EMINEM
DOPÓKI NIE ROZPADNĘ SIĘ
Intro:
Ponieważ czasem czujesz się zmęczony
Czujesz się słaby, zwyczajnie wykończony
I kiedy tak się czujesz, to prób nie podejmujesz
Bo jedynie myśl o poddaniu się cię opanowuje
Ale szukaj i znajdź siłę wewnątrz siebie
By ten szajs więcej już nie dręczył ciebie
Zdobądź motywację do dalszego działania
Do bycia przegranym niech cię nic nie skłania
Bo nie ważne jak bardzo jest źle
Gdy chcesz już tylko upaść na twarz i rozpaść się
1
Dopóki nie rozpadnę się w pył, będę rozdawał ten hiphopowy rym
Tak długo jak będziesz czuł wspólnotę z nim
Dopóki nie nadejdzie ten dzień, w którym przykryje mnie upadku cień
Nigdy nie powiesz mi, że rzeczywiście niszczę je
Bo gdy nie ma mnie, już me słowo ostrym nie wydaje się
I raperem przestaję być i jako Eminem przestaję żyć
Nowe myśli się pojawiają
Gdy hip-hopowe wersy w świat iść przestają
W sieci utkanej z pajęczyny zatruto jadem złapane dziewczyny
I nawet strzał z adrenaliny czy z penicyliny
Choć szybko zrobiony
Przed najgorszym nie daje ochrony
Nic tego już nie zwalczy Amoxicilin też nie wystarczy
Kryminalny glina hiphopowych zbrodniarzy zabija
Dla niego nie ważne kto się nawinął
Bo są miliony innych, co z muzą Pac'a płyną
Podążasz więc za mną w krok, być może czujesz to
Być może jednak nie, ach przestraszyłeś się
Gdy pokazałem ci ten jeden raz
Bożego ducha żyjącego w nas
Słyszysz teksty szokujące wielu z was
Czy to cud, czy jestem tylko produktem dla mas
Dla podnieconych mój gwizd to do wysłuchania spisek
Nie przejmując się rozmiarem zapominasz o penisie
Refren:
Dopóki dach się nie zapadnie
Dopóki blask świateł nie zgaśnie
Dopóki nogi pode mną nie ugną się
Nie zamilkną też usta me
Dopóki dym nie rozproszy się
Dopóki siły nie opuszczą mnie
Dopóki nie rozkruszą się kości me
Będę z tym bagnem rozprawiał się
2
Muzyka jest jak magia
Głębię uczuć skrywa w sobie, która zaistnieje w tobie
Jeśli prawda jest w twym słowie
Gdy wywalasz tekstu wersy ludzie mają ogląd szerszy
Masz więc swój moment i każda pojedyncza minuta
To utrzymania się w nim ciągła próba
Ponieważ taka szansa może się już nigdy nie trafić
By jej nie stracić, wykorzystaj ją najlepiej jak potrafisz
A kiedy twój bieg zakończy się
Zaakceptuj wydarzenia te
Kiedy to co jest skończy się
Nie wiem co myśleć mam, bo tego szajsu kram
Przesiąkł głęboko do środka
Zrobiłem więc listę, oto jak wygląda
Ona idzie tak: Reggie, Jay-Z i przed Biggim Tupac
Dalej Andre z Outcast, Jada, Kurupt i Nas
No a potem ja
Ale w tej fabryce jestem jednym z wielu
Którym zazdroszczą nie tylko talentu
I gdyby mnie na takiej liście nie było
Wcale by mnie to nie ruszyło
Dlatego widzisz mnie jak spaceruję miło
Jakby nic mnie nie dręczyło
Nawet jeśli połowa z was
Ze mną pieprzone problemy ma
Nienawidzicie tego, ale jedno wiecie
Szacunku odmówić mi nie możecie
Prasy sny mokre jak z Bobbim i Whitney
Nate dowal mi
Refren:
Dopóki dach się nie zapadnie
Dopóki blask świateł nie zgaśnie
Dopóki nogi pode mną nie ugną się
Nie zamilkną też usta me
Dopóki dym nie rozproszy się
Dopóki siły nie opuszczą mnie
Dopóki nie rozkruszą się kości me
Będę z tym bagnem rozprawiał się
3
Już pierwszym wersem pożeram MC serce
Co on myśli sobie? Kombinuje jak mi nie podpaść, mądrze
To jest absurd jak ludzie czepiają się każdego słowa
Pewnie należnego mi poparcia nigdy uzyskać nie zdołam
Nie czuję, żeby udało mi się kiedykolwiek zasłużyć na nie
Ale nie będę służącym, moje miejsce na zawsze zarezerwowane zostanie
I jeśli kiedykolwiek opuszczę tę ziemię
Będzie to oznaczać śmierci skinienie
Ponieważ w głębi duszy to nie wiem
Jakie gorsze może być wydarzenie
Dlatego każdy wers składam mądrze i sprytnie
Moje myśli pojawiają się impulsywnie
Działam jak nałogowiec uzależniony od rymowania
Rapuję jakbym uzależnił się od przeklinania
Jakby moje działanie to była Kim Mathers kalka
Ale nie chcę się miotać w tych nieustających walkach
Fakty są takie, wolę raczej usiąść wygodnie
Wtedy dowolnym raperom mogę dowalić swobodnie
Więc to jest atak generalny
Skierowany w nich pocisk frontalny
Ten utwór to jest rap wojenny
Tym co lubią namieszać podkład niezmienny
Bo nie uważam by fakt, iż jestem Slimem miał znaczenie
Platynowy status to byłoby tylko głupie pieprzenie
Gdybym nie był tym najgorszym kolesiem
Refren:
Dopóki dach się nie zapadnie
Dopóki blask świateł nie zgaśnie
Dopóki nogi pode mną nie ugną się
Nie zamilkną też usta me
Dopóki dym nie rozproszy się
Dopóki siły nie opuszczą mnie
Dopóki nie rozkruszą się kości me
Będę z tym bagnem rozprawiał się
Outro:
Dopóki dach się nie zapadnie
Dopóki sił mi nie zbraknie
Nie upadnę
Będę dumnie trzymał się
Czując się, jakby nikt nie mógł pokonać mnie