Kalina Malina
Kalina malina w lesie rozkwitała,
Niejedna dziewczyna żołnierza kochała.
Żołnierza kochała, żołnierza lubiła,
Do tego żołnierza liściki kreśliła.
Liściki kreśliła, liściki pisała,
Do swego miłego, którego kochała.
A w niedzielę rano, kiedy słonko wschodzi,
To ten młody żołnierz po koszarach chodzi.
Po koszarach chodzi, ciężkie buty nosi,
Pana kapitana o przepustkę prosi.
Panie kapitanie puść mnie pan do domu,
Bo moja dziewczyna urodziła syna.
Urodziła syna, pięknego chłopaka,
Będzie z niego żołnierz, tak jak jego tata.
Puszczę ja was puszczę, ale nie samego,
Każę wam osiodłać konika karego.
Konika karego i te złote lejce,
Żebyś rozweselił swej dziewczynie serce.
Jedzie żołnierz, jedzie, o drogę nie pyta,
A stara teściowa u progu go wita.
Żołnierzu, żołnierzu twoja to przyczyna,
Przez ciebie została zhańbiona dziewczyna.
Ja jej nie zhańbiłem, sama się zhańbiła,
I ta ciemna nocka, po której chodziła.
Chodziła, pijała i grywała w karty,
Myślała dziewczyna z żołnierzem żarty.
Z żołnierzem nie żarty, z żołnierzem nie kpiny,
I zamiast wesela odbyły się chrzciny.
Ta dzisiejsza młodzież lata samolotem,
Najpierw robią chrzciny a wesele potem.