Jednym z wyposażonych weń oddziałów był zmobilizowany 28 sierpnia 1939 r. w Żurawicy pod Przemyślem 2. batalion czołgów lekkich mający na stanie 49 7-TP i prawie sto różnego rodzaju pomocniczych pojazdów mechanicznych, od terenowych ciągników do łącznikowych motocykli. Jednak nad jego wojennymi losami ciążyło od początku jakieś fatum.
Transporty batalionu mającego wzmocnienić jednostki Armii Odwodowej dotarły 1 września do stacji Łowicz i Bednary. Tam - nie badając faktycznej podległości oddziału - podporządkował go sobie dowódca Armii „Łódź” gen. Juliusz Rómmel. Jego szef sztabu płk Aleksander Pagłowski skomentował to niefrasobliwie: „Skoro spadł nam jak z nieba, to trzeba go brać”... Zgodnie z rozkazem kompanię techniczno-gospodarczą koleją przewieziono do Pabianic, a stamtąd do lasów nad Widawką. Tam też pomaszerowała reszta batalionu. Oddział jednak zawrócono, oddając go do dyspozycji dowódcy GO „Piotrków” gen. Wiktora Thommée. W wyniku tego rzut bojowy został na trzy dni pozbawiony bieżącego zaopatrzenia, przede wszystkim w paliwo.
Samowola gen. Rómmla miała także szersze następstwa. Od 2 września zagubiony batalion próbowało mu odebrać Naczelne Dowództwo, starał się o to również - bezskutecznie - dowódca Armii Odwodowej gen. Dąb-Biernacki. Doprowadziło to do napięć między obu generałami i było jedną z przyczyn złej współpracy na tak ważnym styku ich wojsk w rejonie Piotrkowa.
Dwa dni chwały
4 września gen. Thommée skierował batalion przeciw oddziałom 1. DPanc. forsującym rzeczkę Luciążę i jej dopływ Prudkę. Czołgi wyruszyły spod Bełchatowa. 1. kompania kpt. Antoniego Próchniewicza dwukrotnie odrzuciła Niemców koło Jeżowa, niszcząc najpierw dwa samochody pancerne, a następnie sześć czołgów, przy stracie jednego własnego i dwóch uszkodzonych. Rannych zostało sześciu żołnierzy. W tym czasie 2. kompania kpt. Konstantego Hajdenki prowadziła rozpoznanie w kierunku zajętej przez nieprzyjaciela Rozprzy. Gdy doszło do starcia, uszkodzone zostały dwa 7-TP, zginął jeden z czołgistów, a dwóch odniosło rany.
Po zmroku obie kompanie dostały rozkaz udania się do lasu pod Rzgowem na trasie Piotrków-Łódź, gdzie była już kompania techniczno-gospodarcza. Niestety, wyposażono ją w części zamienne, ale do vickersów, więc aby naprawić uszkodzony sprzęt, poświęcono najbardziej zniszczony 7-TP. Ponieważ następnego dnia planowano użycie batalionu do ponownego kontrataku, już przed świtem rzut bojowy wyruszył na podstawy wyjściowe.
Dwie kompanie uderzyły 5 września z zadaniem przecięcia szosy z Jeżowa do Piotrkowa, którą posuwała się jedna z kolumn 1. DPanc. Początkowo Niemcy zostali zaskoczeni pojawieniem się polskich czołgów i w pierwszej fazie walk stracili cztery samochody pancerne. Dalszy atak naszych sił został jednak powstrzymany przez dywizjon przeciwpancerny. Gdy niemieckie czołgi wykonały manewr oskrzydlający, obie kompanie wycofały się na pozycje wyjściowe. Podczas dalszego odwrotu 3. kompania oderwała się od nieprzyjaciela, tracąc kontakt także z resztą batalionu, natomiast „pierwsza” dołączyła do kompanii techniczno-gospodarczej.
Inaczej potoczyły się wypadki na odcinku działającej osobno 2. kompanii. Walka rozgorzała tam jeszcze przed ustalonym terminem natarcia, gdy z przeprawy przez Prudkę wyjechała niespodziewanie licząca ok. 20 pojazdów kolumna pancerno-motorowa. Kpt. Hajdenko postanowił wykorzystać tę okazję i dał rozkaz do ataku. Kolumnę zniszczono niemal doszczętnie. Polacy natknęli się następnie na czołowe elementy wkraczającej do walki 4. DPanc. W starciu z nimi unieszkodliwiono kilka czołgów, ale straty własne również były dotkliwe: dwa czołgi spalone, pięć uszkodzonych tak, że nie można ich było usunąć z pola walki. Zginęło czterech czołgistów, kilkunastu było rannych. Wycofująca się kompania dołączyła wieczorem również do techniczno-gospodarczej. Zebrano 22 czołgi, w tym cztery na holu.