W sumie 1 Armia użyła 419 czołgów. Amerykańska koncepcja użycia broni pancernej była połączeniem pomysłów angielskich i francuskich - czołgi ciężkie miały przełamać front i uderzać naprzód celem zniszczenia zasieków wroga. Poprzez wyłomy miała wlewać się piechota wspierana czołgami lekkimi pomagającymi likwidować ośrodki oporu. Każdy z idących w awangardzie czołgów ciężkich wiózł na dachu zwój ciasno zbitej faszyny, która umożliwiała pokonanie niemieckich okopów. Czołgi operowały w grupach po trzy pojazdy: czołg awangardy i dwa czołgi piechoty. Czołg awangardy miał przedrzeć się przez niemieckie okopy, potem skręcał w lewo i omiatał je ogniem cekaemów. W tym czasie czołgi piechoty przejeżdżały przez wyłom w zasiekach. Czołg z prawej zrzucał do okopu faszynę, skręcał w lewo i kierował ogień w głąb okopu. Po wykonaniu zadania czołg awangardy zawracał i przejechawszy po leżącej faszynie, zrzucał swoją do następnego okopu. Manewr ten powtarzały kolejne czołgi. Piechota posuwała się za nimi w trzech formacjach: pierwsza oczyszczała okop z Niemców, druga uszczelniała go w odpowiednich punktach, a trzecia obsadzała do nadejścia następnej fali czołgów.
Chociaż Amerykanie osiągnęli cel, likwidując występ Saint-Mihiel, ofensywa była porażką korpusu pancernego. Stało się tak wskutek mechanicznych usterek i błotnistego pola bitwy. Mimo to czołgi Pattona mogły osiągnąć większe sukcesy, gdyby nie kunktatorstwo dowódcy korpusu gen. Rockenbacha. Widząc, jak czołgi grzęzną w błocie, płk Patton pobiegł na pole bitwy. Niemieckiej artylerii udało się trafić tylko trzy czołgi amerykańskie, ponad 40 zepsuło się lub utkwiło w błocie. Patton pieszo poprowadził maszyny do ataku na niemieckie pozycje. Nie było to trudne, bowiem prędkość czołgu Renault wynosiła 7 km/h. Niecierpliwy Patton nie chciał czekać na nadejście piechoty. Bez jej wsparcia odparł atak niemiecki i zmusił wroga do oddania wsi Jonville. Akcja ta przeszła do historii pod nazwą „szarża pod Jonville”. W jej trakcie zlikwidowano 12 gniazd karabinów maszynowych, zdobyto cztery działa. Dzięki brawurze Amerykanie przejęli inicjatywę. Jednak kiedy czołgi pozbawione wsparcia piechoty, korzystając z zaskoczenia Niemców, zaczęły forsować linię Hindenburga, do Pattona dotarł kurier ze sztabu z rozkazem przerwania natarcia. Czołgi musiały opuścić zdobyty obszar.
PANCERNE GOŁĘBIE
Zgodnie z planami Pershinga ofensywa amerykańska na odcinek Moza-Argonny rozpoczęła się 26 września. Dzień wcześniej Patton napisał w liście do żony: Zawsze się denerwuję w takiej chwili, jak przed meczem futbolowym. Powodów do zdenerwowania miał wiele, jak choćby problem paliwa, którego podczas walk o Saint-Mihiel przydzielono mu zbyt mało. Tym razem rozkazał załogom przed bitwą przymocować sznurami na tyłach pojazdów zbiorniki z benzyną. Patton był świadomy niebezpieczeństwa eksplozji, uważał jednak, że strata kilku czołgów wraz z załogami jest mniejszym złem niż utrata ich większości z powodu braku paliwa.
Ze względu na awaryjność maszyn trzeba było zadbać o ochronę unieruchomionych tanków przed zniszczeniem. Do tego potrzebne były części zamienne i mobilne załogi mechaników. W tym celu jeden czołg w każdej kompanii zamieniono w ruchomy warsztat. Był to zaczątek kompanii naprawczej złożonej z czołgów rezerwowych. System taki funkcjonuje w siłach pancernych USA do dziś.
W czasie walk wyszły na jaw problemy z komunikacją między czołgami. Większość pojazdów nie miała radiostacji, więc dowódcy jednostek musieli wysiadać ze swych maszyn i iść na piechotę. Próbowano wykorzystywać gołębie pocztowe, które transportowano w bambusowych klatkach na podłodze czołgów, tuż obok kierowcy. Z powodu ciasnoty dowódca musiał stać na klatce. Skutków można się domyśleć. W końcu zdecydowano, że niżsi oficerowie będą biegać między czołgami. Wymagało to dużej odwagi i poświęcenia, które nagradzano, przyznając Distinguished Service Order. Odznaczeniem tym uhonorowano także płk. Pattona. W czasie przekopywania przejścia przez niemieckie okopy załogi dostały się pod nieprzyjacielski ostrzał.
Żołnierze przerwali pracę i ukryli się, a Patton, by zachęcić ich do podjęcia ryzyka, wspiął się na przedpiersie okopu. Załogi powróciły do pracy i przekopano drogę dla pięciu czołgów, które szybko zniszczyły wrogie reduty. Patton szedł tuż za swoimi czołgami. W jednym z okopów natknął się na 300 piechurów, całkowicie zdemoralizowanych wskutek niemieckiego ognia. Osobiście poprowadził ich do dalszego natarcia.