Czy literatura może mieć wpływ na osobowość człowieka, jego spojrzenie na świat i ludzi? Zaprezentuj teksty literackie, które skłoniły cię do refleksji nad problemami życia i człowieczeństwa.
Nie bez przyczyny mówi się, że człowiek stał się istotą cywilizowaną wtedy, gdy po raz pierwszy wyraził swoje myśli za pomocą pisma. Ludzkie słowo zostało zmaterializowane, pozostawiło swój trwały ślad i przestało być wyłączną własnością tego, z którego ust padło. Od tego czasu, mimo iż zamiast rylca i kamiennych tablic używa się komputera, literatura jest tym, czym jeden człowiek chce się podzielić z drugim. Książki umożliwiają m.in. przekazanie myśli nie tylko współczesnym, ale także następnym pokoleniom. Stanowią obraz czasów, w których żył autor, są swoistym dziedzictwem przeszłości.
Wszyscy, którzy sięgają po słowo pisane robią to w jakimś celu. Czasem jest to chęć oderwania się od rzeczywistości, innym razem sposób na odnalezienie zagubionych wartości, przypomnienie wartości etycznych i estetycznych. Nawet jeśli zapominamy czasem o istotnym przesłaniu, czy nie od razu rozumiemy znaczenie czytanych książek, to jest szansa, że po jakimś czasie powrócą nagłym błyskiem myśli.
Literatura od zarania dziejów kształtuje ludzkie osobowości. Takie jest jej zadanie. Opisywanie piękna lub brzydoty, dobroci czy okrucieństwa budzi w nas gniew lub przywraca wiarę w moc wzniosłych uczuć. Książka może być również niebezpieczna ze względu na idee mogące zatruć umysły i wypaczyć charaktery. Wielką moc mają umiejętnie skomponowane słowa. Czasem wystarczy jeden przeczytany utwór, by nasze spojrzenie na dane zjawisko uległo radykalnej zmianie.
Już starożytni zdawali sobie sprawę z wpływu literatury na oblicze świata. Gdy powstawała Biblia, zamiarem jej twórców było to, aby ta księga, będąca kwintesencją nowej religii, odmieniła życie ludzi. Jednym z fragmentów, które w szczególny sposób budzą moje refleksje nad problemami życia i człowieczeństwa jest historia Hioba, opowieścią o tym, czego człowiek najbardziej się lęka, o nieszczęściu, biedzie, chorobach i śmierci najbliższych, czyli o tragicznych zdarzeniach, które spadają nagle, nie wiadomo dlaczego i za co. Po co Bóg doświadcza ludzi niewinnych? Tego niestety rozum ludzki nie ogranie - pozostaje oprzeć się na zaufaniu wobec Boga. Być może poddaje On człowieka próbie wiary - a może ma swoje powody, niejasne dla zwykłych śmiertelników. Wśród wielu pouczeń zawartych w Nowym Testamencie moją uwagę zwracają szczególnie dwa: o zemście i miłości bliźniego. Pierwsze jest kwintesencją chrześcijańskiej pokory: "Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, ustaw mu i drugi". Drugie: "będziesz miłował bliźniego", ale i "Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują". Jak często wydają się owe nakazy trudne lub dyskusyjne - pokazują dzieje ludzkości. Jednak są to słowa najwyższego humanizmu, tak różne od słynnego "oko za oko" z Kodeksu Hammurabiego.
Myślę, że każdy artysta, prozaik czy też poeta, kiedy "przelewa" swoją duszę na papier, ma nadzieję, że jego ucieleśnione w słowach uczucia będą miały wpływ na czyjeś życie. Nie jestem wyjątkiem wśród ludzi. Moja romantyczna dusza chciwie chłonie język sztuki. Ale podatność na treści utworów literackich czasem przynosi złe skutki. Przez nieuwagę mogę zaaprobować nawet niesłuszne poglądy. Kiedy w wieku 5 lat odkryłam tajniki pisanych znaczków otworzyła się przede mną zaczarowana kraina, wielki świat literatury, świat doznań i uczuć. Pierwsze przeczytane książki śmieszyły bądź wywoływały smutek. Teraz mam już pewien, choć niewielki, bagaż doświadczeń, przeżyłam kilka zawodów i dużo pięknych chwil. Świat przestał być prosty i przejrzysty. Trudno jest odnaleźć siebie w otchłani dnia codziennego i często sama nie umiem sobie z tym poradzić. Nie jestem poetką, ciężko mi wyrazić w słowach własne uczucia i widzenie rzeczywistości, jednak, tak jak każdy, mam potrzebę głośnego wypowiadania własnych myśli. Pomaga mi w tym literatura. Każdy odkryty wiersz czy książka dokładają cegiełkę do budowanego przeze mnie obrazu własnego "ja". Cały czas poszukuję swego miejsca w świecie i staram się odnaleźć w życiu to, co najważniejsze, choć jeszcze nie wiem, jaki to ma wygląd i smak. Jednym z utworów, który stał się dla mnie czymś w rodzaju przesłania życiowego jest "Przesłanie Pana Cogito" Zbigniewa Herberta. Ja w pełni zdaję sobie sprawę, iż mimo niezaprzeczalnych odniesień zawartych w Ewangelii, kodeks postępowania sformułowany przez Pana Cogito w wielu miejscach podaje w wątpliwość zasadność głoszonych tam przekonań. Nie uznaje takich ewangelicznych wartości, jak miłosierdzie i przeznaczenie. Każe działać konsekwentnie i odważnie, manifestować pogardę dla nikczemników. Przesłanie Herbertowskiego bohatera, mimo iż manifestuje niewątpliwy związek z tradycją chrześcijańską, odsyła bardziej ku etyce Conradowskiej, opartej na "kilku prostych prawdach". Wierność samemu sobie, wierność drugiemu człowiekowi i wierność wobec "szeregu" to fundamenty Conradwskiego absolutyzmu moralnego, wyznającego maksymalistyczne, surowe reguły. Ja jednak, w chwilach, kiedy wydaje się, że cała moja egzystencja nie ma najmniejszego sensu, czytam ostatnie słowa tego utworu "Bądź wierny. Idź." Może to brzmi banalnie, ale te proste przesłanie budzi we mnie wiarę we własne siły. Mimo iż mogę przegrać, zaczynam wierzyć w słuszność codziennej walki z tłumem, który za wszelką cenę chce pozbawić mnie złudzeń i bardzo brutalnie ściągnąć w dół, po uprzednim podcięciu skrzydeł.
Ślad na moim sercu odcisnęły również wiersze Haliny Poświatowskiej. Nie wiem ile razy miałam łzy w oczach przy ich lekturze, która budzi refleksję nad kruchością ludzkiego istnienia. Pomogły mi one zrozumieć, że człowiek nie powinien uważać się za pana i władcę tego świata, gdyż jego ciało i widmo śmierci czynią go niewolnikiem materii. Oczywiście możliwe jest, że coś po nas pozostanie, jednak jesteśmy ściśle związani z ziemską egzystencją i nawet najbardziej wzniosłe myśli i czyny nie mogą tego zmienić.
Nie mogę również w moich rozważaniach pominąć II części "Dziadów" Adama Mickiewicza. Pretekstem do przekazania ludowych mądrości jest ukazany w dramacie poetycki rytuał dziadów, polegający na przywoływaniu zmarłych. To właśnie owe duchy napominają m.in. do godnego życia na Ziemi. Nie powinno ono nieść w sobie tylko przyjemności i radości. Aby było w pełni prawdziwe winno dawać cierpienie i ból:
"Kto nie doznał goryczy ni razu
Ten nie zazna słodyczy w niebie".
Duże wrażenie wywarły na mnie również "Treny" Jana Kochanowskiego, studium człowieka zmagającego się z cierpieniem. Czytelnik ma szansę uświadomić sobie, jak często w obliczu duchowego bólu załamują się wszelkie wartości. Mądrość i cnota nie przydają się, bo nie przynoszą ulgi. Sytuacja cierpienia istotnie wpływa na człowieka. Kiedy jesteśmy szczęśliwi, nie myślimy o rzeczach smutnych, o śmierci. Prawdę te odkrywa i przekazuje czytelnikowi tren XVIII. Jest on modlitwą skierowaną do Boga przez jedno z Jego dzieci, które rzadko o Nim myślą, kiedy są szczęśliwe. Ewolucja, którą przechodzi poeta-ojciec Jan Kochanowski, jest zbliżona do tej, która towarzyszy każdemu z nas, gdy próbujemy wyzwolić się z otaczających nas nieszczęść, by odzyskać kruchą równowagę. "Treny" uczą przede wszystkim pokory i trudnej sztuki zachowania wiary.
Właściwie każde dzieło literackie ma moc wywoływania specyficznych reakcji; niejednokrotnie wzrusza, pobudza do myślenia i współczucia. Taką szczególną pozycją jest dla mnie "Wieża" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Opowiada historię samotnika, Trędowatego, żyjącego w Wieży, przybytku dla "pogrzebanych żywcem". Tekst szuka odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób człowiek, którego przyszłość jest wykuta w nadziei, może egzystować. Jak żyć bez zrozumienia, miłości bliźniego, przyglądając się jedynie z daleka szczęściu innych Odpowiada na to Trędowaty słowami: "Ten, kto kocha swoją celę, znajduje w niej spokój. Uczy tego naśladowanie Chrystusa. Zaczynam rozumieć prawdę tych słów niosących pociechę." Przykład tego bohatera daje wiele do myślenia. Czy będąc tak doświadczonym, mielibyśmy zdobyć się na pokorę, ufność i wiarę? Dokonał tego na pewno bohater "Wieży". Czy w obliczu wielkiej tragedii, która nie daje żadnej nadziei na wyzwolenie, można znaleźć coś tak abstrakcyjnego i nierealnego jak szczęście? Trędowaty daje nam taką odpowiedź: "istnieje (...) w najniższym kręgu nieszczęścia przyjemność życia i oddychania". Los tego bohatera jest świadectwem na to, iż nawet znalazłszy się w warunkach ekstremalnych można znaleźć uspokojenie, przyjąć postawę pokory, zdystansować się do swego cierpienia. Tekst, mimo całego zawartego w nim pesymizmu, niesie ze sobą wiarę w moc człowieka, która pomaga przezwyciężyć przeciwności losu.
Nie wszystkie jednak dzieła naszej literatury niosą przesłanie bliskie powyższemu. Pesymistyczna wizja nas samych jest bardzo żywa w literaturze czasu wojny i okupacji. Wielu twórców tego okresu, nierzadko będących naocznymi świadkami tragicznych zdarzeń, udowadnia, że tak naprawdę człowiek jest istotą słabą, ułomną, zdominowaną nie przez uczucia, lecz przez zwierzęce odruchy, które nakazują mu walczyć o byt i przetrwanie. I tak na przykład opowiadania Tadeusza Borowskiego ukazują nam prawo dżungli, rządzące ludźmi w sytuacji zagrożenia: silniejszy wygrywa, słabszy musi mu ulec. Nikt tu nie wierzy w moralność, a ludzie, którzy kiedyś kierowali się jej nakazami, aby przeżyć w rzeczywistości obozowej, muszą się jej całkowicie wyrzec. Co się więc teraz z nimi stało? Dlaczego stracili swoje człowieczeństwo? Czy uważają się oni za ludzi niemoralnych? Nie! Moralność jest kwestią subiektywną, zależną od "punktu odniesienia". Czy może więc istnieć pojęcie dobra? Chyba tak naprawdę nic w świecie nie jest w pełni dobrem czy złem. Wszystko zależy od punktu widzenia. Borowski ukazuje, że w porażonej zbiorowości ludzkiej nie ma ani bohaterstwa, ani solidarności - każdy myśli wyłącznie o sobie. Zatem na skutek warunków każda osobowość ulega zwyrodnieniu.
Podobny wpływ wywarły także na mnie "Medaliony" Zofii Nałkowskiej. Autorka w swej książce oskarża ludzkość, że dopuściła do stworzenia takich warunków, w których człowiek zatraca zdolność myślenia, kojarzenia faktów, gubi gdzieś swą godność i staje się kimś, kogo trudno nazwać człowiekiem.
Myślę, że bez literatury nasz świat byłby uboższy, bo pozbawiony jednej z najlepszych dla człowieka możliwości rozwoju wewnętrznego i kształtowania światopoglądu. Do końca trwania ludzkości słowa wypływające spod piór artystów będą wpływały na ludzkie ideały i światopogląd. Przecież każda łza, drobny uśmiech, wzruszenie czy też głos sprzeciwu, jakie budzi w nas jakakolwiek literatura, są narzędziem urabiającym materiał rzeźbiarski, jakim jest nasza dusza. Nie wszystko możemy poznać drogą własnych doświadczeń, całe nasze życie to zbyt krótko, by wyciągnąć wnioski z różnych zdarzeń. Artysta to człowiek naznaczony piętnem wrażliwości, większej od przeciętnego zjadacza chleba, posiadający bowiem zdolność odbioru i przetwarzania rzeczywistości w sposób bardziej wnikliwy i emocjonalny. Nic więc dziwnego, że literatura jest także nośnikiem mądrości wielu pokoleń. Pomagają spojrzeć na siebie i drugiego człowieka z innej strony, po której więcej znaczy drżenie ludzkiego serca, błysk oczu, czy niedopowiedziany gest.