Medytacja otwiera serce na coś większego od nas. Pozwala oderwać się od obsesyjnego przylegania do siebie, koncentrowania uwagi na własnych brakach, potrzebach i problemach.
Siłą,
dzięki której medytujemy, jest wiara
Laurence
Freeman OSB, „Światło wewnętrzne”
Zapytano
mnie niedawno, dlaczego wolę medytację od modlitwy. Odpowiedziałem
bez namysłu: „Ależ medytacja jest modlitwą!”.
Spotkałem
też młodego mężczyznę, członka jednej ze wspólnot buddyjskich.
Gdy oznajmiłem mu, że należę do grupy Medytacji Chrześcijańskiej,
zdziwił się, że chrześcijaństwo zna taką praktykę.
Opowiedziałem więc o modlitwie monologicznej (III w.) polegającej
na powtarzaniu krótkiej formuły, niejako „przeżuwaniu” Słowa,
z uwagą skierowaną na oddech. Napomknąłem o modlitwie Jezusowej i
hezychazmie – nurcie duchowości w chrześcijaństwie wschodnim
akcentującym dążenie do wewnętrznego wyciszenia i zjednoczenia z
Bogiem. Oraz o Medytacji Chrześcijańskiej, jakiej już w XX w.
nauczał benedyktyn o. John Main.
Mężczyzna
powiedział, że gdyby wiedział o tym wszystkim wcześniej, zapewne
nie zostałby buddystą.
1. W
mojej grupie medytacyjnej są osoby, które wcześniej trzymały się
z daleka od praktyk religijnych. „Te wasze wszystkie msze i
modlitwy kompletnie mnie nie interesują, to są jakieś dodatki” –
mówiła kiedyś jedna z nich. Wielomiesięczna dyscyplina
medytacyjna sprawiła, że teraz regularnie korzysta z
sakramentów.
Medytacja
otworzyła jej serce na coś większego od niej samej, pozwoliła
oderwać się od obsesyjnego przylegania do siebie, koncentrowania
uwagi na własnych brakach, potrzebach i problemach. Czyli na tym, o
czym myślała, że jest nią, choć nią w rzeczywistości nie było.
Zrezygnowała z oczekiwań, pozwoliła działać Bogu. Medytacja
stała się jej drogą do wiary. A także, chociaż na początku tego
nie wiedziała, jej aktem.
Człowiek
modli się wtedy, gdy zapomina o swoich pragnieniach i ego. Matka
Teresa, zapytana kiedyś o to, co mówi Bogu podczas modlitwy,
odparła, że nie mówi nic – tylko słucha. A co mówi siostrze
Bóg? „Nic nie mówi. Słucha”.
Medytacja
jest słuchaniem.
2. „Słuchaj,
Izraelu! Wiekuisty jest naszym Bogiem, Wiekuisty jest jedyny! A
będziesz miłował Wiekuistego, Boga twojego całym sercem twoim, i
całą duszą twoją, i całą mocą twoją. I niechaj będą słowa
te, które przekazuję ci dzisiaj na sercu twoim!”.
Tak
brzmią słowa „kanonicznego” tekstu judaizmu, jednej z dwóch
najważniejszych modlitw żydowskich, Szma.
W
Ewangelii św. Marka czytamy: „Wówczas podszedł jeden z
nauczycieli Pisma, który słyszał ich rozmowę. Widząc, że Jezus
dobrze im odpowiedział, zapytał Go: »Które przykazanie jest
pierwsze ze wszystkich?«. Jezus rzekł: »Pierwsze jest: Słuchaj
Izraelu! Pan, Bóg nasz, jest Panem jedynym. Będziesz miłował
Pana, swego Boga, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym
swoim umysłem i całą swoją mocą«.”
Zanim
zaczniemy słuchać, musimy przestać mówić. Przerwać potok słów,
zalewanie Boga kaskadą swojej mowy. To trudne. Przecież cały czas
mamy potrzebę mówienia, bo a nuż nie zostaniemy właściwie
zrozumiani, nasze potrzeby nie zostaną wypowiedziane, nasze sprawy –
dostrzeżone. Podczas medytacji uczymy się, że „wie Ojciec wasz,
czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie”.
3. Ojciec
Leon Knabit mówił niedawno: najpierw jest „usłysz” (nawet
ludzie z dobrym słuchem często nie słyszą). Dalej jest „słuchaj”
(staraj się poznać sens tego, co zostało powiedziane). Na samym
końcu zaś – „posłuchaj” (wciel w życie, zastosuj się do
tego, co usłyszałeś).
W
modlitwie hebrajskiej, w trzecim wersie, czytamy „na sercu”.
Dlaczego? Rabin Boaz Pash twierdzi, że to dlatego, iż nie zawsze
nasze serce jest gotowe, by przyjąć Słowo Boga. Ono wejdzie „do
serca”, gdy się na to otworzymy. Wówczas naprawdę usłyszymy i
posłuchamy. Posłuchamy, więc będziemy posłuszni.
Medytacja
czyni nas gotowymi, uczy posłuszeństwa, a więc dyscypliny i
pokory.
Bez
dyscypliny nie ma życia duchowego. Medytacja jest dyscypliną bez
końca. Nie można pomedytować „raz a porządnie”, raz na jakiś
czas – tak jak nie można „raz a porządnie” się najeść lub
pospać sobie „od czasu do czasu”. Medytacja nie ma kresu i nie
ma żadnego innego celu poza jednym: otworzyć nas na Bożą obecność
w każdym momencie naszego życia.
4. Medytacja
jest bezinteresownym aktem wiary. Owszem, badania psychologiczne
(zwłaszcza te prowadzone metodą neuroobrazowania) pokazują
wiele „pożytków” z medytacji. Nie jest jasne, w jakiej tradycji
medytowały osoby badane; w literaturze przedmiotu najczęściej jest
mowa o tym, że były to techniki medytacji związane z ćwiczeniem
uważności (tzw. mindfulness
meditation).
Jednak
Medytacji Chrześcijańskiej, która jest modlitwą, nie można
zestawiać z technikami medytacyjnymi, które mają do osiągnięcia
jakiś cel. Nawet mistrzowie buddyjscy z dystansem traktują
utylitarne traktowanie praktyki medytacyjnej. W pewnej opowieści
mistrz Kodo Sawaki, zapytany przez adepta, czy praktyka przyda mu
pewności siebie i uczyni nieustraszonym, odpowiedział, że w żadnym
wypadku, gdyż „zazen (medytacja) jest całkowicie
bezużyteczne”.
Wiemy,
że medytacja powoduje wzrost istoty szarej mózgu, poprawia uwagę,
obniża lęk, redukuje negatywne skutki stresu, obniża ciśnienie
czy poziom cholesterolu, usprawnia procesy emocjonalne itd. Ale wiemy
także, że chociaż pożyteczna, może się też okazać bezowocna.
Bowiem prawdziwymi owocami medytacji są dary Ducha Świętego.
Najważniejszym
jednak „efektem” medytacji nie jest to, co otrzymujemy, lecz to,
co tracimy. Matka Teresa mówiła: „Kocham Go nie za to, co daje,
ale co zabiera”. Izraelski filozof, rabin Jeszajachu Lejbowic
przytaczał taką historię: „Kiedyś pewna bardzo inteligentna
kobieta opowiadała mi, w jaki sposób doszło do tego, że stała
się osobą religijną. Otóż jej najmłodszy syn zapadł na ciężką
chorobę i lekarze prawie stracili nadzieję na uratowanie mu życia.
A ona modliła się do Boga o uzdrowienie i dziecko wyzdrowiało.
»Uwierzyłam, kiedy syn z Bożą pomocą wyzdrowiał« –
powiedziała. Ja zaś poinformowałem ją, że znam matkę, której
syn chorował i z Bożą pomocą zmarł. Kobieta zamyśliła się, po
czym rzekła: »Dziękuję ci, że otworzyłeś mi oczy, abym ujrzała
prawdziwy sens wiary«”.
Właśnie
tego uczymy się podczas medytacji: bezinteresownej wiary. Otwierania
się na ufność, która jest fundamentem każdej
wiary.
5. Henri
J.M. Nouwen, holenderski ksiądz, pisarz i wykładowca opisuje swoją
fascynację popisami akrobatów cyrkowych, którzy „wiedzą, że
puszczenie jednego drążka pozwoli im przefrunąć do następnego”.
Że najpierw trzeba puścić swój drążek i frunąc w powietrzu dać
się złapać przez partnera – a nie łapać go jako pierwszy, bo
to i jego, i nas może narazić na niebezpieczeństwo. Trzeba zaufać,
a to zaufanie jest obustronne.
Nouwen
wyciągnął z tego naukę, że to, co często uznajemy za stratę,
wcale nią nie jest. „Właśnie zwalniając uchwyt, zyskujemy” –
pisał; „wypuszczenie spod kontroli przedmiotów, planów czy ludzi
pozwala nam wejść w życie pełne nowej, niespodziewanej wolności
z całym ryzykiem, jakie ze sobą niesie”.
Siadając
do medytacji – pozostawiając poza sobą oczekiwania i plany;
rezygnując z kontroli myśli i odczuć; stając przed Bogiem takimi,
jakimi jesteśmy; powtarzając jedno święte słowo, formułę albo
mantrę (to tylko różne nazwy tego samego); upraszczając swoje
myśli – uczymy się ufności w Bożą Miłość i
Miłosierdzie.
Istotę
medytacji dobrze oddaje Psalm 131: „Panie,
moje serce się nie pyszni, i oczy moje nie są wyniosłe. Nie gonię
za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły. Przeciwnie:
wprowadziłem ład do mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak
niemowlę – tak we mnie jest moja dusza”.
6. W
wielu diecezjach na świecie Medytacja Chrześcijańska, praktykowana
w ośrodkach duchowych, parafiach, klasztorach, więzieniach i
centrach terapeutycznych, trafia także do szkół i przedszkoli. W
Townsville (Australia) wprowadzono ją we wszystkich szkołach.
Ordynariusz miejscowej diecezji biskup Michael E. Putney napisał
list do Andrzeja Ziółkowskiego, koordynatora Światowej Wspólnoty
Medytacji Chrześcijańskiej (WCCM) w Polsce.
Oto
jego fragment: „Uczymy medytacji jako formy modlitwy
chrześcijańskiej. Nie jest ona ćwiczeniem relaksacyjnym. Medytacja
Chrześcijańska nie jest także praktyką duchową religii Wschodu,
w swojej istocie jest rdzennie chrześcijańską formą modlitwy i
mamy nadzieję, że jej praktyka umożliwi dzieciom głębszą
relację z Trójcą Świętą. Dlatego obserwując jej wyłącznie
dobroczynne oddziaływanie, z głębi serca polecam ją jako praktykę
religijną dla dzieci. Poza tym, obserwujemy także jej korzystny
wpływ na tych z naszych nauczycieli, którzy, aby wspomóc swoich
uczniów, sami podjęli ją jako osobistą praktykę modlitewną.
Moim zdaniem może być to jeden z kroków na drodze ich wewnętrznej
przemiany i głębszej relacji z Bogiem”.
BOGDAN
BIAŁEK jest redaktorem naczelnym „Charakterów”, koordynatorem
Szkoły Medytacji WCCM w Polsce i Europie Wschodniej, uczestnikiem
grupy medytacyjnej przy parafii św. Franciszka z Asyżu w Kielcach.
Stale współpracuje z „TP”.
Bogdan Białek / 25.04.2013 Tygodnik Powszechny
http://tygodnik.onet.pl/32,0,80280,4,artykul.html (dostęp 13.05.2013)