KRASICKI IGNACY BIOGRAFIA


Ignacy Krasicki

ŻYCIE i DZIEŁA

NAPISAŁ

Konstanty Wojciechowski

Naród, który chce rozwijać się, nie może żyć tylko teraźniejszością. Gdybyśmy nic więcej nie znali prócz wypadków dni bieżących, bylibyśmy krótkowidzami, błąkalibyśmy się, jak ten, któryby się znalazł w lesie w środku drogi, a nie wiedział, ani skąd wyszedł, ani ile już uszedł, jakie trudności już zmógł, jakie go jeszcze czekają. Jednostka, poczuwająca się do obowiązków wobec społeczeństwa, musi znać przeszłość, te drogi, któremi naród kroczył, ludzi, którzy mu wyrębywali gościńce do śmiałego podążania naprzód, tem bardziej zaś ludzi, którzy zawracali swe społeczeństwo z drogi mylnej, a kierowali na ścieżki nowe, wiodące niechybnie do celu. Jednym z takich przodowników w stuleciu ośmnastem, w dobie, kiedy traciliśmy połać po połaci ziemi i szli na łup obcych, był Ignacy Krasicki. Poznając jego dzieła, poznajemy Polskę z czasów Stanisława Augusta, jej życie, jej obyczaje, lepiej może, niż z dzieł historyków, a równocześnie dowiadujemy się, jakich rad udzielał ten człowiek, bardzo trzeźwy, swemu społeczeństwu, by je dźwignąć z niemocy. Czytać go więc warto i potrzeba, tem bardziej, że pisał nie tylko mądrze ale i z wdziękiem. Czasem — zdaje się prawie — nas, dzisiejsze pokolenie, miał na myśli, bo też nie wszystkie wady, choć je trzebił bez litości, zniknęły w społeczeństwie, którego był synem. Pozostawił dzieł wiele — był pisarzem bardzo płodnym. Zaznajomimy się z najcenniejszemi.

:57:57 ---------------

3/142

I.

Lata dziecięce Krasickiego. — Czasy saskie. — Upadek szkolnictwa. — Krasicki w kollegium jezuickiem. — Godności kościelne. — Pobyt w Rzymie. — Przyjaźń z Poniatowskim i jej owoce. — Niechęć do działań politycznych. — Krasicki poddanym pruskim. - - W Heilsbergu.

Urodził się Ignacy Krasicki za panowania Augusta III. Sasa, w r. 1735, w Dubiecku, dziedzicznem miasteczku starożytnego rodu Krasickich, zaszczyconego tytułem hrabiowskim. Dubiecko leży w ziemi sanockiej nad brzegiem Sanu, w okolicy górzystej, bardzo pięknej. Kto z obcych tu przybędzie, doznaje uczucia, jak gdyby zawitał do krainy pogody i spokoju. Ponoś charakter miejscowości, w której upływa nasze dzieciństwo, pozostawia trwały ślad na naszem usposobieniu. Krasicki byłby dowodem, że ci, co tak mniemają, nie mylą się; równowaga, pogoda duszy, to — jak obaczymy — znamiona jego życia wewnętrznego bardzo wybitne.

Nie borykał się też za młodu z bieda, życie płynęło mu gładko. Choć rodzeństwa miał sześcioro (czterech braci i dwie siostry), ojciec, kasztelan chełmski, nie magnat wprawdzie, ale właściciel znacznych posiadłości, mógł dostarczyć dzieciom wszystkiego, czego potrzebowały, zwłaszcza, że o ,honor domu dbał bardzo. Matka Ignacego, kobieta anielsko dobra, wpajała w dzieci zasady religijne, uczyła je źyć po bożemu. Czem była dla nich, mówią nam słowa Krasickiego po jej śmierci, że nie o nią, ale do niej

:57:59 ---------------

4/142

modlić się należy. Więc też przypuścić wolno, że w domu Krasickich życie płynęło innym trybem, niż w większości ówczesnych dworów, że zachowały się tam jeszcze cnoty staropolskie, skądinąd wygnane.

Były to bowiem czasy „maskarady, zapustnej swawoli". Mimo klęski polityczne (narzucenie nam króla przez obce mocarstwo, przedtem ograniczenie liczby wojsk), bawiono się hucznie, raczono obficie, kielichów nie żałowano. „Kiedy gospodarz — pisze świadek tych czasów — wymienił (na uczcie) pierwsze zdrowie, jaki taki brał się do

Widok ogrodu w Dubiecku. (Według rysunku Anny z Krasickich Charzowskiej).

swego kielicha i tymże sposobem pił zdrowie wszystkich, których gospodarz. Więc gdy razem wszyscy jedni drugich zdrowie pili, robił się hałas do kościelnego podobny, tak, iż jeden drugiego nie słyszał i nie rozumiał... Po tej pierwszej ceremonii była pauza jaką chwilę; jedli i popijali z małych kieliszków aż do drugiego dania, lubo to nie wszędzie, bo wielcy pijacy, nie czekając na drugie

:58:02 ---------------

5/142

danie, kazali dawać wielkie kielichy jeszcze przy pierwszem .. itd. Pito na umor, do nieprzytomności, jakby zapić chciano sumienie, wstyd, uczciwość. „Kto nie mógł wystarczyć zdrowiem pijaństwu, wypędzali go jakoby dla słabego zdrowia niegodnego tak dzielnej kompanii".

Rozwielmożniły się z jednej strony pycha nadmierna, z drugiej służalstwo, zanikało poczucie tego, co się godzi, a co nie godzi, skoro i przedajność poczęła się szerzyć, o nierządzie zaś, bezmyślności nie ma co i mówić, boć to przecie równoznacznik doby saskiej. Tradycyami lepszych czasów — wśród warstwy szlacheckiej — żyło jedynie zamożne ziemiaństwo, i z jego to łona wyszli prawie wszyscy ci, co się przyczynili do odrodzenia ducha narodu. Wyszedł i Krasicki.

Ażeby majątku nie rozdrabniać, przeznaczył pan kasztelan chełmski, w porozumieniu z krewnymi, aż czterech synów, między nimi Ignacego, do stanu duchownego. Taki był zwyczaj ówczesny, niedobry zapewne, bo cóż warte kapłaństwo bez prawdziwego powołania, ale kasztelan szedł za przykładem innych.

Nauki odbywał Ignacy zrazu w domu rodzicielskim, potem u pani Wapowskiej i na dworze ciotki swej Sapieżyny, wreszcie oddano go do szkoły publicznej we Lwowie, mianowicie do kollegium jezuickiego (używającego tytułu akademii).

W jakim stanie znajdowało się szkolnictwo za czasów saskich, wiadomo powszechnie. Nie rozwijano w szkołach umysłów, lecz raczej zaciemniano je przez zmuszanie do bezmyślnego kucia. W dodatku przyjęto głupią, barbarzyńską zasadę, że „tego tylko uczeń nauczy się, co się na nim wybije". Więc bito z przekonania i za byle co, powymyślano rozmaite narzędzia do bicia. Uczono zaś obok wielu rzeczy bądz niepotrzebnych bądź nawet szkodliwych także sztuki pisania i wygłaszania panegiryków, t. j. pochwał przesadnych na cześć rozmaitych dostojników. Co więcej wychodziły drukiem przepisy, jak się takie panegiryki układa. I tak, jeżeli naprzykład dostojnik pochodził z rodu

:58:04 ---------------

6/142

zamożnego i doszedł szybko do godności, należało zazna-czyć, że z bogactw nie był dumny, a powodzenie zawdzięczał niezwykłym zdolnościom, jeżeli zaś wyszedł z rodu nie opływającego w dostatki i w póz'nym dopiero wieku zdobył znaczenie, należało uwydatnić, że sam sobie wszystka zawdzięczał, a nie zabłysnął rychło, bo się przyjmowaniu dostojeństw opierał i t. d. — choćby to wszystko było nieprawdą. Uczono więc w ten sposób od razu trzech rzeczy brzydkich: kłamstwa, uniżoności — i jeszcze napuszystości, bo pochwały te trzeba było wygłaszać w sposób szumny, dziwaczny, posługiwać się w nich niezwykłemi zestawie-

Gmach kollegium 00. Jezuitów we Lwowie.

niami, porównaniami i, o ile możności, mówić tak, by nie łatwo było mówiącego zrozumieć. Gęsto wypadało przeplatać mowę czy pismo wyrazami i zdaniami łacińskiemi, lub choćby z łaciny wziętemi.

Zdaje się jednak, że w zakładzie naukowym, do którego oddano Krasickiego, powiał już nowy duch pod wpływem zbawiennych reform wielkiego Konarskiego, który w założonej przez się szkole w r. 1740 zabronił bezmyślnego kucia na pamięć, bicia, powprowadzał nowe pożyteczne przedmioty, uczył obowiązkowości, patryotyzimu

:58:06 ---------------

7/142

W programie reformy kollegium jezuickiego z roku 1749 czytamy już o tem, że celem szkoły ma być „wyrobienie młodzieży na mężów kiedyś kościołowi, rzeczypospolitej i dobru publicznemu pożytecznych", że należy zaznajamiać wychowanków z ustawami i ustrojem politycznym ojczyzny, „której miłość aby nad wszelką prywatę przekładali, usilnie zalecać im należy". Wogóle polecał program wpajać w młodzież cnoty obywatelskie, a obrzydzać jej wszystko, co kazi prawego Polaka. Jeżeli piękne słowa programu wprowadzono istotnie w kollegium w czyn, w takim razie nie tylko w domu rodzicielskim, ale i w szkole Krasicki oddychał zdrowszem powietrzem, aniżeli ogromna większość współczesnych.

W szesnastym roku życia został Ignacy sierotą, bowiem w roku 1751 umarł kasztelan chełmski, ale dziećmi zaopiekowali się majętni i wpływowi krewni, najpierw ks. biskup Michał Kunicki, potem, po tego śmierci, magnat, „królik Rusi", wojewoda kijowski Franciszek Salezy Potocki. Mając takiego protektora, sam potomek rodu znakomitego, otrzymywał Krasicki, choć jeszcze bez święceń kapłańskich — jak to się wówczas działo — rozmaite godności duchowne. Ks. biskup Czartoryski obdarzył go tytułem kanonika poznańskiego, w dwudziestym pierwszym roku życia dostał Krasicki kanonię kijowską, dwadzieścia dwa lata liczył, kiedy był już również kanonikiem przemyskim. Wnet też został proboszczem katedry przemyskiej dzięki prezencie Stanisława Augusta Poniatowskiego, wówczas starosty przemyskiego. Zyskiwał rozgłos kazaniami, a jedno z kazań, wygłoszone w Berdyczowie podczas koronacyi obrazu Najświętszej Panny, przechowało się do naszych czasów.

Mając lat 23, wyjechał kasztelanic-kanonik do Rzymu na dalsze nauki i dla zawiązania stosunków, wspierany funduszami przez rodzinę i przez możnego opiekuna. Funduszów trzeba było, bo Krasicki bywał w towarzystwach świetnych, więc wydatki miał znaczne. Ale też obracając się w kołach doborowych, nie tylko kształcił rozum, ale

:58:09 ---------------

8/142

również nabierał wytworności, tej szlachetnej ogłady towarzyskiej, która jedna umysły i zyskuje życzliwość ludzką. Niezawodnie potomek rodu arystokratycznego, spokrewniony z dworami magnackimi, poznał sposoby obcowania z ludźmi już w domu, Rzym jednak, stolica świata, wielkie zbiorowisko umysłów najwykwintniejszych, okraszał stosunki towarzyskie wdziękiem, którego nie znano nawet na dworach „królików" polskich w czasach saskich.

W wynurzeniach, jakich wrażeń doznawał na widok bezcennych skarbów Rzymu, dzieł sztuki, świątyń, ruin, był Krasicki skąpy, pisał jednak w liście do opiekuna, że wobec oglądanych pamiątek „reszta widzianego w życiu" musi mu się wydawać „maluczką". Wogóle zaś, mimo że czas upływał mu rozkosznie, tęsknił za Polską. W zadumę jednak, broń Boże, nie wpadał, w listach do rodziny spotykamy się z żartami, z dowcipami. Los zresztą sprzyjał kasztelanicowi — do piastowanych dostojeństw kościelnych przybyła w czasie pobytu w Rzymie godność ko-adjutora (pomocnika) opactwa wąchockiego.

Po trzyletnim pobycie w stolicy chrześcijaństwa powrócił Krasicki do Polski. Przy dokonanym przez matkę podziale majątku rodzinnego otrzymał trzy wioski i 3.900 złp. rocznie z dóbr dubieckich, a że obok tego miał dochody z beneficyów kościelnych, więc mógł prowadzić życie bardzo wygodne bez potrzeby liczenia się z groszem. W biedzie, wśród trosk zniknęłaby może ta pogoda duszy, którą Krasicki przyniósł z sobą na świat, w dostatkach swoboda umysłu nie zatraciła się, a dowcip, żartobliwość mogły się rozwijać i potęgować. Lgnęli też ludzie do młodego, pięknego prałata, podziwiali jego wytworność, olśnieni byli jego uprzejmością, zachwycali się eleganckimi dowcipami. Los zaś nie przestał i nadal opiekować się tem dzieckiem szczęścia. W czasie bezkrólewia, po śmierci Augusta III., Krasicki przybył do Warszawy i wówczas, jako spokrewniony z Potockimi, wszedł w bliższe stosunki z Ł zw. partya saską, która popierała na tron polski elektora saskiego Fryderyka Chrystyana, co więcej został

:58:11 ---------------

9/142

Ks. Ignacy Krasicki.

(Ze zbiorów Wolskiego).

Stanisława Poniatowskiego. Widocznie jednak ksiądz prałat nie rozgorzał bynajmniej namiętnością stronniczą, skoro równocześnie związał się serdeczną przyjaźnią właśnie ze Stanisławem Poniatowskim. Że dwaj ci ludzie po bliższem

nawet sekretarzem prymasa Łubieńskiego, jednego z prze-wódzców saskiego stronnictwa, korespondował w sprawie elekcyi z opiekunem swym, wojewodą ruskim, i nawzajem od niego odbierał instrukcya. Stronnictwo saskie było przeciwne wyborowi króla „Piasta", a w szczególności

:58:13 ---------------

10/142

poznaniu się musieli znajdować przyjemność we wzajemnem obcowaniu, nikogo zdziwić nie może. Łączyły ich upodobania, wytworności dowcip, znajomość świata, wrodzona dobroć, a zapewne i myśli o potrzebie walki z ciemnotą, poprawy stosunków. To też gdy Poniatowski zasiadł w r. 1764 na tronie polskim, mianował Krasickiego swym kapelanem, a w dzień koronacyi, 25 listopada, wygłosił Krasicki kazanie, w którem, zapomniawszy o swej niedawnej przynależności do przeciwnego stronnictwa, winszował gorąco Stanisławowi Augustowi, że stał się „ojcem powszechnym", „opiekunem poddanych". Wyraził nadzieję, że teraz, z nastaniem nowych rządów, „mocny nad słabym przewodzić ustanie", że wszyscy skupią się około króla, bo wzgląd ua szczęście ogółu każe „porządku szukać", a porządku bez „udzielenia władzy" królowi nie będzie. Wystąpił więc Krasicki w kazaniu tem jako zwolennik reformy, podkreślał potrzebę wzmocnienia władzy królewskiej. Król sądził, że potrafi użyć swego kapelana do działań politycznych, i dlatego pragnął uczynić go osobistością wybitną, wpływową. Wystarał mu się o probostwo mościskie, o posadę kustosza katedry lwowskiej, wywarł nacisk, by go jako kustosza obrano deputatem na trybunał koronny (1765), a w tymże roku za wpływem króla otrzymał Krasicki nominacyę na prezydenta (duchownego) trybunału małopolskiego w Lublinie.

Przyznać trzeba, że na stanowisku tem okazał się pracownikiem znakomitym. Nie tylko nie szczędził sił i trudu, ale dbał o bezwzględną bezstronność, a przeciw nadużyciom występował surowo. Potrzeba zaś było tego w czasach, kiedy prawie wszystko można było zrobić protekcyą lub pieniądzmi. Obrazki z trybunału znajdziemy później w jednem z dzieł Krasickiego.

Jakkolwiek przewodniczenie w trybunale było zaszczytem niemałym, Stanisław August nie poprzestał na tem odznaczeniu swego kapelana; ulubieniec królewski miał zasiąść na katedrze biskupiej, by wpływ jego mógł być tem potężniejszy. Żadna ze stolic biskupich nie była

:58:16 ---------------

11/142

wprawdzie wolna, ale w Warmii w Heilsbergu biskupem był wówczas starzec przeszło siedmdziesięcioletni Grabowski, król więc postanowił wyrobić Krasickiemu koadju-toryę l) biskupstwa warmińskiego, ażeby po śmierci Grabowskiego mógł tem łatwiej zająć opróżnione miejsce. Trudności było sporo. Przedewszystkiem biskup Grabowski miał własnego kandydata na koadjutora, następnie biskup warmiński musiał posiadać obywatelstwo pruskie, a mógł zostać biskupem (czy koadjutorem) tylko kanonik kapituły warmińskiej. Grabowskiego zdołał król pozyskać, obywatelstwo pruskie Krasickiemu wyrobił, a ponieważ kanonii wolnej wówczas nie było, skłonił jednego z kanoników do ustąpienia za odszkodowaniem pieniężnem, i w październiku 1766 Krasicki obrany został przez kapitułę koadjutorem. Wtem w grudniu umarł biskup Grabowski, stolica warmińska została opróżniona. I oto, ponad wszelkie oczekiwanie, w roku 1766 Krasicki, licząc trzydzieści jeden lat życia, wyświęcony został na biskupa. Dodajmy, że równocześnie jako biskup został senatorem, otrzymał (jak każdy biskup warmiński) tytuł księcia, w dyecezyi swojej miał władzę nietylko kościelną, ale i polityczną, a roczny dochód jego wynosił 400.000 zł. p. Znaczeniem, dostojeństwem, majątkiem stanął istotnie teraz w rzędzie pierwszych osób w Polsce.

Związany stosunkami z królem, z dworem, nie spieszył się z wyjazdem do Heilsbergu. Zajrzał do swej stolicy dopiero po kilku miesiącach, ale na czas krótki, naglony do powrotu przez króla, który sądził, że będzie miał teraz w Krasickim pomocnika. Chodziło Stanisławowi Augustowi o to, by Krasicki stanął na czele stronnictwa królewskiego, popierał jego politykę, urabiał dla niej opinię. Nazwisko, dostojeństwo wysokie, dochody znaczne — wiedział o tem dobrze — działają zawsze na ludzi, a ele-gancya, niezwykła wytworność w obejściu młodego biskupa powinna była podbić serca nawet niechętnych. Krasickiemu

---------

1) Koadjutor biskupa, tyle co pomocnik, zastępca.

:58:18 ---------------

12/142

istotnie nic nie brakło, by odegrać wybitną, znaczącą rolę polityczną, i Stanisław August znał się na ludziach, gdy właśnie Krasickiego chciał uczynić jednym z prze-wódzców swej partyi. A raczej nie znał się — nie powinien był liczyć na niego. Młody biskup miał wszelkie dane, by odznaczyć się w działaniach politycznych, z wyjątkiem jednej: nie był wcale politykiem. I nietylko nie miał do polityki zmysłu, ale jej nie lubił, chciałoby się powiedzieć: nie uznawał. Czy to możliwe? czy w tych czasach smutnych, groźnych dobry Polak mógł usuwać się od zagadnień bieżących, związanych z losami kraju? Widoczne, że możliwe, skoro tak było. Krasicki ojczyznę kochał, dla króla żywił uczucia serdeczne, poprawy stosunków pragnął, tylko do działania nie był stworzony. A może i nie bardzo wierzył, by mógł działać skutecznie ? Może też polityce królewskiej ślepo nie ufał? Nie odpowiemy na te pytania, dość, że od czynnej roli usuwał się zręcznie, stosunków z królem nie zrywał, ale zobowiązać się do niczego nie chciał i ostatecznie, choć senator Rzeczypospolitej, nie zaważył wpływem swoim na losach kraju ani w smutnych czasach zawiązanej przez posła rosyjskiego Repnina konfederacyi radomskiej (1767), ani wówczas, gdy senatorów polskich, sprzeciwiających się woli carowej, żołnierze moskiewscy wywozili do Kaługi, ani wtedy, gdy przeciw jawnemu gwałtowi porwał się naród do broni i utworzył. konfederacyę barską (1768). W czasie tym wyjechał nawet Krasicki do Paryża. Wiemy, że konfederaci ulegli przemocy. Osłabienie zupełne Polski, skutek czteroletniej wojny, było dla tych, którzy na to osłabienie czekali, znakomitą sposobnością do zagarnięcia części ziem polskich.

W r. 1772 w Petersburgu podpisany został akt pierwszego rozbioru. Rosya zabrała Białą Ruś po Dniepr i Dźwinę i Inflanty, Austrya Ruś Czerwoną i część Małopolski, król pruski Fryderyk II. Prusy królewskie i Warmię. Biskup Krasicki stał się odtąd poddanym króla pruskiego.

:58:21 ---------------

13/142

I przeniósł się do stolicy swojej w Heilsbergu. Co czuł wówczas, co myślał ? Czy rozpaczał, czy ręce łamał ? Że cios, który ugodził w ojczyznę, wstrząsnąć nim musiał, to nie ulega wątpliwości, ale na zewnątrz tego Krasicki nie pokazał. Zapewne nie chciał pokazać. Są natury, które żal, ból ukrywają, aby ich nie posądzano o słabość i ażeby nie być dla drugich widowiskiem. Krasicki należał do takich natur. Fryderyk II. nie doznał tej przyjemności, by mógł dojrzeć na twarzy biskupa warmińskiego smutek czy rozpacz. Zresztą Krasicki, jak i inni z współczesnych, patrzeć mógł na zabór jako na nieszczęście chwilowe, do powetowania. Straciła była przecie Polska Kamieniec Podolski, a odzyskała go, straciła już raz (w XIII. wieku) i Warmię, a odebrała ją za Kazimierza Jagiellończyka. Co oręż zdobędzie, można orężem odzyskać, byle mocy wewnętrznej nie brakło, byle odrodzić się duchowo. I tej pracy nad odrodzeniem moralnem narodu właśnie poświęci Krasicki swe życie.

Ktoby jednak wyobrażał sobie Krasickiego w owych czasach jako mędrca zadumanego nad sposobami ratowania duszy narodu, ten również pomyliłby się bardzo. Że myślał nad sprawami ważnemi, na to mamy dowody, że przytem równocześnie potrafił rozkoszować się widokiem pięknej natury, znajdować upodobanie w miłem towarzystwie, błysnąć nawet dowcipem, na to znów pozostawił dowód sam Krasicki w liście z Heilsberga, pisanym do siostry, na poły prozą, na poły wierszem.

Pałac biskupi w Heilsbergu, właściwie obszerny zamek, zbudowali i zamieszkiwali ongiś Krzyżacy. Krasicki w liście opisuje owe izby sklepione, baszty, wieże i ganki staroświeckie, podziw budzące, ale dodaje, że w czem innem objawił się „istotny sposób myślenia" założycieli zamczyska, mianowicie

„Starowni o dostatki, zbiór jadła, napojów, Więcej piwnic, spichlerzów mieli, niż pokojów".

Powiada, że mu dobrze w tym zamku i nie zazdrości

Ignacy Krasicki. 2

:58:23 ---------------

14/142

nawet największym z pośród wielkich zmarłych jakich-kolwiek czasów:

„Wielcy! cóż z tego? ja im nie zazdroszczę, Byli, ja jestem. Śpię, piję i jadam;

:58:25 ---------------

15/142

Przebiorę miarę, więc się i przeposzczę, I znowu wesół jem, piję i gadam...

Dzień upływa mu na przechadzce po ogrodzie pałacowym, na pogawędce z dobranem towarzystwem, na pracy w bibliotece, a

„Gdy się zbiera ku zachodu, Idą drudzy do ogrodu, A ja w pole między zboże, Tam, gdy w bróździe się położę, Słucham, jak ptaszęta nucą, Jak się godzą, jak się kłócą.

Rosa pada, czas się chłodzi, Zorze gasną, księżyc wschodzi".

„Słodka" to pora, najmilsza z dnia całego.

Tyle Krasicki w liście tym o sobie. Ani słowa o tem, jak godzi obowiązki Polaka z obowiązkami poddanego pruskiego, czy, patrząc na pałac biskupi, nie pomyśli, że Heilsberg już nic w Polsce leży, że tam w tych murach rezydowali kiedyś Hozyusz, Kromer?... Smutku, przygnębienia ani śladu. Znamię to pokolenia, a w szczególności Krasickiego. Tego typu ludzie, co książę-biskup, potrafią uśmiechać się ironicznie, szydzić, oburzyć się wreszcie, żalić się nie będą. Jeśli zaś nawet wypowiedzą, co ich boli, to pod przenośnią, jakby nie o sobie mówili, lecz o kimś trzecim, jakby się bali, by ich któś nie posądził o czułostkowość. Znamy takich ludzi, nic brak ich i dzisiaj. Zazwyczaj posądza się ich o brak serca i zazwyczaj — niesłusznie.

:58:28 ---------------

16/142

II.

Praca Krasickiego w czasopiśmie „Monitorze". — Poematy żartobliwe: szeidos pieśni dziesięć, Monachomachia, Antimonachomachia.

List do siostry nie był pierwszym utworem literackim Krasickiego. Próbował sił swych już przedtem, bardzo wiele zaś drukował w „Monitorze", czasopiśmie, które wychodziło w Warszawie od r. 1765 z początku raz, poźniej dwa razy tygodniowo. Poświęcone było to pismo poprawie życia i stosunków (w owych czasach zbudziła się już była myśl reformy społecznej i politycznej), karcił więc „Monitor" wady narodowe, przesądy, żądał zmian w sposobie wychowywania, poruszał sprawę ludu i mieszczan i t. d., a wszystko w sposób żywy, zajmujący, biorąc wzór z podobnego pisma angielskiego. Owoż Krasicki,, który był wogóle bardzo gorliwym współpracownikiem „Monitora", zapełnił cały tom zr. 1772 własnymi artykułami, bądź oryginalnymi, bądź tłumaczonymi. Wtedy r kiedy w sposób lekki opisywał próżniacze swe, myślećby można, życie w Heilsbergu, poświęcone jakoby tylko wygodom i przyjemnościom, wtedy właśnie pracował bardzo gorliwie i wytrwale i drukował szereg rozpraw o obowiązkach człowieka wobec Boga, o potrzebie miłości bliźniego, o konieczności i sposobach wyrabiania w sobie cnoty szczerości, umiarkowania, oszczędności, ośmieszał zaś marnotrawstwo, pijaństwo, obłudę, nieuczciwość, wołał o należyte spełnianie obowiązków przez urzędników pu

:58:30 ---------------

17/142

blicznych i t. d. Słowem ten człowiek elegancki, uśmiechnięty, pogodzony zupełnie — jakby się zdawało — z losem, pracował najszczerzej, z podziwu godnym zapałem nad przekształceniem wewnętrznem narodu, mniemając słusznie, że reformę poczynać trzeba od podwalin, od wykorzenienia wad, nałogów, grzechów, które sprowadziły rozkład, niemoc i klęskę. I dziś z tych artykułów Krasickiego wiele skorzystaćby można, cóż wówczas, gdy rozwielmożnione było zło, a sumienia ludzkie milczały.

Czasem zaś, mniemaćby można, chodziło Krasickiemu tylko o wywołanie śmiechu, tymczasem, gdy czytamy utwór uważnie, spostrzegamy, że Krasicki chciał bawić czytelnika (i sam się bawił), ale równocześnie potrącał o zagadnienia bynajmniej nie błahe. Weźmy do rąk pierwszy większych rozmiarów poemat księdza biskupa p. t. Myszeidos pieśni dziesięć (wyd. w r. 1775). Treść zabawna, nawet trochę dziwaczna: walka myszy i szczurów z kotami, król Popiel zakochany zrazu w rodzic mysim, a potem popierający plemię kocie, za co przez zastępy myszy i szczurów okrutnie pogryziony i pożarty, straszna śmierć kota Filusia i jego żałosne pogrzebanie i t. d. Oto stoją już naprzeciw siebie waleczne roty: kotami przewodzi słynny kocur Mruczysław, piszczącymi zaś pułkami myszy i szczurów sam król (ogoniasty) Gryzomir:

Nie tak mnogością straszny, jak wyborem, Mruczysław swoje animuje 1) koty. Wzywa do sławy i punktu honorem Wzbudza poddanych-do wojennej cnoty. Gryzomir wzajem, tymże idąc torem, Swym wojownikom dodaje ochoty. Z obu stron, skoro dane tylko hasło, Kocie i mysze wojsko razem wrzasło.

Miauczących kotów przeraźliwa wrzawa. Szczurów odważnych pisk słychać ochoczy.

------

1) dodaje im duch;!.

:58:32 ---------------

18/142

Pobojowisko okrywa kurzawa, Gęstym tumanem wojowników mroczy, Wzmaga się coraz bitwa straszna, krwawa, A potokami krwi ziemia się broczy; Zamiast kunsztownej z stali armatury 1), Broń stron obudwóch : zęby i pazury.

Na czem polega tu dowcip ? Oto na tem, że o rzeczy nieprawdopodobnej, a gdyby nawet, przypuśćmy, możliwej, to bardzo błahej, autor opowiada w sposób poważny, jak gdyby sam był przejęty rolą dzielnego Mruczysława, jak gdyby i jego unosił zapał na myśl o wrzasku kociego i mysiego wojska. I autor zawsze jest tak pozornie poważny. Nawet, gdy kpi w najlepsze, robi minę filozofa, wygłaszającego wzniosłe prawdy. Armia szczurza i mysia (w tym pierwszym boju) rozprószona, Gryzomir patrzy z przerażeniem na rozsypkę swych szyków,

„A czując, że go los okropny czeka, Gdy nadaremnie łaje, prosi, woła Przynajmniej żeby szli za jego śladem, Sam do ucieczki najpierwszym przykładem.

Dzielnaż to przecie rzecz monarchów czyny! Skoro król uciekł, wszyscy za nim w nogi. Każdy do swojej pospiesza krainy..."

„Dzielnaż to przecie rzecz monarchów czyny..." Wszakże widzimy, któżby wątpił? Jak nadzwyczajnie przecie poskutkował przykład dany przez Jego Królewską Mość...

Żartobliwe poematy opisowe znane były oddawna: w starożytnej Grecyi (tam istniał poemat o wojnie szczurów z żabami), później we Włoszech, za czasów Krasickiego we Francyi. W jednych z tych poematów chodziło tylko o wywołanie śmiechu, w innych o schłostanie jakiejś wady, nawet o wpłynięcie na poprawę obyczajów jakiegoś stanu. Krasicki także połączył zabawne z poży

-----

1) uzbrojenia.

:58:35 ---------------

19/142

tecznem. Wprawdzie trudno zgodzie się na domysły, jakoby Popiel miał przedstawiać Stanisława Augusta, myszy — Polaków, koty — Moskali, Mruczysław — posła rosyjskiego Repnina i t. d., ale nie ulega wątpliwości, że, pisząc tę epopeję mysią, Krasicki od czasu do czasu dotykał współczesnych stosunków polskich. 1 tak, przedstawiając obrady senatu mysio-szczurzego (w pieśni drugiej), miał z pewnością na myśli podzielony na wrogie stronnictwa senat polski, a rada wojenna na dworze króla Popiela — toć to sejmy Rzeczypospolitej. Członkowie rady zabierają głos:

Różnią się w radzie, i nie bez przyczyny. Podskarbi gani kanclerzowe zdanie, Kanclerz w marszałku wynajduje winy, Hetmani radzą spieszne wojowanie, Trwa wrzawa więcej jak cztery godziny. Tamten, ażeby daremnie nie siedział, Chwali, lub gani, co drugi powiedział.

Przychodzi zbierać wota 1) rozstrzelane, Ażeby wiedzieć, co skonkludowali2). Na wzór umysłów zdania pomieszane: Pokazało się, iż darmo gadali.

„Nie bez przyczyny" różnią się w radzie, pewno, bo kanclerz jest osobistym nieprzyjacielem marszałka, a podskarbi kanclerza, i nic uradzili nic, bo nie szło im o rzecz, ale o siebie, wymową popisywać się chcieli, zwalczać swych przeciwników. Gorzka, ale niestety zasłużona satyra. Istotnie „ważne" były przyczyny ustawicznej niezgody i bezpłodności obrad ...

A gdy trzeba było znaleźć winowajcę, znachodzono go bez trudu. Któż był winien wszystkim niepowodzeniom płynącym z anarchii? Magnaci? szlachta? małostkowość przewódzców lub głupota ? Gdzież tam — król!

--

1) głosy.

2) do jakiego doszli wniosku.

:58:37 ---------------

20/142

„Ciężka rzecz dostać poddanych życzliwych, Zraża podległość prawo rozkazania. Już się przebrało na sługach poczciwych, Sama nierówność wstrętem od kochania.

Pan wszystkim winien, wszystkim w odpowiedzi: Dlaczegóż winien ? bo najwyżej siedzi".

Doprawdy w tym żartobliwym poemacie tyle jest rozsianych myśli mądrych, uwag trafnych, głębokich nawet, że nie dziwi nas znalezienie w nim zwrotki poświęconej najwznioślejszemu z uczuć ziemskich: miłości ojczyzny :

„Święta miłości kochanej ojczyzny, Czują cię tylko umysły poczciwe! Dla ciebie zjadłe smakują trucizny, Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe! Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny, Gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe! Byle cię można wspomódz, byle wspierać, Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać!"

Dziś, po płomiennych uniesieniach Mickiewicza i innych wielkich poetów, którzy pragnęli Polskę „dźwignąć, uszczęśliwić", „zadziwić" nią świat cały, zwrotka ta wydać się nam może nieco chłodną, ale każde pokolenie inaczej wyraża swe uczucia, a gorętszego wyrazu miłości Polski niema w całej poezyi ośmnastego wieku. To też nic dziwnego, że zwrotki tej uczono się współcześnie na pamięć, śpiewano ją, a w szkole korpusu kadetów polskich była ona umieszczona na karcie w miejscu dla wszystkich widocznem, jako hasło, jako wyznanie wiary młodzieży. Zapomniano o niej wówczas dopiero, gdy legiony zanuciły pieśń nową: marsz, marsz Dąbrowski...

W „Myszeidzie", choć poematu tego wcale nie zaliczamy do najpiękniejszych utworów Krasickiego, autor wypowiedział się doskonale: uśmiechał się, ironizował, prawił dowcipy, zgrabne, czasem doskonałe („Mimo wszystkie naszej płci zalety, My rządzim światem, a nami ko

:58:39 ---------------

21/142

biety"), a równocześnie wtrącał zdania o sprawach bardzo ważnych, dawał karm do rozważań o zagadnieniach politycznych, społecznych, moralnych. Czy lekka szata była pozorem tylko, zachętą dla czytelników? Z pewnością nie. Książę biskup był — widzieliśmy to — z natury skłonny do wesołości, lubił elegancki żart, chętnie pochwytywał śmiesznostki, nie przeszkadzało mu to jednak i samemu zajmować się tem, co obchodzić musiało prawego Polaka i obywatela, i drugich uczyć ich obowiązków.

Znaczenie Myszeidy polega jednak może mniej na treści a więcej na formie, na kształcie zewnętrznym. Po wierszydłach z czasów saskich, po pierwszych nie zawsze udatnych próbach z doby stanisławowskiej, język Myszeidy żywy, pełen jasności, prostoty, czasem prawie wytworny, był taką nowością, że wydawać się mógł niemal objawieniem nieznanego piękna. Wykształcił Krasicki mowę swą na wzorach francuskich — wszyscy pisarze ówcześni w Polsce wpatrywali sic we Francyę jako w nauczycielkę rozumu i piękna — ale zasługą jego pozostanie, że z nauki tak dobrze skorzystał. Zerwał z saską napuszystością, ozdobnością przesadną, z gmatwaniną myśli, z mieszaniem słów obcych, a dał cacko naturalności, przejrzystości. Prawda, w szesnastym wieku pisano polszczyzną przepiękną, mieliśmy przecie Kochanowskiego, a w siedmnastym Potocki rozlewał wprost nieprzebrane skarby barwności, tężyzny języka, ale o Kochanowskim v. latami prawie zapomniano, a Potockiego wspaniała „Wojna chocimska" nie była znana. A i o tem pamiętać należy, że nawet u największych poprzedników Krasickiego nie było tej lekkości, elegancyi, swobody, ktorą on dopiero wniósł do piśmiennictwa. Jak piękny zaś jest język, tak i wiersz gładki, hez zarzutu. Czytamy też Myszeidę dziś jeszcze nawet, hez zachwytu oczywiście, ale z przyjemnością.

Myszeida nie była jedynym żartobliwym poematem

Krasickiego, owszem rychło po niej (zdaje się w r. 1778) wydał autor nowy utwór żartobliwy p. 1. Mona choinach ia, t. j. wojna mnichów.

:58:42 ---------------

22/142

Po wojnie myszy z kotami wojna Karmelitów z Dominikanami !... Nie lękajmy się, walka wcale nie krwawa, nie padnie w „Monachomachii" nikt na placu boju, broń zresztą, którą się tam walczy, nie zabija, są to tylko słowa, a w braku słów księgi, mogące co najwyżej guza nabić, i nie krew się leje, lecz wino... Takie poematy, jak wspomnieliśmy już, były modne we Francyi, jeden z autorów francuskich przedstawiał walkę kanonika ze sługą kościelnym. Krasicki poszedł w tym wypadku za modą. Chciał wyśmiać złych, nie spełniających obowiązków zakonników, a przez wprowadzenie typów budzących wesołość ubawić czytelnika i — równocześnie — wpłynąć na poprawę tych, których „boje" opiewał. Tak przynajmniej sarn głosił:

„I śmiech niekiedy może być nauką, Kiedy się z przywar, nie z osób natrząsa, I żart, dowcipną przyprawiony sztuką, Zbawienny, kiedy szczypie, a nie kąsa...tt

Czy właściwą obrał drogę, jeśli mu chodziło o „naukę?" Dziś trudno sobie nawet wyobrazić, by dostojnik kościelny, biskup, „natrząsał się" z zakonników, choćby sposób ich życia wymagał poprawy. Ale inne to były czasy, i, co dziś wywołałoby zdumienie, to wówczas poczytano tylko za niewłaściwość. Krasicki sam, kiedy pisał poemat, nie widział tej niewłaściwości. Zwracając się jakoby do księdza przeora, kończy poemat:

„Czytaj i pozwól: niech czytają twoi,

Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje,

Żaden nagany sobie nie przyswoi.

Nikt się nie zgorszy, mam pewną nadzieję,

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi,

Niechaj występek jęczy i boleje.

Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale.

Przeczytaj, osądź. Nie pochwalisz? Spalę".

Nie spalił poematu ksiądz biskup, ale wobec objawów niechęci, ogłosił drugi poemat p. t. Antimonacho

:58:44 ---------------

23/142

machia, t. j. jakby odwołanie tego, co napisał w „Wojnie". W istocie, nie jest to odwołanie, lecz raczej wyjaśnienie, że autor wartość zakonów uznaje, czcigodnych zakonników ceni, a ośmieszał tylko złych, że przeto zamiary jego były czyste. Oto pod koniec poematu zjawia się w zgromadzeniu zakonnem w obłoku jasnym sama Prawda:

„Nie często, rzekła, tak mnie ludzie widzą, Chociaż się zawsze chętna ku nim spieszę; Zamiast wdzięczności wszyscy ze mnie szydzą I, byłem tylko weszła w którą rzeszę, Rzadki mnie uczci, a wielu się wstydzą; Bo złych zasmucam, a niewinnych cieszę. Dziś z wami jestem ; bo, chociaż w rozruchu, Godniście mego widzenia i słuchu.

Skąd wasza rozpacz? skąd chęci zemszczenia

Za lada pismo, które bajki plecie!

Mnie wierzcie, wszystkie przenikam wzruszenia,

Znam tego, co go dziś prześladujecie.

Wie on, jak święte wasze zgromadzenia;

Lecz, chcąc osoby postawić w zalecie,

Przychylność jego, która nie jest płocha.

Tem się obwieszcza, iż was szczerze kocha.

Żart broń jest często zdradna i szkodliwa,

Ale też czasem i jej trzeba zażyć;

W śmiechu przestroga zdatna się ukrywa,

A ten, który się śmiał ua nią odważyć,

Nie zasługuje, aby zemsta mściwa

Miała go gnębić, miała go znieważyć.

Porzućcie zjadłość, uśmierzajcie żale:

Wszak i wy ludzie, i on nie bez ale.

Sam się oświadczył, iż chętnie odwoła,

Iż jeśli szkodzi, gotów pismo spalić.

Jeden wam wszystkim nigdy nie wydoła ;

Na cóż go gnębić? lepiej się użalić

M y ś l może b y ł a z zb y t e c z a i e w e s o I a.

Sposób, osądźcie, czy ganić, czy chwalić ?

Jeżeli potwarz, sama pełznąć zwykła:

Jeżeli prawda, poprawcie się! — Znikła".

Nie odwoływał więc Krasicki, ale przyznawał, że myśl może była zbytecznie wesoła", co więcej, nie za-

:58:47 ---------------

24/142

-wahał się dodać, że i on sam „nie bez ale". Rys to w charakterze księdza biskupa bardzo piękny i zasługuje na podkreślenie. Zbłądzić może każdy, ale nie każdy ma odwagę wyznać, że zgrzeszył. Grzech Krasickiego polegał tylko na „myśli zbytecznie wesołej", bo, jeśli to, co było złe, chciał poprawiać, można mu to tylko za zasługę poczytać, ale też wrłaśnie owe niestosowne użycie żarto-bliwości osądził on sam. Tem wyznaniem całą sprawę zakończył, a nie wypierając się win osobistych (wiemy, jak wygodnie żył w Heilsbergu), poszedł dalej nawet, niż był obowiązany. W „Wojnie mnichów" nie wymienił nikogo po imieniu, siebie wymienił.

Jakikolwiek jednak wydalibyśmy sąd o „Monachomachii", to pewna, że okazał w niej Krasicki niemały talent satyryczny. Co to znaczy, co nazywamy satyrą ? Oto utwór poetyczny, kreślący ułomności, przywary, błędy ludzkie. Może to autor uczynić wprost, nazywając rzeczy po imieniu (bez dotykania jednostek), tonem surowym nawet, i wtedy satyra jest poważną, może jednak złe ośmieszać i pisać satyry żartobliwe. Krasicki z swem pogodnem usposobieniem skłonniejszy był — domyślamy się — do tego drugiego rodzaju, ale obaczymy, że nie zawsze się uśmiechał. Nie poprzestał zaś na piętnowaniu wad jednego stanu (jak w „Monachomachii"), ale przejrzał wszystkie niemal zawody, wszystkie warstwy społeczeństwa i przed wszystkimi postawił zwierciadło: patrzcie się, oto wy! Olbrzymie zbiorowisko ludzkie, warto się z niem zaznajomię! Przesuną się przed naszemi oczyma rozmaite typy czasów stanisławowskich, nieraz przemówią. Będziemy mogli śledzić, czy „dalekośmy się od swych przodków odrodzili * — w zwierciadle ujrzymy nierzadko i siebie. Korzyść podwójna...

:58:49 ---------------

25/142

III

Satyry. — „Do króla". — „Świat zepsuty". — Dwie grupy satyr. — Grupa pierwsza. — Grupa druga. — Powracanie do ulubionych tematów. — Cechy znamienne, wartość i znaczenie Satyr.

Rozpoczyna zbiór satyra „Do króla", do Stanisława Augusta. Jakto ? więc wprost panującemu monarsze będzie Krasicki wytykał wady? Nie, w nagłówku czytamy „do króla", nie „na króla" — na kogo to satyra, obaczymy.

Pozornie czyni autor gorzkie wyrzuty — królowi. Nic mu się w nim nie podoba. Cóż się podobać może? Skąd przedewszystkiem wziął się na tronie, czy pochodzi z rodu królewskiego?

„Tyś królem, czemu nie ja? Mówiąc między nami, Ja się nie będę chwalił, ale przymiotami Nie złemi się zaszczycam. Jestem Polak rodem, A do tego i szlachcic: a choćbym i miodem Szynkował, tak jak niegdyś ów bartnik w Kruszwicy, Czeniużbym nie mógł osieść na twojej stolicy?

Jesteś królem; a byłeś przedtem mości panem. To grzech nieodpuszczony. Każdy, który stanem Przedtem się z tobą równał, a teraz czcić musi, Nim powie: najjaśniejszy, pierwej się zakrztusi. I choć się przyzwyczaił, przecież go to łechce; Usty cię czci, a sercem szanować cię nie chce".

Co za świetna ironia, jak wybornie pochwycona ta smutna przywara natury polskiej: zawiść wobec wyższychr

:58:51 ---------------

26/142

jeśli wprzód byli nam równymi. „Tyś królem, czemu nie ja ?u — tak myślał, patrząc na Stanisława Augusta, każdy magnat polski. A Krasicki wcale się nie oburza na tych zawistnych, owszem, nibyto sam staje w ich rzędzie, nibyto przemawia w ich imieniu. I dalej tak samo. Nie może darować królowi, że wstąpił na tron w młodym wieku :

„?le to więc, żeś jest Polak; źle, żeś nie przychodzie :

To gorsza (lubo prawda, poprawiasz się codzień)

Przecież muszę wymówić, wybacz, że nie pieszczę,

Powiem więc bez ogródki: oto młodyś jeszcze.

Pięknieżto, gdy na tronie sędziwość się mieści:

Tyś nań wstąpił mający lat tylko trzydzieści,

Bez siwizny, bez zmarszczków: zakał.to nie lada,

Wszak siwizna zwyczajnie talenty posiada?

Wszak w zmarszczkach rozum mieszka ? a gdzie broda siwa,

Tam wszelka doskonałość zwyczajnie przebywa.

Nie byłeś prawda winien temu, żeś nie stary,

Młodość, czerstwość i rzeźkość piękneż to przywary,

Przecież są przywarami; Ales się poprawił;

Już cię tron z naszej łaski siwizny nabawił.

Poczekaj tylko, jeźli zstarzeć ci się damy,

Jak cię tylko w zgrzybiałym wieku oglądamy,

Będziem krzyczeć na starych, dlatego, żeś stary".

Ale i na tem nie koniec. Nie pochodzi król z rodu monarszego, nie jest cudzoziemcem, za młody (lubo z tej wady się poprawia) — w dodatku „o sposobie rządzenia niedobre ma zdanie". Zamiast siać trwogę, chce, aby go kochano, zamiast zdzierać poddanych, łaskami ich darzy... Dziwny król! Nie do uwierzenia zaś, że rozmiłowany w czem? — w książkach!

„Księgi lubisz i w ludziach kochasz się uczonych, 1 to źle. Porzuć mędrków zabałamuconych. Żaden się naród księgą w moc nie przysposobił, Mądry przedysputował, ale głupi pobił...

Cośby w tem ostatniem powiedzeniu było jednak prawdy. Istotnie ani w roku 1772, ani później, nie pomogło Polsce to, że król otaczał się poetami i uczonymi

:58:54 ---------------

27/142

przydatniejszaby była w tych czasach silna armia. Ale i w innych zarzutach, choć Krasicki zwraca się w nich przeciw niechętnym królowi, jest także nieco słuszności. „Tyś królem, czemu nie ja?" — pytanie, o ile chodzi o Stanisława Augusta, nie całkiem znów nieuzasadnione. Czytelnik poczyna gubić się w tej subtelnej ironii i wreszcie podejrzewać autora, czy jednak w pewnej mierze nie podzielał zdania tych, którzy pytali: „cóżeś zyskał dobrocią, łagodnością twoją?" I — zdaje się tak było. Satyrę „Do króla" wymierzył Krasicki przeciw wrogom Stanisława Augusta, ale w części ich zarzutów dostrzegał słuszności. To też zręczność poety zasługuje na szczery podziw. Smaga ironią przeciwników króla, lecz, zwracając się do niego, również leciutko się uśmiecha. Król nie mógł się czuć obrażonym, owszem powinien był być wdzięcznym Krasickiemu, przecież, przy czytaniu satyry, odczuwał z pewnością coś jakby niepokój.

Umieszczając satyrę „Do króla" na czele zbioru, Krasicki jakgdyby ofiarowywał tem samem zbiór cały monarsze. Następna zaś satyra p. t. „Świat zepsuty", jest znów jakoby wstępem, zapowiedzią tego wszystkiego, z czem się na dalszych kartach książki spotkamy.

Ton tu zupełnie inny, ani śladu ironii, uśmiechu choćby — smutek wieje z tej satyry, serce poety targa ból. Widzi zepsucie powszechne i to zepsucie go przeraża. Zapowiada też, że nikogo oszczędzać nie myśli.

„Wolno szaleć młodzieży, wolno starym zwodzie. Wolno się na czas żenić, wolno i rozwodzić. Godzi się kraść ojczyznę, łatwą i powolną, A mnie sarkać na takie bezprawia nie wolno? Niech się miota złość na cię i chytrość bezczelna, Ty mów prawdę, mów śmiało, satyro rzetelna".

W wyrażeniach nawet, jak widzimy, nie przebiera Krasicki, nazywa rzeczy po imienin, nie zawaha się ani przed użyciem słowa „kraść", ani przed określeniem dla chytrości „b e z c z e I n a".

:58:56 ---------------

28/142

Podobizna rękopisu Krasickiego. (Satyra: „Do króla").

:58:58 ---------------

29/142

Zbiera go żal za tem, co minęło, za prawdą, cnotą, które ongiś siedzibę swą, „najmilsze przytulenie", miały w Rzeczypospolitej. Kiedy to było — Krasicki nie mówi, którą epokę z naszej przeszłości szczególnie ukochał, poznać trudno, ale wierzy głęboko, że i u nas istniał „wiek złoty", tak różny od chwili, w której żył on. Bo i cóż przyniósł z sobą schyłek wieku ośmnastego?

„Słów aż nadto, a same matactwa i łgarstwa. Wstręt ustał, a jawnego sprosność niedowiarstwa Śmie się targać na święte wiary tajemnice: Jad się szerzy, a źródło biorąc od stolice, Grozi dalszą zarazą. Pełno ksiąg bezbożnych, Pełno mistrzów zuchwałych, pełno uczniów zdrożnych, A jeżli gdzie się cnota i pobożność mieści, Wyśmiewa ją zuchwałość, nawet w płci niewieściej. Wszędzie nierząd, rozpust a, występki szkaradne".

I na tem nie koniec. Rozluźniły się węzły rodzinne, szerzy się zbytek, „zwierzchność bez poważania, prawo w poniewierce, zysk serca opanował...". Co się stało z polskiem plemieniem ? Czy poznaliby nas ojcowie nasi?...

„Duchy przodków7! nagrody cnot co używacie, Na wasze gniazdo okiem jeżeli rzucacie, Jeśli odgłos dzieł naszych was kiedy doleci, Czyż możecie z nas poznać, żeśmy wasze dzieci? Jesteśmy, ale z gruntu skażeni, wyrodni, Jesteśmy, ależ tego nazwiska niegodni.

Jakież to bolesne słowa, zwłaszcza w ustach Krasickiego, tego Krasickiego, który tak niechętnie się żalił. Jak głęboko jednak musiał czuć ten człowiek, tak na pozór chłodny !

A co go najbardziej trwożyło, to obawa, czy rok 1772 nie był początkiem końca? Zrazu nie zdawał sobie może sprawy z grozy położenia, ale gdy wspomniał na los innych ludów i państw, które padły przez wyzbycie się cnot, przez „krnąbrność, nierząd, rozpustę, zbytki", zapytał się, czy i Polski ten los nie czeka? I zrozumiał doskonale, że

Ignacy Krasicki. 3

:59:01 ---------------

30/142

pierwszy rozbiór był nie tylko aktem gwałtu, ale i następstwem naszych win własnych, naszej potwornej zasady „nierządem Polska stoi!"

„Był czas, kiedy błąd ślepy nierządem się chlubił, Ten nas nierząd, o bracia ! pokonał i zgubił; Ten nas cudzym w łup oddał: z nas się złe zaczęło; Dzień jeden nieszczęśliwy zniszczył wiekow dzieło".

Czy jednak należy opuścić ręce i powiedzieć : wszystko przepadło. Byłoby to szczytem hańby!

„Padnie słaby i lęże — wzmoże się wspaniały:

Rozpacz — podział nikczemnych. Wzmagają się wały,

Grozi burza, grzmi niebo; okręt nie zatonie,

Majtki, zgodne z żeglarzem, gdy staną w obronie:

A choć bezpieczniej okręt opuścić i płynąć,

Poczciwiej być w okręcie; ocaleć, lub zginąć".

Przepiękne słowa, a jak mądre! Nie rozpaczać, nie wolno rozpaczać! Tylko nikczemny padnie i nie dźwignie się nigdy, kto jednak w duszy ma zaród „wspaniałością t. j. kto potrafi przezwyciężyć się, woię życia i czynu z siebie wykrzesać, na wytrwałość się zdobyć, losowi się nie poddać, ale za bary się z nim wziąć, ten „wzmoże się" prędzej czy później. I tylko nikczemny opuszcza zagrożony okręt. Przez okręt rozumie Krasicki oczywiście ojczyznę, narodowość, ziemię. Łatwo powiedzieć: co mi tam Polska, ja chcę żyć. Tak właśnie mówiono, i ci, co tak mówili, i sami kajdany dali sobie założyć i z dzieci i wnuków swych poczynili niewolników, co ani żyć ani umrzeć nie mogą. „Poczciwiej być w okręcie..." Opuszcza go tylko głupi, tchórz lub podły.

Po tej wstępnej satyrze, po „Świecie zepsutym", następuje jak gdyby przegląd ówczesnych wad i zdrożności. W jednych z satyr omawia Krasicki — w sposób rozmaity — wad kilka, w innych zajmuje się szczegółowo jakąś jedną przywarą i tę dokładnie oświetla.

W grupie pierwszej czasem już tytuł mówi, że autor schłoszcze więcej grzechów, jak n. p. w satyrze „Złość

:59:03 ---------------

31/142

ukryta i jawna". Czytelnik, przeczytawszy nagłówek, wie odrazu, że o dwojakiej złości się dowie.

Poznaje najpierw tych, którzy postępują skrycie.

„Wojciech jadem zaprawny, co go wewnątrz mieści, Zdradnie wita, pozdrawia, całuje i pieści, W oczy ściska, w bok patrzy, a gdy łudzi wdzięcznie, Cieszy się wewnątrz zdrajca, że oszukał zręcznie".

Znamy takich, nie brak ich i dzisiaj.

Konstanty znów oszukuje przy grze w karty, ale z jakim wdziękiem to czyni, z jak słodką miną zabiera resztę mienia współgrającym. On wie, że wszystko można, byle .ostrożnie i grzecznie:

„Człowiek grzeczno-poczciwy, kiedy kraść i zdradzać Nakaże okoliczność, zdradzi i okradnie; Ale zdradzi przystojnie i zedrze przykładnie, Ale wdzięcznie oszuka....."

Można zresztą i w inny sposób dojść do majątku, nie koniecznie przez grę w karty, można dopomagać nieszczęśliwym, potrzebującym pieniędzy, pożyczać im na piękny procent, ażeby zaś uwolnić się od posądzeń o chciwość zysku, należeć do stowarzyszeń pobożnych, o nabożeństwie nie zapominać:

„.....Paweł trzech mszów słuchał,

Zmówił cztery różańce, na gromnice dmuchał, Wpisał się w wszystkie bractwa, dwie godziny klęczał, Krzywił się, szeptał, mrugał, i wzdychał i jęczał, A pieniądze dał w lichwę....."

Bodajto być w zgodzie z Panem Bogiem...

Ale są i tacy, którzy bynajmniej ukrywać się z swojemi „cnotami" nie myślą. Jędrzej n. p. brzydzi się wszelką obłudą i dlatego „jawnem zgorszeniem zaraża i truje", sieje niedowiarstwo, „stał się mistrzem bezbożnych". Jan, potomek znakomitego rodu, nie myśli udawać skromnego, patrzy z góry na mniej szlachetnie urodzonych, gardzi

:59:05 ---------------

32/142

hołotą. Mikołaj znów śmieje się z jaśnie oświeconych, bo, zebrawszy bogactwa, uwierzył, że nie ród, nie uczciwość nawet daje szlachectwo, ale złoto. Kto ma pieniądze, ten i zacny i mądry i przyjaciół znajdzie. Dmie się więc Mikołaj z swych bogactw i uboższymi pomiata.

Ironii w tej satyrze nie wiele — widok występków, obłudy, złości „jawnej" zbyt autora porusza, by mógł zdobyć się na śmiech. Przeciwnie, Krasicki nie może wstrzymać się od wypowiedzenia własnego zdania, a wypowiada je stanowczo, z obliczem surowem: „Syp fundusze, a kradnij — Bóg ofiarą wzgardzi... Jeśliś zdrajca, obłudnik, darmo kunsztu szukasz, Możesz ludzi omamić, Boga nie oszukasz". A o „mistrzach bezbożnych" odzywa się: „Przewodniki złudzonych..., co w zuchwałych zapędach, chcąc rzeczy dociekać, śmieją prawdzie uwłóczyć i na jawność szczekać..." Kończy satyrę morałem, nauką:

„Nie złoto szczęście czyni, o bracia! nie złoto, Grunt wszystkiego poczciwość, pobożność i z cnotą. Padnie taka budowla, gdzie grunt nie jest stały. Chcemy nasz stan, stan kraju ustanowić trwały, Odmieńmy obyczaje, a jąwszy się pracy, Niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy".

A więc zupełnie jasno daje do zrozumienia Krasicki, na czem — według niego — gruntuje się los państw i narodów: na prawości obyczajów, na charakterach wyrobionych. Odrodzenie się wewnętrzne jest pierwszą podstawą, warunkiem siły na zewnątrz. Dom zbudowany z drzewa strupieszałego zawali się, wzniesiony na trzęsawisku runie również. Kto chce odzyskać, „co nam obca przemoc wzięła4", musi rozpocząć od pracy nad sobą. Nie po raz pierwszy tę myśl wygłasza ksiądz biskup.

A przedewszystkiem dbał Krasicki o zdrowie moralne młodzieży. Nikt tak, jak młody, nie jest narażony na pokusy i nikt tak strzedz się ich nie powinien. Satyra p. t. Przestroga młodemu wypłynęła właśnie z tej troski

:59:08 ---------------

33/142

o czystość młodych dusz. Krasicki zdawał sobie bowiem dobrze sprawę z tego, jak okrutne spustoszenie wśród młodzieży sieją niebezpieczni towarzysze. Jeden namawia do zaciągania długów (i sam pożyczy), drugi do „wesołych" zabaw, inny uczy gardzić wszelkiemi zasadami i t. d. Szukać nie trzeba tych mistrzów, sami oni wyszukują swe ofiary:

„Znajdziesz Pawła na wstępie, eo przychodniów szuka, Zna on nie tylko panów, ale psy i konie. Układa się i łasi, powierzchownie grzeczny, Z miny, z giestów poczciwy, uprzejmy, stateczny; Temu rady dodaje, z tym się towarzyszy, Tamtemu niby zwierza, co od drugich słyszy. Trwożny, czy kto nie patrzy, czy kto nie podsłucha, Zawsze ma coś w rezerwie i szepce do ucha, Rai, strzeże, poznaje, i g o d z i, i różni; Przeszli przez jego ręce szlachetni, wielmożni, Przeszli, a z tych, co zdradnie całował i ściskał, Żadnego nie wypuścił, żeby co nie zyskał".

Typ to, z którym i dzisiaj się spotkamy — każdy z nas zna z pewnością takiego Pawła. Zna i Macieja :

„Znajdziesz po nim Macieja, co już resztą goni; Przechodzi dotąd wszystkich wytwornością koni, Ekwipaż po angielsku, z francuska lokaje; A choć do dalszych zbytków sposobu nie staje, Choć nikt borgować nie chce, przykrzą się dłużnicy, Przecież Maciej paradnie jedzie po ulicy, Przecież laufry przed końmi, murzyn za karytą. Chcesz wiedzieć tajemnicę przed światem ukrytą? Nauczysz się, bylebyś tym szedł, co on, torem, Hylebyś się pożegnał z cnotą i honorem. Bylebyś czoło stracił....."

Oto pająki czyhające na młodego z swą siecią. Ale od pająków, takich i innych, aż się mrowi. Zna tych „filutów" Krasicki na wylot, sam przecie był młodym, opieką swą chcieli go z pewnością otoczyO. A nie zapominajmy, że były to czasy, kiedy naśladowaliśmy ślepo wszystko, co szło z Francyi, nie umiejąc często rozróżnić złota od

:59:10 ---------------

34/142

miedzi. Głoszono zaś we Francyi zasadę, że człowiek może własnym rozumem wyjaśniać zagadnienia bytu, inni jednak posuwali się dalej i zaprzeczali istnienia Boga i duszy nieśmiertelnej. Jedni twierdzili, że król nie dzierży władzy z łaski Bożej, lecz z woli narodu i naród ma prawo złożyć go z tronu, że wszyscy ludzie powinni korzystać z tych samych praw, bez względu na pochodzenie, majątek i zawód, drudzy ośmieszali wszelką powagę, drwili z tradycyi, z praw, z zasad moralności. Jedni walczyli z przesądami, zabobonami, drudzy całą etykę nazywali zabobonem. Przywiewał więc do nas wiatr zachodni i ziarno i plewę. Rozluźniały się obyczaje, poczęliśmy myśleć „modnie", a choć zawdzięczaliśmy wpływowi fran-cuskiemu wiele dobrego, choć dzięki Francyi poczęliśmy się garnąć do oświaty, siała wśród nas francuszczyzna niemało też spustoszenia. O takich to niebezpiecznych „filutach", którzy z książek francuskich, z tego, co we Francyi sami może widzieli, przejęli tylko to, co wygodne, płytkie i niezdrowe, mówi Krasicki w dalszej części swej satyry:

„Będziesz na pierwszym wstępie uprzejmie wezwany

Od rzeszy grzecznomodnej, rozpustnie wytwornej.

Tam się nauczysz w szkole przebiegłej, wybornej,

Jak grzecznie rozposażyć zbiory przodków skrzętne,

Nauczysz się, jak prawom można się nie poddać,

Jak dostać, kiedy nie masz; dostawszy, nie oddać,

Jak zwodzić zaufanych, a śmiać się z zwiedzionych,

Jak w błędzie utrzymywać sztucznie omamionych,

Jak się udać, gdy trzeba, za dobrych i skromnych,

Jak pochlebiać przytomnym, śmiać się z nieprzytomnych;

Jak cnocie, gdzie ją znajdziesz, dać zelżywą postać,

Jak deptać wszystkie względy, byle swego dostać;

Jak, wziąwszy grzeczną tonu modnego postawę,

Dla żartu dowcipnego szarpać cudzą sławę;

Jak się chlubić z niecnoty, a w wyrazach sprośnych

Mieszać fałsz z zuchwałością w tryumfach miłosnych;

Takato nasza młodzież! Po skażonej wiośnie

Jaki plon, jaki owoc w jesieni urośnie?

:59:13 ---------------

35/142

Ciągle więc ta myśl o zdrowiu moralnem młodzieży, ciągle ten lęk, jakie będą owoce ? Zwłaszcza trwoży Krasickiego niedowiarstwo:

„Roztropną zdania nasze szalą trzeba mierzyć,

?le jest nadto dowierzać, gorzej nic nie wierzyća

mówi w innej satyrze („Pochwała wieku") i tamże:

„Jest granica, za którą przechodzić nie wolno. Mając porę, ochotę i sposobność zdolną, Dociekajmy, co możem, co dociec się godzi",

a w satyrze p. t. „Podróż" :

„Dobry rozum, ale źle rozumem przesadzać".

W drugiej grupie satyr Krasicki — jak wspomieliśmy już — zwraca się w każdej przeciw jakiejś jednej, ściśle określonej wadzie i najczęściej walczy z nią w sposób odmienny od tego sposobu, który poznaliśmy dotychczas. W poznanych bowiem satyrach autor przemawiał wprost od siebie i albo wymieniał kolejno występki i opisywał ich szkaradę (jak w „Świecie zepsutym"), wtrącając odezwy liryczne („Duchy przodków! nagrody cnot co używacie..."), nauki („Ten nas nierząd, o bracia, pokonał i zgubił..."), lub wskazania na przyszłość („Padnie słaby i lęże — wzmoże się wspaniały..."), albo też, zamiast występki wymieniać, wymieniał po kolei rozmaite imiona (zmyślone) i znów opowiadał, czem każdy Paweł, Jan, Piotr grzeszy. Morałów nie szczędził, wyrażeń silnych, piętnujących zbrodnie, nie unikał, na uśmiech pobłażliwy lub choćby szyderczy zdobyć się nie mógł. Inaczej w drugiej grupie. Weźmy jako przykład znaną satyrę „Pijaństwo".

Rozpoczyna się ona odrazu rozmową dwóch ludzi:

„Skąd idziesz? — Ledwo chodzę. — Słabyś? — I jak jeszcze: Wszak wiesz, że ja się nigdy zbytecznie nie pieszczę;

:59:15 ---------------

36/142

Ale mi zbyt dokucza ból głowy okrutny.

— Pewnieś wczoraj był wesół, dlategoś dziś smutny. Przejdzie ból: powiedzże mi, proszę, jak to było?

Po smacznym, mówią, kąsku, i wodę pić miło.

— Oj, nie miło, mój bracie! bogdaj z tem przysłowiem Przepadł, co go wymyślił! jak było, opowiem.

Upiłem się onegdaj dla imienin żony..."

Aha, już rozumiemy: rozmawiają z sobą: jakiś nieborak, który tak godnie uraczył się dnia poprzedniego, że ledwo chodzi i klnie wczorajszą ochotę, i jego znajomy. Co prawda, to ów nieszczęśliwiec z obolałą głową upił się nie ot tak bez powodu, ale z ważnej przyczyny, „dla imienin żony". Cóżby to był za mąż, któryby w dzień tak uroczysty chodził trzez'wy? A i „dobrego sąsiada nie źle czasem podpoić", zwłaszcza, gdy ten sąsiad szanuje więta rodzinne i na ucztę przybywa z życzeniami. Trwała więc uczta do świtu. „W południe się budzę" — opowiada dalej ów skruszony pijak —

„Cięży głowa, jak ołów: krztuszę się i nudzę; Jejmość radzi herbatę, lecz to trunek mdlący. Jakoś koło apteczki przeszedłem niechcący, Anyżek mię zaleciał: trochę nie zawadzi: Napiłem się więc troche, może mi poradzi. Nudno przecie: ja znowu: już mi raźniej było. Wtem dwóch z uczty wczorajszej kompanów przybyło: Jakże nie poczęstować, gdy kto w dom przychodzi? Jak częstować, a nie pić? i to się nie godzi;

Więc ja znowu do wódki, wypiłem niechcący

Omne trinum perfectum i), bo trunek gorący

Dobry jest na żołądek. Jakoż w punkcie zdrowy,

I Mały i nudności, ustał i ból głowy.

Zdrów i wesół wychodzę z moimi kompany,

W tem obiad zastaliśmy już przygotowany".

Jakież to prosie, jakie jasne racyę. Oczywiście, gdy głowa cięży po całonocnem pijaństwie, czemże ją uleczyć, jeżeli nie jednym, drugim kieliszeczkiem? A jakżeż nie

i) tu znaczy to wyrażenie: trzy razy trzy kieliszki jeden po drugim).

:59:17 ---------------

37/142

poprawić, gdy niespodzianie zjawią się kochani towarzysze, dotknięci w dodatku podobną niedolą? Że przy tem spotkaniu wypróżniły się raz po raz aż trzy kieliszki, to stało się „niechcąco", a z roztargnienia nie można nikomu czynić wyrzutów.

Po tej przygodnej libacyi poszła nasza trójka na obiad (jednemu z kompanów było na imię Jędrzej, drugiemu Wojciech).

„Siadamy. Chwali trzeźwość pan Jędrzej; my za nim Bodaj to wstrzemięźliwość! pijatykę gnim; A tymczasem butelka nietykana stoi. Pan Wojciech, co się bardzo niestrawności boi, Po szynce, cośmy jedli, trochę wina radzi : Kieliszek jeden, drugi — zdrowiu nie zawadzi, A zwłaszcza, kiedy wino wytrawione, czyste, Przy sta jem na takowe prawdy oczywiste.

Podziwiać istotnie należy ostrożność pana Wojciecha. Zgadza on się zupełnie na sąd pana Jędrzeja i gospodarza domu o zaletach wstrzemięźliwości, ale wiadomo przecie, jak szynka jest niestrawna, a zdrowie na szwank narażać — toć to grzech. Rozumieją to i gospodarz i pan Jędrzej i mądrej radzie, by po niebezpiecznej dla żołądka szynce skosztować wina, sprzeciwiać się nie będą.

Wino zaraz dodało ucztującym fantazyi, na której im dotychczas nieco zbywało. Poczęli żwawo rozprawiać o sprawach publicznych, nawet o miłości ojczyzny, a wpadłszy w zapał, wypowiedzieli wrogim mocarstwom wojnę, odebrali zagrabione Inflanty, państwo zreformowali do gruntu —

„A butelka nieznacznie jakoś się wysusza. Przyszła druga; a gdy nas żarliwość porusza, Pełni pociech, że wszyscy przeciwnicy legli, Trzeciej, czwartej i piątej aniśmy spostrzegli. Poszła szósta i siódma, za niemi dziesiąta..."

Przy dziesiątej dopiero panu Jędrzejowi strasznie się zrobiło żal króla Sobieskiego. Taki zacny, taki dzielny

:59:20 ---------------

38/142

król, a taką klęskę poniósł pod Żurawnem... Na nic perswazye pana Wojciecha, że Sobieski pod Żurawnem zwyciężył, nie klęskę poniósł, pan Jędrzej nie mógł utulić się z płaczu nad biednym Sobieskim. Zaniosło się na spór między kompanami, więc gospodarzowi wypadało pogodzić powaśnionych. Cóż, kiedy ten pan Wojciech z swym brakiem ogłady towarzyskiej... Przymówił gospodarzowi, odezwał się do niego przez „Waść"... Tego przecie i od gościa znieść nie można! Waść...

„Jakto waść! nauczę cię rozumu, człowiecze. — On do mnie, ja do niego; rwiemy się zajadli, Trzyma Jędrzej: na wrzaski służący przypadli, Nie wiem, jak tam skończyli zwadę naszą wielką, Ale to wiem i czuję, żem wziął w łeb butelką".

A tak pięknie zapowiadała się uczta, już i Inflanty były odebrane i państwo zreformowane...

To też nasz gospodarz - pijak czuje wielki niesmak. Już on teraz wie, co warte pijatyki. Nogami poruszać nie może, z przyjacielem się pobił... Ma już tego dość.

„Bogdaj — woła — w piekło przepadło obrzydłe pijaństwo! Cóż w niem ? tylko niezdrowie, zwady, grubijaństwro; Oto profit*): nudności, i guzy, i plastry".

Korzysta z tak szczęśliwego nastroju nieboraka znajomy (ten, który się z nim spotkał) i postanawia mu obrzydzić jego nałóg do ena:

„Dobrze mówisz — potakuje mu - - podłej to zabawa hałastry :

Brzydzi się niem człek prawy, jako rzeczą sprośną;

Z niego zwady, obmowy nieprzystojne rosną;

Pamięć się przez nie traci, rozumu użycie,

Zdrowie się nadweręża i ukraca życie.

Patrz na człeka, którego ujęła moc trunku,

Człowiekiem jest z pozoru, lecz w zwierząt gatunku

Godzien się mieścić, kiedy rozsądek zaleje,

I w kontr2) naturze postać bydlęcą przywdzieje.

--------

1) zysk 2) wbrew.

:59:22 ---------------

39/142

Jeźli niebios zdarzenie wino ludziom dało, Na to, aby użyciem swojem orzeźwiało, Użycie darów bożych powinno być w mierze. Zawstydza pijanice nierozumne zwierze: Potępiają bydlęta niewstrzymałość naszą, Trunkiem wedle potrzeby gdy pragnienie gaszą, Nie biorą nad potrzebę. Człek, co niemi gardzi, Gorzej od nich gdy działa, podlejszy tem bardziej".

Zła to radość, po której następuje żal.

„Ci, co się na takowe nie udają zbytki, Patrz, jakie swej trzeźwości odnoszą pożytki: Zdrowie czerstwe, myśl u nich wesoła i wolna, Moc i raźność niezwykła i do pracy zdolna, Majętność w dobrym stanie, gospodarstwo rządne, Dostatek na wydatki potrzebne, rozsądne. Te są wstrzemięźliwości zaszczyty, pobudki, Te są.

— Bądź zdrów.

— Gdzie idziesz?

— Napiję się wódki".

Mamy do czynienia z małem arcydziełem. Popatrzmy,, w jaki sposób zwalcza Krasicki nałóg pijaństwa? Przedewszystkiem ośmieszając pijaka. Śmieszny zaś jest ów pijak w pierwszej mierze dlatego, że chciałby uchodzić nie za pijaka, lecz owszem za wyznawcę zasad wstrzemięźliwości, a jeśli pije, to albo — jak tłumaczy — zmuszony jakąś rodzinną uroczystością, albo żeby się pozbyć bólu głowy, albo na widok kochanych przyjaciół, albo przez roztargnienie, albo ażeby uniknąć niestrawności, albo dlatego — jak pod koniec — bo już nie pił od kilku godzin. Słowem, tyle tych powodów, że może pić spokojnie od rana do wieczora, z pewnością bowiem jakiś powód zawsze sic znajdzie. Śmiesznym jest dalej dlatego, że sam pijaństwo gromi i to z zapaleni, śmiesznym wreszcie i litości godnym przez swą niepoprawność. Ale i jego kompanowie także budzą wesołość. I oni obaj również pijaństwo potępiają, piją tylko przez wzgląd na zdrowie... A kiedy w głowach już im szumi, zachowują się zupełnie odmiennie: pan

:59:24 ---------------

40/142

Wojciech krzyczy i rwie się do walki, pan Jędrzej płacze. Zatem pierwszy to pijak gwałtowny, drugi — pijak tkliwy, a sam gospodarz, to znów pijak dbający nadewszystko o swój honor. Wszystko dobre, byle mu nie przymówić... Typowa pijacka kompania!

Ale Krasicki nie tylko ośmiesza pijaństwo, przedstawia również (ustami osoby wprowadzonej) fatalne następstwa smutnego nałogu i korzyści trzeźwości. Szydzi więc, przestrzega, poucza.

. Nie w własnem imieniu jednak to czyni. Ani razu sam się nie odezwie, daje obrazek, rozmowę. I nie są to tylko słowa, morały lub wykpiwania, oglądamy przecie nakreśloną przez „pijanicę" całą scenę uczty, rysującą się wyraziście, barwnie. Jest życie w tym obrazku, bo są żywi, doskonale podpatrzeni ludzie. Zatem zupełnie inne opracowanie, aniżeli w satyrach należących do grupy pierwszej, nie opowiadanie, lecz rozmowa osób wprowadzonych, nie opisywanie wady, lecz okazanie na żywym przykładzie, czem ona jest i jak wygląda, nie wyrazy ubolewania, goryczy, lecz śmiech, a morał, jeśli jest i tu, to wypowiedziany słowami osoby trzeciej.

Podobnie w innych satyrach z tej grupy drugiej. Naprzykład w „Marnotrawstwie" również rozmowa dwóch znajomych, z tą różnicą, że żaden z rozmawiających nie jest sam marnotrawcą. Opowiadają sobie o jakimś Wojciechu, który do mienia doszedł szalbierstwem, potem, gdy poczuł złoto w kieszeni, bawił się w „wielmożnego", z góry patrzył na dawniej mu równych, otoczył się „przyjaciółmi kuchni", wreszcie „stracił wszystko zbytkiem" i, zamiast szampańskiem winem, wiadrem u studni gasił pragnienie. Nikt go nie żałował, bo na żal ludzki nie zasłużył.

Inaczej z Konstantynem, o którym również znajomi rozmawiają. Nad tym można się litować, bo Konstantyn „młodo zaczął wspaniałe swoje panowanie". Rodzice od-umarli go, gdy był jeszcze dzieckiem, opiekunowie nie zajęli się nim należycie, nie nauczyli go oszczędności,

:59:27 ---------------

41/142

skromności, pracy, więc, gdy tylko panicz dorwał się rządów,

„.....natychmiast od razu

Jedni z sławy, ci z zysku, a tamci z rozkazu,

Dworzanie, pokojowi, krewni, asystenci,

Przyjaciele, sąsiedzi i plenipotenci,

1 ta wszystka niesyta stołowników zgraja,

Co się zyskiem obłudy karmi i opaja,

Natarli wstępnym bojem. Kąd pan wszystkim w domu,

Wrota jego nie były zamknięte nikomu,

Niech zna świat, jak pan możny, dzielny i bogaty".

Nie zdawał sobie sprawy młodzik, nie znający życia, co to za przyjaciele go otoczyli. A tymczasem „grzmią bębny na dziedzińcu, na wałach armaty..., wiwat pan! brzmią ogromnem hasłem okolice!", z piwnic idą na stół stuletnie wina, gości bez liku, młody pan rad każdemu, przyjmuje, darzy. Jednemu z przyjaciół dał w rozczuleniu konia z rzędem, drugiemu starą, cenną szablę pradzia-dowską, innemu złocisty dywan, pamiątkę rodzinną. Po co ta starzyzna ? Niemodne to, zagranicą już nieznane.

„Śmieją się z starych gratów, a, jakby pobłądził, Wyszydzają wiek dawny, nowy rzesza chwali. Liczne przodków portrety wyrzucono z sali. Natychmiast, że zbyt wielka, ścieśniają gmach stary, Cztery z niej gabinety i dwa buduary...",

więc modnie, po francusku. Wszystko musi być nowe! Sprowadza się chińskie posążki, perskie świeczniki, japońskie skrzynie ozdobne, zamorskie muszle, ptaki afrykańskie . ..

Ranek... Wchodzi na pokoje sam jaśnie wielmożny...

„Zewsząd gładkie pochlebstwa i ukłon głęboki. Znają się na wielkości i pan na niej zna się, A chociaż do mówienia z gminem uniża sic. Zna, czem jest. Wszyscy wiwat! skoro tylko kichnie. Na kogo okiem rzuci, każdy się uśmiechnie, Kontent z pańskich faworowi 1)....."

------

1) względów.

:59:29 ---------------

42/142

Wtem służba wnosi sprowadzone z dala obrazy sławnych malarzy. Poszły na to dziesiątki tysięcy, szkoda tylko, że Konstantyn na malarstwie się nie rozumie i, objaśniając zebranych o autorach nabytych arcydzieł, prawi niedorzeczności. Ale któżby śmiał jaśnie panu przeczyć? Więc choć uśmiechają się „przyjaciele" po kryjomu, w oczy wołają ; „To to pan ! to wiadomość rzeczjr!" Wtem, gdy wszyscy przytakują, a

„.....żaden nie przeczy,

W pośród ciżby wielbiącej — regestrzyk podaje Snycerz, malarz, tapicer, których cudze kraje Na to do nas zesłały, aby według stanu Dogadzali wytwornie wspaniałemu panu. Nie czytał pan regestrów. Kto regestra czyta? Podpisał: niech zna Niemiec, jak Polska obfita..."

Bardzo słusznie czemś musi się różnić wspaniały Polak od chciwego Niemca. Po co czytać rachunki?...

Choc jednak dobrze w domu wśród chińskich posążków, perskich świeczników, w towarzystwie dobranem, nie zawadzi wyjechać i w cudze kraje. Zastawia się więc dobra, podpisuje weksle lichwiarskie.

„Dziwi kraje sąsiedzkie nierozumnym zbytkiem

1 z tym swojej podróży powraca użytkiem,

Że co panem wyjechał przystojnym i godnym,

W raca grzecznym filutem i żebrakiem modnym".

Oto koniec życia nad stan, przyjaźnienie się z byle kim, niemądrej dumy, dogadzania sobie we wszystkiem.

„Nie ganię ja podróży — kończy opowiadający o Konstantynie —

[ale niech nie niszczą; Co po guście, dłużnicy gdy płaczą i piszczą? Co po fantach, za które poszły wsie dziedziczne ? Bogacimy ubodzy kraje okoliczne, A zbytek, co się tylko czczym pozorem chlubił, Okrasił nas powierzchnie, a w istocie zgubił.

Jak widzimy, niema w „Marnotrawstwie" tyle ironii, takiego ośmieszania głównej osoby, jak w „Pijaństwie".

:59:31 ---------------

43/142

Dlaczego? Bo Krasicki, choć potępia Konstantyna, współczuje z nim. Zbłądził Konstantyn, popadł w ruinę z własnej winy wprawdzie, ale głównie z powodu braku doświadczenia, przez łatwowierność, przez uleganie towarzystwu, złożonemu z szalbierzy i pieczeniarzy. I dlatego właśnie ton satyry jest inny, nie tak poważny, jak n. p. w „Świecie zepsutym", ale też i nie tak lekki jak w opowieści o tym, co się upił „dla imienin żony". Ośmiesza zaś Krasicki w Konstantynie głównie jego nieuctwo i blagę.

I znów mały obrazek rodzajowy misternie nakreślony. Widzimy modnie ubranego młodzika, wydającego rozkazy, oddającego ukłony, i ciżbę darmozjadów koło niego, łaszącą się, pochlebiającą. Jak w „Pijaństwie" uczta, tak tu poranek przyjęć jest główną częścią, jądrem satyry, i na tem jądrze skupia się uwaga czytelnika.

Tak będzie i w innych satyrach tego typu, n. p. w „Żonie modnej". Tam także rozmowa dwóch ludzi, ale jeden z nich, podobnie jak w „Pijaństwie", jest winowajcą : ożenił się. Nie znaczy to, jakoby Krasicki był przeciwnikiem małżeństwa, nie zachwycał się tylko ożenkami z „żonami modnemi", a takiej właśnie „modnej" pannie ślubował wiarę pan Piotr.

Wprowadzenie jest doskonałe. Spotykają się: młody żonkoś i jego znajomy (zdaje się stary kawaler), i młody mąż (Piotr mu na imię) musi naturalnie wysłuchać gra-tulacyi:

„— A ponieważ dostałeś, coś tak drogo cenił, Winszuję, panie Piętrze, żeś się już ożenił.

— Bóg zapłać. — Cóż to znaczy? ozięble dziękujesz, Alboż to szczęścia twego jeszcze nie pojmujesz? Czylić się już sprzykrzyły małżeńskie ogniwa0

— Nie ze wszystkiem.....

Hm, „nie ze wszystkiem"..... Coś to nas niepokoi —

zakochany mąż zazwyczaj tak nic odpowiada. A pan Piotr dostał żonę „piękną, grzeczną, rozumną*, ze „ślicziiemi

:59:34 ---------------

44/142

talentami", z czterema wioskami w posagu. Niestety, jest i ale. Panna była wychowana w mieście i w dodatku — modnie...

Już przy umowie ślubnej okazało się, że panna inaczej patrzy na życie, niż jej przyszły. Zażądała bowiem przy onej umowie przyrzeczenia, że, ilekroć zachoruje, przeniosą się do miasta, by mogła tam zamieszkać przy „doskonałej francuskiej niewieście", bo „Francuzka potrafi ratować (!). Następuie wymówiła sobie, że, choć zdrowa będzie, każdą zimę spędzi w stolicy, że będzie miała tam własny swój pojazd, że najmie się dom z wygodnemi pokojami dla pani, dla gości (z jedną izbą z tyłu dla męża) i t. d. Przeraził się kandydat na małżonka, ale wstyd mu już było cofać się, a i czterech wiosek żal, więc po umowie odbył się ślub, i pan Piotr został wpisany „w bractwa braci żałujących". Świetnie przedstawia znajomemu przenosiny :

„Wyjeżdżamy do domu. Jejmość w złych humorach:

— Czem pojedziem? — Karetą. — A nie na ressorach?

Daliż ja po ressory. Szczęściem kasztelanie,

Co karetę angielską sprowadził z zagranic,

Zegrał się do szeląga. Kupiłem. Czas siadać.

Jejmość słaba. Więc podróż musimy odkładać.

Zdrowsza jejmość, zajeżdża angielska karyta,

Siada jejmość, a przy niej suczka faworyta;

Kładą skrzynki, skrzyneczki, wroreczki i paczki,

Te od wódek pachnących, tamte od tabaczki,

Niosą pudło kornetów, jakiś kosz na fanty:

W jednej klatce kanarek, co śpiewa kuranty,

W drugiej sroka; dla ptaków jedzenie w garnuszku,

Dalej kotka z kocięty, i mysz na łańcuszku.

Chcę siadać, niemasz miejsca; żeby nie zwlec drogi,

Wziąłem klatkę pod pachę, a suczkę na nogi.

Wyjeżdżamy szczęśliwie, jejmość siedzi smutna,

.la milczę, sroka tylko wrzeszczy rezolutna.

Wreszcie „jejmość" przerywa milczenie:

„— Masz wacpan kucharza? — Mam, moje serce... — A pie! koncept z kalendarza;

:59:36 ---------------

45/142

Moje serce! proszę się tych prostactw oduczyć. Zamilkłem, trudno mówić, a dopiero, mruczyć. Więc milczę. Jejmość znowu o kucharza pyta:

— Mam mościa dobrodziko. — Masz wacpan stangryta ?

— Wszak nas wiezie. — To furman. Trzeba od parady Mieć inszego. Kucharza dla jakiej sąsiady

Możesz wacpan ustąpić. — Dobry. — Skąd? — Poddany.

— To musi być zapewne nieoszacowany, Musi dobrze przypiekać recuszki, łazanki, Do gustu pani wojskiej, panny podstolanki, Ustąp go wacpan....."

Biednego „brata żałującego" już pot oblewa, a tu sypią się jeszcze żądania o przyjęcie pasztetnika, cukiernika, o kupno wspaniałych, modnych naczyń.

Przy wjeździe do domu oburzył panią widok parkanu (sztachety być muszą !), a już zgorszyła się zupełnie, gdy ujrzała pokój jadalny.

„— Gdzie sala? — Tu jadamy. — Kto widział tak jadać! Mała izba, czterdziestu nie może tu siadać".

Aż się „wzdrygnął" stary szafarz Franciszek, usłyszawszy tę cyfrę, „a klucznica natychmiast ze strachu uciekła".

Jejmość odbywa jednak dalej przegląd domu. Mąż objaśnia :

„— Tu pokój sypialny.

— A pokój do bawienia? — Tam gdzie i jadalny.

— To być nigdy nie może. — A giibinet? — Dalej, Ten będzie dla waćpani, a tu będziem spali.

— Spali? proszę, mospanie, do swoich pokojów. Ja muszę mieć osobne od spania, od strojów, Od książek, od muzyki, od zabaw prywatnych, Dla panien pokojowych, dla służebnic płatnych...*

Coraz cieplej robi się naszemu członkowi bractwa... Ba, dowiaduje się jeszcze, że i ogród, zdobny prastaremi drzewami, do niczego, że trzeba wiekowe bukszpany wyciąć, a założyć „z cyprysów gaiki", puścić „mruczące po kamykach gdzieniegdzie strumyki", a w gaiku postawić

Ignacy Krasicki. 4

:59:39 ---------------

46/142

tu domek pustelnika, tam meczecik, tam świątynkę bogini greckiej...

Nie, tego za wiele, „brat żałujący" uciekł, po prostu uciekł. Tylko niedaleko — do swego pokoju (od tyłu). A jejmość wzięła się do rządzenia. Słała po czterech posłańców tygodniowo do Warszawy, przewróciła dom do góry nogami, alkowę wyzłociła, pokój do stroju wyłożyła marmurem, ściany izb taflami zwierciadlanemi, naspro-wadzała porcelany, stolików przedziwnych, półek, półeczek ...

Przerażonemu panu Piotrowi na płacz coraz to się zbierało, nie może o tem opowiadać ze spokojem. Gdybyż

na tem był koniec!

„... lecz gdy hurmem zjechali się goście, Wykwintne kawalery, i modne jejmoście, Bal, maski, trąby, kotły, gromadna muzyka : Pan szambelan za zdrowie jejmości wykrzyka, Pan adjutant wypija moje stare wino, A jejmość, w kącie siedząc z panią starościną, Kiedy się ja uwijam, jako jaki sługa, Coraz na mnie pogląda, śmieje się i mruga. Po wieczerzy fajerwerk, goście patrzą z sali, Wpadł szmermel między gumna, stodoła się pali: Ja wybiegam, ja gaszę, ratuję i płaczę, A tu brzmią coraz głośniej na wiwat trębacze. Powracam zmordowany od pogorzeliska: Nowe żarty, przymówki, nowe pośmiewiska. Siedzą goście, a coraz więcej ich przybywa, Przekładam zbytni ekspens: jejmość zapalczywa Z swojemi czterma wsiami odzywa się dwornie :

— 1 osiem nie wystarczy, przekładam pokornie.

— To się wróćmy do miasta. — Zezwoliłem, jedziem, Już tu od kilku niedziel zbytkujem i siedzim.

Już., ale dobrze mi tak, choć frasunek bodzie:

'Cóż mam czynić? próżny żal, jak mówią, po szkodzie".

Nadzwyczajny, przepysznie nakreślony wizerunek „modnej" damy z czasów stanisławowskich. Po prostu od Krasickiego dowiadujemy się, jak taka dama, wychowana na sposób francuski, wyglądała, jak pod wpływem takiej

:59:41 ---------------

47/142

„jejmości" zmieniał się typ dworu wiejskiego, jaki charakter przybierało życie towarzyskie na wsi.

I znów, jak widzieliśmy, Krasicki nie mówi od siebie ani słowa, lecz pozwala rozmawiać dwom ludziom, a jednemu z nich, nieszczęśliwemu małżonkowi, przedstawić wszystkie rozkosze pożycia w niedobranem stadle. Nadto jest tu rozmowa w rozmowie, bo pan Piotr powtarza wiernie swoje rozprawy z miłą małżonką. Główna uwaga (jak w „Pijaństwie", jak w „Marnotrawstwie") skierowana znów na jedną scenę, tu na scenę przyjazdu do domu.

Śmieszność wypływa w „Żonie modnej" z przeciwieństwa, z kontrastu dwu rodzajów upodobań i dwu charakterów. Zona gniewa się, rozkazuje, rządzi, sprasza gości, mąż biega co tchu po resory, tuli się w pojez'dzie z suczką na nogach, uwija się jak sługa, biega, płacze, a gdy się odezwie, to bardzo pokornie. Śmieszną jest więc pani Piotrowa z swemi klatkami, skrzyneczkami, woreczkami, z domkami pustelniczymi, z tonem dowódcy oddziału, z wypominaniem czterech wsi, ale śmieszny i „brat żałujący" pan Piotr, który znosi to wszystko, drży, milczy i daje sobą powodować, jakby nie Piotrem był, ale Piotrusiem. Satyra to więc zarówno na żony modne, jak i na mężów niedołężnych, a wśród satyr Krasickiego jedna z najświetniejszych.

Krasicki miał ten zwyczaj, że chętnie powracał do tematu. Niejeden z obrazków, skreślonych w satyrach, znachodzimy już wprzód w „Monitorze", a i w samym zbiorze satyr często rozwija autor pomysł, którego w innej satyrze wprzód tylko dotknął. Tak powraca do sprawy małżeństwa w osobnej satyrze p. t. „Małżeństwo". Nie mówi tu już jednak wyłącznie o małżeństwie z żoną modną, ale wogóle o związkach ślubnych współczesnych. Tym razem .jakby sam rozmawiał z kimś dobrze sobie

:59:43 ---------------

48/142

znanym, z jakimś młodym człowiekiem, który ma zamiar przystroić się w obrączkę ślubną:

„Chcesz się żenić, winszuję, ale nie zazdroszczę, To więc, co potem poznasz, o co się dziś troszczę, Ja opowiem..."

I opowiada. Zwraca uwagę na tak liczne niedobrane stadia: „jegomość nadto dobry, jejmość zbyt rozjadła, a kiedy jejmość dobra, jegomość jak jędza", o harmonię nie łatwo.

„Coż więc jest stan małżeński? rzecz w opisie trudna, Rzecz z jednej strony wdzięczna, z drugiej strony nudna, Konieczna jednak..."

Ale i namysł przed małżeństwem jest konieczny: „lepsza przykrość przed stratą, niźli żal po stracie". Uroda, wdzięki panny ?...

„Piękne twojej powaby, lecz to zwierzchne wdzięki,

To, co wewnątrz, istotne: więc dobrej poręki

Trzeba na to, co wewnątrz. Wdzięczna, hoża, ładna,

Ale mylą pozory, a piękna płeć zdradna.

Przejdzie rozkosz, nastąpi sytość po użyciu.

Znikną wdzięki; a w dalszem natenczas pożyciu,

Jeźli węzły wzajemne nie wzmocni szacunek,

Nastąpi umartwienie, nudność i frasunek.

Dopieroż, kiedy jejmość, coć się w serce wkradła,

Stanie się podejrzliwa i przykra i zjadła;

Kiedy się codzień z nowym humorem popisze,

I coraz inne w domu ujrzysz towarzysze;

Kiedy w zwięzłych przymówkach do serca przegryzie

A to, co ci przyniosła w swojej intercyzie i),

Stokroć na dzień wymówi, odpowiedzieć trudno :

Bić, niegrzecznie; zamilczeć, i przykro i nudno".

Ochotnik do stanu małżeńskiego, zachwiany w swym zapale tymi obrazami przyszłych rozkoszy, odzywa się, ale jakby do siebie: „to się lepiej nie żenić" ..., na co

--------

1) na podstawie umowy przedślubnej.

:59:46 ---------------

49/142

jednak otrzymuje odpowiedź : jakto, więc kupiec, dlatego, że ten i ów z jego towarzyszy zbankrutował, ma zaprzestać handlu? czyż wszystkie małżeństwa są nieszczęśliwe? prawda, zła małżonka to nieszczęście, co się zowie,

„.....lecz kiedy poczciwa,

W dwójnasób szczęścia, pociech natenczas przybywa. Jedno słowo, — los życia; nieznośny po stracie, Najszczęśliwszy, gdy z zyskiem. ?eńże się, mój bracieu.

Przedtem nie zazdrościł, a teraz radzi się żenić — jakżeż to pogodzić jedno z drugiem? Nietrudno. Żenić się, jeżeli przyszła nie tylko „hoża, ładna i posażna", ale jeżeli posiada istotnie wszystkie te przymioty, od których szczęście w małżeństwie zawisło. Możnaż to poznać, przeniknąć? Ha, jeśli tego, bracie, nie potrafisz, to się lepiej nie żenić ...

Zdziwiłaby nas ta wygórowana ostrożność, która ostatecznie, zamiast rozwiązać sprawę, kończy radą : „cóż, jeśli masz odwagę, to się żeń", gdyby nie pamięć o tem, że to wiek ośmnasty, że nieszczęśliwych małżeństw było wówczas istotnie sporo z powodu lekkiego pojmowania życia, obowiązków, żądzy zabaw i użycia.

Wybrani myśleli nad poprawą rzeczypospolitej, ogół nie zaprzestawał „zapustnej swawoli". Gdzież zaś więcej sposobności do wesołego spędzania czasu, zabłyśnięcia, zyskania wpływów, niż na dworze królewskim czy wielko-pańskim. Tak było we Francyi przed rewolucya, tak i u nas. Dwór ściągał, wabił uczonych, poetów, polityków, ale i lekkoduchów, marnych pochlebców, łasych na względy pańskie, by módz tymi względami się szczycić i drugim okazywać swą wyższość. Widzieliśmy już iaką „zgraję" w salonach Konstantego w „Marnotrawstwie", ale Krasicki swoim zwyczajem powraca do poruszonego tematu, ramy obrazu rozszerza, szczegóły cieniuje, podmalowuje i daje skończoną całość w „Ż y c i u d w o r s k i e rn". Sala, tłum czekających, przyciszone rozmowy ...

:59:48 ---------------

50/142

„Drzwi się znagla otwarły. Aż tysiąc ukłonów, Wchodzi pan... Już umilkła świegotliwa zgraja, Każdy się innym kształtem łasi i przyczaja. Każdy patrzy na pana, a z wzroku docieka, Czego albo się chroni, albo na co czeka. Wszystkie usta się śmieją, ciągną wszystkie szyje, Ten się pcha, ten potrąca, ten się jak wąż wije, Wszyscy na to, kogoby pan giestem oznaczył; Spojrzał pan na Szymona, dniem dobrym uraczył: Ażci Szymon w promieniach śmieje się i mruga. Jan go kocha serdecznie, Piotr najniższy sługa, Bartłomiej go uwielbia, a Krzysztof go ściska. Wszyscy hurmem do niego zdaleka i zbliska; A Szymon pełen wdzięków i niby pokorny, Mając zaraz na sprzedaż uśmiech i giest dworny, Tym go daje w dwójnasób, a tym przez połowę. Łapią w lot..

Czy można lepiej, dosadniej, z większą ironią nakreślić smutny obraz dusz lokajskich, znieprawionych, bez krzty godności? A ci uniżeni, pokorni wobec „pana", jakiż to ton przybierają w rozmowie z niższymi od siebie, lub i nie niższymi, jeśli tylko mogą okazać, że coś znaczą! „Poznać z miny zuchwałej sługę faworyta.,." Roz-wielmożniło się to plemię za czasów Krasickiego, ale potomkowie ich ponoś żyją do dzisiaj, jak ich przodkowie żyli przed Krasickim. Są oni tak nieśmiertelni, jak głupstwo, którego „pochwale" poświęcił autor osobną satyrę, by zakończyć ją słowami:

„Niechaj mądrość jakie chce przepisy stanowi, Próżne są. Mądrzy sławni, ale głupi zdrowi".

W blizkiem sąsiedztwie tych „zdrowych" przebywają „mędrkowie". 1 o nich już była mowa, ale i im dostała się w darze także osobna satyra. Zostać „mędrkiem" nie trudno wcale. Trzeba tylko

„... chcieć być uczonym, a mało się uczyć. Siebie tylko wysławiać, a na innych mruczyć,

Ganić to, co chwalono, co ganiono chwalić,

:59:50 ---------------

51/142

Nowość tylko uwielbiać, zniżać czasy dawne, Czynić łotry sławnymi, podlić męże sławne; Rozsądnych gminem nazwać, na błędy narzekać, Czego dociec nie można, na pozór dociekać; Za dowody żart dawać, gdy prawda dokucza: Tem dzielna nowa mądrość, tych kunsztów naucza".

Dobrze też jest te pisma czytać i zalecać do czytania, które „każą palić" t. j. książki skierowane przeciw wierze.

„Mędrkami" zajmie się jeszcze Krasicki niejednokrotnie i stale ich będzie piętnował i ośmieszał. Widocznie uważał ich za szczególnie szkodliwych dla społeczeństwa.

Piętnował też graczy, złodziei grosza publicznego, uśmiechał się ironicznie, lub karcił, czasem w słowach jego można było wyczuć smutek, czasem lęk nawet, ale w gniew, w oburzenie wpadł raz tylko, gdy w satyrze p. t. „Pan niewart sługi", dotknął rany naprawdę bolesnej: obchodzenia się panów ze służbą.

Pan położył się do łóżka w złym humorze, służący już w trwodze, co to będzie, jeśli sen nie przyniesie zmiany w usposobieniu:

„Śpi jegomość w południe, choć pracy nie użył, Nie śpi Marcin noc całą i oka nie zmrużył.

Obudził się jegomość : Marcin, co czuł pilnie, Krząta się, chce, jak może, dogodzić usilnie, Nadaremne starania! któż panom dogodzi? Jak legł, tak wstał niekontent jegomość dobrodziej: Wszystko mu nie do gustu; noc na kartach strawił. Wszystko źle, zgrał się, wczoraj klejnoty zastawił, Przyszedł kupiec z rejestrem, termin przypomina. Trzeba oddać, a nie masz: sto plag dla Marcina. Płacze w kącie: więc krnąbrny; po plagach się schował. Dali drugie w dwójnasób.....u

Krasicki wybucha:

„Katów waszych, nie panów zjadłości igrzyska, Nędzni! bydlęta z pracy, a sługi z nazwiska, I płakać wam nie wolno, mówić jeszcze gorzej! Przyjdzie kara za słowem okrutna tem sporzej".

:59:53 ---------------

52/142

A cóż to za ohydny zwyczaj: trzymać marszałka dworu, którego głównem zadaniem — rozdawanie plag ! Przed takim „wice-tyranem", „rozrządzicielem męczeristw" kroczą pachołki z kańczugami...

„Wchodzi; zewsząd jęczenia i płacze się wznoszą. Gdy oprawcy rozkazy srogie nędznym głoszą, Dom się wrzaskiem napełnia; płacz sług pana cieszy, Wspaniały jękiem nędznych, płaczem służnej rzeszy, Rzuca groźnem spojrzeniem...

A w powszechnym nieszczęsnej czeladzi ucisku, Gdy przekleństw, narzekania dań odnosi w zysku, Czuje, że pan, bo gnębi.....a,

nieszczęśliwy zaś niewolnik, „co pod jarzmem obelżywem jęczy", przeklina tego, co się nad nim pastwi.

Czy Krasicki nie przesadził? Nie, wszelako z tem zastrzeżeniem, że grom potępienia rzucił tylko na złych, nieludzkich panów, że nie wszyscy takimi byli. Polak z natury nie jest bowiem okrutny, a tacy, którychby do „katów" przyrównać można, należeli zawsze do wyjątków. Ale przykłady nieludzkiego obchodzenia się ze służbą musiał Krasicki znać, i nie zdziwimy się, że jego, człowieka z usposobieniem łagodnem, uprzejmego, pełnego wrodzonej, istotnej dobroci, szczególnie właśnie tego rodzaju występki musiały boleć, razić i oburzać.

Niejeden, kto satyry przeczytał, choć autor nigdy nikogo po imieniu nie nazwał, choć przeciw jednostkom się nie zwracał, mógł się uczuć dotknięty. I ten, kto pożyczał na lichwę, po wysłuchaniu „trzech mszy", i gracz, który ograbiał znajomych przy kartach, i panek, rozmiłowany w rozdawaniu plag, i inni, poczuwający się do winy, z pewnością z zachwytem satyr księdza biskupa nie czytali. Krasicki, jakby przewidując niezadowolenie, które satyry mogłyby wywołać, umieścił pod koniec „Odwołanie". Cofa wszystkie zarzuty... Pomylił się... Właściwie chwalić był powinien rozmaitych Piotrów, Pawłów i Janów, boć naprawdę, tak ściśle biorąc, rzekome ich

:59:55 ---------------

53/142

wady są przymiotami. Trzeba tylko inaczej rzecz nazwać, a i sama sprawa zaraz przedstawi się w innem świetle. Dlaczego nazywać dajmy na to Piotra złodziejem ? Zamiast mówić „złodziej", powiedzmy: to człowiek „sprawny", a sprawność to przecie zaleta godna zazdrości. Albo zwać kogoś marnotrawcą ? Czy nie lepiej: dobroczyńcą ? boć przecie dobrodziejem był Konstantyn dla wszystkich, którzy podzielili się jego majątkiem. I pijaństwa nie uważajmy za zbrodnię: „trunek troski goi, trunek serca orzeźwia, trwogę uspokoi" — należałoby więc zapewne nazwać pijaka raczej lekarzem siebie samego. Albo karty?

„ ... W czem złe karty ? kto przegrał, ten gani, Ci, co do tego stanu nie są powołani, Próżno bluźnią. Że dobre, wypróbuję snadnie; Wojciech, ów sławny Wojciech, kiedy gra, nie kradnie, Niechby grał, niechby grali oszusty, matacze, Hypokryty, złodzieje, rozpustni, pieniacze, Mniej by było szkarady ..."

Oczywiście. Na odwrót, gdyby gracze rozbijali po gościńcach, nie ogrywaliby wtedy w karty i t. d.

Jak widzimy, w „Odwołaniu" jest jeszcze więcej ironii niż w satyrach, a raczej: „Odwołanie" musimy nazwać ze wszystkich satyr najbardziej ironiczną.

Rzućmy raz jeszcze okiem na zbiór satyr, by uświadomić sobie dobrze, czem one są, na czem polega ich znaczenie, wartość, dlaczego do dziś cieszą się tak wielką poczytnością.

Co jest ich przedmiotem, treścią? Zdrożnośc obyczajów i ułomności nieodłączne od natury ludzkiej. Karci Krasicki w satyrach wady staroszlacheckie, rozwielmo-żnione zwłaszcza w czasach saskich, jak ciemnotę, pijaństwo, trwonienie grosza, ale gromi również te przywary i grzechy, które przyniósł ze sobą „wiek oświecenia"': mędrkowanie, niedowiarstwo, lekkie pojmowanie życia,

:59:57 ---------------

54/142

przenoszenie pozorów nad treść... Nie jest więc czcicielem ani staroszlachetczyzny, ani wszystkiego, co nowe, szuka złotego środka, tęskni po minionym szczęśliwym wieku złotym. Wszelako widnokrąg jego jest szerszy, nie zacieśnia się tylko niedawno minioną przeszłością i chwilą współczesną, nie walczy. Krasicki wyłącznie ze złem prze-

Ignacy Krasicki. (Według portretu współczesnego).

mijającem, wytworzonem warunkami, wśród których żyły dwa pokolenia, patrzy dalej i — głębiej, przeziera na wskroś naturę polską i naturę ludzką. Kiedy mówi o zawiści wobec wyższych, piętnuje wadę współczesnych sobie.

--------------- 2013-10-07 17:00:00 ---------------

55/142

ale równocześnie wadę właściwą Polakom od czasów, Bóg wie, jak dawnych, i — wspólną wszystkim ludziom. Podobnie, gdy gromi chciwość zysku, choćby osiągnąć go przyszło w sposób nieprawy, pochlebianie wielkim tego świata, pogardzanie niższymi, obdzieranie drugich ze skóry ze słodką miną — wówczas stawia zwierciadło swej satyry nie przed „wiekiem oświecenia" tylko, nawet nie przed Polakami jedynie, ale znów przed wszystkimi ludźmi, przed całemi pokoleniami. I dlatego właśnie satyry jego wciąż czytamy. Nie powoduje nami jedynie ciekawość: jak to wyglądało za czasów Stanisława Augusta, lecz ta wrodzona nam chęć oglądania siebie, choćbyśmy mieli ujrzeć i to, co zaszczytu nam nie przyniesie. I dlatego również wyrażają się z uznaniem o satyrach Krasickiego także obcy, nie Polacy sami, bo zrozumie je doskonale i Niemiec i Francuz i Włoch.

Ale poruszenie choćby Bóg wie jak ważnego i obszernego tematu nie wystarczy — dzieło sztuki, jeśli ma mieć wartość trwałą, musi być istotnie dziełem sztuki, to znaczy, musi wypowiadać to, co chce powiedzieć, w sposób piękny.

Jak pod tym względem przedstawiają się satyry Krasickiego ?

Panuje w nich to, co je łączy, spaja: jednolitość tematu (obraz wad), ale zdobi je równocześnie wielka różnorodność w sposobie wykonania.

Przypomnijmy sobie sam ton poznanych satyr: w jednych — widzieliśmy — przeważa smutek, ból prawie, czasem ton niepokoju, trwogi o przyszłość („świat zepsuty, „Złość ukryta i jawna", „Przestroga młodemu"...), w innych ironia, w innych nawet oburzenie. Ale i w ironii są rozliczne stopniowania, odcienie. W „Marnotrawstwie" ton ironiczny współdźwięczy z tonem litości, w „Żonie modnej " hardą, z przewróconą głową jejmość autor ośmiesza, ale z nieszczęśliwym jej małżonkiem, choć i jego nie oszczędza, jakby w drobniuśkiej mierze współczuł, bractwo pijackie w „Pijaństwie" traktuje wyłącznie w sposób

--------------- 2013-10-07 17:00:02 ---------------

56/142

ironiczny, budząc śmiech szczery, wesołość, kiedy w „Odwołaniu wywołuje raczej podziw, że potrafi ironizować tak dotkliwie.

Gdzie źródło śmiechu ? Jest w satyrach źródeł tych wiele. Najczęściej śmiejemy się, gdy autor nibyto staje na stanowisku łotra, czy człowieka słabego, bez woli, i jakby nui potakiwał, jakby nui przyznawał zupełną słuszność. Na tem właśnie polega ironia. Czyż Krasicki oburzy się słówkiem na tego wzorowego małżonka, który chciał żonie przyjemność sprawić i upił się na jej imieniny? Broń Boże, niezwykłe to wyznanie bierze za dobrą monetę, zdawałoby się, że jest owszem zachwycony, iż znalazł taki skarb czułości mężowskiej. Albo w satyrze, o której nie mówiliśmy, p. t. „Wziętość" ? Tam wprowadza niejakiego Łukasza, który ma szczerą chęć popełnienia oszustwa, jest bo oszustem z zamiłowania, a tylko sposobu na razie nie zna. Ale od czegóż silna wola? „Chciał oszukać, oszukał, bo to nie są cuda". Jakby autor tłumaczył, zachęcał: ludzie, małego ducha, uczcie się od Łukasza, patrzcie, do czego może doprowadzić człowiek, który chce naprawdę... Albo znów sam sobie czyni wyrzuty: złodzieje doszli do zaszczytów, do bogactw, co się zowie, a on ciągle tylko „panem bratem" :

„Patrzę z kąta na drugich, widzę drogi snadne, Chciałbym i ja też uróść! cóż? kiedy nie kradnę; Straszy mnie szubienica, jak spojrzę na sosnę. Więc Piotr rośnie, Jan urósł, a ja nie urosnę".

Widzimy autora z załamanemi smutno rękami, zadumanego nad sobą, nad własną niezdarnością, tchórzostwem. Nie może się nauczyć kraść... No patrzcie... A drudzy tak dobrze to robią...

Przykładów ironii w najrozmaitszym odcieniu moglibyśmy podać mnóstwo — czytelnik potrafi nagromadzić je sam, choćby na podstawie przytoczonych wyżej uczynków.

--------------- 2013-10-07 17:00:05 ---------------

57/142

Śmiejemy się jednak nietylko z ironii autora, śmieszą nas także sytuacye i charaktery. Śmieszna jest sytuacya pijaka, który (już dobrze pijany) występuje w roli pośrednika między powaśnionymi i natychmiast dostaje w łeb butelką (bodaj to być rozjemcą!), ale śmieszny jest także jego charakter, jego powaga pijacka, jego zdolność uzasadnienia zawsze, dlaczego musiał się upić. Śmieszna jest sytuacya, kiedy pan Piotr umieszcza się ostrożnie na samym brzeżku siedzenia w pojaździe, z klatką pod pachą i suczką na nogach, ustępując miejsca workom, paczkom skrzynkom i kocicy z kociętami, ale śmieszny jest i on sam, kiedy przyjacielowi, gratulującemu mu ożenku, odpowiada bolesnym tonem „Bóg zapłać".

Na śmieszność wypływającą w tej satyrze („Żonie modnej") z kontrastu zwróciliśmy już uwagę. Kontrastem jednak jako środkiem wywołania śmiechu nie posługuje się Krasicki zbyt często, choć zna jego wartość, gdy n. p. każe w „Pijaństwie" panu Wojciechowi coraz głośniej krzyczeć, a panu Jędrzejowi coraz rzewniej płakać.

Znakomite są też wyrażenia, określenia, dowcipy, tak świetne, że niektóre powtarzamy często, nie wiedząc, iż autorem ich jest Krasicki. Więc takie wyrażenie n. p. jak „najeżony miną poważnie żarliwą", albo w odezwie do graczy oszustów: „o wy! dusze wyborne i większe nad prawo", albo znane nam o nieszczęśliwym małżonku, jako wpisał się „w bractwo braci żałujących", albo pocieszenie „mądrzy sławni ale głupi zdrowi" i t. d. Znów wystarczy przejrzeć przytoczone wyjątki z satyr, ażeby zebrać cały szereg takich powiedzeń ciętych, ujmujących rzecz doskonale, w sposób ironiczny.

Dowcip właśnie, wytworny, a często dojmujący, posługujący się zwrotami niezmiernie zwięzłymi, a mimoto obfitymi w treść, jest jedną z największych ozdób satyr.

Podbija też czytelnika żywość przedstawienia, zwłaszcza w tych satyrach, które są odrazu obrazkami rodzajowymi. Na żywy tok wpływa sam sposób wprowadzenia w przedmiot: rozmowa z żwawo padającemi, krót

--------------- 2013-10-07 17:00:07 ---------------

58/142

kiemi zdaniami. Ale, jak widzieliśmy, w rozmowie bywa znów rozmowa, również bardzo żywo prowadzona. A przez to, jak mówią, dają się poznać dobrze osoby same, mówią bowiem w sposób charakterystyczny, każda z osób inaczej. Mówią i giestykulują, poruszają się, grają niemal przed nami, jak w teatrze. I jak w teatrze również (i tośmy także spostrzegli) uwaga nasza skupia się głównie na jednej scenie. To, co jest przed nią, było wprowadzeniem, to, co po niej, artystycznem zakończeniem.

Od siebie przemawia Krasicki tylko w pewnym typie satyr, ale wówczas nie cofa się przed wygłaszaniem prawd, przestróg, nauk. Owe zaś prawdy, nauki, świadczą, że autor, choć mu tworzenie sprawiało niewątpliwie rozkosz, nie dla samej przyjemności tylko tworzył, ale z myślą o poprawie społeczeństwa, o pracy dla dobra ogólnego. Na widok klęsk chciał w nas wyrobić świadomość, że „z nas się złe zaczęło", ale rozpaczać nie pozwalał, bo rozpacz jest udziałem jeno „nikczemnych". „Cudzym w łup" oddały nas nierząd, niekarność, rozpusta, zbytki, lecz wszystko jest jeszcze do odrobienia—pod jednym warunkiem: „odmieńmy obyczaje". Kiedy więc inni trudzili się nad reformą stosunków społecznych w Polsce, inni nad zapewnieniem jej lepszych warunków politycznych, Krasicki, ten uśmiechnięty, wytworny, na pozór obojętny Krasicki, przejrzał najlepiej środki wiodące do ocalenia narodu, rozpoczął bowiem — podkreślaliśmy już to — pracę nad odrodzeniem jego moralnem. I na tem polega doniosłość narodowa Satyr.

Ale nie tylko na tem. W nich odzwierciedlił się znakomicie duch epoki stanisławowskiej, jej sposób myślenia, jej wykwintność, jej szlachetne pierwiastki. Piśmiennictwo polskie zyskało nadto w Satyrach dzieło napisane tak piękną polszczyzną, że uchodziła ona, obok języka Trembeckiego, do czasów Mickiewicza za wzór.

--------------- 2013-10-07 17:00:09 ---------------

59/142

Wyszły Satyry bezimiennie w roku 1779 (część druga w pięć lat później). Podnietę do pisania dali Krasickiemu autorowie francuscy, ale tylko podnietę, bo naśladownictwa w satyrach księcia biskupa nie znajdujemy. Stworzył on dzieło oryginalne, piękne, mądre i pożyteczne.

--------------- 2013-10-07 17:00:12 ---------------

60/142

IV.

Bajki. — Co to jest bajka? — Wykład poszczególnych bajek. — Dwie grupy. — Myśl polityczna. — Cechy charakterystyczne bajek

ich zalety i doniosłość.

Krasicki pisał także bajki. Jakto — powiedziałby któś, nie znający się na rzeczy — tak znakomity pisarz zniżał się do bajek? Odpowiedzielibyśmy mu: pisali tego rodzaju utwory nawet i najwięksi, a Mickiewicz zostawił nam kilka bajek wspaniałych.

Cóż to jest bajka? Wyraz ten, jak wiadomo, ma dwojakie znaczenie. Oznacza albo nieprawdę, zmyślenie, plotkę? albo też utwór wierszem czy prozą, w którym czytamy o zwierzętach, przedmiotach martwych, rzadziej o ludziach. Zwierzęta, przedmioty martwe rozmawiają z sobą w bajce tak jak ludzie, działają, odznaczają się przymiotami ludzkimi, czasem wygłaszają nawet jakieś prawdy. Bo też wyobrażają ludzi, i z ich uczynków, rozmów dla ludzi właśnie wypływa nauka. W Polsce znana była bajka jako utwór literacki już na wiele lat przed Krasickim, ale on dopiero począł tworzyć w tym rodzaju prawdziwe arcydzieła.

„Mnie to kadzą, rzekł hardzie do swego rodzeństwa, Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa. Wtem się dymem kadzideł zbytecznych zakrztusił, Wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił".

--------------- 2013-10-07 17:00:14 ---------------

61/142

Oto jedna z bajek Krasickiego — ma napis „Szczur i kot". Co oznacza? Przyjrzyjmy się najpierw bliżej jej treści. Kościół, nabożeństwo, tłumy łudzi, woń kadzidła unosi się w świątyni, a na ołtarzu, w miejscu oczywiście niewidocznem. siedzi szczur, gość chyba najmniej oczekiwany. Wylazł z dziury, skąd wyglądają pyszczki jego ws[)ółbraci, rozsiadł się wygodnie, wonie kadzidlane upajają go, przygarnia łapką błękitne, pachnące fale powietrza i — poczyna go ogarniać duma. Spogląda z góry na trwożne swe rodzeństwo i wreszcie odzywa się z pychą: Wiecie, komu to kadzą? Mnie! A tymczasem z boku, z iskrzącemi ślepiami, czai się — kot. Szczur go nie widzi, on przecie zbyt przejęty własną wielkością, duma. A kot spokojny, z wyciągniętą szyją, czeka. Nie rzuca się jeszcze, wygląda sposobnej chwili. Nagle szczur, do kadzidła nieprzywykły, zakrztusił się gwałtownie, i w tej chwili, nim zdołał zrozumieć, co się dzieje, uczuł ostre pazury i zęby kota zagłębione w swój kark. Zginął, nie wydawszy

jęku.

Powtórzmy pytanie: co to znaczy? Kogo wyobraża szczur, kogo kot ? Odpowiemy: szczur, to człowiek bardzo pospolity, który się znalazł w otoczeniu zupełnie nowem, wśród blasku, przepychu i w tej nowej atmosferze zupełnie stracił świadomość tego, kim i czem jest. Zdaje mu się, że wyższy jest o całą głowę od tych. z pośród których wyszedł, chodzi pyszny, jak chodzi lokaj wielkiego pana, krztusi się „dymem kadzideł" nie jemu palonych. A tymczasem nieszczęście czyha, spada nagle, kiedy go człowiek najmniej oczekuje. Kto, zawsze czujny, nie stracił równowagi wewnętrznej, tego cios nagły nie złanie, ale ugnie się ten, który wmówił w siebie niedorzecznie „mnie to kadzą..."

Do bajki „Szczur i kot" możnaby dorobić sporo powiastek, i wszystkie dobrze wykładałyby jej myśl, byle pamiętać, że przez szczura należy rozumieć człowieka, który niesłusznie przypisuje sobie jakieś wyrazy hołdu, jakiś poklask, pyszni się tem, nadyma, a w tem rozko-

--------------- 2013-10-07 17:00:16 ---------------

62/142

łysaniu wyobrazili przestaje myśleć o istnieniu niebezpieczeństw.

Jak widzimy, krótka, czterowierszowa bajeczka, nasuwa sporo myśli. Bo też Krasicki odznaczał się darem niesłychanej zwięzłości, tak wielkiej, że aż podziwu godnej. Spróbujmy tylko opowiedzieć sami to, co on zawarł w omawianej bajce (ale n i e słowami autora), a przekonamy się, że użyjemy bodaj dwa razy większej ilości słów. Mimoto zaś obrazek, który nakreślił, zawiera cały dramat. Więc poznajemy miejsce, gdzie się odbywa działanie, poznajemy główną osobę: szczura. „Mnie to kadzą" — słyszymy słowa owej głównej osoby i odrazu już myślimy sobie, że się strasznie myli i że nie grzeszy w dodatku skromnością, patrząc hardo na równych sobie. Co z tego wyniknie? — bo początek zawikłania już jest. Dzieje się niedobrze: szczur zakrztusił się (z a w i k ł a n i e wzrasta). Teraz wypada kot (szczyt zawikłania) — ale jeszcze nie wiemy, jaki będzie koniec dramatu. Patrzymy jednak: już kot szczura porwał, więc dramat zmierza szybko ku rozwiązaniu i kończy się katastrofą: śmiercią niebacznego pyszałka. Naprawdę dramat!

Posłuchajmy innej bajki. Ma ona napis „?rebiec i koń stary":

„Gdy starszych przybierano w pozłacane rzędy, Gniewał się młody źrebiec na takowe względy. Przyszła kolej na niego; z początku był hardy, Aż kiedy w pysku poczuł munsztuk nader twardy, Gdy jeźdźca przyszło dźwigać, znosić rzemień tegi, Gdy go ścigać poczęły dychtowne popręgi, W płacz nieborak, a stary: Na co ten płacz zda się ? Chciałeś, cierpże. Żal próżny, kiedy po niewczasie".

Znów mały dramat: przystraja się konie w rzędy bogate, a młody łoszak patrzy niezadowolony, przygnębiony, że jego ten zaszczyt omija (to wprowadzenie w rzecz i początek zawikłania). Wreszcie po latach doczekał się swej kolei i szczęśliwy, dumny, zhardział nie na żarty,

--------------- 2013-10-07 17:00:19 ---------------

63/142

aż tu poczną padać na niego razy, w pysku czuje mun-sztuk, ciężarowi podołać nie może (to zawikłanie). Jeszcze nadrabia miną, niedługo jednak: słychać bolesne rżenie, przystrojony źrebiec płacze. Cóż się teraz stanie — może powrócą mu wolność? Gdzie tam! — słowa starego konia upewniają nas, że nieszczęśliwym będzie niedoświadczony źrebak do końca życia.

Myśl bajki przejrzysta, a każdy z nas zna takiego źrebca, niejeden może ujrzy w jego kolejach własne losy. ?rebcem może być młody chłopak, który na widok pie-knie przystrojonych żołnierzy zżyma się, że jemu nie pozwalają w7łożyć lśniącego munduru, a potem, gdy straci wolność, gdy go zamkną w koszarach, każą dźwigać karabin i tornister i słuchać połajań przełożonych, nadaremnie tęskni po swej wiosce, w której był swobodny jak ptak. Żal próżny... Może być źrebcem również młodzieniec, któremu szczytem marzeń wydaje się stanowisko urzędowe a nie wie, że spotka się tam i z munsztukiem i z popręgami i z jeźdzcem — może być czasem nawet i chłopak rwący się do stanu małżeńskiego (jak ów ze znanej nam satyry) i t. d. i t. d., słowem każdy, kto nie docenia wartości tego, co najważniejsze: swobody, a potem, postradawszy wolność, przeklina swój los — za późno. Zasadniczą myśl wypowiedział tu sam autor: „Chciałeś, cierpże. Żal próżny, kiedy po niewczasie".

Podobnie w bajce p. t. „Orzeł i sowa":

„Na jednem drzewie orzeł gdy z sowa nocował. Że tylko w nocy widzi, bardzo jej żałował. Dziękowała mu sowa za politowanie. Wtem, uprzedzając jeszcze orzę i świtanie, Wkradł się strzelec pod drzewo; sowa to spostrzegła I do orła natychmiast . przestrogą pobiegła. Uszli śmierci; a wtenczas rzekł orzeł do sowy: Gdybyś nic była ślepa, nie byłbym ja zdrowy".

Znów mały dramat (z rozwiązaniem szczęśliwem) i znów myśl wyrażona przez samego autora. Kogo przedstawia orzeł, kogo sowa ? Orłem jest oczywiście człowiek,

--------------- 2013-10-07 17:00:21 ---------------

64/142

który nie dobrze oryentuje się który ceni tylko te przymioty, jakie sam posiada, a nie zdaje sobie sprawy z tego, że czasem nawet to. co uważamy za wadę, bywa — w pewnych warunkach życia — przymiotem,

Czasem sens bajki jest tak jasny, że — zwłaszcza wobec słów samego autora nie trzeba nam zupełnie trudzić się nad wykładem. Weźmy dla przykładu bajkę ]). t. „Oj c i e c ł a k o in y i s y n rozrzutu y " :

„Zawzdy się zbytek kończy doświadczeniem smutnem. Płakał ojciec łakomy nad synem rozrzutnym. Umarli oba z głodu: każdy z nich zasłużył: Syn, że nadto używał, ojciec, że nie użył".

Cóż tu autor zaleca ? — złoty środek, umiarkowanie. Wystrzegać się każe wszelkiego nadużycia, ale twierdzi, że grzechem jest również nie korzystać z tych darów, jakich nam los czy natura użycza.

Albo inny przykład. W bajce p. t. „P o t o k i rzeka" czytamy:

„Potok, z wierzchołka góry płynący z hałasem,

Śmiał się z rzeki; spokojnie płynęła tymczasem.

Nie stało wód u góry, gdy śniegi stopniały,

Aż z owego potoku strumyk tylko mały.

Co gorsza: ten, co zaczął z hałasem i krzykiem,

Wpadł w rzekę, i nakoniec przestał być strumykiem".

Kimże ten potok? Oczywiście to człowiek zarozumiały, wiele o sobie myślący i mówiący, a w gruncie rzeczy płytki i bez wartości: sam z siebie nie potrafi dać nic, żyje pożyczanym chlebem, powtarza (ale za to głośno) to tylko, co usłyszy od drugich, niechno jednak zabraknie śniegów w górach (źródła jego mądrości i pewności siebie), a okaże się wnet jego wartość istotna. Rzeka zaś, to jednostka, wytrawna, spokojna, o umyśle głębszym, ale skromna, i czasu tylko trzeba, a o hałaśliwym potoku wszyscy zapomną, rzeka zaś trwać będzie wiecznie. Może nie każdemu z nas danem było poznać „spo-

--------------- 2013-10-07 17:00:23 ---------------

65/142

kojną rzekę", ale „hałaśliwe potoki" potrafi każdy palcem wskazać.

A któż z nas nie zna „Doktora"?

„Doktor, widząc, iż mu sir lekarstwo udało,

Chciał go często powtarzać, — cóż się z chorym stało?

Za drugim, trzecim razem bardzo go osłabił,

Za czwartym jeszcze bardziej, a za piątym zabił".

Myśl? Nie nadużywajmy środka, choćby ten okazywał się nawet, raz zastosowany, skutecznym. Kto raz z boiu żołądka wyleczył się wódką, ten, powtarzając lekarstwo zbyt często, może i żołądek sobie popsuć i rozpić się, kto, raz ukarawszy dziecko, ujrzał poprawę, ten karząc bez miary, może wyrobić w wiecznie strofowanym krnąbrność i zaciętość, kto raz, wygłosiwszy morał, osiągnął cel, ten prawiąc nauki ciągle, czy trzeba, czy nie trzeba, czy jest sposobność czy niema, ośmieszy się w końcu i l. d.

Więc miarę we wszystkiem zachować potrzeba.

A jakież inne cnoty zaleca Krasicki w bajkach? Dowiemy się, odczytując kolejno jedną po drugiej. Np. w bajce „L i s i osioł":

„Lis stary, wielki oszust, sławny swem rzemiosłem, Że nie miał przyjaciela, narzekał przed osłem. Sameś sobie w tem winien, rzekł mu osieł na to: Jakąś sobie zgotował, obchodź się zapłatą. Głupi ten, co wnijść w przyjaźń z łotrem się ośmiela: Umiej być przyjacielem, znajdziesz przyjaciela".

Czegóż tu uczy Krasicki? Cnoty szczerości, życzliwości. A w bajce „Wół i mrówki":

„Wół sio siniał, widząc mrówki w małej pracy skrzętne;

Wtem usłyszał od jednej te słowa pamiętne:

Z umysłu pracujących szacunek roboty,

Ty pracujesz, ho musis, my mrówki — . ochoty",

Szanujmy więc każdy trud, jeśli pracownik spełnia obowiązek swój z przekonia, sumiennie, nie pod przymusem tylko. Oto, co autor chce powiedzieć.

--------------- 2013-10-07 17:00:26 ---------------

66/142

Weźmy jeszcze inną bajkę, n. p. „Żółw i mysz";

„Że zamknięty w skorupie niewygodnie siedział, Żałowała mysz żółwia; żółw jej odpowiedział: Miej ty sobie pałace, ja mój domek ciasny, Prawda, nie jest wspaniały, szczupły, ale własny".

Myśli doszukiwać się nie potrzeba, zawiera ją ostatni dwuwiersz.

Niektóre bajki mają charakter satyryczny. W „De-wólce" ośmiesza Krasicki fałszywą pobożność:

„Dewotce służebnica w czemsiś przewiniła, Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła. Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny, Mówiąc właśnie te słowa: „i odpuść nam winy, Jak i my odpuszczamy", biła bez litości. Uchowaj, Panie Boże! takiej pobożności".

Mała satyra... Poznajemy dewotkę, co prawda, z jednego tylko postępku, ale ten nam zupełnie wystarcza, byśmy wiedzieli, co o niej sądzić.

Podobnie w bajce „Lew i zwierzęta" z krótkiego obrazka poznajemy troskliwe serce lwa :

„Lew, ażeby dał dowód, jak wielce łaskawy, Przypuszczał konfidentów do swojej zabawy. Polowali . nim razem, a na znak miłości On jadł mięso, kompanom ustępował kości. Gdy się więc dobroć taka rozgłosiła wszędy, Chcąc im jawnie pokazać większe jeszcze względy, Ażeby się na jego łasce nie zawiedli, Pozwolił, by jednego z pośród siebie zjedli. Po pierwszym poszedł drugi, i trzeci i czwarty. Widząc, że mc podpaśli, lew, choć nieobżarty, Żeby ująć drapieży, a sobie zakahi, Dla kary, dla przykładu zjadł wszystkich pomału".

Cóż to za zacna dusza ten lew, jak dba o moralność publiczną. Zjada żywcem, ale zjada, „dla kary, dla przykładu", ażeby broń Boże nie zagnieździł się w jego królestwie występek ... Sens ? morał ? : nie wchodź w przyjaźń z silniejszym, a nie zasługującym na ufność!

--------------- 2013-10-07 17:00:28 ---------------

67/142

Świetną satyrą jest bajka „W i 1 k i owce":

„Choć przykro, trzeba cierpieć, choć boli, wybaczyć,

Skoro tylko kto umie rzecz dobrze tłómaczyć.

Wszedł wilk w traktat z owcami: o co? o ich skórę,

Szło o rzecz. Widząc owce dobrą koniunkturę 1),

Tak go dobrze ujęły, tak go opisały,

Iż się już odtąd więcej o siebie nie bały.

W kilka dni, ten, co owczej skóry zawzdy pragnie,

Widocznie, wśród południa, zjadł na polu jagnię.

Owce w krzyk... a wilk na to: — pocóż narzekacie?

Wszak niemasz o jagniętach i wzmianki w traktacie.

Udusił potem owcę: krzyk na wilka znowu!

Wilk rzecze: — ona sama przyszła do połowu.

Niezabawem krzyk znowu i skargi na wilka,

Wprzód jedne, teraz razem zabił owiec kilka.

— Drudzy rwali — wilk rzecze — jam tylko pomagał.

I tak, kiedy się coraz większy hałas wzmagał,

Czyli szedł wstępnym bojem, czy się cicho skradał,

Zawzdy się wytłómaczył... a owce pozjadał".

Cóż to za znakomity obraz obłudnego drapieżcy! Zawsze się wylłomaczy: tego w umowie nic było. w tem nie ja zawiniłem, lecz druga strona, tu nie ja odgrywałem główną rolę i t. d. Ale jakież to głupie stworzenia te owce, kiedy wchodziły z takim jegomościa w traktaty. Głupota ich jeszcze większa, niż przyjacioł lwa, ho wiedziały, z kim mają do czynienia, a przecież nic tylko zawarły z wilkiem umowę, ale jeszcze — powoływały się w skargach na traktat...

Czy mamy wyjaśniać, kogo oznacza wilk, kogo owce? Chyba zbyteczne.

Albo taki satyryczny obrazek („Ptaki i osieł"):

„Był dyskurs-) o słowiku. — Wdzięk jego śpiewania — Rzekł czyżyk — tak jest miły, że aż do świtania Od zmroku gotów jestem słuchać jego pieśni.

Toż samo powtarzali śpiewaezkowie leśni.

--------

1) pomyślne warunki. 2) rozmowa.

--------------- 2013-10-07 17:00:31 ---------------

68/142

Toż samo i zwierzęta ; osieł mało-dbały

Gryzł chwasty na ustroniu... więc go się spytały:

— A ciebie, czy ten jego głos wdzięczny poruszył?

— Mnie?... jakem się odezwał, zarazem go zgłuszył".

Wspaniałe oślisko. Co tam „pięknie — byle — głośno! On gdy się odezwie z swojem „i - ha..., i-ha...", to wszystkie echa powtarzają „i-ha..."! Jaki tam istnieje wdzięk, jaka sztuka!... Młokosy tylko, przewrócone głowy zaprzątują sobie tem mózgi, ale nie on, stary, poważny, doświadczony osioł! On rozmową ptaków nawet się nie interesuje, ma przecie coś lepszego do roboty: napełnianie brzucha.

Bajki, z któremiśmy się zaznajomili, były przeważnie bardzo zwięzłe, krótkie. Autorowi chodziło wr nich prawie zawsze o morał, naukę, myśl, czasem o wyśmianie jakiejś wady. Zwierząt wprowadzonych do bajki nie opisywał szerzej, bo czytelnik z góry był przygotowany na to, że lis będzie przedstawiał oszusta, lew drapieżcę, osieł głupca i t. d. Gdzie trzeba tego było, tam dla określenia znamiennej właściwości wystarczało mu jedno słowo (potok płynący z hałasem, rzeka spokojna, ojciec łakomy, syn rozrzutny). Akcyę (działanie) kreślił w sposób niezmiernie żywy. wyrazisty, ale charakteru działających postaci nie cieniował, bo nie było to jego zamiarem.

Są jednak i bajki dłuższe, wydane po śmierci Krasickiego p. t. „Nowe bajki" (zbiór pierwszy wyszedł w r. 177!)) i te, jakkolwiek również zawierają morał, mają najczęściej charakter odmienny: są jakby powiastkami, opowiadaniami i zbliżają się do bajek słynnego autora francuskiego Lafontena. Arcydzieła Lafontenowskie mają wiele prostoty, a przytem podbijają „naiwnym humorem" i „wdziękiem wysłowienia", dają charakterystykę wprowadzonych postaci i głównie tą charakterystyką zajmują. Kształt wiersza najrozmaitszy w nich, swoboda tu panuje prawie nieograniczona. W „Nowych bajkachu Krasickiego spotykamy się z typem podobnym. Weźmy dla przykładu bajkę „Puhacze :

--------------- 2013-10-07 17:00:33 ---------------

69/142

Małżonka puhaczowa, męża swego godna, A więc płodna. Urodziła sześć sowiąt, puhaczów tez nieco. Zrazu słabe, dalej lecą. Raz gdy na zwykłe igrzyska, Ponad puste stanowiska, Nabujawszy się do sytu, Wróciły do swego bytu, To jest w dziurę przy kominie:

Puhacze.

Ilustracya do bajki Krasickiego przez Gersona).

Pani matka w córce, w synie, Wnukach, wnuczkach spowaźniona, Przyjmując do swego łona. Jakto zawsze panie matki. Rzekła : „Cóż tam, moje dziatki?

Cóż tam słychać?"

A więc wzdychać: „Za naszych czasów wszystko coś szło sporzej, Teraz raz wraz wszystko gorzej".

--------------- 2013-10-07 17:00:35 ---------------

70/142

W tej tak wielkiej troskliwości Najmłodsze puhaczątko, faworyt jejmości,

Ozwało się: „jakeśmy tylko wyleciały, Wszystkie ptaki zaniemiały: W kąty każdy jął się cisnąć, Żaden nie śmiał ani pisnąć. My tylko same bujały. Coś tam w krzaczkach ptaszek mały, Co go to zowią słowikiem. Odzywał się smutnym krzykiem: Ale i ten nie śmiał mruczyć, Skorośmy zaczęły huczyć*. — Po sercu (jakto mówią) matkę pogłaskało, Że sie tak pięknie udało. Najbardziej, iż pieszczoszek tak dzielnie wymowny. Myśląc jednak, iż trzeba dać obrok duchowny, Rzekła: „Choć wasz głos piękny, chociaż lot tak skory, Uczcie się miłe dziatki i z tego pokory. Dobrze to jest, iż cudzą ułomność przebaczem: Nie każdemu dał Pan Bóg rodzić się puhaczem".

Patrzmy, co za świetna charakterystyka pani puha-czowej. Jest to jejmość poważna, zajęta swemi dziećmi, nie wolna od trosk, bo pociech podrasta sporo (samych córek sześć), a czasy ciężkie, a wyżywić to wszystko, by to nie wyglądało chudo, strzępiasto, jak, pożal się Boże? inne ptactwo podlejszego gatunku. A to przecie ród nie byle jaki! — puhaczeL. Dawniej, gdy ten drobiazg był mniejszy, to jeszcze „szło sporzej", ale teraz... A jednak widok dzieci rozwesela zawsze matkę. Ot i w tej chwili wróciły z wycieczki, w której wzięło udział już także najmłodsze puhaczątko. Muszą opowiedzieć, jakich doznały przygód, jak się powiodła wyprawa. Ba, nowina nie byle jaka. Prawa puhacza krew widocznie płynie w żyłach młodych, bo — jak być powinno — na wyprawie tej wszystko ptactwo okazało się wobec nich marną hołotą. Ale — coby może było osobliwe — podboju dokonało młode plemię puhaczy swojem „uhuu!" Najmłodsze puhaczątko opowiada o tem szeroko. Matczyną pierś rozsadza duma. Jejmość puhaczową cieszy i powodzenie dzieci i wymowa najmłodszego synka, jej ulubieńca. Ale od eze-

--------------- 2013-10-07 17:00:38 ---------------

71/142

goi rozum, zastanowienie... Co innego kochać dzieci, pysznie się niemi w sercu własnem, a co innego psuć je. Nie dobrze jest chwalić w oczy, wyrabiać próżność. Więc pani puhaczowa postanowiła raczej skorzystać ze sposobności i dać swemu potomstwu „obrok duchowny" — wystąpiła z krótką nauką moralną. „Moje dziatki — rzekła — wasz piękny głos to dar nieba. Wdzięczne więc powin-nyście być Bogu za tę łaskę, ale nie pysznić się i nie wynosić nad słowika, bo nie jego to znów jest winą, że niema ani waszej siły głosu, ani słuchu waszego. Śpiewa, jak umie, i natrząsać się z niego nie trzeba. Trudno, nie każdemu dał Pan Bóg rodzić się puhaczem".

Czy potrafimy sobie odtworzyć obraz duchowy jejmości, którą wyobraża pani puhaczowa? Zdaje się, że bardzo wyrazisty. Jest to więc kobieta nie bez zalet: troszczy się o dzieci, o ich byt, kocha je, stara się je dobrze wychować, radaby rozbudzić w ich sercach nawet cnotę skromności. Ale jest głupia i próżna. Głupia, bo opowieść synka faworyta bierze bezkrytycznie za dobrą monetę, próżna, bo wydaje się jej, że już nic niema doskonalszego nad jej dzieci. I kiedy chce nauczyć dziatwę swą pokory, naprawdę psuje ją, rozbudza bowiem w dzieciach pychę rodową. Już one będą teraz głęboko przekonane, że nikt nawet nie powinien się pokusie o rywalizowanie z niemi, bo któż dorówna puhaczom W swej głupocie i próżności nie widzi jejmość, że faworyt chełpi się tem, co jest najsłabszą stroną całego rodu „puhaczy i że, gdyby naprawdę chodziło o „obrok duchowny", należałoby powiedzieć: „Synku kochany, wstydź się tegor co mówisz, przecie nie możesz się nawet mierzyć ze słowikiem. Jeżeli umilkł on, usłyszawszy twój głos, to dlatego, bo się ciebie przeraził. Jest to niestety smutna prawda, ale muszę wam ją odkryć: ród nasz, z powodu wad naszych, jest znienawidzony i budzi trwogę. Unikają nas wszyscy. Nie chełpić się więc nam, lecz rozważyć raczej, co robić, by w przyszłości słowik nie milkł na sam głos puhacza".

--------------- 2013-10-07 17:00:40 ---------------

72/142

Takby powiedziała prawdziwie rozsądna matka, ale pani puhaczowa powtarzamy — mądrą nie była a była próżną. I te jej wady nakreślił Krasicki właśnie bardzo misternie, z humorem, a wybornie, i w tym głównie celu, ażeby charakter takiej jejmości odtworzyć, napisał swą bajkę. Że, obok tego, matki typu pani puhaczowej znajdą w niej dla siebie morał, to także oczywiste.

Jak zaś charakterem swym odpowiadają „Puhacze" bajce Lafontenowskiej (przez cieniowanie rysów znamien-

Przyjaciele.

(Ilustracya do bajki Krasickiego przez Gersona).

nych), tak przypominają ją również kształtem zewnętrznym, rozmaitością wiersza, swobodą w budowie.

Zapoznajmy się ze zbioru „Nowych bajek" jeszcze z jedną, z „Przyjaciółmi":

„Zajączek jeden młody, Korzystając z swobody, Pasł się trawką, ziółkami, w polu i ogrodzie, Z każdym w zgodzie.

--------------- 2013-10-07 17:00:42 ---------------

73/142

A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły, Bardzo go tam zwierzęta lubiły;

I on też, używając wszystkiego z weselem, Wszystkich był przyiacielem.

Raz, gdy wyszedł w świtaniu i bujał po łące,

Słyszy przerażające Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.

Stanął, — słucha; — dziwuje się; A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,

Zając w nogi.

Spojrzy się poza siebie, aż dwa psy i strzelce;

Strwożon wielce, Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił. Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił: Weź mnie na grzbiet i unieś! — Koń na to: nie moge. Ale od innych pewną będziesz miał załogę. — Jakoż wół się nadarzył. — Ratuj, przyjacielu! Wół na to: Takich jak ja zapewne nie wielu Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie, Jałowica mnie czeka, nie długo zabawię. A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże. —

Kozieł: Żal mi cię, niebożę, Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi : Oto wełnista owca niedaleko chodzi, Będzie ci miękko siedzieć. — Owca rzecze:

Ja nie przeczę, Ale choć cię uniosę pomiędzy manowce, Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę; Udaj się do cielęcia, które się tu pasie! —

Jak ja ciebie mam wziąć na się, Kiedy starsi nie wzięli? — cielę na to rzekło I uciekło.

Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły, Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca jadły.

W bajce powyższej — jak widzimy — mniej chodzi Krasickiemu o charakterystykę zająca, więcej o zaznajomienie nas z wartością moralną jego „przyjaciół", o smutną prawdę życiową, którą oni swemi słowami, swem zachowaniem się unaoczniają. Każdy z nich zająca kocha, ale gdy w nieszczęściu pomódz mu trzeba, ten odmawia wprost, tamten prosi o zwłokę, bo ma pilną sprawę, ów

--------------- 2013-10-07 17:00:45 ---------------

74/142

niby to rad, ale coż, kiedy nie potrafi i t. d. I psy zająca zjadły.

Kim jest zając, kim przyjaciele? Nie mamy na to dowodu, ale bezbronny zając zbyt przypomina Polskę, napastnicy jej wrogów, a przyjaciele jej przyjaciół, byśmy nie mieli przypuścić, że autor miał na myśli los Rzeczypospolitej w chwili rozbiorów. Byłaby to więc bajka polityczna. Dodajmy, że w ogólnym zbiorze bajek Krasickiego — nie jedyna. Owszem, Krasicki kilkakrotnie dotykał spraw związanych z położeniem narodu, a w znanej nam już bajce „Wilk i owce" stary rozbójnik, łamiący ciągle traktaty, to chyba nasz sąsiad, znany z dotrzymywania umów i przyrzeczeń. Wprawdzie tematy podobne znane były już przed Krasickim, ale że on ponownie je opracował, to owszem wskazywałoby, iż zajął się nimi szczególnie. Dlaczego? — odpowiedz łatwa.

Któż zaś nie zna .,Ptaszków w klatce"?

„Czegóż płaczesz? staremu mówił czyżyk młody, Masz teraz lepsze w klatce, niż w polu wygody. Tyś w niej zrodzon, rzekł stary, przeto ci wybaczę. Jam był wolny, dziś w klatce, i dlatego płaczę".

Klatka, to oczywiście niewola, stary czyżyk, to człowiek pamiętający ieszcze dobę niepodległości, młody nie rozumie już nawet, co to znaczy wolność — u niego wszystkiem „wygoda", chleb.

Albo „Jagnie i wilki":

„Zawzdy znajdzie przyczynę, kto zdobyczy pragnie: Dwa wilki jedno w lesie nadybały jagnię. Już go miały rozerwać; rzekło: jakiem prawem ? Smaczneś, słabeś, i w lesie... Zjadły niezabawem".

Któż znów nie pozna Polski, protestującej przeciw rozbiorom, i sąsiadów, dokonywających na niej gwałtu prawem — silniejszego...

Na ogół jednak bajek, w których możnaby doszukać aluzyi do współczesnych wypadków politycznych, jest niewiele.

--------------- 2013-10-07 17:00:47 ---------------

75/142

Zbierzmyż teraz, jak uczyniliśmy to po „Satyrach", uwagi nasze o „Bajkach" i starajmy się znów zdać sobie sprawę z tego, jakiemi cechami znamiennemi się odznaczają i na czem polega ich wartość?

O ile chodzi o kształt zewnętrzny, dwie grupy widoczne są wśród nich na pierwszy rzut oka: jedne są krótsze, drugie dłuższe, ale w związku z tem idzie w parze również ich charakter: jedne szkicują szybko akcyę (działanie), a zmierzają do morału, który jest tu celem głównym, drugie kreślą portret duchowy jakiejś postaci, choć również morałem nie gardzą. Naukę podaje albo autor sam, albo musi ją wysnuć z treści czytelnik.

Wykład bajek może być rozmaity — rzadko tylko treść odnosi się do jakiegoś określonego zdarzenia, przeciwnie prawie każdą z bajek da się zilustrować wprost całym szeregiem powiastek, do jej wątku dostosowanych. Ale myśl jest zawsze jasna i pod tym względem wątpliwości nie żywimy. Autor chce wpoić w społeczeństwo polskie rozmaite cnoty, uczy więc : nie dajmy się unosić pysze („Szczur i kot"), nie pozbywajmy się dla cacek wolności osobistej („?rebiec i koń stary), wystrzegajmy się nadużyć, ale nie marnujmy darów przyrodzonych („Ojciec łakomy i syn rozrzutny"), nie chełpmy się cudzemi piórkami, nie mówmy wiele o sobie („Potok i rzeka"), bądźmy dla ludzi życzliwymi, jeśli chcemy, by nam życzliwością odpłacono („Lis i osieł"), szanujmy każdą uczciwą pracę („Wół i mrówki"), wystrzegajmy się fałszywej, udanej pobożności („Dewotka"), bądźmy ostrożni w doborze przyjaciela („Wilk i owce"), nie dajmy się unosić próżnością („Puhacze") i t. d.

Do czego więc zmierza Krasicki? Oto pragnie, by Polacy wyrobili w sobie pewną filozofię życiową, która z jednej strony każe być uczciwym, szczerym, skromnym, pracowitym, oszczędnym, ale broń Boże nie skąpym ani rozrzutnym, z drugiej zaleca ostrożność, przestrzega przed oszustami, przed fałszywymi przyjaciółmi, przed skutkami niezgody (w bajce „Nocni stróże", gdzie o nic trwa zgu

--------------- 2013-10-07 17:00:49 ---------------

76/142

bna wojna przez lat kilkanaście), przed zdawaniem się im łaskę silniejszych... A zatem dbać każe autor o moralność, m orał n o ś ć w sobie wyrabiać, ale n i e p op r z e s t a j e na tem, co powiedział w satyrach „odmieńmy obyczaje, niech będą dobrzy, będą szczęśliwi Polacy", przeciw nic, z równą siłą przekonania podkreśla potrzebę wyzbycia się gołębiej ufności i zwracania bacznej uwagi na niebezpieczeństwa, które grożą — łatwowiernym.

Przedewszystkiem zaś nie chce Krasicki, byśmy byli — owcami. Tyle razy powraca do tego tematu, tak fatalnie zawsze wychodzą na słabości swej owce i jagnięta w jego bajkach, że widocznie słabość nasza szczególnie go bolała. Więc jeszcze jedno dążenie da się odnalezć w bajkach Krasickiego: chęć otwarcia oczu społeczeństwu na jego los przyszły, jeśli tylko skarżyć się i protestować potrafi.

Uczciwym przeto trzeba być koniecznie, ostrożnym i — silnym. To właśnie filozofia, którą Krasicki chciałby wpoić w umysły Polaków. I jeszcze jedno: nic nad miarę, umiarkowanie to hasło Krasickiego. Kiedyś ten, który go przyćmi zupełnie sławą, będzie wołał: „I ten szczęśliwy,, kto padł wśród zawodu", „Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga, tam, czego rozum nie złamie", „Nad poziomy wylatuj", „Mierz siły na zamiary"... — Krasicki takich wezwań nie rzuci, bohaterstwa od swego narodu nie żąda, sam zresztą pierwiastków bohaterskich nie miał wr swej duszy. Inne czasy, inni ludzie... Ale to on rozumie dobrze, że nim naród zerwie się do wielkiego czynu, musi się na czyn przygotować, a gdy lata bezrządu, zbytku, panowania głupstwa, spaczyły, nadpsuły duszę ogółu, praca musi się zacząć od podstaw. Wprzód odrodzenie moralne, uczciwość prosta i siła konieczna — potem bohaterski czyn.

Bajki przenika tedy duch obywatelski, także i te? które mają barwę satyryczną.

Pod względem formy wszystkie są istnemi cackami. Podziwialiśmy ich zwięzłość, zdolność autora nakreślenia

--------------- 2013-10-07 17:00:52 ---------------

77/142

w czterowierszu całego dramatu, dobitność wyrażeń, ciętość, nadzwyczajną prostotę języka. I znów stwierdzić musimy, że jak z „Satyr* tak i z „Bajek" powtarza ogół cały szereg sentencyi, nie znając często ich źródła. Przypomnijmy tylko takie powiedzenia, jak „żal próżny, kiedy po niewczasie", „umiej być przyiacielem, znajdziesz przyjaciela", „uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności", „nie każdemu dał Pan Bóg rodzić się puhaczem", „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły", a uświadomimy sobie, jaki wpływ na ogół musiał mieć nasz autor, kiedy wyrażenia jego stały się własnością nas wszystkich.

Poznaliśmy z bajek tylko niektóre, godne poznania są — wszystkie.

Ignacy Krasicki.

--------------- 2013-10-07 17:00:54 ---------------

78/142

V

Wojna chocimska. — Co zachęciło Krasickiego do napisania poematu bohaterskiego. — Przedmiot eposu. — Zaięty, niedostatki, znaczenie

Wojny chocimskiej.

Dotychczas Krasicki uśmiechał się, ironizował, błyskał dowcipami, rzadko odzywał się tonem poważnym. Wprawdzie nauk nie szczędził (w „Satyrach", w „Bajkach"), nie przybierał jednak rolę kaznodziei, lecz raczej eleganckiego salonowca, który opowiada rozmaite zajmujące anegdoty dla przyjemności zebranych, a jeśli z tych opowieści słuchacze wysnują jakiś morał, jakąś myśl głębszą, to już ich rzecz. On — na pozór — tylko bawił. Wtem nie-oczekiwanie w rok po „Bajkach" dostała czytająca publiczność do rąk opisowy poemat bohaterski p. t. Wojna chocimska.

Była to prawdziwa niespodzianką — po autorze bowiem, który, jeśli opowiadał o walkach, to — szczurów z kotami, nie oczekiwał nikt epopei, opiewającej zwycięskie boje rycerstwa polskiego.

Co oddziałało na księdza biskupa, że taki przedmiot obrał? Wpływ literatury francuskiej, poematu słynnego Woltera i jego naśladowców? — niewątpliwie. Chęć przysporzenia piśmiennictwu ojczystemu czegoś, czego mu brakło, więc właśnie eposu bohaterskiego ? bardzo prawdopodobne. Zachęty króla, który, związany z Rosyą, myślał o rozpoczęciu działań przeciw Turcyi? — ponoś

--------------- 2013-10-07 17:00:57 ---------------

79/142

tak. Ale chyba był jeszcze i wzgląd inny. Nie bez pewnej podstawy wolno nam przypuszczać, że Krasicki, którego bolała nasza bierność, nasza słabość w r. 1772, nasza rola owiec bezbronnych, zapragnął przypomnieć społeczeństwu, czem byliśmy niegdyś, wskrzesić świetne chwile potęgi oręża polskiego, przed oczyma zmarniałych wnuków błysnąć obrazem wielkich przodków na wzór, na pokrzepienie.

A wojna chocimska z roku 1621, toć to właśnie jeden z najwspanialszych momentów naszej przeszłości dziejowej, nasza chluba i duma.

Już zapadło w stolicy Turcyi groz'ne dla Polski postanowienie : sułtan Osman ma ruszyć ku granicom Rzeczypospolitej, by zburzyć to przedmurze chrześcijaństwa, a potem wytępić do ena wiarę Chrystusową i zmusić wyznawców' krzyża, by padli na twarz przed półksiężycem. Nakłonił go do tego zły duch, który pokazał mu się we śnie, przybrawszy postać Mahometa, a Polskę wskazał Osmanowi jako pierwszy cel wyprawy wódz Skinder-basza słowami:

„Lud ten, w dzielności zaufany swojej, Dotąd się, panie, jarzma twego wzbrania, Łaskami gardzi, groźby się nie boi, Nierządny, przecież wpośród zamieszania Za mur i tarczę innym państwom stoi I od nas mężnym odporem zasłania. Od nich zaczynaj, pójdzie reszta snadno, Skoro te pierwsze zastępy upadną".

I oto gotują się olbrzymie zastępy niewiernych, ciągną roty z nad Eufratu, Tygru, Nilu, czarni Etyopowie, słoń-ceni ogorzały ród Arabów. Coraz nowe hufce się wyłaniają, zda się potop ludzki zaleje ziemie Rzeczypospolitej:

„Któż objąć zdoła mnogość zjadłe] dziczy? Snują się coraz tłumy niezliczone, Patrzy monarcha na lud hołdowniczy, Patrzy z weselem na pułki skupione,

--------------- 2013-10-07 17:00:59 ---------------

80/142

Już mnogie państwa mniema mieć w zdobyczy. Pasł tym widokiem żądze rozjuszone, A dumny mocą swego majestatu, Wzniósł się nad człeka i pogroził światu.

Na wieść o zbliżaniu się wojsk bisurmańskich pada ua Polskę trwoga. Król Zygmunt III. zwołuje radę. aby obmyśliła obronę i zastanowiła się nad obiorem wodza. W pierwszej sprawie zdania były podzielone, ale nad drugą nie namyślano się nawret, wszyscy bowiem oświadczyli się za złożeniem naczelnego dowództwa w ręce Chodkiewicza.

Tento był hetman, co nieprzyjacioł Niezwyciężoną szablą swoją liczył; Wśród wstępnych bojów śmiały i wesoły, Cnotę i męstwo z pradziadów dziedziczył.

Z niejednej polor brał rycerskiej szkoły I tak się w dziełach wojennych wyćwiczył, Iż, w całym świecie rycerz zawołany, Równał dzielnością nąjpierwsze hetmany.

Na straszne hasło walecznego męża Pierzchał Moskwicin niegdyś porażony, Nie czekał ciosów dzielnego oręża ...,

a podobnie w popłochu uchodzili przed Chodkiewiczem Szwedzi, choć siły ich były przeważające.

To też na wieść o wyborze takiego wodza kraina polska, nic trwożna już o swe losy, „hasłem zwycięskiem zabrzmiała", a lud śmiać się począł z przegróżek bisurmańskich.

Chodkiewicz wszedł dopiero w śluby małżeńskie z Anną, księżniczką Ostrówka, ale gdy mu posłowie przynieśli rozkaz króla i przedstawicieli narodu, by stanął na czele rycerstwa, nie zawahał się ani chwili i, mimo łzy młodej małżonki, wyruszył pod Chocim. Przeprawiły się wojska polskie przez Dniestr, a wnet poczęli się zbliżać Turcy:

--------------- 2013-10-07 17:01:01 ---------------

81/142

„Drzą okolice pod niezmierną zgrają, Gęste tumany zewsząd się wzbijają. Osiada tuman: natychmiast orszaki Wojsk niezliczonych oglądać się dały. Świetne chorągwie, proporce i znaki, Pola, niziny, góry przykrywały. Sklnią się z daleka zbroje i szyszaki, Blask się odbija zewsząd okazały. Góry, pagórki, i pola i puszcze Pokryły okiem nieprzejrzane tłuszcze.

Państw wielorakich narody zebrane, Odmienne życiem, mową, obyczajem, W jedną się mnogość zeszły zawołane, W jedną potęgę spoiły się wzajem. W pewnej nadziei kładł Osman wygrane, Już się nad polskim pastwił dumny krajem. Stał widok wielki, tylu mocerstw wspólnych, Widok straszliwy — ale nie dla wolnych.

Na myśl o tem, że walka toczyć się ma o skarb najdroższy, autor nie może się powstrzymać, by nie przypomnieć Polakom, że zachowanie wolności od nich samych tylko zależy:

Wolności! której dobra nie docieka

Gmin jarzma zwykły, nikczemny i podły,

Cecho dusz wielkich! ozdobo człowieka!

Strumieniu, cnoty zaszczycony źródły!

Tyś tarczą twoich Polaków od wieka,

Z ciebie się pasmem szczęścia nasze wiodły.

Większaś nad przemoc: a kto ciebie godny,

Pokruszył j a r z rn o, albo padł s w o b o d n y.

Pomne tego rycerstwo polskie nie ulękło się tłumów niewolników, „stanęło... pełne walecznej do boju ochotyk a Chodkiewicz taką wygłosił do żołnierzy przemowę :

„Gdzie cnota każe, nie trzeba słów wiela: Nie mówić, bracia, lecz działać przystoi. Idźmy z ochotą na nieprzyjaciela, Kto w Bogu ufa, śmierci się nie boi. Ojczyzno! której wzgląd syny ośmiela, Poznasz: odrodni jesteśmy, czy twoi.

--------------- 2013-10-07 17:01:04 ---------------

82/142

Kto Polak, za mną!" Rzekł: a w mgnieniu oka Padł na niewiernych, jak piorun . obloką.

Za jego przykładem poszło rycerstwo i od razu zawrzała bitwa straszliwa...

Co impet zdziałał wówczas zapalczywy, Któreż to pióro określi wyrazem ? Świst strzał, blask mieczów nastąpił straszliwy, Wrzaski okropne powstały zarazem ; Powyprężane brzęknęły cięciwy, Stal szczęka płytkiem ujęta żelazem. Zjadłość niewiernych dodaje ochoty, Cnota i honor wzmaga polskie roty.

Wsparły się wojska zapalczywe z blizka, Mimo różnicę mnogości niezmierną; Niejeden oszczep zdruzgotany pryska, A krwią się ziemia rumieni niewierną; Niezwyciężonym wódz orężem błyska,

Wzmaga przykładem rzeszę prawowierną;

Uchodzi z pola bisurmańska dziczą

Na wstęp rażący męstwa Chodkiewicza.

Po tej pierwszej szczęśliwej potyczce nowa radość dla zastępów polskich: oto szerzy się wieść, że na pomoc swoim ciągnie sam królewicz Władysław z posiłkami. A posiłków potrzeba, bo rzesze niewiernych przewyższają po wielekroć pułki obrońców chrześcijaństwa, Turcy zaś bynajmniej nie dali za wygrane, przeciwnie, przypuszczają gwałtowny szturm do okopów polskich. Już nawet zwycięstwo przechylało się na ich stronę, ale odparł bisur-manów słynny z męstwa Zawisza, co więcej: zabił w boju pojedynkowym jednego z najdzielniejszych wodzów tureckich, Karakasa. Niestety, przeszyty zatrutą strzałą, legł i sam. Ale śmierć rycerza tem większą tylko żądzę walki rozbudziła w obozie polskim i chęć odwetu. Widzi Osman, że zawiódł się w swych rachubach, wściekłość nim miota. Nie pomoże miecz — pomogą czary piekła: wzywa czarnoksiężnika Omara, by użył swej sztuki i sprowadził pogrom na wojsko chrześcijańskie. Omar przyrzekł i wnet

--------------- 2013-10-07 17:01:06 ---------------

83/142

udał się na puszczę, w znane sobie złowrogie miejsce, omijane przez wszystkich, bo straszą tam ..poczwary okropne", dusze wojowników, poległych (za Olbrachta) w grzechu.

Słychać tam wycia, ryki przeraźliwe,

Okropnym wrzaskiem co trwożą słyszących:

Nieraz, jak wojska, krzyki zapalczywe,

Chrzęst zbrój, szczęk mieczów wydawały śklniących.

Z nagła pożary wznoszą się straszliwe,

A wśród płomieni dębów pałających,

Zbyt okropnemi najeżone wzory,

Snują się sprośne larwy i potwory.

Na rozkaz Omara pierzchnęły jednak upiorne zjawiska, a czarnoksiężnik podążył dalej: w zarośla, zapełnione jadowitymi wężami i żmijami, i tam,

.. . kopiąc tarniem zarosłe mogiły. Zbótwiałe kości na stosy gromadził. A gdy już dzieło rozpoczynać myślił, Cyrkuł 1) fatalny na ziemi okryślił.

Wszedł weń; natychmiast zaklęcia straszliwe Okropnym głosem po trzykroć gdy czyni, Wyzionął bluźnierstw szkarady zelży we; A gdy je coraz mnoży i przyczyni, Szum głuchy powstał, jęki przeraźliwe Dały się słyszeć z poblizkiej jaskini. Dopiero z trzaskiem, jakoby po gromie, Duchy piekielne stanęły widomie.

W niezbożnej zatem swych guślarstw osnowie Zniewolił czarty barbarzyniec wściekły I tyle wymógł w tajemnej rozmowie, Że mu swą pomoc ochotnie przyrzekły. Więc zaufany w tem, co dały, słowie,

Wypuścił z zaklęć: na łych miast uciekły.

On zas. by myśli strapione pocieszył,

Z dobrą Otuchą do Osmana spieszył.

Skutki czarów okazały się wnet. Bo kiedy królewicz Władysław stanął w obozie i wojska wystąpiły na nowo

-------

1) koło.

--------------- 2013-10-07 17:01:08 ---------------

84/142

do boju, a szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę Polaków, Omar

Nagle sprowadza szumy i łoskoty : Czarne obłoki snuły się pasmami, Srogimi trzaski przerażają grzmoty, Strasznemi niebo śklni błyskawicami: Wzmaga się burza, a zrażone oczy Blask nagły ślepi, gruba ciemność mroczy.

Leciały piekieł mocarstwa i siły Na czarnoksięskie zaklęcia straszliwe; Okropnym jękiem ćmy nocne zawyły. Zewsząd się wzniosły wrzaski przeraźliwe: Z gradem ulewy srogie nastąpiły, Okropne grzmoty i wichry burzliwe: Jaskrawym ogniem błyskały obłoki, Z gór zapienione leciały potoki.

Stanęły wojska w okropnej ciemności,

Stanęły strachem przerażone srodze;

Ustał wzajemny spór zapalczywości,

Nie wiedzą, gdzie są żołnierze i wodze:

W równej zostają wszyscy troskliwości,

Jak się ratować w tak gwałtownej trwodze...

Ostatecznie jednak czary piekieł zapobiegły tylko klęsce wojsk półksiężyca, ale nie dały im zwycięstwa. Więc nową bitwę wydaje Osman i sam staje na czele żołnierzy.

Skoro go wojsko niewierne ujrzało, Wrzask nagły powstał, powstał wrzask ochoczy ; Hurmem się mnóstwo do boju skupiało, Tłum niezliczony koło niego tłoczy: Wszystkim ochoty, męstwa przybywało, Wszystkich na pana obrócone oczy. Szedł wstępnym bojem dumny i surowy. Zagrzewa) swoich przykładem i słowy.

Straszna była ta zbliżająca się fala...

Postrzegł Chodkiewicz niewiernych zapędy, Postrzegł niezmierną zgraję Bisurmańską.

--------------- 2013-10-07 17:01:11 ---------------

85/142

Zawołał: „Panie! co twych wspierasz wszędy, "Weź w Twą obronę sprawę Chrześcijańską; Nie dzielność nasza, ale Twoje względy Dadzą zwycięstwo. Zgnęb hardość pogańską. Nie zginął, kto się twej pieczy powierzył" Rzekł — i najpierwszy wśród tłumów uderzył.

Gdzie spojrzał, rzeźwił; gdzie stąpił, zwyciężał, I męźność swoich nową siłą krzepił,

aż poznał Osman, że temu wodzowi nikt nie dorówna. I ten,

... co w dumie swojej groził światu. Drżący i zbladły zwycięscy nie czekał, Zuchwały Osman zelżywie uciekał.

Owe potęgi Ottomańskiej znaki, Świetne proporce, buńczuki wspaniałe, Owe dorodnych junaków orszaki, Rycerzów dumnych pułki okazałe, Mnogich narodów poczet wieloraki, Co roznieść miały Mahometa chwałę, Co zgubą naszą pasły się ochotnie, Pierzchnęły nagle, pierzchnęły sromotnie.

Raz jeszcze spróbowali Turcy szczęścia — po śmierci nieodżałowanego Chodkiewicza — ufni, że strata uwielbianego wodza powinna osłabić męstwo polskie, ale następca Chodkiewicza, Lubomirski, dał im tak dzielną odprawę, że „wrócili z hańbą" z pola walki. Rycerstwo polskie potrafiło obronie* Rzeczpospolitą przed nawałą, zdawałoby się, niemożliwą do odparcia, uratowało wolność ojczyzny, bo było „godne wolności". Ci zaś,

... co z szacownej uas wyzuć swobody I w podłe jarzmo swoje wprzęgnąć mieli, Upokorzeni ua nowe zawody, Żebrać pokoju sromotnie musieli,

a chwała tej nierównej, a jednak zwycięskiej walki żyje po dziś dzień, i z czcią wspominamy imiona tych synów, którzy Matce swej zarzucić petów nie pozwolili.

--------------- 2013-10-07 17:01:13 ---------------

86/142

Taka jest bardzo zwięźle podana treść „Wojny chocimskiej". Widzimy, że jakkolwiek epika poważna, o nastroju bohaterskiai, nie była właściwem polem Krasickiego, to jednak wyszedł z próby ręką obronną, potrafił oddać i zapał żołnierzy i wywołać wrażenie krwawej bitwy i zdobyć się nawet kilkakroć na ton podniosły. Prawda, że gdybyśmy nie wiedzieli, iż to wojna chocimska, nie poznalibyśmy po niczem początków wieku siedmna-Stego (barwy czasu nie pochwycił więc Krasicki), prawda i to, że poematowi brak osnowy, około której skupiałyby się wszystkie wydarzenia, że ton jest jednostajny (nastrój podniosły zjawia się tylko wyjątkowo), ale w porównaniu

Medal wybity aa cześć Krasickiego.

z tem, co w tym rodzaju mieliśmy dotychczas w piśmiennictwie polskiem, Wojna chocimska godna jest nawet zająć miejsce wcale niepoślednie, tem bardziej, że Wojny chocimskiej Potockiego wówczas nie znano.

Ciekaw może byłby któś, co nasunęło Krasickiemu pomysł wprowadzenia snu Osmana (zjawia mu się — pamiętamy zły duch w postaci Mahometa), albo postaci czarnoksiężnika i czynnej pomocy piekieł? Poszedł w tem nasz autor za przykładem wspomnianego już poety francuskiego Woltera i jego naśladowców, a nie tylko ten

--------------- 2013-10-07 17:01:15 ---------------

87/142

pomysł, ale i kilka innych zawdzięczał obcym. Nie jest więc Wojna chocimska poematem zupełnie oryginalnym, ale iakkolwiek odzywają się w niej echa lektury dzieł francuskich, jakkolwiek nie porywa, wyobraźni nie rozpala, nie zawsze neci żywością przedstawienia, przecież — powtarzamy — zasługuje na szacunek z powodu szlachetnego zamiaru autora, jak niemniej dla tej przyczyny, że nielicznych poprzedników swoich Krasicki pod niejednym względem jednak przewyższył.

Za „Wojnę chocimską" otrzymał Krasicki od króla

na imieniny swe w r. 1780 medal złoty z pochlebnym

napisem.

--------------- 2013-10-07 17:01:18 ---------------

88/142

VI.

Przyjazd Krasickiego do Warszawy. — Obiady czwartkowe. — Powrót do Heilsbergu. — Listy. — Wiersze z prozą. — Wiersze różne.

Przez wydanie omawianych dotychczas dzieł, a zwłaszcza „Satyr" i „Bajek", Krasicki stał się autorem sławnym. Czytano go, uwielbiano, uznano w nim księcia poetów polskich. Król, który czuł żal do Krasickiego za io, że nie dał się użyć, mimo liczne wyświadczone mu przysługi, do działań politycznych, przecież pod urokiem powodzenia dawnego swego ulubieńca, olśniony jego talentem, zapomniał mu jego „niewdzięczność" i otworzył mu napowrót swe serce. Krasicki, pewny już dobrego przyjęcia, przyjechał (w r. 1782) do Warszawy, witany niezmiernie serdecznie przez dawnych przyjaciół, noszony niemal na rękach. Był to wjazd iście tryumfalny. Poeta Trembecki przywitał Krasickiego wierszem, w którym, ciesząc się niezmiernie z powodu księcia biskupa, pisał:

„Byłeś przedtem rozumny, przyjeżdżasz z rozumem,

Byłeś wzięty z przymiotów, wracasz z ozdób tłumem.

1 chor na to przywilej nikomu nie dany,

Jakeś od nas wyjechał, tak wracasz kochany.

Powiedz jeszcze, pocoś się miał do nas przenosić? Czyli robić na sławę? Miałeś jej tam dosyć. Zwłaszcza komu, jak tobie, natura łaskawa; Nie ty gonisz za sławą, lecz za tobą sława...

--------------- 2013-10-07 17:01:20 ---------------

89/142

Oczywista był Krasicki teraz stałym gościem na obiadach czwartkowych, wydawanych przez Stanisława Augusta. Wiadomo, że dwór królewski odgrywał w owych czasach rolę ogniska, skąd promieniowała oświata, wytworności; tam skupiało się wszystko, co było w kraju wybitnego, znakomitego. Na obiady schodzili się uczeni, poeci i wytrawni znawcy poezyi, rozprawiano swobodnie, nierzadko z humorem, a po obiedzie uczeni odczytywali swe rozprawy, poeci - poezye, poczem rozwijała się pogadanka, krytykowano poznane utwory, sam król nierzadko głos zabierał, a nawet poddawał pomysły, zręcznie zachęcał do dalszej pracy. Domyślamy się, jak nieocenionym towarzyszem na takich zebraniach musiał być Krasicki, ile tam musiało paść z ust jego świetnych dowcipów, wybornych określeń, żartobliwych uwag.

Z Warszawy odbył książę biskup wycieczkę do swego miejsca rodzinnego Dubiecka (opisał tę podróż w dwu „listach prozą i wierszem"), poczem wrócił do stolicy. Nie nęcił go wyjazd do zamczyska w Heilsbergu, myślał, że uda mu się uzyskać biskupstwo krakowskie i na stałe osiąść w Polsce, kroi gorąco sprawą tą się zajął (był to nawet jego pomysł), ale trudności nastręczyły się zbyt wielkie, plan nie powiódł się, i Krasicki z żalem musiał wracać do Warmii. Poświęcił się tu znów gorliwej pracy literackiej, a do Warszawy zagościł raz tylko, w czasie sejmu czteroletniego, zapraszany przez króla „do miłego z sobą obcowania".

Na ten okres czasu przypadają utwory rozmaite. Nas najbardziej zajmują „Listy", rodzaj, ulubiony we Francyi, stamtąd przeszczepiony do polskiej poezyi, zbliżony do satyry, ale tem od niej różny, że mniej w „Listach" ironii, a więcej powagi. „List" zwraca się tez zazwyczaj do jakiejś osoby, jakby do niej naprawdę autor pisał. Więc n. p. jeden z listów Krasickiego nosi napis „Do księcia Stanisława Poniatowskiego. Podróż pańska". Chwali w nim autor księcia za to, że nie odbywa podróży tak, jak inni panowie. Jak zaś odbywają ją ci „imi", warto doprawdy

--------------- 2013-10-07 17:01:23 ---------------

90/142

poznać, bo jest to znamienny (acz nie wesoły) obrazek rodzajowy z końca 18-go wieku. Wraca pan do dóbr swych z zagranicy (dokąd, Bóg wie, po co jeździł) :

Kiedy pan do dóbr jedzie, musi mieć dwór liczny.

W jednej karecie doktor, felczer i kuchmistrzem,

W drugiej fryzyer, pasztetnik, piwniczy z rachmistrzem,

Ojciec Maycher kapelan z bibliotekarzem,

Pan marszałek z podskarbim, łowczy z sekretarzem...

Wcale liczna kompania, ale nic koniec na tem:

Dopieroź pan w karecie z przyjaciółmi swymi.

Przyjaciółmi, z za granie nakłady wielkimi

Co ledwo posprowadzał. Opasłej figury

Siedzi Szwajcar filozof, z nim Anglik ponury,

Głębokomyślny mędrzec, wszech skrytości badacz;

Francuz grzeczn o-uprzejmy, świegotliwy gadacz,

Gdy drzemią filozofy, w dyskursach przyjemnych

Łże o swoich przypadkach i morskich i ziemnych:

A czyli peroruje 1), czy szepcze do ucha,

Drwi i z tych, co drzemają, i z tego, co słucha.

Przy karecie ci jadą, ci skaczą, ci idą,

Kozak z spisą, z kołczanem Murzyn, Tatar z dzidą:

Wozy zatem i wózki, bryki i kolaski,

Tu kutry, tam tłum oki i paki i faski.

Na wozach, wózkach, konno, pieszo pędzi zgraja,

Ten już okradł, ten kradnie, a ten się przyczaja.

Żyd płacze, rad podskarbi, że mu nie zapłacił.

Chłop stęka, czapki pozbył i bydlę utracił,

Wziął przez łeb za zapłatę; klnie, o pomstę woła.

Krzyk, jęk, wrzawa za pańskim dworem do okoła — Znać wielkość Już do hrabstwa pan swego zawitał: Tłum suplik2); wziął je hajduk, jegomość nie czytał. Pan komisarz natychmiast po folwarkach gości, Wziął sto kijów gumienny, sto plag podstarości. Kkonom wpadł w rachunki13), wzięto go pod wartę...

Istotnie, osobliwa podróż i osobliwe pojmowanie obowiązków wobec poddanych i służby. Ale, jak widzimy,

-------

1) mówi, prawi.

2) próśb.

3) nie mógł się wyrachować.

--------------- 2013-10-07 17:01:25 ---------------

91/142

w obrazku tym jest też sporo satyry dzięki określeniom ironicznym („wszech skrytość! badacz", gadacz „świego-tliwy"), zestawieniom takim, jak: „wziął przez łeb — za zapłatę" lub „pan komisarz po folwarkach gości, wziął sto k i j ó w gumienny" (ładna gościna), albo „k r z y k, jęk do okoła — znać wielkość...". Koniec zaś listu ma już zupełnie charakter satyryczny, a w tonie, w rodzaju ironii, przypomina satyrę „Do króla". Książę Stanisław Poniatowski wybiera się bowiem również w podróż, ale Krasicki jakby niezadowolony, że z jego podróżowaniem nie łączą się, niestety, tak dobrze świadczące o „wielkości" pana, krzyki, jęki i wołania o pomstę. Czemuż nie brać przykładu z innych?

Tak to drudzy, a nie ty? wstydźże się, mój Książę! Przyjaźń, co mnie słodkimi węzły z Tobą wiąże, Każe mówić. Ci wszyscy, co Cię otaczają, Wierz mi, na gospodarstwie wcale się nie znają. Ten najbardziej, co prawi, abyś uszczęśliwiał. Kogo ? — chłopów ? to bydło! On będzie wydziwiał Póty, aż twoich kmieciów przerobi w szlachcice: Nie wierz mu, to pogorszy wszystkie okolice. On mówi, żeśmy wszyscy synowie Adama: Ale my od Jafeta, a chłopi od Chama; Więc nam bić, a im cierpieć; nam drzeć, a im

p ł a c i ć.

Nie powinien pan swoich przywilejów tracić, A zwłaszcza, kiedy dawne i zysk z nich gotowy. Jedźże teraz szczęśliwie, a powracaj zdrowy!

„Podróż pańska — widoczne to — mógłby był auto- umieścić w zbiorze satyr, a nic tylko nie odbijałaby zbytnio od nich charakterem, ale nawet należałaby do św ietniejszych. Mogłaby znaleźć się tuż obok „Zony modnej", rodzonej zdaje się siostry „pana" z „Listu".

Ale inne „Listy" już są w tonie poważniejsze, pouczają raczej, niż szydzą, zachęcają do wyrabiania w sobie rozmaitych cnot. Jak w „Bajkach", tak i tu zaleca autor roztropność, umiarkowanie, bezinteresowność w służbie ojczyzny, pełnienie przyjętych obowiązków i t. d.

--------------- 2013-10-07 17:01:27 ---------------

92/142

Są też i „Listy", pisane wierszem i prozą, a jeden z takich listów (do siostry) poznaliśmy. Żartobliwość jest ich znamieniem, lekki, niefrasobliwy ton ich urokiem. Jaka

LISTY

I

PISMA RÓŻNE

X . B. W.

TOM II.

Za Przywileiem. w WARSZAWIE 1788.

Nakładem i Drukiem Michała Grólla, Księgarza Nadwornego J. K. Mei.

Za Pozwoleniem Zwierzchności

Podobizna karty tytułowej Listów i pism różnych Krasickiego.

przykład niech posłuży jeszcze „list pana Macieja do pana Wojciecha z Dubna podczas kontraktów":

--------------- 2013-10-07 17:01:30 ---------------

93/142

„Zgoła, mój panie kumie (pisze pan Maciej), ja to postrzegłem i teraz coraz bardziej postrzegam, iż panowie z nas szlachty żartują.

Wzdęci nadzieją

Lub przywilejem Oni się śmieją —

My się z nich śmiejem.

Prawda, że oni są jaśnie oświeceni, jaśnie wielmożni, a my się poufale ... zwiemy po naszych imionach, tak, jak się nasi ojcowie wspólnie między sobą zwali:

Bo tytuł próżny,

Gdv czczo w szkatule: Kiedy kto dłużny,

Co po tytule?

Lepiej być w domu „Panem Maciejem,

Niż pokryjomu (Choć z przywilejem),

Kiedy nie tuczy Chlubna nadzieja,

Gdy głód dokuczy, Szukać Macieja.

Ten pan Maciej jest bardzo pewny siebie, a kiedy wyśmiewa „jaśnie oświeconych" z powodu ich dumy, płynącej z „przywilejów", nie spostrzega, że i on sam nie mniej jest próżny dzięki — swej szkatule. Wyobrażamy sobie, z jaką rozkoszą przyjmuje „wysoko urodzonych" zachodzących pokryjomu do jego dworku szlacheckiego, by uzyskać- jakąś sumkę ua procent, jak ironicznie spogląda na potomków hetmanów, jakby mówił, „gdy czczo w szkatule, co po tytule?" — a to jego powiedzenie stało się nawet przysłowiowem. Spotkaliśmy się już z takim panem Maciejem w „Satyrach", tam zwał się on jednak Mikołajem (w „Złości ukrytej i jawnej"), dął się z bogactwa i również kpił z „oświeconych" żebrzących u niego

Ignacy Krasicki. 7

--------------- 2013-10-07 17:01:32 ---------------

94/142

pożyczki. Krasicki — jak na to niejednokrotnie już zwracaliśmy uwagę — powraca! chętnie do tych samych tematów, ale za każdym razem albo opracowywał je w odmienny nieco sposób, albo zajmował wobec nich (pozornie) inne stanowisko. Na Mikołaja się oburzał, spoglądając na list Macieja — uśmiecha się.

Rozmaitego rodzaju uczucia wypowiada Krasicki w „wierszach", które wydał jako osobny zbiór w r. 1784 (niektóre ogłoszono po śmierci autora). Spotkamy się wśród nich. między innemi, z utworem treści religijnej p. t. „Do Boga", świadczącym o szczerej wierze poety we Wszechmoc i Wszech-mądrość Bożą:

Do Ciebie, Panie, wznosim nasze prośby. Czy cieszysz dary, czyli trwożysz groźby,

Zawsze jest wsparcie pod Twym świętym progiem, Boś Ty jest Bogiem.

Radości i smutki trzeba przyjmować z poddaniem się Woli Najwyższej, świadomej tego, co czyni i w jakim celu :

Czyli te gnębią, czy tamte podnoszą, Czczemi są rzeczmi smutek i z rozkoszą; Twego świętego wykonanie prawa — To zysk nadawa.

Bóg to bowiem sam. Istota najwyższa

Wieńczy pociechą. On karze żałością Darami Jego są żal i z radością: Lepiej wie ojciec, co pożytek nieci, Niżeli dzieci.

Wiersz ten, to nie zwykła modlitwa, zawarta jest w nim filozofia Krasickiego; losy ludzkie nie są, według poety, dziełem przypadku, ani wynikiem przyczyn odwiecznie działających, nieodgadnionych, lecz objawem i skutkiem Woli Wyższej, Opatrzności Bożej. Filozofia fran

--------------- 2013-10-07 17:01:34 ---------------

95/142

cuska, widzimy, nie zdołała zniszczyć w jego sercu tych ziarn, które tam zasiała w dzieciństwie jeszcze jego matka.

Dowodem tego i inna również modlitwa p. t. „Noc wydana po śmierci poety, pełna głębokich uczuć religijnych :

„ ... Mocy, co wszystko wzruszasz, rozrządzasz i żywisz, Zaniemiałego rzeczy porządkiem Ty dziwisz. Mój dziw nagli pokorę z pieniem hołdowniczem — Przed Tobą ja, mój Sprawco: Ty wszystko, ja niczem. Ty przedwieczny posiadacz, ja znikły przychodzień. I czułość Ty mieć raczysz? Ja nie wart, Tyś godzien, Więc weź chwałę, weź wdzięczność..."

Tak szczerego uczucia religijnego nie szukać niemal {po za Karpińskim) w poezyi ośmnastego wieku.

Ktoby zaś posądzał Krasickiego o pewien chłód uczuć w stosunku do ojczyzny, o lekkie pojmowanie obowiązków obywatelskich, niech przeczyta wiersz jego „Do * * * a znajdzie tam słowa :

?le czynił Kato 1), ginący w rozpaczy,

Nie śmiercią! życiem nam słynąć.

Wspaniały umysł działać ma inaczej:

Bronić ojczyznę, lub zginąć.

Niech podły służy, niech zyska na panach,

Milsza śmierć wolna, niż życie w kajdanach".

To boleśne wspomnienie roku 1772-go. A jak to wspomnienie i świadomość fatalnych następstw pierwszego rozbioru niejednokrotnie poruszały Krasickiego, targając spokój tej duszy, z natury pogodnej, do wesela stworzonej 2), tak wielki, błogosławiony czyn : uchwalenie konsty-

-----

1) Kato (młodszy) walczył w obronie rzeczypospolitej rzymskiej (w I. w. po Chrystusie), a kiedy nabrał przeświadczenia, że czasy wolności minęły bezpowrotnie, odebrał sobie życie.

2) W liście do brata, mieszkającego w Polsce, pisał z zaboru pruskiego:

Największy zaszczyt w o 1 u yc h : być o b y w a t e I e in.

Jam był, ty jeszcze jesteś, roztrząśmy, mój bracie:

Co ty z szacunkiem dzierżysz, j a płaczę p o st ra c i e.

--------------- 2013-10-07 17:01:37 ---------------

96/142

tucyi 3-go maja, napełnił serce księcia biskupa radością i wywołał hymn dziękczynny i błagalny zarazem:

Wyższy nad nieba, wzniosły majestatem; Boże! co raczysz zawiadywać światem, I dobrodziej st wy, czem jesteś, objawić, Pozwól się sławić.

Lud Twój, Iud braci, znękan niegdyś marnie, Wesół do Twego kościoła się garnie. Przyj rn na ofiarę, Opatrzności święta, Stargane pęta.

Daj użyć, coś dał, w pokoju i zgodzie : Daj ducha rady i męstwa w narodzie, Podległość rządną, w swobodzie wstrzymałość, W działaniu trwałość.

Jak dobrze znał swój naród Krasicki, jak wiedziała o co błagać. „Daj ducha rady", to znaczy: spraw, by w naradach nad dobrem ogólnem zamilkły prywata, stronniczość, ambicya jednostek, by naprawxdę tylko o dobru pospolitem myślano; „męstwa" trzeba było — brak jego okazał się w roku 1772-gim; „podległości rządnej" zawsze brakło, ani bowiem podlegać nie chcieliśmy, ani nie umieliśmy się rządzie; „w swobodzie wstrzymałość" — ta cnota najmniej była znana Polakom: nadużywaliśmy zawsze swobody, nie potrafiliśmy się okiełznać; a „w działaniu trwałość"?— czy nie głównie wskutek niedostatku „trwałości" tak często wszystko szło na marne, czy, gardząc nią, nie zaprzepaszczaliśmy owoców nawet istotnych zwycięstw ? Jest więc „Hymn na rocznicę 3-go maja" głosem dumy i radości, ale równocześnie jakby rachunkiem sumienia, i dlatego może niema w uim tego tonu potężnego, tryumfalnego który zrodzić jest zdolne tylko wielkie, szczere uniesienie, nie krępowane żadną refleksyą. A od refleksyi nie mógł się uwolnić Krasicki. Z pomiędzy strof wiersza da się też wyczuć jakby lęk: czyśmy już zmienili z gruntu swoją naturę, czy nie powrócimy do

--------------- 2013-10-07 17:01:39 ---------------

97/142

dawnych błędów, czy zdobędziemy się przedewszystkiem na „wstrzymałość w swobodzie"?

Jak przyjął Krasicki wieść o Targowicy, o roku 1792-gim i najstraszniejszym z wszystkiego 1795-tym, nie wiemy. Milczał, jak po pierwszym rozbiorze, tylko poważniał coraz bardziej, a uśmiech, stale dotąd goszczący na jego ustach, zjawiał się coraz rzadziej.

--------------- 2013-10-07 17:01:41 ---------------

98/142

VII

Dzieła prozą. — Mikołaja Doświadczyńskiego Przypadki. — Przedmiot powieści.— Jej tendencya. — Trzy księgi, trzy rodzaje. — Realizm. — Walka na dwa fronty. — Powieści wschodnie. — Dwa typy. — Przeciw utopiom.

Krasicki pracował nad odrodzeniem duszy narodu. Ale zmienić ludzi dojrzałych, z przyzwyczajeniami, z nałogami, które stały się drugą ich naturą, było niełatwo. Wiedział o tem nasz autor i dlatego jeszcze w dobie młodości swej, jeszcze przed wydaniem „Satyr", poruszył sprawę najbardziej piekącą, tę, której wielki Konarski poświęcił życie całe: sprawę wychowania młodych pokoleń. Ale kiedy Konarski myśli swe wprowadzał w czyn, tworząc szkoły nowe, poprawiając istniejące, Krasicki — zgodnie z swą naturą — szedł na rękę reformie wychowania przez to, że dawniejszy sposób „edukacya gruntownie ośmieszył. Uczynił to w p o-wieści p. t. „Mikołaja Doświadczyńskiego Przypadki", napisanej prozą (1776).

Powieści nowożytnej nie miała dotychczas Polska — żyliśmy albo romansami, które kreśliły dziwne, nieprawdopodobne przygody, nie gardząc przytem czarodziejami i wróżkami, albo tłómaczyliśmy to, co wydał zachód, w szczególności Francya. Już więc sam fakt, że zjawiała się powieść, przedstawiająca żywych ludzi współczesnych, w sposób naturalny, musiał zająć wszystkich żywo — cóż.

--------------- 2013-10-07 17:01:44 ---------------

99/142

gdy powieść była w dodatku naprawdę interesująca, napisana z wielkim talentem.

Opowiada w niej dzieje swe sam bohater, pan Mikołaj Doświadczyński. Zrazu jest to mały Mikołajek. Chowa się w domu ojca swego, stolnika, „dobrej duszy".

„Nic on (ojciec) — słowa pana Mikołaja - nie wiedział o tem, co robili Grecy i Rzymianie i, jeżeli co zasłyszał o Czechu i Lechu, to chyba w parafii na kazaniu. Co mu powiedział niegdyś jego ojciec — a jak starzy twierdzili, jeszcze „lepsza dusza" niż on to toż samo on nam ustawicznie powiadał, tak dalece, iż u nas nie tylko wieś, ale i sposoby mówienia i myślenia były dziedziczne. Wreszcie był to człowiek rzetelny, szczery, przyjacielski i, choć nie umiał cnot definiować 1), umiał je pełnić. Z tej jednak nieumiejętności definiowania pochodziło, iż się był względem ludzkości 2) nieco pomylił: rozumiał albowiem, iż dobrze w dom gościa przyjąć, jest toż samo, co się z nim upić. Stąd poszło, że się i inwentarz zmniejszył i zdrowie nadwerężyło ; znosił jednak podagrę 3) sercem heroicznem 4) i, kiedy mu czasem pofolgowała, często natenczas powtarzał, iż miło cierpieć dla kochanej ojczyzny".

Znamy już zatem dobrze pana stolnika: nieuctwo w jego rodzinie było dziedziczne, a pijaństwo uchodziło za obowiązek. „Jak częstować a nie pić?"...

Pani stolnikowa była kobietą dobrą, ale zupełnie bez wykształcenia, a o wychowywaniu dzieci nie miała pojęcia. Przedewszystkiem zachwycała się każdem odezwaniem się małego Mikołajka i szeroko w obecności dziecka opowiadała o cudownych zdolnościach synka mężowi i jego kompanii.

„Potakiwali ziewając sąsiedzi, a niejeden byłhy może nakoniec i zasnął, gdyby nie budził ich ojciec częstym

----

1) określać. 2) gościnności. 3) chorobę nóg. 4) bohaterski em.

--------------- 2013-10-07 17:01:46 ---------------

100/142

kielichy. Orzeźwieni naówczas wynurzali koleją obfite życzenia i proroctwa — a ojciec płakał".

Najniestosowniejsze też było otoczenie malca. Od bab i nianiek nauczył się Mikołajek obmawiania drugich, a gdy mu zabrakło przedmiotu, zmyślał i kłamał, byle tylko nie pozostać w tyle za plotkującą gromadką. I jeszcze czegoś się nauczył:

„Uważałem, że, jak wieczorne rozmowy były zwyczajnie o upiorach, czarownicach i strachach, tak ranne o snach — jedna drugiej z kobiet opowiadała, co się jej śniło, a z ich tłómaczeń i wróżek nauczyłem się, iż, gdy się komu ogień marzy, gościa się w dom spodziewać trzeba; a gdy ząb wypadnie, zapewne natenczas któś z krewnych umrze".

Robiąc plotki, słuchając banialuk o czarach, ucząc się sennika, żył sobie tak rozkosznie nasz Mikołajek do siódmego roku życia. Wtem niespodzianie nadjechał brat jego matki. Dziwny to jakiś był człowiek: dwa dni sie dział u stolnikostwa, a „jeszcze się był nie upił", powieściom zaś o upiorach wierzyć nie chciał. Trafiają się takie cudaki, ale — co gorsza — rozpoczął gość ów z panią stolnikową jakieś rozmowy o potrzebie uczenia Mikołajka, rozwijania w uim zdolności. Niesłychane rzeczy! Pani stolnikową odrzekła z przekonaniem, że Mikołajek to dziecko „delikatne", elementarz mógłby mu poszkodzić, a nadto mógłby synek przez naukę stracić fantazyę, „ta zaś, raz stracona, powetować się nie da". Ale pan stolnik, widocznie już podochocony, nagle przyznał zupełną słuszność krewnemu i orzekł, że Mikołajka trzeba oddać do szkoły.

Więc przygotowania do podróży, do miasta. Mikołajek przerażony! Nauką grożono mu zawsze jako karą, domownicy smutnie kiwali głowami na wieść, że panicz będzie się musiał uczyć, matka rzewnie płakała. Mimoto wynaleziono „dyrektora (więc jakby opiekuna i nauczyciela domowego), studenta młodzika, i pod nadzorem owego młodzieńca postanowił pan stolnik wysłać syna do

--------------- 2013-10-07 17:01:49 ---------------

101/142

szkoły. Wprzód jednak zawezwał do siebie stolnik w obecności Mikołajka „pana dyrektora", przelał na niego swą władzę rodzicielską, pomny tradycyi rodzinnych zaklinał go, by synowi nie pobłażał i plag nie szczędził, i wreszcie wręczył mu kańczug, jako oznakę praw do skóry wychowanka.

„Gdyśmy już z izby wychodzili, właśnie jak gdyby najpotrzebniejszej rzeczy zapomniał, uchyliwszy drzwi, zawołał na pana dyrektora: „bijże, bo ja ei za to płacę". Co się ze mną działo, jakem truchlał, drżał, płakał dorozumieć się każdy może; pobiegłem natychmiast do matki i wszystko, co się działo, nie bez rzewnego płaczu opowiedziałem. Kazała więc zawołać dyrektora i w krótkości słów dała mu do wyrozumienia, iż — jeżeli się tknie dziecięcia — i służbę straci i skórą odpowie. Pocieszyło mię to trochę i zaraz nazajutrz puściliśmy się w drogę, którąm ja prawie przejęczał; pan dyrektor przemyślał podobno nad tem, kogo miał słuchać, czy pana czy pani ?"

Bodaj to jednolitość w sposobie wychowywania !

Skutki straszenia dziecka nauką i roztropnych zleceń ojca i matki na wyjezdnem okazały się wnet. Mikołajek był w szkole pojętny, ale do książki czuł wstręt, bo uczenie się poczytywał za karę, „pan dyrektor" zaś „pamię-tniejszy na grozby pani, niż na rozkaz pana", obchodził się zrazu z wychowankiem uprzejmie,

„ale wziąwszy sam w swojej szkole plagi od profesora, pełen zapalczywości, łubom był nie winien, oddał mi tyle dwoje. Od tego czasu czynił kolejno zadosyć obowiązkom włożonym od rodziców moich: pieścił, gdzie nie było potrzeba, bił, kiedy nie należało".

Rzecz jasna, że przy takim sposobie wychowania najlepsze, najroztropniejsze dziecko mogło zupełnie ogłupieć.

Już dochodził Mikołajek lat szesnastu, kiedy odebrał wiadomość o śmierci ojca i rozkaz powrotu do domu. Przebolawszy stratę, uczuł młody Doświadczyński, że jednak swoboda to rzecz bardzo miła. Sam „pan dyrektor"

--------------- 2013-10-07 17:01:51 ---------------

102/142

przyświadczył, że szkoły już nui niepotrzebne, bo umie wszystko, jak „sam Herkules", a i sąsiedzi orzekli, że pora to już chyba najwyższa, by pan Mikołaj począł żyć, jak jego ojcowie, po Bożemu, przyjmować gości i zarabiać na życzliwość ludzką.

Niezmiernie się to Mikołajowi podobało, więc służba poczęła zwozić do piwnic dworskich beczki piwa, miodu, wina, wódki, szedł kulig za kuligiem, polowania, przyjęcia — „słodkie" to było życie. Ale znów zjawił się ten wuj, który spowodował wysłanie Mikołajka do szkoły (teraz już sądowy opiekun) — hola, panie Mikołaju, od butelek wrara, na wesołe kompanie za wcześnie, do pracy I Na szczęście opiekun musiał wyjechać w daleką podróż, rygor skończył się przeto rychło, ale tyle przynajmniej uzyskał przed wyjazdem brat na pani stolnikowej, że zgodziła się przyjąć dla syna nauczyciela domowego, „guwer-nera". Usłużna sąsiadka nastręczyła Francuza z „manierami, „który lubo był do niej za kamerdynera przystał, przecież, jak powiadał, uczynił to był umyślnie, chcąc ukryć wielkość imienia swojego; inaczej, poznany", musiałby odpowiadać „za zabicie w pojedynku, pod samym bokiem królewskim, w Wersalu, pierwszego prezydenta parlamentu francuskiego". Żałowała niezmiernie tak nieszczęśliwego przypadku matka pana Mikołaja i zaraz posłała po imci pana Damona. Pokazało się (z opowiadań samego Damona), że rzekomy kamerdyner to wielki pan, „markiz", ale o tej tajemnicy nie wolno było mówić. „Nieskończenie — opowiada Doświadczyński — przypadł mi do gustu mój nowy pan guwerner, stąd jednak najbardziej, gdy jaśnie i oczywiście matce mojej wypróbował 1) iż szkolna nauka żakom tylko przystoi; zacnego zaś pa-nięcia dowcip regułami zacieśniony na toby się tylka przydał, żeby go palcem po Paryżu wskazywano". Wychowanie modne — pouczał dostojny markiz — „zaczyna się od nabierania prezencyi i fantazyi, ciągnie się

---

1) wytłómaczył.

--------------- 2013-10-07 17:01:53 ---------------

103/142

próbowaniem wspaniałości umysłu, kończy się zaś doświadczeniem sentymentów serca".

Nie bardzo rozumiała poczciwa stolnikową, co to jest ta prezencya, fantazya, wspaniałość i sentyment, ale przystała na plan wychowania z radością, boć przecie rodowity Francuz i do tego markiz mógł radzić tylko dobrze.

Zaczęto od nauki języka francuskiego (z odrzuceniem gramatyki, aby nie zniszczyć fantazyi), poczem pan Damon, zmieniając widocznie plan, dał spokój wyrabianiu „wspaniałości umysłu", a przeszedł wprost do ćwiczenia „sentymentów serca". W tym celu posprowadzał francuskie romanse, olbrzymie, prawiące o strasznej miłości, zdolnej wyciskać potoki łez i wywoływać wzdychania i jęki. Całe noce trawił Mikołaj nad tymi romansami, płakał nad losami bohaterów, Hipolita i Julianny, wydawało mu się, że on sam jest tym Hipolitem, nie zdolnym zmiękczyć serca nadobnej Julianny.

„Raz, gdym właśnie najżałośniejszy rozdział czytał historyi Hipolita, leżąc u stoku na miękkiej murawie, wołać począłem żałosnym głosem: „Czemuż się nademną zlitować nie chcesz, kochana Julianno? Pastwisz się nad tym, który uznałby się za najszczęśliwszego, gdyby mógł być wiecznym twoim sługą. Rozkaż !... wszystko dla ciebie uczynić gotówem, byłeś mię tylko nie chciała tak niemiłosiernie prześladować !. Pójdę w świat, gdzie mnie oczy poniosą"...

„Ach! nie czyń mi wmć pan tej krzywdy!" rzekła młoda matki mojej wychowanica, tegoż właśnie imienia, która, trafunkiem przechodząc się po tym lasku, właśnie za mną stała wtenczas, gdym się ja na te heroiczne okrzyki zdobywał. „Nie rozumiem, rzekła dalej, iżby postępki moje mogły komukolwiek czynić przykrość, a do-pieroż synowi tej, która w mojem sieroctwie matką mi się staje".

Nie wiem, czyli tak osobliwy przypadek, czyli głos wdzięczny i zarumienienie się, gdy mówiła, Julianny, czyli natężona z romansów imaginacya ten we mnie w mo

--------------- 2013-10-07 17:01:56 ---------------

104/142

mencie sprawiła skutek, iż w tym punkcie zdała mi się być boginią. Padłem jej do nóg, łzami oblewając jej ręce, uczyniłem protestacyę 1) miłości wiecznej i, gdyby była gwałtem z rąk moich nie wydarła się, rozumiem, iź cokolwiek Hipolit Julii powiedział, wszystkoby to była usłyszała. Respekt nadzwyczajny nie pozwolił mi dalej sprze-ciwiać się jej rozkazom.

Zostałem na temże miejscu i, tracąc ją z oczu, do-pierom rozmawiać począł z rzeczką, drzewami i pagórkami, zgoła kopiując wszystkie które tylko przyjść mogły na myśl — oryginały, nie opuściłem najmniejszej okoliczności z tych, które w romansach czytałem przy każdem pierwszem poznaniu".

Oto i skutki ćwiczenia „sentymentów serca": romans, aż nazbyt przedwczesny, nie z uczuć szczerych wyrosły, lecz jedynie następstwo rozbudzonej lekturą wyobraźni, niezdrowego rozgorączkowania, podniecania się.

Ale matka spostrzegła rychło, co się święci — panno Julianno, do klasztoru, na dalsze nauki, panie Mikołaju w podróż za granicę. Raz w życiu zdobyła się na tyle energii poczciwa stolnikowa! Czego-bo nie zdziała trwoga o los jedynaka?... Wszelako zdarzyło się tak, że dla załatwienia koniecznych interesów domowych musiał pan Mikołaj wyjechać wprzód do miasta w granicach kraju, tam miał zamieszkać u krewnego, a towarzyszył mu pan markiz Damon. Niestety krewnego nie zastał pan Mikołaj (powrócić miał z podróży aż za miesiąc), trzeba było czekać, bo bez owego krewnego nie sposób było doprowadzić interesu do skutku. Co tu robić w obcem mieście ?

„Gdym więc, ile bez żadnej znajomości, czas dość smutnie trawił, namienił jmć pan Damon, iż szczęście zdarzyło nam dość pomyślną okoliczność: znalazł albowiem w temże mieście znajomą sobie damę, baronową de Gran-kendorff, która, urodzeniem Polka, niedawno owdowiawszy,

--------

1) wyznanie.

--------------- 2013-10-07 17:01:58 ---------------

105/142

przyjechała z cudzych krajów dla objęcia znacznej na siebie spadłej substancyi i przez kilka niedziel w tem mieście bawić się umyśliła. Nie przyjmuje w dom swój tylko przyjaciół i wmć pan staraj się, żebyś o jej tu bytności przed nikim nie wspominał. Wziąwszy więc ua prędce instrukcyę, jak mam postępować, uzbrojony w dobrą fantazyę — pierwszy krok nie bez wewnętrznego wzruszenia uczyniłem na teatrum wielkiego świata. Weszliśmy zatem do domu dość przystojnego, w którym znajdowała się białogłowa jedna podeszła i córki dwie tej damy.

Po pierwszych ukłonach i ceremoniach odezwała się gospodyni, iż ma sobie za honor przyjmować tak dystyngowanego 2) kawalera; prezentowała mnie zatem całej kompanii, w której było czterech ichmościów bardzo ma-niemych, a jakom uważał, przyjaciół jmci pana Damona; często albowiem z nim pocichu rozmawiali. Uderzyła mnie w oczy butelka wina szampańskiego, którąm na stole postrzegł; koło niej leżało kilka gier kart i wszystkie inne do tego rzemiosła narzędzia. Jeden ze czterech ichmościów nie dał się długo rozmowom szerzyć i, gdy ruszony wyskoczył czopek, pienistem winem zaczął zdrowie przybyłego do kompanii gościa. Nic mogłem iego na sobie przenieść, żebym ochoczej gospodyni zdrowia nie wypił. Gdy obeszły rzęsiste koleje, w ino rozweselające serca przydało ustom wymowy ua oświadczenie: jak byłem uszczęśliwiony tak miłem posiedzeniem.

Twarz panny baronównę] starszej zdała mi się przedziwna : juzem chciał wstęp czynić do pożądanej z nią konwersacyi3), gdy mi ofiarowano karty... Ochota długo w noc trwała, ja zaś nazajutrz, obudziwszy się około południa z ciężkim bólem głowy, gdy piłem herbatę, dowiedziałem się od jmci pana Damona, iż i pieniędzy nie mało wygrałem i pozyskałem serce jednej z tych bogiń, która mnie była dnia wczorajszego wymownym uczyniła",

------

1) majątku.

2) układnego, niepospolitego.

3) rozmowy.

--------------- 2013-10-07 17:02:00 ---------------

106/142

Odtąd bywał pan Mikołaj w domu baronowej częstym gościem, pozyskał serce starszej „baronówny", ale — dziw — jak odmieniło się szczęście w karty. Szło mu wręcz fatalnie i, gdyby nie kredyt otwarty w mieście, już dawno musiałby był, nie doczekawszy się krewnego, powracać do domu. Tak mijał już czwarty tydzień, wtem raz przy kolacyi powstała w domu baronowej między Damoncm a jednym z panów sprzeczka. Od słów, do słów, poczęło iść na ostre, aż ów kawaler nazwał markiza oszustem. Bitka, wdzięczny uczeń ujmuje się za swoim mistrzem, wszyscy wypadają na ulicę, ale zjawia się straż, i pan Mikołaj dostaje się do więzienia. Puszczono go nazajutrz stamtąd bez trudu, gdy tylko podał swe nazwisko, lecz jakież było jego zdziwienie, kiedy, przybywszy do swego mieszkania, nie zastał już w niem pana markiza — ponieważ pan markiz po prostu uciekł. A podobnie umknęła i pani baronowa wraz z rzekomemi córkami. Pokazało się, iż Damon był zwykłym przybłędą, nawet złodziejem (nim uciekł, okradł swego wychowanka), oszustką była również „pani baronowa", żyjąca z utrzymywania szulerni.

Skruszony, zadłużony powraca pan Mikołaj do domu, a poczciwa matka, choć chciała wystąpić z nauką, rozpłakała się tylko i wszystko wybaczyła swemu jedynakowi. Teraz Mikołaj „przez cały miesiąc wiedzie życie przykładne", ale nie tak to łatwo wyzbyć się nałogów wszczepionych przez pana „markiza". Więc znów wyjazd do Warszawy, hulanki, swawole w towarzystwie „junaków", a zabrakło pana markiza, to znajdzie się nowy mistrz, który będzie uczył nowej sztuki, jak zostać „filozofem". Nie trudno to wcale: „chwal tylko, co drudzy ganią, myśl, jako chcesz, byleby osobliwie, kiedy niekiedy z religii zażartuj, decyduj śmiele, a gadaj głośno, przyrzekam, że ujdziesz wkrótce za wielkiego filozofa 1)".

--------

1) Powtórzył Krasicki — jak sobie przypominamy — receptę tę w satyrach.

--------------- 2013-10-07 17:02:03 ---------------

107/142

Wsparty takowemi mądrościami, używa pan Mikołaj świata, a nawet wieść o śmierci matki tylko chwilowo zdolna jest pobudzić go do zastanowienia. Owszem, teraz on dopiero panem swojej woli, teraz zadziwi świat „wspaniałością umysłu". Gotuje się do wyjazdu do Francyi, na razie jednak musi jeszcze jechać do Lublina, do trybunału, ma bowiem proces z sąsiadem, którego za namową swego pełnomocnika wypędził był z folwarku, nibyto własności Doświadczyńskich. Ale wygrać sprawę nie tak łatwo, trzeba wprzód pozyskać sędziów, a sędziowie patrzą na ręce... Zaczęły się więc „pracowite wizyty do każdego w szczególności z jaśnie wielmożnych..."

„Jeszcze mi dotąd — pisze pan Mikołaj — stoi w oczach postać domu jednego z moich sędziów. Sposób — którym w jego kamienicy niegdyś izba i alkierz, naówczas sala audyencyonalna !) i gabinet był przystrojony — prezentował2) spór osobliwy między wspaniałością i nędzą. Mury sali pokryte były obiciem, którego jeden bryt był z płomienisto wytartego półatłasu, drugi włóczkową robotą w kostkę; stół wielki na środku okrywał bogaty perski dywan, a naokoło izby stały nierównie z prostego drzewa zydle i jedno stare krzesło wyzła-caną skórą wybite z poręczami. Pokoju ważkiego sypialnego mury były obnażone; przy łóżku parawanik, zamiast płotku kilimek wytarty, łóżko szczupłe, a nad niem śklnił się makat złotogłowy. Wisiały rzędem zegarki, dalej sute rzędzy, szable złote i karabele. Zadziwiony niespodziewaną wspaniałością pomyśliłem sobie: o, jak szczęśliwe miasto, gdzie i tak prędko i tanio, i tak pięknych rzeczy dostać można!"

Pewnie, że można, trzeba tylko brać kubany. Gdy „spracowany" wizytami pan Mikołaj chciał chwilę spocząć w domu, wpadł jego pełnomocnik z wiadomością, iż nazajutrz przypadają imieniny jednego z sę

------

2) przedstawiał.

--------------- 2013-10-07 17:02:05 ---------------

108/142

dziów, koniecznie przeto należy wystąpić z podarkiem. To tylko było dziwne, że pan sędzia, który niedawna w Piotrkowie obchodził imieniny na św. Jana Ewangelistę, teraz w Lublinie przypomniał sobie, że właściwie to on się nazywa Jan Chrzciciel, więc tamten obchód nie obowiązuje. Cóż było robić? „Kareta francuska" pana Mikołaja „z szorem mosiężnym wyzłacanym przeniosła się zaraz do wozowni jaśnie wielmożnego solenizanta".

Ostatecznie sędziowie byli dla sprawy zjednani, pozostawali jednak jeszcze adwokaci. Ale i z tymi się udało. Pofałszowano akta, podpisy, mapy, i pan Doświadczyński sprawę wygrał!

Teraz — nareszcie! — wyjazd do Paryża. Gotówki wprawdzie brak, ale od czegóż weksle, a i srebra można zastawić. Pieniądze muszą być!

Paryż olśnił od razu pana Mikołaja — cóż bo to za rozkoszne miasto!

„Myśl, że jestem w Paryżu, zaprzątnęła jedynie imaginacyę moją, czułem niewymowną pociechę i ledwo mogłem wierzyć, że się znajduję na miejscu tak pożądanem. Gdym trochę odetchnął, pytałem się gospodarza, którego dnia można widzieć balet i komedyę? Odpowiedział, iż w nacisku nieskończonych innych rozrywek co dzień moge wybierać między operą, komedya francuską i włoską. Gdzieindziej, przydał, myślą, żeby znaleźć jaką zabawę; tu nad tem się tylko trzeba zastanawiać, jakową wybrać".

„Nie byłem panem pierwszego impetu radości i, porwawszy za szyję, począłem serdecznie ściskać opowia-dacza szczęśliwości mojej. Zrazu się przeląkł; uśmiechnąwszy się potem z prostoty mojej, ofiarować mi począł, ile nowo przybyłemu i bez doświadczenia, usługi swoje: w momencie otoczony zostałem kupcami reprezentującymi coraz piękniejsze towary; przyniesiono kilkanaście biletów, jedne opowiadały loteryę, drugie zachwalały wyborne wina, trzecie głosiły nowe widowiska; nie skończyłbym, gdybym chciał opowiadać, co się w każdym znajdowało".

--------------- 2013-10-07 17:02:07 ---------------

109/142

„Ja zaś w owych słodkich obrotach nienasycony nowością, coraz milszym roztargniony widokiem, patrzałem, czytałem, pytałem, odpowiadałem, wszystko razem bez odetchnienia. Biegali w zawody za moimi rozkazami najęci lokaje i domowa czeladź; trzy części izby zabrały zniesione towary; zaszły dwie karety najęte, które w tym tumulcie 1) podobno z przesłyszenia zamówili posłańcy. Chciałem jechać na komedyę, żal mi było opery, gospodarz włoskie teatrom zachwalał".

Nazajutrz rano lokaj zgłosił wizytę „jaśnie pana hrabiego Fickiewiczau. Wszedł wyszukanie ubrany kawaler — i, ku wielkiej radości pana Mikołaja, pokazało się, że przybyły to podwojewodzic Fickiewicz, znany Mikołajowi z Polski. Podwojewodzic (który w Paryżu przybrał tytuł hrabiego) wsławił się już w stolicy Francyi: wynalazł nowy krój fraków, więc tem bardziej był pan Mikołaj rozczulony, że, mimo sławy, pan hrabia od razu ofiarował mu swą pomoc i przyjazń, a nawet na dowód serdecznej poufałości pożyczył od razu dwieście pięćdziesiąt luidorów. Ułożyli wspólnie „dla honoru narodu polskiego" starać się o to, ażeby wytwornością stroju przewyższyć wszystkich kawalerów francuskich, i istotnie niebawrem zdołał Doświadczyński walnie przyczynić się do tego, że w Paryżu poczęto mówić o Polakach szeroko. Rozrzucał pieniądze, jakby sobie dał słowo, że wszystko przepuści. I przepuścił, a pomagał mu w tem wiernie Fickiewicz, za którego pan Mikołaj płacić musiał długi. Kiedy wreszcie pieniędzy nie stało, kiedy i z Polski ich nie nadesłano, bo przeciwnik Doświadczyńskiego, ów wyrzucony z folwarku , w czasie nieobecności pana Mikołaja wygrał wznowioną sprawę i, ażeby powetować straty, zajechał ostatnią jego wioskę, pan Mikołaj, naciskany wciąż przez wierzycieli „hrabiego" Fickiewicza, lękając się więzienia za długi, z ostatkiem grosza umknął do Amsterdamu, a stąd pojechał do Batawii. Ale nie zdołał tam dotrzeć.

--------

1) gwarze.

Ignacy Krasicki.

--------------- 2013-10-07 17:02:10 ---------------

110/142

w drodze bowiem zaskoczyła go burza, okręt rozbił się na skale, Doświadczyński ocalał cudem tylko, wyrzucony przez bałwany morskie na jakąś nieznaną wyspę. Na tem kończy się pierwsza część powieści. Część druga opowiada nam o pobycie pana Mikołaja na nieznanej wyspie. Zwała się ona „Nipu", a jej mieszkańcy „Nipuańezycy". Dziwny to był lud. Nie uznawał żadnej władzy, prócz władzy rodzicielskiej, równość panowała tam zupełna (każdy gospodarz miał dom, pole i ogród „pod równym wymiarem"), byli wprawdzie „panowie" i „czeladź", ale nikt z czeladzi nie słyszał słów obelżywrych, a o tem, co to jest kara, nawet nie wiedziano. Nie znali też Nipuańczycy wojska, skarbu, sądów, miast. Żyli z rolnictwa, mięsa nie jadali, o napojach alkoholowych nie słyszeli. Nieznane tam było kłamstwo, kradzież, zdrada, pochlebstwo. Pracować natomiast musiał każdy, a i pan Mikołaj, jako parobek u gospodarza imieniem Xaoo, nie mógł się uchylić od spełniania powszechnego obowiązku. Ale na dobre mu to wyszło. Praca, która mu się zrazu wydawała czemś nie do zniesienia, z czasem stała się „zabawą przyjemną", co więcej: znikły „spazmy", „reumatyzmy" „ustąpiły dobrowolnie z rzęsistym potem „Apetyt, który soczystymi bulionami musiał wzbudzać i krzepić mój kucharz..., sam powrócił, a rzepa po pracy lepiej smakowała, niż przedtem podlaskie kuropatwy; sen smaczny a nieprzerwany orzeźwiał strudzone dzienną robotą członki, a czerstwość samą się pracą pomnażała..

Mieszkał tak Doświadczyński wśród Nipuanów trzy lata, pracując, słuchając nauk gospodarza i — mimo że mu tam dobrze było — tęskniąc za ojczyzną. To też gdy razu pewnego znalazł na brzegu łódź z rozbitego okrętu i złota sporo, stęskniony za „dymem ojczyzny", niemniej trawiony żądzą użycia złota, puścił się na fale morza. Biedak! miał zaznać jeszcze wielu przygód przed dostaniem się do swej wioski rodzinnej...

--------------- 2013-10-07 17:02:12 ---------------

111/142

Te przygody to treść prawie całej księgi trzeciej powieści. A dziwne to przygody... Po kilku dniach żeglugi spotkał pan Mikołaj okręt i dostał się na jego pokład, ale kapitan okrętu zabrał Doświadczyńskiemu jego skarby, samego zaś uwięził i wraz z niewolnikami-murzy-nami odstawił do Ameryki, do kopalń złota. Tu jednak dokonał się stanowczy przełom w życiu Mikołaja. Na wyspie Nipu odrodził się fizycznie, teraz odrodził się duchowo. Zrozumiał, że trzeba poprzestawać na tem, co los zdarzy, że nie złoto daje szczęście i nie układanie coraz nowych planów. Wykupiony z niewoli przez pewnego Amerykanina, po licznych jeszcze awanturach (w Hiszpanii dostał się do więzienia, nawet do szpitala warya-tów !) przybył do Paryża, ale teraz już nie towarzystwa rzekomych „hrabiów" szukał, lecz „mędrców niedumnych, panów przystępnych, bogobojnych..., bez samochwalstwa". Jeden z przyjaciół nakłonił go, by wrócił do Polski i pracował dla kraju. Doświadczyński usłuchał, osiadł w swym rodzinnym Szuminie i rozpoczął nowe, uczciwe życie.

„Za punkt największy gospodarstwa wziąłem sobie szczęśliwość moich poddanych. Gorszyli się z tego sąsiedzi; odradzali kroki, które mi na dobre nic miały wyjść; jedni umie żałowali, drudzy się śmiali z mojego nieroze-znania. Widzą teraz, iż i rola lepiej u mnie uprawna, niż u nich i czynsz nie zaległy i gumna we dwójnasób; a moi chłopi, dobrze odziani, w pierwszych teraz ławkach parafii siedzą".

Został Doświadczyński nawet posłem na sejm — ale, niestety, sejm w trzecim dniu obrad zerwano... Więc na wieś powrócił i wziął się do pracy na roli. Raz, podczas podróży na Litwę, spotkał najniespodziewaniej Juliannę, tę samą Juliannę, którą ongiś matka jego nieboszczka z jego winy wywiozła do klasztoru. Towarzyszka młodości Mikołaja podczas jego podróży wyszła za mąż i owdowiała. Młodą wdowę pojął teraz Doświadczyński za żonę, żył z nią szczęśliwie, doczekał się dzieci i wnuków. Na tem koniec powieści.

--------------- 2013-10-07 17:02:15 ---------------

112/142

Po co pisał Krasicki „Doświadczyńskiego Przypadki"— to jasne. Chciał pokazać na przykładzie, do czego prowadzi złe wychowanie, rozpieszczanie dziecka, dogadzanie mu we wszystkiem, nierozsądna pobłażliwość, brak usiłowań w kierunku wyrobienia woli w dziecku, niejednolite postępowanie ojca i matki. Nasz Mikołaj dzięki cięgom, których mu los nie szczędził, ocknął się i zawrÓcił na uczciwą drogę, ale ileż to takich Mikołajków marnuje się, ile z nich zapełnia więzienia. O blichtr tylko chodziło w tem wychowaniu, o pozór i modę, nie zważali państwo stolnikostwro, komu oddają w ręce syna, powierzając go zrazu opiece głupich nianiek, potem niedoświadczonego młodzika, potem nawret oszusta i łotra byle — Francuza. Jaka siejba, taki plon ; chwasty z tej gleby wydarł dopiero bicz dozorcy niewolników.

Ale powieść, choć była istotnie czynem obywatelskim, bo otwierała oczy nierozsądnym rodzicom na fatalne skutki złego wychowania, i z innych jeszcze względów zasługuje na baczną uwagę.

Powiedzieliśmy, że „Przypadki" są pierwszą nowożytną powieścią polską. Przyjrzyjmy się bliżej charakterowi poszczególnych ksiąg.

Co jest przedmiotem księgi pierwszej, na jaką chwilę dziejową przypadają objęte nią „przypadki"? Są to ostatnie lata panowania Augusta III i początek rządów7 Stanisława Augusta, czasy zatem doskonale Krasickiemu znane, współczesne mu. A na tle tych czasów rozsnuwa autor temat wt wysokim stopniu zajmujący, dzięki treści i przedstawieniu rzeczy. Treścią główną tej księgi jest wadliwy sposób wychowywania, ale przedmiot jej tem się nie ogranicza. Przedewszystkiem jednak myśl o zgubnych skutkach niewłaściwego prowadzenia dzieci nie wywołuje bynajmniej nauk, kazań, nie, autor szuka sposobu, jakby rzecz uzmysłowić: posługuje się obrazkami wziętymi z życia. Poznajemy dom pana stolnika, otoczenie, sposób myślenia, obyczaje panujące w tym domu. Ale i na tem nie koniec. Autor bowiem, chcąc wykazać,.

--------------- 2013-10-07 17:02:17 ---------------

113/142

jak ujemnie odbije się na dalszem życiu Mikołaja jego dzieciństwo, pokazuje go na tle rozmaitych stosunków, różnych grup ludzkich, w coraz nowych warunkach. A dzięki temu właśnie poznajemy znów rozmaitych ludzi, z różnych warstw, różnych zawodów (uprawnionych i nieuprawnionych), więc i sąsiadów pana Doświadczyńskiego bardzo wesoło żyjących i przyjaciółki jego matki i szulernię pani baronowej i złotą młodzież warszawską (mędrków i junaków) i trybunał lubelski (sędziów i adwokatów) i wreszcie miły kwiatek, przeszczepiony na grunt paryski: „hrabiego" Fickiewi-cza, przedstawiciela tych, co szerzyli sławę imienia Polski poza jej granicami. Jak widzimy, galerya wcale obfita, a poszczególne typy tego zbioru nakreślone zostały z wielką wyrazistością, rysami śmiałymi, z werwą. Wiemy, jak ? i 1 u d z i e ż y j ą, co i jak robią, nawet, jak mieszkają, jak jedzą. Czyli innemi słowy: pierwsza część „Przypadków" ma charakter powieści obyczajowej (o zabarwieniu satyrycznem).

Inaczej ma się rzecz z księgą drugą. Kiedy w pierwszej autor odtwarzał lub przetwarzał rzeczywistość, w drugiej przenosi nas w świat wymarzony, nieistniejący, w stosunku lepszy od naszych, tworzy utopię. Fakt, ie obraz taki, jak roztoczony w księdze drugiej, pojawia się u nas właśnie w dobie stanisławowskiej, nie jest dziełem przypadku, ani wyłącznie owocem rozczytywania się Krasickiego w filozoficznych romansach zagranicznych, ma przyczynę głębszą. „Utopie" zjawiają się zazwyczaj wtedy, gdy gmach dawnego ustroju wali się, a wr umysłach ogółu nie zarysował się jeszcze plan nowej budowy. Nazwa pochodzi od romansu politycznego „Utopia", napisanego na początku wieku szesnastego przez niejakiego Tomasza Morusa. Tam to po raz pierwszy widzimy wymarzony kraj, zamieszkany przez ludność posiadającą wspólną własność. W kraju tym niema wojska, bo niema wrojny, niema adwokatów, bo niema procesów, ale jest sprawiedliwość, oparta na oświacie i na miłości bliź-

--------------- 2013-10-07 17:02:19 ---------------

114/142

niego. Pracować muszą tam wszyscy. Przez wiek XVII i XVIII ciągnie się utopii cały szereg: jedne kreślą wprost programy nowego ustroju, w drugich przeważa wyobraźnia. Krasicki te literaturę utopijną znał i niejedno z niej przejął, tworząc opowieść o Nipu, nie sądźmy je-

dnak, by nas chciał przekształcić na Nipuańczyków. Ze tak naiwnym nie był, świadczy odezwanie się jednego z przyjaciół Mikołaja (za drugim jego pobytem w Paryżu): „Nie trzeba wyciągać (wymagać) po ludziach ostatniego stopnia doskonałości, bo takim sposobem nie znajdziemy żadnego, któregobyśmy uznali godnym naszego przywiązania... Nie znajdziesz Nipuanów w Europie — musisz jednak żyć z ludźmi..." Życie na Nipu może tedy służyć pod wielu względami za wzór, ale naśladowanie Nipuańczyków we wszystkiem w wyobrażeniu samego autora może być tylko marzeniem utopisty.

Księga pierwsza zatem — to powieść obyczajowa, druga - to utopia, trzecia zaś - to awanturnicze przygody, rodzaj znany dobrze (na zachodzie mnóstwo tomów zapełniono dziwnemi „awanturami"). Tak Krasicki odrazu w jednym romansie przeszczepił na nasz grunt trzy typy romansu zachodniego i dał początek licznym dalszym próbom w tych rodzajach.

Największą wartość posiada księga pierwsza i trzecia (trzecia od miejsca, w którem kończą się już „przygody"), a zapewnia tę wartość onym dwom księgom nietylko ważność tematu, nietylko pochwycenie rysów obyczajowych, ale i sposób, jakiego użył Krasicki przy kreśleniu tych rysów. Jest to sposób r e a 1 i s t y c z n y, to znaczy, autor odtwarza wiernie, co widział, co chciał przedstawić, nie upiększa, szczegółów znamiennych nie odrzuca. Mógł zaś Krasicki zdobyć się na realizm, bo znał przedmiot wybornie. Spotkał w życiu nieraz — przypuścić wolno — i takiego stolnika i Mikołajka i Damona, trybunał, sędziów i mecenasów poznał, gdy był prezydentem w Lublinie, przypatrywał się niejednokrotnie i w Warszawie i w Paryżu „modnej" młodzieży: „mędrkom", junakom",

--------------- 2013-10-07 17:02:22 ---------------

115/142

rozmaitego rodzaju Fickiewiczom... Więc mamy tu do czynienia niemal z fotografiami , ale z zatarciem podobieństwa osób, bez wskazywania palcem jednostek. Nie jest to jednak martwa kopia z rysami nieco zmienionymi, wszystko tu żyje, a wzmaga nasze zajęcie wprowadzonymi typami i sytuaeyami dowcip autora, wywołujący ciągły uśmiech na naszych ustach — zwłaszcza przy czytaniu księgi pierwszej.

Na którą stronę przechyla się Krasicki w „Przypadkach", ku staroszlachetczyźnie, czy „nowinkom"? Ośmieszył staromodne wychowanie, (raczej brak wychowania), napiętnował nieuctwo, pijatyki, przedajność sędziów, więc zwalczał wady i grzechy, które zagnieździły się głównie w czasach saskich, ale nie brak ciosów wymierzonych także w nowinki: w manię francuszczyzny, głupią roman-sowość, strojenie się tanim kosztem w płaszcz „filozofa", w junactwo. Stanowisko więc Krasickiego jest w „Przypadkach" takie same, jakie później zajmie w Satyrach: walka na dwa fronty!

Wśród dzieł Krasickiego, pisanych prozą, znachodzi-my również t. zw. „powieści wschodnie". Rodzaj ten rozwinął się w ośmnastym wieku bardzo bujnie na zachodzie: we Francyi, Anglii, także w Hiszpanii i Włoszech, pod wpływem baśni wschodnich, zawartych w zbiorze „Tysiąca i jednej nocy". Powieści, pisane pod urokiem owych baśni, nie miały często ze Wschodem, prócz nazw urzędów i imion, nic wspólnego. Rola ich była nierzadko taka sama, jak bajki, tylko zamiast lwów, orłów, lisów występowali w powieściach sułtanowie, pustelnicy, kupcy... Żywioł satyryczny zjawiał się tu nierzadko, jako ccl zaś przyświecał morał, nauka. Ze względu na rozmiary powiastkami możnaby raczej nazwać te powieści, obejmowały bowiem nieraz kilka tylko kartek, czasem kilka stron.

„Powieści wschodnie" Krasickiego wyszły w kilku zbiorach, niektóre dopiero po śmierci autora. Nie wszystkie są oryginalne, co Krasicki sam zaznaczył. Dadzą się

--------------- 2013-10-07 17:02:24 ---------------

116/142

zaś wśród nich wyróżnić znów dwa typy: jeden z nich niech nam uzmysłowi powiastka p. t. „Hamid", drugi — „Kadur".

H a m i d — to syn bogatego kupca w Halepie. Dostał on do rąk książkę opowiadającą o pasterstwie, przeczytał ją pilnie, tak pilnie, że aż sam się rozmiłował w życiu pasterskiem, więc „kupiwszy sobie tajstrę, a do kija przywiązawszy fontazik, szedł paść owce na górach Anty-Libanu". Przyjął tam służbę u jednego z zamożnych pasterzy, „kontent, że znalazł wiek złoty". „Jednego razu, zanurzony w słodyczach szczęścia swojego, rozrzewniony strumykiem, mruczeniem wód, szelestem gałęzi, odgłosem echa, chciał też z przyjemno-ponurej światłości księżyca korzystać, ile że dzień pogodny obiecywał noc jasną. Zszedł księżyc, przebijała się srebrzysta jego światłość pomiędzy rozłożyste cedrówr gałęzie..., strumyki mruczały jeszcze wdzięczniej, gałązki chwiały się jeszcze milej, liścia szeleściały jeszcze raźniej, echa odpowiadały w dwójnasób, zgoła już zachodził księżyc, gdy się Hamid z za-chwycenia swego ocucił". Ale że wskutek zapatrzenia i zasłuchania się Hamida zginęło kilka owiec, pan kazał go rzetelnie obić i wypędził ze służby. Hamid tedy odrzekł się pasterskiego życia, „mruczenia strumyków, szelestu gałęzi, nawet i ponuro-przyjemnej światłości księżyca" i zawitał „z kijem bez fontazia" do sklepu ojcowskiego. Niedługo przecież w nim wytrwał, bo natrafił znów na księgę o gospodarstwie, i zapragnął gospodarować. Gospodarzył jednak według książki tak, że „dłużnicy objęli folwarczek, a Hamid z książką wrócił się do domuu. Ale i teraz dość krótko wr sklepie pracował, bowiem nadarzyła mu się na odmianę „księga historyczna". Zostać bohaterem! — to stało się teraz jego marzeniem, a że wybuchła wojna z Persami, więc, nie czekając, ruszył na nią i „dostał w tumulcie pałaszem w łeb, strzałą w ramię, dzidą w udo". Mniej mu się to podobało, przeto powrócił znów do pieprzu, imbiru i cynamonu. Niestety wpadła mu w ręce, niedługo po powrocie, książka, napi-

--------------- 2013-10-07 17:02:26 ---------------

117/142

sana przez jednego z najsławniejszych derwiszów o „marnościach świata tego". Precz z cynamonem — Hamid począł pod kierunkiem jednego z wtajemniczonych sposobić się „do obowiązków stanu bogomyślnego", a „najistotniejszy z tych obowiązków był, aby się obracać w koło, jak zagrają na piszczałce i zabębnią w bębenek". Wkrótce kręcił się Hamid tak dobrze, że pozwolono mu kręcić się w meczecie. „Gdy więc zaczęto grać na piszczałce i bić w bębenek, Hamid zapalony żarliwością wyszedł z koła, a gdy mu się zupełnie głowa zawróciła, wywrócił przełożonego; ten, lecąc, trafił na gzyms i głowę sobie zranił. Hamida zaś, bez zmysłów leżącego z wywichnioną nogą, wyniesiono z meczetu". Nowy powrót do cynamonu i nowy wymarsz, tym razem — pod wpływem książki o użyteczności służenia ojczyźnie — na dwór sułtana. Po wielu staraniach został tu Hamid młodszym odźwiernym, ale już się widział odźwiernym starszym, baszą, wezyrem... Rojenia przerwał mu przykry wypadek. Oto pewnego razu zastał przed bramą trzy pokrowce, a w pokrowcach — jak się dowiedział — znajdowały się głowy trzech wysokich urzędników (także i wezyra). Zadrżał Hamid i wymknął się ze Stambułu. „Nie lubię pokrowców" — rzekł do witającego go z uśmiechem ojca i teraz już na stałe „wrócił się do pieprzu, imbiru i gałek muszkatołowych i, choć nie został baszą ani wezyrem, więcej zyskał, bo przestał na m a ł e m, a pewien był t e g o. na czem pr z es tał..."

Jak widzimy, Hamid — to także rodzaj „Doświad-czyńskiego", z tą jednak różnicą, że pan Mikołaj odbiera cięgi w życiu z powodu złego wychowania, a nasz niedoszły wezyr z własnej winy, dzięki nienasyconej żądzy nowości, osobliwości i szczęśliwym może się nazwać, że skończyło się na sińcach, guzach i bliźnie na udzie. Często bowiem „majster do wszystkiego" wychodzi gorzej na ustawicznych próbach, zwłaszcza gdy w domu nie czekają zapasy pieprzu i cynamonu. Czy jednak taki miłośnik wszystkich zawodów (by w każdym rozczarować się za pierwszem

--------------- 2013-10-07 17:02:29 ---------------

118/142

niepowodzeniem) to typ wschodni? Może — ale nam bardzo coś przypomina Hamid naszych Piotrów, Pawłów i Janów, i o nich też, nie o mieszkańców „Halepu" chodziło Krasickiemu. Nie kusił się nawet (jak i jego mi-strze) o nadanie powiastce charakteru wschodniego, cóż bo nam w niej przypomina Wschód prócz imion osób, wzmianek o sułtanie, wezyrze, o górach Anty-Libanu ? Wschód jest tylko pozorem, osłoną, powiastka zaś jest satyrą prozą na naszą młodzież z jej pędem do no-wostek i z brakiem wytrwałości. Śmiech pragnie Krasicki wywołać przez powtarzanie pewnych zwrotów (o przy-jemno-ponurej światłości księżyca, w której się Hamid nagle rozlubował, o ciągłem powracaniu do pieprzu i gałek muszkatołowych) i przez szereg przeciwstawień (zachwyty nad szemrzącymi strumykami i tęgie kije, pozory bohaterskie i podrapane udo itd.). Środki te dawniej wywoływały wesołość. Później nadużywano ich wielokrotnie i dziś już na nas nie działają.

Tego typu, co Hamid, znajdzie się w zbiorku Krasickiego więcej powiastek. A teraz typ drugi, który nam unaoczni powiastka „Kadur".

Biedny był ten Kadur. mały, garbaty, na jedno oko ślepy, na jedną nogę chromy, bezzębny i w do,datku jąkała. Gdy nędzarzowi temu skradziono użebrane pieniądze, sprzykrzyło mu się życie do reszty i postanowił się utopić. Ale nic udało mu się: skacząc do wody, potknął się, przewrócił i padł na brzeg. Wówczas zjawił się przed nim dość niespodzianie jakiś poważny starzec i zdołał go odwieść od samobójstwa.

Stało się dobrze. Kadur przekonał się, że bieda i ułomność mogą być również kapitałem i to nie byle jakim. Jąkanie jego rozśmieszyło zrazu, ale potem pobudziło do litości podróżujących kupców, tak że wzięli go z sobą do Bagdadu. W drodze ocaliło go przed rozbójnikami jego ubóstwo, garb zaś wybawił go od kary śmierci, był bowiem Kadur podobny do jednego ze zbójców, i tylko po garbie poznano, że to nie poszukiwany mor

--------------- 2013-10-07 17:02:31 ---------------

119/142

derca. Brak zębów zapobiegł rozgryzieniu trującego orzecha, brzydota wreszcie stała się najwalniejszą podstawą powodzenia Kadura. Oto trafił na „pana", który miał córkę okropnie brzydką, ale to tak brzydką, że budziła wstręt. Wydać ją za Kadura pomyślał „pan* — taki brzydal nie dojrzy brzydoty w żonie. Zgodził się Kadur na propozycyę (nęciły go dostatki), ale chwytała go odraza. Niepokój go opadł, zamyślił się głęboko. „Zamyślenie jego trwało dość długo, wtem strzęsło się gwałtownie miejsce, na którem siedział, grzmot dał się słyszeć; padł Kadur twarzą na ziemię, a gdy z przestrachu ocucony wzniósł głowę i oczy otworzył, postrzegł przed sobą tęż samą osobę, którą był widział, gdy chciał w rzekę skoczyć". Tajemniczy starzec przypomniał mu, co przeżył w dniach ostatnich, uświadomił przerażonemu jeszcze, jak niesłusznie złorzeczył ongiś swej nędzy i kalectwu. „Dotknął się zatem ów starzec Kadura: garb zniknął, zęby się przywróciły, jąkanie ustało, noga się wyprostowała, a starzec zniknął. Padł na twarz Kadur, dziękując Bogu, a gdy kończył modlitwę, ujrzał bieżącego ku sobie gospodarza (onego „pana", ojca brzydkiej córki) z oznajmieniem, że wszystkie kalectwa (córki jego) zleczone zostały". Kadur żył z cnotliwTą, piękną i bogatą żoną do „ostatniej starości".

Wytrwać w niepowodzeniu — oto morał, wypływający z powiastki. To, co nam dokucza, może się okazać dobrodziejstwem dla nas — czyż przejrzeliśmy wszystkie środki, którymi posługuje się Opatrzność dla dobra człowieka? Bo starzec tajemniczy wyobraża tu Potęgę Wyższą, która raz budzi uśpione sumienie, innym razem nagradza cierpienia i wytrwanie w nieszczęściu. Nie satyrą przeto jest „Kadur", lecz raczej bajką z silnie podkreślonym morałem. I sposób przedstawienia inny niż w „Ha-midzie", autor nie ośmiesza głównej postaci i w ogóle o wywołaniu śmiechu nie myśli. Wschodu niema i tu, ale jest jeden pierwiastek, znamienny dla baśni wschodnich: pierwiastek cudowności, wkroczenie w tok wy

--------------- 2013-10-07 17:02:33 ---------------

120/142

padków siły wyższej a tajemniczej, I oto właśnie cechy drugiego typu Krasickiego powieści wschodnich: charakter nie satyry, lecz bajki, ton nie ironiczny, wprowadzenie sił nadprzyrodzonych. Za przykładem Krasickiego pójdą inni, i od powiastek obu typów zaroi się w naszej literaturze.

Zajmie uas zapewme wiadomość, że autor utopii umieścił wśród powiastek jedną, która zwrócona jest bezpośrednio właśnie przeciw utopiom. Przełożył ją z angielskiego. Tytuł „Azem".

Ow Azem ucieka od ludzi, nie może bowiem patrzeć na ich współzawodnictwo, na „podejścia, niewdzięczność, zdradę" i przenosi się na szczyty Tauru. Tu „dzika pieczara była mu domem, owoce pokarmem, napojem zdrój". Gdy i tam, trapiąc się myślą o złości ludzkiej, miał popełnić samobójstwo, zjawił się duch, który zawiódł go w świat „podwodny", a miał to być — jak duch on zaręczał — świat bez występków. Ale wt tym świecie działo się źle. Czemu? Bo miłość wszechstwo-rzenia doprowadziła do tego, że w owej krainie bez występków „niezmierna moc wiewiórek" goniła przestraszonego człowieka: zwierzęta, słabe nawet, były tyranami ludzi. A wśród ludzi samych nie było współzawodnictwa, które tak bolało Azema, ale nie było wskutek tego i dostatku. Każdy miał tyle tylko, ile mu koniecznie trzeba było do życia, dzięki czemu chory musiał ginąć z głodu, bo nikt go nie mógł wspomódz — nie miał czem. Przekonał się Azem, że ustrój świata taki, jaki był, był dobry.

Fakt, że Krasicki „Azema" przetłómaczył i wydrukował, jest nowym dowodem, iż ustroju nipuańskiego, gdzie także brakło współzawodnictwa, nie myślał stawiać społeczeństwu swemu za wzór. Jeśli zaś chcemy dowiedzieć się, jakich naprawdę zmian u nas żądał ksiądz bi-skup, nie drugą księgę „Doświadczyńskiego" czytajmy,

lecz "Pana Podstolego".

--------------- 2013-10-07 17:02:36 ---------------

121/142

VIII.

„Pan Podstoli". — Zagadnienia, poruszone w powieści. — Obrazki rodzajowe. — Inne prace Krasickiego. — Ostatnie lata życia.

„Pan Podstoli"1) to plon rozmyślań całego żywota Krasickiego, jakby testament jego, natchniony głęboką wiarą, że spełnienie przykazań tam zawartych może ocalić naród. Powieść (bo powieścią jest „Pan Podstoli") nie zajmuje nas wątkiem — tego prawie niema — ale pobudza do myślenia, dzięki temu, że autor poruszył w niej mnóstwo sprawr niezmiernie ważnych, a równocześnie zaznajamia nas dokładniej jeszcze, niż inne pisma Krasickiego, ze stanem obyczajowym ówczesnego społeczeństwa.

Wprowadzenie jest bardzo proste. „Gdym był raz — czytamy w drodze około czasów żniwowych, trafiło mi się przejeżdżać przez wieś osiadłą i budowną. Widząc w niej karczmę porządną, lubo jeszcze było daleko do zachodu słońca, zajechałem tam na nocleg, a gdym się gospodarza pytał, kto tej wsi dziedzicem, odpowiedział mi: Pan Podstoli. — Kto tę karczmę zbudował ? — Pan Podstoli. — Kto tak dobrą groblę usypał? — Pan Podstoli. — Kto most na rzece zmurował? — Pan Podstoli. — Zgoła kościół, dwór, folwark, spichlerz, browrar, chałupy na-

-----

1) Część pierwsza wyszła w r. 1778, druga w v. 1784, trzecia — po śmierci autora (1803 r.).

--------------- 2013-10-07 17:02:38 ---------------

122/142

wet — wszystko to było dziełem jednego człowieka, a ten był Pan Podstoli. Zdjęła mnie niezmierna ciekawość poznać go; bałem się być natrętem, ale mnie karczmarz upewnił, iż Pan Podstoli rad był każdemu w swoim domu. Już było po zachodzie słońca, a wieczór piękny, gdy, przechadzając się po grobli, postrzegłem idącego ku mnie człowieka w żupanie białym; miał pas rzemienny, na głowie obszerny kapelusz ze słomy, w ręku kij prosty. Gdy się zbliżał, a postrzegłem twarz poważną, rumieniec czerstwy, wąs siwy, domyśliłem się, iż to musiał być Pan Podstoli. Przystąpiliśmy ku sobie, i po pierwszem przywitaniu rzekłem, iż przypadkowe, jako mniemam, pana tutejszej wsi spotkanie nader jest pożądaną dla mnie okolicznością". „Nie moge albowiem przed waćpanem zataić — rzekłem dalej — podziwienia z tego wszystkiego, co tu widzę. Tem zaś bardziej to podziwienie zwiększyłem, gdym się dowiedział, iż wszystko jest skutkiem waćpana industryi (przemyślności) i pracy. Podziękował za dobrą opinię, przyjął pochwrałę bez fałszywego wstrętu, a żeśmy byli niedaleko wrót, zaprosił do dworu".

Poznaje gość żonę pana Podstolego, dzieci, domowych, ujmuje go spokój, porządek, czystość. Na prośbę gospodarza godzi się chętnie na zabawienie przez kilka dni w tym miłym domu. bawi zaś nawet kilka tygodni, poczem pan Podstoli i autor odwiedzają się nawzajem. Wszystko to, co autor widzi w domu pana Podstolego i w jego gospodarstwie, co spostrzega w podróży, w są-siedztwach, na imieninach, weselach, w miasteczkach i w wioskach, opisuje szczegółowo, tak. że z tych rysów możnaby niemal złożyć obraz życia codziennego Polski w dobie stanisławowskiej.

Ale autor nietylko patrzy się — także słucha. Słucha zaś wywodów pana Podstolego, który lubi porządnie rzecz wykładać, o wszystkiem, co może obchodzić Po-laka-obywatela, więc i o pobożności i o patryotyźmie, o wychowywaniu dzieci i o obchodzeniu się ze służbą, o gospodarzeniu, o handlu i przemyśle itd. itd. Pan Pod-

--------------- 2013-10-07 17:02:41 ---------------

123/142

stoli zasady, które wygłasza, wprowadził lub stara się wprowadzić w życie, jest więc wzorem obywatela-zie-mianina, może służyć za przykład drugim, i autorowi chodzi właśnie o danio Iakiego przykładu.

W czem — według Krasickiego można i należy go naśladować? Przedewszystkiem gospodarzyć tak, jak on, rozumnie, oszczędnie, ale bez unikania opłacających się wkładów, troszczyć się o dobrobyt własny, ale i włościan, a przez to przyczyniać się do wzrostu bogactwa Polski. Następnie tak wychowywać dzieci, jak chował je pan Podstoli, na zacnych obywateli kraju, takim być ojcem dla czeladzi i włościan, jak on, tak chować obyczaje ojczyste, tak oddawać cześć Bogu „nietylko w kościele, ale w domu, w drodze i na każdem miejscu", tak, mimo obrony tradycyi, nie lękać się odmian pożytecznych, rozumnych, kształcić się ustawicznie, nie żałować pieniędzy na sprowadzanie dzieł znakomitych, słowem tak pogodzić miłość rzeczy przeszłych z postępem, jak to potrafił uczynić pan Podstoli.

Żywo omawia ów wzór obywateli sprawę poddaństwa. Sprawą tą zajmowano się w Polsce już wówczas, gdy wyszła pierwsza część „Pana Podstolego", a jakkolwiek nie było jeszcze dzieł Staszyca ani Kołłątaja, rozwiązywano zagadnienie w sposób praktyczny: jedni uwalniali chłopów od pańszczyzny, drudzy ich oczynszowy-wali. Prawda, że były to tylko nieliczne szlachetne jednostki, prawda, że zniesienie pańszczyzny uważali inni za coś śmiesznego, ale szlachetny przykład był dany.

Pan Podstoli ma w lej sprawie sąd wyrobiony. „Zwyczaj — mówi — zarywający nieco dzikości utrzymuje w krajach naszych ścisłe poddaństwo, albo — jak prawnie zowiemy przywiązuje człowieka do roli. Nazwisko to, lubo słodsze napozór, mało sic przecież różni od rzeczywistego niewolnictwa". Czy i jak możnaby ten zabytek usunąć, Podstoli nie wie („Nie wchodzę tu w to: czyli należy, czyli można i jakim sposobem możnaby tę zastarzałą nieprawość znieść"), ale to wie, że „poddań

--------------- 2013-10-07 17:02:43 ---------------

124/142

stwo, albo, jeżeli inani prawdziwego terminu użyć, niewola chłopska, upadla umysły tego rodzaju łudzi, których los pod moc cudzą oddał". Przewiduje, że z tych w wysokiej mierze niezdrowych stosunków wypłynąć może „ruina kraju", boć trudno tam o rozwój ekonomiczny gdzie „pan, gardzący osobą chłopa swojego, o jego dobre mienie nie dba", a „chłop, nienawidzący pana, pracować dla niego nie chce". Po czyjej stronie słuszność, to dla pana Podstolego nie jest zagadką. „Dajmy na to — mówi że rodzaj chłopski gruby, nieczuły, krnąbrny, pana nie lubi; któż tym wszystkim przywarom winien? ?li panowie.... Okrucieństwo rodzi podłość, do buntów wiedzie. Tyrana kochać jest przeciw naturze Niechże siebie, nie swoich poddanych winują ci, którzy tak wielkie postrzegają w nich defekta (niedostatki)..."

Ale nim się komuś nada wolność, trzeba go wprzód przygotować do rozumnego korzystania z niej, trzeba go oświecić. I dlatego to pan Postoli buduje w swej wsi szkołę, wpływem swym dokonywa tego, że włościanie dzieci swe posyłają tam chętnie, a „gdy który z chłopców wiejskich nadzwyczajną ma bystrość", każe oddawać go do „szkół wyższych".

Wogóle sprawą wychowania zajmuje się pan Podstoli bardzo gorliwie. Krasicki nie mógł przenieść na sobie, ażeby, dla przeciwstawienia, nie pokazać nam starego zacofańca, który naukę szkolną uważa za „wymysł". „Śp. ojciec, dziad, a może i pradziad mój — powiada pewien szlachcic w powieści — tu się porodzili, tu całe życie swoje przepędzili, tu pomarli (mówi to w swojej wiosce), a każdy z nich, tak jak ja, ledwo umiał sylabizować i tyle tylko piórem robić, żeby jako tako podpisać się, kiedy się Żydowi daje kontrakt na arendę; zdrowi byli i długo żyli, i ja jestem zdrów z łaski Pana Boga; będą i moje dzieci zdrowe bez szkoły; nie dam ja ich tam, bo im głowy pozawracają, i możeby mnie potem wypędzili ; a choćby i nie wypędzili, to nie dobrze, kiedy

--------------- 2013-10-07 17:02:45 ---------------

125/142

dzieci mają więcej rozumu, niź rodzice". (Przypomina się nam: „mądrzy sławni, ale głupi zdrowi...")

Inaczej pan Podstoli. Że, ucząc dzieci włościan, i swoje kształcić będzie, to się rozumie, ale Podstoli rozważa sprawę kształcenia młodych pokoleń głęboko i dochodzi do wniosków niezwykle bystrych.

Przenosi stanowczo wychowanie publiczne nad domowe, a rozstrzyga u niego sprawę ten wzgląd, że tylko szkoła może ukształcić należycie swych wychowanków na „obywatelów przyszłych wolnego kraju". Szkoła bowiem jest małem społeczeństwem; na ławach szkolnych zawiązuje się „przyjaźń braterska", tak potrzebna wśród obywatelstwa, w szkołach wytwarza się współzawodnictwo — najżywsza „do czynów7 chwalebnych pobudka", a bogaci uczą się nie lekcewrażyć ubogich. To są jednak korzyści, któremi darzy każda szkoła publiczna, dostępna dla wszystkich, Podstoli idzie o krok dalej i żąda szkoły narodowej, a taką dopiero stawia bardzo wysoko. Warunkiem jednak szkoły narodowej nie jest według Podstolego ani uczenie w niej historyi polskiej, ani wykładowy język ojczysty (P. jest owszem gorącym zwolennikiem łaciny), lecz taki plan nauk i tak przeprowadzony praktycznie, ażeby uczeń po ukończeniu szkoły mógł od razu wejść w życie i oryentować się w niem jako obywatel. „Każdy człowiek czytamy — jest cząstką towarzystwa, w którem zrodzony, lub w którem żyje. Takowe towarzystwo ma swoje zwyczaje i prawa, ma swoją formę rządu. Prawa, zwyczaje, rządy narodów rozmaite są, do nich się umysł obywatelski stosować powinien ; najdziwniej zaś się przystosuje naówczas, gdy roztropna młodzieży krajowej edukacya do tego celu zmierzać będzie". Teraz zrozumiemy, dlaczego Krasicki tak ośmieszył w „Przypadkach" typ modnego wychowania francuskiego: nie o francuski język tu Krasickiemu chodziło, ale o sposób, o system, w którym „edukacyę" zaczynano od .,nabierania prezencyi i fantazyi", a kończono „doświadczeniem sentymentów serca", nie oglądano

--------------- 2013-10-07 17:02:48 ---------------

126/142

się zaś zupełnie na „prawa, zwyczaje i rząd" narodowy. Ksiądz biskup chciał uczynić wychowanie szkołą życia, szkołą pracy obywatelskiej.

Jest w „Panu Podstolim" uwag w sprawie wychowywania i kształcenia umysłów więcej, wszystkie niezmiernie interesujące. To wszystko, co Podstoli mówi o wychowaniu fizycznem, o przeciążaniu nauką przez uprawianie gramatyki kilku języków, to wszystko ma znaczenie do dziś.

Wogóle nic z tego, czem zajęta była współczesna myśl polska, nie uszło baczności pana Podstolego. Taką ważną sprawą n. p., a nieuregulowaną, była sprawa żydowska.

Sejm czteroletni podjął ją i podjąć musiał, łączyła się bowiem zbyt wielu węzłami z omawianą w Izbie sprawą miast. Konstytucya dopuszczała do prawa obywatelstwa miejskiego wyłącznie chrześcijan, z czego je-dnak można było wysnuć wniosek, że Żydóm wogóle należałoby zabronić osiedlania się po miastach. Z drugiej jednak strony ci z posłów, którzy byli najgorliwszymi zwolennikami reformy stosunków włościańskich, przemawiali w Sejmie, z obawy przed wyzyskiwaniem chłopów, za wyrugowaniem Żydów z karczem. Sprawa wikłała się, na ostateczne jednak jej załatwienie zabrakło czasu, wieści bowiem, dochodzące z poza kraju zmusiły Sejm do obrad gorączkowych. Kwestya żydowska nie doczekała się pomyślnego rozwiązania.

Powrócił do niej Krasicki w III części „Pana Podstolego". Ma pan Podstoli o Żydach wyobrażenie jak najgorsze. „Rodzaj ten ludzi — powiada — sprawiedliwie wzgardzony, bo chytry, łakomy i podły, tyle obrotnym przemysłem i statecznem usiłowaniem dokazał, iż, mimo niezdatność swoją, przymusza tych, u których się zagnieździł, iżby go cierpiano". A stają się Żydzi coraz niebezpieczniejszymi, bo coraz to ich więcej i ciągle rosną w zasoby: „Ludność żydowska przez ich wczesne małżeństwa bardziej się nad wszystkie inne rozmnaża; spo-

--------------- 2013-10-07 17:02:50 ---------------

127/142

sób życia nad miarę wstrzemięźliwy i nędzny rękojmią jest i najdostateczniejszym sposobem do zbogacenia. Jakoż, byleby się gdzie rozpostarli, natychmiast przeciągają na siebie handel, a z nim część wielką zbiorów..." Może jednak nie do wszystkich odnoszą się te zarzuty ? „Przesąd jest godzien nagany — odpowiada na to Podstoli — brać wstręt od całego narodu dlatego, iż szczególni mają zdrożności swoje, lecz to miejsca niema, gdy rzecz o ży-dostwie. Znaleźć się mogą między nimi takowi, których sposób myślenia różni się od powszechności, ale przykład takowy, nader rzadki i ledwo kiedy znaleźć się mogący, tem bardziej powszechność obwinia. Gdziekolwiek się rozpostarli, nigdzie się ich użyteczność nie okazała". Jakież jednak zarzuty oprócz chytrości i łakomstwa wytacza Podstoli przeciw Żydom ? Oto mają oni pewne „nieodmienne prawidła", których trzymają się „statecznie": Oszukanie pierwsze jest i, byleby tylko zysk przyniosło, żadnej takiej przeszkody niemasz, którejby stateczną a natarczywą cierpliwością nie zwyciężyli. Handel duszą jest jedynym ich celem, i dlatego się rolnictwa, kunsztów ledwo nie wszystkich i rękodzieł zrzekli... Wkradłszy się do miast, pomału przekupstwem, obrotem, cierpliwością, bezczelnem nakoniec naprzykrzeniem się coraz się wzmagając i rozszerzając, nieznacznie wszystkie prawie posiedli". Niemniej szkodliwymi są na wsi. Tam znów biorąc w arendę wszystkie karczmy (przez podbijanie cen), niszczą chłopów, rozpajają, oszukują, zdzierają.

Jakaż na to wszystko rada ? Społeczeństwo ma prawo tych, którzy mu szkodzą, usuwać; należałoby więc Żydów z kraju wydalić. Ale Podstoli przyznaje, że ten sposób załatwienia sprawy byłby okrutny, i wolałby obrać drogę inną. Przedewszystkiem powinno się podnieść moralnie społeczeństwo polskie: „nie będą przewodzić Żydzi, skoro osoby, mające zwierzchność, taką się twierdzą staną, gdzie nie już muł i osieł, ale doskonały w szalbierstwie izraelita złotem ujuczony nie dojdzie", czyli innemi słowy: nie będzie przekupstw ze strony Żydów, gdy

--------------- 2013-10-07 17:02:52 ---------------

128/142

nie będzie przedajnych urzędników. A dalej : nie będzie Żydów w karczmach, gdy im się karczem nie wypuści, do tego jednak trzeba, ażeby właściciele zadowalali się mniejszym dochodem, spłacanym ratami. W ten sposób staliby się Żydzi mniej szkodliwymi.

Nie dość jednak tego. Skoro żyją wpośród nas, więc powinni być także pożytecznymi. Powstaje tedy zagadnienie, „jak ten tłok mnogi, podły a szkodliwy zdatnym uczynić?" Na to odpowiada Podstoli: „ Nie innym sposobem, tylko przymusem". Innej rady niema. „Jeżeli chcą być cząstką rządnego zgromadzenia, niech wchodzą w powszechność pracy, a zatem niech będą tem, czem inni są: niech ziemię uprawują, niech kraju bronią, niech się kunsztami bawią, a wówczas równie z innymi i handlem się wzmagają".

W jaki sposób możnaby Żydów przymusić do wskazanej „powszechności pracy", tego Podstoli nie powiada, ale w każdym razie przyznać mu musimy, że chociaż sądy jego o Żydach są surowe, środki, które zalecał, wiodły wprost do uobywatelenia i równouprawnienia Żydów. Okazał się zaś Podstoli - Krasicki na tyle bezstronnym, że winę przykrych stosunków przypisał obu stronom i, wytykając wady Żydom, przypomniał także dziedzicom ich chciwość, a „zwierzchnościom" przedajność.

W „Panu Podstolim traktaty, rozprawy, roztrząsania ważnych zagadnień przeważają, ale nie wyczerpują treści dzieła. Jest w niem — jak wspomnieliśmy — również cały szereg wybornych obrazków rodzajowych, malujących obyczaje współczesne. Można z nich poznać typ życia staroszlacheckiego, ale także wkradającą się modę francuską, przyjmowaną zrazu, zwłaszcza na wsi, pobłażliwym uśmiechem. Jako przykład takich obrazków niech nam posłuży przyjazd do domu pana Podstolego zczu-dzoziemczałego kasztelanica na „wiski" z „żokiejsern" {"wiski": kolaska bardzo wysoka, „żokiejs" to samo, ca dżokej):

--------------- 2013-10-07 17:02:55 ---------------

129/142

„Jużeśmy mieli do stołu siadać, gdy dano znać, że goście jadą. Wpadł na dziedziniec z wielkim pędem i trzaskaniem powtórzonem huzar, za nim równie pędząca, przewyższająca wysokość sztachetów dworu mojego kolasa, i, gdy zza powozu posuwistym lotem wyskoczył młody chłopiec, tak go bystrość skoku uniosła, iż, nie mogąc się utrzymać na nogach, padł na ganek i ledwo umie nie wywrócił. Huzar natychmiast spuścił stopień na kształt drabinki, z której gdy zszedł imć pan kasztelanie, zaczął komplement, przepraszając za eturderyą (roztrzepanie) zokiejsa swego. Zaprowadziłem gościa natychmiast do izby stołowej, i zasiadł wraz z nami miejsce, dla siebie przygotowane.

Pierwszy dyskurs (rozmowa) pana kasztelanica stosowany był do jego podróży". Opowiedział swe przygody, a między innemi tę osobliwą, „iż. choć sam powoził, wiski roboty najprzedniejszego rzemieślnika w Londynie, tak w lesie o korzeń zawadził, iż tylko co się nie wywrócił.

— Byłbyś wacpan spadł z wysoka — rzekł pan Podstoli — a takie spadki bardzo niebezpieczne. Żeby zabieżeć takowym przypadkom (bo jak miarkuję angielskie drzewa korzeni nie mają, albo bardzo cienkie), nie możnabyto trochę zniżyć tych kolasek?

— „Wisków"! — przerwał pan kasztelanie.

— Tak jest, „wisków" — rzekł pan Podstoli. — Z przeproszeniem waópana mnie się zdaje, iż one są trochę nadto wysokie ?

— Ale lekko noszą — rzekł kasztelanie.

— Czyli nie dlatego, że latają ? — rzekł pan Podstoli bo to prawda, że bardzo się wzbijają w górę. Pomiarkowałem ja to, kiedyś wacpan przyjechał: wyżej siedziałeś, niż ganek jegomościa, a waćpana chłopiec...

— Żokiejs" — przerwał kasztelanie

— Tak jest, „zokiejs" — rzekł pan Podstoli. — Ten tedy waćpana „zokiejs wiesz to wacpan, byłby się bardzo potłukł, gdyby był padł na kamienie. Ale musiał się on podobno w Anglii uczyć, jakto spadać należy, ho kiedy

--------------- 2013-10-07 17:02:57 ---------------

130/142

oni tak wysokie powozy robią, to muszą razem dawać sposoby, a zatem uczyć, jakto do nich wchodzić, jakto na nich siedzieć i jakto przeszkadzać, żeby się nie wywróciły, a gdy się wywracają, jak się zachować, żeby się nie potłuc. A szkoda byłaby tego źokiesa waćpana, bo to młode dziecię i ładnie ubrane, ale podobno trochę kuso, a u nas czasem chłodno. Może gorąco we Francyi albo w Anglii, ale tu pewnieby nasze zokiesy prze-ziębły, gdybyśmy im nie dali kożuszków na zimę, a przynajmniej sukienek troche dłuższych, co — nie wątpię — że i wacpan temu Angielczykowi albo Francuzowi uczynisz, jak zima przyjdzie.

— On z mojej wsi — rzekł pan kasztelanie.

— Pojętny chłopiec — rzekł pan Podstoli — kiedy tak dobrze z powozu, jak Francuz i Angielczyk, skakać umie; prawda, że się potknął, ale się to trafia i tym, co na sznurze tańcują".

Kasztelanie nie zraża się jednak uwagami pana Podstolego, lecz opowiada z zapałem, jakich to dziwnych przygód zaznał w swych podróżach dalekich: raz nawet, ażeby ujrzeć bitwę, wmieszał się między walczące wojska. Na co pan Podstoli: „niebezpieczno mieszać się w bitwę, zwłasza, gdy żadna potrzeba do tego nie wiedzie. Można i z daleka ciekawość nasycić; gdyby albowiem jaka kula, nie ostrzeżona, iż wacpan tylko tam byłeś dla zabawy, niegrzecznie zawadziła o waćpana, nie mielibyśmy byli sposobności słyszeć o tak wielkiej batalii (bitwie), jak się nam teraz zdarza". Po prostu pan Podstoli daje do zrozumienia kasztelanicowa że bohaterstwu jego niezbyt wierzy.

Nie zachwyca się też jego strojem modnym, a dziwi się, widząc szyję, obwiązaną „ręcznikiemu (podejrzewa nawet zapalenie gardła).

— Tak teraz noszą we Francyi — odrzekł pan kasztelanie.

— Nie mam ja na to co powiedzieć — odpowiedział pan Podstoli — jednakże, jeżeli godzi się co mówić prze

--------------- 2013-10-07 17:02:59 ---------------

131/142

ciw modzie, mnieby się zdało, iż... nie jest wygodna, zwłaszcza w lecie. Podczas zimy i ja, kiedy jadę na koniu albo sankami, zawijam kark po francusku, alebym się w lecie udusił..."

Doskonały jest pan Podstoli ze swą lekką ironią, ale pocieszny w całem tego słowa znaczeniu — kasztelanie. Broń Boże nie chłopiec, lecz „żokiejs", nie pojazd, lecz „wiski". Przypomina się każdemu z nas podczaszyc z „Pana Tadeusza", który także przyjechał „reformować" nas i „cywilizować", jak sędzia znów przypomina Podstolego. Już zresztą w ośmnastym wieku pojawiać się będą w romansach naszych obrazki obyczajowe, znamienne typy, ale pamiętać się godzi, że popęd do podpatrywania i odtwarzania tych typów wyszedł od Krasickiego.

Słowem „Pan Podstoli" jest nietylko wzorem, ideałem przez główną osobę powieści, nie tylko zbiorem nauk, prawd życiowych, poglądów7 na zagadnienia społeczne i narodowe, ale także kopalnią rysów obyczajowych w dobie ścierania się dwu prądów. Jak zaś w innych dziełach, tak i tu hasłem Krasickiego jest „złoty środek46. ,

Część Podstolego posłał książę-biskup w roku 1784 w rękopisie królowi. Stanisław August ucieszył się tym darem i podziękował autorowi serdecznie za upominek. „Co do dzieła samego,- pisał — prawdziwie, nie ze zwyczaju, nie przez powierzchowną grzeczność, ale szczerze i istotnie dziękuję Waszej Książęcej Mości, żeś napisał. Właśnie ona (przysłana część „Podstolego") jest taka, jakiej było potrzeba. Będzie... do smaku wielości czytelników naszego narodu, w którym, że gust do czytania po wsiach rozmnożył się, przyznać trzeba sprawiedliwie, iż Waszej Książęcej Mości dziełom ledwie nie najbardziej dziękować za to należy... A wielu takich, którzy się i za statystów mają, mylne zdania swoje nie w jednym punkcie z tej książki poprawić będą mogli.

--------------- 2013-10-07 17:03:02 ---------------

132/142

Znać oczywiście, że, lubo przemocą losu oderwany jesteś od ojczyzny, w k o r z e n i o n a miłość ku niej i chęć być jej użytecznym dyktuje Ci książki. Jesteś jak ten, który z rozbitu (z rozbitego okrętu) na skałę wyrzucony, i stamtąd ostrzega inszych, wołając: nie jedź tu w lewą, bo zginiesz, tam w prawą bezpieczniej..."

Mniejsze znaczenie od „Pana Podstolego" posiada inna powieść Krasickiego „o losach narożnej kamienicy", ciekawa jednak przez to, że, jakkolwiek pod osłoną, mówi wprost o położeniu politycznem Polski, bo ta kamienica narożna, rozsypująca się w gruz — to Rzeczpospolita.

Prócz dzieł wymienionych pisał książe-biskup także komedye, tłómaczył t. zw. „Pieśni Ossyana" (utwory w duchu szkockich pieśni ludowych), nadto zaś pozostawił sporo rozpraw, prac naukowych, więc jakby pierwszą historyę poezyi ogólnoeuropejskiej i polskiej („O rymo-twórstwie i rymotwórcach"), jakby encyklopedyę powszechną („Zbiór wiadomości potrzebniejszych"), przełożył greckiego autora Lukiana „Rozmowy zmarłych" i sam kilka takich rozmów napisał (np. między Bolesławem Chrobrym a Kazimierzem Wielkim na temat: na czem polega wielkość monarchów), przetłómaczył z greckiego Plutarcha Żywoty znakomitych mężów i również (na wzór Plutarcha) pokusił się o skreślenie samodzielne kilku żywotów (między innymi znów Kazimierza Wielkiego). Jak z tego widać, był Krasicki nietylko poetą, ale również uczonym, człowiekiem o bardzo rozległem wykształceniu, oczytanym wszechstronnie. Podziwiać trzeba ten obszerny zasób wiadomości, który sobie przyswoił sumienną pracą i ten dar dzielenia się z ogółem owocami swych studyów.

W r. 1795 otrzymał Krasicki nominacyę na arcybiskupa gnieźnieńskiego i wówczas, po niedługim pobycie w Skierniewicach, przeniósł się do Łowicza, miasteczka

--------------- 2013-10-07 17:03:04 ---------------

133/142

w pobliżu Warszawy, nad rzeką Bzurą. Tam to bowiem przemieszkiwali prymasi polscy, tj. arcybiskupi gnieźnieńscy, w starym zamku, wzniesionym na nasypie wśród rozlewisk Bzury. Niedaleko widniał kościół kollegiaty łowickiej, cenny zabytek z piętnastego wieku z grobowcami wielu prymasów. Na czasy pobytu Krasickiego w Łowiczu właśnie przypada praca nad trzecią częścią „Pana Podstolego" i nad licznemi rozprawami, artykułami, przekładami.

Kollegiata łowicka.

Przygotowywał też Krasicki zbiorowe wydanie wszystkich swych dzieł przy pomocy przyjaciela Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, ale nim ukazał się pierwszy tom tego wydawnictwa, ksiądz prymas zakończył życie w Berlinie, gdzie bawił chwilowo dla spraw dyecezyi, 14 marca lcSOl roku, licząc lat sześćdziesiąt sześć. Zmarł w mieście, którego ludność katolicka wdzięcznem sercem

--------------- 2013-10-07 17:03:07 ---------------

134/142

witać go musiała, za jego to bowiem wpływem i staraniem tam w Berlinie stanął pierwszy kościół katolicki im. Św. Jadwigi. Dwunastego grudnia (1801 r.) publiczny hołd zasługom zmarłego, a znakomitego swego członka, złożyła Towarzystwo Przyjaciół nauk w Warszawie.

--------------- 2013-10-07 17:03:09 ---------------

135/142

IX.

Charakterystyka Krasickiego. — Dwie doby w życiu. — Rozum i uczucie. — Godzenie sprzeczności. — Podstawy powodzenia u mas. — Rodzaj wyobraźni. — Dar prostoty, humor, dowcip. — Zasługi wobec piśmiennictwa. — Znaczenie Krasickiego.

W życiu Krasickiego nietrudno rozróżnić dwie doby. Zrazu przeważa śmiech. Padają dowcipy błyszczące, wymyśla się zabawne sytuacye, by tylko rozweselić siebie i czytelnika (jak niejednokrotnie w „Myszeidzie"), od spraw wagi pierwszorzędnej autor prawie stroni. Ale następuje zwrot, nie nagły co prawda, owszem dosyć trudny do uchwycenia, a ostatecznym wyrazem tego przełomu, który się we wnętrzu księdza biskupa dokonywał i dokonał, jest „Pan Podstoli". Nie wszystkie więc dzieła Krasickiego mają jednolity charakter, ale mimo to we wszystkich znajdziemy pewne znamiona wspólne, które pozwolą nam zdać sobie sprawę i z rodzaju uzdolnień twórczych autora i z jego zasadniczych dążności.

A przedewszystkiem to widoczne, że Krasicki jest wybornym przedstawicielem swego czasu, że z „wieku oświecenia" wyrósł, jego hasłami się karmił i dalej te hasła szerzył — nie popadając jednak nigdy w skrajności. Wiek ten uwielbił rozum, zdrowy rozsądek, i Krasicki również nietylko był czcicielem rozumu, ale i sam rozumem głównie oddziaływał na współczesne pokolenie. Z wszystkiego, co ogłaszał, poznać, że pisał to człowiek

--------------- 2013-10-07 17:03:11 ---------------

136/142

mądry, zdolny do rozważań, nawet do wyrobienia sobie pewnej filozofii własnej. Nie dał się wszelako, jak inni, olśnić wszechpotędze rozumu, pouczał: „dobry rozum, ale źle rozumem przesadzać". Tem powiedzeniem zaś odzwierciedlał właśnie najpowszechniejszy typ polski owej doby, typ, który nie poszedł ślepo w żadnej dziedzinie za wzorami francuskimi, skoro i na polu reform społecznych, uznając prawa człowieka, nie do królobójstwa doszedł, lecz do uchwalenia Konstytucyi 3 maja.

Uczuciem, również jak ogół w czasach stanisławowskich, Krasicki kierował się w bardzo skromnej mierze. Gdyby uczucie było w tej dobie siłą czynną, twórczą, nie poddalibyśmy się tak łatwo losowi podczas rozbiorów, a powstanie Kościuszkowskie byłoby liczyło nie dwadzieścia kilka tysięcy uczestników, lecz wiele, wiele dziesiątków tysięcy. Nie można oczywiście twierdzić, by uczucie nigdy Krasickim nie powodowało, mieliśmy zresztą dowody zupełnie niewątpliwe, że ojczyznę kochał, że łatwowierność i słabość Polaków bolały go, że „płakał" po stracie wolności, że lękał się o dalsze losy Polski, ale do głębokich wzruszeń zdolny nie był i sam też dlatego nigdy nie wzruszył. A o wybuchach uczucia niema już mowy. Przed wybuchami chroniło go i samo usposobienie i przyjęta zasada: nic nad miarę, umiarkowanie...

Dzięki też tej w rodzonej organizacyi, wpływowi ducha czasu i urobionej przez się filozofii życiowej doszedł do równowagi, której niemal zazdrościć mu można. Zdołał pogodzić we własnem wnętrzu wszystkie przeciwieństwa, które wybujały w okresie zmagania się dwu prądów, wszystkie nierówności wygładzić i stworzyć ugodowe wyznanie wiary, tak dobitnie go charakteryzujące. Więc ośmieszał i staroszlachetczyznę i nowatorstwo, a równocześnie stawał w obronie i tradycyi i postępu, odrzu-ając zarówno z „sarmatyzmu" jak z „francuzczyzny" wszystko, co go raziło skrajnością. Śmiał się z ciemnoty, przyganiał bezczynności tych, którzy tę samą, co i on, szatę nosili (w „Monachomachii"), dewotek nie oszczędzał,

--------------- 2013-10-07 17:03:14 ---------------

137/142

Tablica pamiątkowa Ignacego Krasickiego w katedrze płockiej.

--------------- 2013-10-07 17:03:16 ---------------

138/142

ale wiarę szanował, wierzyć kazał, szukał wszędzie Boga („nietylko w kościele"). Francuskie wychowanie modne schłostał bez litości, ale i dla „edukacji" staroszlache-ckiej pobłażliwym się nie okazał, dążył do nowego, narodowego typu wychowania. Poddaństwa chłopów był przeciwnikiem stanowczym, „dzikością" je nazywał, nie chciał jednak obdarzać włościan wolnością nagle, pragnął przygotować ich wprzód do korzystania ze swobód. Oburzał się najczęściej na złe obchodzenie się ze służbą, ale o równości bezwzględnej nawet nie marzył, skoro i Ni-puańczykom kazał utrzymywać czeladź. „Złoty środek" potrafił znaleźć zawsze i dzięki temu cieszył się tym spokojem wewnętrznym, który w owych czasach nieszczęśliwych, w dobie klęsk, pozwolił mu pracować wytrwale, uczyć się ciągle do starości.

Pod tym względem, o ile chodzi o pracowitość, może Krasicki istotnie służyć za wzór. Zdołał objąć umysłem swym mnóstwo zagadnień i to najróżnorodniejszych, zarówno takich, które obchodziły całą ludzkość, jak i takich, które łączyły się najsilniej z dolą społeczeństwa polskiego. Szczególnie jednak wrażliwy był na zagadnienia moralne, może dlatego, że w dobie, w której żył, najbardziej właśnie obrażano zasady etyki, zarówno jednostkowej jak i społecznej. Naturalnie gromu na zepsucie nie rzucił: zgodnie z naturą swą chętniej wyśmiewał je, szydził z niego, stawiał je ironicznie za wzór do naśladowania. O zdrajcach kraju tylko nie mógł mówić ze spokojem. I to uczucie polskie właśnie, choć w uzewnętrznianiu się trzymane na wodzy, kazało Krasickiemu podjąć walkę przeciw występkom zarówno w życiu pu-blicznem jak prywatnem, wierzył bowiem, że to jest jedyny środek wiodący do odrodzenia narodu. A w odrodzenie nie wątpił. „Podła rzecz rozpaczać" — to przecie jego słowa.

Ale nietylko poprawiać chciał obyczaje społeczeństwa, chciał naród swój oświecać, a praca w obu tych kierunkach łączyła się w zgodną całość. Walczył z mar

--------------- 2013-10-07 17:03:18 ---------------

139/142

notrawstwem, z uprawianiem lichwy, z pijaństwem, ale i z zabobonem, z przesądami, z nieuctwem.

Szczęściem wywierał wpływ na współczesnych ogromny. Działo się to i dzięki jego niepospolitemu talentowi — „księciem poetów" go nazywano — i dlatego, że do mas łatwiej trafić satyrą, bajką, niż choćby naj-mędrszem dziełem naukowem, ale przedewszystkiem dzięki temu, że we wszystkich swych utworach stronił od nauk oderwanych, a dawał obrazki żywe, wyraziste, przemawiające do wyobraźni.

Gdzie się tego nauczył? Z dzieł francuskich? Zapewne, piśmiennictwu francuskiemu zawdzięczał wiele, ale nie naśladował gotowych wzorów niewolniczo nigdy, w sobie miał ten dar odtwarzania charakterów ludzkich, pokazywania ich takimi, jak je spostrzega bystry obserwator, zdolny oddać i gest i mowę i niemal ton głosu. Ito właśnie umiał on wybornie: nakreślić jakąś zajmującą scenę (nie długą), pokazać dwa lub trzy interesujące typy (zwłaszcza zabawne), stworzyć dramacik mały, czasem istne cacko. Niechętnie też obmyślał większe całości, a gdy przyszło do wykonania, siły niezupełnie mu dopisywały: „Przypadki Doświadczyńskiego" rozłamały się właściwie na trzy odrębne powieści, „Pan Podstoli" rozpadł się na szereg traktatów, spójności zabrakło i „Wojnie chocimskiej4, a ocaliły te dzieła tylko zalety stylu, tendencya szlachetna i urok w p 1 e c i o-nych w całość obrazków. Bowiem Krasicki posiadał niemały dar wyobraźni odtwórczej, zdolnej oddać to, co spostrzegł, a zatrzymującej się chętnie na charakterystycznych szczegółach, nie miał zaś potężnej wyobraźni twórczej, któraby z drobnych cząstek tworzyła wielką, jednolitą całość i potrafiła owiać ją jednolitym duchem.

Jakaż za to jasność panuje w jego dziełach, jaka prostota i w tem, c o mówi, i j a k mówi. Żadnej sztuczności niemiłej, ani silenia się na wdzięk podrabiany, ani na podniosłość wymuszoną, ani na niezwykłość. Elegan-cya w pismach jego jest, ale ta była darem Krasickiemu

--------------- 2013-10-07 17:03:21 ---------------

140/142

wrodzonym, podobnie jak swoboda wielka, jak lekkość tonu. O dowcipie nadzwyczajnym, o humorze, który podbija, zniewala, już chyba i mówić nie trzeba: toć to najprzedniejsze zalety utworów Krasickiego — zajmowaliśmy się niemi obszernie — i one to również zyskiwały wszystkiemu, co z pod pióra jego wyszło, czytelników chętnych, zwolenników coraz nowych.

Istotnie też poezyę, która zamarła była w Polsce, która dźwigała się dopiero w dobie stanisławowskiej z niemocy, on „odrodził", pokazał, jak się pisze nietylko z zacną tendencyą, ale i z artyzmem, a czytelnicy dowiedzieli się, że, czytając, można nie samą tylko myśl autora pochwalać, ale podobać sobie również w kształcie zewnętrznym, w pięknym sposobie wyrażania myśli.

Więc choć od spraw politycznych się usunął, spełnił Krasicki w dobie, w której żył, czyn wielki i obywatelski : przyczynił się do odrodzenia duszy narodu, do odrodzenia piękna mowy polskiej, do rozbudzenia czytelnictwa wśród kół szerokich. Nie żądajmy od nikogo tego, czego spełnić nie może, ale oddajmy cześć należną każdemu, kto pracy godziwej się podejmie i wykona ją najlepiej, według swych sił. Za wodza duchowego Krasickiego nie uważamy, natomiast zasługi ogromne przyznać mu musimy i uczcić w nim jednego z tych, co wyprowadzili nas z bezrządu, z bezmyślności, zepsucia obyczajowego, ciemnoty, i jako hasło rzucili: „padnie słaby i lęże, wzmoże się wspa-n i a ł y".

--------------- 2013-10-07 17:03:23 ---------------

141/142

TREŚĆ:

Strona

Wstęp.

I. Lata dziecięce Krasickiego. — Czasy saskie. — Upadek szkolnictwa. — Krasicki w kollegium jezuickiem. — Godności kościelne. Pobyt w Rzymie. — Przyjaźń z Poniatowskim i jej owoce. — Niechęć do działań politycznych. — Krasicki poddanym pruskim. — W Heilsbergu.

II. Praca Krasickiego w czasopiśmie „Monitorze". — Poematy żartobliwe: Myszeidos pieśni dziesięć, Monachomachia, Antimonachomachia .... ......... 20

III. Satyry. — „Do króla". — „Świat zepsuty". — Dwie grupy satyr. — Grupa pierwsza. — Grupa druga. — Powracanie do ulubionych lematów. — Cechy znamienne, wartość i znaczenie satyr............. .

IV. Bajki. — Co to jest bajka. Wykład poszczególnych bajek. — Dwie grupy. — Myśl polityczna. — Cechy charakterystyczne Bajek, ich zalety i doniosłość..... 64

V. Wojna chocimska — Co zachęciło Krasickiego do napisania poematu bohaterskiego. — Przedmiot eposu. — Zalety, niedostatki, znaczenie Wojny chocimskiej . . 82

VI. Przyjazd Krasickiego do Warszawy. — Obiady czwartkowe. — Powrót do Heilsberga. — Listy. — Wiersze z prozą. — Wiersze różne. ... ......... 92

VII. Dzieła prozą. — Mikołaja Doświadczyńskiego Przypadki — Przedmiot powieści. — Jej tendencya. — Trzy księgi — trzy rodzaje — Realizm. — Walka na dwa fronty. — Powieści wschodnie. Dwa typy. Przeciw utopiom. 102

--------------- 2013-10-07 17:03:25 ---------------

142/142

VIII. Pan Podstoli — Zagadnienia poruszone w powieści. Obrazki rodzajowe. — Inne prace Krasickiego. — Ostatnie lata życia.................

IX. Charakterystyka Krasickiego. — Dwie doby w życiu. — Rozum i uczucie. — Godzenie sprzeczności. — Podstawy powodzenia u mas. — Rodzaj wyobraźni. — Dar prostoty, dowcip, humor. — Zasługi wobec piśmiennictwa. — Znaczenie Krasickiego...............

--------------- 2013-10-07 17:03:28 ---------------

--------------- 2013-10-07 17:03:30 ---------------



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Krasicki Ignacy Rozmowy zmarlych
Krasicki Ignacy Bajki i przypowieści Wół minister
Krasicki Ignacy Bajki i przypowieści Dąb i dynia
[ICI][PL] Krasicki Ignacy AntyMonachomachia
Krasicki Ignacy Bajki i przypowieści
Krasicki Ignacy Biskup
Krasicki Ignacy Listy
Krasicki Ignacy [XBW] Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki
Krasicki Ignacy Antymonachomachia
Krasicki Ignacy Monachomachia
Krasicki Ignacy Rozmowy zmarlych
Krasicki Ignacy Monachomachia
Bajki i przypowiesci Krasicki, Ignacy
[ICI][PL] Krasicki Ignacy Monachomachia
Krasicki Ignacy Bajki i przypowieści Przyjaciel
Krasicki Ignacy Bajki i Przypowieści

więcej podobnych podstron