Rozdział III
Zdrady
Gdy samochód stanął, Anaíd przebudziła się. Miała wrażenie, że jest malutka jak ziarenko soczewicy leżące na czyjejś dłoni - może dlatego, że spała z głową na kolanach matki, na tylnym siedzeniu, a teraz czuła dotyk długich palców, rysujących jej na plecach tajemnicze litery, których sens należało odgadnąć. Dzięki tej zabawie ona i Selene wymykały się niegdyś surowej dyscyplinie wprowadzonej przez Demeter. Anaíd zaśmiała się, wspominając, jak matka kusiła ją czekoladowymi pralinkami, które zjadały po kryjomu w ptaszarni służącej czasem za garaż. W ciemności, skulone w samochodzie jak dwie psotne dziewczynki, rozkoszowały się zakazanymi słodyczami. Potem ona układała się na zakurzonej tapicerce, a Selene pisała jej na plecach, zupełnie jak teraz.
Anaíd skupiła się na kreślonych przez matkę literach, które układały się, o ile dobrze rozumiała, w słowa: „Moja malutka".
Szczególnie jej się podobało, gdy Selene głaskała ją po włosach i rysowała kółeczka na karku, co było tak przyjemne, że pragnąc, by trwało jak najdłużej, Anaíd postanowiła udawać, że jeszcze śpi.
Niestety, Selene już wkrótce szepnęła:
Anaíd, Anaíd... Obudź się, jesteśmy na miejscu.
Nawet nie zapytała - gdzie. Nie miała już domu, a jej ostatnie schronienie, wynajęta przyczepa kempingowa, wyleciało w powietrze po ataku Baalat. Zamieniły się z matką w koczowniczki, uciekinierki bez bagażu, bez' niczego, co by do nich należało. Dziwna była świadomość, że się nic nie posiada. Dziwna, a zarazem uspokajająca. Bo każdą z utraconych rzeczy dało się zastąpić i Anaíd zaczynała rozumieć, że ważni są jedynie ludzie oraz wspomnienia - czyli życie. Do domu w Urt mogła wrócić myślą w każdej chwili, a tam czekały na nią jej zabawki, książki, fotografie, zapachy i dźwięki zapamiętane z dzieciństwa.
Zanim otworzyła oczy, zgodnie z zaleceniami Demeter kilkakrotnie wciągnęła nosem powietrze. Jak wilczyca. Zapach saletry skojarzył jej się z Gunnarem. Oczywiście, znajdowała się przecież w jego samochodzie. Natychmiast przypomniała sobie dzikiego wojownika, który pozbawił głowy węża Baalat. Otworzyła oczy i gwałtownie usiadła, by przekonać się, że był to rzeczywiście Gunnar, ale ujrzała przed sobą zrównoważonego, przystojnego ojca rodziny, który uśmiechał się łagodnie do żony i córki, nieco zmęczony długą podróżą.
Jak się spało? - spytał.
Świetnie. Posapywała jak niemowlę - odpowiedziała za córkę Selene.
Po raz pierwszy od spotkania z Gunnarem Anaíd nie wyczuła w jej głosie cienia wrogości. Może się pogodzili? Może im w tym pomogła ta okropna walka? Może miłość do niej, Anaíd, połączyła ich znowu mimo dawnych nieporozumień i ciążącego nad górą Domen przekleństwa czarownicy Bridget? Pełna nowej, być może przedwczesnej nadziei, Anaíd bała się przerwać panujące w samochodzie magiczne milczenie. W końcu Gunnar zatrzymał auto, wyjął kluczyk ze stacyjki i wysiadł.
Pójdę spytać, czy mają wolne pokoje. Zaczekacie tutaj?
Dobrze - skinęła głową Selene, nagle pełna dobrej "li, chętna do współpracy, zgodna.
Anaíd o mało nie podskoczyła z radości. Mama nabrała wreszcie rozumu! Widoczny za oknem Gunnar szybkim, zdecydowanym krokiem szedł w stronę hotelu. Anaíd poczuta nieprzepartą ochotę, by powiedzieć ojcu, że go kocha, że podziwia jego odwagę. Złapała za uchwyt drzwiach i... krzyknęła z bólu. Rękę miała gorącą i hiperwrażliwą. Obrzuciła ją zdumionym spojrzeniem. Cała dłoń była poparzona, czerwona i pozbawiona skóry.
- Co mi się stało?
Selene popatrzyła na nią uważnie.
To od berła. Znak.
Jaki znak?
Znak z proroctwa Odi - szepnęła ze smutkiem Selene.
I Anaíd przypomniała sobie słowa przepowiedni.
Od wszystkich odmienna, lecz trwa ponad wszystkich,
w królową się zmieni, swe żądze poskromi.
Przypadnie jej berło - jak przepowiedziano,
dla Odish zniszczeniem,
dla Omar zmrocznieniem.
Berło. Zdradzieckie berło. Ale mimo bólu, jakiego teraz doświadczała, na samą myśl o złotym insygnium matki O i o błogości, którą czuła, dzierżąc je w ręku, zapragnęła go znowu.
Gdzie ono jest? - spytała z niepokojem.
Znikło - odparła przestraszona Selene.
Anaíd odnosiła przez chwilę wrażenie, że brak jej powietrza.
Niemożliwe.
A jednak.
Naprawdę go nie masz? - dociekała Anaíd, przekonana, że matka chowa je gdzieś jak poprzednio.
Selene odpowiedziała dopiero po chwili.
- Co czujesz? Pragnienie, by znowu trzymać je w dłoni?
Anaíd zawstydziła się. Ale tak właśnie było.
Czy to źle?
Niebezpiecznie - przyznała Selene. - Nie byłaś przygotowana.
Anaíd potrzebowała odpowiedzi na najważniejsze w tej chwili pytanie. Potworny niepokój nie pozwalał jej myśleć o niczym innym.
Powiedz mi, gdzie jest berło.
Selene jednak zignorowała naglący ton córki.
Ostrzegałam cię - oświadczyła. - Nie ty panujesz nad nim, lecz ono panuje nad tobą.
Wzięłaś je?
Ono znikło, Anaíd.
W jaki sposób?
Po prostu znikło.
Anaíd oddychała z coraz większym trudem. A zatem nic się jej nie przywidziało: ten blask, który układał się w kobiece kształty, po zniszczeniu Baalat zawładnął berłem. Co to było? Kto to był? Jakaś Odish? Selene? Duch? Musiała wiedzieć.
Berło należy do mnie.
Przerażasz mnie, Anaíd.
Dlaczego?
Berło słucha woli silniejszej niż twoja, nawet jeśli to ty jesteś wybranką. Teraz mu ulegasz. Wystawiłaś się na niebezpieczeństwo, córeczko.
Więc co powinnam zrobić?
Zapomnieć o tej sprawie do czasu, aż ostatecznie zniszczymy Baalat.
Anaíd zamrugała, zbita z tropu.
To jeszcze jej nie zniszczyliśmy?
Sądziła, ba, była święcie przekonana, że zwyciężyli. Sama przecież widziała Baalat w postaci martwego, pozbawionego głowy węża. Potem przebili mu serce i spalili jego cielsko, jak nakazywał rytuał. Kto mógłby podnieść się po czymś takim?
Baalat już nie ma! - oświadczyła z przekonaniem, lecz wobec milczenia matki straciła nagle całą pewność.- Prawda?
Nie, Anaíd. Baalat jest, owszem, słaba i odzyskiwanie sił zajmie jej trochę czasu, odzyska je jednak i powróci. Pragnie berła i prędzej czy później znów spróbuje po nie sięgnąć.
Ale...
Posłuchaj mnie, Anaíd - szepnęła Selene. - Posłuchaj mnie uważnie, bo kiedy zjawi się Gunnar, będziemy musiały udawać.
Anaíd zawahała się. Nie podobał jej się ton matki, nieufny i konspiracyjny. Włoski na karku zjeżyły jej się gwałtownie, co pozwalało przypuszczać, że za chwilę padną słowa, których wolałaby nie słyszeć. A mimo to usłyszała.
Uciekniemy którejś nocy, gdy zaśnie. Musisz być w pogotowiu.
Uciekniemy? - powtórzyła Anaíd nieswoim głosem. - Myślałam, że...
Zamilkła. Nie ulegało wątpliwości, że cokolwiek myślała, dla matki nie miało to znaczenia.
Gunnar jest niebezpieczny, musimy się strzec.
Anaíd poczuła, że zalewa ją fala gniewu.
Tata uratował mi życie!
To prawda.
A więc?
Naprawdę nie rozumiesz, że to on zabrał berło? - rzuciła z irytacją Selene.
Co? - wymamrotała Anaíd.
To, co słyszałaś. Taki już jest, przewrotny z natury. Z zasady nie wolno mu ufać.
Oburzenie sprawiło, że Anaíd odzyskała głos.
Walczył z Baalat, ryzykując życie!
Owszem, widziałam. Co nie znaczy, że sam wszystkiego nie zaplanował.
Co takiego miałby zaplanować?
Atak.
Atak Baalat? Zwariowałaś?
Zdaniem Anaíd trudno byłoby wyobrazić sobie większy absurd, Selene wszakże obstawała przy swoim.
- Za każdym razem, gdy coś się dzieje, powinnaś zadać sobie pytanie, kto na tym skorzystał i w jaki sposób. Czasem warto. Dla mnie to jasne, że Gunnar mógł ściągnąć nam Baalat na głowę tylko po to, żeby zabrać berło i gdzieś je ukryć.
Anaíd zatkała uszy, żeby dłużej tego nie słuchać. Podobne pomysły nie mieściły jej się w głowie. Nie, chodziło po prostu o to, że zakochana w Gunnarze Selene była zazdrosna o jego miłość do córki.
Tata mnie kocha.
Nie sądzę. Wykorzystuje cię, posługuje się tobą jak narzędziem.
Anaíd nie mogła już tego znieść.
- Twoim zdaniem nikt nie jest w stanie mnie kochać, co? Więc przyjmij do wiadomości, że czy ci się to podoba, czy nie, są takie osoby. Na przykład Roc!
Selene, zamiast odpowiedzieć, zrugać ją z charakterystyczną dla siebie gwałtownością, milczała, zupełnie jakby Anaíd trafiła w jakiś czuły punkt. Czy to wiązało się z Rokiem? Czy matka wiedziała o czymś, o czym ona, Anaíd, nie miała pojęcia? Coś przed nią ukrywała?
Mamo, o co chodzi? Co z Rokiem?
Selene odwróciła głowę do okna, unikając jej wzroku. Nerwowo potarła palec serdeczny, jakby wciąż jeszcze nosiła na nim pierścionek ze szmaragdem i spodziewała się pomocy ze strony jakiegoś dobrego ducha. Wszystko to zaniepokoiło Anaíd jeszcze bardziej.
Mamo, odpowiedz! Co się stało?
Nie powinnaś sobie teraz zaprzątać tym głowy.
Czym? - szepnęła rwącym się głosem Anaíd. - Czy Rocowi przytrafiło się coś złego? Wszystko z nim dobrze?
Selene westchnęła i wzięła ją za rękę.
Tak, tylko...
Tylko co?
Wrócił do Marion - mruknęła Selene i znowu odwróciła wzrok, zakłopotana.
Anaíd spodziewała się różnych okropności: że Roc padł ofiarą jakiejś Odish, że miał wypadek albo nawet - że zwariował, ale to, że mógł wrócić do Marion, nie mieściło jej się w głowie. Poczuła fizyczny ból, taki jak przy upadku z roweru, gdy dłonie i kolana miała otarte, a ciało potłuczone. Przed oczami wirowały jej błyszczące punkciki.
- Ale dlaczego? No? Dlaczego?
I nie czekając na odpowiedź, wybuchnęła rozpaczliwym płaczem. Selene próbowała ją pocieszać, lecz jej wysiłki spełzły na niczym, ponieważ, jak wiadomo, miłosne rany muszą zagoić się same.
Kilka godzin później, po gorącej kąpieli i zimnych zakąskach, które podano im niechętnie, gdyż kuchnia była o tej porze zamknięta, Anaíd padła na łóżko w pokoju, który zajmowała z matką. Próbowała zasnąć.
O ile jednak ciało domagało się wypoczynku, o tyle umysł skutecznie go uniemożliwiał. I nie chodziło już tylko o smutek związany z nienaprawialnym, jak się okazywało, nieporozumieniem między rodzicami - nadzieja na ich pogodzenie skurczyła się niczym przekłuty balonik. Teraz w uszach Anaíd brzmiało na dodatek uparte zdanie: „Wrócił do Marion, Roc wrócił do Marion, wrócił do Marion...". Słyszała je raz za razem jak powtarzany do znudzenia refren. Kołysało się niczym wahadło, co chwila uderzając ją swym bolesnym ciężarem.
Wyskoczyła z pościeli i po cichu przeszła na niewielki taras. Usiadła w bujanym fotelu i huśtała się przez chwilę, jakby chciała uśpić rozpacz. Bezskutecznie. Po głowie wciąż kołatało jej się pytanie: „Dlaczego? Dlaczego?".
Na koniec, w przypływie gniewu, wezwała Jusufa. Ostatecznie duchy wiedzą wszystko, przynajmniej tak zawsze same twierdzą.
Pani?
Powiedz, Jusufie, dlaczego Roc mnie zostawił? Nie podobam mu się?
O, przeciwnie, zupełnie dla was, pani, oszalał. Potem jednak wypił eliksir.
Jaki eliksir?
Eliksir zapomnienia, pani.
Roc wypił eliksir zapomnienia, żeby o mnie zapomnieć?!
W rzeczy samej.
Ale dlaczego zrobił coś takiego?
To nie była jego decyzja, pani.
A czyja?
Jego matki.
Eleny? - zdumiała się Anaíd. - Elena przygotowała i podała Rocowi eliksir zapomnienia?
Zaiste.
Ale po co?
Tak uzgodniły z Selene.
Anaíd zamarła, czując przebiegający jej po plecach dreszcz. Czy słuch jej nie mylił? Czy Jusuf naprawdę powiedział przed chwilą, że Selene i Elena postanowiły i decydować o przyszłości jej i Roca? Wszystko zaczynało się układać w spójną całość. Aż strach brał zadawać kolejne pytania.
A co właściwie kierowało moją matką?
Wasza matka, pani, żywi mniemanie, iż miłostki odbierają wam siłę i koncentrację. Życzy sobie, byś zamiast na Rocu, skupiła myśli na swojej misji.
Krew zawrzała Anaíd w żyłach.
Więc to kryto się za podniosłymi gadkami o honorze i zasadach czarownic Omar? Do takich celów Selene używała swojej magii? Żeby sterować ludzkimi uczuciami? Tak postąpiła w młodości z Gunnarem i tak zapewne postępowała nadal z nieszczęśnikami w rodzaju Maksa! Nie miała wstydu! Nic nie mogło usprawiedliwić podobnie obmierzłych postępków!
A moje berło?
Schowała je. Ona. Selene.
Gdzie?
W miejscu, które dobrze znacie.
Czyli?
Nie wolno mi o tym mówić, ale ZOBACZYCIE je, jeśli zechcecie, pani. Wasza dłoń jest zwierciadłem waszych pragnień.
Moja dłoń?
Anaíd popatrzyła z osłupieniem na swoją rękę, która piekła i zdawała się lśnić, jakby spod oparzonej tkanki prześwitywało światło prawdy.
Moja dłoń pomoże mi zobaczyć to, o co mi chodzi?
Owszem, pani. Berło należy do was i nic nie przeszkodzi wam w ustaleniu, gdzie zostało ukryte.
Anaíd zadumała się na chwilę.
Dzięki, Jusufie, spisałeś się wspaniale i zasłużyłeś na wieczny spoczynek.
W zgaszonych oczach wojownika zabłysła nadzieja.
A moi ludzie?
Twoi ludzie również - rzekła łaskawie Anaíd.
A widząc niedowierzanie malujące się na zahartowanej twarzy Jusufa, od stuleci zawieszonego między dwoma światami, wypowiedziała słowa uwalniającego zaklęcia:
Spocznij więc, Jusufie ibn Taszfnie, wraz ze swymi wojownikami, po długiej tułaczce pośród żywych. Zstąp do królestwa umarłych, by odnaleźć swoją ścieżkę ku wieczności. Ja, Anaíd Tsinoulis, nakazuję ci tak uczynić.
Jusuf ledwie zdążył podziękować jej uśmiechem. W następnej chwili był już jedynie wspomnieniem.
Anaíd osuszyła ostatnie łzy, jakie jej zostały, energicznie wstała z fotela i skierowała się do łazienki. Zamknąwszy za sobą drzwi, podniosła dłoń do lustra. Nieznane słowa popłynęły z jej ust same:
Alm nu olplemp.
W szklanej tafli ukazał się obraz, o który prosiła. Oto ukryte wśród skat leżało jej berło, emanując jaskrawym światłem. Powodowana nagłym pragnieniem, wyciągnęła rękę - daremnie. Berło było iluzją, widziała je, lecz nie mogła go dotknąć. Gdzie się znajdowało? Jusuf powiedział, że w miejscu dobrze jej znanym. Już nie będzie miała okazji dopytać się o szczegóły. Skupiła się na ukazywanej przez lustro scenerii: po kamiennych ścianach spływała woda, berło leżało u stóp smukłej wapiennej kolumny. Anaíd wytężyła uwagę. Kolumna powstała z połączenia stalagmitu i stalaktytu, które tworzyły się przez stulecia, by wreszcie zetknąć się czubkami. Wokół sterczało kilka innych podobnych formacji skalnych, które układały się w niezwykły kształt rozgwiazdy. To była przecież... jej jaskinia. Jaskinia w Urt. Oczywiście! Miejsce znane również Selene. Grota w dębowym lesie, do którego chodziły z Demeter. Ta sama, w której Anaíd ukryła się po śmierci babci, a potem znowu, gdy zaginęła jej matka, i gdzie ujrzała wilczycę znającą drogę do Mrocznego Świata. Ta sama, przed którą dwukrotnie zakopała odprysk meteorytu.
Dlaczego Selene to zrobiła? Dlaczego ją okłamała? Chciała odebrać jej berło, zawistna egoistka! Berło, Roca i tatę, wszystko naraz.
Anaíd napięła wolę, wyobraziła sobie, że sięga po berło, że zaciska na nim palce. Towarzyszące temu wyładowanie elektryczne sprawiło, że dłoń zabolała ją wyjątkowo mocno, dziewczyna w ciszy wypowiedziała życzenie, po czym odsunęła się od lustra. Pocieszała ją myśl, że życzenie spełni się szybko, bardzo szybko.
Zanim wróciła do łóżka, wyjrzała jeszcze na taras, delikatny powiew musnął jej twarz. Anaíd spazmatycznie wciągnęła powietrze, ale nie płakała. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie płakać. Skupi się na działaniu.
Kawałek dalej zarysowały się dwie ludzkie sylwetki, Anaíd jednak nie zwróciła na nie większej uwagi. Uczyniłaby to z pewnością, gdyby wiedziała, że skryte w mroku osoby rozmawiają o niej, decydując właśnie o jej przyszłości. Potem jeden z tajemniczych cieni ruszył w stronę wejścia do hotelu.
Był to Gunnar.