Daria Jewak
Prieure de Sion a Święty Graal
Prieure de Sion to jedno z tajnych stowarzyszeń, które do tej pory osnute jest mgłą tajemnicy, a jego rodowód spędza sen z powiek badaczom i pisarzom.
Równie tajemne jest powiązanie Prieure de Sion z legendą o świętym Graalu. Wg wielu źródeł zakonnicy byli jego strażnikami. Skąd u Merowingów zainteresowanie legendą sięgającą czasów Jezusa? Czy możliwe, że francuska dynastia była w posiadaniu jednej z największych tajemnic świata? Aby odpowiedzieć na te pytania, powinniśmy sięgnąć do korzeni tego rodu.
Teoretycznie zakon Syjonu miał być założony przez Godfryda de Bouillon, potomka rodu Merowingów, w tym Dagoberta II i zdobywcy Ziemi Świętej w 1090r. z siedzibą w opactwie Notre Dame du Mont de Sion, które przekształcono w fortecę. Prawdopodobnie został jednak założony wcześniej, o czym mogą świadczyć pewnie wzmianki na ten temat tajemniczych duchownych.
Dynastia Merowingów wywodzi się od Sigambrów, ludu pochodzenia germańskiego i przez dłuższy czas, na początku naszej ery władała na obszarach Francji i Niemiec. Wg legendy Merowig, żyjący na przełomie IV-V w. był istotą nadprzyrodzoną, dzieckiem od dwóch ojców: króla Klodiona i morskiej bestii zza morza, co sugeruje, że narodził się przez zmieszanie krwi dwóch rodów, w tym jednego królewskiego. Wg podań był królem-kapłanem i potrafił uzdrawiać dotykiem dłoni, co upodabnia go do postaci Chrystusa.
Merowingowie utrzymują, że wywodzą się od Noego, ten sam pogląd pojawił się tysiąc lat później u Wolnomularzy. Korzenie dynastii sięgają prawdopodobnie starożytnej Grecji, a dokładnie Arkadii. W V w. w wyniku inwazji Hunów, przodkowie Merowingów osiedlili się na obszarach dzisiejszej Belgii i Francji, a po upadku Cesarstwa Rzymskiego przejęli kontrolę nad państwem. Syn Merowiga o tym samym imieniu został w 448r. królem Franków, organizując wysoką kulturę i propagując piśmiennictwo wśród osób świeckich. Jego następcy stawali się władcami automatycznie, lecz nie rządzili państwem. Żyli w poligamii, gdyż "los dynastii spoczywał w ich własnej krwi", przez co nie mogli doprowadzić do wygaśnięcia dynastii. Zastanawiające jest, dlaczego ich krew miała tak ogromne znaczenie, że posunięto się do zakazanej poligamii.
Kiedy nastał Chlodwig I, Frankowie przeszli na chrześcijaństwo w zamian za przewodzenie nowemu imperium, Świętemu Cesarstwu Rzymskiemu.
Następnym władcą był Dagobert II, do którego kilkakrotnie nawiązywałam powyżej. Dziwnym zrządzeniem losu doszedł on do tronu. Po śmierci ojca został pozbawiony dziedzictwa przez majordoma, który ogłosił nowym monarchą swego syna, a młodego księcia zamknął w jednym z klasztorów w Irlandii. Kiedy Dagobert dorósł, pojął za żonę celtycką księżniczkę, a dzięki pomocy biskupa Yorku, Wilfryda, powrócił na tron. Drugą żoną monarchy była Gizela de Razes, siostrzenica króla Wizygotów. Po ślubie spędzali razem wiele czasu w rodowej posiadłości wybranki, w Razes, znanym obecnie jako Rennes-les-Chateau. Dagobert został zamordowany przez wysłanników Kościoła, a potem, jako "zadośćuczynienie" został kanonizowany. W pewnych kręgach nadal jednak wspomina się o "Męczeńskiej" śmierci króla. Ciekawe, że dłuższy czas po jego śmierci, przypisywano cudowne właściwości jego szczątkom.
Po zamachu odsunięto od władzy jego syna, Sigiberta IV, co również spotkało się z akceptacją Kościoła, który powołał na nowego władcę Karola Młota, syna majordoma. Chłopiec został uratowany od śmierci przez swoją siostrę, która wywiozła go do posiadłości Razes, gdzie przyjął nazwisko swego wuja: księcia Razes, hrabiego Rhedae oraz Plant-ard "płomiennie rosnącą winorośl". W 718r. Sigibert wraz ze swą małżonką Magdaleną, ufundował klasztor niedaleko kościoła w Rennes-les-Chateau.
Na terenie Razes wkrótce utworzono małe państewko, a jego władcę ogłoszono królem. Syn Sibiberta, Guillem de Gellone w zamian za zwycięstwo w walce z Maurami, otrzymał od króla Karola Wielkiego niezależność swojego państwa. Lecz kiedy Sigibert VI, potomek Guillema wywołał powstanie przeciwko królowi Francji, ród utracił wszelkie dobra i posiadłości Plantardów i wyemigrował do Anglii.
Dalsze losy potomków Merowingów nie są znane, jednak istnieje średniowieczna legenda o Lohengrinie, który był potomkiem rodu Graala i który pomógł kiedyś księżniczce Brabantu. W zamian za uratowanie życia, pojął ją za żonę, po uczynionej obietnicy, że kobieta nigdy nie spyta go o pochodzenie. Kiedy złamała słowo, opuścił ją i swe dziecko, które było ojcem Godfryda de Bouillon (który zdobył Jerozolimę i wyzwolił Grób Chrystusa z rąk niewiernych, a także założył zakon Prieure de Sion).
Analizując dane dochodzi się do wniosku, że Godfryd przez małżeństwo swej prababki z Hugonem de Plantardem, wywodził się w prostej linii z rodu Plantardów i posiadał w swoich żyłach merowińską krew.
Zastanawiające jest, dlaczego dynastia Merowingów cieszyła się tak dużym respektem i tak intensywnie broniła swej "krwi". Niektóre z dokumentów wskazują na jedno z 12 plemion Izraela, plemię Beniamina, które zostało wyróżnione przez Boga. Co ciekawe, w Biblii czytamy : "między ramiony jego przebywać będzie", a wszyscy potomkowie Merowingów mieli czerwone znamię w kształcie krzyża między łopatkami. Potomkowie Beniaminiów udali się prawdopodobnie do Arkadii, a potem na północ nad Dunaj, dając początek ludowi Sigambrów, z których wywodzą się Merowingowie. Wskazuje to na izraelskie pochodzenie dynastii.
Zastanawiające jest, dlaczego Godfryd de Bouillon utworzył tajny zakon Prieure de Sion, który potem powołał swoją zbroją armię, Templariuszy. Przecież nie chodziło o utrzymanie w tajemnicy żydowskiego pochodzenia władców. Czego strzeże Prieure de Sion i czym tak naprawdę jest?
Na 10 lat przed oficjalnym założeniem zakonu na górze Syjon, na ziemię Godfryda de Bouillon, potomka Merowingów i rodu Plantardów, przybyła grupa mnichów z Kalabrii, którym księżna Lotaryngii podarowała ziemie w Orval, gdzie 500 lat wcześniej zamordowano Dagoberta II. Jeden z nich, zwany Piotrem Pustelnikiem, był opiekunem Gotfryda, przez co łatwo przekonał go do wyprawy krzyżowej. Owi mnisi przenieśli się do przytoczonego wyżej opactwa.
Po zdobyciu Ziemi Świętej w 1099r. doszło do tajemniczego spotkania, na którym nieznani elektorzy wybrali na nowego króla Gotfryda, który nie przyjął tego tytułu. To fakt godny podkreślenia, gdyż do tronu w tym czasie pretendował hrabia Tuluzy Raymont, któremu tytuł jak najbardziej się należał.
W 1118r. powstał zakon Templariuszy, według zapisków jako oddział Prieure de Sion, powołany przez członków zakonu Syjonu: Hugona de Paynes i hrabiego Szampanii. Co ciekawe, w 1131r. opactwo w Orval po opuszczeniu go przez tajemniczych mnichów, zostało przekazane świętemu Bernardowi, mnichowi, który propagował rozwój Templariuszy.
40 lat później Ludwik VII sprowadził na swe ziemie zakonników i darował im tereny Sain-Samson w Orleanie.
W 1188r. doszło do rozłamu między zakonem Templariuszy a Prieure de Sion, przypieczętowanego ceremonią nazywaną "Ścięciem wiązu", a Ordre de Sion przyjął nazwę Prieure de Sion. Do 1306r. używał także nazwy "Ormus", co symbolizowało "Ursusa", a miało ścisły związek z Dagobertem II. Ormus był mędrcem, nawróconym w 46r. przez ucznia Jezusa, Marka; założył sektę, łączącą nauki chrześcijańskie ze szkołą mistyczną. Jej godłem miał być czerwony krzyż, przejęty potem przez Templariuszy.
W 1307r. Wihelm de Gisirs otrzymał od świątyni posrebrzaną głowę, nazwaną CAPUT LVIII. O prawdziwości tego wydarzenia świadczą zeznania jednego z Templariuszy.
Jednym z wielkich mistrzów zakonu, tzw. Nautonnierów, czyli Nawigatorów, był Bertrand de Blanchefort w 1153r., którego losy również są powiązane z historią Templariuszy, a raczej ich skarbu. Na terenie jego posiadłości w Rennes-les-Chateau w 1885r. miejscowy proboszcz Berenger Sauniere odkrył tajemnicze dokumenty i kosztowności, należące do zakonu.
Jedna z teorii mówi, że proboszcz Sauniere nie znalazł dokumentów przypadkowo, lecz został na nie nakierowany przez wysłanników zakonu, aby go pozyskać dla swoich celów. Gdy zbuntował się, uśmiercono go, pozorując chorobę. Świadczyłby o tym fakt, że gospodyni zamówiła mu trumnę na 10 dni przed jego śmiercią, gdy cieszył się dobrym zdrowiem. Wraz z innymi osobami duchownymi, w tym Boudeta z pobliskiego Rennes-les-Bains, miał powiązania z wolnomularstwem rytu szkockiego, którego wyższe szczeble miały być częścią Prieure de Sion.
Na liście członków znaleźć można także nazwiska sławnych ludzi, przykładowo Leonarda da Vinci w latach 1510-19, Wiktora Hugo (1844-85), Claude Debussy'iego (1885-1918).
W XV wieku Rene Andegaweński wprowadził do kultury Renesansu motyw Arkadii. W efekcie powstał jeden z najsławniejszych obrazów "Pasterka", nawiązujący do legendy o świętym Graalu. Sam król twierdził, że jest w posiadaniu kielicha, z którego Jezus pił wino w Kanie Galilejskiej, a który zgodnie z tradycją przyniosła do Marsylii Magdalena.
Słowa ET IN ARCADIA EGO... pojawiły się po raz pierwszy na obrazie Giovanniego Francesca Guercina, przedstawiającym 2 pasterzy przy kamiennym grobowcu z czaszką na wierzchu, na którym wyryta jest inskrypcja. Potem obraz stał się inspiracją dla Poussina. Według dokumentów klasztornych wspomniane wyżej słowa odnoszą się do rodu Plantardów co najmniej od XII wieku. Ciekawostką jest to, że na terenie Shugbough znajduje się płaskorzeźba będąca wierną kopią "Pasterzy arkadyjskich", z tajemniczym napisem:
O.U.O.S.V.A.V.V.
D. M.
W 1832r. ukazała się książka, opisująca historię skarbu w Rennes-les-Chateau. Jej autor napisał także inną "Kochankowie Eleonorze", której mottem było "Et in Arcadia ego...". najwyraźniej słowa te nawiązują do rodu Plantardów, lecz jak na razie nie odkryto ich prawdziwego znaczenia.
W latach 1306-1480 zakon posiadał 27 komandorii, z czego jedną w Rennes-les-Chateau, której przypisano większe znaczenie.
W XVII wieku zakon działał nadal jako Zakon Świętego Sakramentu, biorąc aktywny udział w sprawach politycznych we Francji. Wówczas należał do niego Nicolas Olier, biskup Alet, oddalonego od Renne-les-Chateau o kilka km oraz Jean Jaques Olier, założyciel seminarium Saint-Sulpice, będącego "centrum operacyjnym" zakonników.
W 1651r. biskup Tuluzy oskarżył zakon o bezbożne praktyki podczas ceremonii przyjmowania nowicjuszy, co jednak nie spotkało się z odzewem. 14 lat później zgromadzenie oficjalnie przestało działać w dotychczasowej formie, funkcjonując nadal po cichu i przeszkadzając rządom króla Ludwika XIV.
Opozycja przeciwko kardynałowi Mazariniemu nie wyszła im na dobre. Duchowny rozkazał spalić zamek Baberie, należący do rodu Plantardów, wywodzącego się w prostej linii od Dagoberta II.
W 1738r. Papież Klemens XII wydał bullę, w której ekskomunikował wszystkich wolnomularzy. Nie ogłosił powodów swojej decyzji, lecz w jednym z listów przyznał, że zrobił to, bo zgromadzenie odmówiło boskości Chrystusowi.
Nawigatorzy Prieure de Sion przyjmowali imię Jan (a kobiety Joanna), lecz do tej pory nie wiadomo, na czyją cześć. Co ciekawe, Jan Cocteu przyjął imię Jana XXIII. Tak samo kardynał Roncalli zostając papieżem w tym samym czasie, co wywołało kontrowersję, gdyż w XV wieku było to imię antypapieża. Być może to przypadek, jednak nowy papież złagodził stanowisko kościoła do masonów i ogłosił, że odkupienie win dokonało się przez przelanie krwi Jezusa, co sprawiło że śmierć i zmartwychwstanie nabrały mniejszego znaczenia w tradycji Kościoła Katolickiego.
W 1889r. jeden ze znajomych Debussy'ego, Josephin Peladin, udał się do Ziemi Świętej, gdzie jak twierdził, odnalazł grobowiec Jezusa, nie w grobie świętym, lecz pod meczetem Omara oraz, że wie coś, co wstrząsnęłoby fundamentami Kościoła Katolickiego. Rok potem założył Zakon Różanego Krzyża Świątyni i Graala, który jako jedyny uniknął papieskiego potępienia.
Ciekawostką jest również fakt, że Jean Cocteau, jeden z nawigatorów wykonał w kościele Notre Dame de France dziwny obraz, przedstawiający ukrzyżowanie nieznanej postaci (na obrazie widoczna jest jedynie dolna część krzyża). Na niebie widnieje czarne słońce, a wśród płaczących ludzi widnieje twarz samego artysty, stojącego do krzyża plecami, przy którym znajduje się gigantyczna róża, godło Różanego Krzyża.
Jednym z dowodów na istnienie Prieure de Sion są spisane w XIX wieku Protokoły Mędrców Syjonu, stanowiące swoisty program polityczny i społeczny zdobycia panowania nad światem. Choć obecnie badacze są zdania, że zostały one spreparowane, podpis "reprezentanci Syjonu stopnia 33" (należący do tzw. ścisłej obserwy) świadczy o jego prawdziwości. Napisano w nich, że król żydowski będzie rzeczywistym papieżem. Prawdopodobnie dokument został w znacznym stopniu zmieniony, lecz jego rodowód wywodził się z kręgów masońskich.
Informacje o zakonie znaleźć można również w dokumentach z 1956r. W których zgłoszono istnienie takiej organizacji. Nie ma jednak podanego jej dokładnego adresu, co uniemożliwia jej odnalezienie ani dokładnego celu jego istnienia, co zdaje się potwierdzać niezwykłość Sionu.
Obecnie zakon działa pod nazwą Rycerstwo Instytucji i Reguł Katolickich Niezależnego i Tradycjonalistycznego Związku. Na czele stoi mistrz, czyli NAWIGATOR, któremu podlega trzech Książąt Noachitów Naszej Pani, a im dziewięciu Krzyżowców od Świętego Jana. Mistrz wraz z 12 podwładnymi tworzy Różany Krzyż. Zgromadzenie składa się z 729 prowincji, 27 komandorii i jednego Łuku, zwanego Kyrią. Członkowie dzielą się na dwie główne grupy: Legion, któremu powierza się apostolat oraz Falangę, stojącą na straży Tradycji. Zakon stoi na straży wielkiej tajemnicy, której nie chce nikomu zdradzić oraz ma do wypełnienia świętą misję.
Już w latach siedemdziesiątych zwrócono uwagę na domniemamy związek zakonu z linią Merowingów oraz osobą Alana Pohera, który miał być rzekomym pretendentem do tronu Francji. Człowiek tez, będący w swoim czasie tymczasowym prezydentem Francji, nigdy nie wypowiedział się na ten temat. Wiadomo jednakże, że w latach 894-896 Arnaud, hrabia Poher wżenił się w ród Plantardów, potomków w prostej linii Dagoberta II.
W 1981r. Na zjeździe w Blois nawigatorem został Pierre Plantard, potomek rodu Dagoberta II i innych merowińskich królów, a także właścicieli wspomnianego zamku Barberie. Jak się okazało, dziad mistrza był znajomym proboszcza Sauniere'a, a on sam posiada rozległe ziemie w pobliżu Rennes-les-Chateau. W rozmowie stwierdził, że zakon jest w posiadaniu zagubionego skarbu ze Świątyni Jerozolimskiej, ograbionej w 70 roku przez legiony Tytusa. Skarb ten ma wartość duchową, której ujawnienie mogłoby doprowadzić do drastycznych zmian społecznych.
Jeżeli zakon jest w posiadaniu Graala, do jakich drastycznych zmian mogłoby doprowadzić ujawnienie kielicha? Puchar mógłby być tylko potwierdzeniem boskości Jezusa i informacji zawartych w Nowym Testamencie. Słowa Plantarda nabrałyby sensu, gdyby okazało się, że Graal nie jest kielichem, skałą - kamieniem, czy innym przedmiotem, lecz ma większą, wyższą wartość. Pytanie tylko, czym dokładnie mógłby być.
Przyjmuje się, że Święty Graal to kielich, z którego Jezus pił wraz z uczniami wino podczas ostatniej wieczerzy. Inne przekazy skłaniają się ku teorii, że zawierał on krew Chrystusa, zebraną przez Józefa z Arymatei w czasie ukrzyżowania. Podania mówią, że Magdalena wywiozła Graal do Marsylii. Ostatnia z wersji skłania się ku temu, że po śmierci Jezusa, rodzina Jóżefa z Arymatei zaopiekowała się Świętym Graalem, a potem szwagier Józefa wywiózł go do Anglii, gdzie ogłosił się Królem Rybakiem. Jego wnuk już wtedy miał styczność z zakonem Templariuszy, a ślady wskazują na to, że zakonnicy już wtedy hańbili Krzyż.
Choć powszechnie przyjęto, że Graal jest kielichem, stwierdzenie to weszło do użytku powszechnego dopiero w późnym Średniowieczu. Wcześniej traktowano je w różny sposób, w tym jako ród lub jego przedstawicieli. W średniowieczu pojawiło się wiele romansów, nawiązujących do legendarnego Świętego Graala. Spośród nich jeden wyróżnia się dokładnością szczegółów i nieco zmienioną treścią. To utwór "Parsival" Wolframa, powstały na podstawie opowieści rzecznika Templariuszy. Co ciekawe, główny bohater, Parsival, urodził się w Valais, w Sidonensis, zwanym obecnie Sionem. W utworze jest wielokrotnie podkreślone, że zakonnicy są strażnikami Graala, będącego "kamieniem z niebios". Poza nimi opiekował się nim miał także pewien ród. Czy to możliwe, aby odniesienie do kamienia dotyczyło "skały Sionu" czyli Jezusa? Przecież w obrządkach masońskich wymienia się często skałę Syjonu, symbolizującą samego Jezusa.
We wczesnych opowieściach o Graalu spotkać można słowo Sangraal, co może oznaczać San Graal lub San Raal - królewska krew. Wówczas owym poszukiwanym Graalem nie byłby przedmiot, lecz rodzina królewska, której korzenie sięgają czasów Starego Testamentu. I tłumaczenie to najbardziej pasuje do licznych odwołań do "krwi" i jej znaczenia dla dynastii Merowingów. No właśnie, dlaczego w Średniowieczu łączono historię Graala z przedstawicielami tego rodu? Czyżby to oni byli poszukiwaną dynastią Graala? Przecież pojęcie to ściśle dotyczyło krwi ukrzyżowanego Jezusa. A jeśli to oni strzegli Graala przed niewiernymi, skąd istnienie zakonu Prieure de Sion, a potem powołanych przez nich Templariuszy?
Utwory o Graalu zaczęły się pojawiać, kiedy Godfryd de Bouillon, potomek Merowingów, został władcą Jerozolimy. Również wtedy powstał powołany przez niego tajny zakon Prieure de Sion. Czy źródłem historii była ściśle skrywana tajemnica? A jeśli tak, to co nią jest?
Graal niewątpliwie łączy się z osobą Jezusa i z Jego krwią. Skoro zaczęto go łączyć z Merowingami, czy istnieje szansa, że w jakiejś części francuska dynastia jest połączona z rodziną Zbawiciela lub z nim samym?
Hipoteza na pierwszy rzut oka niemożliwa do uzasadnienia, a jednak spróbujmy rozważyć taką ewentualność.
W Ewangeliach wyraźnie napisano, że Jezus miał rodzeństwo, braci i siostry, urodzonych z Maryi i Józefa. Możliwe, że po ukrzyżowaniu Maryja wraz z rodziną opuściła Jerozolimę w obawie o swe bezpieczeństwo i udała się w stronę Grecji lub Marsylii. Tam jej rodzina w którymś pokoleniu weszłaby do rodu Franków, a w konsekwencji do Merowingów.
Jeżeli tak, można by się wówczas pokusić o stwierdzenie, że Merowingowie mają w swoich żyłach krew Jezusa, poprzez alianse z kimś z jego rodzeństwa. Wówczas ród byłby poszukiwanym Graalem. Lecz czy więzy krwi byłyby wtedy tak istotne dla dynastii? Rodzeństwo Jezusa należało do zwykłych ludzi. Tylko Chrystus był Bogiem, został poczęty w cudowny sposób, a poprzez swoje zmartwychwstanie zbawił świat. Jego bracia ani siostry nie mieli takiej mocy. Wg podań, potomkowie krewnych Jezusa stanęli potem na czele różnych odłamów kościoła. Jaki jednak sens miałoby uporczywe trwanie dynastii zrodzonej ze zwykłych ludzi? Czyżby żadne?
Inaczej byłoby z potomkami samego Jezusa, potomkami Boga. Powstała wtedy dynastia musiałaby przetrwać za wszelką cenę i miałaby istotne znaczenie dla całego Chrześcijaństwa. Ale czy ta opcja jest w ogóle możliwa? Brzmi zbyt niewiarygodnie, aby brać ją pod uwagę, ale może warto jej się przyjrzeć z bliska.
Czytając Ewangelie czytelni od razu zwraca uwagę na trzy kobiece postaci (poza matką Mesjasza): Magdalenę oraz siostry Łazarza, Marię i Magdalenę. Obecnie naukowcy zgadzają się co do tego, że dwie pierwsze mogły być w istocie jedną. Niektórzy nawet sugerują, że wszystkie trzy odzwierciedlają jedną, ale to już nie w pełni zgadza się z treścią Nowego Testamentu (chodzi o sytuacje, kiedy obie siostry rozmawiają z Jezusem).
Przyjmując, że Magdalena była żoną Jezusa, być może Zbawiciel miał dziecko (lub dzieci), które zostało wywiezione przez matkę po ukrzyżowaniu z obawy przez Rzymianami.
Linia wywodząca się od Jezusa do Dagoberta II wyjaśniałaby obecność rodu Graala w romansach, podniosłaby wagę zdobycia Jerozolimy przez Godfryda de Bouillon, który w rzeczywistości upomniał się o swe dziedzictwo.
Teoria ta, jak łatwo się domyślić, nie ma potwierdzenia w Nowym Testamencie. Nie należy jednak zapominać o tym, że w 367r. Biskup aleksandryjski Atanazy opisał księgi, które znalazły się w Biblii, a które zostały zatwierdzone w 393r. na soborze w Hippo. Czy możliwe jest, że odrzucone księgi zawierały wskazówki, będące potwierdzeniem tej hipotezy? Jeśli tak, ktoś postanowił to ukryć, mordując Dagoberta II i skazując linię królewską na zagładę.
W Ewangelii św. Jana odnajdujemy opis wesela w Kanie Galilejskiej, które mogło być ślubem Jezusa. Sam Chrystus nawoływał do małżeństwa, był jego gorącym zwolennikiem, co w tradycji Żydów było właściwie obowiązkiem. Świadczy o tym również fakt, że zwracano się do niego Rabbi - nauczycielu, a wg kodeksu Miszny tytuł ten odnosił się jedynie do człowieka żonatego. Oczywistym był fakt, że każdy Rabbi miał dzieci. Również opis wesela nasuwa pewne wnioski. Maryja zwróciła się do syna, aby uzupełnił dzbany z winem, co odnosić się powinno do oblubieńca, nie jednego z zaproszonych gości weselnych.
Wiadomo, że Magdalena odegrała dużą rolę w życiu Jezusa, to właśnie jej Mesjasz objawił się pierwszy po zmartwychwstaniu. Ślady związku Jezusa z Marią Magdaleną odnaleźć można również w apokryficznej Ewangelii św. Filipa, gdzie Jezus "przez dłuższy czas" całuje kobietę w usta.
Hipoteza ta dla wielu osób z pewnością jest szokująca, lecz być może stanowi odpowiedź na najbardziej strzeżoną tajemnicę świata? Jeżeli jest prawdziwa, Maria Magdalena obawiając się o swoją wolność i bezpieczeństwo dzieci Jezusa, uciekła (prawdopodobnie przy pomocy ukochanego ucznia Jezusa, który miał się zaopiekować jego rodziną) ze Świętym Graalem, czyli potomkami Syna Bożego i króla żydowskiego. Ten ostatni zwrot, choć zastosowany przez Piłata w obraźliwej formie, również odnosił się do Chrystusa. W Ewangelii wg św. Mateusza pisze, że w żyłach Jezusa płynie królewska krew Salomona i Dawida.
Jeżeli teoria ta jest prawdziwa, oczywiste jest, że krew Chrystusa za żadne skarby nie może wyginąć i powołano specjalne służby, w tym Prieure de Sion i Templariuszy do jej strzeżenia.
Niektórzy poszukiwacze dopatrują się w Barabaszu syna Jezusa. Sprawa zamienienia jednego ważnego politycznego więźnia na drugiego nabrałaby wtedy sensu. Zauważyć jednak można, że rzekomy syn miałby wówczas najwyżej 13 lat, a bardzo prawdopodobne, że około 10. Bo choć obecnie przyjmuje się, że Jezus urodził się około 6 r. p.n.e. przekazy głoszą, że zginął w wieku 33 lat. Czy dziecko mogło być przetrzymywane w lochach jako więzień polityczny?
Niezależnie od tego, jeśli Jezus miał potomków, mogli oni wejść w późniejszym czasie w alianse dynastyczne z innymi rodami, a w V wieku również rodem Franków, co dało początek dynastii Merowingów.
Hipoteza ta tłumaczyłaby kult Magdaleny podczas wypraw krzyżowych oraz "więzy krwi" Merowingów, które nie miały prawa wygasnąć. Wyjaśniałaby skąd w czasach wypraw krzyżowych nastąpiło nagłe zainteresowanie Graalem - Godfryd de Bouillon był sławny, zapewne więc nie ukrywał swojego pochodzenia. Rzucałoby to również inne światło na pakt Chlodwiga I z Kościołem, który już wtedy znał ważność dynastii i śmierć Dagoberta II.
Zastanawiający jest jeszcze motyw hańbienia krzyża przez zakonników Templariuszy. Sądząc po opisanym przeze mnie obrazie jednego z nawigatorów, Prieure de Sion również podchodził w niecodzienny sposób do zmartwychwstania Jezusa.
Jedna z teorii przyjmowanych przez heretyków mówi, że Jezus nie umarł na krzyżu, przeżył ukrzyżowanie lub podstawił inną osobę na swoje miejsce i razem z kilkoma uczniami wyruszył do Indii. Trudno jednak zgodzić się z tą teorią na podstawie tylko i wyłącznie odnalezionego grobu, gdyż na początku naszej ery imię Jezus było dość popularne i niekoniecznie musiało oznaczać Chrystusa. Jest jeszcze jeden aspekt podważający tą hipotezę. Gdyby faktycznie zdarzyło się coś takiego, Jezus wyruszyłby pewnie tam, gdzie reszta jego rodziny, czyli na zachód. Wyprawa do Indii skreślałaby całkowicie związek między Graalem, niezależnie od tego, czy jest on faktycznie kielichem czy kimś z rodu Jezusa, i z dynastią Merowingów.
Być może zakon Prieure de Sion stoi na straży potomków Merowingów, próbując im pomóc dojść do tronu tak, jak czynili to do tej pory, i ochraniając przed zdemaskowaniem, co mogłoby znamiennie wpłynąć na losy Kościoła Katolickiego.
Brak wszelkich dokumentów uniemożliwia rozwiązanie tajemnicy. Być może dokumenty odnalezione przez proboszcza w Rennes-les-Chateau mogłyby wiele wyjaśnić, jednak po jego śmierci, gdy sprawa nabrała rozgłosu, zniknęły i nie można ich odnaleźć. Kierując się przesłankami, nie można przyjąć żadnej z możliwości za właściwą. Nadal również pozostaje tajemnicza inskrypcja "Et in Arcadia ego...", która zdaje się być początkiem nieodczytanego dotąd zdania. Czy słowa te odnoszą się do Chrystusa, który przez swych lub rodzeństwa potomków, w jakiś sposób jest nadal obecny wśród nas?