawami państwowymi, a te zatrzymywały ich dłużej na agorze, w godzinach przedpołudniowych i południowych.

W czasach homerowych wcześnie rano spożywano śniadanie — driston, na które składało się pieczywo w formie placków; spożywano je maczane w winie zmieszanym z wodą; około południa był obiad — deipnon, posiłek zasadniczy, na który podawano potrawy mięsne, chleb, wino; ostatnim posiłkiem była wieczorem kolacja — dorpon, która składała się z podobnych potraw jak deipnon lecz podawanych w mniejszej ilości.

W czasach późniejszych, kiedy obywatel spędzał większą część dnia w agorze, śniadanie nazwano akrdtismon, ponieważ podawano wino czyste, nie zmieszane z wodą (akratos — nie zmieszany); główny posiłek — deipnon — przesunięto na późne godziny popołudniowe lub na wieczór, natomiast między śniadaniem a obiadem posilano się w dowolnej porze; było to jakby drugie śniadanie (lunch), które przejęło dawną nazwę śniadania pierwszego — dris-ton; mężczyźni spożywali często drugie śniadanie w wolnych .od zajęć chwilach na agorze, powiedzielibyśmy „ija mieście". W okresie hellenistycznym driston stał się bardziej wystawnym posiłkiem, a ponieważ obywatele nie byli już tak zaangażowani w sprawy publiczne i inny był układ ich zajęć, spożywano driston raczej o ustalonej porze. ,

Od najdawniejszych czasów podstawę posiłków porannych stanowiło pieczywo — placki jęczmienne; o kształcie ich daje pewne pojęcie przedstawiona scena z Iliady na malowidle wazowym: przed łożem, na którym spoczywa Achilles, stoi stolik, a na nim rozłożone są długie wąskie placki. Chleb jednak nie byrtatwo dostępnym artykułem .żywnościowym i jeszcze w czasach Solona uchodził za artykuł luksusowy. Zastępowała go dostępna i mniej kosztowna polewka czy raczej papka — madza z mąki lub z krup różnego rodza-ju zboża, przeważnie, z jęczmienia lub z pszenicy. Wypiek chleba należał do prac wykonywanych w ramach gospodarstwa domowego. Zawodowi piekarze, którzy zaopatrywali ludność w wypieki, pojawili się w Atenach dopiero w wieku V p.n.e., zachowane źródła nie potwierdzają istnienia tego zawodu wcześniej. Chleb wypiekano z mąki jęczmiennej, pszennej, z prosa i orkiszu, gatunek, wartość i smak pieczywa zależał od gatunku mąki, jaką otrzymywano z przemiału zboża. Znano chleb biały, luksusowy, ciemny, razowy. Dzięki kontaktom, z innymi, bardziej w sztuce kulinarnej doświadczonymi narodami, poznali Grecy różne rodzaje wypieków a wprowadzany nowy gatunek pieczywa otrzymywał często nazwę, która wskazywała na jego pochodzenie; za dobry uważali Grecy chleb fenicki, beocki, tesalski, z Kappa-docji i z wysp: Lesbos, z Cypru, z Eginy. Wypiekano specjalny rodzaj chleba na niektóre uroczystości np. „dożynkowy" albo dostosowany do potraw np. „do ostryg".

Chleb pieczono na zakwasie z pozostawionego z poprzedniego wypieku ciasta lub z drożdży z moszczu, albo bez zakwasu, znano nawet chleb dietetyczny bez soli.

Obok pieczywa podstawowym artykułem żywnościowym było -danie mięsne. Mięsem wołowym, wieprzowym, baraniną, koźliną posilali się już bohaterowie homerowi, którym nieobca była też dziczyzna i ptactwo. Mięso pieczono na rożnie, bez żadnych przypraw, i porcje rozdzielano między wszystkich, przeznaczając lepsze kąski dla wyróżnionych osób. Odys, chcąc okazać uznanie śpiewakowi Demódokosowi, „odciął część pieczeni srebrnokływej świni — kęs tłuszczem obrosły". Realistyczny obraz przyjęcia homerowego daje nam scena w namiocie Achillesa, który podejmuje posłów od Agamemnona: Odyseusza, Ajasa i Fojniksa: Posłów więc boski Achilles do swojej wprowadził sadyby I podsunął im stolce, okryte purpurą, by siedli; Za czym do druha Patrokla, co stał w pobliżu powiedział: '> „Większą przynieś amforę nam tu, Menojtiowy potomku, Szczodrzej i wlej wina do wody i puchar każdemu z nas podaj, Bo najdrożsi to goście pod moim znaleźli się dachem". Rzekł, a Patrokles natychmiast posłuchał druha miłego. Spory ustawił kloc na mięsiwo w świetle ogniska, Grzbiet nań położył barana i drugi kozła tłustego, Także wieprza spaśnego, co obrósł grubo słoniną. . Trzymał je cny Atomedon, a krajał boski Achilles, Potem w drobniejsze kawałki je ciął i nadziewał na rożny. Menojtiosów zaś syn, do bogów podobny, podsycił Ogień, a kiedy ten przygasł i szczezły płomienne języki, Głownie żaru rozgarnął i różny na wierzchu umieścił Na podpórkach, lecz wprzód świętą solą posypał mięsiwo. Skoro już skończył je piec i na misy wszystko wyłożył, Chleb jął Patroklos rozkładać na stole w nadobnych koszykach, . Mięso zaś krajał Achilles i wszystkim wydzielał, by jedli. Sam atoli na wprost boskiego zasiadł Odyssa Pod przeciwległą ścianą i wraz Patroklowi rozkazał Bogom złożyć ofiary; a ten je rzucał w ognisko. Wtedy sięgnęli po smaczną strawę, leżącą przed nimi. Gdy zaś żądzę napitku i jadła głód ukoili, Znak Fojniksowi dał Ajas skinieniem. Zobaczył to Odys, Winem swój puchar napełnił i przypił nim do Achilla2.

Z "Czasem zestaw potraw mięsnych zaczęły urozmaicać wyroby w rodzaju kiełbas czy kiszek oraz nadziewane krwią i tłuszczem kozie żołądki.

Z warzyw od najdawniejszych czasów używano cebulę, czosnek, sałaty, w różnych odmianach i rośliny, strączkowe. Warzywa te były stałą strawą ludności ubogiej.

Od wieku VI p.n.e. pod wpływem prądów orientalizujących i zwyczajów panujących w koloniach greckich, gdzie stopa życiowa była wysoka, pojawiać się zaczęły na stołach Greków nowe dania. Jedynie Sparta trwała w dawnej prostocie obyczajów i surowym trybie życia. Spartanin dopuszczony do „wspólnego stołu" był zobowiązany dostarczyć przypadającą na jednego członka zespołu porcję żywności w wymiarze miesięcznym: 73 1 mąki, 36 1 wina, 3 kg sera, oraz 10 oboli w srebrze na zakup mięsa. Jeżeli przyjąć, że dwa obole wystarczały na skromne jednodniowe wyżywienie jednej osoby, to przydział ten był raczej szczupły. Wierni też pozostali Spartanie swej polewce — czerninie. Na pijatyki i hulanki prawo nie pozwalało, o czym mówi Platon w Prawach przez usta Spartanina Megillosa: „...To bowiem, pod wpływem czego ludzie popadają najczęściej w największe żądze, wybryki i wszelkie szaleństwo, wygnało nasze prawo z obrębu całego kraju i ani na wsi, ani w miastach, ile ich pozostaje pod nadzorem Spar-tiatów, biesiad nie ujrzysz, gdzie się wino leje, i tego rozochocenia, jakie wtedy powstaje i do wszelkich przyjemności ciągnie i kusi gwałtownie. Nie ma u nas człowieka, który by spotkawszy na swej drodze kogoś wałęsającego się po hulance i podpitego, nie wymierzył mu natychmiast najsurowszej kary, nikt nie usprawiedliwiłby go, choćby się tłumaczył, że to Dionizje; a u was (tzn. u Ateńczyków) sam widziałem w czasie Dionizjów ludzi pijanych aa wozach; ...czegoś podobnego u nas nie spotka się nigdy". Ateń-czyk podsumowując wywody o winie powiada: „posunąłbym się dalej, niż to czynią Kreteńczycy i Lakedajmończycy,-i do kartagiń-skiego prawa, które zabrania podczas służby w polu kosztować tego napoju i nakazuje przez cały czas poprzestawać na piciu wody, dodałbym jeszcze, żeby w miastach nie kosztowała wina niewolnica, sternicy i sędziowie podczas sprawowania swych czynności nie używali wina zupełnie, ani ten, kto udaje się na ważniejsze obrady, i nikt w ogóle za dnia, chyba że dla pokrzepienia sił lub z powodu choroby, ani też w nocy, jeżeli ktoś chce płodzić dzieci, mężczyzna czy niewiasta..." s. Ale te ograniczenia pozostały w sferze teoretyzowania filozofa, i — poza Spartą —wina przy ucztach nie oszczędzano.

Z najwykwintniejszej kuchni słynęła Beocja i Tesalia, lecz szczegółów jej nie znamy. Przepych Egiptu, Babilonii, Asyrii wywarł niewątpliwie wpływ na zwyczaje greckie. Persja i Lidia dały wzór wystawnych przyjęć, a ze sztuką kulinarną zapoznali Greków doświadczeni kucharze z Sycylii. Wzbogacenie jadłospisu i przystosowanie się do obcych wzorów ułatwiały coraz szersze kontakty handlowe. Na straganach na agorze ateńskiej obok lekceważonej już cebuli, czosnku i sałaty pojawiały się wszelkiego rodzaju ryby, ptactwo, zagraniczne przyprawy i korzenie.

Ludność uboga krytycznie patrzyła na wzrastający luksus i rozrzutność warstw zamożnych, a niewątpliwie i starsze pokolenie uprzywilejowanych nie patrzyło życzliwie na wprowadzanie obcych nowości. Najwięcej materiału ilustrującego nową kuchnię dostarcza nam grecka komedia nowa epoki hellenistycznej (IV/III wiek p.n.e.), zachowane fragmenty przekazują nader dokładnie różne sposoby przygotowywania potraw, co niewątpliwie odpowiadało ówczesnemu życiu, a może jest to parodiowaniem modnych wówczas podręczników kucharskich, o których jeszcze będzie mowa. W komediach najczęściej sam kucharz — niekiedy filozofujący — przedstawia zasady właściwego sposobu przyrządzania potraw albo wysłuchuje wskazówek gospodarza-smakosza.

Częste omawianie sposobu przyrządzania potraw z ryb — we wszystkich znanych nam dzisiaj formach (gotowane, smażone, marynowane, wędzone) — wskazuje, że dania te są czymś nowym w jadłospisie greckiego stołu. Cały zestaw dań rybnych mamy we fragmencie komedii Sotadesa (wiek IV p.n.e.) pt. Uwięzione (Enkleiomenai):

Więc najpierw usmażyłem raczki morskie dokładnie; wziąłem wielkiego turbota, " Upiekłem go w połowie; gorsze resztki Zgotuję i sosem poleję z morwy. ,Potem dwie wielkie głowy dorsza podam W dużym naczyniu, i do nich dorzucę Szczypiorku, kminku; soli i oliwy. Kupiłem bardzo pięknego okonia, Uduszę go w zielonym, kwaśnym sosie. Mam też jarząbki piękne i kwiczoły: Część z nich upiekłem starannie na rożnie. Inne rzuciłem, jak trzeba, na węgle, I posypałem majerankiem z solą. Do nich też dodam sepie i polipy. Ach, jak wykwintna jest sepia z nadzieniem! I delikatne pieczone skrzydełka!, Dodałem różnobarwną też przyprawę Zmieszaną z wszelkich jarzyn i korzonków, I wszystko to polałem ostrym sosem. Kupiłem jeszcze tłustego węgorza, ¦ 1 udusiłem go w słonej polewce. Parę kielbików, kilka szklanych rybek Wziąłfin, i wszystkim im obciąłem łebki, Po czym obficie otoczywszy w mące Posłałem na patelnię, tam gdzie raki. Dalej tuńczyka, przepiękne stworzenie, W liść owinąłem figowy, polałem Oliwą, posypałem majerankiem, I jak pochodnię rzuciłem na popiół. Wziąłem sardynek sporo falerejskich, Zalałem łyżką wody, potem kubkiem — cieniutko posiekałem zieleninkę. I — może dodam flaszeczkę oliwys.

Te partie dotyczące sztuki kulinarnej mogą być nie tylko satyrą na sposób życia warstw zamożnych lecz także parodiowaniem modnych wówczas i rozpowszechnianych podręczników kucharskich. Niestety, niewiele o nith wiemy, najwięcej wiadomości zawdzięczamy Atenajosowi z Naukratis w Egipcie z pocz. III wieku n.e., który w swym dziele Deipnosophistai — Sofiści przy uczcie przekazał szereg nazwisk autorów książek na tematy kulinarne. Drugim źródłem ważnym dla omawianego tematu to Słownik — Onomastikon Polluksa z II wieku n.e., w którym również znajdujemy nazwiska kucharzy-teoretyków. Godny uwagi jest fakt, że autorzy tych traktatów łączyli swoje zainteresowania sztuką kulinarną z innymi problemami, jak rolnictwo, medycyna, hodowla czy nawet — technika dokonywania zakupów.

Zrodziła się ta literatura kucharska na Sycylii, gdzie już w wieku V p.n.e. zajął się tym problemem Mytaikos. Jaką wagę przywiązywano do opanowania umiejętności kucharskich, świadczyć może pogląd Heraklejdesa z Syrakuz (wiek IV p.n.e.?) oraz Glaukosa z Lokroi, że sztukę tę powinni uprawiać uzdolnieni w tym kierunku obywatele wolni nie niewolnicy. Wyżej jeszcze ocenia sztukę kulinarną Maksymos z Tyru, sofista żyjący w drugiej połowie II w. n.e., który stawia na równi zasługi jakie położył dla kucharstwa, wspomniany Mytaikos, z zasługami Fidiasza dla sztuki rzeźbiarskiej! Prawdopodobnie Architas łączył zainteresowania rolnictwem z kucharstwem, na co wskazują prace O rolnictwie i Książka kucharska. Na początku III w. p.n.e. Sofon z Akarnanii pouczał o stosowaniu przypraw korzennych, Parme-non, z Rodos dał systematyczny Podręcznik sztuki kucharskiej, a Paksamos w I wieku opracował Słownik kucharski. Inni zajmowali się poszczególnymi działami gastronomii, i tak o wypiekach (chleb i ciastka) pisali: Aigimios, Metrobios, Faistos, Hegesippos i Istrokles. Lekarz aleksandryjski Heraklejdes z Tarentu w wieku I omawia sztukę kulinarną pod kątem właściwego odżywiania się w traktatach Uczta i Przepisy dietetyczne. Lynkeus z Samos pisze Podręcznik jak dokonywać zakupów. Były też książki O rybach — Doriona, O hodowli pszczół — Aristomachosa z Soloi i Fi-liskosa z Tasos10. Źródła przekazały nam także kilka nazwisk piekarzy greckich: Nausikides, Eukrates, Kyrebos, Tearion (ok. r. 400 p.n.e.); piekarnie prowadzili ludzie wolni albo wyzwoleńcy; pracowali u nich niewolnicy albo płatni najemnicy; filozof Menedemos (w IWIII p.n.e.) i jego uczeń Asklepiades zarabiali podobno pracą nocną w piekarni, by móc w dzień zajmować się studiami. Nic więc dziwnego, że komediopisarze mając tak obfitą literaturę na tematy kulinarne, pokpiwali z zarozumiałych kucharzy i rozrzutnych smakoszy^

Niektóre tylko przepisy kucharskie zachowały się w późniejszych źródłach. W przytoczonym tekście z komedii Sotadesa kucharz zdradza ", iż rybę owija się w liście figowe. Jest to zgodne z przepisem zachowanym w Onomastikonie Polluksa, gdzie czytamy: „wymieszaj mleko z roztopionym szmalcem i grubymi kru-t parni, zgnieć ze świeżym serem, żółtkami i móżdżkiem, zawiń w świeży, pachnący liść figi i gotuj w rosole z kury lub koźlęcia, potem wyjmij, uguń liść i włóż do naczynia z gotującym się miodem. Tenże przepis w nieco innej wersji podaje scholiasta do komedii Arystofanesa Ptaki (wiersz 950): Ugotować krupy albo pszenną mąkę (może uprażyć?) potem dodać wody i wymieszać z łagodnym serem i z żółtkami. Zawinąć w liście figowe i owiązać nitką z konopi, albo włókien papirusu albo nitką lnianą i włożyć do rosołu z mięsa; kiedy się ugotuje wyjąć z rosołu, usunąć liście, włożyć do innego naczynia z gotującym się miodem i piec. Wyjmuje się, kiedy jest gotowe i ma złoty kolor, i podaje się; dodać można miód z potrawy albo świeży".

Przy posiłkach codziennych kobiety zasiadały razem z mężczyznami przy stole tylko wtedy gdy zbierała się sama rodzina, bez osób obcych. Określenie „zasiadały" jest tu użyte właściwie, gdyż o ile mężczyźni zajmowali miejsca na sofach w pozycji półleżącej, kobiety siedziały na krzesłach. W przyjęciach, które nie miały charakteru rodzinnego, kobiety nie brały udziału. Zebrania mężczyzn odbywały się w ich pokojach (megaron, andron) n. Uczestnicy zdejmowali obuwie, niewolnicy myli im nogi, po czym goście zajmowali na sofach miejsca wskazane przez gospodarza lub wybierali je dowolnie. Sofy ustawiano przy małych stolikach. Przed wniesieniem potraw niewolnicy myli, a raczej polewali. gościom ręce wodą. W komedii Arystofanesa Ptaki jeden z Ateńczyków chcąc przygotować się uroczyście do przemówienia, woła: „Wieniec daj mi tu, chłopcze! Na ręce niechaj wody co prędzej przyniesie mi kto", co drugi przyjmuje żartem: „Cóż to? obiad się jaki szykuje?" (w. 466). Czynność tę podczas uczty powtarzano, gdyż wobec braku noży, widelców, a nawet łyżek w dzieleniu dania na kęsy pomagano sobie palcami. Rozrywano mięso delikatnie na mniejsze kawałki, a sosy zgarniano kawałkiem pieczywa uformowanym na kształt łyżki; była to tzw. mystile. Palce wycierano-w okruchy chleba, tzw. apomygdalia, które rzucano psom czekającym na spadające ze stołów resztki. Kiedy przyjęcia przybierały formy bardziej eleganckie, podawano do wytarcia palców perfumowaną glinkę.

Po zakończeniu zasadniczej części przyjęcia, składano bogoiru ofiarę z kropli wina, po czym następowała właściwa biesiada — symposion, w której kobiety wolne nie mogły brać udziału. Niewolnicy usuwali stoły z resztkami potraw, wnosili inne, na których pojawiał się — żeby użyć dzisiejszego określenia — deser: słodycze, sery, owoce i oczywiście wino, które już w czasach homerowych było głównym napojem obok tzw. kykeonu, wina zaprawionego miodem, kozim serem, mąką jęczmienną, niekiedy z dodatkiem ostrej przyprawy z cebuli, soli i ziół.

Wino wyrabiano w takich ilościach, że nie tylko zaspokajało potrzeby ludności miejscowej, lecz było jednym z głównych arty-' kułów eksportowych; wysyłano zagranicę wina z wysp, z Rodos,. Lesbos, Samos, Kos i Chios. Wino dzielono na gatunki według koloru: ciemne — melas, czerwone — erythrós, białe — leukos, złote __ kirros, albo według mocy i smaku: cienkie — austerós, mocne — sklerós, lekkie — leptós, słodkie — glykijs. Ceniono wina stare, wieloletnie i oczywiście te trafiały na stoły bogaczy. Dla biedoty i niewolników było przeznaczone wino „pośledniejsze" lub „wyciśnięte", „ponownie wytłoczone" — deuterios, stemphylites, ponieważ robiono je z winogron, które już raz przeszły przez tłocznię.

Na sympozjon przygotowywano wino w trzech kraterach — mieszalnikach, w których mieszano je z wodą; z jednego ulewano na ofiarę dla bogów olimpijskich, z drugiego — dla herosów, z trzeciego — dla Zeusa Sotera-Zbawiciela na intencję państwa. Moment ten miał charakter poważny, podniosły, ofiarę składano przeważnie przy akompaniamencie aulosu. Cel religijny, obrzędowość stały się pretekstem do wprowadzenia na ucztę aulistek, które po złożeniu ofiary pozostawały i swą grą urozmaicały czas biesiadujących. Spośród obecnych wyznaczano przełożonego, przewodniczącego uczty, sympozjarchę — symposiarchós, który kierował rozmową, określał warunki zawodów w ilości wychylonych pucharów, wyznaczał nagrody dla uczestnika o najmocniejszej głowie. Co do wyboru sympozjarchy platon daje takie wskazówki: „Trzeźwego więc i rozumnego przełożonego ustanowić trzeba dla grona pijanych biesiadników, a nie odwrotnie chyba? Pijany bowiem przełożony pijanych albo młody i niedoświadczony musiałby doprawdy mieć wielkie szczęście, jeżeliby nie spowodował czegoś bardzo złego".

Upodobanie w kosztownym życiu i w wystawnych ucztach przybrało wkrótce takie rozmiary, iż państwo musiało regulować sprawy aprowizacyjne i zarządzeniami zapobiegać nadużyciom i rozrzutności. W Atenach urzędnicy sitophylakes — inspektorzy aprowizacyjni mieli za zadanie zwalczać nadużycia w handlu produktami mącznymi, czyli zwalczać paskarstwo. Regulowali ceny rynkowe i przestrzegali, przepisów obowiązujących w handlu; tak np. nie wolno było robić zapasów zboża w celach spekulacyjnych i podbijać cen w okresach gorszego zaopatrzenia rynku. Rola sito-phylaków była szczególnie ważna w okresach trudnych gospodarczo dla państwa, zarówno podczas wojen jak i w latach nieurodzajów. W okresie hellenistycznym, kiedy aparat administracyjny bardzo się rozrósł, rozbudowano i ten urząd; w Aleksandrii np. powstał urząd aprowizacyjny, którego zadaniem było zaopatrywanie mieszkańców w żywność. Według świadectw papirusowych z II wieku n.e. każde miasto powiatowe w Egipcie miało urząd, który zajmował się zaopatrywaniem rynku w artykuły żywnościowe oraz właściwym rozprowadzaniem dostarczanego towaru. W Oksyrynchos na czele komisji — nazwijmy ją aprowizacyjną — stał zarząd złożony z 12 członków, z których każdy zajmował stanowisko kierownicze tylko przez okres sześciu miesięcy; w ten sposób starano się zapobiec szkodliwym trwałym kontaktom sprzedających i kupujących oraz nadużyciom. Komisja ta regulowała ceny, kontrolowała stan przemiału zboża i wartość wypieków.

Dobre zaopatrzenie rynku w artykuły żywnościowe i kontrolowanie cen było niezwykle ważne dla biedoty. Źródła literackie przekazują nam niewiele wiadomości o warunkach, w jakich żyła czy raczej wegetowała ludność uboga, po prostu udaje się tylko wyszukać pewne szczegóły między wierszami różnych tekstów. Jeżeli natomiast obywatel zajmujący wybitne stanowisko prowadził życie skromne, jak np. Arystydes, podkreślano ten fakt jako wyjątkowy.

W epoce hellenistycznej, jakkolwiek stopa życiowa Greków -znacznie się podniosła, rzadziej niż w wieku V można było spotkać obywateli hojnych, dzielących się chętnie z innymi tym, co posiadali. Wspominać tylko można było Kimona, który nie pozostawiał nigdy w swych licznych ogrodach i posiadłościach stróża, którego zadaniem było pilnowanie owoców. A robił to świadomie, chciał bowiem, „ażeby każdy mógł z nich dowoli korzystać. Zawsze szli za nim niewolnicy z pieniędzmi, żeby mógł w każdej chwili wspomóc 4ego, kto potrzebował wsparcia; obawiał się, żeby zwłoki nie poczytano za odmowę pomocy. Kiedy przypadkiem spotkał człowieka ubogiego i nędznie odzianego, oddawał mu własny płaszcz, a obiad był u niego codziennie tak przygotowany, że mógł zawsze zaprosić do siebie ludzi spotkanych na agorze, których nikt nie zaprosił. Wielu biedaków, którzy nie zostawili pieniędzy na pogrzeb, pochował na własny koszt" ".

Komedia daje też często utopijne obrazy krain „mlekiem i miodem płynących , motyw ten był być może także satyrą na sprzeczności, jakie istniały w społeczeństwie: z jednej strony niespełnione marzenia o kawałku chleba, z drugiej — stoły suto zastawione wyszukanymi potrawami.

W takiej wymarzonej krainie jedna rzeka płynąca ciastkami, a fale innej niosły serniki i mięso, strumyki płynęły niosąc smażone ryby, kiełbasy, pieczenie w sosie miętowym... Podobną krainę przedstawiła fantazja komediopisarza Telekłejdesa w komedii Am~ fiktionie:

Więc opowiem, jak ludziom błogo płynęło życie... Strugi wina płynęły, ciasto z chlebem walczyło przed ludzkimi ustami, by je włożyć raczono, wybierając co bielsze. Ryby, wchodząc do domu już pieczone, smażone, same na stół skakały; tocząc ciepłe mięsiwo płyną zupy kanały, rzeki smacznych rosołów — ile dusza zapragnie; wszelkich rzeczy obfitość każdy spożyć mógł snadnie. W małych stały miseczkach łakocie i przysmaki, upieczone, z plackami, do gardzieli szły ptaki; ciasta tłumnie się pchały, wrzawę czyniąc nie małą; kawałkami podróbek dzieciarnia w kostki grała.

Dla bogaczy—obraz taki nie był daleki od rzeczywistości: ręka niewolnika wszystko przygotowała, na stół podsunęła. I tym uprzywilejowanym nawet na myśl nie przychodziło, że mogłoby się coś zmienić, że może nadejść chwila, gdy niewolnika zabraknie.


PRZY STOŁACH W RZYMIE

Uśmierzenie głodu kosztuje niewiele - znacznych nakładów wymaga jeno wybredność (Seneka, Listy II 17)

Różnice społeczne bardzo silnie wiązały się w Rzymie z rodzajem wykonywanej pracy, ze stosunkiem człowieka do człowieka, z wykształceniem, z sytuacją majątkową. Ta ostatnia decydowała 0 warunkach życia obywatela i jego rodziny, o warunkach mieszkaniowych, odżywiania, o jego — żeby użyć dzisiejszego określenia — „stopie życiowej". Pod koniec okresu rzeczpospolitej, a jeszcze bardziej za pryncypatu i cesarstwa zarysowuje się w stosunkach rzymskich ogromna różnica, głęboka, trudna do przebycia przepaść. Zmieniały się układy społeczne; niektórzy z tych, którzy byli w początkach w warunkach trudnych, windowali się dzięki bogactwu, jak np. wyzwoleńcy, inni — zrujnowani, spadali niżej.

W pierwszych wiekach istnienia Miasta na stołach Rzymian były skromne potrawy, te jedynie, które można było przyrządzić z artykułów, jakie dostarczała uprawiana ziemia i hodowla bydła.

Podstawowym daniem — jak u Greków madza — była w Italii gęsta rozgotowana papka, puls, przyrządzana z przemielonego prosa, jęczmienia, pszenicy lub roślin strąkowych i pozostała ona właściwie głównym posiłkiem ludności ubogiej i wojska; papka ta uchodziła, możną by powiedzieć, za italską potrawę narodową. Komediopisarz Plaut, żyjący na przełomie wieku III/II p.n.e., robiąc aluzję do swojego italskiego pochodzenia sam siebie nazywa żartobliwie Pultifagonides — Papkojadacz czy Papkojedzki.

Sztuka kulinarna w Rzymie rozwinęła się dopiero w w. III p.n.e., a w miarę rozszerzania się kontaktów ze wschodem, pod wpływem prądów orientalizujących i importu nieznanych poprzednio artykułów żywnościowych przy równoczesnym wzbogaceniu się większości obywateli doszło w czasach cesarstwa do nie mającej granic rozrzutności, która doprowadziła do zaniku dobrego smaku i kultury jedzenia.

U Rzymian, podobnie jak u Greków, były ustalone trzy posiłki w ciągu dnia: wcześnie rano — pierwsze śniadanie ientaculum, drugie śniadanie prandium około południa i obiad spożywany w późnych godzinach popołudniowych — cena.

Pierwsze śniadanie składało się z chleba, sera, owoców, mleka lub wina. Dzieci zabierały ieritaculum do szkoły, zapewne ze względu na wczesną porę rozpoczynania lekcji. Prandium rzadko podawano do stołu, gdyż była tb raczej zimna przekąska, często danie z poprzedniego dnia, które można było zjeść unikając mycia rąk po nim; „po kąpieli zajadam, nie siadając do stołu, suchy chleb stanowiący moje śniadanie (drugie), po którym nie potrzeba myć rąk" — pisze Seneka do Lucyliusza w Liście 83, 6. Mogły to być zimne potrawy mięsne, ryby, ser, owoce, wino. (Podstawowym, najobfitszym posiłkiem był obiad, na który podawano dania gorące i obfitsze.^W czasach najdawniejszych spożywano obiad w atrium, a kiedy dom przyjął formę grecko-rzymską przeniesiono ten posiłek do jadalni triclinium r> Obiad — cena składał się z zasadniczych trzech części. Na początku gustus lub gustatio — przekąski, wśród których pierwszym daniem były jaja2. Jako napój podawano mulsum — wino zaprawione miodem. Na główną część obiadu składało się wiele dań mięsnych i rybnych, z dodatkiem warzyw i sałat; na przyjęciach wystawnych podawano ponadto różne odmiany ostryg, ślimaki, małże — echini, ostrea, balani, o czym będzie jeszcze mowa. Poszczególne dania nazywano ferculum albo też cena: prima cena, secunda cena — pierwsze danie, drugie danie itd. Na koniec podawano deser,' zwany secundae mensae; przy

1 atrium — główny pokój w domu rzymskim, w którym, zwłaszcza w początkach, gdy dom w swym układzie nie uległ jeszcze wpływom greckim, skupiało się życie rodzinne. — Triklinium — {triclinium, z greckiego: treis — trzy, kline — sofa) pokój stołowy w domu rzymskim. Ustawiano trzy „sofy" z trzech stron stołu, jedna strona pozostawała wolna, ażeby służba miała swobodne dojście przy podawaniu potraw. Zasiadało więc przy jednym stole najwyżej dziewięć osób.

2 stąd przysłowiowe powiedzenie: ab ovo usąue ad mała — od jajka aż do jabłek (owoców), odpowiadające powiedzeniu: od A do Z = od początku do końca, gdyż jako ostatnie danie podawano owoce.

Oczywiście obok wymienionej papki-puls wcześnie już w gospodarstwie domowym zajmowano się wypiekiem chleba i różnych placków. O wypieku chleba przez zawodowych piekarzy słyszymy dopiero w pierwszej połowie II w. p.n.e. (173 r. p.n.e. według świadectwa Pliniusza Starszego), a w w. IV n.e. było w Rzymie 254 piekarnie. Gospodarka rolna w Italii przechodziła różne koleje w zależności od zmian politycznych i społecznych; po opanowaniu większych obszarów i przy podniesionej stopie życiowej zboże z Italii nie wystarczało, obowiązek zaopatrywania Rzymu w żywność spadł na niektóre prowincje. Prowincja Afryka, potem Egipt — stały się spichrzami swego pana. Jednak obowiązkowe dostawy z prowincji nie zaspokajały potrzeb ludności, zwłaszcza w latach, w których były trudności gospodarcze. Problem ten rozwiązywał handel zbożem. Kupcy i bankierzy prowadzili przecież interesy na szeroką skalę, dowozili towary z prowincji, podejmowali się dostaw dla wojska, a przy transakcjach tego rodzaju dochodziło często do nadużyć i spekulacji, gdyż kupcy mieli na względzie przede wszystkim interes własny, a czuli się pewni, gdyż chronił ich senat, a w czasach późniejszych sam cesarz. Senatorom, z których wielu było zaangażowanych w obroty finansowe, gdyż mieli u kupców ulokowane kapitały, zależało na podtrzymaniu transakcji handlowych, a cesarzom w nie mniejszym stopniu zależało na utrzymaniu dobrych stosunków z bogatą sferą kupiecką, często bowiem korzystali z pomocy finansowej jej przedstawicieli. Oktawian August zachowywał ostrożność przy wydzielaniu zboża ubogiej ludności, w obawie, żeby wskutek akcji rozdawnictwa zboża nie ucierpiał stan kupiecki, a cesarz Klaudiusz nałożył na skarb państwa obowiązek pokrycia ewentualnych strat, jakie kupcy mogli ponieść wskutek burzy na morzu. Powstał Związek Dostawców Zboża, którego członkowie korzystali z wyjątkowych przywilejów, zwolnieni byli nawet od obowiązków wobec państwa.

Przy takim stanie rzeczy musiała się wytworzyć silna konkurencja w handlu zbożem i określenie granicy między uczciwością a nieuczciwością było tylko sprawą sumienia i świadomości obowiązków społecznych. Cyceron przedstawia problem do rozstrzygnięcia, który niewątpliwie nasunęła mu obserwacja stosunków w Rzymie, jakkolwiek akcję przenosi na Rodos3. Chwilowy brak zboża wywołał wielką drożyznę; kupcy wypłynęli do Aleksandrii po towar. Ten, który wrócił pierwszy, wie dobrze, że za nim w najbliższych dniach powrócą inni i rzucą na rynek wielkie zapasy zboża. Wobec tego, czy może on wykorzystać sytuację i sprzedać zboże po najwyższej cenie, jaką mu się uda osiągnąć, czy też obowiązkiem jego jest uprzedzić ludność, że kryzys w zaopatrzeniu wkrótce minie, gdyż zostaną dowiezione większe zapasy zboża. Nie był to problem oderwany od życia, poddany tylko pod rozważania dyskutującym, lecz był odbiciem sytuacji, jakie niewąt-. pliwie powstawały i w których chęć zysku brała górę nad uczciwością i względami społecznymi.

Zresztą sprawy aprowizacyjne były już wcześnie regulowane przez państwo. Do obowiązków edyla należało m.in. dbać o dobre pieczywo. Organizowanie piekarzy w cechy czy związki zawodowe miało wzmocnić ich poczucie odpowiedzialności i podnieść wartość wypieku. Piekarze dzielili się na związki według gatunku pieczywa jakie wyrabiali, np. sigillarii wypiekali wyroby luksusowe. Były różne gatunki chleba podobnie jak w Grecji, dowożono też wypieki z wysp, przykładem rozpowszechnione ciastka z Rodos, które jednak wobec długo trwającego transportu nie zawsze nadawały się do spożycia, jeżeli wierzyć Marcjalisowi: Na niewolnika nie podnoś ręki — taka moja rada: Daj mu ciastka rodyjskie — też zęby postrada. (Epig. XIV 69(8))

Wypiekano chleb luksusowy, biały — mundus, candidus, ciemny razowy, wiejski — sordidus, rusticus, obozowy — castrensis dla wojska, plebejski — plebeius, który rozdawano ubogiej ludności, a jeżeli sprzedawano, to po cenie ustalonej, urzędowej. Zmieniano także, żeby wprowadzić coś nowego, kształt pieczywa; obok okrągłych zaczęto z czasem wypiekać bochenki chleba w kształcie sześcianów^ w kształcie liry oraz plecione strucle. ^Bochenki chleba znalezionej Pompeii były okrągłe lecz ponadcinane dośrodkowo, co miało ułatwić dzielenie chleba na cząstk).

Katon w swoim traktacie O gospodarstwie podaje m.in. przepisy na wyroby z mąki, nie pomija italskiej papki — puls, lecz podaje przepis przyrządzania jej na sposób punicki, prawdopodobnie mniej znany: „Puls na sposób punicki tak przyrządzaj: Wsyp do wody funt najdelikatniejszej mąki pszennej i pilnuj, żeby dobrze nasiąkła. Wlej to do czystego naczynia, dodaj trzy funty świeżego sera i pół funta miodu, jedno jajko i wszystko dobrze wymieszaj. Przełóż wszystko do innego garnka (LXXXV). Kulki— globi tak przyrządzaj. Wymieszaj ser z najdelikatniejszą mąką. Następnie wyrób tyle kulek, ile zechcesz. Do gorącego miedzianego naczynia włóż słoninę. Potem smaż kulki po jednej lub dwie równocześnie i często obracaj je dwoma patyczkami. Gdy się usmażą, wyjmij je, posmaruj miodem, posyp makiem i podawaj (ib. LXX1X).

Faworki (?) — encytum przyrządzano podobnie jak globi jednak autor radzi: „używać należy naczynia z otworem w dnie. Przez ten otwór przepuść ciasto do gorącej słoniny i nadaj mu piękny kształt jak przy spirze" (tzn. należało skręcać je tak, jak by się splatało powróz). Przewracaj je dwoma patyczkami i tymi wyjmuj. Następnie należy ciastka posmarować tłuszczem4 i przyrumienić, lecz nie powinno być bardzo gorące. Podawać należy z miodem albo z winnym moszczem przegotowanym z miodem, tzw. ¦mulsum".

Pisarze rzymscy często wspominają placek ofiarny zwany li-bum, rodzaj sernika. Według wskazówek Katona tak go należy przyrządzać:

„Libum przyrządzaj jak następuje: niech klucznica utrze dobrze w misie dwa funty sera. Gdy dobrze rozetrze, niech wsypie funt mąki z lekkiej pszenicy (siligo) albo, jeżeli chcesz by placek był bardzo delikatny, pół funta najdelikatniejszej mąki pszennej (similago) i niech to dobrze wymiesza z serem. Niech doda jedno jajko i wszystko razem dobrze wymiesza. Następnie niech uformuje ciasto w kształt bochenka chleba, ułoży na liściach i^piecze na gorącym ognisku pod glinianą pokrywą" (ib. LXXV). Podobnie każe Katon przygotować ciasto na savillum, z tą różnicą iż do pół funta mąki i półtrzecia funta sera każe dodać ćwierć funta miodu i jedno jajko, wyłożyć do glinianej misy wysmarowanej oliwą i piec pod glinianą przykrywą. Przestrzega, żeby dobrze wypiec środek, gdzie ciasto jest najgrubiej wyłożone. Po upieczeniu należało „usunąć miskę" (ib. LXXXIV). Najprawdopodobniej tłu-czorio gliniane niekosztowne naczynia, i w ten' sposób wydostawano upieczone ciasto.

W przepisach powtarzają się te same składniki: mąka pszenna, ser owczy, miód, tłuszcz — tzn. oliwa, rzadko mleko i słonina. Różnica w wypiekach polegała na ilości składników i kształcie wypieku.

Większa niż u Greków była na stołach Rzymian rozmaitość warzyw, które były dostępne nawet ludności ubogiej. Zawsze cieszyła się powodzeniem cebula — cepa i czosnek — allium; gramatyk IV wieku n.e. Nonniusz Marcellus mówi, że wprawdzie od dawnych Rzymian czuć było cebulą, to jednak byli oni pełni energii. Jadano kapustę — brassica, sałatę — lactuca, rutę — ruta, ślaz — malva, szczaw — lapathum, rzepę i rzodkiew — napus, marchew — pastinaca, ogórki — cucumis, dynię — cucurbita oraz różne odmiany jarzyn strączkowych jak groch — cicer i soczewicę •— lens. Wiele z nich uważano za potrawy szczególnie zdrowe, dobrze działające na trawienie, np. ślaz, i zapobiegające bólom głowy i malarii.

Używano w wielkiej ilości przypraw i korzeni (co przetrwało do dzisiaj w kuchni na południu), jednak nazwy ich przeważnie nic nam nie mówią i trudno je zidentyfikować; zastosowanie miały głównie przy przyrządzaniu potraw mięsnych i ostrych sosów — garum, muria, alec, do których dodawano też obficie ocet — ace-tum i oliwę, niekiedy marynowane ryby.

Na deser składały się owoce, i z sadów italskich, i importowane z zagranicy: te ostatnie dostawały się oczywiście jedynie na stoły w bogatych domach. Podawano jabłka, gruszki, śliwki, czereśnie, jabłuszka rajskie, granaty, figi, orzechy, kasztany, winogrona, oliwki. Wszystko jest poświadczone nie tylko przez literackie opisy uczt lecz także znajduje swój wyraz w malowidłach ściennych.

Dla ludności ubogiej wymienione warzywa stanowiły często jedyny posiłek, natomiast na stołach zamożnych były tylko dodatkiem do dań mięsnych. Najwięcej spożywano mięsa wieprzowego i koziego, wołowe jedynie ze zwierząt złożonych bogom w ofierze, gdyż woły jako zwierzęta potrzebne do pracy na roli były oszczędzane: polowania dostarczały zajęcy, dzików, a wielce sobie ceniono dania z ptactwa i ryb. Ryby sprowadzano z wybrzeża Morza Czarnego, z Sycylii, z Hiszpanii, a w Italii prowadzono ich hodowlę na wielką skalę dla własnego użytku i na handel. Bogaci obywatele budowali w swoich posiadłościach wielkie baseny, które napełniano odpowiednią wodą w zależności od tego, czy miały być hodowane ryby morskie czy słodkowodne. Lukullus (Lucius Licinius Lucullus ok. 110-56 p.n.e.), wykwintny smakosz, który zasłynął z wystawnych uczt, doprowadził do basenu z rybami morskimi słoną wodę kanałem, który kazał przekopać w paśmie górskim. Cyceron krytykując obojętność niektórych bogaczy dla spraw rzeczpospolitej, mówi: „są tak głupi, iż wyobrażają sobie, że po upadku państwa uratują swoje sadzawki z rybami" 6. Podobno mureny dawały się oswoić i właściciele przywiązywali się do nich jak do innych oswojonych stworzeń, tak że stratę ryby odczuwali nie tylko jako stratę materialną, jeżeli wierzyć Pliniuszowi Starszemu, który opowiada, że Hortensjusz opłakiwał śmierć ulubionej mureny. A że niektórzy bardziej cenili rybę, niż człowieka dał dowód Wediusz Pollion, bogaty ekwita w czasach Oktawiana Augusta, który karmił ryby ciałami niewolników.

Rozwinęła się także hodowla ślimaków i ostryg (vivaria ostre-arum). Podobno pierwszy hodowlę ślimaków prowadził Fulwiusz Lupinus w okolicy Tarkwiniów. Smakosze wybierali ulubione gatunki ślimaków: illiryjskie, afrykańskie, reatyckie, które karmiono mieszanką sporządzoną z moszczu winnego i z miodu.

Podobnie rozwinęła się hodowla ptaków. Zakładano przy willach ptaszarnie (aviaria, vivaria avium); pierwszy miał urządzić taką ptaszarnie M. Leniusz Strabon z Brundizjum, przyjaciel War-rona (Warron, O rolnictwie III 5, 8). Były tam oprócz ptactwa domowego perliczki, bażanty z Azji Mniejszej, pawie, kwiczoły, drozdy. Z biegiem czasu jadłospis wzbogacały inne ptaki, zmieniały się także sposoby ich przyrządzania. Pawie, sprowadzone, z wyspy Samos, podano w potrawie po raz pierwszy w r. 55 p.n.e.; za Oktawiana^ Augusta zaczęto sporządzać dania z bocianów, za Tyberiusza przyszła kolej na ptaki śpiewające, nawet — na słowiki: nie znali Rzymianie aniołów, i nie znali powiedzenia, „słowika zabić — zasmucić anioła". Potem nowością były języki flamingów i potrawy z gęsich nóżek garnirowane kogucimi grzebieniami. W zależności od epoki i stanu zamożności domu pojawiały się na stole różne gatunki wina. Horacy w swych pieśniach wymienia często kilka najlepszych odmian wina italskiego, jak Faler-num z falernejskich pól w Kampanii, Massicum — z winnic na granicy Lacjum i Kampanii, Cecubum — z okolic Lacjum na wybrzeżu morza Tyrreńskiego. Ale odnalezione w Pompejach amfory zawierały wiele innych gatunków wina z terenów Italii, np. Capu-anum, Surrentinum. Nie zadowalali się Rzymianie swoimi winami, lecz chętnie kupowali importowane z Sycylii jak Tauromeni-tanum i Mesopotamium, z Hiszpanii — Leuronese, czy z wysp — wino Kojskie (z Kos), Knidyjskie czy Kreteńskie.

Wino należało do podstawowych artykułów codziennego jadłospisu, wyznaczano więc także stały przydział wina dla niewolników; oczywiście było to wino gorsze, robione z wytłoczyn; Katon określa dokładnie przydział wina dla siły roboczej w różnych okolicznościach roku:

„Wino dla czeladzi. Przez trzy miesiące po ukończeniu winobrania niech piją lorę (mocne wino z wytłoczyn). W czwartym miesiącu wydawaj dziennie po jednej heminie, tj. dwa i pół kon-gia miesięcznie. W miesiącu piątym, szóstym, siódmym i ósmym wydawaj dziennie po jednym sekstariuszu, tzn. pięć kongiów miesięcznie. W następnych miesiącach — po trzy heminy dziennie, co stanowi jedną amforę na miesiąc. Ponadto w święta Saturnalia i Kompitalia dodaj na głowę trzy i pół kongiów. Ogólna ilość wina na głowę rocznie — wyniesie siedem kwadrantali. Dla ludzi, którzy pracują skuci dodaj nieco więcej, zależnie od rodzaju pracy.


Trudno wprost sobie wyobrazić, jakie sumy musiały pochłaniać owe uczty i przyjęcia, i jak wielkie musiały być zasoby, z których czerpano na pokrycie kosztów. Zachował się niezwykle ciekawy i cenny dokument, a mianowicie edykt cesarza Dioklecjana (284 - 305) wydany w r. 301 a znaleziony w Platejach, Jest to właściwie urzędowy wykaz cen artykułów spożywczych. Nie potrafimy przeliczyć wartości wymienionych w edykcie artykułów według cen dzisiejszych, ale zestawienie to jest ciekawą skalą porównawczą cen różnych artykułów, który pozwala nam zorientować się w pewnym stopniu, jak kosztowne były uczty, na których podawano niezliczoną ilość potraw z ptactwa i dziczyzny, jeżeli do najdroższych artykułów należała gęś i zając. Oczywiście cennik nie obejmuje artykułów luksusowych, tylko te dostępne dla wszystkich.

Innym, nie mniej cennym od tego dokumentu urzędowego świadectwem są rachunki codzienne prowadzone przez jakąś ubogą, trzyosobową rodzinę w Pompejach8. Wykaz ten obejmuje notatki z okresu dziewięciu dni. Powtarzają się stale te same artykuły pierwszej potrzeby: chleb, cebula, oliwa, ser, wino; niekiedy wśród tych skromnych wydatków na życie znajdują się przedmioty codziennego użytku: garnek, talerz, lampa. Dwa kolejne dni wyróżniają się większą sumą wydatków, może było to zaopatrzenie przed jakimś świętem, które wymagało kosztowniejszych ofiar lub przyjęcia rodziny. W ciągu ośmiu dni wydano na utrzymanie dla trzech osób łącznie z drobnymi zakupami gospodarczymi 221 asów (=?= 22 denary 1 as — a według edyktu Dioklecjana jedna gęś miała kosztować 200 denarów!); nie bez znaczenia jest i ten szczegół, że niewolnik dostawał chleb jeszcze w gorszym gatunku niż jego skromnie i oszczędnie żyjący pan.

Była już wzmianka o tym, że w początkach miejscem spożywania posiłków było atrium, a kiedy wprowadzono typ domu grecko-rzymskiego, przeniesiono je do triclinium. W czasach najdawniejszych do posiłków zasiadano przy stołach, później — jak twierdzi Warron — mężczyźni zaczęli zajmować na sofach — lectus pozycję półleżącą. Kobiety jednak siedziały, gdyż uważano, że pozycja leżąca jest nieelegancka.

Stół — cilliba był kwadratowy, dopiero w czasach późniejszych zaczęto w jadalniach ustawiać stoły okrągłe. Sofy — lectus ustawiano z trzech stron stołu, z czwartej, nie zajętej, służba miała swobodny dostęp podając potrawy. Klasycznym wzorcem było ustawienie z trzech stron stołu po trzy lectus, tak że przy jednym stole mogło zasiadać najwyżej dziesięć osób.

Gość wyróżniony zajmował miejsce na lectus medius, gospodarz — na lectus imus: zajmowali więc miejsca w następującej kolejności: 1. Fundaniusz, 2. Wiskus, 3. Wariusz, 4. Balatro, 5. Wibidiusz, 6. Mecenas, 7. Nomentanus, 8. Nasidienus (gospodarz), 9. Porcjusz (ostatnie miejsce).

Na stole ustawiano tylko naczynie z winem, solniczkę — sali-num i naczynie z octem — acetabulum. Potrawy roznosili niewolnicy, po czym odstawiali półmiski na boczne stoły — repositorium. Stoły, niekiedy bardzo piękne, zaczęto nakrywać serwetami dopiero w I wieku n.e., natomiast wcześnie już zaczęto używać serwetek— mappa, mantelium, do otarcia ust i rąk, gdyż podobnie jak w Grecji nie używano widelców ani noży lecz posługiwano się palcami. Owidiusz przestrzega przed nieeleganckim wycieraniem ust ręką. Serwetki przygotowywał dla gości gospodarz, lecz mniej wytworni goście, zwłaszcza pasożyci dokarmiający się przy cudzych stołach, przynosili własne serwetki, by zgarnąć w nie pozostałe po uczcie resztki dań. Nie uszło uwagi poety Marcjalisa takie zachowanie się gościa:

Co przyjdzie na stół, wnet zmiatasz zgrabniutko:

czy świńską sutkę, czy wieprzowe udko.

Za dwie osoby też jarząbka-ptaka,

połowę flądry, całego szczupaka,

boczek mureny, i ćwiartkę kurczaka,

turkawkę w sosie wykąpaną tłuszczem:

Łup zagarnąwszy do przemokłej chusty

podajesz słudze, by odniósł do domu.

Masz-li wstyd w oczach — oddaj coś wziął, bracie.

Na dziś, nie jutro prosiłem cię przecie.

(Epigr. ii 37)

Niewolnicy przygotowując dania dzielili mięso na drobne-części — pulmenta, co wymagało doświadczenia i wprawy, gdyż jak mówi kpiąc Juwenalis: bo to różnica wielka, zastanawiająca* jakim ruchem ciąć kurę a jakim zająca. Goście nakłaaali sobie porcje na talerz płaski — patella lub głęboki — catinus. O umiejętności zachowania się przy stole świadczyło zręczne posługiwanie się palcami, w taki sposób, by je jak najmniej zabrudzić. Noży używano jedynie do 'dzielenia mięsa na porcje. Natomiast znano już łyżki i nadawano im różne kształty zależnie od zastosowania. Wielką wagę przywiązywano do odpowiedniego aparatu do przygotowania win: mieszania, ogrzewania, ochładzania itp. W czasach kiedy lud rzymski odczuwał coraz dotkliwiej głód i domagał się głośnym wołaniem — do którego go zresztą przyzwyczajono — panem et circenses, chleba i widowisk, na stołach zamożnych bogata zastawa i wymyślne dania przekraczały daleko granice dobrego smaku. Już w I wieku p.n.e. zapominano stopniowo w Rzymie0 tradycjach przodków, lecz w czasach cesarstwa zatracano już wszelką miarę w dogadzaniu zachciankom i uleganiu modzie. Literatura przekazała nam niezliczone wprost przykłady tego zmanierowanego życia, opisując dokładnie uczty i przyjęcia u różnie sytuowanych osób. Tak np. już w połowie I w, p.n.e. Len-tulus z okazji przyjęcia godności kapłana Marsa podejmował gości wspaniałą ucztą (cena pontificalis — z tytułu kapłaństwa), w której mogły brać udział kobiety, wśród nich westalki. Na przystawki — gustatio podano różne odmiany ostryg, ślimaków, małżów (echini, ostrea, balani, pelorides, glicymares), surowe i przyrządzane w potrawach, drozdy ze szparagami, tuczoną kurę (prawdopodobnie na zimno?), cynadry z dzika, tuczony drób osmażany w mące. Jako zasadnicze dania podano potrawę z ryb, głowę z dzika, potrawę z wymienia wieprzowego, kaczki, drób pieczony, zające, wreszcie jakiś krem i bułeczki czy ciastka piceńskie. Mak-robiusz kończy opis tej uczty z I wieku p.n.e., stawiając pytanie: „jakże można było robić (zwykłym ludziom) zarzuty z powodu rozrzutności, jeżeli uczta kapłanów była nabita tyloma potrawami?"

Horacy ostrze dwóch satyr skierowuje przeciwko przesadnym przyjęciom (II 4; II 8), które łączą się ze studiowaniem sztuki kulinarnej i — zapewne — z literaturą, dotyczącą tej dziedziny życia. Rozmówca Horacego w satyrze II, 4 daje wskazówki, jakby dobrze przestudiował książkę kucharską:

Jajka na stół podłużne dawaj, gdyż to znakiem,

że bielsze mają białka i celują smakiem,

albowiem same się z nich legną koguciki.

Od podmiejskiej kapusty lepsze da wyniki

Sucha grządka; wodnistą czyni podlewanie.

Łaskoczą cię wieczorem goście niespodzianie —

Kura — świeżo zabita twarda jest nadmiernie,

więc ją w młodym zanurzyć należy Falernie,

a skruszeje. — Grzyb znowu najlepszy — łąkowy,

inny zaś podejrzany...

Zgłębić należy wpierw teorię smaku:

Nie dość ze stołu drogie zmieść ryby do saku,

trzeba wiedzieć, czy w sosie, czy pieczone lepsze,

po jakiej gość znużony na łokciu się zeprze...

Z zajęczycy znawca je tylko łopatki.

Jak i kiedy jeść ryby i drób — te zagadki

Moje dopiero czułe zgadło podniebienie.

Uczty, z których pokpiwa poeta, są skromnymi, nie zasługującymi na uwagę wobec przyjęć, jakie urządzano w czasach cesarstwa. Zdarzali się i cesarze, jak Aleksander Sewerus, których posiłki były wykwitne ale zachowujące umiar, i którzy rozdzielali też potrawy niewolnikom usługującym przy uczcie, naśladując dawne rzymskie tradycje rodzinne. Biograf Aleksandra, Eliusz Lampridiusz, podaje ilość wina i chleba, jaką zużywano na ucztę: „Codziennie wychodziło na uczty trzydzieści kwart wina na cały dzień, trzydzieści funtów chleba, w najlepszym gatunku i pięćdziesiąt funtów chleba gorszego, który był przeznaczony na rozdanie. Mięsa, różnego gatunku, określono na trzydzieści funtów, drobiu — dwa funty". Wśród ptactwa wymienia Lampridiusz gęsi, bażanty. Cesarz był amatorem owoców, Irtóre podawano mu jako deser — mensa secunda, co dało okazję do utworzenia żartobliwej gry słów, mówiono, że nie było to danie „drugie" (secunda dosł. drugie) lecz „owocne" (fecunda).

Przesadna wystawność i ilość potraw mogła być dyktowana albo nieposkromionym apetytem albo chęcią popisania się swoimi możliwościami; przykładem nieopanowanego łakomstwa był cesarz Witeliusz według relacji Swetoniusza:

„Witeliusz jadał trzy razy, niekiedy cztery razy dziennie: pierwsze śniadanie, drugie, obiad, uczta. Sam się wpraszał do znajomych na przyjęcia i to w jednym i tym samym dniu do kilku. Głośną stała się uczta, jaką wydał dla niego jego brat na powitanie". Swetoniusz powołując się na źródła opowiada, że podano wówczas 2000 najlepszych ryb i 7000 ptaków. Ale na więcej jeszcze zdobył się sam Witeliusz, kiedy wydał przyjęcie z okazji poświęcenia ogromnej misy, którą nazwał „tarczą Minerwy, opiekunki miasta". Na tej misie ułożono wątróbki ryb zamorskich, mózgi bażantów i pawi, języki flamingów, mlecz węgorzy. Cesarz nie był tak wybredny, żeby ograniczać się do tych wyszukanych potraw: podobno, żeby zaspokoić swoje łakomstwo zadowalał się byle jakimi potrawami podawanymi w oberżach, a po złożeniu ofiar łakomie zjadał wnętrzności zwierzęcia złożonego w ofierze i placki orkiszowe 9.

Natomiast już nie łakomstwo ani chęć dogodzenia swojemu i innych podniebieniu, lecz snobizm podsuwał dorobkiewiczom pomysły urządzania przesadnie wystawnych uczt, które świadczyły o zupełnym zaniku dobrego smaku i kultury; przypominają się wtedy — jakby prorocze — słowa Horacego: „quid leges sine mo-ribus vanae proficiunt?" cóż mogą zadziałać ustawy, gdy upada obyczajność—dobre obyczaje?10 Warto jednak poznać przynajmniej wyjątki utworu nie mającego podobnego sobie w literaturze łacińskiej:

„(...) wniesiono bardzo wytworne zakąski (...) Na tacy stał osieł z korynckiego spiżu, z biesagami, które zawierały z jednej strony oliwki zielone, z drugiej czarne. Nad osłem umieszczone były dwie szale mające na krawędziach wyryte imię Trymalchiona i wagę srebra. Przylut^wane mostki dźwigały pieczone koszatki oblane miodem z makiem. Leżały też na srebrnym ruszcie gorące kiełbasy, a pod rusztem śliwki z punickimi jabłkami granatowymi. (...)

Tymczasem wniesiono nam, bawiącym jeszcze przy zakąskach, tacę z koszem, w którym znajdowała się drewniana kura z rozpostartymi wkoło skrzydłami, jak to zwykły czynić kury wysiadujące jaja. Przystąpili dwaj niewolnicy, zaczęli przeszukiwać przy huczącej muzyce słomę i rozdawać biesiadnikom wygrzebywane ciągle jaja pawie. Otrzymujemy łyżki, które nie ważyły mniej niż pół funta i przebijamy z tłustej mąki podrobione jaja. Ja o mało nie wyrzuciłem swej części, gdyż zdawało mi się, że tam jest już pisklę. Gdym jednak usłyszał bywałego biesiadnika „Tu musi być coś dobrego", zbadałem skorupę ręką i znalazłem bardzo tłustą figojadkę, otoczoną pieprzonym żółtkiem. (...) Po ogólnym poklasku nastąpiło danie, któregośmy wprawdzie nie oczekiwali, jednak nowość jego zwróciła na nie oczy wszystkich. Okrągła bowiem taca mieściła dwanaście znaków niebieskich rozłożonych w kolejnym porządku, a wynalazca ułożył na każdym właściwą mu i odpowiednią potrawę: na Baranie barani groch, na Byku kawał wołowiny, na Bliźnięta jądra i nerki, na Raku wieniec, na Lwie figę afrykańską, na Pannie macicę młodej maciory, na Wadze rzeczywistą wagę, która na jednej szali dźwigała ciepły placek, na drugiej inne ciasto; na Niedźwiadku rybę morską, na Strzelcu zająca, na Koziorożcu langustę, na Wodniku gęś, na Rybach dwa bolenie (...) Gdyśmy nieco smętni przystąpili do tak lichych potraw, rzekł Trymalchion: racz zacząć ucztę.

Gdy to rzekł, czterej słudzy przy wtórze orkiestry przybiegli krokiem tanecznym i zdjęli górną część tacy, po czym ujrzeliśmy pod nią tłusty drób i świńskie wymiona, a pośrodku zająca opatrzonego skrzydłami, tak że wyglądał jak Pegaz. Spostrzegliśmy też w kątach cztery figury Marsjasza, którym z bukłaków płynęła pieprzona polewka na ryby pływające w rodzaju okólnego kanału (...)

Potem wniesiono tacę, na której leżał pierwszej wielkości dzik, a z kłów jego zwisały dwa z palmowych gałązek splecione koszyki, jeden pełen suszonych, a drugi świeżych daktyli. Małe warchlaki z twardego ciasta, leżące wokoło jak gdyby dobierały się do wymion, wskazywały, że zwierzę przedstawia maciorę. Te były przeznaczone do rozdania między gości.

(...) Krajczy, dobywszy myśliwskiego noża, przebił potężnym ciosem bok dzika, z którego rany wyleciały kwiczoły. W pogotowiu stali ptasznicy z prętami pomazanymi lepem i natychmiast pochwycili latające ptaki. Tedy Trymalchion, rozkazawszy dać każdemu jego ptaka, rzekł: — patrzcie, co za wykwintne żołędzie jadł ten dziki wieprz!

Natychmiast niewolnicy przystąpili do koszyczków, które wisiały u kłów, i w równej liczbie rozdzielili świeże i suche daktyle między biesiadników. (...)

Potem taca z ogromną świnią zajęła stół. Kucharz chwycił nóż i trwożną ręką ciął w prawo i w lewo w brzuch świni. Natychmiast z przecięć, rozszerzających się pod ciśnieniem ciężaru, wypadło mnóstwo kiełbas i kiszek. (...)

Gdy następnie Trymalchion kazał po chwili przynieść wtóre stoły, niewolnicy zabrali wszystkie stoły poprzednie, wnieśli inne i rozsiali trociny zabarwione czerwienią i szafranem, i czego nigdy wprzód nie widziałem, sproszkowaną mikę (...) wniesiono ostatnie danie, kwiczoły w pszennej mące, nadziane rodzynkami, i orzechami. Potem nastąpiły pigwy przetkane cierniami, które wyglądały jak jeże (...) Nagle weszli dwaj niewolnicy, jakby stoczyli z sobą bitkę przy studni; przynajmniej mieli jeszcze amfory na karku. Gdy więc Trymalchion rozwadzał skłóconych, obaj, niezadowoleni z wyroku, rozbili sobie nawzajem amfory kijami. Zgorszeni zuchwałością pijanych chłopów, skierowaliśmy wzrok na ich burdę i spostrzegliśmy, że z brzuchów amfor wypadły ostrygi i grzebielniki, które niewolnik zbierał i podawał wkoło. Zręczny kucharz nie dał się wyprzedzić tym niespodziankom: przyniósł bowiem na srebrnym ruszcie ślimaki, śpiewając przy tym drżącym i okropnym głosem (...)"".

Starożytni przywiązywali wielką wagę do taktownego, można by powiedzieć, wytwornego i eleganckiego sposobu bycia, zachowania się, tak w domu jak i na ulicy. Owa nieprzetłumaczalna na język polski humanitas, urbanitas obowiązywała i przy ocenie człowieka, charakterystyce jakiejś postaci zawsze tę cechę podkreślano. Więc też nietakt, małomieszczański sposób zachowania raził, a brak obycia rzucał się w oczy przede wszystkim w towarzystwie. Już wczesna komedia plautyńska krytykowała nietak-¦ towne zachowanie się gości, którzy wyceniają drogie potrawy, przestrzegają gospodarza, żeby nie narażał się — dla nich — na wielkie wydatki, „nie wykosztowywał się". W komedii Żołnierz Samochwał zaproszony na przyjęcie gość nie chce narażać gospodarza na wydatki:

Jeśli już być musi, kup skromniutko, byle nie rozrzutnie, Mnie cokolwiek zadowoli...

Na co otrzymuje odpowiedź:

...Ależ, mój ty gościu,

dajże spokój z tym gadaniem, starym, oklepanym! Ty tak mówisz teraz właśnie jakby ktoś z pospólstwa, oni mówią tak przy stole, gdy obiad podano: „Ależ po co te wydatki, tak wielkie — i dla nas! To szaleństwo! Tego przecież na dziesięć jest osób". Nigdy jednak nie powiedzą, choć suto się poda: — „Każ to zabrać! Weź tę misę! Sprzątnij szynkę — dzięki! Zabierz stąd tę wieprzowinę! Węgorz będzie dobry i na zimno. Sprzątnij, zabierz!" — Tego nie usłyszysz od nikogo, lecz się na stół wpół walą sięgając.

Uwagi pana zostają skwitowane przez niewolnika słowami: tak to nam opisał kiepskie obyczaje12.

W okresie cesarstwa zaczął rozpowszechniać się inny, również mało elegancki sposób podejmowania gości: dzielono ich na kategorie, na ważniejszych i mniej ważnych, co oczywiście raziło ludzi o wyższym poziomie etycznym i prawdziwie kulturalnych. Do „mniej ważnych" zaliczono ludzi mało wpływowych, klientów, wyzwoleńców. Pliniusz Młodszy, który przypadkowo — jak sam pisze — znalazł się w takim otoczeniu, pisze z oburzeniem o tego rodzaju traktowaniu gości. Jest dyskretny, nie chce nawet wymienić nazwiska nietaktownego gospodarza, zdaje tylko relację, jakie to przywileje mieli goście „ważniejsi": „Dużo trzeba by pisać, i nie jest to ważne, jak to się stało, że chociaż nic mnie nie łączy z tym człowiekiem, znalazłem się u niego na przyjęciu. Człowiek ten uważa, że ma hojną rękę, i że jest zapobiegliwy, moim zdaniem tkwi w nim skąpstwo obok skłonności do marnotrawstwa.

Otóż kazał podawać sobie i kilku jeszcze osobom jakieś dania wyszukane, a wszystkim innym — tanie i w małych porcjach. Także wino porozlewał do małych naczyń według trzech gatunków, nie w tym celu, żeby każdy mógł sobie wybrać, jakie woli, lecz żeby nikt nie mógł się wymówić od picia tego, jakie mu podano: jedne przeznaczył dla siebie i dla nas kilku, inne dla gości mniej ważnych — bo dzieli przyjaciół według stopni, — trzecie dla swoich i naszych wyzwoleńców"3S. Pliniusz, jak sam pisze, zapytany przez swego sąsiada, co myśli c takim traktowaniu gości, miał odpowiedzieć, że wszystkim podaje to samo, gdyż zaprasza na obiad a nie na oszacowanie majątku, i tych których zaprasza do jednego stołu uważa za równych pod każdym względem. Lekceważenie i złe traktowanie klientów stawało się w czasach cesarstwa powszechne. Zanikły więzy, niemal rodzinne, jakie w okresie rzeczpospolitej łączyły klienta z jego patronem; korzystali wówczas wzajemnie ze swoich usług i pomocy, a obowiązki klienta były niemałe. Przecież musiał być zawsze do dyspozycji patrona, uświetniać jego wystąpienia uczestnicząc w towarzyszącym mu orszaku; o ile sytuacja materialna pozwalała, przyczyniał się do wyposażenia córki patrona, do wykupienia go z niewoli, jeżeli znalazł się w takiej sytuacji, a przede wszystkim — liczył patron na pomoc klientów i agitację, jeżeli kandydował na jakiś urząd. Klient był uważany niemal za członka rodziny, brał udział w u-roczystościach familijnych, korzystał z opieki i pomocy materialnej patrona. Stosunki się zmieniły w społeczeństwie rzymskim, klient przestał być potrzebny, zszedł właściwie do roli pasożyta niechętnie widzianego. A niewolnicy widząc postępowanie pana, gości, których on lekceważył, także lekceważyli, i nawet wytwarzał się w nich pewien kompleks niższości, gdy byli zmuszeni usługiwać mu przy uczcie:

Gdy prosisz, to czyż wodę przynieść on pamięta?

hańbą przecież jest słuchać starego klienta,

w dodatku leżącego, gdy niewolnik stoi.

Po wielkich domach od sług takich aż się roi;

inny mrucząc przez zęby chleb ci znowu niesie

nie krojony, spleśniały, taki czerstwy, że się

zęby powyłamują, a rady nie dadzą.

Panu to biały, pszenny, mięciutki podadzą,

lecz ty — łapy przy sobie! i szanuj w pokorze

piec, co piecze dla ciebie! Spróbuj, kiedy może

być bezczelnym — z powrotem zwrócić każe, no i

— „Zechcesz, chamie, się napchać z kosza, co tam stoi

dla ciebie?" — wrzaśnie — „Nie znasz barwy swego chleba?"

Patrz jak krab się rozciągnął pośrodku półmiska,

Gardzi gośćmi, a niesie go razem z ogonem,

szparagami od każdej strony obłożonym,

niesie go wprost do pana służba doborowa.

Dla ciebie — mały raczek, jajeczka połowa

na spodeczku, że uczta jak sam raz przy grobie.

Sam oliwą z Wenafrum14 rybę krasi — tobie

da kapustę, co z lampy oliwą wonieje

(Juwenalis, Sat. V 63 nn.)

Zdarzało się, że odsyłano klienta z niczym — „kupią więc sobie kapustę, a wszystko, co się rodzi po lasach i w morzu, pożre ich pan samotnie, leżąc w miękkim łożu".

Juwenalis często powraca do tego -tematu, co niewątpliwie świadczy o tym, że traktowanie krzywdzące ludzi uboższych i obrażające ich poczucie godności stawało się powszechnym przejawem życia i stosunków rzymskich.

Na temat nieracjonalnego odżywiania się wypowiadali się i lekarze i filozofowie, niekiedy bardzo ostro, jednak ani względy zdrowotne ani etyka nie była w stanie powstrzymać zgubnego w skutkach obżarstwa. Filozof Seneka nie oszczędza tych, którzy myślą tylko o swoim żołądku: oliwa z Wenafrum — Wenafrum w Samnium nad rzeką Wolturnus, słynie z gajów oliwkowych; oliwa stamtąd uchodziła za najlepszą.

„Do was przechodzę, którym przepastny i nienasycony żołądek każe przepatrywać tak morza jak i lądy. Jedne z wielkim nakładem pracy przeszukujecie za pomocą wędek, inne przez zastawianie sideł, jeszcze inne przy użyciu różnorodnych sieci. Żadna odmiana zwierząt nie zaznaje spokoju od was, chyba że ją sobie zbrzydzicie. Jakże mało z tych potraw, które przygotowuje dla was tyle rąk po trochę tylko kosztujecie wyczerpani rozkoszą ustami! jak mało z owej pochwyconej z narażeniem życia zwierzyny spożywa źle trawiący i skłonny do mdłości jegomość! Jak mało owych ostryg, dowożonych z tak wielkich odległości przemyka przez ten zachłanny przewód pokarmowy! Nieszczęśni! Czyż nie rozumiecie, że wasza żądza przysmaków jest większa niż pojemność waszego brzucha?" (Listy 89, 92).

A w innym liście powraca filozof do tego tematu, dopatrując się przyczyn wielu chorób w obżarstwie i pijaństwie: „Nie dziw się, że choroby są tak niezliczone: policz kucharzy. Ustaje wszelki zapał do nauki, a mistrzowie nauczający godnych człowieka wolnego umiejętności zasiadają w próżnych salach nie mając wcale słuchaczy. W szkołach retorów i filozofów panuje pustka. Lecz jakże ludne są za to kuchnie, ileż to młodzieży tłoczy się wokół kuchennych palenisk w domach różnych utraćjuszów! Pomijam już gromady chłopców, których po zakończeniu uczty oczekują w sypialni inne haniebne posługi..., pomijam tłum piekarzy i zostawiam na boku czeredy posługaczy, którzy na dany znak pędzą do zastawiania uczty. Na bóstwa dobre! iluż to ludzi zatrudnia jeden brzuch! I cóż, czy sądzisz, że owe grzyby, będące przyjemną trucizną, nie wyrządzają żadnej ukrytej szkody, choćby ich działanie nie było szybkie? Cóż? Czy mniemasz, że owe spożywane w lecie lody nie powodują odrętwienia wątroby? Jakże? Czy myślisz, że owe ostrygi, czyli tuczone błotem i najbardziej niestrawne mięso, nie wprowadzają do żołądka ciężkiego mułu? Jakże? Czy wątpisz, że ów używany przez współbiesiadników ostry sos z garum, czyli kosztowna posoka z martwych ryb, spala sło~ nością twoje trzeźwią? Czy uważasz, że owe paskudne potrawy, które ledwie nie z samego ognia przenoszone bywają do ust, stygną we wnętrznościach bez żadnej dla nich szkody? Jak obrzydliwe więc i zaraźliwe są ich wymioty, jak wstrętne dla nich samych muszą być wydychane przez nich wyziewy zadawnionego pijaństwa! Wiedz, że to, co spożyli, nie jest w nich trawione, lecz gnije" (Listy, 95, 23 nn.).

Jednak rady filozofów i lekarzy nie odnosiły skutku i bez entuzjazmu przyjmowano zaproszenia na skromne obiadki:

Masz sam jeść w domu, to przyjdź raczej do mnie:

Mały obiadek zjemy razem skromnie.

Podadzą — zechcesz — do wina słabego

Taniej sałatki i poru ostrego.

I będzie tuńczyk jajkiem przyprawiony;

Potem kapusty dostaniesz zielonej,

Świeżo w ogrodzie rwanej, w czarnej szalce>

A tak gorącej, że poparzysz palce.

Na to śnieżysta polenta z kiełbasą,

Wreszcie bób biały z wieprzową okrasą.

Na wety przyjdą smakołyki nowe:

Suche rodzynki, gruszki wyborowe,

Owoc, od Syrów dalekich nazwany;

Nie przepieczone będą też kasztany...

A co, Torani, nie pyszny obiadek?

— „No tak, po innym — dobry na dodatek".

(Marcjalis, Epigr. V 78)

Moralizowanie nawet w formie ostrej niewielki wywierało wpływ na tych, do których słowa filozofa były skierowane, może raczej do tych, którzy odczuwali skutki przejedzenia, trafiały niekiedy rady lekarzy. Medycyna grecka już w w. IV p.n.e. uwzględniała trzy sposoby leczenia, farmaceutyczną, chirurgiczną i dietetyczną. Farmaceutykę — stosującą leki, chirurgię — z zabiegami operacyjnymi, i dietetykę — zalecającą odpowiedni sposób odżywiania się. Pliniusz Starszy w Historii Naturalnej daje jakby wyciąg rad lekarzy-dietefyków: „Najzdrowsze dla człowieka jest jedzenie proste. Wielka ilość potraw wyszukanych przynosi szkodę, tym bardziej niechybną, jeżeli dochodzą do tego przyprawy korzenne. Trudno strawne są wszystkie potrawy kwaśne, ostre, wyszukane, zanadto urozmaicone, zbyt obfite i chciwie połykane; przy tym trudniej strawne w lecie niż w zimie, w starości niż w młodości... Tyje się od potraw słodkich i tłustych, a także od picia, chudnie od suchych, kruchych, zimnych i od pragnienia.

...Niektóre znów pokarmy, spożyte w małej ilości, zaspokajają głód i pragnienie i podtrzymują siły, np. tłuszcz, ser koński(?) lukrecja. Najbardziej szkodliwy zaś, jak w każdej dziedzinie życia, jest nadmiar, i to szczególnie gdy chodzi o zdrowie: korzystniej jest ograniczać w jakikolwiek sposób to, co by żołądek obciążało 15.

Zasługuje na uwagę fakt, że była siła wyższa od głosów i teorii filozofów, która nie pozwalała im samym realizować własnych haseł. W okresie cesarstwa był silny wpływ filozofii pitagorejskiej, która podtrzymywała wiarę w reinkarnację dusz. Zwolennicy tego kierunku wyrzekali się pokarmów mięsnych — z różnych lecz zawsze wzniosłych powodów, jak powiada Seneka. Jedni uważali, że i bez zabijania i przelewu krwi ma człowiek dosyć innego pożywienia, i że okrutny zwyczaj zabijania zwierząt powstał tam, gdzie wyniszczano je dla zaspokajania żądzy przyjemności. Inni, idąc za Pitagorasem, wierzyli, że dusza przenosi się co raz do innego ciała, i że zabijając stworzenie mogliby trafić nieświadomie na duszę własnego ojca. Seneka przyznaje, że pod wpływem tych wywodów zaczął wstrzymywać się od pokarmów mięsnych i pisze: „po upływie roku było to już dla mnie nie tylko łatwe, ale i przyjemne. Zdawało mi się, że mój umysł stał się żywszy, choć i teraz nie mógłby twierdzić na pewno, że tak było istotnie". I teraz pytanie, jak się to stało, że po tym nie pozbawionym wysiłku odzwyczajenia się od mięsa, filozof do niego powrócił? Znajdujemy ciekawe dla nas wyjaśnienie: „Okres mojej młodości przypadł na pierwsze lata panowania cesarza Tyberiusza. Wtedy to usuwane były cudzoziemskie obrzędy religijne, przy czym do praktyk zabobonnych zaliczano też powstrzymywanie się od jedzenia mięsa niektórych zwierząt. Ulegając namowom mojego ojca, który nie tyle bał się oskarżenia, ile nie znosił filozofii, powróciłem do dawnego zwyczaju; łatwo zresztą namówił mnie, żebym się zaczął lepiej odżywiać"


USTAWY OGRANICZAJĄCE ZBYTEK

Jakkolwiek Rzymianie w pierwszych wiekach istnienia miasta prowadzili życie raczej skromne, to jednak wcześnie ich zmysł praktyczny kazał im zapobiegać rozrzutności; pomocne miały tu być zarządzenia i ustawy (leges). Nie należy, jak to się przeważnie robi, ograniczać ustaw regulujących wydatki do ustaw odnoszących się do kosztów życia i utrzymania. Pierwsze bowiem ograniczenia wydatków dotyczyły kultu zmarłych i obrzędów pogrzebowych, ale były to czasy, kiedy Rzymianie większą przywiązywali wagę do kultu przodków niż do kultu stołu.

Późniejsze ustawy ograniczały zbytek w różnych dziedzinach, ale wznawianie zarządzeń pozwala się domyślać, że nie bardzo były przestrzegane.

Zanim ustawy objęły całe społeczeństwo, zabroniono używania wina kobietom; może jednak w tym wypadku decydowały względy etyczne a nie ekonomiczne. Aulus Gelliusz" powołując się na dawnych autorów przekazuje wiadomość, że kobiety w Rzymie i w całym Lacjum nie piły mocnego wina zwanego temetum,^ a chcąc dać dowód swojej wstrzemięźliwości całowały krewnych. Piły więc wino słabe, zwane lora, wyrabiane z rodzynek i zaprawiane żywicą. Zdaniem Katona kobiety pijące — odnosi się to do wczesnego okresu rzeczpospolitej — nie tylko miały złą opinię, lecz i nawet, o ile piły wino mocne, sędzia wymierzał im karę równie surową jak kobietom, które popełniły cudzołóstwo.

.Pierwsza ustawa ograniczająca wydatki Lex Metilia z r. 217 odnosiła się do foluszników i ograniczała użycie pewnych rodzą-, jów kredy stosowanej przy barwieniu białych szat. Może zarządzenie to zostało wywołane warunkami politycznymi i trudnościami finansowymi państwa — był to przecież okres drugiej wojny punickiej. Głośna była ustawa z r. 215, Lex Oppia (Ustawa Oppiu-sza), ograniczająca zbytek kobiet. W tym wypadku nie ma wątpliwości, że wywołała je trudna sytuacja Rzymu, poważnie zagrożonego przez Hannibala (klęska pod Kannami w r. 216). Kobietom nie pozwolono używać barwnych, strojnych sukien, złote ozdoby ograniczono do minimalnego wymiaru, nie mogły także korzystać z powozów w obrębie miasta, wyjątek stanowiły przejazdy w celach religijnych. Po zakończeniu drugiej wojny punickiej kobiety upomniały się o przywrócenie im dawnych przywilejów i doprowadziły do zniesienia tej ustawy. W r. 209 i w r. 204 p.n.e. wydano ustawy ograniczające obdarowywanie się prezentami podczas świąt Saturnaliów; zarządzenie to miało głównie chronić klientów, którym niekiedy trudno było sprostać wysokim wymaganiom ich patronów. Wiele szczegółów dotyczących ustaw zwalczających zbytek przekazał nam Aulus Gelliusz w dziele Noce Attyckie (II 24} oraz Makrobiusz w Saturnaliach III 17.

U Gelliusza czytamy: „Przeczytałem niedawno u Atejusza Ka-pitona w jego Zbiorze różnych wiadomości (Coniectanea), że za konsulatu Gajusza Fanniusza i Marka Waleriusza18 senat podjął uchwałę, zgodnie z którą urzędnicy, którzy podczas świąt ku czci Wielkiej Macierzy Bogów19 zgodnie z dawnymi zwyczajami będą się wzajemnie gościć, mają wobec konsulów złożyć przysięgę w ustalonej formie, że na jedną ucztę nie wydadzą więcej niż 120 asów, nie wliczając w to warzyw, mąki i wina; nie będą jednak podawać win importowanych tylko krajowe, a srebro zastawy stołowej nie będzie przekraczało wagi stu funtów.

Następstwem tej uchwały senatu była ustawa Fanniusza Lear Fannia, która pozwalała podczas ludi Romani, ludi plebei, podczas Saturnaliów*0 i w niektóre inne dni wydawać dziennie 100 asów, w ramach dziesięciu dni w poszczególnych miesiącach — po 30 asów, a w pozostałe dni — tylko po 10 asów. Potem zgłoszono wniosek Licyniusza *, który podobnie jak ustawa Fanniusza, pozwalał wydać w niektóre dni 100 asów, jednak na przyjęcia weselne dopuszczał wydatki w wysokości 200 asów, natomiast w pozostałe dni ograniczał je do 30 asów. Ustawa ta określała dzienną rację suszonego i konserwowanego mięsa, pozostawiała, jednak zupełną swobodę w spożywaniu płodów ziemi, winogron i owoców.

Ponieważ ustawy te uległy zapomnieniu i przedawnieniu, a wielu obywateli trwoniło ogromne majątki i topiło pieniądze w otchłaniach uczt i przyjęć rujnując rodziny, dyktator Sulla wydał ustawę, na mocy której w Kalendy, Idy, Nony, oraz podczas dni widowisk i w niektóre uroczyste święta obywatel miał prawo wydać na przyjęcie 300 sesterców, a w każdy inny dzień — nie więcej niż trzydzieści.

Była jeszcze ustawa Emiliusza** nazwana od konsula; nie określa ona wysokości wydatków na ucztę, lecz ilość i rodzaj potraw, wreszcie ustawa Ancjusza23 określała limit wydatków i zarazem zastrzegała, ażeby obywatel na stanowisku, ubiegający się o urząd, chodził na przyjęcia tylko do wyznaczonych osób. Ostatnia ustawa tego rodzaju, Lex Iulia, ogłoszona za Augusta, wyznacza na dni powszednie 200 sesterców, na Kalendy, Idy, Nony i na kilka innych dni świątecznych po 300, na przyjęcia weselne tysiąc sesterców. Jest jeszcze, jak podaje Atejusz Kapiton n „edykt (nie pamiętam, Augusta czy Tyberiusza), na mocy którego przy różnych uroczystościach podwyższano granicę wydatków od 300 aż do 2000 sesterców, ażeby wreszcie w tych granicach zamknąć falę szalejącej rozrzutności".

Makrobiusz ogranicza się do wyliczania ustaw dotyczących przyjęć, nadmieniając, iż „długo można by wyliczać, czego to nie wymyślono albo przyrządzano kunsztownie, byle tylko dogodzić podniebieniu". Stwierdza, że ten stan rzeczy wymagał wydawania ustaw, które miały na celu ograniczanie wydatków na uczty. Najpierw więc, jak podaje nasz autor, zaczęto wydawać nakazy, ażeby jadano obiady i wieczerze przy drzwiach otwartych; posiłki na oczach wszystkich, mogły — tak przypuszczano — ograniczyć w pewnym stopniu zbytek. „Pierwszą ustawą dotyczącą posiłków była Lex Orchia, na wniosek Gajusza Orchiusza, trybuna ludowego w trzecim roku cenzury Katona. Długi jej tekst pomijam, a przewodnią myślą było ograniczenie liczby uczestników przyjęcia. Na tę ustawę Orchiusza powoływał się Katon w swoich mowach, wypominając, że więcej osób zapraszano na uczty niż pozwalało to zarządzenie. Kiedy trudniejsza sytuacja wymagała nowej ustawy, w dwadzieścia dwa lata po Lex Orchia wydano ustawę Fanniusza...". Makrobiusz podkreśla, że ustawę tę ogłosili nie pretorowie ani trybunowie, jak zazwyczaj, lecz sami konsulo-wie, gdyż państwo wskutek rozrzutności i marnotrawstwa obywateli ponosiło większe straty niż by się mogło zdawać. „Doszło bowiem do tego, że wielu młodych ludzi z dobrych domów, którzy przyzwyczaili się dogadzać podniebieniu, sprzedawało swoją wolność i skromność; zdarzało się też, że ludzie z plebsu przychodzili na komisje w stanie nietrzeźwym i pijani radzili o sprawach państwa". Ustawa Fanniusza była surowsza od ustawy Orchiusza, gdyż ta ostatnia ograniczała tylko liczbę uczestników uczty, i w tym gronie nielicznym spożywano dowolne potrawy, Lex Fannia natomiast ograrkczyła wydatki na ucztę do 100 asów i dlatego to poeta Lucyliusz nazywa ją dowcipnie „centussis" (centum — sto).

Jakie argumenty wysuwano dla poparcia wniosku o wprowadzenie nowej ustawy mającej na celu ograniczenie rozrzutności, świadczyć może wystąpienie niejakiego Titiusa, który podtrzymywał wniosek Fanniusza. Używając nawet drastycznych argumentów przedstawia skutki nadużycia wina, pod wpływem którego poważni obywatele zaniedbują swoje obowiązki państwowe: „...namiętnie oddają się grze w kostki, wysmarowani olejkami, pogrążeni w miłostkach. Gdy nadejdzie godzina dziesiąta25 każą zawołać niewolnika, posyłają go na komicjum i każą mu zasięgnąć języka, co się działo na Forum, kto występował, kto się sprzeciwiał, ile tribus było za sprawą, ile przeciw. Potem udają się sami na komicjum, bynajmniej nie w tym celu, żeby prowadzić sprawę, która do nich należała; po drodze nie ma w zaułkach jednego naczynia, którego by nie wypełnili — bo przecież pęcherz mają pełen wina. Przychodzą wreszcie na komicjum, każą by ludzie przedstawili swoje sprawy; oni przedstawiają sprawę, sędzia wzywa świadków, a sam idzie się załatwić. Kiedy wraca, twierdzi, że wszystko słyszał, żąda materiałów, przegląda pisma, ale oczy mu się same zamykają — to skutek wina.

Idą na naradę. A tam słyszy się: a co ja mam wspólnego z tymi nudziarzami? Raczej pijmy już wino zmieszane z winem greckim, zjedzmy tłustego drozda i smaczną rybkę..."

Przemówienie śmiałe, łatwo sobie wyobrazić reakcję słuchaczy. Trudno było Rzymianom podporządkować się ustawom, toteż szukali sposobów, by je obchodzić. Tak np. ustawa Fanniusza zakazywała podawania potraw z ptactwa, wyjątek stanowiła kura i to nie tuczona. „Ptactwo bowiem przeznaczone na spożycie tuczono aż własnym tłuszczem w potrawach ociekało" jak mówi Pliniusz Starszy, a Katon w traktacie O gospodarstwie wiejskim podaje wskazówki jak należy tuczyć każdą odmianę ptactwa: „Kury i gęsi tucz w ten sposób: Niech klucznica trzyma zamknięte młode kury, które dopiero zaczynają się nieść. Niech zrobi kluski z wilgotnej mąki pszennej lub jęczmiennej. Niech zamoczy w wodzie i wsuwa do dziobów kurom. Niechaj stopniowo zwiększa dzienną rację, a po stanie wola pozna, kiedy mają już dosyć. Karmić należy kury dwa razy dziennie, a poić kury należy w południe, nie zostawiając wody dłużej niż na godzinę. W ten sam sposób należy tuczyć gęś, jednak napoić należy ją przed karmieniem, i to dwukrotnie w ciągu dnia".

„Młodego gołębia tak powinna klucznica karmić: Gdy go się schwyta, podawać mu należy najpierw bób ugotowany i lekko przypieczony. Należy mu to wdmuchiwać z własnych ust. Podobnie i wodę. Czynność tę należy powtarzać przez siedem dni. Następnie niechaj klucznica przemiele bób z czystą mąką; najpierw należy zagotować jedną trzecią część bobu, a potem dosypywać mąki... potem należy tę masę dobrze wymiesić ręką nasmarowaną oliwą. Mieś najpierw lekko, potem mocno. Należy ugniatać, aż będzie można zrobić z tej masy kluski. Podawaj je namoczone wpierw w wodzie"

Mimo tej praktyki wniosek Fanniusza został przyjęty i zakaz powtarzano w następnych zarządzeniach. Ale znaleziono sposób obejścia ustawy: ponieważ ustawa mówiła tylko o kurach, zaczęto tuczyć koguty mlekiem i innymi płynami, co w rezultacie dawało podobno mięso delikatniejsze. Mimo ustaw potrawy z ptaków ze stołów nie schodziły a nawet sposób przyprawiania był coraz bardziej wymyślny, a i sposób podawania określali teoretycy sztuki kulinarnej, „jak mają wyglądać udka ptaka, jak należy ptaka dzielić na części, jak je układać na półmisku — z jedną nóżką sterczącą do góry"

W osiemnaście lat po ustawie Fanniusza wydano ustawę Di-diuszą. Dwa cele miała nowa ustawa: po pierwsze, ażeby zarządzeniem o ograniczeniu zbytku objąć nie tylko Rzym lecz całą Italię (mieszkańcy Italii uważali, że Lex Fannia ich nie obowiązuje, tylko mieszkańców Rzymu), następnie ażeby karom, jakie ustawa przewiduje, podlegali- nie tylko ci, którzy dawać będą wystawne obiady i wieczerze, lecz także goście zaproszeni.

Potem wf dana została ustawa Licyniusza przez Publiusza Li-cyniusza Krassusa. Optymaci przywiązywali tak wielką wagę do zgłoszenia i zatwierdzenia tego wniosku, że na mocy uchwały senatu miała być przestrzegana natychmiast po ogłoszeniu, tak jakby została już zatwierdzona przez zgromadzenie ludowe. Ustawa ta pokrywa się w znacznym stopniu z ustawą Fanniusza... z tą zmianą, że w Kalendy, Nony i nundiny wolno było każdemu wydać na utrzymanie dzienne trzydzieści asów, w pozostałe zaś dni, których nie uwzględniono, nie wolno było wydać i podawać więcej niż trzy pondo suszonego mięsa i pondo przypraw, a poza tym można było korzystać z płodów ziemi i z owoców. „Widzę, co tutaj może niepokoić: więc to ma być orzeczenie ludzi czasów roz-pijaczonych, w których takimi ustawami ogranicza się wydatki na uczty? — Nie jest to tak: ustawy te przecież zgłaszały jednostki, które miały na celu wytępienie wad, jakie opanowały całe społeczeństwo". Makrobiusz widzi bezcelowość ustaw, i stwierdza, że gdyby społeczeństwo nie było zdemoralizowane, zbędne byłyby ustawy, przytaczając stare a słuszne powiedzenie: złe obyczaje przynoszą dobre ustawy.

„Potem była jeszcze ustawa Korneliusza i następna, którą wydał Korneliusz Sulla jako dyktator, dotycząca również wydatków; nie ograniczała ona zbytku podczas uczt ani nie ograniczała zachcianek podniebienia, lecz ustalała niższe ceny na towary; ale na jakie towary! dobrzy bogowie! na jak wyszukane i mało znane przeróżne smakołyki. Jakie ryby wymienia i jakie kąski. I na takie to artykuły wyznacza się obniżkę cen!

Mam odwagę powiedzieć, że niskie ceny artykułów spożywczych skłaniały ludzi do gromadzenia zapasów, i nawet ludzie o skromnych środkach materialnych mogli dogadzać swemu podniebieniu. Powiem otwarcie, co myślę. Zdaje mi się, że człowiek, któremu podaje się jako posiłki tyle rzeczy, chociażby za darmo, jest już człowiekiem rozrzutnym i kochającym się w zbytku. Po śmierci Sulli konsul Lepidus ogłosił ustawę, którą nazwał żywnościową — lex cibaria, Katon nazywał takie zarządzenia ustawami o zbytku lex sumptuaria.

Po kilkuletniej przerwie inna ustawa objęła ludność, zgłoszona przez Ancjusza Restiona. Chociaż była to ustawa bardzo słuszna, to jednak mijała się z celem, wobec tego, że ogół trwał przy zbytku i utrzymywało się niewłaściwe postępowanie. Ciekawe jest jednak to, co opowiadają o samym wnioskodawcy, Restionie: do końca życia jadał tylko w domu, żeby nie być świadkiem, jak wszyscy obchodzą zarządzenie, które wprowadził mając na myśli dobro państwa.

Do tych ustaw dodałbym jeszcze edykt Antoniusza, późniejszego triumwira, jednak uważam, że nie jest to właściwe wymienić Antoniusza wśród tych, którzy istotnie zwalczali zbytek, jeżeli jedna uczta, której był uczestnikiem, wartością jednej perły, którą wypiła Kleopatra, przekroczyła sumy, jakie pochłaniały przeciętne przyjęcia". Makrobiusz przedstawia Antoniusza jako człowieka, który nie znał granic dogadzania swoim zachciankom, gdyż uważał, że wszystko, co rodzi sij= w morzu, na ziemi, a może nawet w niebie, stworzone zostało dla dogodzenia jego podniebieniu. W związku z tym przytacza znany zakład pomiędzy Antoniuszem i Kleopatrą, która twierdziła, że potrafi na jedno przyjęcie wydać ogromną sumę — stu sesterców. Przyjęcie było skromne, dopiero pod koniec uczty Kleopatra poprosiła o puchar, nalała doń mocnego octu, wyjęła z ucha perłę i szybko wrzuciła ją do naczynia. Perła rozpuściła się i ten cenny płyn Kleopatra wypiła. Antoniusz nie dopuścił, żeby to samo zrobiła z drugą perłą, lecz i tak zakład przegrał. Źródła podają, że po klęsce Kleopatry tę drugą zachowaną perłę przecięto, zrobiono z niej dwie i umieszczono na posągu Wenus w Panteonie.

I w tych samych czasach, kiedy warunki gospodarcze zmuszały władze rzymskie do wydawania surowych zarządzeń, mających na celu ograniczenie rozrzutności i pohamowanie apetytów bogatych obywateli, odzywały się głośne wołania ludu, domagającego się chleba — panem\ Żądania te usiłowano zaspokajać i rozdawnictwo żywności istniało i w Rzymie, i w miastach italskich, i na prowincjach, a nawet po upadku zachodniego cesarstwa utrzymywało się w cesarstwie Wschodnim. Chociaż tam miało inne podłoże i inne cele. Kiedy Konstantyn Wielki (cesarz w latach 306 - 337) postanowił na miejscu kolonii greckiej Bizancjum zbudować stolicę państwa, usiłował do małego, ubogiego wówczas miasta ściągnąć zamożnych obywateli pewnymi przywilejami, byle zechcieli budować tam domy. Jednym z przywilejów był przydział jednego bezpłatnego (niewielkiego — o wadze 125 g) bochenka chleba z piekarni państwowej. Przydział ten obejmował żołnierzy, niektórych urzędników i — właścicieli domów. Po raz pierwszy dokonano przydziału chleba 18 maja w r. 332. Dobra organizacja, godna Rzymian, ułatwiała rozdawnictwo. Były specjalnie w tym celu zbudowane trybuny o wielu stopniach. Przy stopniach były nazwiska uprawnionych do pobierania przydziału, a uprawnieni musieli przedstawić odpowiedni „znaczek" — „bon".

Kiedy miasto już się rozbudowało, rozdawnictwo pieczywa objęło przedstawicieli zawodów wolnych, którzy byli w mieście koniecznie potrzebni; do kategorii tej należeli lekarze, nauczyciele, rzemieślnicy, kupcy, artyści. Rozdawnictwo to utrzymało się do czasów cesarza Herakliusza w r. 618.

Ponieważ w międzyczasie ukazywały się zarządzenia cesarzy przestrzegające przed nadużyciami i grożące surowymi karami (np. rozporządzenie cesarza Walentyniana z dn. 13 marca 370 r.) należy przypuszczać, że zdarzały się wypadki bezprawnego korzystania z przydziału pieczywa czy innych nadużyć w tym zakresie.


KSIĄŻKA KUCHARSKA

Obok smakoszy, którzy jak horacjański rozmówca gotowi byli zawsze popisywać się swoją znajomością sztuki kulinarnej, byli i tacy, którzy przekazywali swoje doświadczenia opracowując książki kucharskie. Literatura łacińska jest dla nas bardziej, łaskawa niż grecka, gdyż zachowała się książka kucharska wydana pod nazwiskiem Apicjusza. Są jednak wątpliwości, czy istotnie Apicjusz jest jej autorem czy ma to być tylko symbolem „smakoszostwa", gdyż źródła przekazują wiadomości o trzech Apicjuszach — znawcach sztuki kulinarnej, a najbardziej z nich znany był Marek Ga-wiusz Apicjusz, który żył w czasach Tyberiusza. Tradycja czy anegdota podaje, że popełnił samobójstwo, kiedy wiek nie pozwalał mu już korzystać z rozkoszy dobrej kuchni. Niektórzy uczeni przypuszczają, że książka ta powstała w w. II lub III n.e. i przypisują ją niejakiemu Aulusowi Celiuszowi.

A oto kilka przepisów apicjuszowych:

Wątróbki i płucka jagnięcia lub koźlęcia tak przyrządzisz: wodę osłodzić, dodać jajko, nieco mleka, ponacinane wątróbki powinny napęcznieć; gotować w occie; posypać pieprzem; podać.

Przepis na farsz: utrzeć pieprz, kawałeczki mięsa, móżdżek, wbić jajko, wymieszać, ażeb'y wszystko stanowiło jednolitą masę, dodać nieco oliwy, ziarnka pieprzu, sporo orzechów. Farszem tym nadziać luźno kurczaka albo prosię.

Murenę albo węgorza tak przyrządzisz: oczyścisz, ułożysz na patelni; dodasz utłuczonego w moździerzu pieprzu, lebiodki, mięty, suchej cebuli, dolejesz winnego octu, wody, miodu; płyn powinien pokrywać rybę tak, żeby po wygotowaniu zostało trochę sosu.

Tyropatina (gr. ser na patelni? ser topiony?): weźmiesz mleka odpowiednio do naczynia, rozrobisz je z miodem, wbijesz pięć jaj na pół kwarty, trzy jaja na ćwierć kwarty; wymieszaj to z mlekiem, żeby powstała jednolita masa; przełóż do glinianego garnka, gotuj na wolnym ogniu; kiedy się zetnie, posypiesz pieprzem i podasz.

Omlet?: Cztery jajka, ćwierć kwarty mleka, jedną uncję oliwy, zmieszaj dobrze; na cienką patelnię dasz nieco oliwy; kiedy się zacznie tłuszcz gotować, wyłożysz przygotowaną masę; kiedy się z jednej strony przysmaży, wyrzucisz na talerz, polejesz miodem, posypiesz pieprzem i podasz.

Ze słodyczy przygotowywanych w domu: daktyle po usunięciu z nich pestek nadziejesz orzechami albo utartym pieprzem; posolisz po wierzchu, ugotujesz w rozpuszczonym miodzie i podasz.


ODPOCZYNEK I ROZRYWKI GREKÓW

My, Ateńczycy, dla wytchnienia po pracy postaraliśmy się o liczne rozrywki duchowe. Dostarczają ich igrzyska i uroczystości ofiarne, powtarzające się przez cały rok. A piękno naszych domów jest naszą codzienną radością, która płoszy smutki.

(Tukidydes, II 39)

...Bogowie ulitowali się nad rodzajem ludzkim skazanym z natury na trud i mozoły i jako odetchnienie po trudach ustanowili dla ludzi różne święta obchodzone na przemian ku ich czci, dając im, ażeby się podźwignęli, Muzy z Apollinem na czele oraz Dionizosa za towarzyszy i darząc pokrzepieniem podczas tych uroczystości...

(Platon, Prawa II 653 C - D)

Apollo, Muzy, Dionizos — to symbole owych rozrywek duchowych, świąt i uroczystości wypełnianych śpiewami, tańcami, widowiskami. Tego rodzaju wytchnienie po pracy łączyło się z dniami świątecznymi, a przecież i w dni powszednie, wypełnione udziałem w życiu politycznym i sprawami osobistymi, mieli Grecy czas wolny, który także mogli wykorzystać na odpoczynek i znaleźć sposób, by oderwać się od całodziennych obowiązków. Ale i w godzinach odpoczynku w życiu prywatnym patronowali Grekom ci sami bogowie: Apollo i Dionizos, gdyż sympozjony1 wypełniały przede wszystkim rozmowy na tematy poważne, literackie, filozoficzne, oraz recytacje poetów, a podnietą było wino — dar boga Dionizosa. Wiemy jednak, jak wielką wagę przywiązywali starożytni do sprawności fizycznej, i dlatego wiele wolnego czasu spędzali w palestrach i w gimnazjonach, gdzie mogli wypełnić wolny czas z korzyścią i dla ciała i dla ducha, gdyż były tam miejsca dla ćwiczeń fizycznych, ale także sale, gdzie można było posłuchać, wykładu filozofa lub mówcy, albo podyskutować na poważne tematy.

Nie mamy danych, które pozwoliłyby ściśle rozgraniczyć pojęcia: palestra i gimnazjon. Najprawdopodobniej w początkach pa-lestra, palaistra, była miejscem, gdzie młodzież zaprawiała się tylko w zapasach, pale; z czasem weszła palestra w skład obszernego gimnazjonu i zaczęto używać obu terminów wymiennie.

Gimnazjony były niemal w każdym greckim mieście, a niektóre z nich miały nawet kilka takich ośrodków sportowych. Najwięcej wiemy o gimnazjonach ateńskich, jakimi były Akademia, Lykejon i Kynosarges, które stały się również największymi, najpoważniejszymi ośrodkami naukowymi Aten; jest natomiast rzeczą zrozumiałą, że największe gimnazjon było w miejscu głównych igrzysk — w Olimpii.

Gimnazjon obejmowało wielką przestrzeń, gdyż mając stworzyć odpowiednie warunki dla różnych dyscyplin sportowych, dla początkujących i doświadczonych sportowców, mając zapewnić również miejsce wypoczynku, a także stworzyć warunki dla ludzi nauki, dla intelektualistów, którzy schodzili się na dyskusje, musiało składać się z wielu różnych pomieszczeń.

W początkach w palestrze, a potem w gimnazjonie, w którego skład weszła palestra, były zasadniczo następujące pomieszczenia: apodyterion — szatnia, elaiothesion — sala, w której nacierano ciała oliwą przed ćwiczeniami; konisterion — pomieszczenie, w którym przechowywano piasek, którym zawodnicy nacierali się przed zapasami. Nacieranie ciała oliwą i piaskiem było swego rodzaju masażem kosmetycznym wygładzającym skórę, ale ponadto ułatwiało stosowanie chwytów w zapasach2. Dalej była salka zwana korykeion, w której były zawieszone skórzane wory wypełnione piachem (korykos — skórzany wór); na worach tych przyszli zapaśnicy wyrabiali siłę i ćwiczyli się w zadawaniu ciosów. Największym pomieszczeniem w gimnazjonie — było efebejon przeznaczone na gimnastyczne i sportowe ćwiczenia młodzieży. Przy palestrze były sale wypoczynkowe, tzw. eksedry — exedra, z ławami i krzesłami. Tam filozofowie i retorzy mieli wykłady, dyskutowali, a zmęczeni ćwiczeniami zawodnicy mogli odpocząć. Poszczególne sale i pomieszczenia były oddzielone portykami, z których jedne były kryte, inne otwarte — korzystano z nich zależnie od zmian warunków atmosferycznych.

Przy gimnazjonach były także boiska sportowe przystosowane do różnych dyscyplin, jak np. sfairisterion — sphairisterion, boisko przeznaczone na grę w piłkę oraz bieżnia — dromos.

Pomyślano także o stworzeniu odpowiednich warunków higienicznych; były więc łazienki — balaneion z kąpielami ciepłymi, lutron — z kąpielami zimnymi, i nawet łaźnia parowa — pyria-terion, zaopatrzona w odpowiednie urządzenie do ogrzewania wody. Łazienki te miały jedynie zastosowanie użytkowe, praktyczne, ażeby sportowcy uprawiający takie czy inne ćwiczenia mogli obmyć ciała z oliwy, piasku i kurzu. Nie miały natomiast te urządzenia na celu uprawiania sportów wodnych czy nawet kąpieli dla przyjemności.

W drodze do gimnazjonu i w gimnazjonie towarzyszył obywatelowi niewolnik, albo kilku niewolników, którzy przynosili panu przybory potrzebne do ćwiczeń i kąpieli, jak naczynie z oliwą, skrobaczkę — stlengis, którą zgarniano z ciała oliwę z piaskiem, oraz ręczniki.

Witruwiusz, zaznaczając, że palestry nie miały zastosowania w Rzymie, podaje zasady budowy palestry greckiej:

„W palestrach należy budować kwadratowe albo podłużne perystyle w ten sposób, żeby ich obejście, które Grecy nazywają diaulos, wynosiło dwa stadia. Z trzech stron powinny przebiegać pojedyncze portyki, natomiast od strony czwartej, to jest od południa, ma być portyk podwójny, ażeby w razie burzy i wichru deszcz nie zacinał do środka. W trzech pojedynczych portykach trzeba zaprojektować obszerne eksedry, z miejscami do siedzenia-, gdzie by filozofowie, retorzy i ci wszyscy, co kochają naukę, mogli rozprawiać siedząc.

W podwójnym portyku mają się znajdować następujące pomieszczenia: w środku hala dla efebów, ephebeion (jest to naj-. obszerniejsze pomieszczenie z siedzeniami), o trzecią część dłuższa od szerokości; dalej na prawo sala z miechem napełnionym piaskiem, to tak zwane korykeion; dalej sala z pyłem, tak zwane fco-nisterion, dla atletów; za konisterium w narożniku zimna łaźnia zwana przez Greków lutron; na lewo od sali efebów ma być sala z oliwą, tak zwane elaiothesium i przylegająca do niej łaźnia zimna, z której korytarz prowadzi do ogrzewalni umieszczonej w narożniku portyku. Obok, w głębi, w kierunku łaźni zimnej powinna być sklepiona łaźnia parowa, dwa razy tak długa jak szeroka. W skrzydłach po jednej stronie ma być hala lakońska..., a naprzeciwko łaźnia gorąca.

Perystyle w palestrze powinno się rozplanować według podanych już zasad. A zatem na zewnątrz trzeba zaprojektować trzy portyki, jeden dla wychodzących z perystylu, a dwa wzdłuż stadionu po lewej i prawej stronie: ten, który jest zwrócony ku północy, powinien być podwójny i bardzo szeroki, tamte pojedyncze. Należy je tak budować, aby tuż przy ścianach i przy kolumnadzie znajdowały się chodniki, jakby ścieżki o szerokości nie mniejszej niż dziesięć stóp; przestrzeń leżąca między nimi powinna być obniżona o półtorej stopy, żeby od chodników prowadziły w dół stopnie; przestrzeń środkowa nie powinna być węższa niż dwanaście stóp. Wtedy ci, co są namaszczeni oliwą i ćwiczą, nie będą przeszkadzać tym, którzy odziani przechadzają się po ścieżkach. Tego rodzaju portyk nazywa się u Greków ksystos — kryty krużganek — ponieważ atleci w porze zimowej ćwiczą na krytych stadionach.

Bezpośrednio obok ksystu i podwójnego portyku trzeba założyć chodniki na wolnym powietrzu zwane przez Greków paradro-mides, a przez naszych ksysty, dokąd w zimie przy pogodzie wychodzą atleci i ćwiczą. Wydaje się, że owe ksysty trzeba tak zakładać, żeby między dwoma portykami znajdowały się gaje lub grupy platanów, a między drzewami ścieżki i miejsca przeznaczone na odpoczynek... W głębi za ksystem powinien być tak duży stadion, by tłum ludzi mógł się swobodnie przyglądać zapasom atletów" (Witruwiusz, O architekturze V 11).

Oczywiście są to ogólne zasady projektowania palestry, ale były w budowlach różne od tych zasad odstępstwa i zmiany. Ważnym elementem są tutaj „łaźnie", których oddzielnie, poza gim-nazjonem, Grecy nie znali, gdyż nie korzystali z kąpieli dla przyjemności, jedynie w celach praktycznych, dla obmycia ciała albo pokrzepienia się po dłuższym marszu czy po podróży, albo jak właśnie w gimnazjonach, po męczących ćwiczeniach, przy których ponadto mieli ciała namaszczone oliwą, posypane piaskiem i ubrudzone kurzem. Grecy na ogół uważali kąpiel ciepłą za szkodliwą dla zdrowia, gdyż miała osłabiać tężyznę fizyczną, a Spartanie, którzy zgodnie ze swym systemem hartowania się bardziej jeszcze byli zwolennikami mycia się w wodzie zimnej, psycholutein, po kąpieli w wodzie gorącej lub po kąpieli parowej, polewali się wodą zimną.

Były wprawdzie w niektórych miastach greckich łazienki — balaneia, dostępne dla wszystkich za małą opłatą, gdyż korzystała z nich raczej ludność uboga, nie posiadająca w domu wygód. Opłatę ściągały urzędy, jeżeli łazienki były przedsiębiorstwem miejskim, albo właściciel, jeżeli były to usługi prywatne. Urządzenia były niewątpliwie prymitywne, miały cel ściśle praktyczny, nie przypominały niczym wspaniałych term rzymskichs, korzystający z nich nie szukali tam przyjemności i odpoczynku.

Natomiast, o czym była już wzmianka, czas wolny wypełniały Grekom gry i dyscypliny sportowe, a pierwsze wśród nich miejsce zajmowały różne odmiany gry w piłkę, sphaira (stąd'boisko przeznaczone na grę w piłkę — sphairisterion). „Piłka:—stara jak świat — nie wydobyła się w starożytności z ćwiczebnej gry w gim-nazjonie, choć nie służyła tylko zabawom dzieci lub grom młodzieży, i nigdy nie doszła do godności wielkiego agonu, do jakiego powołały ją dopiero czasy późniejsze. Chociaż miała ona w sobie wiele elementu agonistycznego, nigdy nie wyszła poza wstępne przygotowawcze ćwiczenia, służące ogólnej kondycji fizycznej. Nie należała też, piłka do tych klasycznych konkurencji, jak biegi, skoki, rzuty czy zapasy, które uświetniały olimpijskie spotkania starożytnych Greków. Nie należała więc do tych ćwiczeń, które by w większym stopniu wyrabiały zdolności fizyczne dla sprawności wojennej, będących dla rządzących klas formacji niewolniczej jedną z podstaw panowania nad obcymi i własnymi obywatelami... Gra w piłkę była związana w starożytności z elementarną gimnastyką. W Grecji i w Rzymie była ona grą powszechną i codzienną tak młodzieży, jak i dorosłych, i powiedzmy, w greckiej arystokratycznej atmosferze olimpijskiego sportu była najbardziej demokratyczną i najbardziej ludową4. A stała się taką, gdyż była dostępna wszystkim, nie wymagała takich przygotowań jak inne konkurencje, ani tak jak one wiele czasu, trenowania czy nawet kosztownego sprzętu.

Przy grze w piłkę, sphairistike, sphairisis, były ustalone zasady, i dlatego, kogo stać na to było, zaprawiał się pod kierunkiem tre-' nera, sfajristikosa — sphairistikos, w przeznaczonych na ten cel pomieszczeniach lub boiskach (sphairisterion). Były piłki małe, duże, wyrabiane z wełny, z pierza, obszywane skórkami; były inne,

0 wielkiej wadze, wypełniane piaskiem (tzw. harpaster), obok lekkich, - pustych, wypełnianych powietrzem, kene (łac. follis), i zależnie od wielkości i wagi piłki były ustalane zasady gry, a także przeznaczono je odpowiednio dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Najwcześniejsze opisy gry w piłkę znajdujemy u Homera w Odysei (VII 155 nn.; VIII 370 nn.). W opisie pierwszym chodzi prawdopodobnie o zabawę zwaną phaininda czy ephetinda, polegająca na „zwodzeniu" partnera; pozornie rzucający piłkę mierzy do jednego z uczestników, a w ostatniej chwili zmienia cel i rzuca piłkę do kogoś innego: każdy więc z uczestników musi mieć wytężoną uwagę, ażeby go rzut piłki nie zaskoczył. W Odysei VIII 370 nn. jest opis chwytania piłki wyrzuconej wysoko pod niebo; jest to zabawa zwana niebieską, czy podniebną, urania, polega-jąca na tym, że piłkę wyrzucano bardzo wysoko, a drugi uczestnik powinien był schwytać ją w podskoku, zanim dotknął ziemię stopami: „Jeden, przeginając się w tył, rzucał piłkę piękną purpurową aż pod chmury ciemne, drugi, skacząc w górę, chwytał ją zręcznie, zanim znów dotknął ziemi stopami". Zabawa piłką zwana aporrhaksis polegała na rzucaniu jej skośnie ku ziemi i schwytaniu odbijającej się, by znowu rzucić; zabawa polegała na tym, żeby była jak największa ilość odbić piłki od ziemi. W grze zwanej trigon — trójkąt brało udział trzy osoby, które ustawione jakby w rogach trójkąta jedną ręką chwytały rzuconą piłkę i szybko przerzucając ją do drugiej ręki odrzucały ją do następnego uczestnika zabawy.

W grze zwanej harpaston brały udział dwa zespoły, które nawzajem usiłowały sobie piłkę odebrać, zabawa ta miała więc w pewnym stopniu charakter agonistyczny. Przy takiej grze zespołowej nie wolno było przekroczyć zakreślonych granic na placu zabawy, więc jedna grupa usiłowała zepchnąć drugą z wyznaczonego miejsca; gra harpaston wymagała siły, pewnej zaprawy

1 bystrej orientacji. Z reliefu znamy także scenkę gry w piłkę, która przypomina dzisiejszego hokeja, ponieważ uczestnicy usiłują zatrzymać piłkę czy też przygotowują się do podrzucenia jej przy pomocy zakrzywionych lasek.

Zabytki kultury materialnej mówią nam nieraz o zwyczajach starożytnych więcej aniżeli teksty literackie, lecz brak komentarzy zmusza do snucia domysłów. Tak np. ciekawą scenę przekazuje, nam malowidło na wazie z wieku VI p.n.e.: uczestnicy zabawy (jak można się domyślać) niosą na ramionach trzech chłopaków, a przed nimi mężczyzna (może trener?) trzyma wysoko wzniesioną piłkę: przypuszcza się, że jest to obraz przedstawiający" zakończenie gry w piłkę, w której pokonani musieli przenieść na ramionach swojego zwycięzcę. Podstawą takiego odczytania sceny jest podobna zasada zawodów w biegach, kiedy to pokonany, którego nazywano osłem — onos, musiał przenieść na ramionach swojego zwycięzcę, zwanego królem — basileus.

Były i inne zabawy piłką, wymagające zręczności, jak podrzucanie według umownych zasad lub żonglowanie kilkoma piłkami; należały one do rozrywek, którymi wypełniano czas wolny od zajęć, a rozrywkę tę ceniono także jako ćwiczenie fizyczne, które wyrabiało zręczność, orientację, i podtrzymywało dobrą kondycję fizyczną.

Byli także zawodowcy tzw. sphairistai, którzy popisywali się zręcznością w grach piłką czy piłkami. Inny charakter miały gry w piłkę u Spartan, u których sport i ćwiczenia fizyczne miały jeszcze większe znaczenie niż w Atenach, gdyż kładli oni w ogóle większy nacisk na wychowanie fizyczne ze względu na przygotowanie wojskowe. Dowodem, że zaprawianie się w grze piłką było jednym z pierwszych ćwiczeń fizycznych jest fakt, że efebów w pierwszym roku ich dojrzałości nazywano „sfajristami", spha-ireis, co znaczy „grającymi w piłkę". To może było przyczyną, że początków piłki szukano — błędnie zresztą — u Dorów. Stwierdzić jednak należy, że istotnie u Spartan organizowano zespołowe gry w piłkę, które nie miały charakteru rozrywkowego, lecz były to zawody — sphairomachiai, wymagające przygotowania, wielkiej siły, zręczności, a imiona zwycięzców w takich zawodach sławiono— podobnie jak zwycięzców w igrzyskach — w napisach, które zachowały się do dnia dzisiejszegoB. Tradycja silniej jeszcze ugruntowała przekaz p znaczeniu gry w piłkę u Spartan, gdyż przekazała nazwisko Timokratesa ze Sparty, jako autora podręcznika gry w piłkę, Peri tes sphairistikes.

Poza sportem poświęcali Grecy czas na rozrywki towarzyskie, które łączyły się z ucztą, sympozjonem. Wiadomo, że charakter sympozjonu zależał od uczestników: jeżeli byli nimi intelektualiści, poświęcano czas na dyskusje na tematy poważne, filozoficzne, życiowe, urozmaicano ucztę recytacjami, popisami tancerzy czy tancerek. Ale znano także i gry towarzyskie. Rozpowszechnioną grą był tak zwany kottabos, zabawa jak najbardziej związana z ucztą, gdyż polegała na zręcznym wylewaniu z puchara resztek wina. Formy tej zabawy zależały od pomysłowości gospodarza. Na przykład ustawiano na wysokiej podporze płaską misę, na którą należało tak umiejętnie wylać resztę wina z kielicha, ażeby ją strącić; to znów zawieszano u sufitu misę napełnioną wodą i puszczano na nią małe czarki: celowano resztką wina w jedną z czarek usiłując ją strącić z misy. Wyznaczoną nagrodę — kottabion — otrzymywał uczestnik zabawy, który strącił najwięcej czarek. Do podtrzymywania misy służyła niekiedy zamiast zwykłego słupka figurka zwana manes.

Nie w takim stopniu jak w Rzymie jednak i w Grecji rozpowszechniona była gra w kostki; uprawiali ją zarówno mężczyźni jak i kobiety, a naśladując dorosłych zaczynała uprawiać tę grę hazardową młodzież czy nawet dzieci. W mimie Herondasa pt. Nauczyciel matka niesfornego chłopaka, którego przyprowadza do nauczyciela, wymienia między innymi poczynaniami synalka także i to przedwczesne zainteresowanie się hazardową grą:

Wszak nic już nie mam, najbiedniejsza z ludzi,

przez jego grę w pieniądze! Bo go nudzi sama

zabawa w kości...

Ale tabliczka powlekana cienko

co miesiąc woskiem tą matczyną ręką

pod łóżkiem, w kurzu, wala się przy ścianie!

Ba, czasem w gniewie strasznym wzrokiem miota

I — zamiast pisać — niszczy ją niecnota —

bielutkie błyszczą zaś w kasetce kości,

i lśnią od flaszek na oliwę jaśniej,

które przy każdej służą sposobności...

Za tę też przewinę nauczyciel surowo karci chłopca:

...Bardzo przyzwoicie, Kottalu z twojej strony! Już nie dość ci Grać jak i twoi równieśnicy w kości, Lecz do szulerni pchasz się na hazardy? ' Już ja ci ugnę ten twój karczek hardy, Że nie tkniesz gier mi, choćbyś marł z ochoty.

W przekładzie na język polski „bielutkie kości" nie kojarzą się z kostkami do gry, jednak mają one wiele wspólnego z kośćmi, gdyż były to oryginalne kosteczki wyjmowane z przegubu nóg zwierząt.

Kostki takie nazywały się astragale. Były one niekształtne, dwie tylko strony były gładkie, trzecia — wklęsła, a pozostała — wypukła. To były te zasadnicze ścianki (boki były nierówne) i te oznaczano punktami: na stronie wklęsłej był jeden punkt, na wypukłym sześć, na bocznych, gładkich — trzy i cztery punkty. Cztery kostki wrzucano do specjalnego kubka, z którego je wyrzucano, a suma wyrzuconych punktów decydowała o wygranej. Najtrudniej było wyrzucić sześć punktów — które były na stronie wypukłej. Rzut najlepszy nazywał się Afrodytą, najgorszy — psem. Często zwycięzca w grze zostawał kierownikiem sympozjonu — sympozjarćhą. Inną formą gry było podrzucanie kilku kostek (przeważnie pięciu) tak, ażeby wszystkie upadły na szybko odwróconą dłoń, albo zgadywano, ile kostek uczestnik zabawy ukrył w dłoni: czy liczba ich jest parzysta czy nieparzysta.

Obok astragali był inny rodzaj kostek do gry: po prostu znane nam kostki sześcienne oznaczane punktami od jednego do sześciu. Były to tzw. kyboi lub kybeia. Wrzucano je do stożkowatego kubka, zwanego pyrgos, który miał wewnątrz nacięcia. Każdy rzut miał inną nazwę zależnie od ilości wyrzuconych oczek: naliczono różnych nazw aż 64. Najlepszy jednak rzut miał nazwę taką jak w grze astragalami, tzn. Afrodyta, a najgorszy — pies. Znacznie więcej posiadamy jednak wiadomości o grze w kostki u Rzymian6.

Znali Grecy również grę towarzyską wymagającą zastanowienia, zbliżoną do szachów czy warcabów, petteia, pesseia. Jeżeli uprawiają ją już bohaterowie Homera, to mamy wyraźny dowód, iż jest to zabawa mająca swe początki w bardzo odległych cza-

sachs Wiadomo, że polegała ona już wtedy na przesuwaniu kamyczków czy jakichś pionków na odpowiednio przygotowanej desce, lecz o zasadach tej gry brak wiadomości. O podobnej grze, zwanej pseohoi wiemy chociaż tyle, że uczestnicy przesuwali pięć kamieni na desce o polu poprzecinanym pięcioma liniami. Najbar-' dziej szkodliwymi zabawami były rozrywki hazardowe; taką rozrywką stała się z czasem gra w kostki, ale były i inne zabawy, tak jak „stawia się" na konie, „stawiano" w Grecji na koguty. Pą-dobno wprowadził te kogucie walki w Atenach Temistokles, kiedy ustanawiał doroczne święto dla upamiętnienia zwycięstwa nad Persami. Koguty takie specjalnie hodowano, spośród nich wybierano najsilniejsze okazy, a dostarczały je wyspy: Delos, Rodos oraz Media i Tanagra. Przed pokazem karmiono ptaki czosnkiem, do nóg przymocowywano im spiżowe ostrogi i ustawiano do walki na stole otoczonym wysoką listwą. Podobnie urządzano pokazy walk przepiórek. Walka taka musiała kończyć się krwawo, nie dla wszystkich była zapewne interesująca, jednak dla większości była okazją do stawiania wysokich zakładów, które rujnowały uczestników, zwłaszcza młodych chłopców.


CZAS WOLNY—OTIUM RZYMIANINA

„Natura nie stworzyła nas takimi, żebyśmy uchodzili za istoty przeznaczone do rozrywek i zabawy, lecz raczej do spraw poważnych i do pewnych zainteresowań ważniejszych i większych. Ale z owej rozrywki korzystać wolno, lecz w takim stopniu, w jakim korzysta się ze snu czy innych form odpoczynku, to znaczy wtedy, gdy wywiązaliśmy się z zadań poważnych i odpowiedzialnych".

(Cyceron, O ponAnnościach I 103)

Odpoczynek — po pracy: Otia post negotia, jak mówi rzymskie przysłowie, z tym jednak zastrzeżeniem, iż ten czas wolny od zajęć Rzymianie wykorzystywali w bardzo różny sposób, gdyż ludzie wykształceni, ci o poważniejszych zainteresowaniach, oddani pracy naukowej, pracy literackiej — nie uważali tych zajęć za negotium i często im poświęcali czas wolny — otium, gdyż uważano, że mieć czas wolny od obowiązków, od zajęć stałych — to nie to samo, co „nic nie robić"; dla nich praca naukowa była relaksem — relaxatio animi. Wybór mógł być różny: uprawianie sportu, ćwiczeń fizycznych, polowania, studia; dostępne było oglądanie widowisk, których było wiele i o różnym poziomie — tak, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie: teatr, walki gladiatorów, wyścigi rydwanów, popisy akrobatów, niekiedy nawet okazja obejrzenia jakiegoś mało znanego dzikiego zwierzęcia. Jedni szukali ciszy i spokoju, inni — głośnych, hałaśliwych rozrywek; jedni uciekali z miasta na wieś, by cieszyć się pięknem przyrody, inni woleli zgiełk wielkiego miasta. Na odpoczynek poza miastem potrzebny, był jednak cały dzień wolny a nawet dni kilka; ale bywały dni kiedy po zajęciach stałych pozostawały wolne godziny, i te także należało umiejętnie wykorzystać na relaks. Takie chwile czy godziny można było poświęcić na grę w piłkę, bardziej jeszcze uprawianą jako rozrywkę aniżeli w Grecji. Była to gra młodzieży i dorosłych; Horacy w Satyrze I 5, 48, w której opisuje swoją podróż do Brundyzjum w towarzystwie Mecenasa, Wergiliusza, Wariu-sza i innych wspomina, iż Mecenas poszedł grać w piłkę, on nato-

61. Zawodniczki w kostiumach „bikini".

miast nie brał w zabawie udziału, ponieważ miał chore oczy; natomiast w innej Satyrze wspomina, jak to zazdroszczono mu, kiedy z Mecenasem oglądał igrzyska albo grał w piłkę: „Niech tylko na igrzyska z Mecenasem patrzy lub na Błoniach gra w piłkę: „Fortuny papinek" — szepcą złośliwi ludzie" (Sat II 6, 48 n.).

Zasady gry w piłkę (piłka — pilą) były prawdopodobnie te same, co u Greków, a ceniono uprawianie tego sportu jako utrzymujące sprawność fizyczną. W Rzymie boiska sportowe, z których wszyscy mogli korzystać, były na Polu Marsowym (Campus Martius) i na Korniejum (Comitium); były także boiska przy termach, a właściciele posiadłości poza Rzymem mieli place gier przy swoich willach.

Jakkolwiek Witriuwiusz w swoim dziele O architekturze wspomina, że palestr nie było w Italii, jednak podaje plan palestry greckiej *. Istotnie tego typu urządzeń jak gimnazjon czy palestra Rzym nie znał; w pewnym stopniu zastępowały je termy, dając korzystającym z nich o wiele więcej wygód i przyjemności. Dzięki temu termy stały się z czasem miejscem spotkań eleganckiego świata Rzymu.

Zanim jednak zaczęto budować wspaniałe, luksusowe termy, Rzymianie — w przeciwieństwie do Greków — mieli w domach łazienki, niewielkie, o skromnym wyposażeniu, które służyły głównie myciu rąk i nóg, gdyż z kąpieli, jeżeli wierzyć Senece (Listy do Luc. 86, 12), korzystali co najwyżej w nundiny *. W wieku III p.n.e. zbudowano na wzór grecki łazienki publiczne, balneae. Korzystała z nich za niewielką opłatą ludność uboższa, która nie miała w domu nawet skromnych łazienek. Łazienki publiczne były albo własnością miasta, i opłaty przekazywano kasie miejskiej, albo były własnością prywatną i właściciel ściągał opłaty za pośrednictwem dzierżawcy (coyiductor). Dopiero w wieku I p.n.e. Marek Wipsaniusz Agryppa wzniósł pierwsze termy, niepodobne do skromnych łazienek, gdyż nie były to tylko urządzenia kąpieliskowe, lecz także znajdowały się przy nich boiska sportowe, sale odpoczynkowe, w rodzaju greckich eksedr, a z czasem znalazły się przy termach bufety i biblioteki.

Rozbudowane termy można by określić w ten sposób, że o ile w greckim gimnazjonie urządzenia kąpielowe stanowiły konieczne uzupełnienie urządzeń sportowych, w Rzymie wysunięto je na plan pierwszy, a boiska, portyki, sale wypoczynkowe były niejako dodatkiem do nich.

Zasadnicze termy zawsze miały te same pomieszczenia: wejścia strzegł capsarius, u którego zostawiano na przechowanie pieniądze i kosztowności, np. pierścienie, które wszyscy nosili; niekiedy capsarius pełnił też funkcję szatniarza; bezpieczniej było zostawiać cenne przedmioty, pod opieką „kapsariusa", gdyż w termach grasowali wyspecjalizowani złodzieje — balanokleptes. Bezpośrednio wchodziło się do szatni — apodyterium. Z szatni przechodziło się do małej sali ogrzewanej, tepidarium (tepidus — ciepły), w której organizm niejako przygotowywał się do wyższej temperatury, jaka panowała w sali z gorącymi kąpielami, zwanej caldarium (caldus, calidus — gorący). W dużej, widnej sali, o kopulastym sklepieniu, w tak zwanym frigidanum były baseny z zimną wodą (frigidus — zimny). W pierwszych łaźniach w kaldarium były wanny jednoosobowe, tzw. solium albo większe, kilkuosobowe, tzw. alveus, z czasem przystosowano urządzenia również do pływania budując obszerne baseny z ciepłą wodą — calida piscina. W kaldarium stosowano w początkach zamiast pryszniców polewanie letnią wodą, z czasem wprowadzono nawet prysznice. Przy kąpielach asystowali panom niewolnicy, którzy też polewali ich wodą.

Oprócz kąpieli ciepłych i gorących były w termach także kąpiele parowe, parnie, tzw. assum, assa sudatio, sudatorium, laconi-cum, które urządzano podobnie jak frigidarium w salach dużycti, widnych, o wysokim, kopulastym sklepieniu. Przy parni była salka zwana unctorium (unguentum — olejek) lub oleoterion (olea — oliwa), w której nacierano ciała olejkami. Bywały w oddzielnych kabinach wanny do kąpieli „siedzących" — solia. Dodatki potrzebne do kąpieli, jak naczynia z olejkami — ampullae oleariae, skrobaczkę — strigillis, prześcieradła — lintea, zwane w czasach cesarstwa sabana, przynosił towarzyszący swemu panu niewolnik. Była też w termach miejscowa obsługa (łaziebny — balneator), z której można było korzystać za opłatą, na którą także nie wszyscy mogli sobie pozwolić.

Biograf starożytny opowiada, że kiedy uwagę cesarza Hadria-na zwróciło dziwne zachowanie się w kaldarium jakiegoś człowieka, który ocierał się plecami o ścianę. Był to stary wysłużony weteran; wyjaśnił, że nie stać go na opłacanie niewolnika, który by go masował i oczyszczał skrobaczką, więc w ten sposób sam sobie radzi. Cesarz dał mu natychmiast pieniądze potrzebne do opłacenia łaziebnych. Skutek był taki, że następnego dnia, kiedy Hadrian pojawił się w termach zauważył wielu naśladowców we- . terana, którzy stojąc przy ścianach ocierali się o nie licząc, że i wobec nich Hadrian okaże się równie wspaniołomyślny. Tutaj spotkał ich zawód, gdyż cesarz udzielił im jedynie rady, żeby się obsłużyli wzajemnie (Historia Aug. Aelius Spartianus, Hadrian 17). Ważnym technicznym udoskonaleniem urządzenia term było doprowadzanie akweduktami wody ze źródeł a także wprowadzenie nieznanego poprzednio systemu ogrzewania pomieszczeń z kąpielami ciepłymi i gorącymi, zwanym hypocaustum; system ten polegał ńa wypełnianiu przestrzeni pod podłogą (suspensurae) silnie ogrzanym powietrzem, było to więc swego rodzaju ogrzewanie centralne. Wynalazcą tego systemu ogrzewania miał być S. Sergiusz Orata w wieku I p.n.e.

Za przykładem Agryppy, który nie tylko wzniósł pierwsze urządzenia kąpieliskowe, ale w roku swego edylatu (r. 33 p.n.e.) zapewnił bezpłatne korzystanie z kąpieli, przejmując na siebie opłaty. Po termach Agryppy powstało w Rzymie wiele innych, luksusowo urządzonych term, coraz wspanialszych i zapewniających korzystającym z nich przyjemne spędzenie czasu, jeżeli nawet, o czym była wzmianka, urządzano przy termach biblioteki; np. w termach Karakalli, gdzie odkryto dwie sale biblioteczne.

Częścią zachowaną term Agryppy jest Panteon; potem wzbogacił się Rzym o termy Nerona na Polu Marsowym, termy Tytusa wzniesiono obok Złotego Domu Nerona, termy Domicjana na Awentynie, termy Trajana na pn.-wschód od term Tytusa, częściowo zajmowały dawny teren Złotego Domu Nerona; termy Karakalli, budowane w latach 206 - 235, zajmowały ponad jedenaście hektarów powierzchni; termy Konstantyna były na Kwirynale; były i inne mniejsze termy i w Rzymie, i w miastach italskich i w prowincjach.

W termach, poza termami Agryppy, obowiązywała opłata, w wysokości jednego kwadransa (= 1/4 asa), nieco wyższa dla kobiet, dla dzieci wstęp był wolny. W ramach dobroczynnej działalności niektórych cesarzy, którzy tą drogą usiłowali zjednać sobie masy ludu miejskiego, bywały okresowe zwolnienia od opłat za korzystanie z kąpieli w termach. Złośliwy Marcjalis pozwala sobie na dowcip, że tęgie kobiety płaciły za wstęp potrójnie.

Zasadniczo termy były dostępne dla wszystkich, lecz były ustalone godziny dla różnych grup korzystających. Wiadomości prze-„ kazane przez źródła starożytne nie pokrywają się, prawdopodobnie zależało to od zwyczajów lokalnych czy okresowych zarządzeń. Jedne źródła podają, że termy otwierano o godzinie piątej, tzn. ok. godz. 10-11 rano, według innych źródeł Hadrian pozwolił jedynie chorym korzystać z kąpieli przed godziną ósmą (tzn. ok. godziny 13). Prawdopodobnie do godziny siódmej (ok. godz. 12) mogły korzystać z kąpieli kobiety, jeżeli nie było wyznaczonych dla nich specjalnych sal albo jeżeli istniał zakaz kąpieli wspólnych, a od godz. ósmej (ok. godz. 13) schodzili się mężczyźni. Niektóre łaźnie były czynne do godziny 12 w nocy, jak wynika z notatki dzierżawcy łaźni w Luzytanii8.

W niektórych okresach, np. za Domicjana i za Trajana, kobiety mogły korzystać z kąpieli w tych samych godzinach co mężczyźni. Wywoływało to zgorszenie w.niektórych sferach i kobiety dbające o dobrą opinię korzystały z łazienek prywatnych. Większość jednak, co jest zrozumiałe na tle ówczesnych stosunków w społeczeństwie rzymskim, nie rezygnowała z rozrywek sportowych i z życia towarzyskiego, któremu termy sprzyjały. Próbowały nawet szermierki i zapasów, korzystały ze swobody a nawet nadużywały jej uprawiając prostytucję, co doprowadzało do skandali. Hadrian wydał zarządzenie regulujące tę sprawę: wyznaczono inne godziny dla mężczyzn, inne dla kobiet; może niezbyt stosowano się do zarządzenia cesarskiego, gdyż podobnej treści nakazy

wydał potem i Marek Aureliusz i Aleksander Sewerus; wszelkie ograniczenia zniósł cesarz Heliogabal.

Stawiano też coraz większe wymagania termom co do urządzenia wnętrz, wykończenia, tak że przedstawiały wielką wartość artystyczną: mozaikowe posadzki, malowidła ścienne, rzeźby, z których wiele się zachowało, dawały świadectwo poczuciu piękna inicjatorów i architektów owych czasów. Z term Karakalli pochodzą dzieła tej miary jak Byk Farnezyjski, Herkules Farnezyjski, Tors Belwederski, a słynna grupa Laokoona zdobiła ongiś termy Trajana. Lud rzymski był przywiązany do tych dzieł sztuki i kiedy Tyberiusz zabrał rzeźbę Apoksyomenesa4 dłuta Lizyppa sprzed term Agryppy, tłum zmusił go do przywrócenia rzeźby na dawne miejsce.

Miasta w prowincjach miały nie mniejsze ambicje i budowę term powierzano wybitnym architektom. Pochwałę architekta Hip-piasza i zbudowanych przez niego term zawiera jeden z dialogów Lukiana pt. Hippiasz albo Łaźnia. „...Zadanie Hippiasza było pospolite i w naszych czasach często spotykane — mam na myśli budowę łaźni — ale nawet i w tym pospolitym zadaniu budzi podziw jego pomysłowość i rozum.

Budynek odpowiada wielkości miejsca, zgadza się świetnie z proporcjami takiego urządzenia i liczy się z zasadami oświetlenia. Wejście jest wysokie, ze schodami o szerokich stopniach, raczej płaskich niż wysokich dla wygody idących. Wchodzącego wita obszerna sala, ogólnie dostępna, z dostatecznym pomieszczeniem dla służby i świty. Po lewej stronie są pokoje przeznaczone do odpoczywania, bardzo odpowiednie dla łaźni — zakątki rozkoszne, jasno oświetlone. Przylega do nich sala zbyt duża jak na potrzeby łaźni, ale konieczna dla przyjęcia ludzi bogatych. Za nią, z obu stron, przestronne szatnie dla rozbierających się, a między nimi sala bardzo wysoka i wspaniale oświetlona, w której są trzy pływalnie z zimną wodą. Salę zdobi marmur lakoński. Są w' niej dwa posągi z białego marmuru, wykonane starą techniką, jeden — bogini Zdrowia, drugi — Asklepiosa.

Blisko niej jest inna sala: najpiękniejsza na świecie, w której można rozkosznie sobie siedzieć, stać, marudzić bez szkody i przechadzać się z pożytkiem. Także ona jaśnieje marmurem frygij-skim.

Z kolei wchodzisz do ciepłego korytarza, wykładanego marmurem numidyjskim. Położona na nim sala jest bardzo piękna, tonie w obfitym świetle, błyszczy barwą jakby od purpurowych obić. Mieści trzy wanny z gorącą wodą.

Po kąpieli nie musisz wracać przez te same sale, ale możesz iść wprost do zimnej izby przez pomieszczenie lekko ogrzane. Wszędzie jest bogate oświetlenie i pełno wewnątrz światła dziennego. Ponadto wysokość każdej sali jest odpowiednia, a szerokość dostosowana do długości. Wszędzie panuje ogromny wdzięk i urok, bc też według pięknego Pindara: „Należy sprawić, by oblicze zaczynającego się dzieła błyszczało z daleka". A źródłem tego jest przede wszystkim światło, blask i okna. Bo Hippiasz, naprawdę mądry, zbudował pomieszczenie dla zimnych kąpieli od strony północnej, choć nie jest ona pozbawiona widoku na południe. Tymczasem pomieszczenia, które wymagają dużego gorąca, zwrócił na południe, wschód i zachód.

Po cóż mam ciągnąć dalej i opowiadać ci o miejscach ćwiczeń i o wspólnych szatniach, które ze względu na wygodę i bezpieczeństwo mają szybkie i bezpośrednie połączenie z salą mieszczącą basen... Dzieło (Hippiasza) ma wszystkie zalety, jakie łaźnia mieć powinna — pożytek, wygodę, dobre oświetlenie, właściwe proporcje, dostosowanie do położenia — i tę cechę, że można z niego korzystać bez narażenia się na niebezpieczeństwo. Nadto jest przyozdobione dowodami dobrego przemyślenia: ma dwa ustępy, wiele wyjść, dwa urządzenia do wskazywania czasu, to jest zegar wodny, ryczący jak wół, i zegar słoneczny".

Niezwykle cennym świadectwem wykazującym, jak inne były wymagania Rzymian, wielkich Rzymian, w czasach Rzeczpospolitej niż tych, którzy wzrastali i żyli w epoce cesarstwa, kiedy to niektóre warstwy ludności opływały w dostatki (przeważnie kosztem innych), kiedy zbytek nie znał miary, kiedy wraz ze wzbogacaniem się wzrastała żądza posiadania, kiedy hasłami było: Górą bogactwo! Vincant divitiae\ Pieniądze — Wyście braćmi! (Juwena-lis Sat. I 110; V 136; passim), jest przekaz Seneki.

Seneka spędzając czas na wsi u niejakiego Egialusa, właściciela domu, który niegdyś był własnością Scypiona Afrykańskiego, w rozważaniach swych porównując dawne wymagania Rzymian z tym, co jego, Senekę, otacza, opisuje warunki, w jakich mieszka, a interesujące są tu uwagi dotyczące łaźni i kąpieli:

„Odpoczywając w domu wiejskim samego Scypiona Afrykańskiego, piszę to do ciebie... Obejrzałem zbudowany z czworobocz-nego kamienia dom, mur otaczający park, a także wzniesione po obu stronach dla obrony domu wieże, znajdujący się pod budynkami i pod parkiem podziemny zbiornik wody, który mógłby wystarczyć do użytku choćby całego wojska, oraz ciasną i zgodnie z dawnym zwyczajem ciemną łazienkę: przodkowie nasi uważali, że tylko pomieszczenie ciemne może być ciepłe.

Gdy w związku z tym rozmyślałem o obyczajach Scypiona i o obyczajach naszych, odczułem ogromną przyjemność: w tym to zakątku ów postrach Kartaginy, któremu Rzym zawdzięcza, że został zdobyty tylko jeden raz, obmywał utrudzone wiejskimi pracami ciało. Zajmował się bowiem pracą fizyczną i — jak to nakazywał prastary obyczaj — sam uprawiał swą ziemię. Żył pod tym oto nędznym dachem, chodził po tej oto lichej posadzce. A dziś, czy znajdzie się, kto by się zgodził tak kąpać? Wydaje się^sam sobie ubogi i marny, jeśli ściany nie odbijają światła wielkimi i kolorowymi płytami, jeśli aleksandryjskie marmury nie są przyozdobione numidyjskimi inkrustaćjami, jeśli nie pokrywa ich wszędzie misterna i barwna niczym malowidło mozaika, jeśli sklepienie nie jest pomalowane na błękitno, jeśli nasze baseny, do których zanurzamy oczyszczone przez obfite poty ciała, nie są obmurowane dookoła tazyjskim kamieniem, niegdyś rzadko widywanym w niektórych tylko świątyniach, jeśli woda nie wypływa ze srebrnych kurków.

Lecz dotąd mówię o kąpieliskach dla pospólstwa; cóż dopiero, gdy przejdę do łaźni dla wyzwoleńców! Ileż tam posągów, ile kolumn niczego nie podpierających, a postawionych dla ozdoby i gwoli kosztownych nakładów! Ileż wody z hukiem spadającej ze stopni! Doszliśmy do takiego zbytku, że nie chcemy stąpać inaczej niźli po szlachetnych kamieniach. W tej zaś łazience Scypiona widziałem nie tyle okna, ile raczej bardzo wąskie szpary, wycięte w kamiennym murze tak, iżby bez szkody dla obronności budynku wpuszczały światło. A przecież obecnie nazywają gniazdami moli łazienki, jeśli nie są zbudowane w ten sposób, iż nader wielkimi oknami wpuszczają światło słoneczne przez cały dzień, jeśli kąpiel nie jest w nich połączona z namaszczaniem, jeśli z wanny nie widać w dali pól i morza...

Niegdyś przecież łazienek było mało, przy czym nie upiększano ich żadnymi ozdobami. Bo i po cóż by się ozdabiało rzecz, którą można było mieć darmo i którą wynaleziono dla zaspokajania koniecznych potrzeb, a nie dla przyjemności? Ani nie dolewano wtedy wody, ani sama świeża woda, dobywająca się jakby z ciepłego źródła, nie napływała bez ustanku, ani nie uważano, że stanowi jakąś różnicę, czy obmywano swoje brudy wodą mniej lub więcej przezroczystą. Ale na bogów miłych! Jakże przyjemnie jest wchodzić do tych ciemnych i pokrytych zwykłymi tynkami łazienek, o których wiesz, że edylem sprawdzającym tam własną ręką ciepłotę kąpieli był już to Kato, już to Fabiusz Maksimus, już to któryś z Korneliuszów. Albowiem najsławniejsi edylowie dopełniali także i tego służbowego obowiązku, że odwiedzali miejsca, gdzie się gromadził zazwyczaj lud, i sprawdzali tam czystość, ustalając zarazem korzystną i zbawienną dla zdrowia ciepłotę kąpieli — wcale nie tę, którą wprowadzono ostatnio, a która przypomina temperaturę żaru tak dalece, że można byłoby kazać wykąpać tam za karę niewolnika, któremu dowiedziono popełnienie zbrodni. Nikogo teraz, jak się zdaje, nie obchodzi, czy łaźnia, zionie żarem, czy jest tylko ogrzewana. Ach, jakże wielkie prostactwo zarzucają dzisiaj niektórzy Scypionowi, ponieważ przez szerokie okne nie wpuścił do swej łaźni światła dziennego, ponieważ nie chcie prażyć się w pełnej jasności dnia i bał się, że w łazience się ugotuje! O, nieszczęsny to człowiek! Wcale nie umiał żyć! Kąpał się w wodzie przecedzonej, ale niejednokrotnie w mętnej, a kiedy spadł gwałtowniejszy deszcz, w wodzie prawie błotnistej. I niewiele go to obchodziło, że brał takie kąpiele. Bo przychodził tam, by obmyć pot, a nie po to., by zmywać maści i olejki.

Jak sądzisz, co niektórzy powiedzą teraz o tym? „Nie zazdroszczę Scypionowi. Istotnie żył na wygnaniu, jeżeli tak się kąpał". — A cóż byś rzekł dopiero, gdybyś wiedział, że kąpał się nie co dzień? Gdyż jak mówią pisarze, którzy przekazali wiadomości o dawnych obyczajach w naszym mieście, tamci obmywali codziennie tylko ramiona i nogi, jako te członki oczywiście, na których zbierał się brud podczas pracy; poza tym cali kąpali się raz na tydzień. W tym miejscu może ktoś powiedzieć: „Stąd widzę jasno, że ludzie byli dawniej bardzo brudni". Jak myślisz, czym oni wonieli? Wojaczką, pracą, męskością. Od czasu, gdy otwarto wykwintne kąpieliska, wielu stało się brudniejszymi. Co mówi Horacjusz Flakkus, gdy miał zamiar przedstawić bezecnego, znanego z oddawania się wymyślnym uciechom zniewieścialca? — Bukcyllus pachnie pigułkami (Sat. I 2, 27)... Nie wystarcza im dzisiaj namaszczanie się jednorazowe: powtarzają to dwa, trzy razy dziennie, by maść nie rozpłynęła się w ich ciele... (Listy 86, 1-13).

Nie zawsze nawet brano pod uwagę otoczenie term, a przecież wewnątrz, w salach odpoczynkowych można było znaleźć spokój i ciszę, ale na zewnątrz, gdzie były boiska sportowe, gdzie kręcili się sprzedawcy reklamujący swój towar, hałas musiał być niemały i trzeba było mieć hart ducha i zdyscyplinowanie wewnętrzne, by móc czy nawet usiłować zajmować się pracą twórczą. Dzieli się też Seneka swoimi wrażeniami z miasta Baje, miejscowości kuracyjnej, do której zjeżdżano się i na kurację, i na zabawy i flirty. Mógł więc filozof spodziewać się, iż nie znajdzie tam idealnych warunków do pracy: „Zginąłbym, gdyby człowiekowi oddającemu się nauce, cisza była tak potrzebna, jak się wydaje. Oto wokół mnie rozbrzmiewają przeróżne odgłosy. Mieszkam nad samą łaźnią! Wyobraź sobie teraz wszystkie odmiany hałasu, które mogą doprowadzić do znienawidzenia swych własnych uszu. Gdy co mocniejsi ćwiczą się bezustannie i miotają obciążonymi ołowiem rękami, gdy bądź wytężają się, bądź naśladują wytężonych, wtedy słyszę ich stękanie, a ilekroć wyrzucają zatrzymane w płucach powietrze, słyszę gwiżdżące i bardzo ostre oddechy; gdy się trafi ktoś leniwy i chętnie przyjmuje owo plebejskie namaszczanie ciała, słyszę poklepywanie dłoni uderzającej po plecach, przy czym wydawany odgłos zmienia się w zależności od tego, czy uderza o ciało dłoń całkiem otwarta, czy też przymknięta. Gdy zaś dojdzie do tego gra w piłkę i gdy gracze zaczną liczyć swe celne strzały, wtedy już koniec.

Dodaj jeszcze kłótliwych ludzi, pojmanych złodziejów i tych, którzy przy kąpieli napawają się brzmieniem swego głosu! Dodaj i tych, którzy wskakują do basenu, powodując nadzwyczajny

szum rozpryskującej się wody. Oprócz tych, których głosy są przynajmniej jakieś naturalne, wyobraź sobie wyrywacza włosów spod pach, który — by zwrócić na siebie więcej uwagi — wydobywa co chwila głos cienki a skrzypiący i nigdy nie milknie, chyba jedynie wtedy, gdy właśnie skubie włosy i w ten sposób zmusza drugiego, by krzyczał zamiast niego. A do tego jeszcze różne wykrzykniki sprzedawcy napojów, sprzedawców kiełbas i ciastek, jak również handlarzy roznoszących wytwory sztuki kucharskiej, zachwalających zaś swój towar z jakimiś swoistymi a narzucającymi się odcieniami w głosie... Jeśli chodzi o mnie, bardziej rozpraszający wydaje mi się krzyk ludzi niż jakiś nieokreślony szum. Tamten bowiem przyciąga uwagę, a ten tylko napełnia i dręczy uszy. Do tych rodzajów hałasu, które mnie nie rozpraszają, zaliczam turkot przejeżdżających wozów, kucie mieszkającego w tym samym domu kowala, stukanie pracującego w pobliżu cieśli lub odezwania się do tego, co to przy wodotrysku wypróbowuje trąbki i flety, nie grając na nich, lecz tylko wydając przeróżne tony... Lecz zrobiłem się tak wytrzymały na to wszystko, że mógłbym

spokojnie słuchać nawet kierownika wioślarzy, podającego im takt choćby najostrzejszym głosem. Przymuszam bowiem umysł mój, by zwracał uwagę na siebie i nie dał się pociągnąć ku rzeczom zewnętrznym..." Jednak mimo takiej postawy i narzuconej sobie dyscypliny, w zakończeniu listu nasz filozof stawia pytanie i sam sobie na nie odpowiada: „Czy czasami nie jest wygodniej zgoła nie słyszeć zgiełku?" Przyznaję to. I dlatego przeniosę się stąd" (Listy 56).

Poświęciliśmy więcej miejsca termom, gdyż było to miejsce, gdzie Rzymianie spędzali wiele czasu, mogąc korzystać z różnych rozrywek odpowiednio do upodobań. Zresztą regularne uczęszczanie do term należało do „dobrego tonu", spotykał się tam „świat elegancki". A spotykali się tam ludzie o bardzo różnych zainteresowaniach: i amatorzy sportów, i intelektualiści, i poeci, szukający słuchaczy (nie zawsze chętnych), i ci którzy chcieli zobaczyć i usłyszeć znanych literatów; przychodzili ludzie starsi, szukający odpoczynku, i sposobności prowadzenia dyskusji na tematy poważne, i młodzież, szukająca rozrywek. Trafiali się także nader uczynni, skłonni do niepożądanej pomocy, pasożyci, którzy wszędzie umieli znaleźć sobie ofiarę swojego natręctwa 5.

Na każdym terenie, czy to było w Rzymie, czy w jakimś mieście italskim czy w prowincji, atmosfera w kąpieliskach była ta sama, te same zainteresowania, nierzadko konflikty, awantury i skandale. Przenieśmy się aż do Egiptu, do Oksyrynchos, gdzie doszło do rękoczynów w łaźni, a potem do oskarżenia, przekazanego nam przez papirus. Oskarżenie to wniosła do króla Ptole-meusza kobieta, która sama o sobie mówi, iż „jest obcą w Oksyrynchos", imieniem Thamunis, przeciwko nieszkance Oksyrynchos, imieniem Thothorthais, która weszła do łaźni, kiedy Thamunis już się kąpała: „W roku 1 w miesiącu Hathyr, osiedliwszy się w Oksyrynchos, udałam się do łaźni. Kiedy Thothorthais nadeszła, zastała mnie kąpiącą się w wannie w okrąglaku kobiecym. Zamierzała mnie więc stamtąd wyrzucić, a ponieważ nie chciałam wyjść, lekceważąc mnie jako obcą we wsi, zadała mi wiele razów bijąc gdzie popadło po całym ciele, a potem zerwała mi łańcuszek z kamieni, który nosiłam na szyi. W tej sprawie zwróciłam się do komarchy (naczelnika wsi) Petosirisa, ale wezwana przez niego Thothorthais powiedziała mu, co chciała, i komarcha stając po jej stronie wsadził mnie do aresztu i zatrzymał tam cztery dni, a wypuszczając zabrał mi płaszcz mój wartości 30 drachm. I to ona teraz go nosi". Pokrzywdzona prosi króla, żeby zbadano sprawę i zmuszono Thothorthais, by oddała płaszcz...

Mamy więc i scenkę rodzajową, i świadectwo stosunków miejscowych, z czego można odczytać, że owa Thothorthais miała jakieś podstawy, by być tak pewną siebie; nie .obawiała się prawa, gdyż miała oparcie w naczelniku wsi8.

Ale wróćmy do Rzymu.

Sportem uprawianym chętnie przez Rzymian było także polowanie na zwierzynę i na ptactwo, ale należy się domyślać, że mieli również jakieś zabawy, gry, którym mogli oddawać się u siebie w domu czy na przyjęciach u przyjaciół. Do niewinnych, gdyż nie grożących hazardem, gier należało rozpowszechnione wszędzie zgadywanie: bawiła się tak i młodzież i dorośli: np. dwaj uczestnicy trzymali zamknięte pięści, następnie — wyciągali równocześnie kilka palców i szybko jeden i drugi miał podać, jaka jest suma palców wyciągniętych przez obu graczy. Ażeby nie przeszkadzały odruchy drugiej ręki, zakładano ją za siebie albo zawodnicy trzymali razem jedną laskę. Zabawa ta od szybkich ruchów palców nazywała się micatio digitis — migotanie palcami. Na zgadywaniu polegała także zabawa monetami: należało odgadnąć, na którą stronę spada moneta; ponieważ często na jednej stronie monety był portret bóstwa lub panującego, a na drugiej — statek. Zabawę tę nazywano navis aut caput — statek — głowa (por. orzeł — resz-ka). Inną zabawą — zgadywanką było rzucanie pewnej ilości orzechów, kamyczków, kostek do gry; przeciwnik miał zgadnąć czy wypadła liczba parzysta — czy nieparzysta; stąd nazwa tej zabawy: par-impar.

Deski albo tafli kamiennej używano przy grze, której zasad, a nawet nazwy* nie udało się rozszyfrować, tzw. ludus duodecim scriptorum, gra dwunastu wyrazów. Otóż zagadką jest tutaj wy-

raz „scripta". Nonius objaśnia, iż „scripta" są to punkty, znaki, na tabliczkach do gry (scripta: puncta tesserarum).

Są przypuszczenia, że zaczynano grę od linii oznaczonej literą A, stąd przechodzono na linię B, a zadaniem było doprowadzić jak naprędzej swoje „pionki" do linii E8.

Podobną grą do gry w szachy czy warcaby, znaną i w Grecji, była gra, w której odbijał się wczesny rzymski duch wojskowy, gdyż „pionki" nazywano żołnierzami — milites, albo wojownikami — bellatores, a figurki używane w grze i stąd samą grę — nazywano latrunculi (latrunculus — żołnierz najemny); udział w niej brały dwie osoby. Podstawa, deska czy płyta, na której grano nazywała się po prostu tabula, ale także używano terminów: aba-cus, alveus, alveolus, alveolum. Były prawdopodobnie odmiany tej gry, gdyż nazwy jak calculus, lapillus, poetyckie gemma, wskazują, że używano jakichś kamyczków czy po prostu kostek, które jednak we właściwym tego słowa znaczeniu używano do innych gier.

Gra w „kostki" polegała bowiem, tak jak u Greków, na wyrzucaniu z naczynia, kielicha, zwanego fritillus albo pyrgus, kostek na stół czy deskę służącą do gry, a suma wyrzuconych punktów na kostkach decydowała o zwycięstwie w grze. Były trzy odmiany kostek: alea— znana z powiedzenia Cezara po przejściu Rubiko-nu: alea iacta est, kostki rzucone — gra się zaczęła; bliżej określona jest kostka zwana talus, która była naturalną kostką wyjętą z przegubu tylnej nogi owcy lub kota, można więc wykorzystać tylko cztery jej „ścianki" do oznaczania punktów (zob. s. 416); natomiast tessera — to kostka-sześcianik, na którego ściankach punkty były tak rozmieszczone, że suma na przeciwległych ściankach wynosiła zawsze 7. Na ogół używano do gry „mniej niż cztery kostki", więc prawdopodobnie trzy, ale wyrzucano również , wiele kostek. Najlepszy rzut nazywał się podobnie jak w grze greckiej — Wenus, najgorszy — pies (canis).

Zasadniczo gra w kostki była zabroniona, dozwolona tylko podczas Śaturnaliów; wydawano zakazy, ale grali przede wszystkim, ci którzy owe zakazy wydawali — zwłaszcza w czasach cesarstwa, bo przecież, jak pisał Juwenalis...

Gra w kości szpeci biednych i cudzołóstwo, ale gdy panowie to robią — wesołymi ich wtedy się zowie. (Sat. XI 176 nn.)

Nie potępiano by tak bardzo gry w kostki, gdyby nie była grą hazardową, w której tracono majątki.

Jutta Vaterlein zebrała świadectwa wykazujące, którzy z pośród znanych polityków, literatów i cesarzy uprawiali wymienione wyżej gry8. Spośród znanych polityków i mężów stanu zostali wymienieni m.in., (z podaniem źródeł): P. Mucjusz Scewola, Katon Starszy Cenzor (M. Porcius Cato Maior), Katon Młodszy Utycki (M. Porcius Cato Uticensis), Scypion Afrykański Młodszy, Cezar, Pompejusz, Werres, Katylina, Antoniusz, G. Kalpurniusz Piso. Oczywiście grę hazardową zarzuca się ludziom o złej opinii jak Katylina czy Werres. Ciekawe są świadectwa, które rzucają pewne światło na charakter gry. Tak np. według świadectwa Kwintyliana Publiusz Mucjusz Scewola przegrał kiedyś w grze duodecim scriptorum; jadąc na wieś odtwarzał sobie cały przebieg gry i przypomniał sobie, w którym miejscu popełnił błąd; wrócił do swojego partnera, i ten przyznał Mucjuszowi rację (O wykształceniu mówcy XI 2, 38). Wskazuje to, że wynik niejasnej dla nas gry „duodecim scriptorum" nie polegał na szczęściu, jak gra w kostki, lecz na jakichś obliczeniach, kombinacjach. Dla cesarzy rzymskich gra w kostki była stałą rozrywką i może pomagała im oderwać się od trudnych niekiedy spraw państwowych i niełatwych — rodzinnych. Odawał się grze w kostki Oktawian August, Tyberiusz, Kaligula, namiętnym graczem był Klaudiusz, który •miał odpowiednio urządzony powóz z umocowaną deską, ażeby mógł' oddawać się tej rozrywce w podróży; według świadectwa Swetoniusza napisał podręcznik gry w kostki. Od wczesnej młodości uprawiał grę w kostki Neron, po nim Witeliusz, Wespazjan, Domicjan i ich następcy. Nie brak także wzmianek o pisarzach, poetach, którzy zabawiali się „kostkami":

Kostki — tessery były wykonywane z różnych materiałów; z drewna, metalu, kamieni i bardziej kosztowne — z kości słoniowej, niekiedy okładanej blaszkami z drogiego metalu. Punkty były ryte, a na kosztownych kostkach często inkrustowane. Znaleziono także małe figurki przedstawiające postacie ludzkie, z oznaczonymi punktami od jednego do sześciu; punkty te wskazują, że figurkami tymi posługiwano się w grze; wprowadzano więc dowolne zmiany odstępując od pierwotnego wzoru — kostki o sześciu ściankach.

Grę w kostki nie zawsze uprawiano uczciwie, zwłaszcza gdy chodziło o grę hazardową. Jak istnieją fałszowane karty do gry, tak w starożytności znano fałszowane kostki; fałszowanie kostek polegało przeważnie na nierównomiernym ich obciążeniu, które zapewniało szczęśliwy rzut. Nieuczciwą grę miał uprawiać — podobnie zresztą jak w innych, poważniejszych dziedzinach życia — cesarz Kaligula.

Walka z hazardem nie dawała żadnych wyników: zasadniczo, o czym była już wzmianka, gra w kostki była dozwolona tylko podczas Saturnaliów, jednak nikt tego zwyczaju czy nawet zarządzenia nie przestrzegał. Były także przewidziane kary na tych, którzy drugich wciągali do gry, robiąc zakłady, sponsiones, które najbardziej rujnowały obywateli. Były także przewidziane kary na prowadzących domy gry oraz na właścicieli gospod czy restauracji, którzy w lokalach swych rezerwowali salki dla graczy.

Trudna jednak była walka z rozpowszechnioną grą, jeżeli ją, namiętnie uprawiali ci, którzy zakazy wydawali. Wydał taki zakaz Oktawian August, a sam się tej grze namiętnie oddawał, chociaż szczęście mu podobno nie sprzyjało, i według świadectwa Swetoniusza, przegrał kiedyś aż 2000 sesterców. Natomiast z większym szczęściem grywał cesarz Neron, toteż ryzykując stawiał nawet jednorazowo 400 sesterców.

Hazardzistów nie odstraszało nawet to, że długi zaciągnięte podczas gry nie były przez prawo uznawane i poszkodowany nie miał możności dochodzenia zwrotu pożyczonej sumy pieniężnej czy zastawionych przedmiotów.

Nie brak było w Rzymie i innych miastach wspomnianych restauracji, barów, gdzie można było pogawędzić przy winie, nawet grzanym, czy innym napoju pokrzepiającym. Restauracje te można by zapewne podzielić według kategorii, w zależności od ich u-rządzenia i zaopatrzenia. W lokalach niższej klasy były ławy wmu- . rowywane w ściany, w lokalach dla „lepszych gości" były krzesła lub sofy z marmuru, co należało docenić i spodziewać się odpowiednich rachunków. Restauracje prowadzili przeważnie wyzwoleńcy, których stać było na otwarcie lokalu i którzy dorabiali się majątku na takich przedsiębiorstwach. Restauracje rzymskie nazwalibyśmy lokalami nocnymi, ponieważ były czynne od godziny 10 rano przez cały dzień i całą noc.


WYSTAWY"

Może nasunąć się pytanie, czy żądna wrażeń ludność Rzymu miała okazję oglądania dzieł sztuki, czy jakichś osobliwości, które dzięki kontaktom z wieloma krajami i z prowincjami, musiały ¦ do Rzymu docierać.

Dzieła sztuki, rzeźby, pomniki otaczały Rzymian, którzy byli , z nimi zżyci, przywiązywali się do nich, wyrażali nawet sprzeciw, jeżeli chciano jakąś rzeźbę przenieść na inne miejsce. Specjalnych muzeów, wystaw stałych nie było. Ale od cfcasu do czasu pojawiała się jakaś „nowość", której obejrzenie udostępniano ludności.

Mogły to być nie znane Rzymianom okazy flory, mogły być dzikie zwierzęta, a nawet — wyróżniający się kolorem skóry, budową, cechami fizycznymi ludzie. Okazją do przywiezienia i pokazania nowych okazów drzew były często zwycięskie powroty i wjazdy triumfalne wodzów rzymskich. Według Pliniusza Starszego (XII 111) w pochodzie triumfalnym Pompejusza Wielkiego wieziono nie znane Rzymianom drzewo hebanu, a cesarz Wespazjan i Tytus wracając z Judei przywieźli jako nowość krzew balsamu.

Większą atrakcją były, podobnie jak dzisiaj, dzikie zwierzęta, które stopniowo Rzymianie poznawali, a było ich coraz więcej, gdyż zapotrzebowanie wzrastało w miarę rozwoju walk gladiatorów z dzikimi zwierzętami. Ale były i inne okazje; słonie zobaczyli Rzymianie po raz pierwszy podczas wojny z Pyrrusem, królem Epiru, w r. 280 p.n.e.; inne zwierzęta, przywiezione po raz pierwszy do Rzymu, pokazywano w teatrze lub na arenie amfiteatru przy okazji widowisk; Oktawian August zerwał ze zwyczajem wystawiania „osobliwości" tylko podczas widowisk, lecz, gdy mu przysłano jakieś osobliwe, nowe okazy, wystawiał je natychmiast w różnych miejscach, i tam ściągały tłumy chętnych obejrzenia czegoś nowego; tak np. nosorożca wystawiono w pobliżu gmachu Septa (Saepta Iulia, gdzie odbywały się komjcja), tygrysa— na scenie teatru, a węża długiego na 50 łokci (ok. 20 metrów) w pobliżu Komicjum.

Pokazywano także zwierzęta tresowane, i osiągano w tresurze niezłe wyniki, jeżeli zwierzęta popisywały się chodzeniem po linie. Wystawiano na pokaz publiczny nie tylko zwierzęta żywe, ale również niezwykłe w swych rozmiarach kości lub szkielety, które łączono nawet — z mitami. W r. 58 p.n.e. Marek Skaurus przywiózł z Judei do Rzymu szkielet potwora o nie byle jakiej tradycji: miały to być szczątki smoka, któremu miała być wydana na pożarcie Andromeda! Taka reklama musiała wywołać niemałe zainteresowanie! W czasach Sewera wystawiono w teatrze szkielet wieloryba; z podziwem oglądano nieznane przedtem krokodyle i hipopotamy. Pokazy te jednak miały na celu tylko zaspokojenie ciekawości ludzi, nie zainteresowano się okazami ani znaleziskami jako przedmiotami, które mogły służyć badaniom naukowym. Dlatego warto odnotować zainteresowanie się Tyberiusza jednym ze znalezisk: otóż przysłano mu z Azji Mniejszej ząb długości około 30 cm, znaleziony wśród innych ogromnych kości po trzęsieniu ziemi w r. 17 w jakiejś rozpadlinie. Ofiarodawcy gotowi byli przysłać do Rzymu pozostałe szczątki, jednak Tyberiusz nie chcąc naruszać spokoju kości nieznanego herosa polecił ząb nawet odesłać i złożyć w miejscu, gdzie go znaleziono. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że życzył sobie,* ażeby przed odesłaniem znaleziska matematyk Pulcher odtworzył na podstawie rozmiarów zęba proporcje głowy, do której ząb należał; Tyberiusz wykazał tym swoje zainteresowania naukowe.

Że każda nowość i osobliwość budziła zainteresowanie, jest rzeczą naturalną i zrozumiałą, a nawet korzystną, bo mogło naprowadzać ludzi nauki na drogę dalszych badań. Jednak zjawiskiem przykrym była chęć oglądania ludzi ułomnych, kalek, pokrzywdzonych przez naturę, a przecież i takie dary przysyłano cesarzom. Augustowi przysłano z Indii człowieka bez rąk, a Neronowi dziecko o normalnej budowie, lecz o czterech głowach. Byli też ludzie przewyższający wzrostem ludzi normalnych, byli i o budowie karłów, a tych ostatnich w starożytności, podobnie jak i w wiekach' późniejszych, trzymano w domach dla rozrywki a nawet pokazywano ich publicznie. August pokazał na scenie młodego chłopca z dobrej rodziny z Likii, który miał niecałe dwie stopy wzrostu (ok. 60 cm), ważył siedemnaście funtów (ok. 5,64 kg), a mimo tak drobnej budowy miał donośny głos. Podczas widowisk kazał także August wprowadzić zakładników partyjskich na arenę, ażeby ich publiczność mogła zobaczyć, po czym kazał im usiąść w następnym rzędzie za sobą. Tyberiusz otrzymał od króla Artabana w prezencie Hebrajczyka, imieniem Eleazar, którego wzrost wynosił blisko trzy metry; za Klaudiusza przywieziono jakiegoś człowieka z Arabii o podobnym wzroście. Trudno jednak pogodzić z humanitas rzymską zwyczaj, o jakim pisze Plutarch: otóż w Rzymie był rynek, na którym można było kupić różne anomalia natury: ludzi, którzy przyszli na świat bez rąk, z trojgiem oczu, bez łydek, o zniekształconych głowach; bywali i „bracia sjamscy", bo jak inaczej nazwać człowieka o dwóch głowach, podwójnym, torsie, o czterech rękach przy normalnej dolnej części ciała; tam zapewne pozbywano się „potworków" dzieci nieszczęśliwych matek, które urodziły — jak mówiono — „małpkę" albo „dziecko o głowie psa".

Przechowywano również i wystawiano na widok publiczny ciała ludzi zmarłych, odbiegających wzrostem i budową od normy. W czasach Augusta można było oglądać w Ogrodach Sallus-tiusza ciała małżeńskiej pary olbrzymów, których imiona nawet podano, Pusjona i Sekundilli, a Pliniusz Starszy pisze, że sam oglądał podobnie przechowywane ciała. karłów. Starożytni mieli sposoby konserwowania ciął. Nie wiadomo, jak wyglądała istota czy stwór zwany „hippocentaurem" i czym przypominała swojego mitycznego imiennika, ale właśnie jakiegoś potwora tak nazwanego wysłano do Rzymu za czasów Klaudiusza, jednak w drodze, w Egipcie, zmarł; ciało jego zakonserwowano w miodzie i w takim stanie przesłano jednak do Rzymu, gdzie można go było oglądać w pałacu cesarskim. Również Konstabtynowi Wielkiemu przysłano z Antiochii „hippocentaura" zakonserwowanego w soli, ażeby cesarz mógł obejrzeć taką osobliwość.


SPOTKANIA Z AUTORAMI

Tego rodzaju pokazy, widowiska nie zaspokajały potrzeb i zainteresowań ludzi nauki, literatury, intelektualistów. Oni dni wolne od zajęć obowiązkowych wykorzystywali na lekturę, pracę literacką czy chociażby na odpoczynek w ciszy wiejskiej w swoich posiadłościach. Zainteresowanie życiem umysłowym, odczytami, wykładami, dyskusjami rozbudzili w Rzymie filozofowie i gramatycy greccy, którzy zaczęli napływać do Rzymu w połowie II wieku p.n.e. W r. 167 p.n.e. występował w Rzymie przed zamkniętym gronem słuchaczy Krates z Malles w Cylicji, a w r. 155 p.n.e. przybył do Rzymu Karneades z Kyrene, przedstawiciel szkoły platońskiej (średnia Akademia) wraz ze stoikiem Diogenesem i pe-rypatetykiem Kritolaosem, wydelegowani z Aten w sprawach państwowych; nie ograniczyli się jednak do spełnienia poleconej im misji, lecz prowadzili publiczne dysputy filozoficzne, które ściągały wielu słuchaczy; nawet młodzież rezygnowała z ćwiczeń sportowych na Polu Marsowym dla wysłuchania nowych treści. Senat niepokoiły, te nowe zwyczaje, i filozofów i retorów greckich usuwano z Rzymu; nie chodziło tylko o wyrażenie sprzeciwu wobec nowych prądów, lecz posunięcie to było wyrazem walki z wpływami greckimi i wschodnimi. Przedstawiciele kulturalnego środowisr ka greckiego wywierali niewątpliwie wpływ na życie literackie w Rzymie, oni dali początek krytyce literackiej, ocenianiu nowej twórczości, przede wszystkim poetyckiej. Przykładem jest helleński krąg Scypiona Młodszego. Jednak w tym okresie ocenę swego dzieła powierzał autor raczej znawcy przedmiotu, albo wydawcy, który mógł sam podjąć się krytyki, recenzji, albo przedstawiać dzieło znawcom. Cyceron nie odczytuje nikomu swoich prac, lecz przekazuje je swojemu wydawcy, Attykowi, prosząc niekiedy, jak np. w wypadku traktatu De gloria, ażeby podczas przyjęcia dał tekst do odczytania recytatorowi przed gronem znawców. (Do Attyka XII, 2, 5). Nie .chodziło więc o „popisanie się" pracą lecz jedynie o ocenę i uwagi. Wergiliusz odczytywał fragmenty swoich dzieł Oktawianowi Augustowi „w obecności kilku osób", Geor-giki — w obecności Mecenasa. Zarówno on, jak i Horacy uważali odczytywanie swoich utworów wobec tych, którzy byli ich opiekunami, za swój obowiązek, a takimi byli dla nich August i Me-¦cenas. Ponadto widzieli w odczytywaniu przed słuchaczami swor ich utworów możliwość przeprowadzenia samokrytyki. Dopiero Owidiusz zaczął traktować odczytanie swego utworu przed gronem słuchaczy jako występ, jak ^spotkanie ze słuchaczami", co nie odpowiadało Horacemu; przedstawicielowi starszego pokolenia. Publiczne odczytywanie własnych utworów miał wprowadzić według świadectwa Seneki Starszego Retora, Asiniusz Pollio; on to pierwszy miał zapraszać gości, ażeby odczytywać im próbki swojej twórczości (Seneka, Controversiae 4, praef. 2) Za jego przykładem poszli inni. Z czasem zebrania takie, spotkania z autorami, przybrały charakter publiczny, odbywały się w termach, w portykach, poeci korzystali z miejsca w bibliotece przy świątyni Apollina, ale odbywały się także recytacje w domach prywatnych. Imprezy te urządzono przeważnie w miesiącach, w których było wiele dni świątecznych związanych z widowiskami (ludi), jak kwiecień, lipiec, sierpień. Z czasem zaczęto także odczytywać mowy. Najwięcej wiadomości o recytacjach przekazał nam Pliniusz Młodszy. W początkach, gdy zachęcano go do spotkań ze słuchaczami, wymawiał się, gdyż uważał, że mowy nie nadają się do odczytywania, gdyż zatracają swój charakter, ponieważ recytator odrzuca actio, a więc gestykulację, mimikę, a już nawet fakt, że recytując autor siedzi, nie stoi, osłabia wartość przemówienia, tym bardziej że wielu słuchaczy jest wrażliwych na efekty, nie wystarczają im same słowa i treść (Listy II 19). Jednak z czasem zaczął odczytywać swoje mowy — ale znowu odezwały się głosy krytyczne, tych, którzy uważali, że mowy nie nadają się do odczytywania. I wtedy Pliniusz, który zmienił pogląd, broni się: „Dziwi mnie to, że, jak piszesz, niektórzy krytykują to, że odczytuję swoje mowy; chyba, że ich zdaniem jedynie mów nie należy poprawiać. Miałbym ochotę zapytać ich, dlaczego nie sprzeciwiają się odczytywaniu dzieł historycznych — o ile się nie sprzeciwiają— dzieł, które pisze się nie dla popisu, lecz dla wiernego przedstawienia prawdy; dlaczego nie razi ich odczytywanie ira-gedii, która wymaga nie audytorium, lecz chóru i aktorów, dlaczego pozwalają, by odczytywano poezję liryczną, która wymaga chóru i instrumentu? — Ale, odpowiadają, odczytywanie tamtych utworów już się przyjęło. — Czyż więc należy potępiać tego, który wprowadza coś nowego? chociaż nawet i mowy odczytywali i nasi i Grecy". I dalej podaje motywy, dla których zdecydował się wystąpić z odczytywaniem mów: przede wszystkim zależy mu na krytyce, wytknięciu braków, a ponadto pozwala mu takie wystąpienie opanować tremę (Listy VII 18).

To zainteresowanie ogólne spotkaniami z autorami w czasach Pliniusza tłumaczy się swobodą, jaka nastała po śmierci Domicja-na; sytuacja ta sprzyjała tego rodzaju występom, które w krótkim czasie tak się rozpowszechniły, że odczuwano już ich nadmiar, co z jednej strony groziło dyletahtyzmem, gdyż kiepscy poeci starali się wszędzie znaleźć słuchaczy, a równocześnie nadmiar recytacji osłabiał zainteresowanie. Przychodzono raczej przez wzgląd na znanego autora, niż dla tematu. List Pliniusza I 13 doskonale odtwarza nastrój takiego zebrania: „Rok ten przyniósł nam obfitość poetów: w ciągu kwietnia nie było prawie jednego dnia, w którym by ktoś nie odczytywał swoich utworów. Cieszy mnie to, że budzi się zainteresowanie, że pojawiają się nowe talenty, i dają się poznać, chociaż ludzie są zbyt leniwi, ażeby przyjść i wysłuchać. Większość z nich siedzi przed miejscem, gdzie ma się odbyć zebranie; zamiast słuchać tracą czas na plotkach, a potem wymagają, ażeby ich informować, czy autor już wszedł, czy wygłosił słowo wstępne, czy rozwinął już sporą część zwoju; wtedy dopiero wchodzą, i to'powoli, zwlekając; nie wytrwają jednak do końca, lecz wychodzą wcześniej, jedni skrycie, chyłkiem, inni nie krępując się, całkiem swobodnie... Obecnie ten, kto ma najwięcej wolnego czasu, albo nie przychodzi, chociaż został wcześniej zaproszony, albo jeżeli przyjdzie, narzeka, że stracił dzień". Dla autora, zwłaszcza dobrego, który oczekiwał dyskusji, krytyki, brak reakcji ze strony słuchaczy, wykazujący brak zainteresowania, był deprymujący. Pliniusz odczytywał niekiedy swoje prace u siebie w domu, jak można wnioskować z listu IV 19, w którym wychwala zalety swojej żony i podkreśla fakt, że kiedy on odczytuje swoje utwory, ona siedzi w pobliżu za zasłoną i chciwie słucha pochwał, jakimi darzą go słuchacze.

Nie każdy dobry poeta czy mówca umiał dobrze odczytywać swoje teksty. Pliniusz miał opinię dobrego mówcy, jednak zarzucano mu, że źle czyta własne wiersze (Listy IX 34). Radzi się więc Swetoniusza, z którym był w zażyłych stosunkach, co ma począć; czy zlecić czytanie lektorowi-wyzwoleńcowi, który zapewne dobrze by przeczytał, o ile nie opanuje go trema wobec licznych zebra-nych. Nie wie też, jak ma się w takiej sytuacji zachować: „czy mam" — pyta — „siedzieć sztywno, cicho, tak jak bym odpoczy- ' wał, czy też to, co on będzie odczytywał, mam podkreślać, szeptem, wzrokiem, gestem?" — czyli chce tu wprowadzić actio retora.

Recytacje mowy czy poezji rozkładano niekiedy na kilka dni. Pliniusz zbiór swoich wierszy (nie zachowane) odczytywał przez dwa dni, podobnie jedną ze swoich mów, i pełen zadowolenia pi- % sze, że ludzie wykształceni słuchali go z zainteresowaniem (VIII 21. 4). Satysfakcję także sprawiło mu przyjęcie przez słuchaczy odczytanego panegiryku dla Trajana; zaznacza, że nawet nie wysyłał zaproszeń, zapraszał tylko rzucając skromne „jeżeli będziesz mógł" „jeżeli będziesz miał nieco więcej czasu" itp., a jednak mimo fatalnej pogody zebrało się liczne grono słuchaczy. Dwudniowe, kilkugodzinne spotkania, nie wystarczyły na odczytanie całej mowy, lecz zebrani żądali, ażeby autor poświęcił jeszcze jeden dzień i odczytał panegiryk do końca.

Zwyczaj ten czy moda przyjęła się także na dworze cesarskim; znane są aktorskie występy Nerona, ale i cesarz Klaudiusz, chociaż miał trudności w wymowie, niekiedy sam odczytywał swoje prace. Pierwsze jego wystąpienie przed licznym gronem słuchaczy nie było udane, lecz nie z jego winy: Kiedy zaczął recytację, załamało się kilka siedzeń pod ciężarem bardzo tęgiego gościa, co wywołało ogólny śmiech. Kiedy się uspokojono, Klaudiusz czytał dalej, ale nie mógł się powstrzymać, by od czasu do czasu nie wspomnieć o tym wypadku, co wywoływało nowe wybuchy śmiechu (według Swetoniusza, Klaudiusz 41).

Pliniusz zaleca także odpowiednio dobierać słuchaczy, by ktoś swoim nietaktem nie zepsuł nastroju, i przytacza zabawne, lecz dla autora niemiłe zdarzenie. Odczytywał swoje utwory niejaki Passenus Paulus, poeta elegijny, który szczycił się tym, że przodkiem jego był poeta Propercjusz. Sam Pliniusz mówi o nim także z uznaniem jako o człowieku wykształconym. Otóż na spotkaniu literackim był wśród gości przyjaciel poety, niejaki Jawolenus Priskus. Tak się złożyło, że utwór który Passenus odczytywał, zaczynał się od słów: Pryskusie, ty każesz... Prisce, iubśs... W tym miejscu obecny Priskus przerwał: „Ależ ja nic nie każę..." Wybuchy śmiechu, żarty musiały speszyć czytającego autora. Nie miał to być dowcip ze strony Priskusa, lecz roztargnienie, które niemało speszyło poetę.


DZIEŃ EMERYTA

List Pliniusza Młodszego do Kalwisjusza (III 1).

„Chyba nigdy nie spędziłem czasu przyjemniej, jak ostatnio podczas moich odwiedzin u Spurinny, co więcej, nie życzyłbym sobie na starość innego wzoru, o ile w ogóle będzie mi dane dożyć starości. Trudno bowiem o bardziej ustalony tryb życia, a mnie jak podoba się stały bieg ciał niebieskich tak i regularne życie, zwłaszcza u ludzi starych; albowiem u ludzi w młodszym wieku nie razi życie w pewnym stopniu nieregularne i zamącone; w życiu ludzi starych powinno być wszystko spokojne i systematyczne, nie jest to bowiem odpowiednia pora na nadmierną aktywność czy ubieganie się o stanowiska.

Spurinna przestrzega tej zasady konsekwentnie, tak że nawet sprawy drobne, o ile nie działyby się codziennie, załatwia według ustalonego planu.

Rano leży przez pewien czas na sofie, o godzinie drugiej (ok. godz. 7) prosi, by mu podano obuwie, przechodzi spacerkiem 3000 kroków (= ok. 4,5 km), zarówno dla odprężenia ogólnego jak i dla zachowania sprawności fizycznej; jeżeli są u niego jego przyjaciele, toczą się rozmowy na piękne tematy. Jeżeli nie ma nikogo, lektor czyta mu książkę — niekiedy zdarza się to także w obecności przyjaciół, o ile im to odpowiada. Potem siada, i znowu lektura, albo cenniejsza od lektury rozmowa. Wkrótce zajmuje miejsce w powozie, zabiera z sobą żonę, która jest niezwykłą kobietą, albo któregoś z przyjaciół, jak ostatnio mnie. Jakiż to piękny, jak miły taki bezpośredni kontakt! Ile tam tradycji! O jakich wydarzeniach, o jakich ludziach można usłyszeć! jakimi przykładami można się nasycić! — jakkolwiek człowiek ten taką skromność w sobie wyrobił, żeby opowiadając o czymś nie robić wrażenia, że chce drugich pouczać. Po przejażdżce, ok. 7000 kroków (= ok. 10 km), znowu idzie pieszo tysiąc kroków, poczym siada albo udaje się do swego pokoju i zaczyna pisać. Pisze bowiem, i to w języku greckim i łacińskim, bardzo dobre wiersze liryczne. Utwory jego są pełne wdzięku, niezwykłej, słodyczy, wykazują poczucie humoru, a cechy te podnosi takt autora. Kiedy nadchodzi pora kąpieli, w zimie — o godzinie dziewiątej (ok. godz. 14), latem o godzinie ósmej (ok. godz. 13) przechadza się nago w słońcu, o ile nie ma wiatru, poczym długo i z zapałem uprawia grę w piłkę, albowiem uprawiając ten sport także zwalcza starość. Po kąpieli kładzie się, a posiłek zjada nieco później. Słucha wtedy lektora, który czyta mu coś lżejszego i przyjemnego. W tym czasie przyjaciele mogą albo robić to samo co on, albo, o ile wolą, coś innego.

Nadchodzi pora'głównego posiłku (cena), który jest podany elegancko, lecz skromnie w błyszczącym, starym srebrze; są i ko-rynckie naczynia, które Spurinna bardzo lubi, ale nie robią na nim wrażenia. Często urozmaicają posiłek występy aktorów komediowych, ażeby rozkosze podniebienia były też przyprawione strawą duchową; nawet latem zarywa trochę nocy, ale nikomu

czas się nie dłuży, w tak miłym nastroju upływa czas przy wieczerzy. Dzięki takim warunkom człowiek ten, który ukończył 77 lat, ma doskonały słuch, bystry wzrok, dzięki temu jest sprawny żywotny, i zachował wyjątkową jak na starość rozwagę Jak oi^ długo podejmował się różnych zadań, piastował urzędy, zarządzał prowincjami — sumienną pracą zasłużył na taki odpoczynek"


OSTATNIE POŻEGNANIE W GRECJI

Wiedz, że przeznaczeniem wszystkich jest umrzeć (Pitagoras)

Dlaczego człowiek umiera? I co potem? Co się kryje za zasłoną oddzielającą świat żywych od świata zmarłych, jeżeli taki świat w ogóle istnieje? Te i tym podobne pytania niepokoiły od wieków teologów, filozofów, biologów. Filozofia — każda szkoła na swój sposób — starała się rozwiązać te problemy i próbowała uczyć człowieka postępowania rozumnego zarówno w chwilach zetknięcia się ze śmiercią bliskich, jak i w momencie, gdy śmierć zbliży się do niego samego. Jedno było pewne, że jest to zjawisko nieuniknione a równocześnie osłonięte tajemnicą, tajemnicą istnienia i znikania czy zanikania. Spostrzeżenia i rozważania starożytnych myślicieli na ten temat wypełniłyby spory tom. Stosunek do śmierci pozostawał w ścisłym związku ze światopoglądem. Tradycyjne wierzenia zaciążyły u Greków nad formami obrzędów pogrzebowych, gdyż wszelkie teorie filozoficzne poprzedził animizm, wiara w istnienie duszy (śmiertelnej lub nieśmiertelnej), którą wyobrażano sobie w różnych postaciach i funkcjach: dusza— psyche, która uchodziła z ciała w momencie zgonu; dusza — obraz, eidolon, widoczna w źrenicy oka jako korę — laleczka, a znikająca w chwili zgonu (tłumaczenie to powstało w związku ze zmętnieniem źrenicy w chwili śmierci), i jeszcze dusza — cień — bezcielesna podobizna ciała, pozostająca przy życiu i mogąca nawet mieć wpływ na życie ludzi. Wszystkie trzy interpretacje zlały się potem w jedną; psyche opuszcza w chwili śmierci ciało jako korę i żyje własnym życiem jako cień-widmo. A stąd wiara w istnienie, niekiedy w nieśmiertelność duszy. Wieków trzeba było, żeby filozofia materialistyczna inaczej spojrzała na tę sprawę: „Staraj się oswoić z myślą, że śmierć jest dla nas niczym, albowiem wszelkie dobro i zło wiąże się z czuciem; a śmierć jest niczym innym jak właśnie całkowitym pozbawieniem czucia...

A zatem śmierć, najstraszniejsze z nieszczęść, wcale nas nie dotyczy, skoro bowiem my istniejemy, śmierć jest nieobecna, a skoro tylko śmierć się pojawi, nas wtedy już nie ma" K Dalej jeszcze poszli cynicy w swym zobojętnieniu; jeżeli wierzyć anegdocie o Diogenesie — cyniku, to zapytany przez przyjaciół, jaki chce mieć pogrzeb, miał odpowiedzieć, że mogą ciało jego porzucić gdziekolwiek. „Na pastwę dzikich zwierząt i ptaków?" „Połóżcie więc kij, żebym się mógł od nich opędzać". „A po cóż ci kij — powiadają przyjaciele — przecież nie będziesz nic czuł" — „Otóż to — odrzekł Diogenes — ponieważ nie będę niczego odczuwać, jest mi obojętne, jak będę pochowany".

Ale jednak Epikur nazywa śmierć „najstraszniejszym z nieszczęść"— nie dla tych, którzy odchodzą, lecz dla tych, którzy, pozostają. I tym się tłumaczy fakt, że niezależnie od tego, kto jaki miał pogląd na życie i śmierć, czy widział w tym zjawisku tylko proces biologiczny czy wyroki bogów, przestrzegał ogólnie przyjętych form. i rytuałów pogrzebowych, które mogły ulegać pewnym zmianom zależnie od położenia społecznego i majątkowego rodziny zmarłego. Bo przecież i ci, którzy zdawali sobie sprawę z krótkotrwałości życia, i z tego, że śmierć niweluje wszelkie różnice między ludźmi, i ci, którzy głosili wzniosłe hasła o konieczności pogodzenia się z wyrokami bogów czy bezlitosnego fatum, kiedy zostali dotknięci stratą osoby bliskiej, tym „najstraszniejszym z nieszczęść", zapominając o hasłach, jakie wyznawali, po-' padali niekiedy w bezkresną rozpacz. Przykładem chociażby Cy-ceron, dla którego strata córki była największym ciosem w jego życiu osobistym. Wspaniały i wystawny pogrzeb, płacz i zawodzenia nie zawsze były wyrazem bólu rodziny i jej uczuć dla zmarłego, lecz mogły być dostosowaniem się do zwyczajów i tradycji. Poglądy na istotę człowieka, na życie i śmierć, ulegały zmianom dzięki myślicielom, obrzędy jednak utrzymywały się, czy to jako szczery wyraz pamięci o bliskich, czy też pod wpływem wierzeń w życie pozagrobowe, które .nakładały na rodzinę ten obowiązek, a może działał też lęk przed nieznanym, jak mówi stary Kefalos u Platona: „Kiedy do człowieka zbliża się śmierć, odczuwa on strach i troskę, których dawniej nie doznawał. Opowieści o przybytku Hadesa, że kto tu zawinił, tam ponosi karę, opowieści z których śmiał się dawniej, teraz niepokoją jego duszę: a jeśli to prawda?" 2 Niewątpliwie często w tych, którzy mieli żegnać zmarłego, budziła się owa niepewność: „a jeśli to prawda?"; lepiej nie narażać się na gniew bogów, a raczej pozyskać ich względy dla zmarłego, dla jego duszy. Wielki satyryk grecki Lukian z Samosa-ty (ok. 123 -190), będąc pod wpływem filozofii epikurejskiej, negując opatrzność negował i wiarę w życie pozagrobowe, a w związku z tym atakował ostrzem swej satyry wierzenia w państwo Plutonowe oraz obrzędy pogrzebowe, ofiary, z których dla bogów pozostaje dym i zapach, dla ludzi — mięsiwo. W traktacie O opłakiwaniu umarłych opisuje obrzędy pogrzebowe, poprzedzając ten opis przypomnieniem, jak wyobrażano sobie świat zmarłych; „Tłum, który mędrcy prostactwem zowią, idąc za Homerem, Hez-jodem i innymi bajarzami, i utwory ich za miarodajne uważając, przyjmuje istnienie w głębinach ziemi krainy, Hadesem zwanej, wielkiej, rozległej, mrocznej, bezsłonecznej, a jednak — nie wiedzieć, jakim cudem — tak widnej, iż doskonale wszystko, co się tam znajduje, rozpoznać można. Królem tej otchłani jest brat Zeusa, Plutonem zwany. ...Władają tedy i moc dzierżą najwyższą Pluton i Persefona. Wspiera ich i posiłkuje przy sprawowaniu rzędów potężny personel pomocniczy: Strzygi, Kary, Trwogi i Her-mes — ten jednak nie przebywa tutaj stale. Jako sędziowie zasiadają dwaj namiestnicy i gubernatorowie: Kreteńczyk Minos i Ra-damantys. Ci dobrych i sprawiedliwych, którzy drogą cnoty kroczyli, gdy się ich więcej zbierze, ślą niby na kolonie na Pola Elizejskie, by tam błogi nad wyraz wiedli żywot.

Gdy zaś jakichś bezbożników dopadną, strzygom ich wydają i do Krainy Bezbożnych wyprawiają, by kaźń win swoich godną ponosili. ...Ci zasię, co zwyczajny wiedli żywot, a których jest mnóstwo, snują się jako cienie z ciała obrane, za dotknięciem znikające, jak dym po owej murawie. Żywią się oni libacjami i obiadami, które na ich grobach składamy. Toteż jeśli który nie zostawił na ziemi przyjaciela lub krewnego, to takiemu obywatelowi nieboszczykowi dobrze się z braku pożywienia głód da we znaki!"

Wyobrażenie więc o podziemnym państwie Plutona—Hadesa stało się powszechnym i trwałym (Lukian pisze w II wieku n.e.!), i utrzymywało się wśród wierzących w ów świat i niewierzących. Hermesa rola polegać miała na tym, iż po śmierci człowieka ujmował za rękę (!) duszę zmarłego i wiódł nad rzekę, przez którą Charon — przewoźnik przeprawiał czółnem czekające dusze na drugi brzeg — do państwa zmarłych, pobierając od nich opłatę. w wysokości jednego obola, który wkładano zmarłemu do ust (naulon). Pierwsza wzmianka zachowana w literaturze o prze-^ woźnym dla Charona jest u Arystofanesa w komedii Żaby (w. 270 nn.): Dionizos ze swoim niewolnikiem przeprawia się do świata zmarłych; Charon przewozi ich i po dobiciu do brzegu żąda zapłaty: „Masz tu swoje dwa obole" — mówi Dionizos uiszczając opłatę za.siebie i niewolnika. Na ogół utrzymuje się pogląd, że zwyczaj ten sięga czasów przedhistorycznych, jako jeden z zaliczanych do tzw. „prawa zmarłych"; było to prawo nie spisane, nie narzucone przez żadną ustawę, lecz tradycyjne, obowiązujące i szanowane przez całe wieki. Zwyczaj ten przejęli potem od Greków Rzymianie3. Istnieje też pogląd, mniej rozpowszechniony, że obol nie był przeznaczony na opłacenie Charona, lecz był to symbol sumy potrzebnej zmarłemu na wydatki. Lukian, w wymienionym wyżej traktacie, przyjmuje bardziej znaną wersję i pisze: „...zmarłemu wkładają do ust obola, żeby miał czym zapłacić przewoźnikowi za jazdę" — ale satyryk nie rezygnuje z odpowiedniego komentarza: „nie badają przedtem, jaka tam w podziemiu obowiązuje i kursuje moneta, czy tam attycki uznają obol, czy makedoński, czy eginecki4 i czy nie byłoby o wiele lepiej nie mieć się za co przewieźć, gdyż w takim razie nie przyjmowałby ich przewoźnik; a nie przyjęci na świat by do życia wracali". Tutaj przemilcza satyryk wierzenia, iż jeżeli Charon duszy na, łódkę swą nie przyjął, błąkała się ona bezradna nad brzegami rzeki, czekając, aż żywi na ziemi urządzą chociażby symboliczny pogrzeb. Motyw też prastary, występujący już w mitach. Przecież jednym z przestępstw Syzyfa, za które cierpiał kary wieczyste w Tartarze, było i to, że podstępnie wrócił na ziemię: umierając bowiem, nakazał żonie, żeby mu pogrzebu nie urządzała, a Plutona uprosił, by mu pozwolił wrócić na ziemię, żeby mógł przypomnieć żonie o spełnieniu świętego obowiązku: był to podstęp ze strony Syzyfa, gdyż nie miał zamiaru do podziemia wracać, sprowadził go dopiero ponownie w ramach swych obowiązków — Hermes. „Przy bramie stalowej — opowiada dalej Lukian, zgodnie z wierzeniami — stoi na straży... pies trójgłowy, Cerber, srodze zajadły, który na przychodzących przyjaźnie i pogodnie spogląda, ale gdy ktoś zbiec usiłuje, szczeka i paszczą go swą trwoży". Jednak nie dawano wiary, że Cerber na wchodzących zawsze „przyjaźnie i pogodnie spogląda" i dla ułagodzenia go wkładano do ręki zmarłemu placek na miodzie — melitutta.

Dwie formy pogrzebów były stosowane u. Greków: złożenie ciała w ziemi czy w grobie lub palenie na stosie i złożenie szczątków w urnie, którą; także potem składano w ziemi lub w grobowcu. Lukian wspomina, że same ceremonie pogrzebowe, połączone z lamentem, zawodzeniem, były wspólne wszystkim ludom, „różnice zachodzą pomiędzy poszczególnymi plemionami tylko co do sposobu chowania zmarłych. Hellen pali ich, Pers grzebie, Hindus osłania masą przezroczystą, Skyta zjada, Egipcjanin — balsamuje". Lukian mówi tu o Hellenach sobie współczesnych, jednak zwyczaje się zmieniały: w okresie kultury mykeńskiej ciała grzebano, w czasach homerowych — palono, ale tłumaczyć to można warunkami wojennymi — na obcej ziemi była to dla Greków forma naj-wygodnięjsza. Potem stosowano obie formy, a w sytuacjach, kiedy nie można było ciała ani pochować w ziemi ani spalić, wystarczał, by zapewnić zmarłemu prawo wejścia do podziemia, pogrzeb symboliczny: posypanie ciała ziemią. Antygona przecież została uznana winną, ponieważ nie usłuchawszy zarządzenia Kreona „pogrzebała brata", a był to tylko pogrzeb symboliczny, rzuciła na ciało brata grudki ziemi.

Od czasów najdawniejszych przy zmarłym pozostawiano najmilsze mu przedmioty, mężczyznom broń, kobietom — cenne ozdoby. Zabijano także zwierzęta: konie, psy, a w czasach opisywanych przez Homera — nawet ludzi. Z oburzeniem mówi o tych 1 zwyczajach Lukian: „Ileż to koni i nałożnic nieboszczyków, ilu nawet podczaszych na grobach ich zabito, szaty i kosztowności wraz z nimi spalono lub zakopano, jak by tam, w Podziemiu, użyć tego, zakosztować mieli!"

"W urnie złocistej i dwoma płatami ją tłuszczu okrywszy, W jego namiocie złożyli i w miękki całun spowili. Miejsce na grób wytyczyli głazami, podstawą mogiły, Wokół stosu, a potem sypali ziemię na kopiec. Kiedy już był gotowy, rozchodzić się jęli. Lecz Achilles Rzesze zatrzymał6.

Achilles zatrzymał rzesze, gdyż dla uczczenia pamięci przyjaciela urządził wspaniałe zawody, z różnymi konkurencjami sportowymi, a cenne poprzydzielał nagrody dla zwycięzców; trójnogi, kotły pięknie kowane, artystycznie wykonane naczynia, pancerze i miecze zdobyczne, topory i — branki; dla zwycięzców w wyścigach rydwanów dał niewiastę do robót sposobną... były i nagrody w złocie". Kosztowne były uroczystości pogrzebowe a zawody urządzane dla uczczenia pamięci zmarłego zasługują na uwagę, gdyż z nich się zrodziły późniejsze igrzyska'.

W epoce klasycznej nie mniejszą przywiązywano wagę do podniosłych uroczystości pogrzebowych, jakkolwiek forma ich ulegała pewnym zmianom; nie urządzano zawodów, które wymagały kosztownych nagród, ale opłacenie śpiewaków, płaczek, cała masa olejków, wina, pochłaniała niekiedy ogromne sumy. Zdarzało się, że pieniądze, które zostawiali ludzie, znani, zasłużeni, lecz nie gromadzący bogactw, z trudem starczały na pokrycie ich pogrzebu; przykładem Arystydes, o którym Nepos pisze: „Jak wielką uczciwością odznaczał się Arystydes, najpewniejszym dowodem jest to, że chociaż zarządzał. tak wielkimi sumami, umarł w takim ubóstwie, że pieniądze, które pozostawił, zaledwie starczyły na jego pogrzeb". W niektórych państwach — w Atenach, w Mi-tylenie, Syrakuzach, nawet w Sparcie, znanej z oszczędnego życia, wydawano ustawy, mające na celu ograniczenie wydatków na pogrzeby.

Niezależnie od tego, czy ciało miało być złożone w ziemi czy spalone na stosie, wstępne ceremonie były takie same. Kiedy stwierdzono zgon, ktoś z najbliższych krewnych zamykał zmarłemu oczy i usta, po czym przykrywano mu głowę; prawdopodobnie podwiązywano też brodę, gdyż Lukian mówi o „obandażowaniu szczęk płachtami i chustami". Kobiety myły ciało i namaszczały

wonnymi olejkami, o których to czynnościach Lukian też mówi z przymrużeniem oka i interpretując je na swój sposób: „Następnie myją ciało, jakby jezioro podziemne nie miało dosyć wody do obymcia nieboszczyka, namaszczają olejkami najwonniejszymi, gdyż zaczyna się zwolna rozkładać, kwiatami wieńczą cudnymi, w strój wdziewają wspaniały — widocznie żeby w drodze do Hadesu nie było mu zimno, i żeby go Cerber nagiego nie zobaczył, po czym wystawiają na widok publiczny (prothesis)". Owe kwiaty czy raczej krzewy, którymi zdobiono łoże żałobne to była gałązka winnej latorośli, mirt, majeranek, o którym mówi także Arystofanes. Umieszczano też przy zwłokach owiniętych w białą tkaninę lekity z oliwą. Rodzina, przyjaciele, znajomi gromadzili się przy łożu zmarłego, któremu do ust włożono obol a do ręki placek miodowy, i zaczynały się lamenty, w których przewodziły wynajęte płaczki — karinai zawodzące przy tonach aulosu i śpiewacy — threnodoi, którzy śpiewali treny żałobne.

„Niebawem" — pisze dalej Lukian —„dają się słyszeć jęki i zawodzenia kobiet. Wszystko płacze, bije się w piersi, rwie włos, drapie lica, ten i ów szaty rozdziera, popiół sypie na głowę — żyjący żałośliwszy od zmarłego przedstawiają widok. Ci bowiem wielokrotnie po ziemi się tarzają i głową po podłodze tłuką, podczas gdy on, dostojny, piękny, w wieńców powodzi tonący, wysoko na marach leży, jakby na pochód jaki uroczysty ustrojony". Zetknięcie się ze zmarłym ściągało zmazę, więc też przed domem stało naczynie z wodą dla odwiedzających dom żałoby, ażeby na miejscu mogli dokonać oczyszczenia.

Właściwy pogrzeb odbywał się następnego dnia, na co składało się wyprowadzenie, eksportacja — ekphora i złożenie do grobu — tąphe, względnie spalenie na stosie. Eksportacja musiała odbyć się przed wschodem słońca, by widokiem żałoby nie obrażać promienistego Apollina — Słońce.

W Atenach do pokoju, skąd wyniesiono zmarłego, nie mogła przed oczyszczeniem domu wejść żadna kobieta nie mająca 60 lat, z wyjątkiem najbliższych krewnych; miało to jakoby zapewnić pozostanie duszy zmarłego, wyzwolonej z ciała, w gronie członków rodziny. Podobnie tłumaczono zwyczaj, zgodnie z którym tuż za marami szli najbliżsi krewni, ażeby dusza, o ile by chciała, odejść, pozostała wśród swoich. Ciało złożone na marach wieziono na wozie albo nieśli je przyjaciele zmarłego. W orszaku pogrzebowym szła rodzina, znajomi, przyjaciele, trenodowie i płaczki. Ciało umieszczano w trumnie 7— soros, lenos, wykonanej z drzewa, często cyprysowego, gliny lub z kamienia. W grobie umieszczano naczynia z winem i z oliwą, krewni i przyjaciele wrzucali do grobu naczynia, broń, kobietom biżuterię, nie tyle przez pamięć o zmarłym, ile znowu w tej obawie przed nieznanym, utrwalonej przez tradycyjne wierzenia, iż zmarły może wrócić, by upomnieć się o swoją własność.

Jeżeli zwłoki miały być spalone, przygotowywano stos, na którym składano ciało zmarłego i te same akcesoria, które w wypadku grzebania umieszczano w grobie. Kiedy płomienie ogarnęły wszystko, gaszono je wodą i winem (stąd ta wielka ilość wina zużywana przy pogrzebach); kości i popioły zbierano do urny — ostotheke zrobionej z gliny lub brązu; czynność tę nazywano ostologia, zbieranie kości. Urny z materiału mniej trwałego wkładano do naczyń marmurowych, o ile urna była z ołowiu umieszczano ją w globie, składając obok niej lekity z winem i z oliwą oraz przedmioty miłe zmarłemu za życia. Ciała małych dzieci chowano w amforach ceramicznych lub naczyniach używanych do mycia, w rodzaju wanienek. Dzieciom wkładano do trumny zabawki, lalki czy inne przedmioty, do których się przywiązały.

Po złożeniu trumny do grobu i usypaniu kopca z ziemi, względnie po ostologii, zebraniu kości i popiołów, i złożeniu urny w grobie wszyscy rozchodzili się, żegnając zmarłego trzykrotnym wezwaniem go po imieniu. Pierwsze odchodziły kobiety, za nimi mężczyźni; płaczki odnosiły mary do domu żałoby, w którym rodzina zmarłego urządzała przyjęcie, stypę pogrzebową — peri-deipnon, na którą krewni przychodzili w wieńcach na głowach. W ich obecności wygłaszano na cześć zmarłego mowę pochwalną, która zawierała jedynie prawdę, gdyż kłamstwo uważano za rzecz niegodziwą. Na tym też kończyły się przepisane obrzędy pogrzebowe. Lukian nie oszczędził w swoich spostrzeżeniach i tego zwyczaju: „Rzecz kończy się stypą. Schodzą się krewni, pocieszają rodziców nieboszczyka i namawiają ich, żeby coś przekąsili. Ci — boże drogi — nie dają się wiele prosić, gdyż wygłodzeni przez trzy z rzędu dni zupełnie już z sił opadli. Ktoś się odzywa: „I dokądże ty, niebożę, lamentować myślisz? Pozwól, że spoczną cienie naszego drogiego. Jeśliś zaś już postanowił koniecznie płakać, to właśnie dlatego nie powinieneś się powstrzymywać od jedzenia', byś ogrom bólu znieść zdołał". I nuż cytować wszyscy dwa wiersze Homera: „I Niobe wyciągnęła do pokarmu rękę..." oraz .....Czyż Grecy mają pamięć zmarłego czcić postem?"8. Żałobnicy, aczkolwiek z początku ze wstydem i obawą, żeby się nie wydawało, że mimo śmierci najdroższych ludzkim dają folgę namiętnościom, zabierają się wreszcie do jedzenia"".

O przemówieniach, mowach pożegnalnych nad,grobem nie mamy żadnych przekazów, natomiast wiadomo, że dla uczczenia poległych iia polu bitwy, którym państwo urządzało pogrzeb, wygłaszano mowę, która miała wyrazić uznanie dla ich męstwa i być wyrazem współczucia dla ich rodzin. Historykowi Tukidydesowi zawdzięczamy opis zbiorowego pogrzebu bohaterów ateńskich, którzy zginęli pierwsi podczas wojny peloponeskiej: „Oto w jaki sposób pogrzeb taki się odbywa: na trzy dni przed pogrzebem wystawia się w namiocie zwłoki poległych na widok publiczny i każdy przynosi'swoim bliskim dary; kiedy zaś nadejdzie dzień pogrzebu, wiezie się na' 'wozie trumny z drzewa cyprysowego, po jednej dla każdej fylilc; znajdują się w nich kości zmarłych, podzielonych według fyli. Na cześć zaginionych, których zwłok nie dało się odszukać i wspólnie pochować, niesie się puste i zasłoną, okryte mary. W orszaku pogrzebowym może każdy brać udział, czy to obywatel, czy cudzoziemiec. Kobiety, które mają krewnych wśród poległych, zawodzą żałośnie nad grobem. Kości składa się do grobowca wystawionego przez państwo ria najpiękniejszym przedmieściu ateńskim, gdzie stale chowa się poległych na wojnie. Wyjątek stanowili polegli pod Maratonem, gdyż dzielność ich uznano za szczególną i pogrzebano ich na polu bitwy. Kiedy zaś kości pochowają, obywatel wyznaczony przez państwo, ogólnie poważany i o wielkim rozumie, wygłasza odpowiednią mowę pochwalną ku czci poległych. Potem wszyscy się rozchodzą".

W omawianej sytuacji tym wyznaczonym przez państwo obywatelem był Perykles. We wstępie wyraził swoją opinię o zwyczaju wygłaszania mowy pochwalnej, uważając, że mówca nigdy nie da pełnej satysfakcji słuchaczom: zdaniem jednych — słowa pochwały będą przesadne, zdaniem innych — zbyt oszczędne, nie oddające w pełni zasług poległych. Oto jak rozpoczyna swoje przemówienie: „Wielu z tych, którzy z tego miejsca przede mną przemawiali, chwaliło tego, kto wprowadził zwyczaj wygłaszania mów na pogrzebie, gdyż piękną jest rzeczą czcić słowem poległych na wojnie. Mnie zaś wydawałoby się rzeczą wystarczającą, żeby ludziom, którzy dzielność czynem okazali, również czynem cześć wyrażać, tak jak to widzicie na tym na koszt państwa urządzonym pogrzebie, a nie uzależniać zasług wielu bohaterów od talentu lepszego czy gorszego mówcy. Trudno jest bowiem zachować umiar w takim przedmiocie, gdzie z trudem tylko można przekonać o prawdzie swoich słów... Skoro jednak przodkowie nasi uznali ten zwyczaj za piękny, muszę i ja, idąc za tradycją, postarać się jak najlepiej odpowiedzieć życzeniom i oczekiwaniom każdego z was"12 (II, 36). Podkreślając wartość i ważność tego opisu jako cennego wkładu do poznania zwyczajów epoki należy też zwrócić uwagę, że jest to nie mniej cenny przyczynek do charakterystyki Peryklesa, który lekceważąc pozory i formę, ma odwagę wyrazić swą, opinię publicznie i stwierdzić, że przemawia wbrew swemu przekonaniu, szanuje jednak tradycję i zwyczaje... Na ogół w Grecji w okresie żałoby noszono ubrania czarne lub ciemne, w Ar-gos — białe. W Atenach i w Argos żałoba trwała dni trzydzieści, w innych państwach krócej, w Sparcie na przykład tylko dni dwanaście. Pamięć o zmarłym trwała jednak nadal, czego dowodem było składanie ofiar w ustalonych terminach i podczas świąt zmarłych. Ofiary przy grobie — enagismata składano w dniu trzecim — trita i w dziewiątym — enata po pogrzebie, pamiętano o rocznicach urodzin i śmierci, kiedy to składano ofiary przy grobie, na które składały się placki ofiarne, wino, miód, mleko, owoce, a w niektórych państwach, do których nie zaliczały się Ateny, także ofiary krwawe. Szczególnie uroczyście czczono pamięć zmarłych podczas Antesteriów — Świąt zmarłych obchodzonych w miesiącu Antesterionie.


OSTATNIE POŻEGNANIE W RZYMIE

Nic więc śmierć nie ma do .nas. Cóż moc jej może wskórać, kiedy ducha naszego śmiertelna jest natura. (fcukrecjusz. III 831)

Niczyja śmierć nie jest większa lub mniejsza. Bo względem wszystkich stosuje jednakie prawidło: kładzie kres ich życiu. (Seneka, Listy 66, 43)

Śmierć... tylko jest prawem w równej mierze obowiązującym cały rodzaj ludzki. (Seneka, Listy 123, 16)

Filozoficzna myśl grecka przenika do Rzymu dopiero w wieku II p.n.e., by w wieku następnym wzbogacić literaturę rzymską w głęboki w treści poemat filozoficzny Lukrecjusza oraz w szereg traktatów i rozpraw filozoficznych, w których autorzy, przede wszystkim ten, któremu Rzym zawdzięczał przedstawienie poglądów różnych^ kierunków filozoficznych — Cyceron, roztrząsali problemy życiowe; sporo miejsca poświęcono także zagadnieniu śmierci. Do tego okresu o formach kultów, a więc i obrzędów pogrzebowych, decydowały tradycje miejscowe latyńskie, etruskie i dawne wierzenia, rozszerzane z biegiem czasu o elementy greckie. Formą pogrzebów stosowaną w Italii, było, podobnie jak w innych krajach śródziemnomorskich, grzebanie ciała; Prawa XII tablic z r. 450 p.n.e. mówią już i o grzebaniu ciał i o paleniu; w epoce klasycznej utrzymywały się obie formy, ale przewagę zyskało palenie. Cyceron, nawiązując do zwyczajów greckich, uważa, że najdawniejszą formą pogrzebu było przekazanie ciała ziemi: umieszczone w ziemi czy złożone do niej ciało powlekane jest jak gdyby matczynym okryciem. „Wedle tego obrządku został podobno pochowany Numa... Jak wiemy, także ród Korneliuszów grzebany był tym sposobem aż do naszych czasów. Ale zwycięski Sulla pod wpływem nienawiści, której nie odczuwałby tak silnie, gdyby był równie mądry jak porywczy, kazał rozproszyć złożone nad Anienerh szczątki Gajusza Mariusza i bojąc się zapewne, by to samo nie zdarzyło się później z własnym jego ciałem, pierwszy z patrycjuszowskiej rodziny Korneliuszów polecił, aby spalono go na stosie" \

Wiara w życie pozagrobowe, w istnienie podziemnego świata zmarłych oraz duchów, tych dobrych, opiekuńczych — Manów, oraz złych, mściwych — Lemurów, zobowiązywała Rzymian do przestrzegania tradycyjnych obrzędów pogrzebowych. Zauważyć w nich można wiele form podobnych do stosowanych przez Greków, bo też do miejscowych zwyczajów i ceremonii dołączały się wierzenia i zwyczaje greckie, żeby wymienić wkładanie monety do ust zmarłego2.

Kiedy rodzina orientowała się, że zbliża się moment zgonu, ktoś z najbliższych krewnych zbliżał usta do ust konającego, przejmując niejako jego ostatnie tchnienie, a reszta obecnych podnosiła głośny lament, wzywając po imieniu tego, który odcho-' dził od nich na zawsze (conclamatio, clamor swgremus), by, jak chciały wierzenia, odwołać odchodzącą duszę, a istotnie, żeby upewnić się, że człowiek ten już nie żyje; conclamatio przechodziło wśr,ód lamentów w ostatnie pożegnanie — żegnaj, extremum vale. Ciało układano na podłodze, by zmarły nie tracił kontaktu z matką-ziemią i wygaszano ogień na ognisku domowym.

Rzymianie, przejęci zawsze duchem prawa, wprowadzali we wszystkich dziedzinach życia formy prawne; rodzina miała więc obowiązek zgłosić zgon w urzędzie — nazwijmy go pogrzebowym, który mieścił się przy świątyni Wenus Libitina — bogini pogrzebów (utożsamianej z czasem z Prozęrpiną, żoną Plutona, pana świata zmarłych). Przy zgłaszaniu zgonu wpłacano do kasy urzędu pewną sumę zwaną lucar Libitinae — fundusz Libitiny, który nie pokrywał się z opłatą za urządzenie pogrzebu. Urzędnik, libi-tinarius, wciągał nazwisko zgłoszonego na listę zmarłych i przyjmował zlecenie zajęcia się pogrzebem. Z usług libitinariusa korzystali tylko ludzie zamożni, gdyż były one bardzo kosztowne. Opłacić trzeba było u libitinariusa tzw. pollinctores, ludzi, którzy namaszczali obmyte ciało zmarłego; oni też nakładali wieniec i ubierali ciało; od libitinariusa wynajmowano płaczki — praeficae, muzykantów grających na aulosach — tibicines, oraz ludzi, którzy nieśli trumnę (niekiedy robili to przyjaciele) na miejsce ostatniego spoczynku i składali ją w ziemi lub na stosie; byli to tzw. vespil-lones.

Ciało ubrane w togę, odpowiednią do godności i stanowiska zmarłego, przyozdobione odznakami za zasługi (mogły to być wieńce) "' układano na łożu żałobnym — lectus funebris; czynność tę nazywano collocatio. Pamiętano też o włożeniu zmarłemu monety do ust, która miała stanowić opłatę dla Charona za przewiezienie przez Styks.

Łoże ustawiano w atrium, nogami do drzwi wejściowych; przy łożu były lampki oliwne albo stali niewolnicy z płonącymi pochodniami, a dokoła rodzina, wyzwoleńcy, przyjaciele.

Umieszczone przed domem gałązki drzewa poświęconego bogom podziemia, cyprysu lub sosny, były znakiem dla przechodzących, że mijają dom żałoby, gdyż zetknięcie się ze zmarłym wymagało sakralnego oczyszczenia.

Zwłoki były wystawione przez kilka dni, od trzech do siedmiu. Pogrzeb mógł być skromny i cichy, po prostu zwykły — funus translaticium, albo gdy chowano osobę znaną czy też z bogatej rodziny,'był to pogrzeb uroczysty, zapowiedziany — funus indictivum, herold bowiem zapowiadał termin pogrzebu, stosując ustaloną formułkę: Zmarł znany obywatel rzymski. Kto ma chęć, to pora już iść na pogrzeb (tutaj wymieniano imię i nazwisko zmarłego). Wyprowadzenie z domu. Ollus Quiris leto datus. Exe-quias ire ąuibus est commodum iam tempus; ollus ex aedibus ef-fertur5.

Jeszcze był trzeci rodzaj pogrzebów — biedoty. Ludzi ubogich chowano bez tych ceremonii wstępnych, zaraz po zgonie, nocą; ' zwyczaj wyprowadzania ciała przed wschodem słońca do III wieku p.n.e. obowiązywał wszystkich, podobnie jak w Grecji; jeżeli rodzina nie miała pieniędzy nawet na opłacenie miejsca, zrzucano ciało do wspólnych grobów, albo palono równocześnie na jednym wspólnym stosie więcej ciał. Ilustracją tego zwyczaju jest epigram Marcjalisa, który opisuje wypadek cudzoziemca, przybysza z Galii, który złamawszy w nocy nogę, skorzystał z pomocy niewolników niosących ciało biedaka przeznaczone na spalenie.

Orszak pogrzebowy, exsequiae, przemieniał się niekiedy, przy wielkiej wystawności, w barwne widowisko i mimo ustaw mających na celu ograniczenie kosztów pogrzebu, wydawano na ten cel ogromne sumy; jedni robili to kierowani uczuciem do osoby zmarłej, inni — chęcią popisania się.

W Rzymie było wiele ustaw ograniczających'zbytek °, lecz pierwsze ograniczenia wydatków dotyczyły właśnie obrzędów pogrzebowych. Może pozostawało to w związku z bardzo wczesnymi zwyczajami, kiedy to, podobnie jak w czasach homerowych w Grecji, dla uczczenia zmarłego urządzano wspaniałe igrzyska i wyznaczano dla zwycięzców cenne nagrody. Pierwsze ograniczenia pojawiły się już w prawach XII tablic. Nakazywały one zmniejszyć koszta pogrzebu, ograniczały użycie żałobnego stroju kobiet zwanego ricinium do trzech sztuk, liczbę aulistów ograniczono do

dziesięciu, która to liczba utrzymała się i w czasach późniejszych, oraz ograniczono liczbę wynajętych płaczek. Nie jest jasna uwaga co do trzech szat żałobnych: niektórzy uważają, że chodzi o szaty, które palono na stosie, inni, że o ilość uczestniczek, które mogły w takim, prawdopodobnie kosztownym, stroju wystąpić na pogrzebie; ponieważ ricinium było częścią stroju żałobnego i specjalnie je na pogrzeb sprawiano, druga interpretacja wydaje mi się bliższą prawdy. Ograniczono także ilość wieńców i kadzielnic, nakazywano oszczędne namaszczanie ciała, a niewolnikom w ogóle odebrano prawo do tej usługi; nie było wolno skrapiać stosu — oczywiście winem, co potwierdza uwaga Pliniusza Starszego w Historii Naturalnej 14, 88: „niechaj stosu nie-skraplają winem"; zniesiono też tzw. circumpotatio, kolejne wychylanie pucharu wina, i nie wolno było chować ciał z ozdobami złotymi, np. w pierścieniach... „były w Prawie" — mówi Cyceron — słowa: „Niechaj nikt nie przydaje zmarłemu złota", ale zwróćcie uwagę, jak rozsądny wyjątek czyni co do tego inny przepis: „Jeśli zmarły ma zęby umocnione złotem, a jednak pogrzebie go się lub^spali z tym złotem, niechaj nie będzie to występkiem" 10. A więc zasadniczo należało i to złoto z ust. zmarłego wyjąć, le»cz jeżeli pominięto tę czynność, nie uważano tego za przestępstwo. O ile ciało palono, to po zebraniu szczątków ze stosu do urny i przy składaniu jej do grobu urządzano ponowny pogrzeb, co pociągało za sobą nowe wydatki: wobec tego ustawa zniosła i ten zwyczaj.

Jednak ustawy niewiele mogły zdziałać, pogrzeby pochłaniały wielkie sumy, zwłaszcza w okresie cesarstwa, kiedy i w tej dziedzinie, jak w każdej innej, przepych i wystawność nie malały lecz wzrastały. Poświadczony jest wypadek, kiedy ojciec całą sumę, jaką miał wydać na stroje, perły, drogie kamienie dla młodziutkiej córki, która miała wyjść za mąż, przeznaczył na pogrzebowe „kadzidło, olejki, wonności".

Orszak pogrzebowy otwierali muzykanci, auliści — tibicines oraz niewolnicy niosący płonące pochodnie; za nimi szły wynajęte płaczki, zawodząc żałobne pieśni — neniae: o ile zmarły piastował za życia urzędy, asystowali także liktorzy, w strojach czarnych, niosąc pęki rózeg liktorskich na znak żałoby skierowane ku ziemi. Charakterystycznym zjawiskiem w pogrzebach rzymskich był udział aktorów, teatralnych i mimów; pierwsi wygłaszali fragmenty czy sentencje z tragedii, odpowiadające treścią życiu i czynom zmarłego, a mim w masce przypominającej twarz zmarłego, przybrany w strój odpowiadający jego strojowi, odtwarzał scenki z jego życia, nie ograniczając się do pochwał, lecz także wytykając wady i słabostki. Według Swetoniusza. podczas pogrzebu cesarza Wespazjana, który za życia znany był z chciwości i skąpstwa, aktor Fawor, w masce odtwarzającej rysy cesarza, wypytywał głośno, ile też wynoszą koszty pogrzebu; kiedy usłyszał, że sto tysięcy sesterców, zawołał — odtwarzając niejako Wespazjana: „dajcie mi sto sesterców i rzućcie mnie chociażby do Tybru".

Dalej szli klienci albo wynajęci ludzie w nałożonych na twarze maskach przodków zmarłego, każdy w ubraniu, jakie przysługiwało z racji zajmowanych za życia stanowisk: jeżeli przedstawiał ktoś obywatela, który za życia był konsulem, nakładał togę z przetykanym pasem purpurowym, jeżeli odtwarzał imperatora — nakładał togę przetykaną czy haftowaną złotem itp. Przed tymi osobami odgrywającymi przodków rodu niesiono oznaki władzy, liktorskie rózgi i topory, które odpowiadały ich stanowiskom, jakie piastowali zaszycia. Za tymi ludźmi grającymi rolę zmarłych członków rodu niesiono łupy wojenne zdobyte ongiś przez zmarłego, insygnia jego władzy, bliskie mu przedmioty. Za1 nimi dopiero ludzie wynajęci lub wyzwoleńcy nieśli nosze — mary z ciałem zmarłego, któremu towarzyszyła rodzina, przyjaciele, wyzwoleńcy, znajomi, dalej urzędnicy, senat, o ile był to człowiek sprawujący urzędy, a zamykał kondukt tłum; symbolem żałoby był kolor czarny lub szary, kobiety, które na znak żałoby, rozpuszczały włosy, w czasach cesarstwa występowały podczas uroczystości pogrzebowych w sukniach białych — nie nakładały żadnych ozdób złotych, podobnie zresztą jak naężczyźpi.

Jeżeli zmarły piastował za życia wysoki urząd, a także gdy chowano kobietę — żonę dostojnika, orszak przechodził przez Forum Romanum. Tam zatrzymywano się, ludzie, którzy. występowali w roli przodków zmarłego, zasiadali na urzędowych krzesłach kurulnych a syn lub ktoś z osób bliskich zmarłemu wygłaszał mowę pogrzebową, pochwalną, jak mówi sam termin łaciński lau-datio funebris. Niekiedy, gdy zmarły był zaangażowany w sprawy polityki, a istniały różne stronnictwa czy ugrupowania, mowa pogrzebowa dzięki umiejętnościom retorycznym przemawiającego stawała się narzędziem propagandy politycznej; przykładem może być pogrzeb CezarałS.

Opisy pogrzebów w dziełach Tacyta i jego uwagi świadczą,, jak wielką wagę przywiązywali Rzymianie do zewnętrznej formy uroczystości pogrzebowych, uważali bowiem, że są one w pewnym stopniu odbiciem stosunku rodziny do osoby, którą chowano. Kiedy Germanik, bratanek cesarza Tyberiusza zmarł w Antiochii — (podejrzewano, że otruty został za sprawą Tyberiusza) przywieziono prochy do Brundyzjum; z Brundyzjum orszak pogrzebowy posuwał się do Rzymu i spotykał się wszędzie z oznakami szczerego żalu i oznakami żałoby: .....resztki jego popiołów nieśli na ramionach trybunowie i centurionowie; poprzedzały ich sztandary wojskowe bez żadnych ozdób, liktorzy nieśli zwrócone ku ziemi pęki rózeg; kiedy przechodzili przez miasta-kolonie, ludność w czerni, ekwici w odświętnych strojach palili — na co kogo stać było — materiały, kadzidło i inne ofiary składane przy takich okazjach. Nawet z odległych miast przychodzili ludzie i składali w ofierze bydlęta, wznosili ołtarze by uczcić pamięć zmarłego, a łzy ich i zawodzenie świadczyły o żalu". Pogrzeb Germanika był cichy i skromny, jakkolwiek ludność tłumnie asystowała przy obrzędach: „Dzień, w którym śmiertelne szczątki w grobowcu Augusta składano, był już to pogrążony w głuchym milczeniu, już to wstrząsany lamentami; zapełnione tłumem -ulice miasta, oświetlone pochodniami Pole Marsowe! Tu żołnierze w pełnej zbroi, urzędnicy bez oznak władzy, lud według dzielnic ustawiony..." Z rodziny cesarskiej nikt nie brał udziału w tych uroczystościach, co bardzo uraziło uczucia Rzymian. „Byli tacy" — pisze dalej Tacyt — „których raził brak okazałości właściwej oficjalnemu pogrzebowi; dla porównania przytaczali owe wspaniałe honory pośmiertne, jakie Oktawian August Druzusowi, ojcu Germanika, oddał: Wszak osobiście — mówiono — wśród najsroższej zimy wyszedł naprzeciw aż do Ticinum, nie odstępował zwłok i razem z nimi wszedł do stolicy; dookoła mar pełno było masek Klaudiuszów i Juliuszów; opłakano go na Forum, wychwalano z mównicy; wszystkie ceremonie wprowadzone przez przodków albo dodane w czasach późniejszych, w całej pełni zastosowano. Germanikowi odmówiono form uznania należnych każdemu wolnemu obywatelowi! Ciało jego w obcym kraju spalono pewnie byle jak: tym więc bardziej należało mu potem oddać to, co mu się należało... Gdzież są owe zwyczaje dawne?: wizerunek ustawiony przed marami, pieśni, które by przypominały zasługi zmarłego, mowy pochwalne, łzy lub przynajmniej zachowanie pozorów żałoby?"

Ilekroć spotykamy opis uroczystości pogrzebowych, uderza nas jak wielką wagę przywiązywano do wprowadzenia do konduktu pogrzebowego wielkiej ilości osób w maskach pośmiertnych, które reprezentowały członków rodów, z którymi zmarły był związany. Przy pogrzebach wystawnych wprowadzano także maski innych rodzin dla uświetnienia obrzędu. Tacyt opowiada, że Junię, związaną z mordercami Cezara — gdyż była siostrą Marka Brutusa i żoną Gajusza Kassjusza — uczczono i mową pochwalną i uroczystą formą pogrzebu; w orszaku pogrzebowym dwadzieścia najsławniejszych rodów było reprezentowanych przez maski pośmiertne, wśród nich Manliuszów, Kwinkcjuszów. Oczywiście zabrakło tam masek Brutusa i Kasjusza, lecz tym bardziej nazwiska ich górowały nad innymi15. Ale wróćmy do orszaku pogrzebowego. Z Forum skierowywano się albo na miejsce, gdzie zwłoki miały być złożone w grobie, albo na plac, gdzie je palono. Już prawa dwunastu tablic zabraniały palić. lub chować zmarłych w obrębie miasta. Teren miasta jednak szybko rozszerzał się i wzgórze Eskwilińskie, Czarnym przez Horacego zwane, gdzie chowano zmarłych znalazło się właściwie w obrębie miasta. Jeżeli miało się odbyć palenie zwłok — crematio, przechodzono na przeznaczony na ten cel ogrodzony plac miejski — ustrinum. Na stosie — rogus, bustum, pyra, wzniesionym z drewna, ustawiano łoże z ciałem zmarłego, dokoła składano używane przez niego przedmioty, broń, ubranie, dołączano ofiary, kadzidło, po czym ktoś z bliskich krewnych podpalał stos łuczywem odwracając w tym momencie twarz od stosu. Wtedy rozpoczynano ponowny ogólny płacz, conclamatio, w którym przewodziły wynajęte płaczki. Resztki ognia gaszono wodą lub winem, dopóki nie było ograniczeń. Następowało zbieranie kości i popiołów tzw. ossilegium; wzywano przy tym zmarłego czy raczej jego duszę; szczątki złożone w chuście skrapiano mlekiem, winem i wonnymi olejkami, by je wraz z wonnymi ziołami i miodem złożyć w urnie. Brak przekazów, kiedy odbywało się złożenie szczątków do urny i do grobu, wiadomo jedynie, że ustawy zabraniały urządzania ponownych uroczystości pogrzebowych. Urna — urna, olla, ossuaria, miała inskrypcję, rodzaj nekrologu. U Rzymian, podobnie jak u Greków, uznawano formę symbolicznego pochowania szczątków zmarłego; jeżeli z jakichś powodów nie można było tego aktu dokonać bezpośrednio, odcinano przed spaleniem zwłok palec, który chowano w ziemi, albo rzucano garść ziemi na urnę z popiołami. Cyceron interpretując zwyczaje pogrzebowe, twierdzi, że samo spalenie ciała nie jest pogrzebem, dopiero narzucenie ziemi (a więc chociażby symboliczne) pozwala uważać zmarłego za pogrzebanego: „Bo póki kość nie jest zagrzebana do ziemi, miejsce, gdzie zostało spalone ciało, nie odbiera żadnej czci religijnej; dopiero po narzuceniu na nią ziemi uważa się, że zmarły został pogrzebany, a miejsce to zyskuje nazwę grobu, który otrzymuje rozliczne przywileje religijne. Dlatego Publiusz Mucjusz orzekł, że gdy chodzi o człowieka zabitego na statku i następnie wrzuconego do morza, to — ponieważ kości jego nie zostały na ziemi — rodzina jest zupełnie wolna od winy: trzeba tylko, żeby spadkobierca złożył świnię w ofierze i żeby przez trzy dni świętowano, przy czym za niewiastę ma być ofiara z wieprza; gdy zaś chodzi o człowieka, który umarł śmiercią naturalną na morzu, to obowiązuje to samo, 'prócz ofiary i świętowania'.

Niezależnie od tego, czy złożono ciało w ziemi czy w grobie, czy też złożono w ziemi urnę ze spalonymi szczątkami, uczestnicy rozchodząc się żegnali zmarłego tymi samymi formułkami: żegnaj, nieskazitelna duszo — have, anima candida, niechaj kości leżą wygodnie — molliter ossa cubent, niechaj ziemia nie ciąży kościom — terra sit super ossa levis, i najbardziej znane, zwięzłe pożegnanie: niech ci ziemia lekką będzie — sit tibi terra levis. t

Oczyszczano się wodą od zmazy, jaką przynosiło zetknięcie się z ciałem zmarłego. Przedstawiciel rodziny urządzał stypę — epulae funebres, zamożni obywatele rozszerzali ten zwyczaj na rozdawnictwo mięsa — visceratio albo datków pieniężnych dla ubogiej ludności.

Wracano także do prastarych zwyczajów urządzania widowisk przez rodzinę zmarłego; były to przede wszystkim, walki gladiatorów— munera; raz jeden mamy poświadczone przez Liwiusza widowiska teatralne — ludi, które w r. 174 p.n.e. urządził Tytus Flaminiusz dla uczczenia pamięci zmarłego ojca; przeznaczył na widowiska teatralne cztery dni — ludis scaenicis ąuadriduum de-dit18. Ale wymieniając inne widowiska rozróżnia Liwiusz munera, a więc walki gladiatorów, i ludi funebres, które prawdopodobnie były przedstawieniami w teatrze. Przecież dla uczczenia pamięci zwycięzcy spod Pydny, Lucjusza Emiliusza Paulusa, w ramach uroczystości pogrzebowych wystawiano dwie komedie Te-rencjusza. Urządzenie widowisk należało wprawdzie do obowiązków edylów urzędujących, lecz finansował imprezę obywatel, który chciał uczcić w ten sposób pamięć bliskiej mu osoby.

Żaden najwspanialszy pogrzeb znakomitego obywatela nie dorównywał wystawnością pogrzebom cesarzy, zwłaszcza gdy senat podjął uchwałę, by zmarłego władcę zaliczyć do grona .bogów, czyli przeprowadzić ubóstwienie. Łączy się to z rozpowszechniającym tSię w Rzymie, pod wpływem wschodu, kultem władcy za jego życia i po śmierci. Zewnętrzną formą tego ubóstwienia była konsekracja —'¦ consecratio, apotheosis, przeprowadzona na uroczystym posiedzeniu senatu; nie należy przypuszczać, że odgrywała tutaj rolę wiara w nieśmiertelność duszy i myśl o wprowadzeniu duszy cesarza do grona bogów olimpijskich, chodziło tylko o obowiązkowe zachowywanie trwałej czci dla pamięci danego cesarza. Pierwszym był już Cezar, którego ubóstwienie przeprowadził Oktawian, nadając mu tytuł divus — boski, i poświęcając mu świątynię i wyznaczając kapłanów. Podobnie i następnym cesarzom „ubóstwionym" dodawano tytuł ,,divus". Utrzymywała się forma konsekracji za Flawiuszów, Antoninów i Sewerów. Dostąpił tego zaszczytu także Septimiusz Sewer (193-211), którego uroczystości pogrzebowe opisał Herodian, nie jako szczególny przypadek, lecz dając ogólny obraz tego rodzaju uroczystości:

„(...) W całym mieście obchodzi się wówczas żałobę połączoną z religijnymi obrzędami. Ciało zmarłego grzebią z kosztowną wystawnością obyczajem innych ludzi; sporządzają natomiast z wosku wizerunek jego najzupełniej podobny do zmarłego i układają go na bardzo wielkim łożu z kości słoniowej, wysoko umieszczonym u wejścia do pałacu cesarskiego, a na dole rozpościerają złotem przetykane kobierce. Tak wizerunek ten, odtwarzający chorego z bladym obliczem, leży wystawiony na widok publiczny. Po obu zaś stronach łoża siedzą przez większą część dnia po lewej .wszyscy senatorowie przybrani w czarne okrycia, po prawej wszystkie kobiety, które czy to ze względu na męża, czy na ojca otoczone są największym szacunkiem. Na żadnej z nich nie widać jednak ozdób ze złota ani jakiegokolwiek naszyjnika, ale są odziane w skromne białe szaty, które im nadają żałobny charakter. Trwa to przez siedem dni. Od czasu do czasu przychodzą lekarze, zbliżają się do łoża i następnie spojrzawszy na chorego obwieszczają za każdym razem, że stan jego się pogarsza.

Skoro zaś orzekną, że umarł, podnoszą łoże najznakomitsi młodzi ludzie ze stanu rycerskiego i wybrani młodzieńcy ze stanu senatorskiego, niosą je przez Świętą Drogę i składają na starym

forum w miejscu, gdzie urzędnicy rzymscy ustępując z godności składają przysięgę. Po obu stronach ustawione jest rusztowanie wznoszące się stopniowo i z jednej strony stoi chór chłopców z najznakomitszych i najszlachetniejszych rodzin, z przeciwnej zaś chór dziewcząt z rodzin uchodzących za najpoważniejsze; jedni i drudzy śpiewają na cześć zmarłego hymny i peany o poważnej i żałobnej melodii. Następnie podnoszą łoże i zanoszą je poza miasto na tzw. Pole Marsowe, gdzie w najszerszej części równiny ustawiona jest budowla o czterech równych bokach, wzniesiona na kształt domu bez użycia jakiegokolwiek innego materiału, prócz tylko potężnych belek drewnianych, ze sobą spojonych. Cała ta budowla jest wewnątrz wypełniona chrustem, z zewnątrz zaś przyozdobiona jest kobiercami złotem przetykanymi, posągami z kości słoniowej i barwnymi malowidłami. Na niej stoi z kolei druga budowla kształtem i ozdobami do niej zupełnie podobna, ale mniejsza, v^ otwartymi drzwiczkami i bramami. Na niej wznosi się trzecia i czwarta, znowu mniejsza niż poprzednia, a w końcu zamyka całość najmniejsza już z nich. Z kształtu można by porównać tę wzniesioną w taki sposób budowlę do strażnic świetlnych, które stoją w portach u wejścia i przy pomocy ognia zapewniają okrętom bezpieczny wjazd w nocy; pospolicie nazywają się faru-sami. Otóż w drugiej z kolei budowli złożono wzniesione tam łoże oraz przyniesiono tam i całymi stosami zesypano wszelkie won--ności i kadzidła, jakie tylko ziemia wydaje, owoce wszelkie, zioła, jako też płyny zebrane dla miłego zapachu. Bo nie ma prowincji i miasta, nie ma człowieka posiadającego jakąś godność i znaczenie, który by nie poczuwał się do obowiązku przesłania ku czci cesarza takich ostatnich darów. Kiedy więc wzniesie się ta olbrzymia sterta wonności i cała budowla się nimi zapełni, odbywa się wokół tak przygotowanego stpsu objazd konny i całe rycerstwo krąży dookoła w pewnym porządku, objeżdżając pędem budynek w rytmie tanecznym. W podobnym porządku krążą również wozy wiozące stojących na nich woźniców przybranych w purpurowe szaty, noszących na twarzy maski odtwarzające oblicze tych, którzy zdobyli sobie sławę u Rzymian jako wodzowie albo cesarze. Po zakończeniu tego następca cesarza, który po nim objął władzę, ująwszy płonącą pochodnię, przykłada ją do budowli, a równocześnie i inni z wszystkich stron podkładają ogień, że zaś budowla wypełniona jest chrustem i kadzidłami, więc wszystko z wielką łatwością i szybością ogarniają płomienie. Z najwyższej i najmniejszej części budynku jakby z jakiejś strażnicy wypuszczają orła, który wznosi się wraz z ogniem w powietrze, unosząc według wierzeń rzymskich z ziemi do nieba duszę cesarza. Od tego czasu odbiera on cześć boską pomiędzy innymi bogami"19. Okres żałoby trwał krótko, dziewięć dni, który kończyło złożenie ofiary, sacri-ficium novemdiale (novem — dziewięć) z wina, oliwy i krwi zwierząt ofiarnych. Pamięć o zmarłych jednak trwała: Seneka pocieszając Marullusa po śmierci synka, tak pisze: „Zaprawdę, zapomnieć o swoich bliskich i pamięć o nich pogrzebać wraz ze zwłokami, bez miary opłakiwać, ale potem bardzo rzadko wspominać — to postępowanie niegodne człowieka. W ten sposób kochają swo-' ich najbliższych ptaki, w ten sposób kochają dzikie zwierzęta, których- miłość jest gorąca i prawie szalona, lecz wraz z utratą istot ukochanych gaśnie. Nie przystoi to jednak rozsądnemu mężowi: niech on zawsze pamięta o zmarłych, lecz niechaj przestanie ich opłakiwać"20. Pamiętali Rzymianie o zmarłych: pamięć ich czcili ofiarami, składaniem kwiatów na grobach w rocznicę śmierci oraz w dniu Święta umarłych, dies parentales — parentalia, które obchodzono w lutym M. Wierzenia, tradycje, libitinarius z całym orszakiem pomocników, wystawność, żeby nie powiedzieć widowiskowość pogrzebów — to wszystko dostępne było dla ludzi zamożnych. Biedocie wierzenia i tradycja nie pokryły kosztów pogrzebu, toteż po śmierci los obchodził się z nimi równie okrutnie jak za życia: pogrzeb nocą, bez trumny, gdyż była zbyt kosztowna, wrzucenie do wspólnego dołu.

Były jednak próby organizowania instytucji społecznych, które przychodziłyby z pomocą ludziom, którzy znajdują się w ciężkiej sytuacji materialnej, a przede wszystkim pokryłyby koszta pogrzebu. Założenie zrzeszenia, stowarzyszenia — collegium wymagało zezwolenia władz i zatwierdzenia, gdyż obawiano się działalności wywrotowej, knowań przeciwko władzy. Dokument z Lanuwium z r. 136 p.n.e. stanowi świadectwo, że w tym okresie trudności w zorganizowaniu collegium były mniejsze. Poparciem władz cieszyły się collegia tenuiorum, których celem było głównie pokrycie kosztów pogrzebu osób należących do tego zrzeszenia względnie członków ich rodzin, albo udzielenie zapomogi. Działalność tych kollegiów rozwinęła się i stały się swego rodzaju towarzystwami dobroczynności. Niektóre kollegia tego typu miały do dyspozycji nawet większe sumy pieniędzy dzięki temu, że ludzie zamożni przekazywali datki, zobowiązując zrzeszenie do urządzania po ich śmierci uroczystości dla uczczenia pamięci ofiarodawców. Urządzano więc przyjęcia, które z czasem zastąpiono rozdawnictwem żywności i zasiłków, co stanowiło cenną pomoc dla biedoty, .

Podobną instytucją były w czasach cesarstwa kollegia w armii rzymskiej, które też stanowiły pewien etap w rozwoju instytucji społecznych (dalszym etapem była np. emerytura dla zasłużonych aktorów)w. Nie mogły istnieć zrzeszenia żołnierzy w czynnej służbie, więc powstały collegia veteranorum — wysłużonych, które zapewniały swym członkom odpowiedni pogrzeb. Niezależnie od tego, była przy każdym legionie „Kasa oszczędnościowa", do której żołnierze wpłacali ustaloną sumę i wycofywali" ją po odbyciu służby wojskowej. Fundusz ten wzrastał, gdyż w niektórych wypadkach,, np. przed ukończeniem służby w danym legionie, nie wypłacono całej złożonej przez żołnierza sumy; tak np. według statutu trębaczy — cornicines nowy członek wpłacał 750 denarów jako tzw. scammarium; przy wycofywaniu składki przed ukończeniem służby w legionie (np. przeniesienie do innego legionu) < zainteresowany otrzymywał tylko 700 denarów. Ze względu na omawiany temat interesuje nas przede wszystkim collegium funeraticium — pogrzebowe, które nie miało prawa , odbywania zebrań, a celem jego było zapewnienie członkom urządzenia pogrzebu bez narażania ich rodziny na koszty. Oczywiście fundusz ten powstawał ze składek żołnierskich. Wspomniane organizacje wojskowe przypadają na okres panowania Sewerów, kiedy to wzrastała liczba innych organizacji, handlowych, przemysłowych, a cesarze starali się o podniesienie standardu życiowego w wojsku, na którym przecież opierali swoją siłę i władzę M. • Niezwykle cennym i obfitym materiałem ilustrującym stosunek żywych do zmarłych, o poszanowaniu ich pamięci są epitafia, inskrypcje na grobach, które rzadko podają dokładne dane biograficzne zmarłego, ale zawierają refleksje na temat nietrwałości życia ludzkiego, ubolewania nad przedwcześnie zmarłymi młodymi dziewczętami i chłopcami, niekiedy nawet podają okoliczności i przyczynę śmierci.

O grobowce dbano od czasów najdawniejszych do późnych i niekiedy za życia przygotowywano już sobie miejsce spoczynku, albo w testamencie wyrażano życzenia co do formy grobowca. Grobowce bywały niekiedy ogromnych rozmiarów, otoczone ogrodami i plantacjami; wielkie wymagania mieli zwłaszcza snobi i dorobkiewicze. Jak widział swój grobowiec dorobkiewicz Trymal-chion opisuje Petroniusz. Wśród gości na uczcie u Trymalchiona był, podobny swym zachowaniem się do gospodarza, właściciel pracowni kamieniarskiej „...który wyrabiał, jak mówiono, najlepsze nagrobki". Do niego to zwraca się podczas uczty Trymalchion: „Cóż tam, najdroższy przyjacielu, czy budujesz mój pomnik, jak ci to poleciłem? Bardzo cię proszę, byś u stóp mego posągu umieścił suczkę i wieńce, i łagiewki z maściami, i wszystkie walki gladiatora Petraitesa, bym dzięki tobie mógł żyć po śmierci; nadto — niech ma długości sto stóp, a głębokości stóp dwieście, bo chcę mieć wkoło popiołów swoich wszelkiego rodzaju owoce i obszerną winnicę, jest to bowiem opacznie, dbać o zdobność domu, póki się żyje, a nie dbać o ten dom, gdzie dłużej mieszkać się będzie. I przeto pragnę, by zaznaczono: „Pomnik ten nie przechodzi na spadkobiercę"24. Zresztą nie omieszkam zawarować sobie testamentem, by mnie po śmierci nie krzywdzono. Przeznaczę bowiem jednego ze swych wyzwoleńców do "strzeżenia mego grobu, by lud nie załatwiał potrzeby na moim pomniku. Proszę cię też, byś przedstawił na pomniku statki płynące żaglami25 i mnie siedzącego na trybunie w białej todze z purpurowym brzegiem, z pięcioma złotymi pierścieniami, sypiącego pieniędzmi z woreczka; bo> wiesz, że wydałem zabawę publiczną, dwa denary na głowę. Można umieścić też, jeśli uznasz, stoły z jadłem i cały lud — jak sobie dogadza. Po mojej prawicy ustaw posąg mej Fortunaty (żony): z gołębicą w re.ee, i niech prowadzi suczkę uwiązaną do przepaski,, i mego chłopaczka, i duże amfory zatkane gipsem, by wino nie wyciekło. I możesz wyrzeźbić jedną urnę rozbitą i płaczącego nad nią niewolnika. We środku — zegar słoneczny, by każdy, kto spojrzy na godzinę, musiał chcąc nie chcąc przeczytać tam moje imię. Co do napisu, to rozważ dokładnie, czy dostatecznym wyda ci się następujący: „Gajusz Pompejusz Trymalchion Mecenatianus tu leży. Przyznano mu serwirat w jego nieobecności; mógł mieć dostęp do wszystkich dekurji rzymskich, ale nie chciał. Był oddany, dzielny i wierny. Wyrósł z małego^ Zostawił trzydzieści milionów sesterców, nigdy nie słuchał filozofów. Bądź zdrów. — I ty także"*". Znacznie późniejszy, lecz autentyczny, jest testament jakiegoś Ligona (z X wieku n.e.): „Chcę, ażeby grobowiec, który kazałem zbudować, został wykonany według takiego wzoru, ażeby była eksedra, na której ma być umieszczony mój posąg w pozycji siedzącej, wykonany z jak najlepszego marmuru zamorskiego albo z jak najlepszych płyt spiżu, wysokości nie mniej niż. 5 stóp. ...Przed tym ma być zrobiony ołtarz z kamienia z Luny (w Etrurii), pięknie wyrzeźbiony i tam mają być złożone moje kości. Budowla ta niech zostanie zamknięta kamieniem z Luny, w ten sposób, żeby można było łatwo otworzyć i znowu zamknąć... Życzę sobie, ażeby wraz z moim ciałem zostały spalone przybory (narzędzia), jakie zgromadziłem do polowania i łowienia ptaków; wraz z dzidami, mieczami, nożami, spalić siecie, sidła, potrzaski"


TROJJEDYNA CHOREJ A

I PIEŚŃ

Trójjedyna choreja, złożona z elementu wokalnego; instrumentalnego i tanecznego, czyli ze śpiewu, muzyki i tańca, towarzyszyła w Grecji od czasów najdawniejszych wszelkim obrzędom religijnym, chociaż spąłniała także i inne role. Mitologia ma już swoich przedstawicieli tych sztuk pięknych: Apollo, jako Musa-getes — Przewodnik muz, daje im i poetom natchnienie. Jednym z atrybutów boga jest instrument — lira, bóg staje do konkursów muzycznych, lecz biada temu, kto ośmieli się z nim zmierzyć lub kunsztu jego nie docenić (np. w micie o królu Midasie i jego oślich uszach). Świat nimf, muz, menad jest roztańczony i rozśpiewany.

Początki muzyki i pieśni przypisywano legendarnym muzy-kom-śpiewakom: Orfeuszowi, Linosowi, Muzajosowi, Amfionowi, Eumolposowi, Marsjaszowi. Każdy z nich reprezentował inny instrument, inny rodzaj pieśni, wszyscy jednak byli pod opieką tych samych muz: Euterpe, Erato r Polihymnii; taniec tylko miał swą własną patronkę — Terpsychorę. . i

Z tych trzech elementów trójjedynej chorei na pierwszym miejscu należy uwzględnić śpiew* a początków jego nie szukano w obrzędowości kulturowej, lecz przy warsztatach pracy. Rytm i harmonia — to podstawy wszystkich trzech wymienionych sztuk, ale po raz pierwszy zawtórowała pieśń rytmicznym ruchom wykonywanym przy pracy i rytmem jej ruchów kierowała; czy była to pieśń śpiewana przy obracaniu ciężkich żaren-młynów, czy przy wyciąganiu wiader z wodą, czy było to nawoływanie regulujące przenoszenie ciężarów lub towarzyszące uderzeniom młota o kowadło, czy siekiery o drzewo — zawsze można było dosłuchać się w pieśni rytmu narzuconego jej przez rytm związanej z nią pracy. Jednolity wysiłek podejmowany zgodnie z narzucanym rytmem ułatwia pracę, zwłaszcza zespołową (podawanie ciężarów, wyciąganie łodzi -na brzeg itp.), a wyłamanie się z rytmu hamuje tempo pracy i utrudnia jej wykonywanie. Konieczność zespolenia wysiłków w dążeniu do osiągnięcia celu przedstawia Arystofanes w komedii Pokój w scenie wydobywania bogini pokoju — Eirene z groty przywalonej głazami. Jak długo niektórzy się ociągają i ruchy nie są skoordynowane, praca nie daje wyników, aż Hermes, 'kierujący akcją woła:

Nic nie wychodzi, ludzie! Daleft wszyscy społem, jeszcze raz, z całej siły chwyćmy za powrozy.

Te rytmiczne nawoływania były pierwszą formą pieśni przy pracy; słowa-sygnały stały się zalążkiem pieśni roboczej, która powstała, gdy dodano słowa pokrywające się z rytmem nawoływań, a tym samem z rytmem pracy. Ksenofont mówi o korzyściach, jakie daje praca zespołów niewolniczych wykonywana rytmicznie: nabierała dobrego tempa i ułatwiała nadzór nad niewolnikami (Oikonomikos VIII 8). I'nie było to samowolne rzucanie „sygnałów", lecz w wielu wypadkach stosowano je obowiązkowo. Tak np. wiosłowano rytmicznie stosując się do hasła podawanego przez kierującego zespołem wioślarzy (tzw. keleustes); «w Rzymie był to hortator lub pausarius (por. Seneka, Listy 56, 5; Marcjalis, III 67, 4). Już Ksenofont wspomina, że niekiedy wiosłowano w takt muzyki. Wiadomości przekazane przez źródła literackie zostały potwierdzone przez zabytki kultury materialnej. Zachowana mykeńska figurka gliniana przedstawia grupę kobiet wyrabiających ciasto na chleb; obok stołu stoi aulista, którego gra nie miała na celu uprzyjemnianie kobietom pracy, lecz celem jej było utrzymanie jej we właściwym rytmie i co ważniejsze — w tempie! Podobnie przy tonach aulosu obijano ziarno w moździerzach, tłuczono winne grona. Instrument wkraczał w różne dziedziny życia starożytnych, i kiedy wymierzano niewolnikowi chłostę przy dźwiękach aulosu nie chodziło bynajmniej o przygłuszenie jęków ofiary, lecz o zachowanie rytmiczności uderzeń (Athenajos, XII 518b; IV 154a). W wojsku trąby i rogi dawały nie tylko hasło do wymarszu, ale też utrzymywały miarowość kroku, niekiedy nawet, zastępowano głos trąby łagodnymi tonami aulosu.

„Tukidydes, największy autorytet wśród historyków greckich, opowiada, że Spartanie, mający największe doświadczenie w dziedzinie wojskowości, nie stosowali podczas bitew haseł dawanych na trąbach i rogach, lecz wprowadzili grę na aulosach; nie robili tego ze względu na jakieś obrzędy religijne czy ceremonie, ani też w celu podniesienia i rozbudzenia odwagi żołnierzy, co było zadaniem trąb i rogów, lecz przeciwnie, ażeby żołnierze byli bardziej zrównoważeni i utrzymani w szeregach, ponieważ tony aulosu działają uspokajająco. Uważali oni, że w starciach z wrogiem, zwłaszcza na początku bitwy, nic bardziej nie pomaga w zachowaniu bezpieczeństwa i podtrzymaniu bojowego ducha żołnierzy, jak stopniowe opanowanie ich roznamiętnienia łagodniejszymi tonami. Kiedy więc oddziały były uzbrojone, szyki gotowe do boju i zaczynano posuwać się w stronę wroga, auliści rozrzuceni wśród wojska zaczynali swą grę. Tony tej muzyki spokojnej, łagodnej zarazem podniosłej^ opanowywały podniecenie i zryw żołnierzy, tak że nie rzucali się do ataku w bezładnej rozsypce.

Wiadomo, że także Kreteńczycy szli- zazwyczaj do bitwy przy akompaniamencie kitary, która poddawała im tempo kroku w marszu. A król Lidii, Alyattes, który trzymał się zwyczajów cudzoziemskich i tonął w zbytku, kiedy "prowadził wojnę z Miletem, miał w wojsku — jak podaje Herodot w swojej Historii — uzbrojonych muzykantów grających na fujarkach, kitarach, i nawet kobiety-aulistki, z tych, co to zabawiają wesołych biesiadników" (Aulus Gelliusz, I 11).

Najczęściej — w różnych dziedzinach życia towarzyszył czynnościom aulos. Ciekawe, że znaczenie zachował długo, gdyż tenże autor wspomina o roli aulistów podczas zebrań w Rzymie. „Ale te aulosy spartańskie przypomniały mi ów aulos używany na zebraniach: podobno kiedy Gajusz Grakchus przemawiał do ludu, towarzyszyła mu gra na aulosie i kierowała jego przemówieniem... Marek Cyceron przypuszcza, że aulista ten, którego wprowadził Gajusz Grakchus, miał dwa zadania: ażeby tonami już to spokojnymi już to przyspieszonymi podniecać jego wymowę, kiedy się wyczerpywał, to znów hamować, kiedy się zbytnio podniecał i unosił" (Aulus Gelliusz, l.c.)

Kiedy sygnały — hasła słowne — zastąpiła ludowa pieśń ze słowami, charakterystyczną jej cechą była nuta zawodząca. Czy była to pieśń niewolników obracających żarna lub dźwigających snopy w gospodarstwach panów greckich, czy pieśń niewolników pracujących w latifundiach rzymskich, czy pieśń najemników czasów znacznie późniejszych — nuta zawodząca zawsze w niej występuje \

Ciekawe jest spostrzeżenie Romana Grubera2, który podkreśla nie zauważoną przed nim, jak twierdzi, rolę niewolników w rozwoju pieśni i muzyki greckiej okresu homerowego i czasów późniejszych. Zwraca on uwagę na fakt, że śpiewy niewolników — przeważnie obcego pochodzenia — rozlegały się przy robotach w polu, przy pracy w domu, i że śpiew ich nie pozostał bez wpływu na elementy rodzime greckie. Tą drogą dostały się do kultury greckiej pierwsze obce elementy — w pieśni i w tańcu — które przewyższały niekiedy poziomem rodzimą twórczość grecką i przyczyniły się do szybkiego rozwoju muzyki greckiej.

1 Tak np. Estonka zawodziła przy pracy: „Ja biedna niewolnica, służę ża zapłatę, w łańcuchy zakuta niewolnica; zawsze ja muszę iść; zawsze być pierwszą — choćby niebo zionęło ogniem, choćby deszcze mnie młóciły...". A Gruzini przy pracy nucili: „Trud naszych rąk — pszenica — będzie dla drugiego; żona i dzieci w domu siedzą głodne, nie ma komu dbać o nie; pokarm ich — bierze kto inny; łzy wylewa młoda matka, pierś jej wysycha od głodu i płacze mała dziecina". T. Zieliński.

Z czasem motywy pieśni ludowych znalazły miejsce w twórczości poetów — w epigramatach, a przede wszystkim w sielankach (np. Teokryta: Żeńcy; O Kądzieli; prawdopodobnie do tego rodzaju poezji należał nie zachowany utwór poetki Erynny pt. Wrzeciono). Do twórczości ludowej należy zaliczyć także pieśń żebraczą, jakkolwiek ta ma już pewne powiązania ze zwyczajami lokalnymi, a nawet z obrzędami świątecznymi. Folklor miał także swoje konkursy, np. urządzano śpiewacze zawody chłopów ku czci Artemidy. Uczestnicy konkursu przynosili wielkie placki-chleby, bukłaki wina, sery, warzywa, a zwycięzca w konkursie śpiewaczym zabierał te dary od pokonanego zawodnika. Śpiewacy pokonani w zawodach, pozbawieni swoich zapasów żywności, chodzili od domu do domu po prośbie; w żartobliwych piosenkach prosili o dary, dziękowali za otrzymane; zachowała się piosenka, w której proszący składają życzenia tym, którzy ich wspomogą: Przyjmij ten szczęśliwy los, Przyjmij to zdrowie, Które niesiemy od bogini, Które ona w domu wprowadza.

Podobnie różne uroczyste obrzędy, dożynki, święta rzemieślników, łączyły się z wesołymi pochodami, a młodzież i dzieci obchodziły domy, śpiewając okolicznościowe piosenki i prosząc o datki. W tych „żebraczych" pieśniach występowały wspólne motywy: prośba do bóstwa o błogosławieństwo dla mieszkańców domu, prośba o dary, wreszcie groźba — która miała się spełnić, gdyby proszący nie zostali obdarowani.

Podczas świąt Oschoforii obchodzonych w Attyce młodzi chłopcy chodzili po domach z gałązką oliwki lub drzewa laurowego ozdobioną wstążkami, słodyczami i owocami: gałązkę tę nazywano eiresione, a od niej przejęła nazwę także okolicznościowa pieśń, która była właściwie pieśnią dożynkową. Dzięki Plutarch,owi (Te-zeusz 22, 10) znamy trzy wiersze takiej piosenki:

Figi unosi gałązka i placki z mąki pszenicznej,

Miód w małych czarkach, oliwą wśród liści umocowaną,

Wino bez wody w kubeczkach, by zasnąć po pijatyce...6

Natomiast Pseudo-Herodotowy Żywot Homera przekazał nam całą pieśń śpiewaną przy obnoszeniu eiresione, która była symbolem Eufrozyne, Plutosa i Eirene — Zadowolenia, Dostatku i Pokoju. Jest to pieśń w heksametrach, wygłaszana rzekomo przez rapso-da-żebraka na wyspie Samos:

Tu, przed domostwem stajemy wielce możnego człowieka,

Który choć mienia ma wiele, tak wiele wciąż wrzeszczy o biedzie.

Same otwórzcie się wrota! tu bowiem bogactwo w gościnę . '

Wejdzie obfite i razem z bogactwem radosne wesele I pożyteczny nam pokój! Nuże, niech wszystkie naczynia — Ile ich jest — będą pełne! Niech ciasto wyrasta w dzieży! Niechże kobietę, co żoną syna twego zostanie, Muły o nogach wytrwałych przywiozą do tego domu I niech zasiądzie przy krosnach, by snuć błyszczące przędziwo. A ja tu do was powrócę, wrócę — co rok — jak jaskółka, Przystanę przed waszym progiem. ,

, Jeśli coś dasz, czy też nie dasz, my nie będziemy już stali, Bo nie mieszkamy wraz z wami, z daleka tu przybywamy '.


II MUZYKA

Muzyka, wynalazek bogów, jest pod każdym względem sztuką godną uznania. Starożytni uprawiali ją zgodnie z jej wartością, tak jak inne sztuki...

Jest właściwie rzeczą oczywistą, że starożytnym Grekom najbardziej zależało na wychowaniu muzycznym. Uważali; że dusze młodzieńców należy kształtować przy pomocy muzyki oraz przygotowywać do godziwego życia, gdyż muzyka jest bez wątpienia przydatna w każdej okoliczności i przy wykonywaniu każdej czynności...

(Plutarch, O muzyce 144 ł nn.)

Ten posążek cykady z brązu ofiarowuje Lokryjczyk Eunomos bóstwu likoryjskiemu na pamiątkę konkursu, który przyniósł mu wieniec zwycięstwa. Były to zawody muzyków, a rywalem Eunomosa był Partes.' Kiedy tylko zadźwięczała lira uderzana pałeczką Lokryjczyka, nagle z ostrym świstem pękła jedna struna. Ale zanim zdążyła się zmącić harmonia tonów, oto cykada jakaś, rozdźwięczona delikatnym swoim szmerem, przysiadła na lirze —i głos jej zastąpił ton brakującej struny. Swój szczebiot wieśniaczy, tę śpiewkę, która dotąd rozbrzmiewała tylko w cieniu gajów, potrafiła tak pięknie dostroić do granej przez muzyka melodii!

Trudno mówiąc o śpiewie i pieśni nie wspomnieć o instrumentach i muzyce, z którą pieśń bardzo wcześnie się związała, bo właściwie sama muzyka, jako samodzielna sztuka, nie istniała: towarzyszyła zawsze słowu — pieśni, recytacji, albo gestom — tańcom. Instrumentów było wiele, i były to zarówno instrumenty perkusyjne (najstarsze), strunowe i dęte. Byli też teoretycy, którzy zajmując się muzyką zajmowali się i instrumentami, żeby wymienić Arystydesa Kwinty liana z w. III n.e., a więc z czasów późnych, ale' dzięki temu mógł ocenić zmiany jakie zachodziły w rozwoju muzyki i ocenić jej rolę.

Instrumenty perkusyjne były wykonywane z metalu, kości, skóry i drewna. Wśród tych często jest wymieniany instrument kymbalon (łac. cymbalum), który niczym nie przypominał dzisiejszych „cymbałów". Instrument ten składał się z dwóch niedużych metalowych równych półkul wydrążonych i zakończonych obrzeżeniem. Każda z półkul miała płaski pierścień, który służył jako uchwyt. Trzymając każdą półkulę w jednej ręce uderzano nimi jedną o drugą. Wcześniejszy typ kymbalon składał się z dwóch małych płaskich talerzy, które miały od zewnątrz walcowaty krótki uchwyt. Kymbalon był używany przy obrzędach religijnych ku czci Dionizosa i Kybele — Wielkiej Macierzy Bogów, oraz przy tańcach. Bardziej prymitywny od kymbalonu był instrument przyjęty z Sycylii, zwany krótolon lub krembalon zbliżony do kasta-nietów. Składał się z dwóch muszli, z dwóch kawałków metalu albo z dwóch złączonych z sobą kawałków drewna. Trzymając obie części uderzano nimi o siebie.

Tympanon łac. tympanum — to bębenek w rodzaju tamburynu; był to instrument przyjęty ze wschodu; okrągłe, sklepione, drewniane lub metalowe pudło, obciągnięte z jednej strony skórą dla uzyskania resonansu. W tympanon uderzano ręką albo metalowymi krążkami, umocowanymi przy obwodzie instrumentu. Tympanon był także instrumentem używanym podczas obrzędów głośnych, jak ku czci Dionizosa, Kybeli a także Demeter, wtedy jednak gdy zależało na utrzymaniu rytmu marsza lub odpowiedniego tańca. Tympanon' akompaniował także w komedii oraz podczas sympozjonów. Wraz z kultem Izydy przyjął się instrument sistron, (łac. sistrum), bardzo rozpowszechniony w w. I w Rzymie. Była to swego rodzaju grzechotka, złożona z wygiętego pasa metalowego, który miał z obu stron" otwory, przez które były przeprowadzone laseczki metalowe, na końcach wygięte. Trzymano za długi uchwyt, na którym był osadzony ów metalowy pas, i potrząsano nim rytmicznie. Był także mały bębenek gliniany — orybaja. Do instrumentów perkusyjnych należy także zaliczyć specjalne urządzenie, jakim było krupezion nakładane na stopy,' były to dwie grube metalowe lub drewniane płyty złożone pod kątem ostrym z głębokim wycięciem, w którym umieszczano dzwoneczki albo metalowe płytki. Urządzenie to przymocowywano do stopy rzemykami albo płóciennymi tasiemkami. Instrument naciskany stopą wydawał dźwięk. Był to instrument dyrygentów, którzy wybijając rytm kierowali prowadzonym przez siebie chórem.

Niektórzy zaliczają do instrumentów perkusyjnych także dzwony, dzwonki, które służyły do dawania sygnałów; fakt, że znajdowano po kilka dzwonów obok siebie różnej wielkości, nasunął przypuszczenia, że może już starożytność wykorzystywała ten układ do wykonywania melodii.

Z instrumentów strunowych najbardziej rozpowszechniona była lira, którą według mitologicznych opowiadań miał wynaleźć Hermes: wykonał ją ze skorupy żółwia, na której naciągnął struny z wnętrzności zwierza. Ofiarował instrument — godnemu tego— opiekunowi muzyki Apbllinowi. Jednak niezależnie od mitu pudło rezonansowe liry stanowiła istotnie skorupa żółwia (stąd nazwa chelys — żółw); z czasem dopiero zastąpiono ją pudłem drewnianym lub z brązu o odpowiednim kształcie; pudło drewniane pokrywano płytkami szyldkretowymi i od strony wewnętrznej obciągano membraną ze skóry. U dołu instrumentu był strun-' nik — chordotonom. Ramiona pechys były wykonane z rogów kozła, jelenia lub antylopy. Struny w liczbie siedmiu, jednakowej długości, z jelit lub ze ścięgien zwierzęcych, umocowywano na strunniku, a z drugiej strony do poprzeczki, łączącej oba ramiona, zwanej zygon (dzygon). Struny szarpano drewnianą lub metalową pałeczką zwaną plektron łac. plectrum. Kdtarę -r- kit-haris, kithara (łac. cithara) uważano za udoskonaloną formę liry. Jednak były tu zasadnicze różnice: instrument był czworokątny, wykonany z drewna, ramiona jego były krótsze od ramion liry; zachowano struny w liczbie siedmiu, jakkolwiek słyszy się o kita-rze wirtuozowskiej — dziewięciostrunnej. U Homera już pojawia się strunowy instrument forminga — forminx, o czterech strunach. Barbiton — barbitos, był bardziej formą zbliżony do liry,, zwany nawet lirą dionizyjską, miał jednak kształt bardziej wydłużony; zasadniczo miał siedem strun, ale mógł mieć i więcej. Poza tym były różne odmiany iristrumentów w rodzaju harfy, jak magadis — udoskonalony instrument strunowy obejmujący dwie oktawy; grano na tym instrumencie obu rękami bez użycia plektrum, podobnie jak na egipskim czterdziestostrunowym epigo-nejonie, nazwanym tak od wynalazcy instrumentu — Epigonosa. Poetka Safo miała pierwsza używać instrumentu pochodzenia lidyjskiego, zwanego pektis; miał on być podobny do liry czy do ki-tary, różnice jednak nie są nam znane. Najbardziej zbliżony do harfy był instrument trójkątny trigonon, pochodzenia frygijskie-go lub syryjskiego, wreszcie pewną odmianą trigononu, pochodzenia wschodniego, była sambuka — sambyke, również rodzaj trójkątnej harfy. Instrument ten służył do akompaniowania przy śpiewie i grały na nim przeważnie kobiety ze względu na wysoką skalę tonów.

Szerokie zastosowanie miały instrumenty dęte, z których aulos (łac. tibia), był już znany w epoce egejskiej. Aulos błędnie wciąż nazywany obecnie fletem, zasadami budowy był raczej zbliżony do klarnetu i oboju. Instrument ten tworzyła rurka 30 - 50 cm długa, wykonywana w początkach z kości udowej ptaka lub zwierzęcia (stąd łacińska nazwa tibia — goleń), potem z drewna (z bukszpanu, cedru, drzewa laurowego, bzu, lotosu) albo z metalu (brąz, srebro, złoto). Na początku rurki umieszczano stroik trzcinowy, którego drgania wywoływały dźwięk. W zależności od długości rurki i jej średnicy uzyskiwano różną wysokość i barwę dźwięku. Były też boczne otwory, dzięki którym uzyskiwano różnorodną skalę dźwięków. Obok aulosu pojedynczego — monaulos, były podwójne, złożone z dwóch rurek, różnej długości, z których każda miała inną tonację, dzięki czemu osiągano znacznie zróżnicowaną skalę dźwięków. Podwójne aulosy miały niekiedy opaski, które grający nakładał na usta i policzki, co miało łagodzić ton i regulować siłę dęcia. Wyrabiano aulosy dostosowane odpowiednio dla dzieci, dla dziewcząt, dla dorosłych i dla osób starszych. Były także aulosy, które grający trzymali poprzecznie jak fujarkę; był to plagiaulos. Syrynga — syrinks (łac. siringa, fistula) był" to ludowy instrument muzyczny, pochodzenia wschodniego; legenda przypisywała wynalezienie syryngi pasterskiemu bóstwu — Panowi. Miał on ją wykonać z trzciny. Syrynga składała się z siedmiu łodyg trzciny o różnej długości, spojonych woskiem. W epoce hellenistycznej zaczęto wyrabiać syryngi z drewna, z kości słoniowej, z brązu i łączono trzy, pięć, siedem, osiem i więcej rurek spajając je ź sobą w dwóch miejscach. W takiej formie przejęli syryn-gę Rzymianie.

Trąby były przede wszystkim instrumentami wojskowymi. Sal-pinks — trąba pochodzenia wschodniego, znana już była wojsku homerowemu. Był to instrument dęty, o długiej, prostej rurze, rozszerzonej u jednego końca, z krótkim lejkowatym ustnikiem. Trąby wykonywano z żelaza lub z brązu. Salping używano do dawania sygnałów, a podczas igrzysk dawały hasło do rozpoczęcia zawodów i odzywały się przy ogłaszaniu nazwisk zwycięzców. Grający na trąbie nazywał się salpinktes. U Rzymian odpowiednikiem salpingi była tuba, ale używano także trąby zakręconej na kształt rogu i zwanej rogiem — cornu. Używano również w wojsku, podczas'igrzysk i przy religijnych procesjach trąby tyrreń-skiej lityon (łac. lituus).

Nie można pominąć takiego osiągnięcia Ktesibiosa, mechanika greckiego z wieku III p.n.e., jakim były organy wodne. Organy te zwane hydraulos, hydraulis (łac. organum hydraulicum) były zbudowane na tej zasadzie co syrynga, tzn. połączenia rur brązowych różnej długości, w których poruszano powietrze za porno-,, cą wody i w ten sposób wydobywano dźwięki. Instrument ten miał rodzaj klawiatury. Wzorując się na wynalazku Ktesibiosa zbudowano w Rzymie w czasach Nerona udoskonalony typ organów wodnych; prawdopodobnie korzystano z tego instrumentu podczas przedstawień w teatrze.

Obok instrumentów bardzo skromnych, które jednak dzięki swej konstrukcji przedstawiały wielką wartość, były instrumenty ozdobne, kosztowne, jak ten, który opisuje Lukian; „instrument był ze szczerego złota, ozdobiony drogimi kamieniami i płaskorzeźbami, które między innymi przedstawiały muzy, Apollina, Orfeusza. Było na co patrzeć!" Nie świadczył taki instrument o kunszcie jego właściciela, raczej o snobizmie. Opowiada Lukian, że właściciel tego instrumentu stanął do' konkursu muzycznego podczas igrzysk pityjskich. „Ukazaniem się swoim w adumienie wprawił publiczność; spodziewano się więc po nim wiele; lecz kiedy już zaczął grać i śpiewać, pierwsze uderzenia były bez taktu, zupełnie fałszywe, a tak silne, że od razu zerwał trzy struny; a śpiewać zaczął tak słabym głosem i tak fałszował, że publiczność wybuchnęła szalonym śmiechem, a sędziowie kazali go przepędzić z teatru... Po krótkiej przerwie wystąpił Eumelos z Elidy: miał on starą kitarę, z podstawą z prostego drewna... Ale gdy zaśpiewał i uderzył w struny — wykazał, że zna się na rzeczy; obwołano go zwycięzcą i przyznano nagrodę. Pokpiwał wtedy z Euangelosa, który tyle narobił hałasu swoją kitarą i drogimi kamieniami" ł(Lukian, Przeciw nieukowi — zbieraczowi książek).

Muzyka i śpiew miały w Grecji wielkie możliwości rozwoju, ze względu na zrozumienie dla rytmu, harmonii, piękna. Jednak przez długi czas muzyka pozostawała jedną ze sztuk — techne, która rozwijała się, znajdowała utalentowanych wykonawców i teoretyków, lecz dopiero szkoła Arystotelesa stworzyła właściwą naukę o muzyce, i sformułowania praw rządzących zjawiskami muzycznymi.

W historii muzyki greckiej obok jej anonimowych przedstawicieli zapisało się wiele nazwisk. Za twórcę muzyki greckiej uważano Terpandra z Lesbos, który działał głównie w Sparcie w latach 676-673 p.n.e., kompozytora, którego teksty nie zachowały się; przypisywane mu cztery zachowane fragmenty tekstów religijnych już w starożytności budziły wątpliwość co do autorstwa. W wieku VII p.n.e. działa też Olimpos z Frygii; rozwinął swą działalność w Grecji i jemu przypisuje się wprowadzenie gry na aulosie oraz Teltas z Gortyny na Krecie rywalizujący ze szkołą Terpandra; nazwisko jego związane jest z tradycjami spartańskimi: wezwany bowiem do Sparty ptodczas zarazy, gdzie obrzędami religijnymi połączonymi z muzyką chciano przebłagać bogów, miał włączyć do programu uroczystości Gymnopaidiai peany ku czci Apollina, śpiewane przy tańcach, oraz tańce wojenne. W tym okresie znany był także Klonas z Teb (według innych źródeł z Te-gei), poeta i muzyk. Komponował on utwory do śpiewu przy akompaniamencie aulosu, których teksty były religijne; ponadto byt autorem kilku pieśni procesyjnych. Komponowali Hieraks z Argos, Ksenokritos z Lokroi Epizefyrioi w południowej Italii oraz Saka-das z Argos, który w pierwszej połowie wieku VI p.n.e. zyskał sławę skomponowanym przez siebie nomosem pityjskim. Według Pseudo-Plutarcha odniósł trzykrotnie zwycięstwo podczas igrzysk pityjskich (w latach: 582, 578 i 574). Wymienieni wyżej muzycy byli poetami, pisali teksty i komponowali muzykę. Jako wykonawców w grze na różnych instrumentach wymieniają źródła wiele nazwisk.

Pierwsze teoretyczne dzieło z zakresu muzykologii napisał nauczyciel Pindara Lasos z Hermiony w Argolidzie, poeta dy-tyrambiczny i muzyk; on to wprowadził znany już aulos frygijski jako akompaniament do śpiewu dytyrambów. Muzyką zajmował się teoretycznie Pitagoras i jego szkoła, szukając stosunku matematycznego w różnicach tonów, ale naukowo zajął się tym problemem dopiero Euklides w r. 227 p.n.e. Aristoksenos, który doceniał wkład Pitagorejczyków do badań nad muzyką, rozszerzył je, uzupełniając braki, uwzględniając poza tonami głos, interwały, harmonię i dysonanse; dążył też do sformułowania praw ogólnych rządzących w tej dziedzinie. Muzyka dzięki niemu przestała być tylko techne, lecz stała się dyscypliną naukową. Oczywiście były wcześniej szkoły muzyczne, ale kształciły tylko przyszłych muzyków.

Poeci, autorzy tragedii i komedii, musieli znać także sztukę muzyczną. Już jednego z pierwszych tragediopisarzy, Frynicha, chwalono jako twórcę pięknych melodii; my możemy oceniać „muzykalność" autora na podstawie chórów; i właśnie partie liryczne tragedii Ajschylosa wskazują, że autor ich opanował doskonale sztukę kompozytorską, podobnie jak i Sofokles, którego chóry są doskonałe pod względem struktury melodyjnej. Eurypides traktuje strukturę muzyczną — jak zresztą inne elementy tragedii — swobodniej, dąży raczej do ekspresji, efektów, kosztem symetrii odpowiadających sobie członów frazy melodyjnej. Tak jak tragedia Eurypidesa została bardziej doceniona przez wieki późniejsze niż przez jego. współczesnych, tak i partie, liryczne przetrwały długo i były wykonywane jeszcze w czasach cesarstwa w II wieku. W komedii także obok partii chóralnych, które były recytowane były partie śpiewane. Arystofanes był oceniany jako wybitny muzyk, umiejący dostosować partie chóru i do tematu i do nastroju, komedii.


III TANIEC

Wtańcu prym wiodą niewiasty. Tak już jest. Ustąpcie młodzieńcy. Muza i Hellada ustanowiły to prawo. Jedna — przez to, że pierwsza odkryła rozpłąsane, taneczne rytmy, druga — że tę piękną sztukę doprowadziła do szczytu. (Leontios, Antologia Palatyńska XVI 286)

Taniec u" Greków, oparty na rytmie, na połączeniu rytmicznego kroku z odpowiednią gestykulacją, ruchami rąk (cheironomia) miał charakter poważny, a także dzięki swej formie mógł odtwarzać pewne wydarzenia i sceny, dał więc początek późniejszej doskonałej pantomimie (zob. s. 641). Forma tańca dostosowana do roli i zakresu działalności boga, którego danym tańcem czczono, i do charakteru uroczystości, którą miał taniec uświetniać, mogła a nawet musiała być bardzo różna: zaczynając od tańca poważnego — procesjonalnego, związanego z pochodami, aż po taniec swobodny, o ruchach wyuzdanych i gestach nieprzyzwoitych.

Najpoważniejszą formę miały tańce procesjonalne, w uroczystych pochodach, np. podczas świąt Panatenajów. Były to efektowne korowody taneczne, w których dziewczęta, odświętnie ubrane, rytmicznym krokiem, z odpowiednimi ruchami rąk, śpiewając okolicznościowe pieśni posuwały się ku świątyni Ateny. Podobny charakter miał taniec dziewcząt spartańskich podczas świąt Artemidy Karyatis (w mieście Karyaj w Lakonii); wymagał on niemałej zręczności, gdyż każda z dziewcząt niosła na głowie kosz z darami ofiarnymi dla bogini. Korowody taneczne włączały się także w orszak weselny, kiedy odprowadzano do nowego ogniska domowego młodą parę, która w tańcach udziału nie brała. Homer w Iliadzie wspomina tylko o tańcu młodzieńców, ale prawdopodobnie brały w nim udział także dziewczęta, jakkolwiek przy innych uroczystościach były tańce albo samych dziewcząt albo tylko chłopców, Homer wspomina o tym zwyczaju opisując scenę weselną, przedstawioną na tarczy wykonanej przez Hefajstosa dla Achillesa:

Dalej dwa grody ludzi, mających dar mowy człowieczej, Pięknie przedstawił. W jednym z nich biesiady i gody. Oblubienice wieziono z ich komnat przez miasta ulice Wśród żagwi płonących, wśród grzmiących okrzyków weselnych. Młodzi tancerze pląsali przy dźwiękach aulosów i lutni, A przed bramami niewiasty na dziwy te chciwie patrzały. (Iliada XVIII 491 nn.)

Były też tańce wspólne dziewcząt i chłopców, trzymając się za ręce posuwano się tanecznymi, rytmicznymi krokami albo też wykonywano obroty osobno. Takim „łańcuchowym" tańcem był spartański hormos. „Ten taniec łańcuchowy zawodzą chłopcy wespół z dziewczętami, w pojedynkę tańcząc, do łańcucha istotnie podobni. Prowadzi go młodzian, żwawo wykonując obroty, które później na wojnie znajdą zastosowanie, za nim postępuje dziewczyna wykonująca skromnymi ruchami taniec niewieści. I tak przez to kolejne następstwo powstaje niby łańcuch, którego ogniwa tworzą na przemian skromność i męstwo" (Lukian, O tańcu 12). Podobnie „łańcuchowym" był taniec zwany geranos — żuraw oraz taniec na Krecie, zwany po prostu „pląsami" (choros), w którym dziewczęta i chłopcy trzymając się za ręce prowadzili korowody. Opis takiego tańca kreteńskiego, zwanym „labiryntowym", od słynnego labiryntu na Krecie, daje też Homer, umieszczając i tę scenę na Achillesowej tarczy:

Potem posadzkę taneczną przesławny wyrył Kulawiec, Na kształt tej, którą ongi w rozległym Dedal Knossosie Dla Ariadny sporządził o lokach pięknie trefionycłi. Tam to młodzieńcy i panny, co wiana wnieść miały bogate, Za ręce się wzajem trzymając w przegubach, pląsały ze sobą. Szaty dziew były ze lnu cienkiego, na głowach diademy, Chłopcy zaś z pięknej tkaniny chitony mieli o lekkim połysku oliwy, a złote mieczyki u srebrnych pendentów. W pląsach polotnych więc biegli, a nogi zgrabne ich niosły, Niczym koło garncarskie, co zdun je w dłoni pochwycił I siedząc w pracowni próbuje, czy ono biegnie jak trzeba. To znów tancerze w dwu rzędach ku sobie mknęli z przeciwka. Wokół ciżba na taniec wdzięczny z uciechą patrzała, W tłumie zaś śpiewak stał boski i nucił, trącając formingę, Kuglarze też dwaj wirowali w pośrodku, znak dając do pląsów.

(Iliada XVIII 591 nn.)

Atenajos (I 22b), wymieniając lokalne tańce narodowe jak la-koński, kreteński, wspomina także taniec joński. Określa go jako taniec poważny, pełen godności i wdzięku, wymagający zręczności ze względu na związaną z nim'gestykulację, i dlatego miał podobać się muzykowi Aristoksenesowi (uczeń Arystotelesa). W programie uroczystości jońskich na. Delos były tańce: marynarski, geranos, wykonywany przez zespół dziewcząt z Delos (mogły to być kapłanki albo półzawodowe tancerki), oraz cztery tańce jońskie, uroczyste i poważne, włączone w procesję kobiet i mężczyzn. Według Lillian B. Lawler 1S były to tańce poważne, wykonywane albo przez same kobiety albo przez samych mężczyzn (nigdy razem), połączone z mimicznymi scenkami, przy których unoszono długie chitony; tańcom tym /towarzyszyła muzyka na aulosie lub na kitarze. Z czasem, według świadectwa Atenajosa, taniec joński ulegając wpływom azjatyckim zmienił charakter. Był też taniec joński wykonywany przy ucztach — paroines, który według Lukiana (Taniec 34) powstał pod wpływem tańca fry-gijskiego; w tej formie przyjęło się unoszenie chitonów, i takim tańcem, zdaniem Lillian Lawler, popisywały się hetery; był to taniec zbliżony prawdopodobnie do kankana, może nawet był połączony ze strip-teasem. Stał się więc taniec joński tańcem popisowym czy rozrywkowym, co potwierdza Lukian: W Dialogach heter jedna z nich opowiada: „zaczyna pierwsza tańczyć i pokazywać aż p o t ą d nogi, jakby sama jedna miała ładne.. Difilos nie mógł się nazachwycać, jak umiejętnie tańczy, jak do taktu z ki-tarą, jaką ma ładną nóżkę... A dopiero Taida jak nie zacznie ze mnie podżartowywać: Niech więc ta, która nie potrzebuje się wstydzić, że ma chude nogi, wstanie i tańczy..." (Dialogi heter 3).

Taniec nie tylko spełniał ważną rolę w obrzędowości, ale miał też charakter popisowy. Już w Odysei Alkinoos dla uprzyjemnię-. nia Odyseuszowi pobytu każe tancerzom popisać 'się ich kunsztem: .....Hej, tancerze feaccy! Niech wystąpią najlepsi, aby nasz gość - za powrotem do domu opowiedział swoim, ile to przewyższamy innych w żeglarstwie, w biegu, w pląsach i śpiewie. I niech ktoś pójdzie przynieść Demodokowi dzwonną formingę... Tak rzekł bogom podobny Alkinoos, a herold pospieszył przynieść z {3omu króla wydrążoną formingę.

Było dziesięciu bezstronnych sędziów, wybranych z ludu, którzy dbali o wszystko, co potrzebne do zawodów; zrównali pole, rozszerzyli plac igrzysk. A herold właśnie nadszedł, niosąc Demodokowi dzwonną formingę. Ów wystąpił na środek, wokół niego stanęli. młodzieńcy, zawołani tanecznicy, i stopami bijąc o święte pole zawiedli tan. Odys z podziwem patrzył na migotanie zwinnych nóg...

Alkinoos kazał Haliosowi i Laodamasowi tańczyć samowtór, albowiem nikt im nie mógł dorównać. Oni zaś wzięli w ręce piękną piłkę purpurową, ...Jeden przeginając się w tył, rzucał ją aż pod chmury ciemne, drugi, skacząc w górę, chwytał ją zręcznie, zanim znów dotknął ziemi stopami. Gdy zaś skończyli tę górną grę, zaczęli taniec o zmiennych obrotach, a inni młodzieńcy stojący na placu wtórowali klaskaniem. Było stąd wiele wrzawy. Boski Odys zwrócił się do Alkinoosa: — Alkinoosie władco, ozdobo rodzaju ludzkiego, mówiłeś o nich z dumą, że są to najlepsi tancerze, i tak jest rzeczywiście... (.Odyseja VIII 210 nn.)

Nie nabrały nigdy charakteru swawolnego tańce spartańskie, które, tak jak i wychowanie sportowe, miały na celu przygotowanie wojenne. Młodzi chłopcy, których zaprawiano w różnych ćwiczeniach od szóstego roku życia, i dziewczęta brali udział w gymnopediach — występując w bardzo krótkich ubraniach. Z Krety miała przejąć Sparta wprowadzony w r. 665 p.n.e. taniec mimiczno-wojenny w zbroi, pyrriche, w którym odtwarzano sceny walki; taniec ten tak określa Platon; „Marny tu ruchy zmierzające do ochrony ciała, przed wszystkimi razami i pociskami, więc uchylanie się i pochylanie, podskakiwanie i przypadanie do ziemi, oraz odwrotnie, ruchy używane przy atakowaniu, więc naśladujące napinanie łuku, rzucanie pocisku i zadawanie w ogóle wszelkich ciosów. Wyprostowana i napięta postawa ciała jest tu właściwa, ponieważ odtwarza akcję dzielnych ciał i dusz, kiedy członki ciała najczęściej są wyprężone" (Prawa VII 815 A).

Ceniono w tańcu piękno rytmu — eurytmię, i harmonię i dlatego także poza Spartą, gdzie był elementem wychowania wojennego, wchodził do programu wykształcenia młodych chłopców i dziewcząt.

Nic też dziwnego, że tańce swawolne, wyuzdane spotykały się z krytyką i niechęcią. Potępia tańce wyuzdane Platon, potępia je Lukian, a do takich zaliczano pląsy w kulcie boga Dionizosa, wykonywane w podnieceniu winem — pełne podskoków i nieprzy-^ zwoitych gestów, Lukian nazywa taki taniec frygijskim i krytykuje, podobnie zresztą jak i taniec thermastris, który nazywa dzikim;- polegał on na podskokach ze skrzyżowanymi nogami.

Zmiana charakteru poważnego tańca jońskiego procesjonalnego w biesiadno-swawolny tłumaczy się prawdopodobnie tym, że w wieku VII p.n.e. bogaci Jonowie w Azji Mniejszej zaczęli, naśladując ludność miejscową, urządzać wystawne, kosztowne uczty połączone z występami muzyków, ze śpiewami, popisami tancerzy. W rozbawionym gronie włączali się do tańca uczestnicy biesiady, jednak nigdy w starożytności nie miał taniec charakteru towarzyskiego. Jonowie przenieśli swe zwyczaje do Wielkiej Grecji (Sibaris, Kroton), skąd prawdopodobnie przejęli je Etruskowie, na co wskazują malowidła nagrobne, na których tancerze występują w chitonach .jońskich. Podobnie zmienił charakter taniec hypor-' chema, który wykonywano przy śpiewach chórów młodzieżowych, w początkach ku czci Apollina. Taniec ten pantomimiczny nabrał z czasem charakteru komicznego, w rodzaju komediowego kor-daksu.

Na malowidłach przedstawiających sceny taneczne postacie trzymają często jakiś przedmiot w prawej ręce; przypuszcza się, że są to owe placki ofiarne, jakie niesiono w darze dla bóstwa; zgadzałoby się to ze świadectwem Herodota (III 48, 2), że w tańcu każdy uczestnik trzyma w ręce placek czy-ciastko ofiarne. Także podczas święta Diany, bogini księżyca, które obchodzono na wyspie Samos, chłopcy i dziewczęta, którzy z nastaniem nocy prowadzili korowody taneczne, mieli obowiązek przynieść z sobą ciastka zrobione z miodu i z sezamu. Etymologicum Magnum podaje nazwy ciast niesionych w procesji i składanych bóstwom w ofierze; Artemidzie Munichijskiej składano ciasto amphiphon (nazwę tłumaczono: „przy podwójnym świetle", co interpretowano albo jako porę, kiedy były widzialne równocześnie słońce i księżyc, albo jako oświetlenie kagankami, lampkami — z dwóch stron); myl-lós był to placek w kształcie łona kobiecego, przeznaczony na ofiarę dla bogiń płodności; sesame — placek z sezamu z miodem; py-ramus — placek pszenny na miodzie stanowił nagrodę dla uczestnika najbardziej wytrwałego w czuwaniu całonocnym podczas uroczystości zwanej pannychis (całonocne czuwanie).

Wielką rolę odgrywał taniec w kulcie Dionizosa, co przybrało ostateczny wyraz we wszystkich trzech rodzajach dramatu grecr kiego; w tragedii, komedii i w dramacie satyrowym występowały chóry, które łączyły śpiew z tańcem. Często taniec ten sprowadzał się do wymownych, odtwarzających sytuację lub nastrój gestów. Tańce, związane z poszczególnymi rodzajami dramatu miały otrzymać nazwy od imion trzech satyryków z orszaku boga Dionizosa: taniec tragedii, poważny, wykonywany przez chór w układzie dostosowanym do akcji, nazywał się emmeleia, w komedii starej — kordaks bywał wyrazem pijaństwa i rozpusty, śmiały i niekiedy nieprzyzwoity w swych ruchach i gestach, co odpowiadało śmiałemu językowi tej komedii; wreszcie również swobodny w formie taniec dramatu satyrowego — sikinnis. Występ taneczny mógł być solowy, zbliżony do mimu. Potwierdza to także wiadomość, że w Atenach wieku V p.n.e. tancerz Telestes występując w tragedii Ajschylosa Siedmiu przeciw Tebom wyróżnił się swym kunsztem, przedstawiając w tańcu sceny z bitew.

.Tańców wykonywanych podczas biesiady przez podpitych u-czestników nie zaliczymy do popisowych; nie były one wykonywane ani przez zawodowych tancerzy, ani dla zabawienia widzów; były jedynie wyrazem nastroju i ogólnego rozbawienia. Natomiast, niezależnie od tańców związanych z obrzędami religijnymi, był taniec popisowy, wykonywany przez zawodowych tancerzy i tancerki.

Mogły to być popisy akrobatów i akrobatek, albo taniec mimów i pantomimów, którzy odtwarzali różne sceny z mitów albo z życia (mimeisthai — naśladować; mimesis — naśladowanie). Mimy — były to realistyczne, udramatyzowane scenki rodzajowe o tematyce zaczerpniętej z życia mieszkańców wsi i miasta, połączone z lekkimi piosenkami i tańcem oraz z dostosowanymi do charakteru farsy frywolnymi dowcipami. Orkiestra mimu składała się z trąb, kymbalon i z bębenków; akompaniował także aulista. Niektórzy przypuszczają, że w Rzymie orkiestrą mimu i panto-mimu dyrygował scabellarius (zob. s. 586). W początkach mimy, których ojczyzną była dorycka Sycylia, były wyrazem twórczości ludowej, przeważnie improwizowanej. W wieku VI/V p.n.e. poeta, Epicharm z Syrakuz ujął je w formę literacką. Po nim pisał mimy w prozie rytmicznej Sofron, współczesny Eurypidesowi (wiek V p.n.e.). Jednak prawdziwy rozwój mimu przypada na epokę hellenistyczną, gdyż wymaganiom tych czasów najbardziej odpowiadał, tak ze względu na tematykę, nawiązującą często do życia codziennego, jak i na realistyczny sposób przedstawienia scen. W wieku III p.n.e. mistrzem mimów był Herondas, który doskonale odtwarzał scenki z różnych dziedzin życia codziennego (zob. s. 706). W formie mimów pisał też utwory poetyckie słynny sie-lankopisarz Teokryt. W mimach, nawet o tematyce z życia codziennego, prywatnego, odzywały się często głosy krytyki, śmiałe ' aluzje. W mimie Herondasa występuje np. szewc, który potajemnie prowadzi pracownię, gdyż „przed urzędem podatkowym żadne drzwi nie zabezpieczają". Była to aluzja do ucisku podatkowego w czasach Ptolemeuszy w Aleksandrii. Sotades pozwalał sobie nawet na złośliwe aluzje pod adresem władców hellenistycznych. .

W wieku IV p.n.e. pojawił się mim o nowej tematyce: była to parodia literacka; twórcami byli m.iri. Eubojos z Paros i Bojotos z Syrakuz. Wreszcie w wieku III p.n.e., już na terenie Italii, przekształcił się mim w tzw. hilarotragedię, utwory sceniczne o charakterze tragikomicznym; autorem takich scenek był Rinton z Ta-rentu (według innych źródeł z Syrakuz), Hilarotragedia czerpała tematy z mitów, a elementu komicznego dostarczały prawdopodobnie sceny wzięte z życia.

Tancerzom pantomimy stawiano wielkie wymagania, może nawet większe niż aktorom dramatycznym. Mówi o tym obszernie Lukian w dialogu O tańcu.

„...muszę ci przedstawić, jakie duchowe i fizyczne przymioty winien posiadać tancerz znamienity...

...Otóż musi mieć dobrą pamięć, musi być uzdolniony, rozumny, bystry, sprytny, musi trafnie orientować się w sytuacji, nadto rozumieć się na utworach, umieć wybierać co najpiękniejsze pieśni i melodie, a odrzucać kiepskie utwory.

Co do strony fizycznej, to według mojego rozumienia zasadą powinien być kanon Polikleta. Niechaj więc tancerz nie będzie ani zbyt wielki i nadmiernie wysoki, ani też drobny, karzełkową-ty, lecz proporcjonalnie zbudowany, niech nie będzie również otyły — to bowiem czyni go niezdarnym, ani przesadnie chudy, żeby nie wyglądał jak umrzyk, jak szkielet (74 - 75).

Następnie tancerz musi bezwarunkowo być zwinny i' ciało mieć giętkie a zarazem krzepkie, żeby i zgiąć się mógł, gdzie potrzeba, i stanąć silnie, gdy tak wypadnie. Że nieobce są tańcowi i w zapasach używane ruchy rąk, owszem, że tancerz stosuje także piękne pozycje zapaśnicze Hermesa, Polideukesa, Heraklesa, możesz się przekonać, jeśli się uważnie każdemu mimicznemu przedstawieniu przyjrzysz (76 - 78)...

Ogółem powinien tancerz być człowiekiem wszechstronnie wykształconym, skończonym wzorem harmonii, zgrabnym, proporcjonalnym, kształtnym, żeby mu nawet złośliwa krytyka niczego zarzucić, niczego wytknąć nie zdołała, żeby nic do życzenia nie zostawiał, żeby był wyrazem wszelkich doskonałości, w pomysłach bystrym, w wiedzy swej głębokim, a przede wszystkim w uczuciach szczerze Judzkim. A wtedy spłyną na niego ze strony widzów pochwały w całej pełni, gdy każdy z nich w przedstawionych przez niego na scenie szczegółach swoje własne rozpozna przeżycia, a raczej w tancerzu niby w zwierciadle siebie ujrzy samego, swoje zwykłe uczucia i czyny" (81).

Ażeby przekonać czytelnika o słuszności swych rad, przytacza Lukian kilka niefortunnych wystąpień tancerzy. .„Otóż — opowiada — Antiocheńczycy, ludzie niezwykle dowcipni i taniec szczególnym kultem otaczający, obserwują wszystko, co się mówi i robi, tak pilnie, że nic tam niczyjej ujść nie może uwagi. — Otóż, gdy wystąpił na scenę mały tancerz w roli Hektora, widzowie — ilu ich było — krzyknęli jak jeden mąż: „Astyanaksie! Gdzie,Hektor?" Kiedy indziej drągal jakiś sążnisty zabierał się do odtworzenia w tańcu roli Kapaneusa i jego ataku na mury Teb. — „Przekrocz mur" — krzyknęła publiczność. „Po co ci drabina?" — Gdy tęgi, tłusty tancerz próbował robić wielkie skoki, mówili: „Miej litość nad deskami, błagamy!", a bardzo chudego powitali okrzykami: „Rychłego powrotu do zdrowia!" — Wspomniałem o tym gwoli krotochwili, ale żebyś wiedział, że i gminy całe wielce się tańcem interesowały, tak, że zarówno o tym, co w nim piękne, jak i o tym, co szpetne, wyrokować mogły" (76).

Przestrzega też Lukian przed grą „brawurową", która prowadzi do przekroczenia miary w naśladowaniu i zniekształca sztukę, co wywołuje niepożądaną reakcję widzów. Sam Lukian był — jak powiada — świadkiem występu tancerza — mima, dobrego aktora, który jednak odtwarzając szał Ajasa wpadł w przesadę: „Oddawał on rolę Ajasa w chwili, gdy ten wskutek przegranej dostaje obłędu. Otóż aktor ten przedstawił rzecz tak przesadnie, iż miało się wrażenie, że nie odgrywa szalonego, ale że sam wpadł w szał. Na jednym z zespołu, który wybijał żelaznym obuwiem takt, podarł ubranie, innemu spośród wtórujących na aulosie wyrwał au-los i tymże Odyseusza, stojącego w pobliżu i nadymającego się ze zwycięstwa, tak silnie uderzył w głowę, że gdyby nie czapka pilśniowa, która cios osłabia, byłby biedaczysko-Odyseusz padł z ręki zwariowanego tancerza. Widzowie wpadli razem z Ajasem w szał: nuż skakać, nuż krzyczeć, nuż zdzierać z siebie szaty, oczywiście jako gawiedź, prostactwo, pozbawione zmysłu estetycznego, niezdolne odróżnić złego od dobrego, sądząc, że to jest prawdziwie genialne oddawanie tej choroby. Oświeceńsi, którzy doskonale wiedzieli, że to były czyny nie Ajasa, lecz oszalałego aktora, wstydzili się tego, co się działo, nie mieli jednak odwagi okazać milczeniem swego niezadowolenia, ale, owszem, starali się oklaskami zatuszować nierozum tancerza" (83).

Natomiast z uznaniem wyraża się Lukian o aktorach — pantomimach, którzy z taktem i umiarem potrafili przedstawić nie tylko sytuacje ale wyrazić uczucia ludzkie; swoje wywody popiera przykładami. Kiedy np. cynik Demetrios krytykował pantomi-mów, twierdząc, że kunszt ich podnosi akompaniament muzyki oraz efektowny strój, „bo same ruchy pantomima są nierozumnym, pustym, bezsensownym kręceniem się — jeden słynny podówczas tancerz (a były to czasy Nerona), człowiek niegłupi, wyróżniający się wyjątkowo i znawstwem wątku mitologicznego, i pięknością ruchów, "zwrócił się do Demetriosa z prośbą, żeby raczył przyjrzeć się jego tańcom, a potem dopiero będzie mógł taniec potępiać". Chodziło prawdopodobnie o wybitnego pantomima Parysa. Otóż zobowiązał się on wystąpić bez akompaniamentu muzyki i bez chóru. Jako temat do odtworzenia wybrał romans Aresa z Afrodytą. „W tańcu tak przedstawił, jak to Helios ujawnił tajemnicę kochanków, jak Hefajstos przygotowuje podstęp, jak chwyta oboje na gorącym uczynku, i jak zagarnia ich w sieć... Afrodytę przedstawił płonącą ze wstydu, Aresa — drżącego ze strachu i błagającego o litość... Zachwycony widowiskiem Deme-trios zawołał: „Człowieku, ja przecież nie tylko widzę, ale i słyszę, co ty robisz! Mam wrażenie, że rękoma mówisz!" (Lukian, O tańcu 63).

Tańcem tegoż samego pantomima pewien cudzoziemiec z Pontu tak się zachwycił, że kiedy Neron obiecał, że spełni każde jego życzenie, odpowiedział, że najchętniej wziąłby z sobą tego tancerza. Życzenie swoje motywował tym, że sąsiedzi jego, cudzoziemcy, nie znają jego języka; otóż był przekonany, że ów aktor swoją gestykulacją potrafiłby im każdą sprawę wyjaśnić bez posługiwania się słowami.

Słuszność uwag Lukiana o pantomimach potwierdzają spostrzeżenia innych autorów, którzy podkreślają znaczenie harmonii, taktu i wczucia się w sytuację i charakter postaci, którą aktor odtwarza. Przykładem może być wystąpienie dwóch tancerzy w roli Agamemnona, wodza i króla. Pierwszy z aktorów, Hylas, chcąc wyrazić „wielkość" króla, przyjął wyniosłą postawę wyciągając się; Pilades, wybitny mim, zarzucił mu, iż „ten jego Agamemnon jest długi ale nie wielki", i odtwarzając tę samą scenę wyraził wielkość króla przez nadanie twarzy wyrazu głębokiej zadumy, chcąc w ten sposób wyrazić, że „wielki wódz musi myśleć za wszystkich". Podobnie skrytykował tenże Pilades Hylosa odtwarzającego oślepionego Edypa, mówiąc: „przecież ty widzisz!" (Makrobiusz, II 7, 13).

Uwagi Lukiana są wyrazem poglądów człowieka ,11 wieku n.e. Musimy jednak cofnąć się do wieku V p.n.e., gdyż trójjedyna cho-reja w połączeniu z epiką doprowadziła nas do widowisk teatralnych w Atenach, które stanowiąc jedną z głównych pozycji programu świąt Dionizyjskich wydały wielką, wiecznotrwałą poezję dramatyczną.


SWIĘTA DIONIZOSA W TEATRZE GRECKIM

...Zadziwieni patrzyli Satyrowie na liście i owoce Bakchusa. A on powiada do nich: „Zrywajcie dojrzałe grona! Wy pierwsi będziecie deptać kiście, których mocy jeszcze nikt nie zna!: — Ledwie to rzeki, . już oni łapczywie zbierają owoce winnicy, w wielkich koszach je niosą, gromadzą w wydrążonych głazach, aby co rychlej stopami żwawymi je deptać. Na szczytach wzgórz winobranie: rozpryskują się grona pod ciosami bosych stóp, sok purpurowy na piersi włochate bluzga. Zuchwała to czereda, Satyrowie! Wnet chwytają puchary, jakie tylko pod rękę się nawiną. Jeden znalazł kubek, drugi pije z zakrzywionego rogu, inny ręce stulił i z własnych dłoni sobie czarę uczynił. Ten się pochylił i z samej beczki kamiennej wino chłepcze, głośno mlaskając. Tamten zanurza w kadzie swe cymbały dźwięczne. Jeszcze inny na plecach się kładzie i z rozgniatanych gron słodki sok wprost do gardła wyciska; lecz wino pieni się w gardle, z oszołomionych ust wypływa, na ramiona i na pierś chlusta. Teraz wszędzie tylko zabawa, wszędzie pieśni i swawolne pląsy! Bo wino już i żądzę miłosną w Satyrach wznieca. Już biegną za Nimfami. Uciekają płochliwe dziewczęta, ledwie mogą się wymknąć. Ten za włosy chwyta, ten za szatę powiewną... A wśród całej zabawy Bakchus, bóg zrodzony z samego Jowisza, też rozgniatał grona stopami, berło winoroślą wieńczył, czarę wina podsuwał paszczy rysia. (Nemesianus, Ekloga III)

Żwawym krokiem sam tu zejdź do kadzi! O, Władco! boski Dionizosie! Przewodnikiem bądź w tej pracy nocnej! Zżuj sandały ze swoich stóp dumnych, podwiń suknię nad kolana, tańcz! Przebudź ducha pląsów, sługę twego! I do beczek pustych, Władco boski, wino lej radosne! — a w darze placek weźmiesz — i kózkę kudłatą! (Mecjusz Kwintus, Ani. Pal. IV 403)

Obrzędowa pieśń ludowa, towarzyszące jej tony muzyki i taniec szalony, orgiastyczny — wprowadzają nas w święta ku czci boga Dionizosa, którego kult jako opiekuna głównej gałęzi gospodarki wiejskiej — uprawy winnej latorośli, i w ogóle płodnych sił przyrody — miał wielkie znaczenie w życiu Ateńczyków i mieszkańców całej Attyki. Kult Dionizosa-Bakchusa przyjęty został z Tracji, w bardzo wczesnym okresie, co potwierdziły odczytane tabliczki kreteńskie (pismo linearne B). Pochodzeniem tym tłumaczy się elementy wschodnie w uroczystościach dionizyjskich, ich orgiastyczny charakter, hałaśliwa muzyka aulosów' i bębenków. Charakter kultu zmienił się z czasem i złagodniał pod wpływem kultu Apollina, boga piękna i harmonii.

Małe Dionizje, zwane też Wiejskimi, obchodzono w Attyce z okazji otwierania naczyń z młodym winem: w programie były uroczyste procesje, występy trup aktorskich i zabawy ludowe. Związaną z okolicznościami uroczystością była zabawa-konkurs askolia, polegająca na sztuce utrzymania się najdłużej na jednej nodze na bukłaku napełnionym winem. Popisywali się tą sztuką chłopcy, dla dziewcząt ustawiano huśtawki, na pamiątkę Erigony, córki Ikariosa, którego pierwszego w Attyce miał Dionizos nauczyć uprawy winnej latorośli i wyrabiania z jej owoców wina. Ikarios rozpowszechniał w Attyce uprawę winnej latorośli, ale gdy kilku pasterzy po wypiciu większej ilości wina straciło przytomność, towarzysze ich zabili Ikariosa, posądzając go o podanie im trucizny. Erigońe, prowadzona przez swego psa Majrę, odnalazła ciało ojca, w rozpaczy popełniła samobójstwo wieszając się. Dionizos ukarał winnych, zsyłając na ich córki ataki szału, w którym popełniały samobójstwa przez powieszenie. Dla oczyszczenia urządzono poświęcone Erigonie „święto huśtawek", które miało być symbolem „wieszania się", a dziewczęta, które się huśtały, zostały uleczone z ataku szału.

Lenaja — były związane z okresem tłoczenia wina: po złożeniu ofiar przy najstarszej świątyni w Atenach, zwanej Lenajon, odbywało się uroczyste tłoczenie wina i próbowanie świeżego napoju. Ulicami wiosek i miast przeciągały wesołe pochody, w Atenach odbywały się uczty urządzane na koszt państwa. W r. 440 p.n.e. wprowadzono do programu uroczystości w Atenach wystawianie komedii, a w roku 420/419 włączono także tragedie. An-thesteria, święto wiosenne — „święto kwiatów", miały dość złożony program i odmienny charakter, gdyż były także świętem zmarłych. W dniu pierwszym, w święto zwane Pithoigia, święto „otwarcia beczek z dojrzałym winem" obrzędy były związane ściśle z kultem Dionizosa: świątynie były w tym dniu zamknięte dla uniknięcia zmazy od dusz, które w swoje święto mogłyby wejść do świątyni; bohaterką święta była żona archonta^króla, najwyższego urzędnika w Atenach i wstępowała symbolicznie w śluby z Dionizosem, którego oczekiwała w odosobnieniu. W następnym dniu, zwanym Choes — „Święto dzbanów", wracała do domu odprowadzana przez wesołą procesję uczestników uroczystości uwieńczonych liśćmi winorośli. Ale i to święto nie było wolne-od agpnu: zawody polegały na sprawnym wychylaniu pucharów wina. Po tych zawodach pochód, niewątpliwie w jeszcze weselszym nastroju, zdążał do świątyni Dionizosa w Eleuteria, gdzie składano w ofierze wieńce biesiadne i wylewano w ofierze resztki wina. Dzień trzeci Chytroi — „Święto garnków" był poświęcony całkowicie duszom zmarłych, które zapraszano na uczty do stołów zastawionych garnkami (chytroi). Po zachodzie słońca wypraszano niewidocznych gości wołaniem: „Idźcie już, dusze, już po Antesteriach" i zaczynano porządkować dom.

Oschoforie obchodzono w październiku, miesiącu, któremu patronował Apollo i w którym obchodzono święta Pyanepsia, zamykające sezon prac letnich w polu i w winnicach; dlatego Dożynki, bo tak można by nazwać Pyanepsia, łączono ze świętem Dionizosa, świętem winobrania, a było to święto całej Attyki; Atenie w Fa-leronie składano w ofierze grona winne, które przynosili stający do zawodów w biegu efebowie; dziesięciu pierwszym zwycięzcom w biegu przyznawano nagrody.

Jednak najbardziej uroczystym świętem były Wielkie Dionizje, które nabrały jeszcze większego znaczenia, kiedy Pizystrat, który popierał w ramach swej polityki kulty ludowe i stawiał wyżej wierzenia ludu od religii, wprowadził je do urzędowego kalendarza Aten. Dionizje wprowadzone przez Pizystrata były uroczystościami polityczno-rełigijnymi i czynnik polityczny był tu elementem ważniejszym, ale równocześnie odpowiadały potrzebom religijnym ludności, gdyż łączyły nowe z dawnymi. Po Panatenajach było to największe święto Ateńczyków, miało podniosły charakter, i stało się źródłem tak wielkiego osiągnięcia literackiego i kulturalnego, jakim jest dramat i teatr. W początkach trwały Wielkie Dionizje pięć dni, od roku 488 sześć.

W dniu pierwszym składano Dionizosowi uroczystą ofiarę z kozła (tragos), której towarzyszyły chóry śpiewające pieśni ku czci boga tzw. dytyramby. Po złożeniu ofiary w uroczystej procesji przenoszono posąg boga ze świątyni, która znajdowała się na stokach Akropolu, do gaju herosa Akademosa, gdzie znowu chóralnymi śpiewami i ofiarami cześć oddawano bogu. Po zachodzie słońca w procesji odnoszono posąg do miasta i ustawiano go na orchestrze — taneczni przeznaczonej na uroczystości dni następnych. W programie dnia następnego były agony chórów młodzieżowych i męskich, a dni następne wypełniały przedstawienia teatralne: tragedii, dramatu satyrowego i komedii. W początkach wystawiano tylko tragedie, przez trzy dni, od r. 488 wprowadzono do agonów komedie, przeznaczając na nie trzeci dzień Dionizjów, a trzy dni ostatnie wypełniały agony tragiczne. W ostatnim dniu ogłaszano wyniki agonów i rozdawano nagrody, w początkach tylko poetom wyróżnionych dramatów, z czasem także aktorom, najlepszym wykonawcom ról, albo całemu zespołowi.

Nie tylko dramat stworzony i doprowadzony do rozkwitu przez Greków przetrwał wieki i znajdował i znajduje naśladowców, ale także teatr jako budowla zachował główne elementy teatru antycznego.

Wiele wiadomości o teatrze greckim i rzymskim zawdzięczamy zabytkom kultury materialnej jakimi są teatry (niektóre zachowane w zupełnie dobrej formie), malowidła ścienne i wazowe, które często są ilustracją scen z dramatów i występów aktorów, maski, bilety wejściowe. Bezcennym źródłem są listy zwycięzców w ago-nach dramatycznych oraz didaskalia; były to protokóły przedstawień a zamierały nazwiska poetów, którzy wystawiali swoje dramaty oraz nazwiska nagrodzonych, a kiedy zaczęto doceniać rolę aktora w sukcesach poety, podawano także nazwiska aktorów — protagonistów (zob. s. 537). Didaskalia wyryte na tablicy marmurowej wystawiano w teatrze Dionizosa w Atenach, a potem przechowywano je w archiwum państwowym. Teksty didaskaliów zebrał pierwszy Arystoteles. Częściowo teksty te zachowały się; Adolf Wilhelm odczytał 62 nazwiska aktorów występujących w tragediach oraz 85 aktorów występujących w komediach'. Wiele także zawdzięczamy zabytkom literackim, samym tekstom dramatów, objaśnieniom do tych tekstów, oraz takim źródłom jak dzieło Witruwiusza, architekta z I wieku O architekturze, albo Onomastikon — Słownik Polluksa, autora z II wieku. Ponieważ w ciągu wieków teatr ulegał rozwojowi, zmianom, nie wszystkie wiadomości, zwłaszcza jeżeli chodzi o urządzenia techniczne, są konsekwentne i dlatego jest jeszcze wiele problemów, które nasuwają wątpliwości.

Pierwotna forma teatru, a potem jej zmiany były ściśle uzależnione od rozwoju tragedii i komedii, a także liczono się z zainteresowaniem i potrzebami widzów. Ponieważ widowiska były związane z życiem religijnym i były częścią obrzędów kultowych, musiały być dostępne licznym rzeszom widzów, i do tego zmierza Pizystrat podnosząc Dionizje do rangi świąt państwowych.

Tragedia grecka, co do powstania której są różne teorie, wywodziła się z pieśni chóru, który śpiewał i tańczył na odpowiednio przygotowanym terenie, gdzie ziemia była ubita lub posypana piaskiem; miejsce to nazywało się orchestrą (orcheomai — tańczę). Na środku placu był ołtarz boga Dionizosa. Drchestrę wytyczano na planie prostokąta, koła albo elipsy, zależnie od miejscowych zwyczajów — doryckich lub jońskich. Ostatecznie przyjęła się w teatrze forma koła. Orchestrą była sytuowana zazwyczaj u stóp wzgórza, tak jednak, żeby widzowie mogli zajmować miejsca na wzgórzu i mieli dobrą widoczność. W początkach publiczność siedziała na ziemi, potem ustawiano ławy, jedne nad drugimi. Tak skromnie oto przedstawiała się w początkach jedna ze stałych elementów późniejszej budowli teatralnej — tzn. widownia — theatron (theaomai — oglądam, patrzę), który to termin z czasem przeniesiono na całą budowlę. Według starożytnych źródeł w r. 499 p.n.e. doszło do katastrofy, gdyż prowizoryczne ławy na agorze załamały się. Można przypuszczać, że katastrofa ta zadecydowała o przeniesieniu widowisk na teren świętego okręgu boga Dionizosa u stóp południowego zbocza akropolis i zastąpieniu prowizorycznych, drewnianych ław siedzeniami wykutymi w skale.

Z czasem do chóralnych śpiewów połączonych z akompaniamentem muzycznym i ewolucjami tanecznymi (trójjedyna choreja) dołączono dialogi. Zaczęły się one od wprowadzenia pierwszego aktora, który odpowiadał koryfeuszowi chóru (stąd: nazwa aktora hypokrytes — odpowiadacz); miał tę innowację wprowadzić Tes-pis, poeta z wieku VI p.n.e., i dlatego nawet uważano go za twórcę 'tragedii greckiej. Ajschylos wprowadził drugiego, a Sofokles trzeciego aktora, dzięki czemu rozbudowane zostały dialogi, ożywiona akcja, a ograniczona została rola chóru jako współaktorów czy osób działających. Liczba ta utrzymała się (mogło być wielu. statystów), tak że aktor musiał wykonywać kilka ról.

W początkach aktorzy występowali wraz z chórem na orchest-rze. Tak była wystawiona jeszcze w r. 472 p.n.e. tragedia Ajschy-łosa Persowie, może i Prometeusz Skowany, którego sceneria nasuwa wiele wątpliwości, podobnie jak i data wystawienia; zdaniem uczonego Wiktora Steffena tragedia ta została napisana dopiero po r. 469. Ponieważ aktorzy występujący w kilku rolach "musieli zmieniać podczas trwania widowiska kostiumy, więc musieli mieć odpowiednie warunki. Zmiany i ulepszenia zaczęto wprowadzać z inicjatywy Ajschylosa, kiedy to w r. 465 p.n.e. wzniesiono na stycznej orchestry po przeciwległej do widowni stronie budę, barak, skene, który miał służyć jako garderoba dla aktorów oraz jako przechowalnia rekwizytów teatralnych. Frontową jej ścianę, to znaczy na wprost widowni, zaczęto wykorzystywać jako tło dla akcji dramatu, mógł to być front świątyni lub pałacu. Ta frontowa ściana skene miała przez długi czas troje drzwi (z czasem było ich więcej): środkowe — monumentalne i po obu stronach boczne mniejsze; nie było obojętne, którymi drzwiami jakie postacie wychodziły przed publiczność: ustaliła się bowiem konwencja określająca ściśle, dokąd każde drzwi prowadziły (miasto, port) i jakie postacie z których drzwi wychodziły (np. ze środkowych — mieszkańcy- pałacu). Następnie przed barakiem — skene dobudowano podest — proskenion (przedskenion) odpowiednik dzisiejszej sceny, na którym występowali aktorzy, podczas gdy chór pozostał na swym pierwotnym miejscu — na orchestrze. Te trzy elementy: orchestrą, na której występował chór, theatron — widownia i skene z proskenionem, na którym występowali aktorzy stały się podstawowymi elementami późniejszych teatrów.

Z tego prymitywnego drewnianego teatru —* skene, której ściana frontowa stwarzała nawet możność wprowadzenia prymitywnych dekoracji (przez zawieszanie skór lub kotar), wywodzi się monumentalna forma teatru kamiennego, a najstarszym klasycznym jego wzorem jest teatr Dionizosa w Atenach z wieku IV p.n.e. Budowa trwała długo: rozpoczęto prace w r. 425 p.n.e., ukończono w latach 338 - 326. W nowym, trwałym teatrze theatron — widownia otaczała więcej niż połowę orchestry, sięgała więc poza jej średnicę, która wynosiła 24 m, a maksymalna szerokość teat-ronu wynosiła 100 m. Oparcie dla widowni tworzyło zbocze skały, a boki podtrzymywały mury; 78 stopni na pochyłości 30 m, podzielono dwoma szerokimi koncentrycznymi przejściami zw. dia-dzomata na trzy części: jedno przejście oddzielało czternaście górnych rzędów, a drugie dzieliło pozostałe miejsca na dwie 32-rzędowe części. Ułatwiały także tłumom widzów przejście od orchestry do wyższych rzędów przejścia zwane kerkides, które dzieliły całą widownię na większą ilość części klinowych. Wysokość ław wynosiła 33 cm; widzowie przynosili ze sobą poduszki, by zapewnić sobie wygodne siedzenie, a nogi mogli opierać w wyżłobieniu ław niższego rzędu. Teatr Dionizosa miał mieścić 17 000 widzów, praktycznie zasiadało w nim znacznie więcej. Platon podaje nawet liczbę 30 000, co wydaje się mało prawdopodobne. W pierwszym rzędzie było 67 wykutych w kamieniu krzeseł, wśród których wyróżniał się wspaniale wykończony fotel dla kapłana Dionizosa, jako głównego reprezentanta kultu boga i Wielkich Dionizjów. Pozostałe miejsca w pierwszym rzędzie oraz w najbliższych mu zajmowali widzowie, którym przysługiwało prawo proedrii tzn. prawo zajmowania pierwszych miejsc; korzystali z tego przywileju dostojnicy państwowi, kapłani, przedstawiciele państw obcych, sędziowie agonów (agonoteci) czyli zespół sądu konkursowego — jury, a także sieroty po obywatelach poległych w obronie granic.

Z biegiem lat największym zmianom, przebudowie i rozbudowie, ulegała skene. Wydłużono jej środkową ścianę, tak że do orchestry przylegała tylko na środku; tym samym powstały dodatkowe przejścia między jej skrajnymi częściami i widownią, tak zwane parodosy, którymi mogli wchodzić widzowie zajmujący miejsca w pierwszych rzędach; wykorzystano także parodosy jako przejście chóru na orchestrę. Skene, w swej ostatecznej formie, była budowlą prostokątną o wymiarach 46,50X6,50 m, która po obu stronach była zamknięta wysuniętymi ku przodowi przybudówkami, tzw. paraskenionami (paraskeniony); tworzyły one boczne ściany proskenionu, który prawdopodobnie był już umieszczony na poziomie nieco wyższym niż orchestra. Ściana, frontowa zachowała troje drzwi, lecz ozdobiona była kolumnami, co ułatwiało wprowadzenie swego rodzaju dekoracji, gdyż wsuwano pomiędzy kolumny odpowiednie tablice tzw. pinakes, dostosowane do akcji dramatu. Wprowadzenie stałych dekoracji przypisuje Arystoteles — Sofoklesowi, Witruwiusz — Ajschylosowi. Trudno ustalić, która wiadomość jest prawdziwa, może każdy z autorów miał na myśli innego rodzaju dekoracje; natomiast nie ulega wątpliwości, że w połowie wieku V p.n.e. działał już wybitny dekorator sceniczny, Agatarchos z Samos, autor traktatu O dekoracjach scenicznych. W początkach stosowano malarstwo dekoracyjne, w wieku IV p.n.e. znano już malarstwo perspektywiczne.

Charakterystycznym wykończeniem budowli teatralnej był portyk na zewnątrz teatru, w którym widzowie mogli kryć się przed deszczem czy słońcem.

Przedstawienia sceniczne odbywały się w okresie klasycznym tylko dwa razy w roku: podczas Wielkich Dionizjów oraz podczas Lenajów; wykorzystywano jednak często wielką budowlę na zgromadzenia ludowe, które poprzednio odbywały się na wzgórzu Pnyks, a w których uczestniczyło ok. 5500 obywateli.

Teatr Dionizosa miał być wzorem dla innych teatrów, lecz właściwie nie jest nam znana forma teatru Dionizosa, w jej pierwszych fazach. Uczony niemiecki Doerpfeld wyróżnił kilka etapów przeróbek, jakim ta budowla ulegała: 1. ślady teatru drewnianego z VI w. p.n.e.; 2. budynek zapoczątkowany w połowie V wieku p.n.e. (425); 3. teatr, którego budowę zakończono w latach 338 - 326; 4. przeróbki w wieku I p.n.e.; 5. renowacje z czasów cesarza Nerona wiek I n.e.; 6. prace prowadzone w wieku III n.e.

Słuszne było dążenie architektów do uzyskania większej przestrzeni dla aktorów, gdyż wprowadzano większą liczbę statystów, wystawa była coraz wspanialsza,.wobec tego w epoce hellenistycznej pogłębiono proskenion przez cofnięcie bocznych paraskenionów, dzięki czemu powstała ciągła, jednolita ściana frontowa skene. Podniesiono wtedy wyraźnie poziom proskenionu, opierając go na słupach lub kolumnach, tak że między orchestra i proskenio-nem powstała wolna przestrzeń, tzw. hyposkenion. Tędy wychodzili zazwyczaj aktorzy w roli bóstw podziemnych i duchów. Z orchestry na proskenion wchodzono prawdopodobnie po schodach. Zmiany te wyraźnie odcięły chór, występujący nadal na orchest-rze, od aktorów na proskenionie, i już w tej formie scena zbliżała się do sceny w teatrach naszych czasów. Wprowadzono także pewne innowacje w dekoracjach, stosując obok dawnych pinakes tzw. periakty; były to trójścienne graniastosłupy, których każda ściana przedstawiała inne tło. Ustawione na osi obrotowej umożliwiały szybką zmianę obrazu i dostosowanie tła do sytuacji przedstawionej w danym dramacie. Zastosowanie i operowanie dekoracjami nie jest dostatecznie jasne, podobnie, jak i zastosowanie różnych urządzeń technicznych, niewątpliwie prymitywnych, w ramach tzw. maszynerii teatralnej. Wymieniony już Słownik-Ono-mastikon, Polluksa podaje dość dużo terminów różnych urządzeń technicznych, określa ich zastosowanie, lecz nie zawsze objaśnienia są zrozumiałe, zwłaszcza gdy chodzi o maszynerię o podobnym zastosowaniu. Do najważniejszych i o wyraźnym zastosowaniu należały: ekkylema (od ekkykleo — wtaczam) — platforma, ustawiona na kołach lub walcach, którą wsuwano na proskenion przez środkowe drzwi w celu przedstawienia scen, których akcja miała się rozegrać wewnątrz pałacu, albo, co jest bardziej zrozumiałe, w celu ukazania skutków akcji, której nie można było pokazać widzom zgodnie z zasadami obowiązującymi poetę; chodzi tu o morderstwa, zabójstwa, które nie mogły być dokonane na oczach widzów; Horacy w Ars poetica przypomina tę zasadę w słowach: „Medea nie powinna zabijać dzieci na oczach publiczności". Tak np. przedstawiano widzom w tragedii Ajschylosa Agamemnon ciała Agamemnona i Kasandry, zamordowanych wewnątrz pałacu przez Klitaimestrę i Aigistosa a w tragedii Ofiarnice (Choefory) ciała Klitaimestry i Aigistosa, którzy zginęli z ręki Orestesa. Późniejsze jest urządzenie zwane mechane (łac. machina), wzniesienie nad sceną, platforma, na której ukazywali się bogowie ingerujący niespodziewanie w akcję dramatu lub w losy bohaterów, albo zjawiali się w celu rozwiązania czy wyjaśnienia problemu pod koniec sztuki (stąd powiedzenie: deus ex machina). Więcej przykładów zastosowania mechani spotykamy dopiero po r. 430 p.n.e., być może wtedy dopiero była udoskonalona technicznie, więc chętniej się nią posługiwano.

Geranos — żuraw — był to — jak się łatwo można domyśleć, coś w rodzaju dźwigu; na geranosie opuszczano na proskenion aktora zstępującego w roli boga na ziemię; tak np. bogini Eos w nie-zachowanej tragedii Aischylosa pt. Memnon Eos-Jutrzenka zabierała ciało swego syna Memnona.

Theologeion był to rodzaj balkonu przy skene, z którego przemawiali aktorzy występujący w roli bogów (theos — bóg); aiorai —-były to liny, na których utrzymywano aktorów, występujących w roli bogów unoszących się w powietrzu; tak np. musiała pojawić się w tragedii Eurypidesa pt. Herakles bogini Iris (Tęcza).

Schody Charonowe — to prymitywny odpowiednik dzisiejszej zapadni w teatrze: były to stopnie prowadzące z hyposkenionu (prże^ strzeń pod proskenionem) na proskenion; korzystali z nich aktorzy występujący w roli duchów lub bóstw podziemnych wychodzących jakoby ze świata zmarłych.

Eksostra było to urządzenie w rodzaju ekkylemy, lecz w mniejszych rozmiarach. i Bronteion zupełnie prymitywne urządzenie służyło do wywołyf wania efektów akustycznych, jak grzmoty, odległe hałasy, prze* taczaniem kamieni w wielkich kotłach miedzianych.

Keraunoskopeion służyło do wywoływania efektów świetlnych; nie wiadomo, na czym to urządzenie polegało; Polluks wyobraża je sobie jako bardzo uproszczone i utożsamia je z periaktami; są przypuszczenia, że na jednej ze ścian periaktów na czarnym tle były namalowane świetliste promienie, które mogły przedstawiać błyskawice przy grzmotach bronteionu.

Polluks wymienia jeszcze strofeion, urządzenie obrotowe, na którym ukazywali się herosowie przyjęci do grona bogów albo bohaterowie, którzy zginęli na polu walki albo na morzu.

O ile dekoracje i maszyneria teatralna były prymitywne, tó niezwykły kunszt wykazali starożytni Grecy w stworzeniu w teatrach doskonałej akustyki, o czym świadczą zachowane teatry. Najlepiej zachowane teatry typu hellenistycznego znajdują się w Epidauros, Eretrii, Priene, Oropos.

Warto też wspomnieć o greckim odeonie (odeion). Była to budowla, w której odbywały się agony — konkursy muzyczne. Formą swą odeon był zbliżony do budowli teatru, kryty dachem ze względu na akustykę, jak niektórzy przypuszczają; ale wiemy, że teatry miały doskonałą akustykę, jakkolwiek były .odsłonięte, więc może inne względy zadecydowały o zabezpieczeniu gmachu. W Atenach zbudowano odeon na płd.-wsch. zboczu akropolis z inicjatywy Peryklesa w r. 442 p.n.e. Był to budynek drewniany na planie kwadratu o boku długości 82 m, z podwójną wewnętrzną kolumnadą, kryty dachem, który miał przypominać kształtem na-, miot Kserksesa; w r. 86 spłonął, wkrótce został odbudowany przez króla Kapadocji, Ariobarzanesa II. Późniejsze odeony były budowane z kamienia. Rozmiarami i wspaniałością przewyższył pcn dobno wszystkie odeon zbudowany z inicjatywy Herodesa Attyką, męża stanu (127/8 archont w Atenach, w r. 143 konsul w Rzymie), sławnego mówcy, który był też nauczycielem cesarza Marka Aureliusza (161 - 180). Wierny Grecji przeznaczał wielkie sumy swojej fortuny na wznoszenie monumentalnych budowli Grecji, i wśród nich powstał ateński odeon wzniesiony na cześć zmarłej żony Herodesa, Regalii. Podobnie jak inne odeony budynek ten był kryty dachem z drzewa cedrowego. W porównaniu z teatrem Dionizosa był mniejszy, jednak mógł pomieścić ok. 6000 widzów. Za Atenami poszły inne miasta, które miały swoje „sale koncertowe"; w Rzymie zbudowano odeon ok. r. 86 z inicjatywy cesarza Domicjana (81 – 96).


ORGANIZACJA WIDOWISK TEATRALNYCH W ATENACH

Widowiska sceniczne, jako element wielkich uroczystości religijnych, były organizowane staraniem państwa, które reprezentował jeden z trzech głównych urzędników, archont—eponymos. Od r. 486 p.n.e. mogło wystawiać swoje sztuki pięciu komediopisarzy, potem liczbę tę ograniczono do trzech, jednak ściśle nie przestrzegano tej zasady; jak świadczą napisy z r. 183 i z 181 p.n.e., równocześnie mogło wystawiać komedie sześciu poetów. Po komediach przychodziła kolej na tragedie, które wystawiano przez trzy dni-ponieważ każdy z poetów wystawiał tzw. tetralogię, to znaczy cztery dramaty, w skład których wchodziły trzy tragedie (trylogia) i jeden dramat satyrowy, widowisko takie wypełniało cały dzień. Ale i tutaj bywały odstępstwa, zdarzało się wystawienie samej trylogii, a nawet dylogii (tzn. tylko dwie tragedie). Ok. r. 440 p.n.e. włączono także do programu uroczystości Lenajów wystawianie komedii w liczbie trzech.

Poeci, w ustalonym terminie, przedstawiali swoje utwory ar-chontowi, ubiegając się o „przyznanie im chóru" czyli o prawo wystawienia dramatów; przedstawić też musiał każdy dokument w rodzaju świadectwa moralności, opinię o swym „dobrym imieniu" (tzw. dokimasia). Archont — eponymos i wybrana komisja zaznajamiali się z przedstawionymi dramatami i wybierali spośród ich autorów trzech (lub pięciu) komediopisarzy i trzech tragików, którym tym samym „przydzielano chór", co równało się zezwoleniu na wystawienie dramatu; konkretnie polegała ta forma na tym, że archont wyznaczał każdemu z kandydatów choregosa na podstawie listy obywateli-podatników dochodowych. Choregia, czyli pełnienie roli choregosa, było jedną z liturgii, które polegały na tym, że zamożny obywatel wywiązywał się ze swoich zobowiązań podatkowych finansując pewne imprezy państwowe.

Było to jedną z form usług świadczonych dla państwa; mogły to być świadczenia pieniężne lub wkład pracy. Liturgię, która była ustalona prawnie, wyznaczali urzędnicy zamożnym obywatelom odpowiednio do ich stanu majątkowego. Były liturgie nakładane w związku z pewnymi okolicznościami, wymagającymi pomocy . finansowej ze strony obywateli, i liturgie stałe, do których należała także choregia; wyznaczenie obywatela choregosem zobowiązywało go do zorganizowania na koszt własny chórów do agonów muzycznych (tragedia, komedia, agony liryczne); zbierał więc odpowiedni zespół, zapewniał lokal na okres przygotowań i prób, zaopatrywał chórzystów w kostiumy i potrzebne rekwizyty teatralne; do obowiązków choregosa należało także dobranie nauczyciela chóru — chorodidaskalosa, reżysera — didaskalosa, dostarczał także muzyków — kitarystę dla arii aktorów i aulistę akompaniującego chórowi; na jego utrzymaniu był zespół chórzystów przez cały okres ćwiczeń i prób. Choregia więc poważnie obciążała fi-nansowo obywatela, który podjął jej się sam, czy też zgodnie z decyzją władz finansowych. Chór składał się zasadniczo z dwunastu osób, od czasów Sofoklesa z piętnastu, a zdarzało się, jak w tragedii Ajschylosa Błdgalnice, z pięćdziesięciu członków. Jednak żaden obywatel nie uchylał się od tej usługi dla państwa, uważając spełnienie jej za zaszczyt. Jeden z obywateli ateńskich w mowie Lizjasza (XXI 1) chwali się swoim wkładem w przygotowanie chórów na różne święta: „na przygotowanie chóru wydałem 30 min; trzy miesiące później podczas Targeliów (ku czci Apollina) zwyciężył chór, który wystawiłem kosztem 20 min; za archontatu Glaukipposa wydałem 8 min na przygotowanie tańca w zbroi (pyrriche) na Święta Panatenajskie; byłem także choregosem chóru męskiego, który odniósł zwycięstwo; kosztowało mnie to łącznie z trójnogiem 50 min". Ambicją choregosa, jak widzimy, było takie przygotowanie i wyposażenie chóru, ażeby zajął pierwsze miejsce w agonie, a wiadomo, że nie tylko w agonach lirycznych lecz także w tragedii i komedii chór odgrywał niepoślednią rolę. A chcąc przygotować chór odpowiednio, dobierał choregos najlepszych reżyserów i nauczycieli, których musiał odpowiednio opłacać.

ii Przygotowanie i kostiumy aktorów nie obciążały już choregosa. Aktorów dobierali w początkach sami poeci, którzy także występowali na scenie podejmując się roli głównego bohatera. Dopiero Sofokles, który miał słaby głos, zerwał z tym zwyczajem; wystąpił tylko w dwóch rolach: Nauzykai i wieszcza Tamirysa grającego na lirze. Dobór aktorów przejęło państwo, i wprowadzono zasadę, że główni aktorzy występowali w jednym dramacie każdego z trzech poetów; miało to dać szansę wszystkim autorom . dramatów, gdyż zorientowano się, że dobra gra aktorska podnosi wartość dramatu, i przeciwnie — zły aktor kiepską grą mógł zaszkodzić dobremu autorowi. Taki układ ilustruje np. obsada ról w tragediach podczas Lenajów w r. 341 p.n.e.: w trylogii Asty-damasa Starszego jako protagonista w pierwszej tragedii pt. Achilles występował Tettalos, w drugiej tragedii pt. Atamas — aktor Neoptolemos, a w trzeciej pt. Antygona — aktor Atenodoros. Ci sami aktorzy występowali również na zmianę w tragediach rywalizujących z sobą poetów. Występy chóru podczas świąt Dionizosa rozbudowano przez dodanie jednego aktora; nowość tę miał wprowadzić Tespis ok. r. 534 p.n.e. dla ożywienia akcji, gdyż aktor mógł prowadzić dialog z przodownikiem chóru. Ajschylos wprowadził drugiego aktora, wreszcie Sofokles — trzeciego i ta liczba utrzymywała się długo; przypuszcza się, że decydowały tu względy finansowe. Oczywiście nie brano pod uwagę statystów, których mogła być wielka ilość. Wobec ograniczonej liczby aktorów autor tragedii musiał dać jej taką kompozycję, ażeby na scenie nie było więcej niż trzy osoby mówiące. Wobec takiego ograniczenia liczby aktorów jeden aktor musiał grać kilka ról; autor dramatu musiał więc tak układać dialogi, ażeby niektóre osoby mogły schodzić ze sceny celem zmiany kostiumu. Kiedy organizowanie widowisk przeszło całkowicie w ręce państwa, archont wyznaczał głównego aktora — protagonistę, a ten dobierał — drugiego — deuteragonistę i trzeciego — tritagonistę, organizował zespół statystów i kierował całością przedstawienia. Wywołało to w aktorach większe poczucie odpowiedzialności i zaczęli także — niezależnie od agonu autorów dramatów — ubiegać się o nagrody indywidualne lub zespołowe. Wystawienie dramatu poprzedzała próba generalna, która odbywała się w odeonie. Przed rozpoczęciem widowisk wybierano losowaniem spośród przedstawicieli dziesięciu fyl ateńskich dziesięciu sędziów, agonotetów, którzy stanowili sąd konkursowy; zadaniem jury było czuwanie nad przestrzeganiem zasad agonu, w ostatnim jednak głosowaniu nad przyznaniem nagród uczestniczyło tylko pięciu sędziów: przysłowiowym stało się nawet powiedzenie: „decyzja leży na kolanach pięciu". Od r. 449 p.n.e. przyznawano nagrodę nie tylko poetom, lecz także choregosowi; którego wymieniano nawet na pierwszym miejscu, oraz, o czym była już wzmianka — pierwszemu aktorowi — protagoniście. Poeta —¦ otrzymywał także nagrodę pieniężną.


KOSTIUMY AKTORÓW

Podobnie jak forma budowli teatralnej zachowywała wiele trwałych cech, tak i kostiumy aktorów -— prawdopodobnie od czasów Ajschylosa — ustaliły się w pewnej konwencjonalnej formie co potwierdzają zabytki kultury materialnej. Kostiumy te nie były odbiciem strojów epoki, w jakiej rozgrywała się akcja, ani też nie odpowiadały strojom okresu, w którym dany dramat wystawiano. W tragediach aktor występował w długim chitonie w barwach jaskrawych, często ozdabianym motywami geometrycznymi lub figuralnymi; charakterystyczną cechą chitonu teatralnego były rękawy, których w chitonach stale używanych nie było. Na chiton narzucano himation lub chlamidę — zależało to od roli. Były także stałe atrybuty związane z daną rolą; król występował z berłem, posłańcy, podróżni i pasterze z laską, błagalnicy z gałązkami oliwki, bogowie z atrybutami, z jakimi wyobrażono ich w sztuce. Ze względu na widoczność wzrost aktorów podwyższano przez zastosowanie specjalnego obuwia na grubej podeszwie, koturny — embate lub okribas, a ażeby postać była proporcjonalna do wzrostu, pod chitonem byli aktorzy grubo owijani czy „watowani" oraz mieli wysokie przybranie głowy nad maską zwane orikos, które także wydłużało sylwetkę.

W dramacie satyrowym aktorzy używali podobnego stroju, jedynie chitony mieli krótsze i obuwie na niższej podeszwie; chór natomiast wyróżniał się występując przeważnie w kostiumach satyrów. Kostium aktora komedii starej był groteskowy: ubiór krótki, z przodu i z tyłu przesadnie wypchany, i głównie ta część kostiumu (zw. somation — watowanie) nadawała postaci wygląd ka^ rykaturalny. Z przesadą także uwydatniano wady budowy, np. garb, lub cechy anatomiczne jak phallos. W komedii nowej odrzucono cechy groteskowe i konwencjonalne kostiumy, zaczęto po raz pierwszy wprowadzać na scenę ubrania używane w życiu codziennym, czy to przez kobiety, czy przez mężczyzn.

Uzupełnieniem kostiumu aktora, tak w tragedii, jak w komedii i w dramacie satyrowym, była maska; była to najprawdopodobniej pozostałość z pierwotnych widowisk, pochodów i zabaw, które dały początek przedstawieniom teatralnym, jako związane z kultem boga Dionizosa: uczestnicy tych uroczystości nakładali na twarz wytłoczyny z winogron lub osad winny, czy to, żeby pod- , kreślić charakter kultu czy może żeby, zwłaszcza w pochodach, w których śpiewano uszczypliwe pieśni pod adresem panów, nie być rozpoznanym. Maski były dostosowane do każdego rodzaju dramatu, a także do roli, do wieku, do stanu i zawodu bohatera dramatu. Wyrabiano je z płótna połączonego z gipsem, łatwo więc można było taki materiał modelować. Maska składała się z dwóch części złączonych u góry: jedna — osłaniała twarz, druga tył głowy, tak że można je było przy nakładaniu rozchylać jak przyłbicę. Umocowywano maskę na głowie aktora podwiązując ją pod brodą. W początkach maskę dla ról kobiecych powlekano białą farbą, dla ról męskich — ciemną. Pozostawiano w masce otwory na oczy, a usta były szeroko rozwarte, gdyż otwór ten odpowiednio wykonany służył także jako wzmacniacz głosu. Z biegiem czasu zaczęto nadawać masce wyraz, na który miał wpływ rozwój sztuki rzeźbiarskiej i malarskiej. Na maskach wczesnych widzi się uśmiech taki jak na rzeźbach archaicznych, np. Kory z Akropolis; na maskach późniejszych, z czasów Eurypidesa, widzi się wpływ sztuki Fidiasza; w wieku IV p.n.e. maski mają wyraz patetyczny, co przypisuje się wpływom sztuki Skopasa.

Polluks w swoim Onomastikonie wymienia różne typy masek, uwzględniając związany z każdą z nich kolor cery i włosów; dzieli je na maski tragedii, (28), dramatu satyrowego (4) i komedii (44), czyli łącznie daje krótkie opisy 76 typów masek. Dzieli je na maski męskie i kobiece, dostosowane do zawodów (posłańca, pedagoga). Maski bóstw, herosów czy postaci mitologicznych miały często odpowiednie atrybuty i cechy (była np. maska oślepionego Edypa; maska Akteona-myśliwego, miała rogi), były też maski przedstawiające zjawiska przyrody oraz personifikacje różnych pojęć (miasto, wojna, pijaństwo). Wykonanie takiej maski wymagało uzgodnienia jej wykonawcy z autorem dramatu i z reżyserem*.

Dla nadania masce wyrazu i zmian nastroju przedstawiano np. s jedną stronę twarzy obojętną, na drugiej odpowiednim rysunkiem ust, brwi wyrażano np. uczucie gniewu.

Opisy Polluksa są krótkie: ho leukos — mężczyzna „biały", siwy: broda i włosy siwe, cera biała, wysunięte brwi. Pukle wło~ sów dokoła głowy. Broda krótka. Onkos niewysoki. Mężczyzna lat sześćdziesięciu (kapłan w Królu Edypie, Kadmos w Bakchantkach); ho xanthos aner — blondyn: złote loki i świeża cera, Atrybuty młodości i urody. Mężczyzna lat 25 - 30 (Admet w Alkeście. Jazon w Medei, Achilles w Ifigenii w Aulidzie) albo maska kobieca: to eleutheron gradion — wolna stara kobieta: Mały onkos. Włosy siwe opadające tylko do ramion, obcięte na znak żałoby, przykład: Hekuba w Trojankach. Wśród masek satyrowych: np. satyr siwy, satyr rudobrody; satyr bezbrody. Szczegółowo są opisane maski komediowe starej komedii, wśród których są maski osób fikcyjnych, stworzeń fantastycznych tak jak tego wymagała tematyka. Natomiast bardzo dużo masek przypada na komedię nową, w której występuje wyraźne wyróżnienie typów, charakterów np.: Dobroduszny i wspaniałomyślny ojciec: Włosy obcięte krótko. Twarz uśmiechnięta, oczy nieco spuszczone — obok innego ojca, który jest skąpy twardy i nieugięty: Policzki chude, włosy rude'. Starożytni zżyli się z typowymi postaciami i widok odpowiedniej maski kojarzył się z charakterem postaci, która ją nosiła. Jednak nie tylko kostium komediowy, groteskowy, lecz także kostium aktora tragicznego w późniejszych wiekach, przy innych wymaganiach i innym pojęciu piękna, raził widzów. Lukian w dialogu O tańcu (27) przeciwstawia wygląd aktora w konwencjonalnym stroju tancerzowi, który ma maskę naturalną, do roli 'dostosowaną.

„Przyjrzyjmy się tragedii, jak ona się przedstawia, i to najprzód zewnętrznie. Cóż za wstrętny, a zarazem okropny widok: człowiek nieproporcjonalnie wydłużony na wysokich toczący się koturnach, przybrany w maskę rozmiary głowy znacznie przechodzącą, z ustami rozdziawionymi, jakby chciał połknąć widzów. Nie chcę już mówić o tych wyściółkach na piersiach i brzuchu, przydających mu sztucznie odpowiednie rozmiary, by owa nienormalna wysokość zbyt rażąco z nikłymi kształtami naturalnej postaci nie kontrastowała. Nagle spoza maski zaczyna ten człowiek ryczeć: to wysokimi, to niskimi wydzierać się tony, to od czasu do czasu przypadające mu partie śpiewnym recytować głosem, a co już wprost okropne, serca swojego przeżycia wyśpiewywać, przy czym jedynie modulacja głosu do niego należy, gdyż resztę obmyślili już poeci, którzy dawno przed nim żyli. I póki Andromachę gra albo Hekabę, to jeszcze trele te od biedy znieść można. Ale kiedy w roli Herałdesa wystąpi i zapominając się solową śpiewać zacznie arię, nie bacząc ani na lwią skórę, którą ma na sobie, ani na pali-cę, to doprawdy człowiek myślący takie postępowanie nazwać musi parodią".

W Grecji przez długi czas nie było zawodowych, szkolonych aktorów; występowali na scenie teatru i sami poeci, o czym była wyżej wzmianka, i dobrzy mówcy. Społeczeństwo greckie wysokc ceniło aktorów, a państwo przyznało im pewne przywileje, np. byli zwolnieni od obowiązku służby wojskowej i płacenia podatków, a jako posiadający umiejętność przemawiania i dobrą dykcję, brali często udział'w poselstwach do obcych państw.

W Grecji hellenistycznej przedstawienia teatralne zatraciły swój pierwotny charakter religijny i związek ze świętami kultowymi, stając się jedną z form rozrywek dostępnych dla szerokich mas; organizowano przedstawienia z różnych okazji we wszystkich większych miastach hellenistycznych i wtedy nie wystarczali już nawet uzdolnieni aktorzy-amatorzy, lecz zaszła konieczność tworzenia zespołów aktorów zawodowych, którzy mogli występować w różnych miejscowościach. Powstawały wędrowne trupy aktorskie, które miały swoją organizację, rodzaj związku zawodowego (synodos, koinon), do którego należeli poeci dramatyczni, aktorzy, chórzyści, muzycy, tancerze, suflerzy, kapłani oraz urzędnicy administracyjni.

Z okresu hellenistycznego najwięcej materiałów informujących o organizacji widowisk dostarczają nam papirusy egipskie. Dzięki dokumentom wiemy, że do programu zabaw urządzanych z okazji uroczystości dworskich, rodzinnych czy dni świątecznych należały występy tancerzy, tancerek, akrobatów — zawsze przy akompaniamencie muzycznym. Jeżeli chodzi o przedstawienia to poważny dramat wyparły występy aktorów mimicznych, co potwierdzają zachowane w papirusach kontrakty z epoki ptolemej-skiej i ppźniejszej, rzymskiej, zawierane z trupami aktorskimi. Przykładem może być papirus z r. 237 n.e. z Arsinoe w Fayum4.

„Przewodniczący związku ze wsi Bakchias, Aurelios Askas, syn Filadelfa, do impresaria aulistek Aureliosa Theona. Chcę otrzymać od ciebie tancerkę Thais wraz z jeszcze jedną, aby urządzały swoje popisy w wymienionej wyżej wsi przez dni 10, począwszy od 13 dnia miesiąca Faofi. Tytułem wynagrodzenia otrzymają one codziennie 36 drachm, a ponadto tytułem honorowego prezentu za wszystkie dni pszenicy artab trzy, chleba bochenków par 15. Do podróży tam i z powrotem otrzymają do swej dyspozycji osłów 3. Tytułem zaliczki, która będzie wpisana na rachunek twego honorowego upominku, otrzymały one drachm..." (dalej tekst zniszczony). Podobnie jest sformułowane zamówienie-kontrakt z innego papirusu (Pap. Lond. 331):

„Satyros, syn Satyrosa, z miejscowości Soknopaiu Nesos, do impresaria aulistek Kosmosa. Chciałbym zaangażować ciebie wraz z trzema gimnastykami (akrobatami?) i czterema aulistkami do przedstawień w wymienionej wsi na dni sześć, licząc od 18 dnia bieżącego miesiąca Faofi. Za każdy dzień otrzymasz 40 drachm w srebrze. Wszystko wasze, co* weźmiemy w przechowanie, oddamy skrupulatnie, a na drogę dostarczymy ci cztery osły i tyleż na drogę powrotną".

Są to zaproszenia „prywatne"; jeżeli urządzano uroczystości miejskie, angażowali aktorów urzędnicy. Tak np. zaproszony zostaje aktor mimiczny i recytator Homera w dokumencie z wieku III n.e.5

„Gimnazjarch i urzędujący prytan Aurelios Agathos, egzegeta Aurelios Hermanobammon, arcykapłan Aurelios Didymos, kosmeta Aurelios Koprias — wszyscy z miasta Euergetis — Aureliosowi Eu-ripasowi, aktorowi mimicznemu i homeryście Aureliosowi Sara-pasowi pozdrowienie. — Przybądźcie zaraz, aby zgodnie z waszym zwyczajem brania udziału w uroczystościach, obchodzić wraz z nami święto urodzin najwyższego boga Kronosa. Widowisko rozpocznie się jutro, 10, i będzie się odbywało przez zwykłą liczbę dni. Otrzymacie zwykłe honorarium oraz upominki".

Jak wynika z tych dokumentów, nie ustalono programu, pozostawiano to zupełnie decyzji organizatora. Odbywały się także widowiska z okazji uroczystości rzymskich, jak na przykład poświadczone przez papirusy przedstawienie aktorów mimicznych z okazji wstąpienia na tron cesarza Hadriana. Interesujący, bo wnoszący wiele szczegółów do wiadomości o przygotowaniach do widowisk, jest tekst pochodzący jednak ze znacznie późniejszego okresu, gdyż z V/VI wieku. Tekst ten ustala kilka obrazków, które mieli odtworzyć aktorzy mimów, ale bardziej interesujący jest wykaz akcesoriów potrzebnych do tych przedstawień, w danym wypadku do sztuki pt. Leukippe: „Zakład balwierza: przyrządy balwierskie; lustro, opaski, 3 pudełka na pianę; pasek z sakiewką, skrzynka papirusowa. Pracownia kowala: młot, łopatka, obrazek, płaszcz, koszula. Do obrazka „Rabowanie miasta": — „mały mur". Tytuł następnej scenki nie dał się odczytać, a zapotrzebowanie do niej przedstawia się następująco: żagiel, czółno, latarka, kaptury, wiosła, wózek, produkty - spożywcze, karta papirusu. Do scenki: „Obejdzie się bez słów" — kitara, prosię, szczeniak, mała warzą-chew. Do występu Słońca — promienie. Do sceny: „Po co zmagać się z ciałem" — nie trzeba niczego. Do sceny „Gotów" — zieleń dla Rzeki (a więc personifikacja — uw. L. W.), płaszcz dla Rzeki, szaty dla Gotów i kobiet gockich" ".

Można sobie wyobrazić, że widowiska te odbywały się często na przygodnie zbudowanej estradzie, gdyż nie wszędzie były teatry, i że nie brakowało widzów. Papirus z Oxyrynchos z r. 182 n.e. {III nr 475) zawiera wiadomość, ze podczas jakichś uroczystości we wsi Senepta odbywały się popisy tancerek. Młodzi widzowie wchodzili na dachy domów, ażeby stamtąd przyglądać się występom. Jeden z nich, zapominając o niebezpieczeństwie, przechylił się, spadł z dachu i poniósł śmierć na miejscu.

W Atenach zasadniczo przedstawienia teatralne były dostępne dla wszystkich, dla Greków i cudzoziemców, dla wolnych i niewolników (którzy przychodzili wcześniej, ażeby zająć miejsca dla

swoich panów). Jedynie młodzież i kobiety nie bywały raczej na przedstawieniach komedii ze względów moralnych, gdyż jak wiadomo, komedia stara attycka- miała śmiały, niewybredny język i nieskrępowane gesty.

W początkach wstęp był bezpłatny, tym bardziej, że widowiska w teatrze były częścią obrzędów kultowych, kiedy jednak tłumy widzów rosły i trudno było rozwiązać sprawę udostępnienia miejsc wszystkim (niewolnicy zajmowali miejsca dla panów w przeddzień i spędzali w teatrze całą noc!), wprowadzono bilety wejściowe za niewysoką opłatą dwóch oboli. Podobno była to cena bardzo skromnego jednodniowego wyżywienia jednej osoby. Pieniądze te przechodziły do kasy państwa, które, jak wiemy, częściowo finansowało przedstawienia. Perykles wprowadził zasiłek teatralny, tzw. theorikon, wypłacany ubogim obywatelom, ażeby umożliwić im oglądanie widowisk; miało to być niejako pokryciem utraconego zarobku. Prawo podejmowania theorikonu przysługiwało tylko obywatelom ateńskim, i tylko na podstawie przedstawionego dowodu, że w dniu przedstawienia będą w Atenach. Świadczy o tym proces wytoczony obywatelowi ateńskiemu, który podjął theorikon za syna, który w dniu widowiska przebywał poza Atenami. Wypłatę theorikonu zniósł Demoste-nes.

Poeta, zwłaszcza nie mający jeszcze rozgłosu, a jeszcze bardziej aktor liczył się z upodobaniami i opinią publiczności. Nie w obawie przed recenzją, gdyż takich nie znano i nie pisano, lecz z obawy przed bezpośrednią, impulsywną, reakcją publiczności, która była wrażliwa zarówno na słowa, jakie padały ze sceny, jak i na dykcję aktora i jego sposób gry. Dobrą grę nagradzano oklaskami, zmuszano do bisowania wołaniem authis, authis — jeszcze, jeszcze, ale też potrafiła bardzo głośno i energicznie wyrazić swoje niezadowolenie: robiono głośne, złośliwe uwagi, gwizdano, tupano, dochodziło do obrzucania aktora kamykami lub orzechami, tak że niekiedy zmuszano go do zejścia ze sceny i przerwania przedstawienia. Ucho Greka było tak wyczulone, że kiedy aktor wymówił ze złym akcentem jeden wyraz, zmieniając tym jego treść (galene — cisza morska, galee — łasica), publiczność tak zareagowała, że przerwano przedstawienie.

Poeta był w lepszym położeniu i mógł starać się przekonać publiczność: Kiedy zespół dopuszczający dramat do wystawienia żądał od Eurypidesa, by usunąć zdanie, które mogłoby wywołać niezadowolenie publiczności, nie ustąpił, tłumacząc, że on „pisze, ażeby uczyć publiczność, a nie żeby się uczyć od publiczności". Wiadomo, że Eurypides, najbardziej postępowy tragik, był niedoceniany przez publiczność grecką, przywiązaną do stereotypowych, tradycyjnych widowisk. Seneka przytacza również scenkę, jaka miała miejsce w teatrze ateńskim (z jakich źródeł korzystał, nie wiadomo). Wykorzystuje ten motyw w liście, w którym potępia władzę pieniądza i m.in. pisze:

„Nie brak również wśród greckich tragików takich, którzy ko-¦ rzyścią zastępują prawość, bezpieczeństwo i dobre imię:

Niech już zwą mnie najgorszym, byle mnie zwano bogatym. Wszyscy pytamy, czy ktoś jest bogaty, lecz nikt nie pyta, czy dobry. Nie w jaki sposób i skąd, lecz ile masz — tylko tego chcą się dowiedzieć.

Wszędzie każdy wart był tyle, na ile ceniono to, co miał w kieszeni.

Pytasz, co posiadać hańbę nam przynosi? Hańbą jest nic nie mieć!

Chcę bądź żyć bogaty, bądź ubogi umrzeć.

Dobrze umiera, kto korzyść jakąś przez śmierć swą zyskuje.

Po tych fragmentach celowo zebranych przytacza fragment z tragedii Eurypidesa pt. Danae:

Pieniądz — oto rodzaju ludzkiego dobro największe,

któremu dorównać nie zdoła ni matki czar miły, ni dzieci

powab przymilny, ni ojca, szacowne i święte zasługi.

Jeżeli coś już tak przyjemne błyski w oczach

samej Wenus wznieca, to słusznie pieniądze wzbudzają

miłość ku sobie wśród niebian, a także wśród ludzi śmiertelnych.

Gdy te ostatnie wiersze z tragedii Eurypidesa zostały wygłoszone, cały lud jakby za jednym popędem powstał, aby wyrzucić zarówno aktora, jak wiersze, a sam Eurypides skoczył na środek, prosząc, by jeszcze poczekali i zobaczyli, jaki ostateczny skutek osiągnie ów wielbiciel złota" (Listy 115 14-15).

Podobnie, a może nawet jeszcze śmielej, reagowała publiczność na grę aktorów w epoce hellenistycznej, kiedy to trupy aktorskie różnego poziomu rozsypały się po całej Grecji z przedstawieniami tragedii, komedii, mimów, pantomimów. Wiadomo, że wtedy widowiska zatraciły już swój charakter misterium, trupy aktorskie bywały na różnym poziomie, a publiczność umiała ocenić ich grę. Wiele przykładów żywego, bezpośredniego reagowania widzów na to, co dzieje się na scenie, przytacza Lukian w dialogu O tańcu. Już nie tylko nieudolna gra, ale nawet nieodpowiednio dobrany aktor do roli, wywoływał reakcję i niezadowolenie publiczności, która w takich wypadkach obrzucała aktora żartami i kpinami.

Zapewne tak liczne trupy nie mogły szczycić się dobrymi aktorami, czy nawet dobrą organizacją przedstawień, przedsiębiorca teatralny nie starał się nawet o dobranie najlepszych sił, jako kierownik trupy wędrownej dbał raczej o dochodowość niż o poziom widowisk.


ŚWIĘTO PALLAS ATENY

Bogini Atena, jak już samo imię wskazuje, ściśle była związana z Atenami i całą Attyką i czczono ją nie tylko jako opiekunkę miasta — Atena Polias — ale jak same nadane jej przydomki świadczą, przypisywano jej wielką moc: Bulaia — udzielająca dobrych rad, Ksenia — przestrzegająca praw gościnności, Agora-ja — czuwająca nad mówcami występującymi na zgromadzeniach, Ergane — biegła w przędzeniu i tkactwie, opiekująca się pracami kobiet; Atena była też — jak świadczą jej atrybuty: tarcza, hełm, dzida — boginią wojny, lecz nie krwawej i mściwej jak Ares; zadaniem bogiń było raczej rozstrzyganie sporów i ochrona prawa na drodze pokojowej. Jednak przede wszystkim odbierała cześć jako opiekunka miasta-państwa, któremu ofiarowała drzewo oliwne, stanowiące obok winnej latorośli główną podstawę gospodarki Aten.

Głównym świętem ku czci Ateny było obchodzone od niepamiętnych czasów ludowe święto Panatenaje — Święta Wszech-ateńskie. Obchodzono je w miesiącu Hekatombajonie, wkrótce po święcie Synojkia, wprowadzonym już w czasach historycznych na pamiątkę współosiedlenia ateńskiego tzw. synojkismos, które było złączeniem gmin w jedną całość o wspólnej radzie i wspólnych urzędach (r. 566/5 p.n.e.). Panatenaje nabrały wielkiego znaczenia za Pizystrata, dzięki któremu otrzymały charakter świąt ogólnopaństwowych — jako Wielkie Panatenaje; obchodzono je co cztery lata, w trzecim roku każdej olimpiady.

Najważniejszym fragmentem uroczystości, które trwały pięć dni, była procesja, która szła od miejskiej bramy zwanej Dipilo-nem do Erechtejonu na akropolis ateńskiej, gdzie było sanktuarium Ateny Polias, ażeby ofiarować bogini nowy, pięknie przez kobiety ateńskie haftowany peplos. Peplos wieziono rozpięty na maszcie świętego okrętu, zaopatrzonego w koła. W procesji brała udział cała ludność, kobiety i mężczyźni, starcy i dzieci, szli dostojnicy państwowi, oddziały wojska; starcy nieśli symboliczne gałązki oliwne, młodsi mężczyźni prowadzili zwierzęta ofiarne, gdyż składaniu peplosu towarzyszyła ofiara — hekatomba z wołów, zakończona ogólną ucztą. Dziewczęta, tzw. kanefory, niosły na głowach kosze zawierające naczynia i przedmioty kultowe, a najmłodsze dziewczynki tzw. arrefory niosły skarb największy — nowy,

piękny peplos.

Pewne szczegóły procesji są nam znane dzięki Fidiaszowi, który fragmenty jej uwiecznił na fryzie Partenonu.

Pierwsze dni Panatenajów wypełniały zawody różnego rodzaju, były więc i zawody hippiczne, na rydwanach, zawody lekkoatletyczne w trzech grupach zależnie od wieku (starsi mężczyźni, młodsi i chłopcy); Ateny nie mogły zrezygnować z konkursów muzycznych—w szerokim znaczeniu, łącznie z recytacjami poezji, a od Pizystrata włączono do programu recytacje pieśni Homera; w programie był także taniec w zbroi — pyrriche, oraz efektowny bieg nocny z pochodniami, tzw. lampedromia.

Wielkie Panatenaje trwały od 24 do 28 Hekatombajonu; Po bitwie pod Salaminą w r. 480 p.n.e. przedłużono uroczystości o jeden dzień dla uczczenia pamięci i zwycięstwa Temistoklesa; w tym dniu urządzano w porcie Pireusie wyścigi trier ateńskich dla upamiętnienia morskiego charakteru zwycięstwa nad Persami.


ŚWIĘTO DEMETRY I PERSEFONY — WIELKIE MISTERIA ELEUZYŃSKIE

Jeżeli zbożnie i uroczyście obchodzono święta Dionizosa, które-mu zawdzięczano winną latorośl, i Ateny, która ofiarowała ziemi attyckiej drzewo oliwne, to tym bardziej zasługiwała na kult Matka Ziemia — Demeter, bogini ziemi, urodzajów, płodności. Miała też wraz ze swą córką Persefoną, panią podzfemia, swoje święto, obchodzone w dniach 15-25 Boedromiona, Wielkie Misteria Ele-uzyńskie. Poprzedzało je święto Orki — Proerosia. Obrzędy związane były z mitem o Demetrze i Persefonie-Korze, pani Podziemia, która na wiosnę powracała na ziemię, ażeby wszystko pobudzić do nowego życia. Cechą charakterystyczną Misteriów Eleuzyń-skich jest „tajemniczość", która tłumaczy się powiązaniem ze światem podziemnym, światem zmarłych. „Tajemniczość" polegała na tym, że udział w obrzędach i uroczystościach mogli brać tylko „wtajemniczeni" — mystowie (mystai); osiągnąć wtajemniczenie mogli wszyscy, kobiety i mężczyźni, obywatele wolni, niewolnicy, cudzoziemcy, gdyż wobec Demetry, bogini ziemi, i wobec sił podziemia — wszyscy byli równi. Wyłączeni byli jedynie ludzie, na których ciążyła zmaza krwi. Arystofanes jednak w komedii pt. Żaby, wprowadzając chór mystów z przewodnikiem chóru — kapłanem prowadzącym obrzędy — rozszerza te ograniczenia także na inne przestępstwa:

Nasze grono niechaj wstępu temu nie dozwoli,

Kto rozumu jest tępego lub niedobrej woli;

Kto z Muzami nie tańcuje w bakchicznym obrzędzie;

Kto błaznuje nie pytając, czy to w porę będzie;

Kto miast koić i łagodzić krajowe niezgody —

Rozjątrza je i podsyca dla własnej wygody;

Kto na czele stojąc państwa, miotanego burzą,

Chce, by grubiej go smarować — ...z uwagi na urząd;

Kto oddaje pograniczne forty w ręce wrogom;

Kto do Sparty ekspediuje eginecką drogą

Transport płótna żaglowego, smoły, takielunku,

Dostarczając wrogim statkom pełnego rynsztunku;

Kto po nocy zapaskudza posągi Hekaty,

Kto z polityków poetom obcina zapłatę,

Ale za dnia wyśpiewuje pobożne kantaty;

Mszcząc się za to, że w komediach przypięli mu łatę:

Z tych nikogo w święty obrzęd nasz nie wtajemniczaj

(W. 333 m)., przeł. A Sandauer)

Komediopisarz łączy tutaj, jak na komedię przystało, motywy żartobliwe z poważnymi, i na te kładzie wyraźnie nacisk; możliwe, że ludzi ze zmazą na honorze nie dopuszczano również do wtajemniczenia.

W początkach misteria ku czci Demetry miały charakter lokalny, dopiero po połączeniu się Aten z Eleuzis przekształciły się w państwowe święta ateńskie, a z czasem stały się świętami wszechhelleńskimi o randze Panatenajów czy Wielkich Dionizjów.

W pierwszym dniu mystowie zbierali się w Stoa Poikile; dnia następnego odbywała się oczyszczająca kąpiel w morzu w Falero-nie; obmywano też prosię, które następnego dnia składano w ofierze w Eleuzinion w Atenach. Następnego dnia wyruszała z Aten procesja do Eleuzis, była na miejscu po zachodzie słońca. Procesję prowadził kapłan, hierofanta (hierophantes), w otoczeniu innych kapłanów, dostojników państwowych, areopagitów, poselstw zagranicznych, a za tymi dostojnikami ciągnął tłum, ustawiony według fyl. Zatrzymywano się w miejscach związanych z kultem Demeter, odprawiając na tych jakby „stacjach" odpowiednie modlitwy.

Po przybyciu do Eleuzis uczestnicy zobowiązani byli przestrzegać postu, zbierali się na wybrzeżu, zatrzymywali się przy skale, na której ongiś miała siedzieć Demeter opłakująca utraconą córkę. Następnie na placu przed świątynią dopełniano pewnych obrzędów związanych z „wtajemniczeniem", które obejmowało dwa stopnie: na stopniu pierwszym przygotowywano tak zwanych mystów do pełnego wtajemniczenia, a ci, którzy przeszli próbę, stawali się epoptami (epoptes — patrzący), którym przysługiwało prawo brania udziału we wszystkich obrzędach, m.in. w głównych misteriach, które odbywały się w świątyni Demeter. Wypełniały je w znacznej części dramatyczne sceny z mitu o przeżyciach Per-sefony-Kory (uprowadzenie jej przez Plutona, rozpacz matki, poszukiwania Persefony i jej powrót). Niewątpliwie zrozumiała tu była alegoria — zamieranie coroczne życia i budzenie się całej natury z wiosną, a zarazem przypominała uczestnikom o przemijaniu, życia ludzkiego: wtajemniczenie — podtrzymywało w uczestnikach wiarę, iż ich los będzie szczęśliwszy po śmierci od losu wyłączonych od udziału w misteriach. Owe główne misteria odbywały się w nocy 22 i 23 Boedromiona, a dzień następny był przeznaczony na widowiska dla wszystkich. W drodze powrotnej zgodnie z tradycją przełamywano uroczysty nastrój podczas przechodzenia przez most na rzece Kefizos: mieszkańcy okoliczni obrzucali uczestników procesji żartami i zaczepnymi dowcipami; do ustalonych przez tradycję dorzucano żarty zaczepno-osobiste o charakterze aktualizującym. Po przejściu przez most obowiązywał znów nastrój poważny.


WESOŁE ŚWIĘTO — KRONIA

W Hekatombajonie, miesiącu w którym obchodzono Panatane-je, przypadało także (w dniu 12 miesiąca) jedno z najdawniejszych świąt ateńskich — Kronia, ku czci Kronosa i dla upamiętnienia

złotego wieku, który nie znał jeszcze niewolnictwa. Nie wiemy nic o związanych z tym świętem obrzędach kultowych, natomiast wiadomo, że dzień ten, wolny od pracy, wypełniały zabawy i uczty, przy których panowie usługiwali niewolnikom. Odbywały się także przyjęcia na koszt państwa.

Wykazy świąt wskazują, że dni świątecznych było wiele w Atenach; na uwagę zasługują Asklepiaia obchodzone w dniu 6 Ela-febolionu ku czci boga medycyny Asklepiosa; główne uroczystości ku czci tego boga obchodzono w Epirze co pięć lat. W miesiącu Munychionie obchodzono święto Delfina ku czci Apollina opanowującego burze i morza; święto to było zarazem otwarciem sezonu żeglugi morskiej, a tradycja łączyła wprowadzenie tych uroczystości z wyprawą Tezeusza i młodzieży ateńskiej na Kretę w celu uwolnienia Aten od składania żywej ofiary z młodych chłopców

1 dziewcząt potwornemu Minotaurowi. W dniu 16 miesiąca Mu-nychionu przypadały Munychia poświęcone Artemidzie-Hekacie jako bogini księżyca; w ofierze składano symboliczne placki w kształcie księżyca otoczone świeczkami. W tym samym miesiącu przypadały także święta Brauronia ku czci Artemidy; były to właściwie święto gminy Brauronia, świętem ateńskim stało się po połączeniu Brauronii z głównym miastem synojkismem. W święcie tym uczestniczyły małe dziewczynki.

Najmłodsze Atenki, w wieku od 7 do 11 lat brały także udział w święcie zwanym Arrephoria, jako tak zwane arrefory, niosące tajemne dary, które składały w grocie w ogrodach Afrodyty.

Obok świąt związanych z kultem bogów i bogiń były także święta państwowe upamiętniające wielkie wydarzenia dziejowe, jak np. Eleutheria — Święto Wyzwolenia dla uczczenia zwycięstwa pod Platejami (3 Boedromion), czy Marathonia (6 Boedromion), których sama nazwa wyjaśnia ich znaczenie.


IGRZYSKOM BOGOWIE PATRONUJĄ

Na gruncie wierzeń ludowych, obrzędów i kultów miejscowych rozwinęły się zarówno religijne uroczystości lokalne jak i o wielkim rozgłosie święta wszechhelleńskie. Hermes i Apollo — patronowali młodzieży uprawiającej sporty, zaprawiającej się w gimnazjonach, ale cała agonistyka była zwfązana w swoich początkach i w późniejszej, rozwiniętej już formie z kultami wielu bóstw.

Jedną z form oddawania czci bóstwu patronującemu danej okolicy czy państwu były agony, w których zawodnicy starali się wykazać najwyższy stopień kunsztu w różnych dziedzinach, nie tylko w zawodach sportowych: walczono o pierwszeństwo i w muzyce, i w śpiewach; w teatrach odbywały się konkursy tragedio-i komediopisarzy, jury przyznawało nagrody najlepszemu poecie, a z czasem także najlepszemu wykonawcy roli. W Grecji już niemowlęta stawały do konkursu, który odbywał się corocznie podczas świąt Demeter zwanych Tesmoforiami; w dniu poświęconym tej bogini jako Kallogenei — Matce pięknych dzieci — matki przedstawiały dzieci urodzone w ciągu ostatniego roku, i tej, której dziecko uznano za najpiękniejsze, przyznawano nagrodę. Istniały już „konkursy" w świecie bogów, bo czymże innym jak nie konkursem piękności, był sąd Parysa, który miał przyznać jednej z trzech bogiń jabłko przeznaczone „dla najpiękniejszej"? Ile też śmiertelnych kobiet naraziło się boginiom, ponieważ ośmieliły się rywalizować z nimi chwaląc się swoją urodą lub innymi zaletami (np. Arachne — Minerwa). Zarówno więc rola agonistyki jak i dązenie do rozwijania i wykazania zalet fizycznych i moralnych podnosiły znaczenie igrzysk. Pod wpływem religii Apollina i pod wpływem filozofii zmieniał się ideał dzielności — arete, którą określać zaczęto jednym terminem: kalokagathia — Piękno i Dobro, a rolę boga czy herosa przyznającego nagrody przejęli doświadczeni sędziowie.

Bezcelowym byłoby doszukiwanie się początków sportu i zawodów, albo nazwiska, tego, kto pierwszy rzucił dyskiem lub oszczepem, gdyż początki wszelkich zjawisk życia starożytnych są tak splątane siecią różnorodnych legend i mitów, że niemożliwym jest wydzielenie fantazji od prawdy. Jedno jest pewne, że mity są odbiciem rzeczywistości oraz że agonistyka była charakterystyczna dla Greków od najdawniejszych czasów: dyskiem — rzuca Apollo, jeden z rzutów jest tragiczny; ginie od niego ukochany przez boga chłopiec Hiakintos; Perseusz wyrzuca podczas zawodów dysk tak niefortunnie, że zabija nim swojego dziadka Akri-zjosa. Owi mityczni herosi nie zawsze prowadzili grę uczciwą; niekiedy, by cel swój osiągnąć, stosowali podstęp, a nawet dopuszczali się zbrodni. Atalanta z Beocji, dziewczyna o wyjątkowej sprawności fizycznej, szybkobiegaczka, postawiła warunek, że ten będzie jej mężem, kto zdoła ją w biegu prześcignąć. Udało się to dopiero Milanionowi, który w biegu rzucał złote jabłka (a pomysł ten miała mu podsunąć sama bogini Afrodyta). Atalanta uległa pokusie, w biegu zbierała cenne owoce i — pozostała w tyle. Bardziej tragiczny w skutkach był wyścig na rydwanach Ojnomaosa, króla Pizy, który postanowił oddać swą córkę Hippodamię temu[ kto go zwycięży w wyścigu. Do zawodów stanął Pelops, syn króla Lidii Tantala, lecz podjął nieuczciwą grę: przekupił woźnicę, który uszkodził oś w rydwanie Ojnomaosa; Pelops zwyciężył, zdobył rękę Hippodamii, królestwo w Pizie, lecz w obawie, by woźnica nie wydał tajemnicy jego zwycięstwa, zabił go. Ściągnął tym na siebie i cały ród Pelopidów szereg nieszczęść, gdyż „brzydzi się bóg przechwałkami nad krwią zabitego człowieka".

Pierwsze wiadomości o zawodach sportowych czerpiemy z Iliady i Odysei. Homer potwierdza, że zawody te były związane z obrzędami religijnymi, przede wszystkim z pogrzebowymi, ale mogły mieć także charakter popisowy — celem ich było wykazanie sprawności fizycznej uczestników.

W Iliadzie Achilles urządza zawody dla uczczenia zabitego Pa-troklosa i już w tym pierwszym zachowanym opisie zawodów, są reprezentowane wszystkie konkurencje, które znalazły się potem w.programie igrzysk olimpijskich. Nestor opowiada, w jakich to on zawodach brał udział w młodości:

W walce na pięści Klitomedesa, syna Enopsa, Zaczym Ankaja z Pleuronu w zapasach wręcz pokonałem, Z Ifiklesem, biegaczem nielada, wyścig wygrałem, Wreszcie w oszczepie zwyciężyłem Fileja i Polidora. Tylko w zawodach rydwanów uległem Aktora dwu synom...

Podobnie w zawodach ku czci Patroklosa jest wielka rozmaitość konkurencji, i bogate są nagrody wyznaczone przez organizatora zawodów — Achillesa. Rozpoczynają zawody wyścigi rydwanów. Nestor udziela woźnicy rad, z których można odczytać, jak teren, był przystosowany do zawodów:

...Więc objeżdżaj słup, musisz się zbliżyć do niego rydwanem, Sam zaś stojąc w wasągu, plecionym mocno z rzemieni, Pochyl się lekko w lewo i zatnij biczem z okrzykiem Konia prawego, tego od zewnątrz, i cugli mu popuść. Tego atoli z lewej — przypieraj w biegu do słupa, By się niemal otarła o niego piasta tęgiego Koła, lecz dobrze się strzeż, by na któryś z głazów nie wjechać, Nie poranić rumaków i nie zdruzgotać rydwanu"!

Po przydzieleniu nagród zwycięzcom w wyścigach przygotowana nagrody „dla zapaśników w walce na pięści, okrutnej i ciężkiej".

Charakter obrzędowy mają również zawody, które mieszczą się w tych samych ramach czasowych, urządzone przez Eneasza na Sycylii, w drodze do Italii, dla uczczenia jego. ojca Anchizesa: zawody te zostały rozszerzone — o wyścigi statków, które nie po-jawią się w programach igrzysk ogólnogreckich.

Sprawię Trojanom igrzyska: nasampierw statków wyścigi, Potem biegaczy, następnie zapasy tych, co spróbują Sił swych w rzucie oszczepem, w zawodach na lekkie pociski, W walce na pięści, twardą rękawic skórą chronione. (Wergiliusz, Enetda V 66 nn.)

Nagrody — nie gorsze od Achillesowych wyznaczono:

Wnet ustawiono na środku areny nagrody zwycięstwa: Żeby je wszyscy widzieli: trójnogi święte i palmy. Wieńce zielone, broń i szaty barwione purpurą, Dalej wielką obfitość szczerego złota i srebra. (Wergiliusz, Enetda v 110 nn.)

Charakter czysto popisowy, rozrywkowy miały zawody na dworze króla Alkinoosa, który podejmował gościną Odyseusza: Był w tym też element ambicjonalny. Alkinoos po uczcie zaprasza gości do wzięcia udziału w zawodach zachęcając ich: „niech nasz gość wróciwszy do domu, opowiada, jak bardzo przewyższamy innych w pięściarstwie, zapasach, skokach i biegach". Pominął rzut dyskiem, oszczepem. Odyseusz uchylał się od wzięcia udziału w zawodach, gdyż „więcej mu były w głowie smutki niż igrzyska po tylu cierpieniach i trudach", ale sprowokował go Eury-alos swoimi obraźliwymi słowami: „Doprawdy, cudzoziemcze, nie wyglądasz mi wcale na męża biegłego w zawodach... Przypominasz raczej takiego, co tam i sam jeżdżąc okrętem o wielu wiosłach, kieruje żeglarzami uprawiającymi kupiectwo, pamięta o ładunku, dogląda targów i drapieżnych zysków. Ale na zapaśnika mi nie wyglądasz..." Tak wyzwany Odys „...nie zdejmując odzienia chwycił dysk większy i cięższy niż ten, który służył Feakom. Obróciwszy go puścił twardą dłonią. Zaszumiał kamień... Feakowie pochylili się do samej ziemi pod rzutem kamienia, a ten w swym biegu przeleciał znaki wszystkich zawodników" (Odyseja VIII (wybór).

Wszystkie tego rodzaju imprezy — czy to o charakterze obrzędowym czy popisowym — były urządzane z inicjatywy jednostki: Achilles, Alkinoos, Eneasz — wzywają zawodników i wyznaczają nagrody. Kiedy zaczęto urządzać igrzyska ku czci bóstw i kiedy stały się one ogólnohelleńskimi imprezami, na to dotychczas odpowiedzi brak. Igrzyska olimpijskie wiąże się z rokiem 776 p.n.e., pod tą bowiem datą zostały po raz pierwszy odnotowane, lecz niewątpliwie były związane z tą miejscowością już wcześniej. Igrzyska w Grecji miały charakter arystokratyczny. W czasach archaicznych dzielność — arete uznawano jako wartość dziedziczną, wiązano ją z pochodzeniem. Arystokraci nazywali siebie „dobrymi" — agathoi, a ludzi niskiego pochodzenia „złymi" — kakoi, i ta jakoby im tylko właściwa dzielność — arete miała im dawać przewagę nad masami. Pierwsze zanotowane igrzyska olimpijskie przypadają na okres rządów arystokratycznych i tym tłumaczy się ówczesny charakter agonistyki. Ale i w wiekach późniejszych, kiedy w miastach-państwach greckich ustaliły się różne ustroje, nawet przy osiągnięciach demokracji ateńskiej charakter igrzysk musiał pozostać elitarny. Decydował po pierwsze ustrój niewolniczy, a ponadto warunki życiowe, sytuacja materialna: udział w igrzyskach był kosztowny, nie każdy mógł sobie pozwolić na systematyczne trenowanie, na wydatki związane z podróżą i pobytem w wiosce olimpijskiej, nie każdy mógł opuścić warsztat pracy na dłuższy okres.

Nie dopuszczano do udziału w zawodach niewolników, cudzoziemców, ludności podbitej, jak np. metojków w Atenach. Na widowni nie mogły zasiadać kobiety zamężne zgodnie z zakazem uczestniczenia we wszystkich uroczystościach ku czci Zeusa. Była jednak uprawniona jedyna kobieta do oglądania widowisk — kapłanka bogini Demeter, której świątynia była na terenie Olimpii. Natomiast dopuszczono z czasem kobiety do udziału w wyścigach rydwanów, lecz tylko jako właścicielki zaprzęgów, a nie kierujące nimi. Pierwszą, która skorzystała z tego uprawnienia, była podobno Kyniska, żona króla Sparty, Agesilaosa (wiek IV p.n.e.), a niejaka Belisticha z Macedonii zwyciężyła w wyścigach rydwanów zaprzężonych w' źrebaki w r. 288 p.n.e.

Igrzyska w Olimpii ku czci Zeusa odbywały się w poświęconym mu gaju Altis. Wykopaliska archeologiczne przyniosły różne wota z okresu wcześniejszego w postaci figurek kobiecych i zwierzęcych, lecz nie udało się ustalić, z jakim kultem były one związane. Prawdopodobnie w początkach istniał w Olimpii kult bogini Mat-ki-Ziemi, Gai, i być może, gdy zapanowała religia Zeusa, kult jej przeniesiono na tego, najwyższego w ówczesnych wierzeniach, boga. Niezależnie od tych przypuszczeń mity wiązały początki igrzysk olimpijskich z różnymi herosami i bogami. Według jednej wersji sam Zeus był twórcą igrzysk w świętym gaju olimpijskim; według innej — był nim Herakles, ale ta wersja nasuwa znów wątpliwości, czy był to ów głośny heros, czy jego imiennik pochodzący z Krety. Była też wersja, że to Pelops, który podstępnie zdobył za żonę córkę króla Pizy, Ojnomaosa, i objął po nim władzę, urządził pierwsze igrzyska w Olimpii, a jego żonie, Hippodamei, przypisywano zorganizowanie w Olimpii zawodów dziewcząt w biegach. Zawody te odbywały się co cztery lata, lecz mijały się w czasie z głównymi igrzyskami. W każdym razie Pelopsa czczono tam jako miejscowego herosa, a nawet pokazywano jego grób. Geograf Strabon (w. I p.n.e.) wszystkie te wiadomości traktuje jako wymysły różnych epok i należy się z nim godzić. Natomiast jeżeli mówi się raz, że igrzyska olimpijskie wzięły swój początek z Pizy, to znów, że z Elidy, to mamy już podkład historyczno-po-lityczny. Powstał bowiem spór między Pizą a Elidą o polityczne opanowanie Olimpii, a tym samym o przewodnictwo w igrzyskach, czyli o tak zwaną agonotesiję (agonoihesia). W- początkach Olim-pia podlegała Pizie, potem przeszła pod wpływy Elidy; spór przybrał formę wystąpienia zbrojnego, które zakończyło się zniszczeniem Pizy (52 olimpiada = r. 572 p.n.e.). Elida przejęła ostatecznie przewodnictwo w igrzyskach i utrzymała je do końca trwania tych ogólnogreckich uroczystości.

Z igrzyskami olimpijskimi wiąże się wielkie osiągnięcie kultury wszechhelleńskiej, niezrozumiałe w swym założeniu ideowym dla ówczesnych innych ludów, przez Greków zwanych barbarzyńcami. Był to tzw. „pokój boży" — ekecheiria, który nakazywał wszystkim państwom greckim zaprzestania walk i wojen w okresie trwania igrzysk, gdyż zawody te otwierały drogę do chwały bez rozlewu krwi. Miała do chwały prowadzić dzielność h- arete, która obejmowała zespół zalet duchowych oraz tężyznę i sprawność fizyczną (eneocia, kalie, tolme — sprawność fizyczna, piękno, odwaga). Kiedy wprowadzono ekecheirię? — to znowu wielka niewiadoma. Mieli ją wprowadzić Ifitos i Likurg, a jej zasady wyryto na brązowym dysku, który przechowywano w świątyni Hery. Między innymi ostrzegano, że kto znieważy Olimpie, święte miejsce1, wchodząc na jej teren z bronią, zostanie uznany za świętokradcę. Są przypuszczenia, że Ifitos żył w w. IX p.n.e., a Likurga niektórzy identyfikowali z Likurgiem — prawodawcą spartańskim,' żyjącym również w wieku IX; wynika z tego, że ekecheiria działała już o wiek wcześniej niż odnotowano po raz pierwszy igrzyska w r. 776 p.n.e., upamiętniając zwycięski bieg Korojbosa. Rok ten jednak jest ważny, gdyż od tej daty zaczęto obliczać czas według olimpiad — okresów czteroletnich, dzielących kolejne igrzyska. Nie wiemy także, jak długo obowiązywała ekecheiria, gdyż niewątpliwie obejmowała ona — poza okresem samych igrzysk — czas potrzebny na podróże w obie strony, czas na trenowanie na miejscu i przygotowanie się do igrzysk. Przypuszcza się, że „pokój boży" trwał co najmniej dwa miesiące. Że przestrzegano terminów igrzysk i nie odraczano ich nawet z powodu działań wojennych potwierdza Herodot. W r. 480 p.n.e., kiedy Persowie uderzyli na Grecję, z igrzysk nie zrezygnowano. Po klęsce Greków pod Termopilami, kilku zbiegów trafiło do obozu Persów. Wypytywani o nastroje w obozie greckim odpowiedzieli, źe Grecy są w Olimpii i przyglądają się zawodom sportowym. Już to było niezrozumiałe dla Persów, lecz większe było ich zdumienie, gdy usłyszeli, że Grecy walczą tam o nagrodę w formie gałązki z drzewa oliwki. Wtedy podobno jeden z żołnierzy zwrócił się z wyrzutem do naczelnego wodza: „Z kim ty nam każesz walczyć? Z ludźmi, którzy walczą nie dla cennych nagród, lecz dla samej aretel"

Fakt, że Grecy cenili ów wieniec z gałązek oliwki i rozgłos bardziej niż cenne nagrody, świadczy o tym, że w tężyżnie i sprawności fizycznej widzieli coś więcej niż tylko treść hasła „sport to zdrowie". Zdawali sobie sprawę, że sport jest jedną z form wychowania młodego człowieka, dającą hart, zdyscyplinowanie, odporność na trudy i poczucie odpowiedzialności — a to wszystko miało przygotować i do życia w pokoju i do trudów wojennych. Brak zrozumienia dla wysiłku i trudu, jakiego wymagają ćwiczenia sportowe, ze strony narodów niegreckich ilustruje, rozmowa Solona ze Scyta w dialogu Lukiana pt. Anacharsis.

W dialogu tym daje autor realistyczne obrazy ćwiczeń i zaprawy sportowej. Scyta nie może zrozumieć zachowania się młodych ludzi w gimnazjonie. „Jedni z nich — powiada — obejmują się i podcinają sobie nogi, drudzy się duszą, szamocą i tłamszą w błocie jak tarzające się świnie. A przecież na początku, jak zrzucili szaty — zauważyłem to — nacierają się tłusto oliwą i jeden drugiego masuje bardzo uprzejmie. Ale potem nie wiem, co się z nimi dzieje. Pochylają ku sobie głowy, zaczynają na siebie napierać i zderzają się czołami jak para baranów.

I popatrz! Tamten zwalił drugiego z nóg i rzucił na ziemię. Następnie przypadł do niego i wpycha go w glinę nie pozwalając mu podnieść głowy. W końcu oplata nogami jego brzuch, wpiera łokieć pod szyję i dusi biedaka. Tymczasem ofiara uderza go z boku w ramię, widocznie prosząc, by jej nie zadławił na śmierć.

Nie zważając na świeżą oliwę brudzą się i pokrywają błotem. Pot spływa z nich strumieniami, ani śladu z olejku. Mnie przynajmniej pobudzają do śmiechu — podobni do węgorzy wyślizgujących się z rąk człowieka.

Inni na dziedzińcu pod gołym niebem czynią to samo, z tą różnicą, że zamiast gliny mają za boisko dół wypełniony głęboko piaskiem. Obsypują się nim nawzajem i jak koguty dobrowolnie pokrywają się pyłem. Przypuszczam, chcą uściślić sploty, gdyż piasek zobojętnia śliskość oliwy i umożliwia mocniejszy uchwyt na sucho.

Inni też przyprószeni pyłem, ale stojąc na nogach przypadają do siebie, biją się i kopią. Ten szaleniec, jak się zdaje, wypluje sobie zęby, iak ma usta pełne krwi i piasku. Dlaczego ten tam urzędnik ich nie rozdziela i nie przerywa walki? Przeciwnie, podżega ich i chwali tego, który zadał cios. — Wszędzie krzątanina: rwą jak gdyby w biegu, choć pozostają na miejscu, i skacząc do góry kopią powietrze. Chciałbym wiedzieć, jaki jest cel tego wszystkiego? Zakrawa mi to .raczej na szaleństwo, niż na coś innego... Ale powiedz mi, jak nazywacie to wszystko? Jak mamy określić ich postępowanie?

Solon: To miejsce nazywa się gimnazjon... Spośród ćwiczeń tutejszych — to w glinie nazywa się zapaśnictwem. Młodzieńcy też są nazywani „zapaśnikami". Ale mamy inne gimnazjony dla pię-ściarstwa, rzucania dyskiem i skoku wzwyż. W tych wszystkich rodzajach ćwiczeń urządzamy zawody. Zwycięzca zdobywa sławę najlepszego spośród współczesnych i otrzymuje nagrody.

Anacharsis — Scyta. A jakież to są nagrody?

S. W Olimpii — wieniec z dzikiej oliwki, na Istmie — wieniec sosnowy, w Nemei — z pietruszki (z opichu), w Delfach — parę poświęconych bogu jabłek2.

A. Wspaniałe, Solonie! Ofiarodawcy mogą się chlubić swoją hojnością, a zawodnicy prześcigać w ich zdobywaniu. Któż by nie podejmował tylu wstępnych trudów i nie narażał się na uduszenie i zgruchotanie — dla jabłek i pietruszki?..." Solon usiłuje przedstawić barbarzyńcy, jaką rolę odgrywa sport w wychowaniu młodzieży, gdyż ćwiczenia sportowe nie tylko hartują ducha, są one także przygotowaniem do zaprawy wojennej: „...Można sobie wyobrazić, jacy będą w.zbroi ci, którzy nawet nadzy wywołaliby strach wśród wrogów. Nie świecą oni nieruchawą, bladą tuszą ani

trupią bladością, ciałami kobiecymi, zwięzłymi w cieniu... Nasi są czerstwi, opaleni, mają męskie spojrzenie, a w swoim wyglądzie mają dużo odwagi, zapału i tężyzny; Cieszą się doskonałym zdrowiem. Nie są skurczeni ani wysuszeni, ani ociężale opaśli, ale proporcjonalnie zbudowani... Nieuniknionym tego wynikiem jest zdrowie i niespożyta wytrzymałość w znojach".

Podobnie zresztą znacznie wcześniej przed Lukianem Platon ocenia ćwiczenia sportowe, a zwłaszcza zapasy, traktując je jako przygotowanie do sztuki wojennej: „walka zapaśnicza jest najbardziej ze wszystkich ćwiczeń gimnastycznych zbliżona do walki na polu bitwy... dla uzyskania sprawności żołnierskiej trzeba uprawiać ćwiczenia zapaśnicze" (Prawa 814 D).

Solon w dialogu Lukiana przestrzega też Scytę, żeby nie dziwił się jeszcze bardziej surowym metodom wychowawczym Spartan: „Jeżeli kiedyś przybędziesz do Sparty, nie śmiej się także z nich. Nie sądź, że trudzą się bezcelowo, kiedy w teatrze ścierają się i walczą z sobą o piłkę. Czasami wchodzą na plac otoczony wodą, dzielą się na dwa zastępy i zmagają się ze sobą jak wrogowie, ale i oni nie mają broni. Walka trwa tak długo, aż jedni zepchną drugich poza ogrodzenie do wody. Z tą chwilą nastaje pokój, nie padnie już żaden cios.

Jeszcze gorzej, możesz zobaczyć, jak ich poddają chłoście przy ołtarzu. Ociekają wtedy krwią w obecności rodziców. Matki nie tylko się nie martwią z tego powodu, ale wręcz groźbami zmuszają do wytrzymałości na ciosy. Błagają, by znosili cierpienia aż do ostateczności i wytrwali w chwilach strachu. Niejeden pożegnał się ze światem podczas tej próby... Zobaczysz tam ich posągi, którymi uczciło ich państwo spartańskie... Pojmujesz, jak zachowa się taki człowiek wzięty do niewoli na wojnie? Nigdy nie wyda on tajemnic spartańskich, choćby wrogowie go katowali. Ze śmiechem przyjmie ich plagi, ba, wyzwie oprawcę na próbę, kto pierwszy da za wygraną".

Po zaprawie w gimnazjonach, którym patronowali bogowie Her-mes i Apollo, po obowiązującym dziesięciomiesięcznym trenowaniu zjeżdżali zawodnicy do Olimpii, nad rzekę Alfejos, by w świętym gaju Zeusa zwattym Altis,' walczyć o imię olimpionika — zwycięzcy.

Wiadomości o Olimpii zawdzięczamy zabytkom kultury materialnej i źródłom literackim. Wśród tych ostatnich najcenniejsze są wiadomości* przekazane przez Pauzaniasza, podróżnika i geografa z II wieku n.e. Daje on nie tylko opis Olimpii, ale także wiele szczegółów informujących o zwyczajach przestrzeganych podczas igrzysk. Pewną ilustracją są także Ody Pindara (w. VI - V p.n.e.), tzw. epinikia na cześć zwycięskich sportowców. ''Zabytki kultury materialnej — to rezultat badań archeologów, którzy rozr poczęli prace na terenie igrzysk w r. 1829 (Abel Blouet). Archeologowie niemieccy podjęli prace w r. 1875. Po dłuższej przerwie zainteresowanie Olimpią rozbudziły igrzyska berlińskie w r. 1936. Niemcy kontynuowali swe prace do r. 1942. Po wojnie podjął je ponownie Niemiecki Instytut Archeologiczny. Jednak nie tylko znaleziska na terenie. Olimpii i świętego gaju Altis, także zabytki zachowane na innych terenach (rzeźby, płaskorzeźby, wazy) stanowią cenny materiał do poznania tych tak ważnych dla obrazu kultury greckiej uroczystości.

Na kilką miesięcy przed igrzyskami posłowie z Elidy — theoroi, spondophoroi zawiadamiali państwa greckie o terminie igrzysk i równocześnie ogłaszano ekecheirię. Zawodnicy z trenerami przyjeżdżali na miesiąc wcześniej, ażeby móc się zapoznać z warunkami miejscowymi i kontynuować treningi. Wioska Olimpia zmieniała swój charakter: zapełniały się hotele, gospody, restauracje, ożywiał się handel, którym interesowali się kontrolerzy cen — agoranomowie; ' artyści .przygotowywali swoje warsztaty pracy, mieszały się ze sobą różne dialekty greckie. Od r. 572 p.n.e., kiedy to Elida przejęła ostatecznie kierownictwo igrzysk, reprezentowali je dwaj pochodzący z Elidy agonoteci — przewodniczący igrzysk, obierani przez ludność miejscową. Święty okręg Zeusa zajmował powierzchnię 3,5 ha, był otoczony ogrodzeniem, które w wieku IV p.n.e. zastąpił mur. Teren ten zapełniały przybytki bogów, budynki administracyjne (buleuterion), tereny sportowe bogato rozbudowane (gimnazjony, palestra, łaźnia, baseny kąpielowe) i urządzenia dla turystów.

Igrzyska otwierało złożenie ofiary przy ołtarzu Zeusa; przy tym ołtarzu składano feż przysięgę (w początkach wobec króla Elidy, później wobec sędziów sportowych, tzw. hellanodików). Przysięga obowiązywała zawodników, ich ojców, braci oraz trenerów; w słowach przysięgi zobowiązywali się przestrzegać regulaminu igrzysk, i postępować uczciwie. Zawodnicy ponadto stwierdzali, że trenowali przez dziesięć miesięcy; hellanodików obowiązywała przysięga, że nie dopuszczą do nieuczciwej .gry i do przekupstwa wśród zawodników.

Sędziów sportowych wprowadzono w r. 400 p.n.e. w liczbie dziewięciu. Przy następnych igrzyskach dodano urzędującego at-lotetę, którego zadaniem było rozdanie nagród. Kiedy Elidę podzielono na 12 gmin (103 olimpiada — r. 372 p.n.e.), każda gmina delegowała jednego przedstawiciela, liczba sędziów wzrosła do dwunastu; gdy zmniejszyła się liczba gmin — odpowiednio i liczba sądziów spadła do ośmiu. W r. 348 p.n.e. przywrócono dziesięciu sędziów i prawdopodobnie liczba ta utrzymała się tak długo jak sama impreza.

Zawodnicy trenowali i Występowali nago, a o pochodzeniu tego zwyczaju jest kilka wersji: według jednej z nich używano w początkach opasek czy fartuchów ze skóry, lecz zniesiono je w r. 720 p.n.e. kiedy jeden z zawodników zgubił w biegu tę osłonę, dobiegł jednak do mety wyprzedzając innych. Druga wersja jest bardziej sensacyjna: Kobiety zamężne, o czym była już wzmianka, nie miały prawa oglądać zawodów. Jednak niejaka Kallipeteira, która przejęta sławą swojego ojca, Diagorasa z Rodos, słynnego zwycięzcy olimpijskiego, marzyła o równej sławie dla syna, zgłosiła go do zawodów młodzieżowych, a chcąc być świadkiem jego sukcesów, przedostała się na widownię w ubiorze trenera. Kiedy syn jej odniósł zwycięstwo, wpadła uradowana na stadion, lecz

w zamieszaniu rozdarto jej ubranie a to zdradziło jej płeć Hella-nodikowie nie wymierzyli kary Kallipeteirze ze względu na zasługi jej ojca, ale, by zapobiec w przyszłości podobnym incydentom, nakazali zarówno zawodnikom jak i trenerom występować nago. Przypisywano także wprowadzenie tego zwyczaju Spartanom, myślę jednak, że najsłuszniejsze jest przypuszczenie Biliń-skiego, że po prostu przejęto ten sposób występowania w zawodach wymagających niemałego wysiłku biorąc wzór z pracy fizycznej, z pracy na roli, o czym mówi Hezjod w Pracach i dniach, a. za nim Wergiliusz w Georgikach (I 299): orz -— nagi, siej nagi — nudus area, sere nudus. Korzystny był to zwyczaj dla rzeźbiarzy, którzy mieli możność obserwowania postawy zawodników, ich-ruchów, napięcia mięśni, a poznając ciało ludzkie w ruchu utrwalali w swych rzeźbach najciekawsze momenty zawodów.

W ciągu wieków rozbudowywana program igrzysk, wprowadzano też różne zmiany. W początkach odbywały się tylko biegi krótkie na dystansie jednego stadionu (= 192,27 m). W r. 724 p.n.e. dodano bieg długi — diatdos, na dystansie dwóch stadionów (484,54 m). W r. 720 p.n.e. wprowadzono bieg długodystansowy — dolichos; niektórzy przyjmują, że obiegano stadion 24 razy (bieg wynosiłby 4614,6 m)3. W r. 708 p.n.e. wprowadzono pięciobój — pentathlon, na który składały się konkurencje: skok — halma, bieg — dromos, rzut dyskiem — dyskobolia, rzut oszczepem czy włócznią — akontisma, i zapasy — pale. Skakano wzwyż i w dal, uprawiano także skoki z ciężarkami z ołowiu z wycięciami, które służyły jako uchwyty. Od r. 688 wprowadzono walkę na pięści — pygme, wymagające odpowiedniej techniki i sprawności fizycznej. Dopiero w r. 680 wprowadzono tak dobrze znane już bohaterom homerowym wyścigi rydwanów zaprzężonych w cztery konie, a w r. 648 p.n.e. pokazano po raż pierwszy pankration — zapasy o zasadzie „wszystkie chwyty dozwolone" oraz wyścigi na koniach. W r. 632 dopuszczono do agonów młodzież, organizując dla niej biegi i zapasy; w r. 620 p.n.e. dodano młodzieżowe walki na pięści, a w r. 520 p.n.e. wyścig hoplitów w zbroi (któi^ą później ograniczono do tarcz). Bywały próby wprowadzenia wyścigów na rydwanach dwukonnych lub zaprzężonych w źrebaki, klacze, muły, oraz wyścigi na źrebakach. Niektóre konkurencje nie utrzymały się długo: wycofano ńp. pięciobój młodzieżowy, wyścig na klaczach, zwany kalpe, w którym zawodnicy dojeżdżając do mety zeskakiwali z klaczy i dobiegali do mety trzymając ją za uzdę. Odpadły też wyścigi na mułach. Przy zapasach, w których decydowała siła i technika, rozstrzygano losowaniem, kto z kim ma walczyć. Z dialogu Lukiana Hermotimos (40) dowiadujemy się, w jaki sposób przeprowadzano losowanie: „Stoi przed zapaśnikami srebrny dzban poświęcony bóstwu. Do niego ..rzuca się małe losy, mniej więcej wielkości grochu, zaopatrzone w napisy. Na dwóch jest litera alfa, na dalszych dwóch litera beta, na dwóch następnych gamma, i tak dalej podobnie, jeżeli zawodników jest więcej. Zawsze dwa losy mają tę samą literę. Każdy z zapaśników podcho-,dzi do dzbana, zanosi modły do Zeusa i zanurza w dzbanie rękę, by wyciągnąć jeden z losów. Po nim zbliża się następny. Przy każdym z zawodników stoi nadzorca, który trzyma jego rękę i nie pozwala przeczytać napisu na wyciągniętym losie. Kiedy wszyscy już wyciągną losy, naczelny nadzorca', jak mi się zdaje, lub jeden z sędziów wszecfygreckich (hellanodików) bo już tego nie pamiętam, obchodzi wszystkich zawodników stojących kołem i ogląda losy. Zawodnika, który ma los alfa, łączy w parę do zapasów lub do pankrationu z takim, który wyciągnął drugie alfa. Podobnie posiadacza beta kojarzy z tym, który wyciągnął drugie beta, i tak samo innych mających te same litery. Takie jest postępowanie, jeżeli liczba zawodników jest parzysta... Jeżeli jest nieparzysta... umieszczają jakąś dodatkową literę na jednym losie, który nie ma odpowiednika. Kto ten los wyciągnie, siedzi i czeka, aż tamci ukończą zawody. Nie ma bowiem odpowiadającej litery. A niemałe to szczęście dla zawodnika jeżeli ma się zmierzyć z tym, który jest już wyczerpany walką".

Nie wiemy nic o zawodach pływackich jako o jednej z konkurencji. Są jednak wzmianki, że Grecy także wspaniale pływali. Lukian w dialogu Pleciuch daje taką scenkę ilustrującą zaprawę sportową: „...kiedy przybyliśmy na miejsce ćwiczeń, zrzuciliśmy ubrania. Jeden starał się uchwycić przedramię, drugi kark, trzeci stojąc objął wpół. Natarłszy się tłuszczem, jeden ćwiczył uniki, tamten bił w wór, inny wyrzucał ramiona trzymając w garści ołowiane ciężarki. Skorośmy się wytarli, jeden nosił drugiego na plecach, i brykaliśmy na boisku. Filinos i ja wykąpaliśmy się w basenie z gorącą wodą i wyszliśmy. Inni z głową zanurzoną w zimnej wodzie jak delfiny pływali wspaniale pod powierzchnią".

Wracamy na stadiony Olimpii, by zapoznać się z programem igrzysk. Przy rozbudowanym już programie i dopuszczeniu do zawodów młodzieży rozłożono konkurencje na trzy dni, z czasem przedłużono okres igrzysk. Dzień pierwszy: Uroczyste otwarcie igrzysk, składanie ofiary przy

posągu Zeusa.

Dzień drugi: Zawody młodzieży: biegi na szybkość i na wytrwałość; skok wzwyż i w dal; rzucanie oszczepem (właściwie małą włócznią) w cel i na odległość; dysk — na odległość; zapasy; boks.

Dzień trzeci.* Ten sam program — dla dorosłych. Dzień czwarty: Zawody hippiczne. W zawodach tych chodziło o popisanie się dobrymi końmi; przeważnie kierować odpowiednio wyszkolony woźnica, nie sam właściciel; były to zawody najbardziej elitarne, brali w nich udział bardzo zamożni, a młodzież wydawała sumy na konie, nadwyrężając majątek ojców. Dzień piąty: odbywało się rozdanie nagród, wygłaszano lub od-śpiewywano pieśni na cześć zwycięzców. Nagrodą — był wieniec z gałązek oliwki, który zdobywca wieszał u ogniska domowego. Skromny ten wieniec zapewniał zwycięzcy rozgłos i sławę nie tylko w rodzinnym mieście lecz w całym państwie, a rodzinie — zaszczyt.

O przyznaniu nagrody decydowali hellanodikowie. Były trzy komisje sędziowskie: dla pentathlonu, dla zawodów hippicznych i trzecia dla pozostałych konkurencji. Po zakończeniu zawodów i podjęciu decyzji przez sędziów herold ogłaszał wyniki, wywoływał nazwisko zwycięzcy i nazwę miejscowości, skąd pochodził zdobywca nagrody. Zwycięzcom w igrzyskach olimpijskich tzw. olimpionikom przysługiwało prawo składania darów wotywnych w świętym gaju Altis oraz ustawienia w Olimpii posągu reprezentującego dziedzinę sportu, w której się wyróżnili, i umieszczenia na nim swego nazwiska. Szczególnym wyróżnieniem było udzielenie zezwolenia na nadanie twarzy posągu podobieństwa do zwycięzcy. W początkach były to posągi drewniane, z czasem zaczęto wykonywać je w kamieniu, marmurze, brązie; niekiedy były to dzieła najwybitniejszych rzeźbiarzy, którzy przecież zjeżdżali na igrzyska i tam pracowali (słynna pracownia Fidiasza w Olim-pii). Są zdania, że jednak w posągach tych nie starano się o oddanie podobieństwa: były to raczej portrety idealne, które zdawały się służyć jedynie i wyłącznie przypomnieniu zwycięstwa i propagowaniu igrzysk. Artysta nie zawsze nawet znał osobiście zwycięzcę, czasami sporządzał jego podobiznę według podanego mu opisu. Uwaga Pliniusza, że atleci mieli prawo po trzecim zwycięstwie do portretowego podobieństwa, musiała odnosić się niewątpliwie do późniejszego okresu niż czasy Pindara. W okresie archaicznym żaden posąg nie był podobny do modela; jest natomiast możliwe, że w czasach późniejszych wprowadzono taką różnicę między zawodnikami, jaką się robi dzisiaj, kiedy mała nagroda jest traktowana całkowicie nieosobowo, natomiast dużą zaopatruje się w imię zwycięzcy i informacje o szczegółach konkurencji *. Poza przywilejem upamiętnienia swojego nazwiska otrzymywał olim-pionik honorowe miejsce w teatrze i był dożywotnio, zwolniony od płacenia podatków.

W Sparcie wyróżnienie zwycięzcy w igrzyskach miało charakter militarny: podczas wojny olimpionicy walczyli w pierwszych szeregach tuż przy królu. W Atenach wprowadzono w r. 500 p.n.e. dla zwycięzców olimpijskich dodatkową nagrodę pieniężną.

Jednak w świętym gaju w Olimpii obok zaszczytnych pomników utrwalających sławę zwycięzcy, były i takie, które ku przestrodze innych przekazywały nazwiska zawodników, którzy nie byli wierni złożonej przysiędze i dopuszczali się gry nieuczciwej. Na takich nakładano karę w postaci grzywny, lecz pieniędzy tych nie włączano do skarbu państwa czy świętego okręgu, lecz przeznaczano na posągi zwane zames, na których napisy piętnowały imię winnego.

Wykroczenia sportowców i łamanie przez nich regulaminu igrzysk uświęconego od lat tradycją, pojawiają się dopiero w wieku IV p.n.e., kiedy to sytuacja polityczna w Grecji pogarszała się, oraz w epoce hellenistycznej, kiedy element grecki rozsiany po wszystkich państwach ówczesnego świata hellenistycznego był zmieszany z elementem niegreckim. Tym tłumaczy się udział w igrzyskach zawodników z Aleksandrii, ze Smyrny, a w igrzyskach w r. 385 n.e. odniósł zwycięstwo pewien książę armeński!5 Zatracała więc stopniowo swą wagę dawna arete, zatracała helleński charakter cała agonistyka, zarówno muzyczno-artystyczna jak i sportowo-fizyczna. Agonistyka staje się polem działania zawodowych artystów, ale też zawodowych sportowców, dla których — jak ongiś dla owego Scyty w dialogu Lukiana — nie przedstawia wartości zaszczytny lecz skromny wieniec, ale zapłata. To niewątpliwie było jedną z przyczyn, które przekreśliły dawne wysokie pojęcie o roli uczciwego sportu.

Pauzaniasż podaje przykłady wykroczeń sportowców, nie usiłując zataić ich zniesławionych nazwisk. Po raz pierwszy podobno Eupolos z Tesalii w r. 388 p.n.e. przekupił trzech zawodników, którzy mieli zetrzeć się z nim w agonie pięściarstwa. I Eupolos, i ci, którzy dali się przekupić, zostali skazani na zapłacenie grzywny. .W r. 332 p.n.e. Ateńczyk Kallippos przekupił swoich przeciwników w pentathlonie: z sum uzyskanych od Eupolosa i współwinnych wystawiono sześć posągów Zeusa, podobnie i z sumy otrzymanej od Kallipposa. Napisy na posągach podają rodzaj wykroczenia, potępiają nazwiska winnych i przestrzegają przed nieuczciwą grą w zawodach.

Drastyczny wypadek zdarzył się znacznie później, bo w r. 92 p.n.e. Apollonios z Aleksandrii w Egipcie został wykluczony z zawodów, ponieważ nie stawił się w oznaczonym czasie. Tłumaczył swoje spóźnienie warunkami atmosferycznymi, jednak inny Aleksandry jczyk, Heraklejdes, zdradził prawdziwą przyczynę niestawienia się Apolloniosa: otóż zatrzymał się on w drodze, by wziąć udział w innych zawodach — za wynagrodzeniem! Heraklej-desowi przyznano wieniec zwycięzcy, chociaż nie walczył. Apollonios wpadł ^w taką złość, iż nałożywszy na dłonie rzemienie jak do walki rzucił się na nieprzygotowanego Heraklejdesa, który musiał szukać opieki u hellanodików. Apollonios został skazany na karę pieniężną. Postępek Apolloniosa — udział w zawodach dla zysku — najlepiej ilustruje zmianę charakteru sportu w Grecji. Mieszkańcy Elidy długo chełpili się, że nikt spośród nich nie naruszył prawem i tradycją uświęconych zasad igrzysk. Zdarzyło się jednak, że i ich obywatel, niejaki Damonikos, w r. 12 p.n.e. splamił honor swój i swej ojczyzny. W tym wypadku nie zawinili zawodnicy, lecz ich nader ambitni a nie dość uczciwi ojcowie. Walczyć miał Lyn Damonikosa z zawodnikiem ze Smyrny. Damonikos, pragnąc zaspokoić swoje niezdrowe ambicje, przekupił zawodnika, czy może jego ojca, zapewniając zwycięstwo swemu synowi. Konsekwencje ponieśli ojcowie, o czym świadczyły napisy na posągach ulanych z wpłaconych przez nich pieniędzy. Raz jeden miał się zdarzyć wypadek tchórzostwa: na pankratiaście z Aleksandrii wyznaczony mu przeciwnik zrobił takie wrażenie, że na dzień przed spotkaniem — zbiegł. I on nie uniknął kary pieniężnej.

Straciła więc agonistyka swoje cele, hasła, które świeciły zawodnikom przez wieki, wysoką etykę i znaczenie kulturalne.

Byli i w starożytności przeciwnicy sportu i igrzysk8, ale chyba ich głosy najmniej przyczyniły się do zmiany charakteru zawodów. Filozofowie krytykowali zbytnią jednostronność wychowania fizycznego, które, ich zdaniem, prowadziło do zaniedbania intelektu, lekarze — dopatrywali się w nadmiernym wysiłku fizycznym przyczyn wyczerpania organizmu, zwłaszcza młodego. Zachowany fragment elegii Ksenofanesa z Kolofonu (569 - ok. 477) jest cennym zabytkiem, gdyż daje nam przegląd konkurencji w igrzyskach olimpijskich, a zarazem jest wyrazem krytycznego stosunku filozofa do tej imprezy:

Jeśli ktoś w biegu zwycięża lub zmysł w pięcioboju wykaże

W mieście Olimpii, gdzie Zeus święty od wieków ma gaj,

W Pizy Krainie, lub jeśli w zapasach zwycięstwo odniesie,

Albo nieczuły na ból w walce na pięści się zda,

Albo jeżeli pahkration okrutne zwycięstwo zakończy,

Wtedy kierują doń wzrok wdzięczni ziomkowie ze czcią.

A na igrzyskach zasiada on odtąd na miejscu zaszczytnym,

I utrzymanie mu skarb państwa zapewnia, gdy żyw.

Nadto otrzyma nagrodę świadczącą o wielkim uznaniu.

Gdy na rydwanie ktoś mknie zręcznie, tę samą ma cześć.

Chociaż zasługę ma mniejszą niż ja. Przecież moja nauka

Lepsza od wszelkich jest sił, które ma człowiek lub koń.

Lecz gdy już to się uznaje, to przecież nie godzi się cenić

Siły fizycznej nad myśl, która szafarką jest dóbr.

Bo .jeśli znajdzie się pięściarz wyborny lub ktoś w pięcioboju

Będzie wspaniale wiódł rej, albo gdy znajdzie się mistrz

W ciężkich zapasach lub w biegu, co chwałę przynosi obecnie,

Lub gdy popisze się ktoś jaką by kolwiek z swych sił,

To praworządność nie wzrośnie( dlatego wśród ludzi,

Długo nie cieszy się lud z takich osiągnięć jak te,

które nad Pizy brzegami zdobywa się w różnych zawodach:

Tym nie napełni się spichrz, i nie wzbogaci się gród.

(Anthologia Lyrlca Graeca I s. 65 D)

Nie wiemy, w którym roku odbyły się pierwsze igrzyska w Olimpii, nie mamy także dokumentów stwierdzających, w którym roku odbyły się tam ostatnie uroczystości. Jeżeli przyjmiemy rok 393, to z tego wynikałoby, że uroczystości te trwały 1169 lat i że w tym okresie odbyły się 293 razy. Na ogół przyjęło się mniemanie, że kres igrzyskom olimpijskim położył dekret Teodozujsza, który tępił wszelkie przejawy religii pogańskiej. Ale ostatnio Aleksander Krawczuk, w swej pracy Ostatnia Olimpiada7 zwrócił słuszną uwagę na fakt, że nie znamy dekretu, który zakazywałby urządzenia igrzysk w Olimpii, ani nie mamy dowodów, że Teo-dozjusz był przeciwnikiem igrzysk i zawodów; przeciwnie, są świadectwa, że je popierał. Los igrzysk rozstrzygnął się w latach 392 -395, i nie wiemy, czy w r. 393 odbyły się jeszcze, czy ostatnimi były igrzyska w roku 389.

Jedynym zachowanym dokumentem, stwierdzającym antypo-gańskie wystąpienia Teodozjusza, jest ustawa z 8 listopada r. 392, wydana przez Teodozjusza, Arkadiusza i Honoriusza, której tekst brzmi: „Nikormi absolutnie z ludzi, jakiegokolwiek rodzaju i stanu, nikomu spośród urzędników, czy to tych, co spełniają swe funkcje, czy też tych, co już je złożyli; nikomu, kto możny dzięki swojemu urodzeniu, i nikomu, kto niski stanem, kondycją, majątkiem — nikomu w żadnym w ogóle miejscu i w żadnym mieście —; nie wolno zabijać niewinnego zwierzęcia w ofierze martwym posągom; nie wolno też czcić sekretną ofiarą przebłagalną lara ogniem, ducha opiekuńczego winem, penatów wonnościami; nie wolno zapalać im światła, kłaść kadzidła, zawieszać wieńce.

Jeśli ktoś ośmieli się złożyć zwierzę w ofierze i badać wnętrzności jeszcze dymiące, zostanie oskarżony jak ten, kto dopuścił się obrazy majestatu. Oskarżać może każdy, a winny otrzyma wyrok odpowiedni; nawet jeśli nie wywiadywał się o nic, co by było przeciwne zdrowiu cesarzy lub co by ich zdrowia dotyczyło. Wystarcza bowiem jako ogrom zbrodni, że pragnie się poznać prawa samej natury; poszukiwać tego, co niedozwolone; odsłaniać, co zakryte; badać, co zabronione; dochodzić, jaki jest kres czyjegoś życia; obiecywać nadzieję czyjegoś zgonu" 8.

Nie jest to cała ustawa, dalsze jej „paragrafy" potępiają najbardziej rozpowszechnione obrzędowe zwyczaje wiejskie. Oczywiście mogła ta ustawa obejmować i igrzyska olimpijskie, które były przecież wyrazem czci dla Zeusa i łączyły się ze składaniem mu ofiar, ale można było igrzyska utrzymać z wyłączeniem z programu obrzędów pogańskich. Możliwe, że na mocy tej ustawy igrzyska nie odbyły się już w r. 393, a więc ostatnie odbyłyby się w r. 389; Należałoby wprowadzić poprawkę w przytoczonych powyżej danych i powiedzieć, iż igrzyska trwały przez 1165 lat a odbyły się 292 razy.

Pozostaje jednak pytanie, dlaczego nie utrzymano igrzysk pozbawionych elementu religijno-pogańskiego, jeżeli wiadomo, że Teodozjusz nie był przeciwnikiem zawodów, i jeżeli w Antiochii utrzymały się igrzyska, nazwane nawet „olimpijskimi", aż do roku 520. I tutaj przytoczę bardzo interesującą i przekonującą hipotezę Krawczuka, oddając mu głos:'

„W Antiochii, mieście ludnym, ogromnym, bogatym, cesarz nie mógł znieść igrzysk, obawiał się bowiem, że wywoła to rozruchy; a zdarzały się one często, i to również za jego panowania. Natomiast w Olimpii, położonej daleko od dużych ośrodków miejskich, nie groziły żadne zaburzenia, bo stałych mieszkańców prawie tam nie było. Wystarczyło zwykłe zarządzenie, iż zabrania się goszczenia zawodników i widzów — jeśli, powtórzmy to raz jeszcze, igrzyska nie zamarły po prostu z braku pieniędzy. Urządzanie bokiem zawodów wymagało, jak zawsze i wszędzie, i nie tylko w starożytności, dużych nakładów. W wielkich metropoliach brzemię to spadło na barki władców, rad miejskich a przede wszystkim miejscowych bogaczy; traktowano to jako daniny na rzecz społeczności i warstw uboższych10. Kto jednak miał płacić, kto miał pokrywać koszty w Olimpii? Okolice były biedne, nieliczna ludność zajmowała się głównie pasterstwem, dawne fundacje — a istniały i takie — dawno już się wyczerpały lub przeszły w obce ręce, świeckie albo i kościelne. Prozaiczne kwestie finansowe sprawiały już i przedtem wiele kłopotu organizatorom igrzysk; w ciągu wieków niejednokrotnie groziło im zgaśniecie. Tak było pod koniec I wieku n.e. Uratował wówczas byt pogańskich igrzysk król Judei, Herod. Tak, właśnie ów sławny Herod, szeroko znany z późniejszej tradycji chrześcijańskiej jako krwawy tyran, zabójca dzieci; ten sam Herod, który trafił do naszej szopki. Zapewne, nie należał on do władców najłagodniejszych; stwierdzić jednak trzeba, że jako wielbiciel helleńskiej kultury położył duże zasługi dla różnych jej ośrodków, zabytków i przejawów. Otóż historyk żydowski Józef Flawiusz tak pisze o olimpijskim jego mecenacie: „Krainie Elidzie złożył dar przeznaczony już nie tylko dla Hellady, ale dla całego świata, dokądkolwiek dobiega wieść o igrzyskach, olimpijskich. Zasłyszawszy bowiem, że z powodu braku środków igrzyska te upadają i że ma zniknąć ta jedyna pamiątka po starożytnej Helladzie, wziął udział w tych zawodach jako sędzia w trakcie swej podróży do Rzymu; ponadto ustanowił po wsze czasy dochody dla utrzymania igrzysk, czym uwiecznił pamięć swego sędziowania"/.

Mogło, jak pisze Krawczuk, chodzić o igrzyska w roku 12 albo 8 p.n.e. „Kto wie — czytamy dalej — gdyby nie hojność Heroda, gdyby nie jego umiłowanie helleńskiej przeszłości, olimpiady może przestano by święcić już wtedy, a nie dopiero w cztery wieki później?" Z tych ciekawych zestawień wynika, że brak podstaw, które upoważniałyby nas zarówno do ustalania ścisłej daty ostatnich igrzysk w Olimpii jak i twierdzenia, że kres tym największym w starożytności ogólnogreckim uroczystościom położyła ustawa Teodozjusza.

Znacznie mniej niż o igrzyskach olimpijskich wiemy o innych ogólnogreckich podobnych uroczystościach.

Również ku czci Zeusa, w gaju mu poświęconym, odbywały się igrzyska w Nemei, co dwa lata, w drugim i czwartym roku każdej olimpiady (raz w jesieni — w sierpniu, drugi raz w zimie). Po raz pierwszy zorganizowano je w r. 573 p.n.e., i od tego roku zaczęto liczyć lokalne okresy czasu — nemeady. Program obejmował agony muzyczne i gimniczne, a na te składały się: biegi, zapasy, pentathlon. Nagrodą był wieniec, według jednych źródeł — z bluszczu, według innych — z opichu. Ekecheiria powinna była także ,być zachowana, lecz nie przestrzegano jej tak ściśle jak podczas igrzysk olimpijskich, naruszali ją przeważnie Spartanie. W r. 1977 podczas prac wykopaliskowych odkryto w Nemei część stadionu sportowego z kamiennymi trybunami dla wielu widzów, r fundamenty budowli, którymi były zapewne urządzenia sportowe i turystyczne; stwierdzono, że był tam basen pływacki i łaźnie. W pobliżu stadionu odkryto również 40 grobów z w. IV i III p.n.e. Ogólnogrecki charakter miały także igrzyska pityjskie ku czci Apollina w pobliżu Delf. Według mitu miał je wprowadzić sam Apollo po zabiciu węża pytona, a miał o tym świadczyć początkowy program igrzysk, który wypełniały tylko konkursy muzyczne, którym patronował Apollo Musagetes •— Przewodnik Muz. Odśpiewy-wano ku czci boga peany, występowali auliści i kitaryści. W powiązaniu z wypadkami historycznymi po zakończeniu pierwszej wojny świętej przeciwko Krysie w miesiącu Hekatombajonie (lipiec) 586 p.n.e. urządzono na tym terenie po raz pierwszy wyścigi rydwanów ku czci poległych w bitwie z Argejczykami. Od r. 582 przekształciły się te uroczystości lokalne w uroczystości' ogólnogreckie. Dodano też wtedy, na wzór igrzysk olimpijskich, agony gimniczne i hippiczne. Pitiady zaczęto liczyć od r. 586. Zawodnicy występowali nago, a zwyczaj ten mieli tutaj wprowadzić Spartanie. Nagrodą dla zwycięzców w początkach miały być jabłka, potem, wieniec z gałązek poświęconego Apollinowi drzewa laurowego.

Wreszcie czwarte ogólnogreckie igrzyska — istmijskie, ku czci "boga morza Posejdona, odbywały się. w gaju sosnowym na Istmos od r. 581 co dwa lata, w pierwszym i trzecim roku każdej olim-• piady w miesiącu ateńskim Munichionie. Według Plutarcha wprowadził je Tezeusz po jednym ze swych zwycięstw, według innej wersji — Melikertes, syn Ino. Program wypełniały agony muzycz-' ne (występy aulistów i kitarystów) i zawody gimniczne (biegi, walki zapaśnicze, wyścigi na rydwanach i konne). Nagrodą był wieniec z opichu, a potem z gałązek sosnowych. Korynt był miastem zamożnym, więc też igrzyska te miały piękną oprawę. Nie były one tak ogólnogreckie jak inne; istniały różnice: np. Elejczycy nie mogli brać w nich udziału, a wyróżnieni Ateńczycy korzystali z prawa, przywileju proedrii. Znane jest nazwisko zwycięzcy w agonach muzycznych na Istmos (IV lub III w. p.n.e.); był to niejaki Nikokles. Zwycięzców, igrzysk istmijskich opiewali, podobnie jak olimpioników, poeci Pindar i Bakchylides. Od r. 228 p.n.e. brali też w nich udział Rzymianie, i zdarzało się, że podczas igrzysk ogłaszano ważne decyzje władz rzymskich. W r. 196 p.n.e. po drugiej wojnie macedońskiej, Tytus Kwinkcjusz Flamininus ogłosił przez herolda autonomię miast greckich, a w r. 67 n.e. cesarz Neron proklamował wolność Grecji i zwolnienie jej od wszelkich podatków. Jeżeli chcielibyśmy zestawić igrzyska w porządku chronologicznym jak je wprowadzano, to na pierwszym miejscu znajdą się igrzyska olimpijskie, drugie zajmuje Nemea, następnie wkrótce po nemejskich powstają istmijskie i wreszcie — pytyjskie.

Do tych ogólnogreckich igrzysk można jeszcze dodać igrzyska na wyspie Delos — Delia, jakkolwiek gospodarzami tych uroczystości byli mieszkańcy wyspy Naksos, którzy w świecie jońskim zajmowali ważną pozycję handlową. Zawody te miały zasięg mniejszy — były świętem ogólnojońskim, ku czci narodowego patrona Jonów — boga Apollina. Delos, jako miejsce narodzin tego boga, stało się jednym z głównych ośrodków jego kultu. Około r. 550 p.n.e. zbudowano na wyspie świątyńkę Latony, matki Apollina. Znaczenie i upadek igrzysk Delijskich pozostawał w ścisłym związku z rozwojem Naksos; gdy wyspa ta traciła swe znaczenie handlowe na rzecz Koryntu, Eginy, Aten, upadały też Delia. Igrzyska na Delos odbywały się na wiosnę; Theorie — delegacje z okazji świąt — przybywały na dużych okrętach z darami i pełnym, zaopatrzeniem, gdyż Delos nie mogła im zapewnić utrzymania. Uroczystości otwierała procesja, która kroczyła szeroką aleją lwów (ustawione na bazach o trzymetrowej wysokości w odstępach 10 metrów). Dochodzono przez bramę do świętego okręgu, gdzie był prymitywny posąg Latony (Leto), której składano pe-plos. Po złożeniu ofiar i po ucztach odbywały się agony: muzyczne i gimniczne i rapsodyczne, które były starsze od muzycznych n.

Nie ograniczali się Grecy do wymienionych tutaj igrzysk: odbywały się one w wielu miejscowościach, lecz miały charakter lokalny; np. obok wielkich igrzysk pytyjskich odbywały się mniejsze lokalne ku czci Apollina, a z czasem, za przykładem Olimpii organizowano na większą skalę w niektórych niegreckich miastach, jak np. wspomniane już w bogatej Antiochii, gdzie nawet nazwano je „olimpijskimi".


MUZYKA, TANIEC, ŚPIEW W RZYMIE

W Italii — podobnie jak w Grecji — muzyka i śpiew związane były od czasów najdawniejszych z pracą oraz z obrzędami i kultami religijnymi, o czym świadczyć mogą chociażby pieśni Braci Arwąlskich!; również taniec był swego rodzaju formą wyrażania czci bóstwu, czego dowodem są uroczystości Saliów; Saliowie, kapłani Marsa, tworzyli kolegium, złożone z dwunastu członków, powstałe według tradycji we wczesnym okresie, gdyż już za drugiego króla rzymskiego — Numy Pompiliusza. Dnia 1 marca, a więc w pierwszym dniu miesiąca poświęconego Marsowi, występowali Saliowie w uroczystej procesji, w zbrojach, śpiewając pieśni znane jako pieśni Saliów, które obok pieśni Braci Arwąlskich i fescenninów stanowiły jeden z pierwszych elementów rodzimej literatury rzymskiej; Saliowie krocząc w procesji wykonywali taniec wojenny — tripudium, który wymagał doskonałej kondycji fizycznej, gdyż uczestnicy mieli na sobie ciężką zbroję; hełm, miecz, włócznię, tarczę. Uroczystości Saliów, które odbywały się w Rzymie i związane były z kultem Marsa, miały prawdopodobnie bardziej oficjalny charakter aniżeli uroczystości Braci Ar-walskich. Jednak te trzy elementy: śpiew, muzyka, taniec, nie były w zwyczajach italskich tak ściśle z sobą związane jak to miało miejsce w Grecji (trójjedyna choreja), jakkolwiek i przy obrzędach religijnych i przy widowiskach i w życiu towarzyskim odgrywały niemałą rolę. Można więc mówić o muzyce (w szerokim znaczeniu, w połączeniu- ze śpiewem) religijnej czy kultowej, scenicznej, akompaniującej i „koncertowej". Jednak Rzymianie nie byli tak muzykalni jak Grecy i wcześnie obok elementów rodzimych, które niewątpliwie istnieć musiały, pojawiły się wpływy obce, i to zarówno w różnych rodzajach muzyki jak i w formie instrumentów.

W Rzymie było wielu muzyków, kompozytorów i nauczycieli śpiewu i muzyki, ale i wirtuozi i profesorowie pochodzili przeważnie z Grecji właściwej, z greckich miast Italii oraz z Egiptu; zawodowi tancerze i kurtyzany — tancerki występujące publicznie ściągały do Rzymu z Syrii i z Hiszpanii. Muzycy biorący udział w obrzędach religii orientalnych byli, podobnie jak kapłani, narodowości, z którą związany był dany kult (np. kult Izydy przyjęty z Egiptu). Natomiast muzycy biorący udział w obrzędach kultowych czysto, rzymskich (sacra Romana), muzykanci wojskowi, a także często akompaniujący aktorom na scenie tzw. musi-carii byli pochodzenia rzymskiego, a przynajmniej .italskiego. Do cudzoziemców reprezentujących omawiane tu sztuki nie odnosili się Rzymianie z niechęcią, gdyż doceniali ich rolę w rozwoju kultury Rzymu; niełaskawi dla nich byli jedynie ci, którzy przeciwni wpływom obcym krytycznie patrzyli na wzrost liczby cudzoziemców, gdyż oni zdając sobie sprawę z tego, jak są cenieni, stawali się butni, zarozumiali, i wprowadzali elementy demoralizujące społeczeństwo rzymskie. Przedstawiciele muzyki niezależnie od pochodzenia zyskiwali nawet pewne przywileje ze względu na usługi, jakie swoim udziałem w uroczystościach państwowych oddawali Rzymowi; korzystali z przywilejów, m.in. aeneatores, grający na instrumentach dętych, muzykanci wojskowi, a przede wszystkim symphoniaci, biorący udział w uroczystościach religijnych.

Scabillarii, którzy na scenie poddawali takt zespołom tancerzy i chórom, cieszyli się sympatią publiczności na równi z wybitnymi aktorami. W ogóle znani muzycy i śpiewacy byli cenieni, utrzymywali stosunki towarzyskie z wpływowymi rodami, czego przykładem mogą być dwaj Tigelliusze: Tigelliusz Stary, który przyjechał do Rzymu z myślą o zarobkach, oraz śpiewak Tigelliusz Hermogenes, wymieniany kilkakrotnie przez Horacegopod imieniem Hermogenesa (zidentyfikowany przez Meloniego)s. Występami tego śpiewaka zachwycała się Kleopatra w r. 46 p.n.e. (Cyce-ron, Do Attyka XIII 37, 45), cenił go jako artystę Oktawian.

O powodzeniu artysty decydował talent, rozwinięty przez odpowiednie wykształcenie; mogło to być wykształcenie indywidualne — śpiewak mógł być również nauczycielem śpiewu, phonascus, a mogło też być wykształcenie szkolne. Cyceron wymienia muzyków obok geometrów jako. tych, którzy uprawiając własną dziedzinę kształcą też drugich. Wspomniany śpiewak Hermogenes prowadził szkołę muzyczną, do której uczęszczały również aktorki występujące w mimach; były to przeważnie hetery, które kształciły się w muzyce od połowy wieku II p.n.e., oraz wyzwolenice.

Niektórym śpiewakom i muzykom przypadła zaszczytna rola mistrzów cesarzy, np. sławny kitareda Terpnos był nauczycielem Nerona.

Również instrumenty muzyczne przejmowali Rzymianie od innych narodów; ponieważ o niektórych były już wzmianki przy omawianiu instrumentów greckich, nie powtarzamy opisów, ograniczając się do zestawienia nazw i pewnych uzupełnień.

Z grupy instrumentów perkusyjnych znano cymbały — cym-balum*; na instrumencie tym grał cymbalista lub kobieta — cym-balistria, a kiedy przyjęto kulty egipskie, zwłaszcza kult bogini Izydy, zapoznano się z instrumentem używanym przy tych kultach — sistrum 5; scabellarii — wybijali takt na scabellum, instrumencie, który był odpowiednikiem greckiego krupezion *. , Szerokie zastosowanie miały instrumenty strunowe: lyra (/i-des), cithara i mała harfa zwana sambyca; z instrumentów dętych pierwsze miejsce zajmowały różne odmiany aulosu greckiego, zwanego u Rzymian tibia, na którym grał tibicen lub kobieta — aulistka — tibicina. Wprowadzono także aulos syryjski, zwany ambuh albo abub; grały na nim muzykantki syryjskie ambubaje — ambubaiae, które występami swoimi urozmaicały także uczty (Swetoniusz, Neron 27). Były też różnego rodzaju fujarki: jistula, syrinx, oraz rogi i trąby; na trąbie — tuba grał tubicen, który asystował w zawodach, a zadaniem jego było uciszanie widzów przed ogłoszeniem nazwisk zwycięzców. Odmianą trąby tuba była trąba — bucina, na której grał bucinator; na rogu zakrzywionym na kształt rogu zwierzęcego, zwanym stąd cornu, grał cornicen; w konnicy używano trąby zakrzywionej zwanej lituus, a grał na niej liticen. Znany też był muzykant — koźlarz, askaules (wyraz grecki), i dudziarz — utricularius (utriculus — miech).

Muzycy mieli swoje związki zawodowe — collegia; collegium tibicinum Romanorum miał już zorganizować Numa Pompiliusz (Plutarch, Numa 17). Król ten miał także wprowadzić grę na trąbie podczas uroczystości oficjalnych — sacra publica. Członkowie collegium symphoniacorum brali udział w uroczystościach oficjalnych. Opierając się na źródłach literackich oraz na zabytkach kultury materialnej możemy stwierdzić, że w różnych okolicznościach występowali razem fidicen i tibicen, rzadko — tibicen i tubicen; zapewne tym tłumaczy się połączenie w collegium tibicinum przedstawicieli tych dwóch instrumentów — tibia i jides (lyra) — w jednym kolegium, collegium tibicinum et fidicinum; członkowie tego związku brali także udział w uroczystych procesjach, pompa,7 i są przypuszczenia, że może związek ten pokrywa się z collegium symphoniacorum, upamiętnionym w napisie z czasów Oktawiana Augusta. W całej Italii były collegia scabella-riorum, do których należeli scabellarii (1. pojedyncza: scabellarius), którzy prawdopodobnie nie tylko kierowali chórem czy zespołem tanecznym poddając takt, lecz także dyrygowali orkiestrami mimów i pantomimów; orkiestra taka składała się z trąb, cymbałów i bębenków. Były także związki muzykantek syryjskich, collegia ambubaiarum (por. Horacy, Sat. I 2, 1 - 3).

Na scenie przed rozpoczęciem przedstawienia i podczas przerw występował muzyk grający na tibii, o czym świadczy uwaga Do-nata do komedii Plauta Preudolus w. 573 nn.: „aktorzy schodzą ze sceny, by zrobić miejsce dla chóru albo dla muzykanta grającego na tibii". Prawdopodobnie wybitni, znani aktorzy mieli swoich stałych akompaniatorów, o czym może świadczyć napis na grobie niewolników i wyzwoleńców Marcelli, córki Klaudiusza Marcellu-sa, i Qktawii, siostry Augusta; między innymi wymienione jest nazwisko: Ti. Claudius Corinthus Musicarius Paridis — Tyberiusz Klaudiusz Koryntus, akompaniator Parysa. Niewątpliwie chodzi tu o Parysa, dobrze znanego w Rzymie aktora owych czasów.

Z biegiem lat, a właściwie wieków, musiały zachodzić zmiany w dziedzinie sztuki muzycznej: udoskonalano instrumenty, zmieniali się muzycy na scenie i zmieniał się charakter gry; wyższą rangę osiągnęli tibicines i jidicines., włączeni do cieszących się szacunkiem kolegiów kultowych; tibicen — akompaniator został zastąpiony przez zespół, który reprezentował trzy rodzaje instrumentów: strunowe, perkusyjne i dęte; toczyły się dyskusje i spory między zwolennikami aulosu — tibii a zwolennikami instrumentów strunowych; muzyka nowa nie odpowiadała Cyceronowi, Horacemu, ale godzi się już z nią i rozumie Owidiusz — przedstawiciel młodszego pokolenia. Amatorsko uprawiano muzykę raczej na instrumentach strunowych, na przykład żona Pliniusza Młodszego, Kalpurnia, śpiewając sama sobie akompaniowała na kitarze. Znane są ambicje Nerona, który bolał nad tym, że krytykowano jego grę na kitarze, a pod koniec życia głośno się zaklinał, że „wystąpi podczas zawodów urządzanych z okazji zwycięstwa i, że grać będzie na organach wodnych, a także akompaniować chórowi na tibii i na kobzie" (Swetoniusz, Neron 41; 54).

Popularni muzycy i -śpiewacy cieszyli się sympatią widzów i słuchaczy. „Każdy musi przechodzić obok neapolitańskiego teatru" — pisze Seneka (Listy 76, 4) — „Tam dopiero jest tłok, a wszyscy z ogromnym zapałem rozprawiają, kto jest dobrym muzykiem. Zbiegowisko powstaje także wokół greckiego trębacza i zapowiadacza".

Znawcy muzyki cenili w niej najbardziej harmonię. „Czy nie wiesz" — czytamy również w liście Seneki (84, 9 n.) — „z jak wielu głosów składa się chór? Wszelako tworzy się z nich wszystkich jednolite brzmienie. Niektóre z tych głosów są wysokie, niektóre niskie, a niektóre pośrednie. Do głosów męskich dochodzą kobiece, a pomiędzy nie wtrącają się dźwięki aulosów. Głosy poszczególnych osób zanikają, dają się słyszeć wszystkie razem. Mówię tutaj o chórze, który znany był dawnym filozofom".

Różnica między chórem, który znany był dawnym filozofom, a chórem z czasów Seneki polega głównie na zwiększeniu liczby uczestników zespołu, ale i przy tak wielkiej liczbie członków chóru, przy akompaniamencie instrumentów — chór osiąga również zgodną melodię, harmonię: „bo na naszych popisach występuje więcej śpiewaków niźli dawniej było w teatrach widzów. Gdy wszystkie przejścia zapełnią gromady śpiewaków, gdy widownię otoczą trębacze, a ze sceny zabrzmią wszelkiego rodzaju piszczałki

1 aulosy, z tylu odmiennych dźwięków powstaje zgodna melodia".

Jednak mamy dowody, że Rzymian bardziej niż muzyka, nawet bardziej niż przedstawienia teatralne pociągały wyścigi rydwanów w Cyrku, i krwawe widowiska w amfiteatrach.


WIERZENIA I OBRZĘDY, ŚWIĘTA.I WIDOWISKA W RZYMIE

Pierwsza uczyła ziemię ryć ostrzem narzędzi Ceres...

Nade wszystko czcij bogi! co rok wielkiej święto Cerery święć, gdy jeszcze traw bujnych nie zżęto, Gdy zima przeszła, wiosna pracuje w pogodzie, Wtedy jagnięta tłuste, wina jak na miodzie, Sen słodki, cień na górach głęboki: niech zbierze Się młódź wiejska i pokłon niech odda Cererze. W mleku lub słodkim winie rozpuść dla niej miody, Trzykroć szczęsnej ofiary wokół pól wiedź trzody; Wszyscy społem radośnie niech ją wiodą w chórze, Przywołując Cererę pod dach...

(Wergiliusz, Georgikl I 147; 338 nn.)

Wierzenia, pojęcia religijne w Italii były zupełnie inne aniżeli w Grecji. Przede wszystkim nie znano tam antropomorfizmu i dopiero pod wpływem Etrusków a później Greków zaczęli Rzymianie wyobrażać i przedstawiać bogów i boginie pod postacią ludzką; wprawdzie oficjalnie wymieniano dwanaście głównych bóstw:

luno, Vesta, Minerva, Ceres, Diana, Venus, Mars, Mercurius, Iovis, Neptunus, Vulcanus, Apollo,

które z czasem zidentyfikowano z wielkimi bóstwami greckimi, jakimi były: Hera, Hestia, Pallas Atena, Demeter, Artemida, Afrodyta, Ares, Hermes, Zeus, Posejdon, Hefajstos i Apollo (ten ostatni przyjęty od Greków dzięki znaczeniu wyroczni delfickiej i wpływom miast greckich w Italii), to jednak Rzymianie i w ogóle ludy ' Italii widziały bóstwa i ich opiekę w każdej funkcji, w każdym akcie czy to człowieka czy przyrody. I tak jak np. różne bóstwa opiekowały się małym dzieckiem i każde czuwało nad inną jego czynnością ł, tak i w innych dziedzinach życia istniały w pojęciach

Rzymian bóstwa i demony czuwające nad każdą czynnością, nad każdym wydarzeniem. Jakkolwiek w oficjalnej religii Rzymu poczytne miejsce zajmie Jowisz ze swoją małżonką Junoną, i on będzie patronował poczynaniom władz rzymskich, to jednak — jak w Atenach szczególnym kultem cieszył się Bakchus, jako patron głównej gałęzi gospodarki wiejskiej — uprawy winnej latorośli, oraz Atena, której poświęcone było drzewo oliwki, stanowiące również ważną podstawę ekonomiczną państwa — tak w Italii szczególną cześć odbierały bóstwa opiekujące się rolnictwem a więc Cerera i Mars, czczony w początkach jako patronujący uprawie roli, a potem dopiero jako ojciec Romulusa. Ponadto zanoszono modły, wygłaszano rytualne zaklęcia — indigitamenta, o-raz modlitwy, mające odwrócić klęski w gospodarce — depulsoriae, do innych bóstw czy demonów opiekujących się płodami ziemi w kolejnych etapac-h ich rozwoju i w związku z różnymi czynnościami gospodarczymi: Vervactor — miał czuwać nad pierwszą orką (vervactum — ugór), nad orką powtórną czuwał Redarator (redg,-rare — orać powtórnie), Stercutius (Sterculius) miał w' pieczy użyźnianie gruntu nawozem (stercus — nawóz), Insitor — miał W swej pieczy siejbę (inserere, insitum — siać); zbożem już zasianym opiekował się staroitalski bóg Saturn, a zaczynającym się rozwijać i kwitnąć — bogini Flora; kiedy kłosy były już pełne i zbliżały się żniwa, opiekę nad polem przejmował Konsus. Cere-ra — głównie związana z rolnictwem, opiekowała się zbożem rosnącym i zbiorami, chociaż i tutaj był jej pomocny Messor (Żniwiarz), który opiekował się podczas żniw zbożem dojrzałym. Nie pomijano w zaklęciach bóstwa Robigus (Robiga, Robigo), które miało chronić ziarno przed pasożytem zbożowym — rdzą (robigo — rdza).

Indigitamenta były dostosowane do okoliczności i związane z ustalonymi ofiarami. W Rzymie spełnianie funkcji religijnych w życiu prywatnym należało do ojca rodziny — pater familtas, w gosppdarstwie — do właściciela posiadłości — dominus, który znać musiał odpowiednie formułki -modlitewne i sposoby składania odpowiednich ofiar, gdyż drogą tradycji przekazywał te wiadomości ojciec synowi. Z czasem zaczęto zapisywać obowiązujące obrzędy i sposoby ich spełniania. Wiele wiadomości z tej dziedziny zawdzięczamy autorom, którzy pisali dzieła praktyczne o gospodarce rolnej. Cennym źródłem dla poznania zwyczajów jest praca Katona O gospodarstwie — De Agricultura. Zarówno Katon jak i pisarze znacznie późniejszych okresów podkreślają znaczenie rolnictwa dla gospodarki państwowej, przypominając, iż od najdawniejszych czasów doceniano w Italii gospodarcze znaczenie pracy na roli. Pliniusz Starszy widzi przejawy tej świadomości w pewnych wprowadzonych jakoby już przez Romulusa, a może raczej przekazanych przez tradycję, obrzędach i symbolach, jak np. w ustanowieniu wspomnianych już kapłanów zwanych Braćmi Rolnymi — Fratres Arvales (arvum — niwa, pole). Nie bez znaczenia jest także fakt, że kapłani Marsa, Saliowie, w pieśniach swych wzywali nie tylko swego patrona, lecz także Saturna, boga zasiewów, by zapewnić lepsze urodzaje i zabezpieczyć miasto przed zarazą, jaka mogłaby przedostać się ze wsi. Jednak ważniejszą dla gospodarstwa była rola Braci Arwalskich. Było to kolegium kapłańskie złożone z dwunastu członków, przedstawicieli znakomitych rodów, związane głównie z kultem bogini urodzajów zwanej Dea Dia, utożsamianej z Cererą i boga Marsa. Romulus miał być jednym z członków kolegium i jako uroczystą oznakę-symbol swego kapłaństwa przyjął wieniec z kłosów przewiązany białą przepaską. Był to pierwszy uroczysty, symboliczny wieniec w dziejach i zwyczajach Rzymu. Przywilej noszenia tego wieńca był dożywotni, zatrzymywał go obywatel, nawet, gdy znalazł się na wygnaniu lub dostał się do niewoli (Pliniusz Starszy, Nat. Hist. XVIII 6 nn.).

Do obowiązków kolegium należało organizowanie świąt Am-barvalia — Obchodzenie pól, ku czci boga Marsa, a zwyczaj ten potwierdza pierwotną rolę tego boga jako opiekuna pól; Ambar-valia obchodzono w maju, w dniach od 17 do 20, albo od 27 do 30; z czasem dołączono obrzędy ku czci bogini Cerery i bogini Dea Dia. Jako ofiara obowiązywały suovetaurilia, złożone ze świni, owcy i byka (sus, ovis, taurus). Przy prywatnych ofiarach składano młode zwierzęta, były to suovetaurilia lactantia (lac, lactis — mleko), przy uroczystościach oficjalnych — ze zwierząt dorosłych — suovetaurilia maiora. Najpierw obnoszono przeznaczone na ofiarę zwierzęta dokoła pola, a Bracia Arwalscy odśpiewywali odpowiednie pieśni. Oktawian August wyznaczył dla kolegium gaj ze świątynią bogini Dea Dia (lub Tellus, Ceres), przy via Campana na prawym brzegu Tybru; Zaczęto wtedy także obchodzić Am-barvalia w Rzymie, częściowo w domu przełożonego kolegium, częściowo w gaju poświęconym bogini. Wykopaliska przyniosły cenne odkrycie: dokumenty, protokóły (acta) z r. 218 n.e., które zawierają sprawozdania z posiedzeń kolegium, wiadomości o działalności jtej instytucji oraz — niezwykle cenne fragmenty Pieśni Braci Arwalskich — Carmen Arvale, które jest najdawniejszym zachowanym zabytkiem literatury rzymskiej. Że Ambarvalia obchodzono zgodnie ze starodawnymi zwyczajami przez długie wieki, świadczy elegia Tibullusa (II 1), który zachowuje tradycyjne obrzędy w swej wiejskiej posiadłości.

W gospodarstwach prywatnych zazwyczaj kierował obrzędami właściciel, gospodarz — dominus, ale miał prawo i nawet obowiązek zastępować go w obrzędach religijnych włodarz — vilicus. Rady Katona są skierowane właśnie do włodarza, prawdopodobnie dlatego, że właściciel znał dostatecznie dobrze obowiązujące modlitwy i formę składania ofiar. W przepisach wyróżniano ofiary, które mógł składać tylko obywatel wolny, oraz takie, które mógł składać niewolnik; przy niektórych — mogły asystować kobiety, do innych nie były dopuszczane. Katon daje nie tylko opis ofiar, jakie i jak należy je składać, ale i formę obrzędów. Poucza np. w jaki sposób należy przeprowadzać symboliczne oczyszczanie pól dla zapewnienia dobrych urodzajów. „Oczyszczanie" to było zbliżone w swej formie do Ambarwaliów, gdyż podobnie oprowadzano lub obnoszono dokoła granic posiadłości zwierzęta ofiarne, przy czym wypowiadano modlitwę: „Ażeby z łaski bogów wszystko pomyślnie się wiodło, nakazuję ci, Maniuszu, byś troszczył się

0 oczyszczenie majętności, roli i ziemi, oprowadzając lub obnosząc te oto suovetaurilia po wszystkich ich częściach według twojego uznania" (CXLI). Imienia Manius — nie zidentyfikowano; przyjmuje się, że jest to imię rytualne, którego pochodzenia nie znamy, tak jak przy obrzędach ślubnych imionami rytualnymi były: Kajus i Kaja. Następnie odmawiano modlitwy do Janusa, boga początków, i do Jowisza, oraz do Ojca Marsa. Dalszą treścią modlitwy była nie tylko prośba o odwrócenie wrogich żywiołów, i o dobre plony, lecz także, by „zachował w zdrowiu pasterzy i trzody 1 darzył dobrym zdrowiem gospodarza, dom i czeladź... W tym to celu, by uświęcić moją posiadłość, ziemię i rolę i dokonać oczyszczenia, bądź należycie uczczony tymi oto suovetauriliami jeszcze nie odłączonymi od wymienia matki, które będą w ofierze zabite" (wyraźnie mowa o suovetaurilia lactantia). Składano także ciasta ofiarne, zwane strues i fertum, a jeżeli były jakieś znaki niepomyślne, składano powtórną, a niekiedy i trzecią ofiarę z wieprza ze słowami modlitwy: „Ojcze Marsie! jeżeli nie podobał ci się tamten wieprzak daję ci na przebłaganie tego oto wieprzka" (CXLI).

Każda praca w gospodarstwie była poprzedzana ofiarą i modłami. Gdy nadeszła pora siewu prosa, sadzenia czosnku i soczewicy należało złożyć ofiarę Jowiszowi Sutemu — Iuppiter Dapalis (daps

lub dapes,— posiłek; dapalis — suty, obfitujący w potrawy) według następującej formuły: „Jowiszowi Sutemu ślubuj czarę wina tak wielką, jak tylko zechcesz. W tym dniu niech woły mają święto, rata je i ci, którzy biorą udział w obrzędach. Gdy przyjdzie do ofiarowania, tak to czyń: „Jowiszu Suty! Ponieważ mam ci ofiarować w moim domu i przy mojej czeladzi czarę wina... bądź jak należy uczczony tą ofiarą". Potem obmyj ręce, a wziąwszy wino tak mów: „Jowiszu Suty! jak przystoi, bądź uczczony tą oto ofiarą, bądź należycie uczczony ofiarowanym ci winem". — Jeżeli chcesz, złóż też coś w ofierze Weście. Ofiara dla Jowisza to kawał mięsa i urna wina. Jowiszowi składaj ofiary przestrzegając obrzędu trzymając właściwie czarę z winem! Po złożeniu tej ofiary siej proso, sadź czosnek i sadź soczewicę" (Katon, CXXXII). Przed rozpoczęciem prac żniwnych należało ofiarować „świnkę przedżniwną" (porca praecidanea): „Ofiaruj Cererze świnkę przedżniwną, lochę i to zanim zwieziesz te oto plony: orkisz, pszenicę, jęczmień, bób i rzepę nasienną. Przed zabiciem świni uczcij kadzidłem i winem Janusa, Jowisza i Junonę.

Janusowi złóż w ofierze placek z tymi słowy: „Ojcze Janusie! Składając ci ten placek błagam cię dobrą modlitwą, byś zechciał być łaskawy dla mnie, dla moich dzieci, dla mego domu i mojej czeladzi". — Złóż ciasto w ofierze Jowiszowi i taką odmów modlitwę: „Jowiszu! Składając ci to ciasto błagam cię dobrą modlitwą, byś zechciał być łaskawy dla mnie, dla moich dzieci, dla mego domu i czeladzi, gdyś został uczczony tym ciastem".

Następnie daj wino Janusowi: — „Ojcze Janusie! Jako ofiarując ci placek błagam cię dobrze dobrą modlitwą, tak dla tej samej przyczyny bądź należycie uczczony ofiarowanym winem". — Następnie zabij „świnkę przedżniwną". Gdy zaś będą już pokrajane wnętrzności, ofiaruj ponownie placek ofiarny Janusowi i módl się ponownie, tak jak przy pierwszej ofierze. I znowu daj wino Janusowi i Jowiszowi, podobnie jak poprzednio zostało dane przy ofiarowaniu placka i ofiarowaniu ciasta. Potem dopiero złóż ofiarę Cererze — z wnętrzności świni i wino" (Katon, CXXXIV). Katon nie dodaje wskazówki, iż wnętrzności, które składano Cererze, miały być zgodnie z rytuałem odpowiednio pokrajane. Innym, mniejszym bogom, składano w ofierze wino i różne wypieki zwane strues i fertum. Niekiedy ślubowano złożenie ofiary i przestrzegano' spełnienia ślubu. Przy składaniu ślubowanych ofiar także obowiązywał pewien rytuał; tak np. przy składaniu ofiar przyrzeczonych przy modłach o zdrowie wołów należało postępować w ten sposób: „Złóż ofiarę Marsowi Sylwanowi (Leśnemu) w lesie, w dzień, od każdego wołu oddzielnie: mąki trzy funty, słoniny półpięta, mięsa siekanego półpięta, trzy sekstariusze wina. To włożyć do jednego naczynia razem, a można też wlać do tego wina. Ten obrzęd może odprawić zarówno niewolnik jak i wolny. Pó odprawieniu „nabożeństwa" należy spożyć zaraz ofiarę na miej-scu(!). Kobieta nie ma prawa być obecna przy tej ofierze ani przyglądać się obrzędom. Tę ofiarę — jeżeli zechcesz — możesz ślubować corocznie" (Katon, LXXXIII).

Przed przystąpieniem do przecinania gałęzi składano ofiarę bogu lub bogini opiekującej się danym gajem. W zamian za „przecięcie" gaju składano w ofierze wieprza. Również przy karczowaniu lasu obowiązywała ofiara i okolicznościowa modlitwa. Ofiarę tę należało powtarzać codziennie, jak długo trwały prace: kosztowne więc było karczowanie lasu, ale niewątpliwie mięso ofiarne przeznaczano dla robotników, którzy przy ciężkich pracach otrzymywali większe posiłki niż w warunkach codziennych.

Przestrzega też Katon, zgodnie zapewne z ogólnie przyjętymi zwyczajami, ażeby włodarz na własną rękę „nie bawił się w nabożeństwa..: chyba w dzień Kompitaliów na rozstajnych drogach i przy ognisku domowym" (V 3). Do kultu bóstw strzegących dróg i ulic, owych Lares Compitales, dopuszczano nawet niewolników. Dla żony włodarza, nazwijmy ją klucznicą, takie daje Katon ostrzeżenia: „bez rozkazu pani lub pana niech nie odprawia żadnych nabożeństw ani nie każe nikomu w swoim imieniu odprawiać. Niech pamięta, że pan odprawia nabożeństwo za całą czeladź. W Kalendy, Idy i Nony i w każdy dzień świąteczny uwieńczy domowe ognisko i w te dni, w miarę możności, modli się do domowego Lara" (Katon, CXLIII).

Katon wspomina także o dniach wolnych od zajęć w gospodarstwie wiejskim, tzw. feriae, które nie miały charakteru świąt religijnych, uwzględniały jedynie rozsądne i planowe korzystanie z wypoczynku; dlatego nie wszyscy równocześnie mieli prawo korzystać z jeriae, gdyż były określone czynności, które podczas tych dni wolno było wykonywać. Tak np. w pewne dni ferii można było oczyszczać stare rowy, naprawiać drogę publiczną, wycinać tar-ńy, okopać ogród, oczyszczać łąkę z chwastów, wiązać chrust w pęki, plewić osty, utłuc mąkę i zrobić dokładne porządki. Były to właściwie dni odpoczynku dla wołów — nie dla ludzi, nie ma tu bowiem wzmianki o pracy na roli, przy której korzystano z pomocy wołów, natomiast przy wymienionych pracach można było posługiwać się osłami i mułami; w inne znów dni ferii można było zaprzęgać woły, które miały zwozić drwa, plony z roślin strą-kowych, zboże na przechowanie. Nie było dni wyznaczonych na odpoczynek dla innych zwierząt roboczych poza wołami, jak dla koni, osłów, mułów, poza dniami, w które odpoczywała czeladź. Osły, muły i konie zatrudnione w młynach przy obracaniu żaren, korzystały z odpoczynku podczas świąt młynarzy i piekarzy zwanych Yestalia — obchodzono je w dniu 9 czerwca i.

Warto jeszcze wspomnieć o jednym ostrzeżeniu włodarza: „Włodarz niech nie zasięga nigdy porady u żadnego wróżą (haruspez) jasnowidza (augur), czy wieszczka (hariolus)". Zdaniem niektórych komentatorów ostrzeżenie to miało zapobiec zbędnym wydatkom, ale czy nie należy doszukiwać się innej przyczyny zachowania takich ostrożności: jeżeli owe porady i przepowiednie wróżów traktowano poważnie i wierzono w nie, to może dominus wolał, żeby włodarz nie wiedział zbyt wiele.

Obok tych przekazanych nam wzorców musiały być różne inne formy modlitw, zaklęć i śpiewów, gdyż istniały pewne zwyczaje związane z regionami. Tak np. fescenniny — fescennini versus, ludowe pieśni, które prawdopodobnie wzięły początek z etruskiego miasta Fescennium (chociaż są i inne etymologie), miały charakter zaczepny, złośliwy, a śpiewano je podczas uroczystości ku czci bóstw wiejskich, np. podczas uroczystości dożynkowych, i przy niektórych świętach rodzinnych, np. podczas uroczystości weselnych. Może w tych zaczepnych wierszach, które miały już w sobie ostry dowcip italski — Italum acetum (ocet italski) tkwiły zalążki rodzimego dramatu (podobnie jak w komosach — zaczątki komedii greckiej), który byłby może przybrał inne, bardziej rodzime formy, gdyby sceną rzymską dzięki Grekowi Liwiuszowi Andro-nikusowi nie zawładnął był dramat grecki.

Jakkolwiek obrzędy wiejskie były związane z kultami bogów, to jednak nie zostały podniesione do rangi świąt państwowych, jak Dionizje w Atenach. Kalendarz rzymski obfitował w święta (feriae, ludi) (zob. tabl. 11), a miały one tak różny charakter i pod względem rangi, i charakteru, i powiązań z różnymi okolicznościami, że można by przeprowadzić różne podziały, np. święta państwowe, oficjalne i rodzinne; święta wiejskie i miejskie, stałe i okolicznościowe, święta poszczególnych bóstw i zawodów. Pro-" gram uroczystości ulegał zmianom: obok stałych obrzędów, jak składanie ofiar, modły, procesje, z biegiem czasu dodawano różne imprezy o charakterze czysto widowiskowym, rozrywkowym: mogły to być walki gladiatorów lub polowania w amfiteatrze, wyścigi rydwanów w cyrku, przedstawienia w teatrze. O ile w Grecji widowiska były jedną z form uczczenia bóstwa, były swego rodzaju misterium, oraz utrzymywały długo charakter agonistycz-ny — współzawodnictwa, to w Rzymie stały się tylko rozrywką. W tym samym dniu, o tej samej porze mogły odbywać się różne pokazy, publiczność miała swobodę wyboru. Przedstawienie komedii Terencjusza pt. Hecyra (Świekra) w r. 165 p.n.e. podczas Ludi Megalenses * nie udało się, ponieważ po przedstawieniu — czy równocześnie — miały się odbyć popisy linoskoczków i walki zapaśników; publiczność nie wykazała zainteresowania komedią i przedstawienie przerwano 4.

Święta o charakterze ogólnopaństwowym, oficjalne, obchodzono bardzo uroczyście. Takim świętem był dzień 1 stycznia, Nowy Rok; obchodzono je od r. 153 p.n.e. w Rzymie i w całej Italii, a w miarę rozrastania się wpływów Rzymu — w całym imperium. Uroczystość ta miała charakter oficjalny, gdyż w dniu tym obejmowali władzę nowo obrani konsulowie (poprzednio akt ten odbywał się 1 marca). W domu każdego z konsulów zbierali się senatorowie, przyjaciele, po czym szli w pochodzie, do którego dołączała się ludność; dwa orszaki spotykały się na Kapitolu, gdzie składano ofiary Jowiszowi. W czasach cesarstwa urzędnicy składali w tym dniu * przysięgę cesarzowi, a wojsko — wodzowi. Po tej oficjalnej części uroczystości odbywały się przyjęcia: u konsulów zbierali się dostojnicy i przyjaciele pana domu, w innych domach goszczono się nawzajem. Wierzono, a wiara ta utrzymywała się przez wieki, że jakim będzie dzień Nowego Roku, takim będzie cały rok. Starano się więc spędzić go wesoło i beztrosko, składano sobie prezenty — strenae (por. francuskie: etrennes) „na dobrą wróżbę" — boni ominis causa; ofiarowywano owoce, słodycze, ale z czasem dary stawały się coraz bardziej kosztowne, a nawet ofiarowywano pieniądze: Oktawian August — od narodu otrzymał dar w tej postaci. Bardziej jednak rozpowszechniony i silniejszy był zwyczaj składania sobie wzajemnie podarków podczas Saturna-liów 6.


ŚWIĘTA WIEJSKIE

Wśród licznych świąt stałych przeważały te, które były najstarszymi w kalendarzu rzymskim, a mianowicie święta bóstw wiejskich i rolniczych.

Gmjny wiejskie obchodziły w styczniu (powtarzane 21 maja) — święta Zasiewów — Dies sementivae lub Feriae sementivae ku czci Cerery i Tellus (Ziemia), bóstw opiekujących się plonami; najpopularniejsze z tych dni świątecznych były Paganalia (lub feriae Paganicae; pagus — gmina) w dniach 24-25; w pierwszym dniu składano, ofiarę z wieprza bogini Tellus, w drugim ofiarowywano Cererze orkisz. Święta te były niejako zakończeniem wszelkich prac związanych ze zbożem, a rozpoczęciem, czy przygotowaniem do prac wiosennych.

W lutym, miesiącu oczyszczenia, z czym łączy się nazwa Fe-bruarius (februum — środek oczyszczania od zmazy) obchodzono dnia 15 święto pasterskie, związane z rodami Kwinkcjuszów i Fa-biuszów — Lupercalia; miały one przedostać się do Italii za pośrednictwem Euandra z Arkadii, gdzie czczono Pana — bóstwo pasterskie.

W Italii odpowiadał mu Faun o przydomku Luperkus, jako odpowiednik przydomka Pana — Lykaios. Składano ofiary u stóp Palatynu w grocie Luperkal, w której według tradycji wilczyca — lupa miała wykarmić Romulusa i Remusa. Po złożeniu ofiar kapłani Luperkowie (Luperci) obiegali dokoła wzgórze Palatyńskie uderzając przechodniów rzemieniami ze skóry zabitego w ofierze kozła; miał to być właśnie obrzęd „oczyszczania od .zmazy". Uderzeniom poddawały się dobrowolnie kobiety, gdyż wierzono, że w ten sposób zabezpieczą się przed zmazą, „urokami" praż przed bezpłodnością. 23 lutego składano ofiary bogu granic między posiadłościami — Terminusowi (terminus — granica), od którego święto otrzymało nazwę — Terminalia.

Obfitował w święta bóstw wiejskich wiosenny kwiecień. Oprócz Ludi Ceriales obchodzono 15 kwietnia Fordicidia (Fordicalia) składając ofiary Matce Ziemi — Tellus Mater ofiarę z krowy i jej płodu (forda — cielna krowa), by już w okresie, gdy budzi się przyroda do życia i zasiewy zaczynają kiełkować, zapewnić sobie urodzaj.

W dniu 21 kwietnia obchodzono święto pasterskie Parilia lub Palilia ku czci dawnego bóstwa wiejskiego Pales, któremu składano bezkrwawe ofiary: placki, mleko i inne wiejskie produkty. Zwyczaje ludowe nakazywały oczyszczać wtedy stajnie i bydło, co miało zapobiec chorobom ludzi i trzody oraz zabezpieczyć bydło przed wilkami. Okadzano stajnie i bydło siarką, kropiono wodą, składano ofiarę z popiołu ze spalonych części cieląt, z różnych potraw oraz gałązki wawrzynu, krew konia, który zwyciężył kiedyś w wyścigach. Przepędzano też bydło przez rozniecone ze słomy i siana ogniska, co miało zabezpieczyć i ludzi i bydło przed chorobami: — zwyczaj ten powtarza się w ludowych obrzędach różnych kultur. Z datą tą połączono z czasem rocznicę założenia Rzymu ¦— dies Natalis Urbis, które za cesarza Hadriana nabrało charakteru ważnego święta państwowego pod nazwą Romaia i które przetrwało do V wieku.

Należało także pomyśleć o zbiorach w winnicy, toteż 23 kwietnia w święto Vinalia' składano, przy świątyni Westy ofiarę Jowiszowi z wina. Wspomniane już bóstwo Robigus miało także swoje święto Robigalia obchodzone w dniu 25 kwietnia, podobnie jak w rolnictwie ofiary miały zabezpieczyć winnice przed pasożytem — ^zwanym rdzą. Podobno święto to wprowadził już Numa Pompiliusz. W ofierze składano wnętrzności psa, ażeby zapobiec niesprzyjającej pogodzie w konstelacji „psa" i odwrócić niepożądaną dla winnic posuchę. Wreszcie 28 kwietnia obchodzono Flo-ralia ku czci bogini roślinności Flory (flos — kwiat), którą od dawna czcili także Oskowie i Sabinowie. Floralia zamykały serię wiosennych obrzędów wiejskich.

Możemy tu zaobserwować charakterystyczne zjawisko: najwięcej świąt wiejskich zgromadzono w miesiącach wiosennych i jesiennych; w maju, czerwcu i lipcu nie ma w ogóle świąt związanych z kultami bóstw rolnictwa — w czerwcu jedynie oczyszczano „spichrz" Westy na przyjęcie nowych zbiorów. W lecie vobo-wiązki i sezonowa praca nie pozwalała na świętowanie. Święta wiejskie pojawiają się znowu dopiero w sierpniu.

W dniu 25- sierpnia obchodzono święto pochodzenia italskiego Opiconsivia, ku czci bogini Ops, mającej otaczać opieką zbiory (nazwa święta, podobnie jak Consualia, miała związek z czasownikiem condere— składać). Bezpośrednio po Opiconsivia obchodzono Vertumnalia (Vortumnalia) ku czci boga Wertumnusa (Wor-tumnusa), który opiekował się zasiewami i zbiorami zależnie od zmian, jakie zachodziły wraz ze zmianą pór roku (vertere, vorte-re — odwracać, zmieniać).

Ludowy charakter miały też święta Fontinalia obchodzone 13 października, zbliżone obrzędami do zwyczajów wielu ludów, np. do związanych z nocą świętojańską. Woda była ważnym elementem w życiu człowieka, więc czczono nie — jak w Grecji — nimfy, lecz zbiorniki wody: wieńczono studnie, puszczano wieńce na wodę wypływającą ze źródeł (fons — źródło). Ludowy charakter miały też Faunalia obchodzone w dniu 5 grudnia, związane, jak sama nazwa mówi, z pasterskim bóstwem Faunem; w dniu tym korzystali ze swobody niewolnicy, którzy brali udział w wesołych zabawach. W dniu 15 grudnia powtarzano obchodzone także dnia 21 sierpnia Konsualia, ku czci boga Konsusa (Consus); imię to wyprowadzono od czasownika consulere — doradzać, i interpretowano jako imię boga-doradcy; ponieważ Konsualia obchodzono już za Romulusa (porwania Sabinek dokonano podczas tych świąt); słuszniejsze wydaje się przypuszczenie, że było to także bóstwo rolnicze'staroitalskie a imię jego należy łączyć z condere — zbierać, przechowywać zbiory, podobnie jak nazwę świąt Opiconsivia; w czasach późniejszych zaczęto identyfikować Konsusa z Neptunem, i

Wreszcie w dniach 17-21 grudnia obchodzono i w miastach i na wsi bardzo uroczyście święto Saturna na pamiątkę złotego wieku, któremu bóg ten patronował. Temu staroitalskiemu bóstwu, utożsamianemu z greckim Kronosem, wzniesiono w r. 497 p.n.e. świątynię w Rzymie u podnóża wzgórza Kapitolińskiego i prawdopodobnie wtedy wprowadzono do kalendarza Saturnalia. Były to święta pełne swobody, radości, zabaw; wesołe, rozbawione pochody przeciągały ulicami miasta, przyjmowano się wzajemnie, urządzano uczty w domach prywatnych, a od roku 217 p.n.e. wprowadzono do części oficjalnej świąt lectisternia — uczty bogów, które urządzali senatorowie. Ponieważ w legendarnych czasach Satur-na istniała równość, nie znano niewoli, podczas Satur-naliów niewolnicy mieli całkowitą swobodę, nawet swobodę słowa, mogli pozwalać sobie na robienie żartów pod adresem panów, brali udział w ucztach, panowie im usługiwali. Z Saturnalia-mi był ściśle związany zwyczaj wzajemnego składania sobie podarków. Do tradycyjnych podarków należały symboliczne świece woskowe — cerei, figurki z gliny — sigilla — sigillaria, które można było kupić na przedświątecznych kiermaszach. Zwyczaj ofiarowywania figurek i świec interpretowano w ten sposób, iż miało to być wykrętne spełnienie wyroczni, którą żądała życia ludzkiego; ofiarą tą miała być lalka-figurka przedstawiająca postać ludzką, a świeca w greckiej interpretacji miała być jeszcze bardziej wykrętną interpretacją, gdyż zamiast człowieka — phós składano świecę, która w języku greckim miała podobne brzmienie phos (różnica polegała tylko na innym akcentowaniu wyrazów). Ale od tych pradawnych zwyczajów obchodzono i ofiarowywano sobie nawzajem różne podarki od bardzo skromnych jak słodycze, owoce, kwiaty, do bardzo cennych; Lukian, identyfikując Saturna z Kronosem a święta Saturnalia ze świętem greckim Kronia, w dialogu Saturnalia układa z przymrużeniem oka prawa obowiązujące podczas tych świąt; dialog ten daje nie tylko pojęcie o panujących zwyczajach, ale także doskonale ilustruje panujące wówczas w Rzymie stosunki międzyludzkie. „Prawa pierwsze" w dialogu Lukian określają ogólny charakter świąt:

„Niechaj nikt żadnej ani publicznej ani prywatnej sprawy w okresie świąt nie załatwia okrom rzeczy zabawę mających na celu, hulankę, wesołość. Kucharze jedynie i cukiernicy powinni być zajęci! Niechaj równe prawa przysługują wszystkim: niewolnikom

1 wolnym, biednym i bogatym! Gniewać się, miotać, grozić — wzbronione! Wzbronione również żądać zdawania sprawy od tych, którym coś powierzono! Niech nikt w czasie świąt ani sreber, ani szat swych nie kontroluje ani nie spisuje, ani gimnastyki w Kronia niech nie uprawia, ani wymową niech się nie para, chyba że subtelna, pogodna, dowcipem i krotochwilnością tchnie".

„Prawa wtóre" dotyczą podarków; był to widocznie problem wielkiej wagi, gdyż nasz autor omawia je obszernie, ale — z przymrużeniem oka. „Na długi czas przed świętami mają bogacze wypisać na tabliczkach nazwiska każdego z przyjaciół, mają też trzymać w pogotowiu mniej więcej dziesiątą część dochodów, z garderoby szaty zbędne, sprzęty, jak na nich zbyt ordynarne i znaczniejszą ilość sreber. Otóż to wszystko niech mają przygotowane. Dzień przed uroczystością mają zarządzić ofiarę oczyszczalną, wypędzić z domu sknerstwo, żądzę grosza, pragnienie zysku i co tam jeszcze z przeważną ich liczbą mieszkanie dzieli. A kiedy dom oczyszczą, niechaj złożą ofiary Zeusowi — skarbów Szafarzowi, Hermesowi — Dawcy, i Apollinowi — Dary mnożącemu. Następnie, późnym wieczorem, niech każą sobie wzmiankowany spis przyjaciół odczytać.

Podzieliwszy sami według słuszności owe rzeczy między każdego z osobna, niech je przed zachodem słońca poślą przyjaciołom; doręczających ma być nie więcej niż trzech, czterech najwierniejszych ze służby, ludzi już wiekowych. W notatce niech będzie uwidocznione, co się posyła i ile, żeby ani jedna strona ni druga nie podejrzewała roznosicieli. Niewolnicy mają w nagrodę za przyniesienie wypić — każdy z osobna — kielich wina i raźno zabierać się z powrotem do domu, nie żądając więcej nic. Uczonym należy dwa razy tyle wszystkiego posłać — zasługują oni na podwójne porcje. Słowa przy doręczeniu podarków powinny być jak najtak-towniejsze i najzwięźlejsze. Przykrego niczego niech nikt nie załącza i niech nikt tego, co posyła, nie chwali. Niech bogacz bogaczowi niczego nie posyła, ni też bogacz równego sobie podczas Kroniów nie podejmuje. Z rzeczy, przygotowanych do postawienia, niczego u siebie nie przetrzymywać i podarków później nie żałować. Jeśli kto poprzedniego roku nie był na miejscu i z tego powodu działu nie otrzymał, niech i to teraz dostanie. Niech bogacze spłacą długi za ubogich przyjaciół, a także czynsz za tych, którzy są winni, a uiścić go nie mogą. W ogóle mają się przede wszystkim dowiedzieć, czego szczególniej potrzebują.

Ale i odbiorcy niech się powstrzymają od krytykowania i dar, jakikolwiek on jest, uważają za rzecz cenną. Jednakże wiadro wina, zając, kura tłusta nie mogą uchodzić za dar dostateczny w święta Kronosa (Saturna)! Z podarków w Kronia nie należy żartów stroić. Jako dar w zamian niechaj pośle biedny bogaczowi, jeśli jest wykształcony, starą książkę treści wesołej lub biesiadniczą lub przez siebie samego napisaną broszurkę, na jaką go stać. Utwór niech przyjmie bogacz z radosną miną, i niech go natychmiast przeczyta. Jeśliby go nie przyjął albo wyrzucił, niech wie, że podpada karze sierpa, jak zagrożono, choćby nawet posłał to, do czego jest zobowiązany. I inni niech posyłają to wieńce, to ziarnka kadzidła. Jeśliby biedak przysłał bogaczowi suknię lub srebro, albo złoto ponad swą możność, rzecz posłana ma się stać własnością publiczną, ma zostać sprzedana, a pieniądze tak zdobyte, mają pójść do skarbu Kronosa, biedak zaś ma nazajutrz dostać od bogacza nie mniej niż dwieście pięćdziesiąt prętów w łapę"! I wreszcie dorzuca Lukian „Prawo biesiadne", z których można odczytać, jak spędzano czas podczas Saturnaliów.

' „...Wykąpać się, skoro cień wskazówki na zegarze słonecznym będzie miał sześć stóp. Przed kąpielą zagrać w kostki o orzechy. Niechaj każdy zalegnie tam, gdzie Los- zdarzy. Stanowisko, ród, bogactwo niech nie mają prawa do pierwszeństwa. Niech wszyscy to samo piją wino" i niech bogacz nie wymawia się'bólem żołądka lub głowy, by rzekomo dla ich uniknięcia sam mógł spijać lepsze. Porcje mięsa mają dla wszystkich być równe, służące niech nikogo nie faworyzują. Niech nie zwlekają ani nie przemykają obok biesiadników, zanim nie poznają ich życzeń. Niech jednemu nie nakładają kawałków wielkich, ą drugiemu maleńkich, jednemu szynki, drugiemu głowizny — niech wobec wszystkich obowiązuje równość.

Podczaszy niechaj uważnie, niby ze strażnicy jakiejś, spogląda na każdego, mniej uważnie na swego pana — a jeszcze uważniej niech słucha. Kielichy niech postawione będą rozmaite. Niech wolno będzie wznosić zdrowie, jeśli ktoś ma ochotę. Gdy bogacz dla zachęty napije się, niech wszyscy piją, jeden do drugiego. Nie zmuszać do picia, gdy ktoś pić nie może. Na biesiadę ani tancerza, ani kitarysty początkującego niech nie wolno będzie sprowadzać. Żarty dozwolone, ale nie dokuczliwe! Na zakończenie gra w kostki o orzechy. Gdyby ktoś grał o pieniądze, nie dać mu na drugi dzień jeść. I zostać na miejscu, i wyjść niech wolno bądzie każdemu, kiedy zechce. Gdy bogacz ugaszcza swych niewolników, niech mu w tym pomagają przyjaciele.

Prawa niniejsze ma każdy bogacz na kolumnie wyryć spiżowej, umieścić ją w samym środku podwórza i odczytywać sobie. Trzeba zaś wiedzieć, że dopóki ta kolumna nietknięta stać będzie, ani głód, ani zaraza, ani pożar, ani inne zło domu jego nie nawiedzi. Jeśliby zaś — co nie daj boże — uległa zniszczeniu, strach, co się z nim stanie!" (Saturnalia 13 - 18).


SWIĘTA LUDZI PRACY I UROCZYSTOŚCI WOJSKOWE

W dniach 19-23 marca obchodzono w początkach święto Marsa, zwane Quinqualrus Maiores. Z czasem, kiedy zaczęto w Rzymie oddawać cześć Minerwie jako patronce rzemiosł i kiedy cechy otrzymały miejsce sakralne na Awentynie, dni te stały się świętem tej bogini, obchodzili je więc artyści, rzemieślnicy i młodzież szkolna. W pierwszym dniu składano bogini w ofierze placki, oliwę, .wino, a w następnych dniach odbywały się popisy recytatorskie i poetyckie. Młodzież szkolna miała w okresie Quinquatrus dni wolne od nauki. W dniu 7 czerwca przypadały Ludi Piscato-rii — było to święto rybaków, a 9 czerwca Vestalia były świętem piekarzy i młynarzy. Kult Westy miał charakter państwowy, gdyż „święty ogień" w świątyni tej bogini był ^niejako symbolem państwa i jego trwałości.

Vestalia były także dniem odpoczynku dla niewolników zatrudnionych przy ciężkiej pracy w młynach przy obracaniu żaren. Ponadto, święto niewolników przypadało w dniu 13 sierpnia; w dniu tym oddawali oni cześć bogini Dianie w świątyni na Awentynie, zgodnie z tradycją, która głosiła, że zbudował ją król Serwiusz Tulliusz, pochodzenia niewolniczego. Niewolnicy korzystali z największej swobody, o czym była mowa wyżej, podczas Saturnaliów, a także podczas Faunaliów, świąt ku czci boga wiejskiego Fauna, obchodzonych 5 grudnia,

Święta ku czci boga Marsa miały ,w pewnym stopniu charakter świąt wojskowych. W dniach 27 lutego i 14 marca obchodzono ku czci tego boga święto Eąuirria (Ecuria); w programie uroczystości były wyścigi konne na Placu Marsowym. Główna uro-ezystość wojskowa odbywała się 19 października, tzw. Armilustri-um — Przegląd broni, na wzgórzu Awentyńskim, gdzie na placu zwanym również Armilustrium odbywała się uroczysta defilada wojskowa. Ponadto 23 marca i 23 kwietnia podczas Tubilustrium odbywał się uroczysty przegląd instrumentów wojskowych, a 19 marca w pierwszym dniu świąt Quinquatrus — przegląd tarcz. August wprowadził w r. 2 p.n.e. jednodniowe Ludi Sevirales ku czci Marsa Mściciela — Mars Ultor, wyznaczone na dzień 12 maja;

w Circus Maximus występowało sześć oddziałów konnicy, z których każdy miał swojego dowódcę i stąd nazwa święta (sex — sześć, vir — mąż).


LUDI — ŚWIĘTA NIESTAŁE

Za najdawniejsze święta połączone z igrzyskami uważano Ludi Taurei, wprowadzone jakoby już przez Tarkwiniusza Pysznego (a więc przed r. 510 p.n.e), dla odwrócenia zarazy; historycznie są potwierdzone przez Liwiusza dopiero pod r, 186 p.n.e.; nazwa prawdopodobnie pochodzi od wyrazu etruskiego oznaczającego „grób", co mogłoby wiązać się z charakterem święta, podczas którego przede wszystkim oddawano cześć bogom podziemia, potem Jowiszowi i Junonie, Apollinowi, jako bogu odwracającemu zarazę, oraz Dianie Lucinie — bogini życia. Obchodzono te święta co pięć lat, 25 i 26 czerwca, a w programie były m.in. wyścigi konne w Circus Flaminius.

Również do najstarszych i najważniejszych zaliczano Ludi Ro-mani albo Ludi Magni (Rzymskie, Wielkie). Obchodzone ku czci Jowisza we wrześniu, początkowo przez cztery dni,*za Augusta objęły aż dni szesnaście (4 - 19 września); urządzali je edylowie kurulni. Po złożeniu ofiar Jowiszowi na Kapitolu jako opiekunowi państwa, uroczysta procesja przeciągała ulicami miasta do Cyrku. Prowadził ją niejako sam Jowisz — w osobie konsula lub pretora, który występował w stroju triumfalnym, otoczony przez obywateli, wojsko, młodzież; niesiono posągi bogów, a dalej szli tancerze, aktorzy mimów, niektórzy w strojach satyrów — t;o tworzyło rodzaj scenek burleskowych.

Wiele wątpliwości nasuwają Ludi Saeculares; można by je nazwać Świętem rocznicowym (założenia Rzymu) czy Świętem wieku (saeculum — wiek), a wprowadzenie ich łączą niektórzy z Ludi Tarentini (Terentini). Nazwa ta wiąże się z wulkanicznym miejscem na Polu Marsowym o nazwie Tarentum lub Terentum. Poświadczone jest ich oficjalne wprowadzenie na zlecenie ksiąg sy-billińskich w r. 249 p.n.e. podczas pierwszej wojny punickiej; składano wówczas bóstwom podziemia Ditowi (Dis Pater czyli Pluton) i Prozerpinie ofiary z czarnego byka i z czarnej krowy; w programie widowiskowym były wyścigi rydwanów. Są różne wersje, czy raczej legendy, o pochodzeniu tych obrzędów. Według jednej Manius Wałesius z Sabinum, kiedy panowała zaraza, powinien był dla uratowania swych dzieci dać im do picia wodę, która miała znajdować się przy ołtarzu Ojca Dita i Prozerpiny, w miejscu bliżej nieokreślonym; Manius odnalazł ten ołtarz głę-. boko pod ziemią; dzieci uratował i w podzięce złożył bóstwom ofiarę z czarnych zwierząt, oraz przez trzy dni urządzał lektister-nia — symboliczne uczty bogów; przy stołach układano posągi bogów na łożach, i zastawiano stoły potrawami. Urządzeniem lektis-ternium podczas uroczystości państwowych zajmowali się kapłani, w początkach dwaj duumviri sacris jaciundis, z biegiem czasu liczba ich wzrastała; Manius też urządził podobno wyścigi konne. Inna wersja podaje, że to pierwszy konsul, Waleriusz Popli-kola (Publikola) dla odwrócenia zarazy złożył przy tym ołtarzu ofiarę z czarnych wołów i przez trzy noce powtarzał ofiary w formie lektisternium oraz urządzał wyścigi konne (Waleriusz Maksi-mus, IV 5). Konkretne wiadomości o Ludi Tarentini odnoszą się dopiero do r. 249 p.n.e. i te właśnie uroczystości miały dać początek świętu powtarzanemu mniej więcej co sto lat jako Ludi Saeculares. Następne powtórzono w r. 149 p.n.e. Daty te, jeżeli przyjmiemy jako datę założenia Rzymu r. 753 p.n.e. nie pokrywają się ze stuleciami. Ale też ustalenie roku założenia Rzymu już w starożytności nasuwało trudności. Podawano (według naszych przeliczeń) rok 814, i 759, 752, 748 i nawet 729/8. „Ale" — pyta Mieczysław Brożek — „czy Ludi Saeculares w r. 249 p.n.e. rzeczywiście nic wspólnego nie miały z tą rocznicą?" i wysuwa bardzo przekonywającą hipotezę: „Symptomatyczny jest tutaj ten rok o tyle, że przecież wkrótce potem Fabiusz Piktor przyjmował rok 748/7 jako rok założenia Rzymu". Następne ludi, obchodzone w r. 149 p.n.e, potwierdzałyby dążność do utrzymania tej tradycji. Przesunięcie następnych Ludi Saeculares aż na rok 17 p.n.e. za Oktawiana Augusta tłumaczy się zazwyczaj przeszkodami zewnętrznymi, wojnami domowymi, ale — jak słusznie pisze M. Brożek — „ludi te miały podstawę w innej ad hoc wypracowanej tradycji studziesięcioletnich „wieków", nie zaś owych stuletnich, których kolejna granica przypadała na rok 49 lub może 51/50 p.n.e..." 7, a zasadniczą zmianą wprowadzoną przez Oktawiana było zastąpienie dawnych bogów związanych z tym świętem przez Apollina i Dianę, których sławi Horacy w swej Pieśni jubileuszo--wej (Carmen Saeculare) napisanej na zamówienie princepsa.

Powtórzył tę uroczystość w r. 47 cesarz Klaudiusz z okazji 800-lecia założenia miasta, następnie Domicjan w r. 88 i Septimiusz Sewerus w r. 204. Swetoniusz w życiorysie Klaudiusza podkreśla, że Ludi Saeculares były urządzone wcześniej niż wypadały: „...Urządził też Klaudiusz święto Stulecia, uważając, że tę uroczystość August nieco przyspieszył i nie czekał na właściwy termin. Jednak on sam podaje w swym dziele historycznym, że August jak najstaranniej uporządkował kolejność tych świąt, już od dawna poniechanych, sporządziwszy dokładną rachubę czasu. Dlatego wyśmiewano słowa woźnego, który w uroczysty sposób zapraszał na święta,' „których nikt nie oglądał i nie będzie oglądał". A przecież żyli jeszcze tacy, którzy oglądali święto Stulecia za Augusta. Niektórzy aktorzy niegdyś występujący, teraz także mieli wystąpić" (Boski Klaudiusz 21). Być może, że w r. 147 za panowania Antonina Piusa obchodzono dziewięćsetlecie Rzymu, w każdym razie w r. 247 za panowania Filipa odbyły się uroczystości tysiąclecia — millenium, i były to ostatnie w historii Rzymu Ludi Saeculares.

Z okazji poświęcenia świątyni Flory, bogini wiosny, kwiatów i roślinności, urządzili edylowie plebejscy po raz pierwszy w r. 240 (lub 238) p.n.e. Ludi Florales; od r. 173 p.n.e. powtarzano je corocznie w dniu 28 kwietnia, a w czasach cesarstwa trwały od 28 kwietnia do 3 maja. W programie były przedstawienia teatralne, występy mimów, występy heter, które pod koniec widowiska na życzenie widzów musiały się rozbierać. A więc i striptease znała starożytność! Nihil novi sub sole! W ostatnim dniu odbywały się widowiska w Cyrku, lecz miały one specjalny charakter: urządzano polowanie na sarny i zające. Wśród widzów rozrzucano groch, bób, łubin: „Czuwaj i bez końca syp groch tłuszczy, by starcy, co tęsknią do słońca, znali nasze FLORALIA" — pisze Persjusz (V 172 n.; por. Horacy, Sat. II 3, 182 nn.).

W r. 216 p.n.e. poświadczone są Ludi Plebeii ku czci Jowisza, (Liwiusz XXIII 30,17); urządzali je edylowie plebejscy już dawniej w dniu 15 listopada, i wiadomo, że miejscem uroczystości był Cir-cus Flaminius. Program wypełniała uroczysta procesja, pompa cir-censis, po czym wypróbowywano konie. Wkrótce wprowadzono do programu także przedstawienia teatralne. Podczas Ludi Plebeii w r. 200 p.n.e. wystawiono komedię Plauta pt. Stichus. Uroczystości te trwały od 5 do 17 listopada.

Podczas drugiej wojny punickiej, w krytycznej sytuacji w r. 212 (211) p.n.e., za radą Carmina Marciana, które zawierały słynne przestrogi niejakiego Marciusa, postaci legendarnej, i do których sięgano w trudnych sytuacjach państwowych, urządzono jednodniowe Ludi Apollinares, prosząc boga nie o zdrowie, co podkreśla Liwiusz (XXVII 23), lecz o zwycięstwo; powtórzono je w r. 208 p.n.e. podczas szerzącej się zarazy i postanowiono utrzymać to święto jako uroczystość doroczną rozpoczynającą się 13 lipca; w czasach Augusta przesunięto ją na dzień 6 lipca. W początkach urządzano tylko wyścigi rydwanów w Circus Maximus, w wieku II wprowadzono do programu także przedstawienia teatralne.

Od r. 204 p.n.e. obchodzono w Rzymie uroczystości zwane Ludi Megalenses ku czci greckiej Megale Meter, w Rzymie czczonej jako Wielka Macierz Bogów; W roku tym bowiem przywieziono do Rzymu zgodnie z wyrokami Ksiąg Sybillińskich z Possinuntu we Frygii czarny kamień, symbol Wielkiej Macierzy Bogów oraz zespół kapłanów związanych z jej kultem. Ludi Megalenses organizowali edylowie kurulni. Rozpoczęto uroczystości od wprowadzenia bogini — czy raczej jej symbolu — do świątyni Wiktorii, bogini Zwycięstwa, na Palatynie. Urządzono wówczas wyścigi rydwanów w Cyrku.

Z okazji poświęcenia świątyni 10 kwietnia r. 191 p.n.e. włączono do programu przedstawienia teatralne, które utrzymały się w programie tych świąt. Podczas Ludi Megalenses wystawiono m.in. kilka komedii Terencjusza: w r. 166 wystawiona była komedia Andria (Dziewczyna z Andros), w r. 165 Hecyra (Świekra), w r. 163 Heautontimorumenos (Samodręk), i w r. 161 Eunuchus (Eunuch). W czasach cesarstwa Ludi Megalenses trwały dni siedem: od 4 kwietnia (był to dzień, w którym przywieziono do Rzymu Wielką Macierz) do 10 kwietnia (dzień poświęcenia świątyni). Ludi Megalenses przetrwały do IV wieku.

Uroczystości ku czci bogini Ceres, Ludi Ceriales (Cerialia) wspomniane po raz pierwszy przez Liwiusza (pad rokiem 202 p.n.e. XXX 39,8) organizowali edylowie plebejscy i pod koniec rzeczpospolitej trwały od 12 do 19 kwietnia. Przez siedem dni odbywały się przedstawienia w teatrze, pierwszy raz miał je do programu Cerialiów wprowadzić edyl Memiusz w r. 175 p.n.e. W ostatnim dniu odbywały się wyścigi konne, a ponadto wypuszczano na arenę lisy z przywiązanymi płonącymi pochodniami. Według Owidiusza (Fasti IV 679 nn.) zwyczaj ten związany był z wydarzeniem w Karseoli, okolicy o urodzajnej glebie. Żyło tam ubogie, pracowite małżeństwo, któremu lisy często porywały kury, co było wielkim uszczerbkiem w skromnym gospodarstwie. Ich dwunastoletni syn schwytał kiedyś lisa, owinął go słomą i sianem i podpalił. Lis wyrwał się mu z rąk, a płomień rozprzestrzenił się i zniszczył pracę rąk biednych gospodarzy. Pokazy z płonącymi lisami miały być symbolem kary, jaka spotkała ich ród za spowodowanie zniszczenia darów Cerery, a w Karseoli zabobon nie pozwalał wymawiać słowa „lis". Jednak Bómer. w komentarzu do Fasti uważa, iż opowiadanie Owidiusza, nie potwierdzone przez żadne inne źródło, zostało skomponowane przez poetę pod wpływem hellenistyczno-wschodniej tradycji8.

Jak z tego niepełnego zestawienia świąt rzymskich wynika, kalendarz rzymski bogaty był w różnego rodzaju uroczystości o charakterze religijnym. Również załączona tablica (s. 618) nie uwzględnia wszystkich dni związanych z obrzędami kultowymi. Niektóre święta traciły swe znaczenie, w innych wypadkach zachowywano tradycje, jakkolwiek różne były interpretacje, powstania zwyczaju. Tak np. w dniu 14 maja przypadały Ofiary Ar-gejskie — Sacra Argeorum, które wymagały złożenia ofiary z życia ludzkiego, podobno na pamiątkę złożenia w III wieku p.n.e. ofiary z 27 Greków z Argei, zgodnie z wyrokami Ksiąg Sybilliń-skich. Inni wywodzili ten zwyczaj z bardzo odległych czasów, kiedy ludzi starych, którzy ukończyli 60 lat wrzucano do Tybru. Plutarch nazywa te krwawe ofiary „największym oczyszczeniem". Ofiarą padali oczywiście przestępcy lub niewolnicy, ale z czasem Rzymianie zastąpili krwawą ofiarę z życia ludzkiego ofiarami z kukieł słomianych, które wrzucano do Tybru. Również w Idy październikowe odbywał się dziwny obrządek: po wyścigach wozów na Polu Marsowym składano w ofierze konia z ekipy zwycięskiej; ogon obcinano a jeździec zanosił go do Regii, gdzie ogon zawieszano tak, że krew spływała na ołtarz; równocześnie dwie rywalizujące z sobą grupy walczyły o głowę konia; jedna grupa nadciągała od Via Sacra, druga od Subury, tzn. od północno-wschodniej strony Forum. Nie znaleziono wyjaśnienia pochodzenia tego zwyczaju, są przypuszczenia, że miał on związek z dawnymi rolniczymi obrzędami o charakterze magicznym.


UROCZYSTOŚCI RODZINNE

Charakter ściśle rodzinny miało święto Caristia, Cara cognatio, które obchodzono w dniu 22 lutego w gronie najbliższych krewnych; z zewnątrz nikt nie mógł brać udziału w uroczystościach. Świętem kobiet, czy raczej świętem matki były Matronalia obchodzone 1 marca; kobiety oddawały cześć Junonie Lucynie, jako opiekunce światła i urodzin, prosiły boginię o szczęśliwe pożycie małżeńskie. W pewnym stopniu charakter uroczystości rodzinnej miało święto Westy, patronki ogniska domowego: obchodzone w dniu 6 marca.

Dzień 17 marca, w którym przypadały święta Liberalia łączył ..się z uroczystością rodzinną w domach, gdzie (byli dorastający synowie: w dniu tym bowiem odbierał cześć bóg Liber-Bakchus — dający swobodę; chłopcy, którzy ukończyli 17 lat byli zapisywani na listę obywateli a tym samym jako pełnoletni uzyskiwali prawa obywatelskie.

Ważny był dla kebiet "dzień 1 kwietnia, poświęcony bogini Ve-nus Verticordia — Wenus kierującej sercami, miała ona chronić kobiety przed grzeszną miłością; pomocną w tym samym dniu była kobietom Fortuna Virilis, której zadaniem było zapewnienie kobietom powodzenia i zgodę małżeńską. , .

Można jeszcze wspomnieć o święcie Karnaria —: Carnaria, związanym z boginią italską Karna, która miała utrzymywać w zdrowiu ciało (caro), tak jak bóstwo Ossipago miało za zadanie wzmacniać kości (os— kość). Ponieważ w dniu tym przypadała rocznica wzniesienia świątyni Junony Orędowniczki, Dobrej Rady — luno Moneta, kobiety — żony i matki składały jej ofiarę. Wyłączone były z udziału w tych obrzędach kobiety prowadzące niemoralne życie, gdyż prawo Numy przestrzegało: „nałożnica niech nie dotyka ołtarza Junony"; jednak, jeżeli któraś z tych kobiet wbrew zakazowi uczciła Junonę, mogła uzyskać przebaczenie: „Jeżeli dotknie — niechaj mając rozpuszczone włosy złoży Junonie w ofierze jagnię płci żeńskiej".

Do świąt rodzinnych można także zaliczyć „święta zmarłych": Podczas świąt Feralia, 21 lutego, składano przy grobach ofiary z wina, oliwy i z krwi zabitych zwierząt ofiarnych, w celu zjednania sobie życzliwości duchów osób zmarłych. Właściwe „Święto zmarłych" obchodzono w dniach: 9, 11 i 13 maja; były to Le-muria (Lemures, Larvae — według wierzeń italskich były to dusze błąkające się po nocach). Zamykano wówczas świątynie a ojciec rodziny, w celu zabezpieczenia rodziny przed wtargnięciem do domu owych wędrujących duchów, rzucał w imieniu członków rodziny ziarno bobu, wzywając dusze do odejścia: „Odejdźcie, Ma-ny!" (por. Pogrzeby s. 463).


UROCZYSTOŚCI OKOLICZNOŚCIOWE —LUDI VOTIV1

Przejawem religijności połączonej z pewną zabobonnością był częsty u Rzymian zwyczaj składania ślubów i odprawiania modłów w jakiejś intencji. W początkach było to niewątpliwie wyrazem głębokiej wiary, połączonej z obawą; składano bowiem ślubowania podczas choroby w intencji wyzdrowienia (pro valetudine) oraz w różnych sytuacjach niebezpiecznych czy zagrażających życiu; przed podróżą morską, przed wyprawą na wojnę itp. — w intencji ocalenia (pro salute). Ślubowano bóstwu złożenie ofiary lub uczczenie go w jakiejś innej formie. Że śluby te spełniano, świadczą zachowane wota, najbardziej znane i najliczniejsze w świątyni Eskulapa za przywrócenie zdrowia. Nie tylko osoby prywatne starały się w ten sposób zapewnić sobie życzliwość bogów i spełnienie próśb, ale składano także vota w intencji państwa — pro salute rei publicae; składano je w dniu 1 stycznia, a ponadto były też ślubowania „rocznicowe", powtarzane co pięć lub co dziesięć lat od złożenia ich po raz pierwszy (vota ąuinąuen-nalia, vota decennalia). W okresie rzeczpospolitej składano wota za pomyślność państwa oraz za kierujących państwem obywateli; w czasach cesarstwa złączono obie te formy w jedną i zanoszono modły w intencji cesarza, reprezentującego państwo. Po raz pierwszy modły takie składano za Juliusza Cezara (Dion Kassjusz, XLVI 1), a ustalił się ten zwyczaj za panowania Augusta.

Już w czasach rzeczpospolitej składano wota indywidualne; albo sam zainteresowany składał ślubowanie albo zespół obywateli w jego intencji. Cyceron wspomina w Filipikach (VII 12 i X 16), że Aulus Hircjusz będąc chory (r. 44 p.n.e.) ślubował, że jeżeli wyzdrowieje odda swe życie dla dobra narodu, i wierzył, że go bogowie wysłuchają. Ślubowanie wypełnił, ginąc na polu walki pod Mutiną w r. 43 p.n.e. Jest to najwcześniejszy dokument dotyczący ślubowania tego rodzaju. W liście do Attyka (VIII 16) pisze znów Gyceron, że municipia odprawiały modły w intencji chorego Pompejusza w r. 50 p.n.e. Wiadomo, że chodzi o mieszkańców Neapolu, gdyż Pompejusz tam zachorował. Dla Rzymian było to zjawisko nowe: zdaniem Cycerona jest to zwyczaj grecki, a takie publiczne wystąpienie w sprawie ważnej osobistości nie zawsze jest wyrazem szczerości, jest to raczej przejaw pochlebstwa. Czy było tak w czasach Cycerona, trudno osądzić, ale że przybrało ten charakter w czasach cesarstwa, nie ulega wątpliwości. Wprawdzie Dion Kassjusz uważa zanoszenie modłów i składanie ofiar w intencji władcy za wyraz uznania, ale wypowiedź ta nie jest miarodajna, bo przecież Dion pisał w czasach cesarstwa, kiedy pochlebstwo przyjmowało różne formy i stało się nieodłącznym elementem kultu jednostki.

W czasach rzeczpospolitej wodzowie realizując swoje śluby zaczęli urządzać widowiska i igrzyska, w podzięce bogom i ku uciesze" ludności. W r. 205 p.n.e. Korneliusz Scypion z okazji zwycięstwa w Hiszpanii w podzięce Jowiszowi urządził ludi zatwierdzone uchwałą senatu na koszt własny (Liwiusz, XXVIII 38, 14) i powtórzył je w r. 200 p.n.e. po ostatecznym zwycięstwie Rzymu nad Kartaginą. Naśladowali go potem inni wodzowie, przedstawiciele rodu Korneliuszów: Publiusz Korneliusz Scypion w r. 191 p.n.e. urządził widowiska dla uczczenia zwycięstwa odniesionego w Hiszpanii, a brat jego Lucjusz w r. 186 p.n.e. z okazji zwycięstwa nad Antiochem Syryjskim; za przykładem Scypioriów poszli inni: w tym samym roku Marek Fulwiusz Nobilior w podzięce bogom za zwycięską wyprawę przeciwko Ambrakii w Epirze zorganizował widowiska, a w r. 179 p.n.e. Kwintus Fulwiusz Flakkus — za zwycięstwo w Hiszpanii. Od roku 191 p.n.e. uroczystości dziękczynne trwać mogły nawet dziesięć dni.

W urządzaniu tych imprez, podobnie jak w innych, wodzowie rywalizowali między sobą, usiłując je urozmaicić i uatrakcyjnić.

Źródła niestety nie przekazały nam wielu wiadomości o tego rodzaju imprezach, które zresztą nie zawsze były udane. Polibiu-szowi (według Atenaj osa XIV 1) zawdzięczamy opis nieudanego widowiska, które zorganizował Lucjusz Anicjusz Gallus w r. 167 p.n.e. z okazji zwycięstwa nad Illirią; trzeba dodać, że widowiska te poprzedzał zazwyczaj wjazd triumfalny wodza. Anicjusz chcąc uświetnić swój triumf i uatrakcyjnić widowisko sprowadził aktorów i muzykę z Grecji; ponieważ jednak nie uzgodniono programu, doszło do nieporozumień i zamieszek w teatrze. Oddajmy głos autorowi:

„Lucjusz Anicjusz, wódz rzymski, który prowadził zwycięską wojnę z Illirią i w swym triumfie wiódł jako jeńca króla illiryj-skiego Gentiosa wraz z dziećmi, urządził w Rzymie widowisko z o-kazji tego zwycięstwa... Sprowadził on z Grecji.najsławniejszych artystów, urządził ogromną scenę w Cyrku (prawdopodobnie W Circus Maxifnus) i najpierw kazał wystąpić aulistom. Byli to Teodoros z Beocji, Teopompos, Hermippos z Lisimachii. To byli ci najsławniejsi. Ustawił ich na podium razem z chórem i całemu zespołowi kazał grać na instrumentach. Oni odegrali swe partie przy odpowiednich ruchach tanecznych, ale on powiedział im przez kogoś, że nie grają dobrze i kazał im raczej urządzić agon (tzn. niejako stanąć do konkursu — L.W.). Ponieważ jednak nie zrozumieli 0 co chodzi, któryś z liktorów pokazał im, że mają stanąć naprzeciw siebie i przedstawić jakby walkę. Muzykanci szybko się zorientowali, zaczęli wykonywać ruchy z właściwą im rozwiązłością i narobili wielkiego zamieszania. Rozbili środek chóru

1 zepchnęli go na boki, potem dmąc w instrumenty bez ładu i składu ruszyli z obu stron ku sobie naprzód. Równocześnie oba chóry z wielką wrzawą, aż się scena trzęsła, uderzały na siebie i znowu cofały się, i tak na zmianę. A gdy jeszcze któryś z chórzystów pod-kasał suknię i w odpowiednim momencie odwrócił się z podniesionymi pięściami do nacierającego nań aulisty, wtedy już straszny zagrzmiał na widowni huragan oklasków i wrzasków.

Gdy tamci jeszcze prowadzili ze sobą regularną walkę, wprowadzono na orchestrę dwu tancerzy z muzyką, a na scenę weszło czterech pięściarzy z trębaczami grającymi na trąbkach i trąbach. Jak to wszystko zaczęło się z sobą kłócić, zrobiło się widowisko nie do opisania" (Polibiusz, XXX 14).

Poza żywym opisem widowiska, cenna jest tutaj wiadomość, że w programach ludi votivi były też widowiska teatralne (ludi scae-nici), oraz że dla uatrakcyjnienia widowisk sprowadzano aktorów i muzykantów z Grecji lub z Azji, co potwierdza także- Liwiusz (XXXIX 22, 2). ^

W wieku I p.n.e. ludi z okazji zwycięstwa i triumfów wodzów nabrały charakteru oficjalnego. Dla uczczenia zwycięstwa Sulli w r. 82 p.n.e. zostały zorganizowane Ludi Victoriae Sullanae z programem podobnym do programu Ludi Apollinares a trwały od 25 października do 1 listopada (Cyceron,* In Verrem I 31). Podobnie odbyły się zorganizowane przez senat Ludi Victoriae Cae-saris w r. 46 p.n.e. z okazji czterokrotnego zwycięstwa Cezara, a połączono je z poświęceniem świątyni Venus Genetrix (Wenus Rodzicielka). W r. 19 p.n.e. z okazji powrotu Augusta ze Wschodu dzień jego powrotu —12 października — stał się świętem państwowym pod mianem Augustalia. Widowiska — ludi — wprowadzono do ich programu dopiero w r. 11 p.n.e., z programem podobnym do obowiązującego podczas Ludi Apollinares, a w r. 14 p.n.e., po śmierci Augusta, wprowadzono je jako doroczne święto do urzędowego kalendarza, utrzymując datę 12 października; z czasem rozszerzono uroczystości do trzech dni. Augustalia obchodzono jeszcze w IV wieku.

O formach, w jakich senat uchwalał oddawanie czci Oktawianowi Augustowi, pisze on sam w swoich Res gestae: „Senat uchwalił, ażeby konsulowie i kapłani co pięć lat odprawiali modły na moją intencję. Z okazji tych modłów często za mojego życia urządzano igrzyska (ludi), czasem urządzały je cztery główne kolegia kapłańskie", czasem konsulowie. Wszyscy obywatele prywatnie i w imieniu, miast — municipiów, zgodnie składali przy wszystkich pulwinariach ofiary na moją intencję.

Senat za mój szczęśliwy powrót poświęcił ołtarz bogini Szczęśliwego powrotu (Fortuna Redux) przed świątynią Honoru i Cnoty przy Bramie Kapeńskiej i rozkazał, ażeby pontyfikowie i westalki składali przy nim coroczną ofiarę w tym dniu, w którym wróciłem z Syrii do Rzymu za konsulatu Kwintusa Lukrecjusza i Marka Winicjusza (r. 19 p.n.e.) i nazwał ten dzień od mojego imienia — Augustalia... Gdy wróciłem do Rzymu z Hiszpanii i z Galii po pomyślnym zakończeniu sprawy w tych prowincjach za konsulatu Tyberiusza Nerona i Publiusza Kwintyliusza (r. 13 p.n.e.), senat uznał, że w podzięce za mój powrót należy poświęcić Ołtarz Pokoju Augusta — Ara Pacis Augustae, na Polu Marsowym i nakazał urzędnikom, kapłanom i westalkom składać na nim coroczną ofiarę" (Monumentum Ancyranum 9, 11 -12).10

Dla uczczenia pamięci Oktawiana Augusta jego żona, Liwia, wprowadziła w r. 14 n.e. coroczne Ludi Palatini (Tacyt, Roczniki I 73; Dion Kassjusz 56, 46; 59, 16); odbywały się, jak nazwa sama wskazuje, na Palatynie, rozpoczynały się 17 stycznia, w rocznicę ślubu Oktawiana z Liwią, i trwały w początkach trzy, później sześć dni; jeszcze w kalendarzach wieku IV są odnotowywane pod datą: 17-22 stycznia. Była to trwała forma uczczenia Oktawiana Ubóstwionego — Divus Augustus.

Zwyczaj odprawiania modłów w intencji panującego przybrał z czasem wyraźną formę pochlebstwa, którą stosowano nie tylko w stosunku do osoby cesarza, niezależnie od jego zalet i wad, lecz również do osób wpływowych, dobrze przez cesarza widzianych, a nawet wobec jednostek niebezpiecznych, jak np. wobec Sejana (Dion Kassjusz, LVIII 2, 8). Poza ustalonymi terminami składania modłów były jeszcze inne okazje ku temu: rocznice urodzin cesarza i członków jego rodziny, powrót z podróży, choroba. Wśród dokumentów Braci Arwalskich (Ada Fratrum Arvaliwm) z lat 50 - 54 znajduje się świadectwo stwierdzające, że zanoszono modły w intencji Klaudiusza, oraz znany jest podobny dokument z r. 66 dotyczący Nerona.


POŚWIĘCENIE ŚWIĄTYŃ

Do uroczystości okolicznościowych zaliczyć także należy ludi organizowane z okazji poświęcenia świątyń; w ramach ich programu odbywały się również widowiska w teatrze; Wiadomo, że z okazji poświęcenia świątyni bogini Fibry w r. 240 (lub 238) p.n.e., bogini Iuventus, opiekunki młodości i młodzieży w r. 191 p.n.e. (Liwiusz XXXVI, 36, 7), w r. 179 p.n.e. z okazji poświęcenia świątyni Junony Królowej, luno Regina i Diany odbywały się przedstawienia w teatrze przez dwa lub trzy dni, a jeden dzień przeznaczano na wyścigi rydwanów w cyrku; W roku 173 p.n.e. w związku z poświęceniem świątyni patronki koni, Fortuna Ęque-stris, przeznaczono na ludi scaenici cztery dni i jeden dzień na ludi circenses.

Wspaniałe widowiska dla mieszkańców Rzymu urządził Pom-pejusz z okazji poświęcenia swojego teatru, wypełniając, program i przedstawieniami teatralnymi i wyścigami w cyrku i polowaniem w amfiteatrze.

Okazją do urządzania widowiska były także uroczystości pogrzebowe; dla uczczenia pamięci zmarłego ktoś z najbliższych krewnych urządzał widowiska; w początkach były to walki gladiatorów ", z czasem wprowadzono także przedstawienia w teatrze, co potwierdza Liwiusz (XLI 28, 11). Tytus Flamininus w r. 174 p.n.e. dla uczczenia pamięci ojca przeznaczył cztery dni na przedstawienia teatralne („ludis scaenicis ąuadriduum dedit") w r. 160 p.nte. po pogrzebie Lucjusza Emiliusza Paulusa, zwycięzcy spod Pydny, wystawiono komedię Terencjusza Bracia (Adelphoe).

. Wobec takich rozszerzeń programów, dodawania dni na widowiska jest rzeczą niemożliwą wyliczyć, ile dni w roku wypełniały święta, uroczystości i związane z nimi imprezy widowiskowe. Należy jeszcze dodać, że również wznawiano, powtarzano imprezy odbywające się w związku z Ludi Romani czy Ludi Plebei; nie wiadomo, czym motywowano owe powtórzenia — instaurationes, może była to forma dziękczynienia z jakiegoś powodu czy może wprowadzano je pod wpływem jakichś znaków wróżebnych — prodigia.

Załączona tabela (11) zawiera wykaz instaurationes w latach 216-179 p.n.e., dokonany na podstawie Liwiusza (księgi XXIII 7 XL).


W TEATRZE RZYMSKIM

Już milczcież! Bądźcie cicho! Zechciejcie uważać! Imperator histrioński — słuchać nakazuje!... Ten, co miejsca wyznacza, niech się tu nie kręci Przed nosem; niech do siedzeń teraz nie prowadzi, Kiedy aktor na scenie...!

(Plaut, Punljczyk, Prolog)

Charakter teatru, widowisk teatralnych rzymskich, był zupełnie inny niż w Grecji. Jakkolwiek przedstawienia w teatrze były często związane ze świętami, uroczystościami religijnymi, to jednak nie miały one charakteru religijnego, ani nastroju „misterium", nie były w ogóle związane z obrzędowością kultową.

Teatr rzymski — zarówno jako dramat i widowiska, jak i w pojęciu budowli teatralnej — nie był oryginalny, lecz działały tu wpływy bliskiej Etrurii, a potem odległej Grecji. Według Liwiusza w r. 364/3 p.n.e. dla odwrócenia od Rzymu nieszczęścia, jakim była szerząca się zaraza, sprowadzono z Etrurii tancerzy czy skoczków, aktorów zwanych histriones, którzy swoimi występami podczas specjalnie zorganizowanych widowisk mieli odwrócić gniew bogów. Jaki charakter miały te występy, Liwiusz nie mówi, jednak popisy aktorów, ich tańce i gra na aulosach, miały zrobić na słuchaczach wielkie wrażenie, ale znowu nie wiemy, czy działała tu sztuka aktorów czy nowość, w każdym razie te okolicznościowe występy usiłowano potem naśladować i utrwalić w mieście jakąś formą widowisk, co miało dać początek teatrowi — w sensie przedstawień teatralnych — w Rzymie i innych miastach italskich.

W początkach aktorzy, których rola ograniczała się do występów akrobatycznych, tanecznych i muzycznych, występowali na prowizorycznie wznoszonej platformie — estradzie, widzowie oglądali popisy stojąc dokoła. Pod koniec wieku II p.n.e. wyznaczono w pobliżu estrady honorowe miejsca dla senatorów, a zwyczaj ten utrzymał się, kiedy już wzniesiono gmach teatru. W r. 154 p.n.e. podjęto w Rzymie budowę teatru trwałego, kamiennego; w pewnym stopniu wzorem miał tu być teatr grecki, chociaż inaczej usytuowany, gdyż inne były niż w Grecji tereny. Senat jednak sprzeciwił się wprowadzeniu w teatrze miejsc siedzących i budowy w ogóle zaniechano. Czym kierował się senat, podejmując taką decyzję? Stanowisko senatu tłumaczy się szerzącym się wówczas w Rzymie antyhellenizrnem, prądem zwalczającym wpływy greckie we wszystkich dziedzinach; widzowie mieli więc, dla poszanowania tradycji lokalnych, oglądać przedstawienia stojąc. Dopiero w sto lat później Marek Skaurus podczas swojego edylatu zezwolił na wprowadzenie tej cudzoziemskiej innowacji. Wzniesiono wówczas teatr drewniany z miejscami siedzącymi dla 80 000 widzów. Wkrótce potem w r. 55 p.n.e., Pompejusz — urzeczony pięknem teatru greckiego w Mitylenie — rozpoczął budowę pierwszego w Rzymie teatru kamiennego, którą ukończono w r. 52 p.n.e. Poświęcenie tego teatru, z którego dumny był cały Rzym, odbyło się wielce uroczyście, a Pompejusz uczcił ten fakt organizując kilkudniowe widowiska — ludi dla mieszkańców stolicy. Dion Kassjusz tak tę uroczystość opisuje, dodając ciekawe szczegóły naświetlające stosunki panujące w Rzymie:

„W tych dniach Pompejusz poświęcił teatr, którym szczycimy się i teraz (tzn. II/III wiek n.e.). W teatrze tym zgotował rozrywkę polegającą na muzyce i zawodach gimnastycznych, a w cyrku urządził wyścigi konne i wielu różnorodnych zwierząt. Bo w ciągu pięciu dni wybito tam pięćset lwów i osiemnaście słoni walczyło przeciwko ciężkozbrojnym. Jedne z tych zwierząt zginęły od razu, inne padły niedługo potem. Bo wbrew życzeniu Pompejusza lud ulitował się nad niektórymi, kiedy zranione zaniechały walki, chodziły w koło z trąbami podniesionymi do nieba i żałośnie narzekały. W ten sposób przyczyniły się do pogłoski, że nie zrobiły tego z czystego przypadku, przeciwnie, powoływały się na przysięgi, którym zawierzyły przeprawiając się z Afryki: wzywały bóstwo, by ich pomściło. Podobno weszły na statki dopiero po otrzymaniu zaprzysiężonej rękojmi poganiaczy, że z całą pewnością nie doznają niczego złego. Nie wiem, czy to jest prawda czy też nie... Słyszałem też, że tego teatru nie zbudował Pompejusz, ale jakiś Demetriusz, jego wyzwoleniec, za pieniądze, które zdobył sobie podczas wypraw ze swym wodzem. Z tego powodu nazwał budynek imieniem swego pana, by Pompejusza nie narazić na obmowę, że jego wyzwoleniec zgromadził dostatecznie dużo pieniędzy na pokrycie tak wielkiego wydatku" (Historia rzymska XXXIX 38). Dzisiaj możemy tylko stwierdzić, że za życia Diona Kassjusza (ok. 155 - 235 r.) utrzymywała się taka wersja. Witruwiusz wspomina wiele teatrów drewnianych, lecz bez dokładniejszego ich opisu. Podaje natomiast zasady, według których należy budować teatry, żeby uzyskać dobrą akustykę, podkreśla przy tym, że inne zasady należy stosować przy budowie teatrów drewnianych, a inne przy budowlach z kamienia: „Powie ktoś może, że co roku budowano w Rzymie (oczywiście nie chodziło tylko o miasto Rzym — uw. L.W.) wiele teatrów bez uwzględnienia tych zasad, będzie jednak wtedy w błędzie, gdyż wszystkie teatry publiczne mają wiele drewnianych płaszczyzn, które muszą odbijać głos. Można to także zauważyć przy śpiewie kitaredów, którzy ilekroć chcą śpiewać donioślejszym głosem, zwracają się ku drzwiom sceny i dzięki temu uzyskują większy rezonans dla swojego głosu. Kiedy się jednak buduje teatry z materiałów trwałych, to jest z kamienia łamanego, ciosu lub marmuru, a więc z materiałów nie dających rezonansu, należy zastosować naczynia miedziane. Jeśli się natomiast ktoś spyta, w jakim teatrze je zastosowano, to nie możemy na to podać przykładu w Rzymie, jednakże znajdziemy przykład na terenie Italii i wielu miast greckich. Świadkiem jest również Lucjusz Mummiusz, który po zburzeniu teatru w Koryncie przywiózł do Rzymu owe naczynia i jako część łupu wojennego złożył je w ofierze w świątyni Luny. Wielu zdolnych architektów, którzy stawiali teatry w niewielkich miastach, osiągnęło bardzo dobre wyniki posługując się dla oszczędności jednakowo brzmiącymi beczkami z gliny i stawiając je według podanych obliczeń" (O architekturze V 5, 7 - 8).

Wiadomości przekazane przez Witruwiusza dają pewne pojęcie o metodach stosowanych w budownictwie antycznym dla uzyskania doskonałej akustyki, oraz stwierdzają istnienie wielu .teatrów w miastach italskich. Najstarszym teatrem rzymskim zbudowanym według tradycji lokalnych był Teatr Mały w Pompejach, wzniesiony ok. 80 r. p.n.e., który mógł pomieścić 25 000 widzów. Teatr ten swą formą architektoniczną nie przypominał teatrów greckich. Była to bowiem czworokątna budowla kryta dachem, niewątpliwie więc wzorem dla niej była pierwotna czworobocz-na drewniana platforma — estrada. Kamienne mury o równej wysokości umożliwiły pokrycie całego teatru stropem: było to nowością, która stanowiła charakterystyczną cechę teatru rzymskiego, w porównaniu z wszelkimi typami odkrytego teatru greckiego.

Widownia — cavea, w teatrze rzymskim, któremu zbędna była orchestra dla chóru, miała kształt półkola wpisanego w czworobok budowli. Powstały więc w narożnikach murów puste przestrzenie o kształcie trójkątów, w które wbudowano klatki schodowe, do których prowadziły szerokie bramy wejściowe w murach zewnętrznych. Były też, podobnie jak w amfiteatrach, kryte przejścia — vomitoria, które wiązały architektonicznie scenę i widownię w jedną całość. Przejścia te były połączone wejściami ze schodami i były tak dobrze rozplanowane, że tysiące widzów mogło szybko opuścić teatr, unikając czekania i tłoku. Część dawnej greckiej orchestry wypełniły miejsca dla^ widzów (był to w pewnym stopniu odpowiednik dzisiejszego „parteru"), a dzięki temu, że przestrzeń ta sięgała najdalej do średnicy koła została wydłużona scena; frontalna ściana sceny była ozdabiana malowidłami, które przedzielały drzwi. Szczególnie bogato było zdobione hyposkenion (płaskorzeźbami, kolumienkami, wgłębieniami).

Zmiany, jakie wprowadzono w gmachu teatru rzymskiego, tłumaczą się względami technicznymi i warunkami lokalnymi. Teatry rzymskie, w przeciwieństwie do greckich, były budowane na terenach płaskich, a więc widownia musiała mieć inną konstrukcję. Orchestra okazała się zbędną, gdyż chór, tancerze, muzykanci występowali wraz z aktorami na scenie, tzw. pulpitum (odpowiednik greckiego proskenionu). Pokrycie budowli dachem mogło mieć swój wzór w pierwotnej formie teatru-estrady, o czym była już mowa, ale miało także na celu osłonięcie widzów przed promieniami słońca, a przede wszystkim zabezpieczenie wnętrza przed szkodliwym działaniem warunków atmosferycznych, a wnętrze to miało bardzo cenny wystrój — malowidła, marmury, rzeźby. Nowością, w teatrze rzymskim było także wprowadzenie nieznanej Grekom kurtyny — auleum, której konstrukcja była odmienna od dzisiejszej: nie podciągano bowiem kurtyny w górę, ani też nie rozsuwano jej, lecz opuszczano z góry na dół, gdzie kryła się w odpowiednio 'przystosowanym otworze. Słyszymy jeszcze o innym rodzaju kurtyny — siparium; była to prawdopodobnie kurtyna rozsuwana. Innowacją było także urządzenie fontanny dla ochłody widzów; wodę spływającą odprowadzano kanałem przeprowadzonym równolegle do pulpitum między sceną a widownią. O ile w greckim teatrze pierwszym honorowym miejscem,"które zajmował kapłan Dionizosa, było ozdobne krzesło przy orchesfrze, to w teatrze w Rzymie w okresie cesarstwa dobudowano nad sceną od lewej strony widowni tribunal — rodzaj loży dla cesarza, jego rodziny i wyróżnionych gości.

W Rzymie obok wspomnianego już teatru Pompejusza z 52 r. p.n.e. były jeszcze dwa wielkie teatry: teatr Balbusa z czasów Oktawiana Augusta, zachowany, podobnie jak teatr Pompejusza, fragmentarycznie, i teatr Marcellusa; budowę tego teatru rozpoczął Juliusz Cezar, a ukończył Oktawian w latach 14-11 p.n.e., i nadał budowli imię swego przedwcześnie zmarłego, a rokującego wielkie nadzieje, siostrzeńca, Marcellusa. Teatr ten padał kilkakrotnie ofiarą pożarów, które często nękały mieszkańców stolicy; odbudowywany służył jako miejsce widowisk do IV wieku. W czasach późniejszych wykorzystywano mury budowli jako „kamieniołom": w r. 365 użyto kamieni z murów teatru Marcellusa do budowy Mostu Cestiusza na Tybrze, a w wieku XVI bloki tej zabytkowej budowli znalazły zastosowanie przy budowie jednego z najwspanialszych pałaców renesansowych Rzymu — Palazzo Farnese. Najlepiej zachował się teatr rzymski w Orange (dawne: Arausio) w południowej Francji.

W teatrze rzymskim utrzymała się także konwencja dekoracji frontowej ściany z zachowaniem trojga drzwi, a informacje Wi-truwiusza nie zawsze są miarodajne, gdyż oparte są jeszcze wyraźnie na zasadach greckich, gdy mówi o tragedii, komedii i o dramacie satyrowym. „Scenę samą trzeba w ten sposób urządzić, żeby brama środkowa miała dekoracje odpowiednie dla pałacu królewskiego, a drzwi po prawej i lewej stronie — dla pomieszczeń gościnnych. Obok powinny być miejsca przeznaczone na dekoracje; miejsca te nazywają Grecy periaktoi, gdyż znajdują się tam obracające się trójkątne machiny przedstawiająca różne rodzaje dekoracji. W razie zmiany sceny w sztuce albo w chwili pojawienia się bogów owe graniastosłupy powinny się wśród nagłych grzmotów obrócić i ukazać inną dekorację. Obok tych graniasto-słupów znajdują się nieco naprzód wysunięte dojścia na scenę, jedno od strony forum, drugie dla przybywających z dalszych stron (chodzi oczywiście o osoby dramatu — uw. L.W.). Trzy są rodzaje dekoracji scenicznych: jeden tragediowy, drugi komediowy, trzeci satyryczny. Różnią się one między sobą. Tragediowe przedstawiają kolumny, tympanony, posągi i rzeczy mające związek z życiem władców; komediowe — budynki prywatne, balkony i widoki z okien namalowane na wzór zwykłych domów mieszkalnych. Dekoracje używane w dramatach satyrowych przedstawiają drzewa, groty, góry i inne elementy wiejskie ukształtowane w krajobraz" (V 6, 8 - 9).

Ponadto Witruwiusz dekoracjom scenicznym stawia takie same warunki jakie w ogóle malarstwu. Jest on wyraźnym zwolennikiem harmonii i realistycznego malarstwa, uważając, że nie można przedstawiać tego, czego nie ma w przyrodzie. „Sądy zaś ludzkie pod wpływem złego smaku (malarzy) nie umieją już ocenić rzeczy dobrych i pełnych wartości. Nie powinno się uważać za dobre obrazów niepodobnych do rzeczywistości, choćby nawet były artystycznie wykonane, i nie powinno się ich od razu oceniać, jeśli nie znajdują uzasadnienia w pewnych prawach i jeśli się sprzeciwiają dobremu smakowi". Jako przykład „złego smaku" daje teatr w Tralles: „Kiedy Apaturiusz z Alabandy wykonał dla małego teatru w Tralles, zwanego tam ekklesiasterion \ wyszukane dekoracje teatralne i przedstawił w nich zarówno kolumny, jak i posągi, centaurów dźwigających architrawy, rotundy o kopulastych dachach, występujące narożniki frontonów, gzymsy ozdobione głowami lwów, których paszcze miały odprowadzać wodę z dachów, a ponad tym wszystkim namalował jeszcze drugą kondygnację z rotundami, przedsionkami, połowami frontonów i różnymi innymi ozdobami dachu, wszystko to niezwykłym widokiem oczarowało patrzących. Gotowi byli pochwalić dzieło, gdyby nie byi wystąpił matematyk — Licyniusz i tak nie powiedział: „Mieszkańcy Alabandy uchodzą za ludzi w życiu publicznym uzdolnionych, lecz z powodu niewielkiej wady — mianowicie braku smaku, uważani są za niemądrych, albowiem w ich gimnazjonie wszystkie posągi przedstawiają mówców, na forum zaś stoją posągi dyskobolów, biegaczy i bawiących się piłką. Tak niestosowne do charakteru miejsca rozmieszczenie posągów sprawiło, że miasto uznano za pozbawione smaku. Uważajmy więc, ażeby dekoracja sceny wykonana przez Apaturiusza nie zrobiła z nas Alabandej-czyków albo Abderytów. Któż z was bowiem mógłby mieć domy, kolumny albo frontony na dachach z dachówek? Wszystko to można ustawić na stropach, ale nie na dachach z dachówek. Apaturiusz nie miał odwagi się sprzeciwić, zabrał więc dekoracje, zmienił je i poprawił dostosowując do rzeczywistości" (VII 5, 5 - 7).

Obok teatrów wznoszonych według wzorów greckich były też teatry zbudowane według tradycji miejscowych, italskich. Najstarszym takim teatrem był wspomniany już wyżej Teatr Mały w Pompejach, zbudowany ok. r. 80 p.n.e., ale i ten teatr zwany Małym mógł pomieścić 15 000 widzów. Od formy greckiej odbiegał całkowicie, gdyż była to budowla czworokątna.

Obok teatru o formie typowej greckiej i teatru rzymskiego, w którym zostały wprowadzone pewne zmiany, powstał typ tzw teatru grecko-rzymskiego, w którym połączono pewne cechy teatru hellenistycznego i rzymskiego. Teatr grecko-rzymski reprezentują m.in. budynki teatralne w Efezie, Magnezji, Tralles. W teatrze tego typu widownia zachowała formę grecką, tzn. zachodziła poza średnicę orchestry, ale powierzchnia orchestry zmniejszyła się znacznie przez wysunięcie ku przodowi, to znaczy przesunięcie jej ku widzom. Rozbudowano także znacznie fasadę skene, podwyższono ją poprzez wprowadzenie licznych kolumn i ozdób architektonicznych do wysokości trzech pięter. Zerwano także z konwencją trojga drzwi, wprowadzając pięć wejść, a nawet, jak w teatrze efeskim, siedem. Zachowano jednak dawną proporcję, pozostawiając drzwi centralne jako największe. Taką formę architektoniczną miał zapewne ów teatr skrytykowany przez matematyka Licyniusza.

Witruwiusz zdaje sobie sprawę, że wskazówki jego nie mogą być ściśle przestrzegane i pozostawia architektom swobodę w zastosowaniu proporcji i układzie całości zależnie od warunków tere-• nowych.

„Nie we wszystkich teatrach podane przeze mnie proporcje dadzą się zastosować zgodnie z obliczeniami... Architekt musi rozważyć,, w jakich wypadkach powinien stosować zasady proporcji, a kiedy je zmieniać uwzględniając warunki lokalne lub rozmiary budowli... Trzeba jeszcze z wielką uwagą wybrać miejsce, gdzieby się głos łagodnie zatrzymywał, unikając takiego, gdzie odbity nie docierałby do uszu wyraźnie. Istnieją bowiem takie miejsca, które już same z siebie łamią fale głosu...

Za sceną należy wznieść portyki, aby w razie przerwania widowiska wskutek nagłego deszczu lud z teatru miał gdzie się schronić i by chóry miały dość miejsca do potrzebnych przygotowań. Taki jest portyk teatru Pompęjusza...

Przestrzeń zawartą pomiędzy portykami i nie pokrytą dachem należy przyozdobić zielenią, gdyż przechadzki na wolnym powietrzu są bardzo zdrowe, nade wszystko dla oczu, ponieważ powietrze rozrzedzone dzięki zieleni... zaostrza wzrok..., wpływa na bystrość wzroku i wyrazistość obrazu" (Witruwiusz, O architekturze V 6 – 9).


AKTORZY 1 PUBLICZNOŚĆ

Sokrates: — Wiesz ty, że ten widz, to ostatnie z ogniw, o których ci mówiłem, że pod działaniem kamienia heraklejskiego jeden od drugiego nabiera siły. Pośrednie ogniwo — to ty, śpiewak i aktor, a pierwsze — sam poeta.

(Platon, łon' VI)

Słowa filozofa greckiego; możemy je jednak śmiało przenieść na teren rzymski, i nie tylko rzymski, ale całego świata: nic się tu nie zmieniło — aktor pozostaje ogniwem, ważnym ogniwem pomiędzy poetą, autorem dramatu a widzami: jego zadaniem jest przekazanie publiczności tego, co powiedział i chciał wyrazić poeta: sztuka odczytania poety! Zadanie to niełatwe, takim było i pozostało takim. Może szczęśliwym rozwiązaniem problemu było powierzanie w Atenach głównej roli samemu poecie — autorowi, tak że on był jedynym ogniwem między sceną a widownią. Ponadto aktor starożytny, a zwłaszcza reżyser, miał ułatwione zadanie, ponieważ o dekoracjach, kostiumach, w ogóle o realiach decydowała konwencja, i była tak silna, że kiedy w Rzymie zaczęto wprowadzać przesadne dekoracje, akcesoria, żeby zadowolić gusta publiczności i tym ją przyciągnąć, ludziom o wyrobionym smaku artystycznym nowości te nie odpowiadały.

Zadaniem aktora było więc umiejętne i właściwe oddanie charakteru i przeżyć bohatera. Ale tutaj nasunąć się może pytanie, jak radzili sobie z takim zadaniem aktorzy w Rzymie, którzy rekrutowali się z zupełnie innej grupy społecznej aniżeli w Grecji czasów klasycznych. W Rzymie nie mógł na scenie występować obywatel wolny; zawód aktora — był zawodem płatnym, pracą, za którą otrzymywało się wynagrodzenie; a uprawianie zawodu płatnego poniżało w pojęciu Rzymian godność obywatela. Natomiast, jeżeli za „wynajęcie" niewolników przedsiębiorcy teatralnemu otrzymywał obywatel wynagrodzenie — niekiedy wysokie — to już jego godności ujmy nie przynosiło. Wyjątek stanowiła farsa Atellana, w której mogli brać udział młodzi Rzymianie, jednak obowiązywało ich używanie masek, nawet w tych czasach, kiedy jeszcze scena rzymska masek nie znała. Obywatel, który ośmieliłby się wystąpić na scenie — obojętne w jakim dramacie — w tragedii czy komedii czy w mimie, tracił prawo, a w pojęciu Rzymian przywilej, odbywania służby wojskowej, zostawał wykluczony z tribus rzymskiej, a to wszystko łączyło się z utratą praw obywatelskich. Z biegiem czasu stosunek społeczeństwa do aktorów uległ zmianie; wielu z aktorów, ^którzy otrzymywali wysokie honoraria, otrzymało wolność i jako wyzwoleńcy mieli już większą swobodę, a jako ludzie wykształceni byli dopuszczani do kontaktów towarzyskich z obywatelami rzymskimi, jak np. w czasach Cycerona jeden z największych aktorów sceny rzymskiej — Ros-cjusz. Natomiast nie zmienił się stosunek do aktorów czy aktorek mimów, których uważano za aktorów niższej klasy. Cyceron, który był w dobrych stosunkach z Roscjuszem, tłumaczy się i usprawiedliwia w jednym z listów, ze znalazł się u kogoś w towarzystwie aktorki mimów, zresztą bardzo znanej w Rzymie wyzwole-nicy Cyteris (potem — jako wyzwolenicy Wolumniusza — Wolum-ni, opiewanej przez poetę Korneliusza Gallusa pod imieniem Liko-ns); Cyceron zapewnia adresata, że nie wiedział, że nie przypuszczał nawet, „że ona tam będzie". List ten jest zresztą drobnym przyczynkiem do charakterystyki Cycerona, który zawsze liczył się w swoim postępowaniu z opinią innych („co inni powiedzą"). Jak poważnie obywatel rzymski traktował zakaz występowania na scenie i jak odczuwał różnicę między obywatelem a aktorem — nawet wyzwoleńcem — świadczy sprawa ekwity Laberiusza, którego Cezar zmusił do wystąpienia na scenie, kiedy niejaki Publi-liusz Syrus (tzn. z Syrii, a więc wyzwoleniec, nie wolny obywatel rzymski) autor mimów, w których sam występował jako aktor, wyzwał poetów rzymskich uprawiających ten gatunek dramatu, ażeby się z nim na scenie zmierzyli. Laberiusz, poeta mimów, szanowany ekwita, człowiek sześćdziesięcioletni, ciężko przeżył to, iz musiał ulec woli Cezara; wiedząc, że wystąpieniem na scenie traci swoją jprzynależność do stanu ekwitów, ośmielił się przed właściwą rolą przedstawić publiczności w wierszu przez siebie ułożonym sytuację, w jakiej się znalazł; on, będąc w podeszłym wieku musiał ulec woli Cezara:

Dwie trzydziestki przeżywszy — bez skazy — Jako ekwita wyszedłem z domowej siedziby — Mimem w dom mój powrócę... to też bez pochyby O dzień dzisiejszy za długo trwało moje życie.

Cezar przyznał zwycięstwo przeciwnikowi Laberiusza, owemu Pu-bliuszowi Syrusowi, jednak po występie ofiarowując Laberiuszowi złoty pierścień utrzymał go w stanie ekwitów.

Ponieważ przedstawienia teatralne nie były związane z uroczystościami religijnymi jak w Grecji epoki klasycznej, inna musiała być organizacja teatru. Istniały trupy aktorskie, tak jak w Grecji epoki hellenistycznej. Na czele trupy — grex, caterva, stał dyrektor, kierownik — dominus gregis, nazwany przez Plauta żartobliwie — wodzem aktorów — imperator historicus (histrio — aktor, wyraz pochodzenia etruskiego). Kierownik trupy miał dochody z widowisk i tymi zasobami pieniężnymi obracał, a w czasach cesarstwa otrzymywał także wynagrodzenie z kasy państwowej. Kierownik trupy sam dobierał aktorów, wynagradzał ich, wymierzał kary, a ponieważ zespół składał się z niewolników, karą tą mogła być chłosta.

Kierownik musiał dbać o odpowiedni dobór ludzi i przygotowanie do sztuki aktorskiej. Szkół aktorskich nie było, więc ażeby opanować dykcję, zasady poprawnej wymowy, kształcili się kandydaci na aktorów u retorów; w samym rzemiośle aktorskim zaprawiali się u mistrzów sceny tej miary co Roscjusz czy Stati-liusz.

Jakkolwiek gmachy teatrów antycznych miały doskonałą akustykę, jednak pierwszym warunkiem, jaki stawiano kandydatowi, był silny głos, którego wzmocnienie osiągano przez różne, trudne nawet ćwiczenia, wykonywane w pozycji siedzącej i leżącej; obowiązywał aktorów higieniczny tryb życia, stosowanie odpowiedniej diety, i przestrzeganie wskazówek nauczyciela śpiewu (pho-nascus); niektórzy z tych opiekunów doprowadzali dietę nawet do wegeterianizmu. Poza tym zalecano aktorom: masaże — unctio, spacery — ambulatio, dbanie o zdrowy żołądek — facilis ciborum digestio, wstrzemięźliwość w stosunkach z kobietami — veneris abstinentia; wątpić należy, czy aktorzy czasów cesarstwa, nawet ci najwybitniejsi, zasad tych przestrzegali...

Nie mniej ważne było dla aktora opanowanie mimiki — sztuki tej uczyli się również u retorów, oraz charakteryzacja, gdyż do czasów Roscjusza aktorzy w Rzymie nie używali masek., Dopiero w wieku I p.n.e. do komedii maski miał wprowadzić Cincius Fali-skus, a do tragedii Minucius Protynnus; była jednak i taka wersja, która utrzymuje się, że maski wprowadził Roscjusz, ażeby ukryć swą wadę wzroku, jaką był zez.

Może nasunąć się pytanie, jak niewolnicy różnego pochodzenia (z Grecji, Syrii) radzili sobie na scenie rzymskiej. Nie należy zapominać, że wśród niewolników było wielu ludzi wykształconych, którzy szybko opanowywali język łaciński, i w różnych dziedzinach byli pomocni swoim panom: jako bibliotekarze, sekretarze, lektorzy. Należy także pamiętać, że wyzwolonemu Grekowi, Li-wiuszowi Andronikusowi zawdzięczali Rzymianie początki swej literatury, ściśle mówiąc poezji, w jej trzech głównych gałęziach: epice, dramacie i liryce.

W czasach cesarstwa stosunek władz do aktorów zmieniał się w zależności od poglądów czy dziwactw cesarzy, a w życiu prywatnym, towarzyskim, aktorzy czuli się coraz bardziej swobodnie, ciesząc się zwłaszcza względami pań rzymskich.

'• Oktawian August zniósł karę chłosty, poprzednio stosowaną wobec aktorów, jednak sam różnie ich traktował. „Stefaniona, aktora występującego w komediach narodowych rzymskich (tzw. fa-bulae togatae), wysmagać kazał rózgami za to, że wedle doniesień, używał Stefanion do usługi przy stole niewiasty, przebranej po męsku, z krótko obciętymi włosami, jak pacholę. Hylasowi, aktorowi pantomimy, pod wpływem skargi pretora kazał wymierzyć chłostę w jego atrium w obecności wszystkich domowników. Py-ladesa skazał na wygnanie z Rzymu i z całej Italii, ponieważ wskazał palcem widza, który go wygwizdywał" (Swetoniusz, Boski August 45).

Za Tyberiusza wytworzyła się w Rzymie nowa sytuacja, której następstwem było usunięcie aktorów z Rzymu. Otóż od najdawniejszych czasów istniały w Rzymie grupy klakierów, opłacanych przez właścicieli, kierowników trup aktorskich. Świadczą o tym już wzmianki w komediach Plauta. Z czasem przedsiębiorcy teatralni rozszerzyli sieć agentów i klakierów, tak że powstały konkurencyjne grupy klakierów, którzy prowadzili propagandę na rzecz trupy, przez którą byli opłacani, i nie tylko oklaskami czy okrzykami wspierali należących do niej aktorów, lecz także swoim zachowaniem podczas przedstawienia konkurencyjnego zespołu przerywali widowiska i doprowadzali do awantur. „Gdy w teatrze podczas awantury doszło do zabójstwa, przywódców przeciwnych zespołów, praż aktorów, z powodu których doszło do awantury, Tyberiusz skazał na wygnanie i żadne prośby nie skłoniły go do ich odwołania" (Swetoniusz, Boski Tyberiusz 37). W senacie wystąpiono z wnioskiem o przywrócenie prawa "chłosty w stosunku do aktorów, by w ten sposób zapobiec konfliktom, jednak Tyberiusz okazał się lojalny wobec zarządzenia swojego poprzednika. Cieszyli się aktorzy względami Kaliguli, chociaż i on miał na sumieniu śmierć aktora Apellesa, który miał odwagę nie przyznać cesarzowi wyższości nad Jowiszem. Względami Klaudiusza cieszyli się wybitni aktorzy Mnester i Narcyz, chociaż, jak same nazwiska wskazują, nie byli to Rzymianie. Długo^ utrzymywał się zakaz występowania na scenie młodzieży ze stanu rycerskiego i senatorskiego, jednak z czasem i ta ustawa przestała działać, do czego doprowadzali cesarze swoim postępowaniem. Tak np. Neron, który sam chętnie popisywał się swoimi występami przed publicznością (co uważano za poniżenie godności cesarza), usiłował wciągać do widowisk młodzież ze znanych rodzin; „Sądząc, jak pisze Tacyt, że własną hańbę złagodzi, jeżeli podobnie splugawi wielu ludzi, wprowadził na scenę młodzież ze szlachetnych rodzin, która dawała się przekupić, będąc w trudnych warunkach materialnych". Tacyt nie chce nawet przytoczyć nazwisk tych młodocianych aktorów ze względu na pamięć ich przodków. Podobnie darami nakłaniał Neron niektórych ekwitów do występów na arenie cyrkowej, „chociaż" — broni ich Tacyt — „zapłata od tego, który może rozkazać, pociąga za sobą gwałt przymusu... Żeby się jednak nie poniżać występami w teatrze publicznym" — pisze dalej Tacyt — „ustanowił igrzyska pod nazwą „młodzieżowych", do których zewsząd zaczęto się zgłaszać. Ani szlachetne pochodzenie, ani wiek, ani wzgląd na piastowane poprzednio urzędy nie były dla nikogo hamulcem w wykonywaniu zawodu greckiego czy łacińskiego aktora — aż do niemęskich gestów i melodii. Co więcej — dostojne kobiety uczyły się nieprzyzwoitych ról" (Roczniki XIV 15). Nie można tu mówić o jakichś zasadniczych zmianach, o postępie, o nowej formie teatru, gdyż były to jedynie przejawy dziwactwa jednego z cesarzy, które raziły i gorszyły społeczeństwo. Zresztą ten sam Neron tak bardzo „oddany sztuce", który darzył takimi względami mistrzów sceny, skazał na śmierć popularnego aktora Parysa, bo widział w nim swego rywala na deskach scenicznych... I znowu usunięto aktorów z Rzymu za Domicjana, gdyż cesarz ten był przeciwnikiem publicznych występów, a pozwalał tylko na organizowanie widowisk w domach prywatnych. A że w domach prywatnych, czy w willach, w posiadłościach wiejskich utrzymywano aktorów, świadczy list Pliniusza Młodszego (VII 24). Pisząc o śmierci niejakiej Ummidii Kwadratilli, która zmarła mając blisko lat osiemdziesiąt, wspomina o jej zainteresowaniach. Lubiła grę w kamyczki (calculi — szachy?, warcaby?) a ponadto, miała u siebie w domu aktorów-pantomimów, popierała ich, wydając na nich więcej pieniędzy niż wypadało kobiecie tego stanu. Dla rozrywki czy odpoczynku oglądała ich występy. Nie dopuszczała jednak do oglądania tych popisów swojego już dorosłego wnuka, natomiast byli dopuszczani znajomi pani domu, i ci, czy to istotnie zadowoleni z widowiska, czy też chcąc zrobić przyjemność pani domu podziwiali i oklaskiwali jej aktorów. W testamencie przekazała też pewne sumy dla swoich pantomimów, oczywiście — niewolników. Jeżeli nawet Kwadratilla zmarła w czasach Trajana, to zorganizowała swoją „trupę" właśnie w czasach jego poprzednika — Domicjana.

Kiedy wyzwoleńcy zyskiwali coraz większe wpływy w Rzymie, nabierała także znaczenia pozycja aktorów: Witeliusz powierzał aktorom wyższe stanowiska państwowe, podobnie popierali przedstawicieli tego zawodu cesarze Otho, Karakalla, Trajan, Hadrian. Owe wyższe stanowiska państwowe w owych czasach ograniczały się właściwie do tytułów, słabo były związane z działalnością państwową. Na uwagę zasługuje jednak posunięcie Aleksandra Sewera (r. 222 - 235), który zabezpieczył starość zasłużonym aktorom, wyznaczając im stałe zasiłki, czyli po prostu emeryturę ze skarbu państwa. Jest-to jeden z nielicznych przykładów zorganizowanej w starożytności pomocy społecznej.

Zdarzało się także, że cesarz wyznaczał jednorazową premię — nagrodę aktorowi. Wespazjan podczas igrzysk zorganizowanych z okazji odnowienia teatru Marcellusa... „dał aktorowi tragicznemu Apellarisowi czterysta tysięcy sesterców, kitaredom Terpnosowi i Diodorowi po dwieście tysięcy, a niektórym aktorom po sto tysięcy sesterców; najmniejsza nagroda wynosiła czterdzieści tysięcy; ponadto wyznaczył dla aktorów mnóstwo złotych wieńców" (Swetoniusz, Wespazjan 19). Natomiast cesarz Galba, znany z chciwości i skąpstwa, auliście chóru, Kanusowi, który cieszył się wielkim uznaniem, dał — pięć denarów(!), które sam wyszperał ze swej prywatnej szkatuły (Swetoniusz, Galba 12).

Należy poświęcić nieco uwagi autorom, aktorom i aktorkom mimów, które pojawiły się w Rzymie pod koniec wieku III p.n.e., a trafiły najprawdopodobniej nie wprost z Grecji, lecz z południowej Italii, gdyż w Tarencie działał autor hilarotragedii, Rin-ton. Mim utrzymał się na scenie rzymskiej jak długo trwało państwo rzymskie. Formę literacką scenkom mimu nadał wspomniany już Decimus Laberiusz (wiek I p.n.e.), oraz przyczynił się także do rozwoju tego gatunku literackiego współczesny mu wyzwoleniec i jego rywal, Publilius Syrus. Mim odtwarzający scenki z życia pozwalał sobie często na aluzje polityczne. Śmiały był w swoich atakach Laberiusz, liczono się z nim i obawiano się go. Nawet Cyceron pisze, może żartując, do znanego prawnika Tre-bacjusza, który długo pozostawał w Galii przy boku Cezara kierowany chęcią zrobienia kariery, że, jeżeli Trebacjusz dłużej pozostanie w Galii, nie będąc tam użyteczny, to Laberiusz może wprowadzić na scenę ośmieszoną postać prawnika — „prawnika-cudaka". Oktawian edyktem zabronił wprowadzania w mimach aluzji politycznych, lecz poeta musiał być bardzo ostrożny gdyż publiczność doszukiwała się nieraz aluzji w słowach, które tej aluzji nie zawierały. Atakowali także mimowie osoby prywatne, wymieniając je nawet z nazwiska, co pociągało niekiedy za sobą procesy sądowe. Z traktatu Ad Herennium dowiadujemy się, że poeta tragiczny Akcjusz i satyryk Lucyliusz wystąpili z oskarżeniem przeciwko mimom: Akcjuszowi dano satysfakcję, Lucyliuszo-wi nie pomogła nawet jego przyjaźń ze Scypionem Afrykańskim.

W czasach cesarstwa mim zajął główne miejsce wśród widowisk, wypierając nawet ze sceny poważniejszą twórczość dramatyczną. Tekst literacki nie odgrywał w mimach dominującej roli; poeci pisali rodzaj libretta, często na zamówienie mimów-aktorów, a aktorzy mieli swobodę w uzupełnianiu tekstu, w ujęciu, w aktu-. alizowaniu — a nawet w improwizowaniu. Wielką rolę odgrywał w mimie gest i taniec. Podkładem tematów były często mity, ale wprowadzano tematykę i motywy inne, znane już dobrze z komedii a ułatwiające wprowadzenie aluzji aktualnych; mogła być więc intryga, przygoda miłosna, prymitywne scenki i konflikty spotykane w życiu codziennym, zdrada małżeńska ii. Według Tertu-liana można było zobaczyć w mimach na scenie Heraklesa — żarłoka, Anubisa — oskarżonego o cudzołóstwo, Lunę — księżyc w.prze-braniu męskim (księżyc — w języku greckim — selene i w łacińskim — luna jest rodzaju żeńskiego, występuje więc jako kobieta); Dianę — karaną chłostą. Mimowie, tzn. aktorki i aktorzy mimów występowali bez masek.

Wprowadzanie aluzji osobistych czy politycznych było niebezpieczne zarówno dla autora mimu, mimografa, jak i dla mi-ma-aktora odtwarzającego rolę. Tak np. cesarz Domicjan skazał na śmierć mimografa Helwidiusza Priskusa, ponieważ w jego mimie dopatrzył się aluzji do swego rozwodu z żoną (Swetoniusz, Domicjan 10). Cesarz Kommodus atakowany przez mimów skazał ich na wygnanie. Jednak byli władcy, którzy mieli poczucie humoru i pozwalali na żarty i wycieczki osobiste: takim był Marek Aureliusz, z którego pozwalał sobie żartować mimograf Marullus. Julius Kapitolinus wspomina, że jakiś obywatel nazwiskiem Ter-tullus był posądzony o romans z żoną cesarza. W,mimie aktor pyta niewolnika o imię kochanka swej żony, na co ten odpowiada: Tullus, Tullus, Tullus; zapytany powtórnie odpowiada: przecież

powiedziałem trzy razy Tullus. Jest tu gra słów wyraźna w języku łacińskim: trzy razy — ter; niewolnik powiedział więc: ter-Tullus. Mimy atakowały również zmiany i nowinki polityczne czy religijne, między innymi i chrześcijaństwo; bronił ich w wieku V Choirikios, twierdząc, że główną wartością mimu jest swoboda wypowiadania się.

Należy jeszcze wspomnieć o pantomimach — obrazach scenicznych, których treść była wyrażana gestami i tańcem — bez słów. Pantomimy przyjęły się w Rzymie za Oktawiana Augusta, a wprowadzić je mieli Pylades z Cylicji i Batyllus z Aleksandrii, późniejsi wyzwoleńcy Augusta. Pantomimy mogły być o tematyce tragicznej i komicznej. Aktorzy, w odróżnieniu od mimów, występowali w maskach, które miały usta zamknięte (inaczej niż maski aktorów greckich). Tematy dla pantomimów czerpano z mitologii, z tragedii greckiej, a scenariusze pisali na zamówienie ludzie pióra, nawet poeci tej miary co Lukan i Stacjusz, traktując to jako pracę zarobkową. W czasach Oktawiana Augusta wyróżniali się jako aktorzy pantomimu Pylades i uczeń jego Hylas, w czasach Nerona cieszył się powodzeniem Parys, za Domicjana — Latinus.

W teatrach w Rzymie mogli bywać wszyscy, bez ograniczeń. Kobiety mogły oglądać zarówno tragedie jak i komedie, mieli prawo przychodzić niewolnicy, pojawiały się niewolnice z małymi dziećmi, prawdopodobnie pozostawionymi pod ich opieką. Żywe obrazki z teatru zawdzięczamy komediom Plauta, który niekiedy w prologach daje realistyczne scenki rozgrywające się na widowni; najobszerniejszy wstęp tego rodzaju jest w komedii pt. Punij-czyk (Poenulus); jest tutaj i woźny, nazwany heroldem, który ma pilnować porządku, są i woźni, którzy wprowadzają na miejsca, jest i służba porządkowa: liktor i rózgi.

Publiczność rzymska reagowała głośno podobnie jak grecka — lecz nie tyle na grę aktorów ile na fakty, które ściągały jej uwagę, nie tylko na scenie, ale i na widowni; np. pojawienie się jakiejś znanej, cieszącej się popularnością osobistości, witano entuzjastycznie: tak witano poetę Wergiliusza, tak witano Mecenasa, kiedy po długiej chorobie pojawił się po raz pierwszy w teatrze. Był zwyczaj, czy to miejscowy czy przyjęty z Grecji, posilania się podczas widowisk. Uważano to jednak za nietakt i Swetoniusz opowiada, że August zwrócił za pośrednictwem woźnego uwagę jakiemuś widzowi, który jadł na widowni, dodając, że on sam, kiedy chce pić, idzie do domu; widz miał na to odpowiedzieć, że jeżeli August wyjdzie z teatru, to miejsca mu nikt nie zajmie.

Publiczność wychwytywała zamierzone, a czasem niezamierzone, aluzje polityczne i żywo na nie reagowała. Kiedy Cyceron był na wygnaniu, w Rzymie wystawiono tragedię Akcjusza Eurysaces, w której bohater robi wyrzuty obywatelom, że dopuścili do jego wygnania. Publiczność odczytała to jako aluzję do wygnania Cyce-rona i głośno wyrażała swoją sympatię dla wielkiego mówcy. Kiedy znów po śmierci Cezara nastroje społeczeństwa były chwiejne, nie wiedziano, czy opłakiwać dyktatora, czy dać się porwać hasłom rewolucyjnym, Brutus, jeden z zabójców Cezara, postarał się, ażeby wystawiono w teatrze tragedię Akcjusza Tereus, ażeby pokazać, jakie korzyści przynosi obywatelom strącenie z tronu tyrana. Przedstawienie zakończyło się owacją dla Brutusa i spis-kowców-republikanów. Rola teatru w Rzymie pod koniec rzeczpospolitej była ważna nie tylko jako element życia kulturalnego, ale scena stała się narzędziem politycznym, a teatr, ten „barometr nastrojów" był wyrazem tarć i sprzeczności politycznych.


W AMFITEATRZE

MUNERA — WALKI GLADIATORÓW

Walki gladiatorów kojarzą się ze wspaniałymi budowlami amfiteatrów. Jednak zanim zaczęto wznosić przystosowane do tego rodzaju widowisk budowle, walki gladiatorów miały już swoją długą, dawną tradycję. Nazwa pierwszych gladiatorów — bustua-rii — wskazuje, że miały one jakiś związek z obrzędami pogrzebowymi (bustum — stos, na którym palono ciała zmarłych; grób). Rzymianie przyjęli walki gladiatorów najprawdopodobniej z Etrurii (według innych z Kampanii), gdzie miały również charakter religijno-obrzędowy. Początki tych walk różnie naświetlano, jednak jako najbardziej prawdopodobne przyjmuje się wyjaśnienie Festusa: według niego istniał pierwotnie zwyczaj zabijania na grobach zasłużonych żołnierzy ludzi skazanych na śmierć — rodzaj krwawej ofiary; z czasem zerwano z tym okrutnym obrzędem i zastąpiono go walką ludzi przy grobie zmarłego czy zmarłych albo odbywały się te walki w ramach uroczystości pogrzebowych. W innych wypadkach krwawe ofiary z życia ludzkiego zastąpiono przez symbole; tak np. święta Argejskie, Sacra Argeorum, wymagały w początkach ofiary z życia ludzkiego na pamiątkę złożenia ofiary z życia 27 Greków z Argei zgodnie z wyrokami ksiąg sybillińskich (wiek III p.n.e.), lecz z czasem zastąpiono tę krwawą ofiarę ofiarą ze słomianych kukieł, które w rocznicę zabicia Greków corocznie w dniu 14 maja wrzucano do Tybru.

Pierwsze zorganizowane zapasy gladiatorów miały także charakter obrzędowo-pogrzebowy. Widowisko tego rodzaju mieli urządzić w r. 264 p.n.e. w ramach uroczystości pogrzebowych Juniusa Brutusa jego synowie Marek i Decimus Brutusowie. Pierwsze te walki odbyły się na Forum Boarium. Zwyczaj ten przyjął się w Rzymie i mamy szereg świadectw stwierdzających urządzanie walk gladiatorskich dla uczczenia zmarłych. W r. 62 p.n.e. Kwin-tus Cecyliusz Metellus Scypion urządził krwawe igrzyska ku czci swego przybranego ojca Kwintusa Metellusa Piusa, w r. 59 p.n.e. uczcił w ten sposób pamięć swego ojca Faustus Sulla, a w r. 52 p;n.e. Gajusz Skriboniusz Kurion. W r. 58 p.n.e. Appiusz Klaudiusz dał widowisko walk gladiatorskich podczas uroczystości pogrzebowych swego krewnego Marka, a Cezar pierwszy urządził pokaz walk gladiatorów dla uczczenia pamięci kobiety — a mianowicie swej córki — Julii.

Zainteresowanie uczonych budziły walki gladiatorów, jakie urządził Spartakus podczas pogrzebu Kriksosa, który poległ pod Garganus; Appian (Bellum civile 1117) podaje, że Spartakus złożył w ofierze cieniom Kriksosa trzystu jeńców rzymskich, co różnie interpretowano: według jednych była to zemsta za poległych uczestników powstania Spartakusa, inni widzieli w tym oddanie hołdu poległym niewolnikom; jednak najbliższa prawdy jest niewątpliwie hipoteza, że zmuszenie jeńców do wzajemnego wymordowania się podczas pogrzebu Kriksosa było związane z tradycją i kultem zmarłych, który w Italii utrzymywał się może nawet trwałej niż w Grecji; potwierdzają to zachowane pewne symbole, chociażby w tym, że niewolnik, który z areny zabierał ciała zabitych gladiatorów — libitinarius występował w stroju przypominającym etruskiego Charona — nawet z jego atrybutem, którym był młot. Wielka ilość walczących jest zrozumiała w tym wypadku: poświęcił Spartakus jeńców, których wolał się nawet pozbyć, podczas gdy organizatorzy igrzysk w Rzymie musieli łożyć wielkie sumy na opłacenie właściciela gladiatorów \ Z czasem zaczęto urządzać pokazy walk gladiatorów przy innych okazjach, weszły nawet do programu niektórych widowisk świątecznych — ludi. Jako zorganizowane widowiska pojawiają się munera gladiatorów w wieku I p.n.e. a mogło je urządzać państwo; organizatorem (edi-tor) mógł być urzędnik, najczęściej podejmował się tego edyl, albo osoba prywatna, a w czasach późniejszych — cesarz. Widowiska krwawe coraz bardziej Rzymianom odpowiadały, stawały się czymś powszechnym i ludność domagała się ich. W czasach cesarstwa urządzano również te widowiska w związku z pogrzebami, tak np. Germanik i Klaudiusz uczcili pamięć Druzusa, Tybe-nusz organizował walki gladiatorów dwukrotnie: pierwsze na Fo- _ rum — dla uczczenia pamięci ojca, drugie — dla uczczenia pamięci swego dziadka Druzusa (w amfiteatrze). Świadectwo Swe-toniusza potwierdza fakt, że ludność wykorzystywała uroczystości pogrzebowe nawet mniej wybitnych osób jako pretekst, by domagać się igrzysk gladiatorskich. W mieście Pollencji, gdzie był amfiteatr, tłum nie chciał wypuścić z forum orszaku pogrzebowego pewnego centuriona, dopóki nie wymuszono od spadkobierców pieniędzy na urządzenie walk gladiatorów. Tyberiusz zresztą surowo ukarał awanturników, wielu z nich wraz z radnymi miasta wtrącił do więzienia (Swetoniusz, Tyberiusz 37).

Inskrypcje wskazują, że dla uczczenia pamięci zmarłego nie ograniczano się do urządzenia igrzysk gladiatorów podczas pogrzebu, lecz testamentem przewidywano powtarzanie ich w ustalonych okresach czasu; według inskrypcji w Ostii zawody gladiatorskie ku czci Emilii Agrypiny miały się odbywać corocznie. Wielka popularność zawodów gladiatorskich i zapotrzebowanie na dużą ilość dobrze przygotowanych zapaśników doprowadziła do zakładania szkół gladiatorskich (ludi), w których trenerzy (trener — doctor) szkolili kandydatów na gladiatorów. Przedsiębiorca i właściciel grup gladiatorów sprzedawał ich lub wynajmował organizatorom zawodów. Szkoły — ludi gladiatora, powstawały albo z inicjatywy prywatnej albo z inicjatywy państwa, nie tylko w Rzymie łecz i w innych miastach Italii oraz w prowincjach. Cesarz Do-micjan założył cztery nowe szkoły w Rzymie: ludus magnus (wielka szkoła), ludus matutinus (szkolą ranna), ludus Gallicus (szkoła galijska) i ludus Dacicus (szkoła dacka). Poza Rzymem można wymienić szkołę gladiatorów w Rawennie (założoną przez Juliusza Cezara), głośną szkołę w Kapui, w Preneste, a poza Italią w Alek-.sandrii, w Pergamon.

Gladiatorzy rekrutowali się przeważnie spośród jeńców wojennych, niewolników, przestępców skazanych na śmierć, zgłaszali się i ubodzy ludzie, wolni, z myślą o zarobkach, nie licząc się z możliwością utraty życia. Liczba zawodników stale wzrastała; w pierwszych odnotowanych, zorganizowanych przez Brutusów walkach gladiatorskich, brało udział trzy pary walczących, w następnych, jeszcze o charakterze obrzędowo-pogrzebowym, dochodziło do kilkudziesięciu (np. w r. 200 p.n.e. brało udział pięćdziesięciu gladiatorów, w r. 174 p.n.e. siedemdziesięciu czterech). Kiedy wprowadzono walki o charakterze czysto widowiskowym ograniczono liczbę uczestników walk do stu dwudziestu, lecz liczby tej nie przestrzegano; w walkach zorganizowanych przez Oktawiana Augusta przeszło przez arenę sześciuset gladiatorów, a w walkach urządzonych przez Trajana z okazji zwycięstwa nad Dakami miało brać udział dziesięć tysięcy ludzi.

W początkach" zbroja gladiatora składała się z długiej prostokątnej tarczy, hełmu, włóczni, nagolenic; wzorowana na samnickiej była mało skomplikowana, z biegiem czasu uzupełniano ją, oraz wprowadzono różne rodzaje uzbrojenia zależnie od sposobu walki. Nagolenica ze skóry wzmocniona metalem — ocrea, okrywała najczęściej tylko jedną, lewą nogę; na prawą rękę nakładano rękaw ze skóry lub z metalu — manica, który osłaniał wysoko ramię. Gladiator uzbrojony w tarczę i miecz — secutor, ścierał się z gladiatorem zwanym retiarius, uzbrojonym w trójząb i sieć (rete — sieć); walka polegała na zarzuceniu sieci przez retiariusa na przeciwnika i atakowaniu skrępowanego trójzębem; gladiator — la-ąuearius (laąueus — pętla) starał się obezwładnić przeciwnika narzucając nań pętlę i obezwładnionego pokonać; hoplomachus — walczył mając na sobie ciężką zbroję; andabata (andabates) — ku uciesze niewybrednych widzów chybiał w wymierzaniu ciosów, gdyż walczył mając hełm, którego przyłbica zasłaniała mu oczy; murmillo (lub myrmillo) wyróżniał się hełmem pochodzenia ga-lickiego, zakończonym rybą na grzebieniu; dimachaerus (gr. di-machairos) walczył prawdopodobnie dwoma mieczami (gr. ma-chaira — nóż, miecz) albo, jak niektórzy uważają, umiał stosować różną technikę w walce. W walkach z dzikimi zwierzętami występowali też łucznicy — sagittarius (sagitta — strzała). Niekiedy zwycięzca nie schodził z pola walki, lecz pokonanego zastępował ter-tiarius lub suppositicius. Ciała pokonanych gladiatorów wynosili libitiharii (1. poj. libitinarius) a zranione zwierzęta dobijał confec-tor (conficere— dobić, wykończyć). Gladiator występujący po raz pierwszy na arenie, zwany tiro, jeżeli pokonał przeciwnika, otrzymywał tabliczkę z kości słoniowej, na której było wypisane jego nazwisko oraz nazwisko właściciela szkoły, w której przygotowywał się do walk; było to reklamą dla lanisty. Po uzyskaniu takiego zaświadczenia przechodził do grupy wyższej jako spectatus — wyróżniony. Po uzyskaniu' pewnej liczby wyróżnień przechodził gladiator do grupy wysłużonych jako veteranus.

Zachowanie zranionego gladiatora przy życiu zależało od widzów; gladiator mógł prosić o łaskę, darowanie niu życia, wznosząc do góry wskazujący palec, a publiczność, o ile cieszył się jej względami i sympatią, prośby tej wysłuchiwała; jeżeli jednak nie zyskał sobie widzów lub sposób jego walki nie podobał się, decydowano o jego śmierci wołaniem: conficel — dobij! i skierowaniem kciuka na dół — pollice verso.

Rozszerzeniem krwawych widowisk było wprowadzenie walk z dzikimi zwierzętami, czy to w formie atakowania zwierzęcia, czy w formie polowań na całą zgraję — venationes. Niektórzy urzędnicy, przede wszystkim edylowie, mieli obowiązek urządzania takich widowisk na własny koszt w dniu objęcia urzędowania. Prześcigali się wtedy w organizowaniu widowisk, nie licząc się z kosztami gdyż tą drogą zyskiwali popularność wśród obywateli, na czym im bardzo zależało ze względu na dalszą karierę urzędniczą. Nie tylko obywatele, którzy już piastowali urzędy, lecz także często ubiegający się o nie urządzali widowiska, by zyskać popularność. Ustawa z r. 63 p.n.e. (Lex Tullia de ambitu) określająca pewne warunki ubiegania się o urzędy, zabraniała przyszłym

kandydatom na urzędy wydawania igrzysk gladiatorskich w okresie dwóch lat poprzedzających ich kandydowanie; wyłączone jednak były igrzyska przewidziane lub nakazane w testamentach, a więc związane z uroczystościami pogrzebowymi czy z rocznicami czyjejś śmierci. Cyceron kilkakrotnie stwierdza, że ustawa była naruszana, pcgrzeby stawały się pretekstem do urządzania igrzysk, a istotnym celem organizującego je było zwrócenie na siebie uwagj obywateli.

Dlaczego urządzenie igrzysk było związane z.tak wielkimi wydatkami? Przede wszystkim bardzo kosztowne było wynajęcie gladiatorów; właściciel zespołu gladiatorów, lanista, rzadko sam organizował widowiska, lecz wynajmował lub sprzedawał zespół organizatorowi (editor) zawodów. Ceny były wysokie, i to zarówno w okresie rzeczpospolitej jak i za cesarstwa. Wobec wysokich wymagań lanistów w czasach Marka Aureliusza określono ściśle warunki wynajmowania gladiatorów, przy czym zastrzeżono, że pewną określoną liczbę zawodników musiał lanista oddać organizującemu widowiska po niższej cenie, gdyż munera — występy gladiatorów uważano za akcję o znaczeniu ogólnopaństwowym, jako jeden ze środków zjednywania poparcia przez masy.

Problemem stawało się także zdobycie odpowiedniej ilości zwierząt na venationes, a wprowadzano na arenę nie dziesiątki, nie setki, ale tysiące zwierząt * (tygrysy, lwy, pantery, żyrafy, dziki), a Celiusz, wybrany edylem, prosi Cycerona, który był wtedy namiestnikiem w Cylicji o przysłanie mu panter, które chce wprowadzić do walk gladiatorów. Uważał, że dla Cycerona jako namiestnika prowincji jest to sprawa prosta — zarządzić polowanie na pantery w Pamfilii (Ad Famil. VIII 8; • 9). Cyceron najpierw odmówił Celiuszowi, gdyż jak pisze w liście do Attyka, uważał, że nie wypada mu jako namiestnikowi, wydawać takich zarządzeń (Ad Att. VI 1, 21). Celiusz jednak nalegał; może Cyceron zdecydował się wydać polecenia, by mu upolowano owe pantery, ale

nie brał poważnie swoich zaleceń, gdyż donosi Celiuszowi, że „pantery wyniosły się do Karii". Zapewne nie kierował się niechęcią do planów Celiusza, ani nie potępiał igrzysk, lecz krytycznie odnosił się do edylów, którzy wydawali ogromne sumy na gladiator-skie munera; wymienia nazwiska tych, którzy szczególnie zapisali się tą działalnością w pamięci ludu rzymskiego wspaniałym) imprezami: znalazł się wśród nich Lucjusz Krassus, Kwintus Mu-cjusz, Gajusz Klaudiusz, syn Appiusza, a potem wielu innych: Lukullusowie, Hortenzjusz, Silanus. Urządzane przez nich, bardzo kosztowne igrzyska, pozostały jednak w cieniu wobec widowisk, jakie urządził Publiusz Lentulus za konsulatu Cycerona oraz Pompejusz w drugim roku konsulatu Cycerona. Taką rozrzutność, która miała organizatorom zjednać sympatię ludu, Cyceron zdecydowanie potępiał. (De Off. II 16, 55 - 57). Sam zresztą nie znajdował przyjemności w oglądaniu krwawych walk i dręczenia zwierząt i usiłował przekonać swych młodych przyjaciół, że w nich samych tkwią wartości, dzięki którym mogą i powinni osiągać stanowiska, a nie przez schlebianie upodobaniom tłumu (Pro Sectio 59, 125). Uważa też, że na ogół sprzykrzyły się tego rodzaju imprezy (Ad Famil. II 3; VII 1), ale wielokrotni zwycięzcy w walkach stawali się ulubieńcami publiczności, podobnie jak wybitni aktorzy, i ich nazwiska przyciągały tłumy do amfiteatru. Publiczność wiedziała czy ujrzy swoich ulubieńców, gdyż wprowadzono „informatory" — libellus numerarius był czymś w rodzaju programu, który zawierał wykaz nazwisk gladiatorów biorących udział w walkach. Podawanie do wiadomości publicznej nazwisk znanych gladiatorów wykorzystywali spekulanci, którzy w roli współczesnych „koników kinowych" wykupywali bilety, by sprzedawać je po wyższej cenie.

Lecz do jakiego Eppia piękna lub młodości Pałała? Cóż za widok nadał jej godności Aktorki? — Oto Sergiusz z pręgą na ramieniu Skrobał gardło i miał się już oddać wytchnieniu. Twarz bezkształtna i hełmem jak gdyby przytarty, Na środku nosa garb miał wielki i zadarty, I cierpką złością wiecznie wypełnione oczy. Był to jednak gladiator — więc Hiacynt uroczy, Co lepszy niźli dzieci, mąż, siostra, ojczyzna. (Juwenalls, VI 103 nn.)

Gladiatorzy mogli być nawet niskiego wzrostu, lecz nie mogła ich zawieść siła: „Drobnym ciałem ale niezwykłą siłą w zapasach gladiatorskich odznaczał się Tritanus, sławny z biegłości we władaniu bronią samnicką. On i jego syn, żołnierz Pompejusza Wielkiego, mieli ścięgna i mięśnie biegnące pionowo i poziomo,. na krzyż, po całym ciele, na ramionach, na rękach — mówi o tym Warron, opowiadając o objawach nadnaturalnej siły" (Pliniusz, Nat. Hist. VII 81 nn.). '

I w czasach cesarstwa nie wszyscy znajdowali przyjemność w oglądaniu krwawych widowisk, nie wszyscy dopuszczali do tego, by „przywary poprzez przyjemność wkradałysię do ich duszy". Seneka dzieli się w jednym ze swych listów do Lucyliusza (List 7, 3 nn.) wrażeniami z zawodów gladiatorskich. „...Przypadkiem trafiłem raz na południowe przedstawienie, spodziewając się tam rozgrywek, dowcipów i nieco odprężenia8, dzięki któremu oczy widzów mogły wypocząć od patrzenia na rozlew krwi ludzkiej. Stało się wręcz przeciwnie! Walki, które toczyły się tam przedtem, były jeszcze wyrazem miłosierdzia. Teraz bowiem pozostawiwszy na boku wszelkie pozory, odbywają się zwyczajne morderstwa. Uczestnicy zapasów nie mają czym się osłonić i wystawieni całym ciałem na wzajemne ciosy, nigdy rąk nie podnoszą na próżno. Większość obecnych przekłada to ponad zwyczajne pojedynki i ponad walki dodatkowe, odbywające się na żądanie widowni. Bo i dlaczegoż nie mieliby przekładać? Ni hełm, ni tarcza nie broni tu przed ciosem miecza! Po co środki ochronne? Po co umiejętność walki? Wszystko to tylko odwleka śmierć. Z rana więc wydaje się ludzi na pastwę lwom i niedźwiedziom, a w południe — widzom. Każą zabójcom rzucić się na tych, którzy mają być zabici, a zwycięzców zachowują do dalszych morderstw. Bo przeznaczeniem walczących jest śmierć. Załatwia się sprawę ogniem i mieczem. Trwa zaś to tak długo, póki arena nie zostaje pusta. „Atoli niejeden z nich dopuścił się rozboju, zabił człowieka!" — I cóż z tego? Tamten ponieważ zabfł, zasłużył, aby to odcierpieć; a ty, nieszczęśliwcze, czymżeś zasłużył, aby na to patrzeć? „Zabij, chłoszcz, pal! Dlaczego tak lękliwie nadziewa się na miecz? Dlaczego nie dość odważnie ginie? Dlaczego nie dość chętnie idzie na śmierć? Niech razy bicza podgonią go bliżej ku cięciom! Niechaj ciosy wzajemnie przyjmują, wystawiając na nie ochoczo ¦> nagie piersi!" — Oto następuje przerwa w tym widowisku. „Niechże i teraz zatrzyma się ludzi, aby nie było chwil, w których nic się nie dzieje. Hejże, czyż nie pojmujecie nawet i tego, że złe przykłady zwracają się przeciwko tym, którzy je dają? Dziękujcie bogom nieśmiertelnym, że uczycie okrucieństwa człowieka, ^który nie może tego się nauczyć!"

Uważa też Seneka, że przysięgi jakie składali gladiatorzy: „Pozwolić się spalić, bić, zakuć we więzy i zabić mieczem (uri, vin-ciri, verberari jerroąue necari patior), są wyrazem zarówno tego bardzo szlachetnego, jak i innego, bardzo haniebnego zobowiązania" (37, 1).

Seneka nie był wyjątkiem, było wielu Rzymian, których upodobania dalekie były od upodobań mas, cesarze jednak starali się zadowolić lud i odpowiedzieć na jego wołania „panem et cir-censesl"

Zapasy gladiatorskie po raz pierwszy odbyły się na Forum Boarium, później odbywały się także na Forum Romanum. ¦ Kiedy zawody gladiatorskie stawały się coraz bardziej popularne i w Rzymie i w miastach italskich, kiedy liczba uczestników rosła, a widowiska, przeciągały się na długie godziny, Forum Boarium czy inny plac nie stwarzał odpowiednich warunków ani dla walczących ani dla publiczności. Zaczęto więc' wznosić odpowiednie budowle — amfiteatry — które miały ułatwić organizację widowisk, a wioTzom zapewnić wygody. Pierwszy amfiteatr w Rzymie miał zbudować w okresie rzeczpospolitej G. Skriboniusz Ku-rion, który miewał oryginalne pomysły. Budowla ta pełniła rolę teatru, właściwie dwóch teatrów lub amfiteatru, gdyż była złożona z dwóch części na bazie półkola; części te stykały się ze sobą i wykorzystywano je jako teatry; jedna z nich była obrotowa, tak że przy przesunięciu jej, gdy obie części ze sobą się łączyły tworzyła się arena amfiteatru, a widzowie zajmowali miejsca dokoła. Pliniusz Starszy krytycznie ocenia oryginalny pomysł Kuriona: Dając opis teatru Skaurusa (zob, s. 626) dodaje: „Przypomina mi się inny, jeszcze bardziej bezsensowny obiekt zbudowany z drzewa. Gajusz Kurion, który zginął w czasie wojen domowych jako stronnik Cezara (r. 49) urządzając uroczystości pogrzebowe na cześć swego ojca (w r. 50 p.n.e., chociaż ojciec Kuriona zmarł trzy lata wcześniej — uw. L.W.), majątkiem i wystawą nie mógł przewyższyć Skaurusa... Otóż musiał ruszyć konceptem i wymyś-leć coś nowego. ...Zbudował z drzewa, tuż obok siebie, wspaniałe dwa teatry, każdy osadzony na zawiasach i obracającej się tarczy. W jednym i drugim podczas przedstawienia przedpołudniowego sceny były jak najdalej odsunięte od siebie, aby się nawzajem nie zagłuszały (chodzi o widowiska sceniczne — uw. L.W.). Potem szybko dokonywano obrotu —...nawet z kilkoma osobami siedzącymi na miejscach — tak że rogi schodziły się z sobą i powstawał amfiteatr, w którym odbywały się igrzyska gladiatorskie. Ale to lud rzymski, obracany w koło, odgrywał tu rolę gladiatora! Bo cóż podziwiać tu przede wszystkim, wynalazcę czy wynalazek? Mistrza czy inicjatora? Tego, kto zdobył się na wymyślenie tego, czy wykonanie czy zlecenie? ponad wszystko na podziw zasługiwać będzie głupota ludu, który odważył się siedzieć na tak mało budzącym zaufanie, nietrwałym siedzeniu... Ile nieszczęścia mogło się tutaj zdarzyć! Jakim to smutkiem okrywa się cała ludzkość, jeżeli na skutek pęknięcia skorupy ziemskiej, jakieś miasto zostanie wchłonięte w przepaść! A oto lud rzymski cały siedzi na dwóch niby-tratwach, tazyma się jedynie przy pomocy dwojga-zawiasów i patrzy na własną walkę o' życie, bo przecież, jeśliby się tylko, w jakimś momencie obluźniła maszyneria, zginie. A więc taką drogą szuka się względów u zgromadzeń ludowych, przez potrząsanie ludu w powietrzu! (Nat. Hist. XXXVI 117 nn.).

Największy amfiteatr w Rzymie został wzniesiony staraniem cesarza Wespazjana i Tytusa, jako tzw. amfiteatr Flawiuszów — Amphitheatrum Flavium, znany także pod nazwą Kolosseum, od ustawionego w pobliżu ogromnego, o wysokości 36 m posągu Nerona. O Kolósseum można mówić jako o budowli wspaniałej, monumentalnej, która mieściła 45 000 widzów (niektórzy podają nawet liczbę 80 000 do 87 000); amfiteatr ten był wzniesiony na planie owalu, miał cztery kondygnacje (piętra) sklepione krzyżowo, z dobrze rozplanowanym systemem korytarzy, schodów, przejść, wentylacji. Stosowano w amfiteatrach, podobnie jak w teatrze, kryte przejścia, vomitoria, które były połączone z wejściami i ze schodami; rozwiązanie było tak doskonałe, że publiczność mogła szybko wyjść unikając czekania i tłoku. Obliczono, że widzowie Koloseum (ponad 80 000) mogli opuścić gmach w ciągu pięciu minut. Zewnętrzne ściany były podzielone czterema rzędami arkad w różnych stylach: doryckim, jońskim, korynckim i zakończone wysokim murem z oknami i pilastrami korynckimi. Obwód budowli wynosił 527 m, wysokość 50 m. Amfiteatry budowano i w innych miastach Italii oraz w prowincjach (zob. tab. 14).

Wymiary niektórych amfiteatrów prowincjonalnych: w Autun 154X130 m; w Poitiers 138X115 m; w Limoges 137X113 m; w Arles 136X108 m; w Tours 135X120 m; w Bordeaux 132X105 m; w Nimes 131X100 m; w Italica w Hiszpanii 156X134 m. (Według: P. Grimal, Miasta rzymskie, s. 84).

W miastach italskich walki gladiatorów były bardzo rozpowszechnione, a ruiny, źródła literackie, inskrypcje stanowią świadectwo, jak liczne tam były amfiteatry. Badacze podają, że było 99 amfiteatrów italskich. A. Neppi Modena 4 opisuje 27 amfiteatrów na terenie Jtalii, które poznano dzięki badaniom archeologów. Amfiteatry te były budowane na koszt danego miasta (jak np, w Pu-teoli), albo częściowo finansował budowę cesarz (np. Hadrian pomagał Kapui), albo powstawały dzięki pomocy osób prywatnych — w ramach tzw. munificentia privata, powiedzielibyśmy dzisiaj dzięki „pomocy społecznej". Niekiedy kierowała ofiarodawcą chęć niesienia pomocy własnemu miastu, a więc patriotyzm lokalny, albo chęć popisania się i uzyskania tą drogą większego autorytetu wśród współobywateli, co w następstwie mogło dać ofiarodawcy pierwszeństwo przy wyborach do władz miejskich.

Najwięcej inskrypcji pochodzi z Lacjum i z Kampanii, dwie z północnych miast, i tylko jedna z południa (Kalabria). Jest to prawdopodobnie wyrazem upodobań miejscowej ludności: Kampania zżyta była z tego rodzaju widowiskami (tam się podobno narodziły), a na południu mogły działać i gorsze warunki ekonomiczne, i wpływy kultury greckiej, której obce były widowiska krwawe. Najwięcej amfiteatrów z fundacji prywatnych zbudowano w wieku pierwszym i w pierwszej połowie wieku drugiego n.e. Za Tyberiusza po raz pierwszy wydano zarządzenia ograniczające w pewnym stopniu tę inicjatywę prywatną.

Katastrofy budowlane nie są osiągnięciem techniki dwudziestego wieku — zdarzały się i w starożytności, a przyczyną ich była nieuczciwość przedsiębiorcy budowlanego, albo nawet fundatora, który nie wznosił budowli publicznej z pobudek społecznej natury, lecz dla zysku; ażeby wydatki swe ograniczyć, nie szukał odpowiedniego gruntu, nie zabezpieczał fundamentów, co pociągało za sobą tragiczne skutki.

Otóż za Tyberiusza wydarzyła się taka właśnie nieprzewidziana katastrofa, która — jak opowiada Tacyt (Roczniki IV 62 nn.) — „dorównała klęsce ogromnych wojen... Mianowicie w Fi-denach niejaki Atyliusz, pochodzący z rodziny wyzwoleńców, podjął się budowy amfiteatru, w celu wydania igrzysk gladiatorskich; jednak ani fundamentów na trwałym gruncie nie założył, ani drewnianej nadbudowy mocnymi krokwiami nie spoił, gdyż nie z nadmiaru pieniędzy czy z małomieszczańskiej ambicji, lecz dla brudnego zysku przedsiębiorstwa tego się chwycił. Napływali chciwi takich widowisk... ludzie wszelkiego wieku, mężczyźni i kobiety, a to tym tłumniej, że miejscowość była blisko Rzymu. Stąd nieszczęście było tym cięższe, gdy natłoczony już budynek zwalił się; runął on częścią do wnętrza, częścią na zewnątrz się rozsypał i niezmierną moc ludzi, zaciekawionych widowiskiem albo stojących wokoło, w gruzy swe porwał i pogrzebał. Otóż ci, których waląca się budowla od razu zabiła, wyszli na tym lepiej — o ile to w takim nieszczęściu możliwe — gdyż przynajmniej uniknęli katuszy. Bardziej pożałowania godni byli ci, którzy mając część ciała urwaną — życia jeszcze nie utracili; i ci, którzy we dnie z twarzy, a w nocy po zawodzeniach i jękach usiłowali swe żony i dzieci rozpoznać. Już i innych wieść o nieszczęściu przygnała; ten opłakuje brata, ów krewnego, inny rodziców. Nawet ci, których przyjaciele albo krewni z całkiem innej przyczyny nie zjawili się w domu, drżeli z obawy, bo póki nie ustalono, kogo ta katastrofa dotknęła, wskutek niepewności szerzył się tym bardziej niepokój.

Kiedy zaczęto usuwać gruzy, zbiegli się ludzie do zmarłych, obejmowali ich, okrywali pocałunkami; często też wynikał spór, jeżeli twarz była zbyt zniekształcona, lecz podobieństwo postaci lub wieku rozpoznających myliło. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi w tej katastrofie okaleczało lub zostało zmiażdżonych.

Senat zastrzegł na przyszłość uchwałą, że nie wolno nikomu wydawać igrzysk gladiatorskich, czyj majątek wynosi mniej niż czterysta tysięcy sesterców (cenzus ekwitów — uw. L.W.), a amfiteatr można wznosić tylko na takim gruncie, którego stałość została stwierdzona. Atyliusza wygnano. Zresztą zaraz po nieszczęściu domy wielmożów stanęły otworem, wszędzie dostarczano bandaży i medyków, a miasto, choć o smutnym wyglądzie, przypominało w owych dniach zwyczaje praojców, którzy po wielkich bitwach hojnymi datkami i pielęgnacją wspierali rannych".

Trajan natomiast wydał ustawę, która zobowiązywała osobę, która decydowała się na budowę amfiteatru własnym kosztem, do całkowitego jej wykończenia.


INNE POPISY SPORTOWE

Rzymianie pasjonowali się także innymi popisami sportowymi, chociaż nie były one dla nich tak atrakcyjne jak munera gladiatorów.'Zresztą zdarzało się, że gladiatorzy, którzy wyróżniali się siłą fizyczną, popisywali się także jako atleci. Pliniusz Starszy przekazuje wiadomość (Nat. Hist. VII 82 nn.), że w straży przybocznej Oktawiana Augusta był centurion, który potrafił jedną ręką zatrzymać powóz; Sam Pliniusz znał siłacza Atanatosa, który wchodził na scenę mając na sobie pięćsetfuntowy pancerz z o-łowiu i koturny takiejże wagi (ok. 163 kg). Pierwsze zapasy atletów zorganizował w r. 186 p.n.e. Fulwiusz Nobilior, znany ze swych sympatii i upodobań filhellenistycznych. Od Seneki filozofa dowiadujemy się, że w jego czasach Rzymianie nie przestali pasjonować się zapasami atletów.

Ściągały także tłumy na mecze piłkarskie, „Że dziś mam dzień wolny — pisze Seneka (Listy 80, 1 nn.), nie jest to zasługa moja, ale imprezy, która zwabiła wszystkich natrętów na zawody piłkarskie. Nikt się do mnie nie wdziera i nikt nie wikła mej myśli... Nie zaskrzypią znienacka drzwi i nie podniesie się zasłona... Użyłem-jednak zbyt daleko idących słów, gdym obiecywał sobie ciszę i nie zakłócaną przez nikogo samotność. Oto dochodzi mnie ze stadionu bardzo głośna wrzawa, która wprawdzie nie wytrąca mnie ze stanu skupienia, lecz zwraca moją uwagę na tę właśnie okoliczność. Rozważam sam z sobą, jak wielu ćwiczy swoje ciało, jak niewielu zaś rozwija swoje wrodzone 'zdolności duchowe; jak ogromny tłum zbiega się na niewymyślne przedstawienia i igrzyska, a jaka pustkś panuje wokół nauk i sztuk pięknych; jak nierozwinięci duchowo są ci, których ramiona i barki budzą w nas podziw. Przede wszystkim zaś myślę o tym, że jeśli ciało można ćwiczeniami doprowadzić do takiego hartu, iż znosi zarówno uderzenia pięścią, jak i kopnięcia niejednego człowieka, iż niektórzy spędzają dzień wytrzymując największy skwar słońca pośród najbardziej duszącej kurzawy i ociekają krwią, to o ileż łatwiej można tak zahartować ducha, aby z niezłomnym męstwem przyjmował ciosy fortuny, aby poniżony i zdeptany znów się podnosił". Jakkolwiek nie było ustalonych konkurencji sportowych jak w Grecji, to jednak wprowadzano je dowolnie; Pliniusz Starszy wspomina i o biegach (VII 84): ,,Teraz w cyrku wytrzymują niektórzy bieg na trasie 160 000 kroków (= ok. 237 km), a niedawno, za konsulatu Fontejusza i Wipstana (r. 59 n.e.) ośmioletni chłopiec przebiegł od południa do wieczora 75 000 kroków (= ok. 111 km)".

Gdy zaczęto wprowadzać uroczystości kultowe ku czci cesarzy (ńp. kultu Augusta w Ankyrze), w program ich wchodziły igrzyska sportowe, organizowane przez miejscowe prowincjonalne zgromadzenie, a w programie mogły być także walki gladiatorów. Finansowanie tego rodzaju obciążyło kapłanów cesarskiego kultu.

Jeszcze jednym widowiskiem raczyli cesarze lud rzymski: była nim sztuczna bitwa morska (naumachia). Po raz pierwszy urządził taki pokaz Juliusz Cezar w r. 46 p.n.e., a po nim Oktawian August w r. 2 n.e., z okazji poświęcenia świątyni Marsa Mściciela (Mars Ultor). Na tego rodzaju widowiska albo przystosowywano arenę amfiteatru, wypełniając ją wodą, albo budowano specjalne, ogromne baseny z mniej lub lepiej przystosowaną widownią. Cesarz Klaudiusz, który, jak opisuje Swetoniusz (Żywoty Cezarów, Klaudiusz V 20) „przeprowadził wiele prac budowlanych, istotnie potrzebnych" rozpoczął także prace przy kanale Fucyńskim, celem osuszenia gruntów; znaleźli się nawet ludzie, którzy gotowi byli finansować budowę kanału za odstąpienie im osuszonych terenów ziemi. „Częściowo wiercąc górę, częściowo kopiąc, ukończył z wielkim trudem kanał na przestrzeni trzech mil dopiero po jedenastu latach, chociaż pracowało bez przerwy trzydzieści fysięcy ludzi". Jednak dzięki Tacytowi (Roczniki XII 56) wiemy, że cesarz chcąc ściągnąć tłumy, które mogłyby podziwiać jego dzieło, postanowił na jeziorze urządzić sztuczną bitwę morską — co skończyło się katastrofą: „Około tego czasu przekopano górę między Jeziorem Fucyńskim a rzeką Liris. Aby zaś więcej ludzi mogło to wspaniałe dzieło oglądać, urządzono na samym jeziorze bitwę morską; podobną, lecz z lekkimi statkami i z mniejszą ilością wojska wydał niegdyś August na wykopanym dokoła Tybru stawie6. Klaudiusz uzbroil trój- i czterowiosłowiec, tudzież dziewiętnaście tysięcy ludzi i opasał łodziami cały obwód, aby bezładną ucieczkę uniemożliwić, objął jednak przestrzeń odpowiednią do całej siły wioślarzy, zręczności sterników, rozpędu okrętów i .zwykłych w bitwie ewolucji. Na łodziach stanęły manipuły i szwadrony pretor-skich kohort, a przed nimi ustawiono rusztowania, na których można było z katapult i kusz celować. Pozostałą część jeziora zajmowali w krytych okrętach żołnierze marynarki. Brzegi, wzgórza i szczyty gór zapełniły jak w amfiteatrze niezliczone tłumy z najbliższych miast municypalnych, inne zaś z samej stolicy — spragnione widowiska, albo — by oddać winny hołd cesarzowi. On sam odziany wspaniałym płaszczem wojennym i obok Agrypina w przetykanej złotem chlamidzie przewodniczyli zawodom. Te, jakkolwiek między przestępcami, prowadzone były z odwagą dzielnych mężów i dopiero gdy otrzymali wiele ran, uwolniono walczących od zupełnej zagłady.

Lecz po skończeniu widowiska otwarto drogę dla wód. Wtedy ujawniła się niedbałość wykopu, który nie. dość był pogłębiony do dna albo do środka jeziora. Dlatego, po upływie jakiegoś czasu głębiej wykopano kanały i w celu ściągnięcia ponownie tłumów wydano igrzyska gladiatorów przerzuciwszy nad wodą mosty dla potyczki pieszych. Nawet ucztę zastawiono przy odpływie jeziora, co wszystkich wielkiej nabawiło trwogi, gdyż wydobywająca się gwałtownie woda najbliższe rusztowania z sobą porywała, a dalsze obaliła albo trzaskiem i szumem wznieciła tam popłoch".


WYŚCIGI RYDWANÓW — LUD1 CIRCENSES

Cyrk rzymski — był to stadion na planie wydłużonego prostokąta, którego jeden z krótszych boków był zaokrąglony. Arenę przecinał mur biegnący przez całą długość toru wyścigowego, zwany spina; mur ten miał na obu końcach słupy o. ostrym zakończeniu, tak zwane mety (łac. meta). Kwadrygi, rydwany zaprzężone w cztery konie, okrążały spinę, a wymagało to wielkiego doświadczenia i ostrożności, gdyż każdy z uczestników, chcąc dojechać do celu jak najprędzej, starał się zrobić jak najmniejsze okrążenie, by przejechać jak najbliżej słupów; przy tym nawracaniu przy mecie dochodziło najczęściej do katastrof. W ciągu dnia odbywało się od dziesięciu do dwudziestu czterech biegów; w każdym biegu obowiązywała uczestników ustalona liczba okrążeń: pięć, siedem, a są świadectwa że dochodziło nawet do czternastu okrążeń. Przy tej najwyższej liczbie trasa wynosiłaby ok. 8,4 km. Zaprzęgami właścicieli kierowali odpowiednio szkoleni niewolnicy. Ze względu na grożące niebezpieczeństwa wskutek poplątania cugli podczas zdarzeń, każdy woźnica miał zatknięty za pasem nóż, ażeby w razie wypadku mógł przeciąć rzemienie. Ale i to nie zapobiegało licznym katastrofom podczas wyścigów. Zwycięzca otrzymywał jako nagrodę wieniec, gałązkę palmową oraz nagrodę pieniężną.

W czasach cesarstwa, kiedy lud rzymski domagał się wciąż panem, et circenses — chleba i widowisk cyrkowych i amfiteatralnych, powstały nowe cyrki. Ludność Rzymu zawdzięczała je cesarzom Kaliguli, Maksencjuszowi, Heliogabalowi. Nie były też pozbawione tych imprez miasta Italii i prowincji (zob. tabl. 15). Ostatnie wyścigi rydwanów zostały zorganizowane już po upadku państwa, w r. 549 przez króla Gotów — Totilę.

Po przejściu procesji rozpoczynały się wyścigi; jeżeli zauważono jakąś niewłaściwość, widzowie wstawali' z miejsc powiewając togami dawali znak, że należy bieg przerwać, i rozpocząć go raz jeszcze. Zdarzało się, że widzowie widząc, iż ich faworyt zawodzi, fałszywie domagali się .przerwania biegów. Potwierdzają to słowa Owidiusza: ponieważ poeta zorientował się, że faworyt jego dziewczyny przegra, wywołał zamieszanie nawołując do przerwania biegów:

...Niechaj każdy togą trzęsie —Ludzie! niech bieg ten przerwany zostanie!

Po przerwie rozpoczynano biegi znowu:

Ale oto i szranki znów się otworzyły i wybiegły rumaki różnokolorowe.

Różnokolorowe — nie były rumaki, lecz ubiory woźniców, gdyż powstały cztery ugrupowania, cztery stajnie, factiones, różniące się kolorem ubioru woźniców; byli to: Biali (factio alba, albata), Czerwoni (factio russata, russea), Zieloni (factio prasina) i Błękitni, Niebiescy (fractio renata). W czasie Domicjana powstała jeszcze grupa Złota i Purpurowa, prawdopodobnie były to konie ze stajni cesarza. W cyrku, jak widzimy chociażby z elegii Owidiusza, bywały także kobiety i była to okazja do spotkań towarzyskich. Sympatia widzów i zainteresowanie biegami nie ograniczało się do okazywania entuzjazmu podczas biegów, lecz robiono także zakłady, które prowadziły do hazardu, tak że rozrywka ta rujnowała materialnie wielu obywateli, zwłaszcza młodzież, która pasjonowała się zakładami. Byli jednak ludzie, którzy nie ulegali nastrojowi, modzie i emocjom, jakie ogarniały tłum, lecz odnosili się do tej imprezy nawet krytycznie — nie tyle do samych wyścigów w. cyrku, ile do widzów, którzy pasjonowali się tą imprezą nie ze względu na same biegi, lecz z powodu możliwości hazardu.

Do tych krytycznie patrzących na stosunek ogółu do wyścigów w cyrku należał Pliniusz Młodszy, który dni, w których odbywały się biegi wykorzystywał na studia i pracę literacką.

„Cały czas spędziłem wśród tabliczek i książek w spokoju, bardzo przyjemnie. Jak mogłem to osiągnąć w Rzymie? — pytasz. Odbywały się wyścigi, a ten rodzaj widowisk zupełnie mnie nie pociąga. Nic nowego, żadnego urozmaicenia; raz jeden to zobaczyć wystarcza całkowicie. Tym bardziej dziwi mnie, że tyle tysięcy ludzi, po prostu jak małe dzieci, pragnie ustawicznie oglądać

rozpędzone konie i ludzi kierujących rydwanami. Żeby to jeszcze pociągała ich rączość koni i zręczność woźniców, byłby w tym jakiś sens. Ale obecnie ludzie oklaskują ubranie, sympatia ich wiąT że się z ubraniem (tzn. z przynależnością do „stajni" — uw. L.W.) , niech by tak podczas biegów przemieniono kolory ugrupowań (fa-ctiones), zmieni się sympatia i zachwyt, i od razu przestaną się interesować i tymi końmi i tymi woźnicami, których z daleka poznają, których imiona wykrzykują. Tak wielkie ma znaczenie, taką rolę odgrywa jedna marna tunika! — nie mówię już, że u pospólstwa, ale niekiedy wśród poważnych ludzi" (Listy IX, 6).


PROCESJA — POMPA

W związku z kultami bogów spotyka się często wzmianki o procesjach, uroczystych pochodach połączonych często z przebieraniem się. Najdokładniejszy opis znajdujemy u Apulejusza (Metamorfozy albo złoty osioł XI 7; 8-11). Rzecz dzieje się wprawdzie w Grecji, w porcie Koryntu, Kenchreai, a uroczystość odbywa się ku czci egipskiej bogini Izydy, która od wielu już lat i w Rzymie miała czcicieli, a zwłaszcza czcicielki. Otóż autor tak opisuje przebieg uroczystości: „...w krzątaninie zbożnej i prawdziwie triumfalnej napełniły tłumy ludzi wszystkie drogi... A oto już zaczynały się jakoby przygrywki do wielkiej uroczystości: pojawiać się jęły piękne stroje, dobrane wedle roli, jaką każdy brał w uroczystości. Tu ktoś mieczem przepasany kroczył za żołnierza przebrany, tam kusa suknia, buty i oszczepy kogoś za myśliwca wydawały, ktoś inny w złocistych pantoflach, w szacie jedwabnej, kosztownymi świecidłami obwieszony, z zaplecioną na głowie fryzurą udawał powłóczystymi krokami kobietę. O innym znowu, co się wyróżniał nagolennicami, tarczą, hełmem i mieczem powiedziałbyś, że to gladiator wracający z igrzyska. Nie brak było i takiego, co w purpurowej szacie i z pochodnią urzędnika udawał, ani takiego, co przy pomocy opończy i kostura i trepów, i koziej przyprawionej bródki odgrywał filozofa, ani ludzi z trzcinami różnego kształtu; jedni z nich udawali ptaszników z lepem na ptaki, inni rybaków z wędkami. Widziałem oswojoną niedźwiedzicę, którą — przebraną za matronę — wieziono na krześle, i małpę w czapce wyszywanej i szafranowych sukniach frygijskich, ze złotym — niby to pasterz Ganimedes — pucharem w łapie, i osła z przyprawionymi skrzydłami w towarzystwie jakiegoś starucha zgrzybiałego: ten miał być Pegazem, tamten zaś Bellerofontem, śmieszni jednak byli obaj jednakowo.

Pośród tych uciesznych przebrań ludowej zabawy, tu i ówdzie się ukazujących, szykował się już uroczysty pochód bogini-wyba-wicielki. Niewiasty, których szaty bielą swą za oczy chwytały, strojne różnorakimi atrybutami, wieńcami wiosennymi uwieńczone, uścielały kwieciem z podołków rzucanym drogę, którą szedł pochód święty. Inne niosły na plecach błyszczące zwierciadła, aby bogini mogła w nich widzieć hołdy składane przez tłum idący za nią, inne z grzebieniami z kości słoniowej w rękach ruchami ramion i palców udawały, że czeszą i zdobią włosy bogini, inne jeszcze zlewały drogę różnymi pachnidłami i opryskiwały ją wonnym balsamem. Prócz tego tłum ogromny obojej płci, który, aby się przypodobać królowej gwiazd niebieskich, niósł latarnie, łuczywa, świece i wszelakie inne sztuczne światła. Dalej szły wdzięczne muzyki, piszczałki i aulosy rozbrzmiewające słodkimi melodiami. Za nimi postępował chór złożony z wybranej młodzieży, strojny w odświętne a śnieżne suknie, i odśpiewywał pieśń cudną, przez biegłego poetę pod Muz natchnieniem ułożoną, w której motyw zasadniczy powtarzał się często w przyśpiewach wszystkich głosów. Szli i auliści wielkiego Sarapisa, wygrywający na ściętej wielopiszczałce — ku prawemu uchu aż sięgającej—'melodie specjalnie temu bogu poświęcone i w jego świątyni grywane; szli wreszcie heroldowie liczni i straż torująca krzykiem miejsce dla pochodu.

Za nimi napływały tłumy wtajemniczonych w obrzędy, tłumy mężczyzn i niewiast'wszelkiego stanu i wieku, wszyscy lśniący bielą lnianych szat; niewiasty miały na włosach od wonności wilgotnych przezroczystą zasłonę, mężczyźni głowy zupełnie ogolone, tak że łyskali bielą skóry na czaszkach na znak, że są wielkiej religii ziemskimi gwiazdami. W rękach mieli wszyscy sistra mie-' dziane, srebrne, a nawet złote i dobywali z nich szczebiotliwe dźwięki.

Naczelni zasię kapłani obrzędów, mężowie święci i dostojni, szli w białych lnianych szatach, obcisłych na piersi i szczelnie ich aż do stóp owijających; nieśli oni symbole najpotężniejszych bóstw. Pierwszy z nich trzymał w wyciągniętej ręce lampę niezwykle jasne światło wydającą, niepodobną zasię całkowicie do naszych lamp, którymi świecimy przy wieczerzy; ta lampa miała kształt złotej łódki, z której otworu wznosił się wielki płomień. Drugi, odziany tak samo, niósł w obu dłoniach dwa ołtarzyki zwane „pomocnymi" dla przywiązanej do nich pomocnej pieczy najwyższej bogini. Trzeci szedł z gałązką palmową mającą liście ze złota delikatnie wyrobione i z laską Merkurego. Czwarty trzymał symbol Bezinteresowności: wyrzeźbioną lewą rękę z dłonią otwartą; wydawała się ona zdatniejsza od wyobrażenia bezinteresowności, ile że z natury swej jest mniej obrotna i wszelkiego przecherstwa i sprytu pozbawiona; ten sam niósł jeszcze złote naczyńko sklepione na kształt piersi kobiecej, z którego ulewał mleka. Piąty miał złotą kobiałkę, napełnioną wawrzynowymi gałązkami, a inny* jeszcze kapłan amforę.

Zaraz potem ukazywali się bogowie, co raczyli iść przy pomocy ludzkich nóg. Więc naprzód ów pośrednik straszliwy między niebem a piekłem1, ów, co oblicze nosi już to jak noc mroczne, już to jak dzień złote: Anubis, podnoszący swój stromy łeb psa; laskę poselską niósł w lewej, zieloną gałęzią potrząsał w prawej ręce. Za nim zaraz postępował wół prosto na tylnych nogach stojący, symbol płodności wszystkorodnej bogini; posuwał się on wspierając się na barkach jednego z kapłanów, dostojnymi kroki idącego. Inny kapłan niósł skrzynię zawierającą przedmioty sekretne i kryjącą tajemnice wielkiej religii. Inny jeszcze niósł na swej, szczęsnej zaiste, piersi czcigodne wyobrażenie bóstwa najwyższego, nie mające kształtu ani zwierzęcia domowego, ani ptaka, ani bestii dzikiej, ani nawet człowieka nie przypominające, ale samą nowością przemyślnego wynalazku cześć nakazujące — jak to zresztą przystoi symbolowi religii nad inne wyższej i osłonami wielkiego milczenia muszącej się okrywać, jak przystoi symbolowi słowami niewypowiadalnemu. Wyobrażenie to było w błyszczącym złocie w takim sposobie ukształtowane: była to mała urna, wielce sztucznie utoczona, o okrągłym dnie, pokryta egipskimi hieroglifami; jej otwór niewysoko umieszczony wysuwał się na kształt wystającego dzioba; z drugiej zasię strony znajdowała się mocno szerokim odgięciem odsądzona rękojeść, na której skręcała swe pierścienie żmija, wysuwająca łuszczastą gardziel, wydętą i pomarszczoną"\

1 Przez wieki naśladowano zwyczaje Rzymian w różnych okolicznościach. Z. Kaczkowski, w książce Olbrachtowi rycerze (Kraków 1960. t. II, s. 384 nn.) opisując wesele Gniewosza opisuje szczegółowo weselny orszak, w którym m.in. występowali i bogowie rzymscy:

„...Najprzód tedy na małym wozie, obwieszonym ze wszech stron makatami przez cztery niedźwiedzie ciągnionym, jechał Hymen: bardzo piękny młodzieniec, w białe obcisłe szaty ubrany, ze skrzydłami u ramion, z wieńcem na głowie, z weselną pochodnią w jednej, a zasłoną w drugiej ręce. Hymen przedstawiał śluby dozgonne, a niedźwiedzie mu przydano jako godło herbu Gniewosza.

Potem wyjechał wóz wielki, cały złocony a uprzężony w cztery białe konie, jego koła były w kształcie sfer, a wasąg był napełniony obłokami, bardzo starannie zrobionymi z bawełny; w tych zaś obłokach siedział po prawej stronie Jupiter, z białą brodą i w złotej koronie, a koło niego Mi-nerwa, w pozłocistym hełmie na głowie...

Dalej jechał, również na wielkim złocistym wozie, uprzężonym w cztery woły węgierskie ze złoconymi rogami, Saturnus z długą kałczystą brodą i kosą w ręku — a przed nim widać było na wozie dwanaście maleńkich chłopiąt, które miał niby pozjadać, ale które tymczasem śpiewając i skacząc około niego, okrutny hałas czyniły...

Za Saturnem jechał na wielkim koniu rycerskim Mars, bożek wojny, w ciężkiej zbroi spiżowej i w hełmie bez piór, z długą dzidą w prawej ręce i z tarczą na lewym ramieniu — a koło niego szło pieszo trzech łuczników...

Za Marsem, na płaskim wozie, nakrytym suknem zielonym a uprzężonym w cztery przyswojone jelenie, pomiędzy krzewinami, które poustawiano na wozie, jechała Diana, bardzo wzniosła i piękna kobieta... z półksiężycem na czole, oparta lewą ręką na łuku, a trzymająca w prawej dwa charty na smyczy. A za Dianą szły już rozmaite żartobliwe maszkary..."


O WRÓŻBIARSTWIE W GRECJI — WIERZYC? NIE WIERZYC?

Żywo więc, wieszczka jakiegoś poradźmy się albo kapłana Czy też snów wykładacza (boć także sen jest od Dzeusa), Żeby wyjawił nam, czemu tak srodze rozsierdził się Fojbos...

(Horher, Iliada I 62 nn.)

, Już w pierwszym literackim zachowanym dziele, w Iliadzie Homera — bohaterowie w sytuacji krytycznej, w niebezpieczeństwie zwracali się do wieszczka, wróżbity, wykładacza snów: ten, niechętnie udzielał odpowiedzi tylko w takich wypadkach, kiedy swemu panu czy władcy musiał zdradzić niemiłą lub wprost groźną dla niego tajemnicę. Wyraźnie mówi o tym Kalchas obawiając się Agamemnona: . ,

...z miejsca swego się podniósł

Kalchas, Testorów syn, ptasich lotów najlepszy wykładacz. Wiedział on wszystko, co było, co jest, i co miało nastąpić. On też okręty Achajów na Troję wiódł, bo Apollon W jasnowidztwa wieszczego dar wyposażył go szczodrze. Teraz chcąc pomóc Achajdm, w te słowa do nich przemówił:

„Miły Dzeusowi Achilu, polecasz mi tutaj Mówić o gniewie Fojbosa, z daleka celnego mocarza, Powiem, jak każesz, lecz ty mi przysięgnij po dobrej rozwadze Bronić mnie zawsze ochotnie, osłaniać mnie słowem i czynem. Dobrze bowiem ja wiem, że władcę rozgniewam możnego, Pana wszystkich Argiwów, którego słuchają Achaje. Zbyt potężny jest król, gdy niższy go stanem —rozjątrzy...

Na to odparł-wróżbicie Achilles o nogach polotnych: „Dobrej bądź myśli i snadnie nam wyjaw swą wieszczą wyrocznię. Na Apollona, miłego Dzeusowi, Fojbosa, któremu Służysz, Kalchasie, i w jego imieniu tu nam prorokujesz, Nikt, dopóki ja żywię i ziemię oczyma oglądam, Nikt z Danaów nie zrobi ci krzywdy..."

Pa tym zapewnieniu Kalchas dopiero decyduje się wyjawić przyczyny gniewu Apollina.

Jeszcze trudniejsza jest sytuacja Tejrezjasza, tego, „co tajniki znał ziemi i nieba" w Królu Edypie, kiedy ma odsłonić królowi straszną prawdę — iż on jest zabójcą ojca i mężem własnej matki. Dopiero pod wpływem groźby i posądzeń, że wróżbita — jest zabójcą ojca Edypa, decyduje się wyjawić prawdę o przeszłości a nawet przepowiedzieć dalsze edypowe losy:

„Rzekłem, com rzec miał! Odchodzę — nie z lęku —

Przed tobą, królu, bom nie w twoim ręku.

Lecz wiedz, że czyjej domagasz się głowy

Jako winnego śmierci Lajosowej,

Jest tu; i synem — on, obcy rzekomo —

Wnet się okaże tebańskiego domu —

Na swe nieszczęście! Bo o kiju, ślepy,

Przez dzikie błąkać się będzie wertepy.

Braćmi mu własne okażą się dziatki,

On sam zaś — synem i mężem swej matki,

Zabójcą ojca i zasiewcą łanów,

Które on obsiał, Nad tym się zastanów!

A jeśli winnym okażę się błędu,

Niechaj mi za nic wróżby moje będą.

(Sofokles, Edyp królem 380 nn. (Sand.)

Jak świat wielki i jak długo istnieje, zawsze i wszędzie niepokój budziły jakieś tajemne moce, usiłowano spojrzeć w przyszłość, wyjaśniać niezwykłe:— jakoby — zjawiska przyrody, usiłowano tłumaczyć niepokojące sny, pojawianie się „duchów" osób zmarłych. Nie inaczej było i w Grecji: wróżbici, wieszczki, wyrocznie — wszystko pod znakiem i patronatem bóstw, przede wszystkim Apollina, cieszyły się zaufaniem i uznaniem, i zarówno w sprawach prywatnych jak i publicznych, państwowych szukano u nich rad i porad. Sztuka wróżbiarska — manteia — cieszyła się ogólnym zainteresowaniem i szacunkiem, ale też były różne jej poziomy. Dzisiaj, kiedy znów modną staje się parapsychologia, mogą rozpocząć się nowe badania nad antyczną manteją, ale jeżeli już w starożytności były trudności z odróżnieniem prawdy od fałszerstwa, to tym bardziej nie uda się ocenić działalności owych wróżbiarskich instytucji po wiekach, ani rozstrzygnąć, czy byli istotnie ludzie o jakichś szczególnych zdolnościach, o „szóstym zmyśle", •czy też wszyscy osławieni „magicy" byli po prostu sprytnymi •oszustami, stosującymi różne sztuczki szalbierzami.

Pliniusz Starszy, korzystając oczywiście z różnych źródeł, które znów swój początek mają zapewne w epoce hellenistycznej, kiedy to usiłowano odszukać wynalazców każdego zjawiska, podaje (nie licząc się z tym, żę źródła te sięgają do mitów), że „wróżby z lotu ptaków wymyślił Kar, od którego wzięła nazwę Karia;-wróżby z innych zwierząt dodał Orfeusz, wróżby z wnętrzności zwierząt ofiarnych — Delfos, wróżenie z ognia — Amfiaraos, wróżenie z wnętrzności ptaków — Tebańczyk Tejrezjasz, objaśnianie dziwnych zjawisk i snów — Amfiktion" (Hist. Nat. VII 202). Dane te mogą jedynie wskazywać na pochodzenie sztuki wróżenia! Tak powołanie się na pochodzenie wróżb z lotu ptaków z Karii, wskazuje, że Grecy przyjęli ten rodzaj wróżb ze wschodu; imiona innych „wynalazców" łączą się przeważnie z bogiem wyroczni i wróżb, Apollinem; Delfos — syn Apollina, któremu przypisywano założenie wyroczni w Delfach; Amfiaraos — również syn Apollina, czczony jako heros w Beocji; Amfiktion — miał zorganizować radę Amfiktionii delfickiej; najprawdopodobniej imię to wyprowadzono od amfiktionii"; już bowiem w Grecji archaicznej am-fiktiones — państewka sąsiadujące z Delfami — stworzyły ośrodek religijny, ustalając zasady zapewnienia gminie delfickiej niezależności i neutralności, co zapobiegało zawładnięciu skarbami świątyni przez dalszych sąsiadów i wykorzystywaniu jej wpływów,, które były niemałe i odgrywały wielką rolę w życiu politycznymi państw greckich. Kto był, czy mógł być wróżbitą, jeżeli odrzucimy określenie przypisywane im: „syn Apollina?" Wieszczek, wróżbita — mantis,. nie musiał posiadać jakiegoś wrodzonego daru przewidywania, zdolności wyjaśniania niezwykłych zjawisk, odczytywania wróżb z różnych znaków czy zachowania się stworzeń, lecz musiał mieć odpowiednie wykształcenie formalne, i wiadomości z wielu dziedzin, potrzebnych przy wykonywaniu obrzędowych czynności. Zawód ten pozostawał w jednej rodzinie, był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Zasadniczo dzielono wróżenie na naturalne — atechnos, polegające na wyjaśnieniu zjawisk zsyłanych jakoby przez bogów, a więc interpretacja snów czy' wyjaśnianie pojawiania się zjaw, duchów zmarłych itp. i wróżenie sztuczne — entechnos, które polegało na odczytywaniu wróżby z różnych,, ustalonych daną gałęzią wróżenia znaków. Wróżbici mieli pewne ustalone sposoby odczytywania tych znaków, ale mogli także do-wolnie je interpretować, i niewątpliwie dopuszczali się nieraz fałszowania wróżb. Wróżenie sztuczne obejmowało różne metody i sposoby: ornitomanteja — wróżenie z lotu ptaków wieszczych (wieszcz — mąntikos); pojawienie się jednych ptaków uważano za wróżbę pomyślną, jak tych, które były związane z jakimś bóstwem, np. orzeł — był posłańcem Zeusa, kruk — Apollina, sowa, wrona — Ateny itp. i te przynosiły dobrą wróżbę. Były jeszcze i okoliczności, w których znak zmieniał swe znaczenie. Pojawienie się sowy w dniu ślubu zapowiadało nieszczęście. Zależało także, z której strony ptaki się pojawiały; wróżbita znał także nasilenie głosu ptaków, gdyż i ono miało jakieś, wróżbicie tylko znane, znaczenie.

alektryomanteja — wróżenie z zachowania się kur przy jedzeniu.

ichtyomanteia — zasadniczo były to wróżby z zachowania się ryb w wodzie, ale rozszerzano ten rodzaj wróżenia na inne.stworzenia: węże, jaszczurki, myszy, pająki i inne.

hieroskopia— wróżenie z wnętrzności zwierząt; wróżbita potrafił odczytać na nich szczególne znaki dane przez boga; szcze-, gólnie ważną była tu wątroba.

¦pyromanteja—wróżono ze sposobu palenia się drewna, z płomieni, kierunku, w jakim unosił się dym itp.

hydromanteja — wróżono z wody; odbywały się te wróżby przy źródłach, obserwowano ruchy kawałków drewna lub włosów, które wrzucano do wody, albo w domu wrzucano do miski z wodą, niekiedy zmieszanej z mlekiem, różne przedmioty i pomyślny lub niepomyślny znak zależał'od tego, czy te przedmioty utrzymywały się na wodzie czy tonęły. *

tńeteoromantęja — wróżenie ze znaków atmosferycznych (błyskawice, grzmoty itp.).

kledonomanteja — obserwowano odruchy człowieka, poszczególne słowa, a nawet — dzwonienie w uszach lub kichnięcie.

ykleromanteja — wróżenie z ruchów przedmiotów, z ruchów kosza zawieszonego lub pierścienia zawieszonego na nitce (sposób' znany i dzisiaj), a także z kostek do gry.

chiromanteja — która utrzymała się do dnia dzisiejszego —¦ wróżenie z linii dłoni; i dzisiaj mamy chiromantów i chiromantki.

arytmomanteja — wróżenie z cyfr, liczb, z ich układów; początki kabalistyki, której' korzenie tkwiły w Babilonii; Horacy przecież przestrzegając adresatkę pieśni, by nie starała się poznać przyszłości mówi: „nie badaj liczb babilońskich". Były cyfry szczęśliwe — jak siódemka, liczba Apollinowa a potem pitagorej-ska, a także trójka i dziewiątka. O stosunku starożytnych do „trzynastki" — nic nie wiemy.

Główną gałęzią wróżb naturalnych było wyjaśnianie snów, onejromanteja — które przyszło podobno z Egiptu i przetrwało do wieku dwudziestego, oraz — również nieobca późniejszym wiekom — sztuka wywoływania duchów poprzez magiczne zaklęcia przy grobie zmarłego. Wróżbita — dowiadywał się od ducha o przyszłościj osoby zainteresowanej i potem przekazywał jej zebrane wiadomości od mieszkańca zaświatów.1

Szerszy zasięg miały wyrocznie, które były przy świątyniach, głównie Apollina, do których zwracano się i w sprawach prywatnych osobistych, ale także w sprawach państwowych; wysyłano nawet do wyroczni oficjalne poselstwa. Najstarszą grecką wyrocznią była wyrocznia Zeusa w Dodonie, gdzie kapłani formułowali wróżby wsłuchując się w szum liści dębu świętego, w szum wody źródła u stóp dębu i w odgłosy, dźwięki brązowej misy, ustawianej w pobliżu na kolumnie. Obok, na drugiej kolumnie był posążek chłopca, uderzał w nią prętem, który poruszał się pod wpływem podmuchu wiatru. Z tonów, jakie się odzywały, potrafili kapłani odczytać wróżbę.

Najsłynniejszą, nie tylko w Grecji, była wyrocznia w Delfach z wieszczką-kapłanką Pytią. W początkach powierzano tę funkcję młodej dziewczynie, z czasem przejęły ją kobiety starsze; wybierano na Pytię kobietę pięćdziesięcioletnią, pochodzącą z zacnej rodziny, występowała jednak dla zachowania tradycji podczas pełnienia swych obowiązków w strojach, jakie nosiły młode dziewczęta. Pytania zadawano kapłanom, ustnie lub na piśmie, te z kolei oni przedstawiali Pytii. Przed udzieleniem odpowiedzi obowiązywał Pytię post i rytualna kąpiel w źródle Kastalskim. Następnie zasiadała na trójnogu, odurzana dymem palonych liści wawrzynu — lauru, a więc drzewa poświęconego opiekunowi wyroczni — Apollinowi. Tradycja przekazuje, że w trans wprowadzały ją także skalne wyziewy, wydobywające się ze szczeliny, która była w podziemiu świątyni. Pytia, będąc w transie, wypowiadała urywane, nie zawsze zrozumiałe zdania, a kapłani układali z nich odpowiedzi, układając je w rytmie heksametru. W epoce hellenistycznej udzielano odpowiedzi w prozie. Oczywiście w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o sprawy państwowe czy społeczne, kapłani odpowiednio dostosowywali odpowiedzi do sytuacji dobrze im znanej: mieli bowiem rozrzuconą własną służbę informacyjną i orientowali się dobrze w sytuacji politycznej i stosunkach społecznych.

Działała także wyrocznia boga Asklepiosa w Epidauros, o niej jednak mówimy tam, gdzie jest mowa o medycynie i lecznictwie *. Obok oficjalnych, uznanych i szanowanych, wieszczków i wróżbitów pojawiali się ludzie obdarzeni jakoby szczególnym darem jasnowidzenia, robienia cudów itp. i wtedy powstawała trudność odróżnienia człowieka, który istotnie posiadał jakieś szczególne zdolności, od cudotwórcy — szalbierza. Ciekawą postacią był Apollo-niusz z Tyany, filozof, jakoby cudotwórca, żyjący w czasach cesarstwa rzymskiego, uznawany przez niektórych za pośrednika między bogami i ludźmi. Apolloniusza otaczała legenda, w której trudno oddzielić prawdę od fantazji8. Faktem jest, że był to człowiek wykształcony, autor dzieł filozoficznych, m.in. pisał O wróżbach, O wyroczniach. Dzieła Apolloniusza nie zachowały się, tylko tytuły wymienia księga SUDA. Natomiast zachował się żywot Apolloniusza pióra Filostrata (II/III wiek n.e.); autor mówi o nadprzyrodzonych* zdolnościach Apolloniusza, który mówił kilkoma językami, chociaż się ich nigdy nie uczył, chodził po wodzie, latał w powietrzu, wskrzeszał zmarłych itp. Może więc Apollo-niusz wykorzystywał swą wiedzę i używał jakichś „sztuczek", by zyskać sobie popularność, gdyż Lukian w dialogu Aleksander albo rzekomy prorok mówi wprost o „szalbierstwach" Apolloniusza z Tyany. Lukian wspomina Apolloniusza, ponieważ bohater jego dialogu, ów Aleksander, kształcił się i wychowywał u jakiegoś „lekarza-kuglarza", jak go Lukian nazywa, który był w bliskich stosunkach z cudotwórcą — szalbierzem Apolloniuszem. Aleksander, o którym pisze Lukian, w szalbierstwach przeszedł mistrzów, a w każdym razie nic nie miał wspólnego z zainteresowaniami filozoficznymi. Aleksander znalazł godnego siebie wspólnika, a „kiedy— pisze Lukian — zeszły się ze sobą dwa śmiałki... do łotrostw pochopne, wykombinowali sobie bez trudu, że życiem ludzkim ci dwaj władają tyrani: Nadzieja i Strach, i że kto jedno i drugie wyzyskać potrafi w krótkim bardzo czasie do bogactw dojść może. Wiedzieli oni, że... zarówno dla bojącego się, jak i dla spodziewającego się znajomość przyszłości w najwyższym stopniu potrzebna jest, i pożądana, że w ten sposób i Delfy kiedyś porosły w bogactwa, i Delos, i Klaros, gdyż ludzie przez tyranów — Nadzieję i Strach — nękani świątynie te tłumnie nawiedzali, tu o przyszłość dowiedzieć się pragnęli i w tym celu hekatomby składali, złote szaty w ofierze znosili..." (Aleksander albo rzekomy prorok 8).

.„Charakter owego Aleksandra — jak pisze Lukian dalej — był najdziwniejszą mieszaniną kłamstw, podstępów, krzywoprzysięstw, matactw; lekkomyślny, śmiały, ujmujący, budzący zaufanie, umiejący zręcznie maskować się... To pewne, że nie było człowieka, który by pierwszy raz zetknąwszy się z Aleksandrem, nie rozstał się z nim z przekonaniem, że jest to najzacniejszy z ludzi, najskromniejszy, a także najprostszy i bezpretensjonalny". Czyż nie są to cechy stałe, które utrzymały się poprzez wieki przy spry-ciarzach-oszustach?

Lukian szczegółowo opisuje szereg szalbierstw Aleksandra. O-pisy te świadczą,o bezgranicznej naiwności ludzkiej, która jest trwała i niezniszczalna. Oto kilka sztuczek Aleksandra. Chcąc zwrócić na siebie uwagę tłumów, odrywał rolę nawiedzonego świętym szałem, co na widzach robiło wrażenie czegoś nadnaturalnego, w takim udanym ataku toczyła mu się z ust piana; typowy objaw ataku, ale wywoływał ten efekt sztucznie „żując korzeń rośliny farbiarskiej, strution": Ale urządzał i większe widowiska. Tak np. zrobił przy pomocy swoich wspólników głowę węża tak skonstruowaną, że wysuwał się z niej język — za pociągnięciem włosienia. W nocy, w fundamentach budowanej świątyni gdzie był jakiś zbiornik wody, zanurzył w niej wydmuchane gęsie jajo, do którego włożył małego ledwo wylęgłego węża. Następnego dnia wpadł na rynek, z rozwianym włosem, nagi, tylko z przepaską złotą na biodrach, wszedł na ołtarz i wezwał ludzi, żeby przyjęli nowego boga, którym miał być uzdrawiający Asklepios. Na oczach tłumu wziął naczyńko, zanurzył je w wodzie, wydobył jajko, głosząc, że już ma Asklepiosa. Zgniótł jajko i pokazał wszystkim na dłoni małego węża — jak wiadomo poświęconego Asklepiosowi. Wystarczyło to, by tłum oszołomiony uwierzył w cudotwórcę i jego kontakty z bogami. Po kilku dniach pokazywać miał już przygotowanego sztucznie wykonanego węża, którego głowie nadal nieco rysów ludzkich i głosił, iż to tamten znaleziony wąż tak szybko urósł. „A teraz — pisze Lukian — wyobraź sobie izdebkę maleńką, nie bardzo jasną, i napływający tłum ludzi podnieconych, przerażonych i nadziejami oszołomionych! Czyż nie musiało się im przy wchodzeniu do wnętrza czymś cudownym wydawać, że z małego co dopiero gada w ciągu kilku dni tak ogromny wyrósł wąż, i to o twarzy ludzkiej, łaskawy!... Przedstawienie takie nie raz jeden, ale kilkakrotnie podobno ohydny ten człowiek urządzał, zwłaszcza, gdy jacyś bogacze świeżo się pojawili". Występował również ów Aleksander w roli wyroczni: zbierał pytania wypisane na tabliczkach, zawiązanych i opieczętowanych. Miał sposoby, by pieczęć nieuszkodzoną usunąć i z powrotem nałożyć, więc też zainteresowani zastanawiali się: „Skąd by on mógł znać to, co ja mu dałem starannie ubezpieczone trudnymi do podrobienia pieczęciami, gdyby nie był naprawdę wszystkowiedzącym bogiem? Wyznaczona też była taksa za każdą wyrocznię: drachma i dwa obole. A nie myśl, że była ona niska, a dochód z tego mały. Dochodził on siedemdziesięciu do osiemdziesięciu tysięcy drachm rocznie, gdyż ludzie tak byli nienasyceni, że po dziesięć i po piętnaście zamawiali odpowiedzi. Aleksander wykazał także zdolności organizacyjne, gdyż — czytamy dalej — „zbierając zaś gotówkę, nie obracał jej jedynie na swój użytek ani też nie gromadził skarbów, lecz miał już wielu współpracowników, pomocników, agentów, układaczy proroctw, archiwistów, sekretarzy, urzędników i każdemu odpowiednią płacił pensję".

Aleksander działał na terenie Jonii, Cylicji, Paflagonii, Galacji, ale dotarł także do Italii i do Rzymu, gdzie miał odwagę urządzać „dla wtajemniczonych" nawet uroczystości związane z imieniem bogów Apollina, Asklepiosa i innych. Uroczystość otwierało wezwanie Aleksandra: „Jeżeli jakiś niedowiarek, chrześcijanin lub epikurejczyk4 przyszedł szpiegować obrzędy tajemne, niech się stąd zabiera, wierni zasię niechaj dla swego dobra biorą udział w świętych obrzędach boga!" Po czym następowało wypędzanie, które on inicjował słowami: „Precz z chrześcijanami"! A tłum wtórował mu krzykiem: „Precz z epikurejczykami". Uroczystości, na które składały się widowiska przedstawiające sceny z życia bogów, trwały kilka dni. A dalej czytamy u Lukiana: „Bezczelności nielada ze strony Aleksandra czyż i to nie jest poważnym dowodem, że zwrócił się do cesarza z żądaniem zmiany nazwy Abonuteichos6 na Jonopolis i wybicia nowej monety, przedstawiającej z jednej strony Glykona6, a z drugiej Aleksandra z godłem dziada jego Asklepiosa..." Istotnie za rządów Werusa (od r. 161 n.e.) wybijano monety z napisem JONOPOLEITON I GLY-KON! a podobizna węża z głową ludzką utrzymywała się na monetach do III wieku n.e.

Przepowiedział sobie Aleksander, że żyć będzie sto pięćdziesiąt lat, a zginie od pioruna. I ta jego przepowiednia nie spełniła się, gdyż zmarł w wieku siedemdziesięciu pięciu lat; śmierć jego uczcili jego zwolennicy i wielbiciele igrzyskami pogrzebowymi'. Poza wiarą we wróżbitów, wieszczków, wyrocznie — oficjalnie przez religię i państwo uznane i nawet nakazane, poza wiarą w cuda dokonywane przez szalbierzy — cudotwórców w rodzaju przedstawionego tu Aleksandra, która tłumaczy się psychologią tłumu,, pozostaje jeszcze zabobonność, często ludowa, lokalna, przechodząca z pokolenia na pokolenie wiara w moc uniknięcia nieszczęścia przez unikanie jakichś znaków albo przez zapobieganie im w naiwny, prymitywny sposób. I znowu możemy stwierdzić, zabobon jest wieczny, zabobon nie umiera. Teofrast ów doskonały znawca ludzi wśród różnych „charakterów" przedstawia i człowieka zabobonnego8. Jest to ciekawy dokument, bo także dzięki niemu możemy stwierdzić, że coś niecoś przetrwało z tych zabobonów... do wieku XX. U Greków złą wróżbą było, gdy przebiegła drogą jłasica, w wieku dwudziestym zastępuje ją — kot; Grecy uważali za feralny czwarty i dwudziesty czwarty dzień miesiąca (prawdopodobnie nie wszędzie), w naszych czasach niektórzy unikają trzynastki. A o takich właśnie zabobonach pisze Teofrast: „Bez wątpienia ¦ uważać można zabobonność za lęk przed czynnikami nadprzyrodzonymi. A człowiek zabobonny to ktoś taki, kto np. w Święto Dzbanów9 po umyciu rąk i pokropieniu się wychodzi z świątyni z gałązką laurową w ustach i tak spaceruje cały dzień. Jeśli mu łasica przez drogę przebiegnie, nie ruszy się z miejsca, dopóki ktoś inny go nie wyminie albo dopóki trzech kamieni na drogę nie rzuci. Zobaczył węża w domu: jeśli to wąż brunatny, Sabadzajosa 10 wzywa, jeśli zaś wąż święty, natychmiast stawia w tym miejscu ołtarz. ...Niech no mysz przegryzie dziurę w worku z mąką, już śpieszy do wróżbity, pyta, co ma robić. A skoro ten mu radzi, żeby dał worek załatać do rymarza, nie chce słuchać, tylko pędzi składać przebłagalną ofiarę. ...Kiedy gdzieś w drodze usłyszy wołanie sowy, przerażony „Atena potężniejsza" woła i uchodzi n. A kiedy mu się coś przyśni, pędzi do wykładaczy snów i do wieszczków, i do tych, co z lotu ptaków wróżą, i zadręcza ich pytaniami, do którego boga się modlić albo bogini. ...Na widok obłąkanego lub. epileptyka otrząsa się j spluwa w fałdy płaszcza" (Teofrast, Charaktery XVI).


O WRÓŻBIARSTWIE W RZYMIE

„...Jeżeli spotka cię coś nowego lub dziwnego, dociekaj, o ile będziesz mógł, przyczyny; a jeśli jej nie znajdziesz, miej jednak za rzecz ustaloną, że nic nie mogło stać się bez przyczyny. Niepewność zaś, której nabawiła cię niezwykłość zjawiska, odpędzaj świadomością, że zostaje ono w zgodzie z naturą. Wtedy nie zatrwoży cię ani hurkot w ziemi, ani rozstąpienie się nieba, ani kamienny czy krwawy deszcz ani przelot gwiazdy, ani widok pochodni na niebie... Bo nic nie może się stać bez przyczyny i nie dzieje się nic takiego, co dziać się nie może. A jeśli stało się to, co się stać mogło, nie trzeba widzieć w tym jakiegoś dziwu. Nie ma więc „dziwów". (Cyceron, O wróżbiarstwie II 28)

U Rzymian zabobonność i wiara w niezwykłe, jakoby nadT przyrodzone, znaki, które Cyceron „dziwami" nazywa, była nie mniejsza niż u Greków. Wystarczy przejrzeć kilka ksiąg historii Liwiusza, by stwierdzić, że niemal każdą klęskę zapowiadały jakieś złowieszcze —- jak uważano — znaki, np. deszcz krwawy lub z kamieniami, pojawianie się jakichś postaci, poruszanie się posągów, i wiara ta utrzymywała się poprzez długie wieki; trzeźwe głosy, w rodzaju Cyceronowych, nie oddziaływały- nie tylko na masy ale nawet na oficjalne czynniki; a może tym ostatnim zależało właśnie na utrzymaniu w masach wiary w moce nadprzyrodzone. Waleriusz Maksimus w wieku I n.e. w zbiorze opowiadań Pamiętne powiedzenia i czyny (Facta et dicta memorabilia) dzieli „znaki", z których odczytywano przyszłość na: 1. wróżby z lotu ptaków—'auspicia; 2. znaki wróżebne — ominą; 3. niezwykłe zjawiska wróżebne — prodigia; 4. sny — somnia; 5. cuda — miracula: 6. zabobony — superstitiones (I, 4 nn.). Każdą z tych grup autor ilustruje kilkoma przykładami z historii Rzymu i obcych krajów. Ponieważ same nazwy budzą wątpliwości, czym różnią się jedne znaki od drugich, przytoczymy przykłady za Waleriuszem Mak-simusem. O wróżbach z lotu ptaków, które odegrały ważną rolę już podczas zakładania Rzymu, będzie jeszcze mowa, ale przytoczony przykład świadczy, że była to jedna z form wróżenia znanych w Italii od czasów najdawniejszych, a równocześnie jest dowodem, że i ten, usankcjonowany sposób stosowania wróżb mógł być niejasny i dowolnie, zależnie-od interesów zasięgających je, interpretowany. Ponieważ założyciele Rzymu byli bliźniakami i wiek nie mógł decydować, który z nich obejmie władzę w powstającym mieście, postanowili z lotu ptaków, za pośrednictwem wróżbitów, poznać wolę bogów. Remusowi pierwszemu ukazał się znak — sześć sępów, ale kiedy ogłoszono już wynik wróżby przyznający mu władzę, Romulusowi ukazało się dwanaście sępów. Wtedy stronnicy Remusa jego uznali przyszłym władcą, a ci, którzy sprzyjali Romulusowi w nim widzieli króla; jedni uważali, że decyduje czas ukazania się ptaków, drudzy — że ich liczba. Doszło do zamieszek, ,bójki, w tłumie ugodzony zginął Remus *. Jest to mniej znana, lecz bliższa prawdy wersja o śmierci Remusa.

Znakiem wróżebnym — omen mogło być wypowiedziane i przypadkowo przez kogoś usłyszane słowo lub zdanie, z którego poza właściwym jego znaczeniem, wyprowadzano jakąś przepowiednię przenosząc je na inną sytuację; tak np. kiedy konsul Lucjusz Emi-liusz Paulus przed wyruszeniem na wojnę macedońską z królem Perseuszem (łacińska forma Perseus obok Perses) przyszedł do domu, córeczka jego oznajmiła mu: „Perses nie żyje"; chodziło o psa imieniem Perses, jednak ucieszony konsul przyjął to jako pomyślną wróżbę — omen: istotnie odniósł zwycięstwo (r. 168 p.n.e.), Perseusz dostał się do niewoli rzymskiej, gdzie po dwóch latach zmarł. Kiedy znów senat po zniszczeniu Rzymu przez Gal-lów rozważał, czy odbudowywać mury i pozostać w mieście czy też przenieść się do miasta Weje, usłyszano dochodzący z dala donośny głos centuriona, który wydawał rozkazy chorążemu: „Za- * trzymaj się; zostajemy tutaj!" pod wpływem tych przypadkowo usłyszanych słów i odnoszących się do innej sytuacji, uchwalono, by ludność pozostała w Rzymie.

Zjawiskiem niezwykłym, prodigium, mogło być nagłe pojawienie się płomieni, wystąpienie wody z brzegów, niespodziewane ukazanie się węża, kamienie spadające w strumieniach deszczu, a nawet — zwierzę przemawiające ludzkim głosem! Waleriusz Maksimus m.in. przykładami przytacza za Liwiuszęm szereg niezwykłych zjawisk, jakie miały się pojawiać podczas drugiej wojny punickiej, kiedy to w początkach Rzymianie ponosili jedną klęskę po drugiej; Liwiusż jednak zastrzega, że podobno było wiele niezwykłych znaków, ale jak bywa w sytuacji, kiedy wszystkich •ogarnia panika, plotkom dawano wiarę bezkrytycznie: były pogłoski, że półroczne niemowlę na forum zawołało „triumf", i że przyszło na świat dziecko z głową słonia, że na targowicy, gdzie sprzedawano bydło, krowa weszła na trzecie piętro szerząc panikę i stamtąd rzuciła się na dół; na niebie miał się ukazać obraz okrętu, piorun uderzył w świątynię bogini Nadziei, a na świątynię Junony zleciał kruk! Takie to i tym podobne „dziwy" przytacza ¦krytycznie Liwiusz (XXI 62) i bezkrytycznie Walerinsz Maksimus. Że wiara w sny istniała (i istnieje) jest rzeczą ogólnie znaną, pozostają jeszcze cuda — miracula, które Waleriusz Maksimus tak objaśnia: „Różne rzeczy spotykały ludzi w dzień i na jawie, a także w ciemnościach i we śnie. Ponieważ trudno rozpoznać, skąd się wzięły albo na jakich zasadach, co było ich przyczyną, słusznie nazywają się cudami. Jest takich przykładów mnóstwo, cały stos". Wybierzmy jeden przykład z tego stosu, by zorientować się, czym różni się cud od prodigium. Kiedy Rzymianie zdobyli miasto Weje, żołnierze mieli na rozkaz wodza przenieść do Rzymu posąg Junony Monety — Junony Dobrej Rady. Jeden z żołnierzy żartem zapytał boginię, czy chce przenieść się do Rzymu; bogini odpowiedziała: „chcę^I wreszcie zabobonność — lęk przed grożącym niebezpieczeństwem i wykonywanie jakichś właśnie przez zabobon zaleconych czynności, by temu złu zapobiec. Ale zdarzało się, że śmiałą decyzją przełamywano przesąd, wykazując tym samym jego bezsens. Tak Aleksander Wielki „rozwiązał" węzeł gordyjski, przecinając go mieczem, tak Lucjusz Emiliusz Paulus odważył się wbić siekierę w bramę świątyni Izydy i Serapisa, kiedy senat wydał uchwałę, by świątynię zburzyć, a żaden z rzemieślników nie miał odwagi przystąpić do rozbiórki budowli, czując lęk przed znieważeniem świętości (Wal. Maks., I 3, 4). Jeżeli uwzględnimy, ¦że Waleriusz Maksimus pisał w wieku I n.e., to musimy stwierdzić, że stanowisko Cycerona, -a zapewne nie był on wyjątkiem, nie przekonało ogółu. Przecież jeszcze w Żywotach Cezarów Sweto-«iusza roi się od przeróżnych złowieszczych znaków, zwłaszcza poprzedzających śmierć każdego z cesarzy. A jeżeli wierzono, że owe niezwykłe znaki mają jakieś znaczenie, należało zasięgać wróżb.

Rzymianie mieli swoje własne sposoby wróżenia, przeważnie przejęte od Etrusków, u których sztuka ta była bardzo rozwinięta, ale przejęli także niektóre od Greków; tak np. wiarę w wyrocznię Apollina w Delfach, przyjęto bardzo wcześnie, gdyż według świadectwa Liwiusza, który korzysta z wczesnych źródeł, ostatni król Rzymu, Tarkwiniusz Pyszny, wysłał swych synów z jakimiś pytaniami do wyroczni delfickiej: a działo się to przed r. 510 p.n.e.

Jednak zasiąganie wróżb, wyjaśnianie wróżebnych znaków miało zupełnie inny charakter aniżeli w Grecji. Tam wszelkie tego rodzaju sprawy rozstrzygali wróżbici i wyrocznie, w Rzymie — mógł dokonywać „wróżenia" każdy obywatel: w sprawach prywatnych, rodzinnych, gospodarczych — pan domu czy ktoś z rodziny, w sprawach państwowych — odpowiedni urzędnik; niezależnie od tego byli i kapłani-wróżbici; byli to tzw. augurowie — augures i haruspikowie — haruspices. Sztuka wróżenia haruspików przyjęła się z Etrurii, gdzie była najbardziej rozwinięta. Ich system wróżbiarski był nader skomplikowany, a miał na celu umożliwienie zainteresowanemu poznanie woli bogów czy boga i znalezienie sposobu na uniknięcie zagrażającego mu nieszczęścia czy niebezpieczeństwa. Etruskowie zresztą przejęli też wiele ze zwyczajów ze Wschodu, m.in. wróżenie z wnętrzności zwierząt ofiarnych, a przede wszystkim z wątroby. Według wierzeń etruskich,, przyjętych z wierzeń wschodnich, każdej sferze nieba, których było czterdzieści, odpowiadała określona część wątroby. Robiono więc modele wątroby podzielone na czterdzieści części, z których ustalona część odpowiadała pewnej sferze nieba. Wśród zabytków kultury materialnej znajdują się takie modele wątroby; znaleziono np. model etruski w Placencji, wykonany z brązu, podobny do modeli znalezionych w Mezopotamii. Znano i ten rodzaj wróżenia i inne, jak wróżby z uderzeń piorunów i innych zjawisk atmosferycznych czy z lotu ptaków. Tę ostatnią formę wróżenia bardzo rozwinęli Rzymianie, którzy nie zrezygnowali i z innych jego rodzajów.

W Rzymie z wnętrzności zwierząt ofiarnych wróżyli haruspikowie, pochodzący z Etrurii: badali serce, płuca, a przede wszystkim, o czym już była mowa, wątrobę zwierzęcia; jeżeli znaleziono „znaki" pomyślne, obnoszono zbadane przez haruspika wnętrzności trzykrotnie dookoła ołtarza, na którym spalano ofiarny placek. Do obowiązków haruspików należało także rytualne oczyszczanie miejsca, w które uderzył piorun.

Haruspikowie nie cieszyli się jednak w Rzymie takim zaufaniem i szacunkiem jakaugurowie; Cyceron pisze, że „haruspikowie mają tyle szczęścia, że „czasami" zdarza się „przypadkowo" nawet to, co oni przepowiedzieli (O wróżbiarstwie II 32). Katon również nie traktował ich praktyk poważnie i dziwił się, jak. ha-ruspik patrząc na swego kolegę-haruspika może powstrzymać się od śmiechu. Haruspikowie nie mieli nawet swojego zrzeszenia jak augurowie czy kapłani, dopiero cesarz Klaudiusz utworzył kolegium haruspików, złożone z 60 członków, w skład którego wchodzili przede wszystkim Etruskowie^ ale byli także Rzymianie.

Zupełnie inne stanowisko mieli augurowie, zwani także aus-pikami — auspices — obserwujący ptaki; tworzyli oni kolegium2, a wybierano ich drogą kooptacji. Do obowiązków augurów nie należało, tak jak w Grecji do obowiązków kapłanów składanie ofiar, gdyż oficjalne składanie ofiar, w imieniu władz, należało do urzędników, a prywatnych — do głowy domu. Augurowie mieli odczytywać wolę bogów z różnych znaków, przede wszystkim — 7. lotu ptaków.

Augur występował oficjalnie w specjalnym stroju, którym była strojna, haftowana toga — trabea; symbolem jego władzy i godności była zakrzywiona laska — lituus, która była nie tylko atrybutem wróżbity, ale też potrzebna mu przy dokonywaniu czynności związanych z wróżeniem. Przy wstępnych formalnościach odmawiano modlitwy, formułki religijne — auguracula, gdyż akt wróżenia odbywał się według ściśle określonych reguł. Na wyznaczonym miejscu na Kapitolu augur zakreślał przestrzeń zamkniętą w ramach kwadratu, zwaną templum; boki kwadratu były skierowane od wschodu do zachodu i od południa ku północy. Na tak wyznaczonym miejscu ustawiano namiot, skierowując jego wejście na południe. Augur zasiadał przed namiotem, wyznaczał swą laską symbolicznie podobną przestrzeń dla znaków — templum — na niebie i czekał na ukazanie się ptaków albo innych znaków, jakie mieli zesłać bogowie. Obrzędom tym towarzyszyła bezwzględna cisza, milczenie religijne — silentium. Za pomyślne uznawano znaki, które ukazywały się po lewej stronie augura, tzn. od wschodu, znaki od strony przeciwnej — uchodziły za niepomyślne; okoliczności czy warunki wróżb były więc inne aniżeli u Greków: tam interpretowano znaki pojawiające się od strony prawej, zachodniej 7— jako pomyślne, a od strony lewej — niepomyślne.

Jeżeli odbywano auspicia w związku z jakąś zaplanowaną czy przewidywaną czynnością (zwołanie zgromadzenia, załatwienie jakiej urzędowej sprawy, wyprawa wojenna) i wróżba okazała się niepomyślna, sprawę odraczano, by w oznaczonym terminie aus-picja powtórzyć. Niewątpliwie w wielu wypadkach, zwłaszcza gdy chodziło o jakieś rozgrywki osobiste, stanowiska ii., augur był poinformowany na jakich wynikach wróżby komu zależy, i mógł stosownie do tego, z kim bardziej się liczył, wróżbami odpowiednio kierować, a możliwość odroczenia sprawy i powtórzenia auspicjów ułatwiało mu panowanie nad sytuacją.

Rzymianie podobnie jak Grecy obserwowali lot ptaków, kierunek lotu, zwłaszcza gdy był to sęp, kruk, albo wrona, wróżono z lotu i głosu ptaków, niekiedy tylko z głosu. Obserwowano także poziom lotu, gdyż poziom wysoki miał być znakiem pomyślnym. 1 Rozpowszechnioną formą wróżenia była obserwacja zachowania się „świętych kur" przy jedzeniu; były to tzw. auspicia pullaria (pullus — kurczę). Wróżby te zwane też auspicia ex tripudiis należały również do obowiązków augurów; pomocnicy ich, pullarii, przynosili klatkę z kurami, którym sypano ziarno. Jeżeli kury rzucały się chciwie na ziarno, wróżba była pomyślna, jeżeli zachowywały się wobec jedzenia obojętnie — znak był niepomyślny. I tutaj mogli kapłani dostosować wyniki wróżby do interesów zasięgającego wróżby; po prostu — albo głodzono kury przez dłuższy czas, albo karmiono je do syta, tak że już zachowywały się obojętnie wobec ziarna. Podobno jednak podczas pierwszej wojny punickiej Publiusz Klaudiusz Pulcher przed stoczeniem bitwy morskiej zgodnie z tradycją miał zażądać wróżb z zachowania się „świętych kur"; kiedy pomocnik augura, pullarius, oznajmił, że kury w ogóle nie chcą wyjść z klatki, Klaudiusz w gniewie kazał je wrzucić do morza, wołając: „jak nie chcą jeść, to niech piją". Akcja Klaudiusza, jak wiadomo, spotkała się z niepowodzeniem, a więc nie tylko haruspikowie, ale i „święte kury" miały to szczęście, że niekiedy wróżby ich się sprawdzały...

Stosowano także wróżby z zachowania się zwierząt (przeprowadzano je również na wyznaczonej przestrzeni -— templum), ale już w wieku I p.n.e. zaniechano je. .

Najmniej zaufanja budziła interpretacja znaków przypadkowych, niespodziewanych, chociaż te właśnie były przeważnie jak najbardziej naturalne i wytłumaczalne; ale też te właśnie znaki były najczęściej sprytnie wykorzystywane na korzyść lub niekorzyść zainteresowanego, często przy współudziale augura, albo nawet bez jego interwencji. Takim bowiem „znakiem wróżeb-nym", np. podczas zasięgania auspicjów, i to znakiem niepomyślnym mógł być nagły okrzyk wydany przez kogoś z obecnych, kichnięcie, pisk myszy; wystarczyło, ażeby wiatr zdmuchnął płomień lampki, żeby spadł jakiś przedmiot, żeby kapłan wygłaszający formułkę religijną zająknął się — a już każdy z urzędników mógł zgłosić zastrzeżenia co do formalnego i pomyślnego przebiegu wróżb. Ponieważ dawało to okazję do kierowania wróżbami zależnie od czyichś interesów, zakazano niższym urzędnikom (którzy mogli być podstawieni z odpowiednimi zaleceniami przez swoich przełożonych) zwracać uwagę na owe „nieprzewidziane znaki". A przecież auspicja odbywały się przed każdym ważnym dla państwa wydarzeniem: przed powierzeniem nowemu kandydatowi godności urzędniczej, przed wyprawą wojenną. Rolę greckich wyroczni spełniały w pewnym stopniu w Rzymie księgi sybillińskie, urzędowy zbiór przepowiedni, .odnoszący się do spraw państwowych. Imię Sybilla wydawano wieszczkom i kapłankom w miastach greckich (m.in. w Delfach, na Samos, w Reretrii). Platon mówi o jednej Sybilli, o Sybillach — mówi Arystoteles i Arystofanes, a w Rzymie — Warron — o dziesięciu. Bo były też Sybille italskie, np. w Tibur (Tivoli), lecz najsławniejszą była Sybilla w Kumę w Kampanii; według legendy czy tradycji król Tarkwiniusz Sta-' ry (Tarąuinius Priscus), miał kupić za wysoką cenę część jej przepowiedni; zbiór ten łącznie z proroctwami Sybilli z Tibur i z przepowiedniami zwanymi carmina Marciana miał stanowić urzędowy zbiór proroctw przechowywany w świątyni Jowisza na Kapitolu; kiedy w r. 83 p.n.e. zbiór ten spłonął sporządzono nowe księgi przepowiedni, które specjalne poselstwa przywiozły z różnych wyroczni i z Sycylii. Nowe księgi proroctw złożono w świątyni Apollina na Palatynie. Z ksiąg tych nic się nie zachowało. Kto miał dostęp do owych przepowiedni, jeżeli miały one charakter oficjalny, urzędowy, i dotyczyły spraw państwowych? Otóż gdy senat podejmował jakieś nowe przedsięwzięcie, gdy groziła wojna lub jakieś inne niebezpieczeństwo, kapłani zwani sacerdo-tes albo interpretes Sibyllini, zrzeszeni w kolegium4 złożonym z 10 potem 1«5 członków mieli dostęp do tych ksiąg i zadaniem ich było na żądanie senatu, w obecności wyższych urzędników, znaleźć w przepowiedniach odpowiednie rady i wskazówki; niekiedy nakazywali złożyć odpowiednie ofiary określonym bóstwom dla odwrócenia niebezpieczeństwa.

Nieobce też były Rzymianom, o czym była już mowa, praktyki zabobonne, i to zarówno na wsi jak i w mieście. Niewątpliwie było wiele zabobonów ludowych, ale do rozszerzenia tych praktyk przyczyniły się wpływy wierzeń wschodnich, chaldejskich czy egipskich. Były to praktyki jak najbardziej prywatne; wierzono i w skutki rzucania czarów i w zapobieganie im przez wygłaszanie różnych formułek, noszenie przy sobie talizmanu itp. Wśród ludowych wierzeń znajdziemy znaną z zabobonów innych ludów wiarę w możliwość wywołania czarami uczucia miłości, sprowadzenia na gospodarstwo sąsiadów niszczącej plony ulewy, możliwość pozbawienia krów czy kóz mleka itp. Zapobiegano złym wpływom czarów używając amuletów i symboli, które miały odwracać uroki (tzw. znaki apotropaiczne). Przykładem stosowania złych zaklęć może być napis zachowany na tabliczce ołowianej, zawierający przekleństwa zakochanej dziewczyny przeciwko rywalce: Tabliczka pochodzi z I wieku p.n.e. Tabliczki takie ze złorzeczeniami porzucano na grobie przestępcy lub zakopywano:

Tak, jak ten, który tutaj został pochowany, nie może mówić ani rozmawiać, tak niechaj Rodine będzie zmarłą dla Marka Liciniusza Faustusa i niechaj nie może mówić ani rozmawiać. Tak jak ten

zmarły nie został przyjęty ani przez bogów ani przez ludzi, tak niechaj Rodine zostanie przyjęta przez Marka Liciniusza i niechaj tak dobrze się czuje jak ów zmarły, który tutaj leży pochowany. Ojcze Plutonie, polecam ci Rodinę, ażeby ją na zawsze znienawidził Marek Liciniusz Faustus.

Nie dziwi nas, źe utrzymywały się zabobony w wieku I p.n.e. i znacznie później, bo i Horacy wspomina o ponurych praktykach znanych w Rzymie czarownic, które do swoich zabiegów używają kukieł z wełny, z, wosku, zakopują w ziemi żmije zęby, zbierają zioła, i poeta stwierdza, że „wielkie są kłopoty z czarami, gusłami, co myśl zdrowych osób mącą: a tych dotychczas wytępić nie sposób!" (Satyry I 8).

Dziwić nas jednak i zastanawiać może, że utrzymywała się ta wiara w sny, w znaki nadprzyrodzone przez cały okres cesarstwa, przy tak wysokim poziomie kultury, wiedzy, kiedy rozważano problemy filozoficzne, dyskutowano, pogłębiano. A przecież w Żywotach Cezarów Swetoniusza niemal każdą klęskę, a przede wszystkim śmierć cesarza poprzedzają różne nadprzyrodzone znaki albo wróżebne sny. Wiadomości te musiały być nie -tylko rozgłaszane, ale i zapisywane, jeżeli Swetoniusz je wykorzystuje; wprawdzie często dodaje od siebie „mówiono", „podobno", „rozeszła się plotka" itp. ale korzysta z materiałów, które te informacje musiały zawierać i ponadto w niektórych wypadkach powołuje się na źródło, na świadka, jak np. mówiąc o znakach zapowiadających śmierć Cezara: „Żeby nikt nie myślał, że to jakaś bajka lub zmyślona plotka, powołuje się na Korneliusza Balbusa, jednego z najbliższych przyjaciół Cezara". A znaków tych miało być wiele: i wy-' przedzały znacznie tragiczne wydarzenia. Otóż na kilka miesięcy przed śmiercią Cezara w Kapui podczas burzenia starych grobowców robotnicy znaleźli w grobowcu Kapysa, założyciela Kapui, tabliczkę, na której była przepowiednia, że kiedy zostaną poruszone kości Kapysa, zginie potomek Julusa; konie Cezara, które miał poświęcić bóstwom Rubikonu, nie chciały jeść i płakały; wróżbita Spurinna na podstawie znaków zaobserwowanych podczas składania ofiar, przestrzegał go, żeby w Idy marcowe nie szedł na posiedzenie senatu. W przeddzień śmierci sam Cezar miał sen, że unosi się w górę, ponad obłoki, a potem, że podaje dłoń Jowiszowi. Również żonie jego Kalpurnii przyśniło się, że przy niej mordują Cezara; pod wpływem tego snu i wróżby Spu-rinny błagała męża, ażeby w tym dniu nie szedł na posiedzenie senatu.

Oktawianowi Augustowi wróżby zapowiadały wspaniałą przyszłość. Kiedy był po raz pierwszy konsulem, podczas zasięgania wróżb z lotu ptaków ukazało mu się — podobnie jak ongiś Romu-lusowi — dwanaście sępów, a wątroby zwierząt ofiarnych zapowiadały pomyślność i wielkie osiągnięcia. Swetoniusz również bez żadnych ^zastrzeżeń podaje, że przed każdą bitwą i ważnymi zmianami otrzymywał niezwykłe znaki:. kiedy na namiocie Augusta siadł orzeł i równocześnie ukazały się dwa kruki, z którymi ptak Jowiszowy stoczył walkę, pokonując je, przewidywano, że między triumwirami dojdzie w przyszłości do rozłamu i August jeden wyjdzie zwycięsko. Przed bitwą pod Filippi, jakiś mieszkaniec Tesalii wyznał Augustowi, iż widział zjawę Cezara, co zapowiada zwycięstwo Augusta. Również śmierć Augusta miały poprzedzić niezwykłe znaki.

Wiele też znaków poprzedziło śmierć Tyberiusza: przywieziono do Rzymu z Syrakuz posąg Apollina, ażeby umieścić go w bibliotece przy świątyni tegoż boga na Palatynie i ten bóg oznajmił —- nie wiemy, jak, kiedy i komu — że Tyberiusz już nie będzie przy poświęceniu posągu. Za złowieszczy znak uważano i to, że na kilka dni przed śmiercią cesarza — podczas trzęsienia ziemi! — zawaliła się wieża latarni morskiej na Kapri; było tę istotnie równie niezwykłe zjawisko jak i to, że w .Misenum popiół z zarzewia — podobno już ostygły — wieczorem rozżarzył się pełnym płomieniem. Inny znów rodzaj znaków, które mogła stworzyć fantazja ludzka, miały poprzedzić śmierć szalonego Kali-guli, o czym z całą powagą pisze Swetoniusz: „Liczne znaki zapowiedziały morderstwo, jakiego miano dokonać: Otóż Kaligula nakazał zdemontować posąg Jowisza w Olimpii i przywieźć do Rzymu. Podczas prac posąg wybuchnął głośnym śmiechem, rusztowania zawaliły się, co odstraszyło robotników od dalszej pracy. W Idy marcowe uderzył piorun w Kapui w Kapitol, a w Rzymie w święty obszar Apollina. Nawet i to, że dzień przed śmiercią podczas składania ofiar krew flaminga obryzgała Kaligulę odczytano po jego śmierci jako znak wróżebny. Śmierć Klaudiusza miała zapowiedzieć kometa i uderzenie pioruna w posąg jego ojca, Druzusa.

Nerona zaś prześladowały złowieszcze sny, a po śmierci jego matki Agrypiny przyśnił mu się okręt, którym on kierował — lecz okręt był pozbawiony steru; sen ten łatwo można było wytłumaczyć, gdyż przecież pierwsza próba pozbawienia życia Agrypiny polegała na usiłowaniu utopienia jej skutkiem upozorowanego rozbicia się statku, który był odpowiednio w tym celu skonstruowany. Za zapowiedź nieszczęść uważano również szereg znaków, m.in. i to, że w dniu Kalend styczniowych runęły posągi Larów. W żywotach innych cesarzy powtarzają się podobne znaki i zapowiedzi nieszczęść, które Swetoniusz pilnie odnotowywał, lecz chyba najwięcej przytoczył ich w żywocie znienawidzonego przez Rzymian Domicjana.

Nie należy się dziwić, że mimo głosów filozofów tradycje starorzymskie utrzymywały się, jakkolwiek odbicia ich w moralności Rzymian później rzeczypospolitej i cesarstwa nie można odnaleźć. Jednak decydowały tutaj czynniki oficjalne, które broniły tradycji. Przecież cesarz Klaudiusz, który usiłował uchodzić za kontynuatora polityki Oktawiana Augusta, bronił instytucji wróżbitów. „Referując w 'senacie sprawę dotyczącą kolegium wróżbitów, wywodził, że nie godzi się przez niedbalstwo doprowadzić do upadku najdawniejszej w Italii nauki. Często w czasach dla państwa krytycznych przyzywano wróżbitów, a za ich wskazówką wznawiano kulty i potem ściślej ich przestrzegano; przedniejsi z Etrusków już to z własnego popędu, już to z podniety senatu rzymskiego zachowali tę wiedzę i zaszczepili ją w swoich rodzinach. Do dziś uprawia się ją opieszałej z powodu ogólnej obojętności dla pożytecznych sztuk i skutkiem wzmagania się obcych zabobonów. Wprawdzie na razie ogólna sytuacja państwa jest pomyślna, lecz za łaskawość bogów należy w ten sposób wdzięczność okazać, żeby świętym obrządkom, jakich się w niebezpieczeństwach przestrzegało, w chwilach powodzenia nie dać zaniknąć. Stąd powzięta została uchwała senatu, aby arcykapłani zbadali, co ze sztuki wróżbitów ma być zatrzymane i utrwalone" (Tacyt, Roczniki XI 16).

I wreszcie, czy wierzyć w duchy — phantasmatal Nie chodzi tutaj o cienie, duchy zmarłych, którym składano ofiary w dniu święta zmarłych — to były zwyczaje nakazane wiarą, tradycją — ale o pojawienie się postaci jednej osobie lub w jakimś jednym miejscu, o „domy, w których straszy". Od czasu do czasu ktoś przypominał takie zdarzenie, od czasu do czasu przed kimś pojawiała się jakaś postać — niczym owe „białe damy" i „rycerze" w późniejszych zamkach. W tych wypadkach ludzie poważni, wykształceni zastanawiali się: wierzyć czy nie wierzyć? Przykładem jest list Pliniusza Młodszego, który skłonny jest uwierzyć w owe pojawiające się „duchy". W jednym z Listów (VII 27) zwierza się ze swoich wątpliwości adresatowi:

„Czas wolny od zajęć — oto okazja, ażebym ja się czegoś nauczył i ażebyś ty mnie pouczył. Strasznie chciałbym wiedzieć, czy twoim zdaniem istnieją jakieś zjawy i posiadają właściwą swą postać i coś boskiego, czy też są to puste wyobrażenia, które przybierają kształt postaci na skutek naszego strachu. Mnie skłania do uwierzenia w istnienie duchów wypadek, jaki przytrafił się Kur-cjuszowi Rufusowi. Nie mając majątku i pozostając w cieniu, trzymał się namiestnika Afryki, towarzysząc mu zawsze. Wieczorem, gdy przechadzał się w portyku, pojawiła się przed nim postać kobieca przewyższająca postać ludzką i nieziemskiej urody. Przestraszonemu Kurcjuszowi powiedziała, że jest Afryką, przepowiadającą przyszłość. Powiedziała, że on uda się do Rzymu, będzie tam sprawować urzędy i nawet piastując najwyższą godność powróci do tejże prowincji — Afryki i tam umrze. Wszystko to się spełniło. Co więcej, kiedy zbliżał się do Kartaginy i wysiadał z okrętu, ta sama postać miała mu zajść drogę. Niewątpliwie, kiedy zachorował, wróżył sobie przyszłość na podstawie wypadków przeszłych, nieszczęście — po powodzeniu, i stracił wszelką nadzieję na wyzdrowienie, chociaż nikt z otoczenia w to nie wątpił'.

A czyż nie jest bardziej niepokojące i równie, dziwne zdarzenie — pisze dalej Pliniusz — które opowiem tak, jak je słyszałem. Był w Atenaph wielki i obszerny dom, lecz o złej sławie i niebezpieczny. W ciszy nocą dawał się słyszeć chrzęst żelaza, a jeżeli ktoś się lepiej wsłuchał — to był to szczęk kajdan — najpierw z oddali, a potem z bliska. Wkrótce — pojawiało się widmo: starzec wychudzony i zaniedbany, z długą brodą, z włosami w nieładzie; na nogach miał kajdany, na rękach łańcuchy, którymi potrząsał. Skutek był taki, że mieszkańcy tego domu spędzali straszne noce w bezsenności. Następstwem bezsenności był stan chorobliwy, a narastający lęk doprowadzał do śmierci.' W dzień bowiem także, chociaż zjawy nie było, mieli wciąż przed oczyma ten obraz i strach trwał dłużej aniżeli zjawa, która była jego przyczyną. Opuszczono więc ten dom, skazano na pustkę i pozostawiono całkowicie owemu widmu. Wystawiono jednak dom na sprzedaż. Mógł się znaleźć ktoś chętny, kto nie wiedząc o tak wielkim nieszczęściu kupiłby go albo wynajął.

Przyjechał do Aten filozof Atenodoros; przeczytał ogłoszenie, a kiedy dowiedział się o warunkach sprzedaży, zaczął dowiadywać się (ponieważ niska cena wydawała mu się podejrzana) i powiedziano mu o wszystkim. Mimo to, a nawet tym chętniej nabył dom.

Gdy zaczęło się zmierzchać, kazał posłać sobie w pierwszej części domu, podać tabliczki do pisania, rylce i światło; wszystkich ze swojego otoczenia wysłał do dalszych pokoi. Sam zwrócił całą uwagę, wzrok, rękę na pisanie, byle tylko rozproszona myśl nie stworzyła zjaw, o których słyszał, i nie wywołała próżnego strachu. Najpierw, tak jak wszędzie, cisza nocna — potem potrząsanie żelazem, poruszanie łańcuchów: Atenodoros nie podnosił oczu, nie wypuszczał z ręki rylca, lecz opanował się i nadsłuchiwał. Potem szczęk zaczął się wzmagać, przybliżać, dał się słyszeć już u progu, już nawet w pokoju. Filozof podniósł oczy i rozpoznał postać taką, jaką mu opisywano. Duch stał i dawał mu palcem znaki, jakby go wzywał. Atenodoros natomiast dał mu znak ręką, żeby nieco zaczekał, i znowu zajął się tabliczkami i rylcem. Znowu spojrzał, a tamten jak poprzednio dawał mu znaki; nie zwlekając już wziął lampkę i poszedł za duchem; ten szedł wolnym krokiem, jakby mu ciążyły łańcuchy. Kiedy skręcił na dziedziniec domu, nagle zapadł się i zostawił towarzysza samego. Ten zgarnął trawę i liście i naznaczył to miejsce. Następnego dnia poszedł do władz miejskich i namówił urzędników, ażeby kazali kopać w tym miejscu. Znaleziono tam kości złączone i splątane łańcuchami: ciało bowiem leżąc długo w ziemi rozpadło się, a kości czyste i nadniszczone pozostały w okowach. Kości te zebrano i pogrzebano na koszt miasta. Dzięki temu, że szczątki pochowano zgodnie ze zwyczajami, dom uwolnił się od duchów. I ja wierzę tym, którzy zapewniali, że tak istotnie było" — pisze Pliniusz. Jakkolwiek przytacza jeszcze jeden przykład pojawiania się duchów—: jest pełen wątpliwości, dlatego kończąc list prosi przyjaciela o zajęcie stanowiska w tej sprawie: „Proszę cię więc, użyj tu całej swej wiedzy. Problem zasługuje na to, ażebyś go długo i dokładnie rozważał, i ja zasługuję na to, ażebyś podzielił się ze mną swą wiedzą. Chociażbyś, jak to ty zwykle robisz, rozważał argumenty przemawiające za i przeciw, przytocz jedne silniejsze, ażebyś nie pozostawił mnie pełnego niezdecydowania i niepewności, ponieważ dlatego zwracam się do ciebie, ażebym mógł się wyzbyć wątpliwości".


PO PROSTU CZŁOWIEK

Gnóthi seautón — Poznaj samego siebie (Chilon ze Sparty)

/ A co jest najlepsze w człowieku? Rozum. Dzięki niemu to wyprzedza człowiek zwierzęta i kroczy śladami bogów. Doskonały rozum jest więc właściwym dobrem człowieka; wszystko inne ma on wspólne ze zwierzętami i roślinami. Ma siłę, lecz i lwy ją mają. Jest piękny, lecz pawie są piękne. Jest chyży, lecz i konie są chyże. Nie mówię już, że w tym wszystkim ustępuje zwierzętom. Chodzi mi nie o to, co ma w sobie największego, leez o to, co jest dlań właściwe. Ma ciało, lecz mają je i drzewa. Może wedle uznania ulegać różnym popędom i ruszać się, lecz mogą tó również zwierzęta i robaki. Ma głos, lecz o ileż donośniejszy mają psy, o ile prze-nikliwszy orły, o ileż potężniejszy woły, o ileż przyjemniejszy i bogatszy w tony słowik? Cóż tedy jest właściwe dla człowieka?

ROZUM. (Seneka, Listy 76, 9 nn.)

Poznaj samego siebie... Niełatwe to zadanie spojrzeć w głąb siebie i spojrzeć krytycznie. Niełatwo poznać w ogóle człowieka. Jest on od wieków przedmiotem badań niejednej gałęzi nauk, filozofii, etyki, psychologii, psychoanalizy, historii itp. Dzisiaj jest ich więcej, a każda z tych nauk szuka innych cech i wartości jednostki, pod innym kątem bada osobowość, lecz wszystkie nauki muszą mieć wspólne podłoże, uzgadniać wyniki badań, by dojść do syntezy, wyprowadzić wniosek ogólny. Ale w dążeniu do syntezy— „nie szukamy — pisze Ernst Cassirer — jedności wyników ale jedności działania; nie jedności wytworów, ale jedności procesu twórczego. Jeśli termin „człowieczeństwo" w ogóle coś znaczy, to to, że mimo wszystkich różnic i przeciwieństw, jakie istnieją między jego poszczególnymi tworami, wszystkie te formy zmierzają ku jednemu celowi. Ostatecznie musi się znaleźć jakaś uderzająca cecha, jakiś uniwersalny charakter, w którym wszystkie te formy harmonizują i zgadzają się ze sobą. Jeśli potrafimy ten charakter określić, to można będzie zebrać razem rozproszone promienie i skupić je w jednym ognisku myśli". Autor stwierdza dalej, że w poszczególnych dyscyplinach naukowych organizacja faktów tworzących kulturę jest już w toku — na przykład w językoznawstwie, w komparatystyce mitu i religii, w historii sztuki. „Wszystkie te nauki dążą do wyrobienia sobie pewnych zasad, pewnych określonych „kategorii", dzięki którym będą mogły systematycznie uporządkować zjawiska religii, sztuki, języka". Zdaniem Cassirera konieczna jest synteza dokonana przez poszczególne dyscypliny naukowe, ażeby filozofia znalazła dla siebie punkt wyjściowy.

W niezmierzonym bogactwie i rozmaitości obrazów mitycznych, dogmatów religijnych, form językowych, dzieł sztuki, myśl filozoficzna odsłania jedność ogólnej funkcji, która zespala wszystkie te twory. Mit, religię, sztukę, język, nawet naukę uważa się obecnie za tyleż różnych wariacji na ten sam temat — zadaniem zaś filozofii jest ten temat wydobyć i uczynić go zrozumiałym" \ I dzisiaj stawia się to niełatwe zadanie przed filozofią, przed psychologią, ale ta właśnie dyscyplina była w Grecji pierwszą, która po etapie zajmowania się'przyrodą i jej zjawiskami, zwróciła swą uwagę na człowieka, na jego skomplikowaną naturę, na różnice pomiędzy jednostkami, starała się dawać rady i wskazówki życiowe, by doprowadzić do ideału człowieka i do jego szczęścia. Według historii filozofii greckiej pierwsi zwrócili uwagę na człowieka sofiści. Ale niesłusznie pomija się tych, którzy działali jeszcze przed filozofami przyrody, a których do filozofów nie zaliczono, gdyż istotnie nimi nie byli — mówię o tak zwanych „siedmiu mędrcach"; byli to mężowie stanu, prawodawcy, myśliciele, poeci, których powiedzenia znane jako „Sentencje siedmiu mędrców" zawierały nie mniej głębokich myśli i mądrości, niż traktaty póź-, niejszych filozofów. Platon wymienia owych siedmiu mędrców w następującej kolejności: Tales z Miletu (ten znajduje się również wśród filozofów jońskich). Pittakos z Mityleny na Lesbos (podobno młynarz, potem z woli ludu władca i prawodawca), Bias z Priene w Karii, Solon z Aten, prawodawca i poeta, Kleobulos z Lindos, Myzon z Chene, Chilon ze Sparty. Jak zwykle w takich zestawieniach i w tym bywają zmiany, zamiast Myzona pojawia się raz nazwisko Periandra z Koryntu to znów Epimenidesa. Owi „mędrcy" głosili już hasła — wskazówki, rozwijane w czasach późniejszych przez filozofów lub prawodawców, np.: Jaką opiekę zapewnisz rodzicom, taką sam w starości otrzymasz; Nie wzbogacaj się w niegodziwy sposób (Tales); Sam nie czyń tego, co potępiasz u innych. Oddaj to, co zostało ci powierzone; Znaj odpowiednią chwilę (Pittakos); Człowieka zasługującego na wzgardę, nie chwal dla jego bogactwa (Bias); Nic ponad miarę; Naucz się sztuki rządzenia, ucząc się być posłusznym (komu to nie przypisywano tego powiedzenia, a wygłosił je już w w. VII/VI p.n.e. prawodawca Solon). Poznaj samego siebie; Bądź posłuszny prawom (Chilon). Uczyń siebie godnym rodziców; Demokracja lepsza jest od tyranii (Periander)2. '

Można by wiele jeszcze powiedzeń owych mędrców przytoczyć,' by wskazać, że o wiele wcześniej przed sofistami szukano ideału dobra w człowieku i w stosunkach międzyludzkich, wskazywano człowiekowi jakim być powinien, jak ma postępować w stosunku do drugich, w stosunku do praw, w stosunku do państwa. ¦

Od czasów najdawniejszych jitó w czasach achajskich, ideałem Greka miała być arete — cnota, dzielnośćs, ale pojęcie „aretć", także ulegało zmianom. Arete w znaczeniu pierwotnym, o jakim pojęcie dają nam poematy homerowe, obejmowała męstwo, siłę, zręczność, czy sprawność, rozum praktyczny, a nawet uprzejmość i urodę — czynniki, dzięki którym można było wywyższyć się ponad innych. A więc to wszystko nie odpowiada pełnemu pojęciu moralności, gdyż „dobro" łączy się z pożytkiem osobistym; kto ten pożytek osiągnąć potrafi najłatwiej, uchodzi za posiadającego arete. Tadeusz Zieliński stwierdza, że ówczesny ideał dobra jest na stopniu najniższym, na stopniu osobistych interesów, i objawia się w walce o byt i władzę. Wybiegając myślą w przyszłość grecko-rzymską, możemy zasygnalizować, że po osiągnięciu wysokiego stopnia ideał dobra powróci do tego najniższego, i znowu sprowadzi się w życiu — nie mówię o teoriach filozofów — do tego stopnia najniżs2ego, stopnia osobistych interesów. Jednak należy podkreślić, że jużAw tych najdawniejszych czasach istniało dążenie do poświęcenia „pożytku" osobistego, nawet poświęcenie własnego dziecka dla „pożytku" innego człowieka - dla ojca, dla przyjaciela, czy dla dobra narodu.

W okresie helleńskim arete — dzielność, cnota, utożsamiana niekiedy ze sławą, pozostaje ideałem człowieka, ale pojęcie to zrywa już z pojęciem osobistych interesów; opinię „dobrego" — agathós, ma ten, kto innym przynosi pożytek ^— a niekiedy uważano, że i ten, kto wyrządza krzywdy, wrogom, chociaż znany nam już Pittakos z Mitylene głosił, że „przebaczenie ma moc większą niż odwet". I w tych to czasach (ok. poł. V wieku p.n.e.) pojawiają się sofiści, Protagoras, Gorgiasz ii., którzy zwrócili uwagę na człowieka. Wprowadzili jednak pewne zamieszanie w zasadach etyki; myśl wypowiedziana przez Protagorasa, „człowiek miarą wszystkich rzeczy, istniejących, że istnieją, nie istniejących, że nie istnieją" zawierała głębokie treści humanistyczne, ale tkwiło w niej także niebezpieczeństwo w subiektywnej ocenie wszelkiej wartości — „prawda jest względna"; wykorzystywali to zresztą sami sofiści w argumentowaniu — oni to przecież byli pierwszymi mistrzami wymowy, od nich pochodzi technika myślenia i metoda argumentowania — także wykrętnego. Jednak w wypowiedziach sofistów znajdujemy już zasady i definicje, które powtarzać się będą poprzez wieku. Oczywiście nie mogli przemilczeć czy pominąć arete, jakkolwiek i tutaj grozi niebezpieczeństwo relatywizmu i niejasnego stosunku do pojęcia „moralność". Taką np. definicję arete — cnoty miał podawać Gorgiasz: „Naprzód, jeżeli ci chodzi o dzielność -mężczyzny, łatwo powiedzieć, że dzielność mężczyzny polega na tym, aby być zdolnym do zajmowania się sprawami państwa. I żeby przy tym zajęciu przyjaciołom wyświadczyć przysługi i nieprzyjaciołom szkodzić (!), a samemu się strzec, żeby cię szkoda nie spotkała. A jeżeli chcesz mówić o dzielności kobiety, to nietrudno ją opisać: kobieta powinna dobrze gospodarować, dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi. A inna znowu jest dzielność dziecka, inna rodzaju żeńskiego (dziecka), inna męskiego, inna starszego człowieka, inna wolnego, inna niewolnika (!)...zależnie od czynności i od wieku życia każdy z nas posiada jakąś dzielność potrzebną w każdej sprawie" (Platon, Menon 71 E). I powstaje nowy problem: czy arete — cnoty, dzielności — można się nauczyć? czy jest ona wrodzona? W czasach homerowych arete uchodziła za dziedziczną, ale tylko „dobrych", w znaczeniu „dobrego, szlachetnego pochodzenia", „bo z dobrych — pochodzeniem — rodzi się dobry". Istniał więc arystokratyzm biologiczny; ci „dobrego pochodzenia" nazywają siebie „dobrymi" — agathoi, wszyscy inni to „źli" — kakoi *. Celem dobrych jest osiągnięcie ideału człowieka. Oczywiście podział na agathoi i kakoi odnosi się do obywateli wolnych, niewolników nie bierze się w ogóle pod uwagę. Stanowisko Sokratesa, a za nim Platona, jest nowe, gdyż uważają oni, że cnoty można się nauczyć, ale Platon poszedł dalej aniżeli Sokrates. Wyraźnie kreśli tę linię rozwoju myśli greckiej Cassirer: „Interpretacja Platona nadająca zupełnie nowy sens maksymie „Poznaj samego siebie" stała się punktem zwrotnym w rozwoju greckiej kultury i myśli. Interpretacja ta wysunęła nowy problem, nie tylko obcy myśli przedsokratycznej, ale daleko wykraczający poza granice metody sokratycznej. Sokrates zbliżył się do jednostki ludzkiej, aby uczynić zadość żądaniu boga delfickiego, aby spełnić religijny obowiązek autorefleksji i sa-mopoznania. Platon zorientował się w ograniczeniach sokratycznej metody badawczej. Oświadczył, że, aby ten problem rozwiązać, trzeba go rzucić na szerszy plan. Zjawiska, z którymi spotykamy się w naszym indywidualnym doświadczeniu, są tak różnorakie, tak złożone i tak sprzeczne, że trudno je właściwie rozplatać i wyjaśnić. Człowieka trzeba rozpatrywać nie w jego życiu indywidualnym, lecz na tle jego życia politycznego i społecznego"6. Ale i Sokrates, i Platon, uważa, że cnoty — arete można się nauczyć; Platon ustala cztery kardynalne cnoty (które utrzymały się przez wieki): mądrość — sophia, męstwo — andreia, rozwaga — sophrosyne, sprawiedliwość — dikaiosine'. Od stanowiska Platona, iż człowieka należy oceniać na tle jego życia politycznego i społecznego — blisko już do definicji Arystotelesa, że człowiek jest istotą społeczną. Jest to już ten wyższy stopień dobra, działalność dla drugich, działalność dla państwa; „Za naukę.naczelną i najbardziej kierowniczą uchodzi polityka, nauka o państwie. Ona bowiem orzeka, które nauki należy w państwie uprawiać i których się kto ma nauczyć, i w jakiej mierze... Jeśli bowiem nawet to samo jest najwyższym dobrem i dla jednostki, i dla państwa, to jednak dobro państwa zdaje się być czymś większym i doskonalszym, zarówno gdy idzie o osiągnięcie, jak też o zachowanie go; i dla jednostki bowiem miłą jest rzeczą dopięcie celu, ale piękniejszą i bardziej boską —dla narodu i państwa" (Etyka Nikom. I, 2, 1094a 5 n.). Ale Arystoteles interesując się osobowością człowieka głosi pogląd, że nie nabywa się cnót przez nauczanie, przekonywanie, lecz nabywa się je z przyzwyczajenia.

Chodzi więc o wychowanie odebrane w dzieciństwie i o wpływ otoczenia. Powtórzy po wiekach pogląd Arystotelesa Seneka, pisząc: „Zbędne jest napominanie i doradzanie i samo* dowodzenie. Mylisz się, jeśli sądzisz, że występki rodzą się wraz z nami: przyszły one później i zostały nam narzucone. Natura nie obdarza nas żadnymi występnymi skłonnościami: wydała nas na świat jako nieskażonych oraz wolnych od przywar... Pociągają nas do złego rodzice, pociągają i niewolnicy" (Listy 94 55; 54).

W traktacie O cnotach i wadach (który powstał w szkole pery-patetycznej prawdopodobnie w I w. p.n.e. albo może nawet w I w. n.e. i został dołączony do pism Arystotelesa), autor uzależnia postępowanie człowieka od posiadanych cnót i wad: „Czyny dobre są chwalebne, występki natomiast są naganne. Dobrymi uczynkami rządzą cnoty, występkami natomiast wady. ...Cnocie właściwe jest sprawiać szlachetny ład w duszy, która osiąga uśmierzenie i uporządkowanie wzruszeń i zgodne działanie wszystkich części. Dlatego to szlachetny ład duszy uchodzi za wzór państwa doskonałego. Cnocie właściwe jest i to, że się świadczy dobrodziejstwa tym, «którzy zasługują, i to, że się miłuje dobrych, i to, że się nie jest skorym do odwetu i mściwym, lecz łaskawym, życzliwym i wyrozumiałym. Cnocie zaś towarzyszy rzetelność, ludzkość, rozsądek, dobra naSzieja. Ponadto zaś i takie zalety, jak miłość rodzinna, przywiązanie do przyjaciół i towarzyszy, życzliwość dla obcych, miłość dla człowieka, umiłowanie piękna. Te wszystkie zalety należą do rzeczy godnych pochwały. Wadom zaś właściwe są rzeczy przeciwne" (Arystoteles, O cnotach i wadach 1249a; 1251b). Powstają nowe szkoły filozoficzne, przedstawiciele każdej z nich — niezależnie od poglądów — szukają dla człowieka drogi do zadowolenia, drogi do szczęścia, wskazują drogę do osiągnięcia ideału człowieka. I trwa dyskusja — czy „cnoty" można nauczyć; zagadnienie to, jak pisze Zofia Abramowiczówna — nurtuje całą grecką kulturę od początków jej istnienia8. Można wyczytać te wątpliwości w pismach Lukiana, które opierają się i na teoriach filozofów, i na obserwacji życia; Lukian patrzy na filozofów swoich czasów krytycznie (wiek II n.e.), kreśli ich portrety w ujęciu satyrycznym, ale daje też wiele obrazków z życia innych ludzi — pokazując raczej ich wady niż zalety. Natomiast Plutarch wyraźnie porusza problem nauczalności cnoty, w traktacie Czy cnota jest czymś, czego można nauczyć. Plutarch dyskutując z tymi, którzy twierdzą, że cnota jest to właściwość, której1 nie można się nauczyć, wysuwa argument broniący nauczalności cnoty, że jeżeli ktoś twierdzi, iż cnota jest czymś nie do nauczenia się, to tym samym czyni ją nie istniejącą. „W sprawie cnoty zastanawiamy się i dociekamy, czy można nauczyć roztropności, sprawiedliwości, dobrego życia, a następnie dziwimy się, że prace retorów, sterników, muzyków, budowniczych, rolników liczą się na tysiące, a „zacni mężowie" to tylko nazwa, powtarzana jak „hippocentaurowie", „giganci", „cyklopowie". ...Uczą się ludzie grać na lirze, tańczyć, czytać, uprawiać rolę, jeździć konno; uczą się wzuwać obuwie, nakładać płaszcz; nalewać wino uczą się i przyrządzać potrawy. Bez nauki nie można tych rzeczy wykonywać w sposób właściwy — dlaczegoż by cel tego wszystkiego, to jest dobre życie, miało być nie do nauczenia się, nie wyrozumowane, nie wymagające umiejętności, samorzutne?" (Plutarch, Czy cnota jest czymś, czego można nauczyć 1). Tak więc nauczenie się cnoty ma prowadzić, do ideału dobra, do dobrego — w sensie: uczciwego — życia, do właściwego postępowania. A jeżeli ktoś nie postępuje, jak należy, nie jego to wina, lecz tego, kto powinien był go nanczyć, a tego nie uczynił. I jako przykład przytacza Plutarch anegdotę o Diogenesie, który „widząc lasujące dziecko dał szturchańca jego wychowawcy, słusznie przypisując winę nie temu, kto się nie nauczył, tylko temu, kto nie nauczył" (op. cit. 2).

Jakkolwiek każda szkoła zgodnie z założeniami jej założyciela w czym innym upatrywała szczęście, ale celem zawsze było dobro. Często zarzuca się Epikurowi, iż widzi on szczęście w przyjemności, co wulgaryzuje się przez błędne'tłumaczenie — jako używanie przyjemności w różnych jej formach, nie wyłączając przyjemności zmysłowych. Pomija się natomiast drugą część tej zasady; korzystać należy z takich przyjemności i w takich granicach, by nie przynosiła cierpienia i przykrości, czyli nawołuje filozof — tak jak pierwsi mędrcy — do umiaru. „...Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego... wszelka przyjemność ze względu na swą własną naturę jest dobra, ale nie każda jest godna wyboru... Gdy przeto twierdzimy, że przyjemność jest naszym celem najwyższym, to bynajmniej nie mamy na myśli przyjemności rozpusty, ani przyjemności zmysłowych, jak twierdzą ci, którzy nie znają naszej nauki, czy wreszcie źle ją interpretują. Przyjemność, którą mamy na myśli, charakteryzuje się nieobecnością cierpień fizycznych i brakiem niepokojów duszy. ...Mądrość nas uczy, że nie można żyć przyjemnie, jeśli się nie żyje mądrze, pięknie i sprawiedliwie, i na odwrót, nie można żyć mądrze, pięknie i sprawiedliwie, jeśli się nie żyje przyjemnie. Wszak cnoty tworzą wraz z przyjemnym życiem naturalną jedność i życie przyjemne jest od nich nieodłączne" (Epikur, List do Menojkeusa).

Obserwują ludzi nie tylko filozofowie; obserwują ich komediopisarze, mimografowie, a później satyrycy. Już staroattycka komedia wprowadzała na scenę postacie karykaturalne, ale to były postacie znane, nawet z areny politycznej — pozwalała na to wolność słowa; były to osoby przeważnie o cechach negatywnych, ale nie przedstawiające charakterystycznych typów ludzkich. Natomiast mimy, rodzajowe scenki z życia rodzinnego, zawodowego, . ulicznego przedstawiały typy charakterystyczne. Formę literacką nadał mimom Epicharm z Syrakuz (VI/V wiek p.n.e.), potem Sofron z Syrakuz (wiek IV p.n.e.) ujmował po mistrzowsku charaktery ludzkie, wreszcie w wieku III p.n.e. wyróżnił się jako eto-log mimograf Herondas (Herodas) z Kos. Przedstawia on w swoich szczęśliwie zachowanych mimach scenki rodzajowe, przedstawia obyczaje, a tym samym charakteryzuje otoczenie złożone z bardzo różnych typów. Mimy Herondasa są to w swej formie utwory poetyckie, jednak bez polotu i piękna, są pełne prostoty i szarej codzienności, lecz nie to jest dla nas ważne, lecz umiejętność przedstawiania różnych typów ludzkich, jakie można było w jego czasach spotkać, a które nie zaniknęły i w czasach późniejszych. Oto matka, która nie umie sama wychować syna, leniwego, krnąbrnego chłopca, przyprowadza go do nauczyciela i od niego żąda, by „wychował" chłopca stosując bezlitosną chłostę; W innym mimie „cnotliwa" staruszka proponuje zabawę z „przyjacielem" młodej mężatce, której mąż wyjechał za granicę; przedstawia jej obraz idealnego i „hojnego" młodego człowieka; trafia jednak na żonę uczciwą, która odprawia kusicielkę słowami: „proszę, ażebyś zwracała się z takimi słowami do ulicznych elegantek a nie do mnie"; Jest i kobieta zakochana w pięknym niewolniku, który nie ulega wdziękom pani, za co ta skazuje go na chłostę; jest i scenka w sklepie szewca, który okazuje się doświadczonym w zachwalaniu towaru kupcem, a klientki — to kobiety niezdecydowane, grymaszące, jak to kobiety'.

Nie miejsce tutaj przeprowadzać analizę, w jakim stopniu badania charakterów i 'typów ludzkich w szkole perypatetycznej miały wpływ na mim, jednak • niekątpliwie wpływ ten istniał. Szkole perypatetycznej przecież zawdzięczamy pracę Teofrasta z Eresos na wyspie Lesbos (ok. 372 - 287 p.n.e.), ucznia i współpracownika Arystotelesa, zachowaną pod tytułem Charaktery. Jest to skromny wyciąg z większego dzieła, obejmujący 30 charakterystycznych różnych typów ludzkich; m.in. jest tam: pochlebca, nu-dziarz-gaduła, bajczarz, sknera, samochwał, tchórz, gbur. Dzieło Teofrasta nie ma charakteru moralizującego; są to obserwacje, opisywanie wad ludzkich, które ma na celu ułatwienie rozpoznania ich w sobie. Uczniowie Arystotelesa mieli za zadanie obserwowąnie ludzi, zarówno dobrych jak i złych, gdyż wszyscy byli członkami społeczeństwa, a mając wskazać człowiekowi właściwą drogę i doprowadzić go do cnót, należy mu pokazać i przeciwieństwa ich. Dla rozległych zainteresowań filozofa była potrzebna również etyka, analiza moralnych cech duszy ludzkiej czy charakteru, czy po prostu powiedzmy moralnej właściwości każdego człowieka.. Charaktery Teofrasta są właśnie odpowiedzią na wymagania mistrza. Wiele z tych „typów" czy charakterów znajdziemy w komedii nowej. Każdy „charakter" zaczyna się od definicji, po czym następuje opis zachowania się omawianego typu, np. „Pochlebstwo (kolakeia) — jest to zachowanie się względem drugich w sposób nieprzyzwoity, ale korzystny dla tego, kto pochlebia. Pochlebca zaś to tego rodzaju człowiek, że towarzysząc w drodze drugiemu mówi do niego: — Widzisz, jak wszyscy patrzą na ciebie z podziwem? To się nikomu w tym mieście nie zdarza prócz ciebie! Mówiono wczoraj z uznaniem o tobie w portyku... I przy tych słowach zdejmuje nitkę z jego płaszcza... Poza tym, gdy ten - jego pan coś mówi, on wszystkich ucisza; gdy śpiewa, to go chwali i za każdym razem, gdy skończy, woła — Brawo! ...O ile znajdzie się z nim przy kupnie butów, rzuca uwagę: — Zgrabniejsza noga niż sam but"!

Bajczarstwo (logopoiia) jest to wymyślanie nieprawdziwych hi-storyj i zdarzeń, jakie zapragnie, ten, kto zmyśla. Bajczarz zaś, to ktoś taki, co gdy spotyka przyjaciela, od razu przybiera odpowiedni wyraz twarzy i rzuca pytanie ze znaczącym uśmiechem: — Skądże to? Masz coś nowego do powiedzenia o tym? I zaraz sam mówi „o tym"... A zawsze ma czy to żołnierza, czy służącego flet-nisty Astejosa, czy przedsiębiorcę Likona, który wrócił z ostatniej bitwy i twierdzi, że to właśnie od niego słyszał. A ci, na których się powołuje w swoich wiadomościach, to zawsze jacyś nieuchwytni ludzie. Opowiada więc — zaznaczając, że to tamci mu powiedzieli — że Poliperchon i król odnieśli zwycięstwo w bitwie, a Kassandros został wzięty do niewoli10... Dowodzą tego także osoby ze sfer rządowych; widać przecież, jak wszyscy się zmienili na twarzach! Zapewnia dalej, że słyszał prócz tego, iż trzymany jest w ukryciu przez nich w jakimś domu ktoś, kto przed pięciu dniami przybył z Macedonii, i że ten ktoś wszystko wie..." A czy my dzisiaj nie spotykamy takich bajczarzy?

I jeszcze przytoczmy wyjątki z charakteru Sknera, który to typ cieszył się powodzeniem u komediopisarzy wszystkich wieków. Teofrast daje dwa zbliżone do siebie pojęcia: Skąpstwo (mikrolo-gia) i sknerstwo (aneleutheria). Definicja pierwszej wady brzmi: „Skąpstwo — jest to pilnowanie własnej korzyści dla oszczędności przekraczającej miarę; a sknerstwo — jest to nadmierne unikanie wydatków, pozbawione poczucia godności osobistej. A sknera, to taki człowiek, który... gdy na zgromadzeniu ludowym toczy się sprawa dobrowolnego dodatkowego opodatkowania się na rzecz państwa, on wstaje i cichcem ze zgromadzenia zmyka ". Wydając córkę za mąż, sprzedaje wszystko mięso z zabitego z tej okazji zwierzęcia ofiarnego, prócz części, która przypada w darze kapłanom; sługi zaś weselne wynajmuje, z tym warunkiem, że jedzenie muszą przynieść z sobą z domu. ...W święto Muz potrafi nie posłać dzieci do szkoły, lecz usprawiedliwi je chorobą, żeby nie musiały płacić składki za udział w tym święcie... Gdy ktoś ze znajomych zbiera składkę 12, a on się o tym dowie, ujrzawszy z daleka nadchodzącego, skręca w bok i okrężną drogą wraca do domu...

Nie tylko filozofowie greccy starali się dać wzorzec idealnego człowieka, wskazać mu drogę do szczęścia, bo wykształceni na ich teoriach Rzymianie podobnie usiłowali przyswoić je swojemu społeczeństwu. Rady i wskazówki daje Cyceron, dzięki którym Rzymianie zapoznali się z filozofią grecką; w czasach cesarstwa ocenia cnoty i wady ludzkie Seneka, ale przyznaje, że i sam ulega słabostkom. Dostrzegano też istotne przyczyny, które od wieków odciągały ludzi od tego, co dobre, a wprowadzały na drogę zła, występku, zbrodni. Głównym wrogiem człowieka była chciwość, żądza władzy, żądza złota, dostatku, którego miary ludzie nigdy nie znali, dalecy od haseł głoszonych przez owych pierwszych „mędrców": Zachowaj umiar! „Dość długo — pisze Seneka — utrzymywało się współżycie ludzi nienaruszone, dopóki chciwość nie rozdarła społeczności i nie stała się przyczyną nędzy nawet dla tych, których uczyniła najbogatszymi. Wszystko bowiem wymknęło im się z rąk, gdy zapragnęli zdobyć je na własność". ...I cofając się do odległej przeszłości mówi o stosunkach międzyludzkich — przeciwstawiając je niewątpliwie czasom, w których sam żyje. „Sprawowanie rządów było służbą, a nie panowaniem. Nikt nie próbował tedy wielkości władzy swojej na tych, dzięki którym zaczął ją sprawować; nikt nie miał ochoty do wyrządzania krzywd, skoro wydającego dobre rozkazy dobrze słuchano, a źle słuchającym nie mógł król grozić karą większą niźli poleceniem, aby opuścili królestwo. Lecz później, gdy wraz z ,wciśnię-ciem się występków królestwa przekształciły się w tyranie, za^ częto odczuwać potrzebę praw..." (Listy 90 3; 5 - 6). Prawa te by-Jy więc potrzebne, by przeciwdziałać występkom,,które wypływały przeważnie z zachłanności, która z czasem nie znała już granic, i czy prowadziła do sknerstwa czy do rozrzutności, skutki jej były równie zgubne dla jednostek jak i dla państwa. Właśnie z jednej strony zachłanność a z drugiej nieobliczalna rozrzutność cesarzy rzymskich późniejszego okresu doprowadziła do ruiny ich następców, co z kolei stało się jedną z przyczyn upadku imperium rzymskiego. Trudno wprost uwierzyć, że człowiek, jakkolwiek zawsze szukał sposobów współżycia z drugimi, znając słabość i, niedoskonałość swojej natury, poznając rady i nakazy filozofów czy nawet religii nie potrafił utrzymać się na właściwej drodze. Zdawać by się mogło, że stanowisko filozofów Oświecenia, iż w strukturze państwa nie powinno przysługiwać pierwszeństwo żadnemu kierunkowi, żadnej religii, powinno było w znacznym stopniu usunąć rozbieżności a ulepszyć stosunki międzyludzkie, gdyż tę samą zasadę można było i należało dostosować do każdej grupy społecznej zaczynając od najmniejszej komórki — rodziny. A jednak wady, czy nazwijmy je cechy negatywne, nie znikły; chociażby wyzysk, który był także dzieckiem zachłanności, trwał stale, i kiedy odbywano pierwsze podróże morskie w celach wojennych czy handlowych, i kiedy jeńców wojennych czyniono niewolnikami, by mieć siłę roboczą, i kiedy władca zapragnął wspaniałego pałacu czy pośmiertnego monumentu, przy budowie którego potrzebna była siła fizyczna, a były nią ręce niewolników.

Jakaż więc była funkcja i rola rozumu, który stanowił według Seneki właściwość przydzieloną jedynie człowiekowi? On to winien był kierować osobowością człowieka, uczyć go odróżniać dobro i zło, i rozszerzać jego wiedzę w różnych dziedzinach, zaspokajać jego ciekawość i potrzeby, gdyż od początku świata człowiek musi uczyć się, a więc musiał być i ten, który go uczył.

Ostatnio można spotkać się ze stanowiskiem przyjętym przez niektórych uczonych (a może tylko zbyt skrótowo i nie dość jasno przez nich wyrażonym), że „w historycznym rozwoju człowieka nauka pojawia się jako stosunkowo późna forma ludzkiej działalności. Aczkolwiek w cywilizacji pierwotnej społeczeństwo rozporządza pewnym zasobem wiadomości praktycznych, koniecznych do życia, nie istnieje w niej nauka w tym znaczeniu, w jakim się powszechnie tego słowa używa; działalność artystyczna, zwłaszcza muzyka i plastyka, jak również działalność techniczna ukształtowały się historycznie znacznie wcześniej niż działalność naukowa ludzi. Powstanie i rozwój nauki w wielkich cywilizacjach wczesnohistorycznych, pozaeuropejskich i europejskich, nie ulega wątpliwości, ale jednak dobrze uzasadnione wydaje się przekonanie, iż dopiero w wieku XVII dokonał się w Europie taki zwrot w rozwoju nauki, dzięki któremu wstąpiła ona na drogi jakościowo nowe, zdobyła możliwość szybkiego postępu i coraz większego znaczenia gospodarczego i społecznego. Gdy ludzkość istnieje na ziemi od miliona lat, dzieje nauki obejmują zaledwie okres kilkudziesięciu wieków, przy czym wszystkie ważniejsze osiągnięcia pochodzą z ostatnich kilku wieków" (B. Suchodolski, His-¦ toria nauki, jako czynnik wychowania nowoczesnego człowieka. Nauka i człowiek: [w:] O nauczaniu historii nauki, s. 47 n.). L

Z większą ostrożnością mówi o doniosłej dla nauki roli wieku. XVII A. Teske. „Wiek XVII wniósł do dziejów czynnik o tak podstawowym znaczeniu, że niełatwo byłoby znaleźć coś równie ważnego. Myślimy o powstaniu ścisłej nauki o przyrodzie. Było to po pierwsze godne~podziwu osiągnięcie intelektualne. Rozjaśniło czfo-wiekowi, jakie zajmuje stanowisko we wszechświecie, odsłoniło przed nim głębie przestrzeni kosmicznej. Cov więcej, nie było to jednorazowe rozszerzenie wiadomości, lecz łączyło się z wykształceniem nowej metody badawczej, która z każdego odkrycia czyniła szczeble do następnego (A. Teske, Miejsce historii nauki w systemie naszej edukacfi, [w:] O nauczaniu historii nauki, s. 60 n.). , A więc jest i ograniczona dziedzina wiedzy i podkreślona nowa metoda poznawcza. Bo przecież badania istniały i miały wielkie osiągnięcia nie tylko w kilku ostatnich wiekach. Arystoteles stwierdza, że „Wszyscy ludzie z natury pragną wiedzy" (Metaf. I 1. 980 A 20), a Cyceron w traktacie O granicach dobra i zła (De finibus bonorum et malorum) na pytanie, co jest dobrem najwyższym daje odpowiedź: „Tak wielka jest u nas wrodzona miłość do wiedzy i nauki, że zupełna bezinteresowność w dążeniu do nich samej natury nie może podlegać najmniejszej wątpliwości. Zaczyna się ciekawość, dociekliwość już w dzieciństwie, potem rośnie żądza poznania, żądza wiedzy". Zasługuje na uwagę interpretacja Cycerona. fragmentu z Odysei, w którym Syreny kuszą Odyseu-sza — jak to się zwykle mówi — swoją pieśnią. Słowa pieśni Syreny brzmią: „Chodź do nas, sławiony Odyssie, ...zatrzymaj statek; byś mógł słuchać naszego głosu... Kto nacieszy się naszą pieśnią, odjeżdża mądrzejszy, bo wszystko wiemy — i co z woli bogów wycierpieli Argiwi na równinie trojańskiej, i co się dzieje na całej ziemi żywiącej rzesze" (Odyseja XII). Otóż Cyceron nie uważa, iż Syreny kuszą swoją „słodką pieśnią", on wnika w treść ich słów: „kto nas usłyszy, odjeżdża mądrzejszy, bo my wiemy, ...co się dzieje na całej ziemi". Odys gotów jest słuchać głosu Svren, lecz zdaniem Cycerona — nie dla ich „słodkiej" pieśni, a dla mądrości, którą obiecują, gdyż Homer rozumiał, że jego baśń byłaby nie dość przekonywającą, gdyby tak mądry mąż jak Odys dał się usidlić samą pieśnią; jego pociągała obiecywana „mądrość", kusiło go to, że mógł się od Syren czegoś nauczyć ". I chyba tej ciekawości, tej chęci nauczenia się czegoś nie można odmówić człowiekowi na żadnym etapie jego rozwoju. Myślenie i czyn — to dwa cele, które stały przed człowiekiem. „Trzy są rzeczy w duszy (= w .człowieku), od których zależy działanie i poznawanie prawdy: doznawanie wrażeń zmysłowych — aisthesis, myślenie — nus, i pragnienie — óreksis" (Etyka Nikom. VI 2, 1139 a. 19). W Metafizyce natomiast (I 1, 980 A 20) wyróżnia Arystoteles myślenie praktyczne, twórcze i teoretyczne. W wielu wypadkach myślenie teoretyczne łączy się z myśleniem twórczym albo praktycznym, zależnie od tego, czy chodzi o naukę stosowaną czy czystą. Niewątpliwie nauka stosowana wyprzedziła naukę czystą. Nauka stosowana — to te umiejętności, które Seneka nazwie „pospolitymi"; są to „rzemiosła, które polegają na pracy ręcznej i mają na celu zaspokajanie potrzeb życia..." 18. Wymagały one jednak nauki: syn od ojca czy niewolnik od pana uczył się od zarania wieków ciesielstwa, stolarki, budowania okrętów, obchodzenia się z żelazem czy kamieniem: uczenia się i nauczania wymagało życie. Po-<woli wytwarzała się specjalizacja: od wyrobu broni prymitywnej przechodzono do coraz bardziej kunsztownej, i pojawili się specjaliści od wyrabiania hełmów, tarcz czy broni zaczepnej. Mitologia ma również przedstawiciela nauki stosowanej — jest nim Hefajstos ze swoją kuźnią i swoimi pomocnikami, a mity, co często podkreślamy, mają w sobie jakąś cząstkę historii i odbicie życia. Najpierw musiał być kowal i kuźnia jia ziemi, a potem dopiero stworzono kuźnię hefajstosową. Ale zarówno nauka stosowana jak i czysta zaspokaja ciekawość i potrzeby człowieka, a „ażeby wiedzieć, czym człowiek jest, trzeba zobaczyć to, co człowiek zrobił, i to, co zrobił najlepszego"19. „Działalność praktyczna ma zawsze swój aspekt życiowo-materialny oraz swój aspekt regulacyjno-poz-nawczy. Niezależnie od tego, który z tych aspektów jest pierwotnym czy wtórnym czynnikiem dynamiki, niezależnie od tego, czy przyjmiemy teorię Homo Faber czy Homo Politicus, czy inną, ważną musiała być działalność życiowo praktyczna, działalność produkcyjna" (Cackowski, Człowiek... s. 140). Ale niezależnie od tego, że nauka stosowana przynosiła ludzkości korzyści, ułatwiające jej żywot materialny, wprowadzające wygody i u-łatwienia, trudno byłoby zgodzić się z poglądem, że Homo Sapiens dopiero w wyniku procesu ewolucyjnego rozwinął w sobie cechy, których przedtem nie posiadał, .takie jak ciekawość poznania, zdolność tworzenia, odwaga! Ponadto zbyt śmiałe jest rozgraniczenie przez Senekę podstaw, na których, czy dzięki którym powstają osiągnięcia nauki czystej i stosowanej, kiedy pisze, że nie przyznaje filozofii zasługi wynalezienia rzemiosł, gdyż osiągnięcia nauki stosowanej przypisuje „bystrości" (pomysłowości?), a „mądrości" — osiągnięcia nauki czystej (Listy 90: 7; 11). Jednak każde osiągnięcie zawdzięczano — nauce! Czyż badania filozofów jońskich nie były nauką? Czy osiągnięcia greckiej matematyki, astronomii, medycyny, techniki — nie były rezultatem i osiągnięciem nauki? A dzieli nas od tych czasów nie kilka lecz dwadzieścia kilka wieków, a przed Grecją była i Fe-nicja i Babilon i Egipt. A czy uczeni aleksandryjscy nie uprawiali nauki w jej nagłębszym i najszerszym pojęciu, czy nie stworzyli podstaw dla badań w wielu dziedzinach, które to badania były w wiekach następnych pogłębiane i udoskonalane? Nawet te nauki, które są czymś nowym dla czasów, w których powstają, które . otrzymują sztucznie utworzone, grecko-łacińskie nazwy, terminy, swoimi początkami sięgają bardzo odległych czasów. Myślę, że do każdej z tych nowych nauk można by zastosować wypowiedź Tadeusza Zielińskiego (z okresu przedwojennego, więc nauka przez niego przytoczona przykładowo zrobiła wielkie kroki naprzód), wprowadzając tylko czynniki i terminy dostosowane do omawianej gałęzi nauki w miejsce podanych w związku z „elektrotechniką"; dzisiaj prawdopodobnie na pytanie, jaką naukę uważamy za najbardziej charakterystyczną dla naszych czasów i najbardziej rzucającą'się w oczy, wymienilibyśmy inną niż to zrobił wówczas Zieliński, który wymienia „elektrotechnikę", to znaczy zastosowanie w przemyśle nauki o elektryczności. A czy nauka ta powstała celem jej dzisiejszego stosowania? Przecież sama etymologia nas uczy, czym ona była w początku: słowo „elektron" po grecku znaczy „bursztyn", „elektrycznością" nazywano pierwotnie tę zagadkową siłę, którą bursztyn, będąc potarty, przyciąga do siebie lekkie przedmioty. Zabawka dla dzieci, nic więcej: czy ta pierwotna „elektryczność" mogła wróżyć swemu badaczowi dzisiejszą ważność w życiu praktycznym? Oczywiście nie: gdyby więc w owym społeczeństwie nie było zainteresowania nauką czystą, ta siła nie byłaby zbadana i o dzisiejszym jej tak szerokim zastosowaniu nie mogłoby być mowy". I kończy autor wypowiedź, swoim — jak mówi — dawnym aforyzmem: „Nauka — to bogato uposażona panna; oddaje jednak rękę tylko temu, kto jej żąda dla niej samej, nie zaś dla jej posagu" M.

Istniała więc ta bogato uposażona panna i w Grecji, i w Rzymie, i łaskawa była nie tylko dla współczesnych ale hojnie użyczała ze swych dostatków pokoleniom następnym aż po wsze czasy. Ale musimy przyznać, że bardziej umiejętnie i skutecznie wykorzystywano osiągnięcia nauki stosowanej. Narzędzia i maszyny były coraz doskonalsze, technika wzbogacała się wciąż o nowe odkrycia, budownictwo — w najszerszym zakresie — doszło do wspaniałych osiągnięć zarówno pod względem trwałości, rozmiarów i — piękna, metody pracy naukowej stopniowo doskonaliły się i doskonalą — po dzień dzisiejszy; badania zjawisk przyrodniczych, którym uwagę poświęcili pierwsi filozofowie greccy, w wynikach swych przeszły najśmielsze marzenia uczonych sprzed dwudziestu kilku wieków. Problemy, które * interesowały ludzi przed wiekami trwają i nawet budzą niekiedy niepokój, czy roz-związanie ich przyniesie ludzkości szczęście czy zgubę. Arystofa-nes w komedii pt. Pokój wskazuje wśród publiczności tych, którzy smutnymi minami witają zawarcie pokoju — fabrykantów broni, tych, z których warsztatów wychodzą tarcze, hełmy... Dzisiaj —; to są zabawki dziecinne w porównaniu z osiągnięciami XX wieku! Jednak nauka stosowana miała za zadanie zaspokajać materialne potrzeby ludzi, ułatwiać im pracę przynosząc wciąż coś nowego.

Natomiast nauka czysta tych, którzy jej byli wierni, uczyła myśleć, jasno swe myśli wyrażać, pogłębiać problemy dotyczące człowieka, jego osobowości, szukać nowych zagadnień. Filozofowie, myśliciele udzielali rad, wskazówek, tworzyli teorie, pisali traktaty, szukając sposobów udoskonalenia społeczeństwa, starając się dać wzór idealnego człowieka. Przyłączali się do nich i poeci, była i poezja dydaktyczna, tragicy ze sceny głosili prawa moralne, komediopisarze pokazywali w karykaturalnej formie wady obywateli; w Rzymie historycy pozostawili nam najbardziej ponure obrazy z życia dworu ^cesarskiego, z życia społeczeństwa, a satyra uzupełniła te opisy.

Jednak łatwiej jest stworzyć wzór idealnego człowieka, trudniej ukształtować jego osobowość i charakter, a nawet trudno wierzyć autorom, iż sami są wierni hasłom, jakie głoszą Cyceron, Se-neka... „Dążymy do tego — pisze Cyceron — by dzięki naszym staraniom i trudom życie ludzkie było bezpieczniejsze, bardziej dostatnie" (O państwie I 3); tylko, że przede wszystkim myślano o własnym „bardziej dostatnim" życiu. Dlatego też należy poznawać historię, literaturę, kulturę grecką i rzymską, należy poznawać ludzi tamtych czasów, ale nie można bezkrytycznie stawiać ich jako wzór godny naśladowania. Antyk grecko-rzymski dał kulturze wieków późniejszych tak bogatą i cenną spuściznę, iż nie ma potrzeby ukrywać stron ciemnych tamtych czasów, gdyż przedstawienie blasków i cieni stworzy obraz bardziej wiarogod-ny. W ciągu wieków zmieniały się ustroje, stosunki społeczne, poglądy na różne zjawiska życiowe, religie, wierzenia — tylko ludzie byli zawsze tacy sami. Zachwycamy się bohaterami Homera, ale czy najwięksi wśród nich, nie wyłączając bogów, wolni byli od niskich przywar ludzkich? Takich jak żądza władzy, zawiść, zazdrość, terror, prywata, a nawet zdrada. Gdyby w późniejszym okresie nie było w państwach greckich wyzysku (pomijam sam ustrój niewolniczy), nadużyć, zbrodni, to czy byłyby potrzebne ustawy przewidujące surowe kary za przestępstwa? I czy biograf podkreślałby „sprawiedliwość, prawość, nieskazitelność" Arystydesa, który „chociaż zarządzał wielkimi sumami pieniędzy państwowych, umarł w takim ubóstwie, że pieniądze, które zostawił starczyły'zaledwie na urządzenie mu pogrzebu, a państwo zapewniło utrzymanie jego córkom" (Nepos, Arystydes), gdyby w Atenach było wielu obywateli podobnych do Arystydesa? Podobnie hojność musiała być rzadkim zjawiskiem, jeżeli Nepos tak rozwodzi się nad hojnością Kimona, który nie trzymał w sadach dozorców, którzy pilnowaliby owoców, gdyż pozwalał każdemu z nich korzystać; wychodził zawsze w towarzystwie niewolników, którzy mieli pieniądze, gdyż gotów był zawsze wspomóc każdego potrzebującego, a gdy spotkał człowieka biednego, w nędznym ubraniu, oddawał mu swoje okrycie; urządzał na własny koszt pogrzeby biednym ludziom, którzy nie zostawili pieniędzy (według: Nepos, Kimon). Możemy przypuszczać, że więcej znalazłoby się ludzi, których można by rozpoznać w Charakterach Teofrasta. Przykładem osobowości złożonej może być Alkibiades, o którym nawet historycy pisali ż uznaniem, ale pomijając jego posunięcia polityczne, osobowość jego jest tak złożona, gdyż zmieniał się zależnie od okoliczności; dał się poznać jako dobry wódz, jako mówca, i „gdy tego sytuacja wymagała, potrafił być pracowity i wytrwały, hojny, uprzejmy, ale zręcznie dostosowywał si.ę do sytuacji, bo gdy go nie zmuszała konieczność do narażania się na trudy, stawał się rozrzutny, niedbały, rozpustny, nieopanowany — i te sprzeczności w jednym człowieku czyniły niezrozumiałą jego osobowość" (według: Nepos, Alkibiades). Podobnie wśród mężów, których Żywoty spisał Plutarch, są takie złożone charaktery. Każda z opisanych przez Plutarcha postaci położyła jakieś zasługi dla państwa^ wyróżniła się działalnością czy to pokojową czy wojenną, ale nie każda, mimo wielkich zasług, może uchodzić za wzór godny naśladowania. Na pytanie: kim był Cyceron — łatwo odpowiedzieć, gdyż znany jest ze swojej, nie zawsze szczęśliwej, działalności politycznej, znany jako mówca, któremu nikt nie dorównał, znany jako autor dzieł retorycznych, filozoficznych, dzięki którym przybliżył Rzymianom pojęcia i teorie filozofów greckich.. Ale na pytanie: jakim człowiekiem był Cyceron — odpowiedź będzie trudniejsza, jakkolwiek jego listy mogą stanowić podstawę do odtworzenia portretu wielkiego mówcy, portretu, który zdradzi, że i Cyceron nie był wolny od wad, i że nie zawsze przestrzegał zasad, jakie innym zalecał; ale może prawdziwy obraz uczyni go nam bliższym, gdy zobaczymy w nim nie nadczłowieka, ale po, prostu — człowieka. Może uczeni świadomie przemilczają jego wady, ażeby nie psuć obrazu wielkiego Arpinaty, ale przecież już współcześni Cycerona mówili o nim, że duabus sellis sedet. Miał Cyceron przyjaciół, spośród których najbliższym był mu chyba Attyk. Cyceron w traktacie O przyjaźni podkreśla jej rolę w życiu człowieka, mówi o powinnościach względem przyjaciół, ami-corum omnia communia, ale w przyjaźni z Attykiem Cyceron był stroną -korzystającą: bo Attyk był wydawcą, i to starannym wydawcą — dzieł przyjaciela, i nie odmawiał mu pomocy, kiedy Cyceron znalazł się w trudnej sytuacji materialnej. Cyceron, który zajmował tak poważne stanowisko w społeczeństwie rzymskim, w sprawach prywatnych, osobistych, liczył się z opinią i zdaniem innych („ale co inni powiedzą?").

Utrzymywał na przykład stosunki towarzyskie ze sławnym aktorem Roscjuszem (były to czasy, kiedy już zmienił się stosunek Rzymian do aktorów), ale gdy u znajomego zastał jego wyzwo-lenicę i przyjaciółkę, Wolumnię, znaną w Rzymie aktorkę mimów, zaklina się w liście do znajomego, że „nie przypuszczał, że ona tam będzie" (Listy do znajomych IX 26). Prawdopodobnie Cyceron jako homo novus nie wyzwolił się od kompleksu niższości, a równocześnie przerost ambicji, żądza rozgłosu były powodem błędnych czy niewłaściwych kroków. Tak tylko można tłumaczyć list do Lucjusza Lukcejusza, który pisał jakieś dzieło historyczne (nie zachowane); Cyceron, zasypując komplementami adresata, w tonie wprost poniżającym, prosi go, ażeby opisując wydarzenia współczesne, najpierw opisał, nie włączając do całości, działalność Cycerona: „zapragnąłem, ażebyś jak najprędzej utrwalił w swych pomnikowych dziełach pamięć moich czynów... pragnę jeszcze za życia rozkoszować się powagą twego świadectwa, dowodami twej życzliwości i urokiem płodów twojego talentu!" Zależy Cycero-nowi, ażeby Lukcejusz opisał oddzielnie jego rolę w wykryciu spisku Katyliny. Mało tego: Cyceron podsuwa adresatowi myśl, iż może przekroczyć zasady pisania historii, czyli bezstronność i nawet — mijać się z prawdą: „Dlatego proszę cię po prostu i usilnie, abyś opisał to wszystko jeszcze okazalej, niż może zamierzałeś, nie dglądając się tym razem na „prawa historii... i uczyń na rzecz naszej przyjaźni nieco większe ustępstwo, niż na to pozwala prawda". Nie chciałby sam o sobie pisać, ale, 9 ile by z jakichś powodów Lukcejusz nie spełnił jego prośby, to — pisze — „będę zmuszony uczynić to, co często ludzie ganią: napiszę sam o sobie,... lecz pisząc o sobie, trzeba pisać z większą powściągliwością, gdy należy coś pochwalić, i przemilczeć, gdy coś jest godne nagany". Że komplementy, jakimi Cyceron darzy Lukcejusza,, były przesadne i autor ną nie nie zasługiwał, świadczy fakt, że nic z jego dzieł się nie zachowało. Cyceron musiał sobie z tego zdawać sprawę, zależało mu jednak, ażeby jak najprędzej współcześni mogli czytać o jego działalności. I jeszcze jeden przykład z prywatnego życia Arpinaty — jego stosunek do żony Terencji. Pisząc do niej listy z wygnania zalewa się łzami, niepokoi się o jej zdrowie, ale Terencja ma pilnować jego spraw w Rzymie, w czym niemało pomocnym jej miał być Attyk. Natomiast w ostatnich latach, kiedy będąc w trudnej sytuacji materialnej myśli o rozwodzie z Te-rencją, pisuje do niej krótkie, pozbawione serdecznej nuty bileciki, w których daje jedynie krótkie zlecenia dotyczące przygotowań na przyjęcie gości. Istotnie w r. 45 p.n.e., a więc dwa lata przed tragiczną śmiercią, ten sześćdziesięcioletni pan żeni się z młodą, kilkunastoletnią — ale zamożną dziewczyną, której stan majątkowy, jako jej opiekun prawny, znał bardzo dobrze.

Jako przykład „złożonej osobowości" w czasach rzeczpospolitej, kiedy utrzymywały się jeszcze dawne zasady moralności, wybrałam postać wybitną; .ale już i w tych czasach źle się w Rzymie działo: nadużycia namiestników na prowincjach, intrygi, rozwody coraz częstsze, i nowe związki małżeńskie, zawierane głównie z myślą o karierze politycznej, którą miał ułatwić związek małżeński z córką lub siostrą wpływowego senatora itp. Nie były to jednak czasy tak ponure jak czasy cesarstwa, kiedy przykład dawał sam dwór. Wiele zbrodni uchodziło bezkarnie, wielu niewinnych padało ofiarą gniewu cesarza, donosicielstwa, zawiści, intryg, terroru. Nawet dążenia takich cesarzy jak Hadrian czy Trajan nie były w stanie cofnąć zła, jakie opanowało społeczeństwo rzymskie za rządów cesarzy szałem opanowanych.

Jednak dobrze jest poznać jasne i ciemne strony przeszłości, gdyż, o czym już wspominałam, na błędach także można się uczyć, trzeba tylko krytycznie patrzeć i na zjawiska różnych epok i na ludzi je reprezentujących. Bo znajomość przeszłości, zwłaszcza tej, w której tkwią korzenie naszej kultury, jest konieczna, gdyż— jak mówi Cyceron — nescire, quid ante quam natus sis, acciderit, id est semper esse puerum (Orator 34, 120).



SPIS TREŚCI

struktura geograficzna i gospodarcza Grecji

Struktura gospodarcza: Rzym — Italia — Imperium rzymskie

Przyroda i człowiek

Woda na usługach ludzi

Woda dla wszystkich — lecz nie każda

Ogień — dar Prometeuszowy

Kataklizmy, katastrofy

Wulkany

Klęski powodzi

Katastrofy

Pożary

Hodowla bydła i polowanie w Grecji

Hodowla bydła i polowanie w Italii

Komunikacja — podróże — łączność w Grecji

Komunikacja na terenie kraju

Poczta

Komunikacja — podróże — łączność w państwie rzymskim

Podróże morskie

Podróż

Łączność

Publikatory w Grecji i w Rzymie

Środki płatnicze i system monetarny w Grecji

Środki płatnicze w Rzymie

Chaos w czasie — czas w chaosie. Kalendarz i zegar grecki

Zegary

Kalendarz i zegary rzymskie

W rodzinie greckiej

W rodzinie rzymskiej

Platon, Arystydes, Sofokleś: Imię czy. nazwisko?

Imię, nazwisko, przydomek Rzymianina

Niewolnicy i wyzwoleńcy

Nauka i wychowanie w Grecji

Wykształcenie i wychowanie w Rzymie

Grecy wśród książek

Rzymianie wśród książek

Księgozbiory

Biblioteki publiczne

Książki na indeksie

W trosce o zdrowie. Medycyna w Grecji

Grecy przy stołach

Przy stołach w Rzymie

Ustawy ograniczające zbytek

Książka kucharska

Odpoczynek i rozrywki Greków

Czas wolny — Otium Rzymianina

„Wystawy"

Spotkania z autorami

Dzień emeryta

Ostatnie pożegnanie w Grecji

Ostatnie pożegnanie w Rzymie

Trójjedyna choreja

I Pieśń

II Muzyka

III Taniec

Święta Dionizosa. W teatrze greckim

Organizacja widowisk teatralnych w Atenach

Kostiumy aktorów

Święto Pallas Ateny

Święto Demetry i Persefony — Wielkie Misteria Eleuzyńskie

Wesołe święto — Kronia

Igrzyskom bogowie patronują

Muzyka, Taniec, Śpiew w Rzymie

Wierzenia i obrzędy, święta i widowiska w Rzymie

Święta wiejskie

Święta ludzi pracy i uroczystości wojskowe

Ludi— święta niestałe

Uroczystości rodzinne

Uroczystości okolicznościowe — Ludi votivi

Poświęcenie świątyń

W teatrze rzymskim

Aktorzy i publiczność

W amfiteatrze

Munera — walki gladiatorów

Inne popisy sportowe

Wyścigi rydwanów — Ludi circenses

Procesja — Pompa

O wróżbiarstwie w Grecji — Wierzyć? Nie wierzyć?

O wróżbiarstwie w Rzymie

Po prostu — człowiek


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Filozofia I Sztuka Starożytnej Grecji I Rzymu, filozofia
Wpływ starożytnej Grecji i Rzymu na kulturę europejską, Wpływ starożytnej Grecji i Rzymu na kulturę
Filozofia starożytnej Grecji i Rzymu - filozofowie, Filozofia
Wykład - tematyka, Ikonografia monet Starożytnej Grecji i Rzymu
Filozofia i sztuka starożytnej Grecji i Rzymu, Filozofia
Architektura starożytnej Grecji i Rzymu
Antyk kultura starożytnej Grecji i Rzymu
Sztuka klasyczna starozytnej Grecji i Rzymu
Filozofia starożytnej Grecji i Rzymu
WYCHOWANIE I MYŚL PEDAGOGICZNA STAROŻYTNOŚCI NA PRZYKŁADZIE GRECJI I RZYMU
Bogowie i boginie starożytnej Grecji
WYCHOWANIE W STAROŻYTNEJ GRECJI PREZENTACJA
podatek w Starożytnej Grecji, Rachununkowość
sztuka starożytnej grecji, GRECJA

więcej podobnych podstron