Rozdział VI
Wstyd
Odczuwała lenistwo nie do pokonania. Wahała się między dalszym spaniem - ze świadomością, że pora wstawać - a chęcią uchylenia oczu. Powieki jej ciążyły, usta zaś otwierały się w rozdzierającym ziewaniu.
Wreszcie przeciągnęła się słodko, po czym, zdobywając się na nieziemski wysiłek, podniosła głowę i rozejrzała się wokół. Pusty pokój wypełniało łagodne światło. Stojące obok łóżko Anaíd było już zasłane. Selene uśmiechnęła się z zadowoleniem: grzeczna dziewczynka.
Tryskała dobrym humorem i optymizmem. Śniło jej się, zaskakująco wyraźnie, że Gunnar wziął ją na ręce i ostrożnie przeniósł w ciepłe, miękkie miejsce. Potem pocałował ją, szepcząc: „Śpij". I spała, spokojnie jak dziecko, pewna, że nikt ani nic nie może jej przeszkodzić. Już od dawna, od śmierci Demeter, nie czuła się tak bezpieczna ani wypoczęta.
W tym momencie na poduszce obok swojej głowy zauważyła jasny włos. Zdziwiona ujęła go palcami i powąchała jak wilczyca. Włos Gunnara. A więc Gunnar był tutaj, w jej pokoju. Teraz zwróciła uwagę, że pomarszczona pościel na skraju łóżka wygląda tak, jakby ktoś tam siedział. Więc może wcale nie był to sen? Ale choć wytężała pamięć, z poprzedniego wieczoru nie zostało jej żadne wspomnienie.
Poczuła, że jest strasznie głodna. Wstała więc, stwierdzając przy okazji, że zamiast koszuli nocnej ma na sobie bieliznę. Dziwne. Po drodze do łazienki zatrzymała się przy walizce z kupionymi poprzedniego dnia ubraniami. Wszystkie miały jeszcze poprzyczepiane sklepowe metki.
Było z czego wybierać. Może powinna włożyć spódnicę? Czemu nie? Nóg nie musiała się wstydzić. Odłożyła ją więc na bok razem z czarnym wydekoltowanym topem. Gunnar lubił ten kolor. Zawsze twierdził, że w czerni jej do twarzy. Tak samo jak jemu było do twarzy ze szpakowatymi włosami na skroniach i siateczką zmarszczek wokół oczu, Stał się dzięki nim bardziej interesujący, bardziej męski.
Złość na niego całkiem już jej przeszła. Nie czując na sobie inkwizytorskiego spojrzenia Anaíd, Selene mogła przyznać, że postarzał się jak wszyscy śmiertelnicy i nie używał magii. O tym ostatnim przekonała się podczas starcia z Ciemną Damą, gdy porwała go fala. Nie ulegało wątpliwości, że mówił prawdę, tak samo jak nie ulegało wątpliwości, że w ich obronie, ryzykował życie i że odciął głowę wężowi. Czasem naprawdę bywała niesprawiedliwa. A do tego uparta i nieobliczalna.
Wtedy właśnie, gdy stała pod strumieniem wody, szorując się szorstką rękawicą, przypomniała sobie swój plan. Ala z niej idiotka!
Przecież w trakcie kolacji podała Gunnarowi eliksir nasenny, żeby nocą uciec razem z Anaíd. Wszystko przygotowała. Tylko co w takim razie robiła o tej porze pod prysznicem? Prawdopodobnie zmogło ją zmęczenie, resztką sił dotarła do łóżka i padła jak zabita. Ale może i dobrze się stało. Bo teraz, wzmocniona długim wypoczynkiem, widziała wszystko w innym świetle. I zamierzała pogodzić się z Gunnarem. Oraz z życiem.
Jej największą wadą była impulsywność. Najpierw działa bez namysłu, a potem, rzecz jasna, żałowała.
Biedny Gunnar, on to dopiero musiał teraz spać, po tej dawce eliksiru, którą wsypała mu do wina. Zupełnie jak wtedy, na Islandii, gdy wypił napar przygotowany przez Holmfridur z Klanu Klaczy.
Zapragnęła zajrzeć do jego pokoju i popatrzeć, jak śpi w butach, z rozrzuconymi ramionami. W takiej właśnie pozycji sypiał kiedyś u jej boku, w namiocie ze skóry rena i w chatce na Grenlandii. Spokojny i ufny jak dziecko.
Mądry człowiek potrafi zmienić zdanie, mawiała Demeter. A ona, Selene, stała teraz przed szansą, by zmienić nie tylko zdanie, ale i bieg wydarzeń. Zrobiła się zbyt zapiekła w swojej urazie i Anaíd słusznie jej to wyrzucała. Prawda, Anaíd! Gdzie się to dziecko podziewa? Zostawiła swój pierścionek ze szmaragdem, więc pewnie jest na śniadaniu.
Szybko dokończyła toaletę, a zakładając zegarek, stwierdziła, że jest dopiero siódma rano. Mimo to odnosiła wrażenie, że spała bardzo długo. Tym lepiej. Gunnar nie zbudzi się przed wieczorem, będzie więc dość czasu, by się zastanowić, co dalej z ich trójką,
Zeszła do restauracji, ale niestety Anaíd nigdzie nie było. Usiała przy stoliku z samotnym plastikowym kwiatkiem w wazoniku bez wody, zdziwiona, że w przeciwieństwie do poprzedniego poranka nie przygotowano szwedzkiego stołu. Natychmiast podszedł kelner z kartą.
- Zje pani kolację sama?
Selene uznała, że to żart.
Wolałabym raczej śniadanie.
O siódmej wieczorem?
Zastygła. Odnosiła wrażenie, że gdyby ją ktoś ukłuł, nie znalazłby w jej żyłach ani kropli krwi. Więc to łagodne światło było światłem zmierzchu?
Dlatego w restauracji panowała taka pustka. Dlatego Anaíd zdążyła pościelić łóżko. Co się działo?
Pospiesznie wstała z krzesła.
- Wrócę tu potem z mężem i córką - powiedziała przepraszająco, sięgając po żakiet i torebkę.
Kelner odkaszlnął, wyraźnie zakłopotany.
- O ile się nie mylę, ci państwo wyjechali poprzedniej nocy.
Zachwiała się, jakby ją ktoś uderzył.
Jak to?
Po kolacji uregulowali rachunek i odjechali.
Samochodem?
Tak mi się zdaje.
Mieli ze sobą bagaż?
Kelner czuł się niezręcznie. Nie lubił patrzeć na cudze nieszczęście i żal mu było tej biednej kobiety, tak pięknej, a tak nieszczęśliwej, bo opuszczonej przez męża i córkę.
- O to niech pani lepiej zapyta w recepcji. Nie ja ich wymeldowywałem, więc nie wiem.
Wiedział doskonale. W całym hotelu aż huczało od plotek. Wszyscy mówili tylko o tej kobiecie, która zamiast z mężem dzieliła pokój z córką, a uśpiona przez nich jakimś narkotykiem przegapiła ich pospieszny wyjazd.
Selene też wiedziała. Elementy układanki pasowały do siebie doskonale, tworząc obraz wykalkulowanego oszustwa. Gdy jednak uzyskała w recepcji ostateczne potwierdzenie swoich najgorszych obaw, poczuła, że uginają się pod nią nogi, a na twarz wypływa rumieniec wstydu. Nie czerwieniła się od dzieciństwa, ale teraz miała pewność, że wszyscy się na nią gapią, śmieją się z niej i wytykają ją palcami.
Schroniwszy się w pokoju, dokładnie przeszukała szafy. Anaíd zabrała wszystko. Naprawdę uciekła, razem ze swoim ojcem.
A berło? Gdzie było berło? Czy faktycznie przywłaszczył je sobie Gunnar? A może trafiło w ręce jakiejś Odish? Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Wobec Anaíd udawała, że ta kwestia jej nie zajmuje, w rzeczywistości jednak przejmowała się nią bardziej niż czymkolwiek innym. Bo kto miał berło, miał też władzę nad Anaíd.
Powinna była lepiej go pilnować. Popełniła straszny błąd i musiała odnaleźć córkę, nim będzie za późno.
Kiedy zmierzając z walizką w dłoni ku wyjściu, zobaczyła się w lustrze, w swojej nowej spódnicy i czarnej wydekoltowanej bluzce, którą włożyła dla Gunnara, poczuła się głupia i bezradna. Dopiero wtedy załamała się ostatecznie i padła na łóżko, wybuchając płaczem.
Wszystko robiła źle. Nic nie wychodziło jej tak, jak powinno. Niszczyła każdą rzecz, której się tknęła. I oto Gunnar zdradził ją po raz drugi, tym razem zabierając jej jedyny skarb - córkę. Ale sama była sobie winna. Swoim bezsensownym zachowaniem osobiście pchnęła tych dwoje ku sobie.
Dlatego została sama, bardziej sama niż kiedykolwiek przedtem.
Mogła poprosić w recepcji o wezwanie taksówki, ale wolała skłamać. Zeszła na dół ze sztucznym uśmiechem na ustach i oświadczyła, że zaszło nieporozumienie, że mąż z córką już po nią jadą i że wyjdzie im na spotkanie.
Nie dbała o to, czy jej uwierzyli, czy nie - i tak wszystko było lepsze niż publiczne przyznanie się do tego, że została opuszczona. Bo oznaczało to po prostu, że okazała się zbędna, że inni potrafią się bez niej obejść, a nawet wolą w miarę możliwości unikać jej towarzystwa.
Oddaliła się z godnością, ciągnąc za sobą walizkę, ze szmaragdowym pierścionkiem dumnie połyskującym na placu. Nie odwróciła się ani razu i dopiero za zakrętem, osłonięta od wścibskich spojrzeń, znowu się rozszlochała.
Tymczasem zapadł zmrok. Nie miała pojęcia, co dalej. Gdzie powinna się udać? Przysiadła bezsilnie na walizce i zasłoniła twarz dłońmi. Była całkowicie zagubiona.
I wtedy nagle poczuła, że jej dłoni dotyka szorstki, ciepły język. Zaraz potem rozległ się znajomy głos, który sprawił, że oderwała palce od twarzy i z niedowierzaniem otworzyła oczy.
Nie poddawaj się.
Demeter! - wykrzyknęła Selene.
Rzeczywiście, jej matka, w ciele wilczycy, stała tuż obok.
Anaíd będzie cię potrzebować, nie wolno ci jej zostawić na pastwę losu.
Ale co mogę zrobić?
Przede wszystkim musisz ją odnaleźć.
Nieznoszący sprzeciwu ton Demeter pomógł Selene dźwignąć się na nogi.
Och, mamo, tak bardzo mi cię brak, wszystko jest takie trudne.
Wiem, córeczko.
Gdybym cię miała obok, byłoby łatwiej.
To twój czas, Selene, mój się skończył.
Selene posłusznie skinęła głową. Niczemu nie służyło użalanie się nad sobą ani snucie marzeń o tym, co niemożliwe. Chwile szczęścia przeciekały przez palce niepostrzeżenie. Ona, Selene, przeżyła ich sporo, z Gunnarem, swoją wielką miłością, z Demeter, swoją matką, a przede wszystkim z Anaíd, ukochaną córką. Którą teraz należało za wszelką cenę odnaleźć. Choćby trzeba było wędrować w tym celu piechotą na koniec świata. Selene silniej ścisnęła rączkę walizki i ustawiła się na skraju drogi, zdecydowana zatrzymać pierwszy nadjeżdżający samochód. Dostrzegając w oddali światła, uniosła rękę.
- Dokąd? - spytała, spoglądając ku miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stała Demeter.
Ale połyskujące ślepia wilczycy znikły już w mroku. Demeter przepadła bez śladu. W akcie rozpaczy Selene potarła pierścionek, na nic się to jednak nie zdało. Dlatego, wściekła i zbolała, gwałtownym ruchem zsunęła go z palca i w bezsilnej złości cisnęła w ciemność.