Kerrelyn Sparks - Najseksowniejszy istniejący wampir
Rozdział dwudziesty pierwszy
- Nie jestem zachwycona twoją podróżą. - powiedziała następnego wieczora Belinda.
- Nic mi się nie stanie, Mamo. - uprzedziła ją Abigail. - Wyjeżdżam tylko na kilka dni.
Madison usiadła w nogach łóżka szpitalnego w prywatnym pokoju ich matki. - Dla mnie to brzmi ekscytująco. Jak super szpieg w towarzystwie super bohaterów. Szkoda, że nie mogę jechać.
- Będziemy spali w jaskiniach. - mruknęła Abigail.
- Nie będziesz miała łazienki? - Oczy Madison rozszerzyły się w przerażeniu. - Albo telewizji? Jak można bez tego żyć?
- Będzie dobrze. - Abigail przewróciła oczami na ich mamę.
Madison przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną, ale zaraz skinęła entuzjastycznie. - Och! Ma rację. Nic się jej nie stanie, Mamo. Będę TiVo i pokaże ci, że u niej będzie wszystko dobrze. A Chińczycy nawet jej nie tkną.
Belinda jęknęła i przycisnęła dłoń do ust.
- Nie martw się, kochanie. - Tata poklepał ramię żony. - Abby będzie z najlepszymi ochroniarzami na planecie. Gregori obiecał, że ją ochroni.
- Gdzie jest ten Gregori? - Belinda skinęła na okno. - Ściemniło się już godzinę temu.
- Jestem pewna, że wkrótce się pojawi. - powiedziała Abigail, choć zastanawiała się nad tym samym.
Po kilku godzinach kochania się w jego mieszkaniu, teleportował ją z powrotem do laboratorium, by mogła się ubrać. Wyszła z pracy, pozwalając, by agent wywiadu odwiózł ją do domu tak jak zwykle. Później on teleportował się do jej sypialni w Białym Domu i razem wzięli prysznic. Przed wyjściem, przypomniał jej, by spakowała się i była gotowa na podróż następnego wieczora. Teraz, jej plecak leżał obok szpitalnej szafki w pokoju jej matki, a ona się żegnała.
- Tylko ciepło się ubieraj. - ostrzegła ją Belinda. - I nie pij wody. Nawet, gdy myjesz zęby.
- Tak, Mamo. - Telefon Abigail zadzwonił. - To musi być on. - Oddaliła się w kąt pokoju i odebrała.
- Gotowa? - spytał Gregori.
- Oczywiście. Co tak długo?
- Musieliśmy przebrnąć przez sprawozdania od chłopaków. Wiadomości dochodzą w czasie dnia i gromadzą się. Poza tym, nie ma żadnego powodu, by się śpieszyć. Nie możemy zacząć się teleportować, gdy w Kalifornii będzie świeciło słońce.
- Och.
Jego głos zmiękł. - Wszystko w porządku, Mądralo?
Odwróciła się do ściany, by ukryć rumieńce. - Tak.
- Jesteś w swojej sypialni?
- Jestem w szpitalu. Moja mama chce cię poznać zanim wyjedziemy. Zgadzasz się?
- Pewnie.
- Możesz się tutaj teleportować. Jestem w prywatnym pokoju mojej matki. Mój Tata i Madison też tu są.
Gregori zmaterializował się obok niej.
Belinda złapała oddech.
Madison uśmiechnęła się. - Super.
Jej ojciec wyszedł na przód z wyciągniętą ręką. - Dobry wieczór, Gregori.
- Sir. - Gregori potrząsnął jego ręką i skinął głowę Belindzie. - Jak się Pani czuje, Pani Tucker?
Jej oczy rozszerzyły się. - Wiec naprawdę jesteś wampirem?
- Tak, proszę pani.
Przyglądała mu się. Ubrany był w spodnie i koszulkę koloru khaki i brązową wojskową kurtkę. - Nie wyglądasz jak wampir.
- Przypomina Indianę Jonesa. - powiedziała Madison do ich matki, kiedy zmarszczyła brwi. - Zapomniałeś kapelusza i bicza. Wiesz, dodatki naprawdę polepszają strój.
Belina wyciągnęła rękę. - Podejdziesz tu, proszę?
Gregori przybliżył się do niej i uściskał jej dłoń.
Spojrzała na niego. - Mój mąż ufa ci, że zaopiekujesz się naszą Abby. Czy to prawda?
- Tak, proszę pani.
Serce Abigail zabiło na szczerość w jego głosie. Uspokoiła się trochę, gdy mogła zobaczyć jego twarz.
- Abby powiedziała mi, że jesteś młodym wampirem i nigdy nie ugryzłeś człowieka dla pożywienia. - kontynuowała Belinda.
- Tak, proszę pani, to prawda.
Belinda uśmiechnęła się. - Wydajesz się być dobrze wychowanym wampirem.
Uśmiechnął się. - Moja matka się ucieszy, gdy to usłyszy.
- Twoja matka nadal żyje?
- Tak, proszę pani.
- Poznałam ją. - powiedziała Abigail swojej matce. - Ona jest śmiertelniczką. I twoją wielką fanką.
Belinda potrząsnęła rękę Gregoriego i dopiero ją puściła. - Bardzo dobrze. Udanej podróży. I proszę, zwróć moją Abby całą i zdrową.
- Oczywiście. - Spojrzał na Abigail. - Gotowa?
Pokiwała głową. Po przytuleniu i pożegnaniach, zarzuciła plecak na ramię. - Chodźmy.
- Najpierw zatrzymamy się w Romatechu. - Gregori owinął ramiona wokół niej i wszystko stało się czarne.
Pojawili się na zewnątrz bocznego wejścia i Gregori przejechał kartą przez czytnik, by otworzyć drzwi. Zaprowadził ją biura bezpieczeństwa, by przeczytała sprawozdania chłopaków z Chin. Bazy zostały założone i oni teleportowali tam zapasy.
Wkrótce w biurze pojawiło się wiele Wampirów i śmiertelników, którzy chcieli życzyć im szczęśliwej podróży. Abigail poznała się z Angusem i Robbym MacKay, którzy teleportowali się z nimi do Tokio. Gdy nadszedł czas, odeszli na bok, by pożegnać się ze swymi żonami.
Abigail dotknęła miłość wypisana na ich twarzach. Pochyliła się do Gregoriego i szepnęła. - Ich żony też są wampirami?
- Emma jest wampirzycą. - odszepnął. - Olivia jest śmiertelniczką. I spodziewa się ich pierwszego dziecka.
Abigail otworzyła usta i zerknęła na przytulonego Robby'ego i Olivię. - Och. -
Chwyciła rękę Gregoriego i szepnęła. - Nie zabezpieczyliśmy się ubiegłej nocy. A robiliśmy to z pięć razy. Ledwie mogę chodzić.
Gregori skrzywił się, gdy w pokoju rozległy się chichoty. - Abby, nie ma sensu szeptać w towarzystwie wampirów. Oni i tak słyszą wszystko.
- Och. - Zarumieniła się.
- Nie martw się. - Gregori pocałował ją w skroń. - Moja sperma jest martwa. Nie mogę mieć dzieci, chyba, że Roman zrobi jedną z tych swoich magicznych sztuczek.
Zmrużyła oczy. - Jak to działa?
- Wziąłby ludzką spermę, usunął DNA, a w zamian tego wstawił moje.
- Och. - Pokiwała głową. - Interesujące. - Więc mogłaby mieć z Gregorim dzieci. Jeśli zdecydowaliby się na ślub.
Znowu spojrzała na Robby'ego i Olivię. Wydawali się być tacy szczęśliwi.
- Czas iść. - zawiadomił Angus. On i Robby chwycili ich torby i plecaki, kiedy teleportowali się.
Gregori objął ją. - Gotowa?
Pokiwała głową i owinęła ramiona wokół jego szyi. - San Francisco, tak?
- Tak. Dom Głowy Klanu Zachodniego Wybrzeża. Byłem tam wcześniej, więc wiem gdzie to jest. Trzymaj się.
Wszystko stało się czarne, kiedy jej stopy wylądowały na grubym perskim dywanie. Rozejrzała się dookoła. Angus i Robby stali przy kominku, rozmawiając z ciemnowłosym mężczyzną w kilcie. Pokój okazał się być salonem udekorowanym fotelami i kanapami z ciemno czerwonym aksamitnym obiciem, w kolorze krwi. Pasuje, jak sądziła, do domu pełnego wampirów.
- Panno Tucker? - Mężczyzna w kilcie zbliżył się do niej z uśmiechem. - Jestem Rafferty McCall, Mistrz Klanu Zachodniego Wybrzeża.
- Jak się masz? - Uścisnęła mu rękę. - Dziękuję za pomoc.
Kiedy musieli czekać, aż słońce zajdzie na Hawajach, Abigail spędziła kolejne kilka godzin z Gregorim na zwiedzaniu.
Rafferty załatwił im podwózkę z Town Car i włóczyli się po mieście, śmiejąc się i całując się w świetle księżyca. Żadnych agentów wywiadu obserwujących każdy ich krok. Nigdy nie czuła się tak wolna.
Później teleportowali się do małego plażowego domku na Hawajach, który należał do delfinołaka Finna Graysona. Był biologiem morskim, który pracował w pobliskim oceanarium.
- Jeżeli chłopaki MacKay, chcą coś zrobić na wyspach, mogą na mnie polegać. - powiedział do Abigail. - Wampiry nie spędzają tutaj wiele czasu, wiesz. Zbyt dużo słońca. - Uśmiechnął się do wampirów. - Rozgośćcie się. W lodówce są Bleery. - Pognał do kuchni w podskokach.
Abigail nie mogła się nie uśmiechnąć na te różnice. MacKayowie byli wysokimi, bladymi rudzielcami w kiltach i Claymorem na plecach. Finn wyglądał na blond surfera z opaloną skórą w luźnych spodenkach i hawajskiej koszulce.
Poszła na długi spacer plażą z Gregorim. Tylko ich dwoje, trzymających się za ręce. W drodze powrotnej do plażowego domku, przekonał ją do drzemki. Potem, kiedy przeniosą się do Japonii i Chin, nie będzie wiele czasu na odpoczynek.
Obudziła się kilka godzin później i poszła do kuchni poszukać jedzenia. - Halo?
Gdzie wszyscy byli?
Po piętnastu latach spędzonych z ochroniarzami, było dla niej dziwna taka cisza. Zauważyła Finna i Angusa na tarasie. Angus pomachał do niej, by dołączyła do nich.
W chwili, gdy otworzyła szklane drzwi, usłyszała rosnący szczęk metalu.
- Sparing. - wyjaśnił Angus, kiedy wskazał na plaże.
Otworzyła usta. Tam, na plaży, Robby i Gregori walczyli na miecze. Ogromne miecze.
Jej serce podskoczyło do gardła. - Próbują się pozabijać?
- Nay, tylko ćwiczą. - powiedział Angus. - Chciałem zobaczyć jak dobrze chłopak umie walczyć.
Skuliła się, kiedy miecz Robby'ego uderzył w kierunku głowy Gregoriego. Zablokował ten ruch w samą porę, uderzając głośno mieczami.
- To szaleństwo!
- Chcesz faceta, który może cię ochronić, aye? - spytał Angus spokojnie obserwując.
- Chcę faceta, który będzie żywy.
Angus zachichotał. - Przecież oni się nie „pozabijają”.
Gregori sprawił, że Robby się cofnął, kiedy przybliżył się do niego i odparł atak. Obaj się cofnęli i ruszyli na siebie, a miecze błyszczały w świetle księżyca. Po chwili zrozumiała, że może się rozluźnić. Ich ruchy były krótkie i ostrożne, tak, że nie mogliby się poważnie zranić albo zabić. Gdy ich straszny taniec nadal trwał, ona stała zaintrygowana. Ci mężczyźni byli piękni, by na nich patrzeć.
Żaden nie nosił koszulki i pot lśnił na umięśnionych ciałach. Krążyli w kółko, więc zawsze mogła wskazać, który z nich to Gregori. Byli tego samego wzrostu, ale Robby poruszał się jak czołg i był niewzruszony jak ceglana ściana. Gregori był wysoki, szczupły i płynnie się poruszał. Jeżeli Robby go powalił, podnosił się natychmiast. A robił to stylowo i z wdziękiem.
Uśmiechnęła się. To był Gregori. Przetoczył się, atakując i nic nie było w stanie go powstrzymać.
- Wystarczy. - krzyknął Angus. - Nie chcemy zmęczyć młodego.
Usłyszała przekleństwo Gregoriego i śmiech Robby'ego.
- Nazywasz go „młody”?
Angus zachichotał. - Aye, tylko się z nim drażnię, ale chłopak nie ustępuje. Znalazłaś dobrego faceta, dziewczyno.
Tak, znalazła. Patrzyła jak nadchodził. Pod tym czarem i drogimi garniturami był wojownikiem, wojownikiem jak ci Szkoci w kiltach. Jego biceps się napiął, kiedy niósł miecz, a jego ciemne, wilgotne włosy opadły mu na czoło i przykleiły do szyi podwijając się na końcach. Uśmiechnął się powoli do niej, a na policzkach pojawiły się dołeczki.
Dobry Boże, pragnęła go.
- Wyspałaś się? - spytał.
Pokiwała głową, przyglądając się jego nagiej, umięśnionej klatce.
Oddał miecz Angusowi, nie spuszczając z niej oczu. - Zobaczymy się za kilka minut. Muszę wziąć prysznic.
Stała w miejscu przez chwilę, kiedy w końcu poszła za nim do domu. - Nie powinnam ci zbadać ran? Co jeśli Robby coś ci odciął?
- Broń Boże. - Z szerokim uśmiechem zaciągnął ją do łazienki, która przylegała do sypialni dla gości.
Po powolnym badaniu pod prysznicem, stwierdziła, że jest cały i zdrowy.
Owinął ją w ręcznik i położył na łóżku, kładąc się na niej.
Zaśmiała się. - Nie jesteś zmęczony?
- Skarbie. - Rozchylił ręcznik. - Dobry Wampir może wytrzymać przez całą noc.
I tak zrobił.
Kilka godzin później, teleportowali się do posiadłości Kyo na obrzeżach Tokio.
Ona zadzwoniła do domu, by poinformować rodzinę, że jest już w Japonii.
Potem wzięła prysznic, przebrała się i zjadła duży posiłek składający się z zupy mięsnej, ryżu z krewetkami i warzywami z gotowaną rybą.
Telefon zadzwonił i to był J.L Wang.
W Yunnan zapadła noc.
A to oznaczało, że jej przygoda w Chinach właśnie się zaczęła.
Tłumaczenie by karolcia_1994
Rodzaj rzutnika, projektora